Professional Documents
Culture Documents
Intencją autora My Secret Life było pisać – jak to sam ujmował – „bez
najmniejszego poważania dla tego, co cały świat uważa za przyzwoite”.
Zbierając materiały do swoich dzienników, miewał momenty, które profesor
Marcus odnosił do doświadczeń Leopolda Blooma: „Bohaterowi zdarza się
podglądać kobiety, które defekują i oddają mocz”.
Po przeczytaniu pierwszych trzech z czterech części Zapisków
Podglądacza (Foos podsyłał mi kolejne wydruki zimą i wiosną 1980 roku),
doszedłem do wniosku, że podobnie jak autora My Secret Life, Foosa
fascynowało przekraczanie osobistych granic i sporządzanie relacji z tego,
co zachodzi w najbardziej prywatnej z ludzkich przestrzeni: łazience.
Donna wynajęła pokój atrakcyjnej młodej kobiecie z Lemon
w Kolorado, która powiedziała, że jej mąż będzie brał udział
w konferencji armii rezerwowej, w związku z czym będą potrzebowali
noclegu na jedną dobę. Dostali pokój numer 6.
Około 16.00, kiedy Donna pojechała już na dyżur w szpitalu,
wszedłem na strych, żeby podejrzeć nowego gościa.
Zaraz po wejściu do pokoju kobieta włączyła telewizor i poszła do
łazienki, gdzie głośno oddała mocz. Okazało się, że dosiada sedesu
bokiem, nie twarzą na wprost jak większość osób.
Ludzie bardzo się różnią w podejściu do deski klozetowej. Niektórzy
siadają oparci plecami o zbiornik wody, inni pochylają się w przód,
czasami tak daleko, że przynajmniej raz widziałem człowieka, który
w trakcie wypróżniania się upadł na twarz. Najdziwniejszy ze wszystkich
był klient, który zawsze siadał na sedesie twarzą do ściany, a ręce
opierał o zbiornik z wodą. Wielu gości w ogóle unikało kontaktu z deską
i tylko kucali nad muszlą klozetową, prawdopodobnie z obawy przed
zarazkami. Zaobserwowano wszystkie możliwe pozycje siedzenia na
sedesie.
Po wyjściu z łazienki kobieta się rozebrała, ukazując uradowanemu
Podglądaczowi swe piękne ciało. Przez następne półtorej godziny
układała, poprawiała i starannie zdobiła swoje włosy, ale była tak
wybredna, że wciąż coś jej nie pasowało. Całą wieczność zajęło jej
zakładanie, zdejmowanie i ponowne zakładanie pary kolczyków. Za
każdym razem patrzyła bądź z uwielbieniem, bądź z dezaprobatą na
swoje odbicie w lustrze.
W jednej chwili uśmiech znikał z jej twarzy, a jego miejsce zajmował
grymas obrzydzenia.
Jej mąż w końcu do niej dołączył po zakończonym spotkaniu
rezerwistów. Objęli się na powitanie, a kiedy skończyli rozmawiać o jego
wieczorze, kobieta zdenerwowała się, że nie zauważył jej nowych
kolczyków ani tego, że przekłuła sobie uszy. W trakcie tej nieprzyjemnej
wymiany zdań on oskarżył ją o rozrzutność. Na to ona jeszcze mocniej
się oburzyła i powiedziała, że przekłucie uszu i kupno kolczyków było dla
niej jednym z głównych powodów, dla których zdecydowała się
towarzyszyć mu w jego podróży do Denver. Wkrótce wyszli oboje na
kolację, a po powrocie sprawiali wrażenie pogodzonych ze sobą.
Włączyli telewizor, mąż poszedł do łazienki, a wtedy jego żona szybko się
rozebrała. Zsunęła ramiączka biustonosza, włożyła przez głowę długą,
grubą koszulę nocną i zdjęła stanik do końca. Położyła się do łóżka
i zakryła kołdrą po szyję.
Jej mąż wrócił, wyłączył telewizor i światło, ale zostawił uchylone
drzwi łazienki, w której lampa pozostała włączona. Dzięki temu możliwa
była przynajmniej częściowa obserwacja tej nieszczęśliwej pary. Mąż
wszedł w swoją żonę bez najmniejszej gry wstępnej czy choćby
minimalnego nawilżenia. Rozpoczął akt seksualny mocnymi pchnięciami
i zakrył się kołdrą aż po kark, żeby nikt nie mógł zobaczyć jego ruchów.
