You are on page 1of 466

Hakan NESSER

samotni
DE ENSAMMA
przeoy Maciej Muszalski
Wydawnictwo
CZARNA OWCA
Miejscowoci Kymlinge i jej okolic nie ma na mapie, nie-
ktre za realia akademickie i wojskowe zostay zmienione
zgodnie z wymogami sytuacji. Poza tym niniejsza ksika to
pod wieloma wzgldami prawdziwa historia.
Czy mona mwi o tym, co najgbsze w
czowieku?
zapyta Regener. Czy to ma sens?
Nie wiem o!par "arr. "o#iwe.
$rik %teinbeck,
& perspektywy ogro!nika
Prolog, wrzesie 1958
Obudziy go gosy kccych si! ludzi.
"ie byli to ojciec i matka. Oni nigdy si! nie kcili. "ie
mo#na si! kci$ w %wi!tej rodzinie, powtarza ojciec, %mie&
jc si! przy tym w ten powa#ny sposb, ktry sprawia, #e
nigdy nie byo wiadomo, czy #artuje, czy mwi serio.
"ie bya to rwnie# 'i(ianne ani #adna inna #yjca istota.
)osy rozbrzmieway w nim samym.
*rb to, mwi jeden. "ale#y im si!. + niesprawiedliwi.
"ie rb tego, odpowiada drugi. ,ostaniesz lanie. On
zauwa#y.
,ziwne, #e mo#na si! obudzi$ przez gosy, ktrych tak
naprawd! nie ma, pomy%la. +pojrza na zegarek. -yo do&
piero wp do sidmej. ,wadzie%cia minut wcze%niej, ni#
zazwyczaj wstawa. .o te# byo dziwne. /a%ciwie nigdy nie
budzi si! sam. "ajcz!%ciej musiaa budzi$ go matka, w
dodatku kilka razy.
.o dlatego, #e dzi% by wyjtkowy dzie0.
Oczywi%cie. 1 z powodu tego, o czym my%la wczoraj wie&
czorem. Przed za%ni!ciem my%la o tym, o co kciy si! go&
sy. "a pewno te# mu si! to %nio, musiao tak by$, chocia#
nie pami!ta. 2e#a jeszcze chwil!, prbujc zapa%$ z po&
wrotem w sen, ale si! nie udao.
3siad na #ku. *robi! to, pomy%la.
Mo#e nic si! nie stanie, ale jestem taki zy. .o niespra&
wiedliwe, a kiedy co% jest niesprawiedliwe, nie mo#na tego
tak zostawi$, jak mawia ojciec.
,aj spokj, przekonywa drugi gos. On zauwa#y, a wtedy
jak to niby wytumaczysz4
"ie zauwa#y, zapewnia pierwszy. "ie bd5 takim cho&
lernym tchrzem. 6e%li tego nie zrobisz, b!dziesz #aowa i
wstydzi si! swojego tchrzostwa. 7 przecie# to taka pier&
dka.
/r!cz przeciwnie, odpowiada drugi. -!dziesz #aowa, je%li
to zrobisz. 7 to nie jest #adna pierdka.
7le ten gos, ktry chcia go powstrzyma$, nie by ju# taki
silny. -y wa%ciwie ledwo szeptem. /sta i podszed do
krzesa, na ktrym wisiao jego ubranie. Pogrzeba w kiesze&
ni b!kitnego kardigana.
.ak, pudeko tabletek tam byo. Proste jak drut, pomy%la.
.o b!dzie proste jak drut, a prawdopodobie0stwo, #e go
zapi, jest mniejsze ni# pierdni!cie komara. .ak te# mawia
ojciec. 1nni mwili8 9ruch skrzyde motyla:, ale ojciec za&
wsze mwi 9pierdni!cie komara:.
,rugi gos prbowa co% wypiszcze$, ale by tak cichy, #e ju#
go nie sysza. ;ichszy ni#... wa%nie tak, nie mg
powstrzyma$ chichotu... pierdni!cie komara.
/szed do azienki i poczu, #e co% go dra#ni w %rodku.
,ecyzja bya jak rozgrzana kula w jego gowie.
Cz !
1
<ickard -erglund by pod wieloma wzgl!dami racjonalnym
modym czowiekiem, ale wyjtkowo nie znosi wtorkw.
"ie zawsze tak byo. <acjonalno%$ pewnie zawsze bya jego
cech, ale pod koniec lat pi!$dziesitych & zanim jeszcze
wszed o szczebel wy#ej, ko0czc podstawwk! +ta(a i
zaczynajc szko! realn= w .>reboda & z wtorkami byo
zgoa inaczej. Opromienia je swoisty blask. Przynajmniej
p5n zim i wiosn. Powd, a raczej powody byy proste8
wtorek by dniem, kiedy w skrzynce ldowa komiks
Donald i spka, i by te# dniem, kiedy mama cz!stowaa
go seml z gorcym mlekiem, gdy przychodzi do domu w
czasie przerwy %niadaniowej.
.o poczenie & du#a, %wie#o posypana cukrem pudrem
semla, pywajca w mleku z cynamonem i cukrem oraz jesz&
cze nieprzeczytany, wygldajcy wr!cz na niet kni!ty ludzk
r!k komiks, le#cy na lewo od talerza, na ceracie w bialo&
&czerwon krat! & i sama %wiadomo%$ zbli#ajcej si! ?rajdy
sprawiay, #e najcz!%ciej biegiem pokonywa czterysta me&
trw dzielce szkol! od biaej willi przy @imbulgatan.
,opiero p5niej wtorki nabray innego znaczenia. +zcze&
glnie w latach ABCD&ABCE, kiedy zmieni szko! i wyrs z
Kaczora ,onalda, a jego tata 6ose? le#a w sanatorium w
7dol?shyttan i umiera.
.ego wa%nie dnia wsiada ze swoj mam Fthel do au&
tobusu i jecha w odwiedziny. 7utobus by niebieski, mia
wytarte siedzenia i w dziewi!ciu przypadkach na dziesi!$
prowadzi go spasiony stary -ennyGego Perssona & jego prze&
%ladowcy ze szkoy +ta(a. Kiedy wracali na @imbulgatan,
'( #atac) *+,-*+./ nieobowi0zkowy etap pomi!zy szko#0 po!stawow0 a
1re!ni0. Nauka w szko#e rea#nej moga trwa trzy, cztery #ub pi #at
byo ju# ciemno, lekcje mia nieodrobione, a oczy mamy
byy czerwone od paczu, ktremu si! ukradkiem oddawaa,
gdy jechali do domu.
.ata jednak nie umar we wtorek, tylko w nocy z pitku na
sobot!. ;ichy pogrzeb odby si! mniej wi!cej tydzie0 p5&
niej. -y pa5dziernik ABCE roku, padao od rana do
wieczora.
Mo#e to wcale nie wyjazdy do sanatorium byy 5rdem jego
niech!ci do wtorkw, trudno powiedzie$. 6u# w bardzo
wczesnym dzieci0stwie <ickard -erglund mia zdecydowa&
ny pogld na to, jak wygldaj poszczeglne dni. 6aki maj
kolor i jaki temperament & cho$ musiao min$ dobrych
par! lat, zanim pozna znaczenie sowa 9temperament:. .ak
wi!c soboty byy czarne, ale ciepe, niedziele oczywi%cie
czerwone, tak samo jak w kalendarzu, poniedziaki grana&
towe i bezpieczne... wtorki za to zawsze miay tward po&
wierzchni!, szar, zimn i odpychajc, obcowanie z nimi
przypominao czasem wgryzanie si! w porcelanowy spodek.
P5niej bya ciemnoniebieska %roda, ktra miaa w sobie
obietnic! harmonii i ciepa, zwaszcza pod wieczr, czwartek
ze swoim b!kitnym uczuciem wolno%ci oraz biay pitek &
biel pitku bya jednak zupenie innej natury ni# wtorkowa
lodowato%$.
"ie wiedzia, skd mu si! wzi ten wyra5ny obraz tygo&
dniowego koa & albo skd w ogle wiedzia, #e chodzi o koo
& i czasem si! zastanawia, czy inni odbieraj to w taki sam
sposb. "igdy jednak, przynajmniej do dwudziestego roku
#ycia, z nikim o tym nie rozmawia. -y$ mo#e ze strachu, #e
zostanie uznany za czowieka, ktry ma co% nie tak z gow.
/ ka#dym razie wtorkowa ?obia go nie opuszczaa. Kiedy,
ju# w liceum, budzi si! tego dnia w wynajmowanym pokoju
przy Ostra 6Hrn(Hgsgatan, towarzyszyo mu przygn!bienie,
%wiadomo%$, #e niczego dobrego po najbli#szych pi!tnastu&
szesnastu godzinach spodziewa$ si! nie mo#na.
7ni w szkole, ani w znikomych relacjach z kolegami. /torki
byy z natury twarde jak kamie0 i wrogie, jedyne, co mo#na
byo zrobi$, to jako% przetrwa$. *ahartowa$ si! i prze#y$.
Mo#e na du#sz met! mogo to przynie%$ jak% korzy%$.
,zi% jednak nie by wtorek. -y poniedziaek. ,okadnie B
czerwca ABCB roku, a szynowy autobus z Fnk>ping z
przecigym piskiem i szarpni!ciem zatrzyma si! na torze
czwartym stacji 3ppsala ;entral. -yo dwadzie%cia po je&
denastej, <ickard -erglund chwyci zielon pcienn torb!
i wyszed na skpany w so0cu peron.
Kilka sekund sta w cakowitym bezruchu, chcc zachowa$,
wry$ sobie w pami!$ t! chwil!, tak dugo oczekiwan, kiedy
to po raz pierwszy postawi stop! na opiewanej w tylu
pie%niach ziemi miasta nauki. 3l? Peder Olrog. Pie%ni )lun&
tarne. ;hr Orphei ,rHngar. /ielka chwila.
Kiedy jednak przyjrza si! tej stopie i jej najbli#szemu
otoczeniu, z przykro%ci stwierdzi, #e nie wyglda to zbyt
okazale. <wnie dobrze moga to by$ czyjakolwiek stopa,
postawiona na peronie w Ierrljunga, Fsl>( czy innej zapad&
ej wsi w krlestwie +zwecji. Mimo woli westchn. /zru&
szy ramionami, poszed za tumem wzdu# peronu i wzi
miasto we wadanie.
Przynajmniej tak to sobie powiedzia. .eraz bior! miasto we
wadanie. -y to sposb, by trzyma$ l!k w szachuJ my%lenie
kursyw oznaczao przej!cie wadzy nad rzeczywisto%ci.
/iedzia, #e zna go z jakiej% ksi#ki, ktr czyta w pierwszej
albo drugiej klasie szkoy %redniej, ale nie pami!ta ani
tytuu, ani autora. .ak czy inaczej, ta prosta metoda dziaa&
a8 kursywowane my%li zwalczaj wrogo%$ otoczenia.
Po wyj%ciu z peronu zatrzyma si! raz jeszcze. +pojrza na
pompatyczn, pstrokat rze5b! w kamiennym okr!gu i po&
my%la, #e na pewno jest znana. / mie%cie takim jak 3p&
psala jest mnstwo znanych obiektw. -udowli, zabytkw,
historycznych miejsc, a ju# niedugo on to wszystko pozna,
spokojnie i metodycznie, tutaj nie ma si! co spieszy$.
+zed dalej prosto, przeszed przez jedn du# i mocno
zatoczon ulic! oraz kilka mniejszych i po kilku minutach
by nad rzek. @yris. Przekroczy drewniany most, zobaczy
katedr! i pi!trzce si! po prawej stare miasto, kiwn gow
z zadowoleniem i skierowa si! w tamt stron!.
Kady czowiek powinien mie dwa plany: wielki i
may. Wielki ma dotyczy tego, jak zamierza si
przey ycie, may jak przeywa si dzie!.
.o nie byo jego wasne kursywowane stwierdzenie, niestety
nie, autorem by pan )rundenius. +po%rd wszystkich
mniej lub bardziej specy?icznych nauczycieli, jakich spotka
w cigu trzech at w liceum 'adsbo, to wa%nie )rundenius
zrobi na <ickardzie -erglundzie najwi!ksze wra#enie.
/adczy i nieobliczalny, czasem nawet humorzasty, ale
zawsze ciekawy jako mwca. "ajcz!%ciej zarwno zaskaku&
jcy, jak i bystry w swoich spostrze#eniach i pytaniach. <eli&
gia i ?ilozo?ia. Mwio si! o nim, #e skpi dobrych ocen, ale
<ickard z obu przedmiotw mia pitk! z minusemJ trudno
stwierdzi$, czy rzeczywi%cie na nie zasugiwa. .rudno oce&
ni$ wasn warto%$.
.ak czy inaczej, mia wielki i may plan. 1 kiedy tak szed
wzdu# rzeki w stron! katedry, ktrej ostre iglice zdaway si!
?alowa$ na tle chmur, wielki plan stan mu przed oczami.
"ycie. <ickarda Fmmanuela -erglunda chwila na ziemi,
tak jak to zostao obmy%lone i zaplanowane.
.eologia.
.o by kamie0 w!gielny. *iemia, ktr dane mu byo
uprawia$, czy jak to tam nazwa$. "ie podj tej decyzji w
jakim% szczeglnym momencie, a przynajmniej takiego
momentu sobie nie przypomina, bya to raczej decyzja,
ktra si! w nim krystalizowaa, nieubaganie i nieodwracal&
nie, przez wiele lat. Mo#e wyssa to ju# z mlekiem matki,
bowiem o tym, #e istnieje jaki% bg, by przekonany przez
cate swoje %wiadome #ycie, jednak po %mierci ojca zrozu&
mia rwnie#, #e nie chodzi o bezpiecznego i przyjaznego
-oga z odmawianych w dzieci0stwie wieczornych modlitw,
lecz kwestia jest bardziej skomplikowana. ,u#o bardziej
skomplikowana.
/arta zbadania.
6ose? -erglund by pastorem w para?ii wolnego ko%cioa
7ronsbrderna, wczesnego odamu +zwedzkiego *wizku
Misyjnego, ale wsplne modlitwy para?ian za swojego pa&
sterza w trudnym dla niego czasie ani troch! nie zagodziy
jego cierpie0. Modlitwy #ony i syna te# nie pomogy i gw&
nie ten ?akt uksztatowa zo#ony obraz -oga w oczach <ic&
karda -erglunda.
,laczego nie syszy naszych modlitw4
7 je%li syszy, dlaczego nie spenia naszych skromnych
pr%b4 ,laczego pozwala, by jego wyznawcy cierpieli4
Kiedy przy jakiej% okazji poruszy ten temat w rozmowie z
mam, ona z penym przekonaniem stwierdzia, #e nie do
czowieka nale#y wyobra#anie sobie g!bszego celu i pobu&
dek #ego dziaa0. / #adnym wypadku. 7lbowiem ludzkie
uproszczone rozumienie dobra i za jest zawsze w szerszej
perspektywie skazane na niepowodzenie. "awet takiego
?aktu jak cierpienie prostego, bogobojnego pastora nie
jeste%my w stanie nale#ycie rozpatrzy$ i oceni$.
Mniej wi!cej w tym stylu. 7le <ickard -erglund chcia sobie
wyobrazi$. Pragn zrozumie$, nawet je%li matka
utrzymywaa, #e takie ambicje przypominaj duchow py&
ch!, i tym stwierdzeniem najcz!%ciej ko0czya ich rozmow!.
"ie mg w tej sprawie stan$ przeciwko niej, je%li potrzeba
byo walki, buntu przeciwko -ogu, byo to przedsi!wzi!cie,
ktrym musia si! zaj$ na wasn r!k!. <ickard i Pan -g4
;el jego #ycia4
,oszed do ciemnych drzwi. Plac przed katedr skpany by
w so0cu, ale ci!#kie wrota do %wityni byy zamkni!te na
cztery spusty i pogr#one w cieniu. *decydowa, #e nie
b!dzie wchodzi & a %ci%lej mwic, podj t! decyzj! jeszcze
w pocigu, kiedy ukada plan dnia. -yo za wcze%nie,
najpierw chcia popatrze$ z zewntrz, obejrze$ pot!#n, tro&
ch! niepokojc architektur!, zlokalizowa$ ,ekanhuset, bo
w tym budynku mie%cia si! teologia, to pewnie ten du#y
gmach na poudnie od ko%cioa... a mo#e na zachd4 6u#
myliy mu si! kierunki. .en znacznie mniej gro5nie wygl&
dajcy ko%ci po drugiej stronie to bez wtpienia Kwi!ta
.rjca, potocznie zwana 9wiejskim ko%cioem:. <ickard
-erglund widzia najwa#niejsze zabytki 3ppsali w albumie
$ppsala dawniej i dzi%, ktry dosta w kwietniu od
mamy na dwudzieste urodziny. -ya tak sam
zwolenniczk jego planu jak on i czasami zadziwiaa go
oczywisto%$ tych widokw na przyszo%$. ;zy to naprawd!
byo takie proste4 ;zy nie powinna istnie$ jaka% inna opcja,
chocia#by po to, by j odrzuci$4
Min ,ekanhuset, okr#y wiejski ko%ci i zszed po
schodach z maego wzgrza na ,rottninggatan. Po prawej
stronie growaa okazaa biblioteka, a wy#ej na wzniesieniu
mi!dzy drzewami dostrzec mo#na byo zamek. "a zamko&
wym wzgrzu +lottsbacken kwity jeszcze czeremcha i bez,
panowaa p5na, przecigajca si! wiosna. 6ak pi!knie, po&
my%la. Przeci ,rottninggatan, wszed w "edre +lottsga&
tan i w ko0cu dotar do cukierni naprzeciwko podu#nego
sztucznego stawu. ,zikie kaczki, kilka ab!dzi i inne niezna&
ne mu wodne ptaki pyway sobie w bogim wczesnoletnim
lenistwie, a przynajmniej tak to wygldao. "igdy do ko0ca
nie wiadomo. *amwi kaw! w dzbanuszku, kanapk! z
serem i gotowan metk!. Przypomnia sobie, #e to tak#e
byo cz!%ci planu i poczu zadowolenie, #e wszystkie
wst!pne kroki wykona z tak atwo%ci i elegancj. 7ni razu
nie musia pyta$ o drog! i ju# zaliczy prawie wszystko, co
sobie zaplanowa8 <zek! @yris. Katedr! i .eologikum.
Muzeum )usta(ianum i budynek uniwersytetu. -ibliotek!
;arolina <edi(i(a, widziany z oddali zamek oraz cukierni! z
ogrdkiem. "aliczone.
7 bya dopiero dwunasta pi!tna%cie. 3gryz kanapk!, wypi
yk kawy i z zewn!trznej kieszeni torby wycign kart!
powoania. *awaha si! chwil!, po czym wyj grub ksi#k!
i poo#y j ostro#nie na stole, sprawdziwszy uprzednio, czy
nie ma na nim plam. &isma wy'rane. +oren
Kierkegaard. / pocigu przeczyta ponad czterdzie%ci stron,
a teraz znw pojawia si! my%l, ktra przysza mu do gowy
na przystanku autobusowym w Io(a. / Io(a
prawdopodobnie nie byo nikogo, kto czytaby Kierkegaar&
da, a ile takich osb mogo by$ w 3ppsali4 +to4 .ysic4
7 inni4 +chopenhauer. "ietzsche. Kant. "ie zapominajc o
wspczesnych ?ilozo?ach, jak 7lthusser, Marcuse i caa
reszta. Fkscytujca bya my%l, #e w tym mie%cie kto% przy
ssiednim stoliku w cukierni takiej jak ta albo w kolejce do
mi!snego mg by$ rwnie dobrze obeznany z Ieglem i
+artreGem.
<ickard -erglund mia kanon, list! lektur, obejmujc
dziea pisarzy, z ktrymi zamierza zawrze$ znajomo%$ w
nadchodzcym roku. *anim na powa#nie zajmie si! teo&
logi. Mo#e powinien nawet lizn$ Marksa i 2enina, #eby
mie$ o nich poj!cie. "ic, co ludzkie, nie powinno ci by$
obce, prbowa zaszczepi$ mu )rundenius... i prawie nic, co
nieludzkie. 6e#eli nie poznasz swojego rywala, nigdy go nie
pokonasz.
<ickard nie wierzy w komunizm. /ojna prowadzona przez
+tany *jednoczone w /ietnamie bya oczywi%cie pod
wieloma wzgl!dami niesuszna, ale to tylko cz!%$ prawdy.
+talin mia na sumieniu wi!cej istnie0 ni# Iitler,
wystarczyo spojrze$ do podr!cznikw historii. <ickard
poza tym #ywi wr!cz ?izyczn niech!$ do wszelkich
demonstracji. O#ywiony tum, slogany i uproszczona
demagogia przera#ay go. * ruchem hippisowskim, muzyk
pop i wszystkimi dugowosymi bojownikami o wolno%$ byo
tak samo. "ie obchodzili go po prostu. <ickard -erglund
mia nadziej! & czy te# raczej zakada & #e odtrutk! na
wszystkie plagi obecnych czasw znajdzie w miejscu
przepojonym klasyczn kultur i tradycj. 7lma Mater,
ga(deam(s igit(r... przyjdzie czas, my%la, przyjdzie
czas, #e zapu%ci w tym mie%cie korzenie.
Po raz setny przeczyta lakoniczny tekst na karcie.
Miejsce8 73+. 7rmLns undero??icersskola & wojskowa
szkoa podo?icerska, ,ag Iammarskj>lds (Hg DC, stawi$ si!
w wartowni.
;zas8 poniedziaek, B czerwca, w godzinach AD&MA.
,ugo%$ kursu8 AN miesi!cy. ,ata zwolnienia8 MO sierpnia
ABPQ.
Kiedy <ickard -erglund prbowa wyobrazi$ sobie ten czas,
te wszystkie dni niewiadomej tre%ci i niewiadomego
charakteru, czu, jak co% sznuruje mu gardo. /ydawao si!,
#e je%li tego nie zwalczy, mo#e si! rozsypa$.
Mo#e tam nie wytrzyma4
Mo#e po paru tygodniach zwolni go ze su#by i ode%l do
domu4 +kd czowiek ma wiedzie$, czy si! nadaje4 "o
wa%nie.
7lbo skieruj go do zupenie innych zada0 w zupenie innej
jednostce gdzie% w kraju4 .o byby jeszcze wi!kszy wstyd. /
materiaach in?ormacyjnych napisano, #e mo#e si! tak
zdarzy$. .aki los spotyka od dziesi!ciu do pi!tnastu
procent przyj!tych na kurs sztabowy. 7 je%li wylduje w
-oden4 7lbo w Karlsborgu4 3ppsala bya jak wygrany los
na loterii, grunt, by go nie zmarnowa$... /estchn, zdajc
sobie spraw!, #e wa%nie w takie ponure tony obieca sobie
nie uderza$.
Plan by bowiem ustalony. Pi!tna%cie miesi!cy su#by
wojskowej w +tabs och sambandsskolan & wojskowej szkole
sztabu i czno%ci, p5niej jaki% czas na teologii, cztery albo
pi!$ lat, to si! oka#e. Potem %wi!cenia kapa0skie i w drog!,
gosi$ +owo -o#e.
"i mniej, ni wi!cej.
7 je%li si! wytrzymao jedena%cie miesi!cy w ?irmie beto&
niarskiej 2apidus -etong 7-, mo#na chyba znie%$ wszystko.
.o wuj .orsten pomg mu zaczepi$ si! tam trzy dni po
maturze i jakkolwiek przedstawiaaby si! sprawa o%wiaty na
terenach od Io(a do )ullspRng, <ickard by jedynym pra&
cownikiem ?irmy 2apidus, ktry podczas przerwy na kaw!
czyta -unyana i Ijalmara -ergmana.
Prowokowao to czasem takie czy inne docinki, ale to ju#
przeszo%$. *arwno przemys betoniarski, jak i dom przy
@imbulgatan <ickard zostawi za sob. 7 tak#e dzieci!cy po&
koik, w ktrym mieszka, odkd pami!ta. Mama prbowaa
dzi% rano w kuchni zwalczy$ pacz, jednak bez powodzenia.
& *ostawiasz mnie sam, <ickard & chlipaa Fthel. & .ak by$
musi, ale pami!taj, #e tu zawsze s dla ciebie otwarte drzwi.
-ez wtpienia przygotowaa to sobie wcze%niej, a za&
brzmiao jak stara maksyma wyha?towana na makatce nad
aw w kuchni. Odkd zmar pastor, odzywaa si! w tym sty&
lu coraz cz!%ciej. <ickard w g!bi duszy wstydzi si! uczucia
wolno%ci, jakiego dozna, kiedy tylko wyszed z domu.
3czucie wolno%ci, kiedy trzeba i%$ w kamasze4 "ie nale#ao
chyba si! do tego przyznawa$, ale w takim wa%nie by
nastroju. ,zisiaj #ycie zaczynao si! na powa#nie, ot co. ;a
wiosn! czeka na ten dzie0, a kiedy teraz obserwowa te
wszystkie nieznane kaczki, nieznane ab!dzie i prze&
chadzajcych si! chodnikiem nieznanych ludzi, pomy%la, #e
nigdy & jakkolwiek uo#y si! jego #ycie, cokolwiek stanie si!
z wielki planem & nie zapomni tej chwili. ;ukierni
@RgelsRngen w 3ppsali w samo poudnie B czerwca ABCB.
Pomy%la sobie, #e b!dzie mg przychodzi$ tutaj co roku
tego samego dnia, siadywa$, ?ilozo?owa$ troch!, si!ga$ my%&
lami wstecz i wybiega$ w przyszo%$, i...
+trumie0 jego %wiadomo%ci zosta przerwany przez cie0,
ktry nagle pad na st, i przez ?akt, #e wa%ciciel cienia
zasygnalizowa swoj obecno%$ dyskretnym chrzkni!ciem.
& Prosz!, prosz!. Kierkegaard. "ie5le.
<ickard -erglund podnis wzrok. Przyglda si! mu
wysoki, mody m!#czyzna w d#insach, .&shircie i rozpi!tej
?lanelowej koszuli. Mia uko%n, ciemn grzywk!, ktra
zasaniaa mu poow! twarzy, i u%miecha si! szeroko.
/skaza wolne krzeso przy %cianie.
& Przepraszam. 7le niektrych rzeczy nie mog! nie sko&
mentowa$. Mo#na usi%$4
<ickard skin gow i schowa kart!.
& .o te# widziaem.
& ;o takiego4 Kart! powoania...4
& .ak jest. 1 domy%lam si!, #e nie do +A 4
Przystawi krzeso i usiad. *ao#y nog! na nog! i wyj
paczk! papierosw z kieszeni na piersi.
& ;hcesz jednego4
& "ie, dzi!ki. "ie pal!.
& <ozsdnie.
<ickard sprbowa si! u%miechn$.
& 6ak odgade%, #e nie mam by$ w +14
6ego nowy towarzysz przy stole zapali papierosa zapal&
niczk *ippo i wydmucha chmur! dymu.
& -o nie wygldasz na kablociga.
& Kablociga4
& .ak na nich mwi. +idma kompania w +1. *byt wielu
noblistw to tam nie ma. *akadam, #e masz si! zgosi$ do
73+. 6este% tumaczem czy podo?icerem sztabowym4
& Podo?icerem & odpar <ickard, przeykajc %lin!.
& 6ate#. Przepraszam, nie przedstawiem si!. .omas /inck&
ler.
& <ickard -erglund.
& -yczo. Mam nadziej!, #e dadz nas razem. / towa&
rzystwie ludzi wyksztaconych czuj! si! najlepiej.
/skaza ksi#k!. <ickard poczu, #e si! czerwieni.
& +uchaj... to znaczy, ty te# si! masz dzisiaj stawi$4
.omas /inkcler skin gow.
& 6asna sprawa. 6ak chcesz, mo#emy tam pj%$ razem.
;hyba #e masz inne plany.
<ickard pokiwa i pokr!ci gow jednym niezdecydowanym
ruchem. Przysza kelnerka i postawia przed .omasem
/incklerem cynamonowe ciasteczko i ?ili#ank! kawy. .en
zdusi papierosa i roze%mia si!.
& *obaczyem ci! przez okno, kiedy skadaem zamwienie &
wyja%ni. & Ksi#k! i papier te#. 7 poniewa# w wojsku ni
cholery nie czytaj du0skich ?ilozo?w, pomy%laem, #e
mo#e zostaniemy kumplami z woja. +kd jeste%4 / ka#dym
razie nie z 3ppsali, prawda4
& "ie.
6ak zwykle trudno byo si! przyzna$ do sp!dzenia caego
#ycia w Io(a, jednak pomy%la, #e to nie jest moment na
mwienie atwych do zwery?ikowania kamstw.
& * Io(a. 6e%li wiesz, gdzie to jest. 1 z Mariestad. / Ma&
riestad chodziem do oglniaka.
.omas /inckler kiwn gow.
& Powinienem by zgadn$ co% koo tego, biorc pod uwag!
dialekt. 7 w ktrym zaktku naszego pi!knego kraju
umie%ciby% mnie4
<ickard zastanowi si!.
& )dzie% na pnocy4
& *gadza si!.
& 7le nie przesadnie wysoko4
& *ale#y, jak spojrze$.
& +unds(all4
.omas /inckler hukn ?ili#ank.
& 6asna cholera. .eraz to jestem pod wra#eniem. ;zowiek
tutaj prbuje mwi$ wykwintn szwedczyzn, a ty go
przybijasz gwo5dziem w idealnym miejscu. 6asna cholera.
& *wyky ?art & zapewni. & -ye% ju# kiedy% w 3ppsali4
& Kilka razy. Mam tu rodzin!. 7 ty4
& "ie & przyzna <ickard. & /a%ciwie to dzisiaj moja noga
postaa tu po raz pierwszy. 7le pewnie zostan! i b!d! si!
uczy... potem. .o dobre miasto, prawda4
& ;udowne & potwierdzi .omas /inckler, odgarniajc
grzywk! z twarzy & Przynajmniej dopki ma si! poni#ej
trzydziestki. 7 ma si!. ;zego zamierzasz si! uczy$4
& 6eszcze si! nie zdecydowaem.
& +erio4 6a te# nie. 7le oczywi%cie zostan! tu kilka lat. Mj
-o#e, pomy%la nagle <ickard. <ozmawiam teraz
z kim%, kogo b!d! zna przez reszt! swojego #ycia. 6a, ktry
rok po maturze wa%ciwie nie mwi! kolegom ze szkoy
cze%$.
.omas /inckier chwyci ksi#k! i zacz studiowa$ tekst z
tyu okadki.
& ;zytaem tylko we ?ragmentach & oznajmi. & 7le bystry
jest ten ,u0czyk. ;holernie bystry.
& ,opiero zaczem & przyzna si! <ickard. & 7 ty co teraz
czytasz4
.omas /inckier zignorowa pytanie. Odchyli si! na krze%le
i zapali zgniecionego papierosa.
& )dyby% mia opisa$ si! jednym zdaniem & powiedzia
& jakie by ono byo4
& 6edno zdanie4
&.ak.
<ickard -erglund zastanowi si! chwil!. / ko0cu odpo&
wiedzia8
& 6estem modym czowiekiem, ktry nie znosi wtorkw.
.omas /inckier przyglda mu si! zdumiony. Po czym
obaj wybuchn!li %miechem.
2
+ukinsyn, pomy%la Flis -engtsson.
*o#y donie w lejek, przytkn do ust i krzykn z caych sil.
& 2uterS
Powtrzy czynno%$. Po razie na ka#d stron! %wiata.
"ast!pnie usiad na pie0ku i czeka. "ie ma sensu si! bka$
i szuka$ bydl!cia. "iech bydl! samo poszuka.
"auczy si! tego z czasem. Kundle maj lepszy w!ch ni#
ludzie i je%li tylko chc, zawsze znajd drog! do domu.
2uter by jego dziewitym psem, ni mniej, ni wi!cej, a
wszystkim nadawa imiona po synnych osobach8 )alileusz,
"apoleon, Madame ;urie, +talin, /olter, ,oktor ;rippen,
"abuchodonozor i Putte Kock.
"o i 2uter. ;zterolatek, p wy#e, p ogar i zazwyczaj
bardzo inteligentne zwierz!. .eraz jednak najwyra5niej za&
pa trop, mimo #e Flis -engtson nigdy nie wykorzystywa go
do polowa0. ;zasem nawet najlepszy trening i wychowanie
nie pomog, tak ju# jest.
*nikn na mokradach 7lkHrret, a teraz, p godziny
p5niej, na wzgrzu )Rsa, gdzie zwykle robili sobie przerw!
na jaki% smakoyk, nadal go nie byo.
Flis -engtsson spojrza na zegarek. *a pi!$ druga. Obieca
Marcie, #e b!dzie w domu przed wp do trzeciej, by j
zawie5$ do przychodni.
;o za okropna baba, pomy%la. ,laczego sama nie we5mie
auta4
;ho$ po namy%le doszed do wniosku, #e bezpieczniej b!&
dzie, je%li nie sidzie za kkiem. Prawo jazdy miaa od ABNN
roku, ale #adnego pojazdu mechanicznego nie prowadzia
od ABCB, kiedy to, co?ajc, wjechaa w kosz na %mieci na
"orra .org w Kymlinge. Flis do ostatniej sekundy
znajdowa si! mi!dzy koszem a tylnym zderzakiem,
paskudna historia.
+am mia za sob pi!$dziesit siedem lat bez jednej stuczki
i, je%li tylko zdrowie pozwoli, zamierza prowadzi$
samochd do swoich ostatnich dni.
"ie byo zreszt powodu, by obawia$ si! o zdrowie, to MHrta
bya chorowita, nie on. Osteoporoza, dusznica bolesna,
nagle zawroty gowy i -g wie co jeszcze. *d#y zapomnie$,
jaki jest powd dzisiejszej wizyty. 6e#eli w ogle to wiedzia.
/estchn, z wysikiem wsta z pie0ka i zaduma si!.
Podszed jeszcze kawaek w gr! zbocza i krzykn znowu.
& 2uterS
*nw na wszystkie strony %wiata, taki by plan, zd#y
jednak krzykn$ tylko dwa razy, kiedy nagle od strony w&
wozu )Rsa dobiego go szczekanie.
Krzykn jeszcze raz w t! sam stron! i znowu usysza
odpowied5.
/wz, pomy%la. ;o, u diaba4
Kiedy p5niej o tym rozmawia & z Mart, z jednonogim,
zaciekawionym ssiadem Ollem MRrdbHckiem oraz z policj
& podkre%la, #e mia przeczucie.
*e ju# wwczas, kiedy po raz pierwszy usysza szczekanie
2utra, zrozumia, co czeka w wwozie.
/wz )Rsa. "ie by pewien, czy si! tak rzeczywi%cie
nazywa, ale usysza t! nazw! zeszym razem. /zgrze )Rsa
i urwisko )Rsa to byy przyj!te nazwy. 7le wwz )Rsa4 "ie
wiedzia.
"eszym razem. 1le lat temu to byo4 / ABPN.
;zyli trzydzie%ci pi!$ lat. /iek m!ski, jak to si! mwi.
"ajprawdopodobniej jednak nie mia #adnego przeczucia.
+zczerze mwic. ,opiero kiedy sta tam, na skraju zbocza, i
patrzy w d na 2utra i le#ce obok ciao & oboje znajdowali
si! dobrych dwadzie%cia pi!$ metrw pod nim & wrcio
wspomnienie z przeszo%ci.
7 kiedy to si! stao, pociemniao mu w oczach. ;hyba %ni!,
pomy%la Flis -engtsson. .o niemo#liwe, #eby to samo
wydarzyo si! dwa razy.
;hwilowy zawrt gowy min i akurat dobrze si! skadao,
#e na samym skraju zbocza rosa brzoza, gdyby bowiem Flis
-engtsson si! jej nie zapa, mgby zako0czy$ swj #ywot w
wwozie )Rsa. On rwnie#.
& ;o mwisz4
&Mwi!, #e powinna% zadzwoni$ na policj!. / wwozie
)Rsa le#y trup.
& 6eszcze jeden4 & powiedziaa MHrta.
& 6eszcze jeden & odpar Flis. & ;ho$ od ostatniego razu
min!o trzydzie%ci pi!$ lat.
& -o#e kochany.
& *adzwo0 na policj! i powiedz, #eby tu przyjechali. 1 niech
si! po%piesz. 6a tu zostan! z 2utrem i popilnuj!. 7
przychodni! dzisiaj chromol.
& 7le Flis, przychodnia jest jutro. ,zisiaj niedziela.
& "iedziela, naprawd!4
&.ak.
& / dupie mam, jaki to dzie0. ;ho$ raz zrb teraz to, o co
prosz!, i zadzwo0 na policj!S
& ,obrze, dobrze & powiedziaa MHrta. & 7le powiedz mi
jedno, skoro tak ci si! spieszy, dlaczego nie zadzwonie% od
razu na policj!4
& -o mam tylko komrk! & odwarkn w%ciekle Flis. & "ie
rozmawia si! z policj przez komrk!.
& <ozumiem & powiedziaa MHrta, a on si! rozczy.
-aby, pomy%la.
& *amknij mord!, 2uterS & krzykn. & 6u# schodz!.
1 z jakiego% powodu pies zamilk.
3
Kiedy )unilla <ysth pokonaa pierwszych dwadzie%cia ki&
lometrw na trasie FAO mi!dzy Karlstad a Trebro, zjechaa
na parking i przez dug chwil! siedziaa w bezruchu za kie&
rownic. .o byo konieczne.
)dyby jechaa dalej, mogoby si! to 5le sko0czy$. "ie da si!
jednocze%nie prowadzi$ i szlocha$.
O ile si! nie chce zgin$ w wypadku. Ona nie chciaa. Mimo
wszystko.
"ie sposb jednak zaprzeczy$, #e zanim znalaza to miejsce
parkingowe & may kawaek przed Kristinehamn & bawia si!
t my%l.
.ylko bawia, w ramach swego rodzaju ucieczki przed
wyrzutami sumienia i potwornym poczuciem winy po
zmia#d#eniu drugiego czowieka.
2ennart zosta bowiem zmia#d#ony, nie dao si! tego inaczej
okre%li$. Przez ostatnie pi!$ minut ich rozmowy nie odezwa
si! ani sowem, patrzy tylko na ni wzrokiem konajcego
zwierz!cia. *wierz!cia, ktre wa%nie postrzelia i ktre
teraz, wykrwawiajc si!, patrzy na swojego oprawc! z
niemym pytaniem8 Dlaczego)
*zy nie tak wyglda4 & my%laa. .ak, wa%nie tak.
,laczego4 ;o ja ci zego zrobiem4
Przecie# ci! kocham. Przecie# si! nawzajem kochamy. .o
przecie# my mieli%my #y$ razem.
;ztery lata z hakiem. -yli ze sob niemal rwne pi!$dziesit
miesi!cyJ przez pierwszych dwadzie%cia, a mo#e trzydzie%ci,
za ka#dym razem dawa jej na pamitk! r#!. *acz!o si! w
drugiej klasie szkoy %redniej, wsplnie sp!dzili jedn pit
#ycia.
-y pierwszym, ktrego pocaowaa, i pierwszym, z ktrym
posza do #ka.
;o nie znaczy, #e jedynym. Ona za% bya pierwsz i jedyn,
ktr caowa i kocha. ;o do tego nie ma wtpliwo%ci.
"ajmniejszych.
On si! zabije.
.a jedna my%l t!tnia jej w gowie, kiedy pakaa. On sobie
nie poradzi.
/ybierze %mier$.
+taa na parkingu niedaleko Kristinehamn i pakaa,
pakaa.
.rzy miesice odkadaa t! decyzj!.
7# od /ielkanocy. .o wtedy poznaa .omasa na tym
nieszcz!snym obozie dla chrzystw w Tstersund. "iczego
nie przeczuwajc, pojechaa tam z Kristin, przyjacik z
dzieci0stwa. 6u# drugiego dnia wieczorem .omas j poca&
owa i powiedzia, #e nie maj wyboru. + dla siebie stwo&
rzeni, to nie podlega dyskusji, nigdy w #yciu nie by niczego
tak pewny
.o byo jak z kiepskiego opowiadania. )dyby zamiast w
#yciu tra?ia na tak histori! w 9Iennes: albo 9-ildjour&
nalen:, za%miaaby si! pod nosem i przegldaa pismo dalej,
nie przeczytawszy ani linijki wi!cej.
Kolejnej nocy wamali si! do domku letniskowego i kochali
si! cztery godziny.
;o si! ze mn dzieje, my%laa wtedy.
;o si! dzieje, do ci!#kiej cholery.
.o te# jak z pisma dla kobiet. My%l! jak gupia g!%, stwier&
dzia. *akochana kretynka. Przez pierwsze dni po powrocie
do domu miaa nadziej!, #e po prostu tra?i jej si! czarujcy
dra0. Ue nie zadzwoni i #e b!dzie moga pogrzeba$ to, co si!
stao, g!boko w sercu i wrci$ do 2ennarta. ,o 2ennar& ta i
do bezpiecze0stwa. Pizzy i piwa w pitkowe wieczory u
-ociana z ca ekip. *a trzy lata wasny szeregowiec przy
+ommar(Hgen i dzieciaki.
Min!o jednak tylko kilka dni. /ieczorem trzeciego dnia
zadzwoni, tak jak zapowiedzia. 2e#aa w #ku w swoim
obskurnym wynajmowanym pokoju i rozmawiaa z nim p
nocy, a akompaniowa jej romantyczny, szepczcy deszcz,
ktry przez cay ten czas uderza o szyby i parapetJ kiedy za%
o brzasku odo#ya suchawk!, ju# wiedziaa. *egnaj,
2ennarcie Martinssonie, pomy%laa. ,zi!ki za cztery lata.
Przecigaa to a# do dzisiaj. 6ak tchrzliwym mo#na by$4
6ak okrutnym4 6ak bardzo mo#na skrzywdzi$ innego czo&
wieka4
*jechaa z parkingu po dwudziestu minutach. Mimo wszyst&
ko zy si! kiedy% wyczerpuj, ale po paczu nie poczua si!
ani odrobin! lepiej.
)dy# nie chodzio tylko o 2ennarta. ;hodzio o #ycie i
dotyczyo w zasadzie ka#dego. 6ej rodzicw8 taty zbroj&
mistrza i mamy urz!dniczki. 6ej siostry. <odziny 2ennarta8
te%cia majora i te%ciowej nauczycielki prac r!cznych. * 2en&
nartem byli w ko0cu zar!czeni i wszyscy spodziewali si!, #e
niedugo wezm %lub. -!d mieli ten wspomniany dom i
dzieci, i -g wie, co jeszczeJ naprawd! dorosn. Martin,
Kristina, +igge i "aomi, ka#dy, kogo znali, nastawia si! na
taki rozwj wypadkw. 2ennart Martinsson i )unilla <ysth
to by... jak to si! mwi4 @undament4
;o oni powiedz4 ,laczego wcze%niej nic z siebie nie
wydusia4 Po co byo czeka$ do ostatniej chwili, tu# przed
wyjazdem do 3ppsali, gdzie miaa odwiedzi$ -irgitt!4 /y&
je#d#a$ tak po prostu, nie prbujc nawet niczego wyja%ni$.
;zy jest kto% inny4
"ie, zaprzeczya. 6asne, #e nie ma nikogo. ;o on sobie
my%li4 Po prostu ju# si! wypalio, nikt inny nie jest w to
zamieszany. )unilla musi pj%$ za gosem serca.
.ylko -iigitta wiedziaa. +yszaa o obozie i znaa .omasa.
+twierdzia, #e gwno z pewno%ci obryzga i j, skoro
wpado w wentylator, ale si! tym nie przejmuje. +tudiowaa
ju# rok w 3ppsali i miaa szersze horyzonty. 1 kiedy
dzwonili do niej ludzie z rodzinnych stron, mwia, #e
owszem, )unilla mieszka u niej w pokoju, w akademiku na
<ackarberget, %pi na materacu. .ak, wa%nie si!
dowiedziaa, #e z 2ennartem to koniec. 1m obu jest przykro
z tego powodu. 7le takie jest #ycie, nad uczuciami nie da si!
zapanowa$, czas leczy rany... bla, bla, bla.
*auwa#ya, #e my%lc o -irgitcie, czuje si! troch! lepiejJ z
pewnym zdziwieniem odnotowaa rwnie#, #e im dalej jest
od Karlstad, im mniejsza odlego%$ dzieli j od 3ppsali, tym
#ycie jest prostsze. Mi!dzy Trebro a 7rboga wczya nawet
radio, ale po pewnym czasie zawstydzia j nagle wasna
beztroska i znw zacz!a paka$.
+wimming, per,aps drowning, in a sea o-
emotions, te sowa, na ktre gdzie% si! natkn!a, stanowiy
cakiem niezy opis jej samopoczucia. "ie zamierzaa jednak
uton$. *a nic w tym kurewskim %wiecie, stwierdzia, ze
zo%ci wydmuchujc nos w jedn z ostatnich chusteczek w
paczce. Przecie# miaa zacz$ #y$, a nie przesta$.
6edno byo pewne jak amen w pacierzu. Minie troch! czasu,
zanim zdecyduje si! na podr# w przeciwn stron!.
Miesice, pewnie lata. *brojmistrz, urz!dniczka i siostra
mog sobie mwi$, co chc.
Przynajmniej mam swojego +igurda, pomy%laa, kiedy
zatrzymaa si! w Iummelsta, #eby zebra$ my%li. -o tak si!
nazywa samochd, ktry ubiegego lata kupia od kuzyna
2ennarta. ;zerwony, troch! obity i z ponad stoma tysicami
na liczniku. 7le za to niezawodny jak szwajcarski zegarek,
odpuka$.
/ pokoju -irgitty Fnander czeka na ni co prawda mate&
rac, ale tylko przez kilka dni. Od wtorku A lipca czekao co%
zupenie innego. Prbowaa o tym nie my%le$, ale nie byo
atwo8 dwupokojowe mieszkanie przy +ibyllegatan w 2ut&
hagen. ,zielnic! i ulic! znalaza na mapie w swojej bibliote&
ce w Karlstad, ale nie dao jej to zbyt dobrego wyobra#enia o
okolicy. Ma si! rozumie$, #e nie.
Mieszkanie nale#ao do ciotki .omasa, ale byo swego
rodzaju dobrem rodzinnym. )dy tylko si! okazao, #e .o&
mas b!dzie odbywa su#b! wojskow w 3ppsali, byo oczy&
wiste, #e b!dzie mg je wynajmowa$. -o przecie# p5niej
zostanie w mie%cie na studia. 6e#eli chodzi o ciotk!, miesz&
kaa przez cay rok w Iiszpanii, mieszkanie przy +ibylle&
gatan byo tylko na wypadek, gdyby jej trzecie ma#e0stwo
te# si! rozpado.
Przynajmniej .omas tak uwa#a. )unilla widziaa miesz&
kanie na zdj!ciach, przysa ich jej p tuzina i za ka#dym
razem, kiedy na nie patrzya albo tylko o nich my%laa, czua
przyjemne mrowienie. <az tak si! podniecia, #e musiaa
pj%$ pod prysznic i si! zaspokoi$. -!dzie tam mieszkaa z
.omasemS Mieli w sumie trzy spotkania Vpo Tstersund
spotkali si! jeszcze w wynaj!tym pokoju w +unds(all i w
motelu pod 'HsterRs, w poowie drogiW, a teraz ze sob
zamieszkaj. * 2ennartem w cigu tych czterech lat nie
mieszkali razem.
)dybym powiedziaa o tym mamie, zemdlaaby, pomy%laa
)unilla. ;o by powiedzia i zrobi tata zbrojmistrz, nie
chciaa sobie nawet wyobra#a$ i wiedziaa, #e wa%nie to jest
jej najlepszym usprawiedliwieniem. Komukolwiek wy&
znaaby prawd! czy poprosia o rad!, ka#dy powie jej, #e
zwariowaa. 6ej siostra. Kole#anki. /szyscy.
7 wi!c nie do pomy%lenia. Milczenie jest zotem. *erwa$ to
jedno. *erwa$ i zamieszka$ z innym & to rzecz nie do
pomy%lenia. Pot!piliby j.
&otpi. j.
/szyscy oprcz -irgitty. "ie twierdz!, #e robisz dobrze,
powiedziaa. 7le jestem pewna, #e sama zrobiabym tak
samo. 6e%li to dla ciebie jakie% pocieszenie.
Po czym rykn!a %miechem w swj charakterystyczny
sposb.
Kwietnie, pomy%laa )unilla <ysth. .o naprawd! %wietnie,
#e -irgitta te# mieszka w 3ppsali.
Klucz byl w ?oliowej torbie pod siodekiem roweru, tak jak
uzgodniy. -irgitta cae lato pracowaa w restauracji za mia&
stem i wrci dopiero po dziewitej.
.eraz byo wp do trzeciej. )unilla wniosa swoje ci!#kie
torby po schodach i otworzya drzwi. Pi!$ pokoi i wsplna
kuchnia, mwia -irgitta, ale latem mieszkam tu tylko ja i
6ukka.
-y$ mo#e 6ukka te# chodzi do pracy. / ka#dym razie nie
byo go w domu i )unilla moga si! spokojnie rozejrze$.
*arwno po pokoju -irgitty, jak i po wsplnych pomiesz&
czeniach. Kuchnia, ubikacja, azienka. /sz!dzie panowa
baagan, cho$ trjki z pi!ciu lokatorw nie byo, ona za%
pomy%laa, #e -irgitta ma naprawd! dobrze jako studentka,
skoro udao jej si! wprowadzi$ do wasnego mieszkania ze
swoim ksi!ciem z bajki, jeszcze zanim rozpocz si! pierw&
szy semestr. Pami!taa, #e przyjacika przez pierwsze mie&
sice mieszkaa w wynajmowanym pokoju i kiedy dostaa
wasny na <ackarberget, skakaa ze szcz!%cia.
Ksi#! z bajki4 +kd si! wzi!o to okre%lenie4 Miao iro&
niczny podtekst, ktry jej si! nie podoba. Ksi#! z bajki jest
w g!bi duszy bezwarunkowo ?aszywy, a .omas /inckler
taki nie jest.
.rudno byoby jej wytumaczy$ drugiej osobie, dlaczego jest
tego tak absolutnie pewna, ale te# nie zamierzaa tego robi$.
/ ko0cu milczenie jest zotem.
Mogabym za niego wyj%$, pomy%laa. * miejsca, gdyby
tylko poprosi.
<any boskie, pomy%laa po chwili. 3spokj si!, idiotko, i nie
zapomnij o pigukach. Masz dwadzie%cia lat, nie powinna%
przypadkiem najpierw zatroszczy$ si! o wyksztacenie4
Otworzya lodwk! i dosza do wniosku, #e przydaoby si!
zrobi$ zakupy. 6edna pka i jedna kiesze0 w drzwiach
oznaczone byy karteczk 9)itta:, ale ca zawarto%$ lo&
dwki stanowi litr mleka, tubka pasty kawiorowej i trzy
cebule. -irgitta mwia, #e %niadanie, obiad i kolacj! jada w
restauracji, gdyby jednak )unilla miaa ochot! na #arcie,
mo#e i%$ po zakupy i napeni$ lodwk!. O to, co b!dzie jad
6ukka, #adna z nich nie musi si! martwi$.
/ spi#arce na pce z napisem 9)itta: stao pudeko pat&
kw kukurydzianych, torba sucharkw i butelka keczupu.
"o dobra, pomy%laa )unilla, zostaj! tu tylko trzy dni. /
sobot! b!d! miaa swoj kuchni!, nie b!dzie tak wygldaa.
+pojrzaa na zegarek. ,o spotkania z .omasem na mo%cie
"ybron zostay jeszcze trzy godziny. / %rodku wszystko jej
$wierkao, ale wytrwaa w postanowieniu, by pj%$ po
zakupy, zamiast wchodzi$ pod prysznic.
-yo dziesi!$ minut przed czasem. Martwia si!, #e nie
znajdzie tego miejsca, ale byo tak, jak mwi. "ybron rze&
czywi%cie znajdowa si! w samym %rodku miasta.
/ieczr by ciepy, ale mimo to ulice pozostay puste.
Opowiada, #e tu tak jest. Przed ko0cem sierpnia, kiedy to
wracali studenci, 3ppsala bya po prostu maym szwedzkim
miasteczkiem, pogr#onym w letnim p%nie. "iewtpliwie
pi!knym i penym zieleni, przynajmniej po zachodniej stro&
nie rzeki, ale wi!kszo%$ mieszka0cw znajdowaa si! gdzie
indziej.
"ie miaa nic przeciwko temu. /r!cz przeciwnie, mc po&
woli wrasta$ w miasto, przez dwa miesice poznawa$
wszystko, co nowe, zanim zacznie studia w instytucie
anglistyki, gdziekolwiek on si! mie%ci & czego moga chcie$
wi!cej4
"o, mo#e tego, #eby .omas te# mia tyle wolnego czasu co
ona, ale nie mo#na mie$ wszystkiego. Peni su#b! w jakim%
Polacksbacken i potrwa ona a# do przyszej jesieni, ale
wi!kszo%$ wieczorw mia wolnych. +oboty i niedziele te#, a
w poowie lipca & ju# za czterna%cie dni & dostanie tygo&
dniow przepustk!.
Opara si! okciami o kamienn por!cz mostu, wychylia i
patrzya na pync wartkim strumieniem m!tn wod!.
Moje #ycie, pomy%laa, nie mo#e by$ lepsze, ni# jest w tej
chwili.
6ak to mo#liwe, #e taka my%l pojawia si! w jej gowie
zaledwie p dnia po tym, jak na (Hrmlandzkim parkingu
wylewaa morze ez nad swoj nikczemno%ci, wolaa si!
bli#ej nie zastanawia$.
/ ka#dym razie nie teraz, poniewa# nagle dostrzega, jak
ra5nym krokiem zmierza w jej stron! pod wielkimi drze&
wami po zachodniej stronie rzeki.
/ jednej r!ce trzyma bukiet kwiatw, w drugiej butelk!
wina, a p godziny p5niej le#eli osoni!ci krzakami na
kocu, ktry rozo#yli na zboczu poni#ej zamku. Kmiaa si!
go%no, kiedy opowiada, jak zw!dzi go z wojskowego ma&
gazynu i rozo#y po drodze. Mia nadziej!, #e nie b!dzie dla
niej zbyt szorstki.
4
Odlego%$ mi!dzy will a mieszkaniem wynosia rwne ty&
sic sto metrw, ale tylko w linii prostej.
F(a -ackman tak nie sza. /ybraa okr!#n drog! wiodc
na dobr spraw! przez cae miasto8 Oktoberparken, p5niej
przez <ocksta i park +tadsskogen, wzdu# budynku stra#y
po#arnej, naokoo cmentarza, stadionu i szkoy Iessle, i
kiedy wesza do %rodka, stwierdzia, #e zaj!o jej to ptorej
godziny.
6u# wcze%niej dosza do wniosku, #e tego jej trzeba. /illa w
Iaga, w ktrej czterna%cie lat mieszkaa z 'illem i ich
trzema chopakami, a mieszkanie na najwy#szym pi!trze
nowo wybudowanego domu w Pampas to dwa r#ne %wiaty.
.ysic sto metrw, pi!tna%cie minut spacerem, to zdecydo&
wanie za krtko. Potrzebowaa swoistego przedsionka i dla&
tego w niedziele chodzia du#sz drog naokoo.
;ho$ tylko co drugi tydzie0. 1 tylko w t! stron!. / te
niedziele, kiedy pokonywaa przeciwn drog! & od #ycia sin&
gielki do #ycia matki trjki dzieci & #aden przedsionek nie
by potrzebny. Mo#na si! zastanawia$ dlaczego.
*astanawiaa si! te#, czy wszystko jest zorganizowane tak
%wietnie, jak jej si! z pocztku wydawao. Od rozwodu
min!y dwa lata, a ptora roku odkd wprowadzia si! na
)rimsgatan. ;aa pitka zainteresowanych uwa#aa, #e roz&
wizanie jest %wietne, zwaszcza chopcy, ktrzy nie musieli
si! przenosi$ ani do%wiadcza$ #adnych wi!kszych zmian. ;o
drugi tydzie0 byli z tat, co drugi & z mam. / niedziel!
zmianaJ nie ma to jak urozmaicenie.
/szystko jednak do czasu. F(a -ackman tak si! zwykle
pocieszaa. 6>rgen w styczniu sko0czy dwadzie%cia lat, za
dwa&trzy lata on i Kalle si! wyprowadz, b!dzie mo#na
sprzeda$ will! i doj%$ troch! do adu z ?inansami.
Pi!$ lat oczekiwania, pomy%laa i stwierdzia, #e lodwka
jest tak samo pusta jak tydzie0 temu, gdy std odje#d#aa.
;zy tak ma wyglda$ #ycie tu# przed klimakterium4
Miaa czterdzie%ci sze%$ lat. 6aka moga by$ alternatywa4
*nale5$ sobie nowego ?aceta4 "o dobrze, ale jak4 6ak, do
jasnej cholery, si! to robi4
/rci$ do 'illego4
"igdy w #yciu, pomy%laa. /zi!a ?ili#ank! kawy, wysza i
siada na balkonie. /iedziaa, #e zgodziby si!, gdyby cho$
nadmienia, #e jest taka mo#liwo%$. .o byo najgorsze.
;hcia znw z ni by$, nie mwi ju# tego wprost przy ka#&
dym spotkaniu, ale byo to po nim wida$. .! niem pro%b!
wyczuwaa nawet wtedy, kiedy rozmawiali przez tele?onJ co&
raz trudniej jej byo to wytrzyma$. /e5 si! w gar%$, chciao
jej si! powiedzie$. *rb co% & poznaj jak% kobiet!, chocia#&
by w klubie sportowym z pewno%ci wzdychaj za tob cae
tabuny. 7le mi!dzy nami koniec,-initol
;o jak co, ale nie wpadnie drugi raz w te same koleiny.
,laczego jednak siedziaa w popoudniowym so0cu na
wasnym balkonie i my%laa o byym m!#u, pozostawao
osobn kwesti. ;zy dziewi!$dziesi!ciominutowy przedsio&
nek ju# nie wystarcza4
"iech to szlag, pomy%laa F(a -ackman. Uycie jest do dupy.
Pacc rachunki przez internet, wrcia my%lami do wczo&
rajszego wieczoru. -y weselszy, o wiele weselszy. *jada
kolacj! u -arbarottiego i Marianne w 'illa Pick?ord. "ie po
raz pierwszy bynajmniej, ale pierwszy raz byo ich przy stole
dziesi!cioro.
.roje dorosych i siedmioro nastolatkw. Marianne po&
wiedziaa, #e to musi by$ ewenement na skal! %wiatow, i
pewnie miaa racj!. .roje typowych ludzi z pokolenia lat
sze%$dziesitych, ktrzy maj sidemk! dzieci z trjk in&
nych tu nieobecnych, zauwa#ya, a -arbarotti wznis toast.
*a modzie# tego kraju, jego przyszo%$S
3trzymywa, #e taki tekst umieszczano za jego czasw na
medalach zdobywanych w szkolnych zawodach sportowych.
"ikt mu nie uwierzy. /sta od stou i zacz przeszukiwa$
mas! szu?lad i kartonw po butach, #eby to udowodni$, ale
wrci z pustymi r!koma. .wierdzi, #e jego zbir medali
przywaszczya sobie pierwsza #ona i przetopia z niskiej
ch!ci zysku. )woli szczero%ci nale#y doda$, #e zarobia na
tym niezy pienidz. Proste gosowanie przy stole wykazao,
#e przegra test na wiarygodno%$ B8A.
Po raz pierwszy wioza 6>rgena, Kallego i 'iktora na spot&
kanie z dzie$mi )unnara i dzie$mi Marianne, kiedy wi!c
wsiadali do samochodu, by pojecha$ na przyldek Kym&
linge, miaa trem!.
& ,enerwujesz si!, mamusiu & powiedzia Kalle. & "ie
musisz, potra?imy si! pilnowa$, je%li sytuacja tego wymaga.
Mia racj!. "ie dlatego, #e trzeba si! byo mocno pilnowa$.
Przy wielkim stole byy chwile, #e pakaa ze %miechu.
,laczego #ycie tak rzadko wyglda w ten sposb4 )rupa
ludzi przy stole. ,zieci i rodzice. <ozmowy i %miech. ,la&
czego to tak cholernie trudne4 ,laczego w tym kraju zapo&
mnieli%my o pradawnej spoecznej roli posikw4
7 mo#e wa%nie ta sporadyczno%$ & ?akt, #e takie okazje nie
zdarzay si! zbyt cz!sto & bya warunkiem4 ;zy gdyby tak
byo codziennie, nie staoby si! to nudne4
Przerwaa te my%li. Klikn!a polecenie zapaty i spojrzaa na
zegarek.
/p do szstej. ;zas wyj%$ i kupi$ co% na %niadanie. 6utro
poniedziaek.
+taa przy ladzie z serami, kiedy zadzwoni -arbarotti.
& ,zi!ki za wczoraj & powiedziaa. & /szyscy w naszej ekipie
uznali%my, #e byo super.
& My te# & odpar )unnar -arbarotti. & Mogliby%my to
powtrzy$.
& 1 dlatego dzwonisz4 & spytaa -ackman. & Ueby zaprosi$ na
jutrzejsze %niadanie4 +koro tak, to nie kupuj! nic wi!cej.
6estem w 1;7 +tubinen i robi! zaopatrzenie.
& "ie, nie chodzi o zaproszenie na %niadanie. ;ho$ je%li
bardzo chcesz, to jeste% oczywi%cie mile widziana. 6estem w
<>nninge. .o znaczy w lesie.
& / lesie4
& .ak. ;o% si! stao. ,zwoni do mnie 7sunander. ;hce,
#eby%my si! temu razem przyjrzeli. .o znaczy ty i ja.
& 7 co si! stao4 & spytaa -ackman.
& Mamy przypadek.
& Przypadek4
& .ak. Kmierci przez upadek.
& ;o ty bredzisz4
& *naleziono zwoki na dnie urwiska & wyja%ni -arbarotti. &
3padek z jakich% dwudziestu, dwudziestu pi!ciu metrw.
/iele wskazuje oczywi%cie na to, #e to by wypadek, ale s
okoliczno%ci.
& 6akie okoliczno%ci4 & spytaa -ackman.
& /a%ciwie jedna. ;hwileczk!.
Odszed na kilka sekund. +yszaa, jak z kim% rozmawia.
/rci do tele?onu.
& Przepraszam. .ak, tylko jedna dziwna okoliczno%$, je%li
mamy by$ dokadni. .rzydzie%ci pi!$ lat temu w tym samym
miejscu te# znaleziono ciao.
& .rzydzie%ci pi!$ lat4
& .ak. MO wrze%nia ABPN.
F(a -ackman wzi!a od sprzedawczyni p kilo gruyL& reGa i
zamy%lia si!.
& /ypadek4 & zapytaa. & .eraz, mam na my%li.& .ak to w
ko0cu zakwali?ikowali%my. 7le chwil! to zaj!o.
& 6este% dobrze zorientowany.
& Miaem na to trzy godziny & przyzna -arbarotti. & I
wedug mnie co% tu %mierdzi.
& Kmierdzi4
&.ak.
& *woki maj jakie% nazwisko4 ;hodzi mi o te dzisiejsze.
& 6eszcze nie & powiedzia -arbarotti. & "ie mia #adnych
dokumentw.
&On4
& M!#czyzna koo sze%$dziesitki.
F(a -ackman ruszya w stron! dziau z nabiaem, pogr&
#ona w my%lach.
& ;o% jeszcze tu %mierdzi4 & zapytaa. & Poza tym, #e on le#y
w tym samym miejscu4
& Mam to uczucie & powiedzia -arbarotti.
& 7aa, no jasne.
& /iem, #e nie masz mojego znakomitego w!chu. "ie
mo#na tego wymaga$.
& "ie pierdziel & powiedziaa F(a -ackman.
& Okej & odpar -arbarotti. & .ak zadzwoniem, #eby po&
gada$. 6estem tu z /ennergrenem&Olo?ssonem.
& 7ha. <ozumiem. ;zyli to tym mamy si! zaj$ jutro rano4
& *gadza si!.
& Przypadkiem upadku4
& *aapaa%. ,obra, ju# nie przeszkadzam. 7le polubili%my
twoje dzieciaki. ,o jutra.
& 7 my twoje & odpara -ackman. & Modzie# tego kraju,
jego przyszo%$, dzi!ki za brie?ing.
& "ie ma za co & powiedzia -arbarotti i odo#y suchawk!.
5
6estem Maria, wrbel.
6estem modsz siostr +uper&.omasa i ludzie my%l, #e
jestem szalona.
"ie przeszkadza mi, #e tak my%l. Przeciwnie. /edug mnie
to wspaniale, #e #ywi takie przekonanie. /iem, #e to nie o
szale0stwo tutaj chodzi. ;hodzi o zo.
7 je%li nie o zo, to przynajmniej o egoizm. 6a my%l! o sobie.
1nni niech te# my%l o sobie.
"ie jestem te# #adnym Iamletem, co to, to nie. 2udzie nie
rozumiej, #e w dzisiejszych czasach mo#na by$ zym.
+zczeglnie je%li jest si! kobiet, dziewi!tnastoletni i uro&
cz. Ueby nie powiedzie$ pi!kn.
1 mdr. ,ziwi ich, #e jestem taka mdra, oceny na maturze
mam tak samo dobre jak te, z ktrymi +uper&.omas ko0czy
szko! dwa lata przede mn. 6e%li mo#na porwnywa$, bo
on mia litery, a ja mam cy?ry. .ak czy inaczej, nauczyciele
byli zdziwieni, i moi rodzice te#. 6a nie byam zdziwiona,
znam swoj warto%$.
Kiedy miaam osiem lat, te# byam urocza. .o wtedy
spadam z hu%tawki na gow! i nastpia u mnie zmiana
osobowo%ci. "ie potra?i! nawizywa$ relacji jak inni ludzie.
.ak przynajmniej uwa#a mj psychiatra. "azywa si!
,ouglas ,ienesen, cay czas chodz! do tego samego. .ata i
mama mu u?aj, u?aj mu wszyscy poza mn. 6a wiem, #e
zaczyna na mnie lecie$ i wi!cej si! z nim nie spotkam.
-o teraz jad! do 3ppsali. 6estem mdra, ale mam zmie&
nion osobowo%$. -!d! si! uczy$ ?rancuskiego, oni my%leli,
#e b!d! chciaa mieszka$ z .omasem u ciotki -ecki, ju#
wiosn zeszego roku zacz!li o tym gada$, ale odmwiam.
)dy si! dorastao w cieniu tego cudownego dziecka, naj&
wy#szy czas wyj%$ na so0ce.
Mo#e w ko0cu stanie na prawie, ale zaczn! od ?rancuskiego.
.o si! wydaje niezbyt obci#ajce, a ja nie mam
sprecyzowanych planw na #ycie. -!d! zajmowaa jeden
pokj w domu przy "orrtHjegatan. Postawiam krzy#yk na
mapie, to nie wi!cej ni# dziesi!$ minut od dworca. 6ad!
jutro, dzi% jest mj ostatni wieczr tutaj. .orby mam
spakowane, tata chcia mnie zawie5$, ale powiedziaam, #e
nigdy w #yciu. Opuszczam gniazdo i zamierzam to zrobi$ o
wasnych skrzydach. ;o oni sobie, kurwa, my%l4
Mama pakaa cay wieczr. "o, mo#e z przerwami. Mwi,
#e nie wiedz, co zrobi$ z will. +koro i mnie, i .omasa nie
b!dzie. 7 co, my%leli%cie, #e nigdy nie doro%niemy, czy o co
chodzi4 +przedajcie to gwno, my%l! w duchu, a jak nie
przestanie rycze$, to jej to powiem.
+przedajcie to gwno i przeprowad5cie si! do Iiszpanii jak
ciotka -ecka. 1 jak ci cholerni (on @riesmanowie, o ktrych
cay czas mwicie. * waszymi pieni!dzmi nie ma przecie#
#adnego powodu, by siedzie$ w +unds(all. / Iiszpanii
mo#ecie gra$ w gol?a, le#e$ przy basenie i od rana do
wieczora popija$ sodkie wino.
Mam ich w dupie. .o jest wa%nie mj problem. Mam w
dupie innych ludzi. 7 zwaszcza modych chopakw. 6e%li
kiedykolwiek z jakim% b!d!, bzykania nie licz!, to tylko z
kim% rwnie pokr!conym jak ja. <wnie pokr!conym
i rwnie mdrym, a wtedy mo#e co% z tego wyjdzie.
"ienawidz! tego ?rajerskiego optymizmu. Pene nadziei,
optymistyczne pierdolenie. *ycie jest ciemn dup. 6estem
za.
Mam dziewi!tna%cie lat, jestem pi!kna i my%l! o sobie,
wbijcie to sobie do gw, ludzie. 6utro wieczorem napisz!
kilka sw o moim nowym #yciu przy "orrtHljegatan w 3p&
psali. Mo#e.
6estem Maria, wrbel.
6
& Kto skojarzy, #e co% si! wydarzyo w tym samym miejscu
trzydzie%ci pi!$ lat temu4
& Flis -engtsson.
& Flis -engtsson4
& ;zowiek, ktry go znalaz. *eszym razem te# tam by.
& ;o ty mwisz4 .o ten sam, ktry...
*adzwoni tele?on -arbarottiego i F(a -ackman urwaa.
-arbarotti odrzuci poczenie.
& Przepraszam. .ak, zeszym razem by w okolicy. .eraz
znalaz ciao. Mieszka niedaleko, by na spacerze z psem...
wtedy i teraz.
-ackman spojrzaa na niego nieu?nie.
& 6ak prawdopodobnie to brzmi wedug ciebie4 *e ta sama
osoba akurat jest... jak to powiedziae%4... w okolicy4
,wukrotnie.
& "iezbyt prawdopodobnie & powiedzia -arbarotti,
spogldajc na zegarek. & 7le zobaczymy si! z nim za dzie&
si!$ minut, wi!c mo#e do tego czasu wstrzymajmy si! z oce&
nami.
& 1 nadal nie znamy to#samo%ci tego nowego trupa4
-arbarotti potrzsn gow.
& "iestety nie.
& 7 ten z ABPN jak si! nazywa4
-arbarotti zerkn w papiery.
& Maria /inckier & powiedzia. & ,wadzie%cia pi!$ lat.
*atrudniona na zast!pstwo w szkole Kymlinge(ik. 3czya
angielskiego i ?rancuskiego, pracowaa tam dopiero miesic
z hakiem, kiedy to si! stao.
& -ya std4
& Przyjezdna & odpar -arbarotti. & .e# stosunkowo od
niedawna.& <ozumiem & powiedziaa F(a -ackman i zacz!a
si! zastanawia$, co takiego zrozumiaa.
& -ya z grup w lesie, najprawdopodobniej zbierali grzyby.
7lbo czerwone borwki. +pada do wwozu, tam bya
kraw!d5 uskoku. 3padek co najmniej z dwudziestu metrw.
2udzie nazywaj to miejsce wwozem )Rsa.
& /wz )Rsa4
& .ak. .o pono$ dawne miejsce odej%cia przodkw, no
wiesz, takie, z ktrego starsi ludzie mog si! rzuci$, zamiast
by$ ci!#arem dla innych...
& .o tylko mit & powiedziaa F(a -ackman. & "igdy tak nie
byo.
& Mwisz4 "o, w ka#dym razie zdarzyo si! dwa razy w
cigu trzydziestu pi!ciu lat.
& 7le w ko0cu uznano to za wypadek4
& .ak.
& Moga skoczy$4
& .ak my%l!.
& Mg j kto% zepchn$4
& .ak my%l!.
F(a -ackman zastanowia si!.
& Pami!tasz to4 ;zy wtedy tu nie mieszkae%4
& Przyjechaem rok p5niej & odpar -arbarotti. & 1X6edy
zaczem liceum. "igdy o tej sprawie nie syszaem. 7# do
teraz. .o co, idziemy porozmawia$ z panem -engtssonem4
& *decydowanie & powiedziaa F(a -ackman.
Pan -engtsson mia bia koszul! i krawat. Mieli napisane,
#e sko0czy siedemdziesit siedem lat, ale F(a -ackman
powiedziaaby, #e raczej sze%$dziesit siedem. <obi wra&
#enie sprawnego i #ywotnego, przypuszczaa, #e to dzi!ki
spacerom z psem jest w takiej ?ormie. ,obr stroju wynika
pewnie std, #e wizyt! na policji traktowa jako delikatne
przedsi!wzi!cie.
-arbarotti wczy magneto?on i zaatwi ?ormalno%ci.
& Mo#e podejd5my do tego chronologicznie & powiedzia
nast!pnie. & 6e%li nie ma pan nic przeciwko temu. ;zy
mgby pan opowiedzie$, co stao si! w ABPN roku, na tyle,
na ile pan pami!ta4
& Macie to w dokumentach & powiedzia Flis -engtsson.
& /iem & odpar )unnar -arbarotti. & *apoznajemy si! z
nimi. 7le mo#e nam pan o tym pokrtce opowiedzie$. 7ni
mnie, ani inspektor -ackman tu wtedy nie byo.
& .o byo trzydzie%ci pi!$ lat temu.
& Prawie co do dnia & rzek -arbarotti. & *gin!a moda
kobieta. 6ak to si! stao, #e by pan zamieszany w t! spraw!4
Flis -engtsson wzruszy ramionami.
& -yem z psem. .ak wtedy, jak i teraz.
& Prosz! mwi$ dalej.
& ;ho$ wtedy to by inny pies.
& .ak si! domy%laem.
& Madame ;urie. Ogar.
;iao modsze ni# gowa, pomy%laa F(a -ackman.
& Prosz! mwi$ dalej & powiedzia -arbarotti.
& /tedy byem wcze%niej.
/o#y dwa palce pod konierzyk, prbujc go rozlu5ni$, by$
mo#e koszula bya nowa i go obcieraa. Mo#e do mzgu
dopywao zbyt mao tlenu.
& ,okadnie w chwili kiedy to si! stao. .ym razem ciao
le#ao chyba troch! du#ej.
& +kd pan wie4
& -yo wida$... #e tak powiem. 2ekarz chyba te# to po&
wiedzia. .en, ktry tam przyjecha.
& ;zy w ABPN to rwnie# pan znalaz ciao4
& "ie & odpar Flis -engtsson. & Kiedy si! zjawiem, staa
tam ju# grupa osb, wszyscy patrzyli na ciao. 6a przy&
szedem ostatni. 7le to byo tu# po zdarzeniu.
& 1lu ich byo4
& Ycznie ze zmar siedmioro.
& +iedmioro4
& .ak. +zukali grzybw. 1 widziaem, #e ni cholery nie
znale5li. "ie dziwota, bo w tych okolicach nic nie ma. .rze&
ba i%$ bardziej w stron! <>dmyren.
& ;o si! wydarzyo4
& "o, zleciaa. ,wadzie%cia pi!$ metrw w d, prosto w
czelu%$ )Rsa. Maa zgin!a na miejscu.
F(a -ackman odchrzkn!a.
& ;zy wie pan, dlaczego byo prowadzone %ledztwo4
Fllis -engtsson wycign szyj!.
& Poniewa# podejrzewano, #e kto% j zepchn.
& ,laczego4 & zapyta -arbarotti. & 6akie byy powody takich
podejrze04
Flis -engtsson zacisn usta i przez kilka sekund wstrzy&
mywa si! z odpowiedzi.
& Pewnie chodzio o to, #e krzyczaa.
& Krzyczaa4 & odezwaa si! -ackman.
& .ak jest & powiedzia Flis -engtsson. & Krzykn!a co%,
zanim uderzya o ziemi! i umara. ;z!%$ tych ludzi to sy&
szaa, ja tak#e. -yem cholernie daleko, ale wtedy miaem
dobre uszy.
& ;o krzykn!a4 & zapyta -arbarotti. & ;zy to nie naturalne,
#e si! krzyczy, spadajc z urwiska4
& "o i wa%nie w tym s!k.
& / czym4 & spytaa -ackman.
& / tym, co krzykn!a & powiedzia Flis -engtsson. & ;z!%$
ludzi twierdzia, #e to bya jaka% wiadomo%$.
& /iadomo%$4 & powiedzia -arbarotti, marszczc czoo. &
;o wi!c takiego krzykn!a4
& ;o% z dugim eee. .yle usyszaem, byem sto metrw
dalej. 7lbo i wi!cej. ;i stojcy bli#ej syszeli r#ne rzeczy.
& "a przykad co4 & zapytaa -ackman.
Flis -engtsson znw pozwoli sobie na teatraln pauz!.
& Par! osb twierdzio, #e krzykn!a8 9+mieeer$S:. 7lbo8
93mieeeramS:.
& .ak4
& ;ho$ kilkorgu si! wydawao, #e krzykn!a8 9Mordeeer& :
caS .
& Morderca4 & odezwa si! -arbarotti.
& .ak, morderca & powiedzia -arbarotti i przejecha j!zy&
kiem po wargach. & *e niby krzykn!a to, by da$ do
zrozumienia, #e zostaa zamordowana. Ostatnia rzecz przed
%mierci.
-arbarotti i -ackman wymienili spojrzenia i siedzieli przez
chwil! w milczeniu. Flisowi -engtssonowi udao si! rozpi$
grny guzik koszuli.
& 7le nie wykrzyczaa nazwiska mordercy4 & zapytaa
-ackman.
Flis -engtsson pokr!ci gow.
& "ie, nie wykrzyczaa. -yoby to rozsdniejsze, ale w takiej
sytuacji czowiek pewnie nie zachowuje si! zbyt rozsdnie.
& Pewnie nie & zgodzi si! -arbarotti. & * tego co panu
wiadomo, czy byo co% jeszcze, co wskazywaoby na to, #e
kto% j zepchn4
& "ic mi o tym nie wiadomo & odpar Flis -engtsson. &
Mo#ecie poszuka$ w papierach. Komisarz nazywa si! +and&
lin, rozmawiaem z nim kilka razy... mieli%my zreszt psa tej
samej rasy. Ogara.
& Przeczytamy ka#de sowo & zapewni -arbarotti. &
+andlina niestety nie ma ju# w%rd nas.
& /iem o tym. Pami!tam, #e jego kundel wabi si! -irger.
Popieprzone imi! dla psa. Mj si! wabi Madame ;urie.
*awsze je nazywam na cze%$ sawnych osb.
& ;iekawy pomys & powiedziaa F(a -ackman. & Przejd5my
zatem do rozmowy o tym, co si! stao wczoraj, dobrze4
Opowiedzenie o niedzielnym makabrycznym odkryciu w
wwozie )Rsa zaj!o Flisowi -engtssonowi dziesi!$ minut.
6ak co dzie0 by na spacerze z 2utrem. /yszli z domu
& z KHll(iks gRrd w <>nninge & po lunchu i wiadomo%ciach
w radiu, mniej wi!cej pi!$ po pierwszej. Po dwudziestu mi&
nutach 2uter znikn mu z oczu niedaleko linii wysokiego
napi!cia, a jakie% p godziny p5niej, kiedy na kilka minut
usiad na zboczu wzgrza )Rsa, #eby odpocz$, usysza jego
szczekanie. Pies sta na dnie urwiska i pilnowa ciaa, ale go
nie ruszy. Flis -engtsson od razu zadzwoni do #ony, ktra
skontaktowaa si! z policj. *szed w d i zosta na miejscu,
dopki nie zjawia si! policja, w postaci radiowozu z
Olsenem i /iderbergiem, a tak#e lekarz i personel
medyczny. *nalezienie miejsca zaj!o im troch! czasu, ale
bez tele?onu komrkowego trwaoby to jeszcze du#ej. Po
rozmowie z policj i lekarzem, niejakim doktorem
<islundem, Flis -engtsson opu%ci tamto miejsce. Mniej
wi!cej pi!tna%cie po czwartej.
& ;zy chciaby pan co% jeszcze teraz doda$4 & zapyta
-arbarotti po sko0czeniu przesuchania. & "a pewno jeszcze
do tego wrcimy.
& .ak, jedn rzecz & odpar Flis -engtsson. & -o w zasadzie
w tym miejscu r#ne rzeczy dziay si! wi!cej ni# dwa razy
+to pi!$dziesit lat temu stracia tu #ycie matka z dzieckiem.
7 jeszcze wcze%niej byo to miejsce odej%cia przodkw.
;zelu%$ )Rsa jest przekl!ta, musicie o tym pami!ta$.
& ,zi!kujemy rwnie# i za t! in?ormacj! & powiedzia
-arbarotti i wyczy magneto?on.
& Prosz!, inspektor -ackman poka#e panu wyj%cie.
& "ie trzeba & odpar Flis -engtsson. & +am znajd!.
7
<ickard -erglund zatrzyma si! przy kwiaciarni na Kyrko&
gRrdsgatan i kupi trzy #te r#e.
& *denerwowany4 & zapyta sprzedawca, kiedy <ickard
wzi reszt! i dwie jednokoronwki upady mu na podog!.
;hopak podnis monety i poczerwienia. 7luzja bya
oczywista. +przedawca zao#y, #e r#e s dla dziewczyny.
,laczego miaby pomy%le$ inaczej4 -yo sobotnie popou&
dnie, a <ickard by elegancko ubrany, przynajmniej o tyle o
ileJ spryska nawet policzki wod po goleniu, czego nie robi
codziennie.
& .roszeczk!. & <ickard si! za%mia. Po co wyprowadza$
sprzedawc! z b!du. & "igdy nie wiadomo.
& Pierwsze spotkanie4
& / pewnym sensie.
+kin gow na po#egnanie i szybkim krokiem wyszed ze
sklepu. 9/ pewnym sensie4:, pomy%la. ;o by to niby miao
znaczy$4
+pojrza na zegarek i doszed do wniosku, #e jest przed
czasem. *decydowa, #e pochodzi troch! po Fngelska par&
ken i po cmentarzu. 3mwi si! na pit. Przyjd5 koo pi&
tej, powiedzia .omas, chcieli%my najpierw posiedzie$ par!
godzin przed domem.
-yo dopiero wp do pitej. <ickard by ju# z krtsz wizyt
na +ibyllegatan i zna drog!, doj%cie tam nie powinno zaj$
du#ej ni# pi!tna%cie, dwadzie%cia minut. Przyj%cie przed
czasem to pierdoowate posuni!cie, a nadrz!dnym
priorytetem <ickarda -erglunda byo nie wyj%$ na pierdo!.
7ni dzisiaj, ani #adnego innego dnia.
<uszy ukosem przez park w stron! gmachu ?ilologii. Pod
starymi wizami i modrzewiami rosa trawa wysoka na p
metra, najwyra5niej w lecie nikt nie zatroszczy si! o to, by
j skosi$. *d#y si! zorientowa$, #e w 3ppsali podczas let&
nich miesi!cy wiele rzeczy stoi w miejscu. *ostay jeszcze
dwa tygodnie do czasu, kiedy przyjad studenci i wezm
miasto we wadanie, by AC sierpnia, ciepa i pi!kna sobota
p5nego lata. Otwierajc star, #elazn ?urtk! na cmentarz,
pomy%la, #e #ycie nie mo#e by$ lepsze, ni# jest teraz. Przy&
najmniej je%li czowiek zadowoli si! tym, co wida$.
Ma dwadzie%cia lat i jest w drodze na rakow uczt! w gronie
dobrych przyjaci. .rzy r#e w doni. ;zego chcie$ wi!cej4
"ie byy jednak czerwone, sprzedawca z pewno%ci to
zauwa#y. )dyby chodzio o spotkanie z dziewczyn, nie
wybrabym chyba #tych4 & my%la <ickard -erglund. Ute
r#e nie maj w sobie nic z romantyzmu.
/estchn. +prawa dziewczyny powracaa co jaki% czas.
-yway dni, #e si! tym nie przejmowa, w inne za% czu przy&
gniatajcy ci!#ar. -y$ prawiczkiem w wieku dwudziestu lat
to nie jest normalne. ,wa miesice w szkole podo?icerw
nauczyy go mnstwa przer#nych rzeczy, mi!dzy innymi
tego. ;o prawda, zdawa sobie spraw!, #e znalazoby si!
paru rekrutw w takiej jak on sytuacji, byli jednak w
mniejszo%ci, rozpaczliwej, potajemnej i #enujcej
mniejszo%ci. "a wi!kszo%$ kolegw dziewczyny czekay w
domu, cz!%$ poznaa nowe w 3ppsali & na przykad w domu
piel!gniarek po drugiej stronie ulicy ,aga Iammarskjlda,
byo to zmy%lne rozwizanie, wygodne dla ka#dej ze stron.
6eszcze inni korzystali z jednego i z drugiego. A wszyscy nie
mogli doczeka$ si! chwili, kiedy do miasta zjedzie dziesi!$
tysi!cy studentek.
,ziewczyny4 Kobiety4 ,ziesi!$ tysi!cyS
Pokusy4
+weden, t,e co(ntry o- -ree lo/e. +ta??an, jeden z
kolegw z sali, miesic przed wstpieniem do wojska by w
2ondynie i twierdzi, #e stara poczciwa +zwecja tak wa%nie
jest widziana w Furopie. Kraj wolnej mio%ci4 Mj ty -o#e,
pomy%la <ickard -erglund, ktry akurat nie oglda ?ilmw
#estem ciekawa w kolorze... i 012. ;zy ja na pewno
#yj! w tym samym kraju4
Odp!dzi od siebie te m!czce my%li, przystan przed
maym, prostym grobem i przeczyta wyryty w kamieniu
napis.
3enrik 4(reli(s
$r. 2562
"m. 2570
.o bylo wszystko.
,wadzie%cia trzy lata, pomy%la <ickard. Mody czowiek,
ktry zmar prawie sto lat temu. -y tylko trzy lata starszy
ode mnie.
+ta tam, prbujc rozszy?rowa$ te szcztkowe in?ormacje.
"azwisko i dwie daty, nic wi!cej. Kim bye%, Ienriku
7ureliusie4 ,laczego si! nie zestarzae%4
1 dalej8 6ak umare%4 *d#ye% pj%$ do #ka z kobiet,
zanim twj czas dobieg ko0ca4 ;zy miae% jakiego% boga4
*zy miae% jakiego% 'oga)
)dybym wiedzia, #e za trzy lata umr!, pomy%la <ickard
-erglund, czy miabym odwag! zbli#y$ si! do jakiej%
dziewczyny4 Kiedy to i tak nie miaoby wi!kszego znacze&
nia, bo ca odpowiedzialno%$ skosi #niwiarz4
-y$ mo#e, ale nic w tym pewnego.
7 mo#e powinien t! swoj niepewno%$ przeku$ w cnot!4
Postpi$ tak, jak robiono przed laty8 najpierw, jak niegdy&
siejsi duchowni, zda$ egzamin na pastora, nast!pnie o#eni$
si! i dopiero przystpi$ do rzeczy4 ;zy nie tego w gruncie
rzeczy chcia4 Ueby jego przysza #ona bya dziewic, skoro i
on jest prawiczkiem4 ;zy w g!bi duszy by tak staro%wiec&
ki4 ;zy nie jest to gwnie tchrzostwo, cnota z konieczno&
%ci, haniebny sposb na pozbycie si! problemu4
;o, jako chrze%cijanin, powinienem zrobi$4
Mo#e to, mimo wszystko, zasadne pytanie. ;zy w tych
wywrotowych, penych chaosu i rozedrganych czasach pod
koniec lat sze%$dziesitych jest jaka% moralna opcja dla wie&
rzcych modych ludzi4 * r!k na sercu.
<ickard -erglund nie by o tym przekonany. ;zyta ;amusa
i +artreGa, a to prawdopodobnie nie jest najlepsza literatura,
po jak mo#e si!gn$ przyszy pastor. ;ho$
,ostojewski te# by zaliczany do egzystencjalistw. Fgzy&
stencjalista i chrze%cijanin.
/ g!bi duszy zdawa sobie rwnie# spraw!, #e droga do
kobiety nie wiedzie przez ksi#ki i my%licieli. ,ostojewskie&
go, Kierkegaarda czy jakiegokolwiek innego. / literaturze
nie znajdzie si! pomocy w tych sprawach, ta mo#e zapewni$
jedynie odwrcenie uwagi i ucieczk!. +odkie
mrowienie, jak kto% gdzie% to s?ormuowaJ byo to
okre%lenie, ktrego mimo usilnych stara0 nie mg od siebie
odepchn$, a kiedy poprosi o rad! -oga, rwnie# nie
otrzyma #adnej wyra5nej wskazwki. .ak jakby to nie bya
6ego dziaka. -o nie jest, pomy%la <ickard -erglund z
gorycz, przecie# jedyne, czym chrze%cija0stwo zajmowao
si! przez ostatnie dwie%cie lat, to pi!tnowanie tego
mrowienia.
;o robi$4 *ala$ si! w trupa i niech si! dzieje, co chce4 Kiedy
wstyd i nie%miao%$ nie b!d miay prawa wst!pu4 ;zy nie
byoby to radykalne podej%cie do problemu4
7 jak ty postpie%, Ienriku 7ureliusie4
;hropowaty, lekko omszay kamie0 rwnie# nie udzieli
#adnej odpowiedzi. 6aowe pytania, pomy%la <ickard
-erglund. -ezpodne re?leksje. 6estem moralnym tchrzem.
/yszed z cmentarza i poszed dalej w stron! 2uthagen.
Ostatnia my%l nie opuszczaa go jednak. *ala$ si! w trupa i
niech si! dzieje co chce. .aka metoda te#, rzecz jasna, nie
daje #adnej gwarancji. *ala$ si! i mie$ nadziej!, #e co% si!
b!dzie dziao, to pewnie bli#sze rzeczywisto%ci. <ickard by
jak dotd pijany dwa razy. Pierwszy raz ponad rok temu,
kilka tygodni przed matur w Mariestad, wa%nie tego
wieczoru zrozumia, #e w tym osawionym stanie %wiat jawi
si! w zupenie innej postaci. 3wodzicielski i beztroski.
Kuszcy4
Ienrietta, dziewczyna z rwnolegej klasy w liceum, po&
caowaa go, a jemu w jaki% sposb udao si! ten pocaunek
odwzajemni$. .rzyma j tak#e w ramionach, przycisn do
siebie, nie trwao to du#ej ni# minut!, ale pami!$ tego
zdarzenia, tego, jak bawiy si! ich j!zyki, jej ciao przy jego
ciele, tak, to przecie# wa%nie o to chodzi. O ekstaz!. +zybsze
kr#enie krwi.
,rugi raz, kiedy by lekko nietrze5wy, mia miejsce latem
tego roku podczas tygodniowych manewrw w okolicach
Marmy. 2e#eli w namiocie w lesie, wypi z kolegami pi!$
albo sze%$ piw, a w promieniu setek kilometrw nie byo
#adnej dziewczyny. Uadnej ekstazy ani przyspieszonego
kr#enia, tylko beztroska i mnstwo pynu w p!cherzu.
Min Katedralskolan i zacz liczy$. ,ziesi!$ tygodni, mieli
ju# za sob dziesi!$ tygodni. .rzy na przepustce. Pomy%la,
#e je%li o niego chodzi, mgby zrezygnowa$ z tych wolnych
dni. +p!dza je z matk w Io(a, le#c w swoim dawnym
pokoju i czytajc @reuda i 6unga, podczas gdy matka w
kuchni na dole robia mu jedzenie. / jaki% paradoksalny
sposb dystans mi!dzy nimi wydawa si! dwa razy wi!kszy,
gdy przebywali pod jednym dachem. .o by obowizek, nic
wi!cej. / g!bi duszy obawia si!, #e ona my%li tak samo.
3nika wi!c weekendowych wizyt w domu. "ie liczc
tygodnia przepustki, by w Io(a tylko raz, odkd rozpocz
su#b!. *wykle kilku wolao zostawa$ w koszarach, zamiast
jecha$ do narzeczonych, kolegw, czy kogo tam jeszcze. <i&
ckard lubi te wolne soboty i niedziele. .rzy posiki, #adnych
godzin, ktrych trzeba przestrzega$, cywilne ciuchyJ idealny
czas na poznawanie miasta. * Ielgem, nie%miaym,
zamkni!tym w sobie chopakiem z )Hddede & miejscowo%ci
poo#onej w "orrlandii na tak dalekiej pnocy, #e chopak
po prostu nie zd#yby pojecha$ na weekend do domu i
wrci$ & <ickard wczy si! zwykle po 3ppsali i spokojnie, z
map w r!ku, poznawa zabytki. <ynek gwny. Ksi!garni!
2undeZuistska. Prg wodny 1slands?allet i park miejski.
Oczywi%cie dawne centrum z katedr. Plac %w. Fryka, hal!
targow i restauracj! ,omtrappkHllaren. +kytteanum, )u&
sta(ianum i wszystkie pogr#one w wakacyjnym letargu
korporacje studenckie8 "orrlands, +dermanland&"erikes,
'&dala, )>teborgs, +mRlands i ma 'Hstg>ta, wszystkie
mosty na rzece @yris oraz O?(andahls albo )iintherska,
gdzie chodzili na ?ili#ank! kawy i kawaek ciasta.
;zasem chodzi te# do ko%cioa, ale nigdy z Ielgem. *awsze
samJ do r#nych ko%ciow, rzecz jasna do katedry i do
Kwi!tej .rjcy, ale te# do mniejszychJ %w. 6ana, do Ko%cioa
Misyjnego, Ko%cioa -aptystw, a nawet do poczciwcw z
7rmii *bawienia przy +8t Persgatan, koo torw.
,okdkolwiek by jednak poszed, ktr para?i! by wybra,
zawsze wraca rozczarowany. * poczuciem, #e co% si! nie
udao. My%la w tych chwilach o matce, o tym, jak jej si! tak
naprawd! #yje i czy rzeczywi%cie czeka ju# tylko na
doczenie do swojego pastora w niebie. Miaa dopiero
pi!$dziesit dwa lata, ostatnich dwana%cie przepracowaa
na poczcie w Mariestad i czasami, kiedy my%la, #e rwnie
dobrze mogaby mie$ siedemdziesit albo osiemdziesit,
ogarniao go przygn!bienie.
6aki jest sens jej #ycia4 -y$ wdow po pastorze z Io(a4
7 mojego4 & zadawa sobie p5niej pytanie. .o byo nie&
uniknione. ;o w moim wasnym #yciu ma niby by$ donio%&
lejsze4
-yy to gorzkie i trudne pytania, ktre w czasie modlitwy
zacz przekazywa$ -ogu. ;zasem wydawao mu si!, #e
syszy jak% mglist, pocieszajc odpowied5, ale najcz!%ciej
nie. "ajcz!%ciej sysza tylko cisz!. -yo co% g!boko niepo&
kojcego w tym, #e z tamtej strony prawie zawsze dobiegaa
tylko cisza. 6akkolwiek mocno by si! wsuchiwa.
-owiem to wa%nie tym & takimi oto wa#kimi, zasadniczymi
pytaniami & powinien si! zaj$ po zako0czeniu su#by. *a
jaki% rok.
Kiedy zacznie si! na powa#nie. /ielki plan. "a razie nie
byo po%piechu.
Uadnego po%piechu. +kr!ci w lewo, w ulic! )eijersgatan, i
zobaczy, #e jest ju# kilka minut po pitej. ;zas porzuci$ te
mroczne rozwa#ania. ;zas pochwyci$ dzie0.
<aki u .omasa i )unilli. +mutkom preczS
& 7 oto i <ickard, najt!#szy mzg w caych koszarachS
& -zdury.
"ie byo pewne, czy ktokolwiek usysza protest <ickar& da,
bowiem mwic to, znalaz si! w nied5wiedzim u%cisku
.omasa.
"akryta awa staa na trawniku mi!dzy czynszwkami,
otynkowanymi na brzowo dwupi!trowymi budynkami z lat
trzydziestych albo czterdziestych. 1dentyczne byy w
Mariestad i .rebodaJ <ickard pomy%la, #e tego typu mae
domy maj w sobie co% rdzennie szwedzkiego. 6ak%
prawo%$, ale te# odrobin! melancholii. ;o% jak sklep spo&
#ywczy Konsum w padajcym deszczu.
.eraz jednak nie padao, a st wyglda okazale8 byy
oczywi%cie papierowe r!czniki i talerzyki oraz dwie kopia&
ste michy czerwonych rakw. Puszki piwa i butelki wina w
poka5nych ilo%ciach. Kolorowe serwetki, sery, bagietki
1 du#a miska z saatk. +ze%$ osb siedziao ju# przy stole, a
nakry$ wystarczyoby dla co najmniej kolejnych sze%ciu.
/yo#yli%my za wszystkich, oddacie p5niej, oznajmi .o&
mas. <ickard nie mia poj!cia, ile ta impreza b!dzie koszto&
wa$, ale nie miao to znaczenia. /ci# mia do%$ pieni!dzy
po roku pracy w 2apidusie. -y$ mo#e akurat w tej chwili w
port?elu brakowao gotwki, je%li tak, to trudno, ale, jako si!
rzeko, to nie problem. 6e#eli i tak mamy si! dzieli$, rwnie
dobrze mog! troch! wypi$, pomy%la, a w tej samej chwili
)unilla wr!czya mu plastikowy kubek z jakim% musujcym
pynem.
& ;ze%$, <ickard. /itaj i na zdrowieS
& "a zdrowie & powiedzia <ickard. & @ajnie ci! znowu
widzie$. 6este% adniejsza ni# kiedykolwiek.
.o byo odwa#ne i wiedzia, #e sobie na to pozwoli,
poniewa# nale#aa do .omasa. / perspektywie nie byo
dalszego cigu. /cze%niej widzieli si! dwa razy, a <ickard
my%la czasem, #e je%li kiedy% znajdzie dziewczyn! mogc
si! rwna$ z )unill, niczego wi!cej od #ycia nie b!dzie wy&
maga.
*reszt nie chodzio tylko o ni. .omas /inckier by
modym m!#czyzn, ktremu niejednego mo#na by za&
zdro%ci$, na pewno nie tylko <ickard tak uwa#a. 7 jednak
nie budzi nigdy cienia zazdro%ci, to wa%nie byo wyjtkowe
i dobre. Odkd spotkali si! po raz pierwszy w ogrdku
cukierni @RgelsRngen, czya ich swego rodzaju wi!5J wi!5
pomi!dzy -erglundem a /incklerem & trudno byo odej%$
od wojskowego zwyczaju posugiwania si! samym nazwi&
skiem & ale .omas rwnie swobodnie i bezproblemowo ra&
dzi sobie w kontaktach z innymi. <wnie# z przeo#onymi.
<ickard niejeden raz dzi!kowa swojej szcz!%liwej gwie5dzie
za to, #e si! spotkaliJ je%li si! byo dobrym przyjacielem
/incklera, nikt nie kwestionowa twojej warto%ci czy prawa
do #ycia.
* czego to wynikao4 <ickard czasem si! nad tym zasta&
nawia i dochodzi przewa#nie do wniosku, #e oglny opty&
mizm i przyjazne nastawienie s u#ytecznymi narz!dziami,
je%li chcemy odnale5$ si! w sytuacjach towarzyskich.
.alent i poczucie humoru tak#e nie mogy zaszkodzi$, a
.omas mia i jedno, i drugie. ;zyta troch! Kierkegaarda,
tak#e i to opanowa. "awet to. Mo#e istniaa wi!c pasz&
czyzna, na ktrej tylko oni, -erglund i /inckier, mogli si!
porozumie$. <ickard w ka#dym razie lubi tak my%le$. 6aki%
odrobin! wy#szy poziom, czy co% takiego.
& Mgby% nauczy$ .omasa paru komplementw &
stwierdzia )unilla. & .e kwiaty nie s przypadkiem dla
mnie4
/r!czajc bukiet, za%mia si! zawstydzony8
& Oczywi%cie. 7le ze mnie gapa.
& .o jest Maria & powiedziaa )unilla i przedstawia go
szczupej dziewczynie o ciemnych, krtko ostrzy#onych
wosach. & +iostra .omasa.
Podali sobie r!ce i przywitali si!. .omas uprzedza, #e
przyjdzie jego siostra, ale nie mwi wiele wi!cej. -ystra,
cho$ skomplikowana & tylko tak j scharakteryzowa.
& ,laczego on mwi, #e masz najt!#szy mzg4 & zapytaa,
u%miechajc si! w trudny do zinterpretowania sposb.
& *awsze twierdzi, #e to on taki ma.
& "ie mam poj!cia & broni si! <ickard. & .o musi by$ jakie%
nieporozumienie. +uperdraka.
& .e dwa sowa nigdy nie chc mi przej%$ przez gardo
& odezwa si! smRlandzkim dialektem dugowosy modzie&
niec w lenonkach. & *awsze je przekr!cam.
& 6ak4 & zainteresowaa si! dziewczyna w somkowym
kapeluszu, brzdkajc cicho na gitarze. & -o znowu nie
wiem, o co chodzi.
& ,upersraka & odpar lenonowiec. & Przykre, prawda4
*a%mia si! i pocign lyk piwa. /szyscy inni te# si!
%miali, oprcz Marii, ktra zdobya si! tylko na pusty gry&
mas. Ona te# ju# to wcze%niej syszaa, pomy%la <ickard.
6est bystra.
.omas przedstawi pozostaych. 2ennon mia na imi! -ertil,
gitarzystka w kapeluszu nazywaa si! +usanna, a jej
chopak, dwumetrowa tyczka z brod, by znany jako -o??e.
& "o4 & nie dawaa za wygran Maria, kiedy <ickard usiad
koo niej na skadanym krze%le. & .o dlaczego jeste% taki
mdry4
*anim zd#y odpowiedzie$, z odsiecz przyszed .omas.
& Mo#liwe, #e si! myl! & powiedzia & ale on jest niekwe&
stionowanym liderem naszego kka szachowego. 7 tam t!&
pakw nie przyjmujemy, zapewniam ci!, siostrzyczko.
.ak rzeczywi%cie byo. <ickard za%mia si! i upi yk
szampana.
& .o minie & powiedzia. & .wj brat si! na mnie boczy, bo
par! dni temu daem mu mata, tylko o to chodzi.
& Ka#dy, kto mu utrze nosa, zasuguje na medal & odpara
Maria. & .ylko tego mu trzeba.
*apalia papierosa i u%miechn!a si! do nich obu, a <ickard
w tym u%miechu rozpozna nagle .omasa.
Pomys zao#enia kka szachowego pojawi si! w ponie&
dziaek po przepustce. +zybko zebrali szesnastu
uczestnikw
1 ustalili zasady. Ka#dy ma zagra$ z ka#dym i trzeba z tym
zd#y$ do %wit. /kad wynosi pi!$ koron, a pierwsz na&
grod jest du#a butelka whisky. Przez dotychczasowe dwa
tygodnie uzbiera, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, trzy
zwyci!stwa i remis & trzy i p punktu & i rzeczywi%cie, na
razie by na czoowej pozycji. "igdy nie my%la o sobie jako
o jakim% szachowym mistrzu. .ak naprawd! mia tylko
jedn taktyk!, nauczy si! jej od ojca, ktry to wprowadzi
go w ar& kana tej szlachetnej gry. -d5 ostro#ny, mawia
ojciec, czekaj na b!dy rywala, zamiast robi$ wasneS -y
jednak przekonany, #e nie uda mu si! utrzyma$
prowadzenia przez cay turniej, ale nie miao to dla niego
najmniejszego znaczenia.
,oczyo si! jeszcze kilka osb, porozmawia chwil! z
Mari, ktra niedawno przyjechaa do miasta, #eby stu&
diowa$ ?rancuski, i z -o??em, dawnym znajomym .omasa,
ktry wpad w odwiedziny. .u# po wp do szstej wszystkie
miejsca przy stole byy zaj!te i gospodarze rozdali odbite na
powielaczu kartki z tekstem 38r 8r g(dagott att /ara,
po od%piewaniu ktrego nadszed wreszcie czas, by zabra$
si! do czerwonych pyszno%ci.
6est nie5le, pomy%la <ickard -erglund.
+ze%$ godzin p5niej byli ju# w domu. ,ochodzia pnoc,
ale zapasy piwa i wina zdaway si! niewyczerpane. <ickard
nie wiedzia, ile wypi, ale czu, #e z pewno%ci pobi rekord
#yciowy. 6ego percepcja nie dziaaa tak jak zwykle i wcale
nie byo atwo zrozumie$, co kto mwi, cho$ w gruncie
rzeczy moga to powodowa$ go%na muzyka. <ozpoznawa
,oorsw, <olling +tonesw i ;reedence ;learwater <e(i(al.
<eszta bya mu mniej lub bardziej obca. Muzyka pop jako%
nigdy go nie ruszaa, zupenie tak, jakby caa epoka nie bya
t, do ktrej <ickard -erglund pasuje. 6u# wcze%niej
doszed do wniosku, #e powinien by przyj%$ na %wiat sto lat
wcze%niej. 7lbo i p5niej, nigdy nie wiadomo. ;ho$ akurat
teraz nie mia wielu powodw do narzeka0. +iedzia na
kanapie obok +usanny oraz chopaka imieniem )ermund.
+usanna bya przypuszczalnie bardziej pijana ni# on, na
zmian! zanosia si! niekontrolowanym chichotem i
przysypiaa. )ermund i <ickard nie zostali sobie
przedstawieni, ale je%li <ickard dobrze zrozumia, mieszka
on kilka lat w 3ppsali, studiowa ?izyk! teoretyczn czy co%
podobnego & a mo#e mia zacz$ studia4 & i sprawia
wra#enie troch! smutnego. 3brany by w czarny garnitur,
wosy mia krtko obci!te
1 tak#e nie sprawia wra#enia, jakby pasowa do lat sze%$&
dziesitych. Przez ostatnie p godziny, albo mo#e godzin!,
by pochoni!ty rozmow z Mari, modsz siostr .omasa.
)owy mieli pochylone ku sobie, dzielio ich tylko jakie%
dziesi!$ centymetrw i przez cay czas wygldali na bardzo
powa#nych.
2udzie dookoa siedzieli, pili, palili i toczyli dyskusje.
O /ietnamie, apartheidzie, Martinie 2utherze Kingu i pa&
acu krlewskim. Par! osb poszo ju# do domu, ale wi!k&
szo%$ zostaaJ )unilla i .omas ta0czyli, a w ka#dym razie
stali i bujali si! razem. Maa grupka staa na balkonie, sy&
sza ich %miechy i odgosy rozmw, drzwi zostay otwarte,
#eby papierosowy dym mia gdzie ulecie$. /szyscy palili, z
mniejszymi lub wi!kszymi przerwami. +iedzc z papiero&
sem mi!dzy palcami, <ickard sam zacz si! zastanawia$, ile
wa%ciwie dzi% wypali. Prawdopodobnie wi!cej ni# w cigu
caego swojego dotychczasowego #ycia, cho$ si! nie zaciga,
a zreszt, jakie to miao znaczenie. ;o jaki% czas w pokoju
czu$ byo inny, jakby sodkawy, zapach dymuJ <ickard
zastanawia si!, czy to nie haszysz albo marihuana.
/ypi yk wina i poczu, #e kr!ci mu si! w gowie. -o#e
kochany, pomy%la, nie powinienem... powinienem napraw&
d!... matka by umara, gdyby mnie teraz zobaczya.
Kwiadomo%$, #e zaraz zwymiotuje, przysza byskawicznie i
tylko szcz!%liwym przypadkiem udao mu si! unikn$
blama#u. *erwa si!, wbieg do przedpokoju i dopad,
wolnej na szcz!%cie, toalety. /toczy si! do %rodka, zd#y
zamkn$ za sob drzwi i w ostatniej sekundzie podnis
klap!.
+p!dzi tam dobr chwil!. /ymiotowa raz za razem, pod
koniec tylko #ci. "api si! zimnej wody, umy twarz
1 r!ce, zamkn klap! i wzi si! w gar%$, a kiedy znalaz si! z
powrotem w caym tym zgieku, podj m!sk decyzj!, #eby
i%$ do domu.
;zy raczej do jednostki, to by jedyny dom, ktry mia teraz
do dyspozycji. 7le to nie szkodzi. / kuchni spotka )unill!,
szybko j u%cisn, oznajmi, #e jest najedzony, zadowolony
i szcz!%liwy i #e ju# si! b!dzie zmywa$.
& <ickard, jak si! czujesz4 & zapytaa, a on pomy%la, #e w jej
gosie zabrzmiaa nuta matczynej troski. & ;a drog! chcesz
i%$ na piechot!4
& "ikt jeszcze nie umar od %wieszszego powietsza & odpar
<ickard -erglund i z przera#eniem zorientowa si!, #e
bekocze. & Ksi!ki i poszdrw .omaszaS
Po czym czmychn na zewntrz. *bieg po schodach
1 wyszed w ciep sierpniow noc. ,obry -o#e, spraw,
#ebym chocia# szed na dwch nogach, modli si!, kiedy
zauwa#y, #e mzg i ciao najwyra5niej mwi r#nymi j!&
zykami. 6estem pijany, a nie tak miao by$.
*acz i%$ w kierunku, ktry wydawa si! tym wa%ciwym.
-ez po%piechu, pomy%la. Mam przed sob ca noc. ;a t!
dug, ciep noc. Mo#e po drodze spotkam go kobiet!.
6aki% czas p5niej, godzin! albo mo#e tylko p, znalaz si!
znowu w Fngelska parken, a poniewa# trawa w dalszym ci&
gu bya wysoka i n!cca, zdecydowa, #e utnie sobie w niej
drzemk!. "ad dachem budynku ?ilologii widnia du#y
ksi!#yc w peni, on za% pomy%la, #e #ycie kryje w sobie za&
dziwiajco wiele paszczyzn.
Pi!$ minut p5niej ju# spa, a obudzi si! dopiero po
dziesi!ciu godzinach, poniewa# so0ce %wiecio mu w oczy, a
mzg najwyra5niej prbowa wydosta$ si! z czaszki.
8
& 7ha. "o i co mamy o tym my%le$4
& "ie wiem. 7 ty co my%lisz4
/racali do miasta. -arbarotti prowadzi, -ackman siedziaa
obok. )odzinna inspekcja wwozu )Rsa bya wystarczajca,
oboje tak uwa#ali. -arbarotti sp!dzi tam przecie# niedziel!,
a dwaj modsi koledzy, .orstensson i +(endLn, nadal
przeszukiwali teren. *godnie z poleceniem mieli to robi$ a#
do nastania zmroku, ale oczywi%cie niewiele wskazywao na
to, #e cokolwiek znajd.
7lbo #e jutro ktokolwiek zechce szuka$ dalej.
& *bieg okoliczno%ci & powiedziaa -ackman.
& <ozwi0 & odpar -arbarotti.
-ackman wzruszya ramionami.
& "ic nie wskazuje na to, #e byo inaczej. ,wa nieszcz!%liwe
wypadki w tym samym miejscu w odst!pie trzydziestu
pi!ciu lat... nie jest to raczej zbyt cz!ste, ale takie rzeczy si!
zdarzaj. 6este% innego zdania4 *azwyczaj si! buntujesz.
& -zdura & rzeki -arbarotti. & "igdy si! nie buntuj!. 7le
uwa#am, #e masz racj!.
F(a -ackman przyjrzaa si! trzymanej w r!ku kartce.
& +iedmioro & powiedziaa. & /tedy byo ich siedmioro.
.rzech m!#czyzn, cztery kobiety. ;iekawe, dlaczego w ogle
wszcz!to %ledztwo. Musiao chodzi$ o co% wi!cej poza tym,
#e krzykn!a.
& + dwa segregatory & powiedzia -arbarotti. & * tego
caego +andina by najwyra5niej kawa upartego skurczy&
byka. 6u# wcze%niej syszaem o jego metodach. *awsze
stara si! prze%wietli$ ka#dy szczeg, nawet je%li chodzio
tylko o rower, ktry kto% wrzuci do rzeki.
& .ak, ja te# o nim syszaam & odpara F(a -ackman. & Po
zako0czeniu su#by pracowa jako prywatny detektyw,
prawda4
& .ak jest. /zi si! nawet do sprawy morderstwa Olo?a
Palmego, ale sko0czyo si! to ?iaskiem. ;zekaj, czekaj, jest
jedna dziwna rzecz, je%li chodzi o t! now o?iar!.
& 6aka4
& Port?el.
& Port?el4
& .ak. *egarek na r!k!, p!k lduczy, grzebie0, stukorono& wy
banknot luzem w tylnej kieszeni... dlaczego on nie mia
port?ela4
& Mo#e Flis -engtsson mu go ukrad.
& .ak my%lisz4
& "ie & przyznaa -ackman. & "ie brzmi to zbyt wiary&
godnie. ;ho$ komrki te# nie mia.
& "ie ma nakazu posiadania komrki & powiedzia -ar&
barotti.
& Powa#nie4 & odpara -ackman. & "o to z czasem pewnie
wprowadz. 7le wa%ciwie jest tu jeszcze jedna ciekawa
rzecz.
&"o4
& 6est p!k kluczy. 7le brak klucza do samochodu. +amo&
chodu te# nie ma. 6ak on si! tam dosta4
)unnar -arbarotti podrapa si! ostentacyjnie po gowie.
& ,ugi spacer4 & podrzuci. & 7 mo#e mieszka gdzie% w
pobli#u4
& Flis -engtsson go nie kojarzy.
& <acja & zgodzi si! -arbarotti. & On chyba zna okolicznych
mieszka0cw. 7 co powiesz na autobus4 Mo#e gdzie% blisko
jest przystanek4
& "ie wiem & powiedziaa -ackman. & 7le do szosy jest tylko
jakie% trzysta, czterysta metrw, wi!c to niewykluczone.
& Mo#e kto% go podwiz.
& ;hodzi ci o to, #e go wysadzi i pojecha dalej4
& "ie wiem, o co mi chodzi. 7le zgadzam si!, to troch!
dziwne, #e w pobli#u najwyra5niej nie ma #adnego samo&
chodu. ;ho$ przecie# gdzie% niedaleko mo#e le#e$ rower czy
motorower... w jakim% rowie na przykad.
& "iezapi!ty4 / p!ku nie byo lducza od roweru.
& *amek szy?rowy & powiedzia )unnar -arbarotti. & "ie
pytaj tyle. /szystko i tak si! wyja%ni w cigu kilku dni.
& .o znaczy4
& *identy?ikuj go. .o przecie# tylko kwestia czasu,
prawda4
& .ak & odpara F(a -ackman, znowu wpatrujc si! w
kartk!. & Pewnie tak. Oni byli z grubsza w tym samym
wieku... mwi! o tych sprzed trzydziestu pi!ciu lat. Mi!dzy
dwudziestym a trzydziestym rokiem #ycia.
-arbarotti siedzia przez chwil! w milczeniu.
& -yli w ko0cu paczk & powiedzia. & .o musiaa by$ dla
nich trauma, nie sdzisz4 Kledztwo i to wszystko. Mo#e
podejrzewali siebie nawzajem... ciekawe, czy nadal utrzy&
muj kontakt.
& Przeczytasz wszystko z segregatorw +andlina, prawda4
-arbarotti skrzywi si!8 & Mo#liwe. 6e#eli 7sunander si!
zgodzi. -o mo#e by$ i tak, #e uzna to za strat! czasu.
& 1 tak to zrobisz & powiedziaa F(a -ackman. & *nam ci!.
6eszcze dzi% zabierzesz te segregatory do domu, bez wzgl!du
na to, co powie 7sunander.
& "ie musz! & odpar -arbarotti i wyszczerzy z!by.
& 6ak to nie musisz4
& *abraem je ju# wczoraj.
& 1 dobrze & powiedziaa F(a -ackman, ziewajc. & .ak te#
my%laam.
& .ak, bo gdybym ja tego nie zrobi, ty by% je wzi!a.
& .o stare dochodzenie gwno mnie obchodzi.
& Kamiesz tak kiepsko, #e to a# przykre.
& "ie mamy innych tematw4 & spytaa F(a -ackman z
irytacj.
& .o mo#e porozmawiajmy o naszych dzieciach4 & za&
proponowa -arbarotti. & @ajnie je byo widzie$ razem w so&
bot!.
& .ak & zgodzia si! F(a -ackman. & Modzie# tego kraju,
jego przyszo%$, to napawa odrobin nadziei. "ieprawda#4
& 6asne. 6est tylko jedna naprawd! dobra miara jako%ci
spoecze0stwa. .o, jak zajmujemy si! dzie$mi.
& Mdre. +am to wymy%lie%4
& ;ytuj! & powiedzia )unnar -arbarotti. & "ie pami!tam
kogo.
Przejechali wa%nie przez rondo <ocksta, kiedy zadzwonia
komrka F(y -ackman.
Odebraa. Przez dwie minuty nie mwia nic oprcz 9tak:,
9nie: i 9rozumiem:. "a koniec podzi!kowaa, stwierdzia, #e
to byo 9niezwykle interesujce:, i zako0czya rozmow!.
& Kto to by4 & zapyta -arbarotti.
F(a -ackman wyj!a swj spis siedmiu nazwisk z ABPN roku.
& "ie sdz!, #eby 7sunander nie zgodzi si!, by% prze&
studiowa te papiery & powiedziaa.
& "aprawd!4
& ,zwoni .orstensson, wa%nie znale5li port?el.
& ;o ty powiesz4 & odpar -arbarotti. & "o i4
& "ajwyra5niej spad mi!dzy kamienie. .am przecie# byo
kamienisko... cae szcz!%cie, rwnie dobrze mg tam le#e$
cae wieki.
& "o wa%nie & powiedzia -arbarotti. & "o to teraz wiemy,
jak on si! nazywa. ;o miaa% na my%li, mwic, #e 7su&
nander nie powinien...
& .o jeden z tych siedmiu & powiedziaa -ackman.
&;o4
& "asza nowa o?iara bya tam ju# trzydzie%ci pi!$ lat temu.
&7 niech to jasna...S & wykrzykn )unnar -arbarotti
1 przejecha na czerwonym %wietle przez skrzy#owanie @a&
briksgatan i <ing(Hgen.
9
/ie%$ o tym, #e 2ennart Martinsson zgin w wypadku sa&
mochodowym, nadesza we wtorkowy wieczr pod koniec
pa5dziernika.
.ata zbrojmistrz zadzwoni ze zwi!zym komunikatem
1 przekaza go tak, jakby chodzio o skrt wiadomo%ci w ra&
diu. 2ennart zjecha z drogi mi!dzy Kil a 7r(ika. Prosto w
betonowy sup, nie byo %ladw hamowania, prawdopo&
dobnie zgin na miejscu. "ikt nie mia poj!cia, co robi w
tamtej okolicy, ale wszyscy wiedzieli, #e ostatnimi czasy by
pogr#ony w depresji. /ypadek wydarzy si! o szesnastej
pi!tna%cie. /idoczno%$ bya dobra, a 2ennart wzi tego
dnia wolne w pracy.
<ozmowa nie trwaa du#ej ni# dwie minuty, )unilla sy&
szaa, #e mama urz!dniczka stoi obok. +taa tam za plecami
m!#a, #eby nie zacz oskar#a$ crki. "ie do ko0ca si! to po&
wiodo, bowiem sowa nie byy potrzebne, wystarczyo mil&
czenie i suchy, sprawozdawczy ton. Kiedy )unilla odo#ya
suchawk!, staa jeszcze chwil! przy oknie, wpatrujc si! w
ciemno%$, i my%laa, #e rwnie dobrze mo#e postpi$ tak
samo.
*robi to specjalnie.
Oczywi%cie, #e tak. 2ennart zabi si! z premedytacj, po&
niewa# nie potra?i ju# bez niej #y$. Prbowa, zrobi, co w
jego mocy, i nawet wytrzymaS kilka miesi!cy, ale du#ej ju#
si! nie dao.
Odebra sobie #ycie, zostawiajc j z poczuciem winy, z
ktrym nigdy si! nie upora. .aka wa%nie bya prawda
1 nie chciaa by$ inna.
Od przeprowadzki do 3ppsali bya w domu w Karlstad tylko
jeden jedyny raz, na pi!$dziesite pite urodziny mamy na
pocztku wrze%nia. *ostaa tylko na jedn noc, wykr!cajc
si! tym, #e musi wraca$ do nauki, a jednocze%nie pilnowaa,
#eby z #adnym z nich nie zosta$ sam na sam. 7ni z matk,
ani z ojcem, ani z -arbro. * jakiego% powodu towarzystwo
co najmniej dwch osb dawao swego rodzaju ochron!
przed atakiem.
* 2ennartem nie widziaa si! od czerwca, kiedy to z nim
zerwaa. / lecie zadzwoni dwa razy & nietrudno byo si!
domy%li$, #e to jej matka daa mu numer. Kiedy dzwoni po
raz pierwszy, niemal od razu straci panowanie nad sob i
wybuchn paczem, dobr chwil! prbowaa go uspokoi$,
po czym odo#ya suchawk!. *a drugim razem, jaki% tydzie0
p5niej, przeprasza i zapewnia, #e czuje si! dobrze i #e ju#
sobie z tym poradzi. *aproponowa, #eby spotykali si! jako
dobrzy przyjaciele. -rzmiao to rwnie nieszczerze, co #ao%&
nie i zako0czya rozmow! tak szybko jak moga. Przyja5nie,
ale zdecydowanie oznajmia, #e musi lecie$ na wykad.
7 teraz nie #y.
/bijajc wzrok w g!ste, jesienne ciemno%ci, czua zarazem
smutek, zo%$ i bezsilno%$.
