You are on page 1of 153

Maciej Drzewicki

Grzegorz Kubicki
W S T Ę P 9

R O Z D Z I A Ł 1

KRÓL PODWÓRKA 11
R O Z D Z I A Ł 2

KRÓL SŁUPSKA 50
R O Z D Z I A Ł 3

UCIEKINIER 81
R O Z D Z I A Ł 4

MISTRZ ŚWIATA 113


R O Z D Z I A Ł 5

MISTRZ Z HAMBURGA 149


R O Z D Z I A Ł 6

KRÓL ŻYCIA 196


RO Z D Z I A Ł 7

KONIEC KARIERY 239


R O Z D Z I A Ł 8

DAREK MILIONER 267

ZAWODOWE WALKI DARIUSZA MICHALCZEWSKIEGO 296



6 7
WSTĘP
To książka o  mnie takim, jakim byłem i  jestem naprawdę.
Tak chciałem, żeby wyglądała. Żadnego lukrowania, udawania,
pomijania niewygodnych faktów. I choć dziś na wiele spraw pa-
trzę inaczej niż wtedy, gdy byłem młodym, pełnym ambicji spor-
towcem, szukającym swego miejsca w życiu uciekinierem z ko-
munistycznej Polski do Niemiec, czy już uznanym mistrzem świa-
ta, bokserem, który w sumie dwadzieścia trzy razy bronił swojego
tytułu, to przecież nie wymażę swojej historii, nie jestem w sta-
nie niczego zmienić. Jedyne, co mogę, to stwierdzić czasami: dziś
pewnie postąpiłbym inaczej.
To prawdziwa historia chłopaka z gdańskiego Przymorza, któ-
ry miał marzenia. I smykałkę do boksu. I może jeszcze tyle ambi-
cji i samozaparcia, by nie bać się dążyć do realizacji wszystkiego,
czego zapragnął.
9
Rozmawiamy o wszystkim – o sporcie, o życiu w Polsce i w Nie­m­
czech, o cudownych rzeczach, które mi się wydarzyły, i o wszystkich
zakrętach, które pokonywałem – czasem ledwo, ledwo. O baletach,
imprezach, życiu celebryty. I o kobietach. Zwłaszcza o kobietach. Za-
wsze szczerze. Czasem może nawet brutalnie szczerze. Ale tak miało
być i z tego cieszę się najbardziej.
Mam fajne życie, trudno byłoby wymyślić sobie lepsze. Przy-
gotowanie tej książki było dla mnie cudowną podróżą do prze-
szłości. To cały ja. Miłej lektury. Mam nadzieję, że się nie zawie-
dziecie.

Dariusz Michalczewski
R O Z D Z I A Ł 1

KRÓL PODWÓRKA
10
∞ Ojciec ∞ Mieszkanie na Kołobrzeskiej ∞ Smurkul i Dagusia ∞
∞ Pierwsza walka: w przedszkolu ∞ Szkolny chuligan ∞
∞ Podwórkowe przyjaźnie ∞ Boks, moja miłość ∞ Dorota po raz pierwszy ∞
∞ Zawodówka „pod kontrolą” ∞
Twoje pierwsze wspomnienie z dzieciństwa? Pamiętam wizyty u ojca w szpitalu. Zawsze jak przyjeżdżaliśmy
– Jak gram z ojcem w piłkę. Ojciec się na mnie przewrócił i jakoś na oddział, słyszałem rozmowy dorosłych: ten już nie żyje, tam-
tak przygniótł, że nie mogę się ruszyć, prawie nie mogę oddy- ten nie żyje. Mówię wam, padali wokół jak muchy – kostnica to
chać. Ale to i tak jedno z najszczęśliwszych takich wspomnień, była, a nie szpital. A mój tata cały czas żył.
w których on występuje. Męczył się z tym siedem lat. Zachorował jako trzydziestolatek,
zmarł, jak miał trzydzieści siedem. Miałem wtedy dwanaście lat...
Ile miałeś lat? Wiecie, to przecież ja miałem pięć lat, jak zachorował. Dla mnie
– Pewnie jeszcze do przedszkola chodziłem. Pięć, może cztery. ojciec zawsze był chory, innego go właściwie nie pamiętałem.
Zapamiętałem to tak dobrze, bo niestety w mojej pamięci obrazy Chociaż wiadomo, z roku na rok było coraz gorzej, choroba go
ojca do najmilszych raczej nie należą. Może jeszcze jak ubierali- zjadała. Był bardzo nerwowy, wszystko go wkurzało coraz bar-
śmy razem choinkę. Ojciec, mój brat, siostra i ja... A poza tym pa- dziej. Jak ktoś za głośno drzwi zamknął, to kazał sto razy otwie-
miętam głównie rygor. Mówię wam, w komunistycznym wojsku rać i zamykać. I liczyć przy tym, ale tylko te odpowiednio ciche
tak nie było. Przy ojcu nie można się było potknąć, oblać czymś zamknięcia.
przy jedzeniu albo zamlaskać. Coraz bardziej się męczył, później w domu już na kolanach
chodził, jak miał bóle. Albo długie godziny klęczał przy tapczanie.

KRÓL PODWÓRKA
Czyli krótko was trzymał. Masakra. Pod koniec to już go cały czas bolało.
– Bardzo, bardzo, bardzo. Kochał nas – to na pewno. Kazał się
przytulać, całował nas często itd. To tak. Ale wolności to nam nie I mimo to tak trzymał rygor?
dawał. Wszystko, co się dla niego liczyło, to była nauka. Dzień – No masz. Codziennie trzeba było w domu sprzątać. Wszystko
w dzień nauka. lśnić musiało. A jak nie lśniło, to jeszcze raz – do skutku. Potem
Ojciec miał dużo czasu, nie pracował, był na rencie. Ciągle tyl- zakupy robiliśmy i do nauki. Wszystko musiało być odrobione,
12 13
ko albo leżał w szpitalu – w Akademii, albo wracał z niej do domu, powtórzone, wyuczone na śpiewająco. Odrobiłeś, pokaż. Nie-
albo się do niej wybierał. Tak to pamiętam: szpital – dom, dom nauczone? Wracaj! I tak przez dwie albo trzy godziny.
– szpital. A jak „dom”, to lekcje, lekcje, lekcje. A jak nam to odrabianie lekcji za dobrze szło, to przerabiali-
Dzisiaj sobie myślę, że pewnie wiedział, że szybko umrze, śmy w domu materiał na dwie lekcje do przodu. Ojciec zawsze
i chciał nas wychować, żebyśmy sobie w życiu poradzili. A że wy- miał jakąś wymówkę. Dopiero jak mama przychodziła, to była
chodziło mu to trochę sadystycznie... Pewnie inaczej nie umiał. szansa na chwilę oddechu, na uwolnienie. Mama ojca zagada-
Twardziel taki. ła, my się jakoś mu wymknęliśmy – „mamo, możemy?” – i wtedy
W sumie mu się chyba udało. Moja mama ma teraz dobre było sezamie, otwórz się. Nawet i ze dwie godziny na podwórku.
dzieci. Jesteśmy dobrymi ludźmi, nikogo nie oszukujemy, nikomu Lepiej bywało tylko w piątki albo soboty, kiedy do rodziców
krzywdy nie robimy. Ani ja, ani moja siostra, ani mój brat. wpadali goście, przynosili flaszeczkę, dorośli trochę sobie popili.
Wtedy było więcej luzu. Ojciec już się nie nudził, przy tej flaszce
Co było ojcu? pomagał ludziom pisać pisma do urzędów, bo w tym był dobry,
– Nowotwór węzłów chłonnych. Jakby dzisiaj żył, bym go wyle- i wtedy już się tak nami nie zajmował. Nie przeszkadzało mu, że
czył. Już jak byłem mistrzem świata, dwadzieścia lat temu, już nas w domu nie ma. Zwłaszcza że przy gościach i tak nie mogli-
wtedy bym go wyleczył. Ale na przełomie lat siedemdziesiątych śmy siedzieć w dużym pokoju. A jak zostawaliśmy w swoim, to
i osiemdziesiątych nasza medycyna była jeszcze bezsilna, che- miała być totalna cisza.
mia słaba... Oj, dużo on tej chemii dostawał. Ale i tak wytrzymały Oj, ojciec naprawdę nas męczył. Nie tylko chodzi o  te lek-
był bardzo. cje. Nie mogliśmy na biwaki jeździć, późno do domu wracać,
z kolegami dłużej pograć w piłkę, w kapsle, podchody urządzić schodowej, „dzień dobry” mówiłem. No dobra, oni wiedzieli, że
albo ognisko na plaży. U nas też żadnych imprez robić nie było Darek zawsze coś tam nabroi, ale byłem lubianym łobuzem.
wolno. No, to akurat rozumiem – ojciec był chory. Ale co tam Nie to, że specjalnie coś musiałem zbroić, tak przy okazji wy-
imprezy, skoro nawet na dworze dłużej nie można było zostać. chodziło. No bo wypuść dzieciaka, pełnego temperamentu, siły
Byliśmy bardzo krótko trzymani, mówię wam. Jeszcze dziś pa- fizycznej, tylko na godzinę na dwór. Ta godzina musiała mi za
miętam, jak musiałem spać w środku dnia. Na siłę. Nie tylko po cały dzień wystarczyć. I ciągle albo to komuś wtrzepałem, albo
przedszkolu, nawet jak już zacząłem do szkoły chodzić. Prawdzi- szyba jakaś poszła, a woźny akurat widział... I był problem.
wy dramat – przecież ja zawsze byłem ruchliwy, szybki, wszędzie
mnie było pełno. A tu masz, śpij. Jaka jest różnica wieku między tobą a twoim rodzeństwem?
– Rok. Ja jestem najstarszy, później przyszli oni – rok i miesiąc po
Czyli wracałeś ze szkoły i obowiązkowo jeszcze... mnie. Tomek i Dagusia. Jak ja się urodziłem, ojciec był bardzo dum-
– ...spanie. Wiecie, najgorzej było, jak dzieciaki za oknem słysza- ny. A za drugim razem w szpitalu pyta: „Panie doktorze, no i co
łem. Bo tuż obok było przedszkolne boisko i tam mecze trwały jest?”. A doktor na to: „A co by pan chciał?”. „Obojętnie”. „No to ma
non stop, do późnego wieczora. Leżę i słyszę: „Łysy, podaj”, „An- pan to i to”. Ojciec podobno się załamał (śmiech). Wiadomo, były
drzej, wal”. A ja w łóżku. A jak wstanę, to mam jeszcze posprzątać ciężkie czasy, w domu się nie przelewało...

KRÓL PODWÓRKA
na błysk, a potem do książek.
I wreszcie, na sam koniec, mogłem wyjść na podwórko. No, Dagmara też pasem obrywała?
chyba że ojciec był w  szpitalu. Wtedy wychodziłem wcześniej – No tak. Nyta na nią mówił. Nyta... Tomek był Smurkul, że niby
i na dłużej. Jak matka krzyczała przez okno: „Darek, do domu”, to taki obsmarkaniec. A ja byłem po prostu Darek.
jeszcze zostawałem na godzinkę albo i dłużej. Kilka razy musiała
wołać. A jak ojca zobaczyłem w oknie, to nie musiał wołać. Przez Jesteś podobny do ojca?
14 15
wysoki płot przeskakiwałem bez dotknięcia, byle szybciej wrócić. – Tak, tak. Bardzo. Jestem taki bardzo... Bo ja wiem. Twardy. Nie-
Kat był straszny, rygor trzymał. Ale kochał nas. zależny. Głowę wysoko noszę. Jak on... Na wszystko, co mam,
sam zapracowałem. Od nikogo nigdy niczego nie chciałem.
Był system kar? Poza mamą, trenerem i jeszcze kilkoma ludźmi, którym jestem
– Wpierdol na gołą dupę. Sam przynosiłem pasek, krzesło i dosta- wdzięczny, że byli ze mną, kiedy tego potrzebowałem, nie jestem
wałem serię pasem. nikomu nic dłużny.
Ale tak sobie myślę, że jakby ojciec dłużej żył, to mielibyśmy
Ile razy? zgrzyty jak cholera. Czułem do niego szacunek i respekt, ale po-
– Dziesięć. Ciężko to było wytrzymać, nie myślcie sobie, do dziś to dejrzewam, że tak by to długo nie funkcjonowało. Ręki na ojca na
pamiętam. pewno bym nie podniósł, nigdy, tego jestem pewien. Ale bunto-
wałbym się pewnie, może z domu uciekał... Ja też byłem charak-
To pewnie też ty najczęściej obrywałeś? Z tego, co wiemy, terny – takie mi geny dał. Bałem się go jak cholera. Ale i tak go
opinii najlepszej to ty nie miałeś. kochałem.
– Eeee, gadanie. Dobry chłopak byłem, grzeczny, pomocny.
Do dziś mnie sąsiadki lubią, dobrze wspominają... Spytajcie Mieszkaliście na Kołobrzeskiej na Przymorzu – największym
moich sąsiadów – pani Bendkowska, Klimkowa, Kwaśniewska gdańskim blokowisku.
– wszystkie mnie kochają. Zawsze byłem uczynny: przynieść – Kołobrzeska 69, ostatni blok, tuż koło przedszkola. Trzecie pię-
coś, pomóc, zakupy zrobić, drzwi przytrzymałem od klatki tro, dwa pokoje, jakieś czterdzieści pięć metrów.
To ja ze Smurkulem, jak go nazywał tata, czyli moim młodszym o rok
bratem Tomkiem. Zawsze się kochaliśmy, byliśmy ze sobą blisko,
ale też często walczyliśmy. Powód zawsze się znalazł, tym bardziej
że Tomek ma charakter nie bardziej ustępliwy niż ja.

Niewielkie jak dla małżeństwa z trójką dzieci.


– Eeee, dla mnie było duże... Do dzisiaj nie jestem taki, że u mnie
musi być coś wielkiego, jakieś superluksusy... Dzisiaj mamy z Basią
te trzysta metrów, ale niepotrzebnie... A w domu zawsze było faj-
nie, tylko ojciec był chory. I dlatego zachowywał się tak a nie inaczej.

Czyli pokój dzieliłeś z rodzeństwem?


– No tak. Ja spałem z Tomkiem, Dagusia obok.

KRÓL PODWÓRKA
Jak wyglądał wasz pokój?
– Stał tapczan, taki podwójny, chyba nie składany, łóżko Dagu-
si. No i co... Jedna szafka, biblioteczka z wysuwanym biurkiem,
takim barkiem w zasadzie, ale my używaliśmy tego jako biurka.
I to chyba było już wszystko. Faktycznie, malutkie to mieszkanie.
Duży pokój z kolei, rodziców, to taka meblościanka, łóżko, dwa
16 17
fotele i stolik. I fikus. No tak, jeszcze ten cholerny kwiat. Mówię
wam, taki fikus, że czasem jak liść jeden spadł, to lanie od ojca
też było. Jednego razu nie zapomnę. „Kto strącił ten liść!?” – pyta
ojciec. Podchodzimy po kolei. Ja: „Nic nie zrobiłem”. Tomek też
nie, Dagusia też. Ojciec: „To się zastanówcie i zaraz mi powiecie,
które to”. I wiadomo już, że będzie lanie, że się nie wymigamy.
I Dagucha do mnie w naszym pokoju mówi: „Darek, weź ty się
przyznaj, bo to ja zrobiłam”. No i musiałem się przyznać. I baty
były od starego.

Poważnie, poświęciłeś się za siostrę?


– Dziewczyna w końcu, nie?

A jaki plakat miałeś na ścianie?


– Scorpionsów.

Serio? Jako dorosły się z nimi zaprzyjaźniłeś.


– Naprawdę! I jeszcze Davida Bowiego.
Kołobrzeska 69, tu mieszkaliśmy. Trzecie piętro, dwa pokoje, jakieś
45 metrów kwadratowych. Mało jak dla pięcioosobowej rodziny?
Dla mnie to wtedy było dużo. Zresztą wszyscy tak mieszkali.
Zawsze lubiłem wracać na moje Przymorze. Tu – podczas jednej
z wizyt w latach 90.

Kojarzyłeś wtedy, jaką muzykę grają? Słuchałeś ich piosenek?


– Nie, gdzie tam. W ogóle nie wiedziałem, o co chodzi. Nigdy nie
byłem z tych „muzycznych”. Dostałem gdzieś taki plakat albo
w gazecie znalazłem, to powiesiłem. Ale pamiętam dokładnie,
że tych Scorpionsów miałem. Potem im o tym opowiadałem. Ile
ja mogłem mieć wtedy lat? Siedem-osiem. Czterdzieści lat temu,
a oni wciąż na scenie... Rudolfa Tania jest młodsza od mojej żony
Basi, a sam Rudolf jest w wieku mojej mamy. Bardzo się przyjaź-
nimy, już od ponad dwudziestu lat.

KRÓL PODWÓRKA
Mama pracowała?
– Była księgową, później pracowała w firmie turystycznej. Nie
miała za dużo czasu dla siebie. A  jak tata zmarł, to już tylko
praca, dom, gotowanie, sprzątanie. Nic z tego życia nie miała...
Teraz za to może sobie pozwolić na więcej, wiecie: samochód,
18 19
mieszkanko mebluje w dobrym punkcie nad morzem. Teraz ma
lepiej.

Syn dba...
– No tak. Maria jest tylko zazdrosna o te wszystkie moje ko-
biety (śmiech). Zawsze mi truła: siostra powinna mieć, twój
brat powinien mieć, a ty na te baby wydajesz... A ja jej mó-
wię: „Mamo, to nie moja wina, że jesteś moją mamą. Ani moja
wina, że brat jest moim bratem, a siostra siostrą. Ale już to, że
ta czy tamta jest moją żoną, to już jak najbardziej moja wina”.
Kurczę, nie mogła tego zrozumieć. Zresztą ona najbardziej ko-
cha Tomka, później Dagusię, później jest długo, długo nic i na
końcu jestem ja.

Dobra, dobra, tylko tak mówisz.


– Żart taki. Za to jak z rodziną przychodzimy do mamy na jedze-
nie, to najpierw dostaję ja, dopiero później moja żona i dzieci.
Tradycja.
Dziś mieszkasz niedaleko Przymorza. Lubisz czasem siostra z mężem mieszkają w Hamburgu, mają piękne mieszka-
odwiedzić stare śmieci? nie, dobrze sobie radzą. Dagusia pracuje, Jurek pracuje, mają
– Często jeżdżę tamtędy. Darusiowi, mojemu synkowi, pokazuję, superżycie. Syn ich studiuje, mój chrześniak – Denis, w Wiedniu.
gdzie mieszkałem. Ale sam też lubię ot, tak sobie przejechać koło Ostatnio był w Stanach w ramach jakiejś wymiany, nie wiem do-
szkoły na Kołobrzeskiej, koło boiska, taki sentyment. kładnie. W sumie ja to wszystko opłacam, sponsoruję znaczy.

Wiele się nie zmienia? Miałeś w szkole potyczki o siostrę? Broniłeś jej?
– Kiedyś, jak graliśmy w piłkę, na rezerwie za bramką siedziało z pię- – Tak, zdarzały się. Za Daguchę, czasem za Tomka, który w koń-
ciu, sześciu chłopaków. A dziś wszystkie osiedlowe boiska są puste. cu młodszy był. Nie da się ukryć, przywaliłem parę razy. W sumie
tylko o nich szło, ja o siebie nie musiałem się nigdy bić. Bo i nikt
Czym zajmował się przed chorobą twój ojciec? mnie nie zaczepiał. Uwierzcie, ja nie byłem konfliktowy. Ale jak
– Był radiotechnikiem. Skończył Wyższą Szkołę Morską i miał pły- już ktoś sam chciał, to wiecie...
nąć w próbny rejs. Ubecy go wzięli na rozmowę, chcieli go wcią- Jak byłem w szóstej klasie, to już rządziłem podstawówką. Po-
gnąć w jakąś współpracę. Nie wiem dokładnie, w domu się o tym trafiłem przywalić w łeb, uderzyć w twarz pięścią, obojętnie jak
nie mówiło. Tata się nie zgodził. No to mu nie pozwolili podejść duży byłby przeciwnik. To wystarczyło, żeby mnie wszyscy poznali

KRÓL PODWÓRKA
do egzaminów końcowych. Moja babcia jeszcze jeździła na uczel- i sami nie startowali. A jak już zacząłem boksować w klubie, bę-
nię i prosiła, ale nic nie wskórała. Tata był charakterny. Nie, to dąc w tej szóstej klasie, to już w ogóle nie było tematu.
nie. I poszedł wtedy pracować jako radiotechnik, w zakładzie tuż
przy stoczni w Gdańsku. Ale pracował tam krótko, bo zaraz za- Czyli zanim zacząłeś trenować, już wiemy, że wiedziałeś,
chorował. I siedział już głównie w domu, pracował tylko doryw- co robić z rękami. Mówisz, że w szóstej klasie rządziłeś
czo. Zawsze gdzieś sobie dorobił. podstawówką, a wtedy klas było osiem.
20 21
Najlepiej mieliśmy, jak lał wazony u prywaciarza. Tyle kasy – No, osiem. Tam się mnie bali jak ognia. Ale powtarzam – ja nie
zarabiał, że to się w pale nie mieści. A potem już nie mógł tak byłem taki, żebym specjalnie lubił się bić. Jakoś tak się działo, że
dużo pracować – guzy mu się robiły pod pachami od tej fizycz- jak adrenalina mi skakała, wtedy waliłem w łeb.
nej roboty. Było coraz ciężej. Dostawał chemię. Nawet operację
mu zrobili, ale podobno jak już go otworzyli, to uznali, że nic nie Jakieś kłopoty przez to w szkole?
wskórają, i tylko go zaszyli jako tako. Byli przekonani, że już pój- – Przez ten reżim ojca naprawdę się dobrze uczyłem. W szóstej
dzie do ziemi. Szybko go wypisali, a kiedy później wrócił do szpi- klasie, jak tata zmarł, to miałem same piątki od góry do dołu. Tyl-
tala, to lekarze: „Jak to, to pan jeszcze żyje?”. A on wrócił tylko ko nigdy świadectwa z paskiem nie dostałem, bo miałem najwy-
dlatego, że go właśnie byle jak zaszyli. Zamiast rozpuszczalnych żej dobre sprawowanie, a trzeba było mieć co najmniej wyróżnia-
szwów dali mu jakieś badziewiaste i się zakażenie wdało. jące. A tak wysoko nigdy mi się nie udało doskoczyć.
Twardy był strasznie. Innych „wujków” z oddziału chowali, tyl- Ale co tam. Wiecie, mnie panie w szkole kochały. Naprawdę.
ko on walczył. Pani Baranowska, wychowawczyni, mówiła, że jestem taki łobuz
ze złotym sercem. Do dziś mamy kontakt. Słuchajcie, ona mnie
Z rodzeństwem trzymaliście się razem? w szóstej klasie z lekcji zwalniała. Uczyła matematyki. Ja już za-
– Pewnie. Zadry były, jak wszędzie się zdarza. Ale my się do dzi- cząłem boksować, nie miałem jeszcze wyników, ale a to w gaze-
siaj kochamy bardzo. cie coś napisali, że boksował w reprezentacji Gdańska, a to tre-
Ja mojemu bratu nie pomagam, on jest dumny bardzo, am- ner przychodził do szkoły, pytał się o mnie. I ta moja wychowaw-
bitny, sam sobie radzi w biznesach, ma dom w Oliwie. A moja czyni mnie z ostatnich lekcji często zwalniała. Siedziałem zawsze
Świadectwo zawsze miałem dobre, piątki praktycznie od góry
do dołu. Tylko nigdy nie udało mi się doskoczyć do czerwonego
paska. To przez sprawowanie. Najwyżej miałem „dobre”,
a potrzebne było co najmniej „wyróżniające”.

w pierwszej ławce, tak mi kazała, żebym bardziej się skupiał. Ale


już w tej szóstej klasie często nachylała się nade mną i pytała:
„Masz dzisiaj trening?”. Ja na to: „Mam”. „To bujaj się”.
Nikomu się nie przyznawałem, o co chodzi, innym dzieciom
się nie tłumaczyłem, ona też nie. Nie powiedziała też: „Nie mów
nikomu”. Wiedziała – albo jesteś mądry, albo nie. Wstawałem po
prostu i wychodziłem na trening, a dzieciaki w klasie nie wiedziały,
co się dzieje.

KRÓL PODWÓRKA
Nie pytali? Też pewnie by tak chcieli.
– Pytali. Ale ja nic nie mówiłem.

Przyznaj, że w szkole było tak lekko dzięki tym wszystkim


godzinom nauki z ojcem...
– No nie da się ukryć, wiedzę ogólną mieliśmy dużą, podstawy
22 23
mocne. Ale ja też i byłem zdolny. Szybko się wierszy uczyłem, do-
brze czytałem, szybko liczyłem.

Na co tata stawiał nacisk?


– Na wszystko, nie miał jakiegoś swojego konika. Materiał mieliśmy
przepracowany zawsze z dwa tygodnie do przodu. Na lekcjach to
nie miałem co robić, bo jak nauczycielka jakiś temat z książki robiła,
to ja już byłem „po”. Tyle że to wcale na dobre nie wychodziło. Bo
się nudziłem. A jak się nudziłem, no to rozrabiałem. Strzelało się na
lekcjach skobelkami, z rurki, z gumy, plasteliną.

Jaki przedmiot ci leżał najbardziej?


– Najbardziej to matematyka. Lubiłem liczyć.

A czego nie lubiłeś?


– Biologii. Uczyła mnie – dzisiaj ją widzę inaczej – taka wredna
nauczycielka, u której nie można było głośniej niczego powie-
dzieć. Tak trzymała nas wszystkich pod kontrolą, że głowa boli.
Pani dostawałem do śpiewania. Przed całą szkołą – osiemset dzieci.
Baranowska, Ale co wtedy śpiewałem, dziś już nie pamiętam.
moja W szkolnym zespole wokalnym też śpiewałem. Przydało się
wychowawczyni
później, bo kilka razy wystąpiłem, i to przed naprawdę dużą pu-
w podstawówce,
blicznością: w przerwie warszawskiego koncertu Scorpionsów,
mówiła,
że jestem taki
w Sopocie z Lady Pank, a na festiwalu w Opolu śpiewałem „Taki
łobuz ze złotym ze mnie zimny drań”. Z towarzyszeniem chóru i na żywca. I wy-
sercem. szło całkiem, całkiem.
Wspaniała
kobieta. Zdjęcie Zostawmy szkołę i wróćmy do przedszkola.
z połowy lat 90., Często powtarzasz, że przyjaźnie, które tam się zaczęły,
ale do dziś mamy trwają do dziś.
kontakt. – Było tam kilku chłopaków: Pasztet, Żelazny... To właśnie z Żela-
znym w przedszkolu zaliczyłem moją pierwszą walkę.

KRÓL PODWÓRKA
O co poszło?
– Nie pamiętam już dokładnie. Musieliśmy być dyżurnymi. Wie-
cie, kiedy rodzice przychodzili po dzieci, to tacy dyżurni siedzieli
w szatni i przez mikrofony wywoływali z sal: „Andrzej z czwartej
grupy do domu”, „Marysia z piątej, mama czeka”. Tak czy owak,
tłukliśmy się z Żelkiem, aż się krew lała – na piąchy.
24 25
I jak się ta walka skończyła?
– Nie pamiętam. Tyle mi zostało w głowie, że się naprawdę ostro
grzaliśmy po pyskach.

Ktoś was próbował rozdzielić?


– Czy ja wiem? To były zupełnie inne czasy.
Wiecie, że ja kilka razy uciekłem z przedszkola? Najzabaw-
niejsze, że nikt tam nawet nie zauważył, że Dareczka nie ma.
Nie dość, że nie lubiłem się tego uczyć, czego ona wymagała, to Następnego dnia przychodziłem jak gdyby nigdy nic. Do star-
jeszcze człowiek się normalnie bał. Tak, biologii nie cierpiałem. szych kolegów uciekałem. Oni już chodzili do szkoły, o dwuna-
stej lekcje kończyli i mogli na boisko iść, a ja w tym przedszkolu
Od twojej siostry wiemy, że śpiewałeś w szkolnym chórze. do szesnastej, tylko przez płot patrzyłem, jak się bawią. To kilka
– Panie mnie prosiły, a jak nie chciałem, to obiecywały lepszą oce- razy przez płot przeskoczyłem i już mogłem być z kolegami. Byle
nę z rosyjskiego czy z matematyki. Grzech było nie skorzystać. mnie panie z przedszkola nie zauważyły.
Tym bardziej że głos miałem dobry. Długo to trwało, ze cztery Raz mnie ojciec przyuważył. Ależ ja wtedy wpierdol przy trze-
lata. Od piątej do ósmej klasy. Z prób zawsze szczęśliwy wycho- paku dostałem... Ale widocznie mnie to niczego nie nauczyło,
dziłem. Widocznie nieźle mi to wychodziło, skoro nawet solówki skoro potem znowu zwiewałem.
Z nudów? W piłkę grałeś między innymi z Tomkiem Wałdochem,
– Pewnie tak. Ciepło było, może już lato. Koledzy ze szkoły mieli wa- później znanym piłkarzem, wielokrotnym reprezentantem
kacje, a ja jeszcze w tym przedszkolu muszę siedzieć. To uciekałem. Polski. Też jest z Przymorza.
Tak się jakoś składało, że zawsze miałem starszych kolegów. Wszy- – Praktycznie z  jednego podwórka jesteśmy. Tomek grywał
scy tak mniej więcej o trzy lata więcej mieli. Zawiązała się paczka, z nami, ale nie zawsze. Młodszy był ode mnie o dwa lata, to
wszystko razem robiliśmy – w piłkę graliśmy, po osiedlu się szwen- i  nie zawsze się łapał. Widać już było, że gra dobrze, ale też
daliśmy, po piwnicach kluby robiliśmy. nie mogę powiedzieć, żeby jakoś wyjątkowo się prezentował,
Niestety, nie wszystko, co robiliśmy, było mądre, dzisiaj to że już wszyscy wiedzieli, co z niego wyrośnie. Jeszcze wtedy fi-
wiem. zycznie odstawał. A tam żartów nie było, graliśmy na poważnie.
Na kasę. Każda drużyna wrzucała po pięć stów i zwycięzca brał
Na przykład? wszystko.
– Pamiętam, że w podstawówce butapren się wąchało.
Podobno szybko nauczyłeś się pływać.
Ty też? – Miałem pięć lat chyba, może cztery. Ojciec mnie nauczył. Był
– Na pewno – skoro inni, to dlaczego nie ja? Upijaliśmy się też, ratownikiem – dorabiał sobie jako rencista w wakacje w Szar-

KRÓL PODWÓRKA
sami bimber i wino robiliśmy. Tylko to było jeszcze, jak mój tata locie, takim ośrodku wczasowym zakładów mięsnych, w któ-
żył, więc – na szczęście – musiałem uważać. Nie korzystałem rych pracowała moja babcia. W wakacje długie tygodnie spę-
z tego tak mocno jak inni. Bo wiecie, jakby się stary dowiedział, dzaliśmy zawsze nad jeziorem na Kaszubach, koło Kościerzy-
to by mnie zabił. Na szczęście niczego nie wykrył nigdy. A chło- ny. Ośrodek składał się z takich małych domków wakacyjnych.
paki ostro rządzili. Alkohol to było wtedy coś wyjątkowego. Ina- Tata dostawał zawsze taki niebieski, z literą R wymalowaną na
czej niż teraz. Chłopcy dziesięcio-, jedenastoletni próbujący po- ścianie – od „ratownika”. Pamiętam, że mieliśmy łóżka piętro-
26 27
pijać to dopiero była „odwaga”. Tak to w każdym razie wtedy we. Cudowne czasy – tam się nauczyłem na rowerze jeździć,
widzieliśmy. pływać, szybko biegać. Na kajakach się też pływało, na ryby
chodziło. Chociaż – żebyście sobie nie myśleli – na wakacjach
A jak to wino i bimber robiliście? zawsze też był rygor. Pamiętam dobrze, że było nam dużo
– Nie pamiętam już, kto się na tym znał. Pamiętajcie, że koledzy mniej wolno niż innym dzieciakom w ośrodku. Zawsze wcześ­
byli starsi ode mnie. Jak miałem dwanaście lat, to oni czternaście- niej niż inni musieliśmy wracać do domku. Potem jeszcze obo-
-piętnaście, już znacznie więcej wiedzieli. Ale że ja się umiałem wiązkowe mycie w jeziorze, tata nas sam namydlał. Higiena
dobrze napierdalać, to mnie przyjęli do bandy. musiała być.

Ostry musiałeś być, skoro kumplowali się z tobą o trzy lata W Gdańsku dużo czasu spędzaliście wtedy na plaży, całą
starsi. W tym wieku to przepaść. paczką.
– Dobrze w piłkę grałem, w koszykówkę, szybko biegałem. I jesz- – No tak, w wakacje, jak tylko nie byliśmy z rodzicami na Ka-
cze się potrafiłem bić. To co, zły kolega? A jak w wieku dwuna- szubach, to całe dnie spędzaliśmy na plaży. W końcu to od nas
stu lat zacząłem chodzić na treningi, boksować, to już w ogóle tylko jakiś kilometr, może trochę dalej. Jedliśmy w domu śnia-
wszystkim imponowałem. danie, no i na plażę, całą paką. Żarcia nie było tak jak teraz,
Oni wszyscy byli duzi, więc ja miałem ksywę Mały. Niektórzy że bierzesz z lodówki i już. Rodzice pracowali, to samemu się
do dzisiaj tak na mnie wołają. Długo po prostu byłem mikrus, do- robiło kanapki albo i nie. A na plaży, jak to na plaży. Zabawa,
piero któregoś lata nagle wystrzeliłem. zawody pływackie, takie tam.
Tata zmarł, gdy miałem 12 lat, na raka węzłów chłonnych. Siedem
lat się męczył. Twardy był, zawzięty, ale choroba go w końcu zmogła.
Jakby dzisiaj żył, bym go wyleczył. Już jak byłem mistrzem świata,
20 lat temu, już wtedy bym go wyleczył. Ale na przełomie lat 70. i 80.
nasza medycyna była jeszcze bezsilna, chemia słaba...

Całą paczką, czyli w ilu?


– Dwanaścioro-piętnaścioro dzieciaków. Kiedyś na osiedlach były
takie paczki. Siedziało się na ławce pod domem albo gdzieś – my
mieliśmy swoją ławkę pod drzewem, na terenie przedszkola. Ale
blisko bloku. Od mojej klatki to z kilkanaście metrów. Siedzieliśmy
tam w wakacje zawsze do późna – oczywiście jak u mnie akurat ojca
w domu nie było. Potem, gdy miałem dwanaście-trzynaście lat, to
już do późnej nocy się siedziało. Wiecie, sąsiedzi narzekali, że głoś­
no. I fakt, łatwego życia z nami nie mieli. „Ej, zamknijcie się” – wołał
ktoś z okna. To my po cichu, żeby nikt inny nie słyszał: „A spierdalaj,
taki a taki” albo „Dlaczego jest pan takim chujem, co?”. To gościa Mama sobie nie potrafiła ze mną poradzić. Kiedyś przypro-
krew zalewała i darł się na całe osiedle: „Co wy, kurwa, gówniarze, wadziła do domu ciocię i wujka, żeby ze mną porozmawiali, coś
mówicie?!”. No to my spokojnie, ale już głośno: „Dlaczego pan takie przetłumaczyli. Ciotka do mnie: „Słuchaj, Darek...”. A ja od razu:
słowa na nas, takie wulgaryzmy? Kto to słyszał!”. Prowokowaliśmy „Spierdalajcie, wynocha”. Oczy wielkie zrobili, bo przecież jeszcze
strasznie. Wydawało nam się to wtedy zabawne. niedawno byłem taki grzeczny, ułożony, uczynny, kochany Darek
28 29
po prostu, a tu takie rzeczy mówię.
Miałeś opinię chuligana?
– Jak ktoś mnie nie znał, to mógł tak mówić. Bo bali się mnie Pamiętasz ten moment, kiedy tata umarł?
wszyscy. Trochę tam ode mnie oberwali różni tacy. Trochę po – To był akurat koniec roku szkolnego, wracałem do domu ze
dupach kopałem. Ale nigdy ze złością, wściekłością, raczej dla za- świadectwem. Byłem szczęśliwy, bo i świadectwo miałem dobre.
bawy, dla jaj. Wchodzę do klatki schodowej, a tam ryk. Co jest? Podbiega do
Tak to dzisiaj pamiętam. mnie taki Adaś, Mały Willy na niego wołaliśmy, i mówi ze łzami:
„Twój tata nie żyje. On umarł”.
Mocno przeżyłeś śmierć ojca... Poleciałem do góry, wpadam do mieszkania, a tam wszyscy
– No pewnie, szok... Niby wiedzieliśmy, że tak to się skończy, że nie wyją. Nie wiedziałem, jak się zachować. Dlatego po prostu ucie-
ma ratunku, ale jednak szok. Byłem załamany, płakałem. W ogóle kłem. Wszedłem, zobaczyłem ten płacz i wyszedłem.
pogubiłem się strasznie. Dzisiaj wiem, że odbiło mi i tyle. A kie- Tata zmarł w szpitalu kolejowym. Nie byłem na to przygoto-
dyś nie było psychologa, który by pomógł, coś wyjaśnił, pozwolił wany. Wiedzieliśmy, że jest chory, ale nie wiedziałem, że to już
przez to przejść. Dzisiaj to co innego. A wtedy: spokój, gówniarzu, kwestia dni. Wierzyliśmy wszyscy, że z tego jeszcze wyjdzie. Prze-
bo w dupę dostaniesz, i koniec. Tylko że na mnie to nie działało. cież tak długo się trzymał. Dla mnie to był szok, jakbym dostał
Tata umarł, nie miałem już nad sobą jego ręki, więc uznałem, pałą w łeb, i może właśnie dlatego później zwariowałem. Mama
że wszystko mi wolno. Zacząłem pić. Co tam pić – chlać, palić pa- była załamana, już mnie tak nie pilnowała, a ja zacząłem chlać
pierosy. Te wakacje, jak tata zmarł, były straszne. i się rozdrabniać.
Tomek i Dagmara też tak mocno przeżywali śmierć taty? Ojciec nie chciał, żebyś coś trenował?
– Nie wiem, nie pamiętam. Jak dziś sobie przypominam tamten – Uważał, że to mi niepotrzebne. Liczyła się wyłącznie nauka. A ja
czas, to jakbym był wtedy w jakiejś próżni. byłem zafascynowany sportem. To był dla mnie inny świat, bajka.
Zresztą nie tylko piłka mnie kręciła. Po cichu byłem parę razy
Nie należeli do waszej blokowej paczki? na treningu zapasów u Józka Alijewa. Tak – to był mój pierwszy
– Nie no, byli za mali. sport, zapasy.

Mówisz, że wszyscy się ciebie na podwórku bali. A sam Dlaczego zapasy?


oberwałeś kiedyś? – Bo mój kolega akurat trenował. A mnie było obojętnie co, byle
– Hmm, raz kiedyś przyszli do mnie całą bandą z falowca [typ blo- trenować. Zresztą to mi później wcale nie przeszło. Już w Stocz-
ku z wielkiej płyty, w którym mieszka po kilka tysięcy osób – stoją niowcu, jak trenowałem boks, każdy trening to było święto. Nikt
takie na Przymorzu]. Przyszli po mnie, żeby dać mi rewanż, bo mnie nie musiał pilnować. Przez te kilka lat może z kilku zajęć
komuś nastukałem. Z pięćdziesięciu ich było. Wtedy bym pewnie się urwałem. Raz mnie mama wtedy zobaczyła – jak gdzieś tam
dostał porządnie, ale zaraz zebrała się inna ekipa, która się za z chłopakami szedłem, zamiast być w hali. I potem szydziła: „Ale
mną wstawiła. z ciebie wielki bokser, jak ty zamiast trenować gdzieś z kumplami

KRÓL PODWÓRKA
łazisz”. Było mi wstyd jak cholera, cały czerwony stałem. A uwierz-
Była bójka? cie, mnie ciężko było zawstydzić.
– Nie, jakoś się rozeszło.
A piłkę gdzie trenowałeś?
Nigdy zatem nie oberwałeś? – Też w Stoczniowcu. Zresztą jakiś czas ciągnąłem to z boksem. Naj-
– Wychodzi na to, że nie. Ja też nikogo nie lałem nigdy za nic ani pierw piłka, później jeden przystanek tramwajem albo dziesięć mi-
30 31
sam nie zaczynałem zwady. Naprawdę nie było tak, żebym sam do nut na piechotę, na Jana z Kolna, do hali, gdzie trenowali bokserzy.
kogoś bez powodu startował. Przeciwnie – to ja zawsze mówiłem:
„Zostawcie, chłopaki, dajcie spokój”. Wstawiałem się za słabszymi. Na boks namówił cię wujek?
Chciałem mieć spokój, nie było tak, że z tych nawalanek, jak już do – Wujek Józek, brat mamy, ale też i dobry przyjaciel mojego ojca.
nich dochodziło, czerpałem jakąś przyjemność. Podobno na łożu śmierci tata powiedział mu: „Pamiętaj, żebyś
się Darkiem zaopiekował”. Ja tego nie słyszałem, ale podobno tak
Mieliście kosy z jakimś innym osiedlem? właśnie było. Wujek był trenerem w Stoczniowcu, więc mnie tam
– Były takie wojny blok na blok, jak to na osiedlach, po stu pięć- wkręcił. Akurat było lato, załapałem się na obóz juniorów Stocz-
dziesięciu chłopa się naparzało, cegłówki latały. Ale ja nie brałem niowca w Goszynie.
w tym udziału, za mały wtedy byłem, ojciec jeszcze żył. A potem
ten mój okres buntu też nie trwał długo. Jak się zaczęły treningi, Wujek został twoim pierwszym trenerem?
kompletnie się zmieniłem, wtedy już tylko to mnie interesowało, – Nie, on zajmował się seniorami. Ale tam wówczas naprawdę
nie jakieś osiedlowe nawalanki. świetna paka była, dobrzy trenerzy – Andrzej Gajewiak, Zygmunt
Pacuszka. Trafiłem w dobre ręce.
Zawsze ciągnęło cię do sportu.
– I to jak! Kochałem piłkę nożną. Jak ja chciałem trenować... Ale Szybko złapałeś bakcyla?
jak ojciec żył, to musiałem w tajemnicy wszystko robić, później ze – Dla mnie to było coś pięknego. Niebo się nade mną otworzyło
szkoły przychodzić, że niby lekcji więcej miałem. po prostu. Uwielbiałem to i czułem, że potrafię. To znaczy tak mi
się wtedy wydawało, że potrafię (śmiech). Ten obóz w Goszynie to liczyć z kosztami. Dokładnie nie pamiętam, nawet tego, gdzie była
był dopiero raj! Mogłem się wyżyć – biegać, pływać na kajakach, impreza. Pewnie gdzieś w piwnicy albo u kogoś w domu...
a do tego jeszcze trenować boks.
Dostałeś od razu te pieniądze?
W wieku dwunastu lat? Nie za wcześniej było dla ciebie? – Jakoś mi się udało. Chcieli dać mojej mamie, ale się postawi-
– Fakt, byłem najmłodszy, większość miała po piętnaście-szesna- łem, że jak to – ja już mam balety nagrane, kasę muszę mieć
ście lat. Ale w ogólnorozwojówce – biegach, pływaniu – nie od- ­natychmiast.
stawałem. Robiłem to samo co inni. Nigdy nie zapomnę tamtego Drugą walkę stoczyłem w takiej hali koło Szpitala Wojewódz-
obozu. Goszyn to było takie moje „sezamie, otwórz się”. Kiedy kiego w Gdańsku, też tam kiedyś boksowali. Tym razem już wy-
wróciłem, nic więcej już się dla mnie tak na poważnie nie liczyło. grałem przed czasem, przez nokaut, po ciosie na wątrobę. Wyż-
Był tylko boks, treningi, Stoczniowiec. szy był, dużo starszy, ale i tak nie dał rady.

Miałeś na tym obozie pierwsze sparingi czy byłeś jeszcze W jakiej kategorii wtedy boksowałeś?
za mały? – Zaczynałem od papierowej. W  swojej karierze przeszedłem
– Tak, tak. Był z nami jeszcze syn kierownika, też młodszy od in- prawie wszystkie, skończyłem na cruiser, czyli tylko w ciężkiej nie

KRÓL PODWÓRKA
nych, miał pewnie ze trzynaście lat, może czternaście. To sobie boksowałem.
boksowaliśmy. Lepszy byłem od niego, trochę go lałem. Chyba
miał przeze mnie słabe wakacje, bo tam bywało ostro. A ja, wie- Jak dziś, z perspektywy czasu, oceniasz swoje treningi
cie, poczułem – chyba pierwszy raz w życiu – że coś mi naprawdę w Stoczniowcu?
wychodzi. Wiedziałem jedno: kocham boks, chcę, żeby był moim – Przede wszystkim były nieprawdopodobnie ciężkie. Jako za-
życiem. O niczym innym już nie marzyłem. wodowiec później nigdy tyle nie trenowałem. Dziś wiem, że tego
32 33
było dużo za dużo, czasem zupełnie bez sensu. Takie serie trzy-
Pierwsza oficjalna walka? dzieści razy po trzydzieści sprintów na przykład. Po co? To w ogó-
– Trochę musiałem poczekać, wiadomo, byłem za młody. le nie miało nic wspólnego z dobrze zaplanowanym treningiem.
­Najpierw stoczyłem dwie pokazowe, z  seniorami z  Gdańska, Można było złapać kontuzję albo tak wyeksploatować organizm,
ale niepunktowane. Pierwszą punktowaną, taką oficjalną, że kariera się kończyła, zanim na dobre się zaczęła. Trenowałem
­miałem –  pamiętam jak dziś – kilka dni przed moimi piętnas­ wtedy pięć dni w tygodniu, po co najmniej półtorej godziny. A na
tymi ­urodzinami, 1 maja 1983  roku, w  Słupsku, podczas me- obozach treningi były nawet dwa razy dziennie, czyli po dziesięć
czu ­towarzyskiego Czarni – Stoczniowiec. Wygrałem na punk- w tygodniu. Z drugiej strony zawsze słynąłem z żelaznego przygo-
ty. ­Kciuki miałem porozbijane jak nie wiem co, przez rękawice. towania kondycyjnego, wszyscy wiedzieli, że czego jak czego, ale
Z  ­takim całkiem dobrym chłopakiem boksowałem, starszym sił mi w czasie walki nie zabraknie. Może to dzięki tej katordze na
o rok czy dwa, ale ze mną szans nie miał. treningach od najmłodszych lat?
I od razu zarobiłem – 3 tysiące złotych. Wiecie, jaka to wtedy Jak już mówiłem, moimi pierwszymi trenerami byli Zygmunt
kasa była? Od razu mnie zepsuli (śmiech). Ludzie tyle i w miesiąc Pacuszka i Andrzej Gajewiak, ale szybko przejął mnie Ryszard
nie zarabiali. Moja mama wtedy może z 1,5 tysiąca miała. Z oka- Broniś. Wszyscy byli fajni, dobrze się rozumieli, choć natural-
zji urodzin takie balety wyprawiłem, że głowa boli. nie moim patronem był cały czas wujek Józek, który na wszyst-
ko patrzył, wszystko koordynował. Ten Broniś był też w stoczni
Jakie balety? traserem. Nie lubi, jak o tym mówię, ale uwielbiał grać w karty.
– Kupiliśmy wódę, browary. Miałem tyle kasy, że się nie musiałem I to na duże stawki. Jak przyjeżdżaliśmy na trening, a pod halą
Wejście do sali treningowej Stoczniowca.
Lubiłem tu wracać – także gdy byłem już mistrzem świata
– spotykać starych trenerów, kolegów z szatni.

Stoczniowca stały jakieś wypasione bryki – to był początek lat


osiemdziesiątych, więc mówię np. o fiatach mirafiori – to było
wiadomo, że koledzy cinkciarze do szefa przyjechali i w karty gra-
ją. I trening wtedy był, ale ktoś inny go prowadził. Albo i sami da-
waliśmy sobie radę, jak trzeba było.

A oni grali wtedy w karty?


– Tak. Ale Broniś był bardzo w porządku. Jak wygrywał, zawsze
dzielił się z nami kasą. Można powiedzieć, że wypłacał nam ta-

KRÓL PODWÓRKA
kie prywatne stypendia. A uwierzcie, te pieniądze były dla mnie
bardzo ważne. W domu się przecież nie przelewało. Jakbym nie
miał tej kasy, tobym pewnie musiał z  chłopakami po rynkach
gdzieś biegać, handlować. Nie bardzo nawet wiem, czym oni tam
handlowali, bo mnie z nimi przecież nie było. Ale dobrze im się
powodziło. Nosili, pamiętam, fajne spodnie – montany, wrangle-
34 35
ry. To pewnie nie chciałbym być gorszy, a treningi szlag by trafił.
A tak dostawałem „stypendium” i mogłem być skoncentrowany
na boksie. A do tego wiedziałem przecież, że jak wygram jakiś
turniej, to dostanę dobrą kasę. Tylko trenować trzeba było, a to
przecież uwielbiałem.

Po pierwszych treningach, walkach co ci mówili trenerzy?


„Pompowali cię”, jaki to masz talent, czy raczej krytykowali,
żeby ci sodówka za wcześnie do głowy nie uderzyła?
– Trudno powiedzieć. Pamiętajcie, że pierwsze trzy lata trenin-
gów to ja – jako za mały – prawie nie boksowałem. Te sparingi
w Goszynie to był wyjątek, a tak trenowałem kompletnie na su-
cho. Zresztą nie chodziło wyłącznie o wiek. Przecież to były takie
czasy, że jak rękawice dostaliśmy na treningu, to było prawdziwe
święto. Na worku bokserskim to my mogliśmy trenować raz na
jakiś czas. A tak, poza ogólnorozwojówką, rzutami piłkami lekar-
skimi, była głównie praca nad techniką, walka z cieniem. Kroczek
do przodu – lewa, kroczek do tyłu – prawa, kroczek w bok – lewa,
lewy sierp, lewy-prawy, lewy-prawy. To było takie monotonne... dziadków, na Siedlce. Mieszkali niedaleko szpitala kolejowego,
Naprawdę trzeba było to kochać, żeby po drodze nie rzucić przy parku. Mnóstwo czasu tam za dzieciaka spędziłem. Uwiel-
wszystkiego w diabły. białem u nich być. Tam była zupełnie inna atmosfera, taka ciepła,
pełna miłości, akceptacji. Nie to co domowy rygor ojca. Babcia
Może dzięki temu zostałeś takim dobrym technikiem i dziadek od strony mamy przytulili, pogłaskali, coś dobrego po-
w ringu? wiedzieli. Chciało się z nimi być. Babcia zawsze dla mnie miała
– Fakt, tylko tak się dochodzi do perfekcji. Tak powinno właśnie czekoladę, odkładała na to z renty. Robiła pyszne racuchy, ko-
być, nie to co dziś. To pożal się Boże dzisiejsze „szkolenie”. Chło- gel-mogel. Mieszkała z nimi moja prababcia. Jak byłem zupełnie
paki wchodzą na ring, dostają rękawice i chcą się po prostu na- mały, pomagałem jej pielić ogródek.
pieprzać. Gdzie tu prawdziwy boks? Przecież oni nie mają żad- Babcia od strony taty też była przekochana, ale po prostu
nych fundamentów! Pojęcia w ogóle nie mają, co robić. Bo niby inna. Bardziej na dystans, tata pewnie trochę to po niej miał. Bar-
skąd mają wiedzieć? dzo nam pomagała. Pracowała w zakładach mięsnych, dostawała
deputaty różne i potem z tymi siatami wypełnionymi schabami
Łatwo ci mówić. A ty nie chciałeś od razu się bić? i takimi tam do nas przychodziła. Na piechotę, nie autobusem.
– No pewnie, że chciałem! Ale to trener rządził, nie ja. Silna babka, z krwi i kości. Tylko jak tata zmarł, to co mnie wi-

KRÓL PODWÓRKA
działa, zaczynała płakać. Nie mogła się powstrzymać. Tylko mnie
Zasłynąłeś później w świecie ze swojego lewego prostego. zobaczyła i w ryk od razu.
Długo się trzeba było tego uczyć?
– To była polska szkoła boksu. Broniś i inni trenerzy ciągle to Taki byłeś podobny do taty?
powtarzali. Lewy, lewy, podwójny lewy, odskok i lewy. A ja do- – Pewnie tak. Chociaż ja myślę, że bardziej z  charakteru niż
datkowo tak się nauczyłem bić tą lewą, bo – cholera – nie umia- z ­wyglądu.
36 37
łem uderzać prawą. Nie ma się co śmiać. Źle byłem ustawiony My w ogóle, wszyscy faceci w rodzinie, twardzi jesteśmy, nie-
od początku, a nikt tego nie skorygował, dopiero po latach. Ja zależni. Niewiele wiem o moim dziadku, w domu się o tym nie
wtedy po prostu nie miałem prawa dobrze trafiać prawą. Potem ­mówiło. Wiecie, że nazywał się Moros? Nazwisko na ­Michalczewscy
dopiero to zobaczyłem. Ale póki co tak lewą nawalałem, że ona dopiero później zmieniliśmy, po wojnie, a ja za dzieciaka jedną
była prawie jak prawa. I dlatego później – kiedy już walczyłem za- z ksywek właśnie taką miałem – Moros... W czasie wojny jego ojca,
wodowo – nikt nie mógł mi uciec. Nie było takiego kozaka. Lewa a mojego pradziadka, zabili Rosjanie. Na oczach mojego dziadka.
była tak szybka, że dostawał w łeb, zanim zdążył pomyśleć. Pew- A on im uciekł i potem się mścił. W niemieckim wojsku się mścił.
nie, że prawą bokser praworęczny – jak ja – bije mocniej. Ale ja Na froncie, na Rosjanach. Podobno strasznie zawzięty był, wszyscy
zamiast raz uderzyć prawą, to uderzałem trzy razy lewą i efekt się go bali. Ale ja prawie nic nie wiem, babcia nigdy nic powiedzieć
był taki sam. nie chciała. Taka rodzinna tajemnica. Nie wiem nawet, jak to się
stało, że po wojnie wrócił do Gdańska. Podobno interesowały się
Pierwsze sukcesy? nim nowe władze, ale dziadek krótko po wojnie zmarł. Na raka.
– Pierwszy, jaki pamiętam, taki osobisty sukces, to gdy napisali
o mnie w gazecie (śmiech). To była zapowiedź meczu w ramach Pierwsze dziewczyny na podwórku...
makroregionu Toruń, Grudziądz, Gdańsk. Składy drużyn po pro- – Pierwsza była Dorota, która została potem moją żoną. Nie była
stu tam były, a wśród zawodników: Dariusz Michalczewski, takim to może pierwsza dziewczyna, z którą się przespałem, bo to przy-
małym drukiem. Nie zapomnę tego do końca życia. Jak tę gazetę trafiło mi się już w wieku trzynastu lat, ale Dorota to moja pierw-
dorwałem, to zaraz po treningu pobiegłem do moich ukochanych sza miłość.
Nie da się ukryć to tylko szkoła, trening i od razu do Doroty. Do domu wracałem
– miałem talent na spanie, w ogóle mnie dla chłopaków nie było. Ale na dłuższą
do boksu i wyniki metę tak się nie dało. Nawet mama mnie wtedy za często nie wi-
przyszły szybko.
dywała.
Praktycznie
Dorota związała się potem z moim kolegą z bloku, Krzyśkiem,
z każdych
który był od nas o trzy lata starszy.
zawodów
przywoziłem
jakieś trofeum. Pozwoliłeś na to?
– W ogóle mnie to nie interesowało, przecież już nie byliśmy ra-
zem. To był mój kolega, nie zazdrościłem. Potem Dorota była
z takim rugbystą, Maćkiem. Znamy się zresztą do dziś, nawet so-
bie kiwamy, jak się widzimy.
Tak rok po naszym zerwaniu spotkaliśmy się z Dorotą wieczo-
rem na podwórku. Wyszła akurat z psem na spacer, miała wilczu-
ra – Sonię. I jakiś facet się do tej Soni ciskał, bo na niego szcze-

KRÓL PODWÓRKA
kała. Wtrzepałem gościowi za to, że na psa i jeszcze na Dorotę
krzyczy. Pijany był, więc dostał tylko na schaby, czyli na wątrobę.
Raz, dwa i od razu gleba.
Jak padł, Dorota mi podziękowała, że ją z  kłopotów wyba-
wiłem, a potem pyta: „A co u ciebie?”. Taka gadka o niczym, aż
w  końcu mówię: „No to pozdrów narzeczonego” – tak sobie
39
strzeliłem. A ona na to: „Już nie ma narzeczonego”. Ooo... Lamp-
Szybko zacząłeś. ka się zapaliła, w takim razie zacząłem jeszcze raz – witam ser-
– Miałem wtedy trudny moment, po śmierci ojca. Ona była ode decznie, witam panią, a jeszcze raz powiedz mi, kochanie, co
mnie starsza ze trzy lata, jakoś tak wyszło. Ale potem była już u ciebie słychać...
Dorota. Miałem piętnaście lat, jak ją poznałem. Trzy lata później „No nic, w porządku, rodzice właśnie wyjechali”. „Aha, wyje-
wzięliśmy już ślub. chali”. No i skończyliśmy u Doroty w domu, zostałem u niej na
noc. I już na dobre. Jakiś rok później wzięliśmy ślub.
Jak się właściwie poznaliście?
– Siedzieliśmy kiedyś z kolegami koło trzepaka, przy śmietniku Pamiętasz swoją pierwszą przegraną walkę?
i płocie od szkoły, i właśnie wtedy „zobaczyłem” Dorotę. My tu – To był Jorg Welter, DDR-owiec, od niego najbardziej dostałem.
gadka szmatka, a koło nas przeszła piękna dziewczyna, najpięk- Ależ straszne baty. Po prostu mnie zmasakrował. To było na tur-
niejsza na osiedlu. Pamiętam tamten moment. Coś wyjątkowego. nieju o Srebrną Łódkę w 1985 roku. Przeszedłem akurat z wagi
Zacząłem za nią latać w szkole, ona była w klasie A, a ja w C. piórkowej do półśredniej i  miałem kryzys. Zacząłem rosnąć,
Szybko zamieniło się to w piękną miłość. Nawet na przerwach z małego stawałem się duży – ręce mi urosły, nogi też, koordyna-
chodziliśmy za rączkę, na wagarach zresztą też. cja była zaburzona. A poza tym to był okres, w którym pojawiły
Ale potem – tak gdzieś po roku – pokłóciliśmy się i rozsta- się papieroski – takie popalanie bardziej, piwko, inne pokusy.
liśmy. Ja byłem sportowcem zaangażowanym w codzienne tre- Po tych batach od niego wziąłem się jednak do roboty. Zresz-
ningi, a Dorota chciała mnie mieć tylko dla siebie. Każdy dzień tą i tak nie było szansy na ściemę, bo trenerzy od razu widzieli,
że coś jest nie tak. Pamiętam, że zaczęli mi nawet sprawdzać Kiedyś – już wiele lat później – poszli wieczorem na bilard.
łapy, paluchy wąchać – „co ty, palisz papierosy, głupi jesteś?”. Przyjechałem po nich, zresztą z synem. Czekam na nich, patrzę
Może więc i dobrze, że wtedy od tego Niemca takie baty do- przez szybę auta i widzę, że z kimś się szarpią. Ale dziwnie tak ja-
stałem. Jak się porządnie oberwało, najlepsze wnioski można koś: jednego dotknęli – upadł, drugiego – upadł, trzeci – to samo.
było wyciągnąć. Co jest? – myślę. Wpadli w końcu do samochodu, krzyczą: „Spier-
I tego Weltera rok później na mistrzostwach Europy juniorów dalamy”, bo z tego lokalu za nimi cała ekipa wyleciała. Jedziemy,
zlałem przed czasem. a ja ich pytam, dlaczego ci ludzie tak szybko upadali. A oni tłuma-
czą, że ich kulami bilardowymi tłukli. Kozaki, co? Ja takich sytuacji
O jakich pokusach mówisz? nie miałem.
– Byłem w takim a nie innym towarzystwie. Jak się spotykaliśmy,
to oni opowiadali, co dziś ukradli, z kim się pobili. A ja gadałem Nie wierzymy. Legendy krążą o tobie.
o treningu, zawodach, turnieju w Olsztynie czy gdzieś tam jesz- – No dobra. Kiedyś wyskoczył do mnie taki jeden w Atrium i w ryj
cze. Tyle że na imprezy razem chodziliśmy. od razu dostał. Zmasakrowałem go w parę sekund. Z innymi było
podobnie. W Sekwoi na przykład – widzę, że moje chłopaki szar-
Gdzie? pią się z jakimś bandziorem. Niegrzeczny był, rzucał się do nich.
– Różnie: Sawa, Atrium, Sekwoja. Jak miałem szesnaście lat, lubi- Nie wiem, o co im tam poszło, ale strasznie się awanturował,
łem też jeździć do Palowej, na Długiej w Gdańsku. Fajna dysko-
teka, z takimi kulami podwieszanymi do sufitu – to była wtedy
nowość. Ale to było naprawdę rzadko, bo nie miałem czasu. Co-
dziennie treningi, w weekendy zazwyczaj turnieje, walki. Luz był
jedynie pod koniec roku albo w wakacje.
40 41
Kiedyś upiliśmy się w Palowej z Krzyśkiem Żmiją. To też był
duży talent, dwukrotny mistrz spartakiady. Chodziliśmy potem
po Długiej w Gdańsku z szampanami w ręku, nawaleni jak auto-
busy. Wstyd był straszny.
Dla nas, piętnasto-, szesnastolatków, takie wypady do lokali to
było coś. W tym wieku nie było łatwo tam wejść, ale my bramkarzy
– z Palowej, Sekwoi, Sawy, Atrium – znaliśmy, bo to byli najczęściej
inni bokserzy albo piłkarze ręczni GKS Wybrzeże, więc z wejściem
nie było problemów. A to dodawało nam tylko odwagi. Czasem się
jakiegoś drinka wypiło, w sobotę zostawało trochę dłużej – tak do
pierwszej. Rządziliśmy, mieliśmy kasę, czuliśmy się jak młode wilki.

Jak widzicie,
Awantury były?
imprezować
– Tak, ale przeważnie kończyły się jeszcze, zanim zdążyłem się wtrą-
lubiłem
cić. Najczęściej dochodziło do czegoś w dyskotekach, a wtedy już by- od małego.
łem nawalony. A poza tym moje chłopaki działali zawsze strasznie Tu sylwestrowa
szybko – taki Volvo na przykład to był straszny kot, walił, jak popadło. domówka
Mój brat to samo. Krzesła latały, wszystko. z przyjaciółmi.
a oni nie mogli sobie z nim dać rady. Podbiegłem do niego, jeden Interesowałeś się boksem jako dziecko? Oglądałeś jakieś
strzał, od razu miał spanie i spokój na imprezie był. walki w telewizji?
Ale najwięcej bójek i awantur to miałem chyba ze swoim bra- – Pierwsza walka, którą dobrze pamiętam, to ta Muhammada
tem, Tomkiem. I to takich na serio. A najgorsze, że zawsze pobi- Alego z George’em Foremanem w 1974 roku. To było w nocy,
liśmy się o jakiegoś obcego frajera, który nawet sobie na to nie tata nas obudził. Był kibicem boksu. Sam trochę boksował
zasłużył. Bo Tomek, jak tylko zawiązywała się jakaś sprzeczka, sta- w Gedanii, w drugiej lidze, miał pięćdziesiąt walk na koncie. Ale
wał w obronie tych, z którymi się kłóciłem. Zawsze, taki charak- bez większych sukcesów. Pamiętam jak dziś, jak siedzieliśmy
ter. Ja się wkurzałem, wyrywałem do bójki, a ten mnie stopował. przed naszym czarno-białym telewizorem, oglądając, jak Fore-
I kończyło się tak, że sami zaczynaliśmy się okładać. Wiem, że to man długo naparzał Alego. A w końcu Ali mu oddał takim cio-
bez sensu, ale tak było. sem z półobrotu. Wielki mistrz. Cieszyłem się, jak wygrał.
Ojciec pozwalał oglądać takie walki, ale jednocześnie nie
Kto wygrywał? chciał, żebym boksował. Zresztą on nie chciał, żebym cokolwiek
– Zawsze ja. Jak już potem mieliśmy pub, to takie spory na dole robił. Miałem się tylko uczyć.
w piwnicy rozstrzygaliśmy. On wkładał rękawice, ja też. Nagle To piękne, że potem, po latach, poznałem i  Foremana,
on... wali mnie w nos. No to za nim lecę, nie trafiłem wcale czysto, i ­Alego. Z Alim byłem na trzygodzinnym lunchu w Los Angeles.