Kobieta narzekała na ból, na co on odparł tylko:
– Ty zawsze mówisz, że cię boli.
I dalej napierał lędźwiami, aż jakieś pięć minut później osiągnął
orgazm. Ona nie zaznała odrobiny przyjemności. Zaraz potem znowu
skarżyła się, że mąż nie zauważył i nie pochwalił jej kolczyków.
Wniosek: tak oto wygląda prawdziwe życie. Tak żyją prawdziwi
ludzie! To straszne, że sam muszę dźwigać ciężar moich obserwacji. Ta
para nigdy nie znajdzie razem szczęścia, rozwód jest nieunikniony. Mąż
nie ma bladego pojęcia o seksie. Potrafi tylko penetrować i napierać na
małżonkę po ciemku aż do wytrysku.
Przez mój voyeuryzm stałem się pesymistą i nie mogę sobie
wybaczyć, że doprowadziłem swoją duszę do takiego stanu. Najgorsze
jest to, że większość obiektów moich obserwacji to dokładne kopie tych
dwojga. Gdyby tylko każdy człowiek dostał szansę bycia podglądaczem
choć przez jeden dzień, ludzkie życie od razu nabrałoby nowych,
nieznanych dotąd barw.
DZIEWIĘĆ
Ale Foos miał jeszcze raz stracić nad sobą panowanie. Choć i w tym
przypadku rozzłościły go „stołowe” maniery jego gości, to kroplą, która
przelała czarę goryczy, była frustracja czysto voyeurystyczna.
Donna umieściła w pokoju nr 4 parę, która przyjechała do Denver,
żeby kupić bydło. Pochodzili z Roundup w Montanie. Żona była około
dwudziestopięcioletnią uroczą, zgrabną blondynką. Jej mąż był trochę
starszy, przystojny, miał około 180 cm wzrostu i ważył jakieś 90 kilo.
Zameldowali się o wpół do szóstej po południu i kiedy wchodziłem na
strych, robiło się już ciemno.
Przynieśli ze sobą hamburgery z McDonalda i zaczęli je jeść zaraz
po wejściu do pokoju. Od razu zauważyłem, że kobieta jest piękna i ma
fantastyczną figurę. Miała na sobie kozaki, dżinsy i ciasną koszulę
w stylu western. Jasne było, że nosi biustonosz w rozmiarze D.
Patrzę na nich, jak jedzą, i rzuca mi się w oczy ich kompletny brak
manier. Śpieszą się, kawałki jedzenia spadają im na kolana, skąd
strząsają je na podłogę. To już niemal norma, że młodzi ludzie nie
używają serwetek – po prostu wycierają dłonie w spodnie albo pościel.
No cóż, może przynajmniej zobaczę dzisiaj jakiś seks.
Nie rozmawiali ze sobą, przez większość wieczoru on leżał na łóżku
i oglądał telewizję. Ona napisała list, potem poszła do łazienki, gdzie
zamknąwszy drzwi, spędziła prawie godzinę.
Kiedy wyszła, on rzucił obcesowo:
– Tyle tam siedziałaś, że pewnie masz odcisk na tyłku.
Były to jego pierwsze słowa, odkąd weszli do pokoju. Typowa gadka
kowboja. Ta chamska uwaga wyraźnie ją zawstydziła. Kretyn.
Dalej oglądał powtórkę Bonanzy, a ona znów zniknęła za drzwiami
łazienki. Gdy wyszła, miała na sobie koszulę nocną i szlafrok.
Chryste, chyba nigdy nie zobaczę tych wspaniałych piersi! W takich
momentach ciężko jest być podglądaczem. Ona siedzi na fotelu, a on pali
papierosa i gapi się w telewizor. Nie pada między nimi nawet jedno
słowo. Dokładnie to samo, co tutaj obserwuję, dzieje się w jakichś
dziewięćdziesięciu procentach związków.
Dużo później mąż wreszcie się rozebrał i teraz oboje kładą się do
łóżka. Nagle naszła go ochota na seks, ale jej się nie chce, zwłaszcza że
parę godzin wcześniej dotkliwie ją obraził. Kiedy zdjął buty, poczułem
nieprzyjemny zapach. Jeśli zamierzał się do niej zbliżyć, powinien był
wziąć prysznic, ale tego nie zrobił. Obmacywał ją przez koszulę nocną
i szlafrok i po kilku chwilach wreszcie udało mu się ją podniecić.
W tym momencie zacząłem już myśleć, że zobaczę jednak te piersi,
ale nie – on wstaje z łóżka, żeby wyłączyć światło i telewizor!