+mutek, poniewa# spowodowaa %mier$ drugiego czowieka,
a nie sposb zaprzeczy$, #e tak wa%nie byo.
*o%$, poniewa# zachowa si! jak egoista bez skrupuwJ
odebranie sobie #ycia zawsze rwna si! oskar#eniu tych,
ktrzy zostali. Obarczeniu ich win, ktrej nigdy nie b!d
mogli odkupi$.
-ezsilno%$, poniewa# nic nie moga zrobi$. "ic, co by po&
my%laa, powiedziaa lub zrobia, w najmniejszym stopniu
nie zmieni tego, co ju# si! stao, tego nieodwoalnego, prze&
ra#ajcego ?aktu. 7ni teraz, ani nigdy.
.omasa nie byo w domu. /e wtorki jak zwykle mia su#b!
wieczorem i najprawdopodobniej b!dzie chcia nocowa$ w
jednostce. "ie byo sensu wraca$ do domu za pi!tna%cie
jedenasta, je%li przed szst trzeba b!dzie wsta$.
Przynajmniej biorc pod uwag!, #e wszystkie pozostae noce
w tygodniu mog sp!dza$ razem. .omasowi udao si!
wyrobi$ sta przepustk! nocn ju# w lipcuJ jaki% psychiatra
z 3llerRker wypisa za%wiadczenie, ktre najwyra5niej zaa&
twio spraw!. )unilla nie wiedziaa, co tam byo napisane,
ale nie miao to znaczeniaJ w mio%ci i na wojnie wszystko
jest dozwolone, jak podkre%li .omas.
7kurat tej nocy byby jej potrzebnyJ typowe, #e musiao si!
to sta$ akurat we wtorek wieczorem. Przypomnia jej si!
<ickard -erglund i jego wtorkowa ?obia, o ktrej mwi.
Mo#e gdy przychodzi co do czego, to wcale nie takie bzdury.
Mo#e ten dzie0 ma w sobie co% takiego, na co nale#y
uwa#a$4
)upoty, pomy%laa i odesza od ciemnego okna. 2ennart by
martwy. <wnie martwy byby rwnie# jutro... w czwartek,
w pitek i we wszystkie inne dni do ko0ca %wiata. ,o#y
tylko dwudziestu dwch latJ to ja odebraam mu #ycie.
-ya za pi!tna%cie dziesita. ,obry -o#e, spraw, #eby .omas
zadzwoni, pomy%laa. "ie chc! dzi% w nocy by$ sama. "ie
obiecywa, #e zadzwoni, ale szansa istniaa. 6e%li to zrobi,
zrozumie, #e ona wa%nie teraz potrzebuje go bardziej ni#
kiedykolwiek, przyjedzie do domu, poo#y si! za jej plecami
i b!dzie j trzyma, mocno, mocno, mo#e b!d si! kocha$, to
uleczyoby wszystko, przynajmniej na chwil!, a wa%nie
sko0czy jej si! okres. .ak, chc! si! z nim teraz kocha$,
pomy%laa. ;hc! mie$ z nim dziecko.
.a ostatnia my%l nigdy wcze%niej nie pojawia si! w jej
gowie, dlaczego wi!c teraz, w takiej sytuacji4 Mo#e dla
rwnowagi4 6edna %mier$, jedno nowe #ycie4
7bsurd, pomy%laa, potrzsajc gow. "awet bogom nie
wolno my%le$ w ten sposb. *aczynam traci$ panowanie
nad sob.
7 je%li .omas nie zadzwoni, co wtedy zrobi4 ,o kogo si!
zwrci4
,o przyjaci4 ;hodzc nerwowo tam i z powrotem po
mieszkaniu, zacz!a przerzuca$ w gowie list! znajomych.
+twierdzia, #e nikt si! nie nadaje. -irgitta oczywi%cie, ona
mogaby by$, ale chyba troch! si! od siebie oddaliy, odkd
zamieszkaa z .omasem. Poza tym -irgitta znaa 2ennarta,
a to stanowi pewn przeszkod!.
*astanawiaa si! nad kole#ankami z roku, ale #adnej nie
znaa wystarczajco dobrze & a Maria, modsza siostra
.omasa, bya zdecydowanie wykluczona. .omas twierdzi,
#e to wariatka, oczywi%cie #artem, ale )unilla my%laa
czasem, #e mo#e si! w tym kry$ ziarno prawdy. / Marii
byo co% dziwnego, jaka% nieprzyjemna nuta, z ktr nie
wiedziaa, co zrobi$. "ie byo jej wida$ przez cay czas, ale
czasem dawaa o sobie zna$... swoista sztywno%$ czy te#
surowo%$, przez ktr nigdy nie dao si! do niej naprawd!
zbli#y$. Mo#e nawet byo to co% upiornego. Kilka razy o tym
my%laa, byy to przelotne re?leksje, ktre znikay rwnie
szybko, jak si! pojawiay, wracajc na zakazane tereny,
gdzie byo ich miejsce. 6ak to co% upiornego4
*atrzymaa si! i usiada przy stole w kuchni, uderzona now
my%l. ;o by powiedziaa, gdyby miaa teraz kogo% do
rozmowy4 ,obre pytanie.
;ze%$, mj byy chopak wa%nie zgin w wypadku sa&
mochodowym. ;hcesz wpa%$ na herbat!4
.ak, to by mo#e zadziaao. / takiej sytuacji ka#dy by chyba
przyszed, ale nie o to chodzio. Ona nie potrzebowaa
kogokolwiek. "o i po co... po co zagadywa$ %mier$4 Po co
wmawia$ sobie, #e rozpacz da si! zalepi$ rozmow jak ma&
ym, #aosnym plastrem4 /yleczy$ herbat4 Po co w ogle
prbowa$4 Poprawia$ sobie nastrj rozmowami o innych
rzeczach... po co, do cholery, w ogle my%le o innyc,
rzeczac,)
Mo#e zwyczajnie spojrze$ temu prosto w oczy4 Przyj$ bl
bez znieczulenia. 6edyne, co w #yciu pewne, to %mier$, a
teraz ta %mier$ przysza z wizyt. .o z ni )unilla powinna
porozmawia$, na tym to polega.
*decydowaa, #e nie b!dzie do nikogo dzwoni$. 7 nu#
2ennart obserwuje j ze swojego nieba dla samobjcw,
mo#e wi!c powinna okaza$ mu tyle szacunku, by do tej
#aoby nie miesza$ nikogo innego. Przynajmniej przez
pierwsze godziny, przez t! pierwsz noc. Mo#e by tak w sa&
motno%ci wypi$ kieliszek wina & ale tylko jeden & zosta$ tu w
kuchni przy jednej %wiecy i po prostu go powspomina$4
,laczego nie4
)dy tylko wzi!a pierwszy, ostro#ny yk, zdaa sobie spraw!,
#e b!dzie musiaa pojecha$ na pogrzeb.
"ie byo tak 5le, jak si! spodziewaa. -yo gorzej.
"abo#e0stwo #aobne w intencji 2ennarta 2eopolda
Martinssona odbyo si! w sobot!, jedena%cie dni po tym, jak
jego #ycie zako0czyo si! na betonowym supie przy drodze
CA, osiem kilometrw na zachd od Kil. Ko%ci Iammar
by wypeniony do ostatniego miejsca. )unilli towarzyszya
-arbro, matka i ojciec woleli zosta$ w domu. -arbro te# by
zostaa, gdyby )unilla nie bagaa jej na kolanach, by z ni
posza.
Kto% musi ze mn by$, tumaczya. 6e%li mi teraz nie
pomo#esz, nigdy ci! ju# o nic nie poprosz!. "ie mog! i%$ do
ko%cioa sama. Oni mnie zabij wzrokiem, jeste% moj
siostr czy nie4
"ie pierdziel, odpowiedziaa -arbro, sama jeste% sobie
winna. 7le dobrze, pjd!.
.omas by rzecz jasna wykluczony. Przyjechali razem
samochodem z 3ppsali, ale wzi!cie go do ko%cioa byoby
przekroczeniem wszelkich granic. 2ennart le#y w grobie, a
ona ju# znalaza sobie nowego.
.omas nie bardzo mg si! z tym pogodzi$, ale go prze&
konaa. Przez dwie i p godziny trwania pogrzebu siedzia
w kawiarni /ermelins i czyta Iessego. ;hcia te# wybra$
si! na spacer, zobaczy$ miasto i KlaraHl(en, ale cay czas
padao. Ona siedziaa w ko%cielnej awce jak przybita. +poj&
rzeniami i my%lami, tak to odczuwaa. /prawdzie 2ennart
Martinsson by odtwrc gwnej roli na wasnym pogrze&
bie, ale partnerowaa mu )unilla <ysth, co do tego nie byo
wtpliwo%ci. Odczua to z wszechogarniajc pewno%ci i
pierwszy raz w #yciu zrozumiaa, jak musiay si! czu$ ko&
biety palone w ['11 wieku na stosach jako czarownice.
Pod koniec aktu dawni koledzy 2ennarta & i )unilli &
przede?ilowali przed umieszczon w prezbiterium trumn.
Parami albo maymi grupkami, a kiedy nadesza jej kolej,
nagle nie moga si! ruszy$. +iedziaa sparali#owana, przyku&
ta do twardej awki, wiedzc, #e cho$by #ya sto lat, nigdy
nie prze#yje gorszej chwili ni# ta.
*akaa.
Pariaska.
;zarownica.
/a%nie porwnania do czarownicy u#ya godzin! p5niej,
siedzc z .omasem w samochodzie w drodze powrotnej do
3ppsali. "ajpierw si! za%mia, ale zaraz spowa#nia.
& ;o, do cholery4
& ,okadnie tak byo & potwierdzia.
& Przepraszam & powiedzia. & "igdy wi!cej nie b!dziesz
musiaa przez co% podobnego przechodzi$. Masz moje
sowo.
& ,zi!kuj! & odpara )unilla. & /iesz, co jedna z jego sistr
powiedziaa mi przed ko%cioem, kiedy byo po wszystkim4
9,zi!kuj!, #e zabia% mojego brata, pierdolona kurwo:, liW
byo jedyne, co ktokolwiek mia mi do powiedzenia. .am
byo trzysta osb, prawie wszystkie z nich znaam.
.omas zacisn z!by, a# zatrzeszczao, i zobaczy, jak
ii\ymajce kierownic! donie bielej.
& "igdy wi!cej, )unilla, obiecuj! ci to. ;o za zasrane
chamyS
& *wykli ludzie, .omas & powiedziaa. & .o tylko zwykli
ludzie.
Kiedy kilka tygodni p5niej zadzwonia jej matka z pyta&
niem, czy chce przyjecha$ na %wi!ta do domu, odpowie&
dziaa, #e nie.
"ie chciaa, a matka nie oczekiwaa od niej #adnego
uzasadnienia. *dawaa si! przekonana o suszno%ci decyzji,
p!kni!cie w ich stosunkach, jakie powstao wraz ze %mierci
2ennarta, byo zbyt du#e, by dao si! je wypeni$. Przy&
najmniej na razie. Prbowaa doszuka$ si! jakiej% zdrowej
emocjonalnej logiki w tych potrzaskanych relacjach rodzin&
nych, ale im du#ej si! nad tym zastanawiaa, tym bardziej
rozpaczliwie i beznadziejne wyglday sprawy.
.ak musiao by$ zawsze, pomy%laa. Po prostu dopiero teraz
wida$ to wyra5nie. /iedziaam o tym, ale wolaam
przymkn$ oczy.
"ie bya pewna, czy to prawda, i nie chciaa zaprzta$ tym
sobie du#ej gowy.
& .o jest %redniowiecze & mwi .omas. & .aki sposb
my%lenia nie przystaje do dwudziestego wieku. .o barba&
rzy0skie.
Podczas rozmowy o jej rodzinie wpad w ?uri!J w g!bi duszy
cieszya si!, #e zareagowa tak ostro.
& *erwaa% zar!czyny, ot i cay twj grzech & cign. &
;zy#by w 'Hrmlandii by zwyczaj zawierania ma#e0stw z
przymusu czy o co, kurwa, chodzi4
& 6edziemy na %wi!ta do +unds(all4 & zapytaa.
& Mowy nie ma & odpar .omas. & Kwi!ta sp!dzimy na
+ibyllegatan w 3ppsali. 7 rankiem pierwszego dnia %wit
zrobi! ci dziecko.
.ak te# si! stao.
+penio si! jedno i drugie. Kwi!ta sp!dzili skromnie we
dwjk! w swoim dwupokojowym mieszkaniu. .omas mia
cay tydzie0 wolnego i byy to najlepiej sp!dzone dni, jakie
moga sobie wymarzy$. ,woje kochajcych si! ludzi za&
mkni!tych w skorupie chronicej ich przed %wiatemJ czuli,
#e chroni ich przed wszystkim, co stare, zat!che i niespra&
wiedliwe, a tak#e przed botem i deszczem, ktry utrzymy&
wa si! przez cae %wi!ta.
*amiast tego wszystkiego mieli %wiece, czerwone wino i
2eonarda ;ohena. +ongs -rom a 9oom.
1 mio%$. Mnstwo mio%ci.
Kiedy z pocztkiem lutego otrzymaa wiadomo%$, bya to
najbardziej naturalna rzecz pod so0cem. Poniewa# dziecko
miao si! urodzi$ pod koniec wrze%nia, najlepszym
rozwizaniem byo wzi$ w semestrze zimowym urlop dzie&
ka0ski. *robienie dyplomu zajmie jej p roku du#ej, ni#
planowaa, i tyle, wi!cej jej to kosztowa$ nie musi.
& 6ak my%lisz, zd#ymy z jeszcze jednym do tego czasu4
& pyta .omas, a ona pomy%laa, #e owszem, dlaczego by
nie.
P5niej przyszo jej do gowy, #e planowanie drugiego
dziecka, zanim pierwsze w ogle si! pojawio, byo mo#e
troch! zuchwae. .o jednak, #e cokolwiek naprawd! mo#e
pj%$ 5le, trudno jej byo sobie wyobrazi$.
10
& )ermund )rooth & powiedziaa F(a -ackman, wr!czajc
-arbarottiemu kubek kawy. & ;iekawe nazwisko.
)unnar -arbarotti, ktrego pytano o nazwisko jakie% sto
tysi!cy razy w #yciu, nie skomentowa tego. /zi jedynie
kaw! i zacz studiowa$ list! zamieszanych w spraw! z ABPN
roku.
,okadnie ze %rody MO wrze%nia ABPN roku, kiedy to
siedmioro przyjaci wybrao si! na grzyby i ich liczba zma&
laa do sze%ciu.
9ickard :ergl(nd
ur. ABEB. Pastor w para?ii <>dRkra&Iemleby.
4nna :ergl(nd
ur. ABNA. *ona <.-. * domu 6>nsson. ,ziennikarka
9+(enska Kyrkans .idning:.
;omas Winckler
ur. ABEO. 7nalityk rynku w Iandelsbanken w )>teborgu.
<(nilla Winckler9yst,
ur. ABEB. *ona ../. Magister. .umaczka.
=aria Winckler
ur. ABNQ, zm. ABPN. +iostra ../. *amieszkaa z ).). "a&
uczycielka ?rancuskiego i angielskiego w szkole
Kymlinge(ik. <erm(nd <root,
ur. ABEO. *amieszkay z M./ "auczyciel ?izyki i matematyki
w szkole Kymlinge(ik.
>lisa'et, =artinsson
ur. ABEP. "auczycielka plastyki w szkole Kymlinge(ik.
"iezam!#na.
& Prawie w tym samym wieku & stwierdzi, przejrzawszy
nazwiska. & Masz racj!. .ylko cztery lata r#nicy mi!dzy
najstarsz a najmodsz.
& .ak & odpara -ackman. & /tedy mieli jakie% dwadzie%cia
pi!$ lat. .eraz maj koo sze%$dziesitki. Kto sporzdza t!
list!4 +andlin4
-arbarotti skin gow.
& .ak przypuszczam. / jednym z segregatorw jest w
ka#dym razie podobna.
Przy nazwisku )ermunda )rootha dopisa krzy#yk i rok
MQAQ.
& ,woje z siedmiu. 1 co ty na to4
F(a -ackman nie odpowiedziaa.
& 6e#eli kto% ma zamiar pozabija$ ich wszystkich & cign
-arbarotti & to najwyra5niej mu si! nie spieszy. 6e#eli dalej
b!dzie si! trzyma systemu jednej o?iary na trzydzie%ci pi!$
lat, to sko0czy za... bo ja wiem... co najmniej sto pi!$dziesit
lat4
& Oni byli par & powiedziaa F(a -ackman.
& Kto taki4
& )ermund )rooth i Maria /inckier. / ABPN mieszkali ze
sob. "ie byli ma#e0stwem, ale w latach siedemdziesitych
pobieranie si! byo niemodne.
& .ak powiadasz4 & zapyta -arbarotti. & .ak czy owak,
chodzi o trzy pary i jedn nieparzyst. A dwie z tych par
stan!y przed otarzem.
& 7lbo przed urz!dnikiem & odpara F(a -ackman. & ; ]ho$
jeden z ma#onkw jest pastorem, mo#e w takiej sytuacji nie
bierze si! %lubu cywilnego.
& ;o za r#nica, jaki maj %lub & powiedzia -arbarotti,
stukajc z irytacj o list! dugopisem. & .rzy pary i jedna
nieparzysta, to jest wa#ne. 6edna z par zostaje rozbita, dru&
ga osoba ginie trzydzie%ci pi!$ lat p5niej dokadnie w tym
samym miejscu. 1 wci# nie wiem, co ty na to.
& )dybym miaa zgadywa$4 O to ci chodzi4
& /a%nie o to & odpar -arbarotti. & "a podstawie... twoich
do%wiadcze0 jako ?unkcjonariuszki z dwudziestoletnim
sta#em, ktra mo#e si! pochwali$ odsetkiem rozwizanych
spraw o niebo przewy#szajcym %redni krajow.
,ziewi!tna%cie. 2at, nie procent. *apominasz, #e urodziam
te# kup! dzieci. 7le skoro ju# tak marudzisz, mog! ci co%
podsun$. "o wi!c ona spada, a on skoczy.
;o4 ,aj mi pomy%le$.
1 ykn kawy. +krzywi si! i zmieni temat.
& .a lura naprawd! jest z tego nowego automatu4 +makuje
jeszcze gorzej ni# zwykle.
& 6eszcze si! nie dotar & oznajmia F(a -ackman. & *a
jakie% pi!$, sze%$ miesi!cy b!dzie smakowaa jak marzenie.
& +uper & odpar -arbarotti. & "ie mog! si! doczeka$ tej
chwili. / ka#dym razie, o co ci chodzio z tym, #e jedno
spado, a drugie skoczyo4
F(a -ackman wzruszya ramionami.
& .o tylko jedna z mo#liwo%ci & powiedziaa. & 7le jak widz!,
cakiem prawdopodobna. 6e#eli, dajmy na to, Marii
/inckler przydarzy si! w ABPN roku %miertelny wypadek,
mogo by$ tak, #e ten )ermund chcia si! z ni w jaki% spo&
sb zjednoczy$. 6e%li zdecydowa si! odebra$ sobie #ycie... z
jakiego% powodu.
& *jednoczy$ z kobiet, ktra zmara trzydzie%ci pi!$ lat
wcze%niej4
& "iezg!biona jest natura ludzka & powiedziaa F(a
-ackman.
& Im & mrukn -arbarotti, wpatrujc si! w kubek. & Mo#e
te# by$ prostsza, ni# si! nam wydaje, nie zapominaj o tym. 7
dokadnie rzecz biorc, musimy si! liczy$ z trzema
mo#liwo%ciami... razy dwa.
& .ak, wiem & westchn!a -ackman. & .ymi, co zwykle.
"ieszcz!%liwy wypadek, samobjstwo, zabjstwo... / tym
ostatnim mie%ci si! te# morderstwo. <azy dwa, jak ju# m&
wili%my. 7 inspektor jaki ma pogld na spraw!4
& Uadnego. 7le wiem, na jak dwjk! bym nie stawia.
& "a jak4
& /ypadek razy dwa. .o, #e miaby ?ajtn$ do tego samego
wwozu, do ktrego tak dawno temu wpada jego
dziewczyna, i to zupenie niechccy, nie, takie rzeczy si! nie
zdarzaj.
& Pewnie nie & powiedziaa F(a -ackman, biorc do r!ki li&
st!. & /iemy, kto z pozostaych nadal #yje4 ;aa pitka
czy...4
& / ogle guzik wiemy & odpar inspektor -arbarotti.
& 7le teraz nadszed czas, by t! luk! wypeni$. 7sunander
chce mie$ szczegowy raport za... & +pojrza na zegarek. &
Mniej wi!cej dwadzie%cia cztery godziny.
& "o dobra. )dzie zaczynamy4
& / r#nych punktach. 6a bym si! zaj przeszo%ci. Mimo
wszystko mam troch! wi!ksze do%wiadczenie i ju#
przywaszczyem sobie segregatory +andlina. .y mo#e po&
szperaj w tera5niejszo%ci. ,owiedz si!, gdzie...
& ...gdzie dzisiaj mo#na znale5$ pozosta pitk! & przerwaa
-ackman. & Mimo modego wieku zgadzam si!. ,obrze
b!dzie te# poumawia$ si! z nimi na przesuchanie. 7 tak w
ogle, jak dugo le#a tam pan )rooth, zanim znalaz go Flis
-engtsson4 Mo#e chocia# to wiemy4
& "ie do ko0ca & odpar -arbarotti. & 7le wieczorem b!&
dziemy wiedzieli. Mwili co% o dwch dobach. ;zy przynaj&
mniej jednej z kawakiem.
& ;zy w takim razie -engtsson nie powinien by go znale5$
w sobot!4 & zastanawiaa si! -ackman. & 7 nie w niedziel!4
My%laam, #e spacerowa tamt!dy codziennie.
& Mo#e obiera r#ne trasy & powiedzia -arbarotti. &
+prawdzimy to.
& .y sprawd5. 6a id! do siebie rozpocz$ poszukiwania. .o
co, widzimy si! jutro4
& .ak jest & rzek -arbarotti. & 6a jad! do domu.
F(a -ackman spojrzaa na zegarek.
& 6est wp do czwartej.
& /iem, ktra jest godzina. 7le zostawiem segregatory na
nocnym stoliku.
& *apominalstwo i podeszy wiek id w parze & powiedziaa
F(a -ackman. & Pozdrw Marianne.
)odzin! p5niej miaa gotow drug list!. ,opado j przy
tym swoiste przygn!bienie. .o w skok w czasie tak na ni
podziaaJ grupa dwudziestopi!ciolatkw, z ktrych ni std,
ni zowd zrobili si! sze%$dziesi!ciolatkowie & oczywi%cie w
mi!dzyczasie niejedno prze#yli, wydali na %wiat dzieci, by$
mo#e pobudowali domy, weszli w nowe zwizki, zobaczyli
dalekie kontynenty, porobili kariery, a jednak te dwa
osobne zdarzenia koo wzgrza )Rsa sprawiy, #e dystans
mi!dzy nimi w jaki% niepokojcy sposb si! zmniejszy.
.ak jakby trzydzie%ci pi!$ lat byo tak naprawd! zaledwie
godzin. ., ktr sp!dzia na ustalaniu, co si! z nimi dzieje
tego dnia. MP wrze%nia MQAQ roku.
Oczywi%cie to uczucie odnosio si! te# do niej samej. ,zisiaj
dwadzie%cia pi!$, jutro sze%$dziesit. 7lbo jeszcze gorzej8
dzi% si! #yje, jutro gnije.
,o pi!$dziesitych urodzin zostay jej cztery lata. -ar&
barottiemu tylko kilka miesi!cy i nie wydawa si! tym
szczeglnie zmartwiony. .o, rzecz jasna, nie miao wi!ksze&
go zwizku z obecnym %ledztwem, ale nie zawsze jest atwo
oddzieli$ sobie w gowie prac! od #ycia prywatnego. My%li
lubiy w!drowa$, zwaszcza popoudniami, kiedy to poziom
cukru we krwi by tylko odrobin! wy#szy ni# zero.
/estchn!a. * pomieszczenia kuchennego wzi!a kubek
kawy siedmiu zodziei. /rcia do pokoju, by wzi$ si! do
powa#nej analizy sytuacji.
7 dokadnie rzecz biorc, sytuacji tych, ktrzy jeszcze nie
spadli do wwozu )Rsa. 6e%li mo#emy pozwoli$ sobie na
odrobin! dystopii.
.ak wi!c byo pi!$ osb. Uadna z nich, jak si! okazao, w
okresie od wrze%nia ABPN do wrze%nia MQAQ nie rozstaa si! z
#yciem i wszyscy nadal mieszkali w +zwecji.
.o by dobry pocztek. *naczyo to, #e mo#na si! z nimi
skontaktowa$. Przesucha$ ka#de z nich, je%li oka#e si! to
konieczne. F(a -ackman bya pewna, #e tak b!dzie, i nie
sdzia, #e powinno by$ inaczej.
Obie pary byy nadal ma#e0stwami. .o raczej nietypowe,
pomy%laaJ je%li wzi!o si! %lub w modym wieku na
pocztku lat siedemdziesitych, prawdopodobie0stwo %wi!&
towania, powiedzmy, srebrnych godw jest raczej niewiel&
kie. "ie tak dawno temu czytaa o tym artyku. ,ziesi!$ lat
p5niej szanse byy nieco wi!ksze, ale i tak mocno poni#ej
NQ procent. Ona i -arbarotti nale#eli zreszt do tej drugiej
grupy i #adnemu z nich nie udao si! Va mo#e nie chcieli4W
utrzyma$ zwizku przynajmniej do momentu, a# dzieci
dorosn. -yo, jak byo i wypieranie tego przygn!biajcego
uczucia nic tu nie da. *ycie to kwa%ny cukierek.
<ickard i 7nna -erglundowie byli jednak cigle ma#e0&
stwem. .ak samo jak .omas /inckler i )unilla /inckler&
&<ysth. Pastorostwo Vcho$ <ickard -erglund nie peni ju#
posugiW mieszkao w Kymlinge, przeprowadzili si! z pleba&
nii w <>dRkra i od MQQN roku mieszkali przy <osengatan.
On pracowa w zakadzie pogrzebowym 2inderholms, #ona
bya od du#szego czasu na zwolnieniu lekarskim. /cze%niej
pracowaa jako niezale#na dziennikarka. Przede wszystkim
dla ko%cielnej 9+(enska Kyrkans .idning:.
Pa0stwo /inckler i <ysth mieszkali w 2indRs koo )&
teborga. Oboje byli zarejestrowani jako prywatni przedsi!&
biorcyJ on w bran#y turystycznej, ona w konsultingowej.
Flisabeth Martinsson & owa tak zwana nieparzysta, wedug
terminologii -arbarottiego, mieszkaa obecnie w +tr>mstad
i bya z zawodu ilustratork. /ci# nie miaa pary, ale w
latach osiemdziesitych przez pewien czas Vsiedem latW bya
m!#atk i w ABOD urodzia crk!.
-erglundowie nie mieli dzieci. /incklerowie mieli trjk!.
;o dzieci mogyby mie$ z tym wsplnego, pomy%laa
Iackman i odo#ya notatki. .akie in?ormacje dostaje si!
jednak w pakiecie przy tego rodzaju poszukiwaniach.
.ak czy inaczej, nikt z tej pitki nie by karany. /szyscy
najwyra5niej byli stabilni ?inansowo, para /inckler&<ysth
nawet bardzo, o tym jednak, czy nadal si! spotykaj albo
maj lub mieli ze sob jakiego% rodzaju porachunki, rejestr
milcza.
Pak ju# jest, pomy%laa F(a -ackman. ;hcc dowiedzie$ si!
czego% wi!cej o ludziach & albo znale5$ u nich trupa w sza?ie
& nale#y spotka$ si! z nimi oko w oko.
6e%li nie po to, by ich przesucha$, to chocia# dla chwilowej
pogaw!dki.
O wwozie )Rsa na przykad. /tedy i teraz.
"a tym wa%nie polegaa praca detektywa, a przynajmniej
jej cz!%$. *adawa$ ludziom pytania i ocenia$ ich od&
powiedzi. .ylko tyle i a# tyle.
6e#eli chodzi o )ermunda )rootha, ktry kilka dni temu
zako0czy swj #ywot w wwozie )Rsa, inspektor +mutas
ju# ustali najwa#niejsze ?akty.
Odszukaa dokument i studiowaa go przez kilka minut.
-y zameldowany w 2und i tam pracowa. Mia habilitacj! z
?izyki, prac! doktorsk obroni w ABOD. <radient
?ragmentation &rocesses wit,in Density
?(nctional ;,eory. Obliczya, #e mia wtedy trzydzie%ci
pi!$ lat. ;hyba nic w tym niezwykego. Uony nie mia, by
kawalerem i przez ostatnie dwadzie%cia lat mieszka pod
tym samym adresem na Pren& negatan. ,o tego mia na
koncie jeszcze inne publikacje ze swojej dziedziny i w
%rodowisku akademickim by najwyra5niej znany.
7le pro?esorem nie zosta, zwrcia uwag!. "o tak, w ko0cu
nie wszyscy mog by$ pro?esorami, w kr!gach uni&
wersyteckich panuje z pewno%ci wy%cig szczurw, sporo si!
o tym syszy
<ozmy%lania o tym, co samotny ?izyk z 2und mg robi$ we
wrze%niowy weekend w lesie w okolicach Kymlinge, zde&
cydowaa si! odo#y$ na jutro.
O ile rzecz jest bardziej skomplikowana ni# to, co ju#
zd#ya zasugerowa$ -arbarottiemu. Ue )ermund )rooth
chcia rozsta$ si! z #yciem w miejscu, w ktrym trzydzie%ci
pi!$ lat wcze%niej zrobia to jego dziewczyna.
;holera go wie, mrukn!a inspektor kryminalna -ackman.
*iewn!a i zorientowaa si!, #e jest ju# pita.
,osy$ ma dzie0 swojej biedy, pomy%laa. *gasia lampk!
nad biurkiem, wysza z gabinetu i zacz!a my%le$ o tym, co
zrobi na kolacj!.
Kolacja dla jednego. / jaki% sposb zabrzmiao to jak
co% wewn!trznie sprzecznego.
11
.u Maria, wrbel.
.ydzie0 temu obchodziam dwudzieste urodziny. 3pyn!y
w ciszy.
Mama i tata chcieli przyj%$, ale ja udaremniam ich wizyt!.
Powiedziaam, #e jad! z przyjacimi na 7rchipelag
+ztokholmski.
/ marcu4 & zdziwia si! Mama, a ja powiedziaam, #e
szkiery s kamieniste, a dom izolowany. ,ali si! na to na&
bra$, zwaszcza mama.
.omas i )unilla usiowali zorganizowa$ u siebie urodzinow
kolacj!, ale posu#yam si! tym samym kamstwem.
Przyjaciele4 & pomy%la zapewne. .y masz przyjaci, ptasia
siostrzyczko4
"ie powiedzia tego jednak. 1 nie pyta, jak si! ci przyjaciele
nazywaj ani o ktr wysepk! chodzi.
Kiedy mwi!, #e moje dwudzieste urodziny upyn!y w ci&
szy, jest to prawda z mody?ikacj. /ieczr i noc sp!dziam z
)ermundem w jego mieszkaniu na .unabackar. Pili%my
wdk! i kochali%my si!. On jest najlepszym kochankiem,
jakiego miaam, i zanim zasn!li%my, powiedziaam mu, #e
wa%nie %wi!towali%my moje dwudzieste urodziny.
*areagowa tak, jak ja bym to zrobia. Powiedzia, #e dobrze,
#e nie mwiam tego wcze%niej, bo do prezentw nigdy nie
mia gowy.
Pieprzyli%my si! cztery godziny jak nic, nigdy nie mam go
do%$, mimo #e orgazmy prze#ywam jeden za drugim. Mo#e
dlatego, #e nigdy nie wpada w tak pierdolon ekstaz! jak
inni.
Fkstatyczni i mi!kcy "ie lubi! tego. )ermund jest zawsze
cool. Mwi, #e jedyne, co go tak naprawd! interesuje, to
czysta matematyka i ?izyczna mio%$.
,oskonale rozumiem, co ma na my%li. *zysta matema
tyka i -izyczna mio%. ;ae to uczuciowe skamlenie
chlupo& czce pomi!dzy tymi biegunami naprawd! mnie
brzydzi. Ma w sobie to lepkie rozmemanie, od ktrego robi
mi si! niedobrze. 6a w #yciu wymagam precyzji.
)ermund i ja spotykamy si! tylko w ten sposb. On dzwoni
albo ja. Pyta, czy si! na chwil! spotkamy.
On przychodzi do mnie albo ja do niego. "ajcz!%ciej to
drugieJ pokj mam may i przez %ciany wszystko sycha$,
nawet je%li udaje mi si! nie j!cze$ podczas orgazmw, moje
#ycie pciowe nie jest tym, czym chciaabym si! dzieli$ z ro&
dzin Iolmbergw, zajmujc pozosta cz!%$ domu. ;ho$
pan Iolmberg, ktry na imi! ma 7rne, na pewno uznaby to
za podniecajce. "ieraz rzuca mi spojrzenia, a pani
Iolmberg, ktrej imienia nawet nie znam, wydaje si! bar&
dziej zainteresowana krosnem w gara#u ni# wasnym m!&
#em. Kiedy )ermund i ja pieprzyli%my si! w moim wskim
#ku po raz pierwszy, w ko0cu osign!li%my ten sam rytm
co jej stukanie. 7lbo mo#e ona dostosowaa si! do nas, nie
wiem. Oboje z )ermundem uznali%my, #e dodao to nieco
pikanterii.
;ho$, jak mwi!, najcz!%ciej przebywamy w dwch
pokojach )ermunda przy +kldungagatan. Pijemy troch!
wdki, czasem czym% zagryzamy, ciastem, ogrkiem albo
chrupkami serowymi, ale nigdy du#o, bo z penym #od&
kiem 5le si! kocha. Potem si! kochamy. Palimy i pijemy
jeszcze troch! wdki. *nowu si! kochamy. Kiedy mwi!
wdka, mam na my%li albo czyst, albo wdk! z odrobin
limonki. )ermund ma czasami ochot! na sok
pomara0czowy, ale ja nigdy.
<ano nie jemy razem %niadania. -ierzemy tylko prysznic i
mwimy pa, pa. Odkd si! poznali%my, sp!dzili%my razem
dziesi!$ czy jedena%cie wieczorw i nocy, ale ani razu nie
poszli%my do kina ani nie wypili%my na mie%cie kawy. Po co
mieliby%my siedzie$ przy kawie4 & mwi )ermund. 6e#eli
zale#y ci na takich sodkich chwilach, na pewno znajdziesz
innych ch!tnych.
Przecie#, kurwa, nigdy nie prosiam, #eby%my szli na kaw!,
odpowiadam.
Okej, mwi )ermund. +orty.
;ho$ jednej nocy krzycza.
Obudziam si!, ale on spa. -yo wp do pitej, %ni mu si!
koszmar i by zlany potem. Kiedy zapytaam go o to rano,
powiedzia, #e pewnie tak byo, bo czasem %ni mu si!
rodzice i modsza siostra.
;aa trjka zgin!a w wypadku samochodowym. )ermund
mia dziesi!$ lat, kiedy w cigu jednej sekundy straci ca
swoj rodzin!. "ie, poprawka, musiao to trwa$ nieco
du#ej, poniewa# wjechali do rzeki i si! potopili. "ie roz&
mawiali%my o tym, tak jak nie rozmawiamy o naszym do&
rastaniu i naszym #yciu. Opowiedzieli%my tylko pokrtce o
sobie, i tyle.
"ie wiem, jak )ermund zareagowa, kiedy nagle zosta sam
na %wiecie, ale my%laam o tym, jak ja bym to przyj!a.
;i!#ko oczywi%cie powiedzie$, ale nie sdz!, #eby g!boko
mn to wstrzsn!o.
-ardzo niewiele jest rzeczy, ktre s w stanie g!boko mn
wstrzsn$. "ie wiem, czy to dlatego, #e jestem za, ale lubi!
trzyma$ si! prawdy.
)ermund spotyka si! z innymi modymi kobietami, pewnie,
#e tak.
6est niesychanie przystojnym ?acetem. Poza tym naj&
cz!%ciej wyglda na smutnego, a one na to lec. Mimowol&
nie budzi ich instynkt macierzy0ski. ;zasami opowiadamy
sobie o naszych podbojach, potra?imy si! przy tym nie5le
bawi$. Kiedy opisaam mu, jak mi byo z -erntem&^kem,
koleg z roku, z ktrym przespaam si! w grudniu po im&
prezie z okazji %wi!ta Yucji, dosta ataku %miechu, ktry nie
chcia ustpi$.
/iem, #e ja te# jestem pi!kna, i poruszyam ten temat z
)ermundem. Ue poza czyst matematyk i mio%ci ?izyczn
istnieje mo#e jeszcze trzecia staa & pi!kno.
*godzi si! z tym po chwili namysu.
"ie chciabym nie widzie$, jak mnie uje#d#asz, powiedzia.
;hyba masz racj!.
/iem, #e mam. *awsze robimy to przy zapalonym %wietle.
Ostatni raz w domu w +unds(all byam na -o#e "arodzenie
i nie sdz!, #ebym pojechaa tam wcze%niej ni# w sierpniu.
;ay czerwiec i lipiec chciaabym popracowa$ jako kelnerka
w Pro?eten. "ie jestem pewna, czy dostan! t! prac!, ale
m!#czyzna, ktry ze mn rozmawia, wydawa si! przy&
chylnie nastawiony. /i!kszo%$ innych dziewczyn, a roma&
nistyk! studiuj prawie same dziewczyny, chce oczywi%cie
pojecha$ na lato do @rancji. +p!dzenie jakiego% czasu w%rd
samych @rancuzw jest podobno wa#ne, ale mam to gdzie%.
"ie wiem, czy jesieni b!d! robi$ kurs ;, mo#e zajm! si!
czym% innym.
"ie mam #adnych planw na #ycie, zawsze czuam, #e umr!
modo, wi!c to nie ma wi!kszego sensu. 7le zostan! tu w
3ppsali jeszcze kilka lat, to jedno jest jasne. 2ubi! to
miasto.
Podoba mi si! jego atmos?era. 1 anonimowo%$J mog! tu by$,
kim jestem, i nikt nie miesza si! w moje sprawy. 6est tylu
studentw, nie sposb zna$ ka#dego. Mo#na wpa%$ do '&
dala, Tstg>ta albo 'Hrmlands i przedstawi$ si! jako ;larissa
(on Platen z ,ingle, studentka historii sztuki. Pies z kulaw
nog nie zaprotestuje. .o mnie bawi.
)ermund te# tu zostanie, co mi oczywi%cie nie przeszkadza.
+tudiuje ?izyk! teoretyczn rwnolegle z matematyk, wi!c
ma dwa razy wi!ksze tempo studiowania ni# wszyscy inni.
Mo#e kiedy% te# si! na to zdecyduj!. /ezm! si! za dwa
kierunki zamiast tylko jednego. @rancuski naprawd! nie
wymaga wiele wysiku, a jedynie czasu, jaki po%wi!cam na
przeczytanie tych wszystkich ksi#ek. -alzaka, +tendha& la,
*ol!, mimo #e tak naprawd! lubi! tylko Maupassanta.
Maupassantowi chyba by si! spodobao to o czystej mate&
matyce i ?izycznej mio%ci.
Mo#e te# o pi!knie.
.omas i )unilla spodziewaj si! dziecka. *dradzili to w
zeszym tygodniuJ byam u nich zje%$ domow pizz! i
sprbowa$ wina wasnej roboty. Prbowaam udawa$ pod&
ekscytowan, ale przynajmniej .omas mnie przejrza. Kiedy
na chwil! zostali%my sami, zapytaam go, czy maj po kolei
w gowie i czy nigdy nie syszeli o %rodkach antykoncepcyj&
nych. On tylko pokr!ci gow i obrzuci mnie tym swoim
spojrzeniem starszego brata. Penym wy#szo%ci i oskar#y&
cielskim. 1 to nie dziecko oskar#a, tylko mnie. +woj pomy&
lon modsz siostr!, ktra nie ma #adnych ludzkich uczu$.
& <bcie sobie, jak chcecie & powiedziaam. & .ylko nie
my%lcie, #e b!d! nia0k.
& "igdy by mi to nie przyszo do gowy & odpar .omas.
& Okej & oznajmiam. & "o to gratulacje, w ko0cu ka#dy ma
prawo #y$, jak mu si! podoba.
& "awet ty, wrbelku mj4 & zapyta, prbujc na%ladowa$
7strid 2indgren.
*waszcza ja, powiedziaam i zauwa#yam, #e jest nieza&
dowolony z tego komentarza. *awadzam mu i wcale mi to
nie przeszkadza. Przeciwnie. My%l! te#, #e )unilla troch! si!
mnie boi. ;o rwnie# mnie nie martwi.
.ak czy siak, dziecko ma z niej wylecie$ jesieni. ,o tego
czasu niejedno zd#y pj%$ 5le.
12
Kiedy -arbarottiemu udao si! w ko0cu usi%$ z segregato&
rami +andina, byo ju# wp do dziesitej wieczorem.
Kiedy jecha do domu, w samochodzie zadzwoni tele?onJ
dzwonia Marianne, by oznajmi$, #e musi zosta$ w szpitalu
na nocn zmian!. 6edna z jej kole#anek si! rozchorowaa, a
w kolejce do porodu czekao co najmniej sze%$ kobiet.
Pozostawao tylko przyj$ to do wiadomo%ciJ kim by, #eby
stawa$ na drodze rodzcym kobietom4 Modzie# tego kraju,
jego przyszo%$, jak zostao powiedziane. * 6enny i
Martinem ugotowa kolacj!, z 6ohanem udao mu si!
naprawi$ szwankujc pralk!, przynajmniej tymczasowo, a
p5niej po%wi!ciS jeszcze godzin! na przepytywanie 2arsa z
rewolucji ?rancuskiej. /ydao mu si! krzepice, #e w szkole
nadal zajmuj si! rewolucj ?rancusk, ktra, je%li si! nie
myli, nie zmienia si! od czasw, kiedy sam wkuwa to jako
nastolatek.
Po tych wszystkich zaj!ciach powiedzia dzieciom dobranoc.
/yja%ni, #e ma do wykonania delikatn policyjn robot! i
potrzebuje chwili spokoju, zamkn drzwi do gabinetu, jaki
dzieli z Marianne na pi!trze, i wycign materiay z ABPN
roku.
/ niedziel! wieczorem tylko rzuci okiem na te segregatory
& nie wczytywa si! w nie, jak pewnie sdzia -ackman.
Przerzuci je tylko, ogldajc jednocze%nie z rodzin stary
angielski ?ilm szpiegowski z Michaelem ;aineGem, ktry
akurat lecia w telewizji. -iorc pod uwag! ?akty, ktre dzi&
siaj wypyn!y, chyba czas najwy#szy zabra$ si! do dziea
nieco powa#niej.
"aprawd! najwy#szy czas. Min!y co najmniej dwie doby, a
przypuszczalnie wi!cej, odkd )ermund )rooth zgin w
wwozie )Rsa, a -arbarotti, tak jak to powiedziaa
inspektor -ackman, nie mg uwierzy$, #e chodzi o
wypadek. Prawd! mwic, nie przychyla si! tak#e do tezy o
samobjstwie, nawet je%li nie potra?iS poda$ przyczyn tego
intuicyjnego osdu.
7le mo#e w tym, co wydarzyo si! trzydzie%ci pi!$ lat temu,
czyli w nagej %mierci modej i pono$ pi!knej Marii
/inckler w dawnym miejscu odej%cia przodkw, mo#na
znale5$ jakie% wskazwki. O ile w ogle kiedykolwiek istnia&
o co% takiego jak miejsca odej%cia przodkw, a to najwyra5&
niej dyskusyjna sprawa.
/ tamtym czasie mieszkaa z )ermundem, to przynajmniej
wiadomo na pewno. "iezaprzeczalne wydawao si! rwnie#
to, #e jedna sprawa & ta z przeszo%ci & czy si! z drug &
obecn. Pytanie tylko brzmi, w jaki sposb.
;ylko) pomy%la -arbarotti. 6akie tylko, do cholery.
.ak czy owak, 7sunander spodziewa si! jutro raportu, wi!c
b!dzie go mia.
+andlin by skrupulatnym skurczybykiem, delikatnie m&
wic, i -arbarotti wiedzia o tym ju# wcze%niej. *ielone
segregatory miay spisy tre%ci i zawieray a# szesna%cie
tekstw przesucha0 Vsze%cioro ocalaych uczestnikw nie&
szcz!snej wyprawy na grzyby plus dziesi!$ innych, na razie
nieznanych -arbarottiemu osbW, wyniki obdukcji, raport z
przeszukania miejsca zdarzenia i par! innych rzeczy. "a
przykad osobiste bie#ce komentarze +andlina do sprawW].
-yo ich cznie osiem, pierwszy datowany na MB wrze%nia
ABPN Vdzie0 po zdarzeniuW, ostatni na MM grudnia tego sa&
mego roku.
,wa dni przed /igili, pomy%la -arbarotti. *ajmowa si!
tym przez trzy miesice.
,o momentu, a# da za wygran i stwierdzi, #e najbardziej
prawdopodobny jest jednak wypadek. 7lbo przynajmniej, #e
nie udao mu si! udowodni$ czego% innego.
-arbarotti wiedzia jednak, #e +andlin musia co% po&
dejrzewa$. "awet b!dc skrupulatnym skurczybykiem, nie
po%wi!ca si! trzech miesi!cy komu%, kto spad do wwozu.
.o nie miao sensu. Poza tym cz!%$ przesucha0 przepro&
wadzono dopiero w listopadzie i grudniu, a wi!c sprawa nie
rozesza si! po ko%ciach, jak to czasem bywa. +andlin
aktywnie nad ni pracowa przez cay czas, a# do -o#ego
"arodzenia. ,ecyzja o zako0czeniu %ledztwa, ostatni doku&
ment w segregatorze, bya opatrzona dat B stycznia ABPC.
,o tego wszystkiego, zauwa#y -arbarotti, +andlin sam
przeprowadzi wszystkie przesuchaniaJ oczywi%cie w obec&
no%ci kolegi, jak wymagaj przepisy, jednak najwidoczniej
lubi mie$ cakowit kontrol!. /szystko wskazywao na to,
#e niewiele oddawa w r!ce przypadku, a zgoa nic w r!ce
innych ludzi. * pewno%ci niezbyt miy we wsppracy, po&
my%la -arbarotti. .aki staro%wiecki, uparty m!koa, ktry
polega tylko na sobie, a i to nie bardzo.
Odchyli si! do tyu na krze%le i zacz zastanawia$, jak to
jest z nim samym. 1le lat pozostao mu jeszcze do stadium
m!koy4 1 ktrym kolegom u?a, kiedy ko0czyy si! #arty4
Pierwsze pytanie odo#y na p5niej. )odnych zau?ania
ludzi mg wskaza$ dwoje8 -ackman i 7sunandera. 7sunan&
der by, rzecz jasna, zarwno m!ko, jak i uparciuchem &
przewa#nie z karykatur tego, jak powinien zachowywa$
si! sze? & ale mia swego rodzaju intuicj!, ktra rzadko za&
wodzia. .rzeba mu to przyzna$, pomy%la -arbarotti. 1 #e
trzy lata temu znalaz czowieka z Mousterlin. .ylko to.
7 -ackman4 /iadomo. Komentarz zbyteczny.
1nspektor -orgsen. Powszechnie znany jako +mutas z uwagi
na ponure usposobienie, by zawsze sumienny i
obowizkowy, a ponadto potra?i pracowa$ ca dob! &
przynajmniej do chwili, kiedy zosta ojcem & brakowao mu
jednak tego, co mia 7sunander. 1ntuicji. "osa.
Potra?i jednak wytropi$ zbiegego zodzieja na pustyni, je%li
bya taka potrzeba.
Po co kto% miaby tropi$ zodzieja na pustyni4
)unnar -arbarotti westchn, pochyli si! nad biurkiem i
wrci do segregatorw +andlina. Mo#na rwnie dobrze
zacz$ od przesucha0, pomy%la, przewrci kartk! i zabra
si! do lektury.
&rzes(c,anie <erm(nda <root,a. Komisariat
policji w Kymlin ge. @1.A1.2176. <odzina 2B.BA.
C'ecni: inspektor kryminalny >/ert +andlin,
asystent kryminalny +ig/ard =alm'erg.
F+8 ;zy mog! prosi$ o podanie nazwiska i adresu4
))8 )ermund )rooth. +>derby(Hgen DM;.
F+8 ,zi!kuj!. ;zyli tutaj w Kymlinge4
))8 .ak.
F+8 Przykro mi z powodu pa0skiej straty. 7le, jak pan
zapewne wie, musimy zbada$ okoliczno%ci tej tragicznej
%mierci. ;hyba pan to rozumie4
))8 .ak, rozumiem.
F+8 ,obrze wi!c. *e zmar Mari /inckler pozostawa pan
w tak zwanym konkubinacie. *gadza si!4
))8 .ak jest.
F+8 6ak dugo byli%cie razem4
))8 ;ztery, pi!$ lat. *ale#y, jak liczy$.
F+8 ,oprawdy4 6ak dugo mieszkali%cie pod jednym da&
chem4
))8 6akie% trzy lata.
F+8 )dzie pan pracuje4
))8 / szkole Kymlinge(ik.
F+8 7 pani Maria gdzie pracowaa4
))8 / tej samej szkole.
F+8 ;zyli dwoje nauczycieli4
))8 .ymczasowo tak.
F+8 ;o to znaczy tymczasowo4
))8 Ue nie miao tak by$ zawsze.
F+8 .yle i ja zrozumiaem. Prosz! rozwin$.
))8 *atrudnili%my si! w tej samej szkole. Ona uczya
angielskiego i ?rancuskiego. 6a matematyki i ?izyki. 7le #ad&
ne z nas nie jest... nie byo... z wyksztacenia nauczycielem.
F+8 Mieszkacie w Kymlinge bardzo krtko, prawda4
))8 /prowadzili%my si! na +>derby(Hgen A sierpnia.
F+8 <ozumiem. 6eszcze raz wyra#am wspczucie z powodu
tego tragicznego zdarzenia, lecz chciabym teraz
porozmawia$ o tym, co tak naprawd! wydarzyo si! w nie&
dziel!.
))8 <ozumiem. 6ak ju# powiedziaem.
F+8 ,obrze. 7 wi!c wybrali%cie si! na wycieczk! z grupk
przyjaci. Mgby mi pan mo#e co% o tym powiedzie$4
))8 ;o pana interesuje4
F+8 Kto by na wycieczce. +kd si! znali%cie. Kto wpad na
ten pomys.
))8 -yo nas siedmioro. .rzy pary, ktre si! czasem spo&
tykaj. Plus kobieta, z ktr tak#e pracuj! w szkole.
F+8 <ozumiem. 7 wi!c kto by na wycieczce4
))8 Maria i ja. -rat Marii .omas i jego #ona )unilla,
mieszkaj w )>teborgu. Oraz <ickard i 7nna -erglundo&
wie. On jest pastorem w <>dRkra, w sobot! wieczorem byli&
%my u nich na plebanii.
F+8 .o razem sze%$ osb. Kto by sidmy4
))8 Flisabeth Martinsson. .o ta ze szkoy.
F+8 ;zy ona te# bya tam w sobotni wieczr4
))8 "ie. 1 nie rozumiem, jakie to ma znaczenie. Moja
dziewczyna spada do wwozu i nie #yje. ,okd pan
zmierza4
FF8 ;hc! wykluczy$ pewne mo#liwo%ci.
))8 6akie4
FF8 1nne ni# wypadek. /ie pan, #e kilka osb syszao, jak,
spadajc, co% krzykn!a.
))8 .ak, wiem. .e# syszaem, jak krzyczy. "ie usyszaem
jednak co.
F+8 ;zy mgby pan opisa$ ten jej krzyk4
))8 .o byo co% nieartykuowanego.
F+8 Uadnych sw4
))8 6a nie wyapaem. *najdowaem si! w do%$ du#ej
odlego%ci.
F+8 6ak du#ej4
))8 "ie wiem.
F+8 Mgby pan oszacowa$4
))8 Powiedziabym, #e jakie% sto pi!$dziesit, dwie%cie
metrw. +pory kawaek od kraw!dzi.
F+8 "ie widzia jej pan4
))8 "ie.
F+8 7 kogokolwiek innego w chwili, kiedy to si! stao4
))8 "ie.
F+8 ,laczego4
))8 Poniewa# byem w dosy$ g!stym lesie. )wnie mode
%wierki, wa%ciwie na #adn stron! nie miaem dobrego
widoku. +zukaem grzybw... jak pozostali. /ydaje mi si!,
#e byli%my do%$ rozproszeni.
F+8 ,o%$ rozproszeni4
))8 .ak. -yoby bez sensu, gdyby wszyscy szukali w tym
samym miejscu.
F+8 1le czasu ju# zbierali%cie, kiedy to si! wydarzyo4
))8 .roch! ponad godzin!. 3mawiali%my si!, #e o pierwszej
wypijemy kaw!. .o si! stao kilka minut po dwunastej.
F+8 ;zy znalaz pan jakie% grzyby4
))8 "ie. 7le szukaem wa%ciwie tylko kurek.
F+8 "ie wie pan, czy pozostali co% znale5li4
))8 ;hyba 7nnie udao si! znale5$ troch!. Mo#e te#
Flisabeth, nie wiem.
F+8 ;zy cz!sto mia pan kontakt z dziewczyn w cigu tej
godziny w lesie4
))8 "ie. "a pocztku szli%my w t! sam stron!, ale p5niej
si! rozdzielili%my.
F+8 ,u#o pan z ni rozmawia4
))8 Prawie wcale, tylko w samochodzie.
F+8 ;zyli jechali%cie razem4
))8 .ak, z pozostaymi spotkali%my si! przy skakach <ute
stenar. 6est tam parking, wi!c ustalili%my, #e stamtd
zaczniemy.
F+8 ;zy ustalali%cie jaki% plan przed wyj%ciem do lasu4
))8 "ie. .ylko to, #e o pierwszej zjemy prowiant. *osta&
wili%my go w jednym miejscu i mieli%my tam zamiar wrci$.
F+8 1 tylko tyle4
))8 .ak.
F+8 6ak daleko, mniej wi!cej, odeszli%cie od parkingu4
))8 "iedaleko. Mo#e kilometr.
F+8 7 i tak nie widzia pan nikogo, kiedy to si! stao4
))8 "ie. 6u# mwiem.
F+8 O czym rozmawiali%cie w samochodzie4
))8 O niczym szczeglnym.
F+8 Mgby pan sprecyzowa$4
))8 "ie.
F+8 *apami!tam to. * kim jeszcze rozmawia pan podczas
zbierania grzybw4
))8 * nikim.
F+8 * nikim4
))8 Mo#e zamienili%my kilka sw na pocztku.
F+8 14
))8 1 potem si! rozdzielili%my. .o chyba zrozumiae,
prawda4
F+8 Pewnie tak. Kiedy to si! stao, ile czasu upyn!o od
momentu, kiedy ostatni raz widzia pan ktrego% z towa&
rzyszy4
))8 "ie pami!tam.
F+8 Prosz! si! chwilk! zastanowi$.
))8 /ydaje mi si!, #e pi!$, dziesi!$ minut wcze%niej
widziaem Mari! i Flisabeth.
F+8 <azem4
))8 "ie, oddzielnie.
F+8 7le z #adn z nich pan nie rozmawia4
))8 "ie.
F+8 1 kiedy usysza pan krzyk pani Marii, bya godzina
dwunasta4
))8 .ak, z minutami.
F+8 ;o pan wtedy zrobi4
))8 Poszedem tam, rzecz jasna.
F+8 14
))8 /szyscy tam oczywi%cie poszli%my.
F+8 ;zy pami!ta pan, kto ju# by na miejscu4
))8 .ylko Flisabeth. 6a i <ickard nadeszli%my mniej wi!cej
w tym samym czasie, cho$ z r#nych stron. Flisabeth bya
wstrz%ni!ta, zrozumiaem, #e co% musiao si! sta$.
F+8 ;o pan zrobi4
))8 Pobiegem. Flisabeth wskazywaa d wwozu.
F+8 Prosz! mwi$ dalej.
))8 +pojrzaem i zobaczyem, jak tam le#y. ;zy naprawd!
musimy przez to przechodzi$, rozmawiali%my przecie# o
tym ju# wczoraj.
F+8 <ozumiem, #e to mo#e by$ dla pana trudne. Prosz! da$
zna$, je%li potrzebuje pan przerwy.
))8 "ie chc! #adnej przerwy. ;hc! mie$ to za sob tak
szybko, jak to mo#liwe.
F+8 / porzdku. ;o?nijmy si! troch!, mwi pan, #e
spotkali%cie si! w sobot! wieczorem u pa0stwa -erglundw.
;zy to wtedy pojawi si! pomys wycieczki4
))8 "ie, chyba ju# wcze%niej.
F+8 Prosz! rozwin$.
))8 "ie rozumiem, jak miabym to rozwin$.
F+8 <ozumie pan.
))8 -zdury. *decydowali%my, #e ten weekend sp!dzimy
razem. <ickard i 7nna przeprowadzili si! tu, do Kymlinge, i
my te#. 6este%my dawnymi znajomymi z 3ppsali, wszyscy
tam razem studiowali%my. 7 /incklerowie, .omas i )unil&
la, przyjechali z )teborga. 6ak ju# mwiem.
F+8 7 plan by taki, #e spotkacie si! w sobot! wieczorem, a
w niedziel! pojedziecie na wycieczk!4
))8 *gadza si!. /idzi pan w tym co% dziwnego4
F+8 *upenie nic. ;hc! tylko zna$ ka#dy szczeg.
))8 Ueby mc wykluczy$ pewne mo#liwo%ci4
F+8 Ot# to. 7 ta sidma uczestniczka, Flisabeth Mar&
tinsson, jak si! tam znalaza4
))8 .o tylko kole#anka ze szkoy. Maria mwia jej o naszej
wycieczce do lasu i Flisabeth prosia, zdaje si!, #eby j
zabra$. Pracuje tu od niedawna i nie ma samochodu.
F+8 6ak si! dostaa do lasu4
))8 <azem z innymi. Mieszka chyba po drodze, wi!c
pewnie j zabrali.
F+8 <ozumiem. /r$my zatem do sobotniego wieczoru. 6ak
on upyn4
))8 3pyn spokojnie.
F+8 Mgby pan sprecyzowa$4
))8 "ie ma tu co precyzowa$. *jedli%my kolacj!, rozma&
wiali%my, .omas i )unilla nocowali na plebanii. Maria i ja
jako% koo dwunastej pojechali%my do domu.
F+8 Kto prowadzi4
))8 ,laczego pan o to pyta4
F+8 -ardzo bym prosi, #eby pan nie odpowiada pytaniem
na pytanie. ,zi!ki temu szybciej sko0czymy.
))8 /zi!li%my takswk!. Oboje pili%my wino.
F+8 <ozumiem. 7 jaka bya atmos?era tego wieczoru4
))8 ,obra.
F+8 Uadnych zgrzytw4
))8 Uadnych zgrzytw.
F+8 7 pan jak my%li, co stao si! w wwozie )Rsa4
))8 6ak ja my%l!4 My%l! oczywi%cie, #e musiaa 5le stan$ i
dlatego spadla. Pa0skie prby wmwienia mi czego% innego
s pozbawione sensu.
F+8 <ozumiem. Kiedy zda pan sobie spraw!, #e ona nie
#yje4
))8 6ak tylko j zobaczyem.
F+8 +kd mia pan pewno%$4
))8 +padla dwadzie%cia pi!$ metrw w d prosto na stert!
kamieni. 6asne, #e nie #ya.
F+8 7le nie widzia pan, jak spada4
))8 "ie.
F+8 7 kto% inny4
))8 ;zy widzia, jak spada4
F+8 .ak.
))8 "ie, nikt tego nie widzia.
F+8 +kd pan wie4
))8 <ozmawiali%my o tym, ma si! rozumie$. Mieli%my
mnstwo czasu na rozmowy, zanim przyjechaa policja.
F+8 Mniej wi!cej ile czasu4
))8 ;hyba godzin!. .omas poszed do pobliskiego domu. 1
stamtd zadzwoni. My zostali%my na miejscu i czekali%my.
F+8 1 rozmawiali%cie o tym, co si! stao4
))8 7 co innego mieli%my robi$4 <ozmawia$ o polityce4 F+8
1 do czego doszli%cie4
))8 ,o tego oczywi%cie, #e spada.
F+8 "ikt nie by innego zdania4
))8 "ie.
F+8 )dzie si! znajdowali%cie podczas waszej rozmowy4 ))8
"a dole. Koo ciaa.
F+8 "ie byo trudno tam si! dosta$4
))8 7ni troch!. / p minuty dao si! tam zej%$ %cie#k.
F+8 <ozumiem. Kilka osb syszao jednak jej krzyk4 ))8
.ak.
F+8 ;zy kto% usysza, co krzykn!a4
))8 <aczej nie. /szyscy to syszeli, 7nnie i Flisabeth
wydawao si!, #e byo to dugie e.
F+8 ,ugie e4
))8 .ak.
F+8 6ak w sowie 9%mieeer$:4
))8 "a przykad. ;zy nie mo#emy tego przerwa$4 .o nie
wydaje si! zbyt sensowne. /a%nie zgin!a moja
dziewczyna. "ie podoba mi si!, #e musz! przez co% takiego
przechodzi$.
F+8 ,oskonale rozumiem, #e to dla pana przykre. "iestety,
nie mam wyboru. 6ak wam si! ukadao w zwizku4
))8 ;o pan przez to rozumie4
F+8 ;zy by to dobry zwizek, czy cz!sto si! kcili%cie4
))8 Odkd si! poznali%my, Maria i ja nie pokcili%my si!
ani razu.
F+8 Mam to potraktowa$ powa#nie4
))8 Mo#e pan to traktowa$, jak chce.
F+8 <elacje w caej grupie te# byy tak nienaganne4
))8 Prosz! zapyta$ innych. / ka#dym razie Maria i ja nic
do #adnego z nich nie mieli%my.
F+8 1 #adne z nich nie miao nic do was4
))8 Mnie prosz! o to nie pyta$.
F+8 Flisabeth Martinsson, jak dobrze pan j zna4
))8 / ogle jej nie znam. .o Maria prosia j, by pojechaa.
F+8 Miaa l!k wysoko%ci4
))8 I!4
F+8 Maria. ;hciabym wiedzie$, czy miaa l!k wysoko%ci.
))8 "ie, niespecjalnie.
F+8 "ie miewaa zawrotw w gowy4
))8 "ie.
F+8 ;zy potra?i pan wytumaczy$, dlaczego spada do
wwozu )Rsa4
))8 "ie. 6u# pan o to pyta.
F+8 Miaa depresj!4
))8 "ie, nie miaa depresji. Przepraszam, ale chyba mam
tego dosy$. 6e%li chce pan dalej zadawa$ tego typu pytania,
#ycz! sobie adwokata.
F+8 7dwokata4 7 to niby dlaczego4
))8 D:rak odpowiedziE
F+8 "o dobrze, panie )rooth. * pewno%ci b!d! jeszcze
chcia z panem porozmawia$. Przykro mi, je%li byo to dla
pana bolesne, ale na pewno pan rozumie, #e musimy by$
dokadni. ;hodzi, bd5 co bd5, o przypadek niewyja%nionej
%mierci.
))8 "ie trzeba nic wi!cej tumaczy$, je%li o mnie chodzi.
;zy mog! ju# i%$4
F+8 6eszcze tylko jedno. ;zy mgby pan zaznaczy$ na tej
mapie, gdzie pan by w chwili wypadku.
D<< zaznacza. *zas: mniej ni dziesi sek(ndE
F+8 ,zi!kuj!, mo#e pan i%$. Przesuchanie si! ko0czy, jest
AD.EO.
Osiemna%cie minut, stwierdzi -arbarotti, zerkajc na po&
cztek. .ylko tyle trwao przesuchanie.
2ektura jego zapisu potrwaa jeszcze krcej. ,ziesi!$ do
jedenastu minut. -y$ mo#e +andlin pomin w nim niektre
pytania i odpowiedzi. +am przepisa tekst na czysto i
wszyscy trzej obecni go podpisali.
;zy jednak )ermundowi )roothowi chciao si! go prze&
czyta$4 Pewnie nie. 7 ten cay asystent... Malmberg... nie,
najprawdopodobniej tak#e tego nie zrobi. Pokazaby w ten
sposb brak zau?ania do przeo#onego, a +andlin raczej nie
by czowiekiem, z ktrym chciaoby si! mie$ na pie0ku.
,laczego to roztrzsam4 & pomy%la -arbarotti. ,laczego
staram si! postawi$ dawno nie#yjcego koleg! w zym
%wietle4
Mo#e dlatego, #e przesuchanie byo takie zimne. Kry si! w
nim ton, ktrego nie mg do ko0ca zrozumie$. )rooth
wa%nie straci dziewczyn!, nie byo chyba powodu, #eby
przeprowadza$ je tak ostro. .ak jakby +andlin go podejrze&
wa. <eakcja )rootha bya raczej uzasadnionaJ -arbarotti
prbowa sobie wyobrazi$, jak sam przeprowadziby takie
przesuchanie, i cho$ nie by jeszcze zbytnio obeznany ze
spraw, mia pewno%$, #e zrobiby to inaczej. * nieco mniej&
sz agresj, to przecie# byoby bardziej naturalne4 Odrobin!
delikatniej.
;hyba #e +andlin przyjmowa za pewnik, #e to tu jest pies
pogrzebany. *e w %mierci Marii /inckier co% si! nie zgadza.
1 #e podejrzewa to od samego pocztku. +andlin nie #y od
dwunastu lat. +zkoda, pomy%la -arbarotti. "ie miabym nic
przeciwko maej pogaw!dce z nim. 7 mo#e ten Malmberg
jeszcze #yje4 /arto to przynajmniej sprawdzi$.
*obaczy, #e wa%nie min!o wp do jedenastej. "o dobra,
pomy%la, ?ili#anka czarnej kawy i kolejne dwa
przesuchania.
13
)dyby 7nna 6onsson wybraa buty na ni#szym obcasie,
wszystko byoby inaczej.
6akkolwiek by na to patrze$, jakie de?etystyczne czy po&
lityczne punkty widzenia przyjmowa$, tak to wa%nie wy&
gldao. "a pocztku ich zwizku, latem ABPQ roku, oboje
lubili mwi$ o tym osobliwym ?akcieJ bya to w pewien spo&
sb ich prywatna historia, ktrej trudno byo nie piel!gno&
wa$ i nie przywoywa$ wci# od nowa. *waszcza w pewne
wieczory, pewne blade godziny, kiedy nie ma zbyt wielu in&
nych tematw do rozmowy. Kiedy wszystko to, co powinno i
zwykle byo proste i naturalne, nagle zdawao si! skompli&
kowane i trudne. -yway takie chwile, <ickard odkry to ju#
na bardzo wczesnym etapie ich zwizku, wiedzia jednak, #e
musi tak by$.
7lbowiem <ickard -erglund i 7nna 6onsson r#nili si! od
siebie, nikt nie mgby twierdzi$ inaczej, i po raz pierwszy w
#yciu <ickard zrozumia, co to znaczy, #e przeciwie0stwa si!
przycigaj. Ona mo#e te# to zrozumiaa, zwykle zakada,
#e tak jest, oboje jednak w sprawach miosnych byli ama&
torami i trudno im byo cokolwiek wiedzie$ na pewno.
1ch drogi skrzy#oway si! we wtorkowy wieczr pod koniec
kwietnia. .ego dnia, w drodze wyjtku, <ickard nie mia
wieczornej su#by i poszed z Ielgem na miasto. "ie
pami!ta, czy mieli jak% konkretn spraw!, czy tylko za&
mierzali napi$ si! kawy w )untherska, czy zje%$ kiebas! z
purLe ziemniaczanym w "ybrogrillen. Mo#e przespace&
rowa$ si! i zobaczy$, czy w 2undeZuistiska albo ktrym% z
antykwariatw nie ma ciekawych przecenionych ksi#ek, to
by ich stay zwyczaj.
/padli w ka#dym razie na chwil! do -ok&'iktora na
,rottninggatan. / zasadzie byo ju# po godzinach otwarcia,
ale legendarny 'iktor Persson nie nale#a do tych, ktrzy z
zegarkiem w r!ku wyganialiby klientw. ,opiero kiedy
wyszli z zabaaganionego antykwariatu, zauwa#yli
demonstrantw idcych od strony +lottsbacken. Pewnie w
kierunku 'aksala torg, to bya zwyczajowa trasa. .ranspa&
renty i okrzyki te# byy takie jak zwykle. Przynajmniej o ile
<ickard si! orientowa. ,otyczyy /ietnamu, dotyczyy
7?ryki Poudniowej i czego%, co nazywao si! P<O&K & ani
Ielge, ani <ickard nie wiedzieli, co to jest.
+tali na chodniku, obserwujc mijajcych ich lewicowcw.
Owych modych ludzi silnej wiary. <ickard czyta o podj!tej
przez pro?esora Iedeniusa prbie zestawienia marksizmu z
chrze%cija0stwem & odrzuca jedno i drugie, i to z tych
samych powodw, o ile <ickard dobrze zrozumia. *acz
si! zastanawia$, czy nie zaopatrzy$ si! w t! ksi#k!. ;zy
w%rd tych wszystkich rytmicznie maszerujcych i
skandujcych haso za hasem mogli by$ wierzcy4 Oto jest
pytanie. 1 tu, i tu wiara4 7 je%li tak, w jaki sposb oni my%l4
O duchownych marksistach w 7meryce Yaci0skiej te#
czyta. 6ak to si! czy4 Opium dla mas i takie tam.
+ta tak, pogr#ony w my%lach, kiedy nagle jedna z masze&
rujcych dziewczt zachwiaa si!, krzykn!a z blu i upada.
;zy raczej upadaby, gdyby <ickard przytomnie jej nie
zapa.
7lbo mo#e wpada mu prosto w ramiona4 .ego pierwszego
lata b!d cz!sto powracali do tego momentu, zastanawiajc
si!, czy w ogle zareagowa, czy te# ona, by tak rzec, po
prostu mu si! przytra?ia. Oczywi%cie stanowio to pewn
r#nic!, przynajmniej w ich wewn!trznym symbolicznym
%wiecie. .ak czy inaczej, pomg jej usi%$ na kraw!#niku i
sam usiad obok.
& ;o si! stao4
6!czc, pocieraa lew kostk!.
&7j, aj, aj, aj, ajS
& -oli4
& 6ak jasna choleraS Pewnie j skr!ciamS 7j, aj, ajS
,emonstranci posuwali si! naprzd. +prbowaa stan$
na nogi, ale klapn!a z powrotem.
& "o#, cholera. "ie mog! i%$ dalej.
+pojrza na ni ukradkiem. Miaa krtko obci!te, ciem&
nobrzowe wosy. Pocig twarz i du#e, teraz troch! zaza&
wione oczy. *rozumia, #e stopa musi j mocno bole$.
-ya drobna i delikatna. Miaa na sobie lu5n bawenian
kurtk! i ara?atk!, typowe atrybuty demonstrantw. ,o tego
czerwone sztruksowe spodnie. -ya nieumalowana.
-uty miay niewielki obcas. Mo#e chciaa wydawa$ si!
odrobin! wy#sza, pomy%la <ickard. Od razu poj, #e to
przez ten obcas krzywo stan!a. +iedziaa, nie odzywajc si!,
patrzya tylko na stop!. ,elikatnie pocieraa j do0mi,
poj!kujc z cicha. <ickard zauwa#y, #e Ielge nadal stoi z
tyu za nimi, jest jednak zbyt nie%miay, by zareagowa$.
"ikt inny te# nie zareagowa. .ylko <ickard -erglund
siedzia na kraw!#niku z ow nieznan o?iar obuwia i my%&
la, co by tu powiedzie$.
& ;hcesz sprbowa$ si! podnie%$4 Mog! ci! podtrzyma$.
& ,zi!ki. ;hyba najpierw musz! troch! odpocz$.
& 7 demonstracja4 ;zy chcesz...4
& Mam ich gdzie%. .y te# szede% czy...4
& "ie, tylko patrzyem.
& <ozumiem. "ie, z tak stop nie mog! chyba i%$ na
'aksala torg.
*dj!a but. <ickard zobaczy, #e kostka zd#ya ju# po&
rzdnie spuchn$. Min!li ich ostatni demonstranci, dziew&
czyna wytara oczy ara?atk i nachylia si! do niego.
& /ybacz, ale chyba b!d! musiaa prosi$, by% pomg mi
wsta$.
Pomg. Prbowaa stan$ na nodze, ale nie udao si!. -l
wykrzywi jej twarz i zacz!a j!cze$.
& Pojad! z tob do szpitala. /e5miemy takswk!.
*acz prosi$ Ielgego, #eby sprbowa jak% zapa$, ale
natychmiast zaprotestowaa. & "ie, nie, nie ma potrzeby. .o
przecie# tylko zwichni!cie, do jasnej ciasnej. 7le ja... dobrze
by byo, gdyby...
& .ak4
& )dyby% mg mi troch! pomc.
& 6asne & odpar <ickard. & )dzie mieszkasz4
& Przy )limmer(Hgen.
& )limmer(Hgen4 "ie bardzo wiem...4
& "a Friksbergu. "o przecie# jeste% studentem, musisz
wiedzie$, gdzie le#y Friksberg.
& "ie jestem studentem & powiedzia <ickard. & 6estem w
wojsku.
& "aprawd!4 Przepraszam. / ka#dym razie, gdyby% mg
mi pomc wej%$ na wzgrze, pod ;arolin wsiadabym w
autobus.
+prbowa j podtrzyma$, biorc pod okie$, ale nie wyszo
to najlepiej.
& ;hyba...
&.ak4
& ;hyba b!dzie najlepiej, je%li zapiesz mnie za szyj!.
*dj!a tak#e drugi but, wo#ya je do obu kieszeni
1 opara si! na jego ramieniu. *acz!li ostro#nie ku%tyka$
chodnikiem w stron! wzgrza. Ona boso, on w czarnych
chodakach. Po chwili sam obj j w talii. Kiedy to zrobi,
poczu, jak co% w nim wibruje. "ie wiedzia, co to, ale wi&
browao jak trzeba.
& 6ak masz na imi!4 & zapyta.
& 7nna. 7 ty4
& <ickard.
& <ickard. )dzie poszed twj kolega4
<ickard obejrza si! za Ielgem, ale jego nie byo.
& "ie wiem. Pewnie wrci do jednostki. 7 ty nie sza% w
marszu z jakimi% kolegami4
+krzywia si!.
& 6asne. -yo nas kilkoro.
Poczeka, a# rozwinie temat, ale tego nie zrobia. /ydao
mu si! troch! dziwne, #e nikt z pozostaych demonstrantw
nie zatrzyma si! i jej nie pomg. "ie podtrzyma, kiedy si!
przewracaa. ;ho$ na jednym z wielkich transparentw byo
napisane 9+olidarno%$:, biae litery na czarnym tle.
*astanawia si!, czy jej o to nie zapyta$, ale pomy%la, #e
mogaby to odebra$ jako prowokacj!. 7 on nie chcia jej
prowokowa$. Przeciwnie, chcia zatrzyma$ to wibrujce,
ciepe uczucie i my%la, co zrobi$, by na przystanku nie na&
stpi przykry koniec.
"ie mwia wiele. .ylko trzymaa go i ku%tykaa, byo
widoczne, #e ju# tak bardzo nie boli, tylko nie chce przeci&
#a$ stopy. Po kilku minutach dotarli na przystanek, zacz!a
studiowa$ rozkad i stwierdzia, #e do nast!pnego autobusu
jest jeszcze kwadrans.
3siedli na awce.
& 6u# sobie poradz!. "ie musisz si! du#ej mn zajmowa$.
& Pojad! jeszcze z tob autobusem.
& "ie trzeba.
& 1 tak nie mam nic do roboty.
& "a pewno masz.
& .ak, ale nic lepszego.
<oze%miaa si!.
& Prawdziwy z ciebie d#entelmen.
On te# si! roze%mia.
& .o co% zego4
& "ie. 7le ja... jestem przyzwyczajona do samodzielno%ci.
& "ie mogaby% teraz zrobi$ wyjtku4
*awahaa si! na moment. Potem skin!a gow.
& 6e#eli na pewno nie odrywam ci! od czego% wa#nego.
& "a pewno.
& 6ezu, popatrzS & Pokazaa stop!. & 6est teraz wielko%ci
gowy.
& Obo#ymy lodem, jak ju# b!dziemy u ciebie. 7 przy&
najmniej pomoczymy w zimnej wodzie.
+kin!a gow8
& *nasz si! na rzeczy.
& / wojsku mamy zaj!cia pierwszej pomocy.
& 3czycie si! nie tylko zabijania4
& "igdy nie b!d! nosi broni.
& 7ch tak4 .o dlaczego jeste% w wojsku. 6e#eli nie zamie&
rzasz walczy$ na powa#nie.
& +am nie wiem. .o jakie% do%wiadczenie. 7le nie wyob&
ra#am sobie, #ebym mg zabija$. & /zruszy ramionami.
& Okej. "o to mam nadziej!, #e nie b!dziesz musia.
& Mhm.
+iedzieli przez chwil! w milczeniu, przygldajc si! jej
opuchni!tej stopie.
& <ickard, dzi!kuj!, #e mi tak pomagasz. "a Friksbergu te#
b!dziesz musia mnie przez chwil! poholowa$. Mwi!,
#eby% wiedzia. Od przystanku do domu jest co najmniej
dwie%cie metrw.
& "ie ma problemu. / wojsku mamy te# $wiczenia ?izyczne.
Mog! ci! tam zanie%$, je%li chcesz.
*a%miaa si! znowu.
2ubi! j, pomy%la <ickard -erglund. A czuj!, #e ona te#
mnie nie uwa#a za jeopa. Pomy%le$, #e wszystko idzie tak
szybko.
-yle si! rwnie szybko nie sko0czyo.
Przy )limmer(Hgen na Friksbergu sp!dzi cay wieczr.
7nna 6onsson mieszkaa w jednopokojowym mieszkaniu z
balkonem wychodzcym na miejski las. <ickard pomg jej
schodzi$ stop! i zao#y$ opatrunek. +iada na kanapie ze
stop na podwy#szeniu i instruowaa go, kiedy parzy
herbat! i przygotowywa kanapki na gorco. +zynka, ser
1 pomidor, nic wymy%lnego. /ieczr by niebywale ciepy
jak na tak wczesn por! roku, siedzieli wi!c na balkoniku.
/yszed od niej po jedenastej.
Podzi!kowaa za pomoc i przytulia go. Kiedy to zrobia, sta
w ciasnym przedpokoju na jednej nodze, pomy%la, #e
trzymaa go w obj!ciach odrobin! du#ej, ni# nale#ao. Kilka
takich sekund, ktre mog znaczy$ wszystko, cho$ rwnie
dobrze nic.
,osta jednak jej numer tele?onu i obieca, #e wieczorem
nast!pnego dnia zadzwoni zapyta$, co u niej.
"a przykad czy pojechaa do pracy. Pracowaa jako pie&
l!gniarka w szpitalu 7kademiska, cho$ prawdopodobnie
przez noc nie wydobrzeje na tyle, by mc si! jutro zajmowa$
pacjentami. 2epiej, #eby sama pobya troch! pacjentkJ
obiecaa mu, #e je%li zajdzie potrzeba, pjdzie do przychodni
na 'Hstertorg. / ko0cu mo#e to by$ co% gorszego ni#
zwichni!cie.
,o jednostki wraca przez miejski las i zauwa#y, #e idzie
mu si! lekko. -y wypeniony tym, co si! stao, a jednocze%&
nie wiedzia, #e nie stao si! zbyt wiele. "ie w takim sensie,
ale gdyby kto% z kolegw z sali zapyta, jak sp!dzi wieczr,
b!dzie mg odpowiedzie$, #e by na Friksbergu u takiej
jednej dziewczyny. 1 nie b!dzie musia kama$.
Mia nadziej!, #e kto% zapyta. Kto% oprcz Ielgego, ktry
oczywi%cie musi si! zastanawia$, jak poszo.
/a%ciwie troch! o sobie powiedziaa. / przeciwie0stwie do
wielu modych ludzi, ktrych pozna w 3ppsali, urodzia si!
w mie%cie. 6ej rodzice mieszkali w +alabackar, po drugiej
stronie autostrady .ycho IedLna. Miaa dziewi!tna%cie lat,
z domu wyprowadzia si! po pierwszym roku liceum
Vdwuletniego, o pro?ilu nauk spoecznychW. "iecay rok
pracowaa w 7kademiska, ale dosza do wniosku, #e chce
by$ dziennikark, obecnie pisaa artykuy dla kilku
lewicowych pism, .yietnambulletinen:, 9;larte: i kilku in&
nychJ aktywny politycznie by przede wszystkim jej chopak,
ona mu w zasadzie pomagaa... albo 'yy chopak, nie
powiedziaa tego wprost, ale <ickard zrozumia to tak, #e
ich zwizek si! rozpad. .ak czy inaczej, ostro si! pokcili.
& -ra dzi% wieczorem udzia w marszu4 & zapyta, a ona
skin!a gow, nic nie dodajc.
"ie powiedziaa, jak on ma na imi!, i nawet to <ickard
odebra jako dobry znak. )dyby naprawd! miaa chopaka,
wspomniaaby przecie# przynajmniej, jak ma na imi!4 o
wszystkim innym opowiadaa8 o rodzicach, o dwch bra&
ciach, o nudnej i ci!#kiej pracy w wielkim szpitalu. *ostao
jej jednak ju# tylko kilka miesi!cy. 6esieni zacznie studio&
wa$ dziennikarstwo w +ztokholmie. ;o prawda nie bya
jeszcze pewna, czy si! dostaa, ale najwyra5niej miaa du#e
szanse.
<ickard waha si! przez chwil!, nim powiedzia, #e b!dzie
studiowa teologi!, pomy%la, #e ten kierunek nie jest zbyt
popularny w kr!gach lewicowych & opium dla ludu i tak
dalej & ale ona go nie wy%miaa. Powiedziaa, #e rodzice s
ateistami, przynajmniej tak jej si! wydawao, o tych
sprawach nigdy si! u nich nie rozmawiao. .ypowi starzy
socjaldemokraci, stwierdzia, ojciec by aktywny w
zwizkach, ale z czasem mu si! znudzio. <odzice byli poza
tym starzy, tata na emeryturzeJ miaa dwch braci, jeden
by dziesi!$ lat starszy, drugi dwana%cie.
& P5ne dziecko & powiedziaa. & ;hyba mnie nie chcieli, w
ka#dym razie nie byam planowana.
& 1 nigdy nie wierzya%4
& Mo#e kiedy byam maa & odpara. & ;hodziam do szkki
niedzielnej, cho$ tata uwa#a to za drobnomiesz& cza0skie i
%mieszne. *acz!am nawet nauki do kon?irmacji, ale
przerwaam.
& ,laczego4
& /a%ciwie to nie wiem. ;o% tam nie grao. Mo#e pastor,
ktry nas przygotowywa, nigdy nie potra?iam go
zrozumie$ i... no wa%nie, je%li kiedykolwiek miaam jak%
wiar!, to j straciam.
& /i!kszo%$ bierzmowanych nigdy jej chyba nie miao &
powiedzia <ickard.
.o wtedy na chwil! poo#ya mu do0 na ramieniu.
& Masz absolutn racj! & powiedziaa. & /i!kszo%$ w nic nie
wierzy.
& 7 ty w co wierzysz4 & zapyta. Ocigaa si! z odpowiedzi.
& .eraz akurat w niewiele & powiedziaa w ko0cu ze
smutkiem w gosie. .eraz sama jestem taka jak oni, ale cza&
sami wa#niejsze jest samo stawianie pyta0 ni# poszukiwanie
odpowiedzi. /iem, brzmi to mo#e troch! dziwnie, nic na to
nie poradz!.
& /cale nie uwa#am, #eby to brzmiao dziwnie & zapewni
j, a potem rozmawiali chwil! o wojnie w /ietnamie
1 oglnej sytuacji na %wiecie.
O niesprawiedliwo%ciach, o biedzie, o socjalizmie. *auwa&
#y, #e jest oczytana, zna mnstwo skrtw nazw ruchw
wolno%ciowych i partii, o ktrych nigdy nie sysza, ale jed&
nocze%nie nie wydaje si! zapalon or!downiczk swoich
politycznych przekona0. "ie prbowaa, by tak rzec,
przecign$ go na swoj stron!. Pewnie jest tak, jak mwia,
pomy%la, to ten bezimienny byy chopak jest motorem
nap!dowym.
7 je%li zrywa si! z chopakiem, mo#e pogldy polityczne
czeka ten sam los4 "ie wiedzia, ale uzna, #e to pewnie
uproszczony sposb widzenia. "a %cianie miaa Mao i ;he
)ue(ar!.
,o jednostki wrci tu# przed pnoc. 1 on, i koledzy
awansowali na tyle, #e mogli wychodzi$ na ca noc, je#eli
tak sobie #yczyli. /a#ne, #eby byli rano o sidmej, wtedy
nikt si! nie czepia. / sali natkn si! na Ielgego, ktry
wa%nie wyszed z umywalni i szed si! poo#y$.
& 6ak byo4 & zapyta.
& -yo wspaniale & odpowiedzia <ickard. & 7 ty gdzie
poszede%4
& .y ?ilucie & rzek Ielge.
<ickard nie mg si! nie u%miechn$. *e te# s modzi
ludzie, ktrzy w roku pa0skim ABPQ u#ywaj sowa 9?ilut:.
"o, przynajmniej jeden. Ielge z )Hddede.
14
&rzes(c,anie ;omasa Wincklera. Komisariat
policji w Kymlin ge. @1.A1.2176. <odzina 26.B6.
C'ecni: inspektor kryminalny >/ert +andlin,
asystent kryminalny +ig/ard =alm'erg.
F+8 ;zy mgbym prosi$, by poda pan nazwisko i adres4
./8 .omas /inckler. 7nnebergsgatan AP, )>teborg. ./8
"iezmiernie mi przykro z powodu tego, co si! stao. Mam
nadziej!, #e rozumie pan, i# musimy zada$ par! pyta0.
./8 <ozumiem.
F+8 /e wczorajszym wypadku w okolicach wzgrza )Rsa
zgin!a pa0ska siostra. ;zy mgby pan opowiedzie$
wasnymi sowami, co si! stao4
./8 "ie jestem pewien, co si! stao. "ie mog! tego poj$.
F+8 <ozumiem, #e jest pan troch! zszokowany. ;hc! tylko,
#eby opisa pan to, co si! tam wydarzyo, tak jak pan to
odebra.
./8 ,obrze, mog! sprbowa$. 7le nie ma wiele do opisy&
&wania. +tracia rwnowag! i spada, tak to musiao by$.
F+8 Musiao4
./8 Mo#e podesza zbyt blisko kraw!dzi i stan!a na
obluzowanym kamieniu, nie wiem. "ie widziaem, jak to si!
stao, i inni te# nie.
F+8 ,laczego byli%cie w lesie4
./8 *wyka wycieczka. /zi!li%my prowiant i mieli%my
nadziej! zebra$ troch! grzybw. Poprzedniego dnia wieczo&
rem spotkali%my si! u <ickarda i 7nny. *arwno oni, jak
1 moja siostra i jej ?acet wa%nie sprowadzili si! do
Kymlinge.
F+8 .ak, wiemy. Kto wpad na pomys tej wycieczki4
./8 "ie wiem. 3mwili%my si! na ten weekend chyba jaki%
miesic wcze%niej. +obotni wieczr na plebanii i tak dalej.
Oczywi%cie <ickard i 7nna zapraszali.
F+8 7 wyjazd na grzyby4 Kto to wymy%li4
./8 "ie rozumiem, jakie znaczenie ma ?akt, kto wymy%li
wyjazd na grzyby.
F+8 7le rozumie pan, dlaczego zadaj! panu teraz pytania4
./8 .ak. 7 wa%ciwie nie, nie do ko0ca.
F+8 Poniewa# badam okoliczno%ci %mierci pa0skiej siostry.
.ak mam prac!.
./8 <ozumiem, #e tak ma pan prac!. *astanawiam si!
tylko, o jaldch okoliczno%ciach pan mwi. 7lbo jakich oko&
liczno%ci szuka.
F+8 /yja%nianie zagadkowych przypadkw %mierci nale#y
do obowizkw policji.
./8 .o te# wiem. 7le co w takim razie jest niejasnego w
%mierci Marii4
F+8 Moda, zdrowa kobieta wpada do wwozu. *a dnia.
Oczywi%cie mo#e to by$ wypadek, ale mo#na sobie wyobra&
zi$ te# inne mo#liwo%ci.
./8 D:rak odpowiedziE
F+8 /ie pan, o jakich mo#liwo%ciach mwi!4
./8 Oczywi%cie, #e tak. "ie jestem idiot.
F+8 ,oskonale. 1 jak by si! pan do nich ustosunkowa4
./8 D:rak odpowiedziE
F+8 <ozumiem, #e to mo#e by$ dla pana trudne. Mo#e
stanie si! troch! atwiejsze, je%li b!dziemy rozpatrywa$ je
po kolei. 7 wi!c czy wydaje si! panu mo#liwe, #e pa0ska
siostra odebraa sobie #ycie4
./8 DKrci gow., ale nic nie mwiE
F+8 -yoby dobrze, gdyby zechcia pan odpowiada$ na moje
pytania ustnie. 6ak pan wie, nagrywamy t! rozmow!.
./8 "ie wydaje mi si!, #eby odebraa sobie #ycie.
F+8 ;zy mgby pan poda$ mi jakie% powody, dla ktrych w
to nie wierzy4
./8 6ak to4 Po co by miaa si! zabija$4
F+8 /iele osb to robi. 6ak si! czua pa0ska siostra4 ;zy
miaa depresj!4
./8 Maria nie miaa depresji.
F+8 ;zy byli%cie sobie bliscy4
./8 -ya moj siostr.
F+8 ;o to znaczy4
./8 .o znaczy, #e znaem j do%$ dobrze.
F+8 +potkali%cie si! wi!c u pa0stwa -erglundw w sobot!
wieczorem. 1le czasu upyn!o wtedy od chwili, kiedy
ostatnio widzia si! pan z siostr4
./8 "ie wiem.
F+8 Prosz! pomy%le$.
./8 ;hyba w czerwcu. Ona i )ermund byli wtedy w
)teborgu.
F+8 7 dokadniej4
./8 "a pocztku. ;hyba koo dziesitego.
F+8 ;zyli trzy i p miesica4
./8 .ak, to mo#liwe.
F+8 7 wcze%niej4
./8 +ucham4
F+8 Kiedy widzia si! pan z siostr przed tym spotkaniem w
czerwcu4
./8 "ie pami!tam. 1 nie rozumiem, jakie to ma znaczenie.
Mo#e pl roku. 7le nie sdz!, #eby moja siostra miaa
skonno%ci samobjcze. -yoby...
F+8 .ak4
./8 -yoby co% po niej wida$ w sobot!.
F+8 7 nie byo niczego wida$4
./8 "ie.
F+8 6aka bya atmos?era tego wieczoru4
./8 7tmos?era4 ,obra.
F+8 Pod ka#dym wzgl!dem4
./8 .ak. ,obra pod ka#dym wzgl!dem atmos?era. Prze&
praszam, ale nie wiem, o co panu chodzi. /ydaje mi si!, #e
co% pan prbuje insynuowa$. ,o czego pan zmierza4
F+8 +taram si! wykluczy$ obie ewentualno%ci, o ktrych
mwili%my.
./8 +amobjstwo i...4
F+8 .ak jest, morderstwo. ;zy w waszej grupie by kto%, kto
mg mie$ powd, by zabi$ Mari!4
./8 -o#e %wi!ty. ;o pan niby chce powiedzie$4
F+8 "ic nie chc! powiedzie$. "aprawd! pan nie rozumie, #e
musz! pracowa$ w ten sposb4 "ie uwa#a pan, #e to wa#ne,
#eby%my zbadali okoliczno%ci %mierci pa0skiej siostry4
./8 .ak, oczywi%cie. 7le #eby kto%... kto% z nas... miaby...
nie, to wykluczone. ;akowicie wykluczone.
F+8 )dzie pan by, kiedy to si! stao4
./8 +ucham4
F+8 )dzie pan by, kiedy Maria spada do wwozu4
./8 Kawaek dalej. Mo#e kilkaset metrw. "ie wiem.
F+8 -y pan sam4
./8 .ak. *bieraem grzyby.
F+8 ;zy mia pan kogo% w zasi!gu wzroku4
./8 "ie. /a%ciwie to nie.
F+8 Prosz! opowiedzie$, co si! stao.
./8 +yszaem, #e kto% krzykn. "ie poznaem, #e to ona.
F+8 6ak brzmia ten krzyk4
./8 6ak brzmia4 "o, jak krzyk.
F+8 1 co takiego krzykn!a4
./8 "ie zrozumiaem, co to byo.
F+8 ;zy wie pan, #e niektrzy z was twierdz, #e to moga
by$ jaka% wiadomo%$4
./8 .o znaczy4
F+8 *e przed %mierci prbowaa co% powiedzie$.
./8 "ie. ;o miaaby prbowa$ powiedzie$4
F+8 "aprawd! nie rozmawia pan o tym z innymi4
./8 "ie.
F+8 ;o pan zrobi, kiedy znale5li%cie Mari!4
./8 1nni zostali na miejscu. 6a poszedem kawaek z po&
wrotem do jakiego% domu i zadzwoniem po pomoc.
F+8 Kto podj decyzj!4
./8 6ak decyzj!4
F+8 *e to pan ma i%$ po pomoc.
./8 "ie pami!tam. Mo#e ja. 6akie to ma znaczenie4
F+8 *gin!a pa0ska siostra. 7 pan zdecydowa si! j zo&
stawi$.
./8 -o#e %wi!ty. Kto% przecie# musia pj%$ zadzwoni$,
prawda4
F+8 .ak sdz!. "ikt inny nie zaproponowa, #e to zrobi4
./8 "ie pami!tam. "ie, chyba nie.
F+8 1 pan zdecydowa, #e pjdzie sam.
./8 .ak, ale nie byo to co%, o czym by%my dyskutowali. ,o
licha, przecie# si! zabia. 6asne, #e wszyscy byli%my
wstrz%ni!ci i zszokowani.
F+8 6asne. ;o?nijmy si! do sobotniego wieczoru. 6aka wtedy
bya Maria4 *auwa#y pan co% szczeglnego4
./8 "ie.
F+8 "ie zrobia ani nie powiedziaa nic takiego, nad czym
zastanawiaby si! pan teraz, po czasie4
./8 "ie.
F+8 "ie wybucha #adna ktnia ani nic takiego4
./8 "ie.
F+8 6ak dobrze zna pan pozostae osoby w grupie4
./8 *nam ich bardzo dobrze. -erglundowie, Maria
1 )ermund s naszymi bliskimi przyjacimi.
F+8 6ak si! poznali%cie4
./8 / czasie studiw w 3ppsali. <ickard -erglund i ja
jeste%my ponadto kolegami z wojska.
F+8 ;zyli stara paczka przyjaci4
./8 .ak.
F+8 Mniej wi!cej jak dugo si! znacie4
./8 6akie% pi!$ lat. ;zy raczej sze%$.
F+8 7 Flisabeth Martinsson4
./8 6ej nie znam w ogle. Pracuje w tej samej szkole co
)ermund i Maria.
F+8 "ie byo jej z wami wieczorem4
./8 "ie.
F+8 6aki by stosunek Marii do reszty grupy4
./8 ;o pan ma na my%li4
F+8 Musiay chyba by$ jakie% zadra#nienia4 ;o% si! musiao
sta$. "iech pan sprbuje sobie przypomnie$.
./8 "ie wiem, o co panu chodzi.
F+8 6e#eli spotykali%cie si! od sze%ciu lat, musiay si! chyba
zdarza$ kon?likty4
./8 Pewnie, #e kon?likty si! zdarzay. 6ednak nic, co ma
cokolwiek wsplnego ze %mierci mojej siostry.
F+8 ,laczego jest pan taki pewien4
./8 Poniewa# znam tych ludzi.
F+8 ,oprawdy4 7 kiedy my%li pan o tym, jakie wra#enie
sprawiaa pa0ska siostra w sobot! wieczorem, nie
przychodzi panu do gowy, #e zachowywaa si! w jaki%
sposb dziwnie4
./8 "ie, nie zachowywaa si! dziwnie. "ikt si! dziwnie nie
zachowywa. Mieli%my miy wieczr, stawianie dalszych
tego typu pyta0 naprawd! nie ma sensu.
F+8 "aprawd! nie byo nikogo, kto zachowywaby si!
dziwnie w taki czy inny sposb4
./8 "ie.
F+8 ;o robili%cie4
./8 ;o robili%my4 6edli%my kolacj! i sp!dzali%my wsplnie
czas, rzecz jasna.
F+8 ,u#o pili%cie4
./8 "iedu#o, naprawd!. .ylko wino do posiku.
F+8 O czym rozmawiali%cie4
./8 O wszystkim. 6aki% czas si! nie widzieli%my.
F+8 Mgby pan poda$ przykad4
./8 Mwili%my na przykad o tym, jak si! mieszka w
Kymlinge. .o normalne, skoro wszyscy czworo si! tu prze&
prowadzili, prawda4
F+8 Pan i pa0ska #ona zostali%cie na noc4
./8 .ak, mieszkamy przecie# w )teborgu.
F+8 7 pa0ska siostra z m!#em4
./8 ;o z nimi4
F+8 6ak dugo zostali4
./8 Mniej wi!cej do pnocy.
F+8 6ak wrcili do domu4
./8 ;hyba zamwili takswk!.
F+8 ;hyba4
./8 *amwili takswk!.
F+8 O ktrej pan i #ona poo#yli%cie si! spa$4
./8 .u# po tym, jak Maria i )ermund pojechali. Moja #ona
jest w ci#y, atwo si! m!czy.
F+8 <ozumiem. Macie ju# dzieci4
./8 "ie.
F+8 1 nikt z pozostaych nie ma4
./8 "ie.
F+8 7 czy kto% jest w ci#y4
./8 * tego co wiem, to nie. Musz! przyzna$, #e wydaje mi
si! to bezsensowne. ;zy pan sam wie, po co zadaje te
pytania4
F+8 O to nie musi si! pan martwi$.
./8 /ydaje mi si! w ka#dym razie, #e marnujemy czas.
F+8 /ie pan, czy Maria miaa jakich% wrogw4
./8 /rogw4 "ie, nie miaa #adnych.
F+8 ;zy widzia pan w lesie jakie% inne osoby, poza
czonkami waszej grupy4
./8 "ie. 7 w zasadzie tak, chwil! po zdarzeniu przyszed
jaki% m!#czyzna z psem.
F+8 <ozmawia pan z nim4
./8 "ie, byem ju# w drodze po pomoc. ;hyba inni z nim
rozmawiali. -y tam, kiedy wrciem.
F+8 * jakimi osobami z grupy rozmawia pan, chodzc po
lesie4
./8 / sumie z nikim. ;hodziem sam, inni zreszt te#.
F+8 Kogo mia pan najbli#ej, kiedy to si! stao4
./8 ;hyba )unilla bya niedaleko. 7nna chyba te#, nie
pami!tam.
F+8 Mam tutaj map! tego obszaru. ;zy mgby pan za&
znaczy$ krzy#ykiem, gdzie pan by, kiedy usysza krzyk
siostry4
D;W zaznacza. *zas: pitna%cie sek(ndE
F+8 ,zi!kuj!. 6ak dobrze zna pan )ermunda )rootha,
chopaka Marii4
./8 ,obrze go znam.
F+8 .roch! si! pan waha.
./8 "ie, nie waham si!. *nam go dobrze.
F+8 ;o pan o nim my%li4
./8 / porzdku.
F+8 7 ich zwizek4 ;o by pan o nim powiedzia4
./8 "ie chce mi si! wypowiada$ o ich zwizku. 7ni o
#adnych innych zwizkach. .o naprawd! wydaje si! ju# w
tej chwili bezsensowne.
F+8 .o pan tak uwa#a. 6a nie.
./8 Oczywi%cie. / ka#dym razie nie mam ju# nic wi!cej do
dodania.
F+8 ,obrze. / takim razie ko0czymy. 7le w p5niejszym
czasie by$ mo#e znw b!d! musia z panem porozmawia$.
6est godzina AN.NQ, przesuchanie si! ko0czy.
AN
+erce dziecka przestao bi$ ostatniego dnia kwietnia, usu&
ni!cie podu przeprowadzono w dwch etapach w szpitalu
7kademiska A i M maja.
Kiedy przyjechali do domu przy +ibyllegatan, spostrzega,
#e brzozy zakwity ju# na dobre. /ysiedli z takswki, a ona
zdaa sobie spraw!, #e przez ca drog! nie powiedziaa ani
sowa. /a%ciwie to milczaa przez cay dzie0, podczas
zabiegu i po nim. .ak samo zreszt wczoraj. .omas
prbowa z ni rozmawia$, wa%ciwie cay czas, ale nie pa&
mi!taa nic z tego, co mwi.
;o si! ze mn dzieje4 & my%laa. ;zy#by czekao mnie
zaamanie nerwowe4 7 mo#e ju# je mam4 ;zuj! si!, jakbym
bya kim% innym.
& -rzozy rozkwity & powiedziaa, #eby mimo wszystko
pokaza$ mu, #e nie ucicha na wieki.
& .ak & odpar .omas. & .o pi!kne. *ycie trwa dalej.
"aprawd!4 & pomy%laa. "o i skd to, do cholery, mo#esz
wiedzie$4
"ie mia oczywi%cie na my%li nic zego, ale dosza do
wniosku, #e brzmi to jak kpina. .wierdzenie, #e cokolwiek
trwa dalej. -yo dokadnie odwrotnie, wszystko wa%nie si!
sko0czyo. Moment te# zosta starannie wybranyJ przeom
kwietnia i maja by bez wtpienia osi, wok ktrej kr!ci
si! cay rok w 3ppsali. ,ziecko zmaro w "oc /alpurgii, w
dniu, kiedy #egna si! zim! i wita wiosn!, a wraz z ni #ycie.
/ dniu, w ktrym ludzie bawi si! od rana do wieczora8
%niadanie na trawie, %ledziowy lunch, tradycyjne zakadanie
czapek studenckich i bieg szampa0ski w d +lottsbacken,
cay ten kram... cae szcz!%cie, pomy%laa, #e nie pokusili si!
o jakie% wi!ksze %wi!towanie. .omas mia do dwunastej
su#b!, p5niej zjedli prosty %ledziowy lunch przy +ibyllega&
tan razem z <ickardem, Mari i )ermundem. Koo trzeciej
wszyscy poszli na wzgrze, ona nie najlepiej si! czua i zo&
staa w domu. .omasa nie byo zaledwie dwie godziny, ale
kiedy wrci, zalatywao od niego papierosami.
Pod wieczr czua si! jeszcze gorzej, o dziesitej pojechali
do szpitala, a wtedy byo ju# za p5no.
"ic by to jednak nie zmienio, gdyby przyjechali wcze%niej,
lekarz oznajmi to ju# na wst!pie. .o, co si! stao, staoby si!
i tak.
.o nie ich wina. "ie powiedzia tego, ale widziaa, #e to chce
przekaza$.
/ina4 & pomy%laa. "ie, to nie o to chodzi. "ie wiadomo do
ko0ca o co, ale na pewno nie o win!. ;zy lekarz my%la, #e
do %niadania pia piwo i wino i teraz potrzebuje pocieszenia,
#eby sama siebie nie oskar#aa4 "ie wypia ani kropli.
.omas pomg jej wej%$ po schodach. "a ldamce wisia
bukiet kwiatw. Pomy%laa, #e to mo#e od Marii i )ermun&
da, ale nie. Oczywi%cie, #e nie, to .omas zatroszczy si! rw&
nie# o ten szczeg.
& 6este% zm!czona4
+kin!a gow. <wnie dobrze mo#e uda$, #e chce jej si!
spa$. 1 tak dzisiaj by si! nie porozumieli. .ylko by go
zasmucaa. /cigaa we wasn rozpacz. 2epiej poo#y$ si!
do #ka i spu%ci$ na to wszystko zason!.
Uycie jest tak strasznie kruche, pomy%laa. "ie chodzi tylko
o 2ussan, tu chodzi o wszystko i wszystkich.
"azwali j 2ussan, tak jakby od pocztku wiedzieli, #e to
b!dzie dziewczynka. "ie bardzo wiedziaa, skd im to imi!
si! wzi!o, ale teraz 2ussan nie #ya i nie byo si! nad czym
zastanawia$. "igdy jej nie byo, a zatem nie musiaa si!
nijak nazywa$.
Kara4 & przyszo jej do gowy, kiedy .omas poo#y j do
#ka i wyszed kupi$ sok, owoce i co tam jeszcze b!dzie
potrzebne. 7 mo#e wyszed tylko dlatego, #e potrzebowa
przez chwil! poby$ sam. ;zy to o kar! chodzio4
,laczego nie. "ie min jeszcze rok, odkd zerwaa z
2ennartem Martinssonem, a teraz ma na sumieniu dwa
istnienia. 6ego i 2ussan.
"ie bya to my%l, ktr mogaby si! z kim% podzieli$.
*waszcza z .omasem, by na to zbyt racjonalny i rozsdny.
/ g!bi duszy wiedziaa jednak, #e taki mroczny zwizek
istnieje.
Mi!dzy tym, co si! robi, i tym, co czowieka spotyka.
"ie byo do kogo si! zwrci$, nikogo, z kim mo#na by
porozmawia$, #adnej lito%ci.
.o byo jak toni!cie w bagnie.
Pjd! na dno, pomy%laa. "ie dam sobie z tym rady.
.ydzie0 p5niej posza do psychiatry. "azywa si! /ern&
gren, mia koo sze%$dziesitki i nosi #t koszulk! polo.
/ychodzi z zao#enia, #e ten kolor b!dzie podnosi na
duchu.
& .akie przypadki zdarzaj si! cz!%ciej, ni# si! pani wydaje &
obja%ni. & *arwno poronienia, jak i tego typu reakcje.
;o ty o tym wiesz, pomy%laa. ;o z tego, #e to si! zdarza
cz!sto. 7 ty ile razy bye% w ci#y4
Mimo to wa%nie on naprowadzi jej my%lenie na wa%ciwe
tory. +topniowo. +potykaa si! z nim raz w tygodniu a# do
poowy lipca i kiedy .omas pojecha z ni na wakacje na
1biz! po przej%ciu w sierpniu do cywila & akurat tu# przed
rozpocz!ciem roku akademickiego & wydawao si!, #e zacz!li
co% nowego.
.ak jakby my%li o karze, bagnie i nieszcz!%ciu zdecydoway
si! zostawi$ j w spokoju.
& Przepraszam & powiedziaa, kiedy pierwszego wieczoru
siedzieli na balkonie z kara?k sangrii. & 1 dzi!kuj!, #e ze
mn wytrzymae%.
& Powiedz, kiedy b!dziesz gotowa na kolejn prb! & po&
wiedzia.
* pocztku nie zrozumiaa, co ma na my%li, a kiedy poj!a,
#e mwi o nowym dziecku, poprosia go grzecznie, lecz
stanowczo, by si! zamkn.
"a pocztku wrze%nia czekay j dwie poprawki na uczelni,
miaa wi!c inne rzeczy na gowie ni# prokreacja. "ie
powiedziaa, #e znowu zacz!a bra$ piguki, a on nie pyta.
;o% si! jednak z ni stao. "awet je%li doktor /erngren z
grubsza postawi j na nogi i potra?ia my%le$ o 2ussan,
ktr osiemna%cie tygodni nosia pod sercem, bez l!ku czy
paczu, bya ju# kim% innym ni# rok temu.
/iedziaa o tym i .omas o tym wiedzia. .o byo jak ci!#ar,
my%laa o tym co rano. Kiedy% zawsze budzia si! wcze%nie,
wstawaa, je%li nie z werw, to przynajmniej bez trudu
1 z rado%ci, #e za progiem czeka nowy dzie0. * jakim% ocze&
kiwaniem. ;o czekao j za progiem obecnie, nie bya
pewna, lecz byo to co% innego. .rzeba by$ stale czujnym,
rozlu5nienie, wmawianie sobie, #e #ycie to nakryty st, z
ktrego mo#na do woli bra$, byoby b!dem. "aiwn
gupot.
Ostro#no%$ jest cnot, czy to tego si! nauczyam4 & my%laa.
;zy nie lepiej by$ lekkim pesymist i unikn$ rozczarowa04
/e wrze%niu .omas zacz studiowa$ ekonomi! polityczn,
ona za% zdaa obie poprawki i dalej studiowaa niemiecki. /
poowie miesica tata rusznikarz dosta w domu zawau,
cho$ mia dopiero pi!$dziesit siedem lat i nigdy nie pali
& bya to jednak agodniejsza posta$ i zarwno matka, jak
1 siostra mwiy jej, #e nie musi przyje#d#a$ do domu. "ie
widziaa si! z nimi p roku i zastanawiaa si! w duchu, czy
trzeba pogrzebu, #eby wsiada w samochd i przejechaa te
dwie%cie osiemdziesit kilometrw
* rodzicami .omasa jednak si! spotykali. "ie raz i nie dwa,
w +unds(all i w 3ppsali. Kiedy spotkali si! w 3ppsali na
pocztku czerwca, rodzice byli akurat w drodze do @uen&
giroli w Iiszpanii, gdzie wa%nie kupili dom. Mo#e b!d
chcieli sprzeda$ will! w +unds(all i przeprowadzi$ si! tam
na dobre, jeszcze nie ustalili. ;hcieli najpierw oswoi$ si! z t
my%l.
1 kiedy to robili, kiedy oswajali si! z my%l, dom na sonecz&
nym wybrze#u sta przez dugie okresy pusty. .ylko skorzy&
sta$. .omas i )unilla zapowiedzieli si! na tydzie0 w
styczniu, mi!dzy semestrem zimowym a letnim. /prawdzie
nie bya to najlepsza pora roku w poudniowej Iiszpanii, ale
mo#na przecie# robi$ co% innego, ni# kpa$ si! w morzu.
"a razie bya jednak dopiero jesie0. *ycie studenckie, %piew
w chrze, egzaminy i zabawyJ .omas i )unilla byli zapisani
do korporacji "orrlands, na du#sz met! nie sposb byo
zaprzeczy$, #e miasto wiecznej modo%ci miao to i owo do
zao?erowania nawet kobiecie, ktra stracia dziecko. / li&
stopadzie zdecydowali si! wyprawi$ jesienn kolacj! w
domu przy +ibyllegatan8 duszone mi!so osia z
pieprznikiem trb& kowym i marynowan cebulk. <ickard
-erglund pozna dziewczyn!, )ermund i Maria z powodw
rodzinnych zawsze byli zapraszani, a .omas mia dwch
kolegw z osobami towarzyszcymi, ktrych, jak twierdzi,
warto pozna$ troch! lepiej. ,ziesi!$ osb, niewtpliwie
b!dzie ciasno i przytulnie, mi!sa z lasw nad 1ndalsHl(en
wystarczyoby i dla dwudziestu, a ka#dy mia przynie%$
wasne napoje.
)unilla nie miaa nic przeciwko temu, a .omas wydawa si!
mie$ wr!cz ?izyczn potrzeb! urzdzenia przyj!cia i byo
oczywi%cie tak, jak mwi8 #ycie trwao dalej.
16
F(a -ackman miaa zamiar zacz$ od pa0stwa -erglundw,
poniewa# mieszkali w Kymlinge, ale okazao si!, #e by to zy
moment.
,elikatnie rzecz ujmujc. /iedziaa ju#, #e 7nna -erglund
jest na zwolnieniu lekarskim, nie wiedziaa jedynie, #e
umiera na raka.
/iedziano o tym w zakadzie pogrzebowym 2inderholms,
gdzie <ickard -erglund pracowa, odkd przesta by$ pasto&
rem w MQQN roku. *astanawiaa si! ju# nad t dziwn zmia&
n zaj!cia. 7 mo#e wcale nie bya taka dziwna4 ;zym si!
maj zajmowa$ duchowni, je%li z tego czy innego powodu
nie chc ju# gosi$ kaza0 w ko%ciele4 ;o by byo najlepsze4
Obrt nieruchomo%ciami4 3zdrowicielstwo4 Mo#e
przerzucenie si! na pogrzeby byo cakiem naturalne,
poniewa# miao si! przynajmniej jaki% kontakt z dawn
prac. 1 tu, i tu pogrzeb, pomy%laa F(a -ackman. ,laczego
nie4
Iolger 2inderholm, wa%ciciel, ktry kierowa biurem od
jesieni ABPO roku, kiedy to zmar jego ojciec, powiedzia w
ka#dym razie, #e pani -erglund zachorowaa na raka kilka
lat temu i #e nie zostao jej ju# wiele czasu. Mwic wprost,
le#aa w szpitalu i czekaa na %mier$. M# stara si! sp!dza$
z ni ka#d chwil!, w zeszym tygodniu wzi wolne. "a tak
dugo, jak b!dzie trzeba.
.o kwestia tygodni, jak poin?ormowa 2inderholm. Mo#e
dniJ niepotrzebnie trzymano j przy #yciu. ,ostawaa
mor?in! na bl, okropna %mier$, ale u niektrych tak to
wyglda. "ic nie mo#na poradzi$ i nie jest to sprawiedliwe.
F(a -ackman zapytaa, czy ma kontakt z <ickardem -erg&
lundem, a 2inderholm powiedzia, #e tak. Oprcz tego, #e
znali si! z pracy, byli tak#e dobrymi przyjacimi, z biegiem
lat tak si! zo#yo. ;ho$ 2inderholm by ponad dziesi!$ lat
starszy. Poznali si!, kiedy -erglund by jeszcze pastorem,
ju# wtedy mieli wiele wsplnego.7nna -erglund i jego #ona
tak#e byty przyjacikami. Fllen 2inderholm zmara przed
trzema laty, ale kiedy% cz!sto zapraszali si! nawzajem na
kolacj!. Przy okazji, nie ma co ukrywa$, grywali w wista i
.ri(ial Pursuit.
F(a -ackman wytumaczya zwi!5le, co si! stao i dlaczego
chciaa skontaktowa$ si! z <ickardem -erglundem
& dodajc, #e w tej sytuacji oczywi%cie jej si! nie spieszy & a
2inderholm obieca to przekaza$ przy pierwszej sposob&
no%ci.
F(a -ackman podzi!kowaa, wysza i wsiada do sa&
mochodu. Przyjrzaa si! li%cie i wybraa numer do rodziny
/inckler&<ysth z 2indRs. *ona odebraa od razuJ powie&
dziaa, #e m# przebywa w 2ondynie w interesach, ale mo#e
porozmawia$. ;zego dotyczy sprawa4
1nspektor -ackman wyja%nia, czego dotyczy, a w suchawce
na kilka sekund zapada cisza.
& Ialo & powiedziaa -ackman. & 6est tam pani4
& 6estem & odpara )unilla /inckler&<ysth. & Po prostu tak
mnie to zaskoczyo. On te#4 ;o... co to wszystko znaczy4
& /a%nie o tym chciaabym z pani porozmawia$ & po&
wiedziaa F(a -ackman. & Ma pani czas po poudniu4
& .ak... chyba tak & odpowiedziaa )unilla /inckler& &<ysth
niepewnie. & 7le mieszkamy w 2indRs, a pani chyba dzwoni
z...4
& * Kymlinge, tak. 7le mog! przyjecha$ za kilka godzin. .o
#aden problem. Mo#emy si! umwi$ na trzynast4
)unilla /inckler&<ysth powiedziaa, #e trzynasta jej od&
powiada, i przystpia do szczegowego opisywania drogi.
;o zupenie nie byo potrzebne, gdy# -ackman ju# wpisaa
ten adres w )P+.
Pozwolia jej jednak mwi$ do ko0ca, bo sprawiaa wra&
#enie, jakby z jakiego% powodu tego potrzebowaa.
/edug listy -ackman )unilla /inckler&<ysth sko0czya
sze%$dziesitk!, wygldaa jednak modziej. .a kobieta z
pewno%ci chodzi trzy&cztery razy w tygodniu na siowni!
& pomy%laa F(a -ackman. +zczupa, sprawna i bez zmar&
szczek. /osy platynowy blond, w tym odcieniu, jaki po&
winno si! mie$, kiedy nie jest si! ju# blondynk, a nie chce
si! mie$ siwych wosw.
Mo#e, #eby by$ w ?ormie, nie musiaa wcale wychodzi$ z
domuJ jednopi!trowa willa ze szka, bielonego drewna i be&
tonu bya wystarczajco du#a, #eby pomie%ci$ zarwno ba&
sen, jak i sal! treningow. 6e%li miao si! takie
usposobienie.
"ie byo jednak #adnych ogl!dzin domu. )unilla /in&
ckler&<ysth wysza jej naprzeciw, gdy tylko F(a wysiada z
samochoduJ byo jasne, #e zale#y jej na rozmowie. Otaczaa
j aura nieokre%lonego niepokoju. -ackman nie potra?ia
oceni$, czy jest tak tylko teraz, czy zawsze. +iady przy
kamiennym stole w kuchni, ktra wygldaa, jakby wy&
ko0czono j w zeszym tygodniu. "a stole byo ju# ciemne
pieczywo, ser i troch! warzyw. Kara?ka z wod i plasterkami
cytryny. )unilla /inckler&<ysth zapytaa, czy chce kaw!,
czy herbat!J -ackman wybraa kaw!, wi!c gospodyni za&
cz!a majstrowa$ przy wielkiej maszynie do espresso z nie&
rdzewnej stali, ktra tak#e wygldaa jak kupiona wczoraj.
& Pi!kny maj pa0stwo dom & powiedziaa -ackman. & 1le
czasu ju# tu pa0stwo mieszkaj4
& /krtce b!dzie rok & odpara )unilla /inckler&<ysth.
& Przeprowadzili%my si! tu z 2Rngedrag. Podoba nam si!
tutejsza przyroda.
/ jej gosie tak#e pobrzmiewa w mglisty niepokj. 6akie%
poczucie winy, czy co te# to mogo by$. -ackman wyjrzaa
przez okno i przyszo jej do gowy, #e w okolicy musi by$
niejedna %cie#ka do joggingu. .e# chciaabym mie$ tak
?igur! za pi!tna%cie lat, pomy%laa, kiedy pani /inckler&
<ysth spieniaa mleko. )dy jednak ekspres ucich,
zdecydowaa si! porzuci$ my%li o gimnastyce i zamiast tego
skoncentrowa$ si! na tym, po co tu przysza. /czya swj
nowy dykta?on P)P i poo#ya go na %rodku stou koo gra&
nitowego %wiecznika.
& .ak wi!c nie wiedziaa pani, #e )ermund )rooth zosta w
niedziel! znaleziony martwy4
& "ie, nie miaam poj!cia. Kiedy pani o tym powiedziaa, a#
mnie zatkao. / tym samym miejscu co Maria... tak4
& .ak.
& -o#e kochany. 7le dlaczego. 6aki sens ma...4
& ;o takiego4
& "ie wiem... umieranie w tym samym miejscu co ona. .o
przecie# ju# tak dawno. .rzydzie%ci pi!$ lat.
& ;zy pani i pani m# utrzymywali kontakt z )ermun& dem
)roothem4
)unilla /inckler&<ysth postawia na stole dwie ?ili#anki
cappuccino, a -ackman zauwa#ya, #e troch! trz!s jej si!
r!ce. "iezbyt mocno, nerwowe drgni!cie ptasich skrzyde.
3siada naprzeciwko -ackman i strzepn!a urojony wos z
czarnych spodni.
& "ie & odpara. & .ak bym tego nie uj!a.
& "ie4 & spytaa -ackman.
)ospodyni zastanowia si! chwil!. & "o, jak by to powie&
dzie$4 / pewnym sensie usun si! w cie0 po %mierci Marii,
ale nie do ko0ca. +potkali%my si! potem ze trzy czy cztery
razy... "ie wi!cej, w ka#dym razie. On mieszka... mieszka...
w 2und.
& /iem & odpara -ackman. & Kiedy widziaa si! pani \ nim
po raz ostatni4
& Kilka miesi!cy temu.
& / jakich okoliczno%ciach4
& -y tutaj. M# go spotka w )>teborgu, z tego co wiem,
jedli lunch w tej samej restauracji. 6ako% wiosn... no
1 .omas zaprosi go do nas.
& I kiedy tu by4 & zapytaa -ackman.
& / czerwcu. *araz na pocztku, by na jakiej% kon?e& rencji
w )>teborgu i bya z nim kobieta.
& Kobieta4 /szed w nowy zwizek4
& *ale#y, co pani rozumie przez zwizek. )ermund mia... w
#yciu wiele kobiet.
