You are on page 1of 102

Dla mojej mamy Nicole London i Alice Tribue.

Dziękuję Wam za to, że mnie znosicie…


Od Autorki

Bezwstydny klient jest trzecią częścią z mojej serii Intensywne doznania –

serii krótkich, samodzielnych książek, które wydałam przypadkowo,


pomiędzy innymi powieściami w 2017 roku. W każdej noweli pojawia się
seksowny samiec alfa, silna główna bohaterka i gorąca fabuła z humorem.

Innymi słowy to opowiadania, które pozwolą Ci się rozerwać przy kubku


kawy, gdy masz ochotę na coś gorącego, szybkiego i nieprzyzwoitego ☺

Jeśli chcesz przeczytać inne książki z serii, oto one: Niegrzeczny szef

Grzeszny doktor

Jeśli szukasz czegoś dłuższego do poczytania, sugeruję moje inne


samodzielne powieści.

Z wyrazami miłości

Whitney G.

PS Szczególne dziękuję K. Bromberg za ten wspaniały pomysł/zachętę.

Klient

Ryan

Bycie klientem doskonałym to sztuka – istnieje cienka granica pomiędzy


uzyskaniem tego, czego potrzebuję, a pilnowaniem, bym za zamkniętymi
drzwiami „robił postępy”, zgodnie z życzeniami specjalisty od PR-u. Albo
tak przynajmniej słyszałem.

Dzisiaj mijał dwumiesięczny okres próbny obecnej specjalistki od PR-u,


która siedziała teraz po drugiej stronie mojego biurka i patrzyła na mnie
wkurzona. Wyglądała, jakby nie mogła wydusić z siebie słowa.
– Zaschło ci w gardle, Heather? – Wskazałem na szklankę wody między
nami. – Czy to dlatego przez cały czas odchrząkujesz?

– Robię to, ponieważ mam nadzieję, że to, o co mam zamiar zapytać, nie
jest prawdą. – Wzięła szklankę i duszkiem wypiła połowę wody. –

O trzeciej w nocy zadzwonił do mnie dziennikarz z „New York Timesa”,


żeby poinformować mnie, że pańska była dziewczyna…

– Ja nigdy nie miałem dziewczyny – przerwałem jej.

– Dobra. – Uniosła ręce. – Ktoś, kogo pan dymał. Lepiej?

– Zdecydowanie.

– W każdym razie – ciągnęła – ta kobieta ma się ponoć spotkać z kolegą


tego dziennikarza i wydać oświadczenie na pana temat – mężczyzny, który
wciąż odmawia udzielania wywiadów.

– Szczerze wątpię, by miała jakieś cenne informacje. – Odchyliłem się na


krześle. – Nie rozmawiam o życiu prywatnym z osobami, z którymi się
pieprzę.

– Cóż, dobrze wiedzieć – odparła głosem ociekającym sarkazmem. – To


oświadczenie ma charakter stricte prywatny, a ta kobieta chce pokazać
społeczeństwu, jakim człowiekiem jest pan tak naprawdę. Pokazała im
jakieś zdjęcia, które kiedyś jej pan wysłał. – Włożyła okulary i spojrzała w
notatnik. – Oto cztery przykładowe wiadomości. Pierwsza: Nie mogę się
doczekać, aż zerżnę cię w usta w ten weekend. Druga: Jak bardzo mokra
jest teraz twoja cipka? Trzecia: Imponuje mi to, jak połykasz. Czwarta:
Powiedz mi, jak mokra jest w tej chwili twoja cipka.

Uśmiechnąłem się.

– I w czym problem?

– Problem w tym, że w ciągu następnych dwóch lat pańska firma zamierza


wejść na rynek międzynarodowy, więc nie może pan sobie pozwolić na tego
typu rozgłos. Powiadomiłam już pańskiego dyrektora finansowego, a on
zgodził się zapłacić odpowiednią sumę, by uciszyć prasę.

– Ponawiam więc pytanie, w czym problem?

– Potrzebuje pan nowego specjalisty od PR-u. – Wstała. – Ja mam już dość.


Bardzo dziękuję za to, że zatrudnił pan moją firmę, dał mi szansę oraz
pozwolił realizować moją wizję dotyczącą pańskiej osoby.

– Nie ma za co. – Wstałem, by uścisnąć jej rękę. Wcześniej znajdowałem


się w takiej sytuacji już wiele razy, więc zadawanie kolejnych pytań,
zastanawianie się, co mogłem zrobić inaczej, czy nawet

zamartwianie się jej nagłą rezygnacją było bez sensu. Gdy tylko wyjdzie z
mojego gabinetu, kolejny specjalista zajmie jej miejsce.

– Życzę panu wszystkiego dobrego, panie Dalton. Naprawdę –

powiedziała. – Mam nadzieję, że znajdzie pan odpowiednią firmę, która


lepiej sobie poradzi z pańskim wizerunkiem i wielkim… – spojrzała na
moje krocze i się zaczerwieniła – ego.

– Na pewno. – Puściłem jej dłoń. – Życzę ci powodzenia, Heather.

Wciąż się rumieniąc, po raz ostatni spojrzała na moje spodnie i wyszła z


gabinetu. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, wziąłem telefon i
zadzwoniłem do mojej asystentki Lindy.

– Tak, panie Dalton? – odpowiedziała. – W czym mogę pomóc?

– Musisz mi załatwić nowego rzecznika prasowego. Heather właśnie


odeszła.

– A to niespodzianka… – odparła z sarkazmem.

– Coś mówiłaś?

– Absolutnie nic! – odezwała się zupełnie innym tonem. – Przejrzę pańskie


wymagania i od razu poszukam kogoś nowego.
Cztery miesiące później

Temat: „Przyjemność” + moja rezygnacja

Drogi Panie Dalton,

chciałabym móc powiedzieć, że praca dla Pana to czysta przyjemność, ale


wtedy bym skłamała. Jest Pan bez wątpienia najgorszym klientem, jakiego
miałam.

To naprawdę smutne, że kobiety z tego miasta lgną do Pana niczym


pszczoły do miodu i zachowują się, jakby był Pan jakimś bogiem. (A nim
nie jest). A po Pańskim ostatnim skandalu, z którym niestety nie jestem w
stanie sobie poradzić, szczerze wątpię, by jakikolwiek specjalista od PR-u
w tym mieście chciał

dla Pana pracować.

Odchodzę.

Violet Sanders

Embassy PR

Dwa miesiące później

Temat: Wypowiedzenie i Pański ostatni wywiad Drogi Panie Dalton,

doceniamy „okazję”, którą była praca dla Pana w ciągu ostatnich dwóch
miesięcy, ale ujmując to dosadnie: nie chcemy już więcej babrać się w tym
gównie.

Sobotni wywiad na żywo w „Today Show” był kroplą, która przelała czarę.
(Czy ma Pan pojęcie, ile czasu zajmie amerykańskim widzom zapomnienie
o tym, że Pańskim hobby jest „pieprzenie”? Wskazówka: NIGDY O TYM
NIE ZAPOMNĄ).

Mamy już dość.


Veronica i Michael

Welch PR

Pół roku później

Temat: ODCHODZĘ

I. TO. WSZYSTKO.

Eva Daniels

Avenue PR

Zastanawiałem się nad tym, czy powinienem odpowiedzieć na maila


ostatniej specjalistki, ale byłem nieco zajęty patrzeniem, jak mój brat Leo
krąży po moim gabinecie niczym szaleniec. W takich chwilach głowiłem
się nad tym, jakim cudem jesteśmy ze sobą spokrewnieni i jak to się, u
diabła, stało, że został moim „spokojnym i pozbieranym” dyrektorem
finansowym.

– Nie do wiary, Ryan. – Wyglądał tak, jakby nie spał od kilku dni. –

Kolejna specjalistka cię zostawiła? I to w ciągu dwóch pierwszych tygodni


pracy? Czy ty masz pojęcie, jak to będzie wyglądać w oczach członków
zarządu, gdy się o tym dowiedzą?

Nie odpowiedziałem. On zawsze zadawał cztery lub pięć pytań z rzędu,


zanim w ogóle pozwolił mi odpowiedzieć na któreś z nich.

– Jesteś prezesem agencji nieruchomości, która jest warta miliard dolarów –


powiedział to tak, jakby sam nie mógł uwierzyć we własne słowa. – Jesteś
miliarderem.

– Zdążyłeś to zaznaczyć już w pierwszym zdaniu…

– Ale czasami za pierwszym razem do ciebie nie dociera. – Spojrzał na


mnie jak na wariata. – Masz cały świat na wyciągnięcie ręki, ale wolisz
narażać swoje stanowisko z powodu jakichś głupot, które stawiają cię w
złym świetle. Naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy tobie na
czymkolwiek wciąż zależy. Bo mam wrażenie, że ty wstajesz rano i
zastanawiasz się: „Hmm, co takiego mogę dzisiaj zrobić, żeby jeszcze
bardziej zepsuć swój wizerunek?”.

– Tak naprawdę od rana najpierw myślę o cipkach. Po wstaniu zazwyczaj


nie mam żadnych innych myśli.

Przestał krążyć i zgromił mnie spojrzeniem.

– Tylko w tym roku współpracowałeś z trzynastoma specjalistami od PR-u,


a w ciągu ostatnich czterech lat łącznie z trzydziestoma sześcioma.

Czy ty w ogóle wiesz, co to oznacza?

– Że najwyraźniej w tym mieście brakuje dobrych specjalistów.

– To oznacza, że znowu musimy opóźnić nasze wejście na rynek


międzynarodowy i możliwość wykupu naszych akcji, bo Wall Street za
żadne skarby nie będzie chciało mieć nic wspólnego z naszym genialnym,
acz problematycznym prezesem. To również oznacza, że…

Przestałem go słuchać. Mój brat lubił dramatyzować i nasze poglądy na


firmę znacznie się od siebie różniły. To prawda, w ciągu ostatnich lat mój
wizerunek w mediach żył własnym życiem, ale prasa rozdmuchała to tak,
że wyglądał dziesięć razy gorzej, niż było w rzeczywistości. To prawda,
kiedyś imprezowałem tak, jakby jutro miał się skończyć świat. To prawda,
że kiedyś co tydzień pieprzyłem inną kobietę – a przez dwa lata niemal
codziennie inną. I fakt, podczas wywiadów dla prasy miałem w zwyczaju
mówić to, co mi ślina na język przyniosła, ale po dwóch dekadach
nieustającej pracy i potu, które włożyłem w tę firmę i dzięki którym
wyglądała ona teraz tak, a nie inaczej, uważałem, że bez wątpienia na to
zasługuję.

A tak w ogóle od siedmiu miesięcy nie uprawiałem seksu i nie


imprezowałem – odkąd „New York Times” postanowił wypuścić inną
wersję tamtego „szokującego” artykułu ze sprośnymi esemesami. (I oprócz
tego zarząd kazał mi podpisać oświadczenie, że przez siedem miesięcy
powstrzymam się od publicznych wystąpień, żeby mój wizerunek nieco się
poprawił).

– Kiedy dzwonię do firm od PR-u i pytam o możliwość reprezentowania


cię, od razu się rozłączają – ciągnął Leo. – Poza tym wcześniej niemal
błagałem członków zarządu, żeby nie kazali ci rezygnować z własnej firmy,
ale chyba więcej już nie jestem w stanie dla ciebie zrobić.

– Że co? – zapytałem. Teraz poświęciłem mu całą swoją uwagę. – Co ty


powiedziałeś o mojej rezygnacji?

– Posłuchaj – westchnął. – Jeszcze jeden skandal, a zarząd poprosi cię o to,


żebyś zrezygnował z posady prezesa. Nadal będziesz miał udziały, oni
wyślą do prasy polubowne oświadczenie, jakoby to był twój pomysł, i firma
teoretycznie będzie twoja, ale…

– Ale co? – zapytałem z naciskiem.

– Ale to już się robi męczące. Nikt nie może sobie z tobą poradzić, i ja to
mówię, jako twój brat, z poszanowaniem dla wszystkiego, co zrobiłeś dla
mnie i tej firmy.

– Firmy, którą to ja założyłem – zaznaczyłem.

– Tej samej firmy, za którą musisz być odpowiedzialny. – Podszedł do


mojego biurka i położył na nim jakąś kartkę. – Udało mi się nakłonić cały
zarząd, żeby nie zmuszali cię jeszcze do rezygnacji, no chyba że zrobisz coś
skandalicznego – podobnego do oświadczenia w telewizji, że lubisz

„pieprzenie”.

– Przecież ja tylko odpowiedziałem na pytanie zgodnie z prawdą.

– Oczywiście. – Przewrócił oczami. – To lista pozostałych firm PR-owych


o dobrej reputacji w mieście. Zrób coś dla mnie i podzwoń do nich z
pytaniem, czy ktoś jest w stanie cię przyjąć. Jeśli możesz, to kłam na temat
swojej tożsamości, korzystaj z inicjałów i skrótu LLC do określenia swojej
firmy.

– A czy jest jakiś powód, dla którego Linda nie może tego zrobić za mnie?

– Nie ma żadnego. – Postukał się po podbródku palcem. – No chyba że


weźmiemy pod uwagę to, że teraz Linda jest zajęta dokańczaniem spraw po
ostatniej specjalistce, która zrezygnowała parę minut temu. I w tej chwili
nie możesz sobie pozwolić na utratę Lindy. – Ruszył w stronę drzwi i rzucił

jeszcze ponad ramieniem: – Och, i jeszcze jedno. Znam twój sposób


myślenia, więc…

– W ogóle go nie znasz.

– Więc zauważyłem, że zaznaczyłeś dzisiejszą datę w swoim


elektronicznym kalendarzu – powiedział. – I nie umknęło mojej uwadze to,
że ta data zbiega się z końcem siedmiomiesięcznego okresu „bez
imprezowania” narzuconego przez zarząd.

– Zbiega się również z moimi urodzinami.

– Urodziny miałeś wczoraj – przypomniał mi stanowczym tonem. –

Zarząd zamierza poprosić o przeredagowanie tej umowy, a ciebie o


ponowne podpisanie jej w poniedziałek. Jeśli w ten weekend wyjdziesz na
jakąś imprezę i złamiesz zasadę dotyczącą zakazu seksu, którą sam sobie
narzuciłeś, to sugeruję, żebyś nie przesadzał.

– Nie zamierzam.

Zamierzam…

Specjalistka od PR-u

Penelope
Wysiadłam z samochodu na rogu Broadway i Piątej Alei, próbując
utrzymać parasolkę i kawę w jednej ręce, a teczki moich klientów w
drugiej. To był już ósmy dzień z rzędu, gdy miasto nękały ciężkie ulewy, a
ja zaczynałam żałować, że nie wynajęłam biura bliżej swojego mieszkania.

– Dzień dobry, pani Lauren – przywitał mnie konsjerż, otwierając drzwi. –


Miło widzieć, że jest pani dwie godziny wcześniej. Jak zwykle.

– Dzień dobry, Oliverze – odparłam z uśmiechem. – Wiesz, że mam alergię


na spóźnialstwo.

Weszłam do budynku i nacisnęłam przycisk windy, która miała mnie


zawieźć na szóste piętro.

Gdy tylko z niej wysiadłam, zerknęłam z zachwytem na błyszczącą srebrną


tabliczkę wiszącą nad dwuskrzydłowymi drzwiami mojego biura, na której
napisane było: Penelope Lauren & Associates.

Moja firma była najmniejszą agencją PR na Manhattanie, a naszymi


klientami zostawali głównie średniego szczebla sportowcy, miejscowi
celebryci i uczelnie, a także paru dupków z Wall Street, którzy nie potrafili

trzymać fiutów w gaciach. Raz na jakiś czas udawało nam się zdobyć
ważnego klienta, ale koniec końców przyciągały go jaśniejsze światła
większej firmy – mającej więcej pracowników, lepsze zasoby i innych
znanych klientów, o których ja mogłam tylko pomarzyć.

Mimo to, mając sześć lat doświadczenia, i tak byłam dumna z tego, jak
wiele do tej pory osiągnęłam wraz z moją pięcioosobową ekipą.

Otworzyłam drzwi do biura i rozpoczęłam poranny rytuał: słuchanie


audiobooka przez pół godziny, odpowiadanie na wszystkie ważne maile i
pilnowanie, by przez resztę dnia dawać z siebie dwieście procent.

Przejrzałam teczki moich aktualnych klientów – by upewnić się, że zdążę


na czas ze wszystkim, czego potrzebują. Gdy skończyłam, moja sekretarka
Tina postawiła przede mną kubek świeżej kawy.
– Dzień dobry, pani Lauren – powiedziała. – Mam dla pani najnowsze
informacje.

– Świetnie. – Uniosłam głowę i gestem nakazałam jej zająć miejsce. –

Słucham.

– Pan Bradley z V-tech chce, żebyśmy napisali dla niego przemowę z okazji
ceremonii przecięcia wstęgi za tydzień. Chce, żeby była „piękna,
wzruszająca i zabawna jednocześnie”. A co do wywiadów z dziennikarzami
– mamy mu pomóc w znalezieniu pięknej rudowłosej dziewczyny, która
mam mu towarzyszyć. Mówi, że może być też brunetka, ale żadnych
blondynek.

– Każ Jennie sporządzić do jutra szkic przemowy, a Bob niech załatwi


cztery wywiady w lokalnych stacjach telewizyjnych. Następnie uprzejmie
przekaż panu Bradleyowi, że nie jesteśmy agencją towarzyską. Sam może
znaleźć sobie partnerkę.

– Jasne. – Zapisała wszystko w notesie. – A teraz szybki update na temat


klientów: New York University chce przedłużyć z nami współpracę o

kolejne sześć miesięcy. Holton prosi, by zadzwonić do niego pod koniec


miesiąca w celu omówienia zmiany lokalnej marki. A Taylor Carew… –

Resztę zdania wymamrotała niezrozumiale.

– Czy możesz powtórzyć to ostatnie zdanie? – zapytałam. – Nie


dosłyszałam.

– Taylor Carew kończy współpracę z nami ze skutkiem natychmiastowym.


Wysłał nam kosz z owocami, by życzyć „powodzenia”, i oficjalnie zostawia
nas dla… no sama pani wie, dla kogo.

– Drew & Associates?

Pokiwała głową, a krew we mnie zawrzała. Drew & Associates prowadził


jedyny i niepowtarzalny Sebastian Drew. Był jednym z tych
przedsiębiorców, którzy założyli swoje firmy dzięki funduszom
powierniczym otrzymanym od rodziców, a ponadto uchodził za
największego dupka w mieście. I był również – niestety – moim eks.

Wzięłam telefon i wybrałam jego numer, a potem zażądałam od jego


sekretarki, by od razu mnie z nim połączyła.

– Odbierze za dwie minuty, pani Lauren – odpowiedziała. Przynajmniej ona


miała na tyle przyzwoitości, by sprawiać wrażenie sympatycznej za każdym
razem, gdy dzwoniłam. Dzięki temu niemal zapominałam, że zdradziła
mnie, zostawiając moją firmę na rzecz jego.

Niemal…

Zakryłam ręką słuchawkę.

– Czy to już wszystkie wiadomości na dzisiaj, Tino? – zapytałam swoją


sekretarkę.

– Właściwie to nie. – Wstała i podała mi różową samoprzylepną karteczkę.


– Od tygodnia dostajemy telefony od jakiegoś faceta, który twierdzi, że
potrzebuje specjalisty od PR-u, ale nie chce nam podać żadnych informacji
na swój temat.

Uniosłam brwi.

– To znaczy?

– Zadzwonił i powiedział: „Potrzebuję specjalisty od PR-u. Sugeruję,


żebyście mnie przyjęli”. Oznajmiłam, że się odezwę, ale nie mogłam tego
zrobić, bo nie podał mi swojego numeru telefonu. Więc kilka dni później
zadzwonił znowu i zanim się odezwałam, powiedział: „Już sam fakt, że
rozważam z wami współpracę, jest ukłonem w waszą stronę. Musicie mnie
przyjąć”.

Przewróciła oczami i ciągnęła:

– Najpierw sądziłam, że to pan Drew tylko się wygłupia, bo tamten facet


ciągle odmawiał wypełnienia naszego wstępnego kwestionariusza
zgłoszeniowego, więc powiedziałam mu, że bierzemy dwieście pięćdziesiąt
tysięcy dolarów miesięcznie za klienta.