KRÓL PODWÓRKA
a od razu pada na ziemię. Że niby taki mocny cios. No to ja mu od Z ­George’em widywaliśmy się często – zwykle w Hamburgu.
razu kopa – ty oszuście, to mnie sam tak walnąłeś, a teraz uda-
jesz, żebym ci nie oddał? Wstawaj! O czym marzyłeś, kiedy zaczynałeś boksować?
Zawsze się kochaliśmy, ale często ze sobą walczyliśmy. Powód – Na pewno nie o mistrzostwach i medalach. Wtedy chciałem tyl-
zawsze się znalazł. Tomek nigdy nie umiał odpuścić, na każdą za- ko mieć etat w Stoczniowcu albo „sprzedać się” do innego klubu,
czepkę odpowiadał. No i kończyło się bójkami. boksować przy wypełnionych trybunach i żyć z tego. Nie myśla-
42 43
Tomek nie miał ze mną łatwo. A przy okazji dostawali też kole- łem o jakichś wielkich kokosach, a zawodowstwo mi się nawet nie
dzy – Volvo, Bezan, wszyscy. Za to, że się za nim wstawiali w głu- śniło. Ale widziałem, jak chodzą ubrani inni bokserzy, jakimi sa-
pich sprawach. mochodami jeżdżą. Jeden starszy kolega w 1983 roku miał fiata
mirafiori. To było coś. Nie wiedziałem wprawdzie wtedy, że dora-
Pamiętasz stan wojenny w Gdańsku? bia sobie handlem walutą... Ale inni też nie mieli źle. Chciałem tak
– Pewnie, cały początek lat osiemdziesiątych. Przecież trenowali- samo.
śmy tuż obok Stoczni. Wychodziliśmy z hali Stoczniowca [kilkaset
metrów od słynnej Bramy nr 2 Stoczni im. Lenina], na Jana z Kol- Po śmierci taty twoja mama związała się ze swoim obecnym
na, a tam nie raz i nie dwa wszystko było zagazowane. I też się mężem. Z ojczymem macie dobry kontakt, bardzo dobrze
biliśmy z zomowcami. A na osiedlu jak się z nimi ganialiśmy, po o nim mówisz, ale przecież nie zawsze tak było. Początki
naszych falowcach... „Gliny, gliny, ZOMO, chodźcie, bydlaki!” – tak były trudne. Raz nawet doszło do incydentu z nożem.
prowokowaliśmy. Wiedzieliśmy, że nic nam nie mogą zrobić, bo – Tak, tak, leciałem na niego z nożem. To było w przedpokoju
niby jak? Oni w ciężkich butach i płaszczach, a my, młode chło- naszego mieszkania, pamiętam. Rysiek pojawił się gdzieś tak rok
paki, w adidasach. Nie mieli żadnych szans. A poza tym to my po śmierci taty. Byłem zazdrosny o mamę. Po prostu. Załamany,
znaliśmy wszystkie piwnice i przejścia. z pięściami się rzucałem. No i raz z tym nożem.
Nie wiedzieliśmy wtedy dokładnie, o co chodzi z tymi komu-
nistami, z tym ZOMO, ale była fajna zabawa. Niebezpieczna, ale O co konkretnie poszło?
fajna. – No o to, że jest, mieszka z nami. Byłem głupi, nieprzygotowany
Mama od początku kibicowała mojej karierze.
Myślę, że cieszyła się, że się zająłem czymś konkretnym, zamiast
tracić czas na głupoty.

do tego wszystkiego, niedojrzały. Przecież mama nic złego nie


zrobiła, a Rysiek był fajny facet. Do dzisiaj zresztą jest.

Jak się dogadaliście?


– Wiesz, czas goi rany. Długo był problem, ale później jakoś to
sobie poukładaliśmy. Mądrzy ludzie – trenerzy w Stoczniowcu na
przykład, mój wujek, chłopaki z klubu też – mówili: „Darek, two-
ja mama do śmierci ma być sama?”. W końcu to zrozumiałem.
Przyrzekała tacie, że będzie z nim do śmierci. Przetłumaczyli mi

KRÓL PODWÓRKA
to. I dobrze, bo nieźle mieszałem, denerwowałem mamę.

Z tym nożem to tak na serio czy chciałeś tylko postraszyć?


– Nie pamiętam. Wiem tylko, że to było w przedpokoju. Była jakaś
awantura, krzyczałem, że Rysiek ma stąd wyjść. Naprawdę nie
wiem, jak ten nóż się znalazł w moim ręku.
44 45
Ktoś cię powstrzymał?
– Nie wiem, naprawdę. Pewnie i tak nic bym nie zrobił. Rysiek był
jeszcze dużo większy ode mnie, pewnie by mnie kopnął w dupę
najwyżej. Nie dałbym sobie z nim raczej rady.
Wiecie, miałem poczucie porażki: że już nie będę rządził, że
jest w domu inny, starszy facet. Poza tym byłem przecież jeszcze
dzieckiem. Pamiętałem, jak ojciec przed śmiercią nam powta-
rzał: „Zobaczycie, przyjdzie do mamy ktoś nowy, następną cho-
inkę już z nim będziecie ubierali”. A my wtedy się zarzekaliśmy: Co?
„Tatusiu, nie, to niemożliwe”. No to nie chciałem, żeby tak się – Na wątrobę.
jednak stało.
Ale jak „oberwał”?
Na zakończenie podstawówki doszło z kolei do potyczki – Spokojnie, to był duży chłop. Dostał ode mnie na oponę i od-
z dyrektorem szkoły. Co się stało? puścił. Zamknąłem mu drzwi przed nosem. To był niezły kat, lał
– Złapał nas, jak piliśmy z chłopakami wino już po zakończeniu wszystkich. Czymkolwiek – pałą, ręką po pysku. Za wszystko. Cza-
roku szkolnego. Schowaliśmy się w kanciapie woźnego. Chciał sem za poważne rzeczy, jak się zbiło szybę na przykład. Ale cza-
mnie uderzyć, ja się postawiłem. Oberwał na schaby. sem wystarczyło na lekcjach rozmawiać.
Pan Jan, woźny z mojej podstawówki. Parę razy od niego
kijem dostałem... Ale tak naprawdę on był kochany.
Wiecie, grzecznych nie lał. Za darmo się nie dostawało.

Niezła była ta wasza szkoła.


– Parę nauczycielek też potrafiło przylać. W domu się nic nie mó-
wiło, bo by się jeszcze raz oberwało – od ojca.
Od woźnego też parę razy kijem dostałem. Ale woźny był inny,
kochany. No wiecie, grzecznych nie lał. Za darmo się nie dosta-
wało.
A dyrektor był naprawdę groźny. Jak rzucał w ciebie na lekcji
pękiem kluczy, to do dziś myślę, że jakby się w łeb dostało, to
mógł nawet zabić.

KRÓL PODWÓRKA
Do jakiej szkoły poszedłeś po podstawówce?
– Do zawodówki na Dzierżyńskiego. Stolarz tapicer jestem.
Mama i ciotki namawiały mnie na liceum, potem na techni-
kum, a ja specjalnie wybrałem sobie taką szkołę, żeby nie był za
wysoki poziom. Gdzie ja się tam będę męczył... W tej zawodówce
46 47
niemal nie musiałem się uczyć. Z trzech lat, jakby tak zsumować
nieobecności, to przez dwa w ogóle nie byłem. Mój wychowaw-
ca i nauczyciel polskiego Marek Dynowiak od początku skumał
bazę, o co chodzi, że mi bardziej niż na szkole zależy na trenin-
gach. I nie przeszkadzał za bardzo.

Od razu zostałeś postrachem okolicy, jak w podstawówce?


– Cóż, w pierwszych dniach nastrzelałem jednemu czy drugiemu.
Jednemu w szkole, drugiemu na warsztatach.

O co poszło?
– Chciałem od razu mieć wszystko poustawiane. Oczywiście najle-
piej było trafić od razu tego najsilniejszego. Później był już spokój.

A mówiłeś, że pierwszy nigdy nie zaczynałeś.


– Bo nie zaczynałem. Weźmy tę bójkę na warsztatach. Siedzę sobie
przed ósmą na schodach, czekam na zajęcia, czytam „Przegląd Spor-
towy”, a tu podchodzi jakiś chłopak i wali: „Dawaj, kocie, tę gazetę!”.
I rzuca ją na bok. Okazało się, że to był właśnie szkolny boss. To ja nocy. To wystarczało. Bo to nie było trudne, materiał jak dla
go od razu w łeb. I już wszyscy wiedzieli, że mojej gazety nie wol- ­debili.
no dotykać. Pamiętam, że jak go wtedy trafiłem, to wylądował na Jeden z nauczycieli, od spraw zawodowych, bardzo go nie lu-
drzwiach mistrza, który prowadził warsztaty. I ten mistrz wychodzi, biłem, mówił: „Trója, Michalczewski. Normalnie to powinieneś
patrzy na tego gościa w progu i pyta: „I co, trafiła kosa na kamień?”. dostać cztery, ale cały rok nic nie robiłeś”. Miał rację, bo jak były
A potem woła mnie i mówi: „Słuchaj, mały. Nie wolno się bić”. sprawdziany, to często po prostu pustą kartkę oddawałem. I do
Mój wychowawca był super. Wszystko rozumiał. Mówię mu: tego sobie jaja z nauczycieli robiłem.
„Dwa tygodnie mnie nie będzie, na obóz muszę jechać”. „Dobra,
w porządku, jakoś to nadrobimy”. Uczył polskiego, to z tym mia- Jakie jaja?
łem spokój. Matmę z kolei rozumiałem, to też miałem dobrze. – A różne. Na przykład pani od rosyjskiego nie chciała mnie prze-
A poza tym matmy uczył dyrektor, a o mnie w gazetach już wtedy puścić do następnej klasy, to poszedłem na końcowe zaliczenie.
pisali, to też miałem poukładane. Przed wejściem na salę namalowałem sobie na powiekach napis:
W szkole – jak już mówiłem – nie bywałem za często, ale ni- LOVE. I tak siedzę przed nią, mrugam tymi oczami i mówię: „Bar-
gdy nie było tak, że chodziłem na wagary. Jak mnie nie było na dzo panią proszę, bardzo proszę. Niech mnie pani przepuści”.
lekcjach, to znaczy, że byłem na treningu. Bo przed południem A ona taka skrępowana: „Darek, przestań. No coś ty, przestań”.
trenowałem z seniorami, a po południu z juniorami. Kochałem I mi wstawiła tróję.
trenować.
Od seniorów dostawałem pierwsze baty na treningach. Jak
wychodziłem z takim Jurkiem Dominikiem czy Leszkiem Kose-
dowskim – a myślałem wtedy, że jestem przekozak – to nawet
sztycha nie zrobiłem. Pięć lewych, krew poleciała i Darek do za-
48
jezdni.
Byłem silny, ambitny, miałem młode, waleczne serce, ale jak
mnie z seniorami puszczali, to tylko się napalałem i walczyłem
bez głowy. Albo jak chodziłem z nimi biegać. Kilka razy gdzieś
mnie zostawili na górkach oliwskich, bo już nie miałem siły.
Śniegu po kolana, zgubiłem się i do domu musiałem wracać kil-
ka godzin.

W tej szkole to się w ogóle czegoś nauczyłeś?


– Niczego. Na koniec musiałem przynieść pracę na zaliczenie zawo-
du. To przywiozłem mistrzowi trzy flachy Żytniej z Pewexu. Wyjmu-
ję je i pytam: „Mistrzu, gdzie to postawić”. A on nerwowo rozglą-
da się po sali i mówi przez zaciśnięte zęby: „Darek, weź to zabierz,
wyjdź z tym”. „No dobra, mistrzu, ale gdzie to postawić, do szafy?”.
„Tak, do szafy”. „Ale zdałem?”. „Zdałeś. Uciekaj mi stąd”.
Jeżeli chodzi o inne przedmioty, to uczyłem się tylko na sam
koniec. Jak groziła mi pała na świadectwie. Przychodził do mnie
kolega, taki Wojtek, i uczyliśmy się wszystkiego w ciągu dwóch
R O Z D Z I A Ł 2 Kiedy zacząłeś zarabiać duże pieniądze?
– Szybciej, niż myślicie... I niekoniecznie na boksie. Jako nasto-
latek w Gdańsku dużo grałem w kości, w pokera, na flipperach.
Miałem nawet ksywę Cinkciarz.

Cinkciarz?
– No od tej kasy. Od razu ze szkoły biegłem przez płot do Cock-
tail Baru na Kołobrzeskiej, tam były flippery. Graliśmy w różnych
konfiguracjach: pierwsze i drugie miejsce wygrywa albo trzech
ostatnich płaci pierwszemu. Stawki były po 500 złotych, nawet po
1000. A zakłady to już w ogóle potrafiły być grube.

A w pokera wygrywałeś?
– Różnie. Raz miałem farta, a raz nie. Wiecie, w pokera trzeba
mieć szczęście, no i trzeba być cwaniakiem. Musisz mieć kasę

KRÓL SŁUPSKA
KRÓL SŁUPSKA
i musisz umieć blefować. Ja umiałem.

Czyli długów sobie nie narobiłeś?


– Przeciwnie, zwykle byłem mocno do przodu. Od chłopaków
fanty wygrywałem, jak już całą kasę przegrali. Dwa razy nawet
obrączki. Ale potem im oddałem. Nie było mi to do niczego po-
51
trzebne.
∞ Dorota, dziewczyna z sąsiedztwa, Dorota, moja żona ∞
Koledzy z osiedla?
∞ Kontrakt w Czarnych ∞ Pierwsze sukcesy sportowe ∞ Życie młodego – A  któż by inny. Kiedyś wszystko się robiło w  swoim gronie,
z kumplami. Wszystko zostawało „w rodzinie”. Dopiero później
obiecującego sportowca w klubie średniej klasy w drugiej połowie lat
kasyna zniszczyły takie zdrowe, kumpelskie zasady. Bo kasyna
osiemdziesiątych ∞ Wojsko ∞ Pierwsze wyjazdy zagraniczne ∞ wszystkich poogrywały.

∞ Jak się bawią młodzi bokserzy ∞ Potem, już na Zachodzie, próbowałeś szczęścia w hazardzie?
– Nieee.
No dobrze, raz tylko przegrałem w ruletkę. W Las Vegas w 1994
roku, byłem tam na walce George Foreman – Michael Moorer.

Dużo przegrałeś?
– Dychę. I byłem załamany.

Dychę czego?
– Marek. Tysięcy oczywiście.
Czy lubię niedawno przerżnąłem cztery dychy w kasynie w Grandzie.
hazard? Nie. Inna sprawa, że od razu plotki w miasto poszły, że pół milio-
A przynajmniej na przegrałem.
nie mam z tym
Z tymi plotkami to wymyśliłem nawet taki patent. Jak chcę
problemu.
przemycić jakąś informację, żeby wszyscy wiedzieli, to mam ta-
Ale za młodu
kie osoby, którym się niby zwierzam. I oczywiście dodaję: „Tylko
byłem w tym
niezły. Wiecie, nikomu nie mówcie”. I wtedy taka informacja idzie jeszcze szyb-
w pokera trzeba ciej, niż sam bym zaczął krzyczeć na środku ulicy.
mieć szczęście, Kiedyś pokłóciłem się z Basią, moją obecną żoną, i na dziewięć
no i trzeba być dni przeprowadziłem się do Grand Hotelu. Basia zaczęła węszyć,
cwaniakiem. co ja tam robię, a ja dla zabawy wypuściłem w miasto informację,
Pasuje do mnie że z trzema dziewczynami tam sobie mieszkam. I Basia zaraz do
jak ulał. mnie przybiegła: „Co, myślisz, że nie wiem, kto do ciebie przyje-
chał”. Od razu wiedziałem, że tak naprawdę nic nie wie. Bo nic nie
było, tylko to wymyśliłem.

KRÓL SŁUPSKA
Wróćmy do początków kariery. Dlaczego przeniosłeś się
z Gdańska do Słupska?
– Kiedy poznałem Dorotę, byłem młodym chłopakiem, ale szybko
dojrzewałem – już w wieku osiemnastu lat myślałem o ślubie. Po
prostu kochaliśmy się i chcieliśmy być razem.
52 53
Jak tu się pobrać? Uznaliśmy, że najlepiej, jakby Dorota zaszła
w ciążę – wtedy rodzice nie będą mieli wyjścia i się zgodzą, a i ja
dostanę zgodę z sądu – bo jako mężczyzna przed dwudziestym
pierwszym rokiem życia takiej potrzebowałem. No i zaszła pod
koniec 1986 roku.
Poszedłem wtedy do klubu, do Stoczniowca, i mówię: „Dziec-
ko w drodze, żenić się chcę, dajcie mi mieszkanie. I jeszcze więcej
To jeszcze nie tak źle. Byłeś już wtedy przecież mistrzem kasy oczywiście”. A oni na to: „Słuchaj, Darek, słabo jest”.
świata. Ściemniali. W końcu zaproponowali jeden pokój w stocznio-
– Dla mnie to i tak był koniec świata. Nie chodziło o to, ile marek. wym bloku i byle jakie pieniądze. Ależ zły na nich byłem.
Dla mnie najważniejszą sprawą było, że przegrałem. Byłem już Trenerem młodzieżowej reprezentacji Polski był wtedy Cze-
mistrzem świata w dwóch kategoriach wagowych, ale tak to prze- sław Ptak, miał dobre kontakty z Marianem Boratyńskim ze Słup-
żywałem, że do dziś mnie skręca, jak sobie przypomnę. Była kasa ska, który był prezesem Czarnych, zresztą świetnym. Marian był
i nie ma... wielki jak na tamte czasy, megamenedżer. Wszystko potrafił zor-
ganizować.
To cię czegoś nauczyło na przyszłość? No i ci ze Słupska zaczęli mnie namawiać, żebym do nich prze-
– Pewnie tak, skoro tak to przeżyłem. Ale żeby na zawsze szedł. Przyjeżdżali do mnie do Gdańska, odwiedzali na obozach.
mnie oduczyło, to nie mogę powiedzieć. Cholera, całkiem No i przekonali.
Dorota, moja pierwsza wielka miłość. Poznaliśmy się w wieku
15 lat, trzy lata później wzięliśmy ślub, choć po drodze
zdążyliśmy się już rozstać po raz pierwszy.

Po mistrzostwach Europy wylądowaliśmy w Warszawie, a na


lotnisku czekały na mnie dwa samochody i dwie delegacje – jed-
na z Gdańska, druga ze Słupska. Już byłem dogadany z tymi ze
Słupska, więc pojechałem z nimi.

To musiała być filmowa scena. Wychodzisz z samolotu


do hali przylotów, a tu czekają na ciebie dwie ekipy...
– Serce mnie bolało, to było brutalne.

KRÓL SŁUPSKA
Jak ci z Gdańska próbowali cię zatrzymać?
– Coś tam próbowali, chyba trener Bronisz albo mój wujek, nie
pamiętam.
Głupia sytuacja, mało przyjemna. Ale już byłem zdecydowany.
Nie chciałem dyskutować, poszedłem do tych ze Słupska.

54 55
Jak to przyjęli w Stoczniowcu, kiedy się dowiedzieli?
– Ciężko. Mieli spore pretensje. Ale ja w życiu miałem parę ucieczek
– z Gdańska do Słupska, z Polski do Niemiec, z amatorstwa na za-
wodowstwo. Zawsze coś było nielegalnie, tak to już się układało.
A  z  tym Słupskiem przecież nie mogłem wybrać inaczej.
W  Gdańsku dawali mi kawalerkę i  śmieszne pieniądze, chyba
200 tysięcy złotych. A w Słupsku dali trzy pokoje i 1,5 miliona za
samo podpisanie umowy. I jeszcze wartburga dorzucili. Do tego – Dla mnie to nie była żadna sensacja. Chcieliśmy tego dziecka,
zarabiałem około 150 tysięcy miesięcznie, a  walkę to miałem byliśmy młodzi, zdrowi. Wiedzieliśmy przecież, skąd się biorą
może jedną w miesiącu. dzieci, nie? Pojechaliśmy z tą informacją do jej rodziców. „Słuchaj-
Kontrakt podpisywaliśmy w Słupsku w hotelu Rowokół, który cie, kochani, pani Czesiu, panie Piotrze... Dorota jest w ciąży, bę-
niedawno zresztą kupiła moja fundacja – stworzymy tam takie dziemy mieli dziecko i będziemy chcieli się pobrać”. I trzeba przy-
centrum treningowe dla młodych sportowców. Zaraz po umowie znać, źle to przyjęli.
była wtedy wielka uczta, taka na całą noc, bajery-rowery. Jej matka na to: „Co?! Jaka ciąża, jaki ślub?! Do lekarza mi, już!”.
Dbali tam o mnie. Wszystko było z wielką klasą. Byłem spokojny i mówię: „Proszę nie krzyczeć na Dorotę, bo
ona jest w ciąży”.
Jak wyjechałeś do Słupska, Dorota była już w ciąży. Ale dalej grzecznie nie było, więc powiedziałem Dorocie, żeby
Pamiętasz, jak się o tym dowiedziałeś? brała klamoty, bo wychodzimy.
Dlaczego Dlaczego?
przeszedłem – Nie przewidywałem wielu rzeczy, które mogły się stać. Nie my-
ze Stoczniowca ślałem o możliwych chorobach, jakichś wypadkach. Czyli nie mia-
do Czarnych?
łem tego, co mam teraz. Poczucie troski staje się z wiekiem coraz
Dostałem
większe. Czasem mam takie myśli, wyobrażam sobie, co się sta-
3-pokojowe
nie, jak to czy tamto się wydarzy, i aż się za głowę łapię.
mieszkanie,
wartburga
i 1,5 mln zł A jak wtedy zareagowała twoja mama?
za samo – Szczęśliwa nie była, ale nic nie mówiła. Zarabiałem już wtedy
podpisanie w Stoczniowcu nie najgorszą kasę, wiedziała, że jakoś sobie po-
kontraktu. radzimy. Zarabiałem więcej niż zwykły robotnik, powiedzmy – jak
Na moim miejscu inżynier. A byłem jeszcze juniorem.
byście nie
skorzystali?
Jak wyglądał wasz ślub?
– Odbył się w Gdańsku. To był ślub cywilny, zaprosiliśmy sześć-

KRÓL SŁUPSKA
dziesiąt czy siedemdziesiąt osób. Zresztą tyle też było na moim
ostatnim – z Basią. Wtedy, na tamtym ślubie, strasznie się pory-
czałem...

Naprawdę?
– Ceremonia była w urzędzie na Grunwaldzkiej, a ja ryczałem jak
57
dzidzia.

Dlaczego?
– Taki byłem wzruszony. Bo ja uczuciowy jestem. Czasem na fil-
mach płaczę, łezka się w oku zakręci. Ale tam to normalnie rycza-
Długo rodzice byli źli? łem. Dorota nie płakała, ale też była w szoku.
– Mieszkaliśmy u mnie kilka dni, a oni do nas tak popukiwali, ba-
dali teren. Próbowali złapać kontakt przez ciotkę. Szybko zaak- Jak się urządziliście w Słupsku?
ceptowali nieuchronne. Mama Doroty tylko na początku przeży- – Dostałem mieszkanie, meble. Mieszkaliśmy na osiedlu koło jed-
ła szok. Potem było już super, do teraz jest wspaniałą babcią dla nostki wojskowej. Sami to mieszkanie do końca wyposażaliśmy,
obu wnuczków. Dziś jej się nie dziwię, że się wtedy tak wściekła. różni ludzie nam w tym pomagali. Ukradliśmy cegły z pobliskiej
Dorota była jedynaczką, byliśmy młodzi, pewnie za młodzi. Na budowy, żeby sobie nimi tak fajnie wannę zamurować. Dorota
ich miejscu zareagowałbym teraz tak samo. Teraz wiem, że nie też z nami po te cegły chodziła, nosiliśmy je w torbie.
ma możliwości, aby człowiek w tym wieku był już na tyle dojrzały, Niby była kasa, ale wiecie, wtedy w sklepach prawie nic nie
żeby mieć dzieci. To był nasz błąd. było. Zresztą człowiek miał przeświadczenie, że jak coś jest pań-
Kurczę, a może jednak nie błąd? Bo przecież mam z tego mał- stwowe, to znaczy, że niczyje. Choć akurat złodziej to ze mnie
żeństwa dwóch wspaniałych synów. Ale na pewno było to nieod- słabiutki. Kiedy chodziłem z nimi po te cegły, układ był taki – oni
powiedzialne. W ogóle byłem nieodpowiedzialnym ojcem. brali, a ja musiałem dźwigać. Ale miałem stracha.
Rok 1986, ślub z Dorotą w Gdańsku. Niewiele pamiętam,
poryczałem się jak dzidzia. Może nie widać na pierwszy
rzut oka, ale ja naprawdę jestem bardzo uczuciowy,
łatwo się wzruszam.

Ale fajnie to mieszkanie w końcu urządziliśmy, bardzo fajnie.


Jak na tamte czasy to była bajera. Rzadko kto tak miał, może
w Warszawie, bo ja wiem...
Do tego mieszkania w Słupsku nie przywiązywałem szczegól-
nej wagi. Godziłem się na to, co chciała moja partnerka. Zresztą
tak jest do dzisiaj, partnerki się tylko zmieniają (śmiech). Ja wtedy
chciałem innych rzeczy – sukcesu i kasy.
Choć może to źle, że taki jestem? Jak teraz myślę, to trochę
żałuję – ani nic nie zbieram, nic mnie nie obchodzi... Może to jest

KRÓL SŁUPSKA
próżne? Ostatnio zacząłem przynajmniej czytać książki.

Co teraz czytasz?
– Taką fajną książkę, tytułu nie pamiętam, ale jest o tym, co ko-
biety o nas myślą.

58 59
Mówiłeś, że za przejście do Słupska dostałeś od Czarnych
wartburga. Wtedy jeszcze chyba nie miałeś prawa jazdy.
To kto jeździł tym samochodem?
– Stał sobie pod blokiem, kolor taki – bo ja wiem – żółtawy, jasny.
Parę razy sobie w nim posiedziałem, ale jeździć nie jeździłem. Sprze-
dałem go, jak już postanowiliśmy z Dorotą, że uciekamy do Niemiec.

To po co ci był ten samochód, jak prawka nie miałeś?


– Sam się zastanawiałem, czy brać ten talon na wartburga. Ale
Dorota mówi: „Dają, to bierz”. No to się nie opierałem.

A jak się odnalazłeś w nowym klubie w Słupsku?


– Źle nie miałem. Niby mnie kupili, a przez cały pobyt zabokso-
wałem tylko jedną walkę w I lidze. Bo potem im już uciekłem.
Choć z drugiej strony mistrza Polski zdążyłem jeszcze w ich bar-
wach wywalczyć.
W  Słupsku prowadził nas trener Żyliński. Zajęcia były do-
bre, ale strasznie ciężkie. Może momentami nawet przesadne,
niepotrzebne, nawet na zawodowstwie nie trenowałem tak jak Ale o Czarnych złego słowa nie powiem. To był wtedy niesa-
wtedy w  Słupsku. Robiliśmy np. trzydzieści trzydziestek, czyli mowicie mocny klub, świetni zawodnicy: Jarek Margas, Sławek
30 sekund pracy i 30 przerwy, dwukilometrowe biegi, ciężary na Forsztek, Tomek Krupiński, Henryk Sienkiewicz. Janek Dydak
siłowni, mnóstwo zajęć z piłkami lekarskimi. oczywiście... Na mistrzostwach Polski w 1987 roku zdobyliśmy
sześć medali. Trzy złote – Sienkiewicz, Dydak i ja... Oj, mieliśmy
I znów – jak w Stoczniowcu – może właśnie to ci się ekipę. Można się nas było bać.
w karierze przydało? Kondycyjnie, przygotowaniem
fizycznym zawsze niszczyłeś rywali. Jak zapamiętałeś swoje walki na tych mistrzostwach Polski?
– Może tak. Przecież niektórzy nazywali mnie „Konditionswun- To były dla ciebie pierwsze mistrzostwa seniorów. Czułeś, że
der”. Bazę na pewno miałem dobrą, bo jeszcze w Gdańsku jako to duży przeskok?
młody chłopak biegałem z Przymorza na treningi do Stoczniowca, – Wszystkich już znałem wcześniej, choć nie z wszystkimi jesz-
trenowałem i z powrotem biegiem na Przymorze. A to było dzie- cze walczyłem. Pierwszą walkę miałem z  Piotrem Dorszem,
więć kilometrów w jedną stronę. z nim akurat wygrałem w młodzieżówce. Potem łatwo nie było,

KRÓL SŁUPSKA
61

Mieliśmy wtedy,
w 1987 roku,
w Słupsku
świetną paczkę,
mało kto w kraju
miał szansę
z Czarnymi.
Na zdjęciu
od lewej – Heniu
Sienkiewicz,
Sławek Forsztek,
Janek Dydak,
Jarek Margas,
ja i Stasiek
Szeszko.
wtedy polski boks naprawdę stał nieźle, to byli świetni zawod- W klubie mieliście sparingpartnerów? Bo klub nie zatrudniał
nicy. W mojej wadze lekkośredniej – do 71 kilogramów – musia- po dwóch w każdej kategorii?
łem pokonać Leszka Czarnego, Andrzeja Krysiaka. Zwłaszcza ten – Nie, między sobą sparowaliśmy, byle zawodnicy z sąsiednich
pierwszy miał uderzenie... A w finale był Włodek Zgierski, prywat- kategorii byli.
nie bardzo fajny chłopak. Taki bardzo szczupły, wysoki, strasznie
niewygodny przeciwnik. Niby najsłabszy fizycznie z nich wszyst- Z kim boksowałeś najczęściej?
kich, ale walczyło się z nim ciężko. – Ja miałem Czarka Banasiaka. Oj, słuchajcie, tyle co on ode mnie
Zresztą on też do finału za darmo przecież nie wszedł, musiał lewych zainkasował, to złotówek w  kieszeni w  życiu nie miał
kilku niezłych gości obić. Miał świetną lewą, tak jak ja. Mocno nią bił. (śmiech). Czarek był mańkut, wyższa waga. Silny, silniejszy ode
W finale, pamiętam, bardzo pomógł mi wujek Józek Baranowski, mnie, ale technicznie surowy.
ten który zaprowadził mnie na pierwsze treningi do Stoczniowca...
Z mańkutami podobno ciężej się walczy?
...zaraz, zaraz, to on też przeszedł do Czarnych? – Niby jest taka zasada, ale ja akurat uwielbiałem z takimi się bić.
– Nie, nie. Był na mistrzostwach ze swoją ekipą z Gdańska. Ale aku- Normalnie z mańkutem wygrywa się prawą ręką. A ja wygrywa-
rat podczas finału stał blisko ringu i zauważyłem, co pokazuje – że łem lewą. Richarda Halla np. tak pokonałem, Paula Carlo. Gracia-

KRÓL SŁUPSKA
mam zbijać jego lewą i oddawać swoją prawą. Taki zwód mi poka- no Rocchigiani też był mańkutem...
zał, a to mi bardzo podpasowało. I tylko tym tę walkę wygrałem. On
próbował trafiać, a ja jego lewą zbijałem i tylko lekko oddawałem. Ale w samym Słupsku za dużo to nie powalczyłeś?
I trafiałem za każdym razem. Co on mi lewy, to ja go bum. – Zaraz po podpisaniu umowy zadebiutowałem w Słupsku w re-
prezentacji Polski, w meczu z Anglią. Później z większych turnie-
Pamiętasz pierwszą kontuzję na ringu? jów był taki w Norwegii, mistrzostwa Polski, jedna walka w lidze
62 63
– To było w Słupsku, na strefowych mistrzostwach Polski, gdzie i uciekłem.
wygrałem. To był Stanisław Szeszko chyba. Uderzył mnie tak ja-
koś łokciem. To po co właściwie byłeś potrzebny Czarnym, dlaczego tak
o ciebie walczyli?
Faul? – A skąd ja mogę wiedzieć? Nie interesowało mnie to. Wziąłem
– Rękawicą to raczej nie rozbijesz łuku brwiowego. Tylko jak gło- kasę i cześć. Choć przy ucieczce do Niemiec niewiele mi z tej kasy
wą stukniesz albo łokciem. Niechcący to było, przecież nie mó- zostało. Złotówki trzeba było zamienić na dolary. Przed wyjaz-
wię, że specjalnie. dem miałem odłożone 4,5 miliona złotych, a dolar chodził wtedy
po 1,5 tysiąca. No to ile mi tych dolarów zostało? 3 tysiące. Z tym
Szermierka na pięści? Sport dla dżentelmenów? wyjeżdżałem na Zachód. I jeszcze z jedną torbą.
– A żebyście wiedzieli. To było superboksowanie. Trener by cię Choć w Polsce to było wtedy oczywiście dużo pieniędzy, a my
chyba zabił, jakbyś zaczął bez sensu się nawalać, łapami młócić. żyliśmy jak królowie – oczywiście na standardy Polski ludowej.
Jak ja widzę dziś tych zawodowców, to mnie po prostu krew Dorota jeździła wtedy do Rembertowa kupować sobie futro
zalewa. Kiedyś, jak dałeś dupy, to trener w przerwie w narożni- z lisów, które kosztowało tyle, co trzy małe fiaty. Pieniądze trzy-
ku w ogóle wody ci nie dawał, a opierdolił tak, że sam chciałeś maliśmy w domu w szafie, upychaliśmy je na taką specjalną pół-
uciekać. Mnie to może i nie spotkało, ale widziałem tak u in- kę, zamiast ciuchów.
nych. Od trenera w narożniku to i po pysku mogłeś dostać, jak W Słupsku wszyscy mnie znali, lubili i szanowali. Słuchajcie,
zasłużyłeś. kiedyś Dorocie ukradli taki piękny sweter, który przywiozłem jej
Mój debiut w kadrze, mecz Polska – Anglia w 1986 roku.

Mieli jakiś specjalny powód?


– Nie wiem. Oni są żądni sukcesu, ja też. Ale w sumie to sympa-
tyczni ludzie. Od tamtej historii z tym swetrem już nic nam z linek
balkonowych nie zginęło.

W Słupsku mieliście pieniądze, ale w sklepach nic nie można


było kupić.
– Oj tam, można było, ale „po układzie”. Mnie panie sklepowe
szynkę, pomarańcze czy banany same do domu przynosiły. I jesz-

KRÓL SŁUPSKA
cze Dorocie pomagały gotować. Takie fanki.

Żyć nie umierać.


– Najgorzej – wyobraźcie sobie – jak ludzie w autobusie chcieli
ustąpić mi miejsca. Nawet dużo starsi ode mnie. Głupio mi było,
nigdy nie siadałem. Ale drużyna bokserska w Słupsku była na ab-
65
solutnym topie, hala pękała zawsze w szwach. Ulubieńcami mia-
sta byliśmy.

Mieliście co robić w małym, w porównaniu z Gdańskiem,


mieście?
– Nie za bardzo był wybór, ale na dyskoteki się chodziło. Była
taka dyskoteka w centrum miasta, naprzeciwko ratusza, Metro
z Niemiec. Normalnie wzięli z linki, jak wisiał po praniu na balko- się nazywała. Miałem tam jednego razu małą walkę z takim by-
nie, a mieszkaliśmy na parterze. O żeż ty, idę do miasta. Popyta- kiem. Akurat dostałem z Alki nowe buty, piękne – skoki, z obca-
łem w jednym miejscu, popytałem w drugim i ktoś mi poradził, sami. Zrobili mi je na zamówienie. I w tych nowych butach wy-
żebym poszedł szukać do takich jednych Cyganów. No to posze- brałem się do Metra, a tam do mnie taki chłop wyskoczył. Chyba
dłem. Wchodzę na podwórko, w rogu jakieś ognisko się pali. Sta- na bramce stał, nie pamiętam już dobrze. Walczyliśmy trochę,
nąłem przed takimi starymi drewnianymi drzwiami. Nie pukałem. skakaliśmy do siebie, aż w końcu mu sił zabrakło. No to mu przy-
Wszedłem z kopa, spektakularnie. A byłem zupełnie sam, ich tak łożyłem, dołożyłem parę kopów, żeby więcej nie przyszło mu do
kilku chłopa. „Gdzie jest mój sweter” – pytam. Ostra wymiana głowy startować, ale buty miałem do wyrzucenia.
zdań, kilka gróźb, ale od razu widziałem, że się boją. I znalazł się
ten sweter. Zresztą potem Cyganie strasznie mnie zawsze kocha- O co wam poszło?
li, na całym świecie. Wielu z nich było moimi kibicami. – Nie wiem. Chyba chciał się sprawdzić.
Często się tak zdarzało? Dorota mnie zostawiła, że niby z nami koniec. A z Michałkiem
– Nie. Unikaliśmy – my, bokserzy – takich sytuacji, wyskakiwania i tak mieszkali już w Gdańsku.
„na solo”. Baliśmy się, bo wiecie – to jest niebezpieczne, można
było kogoś zabić. Raz mieliśmy mocną awanturę w zajeździe, przy Urwałeś się ze smyczy, jak to mówią.
drodze ze Słupska na Szczecin. Byliśmy akurat całym zespołem, – No wiecie, inaczej jest, jak się do domu wraca. Takiego domu
ostra jatka się zrobiła. Ale naprawdę na co dzień staraliśmy się z całą rodziną, to jasne. Ja też zawsze z chęcią wracałem, na tych
unikać takich sytuacji. I pamiętajcie – nigdy nie było tak, że dostał wszystkich zgrupowaniach, na których spędzałem wiele miesięcy
ktoś niewinny albo słaby. Tylko tacy, którzy zasłużyli. w roku, bardzo tęskniłem. Kochałem bardzo Michała... Masz – ko-
chałem. Cały czas go bardzo kocham. On był moim pierwszym
Słupsk to małe miasto. Pewnie prezes wiedział, gdzie dzieckiem, uwielbiałem się z nim bawić. Karmiłem go, przebiera-
chodzicie, co robicie, z kim się spotykacie? łem. W sumie w tamtych czasach nie było za wiele innych zajęć.
– Dokładnie. Po tej akcji w zajeździe zamknęli mnie na dołek. Dziecko było moim największym szczęściem. Zakochany w nim
Akurat wtedy byłem już w wojsku, ale ubrany po cywilnemu po prostu byłem. Cały mój świat.
przyjechałem do Słupska na przepustkę. No i jak awantura się Dzisiaj jest inaczej, dzisiaj mamy więcej bodźców, życie ja-
zrobiła i milicja przyjechała, to wszyscy się wywinęli, a ja tra- koś szybciej płynie, bardziej powierzchownie. Bardzo kocham

KRÓL SŁUPSKA
fiłem za kraty. Pech. Wkurzony byłem strasznie i do tego tak swoje dzieci. Dziś też jest tak, że tęsknię za Nelką czy za Daru-
głodny, że do dziś pamiętam. Nagle drzwi celi się otwierają, siem, żeby ich zobaczyć, przytulić. Ale wiecie, są też i inne za-
a w nich stoi prezes: „Wychodź!”. Wyciągnął mnie, ale następ- jęcia, nie? Wtedy w Słupsku to wszystko było dla mnie nowe.
nego dnia zawołał do gabinetu w klubie i chciał mi wlepić karę. I wyjątkowe.
Poszedłem do niego po treningu, prosto spod prysznica, tylko
w ręczniku. A on mi mówi, że będę musiał zapłacić kilkanaście Wstawałeś w nocy do Michałka?
66 67
tysięcy kary i że mam jeszcze podpisać dokument, że przyjmuję – Pewnie. Myłem, karmiłem, przewijałem. Full serwis.
to do wiadomości i się zgadzam. Wziąłem ten papier, więc mu- Jak się Michał rodził, to ja byłem akurat w wojsku w Koszali-
siałem puścić ręcznik i mówię: „Co to jest, cyrograf?!”. Stałem nie i nie dali mi przepustki z tej okazji. Zacząłem się awanturo-
tak na golasa, a nasz prezes czerwony cały, nie wiedział, gdzie wać, aż w końcu po kilku dniach dostałem zgodę na odwiedziny
oczy podziać. w domu. Ale jak dotarłem do Gdańska, Dorota wyszła już ze szpi-
tala. Była z małym u teściów.
Podpisałeś wtedy tę karę? Pamiętam, jak wszedłem do nich – łóżeczko, a tam Michał taki
– Nie. Prezes się speszył, kiedy ściągnąłem ręcznik, więc się od- czarny leży – taki czarny łepek miał. Wtedy byłem bardziej od-
wróciłem i wyszedłem. Nie wracał do tematu. ważny – brałem na ręce, zmieniałem pieluchę. A dziś... Biorę tę
naszą małą Nelkę na ręce, czy jeszcze niedawno Darka i – dzieci
Nie nudziło się wam z Dorotą w Słupsku? dziś wydają mi się takie bardziej delikatne. Nie potrafię już tego
– Super było, kochaliśmy się. Długo nie było kłopotów, jak to robić co kiedyś, boję się. Jak sobie przypomnę, jak Michałka albo
w  młodym małżeństwie, zwłaszcza jak kasa jest na wszystko, Nicolasa podrzucałem albo na jednej ręce wysoko w górze trzy-
o czym się pomyśli. Dopiero po pewnym czasie Dorota uznała, że małem... Dzisiaj boję się na samą myśl, co się wtedy mogło przez
jednak jej się nudzi, że chce wrócić do Gdańska. Pamiętajcie, że ja przypadek wydarzyć...
niemal cały czas na różnych obozach byłem, w domu byłem go-
ściem. Ale wtedy, jak wróciła do Gdańska, mocno się pogubiłem. Wasz związek z Dorotą był bardzo dynamiczny, dużo się
Na baby ostro zacząłem łazić, fikać. działo. Kłóciliście się, godziliście, znowu kłóciliście.
– Kochaliśmy się, ale to było tak – z sobą nie mogliśmy i bez sie- było „odsłużyć wojsko”, wielu sportowców tak właśnie robiło,
bie też nie. Poza tym mieliśmy dzieci, i to w bardzo młodym wie- startując w barwach tych klubów podczas odbywania zasadni-
ku, co było piękne, fajne, ale też nie do końca odpowiedzialne. czej służby. Oba podchody „pode mnie” robiły zresztą już wte-
Choć teraz i tak bym nie chciał, żeby było inaczej – mam z Dorotą dy, gdy byłem w Stoczniowcu. Ale nie chciałem do nich jechać,
dwóch pięknych, wspaniałych synów i nie wyobrażam sobie, żeby skorzystałem więc z tego, że gdy zgłaszałeś się na ochotnika, to
ich nie było. miałeś prawo wyboru jednostki. Zgłosiliśmy się więc do Wojsk
To nie był sztuczny związek, na pokaz. Byliśmy ze sobą z mi- Ochrony Pogranicza, do Koszalina. Ja, Dydak, Gmiński i Banasiak,
łości, z serca, byliśmy sobie oddani, zakochani. Nikomu nie przy- czyli cała czwórka, która dzięki transferom trafiła wcześniej do
szłoby wtedy nawet do głowy, że kiedyś Dorota może chcieć mnie klubu ze Słupska. Poszliśmy akurat tam, bo prezes Boratyński
tak wypompować finansowo. znał pułkownika Kuśmidera, który rządził tym całym WOP. Tam
wszystko miało już być poukładane.
O tym jeszcze porozmawiamy. Z Dorotą psuło się najczęściej Wojsko było niby załatwione „po układzie”, mieliśmy tam za dłu-
wtedy, kiedy nie było pieniędzy. go nie siedzieć, ale i tak siedzieliśmy. Najpierw do przysięgi, a po-
– To standard – jak nie ma kasy, to jest źle. Dorota znikała, a wia- tem się okazało, że Legia i Gwardia jednak z nas nie zrezygnowały.
domo – jak samiec jest sam, to idzie na polowanie. Co innego, Ich działacze zaczęli pociągać za sznurki, oparło się to podob-

KRÓL SŁUPSKA
jakby kobieta była w domu. no o samych ministrów. Na chwilę trafiliśmy jeszcze do jednostki
Tak było np. w Słupsku, kiedy Dorota się znudziła i w pewnym w Ustce, potem do Lęborka, aż w końcu wzięli nas do Warszawy,
momencie po prostu wyjechała. Jak teraz o tym myślę, to nawet do Jednostek Nadwiślańskich. Tam przez pięćdziesiąt jeden dni
się jej nie dziwię – to było miasto z czterema domami i dwiema próbowali nas złamać i  skaperować do Legii albo Gwardii. Bo
ulicami. Ja trenowałem, sporo wyjeżdżałem na zgrupowania, z jednostki do jednostki to mogli nas przerzucać, ale żeby kazać
a Dorota w końcu wzięła dziecko i wróciła do Gdańska. Zostałem nam walczyć w takim a nie innym klubie, to już nie. Teoretycznie
68 69
sam, a wtedy kozioł beczał. Choć z tą Wiolą to było nawet sym- groziło nam, że przez dwa lata – tyle trwała wtedy obowiązkowa
patycznie. służba wojskowa – nie powąchamy rękawic i ringu. Ale my mówili-
śmy: „Nigdzie nie przejdziemy”.
Z jaką znowu Wiolą? Byliśmy twardzi, tym bardziej że prezes ze Słupska co chwi-
– Bardzo fajna dziewczyna, mieszka teraz w Berlinie, dużo ode la nam kasę przywoził. Żebyśmy tylko do Legii albo Gwardii nie
mnie nie chciała. To były luźne spotkania – raz się spotykaliśmy, przechodzili, a on nam w końcu załatwi przeniesienie bliżej Słup-
potem nie, nikt nie miał pretensji. Spotkałem się z nią jeszcze po- ska. I żebyśmy mogli trenować. Chyba z 800 tysięcy wtedy od nie-
tem, właśnie u niej w Berlinie, przed walką z Richardem Hallem. go wyciągnąłem.
Wtedy – po latach – też się przespaliśmy, w hotelowym pokoju, Gdyby nie ta kasa, to pewnie bym pękł. Bo ja słaby byłem
tak jakoś wyszło. To było nieporządne, tak pięć dni przed walką. –  myślałem: żona, dziecko, że co ja będę w tym Słupsku robił, jak
Nigdy tego wcześniej nie robiłem, ale Wiolka to taka przesympa- tu mi takie rzeczy proponują. Było mi najtrudniej, bo jako jedyny
tyczna, kochana dziewczyna. z chłopaków myślałem nie tylko o sobie, ale i rodzinie.

Dlaczego trafiłeś do wojska? Jak was próbowali złamać?


– Normalnie, ponieważ skończyłem szkołę, to trzeba było iść – To kocówy próbowali robić, to nas wodą oblali albo wodę nam
do wojska. Takie były wtedy zasady – pobór był obowiązkowy. do łóżka wlali. Jakieś musztry urządzali, regularne sprzątania.
W Warszawie chciała mnie Legia, chciała mnie Gwardia. Pierw- Nawet w nocy. Zawsze po różnych nalotach w Warszawie pod-
szy klub był klubem wojskowym, drugi milicyjnym, w obu można suwali nam papiery – akces do Legii albo Gwardii. Ale my się
zaparliśmy: ni chuchu, nic nie podpiszemy. Któregoś dnia to ich – bo taką miał ksywę – o co ci chodzi, jestem zmęczony, odejdź”.
nawet w konia zrobiliśmy. Zadeklarowaliśmy, że jak nam dadzą I uczciwie ostrzegłem go, ale on dalej na mnie krzyczał: „Kurwa,
przepustkę, to pojedziemy do domów, przemyślimy sprawę wstawać, ścielić, kocie jeden!”, to przecież sam się prosił. Zwłasz-
i może coś podpiszemy po powrocie. Zgodzili się. A jak wrócili- cza że chłopacy patrzyli.
śmy, to im powiedzieliśmy, że jednak nie, dziękujemy. W wojsku był taki moment, że codziennie miałem walkę. Ilu ja
W międzyczasie moja mama i Dorota pisały pisma do Kiszcza- tam ludziom wtrzepałem... Wszystkich tłukłem.
ka i Jaruzelskiego, żeby mnie w końcu puścili z tej Warszawy, że
nie mogą mnie zmuszać, bo ja mam rodzinę. Spotkały cię za to jakieś konsekwencje?
W końcu widocznie sprawa zaczęła im śmierdzieć albo ktoś – Gdzie tam. Dostawaliśmy jakieś ochrzany od kapitana, ale ogól-
znalazł odpowiednie dojście. W każdym razie cofnęli nas do Ko- nie nic się nie działo. Byliśmy chronieni jako bokserzy. Dużo mo-
szalina. Ale myśmy się wtedy nawalili na Dworcu Centralnym. głem, bo szefem jednostki w Koszalinie był ten Kuśmider, poukła-
Pamiętam, że z zapaśnikami Legii wtedy pobalowaliśmy. Kiedy dany z Boratyńskim, prezesem naszego klubu. Nic mi nie mogli
dojechaliśmy do Koszalina, to musieli nas przemycać do jednost- zrobić i dobrze o tym wiedziałem.
ki, bo my mundury mieliśmy porozdzierane, pomalowane jakoś.
Ledwo na nogach staliśmy. Czyli po tym pierwszym numerze z butami już nikt inny

KRÓL SŁUPSKA
Zresztą mało brakowało, żebyśmy w  Warszawie do tego ze schodów ich zrzucać nie próbował?
pociągu nie wsiedli. Ledwo na oczy widzieliśmy. Pamiętam, że – Pewnie, że nie. Kto by chciał z takim wariatem jak ja zaczynać.
tym samym pociągiem jechali inni żołnierze, kaprale jacyś, i nas W ogóle w wojsku nie mieli ze mną łatwo.
prowokowali: „Co, kurwa, koty?!”. No to jednemu wtrzepałem. Kiedyś na poligonie porucznik zaczął rozkazywać: „Żołnie-
Wybranemu, tak dla przykładu. I reszta od razu uciekła. Potem rze, czołganie przez pełzanie”. I takie tam. „Weź pan, panie,
wchodzę do kibla, a tam plutonowy siedzi. „Plutek, wypierdalaj” daj pan spokój” – mówię. „Jaki panie, chyba poruczniku? Jaki
70 71
– mówię. „Co, jak, żołnierzu?!” – zaczął wrzeszczeć. „Spierdalaj, panie?!”– wrzeszczał na mnie. A ja spokojnie: „Panie, daj pan
ale już”. Co z tego, że to był zawodowy żołnierz i to rangą wyższy. spokój”.
Poszedł sobie. I jak było czołganie, to siedziałem sobie najczęściej z boku
Straszny łobuz wtedy byłem, oj, dużo się biłem. albo nawet leżałem i piłem browary. Zły tylko byłem, bo za mnie
W wojsku to miałem dziesiątki walk, dosłownie. Co chwilę się próbowali się odegrać na innych. „Ponieważ Michalczewski nie
biłem. chce się czołgać, to wy będziecie się czołgać więcej, za niego”.
I chłopaki wtedy wołali: „No chodź, Darek, daj spokój”. Ale na to
A o co były te bójki? się nie dawałem naciągać. „Też się nie czołgajcie, kto wam każe.
– Jak to o co? Idę na przykład po schodach, dopiero co skończy- Siadaj z boku i pij piwo, a nie się tam brudzisz, jeszcze w tym
łem czyścić buty. Bo choć w wojsku za wiele nie robiłem, to aku- zimnie”.
rat buty mogłem wyczyścić, OK. A tu mi nagle na tych schodach Był taki strasznie zimny dzień, a mnie na wartę dali. Przechla-
jakiś kapral wyrywa buty i zrzuca z powrotem na dół. No to zsze- pane, śnieg pada cały czas. Giwerę położyłem sobie koło tej budy
dłem po nie, wróciłem do góry i od razu – lufa! Oberwał w łeb dla strażnika, aż tu nagle idzie przełożony. Wtedy trzeba było mó-
i miałem z nim spokój. wić mniej więcej tak: „Stój, kto idzie”, i dalej jakaś formułka wyku-
Albo leżę sobie na łóżku, a tu przychodzi plutonowy – pamię- ta na pamięć. Ale nie ja. Co się będę wygłupiał. Podeszli do mnie:
tam, że Adaś miał na imię – każe mi wstać i bez powodu roz- „Żołnierzu, dlaczego nie było komendy zapytania?”. „A po co ja
wala całe łóżko. Że niby źle pościelone było. No to też od razu mam się drzeć, przecież widzę, że to wy idziecie. Daj pan spokój,
oberwał. Chociaż nie – za pierwszym razem spytałem: „Kufel panie...”. „Żołnierzu, jaki panie?! Obywatelu! I gdzie jest broń?!”.
„No tu leży, przecież zimno jest, nie będę jeszcze tej broni dźwi- Można było się fizycznie przygotować. A  na obozach raczej
gał”. Krew ich zawsze zalewała. się nie piło. Może z raz na cztery obozy zdarzało mi się pójść
Za to najlepiej ze wszystkich maszerowałem, zawsze szedłem w ­t ango. Ale to naprawdę od wielkiego dzwonu. No i potem
pierwszy z prawej. Nawet mnie jako wzór stawiali. „Michalczew- znowu praca.
ski, pokaż, jak się maszeruje”. Wychodziłem, pokazywałem – „wi- A  jak między treningami się poszło na piwo czy dwa, to
dzicie, robić tak jak Michalczewski”. przecież nic nie znaczyło, nie? Zrozumcie, kochałem ten sport
Po pewnym czasie zawodowi przestali już nawet zaglądać do i chciałem sukcesu. Byłem żądny zwycięstw. Wiedziałem, że
naszej sali w koszarach. Już im się odechciało, po prostu się bali. jak przesadzę z  imprezami, to się nie wybiję... Później, już
Ale i dobrze im tak. Przecież te zasady były bez sensu, a ci podczas kariery zawodowej, było tak: po walce obowiązkowo
wszyscy kaprale często ze zwykłej złośliwości próbowali się na- była balanga – dwa, trzy, cztery dni. Ale potem znowu do ro-
przykrzać. Weźcie takie prysznice. Pod prysznic często chodzi- boty. Od tych balang wprawdzie bliżej do sukcesu nigdy nie
liśmy we czwórkę – ja, Gmiński, Dydak i Banasiak. Jak ja pilno- miałem, ale... takie imprezy to też była dla mnie wielka moty-
wałem, to wody nigdy nikomu nie zakręcili. Nigdy. A jak oni we wacja. Ciężko pracowałeś tygodniami przed walką, żeby od-
trójkę pilnowali, a ja się kąpałem, to wodę ze trzy razy zakręci- nieść sukces, zarobić kolejne pieniądze. A po co ci pieniądze?
li. Aż dziwne, że po pierwszym nie przestali, bo od razu waliłem Żeby móc się później zabawić. Po co ci sukces, jak go potem

KRÓL SŁUPSKA
w łeb. I jeszcze z kopa. Tak, żeby bolało, żeby następnym razem nie możesz opić?
takie głupie pomysły do głowy mu nie przychodziły. Pewnie nikt
się potem z nich nie chciał przyznać, że oberwał od kota, dlatego O Słupsku nie zapomniałeś? Sentyment chyba pozostał?
następni zakręcali ciepłą wodę. – No pewnie, często tam bywam i zawsze chętnie. Z byłym pre-
Te walki w wojsku to się mi też przydały. Bo jak nas w końcu zydentem Maciejem Kobylińskim jesteśmy kolegami, odwie-
wypuścili do rezerwy, to z marszu pojechaliśmy z Jankiem Dyda- dzamy się. Z prezydentem Biedroniem też miałem kontakt, po-
72 73
kiem na mistrzostwa Polski. I właściwie bez treningu wygraliśmy gadaliśmy chwilę. Być może będę mógł jakoś pomóc. Planów
te mistrzostwa – i Janek, i ja. konkretnych nie ma, w każdym razie bardzo chcę. No i tam Ja-
nek Dydak ciągle mieszka, Czarek Banasiak, Jarek Margas, Edek
Mówiłeś, że alkoholu wam w wojsku nie brakowało. Jak go Misiak, Jacek Gmiński, cała ta stara gwardia z Czarnych. Chło-
przemycaliście do jednostki? paki pokończyli kariery i już tam zostali. Dzwonimy do siebie,
– Żadnego problemu nie było. Żadnego. Mieliśmy kasę, to nie odwiedzam ich czasami.
mieliśmy kłopotów, proste. Wystarczyło przekupić kaprala. Ci
starzy mieli więcej możliwości, żeby wyjść z jednostki i przynieść Już przechodząc do Czarnych, byłeś kadrowiczem.
wódę. Pieniędzy mieliśmy jak lodu, chętnych do pomocy nie bra- A kadrę mieliśmy bardzo silną w drugiej połowie lat
kowało. Wszystkich mogłem upić, całą jednostkę. Nie pamiętam, osiemdziesiątych. Na olimpiadzie w Seulu w 1988 roku, kilka
żeby ktoś odmawiał. miesięcy po twojej ucieczce, medale – wszyscy brązowe
– zdobyli Dydak, Petrich, Gołota i Zarenkiewicz.
To jak dawałeś radę sportowo? Przecież nie powiesz nam, że – A jeszcze Krzysiek Kosedowski boksował, Raubo...
te imprezy dało się pogodzić ze „sportowym trybem życia”.
– Zaraz, zaraz, wyjaśnijmy to sobie. Jak był czas na balety, Jak wam się układało w kadrze?
to były balety. Ale jak trzeba było trenować, to ja tak zawsze – Super. Naprawdę dobrze się rozumieliśmy. Byli starsi – Petrich,
­zapieprzałem, że nie było zmiłuj. Słuchajcie, my wtedy ­byliśmy Zarenkiewicz, Łakomiec, no i my – takie młode wilki: Dydak, Go-
po osiem miesięcy w  roku na obozach, zgrupowaniach. łota, ja...
Ta kadra
juniorów
młodszych
naprawdę
obfitowała
w duże talenty.
W górnym
rzędzie, piąty
od lewej, stoi
Andrzej Gołota.
Ja siedzę
w pierwszym
rzędzie, drugi
z prawej.
Cetniewo, 1984.

KRÓL SŁUPSKA
75

I dogadywaliście się z tą starą gwardią? W latach osiemdziesiątych nasi sportowcy często narzekali
– Tam nikt nie miał prawa do nikogo fikać. Wszyscy byliśmy zży- na sprawy organizacyjne: słabe ośrodki szkoleniowe, brak
ci. OK, może się zdarzało, że ktoś się z kimś nie lubił, ale bez sprzętu...
ekscesów. Ci starsi zresztą widzieli, że tacy jak Janek Dydak czy – Wszystkiego brakowało, wszystkiego było za mało. Albo... za
ja swoje umiemy, jesteśmy już dobrymi pięściarzami, a pewnie małe. Poważnie mówię, jak już sprzęt przychodził od producenta,
będziemy jeszcze lepsi, więc pozwalali nam na trochę więcej to musiałeś uważać, żeby ci dobrą numerację dali. Mnie to nigdy
– swobodnie z nimi gadać, powygłupiać się wspólnie. Ale hierar- nie spotkało, ale byli tacy, co potem chodzili w za małych albo
chia była zawsze. Nikt tam z młodych nie mógł „wyskoczyć” do za dużych dresach (śmiech). Tragedia. W Niemczech to już było
starszyzny, obrazić kogoś. To było nie do pomyślenia. Inne czasy, co innego. W klubie, w reprezentacji oni nas tym sprzętem wręcz
mówię wam. zasypywali. Butów ile chcesz, tak samo z dresami.
Rozumiemy, że jako sportowcy mieliście powodzenie Złapali was kiedyś na przemycie?
u dziewczyn? – Jako sportowcy, jako reprezentacja byliśmy faworyzowani i aż
– No tak, problemu nie było, co tu ukrywać. W  Cetniewie czy tak nas nie trzepali.
w Zakopanem – tam najczęściej mieliśmy obozy, zgrupowania
– recepcjonistki na przykład nas dobrze znały. Chętne dziewczy- Wszystko było tam takie kolorowe?
ny były, to i do różnych rzeczy dochodziło. Z nami na obozach – Jedno pamiętam nieprzyjemne zdarzenie. Policja przyjechała do
były i inne dziewczyny, sportsmenki. Kiedyś obozy były długie, sklepu, w którym byliśmy. No tak, ale chłopaki za dużo nakradli.
dziewczyny wyposzczone... Siatkarki, piłkarki ręczne, lekkoatletki,
judoczki... O, judoczki to były fajne dziewczyny. ?
Ale też miejscowych było dużo. I w Cetniewie, i w Zakopanem. – Obsługa pewnie wezwała policję, bo skąd by się tam wzięli?
Na dyskotekach lgnęły. W kawiarni tylko czekały, żeby zagadać... Pewnie sprzedawcy przyuważyli.
Szukać to nigdy nie trzeba było (śmiech). I dobrze, bo prze-
cież treningi naprawdę były ciężkie, to i sił potem nie było na Ty też kradłeś?
szukanie. Potrafiliśmy mieć nawet cztery razy treningi w ciągu – Nie potrafiłem. Raz jeden wyniosłem slipki ze sklepu. Takie faj-
dnia. Masakra. Jako zawodowiec trenowałem dwa razy dziennie ne, eleganckie, niebieskie. Długo je potem nosiłem. Przynajmniej

KRÓL SŁUPSKA
– dwie godziny i półtorej. I to naprawdę wystarczało, żeby formę coś z tego miałem, bo tyle się wtedy strachu najadłem... Cykora
zbudować. miałem strasznego, akurat w tym nie jestem kozakiem. Byłem
przekonany, że wszyscy na mnie patrzą. Co innego koledzy. Pa-
Pamiętasz pierwsze wyjazdy na Zachód? kowali wszystko, co im się do ręki przykleiło. Dosłownie wszyst-
– Pierwszy raz byłem na Węgrzech, czyli jeszcze nie taki Zachód. ko. Kiedyś jeden zapakował sobie w kozaki dziecięce śpiochy. Nie
Ale już tam wszystko wyglądało inaczej niż u nas. Bo u nas nic wiem, po co mu to było, ale wziął. A kiedy szukał innych „fantów”,
76 77
nie było. A jak w końcu wylądowaliśmy w takim Frankfurcie... To to te śpiochy mu z buta wystawały. Ciągał je tak za sobą po skle-
lotnisko! Potem te sklepy, te wystawy, uliczki udekorowane, bo pie i chodził jak panisko. Ja to widzę i mówię: „Rudy, co ty robisz,
akurat było przed świętami. Wszędzie pełno bajerów, wszystko weź to schowaj”. W imię Ojca i Syna... Masakra jakaś.
ci się podoba, wszystko byś chciał. Dla mnie to był kosmos. Wtedy pewnie można by za te wszystkie wyniesione rzeczy za-
Albo weźmy nasze walki. Tam wszystko było na kolorowo, tur- płacić – ale po co? Przecież nie trzeba było. Nikt niczego nie pil-
nieje miały piękną oprawę, pełno świateł. A u nas wszystko było nował, przy kasie się czasem długo czekało, zanim ktoś podszedł
wtedy czarno-białe. i pozwolił ci łaskawie zapłacić. No to niektórzy nie czekali.

Handlowałeś na takich wyjazdach? Jaka atmosfera panowała na takich wyjazdach? Sportowa?


– Wszyscy handlowali. Wiadomo było, co się do Niemiec wozi – Oczywiście zdarzało się, że ktoś się napił, ale rzadko. A poza
– bursztyn, wódkę i lisy. Wszystko było zawsze nagrane, ktoś już tym nie każdy potrafił się z tym ukryć. Pamiętam apel na koniec
czekał na towar, chwilę pohandlowałeś i było po sprawie. Zwłasz- obozu – wieczór, pożegnanie. „Dobra, panowie, dzięki za pracę,
cza wóda szła momentalnie, zresztą nie tylko u Niemców. Kiedyś jutro się rozjeżdżamy. Czy są jakieś pytania?”. A tu jeden z napi-
wzięliśmy trochę butelek do Norwegii – ci to się dopiero na to tych chłopaków się wychyla i mówi totalnym bełkotem: „Nie mam
rzucili. Bo tam wóda strasznie droga była, zresztą teraz też jest. pytań”. No to go od razu namierzyli. Gdyby się nie odzywał, to
Wtedy kupowaliśmy ją u nas, załóżmy, za 10 złotych, a w Norwe- miałby spokój.
gii sprzedawaliśmy za 100. I oni byli jeszcze szczęśliwi, że mają My tam raczej nie chlaliśmy – ja, Janek Dydak, Gołota. Go-
wódkę tak tanio. łota tylko czasami znikał, szedł gdzieś w  miasto po nocach,
chodził swoimi ścieżkami, gdzieś tam się bujał, nie wiadomo I na tym się właściwie skończyło, sczepiliśmy się, ale tylko kró-
gdzie. Nie wiem, czy pił. Zresztą na zgrupowaniach, nie tylko za- ciutko, bo chłopaki doskoczyli – Banasiak i Janek Dydak – i nas
granicznych, to pili najczęściej starzy i tacy mniej utalentowani. rozdzielili.
Dla nas najważniejszy był trening i praca. Potem nawet do tego nie wracaliśmy, bo my każdego dnia
Mnie się tylko raz zdarzyło – w Cetniewie się nawaliłem. Aha, naprawdę respektowaliśmy się nawzajem – przecież to my
i jeszcze raz w Wiśle. najlepiej boksowaliśmy, byliśmy najlepsi na treningach, w bie-
gach itd.
Z kim się najbliżej trzymałeś?
– Z Jankiem Dydakiem, Darkiem Kosedowskim, Grześkiem Jabłoń- Po latach Gołota wyzwał cię na pojedynek. Po swojej
skim. Taką paczkę mieliśmy. Byliśmy młodzi, trzymaliśmy się ra- zwycięskiej walce z Brianem Nixem powiedział, że z tobą
zem, a osobną grupę stanowili starsi – Petrich, Łakomiec i ta cała to może walczyć nawet na Kamczatce.
gwardia. Oni się cieszyli, że jesteśmy. Byliśmy dla nich konkuren- – Nie na Kamczatce, tylko na Ka-ka-ka-kamczatce – tak się dziś
cją, ale i wartościowymi rywalami w sparingach, potrafiliśmy się chłop zacina. Siedziałem wtedy w telewizji, byłem ekspertem, ale
postawić. Zresztą oni chyba też już czuli, że pociąg im ucieka, bo nawet tego nie komentowałem, bo po co. Ja już wtedy nie bokso-
my idziemy. Dlatego dobrze z nami trzymali. wałem, uśmiechnąłem się tylko po nosem, bo to było tylko takie

KRÓL SŁUPSKA
My z kolei mieliśmy dla nich szacunek, czuliśmy respekt. Nigdy gadanie. Nie brałem tego poważnie pod uwagę, odpowiedziałem
nikt nie powiedział, nawet żartem, czegoś głupiego w kierunku chyba tylko, że nie walczę z dwudziestym czy trzydziestym za-
starszego kolegi. wodnikiem w rankingu i żeby w ogóle móc stanąć ze mną do rin-
gu, trzeba się trochę postarać, wypracować pozycję i powspinać
A z Gołotą byliście kolegami? się w rankingach. Bo pewnie, że każdy chciałby ze mną walczyć,
– Respektowaliśmy się. On był Warszawka, a ja ­byłem zawsze ale nie każdy może.
78 79
łącznikiem pomiędzy Warszawą a  chłopakami z  małych mia-
steczek – z Chełmna czy Brodnicy. I broniłem tych teoretycznie Gołota miał talent?
słabszych, mniejszych, bo ci z Warszawy – z Legii czy Gwardii – Na pewno, olbrzymi. Był bardzo szybki, dynamiczny. Zawsze
– to wyżej srali, niż dupy mieli. To oni mieli modniejsze stroje, świetnie przygotowany fizycznie, dobrze biegał w górach, na
byli z Warszawy i wydawało im się, że wszystko mogą. A ja się długie dystanse, ale był też najlepszy na setkę, dobrze grał
stawiałem. Mówiłem do Heńka Zatyki: „Co ty myślisz, że jak ci w koszykówkę. Był wszechstronny. To on został mistrzem Eu-
gacie w dupę wchodzą, to małych możesz ścigać?”. Jaja też sobie ropy z Kopenhagi, jedyny wśród nas, ja zdobyłem tam brąz,
robiliśmy np. z Darka Snarskiego. Chłopak się jąkał. Kiedyś na i to on był taką naszą ozdobą, zwłaszcza że boksował w wadze
przykład – sam to wspomina – kazałem mu kamienie do buzi ciężkiej.
włożyć, że to mu niby pomoże. On uwierzył i tak chodził z tymi Gołota miał ogromny potencjał, powiem nawet, że to był
kamieniami. A na jednym z obozów przegrał ze mną w pokera talent stulecia. Tylko psychicznie był za słaby, tak jego kole-
wszystko, co miał – całe pieniądze i cały sprzęt. dzy z klubu twierdzili, którzy go dobrze znali i często widzieli
przed walkami. I to od małego – zawsze taki sztywny, paniko-
Podobno kiedyś z Gołotą niemal się pobiliście? wał i bał się przed wejściem do ringu, chodził w kółko, strasz-
– To było na zgrupowaniu, kiedy wszedł do nas do pokoju z pa- nie się spinał. Po prostu nie miał odpowiedniej psychiki, a to
pierosem. „Wypierdalaj stąd z tą fajką” – mówię do niego. I wte- jest przecież najważniejsze. W każdej dziedzinie życia głowa
dy on zaczął kozaczyć. Wymieniliśmy dwa ostrzejsze zdania jest najważniejsza, nie tylko w sporcie. A Andrzej akurat tej
i nagle mnie złapał od tyłu. To go wtedy tyłem głowy walnąłem. „zimnej głowy” nie miał.
Czyli te późniejsze ucieczki z ringu cię nie zdziwiły? R O Z D Z I A Ł 3
– Nie, zawsze było widać, że nawet jak już idzie do walki, to jest
spięty, a nawet się trzęsie cały, był słaby emocjonalnie.
Ale to fajny facet, dobry człowiek. A w boksie, mimo tych sła-
bości, też nie był daleko od sukcesu. Kilka razy zabrakło mu do-
słownie centymetrów...