& 7le nigdy si! nie o#eni4
& "ie. ;hyba nawet z nikim nie mieszka... poza Mari. 7le
mo#e w to nie wnikajmy. .ak, ta kobieta bya pewnie jedn
z wielu przelotnych znajomo%ci... przepraszam, brzmi
troch!, jakbym oskar#aa, ale tak byo. "ie chc! przez to
powiedzie$, #e poderwa j w )>teborgu, wiedzieli%my, #e
przyjad we dwjk!. *apowiedzia to.
F(a -ackman skin!a gow.
& <ozumiem. 6ak si! nazywaa4 Mo#e b!dziemy musieli z
ni porozmawia$.
& Kristin jaka% tam & odpara )unilla /inckler&<ysth. & -ya
w ka#dym razie ,unk.
"agle zmienia si! na twarzy, jakby co% jej przyszo do
gowy.
& ,laczego... to znaczy, dlaczego mieliby%cie...4 ,laczego w
ogle chce pani ze mn rozmawia$4
1nspektor -ackman poczekaa z odpowiedzi. *wrcia
uwag!, jak gospodyni z wysikiem przekn!a %lin!, zanim
zadaa kolejne pytanie.
& 6ak wa%ciwie umar )ermund4 Pani... pani jest z policji
kryminalnej, prawda4
1nspektor -ackman skin!a gow.
& *gadza si!. -adamy przypadek %mierci.
& ,laczego4 ,laczego trzeba go zbada$4
& "ie uwa#a pani, #e to do%$ oczywiste4
& ;zyli., ze wzgl!du na spraw! Marii4
& .ak.
)unilla /inckler&<ysth pokr!cia gow i splota r!ce. Mo#e
#eby przestay dr#e$, pomy%laa -ackman. ;zy w gr!
wchodzi ukrywany alkoholizm4 +yndrom pani domu z
wy#szych s?er, popijajcej biae wino4 / wy$wiczonych
zachowaniach zacz!y si! pokazywa$ lekkie p!kni!cia, a
bycie prywatnym przedsi!biorc w bran#y konsultingowej
mogo tak naprawd! oznacza$ cokolwiek, my%laa inspektor
-ackman, idc za stereotypem.
& Kiedy to byo tak dawno & powiedziaa pani /inckler&
&<ysth po kilkusekundowym wahaniu. & -o#e, min!o ju#
trzydzie%ci pi!$ lat. ;zy chce pani powiedzie$, #e... #e )er&
mund zosta znaleziony w tym samym miejscu4
& .ak jest & potwierdzia F(a -ackman. & /zgrze )Rsa w
<>nninge koo Kymlinge.
& /zgrze )Rsa... & <ozplota r!ce i zwil#ya wargi &
1 prze!cz )Rsa, tak, tak to si! nazywao. Pami!tam, jak m&
wili, #e dawno temu byo to miejsce odej%cia przodkw. 7le
co si! stao. ;zy )ermund si! zabi4
& "ie wiemy & odpara F(a -ackman.
& On przecie# nie mg...
&.ak4
& On przecie# nie mg tak po prostu spa%$ w tym samym
miejscu. /ydaje si! to... zupenie niedorzeczne.
& My te# tak uwa#amy & powiedziaa F(a -ackman. & 7 co
pani my%li4
& 6a4 & zapytaa )unilla /inckler&<ysth, unoszc brwi ze
zdziwienia. & ,laczego miaabym co% my%le$4 "ic z tego nie
rozumiem.
F(a -ackman prbowaa rozstrzygn$, czy zdziwienie jest
autentyczne, ale bez rezultatu, zdecydowaa si! zatem
przyj$ nieco bardziej o?ensywn postaw!.
& "a temat %mierci Marii /inckler w ABPN roku pojawio si!
przecie# sporo spekulacji. ;zy# nie4
& +pekulacji4 & odpara )unilla /inckler&<ysth.
& .ak. +pekulacji.
)unilla /inckler&<ysth siedziaa przez chwil! w milczeniu.
6akby prbowaa wybra$ drog!. -ackman ocenia, #e
konieczno%$ co?ni!cia si! w czasie o trzydzie%ci pi!$ lat wca&
le jej si! nie podoba.
& *gadza si!, #e byy r#ne spekulacje & odezwaa si! w
ko0cu. & 1 chyba nigdy naprawd! nie przestali%my o tym
my%le$, ani .omas, ani ja.
& ,laczego4 & spytaa -ackman.
& +ucham4
& ,laczego nigdy nie przestali%cie o tym my%le$4
& .o chyba nie jest takie dziwne. Maria bya jego siostr, a
sposb, w jaki umara, by taki... no nie wiem.
-ackman znw poczekaa. )unilla /inckler&<ysth po&
trzsn!a gow, nie wiadomo z jakiego powodu.
& Maria bya naprawd! niezwyk kobiet. "igdy, #e tak
powiem, nie byo wiadomo, co z niej b!dzie... niesamowicie
zdolna, czuo si!, #e zawsze czym% zaskoczy, ale #eby miaa
umrze$ w ten sposb. "ie, to byo nie do poj!cia.
& ;o si! pani zdaniem wydarzyo4 & zapytaa -ackman.
& My%l!, #e si! zabia & odpara )unilla /inckler&<ysth po
kolejnej pauzie. & .ak, tak wa%nie my%l!, je%li pyta mnie
pani o zdanie.
-ackman domy%lia si!, #e w rodzinie panuje r#nica opinii,
ale uznaa, #e nie b!dzie teraz tego dr#y$.
& ;zy mo#e pani powiedzie$ co% wi!cej4 & zapytaa. &
,laczego my%li pani, #e Maria popenia samobjstwo4
& -o jak to mo#liwe, #eby po prostu spada z urwiska4 .o
si! wydaje takie... niezdarne. Ona nie bya niezdar.
& ,obrze pami!ta pani ten dzie04
& ,o%$ dobrze. "iektre rzeczy ci!#ko zapomnie$.
& 7 p5niejsze dochodzenie4
& ;z!%ciowo. Komisarz nazywa si! +andin, o ile mnie
pami!$ nie myli. "ieprzyjemny czowiek.
& +andlin & poprawia -ackman. & .ak, z pewno%ci chcia
dog!bnie zbada$ ca spraw!, co oczywi%cie mogo
oznacza$ pewne nieprzyjemno%ci. Pami!ta pani, #e twier&
dzono, jakoby Maria miaa co% krzykn$, spadajc4
& .ak & odpara )unilla /inckler&<ysth. & Pami!tam.
& 14
& 1 wci# jestem pewna, #e tak byo.
& "ikt tego, o ile mi wiadomo, nie kwestionuje & powie&
dziaa -ackman. & 7le zdaje si!, #e panoway rozmaite opi&
nie co do tego, co krzykn!a.
& .o prawda.
& 7 jakie byo pani zdanie4
& "ie czytaa pani dokumentw4 .am na pewno jest to
zapisane.
& "ie miaam do nich jeszcze dost!pu & wyja%nia -ackman.
& Kolega si! tym zajmuje.
)unilla /inckler&<ysth upia yk cappuccino i wytara
piank! z kcikw ust, po czym odpowiedziaa.
& 3syszaam to samo, co 7nna -erglund i Flisabeth.
3znay%my, #e krzykn!a 9MordercaS:.
& 9Morderca:4
& .ak. * pewno%ci pani o tym wie, nawet je%li nie czytaa
raportw.
& Oczywi%cie. /iem, #e kilka osb uznao, #e tak krzykn!a.
7le nie wiedziaam, #e wszystkie kobiety. .ak jak mwi!, w
tej chwili mj kolega zapoznaje si! z protokoami
przesucha0.
& <ozumiem & odpara )unilla /inckler&<ysth. & Kilkoro
innych uwa#ao, #e krzykn!a 9Kmier$:, ale 7nna i Flisabeth
twierdziy, #e to byo du#sze sowo... mo#e wa%nie
9MordercaS:. 6a byam tego samego zdania.
& Mwi pani 9byam:...
& "ie mo#na... nie mo#na by$ pewnym czego%, co syszao
si! trzydzie%ci pi!$ lat wcze%niej.
& ;zy zmienia pani zdanie4
)unilla /inckler&<ysth westchn!a.
& /a%ciwie to nie.
F(a -ackman zastanawiaa si! przez chwil!.
& "ie bardzo rozumiem & powiedziaa. & * jednej strony
mwi pani, #e pani zdaniem Maria /inckler odebraa sobie
#ycie, a z drugiej syszaa pani, #e krzykn!a 9MordercaS:,
?ak to si! czy4
& /iem, #e si! nie czy & odpara )unilla /inckler& &<ysth
z nagym grymasem. & 7le Maria bya pokr!cona, trzeba o
tym pami!ta$.
& 6ak to pokr!cona4 & spytaa -ackman.
& "ieobliczalna & powiedziaa )unilla /inckler&<ysth po
kilkusekundowym namy%le. & ;zasami trudna. 7le nie&
zwykle zdolna.
& .rudna4
&.ak.
& Prosz! kontynuowa$.
)unilla /inckler&<ysth sabym gestem uniosa r!ce.
& My%laam o tym przez trzydzie%ci pi!$ lat & powiedziaa i
zacz!a zmiata$ ze stou okruszyny chleba. & Oczywi%cie nie
cigle, ale co jaki% czas. "ie mog!... nie mog! sobie wyob&
razi$, by kto% z naszej grupy rzeczywi%cie zepchn j z tego
urwiska. * kolei potra?i! sobie wyobrazi$, #e ona... to mo#e
nie zabrzmi rozsdnie, ale czowiek chciaby sobie wszystko
logicznie poukada$... je%li wie pani, co mam na my%li.
& ;o potra?i pani sobie wyobrazi$4 & zapytaa -ackman.
)unilla /inckler&<ysth wzi!a g!boki oddech.
& -yabym wdzi!czna, gdyby nie wspominaa pani o tym w
rozmowie z moim m!#em. "ie ma mi!dzy nami zgody co do
tych kwestii. 6estem sobie jednak w stanie wyobrazi$, #e
Maria sama skoczya i krzykn!a 9MordercaS: po to, #eby...
obarczy$ win kogo% z nas.
F(a -ackman siedziaa przez chwil! w milczeniu.
& <ozumiem, co pani ma na my%li & odezwaa si! w ko0cu. &
;zy wspominaa pani o takiej ewentualno%ci inspektorowi
+andlinowi podczas przesuchania4
& Mogam to zasugerowa$ & powiedziaa )unilla /in& ckler&
<ysth. & ,elikatnie. "ie pami!tam ju#.
& +prawdz! w dokumentach & odpara -ackman. & .ak czy
inaczej, brzmi to do%$ dziwnie. Mam na my%li pani teori!.
& /iem. 7le ona bya dziwn kobiet.
& / jakim sensie dziwn4
& "ie... nie umiem powiedzie$.
& Przyja5niy%cie si!4
& -ya siostr .omasa. +potykay%my si! do%$ cz!sto przez
par! lat.
& ;zy mogaby pani opisa$ j troch! bardziej szczegowo4
)unilla /inckler&<ysth spojrzaa na dykta?on.
& "agrywa to pani, prawda4
& Mam to wyczy$4
& Prosiabym.
F(a -ackman nacisn!a wycznik i schowaa dykta?on.
& Ona bya przecie# taka moda & powiedziaa )unilla
/inckler&<ysth. & /szyscy byli%my tacy modzi.
F(a -ackman kiwn!a gow.
& ;zasami trudno sobie wyobrazi$, #e to si! naprawd!
wydarzyo. Min!o w ko0cu tyle lat. "asze dzieci, caa trj&
ka, s teraz starsze, ni# my byli%my wtedy i... nie wiem.
& -ya pani szwagierk & przypomniaa -ackman. & 6ak si!
tak naprawd! mi!dzy wami ukadao4
)unilla /inckler&<ysth wygldaa na zakopotan. & "igdy
nie byam w stanie jej zrozumie$. & -ackman wydao si!, #e
powiedziaa to takim tonem, jakby nie bardzo chciaa
obstawa$ przy tym, co mwi. & *awsze bya zaj!ta sob i
swoimi sprawami. "ie to, #eby bya niemia, ale my%l!, #e
po prostu nie interesowali jej inni ludzie. Mo#e z wyjtkiem
)ermunda. My%l!, #e w jaki% sposb si! uzupeniali... jak to
si! mwi.
& 7le sp!dzali%cie wsplnie du#o czasu4
& O tak, oni zawsze gdzie% tam byli. / czasie studiw, ma
si! rozumie$.
& Prosz! kontynuowa$.
& ;o mam mwi$4 & Odchrzkn!a nerwowo. & .omas
uwielbia urzdza$ przyj!cia i takie tam. /ycieczki, wsplne
przedsi!wzi!ciaJ nadal to robi. 6u# wtedy udziela si! w
bran#y turystycznej... Maria i )ermund zawsze byli na li%cie
zaproszonych i prawie nigdy nie odmawiali, co jest troch!
dziwne. .omas chyba czu si! za siostr! odpowiedzialny,
wiedzia, jaki z niej samotny wilk i #e... jego obowizkiem
jest wyciganie jej z nory, w ktrej si! zaszya... tak, co% w
tym rodzaju. -ardzo prze#y jej %mier$.
& 7 druga para4 <ickard i 7nna -erglundowie, z nimi te#
si! cz!sto spotykali%cie4
& O, tak. & )unilla /inckler&<ysth pokiwaa gow. & *awsze
bya nasza szstka. ;zasem te# par! innych osb, ale zawsze
nasza szstka. Mwi! o 3ppsali. Potem... historia z Mari
miaa miejsce, kiedy ju# mieli%my nauk! za sob, no i
p5niej wszystko potoczyo si!, jak si! potoczyo.
& "ie spotykali%cie si! ju# z <ickardem i 7nn -erglun&
dami4
& "ie, ju# w zasadzie nie. 6ako% si! nie zo#yo. My
mieszkali%my w )teborgu i mieli%my co robi$, dzieci, pra&
ca, oni mieszkali w Kymlinge... nie, od tego czasu nie widy&
wali%my si! zbyt cz!sto. ;zasami tylko dzwonili pogada$,
przynajmniej .omas i <ickard. /wz )Rsa, %mier$ Marii,
to wszystko przerwao, nie da si! ukry$.
& Kiedy widzieli%cie si! po raz ostatni4 & zapytaa -ackman.
& Musiao to by$ jakie% dziesi!$, dwana%cie lat temu
& odpara )unilla /inckler&<ysth. & Po tym, jak 7nna
zachorowaa, w ogle si! z nimi nie widywali%my. .omas
rozmawia par! razy z <ickardem, ale nie spotkali%my si!.
& Kiedy zachorowaa4
& O ile pami!tam, raka wykryto u niej trzy czy cztery lata
temu. 7 mo#e wi!cej4 Miaa chemi! i wszystko co si! da, ale
zdaje si!, #e nie pomogo. "ie wiem, jak si! teraz czuje.
F(a -ackman zdecydowaa si! nie in?ormowa$ jej o stanie
zdrowia 7nny -erglund.
& Porozmawiajmy zatem troch! o tym, co stao si! z )er&
mundem )roothem & zaproponowaa. & 6ak pani my%li, jaka
mo#e by$ przyczyna jego %mierci4
)unilla /inckler&<ysth milczaa par! sekund, a -ackman
jej nie ponaglaa.
& "ie mam poj!cia & powiedziaa w ko0cu. & "ie mam
bladego poj!cia. Mwiam, #e nigdy nie potra?iam zrozu&
mie$ Marii, ale tyczy si! to rwnie# )ermunda. Oboje byli
rwnie pokr!ceni. Mo#e to brzmi dziwnie, biorc pod uwa&
g!, jak du#o ze sob przebywali%my, ale tak ju# jest.
& "ie inaczej & dodaa po chwili i kiwn!a kilka razy gow,
jakby w ten sposb chciaa podkre%li$ to udane przed&
stawienie sprawy.
Kiedy F(a -ackman pl godziny p5niej wracaa samocho&
dem do Kymlinge, my%laa o dwch s?ormuowaniach, kt&
rych na koniec u#ya pani /inckler&<ysth.
Fie mam 'ladego pojcia. C'oje 'yli rwnie
pokrceni.
Mo#e byy to stwierdzenia jak ka#de inne. Pytanie brzmi
tylko, co tu wa%ciwie nale#y bada$. ,wa samobjstwa czy
wypadek i samobjstwo & co przemawia za tym, #e nie byo
to ani jedno, ani drugie4 .ak czy owak, nie powinna si! tym
zajmowa$ policja kryminalna.
7 nawet je%li Maria rzeczywi%cie krzykn!a 9morderca:,
spadajc trzydzie%ci pi!$ lat temu do wwozu )Rsa, niczego
to, rzecz jasna, nie dowodzio. ;zy o tym my%la +andlin4 &
zastanawiaa si! -ackman. ;zy kupi dziwn koncepcj! )u&
nilli /inckler&<ysth, jakoby Maria chciaa obarczy$ win
kogo% z grupy4 O ile oczywi%cie mu o tym wspomniaa, tak
jak wspomniaa dzisiaj w obecno%ci -ackman.
F(ie -ackman trudno byo uwierzy$ w tak mo#liwo%$. ;zy
chcc wrobi$ kogo% z pozostaych, nie powinna raczej
wykrzycze$ imienia4
7 mo#e chciaa wrobi$ wszystkich4 -y tak rzec. "ie
brzmiao to rozsdnie i pani /inckler&<ysth rwnie# zwr&
cia na to uwag!.
"o i czy wa%nie sowo 9morderca: spowodowao, #e +andlin
wo#y w %ledztwo tyle pracy4 ;zy te# co% innego4
Mo#e po prostu by takim terierem, ktry nie spocznie,
dopki nie zajrzy pod ka#dy kamyk4 ;zy# nie byo tak, #e
cakiem sporo na to wskazywao4
F(a -ackman zauwa#ya, #e znakw zapytania jest coraz
wi!cej i coraz trudniej je pogodzi$. ,o%$, powiedziaa sobie.
Poczekaj, a# usidziesz z ?ili#ank czarnej kawy i
-arbarottim.
/czya pyt! -ryana @erryGego i dodaa gazu.
17
.u wrbel. "iedzielne popoudnie.
/szyscy narzekaj na listopad. 6a kocham listopad. ,eszcz.
,rzewa, ktre zdejmuj ubrania i stoj nagie na wietrze.
;iemno%$ trwajc z ka#dym dniem du#ej i uczucie
spadania. .o ma swoj cen!, nie ka#dy potra?i #y$ w takich
warunkach, ale ja tak.
6a i )ermund. *amieszkamy razem, to on zaproponowa,
nie ja. ,robnomieszczanie z "orrtHljegatan nie chc ju# wy&
najmowa$ tego dodatkowego pokoju, nie wiem, czy po pro&
stu chc si! mnie pozby$, czy maj zamiar przenie%$ krosno
z gara#u, czy o co chodzi. .ak czy siak, musz! si! std wy&
nie%$ A grudnia i kiedy powiedziaam o tym )ermundowi,
odpar, #e pki co mog! mieszka$ u niego.
Pki co4 & powiedziaam. ;o, do cholery, masz na my%li z
tym 9pki co:, )ermund4
,opki jedno z nas nie umrze, odpar )ermund. 7 co
my%laa%, wrbelku4
7lbo oboje4 & podsun!am. Mo#e pewnego pi!knego dnia
powinni%my skoczy$ razem z mostu albo spa%$ do wwozu4
;zy to nie byoby wspaniae4 Pene godno%ci i elegancji,
wyldowa$ z poamanymi kr!gosupami pomi!dzy czyst
matematyk a ?izyczn mio%ci.
Przeczytaam wa%nie +zcz%liw. %mier ;adery, znalaz&
am to kilka dni temu u -ok&'iktora i wydawao mi si!, #e
wiem, o czym mwi!.
,laczego nie4 & odpowiedzia )ermund. & Kiedy przyjdzie
czas. 7le mo#e najpierw napijmy si! wdki, co4
"ajpierw napili%my si! wdki.
.o byo przedwczoraj. /czoraj byli%my na +ibyllegatan na
jesiennym przyj!ciu. Yosina z dodatkiem wszystkiego, co
mamy z lasu, jak to mwi tata. "o i oczywi%cie wino domo&
wej roboty. 6ak zwykle miao smak dro#d#y, ale po dwch
kieliszkach mo#na si! byo przyzwyczai$. ;o% zaszo mi!dzy
.omasem a )ermundem, do teraz nie wiem, co to byo,
cho$ prbowaam troch! pow!szy$.
.roch!, nie za bardzo, mo#e p5niej si! dowiem.
-yo nas dziesi!cioro. "asza czwrka i <ickard ze swoj
now, nieumalowan lewicujc dziewczyn o imieniu
7nna. Kiedy zreszt o tym my%l!, wydaje mi si!, #e to nie
bya jego nowa, tylko pierwsza. ;hocia# to tylko domys, nie
znam <ickarda. / ogle nie znam ludzi, nawet nie bardzo
wiem, co to znaczy.
/ ka#dym razie si! nie zgrywa ta 7nna pierwsza, my%l!, #e
jest silna. +pokojna i silna. Mo#e mogabym j polubi$, ale
nie rozmawiaam z ni za du#o. -yy tam jeszcze dwie inne
pary, a mianowicie .omasa koledzy z roku z osobami
towarzyszcymi. 6edn z tych osb bya @rancuzka, miesz&
kajca w +zwecji dopiero rok z kawakiem, naturalne wi!c,
#e si! koo niej zakr!ciam. /ypaliy%my razem na balkonie
skr!ta, musiay%my si! z tym kry$, .omas i )unilla s w
tych sprawach konserwatywni. ;holernie mieszcza0skie,
tak jakby alkohol by o wiele lepszy ni# trawa. Ona w ka#&
dym razie ma na imi! "adal, jest z "antes i w 3ppsali stu&
diuje jak% specjalistyczn ga5 historii sztuki, cho$ nie
wydaje mi si!, #eby szczeglnie du#o si! uczya. 6ej rodzice
maj zamek z winnic w dolinie 2oary. *apraszaa mnie na
przysz jesie0 na ugniatanie winogron, nie wiem wa%ciwie,
czy j lubi!, ale ?ajnie byo przegada$ cay wieczr po ?ran&
cusku.
)ermund tak dobrze si! nie bawi. /ypi za du#o i wcze%nie
zacz si! wkurza$ na jednego z ekonomistw, nie na
chopaka "adal, na tego drugiego. "azywa si! 2ars& &1nge i
naprawd! by niezno%n ajz, wi!c w pewien sposb go
rozumiem. ;ho$ takie sytuacje powinno si! zaatwia$ w
lepszy sposb. "ie ma co traci$ energii na gnojenie ludzi
pokroju 2arsa&1ngego.
/idz!, #e nie znam )ermunda w stu procentach. "awet
jego. Kiedy jeste%my sam na sam, zawsze wiemy, czego si!
po sobie spodziewa$, dopiero w towarzystwie innych czuj!
czasem, #e jest mi obcy. .ak si! dzieje w zasadzie tylko
wtedy, kiedy .omas i )unilla zapraszaj nas do siebie. )er&
mund i ja w zasadzie nigdy nie przebywamy mi!dzy lud5mi
w innych sytuacjach. Mo#e b!dzie inaczej, kiedy razem za&
mieszkamy, nie wiem. Mo#e trudno jest balansowa$ na na&
pr!#onej linie pomi!dzy czyst matematyk a pieprzeniem.
"ie wiem, czy to si! uda.
2ars&1nge przemawia go%no, bankowo wywodzi si! w
prostej linii od politykw i proboszczw sprzed pi!tnastu
pokole0. "ie lubi prawie nikogo8 czarnych, komunistw,
hippisw, muzyki pop, ,u0czykw, @inw, wierzcych,
humanistw i takich, co nic nie api. Przynajmniej po
czwartym kieliszku wina, bo wcze%niej g!b! mia nie%miao
zamkni!t na kdk!. +dz!, #e .omas a# do tego wieczoru
nie widzia go pijanego, bo inaczej po jak choler! miaby go
zaprasza$.
Po pgodzinie za stoem )ermund zapyta jego dziewczyn!,
cycat lal! o imieniu -erit z mas karmazynowej szminki na
ustach, skd, do cholery, wytrzasn!a takiego n!dznego
padalca jak 2ars&lnge. Poniewa# my%laa, #e #artuje, bo co
niby miaa my%le$, powiedziaa, #e to nie%lubne dziecko
Iitlera i szympansicy i #e szkoda chopaka, bo takie mia
parszywe dzieci0stwo.
7 mo#e wcale nie my%laa, #e )ermund #artuje, przecie# nie
trzeba od razu by$ gupi, je%li ma si! du#e cycki i nadmiar
szminki. 2ars&1nge nie wyglda, jakby mia ochot! si! z ni
pokci$, mo#e poderwa j na wieczr i chcia p5niej
wydupczy$, wi!c zamiast tego zaatakowa )ermunda.
;hcesz dosta$ w skr!, czy mam ci! zaargumentowa$ na
%mier$, ty mendo4 & po czym dobr chwil! pierdzielili
gupoty, jak to modzi pijani samcy maj w zwyczaju. .o
wa%nie wtedy, mo#e po pi!tnastu minutach, ja i "adal
wyszy%my na balkon zajara$. .o bya jej propozycja, ja
nigdy sama z siebie nie pal! trawy. Kiedy wrciy%my,
)ermunda i .omasa nie byo, a atmos?era bya niezdrowa.
2ars&1nge siedzia odchylony do tyu i kopci cygaro. 7nna i
<ickard wygldali, jakby zastanawiali si!, czy nie pj%$ do
domu, cho$ bya dopiero jedenasta, w ka#dym razie szeptali
do siebie. )unilla i ;yc& &-erit robiy w kuchni kaw!, za%
chopak "adal, -engan, chodzi wzdu# regau z ksi#kami,
z przekrzywion gow czyta tytuy i wyglda jak
przygn!biony znak zapytania. 2ed *eppelin sko0czyli gra$,
ale nikomu nie chciao si! nastawi$ nowej pyty. 6a i "adal
czuy%my si! jednak pierwsza klasa, przycupn!y%my na
kanapie i przez chwil! chichray& %my si! go%no, potem
troch! nas pu%cio. /ypiy%my jeszcze wina, kawy i jakiej%
pieprzwki z 3krainy, ktr -engan mia ze sob, poniewa#
latem by na wycieczce w *wizku <adzieckim, cokolwiek
ekonomista polityczny mg mie$ w tym kraju do roboty, i
kiedy w ko0cu spytaam, gdzie poszli )ermund i .omas,
<ickard powiedzia, #e wyszli porozmawia$. <ickard
wydawa si! zawsze trze5wy, spowa#nia, odkd wzi si! za
te ko%cielne sprawy, a jego 7nna tak#e nie garn!a si! do
stymulantw. ;hyba uczy si! na dziennikark!, ale nie
jestem pewna. /ydaje si! lewicowa, ale w porzdku.
Panowie wrcili dopiero o pnocy i wygldali, jakby sp!&
dzili ten czas w przydro#nym rowie. ;ho$ mo#e to przez
deszcz. Mo#e po prostu poszli do pubu <ackis na kilka piw.
Uaden z nich nie chcia wyja%ni$, co si! stao albo co robili,
wypili tylko po kieliszku pieprzwki i chwil! p5niej wszy&
scy si! rozeszli. Mo#liwe, #e cz!%$ wieczoru przegapiam,
mo#e zdrzemn!am si! chwilk! w swoim rogu kanapy, kiedy
jednak przyszli%my do )ermunda, byo wp do drugiej, a
mnie my%lao si! zupenie jasno.
*achowywa si! inaczej ni# zwykle. /zi prysznic i po&
szli%my si! poo#y$. *apytaam, co on i mj brat robili na
deszczu, ale nie odpowiedzia. 2e#a, patrzc t!po w su?it, a
ja pomy%laam, #e je%li b!dzie si! tak zachowywa, nie ma
sensu si! do niego wprowadza$. / ko0cu jednak za&
sn!li%my, do #adnego pieprzenia nawet si! nie zbli#ywszy, a
rano, czyli dzisiaj, byo jak zwykle. Mniej wi!cej.
Oprcz tego, #e zjedli%my razem %niadanie. Prosi mnie te#
o wybaczenie. 6asna cholera, chyba wpadem wczoraj w
czarn dziur!, powiedzia.
& ;zy miao to co% wsplnego z .omasem4 & zapytaam.
7lbo z tym 2arsem&1ngem4
)ermund powiedzia, #e wi!kszo%$ miaa zwizek z nim
samym. Przykra czkawka z dzieci0stwa, to mu si! czasem
zdarza.
& .en wypadek4 & zapytaam.
& .ak#e par! innych rzeczy & odpowiedzia. & Par! innych.
& Opowiesz mi kiedy%4 & spytaam.
& <aczej nie & odpar )ermund. & "ie masz ochoty na troch!
wdki i troch! ciaa4
& "ie & powiedziaam. & "ie dzisiaj.
Musz! powiedzie$, #e ci! rozumiem, odpowiedzia.
Po tym wszystkim ubraam si! i poszam do siebie na
"orrtHljegatan. 2istopad, my%l!. "agie drzewa, ciemno%$,
spadanie. -g odwraca si! do nas plecami.
"ie tylko do mnie, do wszystkich. ,obrze mi z tym. 6est w
tym jaka% zimna sprawiedliwo%$. / przyszym #yciu b!d!
bezlistnym drzewem na wietrze.
18
&rzes(c,anie 4nny :ergl(nd. Komisariat policji
w Kymlinge. @1.A1.2176. <odzina 27.AA. C'ecni:
inspektor kryminalny >/ert +andlin, asystent
kryminalny +ig/ard =alm'erg.
F+8 Poprosz! nazwisko i adres.
7-8 7nna -erglund. M# i ja mieszkamy na plebanii w
<>dRkra. On jest pastorem. / para?ii <>dRkra&Iemleby.
F+8 ,zi!kuj!. Prosz! nam opowiedzie$ o spotkaniu w sobot!
wieczorem.
7-8 ;o chce pan wiedzie$4
F+8 ;hc! po prostu usysze$ oglny opis. Kto tam by.
,laczego si! spotkali%cie. 6aka panowaa atmos?era.
7-8 -yam ja i mj m#. .omas i )unilla /incklerowie.
Oraz )ermund i Maria.
F+8 )ermund )rooth i Maria /inckler4
7-8 .ak.
F+8 *nacie si! ju# dugi czas4
7-8 .ak.
F+8 Od jak dawna4
7-8 Od jakich% pi!ciu lat. +potykali%my si! w czasie studiw
w 3ppsali.
F+8 7le teraz wszyscy jeste%cie ju# po studiach4
7-8 .ak. ;ho$ ja nigdy nie studiowaam w 3ppsali. -yam
na dziennikarstwie w +ztokholmie i doje#d#aam kolejk.
/ychowaam si! w 3ppsali.
F+8 <ozumiem. 7 wi!c dlaczego spotkali%cie si! w sobot!4
7-8 "ie widzieli%my si! ju# jaki% czas. 7 poniewa# )ermund
i Maria te# przenie%li si! do Kymlinge, byo to naturalne.
.omas i )unilla przyjechali z )teborga.
F+8 1 spotkali%cie si! na plebanii w <>dRkra4
7-8 .ak. Mieszkamy tam, jak powiedziaam.
F+8 6ak przebieg wieczr47-8 Przebieg4 Im, dobrze.
6edli%my kolacj! i rozmawiali%my. "ic szczeglnego.
-awili%my si! dobrze.
F+8 Uadnych incydentw4
7-8 "ie.
F+8 6ak dugo to trwao4
7-8 Mniej wi!cej do pnocy. )unilla jest w ci#y i bya
troch! zm!czona. "ocowali u nas.
F+8 1 wtedy wymy%lili%cie wyjazd na grzyby4
7-8 "ie, to byo ustalone ju# wcze%niej.
F+8 Kto wpad na ten pomys4
7-8 "ie wiem. "iedzielna wycieczka to chyba cakiem
naturalna rzecz. /ydaje mi si!, #e zaproponowali%my to
wsplnie z m!#em. 7 pozostali si! zgodzili.
F+8 ;zy mogaby pani opowiedzie$, co wydarzyo si! koo
wzgrza )Rsa4
7-8 "ie wiem, co mam powiedzie$. .o si! wydaje nie do
poj!cia.
F+8 <ozumiem, #e to trudne. 7le mimo to musimy spr&
bowa$ ustali$, co si! stao, na pewno pani to rozumie.
7-8 .ak, oczywi%cie. * pewno%ci spada, nie rozumiem
tylko, jak do tego doszo.
F+8 Mniej wi!cej jak daleko od miejsca wypadku bya pani
w chwili zdarzenia4
7-8 "ie wiem, kilkaset metrw. Mo#e troch! mniej.
F+8 Prosz! o tym opowiedzie$.
7-8 3syszaam krzyk i zrozumiaam, #e co% musiao si!
sta$. Pobiegam i ju# na miejscu zobaczyam, #e ona tam
le#y.
F+8 /idziaa pani kogo% z pozostaych4
7-8 .ak, ju# tam byli.
F+8 /szyscy4
7-8 "ie, nie wszyscy. .omas chyba przyszed zaraz po mnie,
ale pozostaa czwrka chyba ju# bya. .ak, tak byo.
)ermund i Flisabeth ju# do niej schodzili.
F+8 ;zy mo#e pani zaznaczy$ na tej oto mapie, gdzie pani
bya, kiedy usyszaa krzyk4
7-8 "ie znam si! na mapach.
F+8 Mimo to prosz! sprbowa$.
D4: zaznacza. *zas: @6 sek(ndE
F+8 ,zi!kuj!. Kiedy ju# si! pani znalaza przy wzgrzu, w
jaki sposb dowiedziaa si! pani, co si! stao4
7-8 +ama si! domy%liam, #e co% nie gra. ;ho$ wiedziaam
to ju#, kiedy usyszaam krzyk. )unilla go%no pakaa i
wszyscy byli wzburzeni. 7le nie zrozumiaam, o co chodzi,
dopki nie podeszam do kraw!dzi i nie zobaczyam jej tam
w dole. .o byo nie do poj!cia.
F+8 Kiedy zdaa sobie pani spraw!, #e ona nie #yje4
7-8 ;hyba natychmiast. .ak, wygldaa na nie#yw.
F+8 ;zy widywaa pani wcze%niej zwoki4
7-8 .ak. Pracowaam w szpitalu.
F+8 Prosz! opowiedzie$ o tym krzyku.
7-8 .o by zwyky krzyk. )o%ny i przecigy.
F+8 ;o krzykn!a4
7-8 D&o d(gim wa,ani(E My%l!, #e krzykn!a
9MordercaS:.
F+8 9Morderca:4
7-8 .ak.
F+8 6est pani tego pewna4
7-8 "ie.
F+8 7le jest pani pewna, #e byo to jedno albo kilka sw4
"ie jaki% nieartykuowany okrzyk4
7-8 .ak. ;o% jakby trzy sylaby. Mogo to by$ te# 9*abij
mnieS:.
F+8 ;zyli rozumiem, #e byo to albo jedno, albo drugie4
7-8 .ak mi si! wydaje. 7le mogo to by$ co% innego.
F+8 / ktrym momencie zdaa sobie pani spraw!, #e
krzykn!a 9MordercaS: albo 9*abij mnieS:4
7-8 Przepraszam, nie bardzo rozumiem.
F+8 ;zy to byo wtedy, kiedy usyszaa pani krzyk, czy kiedy
zobaczya ciao4
7-8 D&o c,wili wa,aniaE Kiedy usyszaam krzyk, ale
zinterpretowaam to dopiero, kiedy zobaczyam ciao. .o
byo takie nierealne.
F+8 ;o byo nierealne4
7-8 Ue kto% miaby krzycze$ 9MordercaS: w %rodku lasu.
F+8 ;zy syszaa pani, kto krzycza4
7-8 "ie, chyba nie. 7 mo#e4
F+8 ;zyli w zasadzie mg to krzykn$ kto% inny.
7-8 "ie rozumiem.
F+8 ;zy jest pani pewna, #e to Maria krzyczaa4
7-8 7 kto inny mgby to by$4
F+8 "o dobrze, przejd5my dalej. ;o pani my%laa, pod&
chodzc do kraw!dzi4
7-8 Ue co% musiao si! sta$.
F+8 Pomy%laa pani, #e kto% zosta zamordowany4
7-8 "ie, tak oczywi%cie nie pomy%laam.
F+8 7 co pani my%li teraz4
7-8 .o znaczy4
F+8 ;o pani my%li, wiedzc, #e Maria nie #yje i #e przed
%mierci krzykn!a 9Morderca: albo 9*abij mnie:4
D4: potrz.sa gow., ale nie odpowiada. Wyjm(je
c,(steczk i wydm(c,(je nosE
F+8 ;zy mgbym prosi$ o odpowied5 na moje pytanie4
7-8 "ic nie chc! my%le$.
F+8 ;zy sdzi pani, #e Maria spada, czy te# kto% j ze&
pchn4
7-8 +dz!, #e nikt jej nie zepchn.
F+8 ;zyli wedug pani moga skoczy$ z wasnej woli4
7-8 "ie potra?i! tego oceni$.
F+8 ;zy mo#e pani wyja%ni$, dlaczego miaaby krzycze$
9MordercaS:, skoro nikt jej nie zepchn4
7-8 "ie.
F+8 ;zy widziaa pani w lesie kogo% poza osobami z waszej
grupy4
7-8 *jawi si! czowiek z psem, ale dopiero po tym, jak j
znale5li%my
F+8 1 nie widziaa go pani wcze%niej4
7-8 "ie.
F+8 <ozmawiaa pani z nim4
7-8 "ie.
F+8 ;zy kto% z pozostaych z nim rozmawia4
7-8 -y$ mo#e. .ak, rozmawiali chyba troch! o tym, co si!
stao.
F+8 <ozumiem. 7 o czym rozmawiali%cie w grupie, kiedy ju#
j znale5li%cie4
7-8 "ie wiem. /szyscy byli w szoku.
F+8 Kto poszed po pomoc4
7-8 .omas.
F+8 ,laczego akurat on4
7-8 "ie wiem. .ak si! zo#yo.
F+8 Prbowali pa0stwo reanimowa$ Mari!4
7-8 "ie. -yo oczywiste, #e nie #yje.
F+8 Podesza pani do niej i to stwierdzia4
7-8 "ie, inni zd#yli to zrobi$, zanim zeszam.
F+8 Kto4
7-8 ;hyba )ermund i Flisabeth. / ka#dym razie to oni byli
przy niej pierwsi.
F+8 7le musieli%cie rozmawia$ przynajmniej o tym krzyku4
7-8 .ak, wszyscy go syszeli.
F+8 Prosz! mwi$ dalej.
7-8 "ie wiem, co mam mwi$. 3pyn!o troch! czasu,
odkd...
F+8 .ak4
7-8 Odkd rozmawiali%my o tym, co takiego krzykn!a.
/szyscy to syszeli, ale Flisabeth i ja wyra5niej. Mo#e )u&
nilla te#, ju# nie pami!tam. Flisabeth uwa#aa, #e zabrzmia&
o to jak 9MordercaS:, 9*abij mnieS: czy co% takiego.
F+8 ;o my%leli inni4
7-8 Ue krzykn!a co%, w czym byo e.
F+8 <ozwa#ali%cie mo#liwo%$, #e kto% j zepchn4
7-8 "ie.
F+8 ,laczego4
7-8 "ie wiem.
F+8 "ie bardzo rozumiem. Przecie# w lesie mg by$ kto%
jeszcze. "a przykad ten czowiek z psem.
7-8 D:rak odpowiedziE
F+8 Prawda4
7-8 Mwi!, #e nie wiem. "ie rozmawiali%my o tym po
prostu. /szyscy byli%my w szoku.
F+8 ;o pani sdzia o Marii /inckler4
7-8 2ubiam j.
F+8 6ak by j pani opisaa4
7-8 D&o zastanowieni(E -ya nietypowa. "iezale#na. ;e&
ni! to u ludzi.
F+8 ;zy pozostali s tego samego zdania4
7-8 Oczywi%cie. 6este%my starymi dobrymi przyjacimi,
caa szstka. ;ho$ oczywi%cie prosz! ich spyta$ o zdanie, nie
mnie.
F+8 7 je#eli chodzi o sidm uczestniczk! wycieczki, Fli&
sabeth Martinsson, co mo#e pani o niej powiedzie$4
7-8 "igdy jej wcze%niej nie spotkaam. Pracuje w tej samej
szkole co )ermund i Maria. /ydawaa si! mia, ale prawie
w ogle z ni nie rozmawiaam.
F+8 Kiedy usyszaa pani krzyk, czy w tym momencie
widziaa pani kogo% z grupy4
7-8 "ie, chodziam sama.
F+8 1Xledy mniej wi!cej kogo% pani zobaczya4
7-8 Kiedy podeszam do kraw!dzi.
F+8 /cze%niej nie widziaa pani nikogo4
7-8 "ie.
F+8 6est pani tego pewna4
7-8 .ak, jestem pewna.
F+8 ;zy wedug pani wiedzy Maria miaa jakich% wrogw4
7-8 "ie.
F+8 "ie liczc dnia wycieczki, kiedy widziaa si! pani z ni
po raz ostatni4
7-8 / grudniu ubiegego roku. *anim si! tu wprowa&
dzili%my.
F+8 Kiedy si! pa0stwo wprowadzili4
7-8 / styczniu. M# obj wtedy stanowisko.
F+8 7 pani pracuje w gazecie 9Kyrkans .idning:4
7-8 .ak.
F+8 ;o sdzi pani o zwizku Marii i )ermunda4
7-8 "ie mog! si! na ten temat wypowiada$. My%l!, #e jest...
#e byo... im dobrze ze sob. Oboje byli troch! dziwni.
F+8 / jakim sensie dziwni4
7-8 Mo#na powiedzie$, #e byli odludkami. ,woje indy&
widualistw. 7le zawsze byli bezproblemowi. .o nasi przy&
jaciele.
F+8 ;zy mogaby pani powiedzie$, #e dobrze znaa Mari!4
7-8 "ie. "igdy nie byy%my bliskimi przyjacikami, je%li o
to panu chodzi. "igdy nie spotykay%my si! sam na sam.
*awsze bya nasza szstka. Ona poza tym bya przecie#
siostr .omasa. .omas i mj m# byli w 3ppsali razem w
wojsku, tak si! poznali.
F+8 ;zy Maria miewaa stany depresyjne4
7-8 "ic mi o tym nie wiadomo.
F+8 "igdy nie mwia, #e chciaaby si! zabi$4
7-8 6a nie syszaam.
F+8 1 nikt z grupy nie mia z ni #adnych zatargw4
7-8 "ie.
F+8 Prosz! pomy%le$, czy w sobotni wieczr nie zdarzyo si!
nic, co mogaby pani powiza$ z t %mierci4
7-8 "ie, nic takiego nie byo.
F+8 ;zy chciaaby pani co% jeszcze doda$4
7-8 "ie, nie mam nic do dodania. ,la mnie to wszystko jest
naprawd! straszne.
F+8 -ardzo wspczuj!. 6estem jednak pewien, #e da pani
sobie rad!.
7-8 ;zy to wszystko4
F+8 "a razie tak. 7le z pewno%ci jeszcze porozmawiamy.
Przesuchanie si! ko0czy. 6est AP.MM.
19
Pierwszym mieszkaniem <ickarda -erglunda w 3ppsali po
sko0czeniu szkoy podo?icerw by pokj na stancji przy
.orsgatan w dzielnicy 2uthagen. +pacer na wydzia teolo&
giczny zajmowa nie du#ej ni# dziesi!$ minut, co dla niego
byo idealne. )ospodyni nazywaa si! 7ngelica 2i??erman i
miaa osiemdziesit lat, a studenci mieszkali u niej od
$wier$ wieku, odkd stracia m!#a. Pre?erowaa studentw
teologii, prbowaa z humanistami i studentami medycyny,
ale w pokoju zdarzay si! balangi. Pre?erowaa rwnie#
m!#czyzn, poniewa# zdarzao si!, #e potrzebowaa pomocy
w takiej czy innej praktycznej sprawie, a wtedy wi!cej po&
#ytku z chopa ni# z baby.
;aymi dniami czytaa, szydekowaa i rozwizywaa
krzy#wki, co wieczr, ogldajc wiadomo%ci, wypijaa dwie
szklaneczki porto i miaa kota o imieniu Miller. Mia sie&
demna%cie lat i pokonywa maksymalnie dziesi!$ metrw
dziennie. ;zasem udawao mu si! doj%$ do kuwety, a cza&
sem nie. Miaa te# crk! w Kristianstad, o imieniu )un(or,
na ktr co drugi dzie0 krzyczaa przez tele?on, zwaszcza po
winie. <ickard sysza te tyrady przez cienk %ciank!
dziaow i my%la, #e musi to by$ niespotykanie cierpliwa
kobieta, skoro znosi tak olbrzymie ilo%ci regularnych obelg.
Pod jego adresem gospodyni nigdy ich nie kierowaa. "ie
przyjmowa w pokoju pa0 i nie balowa. / ka#dym razie nie
przy .orsgatan. * 7nn spotyka si! zawsze na Friksbergu
albo w knajpie.
Pierwszy raz poszli do #ka w pierwszym tygodniu sierpnia.
"ie by to szczeglnie udany akt miosny, poniewa# okazao
si!, #e oboje robili to pierwszy raz. *a#enowanie jednak
min!o, miesic p5niej sprbowali znowu z nieco lepszym
skutkiem.
<ickarda cieszyo, #e 7nna nikogo przed nim nie miaa i #e
on nie mia nikogo przed ni. ,zielone za#enowanie to
poowa za#enowania. ;ae szcz!%cie, #e nie robia tego z tym
)oranem z @ront "ational de 2iberation, pomy%la. ,zi!ki
temu mogli czu$, #e czy ich co% naprawd! powa#nego.
<ickard i 7nnaJ troch! dziwne, #e wiedzia to z tak
pewno%ci ju# po kilku miesicach, ale serce ma swoje racje.
/iemy co%, cho$ nie rozumiemy skd. +wj pierwszy
prawdziwy orgazm 7nna prze#ya w drugi pitek listopada,
przynajmniej tak twierdzia. .rening czyni mistrza, jak
in?ormowano w u%wiadamiajcych seksualnie pisemkach, z
ktrymi od czasu do czasu konsultowa si! w najwi!kszej
skryto%ci.
/a%nie po tym prze#yciu, listopadowym orgazmie, po raz
pierwszy powiedziaa, #e chyba go kocha. "iezwocznie
odpar, #e on j te#. .ej nocy nie zmru#y oka i kiedy na&
st!pnego wieczoru byli na +ibyllegatan i jedli osin!, czu, #e
naprawd! s par. "ie mniej ni# pozostali8 .omas i )unilla
oraz )ermund i Maria, tak, czu to caym sob.
Pewnego dnia si! pobierzemy, my%la.
-!dziemy mieli dzieci.
7nna i ja.
<ickard i 7nna. Pi!knie to brzmi.
Postanowili, #e b!d spieszy$ si! powoli. "ie wprowadza$
si! do siebie na hura. Poczeka$ troch! z zar!czynami i tak
dalej. * przedstawianiem rodzicom tak#e nie ma co si!
spieszy$, kiedy jednak <ickard byt w Io(a podczas trzech
%witecznych dni, powiedzia mamie, #e pozna dziewczyn!.
/idzia, #e j to ucieszyo, ale ci!#ko jej byo ubra$ t! rado%$
w stwa.
Ojej, powiedziaa tylko. 3wa#aj na siebie.
Obieca, #e b!dzie uwa#a. Kiedy drugiego dnia %wit
wyje#d#a, przytuli j na po#egnanie, co pewnie zdziwio j
rwnie mocno, jak jego samego. Uadne z nich nigdy nie
przepadao za kontaktem cielesnym. 6ego nie#yjcy ojciec
rwnie#, mi!dzy ciaem a duchem istniaa granica, ktrej si!
bezkarnie nie przekraczao.
"ie wiedzia, czy 7nna opowiadaa o nim swojej rodzinie w
+alabackar, i nie chcia jej o to pyta$. -yo jasne, #e stosunki
mi!dzy nimi nie s dobre. /yprowadzia si! z domu ju#
kiedy bya w liceum i nigdy o nich nie rozmawiaa. 7ni o
rodzicach, ani o braciach. * nimi zreszt te# nie, o ile
<ickard potra?i oceni$. Oczywi%cie przyjdzie dzie0, kiedy
b!dzie mg ich pozna$ & tak samo jak 7nna zostanie
przedstawiona jego samotnej matce w Io(a & ale, jako si!
rzeko, nie ma powodu do po%piechu.
,opiero w styczniu po raz drugi zadeklarowali, #e si!
kochaj. <wnie# i tym razem miao to miejsce po udanym
stosunku w mieszkaniu przy )limmer(Hgen na Friksbergu i
<ickard zacz rozumie$, #e mio%$ ?izyczna jest rzeczy&
wi%cie tak wa#n i delikatn spraw, jak to opisuj w tych
gazetach. /iara moga tu by$ przeszkod. Kry si! w tym
kon?likt, z ktrym nie umia sobie poradzi$, i na pocztku
wybra najprostsze wyj%cie8 w ogle nie prbowa$. "ie mg
rozmawia$ z 7nn o -ogu i nie mg rozmawia$ z -ogiem o
7nnie. / jednym i drugim przypadku nie znajdowa sen&
sownych sw, wi!c tak#e t! kwesti! odo#y na p5niej. ,la
modego studenta z 3ppsali na pocztku lat siedemdziesi&
tych przyszo%$ jest duga, nie ma si! czym martwi$.
/ cigu pierwszych semestrw nie widywa si! z 7nn zbyt
cz!sto. Ka#dego dnia doje#d#aa pocigiem do szkoy
dziennikarskiej w +ztokholmie, najcz!%ciej mieli dla siebie
jeden wieczr w %rodku tygodnia oraz weekendy, ktre
zwykle sp!dza na )limmer(Hgen. ;zasem szli do #ka, a
czasem nie. "ajcz!%ciej wypijali razem butelk! wina.
;zerwonego, 'ino .into lub Parador, #adne z nich nie prze&
padao za biaym. 7ni za r#owym, ktre nagle stao si!
takie popularne.
"ic wi!cej si! nie dziao. "iczego wi!cej nie byo im trzeba.
* -ogiem spotyka si! w pozostae dni na teologii. /yczu$
jego obecno%$ nie zawsze byo atwo, ale w zasadzie bya ona
oczywista. <ickard -erglund nosi to w sobie jak aksjomat, a
aksjomatw nie mo#na kwestionowa$. 7ksjomaty nigdy nie
musz si! wysila$, powiedzia kiedy% .omas podczas
$wicze0 strzeleckich w IRgadalen. ,latego zdarza im si!
zadziera$ nosa, takie ju# s. <ickard pami!ta, #e prbowali
wyja%ni$, z czego si! %miej, wyjtkowo zarozumiaemu
chor#emu "orLnowi. "ie udao im si! to i dostali
reprymend!.
)dzie jednak & w dzisiejszym %wiecie, na przykad w poowie
stycznia ABPA roku & #ywy -g w tym zsekulary& zowanym,
wywrconym na lewo kraju mgby mie$ swj przybytek,
je%li nie na wydziale teologicznym uniwersytetu w 3ppsali4
*aledwie p rzutu kamieniem od rezydencji arcybiskupa, a
$wier$ od katedry.
,obre pytanie, my%la czasem. Fleganckie retorycznie. ;zy
mo#na je jednak zada$, nie czujc w nozdrzach zdra&
dzieckiego zapaszku ironii4
Kurs podstawowy z religioznawstwa, ktry wedug nowego
schematu przewidziany by na pocztek studiw teolo&
gicznych, rozciga si! na dwa pierwsze semestry. -y to po
prostu przegld siedmiu tematw egzaminacyjnych8 histo&
ria religii, egzegeza +tarego .estamentu, egzegeza "owego
1$stamentu, historia Ko%cioa z histori misji, dogmatyka \
symbolik, etyka z ?ilozo?i religii i teologia praktyczna.
<ickard by pilny z natury. ;zyta ca obowizkow litera&
tur!, prbowa zapozna$ si! z uzupeniajc, polecan przez
wykadowcw na seminariach, a rwnolegle czyta Kierke&
gaarda. 4l'oal'o, +tadia na drodze ycia, &ojcie
lk(. Problem stanowi ?akt, #e nie mo#na byo dosta$
caego Kierkegaar& da po szwedzku8 <ickard mia do
dyspozycji jedynie swj s?atygowany egzemplarz Wy'or(
pism oraz Fiena(kowe zamykaj.ce post script(m
tom 11 po du0sku Vznaleziony przypadkiem w jednym z
antykwariatw na T(re +lottsgatanW. 6ednak mimo tych luk,
za ka#dym razem gdy zag!bia si! w ?undamentalnych
tekstach egzystencjalizmu Vza takie bowiem je uwa#aW,
towarzyszyo mu uczucie obcowania z czym% %wie#ym,
prawdziwym i ludzkim. / ka#dym razie prawdziwszym i
bardziej ludzkim ni# 3istoria misji c,rze%cija!skic,
7mbretsena i @incka. ;ho$ pewnie dawao si! to powiedzie$
o wi!kszo%ci.
.ak czy inaczej, <ickard wkuwa wszystko, co musia
wkuwa$, i wi!kszo%$ jego kolegw robia to samo. /%rd
nieodcznych skarg, st!ka0 i egzaminacyjnej m!ki. Kierke&
gaard musia niestety poczeka$, na wszystko przyjdzie czas.
"awet na ponowne przyj%cie na ziemi! Pana "aszego
6ezusa ;hrystusa, jak mo#na byo przypuszcza$. / ogle
wiele rzeczy wydawao si! nale#e$ do odlegej przyszo%ci i
mo#e dlatego z t 6ego obecno%ci byo czasem r#nie.
6ednak ktrego% dnia & tak, przez wiele kolejnych dni
& porozmawia o tym wszystkim z 7nn. "a pewno, bo rw&
nie# i to jest tylko i wycznie kwesti czasu.
20
-arbarotti sko0czy lektur! zielonych segregatorw +andli&
na dopiero we wtorek o szesnastej, ale poniewa# 7sunander
przeo#y ich omawianie na %rod!, nie miao to wi!kszego
znaczenia.
/o#y ostatnie papiery na miejsce i schowa segregatory.
Odchyli si! na krze%le, poo#y nogi na biurku, splt donie
na karku.
Pomy%la, #e to cholernie dziwna historia.
7 mo#e nie dziwna, to byo ze sowo. -o te# nie bya to
historia. Po przeczytaniu trzech ostatnich przesucha0 &
wszystkie przeprowadzone byy jednego popoudnia i wie&
czoru MB wrze%nia ABPN, dzie0 po wypadku w wwozie )_sa,
przez inspektora kryminalnego F(erta +andlina na
komisariacie w Kymlinge & )unnar -arbarotti pomy%la, #e
nigdy nie czyta czego% tak wyjaowionego z tre%ci. <ickard
-erglund, Flisabeth Martinsson i )unilla /inckler&<ysth
nie powiedzieli niczego, co w najmniejszy nawet sposb
zmienioby obraz, jaki wytworzy sobie ubiegego wieczoru
po przeczytaniu zezna0 )ermunda )rootha, .omasa /in&
cklera i 7nny -erglund.
Po prostu wszyscy mwili to samo. ;aa szstka chodzia po
lesie, ka#dy osobno, i nikt, kiedy usysza krzyk, nie widzia
#adnego z pozostaych. /szyscy pobiegli najszybciej jak si!
dao na skraj wzgrza i w cigu kilku minut byli przy
zwokach Marii /inckler. .omas /inckler pobieg po
pomoc.
"ikt nie potra?i niczego wyja%ni$ i gdyby nie to, #e dwie
kobiety twierdziy, i# zmara krzykn!a 9MordercaS: albo
9*abij mnie:, nie byoby najmniejszego powodu, aby po&
dejrzewa$ jakiekolwiek przest!pstwo.
Przynajmniej do dnia dzisiejszego, trzydzie%ci pi!$ lat
p5niej, gdy w tym samym miejscu le#aa kolejna o?iara wy&
cieczki.
Miejsce odej%cia przodkw, pomy%la )unnar -arbarotti.
6e#eli nic takiego nigdy nie istniao, dlaczego wymy%lono to
poj!cie4
+ama zgodno%$ bya jednak zastanawiajca. Podobie0stwo
w zeznaniach. 7 mo#e to +andlin by kiepskim przesu&
chujcym4 3partym, ale kiepskim4 ;zy zadawa
niewa%ciwe pytania4
.rudno to byo oceni$ po tak dugim czasie. ;ho$ -arbarotti
musia przyzna$, #e zaznaczanie na mapie byo sprytnym
posuni!ciem. Ka#dy uczestnik wycieczki postawi krzy#yk
na pustej mapie, nie wiedzc, jak zaznaczali inni, ale nawet
z tego nie wyniky #adne rozbie#no%ci. Kiedy +andlin
zestawi rezultaty na swojej mapie, punkty znalazy si! na
powierzchni liczcej jakie% trzysta na czterysta metrw, co
zdawao si! potwierdza$, #e #aden z uczestnikw wyprawy
nie widzia nikogo, kiedy rozleg si! krzyk.
Posuni!cie sprytne, ale bezowocne.
;zy jednak wa%nie to nie jest cholernie dziwne4 & my%la
-arbarotti. ;zy gdy szstka dobrych przyjaci & plus jedna
nieparzysta & spotyka si! po dugim czasie, nie byoby
bardziej naturalne, gdyby idc, ze sob rozmawiali4 6e%li
nie ca grup, to dwjkami4 ;hocia# niektrzy z nich4 ;zy
w sobotni wieczr zd#yli si! sob znudzi$4 ;zy w czasie
tego spotkania co% si! wydarzyo4 ;o%, co z jakich% powo&
dw chcieli zatrzyma$ dla siebie4
<wnie dobrze mg to by$ czysty przypadek. Flisabeth
Martinsson i )unilla /inckler&<ysth twierdziy, #e byy bli&
sko siebie jakie% dwie&trzy minuty przed tym, jak rozleg si!
krzyk. 7nnie -erglund mniej wi!cej w tym samym czasie
wydawao si!, #e dostrzega m!#a. .eren by pagrkowaty i
zalesiony, nie mogy to by$ wielkie odlego%ci.
"ikt jednak nie mia alibi. +andlin stwierdzi to w swoim
komentarzu do sprawy, a -arbarotti mg tylko powiedzie$
to samo dzisiaj, trzydzie%ci pi!$ lat p5niej. Ka#dy z tej
szstki mg zepchn$ Mari! /inckier do wwozu.
/ zasadzie. Pytanie oczywi%cie, po co. Po co ktokolwiek z
nich miaby to robi$4 ;zy ktre% miao jaki% powd4
;zy wa%nie to mobilizowao +andlina do kontynuowania
%ledztwa przez trzy miesice4 ;zy#by zwietrzy motyw4
1 czy to wa%nie to przeczucie skonio go do trzykrotnego
przeszukania tego miejsca, przy czym ostatni raz w grud&
niu4 *ainspirowao do zrobienia rekonstrukcji z udziaem
sze%ciu ?unkcjonariuszy i asystentw4 ;zy dlatego przesu&
cha jeszcze dziesi!$ innych osb, a# wczesny komendant,
niejaki komisarz 'al?ridsson, poprosi go o dodatkow no&
tatk! su#bow na temat stanu %ledztwa, z uzasadnieniem,
dlaczego nie zostao umorzone.
Owa notatka znajdowaa si! w drugim segregatorze. -ya
opatrzona dat AB listopada ABPN i wynikao z niej, #e
pozostao jeszcze do wykonania kilka bada0 i przesucha0.
Poza tym niewieleJ -arbarotti mg przypuszcza$, #e
+andlin nie przepada za swoim sze?em, pami!ta, #e 'al&
?ridsson mia opini! nader niesympatycznego. "awet jak na
komendanta. Przeszed na emerytur! pi!$ lat przed tym, jak
-arbarotti rozpocz prac! w Kymlinge, a z #yciem rozsta
si! niedugo potem, kiedy to rozedma puc naogowego pa&
lacza odniosa zwyci!stwo.
+andlin oczywi%cie jesieni ABPN roku nie pracowa nad t
spraw non stop i codziennie. Ka#dy dokument by opa&
trzony dat i zdarzay si! kilkudniowe lub kilkutygodniowe
luki.
"o, to by byo tyle, podsumowa -arbarotti sam dla siebie i
westchn. Postanowi, #e wszystko przeka#e -ackman, #eby
moga to sobie w spokoju przejrze$. /prawdzie ustalili, #e
on b!dzie grzeba w przeszo%ci, ona w tera5niejszo%ci, ale
zawsze przecie# mo#na zrobi$ ma zamian! rl.
+plt donie na karku, zdj nogi z biurka i mia wa%nie
wsta$, kiedy zapukaa i wsun!a gow! do %rodka.
& Przeszkadzam w pracy umysowej4
& ,obry timing & odpar -arbarotti. & "ie, mj umys mia
niestety awari!. /a%nie chciaem i%$ do ciebie i zapyta$,
czy rozwizaa% spraw!.
& "ie do ko0ca & przyznaa -ackman, siadajc. & 7le jestem
na dobrej drodze.
& Powa#nie4 & zapyta -arbarotti.
& .ak, bo nie wydaje mi si!, #eby w ogle bya jaka% sprawa.
.ak jak mwiam na pocztku. Ona spada, a on skoczy.
& * jakiego powodu4
& ;o masz na my%li4
& +kok & powiedzia -arbarotti. & +padek chyba nie wymaga
uzasadnienia.
& +padek4 & zapytaa -ackman. & ,obre sowo.
& /iem. "o i4
& Mam ci powiedzie$, dlaczego )ermund )rooth skoczy do
wwozu )Rsa4
& Ot# to & powiedzia -arbarotti. & O%wie$ z aski swojej
nieczynny gliniarski mzg. ,laczego zabi si! w miejscu, w
ktrym trzydzie%ci pi!$ lat temu zgin!a jego narzeczona4
& +dz!, #e odpowied5 jest zawarta w pytaniu & odpara
-ackman.
&;o4
& "o, tak to jest.
& ;zyli dla ciebie to zupenie normalne4
& / ka#dym razie nie takie dziwne. 6e#eli kto% decyduje si!
na %mier$, mo#e chcie$ starannie wybra$ miejsce.
-arbarotti patrzy na ni nachmurzony i zastanawia si!.
& 7 cholera wie & powiedzia. & "igdy nie byem na tyle
bliski tej decyzji, #ebym wybiera metod!. 7lbo miejsce. 7
ty4
& Mo#e w wieku nastu lat & przyznaa F(a -ackman. & 7le
wtedy nie byam zbyt rozsdna. *reszt, mogli skoczy$
oboje. Ona i on. On za% mg wiedzie$, #e to zrobia.
& Przez te wszystkie lata4
& Przez te wszystkie lata. Mo#e bya jego wielk i jedyn
mio%ci i po trzydziestu pi!ciu latach si! podda. ;hcia si!
z ni w jaki% sposb poczy$, nie uwa#am, #eby to byo
takie dziwne.
& * iloma osobami rozmawiaa%4 & zapyta -arbarotti.
& * dwiema & odpara F(a -ackman. & * )unill /in& ckler&
<ysth i z Flisabeth Martinsson. & * t drug tylko przez
tele?on. "ie przycisn!am ich zreszt jeszcze.
& ;o masz na my%li4
& "ie zapytaam na przykad o alibi. * jak du#ym prze&
dziaem czasowym mamy do czynienia4 ;ztery godziny,
dobrze zrozumiaam4
-arbarotti skin gow.
& * grubsza. +obota mi!dzy dwunast a szesnast, mniej
wi!cej. <itzLn mwi, #e raczej wcze%niej ni# p5niej, ale
chyba bardziej nie da si! tego zaw!zi$.
& +zkoda, #e ten ?acet z psem nie wychodzi cz!%ciej.
Mogoby to pomc.
& /iem & odpar -arbarotti. & 7le jest, jak jest. 1 szkoda, #e
chcesz to upro%ci$. 6a przeczuwam w g!bi duszy co% in&
nego.
& "ie wiedziaam, #e zacze% aromaterapi! & powiedziaa
-ackman. & 7 mo#e to harmonizowanie zmysw4
& 6edno i drugie. .rzeba czerpa$ z nauki. ;zyli nie roz&
mawiaa% z pastorem4
& On ju# nie jest pastorem.
& <ozmawiaa% z eks&pastorem4
& "ie. 6ego #ona umiera w szpitalu na raka.
& 7, wspominaa% & odpar -arbarotti z westchnieniem.
& "iezbyt wesoa sytuacja, ale chyba i tak musimy z nim
porozmawia$4 ;hcesz, #ebym ja si! tym zaj4
& -ardzo bym prosia. ;o mam przewidziane w zamian4
& O, to & powiedzia -arbarotti, wr!czajc jej segregatory. &
.ylko prosz!, #eby% czytajc, porzucia swoje z gry
powzi!te zao#enia.
& "ie piernicz. 6a nawet nie wiem, co to znaczy. Kiedy
mamy to omawia$ z 7sunanderem4
& 6utro po poudniu. Masz przed sob cay wieczr i po&
ranek.
& Okej & odpara -ackman i wr!czya -arbarottiemu cienk
teczk!.
& ;o to jest4
& /ydrukowane przesuchania /inckler&<ysth i Mar&
tinsson. "ie chc!, #eby% siedzia bezczynnie, je%li nie za&
piesz eks&pastora.
& ,zi!ki & powiedzia )unnar -arbarotti. & *awsze mo#na
na ciebie liczy$.
& +pisaam je biaym wierszem. Mam nadziej!, #e to do&
cenisz.
& "apisz! do nich muzyk! & odpar -arbarotti & i jutro
od%piewamy 7sunanderowi w duecie.
& =on Die( powiedziaa -ackman.
Po choler! gadamy w ten sposb4 & pomy%la, kiedy za&
mkn!a za sob drzwi.
Ueby umila$ sobie dni4 ;zy#by%my byli tak zm!czeni prac,
#e nie potra?imy inaczej4
1 co to za sw!dzenie rozchodzi mi si! po duszy4
/a%nie to pytanie zada kilka godzin p5niej Marianne.
& 6akie% sw!dzenie rozchodzi mi si! po duszy. 6ak my%lisz,
co to mo#e by$4
-yo wp do dziesitej wieczorem. /rcili do swojej
wsplnej pracowni. /a%ciwie ju# wcze%niej my%la sobie, #e
spenia ona bardziej rol! pokoju wypoczynkowego. .ak to
jest, jak si! ma w domu czterech nastolatkw. "awet je%li s
przyszo%ci tego kraju.
& ;hodzi o prac! czy o nas4
& "ie mo#e chodzi$ o nas, a wi!c chodzi o prac! & rzek
-arbarotti.
& 6este% tego pewny4 & spytaa Mariann!. & /zi!li%my na
siebie odpowiedzialno%$ za czwrk! dzieci, byoby troch!
gupio teraz to przerwa$.
& *wariowaa%4 Kto mwi o przerywaniu4 Mwiem tylko,
#e czuj! w duszy lekki %wid i #e najprawdopodobniej ma to
zwizek z prac. Kocham ci! bardziej ni# kiedykolwiek.
& ,obrze & odpara Marianne. ` 6a ciebie te# kocham. 7 o
dusz! trzeba dba$, chyba powinni%my sobie nawzajem o
tym przypomina$, gdy wkrada si! zm!czenie. 6aka su#bowa
sprawa tak ci! gryzie, co4
& .ak wa%ciwie to nie wiem. Pewnie ten ?acet, ktry zgin
w wwozie )Rsa. .ym si! w ka#dym razie teraz zajmuj!.
& ;hodzi o to, co zdarzyo si! w niedziel!4
& <aczej w sobot!. / niedziel! go znaleziono.
& 7ha. 1 dlaczego ci! z tego powodu sw!dzi4
& ;i!#ko powiedzie$ & rzek -arbarotti. & F(a -ackman
twierdzi, #e w gr! nie wchodzi #adne przest!pstwo, a ona
zwykle ma racj!. 6a mam jednak zupenie inne przeczucie.
& ;o% si! stao dawno temu w tym samym miejscu, prawda4
& "o tak & westchn -arbarotti. & / ABPN zgin!a tam
kobieta. 7 ten, ktrego znale5li%my teraz, by jej partnerem.
& ;o ty powiesz4 & odpara Marianne, a on zdziwi si!, #e
wcze%niej z ni o tym nie rozmawia. 7le ostatni raz widzieli
si! w niedziel!, w nocy z poniedziaku na wtorek miaa
dodatkowy dy#ur.
& "o wa%nie. /pada tam moda, dwudziestopi!cioletnia
kobieta... to zreszt jest dawne miejsce odej%cia przodkw,
cho$ -ackman twierdzi, #e nigdy nic takiego nie istniao. .a
kobieta w ka#dym razie nazywaa si! Maria /inckler. 7
trzydzie%ci pi!$ lat p5niej jej chopak, obecnie koo
sze%$dziesitki, spada w tym samym miejscu. )ermund
)rooth.
Min!o kilka sekund, zanim poj, #e dzieje si! co%
dziwnego. Marianne siedziaa na brzegu jego biurka, teraz
wstaa i trwaa w zupenym bezruchu z jedn r!k uniesion
w osobliwym ge%cie, ktrego nie umia zinterpretowa$.
/patrywaa si! w niego, nie, nie w niego, w %cian! za jego
plecami, plakat Piranesiego, ktry kupili w Pradze, a mo#e
w tapet! koo plakatu, a jej spojrzenie przez kilka sekund
wyra#ao kompletn pustk!. 7lbo mo#e wielkie osupienie.
Potem wzi!a si! w gar%$. Przeczesaa do0mi wosy i wy&
prostowaa si!.
& *ejd5 po butelk! wina & powiedziaa. & ;hyba musimy o
tym porozmawia$.
& O czym... o czym ty, do diaba, mwisz4 & zapyta )unnar
-arbarotti.
Odchrzkn!a.
& O tym, #e doskonale wiem, kim jest )ermund )rooth...
czy raczej powinnam powiedzie$8 kim by.
& +kd ty...4
& 6edno z tych woskich. "o pospiesz si!, na lito%$ bosk.
)unnar -arbarotti zerwa si! i pomy%la, #e sw!dzenie
najwidoczniej przeszo w co% innego. .rudno powiedzie$ w
co.
21
"ast!pnego ranka przypara go do muru. 7 przynajmniej
prbowaa.
*ostawia$ j sam ze wszystkimi4 /yj%$ sobie z )er&
mundem i mie$ gdzie% ca odpowiedzialno%$4 ;o to za nie&
lojalne zachowanie4 O co tutaj chodzi4
& Potrzebowa tego & odpar .omas.
& Potrzebowa4
& .ak. Przykro mi, ale jest tak, jak mwi!.
& ;zyli potrzeby )ermunda s najwa#niejsze4
& /czoraj byy. "ie miaem wyboru.
& 6ak to4 6ak to nie miae% wyboru4
.omas opar gow! na doniach i przyglda si! jej. +iedzieli
przy stole w kuchni. -ya za pi!tna%cie dziesita, pomy%laa,
#e wyglda na zm!czonego, ale nie brzmia jak skacowany.
"ie brzmia te# jak skruszony, co na pocztku zakadaa.
3siowa by$ lojalny, byo to widoczne.
-i si! z my%lami, czy jej powiedzie$, czy nie. ,olaa kawy z
termosu i czekaa. Posmarowaa marmolad sucharek i
prbowaa zdusi$ irytacj!.
& ;hcia si! zabi$.
&;o4
& )ermund chcia wyj%$ i si! zabi$. ,latego z nim po&
szedem.
*acz!a #aowa$, #e nie zapytaa go ju# wczoraj wieczorem.
/olaa si! nie odzywa$. Poo#yli si! koo drugiej, kiedy
wszyscy ju# poszli, i nie zamienili ze sob ani jednego sowa.
Odwrcili si! tylko plecami do siebie i zasn!li.
7 teraz on twierdzi, #e uratowa )ermundowi #ycie. ;holera
wie, pomy%laa )unilla <ysth. 6e%li kamie, to sprawa jest
powa#na. "aprawd! powa#na.
/ sumie dlaczego miaby kama$4 Mia ca noc na wy&
my%lenie czego% lepszego.
& Opowiedz & powiedziaa, zapalajc papierosa.
& "o dobrze & odpar. & ;ho$ obiecaem mu, #e nie b!d! o
tym mwi.
*acign!a si! i znowu czekaa. On westchn i zacz hu%ta$
si! na krze%le. Przyglda si! stertom niepozmywa& nych
naczy0.
& "ie powtarzaj tego Marii.
& "ie zamierzam nikomu powtarza$. On mia chyba nie5le
w czubie, co4
& /iem. 7le to nie bya pijacka gadka. Przynajmniej tak mi
si! wydaje. +zkoda, #e tra?i na tego pieprzonego 2arsa&
&1ngego.
& Po co go w ogle przyprowadzae%4 "ie masz lepszych
kolegw4
& +ony powiedzia .omas. & +potykaem si! z nim tylko,
jak by trze5wy. .ak, by naprawd! nie do wytrzymania.
*astanawiam si!, jak b!dzie wyglda ten kraj, je%li tacy jak
on wezm si! za ?inanse.
& .y to zrwnowa#ysz. O tym -enganie te# zreszt nie
mo#na powiedzie$ zego sowa.
.omas wzruszy ramionami. )unilla westchn!a.
& ;hyba nie trzeba popenia$ samobjstwa tylko dlatego, #e
spotkao si! niesympatycznego ekonomist!. Prawda4
Potrzsn gow.
& Miejmy nadziej!, #e nie. "ie rozumiem go. 7le czasem
potrzeba tylko iskry zapalnej, prawda4 7 wczoraj stao si!
tak z )ermundem. .rudno byo wydusi$ z niego sensowny
powd, zdawao si! tylko, #e to nie jest nic nagego.
& 6ak to nic nagego4
& "o, #adne konkretne wydarzenie. .ylko co%, co w sobie
nosi i co czasami daje o sobie zna$. Mo#e chodzi o %mier$
rodzicw i siostry. .ak jakby to cay czas byo gdzie% tam
przyczajone, ale nie wiem. "ie chciaem pyta$.
& 7 co on wa%ciwie mwi4
.omas znowu pokr!ci gow.
& /yszed z kibla i powiedzia do mnie8 9.omas, mam ju#
dosy$. 1d! si! zabi$. Powiedz Marii, #e bardzo mi przykro:.
& ;o4 .ak powiedzia4
& *gadza si!. ,okadnie tak. ;o do sowa. 1 brzmia zupenie
trze5wo, nawet je%li nie by. /zi kurtk! i szalik
1 wyszed. .o co miaem zrobi$, do cholery4
)unilla zdusia papierosa i prbowaa jako% spontanicznie
zareagowa$, ale to wszystko byo takie skomplikowane.
1 w pewien sposb niejasne. .ak niepoj!te, #e nie wiadomo
byo, co z tym zrobi$. Pomy%laa, #e tak naprawd! zupenie
nie zna )ermunda )rootha. "igdy nie rozmawiaa z nim w
cztery oczy, tak jak z <ickardem i Mari. "ie #eby doskonale
rozumiaa Mari!, co to, to nie, ale z )ermundem nic jej nie
czyo. 6e%li akurat zostawali sam na sam & nie zdarzao si!
to zbyt cz!sto, ale kilka razy owszem & nie wiedziaa, co
powiedzie$. "ie mo#na byo nawet gada$ z nim o bzdurach,
tak jak dao si! to robi$ z Mari. "a przykad r#ne pierdoy
o .omasie, p #artem, p serio.
)ermund )rooth by jednak trudny. Mimo woli odnosi si!
do innych z wy#szo%ci. "ie my%laa o nim 5le, nic z tych
rzeczy, ale by i pozosta dla niej obcym czowiekiem.
6este%my dwoma gatunkami, ktre si! nie porozumiej, po&
my%laa. Po prostu. <yba i krowa.
*a%miaa si!. .omas zmarszczy czoo ze zdziwienia.
& * czego si! %miejesz4
& +orry. "ic takiego. "o to co robili%cie4
.omas rozo#y r!ce.
& +zli%my. ,o +tabby, par! kek po lesie i z powrotem.
+kr!cili%my do <ackis, napili%my si! po piwie, przygrywa
zesp bluesowy, ale akurat mieli przerw!. "a pocztku m&
wi, #ebym zostawi go w spokoju, #e chce spokojnie zrobi$
to, co ma do zrobienia. Powiedziaem, #e go nie zostawi!, #e
oczywi%cie nie pozwol! mu si! zabi$... uznaem, #e lepiej
potraktowa$ go powa#nie. .rzeba okaza$ respekt, ja bym si!
nie5le wkurzy, gdybym chcia popeni$ samobjstwo, a inni
by mi nie wierzyli. ;o ty o tym my%lisz4
)unilla pokiwaa gow.
& 6asne. Przecie# by pijany, a kiedy czowiek jest pijany i
roz#alony, chce, #eby powa#nie traktowa$ to, co mwi,
nawet je%li gada bzdury. ;hyba nie chcesz powiedzie$, #e
rzeczywi%cie by to zrobi, gdyby% z nim nie poszed4
.omas zapali papierosa.
& +kd mo#na wiedzie$4
& Pytasz mnie4
& .ak. .ak ju# przecie# jestJ kiedy si!gamy pami!ci wstecz,
widzimy tylko to, co si! rzeczywi%cie zdarzyo. "ie to, co si!
nie zdarzyo. Mo#liwe, #e uratowaem )ermundowi #ycie,
ale nigdy si! tego nie dowiemy na pewno. /a#ne jest to, #e
podjem decyzj!. 3znaem, #e nie wolno mi go pu%ci$
samego, nie oczekuj! za to #adnego medalu.
P minuty patrzya na niego bez sowa. <zeczywi%cie wy&
glda troch! na ura#onego i by$ mo#e mia do tego prawo.
& Przepraszam & powiedziaa. & Pewnie zrobie% to, co
musiae%. -yam troch! nabzdyczona, ale %wiat si! od tego
nie zawali. .ak mnie zostawie% sam ze wszystkimi. 7le o
czym to mwili%my4 Musia przecie# wyja%ni$, dlaczego
chce to wszystko sko0czy$4
& "iezbyt jasno. Powiedzia tylko, #e d5wiga piekielny
ci!#ar.
& Piekielny ci!#ar4
& .ak si! wyrazi. Mwi jeszcze, #e #ycie jest dla niego
pieprzonym #artem, teatrem, #e ju# nie ma ochoty du#ej
sta$ na scenie... no, gada w ten sposb. *e wszystko jest
?aszywe, zakamane i gdy si! temu przyjrze$ z bliska, pozo&
staje zrobi$ tylko jedno.
& *abi$ si!4
& .ak. Powiedziaem mu oczywi%cie, #e to bzdury, i za&
pytaem, jaki jest sens popenia$ samobjstwo. On si! za&
%mia i odpar, #e oczywi%cie nie ma #adnego sensu i wa%nie
o to chodzi. / ka#dym razie do%$ szybko sko0czy na ten
temat mwi$ i po prostu chodzili%my w deszczu, rozmawia&
jc... a potem poszli%my do <ackis... obawiam si!, #e byo to
wszystko nie5le napuszone. /iesz4
& Modzi intelektuali%ci rozwizuj tajemnice #ycia4
& ;o% w tym stylu. ;ho$ z )ermundem nie jest atwo. "ie
wiem, co to za piekielny ci!#ar. .o jednak pewne jak amen
w pacierzu, #e mamy tu traum!. +traci$ w wieku dziesi!ciu
lat ca rodzin!. "ic dziwnego, #e czowiek jest dziwny.
& /iesz mo#e, jak otrzyma pomoc, kiedy to si! stao4
& "ie mam poj!cia. Pewnie nie rozmawia o tym nawet z
Mari, ale mo#esz j zapyta$. "ie ma sensu, #ebym ja to
robi. ,ziesi!$ lat temu te# chyba byli psychologowie dzie&
ci!cy.
& Kto si! nim zaj4
& "ie wiem. 7le przyjecha do 3ppsali w wieku szesnastu
lat. <ozpocz nauk! w szkole @jellstedtska i dosta za&
kwaterowanie.
& ,ziwne to okre%lenie. Piekielny ci!#ar4
& .ak. Powiedzia jeszcze co% dziwnego. /sp#y z dwu&
dziestoma dwoma kobietami. 1 co ty na to powiesz4
& ;o powiem4 Powiem, #e to obrzydliwe. Maria o tym wie4
My%laam, #e mieli razem zamieszka$.
& -o maj. Ona chyba wie, nie prosi mnie w ka#dym razie,
bym to akurat zachowa dla siebie. .ylko to, co mwi o
samobjstwie.
& Ona te# chyba niejedno przesza4
& 6akie to ma znaczenie4
& "ie mam poj!cia. .o twoja siostra, a nie moja.
& 1 co to ma znaczy$4
&;o4
& *e to moja siostra, a nie twoja4
)unilla westchn!a.
& Przepraszam. Mo#emy to przerwa$4 .ylko si! denerwu&
jemy. /czoraj by gwniany wieczr, tak si! czasem zdarza.
/sta.
& Okej. .o mo#e pozmywamy4 / tym domu nie ma chyba
ani jednej czystej y#eczki.
*astanawiaa si! nad tym p5niej. Przez ca zim! pojawiao
si! to w jej my%lach, nie za cz!sto, ale od czasu do czasu. *a&
rwno to, co .omas mwi o )ermundzie & jego
samobjczym wieczorze i liczbie dziewczyn, jakie mia & jak i
nieprzyjemna rozmowa w kuchni. -ya za, kiedy zacz!li
rozmawia$, ale mimo to kilka razy wydawao si!, #e dojd
do porozumienia. .ak si! jednak nie stao. "ie pogodzili si!.
*mywali i sprztali przez dwie godziny i przez cay ten czas
nie zamienili ani jednego sowa. 3znaa, #e to przez jej
wypowied5 na temat Marii. *e to on ma za ni odpowiada$,
a nie ona. Odebra to jako oskar#enie, tak jakby w jaki%
sposb )unilla obarczaa go odpowiedzialno%ci za to, co
)ermund i Maria wymy%lili. "ie powiedzia tego, ale ta
cisza, jakby uzna, #e nie warto nawet z ni rozmawia$ i
czegokolwiek jej tumaczy$, tak, wa%nie ta cisza bya
najtrudniejsza do przyj!cia.
*e trzyma j na zewntrz. "ie wiedziaa, co jest w %rodku,
jak on tak naprawd! to wszystko sobie tumaczy, ale to
dlatego, #e nigdy nie otwiera drzwi czy okna, przez ktre
mogaby zajrze$ do %rodka. ,o jego prywatnego pokoju.
M!#czy5ni, pomy%laa. Mowa jest srebrem, a milczenie
zotem. )wno prawda.
Oskar#aa go jednak, tu mia absolutn racj!. "ie moga
temu zaprzeczy$.
/ %rodku stycznia zgodnie z planem pojechali do domu
rodzicw w Iiszpanii. ,zie0 przed wyjazdem rozmawiali
przez tele?on z <ickardem -erglundem, bardzo krtko, ale
zd#y powiedzie$, #e Iiszpania tak naprawd! jest ?aszy&
stowsk dyktatur, ale jasne, pewnie, #e mo#na pomieszka$
za darmo w so0cu, je%li ma si! okazj!. 1biza w sierpniu na
pewno zaostrzya apetyt4
"ieatwo byo zapomnie$ tego rodzaju komentarz & nawet
je%li <ickard powiedzia to troch! #artem & a so0ce, jak si!
miao okaza$, nie bardzo dopisao. Pogoda przez cay
tydzie0 bya nieciekawa, deszczowa i zimnaJ dwa razy
wybrali si! pocigiem do Malagi, tylko to dawao si! jako%
wytrzyma$. Ktrego% dnia wypo#yczyli samochd, #eby zo&
baczy$ jaskini! w "erji, ale )unilla si! baa. .omasowi si!
podobao, ale ona my%laa, #e wyglda to jak jaki% olbrzymi
grobowiec, jak katedra pod ziemi. Podziemna katedra
moga za% zosta$ wzniesiona tylko dla jakiego% wadcy. Pew&
nie dla ksi!cia ciemno%ci, powiedziaa, kiedy ju# wsiedli do
samochodu, ale .omas tylko prychn.
Ksi#! ciemno%ci4 ;o ty bredzisz4
,zie0 przed wyjazdem przele#aa cae popoudnie w #ku,
paczc przy wtrze deszczu. 6emu powiedziaa, #e boli j
gowa i musi odpocz$, chyba jej nie uwierzy, ale uzna to
za wygodne rozwizanie. Prawda to kompromis mi!dzy
dwojgiem ludzi, ktrzy nie chc si! kci$. *ostawi j le#c
tam samotnie i paczc i wyszed na miasto, a kiedy koo
dziewitej wieczorem wrci, by z pewno%ci po siedmiu
kieliszkach wina.
Oczywi%cie chcia si! kocha$, ona mu si! oddaa. Kiedy byo
po wszystkim, zasn, a ona pomy%laa, #e ich zwizek jest
na rozdro#u. .ak dalej by$ nie mo#e. .ak si! nie da #y$.
Kiedy jednak od powrotu do 3ppsali min!y trzy tygodnie i
zacz si! semestr letni, okazao si!, #e znowu jest w ci#y.
+tao si! to tego ostatniego wieczoru w @uengiroli. "ie
potra?ia sobie przypomnie$, czy z premedytacj zostawia
piguki w sza?ce, czy te# po prostu ich zapomniaa.
-iorc pod uwag! wynik testu, nie robio to r#nicy. +po&
dziewaa si! dziecka. Od czasu kiedy stracia 2ussan, nie
min jeszcze rok.
Cz !!
22
Mieszkanie inspektor -ackman byo na najwy#szym pi!trze,
ale na drzwi windy nie rzucia nawet okiem. 6ak zwykle
posza schodami, a gdyby tego nie zrobia, na czwartym
pi!trze nie wpadby jej do gowy pomys.
7l?a <inggrena spotykaa ju# wcze%niej kilka razy, wpro&
wadzili si! niemal w tym samym czasie i bywao, #e za&
mieniali ze sob kilka sw, kiedy ich drogi si! przecinay.
O pogodzie czy oglnie o #yciu. ;zy o wa%cicielu, ?irmie
;udowny ,om Kymlinge. 7l? <inggren by m!#czyzn koo
sze%$dziesitki, spokojnym i troch! zm!czonym #yciem.
+prowadzi si! tutaj z tego samego powodu co ona8
rozwodu, poprzedzonego dugotrwaym rozkadem po#ycia
ma#e0skiego. .ak to s?ormuowa, ale nigdy nie wchodzi w
szczegy. "ie byo powodu.
Powd, dla ktrego teraz staa przed jego drzwiami, rwnie#
nie mia nic wsplnego z rozwodami, zadecydowao o tym
jego miejsce pracy.
Pracowa przecie# w szkole Kymlinge(ik4
*astanowia si!. 1 mwi te#, #e by tam od wczesnej epoki
kamiennej4
6e%li teraz mia koo sze%$dziesitki, jak si! domy%laa,
mogo to oznacza$, #e prac! w szkole zacz w poowie lat
siedemdziesitych. Przy odrobinie szcz!%cia mg ju# tam
uczy$ tej jesieni, kiedy Maria /inckier zgin!a w wwozie
)Rsa. / roku ABPN.
.ego wa%nie dotyczy jej pomys. *anim zd#yy ogarn$ j
wtpliwo%ci, nacisn!a dzwonek.
& *gadza si! & powiedzia i u%miechn si! przepraszajco. &
*aczem w semestrze zimowym ABPD. .rzydzie%ci siedem
lat w jednej szkole, co ty na to4 ;h!tnie odbior! medal, ale
takim jak my powinni dawa$ premie. .ak czy inaczej, za rok
ko0cz!.
& /%rd znajomych mam tylko dwie nauczycielki & po&
wiedziaa F(a -ackman. & 7 wa%ciwie miaam, bo obie
przestay pracowa$ w zawodzie przed czterdziestym pitym
rokiem #ycia.
& /ielu tak robi & potwierdzi 7l? <inggren. & Miej jednak
na uwadze, #e rzadko zale#y to od uczniw. .o inne rzeczy
bywaj nie do zniesienia.
Odszed od matowo poyskujcej maszyny do espresso
& innej marki ni# ta u /inckler&<ysthw, -ackman bya
jednak pewna, #e kosztowaa ponad dwa tysice koron &
1 postawi na stole dwie ?ili#anki. Pudeko czekoladek 7?ter
Fight. )dybym przysza godzin! p5niej, z pewno%ci wy&
jby te# dwa kieliszki, pomy%laa. Ma w sobie s?atygowan
nut! wyra?inowania.
& M!#czyznom jest niestety atwiej & stwierdzi. & Przy&
najmniej gdy maj odwag! to wykorzysta$.
& Moje kole#anki z pracy te# tak mwi & odpara F(a -ack&
man. & 7le mo#e porozmawiamy o tym przy innej okazji4
& Kiedy b!dziesz chciaa & powiedzia 7l? <inggren
1 u%miechn si!. & .eraz mamy na tapecie semestr zimowy
w roku ABPN4
& /a%nie. Kojarzysz tych dwoje kolegw4 Mari! /inckler i
)ermunda )rootha4
Pokiwa gow.
& Przez mg!. Ona zgin!a w wypadku koo <nninge, czy
gdzie to tam byo. +pada z urwiska i skr!cia kark. *gadza
si!4
& Poniekd & powiedziaa -ackman. & 6akich przedmiotw
uczysz4
& +zwedzkiego i historii & odpar 7l? <inggren. & )wnie
szwedzkiego. M!czyem te# wiedz! o spoecze0stwie
1 geogra?i!. .a Maria miaa chyba j!zyld... a )rooth, tak,
biologi!, ?izyk! i chemi!, w ka#dym razie nie mieli%my ze
sob nic wsplnego, je%li chodzi o nauczanie.
& Pami!tasz, jakie zrobili na tobie wra#enie4 & zapytaa
-ackman.
& ,laczego pytasz4
& Mo#e najpierw ja zadam swoje pytania. 7 p5niej mo#e
ci! wtajemnicz!.
& Mo#e4
& Ot# to & odpara -ackman z u%miechem. & -ycie kobiet
te# ma swoje zalety. Podobnie jak to, #e ludzie ten jeden raz
nie dowiedzieli si! wszystkiego z telewizji i gazet.
& "o dobrze & powiedzia 7l? <inggren. & "ie bardzo wiem,
co mam powiedzie$. Ona zmara, a on zosta w szkole do
ko0ca roku... o ile dobrze pami!tam. .ak, pracowa a# do
zako0czenia roku szkolnego w ABPC, zdaje mi si!, #e bra
udzia w wyst!pie nauczycieli, jaki przygotowali%my na
koniec. .aka tam gupotka, od%piewali%my co% chrem, ale
dzi!ki temu pami!tam. -y te# na kilku nauczycielskich
imprezach. Po jej %mierci, ma si! rozumie$.
F(a -ackman upia yk kawy. Pomy%laa, #e co% ukrywa,
byo to po nim wida$. Mia wspomnienie zwizane z )er&
mundem )roothem, ktrym z jakich% powodw trudno mu
byo si! podzieli$. 7 mo#e tylko to sobie wmawiaa. +krzy&
wienie zawodowe.
& Mgby% ich opisa$4
Poprawi okulary i zamy%li si!.
& 6ego mo#e i tak, ale j raczej nie. Pracowali%my razem
tylko miesic, potem zgin!a, chyba ani razu z ni nie roz&
mawiaem. 7le pami!tam, #e bya adna.
& .e# tak syszaam & powiedziaa -ackman.
& "iedawno si! sprowadzili. )rono pedagogiczne byo
wtedy mode... powiedziabym, #e %rednia wieku wynosia
trzydzie%ci lat. ,zi% jest inaczej, co najmniej sze%cioro z nas
idzie latem na emerytur!. .ak czy owak, w tamtych czasach
byo nieco wi!cej energii... cho$ obawiam si!, #e rwnie#
du#o gadania trzy po trzy +zwedzka szkoa podstawowa nie
wyprodukowaa w latach siedemdziesitych zbyt wielu
noblistw
& /iem o tym & odpara F(a -ackman. & 6a sko0czyam
podstawwk! w ABOQ roku i nigdy #adnej nagrody na oczy
nie widziaam. 7le jak by% go opisa4 Mam na my%li )er&
munda )rootha.
7l? <inggren waha si! dobr chwil!, zanim odpowiedzia.
& ;hyba nie potra?i! go opisa$. Pami!tam tylko jeden
incydent.
& 1ncydent4 .ak my%laam & powiedziaa F(a -ackman.
& ;zy jak to tam nazwa$. Kci si! z jednym koleg, chyba
jako% wiosn.
& / jakim sensie %ci4
& Pokcili si!. .en drugi kolega nazywa si! +(antesson,
znaem go dobrze, teraz niestety ju# nie #yje. <ak #odka,
mia tylko pi!$dziesit pi!$ lat. *mar jakie% siedem&osiem
lat temu. / ka#dym razie przyo#y )ermundowi )roo&
thowi. .o by wieczr po jednej z tych dugich i nu#cych
wywiadwek, kilku z nas przed pj%ciem do domu wypio
sobie w pokoju nauczycielskim po piwku. .ak, to byo chyba
jako% w marcu albo w kwietniu.
& 1 ten cay +(antesson przyo#y )ermundowi )roo& thowi.
&.ak.
& ,laczego4
& "ie widziaem tego i nie jestem pewien. .o chyba stao si!
w szatni, +(antesson nie chcia o tym p5niej rozmawia$.
+yszaem jednak od innego kolegi, #e kr!ci z jego #on.
& )rooth kr!ci z...4
& *on +(antessona, tak. "ie wiem, ile w tym prawdy, nie
mieszam si! w takie sprawy, a po tym incydencie by spokj.
"igdy o tym ze +(antessonem nie rozmawiaem, cho$
czasem si! spotykali%my. .o kr!pujca sprawa.
& /raz z przeprowadzk )rootha rozesza si! po ko%ciach4
& Mo#na tak powiedzie$.
& "ie wiesz, czy pani +(antesson jeszcze #yje4
& *mara w zeszym roku. 7 mo#e dwa lata temu4
F(a -ackman westchn!a.
& My%lisz, #e jacy% inni nauczyciele z tamtego okresu
mogliby zna$ )rootha troch! lepiej4
7l? <inggren odchyli si! na krze%le i znw si! zamy%li.
Pociera brod! i policzki, jakby chcia sprawdzi$, czy dobrze
si! ogoli.
& "ikt mi nie przychodzi do gowy & powiedzia w ko0cu.
&7le mo#na to oczywi%cie ustali$, zerkajc do szkolnego
archiwum. ,wch nauczycieli, ktrzy poszli razem ze mn
na emerytur!, pracowao w ABPN, o ile si! nie myl!. "a
przykad nauczyciel chemii, ?izyki i biologii. /tpi! jednak,
#eby ktry% z nich by zaprzyja5niony z )ermundem )roo&
them. 7lbo ktokolwiek inny.
& ,laczego4
& Poniewa#... poniewa# nie zach!ca do przyja5ni.
& Ostro powiedziane & stwierdzia F(a -ackman.
& /iem & odpar 7l? <inggren. & 7le tak chyba wa%nie byo,
o ile oczywi%cie mog! w peni polega$ na swojej pami!ci po
tak dugim czasie. ;zego wa%ciwie szukasz4 ;zy co% mu si!
stao4
& .ak & odpara F(a -ackman. & Mo#na tak powiedzie$. ;o%
mu si! stao.
*ach!canie do przyja5ni4 & pomy%laa, kiedy ju# wysza od
7l?a <inggrena i znalaza si! w swoim mieszkaniu. .ak, z
pewno%ci mo#na tak to uj$.
6e%li nie zach!ca si! do przyja5ni, nie ma si! przyjaci.
.ak samo chyba, kiedy sypia si! z #onami kolegw. Oczy&
wi%cie poza samymi #onami.
;o takiego mwi <inggren4 /iosn4 ;zyli p roku po
%mierci narzeczonej )rooth znalaz sobie inne towarzystwo.
"awet je%li byo chwilowe. / zestawie dosta ?ang! w nos.
;o w tym niby dziwnego4
*upenie nic, pomy%laa F(a -ackman. <inggren dobrze
okre%li t! sytuacj!. 1ncydent.
* lodwki wyj!a wczorajszy makaron i wstawia go do
mikro?ali. +twierdzia, #e warzyw nie wystarczy na saatk!.
+twierdzia rwnie#, #e w butelce z wczoraj zostaa jeszcze
odrobina wina, i pomy%laa, #e gupio byoby, gdyby si!
zmarnowaa.
3siada przy pustym stole w kuchni i zabraa si! do spo&
#ywania swojego ohydnego posiku.
)ermundzie )rooth, pomy%laa. <ood'ye. "ie mam
ochoty zastanawia$ si! nad twoim rzekomym charakterem.
+koczye% z urwiska, bo nie chciae% du#ej #y$. -ardzo mi
oczywi%cie z tego powodu przykro, ale bd5 tak miy i wy&
skocz te# z mojej gowy.
Plua sobie w brod!, #e zrealizowaa swj pomys.
& "o i4 & powiedzia )unnar -arbarotti. & ;o chcesz po&
wiedzie$4
Marianne zawahaa si!.
& ;hc!, #eby% mnie dobrze zrozumia & powiedziaa.
& ;o to ma znaczy$4
& .o, #e znaam go... bardzo dobrze.
& -ardzo dobrze4
Marianne westchn!a i wypia yk wina.
& *gadza si!. Pami!tasz tego nauczyciela ?izyki, o ktrym ci
opowiadaam4
& .ego, z ktrym kr!cia%, kiedy si! zacz!li%my spotyka$4
& *anim zacz!li%my & poprawia Marianne. & *erwali%my ze
sob pl roku przed tym, jak ci! poznaam. Ponad p roku.
& 7ch tak4
& .o on & powiedziaa Marianne.
&;o4
& )ermund )rooth. -yam z nim w zwizku.
)unnarowi -arbarottiemu udao si! przekn$ wino i si!
nie zakrztusi$.
& ;o ty opowiadasz, do cholery4 & powiedzia.
& "ie musisz zwraca$ si! do mnie w taki wulgarny sposb.
& "ie zwracam si! do ciebie & odpar )unnar -arbarotti.
& *aklem oglnie.
Marianne przygldaa mu si! lekko przymru#onymi
oczyma.
& "o i tak to wyglda. 6est mi bardzo przykro.
)unnar -arbarotti wsta i cztery razy okr#y pokj.
& ,laczego jest ci bardzo przykro4
& +iadaj & powiedziaa Marianne. & Przykro mi, #e znw
musimy o nim rozmawia$. /idz! przecie#, #e to ci zepsuo
humor.
*epsuo humor4 & pomy%la -arbarotti i usiad. O czym ona
mwi4 Mam w dupie, czy bya kiedy% z jakim% kretynem,
ktry spada sobie z urwiska.
& Pami!tam tylko, jak mwia%, #e jest zdoowany & po&
wiedzia.
& *gadza si! & odpara Marianne. & .o bya jego najbardziej
wyrazista cecha. -y ponury jak nieszcz!%cie. ,epresyjny, to
chyba lepsze okre%lenie ni# zdoowany.
& "o dobra & powiedzia )unnar -arbarotti. Odchrzkn i
wypi du#y yk wina.
& 7 wi!c spaa% z innym. .o byo, zanim pojawiem si! w
twoim #yciu, jednak musz! przyzna$, #e jest mi troch! dziw&
nie. .eraz on nie #yje, a ja badam okoliczno%ci jego %mierci.
Pojawi mu si! w gowie obraz i nie byo atwo go odp!dzi$.
Obraz tego, jak z pewno%ci czekaa na niego naga, jak
rozkadaa nogi i z rozkosz go przyjmowaa, tak jak teraz
przyjmuje jego.
/iele razy. 1le4 ,ziesi!$4 Pi!$dziesit4 "iech to szlag,
pomy%la. 1diota ze mnie. ,laczego takie rzeczy przychodz
mi do gowy4
& 6ak dugo byli%cie razem4 & zapyta, a ona zauwa#ya, #e
jego gos brzmi inaczej ni# zwykle.
& "aprawd! chcesz o tym rozmawia$4
& Oczywi%cie & powiedzia -arbarotti. & ,laczego nie
mieliby%my tego robi$4
& Poniewa# sprawia ci to przykro%$.
Opr#ni kieliszek.
& .u mo#e chodzi$ o morderstwo & wyja%ni. & 7 je#eli tak
jest, mog! troch! pocierpie$.
Marianne przypatrywaa mu si! p minuty bez sowa.
Poczu, #e trudno jest mu znie%$ jej spojrzenie. 1diota ze
mnie, pomy%la znowu. Prymitywny samiec orangutana.
& -yli%my razem rok & powiedziaa w ko0cu. & ;zy raczej tyle
czasu upyn!o mi!dzy pierwszym a ostatnim razem. On
mieszka w 2und, a ja w Ielsingborgu. +potykali%my si! w
)randzie w 2und, kiedy podr#owaam z przyjacik.
Ycznie chyba... nie wi!cej ni# dziesi!$ razy.
& +paa% z nim dziesi!$ razy4
& .ak & przyznaa Marianne. & -y dobrym kochankiem.
Poza tym nic specjalnego. "ie by zbyt ?ajny. .ak jak powie&
dziaam, depresyjny. ;ho$ na swj sposb przystojny. 6e#eli
szukao si! tylko seksu, by cakiem do zniesienia, ale #ycie
jest troch! bardziej skomplikowane. Prawda, mj ksi#!4
Pochylia si! nad stoem i przykrya jego do0 swoj.
-arbarotti zamkn oczy.
& Przepraszam & powiedziaa. & ;ho$ wa%ciwie nie wiem za
co.
& 6a te# nie wiem & odpar -arbarotti i dola sobie wina.
& ;hcesz te#4
Pokr!cia gow.
& "ie, dzi!kuj!. My%l! zreszt...
& .ak4
& "ie wiem, ale nie zdziwioby mnie, gdyby spotyka si! z
innymi kobietami, kiedy byli%my razem. "igdy jednak nie
pytaam.
& +potykali%cie si! tylko na bzykanie4
& / zasadzie tak. 7le je%li dalej b!dziesz tak si! zacho&
wywa, pjd! si! poo#y$. Kiedy si! poznali%my, ty i ja, oboje
byli%my po czterdziestce i #adne z nas nie byo zupenie
niewinne. Mamy pitk! dzieci z innymi lud5mi.
-arbarotti nie odpowiedzia. /ypi yk i prbowa zebra$
my%li.
& ,laczego uwa#asz, #e zosta zamordowany4 & spytaa
Mariann!.
& Poniewa#... & zacz -arbarotti, ale nie potra?i znale5$
dobrego dalszego cigu. & "ie wiem & doko0czy i westchn
ci!#ko. & .ak naprawd! nic nie wskazuje na to, #e kto% go
zamordowa. Poza oczywi%cie t drug spraw. @aktem jest,
#e jego dziewczyna trzydzie%ci pi!$ lat temu zgin!a w tym
samym miejscu. ;hocia# -ackman...
&.ak4
& -ackman uwa#a, #e to si! psychologicznie czy. *e jego
dziewczyna, Maria /inckler, moga wtedy popeni$
samobjstwo... albo spa%$, to w sumie nie ma znaczenia...
1 #e twj depresyjny ?izyk chcia si! z ni w jaki% sposb
poczy$. / innym %wiecie, w niebie, cholera wie gdzie... a
wi!c samobjstwo.
& .o si! zupenie nie zgadza & powiedziaa Marianne.
& ;o4 & odpar -arbarotti. & ;o si! nie zgadza4
6ej spojrzenie na sekund! zmienio ostro%$. /ygldao to
tak, jakby z obecnego stao si! nieobecne. Przeskoczyo z
teraz do wtedy.
& On taki nie by & powiedziaa. & My%lc, #e mo#na si! z
kim% poczy$ po %mierci, trzeba mie$ jak% wiar!. )er&
mund #adnej wiary nie mia. -y kompletnie pozbawiony
tego wymiaru.
& +kd mo#esz wiedzie$4 ;zyli jednak poznaa% go dobrze4
;hciaa si! u%miechn$, ale zmienia zamiar.
& +zybko da si! zauwa#y$, czy kto% ma wymiar duchowy, czy
nie. 6a w ka#dym razie to potra?i!.
& *abrzmiao do%$ nieskromnie & powiedzia -arbarotti.
& * caym szacunkiem. .aki duchowy elitaryzm.
& "ic nie poradz! na to, #e to dostrzegam & odpowiedziaa
Marianne. & 7le byo w nim co% innego, wydaje mi si!, #e
sam to przyzna. 6akie% poczucie winy, cho$ wiele osb je
ma. "a pewno nie by zarozumiay, przeciwnie, smutny i
wyco?any... na swj sposb szarmancki, ale w ko0cu zrobio
si! to zbyt przykre. +am si! z tym zgodzi. /iedzia, #e
ponura z niego posta$, i nie rozumia, jak mog! chcie$ z nim
by$.
& 6a rwnie# nie rozumiem & odpar -arbarotti. & Przecie#
musia by$ od ciebie sporo starszy4
& ;hyba pi!tna%cie lat. 7le to nie wiek by problemem.
.ylko ten jego smutek. "igdy nie spotykaam si! z nim na
du#ej, a i tak byo to wyra5nie wida$.
& *awsze tylko na jedn noc4 & zapyta -arbarotti.
Marianne opr#nia kieliszek i odstawia go na st.
& /iesz co, )unnar4 Mam propozycj!. +koro chcecie co%
wiedzie$ o )ermundzie )roocie, najlepiej b!dzie, je%li
porozmawiam z F( -ackman.
& * F(4 & odpar -arbarotti. & "igdy w #yciu. .o... zostanie
mi!dzy nami.
& ;zasami & powiedziaa F(a -ackman. & ;zasami jeste%
strasznie prymitywny, wiesz o tym4
)unnar -arbarotti nie odpowiedzia. .y te#, pomy%la.
+trasznie, a przynajmniej bya%, zanim poznaa% mnie. ,aj
mi ju# spokj. Musz! porozmawia$ w spokoju z Panem -o&
giem.
7 poniewa# prawdopodobnie potra?ia czyta$ w jego
my%lach, wsta i poszed do sypialni.
23
.u wrbel.
Kwiecie0 ABPA. +ko0czyam MA lat. 6estem penoletnia, nie
czuj! #adnej r#nicy.
.ym razem rodzice wprosili si! tutaj. .omas zarezerwowa
stolik w .addis, jedli%my co%, co nazywao si! 91ndonezyjska
uczta:, bya nasza szstka plus mama i tata. Osiem osb
przy stole z co najmniej dwudziestoma potrawami, po raz
pierwszy widzieli )ermunda, ale )unill! poznali ju#
wcze%niej. ;hyba zaczynaj odpuszcza$, je%li chodzi o mnie,
przynajmniej tataJ cieszy si!, #e ju# nie musi mieszka$ ze
mn pod jednym dachem, ale i tak piowa, #e musimy
przyjecha$ do nich do Iiszpanii. .omas i )unilla byli tam w
styczniu, .omas mwi, #e prawie cay czas padao.
Mieszkam u )ermunda, min!o ju# prawie pi!$ miesi!cy,
odkd si! do niego wprowadziam. 3wa#am, #e trzyma
?ason, nie jest w ka#dym razie tak cholernie szcz!%liwy, jak
wszyscy inni staraj si! by$. 7ni tak cholernie rozpolityko&
wany. On po prostu jest. "o i jest kurewsko zdolny, nie roz&
mawiamy wiele, ale i tak si! rozumiemy. O ile w ogle jest
co% do rozumienia, seks za% nadal mamy udany.
"aprawd! udany, przyzwyczajenie si! do siebie nie jest ta&
kie zeJ je%li chc!, potra?i! go podnieci$ zwykym zdejmowa&
niem po0czochy. My%l!, #e chciaby kiedy% zrobi$ to z inn
dziewczyn, tylko po to, #eby zobaczy$, jak to jest. 6eszcze
si! nie zdecydowaam, czy porusza$ ten temat, mo#e to tu
przebiega granica. / chopakach jest co%
nieskomplikowanego. ;o atwo przewidzie$ i kontrolowa$, u
)ermunda jednak mi si! to podoba. 2ubi! mie$ kontrol!J
ciesz si! tym, co masz, bo zawsze mo#e by$ gorzej & kolejny
bana od taty.
.ak czy inaczej, to chyba krok w dobrym kierunku.
*waszcza dla takiej modej, zej kobiety jak ja, ktr szybko
nudzi to, co zwyczajne. "ie wiem, co mam zrobi$ ze swoim
#yciem, naprawd! nie wiem.
"ie martwi! si! tym, ale wydaje mi si!, #e ktrego% dnia
zaczn!. *e stan! si! taka jak inni.
My%l!, #e )unilla znowu jest w ci#y, cho$ nic nie mwili.
Mo#e si! boj, #e b!dzie tak jak ostatnio, nie rozumiem, co
oni wyprawiaj. <ickard i 7nna z kolei na pewno nie
spodziewaj si! dziecka, s zdecydowanie zbyt ostro#ni na
tak lekkomy%lno%$. <ickard i tata oddali si! g!bokiej
rozmowie, gdy my tymczasem wcinali%my ten indonezyjski
urodzinowy posiek, przynajmniej tak to wygldao. "ie
wiem, o co mogo chodzi$, byo to oczywi%cie troch! dziwne.
*amiast zaj$ si! dzie$mi i ich partnerami, upodoba sobie
modego teologa. Mo#e to wa%nie o religii i wierze
rozmawiali, taty nigdy nie cign!o w t! stron!, cho$ cako&
wicie si! od tego nie odcina. Przeciwnie, wszystko w #yciu
robi na p gwizdka, #eby niezale#nie od sytuacji zawsze
zostaa mu druga poowa. "aprawd! my%l!, #e tak rozumu&
je. 6est to rwnie ohydne, co nie do przyj!cia, on naprawd!
nie zrozumia, o czym jest :rand 1bsena.
"iczego zreszt nie rozumie. Mama rwnie#.
+ko0czyam z ?rancuskim. .rzy oceny za trzy semestry
musz wystarczy$. *a dwa pierwsze najwy#sza, za trzeci ju#
nie, ale to tylko moja wina. "ie chciao mi si! zbytnio, %ci&
gaam na podstawach geogra?ii i historii, a re?erat o
Prou%cie skleciam w trzy noce. / tym semestrze
rwnolegle studiuj! anglistyk! i literaturoznawstwo. /
katedrze anglistyki wykada mody 7merykanin & my%l!, #e
to dezerter z /ietnamu & ktry troch! na mnie leci.
Postanowiam go ignorowa$, cho$ nawet go lubi!. ;zuj!
jednocze%nie, #e to znak, #e zaczynam si! stawa$ jak inne,
bardzo mi si! to nie podoba, ale nie mog! poruszy$ tego
tematu z )ermundem.
<az na jaki% czas dorabiam sobie w Pro?eten. .o tam rok
temu szaleniec strzela z automatu, ale przecie# nie powinno
si! to zdarzy$ po raz drugi. Musz! pracowa$J )ermund
1 ja mamy troch! za drogie nawyki, #eby studenckiej po&
#yczki wystarczyo na wszystko, a nie chc! prosi$ rodzicw o
pienidze. / #yciu. Mamie nic nie podobaoby si! bardziej,
ni# gdybym wrcia z podkulonym ogonem.
)ermund zarobi jednak troch! pieni!dzy w inny sposb.
Kupi w 2und ksi#k! o stypendiach i znalaz takie w sam
raz dla niego, osieroconego studenta nauk przyrodniczych z
)Hstriklandu, ustanowione ponad sto lat temu przez
pewnego starego proboszcza. /ystarczyo zgarn$ AQ QQQ, a
najlepsze jest to, #e mo#e si! o nie ubiega$ co roku, o ile jest
zapisany do korporacji )I. 2atem planujemy wybra$ si! w
podr#, zwiedzi$ "ormandi! i -retani!, obieca, #e cz!%$ za
mnie zapaci, wi!c dlaczego miaabym nie skorzysta$4 "o i
oczywi%cie Pary#. Mam za sob trzy semestry ?rancuskiego,
a nigdy nie byam w Pary#u, to chyba rzadko%$. )ermund
chce kupi$ na lato samochd za dwa& trzy tysice i sprzeda$
go jesieni. 6e#eli wyjedziemy po weekendzie
%wi!toja0skim, b!dziemy mieli dwa miesice, Iiszpania
mo#e poczeka$.
Kilka dni po spotkaniu w .addis widziaam si! z 7nn w
cztery oczy, wtedy po raz pierwszy porzdnie si! z ni
rozmwiam. /pady%my na siebie na Kungsgatan i poszy&
%my na kaw!, poniewa# ona wa%nie przegapia pocig do
+ztokholmu i musiaa czeka$ godzin! na nast!pny. +zybko
zdaam sobie spraw!, #e jest mi jej #al. "ie wiem dlaczego,
zazwyczaj nie jest mi #al innych. "o, mo#e caej ludzko%ci,
ale nie pojedynczych osb. -yo chyba co% takiego w jej
ostro#nym zachowaniu. +prawiaa wra#enie, jakby co% j
blokowao, podejrzewam, #e to jeszcze z dzieci0stwa. +tara
%piewka. "iektrym po prostu trudno wyj%$ z butw, kiedy
s ju# za mae. Kiedy 7nna wchodzi do pokoju, przeprasza
za to. "awet je%li to tylko spotkanie w kawiarni, gdzie jest
gotowa przepaci$ za beznadziejn kaw! i rwnie bez&
nadziejne ciastko. .ak jakby uwa#aa, #e nie ma prawa tam
przebywa$. 6akby zaj!a czyje% miejsce.
6ednocze%nie wydaje si! silna, to paradoks, pami!tam, #e
pomy%laam tak ju# wtedy, gdy zobaczyam j po raz pierw&
szy. )dyby kto% naprawd! przyszed i poprosi, #eby si!
przesiada, rwnie dobrze mogaby wedug mnie poprosi$
go, #eby spieprza. Obroni$ si! z podniesion gow.
Oczywi%cie nie rozmawiay%my o tych sprawach. )wnie o
studentach. Ona studiuje dziennikarstwo w +ztokholmie, a
tam komunizm mocno si! trzyma. +ama jest lewicowa, ale
nie z udkiem kurczaka i kieliszkiem wina w doni jak inni, u
niej jest to mocniej ugruntowane. ;hodzi bardziej o
sprawiedliwo%$ ni# o polityk!. )d na %wiecie, ucisk i takie
tam. +zanuj! to, ale wynika to z pewno%ci z ?aktu, #e sama
ma robotnicze pochodzenie. 6ej stary, zanim zacz
przesadza$ z piciem, by chyba zwizkowym twardzielem.
7nna i <ickard przymierzaj si! do zamieszkania ze sob,
nie powiedziaa tego wprost, ale ja i tak zrozumiaam.
Pasuj do siebie. 7 mo#e po prostu jest tak, #e ludzie
upodabniaj si! do siebie, kiedy za du#o ze sob
przebywaj. *lewaj si! ze sob jak smutne meduzy, czy
tego chc, czy nie. Odkd zamieszkaam z )ermundem, nie
byam z #adnym innym chopakiem i on te# chyba nie mia
innej dziewczyny. 7le nie jestem pewna, nie zmartwioby
mnie, gdyby zaliczy co% na boku. "ie jeste%my w ten sposb
od siebie uzale#nieni.
/ #aden inny zreszt te# nie. ;ho$ zastanawiam si!,
dlaczego musz! tak to podkre%la$. 1 dlaczego nie wyprbuj!
wspomnianego 7merykanina. 7lbo jakiej% dziewczyny.
Mo#e zmieniam si! w kogo% innego, sama nie wiem.
;zasami czuj! si! stara. *waszcza kiedy si! rozgldam
wokoo i widz!, jak moi rwie%nicy my%l i jak si! zacho&
wuj. +poro w tym wszystkim patosu, cho$ mo#e jest po
prostu tak, jak mwi )ermund8 mie$ bystr mzgownic! to
#adna ?rajda. Kiedy przygldasz si! innym ludziom i od&
krywasz, jacy s beznadziejni, gwno zawsze ochlapie i cie&
bie. / ko0cu ldujesz przed lustrem wpatrzona we wasne
odbicie, a tego nienawidz!. "ie chc!, #eby moje #ycie wy&
gldao tak, jak #ycie innych.
"ie, to nadal jest jak najbardziej aktualne. Matematyka
1 mio%$ ?izyczna.
"o i pi!kno. Oraz czysta wdka.
Pki co dobrze si! czuj! w tym mie%cie, ale zaczynam ro&
zumie$, #e to nie b!dzie trwao wiecznie. ,laczego by miao4
"ic nie trwa wiecznie, a zwaszcza #ycie. / kawiarni 7nna
powiedziaa, #e istnieje co% takiego jak uppsalski snobizm,
akademickie zad!cie, ktrego nie spotkaa w +ztokholmie.
Mo#e ma racj!, chyba powinnam wzi$ )ermunda
1 poje5dzi$ do teatru, do opery, czy cholera wie gdzie, jako%
tak regularnie, to tylko godzina jazdy pocigiem.
,laczego nie na przykad teraz, w ostatni dzie0 kwietnia4 .
ca walpurgow histeri nie warto zawraca$ sobie gowy.
6eszcze jedna oznaka tego, #e jestem starsza ni# moje ci!#ko
zapracowane dwadzie%cia jeden lat4
C/er and o(t. /rbel jest zm!czony.
24
& "o to sucham & powiedzia 7sunander i odchyli si! do
tyu, a# krzeso zatrzeszczao. & "a czym stoimy4
& +toimy i nie wiemy & powiedzia -arbarotti.
& ,oprawdy4 7 czego nie wiecie4
& * czym mamy do czynienia & powiedziaa F(a -ackman. &
;zy mamy tutaj spraw!, czy nie.
& +praw! mamy bez wtpienia & odpar 7sunander. & 7lbo
nawet dwie. 7 do tego w tym samym wwozie, czy#by%cie
uwa#ali, #e w gr! mog wchodzi$ dwa wypadki4
& 1nspektor -arbarotti i ja nie mo#emy si! zgodzi$ & powie&
dziaa -ackman. & +ama skaniam si! ku wersji z
wypadkami.
Mo#liwe te# jest samobjstwo, jedno lub dwa. +andlin nie
dopatrzy si! niczego innego trzydzie%ci pi!$ lat temu, a
?akt, #e teraz w tym samym miejscu znale5li%my zwoki jej
partnera, nie zmienia raczej jego oceny.
& Oceny4 & rzek 7sunander, pochylajc si! nad biurkiem. &
.o wy si! zajmujecie ocenami4 -o ja sdziem, #e mamy si!
zajmowa$ ?aktami. +uchymi, wymagajcymi cierpliwo%ci,
lecz niepodwa#alnymi ?aktami. 7le je#eli si! myl!, mo#ecie
mnie poprawi$.
+prawia mu to przyjemno%$, pomy%la -arbarotti. -ardziej
nadawaby si! na dyrektora liceum dla dziewczt w [1[
wieku. Kiedy z!by nie trzymay mu si! japy, byo lepiej.
& Ocen dokonujemy, opierajc si! na ?aktach & powiedzia. &
Oczywi%cie.
& Oczywi%cie & odpar 7sunander. & "o wi!c jakie mamy
?akty4
F(a -ackman odchrzkn!a.
& Mamy dwoje ludzi, ktrzy spadaj z tego samego urwiska
w odst!pie trzydziestu pi!ciu lat. / ABPN roku, kiedy to si!
stao, byli par, od tego czasu m!#czyzna #y samotnie.
,oktor habilitowany ?izyki z 2und, nie wiemy, co mia do
zaatwienia w Kymlinge. Poza prawdopodobnym samo&
bjstwem w miejscu, w ktrym odebraa sobie #ycie jego
dziewczyna.
& -ardziej ni# prawdopodobnie tak & mrukn 7sunander. &
;o o nim wiemy4
& "ie zd#yli%my mu si! jeszcze bli#ej przyjrze$ & powiedzia
-arbarotti. & *aj!li%my si! uczestnikami pierwszego
zdarzenia oraz miejscem zbrodni.
& Miejscem zbrodni4 & rzek 7sunander, unoszc brew.
& ;hciaem powiedzie$ miejscem zdarzenia, wwozem
)Rsa.
& +yszaem, #e to dawne miejsce odej%cia przodkw &
odpar 7sunander.
& / legendach & dodaa -ackman. & / rzeczywisto%ci raczej
nie.
& 7ch tak4 "o to co takiego znale5li%cie w tym wwozie4
& "iewiele & rzek -arbarotti. & . prac kierowa inspektor
-orgsen. "ie ma tam #adnych %ladw. Poza %ladami tego, #e
spad. Uadnych odciskw butw, %ladw walki, miejsce jest
kamieniste.
& Irrm & odpar 7sunander. & 7le je%li dobrze zrozumiaem,
mimo to istniej powody, by podejrzewa$ przest!pstwo4
+koro w%rd zaogi panuje r#nica zda0.
)unnar -arbarotti zacz si! wierci$.
& "ie wiem & powiedzia. & Mo#e -ackman ma racj!. Mo#e
po prostu chcia odebra$ sobie #ycie w tym samym miejscu.