– Niech zgadnę – wtedy postanowił odpuścić i przyznał, że Drew naprawdę


go zatrudnił, by nas nękał?

– Nie… – Wskazała na różową karteczkę. – Zapłacił. Za cały rok z góry.

– Co? – zapowietrzyłam się i przeczytałam bazgroły na papierze.

Przelew od nieznanego klienta opiewający na kwotę trzech milionów


dolarów został zaksięgowany na naszym koncie dzisiaj rano…

Nawet nie miałam szansy w pełni przetrawić tej informacji, bo w tej chwili
na linii odezwał się znajomy głos Drew.

– Dzień dobry, Penelope! – powiedział. – W czym ci mogę pomóc w ten


cudowny poranek?

– Na początek możesz przestać, do cholery, polować na moich klientów.

– Ojej! Cóż za barwny język. – Zaśmiał się. – Jest nieco wcześnie na tego
typu odzywki, nie sądzisz? – W jego głosie wyczułam rozbawienie

i miałam ochotę dorwać go teraz jakimś cudem i zetrzeć mu uśmieszek z


gęby.

– Nie potrzebujesz kolejnych klientów, a już na pewno nie moich, Drew –


odezwałam się. – Robisz to, by się na mnie odegrać.

– To nieprawda. Rani mnie to, że w ogóle coś takiego o mnie pomyślałaś.

– W takim razie przestań to robić – odparłam, próbując zachować spokojny


ton głosu i nie dać po sobie niczego poznać. – Przestań specjalnie kusić
moich klientów, by przeszli do twojej firmy, nawet pół roku po tym, jak
podpisali umowę ze mną.

– Ty chyba naprawdę powinnaś przemyśleć swoje bezpodstawne


oskarżenia, kochanie.
– Nie jestem już twoim kochaniem.

– Och, racja. Zerwałaś ze mną na naszym przyjęciu zaręczynowym, w


obecności trzystu osób.

– Bo mnie zdradzałeś. – Nadal nie mogłam uwierzyć, że to zrobił. Że nie


chciał przyznać się do prawdziwego powodu naszego zerwania, które miało
miejsce wiele lat temu. – Ty. Mnie. Zdradziłeś.

– Zdradziłem tylko raz, Penelope. To był tylko jeden raz.

Zazgrzytałam zębami i wyciągnęłam z szuflady antystresową piłeczkę.

W tej chwili rozmowa na ten temat nie miała sensu. To się nigdy dla nas
dobrze nie kończyło.

– Dobra, pewnie nie pamiętasz obietnic, jakie kiedyś sobie złożyliśmy –

wytknął mi. – Ale ja pamiętam. Mieliśmy stworzyć firmę Drew & Lauren
Associates i mieliśmy rządzić w tym mieście razem.

– Te obietnice straciły na ważności w chwili, gdy pozwoliłeś stażystce


wziąć swojego fiuta do ust. – Pokręciłam głową, przypomniawszy to

sobie. – A poza tym zostałeś przyłapany raz. A spałeś z nią dużo więcej
razy.

– To typowy przypadek w stylu „moje słowo przeciwko twojemu”. Jako


osoba z branży powinnaś wiedzieć, że po takim czasie szczegóły stają się
niewyraźne. – Zaśmiał się lekko, a ja niemal krzyknęłam. – Mimo to nie
robię tego, by się na tobie odegrać. Robię to, żebyś w końcu mogła
zapomnieć o swojej dumie i do mnie dołączyć. I wtedy może, tylko może,
gdy wróci ci zdrowy rozsądek, to będziesz mi mogła wybaczyć i zaczniemy
tam, gdzie skończyliśmy. Będziemy Drew & Lauren Associates już na
zawsze. Co ty na to?

Rozłączyłam się.
Za nic w świecie bym do niego nie wróciła, a tym bardziej nie
dołączyłabym do jego firmy. Otworzyłam skrzynkę mailową, gotowa
wyjaśnić tę niespodziewaną trzymilionową wpłatę, gdy nagle zauważyłam
dwa nowe maile od mojego najlepszego przyjaciela Seana.

Temat: Proszę cię, czy możesz pozbyć się swojej pochrzanionej


współlokatorki…

Prosiłem cię o to już wcześniej, ale zrobię to znowu: dlaczego po prostu nie
możesz wyrzucić Sarah?

Jestem pewien, że dasz radę znaleźć w tym mieście kogoś, kogo będzie stać
na połowę twojego horrendalnego czynszu.

Kogoś, kto nie będzie zamęczał mnie swoją śmieszną awersją do zarazków
za każdym razem, gdy przychodzę, i kogoś, kto nie będzie mnie oskarżać o
zostawianie „mikrookruszków” na twoim kuchennym blacie.

Z góry dzięki.

Sean

Temat: Siedemdziesiąt przykrych miesięcy i odliczanie wciąż trwa…

To twoje comiesięczne przypomnienie, że odkąd zerwałaś z Drew, nie


spałaś z nikim, jest przyczyną twojego stresu. I cały czas masz obsesję na
punkcie swojej pracy.

Gdybyś nie była dla mnie jak siostra, to pewnie sam bym się z tobą
przespał, ale po raz setny powtarzam: naprawdę musisz kogoś zaliczyć. I to
koniecznie.

Proszę cię, zrób to w tym miesiącu, żebym za chwilę nie musiał

wysyłać ci kolejnego takiego maila. (To się robi naprawdę przykre). Mogę
ci zasugerować jakieś kluby i zapłacić mojej siostrze, by pomogła ci się
jakoś ubrać, jeśli zechcesz…

Sean
PS Co do współlokatorki, to nie żartuję. MASZ SIĘ JEJ

POZBYĆ. I TO JUŻ.

Zaśmiałam się i zminimalizowałam okno jego maila, po czym w nowym


otworzyłam rachunek bankowy. Te trzy miliony dolarów zostały
zatwierdzone i bank prosił o natychmiastowe spotkanie w celu wypełnienia
dokumentów podatkowych.

W nazwie przelewu zobaczyłam tylko RD LLC, a kiedy próbowałam


wyszukać tę nazwę, wyskoczyła mi cała masa wyników. Jednak żadna z
firm tak naprawdę nie nazywała się „RD LLC” i w mieście pod taką nazwą
nie działała ani jedna.

Połączyłam się z Tiną.

– Tak, pani Lauren? – odezwała się po pierwszym sygnale.

– Tino, czy ten tajemniczy klient wysłał nam maila, który moglibyśmy
spróbować namierzyć?

– Nie, tylko do nas dzwonił, a numer telefonu pochodzi z hotelu –

wyjaśniła. – Sprawdziłam. I ten facet dzwoni codziennie w południe.

Zerknęłam za zegarek. Dochodziła dopiero dziesiąta.

– Co dokładnie powiedział, gdy dzwonił po raz ostatni?

– Hmm… po tym, jak przedstawiłam mu naszą nieprawdziwą stawkę,


powiedział, że zadzwoni w poniedziałek i będzie chciał porozmawiać z
dyrektorem. Naprawdę zamierzamy mu policzyć dwieście pięćdziesiąt za
miesiąc?

– Zależy od tego, kim tak naprawdę jest i czego od nas wymaga –

odparłam. – Jeśli jest naprawdę wymagający, pewnie będziemy musieli


zatrudnić więcej osób i przeznaczyć na to więcej środków, wiesz? Daj znać,
gdy znowu zadzwoni.
– Jasne.

Rozłączyłam się i próbowałam wymyślić, kogo w mieście stać, by bez


namysłu rzucić komuś trzy miliony dolarów. Kto w ogóle zainteresowałby
się małą firmą, zamiast jedną z trzech największych: Embassy, Welch czy
Avenue?

Albo nawet firmą Drew…

Właśnie przeglądałam kolejną stronę wyników na temat „RD LLC”, gdy na


ekranie wyskoczyło mi powiadomienie o kolejnym mailu od Drew.

Temat: Może masz rację…

Zamierzam polować na każdego twojego klienta, aż wrócisz po rozum do


głowy, Penelope. Doskonale wiesz, że nie jesteś w stanie prowadzić sama
firmy zbyt długo, szczególnie beze mnie.

Będę tu, kiedy staniesz się niewypłacalna i zrozumiesz, że twoi klienci i tak
zawsze wybiorą mnie. (Ale gdy będziesz w końcu gotowa, będą mogli
wybrać nas oboje razem).

Wybacz mi i dołącz do mnie, zanim zmienię zdanie, KOCHANIE.

Drew

PS Odpisz mi. Wiem, że chcesz :-)

Aaaaa!

Skasowałam jego maila i otworzyłam ostatnią wiadomość do Seana, by mu


odpisać.

Temat: Re: Temat: Siedemdziesiąt przykrych miesięcy i odliczanie wciąż


trwa…

W ten weekend zamierzam zakończyć złą passę. Ty i twoja siostra


naprawdę mi pomożecie?
Penelope

Temat: Re: Re: Temat: Siedemdziesiąt przykrych miesięcy i odliczanie


wciąż trwa…

Jasne!

Klient

Ryan

W niedzielę wieczorem wyglądałem przez okno samochodu, mając


nadzieję, że dzisiejszy wieczór zakończy się lepiej niż poprzedni. Wciąż
słyszałem w głowie śmiech mojego brata i wiedziałem, że będę
potrzebował więcej niż kilka drinków, by go uciszyć.

Wczoraj wieczorem przy barze po połowie butelki whiskey zastanawiałem


się, do której kobiety uderzyć, gdy brat wysłał mi pełną paniki wiadomość:
PROSZĘ, POMÓŻ MI, RYAN! MUSISZ W TEJ

CHWILI PRZYJECHAĆ DO MOJEGO MIESZKANIA! NAGŁY

WYPADEK! PROSZĘ!

Okazało się, że tym „nagłym wypadkiem” jestem ja, a Leo chciał się tylko
upewnić, że nie próbowałem „wpakować się w żadne kłopoty w klubie”.
Wolał, żebym spędził czas z nim i jego żoną, podczas gdy oni oglądali
kiepskie filmy na Netflixie i przypalali jedną paczkę popcornu za drugą.

Dzisiaj nie dam się na to nabrać…

– Powiedział pan klub H2O, prawda? – wyrwał mnie z zamyślenia


kierowca.

– Tak, Millerze.

– To jesteśmy na miejscu. – Zaparkował przy krawężniku. – O której mam


po pana wrócić?
– Dam ci znać – odparłem, otwierając drzwi. – Chwila, jeszcze jedno. –

Podchwyciłem jego spojrzenie w lusterku. – Wiem, że minęło kilka


miesięcy, odkąd imprezowałem tak, jak kiedyś, ale czy naprawdę sądzisz,
że wtedy straciłem nad sobą kontrolę?

Zaśmiał się.

– Znam pana na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie powinienem odpowiadać


na to pytanie zgodnie z prawdą.

Właśnie to zrobiłeś…

– Dziękuję, Millerze.

Wysiadłem z samochodu i udałem się w stronę wejścia do klubu, po drodze


mijając całą kolejkę.

– Nie spodziewaliśmy się dzisiaj pana. – Ochroniarz odpiął aksamitną


linkę. – Czy chce pan porozmawiać z managerką?

– Nie. Nie zabawię tu zbyt długo.

Wszedłem do środka i udałem się do baru, jednak po drodze stanąłem


twarzą w twarz z managerką.

– Panie Dalton? – Zaczerwieniła się i wyciągnęła rękę w moją stronę. –

Gdybym wiedziała, że się pan zjawi, zarezerwowałabym pańskie VIP-


owskie miejsce. Zazwyczaj nie zjawia się pan tutaj w niedziele, ale mogę
zrobić wyjątek, jeśli pan zechce. Mogę zaraz poprosić kogoś, by zwolnił dla
pana miejsce.

Już chciałem jej powiedzieć, że nie trzeba, że przyszedłem tutaj tylko na


dwa drinki przy barze, a potem wrócę do domu, ale wtedy spojrzałem na
miejsce, które zazwyczaj zajmowałem, i zobaczyłem siedzącą tam

cholernie seksowną kobietę w intensywnie niebieskiej sukience. Kobietę,


na widok której każdy facet się zatrzymywał.
Była bez dwóch zdań najbardziej zachwycającą kobietą, jaką w życiu
widziałem. To, że nigdy wcześniej jej nie spotkałem, było dla mnie
niewiarygodne. Patrzyła na parkiet szmaragdowymi oczami, kasztanowe
włosy miała związane w niski kucyk i przygryzała dolną wargę, kiwając
głową w rytm muzyki.

Kiedy DJ zmienił piosenkę, podniosła się i gestem przywołała do siebie


kelnerkę. Stała, machając ręką, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jej
ciasnej, idealnie opinającej biodra sukienki. I tego, jak jej rubinowe usta
podkreślały piękne oczy.

– Mogę kazać usunąć ją z pańskiej loży, panie Dalton – odezwała się


managerka. – Proszę powiedzieć słowo, a ochrona niezwłocznie się jej
pozbędzie.

– Sam się nią zajmę – powiedziałem, patrząc, jak kobieta siada na kanapie.
– Ale czy mogę najpierw prosić o szklankę whiskey?

Specjalistka od PR-u

Penelope

Zabiję Seana, jeśli szybko nie zjawi się w klubie. Po tym, jak po południu
zabrał mnie na zakupy, by kupić cienką niebieską sukienkę bez pleców i
przez trzy godziny przyglądał się, jak jego siostra dopracowuje mój
makijaż, obiecał, że nie zostawi mnie samej, gdy po raz pierwszy będę
próbowała zaliczyć jakiegoś faceta na jedną noc.

Gdzie on, do diabła, jest?

Siedziałam sama jeszcze przez dwie piosenki, a potem w końcu


wyciągnęłam telefon i do niego zadzwoniłam.

– Hej! – odpowiedział. – Gdzie ty, do cholery, jesteś?

– Ja? To ja pytam, gdzie ty jesteś! Czekam tu od dwóch godzin.


– Od dwóch godzin? – zapytał, przekrzykując muzykę. – A gdzie siedzisz?

– Na kanapie w zarezerwowanej loży. – Wstałam, żeby mógł mnie


zobaczyć. – Jedna z kelnerek pozwoliła mi zająć miejsce dla VIP-ów, kiedy
powiedziałam jej, że od szpilek koszmarnie bolą mnie stopy. Szczęściara ze
mnie, co?

– Wielka szczęściara, skoro w klubie Water nie ma strefy dla VIP-ów…

Poważnie, Pen, gdzie jesteś?

– Klub Water? – Pokręciłam głową. – Sean, mówiłeś o klubie H2O.

Pisałeś o nim w każdej wiadomości, którą mi wysłałeś. Cały dzień


powtarzasz klub H2O.

– Oooo, cholera… – Zaśmiał się histerycznie. – Przepraszam.

– Nie brzmisz, jakby ci było przykro.

– Tak naprawdę wcale nie jest mi przykro. – Znowu się zaśmiał. –

Chcesz, żebym tam przyjechał, czy ty przyjedziesz do mnie? Znalezienie


kogoś interesującego w H2O w niedzielę graniczy z cudem.

– Posiedzę tu jeszcze przez dwie piosenki, a potem po prostu wrócę do


domu – powiedziałam. – Obiecuję, że w weekend znowu spróbuję, ale już
jest pierwsza, a poza tym stopy strasznie mnie bolą. Proszę, nie bądź na
mnie zły.

– Nie mógłbym być. – Westchnął. – Ale w następny weekend się nie


wywiniesz. Napisz do mnie, gdy dotrzesz do domu.

– Jasne.

Zakończyłam połączenie i poprosiłam o kolejny kieliszek wina. Sean miał


chyba rację co do tego miejsca, bo dzisiaj rzeczywiście nie było tu nikogo
interesującego. Wcześniej podeszło do mnie paru facetów, prosząc o
wspólny taniec, ale od każdego z nich waliło desperacją. Albo sprawiali
wrażenie potencjalnych seryjnych morderców.

– Niezłe miejsce sobie tu znalazłaś, panienko. – Obok mnie usiadł

siwowłosy facet, który wyglądał, jakby był w wieku mojego ojca. – Mogę
się przysiąść?

– Jasne. – Uśmiechnęłam się do niego.

– Przyszłaś tu sama? – zapytał.

– Tak – odparłam, bo pomyślałam, że pewnie czeka na swoją partnerkę i


chce jakoś zająć sobie czas. – A pan na kogoś czeka?

– Nie. – Oblizał wargi. – To znaczy, do teraz nie czekałem. Ale dzisiaj


chyba los nam sprzyja. Szczęściarze z nas, nie?

– Przepraszam, ale że co?

– Los. – Uśmiechnął się. – Nie chcę być dzisiaj sam i ty też nie wyglądasz,
jakbyś chciała spędzić samotną noc.

Mój mózg nie był w stanie przetworzyć myśli na tyle szybko, bym
odpowiedziała, bo facet przysunął się jeszcze bliżej i dodał cichszym
głosem:

– Widziałem cię wcześniej na parkiecie – powiedział. – Miałem na ciebie


oko, bo jesteś naprawdę dobrą tancerką. Tak poruszasz tymi biodrami, że
chyba chciałbym na ciebie patrzeć do końca życia.

Wstawaj, do cholery, i uciekaj, Penelope. Wstawaj i uciekaj, ale już…

Zignorowałam swój mózg i jak głupia pomyślałam, że przecież stopy wciąż


mnie bolą. Oderwałam wzrok od mężczyzny i popatrzyłam na ludzi
tańczących na parkiecie, mając nadzieję, że on jednak załapie aluzję.

Nie załapał. Dotknął mojego nagiego ramienia, zmuszając mnie, bym


znowu się na nim skupiła.
– A więc dlaczego ktoś taki, jak ty, jest tu sam? – zapytał. – Jesteś na to
zdecydowanie zbyt piękna.

– Och, chwila. Mówiłam, że jestem sama? – Pokręciłam głową. –

Chyba mi się przesłyszało. Nie jestem tu sama. Przyszłam z kimś.

– Nie, nie, nie. – Przysunął się jeszcze bliżej i wyglądał tak, jakby był

w stanie przejrzeć moje kłamstwo. – Na pewno powiedziałaś, że przyszłaś


sama. Jestem nieszkodliwy, przysięgam. Przyszedłem tu z tego samego
powodu, co ty.

– I co to za powód?

– Z powodu seksu z kimś, kto jest w stanie mi sprostać, oczywiście. –

Oblizał wargi w sposób tak odpychający, jakiego jeszcze w życiu nie


widziałam – aż ślina spłynęła mu na podbródek. Potem podniósł moje
szpilki i położył je między nami. – Ale mogę zagrać w twoją grę, jeśli
chcesz. Jeżeli nie jesteś sama, to z kim tu przyszłaś?

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając kogokolwiek, kto pomógłby


mi pozbyć się tego faceta. Przy barze zauważyłam mężczyznę, który mi się
przyglądał, ale zanim przywołałam go do siebie gestem, po mojej drugiej
stronie usiadł jakiś inny facet, który scrollował telefon i wydawał się
zupełnie nieświadomy sceny rozgrywającej się tuż obok.

Obróciłam się w jego stronę.

– Och, tutaj jesteś! – krzyknęłam. – Nawet nie zauważyłam, kiedy usiadłeś!

Przyciągnęłam jego głowę do siebie i pocałowałam go. Niemal się


zapowietrzyłam, kiedy oddał mi pocałunek. Przez chwilę władczo kierował

moim językiem, a potem przygryzł moją wargę i powoli się odsunął.

Wytrzeszczyłam oczy, próbując złapać oddech, kiedy zobaczyłam jego


uderzająco niebieskie oczy – i wtedy dotarło do mnie, że jest seksowniejszy
niż jakikolwiek facet, którego w życiu poznałam.

Mogłabym na niego patrzeć dosłownie całymi dniami…

– Eee… Okej, wyraziłaś się jasno.

Starszy facet jęknął i wstał, ale ja nie potrafiłam oderwać wzroku od


mężczyzny, którego właśnie pocałowałam.

– Czy zawsze tak witasz obcych facetów? – zapytał, uśmiechając się


zadziornie. – Ale tak dla twojej wiadomości: „cześć” by wystarczyło.

– Eee…

Zupełnie odjęło mi mowę. Jego oczy błyszczały w jasnych światłach klubu,


a w policzkach miał dołeczki. Dopasowana koszula doskonale

podkreślała wyrzeźbione mięśnie pod spodem, a sądząc po szlifie kamieni


w jego designerskim zegarku, oceniłam, że na pewno pracuje na Wall
Street.

