Professional Documents
Culture Documents
nakazem* wyborem
M oralne dylem aty
m ałżeń stw i rodzin w Polsce
Pod redakcją
Józefa Baniaka
NOMOS
©2012 Copyright by Zakład Wydawniczy »NOMOS«
Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowy
wana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie,
fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środ
kach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-7688-080-8
KRAKÓW 2012
B IB L IO G R A F IA ............................................................................................................. 299
Józef Baniak
U n iw e r s y t e t im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
k o n d y c j a w s p ó ł c z e s n e j r o d z in y p o l s k ie j - ja k a
ONA JEST NAPRAWDĘ I CO JEJ ZAGRAŻA?
m ałżeński? Jak wielki odsetek m łodych katolików w Polsce podejm uje „na p ró
bę” życie m ałżeńskie i korzysta z upraw nień m ałżeńskich, m ając świadom ość, że
w ten sposób łam ie zakaz etyki katolickiej i odrzuca nauczanie m oralne Kościoła
w tej kwestii? Czy i jak duży odsetek katolików polskich m a (odczuw a) dylem aty
m oralne lub w yrzuty sum ienia w w yniku św iadom ego łam ania zasad etycznych
dotyczących m oralności seksualnej i m ałżeńskiej? Czy antykoncepcja stosowana
w okresie przedm ałżeńskim i w pożyciu m ałżeńskim jest postrzegana i oceniana
przez katolików polskich jako zło i czyn m oralnie zakazany? Jak wielki odsetek k a
tolickich m ałżeństw w Polsce kw estionuje i odrzuca wskazania m oralne Kościoła,
dotyczące etosu seksualnego i m ałżeńskiego? Jakie są główne przyczyny zniechę
cające m łodych katolików polskich do zaw ierania m ałżeństw a w obrządku religij
nym? Czy katoliccy rodzice w Polsce nadal wychowują w łasne dzieci według etyki
chrześcijańskiej z zakresu etosu m ałżeńskiego i rodzinnego? Jak polska m łodzież
ustosunkow uje się do katolickiej etyki seksualnej, m ałżeńskiej i rodzinnej oraz do
zaleceń Kościoła dotyczących tej sfery życia ludzi? Jak wielki odsetek m ałżeństw
cierpi na bezpłodność, a jednocześnie pragnie usilnie posiadać w łasne p o to m
stwo, niekiedy za wszelką cenę, i w ykorzystuje m etodę zapłodnienia in vitrol Czy
rodzina nuklearna została dotk n ięta trw ałym kryzysem? Jakimi m otyw am i kie
rują się m łodzi ludzie, kobiety i m ężczyźni, przy w yborze partnerów i partnerek
do m ałżeństwa? Jaki m odel m ałżeństw a i rodziny jest popularny w środow isku
dzisiejszej m łodzieży polskiej? Jak funkcjonują m ałżeństw a i rodziny, w których
partnerzy są dotknięci ograniczoną spraw nością fizyczną i psychiczną? Czy dla
dzisiejszej m łodzieży seks stanowi w artość w yłączną i autonom iczną, realizowaną
poza m ałżeństw em i rodziną, z pom inięciem prokreacji i miłości?
Pytania takie m ożna by m nożyć, chcąc dokładnie opisać kondycję dzisiejszych
m ałżeństw i rodzin polskich. W iele z tych pytań stanow i podłoże dla problem a
tyki podniesionej i ukazanej w tej publikacji zbiorowej, w której próbujem y wziąć
pod uwagę m oralne (i inne) dylem aty m ałżeństw i rodzin polskich. Czy wszystkie
m ałżeństw a i rodziny są w stanie sam odzielnie uporać się z tym i dylem atam i, czy
też liczą w tym na pom oc różnych czynników zew nętrznych - państw a, Kościoła,
władz lokalnych, własnych rodzin pochodzenia, przyjaciół, służby zdrowia, szkoły
itp.? Na te pytania odpow iem y w znacznym zakresie w treści tej książki, w kolej
nych rozpraw ach autorskich.
Na m ałżeństw o i rodzinę m ożna (należy) patrzeć z wielu punktów widzenia:
religijnego i świeckiego, aksjologicznego i ontologicznego, filozoficznego i psy
chologicznego, pedagogicznego i wychowawczego, kulturow ego i socjologiczne
go, teologicznego i etycznego lub m oralnego. W szczególności jed n ak rodzina jest
swoistym m ikrokosm osem zależnym obecnie o d kontekstu i uw arunkow ań m a-
krostrukturalnych i globalnych, które podporządkow ują życie rodzinne własnym
interesom ekonom icznym , gospodarczym , politycznym czy kulturow ym , a tym
sam ym ograniczają jej suw erenność i rozwój. Krystyna Siany zaznacza trafnie,
że w przeszłości, w daw nym typie społeczeństw, rodzina była instytucją bardziej
autonom iczną, m niej uzależnioną o d różnych czynników zew nętrznych, więc ła
W prowadzenie: Kondycja w spółczesnej rodziny polskiej - ja k a ona je s t... 9
R odzina jest więc w spólnotą wyjątkową i oryginalną, której nie potrafi zastąpić
żadna inna instytucja i w spólnota ludzka, ani świecka, ani religijna i kościelna,
gdyż u podstaw rodziny znajduje się bezinteresow na m iłość m ałżeńska i rodzi
cielska oraz m iłość łącząca wszystkich członków rodziny; bez tej m iłości rodzina,
a wcześniej związek m ałżeński, nie m iałyby szansy na swoje dozgonne trw anie
i funkcjonow anie (zob. B aniak 2007c). Tę wyjątkową atm osferę em ocjonalną ro
dziny trafnie opisuje Ewa Budzyńska i zaznacza, że:
Z relacji tej wypływa w niosek, że poza rodziną i bez jej wielorakiej pomocy,
stale św iadczonej bezinteresow nie, rozwój dziecka byłby bardzo utru d n io n y i na
rażony na różne patologie, jeśli w ogóle byłby m ożliwy do realizacji. W życiu każ
dej jednostki rodzina m acierzysta odgryw a rolę podstaw ow ą i nie do zastąpienia
przez nikogo innego - w w ym iarze jednostkow ym i w spólnotow ym .
Socjologowie niem ieccy zaznaczają, że rodzina jako w spólnota kształtuje się
poprzez społeczne kom unikow anie, dlatego jest traktow ana jako specyficzny ośro
dek skupienia jednostek, które łączy dialog, w ym iana inform acji i dóbr, wspólne
obchodzenie świąt i różnych uroczystości rodzinnych, w spólne używanie różnych
środków społecznego kom unikow ania (zob. Kepler-Seel i K noblauch 1998: 50).
Polscy socjologowie tw ierdzą, że system kom unikow ania wspólnotowego w rodzi
nie jest inny i różny od system ów kom unikow ania społecznego. W zasadzie każda
rodzina w ytw arza w łasną i oryginalną atm osferę życia domowego, na którą od
działują stosunki w zajem ne członków rodziny, kultyw ow anie tradycji oraz uznane
i realizow ane w artości (zob. A uleytner i G łębicka 2001: 185). Problem ten wy
jaśnia też Dyczewski, pisząc, że: „‘Bycie w d o m u ’ należy do podstaw ow ych form
zakorzenienia społecznego. Mówi się naw et o specyfice’ dom u rodzinnego” (2001:
32-33). W innej swej pracy Dyczewski pisze, że:
[...] „czuć się jak w dom u” oznacza typ specyficznych stosunków społecznych
między ludźmi, czyli taki ich typ, który wyraża się w doświadczeniach osobistych
i bezpośrednich, a także odznacza się swoistą intymnością wspólnego życia co
dziennego. Taki dom jest miejscem, do którego wraca się w myślach, do którego
chce się powracać nawet po wielu latach oddalenia (1998: 35-36).
12 Jó ze f Baniak
Stosując określone style w ychow ania, rodzina w yw iera wpływ na swoich człon
ków i dostarcza im aprobow anych społecznie w zorów zachow ań i celów zasługu
jących na realizację.
Ścisłe powiązania zachodzą między rodziną i społeczeństwem, obie te rzeczywi
stości społeczne oddziałują na siebie wzajemnie i w arunkują swoje funkcjonowanie
w państwie. Mając na uwadze te obopólne zależności, Leon Dyczewski zaznacza, że:
A utor dalej twierdzi, zresztą zasadnie, że życie m ałżeńskie i życie rodzinne, jak
i postaw y ludzi wobec nich, jako wzorów życia wspólnego, są istotnie zależne od
następujących zjawisk kulturow ych: wielości ujęć w artości, n o rm i wzorów zacho
wań; laicyzacji św iadom ości i osłabienia m otyw acji religijnej w m yśleniu i dzia
łaniu; rozluźnienia związku życia pryw atnego i publicznego z praw am i natury
i z praw em boskim , z w yraźną dom inacją praw a pozytywnego, w w yniku czego
zasady są relatywne; łatwości życia, preferencji szczęścia osobistego i sam orealiza
cji, upow szechniania przeżyw ania przyjem ności, łączenia rodziny przede wszyst
kim z jednostką, dużo słabiej niż dawniej, ze społecznością lokalną i rodzinną, ze
społeczeństw em i narodem , państw em , religią. M ałżeństw o i rodzinę postrzega
się przede wszystkim jako jed en ze sposobów osiągania osobistego szczęścia, jako
jed n ą z dróg sam orealizacji (Dyczewski 2007b: 12).
Życiu m ałżeńskiem u i rodzinnem u własną, dość krytyczną, ocenę wystawia
też m łodzież polska, pytana o to w badaniach m iędzynarodow ych. M łodzi Polacy
tw ierdzą tu, że m ałżeństw o i rodzina w now oczesnym społeczeństw ie mają: a) co
raz większe znaczenie (18,5%); b) to sam o znaczenie, jak w przeszłości (30,6%); c)
coraz m niejsze znaczenie (42,8%); brak rozeznania (8,0%). Uwagę należy zwrócić
14
[...] dokonywana przez polską młodzież zależy także od oceny par żyjących bez
ślubu kościelnego, zrównania związków bez ślubu z małżeństwem, praw hom o
seksualistów do zawarcia związku małżeńskiego, od stosunku do aborcji. Kierunek
zależności jest tutaj następujący: liberalne poglądy w wymienianych wyżej spra
wach sprzyjają opinii, że życie rodzinne/rodzina ma coraz mniejsze znaczenie. Jest
to zależność statystycznie istotna, choć o słabej sile związku zależności. Najmoc
niej oddziałuje czynnik religijny. Osoby wysoko oceniające swoją religijność naj
częściej też uważają, że rodzina/życie rodzinne ma coraz większe znaczenie. [...]
Zdecydowanie korzystniej niż życie rodzinne i rodzinę młodzież ta ocenia m ał
żeństwo. Zdecydowana większość młodego pokolenia w pięciu krajach objętych
tymi badaniami uważa, że ma ono i będzie miało duże znaczenie w nowoczesnym
społeczeństwie. [...] Wybór małżeństwa przed rodziną można interpretować jako
przejaw tendencji do jego wyodrębniania się, bowiem niedawno było ono w nią
wszechstronnie wtopione, niemal niedostrzegalne. Dzisiaj, kiedy dzieci przycho
dzą na świat nieco później niż po zawarciu ślubu i dość szybko usamodzielniają
się, kiedy małżonkowie przez wiele lat żyją wspólnie bez dzieci, małżeństwo sta
ło się instytucją bardziej widoczną. Sami je tworzący mają większą świadomość
potrzeby troszczenia się o więź małżeńską. Uprzywilejowanie małżeństwa (przed
rodziną) może też wynikać z wieku respondentów. Młodzi ludzie są bardziej za
interesowani małżeństwem niż rodziną, bo stają przed jego zawarciem, a własna
rodzina pojawia się w dalszej perspektywie czasowej (Dyczewski 2007b: 17-18).
Liczni badacze zaznaczają, że m ałżeństw o jest pow szechnie akceptow aną for
m ą w spólnego życia kobiety i mężczyzny, a także najczęściej stosow anym sp o
sobem budow ania w spólnoty rodzinnej. M ałżeństwo, jako jedyne, gw arantuje
stabilność życia we dwoje i w rodzinie, zabezpiecza interesy m ałżonków i ich p o
tom stw a. Z tej racji opow iadają się za nim licznie m łodzi ludzie, chociaż m ają też
do w yboru alternatyw ne form y życia we dwoje. M ałżeństw o i rodzina są najbar
dziej pożądanym i w artościam i przez polską m łodzież (zob. Baniak 2010). W prze
konaniu Leona Dyczewskiego:
Niewiele jest w życiu człowieka takich zdarzeń, które miałyby dla niego, jak i dla
społeczeństwa, tak wielorakie konsekwencje, jak rozwód. Rozwód jest anihilacją
rodziny, która stanowi najbliższe środowisko życia człowieka, jest rozpadem gru
py podstawowej, jest przejściem do kategorii ludzi społecznie nisko ocenianych,
a nawet stygmatyzowanych, m a głęboki wymiar moralny ze względu na swą istotę,
jak i jego konsekwencje. Rozwód to trudne przeżycie, należy do najbardziej trau
matycznych zdarzeń, jakie mogą zaistnieć w życiu człowieka. Rozwód, bowiem,
nie tylko znacząco zmienia konstelację życia człowieka, ale stwarza w nim poczu
cie klęski, społecznie go stygmatyzuje, zwykle głęboko rani jego samego i innych:
współmałżonka i dzieci, jest niedochowaniem przysięgi czy małżeńskiej umowy
(Majkowski 2009a: 299).
W innej swojej rozpraw ie naukowej auto r ten dodaje, że: „Rozwód nie m oże być
żadną m iarą traktow any jako pow rót do sytuacji wyjściowej, to jest sprzed zawar
cia związku małżeńskiego. Zaistniałe fakty nie m ogą zapaść w nicość, nie m ożna
uczynić ich niebyłymi. Jest tak szczególnie w odniesieniu do ich skutków ” (M aj
kowski 1997: 11). Nie ulega wątpliwości, iż rozw ód jest bolesny dla m ałżonków
nawet wtedy, kiedy decyzję o nim podjęli wspólnie, poprzedzając ją dłuższą re
fleksją. Zdarzają się jed n ak sytuacje odm ienne, w których decyzja o rozwodzie
m ałżeństw a jest podejm ow ana w stanie agresji i nienawiści m ałżonków do siebie,
w poczuciu „zm arnow anego życia”, a zarazem z nadzieją wyjścia z tego „koszm a
ru ” czy trudnego dylem atu życiowego. Stąd rozw ód jest tu widziany jako swoiste
„wybawienie” z istniejących opresji i trudnego pożycia. Taką sytuację rozw odo
wą trafnie ujm uje Lechosław Gapik, pisząc: „Ile trzeba przeżyć, aby od miłości,
przysiąg, wspólnych planów i wspólnej części życia, dojść do obojętności, niekie
dy wrogości, pogardy, a zawsze żalu i ostatecznej decyzji o rozstaniu” (1989: 24).
W przekonaniu Majkowskiego:
16 Józe f Baniak
[... ] rozwód będzie tym, czym jest, to znaczy dezintegracją, końcem rodziny, nigdy
nie będzie m oralnie obojętny, aksjologicznie sterylny. Na gruncie prawa natural
nego jest niedotrzymaniem umowy, i to w kwestii ogromnej wagi, na forum religii
uderza w sacrum rodziny, nawet wtedy, gdy małżeństwo nie ma atrybutu sakra
mentu, jak to ma miejsce w religiach protestanckich. Jego aksjologiczność wyra
sta również w kontekście następstw: dla poszkodowanego małżonka, dla dzieci
pozbawionych środowiska rodzinnego i dla społeczeństwa obarczonego kosztami
związanymi z opieką społecznych sierot. Kryzys rodziny jest zawsze odzwiercied
leniem kryzysu społeczeństwa (Majkowski 2009a: 306).
[...] ogrom na większość młodzieży, w każdym kraju badanym, chce mieć własne
dzieci, a ta postawa dotyczy też polskiej młodzieży. W Polsce dzieci chce mieć
81,8% badanej młodzieży, a w Niemczech - 76,3%, w Hiszpanii - 85,0%, na Litwie
- 90,0%, w Korei - 74,0%. Brak takiej chęci dostrzeżono odpowiednio u 10,0%,
17,8%, 6,7%, 16,0% badanych. Natomiast nie chcą mieć własnych dzieci następu
jące ich odsetki: 2,2%, 5,9%, 3,0%, 3,3%, 10,0%.
Z jakich m otyw ów bad an a m łodzież chce m ieć własne dzieci? Dyczewski zazna
cza, że m otyw y te nieco inaczej są preferow ane w poszczególnych krajach bada
nych. N atom iast
W prowadzenie: Kondycja w spółczesnej rodziny polskiej - ja ka ona je s t... 17
[...] młodzież polska chce mieć dzieci - wyjaśnia autor - ponieważ one nadają
sens mojemu życiu (57,0%); dzieci sprawiają, że rodzina jest prawdziwa (43,0%);
bo dzieci wzbogacają moje życie (42,4%); dzieci wzmacniają więź między rodzi
cami (26,2%); bo podoba mi się rodzina z dzieckiem (19,2%); bo chcę, żeby moje
dziecko nie zaginęło (14,3%); bo małżeństwa z dziećmi są szczęśliwe (12,1%); dzie
ci należą do małżeństwa (6,6%); posiadanie dzieci podoba się Bogu (4,6%); bo
taki jest mój społeczny obowiązek (2,1%); małżonkowie z dziećmi więcej znaczą
społecznie - 1,9% (Dyczewski 2007b: 26-28).
kubenci). W takim związku żyją ludzie z różnych powodów, lecz nie chcą, lub
nie m ogą, form alizow ać swojego związku, m ają nie do pokonania przeszkodę
do zawarcia ślubu, traktują konkubinat jako próbę przed zawarciem form alnego
związku m ałżeńskiego (zob. Siany 2002: 134-200; Kwak 1995a, 1995b; Rindfuss
i Vandenheuvel 1990; Janicka 2006; Ćwiek 2002; Gizicka 2008a, 2008b; Jedynak
2007; Piątek 2007; Szukalski 2004; Szum ilas-Praszek 2008);
e) m onoparentalność - sam otne rodzicielstwo lub sam otni rodzice, zarów no
m atki, jak i ojcowie. K rystyna Siany pisze, że:
M aria Braun-G ałkow ska uważa, że obecność ojca w rodzinie wpływa na naturalny
sposób bycia dziecka w grupie społecznej. Ojciec rozszerza kontakty dziecka ze
św iatem zew nętrznym , uczy dziecko zachow ań w grupie, oswaja je z dyscypliną,
niweluje egoizm z jego postaw i zachow ań, a zarazem wskazuje na rolę em patii
w relacjach z innym i ludźm i (1992: 69). W przekonaniu Jerzego W itczaka „[...]
obecność ojca w procesie w ychow ania jest nie tylko ważna i konieczna, ale nie
m ożliw a do zastąpienia. Ojciec, bow iem , dostarcza dziecku tych bodźców i w zo
rów w jego rozwoju społecznym i m oralnym , których m atka nie może zupełnie lub
w takim szerokim zakresie m u ofiarować” (1987b: 131);
W prowadzenie: Kondycja współczesnej rodziny polskiej - ja ka ona jest. 19
f) związki hom oseksualne - tw orzą osoby tej samej płci: m ężczyźni - geje i ko
biety - lesbijki. M ałżeństw a hom oseksualne są dziś zawierane w H olandii, Belgii,
H iszpanii, Szwecji, Kanadzie, RPA, a w Polsce ciągle związki te są zwalczane w róż
ny sposób, w tym przez radykalnych fundam entalistów katolickich i praw osław
nych oraz przez duchow ieństw o tych w yznań (zob. Siany 2002: 128-131). Liczni
badacze pytają, czy te wszystkie form y alternatyw ne są w jakim ś stopniu „kon
kurencyjne” dla m ałżeństw a i rodziny w ponow oczesnym świecie. O dpow iedź
jednoznaczna na to pytanie jest u tru d n io n a, poniew aż, z jednej strony, znaczący
odsetek osób dorosłych i m łodych lokuje swoje szczęście i plany życiowe właśnie
we w spólnocie małżeńskiej i rodzinnej, natom iast, z drugiej strony, w zrasta zainte
resowanie, zwłaszcza w śród młodzieży, niektórym i form am i alternatyw nym i, jak
choćby konkubinatem czy sam otnością z w yboru.
N a istotną i w yłączną rolę m ałżeństw a i rodziny wskazuje papież Jan Paweł
II w swoim Liście do rodzin, w którym zaznacza z naciskiem : „[...] aby człowiek
pojął, jak wielkim dobrem jest m ałżeństw o, rodzina i życie, jak wielkim niebezpie
czeństwem jest b rak poszanow ania dla tych rzeczywistości, bagatelizowanie tych
największych wartości, które składają się na życie rodziny i stanow ią o g o dno
ści człowieka” (Jan Paweł II 1994). Znając wielość i różnorodność zagrożeń dla
współczesnej rodziny, jakie są w idoczne w świecie ponow oczesnym , papież ten
wypowiedział w 1997 roku następujące ostrzeżenie:
m ałżeńskim i rodzinnym ? Jeśli dylem atem m oralnym nazw iem y sytuację, w której
ktoś m usi dokonać w yboru pom iędzy dw iem a lub kilkom a możliwościami, a w y
b ó r ten spow oduje rozdarcie w ew nętrzne, zaś on sam nie będzie ani oczywisty,
ani jasny, to w ybranie jednej m ożliwości pociągnie za sobą zrezygnow anie z in
nej, rów nie wartościowej idei. To określenie istoty dylem atu m oralnego pozw a
la wyobrazić sobie zakres i specyfikę m oralnych dylem atów związanych w prost
z życiem m ałżeńskim i rodzinnym , jak i z okresem przygotowawczym kandyda
tów do m ałżeństw a. U podłoża tych dylem atów staną na pew no norm y m oralne
i religijne katolicyzm u, podaw ane i w yjaśniane ludziom przez Kościół, kiedy oni
- jako osoby wierzące i praktykujące - m uszą dokonać w yboru m iędzy własnym
p unktem w idzenia lub osobistą potrzebą życiową a no rm ą etyczną i decyzją Koś
cioła, będącą w sprzeczności z ich oczekiw aniam i m ałżeńskim i i rodzinnym i, czy
z własnym życiem seksualnym . W ybory te są zazwyczaj tru d n e, wymagają od osób
nim i „dotkniętych” odwagi w podejm ow aniu decyzji, często też w brew w łasnem u
sum ieniu, wcześniej ukształtow anem u albo w edług zasad m oralności katolickiej,
albo w edług reguł m oralności świeckiej, jak i w opozycji do w skazań i zaleceń
Kościoła. O pow iedzenie się po jednej stronie, zawsze zdeterm inow anej przez jakiś
interes (własny łub instytucjonalny), nie jest nigdy sprawą prostą i bezproblem o
wą. W ręcz przeciwnie, zawsze wywołuje ono poczucie niepew ności i zagubienia,
obaw y o to, czy podjęta decyzja jest w pełni trafna i słuszna z m oralnego p u n k
tu widzenia. To są właśnie cechy dylem atu m oralnego, który rodzi się w św iado
m ości, w m yśleniu i uczuciu osoby dotkniętej koniecznością dokonania w yboru
w sferze m oralności życia m ałżeńskiego i rodzinnego, czy w każdej innej sferze
życia indyw idualnego i społecznego, m iędzy tym , co dla niej samej wydaje się naj
lepsze i niezbędne, a tym , co w tej kwestii nakazuje lub zaleca jej określony etyczny
kodeks postępow ania. Takie w ybory nie są i nie m ogą być łatwe, bow iem zawsze
pow odują określone skutki n atury egzystencjalnej i m oralnej w życiu tej osoby,
jak w życiu osób w prost z nią związanych, choćby węzłem m ałżeńskim i w spólno
tą rodzinną, czy zobow iązaniam i religijnym i i m oralnym i w spólnoty kościelnej,
z którą czuje się związana. Podjęta decyzja m oże wzbudzać wątpliwości określo
nej n atu ry czy kłopoty sum ienia, które będą wywoływać pytanie, czy została ona
trafnie i słusznie podjęta, czy też opierała się na postawie egoistycznej i wadliwych
przesłankach etycznych. Na niektóre z tych pytań odpow iadają w różnym zakresie
autorzy opracow ań tworzących strukturę tej książki.
Czy lektura tej książki m oże wywołać w czytelniku swoisty niepokój? Być
m oże taka sytuacja wystąpi, jeśli czytelnik oczekiwał, że znajdzie w niej, w treści
poszczególnych jej części, wyjaśnienia dylem atów nękających dzisiejsze katolickie
i laickie m ałżeństw a i rodziny, albo narzeczonych przygotowujących się do zawar
cia w łasnego m ałżeństw a lub założenia rodziny, według własnego pu n k tu ich p o
strzegania i oceniania, zaś lektura książki takiego wyjaśnienia nie da w zupełności
lub um ożliw i je zaledwie częściowo, więc niesatysfakcjonująco. Z jednej strony
widzimy, że m ałżeństw o i rodzina są nadal prostą „drogą” do osiągania szczęś
cia i pow odzenia życiowego dla licznych jednostek obojga płci, że ich dom inacja
Wprowadzenie: Kondycja współczesnej rodziny polskiej - ja ka ona je st. 21
w system ie aksjologicznym Polaków jest nie do podw ażenia, z drugiej zaś strony,
badacze wskazują otwarcie, że zarów no w skali świata, jak i w naszym kraju zanika
popyt” na związki m ałżeńskie, zwłaszcza sakram entalne, a w zrasta w śród ludzi
m łodych i w śród osób już „zranionych nieudanym m ałżeństw em ” zainteresow a
nie związkam i nieform alnym i, zarów no krótkotrw ałym i, jak i podejm ow anym i na
dłuższy okres, czy naw et na całe życie. Inni m ów ią też o tym , że dzisiejsze czasy
nie sprzyjają życiu m ałżeńskiem u i rodzinnem u, więc m łodzi ludzie boją się zakła
dać własne w spólnoty m ałżeńsko-rodzinne, a realizują się w innych sferach życia,
czy też decydują się na sam otne rodzicielstwo. Jeszcze inni tw ierdzą, że obecnie
występuje kryzys życia m ałżeńskiego i rodzinnego, m ający u swego podłoża licz
ne przyczyny, a także w idoczny w różnych przejawach, jak choćby w nasilającym
się odsetku rozw odów i w patologii codziennego życia m ałżeńskiego i ro dzinne
go w m iastach i wioskach, czy też w m oralnym upadku rodziny, która elim inuje
z własnego funkcjonow ania zasady etyki katolickiej i w skazania Kościoła z tego
zakresu. Krytyką jest też objęty Kościół katolicki, który ciągle głosi swoją doktrynę
m oralną w sposób arbitralny i patriarchalny, nie licząc się z opiniam i swoich w ier
nych, a w rezultacie w zbudza w nich swoistą „kulturę w iny” za grzechy, zwłaszcza
dotyczące m oralności seksualnej, obciążając nią bardziej kobiety niż mężczyzn.
Niekiedy m ożna usłyszeć też opinię w kościelnym środow isku, że za kryzys ro dzi
ny bardziej są odpow iedzialne kobiety, a nie m ężczyźni, chociaż w rzeczywistości
może być odw rotnie, czy też w ina m oże rozkładać się rów no po obu stronach.
Liczni katolicy odm aw iają też Kościołowi i księżom kom petencji do zajm ow ania
się życiem m ałżeńskim i rodzinnym ludzi, zwłaszcza życiem seksualnym , zarzuca
jąc im nieobiektyw ność i nadgorliw ość w załatw ianiu tych spraw. Z badań wynika,
że liczni katolicy polscy, m ałżonkow ie i wiele rodzin, traktują m oralną doktrynę
Kościoła w sposób peryferyjny, akceptując te jej zasady, które są im w ygodne, któ
re w m niejszym stopniu naruszają ich osobiste poczucie wolności i niezależności,
a pozostałe kw estionują i odrzucają jako zbędne i dla nich niekorzystne. Janusz
M ariański m ów i o „szarej strefie m oralnej” i wskazuje na ew identne łam anie i p o
m ijanie przez katolików w Polsce zasad m oralnych dotyczących życia m ałżeńskie
go i rodzinnego, a w szczególności obejm ujących seksualność przedm ałżeńską,
m ałżeńską i pozam ałżeńską. W tej sferze w łasnego życia katolicy polscy nie chcą
żadnej ingerencji księży parafialnych, coraz częściej ze śm iechem podchodzą do
ich rad i pouczeń, a własnych postaw i zachow ań związanych z seksem nie traktują
jako czynów złych m oralnie, chociaż wiedzą, że w ten sposób naruszają norm y
doktryny m oralnej Kościoła, z którym są ciągle związani form alnie aktem chrztu.
Z tej szarej strefy usuwają więc bez tru d u zakaz stosow ania antykoncepcji, seksu
przedślubnego i pozam ałżeńskiego, zakaz zdrady małżeńskiej i rozwodów, czy też
zakaz aborcji i zapłodnienia in vitro. O d daw na w iadom o już z badań socjologicz
nych, że katolicy polscy w swej większości statystycznej nie łączą zasad religijnych
z praktyką m oralną w swoim życiu osobistym , m ałżeńsko-rodzinnym i społecz
nym, że norm y religijne traktują jako odrębne „przepisy” Kościoła dotyczące kul
tu, ale nie łączą ich z dyscypliną m oralną obejm ującą ich m oralność m ałżeńską
J ó z e f Baniak
W rozdziale pierw szym , zatytułow anym Konteksty i czynniki przem ian współ
czesnej rodziny polskiej, pięcioro autorów prezentuje własne przem yślenia, spo
strzeżenia i refleksje dotyczące różnych aspektów życia m ałżeńskiego i rodzinnego
w nowoczesnym społeczeństwie.
Prof. Ewa W ysocka w opracow aniu p o d tytułem „D ylem aty i wyzwania w o b
szarze wychowania m oralnego w świecie ponow oczesnym ” koncentruje swoją
uwagę na zjawisku m oralności dzisiejszej m łodzieży polskiej, jak i na wyzwaniach
W prowadzenie: Kondycja współczesnej rodziny polskiej - ja k a ona je s t . . . 23
wadzić do kryzysu w rodzinie i pow odow ać dylem aty rodzinne o profilu m oral
nym , religijnym i psychologicznym . D ylem aty te nie są i nie m ogą być obojętne
dla atm osfery em ocjonalnej w m ałżeństw ie i rodzinie.
Prof. Janusz M ariański zastanaw ia się n ad kłopotam i dzisiejszych polskich ro
dzin na tle zm ian w system ach w artości m oralnych. Z agadnienie to autor ukazuje
w opracow aniu p od tytułem „Rodzina polska na rozdrożu: kryzys czy transform a
cja w artości m oralnych”. We wstępie opracow ania autor zaznacza, że
We współczesnym świecie, a także w Polsce, ścierają się dwa potężne nurty idei
moralnych, płynące wyraźnie w przeciwnych kierunkach: nurt moralności kato
lickiej i nurt moralności laickiej - (liberalnej, postmodernistycznej). [...] W od
niesieniu do rodziny chodzi tu o konflikt między uznawanymi i odczuwanymi
przez Polaków tradycyjnymi wzorami religijności a pragmatycznymi wymogami
codzienności. [...] Przemiana wartości, rozum iana jako przekształcenia w posta
wach i wzorach zachowań Polaków, objęła także sferę małżeństwa i rodziny. War
tości prorodzinne podlegają wielorakim przemianom na poziomie świadomości
społecznej i praktyki codziennej. Niektóre z tych zmian mogą oznaczać postępu
jącą personalizację życia we wspólnotach małżeńskich i rodzinnych (transforma
cja wartości), inne prowadzą do rozpadu tradycyjnych, głównie chrześcijańskich,
form i kształtów życia w rodzinie (kryzys moralny) (s. 105-106).
W swoich rozw ażaniach autor w ychodzi z założenia, że Polsce nie grozi jakaś
katastrofa w świecie w artości prorodzinnych, natom iast m ożna m ów ić o swoistej
am biwalencji, szansach i ryzyku, o stratach i zyskach, o poszerzającej się sferze
przyzw olenia na postaw y i zachow ania dezaprobow ane w m odelu m oralności gło
szonej w Polsce przez Kościół katolicki.
Rozwód prawny [...] nie kończy jednak problemu czy raczej problemów z tym
związanych. [...] Najczęściej jawi się on w postaci alternatywy: żyć w samotności,
czy zawrzeć nowy związek małżeński? Szczególnie ostro ta alternatywa rodzi się
dla katolików. Bowiem ich nowy związek może być tylko związkiem cywilnym, a
więc niesakramentalnym. Zawarcie zaś i pozostanie w takim związku rodzi poważ
ne moralne dylematy, ponieważ dysfunkcyjne małżeństwo, które zostało prawnie
rozwiązane, nie daje im możliwości, z racji swej natury, wejścia w nowy, sakram en
talny związek. Zawierając pom im o tego związek cywilny, wchodzą w perm anentny
stan grzechu. Stąd nieodparcie rodzi się pytanie: czy nowy związek, nawet pod
innymi względami udany, może być satysfakcjonującym rozwiązaniem, czy raczej
nową udręką? (s. 229).
Związek rodziny i ekonomii nie jest rzeczą nową, natomiast dziś szczególnie wyda
je się uzasadnione poddać tę relację krytycznej analizie. Sięgniemy w tym tekście
do pierwotnych rozstrzygnięć filozofii klasycznej, które dziś wydają się niemalże
zapomniane, przez co niejako na nowo trzeba nam dziś odkrywać doniosłość ro
dziny dla sfery gospodarowania. Kolejną kwestią, na którą chcemy tu zwrócić uwa
gę, a która istotnie wpływa na relację pomiędzy rodziną a ekonomią, jest zagadnie
nie polityki prorodzinnej i polityki socjalnej. Będziemy starali się ukazać różnicę
pomiędzy nimi i zarazem omówić, jak szkodliwe może być nie dość staranne ich
definiowanie i rozumienie. [...] należy na wstępie odpowiedzieć na pytanie, czy
W prowadzenie: Kondycja w spółczesnej rodziny polskiej - ja ka ona je s t... 27
Piąty rozdział został pośw ięcony zjawisku kohabitacji jako popularnej dziś
w Polsce (jak i na świecie) alternatyw nej form ie życia rodzinnego w ram ach sy
stem u znaczeń społecznych. Z agadnienie to szczegółowo analizują dwaj socjolo
gowie, eksponujący w łasne p u n k ty w idzenia w odniesieniu do Polaków żyjących
w kraju i na emigracji.
Prof. A ndrzej Potocki w opracow aniu p o d tytułem „Polska kohabitacja - m ię
dzy religijnym nakazem a liberalnym w yborem ” zastanaw ia się nad czynnikam i
i m otyw am i w chodzenia kobiet i mężczyzn, w tym katolików, w nieform alne
związki partnerskie, czego najpopularniejszym przykładem jest kohabitacja. We
wstępie do tego opracow ania autor pisze:
Jeśli teraz zestawić wysoką atrakcyjność tej sytuacji życiowej, którą można okre
ślić jako „bycie razem”, z dość daleko idącą powściągliwością Polaków w uzna
waniu małżeństwa za nierozerwalne, to istotnie powstaje [...] przestrzeń dla ta
kiego modelu relacji dwojga, w którym to „bycie razem” się podejmuje, a traumę
rozwodu profilaktycznie eliminuje. Tak pojawia się kohabitacja - rozumiana jako
współzamieszkiwanie pary - stanowiąca alternatywę dla małżeństwa. Bywa, że jest
ona przygotowaniem do niego. W ten sposób kohabitacja staje się nową formą
narzeczeństwa. Jak w odniesieniu do rozwodów, tak i wobec kohabitacji sprzeciw
w polskim społeczeństwie jest bardzo ograniczony. Przeciwnie, zasięg aprobaty
jest statystycznie znaczący. [...] Perspektywę badawczą, organizującą nasze myśle
nie, zainspiruje spostrzeżenie, iż kohabitacja, a zwłaszcza wzrost popularności tego
zjawiska, pozostaje w związku z wyrazistym procesem sekularyzacji moralności
wielu Polaków (s. 258).
Książka ta, stanow iąca owoc pracy naukow o-badawczej w ielu osób, choć
podejm uje w swej treści liczne, często o new ralgicznym znaczeniu, zagadnienia
i problemy, nie rozstrzyga ostatecznie problem u głównego, ujętego w jej tytule,
gdyż takiego celu nie zakładali jej twórcy. Celem naszym , tu wyeksponowanym
28 Jó ze f Baniak
wyraźnie, jest zabranie głosu w istotnie ważnej sprawie, o społecznym dziś za
kresie, jakim są rozliczne dylem aty m oralne współczesnych m ałżonków i rodzin
polskich, dylem aty „zawieszone” gdzieś m iędzy nakazem (choćby religii, etyki
czy sum ienia) a w yborem (choćby poczucia własnego szczęścia czy sytuacji loso
wej), a jednocześnie zachęcenie potencjalnych czytelników do dalszej, pogłębionej
i rozszerzonej dyskusji na ten właśnie interesujący i niełatw y tem at. Nie w ątpim y
bow iem , że tem at ten zasługuje na taką uwagę, refleksję i analizę. A utorzy prac
zaprezentow anych w tej publikacji tę dyskusję podjęli i zachęcają do jej kontynu
owania, gdyż tem at jej jest daleki o d w yczerpania, a wręcz przeciwnie, wiele pytań
tu postaw ionych wym aga dalszej pogłębionej refleksji i precyzyjnych odpow iedzi,
a m oże rów nież uprzednich badań em pirycznych.
W szystkim autorom prac tw orzących do naukow e dzieło, jak i innym oso
bom i instytucjom , które przyczyniły się do pow stania tej książki, z tego m iej
sca składam y serdeczne podziękow anie i w yrazy uznania. Szczególne w yrazy
w dzięczności składam y Pani Profesor Irenie Borowik, prezesow i Z akładu W y
daw niczego N O M O S w K rakow ie, oraz Jej W spółpracow nikom redakcyjnym
za życzliwość i tru d w przygotow aniu tego dzieła do publikacji i u d o stępnienia
czytelnikom .
KONTEKSTY I CZYNNIKI PRZEMIAN
I WSPÓŁCZESNEJ RODZINY POLSKIEJ
Ewa Wysocka
Uniwersytet Śląski w Katowicach
WSTĘP
kategorią jedności i jasności, stał się niezam ierzoną „furtką” dla instytucjonalizacji
różnorodności - której towarzyszy pluralizm , oraz przypadkow ości i nieokreślo
ności - która wzbudza poczucie ambiwalencji. Kondycję ponow oczesną m ożna
zatem określić jako pozbaw ioną złudzeń i fałszów m odernę, natom iast kondycja
społeczna w yznaczana przez ponow oczesność stanowi ostatecznie w ynik insty
tucjonalizacji takiej wizji rzeczywistości, którą m od erna próbow ała eliminować.
Ponow oczesność m ożna traktow ać jako egzemplifikację chaosu wynikającego
z przypadkow ych i chwilowych interakcji, ale nie idzie tu ostatecznie o zm ianę
natury świata, gdyż jak tw ierdzi B aum an (1994a): „To nie świat stał się plurali
styczny, tylko m y otw orzyliśm y oczy na nieuchronność jego odwiecznego p lu
ralizm u”. Świat jest w ciągłym ruchu, jed n ak ów ruch nie jest uporządkow any
i ukierunkow any na cel - „do p rzodu” (w yznacznik m odernistycznego porządku),
ale przypadkow y i nieokreślony - „donikąd, w w ielu kierunkach” (w yznacznik
postm odernistycznego chaosu). Poddając zatem naw et pow ierzchow nej analizie
teorię ponow oczesności, m ożna stwierdzić, iż czyni ona przedm iotem swej reflek
sji środow isko życia człowieka - świat ludzkich dośw iadczeń, w którym działają
różne instytucje i agendy - zaś stanow i ono układ w ciągłym ruchu, chwilowy,
więc „hiperzm ienny”. W takim środow isku tru d n o poszukiw ać trw ałych o d n ie
sień do własnej autokreacji, w której niezaprzeczalną i podstaw ow ą sferę stanowi
m oralność jako stan d ard regulacji i organizow ania porządku społecznego oraz
wyznaczająca m oralne zachow anie członków społeczeństwa.
Zygm unt B aum an analizuje w wielu swych publikacjach fenom en etyki p o st
m odernistycznej, którą traktuje jako nieodłączny i niezbywalny (a może podsta
wowy) elem ent socjologicznej teorii ponow oczesności (np. Baum an 1994b, 1996,
2002, 2006a, 2007b). W skazuje jednocześnie w yznaczniki zm ian w sferze m oral
ności, mówiąc, że pluralizm w ładzy i związana z nim konieczność dokonyw ania
wyborów autokreacyjnych (sam ostanow ienie) przez postm odernistyczne p o d
m ioty (jednostkę), spow odow ały koniec instytucjonalnego zawłaszczenia kwestii
etycznych. W sytuacji rzeczywistej autonom ii podm iotów działania, podstaw ow ą
kwestią etyczną staje się sam odeterm inacja (sam ostanow ienie), z wyznaczającą
ją sam oanalizą, sam orefleksją i sam ooceną, gdyż człowiek pozbaw iony zostaje
zew nętrznej kontroli (instytucjonalnej, społecznej). W świecie ponow oczesnym
jednostka w sposób ciągły m usi konfrontow ać się z coraz to now ym i pytaniam i,
problem am i i konfliktam i m oralnym i, które ponadto zm uszona jest sam odziel
nie rozwiązywać, gdyż pozbaw iona jest jakiegokolwiek stałego um ocow ania
w nadrzędnie narzuconych standardach. Człowiek zatem m usi wciąż dokonywać
kolejnych w yborów m iędzy p odobnie lub naw et tak sam o racjonalizowanym i
i argum entow anym i zaleceniam i, zaś w yborów tych dokonuje na w łasną o d p o
wiedzialność i w zgodzie z w łasnym sum ieniem (podejm uje ryzyko błędu, nie
trafności). Jego w ybory i działanie stają się więc same w sobie swoistym aktem
m oralnym , dokonyw anym świadom ie, bo jednostka nie jest ograniczona w p o st
m odernistycznym świecie ani jako aktor (ktoś kto działa i m a do tego praw o), ani
jako osoba kom p eten tna (potrafiąca działać i dokonywać w yborów). Sam ośw ia
32 Ewa Wysocka
dom ość i samorefleksja człowieka w ponow oczesności nie jest zatem redukow ana
(jak w świecie m odernistycznym ) do subiektywnego posłuszeństw a wobec bez
osobow ych zasad, określonych instytucjonalnie. W sensie społecznym oznacza to,
iż w praktyce nie m a już m ożliwości kreow ania i wydawania sądów o wspólnych
w ierzeniach, jedynej prawdzie, przez jakąkolw iek instancję nadrzędną, ale k o
nieczne jest objaśnienie reguł interpretacyjnych i ułatw ianie kom unikacji m iędzy
ludzkiej, co wiąże się ze zm ianą paradygm atu myślenia o źródłach i genezie m oral
ności. M etaforycznie m ożna określić charakter owej zmiany jako zastępowanie snu
o nadrzędnym legislatorze, prawodawcy, przez praktykę interpretatora, tłumacza,
którym staje się zawsze indyw idualna jednostka (Bauman 1998c, por. 1998a).
K oncepcja m oralności w ujęciu B aum ana (1996) wym aga odniesienia się do
trzech istotow ych kwestii - pytań:
1. W jaki sposób określić styl m ów ienia o m oralności, bez iluzji sztucznych,
narzuconych zew nętrznie konstrukcji, zasad i fundam entalnych reguł, religijnych
standardów (zakazów i nakazów), które są niezbywalne i potrzebne w życiu co
dziennym , w yznaczając możliwość wzajem nego porozum iew ania się, ale je d n o
cześnie m ogą się stać źródłem uprzedm iotow ienia i nietolerancji wobec różnych
odm ieńców . Zasady m oralne, których przestrzega dany człowiek, nie m ogą lub
nie m uszą zostać zgeneralizow ane (uzyskać status ogólnoludzkich), gdyż stają się
wówczas narzędziem dyktatu i ciem iężenia innych, którzy owych zasad nie p o
dzielają (wymagając od siebie altruizm u, nie m ożem y oczekiwać i stanowić tej re
guły, jako obowiązującej pow szechnie).
2. W jaki sposób rozwiązać problem tzw. ambiwalencji związanej z relacją
m iędzy tolerancją i solidarnością (B aum an 1998c), gdyż szansą ponow oczesności
jest tolerancja, której jed n ak swoistym w yznacznikiem jest solidarność, bowiem
sam a tolerancja nie w yklucza pogardy dla drugiego (odm iennego) człowieka,
nie wyznacza rów nopraw ności różnych zachow ań i obyczajów oraz szacunku do
nich, będąc w najlepszym razie perm isyw nym przyzwoleniem na „prym ityw izm ”
innych. K onieczna jest tu solidarność wspierająca tolerancję w sytuacji dialogu,
której towarzyszy przekonanie o spotkaniu dwóch różnych równoprawnych p o d
miotów. Podm ioty te m ogą m ieć własne racje, stanowiąc nośnik różnych, ale cen
nych wartości, zaś spotykają się w atmosferze przyjaźni, a ich funkcją jest wzajemne
wzbogacanie się. M oralne postępow anie jest możliwe bez odniesień do sztywnych
fundam entów, pochodzących z różnych źródeł, p od w arunkiem jednak, że wzajem
nej tolerancji towarzyszy poczucie solidarności, wyznaczające wzajemny szacunek.
3. Jaka w inna być koncepcja etyki ponow oczesnej, którą Baum an analizuje
w kontekście procesu adiaforyzacji, polegającej na czynieniu niektórych typów
ludzkiego zachow ania czy postępow ania m oralnie obojętnym i, uwalniając je od
m oralnych ocen, zaś przekształcając je w problem y czysto techniczne. M echani
zm em adiaforyzacji są np. procesy biurokratyzacji życia (za: Kossak 1995:8-9), któ
re zwalniają od odpow iedzialności i konfliktów m oralnych, bowiem wyznaczając
konieczność postępow ania zgodnie z procedurą, według przyjętych odgórnie re
guł, określają zarazem standardy popraw ności postępow ania m oralnego, którym i
Dylematy i wyzwania w obszarze wychowania m oralnego w świecie 33
Etyka, jako nauka o m oralności, jest niew ątpliw ie elem entem refleksji nad sy
stem em aksjologicznym , gdyż każde sensow ne (i dobre, czyli m oralne) postępo
wanie w ym aga w artościow ania, zaś zakładamy, że m oralne życie stanowi prze
słankę ludzkiego szczęścia. Refleksja filozoficzna kładła różne akcenty na źródła
m oralności: Sokrates wiązał m oralność i działanie m oralne z wiedzą, Platon o d n o
sił ją do transcendentnych pierwowzorów, zaś A rystoteles łączył m oralność z p ra
wami i celem natury, której służy. Słownikowo m oralność stanow i zbiór zasad
określających, co jest dobre (prawidłowe, nieszkodliwe), a co złe (niepraw idło
we, szkodliwe), wyznaczających kulturow o przyjęty i przypisany sposób postę
pow ania jednostki. W yznacza ją zatem kry teriu m w artościow ania (dobro i zło)
i konsekw encji (szkodliwość vs nieszkodliw ość). W psychologii ewolucyjnej za
kłada się, że m oralność pom aga gatunkow i ludzkiem u w jego przetrw aniu, gdyż
w ew nętrzne przekonanie o tym , co jest dobre, a co złe, pozwala grupie działać
bardziej spójnie i skutecznie walczyć o przetrw anie. M oralność jest więc koniecz
nością człowieka jako jednostki i jako gatunku. Przyjm ując założenie, że w pono-
woczesności sfera m oralności nie m a zam kniętego charakteru, gdyż uzależniona
jest od ciągle zm ieniającego się kontekstu (świat w ruchu nieukierunkow anym ),
wówczas w yznacznikam i etycznej popraw ności stają się różnorodność i pluralizm ,
a tym sam ym zawsze indyw idualna odpow iedź jednostki na wyzwania jakie stawia
przed nią rzeczywistość, selekcjonow ana jed n ak przez osobistą odpow iedzialność,
tolerancję i solidarność. Janusz M ariański (1997: 33) pisze w prost o charakterze
kondycji postm odernistycznej, która „ [...] w yraża się w tym , że opcje i w ybory
nie są zakotwiczone w Boskiej Transcendencji czy Rozum ie U niwersalnym , lecz
w pragnieniach i interesach jednostkow ych, w w ierności wobec własnej prawdy,
w zgodności z sam ym sobą”.
34 Ewa Wysocka
jakichś uniw ersalnych źródeł etycznych (filozoficznych), gdyż uznaw ane przez
p o d m io t zasady moralne (etyka norm atyw na), przyjm ujące zwykle form ę zdań
rozkazujących lub zakazujących, lub rzadziej oznajm ujących (zakaz „nie zabijaj”,
nakaz „czcij ojca swego i m atkę swoją”, oznajm ienie „m iłość jest w artością n a d
rzędną”), m uszą m ieć uzasadnienie w nadrzędnych wobec nich podstaw ach aksjo
logicznych (etyka aksjologiczna). Zasady etyczne są więc ogólnym i, filozoficznymi
tw ierdzeniam i, m ającym i swe um ocow anie w określonym światopoglądzie (np.
religijnym, stanow iącym swoisty system etyczny), które wyznaczają konkretne n a
kazy i zakazy m oralne. Etyka p o stm o d ern izm u kw estionuje m ożliwość tw orzenia
uniw ersalnego system u etycznego, obow iązującego wszystkich, wskazując choćby
im m anentne sprzeczności pom iędzy niektórym i „filaram i” system u etycznego, np.
m iędzy zasadą wolności i rów ności, gdyż absolutna w olność m oże prowadzić do
nierów ności społecznych (i niespraw iedliw ości wynikającej ze swoistego w yklu
czenia w realizacji niezbyw alnych praw ), zaś absolutna rów ność m oże prow adzić
do wykształcenia się swoistego przym usu, k tó ry określam y totalitaryzm em , stano
w iącym zaprzeczenie wolności. K onieczne jest więc ustalenie swoistego prym atu
i węższej obow iązyw alności niektórych zasad etycznych (hierarchia w artości), co
kw estionuje m oralność ponow oczesna. Zakładając bow iem rów nopraw ność róż
nicy, ogranicza m ożliwość tw orzenia owej hierarchii z jednej strony, zaś opisując
świat jako będący w ciągłym ruchu, w yznaczającym jego zm ienność, wyznacza
przyjęcie - jako indyw idualne zadanie autokreacyjne - konieczności ciągłego tw o
rzenia i transpozycji istniejącego uporządkow ania uznawanych zasad. Jest to za
danie niełatw e i niew ygodne, a także - ja k wskazałam wcześniej - nie dla każdego
możliwe do w ykonania. Człow iek zatem oczekuje od społeczeństw a „dostarcze
nia” m u jakichś standardów postępow ania, które miałyby odniesienie do pewnych
uniwersaliów, podzielanych pow szechnie lub przez większość społeczeństw a, m a
jących status obiektywnych lub uznaw anych subiektywnie jako obiektyw ne (np.
w religii chrześcijańskiej podstaw ą m oralności jest osoba Jezusa C hrystusa i prze
kaz m iłości zeń płynący).
M ożna w ysnuć konkluzję, iż etyka p o stm o d ern izm u dysjunktyw nie traktuje
człowieka i społeczeństwo. K oncentrując się bowiem głównie na autonom ii in
dyw idualnej jednostki (która tworzy, uzasadnia i działa m oralnie wedle własnych
standardów ), ostatecznie prow adzi do dewaluacji w spólnotow ości jako źródła
etyczności ludzkiego działania, a także jednocześnie pow oduje izolację (alienację)
człowieka od jego w spólnoty (Bielik-Robson 2000).
Ponow oczesność, m etaforycznie określana przez Baum ana (2000) jako źródło
cierpień, jed n o z ich źródeł lokuje w n akładaniu na jednostkę obow iązku indyw i
dualnej oceny postępow ania etycznego, co w ynika pierw otnie z priorytetow ego
znaczenia autonom ii jednostki (solipsystyczny indyw idualizm ). Nie jest to sytua
cja w ygodna w sensie psychologicznym dla jednostki, gdyż już w naturę człowie
ka w pisany jest dualizm potrzeb regulujących jego działanie społeczne. Człowiek
jest bow iem zarów no „indyw idualny”, jak i „wspólnotowy”, jednocześnie „dąży do
wolności” i „pragnie oddać się innym w opiekę” (From m 1966). Postm odernizm ,
Dylematy i wyzwania w obszarze wychowania moralnego w świecie 37
on określony) nie stawia żadnych ograniczeń dla kreow ania siebie i własnego ży
cia, zaś kolejne transgresje tracą znaczenie, bo nie mają żadnego ukierunkow ania
(celu). W efekcie czeka jednostkę nihilizm , bo w świecie rów nopraw ności wszel
kich znaczeń nic nie m oże m ieć napraw dę znaczenia.
Postawom , które opisuje Spaem ann, m ożna przeciwstawić „um iarkow any re
latywizm”, zam iast - jak tw ierdzą niektórzy - proponow anej przez po stm o d er
nizm radykalnej jego wersji. W yjściowo wiąże się to ze zm ianą przekonania o sen
sie życia jednostki, czyli przyjęciu założenia, że sens życia i świata istnieje. Nie
istnieje on jed n ak w form ie „gotowej” i ostatecznej, a ponadto narzuconej niejako
„z góry”. W olność autokreacyjna jednostki (także w sferze m oralności) wiąże się
z poczuciem m ożliw ości indyw idualnego odnalezienia i określenia owego sensu,
jed n ak zawsze z w ykorzystaniem syntezy tego, co zarów no jest dane w „postaci
gotowej” jednostce „pod rozwagę” przez innych, jak i tego, co jeszcze potencjal
ne, a więc wymagające indyw idualnego zaangażowania (sprawczości, twórczości),
po d w arunkiem , że jednostka jest na to rozwojowo i socjalizacyjnie odpow iednio
przygotow ana. W ydaje się, że jest to jedyna droga, którą odzw ierciedla choćby
om aw iana wcześniej koncepcja rozw oju m oralnego Kohlberga, zaś wynika ona
nie tylko z gotowości rozwojowej i kom petencji jakie posiada jednostka, ale wyj
ściowo w yznacza ją naturalna psychologiczna am biwalencja jednostki, związana
z konfliktow ym charakterem i działaniem przeciwstawnych potrzeb: niezależności
i w olności wyznaczającej indyw idualizm w określaniu standardów własnego życia,
oraz potrzeby zakorzenienia i bezpieczeństw a, która określa wspólnotow ość, d o
bro wspólne, a więc i kierow anie się „ograniczającym i” standardam i norm atyw ny
m i narzuconym i przez społeczeństwo.
Sprzeczność m iędzy konfliktow ym i potrzebam i, a zarazem m iędzy wizją m o
ralności m odernistycznej i postm odernistycznej, może być rozwiązana w form ie
syntezy obu postaw, co nie m usi przyjm ow ać form y absolutyzującej sztywny u n i
w ersalizm właściwy dla m odernizm u, bądź też absolutyzującej zbyt elastyczny in
dyw idualizm cechujący postm odernizm . W kontekście w ychow ania m oralnego,
kształtow anie dojrzałych postaw etycznych może, a nawet musi, przyjąć charakter
działań edukacyjnych pierw otnie prom ujących w spólnotow ość i zakorzenienie
(socjalizacja adaptacyjna), stopniow o przechodząc w prom ow anie różnicow ania
i indyw idualnej autokreacji (socjalizacja indyw idualizująca). Praktycznie nie jest
to zasada ani now a, ani w sposób now atorski uzasadniona, zaś jej przywołanie po
raz kolejny m oże być racjonalizow ane faktem , iż wychowawcy m łodego pokolenia
nie przekładają jej na praktykę działania wychowawczego w sferze m oralności,
co zapew ne skutkuje - stw ierdzanym w w ielu badaniach - coraz większym ego
centryzm em , znajdującym swe potw ierdzenie w kreow aniu siebie wedle m odusu
posiadania (konsum pcjonizm ), a także anom ią w sferze etyki działania, ukonsty
tuow aną w wizjach osobow ości ponow oczesnej i idącej w ślad za nią ponowoczes-
nej m oralności.
Dylematy i wyzwania w obszarze wychowania m oralnego w świecie 39
Cale życie jednostki to tylko proces narodzin siebie samego: kiedy umiera
my, powinniśmy ju ż być w pełni narodzeni - chociaż tragedią losu większo
ści ludzi jest to, że umierają, zanim się narodzili.
(Fromm 1966: 33)
Jeśli zadajem y sobie pytanie o to, kim jest czy m a być człowiek w ujęciu p o st
m odernistycznym (osobow ość postm odernistyczna), m usim y m ieć na uwadze, że
nowoczesna koncepcja postm odernistyczna w psychologii jest w ynikiem bardziej
ogólnej refleksji nad funkcjonow aniem człowieka w świecie now oczesnym . O d
nosi się zatem do założeń filozoficznych, które podkreślają prym at jakości życia
nad nim sam ym , a także pow szechny p ęd ku przyjem nościom . Efektem takiego
podejścia do życia jest w ykreow anie się wizji człowieka o osobow ości po stm o
dernistycznej - norm atyw nie wolnego. D oktrynalną cechą ponow oczesności jest
przelotność, tym czasow ość, poszukiw anie przyjem ności, zanik trw ałych związ
ków i zanik postulow anego ideału człowieka (Łukaszewski 2000: 86), dlatego nie
m ożna m ów ić o ukształtow aniu się jakichś specyficznych cech ludzkiej osobo
wości, co wskazywał już dosyć daw no Zygm unt B aum an (1993: 14), mówiąc, że
osobowość „prawdziwie” ponow oczesna „wyróżnia się brakiem tożsam ości. Jej
kolejne w cielenia zm ieniają się rów nie szybko i gruntow nie, co obrazy w kalej
doskopie”, wskazując jed n ak pew ne tendencje w jej kształtow aniu się, które opisał
jako ponow oczesne w zory osobowe: turysty, gracza, spacerowicza i włóczęgi, zna
ne pow szechnie, więc nie będę się tu do nich odnosić. D okonam jedynie zestawie
nia najważniejszych w ym iarów osobow ości ponow oczesnej, wynikających z cech
ery ponow oczesnej, zaś odzwierciedlających się w m oralności.
W skazując istotowe cechy człowieka ponow oczesnego, sprow adzam y je do
skłonności czy wręcz naw yku kierow ania się ku pozytyw nym doznaniom , dalej
nawyku do „kolekcjonow ania przeżyć”, a także konieczności szybkiej ich w ym iany
(M cCrae i C osta 2005; B aum an 2000, 2007a). Człow iek ponow oczesny wszelkie
zasoby, które posiada lub m oże posiadać, traktuje jak tow ar do wymiany, stąd rela
cje z innym i ludźm i i transakcje handlow e utrzym yw ane są przezeń tak długo, jak
długo przynoszą pożądany bilans. W jego naturę wpisuje się także m aksym alizację
efektu zarządzania czasem, która stanow i cel nadrzędny, bo człowiek ponow oczes
ny nie m a czasu na zajęcia nieprzynoszące w ym iernych korzyści. W yznacznikiem
ponow oczesności staje się więc przyspieszenie, które na m argines spycha daw ną
tradycyjną kulturę. Powolność natom iast sym bolizuje brak odpow iednich predys
pozycji do tego, aby być człowiekiem now oczesnym , zatem człowiek ponow oczes
ny jest, bo m usi być, w ciągłym biegu, ruchu. Ponadto jednostka żyje w teraźniej
szości, odcinając się od przeszłości i przyszłości, co pozw ala jej zagłuszyć siebie,
w łasne wątpliwości związane z kształtem jej życia.
Prędkość i ruch staje się więc m echanizm em wyzwolenia przez zapom nienie.
Spowolnienie m usi być w takiej sytuacji zagrożeniem , gdyż nakazuje refleksję i za
42 Ewa W ysocka
stanow ienie się n ad sobą i w łasnym działaniem . Prędkość i ruch stanow ią tak
że m echanizm zespolenia rozproszonych elem entów życiowego doświadczenia,
przez nadanie m u specyficznego znaczenia - n adm iar staje się w yznacznikiem
jakości, a jego nieobecność jest ekw iw alentem deficytu, braku, bezsensu, co m usi
wywoływać panikę i stan zagrożenia. N adm iar staje się także ekw iw alentem stabil
ności, swoistą kom pensacją innych deficytów, co wyraża się w konieczności n ad
produkcji tow arów i dośw iadczanych wrażeń. Przy czym człowiek nie dokonuje
w yboru, bo liczy się jedynie nadm iar, a nie jakość dokonanego w yboru i jakakol
w iek strukturalizacja dokonyw anych w yborów wedle jakichś standardów n o rm a
tywnych i aksjologicznych.