Teraz jestem już wściekły i zniesmaczony zachowaniem tego
sukinsyna. Mam ochotę go zabić. Tymczasem on wraca do łóżka
i zaczyna swoje amory w dogodnych dla siebie warunkach – po ciemku.
Nie zamierzam się na to godzić. Schodzę ze strychu i idę do swojego
samochodu. Podjeżdżam nim pod drzwi pokoju nr 4, parkuję i zostawiam
auto ze światłami bijącymi w ich okno.
Po powrocie do obserwatorium widzę, że kowboj stoi przy oknie
i wygląda zza zasłony. Narzeka, że „jakiś skurwiel zostawił włączone
reflektory”.
Żeby dokończyć zaloty, przykrywa się kołdrą i w ten sposób blokuje
dostęp światła. W końcu udaje mu się ją rozebrać, bo widzę jej dłonie
z boku łóżka, jak wysuwają się spod kołdry i rzucają koszulę nocną na
podłogę. Pokój jest dobrze oświetlony i kowboj zaczyna swoje zwierzęce
pchnięcia. Kończy po trzech minutach, natychmiast z niej wychodzi
i idzie do łazienki.
Nareszcie widzę jej ciało, kiedy odkrywa kołdrę, żeby usunąć
nasienie z pochwy na moje prześcieradło. Ma piękne proporcje, ale
podejrzewam, że jest niemożliwie głupia.
Jej mąż wraca z łazienki i zauważa, że światła samochodu cały czas
są włączone.
– Ciekawe, o co chodzi z tymi reflektorami – mówi.
Ten palant nigdy się tego nie dowie, za to ja wiem dokładnie, o co
chodzi w jego żałosnym życiu.
Wniosek: wciąż nie potrafię powiedzieć, jaką właściwie odgrywam
rolę. Wygląda na to, że zostałem obarczony obowiązkiem dźwigania tego
ciężaru na swoich barkach, a do tego muszę trzymać język za zębami.
Jeżeli taką właśnie rolę wyznaczy mi próżność bądź los, ten
niesprawiedliwy kompromis z czasem powali mnie na kolana. Moja
depresja rośnie, ale zamierzam kontynuować swoje badania. Zdarzało
mi się myśleć, że być może wcale nie istnieję, a jestem tylko wytworem
wyobraźni moich obiektów. Nikt i tak nie uwierzyłby w to, co osiągnąłem
jako podglądacz, a zatem moje życie jako manifestacja cudzych marzeń
sennych wydaje się sensowną hipotezą.
Z całą pewnością istnieje jakaś korelacja między profilem
społecznym poszczególnych gości a skłonnością do uprawiania seksu
przy wyłączonych światłach. Osoby z obszarów wiejskich,
niewykształcone, należące do mniejszości rasowych, ludzie starsi
i wychowani na Południu – ci w przeważającej mierze wolą seks po
ciemku. Moje doświadczenie pozwala mi przewidzieć niemal od razu,
którzy z gości będą się kochali przy wyłączonym świetle. Trudno to
wyjaśnić, ale dysponuję dokładnymi zapiskami z ponadrocznego okresu
i dziewięćdziesiąt procent gości, którzy wyłączają światło, należy do
którejś z wymienionych wyżej kategorii.
JEDENAŚCIE
Drugi motel Geralda nazywał się Riviera i stał przy East Colfax
Avenue 9100, jakieś dziesięć minut drogi samochodem od Manor House.
Mieścił się w dwupoziomowym budynku i składał z siedemdziesięciu
dwóch pokojów. Foos zamontował w nim ledwie cztery atrapy kratek
wentylacyjnych, bo płaski dach uniemożliwiał swobodne przemieszczanie
się po strychu. Tak więc obserwacyjną centralą pozostał Manor House.
„Podglądacze są kalekami, skromnie obdarowanymi przez Boga”, pisał
Gerald. „Stwórca powiedział do nas: «Możecie patrzeć, ale na własne
ryzyko»”. W innym liście, pełnym wspomnień znad morza, porównywał
podglądacza do „chronometru na statku, nieprzerwanej warty, do strażnika
w stanie najwyższej czujności. […] Podglądacz to ten, który nocą siedzi
wyprostowany, nigdy nie zasypia i czeka na kolejną obserwację”.