– Właśnie próbowałam przegonić tamtego faceta – powiedziałam, gdy w


końcu odnalazłam głos. – Nie wydawał się typem, którego bym chciała.

– Jaka szkoda. – Spojrzał na moje usta. – A jakim typem byłabyś


zainteresowana?

Zawahałam się przed odpowiedzią, patrząc, jak mężczyzna kładzie


połyskującą tabliczkę na stoliku dla VIP-ów.

– Typowym dla mnie – odpowiedziałam w końcu.

– Typowym dla ciebie? – Uniósł brwi, a na jego usta powrócił

seksowny uśmiech. – Co to w ogóle znaczy?

Próbowałam sobie przypomnieć, co Sean i jego siostra mówili mi o


rozpoczynaniu rozmowy z nieznajomymi. Coś o tym, by udawać nieśmiałą,
później coś o tym, żeby sprawiać wrażenie pewnej siebie i doświadczonej.
– Chcę przez to powiedzieć, że robię to na tyle często, że wiem, jaki rodzaj
facetów chciałabym… eee… Jakiego faceta bym…

– Przeleciała?

– Tak… – odparłam. Już czułam, że ten facet jest niewiarygodnie


zarozumiały. Że doskonale wiedział, jaki jest cholernie seksowny i
wykorzystywał tę atrakcyjność, by dostać to, czego chce.

– Rozumiem. – Zaśmiał się cicho i przysunął szklankę do ust. Upił łyk i dał
znać kelnerce.

– W czym mogę panu pomóc? – zapytała kobieta w czarnej sukience,


zjawiając się natychmiast.

– Skoro moja nowa koleżanka zajmowała moje ulubione prywatne VIP-


owskie miejsce dłużej, niż powinna, to proszę przynieść butelkę tego, co

ona pije.

Nie powinnam była tu siedzieć? Zaczerwieniłam się.

– Oczywiście – odparła kelnerka i przyjrzała mi się niechętnie. – Co pani


pije?

– To było tylko moscato – odparłam cicho. – Mam słabą głowę. –

Usłyszałam, że nieznajomy znowu się śmieje, gdy kelnerka odeszła.

Obróciłam się w jego stronę. – Cieszę się, że zapewniam ci dzisiaj


rozrywkę.

– Ja również – odparł, patrząc mi w oczy. – Jestem Ryan.

– Rachel – szybko podsunęłam imię „na jedną noc”, zgodnie z instrukcjami


Seana.

– Okej, Rachel – wymówił moje imię tak, jakby wyczuł kłamstwo. –


Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

– Które?

– To dotyczące typu faceta, jakiego szukasz.

– Nie musisz wiedzieć. Wystarczy, że ja będę, gdy go zobaczę.

– Powiedz mi – nakazał, przysuwając się bliżej, gdy kelnerka postawiła


przed nami nową butelkę.

Zamarłam, nie wiedząc zupełnie, co powiedzieć.

– Czy idealny typ faceta dla ciebie to taki, który zabierze cię do domu i
zerżnie tak, że nie będziesz już w stanie przyjąć ani jednego centymetra
jego fiuta? – wyszeptał mi do ucha. – Taki, który będzie lizał twoją cipkę
tak długo, aż dojdziesz?

Poczułam, że policzki mi płoną.

– Nie wierzę, że mnie o to zapytałeś…

– Zapytałem – potwierdził. – Ty zaczęłaś nasze powitanie, pominąwszy

„cześć”, więc ja daruję sobie gadanie o bzdurach – oznajmił, dalej wbijając

we mnie spojrzenie. – Powiedz mi, czego chcesz.

Wszystkiego, o czym mówiłeś…

– Chcę dżentelmena – powiedziałam, okłamując i jego, i siebie. –

Kogoś, kto będzie się ze mną kochał, kto będzie powoli zdejmował mi
bieliznę, jednocześnie całując każdy centymetr mojej skóry. Kogoś, kto
będzie mówił słodkie rzeczy przed i w trakcie seksu ze mną.

– Gdybyś tego szukała – powiedział, przesuwając palcem po moich ustach


– to rzeczywiście włożyłabyś bieliznę… lub miałabyś pod sukienką
cokolwiek. – Zerknął na górną część mojej kiecki, na sutki sterczące pod
materiałem. – A więc najwyraźniej nie tego dzisiaj szukasz. A nawet jeśli,
to odeszłabyś ode mnie w chwili, gdy zacząłem z tobą rozmawiać.

– A więc twierdzisz, że nie jesteś dżentelmenem?

– Mówię, że nie zamierzam opowiadać ci bzdur. – Nalał mi kieliszek wina.


– I doceniłbym, gdybyś zrobiła to samo.

Popatrzyłam na niego, a całe moje ciało zaczęło mnie błagać, bym


przerwała tę długą posuchę i się z nim przespała.

Podał mi kieliszek i patrzył, jak biorę łyk. Przeczekałam cztery piosenki i


dopiero wtedy się zdecydowałam.

– Ale mam pewne warunki, zanim poproszę cię, żebyś ze mną wyszedł –
odezwałam się.

– Zamieniam się w słuch.

– Po pierwsze, nie możesz zostać u mnie na noc.

– Nigdy tego nie robię.

– Po drugie, nie dostaniesz mojego numeru telefonu.

– Nie przypominam sobie, bym cię o niego prosił.

– Po trzecie, gdy wyjdziemy, będziesz musiał pozwolić mi się o ciebie


wesprzeć.

Zrobił zdziwioną minę, a ja podniosłam buty.

– W tych butach nie dojdę do domu, jeśli się o kogoś nie oprę.

– To zrozumiałe – odparł, uśmiechając się. – W tej chwili powinnaś mi


powiedzieć, że chcesz, abym z tobą wyszedł.

– To było w domyśle. – Zaczerwieniłam się.


Uśmiechnął się i wyciągnął telefon.

– Daleko mieszkasz?

– Na tyle blisko, że można tam dojść pieszo. W SoHo.

– Ty chyba nie wiesz, co to znaczy blisko. – Spojrzał na mnie jak na


wariatkę. – Do SoHo idzie się przynajmniej pół godziny.

– Nie, tylko dwadzieścia minut. – Nie wiedziałam, dlaczego jego rodzaj


arogancji tak mnie podniecał. – Twierdzisz, że nie pójdziesz ze mną do
domu?

– Mowy nie ma. – Przyłożył telefon do ucha. – Miller, czy możesz


przyjechać do klubu H2O po mnie i… – zamilkł i uśmiechnął się. – Moją
nową przyjaciółkę, Rachel. Chcę, żebyś zawiózł nas do jej mieszkania w
SoHo.

Powiedział do telefonu jeszcze parę słów, a potem zakończył połączenie i


spojrzał na mnie.

– Będzie tu za dwie minuty. – Nachylił się nade mną i wziął moje szpilki.

Wyciągnęłam rękę, żeby mi je oddał, ale on tego nie zrobił. Zamiast tego
zatrzymał je, wsunął mi ręce pod uda, podniósł mnie i przerzucił sobie
przez ramię.

– Co ty wyprawiasz? – zapytałam, z jakiegoś powodu strasznie mokra i


podniecona.

– Dokładnie to, o co prosiłaś.

Wyniósł mnie ze strefy dla VIP-ów, minął parkiet i wyszliśmy z klubu.

Na zewnątrz zaniósł mnie do czekającego czarnego samochodu i posadził


na tylnym miejscu. Usiadł obok i zamknął za sobą drzwi.

– Dokąd mam jechać, pani Rachel? – zapytał kierowca, patrząc na mnie we


wstecznym lusterku. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mówiąc
„Rachel”, zwracał się do mnie.

– 2000 Lafayette – odparłam.

– Dobrze.

Podniósł szybę oddzielającą przednie siedzenia od tylnych i włączył się do


ruchu.

Poczułam na sobie wzrok Ryana i spojrzałam na niego.

– Rozumiem, że często robisz coś takiego?

– Nie tak często, jak ty – odparł. – A przynajmniej ostatnio nie.

– Cóż, może gdy w końcu twoje doświadczenie stanie się tak bogate, jak
moje, zrozumiesz, że wynoszenie kobiety z klubu bez ostrzeżenia jest po
prostu niestosowne.

– Uważam, że jednak ci się to podobało.

– Nie. – Uśmiechnęłam się. – Wcale.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, jego dominujące usta znalazły się na


moich. Ryan wcisnął mnie w skórzane siedzenie, a ja zamknęłam oczy, gdy
jego pocałunek stał się brutalniejszy niż jakikolwiek inny, którego w życiu
doświadczyłam. Po chwili ręce Ryana przesunęły się po moich nagich
udach.

Dawno nie byłam dotykana, więc teraz rozkoszowałam się każdym


muśnięciem jego skóry na mojej. A z każdym władczym ruchem jego
języka przy moich ustach zastanawiałam się, dlaczego nigdy żaden
pocałunek z żadnym chłopakiem nie był tak namiętny. Dlaczego nic, co

tamci ze mną robili, nawet w połowie nie było tak przyjemne jak to, co
Ryan rozbił ze mną teraz.

Złapał moje piersi przez materiał sukienki i jęknął, gdy delikatnie


przygryzłam jego dolną wargę i zaczepnie pociągnęłam za pasek jego
spodni.

Samochód przemierzał wyboiste ulice Man hattanu, a ja co chwilę czułam


przy sobie jego twardego fiuta przez materiał spodni, ocierającego się o
moje uda. I za każdym razem otwierałam oczy ze zdziwienia, bo nie
mogłam uwierzyć w to, że jego członek mógłby być AŻ TAK duży.

To na pewno tylko wyobraźnia płata mi figle…

Kiedy zauważyłam, że samochód w końcu się zatrzymał, usta Ryana wciąż


stykały się z moimi, a moje dłonie znajdowały się w jego włosach.

Mamrotałam coś niezrozumiale, a on dalej ocierał się kroczem o moje uda.

Czułam, że jeszcze chwila, a zacznę błagać, żebyśmy dokończyli na tylnym


siedzeniu jego auta.

Dopiero po kilku klaksonach Ryan w końcu się ode mnie odsunął

i pomógł mi wstać. Poprawił mi sukienkę, wysiadł i przytrzymał mi drzwi,


znowu niosąc moje buty.

Zrobiłam kilka kroków w stronę mojej kamienicy, próbując znaleźć klucze.


Udało mi się otworzyć drzwi w rekordowym czasie i gdy tylko
przekroczyłam próg mieszkania, Ryan przyparł mnie do ściany i
dokończyliśmy to, co zaczęliśmy.

Podniósł mi nogę i owinął ją sobie wokół talii, wciąż kontrolując moje usta
swoimi i nie przerywając ani na chwilę.

– Gdzie mam cię zerżnąć? – wyszeptał przy moich ustach.

– W sypialni.

Rozpiął boczny zamek mojej sukienki, która spadła na podłogę u moich


stóp, tworząc niebieską kałużę jedwabiu. Całował mnie po szyi, po

dekolcie, potem zaczął ssać jeden z moich sutków.


Jęcząc, próbowałam wskazać mu moją sypialnię, ale on wrócił do moich ust
i dzięki jego pocałunkom znowu zupełnie przestałam myśleć.

Wsunął rękę między moje uda i przycisnął kciuk do mojej nabrzmiałej


łechtaczki, powoli, w sposób iście torturujący, zataczając na niej okręgi.

– Aaaa… – zawyłam. – Ach… zaczekaj.

– Na co?

Ugryzłam się w ramię, by nie krzyknąć jeszcze głośniej, jednak on nie


przestał i przycisnął mnie do ściany biodrami, żebym się nie poruszyła.

Mój oddech zwolnił, a cipka zapulsowała, kiedy głęboko wsunął we mnie


dwa palce.

I gdy już znalazłam się prawie na szczycie, zabrał rękę i wyszeptał mi do


ucha:

– Na pewno robiłaś to już wcześniej?

Pokiwałam głową, nie mogąc zrobić nic więcej.

– Hmm. – Pociągnął mnie na kanapę. – Chyba muszę zrobić coś jeszcze,


zanim pójdziemy do twojej sypialni.

– Co? – zapytałam, gdy popchnął mnie na poduszki. – Co takiego?

– Muszę pieprzyć cię językiem tak długo, aż dojdziesz przy moich ustach. –
Rozłożył mi nogi i uklęknął. – Bo mówiłaś, że właśnie tego chcesz,
prawda?

Nie miałam szansy mu odpowiedzieć, bo ukrył głowę między moimi


nogami i zaczął ssać moją łechtaczkę, aż krzyknęłam z rozkoszy. Złapałam
go za włosy, by go spowolnić, ale to nic nie dało. Założył sobie moją nogę
na ramię i niespiesznie pieścił mnie ustami.

Zamknęłam oczy i całkowicie oddałam mu kontrolę, bo dotarło do mnie, że


zamierzam pozwolić temu mężczyźnie przez całą noc robić ze
mną, co tylko zechce…

Specjalistka od PR-u

Penelope

Przewróciłam się w łóżku, jęcząc, bo każdy mięsień w moim ciele


przyjemnie bolał. Nogi sprawiały wrażenie zbyt słabych, by utrzymać mój
ciężar, jakby jeszcze nie doszły do siebie po tym, jak Ryan wziął mnie przy
komodzie, przy ścianie, na skraju materaca. Usta miałam wrażliwe i
nabrzmiałe od jego skubnięć. A moje sutki wydawały się odrętwiałe po
tym, jak je ssał, gdy ja ujeżdżałam go podczas naszej ostatniej wspólnej
pozycji.

Nie byłam pewna, kiedy wyszedł ani kiedy ubrał mnie w koszulkę i
przykrył kołdrą, ale część mnie żałowała, że nie złamałam swojej drugiej
zasady i nie dałam mu swojego numeru, bo chciałam znowu to z nim
zrobić.

Jako że nie mogłam się podnieść, skupiłam się na wspomnieniach seksu z


Ryanem – na tym, jak uśmiechał się za każdym razem, gdy ukrywał

głowę między moimi nogami i językiem bawił się moją łechtaczką.

Po odtworzeniu w głowie seksu przy ścianie po raz piąty przewróciłam się


na drugi bok łóżka i wzięłam telefon z szafki nocnej. Nadal nie wiedziałam,
kim jest klient, który miał nas odwiedzić w firmie dzisiaj

o szesnastej, więc żywiłam nadzieję, że do tego czasu mój zespół zdobędzie


jakieś informacje, żebyśmy byli jakoś przygotowani na jego przybycie.

Przed pracą zdecydowanie powinnam kupić sobie coś na śniadanie.

Odblokowałam ekran telefonu i zobaczyłam, że miałam pełno wiadomości


w stylu: „Gdzie jesteś?”, „Wszystko w porządku?”, „Co się dzieje?”, „Jeśli
do trzeciej nie dasz znać, konsjerż zawiadomi policję”.
Zdezorientowana otworzyłam wiadomość i zaczęłam odpisywać.

A potem zauważyłam godzinę.

Trzynasta?

– Ja pierdzielę!

Niemal spadłam z łóżka. To niemożliwe, że wybiła już trzynasta. Niebo za


oknem wciąż było tak ciemne, jak zazwyczaj bywa o piątej rano, gdy jest
jeszcze zbyt wcześnie, by wstać do pracy.

Rozsunęłam zasłony i zauważyłam złowieszcze chmury przysłaniające


niebo. Samochody stały w korkach, a deszcz zalewał miasto.

Szlag by to.

Wysłałam Tinie krótką wiadomość: „Jestem w drodze. Miałam kiepski


poranek. Przepraszam”. Potem napisałam do naszego kierowcy i dałam mu
znać, że za pół godziny musi mnie zawieźć do pracy.

Zdjęłam koszulkę, owinęłam się ręcznikiem i ruszyłam do łazienki.

Próbowałam otworzyć drzwi, ale się nie dało.

– Sarah? – zapytałam, pukając. – Sarah, jesteś tam?

– Właściwie to jestem tutaj – odparła, zjawiając się na korytarzu i stając


przed drzwiami łazienki. W ręce trzymała kołyszący się na breloku klucz.

– Wymieniłaś zamek w naszej łazience? – zapytałam. Naprawdę będę


musiała poszukać nowej współlokatorki. I to jak najszybciej.

– Tak, rzeczywiście wymieniłam zamek w naszej łazience. Bo to NASZA


łazienka, prawda? – Zmrużyła oczy. – Tylko moja i twoja.

– O co ci chodzi? – Założyłam ręce na piersi. – A właściwie czy możesz się


wstrzymać z odpowiedzią i po prostu otworzyć mi drzwi? Proszę? Na
pewno możemy omówić to później, gdy wrócę z pracy.
– Nie – odpowiedziała, dalej kołysząc kluczem. – Od teraz twój kolega nie
będzie korzystać z naszej łazienki, gdy znowu tu przyjdzie. To dotyczy też
innych twoich znajomych i kolegów z pracy. W moim laboratorium właśnie
przeprowadziliśmy nowe badanie dotyczące niebezpieczeństwa zarazków
przynoszonych przez gości.

To są chyba jakieś jaja…

– Kto wie, jakie zmutowane zarazki mogą tu przynosić? Przeciętnie


człowiek co miesiąc odwiedza jakieś nowe miejsce, a ja nigdy nie
słyszałam o tym, by po każdym przyjeździe wszyscy dokładnie czyścili
swoje rzeczy. No bo serio, nie płacę dwóch i pół tysiąca miesięcznie po to,
by użerać się zarazkami twoich gości. A skoro o tym mowa, to nie umknęło
mojej uwadze, że w nocy sprowadziłaś kogoś do domu.

Próbowałam zachować kamienną twarz i udawać, że biorę jej brednie na


poważnie.

– Podkręciłam muzykę na cały regulator, ale i tak słyszałam odgłosy waszej


kopulacji w salonie – oznajmiła. – Odbywaliście stosunek na kanapie, przy
ścianie i na dywanie, więc na wieczór zamówiłam ekipę sprzątającą. Będzie
to kosztować czterysta dolarów i oczekuję, że do końca tygodnia dostanę
zwrot pełnej kwoty. A poza tym, sądząc po odgłosach, wydaje mi się, że
twój materac również powinnaś oddać do czyszczenia parowego.
Zamierzasz to zrobić?

Nie odpowiedziałam jej. Wyrwałam klucz z ręki Sarah, otworzyłam drzwi


łazienki i szybko zamknęłam się w środku. Mimo to wciąż słyszałam

jej bezcelową tyradę, więc weszłam pod prysznic i odkręciłam tak silny
strumień, jak tylko się dało.

Odetchnęłam głęboko, próbując ukoić nerwy podczas mycia włosów.

Jeszcze nie wszystko stracone, Penelope… Spotkanie z nowym klientem


odbędzie się dopiero o szesnastej i do drugiej jesteś w stanie wszystko
przygotować…
Parę minut później wyszłam spod prysznica i ruszyłam do pralni po moją
garsonkę „na podpisanie umowy”. Gdy miałam ją na sobie, zawsze
udawało mi się dopiąć każdą umowę, więc czyściłam ją chemicznie i
zostawiałam na specjalne okazje.

Zapaliłam światło, spodziewając się zobaczyć garsonkę wiszącą na


najwyższym pręcie, ale jej tam nie było. To nie mogła być moja garsonka,
bo ta zajmująca jej miejsce była odbarwiona, z okropnymi białymi i
różowymi plamami. Strój wyglądał, jakby przegrał długą i ciężką walkę z
odpla miaczem.

– Sarah! – krzyknęłam ile sił w płucach. – Sarah!

– Tak? – zawołała. – Czego?

– Gdzie jest, do cholery, moja szara garsonka?

– Nie mam pojęcia – odparła. – Ale widziałam ją parę godzin temu i chyba
przez przypadek potraktowałam ją wybielaczem. Sorry.

Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę, z której dochodził jej głos, czyli


prosto do kuchni. W myślach policzyłam do dziesięciu, żeby nie
wybuchnąć, i dopiero potem się odezwałam.

– Sarah, to była moja szczęśliwa garsonka i jedyna, którą wkładałam na


podpisanie umowy – powiedziałam. – A dzisiaj właśnie ją podpisuję.

– Och. Cóż, brzmi ekscytująco – odparła oschle. – Dlaczego tak na mnie


patrzysz?