N adm iar i kulturow o w yznaczony im peratyw „m ieć” (m odus posiadania)
i „wyglądać” (som atyzacja tożsam ości) wyznacza konieczność ja k najszybszego
zaspokojenia wszystkich potrzeb, co staje się generatorem ludzkiej aktywności.
Sztucznie wykreowane i ponadfunkcjonalne potrzeby stają się naturalne, choć
zm ieniają się bardzo szybko, bo szybkość i ruch nie pozwalają określić reflek
syjnie własnych potrzeb, ich znaczenia, stąd jednostka zapożycza owe znaczenia
od „innych”. Im peratyw skrajnego indyw idualizm u i pow iązany z nim egocen
tryzm , który w ponow oczesności traktow any jest jako upraw niony i ideologicznie
wzmacniany, nie pozwala jednostce realnie ocenić własnych możliwości, bo są one
po prostu nieograniczone, stąd każdy m oże wszystko, jeśli tylko chce. W efekcie
człowiek żyje w świecie iluzji, gdyż rozm yw a się granica m iędzy tym , co naturalne
a tym , co sztucznie sfabrykow ane (B arthes 2000).
M etaforą człowieka ponow oczesnego jest kam eleon, gdyż jego psychika re
organizuje się w k ierunku zdolności do szybkiej orientacji i gotowości do zm ia
ny, stąd zm iana rep ertu aru i jakości własnych zachowań, preferencji czy postaw
jest pożądana, stanow iąc w skaźnik - kry teriu m zdrow ia psychicznego. Bogactwo
przeżyć zastępuje dzisiaj stałość w artości i sądów na tem at tego, co ważne i u p ra
w om ocnione uzasadnionym i argum entam i. Pytanie o dobre (m oralne) życie prze-
form ułow ane zostaje na pytanie o to, w jaki sposób osiągnąć sukces, jak dotrzeć
do d óbr pow szechnie uważanych za godne pożądania. Postm odernistyczny kolek
cjoner przeżyć nie cierpi też z pow odu niem ożności określenia siebie, gdyż określa
się wciąż na nowo, ale czyni to w sposób naśladowczy, nie pyta o sensowność.
Człow iek p ostm odernizm u radzi sobie bez względu na swoją biografię (bowiem
liczy się tylko to, co „tu i teraz”), przeszłość socjalizacyjna nie m a znaczenia; prze
kracza granice narzucone przez m iejsca i dośw iadczenie, ale czyni to bezrefleksyj
nie - w tapia się w nowe mody. W iększą bow iem wagę przywiązuje do w yobrażeń
przyszłych dośw iadczeń. Jest graczem , k tóry funkcjonuje w świecie zm ieniającym
reguły w ciągu jednej gry, i k tóry w związku z tym ma prawo zm ieniać swój system
w artości i m etody działania (Łukaszewski 2000: 84-87). O soba taka m a wiele ży
ciorysów, stąd życie jej nie stanow i spójnej narracji i m oże być zbiorem różnych,
nieprzystających do siebie opow iadań, w których bohater, choć „grany” przez tego
sam ego aktora, zm ienia się w sposób istotny, nierzadko sprzeczny z pierw otnym
w izerunkiem . Zasada absolutystycznej autonom ii jednostki w w yborze dobrego
D yle m a ty i wyzwania w obszarze wychowania moralnego w świecie ... 43
REFLEKSJA KOŃCOWA
Nie możemy wybierać ram dla swojego losu. Ale dajemy mu treść.
(Hammarskjóld 1981: 37)
tafizyczny w ujÇc’u A lberta Cam usa, lub „jestem tym , kim jestem ” - niewyalie-
n o w a n a , refleksyjna i św iadom ie kreow ana tożsam ość, którą określa w pew nym
s e n s ie etyczny w ym iar w łasnego „ja”, czyli „ja-odczuwające” w spom agane przez
ja-wymagające” Paula Ricoeura; bądź orientacja produktyw na Ericha From m a.
N iezm iernie kom petentnie przesłanie zaprezentow anego tu tekstu ujął
D a g H am m arskjóld (1981: 15), który w Drogowskazach napisał:
W każdej chwili wybierasz samego siebie. Ale - czy wybierasz siebie? Twoje cia
ło i twój duch mają tysiące możliwości; możesz zbudować wiele swoich „ja”. Lecz
tylko w jednej z tych możliwości realizuje się zgodność wybierającego z tym, co
wybrał. Tylko w jednej możliwości, którą znajdziesz dopiero wtedy, gdy odrzucisz
wszelkie szanse czegoś innego, po co sięgałeś ciekawie, nęcony podziwem i pożą
daniem, przelotnym i za płytkim, by mogło ci zapewnić udział w mocnym przeży
waniu wzniosłego misterium życia i dać ci świadomość ogromu powierzonego ci
kapitału, jakim jest twoje „ja”.
WSTĘP
Szkoła, obok rodziny, zaliczana jest do tzw. długotrw ałych środow isk wy
chowawczych, wywierających szczególnie duży wpływ na rozwój osobowości
(Przetacznik-G ierow ska i W łodarski 1994: 103). Podczas gdy środow isko w ycho
wawcze dzieci m łodszych stanow i w zasadzie tylko rodzina, w późniejszym wieku
coraz większe znaczenie zyskuje środow isko szkolne oraz rówieśnicze. Dlatego
jedną z ważniejszych decyzji, przed jaką stają rodzice, jest w ybór placówki w ycho
wawczej, której pow ierzą oni wychowywanie i kształcenie swoich dzieci. Coraz
mniej osób jest skłonnych pozostaw ić tę decyzję przypadkowi, zdając sobie sprawę
z tego, że w ybór ten m oże m ieć istotny wpływ na późniejsze życie dziecka - nie
tylko na jego szanse zawodowe, lecz rów nież na relacje z ludźm i, w ybór stylu życia
i życiowych priorytetów. Dlatego przed podjęciem decyzji wielu rodziców zasięga
opinii na tem at różnych szkół, ich poziom u nauczania, liczebności klas, bezpie
czeństwa wychowanków, liczby i rodzaju zajęć pozalekcyjnych. W iele placówek,
szczególnie pryw atnych, zabiega o uczniów, obiecując im atrakcyjne w arunki n a
uki, now atorskie program y nauczania, zajęcia z języków obcych, sportow e i arty
styczne. N iektóre z nich starają się zdeklasować konkurencję, roztaczając przed
rodzicam i przyszłych wychow anków wizję nauki pozbaw ionej ograniczeń i wy
siłków za pom ocą chwytliwych haseł: „szkoła bez prac dom owych”, „szkoła bez
tornistra”, „dziecko jako nauczyciel”.
Czy podejm ow ane przez rodziców decyzje dotyczące ścieżki edukacyjnej dzie
cka m ogą być rozpatryw ane w kategoriach w yborów m oralnych? O dpow iedź na
to pytanie nie jest oczywista. Z pew nością nie jest to dylem at na m iarę chociażby
dylem atów bioetycznych, dotyczących początku i końca ludzkiego życia czy m an i
pulacji genetycznych. Jeśli jed n ak wziąć pod uwagę to, iż m oralność dotyczy „sfer
życia, w których działanie jednego człowieka nie jest obojętne dla dobra, szczęścia,
zdrowia, pow odzenia innych ludzi” (Sztompka 2002: 271), to wydaje się, że decy
50 Agnieszka Zduniak
zje dotyczące ukierunkow ania dalszego kształcenia, wychow ania i ogólnie pojętej
socjalizacji dziecka m ogą być zaliczone rów nież do kategorii wyborów m oralnych.
Szczególną predyspozycję do postrzegania tego w takich w łaśnie kategoriach będą
mieli ci z rodziców, dla których w iara nie pozostaje w sferze wyłącznie deklaratyw
nej, lecz stanow i dla nich w artość tak istotną, że zależy im n a tym , aby przekazać
ją swoim dzieciom . Czy szkoła katolicka stanow i najlepsze środow isko religijnej
socjalizacji dzieci i młodzieży, czy też pew ne zjawiska związane z wyznaniowo
ukierunkow aną edukacją m ogą być dysfunkcjonalne dla rozw oju indyw idualnej
religijności? W tym właśnie kontekście chciałabym um ieścić m oje rozważania nad
szkołą katolicką, jej m iejscem we w spółczesnym system ie edukacyjnym , rolą, jaką
m oże ona odegrać w przekazyw aniu wiedzy i w iary kolejnym pokoleniom oraz
dość licznym i kontrow ersjam i zw iązanym i z sam ą ideą szkoły wyznaniowej we
w spółczesnej pluralistycznej kulturze.
W społeczeństw ach przednow oczesnych życie jednostki było zdeterm inow ane
przez stru k tu ry społeczne, których była o n a częścią: przynależność do określone
go stanu, rodziny pochodzenia czy w yznania w yznaczało biografię i determ inow a
ło styl życia. Funkcjonalna dyferencjacja, będąca jedną z cech charakteryzujących
now oczesne społeczeństw a, spow odow ała w ykształcenie się względnie au tono
micznych sfer (subsystem ów ) społecznego życia, rządzących się w łasnym i praw a
mi. O bow iązują w nich swoiste wartości, norm y i w zory zachowań, do których
przestrzegania zobligowani są wszyscy ci, którzy w nich uczestniczą. Powoduje to
paradoksalną sytuację, w której każdy w ielokrotnie i w krótkich odstępach czasu
m usi dostosow yw ać się do często zupełnie różnych zasad rządzących funkcjono
w aniem poszczególnych subsystem ów:
Każda z odrębnych sfer działania [...] odznacza się swoistą kulturą, własnymi typa
mi relacji, specyficznymi normami. [...] Zatem zaczynając od środowiska dom o
wego i rodzinnego poprzez miejsce pracy i szkołę, a skończywszy na czasie wol
nym i udziale w politycznych i religijnych stowarzyszeniach, jednostka sprytnie
pozostawia za sobą role, normy i postawy właściwe dla sfery, którą właśnie opuś
ciła, i przyjmuje na siebie nowe, odpowiednie dla sfery, w którą właśnie wchodzi
(MacIntyre 2005: 36).
N orm y i reguły każdej z tych sfer życia przyjm ow ane są często zupełnie bez
krytycznie, a w artości religijne nie stanow ią już m etasystem u decydującego o wy
borach dokonyw anych w poszczególnych sferach społecznej rzeczywistości.
Proces funkcjonalnej dyferencjacji i następujące w jej w yniku uniezależnianie
się poszczególnych sfer społecznego życia od religijnych system ów norm atyw nych
były przedm iotem rozw ażań Soboru W atykańskiego II i znalazły swoje odbicie
w dokum entach soborowych. Sobór określa taką sytuację m ianem „autonom ii
spraw ziemskich”, uznając praw o poszczególnych sfer życia społecznego do stano-
Szkoła katolicka - wychowanie do autonom ii czy indoktrynacja? 51
vvienia własnych praw i w artości za słuszne: „Wszystkie rzeczy bow iem z samego
faktu, że są stw orzone, m ają w łasną trw ałość, prawdziwość, dobroć i rów nocześnie
własne praw a i porządek, które człowiek w inien uszanować” (Konstytucja 1965,
36 ). Nie ulega jed n ak wątpliwości, że podział życia społecznego na autonom iczne
podsystem y sprawia, że przekazyw anie treści religijnych następuje obecnie w zu
pełnie odm iennych w arunkach, co nie pozostaje bez w pływu na jego skuteczność.
Podczas gdy w społeczeństw ach przednow oczesnych i jednolitych subkulturach
wyznaniowych treści chrześcijańskie oraz form y kultu stanow iły nieodłączną
część życia codziennego, a socjalizacja religijna następow ała bez jakichkolw iek
celowych form przekazyw ania wiary, to w społeczeństwie nowoczesnym przeka
zywanie przekonań i w artości religijnych staje się procesem niezwykle trudnym ,
poniew aż w iara coraz rzadziej jest przejm ow ana w sposób bezrefleksyjny od o to
czenia społecznego, coraz częściej natom iast staje się przedm iotem indyw idualne
go w yboru określonych treści nadających sens jednostkow ej egzystencji. Sytuację
taką przew idyw ał ju ż w latach siedem dziesiątych XX w ieku Karl Rahner, pisząc:
„Człowiek w ierzący ju tra będzie m istykiem , kim ś, kto czegoś ‘doświadczył’, albo
nie będzie go wcale, poniew aż w iara ju tra nie będzie ju ż kształtow ana przez oczy
wiste przekonania, wpływające z góry na osobiste decyzje, i religijne obyczaje p o
dzielane przez wszystkich oraz ogólnie przestrzegane” (R ahner 1971: 22).
Sfera religijna rów nież staje się więc dziedziną, w której, podobnie jak w in
nych, należy dokonyw ać w yborów w sposób św iadom y i wolny. Pojęcie w olno
ści i związane z n im pojęcie autonom ii w kulturze nowoczesnej jest niezwykle
silnie akcentow ane. W olność, niegdyś pojm ow ana jako w artość instrum entalna,
czyli służąca osiągnięciu i urzeczyw istnianiu w artości bardziej fundam entalnych
(zbawienia, doskonałości, dobra człowieka), obecnie coraz częściej rozum iana jest
jako w artość autoteliczna. Janusz M ariański wskazuje, że
[...] następujące obecnie przemiany w sferze moralnej wiążą się w dużej mierze
właśnie ze zmianą w pojmowaniu wolności. Coraz większa część społeczeństwa
jest skłonna rozumieć to pojęcie w znaczeniu indywidualistycznym, jako „wolność
od”, czyli dowolność w wyborze postępowania i swobodę podejmowania decyzji
niezależnie od ich wymiaru etycznego. Jest to więc wolność nieukierunkowana,
ryzykowna, zagrażająca porządkowi społecznemu i wolna od odpowiedzialności
za drugiego człowieka. W takim ujęciu wartością najwyższą staje się jednostka
uwolniona od wszelkich ograniczeń, dążąca do własnego szczęścia za wszelką
cenę, nawet kosztem innych. Taka wolność przeradza się w samowolę, a ona z ko
lei, paradoksalnie, zwiększa skłonność do ulegania rozmaitym formom wpływu,
w szczególności ze strony rynku oraz mediów (Mariański 2007c: 530-532).
nych czy politycznych posługujących się środkam i masowego przekazu. Hasła wol
ności i autonom ii, które wywierają silny wpływ również na współczesny dyskurs wy
chowawczy, pow odują wątpliwości wielu osób, również wierzących, co do celowości
w pływania na rozwój religijny swoich dzieci. Niektórzy zakładają, że ich dziecko
pow inno, gdy już dorośnie, sam o dokonać w yboru, w co i jak chce wierzyć, a wy
chow anie w określonej wierze m oże m u w takim wolnym wyborze przeszkodzić.
U podstaw współczesnych liberalnych dem okracji leżą już nie w artości religij
ne, lecz hum anistyczne. N eutralność św iatopoglądow a państw a zaczyna w niektó
rych społeczeństw ach zachodnich ewoluować w stronę sekularyzm u, „urzędow e
go” agnostycyzm u, k tó ry usiłuje zepchnąć religię na m argines społecznego życia.
V ittorio Possenti zaznacza, że: „Dla obecnych dem okracji liberalnych różne religie
są rów now ażne, a sfera publiczna pow inna być wobec nich indyferentna i neu
tralna; dotyczy to także religii uniw ersalistycznych, od których się żąda, żeby były
takim i tylko w sferze pryw atnej, co oznacza sprzeczność” (2009: 409). Dlatego też
w chwili obecnej największą konkurencją dla wiary katolickiej nie są, jak się często
sądzi, inne św iatopoglądy czy wielkie religie, lecz sceptycyzm i relatywizm, znaj
dujące wyraz w przekonaniu, że „[...] nie istnieje żaden porządek rzeczy, z k tó
rego m ogłoby pochodzić jednolite, choć złożone rozum ienie lub choćby pew ien
wysiłek w kieru n k u takiego rozum ienia” (M acIntyre 2005: 23). Taki agnostycyzm
w raz ze swoiście rozum ianą zasadą tolerancji religijnej sprawia, że religii próbuje
się wyznaczyć m iejsce w obrębie świata irracjonalnego, a jej wyznawców nakło
nić, a niejednokrotnie wręcz zm usić do ujaw niania swoich przekonań wyłącznie
w sferze pryw atności. W ydaje się, że w ciągu ostatnich lat nasilają się tendencje
do czynienia religii „niew idzialną” w przestrzeni publicznej, co m otyw ow ane jest
obawą przed urażeniem osób niewierzących, przy czym pom ija się fundam entalną
zasadę, jaką jest praw o osób wierzących do przyznaw ania się, rów nież w sferze
publicznej, do swojej religii, tradycji i sym boli kulturowych.
W ten sposób religia jest stopniow o usuw ana z publicznego dyskursu. Ponie
waż treści religijne są coraz rzadziej werbalizowane, zanika um iejętność mówienia
o wierze i Bogu poza kontekstem typow o instytucjonalnym (Kościoły). Językowa
nieporadność i związane z nią zażenow anie zniechęca wielu rodziców do m ów ie
nia swoim dzieciom o Bogu. Religia zaczyna być sprawą już nie tylko pryw atną,
ale w ręcz intym ną, a rozm ow a o niej, naw et z osobam i bliskim i, wywołuje w ra
żenie niestosow ności i skrępow anie p o dobne do tego, jakie jeszcze do niedaw na
wiązało się z m ów ieniem o spraw ach związanych z seksualnością. Taka sytuacja
budzi niepokój nie tylko tych, którzy wiarę i religię postrzegają jako w artość sam ą
w sobie, lecz rów nież tych, którzy cenią ją ze względu na jej w artości społeczne. Na
przykład Jürgen H aberm as twierdzi, że
[...] na dyskurs publiczny powinien składać się zarówno dyskurs świecki, z zało
żenia powszechnie dostępny, jak i dyskurs religijny, ponieważ ten ostatni dotyczy
wartości i struktur sensu, które nie mogą być pomijane w dyskursie publicznym.
Perspektywa religijna oraz perspektywa świecka nie są sprzeczne ze sobą, lecz
Szkoła katolicka - wychowanie do autonom ii czy indoktrynacja? 53
Elim inow anie sym boliki i treści religijnych z życia publicznego, prowadzące
do „niew idzialności” religii w przestrzeni publicznej, nie pozostaje bez wpływu na
gotowość m łodszego pokolenia do przyjm ow ania przekonań religijnych i interna
lizacji religijnych n o rm i wartości. Skoro religia jest sprawą w zasadzie niew idocz
ną poza kontekstem kościelnym , to n ietru d n o dojść do w niosku, że związane z nią
zasady i n orm y postępow ania obow iązują rów nież wyłącznie w tym kontekście.
Utrzym anie w iary w rzeczywistość transcen d en tn ą nie jest łatwe, jeśli docierające
na co dzień do m łodego człowieka kom unikaty słowne i treści sym boliczne o d
nosić się będą tylko do tego, co im m anentne. Skutkiem takiej sytuacji jest rów
nież to, że m łodzi ludzie nie rozum ieją dużej części kom unikatów skierowanych
do nich w kościele, co m a daleko idące konsekw encje dla skuteczności wysiłków
ewangelizacyjnych Kościoła. Zaczyna on coraz częściej być postrzegany jako sfe
ra życia nie pow iązana w żaden sposób z „norm alnym ” życiem (wszak m ówi się
tam o sprawach, które nie są poruszane nigdzie indziej), a poza tym jako miejsce,
w którym m ów i się niezrozum iałym językiem . Kwestię trudności językowych roz
wiązać m iało w prow adzenie do szkół lekcji religii. Z pew nością przyczyniają się
one w dużym stopniu do lepszego zrozum ienia (przynajm niej w warstwie leksy
kalnej) treści religijnych, ale nie wystarczają do w prow adzenia w kontekst wiary,
i to bez względu na ilość godzin pośw ięconych w tygodniu na szkolną katechezę.
Problem em jest tu bow iem nie tyle b rak czasu, co sam a form uła religii jako jed
nego z wielu przedm iotów nauczanych w szkole, niepow iązanego z innym i przed
m iotam i pozbaw ionym i całkowicie odniesień do religii. Potęguje to wrażenie, już
i tak obecne w życiu społecznym , że religia jest osobną sferą życia, nie wpływającą
na pozostałe, a związane z nią norm y i w zory zachow ań nie m ają zastosowania do
pozostałych dziedzin społecznej rzeczywistości.
polski przez wiele lat pełnił nie tylko funkcje duchowe, ale również, a m oże nawet
przede w szystkim , swojego rodzaju funkcję zastępczą: był ostoją bytu narodow ego
i k u ltu ry narodow ej najpierw w sytuacji utraty niepodległości w okresie zaborów,
potem zaś w ażnym czynnikiem obrony suw erenności państwowej w latach rzą
dów kom unistycznych. Nowa sytuacja społeczna po roku 1989 sprawiła, że zm ie
n ił się kontekst działania Kościoła, zm uszając go do określenia na now o swojego
m iejsca w system ie społecznym . Kościół katolicki, postrzegany jako obrońca wol
ności w latach kom unizm u, po przem ianach ustrojow ych zaczął być w szerokich
kręgach społecznych postrzegany jako zagrożenie dla wolności. Zaangażow anie
polityczne Kościoła, niegdyś cieszące się dużym poparciem w społeczeństwie, od
lat dziewięćdziesiątych jest oceniane negatywnie, pojawiają się obawy przed w pły
wem instytucji kościelnych na praw odaw stw o i ostrzeżenia przed państw em wy
znaniow ym . O spraw ach związanych z religią mówi się bardzo często w klimacie
niesprzyjającym , postrzegana jest ona często jako relikt daw nego stylu życia, nie
tylko niekom patybilny z now oczesnością, ale wręcz przeszkadzający w postępie
i urzeczyw istnieniu słusznie należnej każdem u wolności. Postawa ta wpływa na
obraz Kościoła w św iadom ości społecznej oraz w m ediach, w których szczególnie
eksponow ane są inform acje sensacyjne, dem askatorskie lub też przedstawiające
życie religijne wyłącznie p od kątem aspektów oficjalno-instytucjonalnych. Kościół
na ogół utożsam iany jest z duchow ieństw em , a nie w spólnotą w iernych, dlatego
myśli się o nim n ad er często nie w kategoriach grupy własnej („m y”), tylko grupy
obcej („oni”). Istnieje duży k ontrast m iędzy w zorcam i kulturow ym i prom ow any
m i przez w spółczesną kulturę popularną a stereotypem katolika. O dczuw alny jest
brak wzorów osobow ych, w szczególności świeckich przyznających się do swojej
wiary, z którym i m ogliby identyfikować się m łodzi ludzie. Religia, szczególnie in
stytucjonalna, nie jest „trendy”, a hasło „Polak-katolik” szczególnie w śród m ło
dych ludzi wyw ołuje często negatyw ne skojarzenia oraz reakcje świadczące o tym ,
że nie chcą oni być z nim utożsam iani.
W ielu badaczy wskazuje na dość płytki charakter polskiego katolicyzm u, w yra
żający się w słabej św iadom ości teologicznej, niezbyt intensyw nym uczestnictw ie
w kulcie religijnym i sporej selektywności w przyjm ow aniu nauczania Kościoła,
rów nież w kw estiach istotnych, a także słabej korelacji m iędzy wyznawaną w iarą
a dokonyw anym i w yboram i m oralnym i: „Polski katolicyzm jest tak skonstruow a
ny (tak się potoczyły jego losy), że jest powierzchowny. Coś jest dobre, gdy wszy
scy tak robią. Nie m a motywacji do pracy nad sobą” (D obraczyński 2010: 60).
Społeczno-kulturow y charakter polskiego katolicyzm u, który przez lata stanow ił
źródło jego siły i trw ałości, w zm ienionych w arunkach społecznych może okazać
się jego słabością. W iara oparta nie tyle na indyw idualnej refleksji i osobistym ,
św iadom ym w yborze stylu życia, ile na tradycji i „społecznej oczywistości”, m oże
zachwiać się, gdy tradycja przestanie być w artością, a poglądy religijne nie będą
ju ż pow szechnie podzielane. O tym , że nie są to obawy bezpodstaw ne, świadczyć
m oże choćby sytuacja w niegdyś bardzo katolickim Q uebecu, w którym procesy
sekularyzacyjne przebiegły niezwykle szybko.
Szkoła katolicka - wychowanie do autonom ii czy indoktrynacja? 55
Szkoły katolickie cieszą się sporym zainteresow aniem , nie tylko w Polsce, lecz
również w innych krajach europejskich. O czekuje się o d nich wysokiego poziom u
nauczania, dużego zaangażow ania k ad ry nauczycielskiej nie tylko w proces prze
kazywania wiedzy, lecz rów nież w działania wychowawcze, a także większego bez
pieczeństw a wychowanków. W ydaje się jednak, że zasadniczym czynnikiem decy
dującym o atrakcyjności tego typu szkół są jasno określone zasady wychowawcze
oparte na chrześcijańskiej koncepcji osoby (Bilicka 2007). W ynika z niej założenie,
że wychow anie w inno być procesem integralnym , a więc obejm ującym nie tylko
kształcenie um ysłu, lecz rów nież stw arzanie jak najkorzystniejszych w arunków do
rozwoju innych sfer życia wychowanków, w tym rów nież ich sfery duchowej. K on
gregacja do spraw edukacji katolickiej w następujący sposób form ułuje zadania,
jakie stoją przed katolickim i placów kam i wychowawczymi: „Integralna form acja
56 Agnieszka Zduniak
człowieka - jako cel wychowania - obejm uje rozwój wszystkich ludzkich zdolno
ści ucznia, przygotow anie do życia zawodowego, kształtow anie zm ysłu etycznego
i społecznego, jego otwarcie się na transcendencję i jego wychowanie religijne”
(Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej 2002: 300)
W spółczesna edukacja koncentruje się w m niejszym stopniu na wychowaniu,
bardziej natom iast na kształceniu, czyli przede wszystkim na przekazyw aniu w ie
dzy i um iejętności przydatnych w późniejszym życiu zawodowym , a nie na d o
skonaleniu całej osoby we wszystkich jej w ym iarach. K rystyna Ablewicz twierdzi,
że: „Kryzys pedagogiki współczesnej zbiega się z ekonom iczną wizją człowieka,
spraw nego zawodowca, profesjonalisty, k tó ry um ie rozwiązać zagadki kom pute
rowe i precyzować strategie działań skutecznych, lecz jest zupełnie bezradny i bez
silny wobec trud n o ści spraw ludzkich, pogubiony w priorytetach, gdy los stawia
go w sytuacjach granicznych” (2003: 267). Dlatego potrzeba placówek wychowaw
czych, które nie tylko będą nauczać szczegółowych przedm iotów i um iejętności,
odpow iadając na aktualne potrzeby, lecz przedstaw iać pew ną całościową wizję
człowieka i w artości godnych tego, aby do nich dążyć. C hodzi tu o w artości au
toteliczne, wskazujące na sens i w artość ludzkiego życia. Podkreślał to papież Jan
Paweł II (1996: 8): „Jakakolwiek interpretacja wiedzy i kultury, która ignoruje czy
naw et pom niejsza duchow y elem ent człowieka, jego aspiracje do bycia w pełni,
jego pragnienia praw dy i absolutu, wszystkie pytania, które kieruje on sam do sie
bie w obliczu zagadek bólu i śm ierci - nie zaspokaja jego najgłębszych i najbardziej
autentycznych potrzeb”.
Taka wizja kształcenia wymaga przyjęcia innej hierarchii w artości niż p ro p a
gowane przez now oczesną kulturę. Szczególnie m łodzi ludzie m ają tendencję do
bezkrytycznego naśladow ania postaw prezentow anych przez środki masowego
przekazu. Dlatego ważnym zadaniem każdej szkoły, w szczególności zaś katoli
ckiej, jest kształcenie w uczniach zdolności krytycznego osądu. C hodzi o to, aby
uczeń był zdolny do refleksji nad celami, do jakich dąży i w yboram i, których d o
konuje, żeby ta refleksja dokonyw ała się rów nież w perspektyw ie w artościow o-
-racjonalnej, a nie tylko celowo-racjonalnej, czyli strategicznej. Celem wychowania
pow inien być taki stopień w olności i odpow iedzialności, aby m óc przeciwstawić
się takim cechom współczesnej kultury jak relatywizm, m aterializm czy pragm a
tyzm . O osobowości autonom icznej m ożna bowiem m ówić tylko wtedy, gdy jest
się zdolnym do dokonyw ania w yborów w sposób św iadom y i krytyczny, a nie tyl
ko zgodnie z nakazem chwilowego nastroju, pragnienia czy aktualnie panującej
mody.
Szkoła katolicka z założenia m a być środow iskiem przygotow ującym m łodych
ludzi do św iadczenia o swojej wierze, a w każdym razie przyznaw ania się do niej,
co we w spółczesnym społeczeństwie, szafującym chętnie hasłam i w olności prze
konań i tolerancji, w brew pozorom nie zawsze jest łatwe. T rudno zgodzić się choć
by ze zdaniem Renate Kocher, która pisze o tym , że niechęć do m anifestow ania
swoich przekonań religijnych m oże dziwić w sytuacji, gdy stosunek społeczeń
stwa do religii jest pozytyw ny i nie m ożna m ówić o jakichkolw iek negatywnych
Szkota katolicka - wychowanie do autonom ii czy indoktrynacja? 57
konsekw encjach przyznaw ania się do niej. W ystarczy przyjrzeć się kom entarzom
internautów zamieszczanym p o d artykułam i pośw ięconym i tem atom związanym
z Kościołem, czy też internetow ym dyskusjom na tem at szkolnictwa katolickie
go, żeby przekonać się, że sytuacja nie wygląda aż tak optym istycznie. Takim n e
gatywnym stereotypom tru d n o jest przeciwstawić się za pom ocą wydzielonych
w ram ach standardow ego program u szkolnego lekcji religii. O wiele większe
możliwości m oże stworzyć ku tem u szkoła katolicka, w której całość oddziaływ ań
wychowawczych m oże być skoncentrow ana na w ychow aniu do życia wiarą w co
dzienności, a nie tylko na przekazyw aniu wiedzy religijnej. Ze względu na kontakt
z rów ieśnikam i i nauczycielam i, dla których w iara jest w spólnie podzielaną w ar
tością, a więc z przekazującym i podobne postaw y i w zory zachowań, zwiększa się
szansa, że w ychow ankow ie szkoły postrzegać będą wiarę jako codzienność, coś
norm alnego. Sprzyja tem u w erbalizow anie treści religijnych nie tylko w ram ach
zajęć, ale i poza nim i, a także oczywista obecność sym boli religijnych w przestrze
ni szkolnej. Z arów no w ierzący rówieśnicy, ja k i nauczyciele dający świadectwo
życia wiarą, m ogą stać się „znaczącym i innym i”, uznaw anym i za wzór osobowy.
W ten sposób zwiększa się szansa na to, że w iara religijna zyska w ym iar inter-
subiektywny, poniew aż będzie potw ierdzana społecznie nie tylko przez osoby
profesjonalnie zajmujące się jej przekazyw aniem (księża, katecheci), ale również
poprzez środow isko rówieśnicze, co dla dzieci i m łodzieży jest szczególnie w artoś
ciowym rodzajem świadectwa w sytuacji, gdy często spotykają się oni z postawą
świeckich, którzy w praw dzie uważają się za w ierzących katolików, ale swoim sty
lem życia i dokonyw anym i w yboram i często zaprzeczają tem u, w co wierzą. Szkoła
katolicka m oże stanow ić środow isko sprzyjające rozwojowi wrażliwości duchowej
dzieci, m .in. poprzez pielęgnow anie zwyczajów, które pozwalają jej się ujawnić.
Jest bardziej praw dopodobne, że dzieci aktyw nie uczestniczące w życiu szkoły
będą widzieć w Kościele raczej w spólnotę, do której należą i którą w spółkształtują,
niż tylko dostarczyciela „usług” religijnych, których będą biernym i odbiorcam i.
młodzieży, lecz rów nież w śród osób dorosłych, w tym wierzących i praktykują
cych. Co pow oduje nieufność wobec katolickiej szkoły w społeczeństwie, którego
większą część stanow ią katolicy?
Aby odpow iedzieć na to pytanie, w arto przyjrzeć się najczęściej form ułow a
nym pod adresem szkół katolickich zarzutom . Po pierwsze, wskazuje się, że kato
lickie placówki edukacyjne są próbą instrum entalizacji instytucji, jaką jest szkoła,
do celów religijnych i w yznaniow ych, że stanow ią instytucję anachroniczną, która
nie pow inna już istnieć w sytuacji, gdy społeczeństw o cywilne podejm uje się samo
organizacji szkolnictw a. Po drugie, m ają one być wychowawczo nieskuteczne, p o
niew aż nie udaje im się wychować napraw dę przekonanych chrześcijan. Wreszcie
po trzecie, szkołę katolicką oskarża się o to, że jest instytucją elitarną, poniew aż jej
uczniow ie rekrutują się głównie z zam ożnych warstw społecznych (Kongregacja
ds. Edukacji Katolickiej 2002: 275).
Zw olennikom pierw szego poglądu, z którym łączy się przekonanie, że kształce
nie w szkole katolickiej niesie ze sobą niebezpieczeństw o jednostronnej koncepcji
kultury, przeciwstawić m ożna coraz częściej podnoszoną tezę, że przekazywanie
w artości i przekonań m oralnych oraz poglądów, w tym rów nież religijnych, w p ro
cesie w ychow ania jest koniecznością, poniew aż stanow ią one punkty odniesienia,
bez których niem ożliw e jest w ykształcenie zdolności opiniow ania i rozróżniania,
a co za tym idzie, praw dziw a autonom ia i wolność. Rezygnacja z przekazywania
w artości religijnych skutkuje najczęściej nie tyle zwiększeniem wolności w p o
dejm ow aniu decyzji dotyczących sfery światopoglądowej, co raczej obojętnoś
cią wobec religii w ogóle, pozbaw ia bow iem religijnej wrażliwości i tym samym
rzeczywistej m ożliwości w yboru; jest to więc próba stw orzenia światopoglądowej
próżni, której człowiek w m om encie osiągnięcia dojrzałości nie będzie już w stanie
wypełnić, poniew aż sfera religijności stanie się dla niego obca i niem ożliwa do
pogodzenia z norm alnym życiem (K ocher 1987: 176).
O ddziaływ ania wychowawcze podejm ow ane nie tylko w szkole katolickiej, ale
i we w szystkich innych typach szkół, rów nież świeckich, nie m ogą m ieć charakte
ru przypadkowego. Każde wychow anie w ychodzi bowiem od określonej koncepcji
człowieka, która wpływa na jego wizję, określa treści i działania wychowawcze.
Jeżeli naw et koncepcja ta nie jest w yraźnie sform ułow ana, to i tak jest realizo
wana, lecz wówczas realizacja ta m a charakter w dużej m ierze nieświadomy, co
sprawia, że trudniej jest przew idzieć efekty wychowawcze. W ychowanie nigdy nie
jest bezideowe, nie m oże zm ierzać w nieokreślonym kierunku. Janusz M ariański
twierdzi, że: „Nie m ożna opierać w ychow ania na relatywizm ie poznawczym n e
gującym m ożliw ość ustalenia obiektyw nych kryteriów prawdziwości sądów, ani
na relatywizm ie m oralnym kw estionującym wszelkie obiektyw ne w artości i n o r
my” (2007c: 526). W szczególności działalność wychowawcza instytucji takich jak
szkoła jest procesem zaplanow anym , zm ierzającym do określonych celów i n a
staw ionym na realizację określonych zadań i wartości, na dążenie do określonego
ideału ucznia. Koncepcja w ychow ania odw ołująca się do nieokreślonego systemu
w artości albo zakładająca neutralność wobec różnych wartości, niekiedy sprzecz
S z k o ła katolicka - wychowanie do autonom ii czy indoktrynacja? 59
Jeśli wspólnota katolicka ucieka się do rozwiązania alternatywnego, aby dać m ło
dym wykształcenie szczególne w powołaniu się na wiarę chrześcijańską poprzez
Szkołę Katolicką, to jest ona daleka od dawania wiedzy, która nakłaniałaby do po
stawy dumnej i zamkniętej, i do pogłębiania pozycji konfliktowych [...] Stara się
ona rozwijać otwarcie ku innym w duchu tolerancji i szacunku dla ich sposobu
myślenia i życia (Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej 2002: 284).
C hodzi więc o przygotow anie m łodych chrześcijan do dialogu z now oczesną kul
turą, o wykształcenie ludzi otw artych na dyskusję z tymi, którzy reprezentują o d
m ienne św iatopoglądy i style życia.
5. UWAGI KOŃCOWE
W ychowanie integralne, obejm ujące jednostkę jako osobę, a nie tylko wy
konawcę określonych ról społecznych, sprzyja w ykształceniu stabilnej tożsam o
ści, co jest korzystne nie tylko z perspektyw y religijnej, lecz również społecznej.
Dlatego szkoły katolickie, oferujące kształcenie oparte na w yraźnie określonym
systemie w artości i chrześcijańskiej koncepcji osoby, m ogą odegrać ważną rolę
we w spółczesnym system ie edukacyjnym , um ożliw iając w w arunkach pluralizm u
kulturowego orientację w nadm iarze w artości i przygotow ując chrześcijan do ak
tywnego i twórczego włączenia się we w spółczesny dialog kulturowy. Aby jednak
tak się stało, potrzebna jest dyskusja na tem at społecznych uw arunkow ań funk
cjonow ania szkół katolickich, potrzeb, na jakie pow inny one odpow iadać, a ta k
że relacji m iędzy ich założeniam i i celami oraz ich praktyczną realizacją. W ażne
jest, aby w dyskusji tej brały udział nie tylko grem ia instytucjonalno-kościelne, ale
również przedstaw iciele innych środow isk społecznych, niekoniecznie wyłącznie
katolickich. Bardzo istotne jest włączenie w tę dyskusję rów nież socjologicznego
punktu w idzenia, poniew aż bardziej niż perspektyw a czysto teologiczna chroni
on przed utożsam ianiem „tego, co jest”, z „tym , co być pow inno”, przez co może
w znacznym stopniu przyczynić się do lepszej realizacji założeń szkół katolickich
w praktyce wychowawczej.
Maria Beyga-Cegiołka
Wyższa Szkoła Handlu i Rachunkowości w Poznaniu
Anna Wachowiak
Wyższa Szkoła Humanistyczna TWP w Szczecinie
KTÓRĄ DROGĄ?
AKSJOLOGICZNY I ONTOLOGICZNY WYMIAR WYBORÓW
ZWIĄZANYCH Z MAŁŻEŃSTWEM I RODZINĄ W POLSCE
Jeśli chcemy, aby rodzina była rodziną, Polska - Polską, a Europa - Europą
wierną swoim duchowym korzeniom, trzeba nam wspólnie stawić czoło
wyzwaniom i kształtować przyszłe pokolenia w odpowiedzialność za nasze
duchowe dziedzictwo.
Ze słów Arcybiskupa, Metropolity Gnieźnieńskiego, Prymasa Polski
Henryka Muszyńskiego do uczestników VIII Zjazdu Gnieźnień
skiego: Rodzina nadzieją Europy, Gniezno 12-14 marca 2010.
WPROWADZENIE
[...] jest bardzo wygodnym term inem tam, gdzie operujemy term inam i nie do
końca doprecyzowanymi lub wiążącymi się z różnymi dziedzinami rzeczywistości
społecznej. Generalnie rzecz biorąc - m iarą kondycji rodziny w ogóle jest to, czy
stanowi ona istotny element struktury świata społecznego oraz ładu społeczne
go. Taką misję i taką funkcję rodzina pełniła i nadal jeszcze pełni we wszystkich
kulturach. [...] Ważnym elementem tej misji jest to, iż rodzina nadaje jednostce
określoność genealogiczną oraz podmiotowość (2003: 19).
64 Maria Beyga-Cegiołka, Anna W achowiak
Zatem diagnozow anie tej „kondycji” i troska o nią jest bardzo ważna z punktu
w idzenia jakości życia. W ym aga przygotow ania i wychow ania do życia w rodzinie
tak, aby to, co się z nią dzieje, było naszym w yborem raczej, niż losem , niekiedy
m ało pom yślnym .
Z drugiej strony, spotkać m ożem y socjologiczne „m ędrca szkiełko i oko”,
w którym b rak jest tego rodzaju troski, dom inuje ton analityczny. W perspektywie
tej podnosi się zwłaszcza to, iż m ałżeństw o i rodzina stanow ią integralny elem ent
danego system u społecznego. Systemy te charakteryzuje historyczna zm ienność,
zatem procesy przeobrażeń dokonują się rów nież w m ałżeństw ie i rodzinie. M ó
wiąc m etaforycznie, choć łańcuch, któ ry tw orzą m ałżeństw a i rodziny, posiada og
niwa o niejednakow ych kształtach i wielkości, m ożem y powiedzieć o historycznej
ciągłości tej instytucji.
T rudno jed n ak w przypadku opisu kondycji współczesnej rodziny stać na
gruncie postulatów weberowskich, a zatem uwolnić go od sądów wartościujących,
uprawiać jako socjologię analityczną, porzucając g ru n t postulatywny. Badacze ro
dziny w spółczesnej, tej polskiej, jak i europejskiej, konstatują bow iem , iż znajduje
się ona w nurcie „neutralizacji dotychczasowego system u aksjonorm atyw nego”.
Rodzina polska p o d d an a globalizacyjnym procesom charakterystycznym dla „po-
now oczesności” reprezentuje kondycję dysharm onijną, globalizującą się, ale prze
de w szystkim tracącą swoje dotychczasow e specyficzne cechy. R odzina nie stan o
wi już fundam entu ładu społecznego m iędzy płciam i i generacjam i oraz systemu
aksjonorm atyw nego społeczności lokalnych. Również polska rodzina traci swoją
specyfikę. G lobalizuje się, traci wiele ze swojego daw nego narodow ego charakteru
i wzoru. Badania prof. Janusza M ariańskiego, a przede wszystkim ostatnie wyniki
ogólnopolskich badań prof. K rystyny Siany (2002) potw ierdzają nasilający się sto
pień rozwodów, kohabitacji, sam otnego m acierzyństw a, ekspansję wzorów związ
ków o różnych orientacjach seksualnych czy w zrost odsetka ludzi wybierających
sam otny styl życia. Poszerza się w achlarz możliwych wyborów, dom inuje idea
zm iany na w szystkich obszarach życia społecznego. „W ypracowane w przeszłości
wzorce radzenia sobie są w nowej rzeczywistości - przynajm niej częściowo dys
funkcyjne” (Kocik 2003: 23). Zatem w arto zadać sobie pytanie, czy z ideą zm iany
wiąże się neutralizacja aksjologiczna, czy też częściowo dysfunkcyjne przem iany
niekoniecznie wiążą się z liberalnym światopoglądem ?
Dziś kondycją rodziny interesują się niem al wszyscy. Zagrożenia rodziny nie p o
jawiają się zresztą po raz pierwszy w historii tej instytucji społecznej. Także w prze
szłości szybkie transform acje przekształcały strukturę małżeństwa i rodziny. Po raz
pierwszy najpoważniejsze zm iany dokonały się w dobie gwałtownej industrializacji
i urbanizacji. W tedy właśnie zaczęto m ówić o ich kryzysie, wskazywano także na
możliwość schyłku - działo się tak już w okresie dwudziestolecia międzywojennego.
Którą drogą? Aksjologiczny i ontologiczny wym iar wyborów związanych. 65
W krótce żywioły przem ian przew rócą ten harm onijny porządek, rosnąca „płyn
ność ludności”, ciągłe przenoszenie się z jednego m iasta do drugiego spowodują
rozluźnienie kontaktów z bezpośrednim środow iskiem . Z w szystkich grup spo
łecznych to rodzina odczuw a najboleśniej przem iany w arunków istnienia - jak
pisał Rychliński.
„home”). [...] W tak luźno zespolonej rodzinie nie nawiązują się żadne więzy kul
turalne. [...] Nieliczne rozrywki jednoczące rodzinę to wspólne słuchanie radia,
czy wycieczki samochodem. [...] Powinności rodzinne tracą na sile, wzmacniają
się natom iast tendencje rozpadowe. U podłoża każdego rozwodu można doszu
kać się niesnasek natury finansowej, jakkolwiek rzadko uwydatniają stronę go
spodarczą zatargu. W decyzji małżeńskiej uwydatnia się zamiłowanie do szybkiej
decyzji i ryzyka, tak charakterystyczne dla nastawienia życiowego Amerykanina.
Snobizm, poza i kaprys, panujące wśród milionerów, upowszechnił te cocktailowe
małżeństwa. [...] Młode pary, koczujące z miejsca na miejsce, uciekają od opinii
towarzyskiej. Charakterystyczna jest swoboda w życiu osobistym. Sędziowie za
tracili purytańską wrażliwość na zdradę małżeńską. [...] Rozpad grupy rodzinnej
charakteryzuje się również zerwaniem więzi łączącej młode pokolenie z rodzica
mi. Zamiast rodziny, na znaczeniu zyskują żywiołowe zespoły młodzieży o cha
rakterze samowychowawczym. Kontrola rodziny wiotczeje, dzieci stwarzają sobie
swój własny świat, odm ienny od tego, w którym żyją rodzice. Buntowi młodzieży
towarzyszy wzajemne zobojętnienie i usamodzielnienie duchowe. Mała rodzina
w Stanach Zjednoczonych traci charakter zwartej więzi społecznej, przy przejściu
na grunt wielkomiejski. Nikną zręby wspólnoty gospodarczej. Inne grupy „chwy
tają” małżonków i dzieci, odciągając od życia rodzinnego. Małżeństwo jest tylko
jedną z form, nie jedyną, łagodzącą poczucie samotności. Rodzina jednak ciągle
jeszcze mieści się w schemacie ustroju społeczno-gospodarczego współczesnej
Ameryki. Stanowi komórkę gospodarczą, którą przemysł, obliczony na masowe
wytwarzanie na rynek wewnętrzny będzie cenił (tamże).
O k r e ś l e n i e P a u la L a z a r s f e ld a - „ p r e s j e k r z y ż u j ą c e s ię ” - o d n o s z ą c e s ię d o sy -
tu a c y jn e g ° k o n fH kt u ró l p e łn i o n y c h p r z e z j e d n o s t k ę , je j d y l e m a tó w w y b o r ó w , d o
b rz e o d d a je r ó w n i e ż d z is ie js z ą , z ł o ż o n ą r z e c z y w is to ś ć a k s jo lo g ic z n y c h i o n t o lo -
g ic z n y c h w y b o r ó w z w ią z a n y c h z m a ł ż e ń s t w e m i r o d z in ą .
Procesem mającym ogromny wpływ nie tylko na zjawiska życia rodzinnego, ale
zaznaczającym się także w funkcjonowaniu szerszych struktur społecznych jest
autonomizacja jednostki we współczesnych społeczeństwach europejskiego kręgu
kulturowego. Proces ten wyraża się w narastającym, coraz większym prymacie in
teresów i dążeń osobistych jednostki w stosunku do interesów i celów grupowych.
W sferze subiektywnej wyraża się to w dążeniu jednostki do autonomii i względnej
przynajmniej niezależności, w upom inaniu się o swe własne, szeroko pojęte korzy
ści (nie tylko materialne), w ograniczaniu skłonności do poświęceń. Współczesna
cywilizacja (szczególnie postindustrialna) sprzyja tego rodzaju tendencjom, a na
wet można stwierdzić, że je generuje (Tyszka 1994: 26-28).
[...] praktycznie wszyscy Polacy deklarują wiarę w Boga, powszechna jest rów
nież akceptacja dekalogu. Ale już tylko 77% badanych uważa, że powinno się prze
strzegać przykazania, które nakazuje dzień święty święcić zawsze i niezależnie od
sytuacji. Jeszcze bardziej zastanawiające (a może dobitniej zdumiewające) jest to,
że tylko 66% katolików deklaruje wiarę w zmartwychwstanie. Akceptacja innych
dogmatów katolickich jest jeszcze mniejsza. [...] ks. Władysław Piwowarski, pod
sumowuje ten stan rzeczy stwierdzając, że 2/3 Polaków to „nieświadomi heretycy”
(Zdaniewicz i Zembrzuski 2000).
d z i.Pozostała część badanych uznała te trzy p ary za w rów nym stopniu prawdziwe
lub fałszywe. Potw ierdza to tezę, że Polacy doceniają przede wszystkim rolę, jaką
o d g r y w a Kościół w sferze duchowej. W edług badań Eurostatu,
[...] dzięki wyłanianiu się nowych form - religijność kościelna zyskuje na spój
ności, a Kościół może lepiej integrować i ochraniać związanych z nim katolików
przed rzeczywistością młodego kapitalizmu. [...] Nie jest jednak jasne, czy Koś
ciół przyjmie postawę defensywną i ograniczy się do chronienia ortodoksyjnych
v ? fizjo lo g ic zn y i ontologiczny wymiar wyborów zw iązan ych ... 71
n m dro9ą
i "an czy te ż b ę d z ie z a b ie g a ł o w p ły w n a ś w ia d o m o ś ć r e p re z e n tu ją c y c h
P 0" p i j a ń s t w o p o p u la r n e . [ .. .] Jest j e d n a k p e w n e , że n a z b y t s w o b o d n y w y b ó r
mentów prawd w ia ry n ie je s t d o z a a k c e p to w a n ia p rz e z K o ś c ió ł, p r z y n a jm n ie j
dziś (J a s iń s k a -K a n ia i M a r o d y 2002).
L JZ Y S K A N E w y n ik i
R e s p o n d e n c i , p y t a n i o d e k la r a c j e z w i ą z a n e z w i a r ą (N=255 o s ó b ) , u d z ie l il i o d
- ta k : 96,1%, n ie : 3,9%).
p o w ie d z i
Pytanie pogłębione dotyczyło tego, czy badane przez nas osoby uczęszczają
do kościoła. R ozkład uzyskanych odpow iedzi wyglądał następująco: 76% tak,
24% nie.
Osoby uczęszczające do kościoła określiły częstotliwość tych praktyk jako:
częściej niż raz w tygodniu: 3,3%, raz w tygodniu: 42%, raz w m iesiącu: 20,8%,
kilka razy w roku: 23,7%, raz do roku: 10,2%.
10 ,2 % 3 ,3 %
polityki, oraz planow ania rodziny. M ożliwe były w tych kategoriach trzy w ybo
Czy uważa Pan(i), iż aborcja powinna być
ry odpow iedzi: zawsze, zależnie od sytuacji oraz wcale. Poniższa tabela pokazuje
nam dokonane wybory.
Czy uważa Pan(i), że ludzie powinni przestrzegać prawd wiary ustalonych przez Kościół?
Nasi ankietow ani, pytani o to, co jest celem związku małżeńskiego, odpow ie
4. polityki 13,5% 57,1% 29,4%
dzieli: prokreacja - 22,3%; satysfakcja em ocjonalna - 59,3%; ucieczka od sam ot
5. planowania rodziny ności - 17,2%; inne (jakie?) - 17,2%.
19,3% 68,5% 12,2%
W śród „innych” odpow iedzi znalazły się m iędzy innym i takie, jak: miłość, sta
bilizacja, szczęście, budow anie i rozwój rodziny, w spólne życie, dzielenie sm utków
W ybór m etod planow ania rodziny, stosowanych przez naszych respondentów , i radości, wychowanie dzieci, bezpieczeństw o oraz seks.
to: Poparcie dla związków p ar hom oseksualnych wyraziło 38,7%, natom iast 61,3%
jest ich przeciw nikam i. Podobnie też wygląda poparcie dla propozycji zalegalizo
Jakie metody planowania rodziny Pan(i) stosuje? wania takich związków. O dsetek popierających jest identyczny jak w pytaniu p o
przednim , czyli 38,7%, natom iast nie wyraża takiego poparcia 61,3%.
W ażną kwestią z p u n k tu w idzenia funkcji religijnej w rodzinie jest stopień
poparcia dla związków osób „m ieszanych religijnie”. O dsetek popierających jest
11,0% bardzo wysoki - 88%, brak takiego poparcia wyraża 12%. A przecież sytuacja taka
oznaczać m oże konflikt w realizacji funkcji religijnej w rodzinie, bądź w jej znacz
nym osłabieniu. Tak wysoki stopień tolerancji m usi zastanowić.
Bezpośrednio m oże się to wiązać ze stopniem akceptacji dla rejestracji tzw.
związków konsensualnych, czyli kohabitantów.
Z uwagi na to, iż w kilku krajach UE pary konsensualne, czyli związki niefor
29 ,3 %
malne m ają możliwość rejestracji w urzędach miejskich (m erostw ach), postano
wiłyśmy zapytać naszych respondentów o akceptację takich rozwiązań.
Stopień akceptacji takiej idei, jak i braku poparcia dla niej rozkłada się prawie
N a pytanie, czy nasi resp o n d en ci uczęszczali na lekcje religii, odpow iedzi rów nom iernie i wynosi: tak: 50,4%, nie: 49,6%.
w yglądały następująco: wcale: 3,5%, n ieregularnie 6,3%, natom iast regularnie Nasz sondaż testował także taki istotny w skaźnik wychow ania w rodzinie i re
90,2%. alizacji jej funkcji religijnej, jakim m oże być zaangażowanie w działalność parafii.
W yniki odpow iedzi naszych badanych, zapytanych o stosunek do aborcji, Jednak uzyskane przez nas wyniki potw ierdziły to, o czym w iadom o było z wcześ
przedstaw ia zam ieszczony poniżej wykres. W diagram ie tym respondenci dekla niejszych raportów z badań, czyli niewysoki stopień potw ierdzenia swojego zaan
rują: zakaz aborcji - 18,8%, dostępność w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia gażowania w działalność parafii. Takie zaangażow anie zadeklarow ało tylko 6,7%
m atki - 65,2%, po konsultacji - 7,4%, na życzenie - 8,6%. badanych, natom iast jego brak aż 93,3%.
76 Maria Beyga-Cegiotka, Anna Wachowiak
Podobne do w yników innych badaczy są rów nież odpow iedzi uzyskane przez
nas na tem at czytelnictwa prasy katolickiej. Nie czyta jej wcale aż 79,6% badanych,
czasam i „zagląda” 19,2%, natom iast tylko 1,2% czyta często.
Innym sposobem rozw ijania zakresu funkcji religijnej w rodzinie i pogłębiania
religijnego życia duchow ego m ogą być dyskusje w rodzinie n a tem aty religijne.
Na pytanie, czy w dom ach naszych respondentów m ają one miejsce, odpo
wiedzi wyglądały następująco: częste dyskusje m iały miejsce tylko w 2% dom ów
badanych, czasam i w 69,5%, natom iast wcale takich dyskusji nie prow adzi się w aż
28,5% rodzin badanych.
Na pytanie, czy nasi respondenci - ci z nich, którzy mają dzieci - ochrzcili je, od
powiedzi wyniosły: tak - 39,4%, nie 3,5%, natomiast 57,1% problem ten nie dotyczył.
Zatem w grupie tych, którzy m ieli dzieci, aż 91% ochrzciło je, lecz rów nież nie
m al 10% nie uczyniło tego. Z daniem naszych respondentów , pow ody decydujące
o tym , że ludzie chrzczą swoje dzieci, wynikają z: przekonań religijnych według
53,9%, siły tradycji zdaniem 57,5%, natom iast z presji społecznej i konform izm u
zdaniem 26%, oraz innych (w ybory nie sum ują się do stu z pow odu możliwości
dokonania w yborów w ielokrotnych).
Odpowiedzi te świadczą wyraźnie, iż u ponad połowy badanych rytualizm , a nie
wiara, jest pow odem chrzczenia dzieci, więc potw ierdza się i w tym przypadku za
rzut A ndrzeja Sicińskiego o nieświadom ym heretyzmie, bądź o katolicyzmie obrzę
dowym, rytualnym . Zresztą wcześniejsze badania W ojciecha Świątkiewicza (1984)
prow adzone u progu lat osiemdziesiątych XX wieku na G órnym Śląsku, które ja
skrawo pokazały ten problem, wskazują na jego znaczną aktualność w naszym son
dażu. Zapytałyśmy również naszych respondentów, jak m ogliby określić znaczenie
religii w życiu swojej rodziny. W proponow anych wyborach posłużyłyśmy się skalą
Likerta. Uzyskane wyniki wyglądają następująco: - zdecydowanie duże 7%, duże
29,3%, dość duże 33,6%, dość słabe 18%, słabe 6,6%, dla 5,5% zdecydowanie słabe.
W ybór najważniejszych w artości w życiu respondentów przedstaw ia się n a
stępująco (nasi respondenci m ogli typować aż 6 wartości, które ich zdaniem są
najważniejsze):
sława 1 0,4%
26 10,2 %
udany seks
p r z y je m n o ś c i życiowe 22 1,6%
p o d ró ż e 41 16,0%
inne 3 1,2%
Z trzech respondentów , którzy zaznaczyli odpow iedź „inne”, dwóch odpow ie
działo, że sukces w życiu m ałżeńskim i rodzinnym polega „na um iejętności roz
m ow y i słuchania” oraz „na partnerstw ie i przyjaźni”.
O statnie pytanie sondow ało dostrzeganie przez respondentów związku po
m iędzy sukcesem w m ałżeństw ie a w artościam i religijnymi.
Prawie połow a naszych respondentów odpow iedziała, iż tru d n o powiedzieć,
czy istnieje tak związek (aż 49,4% w skazań). O dpow iedź przeczącą w ybrało 18,4%,
natom iast tylko co trzeci resp o n d en t dostrzegł taki związek (32,2%).
PODSUMOWANIE
ANEKS
dr Maria Beyga-Cegiołka
prof. nadzw. dr hab. Anna Wachowiak
Nasza ankieta jest częścią projektu badawczego: M iędzy przym usem a w ybo
rem. M oralne dylem aty m ałżeństw i rodzin w Polsce, stanow iącą zarazem sam o
dzielną część.
Państwa udział w tej ankiecie pozwoli nam na sform ułow anie odpow iedzi na
postawione problem y i hipotezy badawcze w naszej konceptualizacji badań oraz
umożliwi szersze w yjaśnienie problem atyki określonej w tytule badań.
ANKIETA
10. Czy uważa Pan(i), że związek nieformalny jest wstępem do małżeństwa, czyjego
alternatywą?
□ wstępem
D alternatywą
11. Czy uważa Pan(i), że ludzie powinni przestrzegać prawd wiary ustalonych przez
Kościół:
1) dotyczących wiary
□ zawsze
□ zależnie od sytuacji
□ wcale
2) dot. wychowania dzieci
□ zawsze
□ zależnie od sytuacji
□ wcale
3) dot. spraw małżeńskich
□ zawsze
□ zależnie od sytuacji
□ wcale
4) dot. polityki
□ zawsze
Którą drogą? Aksjologiczny i ontologiczny wym iar wyborów zw iązanych... 81
□ zależnie od sytuacji
□ wcale
5) dot. planowania rodziny
□ zawsze
□ zależnie od sytuacji
□ wcale
19. Czy Pan(i) zdaniem należałoby (wzorem francuskim) umożliwić rejestrację par
nieformalnych w Urzędach Stanu Cywilnego?
□ tak
□ nie
□ dzieci
□ wartości religijne
□ udane małżeństwo
□ kariera zawodowa
□ kariera naukowa
□ podróże
□ sukces materialny
□ szerokie kontakty
□ stabilizacja życiowa
□ sława
□ poważanie u ludzi
□ etyczne życie
□ udany seks
□ przyjemności życiowe
□ życie, w którym robimy coś dla innych
METRYCZKA
Płeć:
□ kobieta
□ mężczyzna
84 Maria Beyga-Cegiołka, Anna Wachowiak
W iek:
□ 19-24
□ 25-29
□ 30-34
□ 35-39
Ewa Budzyńska
□ powyżej 40 Uniwersytet Śląski w Katowicach
Zawód:.........................................................................................
Miejsce zamieszkania:
MIĘDZY PRAWEM I LEWEM':
□ wieś
□ miasteczko i osada typu miejskiego (do 5 tys. mieszkańców)
RODZINNE DYLEMATY POLAKÓW
□ małe miasto (od 5-20 tys. mieszkańców)
□ średnie miasto (powyżej 20 tys. mieszkańców do 100 tys.)
□ miasto powyżej 100 tys. mieszkańców
WSTĘP
□ duże miasto (powyżej 500 tys. mieszkańców)
Rodzina - do niedaw na definiow ana jako grupa/instytucja społeczna złożo
Bardzo dziękujemy za wypełnienie ankiety! na z m ałżonków i ich dzieci, ew entualnie poszerzona o generację dziadków i/lub
krewnych, sprawująca liczne funkcje, posiadająca ustaloną strukturę, a w niej stały
podział obow iązków związanych z zajm ow anym i pozycjam i społecznym i i rolam i
- od połow y XX wieku ulega niesłychanie szybkim przem ianom .