A gdyby miał twoją głowę?


– Gdyby babcia miała wąsy, toby była dziadkiem.
Podobnie można mówić o  moim bracie. Gdyby Tomek nie
miał złamanej ręki, to może by był lepszy ode mnie. Ale tego
nie wiemy i się nie dowiemy. Złamał rękę w ringu, podczas wal-
ki. Operację mu potem spieprzyli i uraz ciągle powracał, co jakiś
czas ręka zaczynała go boleć, puchnąć. Tomek to był wielki talent,
ale może nie aż tak zdeterminowany jak ja, nie chciało mu się tak

UCIEKINIER
ciężko pracować. I oczywiście przeszkadzała mu ta ręka. Ale przy
tym nie miał takiego zacięcia, nie był charakterny.

∞ Plany ucieczki ∞ Turniej w Karlsruhe ∞ Na autostradzie ∞


∞ Nikt tu nie chce bokserów z Polski ∞ Co ja tutaj robię? ∞ Kłótnie w domu ∞
∞ Sparingi z reprezentacją Niemiec ∞ Wyjazd do Leverkusen ∞
∞ Praca w Bayerwerku ∞ Pierwszy rozwód ∞ W kadrze Niemiec ∞
∞ Znowu w Polsce ∞
Pierwsza myśl o ucieczce do Niemiec? turniej do Karlsruhe, ostatni przedolimpijski. Pojedziemy, poka-
– Nie myślałem do końca, jak to konkretnie będzie. Nawet nie żemy się, zaboksujemy i zwiejemy.
wiecie, jaki ja byłem podniecony na myśl o tym, że będzie skan- Przecież on ma w Niemczech brata i Leszek na pewno nam
dal, że będą o mnie pisać. Wtedy właśnie w takich kategoriach pomoże, a ja mam w Hamburgu ciotkę, więc będzie gdzie się za-
to rozpatrywałem. Ale pamiętajcie – miałem przecież dwadzieścia trzymać na start. Powinienem też dostać papiery – za pochodze-
lat, młody szczur byłem, nie zdawałem sobie sprawy z konse- nie. No i tak nam się to wszystko ułożyło, długiego zastanawiania
kwencji, nie bałem się, że coś może pójść nie tak. Uciekamy i już się nie było. Urywamy się? To się urywamy.
– postanowione. Nawet nie miałem stracha, że komuś z mojej ro-
dziny będą jakieś przykrości robili, że Dorota nie będzie mogła Kiedy doszło do tej rozmowy?
wyjechać. Komuna powoli już padała, chociaż – jasne – niebez- – To było pod koniec 1987 roku. Później zaczęliśmy planować
piecznie mogło jeszcze być. szczegóły – jak uciec z hotelu, jak dojechać do Hamburga. No
a my z Dorotą powoli wyprzedawaliśmy rzeczy, pojechaliśmy
To był 1988 rok. do Warszawy wymienić pieniądze na dolary. Przed wyjazdem
– No tak, ostatnie podrygi, przecież rok później był już koniec. na turniej złapałem sporą nadwagę. Sport spadł na drugi plan,
Zresztą dwa lata po ucieczce po raz pierwszy przyjechałem do bo i tak wiedzieliśmy, że obojętnie, co tam będzie, to i tak ucie-
Polski. kamy.

UCIEKINIER
W którym momencie pojawił się właściwie ten pomysł? Ale skąd w ogóle taka decyzja? Przecież w Polsce byliście
– W latach osiemdziesiątych na Zachód uciekło trzech chłopaków królami życia.
z Gdańska – Andrzej Chabowski, Krzysztof Kania i Andrzej Śliwiń- – Nie narzekaliśmy, ale wiedzieliśmy, że możemy mieć jeszcze
ski. Takie fajne chłopaki, moi starsi koledzy, też bokserzy. Później lepiej. Wiecie – młodzi ludzie, pełni pomysłów, kombinują, co by
82 83
uciekali następni. Bo wszyscy wiedzieli, że tamtym się udało, że tu zrobić. Poza tym akurat wtedy w Słupsku zaczęło mi się psuć,
radzą sobie dobrze, i to kusiło. pozabierali mi etaty. Najpierw jeden, potem drugi, zaraz mieli za-
Do Niemiec wyjechał też Leszek Kosedowski, starszy brat brać też trzeci. A tych etatów to miałem wtedy cztery albo pięć,
Darka, też bokser, i to dobry, brązowy medalista igrzysk w Mon- już nie pamiętam. W tamtych czasach byłem zatrudniony w bu-
trealu. On wyjechał akurat legalnie, pojechał boksować w ama- tach – w Alce, w budowlance, jeszcze w jakiejś firmie autobuso-
torskim klubie z Frankfurtu. Jak tylko przyjeżdżał do kraju no- wej. Oczywiście zatrudniony tylko na tej zasadzie, że raz w mie-
wym samochodem, to od razu było widać, że dobrze mu się siącu jeździłem podpisywać listę i dawali mi za to kasę – 20 albo
tam powodzi. Rzuciłem kiedyś do Doroty, że chyba ucieknę. Ona 25 koła za jeden etat. I jeszcze przepraszali, jak w jakimś miesiącu
podchwyciła, że to dobry pomysł, że przecież innym się udaje, wypłacali te pieniądze bez premii. Poważnie.
ale to było tylko takie gadanie, nic poważnego. Wtedy nawet nie To była wtedy normalna praktyka – klub był przecież amator-
kontynuowałem tego tematu, niczego jeszcze na serio nie plano- ski, etatów nie zapewniał. Żeby utrzymać sportowców, załatwiał
wałem. im lewe posady. W Słupsku w większości były to miejskie przed-
Dopiero któregoś razu z Darkiem Kosedowskim zgadaliśmy siębiorstwa, które w ten sposób stawały się de facto sponsorami
się, już tak konkretnie, że chcemy uciec. To było na zgrupowa- klubu, tylko że kasa płynęła bezpośrednio do zawodników. Tak to
niu reprezentacji w Zakopanem, siedzimy tak sobie w pokoju, w PRL-u było poustawiane.
od słowa do słowa, aż tu nagle sprawa stała się poważna. Gadka
szmatka i zapadła szybka decyzja – dajemy dyla. Już wtedy, w tym Powiedziałeś rodzinie o swoich planach?
pokoju, wymyśliliśmy sobie, że zrobimy to podczas wyjazdu na – Mamie tak. Bratu i siostrze też.
Jak reagowali? Zapierdalam na budowie, ta tu hymn olimpijski śpiewa, a u mnie
– Oni wiedzieli, że ja zawsze byłem... inny. Zawsze ekstremalny, nic się nie dzieje. A przecież miał być złoty świat. Smutny wtedy
zawsze chciałem więcej. byłem, choć szybko mi przeszło. Zwłaszcza że potem igrzysk już
Ciągnęło mnie dalej, wyżej. za bardzo nie oglądałem, w niemieckiej telewizji nie pokazywa-
li przecież polskich zawodników. Nawet nie widziałem, jak Janek
Mama nie prosiła: „Darek, nie wyjeżdżaj”? Dydak brązowy medal zdobywał.
– Tak to nie. Zresztą nic by to nie dało, byłem żądny sukcesu, Ale taki był mój wybór – uciekłem do Niemiec, zrezygnowałem
chciałem wygrywać, iść do przodu. No i – powiedzmy to sobie z igrzysk, można powiedzieć, że oddałem tę szansę walkowerem.
jasno – chciałem być zamożny, lepiej żyć. Wiedziałem, jak jest Tak po prostu.
w Polsce, a jak tam – na Zachodzie. Kiedy w 1984 roku byłem po Zresztą tak samo walkowerem oddałem cztery lata później
raz pierwszy w Niemczech Zachodnich, przeżyłem szok! Pamię- Barcelonę, już jako reprezentant Niemiec, bo zdecydowałem
tam jak dziś to uczucie, że nawet trawę chciałem tam jeść, taka się przejść na zawodowstwo. Wtedy pojechał za mnie Torsten
mi się wydawała bardziej zielona, ładna. A potem, jak wracałem May i został mistrzem olimpijskim, a potem jeszcze mistrzem
do ludowej Polski, do tej naszej szarej rzeczywistości, to mi się świata.
rzygać chciało. Tak, zakochałem się w tym zachodnim komforcie.
Albo w tym, jak sobie wtedy to życie na Zachodzie wyobrażałem. Mogłeś być na jego miejscu.

UCIEKINIER
– Mogłem. Ale przynajmniej dwa razy go na ringu zlałem.
Dorota cały czas wspierała cię w tym pomyśle?
– Nawet była prowodyrem, namawiała mnie, ona była zdecydo- Nie żałujesz dzisiaj, że nigdy nie pojechałeś na igrzyska?
wana. Bo ja się jednak trochę łamałem, rozmyślałem, szukałem – Dajcie spokój – a wiadomo, co by było później, jak by się po-
co za, a co przeciw. Zbliżały się przecież igrzyska w Seulu, choć toczyły moje losy? Naprawdę mam poczucie, że sporo w życiu
84 85
nie mogłem mieć stuprocentowej pewności, że osiągnę na nich osiągnąłem, zostałem znanym sportowcem, zarobiłem kasę.
sukces. Trzymam się tego, co mam, trudno mi sobie wyobrazić, że mo-
głoby być jeszcze lepiej. A może na tych igrzyskach, jednych czy
I wtedy nie było jeszcze olimpijskich emerytur, które drugich, złapałbym kontuzję i dziś byśmy nie rozmawiali?
każdemu medaliście po trzydziestym piątym roku życia
i zakończeniu kariery zapewniają emeryturę w wysokości W Niemczech uciekliście, zgodnie z planem, przy okazji
średniego wynagrodzenia. międzynarodowego turnieju w Karlsruhe. Jak to konkretnie
– To mnie w ogóle nie interesowało. Emerytura? Dajcie spokój, zaplanowaliście?
chciałem zarobić kasę jak najszybciej. I wiedziałem, że potem – Nie wszystko było do końca pewne, nie wiedzieliśmy np., czy
przez resztę życia trzeba tą kasą obracać. Możecie wierzyć lub Darek Kosedowski też ucieknie. Bo ja byłem bardziej pewny,
nie, ale już wtedy dobrze czułem, jak to działa, i miałem na sie- ja już się nie wahałem. Przed wyjazdem na turniej sprzedałem
bie plan. Na emeryturę od państwa nie liczyłem, zresztą gadaj- ostatnie rzeczy, meble i wartburga za trzy banie. A jak już wyje-
cie o  emeryturze młodemu chłopakowi, który wierzy, że ma chaliśmy z kadrą do Niemiec, to chłopaki – mój brat z Volvem
świat u stóp. i Bezanem – szybciutko wyprowadzili Dorotę ostatecznie ze Słup-
Te stracone igrzyska w Seulu oczywiście trochę potem prze- ska do Gdańska. Zabrali wszystko, co mogli.
żywałem. Jak Whitney Houston śpiewała olimpijski hymn „One Pamiętam, że jak sprzedaliśmy tego wartburga, to z moim
Moment In Time”, to ryczałem. Oglądałem to już w Niemczech bratem Tomkiem i Volvem wieźliśmy kasę do Gdańska. Po dro-
i byłem załamany. Pomyślałem: co ja tu robię, co ja zrobiłem? dze trafiliśmy do jakiegoś „bałaganu” – lokal nazywał się, zdaje
To dla mnie wyjątkowe zdjęcie. Wiosną 1988 r., przed wyjazdem na
turniej do Karlsruhe, kadra trenowała w Cetniewie. Odwiedzili mnie
tam Dorota z Michałkiem. Siedzimy na ławce – razem z Darkiem
Kosedowskim – i planujemy ucieczkę do Niemiec. To nasze ostatnie
zdjęcie przed ucieczką.

się, Sekwoja – powiesiliśmy torbę z pieniędzmi na wieszaku, a po-


tem zapomnieliśmy zabrać. Dopiero w drodze zorientowaliśmy
się, że nie ma pieniędzy. Wróciliśmy i kasa na szczęście była, cały
czas tam wisiała.

Coś przykrego spotkało Dorotę po twojej ucieczce?


– Nie. W Słupsku wszyscy byli zaszokowani, nie wiedzieli, jak się
zachować. Ale żadnych negatywnych reakcji nie było, tym bar-
dziej wobec babki z dzieckiem.

A kto wiedział, że uciekacie, oprócz najbliższej rodziny?


– Volvo wiedział, bo on już wtedy był moim najbliższym przyja-
cielem. Wiecie już, że mam przyjaźnie jeszcze od przedszkola,
zawsze byłem łącznikiem między starymi i młodymi. Młodsi byli
pod moim skrzydełkiem, wśród nich Volvo. Ale z czasem niektó- to większe możliwości, aby sobie dorobić na mieście, w centrum
86 87
rzy zaciągnęli ręczny, nasze spojrzenia na życie, potrzeby zaczęły Warszawy.
się rozjeżdżać. Ja, jako bokser, zdążyłem już łyknąć trochę świa- W tej dyskotece, pamiętam jak dziś, grali w kółko kawałek Bee
ta, bywałem za granicą – Budapeszt, Praga, Bukareszt, Moskwa, Geesów – „You Win Again”. Tak chyba wyszło przypadkowo, ale
Tbilisi. A tu niektórzy – nic im nie ujmując, bo to kochane chło- potem zabraliśmy tę piosenkę ze sobą, często słuchaliśmy jej
paki – nie wiedzieli nawet, co to jest Pałac Kultury w Warszawie. z Darkiem po ucieczce.
Byli, niestety, i tacy, u których nie było już czego szukać – nie byli
otwarci, nie rozwijali się, biznesów się z nimi robić nie dało. Ale Jedziesz na zgrupowanie przed turniejem w Karlsruhe i już
byli i ci bardziej kumaci, jak właśnie Volvo czy mój brat, wiedzia- wiesz, że nie wrócisz. Pamiętasz tamte emocje?
łem zawsze, jak ich wykorzystać. A akurat Volvo łapał to wszystko – Zbieraliśmy się w Cetniewie, dopiero potem był wspólny wyjazd
najszybciej, dobry cwaniak, bez obrazy. Zresztą jaka obraza – ja do Warszawy i wylot. Do Cetniewa przyjechała też wtedy Dorota,
też siebie uważam za dobrego cwaniaka. mamy zresztą takie zdjęcie, jak siedzimy razem na ławce – Darek
O naszej ucieczce wiedzieli też koledzy Darka, to oni zrobili Kosedowski, Dorota, mój mały Michał i ja. Nasze ostatnie zdjęcie
nam pożegnanie w Warszawie, w dyskotece. To byli cinkciarze przed ucieczką.
spod Pewexu, Darek ich znał, bo sobie u nich dorabiał. Treno-
wał w Legii, ale poważne pieniądze zarabiał pod tym Pewexem. Planujecie ostatnie szczegóły?
Albo pod jubilerem, gdzie handlowali złotem. To był dobry biznes – Dokładnie. Z Warszawy lecimy z kadrą do Frankfurtu, a potem
i lekka praca. Ja nie musiałem tego robić, bo w Słupsku miałem jedziemy do Karlsruhe, gdzie miały się odbyć zawody. To był In-
akurat dobrą kasę. Oni w Legii dostawali mniejszą, ale mieli za tercup, mocny turniej, dobrzy rywale. Przyjechali tam m.in. tacy
Max Schmeling był wielkim bokserem, przed wojną mistrzem świata
w wadze ciężkiej. A przy tym to był mądry facet. Wielokrotnie się
spotykaliśmy. Wciąż powtarzał mi, żebym uważał na to, co robię,
że na boksie świat się nie kończy, żebym oszczędzał i nie szastał
kasą. Bo prawdziwe biznesy zaczynają się dopiero po karierze.

Czyli ucieczka to była decyzja czysto biznesowa.


– To naprawdę było proste: chciałem uciec, żeby mieć kasę. Czy
to coś złego, czego trzeba się wstydzić? A niby dlaczego? Wszy-
scy wszystko robimy dla kasy, niektórzy może nie chcą się tylko
przyznać.

Czyli tylko dres i ubranie służbowe? Żadnych rzeczy


osobistych do Niemiec nie zabrałeś?
– Nigdy nie byłem przesądny, nie zwracałem uwagi na jakieś
talizmany. Kiedyś, to było już w Niemczech, dostałem od Maxa

UCIEKINIER
Schmelinga malutkie rękawiczki. To niby miał być właśnie mój
talizman.
Max był mistrzem świata, który wygrał z Joe Louisem. On był
wielki, był na przykład szefem niemieckiego przedstawicielstwa
Coca-Coli, i to do końca życia. Mieszkał kiedyś niedaleko Słupska,
89
dwaj Rosjanie, przekozaki, wielokrotni mistrzowie Europy, jeden do dziś są tam po nim jakieś działki. Wielokrotnie się z nim spoty-
z nich był akurat w mojej wadze. Ale oni pewnie niezbyt dobrze kałem, to był mądry facet. Wciąż powtarzał mi, żebym uważał na
tamten turniej wspominają, bo zanim zdążyliśmy uciec, to ich zła- to, co robię, że na boksie świat się nie kończy, żebym oszczędzał
pali już na jakiejś kradzieży. i nie szastał kasą. Bo prawdziwe biznesy zaczynają się dopiero po
karierze. Max to była mądra głowa. Może wielkim sportowcem
Po kolei – co zabrałeś do Niemiec? nie był, przynajmniej dla mnie, bo co on tam miał za tytuły, ale
– Nic specjalnego, przecież nikt nie mógł podejrzewać, że uciek- wiele się od niego nauczyłem, takich życiowych historii.
niemy. Od związku dostaliśmy akurat nowy sprzęt, Adidasa, już No i Max dał mi kiedyś te rękawiczki. Brałem je na walki, ale
taki na igrzyska. A dres z napisem „Polska” to było wtedy coś wy- niewiele mnie to obchodziło, szczerze mówiąc. Niby zawsze mia-
jątkowego – jak Biblia w domu, tak się do tego podchodziło. Bluza łem je w torbie, na zasadzie: niech one już tam sobie są. Bo ja
z orzełkiem to było jak koronacja, byłeś wyróżnionym wśród wy- zawsze wierzyłem tylko w siebie, swoją pracę, a nie w zaklęcia.
różnionych. Ja to tak przynajmniej traktowałem.
Uciekliście, i to już wbrew planom, jeszcze przed turniejem.
Dostajesz dres z napisem „Polska”, a tu chcesz uciekać. – Nerwówka była straszna. Mnie się z tych nerwów boksować
Miałeś chwilę zawahania? odechciało, przecież to i tak nie miało znaczenia, na igrzyska i tak
– Nie, bez przesady. Jestem patriotą, kocham Polskę, tu się uro- nie jechaliśmy. To ja wymyśliłem, że zmieniamy plany i uciekamy
dziłem. Ale wpływu na to nie miałem, prawda? Mnie chodziło przed turniejem. Będziemy się już mogli napić, nażreć. Koniec
o lepsze życie. nerwów, miałem już tego dosyć.
Czyli emocje jednak były. Na autostradę i co dalej?
– W ostatnich godzinach – straszne. Nie byłem już w stanie skon- – Do Hamburga, do mojej ciotki. Tak to sobie zaplanowaliśmy.
centrować się na boksowaniu, w ogóle. Chciałem już tylko jak naj-
szybciej na tę wolność. Stopem?
Zaraz zapytacie, kto mnie w  tamtej Polsce tak więził. Pew- – Stopem. Mieliśmy ze sobą tekturową planszę z literami HH,
nie, że byliśmy wolni, w Polsce nigdy nie czułem jakiegoś nęka- takimi, jakie mają na rejestracjach samochody z Hamburga. Jak
nia. Wtedy reprezentacja Polski to coś znaczyło, a jak już byłeś dziś o tym myślę, było to trochę szalone, bo my po niemiecku ni
w kadrze olimpijskiej, to już naprawdę byłeś gość. Ale powta- w ząb – może tylko „Kaugummi” i „danke schön”. W każdym razie
rzam wam – jak się już kilka razy na ten Zachód pojechało, jak kupiliśmy piwo, wypiliśmy na odwagę po pięć czy sześć butelek
się to zobaczyło... Mnie się te Niemcy śniły po nocach. Te sklepy, i delikatnie wstawieni stanęliśmy przy tej autostradzie.
te rzeczy, których w Polsce nie było, jedzenie na uginających się
półkach, samochody. Jak zobaczyłem na ulicy golfa, to też chcia- I kto was podwiózł?
łem takiego mieć. Albo opla kadetta. Przyrzekłem sobie, że jak już – Jechaliśmy po kawałku, w sumie pięcioma stopami, bo z Karl-
ucieknę, to kiedyś będę miał właśnie taki samochód. sruhe do Hamburga jest jakieś sześćset kilometrów. Raz to nas
nawet autobus na stopa zabrał, a na ostatnim odcinku wiózł nas
Sprawdziło się? Peter Sebastian, znany piosenkarz, który nie dość, że nas zgar-

UCIEKINIER
– E tam, jaki opel. Miałem przez chwilę takiego grata, ale szybko nął z ulicy, to jeszcze po drodze na pizzę zaprosił. Co ciekawe,
jeździłem już nowym mercedesem 190. Można powiedzieć, że od później się z tym Sebastianem poznałem, nawet piosenkę z nim
razu przeskoczyłem kilka klas wyżej. śpiewałem w jakimś programie telewizyjnym. Pamiętam, że po
tej autostradzie zapieprzał wtedy 220 na godzinę takim granato-
Nie baliście się, że w ostatniej chwili jacyś smutni panowie wym fordem scorpio. Pierwszy raz w życiu tak szybko jechałem,
90 91
z SB staną wam na drodze? Bo podobno kadra, zresztą nie myślałem, że oszaleję, tak te światła migały. Byliśmy już jednak
tylko bokserska, jechała zawsze za granicę z takim ogonem. tak zmęczeni, że w końcu z Darkiem zasnęliśmy.
– To jakieś farmazony wymyślone, nigdy kogoś takiego nie przy-
uważyłem. W każdym razie nikt mi nigdy na drodze nie stawał. Ale nie znaliście przecież niemieckiego. Jak się
dogadywaliście z kierowcami?
Poszliście jeszcze na oficjalne ważenie przed turniejem. – Trzeba było improwizować, nie? Darek kumał też delikatnie
– No tak, trzeba było. Ale już wieczorem daliśmy dyla. po angielsku, to trochę pomogło. A w drodze to głównie między
sobą gadaliśmy, nie interesowało nas za bardzo nic innego. A że
Jak to się odbyło? byliśmy podchmieleni, to i się człowiek zachowywał bardziej od-
– Wszyscy z kierownictwa kadry pojechali na wieczorne losowanie i wte- ważnie niż zwykle.
dy zeszliśmy z torbami na dół, do recepcji, nikt nas nawet nie widział. Do Hamburga dotarliśmy w nocy, czyli ucieczka trwała już po-
Podjechał po nas umówiony chłopak, Ciobek chyba na niego wołali, nad dobę. U cioci w odwiedzinach była akurat moja mama, więc
Polak, który też wcześniej uciekł, kolega Tomka Nowaka – też boksera znów poczułem się trochę jak w domu. Ale u ciotki zostaliśmy tyl-
kadry. I Tomek z tym Ciobkiem zawieźli nas z Darkiem na autostradę. ko ze trzy dni i ruszyliśmy dalej, do Flensburga.

Tomek też myślał o ucieczce? Dlaczego akurat tam?


– Myślał, ale nie był zdecydowany. Spod hotelu wywieźli nas na – Bo Andrzej Śliwiński, jeden z  bokserów Stoczniowca, którzy
autostradę i wtedy poczułem się wolny i szczęśliwy. wcześniej uciekł, tam boksował, pojechaliśmy do niego.
Wszystko było ustalone? w Grosskrotzenburgu – na działce, z grillem. Dla mnie to było
– Tak nam się zdawało, ale tak naprawdę nikt nie wiedział do po królewsku – uczta była taka, że głowa bolała, wtedy człowiek
końca, czy my się naprawdę zerwiemy, czy wszystko się uda. Nic pierwszy raz na oczy grilla widział, nie wiedział w ogóle, co to jest.
nie było więc do końca załatwione, wszystko na żywioł, a jeszcze
potem okazało się, że Erwin Pophal nas tam w tym Flensburgu To ci gospodarze wyprawili ci urodziny?
wcale nie chce. – Tak, Emi i Klaus, kochani byli.

Trener? Wynajmowaliście u nich pokoje?


– Szef drużyny, właściciel. Zresztą, cholera wie, może on tam też – No właśnie nie, oni nas tak za darmo przygarnęli. W Leszku Ko-
i trenerem był? Wtedy to byli tacy trenerzy i zawodnicy jak z ko- sedowskim, jak tam boksował i u nich mieszkał, byli zakochani.
ziej dupy trąba. Poziom żaden, łatwo i bez treningu można było Oj, to był świetny zawodnik, brałem z niego przykład. Niesamo-
zostać najlepszym. Tylko że oni tam nie chcieli, żebyśmy im to wity technik.
udowodnili.
Jakie mieliście warunki w tym domu?
I co dalej? – To był wielki dom – na dole stara księgarnia, a część mieszkalna
– No właśnie. Wróciliśmy do Andrzeja i zaczęliśmy się zastana- była wyżej. Mieliśmy widok na rzekę Men. Ja z Dorotą i Michał-
wiać, co tu robić. Skoro tu nie wyszło, to trzeba szukać gdzieś da- kiem w pokoju z łazienką, Darek w drugim. Kuchnia była wspól-
lej. Leszek Kosedowski, brat Darka, jak boksował we Frankfurcie, na. Warunki bardzo w porządku.
to mieszkał koło Hanau, w takiej małej wiosce Grosskrotzenburg
w Hesji, blisko granicy z Bawarią. Mieszkał tam u takiej pary –
Emi i Klausa, którzy prowadzili księgarnię i sklep warzywny. Do-
92
brze wspominali Leszka i przygarnęli nas. Później dołączyła Do-
rota, która zaraz po naszej ucieczce dojechała do ciotki w Ham-
burgu.

Czyli udało im się wyjechać, zanim sprawa zrobiła się


głośna? Bo w innym wypadku władze mogłyby nie puścić
twojej rodziny na Zachód.
– Jak w polskich gazetach pisali, że Michalczewski uciekł i zostawił
żonę z dzieckiem, to oni byli już wtedy u mnie. Choć Dorota to się
strachu najadła, do ostatniej chwili nie wiedziała, czy nie cofną jej
z lotniska. Ja uciekłem 24 kwietnia, a ona na początku maja była
już u mnie. Pamiętam to dokładnie, bo 5 maja miałem urodziny

Z Darkiem Kosedowskim w hamburskim Ritze, początek lat 90.


Jak widzicie, tam też bywało piwko, ale to już inne czasy
– teraz już znów byliśmy bokserami.
Sparing z Darkiem Kosedowskim
w Grosskrotzenburgu, pokazówa na festynie.

Chcieliśmy się im odwdzięczyć, więc sprzątaliśmy im tę księ-


garnię, rozpakowywaliśmy też towary w warzywniaku. Czasami
sobie trenowaliśmy na takim ganku. Ten domek był naszą bazą,
stamtąd jeździliśmy na treningi i sparingi. Tylko że te sparingi to
były rzadko. Reszta to był tzw. czas wolny, czyli dużo piwa.

Jak wam się żyło?


– Zależy, o co pytacie. Warunki nie były złe. Raz w tygodniu, za-
wsze w niedzielę, chodziliśmy do restauracji takiego Murzyna,
w której dawali królewskie steki. Po prostu niebo w gębie, do dziś
pamiętam ten smak.
A tak na co dzień to wiecie – szału nie było, roboty brak, per-
spektyw jakby też. Dorota z Darkiem jechali czasami do Hanau, to
jakieś 10-12 kilometrów, coś tam dzióbnęli. To znaczy ja jechałem
z nimi, ale musiałem pilnować Michałka przed sklepem. Strasznie Baliście się o przyszłość?
94 95
się zawsze denerwowałem, bo akurat kraść to ja nie umiałem. – Kasy po ucieczce starczyło na kilka tygodni. Bo jak się człowiek
Oni brali tam kosmetyki, mydła, szampony. Zresztą kosmety- dostał na Zachód, to taka dzicz z niego wychodziła, że hej. To tak
ków to my w ogóle nie kupowaliśmy. Ale strach był. Co Dorota jak idziesz głodny do sklepu na zakupy – wszystko musisz kupić,
wchodziła do sklepu, to myślałem, że na zawał serca umrę. Co wszystko ci się podoba.
ona tam wynosiła... Kurtki dla Michałka za kilkaset marek, jakieś
ubrania dla niej. Nakładała na siebie i już. A ja za cholerę ukraść No, chyba że wyniesiesz.
nie potrafiłem. – Ale tego wszystkiego, co ci się podoba, to nie dasz rady.
Myślałem, że wszyscy będą na mnie patrzeć, że będą wie- W tych Niemczech to nam przynajmniej browaru nie brako-
dzieć, co robię, czułem się w tym słaby. A przecież ja taki luzak wało, piwo było prawie za darmo – jakieś fenigi kosztowało, mar-
jestem, nie? kę najwyżej.
Dorota z Darkiem byli w tym dobrzy, to im trzeba przyznać.
Do dziś nie wiem, jak oni to robili. Potrafili zachować spokój, Czułeś stres? Wyjechałeś, żeby mieć lepsze życie, a tutaj...
choć kiedyś nie było kamer, sprzedawcy też nie bardzo pilnowali. – Prawda jest taka, że byliśmy załamani. Kłóciliśmy się z Dorotą,
Gdzieś tam upychali te wszystkie rzeczy i wychodzili jak gdyby ni- jak zawsze, gdy zaczynało brakować kasy.
gdy nic. A ja z Michałkiem na ręku czekałem zesrany. Zresztą, dobra – nie zawsze z powodu pieniędzy, czasem była
to moja wina. Z Darkiem Kosedowskim chlaliśmy to piwo bez li-
Często urządzaliście takie wypady do Hanau? mitu. I wcale się Dorocie nie dziwię, że to się wtedy wydawało ta-
– Parę razy się zdarzyło. kie bez przyszłości, bez pomysłu na życie, bo nasze życie polegało
tylko na piciu tego piwa. Mieszkaliśmy w tym Grosskrotzenbur- pamiętam, jak się nazywał. Taki bardziej cinkciarz niż bokser, ale
gu, wielkości mniej więcej obecnego sopockiego ogrodu w Grand fajny chłopak, kumał bazę. Mieszkał niedaleko nas, w Aschaffen-
Hotelu, można się było udusić, tragedia. My z Darkiem byliśmy burgu, razem z Bogdanem Maczugą, który też wcześniej uciekł,
akurat zadżumieni tym browarem, a Dorota tylko to wszystko też boksował, był nawet mistrzem Polski i reprezentantem kraju.
oglądała. A ile można na coś takiego patrzeć? Włodek poznał nas właśnie przez Bogdana.
Z Darkiem, oprócz chlania piwa, raz w tygodniu jeździliśmy do No i Włodek kiedyś do nas przyjechał i mówi, że reprezenta-
Hanau, żeby sobie potrenować. Był tam amatorski klub z trenin- cja Niemiec Zachodnich przygotowuje się do mistrzostw świata
gami raz w tygodniu. To było dla mnie święto – móc potrenować! w Moskwie i że on może nam załatwić sparingi z tymi reprezen-
Robiliśmy tam zresztą za wielkich mistrzów, bo my się tam na- tantami. Co obiecał, to załatwił, wyciągnął nas z tej wiochy. Poje-
prawdę wyróżnialiśmy. chaliśmy do Mannheim na te sparingi i ja się tam naprawdę do-
brze pokazałem, wlałem ich reprezentantowi Markusowi Bottowi,
Ale rozglądaliście się, szukaliście czegoś, jakiegoś klubu? który później był zresztą zawodowym mistrzem świata w wadze
– No pewnie. Po paru miesiącach dostałem już niemieckie papie- cruiser, wyższej niż moja półciężka. Tytuł zdobył jeszcze przede
ry. Wiecie, ja tam nie jechałem zupełnie w ciemno, wiedziałem, mną, później stracił, a ja go odzyskałem.
że obywatelstwo powinienem mieć dość szybko, dostałem je na
pochodzenie. Moja ciotka już tam wcześniej była, mamy siostra, Rozumiemy, że wygrałeś z nim mimo braku poważnego

UCIEKINIER
dziadek ze strony ojca był w niemieckiej armii... Paszport dosta- treningu przez ładnych kilka miesięcy?
łem więc szybciutko. – Widział to Valentin Silaghi, drugi trener reprezentacji Niemiec,
który kompletował akurat drużynę w swoim klubie – Bayerze Le-
Wtedy niemieckie obywatelstwo było oknem na świat. verkusen. Od początku wpadłem mu w oko, aż w końcu mówi do
– Teraz też jest tak wygodniej, wszystkie moje dzieci mają nie- mnie: „Ty, przyjeżdżaj do mnie, do Leverkusen”. No to pojecha-
96 97
mieckie paszporty, najmłodsze – Nelka i Daruś – też. łem. Sam, bo sprawa o rozwód była już wniesiona, Dorota została
Wtedy w  Niemczech, jak już było obywatelstwo, to i  socjal w Hanau, dzieliło nas ponad 200 kilometrów.
się pojawił. Były już jakieś pieniążki na przeżycie, dostaliśmy też W Leverkusen zacząłem już zarabiać konkretne pieniądze, po
z Dorotą mieszkanie w Hanau – takie, powiedzmy, komunalne. dwa tysiące marek za wygraną walkę. Na początku mieszkałem
Całkiem w centrum, przy skrzyżowaniu, na dole była restauracja. na poddaszu z chłopakiem z Tunezji, Iszem Kalai się chyba na-
Mieliśmy dwa pokoje – sypialnia i duży pokój, taki, jak to się teraz zywał, razem boksowaliśmy w klubie. Mieszkanie było malutkie
mówi, dzienny. Ładnie mieliśmy to urządzone. – każdy miał pokoik, wspólna kuchnia. Ale więcej nam nie było
W Hanau stacjonowało wtedy dużo amerykańskich żołnierzy. trzeba, mnie i tak całe dni w Leverkusen wypełniał trening.
Przeprowadziliśmy się tam razem z Darkiem, tam też piliśmy A  jak tylko miałem wolne, to ciągle jeździłem do ­Hanau.
piwo, od czasu do czasu poszło się na jakiś balet. Wtedy znowu ­T ęskniłem za Michałkiem, no i  wciąż kochałem Dorotę.
zaczęło nam się psuć z Dorotą, pieniędzy ciągle było mało, cią- ­Kiedy przyjeżdżałem do Hanau, to stać mnie już było, żeby
gle na wszystko brakowało. Kłóciliśmy się, doszło do szarpaniny ­kupić ­Michałowi np.  samochód elektryczny czy inne ­bajery.
i Dorota złożyła pozew o rozwód. A ja wyprowadziłem się do Le- W  ­Leverkusen ­właściwie nic nie wydawałem na siebie, więc
verkusen. wszystko, co dostawałem, zawoziłem im do Hanau.
Znowu było dobrze, coraz lepiej, znowu była zgoda. Bo była
Boksować? kasa. Skończyło się na tym, że Dorota z  Michałkiem przepro-
– Przyjechał do mnie i do Darka taki cwaniaczek, co to kiedyś wadzili się do mnie do Leverkusen, znowu wszystko było si, za-
niby boksował w  Polonii Warszawa. Włodek miał na imię, nie cząłem wtedy ostro zachrzaniać. Szybko wynieśliśmy się z tego
Gdyby nie angaż do Bayeru Leverkusen, nie wiem,
jak potoczyłaby się moja kariera, czy w ogóle pozostałbym
bokserem. Tam mogłem się odbudować, trafiłem do niemieckiej
kadry i... potem już poszło jak z płatka.

poddasza, znaleźliśmy fajne mieszkanie około 10 kilometrów od


Leverkusen – w Monheim, trzypokojowe, jakieś 90 metrów kwa-
dratowych, już umeblowane.
Boksowałem w  Leverkusen, wygrywałem, zarabiałem kon-
kretną kasę. Bo zatrudnili mnie jeszcze na etacie w Bayerwerku,
tam, gdzie aspirynę produkują [znana, nie tylko w Niemczech, fir-
ma farmaceutyczna, właściciel klubu]. Pracowałem na pół etatu,
a dostawałem za cały. Miesięcznie zarabiałem trzy tysiące marek,
to już było OK.

UCIEKINIER
A co robiłeś w tym Bayerwerku?
– Na parkingu przyzakładowym parkowałem służbowe auta
­k ierownictwa, czyściłem je, tankowałem, takie tam. Cztery
­godziny pracowałem, a za osiem brałem. Zrobiłem ich ­centralnie
w ­konia, że ja tu jestem tylko na pół etatu, bo przecież jeszcze
98 99
boksuję w ­należącym do koncernu klubie. Powinienem ­pracować
­normalnie, ale nikt tam tego nie sprawdzał. Dali boksera na pół
etatu, to niech jest. Nawet potem wcześniej mnie do domu
puszczali: „Idź tam już, Darek, na trening”. Tak to sobie wszystko
­poukładałem.
W Monheim Dorota zaszła w ciążę, miał urodzić się Nicolas,
i choć mieliśmy fajne mieszkanie i kasa teoretycznie też była, to
w pewnym momencie przeinwestowaliśmy. Za dużo rzeczy kupi-
liśmy na kredyt i ledwo starczało na raty. Samochód stał pod do-
mem, ale co z tego, skoro nie było na benzynę, więc na treningi jeź-
dziłem na rowerze. Ale nawet fajnie wyszło, bo ­trasa nad Renem
była przepiękna, a przy okazji była to też jakaś f­ orma treningu.
Żyliśmy sobie cieniutko przez to przeinwestowanie, ale jakieś
perspektywy były. Tylko że nasza sprawa rozwodowa cały czas
była w toku. I jak już naprawdę zaczęło być między nami lepiej,
to wtedy przyszło wezwanie do sądu. Patrzymy na siebie, Dorota
pyta: „Jedziemy?”. „Jak tam chcesz”. „To może idź to wycofaj”. „Ja?
Nie ma mowy! Przecież sama założyłaś sprawę, to ją sobie teraz
Gdy w 1991 roku urodził się Nicolas, my z Dorotą byliśmy... świeżo
po rozwodzie. Wprawdzie kryzys w małżeństwie udało nam się
zażegnać, znów mieszkaliśmy razem, ale żadne z nas nie chciało
pierwsze wycofać wniosku o rozwód.

sama wycofuj. Ja tam ręką nie ruszę”. „Nie, to nie”. Jedno bardziej
uparte od drugiego. Aż w końcu pojechaliśmy na tę sprawę i po
prostu... się rozwiedliśmy.
Razem pojechaliśmy i razem wróciliśmy. A chwilę potem uro-
dził się Nicolas.

Naprawdę żadne nie mogło ustąpić?


– No nie.

Nie rozmawialiście ze sobą, że to przecież bez sensu?


– Młodzi byliśmy, nie potrafiliśmy rozsądnie przemyśleć wielu
rzeczy. Zresztą ja to w ogóle myślałem wyłącznie o boksie, ­byłem
non stop żądny treningu i  sukcesu. Zafiksowałem się na tym
punkcie, chciałem wygrywać – jak najszybciej i jak najwięcej.

100
W Leverkusen przeszedłeś też poważną operację. To po niej
masz pamiątkę na szyi?
– Tak, to się stało krótko po tym, gdy przyjechałem z Hanau. Zaczęła
mi puchnąć szyja. Powtarzali mi: „Chodź, musisz z tym jechać do
szpitala”, ale ja, że nie, altacet sobie tylko przyłożę i będzie dobrze.
Ale nie było. W końcu pojechaliśmy do tego szpitala, a tam zaraz
mnie na stół położyli. Operacja trwała podobno cztery godziny.

Co to było?
– Nawet się nie dowiedziałem. Jak już się obudziłem, to za- Ale początki w Bayerze były trudne, dwie pierwsze
pytałem tylko: „Doktor, krebs [rak]?”. „Nein”. No to dobrze, walki ligowe – z Bbeegem i Ottkem przegrałeś. Sven
i po temacie. Zresztą, wtedy nie umiałem się jeszcze po nie- Ottke też został później mistrzem świata zawodowców,
miecku dogadać, nie bardzo rozumiałem, co do mnie w tym konkurowaliście o uznanie kibiców i on zawsze podkreślał,
szpitalu mówili. Na szczęście nie było żadnych powikłań po tej że wygrał z tobą w amatorach.
operacji. Pamiętam, że tam już w kiblu na oddziale trenowa- – I to dwa razy – najpierw w Leverkusen, a potem jeszcze w Ber-
łem, choć miałem jeszcze założone bandaże. Ale walczyłem linie, też w lidze. Ale o ile jeszcze w Leverkusen walka była wy-
już przecież w I lidze, w Bayerze, znowu miałem cel i liczył się równana, to w tym drugim przypadku naprawdę porządnie mu
­tylko boks. wtrzepałem, ale sędziowie mnie wtedy przekręcili.
Moja pierwsza walka w barwach Leverkusen – przeciwnik
nazywał się Bbeege. Niestety, przegrałem.

A jak podpisywałeś umowy, kontrakty, ktoś ci pomagał?


– Wszystko sam. Słuchajcie, pierwszego zawodowego kontraktu,
który podpisywałem, nawet nie przeczytałem. Bo niby jak miałem
to zrobić, skoro nie znałem dobrze języka? Nawet dziś bym pew-
nie nie przetłumaczył precyzyjnie takiej skomplikowanej umo-
wy. Tylko mniej więcej. Oczywiście teraz takie rzeczy daje się do
prawnika, ale wtedy zobaczyłem tylko tę kasę.

To miałeś szczęście, że promotor Klaus-Peter Kohl okazał się...


– To on miał szczęście, że ja odniosłem sukces. No dobra – obaj

UCIEKINIER
mieliśmy.

A w Leverkusen, oprócz etatu na parkingu, dostawałeś coś


z klubu?
– Zasady były takie, że dawali nam po tysiąc marek za każdą wal-
103
kę – czy wygrałeś, czy przegrałeś. No to ja zaproponowałem, że
nie chcę kasy za przegraną, ale za to niech mi płacą po dwa ty-
siące za każde zwycięstwo. I w efekcie wyszło tak, że wszyscy inni
zarabiali po – powiedzmy – dwanaście tysięcy, a ja miałem dwa-
W mediach często dogryzaliście sobie z Ottkem, ty lubiłeś dzieścia cztery. Bo przecież prawie wszystko wygrywałem.
podkreślać, że jego gaże za walki są kilkakrotnie niższe od
twoich. Peter Kohl po twoim drugim pojedynku z Richardem Musieli płacić więcej, ale szefom chyba się podobało,
Hallem w 2001 roku powiedział nawet na konferencji: że jesteś taki ambitny?
„Darek zasłużył teraz na coś łatwiejszego, załatwię mu walkę – Nie wiem, czy im się podobało, ale płacić musieli. Zresztą ja tam
z Ottkem”. Nigdy jednak do walki nie doszło. u nich tylko chwilę poboksowałem, bo niedługo potem było już
– No nie. Ottke nie boksował spektakularnie, jakoś tak dziwnie. zawodowstwo.
Był mistrzem świata, ale myślę, że nie miałby ze mną szans, i wca-
le nie chodzi o to, że się teraz przechwalam. Jak to się stało, że dostałeś się do kadry Niemiec?
– Tak jak mówiłem, trener Leverkusen Valentin Silaghi był jed-
Jak nauczyłeś się języka? nocześnie drugim trenerem w reprezentacji. To był taki dobry
– Wiecie, jak masz dwadzieścia lat, to wszystko po prostu się do Rumun, też uciekinier, został m.in. medalistą mistrzostw Europy.
ciebie przykleja, nie wiem, jak to się stało. Nigdy nie byłem prze- To on wziął mnie z klubu do kadry. Zresztą, słuchajcie – czy oni
cież na żadnym kursie. mieli wyjście? Wygrywałem wszystko, miałem paszport, to chyba
Trening z Valentinem Silaghim. To on dał mi szansę
w Bayerze Leverkusen.

W kadrze Niemiec, w ogóle w Niemczech, nigdy nie czułem


się gorszy. Wręcz przeciwnie – wszyscy mnie tam kochali. A gdy
cię kochają, gdy jesteś komunikatywny i dostępny, to nieważne,
jaki masz paszport. Myślę, że przez to, jaki byłem, jak się zacho-
wywałem, udało mi się choć trochę zmienić w Niemczech opinię
o Polsce i Polakach. Jak przyjechałem tam w 1988 roku, byliśmy
złodziejami samochodów, zbieraczami truskawek i niewiele wię-
cej. Dziś zupełnie inaczej na nas patrzą i myślę, że dołożyłem do
musieli mnie do tej reprezentacji wziąć, nie? Choć akurat w swo- tego cegiełkę.

UCIEKINIER
jej wadze miałem wtedy superkonkurencję – byli w niej przyszły
mistrz świata i olimpijski Torsten May i aktualny mistrz Europy Jak wyglądały te mistrzostwa, w których reprezentowałeś
Sven Lange. To była moja waga, półciężka. Chłopy były konkret- Niemcy?
ne, ale to ja pojechałem na mistrzostwa Europy. Jako reprezen- – Jako amator boksowałem dla Niemców tylko w trzech turnie-
tant Niemiec. jach. Wygrałem w Halle, gdzie – pamiętam – podczas turnieju
104 105
przebojem był kawałek Sinéad O’Connor „Nothing Compares
No to w tej kadrze musieliście ostro rywalizować. 2 U”. Strasznie to z Darkiem Kosedowskim lubiliśmy, super to
Jak wyglądała walka o to, kto pojedzie na mistrzostwa? było. To właśnie w Halle pobiłem m.in. Langego i Maya, obaj
– Normalnie. Byłem bezkonkurencyjny, lałem ich wszystkich. dostali wtedy ode mnie czasówę – wygrałem z nimi przed cza-
sem.
A jak przyjęli w kadrze Polaka? Później był turniej w Mestre w Wenecji – tam też wygrałem.
– Tam nie było, że Polaka, było zupełnie normalnie. Czasem się No i potem były już właśnie mistrzostwa Europy w Göteborgu
tylko wygłupiali, wołali np. „Hej, Polak, o której to się na trening w 1991 roku. I tam wygrałem, zresztą od początku czułem, że je-
przychodzi?”. Z naciskiem na Polak. To ja im wtedy zawsze odpo- stem najmocniejszy.
wiadałem, tym DDR-owcom: „Słuchaj, kolego, ja byłem pierwszy
Niemcem niż ty. Bo ty zostałeś nim dopiero rok po mnie”. Żarto- Docierały do ciebie sygnały z Polski? Jak odebrano to,
waliśmy sobie z tego, zawsze mieliśmy do tego dystans. że walczysz dla Niemców?
Kiedyś boksowaliśmy mecz Niemcy – USA, grają hymn nie- – Śmiałem się z tego. Zwłaszcza że zawsze co innego pisali, a co
miecki, a ja, tak dla jaj, pytam się kolegi obok: „Ty, to nasz hymn innego rzeczywiście było. Najpierw byłem uciekinierem, który zo-
grają czy to jest ich?”. Choć oczywiście sam hymn traktowałem stawił w Polsce żonę i dziecko, potem zdrajcą Polski, który zosta-
z wielką powagą, to było wyróżnienie. Zawsze – niemiecki czy pol- wił polskie godło, zapomniał o Monte Cassino, Armii Krajowej itd.
ski, ale hymn trzeba przyjmować z dumą i honorem, nie można Zresztą o czym my mówimy – do dziś niektórzy mówią, że zdra-
sobie olewać. dziłem.
W Göteborgu
w 1991 r.
zostałem
mistrzem
Europy
amatorów.
Moim
finałowym
przeciwnikiem
był Holender
Peter
Zwezerijnen
(na zdjęciu
z lewej).

UCIEKINIER
107
Kiedy to ostatnio usłyszałeś? Dzwonię do niego i mówię: „Peter, wiesz, co się stało, mazdę
– Do mnie osobiście jeszcze nikt tak nie powiedział, ale pojawiają rozwaliłem”. A on do mnie: „Daruś, co ty się przejmujesz, kocha-
się takie rzeczy anonimowo, w internecie. Bo u nas to jest dziś ny, przecież auto jest ubezpieczone. Powiedz mi lepiej, co z wami
najprostsze – obsmarować kogoś w internecie, ale broń Boże się – cali jesteście?”. Kamień z serca.
nie pokazać, ujawnić. Twarzą w twarz jak już podchodzą, to tylko Jak przyjechałem ten pierwszy raz, to od razu poszliśmy z ko-
ci z pozytywnym nastawieniem. legami „na przedszkole”, na ławeczkę, tam, gdzie siedzieliśmy za-
wsze jako dzieciaki. Flaszkę kupiliśmy i siedzieliśmy do samego
A ty tęskniłeś wtedy za Polską? rana.
– Za przyjaciółmi. Na początku rozmawialiśmy tylko telefonicznie
i do tego rzadko. Jak pierwszy raz przyjechałem do Polski, to były Zazdrościli ci?
takie emocje... Takie, że od razu po przyjeździe rozwaliłem się sa- – Nie, a przynajmniej tego nie widziałem. Poza tym ja zawsze suk-
mochodem, a przyjechałem wtedy nową mazdą 626. cesem potrafiłem się podzielić. No i kiedyś jak komuś się udało,
Facet wyjechał mi z  podporządkowanej, taksówkarz, któ- to inni przyjmowali to z szacunkiem i respektem.
ry zresztą uciekł. To wyglądało na ciężki wypadek, jechaliśmy
z  Dorotą i  Michałem, wpadliśmy do betonowego rowu. Na Na tych mistrzostwach w Göteborgu spotkałeś się
szczęście nikomu nic poważnego się nie stało. Gorzej było z sa- z Polakami?
mochodem, zwłaszcza że tę mazdę wziąłem od przyjaciela – Pe- – Pewnie. Wyściskaliśmy się, potem niemal cały czas z nimi sie-
tera Hanrathsa. działem. Bo ci moi DDR-owcy to zawsze chowali się w pokojach
i chlali te najgorsze trunki, takie rumy 60- czy 70-procentowe. Domyślamy się, że ciebie nikt na boisku nie zaczepiał?
Mnie takie chlanie po cichu nie interesowało, ja piłem oficjalnie, – Bić to ich nie biłem, ale czasami kogoś za ucho złapałem. Zresz-
na bankietach. Pamiętam choćby imprezę w niemieckiej amba- tą ja nawet nie chciałem, żeby mi zawsze na siłę rację przyzna-
sadzie na Kubie. Tam akurat przegrałem pierwszą walkę, ale po wali. Był aut, nie było – jak ktoś miał rację, to oddawałem piłkę
wygranych turniejach to piłem zresztą nawet z szefostwem ka- i gramy dalej.
dry, nawaliłem się, coś im zawsze nagadałem, powygłupiałem się,
wszyscy się pośmiali. A ci w pokojach – wygrana czy przegrana, Czyli awantur nie było?
chleją po cichu. Choć może mnie było łatwiej – w końcu to ja by- – Na boisku raczej nie, ale w Monheim mieliśmy kiedyś taką dużą
łem mistrzem, a nie oni. awanturę, w samym centrum miasta. Był wieczór. Mój brat wte-
Na mistrzostwach w  Szwecji przed walką finałową posze- dy przyjechał, chyba też Volvo, cała nasza rodzina – wujek Józek,
dłem na spacer z  trenerem Fritzem Sdunkiem. Na co dzień wujek Zibi, ciotka Gośka z Hamburga – i iluś tam ludzi jeszcze.
Sdunek pracował ze mną w Leverkusen, ale na mistrzostwach Cała nasza paczka. Pamiętam, że wtedy to z pół miasta wpierdol
trenował kadrę Holandii. A moim finałowym przeciwnikiem był dostało, i to tak mocno – połamane nogi, szczęki i ręce były, oczy-
akurat Holender – Peter Zwezerijnen. Fritz nie chciał stać w na- wiście kupa rozbitych głów. W ruch poszły kije, latały butelki. A ja
rożniku Holendra akurat w tej walce, zastąpił go ojciec Zweze- stałem na pierwszym froncie. Biliśmy się z Turkami.
rijnena. A zaczęło się od tego, że taki jeden ode mnie dostał, bo mnie

UCIEKINIER
Idziemy sobie, gadamy, aż tu nagle słyszę: „Ej! Ej! Tutaj!”. Od- czymś prowokował. Nawet nie pamiętam, o co poszło. Posze-
wracam się, a tam mój brat i chłopaki z Polski, specjalnie na fi- dłem potem spokojnie na frytki, a on przyleciał ze swoją ekipą
nał przyjechali. Myślałem, że mi serce pęknie, że się poryczę, taki i pokazuje – „O, to ten, chodź tu, gnoju”. „No chodź tu, podejdź,
wzruszony byłem tą niespodzianką. Wtedy wiedziałem już na taki kozak teraz jesteś?”. Dojadłem spokojnie do końca te frytki,
pewno, że nie mogę przegrać. dopiłem colę i podszedłem do tego pierwszego, największego
108 109
Zwezerijnen był wysoki – miał ze dwa metry wzrostu, mańkut. Turka. Strasznie go trafiłem i się zaczęło.
Ale mańkuci zawsze mi pasowali, zlałem go jak psa. No i nie za-
wiodłem chłopaków. Mieliście przez tę bitwę jakieś kłopoty?
Z mistrzostw wróciłem do Monheim. Mieszkaliśmy na siód- – Nie. Bitwa się skończyła i wszyscy się rozeszli. Policja przyjecha-
mym piętrze, w pięknym mieszkaniu, 90 metrów kwadratowych. ła, ale nikogo już nie było, nikt nic nie widział. Nie to, co teraz.
Zaraz po powrocie leżę sobie któregoś dnia na kanapie, jeszcze Nie tak dawno w Sopocie mieliśmy spięcie z takimi miśkami,
zmęczony, aż tu nagle słyszę za oknem: „Sto lat, sto lat...”. „Kurde, co to się tylko prężyć potrafią. Byliśmy na festiwalu w Operze Leś­
kto to się tak drze” – myślę. Dorota mnie woła: „Darek, chodź, nej, a po nim na kolację zaprosił nas jeden biznesmen. Wchodzi-
zobacz!”. Wyglądam przez okno, a tam koło piaskownicy ze sto my do lokalu, oni już tam siedzą, wyraźnie im się nudzi, a ja się
osób stoi – z szampanami i flagami, niemieckimi i polskimi. Byli grzecznie zapytałem, gdzie możemy usiąść. I wtedy jeden z nich
też Turcy. Sąsiedzi, znajomi, znajomi znajomych. rzucił do mnie: „Nie masz gdzie dupy posadzić, bokserku? Nie
Wtedy takie akcje zdarzały się częściej, trzymaliśmy się razem, możesz sobie poradzić?”. No to się zaczęło.
sąsiedzi z jednego rejonu. Jak jedna wielka rodzina – głównie Po- Od razu po akcji wezwali policję – aua, aua, do lekarza na
laków i Turków. Jak pod blokiem grilla robiliśmy, to ze sto osób obdukcję pojechali. Sami zaczęli, prowokowali, a potem to my
zawsze przychodziło. Często graliśmy też w piłkę – Polacy kontra sprawę w sądzie mieliśmy. Zostaliśmy uniewinnieni, ale swoje
Turcy, Polacy kontra Niemcy czy Włosi. Niemal zawsze wygrywa- w sądzie powiedziałem. Mówię do niego: „Ty, miśku, to ty jakieś
liśmy. Emocje na meczach były zawsze ogromne, wyzwiska non porwania robisz, morderstwa, kluby go-go, przestępca jesteś,
stop latały, a nawet kopy w dupę szły. a tu mi aua, aua krzyczysz?”. Sąd mnie uspokajał: „Zaraz pana
wyrzucę”, ale ja mu jeszcze dodałem: „Dobrze ci zrobiło to zła- do domu, serce bolało, a z drugiej – coś się nam nie układało, za-
manie szczęki, może w końcu zmądrzejesz”. Bo tam ostro było wsze w czymś się nie zgadzaliśmy, jakbyśmy się w ogóle nie znali.
– noga złamana, szczęka też, i to w trzech miejscach, trzydzieści Nie pasowaliśmy do siebie.
szwów na łbie. A o kasę to się nie bałem. Pamiętam, że Emi i Klaus namawiali
Choć akurat ja nikogo wtedy nie biłem, moi kibice nam pomo- mnie czasem: „Darek, tam we Frankfurcie tobyś miał dożywot-
gli. Ja dałem tylko w pysk temu biznesmenowi, co nas do tego lo- nią robotę”. A ja sobie myślałem: „Kurde, ja tu chcę Casino de
kalu na kolację zaprosił – bo zaczął na nas krzyczeć, że to wszyst- Paris, a oni mi o jakimś lotnisku we Frankfurcie gadają, o rencie
ko przez nas, a przecież nie myśmy zaczęli. Ale tak lekko dostał, i emeryturze”. Tak to sobie od początku wymyśliłem. I w końcu to
z otwartej ręki, plaskacza takiego ode mnie przyjął. sobie wyczarowałem.

To w końcu kto ich pobił – ty, twoi koledzy czy kibice? Ale jak trzeba było, to w warzywniaku pracowałeś.
– No kibice. Akcja była naprawdę szybka. – Akurat tam nigdy nie migałem się od roboty. A nawet sam się
domagałem: „Dajcie mi coś robić, pozwólcie sobie pomóc”. Emi
Ale „Bild” wydrukował zdjęcia, na których wyraźnie widać, i Klaus sprzedawać nam w warzywniaku nie pozwolili, ale rano
że nie stałeś tam obojętnie. przywoziliśmy warzywa z chłodni, wieczorem jechaliśmy je scho-
– Te zdjęcia pojawiły się też w sądzie, ale nic nie zmieniły. Pamię- wać z powrotem. Robiliśmy to często z nudów, nawet nic nam za

UCIEKINIER
tam takie ujęcie, jak Volvo trzyma w ręce butelkę, ale wytłuma- to nie płacili. To była taka praca, a właściwie podziękowanie, za
czyliśmy, że on nic nie chciał z nią zrobić, tylko ją komuś zabrał koryto i dach nad głową.
i akurat odstawiał na miejsce. A moje zdjęcia? Stałem gotowy do
walki, owszem, ręce w górze, ale w odległości od rywala i to była Kiedy pojawiły się pierwsze pieniądze?
właściwie pozycja obronna. Poza tym te zdjęcia i tak nie miały – W ringu pierwsze 300 marek dostałem za sparing w Kolonii,
110 111
żadnego znaczenia, bo oni zeznawali w tym sądzie byle jak, to właśnie z Valentinem Silaghi, później moim trenerem w Lever-
przecież byli bandyci. kusen. A przed ringiem pracowałem jeszcze na czarno w Hanau,
w takiej prywatnej firmie, która płoty stawiała, sąsiad mi taką ro-
Wróćmy do Niemiec. Dużo było trudnych momentów botę załatwił. Podjeżdżała mała ciężarówka, na niej były łopaty,
po wyjeździe? taczki, zabieraliśmy to i wkopywaliśmy płoty. Łapy miałem wte-
– Zdarzało się, że nawet na loda dla dziecka nie mieliśmy. Za dy masakryczne, pęcherz na pęcherzu. Pracowałem ze szczyp-
dużo kredytów na mieszkanie czy meble wzięliśmy i trzeba było cami, straszne odciski zostawiały, ale i tak byłem szczęśliwy, że
pasa zacisnąć. Makaron się jadło przez cały dzień, bo dziennie do roboty jadę. Po dziesięć-jedenaście godzin na dzień robiłem,
można było wydać tylko dwie marki. Tak to mieliśmy policzone, w weekendy też, a czasami musiałem wstawać w nocy. Praca była
nawet takie momenty były. Rzadko, raz na parę dni, ale się zda- ciężka, ale blisko stówę za każdy dzień przywoziłem. To trwało ze
rzały. dwa miesiące, do tego cały czas łapałem język.
Ale tymi finansami nigdy się nie przejmowałem, wiedziałem,
że będzie dobrze. Gorzej było z kłopotami w uczuciach, kiedy nie Szybko się nauczyłeś?
mogliśmy się dogadać z Dorotą. Zawsze to przeżywałem i stara- – Chwila moment. Debil nie byłem, a że wszędzie dookoła po nie-
łem się odreagować. Kiedyś wyprowadziłem się do brata, bo już miecku mówili, to przecież nawet psa nauczysz. Potem nie było
koło nas mieszkał, i jakiegoś dnia wracałem do niego do domu już żadnych problemów – nie bałem się rozmawiać. Ani z kanc-
z dziewczyną. I Dorota mnie zauważyła. Raz czy dwa razy to się lerzem Gerhardem Schröderem, ani z doradcą Helmuta Kohla
zdarzyło. Głupio się wtedy czułem, bo z jednej strony chciałem Hansem-Hermannem Tiedje, ani z burmistrzem Hamburga, ani
z nikim innym. To byli zresztą moi serdeczni znajomi. Język łapa- R O Z D Z I A Ł 4
łem naturalnie, nawet ten trudniejszy, głupi nie byłem. Przecież
gdybym był głupi, tobym tak długo mistrzem świata nie był.

A miałeś jakieś wpadki językowe?


– Może na początku słabo mówiłem gramatycznie, ale potem
szybko już wszystko złapałem. Początkowo miałem też opory, ale
przecież nie mogłem nie mówić, musiałem się szybko nauczyć,
bo nie mogłem tracić czasu na to, żeby nie rozmawiać po nie-
miecku. Choć przecież do żadnej szkoły nigdy nie poszedłem.

Często jeździłeś do Polski?