– Bo chcę, żebyś mi łaskawie powiedziała, dlaczego „przypadkowo”

wybieliłaś garsonkę, którą czyści się tylko chemicznie. – Krew się we mnie
zagotowała. – Zawsze trzymam ją w foliowej torbie i zawsze jest na niej
etykietka z napisem „CZYŚCIĆ TYLKO CHEMICZNIE”.

– Serio, nie mam pojęcia, jak to się stało. – Wzruszyła ramionami i


uśmiechnęła się. – A jak to się stało, że przyprowadziłaś kogoś do domu i
„przez przypadek” zapomniałaś posprzątać, chociaż wiesz, że twoja
współlokatorka boi się zarazków?

Oparłam się pokusie, by wyciągnąć się nad blatem i ją udusić, ale nie
zrobiłam tego tylko dlatego, że nie chciałam marnować czasu.

Mogę to zrobić później…

Pobiegłam do pokoju i przejrzałam garsonki w szafie, aż w końcu


postawiłam na zestaw składający się z sukienki i marynarki. Szukając
szczotki do ubrań, otworzyłam szufladę w komodzie i zauważyłam złożoną
kartkę wetkniętą w ramę lustra.

Tego wczoraj na pewno tu nie było…

Zdezorientowana otworzyłam papier i zobaczyłam zapisany na niebiesko


tekst:

Rachel,

myślę, że kłamałaś, gdy mówiłaś, że jesteś „doświadczona”. Doszłaś trzy


razy, i to zanim w ogóle dotarliśmy do łóżka. Poza tym jakoś trudno mi
uwierzyć, że „zazwyczaj nosisz jedwabną bieliznę”.

W Twojej szufladzie jest pełno bawełnianych babcinych gaci.

Najlepszy facet, jakiego w życiu przeleciałaś (dziękuję za ten komplement


po czasie, chociaż od początku to wiedziałem).

PS A tak dla jasności: Twoja cipka jest fenomenalna.

Aaaaaa!

Przewróciłam oczami i wrzuciłam ten arogancki liścik na dno szuflady, a


potem dotarło do mnie, że Ryan miał rację co do mojej nieistniejącej
kolekcji jedwabnych majtek.

Włożyłam sukienkę i szpilki, a potem związałam włosy w niski kucyk.


Nałożyłam na twarz cienką warstewkę korektora, pomalowałam usta
błyszczykiem, a następnie złapałam teczkę i parasolkę.

Po wyjściu z mieszkania przemierzyłam pół przecznicy i dotarłam do mojej


ulubionej kawiarni. To było jedyne miejsce, które nawet w
najpaskudniejsze dni zawsze poprawiało mi humor latte z polewą
karmelową.

Pociągnęłam za klamkę, ale drzwi nie ustąpiły. Szarpnęłam jeszcze


mocniej, bezskutecznie, a potem zajrzałam do środka – w środku było
pusto, ale światła się paliły.

Od kiedy mają zamknięte w poniedziałki?

Podeszłam do drugiego wejścia i zauważyłam w oknie różową kartkę.

Lokal naruszył zasady higieny pracy numer 785-12.

ZAMKNIĘTE DO ODWOŁANIA.

– Nie słyszała pani? – zapytała jakaś kobieta, pchając wózek. – To


obrzydliwe, że nie przeszli kontroli sanepidu.

– Nie… – westchnęłam. – Nawet nie chcę wiedzieć, co się stało.

– Mieli plagę karaluchów. Było tak źle, że ponoć mielono martwe robaki
wraz z ziarnami kawy. – Uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie telefon. –
Na YouTube jest o tym śmieszny filmik. Chce pani zobaczyć?

Natychmiast od niej odeszłam i ruszyłam w stronę swojego mieszkania.

Ten dzień już gorszy być nie może…

Widząc zbliżające się auto firmowe, machnęłam ręką, a gdy się zatrzymało,
zajęłam miejsce z tyłu. Kierowca rzucił mi współczujące spojrzenie, ale nie
odezwał się ani słowem. Włączył za to łagodną muzykę.

Przejrzałam skrzynkę mailową, odpowiedziałam na te wiadomości, na które


mogłam, a potem zadzwoniłam do Tiny.
– Tak, pani Lauren? – Odebrała.

– Czy możesz mi zdać dzienny raport? Niedługo będę na miejscu, ale


właśnie utknęłam w korku.

– Jasne. – W tle usłyszałam szelest papierów. – Cóż, mam dobre i złe


wieści.

– Zacznij od złych, żebyśmy miały to już z głowy.

– Straciliśmy dwóch klientów – Michaela Pilota i Liama Johnsona.

Dzisiaj rano przejęli ich Drew & Associates.

– Po prostu świetnie. – Pokręciłam głową, zastanawiając się, czy powinnam


poprosić kierowcę, by zawrócił do mojego mieszkania, bym mogła odespać
resztę tego okropnego dnia.

– Ale mam też dobre wieści! – krzyknęła Tina. – Znalazłam kilka


wiarygodnych referencji dotyczących naszego tajemniczego klienta z RD

LLC.

– O, to dobrze. Od kogo?

– The Welch Group, Embassy PR i Avenue & Associates.

– On był klientem wszystkich tych firm? – Przejrzałam listę kontaktów. –


Kiedy to było?

– Nie powiedział, ale stwierdziłam, że to pani będzie chciała zadzwonić i


zadawać pytania.

– Jasne – odparłam. – Dziękuję, Tino.

– Nie ma za co. Do zobaczenia.

Zakończyłam połączenie i próbowałam wymyślić, kim może być ten facet,


skoro zajmowały się nim trzy największe firmy w mieście. Miałam
nadzieję, że to jakiś ważny sportowiec, który próbuje wyjść na prostą, albo
może jedna z gwiazd z Los Angeles, która chce rozpocząć nowe życie w
Nowym Jorku.

Uśmiechając się na tę myśl, połączyłam się najpierw ze znajomą z The


Welch Group.

– The Welch Group, mówi Veronica – odezwała się po pierwszym sygnale.


– Z kim rozmawiam?

– Penelope z Lauren & Associates – odparłam. – Mam nadzieję, że nie


dzwonię nie w porę?

– Nie, nic się nie stało, Penelope. W czym mogę ci pomóc?

– Mam pytanie odnośnie do potencjalnego klienta, który wymienił

waszą firmę w referencjach. Podaje się jako RD LLC, więc zastanawiałam


się, czy…

Rozłączyła się.

Chwilę później dostałam od niej esemesa.

VERONICA: Nie mam absolutnie nic do powiedzenia na temat tego


klienta. ANI SŁOWA.

– Okeeeej…

Przescrollowałam listę numerów i zadzwoniłam do znajomej z Avenue PR.

– Avenue PR, Eva przy telefonie – odpowiedziała. – Z kim mam


przyjemność?

– Hej, Eva. To ja, Penelope z Lauren & Associates. Dzwonię, żeby zapytać,
czy możesz mi udzielić informacji na temat waszego byłego

klienta.
– Jasne. Którego?

– Jeszcze nie znam nazwiska, ale podaje się za RD LLC.

Cisza.

– Halo? – zapytałam. – Halo? Eva, jesteś tam?

– Tak, jestem.

– Cóż… Czy możesz mi powiedzieć coś o tym kliencie?

– Mogę ci powiedzieć, że musiałby mi płacić milion dolarów za tydzień,


żebym zechciała znowu z nim pracować. Mogę ci też powiedzieć, że jeśli
jesteś mądra, to go nie przyjmiesz, gdy tylko ten wybitnie trudny człowiek
przekroczy próg twojego biura.

Westchnęłam.

– A czy mogłabyś mi powiedzieć coś bardziej konkretnego?

– Sama się przekonasz.

Rozłączyła się, a ja już nie próbowałam dzwonić dalej po kolejne


referencje.

Kiedy przyjechałam do biura, było wpół do trzeciej, a mój zespół już


powystawiał tace z przekąskami i bukieciki na przyjazd naszego nowego
klienta. Rozpakowałam nowy zestaw piór i położyłam je na środku stołu
konferencyjnego.

– Czy komuś udało się dowiedzieć czegoś na temat naszego klienta? –

zapytałam, wchodząc do pokoju socjalnego. – Czegokolwiek?

Większość zespołu pokręciła głowami, ale Bob podniósł rękę.

– Ja się czegoś dowiedziałem – odparł i wyciągnął z tylnej kieszeni mały


notatnik. – Te informacje pochodzą od Heather z Ransom & Company. I
cytuję: „Jest cholernie seksowny i żałuję, że go nie przeleciałam, zanim
nasze drogi się rozeszły. Ale nigdy więcej nie

chciałabym z nim pracować”. – Zamknął notatnik. – Och, i najwyraźniej


ma „wielkiego fiuta”, na którego Heather gapiła się od czasu do czasu
podczas firmowych narad.

– Bardzo ci dziękuję, Bob. – Przewróciłam oczami. – To naprawdę


pomocne informacje.

– Nie ma za co. – Zaśmiał się. – Ale tak na poważnie, czy naprawdę


obchodzi nas, kim jest ten facet? Przelał nam z góry trzy miliony dolarów, a
z tego, co mi wiadomo, to wystarczy, żebyśmy przez dłuższy czas nie mieli
żadnych problemów finansowych, zwłaszcza że Drew znowu podbiera nam
klientów. Więc skoro ten facet nie jest żadnym szefem mafii czy mordercą,
to kogo obchodzi jego tożsamość?

Reszta zespołu mruknęła na zgodę, a ja wróciłam do sali konferencyjnej.


Na wpół podekscytowana, na wpół zmartwiona obserwowałam wiszący na
ścianie zegar, który kupiłam w second-handzie.

Proszę, oby to nie był szef mafii… Proszę, tylko nie szef mafii…

Minęła szesnasta. Potem szesnasta trzydzieści. Potem siedemnasta.

Potem siedemnasta trzydzieści.

Przekonana, że nasze spotkanie dotyczące podpisania umowy miało być


jakimś głupim żartem, wstałam od stołu i ruszyłam do swojego gabinetu.

Postanowiłam popracować nad aktami naszych klientów, którzy faktycznie


istnieli, a kiedy minęła osiemnasta trzydzieści i RD LLC wciąż się nie
zjawił, zadzwoniłam do banku. Musiałam poprosić o to, by manager
zamroził te trzy miliony dolarów do odwołania.

Kiedy recepcjonistka kazała mi poczekać, rozległo się pukanie do drzwi.

– Proszę! – odezwałam się i Tina weszła do mojego gabinetu.


– Eee… – Odchrząknęła, a ja zauważyłam, że jej policzki są
jaskraworóżowe. – Nasz potencjalny klient właśnie się zjawił.

Że co?

– Czy on wie, że przybył dwie i pół godziny po czasie? – zapytałam,


rozłączając się. – Okej, każ mu wejść.

Tina wyszła, a chwilę później drzwi znowu się otworzyły.

Zmusiłam się do uśmiechu i już byłam gotowa powiedzieć: „Witamy w


Lauren & Associates”, lecz w chwili, gdy ów „klient” wszedł do mojego
gabinetu, poczułam, że krew odpływa mi z twarzy.

– Proszę wybaczyć moje spóźnienie – powiedział. – Moje spotkanie


zarządu się prze… – zaczął, ale urwał w połowie zdania. Popatrzył na mnie,
a na jego twarzy pojawił się znajomy seksowny uśmieszek, który oglądałam
wczoraj w nocy. Dzisiaj miał na sobie trzyczęściowy garnitur z szafirowym
krawatem i wyglądał jeszcze atrakcyjniej niż poprzedniego wieczora.

Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, a ja zagryzłam wargę, żeby


szczęka mi nie uderzyła o podłogę – w duchu modliłam się jednak, by
wspomniana podłoga nagle się rozstąpiła i mnie pochłonęła.

– Powiedziano mi, że to gabinet niejakiej Pene lope – odezwał się


znaczącym tonem. Podszedł bliżej mojego biurka i przeniósł wzrok z mojej
twarzy na srebrną tabliczkę z nazwiskiem. – Wczoraj powiedziałaś mi, że
masz na imię Rachel, nieprawdaż?

– Nie mam pojęcia, o czym pan mówi, panie… – Wstałam i wyciągnęłam


do niego rękę. – Jak się pan dokładnie nazywa?

– Mam na imię tak samo, jak parę godzin wcześniej, gdy się pieprzyliśmy –
odparł. – Ryan. A na nazwisko Dalton.

– Cóż, miło w końcu poznać pańską tożsamość, panie Dalton –

odezwałam się. – I bardzo miło pana widzieć po raz pierwszy w życiu, gdyż
wcześniej nigdy się nie widzieliśmy. Może pan zająć miejsce.
Błysnął idealnie białymi zębami i usiadł. Po chwili do gabinetu weszła Tina
i postawiła przed nami szklanki z wodą i tacę z owocami, a następnie

wyszła.

– Panie Dalton, czy istnieje jakiś powód, dla którego nie przedstawił

nam pan swojej tożsamości, tylko używał skrótu?

– Istnieje cała masa powodów. – Spojrzał mi w oczy. – Ale zanim do nich


przejdę, powiedz, czy mam do ciebie mówić Rachel czy Penelope?

– Pani Lauren.

– W porządku, pani Lauren – odparł. – Niestety nie miałem szczęścia do


specjalistów od wizerunku w tym mieście, a moja reputacja wyprzedza
mnie, gdziekolwiek nie pójdę. Chciałem mieć szansę przedstawić się
osobiście, żeby słowa tabloidów i prasy nie mówiły za mnie.

Rozparł się na krześle, a do mnie nagle dotarło, kim jest – Ryan Dalton z
Dalton International Estates & Realty. Potentat na rynku nieruchomości,
który sam do wszystkiego doszedł i był właścicielem setek obiektów
usługowych i posiadłości wypoczynkowych. Był szanowanym miliarderem,
a mimo to skończonym playboyem. Nigdy wcześniej nie zwracałam zbyt
dużej uwagi na tabloidy czy kolumnę lifestylową w gazetach, ale raz na
jakiś czas docierały do mnie różne historie, po usłyszeniu których
cieszyłam się, że nie musiałam reprezentować miliarderów czy klientów,
którzy skupiali na sobie uwagę mediów.

– Czy obrazy z wczorajszej nocy w końcu do pani docierają? –

zapytał. – Czy to dlatego tak pani na mnie patrzy?

– Wczoraj nic się nie wydarzyło – powiedziałam z naciskiem. – Gdyby tak


było, to bym zapamiętała.

– Nie pamięta pani, że miała pięć orgazmów?

– Nie. – Zaczerwieniłam się. – Wróćmy do rozmowy o panu.


– Zostawiłem pani liścik w komodzie.

– Nie znalazłam go.

– Nie znalazła go pani czy nie przeczytała?

– Jedno i drugie.

Zaśmiał się głęboko, lubieżnie i wstał, wyciągając z kieszeni kopertę.

– Oto moje warunki. Musi pani na nie przystać, zanim będziemy mogli
przejść do dalszej części rozmowy.

– Co? – zapytałam zdezorientowana. – Prosi nas pan o reprezentację i myśli


pan, że może ustalać wstępne warunki, zanim w ogóle przejdziemy do ich
omawiania? Z całym szacunkiem, nie tak działa relacja pomiędzy klientem
a specjalistą do spraw wizerunku. Musimy porozmawiać, i to teraz.

– Porozmawiamy, gdy podpisze pani umowę o zachowaniu poufności. –

Podsunął mi kopertę. – Ponadto ze względu na wymogi prawne musi pani


przystać na warunki umowy tymczasowej sporządzonej przez moją firmę.

Na pewno rozumie pani, dlaczego ktoś taki jak ja tego wymaga.

– Jasne… – Popatrzyłam na kopertę i również wstałam. – Okej, w takim


razie proszę szczerze odpowiedzieć: dlaczego w ogóle poprosił pan o
spotkanie w sprawie podpisania umowy, skoro i tak zamierzał pan
podrzucić tylko umowę ograniczającą nasze działania?

– Cóż, po pierwsze, już wam zapłaciłem trzy miliony dolarów za wasze


usługi – odparł, wyglądając na rozbawionego. – Po drugie, lubię osobiście
spotkać się z ludźmi, z którymi zamierzam współpracować, aby upewnić
się, że mają odpowiedni charakter i wytrwałość tak potrzebne, by o mnie
zadbać. – Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, aż moje zakończenia
nerwowe zaskwierczały. – Chociaż gdybym wiedział, że to z panią się
spotkam, byłbym świadom tego, że jest pani w stanie zadbać o każdy
centymetr mojej osoby. Wielokrotnie.
– Panie Dalton… – zaczęłam. Byłam na siebie zła o to, jak moje ciało w tej
chwili na niego zareagowało. – Naprawdę wolałabym, żebyśmy

porozmawiali dzisiaj chociaż przez chwilę. Nie tak zazwyczaj zajmuję się
interesami swoich klientów.

– Czy którykolwiek z pani klientów płaci dwieście pięćdziesiąt tysięcy


dolarów tygodniowo?

Nie odpowiedziałam.

– W takim razie uważam, że warto zrobić dla mnie wyjątek –

stwierdził. – Proszę przeczytać umowę. Jeśli będzie pani chciała przyjąć


zapisane warunki, proszę się ze mną spotkać jutro w mojej siedzibie na
Manhattanie o jedenastej rano. Adres znajduje się na załączonej wizytówce.

Będziemy mogli omówić warunki współpracy w moim gabinecie, który ma


więcej niż dziesięć metrów kwadratowych. – Rozejrzał się po
pomieszczeniu. – Sądzę, że warunki są dość sprawiedliwe, więc będę jutro
na panią czekać, pani Lauren.

Wciąż mu nie odpowiedziałam.

– Czy mam założyć, że dalej będzie pani udawać, że się wcześniej nie
poznaliśmy?

– Bo się nie poznaliśmy. – Skrzyżowałam ramiona na piersi. – Zerknę na


umowę i odezwę się, niezależnie od mojej odpowiedzi, panie Dalton.

Życzę miłego dnia.

Uśmiechnął się, spojrzał na mnie po raz ostatni i wyszedł z mojego


gabinetu. Jego wizyta była oficjalnie wisienką na torcie tego najgorszego
dnia w moim życiu.

Klient
Ryan

Musi istnieć jakiś sposób, bym wyrwał się z tych nudnych spotkań…

Udawałem, że słucham, podczas gdy członkowie zarządu mojej firmy


omawiali te same tematy, które wałkowali od dwóch miesięcy. Globalna
inicjatywa. Naprawa wizerunku medialnego. Akcje pracownicze. I tak w
kółko. Zupełnie jakby musieli się w ten sposób upewnić, że postanowili
zrobić to, co należy. Zastanawiałem się, czy mógłbym cofnąć się do okresu,
gdy miałem dziewiętnaście lat, i odrzucić ich ofertę finansowania mojego
start-upu.

Nalałem sobie kawy do kubka, gdy dyrektorzy finansowi zaczęli


odczytywać miesięczny raport. Odpłynąłem myślami w kierunku jedynej
rzeczy, na której mogłem się dzisiaj rano skupić – do Penelope.

Co pięć minut w mojej głowie odtwarzały się obrazy jej pełnych


czerwonych ust i czarnej sukienki, którą miała na sobie wczoraj. Gładko
scalały się z obrazami z nocy, gdy się „nie poznaliśmy” – kiedy to
godzinami ujeżdżała mojego fiuta i pozwalała mi się brać przy ścianie jej
sypialni.

Podobało mi się to, jak wykrzykiwała moje imię, gdy się pieprzyliśmy…

– Czy my cię zanudzamy? – odezwał się Nathaniel, przewodniczący


zarządu, wyrywając mnie z zamyślenia. – Aż się boję zapytać, czy w ogóle
słuchałeś tego, co mówiliśmy.

– Nic dziwnego – odparłem. – Później przejrzę notatki brata, by sprawdzić,


czy powiedziano dziś coś nowego.

– Ugh… – jęknął. – Powiedziano sporo nowych rzeczy, ale upewniamy się


teraz, że wszyscy mamy to samo zdanie, co do globalnej inicjatywy. No
wiesz, chodzi o ten plan, który planujemy wdrożyć tak szybko, jak to
możliwe, o ile tylko nasz wspaniały prezes naprawi swój wizerunek w
mediach.

– Wasz wspaniały prezes nie ma zamiaru niczego obiecywać.


Jego twarz poczerwieniała, jakby za chwilę miał zamiar rozpocząć typowe
dla niego kazanie pod tytułem „Jesteś niemożliwy”, ale w tej chwili mój
brat uniósł rękę.