Jeszcze do niedaw na dla badaczy rodziny punktem wyjścia w analizach prze
mian rodziny był m odel rodziny nuklearnej, funkcjonujący do lat pięćdziesiątych
XX wieku w am erykańskim społeczeństwie i opisany przez Talcotta Parsonsa jako
typ rodziny funkcjonalnej. Charakteryzow ał się on dw upokoleniow ością, niew iel
ką liczbą dzieci, trw ałością, wyraźnym podziałem ról na instrum entalne (męskie)
i ekspresyjne (kobiece) oraz ścisłym pow iązaniem z innym i strukturam i społe
czeństwa (Parsons 1969). Z nim porów nyw ane były rodziny funkcjonujące w o b
szarze kultury europejskiej i poza nią: w w yniku tych porów nań tw orzono - na
podstawie rozm aitych kryteriów - typologie rodziny, opisywano różne aspekty
struktury rodzin, w yróżniano w nich coraz bardziej skom plikowane układy fu n k
cji, a wszystko to stanow iło podstaw ę do oceny zachodzących zm ian stru k tu ral
nych bądź funkcjonalnych w rodzinach zachodnich. C o więcej, ów pow szechnie
realizowany m odel rodziny nuklearnej zyskał znaczenie norm atyw ne, co pozw oli
ło wszystkie inne pojawiające się typy intym nych relacji m iędzyludzkich (np. ko-
habitacje/konkubinaty2, związki gejowskie, niezam ężne m acierzyństwo, płodzenie
dzieci z niepraw ego łoża) lokować poza granicą norm y i określać (ewentualnie)
m ianem „alternatyw nych form życia rodzinnego”.
Dziś odstępuje się o d tego m odelu naw et w naukach społecznych, wskazując,
iż nie był on ani jedyny, ani dom inujący, gdyż zawsze istniała duża różnorodność
typów rodzin. W związku z tym stawia się pytanie o uzasadnione używanie ter
m in u „rodzina” w kontekście „n auk o rodzinie”, „socjologii rodziny”, jeśli praw do
pod o b n ie m am y do czynienia jedynie z funkcjonującym „m item ” rodziny (Giza-
Poleszczuk 2005: 249). W konsekw encji socjologiczne pojęcie „rodziny” zostaje
zastąpione pojęciem „rodzin”, często też opisuje się rodzinę poprzez „procesy”
albo „cykle życia rodzinnego”, a pojęcia takie jak „m ąż” i „żona” zastępow ane są
przez „partnera” i „partnerkę” w wielu ankietach socjologicznych, nie w spom ina
jąc o internetow ych portalach społecznościowych (Pawlicki 2009). O znacza to,
iż nie tylko w społecznej św iadom ości i w zachowaniach, ale także w naukach
społecznych dokonuje się proces redefinicji rodziny, polegający na odchodzeniu
o d tradycyjnego i norm atyw nego podejścia na rzecz otw artości (inkluzywności)
definicji rodziny, d o której włącza się wszystkie osoby pozostające ze sobą w re
lacjach em ocjonalnych i przyjm ujące wobec siebie jakiekolw iek obowiązki (np.
pary kohabitujące, hom oseksualne i in.) (Siany 2002). W efekcie nauki społeczne
dokonują legitymizacji wszystkich dotychczasowych form rodziny uznawanych za
nienorm alne. Przyjęcie określonej definicji rodziny implikuje dalsze konsekwencje
w postaci odm iennej interpretacji dokonujących się przem ian społecznych: w kate
gorii upadku, prężności lub transform acji rodziny. Co więcej, każda z tych interpre
tacji konstruuje odm ienne wnioski co do polityki rodzinnej poszczególnych państw
(np. w spierania określonego typu rodziny bądź wszystkich typów, niezależnie od ich
struktury), ale i co do zm ian w systemie prawa legitymizującego to, co kiedyś było
poza prawem (Am ato 2005; N ew m an i G rauerholz 2002; Elliot 1986).
Zm iany zatem uwidaczniają się nie tylko na poziom ie faktów społecznych, spo
łecznej świadomości oraz sferze m oralności (ocen moralnych i stosowanych sank
cji), ale i w refleksji naukowej (w tym socjologicznej) oraz systemach prawnych; są
więc wskaźnikiem procesów rewaloryzacji, redefiniowania i reinterpretacji niektó
rych wymiarów rodziny, np. instytucjonalnego/grupowego (Budzyńska 201 Ob).
Socjologowie o d lat śledzą i opisują przyczyny zachodzących przem ian. Po
czątkowo wiązano je z industrializacją i urbanizacją (Adam ski 2002; Tyszka 2002).
Dziś podkreśla się wpływy deinstytucjonalizacji, oznaczającej utratę znaczenia
w życiu społecznym wszelkich instytucji społecznych, w tym rodziny; indyw idua
lizacji, pow iązanej ze w zrostem znaczenia indyw idualnych potrzeb (sam orealiza
cji), także jakości życia i sw obody w sferze seksualnej; sek u la ry za c ji, powodującej
odchodzenie od w artości i n o rm religijnych, w tym regulujących życie rodzinne
(B e c k i B eck-G ernsheim 2005; M ariański 2003); g lo b a liza c ji e k o n o m iczn ej i k u ltu
rowej, umożliwiającej m igracje ekonom iczne oraz w arunkującej pluralizm aksjo-
norm atyw ny; także e k o n o m ii n iep ew n o ści, pow iązanej z rynkiem pracy, ryzykiem
jej utraty i związanej z nią m arginalizacji społecznej; k o lo n iza c ji n a tu r y p r z e z n a
ukę, zwłaszcza w obszarze m edyczno-farm aceutycznym , umożliwiającej seks bez
prokreacji i prokreację bez seksu (B eck-G ernsheim 2002; Siany 2002: 104, 2009);
fem inizm u walczącego o praw a kobiet, bądź rosnącego zn a c ze n ia n a u k sp o łe c z
nych, podważających dotychczasowe m odele wychowywania potom stw a i propa
gujących nowe norm atyw ne m odele życia rodzinnego - bez konfliktów i w ypeł
nionego bezw arunkow ą akceptacją oraz m iłością (G iza-Poleszczuk 2005). Zresztą
tych przyczyn m ożna znaleźć znacznie więcej i każda z nich zapew ne m a jakiś
udział w zaniku rodziny tradycyjnej, czyli nuklearnej, na rzecz innych, zróżnico
wanych form życia rodzinnego (B udzyńska 201 Ob).
a) Instytucjonalność rodziny
W spółcześni socjologowie, powołując się na wcześniejsze prace Ernesta W.
Burgessa i H arveya J. Lockea, podkreślają zm niejszanie się w ym iaru instytucjo
nalnego3 rodzin na rzecz w spólnotow o-grupow ego, czego w yrazem jest wzrost
3 W arto tu pośw ięcić nieco więcej uw agi pojęciu instytucjonalności zarów no m ałżeństw a,
jak i ro dziny w ujęciu Franciszka A dam skiego (2002: 14). Instytucjonalność m ałżeństw a autor
definiuje - z jednej stro n y - jak o zespół zadań nałożonych przez społeczeństw o, zw iązanych
£ p rokreacją i socjalizacją członków rodziny, a z drugiej - jako zespół pow iązań i zobow iązań
ludzi te zadania w ykonujących w ram ach stosunków pokrew ieństw a i w ynikających z nich p raw
(np. d la dzieci - praw a d o o trzy m an ia statu su legalnego p o to m k a um ożliw iającego dziedziczenie
Po rodzicach m ajątku, pozycji społecznej, o trzym yw anie p o m o cy m aterialnej i pozam aterialnej,
zaś dla m ałżonków - u zn an ie legalności w spółżycia seksualnego). N atom iast w o d niesieniu do
rodziny, in stytucjonalność - p o z a om ów ionym i ju ż aspektam i - A dam ski w iąże z form alnym
ustanow ieniem i fu nkcjonow aniem ro dziny w edług określonych n o rm społecznych w ram ach
88 Ewa Budzyńska
znaczenia m.in. nieform alnych, osobowych relacji łączących członków rodziny, nie
form alne w zory kontroli, przy zachowaniu pewnych znam ion instytucji określają
cych proces jej powstania, trw ania, rozpadu (Adamski 2002: 31; Tyszka 2002: 32).
Postępujące przem iany we współczesnych społeczeństw ach, z jednej strony p o
tw ierdzają powyższe założenia, gdyż form alizacja związku nie jest już konieczna
ani do jego społecznej akceptacji, ani do legalizacji zrodzonego w nim potom stw a
(Elliot 1986; Lewis 2001), a negatyw ne sankcjonow anie rezygnacji z posiadania p o
tom stw a w w ielu państw ach/społeczeństw ach daw no zanikło, przy jednoczesnym
uznan iu tej kwestii za całkowicie pryw atny w ybór (choć rów nocześnie wiele za
chodnich państw dofinansow uje zarów no działania antykreacyjne - antykoncep
cję i aborcję, jak i prokreacyjne w postaci zabiegów in vitro (Szeroczyńska 2008),
oraz udziela finansowej pom ocy tym, którzy decydują się rodzić dzieci). Z drugiej
strony, pojaw ia się jed n ak szereg społecznych zjawisk, świadczących o obejm ow a
niu społeczną kontrolą sfer dotychczas stanowiących pryw atną przestrzeń życia
rodzinnego, niedostępną nikom u z zew nątrz. Na przykład, p o d kontrolę państw a
zaczął p odpadać los dziecka urodzonego, które w społecznościach tradycyjnych
było „własnością” rodziny, a dziś staje się „dobrem publicznym ”. W razie niedopeł
nienia przez rodziców nałożonych nań przez państw o obowiązków (np. w postaci
właściwego odżyw iania, zapew nienia odpow iednio wysokiego poziom u m aterial
nego, niezatrudniania we w łasnym gospodarstw ie, niestosow ania kar fizycznych),
dzieci m ogą zostać odebrane rodzicom i umieszczone w dom u dziecka lub w ro
dzinie zastępczej (N ew m an i G rauerholz 2002; Giza-Poleszczuk 2005). Co więcej,
powoli ograniczana zostaje funkcja socjalizacyjna rodziny, m.in. z uwagi na wzrost
znaczenia ekspertów w dziedzinie edukacji małych dzieci, także zalecenie przez
Unię Europejską przeniesienia socjalizacji do środowisk pozarodzinnych - żłobków
i przedszkoli, jak i przez lansowanie przez wiele państw europejskich, w tym Pol
skę, pracy zawodowej kobiet, niezależnie od ich statusu rodzinnego. Pod kontrolę
społeczną i praw ną podpadła także sfera intym nych relacji seksualnych pom iędzy
m ałżonkam i oraz stosow anie kar w celu w ym uszenia posłuszeństwa członków ro
dziny względem tzw. głowy rodziny. Zatem to, co kiedyś ściśle należało do sfery pry
watnej i było społecznie akceptowane (tzw. obowiązki małżeńskie, posłuszeństwo
wobec męża i rodziców), co najwyżej stając się przedm iotem sąsiedzkich plotek, dziś
przenoszone jest do sfery publicznej, nagłaśniane i piętnowane w mass mediach, b u
dząc nie tylko silne reakcje potępienia, ale i społeczne przyzwolenie na interwencję
służb państwowych i stosowanie surowych sankcji.
W ten sposób funkcja k o ntrolna społeczeństw a/państw a przeniesiona zostaje
z w ym ogu legalności życia m ałżeńsko-rodzinnego, jego usankcjonow anej stru k
tu ry społecznej oraz spraw ow ania niezbędnych dla społeczeństw a funkcji, na wy
m óg jakości em ocjonalnych i seksualnych relacji pom iędzy członkam i rodziny
danego system u społecznej k o ntroli (A dam ski 2002: 30). M am y tu więc do czynienia z typem
dw u stro n n ej relacji i zależności p om iędzy d w om a p o d m io ta m i społecznym i, jak im i są społecz
ność jako całość oraz jej członkow ie, będący zarazem członkam i m ałżeństw /rodzin.
Między prawem i lewem: rodzinne dylem aty Polaków
oraz na rów ne prawa do sam ostanow ienia w szystkich członków rodziny, nie wy
łączając dzieci (N ew m an i G rauerholz 2002; Słany 2002). Wydaje się więc, iż nale
żałoby odejść od tezy o m inim alizow aniu w ym iaru instytucjonalnego rodziny na
rzecz w ym iaru w spólnotow o-grupow ego (A dam ski 2002), lecz uznać konieczność
r e i n t e r p r e t a c j i tego w ym iaru. W edług tej opcji instytucjonalność rodziny we
współczesnych społeczeństw ach zachodnich nie tyle traci na znaczeniu, ile zostaje
przedefiniowana. Świadczy o tym nie tylko społeczne uznanie związków niefor
malnych, ale i dzieci pozam ałżeńskich, jak rów nież przesunięcie pu n k tu ciężko
ści społecznej kontroli z fo rm alno-strukturalnej sfery funkcjonow ania rodziny na
nieform alne relacje w ew nątrzrodzinne.
raz na zawsze zniszczyły daw ny spokojny rytm dom ow ego życia, ograniczonego
do jednego terytorium - oswojonego i dobrze znanego. W szystko to sprawia, że
życie rodzinne przestało się toczyć w jednym stałym miejscu, lecz często jest roz
proszone pom iędzy kilkanaście różnych, straciło też własny stały rytm dnia na rzecz
rytm u narzucanego przez wiele społecznych instytucji: np. przedszkola, szkoły, orga
nizacje młodzieżowe, godziny pracy męża i żony, godziny otwarcia sklepów, rozkład
jazdy publicznego tran sp o rtu itd. (Beck i B eck-G ernsheim 2005). W efekcie zosta
ją ograniczone do m inim um zarów no role rodzicielskie, ale i zakres pierwotnej
socjalizacji, opartej na stałych, długotrw ałych i silnych em ocjonalnych więziach.
Przy okazji tych rozważań należałoby zadać sobie pytanie: czy zatem w kontekście
tak głębokich przem ian m ożna jeszcze postrzegać rodzinę jako grupę pierw otną,
jeśli poszerza się ona o osoby niezw iązane z nią silną więzią em ocjonalną, a spra
w ujące niezwykle istotną dla rodziny i społeczeństw a funkcję socjalizacji pierw ot
nej (np. opiekunki dziecka), bądź jeśli rodzina ograniczyła do m inim um kontakty
typu face to face, nie m ów iąc o tym , że przestała być grupą trw ałą (np. w w yniku
rozw odu lub separacji)? I jeśli nic już w niej nie jest pew nego i stałego: ani tery to
riu m życia rodzinnego, ani rodzice biologiczni, ani rodzice społeczni?
4 R ozw ażania na tem at p o d o b ień stw i różnic p om iędzy praw em k a nonicznym i polskim
praw em ro d z in n y m m o żn a znaleźć w pracy zbiorow ej: Małżeństwo w prawie świeckim i w pra
wie Kanonicznym. Materiały Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej zorganizowanej w dniach 12
i 13 maja 1994 roku w Katowicach , red. Bronisław Czech, Katowice 1996, Instytut W ym iaru
Sprawiedliwości, O śro d ek T erenow y p rzy Sądzie W ojew ódzkim w Katowicach.
92 Ewa Budzyńska
Powyższe dwa m odele należą do sfery funkcjonow ania instytucji, natom iast trzy
pozostałe pow iązane są ze sferą społecznej recepcji i aplikacji tych dw óch pierw
szych. Zatem model percypowany zawiera
5 W arto pam iętać, iż z racji od m ien n ej interpretacji klauzuli w Ewangelii św. M ateusza
Kościoły praw osław ne stosują o d m ie n n ą p raktykę w po ró w n an iu z K ościołem rzym skokatolic
kim : one zezw alają n a „rozłączenie m ałżonków ” dokonując o brzędu „zdjęcia błogosław ieństw a
kościelnego”, czego konsekw encją jest m ożliw ość zaw arcia kolejnego sakram entalnego związku,
aczkolw iek z pew nym i o graniczeniam i (np. w postaci brak u uroczystej cerem o n ii ślubnej oraz
kilkuletniej ekskom uniki odłączającej o d E ucharystii (G ajda 1996; Paprocki 1996, 2009).
94 Ewa Budzyńska
chow ują dzieci, status rodziny przyznaje jedynie 9% respondentów (CBOS 2006e).
Te dane wskazują na to, iż w św iadom ości społecznej powoli zm ienia się ogólna
koncepcja rodziny, ewoluując w k ieru n k u ograniczenia jej do więzi społecznych
łączących rodziców i dzieci, z pom inięciem w arunku w postaci m ałżeństw a jako
aktu cywilnego, a zwłaszcza sakram entalnego. W arto w tym m iejscu wskazać na
niekonsekw encję w poglądach Polaków: zapytani o opinię na tem at związków nie
form alnych, respondenci w większości podkreślają znaczenie legalizacji związku,
zwłaszcza w Kościele - om ów ienia tych badań dokonam poniżej.
Jeśli m am y do czynienia z ograniczoną akceptacją ogólnej katolickiej koncep
cji rodziny, w arto przyjrzeć się jej poszczególnym w ym iarom : na ile w tym w ypad
ku dokonały się zm iany w społecznej recepcji.
Sakramentalność i świętość - ten w ym iar jest stosunkow o wysoko akcepto
wany przez polskie społeczeństw o i uznaw any za niem al oczywisty: w 2008 roku
katolickie m ałżeństw a wyznaniowe stanow iły 68,7% w szystkich zaw artych w te
dy m ałżeństw (Rocznik demograficzny 2009). N atom iast w świetle badań socjo
logicznych p o n ad połow a Polaków opow iada się za sform alizow aniem m ałżeń
stwa: 33% uważa, że najważniejszy jest ślub kościelny pociągający skutki prawne
(konkordatow y), 27% za wystarczający uznaje ślub cywilny, ale ślub kościelny też
w arto byłoby zawrzeć (czyli 60% opow iada się de facto za ślubem kościelnym /
konkordatow ym , choć nadaje im różne znaczenie), 32% zostawia to decyzji zain
teresow anych, jedynie 5% uważa, że ślub cywilny jest najważniejszy, a kościelny
nie m a znaczenia. Również zdecydow ana większość (60%) uważa za wskazane,
a naw et obligatoryjne, wzięcie ślubu przez p ary kohabitujące (CBOS 2008c). Na
w ysoką rangę m ałżeństw a sakram entalnego wskazywali także m ieszkańcy Kalisza
(85%) (B aniak 2007a). Z innych badań rów nież wynika, iż Polacy są przywiązani
d o instytucjonalnej form y m ałżeństw a, a dla 73,9% sam a decyzja zawarcia m ał
żeństwa w sposób zgodny z obow iązującym i norm am i praw nym i świadczy o jego
pow ażnym traktow aniu (Siany 2007). Nie m ożna jednak zapom inać, że czw arta
część Polaków (23,1%) m ałżeństw o uznaje za instytucję przestarzałą, co stanowi
jeden z najwyższych w skaźników pośró d krajów europejskich (Poleszczuk 2002).
Wierność i czystość przedmałżeńska/małżeńska - jak wcześniej wspomniano, m ał
żeństwo wciąż stanowi główny cel życiowy i postrzegane jest jako stan przynoszący
zadowolenie. Pośród czynników gwarantujących małżeński sukces dostrzega się wagę
wierności (79% mężczyzn i 85% kobiet), wzajemnego szacunku (odpowiednio: 81%
85%), zrozumienia i tolerancji (odpowiednio: 75% i 80%), w mniejszym stopniu po
siadania dzieci i zadowolenia ze współżycia seksualnego. W związku z tym nie może
dziwić silne potępienie małżeńskiej zdrady, rom ansu z cudzym m ałżonkiem 11 (CBOS
11 78% Polaków uznało za m oralne zło zdradę m ałżonka lub p a rtn e ra w stałym związku
(CBOS 2008c), a 60,5% Polaków tw ierdziło, iż zdrada nigdy nie m oże być uspraw iedliw iona, co
stanow i jeden z wyższych wskaźników rygoryzm u m oralnego p o śró d innych krajów europejskich.
Podobny rygoryzm w tej kwestii (albo wyższy) przejaw iała A ustria (67,4%), Francja (61,8%),
N iem cy (66,3%), C horw acja (73,2%), Bułgaria (94,3%) i R um unia (71,5%) (Poleszczuk 2002).
^ jędzy prawem i lewem: rodzinne dylem aty Polaków
1 1 97
12 Z akaz cudzołóstw a pod k reśla w jakiejś m ierze w artość m ałżeństw a; jego złam anie
prow adzi d o śm ierci grzeszników (daw ny ju d aizm , islam ), b ąd ź staje się głów nym pow odem
rozw odu (w spółczesny jud aizm , praw osław ie, p rotestantyzm ) (T randa 1996; U n te rm a n 2002;
G ajda 1996; Paprocki 2009, 1996; M achut-M endecka 2001).
98
m ałżeń stw a13. S kutkiem zliberalizow anych p ostaw w obec sfery seksualnej jest
rów nież w zrost u ro d z e ń p o z a m a łż eń sk ich 14.
Jedność i nierozerw alność m a łżeń stw a - w ym iar ten także nie jest w pełni ak
ceptow any i realizowany w społeczeństw ie polskim . D okonuje się tu pow olny pro
ces poszerzania się zjawiska rozwodów, będący efektem liberalizacji praw a cywil
nego z jednej strony, a z drugiej - przem ian społeczno-kulturow ych i mentalnych,
polegających na wzroście społecznej aprobaty dla rozw odów i pow tórnych m ał
żeństw, jak i na zm ianie w system ie w artości o charakterze indyw idualizacji (pry
m at w łasnego szczęścia w raz z niechęcią do pośw ięcenia go dla w artości wyższej,
jaką jest trw ałe m ałżeństwo lub dobro dzieci). Procesy te uwidaczniają się zarówno
w sferze faktów dem ograficznych, jak i deklarowanych postaw społecznych.
W ostatnim dw udziestoleciu, czyli w okresie ustrojowej transform acji w Pol
sce, m am y do czynienia ze zjawiskiem nasilonego - w porów naniu z poprzednim
okresem socjalizm u - rozpadu rodzin. W prawdzie głównym pow odem rozpadu
wciąż jest śm ierć w spółm ałżonka (przede wszystkim męża: 119,3 tys. wobec 42,5
tys. przypadków rozpadu w w yniku śm ierci żony), jed n ak pom iędzy 1990 i 2008
rokiem półtora raza zwiększył się w skaźnik rozw odów z 4,6 na 7,3 w przeliczeniu
na 1000 istniejących małżeństw, a w liczbach bezwzględnych: z 42,4 tys. w zrósł do
65,5 tys. Do tych liczb należy dodać praw om ocnie orzeczone separacje (wzrost
z 1,3 tys. w 2000 roku do 3,8 tys. w roku 2008). Do najczęściej wskazywanych przy
czyn rozkładu współżycia m ałżeńskiego należy niezgodność charakteru (25,7%
jako w yłączna przyczyna, łącznie z innym i przyczynam i - 7,8%) oraz niew ierność
13 Józef B aniak ta k interp retu je w yniki sw oich b adań: „W spólne m ieszkanie narzeczonych
m oże budzić określone w ątpliw ości m o raln e lub religijne, jeśli uw zględnim y o d m ie n n e zalece
n ia K ościoła katolickiego. N iem niej, podejście p o n a d 3/5 badanych katolików jest zgoła sprzecz
n e z tym i zaleceniam i, p oniew aż ci resp o n d en ci w p e łn i akceptują tzw. p ró b n y etap w spólnego
pożycia narzeczonych n a w zór m ałżonków , w łącznie ze w spółżyciem seksualnym : w tej grupie
o dnajd u jem y też 1/2 osób w ierzących i praktykujących religijnie. D la tych re sp o n d en tó w w aż
niejsza jest stabilność przyszłego zw iązku m ałżeńskiego i szczęście m ałżonków , a nie ‘dziw ne’
czy ‘starośw ieckie’ zasady m o raln e K ościoła, a tak ą stabilność gw arantuje w łaśnie etap ‘ro z p o
znaw czy’ i w spólne m ieszkanie ‘próbne’ narzeczonych, w k tórym m ają szansę p ełnego p o zn an ia
sw oich różnic osobow ych i u p ew nienia się w tym , czy spełniają w szystkie w aru n k i zapew niające
trw ałość ew entualnego ich m ałżeństw a. W ich ocenie, lepszą jest sytuacja, gdy narzeczeni ro z
chodzą się k ulturalnie p o ro zp o zn an iu w łasnych m ożliw ości dążenia d o m ałżeństw a, niż gdyby
m usieli się rozejść jak o m ałżonkow ie, którzy ‘nie spraw dzili się’ we w spólnym zw iązku z wielu
różnych pow odów , gdyż zlekceważyli je w okresie narzeczeńskim . Oczyw iście, to podejście re
sp o n d e n tó w d o narzeczeństw a i m ałżeństw a m a typow o św iecki profil i w yraźnie jest sprzeczne
z religijnym i i m oralnym i sta n d ard a m i chrześcijaństw a oraz d o k try n y ro dzinnej K ościoła k a to
lickiego” (B aniak 2007a: 380)
14 Pom iędzy 1990 i 2008 r. podw oiły się odsetki u ro d z eń pozam ałżeńskich z 6,2% do
19,9%, w po ró w n an iu z 1980 r., gdy w skaźnik te n w ynosił 4,8% (Rocznik demograficzny 2009).
Z jaw isko to m oże m ieć w ielorakie przyczyny: od większej społecznej tolerancji sam otnego m a
cierzyństw a p o u tru d n ie n ia w w ykonaniu aborcji, jak i w zrost p o tęp ien ia m oralnego d la tego
czynu; ale przyczyną m oże być rów nież m ożliw ość uzyskania większej p o m o cy m aterialnej ze
stro n y p aństw a przy p o sia d an iu statu su sam otnej m atki w p o ró w n a n iu z m atką zam ężną.
Między prawem i lewem: rodzinne dylem aty Polaków 99
w w ieku 35-39 lat rezygnuje z dalszego potom stw a). Takie postaw y przejawia podobne odsetki w pełni (ok. 20%) bądź częściowo (ok. 20%) zaakceptow ana (Ba
znacznie więcej kobiet w wieku 30-39 lat (60-79%) niż mężczyzn (43-64%); wyso niak 2007a).
ki poziom prak ty k religijnych w m inim alnym stopniu wpływa na postaw ę otw ar Podobne problem y ro d zi w Polakach zasada poszanow ania ludzkiego życia,
cia się na większą liczbę potom stw a niż to, które się już urodziło (CBOS 2010c). zwłaszcza w fazie prenatalnej. Po zm ianie w 1993 roku kom unistycznej ustawy
C o więcej, planow ana dzietność w postaci dwojga dzieci nie przekłada się na 1 1956 roku, zezwalającej na dokonyw anie aborcji praktycznie bez jakichkolw iek
rzeczywiste zachow ania prokreacyjne: w Polsce od wielu lat trw a zjawisko depresji ograniczeń (w szak każdy m ógł ocenić swoją sytuację życiową jako tru d n ą , nie
dem ograficznej, wyrażającej się niskim przyrostem naturalnym oraz niską dziet mówiąc o w zględach zdrow otnych), społeczeństw o polskie zaaprobow ało o g ra
nością kobiet, która nie gw arantuje prostej zastępow alności pokoleń (w spółczyn niczenie w arunków dopuszczalności przeryw ania ciąży d o kilku zaledw ie sy tu
n ik dzietności w 2008 roku w yniósł 1,39 wobec dem ograficznego m inim um gwa acji (ciąża jako w ynik gw ałtu lub kazirodztw a, deform acje p ło d u oraz zagroże
rantującego prostą zastępow alność pokoleń i wynoszącego 2,12), a dom inującym nie życia m atki) (Balicki, Frątczak i N am 2007: 372). Jednak w ocenie m oralnej
typem polskiej rodziny jest rodzina z jednym dzieckiem (Rocznik demograficzny Kościoła żadne względy nie uspraw iedliw iają od eb ran ia życia n ieu ro d zo n em u
2009). Nie m ożna zatem się dziwić, iż tak silne postaw y ograniczające dzietność dziecku. Z takim poglądem w latach 2007 i 2010 identyfikuje się jedynie 13-14%
do niezbędnego m in im u m (w praw dzie dającego poczucie spełnienia, szczęścia dorosłych Polaków, natom iast w zrósł odsetek opow iadających się za zakazem
i sensu życia, ale „co za dużo, to niezdrow o”), pociągają wysoką aprobatę dla dzia aborcji z dopuszczeniem pew nych w yjątków (odpow iednio: 32% i 36%) (CBOS
łań, które pom ogą w zapobieżeniu „skutkom ” seksualnego pożycia. D o nich zali 2007b, 2010a). O znacza to, iż w stosunku do danych z początku lat dziew ięćdzie
czana jest antykoncepcja oraz aborcja. siątych XX w ieku, kiedy to zw olennicy takiego stanow iska stanow ili ok. 30%15,
Szereg badań socjologicznych prow adzonych zarów no w śród dorosłych, jak powoli szala w yborów przesuw a się na stro n ę zw olenników o ch ro n y życia. B ada
i m łodzieży (M ariański 2003) ukazuje w ysoki stopień aprobaty dla różnorakich nia socjologiczne nad życiem religijnym w poszczególnych diecezjach w latach
działań antykoncepcyjnych. Badania nad postaw am i m oralnym i mieszkańców 1997-2006 (M ariański 2006a) w skazują, iż postaw y katolików w obec aborcji
poszczególnych diecezji pokazały, iż są zróżnicow ane: sprzeciw wobec aborcji deklaruje 35,1% katolików w diecezji
włocławskiej, 51,1% w diecezji łódzkiej i 89,5% w diecezji tarnow skiej. B ada
[...] z wyjątkiem diecezji tarnowskiej, łomżyńskiej i sandomierskiej około połowa nia nad m ieszkańcam i Kalisza wykazały, iż 41,8% bezw zględnie opow iada się
(lub więcej) badanych katolików wyraża moralną aprobatę stosowania środków za no rm ą chroniącą życie przed narodzeniem , zaś łącznie - z uw zględnieniem
antykoncepcyjnych i około co piąta badana osoba uzależnia ocenę takich zacho
pewnych w yjątków - akceptuje ją 56,2%, nato m iast osobiście aborcję odrzuca
wań od okoliczności (12,8%-23,6%). [...] Zwolennicy nauczania moralnego Koś
60,0% respondentów (B aniak 2007a). P onadto w szystkie bad an ia n ad tą kw estią
cioła na temat antykoncepcji są (z wyjątkiem diecezji tarnowskiej) w mniejszości,
a norm a zakazująca antykoncepcji osiąga w niektórych diecezjach rangę tzw. nega wskazują, iż najsilniejszym korelatem postaw w obec aborcji są postaw y religij
tywnej oczywistości kulturowej (poniżej 20% aprobaty normy). Dość powszechna ne: ich w ysoka intensyw ność przekłada się n a silniejszy sprzeciw w obec aborcji.
aprobata antykoncepcji wśród katolików polskich nie oznacza automatycznie jej Zdaniem Tadeusza D októra (2001b: 265):
realizacji w praktyce, choć może do tego prowadzić (Mariański 2006a: 70).
W zrost siły związku pomiędzy religijnością a aprobatą dla aborcji, przy jednoczes
Ponadto, w społeczeństw ie polskim niska jest znajom ość m etod naturalnych i p o nym wzroście tej aprobaty (przynajmniej w niektórych przypadkach), zdaje się
w iązana z tym ich aprobata (Siany i Kluzowa 2004). Pogłębione badania nad tą świadczyć o różnicowaniu się polskiego społeczeństwa w tej kwestii na wyraźne
spolaryzowane obozy: motywowanego religijnie sprzeciwu wobec aborcji i moty
kw estią przeprow adzone w śród m ieszkańców Kalisza pokazały, iż o w yborze d a
wowanego areligijnie obozu zwolenników jej akceptacji.
nego typu m etod decydują dwa podstaw ow e kryteria: w iara w skuteczność i ła
tw ość stosow ania. M etody n aturalne - przez w ielu oceniane jako niepraktyczne
z racji konieczności zdobycia odpow iedniej wiedzy biologicznej oraz ograniczeń 15 D an e przyw ołane przez K rystynę Siany i K rystynę K luzow ą inform ują, iż p rzeciw ni
w korzystaniu z seksualnych przyjem ności - preferuje ok. 20-30% kaliszan, a jeśli cy aborcji w 1987 r. stanow ili 46,2%, nato m iast w okresie tran sfo rm acji ich odsetek w yraźnie
dołączyć do nich kategorię preferujących „kalendarzyk m ałżeński” (nie wnikając, zm alał i zaw ierał się w g ranicach 24% (b a d an ia SG H i G U S w 2001 r.) d o 11% (b a d an ia CBOS
co dla respondenta oznacza to pojęcie), uzyskamy dość wysokie odsetki (ok. 38%) z 2002 r.) (Siany i Kluzowa 2004). O znacza to, iż postaw y w obec aborcji są efektem n ieustannej
chcących om inąć z jakichś pow odów (zdrow otnych bądź m oralnych) pułapki a n pracy n a d ukazyw aniem jej istoty o ra z jej dalekosiężnych skutków zdrow otnych, psychicznych
i społecznych, ale także udzielania p o m o cy kobietom w zagrożonej aborcją ciąży, w reszcie d o
tykoncepcji. Także w tych badaniach n o rm a m oralna Kościoła rzym skokatolickie
strzeżenia - także ze stro n y K ościoła - statu su dziecka zm arłego p rz e d n a ro d ze n ie m , niezależ
go, nakazująca kierow anie się wyłącznie godziwymi m etodam i regulacji p ło d n o nie o d czasu trw a n ia ciąży oraz jego wagi i w ielkości w m om encie u tra ty życia (np. we w czesnym
ści, została przez blisko połowę respondentów odrzucona, ale jednocześnie przez p o ro n ien iu sam oistnym ).
102 Ewa Budzyńska
Z jednej strony, takie dane oznaczają utożsam ianie się z nauczaniem Kościoła jego
wyznawców, z drugiej strony, świadczą o tym , iż ludzkie życie w okresie prena
talnym nie stanow i w artości ponadkonfesyjnej, łączącej tych, którym bliska jest
elem entarna zasada hum anizm u „człowiek nie zabija człowieka”.
Jeśli dla większości Polaków aborcję uspraw iedliwiają sytuacje nadzwyczajne,
w tym stwierdzone wady u dziecka, m ożna dojść do wniosku, iż wartością nie jest
życie „sam o w sobie”, ale tylko takie, którem u przypisane są param etry gw arantu
jące później szczęście (własne i rodziców). W edług socjologicznych badań 62-63%
Polaków dopuszcza aborcję w przypadku stwierdzenia u ludzkiego płodu nieule
czalnych wad, 54% jest za niepodtrzym yw aniem życia wcześniaka, u którego rozpo
znano poważne dysfunkcje, a 44% za bezbolesnym zakończeniem życia noworodka,
który urodził się z wadam i ciała (CBOS 2005c; 2005d; 2006d). W takiej sytuacji tym
bardziej nie może dziwić brak wrażliwości na los nadliczbowych mikroskopijnych
em brionów (liczących wprawdzie do stu kom órek każdy, ale niewidocznych gołym
okiem , nie czujących, nie płaczących i nie pozostających w społecznych interak
cjach), jeśli na drugiej szali kładzie się prawo do osiągnięcia własnego rodzicielskie
go szczęścia dorosłych poprzez zabieg in vitro, zmierzający do urodzenia jednego
dziecka kosztem unicestwienia pozostałych licznych em brionów (60% Polaków
opowiada się za zapłodnieniem in vitro) (CBOS 2005a, 2008e).
4. PODSUMOWANIE
\V tych tylko granicach jest akceptow ana - pytanie, czy w ogóle pojm ow ana jako
dar Boga. W szak liczniejsze potom stw o jest raczej dow odem na własną, zawinioną
bezradność niż Jego błogosławieństwo. Stąd aprobatą cieszą się wszelkie działa
nia, które m ają na celu ograniczenie konsekw encji aktywności seksualnej, byle
by tylko przyniosły one pożądany skutek w postaci uniknięcia poczęcia dziecka.
W związku z tym „odpow iedzialne rodzicielstwo” najczęściej jest rozum iane jako
przyzwolenie na korzystanie z łatwych w użyciu, „pewnych” i dostępnych środków
antykoncepcyjnych (jeśli wierzyć ich reklam ie). Zalecane w katolicyzm ie m etody
naturalne w dość nikłym stopniu są przysw ojone i stosow ane (najczęściej zresztą
rozum iane są jako m ityczny „kalendarzyk”, postrzegany jako m etoda zawodna).
Także życie jako takie nie jest uznaw ane za w artość autoteliczną, lecz jedynie
to, które nie przekracza drastycznie n o rm zdrow otnych, gw arantujących właściwą
jakość dziecka, wyrażaną przez etykiety: „chciane” i „planowane”, „zdrowe”. Co więcej,
jego w artość w ynika nie z relacji do Boga-Stwórcy, lecz tylko i wyłącznie z faktu
uznania go przez jego rodziców za godne troski i urodzenia, pod w arunkiem , że
przyczyni się do osiągnięcia ich dobrostanu bądź uniknięcia przez nich samotności.
W idać więc, iż zarysow ana w nauczaniu Kościoła relacja pom iędzy postawą
najgłębszego zaufania Bogu, połączonego z otw arciem na Jego dar płodności oraz
odpow iedzialnym i godziw ym (czyli z poszanow aniem godności osoby ludzkiej
i praw natury) działaniem człowieka w sferze prokreacji, w społeczeństwie pol
skim zostaje zawężona do działań człowieka oraz perspektyw y doczesności, ogra
niczając (a m oże wykluczając?) rolę Boga. M am y tu zatem do czynienia z przeja
wem desakralizacji ważnego segm entu życia rodzinnego.
Reasumując: w analizowanych poglądach Polaków-katolików na m ałżeństw o
i rodzinę została zatarta w yraźna granica pom iędzy tym , co „prawe” i tym , co
„lewe”. C o więcej, to, co dawniej było „prawe” - dziś nieuznaw ane przez w ięk
szość, staje się „lewem”, a to, co ongiś było napiętnow ane jako „lewe” - dziś zy
skuje upraw om ocnienie i staje się „prawem”. M ożna na koniec zastanow ić się, czy
w odniesieniu do poruszanych kwestii religijno-m oralnych Polacy zastanawiają
się n ad dokonaniem w yboru pom iędzy stawianym przez religijną instytucję ide
ałem rodziny i pragm atycznym i, hedonistycznym i rozw iązaniam i lansowanym i
przez współczesną areligijną kulturę. Obawiam się, iż większość społeczeństwa
nie przeżywa tych kwestii w kategoriach konfliktu aksjologicznego (czyli owych
tytułow ych „dylematów) bądź alternacji16, lecz w sytuacjach codziennych k ieru
je się pragm atyzm em i sytuacjonizm em , na co już wcześniej wskazywało wielu
socjologów opisujących stan św iadom ości Polaków (Budzyńska 2008). A co do
m oralnych dylem atów dotyczących życia rodzinnego - zapew ne pozostaną owym
Platońskim „narw ańcom ”, dążącym do doskonałości poprzez realizację w swym
życiu codziennym w artości wyższego rzędu (Ossowski 2000:96).
16 T erm in w prow adzony przez Petera L. Bergera n a oznaczenie m ożliw ości w ybierania
różnych, czasem sprzecznych system ów znaczeń (1988).
Janusz Mariański
K a to lic k i Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II
WSTĘP
W społeczeństw ie polskim dyskurs m oralny przed 1989 rokiem toczył się między
przedstaw icielam i m oralności katolickiej i zw olennikam i m oralności socjalistycz
nej, po 1989 roku główny n u rt dyskusji przesunął się w kierunku dyskursu między
katolicyzm em a zw olennikam i m oralności laickiej czy liberalnej (określenie to jest
niedoskonałym skrótem myślowym). A utor ten uważa, iż:
W ydaje się, że rodzina polska z przełom u wieków staje się w coraz m niejszym
zakresie „w spólnotą przekonań”. Ta pogłębiająca się różnorodność przekonań nie
m usi prow adzić do narastania konfliktów, jeżeli rów nocześnie będzie się kształ
^^podzina polska na rozdrożu: kryzys czy transformacja wartości m oralnych? 109
a więzi rodzinne są wciąż jeszcze dość intensyw ne. Posiadanie dzieci jest uważane
przez większość Polaków za w arunek udanego i szczęśliwego m ałżeństwa. W yraź
ne zm iany dokonują się natom iast w niektórych dziedzinach św iadom ości m o
ralnej. O bszar problem ów związanych z seksualnością charakteryzuje się znaczną
pryw atnością i odchylaniem się o d norm atyw ów kościelnych. N iekonw encjonal
ne, pozam ałżeńskie form y współżycia nie są przez wielu Polaków oceniane nega
tywnie, a przynajm niej istnieje dla nich znaczne przyzwolenie społeczne.
W społeczeństw ie polskim rodzina była i jest nadal podstaw ow ą kom órką spo
łeczną, bardzo w ażnym elem entem stru k tu ry społecznej, o wielu cechach rodziny
tradycyjnej, najlepszym i najbardziej skutecznym nośnikiem oraz przekazicielem
w artości i n o rm m oralnych. Potw ierdza się rozbieżność pom iędzy wartościam i
„odśw iętnym i” i codziennym i, a zwłaszcza w ynikającym i z w artości norm am i
postępow ania w życiu m ałżeńsko-rodzinnym . R odzina jako ogólna w artość jest
pow szechnie uznaw ana (na płaszczyźnie sym bolicznej) i akceptow ana jako w ar
tość podstaw ow a. Szczegółowe i bardziej konkretne w artości i norm y związane
z życiem m ałżeńsko-rodzinnym odznaczają się niższą aprobatą. W ielu młodych
ludzi nie chce poświęcać osobistego szczęścia dla nieudanej rodziny ani własnego
rozwoju dla dob ra swoich dzieci, w ielu nie jest w stanie naśladow ać i przyjąć wzo
rów kulturow ych pokolenia rodziców. Rodzina jest więc w św iadom ości Polaków
w artością osobliwą.
ne, że kochający się ludzie utrzym ują ze sobą kontakty seksualne, ślub nie jest do
tego konieczny” (CBOS 2007a: 9-10).
W so n d ażu CBOS z p rzeło m u sierp n ia i w rześnia 2007 roku połow a d o ro
słych Polaków akceptow ała praw o kobiety do podejm ow ania decyzji o aborcji
w pierw szych tygodniach ciąży (50%), odm aw iało jej takiego praw a dwie piąte
ankietow anych (40%; 10% - tru d n o pow iedzieć). W po ró w n an iu z 1997 rokiem
zm niejszyła się o 15 pun k tó w procentow ych grupa osób w yrażających poparcie
dla praw a kobiet do przeryw ania ciąży. W całej zbiorow ości dorosłych Polaków
w 2007 ro k u 12% badanych deklarow ało, że przeryw anie ciąży p o w inno być d o
zw olone bez żadnych ograniczeń, 35% - dozw olone, ale z pew nym i ogranicze
niam i, 32% - zakazane, ale z pew nym i w yjątkam i, 13% - całkow icie zakazane
1 8 % - tru d n o pow iedzieć. D opuszczalność legalna aborcji jest szczególnie wy
soka w określonych sytuacjach życiowych: gdy zagrożone jest życie m atki - 91%
badanych; gdy zagrożone jest zdrow ie m atki - 85%; gdy ciąża jest w ynikiem
gw ałtu, kazirodztw a - 79%; gdy w iadom o, że dziecko urodzi się upośledzone
- 6 6 %; gdy kobieta jest w ciężkiej sytuacji m aterialnej - 34%; gdy kobieta jest
w tru d n e j sytuacji życiowej - 30%; gdy kobieta po p rostu nie chce m ieć dziecka
- 23% (zob. W enzel 2007: 1-6).
W edług ogólnopolskiego sondażu z 2008 roku, zrealizowanego w ram ach
European Value Survey, 19,3% ankietow anych dorosłych Polaków zdecydowanie
zgadzało się z poglądem , że nie m a nic złego w tym , że para ludzi m ieszka ze
sobą razem nie zawierając m ałżeństw a, 40,7% - zgadza się, 22,1% - ani się zga
dza, ani nie zgadza się, 12,1% - nie zgadza się, 3,8% - zdecydowanie nie zgadza
się, 2 , 1% - tru d n o pow iedzieć lub brak odpow iedzi (tw ierdzenie, że pary h o m o
seksualne pow inny m ieć praw o adoptow ania dzieci - 1,9%, 6,0%, 10,7%, 31,2%,
47,4%, 2,9%). W całej zbiorowości Polaków 24,2% badanych całkowicie aprobo
wało przeryw anie ciąży w sytuacji, gdy kobieta jest niezam ężna i 24,7% - gdy m ał
żeństw o nie chce m ieć więcej dzieci (inform acje uzyskane od prof. A leksandry
Jasińskiej-Kani). W edług sondażu CBOS z w rześnia 2009 roku badani oceniali
aborcję w edług 7-punktow ej skali, na której 1 oznaczało, że respondent zgadzał
się na całkowity zakaz przeryw ania ciąży, a 7 - że zgadzał się na aborcję bez żad
nych ograniczeń. Uzyskane odpow iedzi przedstaw iały się następująco: 1 - 24,1%,
2 - 9,1%, 3 - 10,3%, 4 - 26,4%, 5 - 9,8%, 6 - 5,0%, 7 - 9,3% (tru d n o powiedzieć
- 5,7%, odm ow a odpow iedzi - 0,2%) (CBOS 2009a: 22).
W bad an iu zrealizow anym w 2007 roku przez TNS OBOP na zlecenie C entrum
Myśli Jana Pawła II uw zględniono kilka kwestii m oralnych, w których m ożna by
łoby - przynajm niej pośrednio - zm ierzyć wpływ Jana Pawła II na w ypowiadane
oceny i gotowość uw zględnienia przykazań Bożych w ocenach konkretnych ludzi.
W 11 ocenianych spraw ach najwyższą ocenę (aprobata stanow iska Kościoła) uzy
skały trzy kwestie: potępienie kierow ania się w życiu wiedzą pochodzącą z wróżb
i w skazań jasnow idzów (średnia ocen - 1,81, przy czym 1 oznacza aprobatę sta
now iska Kościoła katolickiego, a 7 - pełną negację); potępienie pozw olenia parom
hom oseksualnym na wychowywanie dzieci (1,82); potępienie rezygnacji przez
Rodzina polska na rozdrożu: kryzys czy transformacja wartości m oralnych? 113
aspektów eutanazji. N a pytanie: „Czy, ogólnie rzecz biorąc, takie zachowanie ja^
eutanazja, tzn. pozbaw ienie życia osoby chorej na jej prośbę, m oże być Pana(i)
zdaniem , w pew nych okolicznościach uspraw iedliw ione czy też nie m oże?”, pr2y
10 -stopniowej skali ocen o d 1 - nigdy nie m oże być uspraw iedliw ione, do 1()
zawsze m oże być uspraw iedliw ione, 51,5% badanych sytuow ało się od 1. do 5
stopnia skali i 44,1% - o d 6 . do 10. stopnia skali (4,2% - tru d n o powiedzieć i 0,2%
- odm ow a odpow iedzi) (CBOS 2009b: 22). Ogólnie m ożna powiedzieć, że zwo
lenników eutanazji w wym iarze praw nym jest więcej niż jej przeciwników, w wy
m iarach m oralnych sytuacja jest odw rotna (różnica niewielka).
Postawy m łodzieży wobec norm m oralności m ałżeńsko-rodzinnej są nieco
odm ien n e niż osób dorosłych. W iele wskazuje na to, że w spółczesna polska m ło
dzież podlega daleko idącym zm ianom . W edług K rystyny Szafraniec, dośw iad
czonego badacza w artości m łodego pokolenia Polaków, m łodzi Polacy są przede
wszystkim pragm atyczni, zarów no w w yborach edukacyjnych i zawodowych, jak
i w podejściu do życia i innych ludzi. Pragną oni, by wiedza przekazyw ana w szko
le i na studiach m iała bezwzględnie praktyczny charakter, w dziedzinie pracy naj
bardziej cenioną w artością są odpow iednie dochody oraz m ożliwość rozwoju za
wodowego, robienie kariery. K rystyna Szafraniec twierdzi, że
ryw ania ciąży, 17,0% - nie aprobow ało i 33,3% - zajm ow ało stanow isko pośred
nie („częściowo”); 12 ,2 % ankietow anych wyrażało chęć stosow ania się do naka
zu Kościoła zabraniającego seksu przed m ałżeństw em , 65,3% - nie aprobowało
go i 22,5% - to niezdecydow ani; 15,1% respondentów popierało zakaz Kościoła
dotyczący stosow ania środków antykoncepcyjnych, 58,9% - nie popierało, 16,4%
- częściowo popierało i nie popierało, 9,6% - to niezdecydow ani. W arto dodać
że 98,6% badanych określało siebie jako katolików i 46,3% uczęszczało w każdą
niedzielę do kościoła (zob. Kucharski 2006: 174-177).
W śród m łodzieży gim nazjalnej z Kalisza i okolicznych wsi w latach 2001-2004
ujaw nił się krytyczny stosunek do d oktryny m oralnej Kościoła. W całej zbioro
wości 27,8% badanych uznało aborcję za dozw oloną, 45,8% - za niedozwoloną,
10,7% - to zależy, 11,6% - tru d n o powiedzieć, 4,1% - brak odpowiedzi; postawy
wobec antykoncepcji odpow iednio: 62,9%, 9,2%, 17,8%, 7,5%, 2,6%; postaw y wo
bec rozw odów - 41,1%, 30,0%, 15,2%, 9,6%, 4,1%; postaw y wobec zdrady m ałżeń
skiej - 8,3%, 71,2%, 14,0%, 3,7%, 2,8%, 13,0% badanych aprobow ało tylko ślub
kościelny, 10,8% - tylko ślub świecki, 57,7% - obie form y ślubu, 8,2% - ślub jest
zbędny, 6 ,8 % - tru d n o pow iedzieć i 3,5% - b rak odpow iedzi. W iększość badanych
gim nazjalistów bardziej ceni w życiu m ałżeńskim i rodzinnym jakość własnego
szczęścia, a m niej docenia trw ałość instytucji m ałżeństw a i w spólnoty rodzinnej
(Baniak 2008a: 177-201).
Studenci A kadem ii Rolniczej w Lublinie w 2007 roku ustosunkow ali się w na
stępujący sposób do wybranych n o rm m oralności m ałżeńsko-rodzinnej: wolna
m iłość, seks bez ograniczeń - dozw olone - 25,3%, to zależy -38,0% , niedozw olone
- 26,8%, tru d n o pow iedzieć - 9,9%; współżycie seksualne przed ślubem kościel
nym - 49,6%, 26,6%, 15,1%, 8,7%; zdrada m ałżeńska - 2,7%, 9,2%, 84,4%, 3,7%;
rozw ód - 15,1%, 47,6%, 32,0%, 5,2%; stosow anie środków antykoncepcyjnych -
60,5%, 25,3%, 9,9%, 4,2%; przeryw anie ciąży - 6,0%, 37,2%, 52,6%, 4,2%. W skaź
nik pełnej aprobaty sześciu n o rm m oralności m ałżeńsko-rodzinnej kształtow ał się
n a poziom ie 26,5%, częściowej aprobaty i dezaprobaty („to zależy”) - 30,6%, peł
nej dezaprobaty - 36,8% i niezdecydow ania w ocenach - 5,9%. Ponad dwie trzecie
badanych studentów w ybrało katolicki m odel założenia rodziny (67,5%), co trzeci
ankietow any deklarow ał odm ien n ą opinię: wystarczy ślub cywilny - 6,7%; żaden
ślub nie jest potrzebny - 18,6%; tru d n o powiedzieć - 6,7%; brak odpow iedzi -
0,5% (zob. A dam czyk 2008: 254-256).
W śró d m łodzieży będącej w w ieku 15-30 lat z woj. w arm ińsko-m azurskie
go 81,7% ankietow anych zadeklarow ało rozpoczęcie życia seksualnego, 16,4% -
nie m iało za sobą inicjacji seksualnej i 2,0% - nie udzieliło odpow iedzi. Częściej
inicjację seksualną deklarowali mężczyźni niż kobiety, osoby wierzące i nieprak-
tykujące częściej niż wierzące i praktykujące. Prawie 20% badanej m łodzieży żyje
w związkach nieform alnych. Prawie trzy czw arte spośród ankietowanych deklaro
wało stosow anie różnego rodzaju m etod antykoncepcyjnych (74,6%), szczególnie
w wielkich m iastach. O stosow aniu naturalnych m etod planow ania rodziny m ó
wiło tylko 12,6% ogółu respondentów , 58,9% - nie stosuje, chociaż je zna, 18,4%
rpod^'na P ° ^ a na rozdrożu: kryzys czy transformacja wartości m oralnych? 117
nie stosuje, poniew aż ich nie zna, 2,4% - nie prow adzi życia seksualnego i 7,7%
0 je udzieliło odpowiedzi. W śród młodzieży stanu wolnego 76,1% badanych rozpo
częto już życie seksualne, często w bardzo wczesnym wieku (Czapka 2006: 186-196).
Z jednej strony Polacy cenią m iłość jako w artość, posiadanie dzieci, w ier
ność m ałżeńską i trw ałość związku, ale z drugiej charakteryzują się daleko idą
cą aprobatą środków antykoncepcyjnych, rozwodów, a nawet przeryw ania ciąży,
yy świadom ości prorodzinnej m łodzieży i dorosłych obserw ujem y eklektyczne
połączenia katolickiego i zsekularyzow anego system u wartości. W sferze ogólnych
deklaracji w artości p rorodzinne wydają się jeszcze związane z doktryną m oral
ną Kościoła katolickiego, na poziom ie bardziej konkretnych postaw i zachowań
ewoluują one w k ieru n k u indyw idualizm u i perm isyw izm u. Nawet w tak p o d
stawowych kwestiach, jak poszanow anie ludzkiego życia, poglądy m łodych Po
laków są zróżnicow ane i tylko około połow a spośród nich (a m oże m niej) optuje
za nienaruszalnością praw a do życia od poczęcia do naturalnej śm ierci (przeciw
nicy aborcji i eutanazji). Trwałe zasady m oralności, zwłaszcza zaś o prow enien
cji religijnej, tracą w św iadom ości znacznej części Polaków rangę drogowskazów
w codziennych w yborach i decyzjach. Być m oże m am y tu do czynienia nie tyle
z anom ią m oralną oznaczającą b rak n o rm czy b rak jasności w ich rozum ieniu,
lecz raczej z am biw alentnym stosunkiem do n o rm m oralnych nauczanych przez
Kościół. Jeżeli reguły i n o rm y m oralne stają się sprawą indyw idualnego sum ienia,
można wówczas mów ić o postępującym procesie prywatyzacji (indywidualizacji)
moralności. W ym agania etyki katolickiej uw aża się niejednokrotnie za zbyt uciąż
liwe i stopniow o interpretuje się je coraz sw obodniej. Nie m a jed n ak „twardych”
dowodów na to, że korelacja m odernizacji społecznej i desakralizacji m oralności
ma zawsze charakter liniowy. Kościołowi stawia się zarzut, że nie rozróżnia dosta
tecznie m iędzy tym , co doskonałe, a tym , co jest możliwe do urzeczywistnienia.
Zachw ianie ogólnych n o rm m oralnych i utrata ich siły zobowiązującej, będące
osłabieniem kryteriów stanow iących oparcie dla indyw idualnych i społecznych
wyborów, m ogą być uznane za sym ptom nasilającego się kryzysu m oralnego. P od
stawowe kryteria dob ra i zła m oralnego są kw estionow ane przez wielu m łodych
Polaków i w m niejszym zakresie przez dorosłych. Bardziej perm isyw ne nastaw ie
nia m łodych ludzi m ogą m ieć charakter przejściowy, związany z ich aktualną sy
tuacją życiową. W m iarę, jak będzie przybywać im lat, ich poglądy m ogą ulegać
dalszej ewolucji, niekoniecznie idącej w dotychczasowym kierunku. Niezależnie
od różnic pokoleniow ych m ożna m ówić o tendencji do „społeczeństw a przyzwa
lającego”. M am y do czynienia z procesem „rozm yw ania się” ocen m oralnych. To
z kolei łatw o staje się źródłem dylem atów m oralnych i kryzysu tożsam ości osobo
wej, a naw et u traty sensu życia.
M ożna by twierdzić z pew nym praw dopodobieństw em , że powoli kształtuje się
w świadom ości Polaków coś, co jest nazyw ane „nieprzejrzystą”, „rozproszoną” czy
»postm odernistyczną” m oralnością. Kryzys zinstytucjonalizowanej m oralności ka
tolickiej zaznacza się jeszcze nieznacznie na poziom ie najogólniejszych zasad m o
ralnych (np. Dekalog), ale ju ż wyraźnie na płaszczyźnie konkretnych zasad etycz
nych związanych z m oralnością m ałżeńsko-rodzinną. Faktyczna m oralność jest
pełna niekonsekw encji i selektywności, aż po granice pełnej heterodoksji, zwłasz
cza m oralne przesłanie Kościoła w odniesieniu do wielu kwestii związanych z m ał
120 Janusz Mariański
żeństwem i rodziną staje się coraz bardziej drugorzędne w św iadom ości i w działa
niach wielu m łodych katolików. W tym kontekście także nauczanie m oralne Jana
Pawła II było selektywnie akceptowane w świadom ości części m łodego pokolenia
nazywanego „pokoleniem J P II” , a jego autorytet m oralny był bardziej akceptowa
ny jako w artość uroczysta niż w artość dnia codziennego (zob. M arody 2006: 34).
O becnie jest jeszcze za wcześnie, by m ówić o nowych, wyrazistych, masowo
ujaw niających się orientacjach m oralno-kulturow ych, radykalnie odm iennych
od orientacji wcześniejszych, czyli o orientacjach charakteryzujących się indywi
dualistycznym rozum ieniem wolności, relatywistycznym traktow aniem wartości
i norm , hedonistycznym m odelem działania i beztroskim stylem życia. Pewne
tendencje w śród młodzieży, zm ierzające do osłabienia podstaw ow ych orientacji
m oralnych, m ających dawniej silne zakorzenienie w tradycji i w Kościele, są już
jed n ak czytelne. Świadczą one o u m acnianiu się perm isyw nej m oralności. M ło
dzież nie jest jed n ak całkowicie zdezorientow ana, chociaż żyje w niepew nym i nie
stabilnym p o d względem w artości świecie. Jej św iadom ość aksjologiczna nie jest
„nihilistyczną pustynią”, ale też nie jest „bezpieczną fortecą”. Jeżeli nawet tw ier
dzenie, że Europa Z achodnia jest objęta rozległymi procesam i radykalnego relaty
w izm u i sceptycyzm u, jest nieco przesadne, to niewątpliwie tego rodzaju procesy
przem ian w m oralności są już częściowo dostrzegalne także w Polsce, zwłaszcza
w środow iskach m łodzieżowych. W europejskim kręgu kulturow ym poszerzanie
się tolerancji i perm isyw izm u jest w yraźnie trw ałym trendem , a naw et - być może
- m egatrendem cywilizacyjnym.
Powiedzenie: „Polacy są religijni, ale m ało m oralni” lub „m łodzież jest religij
na, ale m a swoją m o raln o ść”, nawet, jeżeli nie do końca jest prawdziwe, to pokazu
je kieru n ek przem ian w m entalności Polaków, czyli znaczący „rozziew ” pom iędzy
pow szechnie deklarow anym i postaw am i pro religijnymi a postaw am i i zachow a
niam i m oralnym i ludzi wierzących na co dzień. W w yraźnym kryzysie są norm y
związane z nierozerw alnością m ałżeństw a, z czystością przedm ałżeńską i regula
cją poczęć. O dchylenia od tradycyjnej m oralności seksualnej są tak znaczne, że
m ożna m ów ić o swoistej rewolucji obyczajowej, a nawet m oralnej; socjologowie
m ów ią o „cichej rewolucji”. Świadom ość m oralna m łodych i dorosłych Polaków
w odniesieniu do m ałżeństw a i rodziny ulega procesom pluralizacji i relatywizacji.
Słabnie w yraźnie rygoryzm w kwestiach związanych z seksualnością. W m oralnej
ocenie antykoncepcji, aborcji i innych kwestii z dziedziny m oralności seksualnej
następuje przesunięcie w stronę decyzji indywidualnego sumienia. W skazania insty
tucjonalnego Kościoła odgrywają rolę w tórną, pierwszeństwo przysługuje jed n o st
ce. Część katolików czuje się nie tyle adresatam i norm , ile raczej ich kreatoram i.
Z łudzeniem okazało się pragnienie, że uda się nagle po 1989 roku upow szech
nić w artości etyki chrześcijańskiej w szerokim obiegu publicznym . W iele wskazuje
na to, że te w artości nie stały się dom inującym i w społeczno-kulturow ym obiegu,
nie weszły do praktycznego dyskursu politycznego, próbuje się je elim inow ać z ży
cia publicznego. M oralność w swoich w ym iarach społecznych nabiera coraz bar
dziej swoistego, kalejdoskopow ego zróżnicow ania, daleko idącej płynności i nie
podzina polska na rozdrożu: kryzys czy transform acja wartości m oralnych? 121
4. UWAGI KOŃCOWE jednostek odczuwa jakiekolwiek sentymenty wobec jakiegoś „my”, większego niż
one same, czyli wobec rodziny, swoich przodków, parafii, wspólnoty lokalnej czy
Św iadom ość m oralna, szczególnie m łodych Polaków, w odniesieniu do m ał religijnej, tradycji swojej ziemi, wobec ojczyzny i narodu (Rogaczewska 2009: 27).