W Boże Narodzenie 1991 roku Gerald i Anita odwiedzili Nowy Jork
i zatrzymali się w hotelu niedaleko mojego domu. Właśnie skończyłem
pisać jedną książkę i przygotowywałem się do następnej. Tym razem miały
to być wspomnienia zatytułowane A Writer’s Life, obejmujące lata
spędzone przeze mnie na Uniwersytecie Alabama (na początku lat
pięćdziesiątych), a później w redakcji „New York Timesa”, gdzie
relacjonowałem różne incydenty i konfrontacje, które miały miejsce
w trakcie walki o prawa obywatelskie, między innymi opisywałem brutalną
policyjną pacyfikację demonstracji (tak zwaną krwawą niedzielę) w mieście
Selma w stanie Alabama, do której doszło 7 marca 1965 roku.
W 1993 roku zostałem zaproszony do współpracy z magazynem „New
Yorker”. Jednym z tematów, o których rozmawiałem z nową redaktorką,
Tiną Brown, była historia Podglądacza i jego motelu. Tina była nią
zafascynowana, ale Gerald nie chciał ujawnić swojej tożsamości, więc
napisanie artykułu o nim było wykluczone. Minęło już ponad dziesięć lat,
odkąd Foos się ze mną skontaktował. Ponieważ nie mam w zwyczaju
zatajać informacji przed moimi czytelnikami, a wątpiłem, by Gerald
kiedykolwiek zgodził się na podanie swego nazwiska w prasie, uznałem, że
jego historia nigdy nie zostanie opublikowana.
Kiedy w 1996 roku byłem w Alabamie, gdzie uzupełniałem informacje
potrzebne mi do książki A Writer’s Life, dostałem wiadomość od Foosa,
który pisał, że kończy swoją przygodę z prowadzeniem motelu. Miał wtedy
ponad sześćdziesiąt lat i był tak mocno dotknięty artretyzmem, że nie mógł
już wspinać się po drabinie ani czołgać po podłodze strychu i szukać
wygodnej pozycji przy otworach wentylacyjnych.
Anita i ja przeszliśmy na emeryturę 1 listopada 1996 roku. Tego dnia
sprzedaliśmy Rivierę, a już w sierpniu 1996 roku znaleźliśmy kupca na
Manor House.
Tym samym przestały działać laboratoria obserwacyjne w obydwu
motelach i muszę przyznać, że było w tym coś rozdzierającego
i ostatecznego.
Nie wrócę już zatem w tę bezpieczną przestrzeń, w to święte miejsce,
gdzie obowiązywała tylko prawda i szczerość. Ale jestem pewien, że
nabrałem dość sił fizycznych, żeby iść dalej przez życie bez konieczności
uciekania do moich tajnych platform obserwacyjnych.
Foos pisał, że przed dokonaniem transakcji osobiście zdemontował
kratki wentylacyjne i zasłonił otwory w sufitach, „żeby chronić dobre imię
i interesy nowych właścicieli”.
Gerald i Anita kupili ranczo w Cherokee Park w Górach Skalistych
i zamierzali spędzać na nim niemal tyle samo czasu, co w domu na polu
golfowym w Aurorze. Od czasu do czasu Foosowi udawało się przechadzać
po trawiastym polu bez pomocy laski, ale bolące plecy uniemożliwiały mu
grę. Znaczną część wolnego czasu spędzali więc razem, łowiąc ryby
w pobliskim jeziorze albo urządzając sobie przejażdżki motorem po
okolicy; niekiedy wypuszczali się dalej, w północne rejony Kolorado, gdzie
Gerald się wychowywał.
Zatrzymałem się przed gospodarstwem, zapukałem do drzwi, a kiedy
otworzył je nastoletni chłopiec, powiedziałem mu, że dorastałem w tym
domu. Po krótkiej wymianie zdań zaprosił mnie do środka. Nie za wiele
sobie przypomniałem, bo wnętrze zostało znacznie przerobione i jedynym
widocznym elementem z przeszłości były schody prowadzące na piętro.
Stanąłem przy oknie kuchennym, przez które wyglądała moja matka i po
śpiewie ptaków goszczących w karmniku nazywała kolejno wszystkie
gatunki. Pamiętam, że pomyślałem sobie wtedy: Są miłośnicy ptaków, są
amatorzy oglądania gwiazd i są też tacy jak ja – ludzie, którzy oglądają
innych ludzi.
Bardzo tęsknił za swoimi motelami, choć próbował przekonać samego
siebie, że do ich sprzedaży skłoniły go nie tylko problemy zdrowotne.