;zy zna pan komisarz dochodzenie +andlina4
& .ylko w oglnym zarysie & przyzna 7sunander. & Pono$
przed uderzeniem o ziemi! krzykn!a, #e kto% j zabi,
1 na tym opar on swoje podejrzenia4
& *gadza si! & odpar -arbarotti. & Mo#e jeszcze na czym%, z
materiaw to nie wynika.
& "ie wynika4
& .ak jest.
7sunander znowu si! odchyli. +krzy#owa r!ce na piersi
1 wyglda gro5nie.
& +am wybrabym t! metod!.
& Prosz!4 & odpara F(a -ackman. & 6ak metod!4
& )dybym chcia kogo% zabi$ & wyja%ni komisarz. & *e&
pchn delikwenta z urwiska. 7lbo z wysokiego balkonu.
Proste i skuteczne.
& Uadnych %ladw & powiedzia -arbarotti.
& 7ni piroliny & doda 7sunander. & ,o0 plus plecy, nic
wi!cej. -yoby kurewsko nieciekawie, gdyby%my mieli do
czynienia z dwoma morderstwami. "awet je%li to pierwsze
si! przedawnio. "ie uwa#acie4
& -ardzo nieciekawie & zgodzia si! F(a -ackman.
& .e# tak sdz! & powiedzia -arbarotti. & "o to co mamy
robi$4 Popracowa$ jeszcze par! dni i zobaczy$, czego si!
dowiemy4
& 7 co innego4 & odpar 7sunander. & +prawd5cie przy&
najmniej porzdnie nasz now o?iar!. ,oktor habilitowany
?izyki z 2und4 +amo to brzmi podejrzanie.
-arbarotti pokiwa gow. -ackman pokiwaa gow.
& ;o z niego za jeden i czym si! zajmowa w ostatnim
czasie4 Przyjaciele i znajomi, nie zapomnijcie o tele?onie
komrkowym. 7le o tym chyba nie powinienem mwi$ ta&
kim dwm rutynowanym %ledczym.
& Oczywi%cie, #e nie & powiedziaa F(a -ackman.
& *ajmiemy si! tym & powiedzia -arbarotti.
& 7 wi!c zmienie% zdanie4 & zapytaa F(a -ackman ptorej
minuty p5niej.
& 6ak to4 & odpar -arbarotti.
& /ydawao mi si!, #e miae% dziwne przeczucie. Mwice o
tym, #e )ermund )rooth zosta zamordowany.
& Oj tam. "ie chciaem tylko wyklucza$ tej mo#liwo%ci.
& 7le teraz chcesz j wykluczy$4 ,wana%cie godzin p5niej.
& "ie wykluczy$ & powiedzia -arbarotti. & Po prostu przy&
szo mi na my%l, #e mo#esz mie$ racj!. 6edno spado, a
drugie skoczyo, nie tak mwia%4
F(a -ackman wypia yk kawy i przyjrzaa mu si! uwa#nie.
"iech mnie diabli, pomy%la, nie tylko Marianne potra?i
mnie przejrze$ na wylot, ona rwnie#.
& 7 co skonio ci! do zmiany zdania4
& "ic & odpar -arbarotti. & "ie zmieniem zdania. .o
otwarta kwestia, nie wydaje ci si!4 ,ziwna, ale otwarta.
1nspektor -ackman zastanawiaa si! dobr chwil!.
& Okej & powiedziaa w ko0cu. & .ak czy inaczej, b!dziemy
si! tym zajmowa$ jeszcze przez kilka dni. +koro 7sunander
uwa#a, #e powinni%my. Ostatnie chwile doktora
habilitowanego ?izyki, co ty na to4
& -rzmi ciekawie. Ktre z nas si! tym zajmie4
& 6a & powiedziaa -ackman. & .y si! najlepiej nadajesz do
przeszo%ci, nie tak mwili%my4
-arbarotti skin gow.
& / rzeczy samej. ;ho$ ch!tnie porozmawiabym z tym eks&
pastorem. "ie wiem, w jakim stanie jest jego #ona, ale
godzin! mo#e b!dzie mg po%wi!ci$.
& * Flisabeth Martinsson i .omasem /incklerem rwnie# &
dodaa -ackman. & 1 tak musimy spotka$ si! oko w oko z
ka#dym z uczestnikw zdarzenia. "a razie zd#yam
porozmawia$ tylko z pani /inckler. / ko0cu jedno z nich
mo#e by$ morderc.
& 7 wi!c zmienia% zdanie4 & spyta -arbarotti.
& "ie miaam #adnego zdania & odpowiedziaa F(a -ack&
man. & "ie w tym przypadku, tylko sobie to ubzdurae%. 7le
skoro ja zajm! si! ?izykiem, ty mo#esz przesucha$ ich jedno
po drugim. * Martinsson ju# rozmawiaam, ale, jak ju#
mwiam, tylko przez tele?on. Powinni%my...
& .ak4
& Powinni%my si! przynajmniej dowiedzie$, co ka#de z nich
robio w sobotnie popoudnie. Prawda4 Mo#e caa pitka
ma alibi i wtedy nie b!dzie problemu.
& ;zwrka & powiedzia -arbarotti. & 7nny -erglund chyba
nie musimy przesuchiwa$. +koro le#y w szpitalu
1 umiera na raka.
& ,obra, czwrka & odpara -ackman. & .y przesuchaj
/incklera i -erglunda, a ja si! zajm! zmarym ?izykiem.
*goda4
& 6asne. ;zyli planujesz ma wycieczk! na poudnie4
& .y przecie# studiowae% w 2und & przypomniaa sobie
-ackman. & Mo#e ty si! tym zajmij4
& 2epiej nie. Mam pewne uprzedzenia dotyczce tej nau&
kowej metropolii. 7 ta nieparzysta Martinsson, jak si! z ni
umwia%4
& "ijak. Powiedziaam tylko, #e mo#e wrcimy do rozmowy.
& *obacz!, czy i j zd#! obskoczy$ & powiedzia -arbarotti.
& 1)edy ty b!dziesz si! zabawiaa w +kanii.
& ;zyli tak si! umawiamy & odpara -ackman. Obrzucia go
ostatnim taksujcym spojrzeniem i wysza z pokoju.
+iedzia za biurkiem jeszcze dwadzie%cia minut, nim zabra
si! do pracy.
6estem idiot, pomy%la. .ylko idiota mo#e by$ zazdrosny o
?aceta, z ktrym bya jego #ona, kiedy jeszcze si! nie znali.
;ho$ z drugiej strony, pomy%la po chwili, nie tylko mio%$
jest %lepa. *azdro%$ rwnie#. .o okoliczno%$ agodzca,
jestem tylko pidiot.
*reszt to uczucie zacz!o mija$, ust!powa$ miejsca czemu%
innemu. "ie wiedzia dokadnie czemu i najbardziej ze
wszystkiego chciao mu si! spa$. / nocy spa tylko jakie%
dwie, trzy godziny, a z Marianne nie rozmawia du#ej o
sprawie. 7ni wczoraj wieczorem, ani dzi% rano. Paskudnie
si! z tym czu, ale trudno.
/ rozmowie z -ogiem tak#e nie porusza tego tematu,
mimo #e mial taki zamiar. ;o% si! jednak w ich relacji zmie&
nio. .rudno powiedzie$ co, ale kiedy si! nad tym zastano&
wi, zorientowa si!, #e ju# od kilku miesi!cy nie odmwi
modlitwy 9punktujcej:. Ostatnim razem zrobi to zeszego
lata, nie pami!ta, o co dokadnie chodzio, ale wiedzia, #e
dotyczya +ary i 6orgego i zostaa wysuchana. -g otrzyma
punkt dodatni i podskoczy do rwnych dwudziestu.
-arbarotti zapisa to w zeszycie.
-y to cakiem przekonujcy znak, #e On istnieje, cho$ kilka
lat maratonu jeszcze zostao & ale jednak ?akt, #e )unnar
-arbarotti przesta z "im rozmawia$, musia chyba
oznacza$, #e co% byo nie w porzdku. Prawda4 Marianne od
czasu do czasu czytaa -ibli!, bywao, #e rozmawiali o tym
czy innym ?ragmencie, o wierze, opatrzno%ci i w ogle, je#eli
jednak chodzio o w osobisty kontakt, ktry kiedy% mia z
-ogiem, nie ulegao wtpliwo%ci, #e jest taki sobie.
Mo#e bya to tylko kwestia wygodnictwa, o tym tak#e
rozmawiali. Kiedy wszystko byo dobrze, gdy potrzeba w
taki czy inny sposb nie pukaa do drzwi, mo#na byo
trzyma$ -oga w sza?ie. 1 wyjmowa$ tylko wtedy, kiedy by
potrzebny. *achowanie tej relacji, codziennego z "im kon&
taktu, wymagao wysiku, a czowiek jest z natury leniwy. .o
w tej szczelinie zagnie5dzi si! diabe, pomy%la -arbarotti.
/ pretekstach do duchowego lenistwa.
/estchn i postanowi, #e doprowadzi si! do porzdku.
*arwno je%li chodzi o relacj! z -ogiem, jak i z #on.
*decydowa rwnie#, #e wyrzuci z pami!ci to, co opowiadaa
mu o )ermundzie )roocie & a przynajmniej postara si! o
tym nie my%le$ & wyjawienie F(ie -ackman, dlaczego tak ni
std, ni zowd zmieni zdanie, byoby strzaem w stop!. 1m
mniej osb wiedziao, #e jest pidio& t, tym lepiej.
.ym bardziej #e tak naprawd! nie byo wiadomo, czy
rzeczywi%cie je zmieni. Po prostu kiedy my%la o wypadku,
uaktywnio si! w jego wn!trzu owo drobne ol%nienie. .eraz
tego trudnego do zde?iniowania sw!dzenia, ktre zazwyczaj
znaczyo, #e co% si! nie zgadza, ju# nie czu. / dupie mam
tego ?izyka, pomy%la. Oczywi%cie, #e popeni samobjstwo,
tak jak twierdzi -ackman. Odo#enie tej sprawy do szu?lady
jest tylko kwesti czasu, cho$ zamierzam by$ w mojej pracy
obiektywny.
Obiektywny i bezstronny jak zawsze.
Przez chwil! zastanawia si!, czy nie zadzwoni$ do Ma&
rianne i nie poprzeszkadza$ jej w pracy, ale zrezygnowa.
"ie byo sensu przerywa$ komu% porodu tylko po to, by
usysze$ jej gos. O ile wci# le#ay w kolejce do porodu, tak
jak twierdzia. *amiast tego kupi! dzi% wieczorem bukiet
r#. Kiedy ostatni raz dawali%cie #onie kwiaty4
*adowolony z tych wszystkich subtelnych rozwa#a0
1 decyzji, wla? w siebie pl kubka kawy i wyj dane kontak&
towe do <ickarda -erglunda, byego pastora, obecnie przed&
si!biorcy pogrzebowego.
25
<ickard -erglund przyby na umwione miejsce koo stacji
benzynowej OK przy +(artbHcksgatan p godziny przed
czasem. 3mwili si! na wp do sidmej, jednak na tablicy z
godzinami otwarcia widniao 9P.QQ&MA.QQ:, wi!c uzna, #e
si! pomyli.
<anek by zimny, z pewno%ci kilka stopni poni#ej zera,
cho$ by dopiero A pa5dziernika. Przenikliwy i uparty
pnocny wiatr dotrzymywa <ickardowi towarzystwaJ ju#
kiedy% przyszo mu do gowy, #e w 3ppsali zawsze wieje z
pnocy. .ak jakby wiatr startowa gdzie% w "orrlandii i
podczas podr#y na poudnie zbiera w sobie ca si!, moc i
w%cieko%$, natra?iajc na opr dopiero w mie%cie nauki,
kiedy dociera do katedry. Uaowa, #e nie zao#y
dodatkowego swetra, r!kawiczki tak#e by nie zaszkodziy.
*decydowa si! pospacerowa$ troch! w oczekiwaniu na
otwarcie stacji, lepsze to, ni# trz%$ si! z zimna mi!dzy
pompami.
Pierwszy pa5dziernika ABPA, pomy%la, wsun donie do
kieszeni i zacz i%$ ulic +tiernhielma. ,zie0, w ktrym po
raz pierwszy w #yciu zamieszkaem z dziewczyn. "ie, 5le.
Dzie!, w ktrym moja przysza ona i ja
zamieszkali%my ze so'., o tak. 6a i 7nna. <ickard i
7nna -erglund, z domu 6onsson.
"igdy nie rozmawiali o ma#e0stwie, oczywi%cie, #e nie, ale
<ickard wiedzia, #e i tak do tego dojdzie. / swoim
prywatnym, sekretnym kalendarzu okre%li, #e to zdarzenie
b!dzie pewnie miao miejsce za rok albo dwa. / ABPM albo
w ABPD, nie byo powodu, by du#ej zwleka$. 6e%li tak si!
stanie, wyrobi si! ze srebrnymi godami przed rokiem
MQQQ. /ielki plan, jak chcia )rundenius.
;iekawe, co b!d! wtedy robi, pomy%la znienacka. / roku
MQQQ, b!d! mia wtedy pi!$dziesit jeden latS .rudno sobie
wyobrazi$ taki przeskok w czasie. ;zy 7nna i ja b!dziemy
mieszka$ na plebanii z czwrk dzieci4 Mo#e nawet kilkoro
z nich zd#y wy?run$ z gniazda4 /nuki4 "iewyobra#alne.
7 jak b!dzie wyglda %wiat4
3zasadnione pytanie, bez dwch zda0, stwierdzi, zapalajc
papierosa. ;zy komunizm zwyci!#y4 ;zy trzecia wojna
%wiatowa wszystko zniszczy4 ;zy kto% w ogle b!dzie si!
przejmowa czym% tak bahym i drobnomieszcza0skim jak
daty %lubw4
;zy nadal b!d istniay ko%cioy4 1 duchowni4 ;zy kto&
kolwiek b!dzie jeszcze wierzy w -oga4 ;zy mo#e powstanie
inny rodzaj opium dla ludu4
.akie wa%nie kwestie dyskutowali jego koledzy ze studiw,
<ickarda jednak nigdy to specjalnie nie pocigao. -ardzo
atwo wmawia$ sobie, #e #yje si! w najlepszych mo#liwych
czasach, rwnie atwo je demonizowa$. 6e%li -g, %wiat i
wszystkie mo#liwe spoeczno%ci istniay wiele tysi!cy lat, nie
byo powodu si! obawia$, #e akurat teraz wszystko si!
zawali. 7lbo w cigu najbli#szych dziesi!cioleci. ,ystopie,
tak to si! nazywao, a poniewa# grasujcy lewicowi prorocy
najbardziej ze wszystkiego lubowali si! w komponowaniu
takich mrocznych analiz obecnej rzeczywisto%ci & 9p5noka&
pitalistycznej gehenny:, jak to kilka lat temu nazwano na
pierwszej stronie dziennika 9,agens "yheter: & nie byo
specjalnie dziwne, je%li czowiekowi wydawao si!, #e
wszystko szlag tra?i. Koniec jest bliski, rewolucja albo wojna
& #eby jednak wierzy$ w powolny, pozytywny i pokojowy
rozwj, nie, w dzisiejszych czasach byo to po prostu
niepraktyczne.
Prawie tak samo jak bycie chrze%cijaninem. /ystarczy
pomy%le$, jak w pewnych miarodajnych koach zostay
odebrane Drogowskazy ,aga Iammarskjolda.
"ajbardziej znaczcy +zwed na %wiecie wyrzucony na
%mietnik tylko dlatego, #e wierzy. Ma si! rozumie$, #e to
zdumiewajce.
.ak my%lc, <ickard -erglund zdusi niedopaek i skr!ci w
lewo w 1dunagatan. .ak czy inaczej, istniay powody, #eby
wielki plan oznaczy$ jako %ci%le tajny. ,obre powody,
pomy%la i spojrza na zegarek. *a pi!tna%cie sidma, czas
skierowa$ si! z powrotem na stacj!. /yjecha$ t ci!#arwk
i wreszcie zacz$ przeprowadzk!. Planowali i pakowali si!
cay tydzie0, pewnie wystarczyyby dwa dni, ale nieatwo
poskromi$ niecierpliwo%$.
"aprawd! nieatwo. <ickard i 7nna. 7nna i <ickard. Pod
jednym dachem, na sam my%l o tym wszystko w nim dr#ao
z rado%ci.
Pewien niepokj tak#e gdzie% tam by, ale przede wszystkim
rado%$.
Mieszkanie mie%cio si! na K(arngHrdet. 3lica 'Hk&
targatan EQ, parter, trzy pokoje z kuchni i tarasem. +ie&
demdziesit dwa metry kwadratowe, oboje uznali, #e to
nieprawdopodobnie du#o. 6ak dla rodziny z dzieckiem, a
nie dla dwojga studentw, a na K(arngHrdet a# roio si! od
piaskownic i wzkw. Od psw, kotw i wszystkiego innego
rwnie#, a wszyscy ludzie zdawali si! mie$ nie wi!cej ni#
trzydzie%ci lat. +zczeglnie, rzecz jasna, dzieciJ on i 7nna
kilka razy ogldali potajemnie okolic! i powiedzieli sobie, #e
im si! to podoba. .u b!d si! dobrze czuli i b!d mogli
zbudowa$ swoje #ycie.
"ajpierw podjecha jednak ci!#arwk na .orsgatan, gdzie
razem z 7nn w mniej ni# p godziny wynie%li jego
skromny dobytek & w zasadzie tylko ksi#ki i ubrania. Po&
#egna si! z pani 2i??erman, ktra uznaa, #e to dobrze, #e
si! wyprowadza, skoro znalaz dziewczyn!, i zd#y jeszcze
przywita$ si! z jej nowym lokatorem. /padli na niego na
klatce, by to pulchniutki student pierwszego roku teologii z
aittangi. Mia na imi! 6ose? i na ile <ickard potra?i oceni$,
by wyznawc laestadianizmu, trudno byo unikn$ tej
re?leksji, na teologii byo ich sporo.
"a )limmer(Hgen do wyniesienia i zapakowania pod biao&
niebiesk plandek! ci!#arwki byo du#o wi!cej, wtedy
pojawili si! te# .omas i )ermund. .ak byo umwioneJ
wsplnie wytaszczyli skrzynie ze szkem, porcelan i sprz!&
tem domowym. Krzesa i st kuchenny. /ytart
sztruksow kanap! i dwa plastikowe u#ywane ?otele z
Myrorna. .orby ksi#ek i pytJ ubrania, lampy, wieszaki,
odkurzacz, plakaty Vcho$ brakowao Mao i ;he, zagin!li -g
wie gdzie w cigu tego roku, kiedy byli razemJ 7nna i
<ickard, Mao i ;he nigdy ze sob w ten sposb nie byliW.
-ez wtpienia to 7nna wnosia wi!cej do wsplnego
gospodarstwa, niesamowite, co zd#ya uzbiera$ przez
cztery lata na Friksbergu. -ya to swego rodzaju
dysproporcja, ale nie szkodzi. 7ni troch!. 6e#eli ma si!
dzieli$ #ycie, trzeba te# oczywi%cie dzieli$ wszystko inne.
6edyn now rzecz, jak sobie sprawili, byo #ko, wielkie
jak morze, nazywao si! 7dam i zamwili je w +encello przy
deptaku. Uadnych pyt wirowych, tylko prawdziwe #ko z
drewnian ram, szczeblami i dwuwarstwowym materacem.
Kiedy na )limmer(Hgen wszystko byo zaatwione, wynie%li
je w trzech ci!#kich, podu#nych paczkach przez gara# przy
%w. Olo?a i wreszcie nadszed czas, by pojecha$ na
K(arngHrdet i zao#y$ dom.
/ czasie jazdy .omas pozwoli sobie od%piewa$8 9"asz may
kcik urzdzi$ chc!, domek z ogrdkiem, hu%tawki dwie:, a
)ermund, ktry tak#e %piewa w chrze, przyczy si! z
dono%nym8 9Mae poletko uprawne te# chc! do kompletu
gdzie% na wsi mie$S:.
P5niej caa trjka %miaa si! na cay gos, gnie#d#c si! na
przednim siedzeniu, ka#dy ze swoj puszk piwa V7nna
pojechaa ju# na 'Hktargatan na rowerzeW, a <ickard po&
my%la, #e jest szcz!%liwy. /a%nie tak, w cigym ruchu,
powinno si! prze#ywa$ #ycie, zamiast sp!dza$ je na siedzco
z gow pen pos!pnych rozwa#a0.
.omas opu%ci ich po godzinie wypakowywania i d5wigania
ci!#arw na 'Hktargatan. Po drodze do domu odstawi ci!&
#arwk! na stacj!. )unia bya w tak zaawansowanej ci#y
#e moga urodzi$ lada dzie0, i nie powinno si! jej zostawia$
na tak dugi czas.
)ermund jednak zosta. <ickard pomy%la, #e dziwnie tak
by$ w towarzystwie )ermunda, kiedy nie ma z nimi .o&
masa. /a%ciwie nigdy wcze%niej si! to nie zdarzyo, cho$
znali si! dwa lata i cz!sto sp!dzali ze sob czas. -yo troch!
tak, jakby... jakby .omas by swego rodzaju membranJ nie&
odzownym bu?orem albo te# tumaczem, za po%rednictwem
ktrego nawizywao si! kontakt z )ermundem. /cze%niej
nigdy o tym w ten sposb nie my%la, ale przyszo mu to do
gowy teraz & kiedy przenosili kartony, wypakowywali szko i
talerze oraz prbowali zmontowa$ prawdziwe #ko8 roz&
mawia$ z )ermundem wcale nie byo atwo. *astanawia
si!, czy przeszkadza to rwnie# 7nnie, ale nie wygldao na
to.
* drugiej strony nie trzeba byo rozmawia$, kiedy mieli
przed sob tyle roboty. 7le i tak Maria obiecaa, #e koo
czwartej, kiedy sko0czy si! jej wykad, przyniesie par! pizz z
2ucullusa przy +il(iatorg, a ju# koo wp do trzeciej <ic&
kard pomy%la, #e mogaby przyj%$ troch! wcze%niej.
*aledwie kilka minut po tej my%li zadzwoni tele?on.
*askakujce, #e ju# by podczony i gotowy do u#ytku.
7parat nale#a do <ickarda, ktry zabra go z mieszkania
przy .orsgatan, od razu proszc .ele(erket, by pozwolili mu
zachowa$ stary numer.
"ie mniej zaskakujce byo to, #e dzwonili ze szpitala
7kademiska w sprawie Ielgego.
Ielgego z )Hddede. "ie odezwa si! do <ickarda ani razu,
odkd przed ponad rokiem sko0czyli szko! sztabu i cz&
no%ci.
.eraz te# si! nie odezwa, poniewa# tele?onowaa piel!g&
niarka. <ickard mimo woli pomy%la, #e jest troch! szorstka,
jak piel!gniarki w ?ilmach z lat czterdziestych.
& ;zy rozmawiam z <ickardem -erglundem4
& .ak. Przy tele?onie.
& ;hodzi o niejakiego Ielgego Markstr>ma. ;zy pan go
zna4
& Ielge Mark... tak, oczywi%cie.
& *darzy mu si! wypadek... ma troch! zama0. Poda pana
jako osob! do kontaktu. "ajwyra5niej nie mieszka tu na
stae.
& "ie, mieszka w )Hddede. ;o... co si! stao4
& /pad pod autobus. .o si! stao wczesnym rankiem. Mia
operacj! i teraz jest ju# przytomny. /szystko si! udao, wi!c
je%li chce go pan odwiedzi$, nie ma przeszkd.
& 7utobus4
& .ak jak mwiam. Mia operacj! i wszystko poszo dobrze.
Piel!gniarka podaa numer oddziau i wytumaczya, jak
tra?i$. *apewnia, #e biorc pod uwag! sytuacj!, Ielge czuje
si! dobrze, ale jest w szoku i w gipsie. /ypadek zdarzy si!
na przej%ciu dla pieszych na Kungsgatan i z tego co wie,
kierowca przejecha na czerwonym %wietle.
<ickard podzi!kowa i powiedzia, #e zaraz przyjedzie do
szpitala. "apr!dce wyja%ni 7nnie, co si! stao, i wyszed.
Ielge, pomy%la. "ie miaem poj!cia, #e jeste% w mie%cie.
,laczego si! nie odezwae%4
Okazao si!, #e przyjecha tego samego dnia. /cze%nie rano,
jecha nocnym pocigiem z Kiruny. /a%ciwie jecha do
+ztokholmu, gdzie mia zamiar zacz$ si! ksztaci$ na sto&
larza meblowego, ale pomy%la, #e najpierw sp!dzi p dnia
w 3ppsali. Pochodzi troch! i si! rozejrzy. Mo#e koo popo&
udnia przekr!ci do <ickarda. *nalaz jego numer w ksi#ce
tele?onicznej przed wyjazdem z )Hddede.
& ,obrze, #e chocia# miaem numer & powiedzia i
u%miechn si! sabo. & ;ho$ my%laem, #e napijemy si!
kawy w @RgelsRngen. 7 nie w ten sposb.
& ;iesz si!, #e #yjesz & odpar <ickard. & 2udzie nie powinni
rzuca$ si! na autobusy.
& 6asna sprawa. *rozumiaem to. -yem troch! zm!czony,
w pocigu nie najlepiej si! %pi.
& Ktra bya godzina4
& ;o% koo szstej. *bytnio nie poogldaem miasta. "awet
nie przeszedem przez Kungsgatan.
<ickard przyjrza si! mu uwa#niej. 2e#a w #ku. 6edn
r!k! i jedn nog! mia w gipsie, a na twarzy by siny. Mia
may wsik, ktry wyglda na %wie#o zapuszczony.
& .a twoja nauka ma si! zacz$ w...4
& ;hyba b!d! musia to przeo#y$ & powiedzia Ielge. &
+zkoda. .a piekielna 2applandia zacz!a mnie nu#y$.
+prbowa si! u%miechn$. /yszed z tego grymas.
& 7 ty jak si! masz4
<ickard przysun krzeso troch! bli#ej #ka.
& 7nna i ja od dzisiaj razem mieszkamy.
& ;o4 & odpowiedzia Ielge. & Od dzisiaj4
<ickard pokiwa gow.
& 'Hktargatan na K(arngHrdet. /iesz, za Migo. Przepra&
szam, #e nie napisaem.
Ielge sprbowa wzruszy$ ramionami.
& Obaj nie przesadzamy z pisaniem. ;ho$ w moim przy&
padku wynika to z tego, #e nic si! nie wydarzyo. .ak to ju#
jest w mojej okolicy.
& ;hyba nie powiniene% skar#y$ si! na brak przygd
& powiedzia <ickard, wskazujc znaczco gips. & Mj ty
-o#e, Ielge.
Ielge znowu u%miechn si! sabo.
& .ak, ale to minie. ,zi!ki w ka#dym razie, #e przyszede%.
Pami!tasz, #e byem przy tym, jak si! poznali%cie4 .y i
7nna. "a tej demonstracji.
& 6asne, #e pami!tam & odpar <ickard.
& +kr!cia nog!, a teraz jeste%cie par & rzek Ielge. & Moda
komunistka doznaje urazu i wpada w ramiona przyszego
pastora. ,obre, kurwa.
& 7 jak u ciebie na tym polu4 & zapyta <ickard. & ;hodzi mi
o dziewczyny.
& / )Hddede nie ma dziewczyn & odpar Ielge i ci!#ko
westchn. & Pomy%laem, #e w +ztokholmie b!dzie lepiej.
;ho$ teraz chyba trzeba pojecha$ do domu i czeka$.
& .en, kto czeka na co% dobrego, nigdy nie czeka za dugo.
& .ak mwisz4 & odpar <ickard. & .y ?ilucie.
-y w szpitalu ponad dwie godziny. Kiedy wrci na 'Hktar&
gatan, bya sidma, a 7nna siedziaa sama. /ygldaa na
zm!czon. Powiedziaa, #e Maria i )ermund wyszli pi!tna&
%cie minut temu. ,o rozpakowania zostay jeszcze trzy kar&
tony i <ickard pomy%la, #e teraz powinni przerwa$ i wypi$
razem butelk! wina.
Y#ko byo w ka#dym razie roz%cielone i gotowe, to byo
najwa#niejsze. *aproponowa, by to, co zostao do zrobie&
nia, przeo#y$ na nast!pny dzie0, a 7nna polowaa gow.
"a wino jednak nie miaa ochoty.
& ;hyba przydaby mi si! spacer & powiedziaa. & 6e%li nie
masz nic przeciwko temu.
& ,laczego miabym mie$ co% przeciwko spacerowi4 &
zapyta. & )dzie mogliby%my pj%$4
& /olaabym chyba pochodzi$ troch! sama & odpara 7nna,
patrzc w podog!.
<ickardowi udao si! przekn$ rozczarowanie. Ona taka ju#
jest, powiedzia sobie. Musz! to zaakceptowa$. Ka#dy jest
inny, wmawianie sobie, #e jest inaczej, jest dziecinne.
Kiedy dwie godziny p5niej wrcia, wypili po kieliszku. "a
brzowej sztruksowej kanapie obok dwch jeszcze nie&
rozpakowanych kartonw. Pomy%la, #e nie jest tak 5le, je%li
wzi$ pod uwag!, #e od samego rana by wtorek.
26
Kiedy )unnar -arbarotti poda r!k! <ickardowi -erglundo&
wi, pomy%la, #e rak najwyra5niej jest zara5liwy. *e jakimi%
niewiadomymi drogami przeszed z #ony na m!#a i #e ten
szczupy, poszarzay m!#czyzna, ktry wa%nie zaprosi go
do mieszkania, nie ma z pewno%ci przed sob dugiej ziem&
skiej w!drwki.
-arbarotti wiedzia, #e -erglund ma sze%$dziesit jeden lat,
ale wyglda na starszego o co najmniej dziesi!$. <usza si!
jak lunatyk, jakby na przekr wasnej woli i bez przeko&
nania, po czym opad na jeden z dwch czarnych skrza&
nych ?oteli, ustawionych po obu stronach niskiej sosnowej
awy, na ktrej staa szachownica z ?igurami.
& Przepraszam & powiedzia. & Od kilku tygodni nie spaem.
)unnar -arbarotti usiad w drugim ?otelu.
& Przykro mi, #e musz! si! panu naprzykrza$ w takiej
sytuacji. <ozumiem, #e jest panu ci!#ko.
<ickard -erglund skin gow i wypi yk wody ze szklanki
stojcej przy szachownicy.
& .o jest prawie nie do zniesienia & powiedzia. & /idzie$,
jak towarzyszka #ycia w taki sposb mierzy si! ze %mierci.
-arbarotti zastanawia si! przez chwil!, dlaczego nazwa j
towarzyszk #ycia. ;zy to oznacza co% silniejszego, czy
sabszego ni# 9#ona:, co byoby chyba naturalnym okre%le&
niem. -y$ mo#e -erglund mimo zm!czenia odczyta jego
zdziwienie, poniewa# doda8
& Prze#yli%my ze sob czterdzie%ci lat. ,wie trzecie #ycia,
nie mog! pogodzi$ si! z jej cierpieniem.
& "ie b!d! twierdzi, #e rozumiem & powiedzia -arbarotti. &
+ rzeczy, ktrych czowiek nie jest w stanie zrozumie$,
dopki go nie dotkn.<ickard -erglund spojrza na niego z
byskiem czego%, co mo#na by uzna$ za zaciekawienie, i
potwierdzi skinieniem gowy.
& Ot# to. "ie ma nawet sensu prbowa$. Pewnych rzeczy
nie mamy rozumie$, nie taki jest ich sens. 7le dlaczego nie
mo#na umrze$, je%li #ycie jest tylko m!czarni... co j
jeszcze tu trzyma... tak, tu jest nad czym si! zastanawia$.
+traci wtek i mrugn kilka razy pod wpywem so0ca,
ktrego promie0 nagle wpad przez okno balkonowe. /y&
prostowa si! na krze%le i najwyra5niej przypomnia sobie,
#e -arbarotti nie przyszed tu jako duszpasterz.
& Przepraszam pana, nie jestem sob. "ie przyszed pan
tutaj rozmawia$ o mojej #onie.
& "ie & odpar -arbarotti. & *ajmujemy si! dziwnym
przypadkiem %mierci. )ermund )rooth. / niedziel! zna&
leziono go martwego koo wzgrza )Rsa.
& /iem o tym & powiedzia <ickard -erglund. & 2inderholm
mi wspomina. Pa0ska kole#anka z nim rozmawiaa.
& ;o pan o tym sdzi4 & zapyta -arbarotti.
& +ucham4
& ;o sdzi pan o %mierci )rootha. *naleziono go dokadnie
w tym samym miejscu, gdzie jego partnerka, Maria
/inckler, zgin!a trzydzie%ci pi!$ lat temu.
& .o jest niepoj!te & powiedzia <ickard -erglund, po&
trzsajc wolno gow. & ;akowicie niepoj!te.
Podnis z szachownicy czarny pionek i zmarszczy czoo.
-arbarotti czeka, a# powie co% jeszcze, jednak to nie nast&
pio. *wa#y pionek w doni i odstawi go na szachownic!.
& / tym poprzednim przypadku rwnie# jest wiele nie&
jasno%ci.
& "iejasno%ci4&odpar <ickard -erglund. & .ak... tak, to byo
straszne. +traszne dla wszystkich... najbardziej oczywi%cie
dla Marii, bo umara... ale tak#e pozostaych... i dla
)ermunda...
Mwi tak cicho, #e -arbarotti ledwo mg cokolwiek
usysze$. 6akby rzeczywi%cie zapada w sen.
& Pojawiy si! wtedy przypuszczenia. Pami!ta pan o tym4
& Oczywi%cie & odpowiedzia <ickard -erglund. & "ie mam
demencji, jestem tylko zm!czony.
& Przepraszam & rzek -arbarotti.
& Podejrzenia zasadzay si! na tym, #e Maria, spadajc, co%
krzykn!a & cign -erglund nieco bardziej energicznym
tonem. & "iektrzy tumaczyli to tak, #e kto% j zepchn...
albo raczej wy tak to sobie tumaczyli%cie. Policja, jeden
pa0ski kolega, chyba nazywa si! +andlin... odrobin! ostro
sobie poczyna.
& ;zytaem jego przesuchania & przyzna -arbarotti. &
Mo#liwe, #e ma pan racj!, ale tak czy inaczej, nic nie zostao
udowodnione. 6akie zatem byo pa0skie zdanie na temat
%mierci Marii4
& +pada & odpowiedzia <ickard -erglund, znw kiwajc si!
nad szachownic. & Mo#liwe, #e skoczya z wasnej woli, ale
uwa#am to za wysoce nieprawdopodobne. * pewno%ci nie
zostaa zamordowana.
& /ieczorem poprzedniego dnia mieli%cie na plebanii
przyj!cie4
& My%laem, #e przyszed pan z powodu )ermunda & odpar
<ickard -erglund. & "ie tej starej sprawy.
& Przyszedem, poniewa# chciabym si! dowiedzie$, czy
jedno ma zwizek z drugim.
& Min!o trzydzie%ci pi!$ lat & powiedzia -erglund z
westchnieniem. & ,laczego miaoby mie$ jaki% zwizek4
& "ie wiem & przyzna -arbarotti. & 7le sam ?akt, #e zgin w
tym samym miejscu, ju# wskazuje na swego rodzaju
zbie#no%$.
<ickard -erglund kiwn gow.
& -y$ mo#e. Pewnie tego chcia.
& ;zego4
& +ko0czy$ w tym samym miejscu.
& ;hodzi panu o to, #e )ermund )rooth odebra sobie #ycie,
poniewa# w jaki% sposb chcia si! zjednoczy$ z Mari.
<ickard -erglund zm!czonym gestem wzruszy ramionami.
& .ak, co% w tym rodzaju.
& ;zy )ermund by wierzcy4
-erglund znw spojrza na niego z byskiem zaciekawienia.
& /ierzcy4
& .ak.
& "ie wiem, jak rozumie pan to poj!cie, ale kiedy ja znaem
)ermunda, nie mia #adnego boga.
& Ostatnimi laty nie spotykali%cie si! z )ermundem
)roothem4 Pan i pa0ska #ona.
& "ie. "ie mieli%my #adnego kontaktu.
& Kiedy widzia si! pan z nim po raz ostatni4
Kolejne wzruszenie ramion.
& "ie mam poj!cia.
-arbarotti westchn i zastanawia si! nad dalszym cigiem.
Pomy%la, #e ta rozmowa nie wydaje si! szczeglnie
sensowna.
& ;hocia# chwileczk! & odezwa si! -erglund. & Powie&
dziabym, #e jakie% pi!$ lat temu. 7lbo mo#e troch! wi!cej,
w ka#dym razie ju# w nowym tysicleciu, 7nna i ja spot&
kali%my go przypadkiem w Kopenhadze. Pojechali%my tam
na weekend i wpadli%my na niego na placu <atuszowym...
rozmawiali%my dwie minuty, nie mia nawet czasu na lunch.
Oczyma wyobra5ni -arbarotti zobaczy scen!8 biegncy
placem <atuszowym )ermund )rooth wpada na dawnych
przyjaci z uppsalskich dni, ale nie ma czasu z nimi poroz&
mawia$, poniewa# %pieszy si! na spotkanie z... MarianneS
/ycz si!S & pomy%la. ,obry -o#e, pom# mi sobie z tym
poradzi$. ,wa punkty, okej4
& ,laczego przesta pan by$ pastorem4 & zapyta.
+am nie wiedzia, dlaczego zada takie pytanie. ;hyba po
prostu przyszo mu do gowy razem z wymy%lonym spot&
kaniem Marianne i )ermunda w Kopenhadze i nie zd#y go
zatrzyma$.
& +ucham4 & odpar <ickard -erglund. & ,laczego pan o to
pyta4
& Poniewa# mnie to interesuje & powiedzia -arbarotti.
& Oczywi%cie nie ma to nic wsplnego ze %mierci )rootha,
jestem po prostu ciekaw.
<ickard patrzy na niego w milczeniu. 6akby rozwa#a, czy
jest w stanie odpowiedzie$. 1 czy w ogle warto.
& Przepraszam & rzek -arbarotti. & *apominamy o tym.
<ickard -erglund odchrzkn i znw wyprostowa si!
na krze%le.
& 6ak to jest4 & zapyta. & 7 pan jest wierzcy4
& / pewnym sensie.
& "ie b!d! pyta, co to znaczy & powiedzia -erglund.
*a%mia si!, krtko i bez rado%ci w gosie. & .ak, niektrzy o
to pytaj & cign. & ,laczego kto%, kto gosi +owo -o#e,
nagle przestaje to robi$. "iecz!sto si! to zdarza.
& /ydaje mi si!, #e mo#na straci$ wiar! & rzek -arbarotti.
& Oczywi%cie, #e mo#na & odpar <ickard -erglund. & /
moim przypadku jednak tak si! nie stao.
& 7ha4 & powiedzia -arbarotti i poczu nagy przypyw
rado%ci, #e nie nagrywa tej rozmowy.
& <aczej odwrotnie.
& Odwrotnie4
<ickard -erglund pokiwa gow i siedzia przez chwil! w
milczeniu.
& ;zowiek dochodzi do takiego punktu & powiedzia w
ko0cu & kiedy du#ej po prostu ju# si! nie da.
-arbarotti postanowi nie mwi$, #e rozumie. .ak#e i tym
razem. Podnis z szachownicy bia wie#! i przez chwil!
obraca j w palcach. ;zeka.
P minuty p5niej -erglund odezwa si! znowu.
& -g istnieje. 7le nie mieszka w Ko%ciele +zwedzkim. 1 o ile
mi wiadomo, w #adnym innym zgromadzeniu. *rozumienie
tego zaj!o mi ponad trzydzie%ci lat, kiedy jednak to
nastpio, nie mogem nadal stawa$ na ambonie. Przynaj&
mniej nie w naszych zwykych ko%cioach. -oga tam nie ma i
my%l!, #e... tak, #e wstydzi si!, #e tak jest.
& /stydzi si!4 & zapyta -arbarotti.
& / ka#dym razie jest g!boko zmartwiony. "ie rozumiem
jednak, dlaczego nie bierze 7nny do siebie.
-arbarotti skin gow, prbujc przekn$ zdziwienie.
& +am nie chodz! do ko%cioa & powiedzia. & 7le czasami z
"im rozmawiam. Moja #ona tak#e... jest wierzca, ale te#
nigdy nie chodzi na msz!.
& <eligia & powiedzia <ickard -erglund gosem, ktry nagle
zacz balansowa$ na kraw!dzi pomi!dzy rezygnacj a
gniewem. & Ona nie ma nic wsplnego z prawdziw wiar,
nic wsplnego z -ogiem, ktry nas kocha i ktrego aska jest
wielka. 2udzko%$ posza z drog, zbdzia niemio&
siernie... pytanie brzmi, czy jest jeszcze jaka% nadzieja.
+plt donie i przyglda si! partii szachw.
& )ram sam ze sob & wyja%ni, tak jakby w jaki% sposb
czyo si! to z jego stosunkiem do -oga.
-arbarotti nie bardzo rozumia zwizek i zdecydowa si! nie
porusza$ tematu swoich z "im debat. "ieatwo byo to
wytumaczy$ innym, zwaszcza je%li akurat byli eks&pasto&
rami, nie byo te# takiej potrzeby. -yo jednak co% w tym, co
powiedzia <ickard -erglund, i w sposobie, w jaki to
uczyni, co do niego tra?io. .ak jakby... naprawd! wiedzia,
o czym mwi. 6akby te sowa wynikay z g!bokiego i praw&
dziwego do%wiadczenia. 6akby zaszed tym ciernistym szla&
kiem o wiele dalej od niego.
Opu%ci$ ko%ci nie dlatego, #e stracio si! wiar!, ale
dlatego, #e si! j znalazo... to brzmiao szczeglnie i, jak&
kolwiek to tumaczy$, musiao oznacza$ bardzo bolesny
proces, to byo jasne nawet dla prostego inspektora policji.
)dy tymczasem #on! & towarzyszk! #ycia & tego byego
pastora toczy rak, ktry bez wtpienia zako0czy jej #ycie,
lecz najwyra5niej zdecydowa najpierw wym!czy$ j do gra&
nic wytrzymao%ci.
.ak to mniej wi!cej wyglda, podsumowa )unnar -ar&
barotti w duchu. Poo#enie <ickarda -erglunda. "ic dziw&
nego, #e wyglda na starego i zm!czonego. "ic dziwnego,
#e niezbyt interesowa go )ermund )rooth.
*decydowa si! nie przeszkadza$ du#ej, nie byo sensu.
-erglund obieca mu godzin!, po tym czasie pjdzie z po&
wrotem do szpitala.
Kim jestem, #eby odciga$ go od poczekalni Kmierci4 &
zapyta sam siebie -arbarotti i podnis si!. Od rakowej sali
tortur4
;zu jednak wyra5nie, #e w innych okoliczno%ciach po&
rozmawiaby z nim jeszcze godzin!. / <ickardzie -erglun&
dzie byo co%... imponujcego4
& ,zi!kuj! za ciekaw rozmow! & powiedzia. & Mimo
wszystko mam nadziej!, #e pa0ska #ona b!dzie moga roz&
sta$ si! ze %wiatem w sposb, ktry przyniesie jaki% sens.
& 6a rwnie# & odpar <ickard -erglund, nie wstajc z ?o&
tela. & /ystarczy may promyk %wiata, nie mo#emy #da$
zbyt wiele.
Kiedy -arbarotti wyszed na ulic!, padao. <z!sisty, nieust!&
pliwy jesienny deszcz. Pomy%la, #e wcale nie5le wspgra to
z rozmow, ktr wa%nie odby. "ie osaniajc si! w #aden
sposb, wrci pieszo na komisariat. Mieszkanie -erglunda
mie%cio si! na ko0cu ulicy <osengatan w <ocksta, szed
dwadzie%cia pi!$ minut & tyle samo, ile z komisariatu, nie
powinno si! przepuszcza$ #adnej okazji do ruchu & i zd#y
porzdnie zmokn$.
"ie obeszo go to. / porwnaniu z <ickardem -erglun&
dem nie mia na co si! skar#y$, cho$ my%l, #e sam pewnego
dnia b!dzie siedzia przy o#u %mierci Marianne, nie dawaa
mu spokoju. 7lbo ona przy jego.
Kiedy4 & pomy%la. 1le jeszcze wsplnych lat nam zostao4
.rzydzie%ci4 ,ziesi!$4 .rzy4 ,laczego pozwalamy dniom
tak po prostu ucieka$4
,laczego jestem zazdrosny o jednego z jej byych, ktry w
dodatku nie #yje, i czy ktrego% dnia nie b!d! przeklina
sam siebie, #e nie prze#ywaem #ycia, kiedy ono trwao4
;#, stwierdzi, kiedy ociekajc wod, wszed na policyjny
korytarz, przynajmniej zadaj! pytania. .o te# jest wa#ne.
Poza tym mamy pitk! dzieci, to najwa#niejsze.
27
<anek AA pa5dziernika. Obudzia si! i przez kilka sekund nie
wiedziaa, co si! stao.
"osia w sobie %mier$. "ie #ycie. ,elikatnie przejechaa
palcami po napi!tym brzuchu. Poczua pynce stamtd
zimno. *imno i guch cisz!.
1 %mier$. +plota r!ce na brzuchu i spojrzaa w ciemno%$.
Kwitu ani %ladu. 7ni %ladu nadziei.
+pojrzaa na %wieccy cy?erblat budzika. Pi!tna%cie po
pitej.
+pojrzaa na .omasa, %picego mocno u jej boku. Kontur w
ciemno%ci, nic wi!cej.
Poruszya j!zykiem, ktry przyklei si! do podniebienia.
"ajwyra5niej dugo oddychaa przez usta.
Krzykn!a.
3rodzia martwe dziecko. ,ziewczynk!, ktrej tym razem
nie nadali imienia. /a#ya MBCQ gramw, lekarze nie potra&
?ili wyja%ni$, dlaczego przestaa #y$ zaledwie tydzie0 przed
przyj%ciem na %wiat. Musiao w jaki% sposb zabrakn$ tle&
nu. Po prostu nieszcz!%liwy wypadek, poza tym, #e nie #ya,
wszystko byo w porzdku.
Pochowano j AD pa5dziernika. "a cmentarzu -erthRga
dostaa may krzy# z metalow tabliczk i imi! na koniec.
7urora. ;o znaczy jutrzenka.
3rodzia si! AA pa5dziernika ABPA. *mara AA pa5dziernika
ABPA. Pastor, ktry przeprowadzi ceremoni!, nazywa si!
Iolger Friksson. Obecni byli tylko .omas i )unilla.
1 7urora.
Potem pojechali od razu do 3llerRker.
.ak byo ustalone.
Pada deszcz.
* #ka na najwy#szym pi!trze wysokiego, wskiego bu&
dynku widziaa czubki drzew. /ysokie, proste sosny z do&
stojnymi zielonymi koronami. / tle niebo, najcz!%ciej
niespokojne, bya jesie0.
)odzinami le#aa wpatrzona w te korony i to niebo. ;ae dni
i tygodnie. Uaowaa, #e nie umara razem ze swoj crk.
Prosia o to, ale jej nie pozwolili.
7ni .omas, ani lekarze.
Mam dwadzie%cia dwa lata, pomy%laa. 6u# straciam dwoje
dzieci, czy oni nie rozumiej, #e %mier$ jest moim
powoaniem4 ,laczego w tak bezsensowny sposb trzymaj
mnie przy #yciu4
.omas odwiedza j ka#dego dnia. ;z!sto sp!dza przy niej
dugie godziny, cho$ mwia, #e chce by$ sama.
+ama z lekami nasennymi i koronami drzew. *e swoim
niespokojnym niebem.
On nalega.
"asta listopad. / odwiedziny przychodzili tak#e inni. 7nna
i <ickard. )ermund, cho$ Maria nie. "ie wiedzieli, co jej
powiedzie$, byli zakopotani i nie zostawali dugo.
Odwiedziy j nawet matka i siostra. Przychodziy na trzy
godziny i cay ten czas pakay. ObieJ mwiy, #e ju# #yj w
zgodzie i #e j kochaj.
/reszcie przychodzi doktor /erngren. "adal mia
koszulk! polo, za ka#dym razem, kiedy si! spotykali, ale
nigdy wi!cej #t. "ajcz!%ciej czarn albo ciemnogranato&
w. Przychodzi raz w tygodniu, p5niej dwa. +pacerowali
wzdu# grzbietu gry, coraz to du#sze w!drwki w g!stnie&
jcej jesiennej ciemno%ci. 2ubia ciemno%$. / grudniu .o&
mas zacz im towarzyszy$.
"a %wi!ta pojechali do domu na +ibyllegatan i przespali tam
dwie noce.
Pod koniec stycznia j wypisali i pojechaa do domu na
dobre.
Przez trzy miesice zapisywaa wasne my%li w grubym,
czarnym zeszycie. +palili go razem na balkonie w misce z
benzyn.
-raa dwa r#ne leki. ,wie biae tabletki rano i wieczorem,
jedn czerwon wieczorem.
.omas powiedzia, #e j kocha.
Odpara, #e odczuwa wielk potrzeb! samotno%ci. -y rok
ABPM.
28
F(a -ackman zdecydowaa, #e do 2und pojedzie autem.
/prawdzie zajmowao to dwa razy tyle czasu co samolot,
ale nie lubia lata$. .rzysta pi!$dziesit kilometrw za
kkiem w samotno%ci te# nie wydawao si! zbytnio po&
prawne politycznie, ale tym razem miaa to w nosie. Mu&
siaa przemy%le$ par! spraw, a gdzie mo#na zrobi$ to lepiej
ni# w samochodzie przy odpowiedniej muzyce pyncej z
go%nikw <uch i rytmy. /ybierajc mi!dzy -illie Ioliday a
Fdith Pia?, postawia na t! drugJ przynajmniej na
pocztek, na pierwszych sto kilometrw.
Pia?, pomy%laa. /rbel. Ktry w jaki% szczeglny sposb
pokazuje, jak to jest by$ kobiet na tym %wiecie & cierpic,
ale #yw kobiet & nie przez swoje sowa czy swoje #ycie, ale
przez swj gos. *mysowy, ?rancuski, tak pi!kny, #e
przyprawia o g!si skrk!. )dybym urodzia si! we @rancji,
pomy%laa -ackman, nie zostaabym policjantk. /tedy
byabym piosenkark. -ez wtpienia. .ylko trzeba nauczy$
si! tego r, inaczej nie ma sensu.
;ho$ to nie nad Pia?owym r miaa si! zastanawia$, to inna
rzecz wymagaa namysu i analizy. Mianowicie tak zwana
sprawa, dwoje ludzi, ktrzy zako0czyli #ywot w wwozie
)Rsa w <>nninge, dziesi!$ kilometrw na poudnie od
Kymlinge. Maria /inckler i )ermund )rooth, jedno trzy i
p dekady p5niej ni# drugie. * wasnej woli czy nie4
/ypadki, czy te# nie4 / obu przypadkach nie byo #adnych
oznak przest!pstwa, mwia o tym -arbarottiemu ju# trzy
dni temu. Praktycznie rzecz biorc, nie byo nic.
Pozostali byli innego zdania. +andlin trzydzie%ci pi!$ lat
temu co% zwietrzy, ale nie udao mu si! znale5$ #adnego
dowodu. -arbarotti twierdzi, #e jego trop jest %wie#szy, ale
najwyra5niej zmieni zdanie. ,laczego4 "ie przedyskuto&
wali tego jak nale#y, a sama zacz!a si! skania$ w drug
stron!.
7le czy na pewno4 "ie byo zbyt wielu konkretw, na
ktrych mo#na by si! oprze$. 6ak wiadomo. 7ni %ladu
?izycznych dowodw, nikt nie powiedzia ani nie zrobi
niczego, co mogoby wskazywa$, #e kto% mgby zepchn$
)ermunda )rootha z urwiska. 7lbo jego narzeczon w ABPN
roku. Uadnego a0cucha poszlak, #adnych poszlak w ogle.
.ylko to jedno uczucie i troch! dziwnych okoliczno%ci.
Prawda4 & pomy%laa F(a -ackman retorycznie. &rawda)
"a przykad brak pojazdu. .o bya okoliczno%$. 6ak )er&
mund )rooth si! tam dosta4 +prawdzili linie autobusowe,
najbli#szy przystanek by oddalony od wwozu o ponad dwa
kilometry. +mutas rozmawia z kilkoma kierowcami, ale
#aden nie potra?i sobie przypomnie$ pasa#era, ktry w
ubieg sobot! wysiadaby na skrzy#owaniu 7lhamra, co
byoby najrozsdniejszym wyj%ciem. +pacer z Kymlinge za&
jby mu ponad dwie godziny. ,wie i p.
Oczywi%cie nie byo to niemo#liwe. 6e#eli kto% zamierza
odebra$ sobie #ycie, dziesi!ciokilometrowy spacer nie robi
chyba tak wielkiej r#nicy.
Mo#e si! z kim% zabra4 7le w takim razie & z kim4
Pojecha autostopem4 +ze%$dziesi!ciojednoletni doktor
habilitowany4
Potrzsn!a gow i przez chwil! suchaa Pia?. #e ne re
grette rien. @antastyczne r.
,laczego -arbarotti zmieni zdanie4 / tym si! kryo co%
podejrzanego, nie wiedziaa jednak co. *wykle nie szuka
najprostszego rozwizaniaJ z tego znani byli inni koledzy, z
zamykania %ledztwa, kiedy tylko nadarzy si! okazja
& ale nie -arbarotti.
Ona te# nie. Pasja w d#eniu do prawdy brzmi wprawdzie
pretensjonalnie, ale je%li byo co%, co ich oboje nap!dzao,
-ackman i -arbarottiego, to wa%nie to. Przemo#na jak
diabli ch!$ ustalenia, co si! tak naprawd! stao. .o by
?undament i gdyby nie owa ciekawo%$, nie mo#na by byo
pracowa$ w policji kryminalnej. Prawda4
/kurzajce, pomy%laa. 6e#eli to nie jest nic innego, to w
ka#dym razie wkurza jak cholera.
Prbowaa przypomnie$ sobie dwie rozmowy, jakie odbya z
uczestniczkami wydarze0 sprzed trzydziestu pi!ciu lat.
)unill /inckler&<ysth i Flisabeth Martinsson. ;zy ktra% z
nich powiedziaa albo chocia# daa do zrozumienia
cokolwiek, co mogoby wskazywa$ na popenienie przest!p&
stwa4 7lbo dwch4 ;zy#by co% przeoczya4
"ie wydawao jej si!, a w ka#dym razie nic takiego nie
dostrzegaa. * Martinsson rozmawiaa tylko przez tele?on,
liczya na to, #e -arbarottiemu uda si! porozmawia$ z ni w
cztery oczy, kiedy ona b!dzie w 2und. * tym byym pa&
storem oczywi%cie te#, a tak#e z m!#em )unilli /inckler&
&<ysth, .omasem /incklerem. ;ho$ cz!%$ zada0 trzeba
pewnie b!dzie zleci$ innymJ najprawdopodobniej asysten&
tom .illgrenowi i /ennergrenowi&Olo?sonnowi. Oczywi%cie
wcale nie byo powiedziane, #e tylko z tego powodu co%
pjdzie nie tak.
;o sama chciaa osign$ wyjazdem do +kanii, tego nie
wiedzia nikt, )ermund )rooth by jednak do tej pory nie&
mal#e czyst kartk, wi!c mo#e to i owo wyjdzie na jaw.
Mnstwo nieistotnych ?aktw, a mo#e co% innego. Uycie.
Ktre z jakiego% wci# niejasnego powodu zako0czyo si! w
lesie pod Kymlinge, trzysta pi!$dziesit kilometrw od jego
miejsca zamieszkania.
;ho$ je%li po prostu si! zabi, co w tym niejasnego4
*arezerwowaa pokj na dwie noce w hotelu ;oncordia przy
+tRlbrogatan w centrum miasta, ju# kiedy% tam mieszkaa i
bya zadowolona. / budynku obok sto dwadzie%cia lat temu
+trindberg pisa swoje Gn-emo. .aki szczeg. O szesnastej
mia si! z ni spotka$ inspektor <ibbing i o wszystkim jej
opowiedzie$. Przedstawi$ ?akty dotyczce )rootha, ktre
udao mu si! w cigu dnia ustali$. <ozmawiali poprzedniego
wieczora i uznaa, #e wzbudza zau?anie.
+wojski poudniowoszwedzki dialekt, mo#e to on wywoa to
uczucie.
)ardowe r, jak u Pia?, ale innego rodzaju. *upenie innego
rodzaju.
/ybraa drog! "issastigen i wyjechaa na FC na wysoko%ci
Ialmstad. Przeczya na -illie Ioliday i zdecydowaa, #e
zrezygnuje z lunchu. /oda mineralna, banan i wa?elek
czekoladowy w samochodzie musz wystarczy$. 1 kawa na
+tatoil, w ko0cu jest singielk. Ma prawo mie$ swoje kapry&
sy, a poza tym bya troch! sp5niona.
+iedzia w holu koo ?ortepianu i czeka. Mia dwa metry
wzrostu i wa#y chyba wi!cej ni# Pia? i Ioliday razem wzi!&
te, przez tele?on nie byo tego sycha$.
Mimo to by energiczny i wysportowany. Policjanci, ktrzy
tak wygldaj, nie musz chyba nosi$ broni, pomy%laa F(a
-ackman i poprosia, by da jej pi!$ minut, skoczy tylko do
pokoju.
& ,opilnowaem, #eby nikt nam tu w hotelu nie przeszka&
dza & powiedzia. & Ma pani ochot! na kaw! i kanapk!4
Potwierdzia, #e wielk, i o szesnastej pi!tna%cie usiedli po
obu stronach byszczcego d!bowego stou w maej salce
kon?erencyjnej. Kanapki byy du#e jak buty <ibbin& ga,
dziewczyna o pszenicznych wosach spi!tych w ko0ski ogon
podaa kaw! w porcelanowym dzbanku i poin?ormowaa, #e
to zoega.
Kiedy zostawia ich samych i zamkn!a drzwi, <ibbing wyj
z teczki plik papierw i odchrzkn.
& .en )rooth & zacz & to kawa cholernego odludka.
-ackman skin!a gow.
& *daje si!, #e w ogle nie prowadzi #ycia towarzyskiego.
"ie mia #adnej rodziny, #adnych przyjaci. /szystkiego
dowiedziaem si! od ssiadki i kolegw z pracy. 6ego
pro?esora na ?izyce i dwch innych. +siadka nazywa si!
*etterlund, mieszkali z )roothem w tej samej klatce osiem&
na%cie lat.
& 7le nie by pan u niego w mieszkaniu4
& "ie. Pomy%laem, #e zajmiemy si! tym jutro. Pani pewnie
chciaaby wybra$ si! z nami4
& Oczywi%cie & odpara F(a -ackman. & ;o wi!c mwili ci
koledzy4
<ibbing zerkn do dokumentw.
& "iewiele. )rooth od ABPO roku byl doktorantem w in&
stytucie. /cze%niej studiowa w 3ppsali, ale jako% w tym
wypadku to nie przeszkadzao.
Mrugn prawym okiem. -ackman poj!a, #e to #art, i
u%miechn!a si! szybko. 3ppsala & 2und. +tare jak %wiat.
& <ozumiem & powiedziaa. & Prosz! mwi$ dalej.
& ,oktoryzowa si! w ABOD i w tym samym roku rozpocz
prac! na uczelni. "ajpierw jako modszy pracownik
naukowy, od ABON jako wykadowca, a w ABBA zrobi habi&
litacj!. ,ziewi!tna%cie lat temu. *dolny wsppracownik,
zdaniem pro?esora +dermana. 2ubiany przez studentw,
#adnych skarg. *aszedby dalej, ale brakowao mu praw&
dziwej ambicji, akademickiego zaci!cia... +>derman tak to
uj. Po obronie pracy doktorskiej opublikowa dwie ksi#ki
i okoo dwudziestu artykuw naukowych. 6ak si! dowie&
dziaem, nie jest to szczeglnie imponujcy dorobek...
3rwa i przewrci kartk!.
& * nikim z instytutu nie spotyka si! nigdy prywatnie, ci, z
ktrymi o nim rozmawiaem, opisuj go jako typowego
samotnika. Mam tu in?ormacj!, #e w poowie lat osiemdzie&
sitych przez kilka lat grywa w klubie bryd#owym w 2und,
ale jeszcze z nikim stamtd si! nie skontaktowaem... dzisiaj
zadzwoni! do kilku osb. ;ho$ by to okres nie du#szy ni#
dwa lata, mo#liwe, #e krtszy.
& 7 #ycie akademickie4 & zapytaa -ackman. & 1mprezy,
spotkania, promocje doktorskie... my%laam, #e w takim
mie%cie jest tego zatrz!sienie4
<ibbing u%miechn si! pod nosem.
& 6est wiele mo#liwo%ci dla tych, ktrych to interesuje. 7le
)rooth wa%ciwie nigdy nie bra w tym udziau. ;o najwy#ej
chodzi na obrony prac doktorskich, je%li szo o jakiego%
koleg!. 7le #adnych akademickich kontaktw, nic z tych
rzeczy. O ile oczywi%cie koledzy z pracy mwi prawd!, ale
dlaczego miaoby by$ inaczej4
F(a -ackman wzi!a kanapk! z rakami i wypia yk wody.
& 7 ta ssiadka4 & zapytaa. & Pani *etterlund, tak pan
mwi4
& .ak, *etterlund & odpar <ibbing, drapic si! po karku.
& Ma ponad osiemdziesit lat, ale jest dziarska i ma oczy w
gowie. Mwia, #e zamieniaa czasem par! sw z )roo&
them. -y solidny i sympatyczny.
& +olidny i sympatyczny4
& .ak. .o mo#e oczywi%cie znaczy$ cokolwiek... czy raczej
zupenie nic. / ka#dym razie uchodzi za oglnie
schludnego. Pani *etterlund mwia, #e w pralni zawsze zo&
stawia po sobie porzdek.
& Im & odezwaa si! -ackman. & 7 komputer i tele?on4
& +prawdzili%my jego komputer su#bowyJ ten, z ktrego
korzysta na uczelni. Praktycznie wszystkie maile dotycz
spraw su#bowych, a komrka... o ile wiemy, nie mia tele?o&
nu na abonament. <aczej rzadko si! to dzi% zdarza, prawda4
& .ak & odpara -ackman. & <zeczywi%cie. /iemy jednak
jeszcze o tej kobiecie z Kopenhagi. ;zy udao si! panu j
znale5$4
& 6est w komputerze. ,wie odebrane wiadomo%ci, jedna
wysana. "azywa si! Kristin Pedersen, prbowali%my si! do
niej dodzwoni$, ale bezskutecznie. "apisali%my te# maila...
jak na razie nie ma odpowiedzi.
& .o wa#ne, #eby%my si! z ni skontaktowali & powiedziaa
-ackman. & 1m szybciej, tym lepiej.
,obraa jeszcze kanapk!, tym razem z pasztetem, i za&
my%lia si!. Kristin Pedersen to kobieta, ktra towarzyszya
)roothowi podczas wizyty w 2indRs... )unilla /inckler&
&<ysth mwia, #e kiedy to byo4 / maju, czerwcu4 6e#eli z
kim% mo#na porozmawia$ o zmarym ?izyku, pomy%laa
-ackman, to zapewne z ni. Mo#e powinnam skoczy$ te# do
,anii4 & pomy%laa. +koro ju# zajechaam tak daleko.
"o c#, jutro si! oka#e.
& ;zyli jutro idziemy obejrze$ jego mieszkanie & stwierdzia,
a <ibbing pokiwa gow. & ;o% si! pewnie zawsze znajdzie.
+trzepn kilka okruchw kanapki ze swych szerokich ud i
spojrza niepewnie.
& ,laczego w ogle badamy jego %mier$4 & zapyta. & -o nie
do ko0ca zaapaem. ;o wa%ciwie przemawia za... no wiesz.
F(a -ackman wzruszya ramionami.
& "iewiele & przyznaa. & Kilka drobnych szczegw. "a
przykad ?akt, #e jego narzeczona trzydzie%ci pi!$ lat
wcze%niej zgin!a dokadnie w tym samym miejscu.
& 6ak to4 & odpar <ibbing. & 7 niech mnie.
& "o wa%nie & powiedziaa -ackman. & 7le chyba tylko to.
,ziwne jak cholera, ale najwyra5niej nie ma w tym nic
wi!cej. Uadnej ukrytej zbrodni.
<ibbing siedzia przez chwil! bez sowa.
& On by chyba troch! dziwny & odezwa si! w ko0cu.
& ;udakw w tym mie%cie nie brakuje. "iektrzy uwa#aj,
#e uniwersytet ?unkcjonuje jak swego rodzaju zakad pracy
chronionej.
& "aprawd!4 & odpara -ackman i pomy%laa, #e owa synna
granica cz!sto jest a# nadto widoczna. )ranica pomi!dzy
eleganckim %wiatem akademickim a tym, w ktrym #yj
zwykli ludzie. .acy jak inspektor <ibbing. "awet je%li jego
nazwisko sugerowao, #e jest potomkiem jakiego% dawnego
szlacheckiego rodu, byo oczywiste, do ktrego obozu
nale#y.7 przynajmniej, z ktrym sympatyzuje. Mo#e jest
czarn owc, pomy%laa F(a -ackman. Ogromnym czarnym
ba& ranem. Yykn!a kawy, #eby ukry$ u%miech.
& "o wi!c tak & podsumowa i schowa papiery z powrotem
do teczki. & "iewiele miaem do powiedzenia, ale zo&
baczymy, co si! nam uda jutro znale5$. 6ak zamierza pani
sp!dzi$ wieczr4
Oj, pomy%laa -ackman. ;hyba nie chce zaprosi$ mnie na
kolacj!4
& "ie mam poj!cia & przyznaa. & Pewnie spacer i dobra
ksi#ka w pokoju.
& Mog! zaproponowa$ Martinusa4 .o restauracja w )ran&
dzie, jedzenie jest cakiem, cakiem. Mo#e maa kole#e0ska
kolacja4
F(a -ackman zastanawiaa si! dwie sekundy. ,laczego nie4
& pomy%laa.
7 niech tam. ,laczego nie4
29
& O czym ty mwisz4 & zapyta <ickard. & Mgby% powt&
rzy$4
& Prosz! bardzo & odpar .omas. & "ic w tym dziwnego.
*wyky sposb na zarobienie paru groszy. -ranie co semestr
po#yczki studenckiej nie jest raczej %wietn taktyk z eko&
nomicznego punktu widzenia. ;hyba si! ze mn zgodzisz4
& Mo#e i tak & rzek <ickard. & 7utobusem4
& .ak jest. 7utobusem.
+iedzieli w 3bbo na T(re +lottsgatan. -yo przedpoudnie
na pocztku kwietnia. *a oknem deszcz ze %niegiem, na
stole kawa i migdaowa babeczka z lukrem. <ickard mia p
godziny do seminarium z egzegezy, jak wygldaa sprawa
.omasa wykadw z ekonomii przedsi!biorstwa, nie wie&
dzia. "ie by nawet pewien, czy .omas studiuje ekonomi!
przedsi!biorstwa. Mo#e nadal bya to ekonomia polityczna.
7lbo historia ekonomii, albo cokolwiek, mniejsza z tym.
& *aczniemy wi!c od skombinowania autobusu & cign
.omas z kontrolowanym entuzjazmem. <ickard pomy%la,
#e poznaje ten ton, #e w gr! musi wchodzi$ ch!$ przekona&
nia go. Oparta na rozsdnych argumentach, co prawda, ale
widoczna jak cholera.
& *obaczymy, jak to si! rozwinie & mwi dalej .omas. & /
lecie zrobimy wycieczk! rozpoznawcz. +ze%cioosobow.
Ueby ustali$ tras!... znale5$ kempingi, tanie hotele, zorien&
towa$ si!, co warto zobaczy$, no wiesz.
& <ozmawiae% z kim% jeszcze4
& "ie. *aczynam od ciebie.
& 6ak si! czuje )unilla4
& 2epiej. 1 naprawd! przydaoby jej si! oderwa$ od tego
wszystkiego. /yjazd na jaki% czas dobrze by jej zrobi.
<ickard skin gow. .omas zrobi krtk pauz! i przez
chwil! wyglda na zamy%lonego.
& .ak sobie my%l!, #e potrzeba miesica. "o, mo#e ptora,
je%li mamy zaliczy$ cay blok wschodni... no, mo#e da&
rujemy sobie *wizek, ale z pozostaymi krajami zd#ymy
bez problemu. "ajpierw oczywi%cie Polska, promem z
astad, p5niej ;zechosowacja, /!gry, 6ugosawia,
<umunia...
& 7utobus4 & przerwa <ickard. & 6ak zdob!dziemy autobus4
& 6u# mam jeden na oku & odpar .omas z przepraszajcym
u%miechem.
& "aprawd!4
& Pewnie. Ojciec mojego kumpla z roku ma ma ?irm!
autobusow w -ergsbrunnie. .eraz jednak ma jakie% prob&
lemy z sercem i pjdzie na rent!... zamierza sprzeda$ oba
swoje autobusy. 6eden jest ju# zaklepany, ale drugi mo#emy
dosta$ za czterdzie%ci tysi!cy.
& ;zterdzie%ci tysi!cy koronS & wykrzykn <ickard. & ;zy% ty
zwariowa4 6ak...4
& Mo#e opu%ci do trzydziestu sze%ciu czy trzydziestu
siedmiu. 6e%li zapacimy gotwk. / zaokrgleniu dwana&
%cie tysi!cy na par!. ;hocia# my%laem sobie, #e
mogliby%my zacz$ od pi!tnastu tysi!cy na par! jako kapita
startowy, mo#e dwudziestu, dobrze zostawi$ sobie may
margines... zao#ymy ?irm!, a letni podr# odliczymy sobie
oczywi%cie od podatku. ;o ty na to4
& ;o ja na to4 & odpowiedzia .omas, nie mogc si! po&
wstrzyma$ od %miechu. & 6a na to, #e 7nna i ja mo#emy
chyba uciua$ tysic pi!$set, je%li si! troch! wyt!#ymy. -o#e
kochany, pi!tna%cie tysi!cy.
.omas opar si! na okciach i nachyli nad stoem. /lepi
spojrzenie w <ickarda i wyglda jak kot, ktremu udao si!
zap!dzi$ o?iar! w kt.
& Po#yczka & powiedzia. & +yszae% o czym% takim4
<ickard pokr!ci gow.
& Po#yczka4 Ktry bank da nam po#yczk!, jak ci si! wydaje4
-iednym studentom, #yjcym na makaronie i
blodpuddingu.
& "ie ma problemu. "asi rodzice mog pod#yrowa$.
& ;o4
& .o zwyka ?ormalno%$. +koro #adne z nas nie ma co
zastawi$... tak mi si! przynajmniej wydaje... potrzebne jest
por!czenie. .o tylko podpis na papierze, nic wi!cej. "ie mu&
sz, rzecz jasna, paci$ ani grosza.
& *daje si!, #e nie pomy%lae%, #e kiedy si! po#ycza, trzeba
odda$.
& Ia, ha. "o tak. 7le zaczyna si! dopiero po dwunastu albo
osiemnastu miesicach. Mo#emy wzi$ po#yczk! na dziesi!$
lat, wtedy spaty nie s szczeglnie wysokie. 7 pienidze
zarobimy, uwierz mi, bracie.
<ickard siedzia przez chwil! zamy%lony. .omas odchyli si!
do tyu, wypi yk kawy i czeka.
& "ie wiem & powiedzia w ko0cu <ickard. & "ie spo&
dziewaem si! tego. Pewnie, #e podr# po wschodniej Furo&
pie to ?ajny pomys, ale...
& 6a zajm! si! stron praktyczn & zapewni .omas. & "ie
musisz si! martwi$ tym, #e b!dzie mnstwo roboty. P5niej,
jesieni, chciaem pojecha$ do "orrlandii... albo do
)teborga.
& Pojecha$ do...4
& /yjazdy pod koniec tygodnia. +tudenci, ktrzy chc
pojecha$ na weekend do domu. .ras FE do 2ule_, czy co%
takiego. Mog wysiada$ po drodze w miejscowo%ciach,
w ktrych mieszkaj. Mo#e zreszt zd#ymy zrobi$ kilka
rundek jeszcze przed latem. / pitek po poudniu z 3ppsa&
li, w niedziel! wieczorem z powrotem z "orrlandii. "iskie
ceny. 7lbo, tak jak mwi!, do i z )teborga, cho$ bardziej
obstawiam "orrlandi!... poowa ceny biletu kolejowego,
jasne jak cholera, #e b!dziemy mieli ch!tnych. .rzeba si!
tylko zareklamowa$... w 9Frgo: i w tych innych pi%midach.
"o i oczywi%cie w korporacjach.
& 7 wtedy nast!pnego lata Furopa4
& .ak, jedno albo dwa kka. "iskobud#etowo... dla takich
jak my. +tudentw i innych biedakw, ktrzy chc zobaczy$
kawaek %wiata. 1nnymi sowy, dla caej tej pieprzonej
lewicy, oni tylko czekaj, by zobaczy$, jak wyglda
prawdziwy socjalizm. Praga pi!$ lat po wej%ciu wojsk ra&
dzieckich, kto by nie chcia tego zobaczy$4 -ugarskie el&
doradoS ;ho$ najpierw oczywi%cie lato w autobusie, ca
paczk, nie mog! si! doczeka$. Mogliby%my pojecha$ pod
koniec lipca, wypi$ zimne piwko w -udapeszcie, to chyba
niezy pomys4 1 kolejne w +o?ii.
<oze%mia si!. <ickard te#. -ran#a turystyczna4 & pomy%la.
7utobusem po Furopie4 "o, dlaczego by nie4 6e#eli
rzeczywi%cie nie trzeba zbytnio si! wysila$, a przy tym mo#&
na zarobi$ par! groszy. *obaczy$ kawaek %wiata.
& 6a mam prawo jazdy na autobus & powiedzia .omas.
& 6e#eli kto% z was te# sobie wyrobi, nie b!dziemy musieli
nawet zatrudnia$ kierowcy. "a dugich trasach musi by$
dwch... je%li si! wiezie pasa#erw. O zbli#ajcym si! lecie
nie mwi!. 6estem gotw prowadzi$ ca drog!.
& Musz! o tym porozmawia$ z 7nn & powiedzia <ickard. &
;o na to )unilla4
& ;hyba si! zgodzi. ;ho$ jeszcze z ni o tym na powa#nie
nie rozmawiaem.
& <ozumiem & odpar <ickard.
& Okej & rzek .omas.
Przez dziesi!$ sekund w milczeniu zajadali babeczki.
& Musz!, zdaje si!, da$ zna$ w sprawie autobusu do soboty &
odezwa si! .omas.
& ,o soboty4 ;zyli na zastanowienie mamy trzy dni4 .omas
wzruszy ramionami.
& -oj! si!, #e dziadzio ma innego ch!tnego & powiedzia.
& /i!c byoby dobrze.
<ickard spojrza na zegarek.
& "o dobra. ,zi% wieczorem pogadam z 7nn. Musz! lecie$
na seminarium.
& ,o usyszenia & powiedzia .omas. & "ie musisz si! o nic
martwi$. .o po prostu dobra okazja.
& "ie martwi! si! & odpar <ickard.
Postawi kaptur i wyszed.
Przyj!a to z wi!kszym entuzjazmem, ni# si! spodziewa.
O ile 9entuzjazm: by w ogle dobrym sowem w odnie&
sieniu do 7nny. "ie spodobaa mu si! ta my%l, ale przysza
mu do gowy mimo woli i bez wysiku odp!dzi j od siebie.
-ya to kwestia osobowo%ci, nic, co mo#na by krytykowa$
albo prbowa$ poprawia$. Poza tym sam te# taki by, czy#
nie4 <zadko lub wr!cz nigdy nie pragn tej intensywno%ci i
silnych dozna0 & odurzenia & za ktrym najwyra5niej uga&
niao si! tylu ludzi, zwaszcza modych. Polowanie na eks&
taz!. .o pewnie dlatego si! narkotyzuj, pomy%la <ickard.
+am nigdy nie czu w t! stron! najmniejszych cigot, alko&
hol i tyto0, co prawda, owszem, ale tu przebiegaa granica.
"awet kiedy si! kochali, 7nna nie robia zbyt wiele haasu i
p5niej musia najcz!%ciej pyta$, czy byo jej dobrze, czy nie.
,wa razy na trzy byo, ale nigdy nie wiedzia, kiedy to
nast!puje.
Kiedy wi!c teraz & prawie bez zastanowienia & pozytywnie
odebraa autobusowy pomys .omasa, by, delikatnie
mwic, zaskoczony. "ie zacz!li nawet jeszcze ukada$ pla&
nw na lato, #adnych ponad to, #e oboje & z konieczno%ci
& chcieli troch! popracowa$. <ickard zda sobie spraw!, #e
jego wasne wahanie w du#ej mierze wynikao z obawy, #e
7nna si! nie zgodzi. * obawy, #e b!dzie to dla niej zbyt ry&
zykowne, zbyt drogie czy zwyczajnie nieciekawe, #eby tak po
prostu przez p lata je5dzi$ w t! i we w t! autobusem, a
p5niej jeszcze by$ zwizanym po#yczk i ?irm & czy to nie
wa%nie ta oczekiwana odmowna reakcja tumia jego
entuzjazm4
.ak to jednak musi by$ w zwizku, pomy%la. "ie rozwa#a
si! wszystkiego tylko z wasnego punktu widzenia, zawsze
bierze si! pod uwag! rwnie# ten drugiej osoby.
Kiedy za% od razu si! zgodzia, zrobio mu si! troch! wstyd
za siebie.
& .e# my%l!, #e to ciekawy pomys & powiedzia. & Pierwsz
poow! lata oboje mo#emy przepracowa$, drug sp!dzimy w
Furopie /schodniej.
& ;ho$ je%li chodzi o t! po#yczk!... & odpara, przygryzajc
warg!. & "igdy nie przekonam moich rodzicw, #eby
podpisali ten papier. Kto innym jest du#ny, nie jest wolnym
czowiekiem, tata wyryje to sobie na nagrobku. 6u# i tak si!
zo%ci, #e wzi!am po#yczk! studenck.
& "ie ma problemu & zapewni <ickard. & Porozmawiam z
mam, wszystko si! uo#y.
* mam porozmawia jeszcze tego samego wieczoru i rze&
czywi%cie wszystko si! uo#yo.
6edynym problemem byo to, #e troch! j okama, wiedzia
jednak, #e byo to konieczne. Pod#yrowanie po#yczki synowi
nie stanowio dla niej #adnego problemu, wr!cz przeciwnie,
jednak po#yczka na autobus to ju# inna sprawa.
/yja%ni wi!c, #e chodzi o mieszkanie. / jaki% niejasny
sposb udao mu si! chyba skoni$ j, by uwierzya, #e
spodziewaj si! powi!kszenia rodziny i dlatego potrzebuj
wi!kszego mieszkania. Mama nigdy ich nie odwiedzaaJ ani
na 'Hktargatan, ani w ogle w 3ppsali, nie poznaa 7nny,
byo jednak dla niej oczywiste, #e trzeba pomc im na
starcie, skoro teraz potrzebuj domu z prawdziwego zda&
rzenia.
"ie ?inansowo, poniewa# pieni!dzy nie miaa, ale podpis na
papierze nic nie kosztuje.
.ak matka, jak i syn, bez jakich% konkretnych ustale0,
nadmienili jeszcze, #e niedugo mo#na by si! spotka$ we
trjk!. "aprawd!, tylko tego brakowao.
<ozmowa nie trwaa du#ej ni# pi!$ minut. 6ak zwykle po
odo#eniu suchawki mia wyrzuty sumienia, tym razem
dodatkowe, poniewa# powiedzia nieprawd!. 6ednocze%nie
zda sobie spraw!, #e i jej zale#y na utrzymaniu dystansu, i
wydawao mu si!, #e te# ma z tego powodu wyrzuty su&
mienia.
6a i moja matka, pomy%la. ,woje obcych ludzi tej samej
krwi.
7nna wyczarowaa jednak do sosu bolo0skiego butek! wina
Parador i w obojgu zrodzio si! oczekiwanie innego rodzaju.
Kiedy nieco p5niej tego samego wieczoru si! kochali, nie
mia wtpliwo%ci, #e miaa orgazm, nie musia pyta$.
30
)unnar -arbarotti spotka si! z .omasem /incklerem w
hotelu )othia w )>teborgu zaledwie trzy godziny po
rozmowie z <ickardem -erglundem w Kymlinge. /inckler
by w mie%cie w interesach i zatrzyma si! w )othii, siedzieli
w restauracji na dwudziestym trzecim pi!trze, ka#dy nad
swoim kwadratowym talerzem skorupiakw, i ogldali
zmierzch, ktry -arbarottiemu przypomina skrzyda mu&
chy plujki. "ie tyle zmierzch, co jego barwa, poyskujca w
dziwny, przydymiony sposb, -arbarotti uzna, #e powodem
s zanieczyszczenia oraz brudne latarnie.
.omas /inckier nie wyglda ani na zanieczyszczonego, ani
na brudnego. Przeciwnie, l%ni, jakby dopiero wyszed spod
prysznica. Mg mu po%wi!ci$ godzin!, p5niej mia
su#bow kolacj!.
;h!tnie jednak porozmawia z inspektorem -arbarottim
du#ej w przyszym tygodniu, je%li b!dzie taka potrzeba.
Oczywi%cie. Iistoria )ermunda )rootha jest, delikatnie
mwic, bardzo dziwna. <ozmawiali o tym z #on wiele
godzin.
& 1 do czego doszli%cie4 & zapyta -arbarotti, nabijajc na
widelec krewetk!.
& ;o mo#na o tym my%le$4 & powiedzia /inckier. /zruszy
ramionami i zacz udawa$ namys. & )ermund zawsze by
oryginaem, ale #e sko0czy w ten sposb, tego mimo
wszystko nikt nie mg przypuszcza$.
& "aprawd!4 & odpar -arbarotti. & .o wszystko, do czego
pa0stwo doszli4 Pan i pa0ska #ona4
-arbarotti poczu nagy przypyw antypatii. / dobrze
skrojonym garniturze /incklera i tej jego utrzymujcej si!
opaleni5nie byo co%, co go dra#nio. ,enerwowaa go jego
delikatna pewno%$ siebie i zawodowa uprzejmo%$. ,laczego
na przykad mieszka w hotelu )othia, skoro pi!tna%cie&
dwadzie%cia kilometrw std jest jego dom4 Pokj w takim
miejscu jak to kosztuje na pewno dro#ej ni# takswka, my%&
la -arbarotti, czekajc, a# jego towarzysz przy stole po&
chonie kawaek homara i s?ormuuje odpowied5. O wiele
dro#ej.
& /a%ciwie tak & odpar /inckier. & "ie kontaktowali%my
si! z nim za cz!sto przez te lata. 6ak pan wie, odwiedzi nas
kilka miesi!cy temu w towarzystwie pewnej kobiety, ,unki,
zapomniaem, jak si! nazywaa... ale to naprawd! by
jednorazowy przypadek. +potykali%my si! z nim w czasie
studiw, poniewa# by z moj siostr. Kiedy umara, kontakt
nam si! urwa. .ak czy owak, nie mamy oczywi%cie poj!cia,
dlaczego zdecydowa si! zako0czy$ #ycie w wwozie )Rsa.
& +ugeruje pan, #e sam to wybra4
& ;zy jest jakie% inne mo#liwe wytumaczenie4
-arbarotti nie by w stanie stwierdzi$, czy w gosie /in&
cldera jest cho$ odrobina szczerego zdziwienia. Mo#e i tak,
ale irytacja zmcia mu osd.
& "ie brakowao dziwnych okoliczno%ci.
& Okoliczno%ci4 & zapyta /inckler. & 6akich okoliczno%ci4
& "ie mog! si! wdawa$ w szczegy. 7le trzydzie%ci pi!$ lat
temu byo przecie# tak samo. Kiedy zgin!a pa0ska siostra...
nie byo zupenie jasne, jak to si! stao, prawda4
1warz .omasa /incklera zyskaa nowy, ostrzejszy wyraz.
& ;zego pan wa%ciwie szuka4
-arbarotti nabi na widelec kolejn krewetk!.
& Prawdy & powiedzia, usiujc nada$ gosowi swobodny
ton. & "iczego innego. 3wa#am, #e oba przypadki %mierci s
osobliwe. ;zytaem cho$by zapis rozmowy, jak odby z
panem +andlin w ABPN roku. Mwi pan, #e jest przekonany,
i# Maria nie odebraa sobie #ycia... rwnie pewien by pan
tego, #e nikt jej nie zepchn. +kd taka pewno%$ w obu tych
kwestiach4
Przez kilka dugich chwil /inclder przypatrywa mu si! w
milczeniu. Okr!ci par! razy swj wielki zegarek wok
nadgarstka. <oleb, oceni -arbarotti. * p kilo.
& Poniewa# wszystko inne jest nie do pomy%lenia & odezwa
si! w ko0cu. & *upenie nie do pomy%lenia.
& .ak#e to, #e moga odebra$ sobie #ycie4
& ,laczego miaaby to zrobi$4
-arbarotti spojrza przez okno na miasto.
& 2udzie to robi. Ka#dego dnia. 1 najcz!%ciej jest to za&
skoczeniem dla najbli#szych.
.omas /inclder nie skomentowa tych sw.
& 7le pan nie wierzy rwnie# w to, #e kto% j mg ze&
pchn$4
& Oczywi%cie, #e nie. .o absurdalny pomys.
& 1 ?akt, #e w tym samym miejscu trzydzie%ci pi!$ lat p5niej
znaleziono ciao jej narzeczonego, nie skania pana do
zmiany opinii4
.omas /inckier wypi yk biaego wina.
& "ie. On chcia umrze$ tam, gdzie umar. Prosz! mnie nie
pyta$ dlaczego.
& Kiedy odwiedzi pa0stwa razem z t ,unk, czy byo co%,
co wskazywaoby na to, #e ma depresj!4
& "ie. 6ak mwiem, rozmawiali%my o tym z #on. -y
troch! dziwny, ale zawsze taki by. Pos!pny i dziwny.
& Pos!pny i dziwny4
& .ak, co% w tym stylu.
-arbarotti westchn w duchu i zmieni temat.
& *astanawiaem si! co nieco nad wasz grup. /asza
szstka cz!sto sp!dzaa razem czas... znali%cie si! na wylot...
a po tym, co stao si! z Mari, przestali%cie si! spotyka$. ;zy
tak byo4
& Mniej wi!cej. "ie powiedziabym jednak, #e znali%my si!
na wylot. Kilkoro z nas mo#e i tak. 6a i <ickard... na po&
cztku.
& "a pocztku4
&.ak.
& 7le byli%cie sta ekip w 3ppsali4
& Przez kilka lat tak.
& /szyscy wyjechali z 3ppsali mniej wi!cej w tym samym
czasie, prawda4
/inckier odchyli si! do tyu i zamy%li si!.
& .ak jak mwi!, mniej wi!cej. 7le to przecie# normalne.
+tudiuje si! kilka lat i idzie dalej. Przeprowadzili%my si! z
#on do )teborga w sierpniu ABPE, <ickard zacz chyba
pracowa$ jako pastor wiosn ABPN... a Maria z )ermundem
przeprowadzili si! do Kymlinge jesieni tego samego roku.
Oboje dostali prac! jako nauczyciele, jaki% miesic przed
tym wydarzeniem.
& Pan pracuje w bran#y turystycznej, prawda4
/inckler skin gow.
& Mam tu in?ormacj!, #e ju# w ABPM roku zao#y pan biuro
podr#y. 7 w ABPE zbankrutowa. *gadza si!4
/inckler si! roze%mia.
& Owszem. .o byo tylko takie studenckie przedsi!wzi!cie.
;hcieli%my poje5dzi$ troch! po Furopie /schodniej, to byo
wwczas popularne. <wnie# tanie przejazdy w +zwecji...
ale zgadza si!, po dwch latach splajtowali%my.
& +tracili%cie du#o pieni!dzy4
& .roch!. "iezbyt du#o.
& 7le pracowa pan dalej w tej samej bran#y4
& Kilka lat pracowaem w banku. P5niej zao#yli%my -iuro
Podr#y ./ <ozroso si! przez lata.
3%miechn si! jak czowiek zasu#onego sukcesu.
+kromnie, cho$ nie bez dumy. )unnar -arbarotti wypi yk
wody i spojrza w stron! baru, gdzie dwie dugonogie kobie&
ty wa%nie dostay po czerwonym drinku ze somk. "ie lu&
bi! ludzi, ktrym si! powiodo, pomy%la. .aka jest smutna
prawda.
& Powiedzia pan, #e )ermund )rooth by oryginaem. ;zy
mo#e pan to rozwin$4
/inckler spojrza na roleksa, jakby decydowa, czy po&
%wi!ci$ jeszcze troch! czasu na may wywd.
& *awsze by inny & powiedzia. & )unilla i ja ju# wtedy tak
uwa#ali%my. -ez trudu mog! sobie wyobrazi$, #e z biegiem
lat zdziwacza, przebywanie w%rd ludzi byo dla niego
trudne. "ie mia zreszt, moim zdaniem, takiej potrzeby.
<zecz jasna piekielnie zdolny, mg pewnie daleko zaj%$ w
%wiecie nauki, ale tu mo#e te# czego% mu brakowao... nie
wiem. ;ho$ by interesujcy, nie da si! zaprzeczy$. I w
pewien sposb pasowali z Mari do siebie... ona te# bya
niezwyk osob.
& "iezwyk4 & zapyta -arbarotti.
& .rudno j opisa$. / ko0cu bya moj siostr, byli%my
sobie bardzo bliscy... tak, bya szczeglna, bez wtpienia.
+zczeglna4 & pomy%la -arbarotti z irytacj. ;zy nie
potra?isz znale5$ lepszych sw na opisanie swojej zmarej
siostry4
& Kiedy spotkali%cie si! tego wieczoru na plebanii. ,zie0
przed wypadkiem... to nie byo zwyke spotkanie, prawda4
.o byo te# co% innego4
-arbarotti strzeli na o%lep, /inckier jednak nie ustpi
pola.
& ;o% innego4 & powiedzia, niewinnie unoszc brwi. & "ie
rozumiem, co pan ma na my%li.
& ;zytaem wszystkie przesuchania inspektora +andli& na &
odpar -arbarotti. & 6est w nich troch! niejasno%ci.
;o ja chrzani!, do cholery4 & pomy%la. "a pewno wie, #e
ble?uj!.
.omas /inckier zastanawia si! kilka chwil.
& "ie wiem, o jakich niejasno%ciach pan mwi. .o bya
zwyka kolacja. Mo#e nieszczeglnie udana, ale przynaj&
mniej prbowali%my znw si! spotka$ ca paczk. "ie wi&
dzieli%my si! przez rok, czy ile to tam byo.
& ;zy po wszystkim spotykali%cie si! jeszcze4 ;hodzi mi o t!
pitk!, ktra zostaa.
& "ie, ca pitk nie. Pami!tam, #e ktrego% razu spot&
kali%my tu w mie%cie -erglundw, byo to chyba z p roku
p5niej. 1 jeszcze raz czy dwa razy jedli%my wsplnie kola&
cj!... ale to byo dawno temu. .ak si! zo#yo, #e nie utrzy&
mywali%my kontaktu.
& 7le pan i <ickard byli%cie w 3ppsali dobrymi przyja&
cimi4
/inclder kiwn gow z powa#nym wyrazem twarzy.
& -ardzo dobrymi. -yli%my razem w wojsku, tak jest, <i&
ckard i ja byli%my naprawd! dobrymi przyjacimi.
-arbarottiemu wydao si!, #e syszy w jego gosie t!sknot!.
;o% zostao utracone i .omas /inckier #aowa, #e tak si!
potoczyo.
& ,laczego przestali%cie si! spotyka$4 Musia chyba by$
jaki% powd4
.omas /inckler potrzsn gow.
& /a%ciwie to nie wiem. Moja #ona )unilla i 7nna -erg&
lund chyba nigdy nie miay wiele wsplnego. .o raczej <i&
ckard i ja trzymali%my to wszystko razem. )ermund w jaki%
sposb sta zawsze troch! z boku, ale Maria bya moj sio&
str, a przez te wszystkie lata... no, po prostu to, #e si! ze
sob trzymali%my, byo naturalne. ;zy nie tak wa%nie
wyglda #ycie4 "iektrych przyjaci zachowujemy, innych
tracimy po drodze.
)unnar -arbarotti przyglda si! chwil! muchoskrzyd&
emu niebu.
& 6ak dawno temu kontaktowa si! pan z <ickardem -eig&
lundem4
& /ysyamy do siebie czasem maile & odpar .omas
/inckler. & Kilka razy w roku. /iem, #e 7nna ma raka,
zostao jej ju# chyba niewiele czasu... Maila od .omasa do&
staem na pocztku sierpnia, odpisaem wa%ciwie od razu.
& 7 czy ma pan jaki% kontakt z Flisabeth Martinsson4
& Kto to taki4
Kolejny raz nie potra?i rozstrzygn$, czy zdziwienie jest
szczere, czy udawane.
& Flisabeth Martinsson trzydzie%ci pi!$ lat temu pojechaa z
wami na grzyby, chyba pan to pami!ta4
& 7ha, wi!c tak si! nazywaa. "igdy si! z ni nie widziaem,
ani przedtem, ani potem.
& <ozumiem & odpar -arbarotti. & ;o robi pan w ubieg
sobot! mi!dzy godzin dwunast a szesnast4
& +ucham4
& Pytam, co pan robi w sobot! po poudniu.
.omas /inckler wypi yk wody i jeszcze raz zakr!ci
roleksem.
& Po jakie licho chce pan to wiedzie$4
& <utyna & wyja%ni -arbarotti. & "ie chciabym czego%
zaniedba$.
& "ie rozumiem, o co panu chodzi & powiedzia .omas
/inckier.
& 7le mo#e mimo to mgby pan odpowiedzie$ na moje
pytanie. 7 wi!c w zesz sobot!4
/inckier zastanawia si! pi!$ sekund.
& <ano graem w gol?a. Po poudniu byem chyba w domu.
& ;zy kto% mo#e to potwierdzi$4
& 7 gwno & odwarkn .omas. & *a daleko si! pan teraz
posun.
*acz wstawa$ od stou, ale -arbarotti da mu znak r!k,
by usiad.
& "ie ma powodu si! denerwowa$ & powiedzia, zmuszajc
si! do przyjaznego u%miechu. & +am pan chyba rozumie, #e
je%li )ermund )rooth rzeczywi%cie zosta zamordowany, w
naszym interesie le#y ustalenie, co robili inni, kiedy si! to
stao.
& *amordowany4S & wykrzykn .omas, opadajc z po&
wrotem na krzeso. & O czym pan, kurwa, mwi4
& .o jedna z mo#liwo%ci & powiedzia -arbarotti. & ;hyba nie
sdzi pan, #e badam teraz okoliczno%ci samobjstwa4
.omas /inckier nie odpowiada.
& Mam wi!c rozumie$, #e cae sobotnie popoudnie sp!dzi
pan sam4
/inckier rusza przez chwil! ustami, ale nic nie odpo&
wiedzia. -arbarotti cierpliwie czeka, ale po trzydziestu se&
kundach jego towarzysz wsta, zapi marynark! i pewnym
krokiem wyszed z restauracji.
;iekawe, pomy%la )unnar -arbarotti. ;ho$ z drugiej
strony cholernie wkurzajce, bo zostawi mnie samego z ra&
chunkiem.
Poniewa# i tak musia zapaci$ sze%$set sze%$dziesit koron,
zosta na miejscu i spaaszowa saatk! ze skorupiakw a#
do ostatniego k!sa. .ymczasem zadzwoni do Marianne i
powiedzia, #e j kocha, #e jest pidiot, ale kocha j t
zdrow poow, oraz #e b!dzie w domu o wp do smej i
ch!tnie ugotowaby caej ekipie ?antastyczn kolacj!, po&
niewa# wreszcie nasta pitkowy wieczr. )dyby tylko kupi&
a skadniki, a caa ekipa moga na niego poczeka$.
Marianne odpowiedziaa, #e ona te# go kocha, jakimi%
sze%$dziesi!cioma procentami swoich zdrowych stu, i #e
przeka#e pytanie o kolacj! modzie#y tego kraju, jego przy&
szo%ci.
Kiedy chwil! p5niej przecina hotelowy hol, tra?i akurat na
moment, kiedy .omas /inckler wyprowadza ?rontowymi
drzwiami jak% otulon ?utrem kobiet!, zrozumia wtedy, #e
odpowied5 na pytanie, dlaczego nie pojecha takswk do
domu po su#bowej kolacji w )>teborgu, najpraw&
dopodobniej bya prostsza, ni# sdzi.
Prosz!, prosz!, pomy%la inspektor -arbarotti. "ie sdzi&
em, #e ten 7rmani skrywa takiego skurczybyka.
;ho$ mo#e akurat 7rmani jest wyr#nikiem wszystkich
skurczybykw na %wiecie4 1ch wizytwk4 ;hyba ju# pora
zrobi$ du#y krok w ty i opu%ci$ n!cc krain! uprzedze0.
/racajc samochodem do Kymlinge, zda sobie spraw!, #e
nie zapyta <ickarda -erglunda o alibi na rzeczon por!
dnia. .omas /inckler rano najwyra5niej gra w gol?a, co
robi p5niej, nie byo jasne. ,okadnego czasu zgonu )er&
munda )rootha nie mo#na byo okre%li$, na pewno bya to
sobota MN wrze%nia, mi!dzy dwunast a szesnastJ obdu&
cent <itzLn twierdzi, #e bardziej si! tego interwau zaw!zi$
nie da. ,zi% by pitek A pa5dziernika. -arbarotti zda sobie
spraw!, #e min prawie tydzie0, pracowali nad tym pi!$
dni i, mwic szczerze, nie poczynili zbyt wielu spostrze#e0
mogcych wskazywa$ na to, #e ?izykowi z 2und kto% pomg
spa%$ w d urwiska.
-y$ mo#e pojawiy si! kolejne znaki zapytania i wtpliwo%ci,
ale tak jest zawsze, kiedy zaczyna si! zadawa$ ludziom
pytania. .o, #e napotyka si! wtedy tak czy inn niejasno%$,
tak czy inn przesadzon reakcj! albo te# kogo%, kto
wyprowadza z hotelu nieznan kobiet!, nie znaczyo, #e jest
si! na tropie sprawcy. ;o to, to nie.
Okre%lenie 9sprawca: zakada zreszt, #e zostao popenione
przest!pstwo, gdy tymczasem po usuni!ciu wszystkich
nieistotnych dla sprawy sprzeczno%ci nie pozostawao nic,
co mogoby na to wskazywa$.
6e%li, jako si! rzeko, mamy by$ zupenie szczerzy.
.ak czy inaczej, by pitkowy wieczr. *decydowa, #e od tej
chwili zaczyna si! weekendowe odpr!#enie i a# do
poniedziakowego ranka nie po%wi!ci ani jednej my%li )er&
mundowi )roothowi, wwozowi )Rsa czy dawnym losom i
przygodom swojej #ony.
* t przekl!t grup co% jednak byo nie tak, musia to
przyzna$. 6ak tylko znw sidzie za biurkiem na komisaria&
cie w Kymlinge, zajmie si! t kwesti.
1 oczywi%cie kwesti alibi pozostaych. Mia nadziej!, #e F(a
-ackman z asystentami dowiedziaa si! ju# co nieco na ten
temat. ;hyba jest szansa, #e jej podr# do +kanii cokolwiek
przyniesie4
"ajpierw jednak weekendowe odpr!#enie. "a pocztek
2ucilio de ;armo i pi!$dziesit minut ?ado. Potoczysty
smutek po portugalsku.
31
Maria. /rbel.
2ipiec ABPM roku. +ze%$ tygodni przepracowaam w Pro&
?eten, dzisiaj by ostatni wieczr i naprawd! czas najwy#szy.
"ie wytrzymam ju# du#ej z tymi jurnymi samcami, ktrzy z
jakiego% powodu potra?i siedzie$ tam ka#dego wieczoru,
#opa$ piwsko, podnosi$ gos i patrze$ m!tnym wzrokiem.
/i!kszo%$ z nich to nie studenci, studenci wrcili do do&
mw w -ollnHs, PiteR czy Katrineholm. Miasto jest puste
jak po wojnie nuklearnej i ci nieszcz!%nicy, ktrym nie uda&
o si! uciec przed radioaktywnymi opadami, gromadz si! w
Pro?eten. .am za barem stoi /rbel i nalewa im pienistego
piwa, #eby powoli i metodycznie mogli zatroszczy$ si! o to,
by nieliczne szare komrki, jakie im pozostay, zapady w
%piczk! w oczekiwaniu na ostateczn zagad!. Kurwa ma$,
jak ja ich nienawidz!. /iem, #e powinno mi raczej by$ ich
#al, ale tak nie jest.
)ermund zajmuje si! napraw i przemalowywaniem
rowerw w sklepie przy T(re +lottsgatanJ rowery s naj&
prawdopodobniej kradzione albo przynajmniej wyowione z
@yrisRn, ale gwno nas to obchodzi. .rzeba bra$, co daj, on
ma poza tym jeszcze stypendium i pienidze po rodzicach,
wi!c nie mo#emy narzeka$. ,ajemy sobie rad!. 6a si! nie
skar#!, czuj! si! tylko zm!czona w g!bi tego, co kiedy% byo
moj dusz.
7 jutro wyruszamy. -!dzie cholernie klawo, na pocztku,
kiedy mj cudowny braciszek wyskoczy z pomysem na
?irm! autobusow, pomy%laam sobie, #e to najbardziej
durnowaty pomys, jaki kiedykolwiek syszaam, nawet od
niego, ale teraz musz! powiedzie$, #e zmieniam zdanie. /
spce jest trjka udziaowcwJ .omas i )unilla maj
pi!$dziesit jeden procent, a )ermund i ja oraz <ickard i
7nna po dwadzie%cia cztery i p. .omas, rzecz jasna, chce
mie$ nad wszystkim kontrol!, ale nie obchodzi mnie to. Oni
weszli z dwudziestoma sze%cioma tysicami, za% my i -erg&
lundowie Vdwa tygodnie temu wzi!li %lub i teraz maj to
samo nazwiskoW wnie%li%my po dwana%cie i p.
Mo#na zatem powiedzie$, #e )ermund i ja posiadamy
wsplnie $wier$ autobusu. Kosztowa trzydzie%ci osiem ty&
si!cy, .omas wyo#y dwa na naprawy i mamy jedena%cie
tysi!cy kapitau. .e wszystkie liczby znam tak dobrze,
poniewa# wczoraj przy +ibyllegatan mieli%my ?irmowe spot&
kanie i .omas omwi wszystkie warunki w najdrobniej&
szych szczegach. "asz ?irmowy autobus jest #to&zielony,
.omas wykr!ci mnstwo siedze0 i zao#y oddzielajce ?i&
ranki i inne rzeczy #eby ka#dy mia swj przedzia, kiedy
b!dziemy si! wozi$ po Furopie. ;ho$ kiedy zaczniemy na
powa#nie przewozi$ ludzi, b!dzie musia oczywi%cie wkr!ci$
siedzenia z powrotem. "a razie le# w jakiej% skrzyni w
2urbo, mj brat wsz!dzie ma kontakty.
*ao#enie jest takie, #e nie b!dzie nas pi!$ tygodni.
/rcimy w weekend tu# przed rozpocz!ciem zimowego se&
mestruJ dawno ju# si! na nic nie cieszyam tak, jak na t! po&
dr#. Mimo i# wiem, #e ma to gwnie zwizek z Pro?eten
1 piwnymi b!cwaami. * tym, #e w ko0cu si! std wyrw!.
*e w ko0cu na troch! wyrw! si! z 3ppsali. )ermund cieszy
si! rwnie mocno, jak ja, cho$ nie potra?i ubra$ tego w
sowa. /idz! to jednak po nim. "auczy si! caej ?izyki,
jakiej tylko mgJ jego pro?esor chce, #eby zacz studia dok&
toranckie, ale )ermund mwi, #e najpierw musi przyswoi$
sobie troch! wi!cej matmy. Matmy i ?ilozo?ii teoretycznej,
b!dzie si! tym zajmowa jesieni. 6a b!d! kontynuowaa li&
teraturoznawstwo, poowa semestru jest przeznaczona na
pisanie pracy, chciaabym pisa$ z ;elineGa, ale woleliby,
#eby wybra$ co% szwedzkiego. "o to w takim razie
,agerman, cho$ decyzj! musz! podj$ dopiero jesieni.
"adal dobrze mi si! mieszka z )ermundem, zaczynam
wierzy$, #e ma to co% wsplnego z tym, #e na ka#dym z nas
ci#y jakie% pi!tno. Oboje jeste%my uszkodzeni, on oczywi&
%cie bardziej ni# ja, on straci rodzin!, mnie tylko od uderze&
nia w gow! zmienia si! osobowo%$. .o jest pewna r#nica,
ale te# zasadnicze podobie0stwo, na ktrym bazujemy. ;za&
sem przygldajc si! sobie przy %niadaniu, czujemy, jakby&
%my widzieli si! po raz pierwszy.
& ;ze%$, maa & mwi wtedy na przykad. & 6ak si! nazywasz
i jak si! tu, kurwa, dostaa%4
Odpowiadam po ?rancusku. Mwi!, #e nie zdradzam
swojego imienia i nazwiska obcym i je#eli w tej chwili nie
opu%ci mego domu, zadzwoni! po gliny.
Hes -lics.
.ak, z )ermundem naprawd! atwo zacz$ znw od po&
cztku, nie wiem, czy inni to rozumiej, ale to naprawd!
zaleta, jakich mao. Poza tym szybko si! podnieca, kiedy
mwi! po ?rancusku, to kolejny plus. +eks mamy tak udany,
#e mogliby%my napisa$ podr!cznik.
<ickard i 7nna wzi!li %lub ko%cielny, ale tylko w bocznej
kaplicy katedry. "ie mam poj!cia, dlaczego zrobili to akurat
terazJ mo#e ona jest w ci#y, w podr#y pewnie si! oka#e.
Potem bya kolacja w +karis8 ci, co zawsze, plus najbli#sza
rodzina. Mama <ickarda, rodzice i bracia 7nny. ;iekawa z
nich gromada, je%li mam by$ szczera, ale po dwch godzi&
nach byo po wszystkim i nie doszo do rozlewu krwi, jak to
podsumowa )ermund w swojej dzi!kczynnej przemowie.
"ikt go nie prosi, by zabiera gos, ale by troch! wstawiony
i uzna, #e b!dzie dobrze, je%li doda co% od siebie. +zcze&
glnie ojciec 7nny wyglda na niezbyt zadowolonego.
)unilli jest ci!#ko od czasu tego poronienia jesieni ze&
szego roku. Kilka miesi!cy le#aa w 3llerRker, ale od stycz&
nia jest w domu. "i cholery si! nie uczya, snua si! tylko po
mieszkaniu jak jakie% smutne zombieJ prbowaam z ni
porozmawia$, cho$ nie lubi! pomaga$ ludziom w ten spo&
sb. "ie ulega jednak wtpliwo%ci, #e staa jej si! krzywda,
zobaczymy, jak b!dzie si! zachowywaa podczas podr#y.
6e#eli o kogokolwiek si! obawiam, to wa%nie o )unill!,
dziewczyna jest w rozsypce, a trzeba mie$ nieco grubsz
skr!, #eby wytrzyma$ pi!$ tygodni sp!dzonych z pi!cioma
innymi osobami w autobusie. 1 w kilku socjalistycznych ar&
kadiach.
Kilka dni temu )ermundowi znw przy%ni si! dziwny
koszmar. "ie wiem, o co dokadnie chodzi, bo nie lubi otym
mwi$. Obudziam si! i zobaczyam, #e siedzi na #ku i co%
tam mamrocze, na pocztku my%laam, #e to jaki% wzr
?izyczny, nie dao si! tego zrozumie$, i dopiero po kilku
sekundach dotaro do mnie, #e mwi przez sen. "araz wsta,
przeszed przez pokj i hukn gow o ?utryn!. Kilka razy,
cay czas odklepujc t! dziwaczn ?ormu!. "ast!pnie stan
na %rodku pokoju z r!koma gupio zwisajcymi wzdu#
tuowia i nadal mi!dli, ale mimo #e powtarza z grubsza te
same sowa, nie potra?iam zrozumie$ #adnego z nich, nic a
nic. "ie jestem nawet pewna, czy mwi po szwedzku. +ta
tak mo#e z p minuty, potem zwin si! na pododze i
zacz kwili$. "ie znajduj! na to lepszego okre%lenia ni#
wa%nie kwilenie, i kiedy rwnie# i to potrwao jak% chwil!,
zdecydowaam, #e chyba czas go obudzi$. "ajpierw
powiedziaam jego imi! i troch! nim potrzsn!am, ale to
nic nie dao, wi!c poszam do kuchni, wzi!am szklank!
wody i wylaam mu j na gow!.
Obudzi si! natychmiast, przyjrza mi si! i zapyta, ktry
mamy rok.
/a%nie tak, zapyta, ktry mamy rok. ,wukrotnie, za
drugim razem go%no i jakby z irytacj. Przez chwil! my%la&
am, #e oszala, #e co% mu si! zepsuo w gowie, mo#e przez
t! wod!, bo ja wiem, tak si! rozsadza skay, ogrzewajc je, a
potem nagle schadzajc, ale po chwili zamruga kilka razy,
odchrzkn i poszed do azienki.
+iedzia tam dziesi!$ minut, po czym wrci, przeprosi i
powiedzia, #e mia zy sen. *apytaam, czy pami!ta, #e
siedzia na #ku i mamrota, a potem uderza gow o ?u&
tryn!, ale powiedzia, #e niczego takiego sobie nie przypo&
mina. Powiedzia, #e znalaz si! na sali przesucha0 w czasie
wojny i jedyne, co zdradzi, to nazwisko i stopie0, tak jak
trzeba. Poddawano go okrutnym torturom, ale on powtarza
tylko to jedno, w kko i w kko.
"ie jestem pewna, czy mwi prawd!. Potra?i! sobie wy&
obrazi$, #e wymy%li ten sen, siedzc w toalecie. -yo co%
takiego w sposobie, w jaki o tym mwit. 6e%li kiedy% jeszcze
zdarzy mu si! co% podobnego, przycisn! go troch! mocniej,
teraz nie byam w stanie. Prac! za barem sko0czyam dopie&
ro po pnocy i nie spaam du#ej ni# godzin!.
*asn!li%my ponownie i wi!cej o tym nie rozmawiali%my.
32
,o mieszkania przy Prennegatan weszli dziesi!$ po dzie&
witej rano. -y pitek A pa5dziernika, a pogoda zmienia si!
w co%, co wedug -ackman przypominao babie lato. My%l,
#eby pojecha$ do Kopenhagi i odszuka$ Kristin Pedersen,
powrcia, kiedy jeszcze jada %niadanie w hotelu, ale
-ackman wiedziaa, #e wi!cej ma to wsplnego z ciepym
wiatrem i niebieskim niebem ni# z samym %ledztwem.
Porcja mi!sa i kieliszek czerwonego wina w ktrej% z knajp
w okolicach )rRbr>d ?re tor( wieczorem po dobrze wykona&
nej pracy & oto co najwyra5niej jej si! marzyo.
1 powrt do domu w sobot!, synami miaa si! zaj$ dopiero
w niedziel!, by wi!c czas.
/czorajsza kolacja z inspektorem <ibbingiem Vna imi! mia
)usta?W bya przyjemna, mo#e to ona zaostrzya apetyt.
Mo#liwe, #e troch! do niej uderza, ale by od niej co
najmniej dziesi!$ lat modszy i nie zach!caa go. -ya po
prostu oglnie #yczliwa i pozytywnie nastawiona. /ypia
dwa kieliszki +ancerre do soli i troch! Muscatu do crerne
brulL, kapk! si! wstawia, ale tylko kapk!. Prbowaa zapa&
ci$ za siebie, ale si! nie zgodzi. <ozstali si! na )r>negatan
koo ;oncordii tu# przed jedenast.
+zybki u%cisk, to wszystko. 7ni odrobiny owego prze&
du#onego kontaktu wzrokowego z wiszcym w powietrzu
pytaniem.
.ak to teraz jest z moim #yciem miosnym, pomy%laa przed
za%ni!ciem. "ie istnieje.
"a Prennegatan towarzyszy im z kolei niejaki inspektor
2arsson.
,wa pokoje z kuchni. +ypialnia z pracowni. ,u#y pokj z
-ang&Olu?senem i pi!tnastoma tysicami ksi#ek. Oprcz
regaw mebli niewieleJ szklany st i dwa rurkowe ?otele,
troch! ?iku%ne. May balkonik. 1nspektor 2arsson
poin?ormowa, #e dom wybudowano w ABDC roku i nale#y
do spdzielni. Mieszka0 jest w sumie szesna%cie, mieszka&
nie )rootha na drugim pi!trze jest jednym z najmniejszych.
/ykupi je w ABBN roku, tym samym, w ktrym powstaa
spdzielnia. /cze%niej wynajmowa.
Mieszkanie byo wysprztane i czyste. Y#ko starannie
po%cielone, nic si! nie walao, ani ubrania, ani gazety. "ie
byo nawet naczy0 w zmywarce. .ylko may stosik poczty na
dywaniku w przedpokoju. F(a -ackman pomy%laa, #e
mieszkanie jest w takim stanie, w jakim chciaoby si! mie$
wasne, ldedy wracamy z podr#y.
2ub kiedy do %rodka ma wej%$ policja. -o na przykad
odebrali%my sobie #ycie.
-ya ciekawa, czy <ibbing pomy%la o tym samym, ale nie
pytaa. .ak czy inaczej, nie znale5li #adnego listu po#eg&
nalnego. Przy komputerze w sypialni le#a terminarz. -ack&
man otworzya go na wa%ciwym tygodniu. -y tam tylko
jeden zapisek, ale przez to bardziej wyrazisty.
Przynajmniej -ackman tak si! wydawao.
&i.tek 2 paIdziernika
&ary. Kastmp 2A.BA
+pojrzaa na zegarek i skin!a gow w stron! <ibbinga, kt&
ry wa%nie wszed do pokoju.
& +pjrz na to. *a godzin! mia jecha$ do Pary#a4
& ;o4 & odpar <ibbing. & ;o to, kurwa, znaczy4
O tym, co to znaczy, rozmawiali przez dziesi!$ minut. ;ho$
wystarczyoby pl minuty. Przynajmniej zdaniem -ackman.
Po jak choler! rezerwowa$ bilet do Pary#a na tydzie0 po
samobjstwie4
<ibbing i 2arsson usilnie prbowali znale5$ na to pytanie
sensown odpowied5, ale w ko0cu si! poddali.
& "ie zabi si! & podsumowa <ibbing. & Musiao by$ inaczej.
& .ak & powiedzia 2arsson na wdechu, poniewa# urodzi si!
w +kelle?teR i przez trzydzie%ci lat nie opanowa ska0&
skiego dialektu. & "a to wyglda. O ile nie wpad w cholernie
nagl depresj!.
& "ie wpada si! w depresj!, kiedy za pasem ma si! wyjazd
do Pary#a & zawyrokowa <ibbing. & ;zy co% jeszcze
przemawia za tym, #e odebra sobie #ycie4
& "ic tu za niczym nie przemawia & powiedziaa F(a
-ackman. & 1 to wa%nie jest problem.
& /ypadek4 & podrzuci 2arsson.
& 6ego narzeczona zgin!a w tym samym miejscu trzydzie%ci
pi!$ lat wcze%niej & poin?ormowaa -ackman.
& O kurwa & powiedzia 2arsson i wo#y prymk! tytoniu
pod grn warg!.
-yli tam jak% godzin!. "a chybi tra?i przetrzsali szu?lady
i sza?ki w poszukiwaniu czego% & trudno powiedzie$ czego &
co w jaki% sposb pomogoby wyja%ni$, dlaczego wa%ciciel
mieszkania, sze%$dziesi!ciojednoletni doktor habilitowany
?izyki )ermund 7ugustin )rooth, dokona #ywota w w&
wozie )Rsa w <nninge, gmina Kymlinge. "iecay tydzie0
temu i ponad trzysta kilometrw od domu.
"ie znale5li zupenie nic, skon?iskowali jednak komputer &
nowy laptop, ktrego zabezpiecze0 niestety nie udao si!
s?orsowa$ mimo rzekomych zdolno%ci hakerskich in&
spektora 2arssona & oraz terminarz. -ackman przeczytaa
go od deski do deski, notatek w ogle byo niewiele. Kilka
razy pojawiy si! tam dwa kobiece imiona, Kristin i -irgitta,
obok zawsze bya zapisana godzina, oprcz nich w termi&
narzu widniao tak#e I&) i <eb, mo#na si! byo domy%la$,
#e to koledzy )rootha z pracy 7 przynajmniej -ackman
wycign!a taki ostro#ny wniosek.
Mo#e w komputerze znajdzie si! wi!cej przydatnych in&
?ormacji. ;aa trjka wyrazia t! optymistyczn prognoz!,
-ackman za% obiecaa, #e po lunchu zajrzy na komisariat w
2und dowiedzie$ si!, co i jak, i ewentualnie zabierze kom&
puter do Kymlinge.
"ast!pnie si! rozdzielili. <ibbing i 2arsson poszli na
wspomniany komisariat, -ackman za% wesza pi!tro wy#ej
1 zadzwonia do drzwi wcze%niej ju# uprzedzonej osiemdzie&
si!ciodwuletniej pani *etterlund.
& "ie sysz! za dobrze & o%wiadczya pani *etterlund na
wst!pie. & 7le widz! jak sok i pachn! jak ?ioek. Kawy4
& Poprosz! & odpara -ackman.
& *oega, lubi4
& -ardzo.
&;o4
& -ardzo lubi! kaw! zoega & powiedziaa -ackman troch!
go%niej.
& Mio to sysze$ & rzeka pani *etterlund. & 2epszej kawy
nie ma na pnoc od -razylii, mj m# zawsze to powtarza.
"iech sidzie w du#ym pokoju, ja za momencik przyjd!.
*anim to nastpio, min!o troch! czasu, jednak po
pewnych wst!pach, poowie ?ili#anki wypitej kawy i jakich%
czterech lub pi!ciu ciasteczkach gospodyni sama przej!a
inicjatyw!.
& .akie nieszcz!%cie. Pan )rooth by najlepszym ssiadem,
jakiego mo#na sobie wyobrazi$.
& "aprawd!4 & odpara F(a -ackman. & ;hciaabym zatem
zada$ par! pyta0 dotyczcych jego %mierci.
& ;zy on zosta zamordowany4
& *amordowany4 ,laczego pani o to pyta4
& .yle si! teraz tego widzi & powiedziaa pani *etterlund. &
;o chwil! kogo% morduj. +trzelaj, i w ogle.
& "ie wiemy dokadnie, jak zgin )ermund )rooth &
przyznaa -ackman. & ,latego te# badamy t! spraw!.
& <ozumiem & odpara pani *etterlund. & .ak czy inaczej,
szkoda, #e umar. ,obry by chop. "o i doktor habi&
litowany.
& Irrm & mrukn!a -ackman. & 7 czy pami!ta pani, kiedy
widziaa go po raz ostatni4
& 7 kiedy umar4
& "ajprawdopodobniej w sobot!. / zesz sobot!.
& "o tak, nie widziaam go cay tydzie0 & stwierdzia pani
*etterlund. & /i!c to si! pewnie zgadza. 7le on chyba nie...4
&.ak4
& ;hyba nie le#a a# od soboty martwy w swoim miesz&
kaniu4
& "ie & odpowiedziaa F(a -ackman. & *naleziono go gdzie
indziej.
& )dzie indziej4
& *gadza si!. ;zy pami!ta pani, kiedy widziaa go po raz
ostatni4
Pani *etterlund odchylia si! na krze%le i zamkn!a oczy.
& +kupiam si! & wyja%nia.
& <ozumiem & odpara -ackman i czekaa.
& / ubiegy pitek wieczorem & powiedziaa pani *et&
terlund, otwierajc oczy. & .ak, tak, wa%nie, w pitek wie&
czorem widziaam, jak idzie do domu. .ydzie0 temu, tak,
pami!tam.
& / pitek wieczorem & powtrzya -ackman. & 1 jest pani
tego pewna4 Przepraszam, #e pytam, ale musimy...
& 6ak amen w pacierzu & przerwaa pani *etterlund. & -ya
tu moja siostra. *awsze spotykamy si! w pitki i gramy w
karci!ta. <az u mnie, raz u niej. ,zi% wieczorem zagramy u
niej. 6est schorowana, cho$ ma dopiero siedemdziesit sie&
dem lat. Osteoporoza, przez cale #ycie miaa niedobr
wapnia.
& 1 wtedy zobaczya pani )ermunda )rootha4 )rajc w
pitek wieczorem z siostr w karty4
& .ak jest. +iedziay%my tu przed telewizorem, gray%my w
japo0skiego wista na dwch, tak zwykle gramy, przewa#nie
ja wygrywam, +ylwia chyba ma za mao wapnia rwnie# w
gowie... albo za du#o... tak, chyba tak. .am jej si! sku&
mulowa. "o i ten )rooth przechodzi tam w dole przez
ulic! i wchodzi przez ?urtk!. Powiedziaam chyba wtedy do
+ylwii, #e naukowiec wraca do domu... tak, chyba tak.