– Po walkach. A wyglądało to niemal zawsze tak: lądowałem, wy-
chodziłem z lotniska, podchodziłem do chłopaków do samocho-
du. Wtedy otwierał się bagażnik, a w nim czekała już taca. Na niej

MISTRZ ŚWIATA
węgorzyki, śledzik, pięćdziesiąteczki, wszystko przygotowane.
No to co – hop, hop, hop, parę lufek jeszcze na parkingu i dopie-
ro po flaszce ruszaliśmy dalej. Wtedy przed lufą mieliśmy zawsze
takie powiedzenie: „No to wobec powyższego...”.
Najgorzej było – a zdarzyło się tak ze trzy razy – jak leciałem
po walce np. z Hamburga do Gdańska i samolot nie mógł wylą-
dować ze względów pogodowych. A tam balety przygotowane,
koledzy na lotnisku czekają. Nie mogłem się doczekać, a tu taka ∞ Pierwszy kontrakt zawodowy ∞ Życie rodzinne w Hamburgu ∞
wtopa – przepraszamy, lecimy do Warszawy. To wtedy brałem od
razu taksówkę, żeby jak najszybciej być w Gdańsku. ∞ Pierwsze walki ∞ Jak się negocjuje stawki za pojedynki ∞
∞ Leeonzer Barber ∞ Piękny seks ∞
Co spowodowało, że zdecydowałeś się przejść tylko za wygrane walki. Pamiętam zwłaszcza ten samochód, bo to
na zawodowstwo? Pieniądze? był właściwie i opel, i ford, dwa w jednym, taki grat złożony z dwóch
– Przed mistrzostwami Europy w Göteborgu nasz klub z Lever- aut. Ale to był tak naprawdę mój pierwszy samochód, tzn. pierwszy,
kusen zaprosił bokserów na spotkanie do siedziby firmy Bayer którym nauczyłem się jeździć. Bo przecież już w Słupsku miałem
z szefostwem firmy. Zapytałem ich wtedy, czy będzie jakaś kasa, wartburga, ale w nim to tylko siedziałem, w Polsce nie jeździłem.
jak zdobędę dla Niemiec mistrzostwo Europy. Oni na to: „Darek, Peter mnie obserwował, przyjeżdżał na moje walki, interesował się
zdobądź najpierw medal, to pogadamy. Kasa na pewno wtedy wtedy mną i Michaelem Loewe, Rumunem, też z Bayeru Leverku-
będzie. I to taka, że nie będziesz miał problemów”. No dobra, ale sen, który uciekł z kraju tak jak ja.
ile konkretnie premii jest przewidziane? „Zostaw ten temat. Zdo- Hanraths to był fan boksu, a dla mnie taki sponsor, który de
bądź medal, a kasa będzie”. No to przywiozłem im złoto. Oprócz facto był odkrywcą mojego talentu, to on skontaktował mnie po-
mnie z zawodników Bayeru jeszcze Holender Arnold Vanderly- tem z Kohlem. Kiedyś do mnie zadzwonił i mówi: „Darek, słuchaj,
de – on w ciężkiej, ja w półciężkiej. Zrobili nam w firmie uroczy- mamy do ciebie sprawę z Klausem-Peterem Kohlem, menedże-
ste powitanie, były gratulacje, podziękowania, dostaliśmy też po rem z Hamburga. Chodzi o przejście na zawodowstwo. Jest kasa,
eleganckiej torbie, a w środku – czek. To sprawdziłem od razu, przyjedź do nas”.
a przy pierwszej okazji zajrzałem do koperty, bo pomyślałem, że Jakie zawodowstwo? Wtedy to było dla mnie jak zupełnie obcy

MISTRZ ŚWIATA
zanim zacznę się z nimi bawić – bo różne alkohole były już przy- język, jakby po chińsku ktoś do mnie mówił. Ja tu chciałem na
gotowane – najpierw sprawdzę, ile mi dali. Patrzę, a tam na czeku igrzyska jechać – rok później, w 1992 roku, były igrzyska w Bar-
20 tysięcy marek. „Super – myślę – no to się postarali”. Wracam celonie, a ten mi mówi o jakimś zawodowstwie. Ale pojechałem
do sali i wrzeszczę do nich od wejścia: Danke, danke. Od razu była do tego Hamburga. Hanraths i Kohl przyjęli mnie razem ze swo-
lufa-lufa i zabawa ruszyła na całego. imi żonami – takie eleganckie panie, damy. Miłe i kochane. Gad-
Po powrocie do domu rzuciłem tę torbę na stół i wołam do ka szmatka, rozmawiamy o boksie i nagle oni mówią: „No i za to
114 115
Doroty: „Tylko uważaj, żeby się stół nie załamał, tyle kasy jest wszystko dostaniesz 150 tysięcy marek. Za sam podpis”. Myśla-
w środku”. Ona otwiera zamek, patrzy na czek i mówi z gryma- łem, że się skicham. Oczywiście próbowałem udawać, że się za-
sem: „Tylko 2 tysiące? No to się nie postarali”. Co?! Jakie 2 tysią- stanowię, pomyślę, ale w głębi ducha krzyczałem: „Co oni gadają?
ce?! Patrzę – rzeczywiście. Walnąłem się o jedno zero... Tyle kasy!”. A oni wtedy jeszcze – może myśląc, że się waham, że
Byłem załamany. I wściekły. To ja się zarzynam, non stop tre- liczyłem na więcej – dodali: „A potem 10 tysięcy marek za każdy
nuję, przywożę dla klubu mistrzostwo Europy, a oni mi dają 2 ty- miesiąc treningów”. No to co miałem robić? Udałem, że „to nie
siące? takie proste”, ale w końcu mówię: „Dobra, biorę to!”.
Nawet nie poszedłem z pretensjami, ale dwa tygodnie później Do domu to dosłownie leciałem. Wracam, opowiadam wszyst-
zadzwonił do mnie Peter Hanraths. To menedżer, a nawet bardziej ko Dorocie, a ona woła przestraszona: „Co ty żeś zrobił, co ty
pasjonat boksu, zresztą były zawodnik, który opiekował się mną podpisałeś? Tyle kasy...”. W głowie jej się to nie mieściło, dopie-
w Leverkusen. Sam mieszkał w Geilenkirchen koło Akwizgranu, ro po czasie się oswoiła. A potem to już zawsze było jej za mało
prowadził tam salon Mazdy, dobrze nim kręcił. Oprócz tego miał (śmiech).
też mały klubik bokserski, który utrzymywał. Zawsze przyjeżdżał Jeszcze się z przytupem pożegnałem z dotychczasową pra-
z żoną Brigitte na wszystkie walki do Leverkusen. Co jakiś czas da- cą. Wcześniej z tego przyzakładowego parkingu trafiłem do fir-
wał mi różne prezenty, bo taki był wtedy zwyczaj, że jak ktoś miał my Aqua związanej z  Bayerwerkiem. Przepakowywałem filmy
pieniądze i ktoś mu się spodobał w ringu, to go delikatnie wspierał, do aparatów fotograficznych – z dwóch palet kartonów robiłem
nieoficjalnie. Na początku dostałem więc sweter, potem starego jedną. Tak jak wcześniej oficjalnie byłem zatrudniony na pełny
opla albo forda, a później już pieniądze. Choć pieniądze dawał mi etat, a pracowałem na pół. I jak podpisałem ten mój pierwszy
Peter Hanraths i Klaus-Peter Kohl – to dzięki nim w 1991 r.,
krótko po zdobyciu tytułu mistrza Europy amatorów, zostałem
zawodowym bokserem, a już trzy lata później mistrzem świata.
Z ich Universum Box Promotion byłem związany przez całą karierę.

zawodowy kontrakt, poszedłem jeszcze do roboty, ale byłem


już nieźle rozkojarzony. Majster kazał coś mi zrobić, a mnie się
za bardzo nie chciało. Zaczął się drzeć, że zaraz mnie zwolni.
„A zwalniaj, cześć”, odwróciłem się i wyszedłem. I tyle mnie wi-
dzieli.

Kiedy jechałeś na to spotkanie do Hamburga, na co liczyłeś?


– Nie miałem pojęcia, co mnie czeka. Jakby mi wtedy dali 50 za-
miast 150 tysięcy, to też bym podpisał. Wyobraźcie sobie, że ja
wtedy tego kontraktu nawet nie przeczytałem! Tylko cyferki. I ni-
gdy później już do niego nie wracałem.

Oczywiście za walki były osobne stawki? skończyło. Zostałbym na olimpiadę – OK. Ale przecież mogłem
– Dokładnie. Od razu było powiedziane, że im więcej będę wal- też złapać kontuzję. A tak skończyło się przecież dobrze.
czył i wygrywał, tym więcej dostanę za kolejne walki. Choć na Kiedy zaczęliśmy ustalać kasę za poszczególne walki, bez sta-
116 117
początku było tak, że wypłacali mi te 10 tysięcy marek co mie- łej pensji, nie miałem litości. Taki układ zaczął się bodaj od walki
siąc, ale po roku byłem rozliczany. I tego właśnie nie doczytałem z Brytyjczykiem Noelem Magee – powiedziałem, że chcę za nią
w umowie. A było tak, że miałem ustalone stawki za kolejne wal- 70 tysięcy. Kohl w płacz: „Darek, za tę walkę mogę ci dać mak-
ki – na początku 10, potem 15 tysięcy marek. Ale te 10 tysięcy symalnie 50”. „Nie. Chcę 70”. „Darek, odpuść, weź te 50, bo ci
marek miesięcznie to były jakby zaliczki za te przyszłe walki. Po przyprowadzę kogoś, kto taki ci łomot spuści, że potem już długo
roku więc siedliśmy i liczyliśmy, czy kolejnymi walkami zapraco- nie powalczysz”. Wtedy się jeszcze zamknąłem i odpuściłem. Ale
wałem 120 tysięcy za rok. Jakby wyszło np. 150 tysięcy, to by było jak później zorientowałem się, kto jest kto, co sam potrafię i o co
OK, Kohl by mi dopłacił 30 tysięcy. Ale na początku okazało się, w tym wszystkim chodzi, to już nie odpuszczałem. Poznałem ten
że trochę zabrakło. Kohl nic mi więc nie musiał dopłacać, ja też rynek bardzo dobrze. I dlatego później mówiłem już do Kohla:
nie musiałem zwracać różnicy. Wkurzyłem się wtedy. Powiedzia- „Dawaj za walkę tyle i tyle, nic mniej. I sobie przyprowadzaj, kogo
łem, żeby dał już sobie spokój z tymi miesięcznymi wypłatami, że chcesz. Tylko mi zapłać tyle, ile chcę”. Wtedy czułem się już jak
od teraz będziemy handlować za każdą walkę osobno. Szybko ryba w  wodzie. To był sport, ale też mój biznes. Jak chciałem
się zorientowałem, co trzeba zrobić, i dzięki temu szybko zaczą- stówę, to stówę dostawałem.
łem zarabiać duże pieniądze.
Kiedy przechodziłeś w Niemczech na zawodowstwo, tam też
Czyli ten kontrakt warto było jednak przeczytać... boks zawodowy dopiero raczkował, prawda?
– A właśnie, że nie. Jeszcze bym się zaczął burzyć, jeszcze bym – Tak, byłem jednym z pierwszych. Jeszcze Henry Maske, Axel
wtedy kontraktu nie podpisał i  nie wiadomo, jak by się to Schultz, później Sven Ottke, Graciano Rocchigiani.
Maske był w latach dziewięćdziesiątych wielkim idolem żeby mu załatwić kontrakt na walkę. A Adamek koniecznie chciał
w Niemczech. Bez obrazy – ale w porównaniu z tobą był zostać jeszcze współpromotorem. A ja na to: „Tomek, to ty chcesz
bardziej „prawdziwym Niemcem”. boksować czy walkę organizować? Mów, za ile, i co cię obchodzi,
– E tam, gadanie. On był z NRD, tak jak zresztą wielu tych lep- gdzie będzie jakaś reklama – jaka na ringu, jaka na macie. Czy re-
szych bokserów niemieckich w tamtych czasach. Oni jeszcze klama piwa, czy czegoś innego. Na to nie ma czasu”.
później zostali Niemcami – tymi prawdziwymi, zachodnimi Dlatego mnie nigdy nie interesowało, kto ile zarabia. Niech za-
– niż ja. Bo ja już w 1988, oni dopiero rok później... Te mistrzo- rabiają jak najwięcej. Ważne, żebym ja był zadowolony.
stwa Europy w  1991 roku, które wygrałem, to były w  ogóle
pierwsze mistrzostwa, na które pojechała reprezentacja zjed- Kohl proponował ci stawki, z których byłeś zadowolony?
noczonych Niemiec. No i z nimi ja, Polak. Skomplikowane to – Szybko poznałem rynek, dlatego zawsze jasno precyzowałem
wszystko było, co? swoje oczekiwania: „Peter, za tę walkę chcę tyle i tyle”. Za pierw-
szą walkę o mistrzostwo, z Leeonzerem Barberem, dostałem ja-
Miałeś z nimi dobre kontakty? kieś 300 tysięcy marek. To była kwota „delikatnie wyhandlowa-
– Zatargów żadnych nie było. Wszyscy oni z DDR-u byli straszny- na”, bo jednak Kohl też miał swoje koszty. Barber był wtedy dość
mi dusigrochami. Nic, tylko kasa, kasa, kasa. Ale głów do intere- drogi, a poza tym to on był mistrzem, który ma swoje żądania.

MISTRZ ŚWIATA
sów to chyba za dużych nie mieli, skoro pamiętam, jak na zgrupo- Czasami mówi się, że w boksie jakaś walka była kupiona. Tak,
waniach dziwili się, jak to jest, że Michalczewski na treningi mer- to prawda, była kupiona, bo trzeba było tego mistrza „kupić”,
cedesem E-klasą przyjeżdża, a ich na takie auto nie stać. żeby on przyjechał zaboksować na obcym ringu, przy obcych ki-
bicach. I to wszystko kosztuje. I po to ma się ten tytuł mistrza,
Co to było? Stodziewięćdziesiątka, obiekt marzeń żeby na tym kasę zarabiać. Ale przecież nie chodzi o to, że ten
wszystkich taryfiarzy w Polsce? mistrz się „sprzeda” w tym sensie, że walkę odpuści. Co to to nie.
118 119
– Dokładnie. Miałem taką naprawdę wypasioną. Metalik. Przynajmniej ja z takimi nie walczyłem. Wszystko musiałem sam
w ringu wyszarpać.
Wróćmy do pierwszych kroków w zawodowstwie. Miałeś
jakieś obawy? Jak się dowiedziałeś o tej pierwszej walce o tytuł
– Nie. A poza tym Kohl od początku wszystko dobrze mi zapla- mistrzowski?
nował. „Walczymy, walczymy, a  po trzech latach boksujemy – To był sylwester, z 1993 na 1994. Dostałem wtedy od Petera
o mistrza świata” – zapowiedział. Taki był plan i właściwie tak to w prezencie jeepa, mercedesa pięćsetkę. Takiego kwadratowego,
prawie było, co do roku, a nawet niemal co do miesiąca. Umo- „ciosanego”, niedawno znowu takie wróciły. I Kohl powiedział mi
wę podpisaliśmy w 1991 roku, a w 1994 walczyłem już o mistrzo- wtedy: „Darek, w tym roku będziemy boksowali o mistrzostwo,
stwo. będę miał dla ciebie walkę”. Byłem przeszczęśliwy.
Wtedy z Peterem super ze sobą żyliśmy, to były jeszcze ta-
Finansowo też wszystko ci zaplanował? kie niczym niezepsute, przyjacielskie stosunki. Rodzinne nie-
– Finansowo układ był prosty – będą walki, będzie kasa. A jak malże. Do dzisiaj mamy zresztą ze sobą kontakt. I  z  Kohlem,
będą zwycięstwa, to i kasa będzie rosła. A poza tym niewiele wię- i z ­Hanrathsem. Oni są pokłóceni, ale ja jestem z nimi w porząd-
cej mnie obchodziło. Ja chciałem walczyć, chciałem wygrywać. ku. Dobrze, że w końcu uciekłem z tego Hamburga i nie słysza-
Mnie nie interesowały jakieś zabawy we własne firmy, żeby wy- łem już tych wszystkich awantur. Zresztą awantur o pietruszkę,
ciągnąć jak najwięcej się da z każdego kąta. Pamiętam, jak mnie o nic, bo jak ja wyszedłem z gry, to kasy już nie było i nagle wszy-
załamywał Tomek Adamek. Ze cztery razy wiozłem go do Kohla, scy byli pokłóceni.
A ten kwadratowy mercedes – z jakiej okazji taki drogi Co? Przecież mieszkałeś z Dorotą i dziećmi?
prezent? – No spotykałem się z nią. W tym czasie zresztą nie tylko z nią.
– No na gwiazdkę. Nie chciałem go na początku przyjąć, bo od Były jeszcze Kinga, Marion. Nikt nie wiedział o nich.
razu pomyślałem: „No tak, on mi daje samochód, to pewnie za-
raz gaże za walki będą ostro handlowane”. Od razu czytałem to Kohlowie dowiedzieli się o twoim romansie z ich córką?
po swojemu, byłem czujny. My też im wtedy jakiś fajny prezent – To było takie cicho sza. Ute, żona Kohla, może nawet by chciała,
zrobiliśmy, jakąś niespodziankę, ale już nie pamiętam jaką. Do- żebym został jej zięciem, a ona moją teściową. Myślę, że Peter też
rota coś wymyśliła. by to zaakceptował, bo Ute mu wszystko mówiła.
Dorota była wtedy matką mojego sukcesu. To ona wszystko W żaden sposób nie wpływało to na nasze relacje zawodowe,
ogarniała. Ja tam sobie gdzieś wyskoczyłem, czasem nawet „w bok”, właściwie nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Ani kiedy byłem z Gabi,
ale do domu zawsze wracałem. A Dorota ogarniała dom, dziecia- ani kiedy się rozstaliśmy.
ki, tworzyła atmosferę. Dzięki niej miałem rodzinę, miałem swoje
gniazdo. Byłem młody chłopak, dobrze wyglądałem, to gdzieś tam Mogłeś się pogubić?
jak pies polatałem, gdzieś zabalowałem – tak to teraz widzę. Ale ro- – Faktycznie, byłem trochę pogubiony. Odbiło się to na przygo-
dzina zawsze była dla mnie ważna. Kochałem wtedy Dorotę. towaniach do walki z Rocchigianim. Nic dziwnego, ciężko się było

MISTRZ ŚWIATA
dobrze przygotować do tej walki. Za dużo tego...
Gdy przeprowadziliście się do Hamburga, zamieszkaliście
w sąsiedztwie posiadłości Kohla. Pierwszy taki poważny, Mówisz, że sąsiedztwo Kohlów było super, ale przecież
duży dom... zdarzały wam się awantury. Podobno jak wrzeszczeliście
– Nie był jeszcze taki wielki. Bez piwnicy, ale fajny. W dobrej dziel- na siebie z Kohlem, to ściany się trzęsły?
nicy – Farmsen-Berne. Miał może ze 150 metrów kwadratowych. – Bez przesady, tylko czasem dochodziło do kłótni.
120 121
Cztery pokoje, kuchnia, dwie łazienki, fajny ogródek. Dla naszej
czwórki – Doroty, Michała, Nicolasa i dla mnie – idealny. Ale to W związku z twoimi wyskokami?
nie było nasze, tylko dom gościnny Petera, stojący tuż obok jego – Nie, dlaczego? Przecież na sali treningowej zawsze byłem wzo-
posiadłości. Zresztą początkowo sam w nim mieszkałem. Bywało rem dla wszystkich. Jak się kłóciliśmy, to zawsze chodziło o pie-
tak, że po mnie Peter do dyskoteki przyjeżdżał, rachunek płacił niądze. On chciał dać jak najmniej, a ja jak najwięcej zarobić. Tak
i do domu zabierał, a ledwo wyszedł, to ja już znowu w długą na „negocjowaliśmy” stawki za kolejne walki. Łatwo nie było, ale tak
kolejną imprezę. Dorota z dziećmi wprowadziła się pod koniec to już jest, jak się dwa „byki” spotykają.
1992 roku.
W 1996 roku przeprowadziliście się z Dorotą do nowego
Wynajmowaliście ten dom od Kohla? domu – pierwszego naprawdę swojego. Dlaczego w końcu
– Nie. Po prostu mieszkaliśmy tam. Bardzo było sympatycznie. wyprowadziliście się od Kohlów?
W niedzielę rano chodziliśmy do Kohlów na śniadanko, jak było – No wiesz, domek był fajny, ale my zawsze chcieliśmy coś swoje-
lato, to urządzali je w ogrodzie. Dzieciaki się bawiły. Ute, żona Pe- go. Takiego pięknego domu, jaki kupiliśmy wtedy, to ja wcześniej
tera, bardzo kochała moje dzieci. w życiu nie widziałem. Ze 300 metrów, może więcej. Fajny basen,
ogród nie za duży. Kosztowało to paręset tysięcy marek, nie pa-
Kohl traktował cię chyba wtedy trochę jak syna? miętam dokładnie. Dużo też wydaliśmy na marmury w salonie,
– Tak, na pewno. Byliśmy taką ich rodziną. Z ich córką, Gabi, mia- wszystkie wykończenia. Meble na zamówienie. Wszystko to Do-
łem nawet mały romans. rota planowała.
Z Tomkiem, moim bratem, zawsze byliśmy mocno zżyci. Też wyjechał
do Niemiec, krótko po mnie. Bardzo mi pomógł, był moją ostoją
i niewidocznym wiatrem w plecy. Ma wielki procent w moim sukcesie. Bo choć
jest młodszy, to czułem się wtedy przy nim znacznie pewniej. Sam też był
obiecującym bokserem. Jego karierę przerwała niestety kontuzja ręki.

A kiedy właściwie pojawiła się Kinga?


– Po walce o mistrzostwo świata z Leeonzerem Barberem.

Do tej walki dojdziemy. Najpierw powiedz, jak wyglądały


pierwsze zawodowe treningi? Czym się różniły od tych
w Bayerze?
– Najpierw trenowałem z  wujkiem Józkiem, bratem mojej
mamy. Tym, który wcześniej trenował mnie w Gdańsku, bo on
też uciekł do Niemiec. Wziąłem go wtedy do siebie, to było jesz-

MISTRZ ŚWIATA
cze w Leverkusen. Jego i brata mojego taty, Zibiego, który ma-
lował obrazy. Obaj przyjechali z rodzinami, załatwiłem im pa-
piery, mieszkali u mnie. Nie było mi wtedy lekko. Zwłaszcza że
na początku musiałem ich wszystkich utrzymywać, bo oni albo
nie mogli jeszcze pracować, albo nie znali języka. Zarabiałem
już wtedy nieźle, ale tyle dodatkowych osób było sporym ob-
122 123
ciążeniem.

Ktoś jeszcze do ciebie przyjechał do Niemiec?


– Brat. On przyjechał jako pierwszy. Miał iść do wojska, więc
uciekł do mnie. Choć akurat ja też bardzo chciałem, żeby przy-
jechał. Byliśmy zżyci, brakowało mi go. Zresztą Tomek dużo mi
pomógł, był moją ostoją i niewidocznym wiatrem w plecy. Dawał
mi powera, siłę, taką braterską miłość. Ma wielki procent w moim
sukcesie. Bo choć jest młodszym bratem, to czułem się wtedy
Dorota wiedziała, że spotykasz się z innymi kobietami? przy nim znacznie pewniej.
– Nie. Przecież ona nie wiedziała nawet o Kindze, z którą by- Tomek też boksował w Leverkusen, miał sukcesy, ale nic mu
łem w Hamburgu przez pięć lat. A może po prostu nie chciała z kariery nie wyszło. Jak już wspomniałem, rozwalił sobie rękę
wiedzieć? Jeździła porsche carrera cabrio, miała kasę, było za- jeszcze w Gdańsku jako amator i źle mu to zoperowali. On z tą
jebiście. Zwłaszcza że jej też nigdy w domu nie zaniedbywałem, ręką potem boksował, ale cały czas miał problem, nie mógł
swoje zrobiłem, kiedy trzeba było. Scen zazdrości nigdy nie w ogóle prawą bić.
miałem. A że byłem taki, jaki byłem, taki dzikus... Zresztą wtedy Kiedy wszyscy zaczęli nagle przyjeżdżać do mnie do Nie-
wydawało mi się, że kocham i Dorotę, i Kingę, i tu, i tu był też miec, mieszkałem wtedy u Gerda Zimmermanna, prezesa Ba­
piękny seks. yeru Leverkusen, sam, bo pokłóciłem się z Dorotą, która została
w Monheim. Zimmermann miał firmę, która robi dachy, był dość problem miałem później, gdy trenowali mnie wspólnie Chuck
zamożnym człowiekiem, Gérard Philipe na niego mówiliśmy. Po- ­Talhami i Fritz Sdunek. Też jeden z nich musiał odejść.
mógł mi z mieszkaniem, a poza tym zawsze dawał kasę, tak poza Na tych pierwszych treningach z wujkiem nie miałem dobrych
klubem. Miał fajny dom z basenem, a my mieszkaliśmy obok, sparingpartnerów, więc tych chłopów, co do mnie wychodzili, bi-
w jego mniejszym domku. łem jak psów. Takich po 100 czy 120 kilogramów wagi, wszystkich
Mieszkałem tam w dwóch pokojach z kuchnią razem z bra- nokautowałem.
tem, wujkiem Józkiem, potem przyjechał wujek Zibi. I do tego
jeszcze ciocie. W pewnym momencie zrobiło się tak ciasno, że Skąd ich braliście?
się nie mieściliśmy. Później, jak już pracowałem w Aquie, to do- – To byli pseudozawodowi bokserzy. W  Niemczech były wte-
stałem mieszkanie i przeniosłem się do niego razem z Tomkiem. dy takie „stajnie”, grupy – powiedzmy, choćby w Akwizgranie,
A wujkom, za ostatnie pieniądze, najpierw wynająłem hotel, a po- gdzie trenowali np. bramkarze z okolicznych klubów. I ja ich tam
tem załatwiłem mieszkanie socjalne. wszystkich strasznie lałem.
Pamiętam, że w  Kolonii była taka pierwsza liga bramka-
Jak trenowaliście z wujkiem Józkiem na zawodowstwie? rzy z dyskotek. Kickbokserzy. Kiedy na nich trafiłem, ważyłem
– Jeździliśmy po różnych klubach, najczęściej do Solingen koło z osiem dych. Trochę z nimi poboksowałem, trochę się pokopa-

MISTRZ ŚWIATA
Monheim, bo w  Leverkusen jako zawodowiec trenować już łem. Człowiek chwytał się wtedy byle czego, żeby tylko się po-
nie mogłem. Obrazili się. W tym Solingen kolega miał studio, ruszać. Szefem tego klubu bramkarzy był niejaki Ako, najlepszy
­pozwalał nam trenować. Ale jeździliśmy też wszędzie tam, gdzie w całej lidze. Swego czasu ochraniał Claudię Schiffer czy kogoś
można było poćwiczyć – najczęściej do fitness clubów. równie sławnego. Aż w końcu doszło do sparingu – ja kontra Ako.
Urządzaliśmy sparingi po dwanaście czy nawet piętnaście Koledzy długo obwiązywali mu ręce bandażami. Ja tylko
rund, biegałem po dziesięć czy piętnaście kilometrów. Byłem ręce zabandażowałem, sznurki do rękawic schowałem i byłem
124 125
­ambitny, zapieprzałem, ile wlezie. W powietrzu się unosiłem – tak
bardzo chciałem.

Nikt nie miał nic przeciwko temu, że jako zawodowiec


trenujesz z wujkiem?
– Na początku nie było z tym problemu, wujek też się cieszył. Jó-
zek był kochany, był moim przyjacielem, moją otuchą, ale Kohl
już wtedy wiedział, że wujkowi zabraknie doświadczenia, by być
moim pierwszym trenerem. I  stanąłem w  końcu przed wybo-
rem: albo będziesz mistrzem, albo będziesz kochał wujka. Trze-
ba było decydować. W takich sytuacjach trzeba było być egoistą
i całe szczęście, że nim byłem. To ciężkie, ale potrafiłem. ­Podobny

Trening stał się całym moim życiem. Uwielbiałem te zajęcia w Ritze,


gdzie początkowo bazę miało Universum Box Promotion.
gotowy. I czekam na niego. A on dalej – bawi się z tymi rękawi- Na „gruszce”
cami, ze sznurkami. W końcu wyszedł. Jeden cios, lewy prosty. zacząłem

Nos mu złamałem i było po herbacie. trenować dopiero


po przejściu
Krew się leje, on wyje: „Nos mi złamałeś!”. Ja też byłem nie-
na zawodowstwo.
zadowolony, bo myślałem, że powalczymy. A to nawet nie było
Wcześniej
mocno, raz i już. Fama szybko się rozniosła, od razu miałem taki czegoś takiego
szacun w Kolonii. Jak gdzieś się pokazałem w dyskotece, to już za nie znałem.
nic nie płaciłem. Bo ich szefa zlałem, jednym ciosem, nawet się
nie zdążył obejrzeć. Bo Ako to był kawał chłopa, Indianin.

Ten Ako nie miał pretensji?


– No gdzie? I o co? Uczciwy przecież był sparing. Potem był zresz-
tą moim kolegą i nawet bodyguardem – wziąłem go ze sobą na
kilka walk.

W pierwszych miesiącach trenowałeś w Ritze.


Dziwne miejsce...
– Nie, dlaczego. Zwykły klub bokserski. Luksusów tam nie było,
ale chodziło o to, żeby trenować, a nie o luksusy. Wam pewnie
chodzi o to, że nad salą treningową był nocny klub. Ale co z tego?
Przecież to St. Pauli, taka dzielnica Hamburga. Do tego klubu
126
zresztą było bardzo oryginalne wejście – szło się między malun-
kiem przedstawiającym rozchylone nogi kobiety.
ambicja – że to ja błyszczę, a nie on. Głupie to było, a mnie to
Po kilku miesiącach wujka w roli trenera zastąpił Eckhard wkurzało.
Dagge. Dlaczego? Zresztą Fritz [Sdunek, trener Michalczewskiego w jego najważ-
– To był pomysł Kohla. Powiedział, że wujek może zostać jako niejszych walkach] potem też mi już przeszkadzał, przez ostatnie
drugi trener, może patrzeć i podglądać, a nawet dostanie za to pięć lat. Jęczał, że pójdzie do Kohla, że coś jest nierozliczone, że
jakąś kasę, ale podkreślał, że brakuje mu doświadczenia. I że kasa się nie zgadza. Ja mu mówię: „Fritz, to idź już do tego Kohla,
moim pierwszym trenerem zostanie Eckhard Dagge. Bo był tylko skończ pierdolić!”. „Nie, Darek, może nie teraz, może po
mistrzem świata zawodowców, znaną postacią. A tak przy oka- twojej walce, ale ja mam to ciągle nierozliczone...”. A ja nie mia-
zji – także znanym alkoholikiem. Wielu mistrzów świata zostało łem czasu, żeby się tym interesować. Robiłem swoje i nic więcej
alkoholikami, ale tylko jeden alkoholik został mistrzem świata. nie mogło mnie obchodzić.
Eckhard sam tak o sobie mówił.
Wujek odszedł, choć mógł zostać. Mógł zostać do końca, ale Czego nauczył cię Eckhard Dagge?
nie chciał się uczyć, nie chciał być drugi. Zaczął mi truć dupę, – Przede wszystkim tempa, takiego bardziej zawodowego, wal-
psuć atmosferę. Nie miałem na to czasu, nie było na to miej- ki bardziej ekonomicznej. Tego na przykład, żeby nie tylko bić,
sca – wszyscy mieli dmuchać w jedną trąbkę. A wujek nie mógł ale potrafić też popchnąć, przesunąć przeciwnika, gdzieś tam
np. zrozumieć, dlaczego on zarabia mniej ode mnie. Zjadała go wejść pod łokieć. Takiego cwaniactwa, sprytu, zmęczenia rywala.
Eckhard Dagge zastąpił w roli trenera mojego wujka. Znana postać, był
mistrzem świata zawodowców. A także alkoholikiem. Sam powtarzał,
że wielu mistrzów świata zostało alkoholikami, ale tylko jeden alkoholik
został mistrzem świata. Bardzo go lubiłem, był dla mnie jak starszy brat.
Tu jesteśmy w Nowym Jorku, gdzie polecieliśmy na treningi.

Jak wyglądały bezpośrednie przygotowania do walk?


– Tylko w 1992 roku miałem jedenaście walk i wtedy czasu na ja-
kieś wielkie zgrupowania nie było. Choć już w bezpośrednie dni
przed pojedynkiem był pewien rytuał. Rano wstawałem o pią-
tej-szóstej, ubierałem się, jechałem na trening. Zawsze byłem
pierwszy, miałem jeszcze czas na kawkę z trenerem. Potem je-
chałem na śniadanko. Kupowałem bułki albo kupiła je już wcze-
śniej jedna z dziewczyn – Kinga, Patrycja albo inna, zależy, do
kogo jechałem. Po śniadanku albo numerek, albo i nie. Ale raczej

MISTRZ ŚWIATA
tak, bo się wtedy lepiej spało. Po spanku wstawałem, kawka i na
drugi trening, na głodniaka. I to był błąd, bo brakowało mi po-
tem energii. Ale byłem wtedy głupi jak but, uparty, nie chciałem
mieć żadnego dietetyka. A w odżywianiu byłem akurat słaby. Jak
w ostatnich dniach przed walką brałem kroplówkę, wapń czy
coś, właśnie na głodniaka, to z tego głodu szoku dostawałem.
129
To pociągnijmy już sprawę trenerów do końca.
Dlaczego rozstałeś się z Eckhardem Daggem,
którego zastąpił Chuck Talhami?
– To była robota Kohla. W 1993 roku Eckhard nie chciał się prze-
nieść z Ritze do nowej sali treningowej Universum Box Promotion
[firma Kohla organizująca gale bokserskie]. Eckhard chciał być
bardziej samodzielny, nie chciał iść na nowe. Poza tym nie robił
Żeby nie tylko walić lewy prosty, prawy prosty, lewy sierp czy se- planów treningowych, zaczynał trochę „odstawać”, bo wymaga-
rią. To był fajny dodatek do tego, co już miałem. A miałem swoją nia się zwiększały. Coraz bardziej olewał, kilka razy zalał pałę.
lewą rękę. I wiedziałem, co mogę z nią zrobić. Jej ewenement po- W końcu musiałem się z nim rozstać, bo ja nie mogłem się oglą-
legał na tym, że potrafiłem z bliska uderzyć mocno. Prawa ręka dać za siebie, chciałem iść do przodu.
wiadomo – jest przestrzeń, każdy mocno walnie, masz na to dużo Eckharda bardzo lubiłem, był jak mój brat. Tak jak bardzo lu-
miejsca. Ale jednocześnie uderzenie będzie mniej precyzyjne, biłem swojego wujka. Ale i z jednym, i drugim musiałem się roz-
bo przecież jest z pół metra dalej do celu. A ja się potrafiłem tak stać. Boks to brutalny sport, indywidualny, nie mogłem się pa-
złożyć, tak uderzyć tą lewą ręką, która była bliżej przeciwnika, że trzeć na nikogo, tylko na siebie. Żal mi było, ale tylko na chwilę.
mimo mniejszego dystansu i tak waliłem mocno. Tak z 80 pro- Bo to było tak: albo pójdziemy razem na dno, albo pójdę sam do
cent tego, co bym dał z prawej. góry. Był tylko boks i ja.
Wejście do sali zrobiłeś, pięknie chodzi ta lewa ręka”. Bo jesteś tego głodny.
treningowej Oczywiście wiesz, że czasem to były farmazony.
naszej grupy Trener był bardzo potrzebny, ale pewnie jeszcze ważniejsze
– Universum Box
było moje podejście do treningów. A ja zawsze wiedziałem, że jak
Promotion. Przez
się nie przyłożę, nie wypracuję wszystkiego na treningach, to po-
wiele lat kariery
tem nie wygram. Gdybym nie miał zdrowia i szybkości, to żadna
był to mój drugi
dom. taktyka, choćby najlepsza, by mi nie pomogła.
A Chuck był właśnie słaby w treningu kondycyjnym. Na szczęś­
cie zaraz do Universum dołączył też Fritz Sdunek i to on robił dla
mnie plany treningowe. Ja te jego plany wykonywałem, a oni się
kłócili. Miałem wrażenie, że Chuck nie patrzy na to, czy coś będzie
dla mnie dobre, czy złe – ważne, żeby zrobić inaczej, niż mówi
Fritz. Dlatego musiałem jednego wyrzucić.

Co takiego dał ci Talhami?


– Był fajny, tylko śpioch, taki śmieszny misio. Przychodził rano,
ja już na bieżni trenowałem, a on siadał obok z kawą. Ja patrzę,
130
a jemu się głowa coraz niżej nad tą kawą pochyla. Zdrzemnął się,
skubany.
Ale miał doświadczenie, to na pewno. Trenował znanych ame-
rykańskich bokserów, stał m.in. w narożniku Muhammada Alego
jako drugi trener. Dał mi na pewno jakiś nowy impuls.

Zawsze strasznie cię chwalił.


– Wiem, wiem, miał dobrą bajerę, taką amerykańską. Ja tych baje-
rów słuchałem, ale swoje i tak wiedziałem.
Pamiętajcie, że przed taką walką jesteś właściwie sam, wszyst-
ko masz na swoich barkach. Dźwigasz całe Universum, całą rodzi-
nę, wiesz, że jak wygrasz, to wszyscy będą mieli dobrze. To jest
obciążenie. Dlatego fajnie, jak ktoś ci mówi: „Darek, pięknie to

Eckharda ­Daggego zastąpił Amerykanin Chuck Talhami. ­Szkoleniowiec


z doświadczeniem, stał m.in. w narożniku Muhammada Alego jako
drugi trener. Na ­zdjęciu ­pozujemy w ­Wielkim K
­ anionie K
­ olorado.
Nic samo nie przychodziło, wszystko trzeba było wypocić
na treningach. Na rowerze jedzie Fritz Sdunek, trener, który
prowadził mnie w najważniejszych walkach. Po prawej – Witalij
Kliczko, mistrz świata wagi ciężkiej.

Tłumaczył ci, dlaczego danego dnia ćwiczysz akurat tak


a nie inaczej?
– Nie pytałem... Nie oczekiwałem tego. On po prostu był wia-
rygodny. Wiedział, czego chce, i dało się odczuć, że wie, co robi
i dlaczego.

Jak wspominasz pierwsze walki zawodowe?* Pierwszą


walkę stoczyłeś z Frederikiem Porterem. Rozpracowywałeś
wcześniej przeciwnika?

MISTRZ ŚWIATA
– Nie, nawet dobrze nie pamiętam tej walki. Ten Porter to był Mu-
rzyn, taki dobrze zbudowany, silny, ale strasznie sztywny. Jedyne,
co mu się wtedy udało, to dobrze się przewrócić. Byłem wtedy
tak wytrenowany, tak dynamiczny, że nie miał szans – w drugiej
rundzie był już koniec.
Ta walka odbyła się w  Hamburgu. W  takim dużym salonie
133
gier, bo Kohl miał wtedy automaty – jednoręki bandyta, stoły do
bilardu i takie tam. Zarobił na nich sporo pieniędzy. Do tej sali
Byłem źle przygotowany do pierwszej walki z Rocchigianim [za- schodziło się po schodach, do dużej piwnicy, mieściło się w niej
kończyła się skandalem – dyskwalifikacją Rocchigianiego po cio- gdzieś sześćset osób, nie więcej. Na czas gali Kohl przestawiał te
sie po komendzie stop, ale Michalczewski w powszechnej opinii automaty i bilardy, wstawiał trybuny i organizował walki. Pamię-
przegrywał tę walkę]. Co prawda akurat wtedy, w 1996, miałem tam, że nawet z pięć lub sześć pierwszych walk tam boksowałem,
też inne kłopoty, z kobietami i tak dalej, ale kondycyjnie też nie a transmisje były w Screensporcie, był kiedyś taki kanał telewizyj-
było dobrze. Dlatego po tej walce wywaliłem Chucka. Został Fritz. ny, w Polsce też zresztą dostępny. Dopiero potem przeszliśmy do
dużych hal.
Czym plany treningowe Sdunka różniły się od tych
wcześniejszych? Koledzy z sali treningowej, zawodowi bokserzy.
– Był świetnym fachowcem, naprawdę. Wcześniej to była wolno- Zawarłeś bliższe znajomości?
amerykanka, od przypadku do przypadku. Pytałem: „To co? Na – Z Koko Kovácsem, Arturem Grigorianem trzymaliśmy się dość
skakankę teraz?”. „No dobra, na skakankę”. „A ile serii? Dwie? blisko. Z Kliczkami [Władimir i Witalij, późniejsi mistrzowie świata
Trzy?”. „No niech będą trzy”. „A może cztery”. „To rób cztery”. – dziś ten pierwszy wciąż jest mistrzem, a drugi... merem Kijowa
U Fritza od razu wszystko stało się jasne. Dzisiaj robimy to, jutro
tamto. Wszystko wyjaśnione, dobrze ułożone.
* Spis wszystkich walk zawodowych Dariusza Michalczewskiego na końcu
Ci wcześniejsi trenerzy nie bardzo wiedzieli, o co chodzi. książki, s. 296.
16 września 1991, moja pierwsza walka zawodowa – z Frederikiem
Porterem. Był dobrze zbudowany, silny, ale strasznie sztywny.
Jedyne, co mu się wtedy udało, to dobrze się przewrócić.

Kubańczycy musieli go szukać za plecami. Przekozak był. Został


też mistrzem świata zawodowców, ale przegrał pierwszą walkę
w obronie tytułu, zresztą u siebie, w Budapeszcie. I nie chciał już
walczyć, wycofał się. Dziś jest ważną postacią w federacji WBO.
Cały czas utrzymujemy kontakt.

Uwierało cię w jakikolwiek sposób, że jesteś z Polski?


Uciekinier, gastarbeiter...
– Jeżeli już, to pozytywnie. Byłem takim rodzynkiem. A w Univer-

MISTRZ ŚWIATA
sum wszyscy byliśmy ausländerami. Żadnego Niemca, a jak już,
to ze wschodu.

Ale przy okazji walki z Rocchigianim dostałeś swoją porcję


gwizdów. Przyjemnie raczej nie było.
– No tak. Jak wychodziłem do walki z Rocchigianim, to krzyczeli,
135
że Polak, i raczej nie chodziło im o komplement. Zaskoczony by-
łem strasznie, przecież boksowałem w Hamburgu, czyli u siebie.
Rocchigiani był z Berlina...

Po raz pierwszy chyba tak się zdarzyło, że miałeś przeciwko


sobie publiczność?
– Tak. I to jeszcze w Hamburgu. Przykra sprawa. Ale to było raz.
Potem wygrałem z nim w 2000 roku i wszystko było już OK. Słu-
– też zaczynali w Universum] jako tako, podobnie z Juanem Car- chajcie, ja kocham kibiców. Ale są jak chorągiewki. Jak wygrywasz,
losem Gomezem. Spotykaliśmy się raczej tylko na oficjalnych im- to cię kochają, jak nie wygrywasz – to cię nienawidzą. Tak to po
prezach, rozdaniach nagród czy galach. I oczywiście na zgrupo- prostu jest i trzeba się z tym pogodzić. A ja w tej pierwszej walce
waniach. z Rocchigianim byłem słaby. Tak to sobie wytłumaczyłem przynaj-
Najbardziej trzymałem się z Istvánem Kovácsem. Koko to in- mniej.
teligentny, fajny chłopak. On zdobył wszystkie możliwe złote me-
dale – był mistrzem olimpijskim, świata i Europy, a potem jesz- To prawda, że nie rozpracowywałeś nigdy swoich rywali
cze mistrzem świata i Europy zawodowców. Nie wiem, czy ktoś przed walkami?
inny coś takiego zrobił. Ale on był fenomenalny, waga piórkowa. – W ogóle mnie to nie interesowało. Jak tylko Fritz Sdunek kazał
Rywale to go szukali w ringu, nie wiedzieli, gdzie on jest, nawet mi kogoś oglądać, to była dla mnie straszna kara. Jak już potem
mieliśmy walki o mistrzostwo świata, to chodziliśmy do takiej pasował. I byłem pod niego przygotowany. No i wygrałem przed
naszej kanciapy, u nas w gymie. Ja tam miałem masaże, spokoj- czasem.
nie sobie leżałem, a Fritz przybiegał z telewizorkiem i kazał mi
walki rywali oglądać. „Darek, warto” – przekonywał. No dobra, Jak zostałeś Tygrysem – Tigerem Michalczewskim?
zobaczyłem jedną rundę i mówię: „Wystarczy, Fritz, naprawdę, – Karierę zawodową zaczynałem razem z  Michaelem Loewe,
już wszystko wiem”. To i tak nic nie dawało. Wystarczyło, że zo- razem podpisaliśmy kontrakty z  Universum Kohla. Wcześniej
baczyłem, jak koleś stoi, w myślach się do niego ustawiłem i już. to on był Rumun – Mihai Leu się nazywał, więc jak zmienił oby-
Dość. Nie wiem, czy w całej karierze pooglądałem kogoś więcej watelstwo, to został Loewe. Na początku zawsze walczyliśmy na
niż przez trzy rundy. tych samych galach. No i przed jedną z takich gal Hans Reski,
Wiedziałem, że takie oglądanie rywali tak naprawdę nic mi wówczas szef sportu w „Bild Zeitung”, zadzwonił do Kohla wypy-
nie daje. Tylko nerwowy byłem, bo i tak musiałem mieć swój tać o naszą formę, przygotowania. I pyta: „Jak tam z tym twoim
styl. Wejść na ring i lewą ręką nawalać. Moim zdaniem najważ- Lwem”. „Michalczewski” było mu ciężko wymówić, więc chlapnął:
niejsze nie jest to, kto jak walczy, ale to, kto jak komu podpasu- „A co u tego drugiego, tego Tygrysa”. I tak już zostało.
je. Ten z tym może wygrać, potem przegrać z tamtym, a tamten
może wygrać z tym. To strasznie skomplikowane, to są niuan- Spodobało ci się?

MISTRZ ŚWIATA
se. Małe ruchy, milimetr w tę, milimetr w tamtą i już coś nie – W ogóle mnie to nie interesowało. Ale wszystko do siebie pa-
pasuje. sowało, zaraz ktoś wynalazł „Eye of Tiger...” [utwór, przy którym
Od tego oglądania walk rywali dużo ważniejszy był dla mnie Michalczewski zawsze wychodził do ringu]. Bardzo szybko się ta
dobór sparingpartnerów, a tych miałem zwłaszcza dobrych i wy- ksywa do mnie przykleiła.
magających. Takich, dzięki którym dobrze byłem przygotowany
do walki. Zawsze potrafiłeś zagrać pod publiczkę, przypodobać
136 137
się fanom. Bodaj jako pierwszy po wygranych walkach
Kto ich załatwiał? skakałeś na narożniki ringu, prężyłeś się w geście
– Hedi, matchmacher, to on mi załatwiał sparingpartnerów pod zwycięstwa i pozdrawiałeś fanów. To był twój pomysł?
kolejnych rywali. Sdunek i Kohl mu tylko w tym pomagali. On ni- – Wszystko było tylko i wyłącznie moje. Później wszyscy tak ska-
gdy nie szedł na łatwiznę, sparingi były trudne, ale jednocześ­ kali, zresztą do dzisiaj skaczą. Ale zacząłem ja.
nie świetnie dopasowane. Jeśli czekała mnie walka z wyższym
rywalem, to sparingpartner też był ode mnie wyższy, jeśli czekał A co pamiętasz ze swojej walki o mistrzostwo
mnie mańkut, sparingi też miałem z mańkutami. I wszystko na świata w 1994 roku?
wysokim poziomie. Podczas takich sparingów parę razy byłem – Barber to było nazwisko. Taki tur. Silny, szybki, sztywny. Potrafił się
na deskach. bić. Dużo wtedy chodziliśmy z Kohlem na spacery, dużo rozmawiali-
Pamiętam, że szczególnie trudnego sparingpartnera miałem śmy. O boksie, o walce, choć nie tylko. Bo Peter nie znał się na bok-
przed drugą walką z Hallem, w Brunszwiku. Ależ on mi nie pa- sie, ale lubiłem z nim po prostu rozmawiać. To znaczy jemu się wyda-
sował, jak szedłem z nim na sparing, to miałem sraczkę. Gorzej wało, że się znał na boksie, czasami wydzierał się nawet na walkach.
niż przed walką, taki niewygodny był. Może nie bił za mocno, ale A ja się wtedy wkurzałem i mówiłem komuś w narożniku: „Weź idź
miał takie regularne, jednakowe, ale i dość ciężkie ciosy. Nie mo- powiedz Kohlowi, żeby się zamknął”. Oj, ile razy ja to powtarzałem.
głem się do niego dobrać. Za to potem, jak wyszedłem z Hallem...
OK, na początku mnie zmasakrował, te pierwsze rundy, ale wie- Cieszyłeś się, że pierwszym rywalem będzie właśnie
działem, że przetrwam, wiedziałem, że sobie poradzę, bo Hall mi Leeonzer Barber?
Pierwsza walka o mistrzostwo świata, z Leeonzerem Barberem,
10 września 1994 r. Barber nie miał żadnych szans, żeby mnie
dopaść. Ani razu mnie nawet mocno nie uderzył, żebym to jakoś
specjalnie poczuł. Musiałem wygrać.

– Było mi to obojętne, w ogóle mnie to nie interesowało. Wiedzia-


łem tylko, że jestem głodny, napakowany, że jestem gotowy fi-
zycznie i psychicznie. Obojętnie na kogo.
Dzień przed walką z Barberem była waga, gdzieś w hotelu
koło Hamburga. Pamiętam, że podchodziłem do niego z sza-
cunkiem, z respektem, to już był przecież prawdziwy zawodnik.
Co innego, jak boksują jakieś ogórki, to wtedy można się prężyć
na wadze. Jak ktoś nie umie boksować, to co ma robić? Mordę
musi drzeć.
Przed walką z Barberem czułem nerw, ale jednocześnie byłem
spragniony tej walki. Miałem taki sen: stoję po walce na ringu
z mistrzowskim pasem w rękach i unoszę go do góry. To było coś,
co mnie nakręcało.

Jak wyglądał dzień pojedynku?


138
– Spałem z pięć godzin, więcej się nie dało. Chciałem już jak naj-
szybciej zacząć. Pojechaliśmy do hali, wchodzimy. Ja idę pierwszy,
za mną Kohl, trenerzy, cały sztab. A tu nagle podchodzi do mnie
strażnik i... „Bilet poproszę”. Chciał mi skasować bilet!

Przecież byłeś już znany w Niemczech, to nie była twoja


pierwsza walka.
– Dokładnie. Nie mam pojęcia, z jakiej choinki chłopak się urwał. Ale
on tak na poważnie. Nie chciało mi się z nim gadać, zrobiłem tylko
w tył zwrot i chciałem wyjść. Nie zdążyłem, bo zaraz za mną był Kohl
i tak zrugał tego gościa, że aż mi się go szkoda zrobiło. Wyzywał go od
durniów, nieuków, głąbów. Myślałem, że go tam pobije. Czyli zaczęło
się nerwowo, choć jakby na to z boku popatrzeć, to było śmieszne.

A sama walka?
– Superboksowałem, pełna realizacja planu. Zdyscyplinowany
byłem niesamowicie. Barber nie miał żadnych szans, żeby mnie
dopaść. Ani razu mnie nawet mocno nie uderzył, żebym to jakoś
specjalnie poczuł. Może w drugiej rundzie. Ale naprawdę miałem A w razie porażki był plan B? Czy impreza miała być tak czy
walkę pod kontrolą. siak, najwyżej by się zamieniła w stypę?
– Trudno powiedzieć, nie zastanawiałem się nad tym. Ale impre-
Po ósmej rundzie Ralf Rocchigiani, wówczas mistrz świata za pewnie by była, nawet jakbym przegrał. Dwie ostatnie walki
WBO w junior ciężkiej, który komentował walkę dla stacji w karierze przecież przegrałem, a imprezy po nich były takie,
Premiere, pokazał ci, że jest remis. że głowa boli. Chociaż wtedy to już może przyzwyczajenie grało
– Tak? Nie pamiętam tego. Moim zdaniem prowadziłem wyraźnie. dużą rolę. Poza tym impreza po walce to już był pewnego rodzaju
A Rocchigiani był zazdrosny, może dlatego tak mu się wydawało. biznes. Bawiliśmy się w konkretnych dyskotekach – kasowałem
po 50 tysięcy euro za to, że zachodziliśmy właśnie tam.
Czyli byłeś pewien, że wygrywasz?
– Zdecydowanie. Tylko że nagle – w dziesiątej rundzie chyba Nie tylko w dyskotekach. Chodziłeś też po walkach
– zgasło w hali światło. Tragedia, przez chwilę byłem załama- do kasyna.
ny. Już zaraz koniec, już zaraz będę mistrzem, a tu taki klops. – Zdarzyło się po jednej z ostatnich walk. Bodaj ostatniej wygra-
Oczywiście, zawsze mógł mnie jeszcze trafić, to przecież boks, nej. Chłopaki urządzili w hotelu kasyno na czarno, stół do seven
a – jak już ustaliliśmy – Barber ogórkiem nie był. Zestresowa- eleven wstawili. Podszedłem do stołu, w dwadzieścia minut wy-

MISTRZ ŚWIATA
łem się strasznie. Na szczęście zaraz włączyli to światło i mogli- grałem 25 koła i wyszedłem.
śmy dokończyć.
Dali ci wygrać...
A po walce sen z unoszeniem pasa nad głową się spełnił. – Tam zaraz dali. Rzuciłem parę razy i już.
– Niesamowita chwila. Tym bardziej że moje zwycięstwo mogli
oglądać wszyscy najbliżsi – mama, dziadek też był, wujek, brat. No tak, ale chodziło o to, żeby inni widzieli, jak wygrywasz,
140 141
No i przyjaciele, Scorpionsi. Dużo fajnych ludzi, aktorów, piosen- i sami spróbowali „być jak Tiger”.
karzy. Pamiętam, że po werdykcie padłem na kolana. Potem szu- – Nie wiem, jak to tam funkcjonowało. Nic mnie to nie obchodzi-
kałem najbliższych, żeby się z nimi wyściskać. ło. Rzuciłem, wygrałem i tyle. Nigdy nie byłem hazardzistą.

W ringu rozkleił cię Michał. Na tej imprezie po walce z Barberem poznałeś Kingę?
– Miał siedem lat, nie wiedziałem, że jest na walce. To w ogóle była – Impreza była u mnie w gymie, tłum. Nagle podchodzi dziewczyna,
jedyna moja walka, na której był. Nie chciałem, żeby moje dzieci łapie mnie dłońmi za policzki, głaszcze i mówi: „Jesteś wspaniały”.
były na walkach. Przecież zawsze mogło mi się coś stać. Ale wtedy Ja w szoku, takie oczy zrobiłem, na dodatek byłem wtedy totalnie
nagrywał wszystko z ostatnich rzędów kamerą. Fritz go wziął do „głodny” po miesiącach ciężkiej pracy. Seksu miałem niewiele, a jak
teamu... Popłakaliśmy się wtedy obaj z Michałkiem w ringu. już, to tylko szybki. A tu podchodzi dziewczyna i tak fajnie się za-
chowuje. Głaszcze mnie i mówi: „Dziękuję, Darku, tak fajnie bokso-
Pamiętasz, co Barber mówił po walce? wałeś”. Normalnie mnie zatkało, oszalałem. Uciekaliśmy wtedy z tej
– Good man, good man... Zmęczony był bardzo, porozbijany, bo imprezy z chłopakami na inną imprezę, ale mówię do Volva: „Tyl-
tych lewych ode mnie przyjął sporo. Już mu się gadać za bardzo ko weź mi numer do tej dziewczyny, koniecznie, muszę go mieć”.
nie chciało... I Volvo go zdobył, Kinga zapisała mu go na klatce piersiowej.
Następnego dnia rano, zaraz po porannej mszy, wpadam do
Impreza była zaplanowana? gymu i od wejścia szukam Volva, żeby mi dał ten numer. Wcho-
– Tak, chociaż nie wiedziałem wcześniej, kto na niej będzie. dzę do sali, a oni jeszcze imprezy nie skończyli, w ringu – totalnie
Michał tylko raz był na mojej walce – właśnie na tej
z Barberem o mistrzostwo świata. Fritz Sdunek zabrał go
w tajemnicy przede mną.

po pijanemu – jeszcze ostatnie walki trwają. Ktoś tam kogoś trafił,


ktoś leży z boku. No tak, nasi, moje chłopaki. Idę do Volva – „da-
waj ten numer”, a tu mu te cyfry już po klacie spływają... Udało
się uratować. Teraz już tego numeru nie pamiętam, tylko adres
Kingi, bo jak mi prawo jazdy zabrali, to często do niej taksówką
jeździłem i podawałem go kierowcy.

Wpadłeś na końcówkę tej imprezy prosto z mszy?


– No tak. Bo wtedy regularnie po swoich walkach chodziłem

MISTRZ ŚWIATA
następnego dnia do kościoła. Może nie zawsze, ale starałem
się wpaść. Tak samo zresztą jak teraz staram się chodzić.
Wierzę w Boga, może do kościoła chodzę już mniej regular-
nie, ale dla mnie nie znaczy, że jak wierzący, to musi być od
razu co tydzień praktykujący. Tak to nie, ale pięknie jest, jak
wchodzę do kościoła, w którym nikogo nie ma, niekoniecznie
142 143
w niedzielę.

Nie wiedziałem,
że mój siedmiolet-
ni syn Michał jest
na walce z Bar-
berem. Gdy po
ostatnim gongu
wskoczył na ring,
rozkleiłem się 
zupełnie.
Dzień po walce
zawsze szedłem
na mszę,
zrobił się
z tego rytuał.
Tu – w katedrze
w Kolonii.

MISTRZ ŚWIATA
144 145

Opowiedz o Kindze. będzie ten, będzie tamten, wszyscy chcą powitać wielkiego mi-
– To była Polka, która mieszkała w  Hamburgu, pani magister strza. Wychodzę podniecony z hali przylotów, a tam... nikogo nie
historii – to znaczy wtedy jeszcze studiowała. A później została ma. Gdzie oni są, pewnie w balona mnie robią, zaraz skądś wy-
korespondentką stacji ZDF w Warszawie. Była wspaniała, ładna biegną. Ale nic, cisza. Idę dalej – znowu nikogo, nie przyjechali.
i wszystko perfekcyjnie organizowała. Elegancko mi wtedy noseczka utarli – „ty, wielki mistrzu świata,
Kilka dni po walce z Barberem musiałem pojechać na targi którego nikt nie wita”. To była dla mnie wielka szkoła, nastrzelali
sportowe do Norymbergi, jakiś obowiązek, musiałem się poka- mnie po pysku, i to tak porządnie.
zać, wpadło mi za to trochę kasy – 50 czy 80 tysięcy marek, bo Stoję, czekam, szukam, a tam nikogo, kompletnie, zero. Usia-
„mistrz świata przyjechał”. Wracam samolotem do Hamburga dłem wściekły, ale zaraz – przecież miałem ten numer. No to za
i w drodze już sobie wyobrażam to powitanie na lotnisku – wszy- telefon: „Cześć, aniołku, cześć, Kingusia, co robisz?”. „Akurat jest
scy na pewno będą, Dorota z dzieciakami, Peter z Ute przyjdą, u mnie kolega...”. „Nie szkodzi, zaraz do ciebie przyjadę”. „Ale...”.
Z Dorotą wielokrotnie odchodziliśmy od siebie i wracaliśmy.
Z piekła do nieba i z powrotem. Tu rodzinny spacer z Nicolasem
i pieskiem Leo ulicą Długą w Gdańsku, druga połowa lat 90.

„Wpadnę zaraz, jaki tam jest adres?” – bo już w taksówce siedzia-


łem. „No dobra, przyjeżdżaj” – i podała mi adres. Jak przyjecha-
łem, to kolegi już nie było. Wchodzę, cześć, cześć i od razu – seks
jeszcze w korytarzu. A widzieliśmy się dopiero drugi raz w życiu!
Pierwszy raz tak miałem, to było wyjątkowe.
Kinga była we mnie bardzo zakochana, czego ona dla mnie
nie robiła. Jak przyjeżdżałem na kolację, to na stole leżały zawsze
porozrzucane serduszka, była niesamowita. To była wielka mi-
łość, którą przez pięć lat musiałem dzielić z Dorotą. Ale Kinga nie
miała ze mną źle.

Jak udało ci się pogodzić życie na dwa domy? Często


spotykałeś się z Kingą?
– Codziennie. Schemat był np. taki – po porannym treningu je-
chałem do Kingi, wiadomo po co, na śniadanie i spanie, potem
146
wracałem na drugi trening, a po nim jechałem na kolację – albo
z Kingą, albo z Dorotą.

I Dorota niczego się nie domyślała?


– Doroty to nie obchodziło. Zresztą w 1996 roku to ja miałem
nawet trzy „narzeczone”, wtedy to musiałem się dopiero gim-
nastykować i chować. Z jednymi spotykałem się częściej, z inny-
mi rzadziej, ale musiałem sobie jakoś radzić. Dziewczyn miałem
oczywiście jeszcze więcej, ale nie liczę tych, z którymi spotyka-
łem się tylko na raz. Takich to nie musiałem się pękać, że je
spotkam. Gorzej z tymi trzema, z nimi musiałem już troszkę po-
kombinować.

Miałeś grafik?
– Gdzie tam, wszystko spontanicznie. Raz straszną wpadkę mia-
łem. Jak wyrywałem się z domu i nie wracałem kilka dni, a zda-
rzało się, to mówiłem potem zawsze Dorocie, że byłem u kole-
gi, u Hortela, to był taki barman w Ritze. No i któregoś razu nie
było mnie trzy dni, wracam do domu w poniedziałek, a Dorota R O Z D Z I A Ł 5
od razu: „Gdzie byłeś?”. A ja: „Jak gdzie byłem, daj spokój, skaco-
wany jestem. No gdzie byłem? Na Kitzu byłem, w Ritze”. „A kto
tam jeszcze był?”. „No weź przestań, wszyscy byli”. „Wszyscy, czy-
li kto?”. „No Hortel był...” – zacząłem wyliczać, a w tym momen-
cie Dorota kładzie mi przed nos gazetę. Było w niej napisane, że
Hortel zmarł w sobotę, spadł ze schodów i się zabił. To nie było
śmieszne, ale po tej historii zrobiło się z tego powiedzonko: „Co,
u Hortela byłeś?”.

MISTRZ Z HAMBURGA
∞ Roy Jones Junior ∞ Wielkie pieniądze ∞ Celebryci i chłopaki z miasta ∞
∞ Z wizytą u papieża ∞ Jazda na podwójnym gazie ∞ Koniec małżeństwa ∞
∞ Bruno Bruni ∞ Scorpionsi ∞ Konie ∞ Najważniejsze: być sobą ∞
∞ Tiger Pub ∞ Paparazzi ∞ Mamy cię! ∞
17 grudnia 1994 r. pokonałem Nestora Giovanniniego
przez techniczny nokaut i zdobyłem tytuł w drugiej kategorii
wagowej – junior ciężkiej.

To nie był zły bokser.


– Łobuz i faularz, próbował uderzać łokciami i głową. Brzydko
boksował.

Byłeś mistrzem federacji WBO. Miałeś możliwość wyboru


innej? WBO przez lata miała opinię federacji najbardziej
europejskiej. Wybraliście ją, bo Kohl miał tam kontakty?
– Dajcie spokój, zobaczcie, kto był mistrzem WBO – Oscar de la

MISTRZ Z HAMBURGA
Hoya, Prince Naseem Hamed. Najbardziej znani, najlepsi w swo-
im czasie, bez względu na kategorie. I to miała być słabsza fede-
racja?