Uważał mianowicie, że branżę przydrożnych noclegowni czeka powolna
zapaść. Kiedy zaczynał, czyli na początku lat sześćdziesiątych, standardy
moralne były wciąż dość surowe i ludzie szukający dogodnych warunków
do schadzek często wybierali miejsca takie jak Manor House, aczkolwiek
Foos zarzekał się, że prowadził swój biznes w bardziej odpowiedzialny
sposób niż większość właścicieli podobnych lokali, którzy wynajmowali
swoje pokoje bez zadawania klientom niewygodnych pytań. Gerald nie
tylko zadawał pytania, żeby potwierdzić tożsamość gości, ale kiedy tylko
mógł, patrzył przez lornetkę na rzędy zaparkowanych aut i notował numery
rejestracyjne każdego samochodu.
Tak czy owak, klienci dotychczas odwiedzający Manor House i jemu
podobne niewielkie motele – napaleni kochankowie, swingerzy,
homoseksualiści, pary mieszane rasowo, cudzołożnicy i cudzołożnice oraz
inni ludzie, którzy woleli komfort bezpośredniego przejścia z samochodu
do pokoju, bez zahaczania o recepcję i korzystania z windy – obecnie bez
najmniejszego zażenowania wynajmowali pokoje w renomowanych
hotelach i wysokiej klasy przydrożnych motelach. W większości tego typu
przybytków w pokojach znajdowały się telewizory z dostępem do kanałów
pornograficznych.
Oczywiście nikt tak dobrze jak Gerald nie rozumiał różnicy między
oglądaniem pornografii w telewizji a obserwowaniem ze strychu ludzi
naprawdę uprawiających seks; i właśnie tego najbardziej mu brakowało,
kiedy myślał o swoich motelach. Zdarzało się, że przejeżdżając obok
Manor House czy Riviery, zatrzymywał auto przy krawężniku na
neutralnym biegu i z oddali patrzył na miejsce, które znał tak dogłębnie
i którym niegdyś kierował, będąc wówczas – jak sam siebie nazywał –
„Najwspanialszym Podglądaczem Świata”.
Pamiętał nie tylko konkretne pozycje i kształty splecionych ciał, ale też
nazwiska gości, numery pokojów i to, co czyniło każdy podglądany przezeń
epizod wyjątkowym: cudowną parę nauczycielek lesbijek z Vallejo
w Kalifornii; małżeństwo z Kolorado i ich młodego byczka z firmy
dystrybuującej odkurzacze; przepiękną miłośniczkę wibratorów z Missisipi,
która przez chwilę pracowała w Manor House jako pokojówka; pochodzącą
z Oakland zadziwiającą kandydatkę na Miss Ameryki, która w pokoju
numer 5 spędziła dwa tygodnie z mężem, ale ani razu się z nim nie kochała;
matkę z przedmieścia, która spotykała się na erotyczne poranki z lekarzem,
a potem wracała do domu na kolację z dwójką małych dzieci i przystojnym
mężem; no i szczęśliwą i napaloną parę z Wichita w Kansas, o których
napisał w dzienniku: „Szkoda, że nie zostali dłużej”.
Te i podobne obrazy pojawiały się w jego umyśle z niezwykłą precyzją,
jakby zupełnie nietknięte upływem czasu. Gerald dobrze pamiętał głos
kobiety, która zadzwoniła do Manor House ponad trzydzieści lat wcześniej,
na początku lata 1967 roku, żeby zamówić pokój na cztery dni.
Powiedziała, że niedługo przyleci do Denver z Los Angeles i że kiedy
mieszkała w tym motelu poprzednio, ktoś z kierownictwa odebrał ją
z lotniska. Działo się to jeszcze za czasów poprzedniego właściciela, ale
Gerald obiecał, że po nią pojedzie. Platforma obserwacyjna na strychu
działała wówczas drugi rok.
Przed punktem odbioru bagaży spotkał schludną, dwudziestoparoletnią
brunetkę. Miała na sobie bawełnianą sukienkę w kwiaty i białe rękawiczki.
Podróżowała z jedną, dużą walizką ze skóry. Kiedy byli już w samochodzie,
powiedziała, że zdobyła licencjat z pedagogiki, ale chce studiować prawo
na Uniwersytecie Kolorado. Interesowało ją prawo spadkowe. Wyjaśniła
Geraldowi rwącym się, oficjalnym tonem wykładowczyni:
– Do podziału jest wielka fortuna. Śmierć jej właściciela sprawi, że
będzie to konieczne, spadkobiercy zażądają prawomocnego orzeczenia.