& Kolo ktrej to mogo by$4
& O dwudziestej pierwszej pi!tna%cie.
& +kd pani to wie4
& Poniewa# oglday%my Fa tropie. Ko0czy si! o dwu&
dziestej pierwszej. Potem zrobiam herbat! i kanapki, to
zajmuje dziesi!$ minut... i karty byy rozdane... tak, nawet
nie zd#yy%my zacz$. )ramy do jedenastej w nocy, p5niej
dzwoni! po takswk!. .ak, przyszed do domu o dwu&
dziestej pierwszej pi!tna%cie. Mo#e kilka minut w t! czy w
tamt, to wa#ne4
& "iech b!dzie, #e okoo dwudziestej pierwszej pi!tna%cie &
odpara -ackman. & -y sam czy z kim%4
& +am & powiedziaa pani *etterlund. & Mia tylko teczk!, o
ile si! nie myl!. *awsze j ze sob nosi.
& Ma pani dobr pami!$ & stwierdzia F(a -ackman, pijc
yk zoegi.
& Mj jedyny ?eler to such. 7le pani mwi go%no i wy&
ra5nie, najgorzej, jak przyjdzie taki, co mamrocze. 6akby nie
chcia, #eby ludzie rozumieli, co mwi.
F(a -ackman zamy%lia si!.
& / sobot! nie widziaa pani )rootha ani razu4
&"ie.
& * tego co wiemy, mieszka sam. /ie mo#e pani, czy cz!sto
miewa go%ci4
& / sensie baby4
& "a przykad.
Pani *etterlund znowu zamkn!a oczy Min!o pi!$ sekund.
& /idziaam go z kilkoma. Przez te wszystkie lata.
& * kilkoma kobietami4
& .ak. 7 nie o tym mwimy4
-ackman pokiwaa gow.
& 6edn widziaam kilka razy. ;hyba ,unka. <az si! nawet
przywitaa. ,rug... chyba tylko raz, wychodzia od niego z
mieszkania, kiedy przechodziam obok. ;iemna. "a pewno
nie ,unka, maa chudzinka.
& Kiedy to byo4
& * t chudzink4
& .ak.
Pani *etterlund wzruszya ramionami.
& Kilka lat temu... mo#e trzy. ,unka bya du#ej. 1 w ogle
jest adniejsza. ;ho$ na pewno dziesi!$ lat modsza, cho$ on
dobrze si! trzyma. "aprawd! dobrze.
& ,zi!kuj! & powiedziaa F(a -ackman. & 7 m!skie to&
warzystwo4 ;o% pani wie4
& ;hyba nie widziaam u )rootha ani jednego obcego ?aceta
& odpara pani *etterlund, znw po kilku sekundach z
zamkni!tymi oczami. & "ie, nie przypominam sobie. On by
chyba raczej typem samotnika. 7le d#entelmena, to bym
chciaa podkre%li$. Przystojny i na miejscu. +zkoda, #e
umar.
;iekawe podsumowanie )ermunda )rootha, pomy%laa F(a
-ackman, wychodzc z mieszkania przy Prennegatan.
,#entelmen, przystojny i na miejscu, tylko niestety martwy.
6e#eli jednak byo tak, jak mwia pani *etterlund, ME
wrze%nia przyszed do domu o dwudziestej pierwszej pi!t&
na%cie. "ast!pnego dnia, w sobot! MN wrze%nia, mniej ni#
dwadzie%cia cztery godziny p5niej, le#a martwy w wwozie
)Rsa koo Kymlinge trzysta kilometrw stamtd.
;o si! z nim dziao w mi!dzyczasie4
Kiedy i dlaczego pojecha do Kymlinge4
6ak4
7le przede wszystkim & dlaczego. 6aki mia powd4
3siada na awce przy deptaku. /yj!a komrk! i za&
dzwonia do +mutasa.
& Masz ju# wykaz pocze0 )rootha4
1nspektor -orgsen odpar, #e tak. 2isty ma zreszt w tej
chwili przed sob.
& 6est co% niezwykego4 & zapytaa -ackman.
& "ie wiem, co przez to rozumiesz & odpar +mutas. & 6e#eli
we5miemy pod uwag! tylko ostatni tydzie0 jego #ycia,
b!dzie w sumie jedena%cie pocze0. ;zyli niewiele. "ie
mwi! teraz o jego tele?onie su#bowym, tylko o domowym,
stacjonarnym. Komrki nie mia. *identy?ikowali%my
wszystkie numery, poza jednym.
& Poza jednym4 & zapytaa -ackman.
& Poza jednym. Kto% dzwoni z komrki na jego numer
domowy. .ele?on na kart!, nie mo#emy namierzy$.
& Kiedy to byo4
& / sobot!, o P.MM rano & powiedzia +mutas. & <ozmowa
trwaa okoo czterdziestu sekund. ,okadnie rzecz biorc,
czterdzie%ci trzy. "ie zachowaa si!, min!o zbyt du#o czasu.
& ;iekawe & odpara -ackman.
& Mo#e i tak & zgodzi si! +mutas. & 7le niezwykym bym
tego raczej nie nazwa.
& 7 pozostae dziesi!$ pocze04
& 7ni jednego do osoby prywatnej. 7lbo od.
& <ozumiem & powiedziaa -ackman. & 7le i tak spojrz!, jak
przyjad!. ,zi!kuj! ci bardzo.
& "ie ma za co & odpar +mutas i odo#y suchawk!.
/ymeldowaa si! z hotelu, zjada lunch w kiosku z kie&
baskami niedaleko dworca ;entralstationen i pi!tna%cie po
pierwszej spotkaa si! z 2arssonem i <ibbingiem w gabine&
cie tego drugiego na komisariacie w 2und.
& Mamy dobr i z wiadomo%$ & zacz <ibbing.
& Poprosz! najpierw z & odpara -ackman.
& 6eszcze nie dostali%my si! do komputera & powiedzia
2arsson. & 7le to oczywi%cie kwestia czasu. ;zowiek, ktry
najlepiej si! na tym zna, ma teraz inne zlecenie.
& Okej & powiedziaa -ackman. & 7 ta dobra4
1nspektor <ibbing odchrzkn.
& ,obra wiadomo%$ jest taka, #e znale5li%my Kristin Pe&
dersen. 6est teraz na +eszelach, ale w poniedziaek wraca do
Kopenhagi. Mo#emy wtedy z ni porozmawia$, je%li uwa#a
pani, #e to wa#ne.
& .o niezmiernie wa#ne & powiedziaa F(a -ackman, czujc
nagy przypyw #alu, #e podr# do ,anii znikn!a z
programu. & ;hciaabym, #eby%cie to nagrali, i dobrze by&
oby, gdybym najpierw moga przesa$ wam pytania.
& / porzdku & odpar <ibbing. & Ma pani cay weekend na
ich uo#enie. -!dzie pani zabieraa komputer czy my mamy
si! tym zaj$4
-ackman zastanowia si!.
& "ie da si! tego wszystkiego skopiowa$ i wysa$ do nas4
2arsson wzruszy ramionami.
& ,a si!, oczywi%cie. Mamy tak zrobi$4
& .ak, zrbmy tak & odpara -ackman. & Pewnie tylko maile
nas zainteresuj, ale wy%lijcie wszystko, jak ju# si! do tego
dostaniecie.
& Kotkas zaatwi to w godzin! & obieca <ibbing. & @acet jest
?enomenalny, kiedy dojedzie pani do Kymlinge, b!dzie
miaa tajemnice )rootha podane na tacy. ;zy jeszcze z
czym% mo#emy pomc4 .ak czy inaczej, b!dziemy w kon&
takcie.
& .ak jest & zgodzi si! 2arsson.
F(a -ackman zamy%lia si!, ale nie przychodzio jej do
gowy nic wi!cej, co mogaby mie$ na li%cie #ycze0.
Podzi!kowaa wi!c swoim ska0skim kolegom i obiecaa, #e
wrci po weekendzie.
/ysza z komisariatu. "a parkingu wsiada do samochodu i
dziesi!$ minut p5niej bya ju# na trasie FC, prowadzcej na
pnoc. *decydowaa, #e da odpocz$ Pia? i Ioliday,
1 pomy%laa, #e przynajmniej ze swojej wycieczki do po&
udniowych prowincji nie wrci z pustymi r!kami. /r!cz
przeciwnie.
+ytuacja nabraa jasno%ci.
)ermund )rooth zarezerwowa bilety do Pary#a na tydzie0
po swojej %mierci.
,zie0 przed %mierci jeszcze o dwudziestej pierwszej by u
siebie w domu. O dwudziestej trzeciej pewnie te#, o ile rze&
czywi%cie siostry *etterlund gray w karty w wykuszu na g&
rze, a co najmniej jedna para sokolich oczu patrzya na
ulic!.
"ast!pnego ranka, ostatniego w jego #yciu, kto% zadzwoni
do niego z numeru, ktrego wa%ciciela nie mo#na ustali$. O
sidmej dwadzie%cia.
+amobjstwo4 & zadaa sobie pytanie inspektor -ackman. 7
skd.
/ypadek4 .ak samo.
;zyli dwa znaki zapytania znikn!y, stwierdzia.
.e jednak, ktre pojawiy si! na ich miejscu, byy jeszcze
bardziej zakr!cone. Yamaa sobie nad nimi gow! ca drog!
do Kymlinge.
33
/czesnym rankiem ME lipca zjechali z promu w Kwinouj&
%ciu. Uadne z nich nie przespao zbyt wielu godzin podczas
przeprawy, jednak <ickard -erglund czu si! wyjtkowo
rze%ki, kiedy przez szyb! autobusu oglda nieznajome,
brudnoszare budynki w okolicach portu. "ie liczc kilku
krtkich wizyt w ,anii i "orwegii, pierwszy raz byl poza
granicami +zwecji i czu, jak w piersi wzbiera mu co%, co
mo#na by okre%li$ mianem spokojnej rado%ci.
Pomy%la, #e tak samo czu si! ju# kiedy%, dawno, dawno
temu. 7 dokadniej w lecie po uko0czeniu szkoy podsta&
wowej i przed rozpocz!ciem realnej. Mia wtedy dwana%cie
lat, jecha z koleg z klasy, +unem, do domku jego rodzicw
w okolicach Malung, wspomnienie tej wycieczki byo wy&
jtkowo #ywe. /ci# mia j przed oczami. <azem z +unem
siedzieli w%rd sterty komiksw z tyu czarnego (ol(o
pa0stwa +tridsbergw i pod#ali ku nieznanym lasom z bu&
ziami penymi tribi i tutti?rutti. Poczu wtedy, #e wa%nie
rozpoczyna si! przygoda. .o samo czu teraz.
;ho$ teraz by dorosym m!#czyzn. Prawie dwukrotnie
starszym, %wie#o po %lubie i w poowie drogi do egzaminu
na pastora. 7 wi!c, mwic Kierkegaardem, w o wiele p5&
niejszym stadium na drodze #ycia. 7 jednak byo rwnie
nieprzeparte to uwodzicielskie uczucie, czy jak by to na&
zwa$8 przygoda, nieznane, wolno%$ i wszystkie niespodzie&
wane atrakcje, czekajce tu# za rogiem.
,ziecinne czy nie, nie zrobi nic, #eby stumi$ to agodne
podniecenie. *arpe diem, pomy%la i kiedy ukradkiem
spojrza na towarzyszy podr#y, zrozumia, #e odbieraj to
podobnie.
.omas za kkiem. )unilla na siedzeniu obok, z du# map
rozpostart na kolanach i do poowy zjedzonym bananem w
doni. 7nna siedziaa oparta o niego plecami na ich
a(to'(spiedaterre. .o Maria wymy%lia to okre%lenie,
twierdzc, #e po ?rancusku wszystko lepiej brzmi, mo#e i
rzeczywi%cie tak jest. -ya to tak naprawd! po prostu
drewniana skrzynia, na ktrej le#a materac i poduszki, a
poni#ej znajdowa si! schowek. Maria i )ermund mieli
podobn z tyu autobusu. .omas i )unilla urzdzili si! na
trzeciej z przoduJ byo to surowe, ale praktyczne.
*amontowali te# w poprzek zasony, #eby stworzy$
prywatne terytoria na noc, teraz jednak wszystkie byy
podwizane pod dachem, poniewa# by dzie0.
Pierwszy dzie0 w obcym kraju, w podr#y, ktra miaa
potrwa$ co najmniej trzydzie%ci pi!$ dni i trzydzie%ci pi!$
nocy i zaprowadzi$ ich w miejsca, ktre a# do teraz & a# do
tego oto lipcowego poranka roku pa0skiego ABPM & byy
zaledwie abstrakcj, pustymi nazwami. 6ak powiedzia )er&
mund, nie mo#na wiedzie$, #e <zym naprawd! istnieje, je%li
si! tam nie pojedzie i samemu nie sprawdzi. *awsze to jaka%
prawda.
7le najpierw Kwinouj%cie i +zczecin. "ocn por siedzieli w
kawiarni na promie, jedli kiszon kapust! i co% o nazwie
bigos, pili piwo i prbowali nauczy$ si! tych zbitek sp&
goskowych. Podpity kierowca ci!#arwki imieniem Marek
instruowa ich nieprzyzwyczajone j!zyki i aman angiel&
szczyzn opowiedzia te# co nieco o Polsce, pierwszym kra&
ju, jaki czeka na nich po drugiej stronie -atyku.
7 p5niej8 Praga, -alaton, -udapeszt, /iede0, *agrzeb,
etc., etc. 6u# po wyje5dzie z 3ppsali <ickard zacz pisa$
dziennik podr#y. 7nna rwnie#, nieco bardziej powa#nie
ni# on, z my%l, #e b!dzie z tego wi!kszy reporta#. *arwno
gazeta ,'i:, jak i 9,agens "yheter: co% tam wst!pnie
obiecay, #adnych powa#niejszych ustale0 w kwestii hono&
rarium, chcieli oczywi%cie najpierw zobaczy$ rezultat. 7nna
bya dopiero studentk drugiego roku, nie miaa jeszcze
wyrobionego nazwiska w%rd reporta#ystw. / ka#dym ra&
zie kupia nowy aparat, nikona, opis podr#y bez zdj!$ by
naturalnie nie do pomy%lenia. 7 je%li zapiski i przemy%lenia
<ickarda mogy si! na co% przyda$, to %wietnie.
-yo ich dwoje, byli tu# po %lubie. Kwiat sta przed nimi
otworem, mo#liwo%ci nie miay granic.
Pierwszego dnia dotarli do 6eleniej )ry. *apada zmierzch,
jechali wa%ciwie cay dzie0, .omas i )ermund zmieniali si!
za kierownic. )ermundowi udao si! w kilka tygodni zrobi$
prawo jazdy na autobus, oczywi%cie po to, #eby mogli
prowadzi$ na zmian!. / zasadzie mogli by$ w ruchu dzie0
1 noc, gdyby tylko chcieli.
7le oczywi%cie nie chcieli. ;hodzio im o to, by si! za&
trzyma$, da$ sobie czas na to, by oglda$ i chon$. ;zas na
zrozumienie, jak to jest #y$ w socjalistycznej rzeczywisto%ci.
<ejestrowanie i prze#ywanie. /cze%niej zatrzymali si! na
kilka godzin w Poznaniu, #eby zje%$ prowiant, mieli gwnie
owoce, napoje i przekski, w autobusie nie byo lodwki.
-lok wschodni to przecie# jednak wsplnota, ktra
dostarcza swoim obywatelom wszystkich towarw, jakich
potrzebuj, nie zgadza$ si! z tym to hodowa$ imperiali&
stycznym przesdom. Mleko, maso i podobne rzeczy mogli
kupowa$ co rano, byo ich sze%cioro i bez problemu mogli
zje%$ wszystko do wieczora, zanim si! zepsuje. 7lbo inaczej,
robi$ zaopatrzenie wieczorem jednocze%nie na kolacj! i na
%niadanie i cieszy$ si! nocnym chodem.
/ Poznaniu kupili rwnie# za %mieszne pienidze piwo
1 wdk! i kiedy teraz, ciep noc, siedzieli na kempingu
przy ognisku, zaopatrzeni w jedzenie i picie, i suchali s&
czcego si! z tranzystorowego radia delikatnego gosu nie&
znanej polskiej piosenkarki, naprawd! niewiele brakowao,
by mogli powiedzie$, #e jest 9magicznie:.
& ,zi!kuj!, .omas & powiedziaa 7nna. & ,zi!kuj!, #e
wpade% na pomys tej podr#y. Poszerzymy sobie horyzon&
ty. @antastycznie jest bra$ w tym udzia, nie uwa#acie4
<oze%miaa si!, bo bya troch! pijana. <ickard przyapa si!
na my%li, #e mogaby upija$ si! troch! cz!%ciej, jest wtedy o
wiele bardziej swobodna. /ypi yk piwa, ugryz kiebas! i
chleb i pomy%la, #e chciaby zatrzyma$ czas. .utaj i teraz.
& 6edzcie i pijcie, drodzy przyjaciele & powiedzia .omas,
zapalajc papierosa. & *waszcza jedzcie, jutro rano ta kie&
basa b!dzie %mierciono%na.
& 6este% pewien, #e ju# nie jest4 & zapyta <ickard.
& Piwo jest ta0sze od wody & stwierdzi )ermund. & 6ego te#
nie trzeba oszcz!dza$.
& Mo#e niech chrzy%ci za%piewaj jak% nastrojow pie%0 &
zaproponowaa Maria. & /ycz! tego polskiego sowika.
& 2etni psalm & poprosia )unilla. & -!dziemy mogli si!
doczy$.
.ak te# si! stao. Kpiewana na cztery gosy pie%0 rozlega si!
w ciemno%ci, <ickard czu, jak do0 7nny w!druje po
wn!trzu jego uda, i pomy%la, #e tej chwili, tego wieczoru na
obcym kempingu na przedmie%ciach polskiego miasta 6ele&
nia )ra, nigdy nie zapomni.
Kochali si! ciszej ni# kiedykolwiek, a kiedy 7nna zasn!a,
wo#y dres i teniswki i wymkn si! z autobusu.
/ysika si! za krzakami, po czym sta jeszcze chwil! w
zupenym bezruchu, wsuchany w ciemno%$. Kumkanie #ab,
plusk wody, to wszystko, co dobiegao jego uszu. "a wp
opuszczony kemping le#a na podu#nym zboczu, ktre
opadao do szumicego strumykaJ waha si! kilka sekund,
po czym zszed i usiad na przybrze#nym kamieniu.
+plt donie i pomy%la, #e -g go teraz widzi. *e widzi ich
wszystkich & jego, 7nn!, .omasa, )unill!, Mari!
1 )ermunda & i #e nad nimi czuwa. "iecz!sto przychodziy
mu do gowy takie my%liJ studiowa$ teologi! i czu$ bo#
obecno%$ to stosunkowo r#ne rzeczy, nie po raz pierwszy
zda sobie z tego spraw!. .o jakby piec chleb, nie jedzc go,
albo pywa$ na sucho. .eraz jednak przepenio go nagle
silne i naiwne do%wiadczenie -oga, w ktrym, podobnie jak
w porannej rado%ci oczekiwania na przygod!, wyra5nie po&
brzmiewao dzieci0stwo. Proste i czyste.
*acz si! modli$. Modli si! za nich wszystkich i za dalsz
owocn podr# po Furopie i czu, #e to pluskanie wody,
mo#e nawet kumkanie #ab, ma w sobie co% szczeglnegoJ
uderzya go my%l, #e w ten oto niezwyky sposb dociera do
niego gos -oga. 1 #e -g sucha.
;o wi!cej, to prze#ycie byo od pocztku do ko0ca jego
wasne. / przyszo%ci, jako pastor, nie b!dzie mg go
przeku$ na meta?or! ani na porwnanie. *astanawia si!,
dlaczego to rozgraniczenie wydawao si! takie oczywiste, a
jednocze%nie konieczne. 6ednak, jako si! rzeko, pewne
rzeczy rozumie si!, nie wiedzc, jakim sposobem.
My%la te# oczywi%cie o 7nnie. O tym, jak ni std, ni zowd
zostali ma#e0stwem. "adal si! zastanawia, co go skonio,
by o%wiadczy$ si! jej tego wieczoru na pocztku majaJ
wyszo to zupenie spontanicznie, a p5niej, tu# przed
%lubem, zdradzia mu, jak to byo u niej. Powiedziaa, #e
jego pytanie zdziwio j rwnie mocno, co jej wasne tak.
Kmiali si! z tego oboje i ustalili, #e tak wa%nie w ich #yciu
b!dzie, decyzje podejmowane spontanicznie i bez namysu
na du#sz met! okazyway si! najlepsze.
7nna czua si! dobrze przez ca wiosn! i pocztek lata. "ie
tylko ma#e0stwo pog!bio ich zwizek, mo#e to rwnie#
czas pracowa na ich korzy%$. <ickard my%la czasem, #e w
zwizku ludzie cz si! w jedno. Poznaj nawzajem swoje
dziwactwa i zwyczaje, tak buduje si! wieczna mio%$. 7nna
poza tym opublikowaa te# kilka artykuw, w 9"aszym
Mieszkaniu: i 9Metalurgu:, bez wtpienia potwierdzenie na
polu zawodowym rwnie# byo dla niej wa#ne.
*aproponowano jej nawet letnie zast!pstwo w redakcji
9Ostersundsposten:, ale ze wzgl!du na miejsce zamiesz&
kania i wymg bycia tam a# do ko0ca sierpnia zrezygno&
waa. *amiast tego na sze%$ tygodni ponownie zatrudnia si!
jako piel!gniarka w szpitalu 7kademiska. .yle samo <i&
ckard przepracowa na poczcie w +(artbHcken & je#eli nie
zdarzy si! nic nieprzewidzianego, mieli przynajmniej %rodki
na podr#, ktre powinny im wystarczy$. -y$ mo#e dadz
te# rad! doo#y$ par! tysi!cy do studenckiej po#yczki we
wrze%niu.
Pierwsz rat! za autobus mieli zapaci$ dopiero w styczniu,
termin wydawa si! przyjemnie odlegy 6e#eli wszystko
pjdzie tak, jak zaplanowa .omas, zd# jesieni zarobi$
troch! na tanich przejazdach do "orrlandii. .omas i )er&
mund mogli prowadzi$ co drugi weekend, mo#e <ickard z
czasem te# mgby zrobi$ prawo jazdy na autobus.
+iedzc nad wartkim polskim strumykiem, my%la te# o
innych i zastanawia si!, w jaki sposb taka podr# mogaby
zmieni$ relacje mi!dzy nimi. .rudno powiedzie$. Mi!dzy
.omasem i )unill byo tak samo dobrze jak mi!dzy nim a
7nn, ale )unilla miaa trudny rok. Po urodzeniu w
pa5dzierniku martwego dziecka sp!dzia kilka miesi!cy w
3llerRker, w styczniu wrcia na +ibyllegatan, ale z tego co
wiedzia, wzi!a urlop na cay letni semestr. "iczego si! w
ka#dym razie nie uczya i chocia# .omas raczej nie roz&
mawia o jej stanie ani si! nie skar#y, <ickard rozumia, #e
jest im ci!#ko. /ok )unilli unosiy si! l!k i wra#enie
krucho%ci. 7ni jedno, ani drugie nie towarzyszyo tej nie&
zale#nej, pi!knej dziewczynie, ktr pozna trzy lata temu.
Pami!ta, jak zazdro%ci .omasowi i my%la, #e sam nigdy
nie spotka takiej kobiety jak )unilla, teraz jednak to uczucie
si! zmienio. .rudno im byo nie wspczu$ & w cigu dwch
lat stracili dwjk! dzieci, z ktrych #adnemu nie udao si!
nawet przekroczy$ progu #ycia, byo jasne, #e co% takiego
musi bole$. 1 to bardzo. <ickard i 7nna nie rozmawiali
jeszcze o spodzeniu potomka, ale czu, #e obie tragiczne
ci#e )unilli sprawiy, #e 7nna wahaa si! jeszcze bardziej
ni# dotychczas.
7le nawet je%li przytra?iao im si! to czy tamto, a w ich #yciu
nast!poway zmiany, wiedzia, #e .omas i )unilla zawsze
gdzie% tam s. 1naczej byo z Mari i )ermundem. *upenie
inaczejJ .omas mwi o nich 9wyjtkowi ludzie: i cokolwiek
to znaczyo, do%$ dobrze ich okre%lao. <ickard zna ich trzy
lata czy raczej tyle min!o, odkd spotka ich po raz
pierwszy, o ludziach takich jak Maria i )ermund po prostu
nie dao si! powiedzie$, #e si! ich zna. -yli nieobliczalni i
mo#e nawet stawiali to sobie za punkt honoruJ nigdy nie
mo#na byo przewidzie$, co powiedz czy jak zareaguj w
danej sytuacji. <ickard wiedzia, #e wa%ciwie nie maj
#adnych znajomych poza t czwrk, z ktr teraz wa%nie
byli na wycieczce. 1nni ludzie i relacje z nimi nie zaprztay
im jednak najwyra5niej gw ani nie sp!dzay snu z powiek.
/ najmniejszym stopniu. Mogo oczywi%cie chodzi$ o
pewn manier!, d#enie do oryginalno%ciJ pozostawianie na
uboczu to nic nowego w%rd modych ludzi. <ickard
spotyka wielu takich na teologii, mogoby si! czasem
wydawa$, #e im dziwniej, tym lepiej, jednak w przypadku
Marii i )ermunda nic nie wskazywao na takie trywialne
d#enie. *upenie nic.
/yjtkowi ludzie, ot co.
PozostawiS wod!, #aby i bo#y gos i przeszed po pokrytej
ros trawie z powrotem do autobusu. OtworzyS tylne drzwi i
dostrzeg, jak za znajdujc si! po lewej stronie zasonk
Maria i )ermund uprawiaj seks. 7nna i on robili to
najciszej jak si! dao, bez wtpienia dodawao to nieco
pikanterii, jednak wyjtkowi ludzie nie mieli takich my%li.
<ickard sysza, jak Maria j!czy, przypominao to
jednocze%nie go%ne kwilenie i odgosy rozkoszy, poczu, #e
znowu ma wzwd, i nagle przyszo mu do gowy, #e ch!tnie
by ich poobserwowa.
O tak, ch!tnie uchyliby t! ?irank!, zobaczy, jak )ermund
wchodzi w Mari!, jak si! go%no i bezwstydnie pieprz.
*awstydzi si! t my%l tak, #e a# poczerwienia, ale erekcja
nie ustawaa. Poo#y si! koo 7nny i dugo prbowa nie
sucha$ tej niepohamowanej erotycznej muzyki. Oczywi%cie
na darmo. Kiedy w ko0cu rozleg si! odgos, jakby Maria
prze#ywaa orgazm, tak#e 7nna si! obudzia. Odwrcia si!
do niego, a po tonie jej gosu pozna, #e u%miecha si! w
ciemno%ci.
& 6eszcze raz4 & wyszeptaa. & .roch! mnie to podniecio.
Kochali si! wi!c drugi raz podczas tej pierwszej nocy w
obcym kraju. "ie tak cicho jak za pierwszym razem i <i&
ckard pomy%la, #e to najpi!kniejszy stosunek, jaki kiedy&
kolwiek odbyli.
Pomy%la tak#e, #e jego #ona jest wspaniaym misterium. *
przedniej cz!%ci autobusu przez ca noc nie dobieg ani
jeden d5wi!k.
34
7systent kryminalny ;laes&Ienrik /ennergren&Olo?sson
mia najdu#sze nazwisko na komisariacie w Kymlinge, a
poniewa# lubi dodawa$ swj tytu su#bowy & przed na&
zwiskiem lub po nim & potrzebowa najcz!%ciej trzydziestu
sekund i dwch linijek, #eby je zapisa$.
7lebander .illgren, rwnie# asystent kryminalny, cho$ ze
sta#em mniejszym o p roku, mia dobre powody, by
uwa#a$, #e /ennergren&Olo?sson jest idiot. Przynajmniej
sam uwa#a te powody za dobre, kolega jednak by wi!kszy,
silniejszy, a poza tym obdarzony wielk a nieuzasadnion
pewno%ci siebie, .illgren wola wi!c nie zwierza$ si! ze
swoich przemy%le0.
;o nie zawsze byo atwe. /ennergren&Olo??son lubi uczy$
go tego czy tamtego, kiedy tylko nadarzaa si! okazja, a
dwugodzinna jazda samochodem z Kymlinge do +tr>mstad
bya bez wtpienia okazj wr!cz wymarzon.
*araz si! zrzygam, pomy%la .illgren na dugo, zanim prze&
jechali p drogi. 6e%li si! zaraz nie zamknie, przyo#! mu.
& "o to ja do niego, #eby lepiej, kurde, uwa#a & cign
/ennergren&Olo?sson. & 1 wiesz, co ten szmaciarz zrobi4
& "ie & powiedzia .illgren. & ;o zrobi ten szmaciarz4
& ;hcia mnie zdzieli$ & odpar /ennergren&Olo?sson.
1 dobrze, pomy%la .illgren.
& "o, co ty4 & powiedzia.
& Mwi! ci. 7le wtedy wychodzi na jaw, z kim zadar.
& /yszo na jaw & poprawi .illgren. & 7 nie wychodzi.
& ;o4 & powiedzia /ennergren&Olo?sson.
& *y czas & odpar .illgren. & 7le mniejsza z tym. ;o sdzisz
o tej sprawie4
,laczego w ogle o to pytam4 & pomy%la. /yglda na to, #e
sam te# jestem idiot.
/ennergren&Olo?sson wyglda przez chwil!, jakby roz&
trzsa kwesti! gramatyczn, ale po chwili da spokj.
& +komplikowana & powiedzia. & 7le nie niemo#liwa do
rozwikania. Mam swoje przemy%lenia.
& -rzmi interesujco & powiedzia .illgren, na co kolega
zmierzy go ostrym spojrzeniem. ;zasami nie wiadomo,
jak dawk ironii mo#na zaprawi$ wypowied5, #eby nie zo&
sta$ rozszy?rowanym, on za% chcia trzyma$ si! tak blisko tej
granicy, jak to tylko mo#liwe.
& .ak te# mwi! & podsumowa /ennergren&Olo?sson. & 7
co ty o tym my%lisz4 / ogle zapoznae% si! ze spraw4
& "ie w peni & przyzna .illgren. & 7le to do%$ dziwne, kiedy
dwoje ludzi ginie w tym samym miejscu w tak dugim
odst!pie czasu.
& ,o%$ dziwne4 & obruszy si! /ennergren&Olo?sson.
& Powiem ci, #e gdybym ja prowadzi te przesuchania,
wszystko bym zaatwi jak trzeba. )dybym siedzia w tym od
pocztku, wa#ne, by by$ obecnym, #e tak powiem, od
pierwszego wbicia opaty. .o przecie# jasne, #e to ktry% z
nich.
& *e ktry% z nich co4
& *abi tych dwoje, rzecz jasna & powiedzia /ennergren&
Olo?sson. & .en cay +andlin, ktry w ABPN prowadzi
%ledztwo, wiedzia, #e co% tu %mierdzi, #e t! cizi! kto% za&
mordowa. "ie umia tylko tego udowodni$.
& .ak mwisz4
& .ak & odpar /ennergren&Olo?sson. & .ak mwi!.
& ;zytae% raport +andlina4
& Przejrzaem.
& 1 my%lisz, #e kto% z tej grupy zamordowa zarwno Mari!
/inckler, jak i )ermunda )rootha4
& Jes. *apisz, #e tak powiedziaem.
& *apisane & odpar .illgren. & "o ale kto4 1 po co4
/ennergren&Olo?sson wzi porcj! tabaki i my%la przez
chwil!.
& ;holera wie & powiedzia. & Mwiem przecie#, #e si! z
nimi nie widziaem. .rzeba mie$ ludzi przed oczami, otym
przecie# rozmawiali%my. *awsze da si! stwierdzi$, kiedy
kto% kamie, kiedy co% w nim p!ka. Kledczy z bem na karku,
ktry lizn troch! psychologii, widzi taicie rzeczy.
=ein <ott, pomy%la .illgren, ktry kiedy% mia dziew&
czyn! z /uppertalu. ;o za cholerny pajac. 6e%li kiedy% po&
peni! przest!pstwo, b!d! #da, #eby przesuchiwa mnie
/O.
& Ot# to & rzek. & 7le przynajmniej mo#emy porozmawia$
z Flisabeth Martinsson. -ya tam w ABPN.
/ennergren&Olo?sson pokiwa z entuzjazmem gow i
obrci prymk! na drug stron!.
& *robimy to w ten sposb & powiedzia. & .y zajmiesz si!
zadawaniem pyta0, a ja j b!d! obserwowa. +zuka tej
drobnej niepewno%ci, rozumiesz. Malutkiego p!kni!cia.
& +prytnie & powiedzia .illgren. & Mamy list! pyta0 od
-arbarottiego i -ackman, wi!c nie powinno by$ problemu.
"o i dykta?on.
& ,ykta?on jest cholernie przydatny & oznajmi /enner&
gren&Olo?sson. & Mo#na potem odsuchiwa$ i analizowa$.
,la pewno%ci zrobimy to na dwa.
& "a dwa4 & zapyta .illgren.
& /e5miemy twj i mj. -ackman i -arbarotti chc mie$
nagranie i wydruk, ale ja b!d! mg zachowa$ swoje nagra&
nie i wycign$ wasne wnioski. .ak b!dzie najbezpieczniej.
& <ewelacja & odpar .illgren. & Miaby% co% przeciwko,
gdybym si! zdrzemn p godzinki4 .roch! si! wczoraj za&
siedziaem.
& Pieprzony trute0 & odpar /ennergren&Olo?sson. & 7le
dobra, to wa#ne, #eby%my byli czujni jak wa#ki, kiedy j
zaatakujemy
1 dwie godziny w drodze powrotnej & pomy%la .illgren i
zamkn oczy.
Flisabeth Martinsson mieszkaa w ciasnym dwupokojo&
wym mieszkaniu w pobli#u portu w +tr>mstad. ;iasnota
wynikaa nie tylko z maego metra#u, ale przede wszystkim
z nadmiaru mebli. .ak jakby przeprowadzia si! z sze%cio&
pokojowej willi, ale zapomniaa pozby$ si! rzeczy, pomy%la
.illgren, witajc si! z jednym z dwch jamnikw, ktry
wabi si! Malt!. Mama Maltego, -rynhilde, nic sobie nie
robia z obecno%ci policyjnych intruzw. 6ej pani oznajmia,
#e siedemnastego sko0czy szesna%cie lat i le#y tylko na
jedwabnej poduszce z pomponami na #tym pianinie, za&
#ywajc spokoju.
6ak jamnik mo#e wej%$ na pianino4 ;hyba #e co rano jest
tam sadzany. .illgren postanowi, #e nie b!dzie pyta$.
Pomy%la, #e chyba po raz pierwszy w #yciu widzi #te pia&
nino. Przynajmniej takie z jamnikiem.
& 3sid5cie, panowie & powiedziaa Flisabeth Martinsson. &
Przepraszam za baagan. "ie mam nic na swoje
usprawiedliwienie, tutaj zawsze tak wyglda.
.illgren rozejrza si!. Po%rodku pokoju stay sztalugi z
wielkim obrazem olejnym, gotowym w trzech czwartych.
Patrzy na niego przez chwil! i doszed do wniosku, #e
przedstawia zniszczony wiatrak i stado kz, ale zdecydowa,
#e o to rwnie# nie b!dzie pyta.
Kciany ozdobione byy mnstwem obrazw wiszcych rama
w ram!, od kraw!dzi do kraw!dzi i od podogi do su?itu.
+poro nagich m!#czyzn w powykr!canych pozach, a
gdzieniegdzie nawet bardziej klasyczny w ?ormie pejza#.
Ostre koloryJ .illgren mgby spokojnie powiesi$ niektre z
tych dzie w swoim dwupokojowym mieszkaniu w Kym&
linge, ale trudno byo odnie%$ dobre wra#enie, kiedy wisiay
tak g!sto.
& Kiedy% miaam atelier & wyja%nia Flisabeth Martinsson,
jakby czytaa w jego my%lach. & 7le na du#sz met! byo to
za drogie. .a parszywa gmina nie daje nawet korony swoim
cierpicym artystom, mo#ecie to sobie zapami!ta$.
& .ak zrobimy & powiedzia /ennergren&Olo?sson. & *a&
pami!tamy to sobie.
& .o dobrze & odpara Flisabeth Martinsson.
3siedli w dwch maych metalowo&plastikowych ?otelach
przy stole zagraconym tubkami ?arb, p!dzlami, gazetami,
ksi#kami w kieszonkowym ?ormacie i soikami. Flisabeth
Martinsson wzi!a taboret do pianina i usiada mi!dzy nimi.
Oby niczym nie cz!stowaa, pomy%la .illgren. Oby to
szybko poszo.
& Powinnam chyba panw czym% pocz!stowa$ & powiedziaa
Flisabeth Martinsson. & 7le nic nie mam.
& Po drodze wypili%my kaw! & skama /ennergren&
&Olo?sson. & *reszt nie na kaw! tutaj przyjechali%my.
& "iech pan sobie wyobrazi, #e si! domy%liam & powie&
dziaa Flisabeth Martinsson i zao#ya okulary o grubych,
czarnych oprawkach. .illgren uzna, #e trzyma si! dobrze
jak na cierpic artystk! po sze%$dziesitce. /ygldaa nie&
co z ?rancuska, miaa krtko obci!te, czarne wosy i dobr
kondycj!, cho$ ?anatyczk $wicze0 z pewno%ci nie bya.
/%rd bambetli na stole le#aa zreszt niebieska paczka
gauloiseGow blandw, cho$ w mieszkaniu nie czu$ byo tyto&
niu, wi!c mo#e by to jaki% artystyczny rekwizyt.
& 7 wi!c badamy dwa osobliwe przypadki %mierci & wyja%ni
/ennergren&Olo?sson urz!dowym gosem. & 6a i kolega
.illgren zadamy kilka pyta0 i chcieliby%my, by odpowiadaa
pani zgodnie z prawd i tak precyzyjnie, jak to tylko
mo#liwe.
& <ozmawiaam kilka dni temu z kim% z policji & powie&
dziaa Flisabeth Martinsson. & * kobiet... -acklund czy
jako% tak.
& * kole#ank -ackman & poprawi /ennergren&Olo?sson. &
*gadza si!, ale teraz musimy co nieco uzupeni$ i
przeprowadzi$ to nieco bardziej o?icjalnie.
My%laem, #e b!dzie siedzia cicho i obserwowa, pomy%la
.illgren. 7le mo#e przesuchanie jeszcze si! nie zacz!o4
& Mamy list! pyta0, ktre chcieliby%my po kolei zada$ &
kontynuowa /ennergren&Olo?sson i da .illgrenowi znak
gow. & "ajpro%ciej b!dzie, je%li b!dzie pani po prostu od&
powiada$ i nie zastanawia$ si!, dlaczego zadajemy akurat
takie czy inne pytanie. 6est pani malark4
& ;zy to pytanie jest cz!%ci przesuchania4 & zapytaa,
patrzc na niego sceptycznie znad okularw.
& /a%ciwie to nie.
& 7ha & odpara Flisabeth Martinsson. & .o powiem w ten
sposb. Prosz! si! rozejrze$ po tej lisiej norze. 1 jak pan
my%li, kurdebalans4
& Fe... no tak.
& Mo#na tak powiedzie$. Pracuj! jako ilustratorka, #eby #y$.
Uyj!, #eby malowa$. "ad#a pan4
& 7ha4 & odpar /ennergren&Olo?sson i zmarszczy czoo.
.illgren wyj list! pyta0, ktr dostali od -ackman.
"ajlepiej zacz$, zanim to si! wymknie spod kontroli, po&
my%la. Poo#y swj may dykta?on obok paczki gauloiseGow
i wcisn przycisk nagrywania. /ennergren&Olo?sson zrobi
to samo ze swoim nieco mniejszym i nieco bardziej bysz&
czcym urzdzeniem.
& ,wa dykta?ony4 & zapytaa Flisabeth Martinsson.
& .ak na wszelki wypadek & odpar /ennergren&Olo?sson
przyja5nie.
& .en pa0ski burczy.
& .ak ma by$ & wyja%ni /ennergren&Olo?sson. & .o znaczy,
#e jest wczony.
.illgren odchrzkn.
& "o dobrze. Przesuchanie Flisabeth Martinsson w jej
mieszkaniu w +tr>mstad. Pitek, A pa5dziernika MQAQ, go&
dzina AD.MM. Obecni8 asystent kryminalny .illgren, asystent
kryminalny /ennergren&Olo?sson.
& *aczynajcie & powiedziaa Flisabeth Martinsson, biorc
Maltego na kolana. & "ie mam caego dnia.
6ak% godzin! p5niej znw byli w samochodzie i wracali do
domu.
& ,obrze sobie poradzili%my & stwierdzi /ennergren&
&Olo?sson. & *rozumiae%, o co chodzio z tymi moimi
uszczypliwymi pytaniami4
& "ie & przyzna .illgren. & "ie bardzo.
& ;zasem trzeba ich skoowa$ & wyja%ni /ennergren&
&Olo?sson. & +prawi$, #eby opu%cili gard!. *dekoncentrowa$
i wydoby$ z nich to mae przej!zyczenie.
& "o dobrze, ale pijawki4 "ie wiedziaem, #e w tej sprawie
byy jakie% pijawki.
& 1 wa%nie o to chodzi. .o ich zbija z tropu.
& /iem, mwie%. 1 co ci z tego przyszo4
& *a wcze%nie na analiz! & odpar /ennergren&Olo?sson.
;hc! najpierw w spokoju przesucha$ ta%m!. ;hocia# mo&
#emy rwnie dobrze teraz sprawdzi$, jak to brzmi.
/yj swj dykta?on. /czy i poleci .illgrenowi, #eby by
cicho.
Przez pierwsze dziesi!$ sekund nie byo nic sycha$.
/ennergren&Olo?sson wyczy, po czym sprbowa ponow&
nie. Podkr!ci go%no%$, jeszcze raz poleci .illgrenowi, by
ten trzyma aW g!b! na kdk!, bW r!ce na kierownicy. *mie&
nili si!, kiedy wyjechali ze +tr>mstad8 .illgren prowadzi,
/ennergren&Olo?sson siedzia obok.
Po trzydziestu sekundach dykta?on nadal nie wydal z siebie
#adnego d5wi!ku.
& Kurwa ma$ & powiedzia /ennergren&Olo?sson. & ;o% si!
zesrao.
& "o, chyba nie dziaa & odpar .illgren.
/ennergren&Olo?sson przewin troch! do przodu i spraw&
dzi po raz trzeci. "ic. /yczy.
& "o i wa%nie dlatego powinno si! mie$ dwa dykta?ony
& oznajmi. ` Posuchajmy twojego nagrania.
.illgren wycign swj dykta?on z kieszeni na piersi i na&
cisn play. <ozlego si! wyra5ne burczenie. Po chwili .ill&
gren usysza bardzo cichy gos, ktry, jak mu si! wydawao,
by jego wasnym. Potem jeszcze jeden gos, chyba Flisabeth
Martinsson.
"ie dao si! zrozumie$ ani sowa. Mo#e by si! i dao, gdyby
nie to irytujce burczenie na pierwszym planie, ktre
zaguszao wszystko.
& My%l! & odezwa si! .illgren i troch! przyspieszy & my%l!,
#e mj dykta?on nagra to twoje burczenie.
& "ie bd5 %mieszny & odpar /ennergren&Olo?sson. & ;o za
gwnianego sprz!tu u#ywasz4
& ;hciaem powiedzie$ & rzek .illgren, podnoszc nieco
gos & #e gdyby twj pieprzony dykta?on nie le#a tam i nie
hurkota, nagraoby si! idealnie.
& O czym ty, do jasnej +mRlandii, mwisz4 & odpar
/ennergren&Olo?sson. & ;holera, przecie#...
.illgren poczu nagle, jak co% si! w nim dzieje. "ie wiedzia
do ko0ca co, ale byo to jak p!kni!cie tamy, ktra poddaa
si! jakiej% nieokieznanej sile, czemu%, czego nie dao si!
powstrzyma$ przed wezbraniem, prawdziwy strumie0 lawy,
i w jednej chwili, w jednej sekundzie, jego stosunek do
kolegi /ennergrena&Olo?ssona zmieni si! radykalnie.
-ardzo, ale to bardzo radykalnie. -yo to cholernie dziwne i
cholernie pi!kne.
& ;zy mo#esz na chwil! zamkn$ g!b!, pieprzony idioto4 &
powiedzia.
& ;o4 & odpar /ennergren&Olo?sson.
.illgren odchrzkn.
& Po prostu nie sprawdzie% baterii w swoim dykta?onie.
Po#ytek mamy z tego tylko taki, #e przesuchanie mi si! nie
nagrao. -yoby lepiej, gdybym sam si! tym zaj. -d5 tak
dobry i si! nie usprawiedliwiaj, mam ju# serdecznie dosy$
twojego przemdrzaego sposobu bycia.
& "ie, cho... & zacz /ennergren&Olo?sson, ale .illgren
uderzy otwart doni w desk! rozdzielcz i w ten sposb
go uciszy.
& ,o%$ ju# tego & powiedzia. & "ie chc! sysze$ ani sowa
wi!cej. Od razu mo#esz zacz$ pisa$ przesuchanie z pami!&
ci. ;ay ten czas tylko siedziae% i suchae%, wi!c powiniene%
co% zapami!ta$. 7le chc! je przeczyta$, zanim oddamy, tak
b!dzie, kurwa, najbezpieczniej. ;holerny jeopieS
)rdyka asystenta kryminalnego /ennergrena&Olo?ssona
ruszaa si! w gr! i w d jak przegrzany tachogra? starego
typu, a twarz nabraa karmazynowego koloru, ale nie po&
wiedzia ani sowa. "awet nie pisn.
"o i ju#, pomy%la .illgren i wczy radio. "ie ma tego
zego, co by na dobre nie wyszo.
& *aczynaj & powiedzia. & Masz na to godzin! i czterdzie%ci
pi!$ minut. Po#yczy$ ci kartk! i dugopis4
35
.o byo jak odwil#.
Powolna i krnbrna, podobna do tych, jakie daway o sobie
zna$ na bocznych drogach jej rodzinnej 'Hrmlandii. .am i z
powrotem, czasem w nocy mrz chwyta ponownie i po
przebudzeniu byo zimniej, ni# kiedy szo si! spa$. 6ednak
powoli posuwao si! do przodu, proces by rwnie nie&
uchronny jak zmiana pr roku, po zimie przychodzi wiosna.
Opisaa to w ten sposb .omasowi i dodaa, #e mu wsp&
czuje. Prosia o wybaczenie. On te# przecie# straci dwoje
dzieci, a to ona zawaszczya cay bl. Prawo do
opakiwania, t!sknoty i pogr#ania si! w swoim
nieszcz!%ciu. Odpar, #e tym si! nie musi martwi$, grunt,
#eby ta odwil# posza w dobrym kierunku, cho$ na du#sz
met! nie ma te# powodu, by j przyspiesza$. Ona bya
kobiet, on m!#czyzn, gupot byo sdzi$, #e wszystko
mo#na wa#y$ na szalach wagi nie& biorcej pod uwag! pci.
/ zwizku tak si! nie da.
Miaa swoje pogldy na temat r#nic pciowych, ale nie
podj!a tematu. /ystarczyo, #e ld w jej wn!trzu si! topi,
#e na jego miejsce wsczao si! #ycie, #e nagle potra?i si!
%mia$ i interesowa$ nowymi rzeczami. Odkrywa$ ten obcy,
ruchliwy %wiat, ktry na takiej wycieczce jak ta otacza ich
przez cay czas. 2udzi, ktrzy wiedli swj #ywot w
miejscach, o ktrych nigdy wcze%niej nie syszaa, i jako%
posuwali si! do przodu, chocia# codzienno%$ nie wydawaa
si! niczym ponad codzienn harwk! od rana do wieczora.
.ak to przynajmniej tu i wdzie wygldao. "igdy nie wie&
rzya w socjalizm czy tam komunizm, jeden pies, a kiedy
teraz zobaczya go na wasne oczy z bliska, nie widziaa
powodu, #eby rewidowa$ swoje przekonania. /e wschod&
nich krajach, przez ktre przeje#d#ali, krlowaa szaro%$ i
beznadzieja, zwaszcza na przedmie%ciach, na ponurych
osiedlach, ktrych nigdy nie odwiedzali, tylko szybko mijaliJ
pomy%laa, #e te planowane podr#e pewnie skoni
niejednego radykalnego lewicowca do przemy%lenia paru
spraw. Mo#e taki by rwnie# zamiar .omasa, o ile mia
inne motywy poza ch!ci zarobienia paru groszy. .rudno
byo stwierdzi$, mo#e on sam tego nie wiedzia. "ie pytaa,
byli zaj!ci sob i naprawianiem tego, co popsuo si! w pa5&
dzierniku. 6ednej nocy w Pradze kochali si! pierwszy raz od
p roku, okazuje si!, #e min!o tyle czasu. .e nieporadne
prby w styczniu i w lutym raczej nie zasugiway na miano
stosunku.
*robili to na dworze, w parkuJ nieco zuchwaa i impulsywna
przygoda pod oson zaro%li. <eszt! towarzystwa zostawili
w autobusie na kempingu, a po wszystkim poszli na dugi
spacer po mie%cie. Przeszli przez most Karola, okr#yli
zamek i katedr!. Powietrze byo ciepeJ kupili kiebas! i cze&
skie piwo w barze, ktry wci# by otwarty, mimo #e bya
pierwsza w nocy, )unilla za% pomy%laa, #e s takie rzeczy,
ktrym nie opr si! nawet najwi!ksze (Hrmlandzkie mrozy.
/ystarczy zdecydowa$, #e b!dzie si! #y$ dalej, a wtedy #ycie
samo do nas wraca.
* powrotem na kemping pojechali takswk, troch! po&
trwao, zanim jak% znale5li, ale prawie nic nie kosztowaa,
a kiedy cicho umo%cili si! ju# na posaniu z przodu autobu&
su, .omas jeszcze raz do niej przyszed.
+p!dzili trzy dni w Pradze, p5niej tyle samo na /!grzech,
w r#nych miejscowo%ciach nad -alatonem. Potem pojecha&
li z powrotem przez ;zechosowacj! do 7ustrii. 7utobus
sprawowa si! bez zarzutu. / /iener "eustadt )ermund
dokonali odkryciaJ kupili w sklepie spo#ywczym trzy litrowe
butelki rumu +troh, OQc & wszyscy byli zgodni, #e to
niesamowite= i tego wieczoru zapocztkowali zwyczaj picia
przy ognisku herbaty my%liwego. -ya mocna, sodka i
dobra, wystarczy jeden kubek, #eby si! troch! wstawi$.
Przynajmniej je%li chodzio o )unill! i 7nn! i bez wtpienia
miao to swj wpyw na odwil#.
Przed poudniem E sierpnia w okolicach )razu przekroczyli
granic! z 6ugosawi, koo sidmej wieczorem dotarli do
miasta o nazwie Osijek i zdecydowali, #e przez dwie noce
nie b!d si! std rusza$. "ast!pnego dnia .omas mia
urodzinyJ z tej okazji #yczy sobie jedynie czego% smacznego,
najlepiej jakiego% zwierz!cia grillowanego w cao%ci na
otwartym ogniu i do tego du#o piwa. "ikt nie mia nic prze&
ciwko takiemu planowi.
+aatka owocowa ze %mietan i rum +troh na deser. Uad&
nego tortu, to drobnomieszcza0skie.
<ano pojechali razem do Osijeka po zaopatrzenie. 3dao im
si! zaparkowa$ samochd na ulicy niedaleko starwki w
centrum miasta i na zakupy poszli w dwch grupach. Kiedy
'( %zwecji napoje a#ko)o#owe powyej 2,-3 mona kupi ty#ko w sk#epac)
pa4stwowej sieci %ystembo#aget
grupa )unilli sko0czya, pozostali jeszcze nie wrcili do
autobusu, )unilla pomy%laa wi!c, #e pjdzie na may
spacer. *ostawia <ickarda i 7nn! przy stoliku w kawiarni i
ruszya zaniedbanymi uliczkami w centrum miasta. 6u# po
kilku minutach dotara do maego placyku z otwartym
ko%cioem.
/ahaa si! przez chwil!, po czym postanowia, #e wejdzie.
*wykle nie odwiedzaa ko%ciow, ale spodoba jej si!
sposb, w jaki so0ce kado si! na starym ceglanym dachu i
wpadao do ciemnego wn!trza. 6akby wskazywao drog!.
Pomy%laa, #e to wyjtkowo dziwne wchodzi$ do ko%cioa w
kraju, w ktrym o?icjalna doktryna gosi, #e ka#da religia
jest za i na du#sz met! powinno si! je zlikwidowa$.
7 jednak nie zostay zlikwidowane & ani budynki, ani
najprawdopodobniej sama wiara. Mo#e bya to kwestia cza&
su, ale nie moga sobie tego wyobrazi$. Kwiat bez wiary, bez
ko%ciow4 7lbo przynajmniej poowa %wiata, je%li rozam
mi!dzy /schodem a *achodem utrzyma si! na zawsze.
/ awkach siedziao jakie% dziesi!$ osb, z chru sycha$
byo prost muzyk! organow, a z przodu, przy otarzu,
ubrany na czarno ksidz wykonywa jakie% czynno%ci.
/n!trze ko%cioa byo niewielkie, ascetyczne w wystroju.
)unilla pomy%laa, #e mo#e to socjalistyczny kompromis.
Mo#na ?unkcjonowa$, byle nie wystawa$ przed szereg. Precz
z ozdbkami.
+taa z tyu i nie wiedziaa, co zrobi$. Patrzya na plamy
%wiata i cienia tworzone przez promienie so0ca wpadajce
uko%nie przez okna, na kurz wirujcy w osonecznionych
nawach. ;o% w tym prostym obrazku sprawiao, #e chciaa
tu zosta$. ;o robi ci ludzie4 & my%laa. ,laczego tu dzi%
rano przyszli4 Mniej wi!cej tyle samo kobiet co m!#czyzn,
wi!kszo%$ wygldaa na starszych. +iedzieli w rozproszeniu i
przynajmniej kilkoro sprawiao wra#enie pogr#onych w
modlitwie. *daa sobie nagle spraw!, #e im zazdro%ci, bya
to jednak osobliwa zazdro%$, ktrej nie potra?ia sobie
wytumaczy$. .ak jakby oni, cho$ byli o wiele gorzej sytuo&
wani ni# ona, wiedzieli o #yciu co%, czego ona nie odkrya.
Przynajmniej zao#ya, #e s gorzej sytuowaniJ dwie kobiety,
ktre siedziay jedn awk! przed ni, wyglday na biedne i
zniszczone #yciem, pomy%laa nagle, #e chciaaby z nimi
porozmawia$. 3si%$ mi!dzy nimi w awce i zadawa$ im
pytania. )dyby tylko mwiy w tym samym j!zyku. 6ak im
si! #yje4 ;zy maj dzieci4 6ak potoczyo si! ich #ycie, jakie
s ich smutki i dlaczego teraz si! tu modl4 ;o przeszy w
czasie drugiej wojny %wiatowej4 ;zy straciy rodzicw i
rodze0stwo4 ,o kogo si! modl i czy naprawd! wierz, #e
kto% sucha4
*rozumiaa, #e to naiwne my%li. 1 natarczywe pytania. "araz
poczua si! jak intruz. Kim bya, #eby przychodzi$ tu, pyta$ i
miesza$ si! w czyje% #ycie4 ;iekawska kobieta z zagranicy,
bez -oga i wiaryJ z dwjk nienarodzonych dzieci, ale mimo
to bez boga, czy to nie dziwne4 7 mo#e jest odwrotnie4 6e%li
traci si! dwjk! dzieci, traci si! rwnie# swojego boga4
O ile kiedykolwiek w jakiego% wierzya. Postanowia, #e
wyjdzie na so0ce, gdy# zaczynaa obezwadnia$ j chandra,
kiedy jednak ju# miaa odwrci$ si! i wyj%$, spojrzenie jej
pado na plecy kogo% siedzcego spory kawaek dalej, z
przodu, po prawej stronie. -y to wysoki m!#czyzna.
+iedzia z pochylon gow, a co% w jego postawie
podpowiedziao jej, #e jest znacznie modszy od reszty
zebranych w ko%ciele. Kiedy na krtk chwil! odwrci
gow!, #eby spojrze$ na krztajcego si! przy otarzu
ksi!dza, zobaczya, #e to )ermund.
"ie poruszya tego tematu. 7ni z )ermundem, ani z nilom
innym. Mo#e i przyszo jej do gowy, #eby wspomnie$ o tym
.omasowi, ale w caej tej sytuacji w maym ko%ciele byo
co%, co j powstrzymywao. / atmos?erze, w spokoju,
%wietle, ciemno%ci i przygarbionych plecach. / jej wasnych
my%lach tam w %rodku.
Poza tym nie byo w tym przecie# nic nadzwyczajnego.
)ermund wszed do ko%cioa i usiad na moment w awce
& mo#e po prostu dla chwili spokoju albo dla ochody -yo
naprawd! gorco, cho$ wybia dopiero jedenasta, nie, mia&
aby trudno%ci z wyja%nieniem, dlaczego to dla niej takie
dziwne. ,laczego ta krtka chwila wywara na niej takie
wra#enie. <ozmowa o tym & mo#e przede wszystkim roz&
mowa o tym z )ermundem & wszystko by zniszczya. Mo#e
tak wa%nie jest z prze#yciami, z ka#dym z nich, #e kiedy
prbujemy ubra$ je w sowa, gin. 7 w ka#dym razie ulegaj
zmianie i zbrukaniu.
+taj si! czym% innym.
Kiedy chce si! co% ochroni$, nale#y zachowa$ to dla siebie.
;zy innym te# zdarzaj si! takie my%li4 & zastanawiaa si!
tego wieczoru, kiedy siedzieli wok obowizkowego
ogniska i czekali, a# may prosiak, ktrego udao im si! do&
sta$, si! upiecze. ;zy tylko ja jestem taka krucha, wra#liwa i
ostro#na z #yciem4 &rzeraona #yciem4 "awet je%li
odwil# bya w toku i z czasem jej zamiar si! powiedzie,
r#nice pozostaway. Mi!dzy ni a pozostaymi. Mi!dzy ni
a .omasem. .akie, ktrych nie dao si! przezwyci!#y$ i
ktrych nawet nie powinno si! przezwyci!#a$, bo nie taki
by sens.
;zowiek jest samotny, pomy%laa. "awet na urodzinowym
przyj!ciu, przy ognisku z pieczonym prosiakiem, z kubkiem
herbaty my%liwego w doni i w gronie najlepszych
przyjaci, czowiek jest samotny.
36
& +prbujmy si! pokusi$ o mae podsumowanie & powie&
dziaa F(a -ackman. & 1 skoncentrujmy si!. Musz! powie&
dzie$, #e ja z tej historii nic nie rozumiem.
-y poniedziakowy poranek. +iedzieli w gabinecie -ar&
barottiego z kubkami paskudnej kawy ,eszcz b!bni o para&
pet, w ?lirt z babim latem zako0czy si! w weekend i zosta
zastpiony ukadami niskiego ci%nienia, ktre najwyra5niej
czekay w kolejce na Morzu Pnocnym, #eby przedosta$ si!
nad zachodni +zwecj!.
-arbarotti wydmucha nos i pokiwa gow.
& Koncentracja to dobry pomys. 7le ja musz! niestety
przyzna$, #e sam rozumiem niewiele wi!cej. .ak czy inaczej,
w przypadku )ermunda )rootha co% jest nie tak. .o znaczy
je%li miaby umrze$ naturaln %mierci.
/ niedziel! po poudniu rozmawiali p godziny przez
tele?on. -arbarotti opowiedzia o swoich spotkaniach z <i&
ckardem -erglundem i .omasem /incklerem, -ackman
zdaa relacj! ze swych poczyna0 w 2und.
& ;hodzi ci o t! podr# do Pary#a4 & zapyta -arbarotti.
& / ogle o wszystko & odpara -ackman. & O to, #e w pitek
p5nym wieczorem by w domu. *e tego samego dnia, kiedy
umar, kto% zadzwoni do niego z numeru, ktrego
wa%ciciela nie mo#na ustali$. *e nie mamy poj!cia, w jaki
sposb dosta si! do Kymlinge. 7 jeszcze mniejsze, jak
dotar do wwozu )Rsa... no i tak, o podr# do Pary#a
rwnie#. )dybym chciaa si! zabi$, najpierw bym pojechaa
sobie do Pary#a. 7lbo zrobia to tam.
& +koczya z wie#y Fi??la4 *amiast do wwozu )Rsa4
& Mo#liwe & powiedziaa -ackman. & /iem, #e nie mamy
nawet cienia konkretnego dowodu, ale je#eli ty, ja czy
ktokolwiek inny zepchnby drug osob! z urwiska... albo z
wie#y Fi??la... a nast!pnie sobie poszed, #aden ?izyczny
dowd by nie powsta, #e si! tak wyra#!.
& Prokuraturze si! to nie spodoba & powiedzia -arbarotti.
& ;o z tob4 & odpara F(a -ackman. & / dupie mam
prokuratur!. ;hc! wiedzie$, co si! stao. ,laczego zmienie%
zdanie4
& "ie zmieniem & powiedzia -arbarotti, z ponur min
przygldajc si! kawie. & .o ty zmienia% zdanie. .y mwi&
a%, #e Maria /inckler spada, a )ermund )rooth skoczy,
nie pami!tasz ju#4
& Pomyliam si! & rzeka F(a -ackman. & "ie co dzie0 si! to
zdarza, ale kiedy si! dzieje, ja pierwsza o tym mwi!.
& "o dobra. Powiedzmy, #e jest tak, jak twierdzisz. / obu
przypadkach jest co% nie tak. ;o robimy dalej4
& +pekulujemy troch! & odpara F(a -ackman. & 6este%my w
tym dobrzy. 6e#eli na przykad zao#ymy, #e byo odwrotnie,
ni# do tej pory sdzili%my, to znaczy, #e Maria /inckler i
)ermund )rooth zostali zabici, co nam to da4
& *ale#y, czy przyjmiemy jeszcze jakie% zao#enie & po&
wiedzia -arbarotti.
& ;o masz na my%li4
& ;zy na przykad przyjmiemy, #e sprawc jest kto% z grupy.
-o przecie# mg to by$ kto% z zewntrz.
& Kto akurat by tam w lesie trzydzie%ci pi!$ lat temu4 &
zapytaa -ackman. & 1 w zeszy weekend4
& Kto mg zaplanowa$, #e tam b!dzie & odpar -arbarotti.
& "a przykad nasz przyjaciel Flis -engtsson4
-arbarotti potrzsn gow.
& .rudno mi sobie wyobrazi$, #eby on mia co% z tym
wsplnego. ;ho$ by tam za jednym i za drugim razem, jest
to, rzecz jasna, jaka% okoliczno%$.
& *apominamy o nim & powiedziaa F(a -ackman po yku
kawy, grymasie i krtkiej przerwie na zastanowienie.
& Przynajmniej jako o mordercy. Mo#e b!dziemy mieli po&
wd, #eby porozmawia$ z nim raz jeszcze. 6e#eli na przykad
widzia w lesie kogo% innego.
& "ie widzia & odpar -arbarotti. & Przynajmniej za
pierwszym razem. +andlin mocno go przycisn w tej spra&
wie. ;zyli w takim razie, na potrzeby dyskusji, przyjmuje&
my, #e morderca to kto% z grupy4
& .ylko spekulujemy & powiedziaa -ackman.
& Mam tego %wiadomo%$ & odpar -arbarotti. & Mo#e
mogliby%my sprbowa$ metody eliminacji4
& "iegupia metoda. Kogo chcesz wykluczy$ najpierw4
& Poczekaj chwil! & powiedzia -arbarotti. & *akadamy
wi!c, #e za jednym i za drugim razem by to ten sam mor&
derca4
F(a -ackman westchn!a i odchylia si! na krze%le.
& ;holera, nie mam zielonego poj!cia. Mo#e b!dzie nam si!
lepiej spekulowao, je%li rozpatrzymy te morderstwa
osobno. ;zuj!, #e...
&.ak4
& ...#e wobec tego powinni%my najpierw zaj$ si! p5&
niejszym przypadkiem. 6e#eli Maria /inclder zostaa za&
mordowana, tak czy inaczej, sprawa jest przedawniona.
& Morderstw nie powinno si! uznawa$ za przedawnione
& powiedzia -arbarotti.
& *gadzam si! & odpara F(a -ackman. & 6u# o tym roz&
mawiali%my. )dyby%my jednak skoncentrowali si! na )er&
mundzie )roocie i zao#yli, #e zabi go kto% z pozostaych,
kogo by% najpierw wykluczy4
& ;zy Flisabeth Martinsson liczy si! jako osoba z grupy4
& +am zdecyduj.
& "o dobra. Powiedzmy, #e tak. Pierwsz osob, jak
chciabym wykluczy$, jest Maria /inckier. 3zasadnienie
mam takie, #e od trzydziestu pi!ciu lat nie #yje.
& +prytnie & odpara F(a -ackman. & Kupuj! uzasadnienie
bez #adnych obiekcji.
& .woja kolej & rzeki -arbarotti.
& "o to wykluczam 7nn! -erglund. /prawdzie si! z ni nie
spotkaam i #adne z nas z ni nie rozmawiao, ale umierajc
w szpitalu na raka, nie jest si! w stanie spycha$ ludzi ze
wzgrz, na ktre chodzili najstarsi czonkowie rodu.
& My%laem, #e twierdzia%, #e nigdy czego% takiego nie byo
& powiedzia -arbarotti.
& "ie jestem tego pewna & odpara F(a -ackman. & 1 ot&
warcie to przyznaj!, jak zwykle. .ak czy inaczej, mo#emy
wykre%li$ 7nn! -erglund. *gadzasz si! z tym4
& -ez cienia wahania & odpar )unnar -arbarotti. & ;zyli
zostaa nam trjka. ;zwrka, je#eli liczy$ Flisabeth Mar&
tinsson... a wa%nie, jak tam jej przesuchanie4
& Olo?sson i .illgren chyba wa%nie je spisuj.
& Mam nadziej!, #e dostaniemy ta%m!.
& ;o% tam nawalio w dykta?onie.
-arbarotti ziewn.
& ;zemu mnie to nie dziwi4
& .illgren jest w porzdku & powiedziaa -ackman.
& *goda & odpar -arbarotti. & 6e#eli za% miabym wykluczy$
jedn osob! z tej czwrki, byaby to pani Martinsson. Po
prostu bya z nimi na tej wyprawie na grzyby, z pozostaymi
z grupy nie miaa nic wsplnego. O ile zao#ymy rwnie#, #e
to morderstwo... czy morderstwa miay jaki% motyw.
& ,opki nie przeczytamy przesuchania, zgadzam si!
& powiedziaa -ackman. & /ykre%lamy j z listy. *ostaa
trjka. "a potrzeby dyskusji.
& *ostaa trjka & powtrzy -arbarotti. & /spaniale nam
idzie. 6e%li utrzymamy takie tempo, powinni%my namierzy$
morderc! za mniej wi!cej dwie minuty.
& ;ho$ teraz wa%nie zaczynaj si! problemy & odpara
-ackman. & Mamy do wyboru trzy osoby8 .omasa
/incklera, jego #on! i <ickarda -erglunda, i je%li nie jestem
w cakowitym b!dzie, ka#de z nich mogo to zrobi$.
& / zasadzie tak & rzek -arbarotti. & 6ak idzie sprawdzanie
alibi4
& "iestety nie najlepiej. *aniedbali%my to. *apomniaam
zapyta$ )unill! /inckler&<ysth, kiedy z ni rozmawiaam...
czy raczej uznaam, #e nie ma powodu, by o to pyta$. 7le za&
dzwoniam do niej wczoraj, twierdzi, #e w tamt sobot! bya
w )>teborgu i przez wi!ksz cz!%$ dnia robia zakupy. "ie
potra?ia poda$ godzin ani przedziaw czasowych, nie spo&
tykaa si! z #adnymi kole#ankami, nic takiego... z nikim nie
jada obiadu i bya, delikatnie mwic, zdziwiona, #e pytam.
& ;zyli wa%ciwie nie ma specjalnego alibi4
& "a to wyglda. 7 jak tam twoi panowie4
)unnar -arbarotti podrapa si! w gow!.
& .e# troch! to zaniedbaem & przyzna. & "ie pytaem o to
<ickarda -erglunda, #ona mu umiera i to wszystko razem...
Kiedy nie %pi, wi!kszo%$ czasu sp!dza u niej w szpitalu.
;ho$ mieli%my bardzo interesujc rozmow!... to ciekawy
czowiek. Przesta by$ pastorem, #eby mc zachowa$ wiar!,
co% w tym stylu. Mo#e jeszcze zamieni! z nim swko.
& *amie0 & odpara -ackman. & 7 .omas /inckier4
& Mwi, #e rano gra w gol?a, a po poudniu by sam w
domu.
& Kiedy #ona robia zakupy w mie%cie4
& .ak przypuszczam. 7le nie sprawdziem tego. 6est
przecie# jeszcze jeden aspekt. 6ak dugi czas wchodzi w gr!4
& /ytumacz & odpara -ackman.
& "o wi!c tak. 6e#eli policzymy czas, jaki sprawcy zaj!oby
przewiezienie )rootha std do <nninge, dajmy na to
samochodem, p5niej do wzgrza )Rsa, zepchni!cie go i
powrt... to wyjdzie nam pewnie jaka% godzina. *ale#y to
oczywi%cie od sporej liczby niewiadomych czynnikw. 7le
je%li poza tym trzeba go byo przewie5$ z 2und... no to sy&
tuacja jest zupenie inna.
& *gadza si! & odpowiedziaa -ackman. & "ajmniej czasu
upyn!oby, gdyby po prostu mieli randk! w lesie. 6e#eli
)rooth, powiedzmy, dotar tam wasnym pojazdem, a mor&
derca p5niej... jako% zabra ten pojazd. 6u# po wszystkim.
& 7lbo morderczyni & rzek -arbarotti.
& 7lbo morderczyni.
& "ie brzmi zbyt wiarygodnie & stwierdzi -arbarotti.
& "o wa%nie. /iesz, co sobie nagle pomy%laam4
& "ie & odpar -arbarotti. & ;o pani inspektor nagle sobie
pomy%laa4
F(a -ackman odchrzkn!a.
& Pani inspektor pomy%laa sobie nagle, #e zaraz si! oka#e,
i# caa trjka., czy czwrka... przedstawi wy%mienite alibi na
t! sobot! lub na jej wi!ksz cz!%$, a my tracimy modo%$ na
takie spekulacje.
& Mieliby%my si! z pyszna & powiedzia -arbarotti. & .o nie
ja zaczem.
F(a -ackman wybuchn!a %miechem.
& 6eden pies. 7le gdyby%my mieli docign$ zabaw! do
ko0ca, kogo z tej trjki by% wykluczy4
-arbarotti zastanawia si! dziesi!$ sekund.
& "ie wydaje mi si!, #eby to mg by$ <ickard -erglund
& powiedzia w ko0cu.
& 7 mnie si! nie wydaje, #eby to moga by$ )unilla /in&
ckler&<ysth & odpara F(a -ackman.
& "o to zosta nam tylko .omas /inckler & stwierdzi
-arbarotti. & My%lisz, #e powinni%my do niego pojecha$ i go
zaaresztowa$4
& 6akie zrobi na tobie wra#enie4
& ,o%$ niesympatyczne & przyzna -arbarotti. & 7le ja nie
znosz! ludzi, ktrym si! powiodo, wi!c nie jestem
obiektywny. My%l!, #e zdradza #on! na prawo i lewo.
& +kd to wiesz4
& Poczyniem pewn obserwacj!.
& *obaczye% go z inn kobiet4
& +kd to wiesz, #e tak zacytuj! superglin!4
& 1ntuicja & powiedziaa -ackman i znw si! u%miechn!a. &
.ak czy siak, zdrada ma#e0ska to nie przest!pstwo. *
jakiego% powodu. 7le czy potra?isz sobie wyobrazi$ .omasa
/incldera w roli mordercy4
)unnar -arbarotti zastanowi si!.
& .ak wa%ciwie to nie & powiedzia z westchnieniem.
F(a -ackman wstaa i patrzya kilka sekund na padajcy
za oknem deszcz. *acz troch! sabn$, mo#e przed %wi!&
tami przestanie pada$. Odwrcia si! i podsumowaa.
& "o, to na razie tyle. * powrotem na start, mo#na by
powiedzie$. "ie mamy #adnego prawdopodobnego morder&
cy, do niczego nie doszli%my, wszystko wykluczyli%my. ;zyli
w takim razie ustalamy, #e )ermund )rooth zmar... sto&
sunkowo naturaln %mierci4
& ,obre s?ormuowanie & odpar -arbarotti. & +tosunkowo
naturalna %mier$. 7le w to rwnie# nie wierz!. 6ak si!
nazywa kto%, kto w nic nie wierzy4
& "ihilista & powiedziaa F(a -ackman. & 6este% przekl!tym
nihilist, powiniene% sprbowa$ wzi$ si! w gar%$. Musimy
to uporzdkowa$.
& Od czego zaczniemy4 & zapyta -arbarotti.
& *aczniemy od tego, #e sko0czymy spekulacje & zdecy&
dowaa -ackman.
37
/rbel w podr#y. +ierpie0 ABPM.
,zi% dzie0 czternasty, o ile dobrze licz!. /czoraj przekro&
czyli%my granic! z <umuni. *aj!o to godzin!, ale zaczyna&
my si! uczy$. ;elnicy bardzo chc nas zatrzyma$,
sprawdzaj nasze wizy przez szko powi!kszajce, szukaj
wszystkiego co si! da, ale tak naprawd! chc tylko
papierosw i troch! zachodniej waluty Przy ka#dej granicy
jest tak samo. .ym razem skon?iskowali numer
9Fbpressen:, ktry le#a w autobusie, odkd wyjechali%my
ze +zwecji. Powiedzieli, #e to literatura pornogra?iczna, nie
pomogy wyja%nienia .omasa, #e to najwi!ksza gazeta
codzienna w naszym kraju. +zmatawca jednak ochoczo
oddali%myJ je#eli taka czy inna goa pier% jest w stanie da$
im troch! rado%ci, to niech maj.
6e#d#enie w takiej ciasnocie z innymi lud5mi jest troch!
m!czce, chyba nie tylko )ermund i ja tak uwa#amy. .rzeba
tworzy$ wasne rewiry na ile si! da. 6a najbardziej lubi! po
prostu siedzie$ przy oknie i patrze$ na przesuwajcy si! kra&
jobraz. 7lbo czyta$J nasza wsplna biblioteka ma w sumie
trzydzie%ci pozycji, ju# przeczytaam poow!. / nast!pnym
du#ym mie%cie sprbujemy znale5$ porzdn ksi!garni! i
od%wie#y$ nieco asortyment. Powinny przynajmniej by$
ksi#ki po angielsku i po ?rancusku, nawet w <umunii,
pytanie brzmi raczej, czy tu s jakie% wi!ksze miasta. Odkd
przejechali%my granic!, mijali%my tylko wsie, czasem tak
czy inn mniejsz miejscowo%$. 6edziemy prosto do
.ransylwanii. .omas czyta wa%nie o ,raculi, czy te#
hospodarze 'ladzie .epesu, jak si! naprawd! nazywa.
Mwi, #e by ludowym bohaterem i #e cay zachodni %wiat
go nie rozumie. 6a tam nie wiem, mj cudowny braciszek
lubi opowiada$ takie rzeczy.
Picie zaczyna mnie m!czy$. Ka#dego dnia wlewamy w siebie
piwo, wino i rum. )ermund kupi w 7ustrii rum +troh, jest
tak cholernie mocny, #e mo#na si! upi$ ju# kilkoma ykami.
"ie da si! pi$ czystego, mieszamy go z herbat, ale to nic nie
pomaga. *waszcza pozostae damy s praktycznie co
wieczr wstawione, nie potra?i du#o wypi$, ale my%l!, #e
lubi by$ troch! ululane. <ickard i .omas te# lubi, kiedy
one s w takim stanie, rozlu5niaj si! wtedy, nie ma co do
tego wtpliwo%ci.
<ozmawiali%my o tym, #eby niedugo za?undowa$ sobie
kilka nocy w hotelu. "iewtpliwie przydaby si! dobry
prysznic, porzdne #ko i troch! odosobnienia. 1nna rzecz,
czy ten kraj ma w ogle co% takiego do zao?erowania.
*godnie z wyliczeniami kapitana .omasa zbli#amy si! do
miasta o nazwie .imisoaraJ powinni%my tam dotrze$ przed
wieczorem, ale drogi s wskie i kiepskie. ;igle jad przed
nami traktory i wszystkie mo#liwe maszyny rolnicze, ci!#ko
si! je wyprzedza i nie wydaje mi si!, #eby nasza %rednia
pr!dko%$ bya wi!ksza ni# trzydzie%ci&czterdzie%ci
kilometrw na godzin!.
6e#eli naprawd! znajdziemy tu gdzie% jaki% hotel, nie
miaabym nic przeciwko pojedynczemu pokojowi. "ie je&
stem pewna, czy potra?iabym to wytumaczy$ )ermundo&
wi, ale mo#liwe, #e on my%li podobnie. Przez ostatnie dni
wa%ciwie tylko czyta grub ksi#k! zatytuowan 3(sserl,
Ho'atje/skij and t,e 3(ndredandone 9a''its,
twierdzi, #e to jakie% matematyczno&?ilozo?iczne arcydzieo,
cokolwiek to znaczy. / ka#dym razie jest jeszcze bardziej
niedost!pny ni# zwykle, ale jak ju# mwiam, nie cierpi! z
tego powodu. /r!cz przeciwnie.
6e#eli chodzi o pozostaych towarzyszy podr#y, wydaje si!,
#e )unilla troch! od#ya. / ka#dym razie zauwa#yam, #e w
nocy pieprz si! tam, na przodzie autobusu, to bez wt&
pienia dobry znak. O ile kogo% w ogle obchodzi to, by jego
bli5ni czuli si! dobrze, bo mnie nie bardzo. 7le atwiej
podr#owa$ z lud5mi, ktrzy nie s przygn!bieni, to
wszystko.
7nna i <ickard nie s przygn!bieni ani troch!, oboje pisz
pami!tnik i do wszystkiego zdaj si! podchodzi$ ze swego
rodzaju g!bok, optymistyczn powag. /szystko jest
ciekawe, wszystko warte zanotowania, nawet je%li jest to
tylko stojcy przy drodze u?ajdany dziad, okadajcy swoj
jeszcze bardziej u?ajdan macior! kijem od szczotki.
.omas jest, jaki jest, nie chce mi si! o nim gada$.
.!skni! za morzem, ktre teraz jest tak kurewsko daleko.
.omas mwi, #e potrzebujemy trzech albo czterech dni,
#eby przez <umuni! dojecha$ do Morza ;zarnego. My%l!
jednak, #e z tak pr!dko%ci, jak obecnie rozwijamy, zaj&
mie to tydzie0. ;ho$ mo#e zdecydujemy si! jecha$ kiedy% w
nocy, proponowaam to, ale na razie nie zyskaam posuchu.
)ermund i .omas mog si! przecie# zmienia$ za kie&
rownic, jednak z jakiego% powodu .omas twierdzi, #e nie
mamy po co si! %pieszy$. Planuje na przyszy rok wycieczki
z prawdziwymi pasa#erami, ale za choler! nie mo#e kaza$
ludziom paci$ za to, #e b!d si! wlec za zdezelowanymi
maszynami rolniczymi w socjalistycznej arkadii & <umunii.
;hyba b!dzie si! musia zadowoli$ arkadiami, ktre ju# za&
liczyli%my8 Polsk, ;zechosowacj, /!grami i 6ugosawi.
6e#eli chce si! pozna$ blok wschodni, wystarczy a# nadto.
6utro b!d! miaa okres, dlatego chc! poprosi$ ca ludzko%$,
#eby spierdalaa.
*anim sko0cz!, tylko jeden epizod z )ermundem.
*darzyo si! to wczoraj w nocy. Poo#yli%my si! za swoj
zasonk, a on zapyta, czy mam ochot! si! pieprzy$. Powie&
dziaam, #e niedugo b!d! miaa okres, i zaproponowaam,
#eby%my dali sobie spokj.
& Okej & odpowiedzia. & .o w takim razie poczytam.
& Poczytaj & odparam. & 6a chyba pjd! spa$.
6ednak zanim zd#yam zasn$, przyszo mi co% do gowy.
& 7 je#eli chodzi o %mier$ twoich rodzicw & odezwaam si! &
jest w tym co%, co trzymasz w tajemnicy, prawda4
"ie wiem, skd mi si! to wzi!o, po prostu przyszo.
& ;o chcesz przez to powiedzie$, do cholery4 & zapyta
)ermund.
& .o, co mwi! & odparam. & ;zuj!, #e czego% mi nie
opowiedziae%.
*amkn ksi#k!, ktr dopiero co otworzy. Przewrci si!
na plecy, splt donie na karku i dobr minut! wpatrywa
si! w dach autobusu. "ie wyda z siebie #adnego d5wi!ku,
byo jednak sycha$ po jego oddechu, #e my%li, a# ?urczy
+ama rwnie# le#aam bez sowa i my%laam, #e albo to z
siebie wydusi, albo nie. / ko0cu westchn ci!#ko i odezwa
si!8
& .o prawda. 7le nie mog! ci powiedzie$, co to jest.
& "awet mnie nie mo#esz powiedzie$4 & zapytaam.
& "awet tobie & odpar )ermund. & / ka#dym razie jeszcze
nie.
& 3znam to za obietnic! na przyszo%$.
& 3znaj to sobie, za co chcesz. 6est co% jeszcze, co chciaaby%
wiedzie$4
& "ie & odparam. & 6u# nic.
& .o dobrze & powiedzia )ermund i na powrt otworzy
ksi#k!.
38
&rzes(c,anie 0722220KKK >lisa'et, Katariny
=artinsson D>=E w jej mieszkani( w +trLmstad.
Data: pi.tek, 2 paIdziernika. C'ecni: asystent
kryminalny 4leMander ;illgren D4;E, asystent
kryminalny *laes3enrik WennergrenClo-sson
DWCE. &rzes(c,anie zaczyna si o godzinie 2B.@@.
7.8 Prosz! poda$ nazwisko i adres.
FM8 Flisabeth Martinsson. -adhusgatan AE, +tr>mstad.
7.8 ,zi!kuj!. 6a si! nazywam 7lebander .illgren. 6estem
asystentem kryminalnym policji w Kymlinge. <azem z
obecnym tutaj koleg /ennergrenem&Olo?ssonem zadam
pani par! pyta0 i chciabym, #eby pani odpowiadaa szcze&
rze. ,otyczy to dwch przypadkw %mierci, ktre obecnie
badamy. Marii /inckier, ktra trzydzie%ci pi!$ lat temu zgi&
n!a w okolicach wzgrza )Rsa w <>nninge koo Kymlinge,
1 )ermunda )rootha, ktrego ciao znaleziono w tym sa&
mym miejscu w zeszym tygodniu. ;zy oba te przypadki s
pani znane4
FM8 Oczywi%cie. -yam przecie# przy tym w ABPN roku
1 rozmawiaam ju# z jak% policjantk. /e wtorek, o ile do&
brze pami!tam.
7.8 ;zy mo#e nam pani opowiedzie$ o tym, co si! stao w
ABPN4
FM8 Oczywi%cie. ;zego% takiego si! nie zapomina, poza tym,
tak jak mwi!, od%wie#yam sobie pami!$ kilka dni temu.
7.8 Przykro mi, #e musimy jeszcze raz przez to przechodzi$.
FM8 "ie szkodzi. -yam %wie#o zatrudniona w tej szkole,
Kymlinge(ik, chyba tak si! nazywaa. 6ako nauczycielka
plastyki byam tam chyba tylko dwa lata, p5niej zaj!am si!
czym innym. / ktr% niedziel! pojechali%my na wycieczk!,
zaprosia mnie para nauczycieli, rwnie# %wie#o za&
trudnionych. /a%nie Maria /inckler i )ermund )rooth.
*bierali%my grzyby w lesie blisko miejsca zwanego wzg&
rzem )Rsa i po jakim% czasie Maria spada z urwiska i zgi&
n!a. .ak by to w skrcie wygldao, #e tak powiem.
7.8 ,laczego wszcz!to %ledztwo4
FM8 ,latego, #e krzykn!a co%, spadajc. -yam blisko i
syszaam to w miar! wyra5nie. /ydawao mi si!, #e
krzykn!a8 9MordercaS:.
7.8 9Morderca:4
FM8 .ak. Pozostali syszeli mniej wi!cej to samo. "ikt nie
widzia, jak spadaa, byli%my rozproszeni, ale wszyscy
usyszeli, #e co% krzykn!a. -yo w tym dugie eee. 6ak
9+mieeer$S: albo 9MordeeercaS:. +poro o tym rozmawiaam
wtedy z inspektorem. "azywa si! +andelin, czy jako% tak.
7.8 1nspektor kryminalny +andlin, tak, czytali%my jego
protok.
FM8 / takim razie dlaczego tu panowie siedz4 Moje
odczucia si! nie zmieniy od tamtego czasu.
7.8 +iedzimy tutaj, poniewa# narzeczony Marii /inckler,
)ermund )rooth, zosta teraz znaleziony martwy w tym
samym miejscu, przecie# pani o tym wie. ;o pani zrobia,
kiedy usyszaa krzyk Marii4
FM8 "aprawd! musz! mwi$ to wszystko raz jeszcze4
7.8 Prosiliby%my.
FM8 "o dobrze. Pobiegam tam, ma si! rozumie$. * po&
cztku nie wiedziaam, co si! stao, ale spojrzaam w d i
zobaczyam, jak ona tam le#y. -yam pierwsza na miejscu,
ale pozostali przyszli zaraz po mnie. +zybko zacz!li%my do
niej schodzi$, bya tam taka %cie#ka. *ej%cie zaj!o z p
minuty, nie, mo#e troch! du#ej. ;hyba od razu
zrozumiaam, #e nie #yje, ale mimo to zacz!am jej robi$
sztuczne oddychanie. ;ho$ zaraz przestaam, to byo bez
sensu. Potem przyszli pozostali.
7.8 Kto by ostatni4
FM8 +ucham4
7.8 ;zy zwrcia pani mo#e uwag!, kto przyszed na miejsce
jako ostatni4
FM8 "ie. ,laczego bym miaa. -yam w szoku, pozostali
rwnie#. My%l!, #e wszyscy si! tam zeszli w cigu minuty.
7.8 ;o pani pomy%laa4 /iedziaa pani, #e Maria krzykn!a
9MordercaS:. My%laa pani, #e co zaszo4
DDziesiciosek(ndowe wa,anie przes(c,iwanejE
FM8 "ie wiem, co pomy%laam. "ie sdz!, #ebym od razu
zastanawiaa si! nad tym, co krzykn!a.
7.8 ;o% jednak musiaa pani pomy%le$4 Musiaa pani
prbowa$ wyobrazi$ sobie, co si! stao4
FM8 D&o kolejnym wa,ani(E .roch! czasu to zaj!o, ale
oczywi%cie, #e taka my%l przemkn!a mi przez gow!. My%l,
#e kto% j zepchn.
7.8 .ak pani pomy%laa4
FM8 .ak, a co miaam pomy%le$, do cholery4 7le to dopiero
po chwili, kiedy ju# tam stali%my, czekali%my i nie
wiedzieli%my, co robi$. 2e#aa, a my stali%my dookoa niej,
wiadomo, #e w takiej sytuacji my%li si! r#ne rzeczy.
7.8 ;zyli zastanawiaa si! pani, czy kto% z obecnych mg j
zepchn$4
FM8 .ak. 7lbo mo#e kto% spoza grupy. 6aki% szaleniec, ktry
by w lesie, czy jako% tak. 7lbo czy po prostu nie spadla.
;ho$ gwnie my%laam o pozostaych.
7.8 Prosz! mwi$ dalej.
FM8 Uadnego z nich przecie# nie znaam, to bya paczka
znajomych, wszystko wskazywao na to, #e znaj si! od
dawna. -yli na przyj!ciu na jakiej% plebanii, jeden z nich by
pastorem. )ermund i Maria pracowali w szkole, ale od
pocztku roku min dopiero niecay miesic. .o Maria za&
pytaa, czy chc! z nimi jecha$.
7.8 Kiedy o to zapytaa4
FM8 <ozmawiay%my w palarni, chyba dwa dni wcze%niej.
.ak jak mwi!, nie miaam zielonego poj!cia, co my%le$.
+taam tam w krzakach czarnych jagd z czterema obcymi
lud5mi i jedn martw kobiet. -rat Marii pobieg po
pomoc, my zostali%my i pilnowali%my, czy jak to tam
nazwa$.
7.8 O czym rozmawiali%cie4
FM8 <ozmawiali%my niewiele. * tego co pami!tam, byli%my
raczej cicho. * jakiego% powodu wydawao si! to najbardziej
naturalne. ;ho$ po jakim% czasie kto% poruszy temat
krzyku. Powiedzia, #e spadajc, krzykn!a. -yo troch! r#&
nych opinii, ale nie, o tym rwnie# du#o nie rozmawiali%my.
7.8 Kiedy zeszli%cie do Marii, czy )ermund pomaga robi$
sztuczne oddychanie4
FM8 "ie. .ylko sta. ;zy kl!cza, tak, po chwili upad na
kolana. 3znaam, #e jest w szoku. Oniemia, mo#na po&
wiedzie$.
7.8 ;o?nijmy si! troch! w czasie. 6ak dojechali%cie do
wzgrza )Rsa4
FM8 +amochodem oczywi%cie. 6a jechaam z pastoro&
stwem, bratem Marii i jego #on.
7.8 .o znaczy, #e )ermund )rooth i Maria /inckler jechali
tam sami4
FM8 .ak. -yo to troch! kopotliwe. Odebraa mnie czwrka
osb, ktrych nigdy wcze%niej nie widziaam. -yo tak
jednak dlatego, #e mieszkaam po drodze. Maria i )ermund
musieliby jecha$ tam i z powrotem, #eby mnie zabra$... to
chyba by powd.
7.8 <ozumiem. 6aka bya atmos?era w grupie4
FM8 / samochodzie czy w lesie4
7.8 "ajlepiej i tu, i tu.
FM8 Powiedziaabym, #e wszyscy byli troch! przygaszeni.
"ie mwili du#o. / samochodzie chyba tylko ten .omas si!
odzywa, po tym jak ju# si! przywitali%my. / lesie te# nie
byo specjalnej okazji do rozmowy. 3mwili%my si!, #e po
dwch godzinach wypijemy razem kaw!, ale nie zd#yli%my.
7.8 Maria ju# wtedy nie #ya4
FM8 .ak.
7.8 7le wszyscy byli przygaszeni ju# wcze%niej4
FM8 .ak mi si! zdawao. / ko0cu poszli do lasu osobno.
"ie zachowywali si! jak dobrzy przyjaciele.
7.8 "ikt si! jednak nie kci4
FM8 "ie. 7 przynajmniej ja nie zauwa#yam.
7.8 ;zy poznaa pani )ermunda )rootha4 / szkole.
FM8 "ie, nie znaam go.
7.8 7le oboje pracowali%cie do ko0ca roku szkolnego,
prawda4
FM8 .ak, ale to nie oznacza, #e trzeba si! spotyka$. /
szkole pracowao co najmniej pi!$dziesi!ciu nauczycieli.
/i!kszo%ci z nich nie znosiam, je%li mam by$ szczera.
7.8 ;zy nie znosia pani )ermunda )rootha4
FM8 7ni mnie on zi!bi, ani grza. Mwili%my sobie cze%$ i
to wszystko.
7.8 Pomimo tego prze#ycia w lesie4
FM8 .ak. /ydawao mi si!, #e on nie chce o tym rozmawia$.
7.8 ;zy bya pani na pogrzebie Marii4
FM8 "ie. Pytali mnie, czy przyjad!, ale to byo w +unds(all.
.am miaa rodzin!.
7.8 6ak to si! stao, #e zostaa pani zaproszona na t! wy&
cieczk!4 .o Maria /inckier wysza z t propozycj4
FM8 .ak. 7le jej tak#e nie znaam. .o by przypadek, po&
niewa# akurat o tym wspomniaa. Powiedziaam, #e ?ajnie
tak wyjecha$ na ono natury, i wtedy mnie zaprosia. "ie&
zbyt dobrze to pami!tam. My%l!, #e bym j polubia, rw&
nie# nie bardzo pasowaa do grona pedagogicznego. -ya
troch! dziwna, )ermund chyba te#.
7.8 Kogo miaa pani w zasi!gu wzroku, kiedy usyszaa
krzyk Marii4
FM8 7ni #ywej duszy. ;hodziam sama. Pozostali najwy&
ra5niej te#. 7le to chyba ja byam najbli#ej Marii, bo dotar&
am tam pierwsza.
7.8 ;zy mo#e pani opowiedzie$ o tym, jak )ermund )rooth
dosta w nos4
FM8 +ucham4
7.8 )rooth %ci si! z koleg, na pewno zna pani t! spraw!.
FM8 Kci si! z koleg4 "ie wiem, o czym pan mwi.
7.8 / semestrze letnim, nie mogo to uj%$ pani uwadze.
FM8 ;hwileczk!, prosz! pana. "ic na ten temat nie wiem.
/O8 7 je#eli powiem 9pijawki:, co pani na to4
FM8 Pijawki4
/O8 -ardzo prosz! o szybk odpowied5. 6a mwi! 9pi&
jawki:, pani odpowiada...4
FM8 Odpowiadam, #e pan oszala.
/O8 *apami!tam to.
7.8 Przepraszam. Powracajc do )ermunda )rootha
1 tego incydentu z koleg. "ie przypomina go pani sobie4
FM8 "ie, i nie rozumiem, co maj do tego pijawki. ;zy z
pa0skim koleg wszystko w porzdku4
7.8 Przejd5my dalej. ;zy widziaa si! pani z )ermundem
)roothem po tym, jak zako0czy prac! w szkole Kym&
linge(ik w czerwcu ABPC roku4
FM8 /idziaam go, ale z nim nie rozmawiaam.
7.8 /i!cej ni# raz4
FM8 .ylko raz. 7le pami!tam, bo byto to do%$ specy?iczne.
7.8 ;zy mogaby pani o tym opowiedzie$4
FM8 Oczywi%cie. .o bylo na promie do @inlandii. ;hyba
+ilja 2ine. Pyn!am tam i z powrotem z m!#em, od dawna
jeste%my rozwiedzeni. .aki tam weekendowy rejs. .o bya
zima, pocztek lat osiemdziesitych, naszej crki jeszcze nie
byo na %wiecie. "o i )ermund )rooth pyn tym samym
promem.
7.8 ;o byo takie specy?iczne4
FM8 Mo#e to nic nadzwyczajnego, ale siedzia przy stoliku w
restauracji razem z dwiema wyszta?irowanymi kobietkami.
/O8 * dwiema4
FM8 .ak.
/O8 /yszta?irowanymi4
FM8 /a%nie. O ile pan wie, co mam na my%li. 1 obie, #e tak
powiem, zabawia. Kiedy odchodzili od stou, jedn
1 drug obejmowa w pasie. 6a tam nie wiem, cholera, ale
byli lekko naprani i m# powiedzia, #e pewnie id na d do
kajuty na may trjkcik.
/O8 O cholera.
7.8 1 to wszystko4
FM8 .ak, by odwrcony do nas plecami, wi!c mnie nie
zobaczy. *reszt, nie jestem pewna, czyby mnie pozna.
Min!o kilka lat, odkd ostatni raz widzieli%my si! w szkole
Kymlinge(ik, pi!$, mo#e sze%$. 7le ja od razu poznaam, #e
to on. Min!li%my ich, idc do stolika.
7.8 <ozumiem. 7 pozostali4 ;zy spotkaa pani kogo% z nich
po ABPN4
FM8 /idziaam kilka razy pastora i jego #on!, kiedy byam
w Kymlinge, ale p5niej raczej nie.
/O8 <aczej4
FM8 6estem w miar! pewna, #e #adnego z nich nie spot&
kaam.
/O8 1nteresujce.
7.8 Okej. 6eszcze tylko kilka pyta0. ;zy kiedykolwiek
uwa#aa pani Mari! /inckier za osob! o skonno%ciach sa&
mobjczych4
FM8 "ie.
7.8 7 )ermunda )rootha4 ;zy wedug pani on mg mie$
skonno%ci samobjcze4
FM8 "ie, ale znam raczej niewielu kandydatw na samo&
bjcw, wi!c nie bardzo wiem, jak si! zachowuj.
7.8 ;o robia pani w sobot!4 ;hodzi mi o sobot! MN
wrze%nia.
FM8 ,laczego pan o to pyta4
7.8 .o rutynowe pytanie. Musz! je zada$.
FM8 My%li pan, #e pojechaam do lasu i zepchn!am tego
pieprzonego )rootha ze wzgrza4
7.8 Oczywi%cie, #e nie. <ozumie pani jednak z pewno%ci,
#e musz! o to zapyta$. 1 poprosi$ o odpowied5.
DDziesiciosek(ndowy namys oso'y
przes(c,iwanejE
FM8 My%l!, do ci!#kiej cholery, #e cay dzie0 malowaam. O,
to Nwskaz(je na d(y o'raz olejny, stoj.cy na
sztal(gac, w pokoj(N. .ak, zgadza si!, zacz!am
tworzy$ to arcydzieo w sobot!.
7.8 -ya pani sama4
FM8 6asne, #e tak. ;hyba nie my%li pan, #e obrazy maluje
si! grupowo4
7.8 ;zy w cigu tego dnia z kim% si! pani widziaa4
FM8 D&o krtkim wa,ani(E <ano wypiam kaw! z
przyjacik. "a dole w +trands, czasem jemy tam
%niadanie.
7.8 1 p5niej posza pani do domu i malowaa4
FM8 .ak, p5niej poszam do domu i malowaam. ;o% w
tym zego4
7.8 Oczywi%cie, #e nie. / jakim mniej wi!cej przedziale
czasowym bya pani w domu sama4
FM8 ,iabli wiedz. ;hyba od dziesitej. 1 przez reszt! dnia.
7.8 <ozmawiaa pani z kim% przez tele?on4
FM8 "ie przypominam sobie. *wykle kiedy pracuj!, wy&
czam wszystkie tele?ony.
7.8 <ozumiem. / takim razie nie mam wi!cej pyta0. ;zy
chciaaby pani doda$ co% jeszcze, co mogoby nam si!
przyda$4
FM8 "ie, nie wiem, co by to mogo by$. ;zyli wedug panw
)ermunda kto% zepchn4
7.8 6est taka mo#liwo%$. <ozpatrujemy kilka wersji.
FM8 7 co przemawia za tym, #e nie skoczy sam4
7.8 "ie mo#emy o tym mwi$.
FM8 7ha, doprawdy4 "o to #ycz! panom powodzenia w
%ledztwie. ;zy co% jeszcze4
/O8 Przepraszam, pani Martinsson. Odnosz! wra#enie, #e
co% pani ukrywa. Prosz! wyprowadzi$ mnie z b!du, je%li si!
myl!.
FM8 3krywam co%4 7 gwno ukrywam. .rzydzie%ci pi!$ lat
temu przypadkiem znalazam si! w lesie, w ktrym zgin
czowiek. Poza tym nie mam zupenie nic wsplnego ani z
Mari /inckler, ani z )ermundem )roothem.
/O8 1 nie jest tak, #e mwi nam pani nieprawd!4
FM8 DCdwraca si do 4;E Mgby pan wzi$ swojego ko&
leg! i ju# std wyj%$4 1 sprbowa$ w drodze powrotnej na&
uczy$ go troch! kultury4 My%l!, #e pan wie, o czym mwi!.
7.8 ,zi!kuj!, pani Martinsson. Przesuchanie si! ko0czy.
6est godzina AD.EP.
&rotok spisany 0.2A.@A2A. +pisa: asystent
ktymii(ilny 4leMander ;illgren.
39
Kiedy wreszcie dotarli do .imisoary, byo wp do dzie&
witej wieczorem i zaczynao si! %ciemnia$. -y O sierpnia.
<ickard zapisa w swoim dzienniku, #e jest to rocznica
podpisania traktatu pokojowego mi!dzy zwyci!skimi mo&
carstwami a 6aponi po drugiej wojnie %wiatowej & data,
dzi!ki ktrej dosta punkt na sprawdzianie w liceum i ktrej
pewnie nigdy nie zapomni & oraz pierwszy dzie0, kiedy w
grupie zapanowaa wyra5nie niemia atmos?era. *apisa
rwnie#, #e by to wtorek.
Kiedy studiowa w 3ppsali, przesta odczuwa$ wtorkow
antypati!J je%li w ogle o niej my%la, to bardziej na zasadzie
przesdnego odruchu, jak wtedy, kiedy unika si!
przechodzenia pod drabin albo spluwa trzykrotnie, kiedy
drog! przebiegnie czarny kot. Kiedy jednak mijali ciemne,
nieznane ulice obcego miasta, o ktrych mo#na by powie&
dzie$ wszystko prcz tego, #e wygldaj zach!cajco, to
uczucie wrcio jako swego rodzaju atawizm. Musimy prze&
trzyma$ ten wieczr, pomy%la. Musimy znale5$ miejsce na
obz. /szystko si! uo#y, jutro znw za%wieci so0ce, a my
cay czas jeste%my w drodze nad Morze ;zarne.
/iedzia, #e te my%li s dziecinne i zaklinajce rzeczywi&
sto%$, kiedy jednak wyglda przez okno autobusu, wyra5nie
czu jak% nieprzyjazn si!. Przyczajon. .ak jakby wjechali
na zakazany teren. Popatrzy na pozostaych, wygldali tak,
jakby my%leli podobnie. "ikt ani sowem nie skomentowa
ponurego otoczenia, wszyscy tylko w milczeniu obserwowali
opustoszae chodniki i pogr#one w ciemno%ci ?asady
domw. Prawie #adna uliczna latarnia si! nie palia,
pojedyncze brudno#te lampy, hu%tane podmuchami wia&
tru, wydaway si! raczej przyciga$ mrok, ni# go rozprasza$.
Pada deszcz, <ickard poczu, #e nad caym miastem wisi
atmos?era grozy. +iedzcy za kkiem )ermund nie zdradza
najmniejszej ochoty zatrzymania autobusu, tylko powoli i
metodycznie manewrowa po %liskich, wyboistych kocich
bach, zniszczonym as?alcie, przez tory tramwajowe, bez
wahania skr!ca w prawo i w lewo, jakby wiedziony jak%
wewn!trzn busol, jednak z jakiego% powodu nikt nie pyta
go, dokd jedzie.
7tmos?era w autobusie bya kiepska ju# po poudniu. *a&
panowaa r#nica zda0 co do tego, czy powinni zrobi$ postj
przed .imisoar, czy te# sprbowa$ dotrze$ tam przed
wieczorem, przy czym zdania nie byy podzielone pomi!dzy
dwa obozy, r#nice tkwiy w ka#dym z nich. -yo to swego
rodzaju um!czone i zaczepne niezdecydowanie, stale pod&
sycane ?atalnymi drogami oraz pojawiajcymi si! co chwil!
traktorami i maszynami rolniczymi, ktrych nie dao si! wy&
przedzi$. Mo#na byo tylko spokojnie czeka$, a# zjad przy
nast!pnym polu albo skr!c do nast!pnej wsi. <ickard prze&
studiowa map! i obliczy, #e ich %rednia pr!dko%$ wynosi
mniej ni# czterdzie%ci kilometrw na godzin!. 6echali
jedena%cie godzin i pokonali trzysta osiemdziesit
kilometrw.
;elem za% bya owa .imisoara, miasto, ktre wygldao,
jakby przykucn!o, czekajc na atak bombowy. <ickard za&
pisa to porwnanie w swoim dzienniku i kiedy pokaza je
7nnie, skin!a gow i przepisaa do swojego.
/ ko0cu )ermund zatrzyma si! przed czym%, co wygldao
jak du#y magazyn. 6e%li w ogle kiedykolwiek znajdowali si!
w bardziej centralnych cz!%ciach miasta, teraz je opu%cili.
3lica, na ktrej stali, bya wska i wyludniona, obramowana
z obu stron du#ymi, pogr#onymi w ciemno%ci budynkami,
jakie% trzydzie%ci metrw od nich widniaa otwarta okrato&
wana brama i jakie% sabo o%wietlone znaki ostrzegawcze.
<ickard uzna, #e to dlatego )ermund si! zatrzyma. Klepa
uliczkaJ nie mo#na byo jecha$ dalej, nale#ao zawrci$.
& 6ed5 & powiedzia .omas. & *akr!$. "ie mo#emy tu tak
sta$.
& "ie chce mi si! jecha$ dalej & odpar )ermund. & ,laczego
nie przenocujemy tutaj4
& .utaj4 & zapytaa )unilla. & *gupiae%4 "ie mo#emy tu
zosta$.
& 7utobus wyglda przecie# tak samo, niezale#nie od tego,
gdzie go postawimy "o, chyba #e chciaa% spa$ na zewntrz.
& My%laam, #e co% przeksimy & wtrcia 7nna.
& 1le restauracji widziaa%, odkd wjechali%my do tego
miasta duchw4 & zapyta )ermund.
& .u musi by$ jaki% kemping & powiedzia .omas. & .i&
misoara to w ko0cu du#e miasto.
& "igdy nie widziaam bardziej ponurej i nieprzyjaznej
dziury & odezwaa si! Maria. & Ogosili tu stan wyjtkowy,
czy co4
& /e5my si! w gar%$ & rzek .omas. & Popytamy ludzi.
;hcesz, #ebym ci! zastpi, )ermund4
& Okej & odpowiedzia )ermund i wygramoli si! z siedzenia
kierowcy. & 7le nie rozumiem, co szkodzi zosta$ tutaj. Mamy
piwo, owoce i #arcie na kolacj!. ;hyba #adnych sklepw
spo#ywczych tu nie widziaem. /ieczorna toaleta na
chodnikuJ je%li wejdziesz mi!dzy wrony, musisz kraka$ jak i
one.
& "ie widz! #adnych chodnikw & powiedziaa )unilla.
& .o chyba musisz wytrzyma$ do jutra & odpar )ermund i
przesiad si! na sam ty autobusu.
<ickard -erglund zanotowa w swoim dzienniku sowo
kryzys, po czym go zamkn.
*anim .omas znowu odpali autobus, siedzia przez chwil! z
<ickardem przy mapie. Mia to by$ plan .imisoary, kupili
go przy granicy, po pi!ciu minutach jednak si! poddali. "ie
byo zaznaczonych #adnych kempingw, zreszt prawie w
ogle nic nie byo oznaczone i nie wiedzieli, w ktrej cz!%ci
miasta si! znajduj.
& Przejad! przez t! bram! na wprost i zawrc! & powiedzia
.omas. & *aryzykujmy.
& "ie jestem pewna, czy to dobry pomys wje#d#a$ na
tamten teren & odezwaa si! )unilla. & .e znaki %wiadcz w
ka#dym razie o tym, #e nie jeste%my mile widziani.
& "ie widz! #adnych stra#nikw & odpar .omas. & .ylko
wjad! i zakr!c!.
*apali silnik i pomau przejechali przez otwart bram!. .u#
za ni by plac z kilkoma blaszanymi barakami. *akr!ci,
#eby za chwil! wyjecha$, ale zanim zd#y skierowa$ au&
tobus na odpowiedni kurs, otoczyo ich czterech m!#czyzn
w wojskowych mundurach. ,wch z nich stao przed auto&
busem i mierzyo w .omasa z broni automatycznej.
& Kaasznikowy & powiedzia .omas. & O kurwa, maj
kaasznikowy.
6eden z m!#czyzn co% krzykn i wykona gest broni.
& On chce, #eby% wysiad & wyszeptaa )unilla, <ickard za%
pomy%la, #e wyglda jak przera#one zwierztko z komiksu.
& Mwiam przecie#, #eby%my tu nie wje#d#ali.
& /szystko b!dzie dobrze & rzek .omas. & /ytumacz!, #e
troch! zabdzili%my i po prostu chcieli%my wyjecha$.
/ysiad z autobusu i podszed do dwch m!#czyzn sto&
jcych w %wietle re?lektorw. M!#czyzna, ktry machn
kaasznikowem, macha nim dalej.
& ;hyba & powiedzia <ickard i zauwa#y, #e trudno mu
powstrzyma$ gos przed dr#eniem & chyba chc, #eby%my
wszyscy wysiedli.
& /e5cie paszporty & polecia 7nna. & "a pewno b!d chcieli
je sprawdzi$. "o i troch! papierosw te# by si! przydao.
& /dechowo & powiedziaa Maria. & .e ?ajne chopaki na
pewno wiedz, gdzie jest jaki% dobry kemping. *godzicie si!,
#e wygldaj na pomocnych.
+tan!li rz!dem przy %cianie. Od pierwszej chwili <ickard
mia wra#enie, #e to si! nie dzieje naprawd!. .o bya tylko
zabawa, teatr albo jaki% idiotyczny kawa. .akie rzeczy si!
po prostu nie dziej, a przynajmniej nie z tak obsad.
+ze%cioro -ogu ducha winnych +zwedw, ktrzy nagle zna&
le5li si! bardzo daleko od domu i nie mieli poj!cia, jak si!
zachowa$.
7ni co ich czeka. Po dugim i dokadnym przestudiowaniu
paszportw & przez trzech m!#czyzn, czwarty sta nadal z na
wp uniesionym karabinem i pilnowa, #eby nikomu z
grupy nie przyszo do gowy nic niewa%ciwego & jeden z
nich, mo#e dowdca, bo wyglda na najstarszego, schowa
je do kieszeni na piersi i powiedzia co% do pozostaych.
,waj skin!li gowami, a trzeci, ktry wyglda na sporo
modszego i mg by$ nawet nastolatkiem, za%mia si!
go%no, za co dosta reprymend!. .omas zacz mwi$ po
angielsku, #e chcieliby odzyska$ paszporty, ale umilk, kiedy
dowdca wrzasn, podnis kaasznikowa i omit lu? ca
grup!.
*nak by wyra5ny. <ickard poczu, #e stojca obok niego
7nna prbuje wsun$ swoj do0 w jego, ale pomy%la, #e to
mo#e nieodpowiednie, i j odepchn. M!#czy5ni rozma&
wiali teraz mi!dzy sob. .rzech zapalio papierosyJ nie, nie
rozmawiali, to raczej dowdca wydawa rozkazy. .o gwnie
on mwi, pozostali kiwali tylko gowami i czasem wtrcali
krtkie komentarze. "ajmodszy znowu si! za%mia, urywa&
nym %miechem, w ktrym nie byo rado%ci i ktry brzmia
raczej jak szczekanie psa, ale tym razem nie dosta repry&
mendy.
3pyn!o kilka minut. <ickardowi wydawao si! to
wieczno%ci. +ze%cioro +zwedw stao pod %cian, czterej
rumu0scy #onierze, czy kimkolwiek oni byli, stali cztery&
pi!$ metrw dalej, palili i naradzali si!. -rudna lampa
wiszca na %cianie o%wietlaa ca t! scen! pos!pnym
blaskiem. )unilla zacz!a paka$, cichym, zduszonym
paczem, ktrego niemal nie byo wida$. +ilnik autobusu
wci# warcza. <ickard zamkn oczy i modli si! w my%lach
do -oga. ;ay czas padao.
40
& .ak sobie pomy%laam & rzeka F(a -ackman. & 6e#eli rze&
czywi%cie w gr! wchodz dwa morderstwa... albo przynaj&
mniej jedno... to jaki jest motyw4
& "ie mam zielonego poj!cia & odpar )unnar -arbarotti. & 1
mog! przysic, #e ty rwnie#.
& Masz absolutn racj!. "ic a nic. "ajgorsze jest jednak to,
#e nawet nie potra?i! sobie #adnego wyobrazi$. / ka#dym
razie, je%li mamy dwa morderstwa. Po co czeka$ trzydzie%ci
pi!$ lat4 6aki szajbus zabija dwoje swoich przyjaci w tak
dugim odst!pie czasu4
& O ile to kto% z nich.
& "o wa%nie. ;ho$ mo#e nie ma wi!kszego sensu zakada$,
#e to kto% obcy. "ieprawda#4
& Przynajmniej mieliby%my kilku dodatkowych kandydatw
& powiedzia -arbarotti. & 7le mo#e on nie zamierza zabi$
obojga. "a pocztku.
& On4 & zapytaa F(a -ackman.
& On albo ona. 6e#eli )ermund )rooth rzeczywi%cie zosta
zepchni!ty do wwozu )Rsa, w ostatnim czasie musiao si!
zdarzy$ co%... co to uruchomio.
& 3ruchomio4
-arbarotti westchn.
& "ie wiem, cholera. 7le czy potra?isz wyobrazi$ sobie plan
polegajcy na tym, #e masz zabi$ dwie osoby & jedn dzi%, a
drug za trzydzie%ci pi!$ lat4
& /ydaje si! nacigane.
& "o i wa%nie o tym mwi! & rzek -arbarotti.
& +ysz! & powiedziaa -ackman. & 7le dlaczego w ogle
)rooth miaby by$ tak durny, #eby i%$ do lasu i da$ si! za&
bi$4 +koro jego narzeczona zgin!a tam swego czasu przed
stoma laty, powinien przeczuwa$, #e co% tu nie gra. "ie by
przecie# imbecylem.
& My%laem, #e mamy sko0czy$ spekulowanie.& Okej. 7le z
t grup jest co% nie w porzdku.
& /iem & odpar -arbarotti. & ;o% tu jest nie tak. +andlin
przeczuwa to w ABPN i my przeczuwamy to teraz. *robimy
jeszcze jedn rund! ze wszystkimi4 .ymi, ktrzy jeszcze
#yj, ma si! rozumie$.
& ,laczego by nie4 & powiedziaa -ackman. & Mo#e z nieco
bardziej wyostrzonymi zmysami. "ie zaszkodzioby. ;zego
si! dowiedziae% z przesuchania Martinsson4 Po kolei.
& /ennergren&Olo?sson to pacan.
& .o wiedzieli%my ju# wcze%niej. 7 co% wi!cej4
-arbarotti wzruszy ramionami.
& +zczerze mwic, niewiele. ;hyba jest tak, jak mwi.
.rzydzie%ci pi!$ lat temu znalaza si! na tej wycieczce. * ni&
kim z grupy nic jej nie czy. 7 ty jak sdzisz4
-ackman westchn!a.
& Ma sabe alibi. 7le oczywi%cie. /ydaje si! mie$ z t
spraw bardzo niewiele wsplnego. ;o my wa%ciwie
mamy4 ;o przemawia za tym, #e )rooth zosta
zamordowany4
-arbarotti si! zamy%li.
& *arezerwowana podr# do Pary#a i rozmowa tele?oniczna.
.o niewiele.
& 1 prcz tego brak %rodka transportu & dodaa -ackman.
& 7le to wci# niewiele. My%lisz, #e ju# czas i%$ do prokura&
tury4
& ;hyba jeszcze troch! za wcze%nie & odpar -arbarotti.
& My%lisz, #e powinni%my zamkn$ spraw!4
& ;hyba jeszcze troch! za wcze%nie. 7 wa%nie, ta rozmowa
tele?oniczna. <ozmawiaem ze +mutasem, okazuje si!, #e
ten numer tele?onu wykorzystano tylko raz. ,o rozmowy z
)roothem tego ranka. 6ak my%lisz, o czym to %wiadczy4
-ackman przez chwil! milczaa.
& O tym, #e masz racj! & powiedziaa w ko0cu. & *a
wcze%nie, by zamyka$ t! spraw!.
& ,obrze, czyli robimy tak, jak powiedzieli%my4 <ozma&
wiamy jeszcze raz ze wszystkimi zainteresowanymi4
F(a -ackman odchylia si! na krze%le, zamy%lona.
& -ez wzgl!du na wszystko, powinni%my si! bli#ej przyjrze$
kwestii alibi & powiedziaa. & +prbowa$ uzyska$ ich
potwierdzenie. +kontaktuj! si! te# z 2und, nie zaszkodzi
chyba wiedzie$ nieco wi!cej o )ermundzie. Oni maj dzi%
porozmawia$ z t kobiet, Kristin Pedersen. Mo#e ty czy ja
te# b!dziemy musieli z ni porozmawia$, zobaczymy.
& 7 komputer4 & zapyta -arbarotti. & 6ak tam z jego
komputerem4
& Oprcz maili nie ma raczej nic ciekawego & powiedziaa
-ackman. & +ame maile te# zreszt niewiele wnosz. +mutas
je czyta, pojawia si! oczywi%cie par! osb, ktre mo#na by
popyta$. ;hocia#by dwie kobiety, do ktrych w cigu ostat&
niego procza pisa i od ktrych otrzymywa maile. Kristin
1 -irgitta, z jedn i drug mia najwyra5niej romans. Kristin
ju# znale5li%my, z t drug prbuje si! skontaktowa$
+mutas.
-arbarotti kiwn gow i ziewn.
& "ie %ciga #adnych godnych uwagi plikw & kontynu&
owaa -ackman & a +mutas mwi, #e dziewi!$ na dziesi!$
maili dotyczy pracy. . drog w ka#dym razie nie kontakto&
wa si! z nikim z dawnej uppsalskiej paczki. "ie liczc krt&
kiego mailowego podzi!kowania, ktre wysa do .omasa
/incklera po ich spotkaniu w czerwcu. Podobne krtkie
podzi!kowanie otrzyma w odpowiedzi.
& "ie wybiera si! do Pary#a z t -irgitt4
& * tego co wiem, w skrzynce mailowej nie ma nic, co by na
to wskazywao. 7le zapytamy +mutasa.
& Kwietnie & rzek -arbarotti. & "awet b!dc samotnym
wilkiem, nie #yje si! w cakowitej izolacji.
& Mwisz o +mutasie4
& "ie, o )roocie.
& Okej & powiedziaa -ackman. & / naszych czasach
rzeczywi%cie trudno by$ eremit. Przynajmniej gdy ma si!
komputer. ;zyli w czasie gdy pozostae myny miel, my
zajmiemy si! alibi4
& .ak zrbmy & rzek -arbarotti. & +kontaktuj! si! ponownie
z -erglundem i /incklerem. ;hyba zaczn! od -erglunda,
jest przynajmniej tu, w mie%cie.
-ackman si! zawahaa.
& 6eszcze jedno.
& ;o takiego4
& "ie poznaj! ci!. ;o% si! stao4
& "ie wiem, co by to miao by$ & odpar -arbarotti.
Odebra po pierwszym sygnale.
& Przepraszam, #e przeszkadzam & powiedzia -arbarotti,
kiedy ju# si! przedstawi. & 6ak si! pan czuje4
& ,zi!kuj!, #e pan pyta & odpar <ickard -erglund. & 7nna
zmara dzi% rano.
-arbarotti przekn %lin!.
& -ardzo mi przykro. "ie wiedziaem...
& .o bya tylko kwestia czasu & powiedzia -erglund. & .eraz
przynajmniej odesza.
& "ie chc! oczywi%cie przeszkadza$ w takiej sytuacji.
+kadam wyrazy wspczucia i prosz! o pozwolenie, bym
mg zadzwoni$ jeszcze raz w przyszym tygodniu.
& "ie przeszkadza pan & odrzek -erglund. & Pogrzeb od&
b!dzie si! w sobot!. ,ni poprzedzajce pochowanie
zmarych nie s tak wypenione r#nymi sprawami, jak si!
ludziom wydaje. Poza tym czekaem ju# na to do%$ dugo.
& <ozumiem & powiedzia )unnar -arbarotti. & 7le i tak nie
chc!...
& .o zarazem ulga i smutek, #e ju# jest po wszystkim &
cign <ickard -erglund. & 7 lepiej o tym porozmawia$, ni#
trzyma$ tylko we wasnej gowie. Przepraszam, w jakiej
sprawie pan dzwoni4
;iekawe, kiedy ostatnio przespa przynajmniej godzin!,
pomy%la -arbarotti.
& ;hciaem... chciaem tylko zamieni$ z panem par! sw na
temat %mierci )ermunda )rootha. .ak samo jak poprzed&
nio. 6est jeszcze kilka szczegw, ale to mo#e poczeka$.
& Mam czas jutro & powiedzia -erglund. & 6e%li to panu
pasuje.
& Pasuje & odpar -arbarotti. & O ktrej wobec tego4
& Po poudniu4 & zaproponowa <ickard -erglund i umwili
si! na czternast przy wej%ciu do komisariatu.
,ziwne, pomy%la -arbarotti, kiedy odo#y suchawk!. "ic
do roboty, kiedy si! czeka na pogrzeb #ony4 ;ho$ -erglund
dziaa obecnie w bran#y, wi!c pewnie wiedzia, jak to
wyglda od strony praktycznej.