– Z radością informuję, że dzisiaj Ryan spotyka się z nowym ekspertem do


spraw wizerunku – powiedział. – Zapewnił mnie, że są dla niego
odpowiedni.

– Jakby to coś znaczyło – wymamrotał Nathan. – Codziennie wysłuchuję


tych samych bredni. Oni też zrezygnują, jak wszyscy pozostali.

Jestem w stanie założyć się o pieniądze, że wytrzymają dwa tygodnie. Góra


dwa tygodnie.

Przy stole rozległy się pomruki na zgodę, a Leo posłał mi spojrzenie


mówiące: „Proszę cię, milcz”.

Na szczęście skierował rozmowę na temat dotyczący naszych celów na


resztę roku i parę minut później wreszcie zakończył to spotkanie. Gdy
członkowie zarządu zaczęli wychodzić, gestem przywołał mnie do siebie.

Kiedy sala zupełnie opustoszała, odetchnął głęboko i poluzował krawat.

– Jak się nazywa ta nowa firma, którą zatrudniłeś?

– Penelope Lauren & Associates.

– Hmm. Chyba nigdy dotąd o nich nie słyszałem. – Wyciągnął telefon i


parę razy stuknął w ekran. A potem przewrócił oczami i westchnął

przeciągle i przesadnie. – Ryan, ta firma nie znajduje się nawet w połowie


rankingu najlepszych firm od PR-u, a ich zespół liczy pięć osób. Sześć, jeśli
dodać do tego wspólnika.

– Doprawdy, jestem pod wrażeniem twojej umiejętności czytania.

Proszę, poczytaj mi jeszcze.


– Potrzeba dziesięciu ludzi, żeby przez miesiąc zajmować się logistyką w
twojej firmie – powiedział. – Dwudziestu, jeśli zaczynasz mówić o licznych
konferencjach i planowanych delegacjach. Więc proszę cię, nie mów mi, że
to jedyna firma, z którą udało ci się połączyć.

Nie odpowiedziałem. Obaj wiedzieliśmy, że właśnie taki był powód.

– A co z Drew & Associates? – zapytał. – Znalazłem ich wczoraj i są jedną


z lepszych firm, która chyba całkiem dobrze sobie radzi. – Wziął

długopis i nabazgrał coś na odwrocie wizytówki. – Gdy już ta z Lauren &


Associates pojmie, że nie jest w stanie udźwignąć twojej firmy, co
najpewniej nastąpi parę minut po spotkaniu z tobą, zadzwoń do tej firmy
Drew.

– Dobrze wiedzieć, że wierzysz w moją umiejętność podejmowania decyzji.

– Wierzę tylko w decyzje podejmowane pod kątem naszego interesu, a nie


w twoje osobiste czy te dotyczące firm od PR-u. A skoro już o tym mowa,
to gdzie byłeś w niedzielę wieczorem? Nie widziałem cię na ceremonii
przecięcia wstęgi w Oasis.

Uśmiechnąłem się, ale nie odpowiedziałem.

– Ryan – powtórzył ze zdezorientowaną miną. – Gdzie byłeś w niedzielę?

– Wiele miesięcy temu zakazałeś mi opowiadać o moim życiu erotycznym.


Spełniam tę prośbę, więc zachowuję milczenie.

– Jezu Chryste… – Uniósł ręce, udając, że się poddaje, i ruszył w stronę


drzwi. – Masz szczęście, że jestem twoim bratem, a do tego jeszcze
dyrektorem finansowym.

– Jestem tego świadom – odparłem. Włożyłem do kieszeni wizytówkę


Drew & Associates i skierowałem się do windy, by pojechać na ostatnie
piętro.

– Dzień dobry, panie Dalton! – przywitała mnie Linda, gdy tylko minąłem
jej biurko. – Pański gość na jedenastą właśnie przeszedł przez ochronę na
dole. Mam jej kazać czekać, gdy przyjedzie na nasze piętro, czy od razu ją
wpuścić?

– Wpuść ją od razu – odpowiedziałem. – Czy stażyści przygotowali barek


kawowy i przybory do podpisania umowy, tak jak o to prosiłem?

– Tak, proszę pana.

– To dobrze. Dziękuję.

Otworzyłem drzwi biura kartą i wszedłem do środka. Rozejrzałam się, by


upewnić się, że wszystko jest tak, jak lubiłem. A potem znowu dotarło do
mnie, że mój gabinet jest dwukrotnie większy niż cała firma Penelope.

Nie byłem pewien dlaczego, ale doceniłem to, że po wyjściu z Lauren

& Associates jej pracownicy nie zaczęli od razu atakować mnie


wyuczonymi na pamięć formułkami, jak robiono to w innych firmach. To
była dla mnie nowość. A poza tym żaden z nich nie wysłał mi irytujących
maili o przesadnie wesołym temacie w stylu: „Cieszymy się, że nas dzisiaj
odwiedziłeś!”.

Podszedłem do okien i nacisnąłem przycisk, by rozsunąć zasłony i odsłonić


szary, deszczowy Manhattan poniżej. Przysunąłem wózek z kawą do biurka
i wziąłem dwie filiżanki, dla mnie i dla Penelope.

Właśnie wyciągałem cukier, gdy z głośnika dobiegł głos Lindy.

– Pani Lauren właśnie się zjawiła – oznajmiła. – Już ją do pana wysyłam.

– Dziękuję, Lindo.

Chwilę później drzwi się otworzyły i do środka weszła Penelope. Miała na


sobie jasnobeżową sukienkę, na widok której zupełnie zapomniałem, o
czym mieliśmy rozmawiać. Jej usta zostały pomalowane tym samym
rubinowym kolorem, którego użyła, gdy się poznaliśmy, i który pasował

idealnie do jej czerwonych szpilek.


Mógłbym się na nią gapić dosłownie całymi dniami…

– Dzień dobry, panie Dalton – przywitała się, podchodząc do mnie z


wyciągniętą ręką.

– Dzień dobry, pani Lauren.

Uścisnąłem jej dłoń i oparłem się pokusie, by przyciągnąć ją bliżej siebie i


zainicjować kolejną rundę.

– Może pani usiąść.

– Najpierw musi pan puścić moją rękę.

Zrobiłem to i poczekałem, aż Penelope zajmie miejsce, a następnie sam


usiadłem. Patrzyłem, jak wyciąga z aktówki kilka kolorowych teczek i
rozkłada je na moim biurku. Przygryzła wargę i wymamrotała do siebie
kilka słów, a potem na mnie spojrzała.

– Może podam kawę, zanim zaczniemy? – zapytałem.

– Nie, dziękuję. Nie planuję tu długo zabawić.

– Słucham? – Uniosłem brew. – Potrzebuje pani więcej czasu, by przejrzeć


moje warunki?

– Nie, nie miałam problemu z ich przeczytaniem – odparła i podsunęła mi


zieloną teczkę. – To umowa poufności, którą miałam podpisać, więc bez
obaw. Jeśli inna firma zadzwoni i zacznie mnie o pana wypytywać, nie
ośmielę się powiedzieć prawdy ani oznajmić im, że jest pan rozchwianym
emocjonalnie wariatem.

To chyba jakiś żart…

– Słucham?

– Doskonale pan słyszał – stwierdziła i otworzyła kolejną teczkę, tym


razem niebieską. – Zanim przeczytałam warunki umowy, przez całą noc
szukałam informacji o panu i pańskich problemach, więc uważam za dość
ironiczne to, że potrzebuje pan firmy, która ma za zadanie oczyścić pański
wizerunek i dla pana pracować, podczas gdy stawiane przez pana wymogi
są absolutnie niewykonalne. Właściwie większość z tego, o co pan prosił,
jest warta więcej niż trzy miliony, więc teraz rozumiem, dlaczego zapłacił

pan z góry.

Już chciałem zapytać, o czym ona mówi, ale nie dała mi dojść do słowa.

– Po pierwsze, zakazuje nam pan umawiania jakichkolwiek wywiadów i


jednocześnie nie zamierza pan doskonalić umiejętności publicznego
przemawiania? – Przewróciła stronę. – I to mówi osoba, która w zeszłym
roku oznajmiła w telewizji śniadaniowej, że nie może żyć bez „pieprzenia”?

No nie sądzę.

– Ponadto – ciągnęła, mówiąc z prędkością światła. – Nie rozumiem,


dlaczego nie chce pan brać udziału w spotkaniach strategicznych z
zespołem. Nigdy dotąd nie zgodziłam się, by klient je opuszczał, a nie
zrobię dla pana wyjątku. Niezależnie od tego, czy ma pan wielkie konto w
banku, czy nie.

– Okej, Penelope, Rach… jakkolwiek się dzisiaj nazywasz – odezwałem


się, bo już miałem tego wszystkiego dosyć. – Wynoś się z mojego biura w
cholerę, ale już.

– Wyniosę się w cholerę, jak skończę – odparła z naciskiem, gromiąc mnie


spojrzeniem i rozchylając te piekielnie seksowne usta, przez co zupełnie
odebrało mi mowę.

W tej chwili w wejściu zjawił się Leo, ale nie podszedł do biurka – po
prostu stał przy drzwiach, poza zasięgiem wzroku Penelope, i patrzył na
nas.

– Po drugie – kontynuowała, znowu patrząc w teczkę – wymaga pan, żeby


ktoś z mojego zespołu był dostępny dwadzieścia cztery na siedem, żeby
osobiście parzyć panu kawę, zajmować się pralnią chemiczną i
przygotowywać śniadania i lunche, gdy pan sobie tego zażyczy. Czegoś
takiego nigdy nie robimy w Lauren & Associates. Nie interesuje nas bycie
pańskimi osobistymi asystentami.

– Nie usłyszałaś, kiedy powiedziałem, że możesz wyjść z mojego gabinetu?

– Po trzecie – odezwała się, ignorując mnie – ma pan tupet, skoro stworzył


listę ponad pięćdziesięciu niedorzecznych wymagań, które mają być
wykonywane co tydzień. Są tak nierealistyczne, że zdziwiłabym się, gdyby
którakolwiek firma na nie przystała. – Rzuciła teczkę na moje biurko i
zmrużyła oczy. – Mimo że dzięki temu wszystkiemu zobaczyłam, jaki jest
pan nieznośnie bezczelny i niemożliwy, wyświadczyłam panu przysługę i
sporządziłam listę rzeczy, które w mojej ocenie złagodzą pana publiczny
wizerunek na przestrzeni kilku miesięcy. Ponadto wydrukowałam też
definicje kilku ważnych terminów, które według mnie powinien pan znać
przy szukaniu następnej ofiary z branży PR-u.

Miałem ochotę przerwać jej niekończącą się tyradę, ale byłem zbyt
podniecony słowami, które wychodziły spomiędzy jej rubinowych warg.

– I na koniec – powiedziała, wstając – życzę powodzenia w szukaniu


innego eksperta od wizerunku, panie Dalton. I żebyśmy mieli jasność co do
ostatniego punktu z pana wymogów, podkreślę to wyraźnie: nie, nie będę
pana reprezentować, i nie, nie zamierzam przystać na żadną z tych
cudacznych zasad. A ponadto nie otrzymałam od pana żadnego liściku. –

W końcu zaczerpnęła powietrza. – Jeszcze dzisiaj odeślę wszystkie


pieniądze.

– Osobiście radzę je zatrzymać – powiedziałem, wstając. – Dzięki nim


będzie można kupić prawdziwe biuro.

– Wolałabym, żeby kupił pan sobie za nie trochę dobrych manier. –

Nachyliła się i dodała ściszonym głosem: – Wolałam pana w moim


mieszkaniu, kiedy jeszcze nie wiedziałam, kim pan jest.

Ja wolałem ciebie bardziej, kiedy mój fiut znajdował się w twojej cipce…
Zanim jednak zdążyłem wypowiedzieć te słowa na głos, Leo podszedł

do nas, klaszcząc, jakby właśnie był świadkiem występu na żywo.

– Proszę nie wychodzić. – Wyciągnął rękę do Penelope. – Nazywam się


Leo Dalton i jestem dyrektorem finansowym. Jestem również, niestety,
bratem Ryana.

Penelope popatrzyła to na mnie, to na niego i pokręciła głową.

– Nazywam się Penelope Lauren.

– Zatem miło panią poznać – odpowiedział. – Przepraszam, że w tak


kiepski sposób przedstawiono pani Dalton International Estates & Realty.

Chciałbym panią osobiście oprowadzić i porozmawiać z o naszej firmie,


jeśli jest pani zainteresowana. Ponadto bardzo bym chciał, żebyśmy zaczęli
od początku, jeśli jest to możliwe.

– Nie ma potrzeby zaczynać od początku – wtrąciłem się, wyciągając


wizytówkę, którą wcześniej dostałem od brata. – Pani Lauren najwidoczniej
nie ma zamierza stosować się do naszych zasad, a my możemy zadzwonić
w inne miejsce.

Leo wyrwał mi wizytówkę z ręki i podarł ją na kawałki.

– Pani Lauren, czy możemy spróbować omówić warunki na osobności, jeśli


nie ma pani nic przeciwko? Z miłą chęcią wezmę pod uwagę pani zdanie i
będę wdzięczny za taką możliwość. – Brat spojrzał na mnie wyzywająco,
jakby prowokował mnie, bym tylko spróbował mu przerwać. – Wycieczka
po firmie zajmie tylko piętnaście minut, a potem możemy odbyć krótką
rozmowę w sali konferencyjnej. Tylko pani i ja.

– Bardzo chętnie – odparła. – Czy mogę najpierw wyjść na chwilę i gdzieś


zadzwonić?

– Oczywiście. – Uśmiechnął się do niej. – Bardzo pani dziękuję.


– Do widzenia, pani Lauren – odparłem ironicznie, nie mogąc się
powstrzymać.

– Do widzenia, panie Dalton. – Posłała mi wymowne spojrzenie i wyszła z


pokoju.

Kiedy drzwi się zamknęły, Leo podniósł jedną z teczek, które zostawiła.

– Przedstawiałeś firmom od PR-u własne warunki i zastrzeżenia? Nie


przypominam sobie, żeby ktokolwiek pomógł ci je sporządzić.

– To dlatego, że sam je sporządziłem.

– Rozumiem… – Włożył okulary i odczytał moje słowa. – Punkt czwarty:


firma reprezentująca klienta zobowiązuje się dopilnować, by obecność
klienta nie była wymagana na żadnych bzdurnych spotkaniach.

Do tych zaliczają się m.in.: spotkania strategiczne, przygotowania do


wywiadów lub wystąpienia w mediach. – Rzucił teczkę na podłogę

i spojrzał na mnie. – Jeśli to są twoje warunki, to w takim razie jaki jest


sens zatrudniać firmę od PR-u?

– Ty mi powiedz.

– Ty naprawdę jesteś niemożliwy – odparł. – Ale wiesz, polubiłem tę


Penelope – nieważne, że ma małą firmę. Jest pierwszą osobą, która ci się
postawiła.

– I będzie też ostatnią.

– Jeszcze zobaczymy. – Podniósł teczkę zatytułowaną: „Sposoby na


poprawienie wizerunku pana Daltona” i ruszył w stronę drzwi. – Chwila,
jeszcze jedno. Mówiła coś o liściku, który jej zostawiłeś. O co jej chodziło?

– Ona na pewno znalazła i przeczytała tę wiadomość. Ale specjalnie temu


zaprzecza, by zrobić mi na złość.
– Zapomnij, że w ogóle zapytałem. – Wyszedł z mojego gabinetu, a ja
chwyciłem ostatnią teczkę od Penelope. Tę, na której napisano „Definicje
dla pana Daltona”. Otworzyłem ją i zobaczyłem, że rzeczywiście zawarła tu
definicje, tylko były one jej własnymi interpretacjami stworzonymi na
potrzeby mojej osoby.

Panie Dalton, zanim zacznie Pan poszukiwania kolejnego specjalisty, musi


Pan poznać trzy definicje, które z radością Panu wyłożę poniżej:
SPECJALISTA OD PR-U

Właśnie kogoś takiego Pan potrzebuje. To jest osoba, która może POMÓC

sprawić, że wśród współpracowników i w mediach nie wyjdzie Pan na


takiego zarozumiałego dupka, jakim Pan jest. To również osoba, od której
musi Pan przyjmować porady, a nie na odwrót. (To ta osoba ma wydawać
panu polecenia, nie Pan jej).

CZARODZIEJ

Tak naprawdę to tego typu osobę musi Pan ZNALEŹĆ, bo w tej chwili to
jedyna osoba, która tak naprawdę jest w stanie Panu teraz pomóc.

BEZWSTYDNY, NIEMOŻLIWY, ZAROZUMIAŁY KLIENT

W przypadku tej definicji nie są potrzebne żadne słowa. Zdjęcie poniżej


powinno to wszystko podsumować.

I tu wklejone moje zdjęcie…

Specjalistka od PR-u

Penelope

– To tutaj będzie pani mogła przyprowadzać swój zespół na spotkania, gdy


tylko będzie to konieczne. – Leo Dalton pokazał mi ogromną salę
konferencyjną, która była chyba trzy razy większa od całego mojego biura.
– Jeśli pójdzie pani ze mną korytarzem, pokażę pierwszorzędne spa i
ośrodek sportowy, z których będzie pani mogła korzystać przy okazji
pobytu w firmie.

Uśmiechnęłam się, próbując udawać, że poświęcam mu całą swoją uwagę,


ale tak naprawdę myślałam wyłącznie o Ryanie. O tym, że gdy tylko
weszłam do jego gabinetu, z trudem oparłam się pokusie, by powiedzieć
mu, że ma mnie oprzeć o swoje biurko i znowu przelecieć.

O tym, jak robiło mi się mokro w majtkach, gdy tylko uśmiechał się,
pokazując dołeczki w policzkach.

O tym, jak zacisnął szczękę, gdy dotarło do niego, że odrzuciłam jego


ofertę…

Mimo że ten facet był chodzącym seksem, jego umowa od pierwszej strony
wzbudziła moje podejrzenia. Gdy tylko przeczytałam ją wczoraj
wieczorem, zrozumiałam, że nie mogę jej podpisać. Nawet za trzy miliony.

– Jakieś pytania? – zapytał Leo, prowadząc mnie w stronę windy.

– W tej chwili nie – odparłam. – Ale naprawdę doceniam tę wycieczkę po


firmie.

– Miło to słyszeć. – Zdjął okulary do czytania i westchnął. – Muszę być z


panią szczery. Miałem wątpliwości co do tego, że tak mała firma miałaby
dobrze zaopiekować się Ryanem, i sądziłem, że ucieknie pani parę minut po
tym, jak go pani spotka. Ale zanim przyszedłem do jego biura,
podzwoniłem po mieście, by zdobyć referencje od pani byłych i obecnych
klientów. Wszyscy wyrażali się o pani w samych superlatywach, a kilkoro
byłych klientów nawet przyznało, że żałuje zakończonej między wami
współpracy. – Zamilkł na chwilę. – To powiedziawszy, zakładam, że w
przyszłości chce pani rozwinąć swoją firmę – by stała się większa i
oferowała pełen zakres usług?

– Tak, zdecydowanie.

– To dobrze. – Wyszliśmy z windy i skierowaliśmy się do lśniącego holu.


Leo zerknął na swój telefon. – Coś pani powiem. Spiszę, czego dokładnie ja
i rada będziemy oczekiwać od Ryana w ciągu następnych trzech miesięcy, a
wieczorem prześlę pani tymczasową umowę.

W przypadku wszelkich wątpliwości może pani do mnie napisać maila lub


zadzwonić o każdej porze, ale w ciągu tygodnia będę panią prosić o decyzję
w sprawie tej pracy. Czy to wszystko jest jasne?

– Prawie – odparłam. – Jeśli zamierza się pan upierać przy tymczasowej


umowie, to musimy ponownie omówić warunki finansowe ze względu na
podatki. Ryan już zapłacił nam z góry za cały rok, co oczywiście mogę
zwrócić. Po prostu za krótszy okres pracy nie chcę brać więcej pieniędzy
niż to konieczne.

– A ile pani zapłacił?

– Trzy miliony.

– Tylko tyle? – Wyglądał na urażonego. – Więcej wydajemy na zduszenie


negatywnych informacji w zarodku. Podwoję tę kwotę za trzymiesięczny
okres pracy.