żeństwa i rodziny ulega procesom pluralizm u i relatywizacji. Słabnie w yraźnie ry
goryzm w kw estiach związanych z seksualnością. W praktyce życia codziennego Niekiedy m ówi się o indyw idualistycznym kryzysie współczesności, związa
dochodzi do wielu kom prom isów w dziedzinie m oralności m ałżeńsko-rodzinnej nym z upow szechnianiem się radykalnej wolności („rób to, na co masz ochotę”)
i stąd obraz postaw m oralnych nie jest ani jednoznaczny ani harm onijny (m ło i takiej idei społeczeństwa, które jest tylko złożone z jednostek, co najwyżej jeszcze
dzież jest religijna, ale m ało m oralna w sensie kościelnym lub z w łasną m oral
_ z rodzin.
nością). M ożna by m ówić - z pew nym i zastrzeżeniam i - jakby o podw ójnej toż T rudno jest jednoznacznie określić, na ile w ostatnich dw udziestu latach m ie
sam ości m łodych Polaków: religijnej i m oralnej, częściowo pow iązanych z sobą, liśmy do czynienia w społeczeństw ie polskim z w ahaniam i opinii i przekonań, na
a w wielu przypadkach całkowicie odrębnych. W now oczesnym społeczeństwie ile zaś z w yraźną zm ianą kierunkow ą w św iadom ości m
«wiadomości m oralnej.
oralnej.
następuje przesunięcie akcentów z do b ra wspólnego i związanego z nim ładu spo
łecznego na rzecz dobra jednostki, z jej praw em do szczęścia i wolności. W warunkach radykalnych zmian strukturalnych - pisze socjolog lubelski Leon
W kształtującym się ładzie w olnościow ym m ożna m ów ić o pew nym trendzie, Dyczewski - zaznacza się silna tendencja do transformacji kultury, wyrażająca
zgodnie z którym jednostka ludzka („m oja osoba”) staje się jakby centralną war się często w powiedzeniu „wszystko trzeba zmieniać”. Próbuje się zmieniać nie
tością, jej w olność i szczęście nie podlegają zew nętrznym ograniczeniom , p u n k mal wszystko, także to co dobre i co zdało egzamin życiowy, a więc chrześcijański
tem odniesienia staje się „ja” a nie „m y”. Silnie akcentow ana i akceptow ana wol system wartości i norm , na nieokreślony, zwany liberalnym lub pluralistycznym,
postawy patriotyczne i religijne na tzw. otwarte i areligijne. Ludzie mają nie tylko
ność jest bardziej „w olnością od” (brak przym usu i odczuw anej konieczności) niż " ze
• są woini,
i_: aie
-i., »„i™ ¡i to w J n n ir we wszystkich dziedzinach
omość, iaKze ie<uiz,uj<j n u...u^ _____ ________
„w olnością do” (jako podejm ow anie decyzji i działań ukierunkow anych na dobro
życia. Upowszechnia się subiektywizm i indywidualizm. Pierwszy wyraża się prze
i w poczuciu odpow iedzialności). W każdym razie w zrosły niepom iernie m ożli
de wszystkim w poglądach i normach, drugi zaś w zachowaniach i działaniach
wości sam odzielnego i odpow iedzialnego kreow ania własnego życia, w kierunku Występuje tendencja do jak najszybszego dorównania stylowi życia społeczeństw
wielu tożsam ości osobow ych i afiliacji grupow ych. Dawniej człowiek był zagro zachodnich, a nawet utożsamiania się z nim i (Dyczewski 2003b: 21).
żony swoistą represją ze strony instytucji, dzisiaj uw olniony o d instytucjonalnych
i tradycyjnych nacisków, jest zagrożony depresją, związaną z utratą sensu życia W edług niektórych badaczy odchodzenie od tradycyjnych w artości w Polsce (jesz
(od represji d o depresji). D ow olność w postępow aniu i brak orientacji oraz p o cze wysoki stan ich akceptacji) będzie szybsze niż w innych krajach europejskich.
m niejszanie odpow iedzialności za innych są ceną za przeakcentow anie wolności C złow iek w spółczesny chce suw erennie decydow ać o d o b ru i złu, w p o st
(ryzykow na wolność). Indyw idualizacja jest procesem oddolnym , kształtującym m odernistycznej am biw alencji nie jest on je d n ak w stanie precyzyjnie ro zró ż
się poprzez spontaniczną dyfuzję wzorów kulturow ych oraz poprzez kum ulow a nić m iędzy tym co dobre i co złe, lepsze i gorsze. Tzw. ponow oczesny człow iek
nie się wielu dośw iadczeń charakterystycznych dla społeczeństw późnej now o nie podejm uje decyzji m oralnych na podstaw ie jednoznacznych kryteriów d o
czesności, w których autentyczność i sam orealizacja są znacznie wyżej cenionym i bra i zła, uśw ięconych autorytetem tradycji religijnej, lecz kieruje się opcjam i
w artościam i niż zobow iązanie i odpow iedzialność (zob. Rogaczewska 2009: 27). aksjologicznym i o p artym i na kryteriach zindyw idualizow anych. Tracą n a zn a
W stosunkach m iędzy ludźm i i m iędzy g rupam i społecznym i zakrada się c o czeniu n orm y o p arte nie tylko na autorytecie religijnym , ale i na autorytecie
raz wyraźniej chaos moralny. W każdym razie stru k tu ra zobow iązań przesuw a się społeczno-kulturow ym . K ultura m oralna, k tó ra jest w ażnym źródłem ład u oraz
od „m y” do „ja”. W ocenie Rogaczewskiej poczucia bezpieczeństw a gru p społecznych, w ydaje się coraz m niej odw oływ ać
od trw ałych standardów tego, co słuszne i tego, co p o w inno w zbudzać sprzeciw.
[...] gwałtownie kurczy się wokół jednostek struktura zobowiązań wobec czegoś
P roponow any w teorii i rozw ijający się w praktyce program o d rzu cen ia w szel
większego niż one, a zarazem, jak szybko rośnie struktura „nowych” zobowiązań
kich uniw ersalnych w artości m oralnych grozi zachw ianiem fu ndam entów życia
- wobec samego siebie. Innymi słowy, dziś można czuć się w pełni uznanym przez
społeczeństwo, i zarazem nie być patriotą, czy człowiekiem dbającym o starych społecznego - tw ierdzą zw olennicy trw ałego ład u m oralnego w społeczeństw ie.
rodziców, człowiekiem interesującym się swoją ziemią czy religią; ale aby uzyskać Społeczeństw o pluralistyczne jest ex definitione otw arte na wiele m ożliw ości w y
to uznanie, trzeba obowiązkowo dbać o swoje ciało, dietę, sukces, karierę, wygląd, b o ru celów i środków działania, ustaw icznie stoi p rzed niebezpieczeństw em
ciekawe doświadczenia, rozwój osobisty oraz swoje „relacje i związki”, przy czym u tra ty przez ludzi celu i sensu życia oraz swoistej dezorientacji m oralnej. W ol
o te ostatnie dba się jedynie tak długo, dopóki dają jednostce odczuwaną przyjem ność w yboru m oże przekształcać się w bezwartościową swobodę, połączoną z rosz
ność i satysfakcję osobistą. W miarę jak dorastają nowe pokolenia, coraz mniej czeniem panow ania nad innym i.
Janusz Mariański fiodzina polska na rozdrożu: kryzys czy transformacja wartości m oralnych? 125
W świetle dotychczasow ych badań em pirycznych m ożna twierdzić, że świa lenie społeczne na łam anie norm m oralnych, z drugiej zaś - być m oże - rosnące
dom ość m oralna Polaków ulega procesom pluralizacji i relatywizacji, gdyż odeszli w pewnych kręgach społecznych pragnienie wyrazistego obrazu świata, jasnych
oni ju ż daleko o d kategorycznych n o rm m oralnych w kierunku sytuacyjnie uwa kryteriów odróżniania dobra i zła m oralnego. Pierw szy z tych procesów wydaje
runkow anych im peratyw ów etycznych. N atom iast w yznaw ana przez nich etyka się znacznie silniejszy niż drugi. M ożna by ogólnie powiedzieć, że „stare” i „nowe”
m ieści się jakby pośro d k u m iędzy legalizm em i sytuacjonizm em , często zaś ewo wartości w spółistnieją w polskiej rodzinie, naw et jeżeli „nowe” nieco osłabiają
luuje w k ieru n k u absolutnej niezależności od system ów etycznych, w tym także od wartości „stare”, a niektóre z nich przesuwają na dalszy plan.
religii, w której w olność jest absolutnym praw em jednostki, a sum ienie czysto su Sytuacja rodziny polskiej nie jest łatwa, ale nie beznadziejna. Nie m ożna p o
biektyw ną i całkowicie autonom iczną instancją norm otw órczą. M arek Ziółkowski strzegać sytuacji m oralnej w społeczeństwie wyłącznie w czarnych barw ach. Nie
uważa, że „ [...] znaczna część Polaków, zwłaszcza m łodych, nie chce kierow ać się pow inniśm y poddaw ać się pokusie niedostrzegania pozytywnych elem entów
kategorycznym i i obiektyw nym i n o rm am i m oralnym i, lecz raczej norm am i po w postaw ach i zachow aniach m łodzieży i ludzi dorosłych. W w arunkach postę
zostaw ionym i w łasnem u wyborowi, albo kryteriam i celowościowo-pragmatycz- pującej m odernizacji życia zbiorowego część w iernych spodziew a się, że Kościół
nymi. W ydaje się to zapow iadać głęboki i szeroki zarazem kryzys podstawowych będzie „liberalizow ał” swoje systemy norm atyw ne czy redukow ał pew ne wy
pojęć m oralnych” (2006: 145). magania, dzisiaj jeszcze uznaw ane za obowiązujące. W każdym razie wydaje się
We w spółczesnym świecie kategorie dobra i zła tracą swój charakter obiek zmniejszać gotowość członków Kościoła do akceptow ania i przestrzegania norm
tywny, zależą one od następstw, które dadzą się przew idzieć w jakim ś działaniu moralnych w yrażanych w określonych nakazach i zakazach. Z drugiej strony, nale
(„tanienie m oralności”). W w arunkach braku obowiązującego wszystkich syste ży podkreślić, że w ostatnich latach powiększa się liczba Polaków dostrzegających
m u norm atyw nego łatwo m ówi się o „ry n k u ” w artości i norm m oralnych. Skoro wzrost sw obody obyczajów po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej. W e
nie m a obiektywnych w artości m oralnych, ludzie m ogą różnić się w kwestiach dług sondażu CBOS z m aja 2005 roku 27% badanych dorosłych Polaków sądziło,
m oralnych w upraw niony sposób. Pluralizm m oralny staje się swoistą „sygnatu że przystąpienie Polski do Unii Europejskiej raczej zwiększy sw obodę obyczajów,
rą” czasów ponow oczesnych, p odobnie ja k i sekularyzacja m oralności rozum iana 3% - raczej zmniejszy, 59% - pozostanie bez zm ian, 11% - brak oceny (niezdecy
jako proces uniezależniania jej od religii. Fakty te są niewątpliwe, trzeba je reje dowani); w kw ietniu 2006 roku odpow iednio: 37%, 5%, 51%, 7%; w kw ietniu 2007
strować, opisywać i interpretow ać, w k o ń cu poddaw ać ocenie. Karl Dobbelaere roku - 40%, 4%, 46%, 10% (zob. Roguska 2007: 18).
uważa, że „[...] w dziedzinie m oralności religia traci swoje znaczenie, coraz więcej T rudno byłoby powiedzieć, że rodzina polska wychodzi zwycięsko z istnieją
spraw przechodzi tu ze sfery sacrum do sfery profanum . M oralność, podobnie jak cych zagrożeń i trudności. Istnieje wiele przejawów wskazujących na jej pow ażny
wcześniej polityka, gospodarka, edukacja i nauka uzyskuje swoją autonom ię, co kryzys (rozpad małżeństw, spadek urodzeń, upow szechnianie się laickich postaw
oznacza stopniow e zakw estionow anie nadrzędnego charakteru religii” (2008: 4 7 ). i w zorów zachowań). N ie sposób nie dostrzec, że w wielu rodzinach polskich
W skazania instytucjonalnego Kościoła odgryw ają rolę w tórną, pierwszeństwo um acniają się więzi społeczne, że w św iadom ości m łodzieży niektóre w artości
w form ułow aniu n o rm m oralnych przysługuje jednostce. prorodzinne utrzym ują się w wysokiej cenie. U niw ersum m oralne Polaków wska
Przem iany w orientacjach m oralnych m łodzieży i dorosłych członków spo zuje nie tylko na „upadek” w artości tradycyjnych (chrześcijańskich), ile raczej
łeczeństwa wskazują, że chodzi tu o coś więcej niż tylko o jakieś rutynowe, mało stanowi m ieszaninę czy syntezę w artości tradycyjnych i nowoczesnych. Polacy
znaczące zmiany. Jeżeli w m oralności istnieje coś takiego, ja k „tw arde jądro” włączają do swojego system u w artości „nowe”, a rów nocześnie pozostają przy w ar
i „m iękkie peryferie”, to zm iany w w artościach, norm ach i wzorach zachowań tościach „starych”. W obecnej fazie przem ian m oralnych w Polsce m am y jednak
m oralnych przesuw ają się z peryferii do centrum . W ielu Polaków popada w m o do czynienia bardziej z procesem rozpadu w artości m oralnych (kryzys m oralny),
ralną niepew ność, a naw et chaos, tracą orientację w zakresie odróżniania dobra niż z procesem transform acji wartości, rozum ianym jako um acnianie się obiek
i zła, tego, co m oralne, od tego, co niem oralne. Z m iany w ogólnych orientacjach tywnego ładu m oralnego. W świetle dostępnych danych z badań socjologicznych
m oralnych zapow iadają rozwijającą się fazę uw alniania się z m oralnego osądu tru d n o byłoby jednak bliżej określić stan i dynam ikę obydwu procesów przem ian.
konkretnych dziedzin życia codziennego. U niw ersum m oralne Polaków wskazuje Socjologowie em pirycy ujawniają w opisie przem ian w artości m oralnych wiele
nie tyle na „upadek” w artości dotychczasowych, ile raczej stanow i m ieszaninę czy bezradności. Zgrom adziw szy znaczną wiedzę o różnych aspektach życia m oralne
syntezę w artości tradycyjnych i nowoczesnych. W obecnej fazie przem ian m oral go często nie są w stanie złożyć tych różnych elem entów w jedną całość i odczytać
nych w Polsce m am y jed n ak d o czynienia bardziej z procesem rozpadu w artości ich pełne znaczenie. D ynam iczny proces w yłaniania się „nowego” porządku m o
m oralnych (kryzys m oralny), niż z procesem transform acji wartości, rozum ianym ralnego nie jest łatw y do opisania, a jego ostateczny kształt nie został przesądzony.
jako um acnianie się obiektyw nego porząd k u i ładu m oralnego. Z jednej strony, za Kościół katolicki nie utracił zupełnie wpływów na m oralność polskiej rodziny,
znacza się w yraźny proces relatywizacji n o rm m oralnych, perm isyw izm , przyzw o chociaż nie są one tak intensyw ne, jak dawniej. Rodzina pozostaje w dalszym cią-
126 Janusz Mariański
Iwona Przybył
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
prow adzania własnej woli prokreacyjnej przez małżonków, wiążącego się z po
ważnym i wątpliwościam i n atu ry m oralnej. Tezą mojego artykułu będzie twier
dzenie, że wykorzystywanie przez m ałżonków technik w spom aganego rozrodu
m .in. zapłodnienia in vitro, jest konsekw encją głęboko zinternalizow anego spo
łecznego nakazu rodzicielstwa, przeradzającego się naw et w obsesję bycia matką,
zm ian w w idzeniu dziecka jako wartości, w końcu postaw środow iska lekarskiego
ze specjalistycznych klinik leczenia niepłodności. Celem opracow ania jest nie tyle
w yczerpująca analiza d eterm in an t korzystania z technik w spom aganego rozrodu,
gdyż skupiam się tylko na kilku z nich, ile wskazanie paradoksu, czy dylematu,
w jaki uw ikłani są małżonkowie. Paradoks ów polega na tym , że osoby głęboko
identyfikujące się z głównym celem małżeństwa, jakim jest rodzicielstwo, a korzysta
jące z technik wspom aganego rozrodu, dośw iadczają konfliktu sum ienia, co skut
kuje naw et ich odejściem o d praktyk religijnych i zm ianą przekonań religijnych.
U w arunkow ania postaw prokreacyjnych m ają wielopłaszczyznowy charakter.
D eterm inanty decyzji prokreacyjnych i czynniki kształtujące płodność w w arun
kach rozrodczości kontrolowanej sprowadza się do trzech podstawowych: socjo-kul-
turowych, m aterialno-ekonom icznych i dem ograficznych. O kreślone zachowania
i decyzje o posiadaniu dzieci są w yrazem szerszego układu m akrostrukturalnego,
czyli czynników społecznych, ekonom icznych, dem ograficznych i nie rodzą się ni
gdy w tzw. próżni społecznej. C zynniki te tw orzą zespół w arunków sprzyjających,
bądź przeciwnie - niesprzyjających posiadaniu potom stw a oraz nadaw ania m u zna
czenia w rodzinie. Z drugiej strony ta sfera życia rodzinnego pozostaje pod silnym
w pływem czynników o charakterze indyw idualnym , psychologicznym.
W śród badaczy tej problem atyki istnieje zgodne przekonanie, że główną przy
czynę spadku poziom u płodności stanow iły istotne, zachodzące w masowej skali,
zm iany w system ie aksjologiczno-norm atyw nym , szczególnie w odniesieniu do
kwestii rodzenia i posiadania potom stw a. M ałodzietność współczesnej rodziny
jest skutkiem zawiłych procesów historyczno-obyczajow o-cyw ilizacyjnych, do
których m ożna zaliczyć m iędzy innym i: zm ieniający się dynam icznie status ko-
biety-żony, zwłaszcza w sferze ekonom icznej; podśw iadom e wyłam ywanie się
z tradycyjnych układów zależności kobiet; kryzys m ałżeńskości i opóźnianie za
w ierania m ałżeństw ; rozwój i upow szechnienie się coraz to skuteczniejszych śro d
ków antykoncepcyjnych; zakres dokonyw anych aborcji; przechodzenie od rygo
rystycznie i pow innościow o pojm ow anej prokreacji do relatywizmu; zm niejszanie
roli stru k tu r rodzinnych; pojaw ienie się w artości konkurencyjnych w świadom ości
m ałżonków - konsum pcji, rekreacji, czasu wolnego - co skutkuje traktow aniem
rodzicielstw a w kategoriach św iadom ie skalkulowanych kosztów. Przyjm uje się, że
coraz powszechniejsze w systemie ideologii rodzinnej staje się racjonalne podejście
do prokreacji, które wyraża się m.in. planow aniem rodziny (m.in. Siany 1986,2002;
Rostowski 1993a, 1993b; Tyszka 2001b; Duch-Krzystoszek 1998; Kwak 1994,2005c).
Jednakże, co należy w tym m iejscu szczególnie podkreślić, pow szechnie przy
znaw ane praw o do planow ania liczby dzieci nie im plikuje praw a do decyzji, czy
w ogóle je posiadać. Świadom a bezdzietność m ałżeńska nie znajdywała i nie znaj
Zostać rodzicem m im o wszystko: uwarunkowania działań prokreacyjnych... 129
ostatnią. To, co dziś rozum iem y p o d pojęciem m ałżeństw a, zostało w swej nor
m atyw nej treści w dużej m ierze ukształtow ane po d w pływ em chrześcijaństwa.
W spółczesny ideał m ałżeństw a - w olnego osobowego w yboru, m iłosnej więzi
m ałżeńskiej oraz wspólnej odpow iedzialności za dorastające dzieci, znajduje swe
historyczne korzenie w Ewangelii i w nauce Kościoła rzym skokatolickiego na te
m at sakram entu m ałżeństw a (Pastwa 2007: 33). A ndrzej Pastwa, autor m onogra
fii poświęconej praw u m ałżeńskiem u w d oktrynie Kościoła katolickiego (2007)
podkreśla, że ulegało o no na przestrzeni w ieków zm ianom i reinterpretacjom .
Z m ianie podlegało praw ne ujm ow anie m ałżeństw a (od instytucji kontraktow o-
-prokreacyjnej po „głęboką w spólnotę życia i m iłości”), jednakże intym ne zjedno
czenie seksualne m ałżonków oraz posiadanie dzieci wciąż stanow ią niezm ienne,
kluczowe elem enty doktryny. Przedsoborow a katolicka teologia postrzegała m ał
żeństw o praw ie w yłącznie w tych aspektach, które bezpośrednio służyły realizacji
jego publiczno-społecznej funkcji. Św. Augustyn, który wywarł ogrom ny wpływ
na katolicką naukę o m ałżeństw ie, w yróżniał w m ałżeństw ie trzy dobra: bonum
prolis, bonum fid ei i bonum sacramenti, czyli potom stw o, w ierność i nierozerw al
ność (Flandrin 1998: 210). Statut synodalny z 1423 roku stwierdzał, że posiadanie
potom stw a jest celem i obow iązkiem m ałżonków. Prokreacja na skutek dom inacji
interesów społeczno-w spólnotow ych, odgryw ała rolę pierwszoplanową. Dziecko
stanow iło n aturalne przedłużenie rodu, a pozycja kobiety w rodzinie zależna była
o d posiadania potom stw a. „W zasadzie katolicy widzieli tylko dwa stany, w któ
rych mężczyzna m oże na tym świecie osiągnąć zbawienie: stan m ałżeński i stan
duchowny. [...] Z adaniem pierw szego jest przedłużanie gatunku, biologiczne roz
m nażanie, drugiego zaś - rozm nażanie chrześcijan przez nauczanie, kształcenie
religijne” (tam że). Poniew aż nie znano szczegółów ani narządów w procesie prze
kazyw ania życia i poniew aż stw ierdzano, że stosunki płciowe nie zawsze są p ło d
ne, w ierzono, że poczęcie zależy od woli Boga.
Rodzice jednocząc się dawali materię przyszłemu dziecku, ale to sam Bóg decydo
wał, czy z materii nasienia uczynić dziecko, czy nie, a w każdym razie to Bóg tchnął
duszę w określonym momencie ciąży. Zresztą małżonkowie, którzy latami darem
nie oczekiwali poczęcia, nie mogli w to wątpić [...]. Bóg zsyłał dzieci komu chciał,
w takiej liczbie jak chciał, a małżonkowie na ogół nie wyobrażali sobie, że od nich
samych mogłoby zależeć zwiększenie lub zmniejszenie płodności (tamże: 216).
„Dobro potom stw a” jako odpow iednik pierw szorzędnego celu m ałżeństw a prze
jawiało m ocno przeakcentow aną funkcję społeczną instytucji m ałżeństwa, rozu
m ianego jako praw nie zabezpieczona w spólnota funkcji seksualno-rozrodczych.
Ujęcie zw iązku m ałżeńskiego w kodeksie z 1917 roku było zdeterm inow ane
przez obraz rodziny z okresu p rzedindustrialnego, w której podm iotow e praw a
m ałżonków - na korzyść interesów ro dzinnych - zepchnięte były na m argines
(Pastwa 2007: 32). O dnow a dok try n y m iała m iejsce na Soborze W atykańskim
II (pierw szy etap prac n a d reform ą praw a m ałżeńskiego obejm ow ał lata
1966-1973), k tó ry w obliczu głębokich przem ian społecznych i kulturow ych
zachodzących we w spółczesnym świecie, p o d jął dzieło odnow y i reintegracji
nauki o m ałżeństw ie. Św iadom ość niew ystarczalności ujęć związanych z daw ną
form ułą m ałżeństw a jako instytucji k o n traktow o-prokreacyjnej zaow ocow ała
soborow ą konstytucją G audium et spes określającą m ałżeństw o jako „głęboką
w spólnotę życia i m iłości” (tam że: 45). Każde praw dziw e m ałżeństw o, już od
początku, jest już rodziną. A utor m onografii podkreśla, że „praw nie relew antna
‘m ałżeńskość’ k o n k retneg o m ężczyzny (m ęża) i k onkretnej kobiety (żony) jest
‘pierw szą relacją ro d zin n ą’ i jako taka pozostaje w strukturalnej relacji do o so
by trzeciej (dziecka)” (tam że: 290-292). N astąpiła praw dziw ie personalistycz-
na reinterp retacja, w której celowość bonum coniugum (dobro m ałżeństw a) jest
postrzegana w perspektyw ie bonum fa m ilia e (d o b ro w spólne rodziny) i bonum
prolis (do b ro potom stw a), a celowość bonum prolis - w perspektyw ie bonum
fam iliae i bonum coniugum (tam że).
132 Iwona Przybył
utrzym uje się m odel racjonalny, a na drugim m iejscu m odel tradycyjny, w którym
małżonkowie uważają posiadanie dzieci za jed n ą z najważniejszych spraw w życiu
(tamże).
Najnowsze doniesienia badawcze pokazują, że poglądy m łodych Polaków na
małżeństwo i rodzinę, a zwłaszcza preferow ane przez ludzi m łodych form y życia
rodzinnego, m otyw y decydow ania się na dzieci oraz postaw y m łodzieży wobec
alternatyw nych form życia m ałżeńsko-rodzinnego są przejawem głębokiej in ter
nalizacji n o rm pronatalistycznych. B adania przeprow adzone przez zespoły ba
dawcze Tomasza B iernata i Pawła Sobierajskiego (2007) w śród 2243 osób w wieku
18-24 lat, Leona Dyczewskiego (2009) w śród 1335 osób w tym sam ym wieku oraz
Józefa Baniaka (2010) w śród 955 gim nazjalistów w wieku 14-17 lat potwierdzają,
że w św iadom ości współczesnej m łodzieży ostatecznym celem m ałżeństw a jest
rodzicielstwo, p o n ad to pragnienie posiadania dziecka w śród m łodych Polaków
jest pow szechne. Potw ierdzeniem silnych postaw prokreacyjnych m łodzieży są
dane dotyczące znaczenia dzieci w planach na przyszłość. Zdecydow ana w ięk
szość gim nazjalistów (Baniak 2010: 208) oraz osób w wieku 18-24 lat badanych
przez Dyczewskiego (2009: 127) oraz B iernata (Biernat i Sobierajski 2007: 97) de
klaruje chęć posiadania dziecka (kolejno 86,9%, 88 , 8 %, 85,6%). W arto poświęcić
w tym m iejscu nieco uwagi analizie m otyw ów decydow ania się na dziecko, gdyż
ma to znaczenie przy św iadom ym podejm ow aniu decyzji prokreacyjnych. Z da
niem badanych m łodych Polaków dzieci dają poczucie sensu życia, czynią rodzinę
prawdziwą, kontakt z dziećm i wzbogaca m ałżonków, dzieci dają im poczucie, że
jest się potrzebnym , w zm acniają więzi m iędzy m ałżonkam i (tam że). W efekcie
takich postaw blisko połow a respondentów Dyczewskiego (48,3%) oraz Bierna
ta i Sobierajskiego (49,1%) zgadza się z tw ierdzeniem , że posiadanie dziecka jest
źródłem szczęścia kobiety. Tylko co setny (!) badany uznał, że kobieta bez dziecka
jest szczęśliwsza niż m atka (Dyczewski 2009:128; B iernat i Sobierajski 2007:102).
Roczniki statystyczne publikow ane przez GUS wskazują, że Polacy coraz chęt
niej zawierają m ałżeństw a i rzadziej się rozwodzą. W roku 2000 na 1000 m iesz
kańców zaw arto w Polsce 5,5 ślubów, w 2006 - 5,9, w roku 2007 - 6,5, a w 2008
roku - 6,8 ślubów. Pozostaw iam y daleko w tyle W ęgrów (4,1), W łochów (4,2), czy
Belgów (4,3). W skaźnik rozw odów w Polsce do roku 2005 systematycznie w zra
stał, by w roku 2006 osiągnąć 1,9 i w kolejnym , 2007, spaść do 1,7 (www.stat.gov.
pl/PU B L_rs_rocznik_dem ograficzny_2009.pdf [dostęp 15.10.2011]). Co prawda,
w roku 2009 na 1000 zawartych m ałżeństw rozpadło się o 6,6 tysięcy m ałżeństw
więcej niż rok w cześniejTm ernm ej m ożna stwierdzić, że Tiezw źględu na roczne
wahania, instytucja m ałżeństw a jest dla Polaków atrakcyjna. Czego oczekują od
m ałżeństw a zwłaszcza nupturienci? Przede w szystkim m iłości i przywiązania
oraz bezpieczeństw a ekonom icznego, a także, co zostało wcześniej szczegółowo
zaprezentow ane, posiadania dzieci. Niestety, nie każde m ałżeństw o m oże cieszyć
się upragnionym potom stw em . Szacuje się, że około 10% m ałżeństw w Polsce
dośw iadcza niepow odzeń w poczęciu dziecka. N iepłodność będąca kom pleksem
kryzysów życiowych (ze względów biologicznych, psychologicznych, społecz
134 Iwona Przybyi
nych) została uznana za chorobę społeczną. W sytuacji, gdy zrodzenie dziecka nie
jest możliwe, życie m ałżeńskie dla części p artnerów traci sens. Pierwszą reakcją na
wieść o własnej niepłodności jest szok (G órska 2005: 86 ) lub wyparcie - zwłasz
cza w przypadku mężczyzn, czyli nieprzyjm ow anie do w iadom ości, iż problem
w istocie się pojaw ił (Gąsiorowska 2005: 53-54). Kiedy kobieta dowiaduje się, ¿e
m a problem y z zajściem w ciążę, podaje w wątpliwość swoją kobiecość, a nawet
człowieczeństwo. Zadaje sobie pytania: kim jestem i po co w ogóle żyję, skoro
nie m ogę dać życia, być m atką? U większości niepłodnych mężczyzn następuje
generalizacja, czyli rozlanie jednostkow ej inform acji (np. m am m ało plemników,
jestem niepłodny) na całą sferę problem u (jestem gorszym mężczyzną) lub na inne
sfery życia (ogólnie jestem nieudacznikiem ) (tamże).
N iepłodność jest nie tylko traktow ana, ale przede wszystkim doświadczana,
jako tragedia, porażka, kryzys (Ziem ska 1973; Miall 1986,1994; W hiteford i G on
zales 1995). W konfrontacji z diagnozą niepłodności m ałżonkow ie w większości
przypadków m uszą stawić czoło tru d n e m u procesowi podejm ow ania decyzji, aby
w satysfakcjonujący sposób poradzić sobie z życiowym kryzysem . Okres lecze
nia niepłodności to dla większości m ałżonków przeżycie traum atyczne. Świadczą
o tym wypowiedzi, jak ta:
Na początku nic nie zapowiadało nieszczęścia... totalny luz, życie towarzyskie, pra
ca, swoboda. W czwartym roku małżeństwa opamiętanie się i chęć dołożenia do
naszego szczęścia malutkiej istotki. Pójście do lekarza, natychmiastowa operacja
i wyrok, iż w 90% nie będę mogła mieć dziecka. Nasza tragedia trwa dwa lata... Co
przechodzimy z mężem przez ten czas, to tylko my możemy powiedzieć. Szpitale,
zabiegi, wizyty u lekarzy. Nie sposób opisać aury emocjonalnej, tego stanu napięcia
i nadziei, jakie towarzyszą mi przy kolejnych zabiegach, dniom oczekiwania na ich
rezultat (Przybył 2002: 179).
nej szansy, „a m oże następnym razem udałoby się” (Przybył 2006: 290-291).
twierdzeniem prawdziwości tego rodzaju postaw personelu jest wypowiedź cy-
wanego wcześniej kierow nika C entrum . Na pytanie, czy pow iedział kiedyś ko
biecie, że nie będzie m iała dzieci, bo to po prostu niemożliwe, odpow iada nastę-
• co: „Po praw ie 25 latach pracy w zawodzie jestem już na tyle dośw iadczonym
lekarzem, że słów ‘nigdy’, ‘zawsze’ i ‘na pew no’ używam bardzo rzadko” (Konarska
2005: 140). Lekarz z dum ą podkreśla, że m etodą zapłodnienia pozaustrojowego
udało się uzyskać ciążę zakończoną urodzeniem zdrowego dziecka u 46-letniej,
a nawet u 53-letniej kobiety, co m a na celu utw ierdzenie niezdecydow anych par
w przekonaniu, że sukces reprodukcyjny jest w tym ośrodku m ożliwy do osiąg
nięcia, że jest na przysłowiowe „wyciągnięcie ręki”. W reklam ie jednej z wielu kli
nik, zamieszczonej w bloku prom ocyjnym w cytowanym raporcie, czytamy: „In
vitro bez ryzyka! Bez twojego ryzyka finansowego - zabieg płatny w przypadku
stwierdzenia ciąży. W Klinice (tu nazw a kliniki) od 40%-60% par przystępujących
do program u zapłodnienia pozaustrojow ego uzyskuje upragnioną ciążę. Taką
skuteczność oferują jedynie najlepsze ośrodki leczenia niepłodności na świecie”
(Sitkowski i K azana 2005). Rzadko w wypowiedziach specjalistów pojawiają się
informacje o m ożliwych pow ikłaniach, odsetku poronień, niszczeniu em brionów
niespełniających kryterium norm y, ew entualności wystąpienia w ad genetycznych
i rozwojowych u dziecka, o konieczności/m ożliw ości redukcji em brionów w m aci
cy, o olbrzym ich kosztach em ocjonalnych wiążących się z poddaniem kosztownej
i wielomiesięcznej terapii.
Rację m a D orota Kornas-Biela (1999: 219), autorka artykułu poświęconego
„zdobyw anem u m acierzyństw u”, która zwraca uwagę na fakt, że św iadom ość m ał
żonków jest p o pro stu m anipulow ana przez lekarzy, by byli skłonni podjąć decy
zję o skorzystaniu z zabiegu. Przekazując inform ację o możliwości skorzystania
z procedury sztucznego zapłodnienia, specjaliści operują przede wszystkim staty
stycznymi m iaram i sukcesu, a nie niepow odzenia, chociaż przecież ono przeważa.
„Leczenie” niepłodności jest produktem , k tó ry im ładniej opakowany, tym lepiej
się sprzedaje. Sprzedaż w iary w sukces - nawet, jeśli obiektywnie rzecz biorąc,
sukcesu nie da się osiągnąć - pow oduje, że oferta staje się niebywale atrakcyjna.
Specjaliści dobrze o tym wiedzą.
Reklamy, wypowiedzi i postaw y części środow iska m edycznego m ogą trafiać
na po d atn y g ru n t m iędzy innym i z pow odu zm ian w postrzeganiu dziecka, jakie
nastąpiły w św iadom ości społecznej. To kolejny czynnik, „ułatwiający” m ałżon
kom , m oim zdaniem , korzystanie z program ów zapłodnienia pozaustrojowego.
Rozum ienie dzieciństw a i opieki n ad dzieckiem uzależnione jest od kultury i orga
nizacji społeczeństw a, toteż w różnych okresach historycznych pojawiały się różne
m odele rozum ienia, czym jest dzieciństwo. M odele wyznaczają postaw y wobec
dzieci, w ierzenia oraz w artości danego społeczeństwa. W historii za posiadaniem
dziecka przem aw iały bardzo silnie różne względy: ekonom iczne, prestiżowe, re
ligijne. Dzieci stanow iły w artość instrum entalną, prow adzącą do realizacji róż
norodnych istotnych dla rodziny i m ałżeństw a celów. W artykule poświęconym
140 Iwona Przybyi
dziecku jako w artości, Leon Dyczewski (2003a: 140-143) zwraca uwagę na fakt
że w spółcześnie spojrzenie na dziecko jako dar Boga w yraźnie się osłabiło, na
wet w śród ludzi wierzących. Aspekty religijne i społeczne osłabły w św iadom o
ści społecznej, a upow szechniły się czysto ludzkie i indywidualistyczne. Nawet
upow szechniające się w idzenie dziecka jako ow ocu wzajemnej miłości mężczy
zny i kobiety m a raczej interpretacje laickie. Co praw da dziecko jest cenioną war
tością, ale jest od d an e całkowicie tylko w ręce ludzkie. Dziecko jest spełnieniem
osobistych dążności rodziców, jako realizacja potrzeby rodzicielstwa, ale jest to,
zdaniem cytow anego autora, w idzenie bardzo prywatyzujące dziecko, bo potrzeba
rodzicielstw a m oże być spełniona już przy pierwszym potom ku, a każdy następny
m oże być traktow any jako przeszkoda.
P otw ierdzeniem , a jed nocześnie w yjaśnieniem takich postaw, są wyniki se
rii badań nad w artościam i rodzinnym i oraz miejscem dziecka w świecie wartości,
przeprow adzonych przez A nnę Titkow i D anutę Duch-Krzystoszek, publikowanych
sukcesywnie od 1982 roku. Badania przeprow adzone w roku 1979 (Titkow 1982)
oraz w roku 1989 (Duch-Krzystoszek 1998) pozwalały na stwierdzenie, że nie było
Badania zrealizow ane w roku 1998 jednoznacznie potw ierdzają, że dziecko jest
w artością uznaw aną i odczuw aną (wysokie w artości czynnikow ego wskaźnika
w artości dziecka), ale nie realizowaną, o czym świadczą nieprzystające do dekla
racji Polaków w skaźniki dem ograficzne - liczba urodzeń nie zapew nia prostej
reprodukcji społeczeństw a. A nna Titkow podkreśla, że kobiety wskazują na dzie
cko jako w artość najw ażniejszą w życiu dwa razy częściej niż m ężczyźni, ponadto
kobiety nie potrzebują osobistych kontaktów z dzieckiem , aby było ono dla nich
źródłem pozytyw nych doznań. Te, które nie posiadały dzieci, charakteryzow ały
się naw et wyższą w artością czynnikowego wskaźnika w artości dziecka, niem niej
dla kobiet udane życie osobiste i posiadanie dzieci są w artościam i traktow anym i
rozdzielnie. „Dla kobiety m ówiącej językiem kobiety asertyw nej dziecko nie w ią
zało się z pozytyw nym i doznaniam i. Być m oże było postrzegane jako zagrożenie
jej praw ” (tam że). Liczba dzieci uzależniona jest od innych w artości, takich jak:
dostatek, wygoda, stabilność, rozwój własnych aspiracji. Prorodzinny dyskurs ce
chuje deklaratyw ny charakter, niew spółm ierny do w artości realizowanych w re
alnym życiu. Cytow ana autorka wyraża przypuszczenie, że być m oże „m am y do
czynienia nie tyle z sytuacją uznania i odczuw ania ‘dziecka’ jako w artości, a raczej
z uznaniem i odczuw aniem ‘idei dziecka’ jako w artości” (Titkow 2007: 208). Z d a
niem Leona Dyczewskiego (2003a: 142) dziecko w św iadom ości osób w spółczes
nych, nie m ając tak silnych w sparć u Boga i o d społeczeństw a jak dawniej, a nawet
tracąc je zupełnie, bardziej lub całkowicie zostało uzależnione od rodziców lub
^ J l^ ro s ta ć rodzicem mimo wszystko: uwarunkowania działań prokreacyjnych... 141
[ ™ ij^o od m atki, od ich upodobań, kaprysów, słabości. Jeżeli przyjm iem y hipotezę
Anny Titkow za słuszną, wtedy bardziej zrozum iałe staną się m otyw y par nie-
łodnych decydujących się na uporczyw e i wieloletnie leczenie, w tym sprzeczne
z etyką chrześcijańską techniki w spom aganej prokreacji.
D opóki w społeczeństw ie będzie funkcjonow ać „nakaz” m acierzyństw a, d o
póki kobiecość definiow ana będzie w odniesieniu do m acierzyństw a, dopóty oso
by niepłodne, a chcące m ieć dziecko, będą się czuły „gorsze”. To poczucie będzie
popychało część z nich do podejm ow ania niebywale trudnych, m oralnie niejed
noznacznych decyzji, zgodnie z wiarą, że zawsze realizują cele, jakie sobie staw ia
ją. Realizacja celu będzie możliwa do spełnienia m iędzy innym i za sprawą rekla
mujących swe usługi klinik leczenia niepłodności. Jakie to niesie za sobą skutki?
Warto na zakończenie rozw ażań na tem at m otyw ów towarzyszącym m ałżonkom
bezdzietnym w realizacji własnej woli prokreacyjnej, przytoczyć listę konsekw en
cji, jakkolwiek nie mającej znam ion listy w yczerpującej. Kobiety w yznania ka
tolickiego poprzez p o d d an ie się działaniom prokreacyjnym , a zwłaszcza sztucz
nemu zapłodnieniu, popadają w konflikt sum ienia. D orota Kornas-Biela (1999:
215) w ym ienia kilka m echanizm ów obronnych, pozwalających kobietom radzić
sobie z napięciem em ocjonalnym w tej sytuacji. Kobiety racjonalizują podjętą
decyzję („to najlepsze rozw iązanie”, „to jedyne wyjście”), zaprzeczają („nie m am
problem ów m oralnych”), bagatelizują („nie jest ważne, w jaki sposób dziecko się
poczyna”), projektują („wszyscy tak robią w podobnej sytuacji”), stosują technikę
„słodkiej cytryny” („co zyskam dzięki tem u?”), tłu m ią poczucie konfliktu (zerw a
nie osobistego związku z K ościołem), a naw et są agresywne (ostra krytyka naucza
nia Kościoła). Niestety, osiągnięcie statusu rodzica biologicznego za wszelką cenę
i radzenie sobie z konfliktem sum ienia wynikającym z oceny m oralnej i religijnej
podjętych działań prokreacyjnych, często prow adzi do odejścia m ałżonków od
praktyk religijnych i zm ianę przekonań religijnych.
Il
I
1
Mikołaj Gębka
Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy
m ię d z y n a k a z e m t r a d y c j i a n o w o c z e s n o ś c ią -
CZYLI O ZADANIACH OJCA W RODZINIE1
WSTĘP
Zmiany, jakie dokonują się w rodzinie, dotykają wszystkich aspektów tej naj
ważniejszej grupy społecznej - a więc jej struktury, funkcji, jakie pełni, ról, jakie
odgrywają jej poszczególni członkow ie itp. C hciałbym tutaj zwrócić uwagę właśnie
na jedną z ról rodzinnych, która wydaje się nieco zapom niana czy też zepchnięta
na m argines (przynajm niej do niedaw na), zwłaszcza w przypadku analiz socjo
logicznych. C hodzi o rolę ojca, która dopiero w ostatnim czasie zaczęła zyskiwać
należne jej m iejsce w analizach teoretycznych i badaniach.
Jest wiele aspektów ojcostwa, które są godne uwagi badacza, m oże ono być
również analizow ane z w ielu perspektyw (oprócz socjologicznej, rów nież z per
spektywy historycznej, psychologicznej, praw nej, teologicznej i innych). C hciał
bym w tym m iejscu zająć się problem em zadań przypisywanych ojcu. Kiedy m owa
jest o zadaniach w rodzinie, czy rolach rodzinnych - są one zawsze pokazywane
w pew nym kontekście. Najbardziej podstaw ow ym kontekstem , w jakim m ogą być
przedstaw ione zadania ojcowskie, są zadania m atki, które stają się owym konteks
tem czy to przez swoją kom plem entarność, czy to przez kontrast z zadaniam i ojca.
Dlatego rozważając zadania ojcowskie w rodzinie, będę starał się pokazać je w łaś
nie w naw iązaniu do zadań m atki.
Kiedy patrzy się na ojca i jego rolę w rodzinie, w yraźnie zauważalne jest ściera
nie się dw óch m odeli męskiej roli rodzicielskiej - m odelu tradycyjnego i „m odelu
now oczesnego” (ujęcie tego drugiego w cudzysłów nie jest przypadkiem ). Posta
ram się zatem pokazać te dwa m odele stające naprzeciw siebie. N astępnie, w n a
w iązaniu do własnych badań, chciałbym pokazać podział zadań m iędzy ojców
i m atki i odnieść się do w spom nianych m odeli.
1 N iniejsze w ystąpienie jest o p arte n a w ybranych fragm entach niepublikow anej rozpraw y
doktorskiej (G ębka 2008).
Mikołaj Gębka
[...] w idealnym modelu rodziny, który w rzeczywistości chyba nigdy się nie zrea
lizuje, matka stwarza klimat uczuciowy, od którego zależy w dużej mierze, jeżeli się
pominie czynniki natury genetycznej, formowanie się zasadniczej postawy uczu
ciowej dziecka. [...] Natomiast ojciec odgrywa rolę w normatywnym formowaniu
się świata dziecka, w tworzeniu się hierarchii wartości, podstawowych ocen etycz
nych, a także obrazu samego siebie (Kępiński 1973: 185, za: Stokłosa 1987: 41).
O dnosząc się do tego, co zostało tutaj pow iedziane, m ożna przyjąć, że na tra
dycyjną koncepcję roli ojcowskiej składały się:
— rola reprezentanta rodziny w zew nętrznym świecie, i w drugą stronę - świata
zew nętrznego w rodzinie;
— rola osoby zarządzającej życiem rodzinnym (przynajm niej jeśli chodzi o sferę
racjonalną życia rodzinnego);
— uosabianie n o rm społecznych;
— w prow adzanie dziecka w świat zew nętrzny (M ary Pytches [1993] m ów i o o t
w ieraniu drzw i do zew nętrznego świata i przeprow adzaniu dziecka przez nie).
M ikołaj Gębka
NOWE m o d ele o jc o s tw a
istotnym m ankam entem , bow iem , jak zauważa autorka, ojcowie zaangażowani
w kontakt z dzieckiem od sam ego początku m ają bardzo często tru d n o ść związa
ną z przejściem od ojcostwa m atkującego do roli ojca będącego m entorem , proces
ten rzadko przebiega w sposób p ły n n y W tym m iejscu m ożna zauważyć, że ro
dzi się wątpliwość, czy takie bezbolesne przejście do świata m ężczyzn, o którym
wspom ina Badinter, jest m ożliwe i czy w ogóle jest pożądane? W ydaje się jednak,
¿e bezbolesne przejście chłopca w świat m ęskości nie jest pożądane, a do tego
stanowiska skłaniają chociażby tęsknoty w yrażone w Żelaznym Janie Bly’a (2004).
O negatywnych aspektach nowego ojcostwa w spom ina rów nież Ehrensaft,
która wskazuje na różne tru d n o ści związane z w prow adzaniem tegoż m odelu
w życie, które pojawiają się zarów no po stronie ojców, jak i po stronie m atek. Dla
mężczyzn problem m oże stanow ić odchodzenie o d roli zdystansow anego żywi
ciela rodziny i podjęcie tak „niegodnych” zajęć, jak choćby zm iana pieluch. Co
więcej, zaangażow anie w te zajęcia m oże narażać ich na zarzuty ze strony otocze
nia, że uciekają od prawdziwej odpow iedzialności, albo że zachow ują się w sposób
niemęski. Z kolei m atki - m im o zw olnienia ich z części obow iązków - m ogą czuć
się w inne, że jed n ak ich nie wypełniają, m ogą czuć się również w pew nym sensie
„uwięzione” m iędzy tożsam ością m acierzyńską, a aktyw nością na innych polach
(Ehrensaft 1987, za: Aulette 1994).
W spom inane tutaj próby tw orzenia nowego m odelu ojcostwa i ich rezultaty
spotykają się z różnym i ocenam i w literaturze. Z jednej strony są to reakcje p o
zytywne, a za taką m ożna uznać na przykład opinię Zuzanny C elm er i D anuty
Markowskiej (1977). A utorki z satysfakcją stwierdzają, iż już nie tylko od m atek
oczekuje się zaspokajania potrzeb dziecka, a także podkreślają pojaw ienie się n o
wego typu ojców, którzy w ta k pojętym ojcostwie znajdują osobistą satysfakcję.
N a pozytyw ną ocenę now y m odel ojcostwa zasłużył rów nież w opinii nieży
jącego już inicjatora szkół rodzenia w Polsce, ginekologa i położnika, profesora
W łodzim ierza Fijałkowskiego. K oncentrując się w praw dzie na najwcześniejszym
okresie życia dziecka, stw ierdzał on, że należy
A utor ten tradycyjny m odel ojcostwa, czy m oże jego zw ulgaryzowaną form ę, k ry
tykuje dość w yraźnie i stwierdza, że „[...] niezwykle tru d ne jest wdrożenie się w ra
dość bycia ojcem u mężczyzny, który funkcjonuje przykładnie na osi: w noszenie
pieniędzy i w ynoszenie śmieci. Nawet, gdy robi to bezbłędnie przez dłuższy czas,
nić porozum ienia z żoną i dziećm i może okazać się zbyt krucha” (tamże: 69-70).
Nowe ojcostwo spotyka się jed n ak rów nież z krytyką. D o autorów krytycz
nie doń nastaw ionych zaliczyć m ożna D orotę Kornas-Bielę, która zauważa, że
150 M ikołaj Gęb^
tuszewjikii 1990 ; Tryfan 1996; Traw ińska 1977, za: W itczak 1987a; Rogala-Obłę-
kowska 1991; W arzyw oda-K ruszyńska i Krzyszkowski 1990; Dyczewski 1994a).
N iejednoznaczne są tutaj w yniki badań odnoszących się do sposobu podziału
zadań w rodzinie, które pokazują, że p od koniec XX wieku tradycyjny m odel ról
męskich był nadal popularny. W edług badań CBOS z roku 1995 i 2000 m odel ten
cieszył się popularnością połow y polskich m ężczyzn i ponad jednej trzeciej kobiet.
Model partn ersk i wskazywało w cytowanych badaniach około 40% kobiet i jedna
trzecia do jednej czwartej mężczyzn. N iem niej trzeba jednak podkreślić, że m ó
wimy tu o pew nych preferencjach, czyli o w yobrażeniach, koncepcjach, natom iast
faktycznie 28% m ężczyzn realizowało m odel tradycyjny, a 27% - partnerski i m ie
szany (CBOS 1995, 2000).
W tym kontekście w arto przytoczyć w nioski z badań, zaprezentow ane przez
Piotra Kryczkę (1997), k tó ry zauważył, że naw et b ezrobotni ojcowie rodzin rzad
ko podejm ują tradycyjne zadania kobiece, poza zadaniam i opiekuńczym i, naw et
w sytuacji, gdy żona pracuje zawodowo.
M ożna jed n ak znaleźć także wyniki badań (np. badania Pentor z 2005 roku),
według których 68 % Polaków opow iada się za m odelem partnerskim (70% kobiet
i 66 % m ężczyzn), a jedynie 32% za m odelem tradycyjnym (30% kobiet i 34% m ęż
czyzn) (N auka w Polsce 2005).
C hciałbym w tym m iejscu odw ołać się do własnych badań dotyczących spo
łecznej roli ojca, a konkretnie do w yobrażeń dotyczących podziału zadań m ię
dzy rodzicam i, a więc do tego obszaru roli społecznej, który, w przywoływanej już
wcześniej koncepcji Levinsona (1979), był określony jako koncepcja roli w ytw o
rzona w św iadom ości jednostki. Jest on, jak sądzę, najciekawszym obszarem analiz
roli, bow iem jest w pew nym sensie obszarem „pośredniczącym ” m iędzy oczeki
waniam i związanym i z rolą - czy to oczekiw aniam i ogólnospołecznym i zaw arty
mi w np. n orm ach społecznych, praw nych, religijnych itp., czy to oczekiwaniam i
konkretnych p artnerów - a jej faktyczną realizacją. W ydaje się on rów nież istotny
w nawiązaniu do koncepcji współczynnika humanistycznego Floriana Znanieckiego.
W m oich badaniach uczestniczyło 299 m ężczyzn-ojców , mieszkających w Po
znaniu. Zam ieszkiwali oni ze swoim i dziećm i (w przypadku najstarszych respon
dentów chodziło o w spólne zam ieszkiw anie w czasie, gdy dzieci nie były jeszcze
sam odzielne); nie byli brani p o d uwagę ojcowie „dochodzący” - rozwodnicy, k a
walerowie. R espondenci należeli do trzech kategorii wieku: ojców m łodszych (do
40. roku życia), w średnim wieku (od 40. do 60. roku życia) i starszych (powyżej
60. roku życia). D o każdej kategorii należało po około 100 respondentów.
Jedno z pytań dotyczyło właśnie w yobrażenia podziału zadań m iędzy ojca
i m atkę. R espondenci odnosili się do zestawu zadań, nawiązującego do koncepcji
zestawu funkcji rodziny Zbigniew a Tyszki (1974). W yniki zostały przedstaw ione
w tabeli n r 1.
M ikołaj Gębka
T ab ela 1. W y o b ra ż e n ia o p o d z ia le z a d a ń m ie d z y ro d z ic a m i (w %).
O dpow iedzi
Odpow iedzi O dpow iedzi
wskazujące
wskazujące wskazujące
na podobne T rudno Brak
Rodzaj zadania na większe na większe N
znaczenie powiedzieć odpow iedzi
znaczenie znaczenie
obojga
m atki ojca
rodziców
Z ad a n ia zw iązane
z p rokreacją 4,7 78,6 5,7 10,0 1,0
Z ad a n ia zw iązane
z utrzym aniem - 37,8 61,9 - 0,3
ro dziny
Z ad a n ia zw iązane
z p odejm ow aniem
0,7 84,6 13,0 1,3 0,3
w ażniejszych
decyzji
Z ad an ia zw iązane
z p o dejm ow aniem
35,1 62,5 - 2,0 0,3
codziennych
decyzji
Z ad an ia zw iązane
z opieką 44,8 53,8 0,3 0,3 0,7
i pielęgnacją
Z ad an ia zw iązane
z określaniem
0,7 60,9 23,1 14,0 1,3
statusu społecznego
członków rodziny
299
Z ad an ia zw iązane
z k o ntrolow aniem 5,4 68,9 13,0 12,0 0,7
i karaniem
Z ad an ia zw iązane
z w ychow aniem 7,7 83,3 8,7 - 0,3
Z ad an ia zw iązane
z życiem 10,0 76,3 2,3 11,0 0,3
k ulturalnym
Z ad an ia zw iązane
z życiem 12,0 70, 2,7 13,4 1,0
religijnym
Z ad a n ia zw iązane
z rekreacją 8,0 77,6 7 6,7 0,7
i w ypoczynkiem
Z ad a n ia zw iązane
z zapew nianiem
p oczucia
5,7 72,9 19,4 1,0 1,0
bezpieczeństw a
w sferze
niem aterialnej
Między nakazem tradycji a nowoczesnością - czyli o zadaniach ojca w rodzinie 153
pad k u części zadań tradycyjnie bardziej związanych z rolą m atki lub rolą ojca
Nie m ożna w praw dzie odnieść tych w yników do całej populacji, ale pokazują one
pew ną praw idłow ość zw iązaną z m odelam i ojcostwa.
Nie m a tu m ożliwości, aby szeroko konfrontow ać w yniki dotyczące wytwa
rzanej koncepcji roli z faktyczną jej realizacją, dlatego tylko zasygnalizuję pewne
kwestie. Podstaw ow y wniosek, jaki nasuw ał się na podstaw ie analizy odpowiedzi
respondentów na pytania dotyczące właśnie sposobu faktycznej realizacji roli oj
cowskiej, jest taki, że również w tym obszarze widać ścieranie się m odelu tradycyj
nego i nowoczesnego. Jednakże tutaj m odel tradycyjny jest zdecydowanie silniej
szy niż w przypadku koncepcji ról, być m oże nawet silniejszy niż „nowe ojcostwo”,
przynajm niej w przypadku niektórych obszarów aktywności.
M ożna wskazać pew ne zadania, które respondenci faktycznie realizowali.
Prokreacja to zadanie, któ re ze w zględów biologicznych bardziej zw iązane jest
z m atką. Oczywiście, bez ojca nie byłaby o n a m ożliw a (choć w dzisiejszych cza
sach, ze w zględu na rozwój tech n ik m edycznych, znaczenie m ężczyzny może
tu zostać zredukow ane do m in im u m , d o roli daw cy m ateriału genetycznego)
a poprzez w spieranie kobiety uczestniczy on w rozw oju dziecka w okresie życia
płodow ego, jed n ak że to m atka p o n o si w szelkie tru d y i ryzyko zw iązane z uro
dzeniem dziecka. O d kilkunastu lat ojciec m a jed n ak m ożliw ość uczestnictw a
w w ydarzeniu stanow iącym wejście now ego członka społeczeństw a na scenę
życia - a więc w porodzie. N ie jest w praw dzie w stanie tu zastąpić m atki, ale
na pew no fakt uczestnictw a w poro d zie jest znacznym rozszerzeniem udziału
ojca w zadaniach prokreacyjnych. Z danych uzyskanych w Fundacji Rodzić po
Ludzku w ynika, że w 2005 roku odsetek p o ro d ó w rodzinnych oscylow ał około
40%. N ie ulega w ątpliw ości, że kategoria „p o ród ro d zin n y ” jest szersza niż tylko
p o ró d z udziałem ojca, jednakże m ożna sądzić, że znakom ita w iększość osób to
warzyszących, to w łaśnie ojcow ie dzieci. Z m oich badań w ynika, że w przypadku
ojców m łodszych - na 100 respondentów 52 brało udział w porodzie, a prawie
połow a z nich (24) w iąże bardzo d obre w spom nienia z tym w ydarzeniem , zaś
pozostali respo n d en ci, którzy nie m ieli m ożliw ości udziału w porodzie, nie byli
zbyt przychylnie nastaw ieni do obecności ojca przy n aro d zin ach - tutaj skłonny
byłby wziąć u d ział co trzeci ojciec w śred n im w ieku i co czw arty starszy. Ojcowie
bad an i uczestniczyli rów nież w pielęgnacji dzieci, a do najbardziej popularnych
zadań należała kąpiel (m niej więcej co d ru g i respondent), zm iana pieluch (co
trzeci) czy k arm ien ie (co czw arty).
Z drugiej jed n ak strony, w liczne zadania tradycyjnie kojarzone z rolą m atki
ojcowie angażowali się na niskim poziom ie. Na przykład jeśli chodzi o prace wy
konyw ane na rzecz gospodarstw a dom owego, respondenci zdecydowanie częściej
(co nie jest zaskoczeniem ) angażowali się w zadania wymagające bądź użycia siły
fizycznej (np. rem onty), bądź wyjścia w świat zew nętrzny (np. załatw ienie spraw
w urzędach czy zlecanie usług). N atom iast obszarem bardzo wyraźnego zaangażo
wania ojców było utrzym anie rodziny, bowiem w zdecydowanej większości przy
padków ojcowie wskazywali na siebie, jako głównych żywicieli rodziny, na drugim
Między nakazem tradycji a nowoczesnością - czyli o zadaniach ojca w rodzinie 155
jeszcze pojawić się chęć skorzystania z niej, co czasem wym aga np. przełamania
się, a z tym bywa raczej nienajlepiej. W ciągu ostatnich kilku lat bywałem dość
często we w spom nianym sklepie m eblow ym i siedząc w kaw iarni obserwowałem
wejścia do toalet wyposażonych właśnie w przewijaki. N ie przypom inam sobie
aby udało m i się zaobserw ow ać ojca korzystającego z tej możliwości.
PODSUMOWANIE
JAKOŚĆ r e l a c j i m a ł ż e ń s k ic h w z w ią z k a c h k o b ie t
Z NIEPEŁNĄ SPRAWNOŚCIĄ FIZYCZNĄ
WSTĘP
przez p artnerów z bycia razem i w spólnego życia. Kryzysy czy trudności w zwią 2
ku postrzegane są coraz częściej jako sygnał jego rozpadu, a nie jako potrzeba c?
konieczność w ypracow ania przez m ałżonków nowych strategii mających na celu
ratow anie trw ałości zw iązku i rów now ażenia zachodzących w nim relacji (Ka*
m ierczak i Rostowska 2010: 111).
W ponow oczesności „m ałżeństw o jawi się jako ryzykowne, osobiste przed
sięwzięcie, na które nie m a ubezpieczenia społecznego. Ponadto, nikt nie może
obecnie powiedzieć, co kryje się p o d term in em ‘m ałżeństw o’ - co jest dozwolone
wymagane, tabu lub niezbędne. Porządek m ałżeństwa jest odtąd porządkiem jed
nostkowym , kwestionowanym i rekonstruow anym w trakcie życia jednostki” (Siany
2002: 54). Akcent kładzie się przy tym głównie na partnerstw o, na duchową sferę
związku, a nie zewnętrzną, dotyczącą wzajemnej wym iany usług (Sikora 2008: 317),
G dy patrzy się na związki kobiet z niepełnospraw nością, prezentow ane kwe
stie nabierają szczególnego znaczenia. Jakość relacji m ałżeńskich przekłada się
bow iem nie tylko na ogólne funkcjonow anie m ałżonków, ale m oże też odgrywać
kluczową rolę w procesie leczenia i rehabilitacji niepełnospraw nego członka diady.