"o i mia czas, by si! przygotowa$. Pewnie nawet za du#o
czasu.
F(a -ackman zadzwonia do +kanii i dowiedziaa si!, #e
<ibbing i 2arsson czekaj wa%nie na Kristin Pedersen,
ktra ma przyby$ z Kopenhagi. Odezw si!, jak tylko
przesuchanie dobiegnie ko0ca. P5niej tego dnia przyjdzie
kolej na dwch kolegw )ermunda )rootha.
F(a -ackman podzi!kowaa i si! rozczya. Po kilku&
minutowym wahaniu dosza do wniosku, #e nie ma ochoty
siedzie$ w gabinecie. "iebo za oknem troch! si! przeja%nio,
lada chwila mo#e przesta$ pada$, a czasem trzeba pod#a$
za wasn intuicj.
-rzmiao to co najmniej nie5le jak na uzasadnienie przed
sam sob tego, co zamierza si! zrobi$. &od.a za
wasn. int(icj.. ,u#o lepsze na przykad od
stwierdzenia, #e czas pj%$ na wagary, bo przydaoby si!
troch! ruchu i %wie#ego powietrza.
/zi!a jeden ze stojcych w policyjnym gara#u samo&
chodw i opu%cia komisariat. *akosami wyjechaa z miasta
1 po pi!ciu minutach bya na drodze MNC w stron! <n&
ninge. Przestao ju# pada$ i w pokrywie chmur wida$ byo
niebieskie szczeliny.
"ienawidz! siedzie$ bezczynnie, pomy%laa. Ot, i tyle, a z
ka#dym rokiem jest coraz gorzej. ;i!#ko mi si! od tego
my%li. 6e#eli ciao nie ma ruchu, jak ma sobie dawa$ rad!
mzg4
*nalezienie drogi do wzgrza )Rsa zaj!o jej troch! czasu,
mimo #e ostatni raz bya tam jaki% tydzie0 temu. "a szcz!%&
cie wzi!a ze sob map!. Orientacyjn, dokadnie rzecz bio&
rc, w skali A8MN QQQ, pami!taa takie z liceum.
;ho$ so0ce zacz!o si! ju# przebija$ przez chmury, w lesie
nadal byo mokro. Poza tym niektre %cie#ki wyglday du#o
lepiej na mapie ni# w rzeczywisto%ci, tote# kiedy w ko0cu
stan!a na skraju wzgrza, bya przemoczona a# po kolana.
+tojc tam, spojrzaa w przepa%$, w ktrej osiem dni
wcze%niej znaleziono )ermunda )rootha.
7 trzydzie%ci pi!$ lat wcze%niej Mari! /inckier.
/yliczya, #e )ermund mia wtedy dwadzie%cia sze%$ lat.
Prbowaa wyobrazi$ sobie to uczucie. 6ak to jest straci$
nagle towarzyszk! #ycia, nie b!dc w podeszym wieku. "ie
byli ma#e0stwem, ale i tak #yli ze sob cztery czy pi!$ lat.
Mieszkali pod jednym dachem w 3ppsali i kilka miesi!cy
tutaj, w Kymlinge. .o musi zostawia$ %lady, pomy%laa F(a
-ackman. "iezatarte %lady. 1stniay przesanki %wiadczce o
tym, #e )ermund )rooth ju# wtedy by trudnym czo&
wiekiem, tak naga i brutalna %mier$ Marii z pewno%ci nie
zmienia tego na lepsze.
;zy jednak prze%ladowaa go przez trzydzie%ci pi!$ lat4 ;zy
to mo#liwe4 *ycie, rzecz jasna, nie jest prost w!drwk od
jednej chwili do drugiej, trzeciej, czwartej i tak dalej. .oczy
si! ?alami i zrywamiJ mo#liwe, #e w okre%lonym kierunku,
lubia to sobie wyobra#a$, ale zawsze nadchodziy
zaamania, a w nich r#ne sprawy z przeszo%ci. .raumy,
smutki i wszystko inne, czego nie udao nam si! zamie%$
pod dywan. /iedziaa, #e gdy jeste%my najsabsi, nasze
znamiona zaczynaj krwawi$. 1 wtedy wa%nie mrokom z
przeszo%ci udaje si! nas dogoni$ i rzuci$ na nas swj cie0.
7# w ko0cu nie mo#emy tego znie%$.
1 mo#e wtedy postanawiamy, #e nie chcemy ju# du#ej #y$4
"awet je%li za tydzie0 czeka nas wycieczka do Pary#a4
-o szkoda zachodu.
;zy nie mogo to, mimo wszystko, wyglda$ wa%nie tak4
Patrzya na czubki rosncych w wwozie drzew i za&
stanawiaa si!. ;zy nie mogo by$ tak, #e )ermund )rooth
tego sobotniego poranka po prostu mia wszystkiego dosy$4
* jakiego% konkretnego powodu. 7lbo po tej rozmowie tele&
?onicznej4 /siad w pocig, w takswk! czy w oboj!tnie co,
pojecha do Kymlinge i zrobi, co zamierza4
Poczy si! ze swoj Mari. Ktr kocha i ktr straci,
majc zaledwie dwadzie%cia sze%$ lat. 6edyn kobiet jego
#ycia4
F(a -ackman zacz!a schodzi$ %cie#k w d. . sam, ktr
zeszli trzydzie%ci pi!$ lat temu, t sam, ktr zeszli w
ubiegym tygodniu. -ya troch! %liska po deszczu, ale mimo
to nie szo si! trudno.
7 gdyby naprawd! wzi takswk!, my%laa. )dyby na&
prawd! tak zrobi. * Kymlinge albo z samego 2und... i p5&
niej wysiad gdzie% tu w pobli#u. "a skrzy#owaniu 7lhamra,
czy jak ono si! nazywa... czy to nie byo najbardziej praw&
dopodobne rozwizanie4
;zy sprawdzili takswki4
/ Kymlinge tak, ale tylko tam. 7 mg przecie# jecha$ z
innego miasta, niekoniecznie a# w +kanii. * )teborga,
.rollhHttan czy skdkolwiek.
*anotowaa w pami!ci8 sprawdzi$ takswkiS
.a rozmowa tele?oniczna moga zreszt dotyczy$ czego&
kolwiek, moga to by$ pomyka.
;ho$ raczej nie rozmawia si!... jak dugo to byo4... czter&
dzie%ci trzy sekundy4... z kim%, kto zadzwoni pod zy
numer4
,osza do miejsca, w ktrym le#a )ermund )rooth. .eraz,
osiem dni p5niej, nie byo po tym ani %ladu. /iedziaa, #e
ekipa przeszukaa to miejsce jak nale#y. Ueby nie
powiedzie$ drobiazgowo, zarwno teren na wzgrzu, jak
1 w dole. "ie znaleziono jednak nic poza port?elem )rootha,
ktry najwyra5niej wypad mu z kieszeni i wyldowa w
szczelinie mi!dzy dwoma kamieniami. *identy?ikowanie
)rootha zaj!o wi!cej ni# dob!, ale nie ma w tym oczywi%cie
nic szczeglnego.
"igdzie nie ma, stwierdzia ponuro. / tym miejscu nie
zostao nic, co mogoby dostarczy$ wskazwki na temat
tego, co si! wydarzyo. Uadnych zapaek, niedopakw, jak w
starych kryminaach i ?ilmach, nic z tych rzeczyJ je#eli
)ermund )rooth rzeczywi%cie zosta zamordowany, wiado&
mo, #e morderca nie czeka na niego przy dawnym miejscu
odej%cia przodkw, popalajc papierosa.
O ile takie miejsca kiedykolwiek istniay, co rwnie# nie
zostao do ko0ca rozstrzygni!te.
Uadnych odciskw stp. 7ni tydzie0 temu, ani tym bardziej
teraz. *iemia na skraju zbocza bya twarda, ciao spado na
kamienie, gdyby nie to, mo#e udaoby si! prze#y$. *arwno
)ermundowi )roothowi, jak i Marii /inckier. *lustrowaa
wzrokiem pionowe zbocze i prbowaa oceni$ wysoko%$.
"a oko dwadzie%cia, dwadzie%cia pi!$ metrw, dokadna
liczba z pewno%ci gdzie% ?iguruje. Mo#e da si! prze#y$ taki
upadek, o ile tylko wylduje si! na w miar! mi!kkim pod&
o#u. * takim czy innym zamaniem pewnie nale#aoby si!
liczy$, ale ogromna k!pa borwek mo#e zamortyzowaaby
upadek na tyle, by uj%$ z #yciem4 K!pa borwek albo przy&
najmniej mody %wierk.
/zruszya ramionami i zacz!a wraca$ %cie#k. Yatwiej byo
wej%$, ni# zej%$, i po chwili znw staa w miejscu, z ktrego &
jak mo#na byo sdzi$ & obie o?iary zrobiy krok ku %mierci.
/ d ku %mierci.
Przepa%$. Miejsce odej%cia przodkw4
7lbo spady. 7lbo zostay zepchni!te. Obrcia si! i po&
patrzya na otaczajcy j las. Prbowaa wyobrazi$ sobie, jak
przed laty biegli tu grzybiarze. * r#nych stron, zadyszani,
ka#dy przecie# usysza krzyk, ka#dy musia przeczuwa$, #e
co% si! stao i... w tej chwili do F(y -ackman dotaro, jaki
musi by$ ich nast!pny krok w %ledztwie.
Mapa. Mapa inspektora +andlina, na ktrej ka#dy za&
znacza, gdzie si! znajdowa, kiedy Maria /inckler spadaa.
;zy# nie byo strasznie dziwne, #e #adne z nich nie widziao
wtedy nikogo innego4 *e nikt nikomu nie mign4 ,laczego
poruszali si! w tak nienaturalnym rozproszeniu4 .ak
jakby... si! umwili4
"ie, pomy%laa. *nowu spekuluj!.
6ednak mapa +andlina to nie by zy pomys. *adowolona,
#e w czasie wycieczki przynajmniej podj!a decyzj!, zacz!a
i%$ z powrotem do samochodu.
41
;ay czas padao i wia silny wiatr.
)unilla staa mi!dzy .omasem a 7nn i prbowaa liczy$
uderzenia swojego serca. ;zua je bardzo wyra5nie, ponie&
wa# wsun!a r!k! pod lew pier%. "ie wiedziaa, dlaczego to
robi, bya jednak przekonana, #e je%li nie zajmie si! czym%
neutralnym, straci przytomno%$.
.o za% na pewno nikomu by nie pomogo.
M!#czy5ni wci# jeszcze dyskutowali. Kiwali do siebie
gowami, palili i nie spuszczali grupy z oka. Kiedy .omas
ostro#nie zacz co% szepta$, do niej albo mo#e do wszyst&
kich, nie zd#ya usysze$, co to byo, bo jeden z m!#czyzn
krzykn. .o najwyra5niej on by przywdcJ wyszczeka
ca gro5n litani!, z ktrej nie zrozumieli ani sowa. +ens
by jednak wyra5ny. Maj si! nie odzywa$.
,la swojego dobra sta$ przyci%ni!ci do %ciany i trzyma$
g!by na kdk!. "ieruchomi i posuszni. Przywdca wskaza
swoj bro0. .ak, przekaz by nader jasny.
*acz!a liczy$ od pocztku. "ie moga doliczy$ si! wi!cej ni#
pi!tnastu&dwudziestu uderze0, potem zawsze si! gubia i
musiaa liczy$ od nowa. Moga wr!cz wyczu$ bicie serc
pozostaych, przynajmniej 7nny, ktra staa tu# obok. -yo
tak, jakby deszcz spot!gowa puls. Puls strachu. /oda
spywaa jej po twarzy, po wosach i ramionach, innym
oczywi%cie te#, a )unilla u%wiadomia sobie, #e to
przeczuwaa. .en dzie0 ju# od pocztku nie wr#y niczego
dobrego. .a atmos?era, niezno%nie duga podr# po
?atalnych drogach, wszystko.
,obry -o#e, pomy%laa, spraw, #eby nas pu%cili. Pozwl
nam si! std wydosta$.
*auwa#ya jednak, #e si! nie modli, to byy tylko my%li
pozbawione mocy i rzeczywistej woli. "ie wierzya przecie#
w #adnego boga. Mimo to mo#e powinna bya zmwi$
modlitw! kilka dni temu w tym ko%ciele w... zapomniaa
nazwy miasta. * perspektywy ta chwila wydawaa si! bez&
powrotnie utracona. 6u# od momentu kiedy si! sko0czya.
Mo#liwo%$, ktrej nie wykorzystaa.
6eszcze jedna dziwna my%l. 7 mo#e wa%nie pasowaa do tej
chwili i miejsca. Kiedy w ciemno%ci i w deszczu stali oparci
o %cian! domu w nieznanym, przera#ajcym mie%cie.
;okolwiek, byle utrzyma$ strach w szachu, pomy%laa.
;okolwiek.
*nw zacz!a liczy$.
Po chwili, ktra by$ mo#e wyniosa dziesi!$ minut, a mo#e
poow! tego czasu lub dwa razy tyle, m!#czy5ni w mundu&
rach doszli do porozumienia.
,owdca & niski, z pewno%ci nie mia wi!cej ni# metr
siedemdziesit, ale za to by mocno zbudowany & wyszed
naprzd i stan dwa metry od grupy. *acz do nich mwi$,
wci# po rumu0sku, a przynajmniej )unilli wydawao si!,
#e to rumu0ski, i co jaki% czas wtrca takie czy inne
zrozumiae sowo. )unilla wyapaa8 -or'idden,, police,
doc(ment, passport, arrest, pro'lem, prison,
teritory.
Kiedy sko0czy, .omas znw prbowa co% powiedzie$, ale
zosta uciszony policzkiem. /ymierzy mu go jeden z po&
zostaych m!#czyzn. )unilli nagle zachciao si! wymioto&
wa$, 7nna za% wydaa przera#ony okrzyk.
M!#czyzna, ktry wymierzy cios, podszed do 7nny. +tan
jakie% p metra przed ni i podnis r!k!. Po kilku
sekundach j opu%ci i wrci na miejsce za dowdc.
& *omel & powiedzia dowdca i pokaza kierunek ka&
asznikowem.
Poprowadzono ich w szeregu przez plac. Kiedy mijali au&
tobus, zatrzymali si!, dowdca wycign r!k! i powiedzia8
KeyO .omas odpar8 Gn '(s, a jeden z #onierzy wszed i
wyczy silnik. /ychodzc, wr!czy klucz dowdcy. .en
rzek8 ?or'idden te!toiy, i ruszyli dalej w stron!
ni#szego, betonowego klocka bez okien, za to z wysokim
kominem.
6eden z m!#czyzn otworzy kluczem ci!#kie, metalowe drzwi
i zostali wprowadzeni do %rodka. .rzech #onierzy, w tym
dowdca, weszo za nimi, najmodszy zosta na zewntrz.
,owdca zapali %wiato, samotn, brudn #arwk! na
kablu, zwisajc z su?itu po%rodku pomieszczenia.
-yo du#e i zimne. -etonowa podoga, betonowe %ciany. Pod
kolejn #arwk na drugim ko0cu stao kilka awek,
najwyra5niej zepsutych. / jednym rogu przymocowana do
%ciany umywalka. Kilka metalowych pojemnikw, mo#e to
byy kanistry na benzyn!, )unilla pomy%laa, #e zapach
przypomina gara# albo stacj! benzynow. -y jeszcze inny,
ktrego nie potra?ia zidenty?ikowa$. Mo#e to po prostu za&
pach brudu. 7lbo ple%ni.
<ozkazano im usi%$ na awkach. Kiedy spenili polecenie,
dowdca znowu stan tu# przed nimi na szeroko roz&
stawionych nogach i przyglda si! im z kamienn twarz.
Pozostali dwaj stali dwa metry za nim z na wp uniesio&
nymi karabinami i przez krtk chwil! wydawao si! jej, #e
chc ich zastrzeli$.
*e ich po prostu zabij.
.u i teraz, w tych brudnych betonowych bunkrach kolo
rumu0skiego miasta .imisoara przyjdzie im umrze$. Od&
ruch wymiotny powrci, jednak kiedy ju# wydawao jej si!,
#e zwymiotuje, dowdca chrzkn i powiedzia8
& +tay ,ere.
"ast!pnie obrci si! i wymaszerowa z budynku razem z
kolegami. 6ak na starej, niewyra5nej ta%mie ?ilmowej & bo
nie wydawao si! to ani troch! rzeczywiste & )unilla zoba&
czya, jak ci!#kie drzwi si! zamykaj, usyszaa, jak #onierze
pieczoowicie je rygluj, po czym zostali sami.
Przez ca minut! nikt si! nie odzywa. 7nna pakaa. 1dc
za jej przykadem, )unilla rwnie# zacz!a paka$.
& ;hc nas tylko przestraszy$ & powiedzia .omas. & "aj&
pewniej poszli poszuka$ kogo%, kto tu podejmuje decyzje.
Po prostu wjechali%my na jaki% tajny wojskowy teren i to
wszystko.
& / takim razie cakiem dobrze im wyszo & powiedziaa
Maria. & .o straszenie. Mo#ecie przesta$ wy$4 .u nie ma
nad czym roni$ ez.
& ;holera jasna & powiedziaa 7nna. & .y oczywi%cie
#adnych ez nie masz.
& Mam wi!cej, ni# my%lisz. 7le oszcz!dzam.
& ;zy nie powinni%my teraz trzyma$ si! razem4 & odezwa
si! <ickard. & .o chyba niezbyt mdre kci$ si! w tej chwili.
"ie jestem pewien, czy to byli wojskowi.
& ;o masz na my%li4 & zapyta .omas.
& .e ich mundury. /ygldali bardziej na jakich% poli&
cjantw. 7lbo stra#nikw, w ka#dym razie nie mieli #adnych
dystynkcji.
& ;o to w ogle za miejsce4 & spytaa 7nna. & -o#e, .omas,
on ci! przecie# uderzy.
& Kaasznikowy & odezwa si! )ermund. & Paskudne
male0stwa. Mo#e powinni%my si! cieszy$, dopki u#ywaj
tylko pi!%ci.
& .o bya do0 & odpar .omas. & Policzek, to nie jest takie
gro5ne.
& Musisz cay czas by$ takim pieprzonym optymist4 &
zapytaa Maria. & ,ostajesz w twarz i uwa#asz, #e to w po&
rzdku. *amykaj nas w tym przekl!tym w bunkrze i to te#
jest wedug ciebie okej. +prbuj zrozumie$, #e to zmierza w
kurewsko zym kierunku.
.omas stan naprzeciwko Marii, ktra nadal siedziaa na
awce.
& Mo#esz si! zamkn$, z aski swojej4 "ic nie da takie
siedzenie i wyolbrzymianie wszystkiego. Mo#e raz w #yciu
sprbujesz by$ cho$ troch! konstruktywna4
& Konstruktywna4 & odpara Maria i za%miaa si! sucho.
& 6ak, do cholery, mo#na by$ konstruktywnym w tym miej&
scu, zastanowie% si!4
3czynia gest r!k i potrzsn!a gow. .omas sta przez
chwil!, wyra5nie zbity z tropu, a )unilla zacz!a si! zasta&
nawia$, czy nie mia ochoty wzi$ przykadu z tego #onie&
rza. /ymierzy$ policzek. / ko0cu usiad koo <ickarda.
& ;o, do cholery, teraz robimy4
& "ie wiem & odpar <ickard. & ;hyba czekamy.
M!#czyzn nie byo zaledwie kwadrans, ale nikt nie liczy
czasu.
Podczas ich nieobecno%ci pado niewiele sw. )unilla
zastanawiaa si! dlaczego, ale jednocze%nie czua, #e nie jest
to szczeglnie dziwne. ;o mieli mwi$4 .omas i <ickard
przeszli si! tylko po sali i zbadali j, nic wi!cej si! nie zda&
rzyo. "ie bya zbyt du#a, mniej wi!cej siedem metrw na
siedem, wysoka na trzy metry i pozbawiona okien. Kciany z
lanego betonu, drzwi ze stali, nie byo cienia szansy, #eby si!
std wydosta$.
Kontenery byy puste, .omas je kopn.
;o by zrobili, gdyby udao im si! wydosta$4 Pod #kiem
7nny i <ickarda by zapasowy klucz do autobusu, ale kto
powiedzia, #e ich klawisz nie ma pojazdu na oku4 Mo#e
wa%nie go przeszukiwali. * nadziej na znalezienie
pornogra?icznych pisemek, papierosw czy -g wie czego.
Pieni!dzy, oczywi%cie.
Poza tym mieli ich paszporty. @ajnie tak przyjecha$ na
granic! mi!dzy <umuni a -ugari bez paszportu, stwier&
dzi .omas i nawet Maria przyznaa mu racj!.
Poza tym jednak byli cicho. ;icho jak nigdyJ kiedy )unilla
zapytaa 7nn!, czy chce jej si! pi$, nie otrzymaa od&
powiedzi, 7nna potrzsn!a tylko gow. /ygldao na to,
#e ka#dy prbuje sobie poradzi$ z sytuacj na wasn r!k!J
#e jest to swego rodzaju konieczny proces poprzedzajcy
rozmow! o ich poo#eniu.
)ermund siedzia z pochylon gow, )unilla pomy%laa, #e
wyglda jak wtedy w ko%ciele. /ci# nie potra?ia sobie
przypomnie$ nazwy miasta. Maria poo#ya si! na awce,
zamkn!a oczy, ale rzecz jasna nie spaa. ;ay dzie0 bya
podenerwowana, mo#e zbli#a jej si! okres, z ni nigdy nie
wiadomo. )unilla znw my%laa o tym, jak trudno zro&
zumie$ Mari! i )ermunda. .ak jak mwi .omas.
/yjtkowi ludzie.
;ho$ oczywi%cie to nie Maria z )ermundem zajmowali jej
my%li ani nikt z pozostaych. ;zua pulsujcy strach, taki
sam jak podczas miesi!cy sp!dzonych w 3llerRker. +amotne
bezsenne noce. -ya sama i chodzia po lodzie, jaki powsta
po nocnym przymrozku i w ka#dej chwili mg si! zaama$.
/ ka#dej chwili moga wpa%$ do wody i znowu pogr#y$ si!
w ciemno%ci.
Uaowaa, #e nie mo#e przekaza$ cz!%ci swojego strachu
.omasowi. 7lbo raczej da$ mu zna$, #e si! boiJ to byo
jednak niemo#liwe. .omas by tym, ktry odpowiada za
grup!J kolektyw wa#niejszy od jednostki, w takiej sytuacji
jak ta nie mg zajmowa$ si! prywatnym blem ka#dego z
osobna. "awet jej, niestety. 6est ju# tak przyzwyczajony do
zajmowania si! mn, pomy%laa. 1 tak bardzo tym znu#ony.
Patrzya, jak miota si! po sali niczym schwytane zwierz!
1 rzuca bezsensowne uwagi. Prbowa przeanalizowa$
sytuacj!, znw kopn kanistry, zamieni kilka sw z
<ickardem, ktry raz na jaki% czas docza do niego w
w!drwkach mi!dzy czterema zimnymi %cianami. )wnie
jednak siedzia koo 7nny. .o .omas by przywdc, .omas
zorganizowa ca t! wycieczk! i je%li ktokolwiek mia ich
wydosta$ z opaw, to tylko on. )unilla widziaa, #e tak
wa%nie rozumuje i, prbujc cay czas zwalczy$ swj strach,
nie moga jednocze%nie powstrzyma$ my%li, #e to troch!
dziecinne. *e .omas zachowuje si! jak instruktor harcerski.
Przysun!a si! do 7nny. /sun!a r!k! pod pier% i znw
zacz!a liczy$ uderzenia serca.
"ie naliczya ich zbyt wiele. M!#czy5ni wrcili.
.ym razem byo ich tylko dwch. ,owdca i jeden z pozo&
staych, nie ten najmodszy. *amkn drzwi i stan przy
nich na warcie. +zeroko rozstawione nogi, czujny wzrok.
-ro0 w gotowo%ci. ,owdca pokaza .omasowi i <ickardo&
wi, by usiedli na awkach.
Maria podniosa si!. ,owdca zapali papierosa.
& Woman & odezwa si! po chwili.
Powiedzia to z kamienn twarz. *acign si! dymem.
& Cne woman, one ,o(r. Jo( c,oose.
/skaza broni po kolei 7nn!, )unill! i Mari!.
& Cne woman, one ,o(r. ;,en -ree.
& ;,en -ree powtrzy.
Min!o kilka sekund, zanim do )unilli dotaro, o co mu
chodzi. ,o pozostaych chyba te#. 7nna zaczerpn!a haust
powietrza, .omas zakl. <ickard i Maria osupieli, tylko
)ermundowi udao si! odezwa$.
& Fo powiedzia tylko. & Fo way.
,owdca nie zwrci na niego uwagi. Powtrzy tylko swj
rozkaz.
& Cne woman, one ,o(r. ;,en -ree. G- not...
Podnis bro0 i omit ni wszystkich. Ueby nie musie$
czerpa$ ze swojego zasobu obcych sw.
& Cne woman. Jo( c,oose.
+pojrza na zegarek.
& :ack in -i-teen min(tes. Cne woman wit, me.
1 znowu zostali sami.
Cz !!!
42
.ele?on zadzwoni rwno o AD.DQ. +uchajc, zanotowa go&
dzin!, a p5niej zastanawia si! dlaczego. Po jakie licho to
zrobi4
*anim zorientowa si! w sytuacji, rwnie# min!o troch!
czasu.
& ;zy rozmawiam z )unnarem -arbarottim4 & zapyta
cienki kobiecy gos.
& .ak, przy tele?onie.
& -ardzo przepraszam, dzwoni! ze szpitala.
&7ha4
& Marianne )rimberg to pa0ska #ona, zgadza si!4
& .ak... tak jest.
& Pracuje w tym szpitalu na ginekologii4
& .ak. O co chodzi4
& dle si! poczua.
& dle si! poczua4
& .ak. 7le jej stan jest stabilny. 6est w drodze do szpitala
+ahlgrenska w )teborgu.
& +ucham4
& / +ahlgrenska zrobi jej operacj!.
& / +ahlgrenska4
&.ak.
& *robi jej oper... co pani, do licha, opowiada4 ;o si!
stao4
& +tracia przytomno%$. 7le nie musi si! pan obawia$, jej
stan jest stabilny "a wszelki wypadek zajmie si! tym
neurochirurg z +ahlgrenska. / Kymlinge nie mamy takiej
kliniki. Prawdopodobnie mamy do czynienia z niewielkim
krwotokiem do mzgu.& Krwotokiem do... z wylewem4
"agle zda sobie spraw!, #e nie ma czym oddycha$. .&shirt,
ktry mial pod koszul, byl stanowczo za ciasny. Pocign
go woln r!k, a# pu%ciy szwy.
& .ak. 3 nas w szpitalu zrobiono tomogra?i! i doktor
-erngren orzek, #e potrzebna jest operacja. 7le prosz! si!
nie martwi$, rwnie dobrze mo#e to by$ jaka% drobnostka.
*ona jest teraz w drodze.
& ;hwileczk!... kiedy to si! stao4
& 6akie% dwie godziny temu. "a oddziale, na ktrym
pracuje. +tracia przytomno%$ i...
& ,wie godziny4 ,laczego dzwonicie dopiero teraz4
;ienki gos nabra bardziej stanowczego tonu.
& "ajpierw zaj!li%my si! pacjentk. .ak mamy procedur!.
6aki% czas temu prbowali%my si! do pana dodzwoni$, ale
nikt nie odbiera.
)unnar -arbarotti przypomnia sobie, #e kiedy rozmawia z
-ackman, jego tele?on le#a w gabinecie. Przez chwil!
milcza. 6ego gowa bya jak st do pinballa. =arianne...
wylew... ne(roc,ir(rg... stan sta'ilny...
+a,lgrenska. +prbowa poskada$ to w sensown cao%$,
ale nie potra?i. -yy to puzzle z elementw, ktrych nie dao
si! poczy$.
& ;o... co mam zrobi$4 & wykrztusi. & ;o... my mamy
czworo dzieci... nie, pi!cioro...
& ,oktor -erngren proponuje, #eby pan najpierw przyszed
tutaj zasi!gn$ in?ormacji. I #eby, ma si! rozumie$,
zawiadomi pan dzieci.
& 7ch, tak4
& Pa0ska #ona b!dzie miaa operacj! w )>teborgu i naj&
prawdopodobniej jeszcze przez kilka godzin b!dzie nieprzy&
tomna. Mo#emy zorganizowa$ transport dla pana i dzieci,
ale wystarczy, je#eli wyjedziecie pa0stwo za jak% godzin!.
& .ak... rozumiem. *adzwoni! do dzieci i przyjedziemy.
)dzie mamy si! zgosi$4
& Oddzia DN. -udynek numer DQ. 6a si! nazywam 6eanette
M>ller, b!d! dzisiaj a# do osiemnastej. Prosz! o mnie pyta$
w recepcji. ,obrze4
& ,o... dobrze & wyjka )unnar -arbarotti i odo#y
suchawk!.
"ajpierw skontaktowa si! z +ar, i bardzo dobrze. -ya
najstarsza, miaa dwadzie%cia dwa lata, i najrozsdniejsza.
Kiedy dotara do niej ta szokujca wiadomo%$ & i zrozumia&
a, #e jej ojciec chyba nie bardzo jest w stanie poradzi$ sobie
z sytuacj & wzi!a to na siebie.
& My%l!, #e nie ma sensu, #eby%my jechali wszyscy & uznaa.
& "ie za jednym razem. *bior! pozostaych u siebie i
przedyskutujemy spraw!. -y$ mo#e 6enny i 6ohan b!d
chcieli jecha$ od razu, ale to nie jest pewne. "ajlepiej, je%li
sami zdecyduj. .y mo#esz jecha$ teraz, na razie ja si! zaj&
m! ?rontem domowym.
& 7le... & zacz )unnar -arbarotti.
& Uadnych ale & powiedziaa +ara. & *daj si! na mnie i nie
martw si!. *amiast tego pojed5 do Marianne.
& ,zi!ki & odpar )unnar -arbarotti. & "ie wiem, co mam...
dzi!ki, +ara.
& 6eszcze jedna sprawa. "ie prowad5 teraz samochodu.
Mo#e szpital zaatwiby ci transport4
& .ak, powiedzieli, #e tak zrobi.
& "o i dobrze. -!dziemy w kontakcie przez komrk!.
& Kocham ci!, +aro & powiedzia.
& Kocham ci!, tato & odpara +ara i si! rozczyli.
6eanette M>ller bya kolorowa i miaa jakie% dwadzie%cia
pi!$ lat. .o dziwne, #e po gosie nie sycha$ koloru skry,
pomy%la. ,laczego ta my%l przysza mu do gowy w takiej
sytuacji4
& ,zie0 dobry. "azywam si! 6eanette. .o ze mn rozmawia
pan przez tele?on.
& ,omy%liem si! & odpar )unnar -arbarotti.
Poo#ya mu do0 na ramieniu.
& /iem, #e jest pan w lekkim szoku & powiedziaa. & .o
zupenie naturalne. Prosz! pj%$ ze mn, b!dzie pan mg
porozmawia$ z doktorem -erngrenem.
Posza przodem w stron! wind w holu. /jechali na pite
pi!tro. Pomy%la, #e rozpoznaje otoczenie. .o nie tutaj le#a
dwa lata temu po zamaniu stopy, to byo w innym budyn&
ku, numer MQ. 7le sceneria bya identyczna. /szystko poza
tym byo ju# zupenie inne.
& ;o si! stao4 & zapyta raz jeszcze, kiedy stali w windzie. &
<ozumie pani na pewno, #e si! denerwuj!.
& .o zupenie normalne & powtrzya. & ;ho$ wa%ciwie nie
wiem zbyt wiele. Poza tym #e pa0ska #ona stracia przy&
tomno%$. 1 #e miaa krwotok do mzgu.
"ormalne4 & pomy%la. ;o chciaa przez to powiedzie$4
"awet uamek tego nie jest normalny.
& *emdlaa4
& .ak. 1 nie odzyskaa przytomno%ci.
& Krwawienie4
&.ak.
& )dzie4
& / mzgu. 7le dokadnie nie wiem, w ktrej cz!%ci. "o, ju#
jeste%my.
/ysiedli i poszed za ni na oddzia DN. Poprosia, #eby
usiad na zielonym krze%le. *ostawia go samego i posza po
doktora -erngrena. My%li krzyczay mu w gowie.
,oktor -erngren by rumianym m!#czyzn koo czter&
dziestki. Poda -arbarottiemu r!k! i poprosi, by przeszli do
gabinetu przyj!$, gdzie b!d mogli w spokoju porozmawia$.
*apyta, czy czego% si! napije. -arbarotti podzi!kowa, ale
jednocze%nie poczu w ustach tak sucho%$, #e szklanka
wody naprawd! by nie zaszkodzia.
& Moja #ona & odezwa si!. & / jakim jest stanie4
2ekarz zao#y nog! na nog! i odchrzkn.
& My%l!, #e w dobrym, zwa#ywszy na okoliczno%ci. 7le
jeszcze za wcze%nie, #eby cokolwiek mwi$. +prbuj! opisa$
panu, co wiemy, tak dokadnie, jak tylko potra?i!.
& ,zi!kuj! & odpar -arbarotti. & Prosz! tak zrobi$.
& Prawdopodobnie mamy do czynienia z niewielkim
krwotokiem do mzgu. .u, w szpitalu, zrobili%my tomogra&
?i! i uznali%my, #e konieczna jest operacja. Prawdopodobnie
trzeba b!dzie usun$ krew, ktra wypyn!a. .o wymaga
ingerencji neurochirurga, a oni s tylko w wi!kszych szpita&
lach. ,latego wi!c skierowali%my j do +ahlgrenska.
& "iewielki, ale powa#ny4 & powtrzy -arbarotti ma&
chinalnie i zorientowa si!, #e syszy, jak krew pulsuje mu w
skroniach. +am zaraz takiego doznam, pomy%la.
& .ak, podejrzewamy, #e po prostu p!ko jakie% mniejsze
naczynie. .!tniak. Mo#e si! to przytra?i$ ka#demu, kiedy&
kolwiek. Oczywi%cie cz!%ciej wyst!puje u starszych osb, ale
zdarza si! w ka#dym wieku.
& Ona ma czterdzie%ci pi!$ lat & powiedzia -arbarotti.
& /iem & odpar doktor -erngren.
& ;hc! tam pojecha$. Musz! z ni by$.
& Mo#emy zaatwi$ transport od r!ki. 7le po%piech na
niewiele si! zda. 6est w %piczce ?armakologicznej i do czasu
operacji b!dzie pod respiratorem. ;hodzi o utrzymanie
aktywno%ci mzgu na niskim poziomie, #eby nie pogorszy$
jej stanu. 6ak pan to rozwi#e, we5mie dzieci ze sob4 *ro&
zumiaem, #e macie pa0stwo kilkoro...
& "a razie zostan w domu & odpar -arbarotti. & Moja
najstarsza crka si! nimi zajmie. Ma dwadzie%cia dwa lata,
ju# to uzgodnili%my. ;zy... jak pan my%li4
& <ozsdnie & powiedzia doktor -erngren. & *wykle
najlepiej, gdy przychodz, kiedy pacjenci s ju# przytomni.
Mo#e si! te# zdarzy$, #e )>teborg ode%le j do nas ju# jutro,
to zale#y od sytuacji. O tym jednak musicie pa0stwo, rzecz
jasna, zdecydowa$ sami.
& Oczywi%cie & odpar -arbarotti.
& Prosz!, tu jest osoba, z ktr mo#na si! kontaktowa$.
& -erngren wr!czy zo#on kartk! papieru. & Prosz! si! do
niej zgosi$ po przyje5dzie do +ahlgrenska. Oddzia neuro&
chirurgii. 6est tam rwnie# numer tele?onu.
-arbarotti wzi kartk! i wo#y j do kieszeni na piersi.
& ,zi!kuj! & powiedzia. & Ma pan... ma pan co% jeszcze do
powiedzenia4
& / wi!kszo%ci przypadkw pacjenci doznaj bardzo
niewielkiego uszkodzenia albo #adnego & powiedzia doktor
-erngren. & *waszcza je%li pacjent jest mody, a krwawienie
niewielkie. 7le to oczywi%cie powa#na sprawa i nie mog!
stawia$ #adnych prognoz. /ysali%my j dalej, zawsze tak
robimy w tego typu przypadkach. +iostra Molier pomo#e
panu z transportem.
& ,zi!kuj!... & powiedzia )unnar -arbarotti. & ,zi!kuj!
panu bardzo.
*a co ja wa%ciwie dzi!kuj!4 & pomy%la. Mo#e jej nie
uratuj4
Przejazd takswk ze szpitala w Kymlinge do +ahlgrenska w
)>teborgu zaj niecae ptorej godziny i bya to najdu#sza
podr# w jego #yciu.
+iedzia z tyu za kierowc, #eby unikn$ kontaktu
wzrokowego. 6eszcze zanim min!li rondo <ocksta, w gowie
pojawiy mu si! sowa z -ibliiJ byy niczym balsam na ko&
marzy rj panicznych my%li. +prbowa odnie%$ je do siebie.
*z%ci. ycia jest rwnie i %mier. W peni ycia
idziesz za rk z anioem %mierci. 4le nie lkaj si.
"ie pami!ta, skd to byo, i nie by pewien, czy zgadza si!
co do sowa. "ie brzmiao skdind zbyt pocieszajco, mo#e
to z Ksi!gi Koheleta. Marianne z jakiego% powodu darzya
tego pos!pnego gosiciela wiary szczeglnym upodobaniem,
kiedy za% teraz prbowa przej$ w jakikolwiek sposb kon&
trol! nad #yciem, pomy%la, #e wa%nie to zwykle
powtarzaa.
Uycie toczy si! tu i teraz. Musimy z niego korzysta$. Kmier$
jest naszym najbli#szym ssiadem, w jednej sekundzie
#yjemy, w nast!pnej mo#e by$ ju# po wszystkim. Uadne
ostrze#enia nie nadchodz.
7le ona przecie# nie umara.
Marianne wci# #ya. Przebywaa na oddziale neurochirurgii
szpitala +ahlgrenska w )>teborgu, gdzie zajmowali si! ni
ludzie wiedzcy, jak sobie z tym radzi$. * maymi
krwotokami do mzgu. Ktrzy otwierali czaszk!, odsysali
krew i pilnowali, by pacjent wyzdrowia i nie mia #adnych
uszkodze0...
*acz si! zastanawia$, jakie konsekwencje mogy mie$
takie uszkodzenia. *... jak to si! nazywao4... t!tniakami nie
mia do tej pory praktycznie w ogle do czynienia. Mo#na
byo zosta$ sparali#owanym4 "a reszt! #ycia przykutym do
#ka4 Mie$ problemy z mow4
;zy Marianne moga si! od tego zmieni$ tak bardzo, #e by
jej nie poznali4 7lbo ona ich4 6ego i dzieci, modzie#y
+zwecji, przyszo%ci tego kraju4 .ragiczna posta$, ktra
caymi dniami siedzi na wzku inwalidzkim i nie potra?i
mwi$4 Przez dwadzie%cia, trzydzie%ci lat4
Obrazy go bombardoway, zacz si! zastanawia$, jak wielu
ludzi w kraju znajdowao si! w podobnej sytuacji. 1le byo
par, w ktrych jednej osobie co% si! nagle przytra?io i
wszystko w jednej sekundzie ulego zmianie. Ktrych #ycie
zmienio bieg tak szybko, #e nie byo czasu, by si! na to
przygotowa$.
7lbo by powiedzie$ to wszystko, pki jeszcze by czas4 .o,
co jeszcze nie zostao powiedziane.
Ueby jedno mae naczynie krwiono%ne mogo tak po prostu
p!kn$4 1 to w ka#dej chwili4 ;ieniutka %cianka, ktra nagle
nie wytrzymaa, wpywajc tym samym nie tylko na #ycie
osoby, ktrej bya cz!%ci, ale te# na tak wiele innych osb.
/ tym przypadku sze%$.
"ie liczc przyjaci i kolegw z pracy.
.o niesprawiedliwe, pomy%la )unnar -arbarotti.
+prawiedliwo%$ nie ma jednak zbyt wiele wsplnego z
#yciem i %mierci. Przynajmniej tego powinna go nauczy$
jego praca.
Poniewa# %mier$ jest cz!%ci #ycia. W peni ycia idziesz
za rk z anioem %mierci.
*acz si! modli$.
.ym razem odmawia inn modlitw!. *upenie inn. Pan
-g usiad koo inspektora -arbarottiego na tylnym siedze&
niu takswki jadcej z Kymlinge do )teborga i rozmawiali
ze sob w nowy sposb.
6e#eli chodzi o t! star umow!, rzek -g, wedle ktrej mam
stale dostarcza$ ci dowodw na moj egzystencj!, mo#e ju#
czas j anulowa$4
-ez chwili wahania )unnar -arbarotti odpar, #e tak
wa%nie jest. ;zas j anulowa$.
Poniewa# teraz obowizuje ju# co innego, powiedzia -g.
Prawda4
.ak jest, odpowiedzia )unnar -arbarotti. .eraz obowizuje
zupenie co innego. Od tej chwili. )dyby% tylko...
"ie, przerwa -g. *nowu zaczynasz kupczy$. /iara we
mnie to nie targi. "ie wolno ci stawia$ takich warunkw.
6e#eli tylko zrobi! to czy tamto, ty uznasz, #e istniej!. ,osy$,
jestem ju# tym zm!czony.
*m!czony4 & zapyta -arbarotti.
.ak, mam tego serdecznie dosy$. ;hodzi o to, #e daj! ci ca
swoj mio%$J je#eli j przyjmiesz i staniesz po mojej
stronie, ja b!d! przy tobie. 6ednak nie jestem wszechmo&
gcy. "ie panuj! nad wszystkim, to stare nieporozumienie.
"ie panuj! nad woln wol czowieka i nad wymysami
szatana. 6estem dobr si, ale istnieje rwnie# ta za. Poza
tym to nie ja wymy%liem religi!, Ko%cioy i papie#a, tylko
czowiek. <ozumiesz4
)unnar -arbarotti odpar, #e rozumie. Przynajmniej
cz!%ciowo.
6e#eli za% chodzi o Marianne & kontynuowa -g & mo#emy
tylko u?a$. .y i ja. *ycie i %mier$ naprawd! s ssiadami, tak
jak to stwierdzie% w przypywie strachu. ;zowiek jednak#e
jest jedyn istot zdoln dostrzega$ pi!kno #ycia i cieszy$
si! nim. Pomy%le$ tylko, #e tak trudno czasem zda$ sobie z
tego spraw!.
7le ja to rozumiem, zaprotestowa -arbarotti. Po prostu...
*nw zaczynasz narzeka$, przerwa -g. Przesta0 to robi$.
Miej u?no%$ i my%l o Marianne, nie musisz robi$ nic wi!cej.
"ast!pnie znikn. .akswkarz wczy radio, a -arbarotti
zdecydowa, #e posucha rady. *au?a i b!dzie o niej my%la.
*reszt, czym w ogle jest ta caa u?no%$4
"ietrudno si! domy%li$, #e pewnie jedynym naprawd!
skutecznym lekarstwem na roz#arzony do biao%ci strach,
jaki czu w %rodku. /ytrwanie przy nim to jednak inna
sprawa. .o, by naprawd!, w ka#dej minucie i ka#dej se&
kundzie, nie martwi$ si!, tylko mie$ u?no%$... no wa%nie, w
czym4 ,obre pytanie. "aprawd! dobre. 3?no%$ jest jak
mydo w azience, pomy%la skoowany inspektor -arbarotti.
;hwycenie go jest prawie niemo#liwe.
2iczca sze%$ lat umowa z -ogiem nagle przestaa by$
aktualna. *ostaa przekuta raz na zawsze. ,ziwne byo za%
to, #e go to ani troch! nie zdziwio.
Od tej chwili wszystko si! zmienio, pomy%la )unnar
-arbarotti. ,obry -o#e, pozwl jej #y$.
43
;isza, jaka zalega po zamkni!ciu drzwi, bya jak #yjca
istota. Przez dobre dziesi!$ sekund nikt nawet nie kiwn
palcem ani nie wypowiedzia cho$by sowa. <ickard odnis
wra#enie, #e nikt nawet nie oddycha. On na pewno nie.
*naczenie sw dowdcy wsczao si! w niego powoli, ale
sens wypowiedzi by praktycznie nie do przyj!cia.
Cne woman wit, me.
6edna z nich & )unilla, Maria lub 7nna & miaa zosta$
wybrana do tego, by pj%$ z czterema m!#czyznami. +p!dzi$
z nimi godzin!. "ie potrzeba specjalnie rozwini!tej
wyobra5ni, by poj$, czym zamierzali si! zajmowa$. "ie
potrzeba #adnej wyobra5ni.
;zterech m!#czyzn. <ickard wiedzia, #e to dlatego nikt nic
nie mwi. Ka#dy doskonale zdaje sobie spraw!, w czym
rzecz. "ie ma pola do domysw.
6e%li nie dostan dziewczyny, u#yj kaasznikoww.
,obitniej nie mo#na byo tego wyrazi$.
Pierwsza odezwaa si! Maria.
& ,laczego nic nie mwisz, kochany braciszku4 ;zy#by%
wa%nie straci kontrol!4
.omas nie odpowiedzia. /sta i przeszed si! po sali.
& ;o mamy zrobi$4 & wyszeptaa )unilla. & "ie chcecie
chyba...4
& "ie & powiedziaa 7nna. & Musimy oczywi%cie...
Uadna z nich nie znalaza dalszego cigu. <ickard spojrza
na pozostaych. )ermund przyglda si! swoim stopom.
Maria siedziaa bez ruchu z zamkni!tymi oczyma, nie
otworzya ich chyba nawet wtedy, kiedy zadawaa pytanie
bratu, nie by jednak pewien. *erkn na zegarek. Min!a
chyba minuta.
*ostao czterna%cie. 6e#eli .omas zaraz czego% nie powie, ja
b!d! musia przej$ odpowiedzialno%$, pomy%la <ickard.
.a my%l go zdziwia, w %rodku czu czyhajc panik! i
rozta0czony strach, ale mimo to wiedzia, #e nie mog tak
po prostu siedzie$, niezdolni, by cokolwiek zrobi$, kiedy
czas ucieka.
#ak 'ydo. .o te# bya zadziwiajca my%l.
,laczego si! nie modl!4 & my%la. ;o% go jednak po&
wstrzymywao.
& Musimy co% zrobi$ & powiedzia .omas.
& *robi$4 & odpara Maria. .ym razem zobaczy, #e nie
otworzya oczu. & 7 co proponujesz, #eby%my zrobili4
.omas wrci i usiad na awce. Pewnie podj decyzj!,
pomy%la <ickard.
& 6e#eli si! nie zdecydujemy, b!dzie gorzej & powiedzia
.omas.
& ;o chcesz przez to powiedzie$4 & zapytaa )unilla.
& .o, #e mo#e nam nic nie przyj%$ z przeciwstawiania si! ich
#daniu. "a przykad.
& .eraz przeszede% sam siebie & powiedziaa Maria.
& ;zyli mwisz, #e maj dosta$ jedn z nas4S & wykrzykn!a
7nna. & Ue mamy o?iarowa$ )unill!, Mari! albo mnie4
*aama jej si! gos. /staa, przesza kawaek i stan!a przy
%cianie. Plecami do pozostaych. <ickard zawaha si!.
"ast!pnie podszed do niej. Ostro#nie poo#y jej do0 na
ramieniu. Odwrcia gow! i utkwia w nim wzrok.
& +pierdalaj & wycedzia. & +pierdalaj std, <ickard.
Praktycznie nie zrozumia jej sw. ;zy#by si! przesysza4
Popatrzy na reszt!. "ie, nikt najwyra5niej nic nie usysza.
)unilla zacz!a paka$. +iedziaa pochylona do przodu,
obejmowaa gow! r!kami i wstrzsa ni pacz. Przez chwil!
znowu nic si! nie dziao. <ickard zabra do0 z ramienia
7nny i spojrza na zegarek.
*ostao dwana%cie minut.
& Musimy sprbowa$ trzyma$ si! razem & powiedzia .o&
mas. & "ic nie pomo#e, je%li b!dziemy na siebie krzycze$.
& ,obrze & odpara Maria. & .rzymamy si! razem. / takim
razie stawiamy opr.
& "o nie wiem & rzek .omas. & "ie jestem pewien, czy to
najlepsze rozwizanie. 7 wy co my%licie4
& 6a my%l!... & zacz <ickard, ale zorientowa si!, #e nie wie,
co my%li. 7lbo #e mo#e i co% my%li, ale nie da si! tego
powiedzie$ na gos.
& 7 ty jak uwa#asz4 & zapytaa 7nna. *wrcia si! do .o&
masa, nie do <ickarda. & ;iekawie b!dzie posucha$. 6este%
wi!c zdania, #e powinni%my przysta$ na ich #danie4
& .ego nie powiedziaem & odpar .omas. & Powiedziaem
tylko, #e mo#e nie powinni%my tak od razu odmawia$.
& .ak od razu odmawia$4 & odezwaa si! Maria. & ;o to,
kurwa, ma znaczy$4
& ;hodzi mi tylko o to, #e powinni%my porozmawia$. Ueby
ka#dy powiedzia, co sdzi, zanim oni wrc. 6asne, #e to
okropna sytuacja, ale nikt z nas nie mo#e nic na to poradzi$.
Padli%my o?iar czego%, czego nie jeste%my w stanie
kontrolowa$. "ie ma w tym #adnej naszej winy i musimy
sprbowa$ si! opanowa$.
& Okej & powiedziaa Maria. & 6a jestem opanowana.
/szystkie dziewczyny z naszej grupy z pewno%ci s opa&
nowane. )unilla, 7nna i ja. "iedugo jedn z nas przez
godzin! b!dzie gwaci$ czterech #onierzy. 6asne, kurwa, #e
jeste%my opanowane, tego by jeszcze brakowao.
)unilla krzykn!a i rzucia si! na podog!. .omas niezdarnie
prbowa j podnie%$, ale po chwili da spokj.
& +pjrz tylko, jaka opanowana i spokojna jest )unilla
& stwierdzia Maria. & Po wszystkim z pewno%ci te# taka
b!dzie.
& *amknij si!, MariaS & wrzasn .omas.
<ickard widzia, jak zaciska r!ce, a na skroni wychodzi mu
#ya. /iedzia, #e powinien co% zrobi$, powiedzie$ albo
przyj%$ z odsiecz w inny sposb, ale to, co sykn!a do niego
7nna, odebrao mu mow!. Powiedziaa, #eby spierdala. "ie
wiedzia dlaczegoJ albo te# nie chcia wiedzie$. Mo#e w g!bi
duszy czu, #e ona ma racj!, #e powinien by j w jaki% spo&
sb obroni$, ale jak miaby to zrobi$4 6ak mg j obroni$4
P5niej, pomy%la, kiedy to wszystko w jaki% cudowny
sposb ju# si! sko0czy, musz! z ni o tym porozmawia$.
Oskar#ya go, wzbudzia w nim ci!#kie jak ow,
niesprawiedliwe poczucie winy, ale oczywi%cie... oczywi%cie
to nie jemu kazaa spierdala$, bya to tylko pewna
projekcja... tak, kiedy koszmar wreszcie si! sko0czy,
wszystko sobie wyja%ni.
.eraz jednak, kiedy byli w tej okropnej sali, a sekundy i
minuty mijay bez widokw na jakiekolwiek rozwizanie,
nie znajdowa #adnych sw.
Uadnych, ktre by cokolwiek znaczyy.
+iedzia na awce, z gow wspart ci!#ko na doniach.
.omas i 7nna stali. )unilla siedziaa na brudnej pododze i
koysaa si! tam i z powrotem, a Maria i )ermund siedzieli
bez ruchu w takiej samej pozycji przez cay czas.
& Podejrzewam, #e nie mamy #adnej ochotniczki & powie&
dzia .omas i wtedy Maria podesza i splun!a mu w twarz.
Po czasie <ickard nie by w stanie powiedzie$, jak pojawi
si! ten pomys, musiao to jednak by$ ich wsplne poro&
zumienie. Mimo wszystko. Mo#e nie byo innego wyj%cia.
Mo#e uznano, #e w ten sposb uda si! mimo wszystko za&
chowa$ jak% godno%$. Podj!to decyzj!, ale pozostawiono j
przypadkowi. Oprawcom i przypadkowi.
+olidarno%$4 & pomy%la <ickard.
/edug jego zegarka pozostay niecae trzy minuty, kiedy
zacz!li losowanie
.rzy zapaki, jedna z nich zamana. .omas trzyma je
schowane mi!dzy kciukiem a palcem wskazujcym lewej
doni, a dziewczyny po kolei wycigay.
"ajpierw 7nna.
;aa zapaka. <ickard zauwa#y, #e trudno jej ukry$ ulg!.
6emu te#. )dyby to miaa by$ ona, pomy%la... gdyby to
miaa by$ ona, wtedy...
Przerwa t! my%l. "ie pocign jej do ko0ca. -yo tego za
du#o.
Maria wycign!a zapak!. +chowaa j w doni, nie patrzc,
czy jest caa, czy zamana, i kiedy tak staa w zupenym
bezruchu i patrzya na pozostaych oczyma przy&
pominajcymi oczy kota, .omas nagle wybuchn paczem.
-yy to trzy krtkie, go%ne chipni!cia, nic wi!cej, potem
doszed do siebie.
6ego siostra albo jego #ona, pomy%la <ickard. 6edna z nich.
Min!o kilka sekund. Potwr zwany cisz powrci z
obna#onymi z!bami.
Maria pokazaa swoj zapak!. -ya caa.
)unilla krzykn!a.
.en krzyk nie zabrzmia jak ludzki, pomy%la <ickard.
.ym razem byo ich trzech. "ajmodszego zostawili na ze&
wntrz na warcie. "ie zamykali nawet drzwi na lducz. ,o&
wdca zrobi kilka krokw naprzd i stan w %wietle
#arwki.
Omit wzrokiem grup! wi!5niw. +iedzieli teraz rwnym
rz!dem na awkach. *apali papierosa i zacign si!.
& Cne woman now.
Min!o kilka sekund ciszy. )unilla wstaa. Pu%cia .omasa i
zrobia dwa kroki w stron! dowdcy.
"agle ugi!y si! pod ni nogi. 3pada na podog! i le#aa
metr przed nim. "ie wydaa z siebie #adnego d5wi!ku. ,o&
wdca da znak m!#czyznom przy drzwiach. 6eden z nich
ruszy si! z miejsca i podszed do )unilli. ;hwyci j za
rami! i zacz cign$ po pododze. -yo sycha$ jedynie
ciche szuranie jej ubrania o beton.
& +top itO
)ermund wsta. Uonierz pu%ci rami! )unilli. ,owdca
unis bro0. )ermund zbli#a si! do niego powoli, trzymajc
r!ce daleko od tuowia. <ickard zd#y pomy%le$8 ;o on, do
cholery, wyprawia4
& +tay or G s,ootO
)ermund si! nie zatrzyma. *amiast tego skoczy wprost na
dowdc! i w tej samej chwili pady strzay.
.at&tat&tat.
.rzy, nie wi!cej. +trzeli nie dowdca, tylko jeden z m!#&
czyzn przy drzwiach. )ermund upad na podog! i zapa si!
za rami!. 6ego biaa koszulka natychmiast zabarwia si! na
czerwono.
/szystko rozegrao si! w jakim% surrealistycznym, ultra&
szybkim tempie, pomy%la <ickard. 3czucie nierzeczy&
wisto%ci byo wr!cz przygniatajce. ;ay cig zdarze0 nie
mg trwa$ du#ej ni# dziesi!$&pi!tna%cie sekund, a mimo to
my%la & zarwno jako oniemiay obserwator, jak i p5niej &
#e musiay to by$ minuty.
<ozkaz dowdcy. .rzy&cztery kroki )unilli. 6ej upadek.
;igni!cie po pododze i krzyk )ermunda, jego wojowniczy
skok.
Ostrze#enie dowdcy, atak )ermunda i strzay.
.at&tat&tat.
1 kiedy )ermund nadal kl!czy, trzymajc si! za krwawice
rami!, kiedy )unilla le#y skulona na pododze metr od
niego, a d5wi!k strzau wci# jeszcze rozbrzmiewa w sali,
Maria si! podnosi.
& Ckay mwi. & GPm t,e one.
+chodzi ze sceny razem z trzema m!#czyznami.
+tarannie zamykaj drzwi i znw zalega cisza. ;isza innego
rodzaju, <ickard od razu znajduje na ni okre%lenie.
-rzmi ono8 /styd.
44
My%laem, #e mam rozmawia$ z inspektorem -arbarottim &
powiedzia .omas /inckler i usiad po drugiej stronie
biurka.
& ;o% mu wypado & wyja%nia F(a -ackman. & 7le jestem
lak samo obeznana ze spraw jak on, wi!c nie ma to
znaczenia.
& "aprawd!4 & odpar .omas /inckler. Poprawi kant
swoich jasnych spodni i zao#y mikroskopijne prostoktne
okulary. & "ie rozumiem, dlaczego pa0stwo wci# to dr#.
& *araz panu wyja%ni! & powiedziaa -ackman. & .ak
naprawd! nie jest to szczeglnie dziwne. Mamy mocne pod&
stawy, by uwa#a$, #e )ermund )rooth zosta zamordowany.
1 pa0ska siostra trzydzie%ci pi!$ lat temu rwnie#.
Obserwowaa jego reakcj!. Miaa nadziej!, #e b!dzie wy&
ra5na, ale nic takiego nie nastpio. 3nis tylko brwi i lekko
pokiwa gow z powtpiewaniem. /prawdzie znowu zacz
skuba$ spodnie, ale nie chciaa pozwala$ sobie na
nadinterpretacj !.
& .rudno mi w to uwierzy$ & powiedzia. & 7le po rozmowie
z pani koleg zrozumiaem, #e wa%nie to jest na tapecie. ;o
mwi wam, #e oboje mogli zosta$ zamordowani4
& "ie mog! si! wdawa$ w szczegy & odpara F(a -ackman
i jak zwykle zacz!a si! zastanawia$, jak wiele razy wy&
powiedziaa to zdanie. "ie mog! si! wdawa$ w szczegy.
& Podejrzenia pojawiy si! przecie# ju# po %mierci pa0skiej
siostry & dodaa. & Prawda4
& "ajwyra5niej & odpowiedzia .omas /inckier, wzruszajc
ramionami. & .en cay +andlin cign %ledztwo miesicami.
)unilla i ja rozmawiali%my z nim kilka razy.
& 3wa#a pan to za dziwne4 & zapytaa -ackman. & *e
prowadzi dochodzenie4
& "ie wiem & odpar .omas /inckier z przelotnym, nie&
wyra5nym u%miechem. & .o byo tak dawno. 7le chodzio
przecie# o ten jej krzyk. -ardzo sabo si! orientuj! w poli&
cyjnym sposobie my%lenia i pracy.
Mo#liwe, #e w ostatnim zdaniu krya si! nutka ironii, trudno
jednak byo to stwierdzi$. F(a -ackman przewrcia kartk!
w swoim notatniku i zrobia krtk pauz!. /inckier nie
wypeni jej sowami, tylko spokojnie czeka.
& /ie pan o tym, #e w zeszym tygodniu rozmawiaam z
pana #on4
& Oczywi%cie. Mwia mi o tym.
& ;hciaabym zacz$ od co?ni!cia si! do wydarze0 sprzed
trzydziestu pi!ciu lat. 7 dokadniej, do spotkania u <ickarda
i 7nny -erglundw dzie0 wcze%niej.
& <ozumiem & odpar .omas /inckler.
;zy#by4 & pomy%laa -ackman. 1 co takiego rozumiesz4 *e
mamy wszelkie powody, by docieka$, co stao si! tego
wieczoru w para?ii <>dRkra4 *e stao si! wtedy co%, co
wskazywaoby, #e nast!pnego dnia kto% zginie, a on dosko&
nale o tym wiedzia4
7 mo#e by to tylko niewinny komentarz4 "ie wiedziaa, po
raz kolejny wszystko balansowao na ostrzu no#a. 7lbo&
&albo.
& ;zy naprawd! byli%cie takimi dobrymi przyjacimi, za
jakich chcieli%cie uchodzi$4
& "ie bardzo pani rozumiem & powiedzia /inckler. & 7ni
ja, ani )unilla nie twierdzili%my, #e w ABPN roku jako%
szczeglnie mocno si! przyja5nili%my. / 3ppsali sp!dzali&
%my ze sob du#o czasu. <ickard i ja poznali%my si! w woj&
sku, a Maria bya moj siostr. 7le kiedy spotkali%my si! na
plebanii u <ickarda, nie widzieli%my si! ju# dugo.
& 6ak dugo4 & zapytaa -ackman.
& ;a szstk nie spotykali%my si! od ponad roku & odpar
/inckler po chwili namysu. )unilla i ja wyjechali%my z
3ppsali w ABPE. ;hyba widzieli%my si! na wiosn! u nas...
mwi! o roku ABPE. Przyszo jeszcze kilka innych osb, nie
tylko te dwie pary. .o by chyba ostatni raz w 3ppsali.
-ackman zanotowaa, nic nie mwic. .omas /inckler
odchrzkn i mwi dalej.
& 3 7nny i <ickarda spotkali%my si! rzecz jasna dlatego, #e
caa czwrka akurat znalaza si! w okolicach Kymlinge. My
siedzimy w )>teborgu, a to przecie# tylko godzina jazdy
samochodem... mo#e ptorej.
& "ie byo wi!c #adnego szczeglnego powodu, dla ktrego
si! spotkali%cie4
& "ie, nic poza tym, #e mieli%my zje%$ kolacj!. "o i poje& i
ha$ na ma wycieczk! w niedziel!, zanim )unilla i ja wr&
cimy do )>teborga. <ickard i 7nna zapraszali, my dali%my
si! namwi$, i tyle.
F(a -ackman skin!a gow.
& ;zyli wasze regularne spotkania z dwiema pozostaymi
parami ograniczaj si! do kilku lat na pocztku lat sie&
demdziesitych4 Mwic %ci%le.
& *gadza si! & odpar .omas /inckier. & Powiedziabym, #e
do lat ABCB&ABPD.
& 1 to wygaso, kiedy jeszcze byli%cie w 3ppsali4
& "ie powiedziabym, #e wygaso. Po prostu oddalili%my si!
od siebie.
& -y jaki% szczeglny powd4
& .ego, #e si! od siebie oddalili%my4
&.ak.
"agle si! zawaha. *anim odpowiedzia, siedzia przez
chwil! w milczeniu, pocierajc brod! kciukiem i palcem
wskazujcym. Poprawia okulary.
*astanawia si!, co mogli powiedzie$ inni, pomy%laa
-ackman. / tym co% jest, a on nie ma pewno%ci, czy ja o
tym wiem. ,oskonale.
;ho$, gdyby to byo wa#ne, powinien chyba dopilnowa$4
Porozmawia$ z innymi4
O ile oczywi%cie nic nie stan!o na przeszkodzie takiej
rozmowie.
)dyby jednak wzi$ pod uwag! tylko tych, ktrzy wci#
#yj, my%laa dalej, to w gr! wchodz tylko dwie osoby. 6ego
#ona i <ickard -erglund.
Oraz Flisabeth Martinsson, o ile j tak#e nale#y liczy$.
& /aha si! pan & powiedziaa F(a -ackman.
.omas /inckier skin gow, sprawia wra#enie jakby
wa%nie podj decyzj!.
& /ybrali%my si! w podr# & powiedzia. & 2atem ABPM roku.
P5niej nie spotykali%my si! ju# za cz!sto.
& Podr#4 & spytaa -ackman.
& /spln podr# po krajach bloku wschodniego & wyja%ni
/inckier. /yprostowa si! odrobin! na krze%le i znw
majstrowa przy okularach. Pewnie kupi je wczoraj, pomy%&
laa -ackman. "ie jest do nich przyzwyczajony.
& .rwaa ponad miesic & oznajmi. & / takich warunkach
ludzie bardzo si! do siebie zbli#aj. ;zasem nawet za
bardzo, no i chyba wa%nie to si! stao.
Przez dziesi!$ minut opowiada o podr#y. O tym, jak
wsplnie kupili autobus, jak przeje#d#ali przez kolejne kraje
na /schodzie8 Polsk!, ;zechosowacj!, /!gry, 6ugosawi!,
<umuni! i -ugari!. 6ak prowadzili na zmian! z )ermun&
dem, poniewa# tylko oni zd#yli zrobi$ prawo jazdy na au&
tobus. 6ak biednie, obskurnie i przygn!biajco byo w wielu
miejscach socjalistycznego raju.
6ak przez tydzie0 kpali si! w Morzu ;zarnym. 6ak je5dzili
po kiepskich drogach i jak wracajc do domu, min!li
Monachium akurat w dniu, kiedy zacz!a si! olimpiada,
ktra przesza do historii gwnie przez zamach terrory&
styczny, w wyniku ktrego zgin!o jedenastu izraelskich
sportowcw... i jak najprawdopodobniej zm!czyli si! sob
nawzajem. +ze%cioro modych +zwedw na maej przestrze&
ni, w %wiecie, ktry by dla nich wa%ciwie zupenie obcy.
F(a -ackman wyj!a kartk! papieru.
& .en autobus, czy ma on co% wsplnego z biurem podr#y,
ktre pa0stwo zarejestrowali4
& .ak & odpar .omas /inckler. & Przez jaki% rok je5dzili%my
troch! po "orrlandii, ale nie byo to zbyt opacalne.
*bankrutowali%my w ABPE.
& 7le p5niej nadal dziaa pan w bran#y turystycznej4
& .ak & u%miechn si! wystudiowanym przepraszajcym
u%miechem. & ;ho$ w nieco bardziej zorganizowany sposb.
& .ak4 & odpara F(a -ackman i zdecydowaa si! zmieni$
temat. & ;zy mgby pan opowiedzie$ troch! wi!cej o
)ermundzie i Marii4
Odchrzkn i znw zamy%li si! na chwil!.
& -yli wyjtkowi & powiedzia. & Oboje bardzo wyjtkowi.
Ona bya moj siostr, kochaem j, ale nie mog!
powiedzie$, #ebym kiedykolwiek j rozumia. )ermund za%
by trudnym czowiekiem, mo#na powiedzie$, #e w pewnym
sensie dziwakiem. .rzeba jednak przyzna$, #e pasowali do
siebie. Po wszystkim sporo o tym my%laem.
-ackman stwierdzia, #e opowiadajc, zrobi si! bardziej
mi!kki. +ama nie mwia du#o, kiedy opowiada o autobu&
sowych perypetiach, wtrcia czasem jakie% pytanie, ale
nagle wydao jej si!, #e odbywaj rozmow!, a nie
przesuchanie. *decydowaa, #e sprbuje zachowa$ ten ton.
& 6ak w takim razie wypado ponowne spotkanie na ple&
banii4 & zapytaa. & Mimo wszystko musiao by$ mio znw
si! zobaczy$4
& )unilla i ja chyba nie spodziewali%my si! po nim zbyt
wiele & odpar .omas /inckier po kolejnej chwili namysu.
& Pami!tam, #e ju# p5niej, kiedy kadli%my si! do #ka,
powiedzieli%my sobie, #e byo troch! sztywno.
& +ztywno4 & zapytaa -ackman.
& .ak jest. / ka#dym razie nie byo to spotkanie starej
paczki, ktra znw dobrze si! bawi. -yo raczej... w pewnym
sensie #enujco. "ie potra?i! tego bli#ej okre%li$. Poza tym
)unilla bya w ci#y, wprawdzie dopiero w czwartym
miesicu, ale szybko si! m!czya. -ya po dwch poronie&
niach, ale tym razem si! udao. "asza najstarsza crka uro&
dzia si! w lutym ABPC roku.
& Maj pa0stwo trjk! dzieci, prawda4
& .ak.
& .ego wieczoru na plebanii nie zdarzyo si! jednak nic
szczeglnego4
& "ie. 6edli%my kolacj! i rozmawiali%my, chyba nikt si!
szczeglnie dobrze nie bawi. ;zasem tak si! zdarza, nawet
je%li ludzie maj najlepsze intencje pod so0cem. Prawda4
Po prostu co% nie dziaa jak powinno. /yro%li%my ze swoje&
go towarzystwa, ka#de poszo w inn stron!, tak bywa.
F(a -ackman zamy%lia si!. 6e#eli rzeczywi%cie co% ukrywa,
robi to umiej!tnie. * drugiej strony, mo#e nie byo zbyt
trudno spu%ci$ lekko ?aszyw zason! na tak stare sprawy 7
je#eli naprawd! dzie0 po owej kolacji na plebanii zdarzyo
si! morderstwo, tak czy inaczej, byo nie5le przedawnione. *
marginesem dziesi!ciu lat.
& ;o pan robi w sobot! MN wrze%nia4 & zapytaa. ;zas prze&
rwa$ ten przyjazny ton rozmowy. & ;zyli dziesi!$ dni temu.
.omas /inclder rozo#y r!ce.
& 1 je#eli zapytam, dlaczego chce pani to wiedzie$, usysz!
oczywi%cie, #e to rutynowe pytanie4
& Oczywi%cie & odpara F(a -ackman. & 7 wi!c4
& <ano graem w gol?a. P5niej pojechaem do )tebor& ga.
/ domu w 2indRs byem z powrotem okoo dziesitej
wieczorem.
& <ozumiem, #e spotyka si! pan z lud5mi, ktrzy mog to
potwierdzi$4
& 1 tak, i nie.
& ;o to znaczy4
& )raem w gol?a z moim starym przyjacielem. / klubie
gol?owym 'assunda, jestem jego czonldem. +ko0czyli%my
chyba koo jedenastej. 6e#eli chodzi o )>teborg, mgbym
poprosi$ pewn osob!, by za mnie por!czya, ale wolabym
nie. Przynajmniej na razie.
& ,laczego4 & zapytaa F(a -ackman i od razu domy%lia si!,
w czym rzecz.
& ;hodzi o kobiet! & powiedzia .omas /inckler. & .o
delikatna sprawa. "ie chc! narobi$ jej kopotw.
& 7 mo#e nie chce pan narobi$ kopotw sobie4
.omas /inclder pokr!ci przeczc gow.
& Moja #ona wie o jej istnieniu. 1 akceptuje to. 6este%my
nowoczesnymi lud5mi. .a kobieta z )>teborga ma jednak
niestety... nienowoczesnego m!#a.
"aprawd! zajebi%cie to s?ormuowa, pomy%laa F(a -ack&
man z w%cieko%ci. "awet postara si! o teatraln pauz!. *
pewno%ci $wiczy to po drodze w samochodzie.
"ienowoczesny m#.
& *apami!tam to & powiedziaa. & 1 wydaje mi si!, #e
powinna pana chroni$, je%li jest taka potrzeba4 "awet je%li
nie jeste%cie pa0stwo razem.
.omas /inckier wzi g!boki wdech i spojrza na inspektor
-ackman ze zmartwion min.
& 6a nie zabiem )ermunda )rootha & powiedzia. & 1 nie
sdz!, #eby ktokolwiek to zrobi. ;ho$ przyznaj!, #e mog!
si! myli$.
F(a -ackman pokiwaa gow.
& ,laczego odwiedzi pa0stwa w czerwcu4 .o musiao by$
niespodziewane. * kobiet, i w ogle4
& -ez wtpienia byo niespodziewane & zgodzi si! /inckier.
& Kiedy wpadli%my na siebie w )teborgu, powiedziaem to
tak sobie. 6ak si! czasem mwi. /padnij do nas, bo ja
wiem... oczywi%cie nie chodzio o to, #eby skorzysta.
& 7le tak zrobi4
& .ak. 7le o tej wizycie rozmawiaem ju# z inspektorem
-arbarottim. Moja #ona rozmawiaa z pani. 6estem pe&
wien, #e #adne z nas nie ma ju# nic wi!cej do dodania.
F(a -ackman pokiwaa gow.
& /st!pnie mog! si! zgodzi$. *ostay mi jeszcze tylko dwa
pytania. Pierwsze brzmi8 jak to mo#liwe, #e chodzili%cie po
lesie ka#de osobno4 "ikt nie mia nawet kontaktu
wzrokowego z #adn inn osob. "ie uwa#a pan, #e to si!
wydaje dziwne4
& "ie & odpowiedzia .omas /inckier.
& ;zy umwili%cie si! w ten sposb4
& 3mwili%my si!4
/ydawa si! nie rozumie$ pytania.
& "ie, nic z tych rzeczy & cign mimo to, po tym jak
wycign z kieszeni komrk! i chwil! na ni popatrzy. &
Pami!tam jednak, #e +andlin te# uzna to za dziwne. "a
pocztku pomy%laem, #e ma racj!. 1m du#ej jednak o tym
my%l!, tym mniej dziwne mi si! to wydaje. +koro poszli%my
na grzyby, byoby przecie# idiotyczne, gdyby%my wszyscy
szukali ich w tym samym miejscu. "ajcz!%ciej zaczyna si! w
maych grupkach, dwu& albo trzyosobowych, jednak cho&
dzc po lesie, ka#dy stara si! znale5$ swj wasny rewir. 2u&
dzie si! rozdzielaj i po dziesi!ciu&pi!tnastu minutach jest
si! ju# samemu. My%l!, #e po namy%le przyzna mi pani
racj!.
F(a -ackman zastanowia si! szybko. "ie dosza do #adnego
wnioskuJ mo#e i jest tak, jak on mwi. *adaa ostatnie
pytanie.
& /ie pan, #e 7nna -erglund zmara dzi% wczesnym
rankiem4
Kiedy poszed, siedziaa przez chwil! w gabinecie i prbo&
waa rozstrzygn$, czy westchn z ulg, czy te# nie. / ka#&
dym razie nijak nie skomentowa wiadomo%ci o %mierci
7nny -erglund. Potrzsn tylko lekko gowJ #eby by$
pewnym, potrzeba by kamery.
<ozmowa jednak bya tylko w jej gowie i na ta%mie, a
westchni!cia mog by$ bezgo%ne. *waszcza je%li prbuje
si! je ukry$. Podniesione i opuszczone ramiona. Powi!ksza&
jca si! mimo woli klatka piersiowa.
"iewystarczajce, by z tym i%$ do prokuratora, ale mo#e
byoby widoczne na ?ilmie.
+ama westchn!a i zadzwonia do -arbarottiego.
"ikt nie odbiera.
+iedziaa przez chwil!, po czym znowu podniosa suchawk!
i zadzwonia do +kanii.
45
/rbel po.
"igdy nie b!d! o tym mwi$.
Powinni byli mnie zabi$, ale dali sobie spokj. *naczyam
tak niewiele, #e nawet nie chciao im si! tego zrobi$.
6e%li kiedykolwiek b!d! miaa okazj! zabi$ ktrego% z nich,
zrobi! to. "ie zawaham si!, zrobi! to z przyjemno%ci.
7le oczywi%cie nie b!d! miaa takiej okazji.
*wrcili mnie, tak jak si! umwili%my, i opu%cili%my .i&
misoar!. ,o nikogo nie powiedziaam ani sowa i w ko0cu
pogodzili si! z moim milczeniem. Kiedy kilka godzin p5niej
si! zatrzymali%my & bya p5na noc, cho$ jeszcze nie zapad
zmierzch, a kierowc by .omas & napisaam na kartce8
Dalej do =orza *zarnego. :ez postoj(.
*nw prbowali ze mn rozmawia$, ale skuliam si! pod
kodr na tyach autobusu. Potwornie mnie bolao. )er&
mund prbowa mnie dotkn$, ale go zdzieliam.
Mia w ramieniu du# otwart ran!, ale go zdzieliam.
;zytaam, #e kiedy rodzi si! dziecko, wydziela si! w nim
hormon zapomnienia. .o jedna z pierwszych rzeczy, jakie
dziej si! w #yciu, i ma to swoje uzasadnienie. Prze#ycie
rodzenia si!, wychodzenia z ona na %wiat jest tak silne, #e
nie mo#na go porwna$ z niczym innym. ,latego musi
pj%$ w zapomnienie, bo gdyby byo tam nadal, staoby na
drodze ka#demu innemu prze#yciu.
;hciaabym dosta$ dawk! tego hormonu. Pierwszej nocy
my%laam o tym, le#c pod kodr.
,ajcie mi zapomnienie. *abierzcie t! godzin! z mojego
#ycia.
.o, jak po kolei we mnie wchodzili. 6ak brudnymi palu&
chami obmacywali mnie i %ciskali. 6ak brali mnie we dwch
naraz i jak wsadzili mi knebel w usta, poniewa# ich gryzam.
Kmierdzc benzyn szmat!, ktr znale5li w jednym rogu.
6ak zapryskali mnie ca ohydn sperm z ich brudnych
kutasw i jak si! %miali.
,wch si! %miao. 6eden si! wstydzi. ,owdca robi
wszystko z kamienn twarz, ale mao brakowao, by mnie
udusi, gdy si! w ko0cu spuszcza. "ie powstrzymywaam
go, po prostu za wcze%nie zwolni uchwyt.
"igdy nie b!d! ju# taka sama. ,ajcie mi ten hormon. "ie
chc! przebywa$ w pobli#u #adnego innego czowieka.
"ie jadam od dwch dni. "igdzie nie rozbili%my obozu.
Milczco zmuszaam ich, by jechali dzie0 i noc.
Po drodze dostaam okresu. Musz! dotrze$ do Morza
;zarnego i wymy$ si! do czysta.
,oje#d#amy do Mamai. ;hodz! na pla#! sama. "ie mwi!.
"ie patrz! w oczy.
.am i z powrotem, tam i z powrotem. Kilka hoteli, piasz&
czysta pla#a, morze. +pasieni czarterowi tury%ci, opalajcy
si! na piasku. Obszar jest ogrodzony drutem kolczastym.
"ie ma #adnych sklepw, spa%laki jedz wszystkie posiki w
swoich hotelach.
"ie pasujemy tu. Mieszkamy w autobusie na kempingu, tu#
za drutem.
7le nie przejmuj! si! tym. Prawie w ogle nie jem. .ylko
troch! orzechw i owocw. +paceruj! pla# bez ko0ca. .am
i z powrotem, od rana do wieczora.
Pij! wod!. Myj! si! w morzu. .o nie wystarczy. /rbel jest
pokaleczony.
Po kilku dniach ruszamy. 6edziemy cay dzie0 i przekracza&
my granic! z -ugari. ,ocieramy do kolejnej miejscowo%ci
wypoczynkowej.
1d! na inn pla#!. "ie mwi!. Martwi si!, ale zostawiaj
mnie w spokoju. / nocy )ermund czasem kadzie na mnie
r!k!, pozwalam mu j tam trzyma$.
;zasem co% do mnie szepcze. Pozwalam mu szepta$.
7le nie mwi!.
/iem, co my%l. 6u# wcze%niej bya dziwna. "ie poprawio
si! jej.
Maj absolutn racj!. "ie poprawio mi si!.
;hodz! i chodz!. Myj! si! w morzu. Myj! si! w morzu.
46
2e#aa podczona do respiratora.
On siedzia obok na krze%le i patrzy na ni. "ie pozo&
stawao nic innego, mo#na byo tylko patrze$. "ic, co by
powiedzia lub zrobi, nie mogo zmieni$ sytuacji. Uadna
my%l. / ogle nic.
-yo wp do smej, miaa pozosta$ pod narkoz jeszcze
przez wiele godzin. ;hyba dopiero jutro rano mieli j
wybudzi$. *robili operacj!. /edug chirurga, doktora Iem&
mingssona, przebiega zgodnie z planem. -arbarotti roz&
mawia z nim dwadzie%cia minut i nadal nie wiedzia, co
oznacza zgodnie z planem.
*na znaczenie tych sw, ale nie wiedzia, co si! za nimi
kryje. -!dzie wiadomo dopiero, kiedy pacjentka obudzi si! z
narkozy. .ak powiedzia Iemmingsson.
Krwawienie byo stosunkowo niewielkie. Odprowadzono
krew i przypalono naczynie. "ic nie wskazywao na to, #e
wystpiy jakie% trwae uszkodzenia.
* drugiej strony, trudno stawia$ diagnozy, gdy chodzi o
mzg. "ie ma to rwnie# wi!kszego sensu. "ajpro%ciej
poczeka$, a# pacjent si! wybudzi, i stwierdzi$ ?akt.
.ak powiedzia Iemmingsson.
*a ile% godzin. <egularnie przychodziy piel!gniarki,
sprawdzay poziom %wiadomo%ci, kuy j dugopisem w ko&
niuszki palcw i %ciskay jej r!ce. Odczytyway in?ormacje
na ekranach. <ozmawia te# z anestezjolo#k. "azywaa si!
Mousa(i i urodzia si! w 1ranie. /yja%nia, #e to wszystko
rutynowe czynno%ci. .eraz najwa#niejsze byo to, by od&
czy$ pacjentk! od respiratora w odpowiednim momencie.
Prawdopodobnie jednak nie wcze%niej ni# jutro rano.
.ak powiedziaa Mousa(i.
;zasem trzyma j za r!k!. Mwi do niej. *astanawia si!,
czy go syszyPewnie nie syszaa, nie byo #adnej odpowiedzi
i, je%li wierzy$ medycynie, nie mogo jej by$. ;zowiek, ktry
nie potra?i oddycha$ bez pomocy respiratora, nie potra?i te#
komunikowa$ si! ze %wiatem.
.ak my%la )unnar -arbarotti, nie powstrzymywao go to
jednak przed trzymaniem jej za r!k! i mwieniem do niej.
<ozmawia te# z dzie$mi. Przez tele?on. Kilkakrotnie, z +ar,
6enny i 6ohanem. *waszcza z 6enny i 6ohanem, to ich
matka le#aa obok w #ku. Marianne bya oczywi%cie tak#e
przyszywan mam 2arsa i Martina & i +ary & jednak gupio
byoby wmawia$ sobie, #e nie ma r#nicy. / 'illa Pick?ord
mieszkali trzy lata jak rodzina, ale krew jest g!stsza ni#
woda i g!stsza ni# czas.
/szystko poszo dobrze, powiedzia im. *operowali j, ale
wybudzi si! chyba dopiero jutro. ;o chcecie zrobi$4
6enny nie wiedziaa, a 6ohanowi trudno byo cokolwiek
powiedzie$, -arbarotti sysza, #e powstrzymuje zy.
*aproponowa, #eby przyjechali pierwszym porannym
pocigiem. -!d oczywi%cie w staym kontakcie tele?onicz&
nym, gdyby w nocy co% si! stao, ale wystarczy, je%li
przyjad do +ahlgrenska jutro przed poudniem.
Prawda4
7le je%li chcecie jecha$ teraz, to w porzdku.
3mwili si! w ten sposb. Pierwszy pocig jutro rano.
2ars i Martin na razie zostan z +ar w Kymlinge. +prbuj
#y$ jak do tej pory.
,oda, #e mo#e si! zdarzy$ i tak, #e Marianne ju# jutro
zostanie przewieziona z powrotem do Kymlinge. / takim
wypadku 6ohan i 6enny w ogle nie b!d musieli jecha$ do
)teborga. 6e%li wszystko pjdzie dobrze.
;o znaczy 9wszystko pjdzie dobrze:, rwnie# nie wiedzia.
Pomy%la, #e tak naprawd! nie wie nic.
<ozejrza si! po sali, w ktrej siedzia. 1 w ktrej le#aa Ma&
rianne. -ya klinicznie biaa. +am respirator by
gmatwanin rurek, kabli i ekranw, z ktrych mo#na byo
odczyta$ stan pacjenta. ,o ust wprowadzono jej rurk!,
ktra pomagaa w oddychaniu, druga biega przez nos,
jeszcze jedna zdawaa si! znika$ gdzie% w brzuchu. ;zwarta
mierzya jej puls. Piel!gniarki cz!sto przychodziy i
sprawdzay wszystkie ?unkcje #yciowe. 6edna z nich
wyja%nia mu to w oglnym zarysie, ale zorientowa si!, #e
nie jest zbyt podatny na in?ormacje.
*asoni!te #aluzje w oknach. ;o jaki% czas pytanie, czy chce
co% do jedzenia albo do picia.
"ie, nie chcia niczego.
+owa z -iblii powrciy, podobnie jak rozmowa z -ogiem w
takswce.
W peni ycia idziesz za rk z anioem %mierci.
$-no%.
/ci# nie wiedzia, w ktrym miejscu -iblii mo#na znale5$
te sowa, u?no%$ za% w dalszym cigu bya mydem. -y$
mo#e da si! u?a$ tylko krtko, my%la, kilka minut co jaki%
czas, odczuwa$ swego rodzaju bezpieczn, lecz przemijajc
pewno%$, #e wszystko b!dzie dobrze.
7lbo chocia# #e samemu nie mo#na nic poradzi$ i dlatego
nale#y odda$ wszystko w r!ce innych.
Medycyny4 +iy wy#szej4
7le tylko na jaki% czas. ;iemno%$ cay czas czekaa za
rogiem, czy# nie4 Przyczajona i cierpliwa.
;ho$ jakie to, u licha, ma znaczenie, jak ja sam si! czuj!4
& pomy%la z nagym gniewem. ,laczego nie koncentruj! si!
na niej4 .ylko siedz! tu i pawi! si! we wasnym nieszcz!%&
ciu. ;o to za debilne u#alanie si! nad sob4 Musz! oczywi&
%cie skupi$ wszystkie siy na my%leniu o Marianne.
*nowu chwyci jej r!k!. 2ekko j %cisn i prbowa wy&
obrazi$ sobie, #e ona mimo wszystko to czuje. -yoby do&
brze, gdyby czua, poniewa# zda sobie spraw!, #e chce jej
co% powiedzie$. &rzekaza, w jaki% tajemny, a jednak
skuteczny sposb.
.ych spraw bylo oczywi%cie bardzo wiele, ale jedna bya
wa#niejsza ni# wszystkie pozostae. Miaa zwizek z )er&
mundem )roothem i tkwia w nim jak cier0.
;hodzio o to, #e przez cay weekend nie by w stanie
przezwyci!#y$ swojej gruboskrno%ci. *e by zazdrosny o
kogo%, kto ju# nie #y i kto by z ni w zwizku kilkadziesit
lat temu, na dugo, zanim on sam pojawi si! w jej #yciu. *e
w pewnym sensie mia jej to za ze. .o przecie# byo
absurdalne. ,ebilne, jak ju# stwierdzi.
Kiedy w pitek wieczorem rozmawia z ni przez tele?on,
wracajc z )teborga, my%la, #e problem jest rozwizany
albo #e rozwi# go, jak tylko przyjad do domu, tak si!
jednak nie stao. / jaki% sposb wisia mi!dzy nimi w po&
wietrzu przez cay weekend. Po prostu dlatego, #e o nim nie
rozmawiali. 7ni on, ani Marianne nie poruszali tematu
)ermunda )rootha.
"ie nale#ao to jednak do Marianne. Oczywi%cie, #e nie. .o
on nie podj inicjatywy.
"ie wspomnia nawet o tym F(ie -ackman. "ie powiedzia,
#e jego #ona by$ mo#e wie to czy owo na temat ?izyka
)ermunda )rootha, ktrego za wszelk cen! starali si!
rozgry5$.
Poniewa# Marianne przez rok bya z nim w zwizku.
.o te# byo absurdalne. 2epsz osob! do wydania opinii o
nim trudno byo sobie wyobrazi$, a czy nie to wa%nie byo
centralnym punktem caej historii4 ;harakter )ermunda
)rootha. Mogo tak by$. / ka#dym razie byo to wa#ne.
.eraz za% w %wiadek, jego wasna #ona, le#aa w szpitalu w
sterylnej sali i nie moga mwi$, poniewa# miaa wylew.
Mo#e ju# nigdy nie b!dzie mwia4
Ogarn!a go naga rozpacz, poo#y gow! na brzegu #ka i
zanis si! paczem.
Przysza piel!gniarka. Popatrzya przez chwil! na aparatur!,
na Marianne i na niego. +zczypn!a pacjentk! kilka razy w
palce i zostawia ich samych.+zesnastego sierpnia
zako0czyli pobyt nad Morzem ;zarnym i ruszyli z
powrotem.
Przez -ugari!. /szystkie drogowskazy byy napisane
cyrylic, trudno byo si! porusza$.
,o tego drogi nie byy lepsze ni# w <umunii. * reguy nie
udawao im si! przejecha$ wi!cej ni# trzysta, trzysta
pi!$dziesit kilometrw dziennie, a ich wiza tranzytowa
stracia wa#no%$, kiedy jeszcze byli w +o?ii.
<ickard po .imisoarze przesta spisywa$ dziennik, ale 7nna
robia to dalej ze swego rodzaju zawzi!t powag.
@otogra?owaa i sporzdzaa notatki. <zecz jasna tak#e z
my%l o owej serii artykuw, nie by to cel sam w sobie.
<ozmawiali bardzo niewiele i nie kochali si! ze sob.
* jakiego% powodu nie dao si! tego robi$, kiedy w%rd nich
bya Maria. Kiedy le#aa tam z tyu autobusu, milczca i
skamieniaa. Pierwszy raz od wej%cia w okres dojrzewania
<ickard nie mia ochoty na seks. +eksualno%$ staa si! tabu,
czym% zakazanym, i domy%la si!, #e reszta odbiera to po&
dobnie.
<an! )ermunda opatrzy lekarz dla turystw w Mamai.
*apyta, jak powstaa, ale nie wchodzili w szczegy. Mo#e
lekarz i tak zrozumia, a mo#e nie chcia wiedzie$. .ak czy
inaczej, miao by$ dobrze, rana obejmowaa tylko mi!kkie
cz!%ci. )ermund mia szcz!%cie, olbrzymie szcz!%cie. ,wie
kule nie tra?iy, trzecia go drasn!a.
* ranami Marii byo inaczej. Proces leczenia wymyka si!
wszelkim prognozom. Od zdarzenia w .imisoarze nie
powiedziaa ani sowa i wygldao na to, #e nie chce mie$ z
nimi nic do czynienia. "awet z )ermundem.
)unilla pisaa do niej listy. +iedziaa z przodu autobusu i
zapisywaa stron! za stron w swoim koonotatniku. Kartki
wkadaa do kopert i wr!czaa Marii.Maria je przyjmowaa,
<ickard nie widzia jednak, by kiedykolwiek czytaa. /
ka#dym razie )unilla nigdy nie otrzymaa listu zwrotnego.
.o za )unill! Maria zo#ya si! w o?ierze. <ickard prbowa
wyobrazi$ sobie, co musi czu$. Moga zosta$ zgwacona
przez czterech m!#czyzn, ale unikn!a tego, poniewa# Maria
zaj!a jej miejsce.
* jakiego% powodu. .o byo niepoj!te, ale cay cig wy&
darze0 w .imisoarze taki by. -yy to dwie godziny wyj!te z
jego #ycia, z #ycia ka#dego z nich, i wydawao si!, #e zmie&
niy wszystko. "ie tylko dla Marii, ale dla nich wszystkich.
Przekroczyli prg, membran! za, a po drugiej stronie %wiat
wyglda inaczej. 1 nigdy nie b!dzie taki sam.
;ho$ najgorzej miaa oczywi%cie Maria. *miany jej %wiata
nie sposb byo sobie wyobrazi$.
<ozwa#ali zgoszenie si! na policj!. "ie, nie rozwa#ali, kto%
o tym wspomnia, mo#e .omas, ale Maria pokr!cia gow.
<ickard to pami!ta, po tym, jak wczyli silnik i wyjechali
przez bram!, potrzsn!a gow i kilkoro innych zrobio to
samo. Fie policja. ;zy ci m!#czy5ni nie byli wa%nie
policjantami4
P5niej, tej samej nocy, Maria podaa im kartk!. :ez po
stoj(.
"igdzie nie zatrzymywali si! na du#ej. .ylko na tyle, ile
potrzeba na zatankowanie czy na zakupy. ;ud, #e autobus
si! nie rozlecia.
/ dwie doby dotarli jednak do Mamai, a tam wreszcie byo
morze.
/ +o?ii sp!dzili ptora dnia i pojechali dalej na zachd,
chcc dotrze$ do +kopie w 6ugosawii. "a kr!tych, ?atalnych
grskich drogach zacz!li apa$ gumy. Ka#dego dnia
zmieniali koo, otoczeni przez %miejce si! dzieci z okolicz&
nych grskich wiosek. Uebray o gum! do #ucia, ale zapas
ju# dawno si! sko0czy. Kredy po poudniu przyje#d#ali do
kolejnego maego miasteczka, zaczynali od znalezienia
warsztatu wulkanizacyjnego, #eby przez noc naprawiono im
zapasowe kolo. Ka#dego dnia tak bylo. Q(lk byo jedynym
sowem, ktrego u#ywali. / tych stronach ka#dy by przy&
zwyczajony do przebitych opon.
"ocowali najcz!%ciej w hotelach zamiast w autobusie.
Prawie nic to nie kosztowao, a za bezcen dostawali rwnie#
kolacj! i %niadanie. <ickard wiedzia, #e na zawsze zapami!&
ta te mae miejscowo%ci, z ktrych jedna wr!cz do zudzenia
przypominaa drugJ zanim dotarli do +kopie, nie odwiedzi&
li ich oczywi%cie wi!cej ni# trzy czy cztery, ale zarwno czas,
jak i miejsca wydaway si! ulotne i nierzeczywiste. Podobnie
jak spokojna wymiana zda0 na granicy, spowodowana wy&
ga%ni!ciem ich wizy. *apacili par! marek niemieckich,
doo#yli kilka paczek papierosw i mogli jecha$.
/ tych dniach prawie w ogle ze sob nie rozmawiali, je%li
nie byo to konieczneJ czasem odnosi nawet wra#enie, #e
sam j!zyk sta si! czym% wstydliwym. "a tyle wstydliwym,
#e nale#ao si! powstrzymywa$ przed jego u#ywaniem.
6ak gdyby sytuacja, to, co wisiao w powietrzu po zdarzeniu
w .imisoarze, tego wymagaa. 6akby milczenie Marii
przeszo rwnie# na innych. 2ub ich do tego zmusio. +oli&
darno%$ w nieznanej dotychczas ?ormie.
.ak to mniej wi!cej wygldao. <ickard co jaki% czas pr&
bowa nawiza$ rozmow! z -ogiem, wkrtce jednak odkry,
#e z tamtej strony odpowiada mu taka sama cisza. 6akby na&
wet On dostrzeg o?iar! Marii i przyj wyczekujc
postaw!.
Musimy jecha$ do domu, pomy%la <ickard. "ic nie b!dzie
ani odrobin! normalne, dopki tam nie wrcimy.
,ojechali do dotkni!tego trz!sieniem ziemi +kopie. 6echali
przez +arajewo i ,ubrownik, a ME sierpnia zostawili za sob
blok wschodni i wjechali na pi!kny pwysep 1stria.
/zgrza opadajce prosto do Morza 7driatyckiego, krysz&
taowo przejrzysta woda, kpali si! jednak tylko godzin!.
Kiedy wjechali do .riestu we /oszech, <ickard poczu, #e
ogarnia go uczucie swoistej ulgi. "agle %wiat znw wydawa
si! mo#liwy do ogarni!cia. <ickard roz(mia otoczenie.
7 przynajmniej wmawia sobie, #e tak jest. 7tmos?era w
autobusie te# si! mo#e troch! poprawia, ale niewiele. Maria
w dalszym cigu si! nie odzywaa. <eszta postanowia, #e
wieczorem pjd do nieco bardziej eleganckiej restauracji w
alpejskim miasteczku .olezzo. -ya to swego rodzaju
ostatnia prba odzyskania normalno%ci, niezbyt jednak
udana. )ermund i Maria nie poszli, kiedy za% .omas pr&
bowa rozmawia$ o tym, co si! stao, nikt si! nie przyczy.
+owa w dalszym cigu sprawiay trudno%$. Ograniczyli si!
do zawarcia swoistego porozumienia. 3mwili si!, #e nigdy
nie zdradz tego, co wydarzyo si! w .imisoarze. "ikomu.
/szyscy uznali t! decyzj! za oczywist.
/yszli z restauracji po niecaych dwch godzinach.
/czesnym rankiem MC sierpnia przeje#d#ali przez Mona&
chium, gdzie tego samego dnia miay si! rozpocz$ letnie
igrzyska olimpijskie. ,o zamordowania jedenastu izrael&
skich sportowcw zostay jeszcze dwa tygodnie, powietrze
byo czyste i rze%kie.
"ocowali na kempingu koo miasta uniwersyteckiego
)>ttingen w ,olnej +aksonii, p5niej za%, wieczorem MP
sierpnia, zd#yli na ostatni prom z Puttgarden do <>dby w
,anii. -ez zatrzymywania si! przejechali przez ,ani!
1 cie%nin! Qresund tras Ielsing>r&Ielsingborg i dwana%cie
godzin p5niej byli w 3ppsali.
-ya pnoc z MO na MB sierpnia. "ie byo ich trzydzie%ci
siedem dni. Ostatni tydzie0 sp!dzili niemal wycznie w
autobusie. "ie tak miao by$, <ickard za% pomy%la, #e
najch!tniej przespaby tydzie0 w swoim #ku i obudzi si!
w jakim% innym %wiecie.
O czym my%li i czego by chciaa 7nna, nie wiedzia. Mia
jednak nadziej!, #e znowu zaczn ze sob rozmawia$.
48
F(ie -ackman udao si! zapa$ -arbarottiego dopiero o
dziesitej wieczorem.
Powiedzia, #e mia wyczon komrk!, poniewa# prze&
bywa w szpitalu +ahlgrenska w )teborgu.
& +ahlgrenska4 & zdziwia si! -ackman. & ;o ty tam robisz4
& ;hodzi o Marianne & odpar -arbarotti i musiao upyn$
pi!$ sekund, zanim wydusi, #e miaa wylew.
-ackman rwnie# milczaa pi!$ sekund. ;o najmniej. /y&
dawao si!, #e suchaj swoich oddechw w niesko0czono%$.
=arianne. Wylew. .a in?ormacja nie chciaa pomie%ci$
jej si! w gowie. /ylew nie zdarza si! przecie# w wieku... ilu
lat4 ;zterdziestu pi!ciu4 .akie rzeczy dziej si! w jesieni
#ycia, nie w jego %rodku. "ie Marianne, to byo po prostu
niemo#liwe. ;zy#by jednak4
& -o#e kochany & wykrztusia w ko0cu. & "ie wiedziaam...
& *operowali j & rzek -arbarotti. & 7le jeszcze si! nie
obudzia. Prawdopodobnie b!d j wybudza$ dopiero jutro
rano.
& 7le co si! stao4 & zapytaa -ackman. & "ie mog! uwierzy$,
#e to prawda.
& .!tniak & odpar -arbarotti. & P!ko mae naczynie w
mzgu.
*robi krtk pauz!, zanim mg mwi$ dalej, ona za%
usyszaa, #e z trudem nad sob panuje.
& "ajwyra5niej mo#e si! to zdarzy$ w ka#dej chwili. 1 ko&
mukolwiek. +tracia przytomno%$, kiedy bya w pracy... i
tyle.
& 1 tyle & powtrzy z jakiego% powodu.
& .o okropne & powiedziaa -ackman. & ;o b!dzie... b!d
jakie% konsekwencje czy... to znaczy, co mwi4
Odchrzkn.
& "ie mog nic powiedzie$, dopki si! nie obudzi. .ak wi!c
siedz! tu i czekam.& Musisz by$ w szoku.
& 6estem. 6u# od ponad siedmiu godzin. 7le tu nie chodzi o
mnie, tylko o Marianne.
& .ak, tu chodzi o Marianne & zgodzia si! F(a -ackman
1 nagle zauwa#ya, #e %wiat wokoo si! zakoysa. Krtko&
trwae, mentalne trz!sienie ziemi, chyba troch! op5nione,
bo od samego wstrzsu min!a minuta. 3siada i pomy%laa,
#e nie jest to specjalnie dziwne. 7ni trz!sienie, ani op5nie&
nie. -arbarotti nic nie powiedzia, ale syszaa w suchawce
jego oddech.
& 6ak z dzie$mi4 & zapytaa.
& 6ohan i 6enny przyjad jutro rano. Prawdopodobnie. "a
razie jest z nimi +ara.
F(a -ackman skin!a gow. ;ho$ przy rozmowie przez
tele?on na niewiele si! to zdao. 6ednak wszystkie sowa
nagle wyday si! puste. ;o mo#na byo powiedzie$4 ;o ta&
kiego jeszcze doda$4
& 2ekarze nie podaj #adnych in?ormacji4 & zapytaa. &
Musiae% si! chyba czego% dowiedzie$4
& "iewiele si! dowiedziaem & odpar -arbarotti. & /
ka#dym razie krwotok nie by du#y i mwi, #e operacja si!
udaa. .wierdz, #e mo#na by$ dobrej my%li, ale sam nie
wiem... poczekaj, wa%nie przysza siostra i chce ze mn po&
rozmawia$. Musz! ko0czy$.
& 3wa#aj na siebie & powiedziaa F(a -ackman. & -!d! o
was my%laa ca noc.
& ,zi!ki & odpar )unnar -arbarotti.
+iedziaa jeszcze dobr chwil! w rogu kanapy, zanim zde&
cydowaa si! wsta$. "iedawna rozmowa tkwia w niej jak
gw5d5. 6ak du#y, zardzewiay gw5d5. *e te#... #ycie mo#e
by$ tak cholernie kruche. *e w ka#dej chwili wszystko si!
mo#e zdarzy$.
Ka#demu. 6ak si! okazuje. *acisn!a pi!%ci i zamkn!a oczy.
/izerunek Marianne ta0czy jej pod powiekami.
/idziaa j na owym przyj!ciu w 'illa Pick ?ord sprzed
czternastu dni, kiedy to towarzyszyo im siedmioro nasto&
latkw. /tedy chyba nic tego nie zwiastowao4
"ie, na pewno nie, stwierdzia, i to wa%nie jest najbardziej
przera#ajce. *e nie byo #adnego ostrze#enia. *e to si! po
prostu stao. /spaniaej, ciepej, szczodrej Marianne.
Po chwili dosza do wniosku, #e nie ma co wyolbrzymia$.
Przecie# Marianne #ya. Mo#e si! obudzi i cakowicie po&
wrci do zdrowia4 7lbo konsekwencje wylewu b!d stosun&
kowo niewielkie4
7le w takim razie jakie4 "ie miaa poj!cia. "ic nie wiem o
takich przypadkach, stwierdzia. "ie wiem, co mo#e si! sta$
po wylewie.
"ietrudno si! domy%li$, #e na pewne cz!%ci mzgu musi to
mie$ wpyw bez wzgl!du na to, jak may by krwotok. ;zy
jednak pozostae partie nie mog przej$ ?unkcji tych
uszkodzonych4 /ydao jej si!, #e niedawno o czym% po&
dobnym czytaa. O zdolno%ci mzgu do samoregeneracji,
zwaszcza u w miar! modych osb, ktrym przytra?ia si!...
Otworzyy si! drzwi i weszli 6>rgen i Kalle. <zucili swoje
torby sportowe w przedpokoju i krzykn!li 9cze%$S:. /ie&
czorny trening unihokeja dobieg ko0ca.
-ackman wstaa i szybko podj!a decyzj!, #eby o niczym im
nie mwi$. 2epiej zaczeka$ do jutra, kiedy ju# b!dzie
wiedziaa co i jak. 2epiej najpierw troch! si! pozbiera$. <oz&
mowy przy stole o tym i o tamtym jednak nie wytrzyma.
& / kuchni macie chleb i saatk! makaronowS & zawoaa. &
Musz! popracowa$ godzin!, zajmijcie si! tym sami, dobrze4
'iktor %pi u *etterbergw.
& Poradzimy sobie, kochana mamo & odpar Kalle i obdarzy
j nied5wiedzim u%ciskiem.
& 7j & powiedziaa F(a -ackman. *ostawia synw i za&
mkn!a si! w sypialni.
+ypialnia speniaa rwnie# ?unkcj! pracowni, postanowili
tak, kiedy byli ma#e0stwem, dwa lata p5niej biurko wci#
stao tam, gdzie zawsze.
/a%ciwie wszystko wygldao tak jak przed rozwodem,
du#o trudniej mieszkao jej si! w willi ni# w mieszkaniu na
Pampas i nie byo to szczeglnie dziwne. *upenie nieJ ma&
#e0stwo z 'illem byo zakl!te w ka#dej ?ili#ance, w ka#dym
kwiatku na tapecie, ka#dej przekl!tej plamie na sosnowej
pododze koo zlewozmywaka. *a kilka lat to si! jednak
sko0czy, pomy%laa, nie ma powodu do narzeka0. Przynaj&
mniej... przynajmniej nie dostaa wylewu.
,osza do wniosku, #e nie b!dzie jej atwo zasn$. "ie po
tym wszystkim. "ie kiedy Marianne i -arbarotti byli w
+ahlgrenska, wibracje po trz!sieniu ziemi wci# w niej
trway.
2epiej zaj$ si! czym% sensownym i czeka$, a# nadejdzie
sen, zdecydowaa. 7lbo na to, #e zadzwoni znowu z jak%
wiadomo%ci.
;ho$ oczywi%cie tego nie zrobi. )dyby w szpitalu zdarzyo
si! co%, o czym trzeba powiedzie$, pierwsze na li%cie byy
dzieci. Przede wszystkim, rzecz jasna, 6ohan i 6enny, ale
pozostae rwnie#.
"ie, -ackman wiedziaa, #e #adnych wi!cej rozmw z
-arbarottim tego wieczoru i tej nocy nie b!dzie. /yj!a
swoj teczk! i zapalia lampk! na biurku. +i!gn!a po segre&
gatory +andlina, ale si! rozmy%lia.
Posza do kuchni, gdzie siedziay gwiazdy unihokeja. *robia
sobie dzbanek herbaty, powiedziaa, #e nie chce, by jej
przeszkadzano, #yczya im dobrej nocy i wrcia do biurka.
7 teraz si! skoncentrujmy, pomy%laa. Odsu0my )unna& ra
i Marianne w ciemny kt w gowie i pomy%lmy o wwozie
)Rsa.
"ie, nie ciemny, ten kt musi by$ lekko o%wietlony.
1 mi!kko wyo#ony.
*acz!a od mapy. /a%nie o niej bowiem pomy%laa tego
przedpoudnia w lesie.
7 dokadniej rzecz biorc, o tym, by przyjrze$ si! roz&
mieszczeniu siedmiorga grzybiarzy w t! wrze%niow nie&
dziel! przed trzydziestu pi!ciu laty. "ie bya do ko0ca
pewna, co to wa%ciwie da, ale skoro kiedy% wbia sobie ten
znak zapytania do gowy, moga rwnie dobrze postara$ si!
znale5$ odpowied5.
Po pierwszym yku herbaty zdaa sobie jednak spraw!, #e w
gr! wchodzi nie jeden znak zapytania, lecz kilka.
"a przykad, czy mo#e polega$ na mapie +andlina4
*apewne nie w stu procentach, ale mo#e mimo to da si! za
jej pomoc wyciga$ suszne wnioski. )dyby... gdyby za&
o#y$, z jednej strony, #e Maria /inckier zostaa zamordo&
wana, z drugiej za%, #e nie mamy tu do czynienia ze zmow
Vcho$ taka my%l przemkn!a jej przez gow! wczoraj, a mo#e
nawet dzisiaj przed poudniemW & mo#na te# przyj$, #e
ka#dy oprcz mordercy postawi krzy#yk w z grubsza wa%&
ciwym miejscu. <dzie panNpani 'yNa, kiedy
(syszaNa krzyk)
;zy mo#e nie4
+pojrzaa na map! i zamy%lia si!. Krzy#yk numer jeden
oznacza Mari! na skraju zbocza, pozostae byy rozcigni!te
na nierwnym i nieregularnym pokr!gu na poudnie i
poudniowy zachd od wwozu. 6eden z nich & 7nny
-erglund & by wysuni!ty lekko na wschdJ kiedy F(a -a&
ckman odczytywaa map! i porwnywaa j z obrazem za&
pami!tanym z ogl!dzin terenu, pomy%laa, #e wyglda to
cakiem naturalnie. +zli przez las od poudnia, ?ormujc
swego rodzaju wachlarz, oczywi%cie nie musieli by$ tego
%wiadomi, ale szyk zdawa si! regularny. Powoli posuwali
si! na pnoc w stron! kraw!dzi zboczaJ sam wwz nie
mia wi!cej ni# pi!tna%cie&dwadzie%cia metrw szeroko%ci.
6ego wschodnia cz!%$ bya do%$ stroma, zachodnia bardziej
agodna. 3trzymujc obraz w pami!ci, policzya poziomice
na mapie. )dyby poruszali si! dalej, powinni trzyma$
si! lewej, zachodniej strony i tym sposobem przeprawiliby
si! przez wwz.
.ak daleko jednak nie doszli. ,awne miejsce odej%cia
przodkw wyznaczyo kres wszelkich dalszych ruchw.
/ komentarzu do mapy +andlin wyliczy odlego%ci
pomi!dzy poszczeglnymi pozycjami. .rudno byo stwier&
dzi$, czy ma to jakiekolwiek znaczenie, ale najbli#ej Marii
/inckier znajdowaa si! Flisabeth Martinsson, okoo stu
metrw w linii prostej na poudnie. "ast!pnie )ermund
)rooth, okoo stu pi!$dziesi!ciu metrw i troch! bardziej na
wschd. "ajdalej, jakie% trzysta metrw od niej i zarazem
najdalej na zachd, znajdowa si! <ickard -erglund.
Po namy%le dosza do wniosku, #e wydaje si! to zgadza$ z
czasem, w jakim ka#de z nich dotaro do skraju zbocza.
Flisabeth Martinsson jako pierwsza, tu# za ni )ermund
)rooth. .o, #e <ickard -erglund zd#y przed .omasem
/in& cklerem, cho$ mia do pokonania nieco du#szy
dystans, nie musiao oczywi%cie o niczym %wiadczy$. ,o
taldego wniosku w swoim komentarzu doszed rwnie#
inspektor +andlin.
/ielkie pytanie & o ile takowe istniao w tym caym
miszmaszu, pomy%laa F(a -ackman z rezygnacj & brzmia&
o jednak oczywi%cie8 czy kto% z nich zaznaczy swoje poo&
#enie niezgodnie z prawd. Postawi krzy#yk w odlego%ci
stu lub dwustu metrw od Marii, gdy tymczasem znajdowa
si! tu# przy niej na kraw!dzi wzgrza.
*epchn swoj o?iar!, schowa si! za jakimi% %wierkami czy
czymkolwiek, by nast!pnie ukaza$ si! pozostaym
zszokowanym grzybiarzom, gdy moment wydawa si! od&
powiedni.
6akim zreszt grzybiarzom4 F(a -ackman nie natkn!a si!
na #adn wzmiank! o tym, by ktokolwiek znalaz cho$by
pieprznik trbkowy. 6ednak w %wietle tego, co si! stao, nie
bya to mo#e zbyt istotna kwestia.
/estchn!a, wypia yk herbaty i zacz!a czyta$ komentarze
+andlina. +zybko si! zorientowaa, #e doszed do tych
samych wnioskw, co ona. ;zy raczej do tych samych ko&
lejnych znakw zapytania. Poniewa# ka#dy z uczestnikw
wycieczki miat zaznaczy$ swoj pozycj! na biaej mapie, nie
wiedzc, jak zaznaczyli pozostali, ble? musia dla mordercy
wiza$ si! z ryzykiem. "awet je%li w lesie widoczno%$ bya
kiepska, teren nie by poro%ni!ty a# tak g!sto, a wi!c posta&
wienie krzy#yka na chybi tra?i tak, by nie wypad zbyt bli&
sko pozostaych & ktrych poo#enie stanowio niewiadom
& by to bez wtpienia hazard.
* drugiej strony, nie byo to niemo#liwe do zrobienia.
*waszcza je%li sprawca mg obserwowa$, skd nadbiegaj
pozostali po usyszeniu krzyku Marii /inckler. *e swojej
kryjwki za g!stymi %wierkami.
-ynajmniej nie byo to niemo#liwe.
+twierdzi inspektor +andlin.
+twierdzia inspektor -ackman trzydzie%ci pi!$ lat p5niej.
/estchn!a, wypia jeszcze jeden yk herbaty i pomy%laa o
szpitalu +ahlgrenska.
"ast!pnie po%wi!cia p godziny pozostaym sprawom tego
dnia.
"a przykad zeznaniom .omasa /incklera. /czya ta%m!
i suchaa jej przez kilka minut, dosza jednak do wniosku,
#e nie jest to konieczne, poniewa# wszystko dobrze pami!ta.
/yczya wi!c dykta?on i odchylia si! na krze%le, opierajc
nogi na biurku.
;o on takiego mwi4
Mwi, #e ma romans z m!#atk i #e jego #onie to nie
przeszkadza. Przynajmniej tak twierdzi. Przykre, pomy%laa
F(a -ackman, ale zakazu nie ma.
6ego alibi na sobot! zale#ao od tej kobiety. Mo#e mimo
wszystko by mu pomoga, bez wzgl!du na to, czy si! rzeczy&
wi%cie widzieli. Mo#e bya gotowa dla niego kama$.
,laczego jednak .omas /inckler miaby zabi$ )ermunda
)rootha4
,laczego miaby trzydzie%ci pi!$ lat wcze%niej zabi$ wasn
siostr!4
"ie mam bladego poj!cia, pomy%laa -ackman i wypia
jeszcze troch! herbaty. 7 to, co mwi na temat grupy, jakie
to miao wa%ciwie znaczenie4 Mo#e tam mg by$ jaki% pies
pogrzebany4 Paczka rozpada si! po tej podr#y po Furopie
/schodniej... czy nie tak powiedzia4 2atem ABPM roku4 /
takim razie byo to trzy lata przed zdarzeniem w wwozie
)Rsa.
.wierdzi te#, #e przyj!cie na plebanii nie byo zbyt udane.
,awni przyjaciele wyro%li ze swojego towarzystwa.
3ppsalskie lata nale#ay do odlegej przeszo%ci. "ic wi!cej
si! za tym nie kryo4 & zastanawiaa si! -ackman. ;zy on
tego nie wybieli4 Przyzna, #e atmos?era nie bya dobra, by
ukry$ co%, co byo znacznie gorsze4
;zy mogo tak by$4
+pekulacje, pomy%laa. "ic innego, tylko spekulacje.
;ho$ kiedy brakuje umiej!tno%ci, tylko to pozostaje.
Mo#e od samego pocztku miaam racj!, stwierdzia po
jakim% czasie. 6edno spado, a drugie skoczyo. ,laczego tu
siedz!, amic sobie moj biedn gow!4
7no tak, #eby nie my%le$ o +ahlgrenska.
Przesza do rozwa#a0 na temat 2und. .u wystpia kolejna
nieprzewidziana trudno%$. <ozmawiaa z inspektorem
<ibbingiem, ktry oznajmi, #e Kristin Pedersen po prostu
nie stawia si! na umwione spotkanie. ,zwonili kilka razy
na jej kopenhaski numer, ale nikt nie odbiera.
Mo#e to zreszt nie jest tylko kolejna trudno%$4 & pomy%laa
F(a -ackman. Mo#e to co% wi!cej4 @akt, ktry co% znaczy.
.ak czy inaczej, koledzy ze +kanii jutro znw sprbuj, by$
mo#e z pomoc policji z drugiej strony cie%niny.
* dwoma kolegami )rootha z pracy mimo wszystko roz&
mawiali. * pro?esorem 2indskogiem i z adiunktem .rnel&
lem. Obaj dugo znali )rootha, obaj te# nakre%lili taki jego
obraz, jaki na tym etapie by ju# bardzo dobrze znany.
+amotny wilk. -ystry i nienaganny pracownik wydziau,
jednak nikt, kogo by si! znao bli#ej albo z kim si! spoty&
kao. )rooth wola chadza$ wasnymi drogami, a w %wiecie
akademickim tacy ludzie s akceptowani.
<ibbing przysa nagrania obydwu rozmw, jednak nie
zd#ya ich przesucha$. "a razie wystarczyo jej streszcze&
nie, jakie od niego usyszaa przez tele?on.
"o i tye, pomy%laa F(a -ackman i spojrzaa na zegar. *a
pi!tna%cie jedenasta, zm!czenie mimo wszystko dawao jej
si! we znaki. +chowaa segregatory +andlina i wstaa zza
biurka. *robia szybk wieczorn toalet! i posza do #ka.
*amazane, trudne do zrozumienia obrazy -arbarottiego
1 Marianne w szpitalnej sali w +ahlgrenska powrciy, gdy
tylko zgasia %wiato. /ysikiem woli odsun!a je w w de&
likatnie o%wietlony kt.
*amiast tego w gowie pojawia jej si! ostatnia my%l na
temat sprawy, zanim zmorzy j sen.
/ tym jest ukryta jaka% historia. Musi tak by$. Iistoria, do
ktrej si! jeszcze nie zbli#yli%my. /a%nie tak.
49
)unilla spotkaa 7nn! przy kasie ksi!garni 2undeZuistiska.
Obie kupoway ksi#ki. 7nna jak% naukow, ona za% kie&
szonkowe wydanie )eorgesGa +imenonaJ chciaa da$ je na
urodziny nowej kole#ance, ktra te# studiowaa hiszpa0ski.
-ya sobota MA pa5dziernika, obie stwierdziy, #e nie wi&
dziay si! prawie dwa miesice. *auwa#yy to z pewnego
rodzaju wstydliwym zdziwieniem. Przynajmniej )unilla.
Pewnie wa%nie z powodu tego maego wstydu zapytaa
7nn!, czy ta miaaby czas na kaw!. Mo#e w )untherska tu#
za rogiem4
Ku swojemu skrajnie wstydliwemu zdziwieniu odkrya, #e
czeka na to, a# 7nna odmwi. .ak si! jednak nie stao. 7nna
spojrzaa na zegarek, po czym wyrazia zgod!. ,o spotkania
z <ickardem miaa jeszcze godzin!, wi!c czemu nie4
& 6ak tam u was4 & zapytaa, kiedy na stole stan!a kawa
1 cynamonowa bueczka.
& ,obrze & odpara 7nna.
.o wa%nie jest problem z 7nn, pomy%laa )unilla. "igdy
nie przejmuje inicjatywy w rozmowie. +amemu trzeba
pilnowa$, #eby si! kleia. ,orzuca$ drwa do ognia. 6e#eli nie
zaczyna si! tego czy innego tematu, nie zadaje pyta0 czy
czego% nie stwierdza, najcz!%ciej zapada cisza.
6u# wcze%niej przyszo jej do gowy, #e mo#na to odbiera$
jako agodne oskar#enie. .omas u%wiadomi jej to w
trudnym dla niej okresie w zeszym roku. Podczas owych
trudnych, cichych miesi!cy, sp!dzonych w 3llerRker.
;zuj! si!, jakby% mnie za wszystko obwiniaa & powiedzia
przy jakiej% okazji. .o nie jest sprawiedliwe.
.ak 5le, rzecz jasna, nie byo, ani z ni w czasie choroby, ani
z 7nn -erglund w ogle, maomwni ludzie maj jednak
cz!sto swoist przewag!, nie da si! od tego uciec.
& 7 studia4
/skazaa ksi#k!, ktr 7nna wyj!a z plastikowej torby
1 poo#ya na stole koo ?ili#anki kawy.
&"o.
& .o ju# chyba ostatni rok4
7nna pokiwaa gow i ugryza bueczk!.
& *acz!am studiowa$ hiszpa0ski & cign!a )unilla. & "owe
j!zyki s ekstra, czowiek na pocztku tyle si! uczy. <ickard
te# dobrze sobie radzi4
& .ak. +yszaa% co% o Marii4
Przynajmniej jakie% pytanie. )unilla wzruszya ramionami.
& "iewiele. .omas prbuje utrzymywa$ kontakt, ale
niewiele z tego wychodzi. +, jacy s, Maria i )ermund.
1 oczywi%cie nic si! nie poprawio... rozwa#ali%my spotkanie
w szstk!. 7le mo#e lepiej troch! poczeka$4
7nna polowaa gow.
& ;zytaam twoje artykuy o wycieczce w 9,agens "yheter:
& cign!a )unilla. & ;iekawie napisane. ,obrze, #e udao ci
si! to zrobi$, biorc pod uwag!... no, wszystko.
& 6e#eli chce si! by$ dziennikarzem, trzeba umie$ pisa$.
& "o tak, oczywi%cie.
"a chwil! zapada cisza.
& .omas w ka#dym razie doprowadzi autobus do porzdku.
/ przyszy weekend zrobi pierwszy kurs do "orr& landii.
& +yszaam. <ickard mi mwi.
& *obaczymy, jak to wyjdzie. Planuje je5dzi$ co drugi
weekend. 6e#eli )ermund si! doczy, mogliby je5dzi$ co
tydzie0. 7# do %wit. @ajnie by byo, gdyby spka troch!
zarobia.
& +pka, tak & powiedziaa 7nna.
)unilla czekaa, ale nie pado ju# #adne sowo.
& * Furopy /schodniej oczywi%cie nic nie wyjdzie. Mwi! o
przyszych wakacjach. 7le nikt chyba na to nie liczy4
7nna pokr!cia gow. )unilla wypia troch! kawy i zde&
cydowaa, #e ona te# przez chwil! nie b!dzie si! odzywa$.