Już trzy miesiące po walce z Leeonzerem Barberem wygrałeś Później jak najbardziej. Ale to ty byłeś bodaj pierwszym
z Nestorem Giovanninim i zostałeś mistrzem świata głośnym mistrzem WBO.
federacji WBO także w wyższej kategorii – cruiser. Od razu – Jak słyszę taką krytykę, to krew mnie zalewa. Nam ciągle coś nie
150 151
wiedziałeś, że nie zatrzymasz pasa w tej nowej dla ciebie pasuje. Federacja zła? Federacje są tak dobre, jak mocni są ich
kategorii? mistrzowie. I koniec, o czym tu gadać.
– Nie można było mieć pasa jednocześnie w dwóch kategoriach Zresztą po zwycięstwie nad Virgilem Hillem zdobyłem tytuły
wagowych. Federacje zarabiają przecież na tym, że każda ma w trzech federacjach – WBO, IBF i WBA. Ja wygrałem z Hillem,
dwunastu mistrzów – tyle jest kategorii – i każdy broni swojego a wcześniej Hill z Henrym Maskem, wieloletnim mistrzem świata
tytułu. Jeden mistrz w dwóch kategoriach jednocześnie zaburzał- federacji IBF w kategorii półciężkiej. No to co? Kto był najlepszy?
by te zasady, musiałem więc zrzec się jednego tytułu. Albo – jak wolicie – która federacja miała najlepszego mistrza?
Najpóźniej w 1998 roku wszystko było już poukładane, wiadomo
Miałeś dylemat: półciężka czy cruiser? było, kto rządzi. Został tylko Roy Jones Jr.
– Nie. Cruiser nie była jeszcze dla mnie, byłem wtedy ­chucherko.
Później limit wagi dla kategorii cruiser zwiększono jeszcze Właśnie do niego zmierzaliśmy. Roy Jones Jr był w drugiej
do 90  kilogramów, to już w  ogóle nie byłoby o  czym mówić. połowie lat dziewięćdziesiątych uznawany za najlepszego
Ten wcześniejszy limit – 86 kilogramów – jeszcze ­ewentualnie pięściarza bez podziału na kategorie. Co kilka miesięcy
mógł być, ale też tylko w przypadku niektórych ­przeciwników. w Niemczech i Polsce podnosiły się głosy o możliwej waszej
Tam naprawdę za silne – jak na moje warunki fizyczne – ­chłopaki walce. Jak to było?
były. Ten Giovannini akurat mi pasował, bo był raczej z  tych – Ja o niczym nie decydowałem, kłóciłem się tylko o kasę. Gdyby
mniejszych. Pojawiła się szansa, żeby zdobyć tytuł w  innej kasa się zgadzała, na pewno stanąłbym do walki. Zresztą zawsze
­kategorii, to się zdecydowaliśmy. tak było – przeciwnik nie miał znaczenia. Nigdy nie pytałem, z kim
walczę następnym razem, nigdy nie stawiałem warunków, że Widziałeś jego walki? Wiemy już, że nie lubiłeś oglądać
z tym tak, a z innym to już nie. Nigdy nie stroiłem fochów, że ktoś rywali.
mi nie pasuje. Raz jedyny odmówiłem walki, ale powód był wtedy – Ale akurat jego obserwowałem. Nie ma co, spektakularnie bok-
zupełnie inny. sował.
Przygotowywałem się do obrony pasa, ale mój przeciwnik Asłu-
din Umarow wypadł z gry, bo doznał kontuzji, i nasza walka została Jak dziś na chłodno oceniasz swoje szanse, gdyby doszło
przesunięta. I Kohl znalazł mi na szybko nowego rywala, tylko że między wami do pojedynku?
ten dowiedział się o walce tydzień wcześniej. Siedem dni wcześniej, – To może być tylko i wyłącznie gdybanie, ale myślę, że bym go
że ma boksować o mistrzostwo świata, rozumiecie?! To wtedy od- lewą ręką wyrolował, zmógłbym go tą moją podwójną gardą, krót-
mówiłem. Na specjalnej konferencji prasowej powiedziałem, że to kim dystansem. Bo on trzymał ręce nisko, taką słabość miał. Ale
byłoby niegodne, że nie mógłbym tak oszukiwać kibiców. z drugiej strony świetnie tańczył na ringu, trudno go było dopaść.
Miał dobre ciosy z dołu, na które ja byłem akurat bardzo podatny,
Jak to na konferencji? Jak zareagował Kohl? takie haki, którymi w sumie nikt mnie nie bił. Choć jak mnie raz
– Wkurwiony był jak nie wiem co. Ale to nie moja wina, że Uma- Roberto Dominguez trafił – prawym podbródkowym – to gwiaz-

MISTRZ Z HAMBURGA
row się wykruszył, a Kohl znalazł mi rywala z łapanki, na tydzień dy zobaczyłem. Ale na Roya Jonesa bym się naturalnie specjalnie
przed walką. Do ostatniej chwili próbował mnie przekonywać: nastawił, uważałbym na te haki. Myślę, że w tym czasie – w dru-
„Ale Darek, on jest mocny”. A ja: „Nie będę boksował z jakimś fra- giej połowie lat dziewięćdziesiątych – on by mojego tempa jednak
jerem. Peter, robimy ludzi w balona, to nie jest godne, ten facet nie wytrzymał. I mojej lewej ręki. Nie mówię, że by mi pasował, co
nie może być dobrze przygotowany”. to to nie, to był przecież wielki mistrz, przechuj. Ale walka byłaby
Nawet nie wiedziałem do końca, kto to jest, ale za to wiem po świetna. No dobra – myślę, że bym go rozjechał.
sobie, że w tydzień do takiej walki bym się nie przygotował. Kohl
152 153
walczył: „Ale on cały czas był w treningu” – i takie tam pierdoły. Wszyscy czekali na tę walkę, to miał być pojedynek Ameryki
Ale powiedziałem twardo, że nie. z Europą.
Jakieś zasady musiały być. A za tę walkę miałem już dostać mi- – Z 10 milionów dolarów mógłbym wtedy zarobić. I to razy trzy.
liony, nie pamiętam dokładnie kwoty. Nawet moja żona nama-
wiała mnie jeszcze przed tą konferencją: „Darek, może jednak za- Jak to?
boksujesz?”. Ale ja jestem ambitnym człowiekiem, przecież byłem – No walka, rewanż i potem jeszcze jedna walka – rewanż za re-
mistrzem świata, tak? wanż, jak tylko byśmy się mądrze dogadali. Tylko że nie wszyst-
ko zależało od nas, bokserów, każdy miał swoje kontrakty, każ-
Kohlowi szybko przeszło? dy z inną telewizją, każdy chciał zarobić. Universum Kohla mia-
– Wściekły był, ale tylko przez chwilę. Później za to, jak przegra- ło wtedy nowy kontrakt z telewizją ZDF, na bodaj 40 czy 50 mi-
łem swoją czterdziestą dziewiątą walkę i nie wyrównałem rekor- lionów marek w pięć lat, za serię gal, gdzie to ja byłem zawsze
du zwycięstw Rocky’ego Marciano, lubił mi wypominać: „Widzisz, gwiazdą wieczoru.
jakbyś wtedy zaboksował, tobyś ten rekord Marciano pobił”. Ale
to takie pieprzenie. To porozmawiajmy chwilę o pieniądzach. Wiemy już, że za
pierwszą walkę o mistrzostwo świata dostałeś 300 tysięcy
Wróćmy do Roya Jonesa. Poznałeś go osobiście? marek. Później, jak rozumiemy, stawki poszły w górę?
– Tak, w Biloxi, na wadze przed jego walką z Virgilem Hillem, na – Tak, 800 tysięcy dostałem za walkę z Meksykaninem Everardo
którą pojechałem. Armentą, takim mańkutem, w 1995 roku. On był wtedy bodaj bez
Za walkę z Everardo Armentą w 1995 r. dostałem 800 tys. marek.
Wygrałem pewnie, przed czasem.

porażki, wszystkie zwycięstwa miał przez nokaut. Pierwszy milion


musiałem pewnie przekroczyć zaraz później.

Z Armentą wygrałeś przed czasem. Gorzej było chyba przed


walką – podobno podczas testu na AIDS o mało nie zemdlałeś?
– Boję się zastrzyków. Teraz jest już może lepiej, ale wtedy zrobiło
mi się słabo i musiałem się na chwilę położyć.

Strach przed zastrzykiem? U boksera, który widzi dużo krwi...


– To jest właśnie to. Jak bokser, to co? My jesteśmy takimi samy-
mi ludźmi jak wszyscy, tylko że potrafimy się bić.

A przed czym konkretnie jest ten strach?


– Że nie mam na coś wpływu. Ktoś ci ingeruje w organizm, a ty nic
nie możesz zrobić, jesteś skazany na kogoś innego. Bo jak bok-
154
sujesz, to wprawdzie przeciwnik może cię trafić, ale przecież nie
musi – można zrobić unik, zejść z linii ciosu. A przy takim zastrzy- dobrze. Mało nas wtedy takich było. OK, jej branża może i chluby
ku musisz się po prostu poddać. nie przynosi, ale porno nie ma nic do rzeczy. Bokser też nie musi
na co dzień dusić dzieci albo jeść je na obiad, tak? A że ona aku-
Sama walka z Armentą? rat w takiej branży odniosła sukces... Zajebiście. Ja tam jestem za,
– Wygrałem bez problemów. Boksowaliśmy w  Düsseldorfie, a nawet przeciw. Z Teresą porozmawialiśmy chwilę, na więcej nie
w półodkrytej hali hokejowej na 8 tysięcy ludzi. Było bardzo go- było czasu.
rąco, a na widowni siedziała m.in. Teresa Orlowski, gwiazda nie- Dużo ludzi bywało na tych moich bankietach, aktorów, cele-
mieckich filmów porno. brytów. Mój serdeczny kolega Ralf Möller, Til Schweiger, Heinz
Hoenig, Otto Waalkes, no i Udo Lindenberg. Ten to był wyjąt-
Ma polskie korzenie? kowy.
– Tak, tak, rozmawia po polsku.
Dlaczego?
I co – rozmawialiście? – Udo to legenda, wydał blisko pięćdziesiąt albumów, to takie
– Poznaliśmy się po walce, na bankiecie, przywitaliśmy się ser- połączenie Krzysztofa Krawczyka, Maryli Rodowicz i  Zbignie-
decznie. Sympatyczna kobieta. Wiecie, to były jeszcze czasy, gdy wa Wodeckiego w jednym. Taki jest sławny. On przez całe życie
Polacy kojarzyli się Niemcom głównie ze złodziejami. My, jako mieszka w hotelu, a przynajmniej mieszkał wiele lat, kiedy się
te gwiazdy, reprezentowaliśmy Polskę – tak, tak, ja też – raczej spotykaliśmy. Konkretnie w Atlanticu, najlepszym w Hamburgu.
Udo Lindenberg to w Niemczech człowiek instytucja.
Takie połączenie Krzysztofa Krawczyka, Maryli Rodowicz
i Zbigniewa Wodeckiego. Taki jest sławny. Przez całe życie mieszka
w hotelu, a przynajmniej mieszkał wiele lat, kiedy się spotykaliśmy.

Jak to w hotelu?
– Normalnie, nie ma domu czy mieszkania, bo stać go na to, żeby
mieszkać w hotelu i wszystko mieć podane pod nos.
Z Udo spotykaliśmy się najczęściej na St. Pauli, wpadał też do
nas do Ritze, kilka razy balowaliśmy razem. Zdarzało się, że koń-
czyłem gdzieś imprezę o drugiej czy trzeciej i szedłem jeszcze do
Udo, właśnie do hotelu. A tam wiadomo – alkohol, dziewczyny.
Przyznam, że początkowo nawet nie znałem jego repertuaru, nie
wiedziałem, że to taka gwiazda. Traktowałem go raczej jak fajne-

MISTRZ Z HAMBURGA
go faceta i kolegę. Dopiero potem się dowiedziałem, co śpiewa
i jak to jest popularne. Aż w końcu, już nie pamiętam gdzie, wy-
szedłem z nim na scenę i zaśpiewaliśmy razem piosenkę „Der
blaue Planet”. Czekajcie, jak to leciało... Auf dem blauen Planet ist
ja wohl... Kurde, nie przypomnę sobie dalej.
Udo to taki szczerowinka facet. Zawsze był sobą i to mnie fa-
scynowało. Bo ja lubiłem fajnych ludzi. I szczerych. Dlatego nie im-
157
ponował mi np. Dieter Bohlen z Modern Talking, też mój kolega,
ale raczej taki sztuczny, na pokaz. Taki piękniś, najchętniej by się
cały czas pudrował. Też sławny, ale jakże inny niż Udo.

Lindenberg był kibicem boksu?


– Wszyscy byli wtedy kibicami, chcieli się pokazywać, siedzieć
w pierwszym rzędzie. To był ten boom – Michalczewski, Maske, Roc-
chigiani... I nagle całe Niemcy pokochały boks. Podczas gali, jak mia-
łeś bilet w pierwszym rzędzie, to znaczy, że siedziałeś w czwartym.

Jak to?
– Bo bliżej siedzieli jeszcze ważniejsi od ciebie i oni mieli bilety
do rzędów zero jeden, zero dwa i zero trzy. Tak to załatwiali. Ale
takie bilety kosztowały po kilkanaście tysięcy marek.

A z Polski też przyjeżdżali celebryci?


– Pewnie. I Jasiu Kulczyk bywał, i Rysiu Krauze. Wszyscy przyjeżdżali
– Czarek Pazura, Olaf Lubaszenko... Na bankiety razem chodziliśmy.
Załatwiałeś im bilety? Jesteś z kanclerzem na ty?
– Nie pamiętam, komu akurat załatwiałem, a kto sam sobie ku- – Tak, jesteśmy kolegami. Ale kogokolwiek ja znam, to jesteśmy
pował. Ale zawsze miałem swoją pulę biletów o wartości około właściwie od razu serdeczni koledzy. Jak ktoś mnie zna, to... mnie
100 tysięcy euro. Mogłem sam to sprzedać. zna, nie ma „dzień dobry, panie Darku”. To by znaczyło, że mnie
nie zna, tak?
Albo rozdać.
– Albo rozdać. I zawsze rozdawałem, i zawsze było za mało, więc Gangsterzy z Polski też przyjeżdżali na twoje walki?
moje chłopaki – kumple z Gdańska, taka gwardia – w efekcie na – Nie miałem kontaktu z taką wielką gangsterką.
plakietki musieli wchodzić, bo biletów już dla nich nie starczało.
A ci trójmiejscy?
Na jakie plakietki? – Masę znałem, Nikosia też, Zachara. Powiem wam, że chłopaki
– Takie tam, co się na szyi wieszało, że niby są z teamu. Oczywi- z miasta zawsze dobrze się mną opiekowali.
ście miałem dla nich zawsze bilety, ale im bliżej było walki, tym
więcej ludzi się po nie zgłaszało i w końcu zaczynało brakować. Co to znaczy?

MISTRZ Z HAMBURGA
A moje chłopaki byli ze mną niemal na każdej walce, więc ochro- – No na jakichś imprezach, dyskotekach, jak gdzieś razem byli-
na – to też byli przecież ci sami ludzie – już ich znała, wpuszczała śmy. Raz tylko zrobiło się nieprzyjemnie w  sopockim Maxie.
ich na twarz. Przyznaję – to było strasznie po polsku robione. Patrzę, a oni tam jakąś dziewczynę napastują, zaczyna się szar-
panie, ona już płacze. Ale im wtedy awanturę zrobiłem. „A co
A politycy też przyjeżdżali? ty, kurwa? Powaliło cię, co ty jej robisz? Puszczaj ją, zostaw, ale
– Nie kojarzę. Tamta polityka nie była tak celebrycka jak teraz. już”. Ona zapłakana, zaraz gdzieś uciekła. Dla mnie nie może
być mowy o żadnej przemocy. Jak oni sobie chcieli srać, to nie
158 159
O tobie się mówiło, że ciebie kochają wszyscy: od polityków, w moim towarzystwie.
przez celebrytów, gwiazdy, po gangsterów...
– No tak. Dziwki, złodzieje, gangsterka, politycy, księża, artyści. Czyli posłuchali cię?
Byłem ich wszystkich, wszyscy mnie kochali. Coś takiego w so- – Tak.
bie mam. W  Hamburgu, gdziekolwiek poszedłem, to od razu
była dobra zabawa – buźka, buźka, to jest ten Darek, który jest Nie bałeś się tak startować do nich? Wiemy, że w pięściach
kochany. Zawsze potrafiłem przejąć inicjatywę, to ja byłem wo- jesteś mocny, ale ich było więcej. I pewnie nie z gołymi
dzirejem, nakręcałem imprezę, dbałem o klimat. Tak mam do rękami.
dzisiaj. Jak akurat była gangsterka, to nie było gadania o prze- – Jakoś o tym nie myślałem. Zresztą ja zawsze byłem słuchany.
mytach, porwaniach, tylko o boksie, a czasami nawet śpiewanie. Opowiadałem wam o  zdarzeniu w  Warszawie, w  Champions
A jak były prostytutki, to nie o ich pracy gadaliśmy, tylko były Pubie w Marriotcie? Jak ja na nich wtedy naskoczyłem...
śmichy-chichy. A jak muzycy, to nie o muzyce. Jakoś tak się dzia-
ło, że wiedziałem, jak podkoloryzować, co i jak opowiadać, żeby Nie.
atmosfera była fajna. – W Marriotcie, właśnie w Championsie, pracują takie fajne kel-
nerki, od wielu lat te same panie. Do dziś mnie wspominają.
Z politykami też ci zawsze dobrze szło. Siedzimy sobie większą paczką, był też Janek Borysewicz,
– Potrafiłem fajnie rozmawiać zwłaszcza ze Schröderem. Ile to no i oni – Nikoś, Zachar, jakiś Lelek-śmelek – brzydko zacho-
razy byliśmy z Gerhardem u Bruna Bruniego na winie. wywali się wobec tych kelnerek. Wiecie, takie tam: „Ej, chodź
tu, dawaj”. Panie były w naszym wieku, więc jak to tak można? tam była. W końcu miałem dość. Rachunek chciałem zapłacić,
W końcu nie wytrzymałem. „Czy was pogięło? Jak wy się do pań ale mówię że nie mam polskiej kasy, więc zapłacę w markach.
odzywacie? Co to w  ogóle znaczy? Grzecznie i  miło ma być! Sięgam do kieszonki, a tam... pusto. Mówię, że zaraz wrócę i za-
Duży rachunek będzie, tak? To i duży napiwek trzeba tym pa- płacę, wychodzę z lokalu, a tam stoi taksówkarz, ten, z którym
niom zostawić”. jechałem, i macha tymi moimi markami. Całym plikiem. Musiały
mi wypaść w taksówce.
A oni co?
– Przez chwilę zrobiło się cicho. W końcu ktoś się odezwał: „Darek Nie ma co, porządny gość.
ma rację, ma rację”. Inni zaraz: „Nie, no ma rację”. Atmosfera się – Jasne. Dałem mu tysiąc. Znaleźne – 10 procent.
oczyściła, piliśmy dalej. Niektórzy tam ćpali przy stole, tak oficjal-
nie, a na kelnerki jeszcze krzyczeli. To było nieładne. Kiedyś jechałem z taksówkarzem w Trójmieście, który
Albo taka historia, tym razem z  Gdańska i  chłopaki z  mia- niedługo wcześniej wiózł też ciebie. Nie mógł się ciebie
sta są tylko w tle. To było mniej więcej w 1999 roku. W krótkich nachwalić: „Panie, co to jest za facet. Wiozłem go do jego
spodenkach wybrałem się do kasyna w  Gdańsku, pograliśmy pubu, a że jestem kibicem, to mówię, że kurs gratis będzie,

MISTRZ Z HAMBURGA
chwilę, trochę wygrałem. W kieszeni miałem 10 tysięcy marek, tylko o autograf poproszę. A pan Darek jeszcze na mnie
w banknotach setkach. W końcu wyszedłem z kasyna, wsiadłem nakrzyczał, że ja chyba za bogaty jestem, bogatszy od niego.
do taksówki i kazałem się zawieźć do Maxa. Tam balety, rowe- Zapłacił i zdjęcie z autografem też dostałem”.
ry-bajery. Z kim, to już nie pamiętam, ale jakaś gangsterka też – Kasę to ja akurat mam. Zapłacone musi być. Już taki jestem – za
darmo to gardło boli. A potem będą jeszcze gadać. Dlatego za-
wsze daję z górką.
Słuchajcie, ludzie są serdeczni – ale co oni mają mi fundować?
161
Niech mają lepiej, a nie gorzej.

Kiedy poczułeś, że jesteś królem Hamburga?


– W Hamburgu czuję się jak u siebie do dziś, chociaż od lat tam
przecież nie mieszkam. Zostałem nawet kiedyś Hamburczykiem
Roku. Bardzo wzruszająca uroczystość była w ratuszu, czułem się
zaszczycony. Laudację wygłosili wtedy Scorpionsi – ależ chłopaki
mi przycukrowali, przesadzili, że hej. „Nasz cudowny, ­wspaniały,
wielki mistrz...”. Takie słowa z  ust takich legend! Łzy same mi
­poleciały.
Z Lechem Wałęsą
podczas jednego Za co cię spotkało takie wyróżnienie?
z oficjalnych
– Sporo udzielałem się charytatywnie, brałem udział w akcjach,
spotkań
jak „Sport przeciwko przemocy”, trenowałem z  dzieciakami
w latach 90.
Wyniku walki
i z taką – jak to się mówi – ciężką młodzieżą. Z aktorem Ralfem
nie pamiętam, Möllerem mieliśmy też fundację Royal Fishing – jeździliśmy na
ale tym razem ryby, telewizja nas pokazywała, a przez to zbieraliśmy pieniądze
nokautu nie było. na dzieciaki.
Rok 1995, audiencja w Watykanie. „A co ty, synku, tu z Niemcami
robisz?” – zapytał Jan Paweł II. No to zacząłem opowiadać,
że w 1988 r. uciekłem do Niemiec, dostałem paszport...
„I teraz boksuję dla Niemiec, Ojcze Święty”. A papież na to:
„No tak, no tak, słyszałem, słyszałem...”.

Raz sprzedałem na aukcji obraz, który sam namalowałem.


No, Bruno Bruni delikatnie mi w tym pomógł. Obraz przedsta-
wiał mnie stojącego tyłem. Poszedł za 30 tysięcy marek i prze-
kazałem te pieniądze na pozłocenie kopuły kościoła św. Mikoła-
ja w Hamburgu, największego w mieście. Za to nie tylko dali mi
ten honorowy tytuł, ale w 1995 roku zostałem też zaproszony
do papieża.

MISTRZ Z HAMBURGA
Pojechałeś sam?
– Nie, kilkoro nas było. Dorota, Kohl z żoną Ute. To było duże
przeżycie, takie serdeczne.

O czym rozmawialiście z Janem Pawłem II?


– Całkiem długo, bo z dziesięć minut sobie gadaliśmy, ale niewie-
162 163
le pamiętam, z tych emocji byłem tak zamroczony. Szliśmy na au-
diencję, pełno kontroli, jedna po drugiej, ci żołnierze. Wszystko
w Watykanie było wielkie, drogie, bogate. Nierealne w ogóle. Póź-
niej rozmowa z papieżem. Tamci po niemiecku nawijali, a ja się
po polsku odezwałem.
„A co ty, synku, tu z Niemcami robisz?” – zapytał Jan Paweł II.
No to zacząłem opowiadać, że w 1988 roku uciekłem do Niemiec,
dostałem paszport... „I teraz boksuję dla Niemiec, Ojcze Święty”.
A papież na to: „No tak, no tak, słyszałem, słyszałem...”.
Pewnie nie słyszał, tak tylko chlapnął. A  może i  słyszał?
On  sportowiec, sportem się przecież interesował. Wiedział,
nie wiedział – nieważne, w każdym razie elegancko z tego wy-
brnął.
A najlepsze, że tylko Dorota wiedziała, o czym rozmawiali-
śmy, bo to przecież było po polsku. Na koniec powiedział jesz-
cze: „No super, syneczku”, pogłaskał mnie, pobłogosławił i do-
stałem różaniec. Osobiście mi go wręczył. Nie wiem, gdzie teraz
jest, szkoda.
Warto było zachować. No i się pobraliśmy, to była czysta formalność. Przecież to
– No widzicie, warto, ale ja już taki jestem. Nawet wszystkich pa- było już po tym, gdy poznałem Kingę, u której spędziłem zresztą
sów mistrzowskich nie mam. W domu leżały na dobrym miejscu, noc poślubną po drugim ślubie z Dorotą.
ale jak się wyprowadzałem od Doroty, to wziąłem tylko torbę.
Kinga nie miała żalu o ponowny ślub? Bo rozumiemy,
1995 to także ten rok, w którym straciłeś prawo jazdy. że Dorota jeszcze o Kindze nie wiedziała...
– Napruty jechałem w Hamburgu, miałem prawie dwa promile. – Dorota nie wiedziała o Kindze, a Kinga o ślubie. Przyjechałem
Pokłóciłem się z  Dorotą, wyszedłem z  domu i  jechałem na po prostu do niej wieczorem. Wcześniej pożegnałem się w Paoli-
St. Pauli. Złapali mnie na moście, koło dworca. Za szybko jecha- no z gośćmi – tam była taka mała uroczystość, i pojechałem do
łem, inaczej by mnie nie namierzyli, bo prowadziłem normalnie, Kingi.
żadnego zajeżdżania na boki nie było.
Jechałem wtedy oplem calibrą, zatrzymali mnie, od razu od- A Dorota co? Pojechała do domu?
dałem im prawo jazdy. Jeszcze wzięli ode mnie krew. A potem – Pewnie tak, chwilę po mnie.
poszedłem w długą. Kohl zaczął mnie szukać, jak Dorota alarm

MISTRZ Z HAMBURGA
podniosła, że Darka nie ma już któryś dzień. Faktycznie, ognia w tym waszym związku już nie było.
– Tak to wygląda, co? Dorota była wtedy panią Hamburga. Miała
Prasa nieźle cię wtedy przeczołgała. Michalczewskiego, męża mistrza, więc rządziła. Miała wszystko,
– Nic z tym nie mogłem zrobić. co tylko chciała.

Jakoś się tłumaczyłeś, ratowałeś wizerunek? Masz na koncie wypadek w 2000 roku w Hamburgu,
– Nie. Nawalony byłem i tyle – jak się miałem tłumaczyć? Zabrali o którym było głośno w całych Niemczech. Co się wtedy
164 165
mi prawko na rok i koniec tematu. stało?
– No tak, trzy pierwsze strony w „Bildzie” z rzędu, dzień po dniu.
Czy mimo to jeździłeś dalej? To było tak... Byliśmy z Brunem Brunim na przyjęciu, na którym
– Absolutnie, przez rok jeździłem taksówkami. Wszyscy taksówka- wielcy kucharze, tacy gwiazdkowi, gotowali, a my degustowaliśmy.
rze w mieście mnie za to znali. Wypiłem parę lampek wina. Nie tak, żebym był pijany, ale też nie
ma co ukrywać – było tego sporo, promil miałem na pewno.
Kiedy po raz drugi pobraliście się z Dorotą? I właściwie Impreza się kończyła, więc mówię do Bruna: „Jadę do domu”,
– dlaczego? a Bruno mi na to, żebym tylko swoim autem nie jechał. „Nie, nie,
– Długo nam nie przeszkadzało, że jesteśmy po rozwodzie i żyje- wezmę taksówkę”. Ale wyszedłem z hotelu, samochód stoi, a co
my na kocią łapę. Chodziło jednak o ewentualne kwestie spadko- tam – myślę – dobrze się czuję, to pojadę.
we i usynowienie Nicolasa, który urodził się już po naszym rozwo- Przejeżdżałem akurat koło miejsca, gdzie mój znajomy prowa-
dzie, czyli teoretycznie nie był moim dzieckiem. Prosiłem naszego dził burdel – bardzo znany, Relax – i z bocznej drogi wyjechał mi
adwokata Petera Wolfa, by jakoś to uregulował i odpowiednio wtedy jakiś Turek. Ostro się zderzyliśmy. No nic. „To ja spadam”
zabezpieczył Nicolasa. Zaproponowałem nawet, że mogę go po – myślę.
prostu adoptować – przecież i tak to była tylko formalność. Ale
Wolf bardzo narzekał, że to ciężka droga, długo wszystko potrwa. Czyja była wina?
„Już lepiej, jakbyście się z Dorotą ponownie pobrali” – stwierdził. – Jego. On też był pod wpływem, jak się okazało, gdy go policja
A ja na to: „To dobra, bierzemy ślub”. zatrzymała. A ja uciekłem – do tego burdelu mojego znajomego.
Samochód był mocno rozbity? Znajomi?
– Bardzo. Mercedes pięćsetka CL. Wszyscy wiedzieli, że to mój, – Przyjaciółmi moimi nie byli. Szantażowali mnie, że albo dam im
jeździłem przecież takim jako jeden z pierwszych. milion, albo powiedzą, jak naprawdę było, bo widzieli mnie za
Jak wbiegałem do tego burdelu, widziało mnie dwóch po- kierownicą CL-ki. Mogli namieszać.
licjantów po cywilnemu. Ale nie wiedzieli, co się stało, że był Pojechałem więc do mojego przyjaciela Felixa, Albańczyka, któ-
wypadek. Jak już się w  końcu dowiedzieli, to zaraz po mnie ry prowadził nad wodą restaurację. Wszyscy go znali i on wszyst-
poszli. kich znał. Wchodzę do Felixa, a ten pyta: „Co się stało, Darek? Coś
Jak tylko wbiegłem do Relaxu, to zacząłem krzyczeć, że samo- ty taki przygaszony?”. „Słabo, Felix” – mówię. – „Szantażują mnie
chód, że wypadek, żeby mi pomogli. I zaraz mnie wywieźli – do tacy dwaj”. Popatrzył na mnie, poklepał po ramieniu i mówi: „Już
Patrycji, mojej nowej dziewczyny, o której jeszcze nikt nie wie- cię nie szantażują”. „Ale...”. „Mówię ci, że już nie ma tematu”.
dział. Oficjalnie byłem żonaty z Dorotą.
Jak w Relaxie zjawili się policjanci – grupa specjalna z psami, I co?
to zaraz zrobili tam kipisz. Wszystkim dziewczynom sprawdzali – Faktycznie, przestali mnie szantażować. Później się dowiedzia-
paszporty, dowody. „On tu jest” – mówią do Dietera, właściciela łem, że ten Roberto miał wypadek, sporo złamań. Trzy tygodnie

MISTRZ Z HAMBURGA
burdelu i mojego kolegi. On odpowiada: „No to jak on tu jest, to w szpitalu leżał.
go sobie bierzcie”. Bo już wiedział, że mnie tam nie ma.
Nad ranem policjanci przyszli po mnie, w towarzystwie dzien- I policja dała ci spokój? Przecież to bez sensu, samochód
nikarzy zresztą, do domu Patrycji. sam jechał i zderzył się z autem tego Turka?
– Znalazł się taki jeden Albańczyk, który się przyznał. Nie znam
Czyli ktoś jednak już o niej wiedział. faceta. Uciekł z miejsca wypadku, bo był w szoku.
– Ktoś się wysypał. Zapytali, czy miałem wypadek samochodowy.
166 167
A ja, że nie, że całą noc u Patrycji byłem. „A gdzie samochód?”. Jak to się przyznał? Kibic jakiś?
A zostawiłem pod hotelem. „Ale pan nim jechał, widziano pana”. – A bo ja wiem. Felix i jego koledzy mieli swoich ludzi.
Mnie ktoś widział? Co wy mówicie? Przecież ja tutaj cały czas je-
stem. Z Patrycją. Całą noc. Czekaj, czekaj. Poszedł na policję i powiedział, że to on rozbił
Dziennikarze wszystko opisali – że spotkali mnie u dziewczy- twój samochód?
ny, kochanki znaczy. Ostro się zrobiło. Zwłaszcza że dziennikarze – Tak.
pojechali zaraz potem do Doroty, pod domem koczowali, dzieciaki
łatwego życia nie miały. To było najgorsze. I co?
– Dostał za to dwie dychy. Dwadzieścia tysięcy znaczy.
A ty co robiłeś?
– Normalnie żyłem, jak wcześniej. Poszedł siedzieć?
– Nie, dlaczego?
No to „Bild” miał o czym pisać.
– Nie tylko oni, zdjęcia rozwalonej pięćsetki wyglądały fajnie Ale prawo jazdy pewnie stracił.
w  każdej gazecie. Ale pojawił się inny, dużo poważniejszy – Nie wiem nawet, czy stracił. On zeznał, że nie był pijany, a uciekł,
problem. Tacy dwaj – Armin i Roberto – zaczęli mnie szanta- bo był w szoku. Tamten Turek był za to pijany. No i ten wypadek
żować. był z jego winy – wyjeżdżał z podporządkowanej.
Skąd się wziął ten twój wybawca? – Po wypadku nocowałem u Patrycji. Dorota właśnie wtedy się
– Nie wiem, Felix miał swoich ludzi. o nas dowiedziała – z prasy.
Dostałem tylko informację, że trzeba te dwie dychy zapłacić.
Powiedziała „dość” czy kazała ci wybierać?
To chyba nieduża cena w porównaniu z tym, co ci groziło? – Nie działo się nic dramatycznego. Jak już wcześniej mówiłem, nasz
– Karę by mi taką przywalili, żebym się nie pozbierał. Z milion, bo związek był już tylko formalny. Dorota powiedziała mi wtedy: „Wy-
kara byłaby liczona od zarobków, a ja już wtedy zarabiałem po prowadź się”. A ja: „OK, jak chcesz, tylko przygotuj mi jakieś miesz-
cztery miliony za walkę. Dobrze, że się w Polsce wychowałem, kanie”. Znalazła mi takie niedaleko gymu, w którym trenowałem,
wiedziałem, co trzeba robić, nie byłem gapa. ładnie mi wszystko umeblowała. I właśnie tam zamieszkałem.
À propos Albańczyków, to pamiętam jeszcze jedną historię.
Byłem raz w takim lokalu na Herbertstrasse, siedzę przy barze Dorota została w waszym domu, tym, który kupiliście
i rozmawiam właśnie z jakimś Albańczykiem. Wiedział, kim je- w 1996 roku?
stem – to na pewno. Z głów się dymi, dyskusja ostra, ale nawet – Tak.
nie pamiętam, o co poszło. W każdym razie tamten wyciąga nagle

MISTRZ Z HAMBURGA
pistolet i przykłada mi go do głowy, że teraz to on mi pokaże, kto Od razu wystąpiła o rozwód?
jest lepszy. Chyba był naćpany. Wytrzeźwiałem w jednej sekun- – Nie tak szybko, dopiero dużo później. Przez pewien czas żyliśmy
dzie. Jakoś to wytrzymałem, siedziałem cicho, bez ruchu. W koń- sobie osobno, ale widywaliśmy się, spotykałem się z dzieciaka-
cu odłożył pistolet, a ja tylko na to czekałem. Mówię wam – jak mi. To była dziwna sytuacja, przecież ja jej wszystko zostawiłem
mu przywaliłem, to przeleciał przez cały lokal. I stracił przytom- – dom, wszystkie konta itd. OK – byłem głupi jak but. Albo, jak
ność. Kazałem barmanowi zamówić taksówkę, poczekałem, aż wolicie, klasyczny sportowiec. Ale wtedy jeszcze boksowałem, ta-
przyjedzie, na wszelki wypadek sprawdziłem jeszcze, czy Albań- kie przyziemne sprawy mnie nie interesowały, kasę przecież i tak
168 169
czyk śpi. „Cześć” i wyszedłem. miałem. I ciągle perspektywy, że zarobię kolejną. Robiłem swoje,
życie toczyło się dalej. O formalnościach, finansach nie chciało mi
Miałeś dwie wpadki w Niemczech, ale w Polsce też cię się myśleć, a tym bardziej nimi zajmować.
kiedyś zatrzymali za jazdę pod wpływem. Jak tak teraz sobie myślę, to byłem superrozwodnikiem. Jak
– No tak, rano jechałem na lekkim kacu, myślałem, że już mogę, już się któraś musi rozwodzić, to życzę jej takiego męża jak Mi-
miałem 0,3 promila. Na pół roku mi prawo jazdy zabrali i wtedy chalczewski.
wziąłem sobie kierowcę. Efekt uboczny był taki, że... się rozpiłem.
Teraz już nie jeżdżę po pijaku, to jest totalna głupota. Kiedyś, Podobno rozwód kosztował cię aż 10 milionów euro.
OK, głupi byłem. Ale już koniec. A co by się stało, jakbym kogoś – Dorota dostała połowę majątku. OK, zasłużyła. Mówiłem wam
stuknął i zabił? Miałbym do końca życia mieć wyrzuty sumienia? już, że stworzyła nam superdom, fajnie zajmowała się dziećmi.
Przecież ja sobie mogę trzy taksówki wziąć do domu, jak mi się Ale w sądzie zgodziłem się jeszcze na jej inne żądanie – 16 ty-
już zdarzy zabalować. Trzy – jedna z przodu, jedna z tyłu i ja w tej sięcy euro alimentów miesięcznie. Zarabiałem kasę, wciąż bok-
w środku. Nie można stracić głowy dla takiej głupoty. Wszyscy sowałem, więc mówię: „Masz te 16 tysięcy, dobra”. Że coś tu jest
moi koledzy mają zresztą przykazane, że muszą się pilnować – nie tak, zrozumiałem dopiero, jak przestałem boksować. Myślę
i siebie, i mnie na wszelki wypadek też. sobie: „Z czego ja mam teraz na te alimenty brać? Z kupki zabie-
rać?”. Wziąłem z kupki raz, drugi, trzeci i w końcu stwierdziłem, że
Po twoim wypadku w 2000 roku rozstaliście się z Dorotą. tak nie może być, bo w końcu nic mi nie zostanie. Wziąłem adwo-
W końcu coś ostatecznie pękło. kata i inaczej żeśmy się dogadali.
Nicolas próbował W dodatku Dorota wyjechała z synami na stałe do Miami.
boksować, – Ale ja musiałem najpierw wyrazić na to zgodę, inaczej by nie
miał nawet pojechali.
pierwsze
sukcesy.
Nie robiłeś problemów?
Mówię wam,
– Nie, dlaczego? Pewnie, że szkoda mi było, że jadą tak daleko,
to wykapany
ja – te same ale chłopaki i tak nie chcieli ze mną gadać. A ja przecież wiedzia-
ruchy, to samo łem, jak dobrą matką jest Dorota, że Michał i Nicolas krzywdy
zachowanie. tam mieć nie będą.
Mógłby być Dorota zawsze była wobec nich konsekwentna, jak trzeba, to
Tigerem II. surowa, ale potrafiła wychować dzieci. I dawała im dużo miłości.
Wiecie, w naszym związku to ona była poukładana, a ja taki oszo-
łom. Dorota to była matka, matka, matka, a dopiero w czwartej
kolejności żona. Zawsze tak było i chyba jest do dzisiaj. Myślę,

MISTRZ Z HAMBURGA
że Dorota wciąż jest sama, bo po prostu cały czas na pierwszym
miejscu jest matką, ma zresztą cudowny kontakt z dziećmi. Byście
usłyszeli, jak oni się do niej zwracają. Dorosłe chłopaki, a z mamą
gadają jak przedszkolaki – „mamuśku, ciuciuśku...”. Stare chłopy
tak do mamy wołają.

Trochę chyba zazdrościsz?


171
– No co wy, śmieszy mnie to tylko. A jak potrzeba pieniędzy, to
chłopaki i tak idą do ojca. Kurczę, nie wiem, jak długo jeszcze
Tym razem poszło już na ostro – pamiętamy z gazet. dam radę to wszystko finansować (śmiech).
– Czy ja wiem. Nicolas może już bardziej sam sobie radzi, ale i tak garnitury
to ja mu muszę jeszcze szyć. Jutro akurat przyjeżdża, bo gramy
Straciłeś na przykład kontakt z dziećmi. taki piłkarski turniej charytatywny. Jak się dowiedział, to zadzwo-
– To też i ja podnosiłem. Mówiłem: „Słuchaj, ty chcesz alimenty, nił: „Tato, mam przyjechać?”. „Pewnie, przyjeżdżaj synu”. „A bile-
a ja nawet nie mam kontaktu z dziećmi”. Fakt, że chłopaki – któ- cik na samolot?”.
rzy dzisiaj mnie uwielbiają – byli wtedy do mnie nastawieni bar- Oj, kosztuje mnie to wszystko.
dzo wrogo. Pamiętam takie przykre sytuacje, jak Nicolas próbo-
wał boksować. Przyjeżdżałem na jego walki, chciałem później Z tych alimentów udało się w końcu wycofać.
pogratulować, uściskać go, a ten mnie tylko odpychał, wyganiali – Ale musiałem najpierw splajtować. Schować się. Moi doradcy
mnie z sali. To były bardzo przykre momenty, mocno to przeży- finansowi potrafili tak to zrobić, że oficjalnie nie miałem nic. Do-
wałem. chodów też, bo już skończyłem przecież karierę. A Dorota szukała
przez prawników i komorników możliwości, by dalej egzekwować
Z punktu widzenia twoich synów zostawiłeś rodzinę. te alimenty. W końcu spotkaliśmy się i postawiłem sprawę jasno:
– Toteż ja im się nie dziwię i pewnie podobnie bym zareagował, „Możesz dostać to i to, ale to już będzie wszystko”. Zgodziła się.
jakby mój ojciec od nas odszedł. Dostała mój apartament w Sopocie na Monte Cassino i Tiger Pub.
Musiała jeszcze tylko podpisać oświadczenie, że nie ma już in- hojny, finansowo traktowałem ich lepiej niż swoje dzieci. Zwłasz-
nych roszczeń i że opłaciłem edukację dzieci aż do końca. W koń- cza że swoim nic nie dawałem – oprócz alimentów oczywiście
cu miałem spokój. – bo wtedy nie miałem z nimi żadnego kontaktu. A Oskar i Olo
mieli wszystko.
Skąd w ogóle pojawiła się Patrycja i dlaczego to akurat ona Patrycja była raz dobrą mamą, a innym razem już nie, np. jak
– a nie Kinga, Gabi czy Marion – została twoją drugą żoną? jeździła gdzieś ze mną, sama, a dzieci zostawały. Bo Patrycja to
– Tak naprawdę – patrząc z perspektywy czasu – ten ślub był mi była łobuziara, zupełnie inna niż Dorota czy teraz Basia, czy na-
w ogóle niepotrzebny. Poznałem ją w dyskotece Corner w Ham- wet Kinga. Ona nie pasowała zupełnie do moich pozostałych mał-
burgu, w tej, w której robiłem później imprezę po swojej pierw- żeństw.
szej przegranej walce. Patrycja to była nawet dobra dziewczyna,
tylko miała słabe chwile. Była łobuziarą i wtedy właśnie tym mi To co się stało, że się związaliście?
zaimponowała. Dobry, szybki seks, w domu czy na dworze, ko- – Byłem wtedy zagubiony, poznaliśmy się w 2000 roku. Kiedy wy-
leżankę też przyprowadziła, jak trzeba było. Gangsterka taka. To prowadziłem się od Doroty, żyłem przez chwilę w tym mieszkaniu
było dla mnie takie zwariowane, inne, przygoda. obok gymu, a potem zamieszkałem już z Patrycją. Wynająłem je-

MISTRZ Z HAMBURGA
Choć love story też było. Może nie wielkie, ale zakochałem się den z najpiękniejszych domów w Hamburgu, w najlepszej dziel-
w niej. Patrycja miała już wtedy dwójkę dzieci – Oskara i Olo, faj- nicy, od gangstera, który oszukał kupę ludzi na kasę. Dom miał
ne chłopaki, miałem z nimi dobry kontakt. Dla obu byłem bardzo 500 metrów kwadratowych, basen, kuloodporne szyby, siłownię.
Moim sąsiadem naprzeciwko był Michael Otto, ten od katalo-
gów wysyłkowych z ciuchami – dostawaliście takie do domu? Za
wynajem płaciłem wtedy z 6 tysięcy euro miesięcznie – działka
miała 4 tysiące metrów kwadratowych. Był tam ogród z pięknymi
173
drzewami, ale tak duży, że nigdy nie byłem w nim na końcu, przy
płocie, nigdy tam nie doszedłem. Na dole w domu mieliśmy też
dyskotekę, takie balety tam odwalaliśmy...
Pamiętam, że chłopaki przyjechali tam kiedyś do mnie na
urodziny, niespodziankę mi zrobili. Cała banda – Volvo, Pasztet,
Bolek, Cinek, Piernik... Oczywiście najpierw naściemniali mi, że
nie przyjadą, że nie dadzą rady. Siedziałem wtedy taki smutny
na tarasie, gapiłem się na ogród, zaprosiłem jakichś adwokatów
czy prawników, żeby samemu nie siedzieć. Ci adwokaci śpiewają
mi „Sto lat”, aż tu nagle z końca ogrodu, stamtąd, gdzie nigdy
nie byłem, jacyś przebierańcy lecą. „W porządku” – pomyślałem,
pewnie sąsiedzi przyszli, nie ma problemu, zapraszam. Ale ci

Chwila relaksu z Dorotą i Michałkiem. Kto wygrał, nie pamiętam,


ale pewnie ja. Michał i Nicolas do dziś śmieją się: „Tato, tak nas
w kartach czy w chińczyka nauczyłeś oszukiwania, przekręcania,
cwaniactwa, że na studiach z nami nikt w nic nie chciał grać”.
Bruno Bruni, znakomity włoski malarz, jest jednym z moich
najbliższych przyjaciół. W Hamburgu byliśmy nierozłączną parą.
Z jego lekką pomocą nawet namalowałem kilka obrazów.

przebierańcy nagle się zatrzymali i zaczęli we mnie rzucać jaki-


miś lotkami, z daleka. „Co jest, kurde?”. Schyliłem się raz, drugi,
aż w końcu myślę: urodziny urodzinami, ale przecież im zaraz
przywalę. Oni podchodzą bliżej, patrzę, a tu Bolek. A za nim Pier-
nik. I cała reszta. Poprzebierani za Elvisa Presleya i inne postaci.
Popłakałem się wtedy tak, że głowa boli – a jednak są, taką nie-
spodziankę mi zrobili.
Urodzinowe balety trwały wtedy kilka dni. W  którymś mo-
mencie mieli już wyjeżdżać, stali w holu z torbami, a Patrycja ich
jeszcze woła: „Chodźcie, zaczekajcie, bo żurek zrobiłam, to jesz-
cze zjecie przed drogą”. No i ten żurek dwa dni jedliśmy. Jedliśmy,
piliśmy, zaczęliśmy wspominać stare czasy. Śmiechu było mnó-
stwo.

Jak się poznaliście z Bruno Brunim, znakomitym włoskim


174
malarzem, który od 1960 roku mieszkał w Niemczech?
– Przed jedną z moich walk o mistrzostwo świata. Poznał nas
Wolfgang Weggen, dziennikarz „Bild Zeitung”. „To taki fan bok-
su” – przedstawił Bruna. Potem spotkaliśmy się u Bruna, on coś
ugotował, przypadliśmy sobie do gustu i tak już zostało. Bruno
ma niesamowite atelier – 600 metrów kwadratowych, jeden po- fanami boksu, o tym słyszałem już wcześniej, ale nawet nie mia-
kój. Wcześniej działał tam basen, najstarszy w Hamburgu. Kiedyś łem pojęcia, że to są Niemcy. Opowiadałem wam, że na Przymo-
nawet tam boksowałem, a stacja Premiere pokazywała tę walkę. rzu miałem ich plakat nad łóżkiem – ich i Davida Bowiego. To było
Przychodziłem do niego często, nawet trzy razy w tygodniu, jedyne, co miałem kiedykolwiek na Kołobrzeskiej. Na tej imprezie
głównie do południa. Ciągle się u niego jakieś modelki kręciły, okazało się, że oni oglądali moje walki w Screensporcie na dłu-
więc różne rzeczy się tam zdarzały. Raz spotkałem u niego taką go przed tym, gdy zostałem mistrzem świata. Zaprosiłem ich na
śliczną modelkę, piękną dziewczynę. Przychodzę, Bruno ją ma- kolejną walkę, ucieszyli się. I tak już zostało, złapaliśmy świetny
lował, ale akurat wyszedł po coś do kuchni. Cześć, cześć, buźka, kontakt.
buźka. Jak Bruno wrócił, to już... No wiecie. Na moje walki zawsze przychodziło doborowe towarzystwo.
Taki Otto Kern – modern designer, twórca mody. Znacie? Z Otto
A jak się poznałeś ze Scorpionsami? miałem nawet podpisany kontrakt, nosiłem jego logo na spoden-
– Na początku lat dziewięćdziesiątych w Hamburgu, na uroczy- kach w pierwszych walkach. To był zresztą mój pierwszy kontrakt
stości wręczenia platynowej płyty Mickowi Jaggerowi. Oni są sponsorski.
Jedno z „męskich
spotkań”
w Hamburgu
– zawsze
16 stycznia
– organizowane
przez Götza
von Fromberga
(drugi z lewej).
Oprócz niego na
zdjęciu od lewej
– Bruno Bruni,
były kanclerz
Niemiec Gerhard
Schröder, Klaus

MISTRZ Z HAMBURGA
Meine z grupy
Scorpions,
ja i Zucchero.

Ze Scorpionsami zostaliście przyjaciółmi na lata. W jednej z kampanii Sigmara brałem zresztą udział, wspierałem
– No tak. Później u  kanclerza Schrödera się spotykaliśmy, go. Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz z Gerhardem, dziś już nie
176 177
Gerhard bywał też na ich urodzinach. Zwłaszcza u Rudolfa Schen- pamiętam. Ale Schröder to bardzo sympatyczny gość, a z drugiej
kera, bo on znał się dobrze ze Schröderem. Scorpionsi, Bruno strony ostry, twardy. Może tylko nie do kobiet – bo żenił się cztery
Bruni, Schröder – to była taka nasza grupa. Bruno zawsze dzwo- razy. Facet z jajami, ale i z zasadami. No i z charyzmą. A poza tym
nił: „Chodź, idziemy, będzie szef”, czyli Schröder. Do dziś zresztą. dobry człowiek. Przecież z czwartą żoną Doris adoptowali dwoje
Co roku 16 stycznia organizowane jest takie spotkanie – w mę- dzieci z Rosji. Doris to zresztą przekochana kobieta. Sympatycz-
skim gronie. Organizuje je Götz von Fromberg, adwokat Schröde- na, miła, mądra. Bardzo się lubiliśmy.
ra. Choć nie wiem, jak to teraz będzie, bo z tego, co słyszałem,
ostatnio się pokłócili. W Niemczech znałeś praktycznie wszystkich?
Na jednym z tych męskich spotkań, właśnie 16 stycznia, do- – No, prawie.
wiedziałem się, że Basia jest w ciąży. Poszedłem wtedy z chłopa-
kami, Basia miała iść z dziewczynami, ale została, bo się źle czu- Chcieliśmy zapytać o pieniądze spoza boksu. Dużo mówiłeś
ła. Kupiła sobie test ciążowy, zrobiła i wyszło, że będziemy mieli o kasie za walki, ale sportowcy zarabiają też na kontraktach
dziecko. Zadzwoniła do mnie i od razu stamtąd uciekłem, poje- reklamowych. Wiemy już, że na spodenkach miałeś logo
chałem prosto do niej. Otto Kerna. Dużo za to dostawałeś?
– To były jakieś dodatki, chodziło bardziej o image, a dokładniej
Jak poznałeś kanclerza Schrödera? o modę na takie rzeczy. Przecież byłem jednym z pierwszych pię-
– Przez Bruna Bruniego. Oni się dobrze znali, tworzyli taką zgraną ściarzy w Niemczech, który dostał spodenki i reklamę na nich od
paczkę – Bruno, Gerhard, Sigmar Gabriel – obecnie wicekanclerz. projektanta mody. Potem jechałem zresztą do ich sklepu, gdzie
ubierali mnie od stóp do głów. To były eleganckie rzeczy, bajka po słychać, Tiger”. Bo oni wszyscy mnie znali. Ja też udawałem, że
prostu. Otto zainwestował we mnie jeszcze przed walką z Leeon- ich wszystkich znam – „siema, siema”, bo nie chciałem im zepsuć
zerem Barberem, kiedy nie byłem jeszcze mistrzem świata. Zapła- dobrej zabawy.
cił mi wtedy jakieś 200 tysięcy marek za roczny kontrakt. Do dzisiaj tak czasami mam. Witam się z kimś na ulicy, czę-
sto serdecznie, odchodzimy, a Basia mówi: „Przecież nawet nie
Kohl dbał o te kontrakty jako twój menedżer? wiesz, kto to był”. „No nie wiem, to prawda”. Ale nie chcę robić
– Sam byłem dla siebie menedżerem. Później zaprzyjaźniłem innym przykrości.
się już z Hansem-Hermannem Tiedje, który został takim moim W Hamburgu to mnie po prostu kochali. Wszyscy. Jeszcze dzi-
mentorem. Ale nigdy nie był moim menedżerem, raczej serdecz- siaj ciągle mnie zaczepiają, jak tam pojadę – autografy, zdjęcia.
nym kolegą, od którego wiele się nauczyłem. Nie mówił mi nigdy Fajne to jest.
wprost: „Darek, zrób to czy tamto”, tylko opowiadał o różnych
mechanizmach, pokazywał możliwości. A ja niektóre z tych rzeczy A prywatność?
wychwytywałem i potrafiłem je wykorzystać. Hans-Hermann mą- – Wszędzie czułem się jak u  siebie w  domu. W  dyskotekach,
dre rzeczy mi podpowiadał. ­r estauracjach, ale też w  burdelach. W  niedzielę jeździłem

MISTRZ Z HAMBURGA
­sobie ­zawsze do sauny w  burdelu. Miałem obok basen, nikt
W pewnym momencie hodowałeś nawet konie. mi nie ­zawracał dupy, siedziałem sobie elegancko. Dałem się
– Bez przesady, kupiłem tylko dwa konie, zresztą oba na spółkę. ­wymasować. Co tylko chciałem.
Jeden z Götzem von Frombergiem, daliśmy bodaj po 40 tysięcy Wszystko na mieście było dla mnie otwarte. Najlepsze
marek. Drugi – z Veroną Feldbusch. Ten był droższy, kosztował ­restauracje też. Gdziekolwiek wchodziłem, zawsze najlepszy
mnie jakieś 150 tysięcy. Puszczaliśmy je potem w gonitwach. stolik miałem.

178 179
Opłacało się? Nie płaciłeś rachunków?
– Na tym drugim na pewno z Veroną nie straciliśmy. Po jakimś – Różnie. Czasami tylko napiwek, ale wiecie, mnie takie gratisy za
czasie go sprzedaliśmy i co najmniej wyszliśmy na swoje. Z tym bardzo nie interesowały. Ja pieniądze miałem, płaciłem i nawet
pierwszym było gorzej. nie sprawdzałem rachunku. Do restauracji chodziłem nie po to,
żeby ktoś mi stawiał, chodziłem, bo to kochałem.
Jeździsz konno? A jak mnie zapraszali i nie chcieli kasy, to wtedy dawałem duży
– Potrafię. Ale pasjonatem nie jestem. napiwek kelnerom. Ja tutaj, np. w Giannim w Sopocie, też mam
dobre rabaty, 50 procent. Jak mam zapłacić zamiast 300 złotych
Jak sobie radziłeś z popularnością w Hamburgu? Osobie na – 150, bo 50 procent zniżki, to i tak daję 250. Stówa dla obsługi.
świeczniku nie jest łatwo, traci się prywatność. Ja jestem zadowolony, oni są zadowoleni.
– Wystarczy, że ogłoszono moją kolejną walkę, telewizja trąbiła: No wiadomo, na to trzeba mieć kasę, ale też umieć się tą kasą
„Michalczewski znów boksuje”, na mieście pojawiły się pierwsze dzielić. Nie można być zachłannym.
plakaty i ludzie wariowali. Idę w centrum, zatrzymuję się przed
pasami, bo mam czerwone. Ale samochody też stoją, choć mają Miałeś dużo walk, zwłaszcza na początku kariery. Tylko
zielone. I taki gość macha mi uprzejmie przez szybę – „proszę, w 1992 roku było ich aż jedenaście. Trzymałeś się jakichś
szefie”. I to nie było raz czy dwa, tak było cały czas. zasad, np. że siedem dni przed walką nie piję już nawet wina?
Jak wchodziłem do restauracji, to nawet goście wstawali, ro- – Picia nie było właściwie podczas całych przygotowań. Może
bili owację, wołali: „Tiger, Tiger”, zaczepiali – „Siema Tiger”, „Co ­tylko sporadycznie i niewielkie ilości.
Tiger Pub Jak zareagowali?
w Gdańsku – Znów na początku była cisza. Dość długa. Aż w końcu znów ktoś
uroczyście się pierwszy odezwał: „No nie, ma rację Darek”. Poszło. „Ma ra-
poświęcił
cję”, „Tak, ma rację”. I przestali czyścić broń.
ksiądz Henryk
Tiger Pub był fajny, co tam się nie działo. Chłopaki naklejali pi-
Jankowski.
janym gościom kartki na plecach, np. „Łyknę loda”. I siedział taki
Czy to mnie coś
kosztowało? facet nieświadomy z tą kartką, a wszyscy z niego ubaw mieli. Albo
Usłyszałem jak ktoś zasnął, to inni go rozbierali i mazakami pisali na ciele, np.
od księdza: „Zdradzam żonę” albo „Kocham Gabrysię”. Potem go ładnie ubie-
„Co łaska, rali, a on jak się obudził, szedł prosto do domu.
500 marek”. Raz przyjechał do pubu prezes poważnej firmy. Kozaczył, to mu
chłopaki dali piwo z wkładką, takiego u-boota. Jak po którymś za-
snął, to wszystkie paznokcie mu pomalowali markerem, a na czole
napisali nazwę jego firmy. Facet po obudzeniu niczego nie zauwa-

MISTRZ Z HAMBURGA
żył. Później mi tylko powiedział: „Darek, to już była przeginka”.
Włosy też obcinali – maszynką golili, tak dla hecy. Pamiętam,
A pod koniec kariery, zamiast powąchać wino, to już sobie łyk- jak facetowi wygolili na środku głowy.
nąłem, to tak. Ale nie, żeby się upić. Najwyżej lampkę, no, może Ludzie tam przychodzili z samej ciekawości, co się będzie dzia-
dwie. Pod koniec kariery byłem już inny, do wielu spraw inaczej ło, nie tylko dlatego, że to po prostu fajny pub był.
podchodziłem, coraz więcej kalkulowałem, jako stary cwaniak.
A ktoś przychodził do pubu z propozycją ochrony?
180 181
Kiedy w Niemczech byłeś królem Hamburga, w Polsce – Kiedyś przykleił się do mnie taki jeden. Któregoś dnia siedzimy
otworzyłeś w Gdańsku Tiger Pub. To był dobry interes? u mnie w domu na Świętopełka w Gdyni, pijemy, a on mi nagle
– Moja mama z tego żyła, inni z rodziny też, tylko się strasznie mówi, że jakiś gangster zaczął się mną interesować. Ale że jego ko-
wściekali, jak przyjeżdżałem, bo wtedy wszyscy przez kilka dni pili lega „może to załatwić”. Za pierwszym razem to zignorowałem – do-
za darmo. Ale ja też chciałem z tego coś mieć, przecież nie bra- bra, dobra, dawaj dalej, lufa, lufa, pijemy. Po chwili znowu słyszę:
łem od nich za ten pub żadnej kasy. „Wiesz, bo ja mógłbym ochraniać ciebie i dzieci...”. Nie wytrzymałem
Ten pub był jednym z lepszych w Gdańsku, tylu ludzi tam przy- i drzwi mu otworzyłem. Kilka mocnych słów przy tym poleciało.
chodziło, cała gangsterka. Oni to sobie tam przychodzili broń czy- Już prawie o tym zapomniałem, ale ten facet winny był mi grub-
ścić. Siedzieli w knajpie na górze, na takim ringu i mój brat Tomek szą sumę, jakieś 100 tysięcy złotych. I zaczął coś kręcić, że on mi tę
dzwoni do mnie: „Darek, weź coś zrób, bo oni tam z bronią siedzą”. kasę odda nie do ręki, ale „w naturze” – ochraniając mnie. No to
Wtedy nie interweniowałem, akurat gdzieś byłem, ale innym razem odwiedzili go moi koledzy. Poprosili grzecznie, żeby dał mi święty
siedzę sobie z nimi w Cristalu we Wrzeszczu. Cała gangsterka tam spokój, a ten zrobił z igły widły i sprawę im w sądzie wytoczył – że
była, mordercy, bandyci, Zachary, Nikosie i jeszcze chłopaki z Wro- mu niby grozili. Zresztą ja też byłem wezwany na jedną z rozpraw.
cławia. Gadka szmatka, a ja sobie wtedy tę sytuację z Tomkiem Skończyło się na uniewinnieniu. I słusznie, przecież tam nic nie było.
przypomniałem. I wypaliłem nagle: „Panowie, kurwa, następnym Ten facet do dziś jest mi winien 50 tysięcy. Głupi był, przykleił
razem to sobie tę broń gdzie indziej czyśćcie. Czy ja wam sram się do mnie, że niby mnie obstawia. Z koltem za pazuchą chodził
w domu obok kibla? Nie, do środka sram, spuszczam wodę i jesz- po mieście. I nawet mnie ludzie zaczepiali: „Ty, to ten gość cię ob-
cze tą szczotką po sobie posprzątam. Więc róbcie, proszę, to samo”. stawia?”. „Mnie? Przecież to ja jego mogę obstawiać”.
Nie bałeś się nigdy? się swojej figury, krępowałam się rozebrać, a  ty tu z  kimś ta-
– Czego? kim...”. „No to właśnie dlatego ci je pokazałem, żebyś się nie krę-
powała” – mówię.
No tych ludzi z koltami.
– Nie. Zawsze trzeba sprawić tak, żeby to oni bali się ciebie. Poza Rozmawiacie o takich rzeczach?
tym znam układy, nie wybieram się z motyką na armię. Siedzę – Baśka wiedziała, że nie jestem księdzem. Przecież była na moim
w tym klimacie, nie pcham się tam, gdzie siedzą zgraje nawalo- kawalerskim, przed ślubem z Patrycją. Widziały gały, co brały.
nych. Trzech czy czterech chłopaków cię złapie, gdzieś cię skopią, Zresztą nie musiałem się wtedy Basi tłumaczyć, bo dopiero co
łatwo zdrowie stracić. Dlatego trzeba uważać. zaczęliśmy się na poważnie spotykać. Sama też o nic wtedy nie
pytała.
Czyli nie miałeś żadnych obaw, przebywając w tym Dla mnie to jest dzisiaj wiocha, jak na to patrzę, jak o tym opo-
towarzystwie? wiadam. Ale tak było, nie wyprę się tego, nie wymażę. Często
– Ja nie potrafię się nawet martwić, a co dopiero bać. Wystarczy, było to prymitywne – w piwnicy czy w samochodzie, ale to był taki
że moja rodzina się o mnie martwi. czas, żeby tylko zaliczyć. Wtedy taka była zabawa.

MISTRZ Z HAMBURGA
Ostatnio w ośrodku Czesia Lange przeszedłem terapię Ger-
sona. To taka specjalna dieta, kilka dni byłem tylko na owocach Mężowie tych pań 40+ wiedzieli, jak bardzo im się podobasz?
i warzywach. Wracam do domu, otwieram lodówkę, a tam się – A bo ja wiem? To znaczy, że dla ich żon byłem ciachem, to pew-
ballantine’s do mnie uśmiecha. Zamknąłem drzwi, wracam po nie wiedzieli, ale że mają rogi, to już niekoniecznie. Zresztą może
chwili, a ballantine’sa już nie ma. To moja Basia. No to jej mówię: to ich nie obchodziło?
„Dziękuję ci, kochanie, że schowałaś tego ballantine’sa”. Ale to wszystko były łatwe strzały, takie na raz. Siedziało się
Moja rodzina martwi się o mnie w każdym drobiazgu. Kiedyś w restauracji, mrugnęło na taką panią i po chwili byliśmy już ra-
182 183
przybiega do mnie teściowa i skarży się, że są jakieś problemy zem w toalecie. Znajomi, którzy wiedzieli co i jak, potem się ze
w  moim ośrodku wypoczynkowym, który kupiłem niedawno mnie śmiali: „Ale delikatnie mrugnąłeś, naprawdę, nikt nic nie wi-
w Borach Tucholskich: „Darek, ja to policzyłam, wydaje mi się, że dział”. Z ich perspektywy musiało to śmiesznie wyglądać.
oni źle te środki czystości rozliczyli”. Jakie środki? Janka, kurczę, Ale wiecie, co wam powiem? Ja w  tym wszystkim byłem
daj mi spokój z takimi duperelami. Ja tu się o miliony modlę, a ty –  mimo wszystko – całkiem wierny...
mi tu z jakimiś środkami czystości wyjeżdżasz.
No proszę cię!
Jak sobie radziłeś z fankami, tak zwanymi groupies? – Jak popatrzycie na skalę moich możliwości i poziom chęci z dru-
Dla wielu byłeś pewnie ciachem. giej strony, to i tak byłem wierny.
– No tak, zwłaszcza dla kategorii 40+. Takie kobiety po prostu
mnie ubóstwiały, trudno się było opędzić, do tego stawiały naj- Myślałeś kiedyś o liczbie kobiet w twoim życiu?
lepsze szampaniki, kawiorki-śmorki. Takie wiecie – bogate żony – Hmmm... Nigdy nie próbowałem liczyć, nie wiem.
bogatych mężów. Tak, one mnie kochały najbardziej. Ale burdelowania nie liczymy? Bo wiecie – chyba nie powinni-
To były najczęściej mądre, wykształcone i fajne babki. śmy. Tam zamawiasz, płacisz i tyle. Normalna usługa. Zresztą ja
Były też oczywiście gorsze partie, burdelmama też się trafiła. nawet w burdelach miałem stałe dziewczyny. Jak już raz byłem, to
Ale z nimi też się charytatywnie przespałem, nie, że tylko z tymi potem zawsze brałem to samo. Po co coś zmieniać, skoro byłeś
ładnymi. Jak kiedyś mojej Basi pokazałem te swoje „miłości”, to zadowolony poprzednim razem? A tak miałem przynajmniej bez
się załamała: „To ja, jak się zaczęłam z tobą spotykać, wstydziłam niespodzianek.
No dobra, przyznaję, moje życie seksualne było bogate, ale wyobraź sobie, że to wszystko masz na wyciągnięcie ręki. I co te-
powiem wam zupełnie szczerze – i chcę, żebyście to dokładnie raz? Będziesz lepszy niż Michalczewski czy może gorszy?
zapisali – że i tak najbardziej kochałem zawsze seks ze swoimi I żeby było jasne – to nie dotyczy tylko mężczyzn. Kobiety też
kobietami. To zawsze było najpiękniejsze przeżycie, najfajniejszy teraz na prawo i lewo facetów łapią, bez żadnych zahamowań.
seks. Te inne historie to były przygody, zupełnie bez znaczenia, Dziś facet zupełnie nie wie, jak duże rogi ma. Czasem tylko pew-
czasem po pijaku i takie tam. Tylko wiecie, jak to jest ze „stałymi” nie przez drzwi się nie może przecisnąć i nie wie, dlaczego.
kobietami. A to głowa ją boli, a to tamto, a to owamto. Jak chodzi-
łem na boki, to zawsze właśnie dlatego. Normalnie w życiu bym W Niemczech byłeś celebrytą?
nie poszedł. Ale jak ją głowa boli... Nie to nie (śmiech). – Pierwszy wywiad na żywo miałem w telewizji N3. Kupiłem sobie
Całe szczęście, że w tym wszystkim nie miałem nigdy kontak- nowy garnitur. Jak do komunii się wystroiłem. Nie znałem wtedy
tów z małolatami, wiecie, o czym mówię, głośno ostatnio o takich niemieckiego, niewiele rozumiałem, o co mnie pytają, dlatego ga-
historiach. Ja – nigdy, nigdy mnie nie ciągnęło, zawsze mówiłem dałem na chybił trafił.
nie. I nie miałem też dzięki temu żadnych skandali, nazwijmy to Oczywiście później to już byłem gość, dyskutowałem na
„seksualnych”. I dzieci na boku też nie mam. Michalczewski nie wszystkie tematy – sportowe, polityczne, gospodarcze. Dlatego

MISTRZ Z HAMBURGA
ma dzieci na boku. I tyle. często mnie zapraszali. Byłem szczery, waliłem prosto z mostu ta-
A jeśli ktoś to czyta i się oburza, to powiem wam, że każdy kie rzeczy, które innym wydawało się, że nie wypada. Zresztą te-
musi w takich sytuacjach za własny nosek się złapać. Taki świę- raz w Polsce też tak robię. Kiedy zaraz po wyborze Andrzeja Dudy
ty chcesz być? To pomyśl sobie, co ci się śni po nocach, a potem na prezydenta opowiedziałem w jednym z serwisów, że dzięki
wyborom i nowemu prezydentowi zarobiłem na wymianie euro
kilkanaście tysięcy złotych, to wielu się oburzyło, co ja mówię. No
co – zarobiłem, to opowiedziałem.
184 185
Niemcy zapraszali cię nie tylko na wywiady, ale też do
filmów.
– Zagrałem w czterech czy pięciu znanych serialach, takich ta-
siemcach. Zawsze gościnnie, najczęściej siebie, czyli boksera, cza-
sami np. trenera. Ale na planie byli wtedy ze mną Heinz Hönig,
Ben Becker, Martin Semmelrogge czy Oliver Rudolph, czyli nie-
miecka czołówka. Najczęściej był to tylko jeden dzień zdjęciowy,
dosłownie takie wstawki, za które dostawałem jednak dobrą kasę
– 10, 15 czy 18 tysięcy marek. Taki dodatek, choć robiłbym to na-
wet za darmo, bo to przygoda.