D odatkow o pam iętać należy o tym , że jakość relacji partnerskich, „ [...] wyraża
jąca się we w zajem nym postrzeganiu, ocenach i ustosunkow aniach, decyduje nie
tylko o kierunku, charakterze i dynam ice rozw oju indyw idualnego małżonków,
ale rów nież o specyfice funkcjonow ania całego system u rodzinnego” (Kaźmier-
czak i Rostowska 2010: 110). C horoba i niepełnospraw ność jest zawsze wydarze
niem rodzinnym , a fakt ten wpływa na funkcjonow anie całego systemu. Zabu
rzeniu ulec m ogą różne funkcje rodziny, dlatego problem niepełnospraw ności to
pow ażne wyzwanie zarów no dla związku, jak i rodziny ujm owanej holistycznie.
Sprostanie nowej sytuacji i przezwyciężenie tru dności wym aga od grupy rodzin
nej pełnej m obilizacji sił i środków, a nie zawsze pozostają one w jej dyspozycji.
Znaczenie rodziny w życiu osoby niepełnospraw nej, jako czynnika chroniące
go czy wspom agającego rehabilitację, w ynika przede wszystkim z faktu, że jest ona
podstaw ą wsparcia i zabezpieczenia. Lucjan Kocik zaznacza, że:
FUNKCJONOWANIE k o b ie t z n ie p e ł n o s p r a w n o ś c ią
1 ZWIĄZKU - JAKOŚĆ RELACJI MAŁŻEŃSKICH W ŚWIETLE
JJy BRa n y c h e k s p l o r a c j i
D la przykładu, rozpad więzi m ałżeńskich m iał miejsce w około 60% związków au
torek tych pamiętników, które utraciły sprawność w pierwszych latach ich trwania,
w okresie nakładającym się na czas pierwszego lub drugiego porodu. Natomiast
w przypadku kobiet, których niepełnospraw ność pojawiła się po wielu latach wspól
nego życia (39 kobiet), tylko w jednym przypadku doszło do rozpadu związku,
w kilkunastu do osłabienia więzi, ale i ta k w p o n ad połow ie przypadków ( 66 %)
niepełnospraw ność żony nie zagroziła budowanej przez lata więzi małżeńskiej, na
wet jeśli p a rtn e r m usiał przejąć na siebie szereg nowych obow iązków (tamże: 10).
Podobne tendencje zaobserw ow ane zostały w m oich badaniach. Kobiety
z dłuższym stażem m ałżeńskim , u których niepełnospraw ność wystąpiła w fazie
związku kom pletnego lub przyjacielskiego (term inologia zaproponow ana przez
Bogdana W ojciszke) oraz na tym etapie rozw oju rodziny, gdy dzieci są już dora
stające albo usam odzielnione, częściej wskazywały na satysfakcję płynącą z relacji
m ałżeńskich; podkreślały też, iż p a rtn e r jest dla nich pom ocą i w sparciem (62%
badanych w tej grupie). Pom oc ta przejawiała się na różne sposoby i dotyczyła poza
codziennym i, rutynow ym i czynnościam i, także tych, które wiązały się z nową sy
tuacją, w jakiej znalazła się para, a więc na przykład z decyzjam i podejm ow any
m i w zakresie leczenia czy rehabilitacji p artnerki. Zaufanie, akceptacja i wsparcie
stanow iły podstaw ow e kryterium postrzegania związku jako satysfakcjonującego.
R espondentki używały w tym przypadku określeń typu: „jesteśmy dobrym m ał
żeństwem ”, „św ietnie się dobraliśm y”, „m am y udany związek”.
Poniższe wypow iedzi badanych obrazują pozytyw ną percepcję związku i rela
cji z partnerem :
M ą ż w szystko robi w dom u, nie dlatego, że m usi, ale dlatego, że chce. B ardzo m a rtw i
się o m nie i w spiera m nie w e w szystkim . G d yb y nie on, nie d a ła b y m sobie rady. D zie
ci też bardzo pom agają, ale one nie w szystko je szc ze rozum ieją, nie o w szystkim też
im m ó w im y (wywiad n r 11 ).
ja k o ś ć relacji m ałżeńskich w związkach kobiet z niepełną spraw nością... 165
C zasam i myślę, że on m nie nigdy nie kochał. D opóki byłam zdrow a, i na k a żd e jego
zaw ołanie, było dobrze. P otem za c zę ły się p ro b lem y i o k azało się, że on nie chce
tak żyć. [ ... ] M ą ż nie rozum ie, że czuję się źle, że jestem słaba i m a m straszn e bóle.
W edług niego w ym yślam to w szystko, że b y nic nie robić. N ie p o d a m i n aw et szklanki
w ody, ja k trzeba będzie (wywiad nr 4).
Nic dobrego nie spotkało m nie ze strony m ęża. G d yb y nie dzieci, p e w n o nie byliby
śm y razem . M am ju ż dość jego ciągłych narzekań, ja k ą to m a „w ybrakow aną żo n ę ”
(wywiad nr 7).
trw ania związku, choć ta druga zm ienna wpływa znacząco na pierwszą. W spóln
dośw iadczenia, „dotarcie się p artn eró w ”, przezwyciężanie różnego typu trudność
w związku sprzyja w ytw orzeniu się m echanizm ów ułatwiających radzenie sobie
z now ym i problem am i, kryzysam i, spaja diadę małżeńską.
N iewątpliwie zakres i tem po adaptacji do roli p artnera osoby niepełnospraw
nej jest bardzo indyw idualne. Jedni mężczyźni potrzebują więcej czasu, inni mniej
aby się przystosow ać do zm ian, dla części z nich akceptacja niepełnosprawności
żony w ogóle nie jest m ożliw a i związek rozpada się lub trw a tylko w sensie praw
nym , a nie em ocjonalnym . Za każdym razem oczywiście potrzebny jest czas, aby
odnaleźć się w now ych rolach, które do tej p o ry pełniła partnerka, pogodzić się Ze
zm ianam i w jej wyglądzie, odbudow ać intym ność i w zajem ną akceptację, a często
także przyjąć na siebie role opiekuńcze i pielęgnacyjne. Pam iętnikarki, w bada
niach M arii Chodakow skiej, w yraźnie o tym mówiły, kwestie te także zarysowały
się w m oich badaniach. A ktualne relacje z m ężem /partnerem niem al 53% bada
nych uznało za takie same, jak przed w ystąpieniem niepełnospraw ności, 27% ko
biet wskazało, iż relacje te są lepsze niż przed w ystąpieniem niepełnosprawności,
a 20 % twierdziło, iż są gorsze niż przed w ystąpieniem niepełnospraw ności.
To, co szczególnie uległo transform acji w relacjach m iędzy respondentkam i
a ich m ężam i w zw iązku z niepełnospraw nością, dotyczyło dw óch obszarów funk
cjonow ania diady: sfery intym nej oraz szerszej sfery psychospołecznej. Przy czym
w odniesieniu do intym ności kobiety znacznie rzadziej wskazywały na dokonu
jące się zmiany, niż w odniesieniu do funkcjonow ania pary w relacjach pozain-
tym nych. W ynikać m oże to zapew ne z faktu, iż tem aty dotyczące bliskości, satys
fakcjonującego pożycia seksualnego w ogóle, napotykały na duży opór i kobiety
w tym tem acie zwykłe były bardzo powściągliwe. W konsekwencji, w odpow ie
dzi na pytanie dotyczące tego, czy niepełnospraw ność zm ieniła relacje intymne
m iędzy m ałżonkam i, znacznie p o n ad połow a kobiet wskazała, iż zm iana taka nie
nastąpiła. W tej grupie, w której w skazano na zm ianę, częściej relacje intym ne
m iędzy m ałżonkam i zm ieniły się na gorsze, ale były też w skazania odw rotne: 10%
kobiet w tej grupie zaznaczyło, iż relacje zm ieniły się na lepsze, co wiązało się
z większą delikatnością, czułością, akceptacją partn era w yrażaną w relacji intym
nej. O pinia o pogorszeniu się relacji intym nych w ynikała po części z oporów i lę
ków sam ych kobiet. Nawet, jeśli m ężczyzna daw ał dow ody pełnej akceptacji part
nerki, wstyd, skrępow anie i lęk przed odrzuceniem blokowały kobiety, wpływając
na jakość pożycia małżeńskiego. Badane kobiety zwykle z trudem aprobowały
zm iany w swoim wyglądzie wynikłe na skutek niepełnospraw ności. Przełam anie
b arier było możliwe głów nie dzięki pełnej akceptacji postawie partnera, tam gdzie
jej zabrakło, pojaw iały się częściej tru d n o ści z przystosow aniem się do zmian.
M ałgorzata Gajda, co ciekawe, na podstaw ie prowadzonych wywiadów stwier
dza, iż bywa również tak, że to partnerzy A m azonek szybciej godzą się z zaistniałą
sytuacją, niż one same. W większości badanych przez nią przypadków, pom im o ak
ceptacji ze strony partnera, kobiety cały czas odczuwały jednak skrępow anie w k o n
taktach intym nych i starały się unikać sytuacji, w których m usiałyby pokazać się
j kość relacji m ałżeńskich w związkach kobiet z niepełną sprawnością. 167
rtn e ro w i nago, nie pozw alały też zwykle dotykać piersi (Gajda 2006: 189). Nie-
P |jwie rzutow ało to na jakość relacji intym nych oraz na akceptację samej siebie.
0rka zaznacza, że: „F undam entalne znaczenie dla sposobu postrzegania siebie
rzez A m azonki m a zachow anie p artnera. Kobiety zawsze widzą siebie przez pry
zmat intymnej więzi i reakcji partnera. Jeśli mężczyzna akceptuje ją, jako atrakcyjną
. su a ln ie , istnieje duża szansa na zbudow anie udanego życia płciowego” (tamże).
W m o ic h badaniach wiele pań wskazywało, że starają się ukryć swoją niepeł
n o s p r a w n o ś ć naw et przed najbliższymi. Kobiety te ubierają do snu bieliznę i pi
dżamę, gaszą światło w trakcie zbliżenia intym nego, nie pozwalają na dotykanie
przez partn era miejsc, które są zm ienione po operacjach czy am putacjach, p o
kazują się partnerow i tylko w chustce lub peruce w m om entach, gdy na skutek
c h e m io te r a p ii straciły włosy, nie chodzą na basen, plażę czy w inne miejsca, gdzie
k o n ie c z n e byłoby eksponow anie ciała. Nawet, jeśli p artn er wyrażał pełną akcep
tację dla zm ian, jakie dokonały się w ich wyglądzie, one zachowywały znaczną
o s tr o ż n o ś ć i dystans w sytuacjach intym nych.
Bez względu na jakość relacji m iędzy m ałżonkam i, w większości przypadków
kobiety wskazywały na obaw y związane z utrzym aniem więzi z partnerem . W ąt
pliwości ich nasilały się w tych przypadkach, w których na skutek niepełnospraw
ności pojawiły się różnego rodzaju napięcia, konflikty lub ochłodzenie relacji
między m ałżonkam i. N iem al 1/4 respondentek obawiała się najbardziej tego, iż
ich p artn er odejdzie do zdrowej, pełnospraw nej kobiety, co nierzadko dosadnie
werbalizowały.
Kolejnym, ważnym obszarem funkcjonow ania kobiety, w którym następują
zmiany wyw ołane przez niepełnospraw ność, jest sfera rodzinno-dom ow a, a szcze
gólnie ta związana z realizacją obow iązków rodzicielskich oraz z prow adzeniem
gospodarstwa dom owego. Przeobrażenia, które się dokonały w tym obszarze,
uznać m ożna generalnie za pozytyw ne. P artnerzy w większości przejęli od żon
obowiązki, które w zw iązku z chorobą czy niepełnospraw nością nie m ogły być
przez nie realizowane. Oczywiście, nie dokonyw ało się to bez napięć i konfliktów,
ale zwykle ostatecznie członkow ie rodziny, w tym głównie m ąż i dzieci, przejm o
wali większość zadań. Kobiety, które wskazywały wcześniej, iż m ąż jest dla nich
wsparciem i pom ocą, konsekw entnie zaznaczały rów nież w odniesieniu do tego
punktu, że p a rtn e r w spiera je poprzez przejęcie części lub większości obowiązków,
ewentualnie obowiązki te w ypełniają one w spólnie z mężem:
M ó j m ą ż nigdy nie za jm o w a ł się goto w a n iem i sprzątan iem . Więc p o c zą tk i b yły tru d
ne. D en erw ow ało m nie to strasznie, że w szystko robi tak p o w o li i ciągle się o coś p yta .
A le teraz ju ż się n a u czył (wywiad n r 3).
Z m iany w podziale obow iązków dom ow ych najłagodniej dokonały się w przy
p adku tych par, które już wcześniej, przed pojaw ieniem się niepełnospraw ności
p artnerki, preferow ały m odel partnerski w związku. Tam, gdzie dom inow ał model
tradycyjny lub mieszany, m ąż m niej chętnie przejm ow ał część obowiązków, częś
ciej też w tym przypadku angażow ani byli inni członkow ie rodziny lub też osoby
obce, ale nie obyło się tu bez tarć i konfliktów.
B adane kobiety z niepełnospraw nością, które pozostaw ały w związku i żyły
w funkcjonalnej rodzinie, wskazywały dość często, iż to właśnie najbliższa rodzina
służyła im pom ocą przy organizacji życia domowego, ale też w czasie wyjazdów
czy wizyt u lekarza, całego procesu leczenia i rehabilitacji. Najbliżsi zaspokajali ich
potrzeby związane z opieką, pielęgnacją, prow adzeniem gospodarstw a dom ow e
go. W 22% przypadków nie udało się jed n ak wypracować now ych zasad w spółpra
cy w rodzinie, w w yniku czego doszło do pow ażnych zaburzeń w funkcjonow aniu
gospodarstw dom ow ych.
N a jakość relacji m ałżeńskich wpływ m a także zakres i charakter kom unikacji
m iędzy p artneram i. W sytuacji badanych kobiet zaobserwować m ożna było dwie
ogólne tendencje. Pierw sza charakteryzow ała się tym , iż intensyw niejsza niż zwy
kle kom unikacja z partn erem skupiała się głównie na wątkach związanych z cho
robą i niepełnospraw nością. W przypadku drugiej, sytuacja była odw rotna, stara
no się jak najm niej rozm aw iać o problem ach związanych z niepełnospraw nością,
skupiając się na bieżących sprawach, niekoniecznie dotyczących osoby niepełno
sprawnej. Zaobserw ow ać m ożna było, iż pierw sza strategia częściej pojawiała się
u par, w których kwestia niepełnospraw ności była zdarzeniem niedaw nym , n o
w ym , wciąż „żywym”. Tam, gdzie m ałżonkow ie oswoili się już z konsekw encjam i
niepełnej spraw ności kobiety, częściej w rozm ow ach poruszano inne tematy, były
to rozm ow y o dzieciach, ale rów nież dyskusje na tem aty ogólne, pozarodzinne.
G eneralnie w większości przypadków intensyw ność kom unikacji w diadzie w zro
sła, co w ynikało po części z konieczności reorganizacji życia m ałżeńsko-rodzin-
nego. Taka w zm ożona kom unikacja pom agała również redukow ać lęk i napięcie
u obojga partnerów , które pojaw iły się w związku z zaistniałą sytuacją kryzysową.
Reasum ując, m ożna wskazać, że na jakość relacji m ałżeńskich kobiet z niepeł
nospraw nością fizyczną wpływ m a wiele czynników oddziałujących z różną siłą
i natężeniem , w śród nich kluczow ym i okazały się:
— m o m en t w ystąpienia niepełnospraw ności (faza związku), w tym przypadku le
piej radziły sobie te pary, które zdążyły wytworzyć w m iarę stabilne więzi, m ia
ły też m ożliwość w ypracow ania m echanizm ów adaptacyjnych i zaradczych
w sytuacjach kryzysowych;
— rodzaj i zakres niepełnospraw ności - im poważniejsze konsekw encje niepeł
nospraw ności, tym bardziej złożony proces adaptacji do zmian;
ja k o ś ć relacji m ałżeńskich w związkach kobiet z niepełną spraw nością... 169
um iejętność kom pensow ania braków i ich konsekw encji przez system rodzin
ny, im sprawniej funkcjonujący system rodzinny, tym lepsze radzenie sobie
z zaistniałą sytuacją. Najefektywniejsze w m om entach kryzysowych okazały
się rodziny o wysokim poziom ie spójności i w ytrzym ałości, jak też o wysokim
poziom ie więzi i elastyczności, czyli takie, których siłą jest zdolność do zmiany,
ale rów nocześnie poczucie w ew nętrznej jedności, solidarności z wszystkimi
członkam i i wzajem nego zaufania;
__ typ związku i m odel rodziny - p artnerski m odel spraw dzał się lepiej niż trady
cyjny lub mieszany;
charakter i treść więzi między partneram i, w tym także kom unikacja. Pary, które
wytworzyły silne więzi oparte o m iłość, w zajem ne zaufanie i akceptację, oraz
otwartość w kom unikacji, lepiej radziły sobie z sytuacją niepełnosprawności;
— posiadanie w spólnego potom stw a - dzieci były czynnikiem spajającym parę,
dodatkow o stanow iły wsparcie i pom oc w organizacji życia domowego. Posia
danie dzieci wpływało też m obilizująco na sam e kobiety. Te, które były m atka
mi, częściej i chętniej podejm ow ały leczenie i rehabilitację niż te, które potom
stwa nie posiadały.
PODSUMOWANIE
III W W YO B R A ŻE N IA C H I O CENA CH
M ŁO D ZIEŻY
Józef Baniak
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
WSTĘP
Święty A ugustyn pierw szy nazw ał m ałżeństw o „sakram entem ”, a przez sakra
m ent rozum iał „znak św ięty”, czyli w idzialny znak tego, co jest niew idzialne (Au
gustyn 1937, X, 5, 9). W jego ujęciu, sakram ent m ałżeństw a, to takie znaczenie
m ałżeństw a, które wskazuje na C hrystusa i na jego m iłość do Kościoła. Definiując
m ałżeństw o, A ugustyn po raz pierw szy wskazał na trzy dobra (wartości) m ałżeń
stwa: proles - potom stw o, zapewniające trw ałość ludzkości, na pożytek społeczeń
Katolicki model małżeństwa i rodzinny w świadomości młodzieży gim nazjalnej 173
3 A utor pisze, iż: „C oniugium est in foedere dilectionis. C oniugis officium est in generatio-
ne prolis. Igitur a m o r coniugalis sa c ra m en tu m est, et sacram en tu m in coniugibus est com m ixtio
carnis”, D e B.M. Y irginitate, kol. 874.
174 Józe f Baniak
tego okresu jest specyficzny kryzys tożsam ości i rozproszenie ról, które m ogą do
prow adzić albo do integracji, albo do dezintegracji osobow ości m łodej jednostki
Kryzys ten m łoda jed n o stk a m oże pokonać z pom ocą m echanizm u tzw. buntu do
rastania, czyli negacji, oporu, sprzeciwu wobec zastanych sposobów postępowania
oraz system ów w artości i znaczeń, które w efekcie prow adzą do ekspozycji włas
nej odrębności i tożsam ości. Istotą okresu dorastania jest tru d n y i złożony proces
konstruow ania się tożsam ości m łodej jednostki, która dąży do poczucia ciągłości
w czasie i do uniezależnienia się o d sytuacji i okoliczności niekorzystnych, chce
uzyskać poczucie w ew nętrznej spójności i odrębności, m a wizję własnej osoby
i sam a chce decydow ać o w łasnym losie, odrzucając tym sam ym „sterowanie” ze
w nętrzne. Rozwój osobow ości w tym okresie obejm uje uczucia, w artości i wyob
rażenia dotyczące własnej osoby, jej pozytyw ne i negatyw ne oceny, stosunek do
siebie samej i nastaw ienie do innych ludzi, do kultury, tradycji, religii i m oralności,
a także w yjaśnianie i interpretow anie świata społecznego, w którym żyje rozwija
jąca się m łoda jednostka. W łaściwie przebiegający proces dorastania jednostki,
kształtow anie się jej tożsam ości i integracji osobowości, daje jej poczucie własnej
w artości, jak rów nież poczucie akceptacji przez osoby dorosłe i rówieśników, za
razem elim inując kryzys tożsam ości osobowej.
O kres dorastania wywołuje zm iany w każdej sferze osobniczego życia młodej
jednostki. Z m iany te są też w idoczne w jej m oralnej św iadom ości i w nastaw ieniu
do oficjalnych autorytetów religijnych i świeckich. Religijna św iadom ość m łodzie
ży gim nazjalnej, wyrażająca się w jej wierze, postawach i zachow aniach oraz w sto
su n k u do instytucji religijnych, jest problem em naukow ym , którym sam zajmuję
się we w łasnych badaniach socjologicznych. W ażne jest tu pytanie, czym specy
ficznym w yróżnia się religijność m łodzieży gim nazjalnej, w porów naniu z religij
nością innych kategorii młodzieży? N a to ogólne pytanie odpow iadam w szerszej
publikacji naukowej, biorąc p od uwagę różne zakresy tej religijności - subiektyw
nej, społecznej, m ałżeńskiej i rodzinnej. W tym studium ukażę jedynie w yobra
żenia badanych gimnazjalistów, dotyczące cech katolickiego m odelu m ałżeństw a
i rodziny. Czy te ich w yobrażenia są zgodne z doktryną Kościoła rzym skokatoli
ckiego dotyczącą m ałżeństw a i rodziny? Jak badani gim nazjaliści odnoszą się do
podstaw ow ych cech m ałżeństw a sakram entalnego i czy konfrontują je z cechami
m ałżeństw a świeckiego? N a te pytania odpow iem w dalszej analizie, biorąc pod
uwagę wypow iedzi i postaw y gimnazjalistów.
Badania tu skrótow o prezentow ane zrealizowałem w ram ach problem atyki
własnego sem inarium doktorskiego na W ydziale Pedagogiczno-A rtystycznym
UAM w Kaliszu oraz problem atyki sem inarium dyplomowego, które prow adziłem
w Instytucie Z arządzania Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Kaliszu w la
tach 2001-2004. W ydatną pom oc w w ykonaniu tych badań okazali mi doktoranci
i studenci, którzy przygotowywali p o d m oim kierunkiem własne prace dyplo
mowe. Ta problem atyka była badawczo zbieżna z ich zainteresow aniam i nauko
wym i, co zachęciło ich do zaangażow ania w proces badawczy w śród m łodzieży
gim nazjalnej. Badaniam i objęliśm y uczniów w 4 gim nazjach wiejskich i w 4 m iej
K a to lic k i model m ałżeństwa i rodzinny w świadom ości młodzieży gimnazjalnej 175
Całkow ita 258 40,6 105 33,0 165 44,7 198 33,8 363 38,0
O drzuca 207 32,5 119 37,3 104 28,2 222 37,8 326 34,1
O gółem 636 100,0 319 100,0 369 100,0 586 100,0 955 100,0
Karta Praw R odziny (1980, 6 ) przynosi w ażny zapis: „Rozwód narusza samą
instytucję m ałżeństw a i rodziny”, bow iem trw ałość więzi małżeńskiej partnerów
w ynika w szczególności z istotnych celów m ałżeństw a jako związku dwojga wol
nych osób i ich w spólnoty uczuć i działań.
Z innych jeszcze badań w ynika, że w życiowych planach większego odsetka
m łodzieży szkolnej trw ałość ich przyszłego m ałżeństw a jest w ażną sprawą i cen
ną wartością. Pragną oni, aby ich m ałżeństw o pokonyw ało trudności i kłopoty
codzienne i trw ało przez całe życie. Jednak ciągle w zrasta odsetek m łodych ludzi,
zwłaszcza dziewcząt, dla których trw ałość m ałżeństw a i stabilność rodziny nie jest
już w artością cenną i ważną. Stąd rozw ód traktują jako coś norm alnego, co m oże
ich wyzwolić z nieprzew idyw alnych obecnie opresji życiowych w nieudanym m ał
żeństwie. W świetle tych spostrzeżeń powstaje pytanie, jak gim nazjaliści postrze
gają i oceniają rozwód? Czy widzą w nim przejaw dezintegracji rodziny i ucieczkę
przed tru d n o ściam i życiowymi? Czy rozw ód postrzegają jako powszechnie d o
stępny dla m ałżonków, czy też całkiem zabroniony? Czy sam i aprobują rozwód
i czy przew idują go we w łasnym m ałżeństw ie, jeśli okaże się ono nieudane i nie-
spełniające ich osobistych i wspólnych oczekiwań? Ich wypowiedzi na niektóre
z tych pytań ukażę w poniższej tabeli.
model małżeństwa i rodzinny w świadom ości m łodzieży gim nazjalnej 181
pozw olono 252 39,6 140 43,9 108 29,3 284 48,5 392 41,1
Z abronione 213 33,5 74 23,2 138 37,4 149 25,4 287 30,0
O g ó łe m 636 100,0 319 100,0 369 100,0 586 100,0 955 100,0
M oralna ocena rozw odów jest dość zróżnicow ana, zarów no w całej zbiorowości,
jak i w obu grupach środow iskow ych (tabela 2). N iespełna 1/3 respondentów uw a
ża, że rozw ody pow inny być całkowicie zakazane, gdyż:
wyrządzają więcej szkód niż dają pożytku małżonkom i ich dzieciom (dziewczyna,
lat 15);
czy też: ja jestem właśnie dzieckiem rodziców, którzy rozeszli się po kilkunastu latach
małżeństwa, więc dobrze wiem, w jakiej sytuacji są takie dzieci i jak im jest ciężko
znosić trudy każdego dnia. Dlatego jestem przeciwna rozwodom. Wolałabym, żeby
rodzice się kłócili, ale nie rozchodzili się, kiedy mają dzieci (dziewczyna, lat 16).
Takich opinii jest znacznie więcej, a podziela je łącznie 33,5% dziewcząt i 23,2%
chłopców, czyli m niej o 10,3%, o raz 37,4% uczniów gim nazjów wiejskich i 25,4%
m iejskich, czyli m niej o 12,0%.
Z drugiej strony, p o n ad 2/5 badanych osób (41,1%) uznaje rozw ody za dozw o
lone, m im o iż Kościół rzym skokatolicki zabrania ich bezkom prom isow o. W g ru
pie tej w idzim y zdecydow anie m niej dziew cząt (39,6%) niż chłopców (43,9%),
czyli o 4,3%. Za rozw odam i opow iadają się także liczniej uczniow ie gim nazjów
miejskich niż wiejskich (o 19,2%), różnie uzasadniając własne stanowisko:
Rozwód to normalna sprawa w życiu ludzi. Dlatego powinien być dostępny każdemu
małżeństwu, jeśli nie chcą ju ż jego partnerzy żyć wspólnie z sobą. Kościół nie powi
nien im tego zabraniać, bo księża nie mają pojęcia, ja k żyje się w małżeństwie jako
starzy kawalerzy (chłopiec, lat 16);
Wszędzie jest łatwo dostać rozwód, tylko nie w Kościele katolickim. Dlatego ja me
wezmę ślubu kościelnego, bo po co m am komplikować sobie życie. Nie wiem tego,
~ TX 3ZT Jó ze f Ba,
czy w m oim m a łżeń stw ie w y trzy m a m z żo n ą dłu żej, a co dopiero p r z e z całe życi e?
(c h ło p ie c , la : 16);
Jestem całkow icie za rozw odem , bo nie m ożn a m ęczyć się w m a łżeń stw ie nieuda
nym . D zieci m o żn a o d w ied za ć i wspólnie w ychow yw ać. Ja tego sam a dośw iadczam
od w ielu lat, a rodzice p o ro zw o d zie n aw et się za p rzy ja źn ili i są d o b rzy dla siebie
i dla dzieci ( d z ie w c z y n a , la t 16).
M oi rodzice rozeszli się p o kilku latach wspólnego życia, choć m ieli nas dw oje dzieci.
Ja nie w iem , ja k odnieść się do ich decyzji, choć żałuję, że nie tw orzym y, ja k kiedyś,
rodziny, i za zd ro szczę koleżankom i kolegom w szkole, że m ają oboje rodziców, któ
rzy czekają na nich w dom u (d z ie w c z y n a , lat 16).
Pozostali respondenci albo tw ierdzili, że nie wiedzą, jak spojrzeć na rozwody, albo
pom inęli pytanie ich dotyczące (4,1%).
N astaw ienie gim nazjalistów do rozw odów istotnie różnicuje ich stosunek do
w iary religijnej oraz przeżyw any kryzys tożsam ości osobowej. Rozwody zdecy
dow anie liczniej akceptują respondenci obojętni religijnie i niew ierzący (82,5%),
natom iast respondenci głęboko w ierzący i w ierzący zdecydowanie liczniej je od
rzucają (67,6%). M iernik Kendalla Q w ynosi -0,789 i oznacza, że m iędzy głęboką
w iarą religijną lub niew iarą, a akceptacją lub odrzuceniem rozw odów małżeńskich,
zachodzi bardzo istotna zależność statystyczna. W świetle tej zależności okazuje
się, że wzrost odsetka osób wierzących w Boga koreluje ujem nie ze spadkiem od
setka osób aprobujących rozwody, a zarazem koreluje pozytyw nie ze w zrostem
odsetka osób odrzucających rozwody. Z kolei wysoki w skaźnik niewierzących
i obojętnych religijnie koreluje pozytyw nie z wysokim w skaźnikiem akceptują
cych rozwody, a zarazem koreluje ujem nie z odsetkiem je odrzucających.
A kceptację lub odrzucenie rozw odów istotnie różnicuje także kryzys tożsam o
ści osobowej gim nazjalistów. O soby przeżywające ten kryzys, zwłaszcza głęboki
i przewlekły, są liczniej skłonne do akceptacji rozw odów (80,4%), a bardzo rzadko
go nie odrzucają. N atom iast osoby, które kryzys ten om inął, zdecydow anie licz
niej odrzucają rozwody, kierując się różnym i m otyw am i, w tym pew ien odsetek
w zględam i religijnym i (34,6%). M iernik K endalla Q w ynosi -0,876 i oznacza, że
m iędzy kryzysem tożsam ości osobowej lub jego brakiem , a akceptacją lub o d rzu
ceniem rozw odów przez niektórych respondentów , zachodzi bardzo istotna za
leżność statystyczna. Kryzys tożsam ości osobowej sprzyja akceptacji rozwodów
'¡(gtolicki m odel małżeństwa i rodzinny w świadomości m łodzieży gimnazjalnej 183
rz e z jednostki nim dotknięte, natom iast osoby, które nie przeżywają tego kryzy
su zdecydow anie liczniej sprzeciwiają się rozw odom i jednocześnie opowiadają
się za dozgonną trw ałością m ałżeństw a
W zakończeniu analizy tego zagadnienia zw róćm y jeszcze uwagę na wskaźniki
r e s p o n d e n t ó w akceptujących nierozerw alność i trw ałość związku m ałżeńskiego
0raz na w skaźniki akceptujących rozwody. Jeżeli nierozerw alność m ałżeństw a
a k c e p tu je ogółem 56,1% badanych osób, w tym 59,2% dziewcząt i 49,2% chłop
ców, to za rozw odam i opow iada się łącznie 41,0%, w tym 30,6% dziewcząt i 43,0%
c h ło p c ó w . Zatem w śród badanych gim nazjalistów jest więcej zw olenników trw a
łości m ałżeństw a - o 10 ,6 % (w tym o 28,6% dziewcząt i o 6 ,2 % chłopców ) niż jego
p r z e c iw n ik ó w . Jeśli nierozerw alność i trw ałość m ałżeństw a kw estionuje i uznaje
jako zbędną ogółem 34,1% badanych, w tym 32,8% dziewcząt i 37,3% chłopców, to
r o z w o d y odrzuca jako niedozwolone łącznie 30,0% badanych, w tym 33,5% dziew
cząt i 23,2% chłopców. W praktyce oznacza to nieco większy odsetek badanych
odrzucających trw ałość m ałżeństw a niż odrzucających rozwody. W całej grupie
badanej jest więcej o 4,1%, w tym o 14,1% chłopców, natom iast dziewczęta liczniej
o 1,0% odrzucają rozw ody niż trw ałość m ałżeństw a (zob. Laskowski 1987: 134)6.
Z kolei inni socjologowie piszą, że w uzasadnieniach rozw odu często jest podaw a
ny m otyw osobistego decydow ania jednostki o w łasnym losie, który m a szeroką
akceptację społeczną. W rezultacie rozw ód jest „czymś norm alnym ” w odbiorze
społecznym , a „byli” m ałżonkow ie nie są stygm atyzowani społecznie, podobnie
6 B adani przez Laskow skiego n u p tu rie n ci różnie o dnieśli się d o rozw odu we w łasnym m a ł
żeństw ie: a) w ykluczali go - 64,6% (w ty m kobiety - 67,7% i m ężczyźni - 61,5%; b) n ie w yklu
czali go - 8,5% (o d pow iednio 7,2% i 9,2%); c) to zależy - 26,9% (24,6% i 29,2%). O soby w ierzące
i praktykujące ujaw niły następujące nastaw ienie do rozw odu swego m ałżeństw a: w ykluczały
- 70,9%; n ie w ykluczały - 7,0%; w arunkow o - 22,1%; osoby obojętn e religijnie i niew ierzące:
w ykluczały - 40,4%; nie w ykluczały - 14,0%; b ra k stanow iska - 45,6%.
184 Jó ze f Baniak
jak dzieci nie są wskazywane palcem w swoim środow isku rów ieśniczym . W nie
których kręgach m łodzieżow ych bycie dzieckiem „byłych” m ałżonków uchodzi za
swoistą „m odę” czy „norm alkę” w obecnych „rozbitych” aksjologicznie i moralnie
w arunkach życia ludzi. Dzieci są nierzadko „uw alniane” przez rozw ód rodziców
o d złości, nienawiści, przemocy, ciągłych aw antur i wzajem nych zdrad (zob. Ry
dzewski 1997; Brągiel 2000; M azur 2002; Richter 2000). W ocenie niektórych so
cjologów rodziny, rozw ód nie oznacza kryzysu instytucji m ałżeństw a, a dość czę
sto jest o n postrzegany jako „poszukiw anie” nowej jakości m ałżeństw a. Jeśli żona
lub m ąż mają poczucie niezadow olenia czy niespełnienia w m ałżeństw ie, wówczas
w zrasta ryzyko rozpadu ich związku. O becnie na rozw ody panuje „m oda”, która
już nikogo nie zadziwia, a wręcz przeciw nie, coraz częściej kandydaci do m ałżeń
stwa we w łasne plany m ałżeńskie włączają intercyzę m ajątkową, lecz w równym
stopniu przew idują jego rozwód, jeśli w spółm ałżonek „nie sprawdzi się” w przy
sparzaniu szczęścia i bezpieczeństw a (zob. Dyczewski 1988; G óralczyk 1995; Ig-
natczyk 2000 ).
Badając postaw y gim nazjalistów wobec rozw odów m ałżeńskich, prosiłem ich
rów nież o wskazanie najczęstszych powodów, które skłaniają dziś ludzi do zrywa
nia własnych związków m ałżeńskich. G im nazjaliści są w prawdzie ludźm i bardzo
m łodym i i poszukującym i w łasnego m iejsca w strukturach społecznych, niemniej
są też dobrym i obserw atoram i sceny życia społecznego i rodzinnego, w efekcie
czego nie są im też obce czynniki, które doprow adzają w licznych przypadkach do
rozpadu m ałżeństw a i rodziny w środow isku w iejskim i m iejskim . Pytanie doty
czące tej kwestii m iało charakter „otw arty”, co dawało respondentom możliwość
w skazania tych pow odów rozpadu m ałżeństw a w obecnych czasach, z którym i
sam i d o tąd zetknęli się teoretycznie lub praktycznie. Powody wskazane przez nich
najliczniej ukażę odrębnie w tabeli, zaś w skazane rzadziej ujm ę w kategorii „inne”.
W odpow iedzi na to pytanie (zob. tabela 3) respondenci wskazali 27 różnych
przyczyn, które najczęściej - ich zdaniem - skłaniają m ałżonków do rozwodu,
czyli do zerw ania um ow y m ałżeńskiej, jaką sobie złożyli uroczyście i publicznie,
przyrzekając, że będą żyć z sobą i we w spólnocie aż do końca życia, choćby do
m o m en tu naturalnej śm ierci jednego z nich. W grupie tych powodów, 20 wska
zały liczne odsetki respondentów , w granicach od 80,4% (największy) do 23,4%
(najm niejszy), natom iast 7 pow odów wskazały nieliczne odsetki badanych osób.
T ab ela 3. P rz y c zy n y ro z w o d ó w w sk a z a n e p rz e z g im n a z ja listó w
G im . Gi m.
D ziew częta C h ło p c y Razem
P ow ody w ie js k ie m ie skie
ro z w o d ó w
L. % L. % L. % L. % L. %
Z d rad a m ałżeńska 526 82,7 242 75,9 302 81,8 466 79,5 768 80,4
K łopoty seksualne 513 80,7 237 74,3 294 79,7 456 77,8 750 78,5
Brak m iłości 508 79,9 228 71,5 288 78,0 448 76,5 736 77,1
K a to lic k i m odel małżeństwa i rodzinny w świadomości m łodzieży gim nazjalnej 185
przem oc 476 74,8 209 65,5 257 69,4 428 73,0 685 71,7
A lkoholizm 455 71,5 212 66,5 277 75,1 390 66,6 667 69,8
Wady psychiczne 431 67,8 195 61,1 248 67,2 378 64,5 626 65,5
Kryzys w zw iązku 426 67,0 187 58,6 180 48,8 433 73,9 613 64,2
Różne ch arak tery 414 65,1 175 54,9 238 64,5 351 59,9 589 61,7
Z azdrość i zawiść 382 60,1 188 58,9 244 66,1 326 55,6 570 59,7
Kłopoty bytowe 370 58,2 196 61,4 224 60,7 342 58,4 566 59,3
Różne osobow ości 377 59,3 156 48,9 217 58,8 316 53,9 533 55,8
Brak m ieszkania 368 57,9 138 43,3 164 44,4 342 58,4 506 53,0
Długa rozłąka 305 48,0 119 37,3 168 45,5 256 43,7 424 44,4
W ięzienie p a rtn e ra 314 49,4 108 33,9 135 36,6 287 49,0 422 44,2
Egoizm p a rtn e ró w 285 44,8 131 41,1 174 47,2 242 41,3 416 43,6
Nowy związek 225 35,4 134 42,0 118 32,0 241 41,1 359 37,6
Uwagi teściów 185 29,1 123 38,6 130 35,2 178 30,4 308 32,3
Awantury, kłótnie 218 34,3 80 25,1 86 23,3 212 36,2 298 31,2
W iara religijna 145 22,8 78 24,5 120 32,5 103 17,6 223 23,4
Średnia 342 53,8 155 48,6 190 51,5 307 52,4 497 52,0
Nie ulega żadnej wątpliwości, że pełne zaangażow anie się osób w m ałżeństw ie za
kłada z samej istoty w yłączność seksualną i em ocjonalną, która wyklucza m oż
liwość współżycia seksualnego i zaangażow ania uczuciowego partnerów poza
ram am i ich własnego m ałżeństw a, czyli z innym i osobam i niż żona i mąż. Prze
kroczenie tych ram oznacza dopuszczenie się pełnej zdrady m ałżeńskiej - na
płaszczyźnie psychicznej i em ocjonalnej oraz erotyczno-seksualnej, czyli przekre
ślenie osoby w spółm ałżonka i odrzucenie jej jako jedynego i wyłącznego p artnera
wszystkich relacji m ałżeńskich.
W rodzinnej doktrynie Kościoła rzym skokatolickiego w ierność m ałżeńska jest
traktow ana jako istota tego związku, gw arantująca jego trw ałość i stabilność funk
cjonowania. W katechizm ie tego Kościoła czytamy, że:
Z tego też pow odu Kościół postrzega cudzołóstw o jako pow ażne wykroczenie
przeciw godności instytucji m ałżeństw a i jego w spólnotow ego charakteru (tamże,
2400). Problem ten lapidarnie i niezwykle trafnie ujął papież Paweł VI w swojej
encyklice H um anae Vitae, w której jasno zaznacza, że:
Prócz tego miłość małżeńska jest wierna i wyłączna aż do końca życia, to znaczy
jest ona taka, jak ją rozumieli małżonkowie w tym dniu, w którym, wolni i w pełni
świadomi, wiązali się węzłem małżeńskim. Choćby ta wierność małżeńska napoty
kała niekiedy na trudności, to jednak nikom u nie wolno uważać jej za niemożliwą,
a wręcz przeciwnie, jest ona zawsze szlachetna i pełna zasług. Przykłady tak licz
nych w ciągu wieków małżonków dowodzą nie tylko tego, że wierność jest zgodna
z naturą małżeństwa, lecz ponadto, że stanowi ona niejako źródło, z którego płynie
głębokie i trwałe szczęście (Paweł VI 1968, 9).
Dlaczego trzeba być zawsze wiernym małżonkowi? Dlaczego trzeba zawsze ko
chać małżonka, nawet wtedy, kiedy różne powody, na pozór słuszne, skłaniają do
opuszczenia go? Można tu udzielić wielu odpowiedzi - zaznacza Autor tych słów
Katolicki model małżeństwa i rodzinny w świadomości m łodzieży gimnazjalnej 191
[ .. .] sam a zn am takie m a łżeń stw a , w których p a rtn e rzy nie są św ięci i nie docho
w ują sobie w zajem n ej wierności, a zw ią ze k ich ciągle istnieje i nie ro zp a d ł się. Co
więcej, m ałżon k o w ie ci nigdy nie m yśleli o rozw odzie, c zy o rozbiciu swojego zw ią zk u
(dziewczyna, lat 16).
Z kolei inni pisali w ankietach: [...] nie potrafię zapew n ić dziś, c zy za w sze będę w iern y
sw ojej żonie, jeśli kiedyś się ożenię, c zy te ż ją zd ra d zę z inną kobietą. P rzecież oka
zji do niew ierności je s t w iele i za w sze będą pokusy, a b y spróbow ać seksu nie tylko
z w łasną żoną, ale ta k że z obcą, ładn ą kobietą. M oże uda m i się dochow ać wierności
żo n ie ? (chłopiec, lat 17).
m odel m ałżeństwa i rodzinny w św iadom ości m łodzieży gimnazjalnej 193
ZDRADA MAŁŻEŃSKA JAKO PRZYCZYNA ROZWODÓW I ROZPADU gim nazjum , jako zm ienne niezależne, nie różnicują istotnie postaw respondentów
RODZINY wobec zdrady m ałżeńskiej, gdyż dziewczęta i m łodzież wiejska tylko nieznacznie
liczniej ocenia ją krytycznie i w efekcie odrzuca jako czyn m oralnie zły. Z drugiej
Z licznych bad ań socjologicznych w ynika, że zdrada m ałżeńska jest ostro strony, co siódm y respondent, w tym co szósta dziewczyna i co dziew iąty chło
krytykow ana i negatyw nie oceniana przez większy odsetek m łodzieży niż osób piec, akceptują zdradę m ałżeńską w pew nych okolicznościach i sytuacjach życio
dorosłych. M łodzież także liczniej n iż dorośli ocenia negatyw nie seksualne zacho w y c h , nie w idząc w niej „niczego złego” czy też „jakiejś rzeczy nadzw yczajnej” lub
w ania pozam ałżeńskie, które z reguły są wyrazem zdrady m ałżeńskiej. Natomiast c z y n u m oralnie gorszącego”, k tó ry m ógłby „zaszkodzić” m ałżeństw u i rodzinie.
zdecydow anie liberalniej ocenia o n a przedm ałżeńskie zachow ania seksualne lu Dziewczęta, w brew opiniom potocznym , nieco liczniej niż chłopcy (o 5,6%) oraz
dzi, w tym spełniane w okresie oficjalnego narzeczeństw a pary, jeśli nupturienci młodzież wiejska liczniej niż m iejska (o 0,6%) zgadzają się na tzw. „niegroźną”
faktycznie zm ierzają d o zawarcia zw iązku m ałżeńskiego ( czek a n ie z seksem w te zdradę m ałżeńską. N iektóre dziew częta z tej grupy nie dostrzegały m oralnego zła
d y nie m a j u ż w ięk szeg o sen su i zn a c z e n ia ). W ierność m ałżeńską, jako wartość
w zdradzie mężów, tw ierdząc, iż:
w ażną i konieczną w życiu m ałżeńskim i rodzinnym , częściej akceptują kobiety
i dziewczęta, natom iast m ężczyźni i chłopcy liczniej akceptują zdradę małżeńską M ężczyzn a m usi się w yszum ieć, czyli za liczyć kilka pan ien ek p o drodze, a w ted y
i nie dostrzegają w niej podstaw y do rozpadu m ałżeństw a (sk o k w b o k nie m usi będ zie spokojniej ż y ł w m a łżeń stw ie ze sw oją żo n ą i d b a ł o rodzin ę (dziewczyna,
o zn a c z a ć je s z c z e ro zp a d u m a łż e ń s tw a i ro d zin y ). Stwierdzenia te skłaniają do py lat 16),
tania, ja k postrzegają i m oralnie oceniają zdradę m ałżeńską badani gimnazjaliści
wiejscy i m iejscy - c z y ją także akceptują, czy też zdecydow anie odrzucają i widzą natomiast zdecydowanie krytyczniej odnosiły się do zdrady żony wobec własnego
męża, bowiem: 7awsze kobieta była traktowana jako lepsza moralnie i odpowie
w niej zło m oralne w yrządzone w spółm ałżonkow i, a także szkodę instytucji m ał
dzialna za małżeństwo i dzieci. Dlatego zdrada żony jest większym przestępstwem
żeństwa? W ypowiedzi ich ukazuje tabela 5.
niż zdrada męża, bo mężczyźni zaraz porzuciliby takie żony, a wtedy po rodzinie
T ab e la 5. Z d ra d a m a łż e ń sk a w św ietle m o ra ln e j o c e n y g im n a z ja listó w i małżeństwie nie byłoby najmniejszego śladu (dziewczyna, lat 17).
Z d ra d a D zie wczęta C h ło p c y G im . w ie js k ie Jednakże z badań w ynika rów nież, że niem al co dziesiąty respondent, w tym
G im . m ie js k ie Razem
m a łże ńska L. % L. % L. % L. % L. % dw ukrotnie więcej chłopców niż dziew cząt (o 6,8%) oraz nieco więcej uczniów
D ozw olona 38 6,0 41 12,8 27 7,3 52 8,9
gim nazjów m iejskich (o 1,6%) uważa, że zdrada m ałżeńska jest dozw olona bez
79 8,3
ograniczeń, gdyż tru d n o jest przew idzieć w d n iu ślubu, czy oboje partnerzy
Z ab ro n io n a 462 72,6 218 68,4 266 72,1 414 70,6 680 71,2 sprawdzą się w roli m ęża i żony p o d każdym względem i czy podołają obow iązko
To zależy 101 15,9 33 10,3 53 wi w ierności i uczciwości małżeńskiej. Jeśli zaś nie spraw dzą się w m ałżeństwie,
14,4 81 13,8 134 14,0
B rak oceny 20
to „zdrada m ałżeńska będzie dobrym początkiem dla ich nowych związków p a rt
3,1 15 4,7 14 3,8 21 3,6 35 3,7 nerskich”. Ta opinia jest, oczywiście, daleka od obiektyw ności, niem niej jest ona
B rak danych 15 2,4 12 3,8 9 też w yrazem nastaw ienia tych respondentów do samej zdrady m ałżeńskiej i do
2,4 18 3,1 27 2,8
O gółem 636 100,0 319
w ierności wzajem nej małżonków, której ideę sam i św iadom ie podważają. Pozo
100,0 369 100,0 586 100,0 955 100,0
stali respondenci albo nie zajęli konkretnego stanow iska w tej kwestii (3,7%), albo
pom inęli całkiem pytanie jej dotyczące - 2,8% (zob. M ariański 2003:362; D udziak
Gim nazjaliści, pod ob n ie jak dorośli badani przez innych socjologów (zob. Dy
2001: 148)10.
czewski 1994b)9, w swej większości zdradę m ałżeńską uznali za czyn m oralnie
Istotne zróżnicow ania w nastaw ieniu respondentów do zdrady małżeńskiej
zabroniony i dlatego nie potrafili jej zaakceptować. O cenę taką zdradzie m ałżeń
w prowadzają ich postaw y wobec w iary religijnej i kryzys tożsam ości osobowej.
skiej wystawiły liczniej dziew częta niż chłopcy (o 4,2%), a także liczniej ucznio
wie gim nazjów w iejskich niż uczniow ie gim nazjów m iejskich (o 1,5%). Płeć i typ
10 Z b a d ań Janusza M ariańskiego w ynika, że zdradę m ałżeńską częściej p otępiały dziew
częta n iż chłopcy (82,1% w obec 69,5%); m łodzież z klas pierw szych nieco rzadziej n iż z klas
9 Leon D yczew ski w ykazuje n a p odstaw ie w łasnych badań, że P olacy m ieszkający w N iem m aturalnych (72,8% w obec 79,8%); osoby głęboko w ierzące (79,5% ) i w ierzące (80,7%) częś
czech w B aw arii d o zd rad y m ałżeńskiej u stosunkow ali się następująco: 53,6% u znało ją za n ie ciej n iż in d y feren tn e religijnie (68,0% ) i niew ierzące (52,9% ). Z kolei z b a d ań U rszuli D ud ziak
dozw oloną, a tylko n ieliczni - 6,5% za d ozw oloną, zaś pozostali ocen ę sw oją uzależniali o d ró ż w K rakow ie w ynika, że 90% jej resp o n d en tó w o d rz u ciło z d rad ę m ałżeńską, 2,0% - ją akcepto
nych sytuacji - 30,7% lub n ie p otrafili d o k o n ać takiej oceny tegoż zachow ania - 9,2%. w ało, 8,0% - u zależniało jej ocenę o d różnych sytuacji i okoliczności.
196 Katolicki m odel małżeństwa i rodzinny w świadomości młodzieży gimnazjalnej 197
Józef Baniak
Z b ad ań dow iadujem y się, że gim nazjaliści głęboko wierzący i wierzący zdecy dowartościowania - od 2,9% do 14,9%; niewłaściwe przygotowanie do małżeństwa
dow anie liczniej odrzucają zdradę m ałżeńską (81,5%) niż gim nazjaliści obojętni - nieprzemyślana ciąża przedmałżeńska, przedwczesne małżeństwo, brak poczu
religijnie i niew ierzący ( 68 ,6 %); i odw rotnie - osoby wierzące najrzadziej aprobują cia odpowiedzialności osób zawierających małżeństwo - od 1,7% do 6,9%; nałogi,
zdradę m ałżeńską (15,5%), natom iast osoby niewierzące czynią to znacznie częś zwłaszcza alkoholizm małżonków - od 2,6% do 4,5%; inne powody - od 8,5% do
26,1%. [Autor dodaje, że:] Znaczna część młodzieży nie udzieliła odpowiedzi na
ciej (31,4%). M iern ik Kendalla Q w ynosi -0,845 i oznacza, że m iędzy wskaźnikami
postawione pytania (15,8%), przyznała się do niewiedzy (4,3%) lub udzieliła odpo
osób wierzących lub niew ierzących, a w skaźnikam i akceptujących lub odrzucają
wiedzi wadliwych, nie na tem at (2,3%). W sumie, więc, prawie co piąty badany nie
cych zdradę m ałżeńską, zachodzi bardzo istotna ujem na zależność statystyczna wykazywał zainteresowania tą kwestią i niewiele reflektował na temat wierności
Korelacja ta inform uje, z jednej strony, że w zrost poziom u w iary religijnej sprzyja bądź niewierności małżeńskiej - od 17,1% do 25,7% (Mariański 2003: 366, 368).
osłabieniu (spadkow i) w skaźnika osób akceptujących zdradę m ałżeńską, a z d ru
giej strony, osłabienie poziom u w iary religijnej i sam a niew iara sprzyja wzrostowi Analizując wypowiedzi tych respondentów , m ożna przyjąć z dużą dozą praw
odsetka osób, które akceptują zdradę małżeńską, sytuując ją w różnych okolicz dopodobieństw a hipotezę, że m oi respondenci, uczniow ie gim nazjów wiejskich
nościach życia m ałżeńskiego i osobistego obojga partnerów. i miejskich, choć trochę m łodsi wiekowo, wskazaliby podobne przyczyny niew ier
B adania inform ują także o tym , że istotne zróżnicow ania we w skaźnikach osób ności m ałżeńskiej czy też zdrady w spółm ałżonka. W w ielu innych m iejscach uka
akceptujących lub odrzucających zdradę m ałżeńską wprow adza poziom kryzysu zywali swój pu n k t w idzenia na ten tem at bez żadnych oporów i w m iarę obiektyw
tożsam ości gim nazjalistów lub b rak tego kryzysu u pew nego ich odsetka. W rezul
nie i rzeczowo.
tacie tego w pływ u osoby przeżywające głęboki kryzys tożsam ości liczniej ( 37 ,8 %)
niż osoby, których kryzys ten nie d o tk n ął (20,7%), akceptują zdradę małżeńską; PŁODNOŚĆ MAŁŻEŃSKA W UJĘCIU I OCENACH GIMNAZJALISTÓW
i na odw rót - osoby nie przeżywające tego kryzysu liczniej ją odrzucają ( 79 ,3 %)
niż osoby, których o n d o tk n ął (62,2%). M iernik Kendalla Q w ynosi -0,399 i ozna M ałżeństwo, w gruncie rzeczy, nie jest ostatecznym celem pary ludzkiej - ko
cza, że m iędzy kryzysem tożsam ości osobowej lub jego brakiem u niektórych biety i mężczyzny, którzy postanaw iają zawrzeć swój związek. Dla zdecydowanej
badanych gimnazjalistów, a akceptacją lub odrzuceniem przez nich zdrady m ał większości nupturientów jest ono zaledwie „przejściowym” celem, który stanowi
żeńskiej, zachodzi ujem na średnio istotna zależność statystyczna. G łęboki kryzys fundam ent dla innego i ważniejszego w skutkach celu m ałżeństwa. Celem zasad
tożsam ości osobowej bardziej sprzyja akceptacji niż odrzuceniu zdrady m ałżeń niczym dla m ałżonków jest założenie własnej rodziny, a w jej ram ach poczęcie,
skiej, natom iast b rak kryzysu sprzyja odrzuceniu zdrady i opow iedzeniu się nie urodzenie i wychowanie dzieci. Inaczej mówiąc, celem każdego m ałżeństw a w inna
których respondentów za w iernością wzajem ną małżonków, jako w ażną i koniecz być „m iłość aktywna”, czyli p łodna m iłość m ałżeńska, w prost nastaw iona na pro-
ną w artością w m ałżeństw ie i rodzinie. kreację, w pisana w instynkt rodzicielski m ałżonków - m acierzyński żony i ojcow
W m oich badaniach zabrakło pytania o główne przyczyny niew ierności ski męża. M ałżeństwo bez odniesienia do prokreacji zatraca swój cel podstawowy,
m ałżeńskiej, chociaż niew ielki odsetek gim nazjalistów sam odzielnie wskazał je bow iem em ocjonalna i seksualna sam orealizacja jednostki wcale nie wym aga for
w swoich w ypow iedziach ankietow ych. O dsetek ten jest je d n ak zbyt mały, aby m alnego związku m ałżeńskiego kochającej się pary. O tej m ożliw ości przekonu
uznać go za reprezentatyw ny dla całej badanej populacji. Lukę pow stałą w ten je obecny „popyt” na „seks bez zobow iązań” lub na skrajnie egoistycznie pojęte
sposób p ostaram się uzupełnić rezultatam i badawczym i Janusza M ariańskiego, szczęście w łasne jednostki. D la m ałżonków, zatem, to dzieci są najważniejszym
k tóry w otw artym pytaniu badał ten problem w środow isku m łodzieży licealnej, celem życiowym i w yrazem ich w zajem nej m iłości, nastaw ionej na ich poczęcie
nieco starszej o d gimnazjalistów. Jego respondenci wskazali na osiem kategorii i zrodzenie. A nalogiczną sytuację widzim y u dom inującej większości p ar żyjących
przyczyn, które skłaniały niektórych m ałżonków do niew ierności względem włas z sobą w związkach konkubenckich, które są postrzegane w opinii społecznej jako
nych w spółm ałżonków : „nieform alne m ałżeństwa”, gdyż p ary te św iadom ie rodzą i wychowują własne
potom stw o, widząc w n im urzeczyw istnienie własnej m iłości wzajemnej i w spól
[...] szukanie przygód, romansów - inna kobieta, chęć przygody, tęsknota za n o
nych dążeń życiowych. Ze społecznego pu n k tu widzenia, m ałżeństw o i rodzina od
wymi doświadczeniami, spotkanie bardzo atrakcyjnego partnera - od 14,3% do
zawsze były, są obecnie i zapew ne nadal pozostaną głów nym „źródłem ” nowych
53,1% badanych w poszczególnych ośrodkach szkolnych; brak miłości - brak sza
osobników, jako obywateli państw a i jako członków grupy narodow ej. Każde p a ń
cunku i miłości, samotność, zagubienie, oziębłość małżeńska - od 16,9% do 27,2%;
brak zrozumienia i zaufania - odm ienne charaktery, kłótnie, konflikty, trudności stwo, z tego w łaśnie pow odu, sankcjonuje um ow ę m ałżeńską nowożeńców, ceni
w komunikowaniu się wzajemnym - od 20 ,7 % do 26,8%; problemy w życiu sek bardzo rodzinę, w spom aga rodziny w procesie realizacji podstaw ow ych zadań by
sualnym - brak zaspokojenia potrzeb seksualnych, zaburzenia życia seksualnego towych, opiekuńczych i wychowawczych (zob. Szczepański 1978: 298-340; Szacka
- od 13,6% do 27,2%; cechy współmałżonków - egoizm, chciwość, poczucie nie 2003: 371-394; Adam ski 1982: 42-58).
W d o ktrynie rodzinnej Kościoła rzym skokatolickiego akcent jest w yrażą
postaw iony właśnie na prokreacji, na rodzeniu nowego życia ludzkiego w zwi ^
kach m ałżeńskich, a nie poza m ałżeństw em . Kościół uczy swoich wyznawców • ' ]
m iłość m ałżeńska w inna być ze swej istoty nastaw iona na poczęcie i urodzenie
nowego życia ludzkiego, że to dzieci są najcenniejszą i najważniejszą wartości
dla rodziców, że są one w yrazem ich wzajemnej miłości, która kiedyś połączyć
ich w stały związek m ałżeński. Dziecko jest „wpisane” w istotę przysięgi i umowy
m ałżeńskiej kobiety i mężczyzny, jako żony i męża. Jeśli jed n a ze stron tego związ
ku ukryłaby w łasną niechęć do posiadania potom stw a przed drugą stroną jesz
cze przed zaw arciem m ałżeństw a, a w tej niewiedzy doszłoby do zaistnienia ich
związku m ałżeńskiego o charakterze sakram entalnym i sakralnym , po ujawnieniu
tej postawy, m ałżeństw o ich zostałoby orzeczone (uznane) przez praw o kościelne
jako „nigdy nie istniejące”. Sobór W atykański II odszedł w swej doktrynie od nad
m iernego akcentow ania obow iązków prokreacyjnych małżonków, nie zaleca im
usilnie w ielodzietności, lecz decyzję w tej kwestii pozostaw ia wyłącznie im, bio
rąc p o d uwagę ich usytuow anie bytowe i inne uw arunkow ania życiowe. Kościół
jed n ak nadal stoi na stanow isku, aby m ałżeństw a zakładały licznie wielodzietne
rodziny, widząc w każdym dziecku najcenniejszy dar uzyskany od Boga. W kate
chizm ie Kościoła czytamy, że:
W tym m iejscu należy zaznaczyć, że stanow isko w yrażone w katechizm ie jest wy
raźnym odcięciem się Kościoła o d m anipulacyjnych form doraźnej polityki lu d
nościowej. Kościół nadal ceni tych, którzy w edług „ [...] roztropnego i wspólnego
nam ysłu podejm ują się w ielkodusznie w ychować należycie także liczniejsze p o
tom stw o” (tamże, 50). Jednakże cel planow ania rodziny nie leży w m aksymalizacji,
lecz w optym alizacji liczby dzieci, z myślą o zapew nieniu im w m iarę wszystkich
niezbędnych w arunków do rozwoju osobow ego i społecznego. Kościół nie n a
rzuca swoim wyznawcom specyficznego m odelu dzietności rodziny, jako jedynie
chrześcijańskiego, lecz respektuje osobistą decyzję rodziców w tym zakresie.
N iem al ćwierć wieku tem u Janusz M ariański pisał, że:
Nie ulega wątpliwości, że wiele uwag tego autora nie straciło nic na swej aktual
n o śc i, chociaż m ożliwości w pływ u Kościoła i jego m oralnej doktryny na postaw y
i zachowania prokreacyjne katolików polskich w yraźnie się zmniejszyły, a dziet
ność rodzin katolickich przeżywa tru d n y kryzys ilościowy, choćby p o d wpływem
z m ia n jakościowych w św iadom ości populacji m łodych małżeństw. Zjawisko to
o d daw na ukazują w yniki badań różnych socjologów rodziny i dem ografów , k tó
rzy niekiedy alarm ująco inform ują o pogłębiającym się w ieloaspektow ym kryzysie
ro d z in y polskiej (zob. W arzyw oda-K ruszyńska i Szukalski 2005; Kawula 2006).