Odchylia si! na krze%le i spojrzaa za okno. *acz!o pada$.
2udzie przemykali chodnikiem i nie wygldali na zadowolo&
nych. +obotni stres, przeszo jej przez my%l. Podenerwowani
ludzie, ktrzy dotarli do centrum tylko po to, by wyda$
pienidze na rzeczy, ktrych, jak im si! wydaje, potrzebuj.
6aka% mama z wzkiem do poowy osoni!tym ?oli stan!a
tu# przed szyb, wyj!a z wzka krzyczce dziecko i prbo&
waa zrozumie$, co jest z nim nie tak. -o najwyra5niej co%
byo. Obracaa je na wszystkie strony, zanim z powrotem
wo#ya do wzka.
.o mogabym by$ ja, pomy%laa nagle )unilla i ku swojemu
zdziwieniu zauwa#ya, #e to nie sprawio jej blu.
"awet je%li ostatnio nic szczeglnego si! nie wydarzyo,
przynajmniej moga patrze$ na dziecko bez ucisku w #od&
ku. / ka#dym razie kiedy byo niezadowolone i wrzeszczao.
*awsze co%.
& Musz! chyba ju# i%$ & odezwaa si! 7nna. & Przypo&
mniaam sobie, #e przed spotkaniem z <ickardem powin&
nam jeszcze co% zrobi$.
& Okej & odpara )unilla. & 6a chyba jeszcze troch! posiedz!
i poczekam, a# przestanie pada$. Mo#e b!dziemy w
kontakcie i sprbujemy umwi$ si! p5niej4 @ajnie byoby
zobaczy$ twoje zdj!cia.
& *dzwonimy si! & powiedziaa 7nna i wysza z cukierni.
)unilla spojrzaa na zegarek. "ie sp!dziy razem nawet
pi!tnastu minut.
Kolejnego spotkania jednak nie byo. )unilla i .omas
mwili o tym kilka razy, ale zawsze co% stawao na
przeszkodzie. /iedzieli ponadto, #e to do nich nale#y
inicjatywa. 6e%li .omas i )unilla nie zwoaj spotkania, nikt
inny tego nie zrobi.
;ztery kursy do "orrlandii jednak si! odbyy. "a ca
jesie0J trzy razy autobus prowadzi .omas, raz )ermund.
)unilla pojechaa, kiedy kierowc po raz ostatni by .omas.
Przenocowali w skromnym hotelu w 2uleR. Pasa#erw, gdy
zsumowa$ wszystkie cztery kursy, mieli siedemdziesi!ciu
o%miu. ;ena biletu wynosia jakie% sze%$dziesit procent
kosztu przejazdu pocigiem ze zni#k studenckJ wszyscy
podr#ni byli zadowoleni, ale autobus mg pomie%ci$ pi!$&
dziesit osb i zysk by skromny. .omas wyja%ni, #e po&
trzebowaliby przynajmniej trzydziestu pasa#erw na ka#dy
kurs, #eby interes zacz si! opaca$. Powinni te# kursowa$
co weekend, #eby ludzie wiedzieli, #e w pitkowe popou&
dnie wystarczy po prostu wskoczy$ w autobus. 1 #e p5nym
niedzielnym wieczorem b!d z powrotem.
;ho$ by to oczywi%cie dopiero okres testowy. /iosn lepiej
si! ogosz i sprbuj ponownie. Mo#e postaraj si! o
nowego kierowc!J )ermund nie wydawa si! specjalnie
zainteresowany je#d#eniem co drugi tydzie0 tam i z powro&
tem tras FE, a .omas mia kilka osb na oku.
* )ermundem i Mari w ogle byo trudno. "a pocztku, po
powrocie do 3ppsali, biorc pod uwag! to, co si! stao,
najbardziej naturalne wydawao si! zostawi$ ich w spokoju,
jednak z czasem, w listopadzie i grudniu, przynajmniej
)unilla pomy%laa, #e to dziwne, #e ju# si! nie spotykaj.
Maria bya w ko0cu siostr .omasa i mo#e tylko wmawiali
sobie, #e to, co si! stao w .imisoarze, rozejdzie si! po
ko%ciach. Ona tak w ka#dym razie zrobia.
Mo#e zreszt tak si! stao, problem polega na tym, #e nie
wiedziaa. /e wrze%niu i w pa5dzierniku dzwonia do Marii,
chciaa z ni porozmawia$, ale nigdy si! nie dodzwonia. "ie
bya nawet pewna, czy Maria zacz!a ju# mwi$, czy te#
nadal milczaa. 6e%li si! nie mwi, nie odbiera si! rwnie#
tele?onu, to jasne.
"ie widziaa si! z ni w ka#dym razie przez ca jesie0,
kiedy za% spotkaa )ermunda i zapytaa o Mari!, odpowie&
dzia, #e wszystko z ni w porzdku.
Pisaa rwnie# listy, tak samo jak w drodze powrotnej w
autobusie, ale rwnie# nie otrzymywaa odpowiedzi.
& /iemy chocia#, czy nadal tu mieszka4 & zapytaa .omasa
na pocztku grudnia, a on pokiwa gow. Powiedzia, #e
trzyma r!k! na pulsie.
*wykle tak mwi. *e trzyma r!k! na pulsie. )unilla nie
bardzo wiedziaa, co to znaczy, byo jednak jasne, #e .omas
nie chce na ten temat rozmawia$. Mo#e w tajemnicy przed
ni spotyka si! z Mari. "ie bya w stanie tego stwierdzi$,
jak rwnie#, czy nie wynika to przypadkiem z poczucia
winy. @akt, #e nie chce z ni rozmawia$ o siostrze. 7le nie
miao to znaczenia, wystarczyo jej, #e musiaa si! upora$ z
wasnymi wyrzutami sumienia.
Poniewa# tak wa%nie byo, tego okropnego wieczora w
.imisoarze Maria poniosa za ni o?iar!, )unilla wiedziaa
za%, #e gdyby tego nie zrobia, to wszystko by j zniszczyo.
)dyby to ona miaa sp!dzi$ godzin! z #onierzami,
3llerRker nigdy nie miaoby ko0ca. .o Marii zawdzi!czaa
?akt, #e w ogle w jaki% sposb ?unkcjonowaa.
Po prostu.
6ednocze%nie nie mo#na byo si! na to nie w%cieka$. ,la&
czego miaaby czu$ si! winna, skoro rzeczywista wina le#y
po stronie tych m!#czyzn4 ;zyn Marii by wprawdzie o?iar,
ale czy to musi oznacza$, #e )unilla ma by$ wdzi!czna4 Po
wsze czasy4
Oczywi%cie, #e nie, my%laa w chwilach, kiedy prbowaa
spojrze$ na to chodnym okiem, i trzeba odda$ sprawiedli&
wo%$, #e Maria nigdy tak tego nie przedstawia. "igdy nie
powiedziaa ani sowa o sprawie. 7ni nie napisaa. "ikt tego
nie zrobi, tylko ona. 1 nieatwo byo si! od tego uwolni$.
*waszcza #e Maria od czasu tamtego zdarzenia bya
niedost!pna. Kompletnie i stuprocentowo. ;a drog! po&
wrotn i potem.
.o wa%nie niewypowiedziane jest najtrudniejsze, pomy%laa
)unilla. "ie mo#emy rozwiza$ tego, czego nie ubieramy w
sowa.
/ cigu tych jesiennych miesi!cy budzia si! czasem w
%rodku nocy i nie moga z powrotem zasn$. 2e#aa wtedy w
ich nowym podwjnym #ku z 7sko @inncenter,
wpatrywaa si! w ciemno%$ i prbowaa my%le$ o swoim
#yciu. /prawdzie bez owych czarnych uczu$ z czasw w
3llerRker, ale mimo to z silnym l!kiem.
Odkd opu%cia dom w Karlstad, nie min!o wi!cej ni# trzy i
p roku, ale wydawao si! to tak dawno.
,laczego tyle rzeczy si! dzieje4 & zadaa sobie pytanie. ;o
oznaczaj te wszystkie nieszcz!%cia4
+amobjstwo byego narzeczonego4 ,wa poronienia4
3llerRker4 *darzenie w .imisoarze4
.o si! dzieje za szybko, pomy%laa. "ie da si! w ten sposb
#y$.
)ermund i Maria4 )dzie si! podziali4
7 <ickard i 7nna, czy oni tak#e znikn!li4 /iedziaa, #e
.omas spotyka si! z <ickardem raz na jaki% czas. "igdy jed&
nak w domu przy +ibyllegatan, jak to byo kiedy%. *awsze na
mie%cie, w kawiarni albo w jakiej% korporacji. .ak si! po&
zmieniay sprawy i byo to jak... no wa%nie, co4
* drugiej strony, zyskali nowe towarzystwo. 6u# pierwszego
dnia zapaa dobry kontakt z kole#ankami, ktre razem z ni
studioway hiszpa0ski & -ritt&Marie i Karin. .o dla -ritt&
Marie kupia Ha neige Rtait sale +imenona i obie zacz!y
odwiedza$ ich na +ibyllegatan. Obie w towarzystwie, Karin z
modym 7merykaninem o imieniu ,a(e, ktry wyjecha ze
+tanw, #eby nie musie$ jecha$ do /ietnamu, -ritt&Marie
ze zwykym +zwedem, 6rgenem, pochodzcym z Iamerdal
w 6Hmtlandii.
.omas te# si! dorzuci, zapraszajc do domu nowych ludzi.
"a przykad 3lrik! i ,ennisa, ktrzy mieszkali niedaleko na
2uthagen i mieli dziecko i psa, cho$ liczyli sobie tylko
dwadzie%cia dwa i dwadzie%cia jeden lat. Pies by ogromnym
i niesychanie spokojnym leonbergerem, ktry wabi si!
6ohansson, chopczyk za% mia rok i nazywa si! .orsten.
)unilla pilnowaa .orstena pierwszy raz w poowie stycznia
ABPD roku. .ego wieczora zrozumiaa, #e przestaa ju#
rozpacza$ po swoich dwch tragicznych ci#ach. 2ussan
1 7urora odeszy, nie bya to jednak trauma, ktra
naznaczyaby j na cae #ycie. Mimo wszystko i dzi!ki -ogu.
Pami!taa swoje my%li sprzed p roku na temat we&
wn!trznej odwil#y. -yy oznaki, #e wa%nie si! dokonaa.
<wnie# w styczniu ABPD roku, cho$ pod koniec miesica,
sze%cioro podr#nikw spotkao si! znowu. Miao to miejsce
na +ibyllegatan & gdzie# by indziej4 & i byo swego rodzaju
konieczno%ci. <wnie# dlatego, #e nale#ao doprowadzi$
do porzdku ?inanse ?irmy.
50
"agle si! obudzi.
Przyglday si! mu trzy ubrane na biao kobiety, w pierwszej
chwili nie wiedzia, gdzie jest.
7le p5niej sobie przypomnia. "ajwyra5niej w nocy poo#y
si! na pustym #ku koo #ka Marianne, bo tam teraz le#a.
/ pozycji embrionalnej, z do0mi mi!dzy kolanami. Kto%
przykry go niebieskim szpitalnym kocem. Przerzuci nogi
nad brzegiem #ka i usiad. "a sekund! pociemniao mu w
oczach, ale zaraz doszed do siebie. /ytar brod! i policzki,
mia na nich na wp zaschni!t %lin!. Pomy%la, #e ju#
dawno nie czu si! taki nie%wie#y. .roch! jak pijak, ktry
sp!dzi noc w rowie.
& ,obrze, #e si! pan troch! przespa & powiedziaa jedna z
ubranych na biao kobiet. Przypomnia sobie, #e to doktor
Mousa(i, anestezjolo#ka.
& ay... tak4 & odpar -arbarotti.
& /ybudzimy teraz pa0sk #on! & oznajmia Mousa(i.
& 6u# prawie oprzytomniaa sama z siebie, to dobry znak.
Prosimy jednak, by na ten czas opu%ci pan sal!.
,wie piel!gniarki u jej boku skin!y gowami. -arbarotti
potar zaci%ni!tymi do0mi oczy.
& Mo#e pan w tym czasie zaj$ si! porann toalet i zje%$
%niadanie. * pewno%ci potrwa to p godziny. *awoamy,
kiedy b!dzie pan mg znw wej%$.
-arbarotti wsta. Popatrzy na Marianne. "ie dostrzeg
#adnej wyra5nej zmiany, ale zao#y, #e wiedz, o czym m&
wi. Pogadzi j po przedramieniu i wyszed na korytarz,
zanim uczucia zdoay przej$ nad nim kontrol!.
+pojrza na zegarek. -ya za pi!tna%cie szsta rano.
/szystko zaj!o czterdzie%ci pi!$ minut. *d#y wzi$
prysznic i wypi$ dwie ?ili#anki czarnej kawy. 6edzenie nie
wchodzio w rachub!.*astanawia si!, czy nie zadzwoni$ do
domu, ale zdecydowa, #e poczeka. )upio byoby ich
budzi$, nie majc nic do powiedzenia, pomy%la. Pierwszy
pocig do )>teborga odje#d#a o smej, wystarczy, je%li
zadzwoni tu# po sidmej.
,oktor Mousa(i zjawia si! kilka minut po wp do sidmej,
a )unnar -arbarotti zda sobie spraw!, #e w p sekundy,
jakie upyn!o, zanim zd#ya cokolwiek powiedzie$, zd#y
odczyta$ sytuacj! z jej twarzy.
Marianne #ya.
Przynajmniej tyle.
7 mo#e nawet wi!cej.
& Mo#e pan ju# pj%$ do #ony & powiedziaa Mousa(i.
& Oddycha samodzielnie i jest przytomna. 7le bardzo zm!&
czona, wi!c prosz! si! nie spodziewa$, #e b!dzie z panem
rozmawia$. Potrzebuje teraz snu, ale odczyli%my
respirator.
& .o znaczy...4
& .o znaczy, #e najprawdopodobniej wszystko si! udao.
/szystkie ?unkcje #yciowe s w normie, nie widzimy
#adnych powa#niejszych uszkodze0. 6ednak zawsze mog
wystpi$ powikania, a rehabilitacja b!dzie duga.
& <ozumiem & odpar -arbarotti.
& 6eszcze jedna sprawa & powiedziaa Mousa(i. & Pacjenci
zwykle s rozdra#nieni. .eraz #ona potrzebuje tylko snu.
"ie pami!ta nic z tego, co si! stao, natychmiastowych wy&
razw mio%ci te# pan nie otrzyma.
+pojrzaa na niego znad brzowawych okularw i poklepaa
go po ramieniu.
& .o nie szkodzi & powiedzia -arbarotti. & ,zi!kuj!.
,zi!kuj! pani bardzo.
"ast!pnie wszed do sali, a zy spyway mu po policzkach.
Obie piel!gniarki u%miechn!y si! do niego, ale nie zwrci
na to uwagi.
Porozmawia z +ar.
P5niej z 6ohanem, a nast!pnie z 6enny. Powiedzia, #e nie
musz przyje#d#a$ do )teborga, poniewa# mama naj&
prawdopodobniej jeszcze tego popoudnia zostanie prze&
wieziona z powrotem do szpitala Kymlinge.
& /yjdzie z tego4
& My%l!, #e tak & odpar -arbarotti. & / ka#dym razie
wszystko na to wskazuje. 7le b!dzie to wymagao czasu.
Oboje %miali si! i pakali ze szcz!%ciaJ zanim jemu samemu
si! to udzielio, zaproponowa, by mimo wszystko poszli do
szkoy, poniewa# mama wa%nie tego by oczekiwaa.
Obiecali, #e pomy%l.
<ozmawia te# kolejno z 2arsem i Martinem, a nast!pnie z
siostr Marianne i z jej bratem, do ktrego dzwoni wczoraj
p5nym wieczorem, a na koniec & poniewa# Marianne i tak
tylko spaa & pu%ci sygna F(ie -ackman.
& Powiedz, #e wszystko dobrze & odezwaa si!.
& /szystko dobrze & powiedzia )unnar -arbarotti.
& ,zi!ki ci, -o#e & odpara F(a -ackman. & 6ak dobrze4
& "ie mo#na jeszcze powiedzie$. ;zas poka#e. 7le jest
przytomna i mnie poznaje. .o znaczy kiedy nie %pi, bo %pi
wa%ciwie na okrgo.
& Podzi!kuj za ni losowi & powiedziaa.
& <obi! to w ka#dej sekundzie & zapewni )unnar -ar&
barotti. & Po poudniu mo#e pojedziemy do Kymlinge. .utaj
maj niedobr miejsc. 7le kilka tygodni b!dzie le#aa na
oddziale rehabilitacyjnym.
& .o jasne. /iesz, #e...4
& +ucham4
& /iesz, #e w #yciu si! tak nie baam jak dzisiaj w nocy4
Obudziam si! o trzeciej i nie mogam znowu zasn$. ;zu&
am si! tak, jakby to dotyczyo moich wasnych dzieci. )dy&
by tak byo... nie, nie wiem.
Oboje siedzieli przez chwil! w milczeniu, -arbarotti za%
pomy%la, #e Pan -g le#y na poduszce z chmur i ich obser&
wuje. 7 przynajmniej jego.
& .ak, tak, wiem & powiedzia. & Pami!tam.
& +ucham4 & odpara F(a -ackman.
& Przepraszam, nie mwiem do ciebie & odpar -arbarotti.
/ierzchem palcw pogadzi j po policzku. Otworzya oczy
i spojrzaa na niego.
<ozchylia te# lekko usta. .ak jakby chciaa co% powiedzie$.
"ic jednak nie powiedziaa, rzecz jasna.
& "iedugo wrcimy do Kymlinge & odezwa si!. & 2ekarze
mwi, #e za godzin!.
*amkn!a oczy i ci!#ko westchn!a. ;hwyci j za r!k!.
Kcisn j delikatnie i wydawao mu si!, #e odwzajemnia
u%cisk.
& /iem, #e nie mo#esz mwi$ & rzek. & 7le syszysz, co
mwi!, prawda4
Mo#liwe, #e kiwn!a gow.
& ;hc! w ka#dym razie powiedzie$, #e ci! kocham i po tym
wszystkim b!d! ci! nosi na r!kach.
Otworzya jedno oko i znowu je zamkn!a.
& -!dziemy #y$ ze sob, a# stuknie nam setka, i ani minuta
nie b!dzie zmarnowana.
/estchn!a.
& Przed %wi!tami nie musisz nic robi$ w domu. <ozma&
wiaem z dzieciakami, opracujemy plan. .y tylko le#, od&
poczywaj i zdrowiej. 7 my dzie0 i noc b!dziemy na twoje
usugi. +yszysz, co mwi!4
3%miechn!a si!.
NA
"awet wrbel nie spadnie na ziemi! bez askawej
opatrzno%ci.
;hyba +zekspir napisa co% takiego, ale to nieprawda. "ad
moim spadaniem nikt nie czuwa. ,wukrotnie moje #ycie
implodowao & tak, tu ma by$ wa%nie to sowo & im&
plodowao. Po raz pierwszy, kiedy jako dziecko dostaam w
gow! i zmienia mi si! osobowo%$, i po raz drugi, kiedy
zgwacio mnie czterech #onierzy w .imisoarze.
;iesz! si!, #e wybraam milczenie. .o byo instynktowne
posuni!cie, mechanizm obronny. Kiedy czowiek sam nie
mwi, inni nie mwi do niego. Mo#e z pocztku tak, ale po
jakim% czasie si! poddaj.
;hciaam tylko mie$ spokj, nada tego chc!. 7 przede
wszystkim nie mam potrzeby spotykania si! z innymi. 6e#eli
czego% nie mog! znie%$, to cigych analiz tego, co si! stao.
Musiaabym si! pawi$ w ich nieporadnej trosce
1 rzekomych prbach naprawienia wszystkiego. Pomaga$ im
w radzeniu sobie z ich wasnymi bole%ciami. .ak si! po
prostu nie da, siedzieli tam jak zapane w puapk! durne
szczury, dr#ce i przera#one, i u#alali si! nad sob. .ylko ja
1 )ermund podj!li%my jakie% dziaania. Przede wszystkim
stawili%my opr i prbowali%my cokolwiek zrobi$.
/stydz! si! za nich, od samego pocztku byo mi za nich
wstyd. "igdy tego nie zrozumiej, a ja nie zamierzam
tumaczy$. "ie chc! ich wi!cej widzie$. /iem, #e nie da si!
tego cakowicie unikn$, ale niech to najpierw przycichnie.
"iech oni rwnie# spojrz na to z dystansu.
)ermund rozumie to bez sw, nasz zwizek sta si!
jednocze%nie silniejszy i bardziej kruchy. Krucho%$ wynika
gwnie z ?aktu, #e ju# nie mog! si! kocha$ i nie wiem, czy
to si! zmieni. Kilka razy prbowali%my, ale wywouje to we
mnie takie obrzydzenie, #e chce mi si! rzyga$. "a razie mu&
sz! wyczy$ ca t! s?er! #ycia.
& "a jak dugo4 & pyta )ermund.& +kd mam to, kurwa,
wiedzie$4 & odpowiadam.
Oczywi%cie znowu mwi!. "iewiele, wtedy, kiedy potrzeba.
6esieni robiam kurs ; na literaturoznawstwie, tam nie
musiaam si! cz!sto odzywa$. Mwiam w zasadzie tylko
wtedy, kiedy broniam swojej pracy na temat 6ohna ;owpe&
ra Powysa. ,aam sobie spokj z ;elineGem i ,agermanem.
"ie sdz!, #eby mj promotor, pan -jrnell, rozumia
szczeglnie wiele z Powysa, ale tak czy inaczej, postawi mi
najwy#sz ocen!. ,oskonaa robota, powiedzia. ,oskonal&
sza, ni# ci si! wydaje, pomy%laam.
.eraz, wiosn, robi! kurs ,. ,wa przedmioty za pi!$
punktw & powie%$ [1[&wieczna i powie%$ [[&wieczna, to
doskonae zaj!cie dla wrbla, ktry spad na ziemi!. Po pro&
stu czyta si! powie%$, spotyka raz w tygodniu i rozkada na
czynniki pierwsze. Par! dni temu, w!drujc do domu przez
)amla kyrkogRrden, syszaam, jak Ijalmar +>derberg
przewraca si! w grobieJ nigdy nie byo jego intencj, #eby w
ten sposb obchodzi$ si! z Fie'a,ymi igraszkami.
Powiedziaam mu, #e si! z nim zgadzam, ale nie ma si! co
gorczkowa$.
/iem, wiem, +>derberg jest pochowany w +ztokholmie. .o
bya tylko taka my%l.
Poza tym pracuj! nad kolejn rozpraw. O ?rancuskim
poecie surrealistycznym )rimaub, ktry w ABDQ roku dosta
nagrod! P+;P i trzy lata p5niej odebra sobie #ycie w
"owym 6orku. "ie z powodu nagrody, tylko dlatego, #e
straci #on! i crk! w katastro?ie statku niedaleko ;ollioure.
"ajch!tniej skupiabym si! tylko na tym, co pisa w "owym
6orku & byo to okoo dwudziestu mrocznych wierszy
wyja%niajcych rzeczywist struktur! #ycia & ale mj promo&
tor mwi, #e jest za mao materiau.
*wrciam mu uwag!, #e niektrzy doktoryzuj si! z dzie&
si!ciu linijek <acineGa albo +zekspira, ale nie chce o tym na&
wet sysze$. .wierdzi, #e s poeci i poeci. 6ak si! domy%lam,
daje do zrozumienia, #e rwnie# badacze i badacze.
)ermund nadal studiuje ?ilozo?i!. @ilozo?i! teoretyczn,
gwnie chodzi tu o matematyk! i hermetyczne systemy lo&
giczne. Kilka dni temu rozmawiali%my o naszym dawnym
koniku8 czystej matematyce i ?izycznej mio%ci.
& ;hodzisz si! pieprzy$ do innej4 & zapytaam go.
)ermund odpar, #e najch!tniej by o tym nie rozmawia.
& ,oskonale to rozumiem & powiedziaam. & / takim
ukadzie.
& Okej & rzeki )ermund. & -ywao.
& Kiedy znw ruszymy, #ycz! sobie, #eby% z tym sko0czy.
& *daj! sobie spraw! & odpar )ermund. & 6ak chcesz, mog!
od razu z tym sko0czy$.
& ,opki mnie w to nie mieszasz, mo#esz kontynuowa$
& powiedziaam. & 7le nie chc! wiedzie$, kiedy bye% u innej.
"ie przychod5 do domu pachncy pizd, bo odejd!.
/idziaam, #e go to poruszyo. 6eszcze dugi czas chodzi po
pokoju, przeczesujc wosy r!kami. Pomy%laam, #e jest
pi!kny. /ygldao to jak scena ze starego ?ilmu noir.
Melancholijny modzieniec prbuje podj$ decyzj!.
Pomy%laam, #e go kocham.
Ostatnio co jaki% czas przychodzio mi to do gowy.
+ko0czy chodzi$, przystan i spojrza na mnie poncym
wzrokiem. .ak by to chyba w ka#dym razie okre%li 6ohn
;owper Powys. &on.cym.
& Maria, ja nie chc! bez ciebie #y$, nigdy. /szystkie inne
kobiety s jak letnia woda w porwnaniu z tob.
*acz!am si! zastanawia$, czy temu po%wi!ci swoj
przechadzk!. /ymy%laniu tej akurat ?ormuki. .ak czy
owak, spodobaa mi si! i powiedziaam, #e je%li kiedykol&
wiek zechc! znowu si! pieprzy$, to wa%nie z nim.
-yo tak, jakby%my tego wieczoru zawarli pakt.
-ez sw, oczywi%cie.
.ylko raz od wakacji spotkali%my si! z reszt.
.o byo kilka miesi!cy temu, pod koniec stycznia albo mo#e
na pocztku lutego. Oczywi%cie u .omasa i )unilli, przy
+ibyllegatan. ;hciaam uda$, #e mam gryp!, czy co%,
1 wysa$ )ermunda samego, ale to by byo egoistyczne. )er&
mund nie jest bardziej zainteresowany tym towarzystwem
ni# ja. .ak wyszo.
Powodem naszej wizyty bya ta przekl!ta ?irma autobusowa.
)ermund i ja mamy w ko0cu jedn czwart udziaw, a
zaczynajc dziaalno%$, nastawiali%my si! przecie# na zysk.
"ic z tego jednak nie wyszo, oznajmi mj cudowny braci&
szek, kiedy usiedli%my i zacz!li%my zajada$ chili eon carne z
Paradorem. Parador by i w kieliszku, i w chili. .omas roz&
o#y na stole mas! papierw i powiedzia, #e mamy troch!
strat, ale to dobrze, bo nie musimy wykazywa$ #adnego zy&
sku. 1 wyrwnamy je sobie przyszorocznym zyskiem.
)ada w ten sposb jaki% czas, a p5niej podpisywali%my
kolejne papiery. .eraz uwa#am, #e dobrze si! stao, bo
mogli%my zaj$ si! czym% neutralnym. O .imisoarze nie po&
wiedzieli%my ani sowa, tak jakby si! to nigdy nie zdarzyo,
jakby%my w ogle nie byli na #adnej wycieczce, zauwa#yam
jednak, #e maj kopoty z patrzeniem mi w oczy. *waszcza
)unilla, rzecz jasna. 6esieni napisaa do mnie kup! listw,
przeczytaam mniej wi!cej poow!, ale na #aden nie odpo&
wiedziaam.
.ak czy inaczej, powiedzia .omas, dobrze by byo, gdyby
ka#dy z nas doo#y do spki ze dwa tysice. Kolejne dwa
tysice, ma si! rozumie$. / tym roku skoncentrowaliby%my
si! cakowicie na kursach po "orrlandii, mia na oku
chopaka ch!tnego, by prowadzi$ przynajmniej co drugi
weekend, wi!c je%li wszystko pjdzie dobrze, pienidze
zwrc si! nam przed wakacjami. *apyta )ermunda, czy
ma ochot! dalej prowadzi$, na co )ermund odpowiedzia,
#e zrobi wszystko, #eby jego noga wi!cej nie postaa w tym
cholernym autobusie.
<ickard powiedzia, #e jemu i 7nnie mo#e by$ ci!#ko
uzbiera$ dwa tysice, tym bardziej #e b!d musieli zacz$
spaca$ po#yczk!, ktr wzi!li, kiedy kupowali%my autobus,
ale w ko0cu ustalili z .omasem, #e porozmawiaj o tym na
osobno%ci.
-yli%my u nich nie du#ej ni# dwie godziny. Kiedy cza&
pali%my do domu, )ermund by podenerwowany, prbo&
waam si! dowiedzie$, o co chodzi, ale nie chcia ze mn
rozmawia$. *ostawiam go w spokoju, oboje szanujemy
swoje potrzeby w tym zakresie. .o #adna nowo%$, #e czo&
wiek wymaga przede wszystkim samotno%ci. +ny to diabel&
ski wynalazek. /szystko, co buduj! za dnia, w nocy mo#e
ulec zniszczeniu. )rimaub opisuje te# i to do%wiadczenie.
"ie ma znaczenia, jak rozsdne my%li przychodz nam do
gw, kiedy nie %pimyJ mo#emy przeby$ tysice kilometrw
w poszukiwaniu lekarstwa dla duszy, ale kiedy dopadaj nas
sny, wszystko, co udao nam si! osign$, idzie na marne.
*nowu mnie otaczaj. *nw czuj! ich dyszenie. +pocone
ciaa i dr#ce mnie niemyte kutasy. "ie mog! nawet si!
obudzi$, za ka#dym razem wydaje mi si!, #e to sen, ale tak
nie jest. .o kawaek jawy z przeszo%ci, tak samo mj jak
r!ka czy noga, cho$ nie da si! go tak po prostu odci$.
Poniewa# to si! naprawd! wydarzyo, to nie sen, ale cz!%$
mojego mentalnego pejza#u i wyglda na to, #e co jaki% czas
musz! tam tra?ia$. *apuszcza$ si! w te strony w co ktr%
noc, #ebym nie zapomniaa.
Ostatni wiersz napisany przez )rimaub & jest datowany na
zaledwie dwa dni przed jego samobjcz %mierci & opo&
wiada o tym, jak w nocy odwiedzaj go #ona i crka, ka#dej
nocy, przez wiele tygodni, s ze wszech miar umare, w sta&
nie daleko posuni!tego rozkadu, on za% w ko0cu prbuje je
zabi$ raz jeszcze, #eby wreszcie uwolni$ si! od tych wizyt.
;zasem my%laam o tym, #e powinnam wrci$ i zabi$ swoich
gwacicieli, ale jak miaabym ich znale5$4 6ak by to trzeba
byo zrobi$4 -g wie, #e nie zawahaabym si! ani chwili,
gdybym tylko miaa szans!. "iektre #yciowe wybory s
proste.
Mam tylko jedno lekarstwo na te noce8 je#eli przed za&
%ni!ciem wypal! troch! haszyszu, oni si! nie pojawiaj.
Przynajmniej na to wygldaJ testowaam to na razie trzy
wieczory z rz!du i dziaa.
)ermundowi nie podoba si! zapach, ale pogodzi si! z tym.
+am nigdy nie pali, mwi, #e tylko od tego gupieje.
*a tydzie0 "oc /alpurgii, zdecydowali%my, #e pojedzie& my
do +ztokholmu i zatrzymamy si! w hotelu.
52
/czesnym rankiem w %rod! C pa5dziernika nad Kymlinge z
poudniowego zachodu nadcign!a ulewa i padao cae
popoudnie. Koo dziewitej )unnar -arbarotti siedzia z
?ili#ank kawy na najwy#szym pi!trze budynku nr DQ
szpitala Kymlinge, patrzy przez wielkie panoramiczne okno
na rozsierdzone niebo, ci!#kie jak ow, i my%la, #e nic a nic
go to nie martwi.
/ sali kilka metrw dalej spaa Marianne. Ona te# go nie
martwia. Przynajmniej kiedy u%wiadamia sobie, jak
mogoby by$. .ej nocy rwnie# u niej spa i rozmawia z p
tuzinem lekarzy i piel!gniarek. /szyscy mwili to samo i
wszystko przemawiao za jednym. Marianne nie b!dzie
miaa #adnych trwaych uszkodze0 mzgu spowodowanych
wylewem, jaki dwa dni wcze%niej przytra?i jej si! w miejscu
pracy oddalonym o sto pi!$dziesit metrw od sali, w ktrej
teraz byli. Przynajmniej #adnych powa#niejszych
uszkodze0. -yo oczywi%cie za wcze%nie, by stwierdzi$ to z
cakowit pewno%ci, jednak, biorc pod uwag! to, co mogo
si! sta$, trudno byo odczuwa$ cokolwiek innego ni#
bezpieczny optymizm.
Pitka ich dzieci wa%nie opu%cia szpital, #eby zaj$ si!
codziennymi sprawami & edukacj na r#nych szczeblach &
sam jednak nie zamierza jecha$ na komisariat wcze%niej
ni# po lunchu. *anim dzieci pojechay, stali przez chwil!
ca rodzin wok #ka Marianne i trzymali si! za r!ce, nie
miaa siy na wi!cej ni# zm!czony u%miech, ale to
wystarczyo.
1 to w zupeno%ci.
"ajprawdopodobniej nie rozumiaa jeszcze, co jej si!
przytra?io, ale i tym nie byo sensu si! martwi$. ,oktor
-erngren i kilkoro innych zapewnio, #e wszystko przyjdzie
z czasem i zdecydowanie nie ma powodu do po%piechu.
"ie, tym, co owego jesiennego wieczoru mogo niepokoi$
inspektora -arbarottiego, bya rozmowa, ktr mia prze&
prowadzi$ z F( -ackman, kiedy o wp do drugiej spotkaj
si! w jej gabinecie.
3mwili si! na to miejsce i czas, on za% oznajmi, #e ma co%
wa#nego do powiedzenia.
& ;o% wa#nego4 & zastanawiaa si!. & Przecie# dopiero co
powiedziae%, #e Marianne czuje si! dobrze. ;o mo#e by$
wa#ne w porwnaniu z tym4
& .o ma zwizek ze spraw. *e %mierci w wwozie )Rsa.
1... z Marianne. / pewnym sensie. 7le opowiem, jak si!
spotkamy.
& ;hryste Panie & j!kn!a F(a -ackman. & ;zy#by to tobie
podali tlen4
& Mo#e po prostu przejd! od razu do rzeczy4
& "ie jest to gupi pomys & powiedziaa F(a -ackman.
Przekn %lin! i odchrzkn. /sta od biurka i znowu
usiad.
& ;o z tob4 & zapytaa F(a -ackman. & Pchy ci! oblazy4
& Po prostu to tak cholernie gupia sprawa & rzek -arba&
rotti.
& /idz! po twoim zachowaniu & odpara -ackman.
& Po prostu... Marianne... moja #ona...
& /iem, #e Marianne jest twoj #on.
& Ona miaa... jak by to powiedzie$4 <omans z )ermundem
)roothem.
F(a -ackman upu%cia na podog! ?ili#ank! kawy.
& Mwiem, #e to cholernie gupia sprawa.
& "ie nabijasz si! ze mnie4 & .o byo pierwsze, co chciaa
wiedzie$ po posprztaniu podogi.
& "ie & odpar -arbarotti. & *wariowaa%4 Po co miabym w
ten sposb si! z ciebie nabija$4
& Masz racj! & przyznaa -ackman. & "o, mw#e wreszcie
dalejS <ozwi0 ten temat. Kiedy4
& Oczywi%cie na dugo zanim si! poznali%my & powiedzia
-arbarotti. & "o, dosy$ dugo & poprawi si!. & +potkali si!
kilka razy w cigu roku, co% w tym stylu.
& 7ha4
& Oczywi%cie powiedziabym o tym, ale to byo tak cho&
lernie... no, wiem, #e jestem idiot, ale to po prostu byo
#enujce.
& 6este% idiot & powiedziaa F(a -ackman.
& /a%nie mwi! & odpar -arbarotti. & @ajnie, #e cho$ raz
si! ze mn zgadzasz.
& ;aa przyjemno%$ po mojej stronie. 7le w takim razie
oznacza to, #e wiemy nieco wi!cej o )ermundzie )roocie4
7lbo przynajmniej ty4
& "o... nie & powiedzia -arbarotti. & "ie rozmawiali%my o
nim zbyt du#o.
& ;o4 & zdziwia si! -ackman. & "ie rozmawiali%cie o nim4
6ak to4
& /a%nie tak. "ie rozmawiali%my o nim zbyt du#o.
F(a -ackman podniosa brwi i gos. & / takim razie
szukamy tutaj ze %wiec ludzi, ktrzy mog powiedzie$ co%
sensownego o tym cholernym )roocie, a Marianne...
& +ytuacja zrobia si! troch! napi!ta & przerwa -arbarotti.
& "api!ta4
& .ak. Mi!dzy Marianne a mn.
& ,laczego4
& Poniewa#... byem troch! zazdrosny.
F(a -ackman zrobia du#e oczy. "ast!pnie potrzsn!a
gow.
& Mwi! przecie#, #e byem idiot & rzek -arbarotti. & 7le j
kocham, wi!c mam do tego prawo.
& -ye% zazdrosny o ?aceta, z ktrym bya, zanim poznaa
ciebie4
&.ak.
& Ktry do tego nie #yje4
&.ak.
& M!#czy5ni & powiedziaa F(a -ackman.
& /iem & odpar )unnar -arbarotti. & .acy ju# jeste%my,
rozmawiali%my o tym wcze%niej.
& .o prawda & przyznaa -ackman. & 7le w takim razie
znaczy to, #e Marianne wie to i owo o )ermundzie )roocie.
Mwie%, #e jak dugo byli razem4
& Marianne twierdzi, #e niecay rok. 7le nigdy tak na
powa#nie. +potykali si! mniej wi!cej raz w miesicu. *anim
zostali%my par, Marianne mieszkaa w Ielsingborgu.
& Pami!tam & powiedziaa F(a -ackman i westchn!a.
& .ak czy owak, jest to co najmniej niespotykane. 1 mo#e
gdy przyjdzie co do czego, na niewiele nam si! zda. 7le, jak
rozumiem, nie rozmawiali%cie o nim wcale4
& / zasadzie nie.
& "ieprawdopodobne. 7 teraz oczywi%cie nie da si! tego
zrobi$. Musz! powiedzie$, #e czasem... czasem wydaje mi
si!, #e nad wszystkim czuwa jaki% re#yser.
& 7 ja wiem, #e tak jest & odpar -arbarotti. & ;hocia# nie, on
nie jest re#yserem. -ardziej takim... opiekunem.
& Opiekunem4 & zapytaa -ackman.
& ;o% w tym stylu.
*nowu potrzsn!a gow.
& ;zasem jeste% zagadk. 7le kij z tym, nie zamierzam
prbowa$ jej rozwiza$. "iech to b!dzie robota dla Marian&
ne. .o co teraz zrobimy4 /e5 si! mo#e w gar%$ i porozma&
wiaj z ni, kiedy b!dzie ju# wystarczajco silna... co oni
mwi4 Mam na my%li lekarzy.
& Potrzebuje odpoczynku & odpar -arbarotti. & Przynaj&
mniej kilka tygodni pole#y na oddziale rehabilitacyjnym.
;ho$ oczywi%cie b!dzie mo#na z ni porozmawia$... za par!
dni. Mo#e jutro4
& Pami!taj o tym & powiedziaa F(a -ackman. & 7le uwa#aj
na ni, mo#e nie musimy si! z tym tak spieszy$. .o w ko0cu
tylko... ocena charakteru, prawda4
& .ak sdz!. ;ho$ przeczuwam, #e...
&.ak4
& *e byoby lepiej, gdyby% to ty z ni porozmawiaa.
F(a -ackman przygldaa mu si! badawczo przez chwil!.
& <ozumiem & powiedziaa. & ;hyba masz zupen racj!.
+pojrzaa na zegarek.
& *a p godziny mam si! zobaczy$ z 7sunanderem. ;hce
wiedzie$, jak nam idzie.
& 7ha4 & rzek -arbarotti. & 7 jak nam idzie4
& "iet!go & odpara F(a -ackman. & ;hcesz usysze$, co ci!
omin!o4
& * ch!ci & powiedzia -arbarotti.
& *nw rozmawiali%my z zainteresowanymi. Przede
wszystkim z my%l o alibi, tak jak sobie powiedzieli%my.
)dyby trzyma$ si! tych godzin w sobot! po poudniu, nie
mo#na nikogo wykluczy$ w stu procentach. ;ho$ nie wi&
dziaam si! z <ickardem -erglundem. .y miae% to zrobi$
wczoraj, ale... no, wyszo, jak wyszo. 7 w sobot! jest po&
grzeb jego #ony, wi!c nie wiem.
-arbarotti pokiwa gow.
& ;zyli nie posun!o si! naprzd4
& "ie za bardzo. 7, wa%nie, nasi wreszcie skontaktowali si!
z Kristin Pedersen z Kopenhagi. Po poudniu albo
wieczorem pode%l protok przesuchania. /i!c mo#e
mimo wszystko dowiemy si! czego% wi!cej o charakterze
)rootha. "iezale#nie od Marianne.
-arbarotti wsta.
& *adzwoni! do -erglunda i dowiem si!, kiedy by chcia
porozmawia$. Mog! si! tym zaj$, ostatnio to ja z nim roz&
mawiaem. Mo#e po namy%le b!dzie chcia to przeo#y$ na
po pogrzebie4
& Mo#liwe & powiedziaa -ackman. & ;zyli zamierzasz
pracowa$4
& 2epiej, #ebym wzi wolne, kiedy ona wrci do domu
& odpar -arbarotti.
-ackman kiwn!a gow.
& +ara postanowia zreszt, #e troch! u nas pomieszka.
/ydaje mi si!, #e nie najlepiej jej si! ukada z 6orgem. /i!c
mo#e to i dobrze.
& 6ak dugo razem mieszkaj4.
& 6akie% dwa lata & powiedzia -arbarotti. & 7le szkoda.
2ubi! go.
& .o nie ty z nim mieszkasz.
& .e# tak uwa#am. 6est co% jeszcze4 -o chciaem pojecha$ z
powrotem do szpitala4
& .ak & powiedziaa -ackman, podnoszc si! z krzesa.
& 6est co% jeszcze. Pozdrw ode mnie Marianne i powiedz,
#e wszystko b!dzie dobrze. 7le #e nie musi si! %pieszy$.
/padn! do niej za par! dni... nie tylko z powodu tego, o
czym rozmawiali%my.
& Przeka#! & obieca )unnar -arbarotti. & Pozdrowienia dla
sze?a.
& Przeka#! & powiedziaa -ackman.
ND
& 1stnieje zasadnicza r#nica pomi!dzy poszukiwaniem
szcz!%cia a poszukiwaniem sensu & powiedzia <u?us +(ens&
son i podrapa si! w brod!. & Musimy to sobie uzmysowi$.
Pro%ciej jest szuka$ szcz!%cia, a jednak nale#ymy do tej gru&
py szale0cw, ktrzy wybrali poszukiwanie sensu. Popraw&
cie mnie, je%li si! myl!. ;hocia# nie, nie myl! si!, ale i tak
co% powiedzcie.
+iedzieli w cukierni O?(andahls. / najg!bszym kcie
najbardziej zadymionej sali, od kilku miesi!cy byo to ich
stae miejsce. Owalny stolik i kanapa pod portretem samego
Frika O?(andahla. -ya godzina dziewi!tnasta, siedzieli tam
od okoo szesnastej, kiedy to sko0czy si! wykad pro?esora
Iallencreutza. <ickard -erglund poszed po czwart, a
mo#e pit ?ili#ank! kawy i pomy%la, #e niedugo powinien
si! zbiera$.
* drugiej strony, lubi tu przebywa$. -yo ich czterechJ
oprcz niego i <u?usa +(enssona by Matti Kolmikoski i +i&
(ert )rahn. +tudiowali razem teologi! ju# prawie trzy lata,
ale dopiero ostatnio zacz!li si! spotyka$ bardziej regularnie.
;iekawe dlaczego. <ickard czasem si! nad tym zastanawia.
,laczego tak niewiele czasu sp!dzonego w 3ppsali
po%wi!ca na #ycie studenckie. ,laczego cz!%ciej nie wycho&
dzi z lud5mi. Pomy%la jednak, #e ta paczka nie ma zbyt
wiele wsplnego z tym, co si! powszechnie uwa#a za #ycie
studenckie. ;zterech przyszych pastorw, wszyscy nale#eli
do papierowej korporacji +kRnelandens, co oznaczao, #e
oszcz!dzali pi!$set koron rocznie i nie mieli wst!pu do po&
zostaych korporacji. ;o z kolei znaczyo, #e oszcz!dzaj
znacznie wi!cej. 3czestnictwo w #yciu korporacji studen&
ckich polegao przede wszystkim na piciu, a nawet je%li
piwo, wino i mocny alkohol kosztoway uamek tego, co w
pierwszej lepszej restauracji, i tak nie byy za darmo.,la
<ickarda wybr by prosty, a 7nna to popieraa. 3rodzia
si! i wychowaa daleko na wschd od rzeki, w nie&
akademickiej 3ppsali. ,la niej %wiat studencki oznacza
gwnie snobizm, kumoterstwo i zamkni!te %rodowiska. 6u#
od dzieci0stwa byy to dla niej zamkni!te drzwi, a jej studia
dziennikarskie w +ztokholmie miay bardzo niewiele
wsplnego z tradycyjnym akademickim %wiatem. *reszt
wsz!dzie, nawet w 3ppsali, %wi!cia trium?y lewica. Mo#e
czasy wa%nie si! zmieniaj, zastanawiali si! 7nna i <ickard.
Mo#e poncz, pie%ni )luntarne i wszystkie te dawne rytuay
odchodz do lamusaJ dwa tygodnie temu ka#dy mg si!
przekona$, #e znacznie wi!cej studentw wzi!o udzia w
pochodzie pierwszomajowym ni# w eleganckiej kolacji,
ktra zgodnie z tradycj tego samego dnia zwiastowaa na&
dej%cie wiosny
& Kolega <u?us ma absolutn racj! & powiedzia Matti Kol&
mikoski, kiedy <ickard ponownie usiad przy stole. & 7le nie
zg!bi nale#ycie problemu. 6ak zwykle, chciaoby si! rzec.
Mwi z ?i0skim akcentem, dzi!ki czemu wszystko, co
mwi, wydawao si! bardziej przemy%lane i klarowne, ni#
byo w istocie. <ickard ju# wcze%niej to zauwa#y. * ludzi
chccych sp!dzi$ #ycie na goszeniu kaza0 z ambony
najlepiej mieli ci, ktrzy mwili z ?i0skim akcentem. 7lbo
chocia# z norrlandzkim, w tych dialektach byo brzmienie,
jakiego pr#no by szuka$ w mowie mieszka0cw %rodkowej
i poudniowej +zwecji.
& /cale bowiem nie jest powiedziane, #e mamy tu do
czynienia z relacj przeciwie0stw & cign Kolmikoski. &
+zcz!%cie kontra sens. 6a na przykad nigdy nie bybym
szcz!%liwy, gdybym nie po%wi!ci swojego #ycia na poszuki&
wanie sensu. 3wa#am, #e poj!cie szcz!%cia jest rwnie nie&
precyzyjne, co przeceniane. 3tylitaryzm jest wedug mnie
zbyt prostacki.
& "iech i tak b!dzie & zgodzi si! <u?us +(ensson, znw
pastwic si! nad swoj bujn brod. & Przy tym stole nie ma
jednak #adnego wyznawcy utylitaryzmu. My%laem, #e
jestem w gronie chrze%cijan.
& 6asne, #e tak & wtrciS si! +i(ert )rahn. & 7le cakowicie
zgadzam si! z Mattim. ,la mnie to pr!dzej synonimy. 6e#eli
nie b!d! mg si! po%wi!ci$ poszukiwaniom sensu, ani
przez sekund! nie b!d! szcz!%liwy.
<ickard uwa#a go za najciekawszego z caego towarzystwa.
+pokojny i powa#ny, jednak bez tej laestadia0skiej
melancholii, wa%ciwej wielu studentom teologii. Pokorny i
inteligentny, rzadko robi wok siebie szum, ale te# nigdy
nie pod#a z prdem. / wa#nych kwestiach zawsze zaj&
mowa stanowisko. <ickard mia nadziej!, #e po studiach
nie przestan si! spotyka$, widzia oczyma wyobra5ni, jak
spotykaj si! przez lata. /szyscy czterejJ jak porwnuj do&
%wiadczenia z rozmaitych probostw i posad. *a dwadzie%cia,
trzydzie%ci lat nadal poruszaj kwestie wiary, #ycia i etyki.
Pami!taj uppsalskie czasy.
& Masz racj!, +i(ert & powiedzia. & Uy$ to znaczy szuka$
sensu. "ie ka#dy musi to robi$, mamy wolny wybr. My
jednak musimy to robi$. /ierzy$ w -oga to znaczy przede
wszystkim prbowa$ go zrozumie$, wa%nie o tym pisz
Mulholland i Frazm z <otterdamu.
Pozostali pokiwali gowami. <ickard zauwa#y, #e jest w tym
dobry. .rzyma$ si! troch! z boku, mo#e zreszt nauczy si!
tego od +i(erta, sucha$ argumentw i punktw widzenia
pozostaych, a p5niej w odpowiednim momencie
podsumowa$ dyskusj!.
& Ojej & powiedzia <u?us +(ensson i spojrza na swoj star
srebrn cebul!, ktr wycign z kieszeni kamizelki.
& Mj nieszcz!sny zegarek znowu ponioso. Przykro mi, pa&
nowie, ale musz! niestety uda$ si! do domu i przystpi$ do
wieczornego udoju.
<eszta wybuchn!a %miechem. <ickard pomy%la, #e <u?us z
pewno%ci b!dzie %wietnym pastorem. *e starej szkoy.
6e#eli ju# w wieku dwudziestu czterech lat jest taki jowialny,
to wszystko mo#e pj%$ tylko w dobrym kierunku.
<ozstali si! i zacz i%$ ulic %w. Olo?a w stron! K(arngHr&
det. -y %rodek maja, kwity czeremchy, wczesnoletni wie&
czr by pi!kny, a do ko0ca semestru pozostay tylko dwa
tygodnie.
,okadnie rzecz biorc, jeden egzamin na pocztku czerwca,
a p5niej jeszcze tylko rok. Pomy%la, #e to dziwne. Odkd
przyjecha do 3ppsali, min!y cztery lata, a on pami!ta, jak
si! wtedy czu. 6ak wysiad na dworcu i z niemal#e
nabo#nym uczuciem szed przez miasto. 6ak lokalizowa
obecnie dobrze znane punkty & rzek! @yris, katedr!, teo&
logi!, ;arolin!, +lottsbacken i jak w cukierni @RgelsRngen
pozna .omasa.
<ok w wojsku i w szkole czno%ci, wszystko, co si! z tym
wizao. Ielgego z )Hddede i to, jak pozna 7nn!, kiedy
obserwowali demonstrantw na ,rottninggatan, koo -ok&
'iktora.
6ak dosownie wpada mu w ramiona, jak poszed z ni do
domu i jak zostali par. Mieszkali ju# ze sob... jesieni
b!d dwa lata. Ma#e0stwem s od niespena roku. * jakie&
go% powodu wydawao si!, #e krcej i du#ej jednocze%nie.
1m dalej za plecami zostawia miasto, im bardziej zbli#a si!
do 'Hktargatan, tym intensywniej o niej my%la. ;zy mo#e o
ich zwizku, jednego nie dawao si! oddzieli$ od drugiego.
*a par! tygodni miaa sko0czy$ studia dziennikarskie.
,ostaa letnie zast!pstwo w gazecie 93ppsala "ya .idning:
i bya nadzieja, #e przedu# je do jesieni. <ickard b!dzie
pracowa na poczcie, tak jak ubiegego lata. +i(ert )rahn,
Matti Kolmikoski i <u?us +(ensson te# oczywi%cie mieli
przed sob jeszcze rok teologii, a <ickard z niecierpliwo%ci
czeka na ich kolejne spotkania w O(?andahls w czasie
dwch ostatnich semestrw. Potem jeszcze przynajmniej
jeden semestr, zanim otrzyma %wi!cenia. .o bez wtpienia
go uspokajao, nie by jeszcze gotowy na porzucenie 3p&
psali. 7le mo#e za ptora roku b!dzie. <ozmawiali o tym z
7nn wielokrotnie, doszli do wniosku, #e mogliby przepro&
wadzi$ si! w jakie% nowe miejsce, najlepiej daleko od miasta
nauki, ale teraz jeszcze nie nadszed odpowiedni moment. *
czasem trzeba b!dzie rozejrze$ si! po kraju w poszukiwaniu
pracy.
Ko%cioy i gazety s prawie wsz!dzie, wi!c kiedy b!dzie
trzeba, wszystko na pewno si! uo#y.
,obrze nam si! #yje, pomy%la <ickard troch! niespo&
dziewanie, mijajc skrzy#owanie ulic <Rbyleden i Mobilma&
cken. /i!c to tak wyglda #ycie w zwizku. ;zasem z grki,
a czasem troch! pod gr!, zgadzao si! to, co mwili przy
stole, kiedy dyskutowali o szcz!%ciu i poszukiwaniu sensu.
*gadzao si!, gdy zastosowa to rwnie# do zwizku. )upio
wmawia$ sobie, #e cay czas powinno by$ r#owo. Ue
szcz!%cie powinno po prostu tam by$. Ka#dego ranka,
poudnia i wieczoru, nie, tak to nie dziaa. .ak samo jak
trzeba doszuka$ si! w #yciu sensu, tak trzeba post!powa$
rwnie# w ma#e0stwie. /splnie pod#a$ kr!t drog wio&
dc przez kopoty i rado%ci i nie wbija$ sobie do gowy, #e
inni ludzie ta0cz na du#o ziele0szej trawie. 7lbo #e my
sami powinni%my do tego d#y$.
<ozmawiali o dzieciach, ale doszli do wniosku, #e jeszcze
poczekaj. Przynajmniej do momentu, a# wyjad z 3ppsali i
zaczn mie$ stae dochody. "a razie byo z tym troch!
kiepsko. @irma kosztowaa wi!cej, ni# przynosia, a i tak nie
brali pod uwag! zeszorocznej podr#y po /schodniej Fu&
ropie, na temat ktrej od ukazania si! reporta#u 7nny nie
zamienili ani sowa. Poradzili sobie jednak i nie musieli pro&
si$ o pomoc mamy <ickarda. .omas da do zrozumienia, #e
wiosenne kursy do "orrlandii nawet si! uday, ale przed
wakacjami autobus wymaga napraw, wi!c o podziale
zyskw, na ktry mieli nadziej!, nie mogo by$ mowy.
Prawie nie spotykali si! ju# z .omasem i )unill. "ie liczc
?irmowego spotkania pod koniec stycznia, widzieli si! tylko
raz. Pewnego kwietniowego wieczoru zjedli ca czwrk
kolacj! w )uldtuppen przy Kungsgatan, ale nie byo tak jak
dawniej. Mo#e zdarzenie z .imisoary nadal straszyo, 7nna
i <ickard w ka#dym razie doszli do takiego wniosku, kiedy
wracali do domu.
/ tym czasie mo#e raz rozmawiali z .omasem przez te&
le?on, rwnie# raz poszli na kaw!, ale nic ponadto. "ie wie&
dzia nawet, co .omas studiuje, ale przyj, #e w dalszym
cigu ma to zwizek z ekonomi.
Maria i )ermund4 Od stycznia nie mia z nimi najdrob&
niejszego kontaktu i by pewien, #e 7nna rwnie#.
.ak ju# jest, pomy%la <ickard, gdy przecina du#y trawnik,
idc ku wy#szym numerom 'Hktargatan, wszystko ma swj
czas.
+potkania. <ozstania. Kmier$.
Kiedy wszed, siedziaa przy biurku i pisaa. <obia to cay
czas, stuk klawiszy sysza ju# w przedpokoju. Powiesi
kurtk! i krzykn na powitanie.
& ;ze%$S & odkrzykn!a 7nna. & )dzie bye%4
3sysza, #e ma dobry humor. Pewnie ko0czya artyku,
z ktrego bya zadowolona.
& / O?(andahls & odpowiedzia i wszed do kuchni, w ktrej
siedziaa.
& -o#e sodki, czuj! & odpara. & ;uchniesz dymem jak
pikling.
& ;a drog! wracaem na piechot! & tumaczy si! <ickard.
& 1 siedzieli%my przy otwartym oknie.
& ;zterech teologw pali cztery papierosy na godzin!. 6ak
bardzo nadymione b!dzie po czterech godzinach4 *a&
kadam, #e to ci sami4
& *gadza si! & odpar <ickard. & ;zterech biskupw in spe,
dlaczego o nas nie napiszesz reporta#u4
7nna si! za%miaa, a on znw przypomnia sobie dyskusj! o
sensie i szcz!%ciu. Pomy%la, #e s chwile, kiedy owego sensu
wcale poszukiwa$ nie trzeba.
& Masz ochot! na herbat!4 & zapyta. & Mog! zrobi$.
& -ardziej marzyby mi si! kieliszek wina & odpowiedziaa
#ona. & Mamy jeszcze butelk! w spi#arni, prawda4
* jakiego% powodu w oczach zakr!ciy mu si! zy.
54
3mwili si! na dziesit, pojecha tam prosto ze szpitala.
<ano sp!dzi dwie godziny na oddziale rehabilitacyjnym,
rozmawia z tabunem lekarzy, piel!gniarek i ekspertw, ale
przede wszystkim z Marianne.
,zisiaj byo to mo#liwe. "adal bya ogromnie zm!czona, ale
w porwnaniu z poprzednim dniem jej stan wyra5nie si!
poprawi. Pomy%la, #e to tak jakby po raz drugi miaa
przyj%$ na %wiat. Powolny, ale niepowstrzymany proces, nie
wiedzia, skd mu si! wzi!o to skojarzenie. "ie pami!taa,
co si! stao, nie przypominaa sobie podr#y do +ahlgrenska
i z powrotem ani operacji, nie byo wiadomo, czy kiedykol&
wiek co% sobie przypomni.
"ie miao to jednak znaczenia. <ozumiaa, co si! stao, w
ko0cu na co dzie0 pracowaa w szpitalu i cho$ jest r#nica
mi!dzy rodzeniem dzieci a wylewami krwi do mzgu, by to
w pewnym sensie jej chleb powszedni. +woim stanem w
ogle si! nie martwiaJ zreszt, wedug doktora -erngrena i
kilku innych, nie byo ku temu powodu. Moga si! martwi$
jedynie tym, jak radz sobie domownicy. *waszcza jak
6enny i 6ohan prze#yli wie%$, #e mamie przytra?i si! wylew.
6ednak kiedy ju# z nimi porozmawiaa & znalazo si! na to
troch! czasu dzi% rano przed lekcjami & i kiedy razem z
-arbarottim zapewnili, #e w willi Pick?ord wszystko gra, a
poza tym maj do pomocy +ar!, uspokoia si!. *nw trzy&
mali si! za r!ce, dopki nie zasn!aJ -arbarotti pomy%la, #e
ta chwila b!dzie mu towarzyszya przez cay dzie0.
1 nie tylko.
.eraz jednak sta przed drzwiami domu na <osengatan i
czekaa go rozmowa z czowiekiem, ktry trzy dni temu
straci #on!. 3zna, #e nie b!dzie szuka w my%lach dalszych
porwna0, i nacisn przycisk dzwonka.
<ickard -erglund wyglda nieco bardziej rze%ko ni# ostat&
nio. Mia na sobie zwyke granatowe d#insy i cienk czarn
koszulk! polo. "a nogach ?ilcowe kapcie. Poda -arbarot&
tiemu r!k! i zaprosi go do du#ego pokoju. Przepraszajcym
tonem wyja%ni, #e ostatnio troch! zaniedba sprztanie, i
zaproponowa kaw! lub herbat!.
& 7 pan co pije4 & zapyta -arbarotti.
& Kaw!.
& .o ja te# poprosz!.
3siad w tym samym ?otelu, co poprzednio. +zachownica
nadal staa, -arbarottiemu za% wydao si!, #e #adna z ?igur
nie zmienia pozycji. ;ho$ oczywi%cie nie daby gowy.
<ickard -erglund znikn w kuchni i po trzydziestu sekun&
dach wrci z dzbankiem kawy i talerzykiem migdaowych
sucharkw.
& .roch! pan przeczyta & powiedzia -arbarotti i wskaza
na regay z ksi#kami, zajmujce cae dwie %ciany Oceni, #e
liczba pozycji waha si! w granicach dwch tysi!cy.
& / piwnicy jest dwa razy tyle & odpar -erglund, siadajc w
drugim ?otelu. & Przez lata troch! si! zebrao.
& Przykro mi, #e musz! przeszkadza$ panu w takim mo&
mencie & rzek -arbarotti. & /yrazy wspczucia z powodu
%mierci #ony.
& Pod koniec ju# tylko cierpiaa & odpowiedzia -erglund. &
"ie powinni%my ubolewa$, #e to si! sko0czyo.
& Mimo wszystko to trudna sytuacja.
& +yszaem, #e z kolei pa0skiej #onie przydarzy si! wy&
padek & odparowa -erglund. & Pana kole#anka o tym wspo&
minaa. 6ak si! teraz czuje4
)unnar -arbarotti pomy%la, #e nie ma ochoty o tym roz&
mawia$, ale nie mo#e zignorowa$ pytania. "ie, biorc pod
uwag! sytuacj! <ickarda i rozmow!, jak odbyli ostatnim
razem.
& Mwi, #e cakiem wrci do zdrowia & powiedzia. &
Mieli%my szcz!%cie.
-erglund skin gow.
& Opatrzno%$ czuwa.
"ie mieli oczywi%cie roztrzsa$ kwestii %wiatopogldowych,
ale -erglund powiedzia akurat to sowo i -arbarotti nie
mg si! powstrzyma$ przed skorzystaniem z okazji.
& "aprawd!4 & zapyta. & .o znaczy, te# wierz!, #e tak jest,
ale... nie bardzo wiem, jak to si! odbywa.
& Mo#e wcale nie mamy tego wiedzie$ & odpar <ickard
-erglund, zdejmujc okulary. Opatrzno%$, ktr potra?imy
zrozumie$, automatycznie staje si! wtedy czym% innym,
prawda4 ;zym% mo#liwym do przewidzenia, czemu stawia$
si! b!dzie wymagania. ;hodzi o to, by przekaza$ swoje cier&
pienie w czyje% r!ce, prawda4
-arbarotti uzna to za pytanie i zacz si! zastanawia$, co
odpowiedzie$. Przyszed tu, #eby si! dowiedzie$, co <ickard
-erglund robi w sobot! niecae dwa tygodnie temu, mo#e
te# podpyta$ troch! o wydarzenia w czasie imprezy na
plebanii w ABPN roku, ale nagle, ju# od pocztku, zacz!o mu
si! wydawa$, #e inne kwestie s o wiele wa#niejsze. 7 w
ka#dym razie nie mo#na ich tak po prostu odsun$ na bok,
skoro ju# otworzyo si! drzwi.
& 6estem zwykym laikiem, je%li chodzi o te sprawy & po&
wiedzia. &7le przyznaj!, #e mnie to interesuje. )upio tak
prze#ywa$ #ycie, wmawiajc sobie, #e to nie jest wa#ne.
& ;hyba mo#na tak to uj$ & powiedzia <ickard -erglund,
pocierajc w zadumie brod! i policzki. ;zyta pan
Kierkegaarda4
& "ie & przyzna -arbarotti. & "ie czytaem.
& Przez wiele lat by moim duchowym autorytetem. Pisa
mi!dzy innymi o stadiach #ycia. Od pasji przez etyk! do
wiary i spenienia, ale nie b!d! teraz zabiera pa0skiego
czasu. / ka#dym razie istnieje odwieczne pytanie.
& Odwieczne pytanie4 & spyta -arbarotti.
& /splne dla wszystkich ludzi, cho$ wi!kszo%$ woli si!
przed nim broni$. 6aki stosunek powinni%my tak naprawd!
mie$ do naszego #ycia. ,o naszych czynw i odpowiedzial&
no%ci. ;hrze%cija0stwo zbdzio, tak, bezpowrotnie zb&
dzio. Musieliby%my co?n$ wskazwki zegara o prawie dwa
tysice lat, #eby znw odnale5$ drog!. .o smutne, niewy&
mownie smutne.
-arbarotti przypomnia sobie podobne s?ormuowanie z ich
poprzedniej rozmowy i znowu nie bardzo wiedzia, co
odpowiedzie$. <ickard -erglund ponownie zao#y okulary i
wypi yk kawy.
& *auwa#yem, #e nie nagrywa pan tego, co mwimy &
powiedzia. & 1 nie robi #adnych notatek. ,laczego w ogle
chcia pan ze mn rozmawia$4
& ;hodzi o t! spraw! z )ermundem )roothem & odpar
-arbarotti, chrzkni!ciem prbujc przykry$ wahanie.
& ;hcieliby%my to ustali$. ,laczego zgin... mo#e te#, co
stao si! z Mari /inckier trzydzie%ci pi!$ lat temu.
<ickard -erglund siedzia przez chwil! w milczeniu i wy&
glda, jakby si! nad czym% zastanawia. Przyglda si!
swoim splecionym r!kom. -arbarotti pocz!stowa si!
migdaowym sucharkiem i czeka. Pomy%la, #e chyba nie
czuje si! do ko0ca na siach, #eby prowadzi$ tak rozmow!.
Ue co% w jego gowie chyba nie dziaa tak jak powinno.
Pytanie -erglunda bez wtpienia byo uzasadnione.
,laczego wa%ciwie rozmawia z tym byym pastorem, ktry
wa%nie straci #on!4
Kolejny raz doszed do wniosku, #e wa%ciwie jest zdra&
dzieckim sowem. 3kazuje, #e to, co si! dzieje, skrywa tak
naprawd! co% innego, jakie% znacznie wa#niejsze sedno.
;o nie zawsze jest prawd, jakkolwiek bardzo by%my sobie
to wmawiali.
& .ak wiele jest pyta0 bez odpowiedzi & powiedzia <ickard
-erglund na koniec. & .yle zale#no%ci, ktrych nigdy nie
odkryjemy Mam wra#enie, #e podczas naszego ostatniego
spotkania powiedzia pan, #e jest wierzcy, nie myl! si!4
Przez uamek sekundy -arbarotti zobaczy, jak -g patrzy
na niego wyczekujco.
& .o prawda & odpar. & 6estem wierzcy. / tym sensie, #e
uwa#am, i# istnieje -g. 7le chyba nie jestem religijny w
obiegowym sensie tego sowa.
& Mio mi to sysze$ & powiedzia <ickard -erglund, wy&
krzywiajc usta w u%miechu. & /ie pan, #e kilka lat temu
odrzuciem swoje powoanie. 2ecz nie odrzuciem wiary,
rozmawiali%my ju# chyba na ten temat4 Prosz! mi wyba&
czy$, ostatnio jestem taki zm!czony. Pami!$ mnie zawodzi.
Przez wiele miesi!cy zarywaem noce... do czasu, a# wresz&
cie zaznaa spokoju. Od kilku dni jest inaczej. 6a te# si!
troch! uspokoiem.
-arbarotti si! zamy%li.
& / poniedziaek nie wiedziaem, czy moja #ona b!dzie
#ya, czy nie.
-erglund pokiwa gow.
& .ylko w lustrze %mierci mo#na wystarczajco wyra5nie
zobaczy$ #ycie & oznajmi. & .ylko tam mo#emy oceni$, co
jest wa#ne, i oddzieli$ ziarna od plew. "ie chc! mwi$ jak
zarozumialec, do%$ ju# si! w ten sposb nagadaem z
ambony.
*a%mia si! nerwowym, suchym %miechem. -arbarotti
poczu, #e jemu samemu trudno jest powstrzyma$ u%miech.
& /iele jest zarozumialstwa & powiedzia. & 1 rzeczy, ktrych
si! nigdy nie dowiemy .eraz zajmujemy si! t zagadkow
%mierci, ale mam pen %wiadomo%$, #e by$ mo#e nigdy nie
poznamy odpowiedzi. 6ak i dlaczego zgin!li. 6ak pan my%li4
<ickard -erglund odchyli si! na krze%le i przejecha do0mi
po udach.
& ;zy trzeba szuka$ szcz!%cia, czy te# sensu4 .o pytanie
towarzyszyo mi przez lata & oznajmi. & ;zy naprawd! mu&
simy si! stara$ wszystko zrozumie$4 ;o to da4 Mo#e wiedza,
o ktr zabiegamy, wyrzdzi nam krzywd!, kiedy ju# j
posidziemy4 6ak wyglda pa0ski -g4 6akie ma cechy4
-arbarotti nagle zacz si! zastanawia$, czy siedzcy na&
przeciwko niego m!#czyzna jest w peni wadz umysowych.
/prawdzie by o wiele bardziej przytomny ni# w czasie ich
pierwszego spotkania, ale jego ostatnie sowa wydaway mu
si!, z caym szacunkiem, dziwaczne. 7 mo#e po prostu pr&
bowa si! przed nimi broni$4
& Mj -g4 & zapyta po zjedzeniu powki sucharka i
spukaniu jej ykiem kawy. & .ylko trzech rzeczy jestem
pewien. -g jest d#entelmenem, ma poczucie humoru i nie
jest wszechmogcy.
<ickard -erglund za%mia si! znowu, krtko i ochryple.
& +am pan do tego doszed4 & zapyta. & ,zi!ki osobistemu
do%wiadczeniu4
& 7 jak inaczej4
& .o dobrze & powiedzia <ickard -erglund. & -ardzo do&
brze. / zasadzie nie ma innej drogi. 7le pomin pan to, co
najwa#niejsze. 6ego bezgraniczn mio%$.
-arbarotti kiwn gow. *anim jednak zdoa skierowa$
rozmow! na wa%ciwe tory, -erglund kontynuowa.
& ;zyli to si! stao tego samego dnia4
& 7le co takiego4 & zapyta -arbarotti.
& +traciem #on! tego samego dnia, w ktrym pana #ona
dostaa wylewu. .o troch! dziwne. ,zi!ki temu powinni%my
lepiej si! rozumie$, prawda4
-arbarotti wypi kolejny yk kawy i sprbowa si! skon&
centrowa$.
& /a%ciwie to nie o tym przyszedem porozmawia$ &
powiedzia. & 1nteresuje nas )ermund )rooth. 1 do pewnego
stopnia rwnie# %mier$ Marii /inckier w ABPN roku.
& Przepraszam, je%li gubi! wtek & odpar <ickard -erglund.
& Ostatnimi czasy nie jestem do ko0ca sob.
& "ie ma w tym chyba nic dziwnego. )dyby jednak mg si!
pan co?n$ do tego ?eralnego dnia sprzed trzydziestu pi!ciu
laty, co skonio pana i pa0sk #on! do tego, by urzdzi$ na
plebanii przyj!cie4 * tego co zrozumieli%my, ludzie z waszej
paczki ju# nie trzymali si! razem4
& +kd o tym wiecie4
& <ozmawiali%my z pa0stwem /inclderami. Mwi, #e w
cigu ostatniego roku w 3ppsali nie spotykali%cie si! za
cz!sto. .omas /inckler twierdzi, #e wszystko sko0czyo si!
ju# jesieni ABPM roku po wycieczce po krajach wschodniej
Furopy... kole#anka rozmawiaa z nim o tym kilka dni temu.
*akadam, #e mo#e pan to potwierdzi$4
<ickard -erglund zacz pociera$ obiema do0mi policzki, w
gr! i w d, w d i w gr!.
& .ak, co% si! stao & powiedzia powoli i z namysem. & 7le
my%l!, #e i tak by%my si! od siebie oddalili. "aprawd!.
Miesic w gorcym autobusie przyspieszy ten proces, i tyle.
& 7le w t! sobot! we wrze%niu zaprosili%cie ich na plebani! &
stwierdzi -arbarotti. & Mimo #e tak naprawd! ju# si! nie
spotykali%cie. ,laczego to zrobili%cie4
-erglund wzruszy ramionami.
& Obawiam si!, #e to by mj pomys. +potkaem )ermunda
w mie%cie, powiedzia mi, #e si! tu wprowadzili. Po&
wtrzyem to #onie, a poniewa# .omas i )unilla mieszkali
ju# jaki% rok w )>teborgu, pomy%leli%my #e... po co czowie&
kowi plebania, je%li nie urzdza tam przyj!$4
/ykrzywi usta w u%miechu, ale za sekund! znw by
powa#ny.
& .o, co si! stao, byo oczywi%cie potworne. 7le nigdy,
przenigdy w cigu tych wszystkich lat nie pomy%laem, #e
kto% mgby j zepchn$. 7 za tym w!szy ten +andlin. .ak
si! chyba nazywa4
& 1nspektor +andlin, zgadza si! & potwierdzi -arbarotti. &
;zy jednak %mier$ )ermunda )rootha dwa tygodnie temu
nie skonia pana do zmiany przekonania4
<ickard -erglund my%la kilkana%cie sekund. ;o najmniej.
-arbarotti da mu czas do namysu, pami!ta star regu!,
#e nie nale#y ba$ si! ciszy, i zastanawia si!, czy -erglund
wie, #e podejrzewaj, i# )rootha kto% zabi. /szystko
wskazywao jednak na to, #e #y z pytaniem o %mier$ Marii,
wi!c chyba powinien wiedzie$4 .ak czy owak, musi znale5$
sposb na zbli#enie si! do kwestii alibi, bo inaczej b!dzie
zmuszony zapyta$ wprost. "awet je%li to si! wyda brutalne.
6estem zbyt mi!kki, pomy%la. 6est mi go #al. "ie wiem
dlaczego, ale pewnie dlatego, #e w sobot! b!dzie musia po&
chowa$ #on!.
& "ie zd#yem si! nad tym zastanowi$ & powiedzia w
ko0cu <ickard -erglund. & .o oczywi%cie niesychanie
dziwne. 7le nie znaem )ermunda. "igdy go nie poznaem,
nawet wtedy w 3ppsali. .worzyli z Mari dziwaczn par!,
niezwykle dziwaczn.
& 6ak bardzo dziwaczni byli tego wieczoru na plebanii4
-erglund wzruszy ramionami.
& ;hyba tak jak zwykle... "ie, to nie by udany wieczr. 7le
do%$ wcze%nie si! sko0czy. )unilla bya zm!czona z
powodu ci#y, i w ogle. )dyby%my wcze%niej nie zapla&
nowali tego wyjazdu na grzyby... nie pomy%leli o prowiancie
i tak dalej... z pewno%ci by si! nie odby.
& "ie4 & zapyta -arbarotti.
& "ie, nie wydaje mi si!. 7le, tak jak mwi!, to ju# byo
ustalone.
& <ozumiem. 1 tego wieczoru nie zdarzy si! #aden
szczeglny incydent4
& 1ncydent4 * pewno%ci nie.
& Podczas podr#y po Furopie tak#e nie4 Kiedy to byo4 /
ABPM roku4
& / ABPM, zgadza si!. "ie, wtedy te# nic szczeglnego si! nie
wydarzyo, je%li o to panu chodzi. Po prostu zm!czyli%my si!
sob. "asze drogi si! rozeszy. 7 ja nadal unikam jazdy
autobusem na du#szych trasach.
-arbarotti doszed do wniosku, #e nie ma innego sposobu.
& ;o robi pan w sobot!, kiedy zgin )ermund )rooth4
& zapyta.
<ickard -erglund znowu si! zamy%li. ;ho$ tylko na kilka
sekund.
& "ie mam bladego poj!cia & powiedzia. & "ajprawdo&
podobniej byem u 7nny w szpitalu. Przez ostatni miesic
byem tam praktycznie non stop.
& Mo#e pan to jako% sprawdzi$4
<ickard -erglund zao#y okulary i nachyli si! do -ar&
barottiego.
& Mo#na pewnie zapyta$ personelu & powiedzia. & ,laczego,
u licha, chce pan to wiedzie$4
-arbarotti mg odpowiedzie$ 9rutyna:, ale z jakiego%
powodu wydao mu si! to tak prymitywne, #e nie powiedzia
nic.
*amykamy t! spraw!, pomy%la. .o ju# nie ma sensu.
55
)unilla obudzia si!, zapalia nocn lampk! i spojrzaa na
zegarek.
-ya D.DN. *egarek poin?ormowa rwnie#, #e jest czwartek
MM listopada ABPD roku. ;o j obudzio4 6aki% d5wi!k4
Odwrcia gow! i zobaczya, #e .omas nie le#y w #ku. "ie
wrci jeszcze do domu4 & zdziwia si!. ,laczego4 ,laczego
nie le#y na swoim miejscu koo niej w #ku4
-yo wp do czwartej ranoS "ie moga sobie przypomnie$,
gdzie szed wczoraj wieczorem, miao to chyba zwizek z
korporacj, ale nie mwi, #e nie b!dzie go p nocy...
*nowu usyszaa ten d5wi!k. ;ichy chrobot dobiegajcy z
przedpokoju, metal o metal, je%li si! nie mylia. *anim
strach zdoa chwyci$ j za gardo, zrozumiaa, co to za od&
gos. Mo#e dlatego, #e wreszcie udao mu si! tra?i$ kluczem
do dziurki.
+yszaa, jak otwiera drzwi i wywraca si! w przedpokoju.
*amyka za sob drzwi i dyszy. .o chyba .omas4
.ak, poznaa go po kaszlu, poza tym mamrota co%,
skopujc z ng buty i wieszajc paszcz. "a podog! upad
wieszak. Po chwili do sypialni dotary opary alkoholu i nie
musiaa si! ju# du#ej zastanawia$.
.o by .omas. Przyszed do domu o czwartej nad ranem, z
pewno%ci pijany jak bela. Przez gow! przemkn!a jej my%l,
czy nie zgasi$ lampy i udawa$, #e %pi, na pewno nie zauwa&
#y, #e j zapalia. Pomy%laa jednak, #e jej obowizkiem jest
wyj%$ mu naprzeciw, skopaa wi!c kodr! i krzykn!a
9cze%$S:.
2edwo trzyma si! na nogach. Prbowa skupi$ na czym%
wzrok, by$ mo#e na niej. Otworzy usta i zamkn.
-o#e, pomy%laa )unilla. "igdy wcze%niej nie widziaam go
tak pijanego.
& ;ze%$, )unilla & wykrztusi. /idziaa, #e z wysiku omal
nie rymn na podog!.
& ;ze%$, .omas & odpowiedziaa.
6edn r!k opar si! o %cian! i wzi g!boki oddech.
& Przepraszam, ale jestem troch! pijany.
Przynajmniej wydawao si!, jakby to powiedzia. 1 pasowao
do sytuacji.
& /idz!. ;hod5 si! poo#y$. ;zy mo#e potrzebujesz
najpierw chwili w azience4
& 2a... zience4 & odpowiedzia .omas, jakby nie bardzo
rozumia, co to takiego. 7le nagle go ol%nio. & Yazienka...
to... wspaniay... wspaniay... pomys. Pjd! najpierw... do...
azienkiS
*acz zdejmowa$ marynark!, ale w poowie si! zaklinowa i
musiaa mu pomc. / tym czasie prbowa j przytuli$,
wymkn!a si! bez wi!kszych trudno%ci.
& "o to id5 do azienki, a p5niej przyjd5 si! poo#y$.
+ta jeszcze przez chwil! na chwiejnych nogach, prbujc
sobie przypomnie$, gdzie le#y azienka. )unilla podesza i
zapalia %wiato.
& Prosz! uprzejmie & powiedziaa.
& YazienkaS & zawoa .omas i rozpromieni si! na uamek
sekundy.
/toczy si! do %rodka i zamkn za sob drzwi. 3syszaa,
jak rymn na muszl! klozetow i znowu zacz do siebie
mamrota$. /estchn!a i posza powiesi$ w przedpokoju
jego marynark!. /kadajc j na wieszak, zauwa#ya, #e z
jednej kieszeni wystaj banknoty. /yj!a je i stwierdzia, #e
nie s to pojedyncze sztuki. ;aa kiesze0 pena bya
banknotw stukoronowych.
,ruga tak samo. *bierajc je wszystkie, czua, jak co% w niej
si! %ciska. -anknot za banknotem. +etka za setk.
Obie r!ce miaa pene. /esza do kuchni. +iada przy stole,
zapalia lampk! i zacz!a liczy$, a my%li ta0czyy jej w
gowie.
-yo tam prawie dwadzie%cia tysi!cy koron.
/rcia do azienki. Przycisn!a ucho do chodnych, drew&
nianych drzwi i nasuchiwaa. +ycha$ byo tylko lejc si!
wod!. +taa tak z p minuty, po czym uchylia drzwi.
/oda laa si! do umywalki.
.omas spa w wannie z otwartymi ustami. *dj spodnie, ale
nic wi!cej.
Poczekam z tym do rana, pomy%laa. *akr!cia wod! i
zgasia %wiato.
=
O sidmej rano zmusia go, by przenis si! z wanny i poo&
#y do #ka. Prawie musiaa go nie%$.
Pi!tna%cie po jedenastej zmusia go, by wrci do azienki i
wzi prysznic, a dokadnie o dwunastej siedzieli w kuchni i
pili czarn kaw!.
Pienidze le#ay mi!dzy nimi na stole.
& "o wi!c4 & powiedziaa.
& .aki jeden skurkowaniec zaprosi mnie na cal(ados,
rocznik ABEC & odpar .omas.
& "ie obchodzi mnie, co pie% ani dlaczego. ;o to za pie&
nidze4
& Musz! wzi$ jeszcze jeden magnecyl.
& "ie bierze si! wi!cej ni# dwa & powiedziaa )unilla. & Poza
tym chwil! potrwa, zanim zacznie dziaa$. Pij kaw!.
Pienidze4
& Irrm & odpar .omas, pocierajc skronie. & +przedaem
autobus.
&;o4
& +przedaem autobus.
& "ie mo#esz przecie#... ale dlaczego4
& 7, chuj z tym & powiedzia .omas. & 6u# mnie to zm!czyo.
)unilla spojrzaa na stosy setek. 6eden mia rwne sto,
drugi dziewi!$dziesit siedem. ,ziewi!tna%cie tysi!cy sie&
demset koron.
& ,wa tysice gotwk. 1 chuj.
& "ie powinni%my... & zacz!a )unilla. & "ie powinni%my
najpierw zapyta$ pozostaych4
& Pozostaych4 ,laczego miabym ich pyta$4
& -o autobus jest wasz wspln wasno%ci... by. .omas
wypi yk kawy i skrzywi si!.
& Kupili%my go za trzydzie%ci osiem & dodaa.
& /iem, za ile go kupili%my. 6a to zrobiem. 7le przeje&
chali%my nim siedemdziesit tysi!cy kilometrw. /szystko
w tej pieprzonej ?irmie zrobiem sam. Po jak choler! mia&
bym si! radzi$ ktregokolwiek z nich4 .y i ja mamy pi!$&
dziesit procent, tak czy nie4
*amilk. Podszed do zlewozmywaka i napi si! wody prosto
z kranu. "ie wiedziaa, dlaczego jest tak agresywny, zwykle
taki nie by. ;zy byo to spowodowane kacem, czy te#
wiedzia, #e sprzeda autobus zbyt tanio4 3znaa, #e nie
b!dzie tego docieka$.
& "o dobrze & powiedziaa. & / pewnym sensie masz racj!.
& *robi! jeszcze dwa kursy i zarobi! jako kierowca. .ak si!
umawiali%my.
& 1Vomu go sprzedae%4
& .akiemu jednemu Pontusowi. .o prawnik, cholernie
bystry.
&7le dlaczego paci w ten sposb... -o#e, przecie# ty nosie%
pienidze luzem w kieszeniach marynarki.
& .ak wyszo & odpar .omas. & 7 na rachunku widnieje
tylko dziesi!$ tysi!cy, tak jest lepiej dla obu stron.
7ch tak4 & pomy%laa )unilla, zdajc sobie spraw!, #e ten
kruczek nie do ko0ca rozumie.
& 7le przecie# musimy podzieli$ si! pieni!dzmi z innymi
& powiedziaa.
& Oczywi%cie & rzek .omas. & Ka#da para dostanie dwa i p
tysica... plus jedn czwart z jesiennych zyskw. Powinni
by$ zadowoleni.
& ,wa i p4 & zapytaa )unilla.
& "a rachunku widnieje dziesi!$ tysi!cy & powtrzy .omas.
& "o tak. 7le to nie...
& ;zy mo#emy ustali$ jedn rzecz4 & przerwa.
& 6ak4
& Ue od teraz to ja b!d! si! zajmowa ?inansami w tej
rodzinie. .ak b!dzie najpro%ciej.
)unilla opara brod! na knykciach i patrzya na niego. On
odpowiada spojrzeniem przekrwionych oczu. /yglda,
jakby uwa#a wszystko za najzupeniej normalne.
.o, #e wrci do domu o czwartej nad ranem, pijany w
sztok. 1 #e sprzeda autobus i zamierza oszuka$ pozostaych
na dziesi!$ tysi!cy koron.
& Podzielimy pienidze w odpowiednim czasie przed
%wi!tami & powiedzia. & *a jakie% dwa tygodnie. -!d si!
tylko cieszy$. 7 po "owym <oku ogosimy upado%$.
& "ie podoba mi si! to & stwierdzia )unilla.
& ;zy ktokolwiek poza mn kiwn cho$by palcem, #eby to
dziaao4 & zapyta .omas.
& Mo#e i nie, ale...
& "ast!pnym razem b!dziemy uwa#niej dobiera$ wsp&
pracownikw.
& "ast!pnym razem4 & zapytaa )unilla.
& "ast!pnym razem. /iem, co mwi!. 7le teraz musz! si!
jeszcze na godzin! poo#y$. .o ten pieprzony cal(ados...
mwiem, #e by z ABEC roku4 .u# po wojnie.
& Obiecali%my 3lrice i ,ennisowi, #e po poudniu wpad&
niemy do nich na tort & odpara )unilla. & + drugie urodzi&
ny .orstena.
& .y id5 & powiedzia .omas. & Przykro mi, ale ja nie dam
rady Mo#esz powiedzie$, #e jestem przezi!biony i nie chc!
ich zarazi$.
/sta i poczapa z powrotem do sypialni. )unilla siedziaa
jeszcze przez chwil! w kuchni, patrzc na stosy banknotw.
"ast!pnie wo#ya je do drugiej od dou szu?lady i
zadzwonia do 3lriki.
56
Kiedy F(a -ackman wrcia ze spotkania z 7sunanderem,
na jej biurku le#a wydruk przesuchania Kristin Pedersen.
/ brzowej kopercie i z pozdrowieniami od +mutasa, ktry
dodatkowo in?ormowa, #e nie zd#y go przeczyta$.
/yj!a lu5ne kartki z koperty, okazao si!, #e jest trzyna%cie
stron, zdecydowaa, #e we5mie je do domu i przeczyta
wieczorem. -yo dziesi!$ po czwartej, obiecaa synom, #e
zrobi im lazani!.
,obrze by byo, gdyby jedzenie stan!o na stole koo szstej,
poniewa# dwch z nich o smej miao mecz.
+chowaa pani Pedersen do teczki, w jakie% dwadzie%cia
sekund ogarn!a biurko i opu%cia komisariat.
Okazja nadarzya si! dopiero o wp do dziewitej. Mo#e
zreszt celowo troch! to odwlekaJ podst!pna my%l, #e tak
naprawd! nie ma to ju# wi!kszego sensu, nie dawaa jej spo&
koju. Podczas popoudniowego spotkania 7sunanderowi
towarzyszy prokurator MRnsson, obaj nie byli szczeglnie
zachwyceni tym, co dotychczas udao si! osign$.
& ;zy istnieje cho$by male0ki powd, by sdzi$, #e )er&
mund )rooth zosta pozbawiony #ycia4 & zapyta
prokurator.
& Moim prywatnym zdaniem istnieje wa%nie tyle & odpar
7sunander. & Male0ki powd. 1stnia ju# tydzie0 temu i z
tego co wiem, nie zwi!kszy od tego czasu swoich roz&
miarw. Prawda4
-ackman wyja%nia, #e to niestety prawda, ale nadal pracuj
na miar! swoich mo#liwo%ci.
& 7 ten male0ki powd & zapyta MRnsson & z czego do&
kadnie si! skada4
Po zastanowieniu -ackman odpowiedziaa, #e wa%ciwie z
dwch elementw. ,wa male0kie powody, mo#na by
powiedzie$. * jednej strony anonimowa, niedajca si!
namierzy$ rozmowa tele?oniczna, ktr odby rankiem w
dniu swojej %mierci. * drugiej za% pytanie, jak z domu w
2und dosta si! do oddalonego o trzysta kilometrw od&
ludnie poo#onego wzgrza )Rsa. Przynajmniej je%li zao#y$,
#e porusza si! wasnym samochodem.
& 1 to wszystko4 & zapyta prokurator, %widrujc j wzro&
kiem.
& .ak & odpowiedziaa, my%lc, #e najch!tniej pocign!aby
go za wosy. 1stniay przesanki, #e to peruka, ale na
komisariacie panowaa w tej kwestii r#nica zda0. & .o cay
zbir, czy nie o to pan pyta4
& ;hocia# nie & dodaa, zanim MRnsson zd#y otworzy$
usta. & 6est jeszcze jedna sprawa. Mia wylot do Pary#a
zarezerwowany na sze%$ dni po %mierci. -iorc to wszystko
pod uwag!, mo#na si! zastanawia$, czy wniosek o samobj&
stwie nie jest troch! pochopny.
"ie lubia MRnssona i nie znaa nikogo, kto by go lubi.
6ednak nawet je%li nie mg zaprzeczy$ jej ostatniemu
stwierdzeniu, i tak sprawi, #e zacz!a si! zastanawia$ nad
tym, czym si! zajmowali.
,latego te# nie zasiada ze szczeglnym optymizmem ani
ochot do sporzdzonego przez <ibbinga zapisu rozmowy z
nieuchwytn ,unk Kristin Pedersen.
,obrze pami!taa, #e kiedy pi!$ dni temu wracaa samo&
chodem z 2und, bya przekonana, #e )ermund )rooth zo&
sta zamordowany. .eraz po tamtym przekonaniu nie byo
ani %ladu.
"ie dlatego, #e w cigu tych pi!ciu dni w sprawie wydarzyo
si! co% szczeglnego. <aczej przeciwnie, dlatego #e nie
wydarzyo si! zupenie nic.
2ecz t,e s,ow m(st go on, pomy%laa F(a -ackman,
skupia wzrok na pierwszej stronie i ugryza jabko.
-yo kwaskowate, prawie kwa%ne.
<ibbing by skrupulatny. +trony byy g!sto zapisane i zna&
lazo si! na nich ka#de cholerne pytanie8 o wiek, o zawd, o
miejsce pobytu oraz o to, ile powinni jej zwrci$ za podr#
pocigiem z ,anii.
Pani Pedersen nie przysza na pierwsze spotkanie, poniewa#
kolidowao z jej wizyt u dentystyJ zorientowaa si! zbyt
p5no, a du0ski dentysta zawsze ma pierwsze0stwo przed
szwedzkim policjantem. Przed du0skim zreszt te#.
Powiedziaa, #e zna )ermunda )rootha od jakich% czterech
lat. Poznali si! na promie z @redrikshamn do Oslo.
-ackman pami!taa, #e kto% inny widzia )rootha w podob&
nych okoliczno%ciach, nie moga sobie teraz przypomnie$
kto, ale by$ mo#e taka bya jego strategia. .am poznawa
kobiety, zanotowaa w pami!ci, #e musi zapyta$ Marianne o
ich pierwsze spotkanie, cho$ z jakiego% powodu trudno jej
byo wyobrazi$ sobie Marianne pync statkiem. Przynaj&
mniej w celu podrywania ?acetw.
Kristin Pedersen tumaczya, #e nigdy nie byo mowy, by
mieli razem zamieszka$ czy co% w tym stylu, takich zwiz&
kw miaa w #yciu dosy$. ;hciaa #y$ sama, ale od czasu do
czasu potrzebowaa ?aceta, czy to takie dziwne4
<ibbing zapewni, #e to wcale nie jest dziwne, a pani Pe&
dersen zacz!a rozwija$ temat zalet pyncych z posiadania
mimo wszystko kogo%, by tak rzec, mniej lub bardziej na
stae. 7lbo nawet kilku takich m!#czyzn. Ueby za ka#dym
razem, gdy nadejdzie taki czas, nie musie$ zaczyna$ od zera.
<ibbing powiedzia, #e doskonale j rozumie.
& 7le on by taki udr!czony, ten )ermund & stwierdzia
nieco p5niej Kristin Pedersen, -ackman za% zacz!a czyta$
troch! wolniej, z ka#d chwil coraz mocniej marszczc
brwi.
)<8 3dr!czony4
KP8 .ak, nie znajduj! lepszego sowa. )ermund nosi w
sobie co%, co go dr!czyo.
)<8 ;o to mogo by$4
KP8 "igdy nie mwi. 7le wyzna, #e co% takiego istnieje.
)<8 / jaki sposb si! to objawiao4
KP8 Potra?i by$ niezwykle ponury i przybity. ;ho$ oczy&
wi%cie tylko od czasu do czasu. "ie da si! by$ z kim%, kto
cigle jest w doku.
)<8 7le mwi pani, #e by szczeglny powd4 ;o%, o czym
nie chcia rozmawia$4
K<8 .ak mi si! wydaje. ;zuam nawet, #e chodzi o jakie%
konkretne zdarzenie z przeszo%ci.
)<8 6acie to mogo by$ zdarzenie4
KP8 6u# mwiam, #e nie wiem.
)<8 ;zy wie pani, #e do%$ dawno temu straci w wypadku
narzeczon4
KP8 Mari!, tak. /spomina o tym. *abia si!, spadajc z
urwiska.
)<8 ,u#o rozmawiali%cie o tym wydarzeniu4
KP8 "ie. Opowiedzia o tym tylko raz i raz do tego wrci.
"ic wi!cej, o ile dobrze pami!tam.
)<8 ;zy wa%nie to zdarzenie mogo by$ przyczyn jego
skonno%ci do depresji4
KP8 "ie mam poj!cia. /ydaje mi si! to mo#liwe, ale mogo
to te# by$ co innego. ;o%...
)<8 .ak4
KP8 D&o d(gim wa,ani(E Mo#liwe, #e si! myl!, ale
mogo to by$ co% z odlegej przeszo%ci. ;o%, co si!
wydarzyo, kiedy by dzieckiem.
)<8 ;zy kiedykolwiek opowiada o swoich rodzicach4
KP8 .ak, wspomina, #e oboje zgin!li, gdy by may. "ie mia
chyba wi!cej ni# dwana%cie&trzyna%cie lat. *daje si!, #e w
wypadku samochodowym.
)<8 ;zy wa%nie to zdarzenie mogo le#e$ u podstaw4
KP8 "ie wiem.
)<8 7le twierdzi pani, #e w jego przeszo%ci bya jaka%
trauma4
KP8 6estem tego cakiem pewna. .o stamtd brao si! jego
cierpienie. Mogo to wynika$ ze %mierci rodzicw,
narzeczonej, nie potra?i! powiedzie$. Mogo to by$ jedno
1 drugie albo jeszcze co innego. )dy by w tym smutnym
nastroju, nie chcia mwi$.
)<8 <ozumiem. 6ak si! pani dowiedziaa o jego %mierci4
KP8 ,opiero przedwczoraj. Kiedy do mnie zadzwonili%cie.
)<8 Kiedy widziaa si! z nim pani po raz ostatni4
KP8 +p!dzili%my razem weekend na pocztku sierpnia.
)<8 )dzie4
KP8 3 mnie, w Kopenhadze. .ak, wtedy widziaam go
ostatni raz.
)<8 6ak si! wtedy zachowywa4
KP8 .ak jak zwykle.
)<8 ;o pa0stwo robili4
KP8 7 jak si! panu wydaje4
)<8 <ozumiem. *auwa#ya pani jakie% elementy jego udr!&
ki, jak pani to nazywa4 Podczas tego ostatniego spotkania.
KP8 ;z!sto dugo nie mg zasn$. Okoo godziny le#a z
otwartymi oczami. .ym razem te# tak byo. 7le nie uwa&
#aam, #e to co% szczeglnego. 3dr!czeni m!#czy5ni mog
by$ zreszt cakiem pocigajcy, cho$ pan pewnie nie mo#e
tego zrozumie$4
)<8 Prosz! tak nie mwi$, pani Pedersen. ;o my%li pani o
jego %mierci4
KP8 +ucham4
)<8 /ie pani, jak zgin4
KP8 "ie. Mwili%cie, #e w wypadku samochodowym.
)<8 Przepraszam, ale musiao zaj%$ jakie% nieporozumienie.
Mwili%my, #e zdarzy si! wypadek, ale #adnych samo&
chodw tam nie byo.
KP8 .ak4 7 wi!c jaki to by wypadek4
)<8 +pad z urwiska.
KP8 * urwiska4
)<8 .ak.
KP8 On te#4
)<8 .ak. "aprawd! pani o tym nie wiedziaa4
KP8 "ie, skd miaabym wiedzie$4 .rzy tygodnie byam na
+eszelach.
)<8 /iemy o tym. / ka#dym razie )ermund )rooth zosta
znaleziony martwy w tym samym miejscu, w ktrym
trzydzie%ci pi!$ lat wcze%niej zgin!a jego narzeczona.
KP8 ;o pan mwi4
)<8 .ak wa%nie byo. ,latego te# interesuj nas oko&
liczno%ci jego %mierci. 6ak si! pani wydaje, czy )ermund
)rooth mgby odebra$ sobie #ycie4
KP8 *gin w tym samym miejscu4
)<8 .ak. 3wa#a pani, #e mia skonno%ci samobjcze4
KP8 D&o krtkim wa,ani(W /a%ciwie to nie.
)<8 ;o pani przez to rozumie4
KP8 ;o prawda by udr!czony, ale gdyby mia odbiera$ sobie
#ycie, zrobiby to dawno temu. Mia sze%$dziesit lat... Poza
tym...
)<8 .ak4
KP8 Poza tym, o ile si! nie myl!, mia jecha$ do Pary#a.
<ozmawiali%my przez tele?on tu# przed moim wylotem na
+eszele, mwi, #e na pocztku pa5dziernika jedzie na
tydzie0 do Pary#a. O ile dobrze pami!tam, chodzio o ten
tydzie0. ;zowiek nie odbiera sobie #ycia tydzie0 przed
planowanym wyjazdem do Pary#a.
)<8 <wnie# zwrcili%my uwag! na t! okoliczno%$. /ydaje
si! pani, #e mia jecha$ sam czy z kim%4
KP8 "aprawd! trudno mi sobie wyobrazi$, by mia si! z
nikim nie spotka$.
)<8 ,laczego4
KP8 Kochany inspektorze, z ca pewno%ci nie byam
jedyn kobiet w #yciu )ermunda )rootha. "igdy si! co do
tego nie udziam. 7le #eby zgin w tym samym miejscu co
ona4
3dr!czony i atrakcyjny4 & pomy%laa F(a -ackman, odry&
wajc na chwil! wzrok od papierw. Mo#e co% w tym jest.
Przynajmniej je%li chodzi o zauroczenie na chwil!, a tak naj&
prawdopodobniej byo w tym przypadku. "a powtarzajce
si! chwile.
.rauma4 Oczywi%cie nie byo pewne, czy to prawda, ale je%li
tak, mo#na si! zastanawia$. Kmier$ rodzicw i %mier$ Marii
/inckier. ;zy moga by$ jaka% trzecia4 ,laczego w ogle
miaaby by$ potrzebna4
Potrzsn!a gow i czytaa dalej. <ibbing m!czy przez
chwil! Kristin Pedersen pytaniami o to, jak cz!sto si! widy&
wali, czy zna nazwisko jakiej% innej znajomej )rootha Vnie
znaa i nie bya zainteresowana jego poznaniemW, powrci
do udr!czenia i skonno%ci do depresji, ale F(a -ackman nie
sdzia, #eby wyszo z tego co% tre%ciwego.
P5niej <ibbing & zgodnie z otrzymanymi od niej in&
strukcjami & przeszed do pytania o czerwcowe odwiedziny u
pa0stwa /incklerw, ale Kristin Pedersen powiedziaa
tylko tyle, #e nocowali u pary nowobogackich palantw ze
+zwecji. -yli nudni jak cholera, ale podali sporo dobrych
win. "ie pami!taa, o czym rozmawiali. 6e#eli mi!dzy )roo&
them a gospodarzami doszo do jakich% zgrzytw, Kristin
Pedersen tego nie zauwa#ya.
;ho$ trzeba przyzna$, #e wypia jeden lub dwa kieliszki.
*asn!a na kanapie, o ile nie myli tego z jak% inn sytuacj.
F(a -ackman sko0czya lektur! i westchn!a. +chowaa
papiery z powrotem do koperty i przypomniaa sobie, co
pomy%laa przed paroma dniami.
/ tym jest jaka% ukryta historia. Iistoria, do ktrej si!
jeszcze nie zbli#yli%my.
;zy naprawd! tak jest4 & pomy%laa teraz. 7 mo#e po prostu
lubimy sobie to wmawia$4 6a lubi! sobie to wmawia$4
* drugiej strony, Kristin Pedersen mwia, #e trudno jej
sobie wyobrazi$, by )ermund )rooth mg popeni$ samo&
bjstwo. Majc zaplanowany wyjazd do Pary#a, i w ogle.
"aprawd! to powiedziaa.
"ic z tego nie rozumiem, pomy%laa F(a -ackman. 7le
m!czy mnie to. 6utro pjd! do -arbarottiego i powiem, #eby
wreszcie rozwiza t! cholern spraw!.
7lbo j zamykamy, chyba tego chc panowie na szczycie.
57
/rbel.
"ie byo atwo znale5$ in?ormacje o tej katastro?ie statku, w
ktrej -ernard )rimaub straci #on! i ma creczk!, ale
mnie si! udao. Promotor pochwali mnie za
historycznoliterack detektywistyczn robot!, jak sam to
nazwa, i powiedzia, #e nigdy wcze%niej nie czyta pracy
napisanej z takim talentem.
/iem, pomy%laamJ kiedy jednak zaproponowa, #ebym na
wiosn! zacz!a studia doktoranckie, grzecznie, lecz sta&
nowczo odmwiam.
7ni )ermund, ani ja nie mamy ochoty utkn$ w akade&
mickim kaczym dole, przynajmniej tak sobie powtarzamy.
;ho$ kiedy my%l! o )ermundzie, zastanawiam si! czasem,
w jakim %wiecie tak naprawd! czuby si! jak u siebie. Oboje
jeste%my samotnymi wilkami & albo kaczkami & ale )er&
mund jest, #e tak powiem, w gorszym stanie ni# ja.
7le najpierw o )rimaub, t! histori! znalazam w dwch
?rancuskich gazetach czy te# wa%ciwie magazines. Obie
przeprowadziy wywiad z poet kilka miesi!cy po wypadku,
zanim zdecydowa si! przenie%$ na drug stron! 7tlantyku.
.ak wi!c, kiedy zdarzy si! wypadek, )rimaub towarzyszya
#ona i crka. Pyn!li tym samym statkiem i wszyscy troje
wpadli do wody. )rimaub sobie poradzi, ale #ona
1 crka uton!y i wa%nie tu tkwi sedno. "ie jest to napisane
wprost, ale je%li zestawi$ to z niektrymi jego tekstami napi&
sanymi w "owym 6orku, wyania si! jasny obraz. Prbowa
je obie ratowa$. ,ugo walczy z ?alami, to jasne, ale w kt&
rym% momencie si! podda. *decydowa, #e zamiast prbo&
wa$ im pomc, uratuje siebie.
)dyby nie podj tej decyzji, uton!liby wszyscy. .rzy trupy
zamiast dwch. 7le to niczego nie zmienia. *ycie nie
pozwala na takie czysto matematyczne uproszczenia & na
pewno porozmawiam kiedy% o tym z )ermundem. / swo&
ich marzeniach i poezji )rimaub powraca raz po raz do sy&
tuacji, w ktrej je rzeczywi%cie opuszcza & do chwili kiedy
podejmuje t! decyzj!, ktra ju# do ko0ca #ycia nie da mu
spokoju. One powracaj, proszc go o pomoc, odwiedzaj
go w snach, nawet wtedy, kiedy nic nie wskazuje na to, by
spa. 6est to 5rdem jego ogromnych cierpie0J tonca #ona
1 crka woajce, by je uratowaJ w ko0cu rozumie, #e mo#e
si! ich pozby$ tylko w jeden sposb. Musi zabi$ je raz jesz&
cze, w ten sposb pozb!dzie si! winy i udr!ki. / ostatnim
wierszu, tym, ktry jest datowany na dwa dni przed jego
%mierci, dokonuje tego czynu i jest to najmroczniejszy, naj&
pi!kniejszy i najbardziej bezwzgl!dny wiersz, jaki czytaam.
.eraz jednak zostawiam )rimaub za sob. 6est stycze0
1 w 3ppsali potwornie wieje. <ozmawiali%my z
)ermundem, czy rzeczywi%cie jest sens zostawa$ tu jeszcze
tak dugo, on mwi, #e jeszcze rok musi studiowa$, twierdzi,
#e znowu we5mie si! za ?izyk!, i spodziewam si!, #e tak
zrobi. "ie wiem, dokd powinni%my si! uda$ i czym zaj$,
je%li mieliby%my si! przeprowadzi$. Moje #ycie nie zmierza
w #adnym konkretnym kierunku. / ka#dym razie na
wiosn! id! do pracy, na pocztku na cmentarzu )amla
kyrkogRrden i mo#e w -erthRga. *obaczyam w gazecie
ogoszenie, #e potrzebuj ludzi, zadzwoniam i z miejsca
dostaam prac!. Ma to by$ sze%$ miesi!cy, mo#e p5niej
oka#e si!, #e du#ej, ale #adnych gwarancji nie ma. "ie mog!
si! ju# doczeka$, grabi$ ziemi! mi!dzy grobami, zamiast
tylko czyta$ i czyta$, to b!dzie pi!kne. *aczynam A lutego.
"adal nie bardzo wiem, co my%le$ o )ermundzie. ;ho$
mo#e nigdy tego nie wiedziaam. @rustruje go to, #e nadal
nie zacz!li%my si! pieprzy$. Od czasu do czasu spotyka si! z
innymi dziewczynami, to #adna tajemnica, ale nigdy o tym
nie rozmawiamy. "ie chc! wiedzie$, mwi! mu tylko, #e
mnie to nie obchodzi.
;ierpi z powodu tego, #e nie mog! z nim sypia$, pytaam,
czy chce, bym si! wyprowadzia, #eby mg zacz$ zaprasza$
inne kobiety, ale tylko si! w%ciek.
& .y i ja & powiedzia mi kilka dni temu. & .y i ja na zawsze,
czy nie tak postanowili%my4 "ie mo#emy z kim% o tym
porozmawia$4
& Porozmawia$ z kim%4 & zapytaam. & O co ci chodzi4 * kim
mieliby%my rozmawia$4 1 o czym4
& O tym & odpar i rozo#y r!ce, cho$ wa%ciwie by zy i
zaci!ty. & O tobie i o mnie. O tym, #e si! kochamy, ale nie
pieprzymy ze sob. O tym, co si! stao w tej cholernej .imi&
soarze. Przecie# nie jeste% pierwsz kobiet na %wiecie,
ktra zostaa zgwacona4
Kilka sekund zastanawiaam si!, co te#, do kurwy n!dzy,
mam mu odpowiedzie$. Po czym go uderzyam. .ra?iam
pier%cionkiem akurat w brew, zacz krwawi$ i po wszyst&
kim sp!dzili%my kilka wspaniaych godzin na godzeniu si!.
Pili%my wdk!, le#eli%my nago i przytulali%my si!, w ko0cu
pomogam mu doj%$, ale dalej si! nie posun!li%my. *a
wcze%nie na to, wci# jeszcze za wcze%nie.
Moi rodzice marudz, #e powinni%my ich odwiedzi$ w ?a&
szystowskiej Iiszpanii, ale ja si! nie daj!. 7lbo marudz, #e
przynajmniej ja powinnam to zrobi$. My%l! sobie, #e mo#e
bym i pojechaa, gdybym tylko moga mie$ tam troch! spo&
koju. )dybym przez lato popracowaa, mogabym jesieni
pojecha$ tam na par! miesi!cy, pod warunkiem #e ich nie
b!dzie. 7 przynajmniej #e nie b!d tam siedzieli cay czas.
Musz! si! w tej sprawie dogada$ z mam, w ko0cu cigle
jeszcze maj dom w +unds(all i przynajmniej p roku
sp!dzaj w +zwecji, musz! pami!ta$ o tej mo#liwo%ci. "ie
trzeba przecie# le#e$ caymi dniami na pla#y, jest jeszcze
)ranada, <onda i nie tylko.
.omas +winia&"ie&-rat sprzeda autobus, co samo w sobie
jest dobre, ale wydaje mi si!, #e or#nl nas na pienidze.
Mam to gdzie%, poradzimy sobie i tak. )ermund nadal
dostaje swoje dziwaczne stypendium, a kiedy zaczn!
pracowa$, te# powinni mi da$ jak% po#yczk!. 7le w
styczniu ci!#ko zwiza$ koniec z ko0cem, -g mi
%wiadkiem, to zasrany miesic.
/czoraj widziaam na mie%cie )unill!, na +8t Friks torg
w%rd handlarzy owocw, i jestem prawie pewna, #e
udawaa, #e mnie nie widzi. Patrzya w drug stron! w ten
atwy do rozszy?rowania sposb, w jaki si! to robi, nie chcc
si! z kim% wita$.
*astanawiam si!, z czego to wynika i czy powinnam wzi$ j
w obroty .roch! przyprze$ do muru, nie lubi!, kiedy
traktuje si! mnie w ten sposb. / ogle, a ju# szczeglnie,
kiedy ona to robi.
+ny zdarzaj si! teraz rzadziej i nigdy nie jestem na nie
przygotowana. 7le przynajmniej raz w miesicu jestem z
powrotem w tym pokoju. *a ka#dym razem jest to rwnie
#ywe i rwnie bolesne. <ozumiem, jak -ernard )rimaub
czu si! w "owym 6orku, naprawd! rozumiem.
58
& *apomnieli%my o czym%4 & zapytaa F(a -ackman.
-y pitek. Padao. 6edli lunch w Kungsgrillen, ona za&
mwia ?ilety %ledziowe z musem z czerwonych borwek,
-arbarotti za% jad ciel!cin! z koperkiem i ziemniakami.
& *apomnieli%my4 "ie wiem. "ie pami!tam.
Odpu%cia.
& "ie ma mo#liwo%ci, #eby%my pracowali nad tym jeszcze
dugo. 1naczej ni# w dotychczasowy, udawany sposb. "ie
ma powodu, #eby traci$ na to czas, 7sunander i MRnsson
jasno dali to do zrozumienia, prawda4
& Przepraszam & odpar -arbarotti. & O czym mieliby%my
zapomnie$4 /ydaje mi si!, #e pocign!li%my za ka#dy
mo#liwy sznurek.
& 6a te# tak sdz! & powiedziaa -ackman.
-arbarotti wypi yk gazowanej wody i odchyli si! na
krze%le.
& +uchaj & powiedzia. & 6e%li )ermund )rooth rzeczywi%cie
zosta zamordowany, i tak nigdy nie znajdziemy #adnego
?izycznego dowodu. Pewnie nigdy si! nie dowiemy, kto by
morderc, a nawet je%li uda nam si! doj%$ tak daleko... je%li
rozwizanie wpadnie nam w r!ce, nie b!dziemy mogli go
skaza$. 7lbo jej.
& ,obrze, #e jeste% optymist & stwierdzia F(a -ackman. &
/a%nie o to chodzio MRnssonowi, o ten brak ?izycznego
dowodu. 7le jednak ?ajnie byoby wiedzie$, jak si! to tak
naprawd! odbyo, nie sdzisz4 Mimo wszystko4 ,enerwuje
mnie to.
)unnar -arbarotti #u przez chwil! mi!so, ale nic nie
odpowiada.
& ;o z tob4 & cign!a -ackman. & *upenie stracie% swoj
ciekawo%$4 ;hciaam ci nawet powiedzie$, #eby% w ko0cu
rozwiza t! cholern spraw!, bo ja te# jestem ni
zm!czona. +uchasz mnie4
-arbarotti przekn i si! zamy%li.
& 6estem po twojej stronie. 6asne, #e si! zastanawiam, co
si! stao. * obojgiem.
& "o & odpara F(a -ackman.
& .ylko po prostu nie wiem, co mamy dalej robi$. Przecie#
rozmawiali%my ju# ze wszystkimi dwa razy. "ie mo#emy
tego raczej zrobi$ jeszcze raz.
& Prze%laduje mnie taka jedna my%l & powiedziaa F(a
-ackman. & / tym jest ukryta jaka% historia, do ktrej si!
jeszcze nie zbli#yli%my.
& Iistoria4
& .ak. /%rd tych ludzi. 6est co%, o czym tylko oni wiedz i
o czym nie rozmawiaj. 1 to wa%nie jest kluczem do
wszystkiego.
& Mw dalej & rzek -arbarotti.
-ackman odo#ya sztu$ce i wytara usta serwetk.
& "o wi!c. -yo ich sze%cioro... mo#e siedmioro... od
pocztku. .eraz zostao tylko troje. 7lbo czworo, cho$ nie
sdz!. .a trjka, czyli pa0stwo /incklerowie i twj byy pa&
stor, nie chce nam po prostu tego powiedzie$. *awarli jaki%
pakt, pisany bd5 niepisany... co o tym sdzisz4
& -rzmi jak scenariusz kiepskiego ?ilmu.
& Mo#liwe, #e #ycie jest kiepskim ?ilmem & odpara F(a
-ackman. & ;zy par! dni temu nie rozmawiali%my o tym, #e
istnieje jaki% re#yser4
& "o tak. 7le dlaczego miaby to by$ kiepski re#yser4
F(a -ackman prychn!a.
& *godzisz si! chyba, #e wiele wskazuje na to, #e tak wa%nie
jest. 7le teraz znw odchodzimy od tematu. Ostatnio zawsze
tak si! dzieje, kiedy z tob rozmawiam. 6ak si! dzi% czuje
Marianne4
& Powoli do przodu & odpar -arbarotti.
& Mhm4
& Mwi, #e wszystko jest dobrze, chocia# nie rozumiem,
dlaczego jest taka zm!czona. 7le pozdrawia i mwi, #e ch!t&
nie by si! z tob zobaczya. 6ako% w weekend, je%li b!dziesz
miaa czas. Powiedziaem jej te# o )roocie... ch!tnie z tob o
nim porozmawia.
& ,oskonale & powiedziaa -ackman. & / takim razie zajm!
si! tym w niedziel! po poudniu, kiedy odwioz! chopakw
do 'illego. 7 w ogle, jak wczoraj poszo z pastorem4
Mwie% tylko, #e niczego si! nie dowiedziae%.
)unnar -arbarotti przez kilka minut streszczaS swoj
rozmow! z <ickardem -erglundem. 7lbo przynajmniej pr&
bowa stre%ci$, sam uwa#a, #e trudno w niej znale5$ jak&
kolwiek struktur!.
& <ozmawiali%my bardzo dugo o wszystkim co si! da. Mo#e
sytuacja te# miaa na to swj wpyw. /ylew Marianne i
niedawna %mier$ jego #ony. "ie byy to... nie byy to, #e tak
powiem, warunki do porzdnego przesuchania. Mo#e je
s?uszerowaem.
& ;o moge% s?uszerowa$4
-arbarotti wzruszy ramionami.
& "ie wiem. "ie, na pewno nic takiego nie byo. 7le nie
udao mi si! nawet dowiedzie$, jakie jest jego alibi, a tyle
chocia# mo#na byo zrobi$... cho$ zamierzam sprawdzi$ to w
szpitalu.
& / sobot! by u #ony4
& Prawdopodobnie. 7le dokadnie nie pami!ta, w ko0cu
czuwa przy niej od ponad miesica.
& Okej & powiedziaa F(a -ackman. & +prawd5 to. /in&
cklerowie maj wte alibi. Flisabeth Martinsson te#. ;ho&
lernie dziwne, #e #adne z nich nie jest zupenie wolne od
podejrze0, prawda4
& 1 #e trzydzie%ci pi!$ lat temu byo tak samo & doda
-arbarotti. & .ak, to dziwne, czowiek zaczyna si! zastana&
wia$, czy rzeczywi%cie mo#e by$ mowa o zbiegach okolicz&
no%ci. ;o b!dziesz robia po poudniu4
& *apoznam si! zreszt raportw przygotowanych przez
kolegw ze +kanii & odpara F(a -ackman z westchnieniem.
Kiedy w niedziel! spotkam si! z Marianne, b!d! pewnie
wiedziaa o )ermundzie )roocie wi!cej ni# ona.
)unnar -arbarotti pokiwa gow, ale si! nie odezwa.
.rac! swj dryg, pomy%la, kiedy wrci do gabinetu. +am
siebie nie poznaj!.
Mo#e miao to co% wsplnego z Marianne4 ,oktor -erngren
rozmawia z nim o tym. Prosz! zwraca$ uwag! na to, jak si!
pan czuje. Op5niony szok nie jest w takich sytuacjach
niczym nadzwyczajnym.
"ajbardziej ze wszystkiego czu si! jednak ot!piay. Mo#e
tak wa%nie si! to objawiao4 .ak czy owak, wczoraj przy
%niadaniu zwrci na to uwag! 2ars. 7 mo#e to by Martin4
9,zie0 dobry tatusiu, czy zastaem dzisiaj kogo% w twojej
gowie4:.
"ie pami!ta, co odpowiedzia, o ile w ogle cokolwiek. 7le
dawao do my%lenia, czy# nie4 "ie czu si! przytomny
1 najwyra5niej dao si! to zauwa#y$. ;ho$ kiedy siedzia w
szpitalu przy #ku Marianne, by oczywi%cie przytomny,
je%li akurat nie spal. Mo#e to tam powinien by$ przez cay
czas4 .ak samo jak <ickard -erglund.
"a nic si! jednak nie przydawa. Przynajmniej przez
wi!kszo%$ czasu. 6e%li gdzie% by potrzebny, to w domu.
/splnie z Marianne musieli troszczy$ si! o pitk! dzieci,
to straszne, #e by tak ot!piay. / sytuacji takiej, jak ta.
Od dzisiaj bior! si! w gar%$, postanowi inspektor -ar&
barotti. /ystarczy ju# tego wywoanego szokiem otuma&
nienia. Moje najwa#niejsze zadanie... moje najwa#niejsze
zadanie to trzyma$ si! i dba$ o nich. A stara$ si!, #eby to
zauwa#ali. Ueby to byo widoczne. *apami!taj ten czas na
reszt! #ycia.
+pojrza na zegar. /p do drugiej. *iewn. ,o prze&
czytania byy papiery z czterech r#nych %ledztw. "ie liczc
historii wzgrza )Rsa, ale z drugiej strony, #adnych nowych
raportw z ni zwizanych nie byo. Przez chwil! przeglda
stosy bez wi!kszego entuzjazmu.
*iewn znowu. /yjrza przez okno.
*auwa#y, #e pogoda nie jest taka za. ,eszcz przesta pada$,
a w pokrywie chmur widoczne byy szczeliny
+plt donie przed sob na biurku. /ycieczka samocho&
dem4 & pomy%la. <>dRkra&<>nninge4 "agle wydao si! to
cakiem uzasadnione. "igdy nie zaszkodzi wrci$ na miejsce
zbrodni. Przeciwnie, to najbardziej klasyczna z metod.
Przemkn ostro#nie koo drzwi F(y -ackman, nie wka&
dajc gowy do %rodka i nie opowiadajc, jak zamierza sp!&
dzi$ popoudnie. 6ak ona to powiedziaa4
3kryta historia4
59
Kiedy <ickard -erglund spojrza wstecz na rok ABPE & w
dniach mi!dzy -o#ym "arodzeniem a "owym <okiem,
kiedy ju# byo jasne, #e wyprowadz si! z 3ppsali & my%la
sobie, #e by to rok brzemienny w wydarzenia.
Pomy%la rwnie#, #e to znak, #e ich decyzja jest powa#na.
+amo bogactwo wydarze0 wskazywao na to, #e czas ju#
opu%ci$ miasto uniwersyteckie i wyruszy$ na spotkanie z
rzeczywisto%ci. 7ni on, ani 7nna nie wahali si! podj$ tego
wyzwania, zapewnili si! o tym nawzajem, gdy tylko
przeczytali list & ten, w ktrym byo napisane, #e dosta
prac!, o jak si! stara, i mo#e j rozpocz$ A lutego.
Magistrem teologii zosta w czerwcu, ale wtedy byo ju# po
najwi!kszym wydarzeniu8 %mierci jego matki. +pada jak
grom z jasnego nieba na pocztku kwietnia. ;zy raczej dwa
gromy8 udar mzgu wieczorem smego i kolejny po przy&
wiezieniu jej do szpitala w Mariestad rankiem dziewitego.
Fthel -erglund pochowano w ko%ciele w Io(a AO kwietniaJ
gdyby poczekaa osiem miesi!cy, sam mgby odprawi$
pogrzeb. Pierwszy udar zdarzy si! w poniedziaek, drugi,
ktry zako0czy jej #ycie & we wtorek. <ickard nie mg tego
nie odnotowa$.