– Co? – krzyknęłam. Byłam pewna, że się przesłyszałam.

– Podwoję sumę – powtórzył i się uśmiechnął. – Dopilnuję, żeby jeszcze


dzisiaj dostała pani wstępną umowę. Proszę wybaczyć, ale nie mogę dłużej
dotrzymywać pani towarzystwa. Muszę lecieć ugasić kolejny pożar.

– Rozumiem. – Uścisnęłam mu dłoń. – Dziękuję za oprowadzenie, panie


Dalton.

– Przyjmę podziękowania, jeśli pani zaakceptuje moją propozycję –

odparł ze śmiechem i wrócił do windy.

Kiedy drzwi się otworzyły, Ryan wyszedł na korytarz i natychmiast się


zatrzymał, kiedy jego piękne oczy napotkały moje. Próbowałam odwrócić
od niego wzrok i wybiec z budynku, ale nie mogłam zmusić nóg do pracy.
Ryan ruszył w moją stronę, rzucając mi spojrzenie, od którego znowu
zrobiłam się mokra.

– Chciałbym móc powiedzieć, że nie mogę się doczekać naszej potencjalnej


współpracy, pani Lauren – odezwał się – ale to by było wierutne kłamstwo.

– Mam takie samo zdanie, panie Dalton. – Zigno rowałam przyspieszone


bicie serca. – Ale mogę przyznać, że miło było znowu pana widzieć.

– Miło to było dwie noce temu, kiedy znajdowała się pani pode mną –

powiedział niskim głosem. – I miło będzie, jeśli ponownie do tego dojdzie.

– Zapewniam, że tak się nie stanie.

– W takim razie szkoda – odparł. – Uważam, że znowu mnie pani


okłamuje. I tym razem nie chodzi o to, czy otrzymała pani mój liścik. –

Nachylił się i wyszeptał mi do ucha: – Z chęcią zostawię kolejny…

Cofnęłam się, bo dotarło do mnie, że jeszcze chwila, a bym mu uległa.

– Mam nadzieję, że znajdzie pan osobę, o której pan mówi, panie Dalton.
Życzę miłego dnia.

Obróciłam się i wybiegłam z holu, zanim Ryan zdążył odpowiedzieć.

Dotarło do mnie, że niezależnie od nowych warunków, napięcie między


nami całkowicie utrudni nam pracę.

***

Wieczorem usiadłam na kanapie z kieliszkiem wina w dłoni i po raz któryś


przeczytałam warunki nowej umowy.

Zarząd Dalton International Estates & Realty oczekuje, że na przestrzeni


następnych trzech miesięcy dopilnuję trzech głównych rzeczy: 1)
Bezproblemowych wystąpień prasowych Ryana, „skoro jest twarzą naszej
firmy i wszyscy uwielbiają historie o ludziach, którzy zmieniają się na
lepsze”. 2) Strategicznego upubliczniania informacji o finansowym
wsparciu akcji charytatywnych przez Ryana, mających charakter prywatny,
jako że „pominąwszy jego zachowanie, pan Dalton od lat ofiarowuje
różnym organizacjom charytatywnym wsparcie finansowe, a ich łączna
suma wynosi już ponad trzysta milionów dolarów”. 3) „Wystąpienia
mającego na celu wyrażenie skruchy” skierowanego do jednego z
prowadzących w RMC-TV za „incydent, który na szczęście nigdy nie ujrzał
światła dziennego i nie został wyemitowany w telewizji publicznej, ale
który doprowadził do ogromnego spięcia między naszą firmą a jednym z
naszych głównych dostawców”.

Byłam pewna, że uda mi się przeprowadzić z Ryanem skuteczną kampanię


w prasie. Co więcej – byłam pewna, że uda mi się sprawić, że każda osoba
mieszkająca w tym mieście padnie z zachwytu, gdy usłyszy

o jego działaniach na rzecz organizacji charytatywnych, niemniej nie do


końca rozumiałam zwrot „wystąpienie mające na celu wyrażenie skruchy”.

Poprosiłam każdą osobę z mojego zespołu, by dowiedziała się o tym

„incydencie” czegoś więcej, ale niczego nie udało im się znaleźć.

Zaciekawiona wysłałam maila do Leo.

Temat: Wystąpienie mające na celu wyrażenie skruchy Dobry wieczór,


Panie Dalton,

uważnie przeczytałam naszą umowę i jestem już bliska podjęcia decyzji, ale
czy mogę prosić o nieco więcej informacji odnośnie do incydentu, za który
Ryan ma prosić o wybaczenie? Nie mogłam znaleźć na ten temat żadnych
szczegółów.

Penelope Lauren

Odpowiedział natychmiast.

Temat: Re: Wystąpienie mające na celu wyrażenie skruchy Proszę obejrzeć


załączony filmik, a potem natychmiast go skasować.
Leo Dalton

Kliknęłam na filmik i zobaczyłam zaśnieżony obraz przedstawiający Ryana


w poczekalni. Przypinał mikrofon do garnituru, uśmiechając się do
producentki, która podała mu plik kartek.

Przez całe trzy minuty kiwał głową, gdy kobieta przedstawiała mu


informacje.

Już chciałam zapytać Leo, czy nie wysłał mi niewłaściwego filmiku, ale w
ciągu ostatnich trzydziestu sekund nagrania do pomieszczenia wszedł

mężczyzna w niebieskim garniturze. Wyciągnął rękę, by przywitać się z


Ryanem, jednak ten tylko na niego popatrzył.

A potem przyłożył mężczyźnie w twarz.

Nagranie zakończyło się, gdy facet upadł na podłogę. Wtedy Leo wysłał

mi kolejną wiadomość.

Temat: Re: Re: Wystąpienie mające na celu wyrażenie skruchy Mężczyzna,


którego zaatakował Ryan, to syn AJ’a Aguirre’a, prezesa firmy Aguirre
Bedding, a także osoba, która wówczas miała przeprowadzać z Ryanem
wywiad. Dostarczają pościel do każdej z naszych międzynarodowych
lokalizacji i niedługo zaczynamy negocjacje w sprawie odnowienia umowy.
Na pewno rozumie Pani, dlaczego przeprosiny Ryana są kluczowe, by
naprawić naszą relację z Aguirre. W razie dalszych pytań pozostaję do
dyspozycji.

Leo Dalton

Obejrzałam filmik kilka razy i szybko poszukałam informacji na temat AJ’a


Aguirre’a i jego syna. Potem jeszcze raz przeczytałam ostateczne
postanowienia umowy i upewniłam się, że większość z nich działa na
korzyść mojej firmy.

***
– Rozumiem, dlaczego to dla ciebie taka trudna decyzja, Pen – odezwał się
Sean, siadając na krześle naprzeciwko mnie. – Chcą ci zapłacić dwa razy
więcej za dwa razy mniej pracy w dwa razy krótszym czasie. I to za
jednego klienta. Co ty musisz jeszcze przemyśleć?

– To, że wcześniej spałam z tym klientem, a w umowie jest zakaz


jakiegokolwiek spoufalania się, które będzie skutkowało natychmiastowym

rozwiązaniem umowy.

– Będziesz się tym martwić tylko w przypadku, gdy znowu prześpisz się z
szefem, a ten wasz pierwszy raz wcale się nie liczy. – Postawił piwo na
stole. – Bo przecież nie chcesz się z nim znowu przespać, prawda?

– Prawda – skłamałam pospiesznie.

– Cóż, w takim razie problem rozwiązany. Poza tym szczerze wątpię, by


Ryan Dalton wspominał o tym, że uprawialiście seks, gdy będziesz dla
niego pracować. Co więcej, biorąc pod uwagę, jak bardzo potrzebuje teraz
dobrego PR-owca, mogę się założyć, że zachowa się jak prawdziwy
profesjonalista.

Nalałam sobie kolejny kieliszek wina i postanowiłam zboczyć z tego


tematu.

– Wiesz, warunki tej umowy są niesamowite, a sześć milionów dolarów to


więcej, niż potrzebuję, by utrzymać firmę przez dłuższy czas. Z takimi
pieniędzmi będę nawet mogła zatrudnić paru asystentów na część etatu i
zlecić research konieczny w przypadku innych klientów.

– Dzięki sześciu milionom będziesz również mogła mi kupić teslę pod


choinkę, na którą totalnie zasługuję, więc z góry dzięki – zażartował, a po
chwili jego ton głosu zupełnie się zmienił. – Poza tym dzięki temu
mogłabyś się też pozbyć pewnej osoby prędzej niż później.

– Co? Pewnej osoby? – zapytałam. – O kim ty mówisz?


– Czy zanim weszliście dzisiaj do salonu, przetarliście podeszwy butów? –
zapytała Sarah, patrząc na Seana ze spanikowaną miną, dzierżąc w ręce
pudełko wilgotnych chusteczek.

– Tak. – Sean otworzył kolejne piwo. – Jestem pewien, że to zrobiłem,


Sarah. Ponadto zanim wziąłem piwo z lodówki, umyłem ręce i wytarłem
każdą powierzchnię, której dotykałem w kuchni. Czy chciałabyś również,
żebym zaczął brać prysznic w łazience dla gości, zanim gdzieś usiądę?

– A mógłbyś? – odparła z uśmiechem. – To by było super. Naprawdę miło z


twojej strony.

Sean posłał mi spojrzenie pod tytułem: „Porąbało ją?”, ja natomiast


napisałam maila do Leo.

Temat: Propozycja dotycząca reprezentowania klienta Panie Dalton,

z radością zaakceptuję warunki Pańskiej propozycji i mogę zacząć tak


szybko, jak to możliwe.

Penelope Lauren

Klient

Ryan

Temat: P. Lauren & Associates

Ryanie, Penelope łaskawie zgodziła się na nasze warunki finansowe w


zamian za reprezentowanie ciebie przez określony czas. Oficjalnie zacznie
od jutra, więc PROSZĘ CIĘ, postaraj się, żeby ta współpraca wypaliła.
Termin wejścia na rynek międzynarodowy jest już ustalony, więc nie
możemy sobie pozwolić na niechcianą uwagę mediów.

Aby nie doszło do powtórki z rozrywki, powinieneś ją zaprosić na


śniadanie, żebyście mogli omówić waszą współpracę i zacząć relację
inaczej niż w przypadku innych ekspertów.
Leo

Ta współpraca już zaczęła się inaczej niż wszystkie…

Nie byłem pewien, czy w ogóle będę w stanie pracować z Penelope, skoro
dzisiaj rano w holu podnieciłem się na sam jej widok.

Odepchnąłem od siebie myśli o niej i wyszedłem z windy, by udać się


prosto do swojego gabinetu. W tym tygodniu mam tyle pracy, że nawet nie
będę w stanie o niej myśleć. Kiedy chciałem wejść do biura, z jakiegoś
powodu drzwi nie dały się otworzyć. Wielokrotnie przesuwałem kartą przez
czytnik, czekając, aż światełko zmieni się na zielone, ale cały czas
pozostawało czerwone, oznajmiając „nie przyznano dostępu”.

Wkurzony podszedłem do biurka Lindy.

– Lindo, czy dział IT zresetował w nocy wszystkie czytniki?

Moja asystentka pokręciła głową, nie patrząc na mnie.

– Nie zresetowano ich.

– A więc twoje karty działają?

Pokiwała głową.

– Czy mogę prosić, żebyś pożyczyła mi swoją zapasową kartę do mojego


gabinetu, żebym mógł się wziąć do pracy?

– Cóż… Tak jakby… – wyjąkała i w końcu na mnie spojrzała. – Już jej nie
mam.

– Zgubiłaś ją?

– Nie, zabrano mi ją, a pański czytnik jako jedyny został zresetowany –

odpowiedziała pospiesznie. – Mówiłam jej, że to nie jest dobry pomysł i nie


chcę tego robić, ale ona się uparła. Nawet mi groziła.
– Jaka ona?

Linda nie musiała odpowiadać na to pytanie, bo w tej chwili z windy


wyszła Penelope i ruszyła w naszą stronę. Jej srebrne szpilki stukały o
marmurową podłogę przy każdym kroku.

– Dzień dobry, panie Dalton – przywitała się i uśmiechnęła do mnie. –

Miło widzieć, że dzisiaj jest pan na czas. Słyszałam, że ponoć ma pan w


zwyczaju przychodzić do pracy z dwugodzinnym spóźnieniem.

– Nie można się spóźnić, gdy jest się, do cholery, prezesem –

wycedziłem i spiorunowałem ją wzrokiem. – Podobno nie można również


zwolnić kogoś pierwszego dnia pracy, ale ja jestem tego bliski. Proszę
przeprogramować mój czytnik kart, żebym mógł wejść do gabinetu. Ale
już.

– Nie. – Odwzajemniła moje groźne spojrzenie. – W ciągu weekendu


rozmawiałam z wieloma osobami z biura. Wszyscy zgodnie przyznali, że
wchodzi pan do swojego gabinetu od razu po zjawieniu się w biurze, a
potem prawie pan z niego nie wychodzi i z nikim nie rozmawia.

– To żadna zbrodnia, więc proszę przeprogramować mój czytnik i w tej


chwili dać mi wejść do gabinetu.

– Mimo że moje plany dotyczą naprawy pańskiego wizerunku poza firmą…


– kontynuowała – myślę, że musimy również popracować nad pańskim
wizerunkiem wewnątrz niej. Zatem dzisiaj i każdego kolejnego poranka
przez następne trzy miesiące przed rozpoczęciem dnia będzie pan osobiście
witać się z kierownictwem działu do spraw rozwoju międzynarodowego.
Dodatkowo będzie mi pan towarzyszyć w przygotowaniach do wywiadów
przynajmniej przez godzinę dziennie, a dopiero potem pozwolę panu
wrócić do swojego biura.

– Czy pani powiedziała, że mi „pozwoli”?

– Wydaje mi się, że mówię wyraźnie.


– Linda – wycedziłem przez zęby, zamykając oczy, by nie patrzeć na
Penelope. – Czy mogłabyś opuścić piętro, żebym mógł porozmawiać z
panią Lauren na osobności?

– Uważam, że powinnaś zostać na swoim stanowisku, Lindo. –

Penelope skrzyżowała ramiona na piersi. – W razie gdybym potrzebowała


świadka.

– Jedyną rzeczą, której będziesz świadkiem, to to, jak szef firmy pokazuje
specjalistce od PR-u, gdzie jest jej miejsce.

– Ta nowa specjalistka już podpisała umowę, z której wynika, że przez


następne dziewięćdziesiąt dni jej miejsce jest nad prezesem.

– W dupie mam, co mówi umowa. – Podszedłem do niej. – Nie


przyłożyłem ręki do tej umowy, więc nie zamierzam jej przestrzegać.

– Zrobi pan dokładnie to, co mówię, jak mówię, bo inaczej czekają pana
konsekwencje.

– Czy pani mi grozi?

– Nie, ja tylko ostrzegam…

Linda wstała, patrząc to na mnie, to na Penelope, a potem pobiegła w stronę


wind.

Gdy tylko usłyszałem cichy dźwięk zamykających się drzwi, zacząłem


mówić do Penelope bardzo powoli, żeby dobrze zrozumiała, z kim, do
diabła, zadziera.

– Pani Lauren – powiedziałem, ignorując to, że dzisiaj w szarej sukience


wyglądała cholernie seksownie. – Wpuści mnie pani do mojego gabinetu w
przeciągu następnych dziesięciu minut, bo w przeciwnym razie…

– Co w przeciwnym razie? – zapytała podniesionym głosem. – I kto tu


komu teraz grozi?
– Dziesięć… – zacząłem odliczać, doskonale wiedząc, że nim dojdę do
jedynki, ona pójdzie po rozum do głowy. – Dziewięć…

– Osiem… – podjęła, czerwona na twarzy. – Siedem… z radością przyłączę


się do odliczania.

– Sześć. Lepiej, żebym nie kontynuował…

Stała nieruchomo, zupełnie niewzruszona.

– Pięć… Cztery… – Przy czwórce się zawahałem. Żadna specjalistka od


PR-u nie zmusiła mnie wcześniej do tak dziecinnego zachowania, ale one
niemal zawsze się mnie słuchały. – Trzy… Dwa…

Nie ruszyła się.

– Jeden – dokończyłem, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego ona jeszcze się


nie ruszyła.

– Czy teraz zamierza się pan zachowywać jak dorosły, panie Dalton? –

Zbliżyła się do mnie. – Czy może jednak chciałby mnie pan jakoś ukarać,
skoro skończył już pan to dziecinne odliczanie?

Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem.

– Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy – odparła. – A teraz proszę pójść za


mną do windy, żebyśmy mogli spotkać się z kierownictwem działu. Będę
wdzięczna za współpracę. Jeśli pan jednak tego nie zrobi, polecę działowi
IT, żeby wyciągnął z kamer bezpieczeństwa nagranie naszego spotkania,
bym mogła pokazać, jak pan mi groził pierwszego dnia w pracy.

Spojrzałem na kamery nad nami i uśmiechnąłem się. A potem podszedłem


bliżej Penelope. Cofaliśmy się, póki nie natrafiła plecami na ścianę.

– Po pierwsze, nawet jeśli poprosiłaby pani dział IT, by wydobył

z kamer nagranie z naszego spotkania, nie byłoby na co patrzeć –


odparłem. – A to dlatego, że gdy przeprogramowała pani system za moimi
plecami, jednocześnie wyłączyła kamery, a prezes jest jedyną osobą, która
może je zresetować. Więc w tej chwili nikt niczego nie zobaczy.

Jej policzki zaczerwieniły się.

– Panie Dalton…

– Po drugie… – ciągnąłem, delikatnie przycisnąwszy palec do jej ust. –

Nie jestem pewien, jaką grę pani prowadzi, ale chcę, żeby pani wiedziała,
że przegra za każdym razem. Za. Każdym. Razem.

– Ja nigdy nie przegrałam, panie Dalton. – Przygryzła mój palec, więc


zabrałem rękę. – Nie uważam mojej umowy z pańską firmą za grę, ale
zamierzam założyć, że koniec końców podda się pan i przegra ze mną.

– Czy to zakład?

– To obietnica.

Nakryłem jej usta swoimi, by już nic więcej nie mówiła. Chciałem też w
końcu rozładować gęste napięcie seksualne między nami. Gdy przygryzłem
jej wargę, mruknęła i przymknęła na chwilę powieki.

– Oto, dlaczego nie powinnaś była zabraniać mi wstępu do mojego


gabinetu… – Poczułem, jak Penelope rozpina mi spodnie. – Teraz będziesz
się musiała pogodzić z tym, że wezmę cię na korytarzu.

Podciągnąłem jej sukienkę aż do bioder i z uznaniem przyjrzałem się


ciemnoczerwonej bieliźnie.

– Nie włożyłam tego z myślą o tobie – wyszeptała, a na jej policzkach


pojawił się delikatny rumieniec.

– Na pewno nie. – Obróciłem ją w stronę ściany i pocałowałem w kark. –


Poza tym ta bielizna i tak zaraz będzie zbędna. – Odsunąłem na bok
materiał i wsunąłem palec głęboko w jej mokrą cipkę, jęcząc. Penelope
westchnęła cicho.
Wyciągnąłem gumkę z tylnej kieszeni spodni, jednak dźwięk windy
zatrzymującej się na piętrze sprawił, że zamarłem.

Penelope zapowietrzyła się, a ja obróciłem ją, naciągnąłem sukienkę na jej


uda, a potem poprawiłem spodnie.

– Tutaj jesteście! – powiedział Leo z uśmiechem, idąc w naszą stronę. –

Słyszałem, że prezes ma codziennie osobiście witać się z kierownictwem,


które wypruwa sobie dla niego żyły. Czy to prawda?

– Tak… – odparłem, wciąż zły z tego powodu, mimo że niemal bzyknąłem


Penelope. – To najprawdziwsza prawda.

– Znakomicie! Cóż, jeśli nie macie nic przeciwko, to do was dołączę, okej?

– Oczywiście – odpowiedzieliśmy jednocześnie i przez resztę dnia


robiliśmy wszystko, by na siebie nie patrzeć.

Klient

Ryan

Temat: Serio?!!!

Umieściłeś mnie na liście swojej ochrony DO OBSERWACJI?

Czy możesz być tak uprzejmy i poinformować ich, że nie stanowię


prawdziwego zagrożenia i że nie muszę być oklepywana oraz nie muszę
przechodzić przez bramkę za każdym razem, gdy zjawiam się w twoim
budynku?