Chęć posiadania i liczba dzieci w rodzinie zależy w dużej m ierze od postaw sa
m y c h rodziców, czyli od tego, czy dla rodziców dziecko jest w artością sam ą w so
bie (autoteliczną), czy też w artością instrum entalną, dodatkow ą lub pochodną?
Irena Kowalska twierdzi, że: „Podkreślanie w artości posiadania dziecka świadczy
o tym, że dziecko jest traktow ane jako istotny elem ent osobistego szczęścia” (Ko
walska 2000: 71). Papież Jan Paweł II w przem ów ieniu z okazji jubileuszu rodzin
14 października 2000 roku podkreślił, że:
Dzieci są nadzieją, która rozkwita wciąż na nowo, projektem, który nieustannie się
urzeczywistnia, przyszłością, która pozostaje zawsze otwarta. Dzieci są owocem
miłości małżeńskiej, która dzięki nim odżywa i umacnia się. Przychodząc na świat,
dzieci przynoszą z sobą orędzie życia, które wskazuje na Pierwszego Stwórcę życia.
We wszystkim od nas uzależnione, zwłaszcza na wczesnych etapach życia, są natu
ralnym wezwaniem do solidarności (Jan Paweł I I 2001: 13).
Kościół katolicki w Karcie Praw R odziny (1980,3) w yraźnie zaznacza, że: „M ał
żonkow ie m ają niezbywalne praw o do założenia rodziny i decydow ania o czasie
narodzin i liczbie własnych dzieci”. Z drugiej strony widzimy, że we współczesnym
świecie, zwłaszcza w krajach bogatych, dzieci są m arginalizow ane i postrzegane
bardziej jako zagrożenie, a nie jako dar, nierzadko są traktow ane jako czynnik
ograniczający lub kom plikujący życie m ałżeńskie w różnych jego w ym iarach. Sy
tuacja dzieci zm ienia się radykalnie także w Polsce, zwłaszcza w obecnym czasie
wielkich przem ian cywilizacyjnych, które istotnie wpływają n a postaw y prokrea
cyjne m łodych kobiet i m ężczyzn, w tym m ałżeństw w wieku rozrodczym . C ha
rakterystycznym zjawiskiem jest ograniczanie liczby dzieci lub odkładanie w cza
sie planów pow iększenia rodziny, a także w zrost odsetka osób, które św iadom ie
rezygnują z zawarcia związku małżeńskiego. Spora liczba kobiet decyduje się na
urodzenie co najwyżej dwojga dzieci, zaś troje dzieci oznacza już „dużą” rodzi
nę (zob. Badora 2001: 31-38). D em ografow ie inform ują, że wszystkie wskaźniki
200 Jó ze fBan,ah
0góln°P °lskieg 0 OBOP z lutego 2000 roku wynika, że w opinii 3/5 ankietowanych
podków p rzeciętna ro d zin a p o w in n a m ieć dwoje dzieci (62,0%), niespełna 1/3
badanych odpow iada rodzina z trojgiem dzieci (30%), natom iast zaledwie 3,0% ba
danych preferow ało jedynaków oraz podobny odsetek chce rodziny z czworgiem
dzieci, a nawet z większą ich liczbą, zaś 2 ,0 % nie zajęło stanowiska w tej kwestii
(zob. K om unikat OBOP 2000: 34-35).
A bsolutnie tak 407 64,0 168 52,7 230 62,3 345 58,9 575 60,2
O gółem 636 100,0 319 100,0 369 100,0 586 100,0 955 100,0
w tym jed n a « ę ić |q g rupy (8>5 %) cei ten podw aża i odrzuca zdecydowanie, bez
żonków d o czy w ahań, zarazem upatrując go najliczniej w „dążeniu mał-
zon ow o pe ni SVvegQ szczęścia” w którym jednak nie m a m iejsca dla dzieci
W tym odsetku r ^ ndentów ( 18>1%) w idzim y 15,8% dziewcząt i 22,5% chłop
ców (więcej o 6,7%joraz 18 2% uczniów szkół wieiskich i 18.0% uczniów «-.i. •.
m iejskich (mnie n z 18,2% uczniów szkół wiejskich i 18,0% uczniów szkół
które kw estionuj ° (<,2%^ Z m ienne te nie różnicują istotnie wskaźników osób,
potrafili o d n ieść^^p o d staw o w y cel małżeństwa. Pozostali respondenci albo nie
tanie jego t y c z ą c e j 0 teg° Celu m ałżeństw a (4>8%)> albo zupełnie pom inęli py.
N t tA ^ )> a w śród nich dom inują chłopcy oraz m łodzież miejska
m ałżeństw a baczące zróżnicow ania w akceptacji lub odrzuceniu tego celu
zys tożsam oścfo ? ! ^ 4 postaw y respondentów wobec w iary religijnej oraz kry-
ceptują w s k a z a n ^ ^ ^ ' ° S° by §łęboko wierz4ce i wierzące liczniej (85,3%) ak-
>• . . , \ ^ małżeństwa, z kolei osoby obojętne religijnie i niewierzące
i oznacza° ' WeSt' 0tluj? • odrzucają (40,8%). M iernik Kendalla Q wynosi +0,600
lub o d r z u c e n ia n ^ ^ Vv*ar3 religijną lub niew iarą respondentów a ich akceptacją
. . . , . , Pr(>^eacyjnego i prorodzinnego celu małżeństwa zachodzi bardzo
isto tn a zaleznosć sta, „ u • ,
, . . . , ‘‘•tystyczna. Pozytyw na p ostaw a w obec w iary religijnej bar-
ej sprzyja cept^- te • ce]u m aJżeństwa, natom iast postawa niew iary bardziej
sprzyja jego kwestio« . . , . n, .. . • , , ,
i . , "owaniu i odrzuceniu. Znaczące zrozm cow am a wskaźników
akceptacji lub odr/n, . .. , . . .
, . , u<-<-'nia tego celu m ałżeństw a wprowadza poziom kryzysu toz-
sam osci osobowe r,« , , ^ , ,
i dłu o trw ał lic . *)on“ entow- O soby przezywające ten kryzys, zwłaszcza ostry
n ie k r le) są skłonne odrzucać ten cel i zastępować go innym , pozor-
kr H 'T Pa ry małżeńskiej (58,4%). Z kolei osoby nie dotknięte tym
, . ., _0VVi*nie liczniej i bez oporów akceptują ten cel m ałżeństw a jako
• a 1C|Z^ * 0meCy||y (82,2%). M iernik Kendalla Q wynosi +0,733 i oznacza, że
m iędzy kryzysem to*. \ . . ■. . • . .• . , , ,
dentów k samosci osobowej lub jego brakiem u niektórych respon-
celu m ałżeństw a ' odrzuceniem przez nich prokreacyjnego i prorodzinnego
a zenstwa jako podstawowego i koniecznego, zachodzi bardzo istotna za-
, , a' kryzys tożsam ości osobowej sprzyja negatywnym postawom
, . . et tego celu m ałżeństw a, natom iast brak kryzysu tożsamości
osobowej usposabia |i„, , , , _ • . • • • •
l(-/.nych respondentów pozytyw nie do m ego i jego akceptacji.
Dwoje 362 56,9 172 53,8 206 55,8 328 56,0 534 55,9
Nie 454 71,5 242 75,8 278 75,3 418 71,3 696 72,9
Ogółem 636 100,0 319 100,0 369 100,0 586 100,0 955 100,0
Nie wyobrażam sobie, abym nie miała męża i dzieci w przyszłości. Rodzina jest
moim marzeniem, a nie inne wartości. Bez nich mogłabym się jakoś obejść, ale bez
własnej, kochającej rodziny, nie potrafiłabym normalnie żyć (dziewczyna, lat 15);
Najważniejsze dla mnie jest to, żeby udało mi się spotkać fajną i mądrą kobietę,
z którą ożeniłbym się oraz miał dzieci i założył własną rodzinę. Może szczęście mi
dopisze i moje plany życiowe w tym zakresie się kiedyś spełnią. Niczego innego nie
pragnę tak bardzo, ja k mieć kiedyś własną rodzinę (chłopiec, lat 16);
Płeć nie odgryw a w tym względzie istotnej roli, gdyż w m iarę w yrów nane 0j 1
setki badanych dziew cząt (71,5%) i chłopców (75,8%) chcą w przyszłości załQ- '
w łasną rodzinę i m ieć dzieci. Sytuacja ta wygląda analogicznie, jeśli u w z g lę j^
my środow isko zam ieszkania i typ gim nazjum , w którym żyją i uczą się resp 0
denci, bow iem zarów no uczniow ie szkół wiejskich (75,3%), jak i uczniowie szkół
m iejskich (71,3%) deklarują takie właśnie plany życiowe na przyszłość, w których
m ałżeństw o, dzieci i rodzinę stawiają na pierwszym i zasadniczym miejscu Co
dziesiąty respondent w badanej populacji jeszcze nie m a sprecyzowanych przy
puszczeń w tej sferze życia, co wcale nie oznacza, jak często sam i wyjaśniali, że
wykluczają w artość m ałżeństw a i rodziny. Z drugiej zaś strony, jedynie co dziesiąty
respondent, w tym liczniej dziewczęta (o 4,4%) i m łodzież m iejska (o 1,5%) myśli
często o sam otnym rodzicielstwie, czyli nie planuje m ałżeństw a czy konkubinatu
ani trw ałej w spólnoty rodzinnej. Z licznych wypowiedzi m ożna wywnioskować,
że m im o tak m łodego wieku, ich myśli i plany związane z sam otnym rodziciel
stwem są dość skrystalizowane. Powstaje jednak pytanie, z jakich zasadniczych
pow odów odrzucają oni m ałżeństw o, stałego p artnera lub partnerkę na „całe ży
cie”, z którym i m ogliby założyć pełną rodzinę, a zarazem chcą m ieć w przyszłości
własne dzieci pozam ałżeńskie? Pytanie to pozostanie tu bez odpow iedzi, gdyż nie
postaw iłem go respondentom podczas badań, stąd nie znam ich wypowiedzi na
ten tem at. Być m oże w innych badaniach w śród m łodzieży gim nazjalnej takie py
tanie zostanie sform ułow ane i postaw ione respondentom (zob. Budzyńska 2001;
D udak 2006: 37-45)“ .
Ile dzieci planują mieć w przyszłości gim nazjaliści jako m ałżonkow ie? Ponad
połow a populacji (55,9%) chciałaby m ieć dwoje dzieci, najlepiej „parkę”, czyli syna
i córkę, jed n ak płci dziecka nie traktują oni jako ostatecznego w arunku tej liczby
swoich dzieci. Tę liczbę potom stw a chce m ieć 56,9% dziew cząt i 53,8% chłopców
oraz 55,8% uczniów gim nazjów wiejskich i 56,0% uczniów gim nazjów miejskich.
O bie zm ienne nie różnicują istotnie odsetków osób, które planują m ieć w przy
szłości dwoje dzieci. N iem al identyczne odsetki badanych tw ierdzą, że „wystarczy
łoby” im tylko jedno dziecko (13,4%), a w śród nich w yraźnie dom inują ci, którzy
myślą bardziej o synu ( 68 ,6 %) niż o córce (30,2%). Z drugiej strony, 12,0% uważa,
że troje dzieci byłoby najodpow iedniejszą liczbą potom stw a w ich rodzinie, w tym
52,6% myśli o dw óch synach i o jednej córce, a dla 32,4% płeć tych dzieci jest
spraw ą obojętną. O bie zm ienne nie różnicują istotnie liczby osób, które chciały
by m ieć tylko jed n o dziecko, gdyż wolę taką deklaruje 12,9% dziewcząt i 11,3%
chłopców, zaś uczniow ie szkół miejskich tylko nieznacznie liczniej niż uczniowie
szkół wiejskich (o 2,9%) opow iadają się za jednym dzieckiem; jed n ak w obu śro-
j o w is k a c h większość chciałaby mieć syna (63,7%), a nie córkę. N atom iast o trójce
j zieci liczniej myślą chłopcy niż dziewczęta (o 3,1%) oraz uczniowie gim nazjów
wje jsk ic h (o 4,2%), przy czym w obu środow iskach po dw óch synów i po jednej
Jórce (55,3% i 60,8%).
O większej liczbie dzieci, czyli na przykład o czworgu czy pięciorgu, myśli
• d y n ie niewielki odsetek respondentów - 6 ,6 %, w tym nieco większy odsetek
chłopców (o 0,9%) i uczniów szkół wiejskich (o 1,3%). Jeśli połączym y odsetki re
s p o n d e n tó w , którzy chcieliby mieć troje dzieci ( 12 ,0 %) oraz czworo i więcej dzieci
(6,6%)» wówczas okaże się, że niespełna 1/5 badanej zbiorowości (18,6%) myśli
0 r o d z in i e wielodzietnej. W grupie tej w idzim y 17,3% dziewcząt i 21,3% chłop
ców (więcej o 4,0%) oraz 22,0% gim nazjalistów wiejskich i 16,5% m iejskich (m niej
o 5,5%)- Wydaje się, że ten odsetek respondentów , którzy chcieliby m ieć więcej niż
dwoje dzieci, nie „wróży” najlepszej perspektyw y dla w zrostu dem ograficznego
w najbliższej przyszłości, przynajm niej w ich środow iskach pochodzenia. P onad
to, co dziesiąty respondent, w tym podobny odsetek dziewcząt i chłopców, wcale
nie planuje m ieć dzieci, czyli nie myślą oni o zakładaniu w spólnoty m ałżeńsko-
-rodzinnej. N iektórzy z tej grupy (31,6%) wyjaśniali, że być m oże w przyszłości,
kiedy będą starsi i dojrzalsi osobowo, zm ienią poglądy w tej kwestii i zdecydują się
na „małą” liczbę dzieci - od jednego do dwojga. Pozostali respondenci (3,9%) nie
odpowiedzieli na pytanie dotyczące tej kwestii.
Wydaje się, że pozytyw ny w niosek końcow y sugeruje, iż dom inujący odse
tek tych m łodych ludzi (72,8%) ju ż teraz, na tym etapie w łasnego rozwoju, myśli
o przyszłym m ałżeństwie, a jeszcze większy odsetek (86,9%) chciałby m ieć dzieci,
najwięcej dwoje - 60,0% i założyć rodzinę. M ałżeństwo, dzieci i rodzina stanow ią
dla nich w artość najcenniejszą i najważniejszą, jak i podstaw ow y cel życia osobi
stego. Jednak wszyscy u ich podstaw kładą autentyczną i w zajem ną m iłość m ał
żeńską, opartą na przyjaźni i em patii. Dla tych w artości byliby oni w stanie oddać
inne wartości, jak i zm ienić swoje plany życiowe (zob. Sęk 1999; Saręga 2003)12.
12 H a n n a Sęk tw ierdzi, iż: „O becnie m łodzież najczęściej opow iada się za m o d elem rodziny
2+2 - rodzice i dw ójka dzieci. Z decydow ana w iększość badanych (89%) przew iduje, że za 10-15
lat będzie żyć w zw iązku m ałżeńskim i m ieć potom stw o. Jedno dziecko chciałoby m ieć 7% p rz y
szłych m ałżonków , dw oje dzieci - 63%, troje - 16%, a jedynie 4% chce m ieć czw oro i więcej
dzieci; jedynie co 20. bad an y sądzi, że zaw rze m ałżeństw o, ale nie będzie m ieć dzieci. Jeszcze
m niejsza liczba ankietow anych (4%) przew iduje, że b ędzie żyć sam otnie.
206 Jó ze f Ban,ak
ciu tej pary. Jedynie natu raln a śm ierć jednego ze w spółm ałżonków zwalnia dru
giego z przysięgi małżeńskiej i zezwala, jako wdowie lub wdowcowi, na zawarcie
ponow nego sakram entalnego związku małżeńskiego. Jednakże będzie to już inny
nowy związek m ałżeński. W d o ktrynie rodzinnej Kościoła rzymskokatolickiego
m ałżeństw o jest traktow ane jako realny udział ludzi w akcie stw órczym Boga, jak 0
ich uczestniczenie w Jego woli ciągłego rodzenia się życia ludzkiego. Małżeństwo
zawierane w obrządku religijnym zyskuje godność sakram entalną, przez co sta
je się związkiem kobiety i m ężczyzny na całe ich w spólne życie, czyli związkiem
trw ałym i nierozw iązyw alnym . W katechizm ie Kościoła czytamy, że to sami m ał
żonkow ie „ [...] udzielają sobie naw zajem sakram entu m ałżeństw a, wypowiada
jąc w asyście Kościoła swoją zgodę” (K atechizm ... 2002, 1623). Papież Paweł VI
w encyklice H um anae vitae napisał, że dla chrześcijan „ [...] m ałżeństw o nabiera
godności sakram entalnego znaku, poniew aż wyraża związek C hrystusa z Koś
ciołem . M ałżeństw o sakram entalne jest związkiem nierozerw alnym ” (Paweł VI
1968, 8 ). Kościół przypom ina też swoim w iernym , że m ałżeństw o sakram entalne
jest „now ą rzeczywistością zbawczą”, że - w konsekw encji - w katolicyzm ie nie ma
miejsca na im m an en tn ą i laicką koncepcję m ałżeństw a, a jedynie sensow na jest
religijna jego wizja. Koncepcja świecka m ałżeństw a jest nie do przyjęcia z teolo
gicznego i kościelnego punktu widzenia, gdyż eliminuje ona sakralny aspekt zgody
małżeńskiej, pozbawia m ałżeństwo religijnego charakteru i religijnej obrzędowości.
Z drugiej strony, we współczesnym świecie, również coraz wyraźniej i szerzej w Pol
sce, następuje proces dogłębnej desakralizacji rytów przejścia i podstawowych świąt
religijnych, zamazując ich istotę i specyfikę (zob. Baniak 2007a; M ariański 2006b;
M azanka 2003). Proces ten obejm uje także w szerokim zakresie życie małżeńskie
i rodzinne katolików i chrześcijan, „odzierając” je z w ym iaru religijnego i znaczenia
sakram entalnego. W efekcie jego oddziaływania ciągle powiększa się odsetek ludzi,
w tym m ałżonków katolickich, dla których sakram entalny w ym iar m ałżeństwa i re
ligijny charakter rodziny jest obojętny, czy też przestał mieć znaczenie egzystencjal
ne. Ludziom tym wystarcza jedynie świeckie potw ierdzenie przysięgi małżeńskiej
w urzędzie państwowym, czyli ślub zawarty w obrzędowości świeckiej. Problem
ten m ocno akcentuje papież Jan Paweł II w przem ów ieniu do członków Trybunału
Roty Rzymskiej 30 stycznia 2003 roku i wskazuje im na zacieranie w świadomości
licznych m ałżonków katolickich sakram entalnego charakteru małżeństwa. Papież
przypom ina, że zjawisko to jest już dostrzegalne szeroko w śród niektórych nuptu-
rientów, którzy świadom ie lekceważą ten wym iar swojego przyszłego małżeństwa.
Związek m iędzy laicyzacją a kryzysem m ałżeństw a i rodziny - m ów ił wtedy
papież - jest aż nazbyt oczywisty. Kryzys wrażliwości na Boga oraz na dobro m o
ralne sprawia, że zanika w iedza o najgłębszych fundam entach m ałżeństw a i ro
dziny na nim opartej. Aby rzeczywiście ocalić św iadom ość praw dy w tej materii,
należy na now o odkryć w ym iar transcendentny, stanow iący nieodłączny aspekt
pełnej praw dy o m ałżeństw ie i rodzinie, odrzucając wszelkie dychotom ie, które
prow adzą do oddzielenia aspektów świeckich od religijnych, jak gdyby istniały
dwa odrębne m ałżeństw a - świeckie i sakralne (Jan Paweł II 2003: 12-14).
Kgtolicki m odel małżeństwa i rodzinny w świadomości młodzieży gimnazjalnej 207
Tylko świecki 146 23,2 81 25,4 85 23,0 142 24,3 227 23,7
K onkordatow y 364 57,2 187 58,6 215 58,3 336 57,3 551 57,8
K onkordatow y 319 50,2 156 48,9 186 50,4 289 49,3 475 49,7
Tylko świecki 154 24,2 82 25,7 97 26,3 139 23,7 236 24,7
O gółem 636 100,0 319 100,0 369 100,0 586 100,0 955 100,0
208 Jó ze f Baniak
Miłości wzajemnej kobiety i mężczyzny, którzy chcą być z sobą razem na dobre i na
złe, nawet przez całe życie, nie trzeba potwierdzać żadnym ślubem - ani w kościele
ani w urzędzie państwowym, bo i po co im sam rytuał ślubu, jeśli mają chęć bycia
razem - stwierdził uczeń trzeciej klasy gimnazjum z Kalisza.
Pogląd ten, lub poglądy zbliżone do niego, liczniej podzielają dziewczęta niż
chłopcy (o 2,9%), uważając wszystkie form y ślubu za zbędne do w ażności związku
małżeńskiego. Pozostali respondenci albo nie potrafili ocenić tej kwestii i zająć
jednoznacznego stanow iska ( 6 ,8 %), albo pom inęli pytanie jej dotyczące ( 3 ,5 %).
W analizie tej zw róćm y uwagę jeszcze na zdecydow aną preferencję ślubu
konkordatow ego jako fu n d am en taln eg o w aru n k u w ażności m ałżeństw a. Tę for
m ę ślubu ogółem preferuje 57,8% respondentów , w tym 57,2% dziew cząt i 58,6%
chłopców oraz 58,3% uczniów gim nazjów w iejskich i 57,3% gim nazjów m iej
skich. Dla połow y resp o n d en tó w k onkordatow a form a ślubu jest „atrakcyjniej
sza” od form y cywilnej. Jednak względy religijne m ają tu znaczenie wyłącznie
dla 39,8% badanych osób. W yłącznie k onkordatow ą form ę ślubu najliczniej ak
ceptują osoby głęboko w ierzące i regularnie praktykujące ( 6 8 ,6 %), lecz już zde
cydow anie rzadziej osoby w ierzące i praktykujące niesystem atycznie (32,8%).
N atom iast w yłącznie św iecką form ę ślubu, jako w arunek w ażności zawarcia
m ałżeństw a, najliczniej akceptują osoby niew ierzące i zupełnie nie spełniające
prak ty k religijnych (83,6%), lecz ju ż rzadziej preferują ją osoby obojętne religij
nie i okazjonalnie praktykujące (38,4%). Łącząc te w skaźniki do dw óch katego
rii ogólnych, widzimy, że gim nazjaliści w ierzący i praktykujący zdecydow anie
liczniej preferują ślub konkordatow y, w idząc w nim istotny w aru n ek ważności
zaw arcia m ałżeństw a - 6 8 ,6 %. N atom iast osoby niew ierzące i obojętne religijnie
zdecydow anie liczniej opow iadają się za świecką form ą ślubu - 83,6%. M ier
nik K endalla Q w ynosi +0,743 i oznacza, że m iędzy w iarą religijną lub niew iarą
respondentów , a akceptacją lub odrzu cen iem religijnej lub świeckiej form y ślu
bu, zachodzi bardzo isto tn a zależność statystyczna. Pozytyw ne nastaw ienie do
w iary religijnej sprzyja akceptacji i preferow aniu konkordatow ej form y ślubu
jako w aru n k u w ażności m ałżeństw a. Z kolei postaw a ateistyczna lub obojętność
religijna sprzyja preferow aniu laickiej form y ślubu, decydującej o w ażności za
w arcia m ałżeństw a.
Czy ta k wysoki w skaźnik akceptacji obu form ślubu m ałżeńskiego - konkor
datowej i cywilnej - znajduje potw ierdzenie w równie wysokim w skaźniku prze
w idyw anego przez respondentów własnego ślubu w obu obrządkach? O dpow iedź
na to pytanie znajdujem y w drugiej części tabeli 8 . Analizując w skaźniki tam
um ieszczone, widzimy, że 49,7% gim nazjalistów twierdzi, że w przyszłości „we
zmą” z pew nością ślub „łączony”, czyli ślub konkordatowy, a więc w łasnem u m ał
żeństw u nadadzą jednocześnie charakter religijny i świecki. Plany takie „snuje”
Katolicki model małżeństwa i rodzinny w świadomości młodzieży gim nazjalnej 209
i [...] mój ślub musi być pełny, czyli wpierw zawarty w kościele, a potem w urzędzie
cywilnym, kiedy ksiądz powiadomi go o tym zawarciu, bo wtedy będę pewna, że
zostałam prawdziwą żoną (dziewczyna, lat 16),
czy też: Ja na pewno, gdy będę się kiedyś żenił, postaram się załatwić oba śluby -
w państwie i w kościele, bo tak dzieje się od dawna w mojej rodzinie, więc nie postą
pię inaczej (chłopiec, lat 16),
albo: Nie będę chciała wyjść za m ąż tylko w USC, bo wtedy zakładałabym rozwód
mojego małżeństwa, czego nie przewiduję. Dlatego wezmę zarówno ślub kościelny,
jak i świecki. Podobnie musi myśleć o tym mój przyszły mąż (dziewczyna, lat 17).
PODSUMOWANIE
j a k o ś ć r e l a c j i i m o r a l n o ś ć w e w n ą t r z r o d z in n a
W ŚWIETLE DEKLARACJI OSIEMNASTOLATKÓW
WSTĘP
60
50
38,8
40 -
30
20 -
10
o
M ężczyźni K obiety W yraźnie Dość dobra Przeciętna Zła Brak
dobra odpow iedzi
1. RELACJE WEWNĄTRZRODZINNE
Aby zanalizować stan rodzin respondentów oraz poznać ich opinie o wewnątrz-
rodzinnych relacjach, zapytano uczniów z małego m iasta na M azowszu o ogól
ną ocenę atm osfery do m u rodzinnego, relacje z rodzicam i i rodzeństw em , cechy
konstytuujące klim at rodziny pochodzenia wedle wyznaczonych cech oraz style
wychowania.
Pierw szym w skaźnikiem , którego próbę p o m iaru podjęto w ram ach określenia
relacji w ew nątrzrodzinnych, jest deklaracja atm osfery dom u rodzinnego. W ra
m ach odpow iedzi w pisano półotw artą kafeterię odpowiedzi. Uzyskany m ateriał
em piryczny prezentuje wykres 2.
W y k res 2. O g ó ln a o c e n a d o m u ro d z in n e g o (d a n e w %)
| 0,3
■j
10 20 30 40 50 60 70 80
Najczęściej w ybieraną odpow iedzią było wskazanie na rodzinę jako rn'
m iłości i akceptacji, gdzie m łode kobiety i mężczyźni czują się najlepiej ( v
ta część respondentów odczuw a, że w rodzinie pochodzenia jest kochana
ceptow ana, jednak nie m oże liczyć w niej na zrozum ienie. Ta odpow iedź l
świadczyć o wielkim przyw iązaniu do rodziny, o dobrych chęciach rodziców ^ 0*6
dzeństw a, które jed n ak nie są wolne o d czynników zaburzających k o m u n ik a ^ ’
Pozostałe odpow iedzi wyniosły 6,5%. Zarów no zm ienna płci, jak i sytuacja mate *
rialna rodzin nie różnicuje statystycznie uzyskanych wyników.
M iłość w zajem na została zatem dostrzeżona we własnej rodzinie przez 92 5%
badanych. Ten bardzo wysoki w skaźnik koresponduje z powszechnym w Polsce
przekonaniem , iż m iłość w życiu człowieka jest najważniejsza. O na właśnie z jednej
strony stanow i niezwykle ważny elem ent ludzkiego życia: sensotwórczy i umoż
liwiający poczucie szczęścia, z drugiej jest pojęciem nadużyw anym , redefiniowa-
nym , pustym a naw et „jednym z najbardziej wyświechtanych pojęć w ludzkiej
kulturze” (Podgórski 2008: 52). Z ebrany m ateriał em piryczny pozwala stwierdzić
iż m im o trendu, by współczesny człowiek był coraz m niej związany ze wspólnota
m i tradycyjnym i, potrzebę kochania i bycia kochanym nadal najpełniej realizuje
w rodzinie. Uzyskane w O strow i M azowieckiej wyniki świadczą o lepszych rela
cjach w rodzinach badanych, niż m iało to miejsce w latach dziewięćdziesiątych
ubiegłego wieku. W ówczas odpow iedzi uzyskały następujące poparcie: „dom jest
m iejscem , gdzie m nie kochają i rozum ieją, gdzie jest m i najlepiej” - 51,0%, „gdzie
są ludzie, którzy m nie kochają, ale nie rozum ieją” - 32,0%, „to miejsce, gdzie ja
dam i sypiam ” - 14,0%, „określiłbym to inaczej” - 3,0% (Kwak 2001: 235).
Szczegółowy po m iar w ew nątrzrodzinnych relacji w odniesieniu do poszcze
gólnych dom ow ników wykazuje, iż osiem nastolatkow ie jako najlepsze oceniają
swe kontakty z m atkam i (wykres 3). Zaledwie piąta część uznała, iż więź z matką
jest zła lub „różnie bywa”, a 80,6% ocenia ją jako dobrą lub dość dobrą. Siła związ
ku ze zm iennym i płci i sytuacji m aterialnej rodzin nie jest obserwowalna.
50
40
30
20
10
0
M atka O jciec R odzeństw o
Relacja z ojcem m a w opinii badanych niższą ocenę niż z m atką. Jako dobrą
¡a ją 40,6%, zaś jako dość dobrą - 22,7%. Poziom oceny negatywnej lub nace-
0 wanej przenikaniem się dobrych i złych opinii wybrała czwarta część uczniów.
Łhadaną zm ienną zaobserw ow ano istnienie statystycznej siły związku wobec płci
7 _ 0,001; C = 0,148) i sytuacji m aterialnej rodziny (p = 0,000; C = 0,278). Wyż-
zy poziom pozytywnej oceny wzajemnych odniesień do w łasnego ojca częściej
deklarują m łodzi m ężczyźni (69,9%). M ożna zaobserwować wzrost pozytywnych
opinii o relacjach z ojcem, w raz z polepszaniem się sytuacji m aterialnej rodziny.
y j zestawieniu z relacjam i z m atką oraz rodzeństw em nie m ożna jednak relacji
z ojcem nazwać silną. Słabość więzi z ojcam i oraz braki w tej kwestii zaczynają
współcześnie nabierać cech cywilizacyjnych. Jest to relacja w ażna, m im o że często
pomijana w badaniach, która m a znaczny wpływ na osobow ość dzieci, zarów no
dziewcząt, jak i chłopców (Plopa 2005: 303-310).
Opinie o relacjach z rodzeństw em kształtują się na poziom ie analogicznym ,
jak relacje z ojcem, tyle że te ostatnie m ają w deklaracjach nieco niższy poziom
intensywności. Zaledwie 5,0% ostrow skich uczniów deklaruje bycie jedynakiem ,
czwarta część nie ocenia relacji z rodzeństw em pozytywnie, zaś dwie trzecie - jako
dobre lub dość dobre. Z m ien n a tej deklaracji jest różnicow ana przez deklarację
sytuacji m aterialnej rodziny na poziom ie niskim (p = 0,016; C = 0,175).
O gólnopolskie badania relacji m łodzieży z rodzicam i w ykazują niższy poziom
relacji, niż uzyskany na gruncie m ałego m iasta i otaczających go obszarów wiej
skich. W obu przypadkach odniesieniom do m atki przypisywano wyższe w skaźni
ki niż do ojca. W roku 1998 bardzo dobrą ocenę m iędzyosobow ych odniesień do
matki deklarow ało w skali kraju 47,0% m łodych, dość dobrą - 37,0%, nie najlepszą
- 2,0%, kom pozycję dobrej i złej - 13,0%; natom iast do ojca, analogicznie - 31,0%,
29,0%, 9,0%, 23,0%. R aport CBOS, opisujący relacje uczniów szkół p o n ad p o d
stawowych do rodziców stw ierdza, iż pow iernikam i i p artneram i w codziennych
rozmowach dla m łodych są m atki. Ojcowie są takim i p artn eram i do rozm ów rza
dziej, a zdarza się, że w ogóle nie m a z nim i żadnego dialogu. Z deklaracji wynika,
że także jakość poruszanych zagadnień różnicuje dyskusje z rodzicam i. O jednych
sprawach „częściej rozm aw iają oni z m atką, o innych - częściej z ojcem , ale są też
problemy, które nigdy nie są przedm iotam i rozmów. M łodzi ludzie na ogół nie
rozmawiają z ojcem o seksie i rzadko pow ierzają m u osobiste problem y lub nie ro
bią tego wcale. C hętnie zwierzają się m atce, z którą częściej niż z ojcem omawiają
spraw y szkolne i snują plany na przyszłość. W do m u m łodzież rzadko rozmawia
o polityce” (Falkowska 1999: 3-8).
Szczególną tem atyką, będącą dalszą częścią niniejszej analizy, są norm y życia
m ałżeńskiego i intym nego. Badania prow adzone na tym polu w śród nastolatków
wykazują, iż w dom ach rodzinnych m łodzieży nie prow adzi się systematycznych
dialogów na tem at cielesności i seksualności. Jeżeli mają one miejsce, są sp ora
dyczne i prow adzone raczej z m atkam i. O ne, w opinii samych m łodych, są bardziej
skore do podejm ow ania tego typu rozmów, co jest oceniane przez dzieci pozytyw
nie, aczkolwiek m łodzi dostrzegają ich niekom petencję i brak przygotow ania m e
216 Dariusz Tułowie$$
Szacunek 58,5
Przebaczenie 56
W yrozumiałość 50,2
W spółpraca 45,5
Odpowiedzialność I 27,3
Napięcia i konflikty 26
Nakazy i zakazy
Awantury
Inaczej 3,2
10 20 30 40 50 60 70
wywodzący się z rodzin o złej sytuacji m aterialnej (47,6%). Pozostałe dwie cechy
również nie ukazywały rodzin respondentów w kategoriach zjawisk pozytywnych
i więziotwórczych. Piąta część osiem nastolatków dostrzegała w swym dom u jako
istotne ciągłe zakazy i nakazy. Cecha ta dom inuje w rodzinach o złym statusie m a
terialnym (27,0%). Z achow ania aw anturnicze, wypływające z nałogów któregoś
z rodziców, dostrzegła jako konstytutyw ne dla do m u rodzinnego dziesiąta część
badanych. Najniższy poziom tego typu zjawisk patologicznych wykazywali m ęż
czyźni (8,5%), deklarujący dość dobrą (3,9%) i w yraźnie dobrą (4,7%) sytuację
m aterialną rodziny. Szczególnie wysoki poziom w skaźnika uzyskano natom iast
wśród pochodzących z rodzin o złej sytuacji m aterialnej (39,7%).
Inaczej niż powyższe cechy opisywało swą rodzinę 3,2% ankietowanych.
W śród tych dodatkow ych, uznanych za w ażne, cech w ym ieniano m .in.: „wspólna
rozrywka”, „wytykanie błędów ”, „jest dobrze”, „różnie, zależnie od sytuacji”, „sam
nie wiem”, „jest miło, ale jak w każdej rodzinie, bywają lekkie sw ary”, „jest swoj
sko”, „atm osfera jest dobra”.
Podsum ow ując tę grupę wskaźników, m ożna stwierdzić, iż klim at dom u ro
dzinnego, jaki w yłania się z w yników badań socjologicznych w śród ostrow skich
osiemnastolatków, jest obrazem pozytyw nym , z pew nym i elem entam i zachowań
negatywnych, a naw et patologii. Najczęściej rodzina opisywana jest poprzez k a
tegorie szacunku, przebaczenia, w yrozum iałości, przyjaźni i odpow iedzialności.
Istnieją jedn ak zjawiska negatywne, które są deklarow ane na niższym lub znacznie
niższym poziom ie częstotliwości niż cechy pozytywne.
O bok powyższych deklaracji poproszono także o opisanie relacji w ew nątrzdo-
mowych w kategoriach stawianych dzieciom rodzicielskich wym agań norm atyw
nych wraz z daw anym uczuciow ym poparciem . Z kom pilacji tych dwóch w ym ia
rów wyłaniają się cztery style wychowania:
— obojętny - gdy nie staw ia się żadnych w ym agań i nie stw arza się dzieciom
em ocjonalnego w sparcia w rodzinie;
— naiw ny - gdy rezygnuje się z w ym agań, chociaż rodzice usiłują stworzyć ser
deczną atm osferę ro d zin n ą poprzez zaangażow anie em ocjonalne;
— paradoksalny - gdy rodzice stawiają w ym agania, lecz nie zabezpieczają em o
cjonalnego klim atu i w sparcia uczuciowego;
— dojrzały - gdy jasne w ym agania łączą się z właściwymi w arunkam i em ocjo
nalnym i, dając podstaw ę do dyskursu i stanow iąc dobrą atm osferę rodzinną
(M ariański 2007a: 206).
Uzyskaną zm ienną opisującą style w ychow ania jedynie płeć różnicow ała sta
tystycznie w stopniu niskim (p = 0,001; C = 0,131). N iem al połow a m łodych Pola
ków z małego m iasta uznała, iż rodzice stawiają im w ym agania i są dla nich uczu
ciowym oparciem (44,0%). Relatywnie wyższe poziom y tej deklaracji odnotow ano
pośród kobiet (46,8%), wywodzących się z rodzin o w yraźnie wysokim statusie
m aterialnym (49,2%). O pinię, iż rodzice stawiają w ym agania, lecz nie gw arantują
uczuciowego poparcia, w yraziła piąta część całości respondentów . W skaźnik ten
był wyższy w śród uczniów wywodzących się z najbiedniejszych rodzin (23,8%).
Dariusz Tutowiechi
50 46,8
40 -
30 -
20
10 -
0,4 0,6
o
Z a w s z e d o b re T o za le ż y Z a w s z e złe B rak o d p o w ied z i
JJakość relacji i moralność wewnątrzrodzinna w świetle deklaracji... 221
W y k res 8. A k c e p ta c ja w y jm o w a n ia ro d z ic o m p ie n ię d z y z p o rtfe la (d a n e w %)
80
70,8
70
60
50 -
40
30 21,4
20
10
0
4,1
D ozw olone
■
T o zależy
■
N iedozw olone
-
N ie um iem
0,8
Kolejne norm y, które stały się obiektem badań w śród m łodych mieszkańców
Mazowsza, dotyczyły m oralności seksualnej i m ałżeńskiej. O bejm ow ały ogólnie
pojęte zachow ania seksualne nieobjęte żadnym i ograniczeniam i oraz kontakty
seksualne przed ślubem kościelnym , akceptację antykoncepcji oraz aborcji. W ni
niejszej części analiz znalazły się także odniesienia osiem nastolatków do oceny
zdrady m ałżeńskiej, rozw odu i potrzeby ślubu kościelnego.
Pierw szą kwestią, którą ocenili uczniow ie, był ogólnie pojęty seks bez ograni
czeń. Jest to term in bardzo szeroki, bow iem w swej treści obejm ujący zachowania
0 podłożu seksualnym nieobjęte żadnym i ograniczeniam i ani ram am i m eryto
rycznym i. Zastosow ano takie ujęcie, ze względu na to, iż nie było istotą niniej
szych badań zobrazow anie całościowej m oralności seksualnej młodzieży, lecz je
dynie ukazanie pew nych zależności i kierunków . W kolejnej kwestii ograniczono
się do oceny kontaktów intym nych przed ślubem kościelnym, bez jasnego roz
graniczenia na okres trw ania narzeczeństw a i ogólnie poza m ałżeństw em . Jednak
otrzym ane wyniki pozwalają dostrzec wyszczególnione w opinii respondentów
różnice pom iędzy niczym nieograniczonym i kontaktam i seksualnym i, a seksem
przedślubnym , zakładającym istnienie zw iązku uczuciowego oraz chociażby po
tencję planów zawarcia m ałżeństw a w niesprecyzowanej przyszłości.
Badania uczniów ostatniej klasy szkoły ponadpodstawowej przeprowadzone
w skali ogólnopolskiej w 1999 roku wykazały, iż na przestrzeni lat 1988-1998 wskaź
nik deklarujących regularne kontakty seksualne wzrósł z 5,0% do 13,0%, a niesy
stematyczne - z 17,0% do 23,0%. Na przestrzeni pom iarów z dziesięciu lat, zm a
lał natom iast wskaźnik deklarujących brak doświadczeń seksualnych - z 50,0% do
38,0%. Te sam e badania objęły również opinię o seksie jako oderw anym od miłości
1 m ałżeństwa, a dostarczającym , nawet w przelotnym związku, przyjemnych, pięk
nych przeżyć. Taką wizję akceptowało w 1988 roku 30,0% kończących szkołę średnią
m łodych Polaków, zaś w 1998 roku - 38,0%. W odniesieniu do braku zgody na takie
ujęcie tem atu, odnotow ano spadek z 53,0% do 47,0% (Wenzel 1999: 1-5). W takiej
sytuacji obniżanie się wieku inicjacji seksualnej wydaje się oczywistością empirycz
ną (Adamski i Januszek 1989: 192-194) a wedle badań z 2000 roku kształtowało się
na poziom ie 18,32 lat dla Polaków i 19,12 lat dla Polek (Kurzępa 2007: 118).
Zachow ania seksualne są dośw iadczeniem polskiej m łodzieży nie tylko na eta
pie życia przedm ałżeńskiego, ale już dużo wcześniej, na etapie gim nazjum . Józef
B aniak badając pobierających naukę w szkołach na tym poziom ie wykazał, iż wię
cej nastolatków zdecydow anie lub częściowo nie wiąże szczęśliwego życia m ał
żeńskiego z czystością przedślubną (44,1%), niż widzi takie pow iązania (39,4%).
Blisko połow a gim nazjalistów uważa, że m iłość jest najlepszym m om entem in i
cjacji seksualnej (48,9%), ślub kościelny - 10,2%, zaś zdecydowany brak pow ią
zań z uczuciem , czy z jakąkolw iek postacią ślubu, lecz uzależnienie wyłącznie
od posiadanych chęci - 11,7%. O siem nastolatkow ie nie łączą inicjacji seksualnej
z sakram entem m ałżeństw a, stąd czystość, w ich m niem aniu, nie jest wymogiem
akość relacji i moralność wewnątrzrodzinna w świetle deklaracji... 223
W y k res 9. A k c e p ta c ja w y b ra n y c h z a c h o w a ń se k su a ln y ch (d a n e w %)
W o ln a m iło ś ć S e k s p rz e d ś lu b n y
Najbardziej ortodoksyjną grupą okazali się deklarujący złą sytuację materialną ro
dziny (27,0%). Akceptacja szeroko pojętego seksu niczym nieograniczonego była naj
silniejsza w śród deklarujących wyraźnie dobrą sytuację materialną rodziny (35,2%).
Dariusz Tułowieci<j
towanych, przy czym akceptacja dla aborcji była dziesięciokrotnie niższa (6,0%).
Antykoncepcja została radykalnie oceniona jako niedopuszczalna przez dziesiątą
część osiemnastolatków, zaś aborcja - przez 2/3. Wskaźnik sytuacjonizmu moralne
go uplasował się na podobnym miejscu - w poziomie czwartej części respondentów.
A ntykoncepcja A borcja
80 72,3
1
70
60
50
40
30 20,1
20
10 1,4 0,5
0 i ■
K onieczn y ślub W ystarczy ślub Żaden ślub nie Trudn o Brak
kościeln y c y w iln y je s t potrzebny p o w ie dzieć o d pow ied zi
4. WNIOSKI
— M atki częściej niż ojcowie są pow iernikam i oraz partneram i rozm ów i w spół,
nego rozwiązywania dylem atów życiowych;
— O słabienie relacji z ojcem oraz jej braki zaczynają współcześnie nabierać cech
cywilizacyjnych;
— Jakość relacji w ew nątrzrodzinnych oparta jest na szacunku, wyrozumiałości
przebaczeniu, poczuciu wzajemnej odpowiedzialności, przyjaźni i współpracy
Jednak rodziny uczniów szkół ostrowskich nie są wolne od zjawisk negatywnych
- dla czwartej części z nich rodzina nie jest wolna od napięć i konfliktów, awan
tu r spowodowanych nałogam i rodziców oraz ciągłymi nakazam i i zakazami;
— Niemal połowa osiemnastolatków deklaruje dojrzały klimat wychowania panujący
w ich rodzinach. Cechuje go zarówno wsparcie em ocjonalne ze strony rodziców,
jak i klarownie postawione oraz konsekwentnie egzekwowane wymagania;
— R odzina i rodzice są czynnikam i o dość silnym i w yraźnym oddziaływaniu
na tw orzenie się św iatopoglądu m oralnego m łodych ludzi zamieszkujących
badane m ałe m iasto i otaczające je obszary wiejskie. Rodzice, jako ważne au
torytety, kształtują sądy m oralne dzieci oraz wpływają na ich w ybory moralne;
— Statystyczna zależność pom iędzy akceptacją antykoncepcji i aborcji rozmija
się z dość pow szechnie prom ow anym sądem , iż działania antykoncepcyjne eli
m inują obecność aborcji. W yniki zbiegają się natom iast z podejściem , wedle
którego w m oralności jako szeregu „naczyń połączonych”, ortodoksyjność co
do pew nych zakresów zachow ań będzie owocować ortodoksyjnością innych,
zaś odejście o d konserw atyzm u ocen w pew nych dziedzinach życia rodzić bę
dzie liberalizm poglądów w innych segm entach etycznych;
— Ze względu na przyjętą m etodykę badań, ograniczającą pom iar do deklaracji
a elim inującą faktyczne zachow ania m oralne, nie m ożna stwierdzić istnienia
perm isyw izm u m oralnego. Projekt badawczy nie daje także narzędzi do peł
nego zdiagnozow ania relatyw izm u oraz sytuacjonizm u m oralnego. Jednak
że zróżnicowany, w pojedynczych w ypadkach naw et bardzo wysoki poziom
wskaźników odpow iedzi „to zależy”, m oże sygnalizować istnienie sytuacjoni
zm u lub relatywizm u. Z agadnienie to w ym aga jednak w sprecyzowaniu szcze
gółowego badania em pirycznego;
— N a podstaw ie analiz socjologicznych nie m ożna stwierdzić istnienia nihilizm u
m oralnego w śród badanej m łodzieży;
— Spojrzenie uczniów szkół ponadgimnazjalnych na rodzinę jest nacechowane wyż
szą wrażliwością na ich wymiar wspólnotowy (wyższe wskaźniki wskazujące więź
emocjonalną), niż instytucjonalny (konieczność ślubu). Młodzi w rodzinnym
dom u cenią przede wszystkim bliskie i autentyczne więzi, nie przekreślając wymia
ru instytucjonalnego i sakramentalnego małżeństwa (72,3% uznaje konieczność
ślubu kościelnego a tylko 20,1% uważa, że żaden ślub nie jest potrzebny);
— Spojrzenie m łodych zam ieszkujących m ałe m iasto i obszary wiejskie jest n a
cechowane wyższym poziom em ortodoksyjności, niż m łodych m ieszkańców
wielkich m iast (np. Warszawy).
K R YZYSY ŻYC IA M A ŁŻE Ń SK IEG O
IV I R O D ZIN N EG O
Władysław Majkowski
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie
WSTĘP
1 W edług katolickiej d o k try n y związki hom o sek su aln e są niezgodne z ludzką naturą; są
contra naturam i stoją w jaw nej sprzeczności z n au k ą zaw artą w Piśm ie Św iętym . W k onsekw en
cji żadna form a legalizacji przez praw o pozytyw ne nie uczyni ich „legalnym i” w obec praw a
n a turalnego i b ędą zawsze w jaw nej sprzeczności z d o k try n ą katolicką.
W ładysław M a jk o w ^
Mężczyzna i kobieta, którzy przez związek małżeński „już nie są dwoje, lecz jedno
ciało” (Mat 19,6), przez najściślejsze zespolenie osób i działań świadczą sobie wza
jemnie pom oc i posługę oraz doświadczają sensu swej jedności i osiągają ją w co
raz pełniejszej mierze. To głębokie zjednoczenie będące wzajemnym oddaniem się
sobie dwóch osób, jak również dobro dzieci, wymaga pełnej wierności małżonków
i prze ku nieprzerwanej jedności ich współżycia (Konstytucja... 1965, 48).
„Każdy, kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo: i kto oddaloną
przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo” (Łk 16, 18). Ta sam a idea zawar
ta jest w Ewangelii według św. Mateusza: „Powiedziano też: jeśli kto chce oddalić
swoją żonę, niech jej da list rozwodowy. A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala
swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by od
daloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa” (Mt 5, 31 -32). Na pytanie faryze
uszów, nawiązujące do przepisów prawa Mojżeszowego2, dotyczących możliwości
oddalenia żony, C hrystus odpowiedział: „Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku
stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę
i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz
jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (M t 19, 4-6). Ten
w ym iar katolickiej doktryny przypom niał św. Paweł w liście do Koryntian: „Tym
zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: żona niech nie
odchodzi od swego męża! Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie sam otną albo niech
się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony” (1 Kor 7,10-11).
Nawiązując do skrypturystycznych argum entów za nierozerwalnością małżeństwa,
Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej Familiaris consortio napisał:
Komunia małżeńska charakteryzuje się nie tylko swoją jednością, ale również swo
ją nierozerwalnością [...]. Zakorzeniona w osobowym i całkowitym obdarowaniu
się małżonków i wymagana dla dobra dzieci nierozerwalność małżeństwa znajduje
swoją ostateczną prawdę w zamyśle Bożym wyrażonym w Objawieniu: Bóg chce
nierozerwalności małżeństwa i daje ją jako owoc, jako znak i wymóg miłości ab
solutnie wiernej, którą O n darzy człowieka i którą Chrystus Pan żywi dla swego
Kościoła (Jan Paweł II 198la, 20).
2 C hodziło o następującą regulację z Księgi Pow tórzonego Prawa: „Jeśli m ężczyzna poślubi
kobietę i zostanie jej m ężem , lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś od raża
jącego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją o d siebie” (Pw t 24,1).
^tF tfie sakra m entalne związki małżeńskie katolików - koniec dysfunkcji... 235
3 Jakość życia p acjentów ciężko chorych m oże być określana albo z pozycji lekarza, k tó
ry jako profesjonalista w tej dziedzinie zna stan chorego ze w szystkim i tego konsekw encjam i,
łącznie z p ra w d o p o d o b n y m jego sam opoczuciem , albo z perspektyw y sam ego chorego, który
najlepiej wie, jak się czuje, jakie skutki pozostaw iła w jego organizm ie choroba, p oniew aż o n jest
pacjentem i choroba doty k a jego organizm u.
W ładysław Majkowski pjiesakramentalne związki małżeńskie katolików - koniec dysfunkcji. 237
[...] negatywna ocena jakości małżeńskiego życia nie musi automatycznie prowa mniej na pew nym etapie, tw orzą efem eryczną kategorię ludzi: nie są m ałżonkam i,
dzić do rozpadu małżeństwa ze względu na różne rodzaje więzów, które nie zawsze ani też nie pow racają do stanu łudzi wolnych sprzed zawarcia m ałżeństw a. Tra
są dostrzegalne, a niekiedy nawet nie są artykułowane przez małżonków: bojaźń, c ą swoich przyjaciół, inni od nich się dystansują, a oni sam i czują się zawieszeni
poczucie więzi, obowiązku, przywiązanie do dominacji nad małżonkiem..., ale wy w społecznej próżni. Ta nowa, niefortunna dla nich sytuacja stanow i dla rozw ie
wierają na małżonków presję, by trwać w związku. Niezależnie od tego, jakiej natu dzionych wyjątkowo tru d n y czas. W edług psychologów wyjściem z tej sytuacji
ry są oddziałujące więzy, powodują ten sam skutek: trwanie małżeństwa o niskiej mógłby być now y udany związek m ałżeński. Czy jed n ak jest on możliwy? N ega
jakości małżeńskiego życia (Majkowski 1997: 137).
t y w n e dośw iadczenia z pierw szego m ałżeństw a są czynnikiem sprzyjającym tw o
Schemat: Jakość życia małżeńskiego i rodzinnego rzeniu nowej m ałżeńsko-rodzinnej wspólnoty. W zw iązku z tym zrekonstruow ane
r o d z in y m ogłyby się odznaczać wyższą jakością m ałżeńsko-rodzinnego życia.
W ydaje się jednak, że przynajm niej jed n a kategoria ludzi rozwiedzionych
C Z Y N N IK I JA K O Ś C I M A Ł Ż E Ń S K IE G O Ż Y C IA
i w chodzących w now y związek napotyka na barierę, która uniem ożliw ia im d o
I I J
znania satysfakcji z nowego związku, naw et w przypadku satysfakcjonującej pod
wieloma w zględam i jakości życia. Są nim i katolicy, którzy po rozwodzie cywil
Małżeńskie
nym, ciągle będąc związani ślubem kościelnym , zawierają niesakram entalny zwią
Zadowolenie ze
gratyfikacje Społeczne zek m ałżeński. W edług katolickiej doktryny bow iem „ [...] m ałżeństw o zawarte
stylu życia
i osobowe i dopełnione nie m oże być rozwiązane żadną ludzką w ładzą i z żadnej przyczyny,
zasoby
oprócz śm ierci” (Kodeks... 1984, kan. 1141). Tego stanu rzeczy w żaden sposób nie
zm ienia rozw ód cyw ilny Rzecz bow iem w tym , że katolik, jako osoba ochrzczona,
albo zawiera związek sakram entalny, albo nie zawiera żadnego, poniew aż to sam a
zgoda na m ałżeństw o ochrzczonych pow oduje, że um ow a m ałżeńska staje się dla
nich sakram entem . O znacza to, że sakram ent m ałżeństw a nie jest czymś d o d a
ja k o ś ć nym do samej um ow y m ałżeńskiej ochrzczonych, ani też m ałżeństw o nie staje
m a ł ż e ń s k ie g o ż y c ia się sakram entem przez błogosławieństwo kapłana, lecz sam a um ow a m ałżeńska
katolików m a sakram entalny charakter (Żurow ski 1987: 35). D oktrynę tę jasno
sform ułow ał Papież Pius XI (1930) w encyklice Casti Connubii: „ [...] poniew aż
Zewnętrzna C hrystus Pan znakiem łaski ustanow ił sam ą ważną um ow ę wiernych, istota sakra
presja, by trwać
m entu jest tak ściśle związana z m ałżeństw em chrześcijańskim , że nie m oże być
w związku
pom iędzy ochrzczonym i prawdziwego m ałżeństw a, które by nie było tym samym
sakram entem ”.
Nowy, niesakram entalny związek m ałżeński stawia katolika w sytuacji otw ar
Płakać mi się chce, kiedy widzę, jak ludzie przystępują do spowiedzi, do Komunii
świętej, a ja jestem jak ten ostatni wyrzutek (Salij 1993a: 167).
Sedno problem u mieści się w tym , że katolicy, znajdujący się w tej sytuacji
„żyją w edług [...] nauki Kościoła - obiektyw nie w sprzeczności z prawem Bożym”
(G óralczyk 1995: 68). Nie m ogą zaś otrzym ać rozgrzeszenia, poniew aż pozostają
w perm anentnej okazji do grzechu, co wyklucza ich wolę poprawy, bez której sa
kram en t pokuty jest niemożliwy.
Katolicy żyjący w niesakram entalnych związkach m ogą znajdow ać się w dość
odm iennych sytuacjach. Jedną kategorię stanow ią katolicy opuszczeni przez
w spółm ałżonka lub zm uszeni przez niego do rozw odu, czyli pokrzyw dzeni, którzy
weszli w now y związek m ałżeński przynagleni okolicznościam i, na przykład wy
chow aniem dzieci; z drugiej ci, którzy są w inni rozpadu m ałżeństw a albo współ
m ałżonka porzucili. Dla pierwszych ten now y status jest prawie koniecznością,
a przeżywają go jako krzyż i dram at; dla drugich - wygodniejszą sytuacją, którą
sobie stworzyli w w yniku kapryśnych, hedonistycznych czy egoistycznych działań.
Dlatego. - jak zauważa Jacek Salij - „byłoby bezduszną niesprawiedliwością, [by
...] tych, którzy wobec Boga żałują swych błędów, a m oże naw et w swoim otocze
niu świadczą głośno o słuszności ewangelicznych zasad m ałżeńskich, stawiać na
jednym poziom ie z ludźm i, którzy mają pretensje do Pana Boga, że nie dostosow ał
Ewangelii do ich poglądów i stylu życia” (Salij 1993b: 130).
Ta zgoła odm ien n a sytuacja katolików żyjących w niesakram entalnych zw iąz
kach nie znajd u je je d n a k od zw iercied len ia w praktyce. Status tych ludzi i sto
sow ane w zględem n ich sankcje kościelne są takie sam e, a praw o kanoniczne
nie czyni w tym w zględzie żadnego ro zró żn ienia. W praw dzie a d h o rtac ja a p o
stolska Reconciliatio et paenitentia zachęca, by jednych i d ru g ic h traktow ać
stosując zasadę w spółczucia i m iło sierd zia, „ [...] by nie złam ać trzc in y zgnie
cionej i n ie zagasić tlejącego się k n o tk a” [...], ale i n a zasadzie „praw dy i wier-
fjiesakramentalne związki małżeńskie katolików - koniec dysfunkcji. 239
pości, dla której K ościół n ie zgadza się nazyw ać d o b ra złem , a zła d o b rem ” (Jan
paweł II 1984, 34) .
Na kanw ie tej drugiej zasady Kościół podtrzym uje ustam i Synodu trw ałą
praktykę „niedopuszczania do Komunii Eucharystycznej rozwiedzionych, którzy
zawarli ponow ny związek m ałżeński”. Racje tej postaw y są dwojakiego rodzaju:
pierwsza, że „ich stan i sposób życia obiektyw nie zaprzeczają tej więzi miłości
między C hrystusem i Kościołem , którą wyraża i urzeczyw istnia Eucharystia”,
druga, że „dopuszczenie ich do Eucharystii w prow adzałoby w iernych w błąd,
lub pow odow ałoby zam ęt co do nauki Kościoła o nierozerw alności m ałżeństw a”
(Jan Paweł II 198la, 83). Jednak Kościół zachęca w spólnoty kościelne, by otoczy
ły życzliwością osoby żyjące w niesakram entalnych związkach m ałżeńskich, by,
będąc ochrzczone, nie czuły się odseparow ane o d Kościoła. Bardziej konkretnie
zachęca się je do „ [...] słuchania słowa Bożego, do uczęszczania na M szę św., do
wytrwania w m odlitw ie, do pom nażania dzieł m iłości oraz inicjatyw w spólno
ty na rzecz sprawiedliwości, do wychow ania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do
pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień
wypraszali sobie u Boga łaskę” (tam że).
Katolicy żyjący w niesakram entalnych związkach m ałżeńskich stanow ią „nie
wygodną” kategorię ludzi w Kościele. Z jednej strony z racji sakram entu chrztu są
członkami Kościoła, form alnie do niego należą, a z drugiej - z pow odu ich nie
wierności o charakterze publicznym są zgorszeniem dla innych. Nie tylko bowiem
nie dotrzym ali zobow iązań wynikających z przyrzeczeń m ałżeńskich, co - jak
określa Katechizm Kościoła Katolickiego jest pow ażnym naruszeniem społeczne
go porządku i chrześcijańskiej m oralności jest pow ażnym wykroczeniem
przeciw praw u naturaln em u i znieważa przym ierze zbawcze, którego znakiem jest
m ałżeństw o sakram entalne”, ale taki katolik, przez fakt zawarcia nowego związku,
„powiększa jeszcze bardziej ciężar rozbicia; stawia bow iem w spółm ałżonka żyją
cego w now ym związku w sytuacji publicznego i trw ałego cudzołóstw a” (2002,
2384). D ow odem tego m oże być następujące stw ierdzenie respondenta ankiety:
„Czuję się w pew nym stopniu w inny wobec mojej obecnej żony, która wyszła za
m nie będąc p an n ą i nie m oże przez to, tak jak i ja, brać czynnego udziału w życiu
kościelnym i korzystać z sakram entów świętych” (Paciuszkiewicz, Topczewska-
Metelska i Wasilewski 1993: 41).