Na planie jednego z niemieckich seriali, w którym wystąpiłem


gościnnie. Na zdjęciu z kolegami aktorami: pierwszy z lewej Oliver
Rudolph. Z kolei z prawej stoi Ben Becker, a obok niego Martin
Semmelrogge.
Do tych miniwystępów nie musiałem się nawet przygotowy- W Hamburgu znają mnie i lubią do dziś. Ostatnio mój syn
wać, uczyć roli. To znaczy dawali mi tekst, który mam powiedzieć, Nicolas był tam w restauracji, dzwoni do mnie i daje kogoś do
ale ja tylko zerknąłem, o co chodzi, i mówiłem potem swoimi sło- telefonu: „Cześć, stary Polaku, tu mówi Pascuale”. Pascuale był
wami, przecież głupi nie jestem. Po swojemu, ale o tym, o czym kiedyś kelnerem w Paolino, superrestauracji, a teraz otworzył
oni chcieli. własną. Bo tam wszyscy tak robią. Kelnerzy, którzy w eksklu-
zywnych restauracjach nieźle zarabiają, odkładają kasę na swo-
Chodzili za tobą paparazzi? je lokale.
– Kiedyś w ekskluzywnej, kultowej restauracji w Hamburgu, na Pascuale był zabawny. Jak jakaś dama narzekała, że jej się stół
Milchstrasse, zamknąłem się z dziewczyną w toalecie – ona sie- trzęsie, to on jej odpowiadał z rozbrajającą powagą: „Droga pani,
działa, a ja byłem oparty o ścianę. Fotografka z aparatem weszła ten stół to się tu tak od dwudziestu lat buja”. I było po temacie.
do kibla obok i zrobiła mi zdjęcie z góry, zobaczyłem tylko flesz.
Zabrałem jej wtedy aparat i go skasowałem o ziemię. Ale na drugi Interesowali się tobą paparazzi, ale też dziennikarze.
dzień „Morgenpost” i tak napisał: „Co robi Tiger w damskiej toale- Powiedziałeś kiedyś, że w porównaniu z Niemcami polskie
cie?”. Oczywiście bez zdjęcia. dziennikarstwo jest pikusiowate. O co chodzi?

MISTRZ Z HAMBURGA
Innym razem w dyskotece z Patrycją – jeszcze nie byliśmy ofi- – Bo tak jest. Tam jechali zawsze ostro, a tutaj dziennikarze boją
cjalnie parą – tańczyliśmy, byliśmy blisko, całowaliśmy się nawet, się pisać. Albo dzwonią i pytają: „Darek, bo słyszeliśmy, że byłeś
a ktoś zaczął nam robić zdjęcia z balkonu. Ale kiedy tylko zszedł, tam i tam, robiłeś to i tamto, tylko nie wiemy, czy możemy o tym
to moje chłopaki go złapali. I znowu zdjęć nie było. napisać”. I to jest pikusiowate. Niemcy się nie szczypali, tam to
Wtedy tych paparazzi nie było chyba tak dużo, a poza tym ja było nie do zastopowania.
nie miałem za wiele do ukrycia. Jak szedłem do burdelu, to nie
chowałem się po kątach, tylko po prostu wchodziłem. Nie wsty-
186 187
dziłem się. Chciałem mieć fajnie i to była moja sprawa. Raz na
jakiś czas zostawiałem tam 15 tysięcy marek za wieczór, wypiłem
szampana, powygłupiałem się w basenie. Krzywdy nikomu nie
robiłem, wszystko jest dla ludzi.

W tym Hamburgu to ty klawe życie miałeś.


– Jak chodziłem na turnieje tenisowe, to zawsze mnie w pierw-
szym rzędzie sadzali. A jak grali akurat Boris Becker czy Michael
Stich, to mieliśmy taki zwyczaj, że oni przed meczem ostentacyj-
nie mnie witali, wręcz z przesadą robili ukłon w moim kierunku.
Dorota od razu czerwona się robiła, a ja rozglądałem się na boki,
że niby nie wiem, komu się tak w pas kłaniają.

Na meczach tenisowych Borisa Beckera siedziałem zawsze


w pierwszym rzędzie. Mieliśmy taki zwyczaj, że on przed
spotkaniem ostentacyjnie mnie witał, wręcz z przesadą robiąc ukłon
w moim kierunku.
Miałem kiedyś okazję przejechać się bolidem Formuły 3.
Pamiętam, że miało być jedno kółko, a skończyło się na dwudziestu.
Mówię wam, niezwykłe przeżycie, non stop 220 km/godz.

Poza tym oni umieli zasiać, poczekać, aż wyrośnie, i dopie-


ro potem cięli – ale wtedy już tak, że wióry leciały. Rozumiecie,
o co mi chodzi? Sami potrafili kogoś wykreować, stawiali go na
piedestał, pisali dużo i zwykle dobrze. A jak później już był sław-
ny i w końcu powinęła mu się noga – nie mieli litości, nie było
zmiłuj.
Kilka razy chciał mnie wsypać taki jeden – wielka szycha
w niemieckich mediach. Gość sam zresztą mieszkał w burde-

MISTRZ Z HAMBURGA
lu. Parę razy byłem u  niego na imprezach i  on odgrażał się
kilka razy, najczęściej pijany, że mnie sprzeda – to było po tym
wypadku, co uciekłem. Chwalił się wszystkim, że ma newsa, że
wie, że to ja byłem, ale chłopaki go wtedy trochę przytempe-
rowali. Dziwne, bo byliśmy przecież dosyć dobrze zakolego-
wani, a on chciał mnie tak wrobić.

188 189
Naprawdę mieszkał w burdelu?
– Mieszkał tam przez jakiś czas, miał swój pokój. Wszyscy
o tym wiedzieli. To był właśnie Relax, najlepszy burdel w Ham-
burgu. Ekskluzywny – godzina chyba z 300 euro tam kosztuje,
a szampan to z sześć stów nawet. Tam już tylko bogaci przy-
chodzą. I tylko fajne dziewczyny są, no i perwersja pełna.
Szefem tego burdelu był mój serdeczny przyjaciel Dieter. Nie-
wielu mam w życiu przyjaciół, ale akurat Dieter się do nich zali-
cza. Dużo mi w życiu pomógł. Nie tak, że dał mi kasę, bo wtedy
już miałem i nie potrzebowałem, ale pomagał mi dobrą radą.
Jak coś się działo, to często pytałem właśnie Dietera, to był do- A teraz chodzą za tobą paparazzi?
świadczony życiowo facet. – Ja już nie jestem ciekawy. Bo co pokażą – że się czasem nawalę?
Wiem, wiem, pewnie zaraz pomyślicie – strasznie zepsuty był Po pierwsze, to się rzadko zdarza, a po drugie, co w tym cieka-
tamten świat. Ale dla mnie on nie był wtedy zepsuty, był normal- wego. Chodzą za mną, ale raczej nie polują, tylko proszą o różne
ny. Bo przecież nic nie musiałeś, nikt ci nie kazał robić cokolwiek. ustawki. A jak ktoś mnie prosi, to staram się pomóc. „Panie Dar-
Tylko to, co chcesz, takie życie na bogato. Chyba każdy facet ku, może pan wyjść do parku na spacer? Panie Darku, może pan
chciałby chociaż przez chwilę tak pożyć. pójść na mecz?”.
W Heide-Parku, największym parku rozrywki w północnych
Niemczech. Może tego nie widać, ale byłem tak przerażony,
że do dziś to pamiętam. Obok mnie mój przyjaciel Dieter.

W Niemczech było też o tobie głośno, jak wrobili cię


w telewizji w niemieckiej wersji takiego naszego „Mamy cię!”.
– To było w Monachium. Dostałem informację, że mam tam spo-
tkanie z  jakimś potencjalnym sponsorem i  koniecznie trzeba
lecieć. Tylko że dzień wcześniej zalałem pałę, Doroty akurat nie
było, naprawdę mocno wtedy popłynąłem.
Wkręcała mnie Kiki Dietzemann, taka moja dziewczyna od PR.
Kiedy leżałem w łóżku na strasznym kacu, Kiki wysłała po mnie

MISTRZ Z HAMBURGA
rano taksówkarza. Ten puka, puka, puka i nic. W końcu się jednak
obudziłem, tak zaczął do drzwi walić. „Panie, musi pan jechać na
lotnisko, bo zaraz samolot”. „Nigdzie nie jadę, wracam do łóżka”.
„Ale Kiki kazała...”. No nic, w końcu do mnie dotarło, że to miało
być jakieś ważne spotkanie.
Szybko się wykąpałem, ubrałem i zdążyliśmy nawet na ten
Tylko moja Basia źle na to reaguje, zawsze jest zła. A zwłaszcza samolot do Monachium. Tam na lotnisku wynajęliśmy z Kiki
190 191
kiedy zapominam jej powiedzieć i potem wychodzi bez makijażu. bmw i  jedziemy na to spotkanie. Nagle Kiki mówi: „Darek,
Dlatego teraz zawsze staram się pamiętać. Zresztą ona już sama stań tam z  boku, bo muszę coś załatwić”. Ledwo zdążyłem
wyczuwa, że są przy nas paparazzi. zaparkować, a tu nagle stanął przy nas facet z takim ubija-
czem do betonu, z taką dużą maszyną. I jak tylko z tym sta-
W jaki sposób? nął, to od razu mówi, że robi sobie przerwę. I zniknął. Sie-
– Jak jestem podejrzanie uprzejmy i  lecę otworzyć przed nią dzimy w samochodzie, odjechać nie możemy, bo ten ubijacz
drzwi. „Co, jakaś ustawka?” – wali od razu Baśka, bo widzi, że coś nam przeszkadza, zablokował nas na amen. I jeszcze do tego
jest nie tak. okazuje się, że drzwi do bmw nie można otworzyć, pewnie
Choć to nie jest tak, że jak nie ma paparazzi, to nie jestem zablokowali zamki jakimś pilotem, ale ja oczywiście nie mia-
dżentelmenem. Raz otworzę drzwi, raz nie, raz puszczę ją przo- łem o niczym pojęcia.
dem, innym razem zapomnę. Staram się, ale czasami zapominam, Zacząłem się gotować. Zapowiedziałem Kiki, że jak tylko wróci
normalnie, jak w życiu. Choć jak jej te drzwi już otwieram, to ona facet od tego ubijacza, to wjebię debilowi tak, że mnie do końca
się zawsze na boki rozgląda, czy przypadkiem ktoś zdjęć nie robi. życia popamięta.
Kiedyś wyjeżdżaliśmy na urlop, paparazzi o tym wiedzieli, cze- Ale to był dopiero początek...
kali, aż będziemy wychodzić spakowani. A ja zapomniałem Baśce Patrzymy, a podchodzą do nas strażnicy miejscy. I chcą mi
powiedzieć. Potem miałem awanturę przez pół urlopu, strasznie mandat wystawić! 10 marek, bo stanąłem w miejscu robót dro-
wyła, bo nie była zrobiona. Ja jej tłumaczę, że właśnie takie zdję- gowych. To ja wtedy zacząłem się drzeć, przeklinać, że przecież
cia są najlepsze, ale ona tego nie rozumie. chętnie odjadę, ale mnie zablokowali.
Kląłeś po polsku? wypada worek. „Stój!” – krzyczę. Wysiadłem, patrzę, a w tym wor-
– Po niemiecku. Ale dobra – mandat to mandat. Opuszczam trochę ku jest kasa, dużo kasy. Wsiadłem szybko z powrotem i krzyczę:
szybę i daję strażniczce 100 marek, a ona do mnie: „Dzięki za napi- „Goń ich, goń!”.
wek”. I z tą stówą odchodzi, żadnego kwitka, nic. Ależ byłem wście-
kły! Z tej bezsilności zacząłem kopać nogami w przednią szybę, żeby Pewnie realizatorzy programu robili zakłady, czy będziesz
ją wybić i uwolnić się z samochodu. Myślałem, że jak tylko wyjdę, to chciał worek oddać, czy może zaczniesz kombinować.
ich wszystkich pozabijam. I tego od utwardzacza, co sobie przerwę – Dziękuję bardzo, cudzego mi nie trzeba, mam swoje. Ale Volvo
zrobił, i tych strażników miejskich. Kiki krzyczy, prosi: „Darek, nie, faktycznie podjudzał: „Bierzemy to i spadamy”. A ja na to: „Prze-
zostaw!”. A ja kopię tę szybę, ale nie mogę jej rozwalić. Zacząłem cież ich tam zatłuką. Rodziny przecież mają, nie?”.
więc manipulować przy bocznej szybie i bardziej ją opuszczam, aż Dorwaliśmy tych ludzi na stacji benzynowej, byli kompletnie za-
tu nagle jakiś inny gość – też od tych robót drogowych, co niby tam kręceni. Ale może po prostu nerwowi tacy. „Macie tu zgubę” – mó-
trwały – zaczyna nam takim kärcherem auto myć. I woda zaczyna wię. Rzuciłem im ten worek i tyle. Pojechaliśmy na to nasze spotka-
się lać do środka przez tę uchyloną szybę. nie, weszliśmy do budynku i czekamy. Słychać wiadomości w radiu,
Naprawdę myślałem, że zwariuję. a tam: „Pilna wiadomość. Doszło do napadu na bank. Przejęcie
W  końcu przyjechała policja. Otwiera jakoś drzwi do auta łupu nastąpiło na stacji benzynowej”. Słuchałem, ale olałem to. Za
i wtedy słyszę: „Mamy cię!”. chwilę jednak znowu radio trąbi o napadzie. Zimno mi się zrobiło,
Myślałem, że się tam przewrócę. Ale wiecie co, wszystko świet- zacząłem coś kojarzyć. Od razu do baru – podwójny ballantine’s!
nie się udało, show w telewizji był super. A że moim kosztem, to Volvo mówi: „Jedziemy na policję”. „Jak, gdzie, co im powiesz?
trudno, też lubię się pośmiać. Że im łup podwieźliśmy? Volvo, nie chcę. Kaca mam, a tam trze-
ba będzie opowiadać, na maszynach do pisania będą stukać. Ni-
W Niemczech dałeś się wkręcić nawet dwa razy. gdzie nie jadę”. Ale Volvo dalej namawiał i w końcu się zgodziłem.
192
– Za drugim razem wrobił mnie Hans Reski, szef sportu w „Bild- Jedziemy i nagle widzę na poboczu policję. Mówię: „Podjedźmy
-Zeitung”, akcja działa się przy bankomacie. W banku, w takim do nich”. A Volvo: „Spierdzielamy”.
pokoju. Chciałem wypłacić pieniądze, a ta budka się zamknęła. Odbił w drugą stronę i w długą. Wjechaliśmy do jakiegoś lasu,
Z bankomatu zaczęły wylatywać pieniądze, pojawił się jakiś wa- zacząłem się na niego drzeć: „Co ty, debilu, robisz?!”. Nagle pa-
riat, który zaczął się dusić i mdleć. Do tego zaczęła lecieć woda trzymy, a  przy drodze ci goście z  vana akurat się kasą dzielą.
z systemu antypożarowego. Ależ tam się działo. Volvo stanął, ja wyskoczyłem i do nich. „Chodź tu, stój, bo ci za-
raz zajebię”. I tak z pięściami na nich. A oni popatrzyli na siebie,
A pamiętasz polską edycję „Mamy cię!”? rzucili worki z kasą i w las. Podszedłem do worków, podnoszę je,
– Mój przyjaciel Volvo mnie wtedy wrobił. Pojechaliśmy do War- a w tym momencie policja na sygnałach wpada.
szawy na spotkanie biznesowe. To znaczy ja miałem to spotkanie, I taka scena: las, pusto, a Michalczewski stoi z workami ze
ale pojechali też ze mną Patrycja już jako narzeczona, Volvo i jesz- skradzioną kasą. Gliniarze w kominiarkach biorą mnie na muszkę
cze ktoś. Dzień wcześniej w hotelu była impreza. Rano wstaję i krzyczą: „Leżeć!”. Nerwowo patrzą po sobie, nie bardzo wiedzie-
i mówię, że muszę jechać na to spotkanie. A Volvo na to: „To po- li, co dalej. Ja zresztą też nie.
jadę z tobą”. Ja na to: „Super, Patrycja niech śpi, a my ruszamy”. Zagotowałem się strasznie, ale na szczęście to już był koniec,
„A skąd ty tak dobrze wiesz, którędy jechać” – pytam. „A, bo zaraz wyskoczyli z kwiatami i okrzykiem „Mamy cię!”.
ja tu kiedyś butami handlowałem” – odpowiada Volvo. No to OK.
W pewnym momencie wyprzedził nas van z otwartymi drzwia- Wyszedłeś na Robin Hooda.
mi. Normalnie latały mu w tę i we w tę. A na zakręcie ze środka – Potem w nocy to zasnąć nie mogłem.
194

MISTRZ Z HAMBURGA
195
R O Z D Z I A Ł 6 Jak się negocjuje kolejne walki o mistrzostwo?
– Nie zaczyna się od pieniędzy. Najpierw słyszałem: „Darek, bok-
sujesz z tym i z tym, w takim terminie”. Przygotowania zaczynały
się na dwanaście, maksymalnie piętnaście tygodni przed walką.
Później, około pięciu tygodni przed pojedynkiem, były sparingi.
Ja już wtedy wiedziałem – i Kohl zresztą też – ile będę chciał za
to dostać. Negocjacje niemal zawsze przebiegały tak samo – on
płakał, piszczał i handlował: „Darek, tyle nie mam”. Czasami było
ostro, czasami śmiesznie, nieraz wychodziłem i mówiłem mu: „To
weź się zastanów”.

Kohl pytał pierwszy, ile chcesz za walkę, czy po prostu


mówił, ile może ci dać?
– On dobrze znał moje zasady. Za każdą kolejną walkę o mi-
strzostwo chciałem coraz więcej, nigdy nie boksowałem za tyle

KRÓL ŻYCIA
samo ani tym bardziej za mniej. Raz powiedziałem, że chcę 500

KRÓL ŻYCIA
tysięcy więcej niż ostatnio, innym razem 400, jeszcze innym
300. Różnie bywało. Obojętnie, ile powiedziałem, Kohl i tak pła-
kał, że chcę za dużo.
Ostatnio wpadła mi w ręce umowa za walkę z Markiem Prin-
ce’em w 1998 roku. Dostałem za nią 3 miliony 850 tysięcy marek,
197
przed podatkiem. Pamiętam, że chciałem wtedy 4 miliony, a Kohl
∞ Negocjacje o coraz większe gaże ∞ Najtrudniejsze walki ∞ chciał mi dać 3,5 miliona.
Czasami mu trochę ustępowałem. Mówiłem: „Dobra, to daj
∞ Zamieszanie z Rocchigianim ∞ Z Hillem zostaliśmy friendami ∞ te 3 miliony 850 tysięcy, ale kup mi jeszcze samochód, np. mer-
cedesa cabrio, E klasę”. Albo innym razem – harleya. W pewnym
∞ Przeprawa z Hallem ∞ Sędziowie ∞ Znowu ten Girard ∞
momencie miałem z sześć tak wynegocjowanych samochodów,
∞ Imprezy po walkach ∞ W polskich barwach ∞ niektóre z nich zamieniałem od razu na kasę.
Kurde, znowu dużo mówię o tych pieniądzach, ale kasa nie
jest dla mnie na pierwszym miejscu.

A co jest?
– Ważniejsza jest choćby atmosfera, którą jestem w stanie za-
pewnić swoim bliskim – właśnie dzięki pieniądzom, które zaro-
biłem. W interesach z kolei ważne jest też to, by dwie strony były
zadowolone, albo nawet trzy, a nie jedna. Bo wtedy to jest oszu-
stwo, a nie biznes.
Może mam jakieś stare zasady, ale tak się nauczyłem – suk-
cesem trzeba się umieć dzielić. W biznesie wolę wziąć kogoś do
spółki, dać mu dobrą kasę, ale jednocześnie zrobić tak, żebym się Ale jak ktoś chciał reklamę na moich spodenkach, to brałem
przy tym za wiele nie narobił. Bo już mi się nie chce. za to minimum 50, a  najczęściej 100 tysięcy marek, a  potem
Leniem nigdy nie byłem na treningu. Ale już w  szkole, na euro. A jak nie chcieli tyle zapłacić, to mówiłem sio i oddawałem
warsztatach czy w robocie w Niemczech najbardziej to się lubi- to miejsce koledze, np. Brunowi Bruniemu. Nawet za darmo.
łem właśnie opierdalać. W tym też byłem mistrzem świata. Biznesmen Andrzej Grajewski umieszczał na moich spoden-
kach reklamę piwa Hasseröder albo swojego centrum handlo-
Wróćmy do negocjacji gaży za walki. Zdarzyło się kiedyś, wego. Kiedyś po walce, to było w Hanowerze, spotkaliśmy się
że nie dogadaliście się z Kohlem? przed halą i mówię do niego: „Dawaj moją kasę za spodenki”. Bo
– Kohl krzyczał czasem: „Nie chcesz, to nie boksuj!”. A ja na to: „To umówiliśmy się na 50 tysięcy, 30 dostałem wcześniej, a pozostałe
nie boksuję!”. On potem przychodził, już spokojniejszy, i mówił: 20 miał wypłacić zaraz po walce. Potrzebowałem pilnie tych pie-
„Darek, nigdy nie mów do mnie – to nie boksuję”. A ja mu na to: niędzy dla swoich chłopaków, żeby mieli na różne ruchy – temu
„To ty nie mów do mnie nigdy – to nie boksuj”. I mieliśmy zała- trzeba było zapłacić, tamtemu, tam za imprezę, tam za hotel itd.
twione. Nie było innego wyjścia, jak się dogadać. Grajewski zaczął coś kręcić, strasznie mnie wtedy wnerwił. Aż
w końcu zaprowadził mnie na taki podziemny parking, otworzył
Zwłaszcza że Kohl też dobrze na tym zarabiał. bagażnik, potem neseser, a ja od razu – łapa do środka. A on mi
– Oficjalnie miał 30 procent od mojej gaży. Ale myślę, że brał na- jeb tym neseserem po łapach, ale się chwilę spóźnił, bo swoje
wet z 50 procent. Zawsze narzekał, ale jak mówiłem np.: „To po- zdążyłem chwycić. To znaczy nawet więcej niż swoje, bo potem
każ mi kontrakt z telewizją”, to natychmiast zmieniał temat, od okazało się, że w ręce zmieściło mi się około 25 tysięcy marek
razu się dogadywaliśmy. –  w banknotach po tysiąc marek.
Ale mnie naprawdę nie interesowało, ile on wyciągnie, niech
bierze jak najwięcej. Ważne było tylko to, ile ja z tego będę miał.
198
A co sobie Kohl przy tym ugrał, to już nie moja sprawa.

A z czyjego wynagrodzenia opłacaliście przygotowania


czy sparingpartnerów – twojego czy Kohla?
– Kohl wszystko brał na siebie, trenera zresztą też. Ale to nie były
wielkie koszta. Zwłaszcza że on oprócz tych oficjalnych 30 pro-
cent dorabiał zawsze na boku. A to się dogadał z jakimś hotelem,
w którym mieliśmy zamieszkać przed walką albo w którym odby-
wała się konferencja prasowa, a to się dogadał z jakimś lokalem,
w którym robiliśmy pokazowe treningi czy wagę. I od każdego
brał kasę.

Z Christophe’em Girardem walczyłem dwa razy – 8 czerwca 1996


i 13 grudnia 1996. To był dla mnie bardzo niewygodny rywal.
W pierwszej walce wygrałem tylko na punkty. Jak się dowiedziałem,
że znów mam boksować z Girardem, byłem załamany.
Z dwie minuty sam ze sobą walkę toczyłem: „Darek, ja pierdzielę,
znowu on. Po co ci to?”. Nie pasował mi w ogóle.
Kontuzję łokcia złapałem tuż przed walką z Asłudinem Umarowem.
Byłem już przebrany, rękawice na rękach i nagle zablokował mi się
łokieć. Po prostu nie mogłem ruszać ręką. Strachu się najadłem tyle...
Co im wszystkim powiedzieć? Na szczęście po paru minutach nagle
wszystko przeszło. Ale prosto po walce pojechałem na operację,
okazało się, że w łokciu były odpryski kości, które trzeba było usunąć.

Nie miał pretensji?


– Wtedy, na tym parkingu, nawet o tym nie gadaliśmy. Nic nie
liczyliśmy, capnąłem mu tyle, ile mi się zmieściło do łapy. Czasy
były wtedy bogate, te marki to mu się po tym bagażniku walały.

Pamiętasz najtrudniejsze negocjacje przed walką?


– Zawsze było trudno, a chwilę potem, po podpisaniu umowy,
była najczęściej kupa śmiechu. Raz się tylko porządnie wkurzy-
łem, kiedy przed moją ostatnią walką z Fabrice’em Tiozzo Kohl

KRÓL ŻYCIA
wysłał do mnie Hanrathsa, ja jak niemal zawsze podpisałem
umowę bez czytania, a potem okazało się, że to była umowa nie
na walkę, tylko na przedłużenie kontraktu. Bo Kohl się bał, że na
koniec kariery ucieknę do kogoś innego.

200 201
Która walka w obronie tytułu była dla ciebie najtrudniejsza?
– Virgil Hill w  1997 roku. Druga z  Richardem Hallem w  2002.
I może jeszcze pierwsza z Christophe’em Girardem w 1996.

Girard też?
– Później go znokautowałem, ale w pierwszej walce w Kolonii był – Bo nie boksuje się po to, żeby zrobić komuś krzywdę. Nokaut,
dla mnie strasznie niewygodny, męczyłem się. Wygrałem z nim jest radość, ale potem tamten wstaje i jest OK. A tu ten śpi i śpi.
wtedy na punkty, a przecież jak Michalczewski wygrywał z kimś Dziwne uczucie, strach o niego, przecież ma rodzinę, matkę, ojca.
bez nokautu, to była sensacja. Na szczęście w końcu się obudził. To był strasznie agresywny
Co z tego, że każdy sędzia dał mi pięć punktów przewagi? I tak gość, rzucał się do mnie przed walką, na konferencji, strasznie był
był szok, a prasa grzmiała – Michalczewski wygrał tylko na punkty! naładowany.
Od razu był skandal, bo nie znokautowałem gościa. A to, że i tak
wygrałem z nim bezapelacyjnie, nie miało już większego znaczenia. Do tej walki mogło w ogóle nie dojść i to w ostatniej chwili...
– To było dosłownie kilka minut przed walką. Byłem już przebra-
Czasem może lepiej wygrać na punkty niż przez nokaut. ny, rękawice na rękach i nagle zablokował mi się łokieć. Nigdy
Asłudina Umarowa znokautowałeś tak, że przez dobrych wcześniej ani później czegoś takiego nie przeżyłem. Po prostu
kilka minut nie wstawał w ringu. Było widać, że jesteś nie mogłem ruszać ręką, nie mogłem jej rozprostować. Strachu
przerażony. się najadłem tyle... Co im wszystkim powiedzieć? Na szczęście po
paru minutach nagle wszystko przeszło. Ale prosto po walce po- I faktycznie – byłem jakiś nieswój. Jeszcze pamiętam, że na ring
jechałem na operację, okazało się, że w łokciu były odpryski kości, wjeżdżałem wtedy z góry w takiej głupiej klatce.
które trzeba było usunąć. Tak się w pewnym momencie ułożyły,
że zablokowały łokieć. Czyj to był pomysł? Promotora?
– Tak, ale mnie to w sumie nie przeszkadzało. Tak mi się przynaj-
Mówiliśmy o najtrudniejszych walkach, a nie wymieniłeś mniej wydawało. Zresztą – przecież wygrałem, nie? A to znaczy,
Roberto Domingueza w 1995 roku. Przecież niemal cię że ta klatka chyba mi jednak nie przeszkadzała.
znokautował już w pierwszej rundzie.
– Nie, on był sztywny. Walnął mnie prawym sierpem, to prawda, A skąd to rozkojarzenie?
ale to nie był dobry zawodnik, wszystko było wtedy pod kontrolą. – Nie lubiłem, jak Dorota przychodziła do mnie przed walką, bo
mnie rozklejała. No i rzeczywiście dostałem wtedy w tej pierwszej
Dla nas, kibiców, to był szok i niedowierzanie. rundzie. Ale ta walka, a właściwie jej przebieg, to była dla mnie
– Z Dominguezem, podobnie jak pierwszą walkę z Girardem, wal- dobra nauka. Bo ja już wtedy myślałem, że jestem najlepszy i nikt
czyłem w Kolonii. I ta Kolonia była dla mnie jakaś pechowa. Z tym mi nie może podskoczyć. Tytuł w wadze półciężkiej wygrałem,
Hiszpanem po prostu nie byłem skoncentrowany, walnął mnie w cruiser też, i chyba mi odbiło.
prawym i poleciałem na deski. Aż tu mnie taki Hiszpan ostudził. Gdyby nie ta walka, to nie

KRÓL ŻYCIA
wiem, czy bym tutaj z  wami dziś siedział, bo dostałem wtedy
Ale w drugiej rundzie już mu oddałeś. w samą porę lekcję pokory. Przecież jakbym wtedy nie oberwał
– Tak, później szybko go znokautowałem, jak już doszedłem do od Domingueza, to później mógłby mnie tak samo trafić ktoś
siebie. W ogóle to była dziwna walka. Przed wyjściem na ring inny, kto by mnie już z ręki nie wypuścił.
Dorota mówi do mnie: „Darek, jakoś tak dziwnie wyglądasz”.
202 203
Wtedy też było blisko, żebyś przestał być mistrzem świata.
– I nie wiadomo, jak by się potoczyły moje losy. Jak bym przyjął
porażkę w tamtym momencie kariery. Na szczęście wstałem i mu
oddałem.

Jak się czuje człowiek po ciosie, który zwala z nóg? Można to


opisać?
– Nie wiem, nic się nie myśli. Odcina ci prąd i tyle. Potem wstajesz
i teraz, kurwa, kombinuj. A w głowie ci huczy.

11 marca 1995 r. Roberto Dominguez mnie zaskoczył i w pierwszej


rundzie znalazłem się na deskach. Oddałem mu w drugiej
i wygrałem przed czasem.
Byłeś zamroczony po ciosie Domingueza? Pierwsza walka
– Tak. Jeszcze na początku drugiej rundy, jak dostałem dodatko- z Graciano Rocchi-

wo w ucho, to szukałem lin, żeby się przytrzymać, i udawałem, gianim, 10 sierp-


nia 1996. Niezbyt
że wszystko jest OK. W takich podbramkowych sytuacjach trzeba
miło ją wspomi-
improwizować, nie? Dlatego tak ważne są ostre sparingi przed
nam. Najpierw
walką. Jak na nich przechodzisz takie kryzysy, to później jest ci
przywitały mnie
łatwiej, wiesz, jak się zachować, co będzie się z tobą dalej działo. gwizdy kibiców
Jakbym czegoś takiego nie przeszedł wcześniej, podczas sparin- – i to w „moim”
gów, to może bym się potem złożył. Hamburgu,
a potem zupełnie
Zdarzyło ci się tak obrywać w sparingach... mi nie szło. To nie
– Sparingi miałem czasami mocniejsze niż same walki. Bo w wal- byłem ja! W końcu

ce ogromną rolę odgrywa już psychika, jak sobie radzisz z ocze- oberwałem po
komendzie „stop”
kiwaniami kibiców. Wszyscy dookoła ci powtarzają: „Darek, ale
i sędzia zakończył
wygrasz? Musisz! Jesteś w gazie – wygrasz!”. I weź tu ich potem
walkę. Najpierw
zawiedź – mamę, żonę, dzieci, trenera, rodzeństwo, kuzynów,

KRÓL ŻYCIA
ogłoszono prze-
przyjaciół, przyjaciół przyjaciół, fanów z hali i sprzed telewizora. dziwny werdykt:
Dlatego przed walką ogromną rolę odgrywają emocje, z którymi techniczny remis,
musisz sobie radzić. A jak sobie nie radzisz, to leżysz. Bo na tre- ale później po
ningu czy podczas sparingu to jesteś gość – nawalasz sobie na lu- prostu zdyskwa-
zie, widzą cię tylko trener i kilku kolegów z gymu. A potem wycho- lifikowali Rocchi-
204 gianiego.
dzisz na walkę, zbliżasz się do ringu i nagle na trybunach widzisz
tego, tamtego, tą, tamtą. I wtedy trzeba być twardym.
zadyma, policja gnała po niego na sygnale. Niby pierdoła, ale
Trudna była też na pewno ta kontrowersyjna walka dekoncentruje. Oczywiście gdyby tego pasa nie było, nic by się
z Graciano Rocchigianim? nie stało, choć wyglądałoby to nie bardzo. Przecież zawsze przed
– Wcale nie. Nic strasznego się nie stało, krzywdy mi wtedy żad- walką obok pięściarza idzie ktoś, kto niesie mistrzowski pas, to
nej nie zrobił. Co innego walki z Hillem czy Hallem. W nich to element spektaklu. U mnie zawsze była długa kolejka chętnych,
mordę miałem strasznie obitą. kto ma nieść pas przy następnej walce.

Ale z Rocchigianim to była pierwsza walka, kiedy było widać, I do tego wychodzisz na ring, a tu w pierwszym rzędzie
że przegrywasz. Tłucze cię, nagle jest jego cios po komendzie siedzi Dorota.
sędziego. I dziwny werdykt – techniczny remis, zamiast – No, niespodziankę mi zrobiła, bo na walki raczej nie przycho-
dyskwalifikacji za cios po zatrzymaniu walki. Zaczęła się dziła.
dyskusja, czy udawałeś, że nie możesz dalej walczyć po tym
jego ciosie. Chyba tym większą, że kilka rzędów dalej siedziała twoja
– Wtedy źle się czułem już przed walką, do tego na ringu było kochanka Kinga?
strasznie gorąco, to nie był dobry dzień. Pamiętam, że do hali – Tak, też była. Mówiłem wam, że to był okres, w którym miałem
zapomnieli zabrać z domu mojego mistrzowskiego pasa, wielka cztery dziewczyny.
Po tej pierwszej walce z Rocchigianim miałeś taką refleksję, A kobiety?
że trochę się pogubiłeś w życiu prywatnym. Za dużo było – No nie, one nie były głównym problemem. To zamieszanie z ko-
dziewczyn, randek, imprez. bietami wpływało pewnie na moje życie, na koncentrację, ale to
– Ta walka trochę mi otworzyła oczy, że może się jednak trochę nie przez nie ta walka wyglądała tak, jak wyglądała.
pogubiłem, że przesadzam, że przez to nie jestem taki skon-
centrowany, jak mógłbym być. Kinga, Gabi, Marion, do tego Dni przed walką z Rocchigianim w ogóle były szalone.
oczywiście Dorota – kurde, to było fajne, taki luz blues, rządzi- Podobno dostawaliście listy z pogróżkami?
łem sobie, ale w okresie przygotowań do walki na pewno nie – Przyszedł list, że podłożą bombę pod samochód czy coś takie-
pomagało. go, policja obstawiała wtedy nasz dom. To znaczy ja trenowałem
Myślałem jednak, że jestem mistrz ponad mistrzami, że nic do walki, ale Dorota z dziećmi przecież tam mieszkała.
mi nie zaszkodzi, ale ta walka z Rocchigianim, tamten wieczór,
stała się sygnałem ostrzegawczym. Ale wróćmy do pytania – udawałeś po tym ciosie
Chociaż, wiecie co – nie wiem, czy przed tamtą walką ktoś mi po komendzie sędziego czy nie?
czegoś nie dosypał. Przecież byłem wtedy kompletnie zamulony, – Nie. Dostałem w łeb po zatrzymaniu walki, i to ostro, cały czas
i to już przed pojedynkiem. Totalny odlot, jakby mi ktoś podał mi w głowie szumiało. Czasem na chwilę puszczało, ale wszystko
taką porządną tabletkę na spanie, spowolniony byłem strasz- działo się tak jakby w zwolnionym tempie. Choć prawda jest też

KRÓL ŻYCIA
nie. Oczywiście nie wiedziałem tego, i do dziś nie wiem, nie mam taka, że akurat tego dnia byłem słaby – brakowało mi kondycji,
żadnych dowodów. byłem wolny, zablokowany. Nic mi nie wychodziło, nie słuchałem
Ale przecież nie byłem jakoś specjalnie wypruty, przed walką w ogóle tego, co mówią trenerzy. Aż w końcu dostałem ten strzał.
nie uprawiałem seksu. Zresztą na kilka dni przed pojedynkiem I się zaczęło – na moment puszczało, a za chwilę obraz znowu się
– czy ci się chce, czy nie, stres powoduje, że nie masz głowy do zamykał. I tak w kółko. Pamiętam, że byłem wystraszony. Zwłasz-
206 207
dup. cza że ten cios dostałem na brodę, na rozluźnioną buzię. Dlate-
Dlatego dopuszczam możliwość, że ktoś mi coś dosypał. W tej go z tym udawaniem i takimi teoriami to jest nie fair – nie może
walce z  Rocchigianim miałem takie momenty w  ringu, że już być tak, że ktoś cię walnie po gongu, siły ci odbierze, ostatecznie
kompletnie odjeżdżałem i wcale nie po jakimś ciosie. Do dziś, jak przez to wygra, a ty masz udawać, że nic się nie stało. Za takie
o tym opowiadam, tego nie rozumiem. Nie mam pojęcia, co trze- udawanie toby chyba musieli Oscary rozdawać.
ba nasypać do napoju, żeby człowiek czuł się tak spowolniony
jak ja wtedy. Niby ktoś zawsze pilnował moich butelek z napoja- Przed tamtą walką kibice po raz pierwszy przywitali cię
mi, ale... gwizdami, i to u siebie w Hamburgu, na stadionie St. Pauli!
Oczywiście żadnych dowodów nie mam, tylko wątpliwości, bo Dlaczego?
uwierzcie – nigdy wcześniej ani nigdy później nie czułem się tak – Nie mam pojęcia. Byłem w szoku, przecież czułem się tam jak
jak podczas tej walki z Rocchigianim. w domu. Na meczach piłkarzy St. Pauli, na tym stadionie, siady-
wałem na ławce rezerwowych, z innymi zawodnikami.
Mówiłeś, że wyciągnąłeś wnioski z tej walki, że ona
otworzyła ci oczy na wiele spraw. Jakie to były wnioski? Wyszło, że jednak dla kibiców jesteś ausländerem?
– Przede wszystkim później pilnowałem jeszcze bardziej butelek, – Pewnie tak. To był naprawdę zły dzień – fizycznie, psychicznie
tego, co piję w dniu walki. Poprosiłem Krzyśka Busza, mojego ma- – i jeszcze wtedy miałem swoje kłopoty osobiste, z Kingą. Nie,
sażystę, by też miał na to oko. to było chyba z Marion... Ale ta walka – i ten dzień – dużo mnie
nauczyły. Dowód dałem zresztą cztery lata później, kiedy mocno się wtedy mocno jego żona. Zresztą ta Christine, jego żona, później
go zlałem, choć Rocchigiani był wtedy w strasznym sztosie. bardzo mnie polubiła, to ona jako pierwsza zaczęła nas godzić. Po
pewnym czasie było już: cześć, Dareczku, buźka, buźka. I to on był
Dyskusja po tej pierwszej walce była długa i gorąca, ale do bardziej wkurzony. W końcu zostaliśmy jednak kolegami.
waszego kolejnego starcia doszło właśnie dopiero cztery
lata później. Dlaczego tak długo to trwało? Waszą drugą walką w 2000 roku w Hanowerze żyły już całe
– To Kohl wszystkim sterował, wszystko organizował. A tę całą Niemcy.
dyskusję w dupie miałem. – To była rzeźnia, taka atmosfera! Prasa huczała, gorąco było
niesamowicie, prowokacje szły w obie strony. Ale ja byłem wte-
To dlaczego w prasie obrzucaliście się wyzwiskami. dy skoncentrowany... Pobiłem go jego własną bronią – podwójną
– To trwało tylko moment. Powiedzieliśmy sobie szczerze kilka gardą. Stanąłem czoło w czoło i mu napierdalam. On się potem
mocniejszych słów, padło kilka wyzwisk, ale ogólnie mieliśmy do dziwił, co ja robię, ale to była jego mocna strona – podwójna gar-
siebie respekt – on do mnie i ja do niego. W tę dyskusję włączyła da i z bliska.

KRÓL ŻYCIA
208 Druga walka 209
z Graciano
Rocchigianim
– 15 kwietnia
2000 r.
Złamałem
go wtedy
psychiczne,
nie wyszedł
do dziesiątej
rundy. Poddał
się. Taki kozak,
taki fighter,
a na ringu
z zimną krwią
powiedział: Ich
bin sad, czyli
jestem pełny,
po prostu mam
dość.
Chwila oddechu z bliskimi przyjaciółmi. Z prawej mój trener
Fritz Sdunek, stoi za nami Detlef Przybyla, czyli po prostu Purzel,
człowiek legenda, z którym na niejednej imprezie się bawiłem.

Złamałem go wtedy psychiczne, nie wyszedł do dziesiątej run-


dy. Wszyscy go wtedy opluli. Gdyby jeszcze przegrał przez nokaut
czy przed czasem. Ale nie – poddał się. Taki kozak, taki fighter,
a na ringu z zimną krwią powiedział: Ich bin sad, czyli jestem peł-
ny, po prostu mam dość.

Przed drugą walką też się nasłuchałeś wyzwisk i gwizdów


publiczności.
– Ale tym razem byłem już na to przygotowany, dostałem naucz-
kę za pierwszym razem. Gdyby nie ta pierwsza walka z Rocchigia-
nim, to nie wiem, czy potem tak długo byłbym mistrzem świata.
Dużo mnie nauczyła, dodała pokory. Dopiero potem miałem naj-
większe walki – Hill, Hall, Prince. To była dla mnie dobra lekcja, Miałem takiego serdecznego kolegę, który nazywał się Purzel
z tym zachowaniem kibiców też, to mnie zahartowało. i był – jak to się mówi – artystą życiowym. To znaczy naprawdę
nazywał się Detlef Przybyla, ale miał w parku w Essen fajną re-
210 211
Po walce Rocchigiani nie przestał prowokować, nazwał cię staurację Purzelbaum i dlatego wołaliśmy na niego Purzel. Zresz-
głupim Polakiem. tą nawet sam w niej gotował – świetne steki robił albo kartofle
– No tak, ale odebrałem to już raczej jak słaby żart. Powiedział w folii. Był tam kucharzem, kelnerem i jeszcze wydawał jedzenie
coś takiego: „Dobrze dzisiaj boksowałeś, ale i tak jesteś głupim dla wszystkich. „Proszę bardzo, steczki już gotowe”, wołał. Oj, ile
Polakiem”. Odpowiedziałem mu: „Ale za to bogatym”. imprez się u niego kończyło...
Jak boksowałem w Oberhausen, to po walce szedłem najpierw
Jak pamiętasz walkę z Hillem? To był twój szczyt kariery, z chłopakami do Sheratona, gdzie zbierali się w kasynie zawodo-
naprawdę coś – nagle łączyłeś trzy pasy mistrzowskie! wi gracze. Tam wpadałem tylko na chwilę, dosłownie na piętna-
– Trzy lata po ucieczce do Niemiec zostałem mistrzem Europy ście minut, wygrywałem na szybciora ze trzy dychy – oczywiście
amatorów, trzy lata później byłem już mistrzem świata zawodow- wszystko ustawione – i potem szedłem najczęściej do Purzela. Już
ców, po trzech latach jako pierwszy w historii połączyłem do tego sam. A u niego czekało zamówione np. z piętnaście dziewczyn.
trzy mistrzowskie pasy – WBA, WBO i IBF. I do tego tylko ja i on. No i jeszcze na zewnątrz ochroniarze, żeby
Z Hillem walczyłem w piątek 13 czerwca. On rządził po wy- się nikt po okolicy nie kręcił. Ja protestowałem, pytałem zawsze,
granej z Henrym Maskem i Kohl naturalnie do mnie przyleciał, po co ta ochrona, jak tu i tak nikogo nie ma. Ale Purzel się upie-
że trzeba się do niego zabrać. Powiedziałem, że chcę za tę walkę rał, że ma być, i koniec.
3,5 miliona. Hill dostał nawet bańkę więcej, bo to ja byłem preten- Bo Purzel zawsze był wyjątkowy. Zawsze na wysokim pozio-
dentem. Walczyliśmy w Oberhausen. No właśnie! Jak tylko myślę mie. Jak organizował jakąś walkę w Oberhausen, to do pierw-
o walkach w Oberhausen, to od razu mi się Purzel przypomina. szego rzędu kazał sobie wstawiać kanapę. Zamiast kilku krzeseł.
Albo jak palił cygaro, to sobie popiół za koszulę strzepywał. Moja pamiątkowe zdjęcia. W Oberhausen emocje były wtedy ogrom-
Basia nie mogła uwierzyć, jak to zobaczyła. A jak jeździliśmy po ne. Transmisję z walki pokazywali w Premiere, a dzień później
mieście jego rolls-royce’em... Kiedy tylko zobaczył w lusterku ja- w prime timie powtórkę dał Sat. 1. W sobotę.
kąś ładną panią w innym aucie, to niemal zawsze się zatrzymywał, Po walce z Hillem imprezowałem z Tomkiem Sobockim, któ-
wyskakiwał z wozu i np. malował jej na szybie piękne serce. Ta ry grał wtedy w piłkę w FC St. Pauli. Fritz Sdunek wpada do nas
zaskoczona: „Co pan robi?”, a on na to: „No co? Jest pani piękna, o siódmej rano, a my dalej pijemy, totalnie nieprzytomni. Fritz
zasłużyła pani”. Purzel miał tyle pomysłów, coś niesamowitego. krzyczy: „Co tu się dzieje, przecież do telewizji masz iść!”. A ja so-
Po jednej z walk w Oberhausen i imprezie we dwójkę u Pur­ bie myślę: „Do jakiej telewizji, o czym on do mnie mówi?”. Choć
zela byłem strasznie nawalony. Budzę się rano, jakaś szósta czy sam to przecież przyklepałem. No to Fritz nam zapodał lekar-
siódma, a tam muzykę za oknem słyszę. Okazało się, że Purzel stwo na kaca, takie DDR-owskie – kawa, zimny prysznic, gorąca
saksofonistę sobie wynajął. I obrazek był taki – w parku z przo- wanna, zimna wanna, znowu kawa, w międzyczasie witaminy,
du idzie saksofonista, gra, za nim pięć dziewczyn na golasa, a na jakieś mikstury.
końcu idzie Purzel. I dyryguje. O trzynastej czekał mnie występ na żywo w Sat. 1. I to w Ber-
Innym razem siedzę u niego przy barze w restauracji, a on wy- linie. A o tej siódmej to ja jeszcze ledwo mówiłem, zresztą nie
chodzi nagle z kuchni z ogromnymi białymi wąsami pod nosem. mogło być inaczej – ciężka walka, zero snu i jeszcze do świtu chla-
Sam proch, cały uwalony. Pokazuję mu dyskretnie – Purzel, nos, liśmy. Ale Fritz mnie wtedy wyleczył. Wlewał mi te mikstury bez-

KRÓL ŻYCIA
nos! Bo on był fajnym kucharzem, artystą, ale towaru za dużo pośrednio do pyska. W tej telewizji już jako tako wyglądałem.
brał. A on mi na to, tak przy ludziach: „Ja to robię charytatywnie. Do Berlina polecieliśmy wtedy helikopterem, zrobili mi zresztą
Wszystko to, co ja wezmę, dzieci w szkołach nie dostaną”. miłą niespodziankę, bo spotkałem się tam z dzieciakami – Nicola-
Albo taki robił show. Miał swoje stanowisko w sali restauracyj- sem i Michałem.
nej, takie biurko z szufladą. No i Purzel czasami tę szufladę otwie-
212 213
rał, w środku banknoty po pięćset czy tysiąc marek, a on woła do Hill to był wielki mistrz. Miałeś przed tą walką specjalne
gości: „Zjedli już państwo? To proszę się jeszcze częstować. Proszę, przygotowania?
śmiało!” – i pokazuje tę szufladę pełną marek. Ludzie nie wiedzieli, – Przygotowania do niej zacząłem w Katarze, razem z piłkarzami
co mają robić, jak się zachować. Purzel był naprawdę artystą. St. Pauli, którzy grali wtedy w 1. Bundeslidze. Grali tam wtedy
Ostatnio przyjechał do mnie na urodziny. But miał jeden czer- Driller, właśnie Sobocki...
wony, drugi biały. W sopockim Grandzie został na tydzień, powie-
dział, że rachunek Darek płaci. Taksówkę też na Darka brał. Rzą- Ale jak to z piłkarzami? Uczestniczyłeś w ich treningach?
dził jak dawniej. – No tak. W treningach piłkarskich to uczestniczyłem już wcześ­
niej, w HSV Hamburg. Znałem się dobrze z trenerem Felixem
Dalej prowadzi tamtą restaurację? Magathem, więc nikomu nie przeszkadzało, że nie jestem w ich
– Nie, musiał oddać. Lubił się bawić, wystawne życie, piękne składzie, że nie jestem zawodnikiem. Chodziłem więc na treningi,
dziewczyny, a to wszystko kosztuje. Ale wrócił – teraz znów pro- a nawet zagrałem w kilku gierkach. Bo ja kochałem piłkę.
wadzi popularną restaurację w Essen. W St. Pauli z kolei znałem się dobrze z trenerem Ulim Maslo,
z  niektórymi piłkarzami, więc na tym obozie w  Katarze to by-
Mieliśmy mówić o walce z Hillem, a rozmawiamy o Purzelu. łem właściwie członkiem ich kadry. Wszystko mi opłacali, nawet
– Bo to był bardzo prominentny kibic boksu. w sparingach mnie wtedy wystawiali, trener Maslo ustawiał mnie
Z Hillem szybko się skumaliśmy, byliśmy friendami jeszcze na prawym ataku. Mówię wam – nie poznalibyście, że jestem
przed walką, spotykaliśmy się całymi rodzinami, robiliśmy sobie spoza drużyny, tak grałem. Może nie byłem asem, ale też nie było
Na przygoto- Niezaprawieni w bojach.
wania do walki – No raczej nie.
z Virgilem Hillem W Niemczech zawsze po ich meczu szliśmy na imprezę. Oni
wybrałem się
kochali ze mną chodzić. Potrafiłem się bawić, a poza tym wszyscy
do Kataru, razem
mnie rozpoznawali. Oni byli trochę mniej znani.
z piłkarzami
St. Pauli.
Tu – z Tomkiem Te piłkarskie przygotowania w Katarze przydały ci się
Sobockim, w ogóle przed walką z Hillem?
piłkarzem – Pewnie. To był pierwszy, styczniowy etap przygotowań, które dłu-
hamburczyków. go się ciągnęły, bo walka została przełożona z kwietnia na czerwiec.
Ze względu na Hilla, nie pamiętam już, ale pewnie kontuzja jakaś.

Takie przekładanie walki to jest problem?


– Nie. W pewnym momencie trzeba po prostu chwilę odpocząć
i potem znów wrócić do ostrego treningu. Przygotowania do Hilla
miałem zresztą perfekcyjne. Miałem dobrych sparingpartnerów,

KRÓL ŻYCIA
dobrze się prowadziłem, wagi prawie nie robiłem. Ważyłem chy-
ba 83 kilogramy, super się wtedy odżywiałem, tylko zdrowe je-
dzenie. To były nie tylko intensywne, ale i piękne przygotowania.
Niemal non stop wspaniała pogoda.
W całej karierze miałem dwa najpiękniejsze i ulubione okre-
214 215
sy przygotowań – właśnie przed Hillem, a wcześniej przed wal-
ką z Everardo Armentą. To był 1995 rok, w Düsseldorfie, byłem
wtedy zakochany w Kindze, spędziliśmy tam razem trzy tygodnie.
I tylko trening, a potem love story, spacerki nad rzeką i takie tam.
Moim trenerem był wtedy Chuck Talhami.

widać, że nie jestem od nich, plamy nie dawałem. A oni byli wte- Przed Hillem nie było już żadnego love story?
dy w Bundeslidze. – To już były inne czasy. Przygotowania wyglądały dużo bardziej
W tym Katarze, w zamian za obecność na ich zgrupowaniu profesjonalnie. Ale wtedy fajna była ta atmosfera – piękna pogo-
i możliwość treningu, załatwiałem im np. alkohol. Bo oni to prze- da, limuzyny, wizyty u Purzela, fajna znajomość z Hillem.
cież nie bokserzy, tylko piłkarze, więc oficjalnie nic nie mogli.
Ale już jak ktoś im załatwi, chociaż na weekend, to dlaczego nie. Jak się zakolegowaliście?
To kogoś tam przekupiłem i robiłem zamówienie, nie dla wszyst- – Hill był sympatyczny – kumał bazę, umiał się napić, potrafił dziew-
kich, bo nie wszyscy chcieli pić – siedem skrzynek piwa i pięć fla- czyny zbajerować. Dopasowaliśmy się idealnie, z żadnym innym
szek whisky. Wystarczyło, wszyscy, którzy chcieli, się nawalili. Po ­rywalem z ringu nie miałem tak dobrego kontaktu.
cichu i elegancko. Gorzej było następnego dnia, zwłaszcza pod- Imprezowaliśmy już po pierwszej wspólnej konferencji ­prasowej.
czas biegania. Biegnę z nimi z przodu, gadamy, a po chwili już nie To znaczy popiliśmy trochę. Zresztą zaraz po walce też daliśmy ra-
mam z kim pogadać, bo wszyscy z tyłu zostali. zem ognia.
Z Virgilem A taki Muhammad Ali? On i dużo mówił, i dobrze boksował.
Hillem mieliśmy – Ali to był Ali. On był wyjątkowy, potrafił perfekcyjnie i to, i to.
okazję spędzić I dlatego został sportowcem stulecia.
trochę czasu
przed walką.
Ale coś nie możemy uwierzyć, że z kolegą nie boksuje się
Zostaliśmy nawet
trudniej.
„friendami”.
Z żadnym moim – To uwierzcie. Wchodzisz do ringu i wszystkie emocje zostają
ringowym z boku. Te negatywne i te pozytywne. Skupiasz się na swojej ro-
rywalem bocie, chcesz ją wykonać jak najlepiej i koniec. To jest rywalizacja
nie miałem – kto z nas będzie lepszy.
takich relacji. Zresztą przerabiałem to zawsze z  moim bratem Tomkiem.
To spoko gość. Czy to podczas sparingów, czy na ulicy. Jak mnie zdenerwował,
Tu towarzyszy a ja jego, to stawaliśmy do walki. Tak po prostu. Laliśmy się, choć
nam mój syn
w tym przypadku z emocjami, ale liczyło się tylko to, kto wygra.
Nicolas.
Nic więcej. I tak samo było z Hillem – między linami interesowała
mnie tylko wygrana.

KRÓL ŻYCIA
Jak wyglądała sama walka? Pamiętamy, że miałeś przed nią
podbite oko.
Dość często się spotykaliśmy. Kiedyś zaprosili nas do pro- – Podbite oko nic nie znaczy, nie pierwszy i nie ostatni raz. Często
gramu Thomasa Gottschalka do RTL, nagrywaliśmy go w Mona- się to zdarzało, nawet na ostatnich sparingach – podbite oko czy
216 217
chium. Razem z nami były w tym programie pływaczka Franziska
van Almsick i gimnastyczka Magdalena Brzeska. No to Virgil po
programie: co, dziewczyny? I idziemy już do najlepszej dyskoteki
w mieście. Elegancko się tam wtedy z nimi zrobiliśmy.

Jak to było przed walką – imprezujecie razem i co?


Rozmawiacie o walce?
– Prawie w ogóle. Jedynie jakieś żarty: „Tylko uważaj w ringu na
schabik czy wątrobę”, ale nic poza tym, bo poważni bokserzy za
dużo nie gadają. Wiedzą, że gadanie nic nie znaczy, kompletnie,
cokolwiek powiesz, to są bzdety. Liczy się tylko to, co w ringu.
Żadne emocje, żadne wyprowadzanie z równowagi – to komplet-
nie nie ma znaczenia. Chyba że dla ogórków albo głupków.

Virgil Hill to był wielki mistrz. Ale wygrałem wyraźnie. Powiem wam


szczerze, że miałem nawet taki moment zamyślenia – „a może
go jednak nie kończyć, może go nie walić przed czasem?”.
Tak z szacunku.
nawet pęknięty łuk brwiowy. A sama walka to był boks na najwyż- z obozu przeciwnika, bo trzeba było przy nich bandażować ręce.
szym światowym poziomie. Pamiętam, że schodziłem do ringu Ale w tym nie było nic skomplikowanego, bo ja te ręce banda-
po takiej długiej taśmie, która zaczynała się już przy suficie hali. żowałem zawsze minimalnie i byle jak. Np. kciuków w ogóle nie
Była bardzo pochylona i wygięta w taki sposób, że o mało się na bandażowałem, bo i tak miałem je najczęściej powybijane.
niej nie wywaliłem. Przed walką z Hillem miałem wyjątkowo wielką szatnię i pa-
miętam, że kiedy musieliśmy już wychodzić, to mi... sikać się
Takie efektowne wejścia się wcześniej ćwiczy, są jakieś zachciało. A ja już w tych rękawicach. To nic, mówię do Fritza:
próby? „Chodź tutaj ze mną, dawaj, idziemy do kibla. Czy trener może
– Nigdy nie wiesz, o co do końca chodzi. Pamiętam, że przed wal- mi potrzymać?”. No bo jak samemu? Zwłaszcza że miałem już też
ką z Markiem Prince’em idę do ringu, a tu mi nagle tygrys wyska- suspensorium, czyli ten ochraniacz, który w kiblu trzeba było od-
kuje. Prawdziwy, wielki, bengalski! Musiałem go szybko wyminąć, ginać. Ale to nie było nawet jakoś specjalnie krępujące, po prostu
dosłownie w moment, jednym uskokiem. Elegancko to wtedy wy- sytuacja wymagała takiego zachowania, choć to był epizod, nigdy
myślili, ale, kurde – mogli mnie uprzedzić. wcześniej czy później mi się to nie zdarzyło.
Przy okazji walki z Hillem człowiek, który szył mi zawsze stroje
Zdekoncentrował cię? i ubrania, strasznie się spóźnił. Pojawiły się niepotrzebne, dodat-
– Od razu o tym zapomniałem. Przecież robota na mnie czekała. kowe nerwy, ale w takich sytuacjach starasz się zachować spokój.

KRÓL ŻYCIA
Walkę z Hillem zapowiadał w ringu znany aktor – Heiner Lau- A nawet się nie starasz – po prostu musisz być spokojny, bo prze-
terbach. Zapowiadał ją tak po aktorsku, nawet śmiesznie wtedy cież zaraz wychodzisz.
było.
Waszą walką żyły tysiące.
Miałeś jakieś rytuały przed tak ważnymi walkami? – To miał być wielki rewanż za porażkę Maskego. Niewielu wtedy
218 219
– Niespecjalnie. Przyjeżdżałem do hali dwie i pół godziny przed we mnie wierzyło, a może nawet nikt. Kibicowali, ale nie wierzyli.
walką, rozkładałem w szatni swoje rzeczy, które zawsze sam pa- Ale po tej walce już wszystkich do siebie przekonałem. Zwłaszcza
kowałem. Ze mną był mój masażysta Krzysiek. Przeglądałem pro- że ten pojedynek układał mi się od początku, od pierwszych mo-
gram, kto walczy przede mną, co jakiś czas ktoś zajrzał do szatni, mentów czułem, że mam wszystko pod kontrolą, że mam Hilla
ale ogólnie był spokój. Dużo kawy zawsze piłem. mocno na widelcu. Powiem wam nawet więcej – to właśnie w tej
walce miałem taki moment zamyślenia – „a może go jednak nie
Myślisz wtedy o walce czy raczej się wyluzowujesz? kończyć, może go nie walić przed czasem?”. Tak z szacunku. By-
– Pewnie, że myślisz. W całym okresie przygotowań, czyli przez łem tak pewny siebie, że przez chwilę zastanawiałem się, czy go
około dwunastu tygodni przed walką, myślisz głównie o niej. Nie nokautować, czy nie.
masz wyjścia. Jak w ciągu dnia uda ci się o niej zapomnieć na dłu-
żej niż dziesięć minut, to jest sukces. A tak to budzisz się z myślą To mogło być niebezpieczne.
o walce i kładziesz się spać z myślą o niej. – Dlatego zdarzyło mi się pierwszy i ostatni raz. Wygrywałem wy-
W  szatni, im bliżej walki, tym nerwy były oczywiście coraz raźnie, Virgil był już wtedy słaby, dlatego z tyłu głowy pojawiła mi
większe, choć wielkiej paniki nigdy nie miałem. Emocje rosły, ale się taka dziwna myśl.
bez przesady. Oglądałem najczęściej wcześniejsze walki, choć ra- Po walce radość była olbrzymia – w końcu miałem trzy pasy!
czej kątem oka, chwilę sobie poleżałem, gdzieś się przeszedłem. Najpierw ogłosił to jakiś ekspert, a później – już po niemiecku –
Jak się zaczynała ostatnia walka przed moją, to zaczyna- z entuzjazmem opowiadał o tym Heiner Lauterbach. Tylko że on
łem rozgrzewkę. W międzyczasie przychodził supervisor i ktoś mówił, że zdobyłem pasy federacji IBF i WBA, więc podbiegłem
Po walce z Virgilem Hillem radość była olbrzymia – w końcu
miałem trzy pasy! Oprócz federacji WBO, także IBF i WBA.

do niego i przypomniałem, że mam jeszcze WBO. No to w końcu


to dodał. Hill od razu po walce – jeszcze tak mocno zmasakro-
wany – przyznał, że należała mi się ta wygrana, że byłem lepszy
i zwyciężył sportowiec z wielką klasą, wielki mistrz.
Od razu po walce wypiliśmy piwo, jeszcze przed konferencją
prasową. Obiecaliśmy to sobie zresztą bez względu na rezultat.
Powiedzieliśmy sobie tak: „Obojętnie, co będzie, ma być gaz.
Na walce i po walce”. Pamiętam, że na tej konferencji to już mi
się język nieźle plątał. Popiliśmy wtedy trochę z Virgilem, a po-
tem imprezę kończyłem z Tomkiem Sobockim. Dobrze, że Fritz

KRÓL ŻYCIA
do nas wtedy przyszedł o siódmej, bo nie wiem, jak by się to
skończyło.

Widzieliście się jeszcze potem z Hillem?


– Byłem u niego w Biloxi w Stanach, kiedy boksował z Royem Jo-
220 221
nesem. Przegrał wtedy.

A była szansa, żebyś boksował kiedyś z Henrym Maskem?


– Nic o tym nie wiem. Niby były jakieś propozycje, coś się o tym
mówiło, ale żadnych konkretów. Chyba nigdy nawet blisko takiej
walki tak na serio nie było.

Kolejna ciężka walka w twoim rankingu to był Richard Hall.


– Hall, nasza druga walka, to była tragedia. Tak mnie zaskoczył,
tak mnie zmasakrował, pod tym względem to była dla mnie chy-
ba najtrudniejsza walka.

Czym cię zaskoczył?


– Zaczął mnie walić, tak po prostu.

To był bardzo dobry zawodnik.


– No tak, ale w naszej poprzedniej walce w Berlinie ograłem go,
jak chciałem. Oko miał zapuchnięte, w ogóle nie chciał boksować.
A tutaj wyszedł – jeb, jeb, lewą zaczął mnie tak stukać, że długo Ale widziałeś czy nie?
nie wiedziałem, o co chodzi. Zaskoczył mnie raz, drugi, trzeci, – Jakieś tam kontury widziałem. Dobrze, że Hall był czarny, to
czwarty... Leciały na mnie bomby, a ja byłem bezradny. Rozwalił się bardziej wyróżniał. Później, już po walce, zabłysnąłem w te-
mnie w tych pierwszych rundach. lewizji. Przeprowadzali ze mną wywiad jeszcze na ringu. Ja taki
W trzeciej próbowałem już coś robić, ale cały czas zaskakiwał opuchnięty mówię: „Zrobiłem to dla was, bo – i  pokazuję na
mnie mocnymi ciosami. Zanim się połapałem i ogarnąłem, to już drugie, to »lepsze«, mniej obite oko – mit dem zweiten sieht man
miałem mordę całą opuchniętą. besser”. Czyli że tym drugim widać lepiej. A to było wtedy hasło
Mało co widziałem i to był z czasem coraz większy problem. reklamowe ZDF, czyli niemieckiej telewizyjnej „Dwójki”. Wyszło
Bo na punkty to on te trzy pierwsze rundy wygrał pewnie, ale to błyskotliwie.
był jego maks. I potem to już ja go lałem i to w cuglach. Lałem go
równo, w ostatnich rundach Hall miał już opuszczone ręce, tylko Pod koniec twojej kariery pojawiały się komentarze,
o liny się opierał. że sędziowie zbyt szybko kończą twoje walki. To znaczy
zyskujesz przewagę, atakujesz, ale sędzia przerywa walkę
To prawda, że w ostatnich rundach nic już wtedy bez nokautu, uznając, że przeciwnik ma już dość. A ten
nie widziałeś? chodzi później po ringu z pretensjami, że przecież chciał
– Bodaj po dziewiątej rundzie wróciłem do narożnika i mówię do jeszcze walczyć. Ot, choćby taka walka z Drakiem Thadzim.