Penelope Lauren

Temat: Re: Serio?!!!

Właśnie, że stanowisz prawdziwe zagrożenie.


Bez mojej wiedzy zresetowałaś ustawienia czytników i molestowałaś mnie
na moim piętrze, bo wiedziałaś, że kamery nie działają.

Ta druga rzecz wprawiła mnie w niemały szok i wciąż próbuję się po tym
pozbierać…

Penelope: 0. Ja: 1.

Ryan Dalton

Temat: Spotkanie zarządu

Najmocniej przepraszam, ale dlaczego obiecałaś zarządowi, że nie tylko


przeproszę za stary incydent (na co nigdy się nie zgodziłem), ale też
podpiszę klauzulę zakazującą imprez i seksu przez cały rok?

Nie przypominam sobie takiego punktu w umowie…

Ryan Dalton

Temat: Re: Spotkanie zarządu

Przeciwnie, to bardziej niż w porządku. Wiedziałam, że chcesz podpisać tę


klauzulę, bo tak naprawdę seks już cię nie interesuje ;). Widziałam, jaki
byłeś zajęty przez cały zeszły tydzień, a skoro na studiach ukończyłam
sztukę, to z radością wyrysowałam twój podpis za ciebie. (Penelope: 1.
Ryan: 1).

Penelope Lauren

Temat: Spóźniamy się do pracy? Tak szybko?

Penelope, mamy właśnie dziewiątą trzydzieści, co oznacza półtoragodzinne


spóźnienie do pracy. Biorąc pod uwagę to, że to dopiero twój trzeci tydzień
w tej pracy i jesteś taką perfekcjonistką, jeśli chodzi o punktualność, mam
szczerą nadzieję, że wszystko z tobą dobrze.

Jeśli czegoś będziesz potrzebować albo jeśli będę mógł ci w jakiś sposób
pomóc, proszę, daj znać.
Ryan Dalton

PS (Penelope: 1. Ryan: 2)

Temat: Re: Spóźniamy się do pracy? Tak szybko?

Ryanie, dziękuję za twoją troskę wynikającą z tak nietypowego dla mnie


braku punktualności. Wygląda na to, że ktoś rano zadzwonił do mojego
nowego kierowcy i kazał mu przyjechać po mnie do hotelu w New Jersey,
zamiast do mojego domu.

Niemniej wkrótce powinnam być w pracy, więc będziemy mogli


kontynuować przygotowania do wywiadów na żywo. Na pewno się
ucieszysz na wieść, że zaprosiłam przewodniczących wszystkich
organizacji charytatywnych, na rzecz których przekazałeś pieniądze
(łącznie dwadzieścioro ludzi). Dołączą do nas na poczęstunek i będą
oglądać twoją próbę. Wiem, że nigdy wcześniej ich nie spotkałeś, więc
stwierdziłam, że jeśli zobaczą cię w twoim żywiole (a także później na
kolacji na twój koszt), to będziesz bardziej skłonny się zachowywać.

PS (Penelope: 2. Ryan: 2)

Penelope Lauren

Temat: Jestem pod wrażeniem!

Ryan, w imieniu zarządu chcę powiedzieć, że jak na razie wszyscy jesteśmy


pod wielkim wrażeniem twoich wystąpień

w prasie dzięki współpracy z Penelope Lauren & Associates! (A


pracownicy uwielbiają ten poranny rytuał witania się z każdym.

Dzięki temu niezaprzeczalnie czują się częścią twojego zespołu).

W tym tygodniu „The New York Times”, „Washington Post”, „The Wall
Street Journal” i „The Bussines Journal” wydrukowały zachwycające
statystyki związane z twoją osobą, więc nie możemy się doczekać, jaka
zmiana w nich zajdzie, gdy zaczniesz brać udział w wywiadach, kiedy już
ogłosimy wejście na rynek międzynarodowy.
A TAK NA MARGINESIE: jestem pewien, że się pomyliłeś, ale muszę
zapytać – czy poważnie odebrałeś Penelope dostęp do służbowego
samochodu na następny tydzień? (Ponadto napisałeś do ochrony: „Nie
wpuszczajcie jej do budynku”. To jakiś żart, prawda?)

Daj mi znać.

Leo

Specjalistka od PR-u

Penelope

Popatrzyłam na tematy najnowszych maili, niepewna, czy mam się śmiać,


czy wzdychać.

Temat: Nigdy nie sądziłem, że dożyję dnia, gdy „Ryana Daltona”

będzie można polubić. Dobra robota!

Temat: Gratulacje, udało Ci się sprawić, że Pan Niewiarygodny jest


wiarygodny!

Temat: Powiedz, jakie narkotyki mu podajesz?

Temat: Czy Ty się z nim pieprzysz? (Ludzie się zastanawiają, czy właśnie
w tym tkwi Twój sekret, ale możesz mi zaufać i powiedzieć prawdę. To jak,
pieprzysz się z nim?)

W ciągu ostatnich dni Ryan podał w wątpliwość całą moją specjalistyczną


wiedzę. Był uparty, aż nazbyt arogancki, ale miał też wrażliwszą stronę,
która ujawniała się sporadycznie, a która jednak w żaden sposób mnie
zmniejszyła napięcia seksualnego między nami.

W tej chwili wynik naszej gry pod tytułem: „Kto kogo pierwszy
doprowadzi do obłędu?” wynosił pięćdziesiąt do trzydziestu dla Ryana.
Mimo to Ryan codziennie odwoził mnie po pracy do domu. Podczas
porannych spotkań strategicznych skakaliśmy sobie do gardeł (a on wciąż
nie mógł się powtrzymać, by nie mówić „pieprzyć” w próbnych
wywiadach), ale każdego popołudnia zabierał mnie na lunch i płacił za
niego. A w takie wieczory jak dzisiaj, kiedy odmawiał współpracy przy

„wywiadzie mającym na celu okazanie skruchy”, proponował, że kupi dla


nas coś na kolację i zjemy razem.

Biorąc pod uwagę jego zaangażowanie, powinnam czuć się winna, że


wykorzystuję go jako muzę podczas nocnych fantazji, po których zasypiam
z palcami głęboko w sobie. Powinnam się wstydzić tego, że podczas
naszych próbnych wywiadów wyobrażam sobie, jak on mnie pieprzy,
zamiast skupiać się na nim w pełni. Zachowywałam się jak skończona
kretynka, bo celowo kupowałam ładną bieliznę, wkładałam ją pod sukienki
i miałam nadzieję, że on zauważy.

Wstałam od stołu konferencyjnego i wyjrzałam przez okno. Zostały mi


jeszcze dwa miesiące pracy, a ja na poważnie zaczynałam się zastanawiać,
czy po tym wszystkim będziemy mogli zostać przyjaciółmi.

Albo chociaż znowu się ze sobą przespać…

Dźwięk dzwoniącego telefonu wyrwał mnie z zamyślenia, więc spojrzałam


na ekran. Sean.

– Halo? – odebrałam.

– Cześć, Penelope. – W jego głosie słyszałam śmiech. – Bo rozmawiam z


Penelope Lauren, moją rzekomo najlepszą przyjaciółką, prawda?

– Tak. – Zaśmiałam się. – Przepraszam, że nie oddzwaniałam i nie


odpisywałam. Co tam?

– Nic takiego. Giełda dała mi popalić, nadal czekam, aż zaproponujesz, że


kupisz mi teslę, a wczoraj Sarah i ja uprawialiśmy seks. Pewnie będziemy
to robić jeszcze przez jakiś czas, więc… tak, to by było na tyle.
Nic nowego.

– Czy właśnie powiedziałeś, że ty i Sarah uprawialiście seks? Chodzi o inną


Sarah czy o moją bojącą się zarazków współlokatorkę?

– O tę drugą.

– Że co?! – Ta wiadomość zwaliła mnie z nóg. – Jak?

– Jak to jak? – Zaśmiał się. – Seks uprawia się tylko w jeden sposób.

Tak naprawdę chciałem poczekać z tym, aż wrócisz do domu, ale to było,


zanim postanowiłaś spędzić noc w biurze. W każdym razie Sarah siedziała
obok mnie, gdy oglądałem filmy, i tak po prostu jakoś wyszło. Okej, muszę
przyznać, że zanim sprawy zaszły dalej, przygotowała dla nas jakąś folię,
na której mieliśmy to zrobić, ale poza tym było wspaniale.

– Nie do wiary – odparłam, nie mogąc przestać się śmiać. – Cóż, miło to
słyszeć. Może teraz Sarah będzie trochę bardziej znośna.

– Poza seksem? Wątpię. – Kazał mi poczekać, by mógł wziąć kubek z


kawą. – A co tam u ciebie? Czy już ponownie przeleciałaś swojego szefa?

– Nie, nie zrobiłam tego. Ale dzięki, że pytasz.

– Nie ma za co. Poza tym tak długo udało wam się nie przekroczyć żadnej
granicy, że według mnie totalnie na to zasługujecie. Powinnaś to zrobić.
Oczywiście, jeśli naprawdę tego chcesz.

– Wierz mi, o niczym innym nie marzę, jak przelecieć Ryana Daltona –

powiedziałam, opierając się o szybę. – Zdecydowanie tego chcę i czuję, że

każdy spędzony tu dzień jest stracony, jeśli nie mogę go mieć. Myślę, że po
prostu staramy się jak możemy, by zachować profesjonalizm. I w tej chwili
nie sądzę, by on mnie znowu wziął.

– Wziąłby.
Gdy usłyszałam głęboki głos Ryana, zapowietrzyłam się i obróciłam
powoli. Stał w przejściu i uśmiechał się tym znajomym, aroganckim
uśmiechem, trzymając w ręce torby z naszą kolacją.

– Ależ nie krępuj się… – dodał, kładąc jedzenie na stole konferencyjnym. –


Ta rozmowa brzmi całkiem interesująco.

– Zadzwonię do ciebie później, Sean – rzuciłam do telefonu i zakończyłam


połączenie, próbując nie patrzeć na Ryana. – Cóż, skoro i tak nie chcesz
przećwiczyć wywiadu, to chyba wrócę do swojego gabinetu i tam
popracuję.

– Mam cię zawieźć?

– Nie – odparłam i w końcu spojrzałam mu prosto w oczy. – Chyba raczej


zadzwonię po taksówkę.

– To będzie strata pieniędzy. – Podszedł do mnie i ujął mój podbródek


palcami. – Wiesz, że nie mam nic przeciwko temu, by wozić cię wszędzie
poza godzinami pracy.

– Tak, jestem tego świadoma. Ale teraz jestem w sumie głodna i muszę coś
zjeść.

– Więc tak naprawdę nie ma potrzeby wychodzić. – Drugą ręką objął

mnie w talii. – To ty zasugerowałaś, żebyśmy zjedli tu dzisiaj kolację.

Chyba że mówiłaś to tylko po to, by wyciągnąć mnie z mojego gabinetu…

– Nie. – Cofnęłam się. Czułam, że policzki mi płoną. – Po prostu… –

zaczęłam, znowu cię cofając.

Ryan uśmiechnął się.

– Po prostu co?
Rozmyślałam nad swoim następnym ruchem przez całe dwadzieścia sekund
i doskonale wiedziałam, że to będzie najbardziej dziecinna rzecz, jaką
mogłabym zrobić.

Po prostu idź…

Wzięłam swoją torebkę i torbę z jedzeniem, a potem wypadłam z sali i


ruszyłam prosto w stronę schodów. Pokonałam w ten sposób trzy piętra, a
potem wsiadłam do windy. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, przywołałam
pierwszą taksówkę, która się napatoczyła.

– Proszę mnie zawieźć na róg Broadwayu i Piątej Alei – powiedziałam do


kierowcy. – Do Office Suites.

Mężczyzna skinął głową i włączył się do ruchu, a kiedy zatrzymał się na


pierwszym czerwonym świetle, mój leżący na kolanach telefon zawibrował.

Ryan.

Nie odebrałam, a dzwonił jeszcze pięć razy. Potem wyciszyłam telefon.

Kiedy dojechaliśmy do mojej firmy, nawet nie weszłam do swojego


gabinetu – po prostu padłam na kanapę w holu i jęknęłam.

Usłyszał, jak mówię, że chcę go znowu przelecieć. Nie wierzę…

Stwierdziłam, że jutro się z nim zmierzę, ale dziesięć minut później


rozległo się pukanie do drzwi. Od razu domyśliłam się, że to on, mimo to
nie wstałam, by otworzyć. Zamiast tego do niego zadzwoniłam.

– Tak? – odebrał. – Czy istnieje powód, dla którego nie możesz otworzyć
mi drzwi?

– Jestem właśnie w trakcie ważnego wywiadu.

– Tak późno wieczorem? – zapytał. Na pewno się uśmiechał. – Szczerze w


to wątpię. Otwórz drzwi albo ja to zrobię.
Dalej leżałam z twarzą przyciśniętą do kanapy, a chwilę później usłyszałam,
że zamek w drzwiach powoli się przekręca.

Co jest, do cho…?

Usiadłam prosto, gdy on otworzył drzwi.

– Skąd masz klucz do mojej firmy?

– Zdobyłem go w ten sam sposób, w jaki ty zdobyłaś klucz do mojego


gabinetu – odparł i zamknął za sobą drzwi, patrząc mi prosto w oczy. –

Chyba nie skończyliśmy pracować nad moim wywiadem.

– Powiedziałeś, że nie chcesz się tym dłużej zajmować, więc uznałam, że


lepiej nie naciskać.

– Jakoś ciężko mi w to uwierzyć… – stwierdził i podszedł do kanapy, a ja


wstałam i ruszyłam w stronę korytarza.

Podążył za mną, uśmiechając się.

– Myślę, że powinnaś mnie chociaż zapytać, dlaczego nie chcę tego robić.

– To nie ma znaczenia, skoro najwyraźniej już postanowiłeś.

– Zapytaj mnie, Penelope.

– Dobra. Dlaczego nie chcesz, żebyśmy przećwiczyli wywiad wyrażający


skruchę?

– Bo nie mam za co przepraszać – odparł. – Dziennikarz, który miał

prowadzić wywiad, pieprzył moją prawie dziewczynę za moimi plecami i


doskonale wiedział, że to była moja prawie dziewczyna. I przechwalał się
tym tygodniami.

– Prawie dziewczynę? – zapytałam. – Biorąc pod uwagę takie określenie, a


także twoją zabawę z odliczaniem, zaczynam sądzić, że naprawdę jesteś
dzieckiem.

– To z nią jedną stworzyłem coś na kształt swojego pierwszego związku i


tylko ją niemal poprosiłem, by była tylko moja – powiedział. – Ale nie
chciałem nazwać jej oficjalnie swoją dziewczyną, skoro za moimi plecami
pieprzyła się ze wszystkimi moimi byłymi przyjaciółmi.

– To zrozumiałe… Dziękuję ci, że mi o tym powiedziałeś. –

Zrozumiałam, że on mi nie odpuści i nie wyjdzie. – Cóż, znajdę sposób, by


jakoś obejść wymóg tych przeprosin. Postaram się udowodnić, że on od
początku grał ofiarę i może dzięki temu uda się odnowić przyjaźń z twoją
firmą.

Nic nie powiedział. Po prostu na mnie patrzył, co z każdą sekundą


podniecało mnie coraz bardziej.

– Cóż, jeśli to już wszystko, o czym chciałeś rozmawiać… – zaczęłam,


robiąc kilka kroków w tył, by dotrzeć do swojego gabinetu. Mocno
zacisnęłam rękę na klamce, żeby za chwilę móc mu zatrzasnąć drzwi przed
nosem. – Myślę, że jutro możemy wrócić do tej rozmowy.

– Zdecydowanie powinniśmy wrócić do niej jutro – odparł, zdejmując moją


rękę z klamki. – A dzisiaj zdecydowanie powinniśmy się pieprzyć.

Ryan popchnął mnie w stronę ściany i jego usta w sekundzie nakryły moje.
Jego ręce natychmiast wsunęły się pod moją sukienkę i ściągnęły mi majtki
– i zaśmiał się cicho, gdy zobaczył, jak koronkowy materiał

zatrzymuje się przy moich stopach.

– Rozumiem, że nie włożyłaś ich dzisiaj dla mnie? – zapytał i przygryzł

moją dolną wargę. – Że cała ta bielizna, którą ostatnio nosiłaś do biura, nie
była noszona w nadziei, że ją zauważę?

– A zauważyłeś?

– Za każdym razem – odparł.


Przycisnął mnie do ściany biodrami i umiejętnie zdominował moje usta.

Całował mnie tak żarliwie, że teczki tkwiące w szafce obok mnie zaczęły

spadać na podłogę, a kartki rozsypały się na dywanie.

– Rozepnij mi spodnie – nakazał cicho, ale ja nie posłuchałam, tylko


otoczyłam ramionami jego szyję i odwzajemniłam jego brutalne pocałunki,
walcząc z nim o pełną kontrolę.

Wsunął mi rękę pod sukienkę i ścisnął mój tyłek, aż przestałam wkładać w


pocałunek tyle siły i zupełnie mu się poddałam.

Gdy jego język zaczął tańczyć z moim, Ryan złapał mnie za pośladki i
zaniósł do biurka, a następnie posadził mój nagi tyłek na chłodnej
metalowej powierzchni. Oderwał ode mnie wargi, by zepchnąć z biurka
wszystkie papiery i teczki, a następnie ułożył mnie na blacie.

Patrząc mi w oczy przez cały czas, rozpiął sobie spodnie i szybko uwolnił
wielkiego, twardego fiuta. Zrobił krok w moją stronę, złapał mnie za rękę i
w milczeniu nakazał mi go pogładzić.

Jęczał, kiedy moja ręka przesuwała się w górę i w dół po jego długości.

Nachyliłam się lekko i powoli wzięłam go do ust. Pieściłam go szybko, a on


zacisnął rękę na moich włosach i jego oddech przyspieszył.

– Kurwa, Penelope… – odezwał się ostrym tonem. – Kurwa…

Czułam, że jego fiut w moich ustach robi się jeszcze twardszy, miałam
wrażenie, że zaraz eksploduje mi na języku, ale zanim Ryan skończył,
delikatnie odsunął moją głowę.

Z miną wyrażającą ogromny podziw pocałował mnie w usta, a potem stanął


obok mnie.

Oddech ugrzązł mi w gardle, gdy Ryan nagle pociągnął mnie za kostki tak,
że nogi zawisły mi nad podłogą. Nawet nie miałam szansy zapytać, co on, u
diabła, wyprawia, bo przyklęknął między moimi udami i zaczął ssać moją
szparkę, a po chwili już krzyczałam jego imię.

Ryan droczył się ze mną delikatnymi pociągnięciami języka i doprowadził


mnie niemal na sam szczyt, jednak nie pozwolił mi skończyć.

Za każdym razem, gdy już znajdowałam się na skraju, on po prostu


przestawał i dmuchał na moją cipkę – w okrutny sposób pozostawiając
mnie między przyjemnością a nieznośną potrzebą, by dojść.

Wciąż się mną bawiąc, wsunął we mnie głęboko dwa długie palce, aż moje
biodra drgnęły i musiałam złapać się biurka, by nie spaść.

– Proszę, Ryan, nie przestawaj… – błagałam. – Proszę…

– Nie zamierzam przestawać – odparł niskim głosem.

Torturował mnie językiem, aż już nie mogłam wytrzymać.

Wykrzykiwałam jego imię, a moja cipka pulsowała przy jego ustach.

Potem próbowałam usiąść na biurku, kierowana chęcią odwdzięczenia mu


się, jednak on przycisnął dłonie do moich ud i mnie powstrzymał.

– Nie wstawaj – ostrzegł, puszczając mnie na chwilę, by mógł włożyć


kondom. Kiedy skończył, usiadł za moim biurkiem i przyciągnął mnie,
sadzając sobie na kolanach i osuwając na swoim fiucie centymetr po
centymetrze.

– Aaaa… – krzyknęłam, gdy Ryan mocno przygryzł mi dolną wargę,


próbując odwrócić moją uwagę od tego, że wchodził we mnie do końca tak
szybko. – Ryan…

– Penelope…

Kiedy już znalazł się we mnie, nie odrywając swoich ust od moich, złapał
mnie za biodra i zakołysał moim ciałem.
– Dojdź na moim fiucie – rozkazał, na chwilę oderwawszy usta od moich,
po czym zaczął mnie całować po szyi.