Problem życia w niesakram entalnych związkach m ałżeńskich katolików sta
nowi też dla sam ego Kościoła istny crux. N ikt nie znajduje recepty wyjścia z tej
sytuacji. Z jednej strony Kościół nie m oże zrezygnować z istotnej doktryny i w ielo
wiekowej praktyki niedopuszczania do K om unii Eucharystycznej żyjących w nie-
sakram entalnym związku, a z drugiej sam i w ierzący tej kategorii „ [...] nie są szcze
rze gotowi na taką form ę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerw alnością
m ałżeństw a” (Jan Paweł II 1981a, 84). Taka zaś form a życia to: albo rozejście się
„m ałżonków ”, czego zaprzeczeniem jest zaw arty związek cywilny, albo pow strzy
m anie się o d współżycia, które w edług doktryny katolickiej przysługuje jedynie
m ałżonkom . O bydw a te rozw iązania są dla tych ludzi praktycznie nie do zrealizo
W ładysław MajkoWskj
wania, albo m ogłyby być realizow ane tylko z wielkim trudem . Iskrą nadziei, przy
najm niej dla pewnej liczby tej kategorii ludzi, jest m ożliw ość ogłoszenia nieważ
nym sakram entalnego związku z racji ważkiej przyczyny. Taką przyczyną nie musi
być defekt fizyczny czy inna przeszkoda praw na, a psychiczna niezdolność do
podjęcia istotnych m ałżeńskich obowiązków. I tak, praw o kanoniczne postanawia-
„N iezdolni do zawarcia m ałżeństw a są ci, którzy [...] z przyczyn natu ry psychicz
nej nie są zdolni podjąć istotnych obow iązków m ałżeńskich” (Kodeks... 1984, kan
1095, n. 3). Rzecz bow iem w tym , że do ważnego zawarcia związku małżeńskiego
nie w ystarczają ani sam a w iedza na jego tem at, ani św iadom ość jego powagi, ani
nawet najbardziej szczere pragnienie jego zaw arcia... K oniecznym w ym ogiem jest
spełnienie wszystkich w arunków do jego zaistnienia, łącznie z psychiczną zdol
nością do realizow ania istotnych zobow iązań m ałżeńskich (Paw luk 1994: 159),
N iektóre ograniczenia zaś jednoznacznie kolidują z taką zdolnością. Uzależnienie
alkoholow e jest jed n ą z nich. Skoro zaś w Polsce co czwarte m ałżeństw o rozpada
się z pow odu uzależnienia alkoholowego któregoś z małżonków, najczęściej męża,
to jest wielce praw dopodobne, że wiele z tych m ałżeństw podpada p o d ten kanon.
W ykazanie zaistnienia tego stanu przed zaw arciem związku m ałżeńskiego dałoby
podstaw ę ogłoszenia niew ażności zawartego z tym defektem związku. Głębokie
uzależnienie o d alkoholu jest bow iem jednoznacznym brakiem psychicznej doj
rzałości i czyni takiego człowieka niezdolnym do sprostania zadaniom tego stanu,
czyli podjęcia odpow iedzialności za m ałżeńsko-rodzinne życie.
ZAKOŃCZENIE
N ieudane życie m ałżeńskie jest prawie zawsze postrzegane jako brak życio
wego sukcesu. W ynika to z faktu, że w m ałżeństw o i rodzinę człowiek inwestuje
nie określoną sum ę pieniędzy, a własne życie, które jest jed n o i niepowtarzalne.
Jeśli inne utracone w artości m ożna na now o odzyskać, to zm arnow any okres życia
w nieudanym związku m ałżeńsko-rodzinnym przepada, pozostaw iając po sobie
pustkę i frustrację. Jedynym antidotum na tę porażkę byłoby nowe udane życie
m ałżeńskie. Negatyw ne dośw iadczenia z poprzedniego m ałżeństw a mogłyby być
okolicznością sprzyjającą pow staniu takiej nowej m ałżeńsko-rodzinnej w spólnoty
o wyższej niż poprzednia jakości m ałżeńsko-rodzinnego życia. Jednak katolicy, z ra
cji nierozerw alności ich poprzedniego związku, nie m ogą zawrzeć nowego związku
- sakram entalnego. Zawierając związek cywilny stawiają się w sytuacji publicznych
grzeszników, co uniem ożliw ia im przystępow anie do spowiedzi i K om unii Świętej.
Konflikt sum ienia sprawia, że ich m ałżeństw o, które skądinąd m ogłoby być anti
dotum na trau m ę nieudanego związku i rozw odu - staje się now ą udręką.
Michał A. Michalski
U n iw e rsyte t im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
WPROWADZENIE
1 „ [...] p raca ludzka stanow i klucz, i to chyba najistotniejszy klucz, do całej kw estii sp o
łecznej, jeżeli staram y się ją w idzieć napraw dę p o d k ątem d o b ra człowieka. Jeśli zaś rozw iązanie
- czy raczej stopniow e rozw iązyw anie - tej stale n a now o kształtującej się, i n a now o spiętrza
jącej kw estii społecznej m a iść w tym kieru n k u , ażeby ‘życie ludzkie uczynić bardziej ludzkim ’,
wów czas w łaśnie ów klucz - p raca ludzka - nabiera znaczenia podstaw ow ego i decydującego”
(Jan Paweł II 1981b, p. 3).
242 Micha! A. Michalski
RODZINA W SPOŁECZEŃSTWIE
W iele zostało już napisane na tem at roli, jaką odgryw a rodzina w społeczeń
stwie. O graniczym y się tu tylko do w skazania pewnych podstawowych założeń
z tego zakresu. R odzina - określona przez Charlesa H. Cooleya - jako grupa pier
w otna, jest przestrzenią, bez której niem ożliw e jest istnienie człowieka. Warto
zwrócić uwagę na to, że to stw ierdzenie odnosi się zarów no do w ym iaru natural
nego, jak i kulturow ego rodziny. W pierw szym z nich trzeba wskazać oczywiście na
biologiczny aspekt naszej egzystencji, z którego wynika obiektyw na konieczność
połączenia się kobiety i mężczyzny, by zrodzić now ą osobę ludzką. D rugi wymiar,
który m ieści w sobie rodzina, to całokształt procesów, które dotyczą wprow adza
nia now ych członków społeczeństw a w kulturę danej zbiorowości.
W racając do rozum ienia rodziny jako grupy pierw otnej w arto wskazać jakie
cechy w yróżniają tę rzeczywistość. Korzystając z relacji Janusza Muchy, który
streszcza Cooleya, m ożem y w ym ienić pięć zasadniczych cech, które odróżniają tę
stru k tu rę o d tzw. grup w tórnych. Jak pisze ten autor:
cie - na systemie praw a i rządzie. A utor ten analizując m oralność życia gospo
darczego zw raca uwagę na znaczenie rodziny, m .in. dla tej konkretnej sfery życia
społecznego. O kreśla on tę instytucję jako „wyjątkowy i najlepszy departam ent
zdrowia, edukacji i opieki”, i pisze, że „żadna instytucja nie jest w stanie prześcig
nąć zdrowej rodziny w jej zdolności do przekazyw ania każdem u now em u poko
leniu kom petencji i cech charakteru, o d których zależy pow odzenie każdej innej
instytucji społecznej” (tam że).
W arto także zwrócić uwagę na w zajem ną zależność pom iędzy rodziną a spo
łeczeństwem. C hoć społeczeństw o tw orzy się poprzez rodzinę, i to ona je poprze
dza, to nie sposób pom inąć o bustronności relacji pom iędzy nim i. Jak pisze W ła
dysław Majkowski, rodzina
Mówiąc o znaczeniu rodziny, trzeba poruszyć kwestię jej rozum ienia. Nie m a
w tym zakresie jednom yślności, i znajdziem y tu czasem przeciw staw ne koncepcje.
Ta różnorodność wiąże się zapew ne z tym , że oblicze rodziny związane jest zawsze
z aktualnym obliczem epoki i jej kultury. Ponadto, każda rodzina jest na swój spo
sób niepow tarzalna, bo niepow tarzalne są pojedyncze osoby ludzkie, które prze
cież tw orzą tę grupę społeczną. Ta wyjątkowość jest w pew nym sensie źródłem
wątpliwości, czy m ożna rodzinę zdefiniować i wskazać jej cechy.
Kwestia zarysow ana powyżej jest ściśle związana z tym , czym chcem y zająć się
w tym m iejscu. O tóż - by postaw ić pytanie o kryzys rodziny, najpierw należy usta
lić, czy przyjm ujem y możliwość zdefiniowania rodziny. Nasze stanowisko zakłada,
że definicja taka jest wręcz konieczna, by m óc w ogóle coś analizować. Uważamy
tu, że rodzina jest grupą, której fundam ent stanowi m ałżeństw o m ężczyzny i k o
biety, w skład której w chodzą m ałżonkow ie i ich dzieci. Jest ona określana m ianem
rodziny nuklearnej i w dostępnej literaturze obszernie opisana. Oczywiście w rze
czywistości napotkam y grupy rodzinne odbiegające od stanu opisanego w defini
cji, należy jed n ak pam iętać, że m am y wówczas do czynienia z pew nym brakiem
w stosunku do stanu pożądanego (np. w sytuacji śm ierci jednego z rodziców) albo
244 M ichał A. Micha/s^
fleksją i sam o-oceną (por. tamże: 88). Bardzo dosadny wyraz znajduje to stanów'
sko u Zygm unta Baum ana, który określa społeczeństw o jako „zm owę milczeń' »
(1994b: 44). Pisze on, że
RODZINA A EKONOMIA
W tej części będziem y się starali zwrócić uwagę na problem statusu rodziny we
współczesnej refleksji ekonom icznej. O tóż w ostatnich latach m am y do czynienia
z czymś, co m ożna by określić m ianem „odkrycia” rodziny przez ekonom ię. Nie
m a w tym nic złego, w arto jed n ak przy tej okazji pam iętać, że nie tyle m am y do
czynienia z w prow adzeniem tej grupy pierw otnej na arenę refleksji o gospodaro
waniu, ale raczej z przyw róceniem do zbiorowej św iadom ości faktu, że rodzina
jest fundam entem - dziś nieco zapom nianym - od którego ekonom ia rozpoczy
nała swój rozwój. Dlatego też, gdyby - zapom inając o tym - traktow ać zaintereso
p o d z in a i je j dylem aty w kontekście postm odernistycznych przem ian rynku 247
wanie nauk ekonom icznych rodziną, jako osiągnięcie tej dyscypliny, to pojawić się
jnoże niebezpieczeństw o pew nego „zam knięcia” tej instytucji społecznej w ogra
n ic z o n e j siłą rzeczy perspektyw ie ekonom ii. Trzeba więc przyznać, że oczywiście
r o d z in a w sposób upraw niony może stanow ić p rzedm iot analiz ekonom icznych,
n ie n a le ż y się jed n ak spodziewać, że ekonom ia jest w stanie sam odzielnie i w pełni
w y ja ś n ić funkcjonow anie rodziny.
W arto jednakże sięgnąć do historii i zobaczyć, jak klasycznie kształtow ały się
relacje pom iędzy rodziną a ekonom ią. Przystępny w ykład na ten tem at zawarty
jest w artykule Piotra Jaroszyńskiego pt. Ideologiczne deformacje rozum ienia eko
nomii. W tekście tym w yraźnie ukazana jest geneza naszych dzisiejszych trudności
w zakresie nas tu interesującym . O tóż p rzypom ina on, że w ram ach kultury wy
różniano trzy dziedziny: teoria, praksis oraz poiesis. Cel pierwszej stanow i prawda,
drugiej - dobro, a trzeciej - piękno. Sfera praksis to obszar działania-m oralności
nakierowanego na realizację dobra, które urzeczyw istniane było w różny sposób
w zależności o d kontekstu życia człowieka (Jaroszyński 2002: 97). Jak pisze Jaro
szyński, „pierw szym jest życie osobiste, drugim - życie rodzinne (dom ), trzecim
- życie społeczne (m iasto-państw o). Teorią m oralnego życia osobistego była ETY
KA. Teorią m oralnego życia rodzinnego była EKONOM IKA (‘oikos’ - ‘nom os’).
N atom iast teorią m oralnego życia społecznego była POLITYKA (‘polis’)” (tam
że). W tym m iejscu zwrócę uwagę na następne zdania, w których przypom niane
jest to, co w jakiś sposób zniknęło z naszej św iadom ości - bardzo fundam entalne
rozróżnienie, które przyznaje różnym kontekstom właściwe im miejsce. Chodzi
mianowicie o to, że „podm iotem dla etyki była jednostka, dla ekonom iki - rodzina,
dla polityki - społeczeństwo. O dpow iednio też kształtowało się pojęcie celu-dobra,
czy to jako dobra osobistego, czy też rodzinnego, czy wreszcie społecznego” (tamże).
Stajemy tu przed kwestią fundam entalną, bo dotyczącą właściwie samego
rozum ienia ekonom ii. Nie ulega wątpliwości, że dzisiejszy paradygm at tej nauki
jest zgoła odm ienny, bo o party na tzw. zasadzie jednostkow ej, która dziś jest p o
w szechnie aprobow anym sposobem w idzenia rzeczywistości. Jest to kwestia, na
którą należy zwrócić uwagę przy podejm ow aniu analizy rodziny i jej funkcji zwią
zanych z gospodarow aniem , gdyż dotyczy założeń, według których dokonuje się
refleksji n ad działaniam i ekonom icznym i.
Zwracam y tu więc uwagę na błędność i niepełność tej perspektywy, która pole
ekonom ii przesuw a na jednostkę, jak to się dzieje w większości dzisiejszych libe
ralnych system ów rynkow ych, albo - w optyce przeciwległej - na społeczeństwo,
co m a miejsce w system ach socjalistycznych (por. tamże: 98). Jestem zdania, że
tu należy upatryw ać genezy dzisiejszego kryzysu rodziny poprzez, w pierw szym
przypadku - postaw ienie jej w jednym szeregu z innym i tzw. racjonalnym i jed
nostkam i podejm ującym i decyzje rynkowe, a w drugim - poprzez „wtopienie”
rodziny w anonim ow y kolektyw. W pierw szym kontekście m am y do czynienia
z postulatem rów ności aktorów rynkow ych, k tó ry zam azuje przecież obiektyw ny
fakt odm ienności n atu ry pom iędzy pojedynczym uczestnikiem rynku a rodziną,
która jest po prostu innym rodzajem p o d m io tu społecznego. W drugim , rodzina
248 M ichał A. Michalski
nie m a w yodrębnionej podm iotow ości, a w konsekw encji traktow ana jest tylko
jako „surow iec” do budow y jednorodnej zbiorowości.
Nieefektyw ność i niem oralność strategii kolektywnej zostały już po wielokroć
wykazane i dow iedzione historycznie. Gdy chodzi zaś o przejawy niefunkcjonal-
ności zasady jednostkow ej w gospodarkach rynkow ych, to choć są znane i widocz
ne, przew ażnie m am y do czynienia jedynie z próbam i „ulepszania” tej perspekty
wy. O poczynaniach tego typu czytam y u G iddensa, który pisze, że
[...] jak stwierdza socjolog Ulrich Beck, nowy indywidualizm: „nie jest thatche-
ryzmem” ani indywidualizmem rynkowym, nie oznacza też atomizacji. Przeciw
nie, jest to „indywidualizm zinstytucjonalizowany”. Na przykład większość praw
i uprawnień w państwie opiekuńczym przeznaczona jest dla jednostek, a nie dla
rodzin. W wielu wypadkach zakładają zatrudnienie. Zatrudnienie z kolei pociąga
za sobą kształcenie, a z jednego i drugiego wynika mobilność. Wszystkie te warun
ki skłaniają ludzi, by kształtowali się jako jednostki: planowali, pojmowali i projek
towali siebie jako jednostki (Beck 1998a, cyt. za: Giddens 1999: 37).
też traktujem y rodzinę (tylko) jako rów nopraw nego wobec jednostek uczestnika
działań rynkowych.
N aw iązaniem do tego, o czym tu mówimy, jest poniekąd dyskusja nad ade
kw atnością koncepcji hom o oeconomicusa, na m iejsce którego coraz częściej p ro
ponuje się m odel hom o sociooeconomicusa. Towarzyszyć tem u m usi - by zm iana
była realna - przejście o d zasady jednostkow ej do tzw. zasady rodzinnej, która
opiera się na klasycznych ustaleniach, o których już wspom inaliśm y. Propozy
cja taka pojaw iła się już w połow ie dwudziestego wieku, choć wydaje się, że nie
utrw aliła się w pow szechnej św iadom ości. O to w 1952 roku G erhard M ackenroth,
podejm ując kwestię reform y społecznej, dom agał się właśnie zastąpienia zasady
jednostkow ej zasadą ro d zin n ą (por. M arx 2009: 105-106). Jak pisze o nim R ein
hard M arx, „określił on w yrów nyw anie ciężarów ponoszonych przez rodziny, jako
wielkie społeczno-polityczne zadanie X X w ie k u ’ (tam że).
dżiny dla istnienia społeczeństw a, o czym już w spominaliśmy. O znacza to, że p 0lj
tyka p rorodzinna nie potrzebuje innego uzasadnienia niż praw da o wyjątkowości
rodziny, która pow inna wyrażać się w przekonaniu państwa, że wspieranie rodzin
przyczynia się do pom nażania dobra w spólnego i sprawia, że organizm społeczn
funkcjonuje spraw niej i lepiej (por. tamże: 327-328). Istotnym elem entem polityk
prorodzinnej jest polityka pronatalistyczna. W tej kwestii dochodzi niekiedy d0
sporów, gdyż jej przeciw nicy stoją na stanow isku, w edług którego dzieci są źród
łem ubóstw a, a ich b rak stanow i wyraz odpow iedzialności. Taki sposób myślenia
wiąże się z utożsam ianiem polityki prorodzinnej z w spieraniem rodzin biednych
(Sm ereczyńska 2006: 192).
N iekiedy próbuje się działania p rorodzinne osłabiać poprzez wprowadzanie
rozm aitych kryteriów , np. dochodow ych. Zaczyna się wówczas de facto przem ie
niać to, co m iało w spierać instytucję rodziny w politykę socjalną, której natura
i cele są odm ienne. Ten bow iem rodzaj działań społecznych m a na celu pomoc
ludziom borykającym się z problem am i, którzy sami nie są w stanie sobie z nimi
poradzić. Celem więc polityki socjalnej jest „likwidacja problemów, zaradzenie
i to trw ałe, trudnej sytuacji” (tamże: 193). M a ona charakter doraźny i zaradczy,
i pow inna być stosow ana tylko wtedy, gdy sytuacja to uzasadnia. Nie jest wszak
tajem nicą, że jest droższa i niekiedy prow adzi nie do rozw iązania problem u, ale
wręcz do jego utrw alenia (por. K ropiw nicki 2002: 328-329).
Interesujący opis nieefektywności źle zaprojektowanej polityki socjałnej i funkcjo
nowania związanej z nią pułapki socjalnej znajdujemy w następującym fragmencie:
Wszyscy znamy powiedzenie: „Czy się stoi, czy się leży, 200 złotych się należy”.
Była fikcja pracy, fikcja wynagrodzenia. Państwo opiekuńcze, socjalistyczne uczy
przekonania, że ktoś za mnie rozwiąże moje problemy, wykształci moje dzieci, wy
remontuje mieszkanie, naprawi schody, nakarmi, kiedy będzie ze mną bardzo cięż
ko. Opowiadali mi moi wychowankowie z duszpasterstwa akademickiego, którzy
wyjeżdżali do Szwecji zarabiać pieniądze, że kiedy ktoś pracował tam nielegalnie,
to pracował naprawdę. A kiedy tylko przyznano komuś „zieloną kartę”, to natych
miast przechodził na zasiłek dla bezrobotnych, bo skoro za ciężką pracę dostawał
niewiele więcej niż za zasiłek, to po co pracować?
To, co stw ierdziliśm y powyżej, oznacza, że skoro rodzina nie jest „problem em ”,
to nie jest celem działań w ram ach polityki socjalnej. Oczywiście w sytuacji p ro b
lemów, które m ogą stać się jej udziałem , m oże w ym agać wsparcia, w tedy jednak
nie fakt bycia rodziną jest przyczyną interw encji. Dlatego też należy wyraźnie
stwierdzić, że nie m ożna polityki socjalnej utożsam iać z polityką prorodzinną,
i tak jej nazywać.
Należy dodać, że to zam ieszanie w sferze polityki prorodzinnej i polityki so
c ja ln e j związane jest także z kontekstem kulturow ym , który w sposób istotny
kształtowany jest obecnie przez m yślenie postm odernistyczne. Dotyczy to zarów
no kwestii niejasności w sferze rozum ienia co jest rodziną, a co nie, oraz z określo
nym stosunkiem tej propozycji intelektualnej do społeczeństw a w ogóle, z czym
wiąże się deprecjacja rodziny w jej tradycyjnym rozum ieniu.
„URYNKOWIONA” RODZINA
bierze pod uwagę człowiek w swoim myśleniu i działaniu. Skoro już wspom nieli'
Beckera, to w arto zastanowić się, czy autor ten dostrzegając wagę rodziny dla eko”3
mii, traktuje ją tylko jako rów norzędnego „gracza” rynkowego, czy nadaje jej s t ^ '
uprzywilejowany, nawiązując do rozróżnień filozofii klasycznej. Jest to o tyle ist t
że - jak już powiedzieliśmy - od tego, jakie miejsce przypiszemy rodzinie w eko **
mii zależeć będzie w dłuższej perspektywie pom yślność całego społeczeństwa
W spom nieć tu należy jeszcze o kwestii, którą poniekąd już poruszyliśm y Ch
dzi o granice rynku, które w spółcześnie wydają się rozszerzać na dwa sposoby p0
pierw sze - poprzez aneksję obszarów społecznych dotąd odróżnianych od sfery
w ym iany gospodarczej, po drugie - poprzez przenoszenie rynkow ego sposobu
m yślenia do sfer funkcjonujących inaczej, które określić m ożna m ianem nieryn-
kowych. Ta kwestia dotyczy przede wszystkim interesującej nas rodziny, która
niekiedy staje się „poletkiem dośw iadczalnym ” dla rozm aitych koncepcji, które
deklarują chęć pom ocy i uspraw nienia tej instytucji społecznej. Jedną z takich
propozycji jest wizja dem okratycznej rodziny G iddensa, który w ym ienia takie jej
cechy jak: „[...] rów ność em ocjonalna, równość płci; wzajemne prawa i obowiązki
w związkach; w spólne rodzicielstwo; kontrakty rodzicielskie zawierane na całe ży
cie; wynegocjowany autorytet wobec dzieci; obowiązki dzieci względem rodziców;
rodzina zintegrowana ze społeczeństwem” (G iddens 1999: 86). G dy przyjrzymy się
kolejnym jej cechom , to właściwie widzimy, że albo są to aspekty obecne w trady
cyjnym m odelu rodziny, albo propozycje, których charakter jest wyraźnie rynkowy.
P odsum ow ując tę część należy w yraźnie stwierdzić, że to co określić można
m ianem „urynkow ienia” rodziny de facto nie jest dobre ani dla niej, ani dla rynku,
gdyż stanow iłoby naruszenie życiodajnej równowagi w społeczeństwie.
DYLEMATY
Gdyby chcieć nazwać dylematy, przed jakim i staje rodzina w kontekście tego,
co określiłem m ianem postm odernistycznych przem ian rynku, to w arto wskazać
chociaż na pew ne główne zagadnienia.
254 M ichał A. Michalski
[...] obecny system jest formą eksploatacji i wyzysku rodzin wychowujących dzieci
przez resztę społeczeństwa. Jest to bardzo niesprawiedliwe i musi w końcu zostać
zmienione. Czas, aby praca w domu i inwestowanie w najcenniejszy dla całego
społeczeństwa „kapitał ludzki” zostały należycie docenione, a koszty związane
z jego wypracowaniem rozłożone na całe społeczeństwo (Wosicki 2008: 27).
Jest bardzo praw dopodobne, że m iędzy innym i takim stanem rzeczy m ożna tłu
maczyć w spom nianą ju ż niechęć do zakładania rodziny i w ybór quasi-rodzinnych
form życia, które nie generują dobrostanu społecznego w takiej m ierze, jak czyni
to rodzina (por. Lecaillon 2004).
PODSUMOWANIE
Odwołując się do tem atu moralnych dylematów małżeństw i rodzin, m ożna po
wiedzieć, że rodzina rzeczywiście dziś znajduje się w sytuacji dramatycznego napięcia
pomiędzy nakazem a wyborem, którego źródłem w znacznej mierze jest dominujący
obraz ekonomii i funkcjonujący według niego system rynkowy. Należy jednak wy
raźnie zaznaczyć, że przyczyn takiego stanu rzeczy nie należy szukać w mechanizmie
rynkowym jako takim, ale sięgać głębiej i szukać źródeł, które go kształtują. Dlatego
też daleki jestem od obwiniania samego rynku, ale raczej jestem zdania, że staje się
on instrum entem mającym realizować założenia konkretnego sposobu myślenia -
określonej antropologii i filozofii, które zarówno w rodzinie, jak i w całym ładzie spo
łecznym widzą przeszkodę na drodze do realizacji jednostkowego szczęścia. Uważam
więc, że dla rzetelności analizy należy oddzielić sam mechanizm rynkowy od kultury,
która ulegając przemianie pod wpływem filozofii postmodernistycznej, wpływa na to,
że społeczeństwo - a w jego ramach sfera rynkowa - zaczyna funkcjonować inaczej,
przyczyniając się do problemów w funkcjonowaniu rodziny.
ii56 M ichał A. Michalski
Andrzej Potocki OP
Uniwersytet Warszawski
POLSKA KOHABITACJA:
MIĘDZY RELIGIJNYM NAKAZEM A LIBERALNYM WYBOREM
1. SŁOWO WSTĘPU
O to rodzina, niegdyś uw ażana za rzecz świętą, coraz częściej bywa dziś uw aża
na za świecką. Ze sfery sacrum przechodzi, a w dośw iadczeniu wielu z pew nością
już przeszła, w sferę p ro fan u m 1. D okonuje się to w kontekście nieustannego ściera
nia się - ta k dzieje się przynajm niej w naszym kręgu kulturow ym - dw óch m odeli
życia rodzinnego: laickiego i religijnego. M odel laicki to niegdysiejszy m odel ro
dziny socjalistycznej, opartej na światopoglądzie marksistowsko-leninowskim, a dziś
model rodziny inspirowanej liberalnymi koncepcjami życia zbiorowego. Ten ostatni
pozostawia jednostkom pełną swobodę w wyborze formy małżeństwa i rodziny. M o
del religijny to w naszych w arunkach faktycznie model katolicki. Rodzina jest tu po
strzegana jako instytucja naturalna, ale widziana w kontekście jej dwojakiej sakraliza
cji. Po pierwsze, chodzi tu o sakralizację ewangeliczną. Rodzinę widzi się w kontekście
Zbawienia. Rodzina jest dla wszystkich członków rzeczywistością Zbawienia. Akcen
tuje się Boże pochodzenie instytucji małżeństwa i rodziny oraz jej nierozerwalność. Po
1 Znamienny w tym kontekście jest tytuł jednej z ważnych książek: Rodzina między sacrum
a profanum (Adamski 1987).
Polska kohabitacja: m iędzy religijnym nakazem a liberalnym wyborem
D otkniem y jeszcze w yników bad ań młodzieży, bo też to ona staje się dziś Te dwa wskazane czynniki - desakralizacja rodziny i m oralności - spow odow a
głów nym rezerw uarem osób podejm ujących zachow ania kohabitacyjne. Owszem ły, że norm a, dla której w spólne zam ieszkanie jest zarezerwowane dla małżeństw a,
w św ietle bad ań Sław om ira H. Zaręby deklaracje w iary m łodzieży utrzym ują się przestała wiele osób interesować. Na to się też nakłada propaganda m entalności
n a wysokim poziom ie, choć obserw uje się ich regularny spadek: 1988 rok - 95,0% promującej sukces. I to szybki. Podobno żyjemy w kulturze „instant”: kulturze n a
1998 rok - 89,6%, 2005 ro k - 88,4%3. Czytelny jest zwłaszcza spadek deklarujących tychmiastowości, szybkiego efektu. W kulturze, którą m ożna porów nać do roz
się jako głęboko w ierzący Podobnie z deklaracją praktyk: 1988 ro k - 92,6%, 1998 puszczalnej kawy: nie chce nam się precyzyjnie mielić, parzyć, czekać, smakować.
rok - 89,5%, 2005 ro k - 86,4%. Znacząco zm niejszyła się liczba uczęszczających W ystarczy wsypać, zalać i pić. Łatwo i dużo. Tak jest i ze związkami: człowiek nie
na m sze św. R egularnie uczestniczy w niedzielnej m szy św. około 30%. C odzien chce czekać, pracować nad związkiem, trudzić się. C hce m ieć natychm iast to, co
nie lub praw ie codziennie m odli się 51,9%, co najm niej raz w tygodniu 17,4%. atrakcyjne. Zaś atrakcyjny jest seks. To w takim kontekście religia jako tradycyjny
W częstotliwości m odlitw y nie w idać w yraźnych zm ian. D la 72% m odlitw a jest regulator ludzkich postaw redukuje swą funkcję.
rozm ow ą z Bogiem (dla 66,8% kobiet i 81,1% m ężczyzn). Tutaj nie m a znaczące
go odsunięcia o d sacrum ; co najwyżej o d instytucjonalizacji (rytualizacji) relacji 3. KOHABITACJA - PRZED MAŁŻEŃSTWEM CZY ZAMIAST NIEGO
z sacrum . Bo nie szuka się zbiorow ych praktyk religijnych. W efekcie m ów ić wy
pada o pew nym dystansow aniu się od Kościoła jako organizatora życia religijnego. N ie o d dziś widać próby akcentow ania w alorów związków nieform alnych. Je
W arto to uw yraźnić, b o w idać w ten sposób tło dystansow ania się m łodzieży od rzy W itczak, nazywający związek dwojga ludzi bez ślubu „m ałżeństw em bez p a
Kościoła - idąc dalej - jako organizatora życia m oralnego. pierka”, określał kohabitację jako
Ow szem , deklaratyw nie m łodzież na ogół akceptuje Kościół jako instancję
[...] niezalegalizowany związek między kobietą a mężczyzną, w którym wyraźnie
m oralną, ale w swych decyzjach przestaje się z nim liczyć. G dy przechodzim y na
- bardziej niż w małżeństwie legalnym - występuje akceptacja, równość partne
poziom konkretnych działań, to akceptacja propozycji Kościoła spada. Czytelne rów. Są niezależni - odrzucają to wszystko, co stwarza zależność jednego part
jest to zwłaszcza w odniesieniu do n o rm etyki seksualnej: ledwie 15-20% m łodych nera od drugiego. Występuje jedynie zależność uczuciowa, bowiem uczucie jest
akceptuje nauczanie Kościoła w kw estii środków antykoncepcyjnych, a współżycie elementem konstytuującym taki związek (Witczak 1983, zob. też Kwak 1995a).
przed ślubem aprobuje praw ie 70%. C o drugi z dziś badanych w yklucza istnienie
jednoznacznych kryteriów d obra i zła. Czytelny się staje relatywizm i indyw idua K rystyna Siany pisze o „życiu razem ”, lecz bez form alnego pow iązania. A kcentuje
lizm m oralny. D ekalog akceptuje się wybiórczo: najwyżej przykazanie „nie zabijaj” następujące elem enty charakterystyki kohabitujących par: ułatw ienie w spólnego
(75,5%), ju ż słabiej „czcij ojca i m atkę” (68,1%) i „nie kradnij” (62,5%). życia, ekonom iczne funkcje związku, pożycie seksualne oraz posiadanie i w ycho
Z interesującej nas perspektyw y ciekawe były też badania porów naw cze A rtura wyw anie dzieci. Zrozum iałe, że nie u wszystkich p ar owe elem enty m uszą w ystę
Grzesika i Pawła G rygla (2001) na próbie rzeszowskich studentów , zrealizow a pować, i to z taką sam ą intensyw nością (Siany 2002: 135).
ne w latach 1996 i 1999. O tóż, za tezą „zasady m oralne katolicyzm u są najlepszą Przy opisie fenom enu kohabitacji istotne jest zdefiniow anie jej funkcji; w tym
i wystarczającą m oralnością” w 1996 roku opow iedziało się 24,8% badanych, ale zwłaszcza określenie, czy jest w stępem do m ałżeństw a, czy jego zam iennikiem .
ledwie p o trzech (!) latach ju ż tylko 20,2%. Podobnie opinię, że „tylko religia może Owszem , w literaturze przedm iotu akcentuje się wielość rozwiązań. I tak ko h a
uzasadnić słuszne nakazy m oralne” podzielało w 1996 roku 24,0%, zaś w 1999 bitacja - akcentuje A nna Kwak - m oże m ałżeństw o poprzedzać i stanow ić czas
roku - 21,2%. O dpow iednio: „Nie czuję potrzeby uzasadniania m oralności przez przedłużonego „chodzenia ze sobą” bądź poprzedzać m ałżeństw o i d o niego przy
religię; w ystarczy m i własne sum ienie” - w 1996 roku aprobata 24,2%, w 1999 roku gotowywać przez w zm acnianie wzajem nych relacji, a jeszcze bez przejm ow ania
28,4%. Z aakcentujm y to wysokie notow anie su m ienia jako źródła legitymizacji odpow iedzialności za m ałżonka i dzieci. W obu przypadkach kohabitacja jest
m oralności. Spada zatem poziom aprobaty dla religii jako funkcjonalnej w obsza okresow ą fazą życia przed m ałżeństw em . Ponadto, kohabitacja m oże być alterna
rze uzasadnień w yborów m oralnych. W badaniach A rtu ra G rzesika i Pawła G ry tyw ą dla tego ostatniego, ale i alternatyw ą dla życia w stanie wolnym (Kwak 1995c).
gla (2001) jest to w idoczne zwłaszcza u najm łodszych studentów i wiąże się z re Te pierw sze rozw iązania pokazują kohabitację jako swoisty okres próbny przed
latywizacją n o rm m oralnych. U nich m ożna m ów ić o pew nym zachw ianiu norm , m ałżeństw em . G rom adzone dośw iadczenia m ają pom óc podjąć decyzję o form a
o większej indyw idualizacji i sytuacjonizm ie. O słabienie respektu dla m oralności lizacji związku bądź rezygnacji z niego. U pow szechnienie tych rozwiązań m iało
obiektywnej jest faktem bardzo w yraźnym , zwłaszcza w obszarze etyki seksualnej. by sprzyjać lepszem u spraw dzeniu, docieraniu się pary, a dzięki tem u ograniczać
zjawisko późniejszego rozpadu m ałżeństw i redukow ać liczbę rozwodów. Dalsze
rozw iązania są przyjm ow ane przez osoby odrzucające m ałżeństw o jako instytucję
O dw ołuję się w tym m iejscu d o w yników serii bad ań Z aręby (zob. 2003a, 2003b, 2008). trw ałą. U pow szechnienie się tych rozwiązań w sposób oczywisty redukuje liczbę
262 Andrzej Potocki O p
1995a). Kobiet w tym wieku, żyjących w związkach nieform alnych, jest zdecydo
wanie m niej. Są to w zasadzie osoby mające w życiorysie wcześniejsze, nieudane
małżeństw o i niedążące - bo nie chcą bądź nie m ogą - do form alizacji nowego
związku. Jest tu istotna różnica w porów naniu z krajam i zachodnim i, gdzie koha
bitacja w istotnej m ierze poprzedza zawarcie pierwszego m ałżeństw a5. W olno się
spodziewać, że skala właśnie tego ostatniego zjawiska będzie u nas rosnąć i stąd
już teraz w ypada przyglądać się m u dokładniej. Idzie z nim w parze, co charakte
rystyczne, stopniow e odm ładzanie kohabitantów . W 1995 roku osoby do 29. roku
życia stanow iły 18,9% ogółu kohabitujących (Siany 2002: 187), ale ledwie siedem
lat później już 28,6% (Siany i Baszarkiewicz 2004: 13). Staje się jasne, że owi m ło
dzi ludzie traktują związek kohabitacyjny jako relację, dzięki której przygotowują
się do m ałżeństw a. „Kohabitacja zastąpiła tradycyjne zaręczyny i wczesne (zawie
rane w m łodym wieku) m ałżeństw a” (Kwak 2005: 178). W ypada tu widzieć now y
sposób przeżyw ania okresu narzeczeńskiego. N ie chodzi o odrzucenie instytucji
narzeczeństw a; raczej jej redefinicję.
Istotne jest sam o zjawisko kohabitacji, ale i społeczne opinie na jej tem at.
W 2003 i w 2007 roku O środek Badania O pinii Publicznej przeprow adził badania
na reprezentatyw nej, losowej, ogólnopolskiej próbie dorosłych powyżej 15. roku
życia „D okąd zm ierza świat?” (TNS O BO P 2007). M iały one obrazow ać stosunek
Polaków do nowych, kontrow ersyjnych sposobów życia, obyczajów i zachowania.
D okum entow any był m iędzy innym i stosunek do antykoncepcji, przeryw ania
ciąży, związków hom oseksualnych, eutanazji i związków konkubenckich. Jak się
okazuje, o ile ocena trzech pierw szych zjawisk jest p o dobna u większości Polaków
(na przykład do m ałżeństw hom oseksualnych odnosi się z dezaprobatą aż 81%
respondentów , a stosow anie środków antykoncepcyjnych akceptuje 73% - dane
z 2007 roku), o tyle ocena kohabitacji w yraźnie Polaków dzieli. „K onkubinat, ży
cie razem bez form alnego ślubu” - jak określano w ankiecie - za coś zasadniczo
dobrego uznaw ało 43% respondentów w 2003 roku i 44% badanych cztery lata
później. Liczba wskazujących, że to „coś zasadniczo złego” spadła w tym czasie
z 44% do 41%. O dchodzenie o d tradycyjnie obowiązującej norm y ilustruje też
w zrost odsetka deklaracji „tru d n o pow iedzieć” z 13% do 15%.
Pozostając przy w ynikach badań z 2007 roku, w ypada poczynić jeszcze kilka
obserwacji. O tóż aprobata k onkubinatu - używ am y tego term in u idąc za relacjo
now anym i badaniam i, choć w literaturze socjologicznej odchodzi się od tego okre
ślenia, uważając je za nacechow ane pejoratyw nie i kojarzone z opisem związków
patologicznych (Prusińska 2008: 97) - jest najniższa u najstarszych (powyżej 65
lat) i u najm łodszych (15-19 lat) respondentów . Rośnie w m iarę przechodzenia do
coraz większego ośrodka miejskiego (38% na wsi i 51% w mieście powyżej 500 tys.
m ieszkańców ). Jest najwyższa u respondentów o centrolewicow ych (68%) i cen
tropraw icow ych (67%) poglądach politycznych; niższa u badanych o poglądach
5 Uwagę tę czyni Franciszek A dam ski (1987: 185). Skalę zjawiska kohabitacji w różnych k ra
jach pokazuje Edyta Prusińska (2008:99 i n). Także Kwak (1995c: 97-109) i Siany (2002: 138-145).
Andrzej Potocki Qp
formuje CBOS, za koniecznością zawarcia m ałżeństwa przez osoby żyjące bez ślubu
optują zwłaszcza respondenci najstarsi (65 lat i więcej) oraz intensywniej uczest
niczący w praktykach religijnych. Tu korelacje są najsilniejsze. Następnie osoby
najsłabiej wykształcone, mieszkające na wsi, a z perspektywy statusu zawodowego
emeryci, renciści, rolnicy, gospodynie domowe. O dpow iednio najbardziej liberalni
w opiniach okazują się respondenci młodsi, mieszkający w wielkich miastach, legi
tymujący się wyższym wykształceniem (zwłaszcza kadra kierownicza i inteligencja).
Również - podkreślm y - nieuczestniczący w praktykach religijnych. W świetle
badań Prusińskiej (niew ielka pró b a dorosłych m ieszkańców W arszawy) aż 57%
respondentów wyrażało zgodę n a to, by ich dziecko żyło w związku kohabitacyj-
nym. Zdecydow any sprzeciw wobec kohabitacji należy do rzadkości. Ten szeroki
zakres dość liberalnego patrzenia na kohabitację autorka wiąże z w ycofaniem się
Kościoła katolickiego z wyrazistego, publicznego napiętnow ania związków koha-
bitacyjnych. Przy nadal aktualnej, co oczywiste, dezaprobacie wobec takich związ
ków (Prusińska 2008:117). Znacząca dla nas jest konstatacja pokazująca pow iąza
nie poziom u aprobaty dla kohabitacji z poziom em religijności. Prusińska notuje:
Poparcie dla wolnych związków deklarują, jak podaje CBOS, najczęściej osoby
z dużych m iast (powyżej 500 tys. mieszkańców), lepiej wykształceni i dość dobrze
zarabiający. Powstaje przy tym pytanie, czy owe deklaracje nie wynikają choć w pew
nej m ierze z m odnej dziś popraw ności politycznej. Jak bow iem pokazują badania
dotyczące postaw, chociaż w ykształceni i dobrze sytuow ani deklarują poparcie
dla wolnych związków, sam i preferują m ałżeństw a. D ane z N arodow ego Spisu
Powszechnego z 2002 roku pokazują wyraźnie, że jedynie 12% kohabitantów ma
wykształcenie wyższe. A według danych M ikrospisu w 1995 roku ponad 70% osób
żyjących w wolnych związkach legitymowało się wykształceniem podstawowym.
W kontekście wciąż nas interesującej zm iennej religijności w arto odwołać się
raz jeszcze do badań Kwak z lat 1999-2000 (2005). Jej próba liczyła 754 osoby
zróżnicow ane dem ograficznie. Zatrzym ajm y teraz uwagę na jednej zm iennej: in
tensyw ności religijności. O tóż respondenci zostali podzieleni dychotom icznie na
silnie i słabo związanych z religią. Zabieg okazał się trafny, w yraźnie różnicujący
badanych. O soby słabo związane z religią w yraźnie częściej dostrzegały istnienie
zjawiska kohabitacji, niż osoby związane silnie. W śród tych pierwszych 60,7%
uważało, że związków kohabitacyjnych jest bardzo dużo; w śród tych drugich
tw ierdziło ta k 50,0% (tamże: 188). A utorka nie kom entuje tego wyniku. Być m oże
różnica w ynika z faktu, że osoby bardziej i m niej związane z religią poruszają się
A ndrzej Potocki O p
7. SŁOWO PODSUMOWANIA
Em pirycznie niekw estionow ane zjawisko kohabitacji w olno kom entow ać róż
nie. I tak m ożna w nim widzieć stopniow o zyskującą coraz większą aprobatę nową,
alternatyw ną wobec propozycji tradycyjnych, form ę życia m ałżeńskiego i rodzin
nego. Form ę, która ju ż nie odw ołuje się do tradycyjnych propozycji związanych
z fenom enem trw ałości i fenom enem legalizacji. O dm ienna interpretacja, stojąca
na gruncie nieprzem ijających w artości tradycyjnych, potraktuje kohabitację jako
zjawisko patologiczne, dysfunkcyjne wobec w ym ogów ładu społecznego.
Kohabitacja zakłada nietrw ałość związku, zatem w konsekwencji - nawet je
śli ta konsekw encja nie jest jasno uśw iadam iana - zm ienność partnerów . Krysty
na Siany i M agdalena Ślusarczyk m ów ią tu zręcznie o „recyklingu małżeńskim”
(2007: 146). Jak jest to istotnie sprzeczne z katolickim m odelem małżeństwa, tak
i m usi dow odzić daleko idącej sekularyzacji postaw. Co więcej, skoro kohabita
cja zainteresow anych nią osób nie uczy trw ałości i form alnego uporządkow ania
(bo ze swej n atu ry nie m oże), to tru d n o się dziwić wysokiej stopie rozw odów par,
które wcześniej kohabitowały. Znacząca jest konstatacja, iż w krajach, w których
zjawisko kohabitacji jest bardziej popularne, wyższy jest też w skaźnik rozwodów.
K om entatorzy akcentują, że nieudany związek niesie obawę przed kolejnym roz
czarow aniem i stąd skłania do naw iązyw ania kolejnych kontaktów już bez zobo
wiązań (Prusińska 2008: 100 i n.). Rozum iem y, że i to m usi rzutow ać na redukcję
sakralnego w ym iaru m iędzyludzkich relacji.
Niewątpliwie sekularyzacja rodziny i sekularyzacja m oralności, polegające
w istocie na swego rodzaju em igracji rodziny i m oralności spod wpływ u religii,
staje się dogodnym kontekstem dla zaistnienia kohabitacji na szerszą skalę. Jed
nakże rozliczne, a przyw ołane tu, wyniki badań dokum entują, iż dla oceny i prak
tykow ania kohabitacji czynnik religijny ma nadal istotne znaczenie. Z m ienna
religijności w yraźnie różnicuje postaw y badanych wobec fenom enu kohabitacji.
Polska kohabitacja nie jest przy tym tożsam a z tak zwaną „wolną m iłością”, ro
zum ianą jako bardzo częsta zm iana p artnerów seksualnych. W ypada raczej m ó
wić o swoistej „wierności partnerskiej” (zwykle deklarowanej przez kohabitujące
pary), co zresztą interesująco koresponduje ze znanym i z badań wysokim i wskaź
nikam i potępienia dla m ałżeńskiej zdrady.
Barcin Lisak
W yższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
pontificia Universitá San Tommaso d’Aquino, Roma
WSTĘP
Pojęcie „bycia ze sobą”, oznaczające bliską i trwałą wieź emocjonalną z drugą oso
bą, jest w powszechnym użyciu dopiero od niedawna. Aby jasno wyrazić, na czym
konkretnie polega nowość, proponuję na określenie tego zjawiska wprowadzić
term in czystej relacji. Czysta relacja nie ma nic wspólnego z czystością seksualną
i jest to pojęcie nie tyle definiujące, co precyzujące. Dotyczy sytuacji, w których
jednostki wchodzą w związek dla niego samego, czyli dla tego, co każda z nich
może wynieść z trwałej więzi z drugą osobą, i trwa tylko dotąd, dokąd obie strony
czerpią z niej dość satysfakcji, by chcieć ją utrzymywać. Niegdyś dla większości
„normalnych” ludzi tym, co łączyło miłość i seksualność było małżeństwo, ale dziś
w coraz większym stopniu jest to czysta relacja (2006: 75-76).
Wiele osób zamierzających zawrzeć małżeństwo domaga się dzisiaj swoistego pra
wa do próby. Bez względu na powagę tego zamiaru ci, którzy podejmują przedm ał
żeńskie stosunki płciowe, nie są w stanie zabezpieczyć szczerości i wierności relacji
międzyosobowej mężczyzny i kobiety, a zwłaszcza nie mogą ustrzec tego związ
ku przed niestałością pożądania i samowoli. Zjednoczenie cielesne jest moralnie
godziwe jedynie wtedy, gdy wytworzyła się ostateczna wspólnota życia między
mężczyzną i kobietą. Miłość ludzka nie toleruje „próby”. Domaga się całkowitego
i ostatecznego wzajemnego daru z siebie (Katechizm ... 2002, 2391).
274 Marcin Lisak
W edle danych zebranych przez O ECD w 2002 roku kohabitacja była w Polsce
bardzo m ało popularna (OECD 2010: 2). W kohorcie m ieszkańców w wieku 20
lat i więcej 56,3% żyło w m ałżeństw ie. Dalsze 11,2% żyło w pojedynkę m ieszkając
oddzielnie, a jedynie 1,3% żyło w kohabitacji. W przedziale wiekowym 20-34 lata
proporcjonalny udział kohabitacji był niem al identycznie niski i w ynosił 1,9%*.
40,7% z tej k ohorty wiekowej żyło w m ałżeństw ie, a aż 43,5% m ieszkało u rodzi
ców. W w ypadku Irlandii proporcje w 2002 roku wyglądały nieco inaczej. 53,4%
z kohorty w wieku 20 lat i więcej żyło w m ałżeństw ie, a 10,6% żyło oddzielnie
w pojedynkę. K ohabitacja osiągnęła już nieco wyższy poziom - 5,9%. N atom iast
w przedziale wiekowym 20-34 lata tylko 27,6% żyło w m ałżeństw ie, a już 13,4%
w kohabitacji. Ogólnie, poziom kohabitacji rejestrowanej w polskich statystykach
dem ograficznych był bardzo niski w porów naniu ze średnią dla 25 krajów OECD,
która w ynosiła 6,8% dla 20-latków i starszych mieszkańców. Jednak w kilku k ra
jach europejskich (skandynaw skich i północnych) kohabitacja stała się dość p o p u
larnym stylem życia czy form ą życia rodzinnego, w yraźnie przekraczając poziom
10% m ieszkańców kraju. Dla k o h o rty w wieku 20-34 lata średnia OECD wynosiła
12,4%. W tym przypadku przekraczał ją poziom kohabitacji w Irlandii (tamże:
1-2). Spis ludności Republiki Irlandii z 2006 roku przynosi jeszcze wyższe wskaź
niki zakresu kohabitacji. W tej kategorii klasyfikuje się p o n ad 121 tys. par, czyli
blisko ćwierć m iliona m ieszkańców kraju o łącznej populacji 4240 tys. (w 2006
roku). O d 2002 roku liczba p ar żyjących w kohabitacji wzrosła o 56%. U dział ro
dzin opartych na m ałżeństw ie spadł (z blisko 86% w 1986 roku) do poziom u 70%
w 2006. Z daniem autorów rap o rtu na tem at przem ian dem ograficznych, w zrost
liczby kohabitujących p ar częściowo spow odow any był przez imigrację. W skaźni
ki kohabitacji wzrastają w skupiskach, które zam ieszkują obcokrajow cy przybyli
do Irlandii w XXI wieku. Jednym z w yjaśnień takiego stanu rzeczy m oże być tw ier
dzenie, że do Irlandii napłynęli „m łodzi obcokrajow cy (im igranci), którzy z racji
w ieku są bardziej skłonni do kohabitacji” (The ło n a Insitute 2007:5). Inne badania
socjologiczne wykazują jed n ak znaczącą akceptację dla kohabitacji w śród samych
Irlandczyków (H illiard 2007: 121-124).
W ostatnich dekadach historycznie tradycyjnie katolicka i m onokulturow a
społeczność Irlandii (Twomey 2003: 17-62) przechodzi gw ałtow ne przeobraże
nia. W sferze religii wielu badaczy określa ten fenom en jako m odelow y proces
sekularyzacji (Inglis 1998). Niezależnie o d dyskusji n a tem at realizacji tezy seku-
laryzacyjnej w Irlandii, trzeba uznać za fakt społeczny zachodzące przeobrażenia.
Irlandzkie środow isko społeczne, do którego trafiają polscy em igranci, zatraca
tradycyjne form y życia m ałżeńskiego i rodzinnego. Ulegają one znaczącej m oder
nizacji i liberalizacji. W roku 1996, kiedy jeszcze rozw ody nie były zalegalizowane
W s k a z a n e p o w y ż e j a s p e k t y p r z e m i a n w ż y c iu m a ł ż e ń s k o - r o d z i n n y m p o m a g a j ą
z r o z u m ie ć , d o j a k ie j I r l a n d i i p r z y je ż d ż a ją m ł o d z i p o l s c y e m i g r a n c i 3.
W s k a ź n ik i Częstość P ro ce n t P ro c e n t w ażnych
S tan c y w iln y N % %
Przeprow adzone badanie pozw ala p oddać analizie zależności pom iędzy sta
nem życia w kohabitacji i praktykam i religijnymi. Tak jak już zaznaczyłem wcześ
niej, z form alnego p u n k tu w idzenia oficjalne nauczania Kościoła katolickiego w y
maga, aby katolicy, którzy żyją w związku niesakram entalnym , rozpoznaw ali zło
m oralne takiej sytuacji. O biektyw ne konsekw encje takiego stanu rzeczy w yzna
czają trw anie „w stanie grzechu” i pow odują wykluczenie od przystępow ania do
sakram entów z uwagi na utratę łaski sakram entalnej (uświęcającej). W przypadku
sakram entu spowiedzi, przystąpienie do niej w stanie życia w związku niesakra
m entalnym pow inno skutkować brakiem otrzym ania rozgrzeszenia. Przystąpienie
do kom unii świętej jest tym bardziej niem ożliwe, a gdyby do niego doszło, stało
by się pow ażnym nadużyciem m oralno-religijnym (św iętokradztw em ). Te rygo
rystyczne sankcje w ystępują właściwie niezależnie o d form y niesakram entalnego
związku na w zór życia m ałżeńskiego: kohabitacji, ponow nego niekościelnego m ał
żeństwa, okresowych „wolnych związków” obejm ujących współżycie seksualne.
282
Marcin Lisak
Religijność a poglądy moralne katolików żyjących w kohabitacji na przykładzie... ¿oj
Jedno z pytań ankiety dotyczyło częstotliwości uczestnictwa w mszy. W yniki od tanci nieco rzadziej uczestniczą w m szach niż małżonkowie, choć je d n ak korelacja
powiedzi n a to pytanie, w rozbiciu n a trzy podstawowe kohorty, prezentuje tabela 2. ta jest już na poziom ie istotności statystycznej.
Analizując przedstaw ione dane, należy jed n ak przypom nieć, że celowy dobór bada
nej grupy zakładał w ybór osób regularnie uczęszczających na niedzielne i T abela 3. K o re lac ja p o m ię d z y s ta n e m k o h a b ita c ji o ra z s ta n e m m a łż e ń sk im a c z ę sto tliw o ś
' msze.
c ią u c z e stn ic z e n ia w m szy
T abela 2. C z ęsto tliw o ść u c z e stn ic tw a re s p o n d e n tó w w m sz y o b o w ią zk o w e j
i ' P ra k ty k i re lig ijn e
Małżonek (pierwsze Singiel
Częstotliwość praktyk Kohabitacja R espondenci
małżeństwo) (panna/kawaler)
N=113 | kohab itan ci (44)
N=44
Uczestnictwo we mszy % % % 62,0 (c)
m ałżonkow ie (113)
Kilka razy w tygodniu 0,9 6,8 4,5
C o tydzień 61,1 Analiza dokonana na podstaw ie tabeli 4 pozwala stwierdzić, że częstotliwość
61,3 43,2
uczestnictw a w m szach w przypadku dwóch badanych ko h o rt zależy od stanu cy
2-3 razy w m iesiącu 26,5 25 36,4 wilnego. Badani żyjący w kohabitacji rzadziej uczestniczą w m szach niż single.
Raz w m iesiącu 6,2 Istotność statystyczną tej korelacji wyznacza w artość w skaźnika Q = -0,403. P o
2,3 9,1
Kilka razy w roku dobne korelacje rangowe, istotne statystycznie, nie zachodzą pom iędzy kohortą
5,3 0,0 6,8 m ałżonków i singli odnośnie do częstotliwości uczestnictw a w mszy.
Raz w roku i rzadziej 0,0 2,3 0,0
T ab ela 4. K o re lac ja p o m ię d z y s ta n e m k o h a b ita c ji o ra z s ta n e m s a m o tn y m a c z ę sto tliw o ścią
N igdy
0,0 2,3 0,0 u c z e stn ic z e n ia r e s p o n d e n tó w w m sz y
O gółem
100,0 100,0 R zadsze u c z e s tn ic tw o w m szy
100,0 P ra k ty k i re lig ijn e Częste u c z e s tn ic tw o w m szy
% %
O soby żyjące w kohabitacji nieco rzadziej uczestniczą w m szach, niż m ałżon R espondenci
kowie czy osoby stanu wolnego. Niecałe 48% kohabitantów chodzi n a m szę co 47,7 (a) 52,3 (b)
k o habitanci (44)
najm niej raz w tygodniu. W śró d m ałżonków w skaźnik ten osiąga 62%, a w śród 31,8 (d )
68,2 (c)
p anien i kawalerów jeszcze więcej - p o n ad 68%. W analizie m usim y uwzględ single (44)
nić, że sposób przeprow adzenia badania preferow ał otrzym anie odpow iedzi od
respondentów , którzy często i regularnie (co niedzielę) uczestniczą w m szach Kolejną praktyką religijną, o którą zapytano badanych, była spowiedź. W skaźniki
w kościele St Saviours. N a tej podstaw ie i w oparciu o niższe w yniki dla kohorty procentow e tej zm iennej, w rozbiciu n a trzy w yróżnione ko h o rty stanu cywilnego,
kohabitantów m ożna założyć, że ich reprezentacja w grupie polskich em igrantów prezentuje tabela 5.
korzystających z duszpasterstw a w cen tru m D ublina m oże być niedoszacow ana. W przystępow aniu do spow iedzi pew ne zaskoczenie budzi stosunkow o wy
W dalszej analizie dokonam y b adania korelacji rangowej m iędzy zm iennym i soka częstotliwość w śród ko h o rty kohabitantów . Ponad 1/3 z nich chodzi do
należącym i do poszczególnych k o h o rt stanu cywilnego. D okonam y tego za po m o spow iedzi kilka razy w roku. Co najm niej raz do roku spow iada się p o n ad 60%
cą m iernika K endałla (Q ). W skaźnik obliczm y w edług w zoru Q = (ad - b c ) /( a d żyjących w kohabitacji. Jeśli przyjąć, że w praktyce spow iedniczej Kościoła kato
+ bc). Kiedy m iern ik ten przyjm uje w artość pom iędzy -0,200 a +0,200, nie w ystę lickiego realizowane są wytyczne sform ułow ane w oficjalnym nauczaniu, to w y
puje istotna zależność statystyczna. Im bardziej w skaźnik jest m niejszy od -0,200 niki te rodzą pytania. Być m oże nie wszyscy spow iednicy realizują w spowiedzi
albo większy o d +0,200, tym istotniejsza zależność statystyczna pom iędzy zm ien w spom niane wytyczne, które pow inny prow adzić do w strzym ania rozgrzeszenia.
nymi. M aksym alna bezw zględna w artość dla m iern ika Kendalla m oże osiągnąć Z drugiej strony, część kohabitantów z obawy przed nieotrzym aniem rozgrzesze
0,999 (zob. Baniak 2008b: 21-22). nia, albo w w yniku braku poczucia winy m oralnej m oże nie wyznawać grzechów
W przypadku uczestnictw a w m szy dokonuję p odziału na dwie kategorie: czę związanych z życiem w niesakram entalnym związku na w zór m ałżeństw a. Inną
ste uczestnictw o - co najm niej raz w tygodniu; rzadsze uczestnictw o - 2-3 razy drogą odpow iedzi na rodzące się wątpliwości m oże być założenie, że naw et jeśli
w m iesiącu i rzadziej. W skaźnik K endalla Q dla tabeli 3. w ynosi -0,283. Kohabi- kohabitanci przystępują do spowiedzi, to w wielu czy w większości przypadków
Marcin Lisak
nie otrzym ują rozgrzeszenia. Taką hipotezę m oże potw ierdzać wysoki wskaźnik
spowiedzi raz na kilka lat lub nieprzystępow ania do spowiedzi w ogóle. W tak wy
sokiej skali (37,6%) w skaźnik w ystępuje jedynie w kohorcie kohabitantów . Część
kohabitantów , którzy dłużej pozostają w swoich związkach, przed kilkom a laty
nie otrzym ała rozgrzeszenia i od tego czasu już do spowiedzi nie przystępuje. Być
m oże pozostała (większa) część badanych żyje w kohabitacji na tyle krótko, że nie
spotkali się jeszcze przy spowiedzi z odm ow ą rozgrzeszenia.
M a łż o n e k (p ie rw s z e S in g ie l (p a n n a / K o h a b ita cja
m a łż e ń s tw o ) k a w a le r)
R espondenci
N = 1 13 N =44 N=43
C zę sto tliw o ść s p o w ie d z i % % %
R espondenci % %
R espondenci % %
C zę sto tliw o ść k o m u n ii % % %
Przystępow anie do kom unii jest najistotniejszą cezurą dla praktyk religijnych
osób żyjących w kohabitacji. Jedynie znikom y odsetek kohabitantów przystępuje
często do kom unii. Raz w m iesiącu i częściej czyni tak zaledwie 4,8 % a anyc
Zastanaw ia jed n ak fakt, że blisko połow a (47,6%) kohabitującyc , po o nie ja
Marcin Lisak
blisko połow a m ałżonków i singli, czyni tak kilka razy w roku, co jest najbardziej
typow ą praktyką w zakresie przystępow ania do kom unii w całej badanej grupie
W przypadku kom unii, p odobnie ja k w sprawie spowiedzi, znaczny odsetek
kohabitantów przystępuje do kom unii rzadziej niż raz na rok. M oże to świadczyć
że znaczna część badanych akceptuje wykluczenie z praktyk sakram entalnych
uw arunkow ane stanem życia w niesakram entalnym związku. Świadczyć to może
także o długotrw ałej form ie życia w kohabitacji. W spom nianym 47,6% procen
tom badanych, którzy przyznają się do kohabitacji, św iadom ość życia w związku
niesakram entalnym wydaje się nie przeszkadzać w przystępow aniu do kom unii co
pew ien czas w ciągu roku.
Jeżeli dokonam y kategoryzacji częstotliwości przystępow ania do kom unii
w ten sposób, że za częsty w ym iar tej praktyki uznam y kom unię nie rzadszą niż
kilka razy do roku, to statystycznie istotne korelacje ujem ne m iędzy kohabitan-
tam i a m ałżonkam i oraz kohabitantam i a singlam i będą wykazane, ale poziom
korelacji będzie dość wysold.
R espondenci % %
R espondenci % %
inunii świętej i ocenie warunków, jakie należy spełnić (bądź nie) w przypadku chęci
przystąpienia do kom unii. Przyjęcie kom unii przestaje być zarezerwowane dla ludzi,
którzy osiągnęli odpow iednią m oralną godność. Albo odwrotnie, życie w związku
ąuasi-m ałżeńskim bez ślubu kościelnego nie jest postrzegane przez pew ną część ka
tolików jako przeszkoda w przystępow aniu do sakram entów kom unii i spowiedzi.