KRÓL ŻYCIA
Sdunka: „Fritz, ja już nic nie widzę”. A Fritz mi mówi: „To musisz – A, to ta walka, w której biłem rekord kolejnych obron tytułu.
go znokautować”. Tak se walnął. Wiecie, mam gdzieś takie opinie, tzw. ekspertów. Jak było na
punkty albo walka przerwana pod koniec, to: „Eee, Tiger na pew-
no się nie przygotował”. Bo za długo. A jak był szybki nokaut, to
na pewno mu klienta podstawili. W sumie tacy to byli komenta-
Po mojej drugiej 223
torzy jak teraz ci w Polsce od piłki nożnej. Wszyscy się przecież
walce z Richar- znają na futbolu, nie?
dem Hallem,
A weźcie porównajcie moje walki z tym, jak jest teraz. I co ci
14 września
sami ludzie mówią o  obecnych „mistrzach”. Mnie krytykowa-
2002 r. nie wyglą-
li Janusz Pindera, Andrzej Kostyra, a teraz słyszę ich komentarz:
dałem za dobrze,
to fakt. Bodaj „I piękny prawy krzyżowy”. Mówię do Kostyry: „Andrzej, jak ty
po dziewiątej możesz prawy cep nazywać pięknym krzyżowym?”. A ten odpo-
rundzie wróciłem wiada: „Takie czasy, Darek. Trzeba boks promować”.
do narożnika Pewnie tak trzeba atmosferę podgrzewać. Dzisiaj mamy jed-
i mówię do Sdun- nego mistrza świata – Krzyśka Głowackiego, ale on dopiero zdo-
ka: „Fritz, ja już był tytuł. A jak ja dwadzieścia trzy razy broniłem pasa, to było źle,
nic nie widzę”. że niby wszyscy rywale to słabiaki albo że sędziowie za szybko
A Fritz na to:
kończą. Ja miałem klientów? A ci dzisiejsi to co, z mistrzami bok-
„To musisz go
sują? Ci to dopiero mają klientów. I jeszcze nie raz od nich baty
znokautować”.
Wygrałem przez
dostają.
techniczny
nokaut w dziesią- Mówiło się, że w Niemczech wygrywają gospodarze, że nie
tej rundzie. ma szans, by ktoś inny mógł tam wygrać na punkty.
To się sprawdzało, ale tylko do czasu. Najpierw Wilfried Jak walczysz w kolejnej walce i nagle przeciwnik nie chce
Sauerland zorganizował Henry’emu Maske walkę z Virgilem się przewrócić – a ci wcześniejsi zawsze padali, to jest taki
Hillem – ostatnią w karierze Maskego. I niepokonany moment, gdy myślisz: co jest, co robię nie tak?
wcześniej Niemiec przegrał ją na punkty... – Nie, nie. Nigdy przed walką nie zakładasz, że koniecznie musisz
– Ja też przegrałem przecież taką walkę. wygrać przed czasem. Nie ma takiej możliwości, to nie na tym
polega.
No właśnie. Ciebie uznano za pokonanego w walce z Julio
Césarem Gonzálezem, w której miałeś wyrównać rekord A co się stało z tym Girardem?
zwycięstw bez porażki Rocky’ego Marciano. Ale do tego – Girard był strasznie niewygodny. Są tacy pięściarze, którzy ze
jeszcze wrócimy. Na razie chcielibyśmy zapytać, jak ty względu na swój styl pasują ci bardziej albo mniej. Ten sprawiał
podchodziłeś do sprawy sędziów. mi problem – dziwnie się ustawiał, miał specyficzne ruchy.
– Słuchajcie... Ci sędziowie nie dostawali żadnych pieniędzy Słuchajcie, to są naprawdę drobiazgi, dosłownie ręka cen-
oprócz oficjalnej, raczej niewielkiej gaży. Byli za to goszczeni tymetr w tę lub tamtą ustawiona, i już jest różnica, i już ktoś ci
i zapraszani na różne imprezy organizowane przed galą. Chu- pasuje bardziej lub mniej.
chało się na nich i dmuchało, traktowało po królewsku. Nikt
niczego im nie sugerował, nie żądał, nie oczekiwał. Ale prze-
cież sędziowie to tylko ludzie. Wiedzą, kto ich ugościł, jakie
atrakcje im zapewnił. Nie mówię, że każdy dostawał od razu Po walce z Ri-
dziwki do łóżka. Ale przeważnie faceci lubią się tak zabawić chardem Hallem
i takie rzeczy się im organizuje. Normalna rzecz, ludzka. No zabłysnąłem
i później, wiecie... w telewizji.
224 Przeprowadzali 225
Taki sędzia może też patrzeć, jaki promotor ma jakich za-
wodników, ile jeszcze razy będzie zapraszany na jego gale. Nikt ze mną wywiad
jeszcze na ringu.
mu nie każe nie być obiektywnym. Ale człowiek jest tylko czło-
Ja taki opuch-
wiekiem. Nie mówię, że na każdego tak to działa, ale pewnie na
nięty mówię:
wielu. Tak to rozumiem.
„Zrobiłem to dla
was, bo – i poka-
Trzecią szczególnie trudną dla ciebie walką, którą zuję na drugie, to
wymieniłeś, była ta z Christophe’em Girardem w 1996 roku, »lepsze«, mniej
wygrana na punkty. obite oko - mit
– No tak. W ogóle pierwszą walką wygraną przeze mnie dopiero dem zweiten sieht
na punkty była ta z Philippe’em Michelem. Oj, pamiętam ją do- man besser”. Czyli

brze, bo jak wariat, kompletny amator i debil, wyszedłem na nią że tym drugim
widać lepiej. A to
w nowych butach i nowych skarpetkach. Stopy miałem wtedy tak
było wtedy hasło
pozdzierane... Pod spodem na obu nogach były wielkie czerwone
reklamowe ZDF,
plamy. Ale i tak zlałem tego Michela jak psa, chociaż się nie prze- czyli niemieckiej
wrócił. Mańkut, więc mi pasował. Trochę podobny do Halla, ale telewizyjnej
bardziej sztywny, bardziej surowy. „Dwójki”. Wyszło
błyskotliwie.
Co Fritz Sdunek był ci w stanie przekazywać między Zresztą tak było wtedy nie tylko w ringu, całe przygotowania
rundami, gdy siadałeś w narożniku? Wielkie emocje, tak wyglądały. Prawie codziennie był stres. Starałem się tuszować
zmęczenie, wokół zgiełk. Coś w ogóle dociera do boksera? te niesnaski, nieporozumienia, nie okazywać emocji, ale pewnie
– Fritz raczej nie miał u mnie za dużo do gadania. „Słuchaj, idzie mnie to mocno osłabiało.
dobrze, tak operujemy dalej”. Głównie to pamiętam.
Bo co miał mi gadać, jak wszystko wygrywałem. Bałeś się w ogóle jakiegoś rywala?
– Znowu przychodzi mi do głowy Girard. Jak się dowiedziałem, że
Ale z Graciano Rocchigianim przy waszej pierwszej walce po raz drugi mam z nim boksować, to byłem załamany. Z dwie
na pewno tak ci nie mówił. minuty, dosłownie, sam ze sobą walkę toczyłem: „Darek, ja pier-
– Z Rocchigianim w narożniku było ich dwóch – Sdunek i Chuck dzielę, znowu on. Po co ci to?”. Nie pasował mi w ogóle. Wysoki,
Talhami. Jeden gadał i  drugi gadał. Tylko że każdy co innego. chudy, niewygodny, taki paralityk. Ale trzeba było się zabrać do
A to najgorsze, co może być. Już lepiej mieć w narożniku jednego roboty. Nic Kohlowi nie powiedziałem. Tylko: „Dobra, boksuje-
średniego sekundanta niż dwóch dobrych. my”, i tyle, jak zawsze. No i za drugim razem już mu czasówę za-
łożyłem, znokautowałem go w ósmej rundzie.
Nie słuchałeś ich wtedy? Bardzo mocny, przynajmniej tak się wydawało przed walką,
– Zdenerwowany byłem. Nie dość, że walka nie idzie tak, jak bym był też Nicky Piper, który wcześniej miał na deskach Leeonzera

KRÓL ŻYCIA
chciał, to jeszcze ci nie potrafią się dogadać. Słuchajcie, w każdej Barbera. Ale on już od razu w pierwszych sekundach dostał ode
dziedzinie, we wszystkim, co robimy, najważniejsza jest dobra at- mnie lewy sierp, taki na spanie, mocny cios, po którym ledwo
mosfera. Jak tego nie ma, nic nie działa tak, jak by mogło. się ocknął. Piper też bardzo mocno bił, to fakt, ale za cholerę nie
A w naszym narożniku każdy ciągnął wtedy w swoją stronę. potrafił przyjąć ciosów. Jak go uderzyłem w czoło, to od razu się
Jeden przed drugim chciał pokazać, że jest lepszy, że dzięki jego przewracał, breakdance’a odstawiał. Ale to była świetna walka,
226 227
pomysłom wygram walkę. Ten mówi: robimy tak, a drugi: nie, tak on nawet fajnie technicznie boksował. Dobrze mi się z nim biło,
wystarczy. dotrwał do siódmej rundy.

To była najłatwiejsza walka w obronie tytułu?


– Nie. Dużo łatwiejsza była na pewno moja druga walka w obro-
nie tytułu, z Paulem Carlo. To był najsłabszy zawodnik, z jakim się
biłem o tytuł, tak go zapamiętałem. Mańkut, niższy ode mnie. Od
razu miał przechlapane.

Asłudin Umarow też nie powalczył...


– Ha, Umarow był właśnie bardzo mocny, bardzo. Tylko że on
też akurat mi pasował, ustawiał się dokładnie tak, jak chciałem.

6 kwietnia 1996 r. Asłudin Umarow przez kilka minut po walce


nie wstawał z ringu. Dziwne uczucie, strach o niego, przecież ma
rodzinę, matkę, ojca. Boksuje się nie po to, żeby zrobić komuś
krzywdę. A tu ten śpi i śpi. Na szczęście w końcu się obudził.
Nie  uniknął żadnego lewego prostego, dochodziło dosłownie włączy”. Poszedłem więc do Andrzeja Grajewskiego, on też szyb-
wszystko, mogłem zamknąć oczy, a i tak bym go trafił. Czasem ko się zgodził.
tak jest. To był mocny, dynamiczny chłopak. Obawiałem się go To była moja decyzja. Oni musieli to klepnąć formalnie, ale
troszkę, tej jego agresji. nikogo nie pytałem o pozwolenie. To tak samo jak z moim suk-
Podobnie było zresztą z Montellem Griffinem, to był przecież cesem – to ja jestem ojcem, matką i synem tego sukcesu. Nikt
kozak, wygrał przez dyskwalifikację z Royem Jonesem Juniorem. nie może też powiedzieć, że mam u niego dług wdzięczności. Bo
Ale ze mną nie miał szans, po prostu mi pasował. ja nic nigdy nie robiłem za darmo. I nikt dla mnie nic nie robił
za darmo. Zawsze się rozliczam. Wdzięczność? Tak, ale na moich
Po wielu latach zdecydowałeś się w końcu wrócić do warunkach. To jest taki egoizm czy egocentryzm. Tak myślę, choć
polskich barw. Skąd w ogóle pomysł, by boksować jako tych trudnych słów za bardzo nie znam.
Polak?
– Ludzie w Gdańsku, jak tylko przyjeżdżałem, ciągle mnie prowo- Walka w Polsce to jedno, a w jakich barwach – to już coś
kowali. Sąsiadki, pani w sklepie, przechodnie w parku: „Darek, ga- zupełnie innego.
dają, że pan dla Niemiec walczy, jak to tak?”. Ciągle to słyszałem. – Wiedziałem od początku, że nie mogę tutaj, u siebie w Gdań-
Nie w formie pretensji, hejtu, ale bardziej takiej troski. sku, boksować pod niemiecką flagą. Ale nie dla wszystkich było to
W  końcu poszedłem z  tym do Kohla i  mówię twardo: „Pe- oczywiste. Później, gdy walka była już załatwiona i trwały przygo-

KRÓL ŻYCIA
ter, boksujemy w Polsce”. „No dobra, a gdzie?”. „W Gdańsku, towania, trzy albo cztery tygodnie przed pojedynkiem mówię do
jest tam taka hala Olivia”. „Dobra, ale niech Grajewski się w to Kohla: „Peter, a wiesz, że wychodzę z polskim hymnem?”. Wielkie
oczy zrobił, szczena mu opadła.

Nie wiedział wcześniej?


229
– Nie.

I co teraz?
– „Peter, inaczej nie boksuję” – mówię. Trochę się bałem, że Kohl
będzie mi to odradzał, więc od razu postawiłem sprawę ostro. Tu
nie chodziło o sprawy biznesowe. To było dla moich najbliższych,
dla pani Klimkowej, Bendkowskiej, dla pani Baranowskiej ze szko-
ły, dla pana woźnego. Dla kolegów – wiadomo, też. Żeby mogli
dumnie powiedzieć: „A co – jest z Polski, to boksuje dla Polski”.

Miałeś w ogóle polski paszport?


– Tak. W ambasadzie wyrobiłem. Dziś mam podwójne obywatel-
stwo.

Joey De Grandis przed walką ze mną w Gdańsku przegrał


nieznacznie na punkty z Virgilem Hillem. To nie był przypadkowy
przeciwnik. Znokautowałem go w drugiej rundzie.
Wychodzi na to, że nie zdawałeś sobie sprawy ze wszystkich czytając ich, ale tym razem dałem ją do sprawdzenia prawnikowi,
konsekwencji, jakie niosła zmiana barw. który był ze mną.
– Jakich konsekwencji? Byłem po prostu szczęśliwy, że to zrobiłem.
Nie kosztowało mnie to jakoś dużo zdrowia. Trzeba było tylko Rozumiemy, że warunki mieliście
znaleźć odpowiedni moment, żeby o tym wszystkim powiedzieć, wcześniej dogadane?
żeby nikt nie mógł już tego odkręcić. Zresztą finalnie wyszło tak, – Tak, ale kontrakt trzeba było podpisać. Kiedy te problemy Pre-
że przy ringu w Olivii zawisły dwie flagi – i polska, i niemiecka. Bo miere wyszły na jaw, Andrzej i Peter próbowali się targować, że
akurat sędzia z Niemiec przyjechał. I wszystko elegancko wyszło. mniej pieniędzy jest w puli. Ale co mnie to obchodziło? Przecież
ja nie miałem kontraktu z telewizją, tylko z nimi. Jakoś wcześniej
Kohl bał się chyba tego, co w Niemczech powiedzą? mi swoich kontraktów telewizyjnych Kohl nie pokazywał, praw-
– Niektórym Niemcom stałem jak ość w gardle. Najbardziej uta- da? I tak samo teraz – problemy telewizji nie było moim proble-
lentowany niemiecki zawodnik, a nazywa się Dariusz Michalczew- mem, tylko jego.
ski. A tak – ość wyciągnąłem i byli szczęśliwi.
To były dobre pieniądze za tę gdańską walkę
Nie było przypadkiem tak, że teraz to tam zarzucano ci, z Joeyem De Grandisem? W Polsce w puli było pewnie
że ich zdradziłeś? trochę mniej niż zwykle?

KRÓL ŻYCIA
– Nieee, no dajcie spokój. W ogóle skąd u nas ta obsesja zdrady? – A dlaczego? To bajki, że z czegoś musiałem zrezygnować, żeby
A ci, co teraz do Anglii albo Norwegii wyjechali za pracą, to też są walczyć tutaj. Nie na tym to polega, żeby rezygnować. Ja chcia-
zdrajcami? Jaka zdrada, ludzie. łem zaboksować pod polskim hymnem, w Gdańsku, a załatwie-
nie reszty nie należało już do mnie. A finanse były takie same
Jak przebiegały przygotowania do walki w Olivii? – wszystkie kontrakty negocjowało się jak zwykle, transmisje te-
230 231
– Fajnie było, jak zwykle. Mieszkaliśmy w hotelu Marina w Jelitko- lewizyjne, bilety... Dlaczego więc miałbym godzić się na niższe
wie, dobra obsługa, spokój. Tylko szlag mnie trafił tuż przed samą stawki?
walką. Akurat okazało się, że stacja Premiere ma jakieś problemy,
a miała pokazywać tę walkę. Kohl i Grajewski wcześniej nie chcieli Jak zapamiętałeś samą walkę w Gdańsku?
mi dać kontraktu do podpisania, a tu coraz bliżej gali... W końcu – Po prostu nic, zero. Pamiętam dopiero od momentu, jak póź-
mówią: „Po wadze, po wadze, Darek”. A to już dzień przed walką! niej sobie dwie panienki do hotelu wziąłem.
Stanąłem na tej wadze i chwilę potem ich pytam: „Słuchajcie, to
gdzie jest ten kontrakt? Andrzej, Peter, co jest?”. 20 kwietnia 2002 roku, hala Olivia, hymn, 5 tysięcy ludzi
Zaczęli coś kręcić. No to już mówię twardo: „Panowie, jak do śpiewa Mazurka Dąbrowskiego...
osiemnastej nie będę miał kontraktu, to piję pierwszą lufę. Już jest – Kompletna czarna plama. Nic. Tak mi tego szkoda, muszę tę
nawet polana. I wtedy walki na pewno nie będzie”. Bo oni pewnie walkę sobie zobaczyć.
myśleli, że jak mam walczyć w Polsce, to nie będę chciał się wyco-
fać, zwłaszcza tuż przed galą, i może coś utargują. A ja zagrałem Emocje cię dopadły?
va banque. – Oj, tak, straszne. Ten hymn Polski, wejście do ringu wśród tych
kibiców, to mnie po prostu przeraziło. Byłem już doświadczonym
I co, wypiłeś tę lufę? bokserem, wielokrotnym mistrzem świata, a tu w ogóle tego nie
– Grajewski przyjechał z kontraktem na czas. A ten kieliszek cały pamiętam... Może ja rzeczywiście jestem jednym z większych pa-
czas stał na barze. Zwykle umowy podpisywałem na kolanie, nie triotów w tym kraju?
Może nie uwierzycie, ale niczego nie pamiętam z gdańskiego
pojedynku z Joeyem De Grandisem, takie były emocje.
Z innych walk – wszystko, a z tej nic. Tylko jak jadę
do hali Olivia i tyle.

Fakt, wyglądałeś na poruszonego. No i jakoś tak wyjątkowo


się cieszyłeś po nokaucie w drugiej rundzie.
– Żebyście wiedzieli, jaki kamień spadł mi wtedy z  serca! No
przecież nie mogłem tego przegrać. Ulżyło mi jak kiedyś po zwy-
cięstwie nad Andreą Magim we Frankfurcie, boksowałem z nim
wtedy ze złamanym nosem. Jak z nim skończyłem w czwartej
rundzie, to... jakby niebo się otworzyło, do dziś to pamiętam.
A on nieźle się bił, taką ciężką lewą miał. Brrr.

KRÓL ŻYCIA
Jak to ze złamanym nosem? Na początku walki ci złamał?
– Nie, wcześniej oberwałem, podczas sparingu. Taki dobry chło-
pak mi ten nos złamał – Mitchel się nazywał, też był później mi-
strzem świata. Tak, porządnie mi wtedy ten nos złamał.
232 233
To musiało być spore ryzyko wychodzić do walki w takim
stanie.
– Zawsze jest spore ryzyko, jak stajesz do walki.

De Grandis, twój rywal z Gdańska, od początku wyglądał na


przestraszonego.
– Ta publiczność, całe to zamieszanie w Gdańsku, bo tu wszystko
było nowe, pierwszy raz w historii odbywała się tu walka o mi-
strzostwo świata zawodowców... Podejrzewam, że to go trochę
przytłoczyło. Tym bardziej że dobrze wiedział, że tak naprawdę
idzie na pożarcie.
Ale to nie był zły zawodnik. Niedługo wcześniej przegrał
z Virgilem Hillem tylko 1:2. Hill był już wtedy co prawda po prze-
granych ze mną, z Royem Jonesem i Thomasem Hearnsem, ale
przecież cały czas był mocny. A De Grandis mu się postawił. Zaś
w Gdańsku może gdyby miał okazję dłużej poboksować, to coś by
tam pokazał, a tak...
Trafiłeś go w drugiej rundzie podbródkowym. Dostał kilkanaście godzin na zbicie wagi i mu się udało. Ale ile
– Pamiętam tylko, że ten mój cios wydał mi się wtedy taki... pół- się wysiedział w saunie, jak się odwodnił, to tylko on wie. To było
trafiony. bardzo nieprofesjonalne.

Ale rywal przewrócił się ładnie. Wygrałeś, ale po walce twój promotor przyznał, że walczyłeś
– Nie wiem, czy on się tak przewrócił od tego ciosu, czy może miał z gorączką – miałeś 38 stopni.
już dość tej presji. – No tak, to nie było bezpieczne. Ale zaryzykowałem.

Potem powiedział, że jeszcze by zdążył wstać, ale w hali było I jeszcze złamałeś kciuk.
tak głośno, że nie słyszał liczenia. – Nawet nie wiem, w którym momencie. W walce to mi nie prze-
– Cha, cha. Dobre. szkadzało, w ogóle tego nie czułem. Dopiero później, jak mi wszy-
scy gratulowali, czułem, że ten palec mnie boli, że puchnie coraz
Wróciłeś do Niemiec, ale w następnych walkach walczyłeś bardziej.
już jako Polak.
– Następna była od razu właśnie ta druga walka z Hallem. Czy twoje imprezy po walkach miały różne scenariusze
w zależności od tego, czy przegrasz, czy wygrasz?
Odczułeś jakieś zmiany w nastawieniu publiczności – Najczęściej sam to wszystko organizowałem, wszystko
do ciebie? było na mojej głowie. Różne dyskoteki się do mnie zgłaszały,
– Nie, zupełnie. Oglądałem ostatnio moją drugą walkę z ­Hallem,
tę już w polskich barwach. Zobaczcie sobie, jak ci moi niemiec-
cy kibice przeżywali, co się działo. Jak się cieszyli, gdy jednak tę
234
walkę wygrałem. Nic ich nie obchodziło, jaka flaga czy jaki hymn.
Wszyscy stali elegancko, nikt nie gwizdał czy coś. Sport się liczył.

Twoja czterdziesta ósma walka, jak się później okazało –


ostatnia zwycięska, nie tylko miała dramatyczny przebieg.
Przed walką musiałeś już ostro zbijać wagę, prawda?
– Oj tak, katorga.

Ale na ważeniu okazało się, że to twój przeciwnik – Derrick


Harmon – waży za dużo. Limit wynosił 79,3, a on miał... 82,7.
Ty – 79,2.
– Nie mam pojęcia, jak to się mogło stać, jak w jego obozie mogli
się tak pomylić.

W walce z Derrickiem Harmonem – 29 marca 2003 r. – złamałem


kciuk. Nawet nie wiem, w którym momencie. W ogóle to mi nie
przeszkadzało, nie czułem tego. Dopiero później, jak mi wszyscy
gratulowali, palec bolał coraz bardziej.
proponowały, żeby to do nich wstąpić po walce. Pod koniec ka- To od uderzeń?
riery brałem po pięć dych euro za to, że na trochę pójdziemy do – Tak, jak źle uderzyłeś, to mogłeś sobie kciuk wybić. Pod koniec
tej konkretnej dyskoteki. kariery łuki brwiowe mi się też rozwalały. Ale to już był element
większej całości. Przed walkami musiałem zrzucać dużo kilogra-
Nie rozpraszało cię to? Jakbyśmy dzisiaj słyszeli, mów, żeby „zrobić wagę”. Dużo zrzucałem i skóra nie była już
że zawodnik przed walką planuje party po gali, nie taka mocna jak kiedyś.
wyglądałoby to profesjonalnie. Po 2001 roku nie wyglądałem za dobrze po walkach. A jesz-
– Ale mnie to naprawdę nie przeszkadzało. Robiłem to, żeby cze po walce z Rocchigianim nie miałem śladu, a przecież tam
właśnie zapomnieć o czekającej mnie walce, o całym tym stre- dopiero ostra pralnia była. W sumie posypałem się w ostatnich
sie. Traktowałem to jako oderwanie się od tego wszystkiego. czterech latach kariery. Po drugiej walce z Hallem to już często
Przecież nie latałem po mieście z wywalonym językiem, tylko łeb miałem rozbity. Nie dlatego, że więcej przyjmowałem, bo tyle
brałem telefon i  negocjowałem, ustalałem cenę. Na te parę samo, co wcześniej, ale skóra była już inna.
sekund zapominałem przynajmniej o pojedynku. To mi wręcz
pomagało, pozwalało odetchnąć. Choć i tak tylko na trochę, bo Ile trwały takie imprezy po walkach?
przecież zawsze ustalałeś to, co będzie właśnie „po walce”. Cały – Do rana to na pewno.
czas z tyłu głowy miałeś, co cię najpierw czeka, w ringu, przed

KRÓL ŻYCIA
baletami. Pamiętasz szczególnie jakąś imprezę po walce?
– Raz było tak. Wchodzę do pokoju mojego apartamentu, drzwi
Czego się boisz przed samą walką? Bólu? otwarte, patrzę, a  tam mój brat zabawia się z  dziewczyną,
– Nieee, bólu nie. Boisz się porażki – tak ogólnie. I co powiedzą a Ben Becker, niemiecki aktor, bardzo znany, siedzi na podło-
twoi najbliżsi. I ci dalsi też. Że zawiedziesz kibiców. dze i sobie z nią gada. Aspiryna rozkruszona na stole, wszystko
236 237
A bólu nawet nie poczujesz. Jak buzuje ci adrenalina, to nic cię na wierzchu. To ja do nich: „Czy wy jesteście niepoważni? Ben,
nie boli. Już bardziej boli, jak ci u lekarza krew pobierają. tu ktoś może wejść. Jak to będzie wyglądało? Przecież to mój
Jak po walce ci zszywają łuk brwiowy, to prawie tego nie czu- apartament”.
jesz. Z drugiej strony trzymasz piwo i sobie popijasz.
Na tych imprezach sporo się działo.
Bo pewnie znieczulenie działa. – Żebyście wiedzieli. Po jednej z takich imprez w hotelu po walce
– No tak, na drugi dzień, trzeci trochę może poboleć. Plecy cię miałem rachunek na 10 tysięcy marek. Co tam się wtedy działo....
bolą, głowa. No, chyba że coś ci pękło, wtedy jest gorzej. Ale to Telewizory, meble przez okno leciały.
naprawdę nic takiego. Albo innym razem – przyjechało do mnie na walkę takich
Migreny nigdy nie miałem. A i kaca się też po walkach nie ma. dwóch gumisiów z Gdańska. Jeden chciał ukraść z pokoju hotelo-
Czasem tylko... niewygodnie może być. wego telewizor, już go nawet spakował do torby. Ale drugi mówi:
„Co Darek powie? Zwariowałeś?!”. W końcu wyjęli ten telewizor.
Co to znaczy? Schodzą na dół, wszystko już oczywiście zapłaciłem wcześniej, ale
– Pamiętam, jak zabawiałem się z Patrycją zaraz po walce. Nagle pani z recepcji woła jeszcze za nimi: „Pay-per-view”. Pewnie oglą-
patrzę – a z łuku brwiowego mi krew na nią kapie. dali pornole i trzeba było dopłacić. A oni nie zrozumieli, o co cho-
dzi tej kobiecie, i jeden pomyślał, że ten drugi pewnie jednak ten
Kontuzje w trakcie kariery raczej cię omijały. telewizor wynosi, więc zaczął się drzeć na cały hotel: „Pierdolnięty
– Poważniejszych nie miałem. Kciuki miałem tylko powybijane. jesteś, po co brałeś ten telewizor?”.
A opowiadałem wam o Rafale? To taki gość ze Słupska, mój R O Z D Z I A Ł 7
kibic. Był chyba na każdej walce i to zawsze blisko mnie. Naj-
śmieszniejsze jest to, że ja go długo w ogóle nie znałem i byłem
przekonany, że to ktoś z obsługi. A obsługa brała go za człowieka
z mojego teamu. I dzięki temu mógł wejść praktycznie wszędzie.
Inna historia. Był taki reżyser, który bardzo chciał nakręcić film
o mnie, mojej karierze, życiu. Chciał najpierw klimaty poznać, to
mówię: przyjedź do mnie na walkę z chłopakami. No i się zdecy-
dował.
Już z pubu w Gdańsku wyjeżdżali z sześć godzin. „Zaraz wy-
chodzimy, zaraz ruszamy” – i tak w kółko. Wszyscy byli już nieźle
zrobieni, jak w końcu ruszyli w trasę. Ten reżyser jedyny trzeźwy
– bo kierował. Volvo, który siedział z tyłu, już przed Wejherowem
mówi do niego: „Słuchaj, kolego, wyjechaliśmy za późno i chyba
nie zdążymy”. Pas bezpieczeństwa podciągnął kierowcy na szyję

KONIEC KARIERY
i dodał: „Pamiętaj, żeby ci wskazówka licznika poniżej stówy nie
schodziła, bo nie wiem, co się stanie”. Tak go nastraszył.
Potem ten reżyser już nie chciał filmu robić, więcej się nie ode-
zwał. Ale pewnie naprawdę się bał, bo tam mu jeszcze wszyscy
mówili: „Darek to jest dopiero wariat”.

∞ Dlaczego przegrałem ostatnie walki ∞


∞ Fizycznie w wielkiej formie, głowa odmawia posłuszeństwa ∞
∞ Co robić po karierze, czyli jak i dlaczego zostałem biznesmenem ∞
∞ Słodkie życie na emeryturze ∞ Dlaczego większość bokserów
zostaje bankrutami i dlaczego mnie to nie spotkało ∞
∞ Koniec z Patrycją ∞ Basia ∞
Październik 2003, twoja czterdziesta dziewiąta walka o siódmej-ósmej, szedłem do sauny trzy razy po piętnaście mi-
w karierze zawodowej, z Julio Césarem Gonzálezem. Właśnie nut, tam zgubiłem z  dwa kilogramy. Później jeszcze z  półtora
masz wyrównać rekord Rocky’ego Marciano, słynnego „zrobiłem” na treningu. Wszystko tuż przed oficjalnym ważeniem.
amerykańskiego boksera wagi ciężkiej, który w karierze Ale nie dawałem po sobie poznać, że coś jest nie tak.
stoczył czterdzieści dziewięć walk i pozostał niepokonany.
Co się stało? Jak to możliwe, że przegrałeś? A walka w sobotę?
– No tak, wszystko było przygotowane do wielkiej fety. Pamiętam – No tak. Ale nie ma szans, żeby po takim wariactwie nie pozostał
plakat reklamujący walkę, przypominający właśnie o rekordzie ślad. Organizmu nie oszukasz, po ósmej-dziewiątej rundzie za-
Marciano... czynał o sobie przypominać... Ale to tylko ja wiedziałem. Zauwa-
Wszystko było na dobrej drodze. Przygotowania mocne, moż- żyliście kiedykolwiek w ringu, żebym miał problemy z kondycją?
na powiedzieć, że jak zwykle. Tylko że – przyznaję – ja już nie by- Z Gonzálezem było tak samo – nikt by nie dostrzegł, że mam
łem tak skoncentrowany jak wcześniej. Mój biznes kręcił się całą jakieś problemy kondycyjne. Nie to zaważyło na tym, że nie wy-
gębą, choćby napój Tiger, miałem dużo nieruchomości, inwestycji grałem.
pootwieranych. Mówię wam: ja tej walki nie przegrałem, ona była dwoma-trze-
ma punktami dla mnie. Jestem tego pewny. Nie ma innej możli-
Pojawił się problem ze zrobieniem wagi przed pojedynkiem? wości, kto chce, może sobie ten pojedynek na YouTubie obejrzeć.
– Tak, pewnie. Przed tymi ostatnimi walkami po dziesięć-jede-
naście kilogramów musiałem zrzucić, żeby zmieścić się w limicie
półciężkiej [79,3 kilograma, 175 funtów].

Skąd te problemy?
240 241
– Jadałem w superrestauracjach, zawsze za dużo, co się będzie-
my oszukiwać. A wagę to wiecie jak się traktowało – jutro, jutro
się o tym pomyśli. Potem ruszały przygotowania do następnej
walki, a ja się bałem na wagę stawać. Najwięcej ważyłem 91 ki-
logramów. Dwanaście tygodni przed walką. Tę szóstkę to w mo-
ment się zrobiło, ale później już była ciężka walka o każde sto
gramów.
Fritz Sdunek pytał przed treningiem: „Jak tam waga?”. A ja:
„Wszystko OK, elegancko”. „Chodź cię sprawdzę”. „Później mnie
sprawdzisz, po co teraz dupę zawracać, zaczynajmy trening”. Tak
sobie gadaliśmy.
Oszukiwałem go, ale później zawsze gubiłem te kilogramy...
Wstawałem czasami rano jeszcze w  piątek przed walką, tak

18 października 2003 r. przegrałem swoją pierwszą walkę


w zawodowej karierze, z Julio Césarem Gonzálezem. Ogólnie: słabo
zaboksowałem. Byłem lepszy, ale jak na mnie prezentowałem się
słabo. Wygrywałem przecież z lepszymi przed czasem.
Z Julio Césarem Gonzálezem przegrałem na punkty 1:2. Tych dwóch
sędziów, którzy dali wygraną Gonzálezowi, było z Ameryki – jeden
z USA, drugi z Kanady. Jak w ogóle mogło do tego dojść, że dwóch
z trzech sędziów było z Ameryki?!

To ja atakowałem, ja zadałem więcej ciosów. I ja przegrywam tę


walkę? Mistrz świata? Przecież to ja broniłem tytułu. W takich sy-
tuacjach pretendent musi wyraźnie pokazać, że jest lepszy, ina-
czej sędziowie zwykle punktują dla mistrza. To zasada stara jak
świat w boksie zawodowym.
Dlaczego więc przegrałem? Zwróćcie uwagę, że przegrałem
1:2. Tych dwóch sędziów, którzy dali wygraną Gonzálezowi, było
z Ameryki – jeden z USA, drugi z Kanady. Jak w ogóle mogło do
tego dojść, że dwóch z trzech sędziów było z Ameryki? Przecież
zwykle było tak, że jeden był amerykański, jeden niemiecki i trzeci
– powiedzmy – neutralny. Dlaczego tym razem było inaczej? bratu. Inni by może mordę darli, do Kohla skakali, a ja to wziąłem
na klatę, spokojnie, godnie. Wynik jest wynik.
No właśnie, dlaczego? Co by mi dało, jakbym poskakał po ringu jak debil? Pokazałem
– Nie mam pojęcia. Lachę w to wbiłem. Przegrana to przegrana, klasę wtedy, kiedy jej najbardziej było potrzeba. Bo pokazywać
zamknąłem temat i koniec. trzeba ją zawsze, ale jak się wygra i pociesza przegranego, to wte-
242 243
dy jakoś łatwiej ją znaleźć. Jestem dumny, że tak się wtedy zacho-
Jak zapamiętałeś samą walkę? wałem. Tak odchodzi champion, tak zawsze chciałem...
– Ogólnie: słabo zaboksowałem. No, nie chciałem przegrać, ale tak sobie marzyłem, że jakby
Byłem lepszy, ale jak na mnie prezentowałem się słabo. Wy- się zdarzyło, to żebym potrafił właśnie tak się zachować.
grywałem przecież z lepszymi przed czasem. Obojętnie kogo by
wymienić: Montell Griffin, Richard Hall, Leeonzer Barber, Nestor Mocno przeżyłeś porażkę?
Giovannini... Wszyscy oni byli o klasę-dwie lepsi od Gonzáleza. – No właśnie nie. Byłem już chyba zahartowany poprzednimi
Jakbym był wtedy w  takiej normalnej formie, pokonałbym go walkami. Poza tym mój sukces – w całej karierze – był tak duży,
przed czasem jak nic. że mnie ta porażka nie poraziła. Pewnie, że szkoda, ale bardziej
Ale i tak byłem pewny, że wygrywam. Fritz też tak mi mówił żałowałem tych wszystkich ludzi po walce, moich kibiców. Tych,
w narożniku. Wszystko było pod kontrolą, a tu nagle... Nigdy się którzy po werdykcie płakali, a było ich sporo. I Niemcy, i Polacy.
pewnie nie dowiem, jak do tego doszło. Czy ktoś mnie specjalnie To była wtedy – w tej hali – jedna wielka rodzina. Smutna rodzina.
załatwił, czy tylko czegoś nie dopilnował. Zostało mi tylko gdyba- Wszyscy byli załamani, a ja ich pocieszałem: „Dobra, świat się nie
nie. Niczego nikomu nie udowodniłem i już nie udowodnię. kończy”.

Pamiętasz sam moment ogłoszenia werdyktu? Nie chciałeś rewanżu?


– Tak. I powiem wam, że to, jak to wtedy przyjąłem, do dziś na- – Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. On nie był jakimś wielkim
pawa mnie dumą. Nigdy tego nie mówiłem – nawet mamie czy mistrzem, lepszych od niego załatwiałem przed czasem. Było,
Efekt jednej z dziesiątek sesji zdjęciowych, w których
brałem udział jako mistrz świata. Tutaj – w sali treningowej
Universum Box Promotion.

minęło. Zresztą długo pasa nie utrzymał. I potem zginął młodo,


w wypadku na motorze.

Jak Kohl zareagował?


– Nie wiem, nie patrzyłem wtedy w ringu na niego. Tylko Tomek,
mój brat, skoczył do Kohla i Hanrathsa i wrzeszczał po niemiecku
„Oszuści, sprzedaliście go!”.
Pamiętam, że Kohl bał się później przyjść do szatni. Tomek
tam ich wszystkich ostro powyzywał.

KONIEC KARIERY
O co chodziło z tym „sprzedaliście go”?
– Tomek nie miał żadnych dowodów i  ja też – ani wtedy, ani
dziś. Emocje po prostu go poniosły. A  chodziło mu pewnie
­chociażby o tych dwóch sędziów z Ameryki, dlaczego Kohl tego
nie d
­ opilnował.
244 245
Pytałeś go kiedyś o to?
– Nie.

Ale kontaktów biznesowych nie zerwaliście?


– Nie, dlaczego? Biznes jest biznes, trzeba oddzielać takie rzeczy.
A jemu pewnie samemu głupio było, bo przecież samobója sobie
strzelił. Miał człowieka, który mógł być drugim po Rockym Mar-
ciano, niezwyciężonym mistrzem świata.
Miał kurę znoszącą złote jaja. A tak jeżeli chciał mi na złość
zrobić, to bardziej sobie zrobił.

Dlaczego miałby ci robić na złość? Mieliście jakiś konflikt


przed walką? Może o kontrakt?
– O kontrakt nie. Ale przed tą walką w Niemczech głośno było
o mojej wypowiedzi, że to ja pokazałem Kohlowi, gdzie jest dobre
żarcie w Hamburgu. Tak walnąłem, taka pikanteria. Ale ja prze-
cież prawdę powiedziałem.
W 2003 roku nasze stosunki z Kohlem faktycznie nie były już Żeby to zresztą tylko tak było: jeden organizuje, a drugi pierze
takie jak dawniej. Miałem już innych znajomych, swoje życie. My- po mordach. Ale to ja byłem kapitanem statku, ja wychodziłem
ślał, że to on mnie zrobił, on mnie ulepił i to tylko on będzie mnie do najważniejszych walk, ze względu na mnie mieliśmy kontrakty
teraz miał. Dla Kohla sukcesem by było, jakbym jako mistrz świa- telewizyjne. Wiele osób mi mówiło: „To Universum to tylko dzięki
ta wygrał te czterdzieści dziewięć czy pięćdziesiąt walk, skończył tobie”. A Peterowi gul skakał, jak to do niego dochodziło, bo pew-
karierę i pracował w którymś z jego biznesów. Żebym był jego nie dochodziło.
człowiekiem po prostu. To naprawdę nie chodzi o jakieś wydumane zasługi, o wielkie
Ale nie można zjeść ciastka i mieć ciastko. Albo masz mistrza ego. Niedawno pojechałem na obchody dwudziestopięciolecia
i musisz „grać na niego”, wynosić go na piedestał, chuchać i dmu- Universum. Przyjechało wielu bokserów, kolegów z sali trenin-
chać, albo masz pikusia, ale to już wtedy nie jest mistrz. Nie był- gowej. Kohl o wszystkich mówił dobrze – Kliczków na piedestał
bym mistrzem świata, gdybym był taki, jak chciał Kohl. stawiał, chociaż oni byli u niego krótko – a o mnie nic. W końcu
Ale on nie potrafił tego zrozumieć. On by chciał, żebym te Bruno Bruni mówi: „Darek, idziemy stąd”. I z przyjaciółmi wyszli-
pięćdziesiąt walk wygrał i był mu wdzięczny do końca życia, że się śmy z tej imprezy.
udało. A przecież ten biznes robiliśmy wspólnie. Byliśmy partne- Potem Kohl mnie zapewniał: „Wszystko było przygotowane,
rami. On dzięki mnie, a ja dzięki niemu. Często mu to powtarza- wielki tort specjalnie dla ciebie na zapleczu, na finał”. Nie wie-

KONIEC KARIERY
łem, a on niekoniecznie chciał przyjąć do wiadomości, że też mi rzę w to.
coś zawdzięcza. Organizował gale, załatwiał kontrakty telewizyjne
itd. Ale w ringu stałem ja. Ostatnią walkę w ringu stoczyłeś z Fabrice’em Tiozzo
w 2005 roku. Ale zaczęło się od kolejnego spięcia z Kohlem
w sprawie kontraktu.
– Było tak. Trenowaliśmy już pięć tygodni, właśnie rozpoczynały
246 247
się sparingi. Podszedł do mnie Hanraths i mówi: „Darek, tu umo-
wa jest do podpisania”. Pytam: „Zgadza się suma?”. „Tak, zgadza
się”. Podpisałem, nie czytając.

Po walce z Gonzálezem nie kusiło cię, żeby odejść od Kohla?


– Dlaczego miałem to zrobić? Dostałem od Kohla propozycję
kolejnej walki, więcej pieniędzy niż za Gonználeza. Kogo innego
miałem szukać? Robimy wszystko dla kasy, tak? A to, że nie przy-
czepiłem się do obsady sędziowskiej i jak barana mnie obrobili?
Zdobywanie doświadczenia czasem musi boleć.

Sprawdzałeś przed Tiozzo, skąd będą sędziowie punktowi?


– Nie, nie patrzyłem. Myślałem już o życiu po boksie...

Z dziennikarzami trzeba dobrze żyć. Tu – jeden z treningów


otwartych dla mediów. Worek trzyma Fritz Sdunek.
Moja druga
porażka
i jednocześnie
ostatnia walka
w karierze
– z Fabrice’em
Tiozzo,
26 lutego 2005 r.
Boksowałem
nieźle, naprawdę.
Chociaż czułem,
że to już nie to.
Musiałem się na
chwilę zagapić
i dlatego tak to
się skończyło

KONIEC KARIERY
– porażką przed
czasem w szóstej
rundzie.

248

A  tu Hanraths przychodzi do mnie po ostatnim sparingu Nie będzie kasy, sam będziesz boksował”. No i przyjechali na czas.
i mówi: „Darek, tu masz do podpisania kontrakt”. „Przecież już Z tym kontraktem do podpisania i dodatkowymi pieniędzmi.
podpisaliśmy...”. A ten: „Nie, no wcześniej to ty podpisałeś prze-
dłużenie kontraktu”. Przyjaźni to już faktycznie między wami nie było.
– Biznes jest biznes.
Jakie przedłużenie?
– Nie wiem, przecież nie czytałem. Pewnie chcieli się zabezpie- Sama walka z Tiozzo. Nokaut w szóstej rundzie...
czyć, w razie gdybym kontynuował karierę, żebym faktycznie nie – Nie no, tamta walka była super, naprawdę. Boksowałem ­nieźle.
szukał jakiejś innej grupy poza Universum. Musiałem się na chwilę zagapić i dlatego tak to się skończyło. Ale
„Gdzie jest Kohl!?” – pytam. „W biurze”. Poleciałem do niego, prawda jest też taka, że miałem już watę w rękach. Czułem w rin-
nawet butów bokserskich nie zdjąłem. Wpadam i krzyczę: „Dawaj gu, że nie biję tak mocno jak kiedyś. Robiłem duży show, jak daw-
kontrakt!”. „Ale co?”. „Dlaczego mnie oszukałeś?” – ostro z nim je- niej, ale już nie miałem powera. Powietrze s­ puszczone...
chałem. „Dawaj ten kontrakt”. Wyszarpałem mu go w końcu i po-
darłem. Ten o przedłużeniu. Dlaczego?
„A teraz, zanim podpiszę kontrakt na walkę z Tiozzo, chcę do- – Nie wiem. Słaby byłem i tyle...
datkowo 200 koła, za karę. Czekam tam i tam, do dziewiętnastej. On bił dużo mocniej, ja byłem fizycznie słaby.
Przygotowania były tak mocne jak dawniej czy już Ty kilka razy w ringu porządnie oberwałeś, ale na szczęście
odpuszczałeś? nic poważnego nigdy ci się nie przydarzyło.
– Niby wszystko było jak dawniej, ale... Zdarzało się np. winko – Na szczęście nie. Ale bywało różnie.
do kolacji. Nie mówię, żeby się nawalić, ale już ten jeden kieli- W ostatnich latach kariery doszło do tego, że czasem w ringu
szek wina był nieprofesjonalny. Dawniej podczas przygotowań, wolałem już przyjąć trzy ciosy niż jednego uniknąć.
w tej najważniejszej fazie, za nic bym alkoholu do ust nie wziął.
Ani kropli. To była twarda zasada, nie do ruszenia. Jak to?
– Bo to unikanie ciosów kosztowało mnie więcej sił niż ich przyj-
Co się zmieniło? mowanie.
– Już po prostu żyłem przyszłością. Tą dalszą – po walce. Nie było
takiego głodu zwycięstwa. Częściej zapominałem o czekającym Po zakończeniu kariery nie ciągnęło cię z powrotem na ring?
mnie Tiozzo, bo myślałem o biznesie. – Nigdy. Odwrotnie – w ciągu ostatnich pięciu lat nie mogłem się
doczekać ostatniej walki.
Pierwsza myśl po walce z Tiozzo?
– Że to już koniec. Już w ringu wiedziałem na sto procent. To Miałeś coś takiego jak filmowy Rocky, który bodaj w trzeciej

KONIEC KARIERY
była pięćdziesiąta walka, w sam raz – akurat pasowało, żeby za- części stracił głód wygrywania, agresję...
kończyć karierę. Zresztą co się będziemy oszukiwać – co innego – Nie tyle straciłem głód zwycięstw, ten miałem zawsze. Ale już
mi zostało? Z wagą miałem problemy, a boksowanie w cruiser, nie było tej koncentracji co wcześniej. Już robiłem biznesy, mia-
w kategorii wyżej, między półciężką a ciężką, w ogóle mi nie pa- łem inne zajęcia, co innego zaprzątało mi głowę. A nie można dać
sowało. z siebie 99 procent, bo te 99 procent to jest tak naprawdę zero
To był już koniec. Ale przynajmniej dobrze płatny. Za walkę procent. Jak ktoś ci mówi: „Na 99 procent masz to załatwione”, to
250 251
z Tiozzo dostałem 4,3 miliona euro. To też była taka nagroda znaczy, że nic nie jest załatwione. W sporcie jest tak samo. I ja za
dla mnie, na pożegnanie. to zapłaciłem pod koniec kariery, dlatego że równolegle już wte-
dy organizowałem sobie życie poza sportem.
Myślałeś o zdrowiu?
– Nieee, ja się dobrze czułem. Zdrowie... Dykcję do dziś mam do- Ale o mało jednak nie wróciłeś na jeszcze jedno starcie – na
brą, głowa mnie nie boli. trzeci pojedynek z Graciano Rocchigianim.
– Mieliśmy się bić w 2007 roku. Skasowałem za to paręset tysięcy
To niestety w boksie zdarza się często – sztucznie euro. Najłatwiej zarobione pieniądze w życiu. Na walkę namawiał
wydłużane kariery, gdy widać już, że setki potężnych ciosów mnie Andrzej Grajewski. Przyjechał kiedyś i mówi, że jest grupa
pozostawiły na zawodniku trwały ślad, a ten wciąż wychodzi biznesmenów, którzy chcieliby coś takiego zorganizować w Berli-
na ring. nie. Odpowiedziałem mu, że już nie boksuję.
– Zwykle to nie miłość do boksu. Decydujesz się na to, bo brakuje
ci kasy. Jak cię przekonał?
Jak widzę, że cały czas boksuje np. taki Oliver McCall, urodzo- – No jak? Kasą. Najpierw powiedział, że mogę zarobić milion
ny w 1965 roku, to mi się wierzyć nie chce. Przecież on jest upo- złotych. Odpowiedziałem, że za tyle to ja nie wstaję rano z łóż-
śledzony, ma kłopoty emocjonalne. Inna sprawa, że i tak wygry- ka. W końcu wytargowałem dwa miliony euro. Dwie bańki, kupa
wa z naszymi „nadziejami” boksu, tymi naszymi niby-gwiazdami, kasy, co? Może jeszcze bym się wahał, ale przyjechał do mnie
i to boli jeszcze bardziej. sam Graciano. „Siema, bruder” – on dialektem berlińskim gada,
śmiesznym takim. „Chodź, powalczymy” – namawiał. To ja mó- Pod tym względem Peter o  mnie dbał. Ale ja miałem też
wię: „No dobra, Graciano, jak trzeba, to trzeba, trudno”. innych znajomych – Scorpionsów, Bruna Bruniego, Gerhar-
To miało być dziesięć rund, już nie o żaden tytuł. Ot tyle, żeby da Schrödera, Hainza Hönischa, Otto Kerna, szefów wytwór-
show zrobić. Tylko że ja zastrzegłem, że muszę mieć jakieś gwa- ni płytowych... Nie robiłem z nimi żadnych interesów, ale byli
rancje, nie będę się przecież przygotowywał bez pewności, że moimi kolegami – oni mnie lubili, a ja ich. I sporo się od nich
walka dojdzie do skutku. Pojechałem do tych biznesmenów do uczyłem.
Berlina i wytargowałem, że będą mi wypłacać 100 tysięcy euro
miesięcznie na przygotowania – z tej mojej dwumilionowej puli. Pod koniec kariery byłeś więc już bokserem biznesmenem,
No i płacili, a ja z tych pieniędzy żyłem jak król. który oprócz treningów i walk rozkręcał też swoje interesy.
Najpierw zafundowałem sobie kompleksowe oczyszczanie or- – W uszach dźwięczały mi słowa Kohla i innych: „Pamiętaj, praw-
ganizmu w Wunstorfie, w takiej klinice, gdzie pojechałem tak na- dziwe życie zaczyna się dopiero po sporcie. I musisz się do tego
prawdę zrzucić parę kilogramów. Oj, tam to był hardcore. Dawa- prawdziwego życia przygotować. Musisz mieć na nie kasę”. Ja się
li ci trzy litry wody, do tego specjalną sól i musiałeś to wszystko tego bardzo bałem – tego, co może być po końcu kariery. Jak to,
wypić. Przez jedenaście dni żadnego żarcia, a do tego codziennie nie będę mieszkał w pięknym domu, nie będę miał tego wszyst-
30 kilometrów na rowerze i serie ćwiczeń na brzuch. Tragedia. kiego co do tej pory? Zwyczajnie bałem się plajty. I dlatego jesz-
Pod koniec było już łatwiej, po prostu nie czułem głodu, ale na cze boksując, zabezpieczałem już swoją przyszłość.
początku chodziłem po kryjomu wszędzie, gdzie tylko mogłem,
szukałem kuchni i czegoś do jedzenia, ale zapomnij – wszystko
pozamykane.
Potem urządziłem sobie jeszcze obóz w  Zakopanem. Cały
Centralny Ośrodek Sportu się tam ze mną bawił – zapaśnicy, wio-
252 253
ślarze, piłkarze ręczni. Jak urządzałem grilla czy pieczenie dzika,
to wszystkich zapraszałem. Wesoło było. Trwało to wszystko kilka
miesięcy. Dostałem cztery albo pięć rat i w końcu okazało się, że
walki nie będzie. Nawet nie wiem dlaczego. Skończyły się zaliczki,
to i ja skończyłem przygotowania.

Nie wszystkim udaje się złapać odpowiedni moment


na zakończenie kariery.
– Mnie się udało, bo byłem życiowym cwaniakiem. Słuchałem lu-
dzi, interesowałem się różnymi rzeczami. Dużo nauczył mnie też
Peter Kohl, to właśnie on mi najczęściej powtarzał: „Darek, słu-
chaj, uważaj na pieniądze, odkładaj je, nie szalej”.

Z Patrycją, moją drugą żoną, podczas uroczystości


zakończenia przeze mnie kariery.
Chodziło konkretnie o to, żeby to, co się odłożyło w ­trakcie walczyć o swoje, dosłownie. Inne grupy dzieciaków chciały nas
­­
kariery na kupkę, nie malało, wręcz przeciwnie. Żeby nic nie wyrzucić z tego miejsca, chętnych do mycia szyb było wielu. Jak
­zabierać, a żeby jeszcze do tego dokładać. Bo tylko głupi bierze już się sytuacja robiła bez wyjścia, to Mały zawsze wychodził
z kupki, która kiedyś się przecież skończy. – to znaczy ja, bo to ja Mały byłem, ksywę taką miałem. I zawsze
Poza tym ja mam tak, że jak nie umiem zarobić, to się czuję ­dawałem radę, choć krew się lała.
słaby. Do dziś tak mi zostało. Dlatego cały czas szukam nowych
możliwości na zarabianie pieniędzy, działam coraz bardziej Miałeś wtedy dwanaście lat.
­profesjonalnie, zatrudniam już w sumie kilkaset osób. Co praw- – Ojca już nie było, a dla mnie już samo to, że mogę bezkarnie
da nie wszystkich znam osobiście, ale jednak szefem i właścicie- na tym parkingu pracować – we Wrzeszczu, tak daleko od domu
lem j­estem. – było dla mnie czymś wyjątkowym. Król życia – tak się czułem.
I ktoś mi nie będzie pozwalał szyby w aucie umyć? No to wiecie
Jakie były te twoje pierwsze biznesy? – biłem się, chłopaków piętnastoletnich ­waliłem. Ale co tam?
– Manhattan wybudowaliśmy, czyli centrum handlowe w Gdań- Po prostu zamiast raz musiałem cztery razy p ­ rzywalić.
sku Wrzeszczu, byłem w nim udziałowcem. Zarobiłem na tym Lałem tylko tych, którzy chcieli nas stamtąd wygonić.
z cztery razy tyle, ile włożyłem. A po latach w tym miejscu zbudowaliśmy Manhattan. Niezła

KONIEC KARIERY
historia – od pucybuta do milionera, nie?
Pamiętasz, jak zapadła taka śmiała decyzja: budujemy
Manhattan? Ile zarobiłeś przez całą karierę bokserską?
– Pomysłodawcą i  ojcem wszystkiego był Wojtek Majchrza- – Nie jestem w stanie tego dokładnie policzyć. 30 milionów euro
kowski, mój przyjaciel i  przewspaniały człowiek. Kupę kasy netto – to na pewno. Sporo też oczywiście wydawałem, ale uda-
przy Wojtku zarobiłem. Jesteśmy jak rodzina prawie. Przecu- ło mi się doprowadzić do tego, że po zakończeniu kariery nigdy
254 255
downy człowiek, przewielki. Później dzięki niemu jeszcze parę nie żyłem gorzej niż w czasach, kiedy boksowałem. Nigdy nie
nieruchomości kupiłem. Ja w ogóle mam szczęście do takich musiałem sprawdzać, ile dokładnie kosztuje dom, samochód,
ludzi. zakupy.
Tylko raz miałem moment, że musiałem się „schować”, ­kiedy
Manhattan stanął w miejscu, gdzie jako mały chłopak myłeś moich pieniędzy szukała Dorota. W związku z alimentami mu-
szyby samochodowe. siałem wtedy na c­ hwilę splajtować, na chwilę się przewrócić.
– Niemal w tym samym miejscu. W 1980 roku, jak mój tata zmarł,
zacząłem tam z  kolegami myć szyby. Nie pamiętam, skąd się Jak to „splajtować”?
wziął ten pomysł. Był tam jakiś parking, samochody się zatrzy- – (Śmiech) Normalnie. Jak jeździliśmy wtedy z Basią do Medio­
mywały, to zaoferowaliśmy usługę. Dużo zagranicznych aut tam lanu albo Paryża na zakupy, to zamiast karty kredytowej
parkowało, z Niemiec głównie. Pamiętam, że marka po 60 złotych ­musieliśmy dźwigać reklamówkę. Bo na karcie nic przecież nie
wtedy była. No i tam z gąbeczką pracowałem. miałem.

Ile płacili? Ładnie to tak się bawić w podchody z byłą żoną?


– Moja mama zarabiała wtedy z 1500 złotych miesięcznie, a ja – Nie mam wyrzutów. Nie chciałem już płacić 16 tysięcy
przyniosłem za miesiąc pracy 3 tysiące. Z  samego mycia. No euro ­miesięcznie alimentów, skoro skończyłem karierę i  nie
ale nie było też tak kolorowo, jak się teraz wydaje. Trzeba było ­zarabiałem już aż tyle.
Gotowy do kolejnej walki. Podpisy złożył mój promotor
Klaus-Peter Kohl. Jako ciekawostkę powiem wam, że nikt nie potrafił
podrobić mojego podpisu tak, żebym się nie zorientował,
że to fałszywka.

Czy ktoś nakłaniał cię, żebyś jednak nie kończył kariery?


– Nikt o tym nie mówił, ale wszyscy wiedzieli, że moja decyzja jest
ostateczna. I wiedzieli, że jestem strasznie uparty.

Jakie miałeś interesy na głowie, kiedy jeszcze boksowałeś?


– Przeróżne. Budowaliśmy już wtedy centrum handlowe Manhat-
tan, „kręciłem” też innymi nieruchomościami, które kupowaliśmy
i sprzedawaliśmy.

Wiedziałeś, co chcesz robić po zakończeniu kariery?


– Oczywiście. Nic nie chciałem robić. Tak po prostu. I to mi się A nie bałeś się, że po zakończeniu kariery zacznie
udało. ci czegoś brakować – przygotowań, emocji, adrenaliny?
Teraz, jak już coś robię, to głównie charytatywnie. W  biz- Bo o pieniądze się zatroszczyłeś.
nesach też oczywiście sam nie działam za dużo. Mam dobrych – Jedyne, czego mi brakowało po zakończeniu kariery, to tej at-
wspólników, kolegów z dawnych czasów i tych nowszych, których mosfery w naszym gymie – porannej kawy z trenerami, wspólne-
256 257
znam od kilku lat. Każdy jest za coś odpowiedzialny, ja muszę go biegania, treningów, żartów. Ale też bez przesady, emerytu-
tylko podjąć jakąś decyzję raz na jakiś czas. Ale na co dzień nie ra po trzydziestce to nie jest najgorsze, co się może człowiekowi
pracuję. A nawet jak pracuję, to nie zamknięty w zwykłym biurze, przytrafić.
tylko np. w restauracji Gianni w Sopocie albo w ogrodach Grand
Hotelu. Wtedy jest fajniej, lepiej się koncentruję. I jak wyglądały twoje pierwsze dni po zakończeniu kariery?
– Jak to jak? Budzę się rano i podejmuję decyzję – wstaję czy
Kiedy pojawił się temat powrotu do Polski już tak na stałe? nie wstaję? A jak wstaję, to czy idę na śniadanie, czy może na
– Decyzja zapadła już po walce z  De Grandisem. To ­w tedy śniadanie za późno, bo jest już pora lunchu. No i bez względu
­k upiłem sobie w  Gdyni fajne mieszkanie na ­Ś więtopełka, na to, czy śniadanie, czy lunch, kolejne pytanie to – gdzie dziś
na Dworze Królowej Marysieńki. Zacząłem je urządzać, jemy?
­s zykowałem sobie kącik. W  Hamburgu nic już nie miałem, Mocno się też udzielałem charytatywnie, bo wtedy działała już
a  to, co miałem, to i  tak musiałem pochować przed Dorotą. moja fundacja Równe Szanse, którą wymyślił Volvo, żeby jakoś
­Wszystko ­kręciło się już wtedy w Polsce, byłem już tutaj jedną uporządkować te moje wszystkie działania. Dużo też wtedy wy-
nogą. jeżdżaliśmy z Patrycją, bo to przecież jeszcze Patrycja przyjechała
ze mną do Polski.
Obawiałeś się powrotu do Polski?
– Nie, bo ja tak naprawdę nigdy stąd nie wyjechałem. A na pewno Chcieliśmy dopytać o te śniadania – kanapki czasami sobie
nie mentalnie. robiłeś?
Mój Nicolas miał wielki talent, zostałby najmłodszym mistrzem
świata, mówię wam. Szkoda, że gdy wyjechał z matką
do Stanów, zarzucił treningi.

– Nigdy. Może na początku w Niemczech, jak mieszkałem sam


w Leverkusen. Ale wtedy kupowałem chleb już pokrojony, tak
samo jak ser i szynkę, i to jadłem. Masła już nie dawałem, bo mi
się nie chciało smarować. Taką dietę miałem. Zresztą o odżywia-
nie nigdy nie dbałem – wolałem się nażreć dwa razy dziennie niż
– tak jak teraz – jeść częściej, mniej, ale regularnie.

Pofolgowałeś sobie po powrocie do Polski – kiedy nie było


już tego rygoru, reżimu treningowego?

KONIEC KARIERY
– Właściwie nic się nie zmieniło. Przecież nawet jak boksowałem,
to jak można było i jak chciałem, to imprezowałem. A ile można
imprezować? Przecież nie da się zjeść więcej niż trzy kotlety. A na-
wet dwa jest ciężko.

A nie korciło cię, żeby po karierze zostać w boksie, np. jako


258 259
trener, poprowadzić kogoś?
– Nie. Przede wszystkim: brzydzę się robotą, a to by była ciężka
praca.
A poza tym nie jestem pedagogiem, nie jestem cierpliwy. By-
cie trenerem to nie zajęcie dla mnie. Przecież widziałem, jak ten
mój Fritz czy inni trenerzy zapieprzali, jak się angażowali, zała-
twiali, biegali. Strasznie niewdzięczna robota.
A potem stoisz w tym narożniku i widzisz, jak twój zawodnik
daje dupy. Przecież bym go tam chyba zabił... Zwłaszcza że wy-
magałbym od niego tyle, ile zawsze wymagałem od siebie.