Poruszał mną, składając mokre pocałunki na mojej skórze. Już czułam


narastające we mnie drżenie.

– O Boże, o… – Zacisnęłam powieki i przygryzłam jego ramię, gdy po raz


drugi z rzędu moim ciałem wstrząsnęły konwulsje. Poczułam, że chwilę

później Ryan sztywnieje, usłyszałam, że o coś mnie pyta, ale nie do końca
to zrozumiałam.

Potem siedzieliśmy tak splątani i dyszeliśmy chyba wieczność. Nie


chciałam się znowu ruszać, ale Ryan w końcu mnie z siebie zdjął, posadził

na biurku i wyrzucił gumkę. Następnie wstał, poprawił spodnie i ruszył

w stronę drzwi.

– Wychodzisz? – zapytałam cicho. – Już?

– Nie – odpowiedział, zamykając drzwi na klucz. – Mamy cały miesiąc


seksu do nadrobienia…

Klient

Ryan

Temat: WOW

Nigdy nie myślałem, że to powiem, ale gdy dzisiaj ogłosiłeś nasze wejście
na rynek międzynarodowy, odwaliłeś kawał

dobrej roboty. Co więcej, podobał mi się twój wywiad na żywo i cieszę się,
że nauczyłeś się, by nie wypowiadać słów na „P”

w telewizji śniadaniowej. (Dzięki Bogu za Lauren & Associates.


Czy możesz dać im podwyżkę czy coś?)

Ale uznajmy, że nigdy nie dostałeś tego maila, bo nadal uważam, że już
szykujesz kolejny skandal…

Nathaniel

Dyrektor operacyjny i członek zarządu

Dalton International Estates & Realty

Temat: Re: WOW

Dziękuję za komplement, Nathanielu, bo wiem, że rzadko je prawisz.


Naprawdę to doceniam i zadbam o premię dla Lauren

& Associates na koniec naszej współpracy.

Masz całkowitą rację co do kolejnego skandalu: najwyraźniej udało mi się


zapłodnić trzy kobiety jednocześnie. Jutro rano przeczytasz o tym w
gazecie.

Ryan

Temat: Re: Re: Wow

Oby się okazało, że tylko robisz sobie jaja, Ryan. Odbierz telefon. ALE
JUŻ.

Nathaniel

Dyrektor operacyjny i członek zarządu

Dalton International Estates & Realty

Temat: Prawdziwy geniusz Penelope

Ryanie,
jestem w drodze do Meksyku, jadę tam na kilka dni, ale właśnie widziałem
cię w telewizji po raz piąty w tym miesiącu. Dobra robota.

Ponadto chcę ci dać znać, że nie wiem, co Penelope zrobiła, ale AJ Aguirre
zgodził się dostarczać nam pościel przez dziesięć następnych lat. Zadzwonił
do mnie osobiście i powiedział, „że już nie żywi do nas żadnej urazy”.
(Wiesz, jak ona to zrobiła?) Kto by pomyślał, że taka mała firma będzie
dokładnie tym, czego potrzebujesz, by zmienić twój wizerunek o sto
osiemdziesiąt stopni? Z tego powodu zastanawiam się, co te

wszystkie duże firmy robiły wcześniej źle i czy powinniśmy ich prosić o
zwrot poniesionych kosztów…

W każdym razie życzę powodzenia w dalszej części twojej kampanii.

Przyznam szczerze, że niechętnie rozstanę się z Penelope, gdy nasza


umowa dobiegnie końca.

Leo

Temat: Re: Prawdziwy geniusz Penelope

Muszę z tobą porozmawiać o tej ostatniej kwestii.

Daj znać, kiedy wrócisz.

Ryan

Specjalistka od PR-u

Penelope

W następny czwartek, jadąc windą do gabinetu Ryana, nogi miałam


bardziej miękkie niż zazwyczaj. Po tym, jak mnie ostatnio zerżnął,
dochodziłam do siebie przez wiele dni i cieszyłam się, że żadnej osoby z
mojego zespołu nie było wtedy w pobliżu mojego gabinetu.
Nie byłam pewna, jak po czymś takim mam na niego patrzeć i jak
zachować profesjonalizm. Co więcej, jeśli w ciągu następnych tygodni
zrobię coś, co mu się nie spodoba, będzie miał nade mną przewagę i
mógłby mnie zwolnić na podstawie zapisu o zakazie spoufalania się. Aby
zatem do tego nie dopuścić, na początku tego tygodnia wzięłam trzy dni
wolnego z powodów osobistych, bo chciałam stworzyć plan.

Obiecałam sobie, że każdego dnia będę zjawiać się w jego biurze cztery
godziny wcześniej. W ten sposób będę spędzać z nim tylko pięć godzin
każdego ranka, i to w czasie, gdy nasze zespoły będą w pobliżu, więc Ryan
nie będzie mógł mnie dopaść sam na sam.

– Dzień dobry, pani Lauren! – przywitała mnie jego sekretarka, gdy tylko
wyszłam z windy. – Przyszła dzisiaj pani wyjątkowo wcześnie.

Dlaczego?

– Dzień dobry, Lindo – oznajmiłam. – Po prostu mam dużo do zrobienia.

– Czy mam pani w czymś pomóc?

W unikaniu twojego szefa…

– Po prostu daj mi klucz do sali konferencyjnej. Czy pan Dalton jest już w
biurze?

– O tak wczesnej porze? – Zaśmiała się i rzuciła mi klucz. – Nigdy.

Jesteśmy tylko pani i ja.

– Świetnie.

Zaniosłam swoje rzeczy do sali konferencyjnej i przejrzałam kampanię w


mediach z zeszłego tygodnia. Odbiór znowu był pozytywny.

Otworzyłam skrzynkę mailową, żeby sprawdzić, czy jego przyszłe


wystąpienia wciąż są aktualne, i zauważyłam kilka wiadomości od innych
firm zajmujących się PR-em.
Temat: Proszę, powiedz mi, że chociaż zapłacił Ci milion…

Zasługujesz na to.

Temat: Co. Za. Zmiana! Gratulacje!

Temat: Nie, ale poważnie. Jakie podajesz mu narkotyki?

Zaśmiałam się i rozparłam na krześle. Zaczęłam rozpisywać plan pracy dla


mojego zespołu na przyszły tydzień, a kiedy uniosłam głowę, zauważyłam
stojącego w wejściu i gapiącego się na mnie Ryana. W szarych spodniach
dresowych i czarnej koszulce wyglądał piekielnie kusząco.

– Czy masz coś przeciwko temu, żebym do ciebie dołączył? – zapytał, ale
nie poczekał na odpowiedź i od razu do mnie podszedł.

– A co, jeśli mam?

– To powiedziałbym, że trudno. – Uśmiechnął się. – Dlaczego przyszłaś do


pracy cztery godziny wcześniej?

– Nie mogłam spać – odparłam, wzruszając ramionami. – Poza tym


stwierdziłam, że to ma sens, bo chcę się przygotować na ostateczne
spotkanie strategiczne z twoim zarządem. – Zamilkłam na chwilę. – A co ty
robisz tutaj o tak wczesnej porze?

– Mieszkam w penthousie naprzeciwko – oznajmił. – Poza tym włącza mi


się alarm za każdym razem, gdy ktoś poza Lindą wchodzi na moje piętro
poza godzinami pracy.

– Dobrze wiedzieć.

– Odnoszę wrażenie, że ostatnio próbujesz mnie unikać. – Spojrzał mi w


oczy. – Bo się pieprzyliśmy i wierzysz, że wykorzystam to przeciwko
tobie…

– Nie próbuję cię unikać – skłamałam. – Po prostu przed nami dużo pracy i
chcę przypilnować, żeby wszystko się udało.
– Z powodzeniem pilnujesz wszystkiego od dnia, gdy zaczęłaś tu pracę –
zauważył. – I jeśli sądzisz, że uda ci się tu przychodzić cztery godziny
wcześniej, żeby męczyć się ze mną tylko przez pięć kolejnych, to niestety
jesteś w błędzie.

Nie odpowiedziałam. Po prostu siedziałam w miejscu, zupełnie oniemiała.

Bez słowa zebrał wszystkie moje dokumenty i włożył je do kartonu.

Potem złapał mnie za rękę i wyciągnął z krzesła.

– Zamierzasz zabrać mnie do swojego gabinetu, żebym mogła skończyć? –


zapytałam.

– Nie. – Wyprowadził mnie z sali konferencyjnej, a potem poszliśmy prosto


do windy. – Zamierzam ci pokazać, gdzie dokładnie musisz się udać, jeśli
masz ochotę przyjść do pracy cztery godziny wcześniej. Wskazówka: do
mojego penthouse’u.

– A co, jeśli uznam, że jednak chcę przyjść tutaj?

– To znowu po ciebie przyjdę. – Pocałował mnie w chwili, gdy drzwi windy


się zamykały. – Albo wezmę cię w sali konferencyjnej. Będę dżentelmenem
i pozwolę ci wybrać.

Klient

Ryan

Kilka tygodni później

Gdy wszedłem do sali konferencyjnej, wciąż wyczuwałem w powietrzu


słodki zapach szampana, nawet kilka dni po tym, jak całą noc świętowano
sukces mojej kampanii w mediach. Zaskoczyłem członków zarządu tym, że
wyszedłem z imprezy bardzo wcześnie.
Oczywiście moją wymówką było to, że czułem się „zmęczony”, ale noc
spędziłem tak samo, jak przywykłem do tego w ciągu ostatnich tygodni –

z Penelope.

Dzisiaj kończył się nasz kontrakt z jej firmą i żadna osoba z zarządu nie
sprzeciwiła się temu, by wydłużyć umowę o pół roku. Zaproponowali
nawet ponad trzykrotną podwyżkę wynagrodzenia.

Ale zanim ta umowa zostanie klepnięta, musiałem zadbać osobiście jeszcze


o kilka kwestii.

– Okej, wprowadź mnie we wszystko – powiedział mój brat, gdy tylko


wszedłem do swojego gabinetu. – Mam dzisiaj trzy spotkania i liczę na to,
że uda mi się skrócić dwa z nich do mniej niż dziesięciu minut. Na czym

stoimy, jeśli chodzi o przedłużenie umowy dla Penelope Lauren &


Associates?

– Wszystko już uzgodnione, ale chciałbym poprawić klauzulę o zakazie


spoufalania.

– Poprawić ją czy usunąć?

– Usunąć.

– Dlaczego? – zapytał, a potem wzruszył ramionami, śmiejąc się. –

Zamierzasz przespać się z Penelope? Nie wyobrażam sobie, żeby ona


kiedykolwiek zechciała to z tobą zrobić. Ma na to za dużo klasy, jest zbyt
mądra, zbyt… – Natychmiast zamilkł, jakby właśnie spłynęła na niego
prawda. A potem zaczął krążyć po moim gabinecie. – Proszę, tylko mi nie
mów, że już przeleciałeś Penelope…

– Okej, nie powiem.

– Czy ciebie pogięło? – W tej chwili krążył jeszcze szybciej. – Właśnie


zaczynałem myśleć, że się zmieniłeś, już zdążyłem pomyśleć, że „on się w
końcu ogarnie”, a ty mi udowadniasz, że tak nie jest. Nic dziwnego, że tak
dobrze ci szło podczas kampanii…

– Wolę twoje tyrady, gdy wcześniej je przygotujesz – stwierdziłem. –

Dzięki temu nie brzmią tak, jakby wypowiadało je dziecko.

– Czy wy się pieprzyliście przez cały ten czas?

– Nie cały czas. Wczoraj się nie pieprzyliśmy.

– Bądź poważny, gdy ze mną rozmawiasz. – Wstał, wyglądając na


zatroskanego. – Czy to tylko przelotny romans, który odbije się na nas
pozwem o molestowanie seksualne, czy to prawdziwy związek?

– To drugie.

– Okej, to już jakiś początek. – Padł na kanapę i złapał się za serce. – To


bardzo dobry początek. A jeśli mogę wiedzieć, w razie gdybym musiał cię
potem kryć, kiedy to się zaczęło?

– Zanim zaczęła tu pracować. To przez nią nie zjawiłem się na ceremonii


przecięcia wstęgi w Oasis. Poznaliśmy się w klubie i przespaliśmy się ze
sobą, a potem spotkaliśmy się znowu, gdy zjawiłem się w jej firmie. To
śmieszne, ale pewnie i tak bym się za nią uganiał, nawet gdybyśmy razem
nie pracowali.

– I oczekujesz, że w to uwierzę?

– Nie mam powodu, by kłamać.

– Prawda – stwierdził i westchnął. – Kontynuuj.

– Ale do ponownego zbliżenia doszło dopiero po upływie trzydziestu dni od


chwili podpisania przez nią umowy – wyjaśniłem. – A nawet wtedy seks
nie był taki, jak wcześniej z innymi kobietami.

– Chodzi ci o to, że tym razem były tęcze i motylki?


– Były w tym uczucia. Małe, ale jednak uczucia.

Uniósł brwi, wyglądając, jakby właśnie usłyszał najbardziej szokującą


rzecz ze wszystkich, które mu właśnie przekazałem.

– A więc chcesz usunąć ten zapis z umowy, żebyś dalej mógł z nią sypiać?

– Wolałbym użyć wyrażenia „być w związku”.

Leo wstał, podszedł do mnie i przyłożył mi dłoń do czoła.

– Źle się dzisiaj czujesz?

– Przeciwnie, dobrze, ale dzięki, że pytasz – odparłem. Zignorowałem jego


śmiech. – Po prostu powiedz, że usuniesz ten zapis.

– Na pewno to zrobię – powiedział, patrząc na swój zegarek. – Ale


będziemy musieli to szczegółowo omówić i będę się musiał upewnić, że
ona nie zamierza cię zaskarżyć i że rada się na to zgodzi.

– W porządku.

– To bardziej niż w porządku – odparł i ruszył w stronę wyjścia. –

Zadzwonię do ciebie dziś wieczorem.

Zająłem miejsce przy biurku i w przygotowanej dla Penelope umowie


zapisałem dwadzieścia milionów zamiast sześciu. Potem zacząłem
wymazywać korektorem zapis o zakazie spoufalania się.

– Panie Dalton? – Z głośnika rozległ się głos Lindy. – Pani Lauren tu jest.
Mam ją wpuścić?

– Tak, proszę.

Drzwi się otworzyły i do mojego gabinetu weszła Penelope. Zbliżyła się,


wyglądała tak, jakby nie wiedziała, czy powinna mnie pocałować na
powitanie, czy nie. Podczas randek lub spotkań w różnych miejscach stało
się to dla nas nawykiem, ale kiedy widywaliśmy się w pracy, wciąż
dochodziło do niezręcznej sytuacji, gdy zamieraliśmy i rezygnowaliśmy z
powitania.

– Może pani zająć miejsce – powiedziałem.

– Pani? – Usiadła, wyglądając na lekko zdezorientowaną. – Myślałam, że to


ma być spotkanie o charakterze prywatnym.

– I jest. – Przesunąłem umowę po biurku w jej stronę. – Chcę, aby


rozważyła pani przedłużenie umowy w Dalton International Estates &
Realty. Jest pani bez wątpienia najlepszą specjalistką od PR-u, z jaką
kiedykolwiek pracowałem, a mój zarząd nie może się pani nachwalić.

Wprowadziłem do umowy kilka zmian – przede wszystkim w kwestii


wynagrodzenia i klauzuli zakazującej spoufalania się.

Penelope wzięła kontrakt i przyjrzała mu się.

– To ogromna podwyżka, panie Dalton.

– Zadbam o to, żeby miała pani pełne ręce roboty.

Uśmiechnęła się, ale jej uśmiech szybko zniknął.

– A więc zmieniłeś umowę po to, żebyś mógł publicznie oznajmić, że się


pieprzymy?

– Jestem pewien, że niektórzy już się tego domyślili, ale tak, dzięki temu
będę mógł to potwierdzić. A ponadto w świetle prawa nie będziemy robić
niczego niedozwolonego.

– To… – zaczęła. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, a ja


przygotowałem się na długie kazanie. – To spotkanie o charakterze
prywatnym, o którym mówiłeś mi przez cały weekend, było tylko
wymówką, żebyś mógł mnie poprosić o podpisanie umowy przedłużającej
współpracę?

– To była wymówka, by poprosić cię o zostanie moją dziewczyną.


Próbowała udawać wkurzoną, ale wydały ją zaczerwienione policzki.

– Mogłeś mnie o to zapytać w trakcie weekendu.

– Wtedy byś odmówiła.

– Nie – odparła z uśmiechem. – Stwierdziłabym, że pewnie prosisz mnie o


zostanie twoją dziewczyną po to, żebyśmy mogli częściej uprawiać seks.

– Na pewno będziemy częściej uprawiać seks, ale gdyby o to chodziło, po


prostu poprawiłbym zapis o zakazie spoufalania się w twojej umowie i to
wszystko. Proszę cię, żebyś została moją dziewczyną, ponieważ uważam,
że chyba naprawdę cię lubię.

– Chyba mnie lubisz? Uroczo. Jeśli w ten sposób miałbyś pisać listy
miłosne, to chyba nigdy za ciebie nie wyjdę.

– Chyba nigdy cię o to nie poproszę.

Zaśmiała się. Dołączyłem do niej, nie mogąc się powstrzymać.

– Okej, ale żarty na bok. Czy ty mówisz poważnie, Ryan?

– Co do bycia moją dziewczyną? Tak. Co do małżeństwa? Zależy, czy za


kilka lat wciąż będziemy razem.

– Rozumiem. – Wstała, obeszła moje biurko i usiadła mi na kolanach. –

Cóż, przyjmę propozycję bycia twoją dziewczyną, ale chciałabym


negocjować warunki.

– A co tu niby jest do negocjowania?

– Musisz obiecać, że będziesz lepszym klientem. A ponadto w końcu


musimy zacząć uprawiać seks w twoim gabinecie.

– Na ten pierwszy warunek mogę się zgodzić. – Nakryłem jej usta swoimi i
rozpiąłem zamek jej sukienki. – A drugiego nie musimy w ogóle omawiać,
bo dojdzie do tego jeszcze dzisiaj…
KONIEC

List do czytelniczki

Droga Niesamowita Czytelniczko,

dziękuję za czas, który poświęciłaś, by przeczytać tę książkę! Mam nadzieję,


że dobrze się bawiłaś i czytałaś ją z przyjemnością, tak jak ja z
przyjemnością ją pisałam.

Jeśli NAPRAWDĘ Ci się spodobała i masz trochę czasu, proszę, podziel się
recenzją lub znajdź mnie na Facebooku, żebym mogła Ci osobiście
podziękować ☺ Jeśli Ci się nie podobała, to… cóż, zachowaj to dla siebie!

LOL. (Tylko żartuję. Możesz dać mi znać, żebym wiedziała, co mogę


poprawić następnym razem!)

Jestem Ci ogromnie wdzięczna za Twój czas i mam nadzieję, że moja


kolejna książka również trafi na Twoją półkę.

https://www.facebook.com/AuthorWhitneyG/?ref=hl

Kocham

Whitney G.

Spis treści:

Okładka

Karta tytułowa

Od Autorki

Klient

Specjalistka od PR-u
Klient

Specjalistka od PR-u

Specjalistka od PR-u

Klient

Specjalistka od PR-u

Klient

Klient

Specjalistka od PR-u

Klient

Specjalistka od PR-u

Klient

List do czytelniczki

Karta redakcyjna

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Cocky Client

Redaktor prowadząca: Marta Budnik

Wydawca: Agata Garbowska

Redakcja: Aleksandra Zok-Smoła


Korekta: Marta Akuszewska

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © Nestor Rizhniak/Shutterstock.com Zdjęcie w


książce: © sakkmesterke/Shutterstock.com Copyright © 2017 Whitney G.

Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz


Kierus

Copyright © for the Polish translation by Sylwia Chojnacka, 2020

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone.

Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki


całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania
pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2020

ISBN 978-83-66654-33-4

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: redakcja@wydawnictwokobiece.pl

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie


www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek


Document Outline
Karta tytułowa
Od Autorki
Klient
Specjalistka od PR-u
Klient
Specjalistka od PR-u
Specjalistka od PR-u
Klient
Specjalistka od PR-u
Klient
Klient
Specjalistka od PR-u
Klient
Specjalistka od PR-u
Klient
List do czytelniczki
Karta redakcyjna

You might also like