Dalecy krewni upomną się o swoją część spadku i prawo często będzie po
ich stronie. Właśnie wtedy w ich życiu pojawię się ja.
Ponieważ Gerald pierwszy raz spotkał się z niezameldowanym jeszcze
gościem poza terenem motelu, był powściągliwy, mimo że zżerała go
ciekawość. Chciał zachować pozory przyzwoitości przynajmniej w drodze
na miejsce, w którym – wiedział to już na pewno – jego następny krok miał
być zupełnie nieprzyzwoity. Mimo iż kobieta mówiła otwarcie o swoich
zawodowych aspiracjach, nie chciał jej urazić osobistymi pytaniami o to,
czy ma męża albo znajomych w Denver. Wystarczyło, że okazywał
zainteresowanie jej opiniami na temat prawa, na przykład w kwestii kary
śmierci, co do której oboje zadeklarowali wyraźny sprzeciw.
Kiedy zajechali przed motel, a Donna, która wówczas jeszcze była jego
żoną, wydała dziewczynie klucz do pokoju, Foos poszedł prosto na strych
i zapisał to, co zaobserwował.
Zdjęła w końcu koronkową halkę i biustonosz. Miała nadzwyczajnie
duże piersi, takie, które kryją się pod ciasnym stanikiem i pragną się
spod niego wyswobodzić. Po godzinie rozpakowywania się i rozkładania
swoich rzeczy wreszcie położyła się nago na łóżku i zaczęła się delikatnie
pieścić. Dochodząc, wyprostowała nogi i uniosła lekko tułów.
Podglądacz masturbował się wraz z nią, aż do orgazmu.
Następnego dnia zamienili ze sobą kilka słów w recepcji. Potem
klientka pojechała taksówką na uczelnię, a wieczorem znów się
masturbowała przed snem. Robiła to przynajmniej raz dziennie przez
cały swój pobyt i za każdym razem Podglądacz się do niej przyłączał.
Kiedy się wymeldowała, Donna zamówiła jej taksówkę na lotnisko,
a Podglądacz został na strychu. Nie chciał się z nią żegnać. Wolał zachować
ją w pamięci nagą, dającą rozkosz sobie i jemu. Owa kobieta już nigdy nie
wróciła i Foos nie miał pojęcia, jak potoczyło się jej życie, ale dla niego
pozostała na zawsze gościem Manor House, nieświadomym obiektem jego
pożądania i jedną z kobiet, które za młodu oglądał, a które na starość
wspominał jako dawny podglądacz.
Można by pomyśleć, że Foos wyśnił sobie ten harem, ale najlepsze było
to, że wszystkie te kobiety rzeczywiście pojawiły się w jego życiu. Nie były
wytworami jego wyobraźni, widział je wszystkie na własne oczy. Jego
obserwacje stanowiły najprawdziwszy wycinek życia i tylko potwierdzały,
jak niepełny jest obraz kreowany przez ludzi w takich miejscach jak centra
handlowe, dworce kolejowe, stadiony, biurowce, restauracje, kościoły, sale
koncertowe czy uczelniane kampusy.
Przez tyle lat Foos miał niczym nieograniczony dostęp do ludzkich
tajemnic, ale teraz, mimo że w dowolnym momencie potrafił ożywić
pamięć tysiącem obrazów, wiedział, że nie zazna więcej tego dreszczu
emocji, jaki towarzyszył mu, ilekroć gość jego motelu wchodził do
wynajętego pokoju. Miał już nigdy nie usłyszeć klucza przekręcanego
w zamku, zobaczyć kobiety przekraczającej próg pokoju, podsłuchać
rozmowy męża z żoną rozpakowujących walizki. Mógł zapomnieć
o widoku zdejmowanego biustonosza, kobiety wchodzącej do łazienki,
mężczyzny odkrywającego kołdrę i wypowiadającego słowa, które – jeśli
tylko brzmiały kusząco – napełniały i jego samego, tam na górze, palącym
podnieceniem.
Rzecz jasna zawsze mógł się tylko domyślać, co go czekało za chwilę,
ale ta niepewność była częścią frajdy, tak jak było nią niechybne
zaskoczenie i zawód. Cokolwiek widział, tylko wzmagało to w nim głód
zobaczenia więcej. Był uzależniony od patrzenia. Karmił się cierpliwym
wyczekiwaniem. I właśnie z tego rezygnował, sprzedając swoje motele.
TRZYDZIEŚCI