A jak było z twoim synem Nicolasem? On też próbował


swoich sił w boksie.
– Miał wielki talent, zostałby najmłodszym mistrzem świata, mó-
wię wam.
Chodził ze mną często na treningi, zabierałem go na nie na-
wet na wagary. Odwoziłem go do szkoły, a on mi mówi: „Tata, ja
nie chcę do szkoły, ja chcę na trening”. Czasami się zgadzałem.
Zawsze powtarzałem: „Tylko nie mów mamie”, ale wieczorem Jak skończył się twój związek z Patrycją?
Dorota i tak już o wszystkim wiedziała. I musiałem słuchać: „Ty – Dowiedziałem się, że ma jakiegoś chłopaka na boku. Ale to
durniu jeden nieodpowiedzialny. Dzieciaka do szkoły nie puści- w sumie było mi na rękę, bo od dawna byłem już z Basią. Nie-
łeś, a potem mu jeszcze drogich rzeczy nakupowałeś”. A ja sobie wierność Patrycji sprawiła, że łatwiej było mi ze wszystkiego zre-
myślałem: „Znowu się wygadał, małpa jedna, więcej go nie biorę”. zygnować. Patrycja dostała ode mnie 200 tysięcy euro przy roz-
Ale szybko mi przechodziło. wodzie. W sumie była biedna, nie wykorzystała tego, że ma na
Nicolas stoczył nawet dwie albo trzy walki. Fajnie boksował. nazwisko Michalczewska. Pewnie dlatego, że była za dużą balan-
Niestety, potem on i Michał wyjechali z Dorotą do Ameryki, nasz garą, nawet po ślubie. Cieszyłem się, że już jej nie ma. Zwłaszcza
kontakt się urwał i jego przygoda z boksem też. Tłumaczył mi, że wtedy mogłem się już spokojnie zająć Basią.
że nawet próbował, ale miał za daleko na trening, że matka nie Basia spadła mi z nieba. Wkurza mnie oczywiście czasami jak
chciała go cały czas wozić, a poza tym słabo znał angielski. nie wiem co, ale jest wyjątkowa. Jest mądra, kocha mnie, mam
Szkoda, bo potencjał miał niesamowity, to mógł być Tiger II. nowe dzieci, czego bym się w życiu nie spodziewał. Jest wspania-
Taki napis miał nawet na spodenkach. Widziałem w nim swoje ła, stworzyła mi znowu rodzinę, taką prawdziwą, jakiej zawsze
ruchy. Walczył inaczej, ale wiedział, o co chodzi, kumał bazę, lewą chciałem.
prostą miał znakomitą. Nicolas to wykapany ja – te same ruchy, Wkurza mnie czasami do oporu, bo ja chciałbym jeszcze od cza-

KONIEC KARIERY
to samo zachowanie. Może właśnie dlatego moi starzy znajomi su do czasu choć trochę pobalować, a ona mi nie pozwala, mówi
trzymają teraz z moim Nicolasem – biznesmeni, łobuzy, chłopaki, wtedy, że się martwi. Ostatnio wracałem do domu taksówką spóź-
którzy mają pod kontrolą całe St. Pauli. I Nicolas się z nimi zaprzy- niony trochę i rozładowała mi się komórka. Spóźniałem się może
jaźnił, jeżdżą zawsze razem na jakieś Majorki-śmorki. kilkanaście minut, a obdzwonieni byli już chyba wszyscy – Sławek,
Nicolas ma teraz dwadzieścia cztery lata, mieszka w Londynie, Andrzej, Crazy... Potem, już jak się podłączyłem, to tylko telefony
otworzył firmę inwestycyjną, kręcą pieniędzmi bogatych ludzi. odbierałem: „Darek, co się z tobą dzieje, Basia cię wszędzie szuka”.
260 261
To znaczy zarządzają nimi. Bo Nicolas skończył Uniwersytet No- Ale dobrze, że Basia jest przy mnie – bez niej byłoby mi ciężko.
wojorski, studiował finanse. I teraz się rozwija, ma charakter, daje Basia to moje słońce, tak naprawdę nie mogę o niej złego słowa
sobie radę. A poza tym jest bardzo lubiany w towarzystwie, jest powiedzieć. Słuchajcie, jak ona się o mnie troszczy, martwi. Wzru-
fajnym kolegą. szające. Jest jak moja mama, ciocia, babcia, siostra... I żona, ale
Mój drugi syn Michał ma dwadzieścia osiem lat. On skończył dopiero na końcu.
z kolei Babson College, studiował biznes, uczył się, jak organizo-
wać firmy, zarządzać nimi, budować strategie. Michał jest bar- Po co był ci właściwie ślub z Patrycją, skoro byłeś już wtedy
dziej stonowany, taki samotnik. Chce zostać artystą. Skończył jed- z Basią?
ną z najlepszych szkół na świecie, a chce być artystą... Ostatnio – Kurczę, panowie, tak to czasami jest. Byłem wtedy zagubiony,
zaczął robić w złocie. Oczywiście pierwszym klientem byłem ja a poza tym akurat kobiety to była moja najsłabsza strona. Zawsze
– kupiłem bransoletkę za 10 tysięcy euro. OK, mogę kupić jesz- im wierzyłem, lubiłem z nimi balety, lubiłem życie z kobietami. Pa-
cze jedną, na drugą rękę, ale trzeciej już nie mam. Dlatego trzeba miętam, że kiedy miałem już pieniądze, to byłem tak zaur­o­czony
pomyśleć o innych rynkach zbytu. tym światem, balety, kobiety, seksparty... Brałem sobie wtedy
po kilka naraz, nawet się od tego trochę uzależniłem. To jest ta-
A Michała nie ciągnęło do boksu? kie proste i prymitywne, ale przy tym fajne. Myślę, że każdy fa-
– A gdzie tam... Jak tylko próbował zrobić pozycję bokserską, to tyl- cet chciałby to przeżyć. W tamtym okresie to była dla mnie bajka
ko był straszny obciach. Do dziś sobie żartujemy: „Michał, zrób po- po prostu. Dopiero Baśka sprowadziła mnie znowu na ziemię,
zycję bokserską...”. On robi. „O Boże! Idź mi z tym, pokrako jedna”. i to szybko. Była ładna, kochana, tak czule się mną opiekowała.
I z tego całego wariactwa ściągnęła mnie na dół: „Kolego, gdzie A Basia nie była wściekła, że się ożeniłeś?
ty żyjesz, w kosmosie? Jak ty wyglądasz, jak ty się zachowujesz? – Szczęśliwa oczywiście nie była, ale szybko jej wytłumaczyłem,
Przecież to nie jesteś ty, to nie jest twoje życie, długo tak nie po- że to nie ma żadnego znaczenia. Najważniejsze, że się kochamy.
ciągniesz, to ma krótkie nogi”. Basia nie chciała mnie też chyba stracić, nie potrafiła powiedzieć:
Powiem wam, że to był dla mnie szok – że spotkało mnie jesz- „Wziąłeś ślub? To się bujaj”.
cze coś takiego. Dziś to już co innego – jakbym tylko jakąś pocałował, to od
razu bym kopa w dupę dostał.
No to po co ci był ten ślub z Patrycją?
– Szczerze – chyba tylko po to, żeby był kolejny balet, kolejna oka- Jak się rozstawałeś z Dorotą, to byłeś już z Patrycją, potem
zja. I to balet w Sansibarze na wyspie Sylt, czyli w najlepszej re- pojawiła się Basia, ale po drodze jeszcze nam gdzieś Kinga
stauracji w Niemczech, przynajmniej moim zdaniem. A na pewno zniknęła.
bardzo drogiej. Jeżdżę tam do dziś, zajmuję najczęściej dwa sto- – Kinga to była wielka miłość, do dziś mam z nią kontakt. Zresztą
ły. I jak kelnerzy przynoszą potrawy, to ludzie zawsze podchodzą moja Basia zna Kingę, Dorota też już ją zna i Patrycja. Wszystkie
i pytają: „To pan to zamawiał? A można s­ fotografować?”. się już spotkały i poznały.
Tam jadali Gerhard Schröder, Dieter Bohlen, Udo Lindenberg, Z Kingą nam nie wyszło dopiero, jak postanowiliśmy w koń-
Boris Becker i inni. A dla mnie mają tam zawsze bardzo dobre cu razem zamieszkać, kiedy wyprowadziłem się od Doroty i po-
miejsce, bo Herbert, właściciel, jest moim fanem. wiedziałem jej o Kindze. Wcześniej z Kingą to była wielka miłość
Polubił mnie jak inni – tego biednego Polaka, który przyjechał
tylko z torbą, a potem jako jeden z pierwszych w mieście merce-
desem CL jeździł. I został mistrzem.
Na ślubie z Patrycją, choć był bez sensu, czułem się całkiem
262 263
dobrze, fajne party wtedy było. Dopiero potem poczułem, że tę-
sknię za Basią, że chcę być z nią, że ona nie jest tylko moją ko-
chanką. Zrozumiałem, że jednak źle zrobiłem z tym ślubem.
Tak jakoś wyszło... Pomysł na zaręczyny z Patrycją podsunęła
mi nasza wspólna koleżanka Alexandra Jahr. Lecieliśmy z Patry-
cją helikopterem, właśnie na obiad do Alexandry, a tu nagle na
dole, na polu, pojawił się wielki napis: „Kocham Cię! Czy chcesz
być moją żoną?”.
Takie bajery, zabawa bardziej, ustawka pod „Bild-Zeitung”,
show taki.

Ale ten napis to ty zrobiłeś czy ta Alexandra?


– Ona to zleciła. Przyszła do mnie kiedyś i mówi, że możemy to
zrobić tak i tak. „A pewnie, zajebiście, superpomysł. Tylko mi nie
każ nic przy tym robić”.

Moja Basia kochana. Zakochałem się w niej od pierwszego


wejrzenia. Mówię wam, to było jak uderzenie pioruna.
– pływaliśmy razem promem do Grecji, spaliśmy na balkonie I zacząłem dopytywać, kto to jest i dlaczego ja jej jeszcze nigdy
przytuleni. Podobnie było we Włoszech. Kinga mnie tak oczaro- nie widziałem. Takiej damy, takiej dziewczyny. Nikt mi nie po-
wała, że nawet na biwaki się godziłem – jeden po drugim, choć ja trafił dokładnie powiedzieć, kto to właściwie jest, ale nie czeka-
biwaków nie cierpię. jąc na konkrety, od razu ją zaatakowałem. Konkretnie w prze-
Kiedy Kinga została korespondentką ZDF, mieszkała w War- bieralni. Mówię do niej: „Chodź tu, moja piękności, moje szczę-
szawie, a ja często do niej przyjeżdżałem. Na początku zatrzymy- ście...”. A ona do mnie: „Zostaw mnie, proszę cię, zostaw. Ja tu
wałem się jeszcze w Sheratonie, w apartamencie prezydenckim, jestem z chłopakiem”. A ja o tym nie wiedziałem. I oczywiście
a w nim wiadomo – balety ostre. Potem przyjeżdżałem już tylko odpuściłem.
do Kingi, do jej mieszkania, można powiedzieć, że mieszkaliśmy Później okazało się, że Basia jest przyjaciółką Ani, naszej me-
ze sobą. I dopiero wtedy wyszło szydło z worka. nedżerki z  Tiger Gymu. Pracowała w  Gdańsku w  przychodni
Któregoś dnia wstaję rano i mówię Kindze, żeby załatwiła ko- homeopatycznej, prowadziła biuro, zajmowała się rejestracją
goś do sprzątania, bo syf straszny dookoła, trzeba też wyprać moje pacjentów. Często ją odwiedzałem. Namawiałem, żeby rzuciła
rzeczy. A ona mi na to: „Dała Bozia rączki?”. Co?! „No weź załatw pracę, bo do czego ona była jej potrzebna. A jak Basia się upiera-
kogoś, niech to ogarnie”. A ona to samo: „Dała Bozia rączki?”. No to ła, że nie, to rozmawiałem z jej szefem, właścicielem przychodni,
się spakowałem i tyle mnie widzieli, wróciłem do Hamburga. żeby ją w końcu zwolnił. Robiłem to, bo chciałem, żeby więcej

KONIEC KARIERY
Nie chciałem, żeby ona to sprzątała, miała tylko kogoś zała- czasu spędzała ze mną, bo Basia nie wychodziła mi z głowy.
twić, a ja bym za to zapłacił. A ona z tym swoim: „A dała Bozia Zobaczyłem ją raz i nie mogłem zapomnieć. Piękna dziewczy-
rączki?”. Spieprzałem stamtąd szybko, wróciłem jak kundel do na, pięknie pachniała, pięknie się poruszała, pięknie ubierała.
Doroty, z podkulonym ogonem. ­Elegancka pod każdym względem.
Potem któregoś dnia pojechaliśmy do Oświęcimia na urodziny
Wpuściła cię? mojego kolegi Lolka, który też był jednym z menedżerów naszego
264 265
– Przyjęła mnie, a nawet się chyba cieszyła, że wróciłem. Pamię- klubu. Basia też go znała, więc pojechała, podróżowaliśmy wszy-
tam też, że jak byliśmy z Kingą, to jeszcze sobie wtedy łeb na łyso scy wynajętym busem. No i tam to już nie było wyjścia – niemal
ogoliłem. Na zero, wyglądałem jak bamber. Nawet nie wiem, dla- od startu już było love story.
czego to zrobiłem – tak po prostu, dla jaj, przecież byłem zako- Jak wróciliśmy do Trójmiasta, to Baśka miała od razu jechać
chany i szczęśliwy. Ale już nigdy tego numeru nie powtórzyłem. do Włoch na wczasy. Zaczęła sugerować, że może jednak zosta-
Z tą Kingą i z tym sprzątaniem to był dla mnie szok. Dobrze, że nie, że wcale nie musi tam jechać. A ja jej na to: „Ależ jedź, ko-
kiedy zamieszkaliśmy razem, zdążyliśmy się sprawdzić. I dobrze, chanie, jedź do tych pięknych Włoch”. Dopiero potem Basia mi
że teraz moja Basia aż tak mnie nie ściga. Ostra jest, nie powiem, zdradziła, że liczyła po cichu, że nie pozwolę jej jechać, że będę ją
ale nie aż tak. zatrzymywał. Ale przecież ja wtedy zupełnie tak do tego nie pod-
chodziłem, luz blues, przecież dopiero co się poznaliśmy. Choć
Jak właściwie poznałeś Basię? jak pojechała, to za nią tęskniłem.
– Była już na mojej walce z Fabrice’em Tiozzo. Przyjechała do
Hamburga z  całym autokarem, to był organizowany wyjazd A co na to Patrycja?
z Polski, z mojego Tiger Gymu. Ale poznaliśmy się dopiero póź- – Ona była wtedy w Hamburgu, kasę miała, też tam już swoje rze-
niej, w Polsce, kiedy przyjechałem na pierwszą rocznicę właśnie czy pewnie robiła. Ale mnie to nie obchodziło. Pamiętam, że po
Tiger Gymu. Wchodzę do tej sali, patrzę, a  przy barze siedzi powrocie z tego Oświęcimia podchodzę do Volva i mówię: „Baśka
taka piękna dziewczyna, nigdy nie widziałem piękniejszej. My- jest moją nową dziewczyną”. A on tylko: „Wiedziałem, kurwa, wie-
ślę sobie: „Kurde, co to za piękność?!”. Skichałem się od razu. działem”.
Jak się oświadczyłeś Basi? Też był helikopter? R O Z D Z I A Ł 8
– Lepiej spytajcie Basię. Powiem wam tylko, że nie wyszło tak, jak
chciałem. Kupiłem w Antwerpii brylant, ale wyszło, jak wyszło.
Czekajcie...
(Dariusz Michalczewski dzwoni do żony i ustawia telefon na tryb
głośnomówiący)
Dariusz Michalczewski: – Cześć, kochanie, opowiedz chłopa-
kom, jak wyglądały nasze zaręczyny.
Barbara Michalczewska: – Byliśmy mocno pokłóceni. Wracali-
śmy w nocy samochodem z Warszawy, byłam już wtedy w ciąży.
Wjechaliśmy do garażu, wysiedliśmy i wtedy wyciągnąłeś z kie-
szeni pierścionek i powiedziałeś: „Miałem ci nie dawać, ale masz”.
Dariusz Michalczewski: – Fakt, za romantycznie nie było. Choć
powiem wam, że i tak bardziej to przeżywałem niż wtedy z Patry-
cją, w helikopterze nad tym polem.

DAREK MILIONER
Barbara Michalczewska: – W ogóle się zdziwiłam, że wcześniej
sam podjąłeś ten temat. Sam z siebie powiedziałeś mi kiedyś:
„Jak tylko się rozwiodę, to zaraz bierzemy ślub”. Pamiętam, że nie
myślałam, że będziesz chciał się jeszcze kiedyś żenić. Ale skoro
sam zacząłeś... Liczyłam tylko, że wszystko odbędzie się w takiej
kolejności: zaręczyny, ślub i potem dopiero dziecko.
Ale jak już się rozwiodłeś, długo do tematu nie wracałeś. Cze-
kam, czekam, a tu nic, o ślubie już nie mówisz. A ja nie miałam ∞ Najlepsze restauracje są w Hamburgu ∞ Tata Darka i Nel ∞
odwagi się zapytać, pomyślałam, że może się jednak rozmyśliłeś.
Zaczęliśmy za to rozmawiać o dziecku – ty chciałeś i ja chciałam. ∞ Biznesy Tigera ∞ Dzień powszedni milionera ∞
Nie było to za bardzo po kolei, jeśli chodzi o moje plany, ale jakoś
∞ Akcje charytatywne ∞ Ostatni balet na cmentarzu ∞
się z tym pogodziłam. Tak że te twoje oświadczyny to i tak była
niespodzianka. Za to ze ślubem już nie chciałam czekać. Mówi-
łeś, żebyśmy poczekali do urodzin dziecka, że wtedy będę mogła
przynajmniej pobalować, ale się uparłam. Chciałam, żebyśmy już
byli po ślubie, jak się dziecko urodzi. I tym razem postawiłam na
swoim.
Lubisz dobrze zjeść. I co? Ten kucharz zdał egzamin?
– Nie da się ukryć, uwielbiam dobrą kuchnię, dobre restauracje, – Zdał. Jak wrócił i zrobił mi makaron, pachniało jak w Cuneo.
dobry serwis. To fantastyczne miejsca, w których chce się być, do Przestańmy już o tym, bo ślinka mi leci.
których się tęskni i zawsze chętnie wraca. Sól życia.
Dla jasności: nie masz żadnych udziałów w Giannim.
Najlepsza restauracja w Trójmieście? – Nie, nie mam z tym nic wspólnego. Oprócz tego, że często tu je-
– Dla mnie gdyński Moon. Kuchnia mieszana – chińska, ale i euro- stem. Fajne miejsce: plac Przyjaciół Sopotu, fajna obsługa, dobre
pejska. Wszystko na dobrym poziomie. Taka polędwica na przy- jedzenie. Ale nie tylko tu bywamy. Niedaleko mamy Hotel Grand,
kład, palce lizać. Chociaż dawno nie jadłem, bo od maja jestem nieco dalej Dworek Admirał.
wegetarianinem...
Gianni pełni funkcję twojego zastępczego biura?
Nie brakuje ci mięsa? – (Śmiech) Faktycznie, jak mówię w domu, że idę „do biura”, to
– W ogóle. Super się czuję. Ja zresztą nigdy nie przepadałem za wiadomo, że jestem w Giannim. W prawdziwym biurze, w cen-
szynkami, kiełbasami, kotletami. Kocham za to ser, makaron trum handlowym Manhattan w  Gdańsku Wrzeszczu, bywam
i rybę – tych ostatnich akurat mi brakuje, bo ryb też nie jem. może raz w roku. To w Giannim najczęściej robię moje biznesy,
spotykam się ze znajomymi, z dziennikarzami, tu mam swój sto-
Restauracje w Polsce można już porównać z twoimi lik, który zawsze na mnie czeka. Nawet miejsce wybrałem takie,
ulubionymi lokalami w Hamburgu? żeby w lustrze widzieć, kto ulicą przechodzi.
– A  skąd. Przepaść jest wielka, nie ma czego porównywać.
W Hamburgu mieszka najwięcej milionerów w całych Niemczech,
to i restauracje muszą być najlepsze. Mówię wam – Paolino, Cu-
268
neo, zresztą nie tylko te – to jest zupełnie inna półka.

À propos Cuneo. To prawda, że wysłałeś tam kiedyś


na własny koszt kucharza z sopockiej restauracji Gianni
na staż?
– Tak, pojechał na dziesięć dni. Już niestety go tu nie ma, zmienił
pracę. Ale pojechał i tam się uczył. Jak odwiedzałem kiedyś Cuneo
i zamawiałem makaron, to kiedy mi przynosili danie, najpierw za-
mykałem oczy i wąchałem. Mówię wam, niesamowite doznanie.
Zapach zupełnie wyjątkowy, nie ma gdzie indziej takiego. Smak
zresztą też.

Z Buno Brunim (z pasem) uwielbialiśmy wizyty w najlepszych


hamburskich restauracjach. Dobrze poznałem ich właścicieli.
Z tyłu – szef Cuneo, pierwszy z prawej – właściciel Paolino.
Na wszelki wypadek? To znaczy?
– Eee, nie. Żadne nieprzyjemności mnie tu nigdy nie spotkały. – Żadnych dzieci tam nie było, sami starsi. Nawet później zlikwido-
Żeby było jasne: ja się nie biję. Nie trafiam do takiego towarzy- wali piaskownicę. Sprzedałem całkiem niedawno, za 2,5 miliona
stwa, ja się spotykam z porządnymi ludźmi. Po dyskotekach też złotych, bez żadnych targów. Po dziesięciu latach używania, bez
już nie chodzę. Moja Basia bardzo na mnie uważa, najpóźniej zmian, renowacji. Wyszło ponad 27 tysięcy za metr. Kupcy chcieli
o dziesiątej jestem w domu. całe wyposażenie – lampy, stół. Zostawiłem wszystko, co chcieli.

Ale rano czy wieczorem? Po Świętopełka wybrałeś osiedle Nadmorski Dwór


– Nie, no, poważnie mówię. w Gdańsku?
– Trzysta metrów. To prawie cała klatka. Pięć mieszkań połączo-
Ty, król życia? nych już na etapie budowy. Mamy duży taras, cały ogród dla nas.
– Kocham dobrą atmosferę, to dla mnie największa motywacja Niby blok, ale kilkaset metrów ogródka, w lesie. I morze blisko.
– wcale nie kasa, którą i tak musiałem zawsze zarobić i muszę
zarabiać dzisiaj. Lubię, jak wszyscy się cieszą, a ja mam świa- Ale mieszkacie w bloku.
domość, że sam to wszystko zorganizowałem. A bawić nie mu- – Mamy taki ogród, że w mało którym domu się to zdarza. I słon-

DAREK MILIONER
szę się przecież po nocach, przeniosłem zabawę na wcześniej- ko przez cały dzień. Basia się cieszy. Osiedle jest ogrodzone,
sze godziny. Z  Basią mamy już dwójkę małych dzieci, to nas bezpieczne, a miałbym dom, to bym się martwił. A tak budka
też ogranicza. Tyle że my i tak nie mamy czasu na balowanie strażnika – bo to przecież strzeżone osiedle – graniczy z naszym
w Trójmieście, bo ciągle jesteśmy w rozjazdach, cały czas na ogrodem.
urlopach...
Planowaliście dzieci czy wpadka?
270 271
Mieszkacie teraz w Gdańsku, ale od powrotu do Polski – Oboje bardzo chcieliśmy mieć dzieci. Tyle pamiętam, resztę wie
zdążyłeś już mieszkać i w Sopocie, i w Gdyni. Basia.
– Najpierw był apartament na Monte Cassino w Sopocie. Ostatnie Barbara Michalczewska: – Mam wszystko dokładnie uporząd-
piętro kamienicy, jakieś sto metrów. Najbardziej pamiętam z nie- kowane, wszystko oprócz męża. Z Darkiem jesteśmy razem już
go... kościelne dzwony za oknem. Co piętnaście minut. Pierwszy dziesięć lat, a z nim każdy rok to razy siedem. Czyli w sumie już
kwadrans – jeden gong, drugi – dwa, trzeci – trzy, pełna godzina siedemdziesiąt lat. A dzieci planowaliśmy bardzo długo...
– cztery. Czasami to już było denerwujące.
Oj, co tam się w tym mieszkaniu działo, ile się dziewczyn prze- Jak Darek zareagował, kiedy się dowiedział, że znów będzie
winęło... Ja je tam przez okno bajerowałem. tatą?
Barbara Michalczewska: – Byliśmy na takiej męskiej imprezie
Tak? Nie wierzymy. w Niemczech. Był 16 stycznia, pamiętam, bo to też urodziny mo-
– No mówię wam, że przez okno wyrywałem. Na mistrza świata... jej siostry. Pojechaliśmy razem, ale gdy się okazało, że impreza
To mieszkanie potem Dorota dostała, jak się ostatecznie roz- jest męska, wróciłam do hotelu – nie znałam jeszcze dobrze języ-
liczaliśmy. ka, nie czułabym się najlepiej. Test ciążowy miałam ze sobą – wia-
W międzyczasie kupiłem apartament na Świętopełka w Gdyni, domo, czekaliśmy na dziecko. Jak wyszło mi, że jestem w ciąży,
też jakieś 90 metrów kwadratowych. Piękne miejsce, tylko nie dla zadzwoniłam do Darka i poprosiłam, żeby przyszedł wcześniej.
dzieci. Dopiero wtedy mu powiedziałam.
Z Darkiem juniorem na spacerze. Mam takie poczucie,
że z poprzednimi dzieciakami nic nie robiłem, a teraz mam taką
potrzebę. Żeby chociaż Darek miał coś z tego ojca...

A jak było z drugim dzieckiem?


Barbara Michalczewska: – Nelka też była zaplanowana. O tym,
że jesteśmy w ciąży, dowiedzieliśmy się w Turcji. Byliśmy tam ze
znajomymi, oni pili drinki, a ja odmawiałam, bo już czułam, że
może coś być na rzeczy. I faktycznie – któregoś wieczoru zrobi-
łam test i pokazał, że jest ciąża.

A gdy Darek się dowiedział, że po raz pierwszy zostanie


ojcem córeczki?

DAREK MILIONER
Barbara Michalczewska: – A tego akurat długo nie wiedział. Do-
wiedziałam się od lekarza w dwunastym tygodniu ciąży, ale Dar-
kowi od razu nie powiedziałam, żeby później miał niespodziankę.
Dariusz Michalczewski: – Dobrze, że tym razem okazało się,
że będzie dziewczynka, bo jeszcze raz bym musiał próbować

273

I?
Barbara Michalczewska: – Zareagował normalnie, bez szału. Ucie-
szył się, ale liczyłam, że będzie skakał pod sufit (uśmiech).
Dariusz Michalczewski: – Baśka twierdzi, że jak się Darek urodził,
to mnie przez pół roku w domu nie było. Ale to nie jest prawda.
Żadnej ucieczki od pieluch nie odstawiałem, zresztą Baśka i tak
mnie do takich spraw nie dopuszczała. Ale myślała, że wciąż, cały
czas będziemy razem, że będziemy ze sobą spędzać całe dnie.
Bo tak było, kiedy byliśmy sami, bez dzieci. Rano wstawaliśmy ra-
zem, wszędzie razem chodziliśmy i wieczorem kładliśmy się spać Odpoczywamy
z Nelką. Dobrze,
– też razem. Ale kiedy na świecie pojawił się Darek, a potem Nel,
że tym razem
to już się tak nie dało. Basia musiała się zająć dziećmi, domem,
urodziła
a ja – chodzić na różne spotkania, biznesowe i nie tylko, lokalne, się córka,
ale i w różnych innych miastach, do tego spotkania z chłopakami bo musiałbym
itd. Ale żadnych szaleństw. Nawet jak była zabawa, to odpowie- próbować
dzialnie. do skutku.
Z Darkiem na basenie – junior uczy się pływać.
To była naprawdę fajna zabawa.

(śmiech). Zresztą Basia już zapowiedziała, że kto wie, czy nie


będzie jeszcze jednego. A  czemu nie? Pieniądze są, warun-
ki też. Ale na razie czeka mnie wychowywanie Nelki. Miałem
do tej pory trzech chłopaków, to co nieco już wiem. Ale co ja
z córką będę robił? Wszyscy mnie straszą, że będzie inaczej.
No i fakt. Moje dorosłe chłopaki – Michał i Nicolas – śmieją
się: „Tato, tak nas w kartach czy w chińczyka nauczyłeś oszu-
kiwania, przekręcania, cwaniactwa, że na studiach z nami nikt
w nic nie chciał grać”. Z dziewczynką to jednak zupełnie co in-
nego.
Albo jak będzie chciała rękawice bokserskie założyć, to co?
Przecież jej nie oddam. Nokautować mnie będzie i tyle. Darko-
wi się daję nokautować, ale sam też musi trochę przyjąć, żeby
wiedział, co to znaczy, a  dziewczynka to dziewczynka. Tylko
żeby nie wyszło, że biję dzieci, wiecie, o co mi chodzi. Darkowi
274
nie daję łatwo wygrywać, musi zrozumieć, co to rywalizacja.

A ćwiczy chętnie? W jednym z wywiadów powiedziałeś, że dopiero przy


– Boks? Nie ma czasu. Dzień w dzień ma pływanie, tenis, piłka, te- trzecim dziecku zrozumiałeś, jak to jest być ojcem.
nis, piłka... On tylko albo uprawia sport, albo maluje. No i tablet, – Bo coś w tym jest. Teraz często wożę popołudniami Darka na
rzecz jasna, ale to chyba wszyscy. piłkę. Mogłaby Basia albo Janeczka, moja wspaniała teściowa, ale
nie. Jak tylko mogę, to ja tam muszę być. Mam takie poczucie, że
Ma talent? z poprzednimi dzieciakami nic nie robiłem, a teraz mam taką po-
– Niezwykły. Trener od tenisa mówi, że mały po tygodniu gra jak trzebę. Żeby chociaż Darek miał coś z tego ojca...
ktoś, kto ćwiczył dwa lata. Ma niesamowite wyczucie. Zresztą Jak Michał i Nicolas byli mali, ja byłem mistrzem świata. Cią-
w badmintona grał już, jak miał trzy latka. Odbijał ze mną nawet gle miałem mnóstwo zajęć. Musiałem się pokazywać – na tenisie,
po dziesięć-dwadzieścia razy. koszykówce, piłce nożnej, Formule 1. Jak chłopaki chcieli, chodzili
ze mną. Dla nich to była „VIP-owska” atrakcja, ale przecież tylko
Chciałbyś, żeby syn zrobił sportową karierę? „przy okazji”. Dla nich samych nie miałem czasu.
– Ma wielkie szanse, ale to nie jest takie proste, jak się może wy- W domu było tak: cicho, bo tata śpi, cicho, bo tata je, cicho, bo
dawać. Ale jak w piłkę będzie chciał grać... Mam wszystkie moż- tata jest zmęczony. A teraz już tak nie jest. Tata jest stary pryk, nic
liwości, żeby mu to umożliwić, wspieram go, jak mogę. Na razie nie ma pilnego do roboty, to stara się mieć też czas dla dziecka.
trenuje dwa razy w tygodniu. Oczywiście mam też co robić.
Nie ma to jak wypoczynek z najbliższymi.
Tu – z Basią i moimi starszymi synami
Michałem i Nicolasem na Kaszubach.

Firmy często cię zapraszają na swoje eventy?


– Mało kogo stać, bo biorę 100 tysięcy złotych za jeden dzień, bez
względu na to, ile godzin. Wtedy coś opowiem, podpiszę autogra-
fy, mogę się nawet z nimi napić, jeśli chcą. Takich imprez, mimo
ceny, mam około pięciu w roku. Stawkę mam wysoką, bo mi się
po prostu nie chce robić (śmiech). A jeżeli już muszę, to chcę za
to dostać odpowiednie pieniądze. Tylko że wtedy oddaję się już
całkowicie – mam przemówienie, pozuję bez ograniczeń do zdjęć,
rozdaję autografów tyle, ile trzeba, jestem do dotknięcia. Full

DAREK MILIONER
opcja, a ja jestem po prostu zajebisty. A klient szczęśliwy.
Chętnych jest wielu, ale kiedy słyszą, że chcę za to stówę, to
około 90 procent od razu odpada. Ale o to mi właśnie chodzi. Bo
ile można pracować.
Co to takiego?
– Dużo by opowiadać. Z Volvem – przyjacielem z dzieciństwa, Jakie pytania najbardziej cię denerwują na takich
276 277
rozkręcamy sieć gymów pod marką Tiger. Na razie mamy pięć spotkaniach?
w Trójmieście, ale kolejne już są w planach. Pojawiła się nawet – „Panie Darku, kiedy następna walka?”. Wyobrażacie sobie? Nie
szansa na budowę ogólnopolskiej sieci. boksuję już ponad dziesięć lat, a ludzie potrafią zapytać, kiedy
Jest marka napojów energetycznych Tiger Energy Drink, która znów wyjdę na ring. Co oni, z kosmosu są? Może to właśnie dlate-
robi już ponad 120 milionów złotych obrotu rocznie. Ale to nie go, że cały czas jestem aktywny, cały czas się udzielam i wszędzie
jest mój biznes. Użyczam firmie, która napój produkuje, znaku mnie przedstawiają jako mistrza świata w boksie. I wtedy ludzie
towarowego – Tiger. Wiecie, to taka moja renta... Kilka milionów głupieją i pytają, kiedy znów będę walczył. Przecież dziesięć lat to
rocznie wpada. wieczność! Rozumiem, gdyby pytali o to Włodarczyka czy innego,
Teraz zaczynamy ogromny temat: szybki internet w każdym który jeszcze boksuje. Ale mnie?!
miejscu w Polsce – Tiger speed. Jestem tym mocno podekscyto-
wany. Liczę, że jak rozkręcimy ten interes, to za kilka lat będzie Co wtedy odpowiadasz?
wart wiele milionów. – „Ludzie, przecież ja już dziesięć lat na emeryturze jestem. Nie
Ale nie tylko to. Mam grupę zaufanych współpracowników. dziesięć miesięcy, ale dziesięć lat!”. A oni wtedy: „E, tak pan tylko
Siadamy i dyskutujemy – inwestować w to czy nie, kupić czy nie. gada. Dobrze pan wygląda cały czas”.
Mam mądrych ludzi, ale na końcu i tak decyzję ja muszę podjąć,
powiedzieć – w prawo czy w lewo. Bo ostatecznie zawsze jest tak A w więzieniach o co cię pytają?
samo – albo wszyscy wygramy, albo... ja przegram. To jest ta od- – Tam to głównie ja mówię. Opowiadam o szacunku i respekcie.
powiedzialność, to jest ta presja. „Panowie, ja wiem, że wszyscy tu jesteście niewinni, ale prawda
Uwielbiam piosenki Maryli Rodowicz. Miałem nawet okazję
wystąpić z nią w programie „Show!Time” w 2006 r.

kasę łatwo się wydaje, a potem jest kicha. Bo co z tego, że kupiłeś


sobie wielki samochód, wypasiony dom, jak za chwilę okazuje się,
że nie masz na czynsz, nie masz go za co utrzymać. Bo ile można
brać z kupki? Dlatego uważam, że w totolotka powinni wygrywać
bogaci. Oni wiedzą, co zrobić z taką kasą (śmiech).

Dużo podróżujesz, znasz wiele sław, z większością się


przyjaźnisz. Ale dlaczego chciałeś dać po głowie Cristiano
Ronaldo?

DAREK MILIONER
– Kiedyś byłem u Jurka Dudka na meczu w Madrycie, następne-
go dnia poszedłem z nim na trening. A ten Ronaldo to dla mnie
taki niesympatyczny, arogancki gość, którego trudno lubić. Po
jest taka, że napompowaliście się gdzieś w piwnicy albo nażarliś­ tym treningu podbiegły do niego dzieciaki i poprosiły o autograf
cie jakiegoś gówna, a potem komuś zrobiliście krzywdę. I gdzie czy zdjęcia. A on je totalnie olał. Tych dzieci było pięcioro, mak-
tu jest rozum? A każdy z was ma jakiś talent. Ty umiesz ładnie symalnie sześcioro, żadne tłumy. Przecież mógł się na chwilę za-
278 279
malować, ty pisać, ty recytować, a ty masz smykałkę do majster- trzymać, to byli jego fani! Zwłaszcza że on nie był prywatnie, nie
kowania... Szukajcie swojej szansy. Interesujcie się światem, inte- był na urlopie, tylko był na treningu, czyli w pracy. Strasznie mnie
resujcie się życiem, bo w nim nie ma szybkich strzałów, panowie. chłopak zawiódł. I wtedy zawołałem na głos: „Patrzcie, najchęt-
Do wszystkiego trzeba mieć przede wszystkim fundament, a ten niej za to w pysk dałbym mu albo w dupę kopnął”. Jurek mnie
buduje się pracą, pracą i jeszcze raz pracą”. uspokoił, ale strasznie żal mi było tych chłopaków, smutni byli,
Opowiadam im, jak jako małolat zapieprzałem na treningi oni tam kilka godzin czekali.
rano i wieczorem. Po kilka kilometrów na piechotę w jedną i dru- Nigdy nie lubiłem tego Ronaldo, ale wtedy stracił w moich
gą stronę. A jak szedłem na wagary, to tylko po to, żeby się urwać oczach już zupełnie.
na trening właśnie. „Panowie – mówię im – ja nie chciałbym tu Ronaldo-srardo czy inne zagraniczne gwiazdy – mimo że je-
być nawet trzech godzin, a wy tu posiedzicie nie wiadomo ile. To stem fanem piłki – nigdy mi nie imponowały. Co innego w Polsce.
trzeba być pierdolniętym, przecież tam na zewnątrz są takie moż- Dużo bardziej wolałem poznać polskich aktorów, piosenkarzy czy
liwości”. sportowców, to było dla mnie bardziej wartościowe. Np. woka-
Naprawdę, uwierzcie mi, że te wszystkie szybkie strzały są listę Perfectu Grzegorza Markowskiego albo Budkę Suflera czy
przereklamowane. Nie chodzi tylko o jakieś „lewe numery”. Weź- Marylę Rodowicz. To są fajne postaci. Janek Borysewicz... To są
my takiego totolotka. 90 procent ludzi, którzy wygrali dużą kasę, dla mnie gwiazdy. Z aktorów lubię też Olbrychskiego, Englerta,
już po roku kończy jako bankruci. Plajta, po herbacie. Bo skąd oni Pazurę, Lindę, Kondrata. Oni to są fajne chłopaki, a nie to co ten
mają wiedzieć, jak wydawać, a przede wszystkim obracać takimi cały Ronaldo. Bardziej od niego to już wolę naszych piłkarzy, choć
pieniędzmi? Trafił im się szybki strzał, niby są milionerami, ale raczej byłych – Bońka, Lubańskiego, Majewskiego, Nawałkę.
Kiedyś byłem
u Jurka Dudka
na meczu
w Madrycie.
Na tym zdjęciu
jest z nami mój
przyjaciel Andrzej.

DAREK MILIONER
280 281

Podobno zdarza się, że kiedy celebryci przyjeżdżają do albo kucharzy z dobrych restauracji, żeby nam fajną kolację przy-
Trójmiasta, to śpią u ciebie w domu. Np. Natalia Siwiec, gotowali – dobre żarcie, do tego dobrane wino, przy okazji trochę
która pobyt u ciebie powinna dobrze zapamiętać... o tym poopowiadają. Taka wyższa klasa.
– Natalka u mnie spała razem ze swoim partnerem, ksywa Dia-
beł, bo dobrze się wtedy kolegowaliśmy. Później się to jakoś ro- No dobrze, jak zatem wygląda zwykły dzień milionera?
zeszło, bo ona błysnęła, miała swoje pięć minut, korzystała z tego Na przykład dzisiaj...
i nie miała już za wiele czasu. – Wstaję o  dziesiątej w  poniedziałek i  o  dwunastej zaczynam
Ostro wtedy pobalowaliśmy i jak wszyscy poszli już spać, to weekend (śmiech).
mi się jakiś szwendak włączył. Poszedłem w nocy do lodówki na
jeszcze jedną lufę i zacząłem głośno wołać grubym głosem: „Je- Dobra, dobra, widzimy przecież, że rozmawiając z nami,
stem stary niedźwiedź i wykorzystam zaraz wszystkie niewiasty, co chwila odbierasz biznesowe telefony.
wychodzić”. I podobno Natalka strasznie się wtedy bała, bo ja tro- – No tak, dzwonią do mnie, odbieram pewnie ze sto telefo-
chę po tym domu chodziłem i cały czas wrzeszczałem. nów dziennie. Ale ja kocham kontakt z  ludźmi, dla mnie to
Ale tak za często to my w domu gości nie mamy, spotykamy hobby. Kocham dialog, rozmowę. Nie oszukujmy, roboty dużo
się raczej na mieście. Czasami zapraszamy też do domu kucharza nie mam. Dużo bardziej angażują mnie wszystkie sprawy
związane z  działalnością charytatywną. Mnóstwo jest tego. Inna rzecz, że sam wiem, że z tym potrafię przegiąć. Mam
W tygodniu muszę podpisać kilkaset autografów, paręnaście takiego Zupkę. Znacie? Nie? Przychodzi do mnie często tu
rękawic, książek, koszulek. Kurczę, ciągle jestem mile zaska- w Sopocie: „Daj na zupkę, Darek, proszę”. Stary gracz. Zresztą
kiwany takim powodzeniem tych gadżetów – przecież skoń- z tego, co wiem, ciągle chodzi do kasyna. No fakt, mam do nie-
czyłem karierę już dziesięć lat temu. Poza tym mam dużo spo- go słabość. Czasami ode mnie i trzy stówy dziennie wyciągnie.
tkań w szkołach, domach dziecka, więzieniach, nawet przed- Przychodzi raz – dostanie stówkę. Po kilku godzinach wraca:
szkolach. To miłe, fajne, ale zajmuje mnóstwo czasu, a odma- „Darek, daj na zupkę”. „No przecież już dostałeś”. „Ale tak dłu-
wiać głupio. go cię nie było, proszę”. Koledzy mają ubaw, wiedzą, co będzie.
Pytaliście o mój zwykły dzień. Tak poważnie to wstaję rano, jak Kiwają głowami: „No, długo cię nie było, prawda”. No to drugi
odwożę Darka, to za piętnaście siódma. Jedziemy do przedszko- raz mu daję. A wróci później, jak już się zabawa porządnie roz-
la, a potem idę biegać – na bieżni w Manhattanie. Potem trochę kręciła, to jeszcze raz wycygani. Koledzy mi mówią, że jestem
robię siłkę. Od czasu do czasu mamy z Volvem rozkminkę – pla- pierdolnięty.
nujemy, co musimy zrobić i na kiedy. Robimy sobie sauenkę, dwa Naprawdę „Zupki” nie znacie?
razy piętnaście minut, i tam wszystko omawiamy. No i potem
jadę do biura. Czyli do Gianniego. Niedawno mocno zaangażowałeś się w kampanię „Ramię

DAREK MILIONER
Około czternastej przychodzą chłopaki, jeszcze gadamy o inte- w ramię po równość – LGBT i przyjaciele”. I oberwałeś swoje
resach. Na szesnastą zawożę Darka na piłkę. Potem z powrotem w internecie. Z perspektywy czasu – warto było?
„biuro”. I do domu. – W ogóle się nad tym nie zastanawiam. Ja niczego, co robię,
nie robię wbrew sobie. Po prostu mówiłem, co myślę. A tej jaz-
A wieczorami? „M jak miłość”, „Taniec z gwiazdami”? dy z homoseksualistami nie rozumiem. Pewnie, że wśród nich
– Do tego „Tańca z gwiazdami” to mnie do każdej edycji zaprasza- są normalni i  nienormalni. Tak jak w  każdej grupie społecz-
282 283
ją. Ale moje stawki znają. Powtarzam za każdym razem, że cena nej. Ale przecież powinno liczyć się to, czy człowiek jest fajny,
jest stała – chcę milion. I muszę wygrać. czy niefajny, a nie to, z kim śpi. To jego sprawa! Ktoś tu kogoś
krzywdzi? No nie. Wiecie, my w ogóle jako społeczeństwo jeste-
Czyli wieczorami co? śmy bardzo nietolerancyjni. Bo tu nie chodzi wyłącznie o ho-
– TVN 24. Kocham naszą politykę. Mam swoje ulubione pro- moseksualistów. My po prostu nie lubimy innych – grubych,
gramy: oglądam Monikę Olejnik, „Szkło kontaktowe”, „Kawę na chudych, małych, wysokich, Murzynów, Żydów, Chińczyków.
ławę”, te wszystkie wiadomości. Mam swoje zdanie, interesuję I to jest nasz problem.
się, co się u nas dzieje. Wkurzam się czasem jak nie wiem co. Ale Wielka dyskusja się zrobiła, czy geje powinni mieć dzieci, czy
do polityki bym nie poszedł. nie. Myślałem o tym i powiem wam, że ja już wolałbym mieć dwie
mamy niż ojca, który mnie leje, molestuje albo nie wiadomo co
Robisz sam zakupy? jeszcze. Jeżdżę dużo po domach dziecka, daję kasę, prezenty.
– Czasami, jak mnie Basia po coś wyśle. Niektóre ekspedientki I widzę te dzieciaki. Myślicie, czyby ich obchodziło, że mają dwie
dziwnie patrzą, bo z przyzwyczajenia w każdym sklepie daję na- mamy albo dwóch ojców? Oni po prostu marzą o fajnym życiu,
piwki. Biorę to, to i to. 43 złote? To daję 50. A, i jeszcze rozmie- które takie osoby mogłyby im dać...
niam kasę, żeby mieć po 10 złotych dla koleżków pod sklepem. I co, myślicie, że u nas potem w szkole będzie problem, bo się
Wiem, że wydadzą na wódkę, ale nie mogę ich olać. Weźcie sobie inne dzieci będą śmiały? Akurat. To rodzice im powiedzą: „Nie
wyobraźcie: masz przecież kasę i nie dasz tym chłopakom? Dla bawcie się z nim, bo to dziecko pedałów”. Z zazdrości pewnie, bo
mnie to piękna sprawa, że można ich wspomóc. sami nie potrafią sobie życia dobrze ułożyć.
W sieci olbrzymią karierę zrobiła twoja dyskusja A o tych naszych awanturach o homoseksualistów jest głoś­
o problemach homoseksualistów z Krzysztofem Bosakiem, no nie tylko u nas. Ostatnio w Hamburgu znajomi mnie pytali:
kiedyś posłem LPR. W pewnym momencie stwierdziłeś: „Co się tam u was dzieje?”. Oni widzą, jak się Polska zmienia, są
„Rozmawiamy już od pewnego czasu, ale ja mam wrażenie, zachwyceni. Dlatego nie mogli pojąć, co my od tych gejów chce-
jakbyśmy byli w różnych stacjach, pan w Telezakupach, my. Dla nich to już normalne sprawy, że każdy sypia, z kim chce.
a ja w CNN”. Nie wiedziałem, jak im wytłumaczyć, że mentalność to my mamy
– Faktycznie zrobiło się wtedy głośno. Nieźle mi wyszło, co? jeszcze daleko, daleko za Europą.
Gość był załatwiony. To była dyskusja w TVN-ie, przyłączyłem Cały czas zresztą ludzi kręci ten temat. Ostatnio płynąłem stat-
się do rozmowy ze studia w Gdańsku. Pamiętam, że nie miałem kiem po Motławie w towarzystwie m.in. Adama Korola, teraz mi-
pojęcia, kim jest ten człowiek, ale to, co mówił, jeżyło mi włosy nistra sportu, a jakiś gość z brzegu krzyczy w naszym kierunku
na głowie. Musiałem jakoś zareagować i tak palnąłem. „Ch... w dupę pedałom”. Co za kretyn. Jakby te „pedały” miały coś
przeciwko.
Innym razem starłeś się z posłanką Beatą Kempą
w programie Tomasza Lisa. Też poszło o poparcie wobec Wspomniałeś o Niemczech. Obraz Polski w Niemczech
środowisk LGBT. chyba mocno zmienił się w ostatnich latach?

DAREK MILIONER
– Pamiętam, ona kompletnie nie miała argumentów. Nie wiem, – Bardzo. Nie chodzi już tylko o to, że oni tu przyjeżdżają i widzą,
może to jest mądra kobieta, ale akurat w tamtym momencie wy- jak się rozwijamy. Przecież stadiony czy hale sportowe mamy
padła fatalnie. A właściwie nie wypadła wcale. Dziwiłem się, bo nowsze niż oni. Dużo dobrego robią Niemcy, którzy tu przyje-
nawet nie wiedziałem, że aż tak niski jest poziom naszej polityki. chali do pracy – kadra menedżerska. Oni u siebie złego słowa
Są fajni ludzie, z którymi można rzeczowo porozmawiać, na po- na Polskę nie dadzą powiedzieć. Wściekają się, jak jeszcze ktoś
ziomie, np. Rysiu Kalisz czy Władek Frasyniuk, ale wtedy byłem próbuje w telewizji opowiadać stare dowcipy o Polakach, w sty-
284 285
załamany. Poziom żaden, zero argumentów. Lis to wtedy słabo lu: „Jedź do Polski na urlop, twój samochód już tam jest”. Takie
zagrał, bo to ona cały czas gadała i nie dała mi dojść do głosu, żarty są już w złym guście.
powinien jej przerwać. Chociaż jej chyba się nie dało przerwać,
bo cały czas się nakręcała i w kółko na tę samą melodię. Śpiewa- Deklarujesz się jako osoba wierząca.
ła swoje nagranie, które znała chyba jeszcze z przedszkola. I ni- – Bo tak jest, chodzę do kościoła. Może nie co tydzień, ale chodzę.
komu nie dała dojść do słowa. A jak ksiądz na kolędzie ostatnio był, to został trochę dłużej, po-
gadaliśmy.
Komentarzy przychylnych po twoich publicznych
wypowiedziach było dużo, ale w internecie jest też O Kościele?
mnóstwo hejtu. Nie zabolało cię nic, co przeczytałeś o sobie – Nie, o tym to nie. Okazało się, że był moim kibicem, wszystkie
w internecie? walki oglądał.
– Nie zwracam uwagi na to, co piszą. Bardziej mnie zastanawiają Ja się w tej wierze wychowałem. Być dobrym, oddanym,
ci, którzy takie wpisy robią. Tam są czasem naprawdę fajne tek- pomocnym, nie być zazdrosnym – to jest moja wiara. Słu-
sty. Negatywne, ale pomysłowe. Ktoś musiał dużo wysiłku włożyć, cham w kościele, co księża mówią, i powiem wam, że więk-
czas poświęcić, żeby coś takiego stworzyć. Kurczę, przecież on szość mówi mądre rzeczy. Ale jak wszędzie – jedno zepsute
nic z tego nie ma, za darmo się napracował. To niewyobrażalne. jabłko psuje całą skrzynkę. Nakłaniania do głosowania, upra-
Żeby oni te swoje pomysły, ten czas wykorzystali w jakiejś dobrej wiania polityki w kościołach – tego nie chcę. Dla mnie to jest
sprawie, np. żeby mieć lepiej albo coś na tym zarobić... patologia.
Potrzebowałem bierzmowania do ślubu kościelnego
z Basią. Udzielił mi go sam arcybiskup Tadeusz Gocłowski.
Podczas uroczystości dookoła mnie były same dzieciaki,
chyba dumne, że w tak ważnym dniu jestem razem z nimi.

to Basia bardziej chciała, ona to planowała, ale ja też się zaan-


gażowałem, właściwie razem wszystko wymyśliliśmy, jak ten ślub
będzie wyglądał. Bo skoro decydujemy się już na ślub kościelny,
to musi wszystko wyjść porządnie. Żaden supersamochód, tylko
kareta. Na naszym weselu było z siedemdziesiąt osób, zrobiliśmy
je w Dworze Oliwskim w Gdańsku. Na bogato raczej było.

Tabloidy pisały, że wydaliście na wesele 150 tysięcy złotych.


– Nie pamiętam, ale aż tyle to chyba nie. Raczej 100 albo 120 ty-

DAREK MILIONER
sięcy. Nieważne – ważne, że impreza była fajna, oczepiny wyszły
super, ostro zabalowaliśmy.

Jak to się stało, że sakrament bierzmowania przyjąłeś Najfajniejsze prezenty?


dopiero w 2009 roku? – Kto miał nam co sprezentować, przecież my wszystko mamy!
– To, że nie byłem bierzmowany jak wszyscy w szkole, wyszło tak O, pamiętam, że od przyjaciół z Niemiec dostałem wtedy ­voucher
286 287
niechcący. Coś tam przegapiłem, gdzieś nie poszedłem, jakiegoś na dwutygodniowe oczyszczanie organizmu do Warnsdorfu.
świadectwa nie dostarczyłem i miałem po sakramencie. Powiedz- I mam go do dzisiaj. Może jeszcze skorzystam, bo to jest taki
my, że przegrałem z biurokracją, a potem najzwyczajniej nie mia- bon bezterminowy, chociaż akurat to oczyszczanie jest brutalne
łem do tego głowy. Chodziłem do kościoła, w pewnym momencie – dużo wody pijesz i nic nie jesz. Chyba już nie dla mnie. A z tymi
nawet regularnie, co niedzielę, codziennie rozmawiałem z Bo- prezentami to ogólnie jest ze mną trudno – wszystko mam,
giem, ale o bierzmowaniu jakoś nie myślałem. ­gadżeciarzem nie jestem, a poza tym wolę dawać, a nie brać.
Potrzebowałem bierzmowania do ślubu kościelnego z Basią. Z tego ślubu to pamiętam jeszcze, że dość długo czekałem na
Podczas uroczystości dookoła mnie były same dzieciaki, które Basię przed kościołem. Przynajmniej tak mi się wydawało. W koń-
były chyba dumne, że w tak ważnym dniu jestem razem z nimi. cu Basia podjeżdża, wysiada i po ­chwili... ­wraca do samochodu
Bo cały czas się na mnie patrzyły, a potem wszyscy chcieli sobie i odjeżdża. Okazało się, że zapomniała ­wiązanki i w efekcie spóź-
ze mną zdjęcia robić. Ale wcześniej na żadne nauki z nimi nie niła się grubo na swój własny ślub. Ależ się wtedy wkurzyłem.
chodziłem, miałem nauczanie prywatne. Takie audiencje u księ- Mówię do księdza: „Macie tu coś do picia?”. „Ale co?”. „No coś
dza Pawła, po lufie też czasami wypiliśmy, pogadaliśmy trochę. mocniejszego, bo się zdenerwowałem, muszę coś szybko wal-
nąć”. „Tylko mszalne, panie Darku”. „A, to nie...”.
Po trzech ślubach cywilnych zdecydowałeś się na kościelny.
Basia naciskała? Bałeś się, że Basia uciekła sprzed ołtarza?
– Nie miałem żadnych nacisków. Tak po prostu wyszło, chcieli- – Nie, po prostu zły byłem, że się spóźnia. Bo Baśka zawsze się
śmy mieć wszystko na biało – kościół, konie, karetę. Oczywiście spóźnia.
Ślub z Basią. Niby już mój trzeci, a licząc dwa z Dorotą,
to nawet czwarty, ale za to pierwszy kościelny.

Nie jest tajemnicą, że potrafisz się dzielić tym, co masz.


– Nie zależy mi, by o tym mówili. Zresztą wiecie, nigdy nie mam
tyle, by wszystkim dać tyle, ile potrzebują. Znajomi to się nawet
ze mnie śmieją: „Darek, po co to robisz, w gazetach i tak ci dupę
obsmarują”. I trudno. To jest taka moja odskocznia. Robię, co lu-
bię, skoro mnie na to stać.

Skąd pomysł na twoją fundację?


– Volvo wymyślił. Mówi kiedyś: „Ty pomagasz wszystkim, to zrób

DAREK MILIONER
chociaż fundację, żeby to jakoś uporządkować”. I tak się zaczę-
ło. Moja fundacja pomaga młodym sportowcom. Celowo za-
węziłem w statucie nasze cele – chciałem wspierać takich jak ja
kiedyś. ­Organizujemy obozy, dajemy stypendia, teraz budujemy
w ­Słupsku centrum szkolenia olimpijskiego, są kolejne plany.
Duża część pieniędzy, jaką wygraliśmy od producenta napoju
288 289
energetycznego, który wcześniej używał nazwy Tiger – to prawie
16 milionów złotych – poszła na fundację.

Nie mówimy tylko o fundacji.


– Jak zgłasza się ktoś po pomoc, staram się pomóc. I wszystko.
Doktor Zaorski kilka lat temu mi nos zoperował, miałem krzywą
przegrodę i przez to ciągle nos zapchany. Narobił się chłop przy
tym, po tych wszystkich moich ringowych krwotokach i złama-
niach. Zapytał niedawno, czy nie pomógłbym mu wyremontować
oddział, laryngologię w wojewódzkim. Zapytałem, ile potrzeba.
Wyszło, że 70 tysięcy. To dałem. Inny lekarz, mój serdeczny ko-
lega, szefuje neurologii. „Darek, potrzebujemy ponad 100 koła”.
I zrobiliśmy remont. Za 150 tysięcy. Na inne oddziały, szpitale też
daję kasę. Kupuję sprzęt na urologię na Zaspie, daję na onkolo-
gię w Akademii Medycznej... Nie tyle pewnie, ile by chcieli, ale ile
mogę. Wpłaciłem pieniądze na hospicjum – tak jak obiecałem po
śmierci Ani Przybylskiej – 50 tysięcy. 60 tysięcy z kolei na budowę
domu dla autystyków. To wszystko przykłady z ostatnich miesięcy.
Moja fundacja
pomaga
młodym
sportowcom.
Celowo
zawęziłem
w statucie
nasze cele
– chciałem
wspierać takich
jak ja kiedyś.

DAREK MILIONER
291

Z  hospicjum cały czas mamy kontakt. Jestem wolonta- Zdarzyło się, że powiedziałeś komuś „nie”?
riuszem, z dzieciakami się spotykam. Co roku 1 listopada na – Na pewno. Przecież tego jest za dużo, nie jesteś w  stanie
cmentarzu Łostowickim zbieram pieniądze na hospicjum. Do- pomóc wszystkim. Zwykle mówię, że mam fundację, tam już
chodzi do zabawnych sytuacji. Jak ktoś znajomy podchodzi dużo pomagam. Ale robię, co mogę. Często chodzi o napraw-
– chłopak z miasta – i dychę wrzuca, to zaraz wołam: „Kolego, dę drobne sprawy. Podchodzi kobiecina na ulicy – nie znam
pogięło cię? Weź tu zaraz stóweczkę dawaj”. A na koniec dnia, pani – i mówi: „Panie Darku, ja jestem chora, a potrzebuję te-
jak sprawdzają, ile zebrałem, dorzucam od siebie drugie tyle. lefon. Zepsuł mi się i co ja teraz zrobię, jak coś mi się stanie?”.
No to kiwnąłem na swojego człowieka, żeby zaraz poszedł
tam obok, jakiś telefon kupił, taki za dwie stówy. Ale to prze-
cież drobiazg, nie ma się nad czym zatrzymywać. Dostała pani
telefon i tyle.

W tym roku zmarł twój wieloletni trener Fritz Sdunek.


– Mocno mnie to przybiło. Wiecie, na każdego przychodzi
pora... Pojechaliśmy z  Basią na pogrzeb, spotkałem się przy
okazji z dawnymi kolegami z sali treningowej. Przynajmniej sty-
pa była na wesoło, też bym taką chciał. Przeznaczyłem nawet
kasę w  testamencie z  zastrzeżeniem, że na moim pogrzebie
mają być balety.

?
– A co, płakać mają? Nie pozwalam. Oczywiście nie tak zaraz, jesz-
cze trochę. Choć nie wiadomo, każdy ma swoją świeczkę.
A wiecie, jak bym chciał być zapamiętany? Tak prawdziwie: na-
pierdalał, pił, szkodził, ale jak było trzeba, to pomógł, w biedzie
nie zostawił... I kochał życie. Taki łobuz z dobrym sercem.

Niby jestem na emeryturze, wstaję w poniedziałek


o 10,  a o 12 zaczynam weekend, ale zajęć mi nie brakuje.
Biznesy też, ale głównie sprawy charytatywne. Mam co robić.
16 września 1991, Berlin
Frederic Porter
zwycięstwo, techniczny nokaut w 2. rundzie

15 października 1991, Berlin


Peter Cenki
zwycięstwo, techniczny nokaut w 2. rundzie

10 stycznia 1992, Akwizgran


Zoltan Habda

ZAWODOWE WALKI DARIUSZA MICHALCZEWSKIEGO


zwycięstwo, techniczny nokaut w 2. rundzie

28 stycznia 1992, Berlin


Yves Monsieur
zwycięstwo, techniczny nokaut w 4. rundzie

21 lutego 1992, Berlin


Sean Mannion
zwycięstwo, techniczny nokaut w 3. rundzie

ZAWODOWE WALKI
4 kwietnia 1992, Düsseldorf
Robert Johnson
zwycięstwo, techniczny nokaut w 2. rundzie

DARIUSZA
22 maja 1992, Dinslaken
Terrence Wright
zwycięstwo, techniczny nokaut w 2. rundzie
297

MICHALCZEWSKIEGO
27 czerwca 1992, Almancil
Richard Bustin
zwycięstwo, nokaut w 4. rundzie

28 sierpnia 1992, Akwizgran


Sylvester White
zwycięstwo, techniczny nokaut w 5. rundzie

29 września 1992, Hamburg


Steve McCarthy
zwycięstwo, dyskwalifikacja w 3. rundzie

7 listopada 1992, Kolonia


Cecil Simms
zwycięstwo, nokaut w 2. rundzie

17 listopada 1992, Lubeka


Keith Williams
zwycięstwo, techniczny nokaut w 2. rundzie

8 grudnia 1992, Berlin


Mike Peak
zwycięstwo na punkty po 8 rundach
12 stycznia 1993, Akwizgran 11 marca 1995, Kolonia
Willie McDonald Roberto Dominguez
zwycięstwo, nokaut w 2. rundzie zwycięstwo, nokaut w 2. rundzie,
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
13 lutego 1993, Hamburg
Ali Saidi 20 maja 1995, Hamburg
zwycięstwo, nokaut w 10. rundzie Paul Carlo
zwycięstwo, nokaut w 4. rundzie,
3 kwietnia 1993, Hamburg mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej

ZAWODOWE WALKI DARIUSZA MICHALCZEWSKIEGO


Pat Alley
zwycięstwo, nokaut w 4. rundzie 19 sierpnia 1995, Düsseldorf
Everardo Armenta Jr
22 maja 1993, Akwizgran zwycięstwo, nokaut w 5. rundzie,
Noel Magee mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
zwycięstwo, techniczny nokaut w 8. rundzie
7 października 1995, Frankfurt
26 czerwca 1993, Hamburg Philippe Michel
Juan Alberto Barrero zwycięstwo na punkty po 12 rundach,
zwycięstwo, nokaut w 5. rundzie mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
11 września 1993, Akwizgran 6 kwietnia 1996, Hanower
Mwehu Beya Asłudin Umarow
zwycięstwo na punkty po 12 rundach zwycięstwo, techniczny nokaut w 5. rundzie,
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
20 listopada 1993, Hamburg
Sergio Daniel Merani 8 czerwca 1996, Kolonia
298 zwycięstwo, decyzja techniczna w 9. rundzie Christophe Girard 299
zwycięstwo na punkty po 12 rundach,
19 lutego 1994, Hamburg mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
David Vedder
zwycięstwo, dyskwalifikacja w 1. rundzie 10 sierpnia 1996, Hamburg
Graciano Rocchigiani
23 kwietnia 1994, Halle zwycięstwo, dyskwalifikacja w 7. rundzie,
David Davis mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
zwycięstwo, nokaut w 7. rundzie
13 grudnia 1996, Hanower
28 maja 1994, Akwizgran Christophe Girard
Melvin Wynn zwycięstwo, techniczny nokaut w 8. rundzie,
zwycięstwo, nokaut w 2. rundzie mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
10 września 1994, Hamburg 13 czerwca 1997, Oberhausen
Leeonzer Barber Virgil Hill
zwycięstwo na punkty po 12 rundach, zwycięstwo na punkty po 12 rundach,
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej mistrz świata WBO, WBA i IBF w kategorii półciężkiej

17 grudnia 1994, Hamburg 4 października 1997, Hanower


Nestor Hipolito Giovannini Nicky Piper
zwycięstwo, nokaut w 10. rundzie, zwycięstwo, techniczny nokaut w 7. rundzie,
mistrz świata WBO w kategorii cruiser mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
13 grudnia 1997, Hamburg 20 kwietnia 2002, Gdańsk
Darren Zenner Joey De Grandis
zwycięstwo, przeciwnik zrezygnował w 6. rundzie, zwycięstwo, nokaut w 2. rundzie,
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej

20 marca 1998, Frankfurt 14 września 2002, Brunszwik


Richard Hall
Andrea Magi
zwycięstwo, techniczny nokaut w 10. rundzie,
zwycięstwo, techniczny nokaut w 4. rundzie, mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
29 marca 2003, Hamburg
19 września 1998, Oberhausen Derrick Harmon
Mark Prince zwycięstwo, nokaut w 9. rundzie,
zwycięstwo, nokaut w 8. rundzie, mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
18 października 2003, Hamburg
12 grudnia 1998, Frankfurt Julio César González
Drake Thadzi porażka na punkty po 12 rundach
zwycięstwo, techniczny nokaut w 9. rundzie,
26 lutego 2005, Hamburg
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej Fabrice Tiozzo
porażka, techniczny nokaut w 6. rundzie
3 kwietnia 1999, Brema
Muslim Biarsłanow
zwycięstwo, techniczny nokaut w 7. rundzie,
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej

28 sierpnia 1999, Brema


300 Montell Griffin
zwycięstwo, techniczny nokaut w 4. rundzie,
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej

15 kwietnia 2000, Hanower


Graciano Rocchigiani
zwycięstwo, techniczny nokaut w 10. rundzie,
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej

16 grudnia 2000, Essen


Ka-Dy King
zwycięstwo, techniczny nokaut w 7. rundzie,
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej

5 maja 2001, Brunszwik


Alejandro Lakatos
zwycięstwo, nokaut w 9. rundzie,
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej

15 grudnia 2001, Berlin


Richard Hall
zwycięstwo, techniczny nokaut w 11. rundzie,
mistrz świata WBO w kategorii półciężkiej
Redakcja: Mariusz Burchart
Korekta: Danuta Sabała
Fotoedytor: Maciej Jaźwiecki
Projekt graficzny okładki, makiety, skład i łamanie oraz przygotowanie zdjęć
do druku: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
www.panczakiewicz.pl
Zdjęcie na okładce: Renata Dąbrowska/Agencja Gazeta
Fotografie w książce: Z archiwum Dariusza Michalczewskiego s. 6-7, 10, 16, 19, 22, 24, 29,
34, 38, 41, 45, 46, 52, 55, 56, 58, 60-61, 64, 74-75, 87, 88, 93, 95, 99, 101, 102, 104, 106-107,
117, 122, 125, 127, 128, 130, 131, 132, 133, 138 (2), 142, 143, 144-145, 147, 150, 155, 156,
163, 170, 172, 175, 176-177, 180, 184, 187, 189, 190, 194-195, 199, 201, 202, 205, 208-209,
211, 214, 216, 217, 220, 222, 225, 226, 245, 257, 258, 269, 273, 275, 276, 280-281, 290-291,
294-295; KFP s. 160; Wojtek Jakubowski/KFP/REPORTER s. 228, 232; Christof Stache/AP Photo/
East News s. 235, 241, 248-249; Fabian Bimmer/AP Photo/East News s. 243; Damian Kramski/
Agencja Gazeta s. 246, 263, 272; PIOTR GRZYBOWSKI/Agencja SE/East News s. 253; PIOTR
BŁAWICKI/Agencja SE/East News s. 278; TOMASZ RADZIK/Agencja SE/East News s. 286; Rafał
Malko/Agencja Gazeta s. 288, 302-303; Renata Dąbrowska/Agencja Gazeta s. 293

Autorzy i Agora SA oświadczają niniejszym, że pomimo podjętych starań nie udało im


się ustalić osób uprawnionych z tytułu praw autorskich do fotografii i opublikowanych
w książce (poza wyżej wymienionymi). Osoby uprawnione z tytułu tych praw prosimy
o kontakt z Agorą SA (00-732 Warszawa, ul. Czerska 8/10, tel.: 22 555 40 00) w celu uregu-
lowania należności prawnoautorskich.

ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa


WYDAWNICTWO KSIĄŻKOWE:
Dyrektor wydawniczy: Małgorzata Skowrońska
Redaktor naczelny: Paweł Goźliński
Koordynacja projektu: Katarzyna Kubicka

© copyright by Agora SA 2015


© copyright by Dariusz Michalczewski 2015
© copyright by Maciej Drzewicki & Grzegorz Kubicki 2015

Wszelkie prawa zastrzeżone


Warszawa 2015

ISBN: 978-83-268-2304-6

Druk: Drukarnia Perfekt

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrze-
gał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie
osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmen-
ty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na uży-
tek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki

You might also like