O statni z analizowanych w ym iarów praktyk religijnych m a charakter zdecy
dowanie osobisty i prywatny. C hodzi o częstotliwość indyw idualnej modlitwy.
W tym zakresie nie m am y do czynienia z n o rm am i m oralno-religijnym i, które
miałyby kogoś (naw et największych grzeszników) stopow ać czy wykluczać. Roz
kład odpow iedzi na pytanie o częstotliwość m odlitw y przedstaw ia tabela 11.
M a łż o n e k (p ie rw s z e S in g ie l K o h a b ita c ja
R espondenci m a łż e ń s tw o ) (p a n n a /k a w a le r)
N =113 N =44 N =44
C zę sto tliw o ść m o d litw y
% % %
osobistej
Z tabeli 11 wynika, że żyjący w kohabitacji m odlą się osobiście nieco rzadziej niż
pozostali. Codziennie m odli się niecała połowa kohabitantów. W arta podkreślenia
jest kategoria pow strzym ania się od jednoznacznej odpowiedzi. Trudności z odpo
wiedzią na pytanie o częstotliwość m odlitw y indywidualnej m iał co piąty z koha
bitantów. Po zbadaniu zależności pom iędzy poszczególnymi kohortam i (tabele 12
i 13) uzyskujemy odpow iedź na pytanie o korelację. Kategoria „częsta m odlitwa”
odnosi się do respondentów, którzy m odlą się codziennie lub kilka razy w tygodniu.
R espondenci % %
ste k . Co piąty badany (18%) zdecydow anie potw ierdził adekw atność misji Koś
cioła w tym zakresie. N ieco niższy stopień uznania dla Kościoła odnosi się do
proponow anych odpow iedzi w spraw ach życia rodzinnego. Najsłabiej oceniono
odpowiedzi w spraw ach społecznych - pozytyw nie ten w ym iar misji Kościoła oce
n iło m niej niż połow a badanych (48,2%). W obu ostatnich kategoriach jedynie co
d z ie s ią ty respondent był zdecydow anie przekonany o adekw atności katolickiego
p r z e s ła n ia . Poziom odpow iedzi „zdecydow anie tak” w ynosił odpow iednio 10,8%
o r a z 8,1%. W yniki, w rozbiciu na trzy w yróżnione kohorty, są zestawione w tabe
la c h 15-17 i 20.
T ru d n o
Tak N ie
Czy uważasz, że K o ś c ió ł k a to lic k i p o w ie d z ie ć
da je w ła ściw e o d p o w ie d z i...
% % %
M a łż o n e k (p ie rw sze S in g ie l K o h a b ita c ja
C zy uważasz, że K o ś c ió ł
m a łż e ń s tw o ) (p a n n a /k a w a le r)
k a to lic k i da je w łaściw e
o d p o w ie d z i na p o trz e b y N = 113 N=44 N=44
duchow e?
% % %
M a łż o n e k (p ie rw sze S in g ie l K o h a b ita c ja
C zy uważasz, że K o ś c ió ł
m a łż e ń s tw o ) (p a n n a /k a w a le r)
k a to lic k i da je w łaściw e
o d p o w ie d z i na p ro b le m y N = 113 N =44 N =44
ż ycia ro d z in n e g o ?
% % %
Nie budzi zdziwienia, że kohabitujący w yróżniają się dość niską oceną misji Koś
cioła w zakresie problem atyki życia rodzinnego. Co czw arty respondent (25%)
przyznający się do kohabitacji prezentuje w tym względzie negatyw ną ocenę. Po
dobnie uw aża znacznie m niej m ałżonków (11,5%) i niew ielu singli (4,6%). Pozy
tyw nie ocenia adekw atność odpow iedzi w spraw ach rodzinnych jedynie co trzeci
Religijność a poglądy moralne katolików żyjących w kohabitacji na przyKrnutic... __
Z a u fa n ie d o m is ji K o ś c io ła B ra k z a u fa n ia d o m is ji
Postaw a w obec K o ś c io ła
w sferze ro d z in y K o ścio ła w sferze ro d z in y
R espondenci % %
Z a u fa n ie d o m is ji K oś c io ła B ra k z a u fa n ia d o m is ji
Postaw a w obec K o ś c io ła
w sferze ro d z in y K ościo ła w sferze ro d z in y
R espondenci % %
R espondenci % %
T abela 25. D o p u s z c z a ln o ść se k su p rz e d m a łż e ń s k ie g o
% % %
PODSUMOWANIE I WNIOSKI
Z uwagi na ram y objętościowe niniejszej pracy musim y dokonać pew nego skró
tu. W przeprowadzonej w pozostałym zakresie analizie nie odnotow ano istotnych
statystycznie różnic w poglądach wskazanych trzech kohort w wybranych sprawach
instytucjonalno-organizacyjnych Kościoła katolickiego. Badani, niezależnie od sta
nu cywilnego, mieli podobne zdanie na tem at zniesienia celibatu, kapłaństwa kobiet,
rozdawania kom unii przez osoby świeckie, w tym także rozdawania kom unii przez
kobiety. Nieistotne statystycznie są także różnice w sprawach dopuszczalności aborcji:
bez ograniczeń, w przypadku ciąży w w yniku gwałtu, w przypadku ciężkiego i nie
odwracalnego uszkodzenia (wady) płodu. Osoby żyjące w kohabitacji, w podobnym
i zarazem silnym stopniu, tak jak i inni, odrzucają legalizację związków partnerskich
jednopłciowych. A w podobnym i bardzo m ocnym zarazem stopniu odrzucają m oż
liwość prawnego uznania dla adopcji dzieci przez jednopłciowe związki partnerskie.
Jednocześnie kohabitanci, podobnie jak inne kohorty, w wysokim stopniu opowiadają
się za akceptacją antykoncepcji i zapłodnienia in vitro4. Powyższe ustalenia są istotne
dla naszych celów badawczych. W skazują one wyraźnie, że w wielu sprawach natury
moralnej kohabitanci prezentują zróżnicowane ideowo poglądy. Podobnie jak cała ba
dana grupa, wykazują oni elementy obyczajowości liberalno-lewicowej, jak i konser-
watywno-prawicowej (por. Domański 2009:186). Nie można zatem mówić o wybitnie
liberalnych poglądach prezentowanych en bloc przez kohabitantów.
Badania te wskazują przede wszystkim na szeroką skalę kohabitacji w środow i
sku polskich katolików, którzy często uczestniczą w kościelnych nabożeństw ach.
C zynnikam i, które wspierają podjęcie decyzji i trw anie w kohabitacji, m ogą być
jednak w tym w ypadku przede wszystkim: m łody wiek respondentów, wpływ czyn
ników m igracyjnych (w tym odłożenie decyzji zawarcia m ałżeństw a), wpływ śro-
Budzyńska Ewa. 2008. Podzielane czy dzielące? Wartości moralne społeczeństwa polskiego, [w:]
Janusz Mariański i Leon Smyczek (red.), Wartości i więzi moralne w zm ieniającym się spo
łeczeństwie, Kraków: Wydawnictwo WAM i Polskie Towarzystwo Socjologiczne, s. 35-56.
Budzyńska Ewa. 201 Oa. Koniec rodziny, ja k ą znamy? Refleksje socjologa, [w:] Jolanta Kopka
i Grzegorz Matuszak (red.), Problemy współczesnej demokracji i moralności, Łódź: Wy
dawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, s. 281-303.
Budzyńska Ewa. 2010b. A /rodzinne ram y życia rodzinnego. Refleksje socjologa, [w:] Józef
Baniak (red.), W poszukiwaniu sensu. O religii, moralności i społeczeństwie, Kraków:
Zakład Wydawniczy NOMOS, s. 425-441.
Cabera Natasha J., Catherine S. Tamis-LeMonda, Robert H. Bradley, Sandra Hofferth i Mi
chael E. Lamb. 2000. Fatherhood in Twenty-First Century, „Child Development”, t. 71,
cz. 1, s. 127-136, baza danych: Academic Search Premiere.
Caiman Kenneth C. 1948. Q uality o f Life in Cancer Patients, An Hypothesis, „Med Ethics”
nr 4, s. 124-127.
Camus Albert. 1991. Człowiek zbuntowany, przeł. Joanna Guze, Kraków: Res Publica.
CBOS. 1995. Funkcjonowanie domu: p o d zia ł obowiązków, obciążenia, pomoc. Komunikat
z badań, Warszawa.
CBOS. 2000. Sytuacja polskich rodzin - oceny i postulaty. Komunikat z badań, Warszawa.
CBOS. 2002. Konkubinat p a r heteroseksualnych i homoseksualnych. Komunikat z badań,
Warszawa.
CBOS. 2005a. Aborcja, edukacja seksualna, zapłodnienie pozaustrojowe. Komunikat z ba
dań, Warszawa.
CBOS. 2005b. Aktualne problem y i wydarzenia (nr 183), Komunikat z badań (do użytku
wewnętrznego), Warszawa.
CBOS. 2005c. Poparcie dla eutanazji a przyzw olenie na określone działania w tym zakresie.
Komunikat z badań, Warszawa.
CBOS. 2005d. Postawy wobec aborcji. Komunikat z badań, Warszawa.
CBOS. 2006a. Co jest w życiu najważniejsze? Komunikat z badań, Warszawa.
CBOS. 2006b. Polacy wobec różnych religii i zasad katolicyzmu. Komunikat z badań, War
szawa.
CBOS. 2006c. Polityka pań stw a wobec rodziny oraz dyskryminacja w miejscu pracy kobiet
w ciąży i matek małych dzieci. Komunikat z badań, Warszawa.
CBOS. 2006d. Postawy wobec aborcji. Komunikat z badań, Warszawa.
CBOS. 2006e. Potrzeby prokreacyjne oraz preferowany i realizowany model rodziny. Komu
nikat z badań, Warszawa.
CBOS. 2006f. W ięzi Polaków z Janem Pawłem II, Kościołem i religią. Komunikat z badań,
Warszawa.
CBOS. 2006g. Znaczenie religii w życiu Polaków. Komunikat z badań, Warszawa.
CBOS. 2007a. Aktualne problem y i wydarzenia (nr 206). Komunikat z badań (do użytku
wewnętrznego), Warszawa.
CBOS. 2007b. Opinie na tem at aborcji. Komunikat z badań, Warszawa.
CBOS. 2007c. Opinie o eutanazji, czyli pom ocy w umieraniu. Komunikat z badań, Warszawa.
CBOS. 2007d. Polacy wobec Kościoła oraz nauczania Papieża Benedykta X VI dw a lata po
śmierci Jana Pawła II. Komunikat z badań, Warszawa.
Bibliografía
Colpin Hildę, Agnes Munter i Lieve Vandemeulebroecke. 1998. Parenthood Motives in IVF
mothers , „Journal of Psychosomatic Obstetrics and Gynecology” nr 19(1), s. 19-27.
Corecco Eugenio. 1974. II sacerdote ministro del m atrim onio?, „La Scuola Catholica” nr 98,
s. 361-377.
Correco Eugenio. 1981. Fundamentalne znaczenie sakramentu m ałżeństw a dla struktury
Kościoła, przel. Lucjan Balter, „Concilium. Międzynarodowy Przegląd Teologiczny”
nr 5, s. 32-60.
Cybulska Natalia, Marek Tomala, Wojciech Niemczyk i Grzegorz Głąb. 2009. Współczesna
diagnostyka i leczenie niepłodności, [w:] Emilia Lichtenberg-Kokoszka, Ewa Janiuk i Je
rzy Dzierżanowski (red.), Niepłodność. Zagadnienie interdyscyplinarne, Kraków: Oficy
na Wydawnicza Impuls, s. 51-57.
Czapiński Janusz. 2009. Cechy osobowości i styl życia, [w:] Janusz Czapiński i Tomasz Panek
(red.), Diagnoza Społeczna 2009. Warunki i jakość życia Polaków. Raport, Warszawa:
Rada Monitoringu Społecznego, s. 196-229.
Czapka Elżbieta. 2006. Życie seksualne m łodzieży, [w:] Zofia Kawczyńska-Butrym (red.),
M łodzież z w ojew ództw a w warmińsko-mazurskiego. Zagrożenia - szanse - plany ż y
ciowe, Olsztyn: Wydawnictwo Olsztyńskiej Szkoły im. Józefa Rusieckiego, s. 185-196.
Ćwiek Witold. 2002. Konkubinat, Warszawa: Wydawnictwo C.H. Beck.
Dąbrowska Zofia. 2005. C zym się charakteryzuji} współczesne m ałżeństw a w Polsce, „Mał
żeństwo i Rodzina” nr 4, s. 4-6.
Debord Guy. 1990. Comments on the Society Society o f the Spectacle, London-New York:
Verso.
Delumeau Jean i Daniel Roche (red.), 1995. Historia ojców i ojcostwa, przel. Jan Radożycki
i Maria Paloetti-Radożycka, Warszawa: Volumen/Wydawnictwa Szkolne i Pedagogicz
ne.
Dobbelaere Karl. 2008. Sekularyzacja. Trzy poziom y analizy, przel. Renata Babińska, Kra
ków: Zakład Wydawniczy NOMOS.
Dobraczyński Bartłomiej. 2010. Kamień w ypalany od środka. R ozm owa M ałgorzaty Bil
skiej, „Przegląd Powszechny” nr 2 (1062), s. 57, 60.
Doktór Tadeusz. 200la. Orientacje moralne, [w:] Irena Borowik i Tadeusz Doktór, Plura
lizm religijny i moralny w Polsce. R aport z badań, Kraków: Zakład Wydawniczy NO
MOS, s. 229-251.
Doktór Tadeusz. 2001b. Postawy moralne - ochrona ludzkiego życia, p o datki i pom oc bliź
niemu, [w:] Irena Borowik i Tadeusz Doktór, Pluralizm religijny i moralny w Polsce.
Raport z badań, Kraków: Zakład Wydawniczy NOMOS, s. 253-287.
Domański Henryk. 2009. Społeczeństwa europejskie. Stratyfikacja i system y wartości, War
szawa: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR.
Doniec Renata. 2001. Rodzina wielkiego miasta. Przem iany społeczno-moralne w św iado
mości trzech pokoleń, Kraków: Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Duch-Krzystoszek Danuta. 1998. M ałżeństwo, seks, prokreacja. Analiza socjologiczna, War
szawa: IFiS PAN.
Duch-Krzystoszek Danuta i Anna Titkow. 2006. Polka i je j rodzina na tle Europy. Redystry
bucja prac domowych: je j uczestnicy i konteksty, [w:] Henryk Domański, Antonina Os
trowska i Paweł B. Sztabiński (red.), W środku Europy? Wyniki Europejskiego Sondażu
Społecznego, Warszawa: IFiS PAN s. 127-184.
306 Bibliografía
Frątczak-Miiller Joanna. 2001. Kobieta, m ężczyzna i dziecko w rodzinie klasy średniej, [w:]
Anna Wachowiak, Współczesne problem y socjologii rodziny, Poznań: Wydawnictwo
Akademii Rolniczej im. Augusta Cieszkowskiego, s. 131-142.
Fromm Erich. 1966. Szkice z psychologii religii, przeł. Jerzy Prokopiuk, Warszawa: Książka
i Wiedza.
Fromm Erich. 1971. O sztuce miłości, przeł. Aleksander Bogdański, Warszawa: Państwowy
Instytut Wydawniczy.
Fromm Erich. 1995. Mieć czy być?, przeł. Jan Karłowski, Poznań: Rebis.
Fromm Erich. 2000a. Kryzys psychoanalizy, przeł. Wojsław Brydak, Poznań: Rebis.
Fromm Erich. 2000b. Niech się stanie człowiek. Z psychologii etyki, przeł. Robert Saciuk,
Warszawa-Wrocław: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Gablik Suzi. 1988. Pluralizm. Tyrania wolności, [w:] Marcin Giżycki i Agnieszka Taborska
(red.), Postm odernizm - kultura wyczerpania? Wybór tekstów, Warszawa: Akademia
Ruchu, s. 159-170.
Gajda Ewa. 1996. Prawne aspekty „rozwodu” w doktrynie prawosławnej a wybrane zagad
nienia katolickiej nierozerwalności m ałżeństwa, [w:] Bronisław Czech (red.), M ałżeń
stwo w praw ie świeckim i w praw ie Kanonicznym. M ateriały Ogólnopolskiej Konferencji
Naukowej zorganizowanej w dniach 12 i 13 maja 1994 roku w Katowicach, Katowice,
Instytut Wymiaru Sprawiedliwości, Ośrodek Terenowy przy Sądzie Wojewódzkim
w Katowicach, s. 257-269.
Gajda Małgorzata. 2006. Zm iana obrazu siebie u kobiet p o mastektomii, [w:] Edyta Zierkie-
wicz i Alina Łysak (red.), Trzeci wiek drugiej płci. Starsze kobiety ja k o p odm iot aktyw n o
ści społecznej i kulturowej, Wrocław: MarMar, Marian Kaczorowski, s. 181-191.
Gapik Lechosław. 1989. R ozwód ... i co dalej?, Warszawa: Książka i Wiedza.
Gaudium et Spes - Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym. 1982, [w:]
Społeczne nauczanie Kościoła, „Znak” nr 332-334.
Gawlina Zofia. 2003. M acierzyństwo a wartości konkurencyjne w opinii studentek, [w:] Kry
styna Siany, Agnieszka Małek i Izabela Szczepaniak-Wiecha (red.), Systemy wartości
a procesy demograficzne, Kraków: Zakład Wydawniczy NOMOS, s. 144-154.
Gąsiorowska Małgorzata. 2005. Zagrożona męskość, Raport - Niepłodność, „Żyjmy dłużej”,
numer specjalny (1), s. 53-54.
George Robert P. 2008. Making Business Morał, „First Things”, http://www.firstthings.com/
article/2008/09/002-making-business-moral-9 [dostęp 18.02.2010],
Gębka Mikołaj. 2008. Społeczna rola ojca, niepublikowana rozprawa doktorska, UAM Poznań.
Giddens Anthony. 1998. Socjologia. Zwięzłe lecz krytyczne wprowadzenie, przeł. Joanna Gi-
lewicz, Poznań: Wydawnictwo Zysk i S-ka.
Giddens Anthony. 1999. Trzecia droga. Odnowa socjaldemokracji, przeł. Hanna Jankowska,
Warszawa: Książka i Wiedza.
Giddens Anthony. 2001. Nowoczesność i tożsamość. „Ja" i społeczeństwo w epoce późnej no
woczesności, przeł. Alina Szulżycka, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Giddens Anthony. 2006. Przemiany intymności. Seksualność, miłość i erotyzm we współczes
nych społeczeństwach, przeł. Alina Szulżycka, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Giza-Poleszczuk Anna. 2002a. Rodzina i system społeczny, [w:] W ym iary życia społecznego.
Polska na przełom ie X X i X X I wieku, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR,
s. 272-301.
308 Bibliografia
Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej. 2002. Szkoła katolicka, [w:] Andrzej Dymer (red.), Kurzępa Jacek. 2007. Zagrożona niewinność. Zakłócenia rozwoju seksualności współczesnej
Szkoła katolicka w nauczaniu Kościoła: w ybór dokum entów , Szczecin-Warszawa: Cen m łodzieży, Kraków: Oficyna Wydawnicza Impuls.
trum Edukacyjne Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej, s. 271-322. Kwak Anna. 1994. Rodzina i je j przem iany, Warszawa: ISNS UW.
Kongregacja Nauki Wiary. 1994. List do Biskupów Kościoła katolickiego na tem at p rz y j Kwak Anna. 1995a. Konkubinat - kohabitacja w świadom ości społecznej, „Problemy Rodzi
mowania Komunii św. p rze z wiernych rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach
(Annus Internationalis Familiae), Watykan: 14 września.
ny”, nr 5, s. 12-17.
Kwak Anna. 1995b. Niezam ężna kohabitacja ja k o zjawisko społeczne, „Studia Socjologicz
Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym. Gaudium et spes. 1965, nr 50,
ne” nr 3-4, s. 141-156.
www.nonpossumus.pl/encykliki/sobor_II/gaudium_et_spes/ [dostęp 17.10.2011], Kwak Anna. 1995c. Rodzina w dobie przem ian, „Problemy Rodziny” nr 5, s. 112-115.
Kornas-Biela Dorota. 1999. Zdobywane macierzyństwo: doświadczenia matek zw iązane ze Kwak Anna. 2001. Relacje m łodzieży z rodzicam i z perspektyw y przem ian społecznych, [w:]
wspomaganą prokreacją, [w:] Dorota Kornas-Biela (red.), Oblicza m acierzyństwa, Lub Zbigniew Tyszka (red.), Współczesne rodziny polskie - ich stan i kierunek przem ian,
lin: Redakcja Wydawnictw KUL, s. 213-240.
Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM, s. 231-240.
Kornas-Biela Dorota. 2001. Współczesny kryzys ojcostwa, [w:] Dorota Kornas-Biela (red.), Kwak Anna. 2005. Rodzina w dobie przem ian. M ałżeństwo i kohabitacja, Warszawa: Wy
Oblicza ojcostwa, Lublin: Towarzystwo Naukowe KUL, s. 171-192.
dawnictwo Akademickie Żak.
Koseła Krzysztof. 2009. O sądy moralne, [w:] Tomasz Żukowski (red.), Wartości Polaków Kwak Anna (red.). 2008. Rodzicielstwo m iędzy dom em , prawem , służbam i społecznymi,
a dziedzictw o Jana Pawła II, Warszawa: Wydawnictwo Centrum Myśli Jana Pawła II,
s. 183-197. Warszawa: Wydawnictwo Akademii Pedagogiki Społecznej.
Kwieciński Zbigniew. 1999. Edukacja wobec nadziei i zagrożeń współczesności, [w:] Józef
Kossak Jerzy. 1995. Co p o modernizmie?, „Res Humana” nr 3, s. 8-9.
Kozielecki (red.), Humanistyka przełom u wieków, Warszawa: Żak, s. 51-77.
Kowalska Irena. 1995. Historia rozwoju rodziny i je j uwarunkowania, [w:] Edward Hałoń Laskowski Jerzy. 1987. Trwałość wspólnoty małżeńskiej. Studium socjologiczne, Warszawa:
(red.), Rodzina - je j funkcje przystosowaw cze i ochronne, Warszawa: PAN, s.133-144.
Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych.
Kowalska Irena. 2000. Małżeństwo, rodzina i dziecko w systemie norm i wartości współ Latourette Kenneth S. 1937. A H istory ofth e Expansión o f the Christianity, New York: Uni-
czesnych społeczeństw, [w:] Dorota Kornas-Biela (red.), Rodzina - źródło życia i szkoła
miłości, Lublin: Wydawnictwo KUL, s. 53-76. versity Press.
Lecaillon Jean-Didier. 2004. Rodzina źródłem dobrobytu, przeł. Ewa Koszyk, Warszawa:
Kozielecki Józef. 1987. Koncepcja transgresyjna człowieka: analiza psychologiczna, Warsza
wa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe. Fronda..
Leclercq Jacques. 1965. Mariage naturel et mariage chretien, Tournai: Casterman Feuilles
Kozielecki Józef. 1988. O człowieku wielowym iarowym : eseje psychologiczne, Warszawa:
Państwowe Wydawnictwo Naukowe. Familiares.
Levinson Daniel J. 1979. Rola, osobowość i struktura społeczna, [w:] Jacek Szmatka (wybór
Kozielecki Józef. 1997. Transgresja i kultura, Warszawa: Żak.
tekstów), Elementy mikrosocjologii (W ybór tekstów), Kraków: Nakładem UJ, s. 126-144.
Kropiwnicki Jerzy. 2002. D ylem aty polityki prorodzinnej, „Annales. Etyka życia gospodar Lewis Jane. 2001. The End o f Marriage? Individualism and Intímate Relations, Chetenham-
czego”, t, 5, Łódź: Salezjańska Wyższa Szkoła Ekonomii i Zarządzania, s. 327-332._
-Northhampton: Edward Elgar.
Kryczka Piotr. 1997. Zm iany ról rodzinnych w rodzinach bezrobotnych, [w:] Piotr Krycz- Libiszowska-Żółtkowska Maria. 1991. Postawy inteligencji wobec religii: Studium socjolo
ka (red.), Rodzina w zm ieniającym się społeczeństwie, Lublin: Redakcja Wydawnictw
KUL, s. 209-220. giczne, Warszawa: PAN, IFiS.
Lisak Marcin. 2008. Uciec p rzed samotnością, [w:] Marcin Lisak, D w ie fale. Przewodnik
Kryczka Piotr. 1999. R ozw ód w opinii społecznej, „Studia Socjologiczne” nr 1, s. 41-68.
duchowy emigranta, Kraków: Wydawnictwo Domini, s. 18-21.
Kucharczak Przemysław. 2010. M ło d zi przeciw aborcji, „Gość Niedzielny” nr 29, s. 30. Lisak Marcin. 2009. Religiousness ofPolish Immigrants: Limits o fth e Secularization Thesis,
Kucharski A. 2006. Wie kirchlich ist die Jugend? Untersuchungen zu Einstellungen von Dublin: Trinity College University of Dublin, mps.
Jugendlichen in Deutschland m it einem Blick a u f Jugendliche in Polen, Uniwersytet Luckmann Thomas. 1996. N iew idzialna religia. Problem religii w e współczesnym
w Vechta (mps pracy magisterskiej).
społeczeństwie, przeł. Dominika Motak, Kraków: Zakład Wydawniczy NOMOS.
Kuciarska-Ciesielska Marlena. 1988. Życie małżeńskie, [w:] Antoni Młotek i Tadeusz Reroń Łuczak Henryk. 1989. Dorastanie do miłości, Warszawa: Wydawnictwo Salezjańskie.
(red.), Życie rodzinne i postaw y prokreacyjne nowożeńców, Warszawa: Fundacja ATK,
s. 39-61. Łukaszewski Wiesław. 2000. Psychologiczne koncepcje człowieka, [w:] Jan Strelau (red.),
Psychologia. Podręcznik akademicki, t.l: Podstaw y psychologii, Gdańsk: Gdańskie Wy
Kuciarska-Ciesielska Marlena. 1999. Znaczenie m ałżeństw a w życiu człowieka, [w:] Lucjan
dawnictwo Psychologiczne, s. 67-92.
Adamczuk i in. (red.), Kościół-socjologia-statystyka. Księga jubileuszow a poświęcona
Machut-Mendecka Ewa. 2001. Kobieta bez zasłony. M uzułm anka w świecie w iary i kultury,
ks. prof. W itoldowi Z daniew iczow i SAC, Warszawa: Fundacja ATK, s. 118-125.
[w:] Danuta Chmielowska, Barbara Grabowska i Ewa Machut-Mendecka (red.), Być
Kultys Julian A. 2005. Moralność seksualna m łodzieży - ciągłość czy zmiana?, Słupsk: Wy kobietą w Oriencie, Warszawa: Wydawnictwo Akademickie DIALOG, s. 18-33.
dawnictwo Pomorskiej Akademii Pedagogicznej.
314
MacIntyre Alasdair Ch. 1996. D ziedzictw o cnoty: studium z teorii moralności, przeł. Adam
Chmielewski, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.
MacIntyre Alasdair Ch.. 2005. Katolickie uniwersytety: niebezpieczeństwa, nadzieje, wybory,
„Znak” nr 11 (606), s. 18-42.
Madejczyk Dariusz. 2010. Jestem nieciekawym katolikiem - rozmowa z Krzysztofem Skó-
rzyńskim, reporterem TVN, „Przewodnik Katolicki” nr 10, http://www.przk.pl/nr/wiel-
ki_post/jestem_nieciekawym_katolikiem.html [dostęp 4.11.2011],
Majka Józef. 1990. W ęzłowe problem y katolickiej nauki społecznej, Rzym-Warszawa: Polski
Instytut Kultury Chrześcijańskiej Fundacji Jana Pawła II oraz Wydawnictwo Pallotti-
num.
Majkowski Władysław. 1997. C zynniki dezintegracji współczesnej rodziny polskiej. Studium
socjologiczne, Kraków: Wydawnictwo Księży Sercanów.
Majkowski Władysław. 2008. Etos rodziny a postm odernistyczna filozofia, [w:] Wojciech
Muszyński i Ewa Sikora (red.), Miłość, wierność i uczciwość na rozstajach współczes
ności. K ształty rodziny współczesnej, Toruń: Wydawnictwo Adam Marszałek, s. 25-35.
Majkowski Władysław. 2009a. Moralne aspekty rozwodu, „Socjologia Religii”, t. 8, s. 299-307.
Majkowski Władysław. 2009b. Rodzina polska a quasi-rodzinne fo rm y życia, [w:] Andrzej
Pryba, Rodzina przyszłością św iata? W kręgu zamyśleń nad rodziną, Poznań: Uniwersy
tet im. A. Mickiewicza, Wydział Teologiczny, s. 265-274.
Majkowski Władysław. 2009c. Zm iana tradycyjnego modelu rodziny w Polsce, [w:] Andrzej
Pryba, Rodzina przyszłością świata? W kręgu zamyśleń nad rodziną, Poznań: Uniwersy
tet im. A. Mickiewicza, Wydział Teologiczny, s. 247-264._
Mandes Sławomir. 2002. Formy religijności w społeczeństwie polskim, [w:] Aleksandra Ja-
sińska-Kania i Mirosława Marody (red.), Polacy wśród Europejczyków. Wartości społe
czeństwa polskiego na tle innych krajów europejskich, Warszawa: Wydawnictwo Nauko
we SCHOLAR, s. 133-151.
Mandes Sławomir. 2006. Formy religijności w społeczeństwie polskim, www.racjonalista.pl/
kk.php/s.4928 [dostęp 15.02.2009],
Mariański Janusz. 1984. Uwarunkowania dzietności w rodzinie, [w:] Władysław Piwowarski
i Witold Zdaniewicz (red.), Dziecko, Warszawa-Poznań: Pallottinum, s. 65-88.
Mariański Janusz. 1990. Moralność w procesie przem ian, Warszawa: Instytut Wydawniczy
„Pax”.
Mariański Janusz. 1997. Religia i Kościół m iędzy tradycją i ponowoczesnością. Studium so
cjologiczne, Kraków: Zakład Wydawniczy NOMOS.
Mariański Janusz. 2000. Kościół katolicki w Polsce a środki społecznego przekazu, [w:] Witold
Zdaniewicz i Zbigniew Zembrzuski (red.), Kościół i religijność Polaków 1945-1999, War
szawa: Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego SAC.
Mariański Janusz. 2001. K ryzys moralny czy transformacja wartości? Studium socjologiczne,
Lublin: Towarzystwo Naukowe KUL.
Mariański Janusz. 2003. M iędzy sekularyzacją i ewangelizacją. Wartości prorodzinne w św ia
domości m łodzieży szkół średnich, Lublin: Towarzystwo Naukowe KUL.
Mariański Janusz. 2006a. Moralność katolików w procesie przem ian, [w:] Witold Zdaniewicz
i Sławomir H. Zaręba (red.), Religia - Kościół - Społeczeństwo. Wyniki porównawczych
badań socjologicznych w 12 diecezjach, Warszawa: OSS OPINIA ISKK SAC, s. 47-76.
Mariański Janusz. 2006b. Socjologia moralności, Lublin: Wydawnictwo KUL.
Bibliografia 315
Mariański Janusz. 2007a. Rodzina w świadom ości m łodzieży ponad-gim nazjalnej, [w:] Ba
niak Józef (red.), Kościół instytucjonalny a rodzina. Problem relacji i w ięzi wzajem nych,
Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM, s. 187-210.
Mariański Janusz. 2007b. Rodzina w świadom ości m łodzieży ponad-gim nazjalnej, „Socjolo
gia Religii”, t. 5, s. 187-221.
Mariański Janusz. 2007c. Szanse i zagrożenia wychowania chrześcijańskiego w niestabilnym
świecie, [w:] Alina Rynio (red.), Wychowanie chrześcijańskie m iędzy tradycją a współ
czesnością , Lublin: Wydawnictwo KUL, s. 523-538.
Marody Mirosława. 2006. Głos w dyskusji, [w:] Polska w Zjednoczonej Europie. Substrat
ludzki i kapitał społeczny. Materiały z Konferencji Komitetu „Polska w Zjednoczonej
Europie” przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk oraz Fundacji Rektorów Polskich,
Warszawa: Fundacja Rektorów Polskich, s. 34.
Marody Mirosława i Anna Giza-Poleszczuk. 2004. Przem iany w ięzi społecznych, Warszawa:
Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR.
Marx Reinhard. 2009. Kapitał, przeł. Janusz Serafin, Kraków: Wydawnictwo Homo Dei.
Marynowicz-Hetka Ewa. 2006. Pedagogika społeczna, t. 1, Warszawa: Wydawnictwo Na
ukowe PWN.
Matuszewska Mirosława. 1990. Rodzicielstwo a system wartości, „Roczniki Socjologii Ro
dziny”, t II, s. 141-151.
Mazanka Paweł. 2003. Źródła sekularyzacji i sekularyzm u w kulturze europejskiej, Warsza
wa: Wydawnictwo UKSW.
Mazur Jadwiga. 2002. Religia, autorytet i wartości wśród m łodzieży gim nazjalnej, „Poznań
skie Studia Teologiczne”, t. 18, s. 189-202.
McBride Brent A„ Sarah J. Schoppe i Thomas R. Rane. 2002. Child Characteristics, Par
enting Stress, and Parental Involvement: Fathers Versus Mothers, „Journal of Marriage
& Family”, t. 64, cz. 4, baza danych: Academic Search Premiere.
McCrae Robert R. i Paul T. Costa, Jr. 2005. Osobowość dorosłego człowieka: perspektywa
teorii pięcioczynnikowej, przeł. Beata Majczyna, Kraków: Wydawnictwo WAM.
Melosik Zbyszko. 2002. K ryzys męskości w kulturze współczesnej, Poznań: Wydawnictwo
Wolumin.
Merton Robert K. 1982. Teoria socjologiczna i struktura społeczna, przeł. Ewa Morawska
i Jerzy Wertenstein-Żuławski, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.
Miall Charlene. 1986. The Stigma o f Involuntary Childlessness, „Social Problems” nr 33,
London: Sage, s. 268-282.
Miall Charlene. 1989. Reproductive Technology vs. Stigma o f Involuntary Childlessness, „So
cial Casework” nr 70 (1), s. 43-50.
Miall Charlene. 1994. Com m unity Constructs o f Involuntary Childlessness: Sympathy,
Stigma and Social Support, „The Canadian Review of Sociology and Anthropology”,
nr 4(31), s. 392-421.
Mikołajczyk-Lerman Grażyna. 2001. Relacje m iędzy małżonkam i w różnych fazach cyklu
życia rodziny. Komunikat z badań, [w:] Zbigniew Tyszka (red.), Współczesne rodziny pol
skie - ich stan i kierunek przem ian, Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM, s. 181-193.
Mikołajczyk-Lerman Grażyna. 2006. M ężowie i żony. Realizacja ról małżeńskich w rodzi
nach wielkomiejskich, Łódź: Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego.
Bibliografia
Mojek Stanisław. 1999. Powołanie do życia rodzinnego, [w:] Marian Rusecki (red.), Być
chrześcijaninem. Teologia dla szkół średnich, Lublin: Wydawnictwo KUL, s. 366-379.
Mucha Janusz. 1992. Cooley, Warszawa: Wiedza Powszechna.
Musiałowa Alicja, Mirosława Parzyńska i Zuzanna Celmer (wyb. i oprać.). 1976. W spół
czesny m ężczyzna ja k o m ąż i ojciec, Warszawa: Książka i Wiedza.
Nauka w Polsce. 2005. Pentor: praw ie dw ie trzecie Polaków za partnerskim modelem rodzi
ny, http://www.naukawpolsce.pap.pl/palio/html.run?_Instance=cms_naukapl.pap.
pl&_PageID= 1&s=szablon.depesza&dz=szablon.depesza&dep=21253&data=&lang=
PL&_CheckSum= 153384585 [dostęp: 05.05.2010].
Neisbitt John. 1997. Dziesięć nowych kierunków zmieniających nasze życie, przeł. Andrzej
Kwiatkowski, Poznań: Wydawnictwo Zysk i S-ka.
Newman David M. i Liz Grauerholz. 2002. Sociology o f Families, Thousand Oaks-London-
-New Delhi: Pine Forge Press.
N iepełnospraw ność po p ra w ia relacje w zw iązku?, http://www.poradnikpr.info/?p=3126
[dostęp 6.05.2010] za: http://www.sciencedaily.com.
Nieśpiał Tomasz. 2010. Polska m łodzież stawia na rodzinę, „Rzeczpospolita”, nr 75, s. 4-6.
Nietzsche Fryderyk 2009. Ecce homo. Jak się staje, czym się jest, przeł. Bogdan Baran, War
szawa: Aletheia.
Nowicka Ewa. 1991. Dystans polskich katolików wobec innych wyznań, [w:] Ewa Nowicka
(red.), Religia i obcość, Kraków: Zakład Wydawniczy NOMOS, s. 26-55.
OECD Family Data Base. 2010. Cohabitation Rate and Prevalence o f other Forms o f Partner
ship, http://www.oecd.org/dataoecd/52/27/41920080.pdf [dostęp 19.11.2011].
Ogryzko-Wiewiórowska Mirona. 1999. Rodzina w oczach młodego człowieka, [w:] Ma
ria Ziemska (red.), Rodzina współczesna, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN,
s. 86-125.
Olechnicki Krzysztof i Paweł Załęcki. 1997. Słownik socjologiczny, Toruń: Wydawnictwo
Graffiti BC.
Olejnik Stanisław. 1979. W odpowiedzi na dar i powołanie Boże: zarys teologii moralnej, War
szawa: Akademia Teologii Katolickiej.
Ossowska Maria. 2005. Socjologia moralności. Zarys zagadnień, Warszawa: Wydawnictwo
Naukowe PWN.
Ossowski Stanisław. 2000. Z zagadnień psychologii społecznej, Warszawa: Wydawnictwo
Naukowe PWN.
Paciuszkiewicz Mirosław, Maryla Topczewska-Metelska i Wacław Wasilewski (red.). 1993.
Tęsknota i głód: o ludziach żyjących w zw iązkach niesakramentalnych, Warszawa: Ofi
cyna „Przeglądu Powszechnego”.
Papieska Rada Iustitia et Pax. 2005. Kompendium nauki społecznej Kościoła, Kielce: Jed
ność.
Papieski Komitet ds. Rodziny. 1976. M ałżeństwo ja k o sakrament. O dpow iedź Kościoła na
naglące potrzeby rodziny, „Chrześcijanin w Świecie” nr 2, s. 100-111.
Paprocki Henryk 1996. Sakrament m ałżeństw a w Kościele praw osławnym , „Przegląd Po
wszechny” nr 1, s. 19-27.
Paprocki Henryk. 2009. M iłość większa niż przysięga, „Tygodnik Powszechny” nr 31, s. 7.
Parsons Talcott. 1964. Social Structure and Personality, New York-London: Collier-Macmilian.
Bibliografia 317
Parsons Talcott. 1969. Struktura społeczna a osobowość, przeł. Marek Tabin, Warszawa:
Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne.
Parsons Talcott i Robert F. Bales. 1955. Family, Socialization and Interaction Process, Glen
coe: Free Press.
Pastwa Andrzej. 2007. Istotne elem enty m ałżeństwa. W nurcie odnow y personalistycznej,
Katowice: Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego.
Paweł VI. 1968. H umanae Vitae. Encyklika o zasadach moralnych w dziedzinie przeka
zywania życia ludzkiego, www.nonpossumus.pl/encykliki/Pawel_VI/humanae_vitae/
[dostęp 19.10.2011).
Paweł VI. 1999. Humanae Vitae - Encyklika o zasadach moralnych w dziedzinie przekazy
wania życia ludzkiego, [w:] Posoborowe dokum enty Kościoła Katolickiego o m ałżeństwie
i rodzinie, 1.1, Kraków: Wydawnictwo M.
Pawełczyńska Anna. 2004. Głow y Hydry. O przewrotności współczesnego zła, Lublin: Wy
dawnictwo Test.
Pawlicki Maciej. 2009. Operacja na rodzinie, „Rzeczpospolita” z 16 lipca, s. A13.
Pawlik Wojciech. 2007. Grzech. Studium z socjologii moralności, Kraków: Zakład Wydaw
niczy NOMOS.
Pawluk Tadeusz. 1994. Prawo małżeńskie, Olsztyn: Warmińskie Wydawnictwo Diecezjalne.
Piątek Katarzyna. 2007. M łodzież wobec alternatywnych form m ałżeństwa i rodziny, [w:]
Wiesław Wójcik i Marek Rembierz (red.), Filozofia edukacji i etos rodzinny, Bielsko-
-Biała: Wydawnictwo ATH, s. 249-255.
Piątek Katarzyna. 2009. Kilka uwag o trudnościach badawczych problemu niepełnospraw
ności - na przykładzie kobiet z niepełnosprawnością fizyczn ą, [w:] Aneta Bąk i Łukasz
Kubisz-Muła (red.), Metody, techniki i praktyka badań społecznych, Bielsko-Biała: Wy
dawnictwo ATH, s. 217-224.
Piątek Katarzyna. 2010. Kobiecość utracona? M ity i stereotypy na tem at kobiet z niepełno
sprawnością, [w:] Katarzyna Piątek i Anna Barabasz (red.), M ity współczesne. Socjo
logiczna analiza współczesnej rzeczywistości kulturowej, Bielsko-Biała: Wydawnictwo
ATH, s. 49-61.
Piątkowska Ewa. 1981. M ój ojciec, Warszawa: Krajowa Agencja Wydawnicza.
Pius XI. 1930. Casti Connubii. Encyklika o małżeństwie chrześcijańskim, www.nonpossumus.
pl/encykliki/Pius_XI/casti_connubii/ [dostęp 28.10.2011 ].
Plopa Mieczysław. 2005. Psychologia rodziny. Teoria i badania, Kraków: Oficyna Wydaw
nicza Impuls.
Plopa Mieczysław. 2009. Rodzina u progu trzeciego tysiąclecia: perspektywa badań, [w:] Mie
czysław Plopa (red.), Człowiek u progu trzeciego tysiąclecia. Zagrożenia i wyzw ania, t. 3,
Elbląg: Wydawnictwo Elbląskiej Uczelni Humanistyczno-Ekonomicznej, s. 227-242.
Podgórski Ryszard A. 2008. Homo socjologicus w strukturze wartości, Rzeszów: Wydawni
ctwo Oświatowe Fosze.
Pogoda Anna. 2008. Kohabitacja w opinii studentów prawa. Studium socjologiczne na p rz y
kładzie warszawskich uczelni, Warszawa (mps UKSW); praca magisterska przygotowa
na pod kierunkiem Andrzeja Potockiego w Instytucie Socjologii UKSW.
Polak Mieczysław. 2001. Społeczno-kulturowe uwarunkowania duszpasterstwa narzeczo
nych, „Teologia Praktyczna”, t. 2, s. 104-123.
318
Polak Regina, Christian Friesl i Ursula Hamachers-Zuba. 2009. Werte-W ende in Österreich,
[w:] Regina Polak, Christian Friesl i Ursula Hamachers-Zuba (red.), D ie Österreicher/
innen. Wertewandel 1990-2008, Wien: Czernin Verlag, s. 295-325.
Poleszczuk Jan. 2002. Rodzina, małżeństwo, prokreacja: racjonalizacja strategii reprodukcyj
nych, [w:] Aleksandra Jasińska-Kania i Mirosława Marody (red.), Polacy wśród Euro
pejczyków. Wartości społeczeństwa polskiego na tle innych krajów europejskich, Warsza
wa: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, s. 257-279.
Pospiszyl Kazimierz. 1976. O miłości ojcowskiej, Warszawa: Instytut Wydawniczy CRZZ.
Pospiszyl Kazimierz. 1980. Ojciec a rozwój dziecka, Warszawa: Wiedza Powszechna.
Possenti Vittorio. 2009. Wiara i społeczeństwo postsekularne, „Społeczeństwo” nr 3, s. 407-416.
Prusińska Edyta. 2008. Zw iązki kohabitacyjne - charakterystyka zjawiska, „Prace Katedry
Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej, t. 9, red. Jerzy Kwaśniewski, Warsza
wa: Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW, s. 97-129.
Przetacznik-Gierowska Maria i Ziemowit Włodarski. 1994. Psychologia wychowawcza,
Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Przewodnik uczestnika VIII Zjazdu Gnieźnieńskiego 12-14 marca 2010, Rodzina nadzieję
Europy. 2010. Gniezno: Prymasowskie Wydawnictwo Gaudentinum.
Przybył Iwona. 2000. Postawy m ałżonków bezdzietnych wobec rodzicielstwa, „Roczniki So
cjologii Rodziny”, t. 12, Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM, s. 135-154.
Przybył Iwona. 2002. M ałżeństwa bezdzietne. Analiza socjologiczna, Niepublikowana roz
prawa doktorska, Instytut Socjologii UAM, Poznań.
Przybył Iwona. 2006. Konstruowanie tożsamości „potencjalnej”p rze z niepłodne kobiety, [w:]
K łopoty z tożsamością, „Człowiek i Społeczeństwo”, t. XXVI, red. Marian Gołka, Po
znań: Wydawnictwo Naukowe UAM, s. 281-293.
Pytches Mary. 1993. Miejsce ojca. Ojcostwo w zam yśle Bożym, Kraków: Wydawnictwo M.
Rahner Karl. 1971. Frömmigkeit früher und heute, „Schriften zur Theologie”, t. 7, s. 11-31.
Rembowski Józef. 1979. Rodzina jako system pow iązań, [w:] Maria Ziemska (red.), Rodzina
i dziecko, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, s. 86-135.
Rezsohazy Rudolf. 1992. Z m iany w kulturze zachodniej w latach sześćdziesiątych i siedem
dziesiątych. Szkic podejścia chrześcijańskiego, [w:] Chrześcijaństwo i kultura w Europie.
Pamięć - Świadomość - Program. Akta sympozjum presynodalnego, Watykan, 28-31
października 1991 roku. Kielce: Wydawnictwo „Jedność”, s. 186-202.
Richter Rudolf. 2000. Familiensoziologie: Forschungsthemen, Forschungsaufgaben, [w:] Ri
chard Munch, Claudia Jaub i Carsten Stark (red.), Soziologie 2000. Kritische Bestand
saufnahmen zu einer Soziologie fu r das 21: Jahrhunderst, München: Oldenburg, s. 61-70.
Ricoeur Paul. 1990. Soi-même comme un autre, Paris: Editions du Seuil.
Ricoeur Paul. 2003a. Krytyka i przekonanie. R ozm ow y z F. A zouvim , M. de Launay, przeł.
Marek Drwięga, Warszawa: Wydawnictwo KR.
Ricoeur Paul. 2003b. O sobie sam ym jako innym, przeł. Bogdan Chełstowski, Warszawa:
Wydawnictwo Naukowe PWN.
Rindfuss Ronald i Audrey Vandenheuvel. 1990. Cohabitation: A Precursor to Marriage or
an Alternative to Being Single?, „Population and Development Review” nr 16, s. 43-59.
Rocznik demograficzny GUS. 2009. Warszawa: Zakład Wydawnictw Statystycznych.
Bibliografia my
Siemieńska Renata (red.). 1997. Portrety kobiet i m ężczyzn w środkach masowego przekazu
oraz podręcznikach szkolnych , Warszawa: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR.
Sikora Ewa. 2008. Społeczne oczekiwania wobec zw iązku i partnera życiowego - kierunki
zm ian, [w:] Wojciech Muszyński i Ewa Sikora (red.), Miłość, wierność i uczciwość na
rozstajach współczesności. K ształty rodziny współczesnej, Toruń: Wydawnictwo Adam
Marszałek, s. 311-324.
Sitkowski Marek. 2005. O d magicznych kamieni do in vitro. Raport Niepłodność, „Żyjmy
dłużej”, numer specjalny (1), s. 126-131.
Sitkowski Marek i Inga Kazana. 2005. Na pom oc naturze. Raport Niepłodność, „Żyjmy dłu
żej”, numer specjalny (1), s. 77-84.
Słany Krystyna. 1986. W pływ wybranych czynników psychologicznych i biopsychicznych na
postaw y i zachowania prokreacyjne rodzin, „Studia Socjologiczne” nr 2, s. 199-215.
Siany Krystyna. 2002. Alternatyw ne fo rm y życia małżeńsko-rodzinnego w ponowoczesnym
świecie, Kraków: Zakład Wydawniczy NOMOS.
Siany Krystyna. 2007. Alternatyw ne fo rm y życia małżeńsko-rodzinnego, [w:] Andrzej Koj-
der (red.), Jedna Polska? D awne i nowe zróżnicowania społeczne, Kraków: Wydawni
ctwo WAM, PAN - Komitet Socjologii, s. 237-268.
Siany Krystyna. 2009. Globalne czynniki przem iany rodziny we współczesnym świecie, [w:]
Agata Maksymowicz (red.), Moralne dylem aty Polaków w ponowoczesności. Wybrane
problemy, Kraków: Zakład Wydawniczy NOMOS, s. 151-164.
Siany Krystyna i Karolina Baszarkiewicz. 2004. Socjodemograficzny obraz zw iązków p a rt
nerskich w Polsce, „Małżeństwo i Rodzina” nr 4, s. 11-16.
Siany Krystyna i Krystyna Kluzowa. 2004. K ształtowanie systemu wartości ja k o kierunek
działań polityki ludnościowej, [w:] Danuta Graniewska (red.), Sytuacja rodzin i p olity
ka rodzinna w Polsce. Uwarunkowania demograficzne i społeczne, Warszawa: Rządowa
Rada Ludnościowa, Instytut Pracy i Spraw Socjalnych, s. 109-133.
Siany Krystyna i Magdalena Ślusarczyk. 2007. O wspólnym mieszkaniu p rzed ślubem, „Teo
fil” nr 2, s. 137-148.
Sławiński Stanisław. 1990. D ojrzewać do miłości, Warszawa: Instytut Wydawniczy „Pax”.
Smart Barry. 1998. Postm odernizm , przeł. Maciej Wasilewski, Poznań: Zysk i S-ka.
Smereczyńska Maria. 2006. Rodzina a polityka społeczno-gospodarcza państw a, „Annales.
Etyka życia gospodarczego”, t. 9, nr 1, Łódź: Salezjańska Wyższa Szkoła Ekonomii i Za
rządzania, s. 187-195.
Smyczek Leon. 2002. D ynam ika przem ian wartości moralnych w świadom ości m łodzieży
licealnej. Studium panelowe, Lublin: Towarzystwo Naukowe KUL.
Sobolewska Anna. 1994. Kobieta albo człowiek, „Res Publika Nova” nr 1, s. 44-47.
Sokołowska Magdalena. 1973. Płeć a przem iany obyczaju, „Problemy Rodziny” nr 5(73),
s. 24-30.
Sołtys Anna. 2005. Jak przetrw ać czas próby? Raport Niepłodność, „Żyjmy dłużej”, numer
specjalny (1), s. 91-92.
Sosnowski Tomasz. 2003. Ojciec we współczesnej rodzinie. Programy telewizyjne jako źródło
kształtujące określone modele ojcostwa, [w:] Jadwiga Izdebska (red.), Dziecko w rodzinie
i środowisku rówieśniczym, Białystok: Trans Humana, s. 196-247.
Sójka Jacek. 2008. Etyczna refleksja nad gospodarką, „Kultura Współczesna” nr 1 (55),
s. 164-176.
Bibliografia
Spaemann Robert. 2000. Podstawowe pojęcia moralne , przeł. Patrycja Mikulska i Jarosław
Merecki Lublin: Towarzystwo Naukowe KUL.
Stokłosa Bogumiła. 1987. Struktura rodziny a wzorce poznaw cze ról społecznych, Rzeszów:
Wydawnictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej.
Szacka Barbara. 2003. W prowadzenie do socjologii, Warszawa: Oficyna Naukowa.
Szafraniec Krystyna. 2009. Wartości młodego pokolenia, [w:] Jan Szomburg (red.), Portret
młodego pokolenia, Gdańsk: Polskie Forum Obywatelskie, s. 11-16.
Szawiel Tadeusz. 2003. Wiara religijna polskiej m łodzieży, [w:] Piotr Mazurkiewicz (red.),
Kościół katolicki w przededniu wejścia Polski do Unii Europejskiej, Warszawa: Instytut
Spraw Publicznych , s. 119-149.
Szczepański Jan. 1972; 1978. Elementarne pojęcia socjologii, Warszawa: Państwowe Wydaw
nictwo Naukowe.
Szeroczyńska Małgorzata. 2008. C zy istnieje praw o do posiadania dziecka?, [w:] Anna Kwak
(red.), Rodzicielstwo m iędzy domem, prawem, służbam i społecznymi, Warszawa: Wy
dawnictwo Akademii Pedagogiki Specjalnej, s. 89-112.
Szewczyk Michał. 2009. Szczęście małżeńskie w perspektyw ie psychologiczno-socjologicznej,
[w:] Wojciech Muszyński (red.), „Kocha się raz?” Miłość w relacjach partnerskich i ro
dzinnych, Toruń: Wydawnictwo Adam Marszałek, s. 33-43.
Szostkiewicz Adam. 2001. Dekalog i Polacy, „Polityka” nr 37, s. 3-9.
Sztompka Piotr. 1999. Kulturowe imponderabilia szybkich zm ian społecznych: zaufanie, lo
jalność, solidarność, [w:] Piotr Sztompka (red.), Imponderabilia wielkiej zmiany: men
talność, wartości i w ięzi społeczne czasów transformacji, Warszawa: Wydawnictwo Na
ukowe PWN, s. 265-282.
Sztompka Piotr. 2002. Socjologia. Analiza społeczeństwa, Kraków: Znak
Szukalski Piotr. 2004. Kohabitacja w Polsce, [w:] Wielisława Warzywoda-Kruszyńska (red.),
R odzina w zm ieniającym się społeczeństwie polskim, Łódź: Wydawnictwo Uniwersytetu
Łódzkiego, s. 49-73.
Szumilas-Praszek Wioletta. 2008. Kohabitacja i samotność z wyboru jako przykłady ten
dencji kształtujących życie człowieka w X X I wieku, [w:j Zygmunt Wiatrowski, Iwona
Mandrzejewska-Smól i Andrzej Aftański (red.), Pedagogika pracy i andragogika z myślą
o dorastaniu, dorosłości i starości człowieka w XXI wieku, t. II, Włocławek: Oficyna Wy
dawnicza Włocławskiego Towarzystwa Naukowego, s. 337-347.
Świątkiewicz Wojciech. 1984. Tradycja i współczesność kulturowa środowisk robotniczych
na Górnym Śląsku, „Kultura i Społeczeństwo” nr 1, s. 314-327.
Świątkiewicz Wojciech. 1996. Rodzina jako wartość w społeczeństwie, [w:] Marek Szcze
pański (red.), Tychy - integracja, społeczność lokalna, rodzina miejska, Tychy: Wyższa
Szkoła Zarządzania i Nauk Społecznych w Tychach, s. 87-126.
Świątkiewicz Wojciech. 2003. Skąd płyn ą zagrożenia dla rodziny, moralności i religii we
współczesnej Europie?, Gliwice: Wydawnictwo Wokół Nas, http://www.opoka.org.pl/
biblioteka/X/XU/6swiatkiewicz.html [dostęp 28.04.2010].
Świątkiewicz Wojciech. 2005. K apitał społeczno-kulturowy rodziny w w ojew ództw ie ślą
skim, [w:] Lucyna Frąckiewicz (red.), Zapobieganie wykluczeniu społecznemu, Katowi
ce: Wydawnictwo AE, s. 247-265.
322 Bibliografia
Świątkiewicz Wojciech. 2007. Rodzina wobec Kościoła, [w:] Józef Baniak (red.), Kościół
instytucjonalny a rodzina. Problem relacji i w ięzi wzajemnych, Poznań: Wydawnictwo
Naukowe UAM, s. 127-149.
Świda-Ziemba Hanna. 2000. Obraz świata i bycia w świecie (z badań m łodzieży licealnej),
Warszawa: ISNS UW.
Świda-Ziemba Hanna. 2001. Konserw atyw ny bunt młodych (wywiad), „Gazeta Wyborcza”,
31 maja.
Świda-Ziemba Hanna. 2002. P erm isyw izm moralny a postaw y polskiej m łodzieży, [w:] Ja
nusz Mariański (red.), Kondycja moralna społeczeństwa polskiego, Kraków: Wydawni
ctwo WAM, s. 435-452.
Świda-Ziemba Hanna. 2006. Zm iana tożsamości społecznej m łodzieży (wystąpienie panelo
we), [w:] Europejskie szanse polskiej młodzieży. M ateriały z Konferencji zorganizowanej
p rze z K om itet „Polska w Zjednoczonej Europie”p rz y Prezydium Polskiej Akadem ii Nauk
oraz Fundację Rektorów Polskich, Warszawa: Polska Akademia Nauk. Fundacja Rekto
rów Polskich, s. 134-142.
Taylor Charles. 2002. Etyka autentyczności, przeł. Andrzej Pawelec, Kraków: Znak.
The łona Institute. 2007. M arriage Breakdown and Family Structure in Ireland, Dublin: The
łona Institute.
The Irish Statute Book. 1995. Fifteenth A m endm ent o f the Constitution Act, Dublin: Office
of the Attorney General.
Titkow Anna. 1982. Miejsce dziecka w świecie wartości, Warszawa: IFiS PAN, Instytut So
cjologii UW.
Titkow Anna. 2007. Tożsamość polskich kobiet. Ciągłość, zm iana, konteksty, Warszawa: Wy
dawnictwo IFiS PAN.
TNS OBOP. 2007. D okąd zm ierza św ia t? 2003-2007, „Omnimas” K.062/07.
Tractatus sacerdotalis de sacramentis deąue divinis officis et forum administrationibus. 2009.
bc.bdsandomierz.pl/dlibra/docmetadata?id=98 [dostęp 27.10.2011].
Tranda Bogdan. 1996. Ewangelicki pogląd na małżeństwo, „Przegląd Powszechny” nr 1, s. 28-34.
Trawińska Maria. 1977. Bariery małżeńskiego sukcesu, Warszawa: Książka i Wiedza.
Trempała Janusz. 2000. Koncepcje rozwoju człowieka, [w:] Jan Strelau (red.), Psychologia.
Podręcznik akademicki, Podstawy psychologii, t.l, Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo
Psychologiczne, s. 256-283.
Troska Jerzy. 1994. Moralność życia płciowego, małżeńskiego i rodzinnego, Poznań: Wydaw
nictwo Papieskiego Wydziału Teologicznego.
Tryfan Barbara. 1996. Kobieta polska w rodzinie, „Problemy Rodziny” nr 2(206), s. 9-13.
Turbiłowicz Elżbieta i Tomasz Gosztyła. 2007. Style pełnienia roli ojca we współczesnych
rodzinach, [w:] Dorota Kornas-Biela (red.), Ojcostwo wobec w yzw ań współczesności,
Lublin: Fundacja Cyryla i Metodego, s. 21-34.
Turowski Jan. 1969. Przem iany rodziny w powojennej Polsce, „Roczniki Filozoficzne” nr 2,
s. 49-68.
Turowski Jan. 1972. Teoria indywidualizacji rodziny małej i autonom izacji jednostki w św iet
le badań socjologicznych, „Studia Socjologiczne” nr 3, s. 197-224.
Turowski Jan. 1998. Rola rodziny w kształtowaniu kultury. Właściwości strukturalne rodziny
i je j zagrożenia, [w:] Leon Dyczewski i Dariusz Wadowski (red.), Kultura dnia codzien
nego i świątecznego, Lublin: Redakcja Wydawnictw KUL, s. 6-24.
Bibliografia 323
Ziemska Maria. 1986. Pełnienie roli ojca w rodzinie współczesnej, [w:] Maria Ziemska (red.),
Społeczne konsekwencje integracji i dezintegracji rodziny, t.l, Warszawa: ZG TWWP,
s. 52-72.
Ziółkowski Marek. 2002. D ziedziczenie i wybór. Zwiększone możliwości wyboru, nierówno
ści społeczne i problem y społecznej tożsamości, „Studia Socjologiczne” nr 3, s. 124-136.
Ziółkowski Marek. 2006. Zm iany systemu wartości, [w:] Jacek Wasilewski (red.), W spół
czesne społeczeństwo polskie. D ynam ika zm ian, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe
SCHOLAR, s.145-174.
Zulehner Paul. 2007. Religia z wyboru ja k o dominująca form a społeczna, [w:] Władysław
Piwowarski (red.), Socjologia religii. Antologia tekstów, Kraków: Zakład Wydawniczy
NOMOS, s. 383-408.
Żołądź-Strzelczyk Dorota. 2002. Dziecko w dawnej Polsce, Poznań: Wydawnictwo Poznańskie.
Żurek Aldona. 2008. Single. Żyjąc w pojedynkę, Poznań: Uniwersytet Adama Mickiewicza
w Poznaniu.
Żurowski Marian. 1987. Kanoniczne praw o małżeńskie Kościoła Katolickiego, Katowice:
Księgarnia św. Jacka.