Mimo #e nigdy nie by z matk blisko, jej %mier$ poo#ya si!
cieniem na jego %wi!ceniach w katedrze w 3ppsali w czasie
adwentu. *da sobie spraw!, #e chciaby, #eby tam bya. 1
#eby by tam ojciec pastor. Pocieszaa go jednak my%l, #e
znw s razem i z jakiej% chmury, hen wysoko, obserwuj
wywy#szenie swojego syna.
* pewno%ci #adne z nich nie miao nic przeciwko takiemu
stanowi rzeczy.
Pod koniec maja dom w Io(a zosta sprzedany i razem z
7nn za?undowali sobie czterotygodniowe wakacje w )recji.
Pywali dkami mi!dzy wyspami archipelagu ;yklady,
jednej pi!kniejszej od drugiej na b!kitnym morzu,
1 mwili p #artem, p serio, #e to -g stworzy d5, za%
autobus jest dzieem szatana.
.ak samo jak matka <ickarda, ich ?irma przewozowa bya
ju# tylko wspomnieniem. .omas sprzeda autobus i po&
dzielili si! skpymi przychodami, a w lutym bankructwo
byo ju# ?aktem. Kiedy si! nad tym zastanowi, u%wiadomi
sobie, #e byo to jedyne spotkanie caej szstki tego roku.
Poniewa# .omas i )unilla w sierpniu przeprowadzili si! do
)teborga, rwnie# +ibyllegatan nale#aa ju# do historii.
ABPE by bez wtpienia przeomowym rokiem.
/ czasie prakten, jak nazywano praktyczny kurs przy&
gotowawczy dla pastorw, zosta rzucony na g!bok wod!
w kilku para?iach w okolicach 3ppsali. 'ittinge, 7lmunge
1 Knutby i cho$ wygosi w sumie tylko cztery kazania, mia
okazj! poczu$ ci!#ar liturgii. *rozumia, jak to jest sta$ na
ambonie, widzc pod sob zasuchanych wiernych. *a
pierwszym razem, w pi!knym ko%ciele w 'ittinge, by tak
zdenerwowany, #e ledwo wszed po schodach.
-ya to jednak pouczajca jesie0, pozna mdrych i przy&
jaznych proboszczw o wieloletnim do%wiadczeniu w pracy
w terenie i kiedy teraz mia obj$ para?i! <>dRkra&Iemleby
na dalekim zachodzie kraju, czu, #e mimo wszystko jest na
to gotowy "ieopierzony co prawda, ale jednak gotowy.
7nna moga rwnie# nazwa$ ten rok przeomowym.
/prawdzie w 93ppsala "ya .idning: przedu#ono jej
umow!, ale kiedy sko0czya wakacyjne zast!pstwo,
wyldowaa w lokalnej redakcji w Tsthammar. Oznaczao to
dugie dni i dugie podr#e. *a dwa tysice czterysta koron
kupili swj pierwszy samochd, stare trzybiegowe (ol(o Pa
dzi!ki czemu nie musiaa przynajmniej je5dzi$ autobusem,
ale i tak dwie godziny dziennie sp!dzaa w drodze. Posad! w
9+(enska Kyrkans .idning: znalaza bez jego namw i
udziauJ chodzio o prac! na p etatu w oddziale na
zachodni +zwecj!
1 w redakcji zapewnili j, #e mo#e pracowa$ w Kymlinge,
cho$ z tak czy inn podr# do )teborga i nie tylko musi
si! oczywi%cie liczy$.
-ya w peni gotowa na opuszczenie miasta, w ktrym si!
wychowaa. <ickard nie mia powodu wtpi$ w jej sowa.
;ho$ istniao co% innego, co mogo zasia$ ziarno wtpli&
wo%ci, ale wola o tym nie my%le$. O ile byo to mo#liwe.
-yo tak, jakby 7nna miaa w %rodku pokj, do ktrego nie
chciaa go wpu%ci$. Kilka razy wa%nie tak sobie to tuma&
czy. Prywatny pokj. ;zasem wydawao mu si!, #e zupenie
jej nie zna i wa%ciwie nic z jej strony nie mogoby go
zdziwi$.
Mo#e jednak byo tak z ka#d kobiet, ze wszystkimi
lud5mi4 "ie wszystko da si! sk(rsywowa i mo#e nawet
nie o to chodzi. Mo#e to wa%nie jest wyzwanie4 "igdy nie
by pewien, co 7nna w g!bi duszy my%li o r#nych
sprawachJ utrzymywaa na przykad, #e jest wierzca, ale
rzadko o tym rozmawiali. .ylko w wyjtkowych
przypadkach udawao mu si! namwi$ j na wsplne
uczestniczenie w jakim% ko%cielnym wydarzeniu. "igdy si!
razem nie modlili, a cigu tych lat, kiedy byli par, tylko trzy
czy cztery razy byli razem na mszy. 6edn z nich sam
odprawia, w ko%ciele w ,alby. /a%ciwie przesta j pyta$,
czy chce z nim pj%$.
Oczywi%cie z rado%ci podyskutowaby z #on o wierze & nie
tak dog!bnie, jak rozmawiali w czwrk! w O?(andahls, ale
1 tak. * drugiej strony mo#e po prostu by przewra#liwiony,
rozmawiali w ko0cu czasem o sprawach dotyczcych nie tyl&
ko tu i teraz, cz!sto jednak zdarzao jej si! przerywa$ tak
rozmow!, akurat w chwili gdy wedug niego nabieraa g!bi,
sowami, #e nie ma teraz ochoty o tym mwi$. <zadko
rozumia dlaczego, nie by w stanie przewidzie$, kiedy ten
znak stopu si! pojawi, a cisza, jaka zalegaa mi!dzy nimi po
takim ?inale dyskusji, dr!czya go. -yo tak, jakby odnosia
mae zwyci!stwa poprzez samo milczenie. *amkni!cie drzwi
do swojego wewn!trznego pokoju. /r!cz do samego j!zyka.
Mo#e by to powd do zmartwienia, tego nie wiedzia. /
ka#dym jednak razie nie byo to co%, co nale#ao wyja%ni$,
kiedy jeszcze mieszkali na K(arngHrdet w 3ppsali. Oboje
wiedzieli, #e w styczniu rozpocznie si! dla nich nowy
rozdzia, a wtedy zaczn obowizywa$ nowe zasady.
My%la czasem, #e a# do tego momentu byli modzi. /
Kymlinge, z wasn para?i i plebani, b!d doro%li.
+tadia na drodze #ycia.
/ cigu tego roku przestali na dobr spraw! spotyka$ si! z
.omasem i )unill, zwaszcza od kiedy tamci przeprowa&
dzili si! do )teborga, ale od czasu do czasu zadawa sobie
pytanie, z czego to wynika. "ie znalaz odpowiedzi i nigdy o
tym powa#nie nie rozmawia z 7nn. Mo#e to wydarzenie w
.imisoarze nadal w jaki% sposb ci#yo, mo#e te#
zlikwidowana ?irma transportowa. Od samego pocztku by
to pomys .omasa, teraz, po ?akcie, mo#na byo stwierdzi$,
#e niezbyt udany. 1le dokadnie <ickard i 7nna na tym stra&
cili, trudno powiedzie$, ale po tym, jak otrzyma spadek po
matce, przesta si! przejmowa$. On i 7nna wzi!li studenckie
po#yczki, ktre powoli powinni zacz$ spaca$, ale nie oni
jedni. Od stycznia oboje zaczn sta prac!, b!d mie$ ple&
bani! i ju# zacz!li rozmawia$ o kupnie lepszego samochodu.
/prawdzie (ol(o chodzio jak w zegarku, odkd kupili je od
emerytowanego nauczyciela z Morgong_(a, ale przysza
posada <ickarda wymagaa mo#e czego% bardziej no&
woczesnego. * drugiej strony pami!ta, #e u nich w para?ii
Io(a&)ulls_ng by stary pastor, ktry je5dzi P' * jakiego%
powodu <ickardowi dobrze si! kojarzyo to wspomnienie.
Maria i )ermund przepadli jak kamie0 w wod!. Maria
pewnie nadal bya w Iiszpanii, w sierpniu .omas
powiedzia mu przez tele?on, #e jesieni jego siostra sp!dzi
kilka miesi!cy w domu rodzicw. Powiedzia te#, #e wydaje
mu si!, #e ona nie czuje si! najlepiej. .ak ju# byo, nie bez
przyczyny. ;zym zajmuje si! )ermund, nie wiedzia ani
.omas, ani <ickard, najprawdopodobniej jak%
zaawansowan teoretyczn ?izyk. <ickard spotka go tylko
dwa razy jesieniJ za jednym razem towarzyszya mu inna
kobieta, siedzieli dwa rz!dy przed nim w kinie @yris i
wygldao na to, #e cakiem dobrze si! znaj.
"o c#, pomy%la <ickard, to nie moje zmartwienie. ,ziwne
byo tylko to, #e kiedy wspomnia o tym 7nnie,
zdenerwowaa si! i powiedziaa, #e to oczywi%cie ich sprawa
1 #e powinni nawiza$ kontakt z Mari w Iiszpanii. <ickard
zapyta, czy maj przynajmniej pewno%$, #e oni nadal s
razem, ale 7nna tylko prychn!a.
"ie skontaktowali si! jednak ani z Mari, ani z )ermun&
dem, <ickard za% kolejny raz pomy%la, #e niektrych stron
swojej #ony nadal nie potra?i odczyta$. ;ho$ po prawdzie
& stwierdzi rwnie# & co wskazuje na to, #e ona lepiej ro&
zumie mnie4
6este%my razem cztery lata. *a kolejne cztery b!dziemy
mieli czwrk! dzieci, pomy%la nagle i rozpromieni si! w
duchu, a wtedy nie b!dziemy ju# tego wszystkiego
pami!tali. ;#, czwrka dzieci w cztery lata to mo#e lekka
przesada, ale na dwoje mo#na chyba liczy$4
,woje dzieci, ktre b!d dorastay na wiejskiej plebanii. -y
to pi!kny obraz przyszo%ci i trudno mu byo nie widzie$ go
przed oczami, gdy czasem nie mg zasn$.
Para?ia <>dRkra&Iemleby. "azwa te# mu si! podobaa.
Mo#e sp!dz! w niej reszt! #ycia, pomy%la.
"iedugo tam b!dziemy. *osta tylko miesic.
Pami!ta to delikatne podniecenie, ktre czu w pierwszych
dniach ich podr#y po Furopie /schodniej, ale oczeki&
wanie, jakie towarzyszyo mu teraz, w czasie tych
spokojnych po%witecznych dni, byo czym% zupenie
innym. Wielki plan. "adszed czas.

60
-y sobotni wieczr, siedzia przy jej #ku.
;aa pitka dzieci ju# j odwiedzia, ale powiedziay, #e
rozumiej, #e doro%li potrzebuj te# chwili dla siebie. 7lbo
mo#e Marianne im to powiedziaa, kiedy -arbarotti na
chwil! wyszed, #eby przynie%$ co% do picia, co oczywi%cie
byo rwnie prawdopodobne.
& "igdy si! nie baa%4 & zapyta.
& -yam nieprzytomna & odpara Marianne. & My%l!, #e nie
mo#na jednocze%nie si! ba$ i by$ nieprzytomnym.
& 7le czy po odzyskaniu przytomno%ci si! nie baa%4 "ie
zastanawiaa% si!, co si! stao i gdzie jeste%4
Potrzsn!a gow. & -yam tylko zm!czona. .ak jakbym
miaa spa$ i nic wi!cej. /ci# jestem zm!czona, w ko0cu
%pi! szesna%cie godzin na dob!.
& 7 teraz jeste% zm!czona4
3%miechn!a si!.
& *osta0 jeszcze chwil!.
& -aem si! & powiedzia -arbarotti. & 6ak nigdy w #yciu.
My%laem, #e mnie zostawisz.
& <ozumiem & odpara Marianne. & 7le nie zamierzam ci!
zostawia$. & ;hwyci j za r!k!. .rzyma j w doniach,
ostro#nie i opieku0czo, jakby to byo opuszczone piskl!.
Przez chwil! siedzia w milczeniu, szukajc sw.
& *ycie jest tak kruche & powiedzia. & .ak kruche, #e... #e
trudno sobie z tym poradzi$.
Pokiwaa gow, ale nie odpowiedziaa.
& 6ak wa%ciwie mo#na #y$, je%li w cigu jednej sekundy
wszystko mo#e si! sko0czy$4 6u# wcze%niej o tym my%laem,
widziaem wielu nie#ywych ludzi, ale dopiero w po&
niedziaek ukazao mi si! to z ca ostro%ci. <ozumiesz, co
mam na my%li4
& "adal si! boisz4
*astanowi si!.
& "ie wiem. ;zuj! si! ot!piay. -erngren mwi, #e to by$
mo#e op5niony szok, z pewno%ci mo#e si! tak objawia$.
7le do licha, to nie o mnie tu chodzi. ;hodzi o ciebie i nasze
dzieci. 6e%li tylko mi obiecasz, #e b!dziemy ze sob jeszcze
kilka... nie, to znaczy wiele... wiele lat, to b!d! spokojny.
Marianne przygldaa mu si! przez chwil! bez sowa.
/idzia, #e si! u%miecha, bo co% sobie przypomniaa.
& 6est taki wiersz Philipa 2arkina & powiedziaa. & / liceum
nasz nauczyciel angielskiego rozda nam kopie. ;ierpia na
nieuleczaln chorob!.
& .ak4 & zapyta -arbarotti.
& *mar p roku p5niej, w ostatniej klasie mieli%my za&
st!pstwo. Kilka wersw, ktrych nigdy nie zapomn!.
/ypia troch! wody. -arbarotti czeka, widzia, #e powtarza
sobie najpierw w gowie, #eby nie uroni$ #adnego sowa.
& "o wi!c tak. .o wiersz o %mierci, o tym jak przychodzi.
4nd so it stays j(st on t,e edge o- /isionN 4 small,
(n-oc(sed 'l(r, 4 standing c,illN ;,at slows eac,
imp(lse down to indecisionN =ost t,ings may
ne/er ,appen: t,is one will.S
& Pami!tasz go co do sowa4
& "osi tytu 4l'a. /szyscy si! go nauczyli%my Przynaj&
mniej wszystkie dziewczyny 6e%li wiesz, co mam na my%li4
& ;hyba tak & odpar -arbarotti.
& Uadnych gwarancji nie ma & powiedziaa Marianne. & 7le
czuj!, #e z tym akurat kryzysem sobie poradz!.
& .o dobrze & odrzek -arbarotti.
;ho$ nie chodzi przecie# o liczb! dni. .ylko o godziny, z
ktrych zrobimy u#ytek. Prawda4 Mo#na prze#y$ sto lat bez
#adnego sensu, ale po co4
' 5 tak to trwa, na samym skraju naszej wizji67 Rozmazana, nieostra p#amka,
ktra zwarzy7 C)o!em ka!y nasz impu#s, zmrozi w brak !ecyzji.7 (ikszo1
rzeczy nie z!arza si6 #ecz ta si z!arzy 8przeka! %tanisawa 9ara4czaka :
& 6asne & odpowiedzia -arbarotti. & 7le dzieci mogyby
troch! podrosn$.
& Miej u?no%$ & odpara Marianne.
Pochyli si! i j pocaowa. Opad z powrotem na krzeso.
& <ozmawiaem kilka razy z byym pastorem & powiedzia. &
6ego #ona zmara tego samego dnia, w ktrym ty miaa%
wylew.
& .o ma co% wsplnego ze spraw4 * )ermundem )roo&
them4
&.ak.
& 6utro ma mnie odwiedzi$ F(a, prawda4
& *gadza si! & potwierdzi -arbarotti. & Przyjdzie jutro po
poudniu. .en pastor siedzia przy #ku chorej #ony przez...
no na pewno kilka miesi!cy. Mo#e lat, nie wiem dokadnie.
7 teraz jej nie ma. 1 wyglda na to, #e nie maj dzieci i
#adnych innych krewnych. Musi si! czu$... tak naprawd! nie
wiem jak.
& 1 to ci! przera#a4
& .ak & odpar -arbarotti. & Przera#a mnie to. =ost t,ings
may ne/er ,appen: t,is one will... tak mwia%4
Marianne skin!a gow i wypia jeszcze troch! wody.
& Uycie i %mier$ to rodze0stwo & powiedziaa. & 6ak to si!
mwi... syjamskie. 6e#eli boimy si! jednego, boimy si! te#
drugiego. <ozumiesz, co mam na my%li4
)unnar -arbarotti zastanowi si! i odpar, #e tak. "ie
wiedzia jednak, czy zrozumienie i sowa cokolwiek wa#,
mo#e to tylko powietrze. Marianne chwycia jego donie.
& /szystko si! uo#y & powiedziaa. & 1d5 do domu i pograj z
dzieciakami w karty. 6a si! troch! prze%pi!.
+iedzia jeszcze dziesi!$ minut. My%li trzepotay mu w go&
wie jak zagubione motyle. #(st on t,e edge o- /ision. 4
small, (n-oc(sed 'l(r4 Kiedy by pewien, #e Marianne
ju# mocno %pi, poszed do oddziaowej i zapyta, jak doj%$ do
hospicjum.
-yo tu bardzo przytulnie, pomy%la, #e nie bez przyczyny
,o hospicjum pacjenci przyje#d#ali, aby umrze$. 7 krewni,
#eby ich w godny sposb po#egna$. -yy tu mi!kkie ?otele, a
na %cianach wisiay obrazy <o%liny w doniczkach i rega z
ksi#kami. "awet przeszklona sza?ka, w ktrej nie
brakowao napojw alkoholowych. Porto, madera, koniak.
;ieszyo go toJ najwyra5niej panoway tu ciepa atmos?era i
swego rodzaju zdrowy rozsdek, ktre wielokrotnie
przewy#szay normy i przepisy.
)odno%$ u schyku #ycia.
Personel by na miejscu ca dob!. -arbarotti przywita si! z
t!g, starsz kobiet z recepcji, ktra siedzc przy biurku,
rozwizywaa krzy#wk!. Przedstawi si! i wyja%ni powd
wizyty.
& 7nna -erglund4 & zapytaa kobieta. & .ak, zgadza si!. -ya
u nas do%$ dugo, ale w poniedziaek zmara.
& /iem & odpar -arbarotti. & ,zisiaj by jej pogrzeb.
Przychodz! w sprawie troch!... niestosownej, wydaje mi si!,
#e to wa%ciwe sowo. 6e%li wzi$ wszystko pod uwag!. Yad&
nie tu u pa0stwa.
& .ak & odpara kobieta. & /i!kszo%$ osb tak mwi. +ama
mogabym umrze$ w takim otoczeniu. Pracuj! tu
czterna%cie lat. ;zego chcia si! pan dowiedzie$4
& Przychodz! w sprawie <ickarda -erglunda, m!#a 7nny.
O ile wiem, sp!dza tu du#o czasu. Przy o#u %mierci #ony.
+kin!a gow.
& *gadza si!. My%l!, #e bardzo mocno si! kochali, i mam
nadziej!, #e jako% sobie z tym poradzi.
& +prawa, ktr si! teraz zajmuj!, w zasadzie nie ma z nimi
nic wsplnego & powiedzia -arbarotti. & 7le przydaaby
nam si! in?ormacja, czy by tu w sobot! dwa tygodnie
temu... czyli MN wrze%nia.
& / sobot! dwa tygodnie temu4
&.ak.
& ,laczego sam go pan nie zapyta4
& Pytaem, ale by tu tak cz!sto, #e nie pami!ta. .o zreszt
zrozumiae, biorc pod uwag!...
& 6ak najbardziej zrozumiae & przerwaa kobieta, ze zmar&
twion min. & 7le na tym oddziale nie prowadzimy rejestru
odwiedzin. "ie ma powodu... Prosz! poczeka$, sprawdz!.
*acz!a po%piesznie przerzuca$ kartki le#cego na biurku
terminarza.
& +obota MN wrze%nia... tak, miaam wtedy dy#ur. Od rana
do popoudnia, czyli zacz!am o sidmej i sko0czyam o
szesnastej.
*amkn!a terminarz, wzi!a si! pod bold i my%laa.
& "ie bardzo pami!tam & powiedziaa. & "ie, chwileczk!, ju#
wiem. Kiedy rano zmieniaam Margaret!, kole#ank!, ktra
miaa nocn zmian!, powiedziaa, #e -erglund siedzia a# do
drugiej. 6u# go dobrze znay%my, poniewa# jego #ona le#aa
tu tak dugo... "ajcz!%ciej jest to tylko kilka tygodni, ale
7nna -erglund bya u nas trzy miesice, tak jakby nie
chciaa umrze$... jakby nie chciaa si! podda$. .ak czy
owak, pomy%laam, #e tego dnia nie zobacz! -erglunda, ale
pojawi si!, jak ju# miaam i%$ do domu.
& O ktrej godzinie mogo to by$4 & zapyta -arbarotti.
& .u# przed szesnast. *gadza si!. ,ziwne, #e to w ogle
pami!tam.
& 6est pani pewna, #e to bya sobota dwudziestego pitego4
& 7bsolutnie & potwierdzia. & Pracuj! co drugi weekend.
Mwimy o tym dwa tygodnie temu, prawda4
& .ak jest & odpar -arbarotti i wsta. Podzi!kowa za
in?ormacje i przeprosi za kopot.
& "ic nie szkodzi & odpara. & Maa przerwa jest zawsze mile
widziana. .utaj niewiele si! dzieje.
+iedzc w samochodzie w drodze na przyldek Kymmen,
my%la o tym.
"awet on, brzmiaa jego pierwsza my%li. "awet <ickard
-erglund nie mia najwyra5niej pewnego alibi na ten kry&
tyczny moment.
"ie mieli go .omas i )unilla /inclderowie z )teborga.
"ie miaa go Flisabeth Martinsson ze +tr>mstad. "ie mia
<ickard -erglund z Kymlinge.
7ni teraz, ani trzydzie%ci pi!$ lat temu, dokadnie tak, jak
zauwa#ya F(a -ackman. Prawda, #e to dziwne4
;ho$ z drugiej strony, je%li -erglund czuwa przy #onie do
drugiej w nocy, czy nie byo zrozumiae, #e pojawi si! z
powrotem dopiero o szesnastej4 Mo#e zreszt w sobot!
spotka kogo%, kto za niego por!czy4 Mo#e poszed po za&
kupy, do ?ryzjera albo gdziekolwiek4
6ednak niestety by tylko jeden sposb, #eby to potwierdzi$.
Kolejna rozmowa z -erglundem, podczas ktrej przyci%nie
si! go troch! bardziej, ni# mia mo#liwo%$, kiedy si! ostatnio
widzieli.
*adanie dla inspektor -ackman, pomy%la -arbarotti. .o w
ko0cu gwnie ona jest za to odpowiedzialna. 6utro b!dzie
te# przesuchiwaa Marianne.
"ie, przesuchiwaa to mo#e za du#o powiedziane.
*anim zacz si! zastanawia$, co ta rozmowa mogaby przy&
nie%$, i zanim jeszcze znalaz si! w domu, gdzie czekaa
horda dzieciakw, wrci na chwil! my%lami do wczorajszej
wycieczki na wzgrze )Rsa. ;o tak naprawd! daa4
"arzucaa si! odpowied5, #e zupenie nic. Przez godzin!
chodzi po lesie, stan na skraju zbocza i prbowa
zobaczy$ oczyma duszy, co wydarzyo si! trzydzie%ci pi!$ lat
wcze%niej i dwa tygodnie temu. ,woje ludzi, niegdy% para
kochankw, stao tu na grze i patrzyo w d, ka#de
osobno, a mi!dzy tymi zdarzeniami upyn dugi, dugi
czas. P5niej co% si! stao... 7lbo podj!li decyzj!, albo kto%
niespodziewanie poo#y im do0 na plecach i popchn...
-arbarotti niemal czu to lekkie popchni!cie. .ak niesa&
mowicie atwo jest zabi$ kogo% w ten sposb. Pytanie, od&
wieczne pytanie, brzmi oczywi%cie8 dlaczego. ,laczego, do
stu piorunw, Maria /inckler i )ermund )rooth zgin!li4
*szed %cie#k w d i chodzi przez chwil! po kamieniach,
ale przegra z deszczem. "iewielkie chmury, ktre zauwa#y,
wsiadajc do samochodu w Kymlinge, okazay si!
zwodnicze. /szed z powrotem na gr!, pobieg do samo&
chodu, a wszystko to zaj!o pi!tna%cie minut i kiedy znw
usiad za kierownic, by przemoczony.
,zi% wieczorem nie padao jednak. Uadnych chmur i zimno,
prawdopodobnie koo zera stopni. Kiedy podjecha pod wil&
l! Pick?ord, %wiecio si! w prawie ka#dym oknie. Pora zosta&
wi$ umarych w spokoju, pomy%la i wysiad z samochodu.
.eraz czas na modzie# tego kraju, jego przyszo%$. 1 na
kanast!.
Ogram ich, a# im w pi!ty pjdzie.
61
Wr'el.
Gl gorrin. .ak si! to mwi po hiszpa0sku. "ie
moinea(, jak po ?rancusku, wi!c te sowa maj r#ne
rdzenie, ale w obu j!zykach s to wyrazy rodzaju m!skiego,
co, moim zdaniem, jest troch! mylce. *arwno Pia?, jak i ja
jeste%my bez dwch zda0 kobietami. Kiedy cztery miesice
temu tu przyjechaam, miaam pewne problemy z
hiszpa0skim, ale radz! sobie coraz lepiej. Po ?rancusku
mwi! wa%ciwie per?ekt, potra?i! wi!c domy%li$ si!
praktycznie wszystkiego. Potrzeba mi tylko troch! czasu.
;hocia# w barze, gdzie pracuj!, mo#na sobie poradzi$ ze
wzgl!dnie ubogim zasobem sw. A z pomoc angielskiego &
poowa klientw nie jest Iiszpanami.
.orremolinos. .o rozwijajca si! pipidwa dla turystw pod
dyktatur @ranco, ale ju# si! tu zadomowiam. Mam w
dupie polityk!, a wszyscy mwi, #e ldedy generalissimus
umrze, zwyci!#y demokracja. "ie mwi!, #e si! tu dobrze
czuj!, ale nigdzie indziej te# nie czuabym si! dobrze. Kiedy
pod koniec listopada przyjechali rodzice i powiedzieli, #e
zamierzaj mieszka$ w domu do marca, zrozumiaam, #e
musz! rozejrze$ si! za czym% wasnym. Postanowiam te#
opu%ci$ @uengirol!, najlepiej zachowa$ jaki% dystans, nawet
je%li jest to tylko kolo dwudziestu kilometrw. *nalazam
mae mieszkanie w tej samej dzielnicy, w ktrej jest bar, to
w zasadzie tylko jeden pokj, ale wi!cej mi nie trzeba. )dy&
bym tylko przespaa si! z wa%cicielem, mogabym pewnie
nie paci$ czynszu, ale si! z nim nie prze%pi!.
* nikim nie sypiam. +ama sobie wystarczam. / wolne dni
mog! godzinami spacerowa$ pla#, tam i z powrotem. .am i
z powrotem. 6est zupenie inna ni# pla#e nad Morzem
;zarnym, ale czasami i tak wydaje mi si!, #e znw tam
jestem. "ie wiem, co si! dzieje z moj gow, ale co% na
pewno. Mama boi si!, #e trac! kontakt z rzeczywisto%ci, #e
zwariuj! i #e b!d musieli zamkn$ mnie w hiszpa0skim
szpitalu dla umysowo chorych. /idz! to po niej, nie spoty&
kamy si! cz!sto, mo#e raz na dwa tygodnie. .o ona do mnie
przychodzi, ja nigdy nie je#d#! do @uengiroli, jak bardzo nie
suszyaby mi gowy.
Przyje#d#a pocigiem i zawsze ma ze sob jedzenie. Kwie#e
warzywa, %wie#y chleb, ktry kupuje tu nieopodal, na
ryneczku, owoce i konserwy. -oi si! rwnie#, #e zagodz! si!
na %mier$, i mo#e ma do tego pewne podstawy. * pewno%ci
od przyjazdu schudam siedem&osiem kilo, ale nie cierpi! z
tego powodu. 6em bardzo ma?o. Prawie same owoce, ale
pij! mnstwo wody. Po kilka litrw ka#dego dnia i nigdy ani
kropli alkoholu, mimo #e pi!$ dni w tygodniu staj!
wieczorem za barem.
Pal! czasem jointa po powrocie z baru, czyli zazwyczaj kolo
trzeciej nad ranem. ,ziaa jak dawniej & kiedy to zrobi!, %pi!
prawie do poudnia i nic mi si! nie %ni.
Oczywi%cie podrywa mnie wielu ?acetw, wci# jestem
pi!kna, cho$ chudsza ni# kiedykolwiek. 7le mam w spojrze&
niu co% takiego, dzi!ki czemu szybko rezygnuj. My%l!, #e
ich przera#am, odkrywaj, #e jest we mnie jaki% mrok, co%, z
czym nie chc mie$ do czynienia, poniewa# nie potra?iliby
sobie z tym poradzi$. Kilka tygodni temu podrywaa mnie
rwnie# jedna dziewczyna, tu jest sporo homoseksualistw.
"awet poszam z ni do domu, le#ay%my nago na tarasie na
dachu
1 pie%ciy%my si!, ale bya pijana i nagle poczuam
obrzydzenie. Kiedy stamtd uciekam, miotaa za mn
przekle0stwa. 7le nast!pnego wieczoru podesza do baru i
przepraszaa, blada
1 skruszona. ;hyba chciaa sprbowa$ ze mn znowu, ale
daam jej do zrozumienia, #eby spierdalaa. "ie za pomoc
sw, wystarczyo, #e wlepiam w ni moje mroczne
spojrzenie.
)dy przychodzi co do czego, mo#e mama ma racj!, mo#e
rzeczywi%cie trac! nad sob kontrol!. Poykam sporo
ksi#ek, ale czasem zdarza si!, #e kiedy po przeczytaniu
pi!$dziesi!ciu stron odkadam ksi#k! na pi!$ minut, nie
pami!tam ani sowa z tego, co czytaam. Kiedy grzebi! w
pami!ci, te# nie potra?i! tego przywoa$, zastanawiam si!,
gdzie tak naprawd! byam w trakcie lektury.
)ermund napisa trzy listy. Krtkie i troch! gorzkie. 7 mo#e
po prostu nie opanowa tej sztuki. +ztuki pisaniaJ tak czy
inaczej, na wszystkie odpisaam, a cztery czy pi!$ razy
rozmawiali%my przez tele?on. ;hce, #ebym wrcia, ale
mwi!, #e jeszcze na to za wcze%nie. "ajpierw musi nastpi$
we mnie jaka% zmiana, nie ma sensu, #ebym wracaa do
+zwecji w takim stanie.
"o to ja przyjad!, mwi )ermund. *acz to mwi$ ju# w
listopadzie i w ko0cu si! poddaam. Mo#e i powinni%my
znw si! spotka$, on jest w ka#dym razie jedynym m!#&
czyzn, przy ktrym mogabym bezpiecznie zasn$. "ie,
bezpiecznie to ze sowo, on jest jedynym m!#czyzn, ktry
nie napawa mnie obrzydzeniem, ot co.
Przyjedzie pod koniec lutego i przypuszczam, #e b!dzie
chcia zosta$ do momentu, kiedy b!dziemy mogli razem
wrci$, nawet je%li nie powiedzia tego wprost. 6esieni tro&
ch! wykada w jednym z instytutw na ?izyce, o ile dobrze
zrozumiaam, i mwi, #e ma cakiem sporo pieni!dzy.
Pewnie b!dziemy musieli si! pomie%ci$ w moim jednopoko&
jowym mieszkaniu, zobaczymy, jak to wyjdzie. Mo#e zreszt
w kwietniu rodzice pojad do +zwecji, wtedy b!dziemy
mogli mieszka$ w ich domu.
/ mojej dzielnicy jest porzucona dziewczynka, z ktr
czasem si! spotykam. Mwi, #e mieszka u babci, ale nigdy
#adnej babci nie widziaam. 6e#eli nie jest porzucona, to w
ka#dy razie samotna.
* pewno%ci nie ma wi!cej ni# dziesi!$ lat, spotykamy si!
zawsze wieczorami, przed moim wyj%ciem do baru. Mi!dzy
szst a sidm. /chodzi schodami od strony morza i za
ka#dym razem ma na sobie t! sam zniszczon sukienk! i
sweterek. ;hodzi boso, chocia# nie jest zbyt ciepo. Kiedy
mwi!, #e si! spotykamy, jest to prawda z maym ale,
poniewa# niezbyt du#o do siebie mwimy. .ylko kilka sw,
czasem nic. +iedzimy za to razem na awce przed ko%cioem
i patrzymy na go!bieJ ona jest bardzo nie%miaa, ale mimo
wszystko tam siedzimy i w jakim% sensie dotrzymujemy
sobie towarzystwa.
Mwia, #e nazywa si! Miranda. "ie zadaj! jej #adnych
pyta0, bo widz!, #e tego nie chce i najwyra5niej nie chce nic
wiedzie$ o mnie. Obie lubimy t! nasz maomwno%$
1 pomy%laam sobie, #e gdyby moje #ycie wygldao inaczej
1 moja gowa te#, mogabym j adoptowa$.
/a%ciwie dopiero wczoraj ta my%l uderzya mnie po raz
pierwszy, ale od tego czasu mnie prze%laduje. Obawiam si!,
#e jest niebezpieczna, #e mogaby mnie op!ta$, kiedy za%
dzi% wieczorem usiadam na awce, Miranda nie przysza.
+toj! za barem i czuj!, jak co% we mnie wzbiera. Mo#e
krzyk, a mo#e co% innego. "ie jadam nic od rana.
"ie wydaje mi si!, #eby to by dobry pomys, #eby zamyka$
mnie w hiszpa0skim szpitalu dla obkanych. ;hciaabym,
#eby )ermund tu by. 7le do jego przyjazdu zostay jeszcze
dwa tygodnie.
62
& .o troch! dziwne & powiedziaa F(a -ackman. & ,elikat&
nie mwic.
& .e# tak sdz! & odpowiedziaa Marianne.
& 6edno i drugie. .o, co ci si! przytra?io, i to, o czym chc! z
tob porozmawia$.
Marianne skin!a gow. *wil#ya wargi j!zykiem i za&
stanawiaa si! przez chwil!.
& ,la )unnara jest to trudne. .o ja zaproponowaam, #e
porozmawiam z tob.
& .ak, wiem o tym & odpara F(a -ackman. & My%laam, #e
b!dziesz le#aa w #ku.
& Mo#na nabawi$ si! odle#yn & powiedziaa Marianne.
& 1 zakrzepw, i tak dalej. "ie, musz! si! rusza$ na ile to
mo#liwe, cho$ nadal %pi! jak mi% koala... .o chyba one prze&
sypiaj trzy czwarte #ycia4
& .ak mi si! wydaje & potwierdzia F(a -ackman. & .o mo#e
zacznijmy, zanim nam tu u%niesz.
& "o wa%nie. 7 wi!c )ermund )rooth4
& )ermund )rooth & powiedziaa F(a -ackman i wczya
dykta?on. & ;o wi!c mo#esz powiedzie$ o tej znajomo%ci4
Marianne wypia troch! wody i westchn!a.
& My%laam o tym. Przed i po... tym wszystkim. & /skazaa
swoj gow!. & .o dziwny zbieg okoliczno%ci, w ko0cu w tym
kraju mieszka dziewi!$ milionw ludzi, a ja naprawd! nie
miaam w #yciu wielu m!#czyzn...
& 6a miaam czterech & wtrcia -ackman.
& 6a te# & powiedziaa Marianne z u%miechem. & Kolejny
zbieg okoliczno%ci, ale #e akurat ten )ermund jest zamie&
szany w spraw!, nad ktr pracujecie z )unnarem, to po
prostu strasznie dziwne. Pomy%laam nawet, #e...
& .ak4
& ...#e mo#e nie jest to zbieg okoliczno%ci.
& ;iekawe & powiedziaa F(a -ackman. & .e# mi to przyszo
do gowy. I do jakich wnioskw dochodzisz4
& *anim przytra?io mi si!... to... my%laam chyba, #e jednak
musi to by$ czysty przypadek.
& 6a te# wyszam z takiego zao#enia & powiedziaa F(a
-ackman. & / przeciwnym razie byoby to tylko jeszcze
bardziej niepoj!te. 6aki on by4 ;o masz do powiedzenia o
)ermundzie )roocie4
& .o zale#y & odpara Marianne i wzi!a g!boki oddech.
& *ale#y, czego si! szuka. -y dobrym kochankiem i chyba
tego szukaam. / ukadzie, jaki mieli%my, chyba niczego
wi!cej. .rudno mi byo go sobie wyobrazi$ w roli drugiego
taty dla moich dzieci. ;hyba nie spotkali%my si! wi!cej ni#
dziesi!$ razy, trwao to rok z niewielkim okadem. Problem
polega na tym...
3rwaa i ugryza si! w knykie$.
& "a czym polega problem4
& Problem polega na tym, #e tak naprawd! chodzio wy&
cznie o seks. +p!dzali%my razem dob! i si! kochali%my, to
wszystko. "ie mogabym o tym rozmawia$ z )unnarem, ale
tak po prostu byo. 3wa#asz, #e to dziwne4
& 3wa#am, #e nie jest to ani troch! dziwne. ,laczego
zerwali%cie4
& /a%nie dlatego & odpara Marianne. & Poniewa# nie byo
nic wi!cej. "igdy nie chodzili%my do teatru ani do luna, nie
planowali%my wsplnych podr#y, nie chcia nic wiedzie$ o
moim #yciu. "ie pyta o moje dzieci... +ama rozumiesz.
& <ozumiem & odpara F(a -ackman. & .o nie dziaa. 7 ty
pytaa% o jego #ycie4
& Prbowaam & odpara Marianne, krzywic si! lekko. & 7le
nie by szczeglnie rozmowny. "ie by tak opryskliwy jak
niektrzy m!#czy5ni, przeciwnie, potra?i by$ uprzedzajco
grzeczny. .ak to si! mwi4
F(a -ackman skin!a gow.
& .ak, uprzedzajco grzeczny, cho$ jednocze%nie wymi&
jajcy. ,obrze wyglda, zawsze by serdeczny i czuy, ale...
no, czego% brakowao. Pomau zrozumiaam, #e ma depre&
sj!. 7lbo przynajmniej przyj!am tak diagnoz!. 7 ten seks,
te spotkania, to byo... to byo, jakby czyta$ ksi#k! i wci#
od nowa powtarza$ pierwszy rozdzia. / kko i w kko.
<ozumiesz, co mam na my%li4
& / zupeno%ci & zapewnia F(a -ackman i nagle pomy%laa,
#e ju# od dawna nie czytaa nawet pierwszego rozdziau. &
,owiedziaa% si!, co le#y u podstaw tej depresji, o ile to
rzeczywi%cie bya depresja4
& ,epresja nie zawsze musi mie$ wyra5n przyczyn! &
powiedziaa Marianne. & 7le w jego przypadku my%l!, #e u
podstaw le#aa trauma. /spomina, #e wiele lat temu straci
narzeczon, ale nigdy nie mwi, w jaki sposb. /a%ciwie
tylko jeden raz udao mi si! zajrze$ mu do %rodka... czy jak
to tam nazwa$. .o byo nasze ostatnie spotkanie. Mam
opowiedzie$4
& 6asne & odpara F(a -ackman.
Marianne odchrzkn!a i wypia jeszcze troch! wody.
& -yo tak, my%laam o tym przez kilka dni, prbujc
przypomnie$ sobie szczegy. *atrzymali%my si! na week&
end w hotelu w +imrishamn. Przyjechali%my w pitek wie&
czorem, wyjechali%my w niedziel!. ,rugiej nocy, z soboty na
niedziel!, %ni mu si! pewien koszmar, przynajmniej wydaje
mi si!, #e to by koszmar. Obudzio mnie jego mamrotanie,
siedzia na #ku i co% mamrota. "ie byam wtedy pewna,
czy %pi, czy nie, wi!c zapytaam, co si! dzieje. /tedy po&
wiedzia, go%no i wyra5nie... nawet z lekkim oskar#eniem w
gosie8 9*abiem rodzicw i siostr!, czy mo#ecie wpisa$ to
do waszych ksig4:.
& ;o4 & zapytaa F(a -ackman.
& /a%nie tak. 9*abiem rodzicw i siostr!, czy mo#ecie
wpisa$ to do waszych ksig4:. Powiedzia to dwa razy. "ie
przesyszaam si!, nie udao mi si! o tym zapomnie$. Kiedy
to powtrzy, poo#y si! i spa dalej. Pomy%laam, #e oczy&
wi%cie mg to by$ jaki% chory sen. 3derzyo mnie, #e brzmi
to, jakby sta przed jakim% s!dzi... jakby przemawia na sali
sdowej. +ny potra?i czasem by$ bardzo dziwne. Kiedy si!
rano obudzili%my, powiedziaam mu, co si! stao, i zareago&
wa bardzo osobliwie.
&6ak4
& Przesta si! odzywa$. -y w szoku czy jak to tam powie&
dzie$... nawet nie zjedli%my razem %niadania. Przyjechali&
%my tam ka#de swoim samochodem, wi!c on wzi prysznic
1 wyjecha z hotelu przed dziewit bez sowa wyja%nienia.
Pomy%laam sobie... moja pierwsza my%l bya taka, #e to
prawda.
& Ue on...4
& .ak, #e naprawd! zabi rodzicw i siostr!.
F(a -ackman milczaa kilkana%cie sekund. Marianne znw
wypia troch! wody i przywitaa si! z piel!gniark, ktra
przechodzia obok.
& 1 to byo wasze ostatnie spotkanie4
& .ak. *adzwoniam do niego kilka tygodni p5niej. Po&
wiedzia, #e mo#e nie powinni%my si! wi!cej spotyka$. "ie
zamierzaam go nawet o to pyta$, ale powiedziaam, #e ma
absolutn racj!.
& 1 ju# nigdy si! nie widzieli%cie4
& "ie.
& "ie rozmawiali%cie przez tele?on, nie pisali%cie maili4
&"ie.
& Kiedy to byo4
& / sierpniu MQQN roku. Mniej wi!cej rok przed tym, jak
poznaam )unnara.
F(a -ackman pokiwaa gow.
& ;zy kiedykolwiek przed tym wyjazdem do +imrishamn
rozmawiali%cie o jego rodzicach4
& /iedziaam, #e zgin!li, kiedy by may. 7le wydawao mi
si!, #e w wypadku samochodowym, chyba sam tak po&
wiedzia.
& Potem jednak stwierdzi, #e to on ich zabi4
& .ak, chocia# nie by przytomny.
F(a -ackman znowu si! zamy%lia.
& 7 teraz co o tym my%lisz4 & zapytaa. & .eraz, po czasie.
& "ic nie my%l! & odpara Marianne i potrzsn!a ze
zmartwieniem gow. & Mo#e to, #e w jaki% sposb oskar#a
sam siebie, #e oskar#a si!, odkd to si! wydarzyo, cokol&
wiek to byo. ,zieci mog tak robi$ bez przyczyny. "a przy&
kad my%le$, #e ponosz win! za co%, czemu tak naprawd!
winni s rodzice. Przy rozwodach i tak dalej.
& .ak, to si! cz!sto zdarza & powiedziaa F(a -ackman. &
1 nawet je%li byo to tylko urojenie, mogo prze%ladowa$ go
przez cae #ycie... wydaje ci si!, #e tak wa%nie byo.
Mariann! wzruszya ramionami.
& / ka#dym razie to jedna z mo#liwo%ci.
& Pomy%laa%, #e owo urojenie byo przyczyn depresji4
& O ile to bya depresja. ,ruga mo#liwo%$ jest przecie#
przera#ajca, prawda4
& .o znaczy...4
& *e naprawd! miaby to zrobi$.
Po wyj%ciu ze szpitala F(a -ackman posza na swj obo&
wizkowy, dugi niedzielny spacer. ;ho$ tego popoudnia
nie chodzio o bu?or mi!dzy will a mieszkaniem, w ka#dym
razie nie przede wszystkim. .o )ermund )rooth straszy w
jej gowie.
Po raz kolejny.
7 wi!c jak to jest, pomy%laa. ;zy rozmowa z Marianne
cokolwiek wyja%nia4
7 mo#e tylko sprawia, #e obraz )rootha sta si! jeszcze
dziwniejszy4 Opis charakteru )rootha podany przez Ma&
rianne cakiem dobrze zgadza si! z tym podanym przez
Kristin Pedersen. ;o jednak znaczyo to, co Marianne po&
wiedziaa na ko0cu4 ;zy w ogle cokolwiek4
9*abiem rodzicw i siostr!, czy mo#ecie wpisa$ to do
waszych ksig4:.
-yo to bardzo dziwne. ,laczego mwi co% takiego nawet
we %nie4 O ile dobrze rozumiaa, jego rodzice i modsza
siostra zgin!li w wypadku samochodowym, kiedy )ermund
mia zaledwie dziesi!$ lub jedena%cie lat. +mutas dowiedzia
si! tego z dokumentw. ;zy nie byo tak, #e zjechali z drogi i
uton!li w rzece4
/ydawao jej si!, #e wa%nie tak si! stao, ale oczywi%cie
trzeba byo to sprawdzi$ u +mutasa. Poza tym jak dziesi!&
ciolatek miaby zabi$ trzy osoby, przecie# nawet nie byo go
w samochodzie.
"ie, uznaa F(a -ackman, mijajc alej! -arina i zbli#ajc si!
do Pampas. 6e#eli ta wypowied5 w ogle miaa jaki% sens, to
byo to tylko urojenie, o ktrym mwia Marianne.
,ziesi!cioletni chopiec oskar#a si!, poniewa# prze#y
1 nikt nie uwolni go od poczucia winy. .kwio ono w nim,
przynajmniej w snach, przez cae #ycie.
Uycie, ktre z wci# nieznanych powodw zako0czyo si! w
wwozie )Rsa, dziesi!$ kilometrw na poudnie od
Kymlinge, MN wrze%nia MQQN roku. Przynajmniej tyle wiemy,
pomy%laa F(a -ackman ponuro.
/iedzieli to jednak ju# dugo.
63
,obrze si! czua w )teborgu.
,wadzie%cia lat #ycia sp!dziam w Karlstad, pi!$ w 3ppsali,
my%laa czasem pierwszej, wietrznej i deszczowej zimy. /
tym mie%cie mog! sp!dzi$ reszt!.
Kiepska pogoda jej nie przeszkadzaa. .omasowi udao si!
dosta$ mieszkanie przy 7schebergsgatan & trzypokojowe, na
trzecim pi!trze z widokiem na oowiane niebo i na
'asastaden. * tego co zrozumiaa, zaatwi je przez bank
1 sama po%wi!cia sporo czasu na urzdzanie wn!trza. .ape&
towanie, remont kuchni i malowanieJ prac! znalaza dopie&
ro w kwietniu, czasu miaa wi!c pod dostatkiem.
* punktu widzenia ?inansw to, #e nie pracowaa, nie sta&
nowio wielkiej r#nicy. .omas dosta na dzie0 dobry ?anta&
styczn pensj! w Iandelsbanken i przynajmniej na
pocztku podobao jej si! siedzenie w domu. 6ednak nie
tylko praca nad mieszkaniem sprawiaa, #e czua si!
zadowolona, rwnie# mieszka0cy )teborga. 1ch pozytywne
nastawienie do %wiata i poczucie humoru. My%laa, #e to
mit, ale wkrtce odkrya, #e w tym mie%cie ludzie inaczej si!
do siebie odnosz. / sklepach, na ulicach, wsz!dzie. May
#arcik, u%miechJ nigdy nie uwa#aa, #e uppsalczycy s zimni
czy niemili, ale teraz, kiedy miaa porwnanie, nie moga
nie zauwa#y$ r#nicy. +amo wyj%cie po zakupy byo
przyjemno%ci.
Przede wszystkim ta pierwsza zima w )teborgu wydawaa
si! pocztkiem czego% nowego i dobrego. Od wydarzenia w
.imisoarze min!y ju# ponad dwa lata, pobyt w 3llerRker i
dwa poronienia nale#ay do jeszcze odleglejszej przeszo%ci.
"oworoczny wieczr sp!dzili w restauracji z +irkk i
Martinem, nowo poznan parJ Martin rwnie# pracowa w
banku. 1;iedy )unilla i .omas koo drugiej w nocy wrcili
do domu, kochali si! na nowym chodniku w przedpokojuJ
nie mogli ju# du#ej wytrzyma$, gra wst!pna rozpocz!a si!,
kiedy wyszli z restauracji.
.ak si! wa%nie powinien zaczyna$ udany nowy rok,
stwierdzi .omas. Min!y dopiero dwie godziny, a ju# ko&
chali%my si! w przedpokoju.
)unilla wybuchn!a %miechem. 6ak dawniej, pomy%laa. 6ak
wtedy, kiedy dopiero co si! poznali%my. /a%ciwie to jestem
gotowa znowu zaj%$ w ci#!.
.ak si! jednak nie stao i nie byo w tym nic dziwnego, po&
niewa# wci# przyjmowaa piguki. / styczniu jednak prze&
staa, nie mwic nic .omasowi. ;zas leczy rany, pomy%laa.
"aprawd!, to nie tylko ?razes.
.omas du#o pracowaJ regularnie musia wieczorami
wychodzi$ z klientami, ale to rwnie# jej nie przeszkadzao.
1ch #ycie erotyczne byo coraz lepsze i wiedziaa, #e to jej
zasuga. -ya ch!tna, tak jak w cigu pierwszych lat ich
zwizku. Po prostu czua silne po#danie, czasem ju# przed
poudniem za nim t!sknia, mimo i# wiedziaa, #e wrci do
domu dopiero p5nym wieczoremJ zastanawiaa si! rw&
nie#, czy ma to co% wsplnego z jej ch!ci powtrnego zaj&
%cia w ci#!. * czyst biologi. ;zy by to zegar #ycia, ktry
nagle znowu zacz dziaa$.
"ie zasza jednak w ci#!. ,wudziestego dnia ka#dego
miesica pojawia si! okres, zdecydowaa wi!c, #e nie b!dzie
o tym my%le$. "ic na si!. Mo#liwe, #e to wa%nie jej prag&
nienie stao na przeszkodzie.
Pierwszego kwietnia rozpocz!a prac!. -iuro tumacze0 po&
szukiwao personelu i cho$ nie uzyskaa jeszcze tytuu ma&
gistra na uniwersytecie w 3ppsali, to jednak wiele lat uczya
si! j!zykw. +tudiowaa zarwno angielski, niemiecki, jak i
hiszpa0skiJ obowizki zawodowe obejmoway przede
wszystkim r#nego typu korespondencj! handlow i umo&
wy, w czym si! raczej nie specjalizowaa. -yy jednak sow&
niki i ludzie, ktrych mo#na si! byo poradzi$, a ona szybko
si! uczya. -iuro mie%cio si! na )uldheden, dwadzie%cia
minut spacerem od 7schebergsgatan. Pracowaa tylko trzy
dni w tygodniu, ale istniaa du#a szansa, #e jesieni wymiar
godzin si! zwi!kszy.
Kiedy w czwartek pod koniec kwietnia wrcia z pracy,
zadzwoni tele?on. +ygna usyszaa ju# na klatce schodowej
i pomy%laa, #e nie zd#y odebra$.
7le tele?on nie przestawa dzwoni$. Osoba, ktra tele?o&
nowaa, najwyra5niej bardzo chciaa si! z ni skontaktowa$.
<zucia torb! na wiklinowe krzeso i odebraa.
& .u Maria. ;hc! z tob porozmawia$ o .imisoarze.
Poczua, #e traci grunt pod nogami.
64
Komisarz 7sunander nie %mia si! zwykle w poniedziaki i
ten poranek nie nale#a pod tym wzgl!dem do wyjtkw.
F(a -ackman pomy%laa, #e wyglda na skacowanego,
wiedziaa, #e siedzc w domu, ma zwyczaj popija$ grog w
swoim wasnym towarzystwie, niezwyke jednak byo, #e
przesadzi z ilo%ci, i to w niedzielny wieczr.
O ile to kac. Mo#e po prostu by zm!czony i przygn!biony.
*a dwa lata odejdzie na emerytur!. /tedy b!dzie mg pi$
grog ka#dego wieczoru przez cay tydzie0 i nikomu nie
b!dzie to przeszkadzao, pomy%laa. 7sunander bez wtpie&
nia nae#a do nieustraszonej gromady samotnych.
& Musimy to sobie troch! uporzdkowa$ & powiedzia. & .ak
dalej by$ nie mo#e.
& ;o masz na my%li4 & odwa#y si! zapyta$ )unnar -ar&
barotti.
-ackman zauwa#ya, #e i on nie wyglda zbyt %wie#o. Mo#e
ca noc sp!dzi u Marianne4 / ka#dy razie by nieogolony.
7sunander wlepi w niego wzrok.
& Mam na my%li wzgrze )Rsa. Mam na my%li martwego
?izyka z 2und, ktry wci# przebywa w limbo. Min!y ju# po&
nad dwa tygodnie. Mo#e to inspektorw zaskoczy, ale mamy
jeszcze kilka innych spraw, ktre czekaj na rozwizanie.
-ackman prbowaa sobie przypomnie$, jak to byo trzy&
cztery lata temu, kiedy 7sunander wci# jeszcze mia
problemy ze swoj sztuczn szcz!k. /tedy nie by taki elo&
kwentny. /ysawia si! bardziej jak starodawny telegram,
poniewa# je%li mwi za du#o, gubi z!by. /tedy w zasadzie
byo lepiej. Ona i -arbarotti byli co do tego zgodni.
& .o dziwny przypadek & powiedziaa.
& -ardzo mo#liwe & odrzek 7sunander. & 7le chciabym z
wami porozmawia$, kiedy nie ma tu tego palanta
MRnssona. Karty na st. ;hc! wiedzie$, czy mamy to umo&
rzy$, czy nie. "o, co powiecie4 *amieniam si! w such. Po&
wiedzcie, co, do cholery, my%licie4
& Irrm, ja bym... & zacz -arbarotti.
& "ajpierw -ackman & przerwa 7sunander. & /iem, #e ty
jeszcze nie my%lisz jasno po tym, co si! stao twojej #onie.
.rudno tego oczekiwa$. 6ak ona si! czuje4
& ;oraz lepiej & powiedzia -arbarotti. & Prawdopodobnie
wyjdzie z tego bez szwanku, cho$ to musi potrwa$.
& /arta jest chyba tego, by na ni poczeka$ & odpar
7sunander. & 7le co o sprawie )ermunda )rootha powie
inspektor -ackman4
& ;zytae% moje streszczenie4
& ;zytaem. ,zisiaj w nocy. ,obrze napisane, tylko brakuje
jednego szczegu.
F(a -ackman skin!a gow. +prawozdanie napisaa w
sobot! przed poudniem i wysaa mu mailem, poniewa#
tego za#da. O rozmowie z Marianne nie byo w nim ani
sowa i po namy%le stwierdzia, #e to nawet dobrze. -ya
pewna, #e -arbarotti jest tego samego zdania. 7le to nie o
ten szczeg dopomina si! komisarz.
& 6akiego szczegu4 & zapytaa.
7sunander odchyli si! na krze%le i przez chwil! wyglda na
zadowolonego. 2ubi wygasza$ takie kwestie, pomy%laa.
2ubi zbija$ ludzi z pantayku. ,ziecinne. Poza tym wcale nie
chce pozna$ mojego zdania o sprawie. .o on ma zamiar
podzieli$ si! z nami swoim.
& ;zy zostaa popeniona zbrodnia, czy te# nie & powiedzia,
akcentujc w zasadzie ka#d sylab!. & .o jest to male0kie
pytanie, na ktre musimy sprbowa$ odpowiedzie$. .o
dlatego was wezwaem. * raportu nie wynika, czy
)ermundowi )roothowi kto% w ogle pomg spa%$. "ie
powinni%my marnowa$ %rodkw na badanie wypadkw i sa&
mobjstw, podatnicy tego nie lubi.
& "ie wiemy & powiedziaa -ackman. & "a razie nie da si!
tego rozstrzygn$.
& ,zi!kuj!, zauwa#yem & odpar 7sunander. & Po dwch
tygodniach intensywnego %ledztwa nadal nie wiemy, czy
zosta zamordowany, czy nie. *dradz! wam, #e ten palant
MRnsson by jeszcze bardziej spalanciay po naszym
czwartkowym spotkaniu.
F(a -ackman westchn!a i spojrzaa na -arbarottiego.
-arbarotti westchn i spojrza przez okno.
& "o wi!c & podj 7sunander & musimy si! zdecydowa$.
Pracujemy nad tym dalej czy nie4
& Mo#e mgby sze? co% nam podsun$4 & zaproponowa
-arbarotti.
& ;ae szcz!%cie, #e mj ironiczny radar jeszcze si! nie
obudzi & powiedzia 7sunander i pogrozi palcem. & 7le
mo#e zauwa#yli%cie, #e nie poleciem wam odo#y$ )rootha
ad acta. *apoznaem si! z segregatorami +andlina z ABPN
roku i cay czas miaem was na oku. .o jest... to jest rzeczy&
wi%cie piekielnie dziwna historia. ,ra#ni mnie.
& /itaj w klubie & odezwaa si! -ackman.
& 6edna z najdziwniejszych od dawna & powiedzia -ar&
barotti.
7sunander odchrzkn.
& Posuchajcie, siedem osb idzie do lasu. 6edna z nich
ginie. .rzydzie%ci pi!$ lat p5niej ginie jeszcze jedna w tym
samym miejscu. ;zy ktre% z was rozwizuje sudoku4
& +udoku4 & zapytaa -ackman. & 6a w ka#dym razie nie.
& Kilka razy sprbowaem, kiedy to byo nowe & powiedzia
-arbarotti. & 7le jako% mnie nie wcign!o.
& Mnie za to tak & rzek 7sunander. & 7le w g!bi serca
jestem wa%ciwie matematykiem, wi!c nie jest to takie dziw&
ne. <ozwizuj! dwadzie%cia tygodniowo. Oczywi%cie tylko te
najtrudniejsze. "o i czasem zdarza si!, #e pojawia si!
problem, ktry jest nie do rozwizania, lub raczej, ktry ma
dwa lub wi!cej rozwiza0. 6e%li ukadajcy da plam!.
+prawa )rootha przypomina takie 5le uo#one sudoku.
& 7le przecie# nie mo#e by$ dwch rozwiza0 & odpar
-arbarotti. & 7lbo zosta zamordowany, albo...
& 1 to wa%nie jest r#nica & przerwa 7sunander. & Musimy
zadowoli$ si! jednym rozwizaniem. ;zasem jednak,
rozwizujc sudoku, tra?iamy na sytuacj!, kiedy musimy
zrobi$ krok w ciemno. Podj$ decyzj!, kiedy wa%ciwie nie
da si! tego zrobi$. "ie majc do tego podstaw, bo inaczej nie
posuniemy si! do przodu. ;zy inspektorzy rozumiej, o
czym mwi!4
& Prawie na trzydzie%ci procent & powiedzia )unnar
-arbarotti. & 7le kroki w ciemno to moja specjalno%$.
7sunander znw podnis palec i powoli go opu%ci.
& 7 wi!c jak si! wam zdaje4 & podsumowa. & .ylko to chc!
wiedzie$. *abito go czy nie4 *astanwcie si!, zanim
odpowiecie.
"a kilka sekund zapada cisza. 7sunander zdj krawat.
& .ak & odpara F(a -ackman. & 6a uwa#am, #e tak. ;ho$ nie
mam nic na poparcie.
& *gadzam si! & powiedzia -arbarotti. & *osta zamor&
dowany. Krok na o%lep i na bosaka.
& ,obrze wi!c & powiedzia 7sunander. & 6a te# tak my%l!.
1naczej nie siedziabym tu i nie trwonibym chwil modo%ci.
7 Maria /inckier4
Min!o kilka kolejnych sekund ciszy. 7sunander schowa
krawat do prawej grnej szu?lady biurka.
& "ie mo#na po prostu odpowiedzie$ tak czy nie, nie
wyobra#ajc sobie jednocze%nie jakiego% scenariusza & po&
wiedziaa -ackman. & .o byoby bez sensu. Przynajmniej w
zwyczajnych przypadkach tak wa%nie jest. Problem polega
jednak na tym, i# my%l!, #e rwnie# Maria /inclder zostaa
zamordowana, ale scenariusza ani %ladu.
& 7 ty4 & 7sunander wskaza dugopisem -arbarottiego.
& "ie bez pewnych zastrze#e0 & odpar -arbarotti.
& *astrzegam sobie prawo do ich nieprzyj!cia & powiedzia
7sunander. & 3wa#asz, #e kto% j zepchn, czy nie4
-arbarotti si! zastanowi.
& .ak uwa#am & powiedzia.
& .o dobrze & odpar 7sunander. & 6a te# tak sdz!. 7le
kiedy doszedem do tego wniosku, bya druga w nocy.
"ie bez pomocy kilku grogw, pomy%laa F(a -ackman. .ak
te# sdziam. Komisarz zrobi przerw! i wygrzeba jaki%
papier ze stosu na biurku. Przyglda si! mu przez chwil!.
-ackman dostrzega tylko, #e wyglda on jak kartka z no&
tatnika po wyjtkowo chaotycznym wykadzie.
& Moje ostatnie pytanie & powiedzia. & 6eden czy dwch
mordercw4
-ackman spojrzaa na -arbarottiego. -arbarotti spojrza na
-ackman.
& 6eden & powiedziaa -ackman.
& 6eden & powiedzia -arbarotti.
& *gadza si! & rzek 7sunander. & 6e%li si! zsumuje wasze
odpowiedzi.
& 6est coraz dziwniejszy & powiedziaa pi!tna%cie minut
p5niej, kiedy siedzieli w stowce. & *godzisz si! chyba4
& .ak & odpar -arbarotti. & Mo#e to i dobrze, #e zostay mu
tylko dwa lata. 7le w ka#dym razie ma nosa. Pal sze%$ jego
zachowanie.
& <ozwiza spraw! Mousterlin & przypomniaa sobie
-ackman. & /iesz, jak na to wpad4
& "ie & odpar -arbarotti. & "igdy nie mwi.
& 1 ca noc pili%cie grog4
& .ylko kilka godzin & poprawi -arbarotti. & 7le wczoraj
siedzia chyba sam. ;zowiekowi robi si! go nawet troch!
#al.
& .o prawda & odpara -ackman. & 7le co my%lisz o tym, co
powiedzia4
& *e mamy szuka$ dwch mordercw4 7 cholera wie.
& 6e#eli ka#de z nas znajdzie jednego, sprawa b!dzie roz&
wizana.
& / twoich ustach brzmi to tak prosto & powiedzia -ar&
barotti. & Masz jaki% plan4
& *amierzam zrobi$ sobie wycieczk! do 2indRs. Proponuj!,
#eby%...
& "ie musisz nic proponowa$ & rzek -arbarotti. & ,obrze
wiem, co mam robi$.
Cz !"
65
& Przyj!cie na plebanii4 & zapyta <ickard -erglund. & "a&
prawd! my%lisz, #e to dobry pomys4
& ,laczego nie4 & odpara 7nna. & 7 od czego mamy
plebani!4
-y czwartek na pocztku sierpnia. +iedzieli w altance na
zielonych ogrodowych krzesach. .rzmiele brz!czay w
rezedach. /y# utrzymywa si! od dwch tygodni, a <ickard
wa%nie zacz pisa$ niedzielne kazanie. ,ziesity tydzie0 po
"iedzieli .rjcy Kwi!tej. ,ary aski.
& Mo#e i tak. 7le nie proponowaa% tego4
& Oczywi%cie, #e nie. Musz! przecie# najpierw porozmawia$
z tob. 7le pojawi si! taki koncept i pomy%laam sobie, #e
mogoby to by$ ciekawe. 6u# dawno si! z nimi nie widzie&
li%my. 7 teraz Maria i )ermund si! tu przeprowadzaj.
& "aprawd! tak powiedziaa4
& .ak. *reszt ju# tu s. -!d uczy$ w szkole w mie%cie.
Ka#de najwyra5niej zaatwio sobie zast!pstwo, a )unilla i
.omas mog tu dojecha$ w godzin!. "ajwy#ej ptorej,
mogliby u nas nocowa$.
Mo#e to nie taki zy pomys, stwierdzi .omas. Mo#e ju#
najwy#szy czas na ponowne spotkanie4 Poza tym dlaczego
miaby stawa$ okoniem, je%li 7nna w ko0cu powitaa co% z
odrobin entuzjazmu.
& Okej & powiedzia. & Mo#emy si! nad tym zastanowi$.
+iedem miesi!cy 6u# ponad p roku mieszkali na plebanii
w <>dRkra, a wci# zdarzao si!, #e kiedy budzi si! rano, w
pierwszej chwili nie wiedzia, gdzie jest. Kiedy w polu
widzenia mia r!cznie malowane [1[&wieczne tapety.
+zczeb& linowe okno i krzaki bzu.-ya to idylla jak z bajki.
7lbo ze starego szwedzkiego ?ilmu. )wny budynek
wzniesiono pod koniec ['111 wiekuJ z bali, dwa skrzyda w
tym samym stylu dobudowano p wieku p5niej. Po
drugiej stronie drogi by dom para?ialny.
/ jednym skrzydle mia pracowni!, drugie zostao urz&
dzone dla go%ci, poniewa# w samym domu znajdoway si!
tylko cztery pokoje. ObszerneJ wystarczay a# nadto. <i&
ckard pami!ta, #e jeszcze kiedy byli w 3ppsali, wyobra#a
sobie, jak ich dzieci tu dorastaj, dwjka bez trudu zmie%&
ciaby si! pod grubymi, bielonymi belkami stropu. "ie m&
wic ju# o ogrodzie, w ktrym teraz siedzieli i w ktrym
dziesi!cioro dzieci mogoby biega$ i si! bawi$J ko0czy si!
mulast rzeczk i by hojnie obsadzony starymi s!katymi
drzewami owocowymi, krzakami malin, porzeczek i agrestu.
"ie raz rozmawiali o dzieciach, ostro#nie dobierajc sowa,
ale w 7nnie nadal byo co%, co sprawiao, #e si! wahaa. "ie
wiedzia, co to taldego, i mo#e to wa%nie ta maa y#eczka
dziegciu sprawiaa, #e czasem nie mg spa$ w nocy.
,laczego nigdy nie bya do ko0ca zadowolona4 .o byo
powracajce pytanie. ;zego jej brakowao4 ;zy byo to co% w
nim samym4 ;zy mo#e chodzio o stare rozr#nienie mi!dzy
szcz!%ciem a sensem4 Mo#e inaczej8 czy 7nna bya tak
zaj!ta szukaniem sensu, #e nie potra?ia odczuwa$ szcz!%&
cia4 ;zy miao to zwizek z jej dzieci0stwem4 * melancho&
lijnymi rodzicami i skwaszonymi bra$mi z +alabacke4
"ie rozmawiali o tym i nigdy nie pozna odpowiedzi na te
pytania, czy raczej znajdowa r#ne mo#liwe wyja%nienia,
ktre po chwili odrzuca. 1 nawet je%li rzadko, lub wr!cz ni&
gdy, nie niepokoi jej swoimi rozwa#aniami, widziaa prze&
cie#, #e jednocze%nie przez to cierpi. Oczywi%cie rozumiaa
sytuacj!, przynajmniej gdy chodzio o posiadanie dzieci.
& Od czego mamy plebani!4 & powiedziaa.
<ickard uwa#a, #e lepsze pytanie brzmi8 po co im ona, je%li
nie maj dzieci4
7 kiedy widziaa, #e jest smutny, sama rwnie# smutniaa.
-ywao, #e mwia8 ,aj mi czas, <ickard, jeszcze troch!
czasu, nie rozmawiajmy o tym teraz.
*awsze byo to jakie% porozumienie.
* roli pastora dobrze si! wywizywa. Mimo #e jego po&
przednik by na stanowisku trzydzie%ci lat, <ickard szybko
doszed do wniosku, #e nie by zbytnio popularny ani w%rd
starszych, ani w%rd modszych para?ian. Proboszcz .mlin
w swoich kazaniach za bardzo straszy ogniem piekielnym,
zwaszcza w jesieni #ycia, kiedy problemy gastryczne dr!&
czyy go dzie0 i noc. Ko%cielny Iolmgren ju# w pierwszych
tygodniach lutego przekaza <ickardowi wszystko, co ten
powinien wiedzie$. .mlin umar w sierpniu, liczc sze%$&
dziesit pi!$ lat i wa#c dwa razy tyle kilogramwJ pastorzy
z okolicznych para?ii zjawiali si! jesieni i dogldali stada.
Iolmgren tak si! wa%nie wyrazi. ,ogldali stada. ;o byo
lekk przesad, biorc pod uwag! liczb! wiernych obecnych
zazwyczaj na sumie.
.ak czy inaczej, miody pastor z #on byli mile widziani, nie
tylko przez ko%cielnego. "awet panna -engtsson i pani
2a(ander, ktre prowadziy ksi!gi para?ialne i zajmoway
si! innymi sprawami w kancelarii, wyraziy uznanie. 6u# od
samego pocztku. Powiedziay, #e czuj ulg!, i za%miay si! z
tego s?ormuowania.
& ;hcesz przepisa$ na czysto swoje kazania4 & zapytaa
7nna i odgonia trzmiela.
& .ak, chyba ju# na to czas.
/yj!a maszyn! do pisania, uzna, #e udokumentowana
miaa zosta$ jej niedawna wycieczka na stare cmentarzyska
na .j>rn i Orust. /rcia wczoraj wieczorem, po trzydnio&
wej nieobecno%ci.
& "ie b!dzie ci przeszkadzao stukanie4
& "ie, pewnie, #e nie & odpowiedzia.
Pomy%la, #e j kocha. ,zisiaj miaa jeden z tych dni, kiedy
bya agodna i zadowolona, mo#e wieczorem b!d si!
kocha$.
*awstydzi si! tej my%li. Mamy tu jak w raju, pomy%la,
pastor i pastorowa. On dubie przy kazaniu, ona pisze
artyku dla 9+(enska Kyrkans .idning:. 7 pastor my%li o
bzykaniu.
;ho$ nie byo to takie straszne. Potra?i si! z tego %mia$ w
duchu i zakada, #e -g rwnie# to potra?i. Po#da$ wasnej
#ony to nie grzech. 7 je#eli na plebanii w <>dRkra ktrego%
dnia miay pojawi$ si! dzieci, to nie byo innego sposobu.
+tao si! to, czego pragn. Po wszystkim le#eli w przestron&
nym podwjnym #ku i czuli, jak ciepe nocne powietrze
napywa do sypialni. /y# naprawd! dugo si! utrzymywa,
sierpniowe noce zwykle nie byy tak ciepe.
& ;o o nich my%lisz4 & zapyta.
& O kim4
& O Marii i )ermundzie. O .omasie i )unilli. 6ak im si!
wiedzie4
Milczaa przez chwil!.
& My%lisz czasem o nich4 & zapytaa. &A o tym, co si! stao4
& Od czasu do czasu & odpowiedzia. & ;zego% takiego si! nie
zapomina i przecie# naprawd! sp!dzali%my z nimi sporo
czasu. .omas by pierwsz osob, jak poznaem w 3ppsali.
.o dziwne, #e tak si! od siebie oddalili%my.
7nna skin!a gow.
& Mo#e i tak & powiedziaa. & 7le tak ju# jest. Martwia si!
troch! o Mari!.
& )unilla4
&.ak.
& ,laczego4
& Maria dzwonia do niej kilka razy i dziwnie si! zacho&
wywaa. )unilla tak mwia.
& ,ziwnie4
&.ak.
& / jakim sensie4
& "ie wiem. "ie rozmawiay%my o tym zbyt wiele. Maria
do%$ dugo bya w Iiszpanii. ;hyba dopiero w maju wrcia
do domu.
& "igdy nie byo atwo j zrozumie$.
& "ie, ale teraz najwyra5niej jest jeszcze trudniej.
& )ermund te# by w Iiszpanii4
7nna odwrcia si! i zgasia lamp!.
& ;hyba tak. +pijmy ju#. 6utro mo#emy pogada$ o przy&
j!ciu.
;zasem brakowao mu 3ppsali. .eraz, kiedy nie mg
zasn$, rwnie# zacz za ni t!skni$. Mo#e nie za samym
miastem i czasem, kiedy spotykali si! z czwrk przyjaci,
ktrzy zreszt mo#e odwiedz ich na plebanii, nie, to za t
drug ekip t!skni. <u?usem, Mattim i +i(ertem.
*adymionym ktem w cukierni O?(endahl i nieko0czcymi
si! dyskusjami o wierze, sensie i etyce. O dylematach
#yciowych w ogle. Matti Kolmikoski i <u?us +(ensson
przyj!li %wi!cenia w tym samym czasie co on, a +i(ert
)rahn zdecydowa, #e najpierw popracuje jako misjonarz.
<ickard dosta kilka listw z 3gandy i .anzanii, to
naprawd! by inny %wiat ni# para?ia <>dRkra&Iemleby.
Pomy%la jednak, #e w jaki% sposb jest to typowe dla
+i(erta. "ie uznawa #adnych kompromisw, pod#a za
wewn!trznym gosem, a je%li ten gos mwi mu, #e ma
pojecha$ do 7?ryki, +i(ert to robi. <ickard mimo woli nie
mg wyj%$ z podziwu.
,yskusje o wierze i sowie po jego wyje5dzie z 3ppsali
ograniczyy si! do trzydniowego spotkania diecezjalnego w
IHrlandzie, ale i ono nie na wiele si! zdao. Omawiano na
nim wiele praktycznych spraw zwizanych z posug
kapa0sk, on za% by najmodszym i najbardziej niedo&
%wiadczonym uczestnikiem. "ie, o wierze chrze%cija0skiej w
jakim% g!bszym sensie nie byo wwczas mowy.
Ko%cielny Iolmgren by, co prawda, gadu, ale z nim byo
podobnie & rzadko kiedy rozwa#a kwestie duchowe. Ueby
nie powiedzie$ nigdy.
<ickard my%la jednak, #e na du#sz met! nie to byo
wa#ne. "ie rozmowy z innymi o -ogu. "ajwa#niejsza ze
wszystkiego bya oczywi%cie wasna z "im rozmowa.
;o nie zawsze byo pozbawione pewnych mankamentw.
Mam dwadzie%cia sze%$ lat, pomy%la nagle. ;zy za trzy&
dzie%ci lat nadal b!d! pastorem w tej para?ii4 6ak wtedy
b!dzie wygldao #ycie4 / roku MQQN. 6akie my%li b!d kr&
#yy mi po gowie, kiedy b!d! mia pi!$dziesit sze%$ lat4
7lbo sze%$dziesit4 6ak b!dzie wyglda %wiat4 1le b!dziemy
mieli dzieci4 /nukw4 ;zy znajd! sens4
+ens4 ,ary aski4 /estchn. Przewrci si! na bok i po&
my%la, #e rzeczywi%cie ciekawie byoby si! znw spotka$ ze
starymi przyjacimi. .omasem i )unil, Mari i )ermun&
dem. 6este%my teraz dojrzaymi lud5mi, pomy%la.
,orosymi.
Ponowne spotkanie w para?ii <>dRkra. Mo#e ktrego% dnia
wrze%nia. *obaczy$, co z nich wyroso.
,laczego nie4
66
/rbel. *anim zacz!am studiowa$ w 3ppsali, naprawd!
my%laam, #e po ?rancusku to jest le pia-. 7lbo la pia-.
7le, jak ju# mwiam, tak nie jest.
Mamy kaniku! i rok ABPN. /e wszystkich znanych j!&
zykach. Iiszpania & 3ppsala & KymlingeJ tak si! prezentuje
trasa, ktr przebyam w cigu ostatnich miesi!cy. Przy&
jechali%my tu z )ermundem tydzie0 temu, za cztery dni
zaczyna si! semestr zimowy. .roch! to dziwne, bez dwch
zda0, ale po powrocie w maju zdecydowali%my si! wzi$
rozbrat z #yciem akademickim, a )ermund powiedzia, #e
co jak co, cholera, ale nauczycieli zawsze potrzeba.
1 w ten sposb znalaz dwie posady w tej samej szkole, to
byo w poowie czerwca. *adzwoni do dyrektora i uzyska
wst!pn obietnic!. 3rzeczywistnia si! tydzie0 p5niejJ
tumaczyli, #e nie chc zatrudnia$ wykwali?ikowanych na&
uczycieli, poniewa# wtedy nigdy nie mogliby ich zwolni$.
6e#eli oczywi%cie dobrze zrozumiaam )ermunda, a on dy&
rektora. @acet nazywa si! zreszt @lemingsson, ma prawie
dwa metry wzrostu i by zawodowym koszykarzem. Kiedy
spotkaam go kilka dni temu, spodoba mi si!, a #e ja mu si!
spodobaam, nie ulega wtpliwo%ci.
My%l! wi!c, #e jestem na dobrej drodze. *nw radz! sobie
w%rd ludzi, przynajmniej na tyle, na ile potra?iam
wcze%niej. ;ho$ najwa#niejsze, #e radz! sobie ze sob.
6estem /rbel, spadlam i nad moim upadkiem nie czuwaa
#adna opatrzno%$. 7le si! podniosam.
"ie boj! si! nastolatkw, ani troch!, naucz! ich angiel&
skiego i ?rancuskiego rwnie dobrze, jak ktokolwiek inny.
@lemingsson zapyta, czy przypadkiem nie mwi! te# po hi&
szpa0sku, bo z czasem mo#na by stworzy$ ma grup! prb&
n, cokolwiek to znaczy. Powiedziaam, #e nie ma problemu.
"iemos problemos. Kwietnie, powiedzia @lemingsson.
.o ona jest %wietna, powiedzia )ermund. 7 dla mnie co
pan ma4
-!dzie uczy matmy i ?izyki oczywi%cie. .roch! trudno mi go
sobie wyobrazi$ na katedrze, cho$ z drugiej strony mwi, #e
jemu trudno sobie wyobrazi$ mnie. /i!c chyba mamy
podobny punkt wyj%cia.
* drugiej strony to #adna sztuka, mwi )ermund. Przy&
pomnij sobie jakiego% dobrego nauczyciela, ktrego miaa%,
i zachowuj si! mniej wi!cej tak samo. "ie ma sensu utrud&
nia$ sobie #ycia.
;ae szcz!%cie, #e przyjecha do Iiszpanii. My%l!, #e tra&
?iabym do czubkw, gdybym dalej bya sama. .amten bar,
ta dziwna dziewczynka i ta wielka samotno%$, nie, to nie
mogo si! dobrze sko0czy$. /yjechali%my z .orremoinos
ju# po tygodniu, znale5li%my dwa pokoje w Maladze, na
starym mie%cie, tu# obok katedry, i mieszkali%my tam a# do
powrotu pod koniec maja. Mieszkanie wynajmowali%my od
starej wdowy po toreadorze, przynajmniej tak o sobie
mwia, nie wiem, mo#e wszystkie andaluzyjskie wdowy tak
mwi.
)ermund mia do%$ pieni!dzy, wi!c #adne z nas nie musiao
pracowa$. Przestaam pali$ haszysz. *acz!li%my wychodzi$
na dugie spacery po starych #ydowskich i maureta0skich
dzielnicach, dookoa twierdzy i brzegiem morza i nagle byo
to zupenie inne morze. "ie takie jak w Mamai i inne ni#
zim w .orremolinos i @uengiroliJ r#nica wynikaa
oczywi%cie z obecno%ci )ermunda i powiedziaam mu to.
6este% dla mnie cholernie wa#nym #yciowo organem. -ez
ciebie nie mog! dalej istnie$.
"ie byo to wcale #adne wyznanie miosne, tylko stwier&
dzenie, a on to zaapa.
& Mnie te# trudno oddycha$, kiedy ci! nie ma & powiedzia.
.o rwnie# na pla#y po raz pierwszy udao nam si! kocha$.
* pen %wiadomo%ci zamieniam sowo 9pieprzy$: na 9ko&
cha$:, bo tym razem chodzio o co% innego. -ya noc, %wieci
ksi!#yc, a kiedy mam ochot!, nadal potra?i! przywoa$ szum
tamtych ?al.
& .o o czystej matematyce i ?izycznej mio%ci & powie&
dziaam p5niej. & "adal w to wierzysz4
& Mo#e jest jeszcze co% trzeciego & odpar )ermund.
& Pi!kno4 & zapytaam.
& ;o% czwartego.
Poza tym spotkali%my si! z moimi rodzicami, po raz pierw&
szy. / ich domu w @uengiroli. Mama ugotowaa ogromn
paell!, na wszelki wypadek zaprosia te# ssiadw. +iedzieli&
%my na tarasie na dachu i wszystko przebiego bez intermez&
zo. /iem jednak, #e przynajmniej tata poczu ulg!, kiedy
wyjechali%my. On troch! si! mnie boi, a ja na to pozwalam.
.o po cz!%ci jego wina, #e spadam z hu%tawki, kiedy
miaam osiem lat, i sama moja obecno%$ wystarczajco mu
o tym przypomina. Mama chyba te#, od czasu do czasu.
Przypomina mu.
.eraz jednak jeste%my w Kymlinge. Okazuje si!, #e
niedaleko mieszkaj <ickard i 7nna, na plebanii, jakie%
dziesi!$ kilometrw za miastem. /czoraj zadzwoni
<ickard i nas zaprosi. ;ho$ najwcze%niej za miesic.
Powiedzia, #e chce najpierw uzgodni$ dat!. Mo#e chce si!
wymiga$ od kazania w ktr% niedziel!. "ie wiem.
/spomina o grzybobraniu. .omas i )unilla te# maj by$,
przyjad pewnie samochodem z )teborga. ;zuam
instynktown niech!$ do tego przedsi!wzi!cia i kiedy
powiedziaam o tym )ermundowi, czu to samo.
& "a choler! to wszystko4 & zapyta.
6a te# si! zastanawiam, ten czas ju# min.
;hocia# z drugiej strony, co nam szkodzi. Oboje stwier&
dzili%my to po chwili. 1nstynktowna niech!$ zacz!a po nas
spywa$ jak woda po kaczce, a godzin! p5niej uzgodnili&
%my, #e pojedziemy. Kolacj! na plebanii, podlan dobrym
winem, chyba jako% zniesiemy4
+iedz! na naszym balkoniku i patrz! na rzek! przepywajc
zaledwie trzydzie%ci metrw od mieszkania, ktre
wynajmujemy. 3dao im si! j ochrzci$ mianem rzeki Kym&
linge. 6ak na to wpadli4 ;zekam na )ermunda, poszed ku&
pi$ ?arb!. Postanowili%my pomalowa$ azienk! na #to.
/ ogle ju# nie my%l! o -ernardzie )rimaub.
1 o )unilli, co na to poradz!4
67
F(a -ackman opu%cia will! w 2indRs, przejechaa pi!$set
metrw i zatrzymaa si! na parkingu. /yczya silnik i
zacz!a si! zastanawia$. ,wch mordercw4 & pomy%laa.
+udoku4
;holera wie. Komisarzu 7sunander, dziwny z ciebie ?acet.
/a%ciwie to chciaaby si! zobaczy$ z .omasem /in&
cklerem, ale nie byo go w domu. *astanawiaa si!, ile czasu
sp!dza tak naprawd! w kosztownej willi przy IHger(Hgen,
wydawao si!, #e przewa#nie go tam nie ma. ;ho$ z drugiej
strony, by poniedziaek, zwyky dzie0 roboczy. .ego biura
podr#y pewnie trzeba co jaki% czas doglda$.
Poza tym chciaa przyj%$ bez zapowiedzi. Poniewa# miaa po
drodze i chciaa wyja%ni$ pewien szczeg.
.ak powiedziaa pani /inckler&<ysth, ale ciekawsze byoby
mc powiedzie$ to m!#owi. *decydowanie ciekawsze.
Popatrzya na zegarek. -yo wp do trzeciej. ,zieci nie
czekay na obiad, poniewa# by to tydzie0 'illego. Uadnego
umwionego spotkania w restauracji z nowym interesuj&
cym m!#czyzn. Uadnych zobowiza0.
/yj!a map! ze schowka na r!kawiczki. 1le jedzie si! do
+tr>mstad4
)unnar -arbarotti nacisn dzwonek i czeka.
Uadnej reakcji.
+prbowa znowu. *robi cztery kroki do tyu i sprbowa
zajrze$ przez kuchenne okno. Ualuzje byy jednak na wp
przymkni!te i widzia tylko wskie prze%wity, ktre niczego
nie przypominay / %rodku najwyra5niej nie palio si!
%wiato, tyle by w stanie zobaczy$. .ak samo w du#ym
pokojuJ pami!ta, #e mie%ci si! na lewo od drzwi. .am
siedzieli zeszym razem. 7 wa%ciwie i przy pierwszej, i przy
drugiej wizycie.
)dyby by w domu, zapaliby jakie% %wiato, uzna -ar&
barotti. / powietrzu wisia deszcz, a zmierzch zapadajcy
nad Kymlinge przybra barw! przejrzaej %liwki, cho$ bya
dopiero pita.
;hyba nie siedzi po ciemku, tylko dlatego, #e nie chce
przyjmowa$ go%ci. 7 mo#e4
.o bya trzecia prba. ,zwoni ju# do drzwi o pierwszej i o
trzeciej. +prawdzi te# w zakadzie pogrzebowym
2inderholma, ale 2inderholm wyja%ni, #e nie widzia -erg&
lunda od czasu pogrzebu.
-arbarotti wzruszy ramionami i wrci do samochodu.
*ajm! si! tym jutro, pomy%la. On nie wyjedzie z kraju.
& ;hciaabym z tob porozmawia$.
+iedzia w kuchni i przeglda brulion z przepisami. -yl w
domu dopiero od pi!ciu minut. 6enny staa w drzwiach do
du#ego pokoju, sysza w jej gosie, #e si! przygotowaa do
tej rozmowy. *e co% j gryzo. 6enny bez wtpienia bya
najspokojniejszym z dzieci. ., ktra zawsze najpierw
my%laa, a p5niej mwia. Miaa szesna%cie lat, chodzia do
pierwszej klasy liceum, linia nauk spoecznych, pro?il j!zy&
kowy, co oznaczao, #e j!zykami wykadowymi niektrych
przedmiotw byy angielski i ?rancuski. -arbarotti prbowa
sobie wyobrazi$, jak to jest uczy$ si! matematyki po
?rancusku, ale nie znajdowa lepszego porwnania ni# takie,
#e to jak zosta$ wessanym w czarn dziur!.
Podziwia j jednak za to. Oczywi%cie. Poza tym bardzo
przypominaa Marianne, tak w wygldzie, jak i w sposobie
bycia. -yo to nie mniej godne podziwu.
& Oczywi%cie & powiedzia. & +iadaj.
/ycign!a krzeso i usiada naprzeciwko niego. *awahaa
si! i wbia spojrzenie w st.
& My%laa% o mamie4 & zapyta -arbarotti.
& .ak & odpara 6enny. & My%laam o mamie.
& .ak jak my wszyscy & rzek -arbarotti. & Od samego
pocztku. 7le wszystko b!dzie dobrze.
6enny kiwn!a gow.
& .ak. /szyscy tak mwi. 7le co, je%li to si! powtrzy4
-arbarotti przekn %lin!.
& "ic nie wskazuje na to, #eby si! miao powtrzy$.
& /iem, #e tak mwi. & <zucia mu szybkie spojrzenie,
jakby szukaa porozumienia. Porozumienia oznaczajcego,
#e oboje wiedz, o co chodzi. Ue takie rzeczy ludzie mwi,
kiedy chc kogo% pocieszy$. 2ekarze i inne mdre gowy.
& ;o chcesz powiedzie$, 6enny4
/zi!a g!boki, niespokojny wdech, zrozumia, #e zbiera jej
si! na pacz.
& )dyby umara, co by si! z nami stao4
& * nami4
& * 6ohanem i ze mn.
& "ie rozumiem, co masz na my%li.
Mo#e rozumia, ale lepiej byo, #eby sama uj!a to w sowa.
& <ozmawiaam wczoraj z tat.
&7ha4
& Powiedzia, #e je%li mama umrze, zamieszkamy u niego.
"ie...
&.ak4
& "ie pyta, czy chcemy. Po prostu powiedzia, #e tak
b!dzie.
-arbarotti potrzsn gow. Mia ustalony pogld, #e byy
m# Marianne to kawa drania, ale prawdopodobnie nie
bya to wa%ciwa chwila na wyra#enie tej opinii.
& 6enny, ona #yje. .woja mama #yje i b!dzie jeszcze #ya
trzydzie%ci lat. Pi!$dziesitS
& "o tak, ale gdyby. ;hc! to wiedzie$, nie rozumiesz4
*astanowi si! i nagle rzeczywi%cie zrozumia, o co pyta.
& Przepraszam, 6enny. 6estem dzi% troch! przyt!piony. .o
jest twj dom. ;hyba o tym wiesz4
"ie odpowiedziaa. ;zekaa na jaki% dalszy cig. *apew&
nienie.
& "ie chcesz mieszka$ z tat, prawda4
&"ie.
& 6ohan te# nie chce4
& "ie.
& .o ustalone. ;hod5 tu do mnie.
/sta i rozo#y r!ce. Po krtkim wahaniu przytulia go.
& Kocham ci!, 6enny. 6e%li chcesz, mo#esz mieszka$ w tym
domu, dopki nie pjdziesz na emerytur!. Obiecuj! ci to.
Kiedy przyjdzie czas, w ogrodzie mo#emy usypa$ rodzinny
grb. Mo#e koo kompostownika4
<oz%mieszyo j to.
& ,zi!kuj!.
& ,laczego w ogle wtpia%4
"ie odpowiedziaa. Opara gow! na jego piersi i wzi!a
kilka niespokojnych oddechw. Poczu, #e wzbiera w nim
paczJ ten dobry, ale i tak, ugryz si! w policzek i go po&
wstrzyma.
& Ona #yje. /szyscy #yjemy Musimy nauczy$ si! by$ za to
wdzi!czni. ;eni$ #ycie, zamiast ba$ si! %mierci.
& /iem & powiedziaa 6enny. & 7le to nic ?ajnego, je%li si!
nie lubi swojego taty.
& 6a nie mam taty.
& Opowiadae% o tym.
& *nikn, zanim si! urodziem. .o te# nie jest ?ajne. 7le na
niektre rzeczy nie mo#na nic poradzi$.
& "a przykad na to, jakich si! ma rodzicw4
& "a przykad. 1 na wiele innych rzeczy. .o jednak, co da si!
poprawi$, nale#y poprawia$. .ak jak sobie kiedy% mwi&
li%my. 7le olejmy to teraz. Pomo#esz mi w kuchni4 +zukam
tego przepisu na risotto z grzybami. ;o ty na to4
& Okej & powiedziaa 6enny, pu%cia go i wydmuchaa nos. &
;zyli mama niedugo wraca do domu4
& *a par! dni.
& ;iesz! si! w ka#dym razie, #e na ciebie tra?ia.
,obry pacz znowu da o sobie zna$, -arbarotti poczu,
jak ciepo rozchodzi mu si! po caym ciele. ;zasem czowiek
dostaje wi!cej, ni# na to zasu#y, pomy%la. ;zy to wa%nie
jest owa aska4
68
6ak si! czujesz4 & zapyta .omas. & /szystko prima sort4
)unilla kiwn!a gow.
& /szystko prima sort.
& "a pewno4
"ie moga nie %mia$ si! z jego troskliwo%ci.
& .omas, jestem w czwartym miesicu i czuj! si! dobrze.
"ie jeste%my nawet na pmetku. "ie mo#esz si! tak cay
czas zachowywa$.
.omas u%miechn si! i otworzy jej drzwi do samochodu.
& +ony, tak czy siak, jedziemy teraz do pastora. 6ak my%&
lisz4
& ;o, jak my%l!4
& "o, jak to b!dzie4 .ak jak kiedy%4
*apali silnik i wyjecha z parkingu. -!bni palcami o
kierownic!.
& "ie wiem, co masz na my%li, mwic 9kiedy%:. Kiedy% na
+ibyllegatan czy p5niej4
& -yoby dobrze, gdyby byo tak, jak na pocztku & po&
wiedzia .omas. & Prawda4 / ka#dym razie dobrze, #e mo&
#emy przenocowa$. "ie byoby za ?ajnie, gdyby%my musieli
siedzie$ przy dugiej kolacji, a p5niej jeszcze wraca$... Poza
tym my%l!, #e na plebanii miejsca nie zabraknie.
& Mnie te# si! tak wydaje. .o nie <ickard i 7nna s prob&
lemem. 6e#eli zakadamy, #e nie b!dzie tak jak kiedy%4
.omas zmarszczy czoo i obrzuci j spojrzeniem.
& Pijesz do mojej siostrzyczki4
& Pij! do twojej siostrzyczki.
& ;hyba nie my%lisz, #e b!dzie to wywlekaa4
& "igdy nie wiadomo. Przez tele?on to zrobia.
& .o byo w kwietniu. /tedy bya w doku.
& / maju te#. Po prostu nie rozumiem, o co jej chodzio.
Przecie# teraz nikt z nas nie mo#e nic poradzi$. -o#e %wi!ty,
min!y ponad trzy lata.& Mo#e tylko chciaa porozmawia$.
& Prbowaam z ni rozmawia$ cay nast!pny rok po tym
zdarzeniu. "ie wydobyam z niej ani sowa.
& .ak czy inaczej, martwisz si! tym spotkaniem. My%lisz, #e
powinni%my da$ sobie spokj4
)unilla pokr!cia gow. Prbowaa si! za%mia$, ale sama
usyszaa, #e zabrzmiao to nieszczerze.
& 6asne jak so0ce, #e tam pojedziemy & powiedziaa. & /
ko0cu si! starali. 6ak by to wygldao, gdyby%my teraz
zadzwonili i odwoali4
& ;zyli bierzemy byka za rogi4
& Ot# to & potwierdzia )unilla. & Mo#e b!dzie bardzo
?ajnie. .ylko ten may niepokj... sam rozumiesz.
.omas westchn.
& )ermund i Maria. ;o za przekl!ta para. ;ho$ mo#e cae
szcz!%cie, #e maj si! nawzajem.
& 6asne & odpara )unilla. & Kiedy ostatnio z ni rozma&
wiae%, zachowywaa si! normalnie4
& 6ak na ni, to tak. / ka#dym razie b!dziemy o czasie.
,laczego chcieli, #eby%my byli ju# o czwartej4 7nna tak za&
rzdzia4
& "ajwyra5niej mamy zacz$ od drinka i gry w podchody.
& / podchody4
& Mnie nie pytaj. 6e%li przetrzymamy wieczr, mio si!
b!dzie jutro wybra$ na grzyby. "ie ma lepszego sposobu na
jesienny wolny dzie0.
& Pami!taj, #e szybko si! m!czysz & powiedzia .omas. &
;i#a mo#e si! okaza$ przydatna.
& "ie urodziam si! wczoraj & powiedziaa )unilla, kadc
mu do0 na udzie.
/rbel.
Mam wtpliwo%ci, ale wiedziaam, #e tak b!dzie. )ermund
zaproponowa, #eby%my przed wyjazdem strzelili sobie po
g!bszym. 1dioto, powiedziaam, nie mo#emy si! tam zjawi$
i jecha$ wdk.
.ak czy owak, postanowili%my, #e wrcimy takswk, #eby
nie siedzie$ o suchym pysku. / tamt stron! poje& dziemy
oczywi%cie autobusem. /p do czwartej kursuje #te
podmiejskie cudo. ,o przystanku jest od nas kilkaset
metrw, )ermund sprawdzi. ;ho$ nocne autobusy nie je#&
d#, nie w tamtej okolicy.
*aprosili nas na czwart. "ajpierw chyba mamy wypi$ po
drinku w ogrodzie i zrobi$ rundk! po okolicy. ,laczego by
nie4 .o ich zadupie to z pewno%ci raj jak jasna cholera. 7le
si! denerwuj!. *wykle mi si! to nie zdarza, z )ermundem
te# jest co% nie tak, ?akt jest taki, #e oboje #aujemy, #e
przyj!li%my zaproszenie na ten spektakl. "ie chc! znowu
widzie$ tych ludzi, a )ermund zdecydowanie wolaby zosta$
w domu i malowa$ %ciany, widz! to po nim. 6eszcze poowa
roboty przed nim.
"ie przyznaje si! do tego jednak.
& ,aj spokj & mwi. & *apraszaj przecie# te# na wino.
Mo#emy napeni$ brzuchy i przyjemnie si! wstawi$, a jutro
pojedziemy do lasu. Mwiem ci ju#, #e jestem arcymi&
strzem w zbieraniu kurek.
"ie udawaj, wolisz zosta$ w domu i malowa$, my%l! sobie. 7
las mo#emy sobie znale5$ na wasn r!k!. "ic jednak nie
mwi!. My%l!, #e je%li czowiek potra?i ka#dego dnia po&
radzi$ sobie z setk nastolatkw, potra?i te# prze#y$ kolacj!
na plebanii z kilkorgiem starych znajomych.
6est za pi!tna%cie trzecia. )ermund mwi, #e musz! zacz$
si! malowa$, je%li mamy zd#y$ na autobus.
;holera jasna, przychodzi mi do gowy, powinni%my chocia#
kupi$ jaki% kwiatek.
;ho$ z pewno%ci na plebanii kwiatkw jest peno. Pytam
)ermunda, czy co% ze sob bierzemy. On kr!ci gow, ale po
chwili sobie przypomina, #e w kredensie mamy nie&
otwieran bombonierk! 7laddin.
=
& Pytania & powiedzia <ickard. & +prawdzia% je4
& "ie & odpara 7nna. & .o pytania dla kandydatw do
kon?irmacji. 7le to chyba nie ma a# takiego znaczenia, w
ko0cu to tylko zabawa. Poza tym, oczywi%cie, nie chc! ich
wcze%niej oglda$, to byoby oszustwo.
<ickard wybuchn %miechem.
& "o dobrze, niech sobie radz. 6a przeczytaem tylko napis
na pocztku trasy. 9"a bo#ym pastwisku. ,wadzie%cia
pyta0 o zwierz!ta, przyrod! i #ycie w wierze:. ;hyba dolej!
troch! wdki do kruszonu, przyda si!.
& My%lisz, #e b!d mieli z tym problem4
& +kd & zapewni <ickard.
& Pogoda jest adna, may spacer z napojem w doni nie
zaszkodzi. +podoba im si! to. Poechce ich wrodzon zo%li&
wo%$.
& .rzy dru#yny4 & zapyta <ickard.
& .ak jest. .y i )unilla to numer jeden. .omas i Maria &
numer dwa, mo#e b!d chcieli pogada$ jak brat z siostr. 6a
i )ermund numer trzy. Przygotowaam dugopisy i bloczki.
Ktra godzina4
& *a pi!tna%cie czwarta. Mog tu by$ lada chwila. 7nno4
& .ak4
& Kocham ci!. ,opilnujemy, #eby to by przyjemny wieczr,
prawda4
& Oczywi%cie, ale musimy teraz zrobi$ zapiekank! ziem&
niaczan, #eby nie papra$ si! z tym, jak przyjd.
*astanawia si!, czy nie pocaowa$ jej w szyj!, ale si!
powstrzyma. /yra5nie nie bya w odpowiednim nastroju.
/zi!a si! do obierania ziemniakw. 6est wyznaczona
godzina na wszystkie sprawy pod niebem... i tak dalej.
69
,zie0 dobry & powiedzia )unnar -arbarotti. & Mam na&
dziej!, #e nie przeszkadzam.
& .o zaczyna by$ tradycj & powiedzia <ickard -erglund,
otwierajc mu drzwi.
& ,zi!kuj!. *nw potrzebowabym chwili rozmowy. Ma pan
czas4
& .o jedyne, co mam & odpar <ickard -erglund. & Podej&
rzewam, #e napije si! pan kawy4
& * przyjemno%ci & powiedzia -arbarotti.
& 2eje na caego.
& .ak.
Pi!$ minut p5niej znw siedzieli w ?otelach. -erglund mia
na sobie te same d#insy i t! sam koszulk! polo co ostatnio,
przynajmniej na to wygldao. *amiast migdaowych
sucharkw zaproponowa pierniczki rozo#one na talerzyku.
& Pa0ska #ona jest ju# pochowana & powiedzia -arbarotti.
& .ak & odpar -erglund. & 7 jak si! czuje pa0ska4
& ;oraz lepiej. Pod koniec tygodnia chyba j wypisz.
Pocz!stowa si! pierniczkiem i pomy%la, #e to nietypowy
pocztek rozmowy.
& ,laczego tym razem chce pan ze mn rozmawia$4 &
zapyta -erglund. & "ie mam nic przeciwko temu, ale rozu&
mie pan pewnie, #e jestem ciekaw.
& .o, co zwykle & stwierdzi -arbarotti. & .a sprawa nam si!
wymyka. 7 jednocze%nie wydaje nam si!, #e posun!li%my si!
troch! naprzd.
& "aprawd!4 & zapyta -erglund zaciekawiony & / jaki
sposb, je%li mog! spyta$4
-arbarotti chrzkn i zable?owa.& 6este%my mianowicie
przekonani, #e )ermund )rooth zosta zamordowany 1 #e
krg podejrzanych jest nadzwyczaj wski.
<ickard -erglund splt donie na kolanach i dobr chwil!
przyglda si! mu znad okularw. /yglda na rwnie
odpr!#onego, jak kto%, kto zastanawia si!, czy kupi$
97?tonbladet:, czy 9Fbpressen:. ;zy te# zrezygnowa$ z obu
tych gazet.
& ;o wa%ciwie chciaby pan wiedzie$4 & zapyta wreszcie.
& "a pocztek chciaabym wiedzie$, co dokadnie stao si!
na tym przyj!ciu dzie0 przed %mierci Marii /inckler. /
szczegach, je%li nie ma pan nic przeciwko temu & po&
wiedzia -arbarotti.
& .o byo trzydzie%ci pi!$ lat temu & powiedzia -erglund.
& /ydaje mi si!, #e pan pami!ta & rzek -arbarotti.
-erglund nie odpowiada, pochyli si! do przodu i z wci#
stojcej tam szachownicy podnis konia. Przez krtk
chwil! wa#y go w doni, po czym odstawi z powrotem.
-arbarotti czeka. Ostatnim razem by to pionek, pomy%la.
/ ten sam wtorek, AM pa5dziernika roku pa0skiego MQAQ,
inspektor kryminalna F(a -ackman zaspaa. *amiast o sz&
stej trzydzie%ci, kiedy to powinien by zadzwoni$ budzik, i
mo#e nawet zadzwoni, obudzia si! dwie i p godziny
p5niej. Kiedy za% zobaczya, #e na wy%wietlaczu widnieje
godzina B.QA, uznaa, #e jest sobota albo niedziela, i pospaa
jeszcze kwadrans.
+tojc p5niej pod prysznicem, pomy%laa, #e stao si! tak
nie bez powodu i #e ma elastyczny czas pracy, wi!c nie ma
si! czym martwi$. +koro dzie0 ju# si! tak zacz, z po&
wodzeniem mo#e trzyma$ si! z daleka od komisariatu przez
cae przedpoudnie. Pomy%laa, #e chciaa przesucha$ ta&
%my z dwch wczorajszych rozmw i rwnie dobrze mo#e to
zrobi$ w swoim pi!knym salonie przy )rimsgatan, co w
swojej znacznie mniej ciekawej su#bowej dziupli przy
"orra 2Rnggatan.
*aspaa prawdopodobnie dlatego, #e ze +tr>mstad wrcia
dopiero po pnocy i min!y jeszcze dwie godziny, nim
udao jej si! zasn$. .o drugie rwnie# miao swoje przyczy&
ny, a przynajmniej tak sobie wmawiaa.
Przygotowaa %niadanie zo#one z o%miu po#ywnych
skadnikw i mniej wi!cej tej samej liczby niepo#ywnych,
usiada w ?otelu, z ktrego miaa widok na miejski las, i w&
czya odtwarzanie. Przewin!a kilka razy tam i z powrotem,
zanim znalaza wa%ciwe miejsce.
F-8 ;zyli w t! sobot! jechali pa0stwo na plebani! w
<>dRkra z mieszanymi uczuciami4
)/8 .ak, mo#na tak chyba powiedzie$.
F-8 Poniewa# pani relacje z Mari /inckier, pani szwa&
gierk, byy troch! napi!te4
)/8 .ak, ale nie wiedziaam, jak to b!dzie. Od roku nie
utrzymyway%my zbytnio kontaktu.
F-8 * jakiego powodu4
)/8 +ucham4
F-8 "ie utrzymyway panie kontaktu.
)/8 "ie mog! o tym mwi$.
F-8 ,laczego nie4
D:rak odpowiedziE
F-8 <ozumiem wi!c, #e istnia szczeglny powd, dla
ktrego pani relacje z Mari /inckier nie byy dobre, ale nie
chce pani powiedzie$, co to byo.
)/8 .ak, zgadza si!.
F-8 7 dlaczego nie chce pani tego powiedzie$4
DD(gie wa,anieE
)/8 *awarli%my umow!.
F-8 Kto4 1 czego ta umowa dotyczya4
)/8 My wszyscy. *e nie b!dziemy o tym mwi$. 1 tak nie
miao to nic wsplnego z wypadkiem.
F-8 7 na jaki temat mieli%cie milcze$4
)/8 /a%nie tego nie mog! powiedzie$.
F-8 .a umowa liczy trzydzie%ci pi!$ lat. ,woje ludzi nie
#yje, by$ mo#e zostali zamordowani. 7nny -erglund tak#e
ju# nie ma. 1le osb zawierao umow!4
)/8 Pi!cioro.
F-8 Flisabeth Martinsson nie4
)/8 "ie.
F-8 Pani, pani m# i <ickard -erglund. .ylko wasza trjka
zostaa, prawda4
)/8 .ak.
F-8 /obec tego prosz!, #eby zdradzia mi pani, czego
dotyczya umowa. 6e%li pani tego nie zrobi, b!d! musiaa
zabra$ pani na komisariat w Kymlinge.
/yczya dykta?on. .o wtedy )unilla /inckler&<ysth wy&
buchn!a paczem. Pakaa niepohamowanie kilka minut,
kiedy przestaa, powiedziaa, co si! stao. 7lbo & co stao si!
jej zdaniem.
*biorowy gwat.
/ <umunii.
2atem ABPM roku. +prawcami byli czterej nieznani #onierze
albo jacy% stra#nicy, albo policjanci.
O?iar bya Maria /inckler.
7le pierwotnie miaa ni by$ )unilla. Maria zaj!a jej
miejsce.
Po%wi!cia si!.
3zyskanie tych in?ormacji zaj!o sporo czasu. Kolejne
pauzy. Kolejne ataki paczu. -ackman nie wyczaa dykta&
?onu, ale teraz nie by ju# potrzebny. "acisn!a stop.
& ,laczego4 & zapytaa. & ;o takiego skonio Mari! do tego,
#eby si! po%wi!ci$4
)unilla nie wiedziaa.
& ,obrowolnie pozwolia si! zgwaci$ czterem #onierzom4
& .ak. ;ho$ miaam to by$ ja. ;ign!y%my losy i prze&
graam.
& ;ign!y%cie losy4
& .ak, chcieli jedn z nas. .o byl warunek.
"ie potra?ia wytumaczy$ czynu Marii. 7ni wtedy, ani
teraz, po trzydziestu pi!ciu latach. Po tym wszystkim Maria
jednak nie bya t sam osob. 6u# wcze%niej bya dziwna,
ale po tym wszystkim nie sposb jej byo zrozumie$. 1 za&
chowywaa si! nieprzyjemnie.
*daniem )unilli /inckler&<ysth.
& ;zy tak bardzo, #e zepchn!a j pani do wwozu )Rsa4
"ie, nie, nie, i wi!cej ez.
& My%li pani, #e kto% inny to zrobi4
"ie, nie, nie.
& ;zy to dlatego przestali%cie si! spotyka$4 & zapytaa
-ackman na koniec. & Po lecie ABPM roku4
& My%l!, #e tak.
& 7 dlaczego zdecydowali%cie si! o tym nie mwi$4
& Poniewa# Maria nigdy nie poruszaa tego tematu. My
tak#e nie, nigdy o tym nie wspominali%my. Poza tym nie
miao to nic wsplnego z wypadkiem z ABPN roku. .ylko by
niepotrzebnie namieszao. *godzili%my si!, #e w przyszo%ci
rwnie# b!dziemy na ten temat milcze$. *robio si! z tego
swoiste tabu.
& .abu4
&.ak.
& +kd pani wie, #e nie miao to nic wsplnego z wypad&
kiem4
"a to pytanie )unilla /inckler&<ysth nie odpowiedziaa.
Potrzsn!a tylko gow.
1nspektor -ackman te# to zrobia dwadzie%cia cztery go&
dziny p5niej. "alaa sobie kolejn ?ili#ank! kawy i zmienia
ta%m! w dykta?onie.
70
/ypenio go nagle dziwne uczucie.
Mo#e to -g, pomy%la. Poczu w ka#dym razie czyj%
obecno%$.
;o%, co nadao ci!#ar tej chwili, tej sekundzie. +ze%$ osb
grajcych w podchody na terenie plebanii w <>dRkra.
/rze%niowe popoudnie, b!kitne niebo i krystalicznie czy&
ste powietrze. .ak spokojne, #e nawet #te li%cie osiki nie
dr#ay ani troch!.
& 6ak tu pi!knie & powiedziaa )unilla.
& .ak & odpar. & Pi!knie.
;hodzili, gaw!dzc. +pokojnie i bez zb!dnych emocji.
*astanawiali si! nad kolejnymi pytaniami, dyskutowali,
%miali si! i stawiali w bloczkach jeden lub dwa krzy#yki.
Mo#e j rwnie# wypenia ta obecno%$, pomy%la. +ama
chwila. "ie wydawao si! to w ka#dym razie trudne ani kr!&
pujce chodzi$ razem z ni po tak dugim czasie.
Pami!ta, z jakim podziwem na ni patrzy, kiedy j pozna.
6ak zazdro%ci .omasowi, byo to, zanim spotka 7nn!.
*anim w ogle by z dziewczyn. *aledwie sze%$ lat temu,
czu, jakby to bya wieczno%$. ;zy przez najbli#sze sze%$ lat
zmieni si! rwnie du#o4 *astanawia si!. 7 przez sze%$
kolejnych4 / takim razie w roku MQQQ b!d! ju# zupenie
innym czowiekiem.
6e#eli w ogle tego do#yj!. Mo#e za rogiem czyha kolejna
wojna %wiatowa4 7lbo jaka% inna katastro?a. .rudno #da$,
by dane nam byo cieszy$ si! pokojem i wolno%ci kolejne
$wier$ wieku.
;hwile i sekundy pod wypywem tych my%li zwi!kszay swj
ci!#ar i staway si! bardziej rzeczywiste.
& 1 pomy%le$, #e tak sobie mieszkacie & powiedziaa )unilla.
& 1stna sielanka.
& .ak & odpar <ickard. & <zeczywi%cie tak jest. Mo#na tylko
mie$ nadziej!, #e b!dzie si! na tyle mdrym, by to doceni$.&
My%l!, #e jeste%cie & rzeka )unilla. & .y i 7nna wiecie, co
jest tak naprawd! wa#ne.
& .ak sdzisz4 & zapyta <ickard, a ona skin!a gow.
Przed sob mieli rodze0stwo, .omasa i Mari!. +zli troch!
#wawszym krokiem, wygldali na pogr#onych w dyskusji,
tak jak si! mo#na byo spodziewa$. ,ostrzega ich od czasu
do czasu mi!dzy jaowcami i tarnin. "ie wygldali, jakby
naprawd! byli w stanie cieszy$ si! t chwil i pobytem tutaj.
/!drowali %cie#k wiodc przez pagrkowaty teren na po&
udnie od plebanii. 2iczya ptora kilometra, jak wynikao z
umieszczonej na pocztku drewnianej tablicy, a pytania dla
kon?irmantw zawiesia na pocztku lata panna -engtsson.
"a bo#ym pastwisku.
*wierz!ta, przyroda i wiara chrze%cija0ska. ;ae szcz!%cie
byo wi!cej pyta0 o zwierz!ta i przyrod! ni# o wiar!. "a
razie.
Kilkaset metrw za <ickardem i )unill szli )ermund i
7nna. ;iesz si! t chwil4 ;zy rwnie# ich wypenia to
bogie uczucie, zastanawia si! <ickard. Ka#de w inny
sposb4 * jakiego% powodu wtpi w to, przynajmniej je%li
chodzi o )ermunda. 6ednak 7nna rwnie# nie bya zado&
wolona, dawao si! to wyczu$ od rana.
<ozmawiajc z )unill, pozwoli my%lom pyn$ dalej,
jedno w #aden sposb nie przeszkadzao drugiemu.
6este%my sze%ciorgiem ludzi, ktrym przypada chwila na
ziemi, stwierdzi. "i mniej, ni wi!cej. Poznali%my si! dzi!ki
splotom r#nych okoliczno%ci, rwnie dobrze mogoby to
by$ sze%cioro innych ludzi w!drujcych tego wspaniaego,
jesiennego dnia.
7le to akurat my. .ak si! skada, #e to akurat nasza szstka,
a za sto lat wszyscy b!dziemy martwi. Musimy... musimy
robi$ jak najlepszy u#ytek z tej chwili i tego czasu.
*rozumie$, #e #yjemy tu i teraz. .akie jesienne dni jak ten
s po to, #eby nam o tym przypomina$.
*astanawia si!, czy powinien jako% do tego nawiza$, kiedy
sid do stou. ,o tego silnego i ciepego uczucia, ktre
ogarn!o go w czasie gry w podchody. ,a$ mu wyraz, jak to
si! mwi. O ile pozostali czuli podobnie, mimo wszystko,
albo mo#e trzeba im byo o tym przypomnie$.
Mo#e, a mo#e nie. .o wa#ne, by ubiera$ rzeczy w sowa. 7le
nie znajdujc odpowiednich sw, atwo mo#na byo
osign$ co% przeciwnego. -ekotliwo%$ w miejsce jasno%ci.
+zale0cy bredzcy o boskich sprawach, a tych nie brakowa&
o, robili -ogu z opini!.
/ czasie pierwszych o%miu miesi!cy posugi nauczy si!
wielu rzeczy, mi!dzy innymi tego. *auwa#y te#, #e jego
my%li utrzymane s w tonie kazania.
& ;zwarty miesic, tak4 & zapyta.
& ;zwarty & odpara )unilla.
& Prawie po tobie nie wida$. 7le tym razem wszystko b!dzie
dobrze, wiem to.
& "ie mo#esz tego wiedzie$ & powiedziaa )unilla z lekkim
u%miechem. & 7le ja te# to wiem.
*atrzymali si! przed pytaniem numer osiem. ,otyczyo a&
ci0skiej nazwy kwiatu, ktra #adnemu z nich nic nie
mwia. Przeczytali mo#liwe odpowiedzi i zgodzili si! co do
tego, w ktrym miejscu postawi$ krzy#yk. /rotycz
pospolity, skd do licha kandydat do bierzmowania miaby
to wiedzie$, zastanawia si! <ickard. 7mbicje panny
-engtsson bez wtpienia byy du#e.
/znie%li toast na niby, )unilla ze wzgl!du na swj stan pia
wersj! bezalkoholow. / plastikowym kubeczku <ickarda
alkoholu byo pod dostatkiem.
& ,ugo si! nie widzieli%my & powiedzia. & +zkoda.
Pokiwaa gow i ruszyli %cie#k.
& Pewnie chodzi o Mari!.
& /iesz, jak ona si! trzyma4
)unilla wzruszya ramionami.
& "ie wiem. ;hyba lepiej, ale wyglda na to, #e .omas ma
pene r!ce roboty.
/skazaa na pole. <odze0stwo zatrzymao si!, jakie%
pi!$dziesit metrw przed nimi, i wida$ byo, #e s
pochoni!ci dyskusj. .omas gestykulowa, Maria staa nie&
ruchomo z r!koma wzdu# tuowia.
& / ka#dym razie nie wyglda to na mio%$ siostry i brata.
"agle <ickard poczu, jak delikatny, lecz zimny podmuch
wiatru szczypie go w kark. "ie, pomy%la, daruj! sobie talde
rozmy%lania.
;o% jest nie tak, pomy%laa )unilla. ;o% wi!cej ni# to, co
zwykle.
/a%nie ko0czyli ciepe danie. Pieczon pol!dwic! wie&
przow z sosem rozmarynowym i zapiekank! ziemniaczan.
,obre, ale nie rzucao na kolana. <eszta towarzystwa bya w
trakcie trzeciej butelki czerwonego wina, ale ona
poprzestaa na wodzie. +iedzieli dookoa du#ego i starego
d!bowego stou. Pomy%laa, #e 7nnie i <ickardowi napraw&
d! si! poszcz!%cioJ mieli pi!kny i przytulny dom, ponad sto
pi!$dziesit metrw kwadratowych, i nie musieli kupowa$
zbyt wielu mebli. /ymienili tylko te, ktrych ju# nie chcieli.
"ie ulega wtpliwo%ci, #e kiedy obejmuje si! para?i!, w
zestawie otrzymuje si! cakiem sporo.
& 7le w ka#dym razie nie musiae% dochowywa$ tradycji i
#eni$ si! z wdow po poprzednim proboszczu4 & zapytaa.
& "ie, dzi!ki -ogu nie & za%mia si! <ickard.
Kwiece na stole. +imon and )ar?unkel sczcy si! cicho z
go%nikw wie#y stereo, tego w ka#dym razie w inwentarzu
nie byo. +iedziaa koo )ermunda. Maria naprzeciwko, a
gospodarze po obu ko0cach stou. .omas mwi. O po&
#yczkach dugo& i krtkoterminowych, o rzdzie, o tenisi&
%cie, o ktrym nikt nigdy nie sysza, ale ktry zapowiada
si! na gwiazd! %wiatowego ?ormatu. <ickard opowiedzia
troch! o tym, jak to jest by$ pastorem w wiejskiej para?ii. 7
ona prbowaa wtrci$ jedno czy dwa zdania o tym, #e mio
si! mieszka w )teborgu. Pozostaych troje stoow& nikw
nie mwio wiele. ;ho$ mo#e zwykle tak byo. / dawnych
czasach. .o, #e .omas gada jak naj!ty, nie byo w ka#dym
razie niczym nadzwyczajnymJ akurat teraz jej to pasowao.
+ze%$ osb przy stole, przy ktrym nikt nic nie mwi & to
byoby straszne.
/spieraa go wi!c jak tylko si! dao. Opisywaa )>teborg.
)uldheden. Majorna. 7(enyn i Iaga.
Ueby tylko nikt nie mwi nic o <umunii, pomy%laa. /tedy
od razu pjd! si! poo#y$.
"ikt jednak o <umunii nie wspomnia. ;iche porozumienie
przetrwao. *jedli deser, lody z porzeczkami z plebanii, za&
mro#onymi i posypanymi cukrem. <ickard powiedzia, #e za
rok wszyscy b!d mogli zebra$ tyle agrestu, porzeczek i
malin, ile b!d chcieli. 1m udao si! tylko zebra$ uamek
tegorocznych owocw.
P5niej kawa, troch! ponczu i koniaku. /stali od stou i
usiedli przy kominku. )ermund i Maria wyszli na papie&
rosa, tak samo jak po zjedzeniu ciepego dania, tylko oni
jeszcze palili. <eszta rozmawiaa o tym przez chwil!. / 3p&
psali caa szstka kopcia, )unilla pami!taa, jak cuchn!o w
mieszkaniu przy +ibyllegatan na drugi dzie0.
Pami!taa te#, jak latem ABPM pachniao w autobusie, ale
powstrzymaa si! przed wspominaniem tego.
.omas wci# mwi. Ona i <ickard rwnie#, cho$ nie a# tak
du#o.
1 co% byo nie tak.
;zy 7nna zawsze bya taka cicha4 7 Maria i )ermund4
Przygldaa si! im ukradkiem, gdy tak siedzieli na wi&
klinowych krzesach. Prbowaa odgadn$, o czym ka#de z
nich my%li. -ycie trze5wym miao wyra5n zalet!J byli tro&
ch! nabzdyczeni, ale niezbyt spostrzegawczy. Mo#na byo
przyglda$ si! im, a oni tego nie zauwa#ali.
;zy 7nna i <ickard si! poprztykali4 7 Maria i )ermund4
;zy byo to zbyt proste wyja%nienie4 ;zy Maria naprawd!
bya zupenie zdrowa4
3%wiadomia sobie, #e si! jej boi. 1 #e pi!$ lat temu te# si! jej
baa. /iosenne rozmowy przez tele?on nie poprawiy
sytuacji.
Kiedy zegar wybi wp do dwunastej, zdecydowaa, #e ju#
czas. Kiedy si! jest w ci#y, trzeba si! wysypia$. 7 jutro
wycieczka na grzyby, dosy$ ma dzie0 swojej biedy.
/rbel.
.akswka b!dzie za pi!tna%cie minut, tak obiecaa dziew&
czyna z dyspozytorni. Maksymalnie dwadzie%cia. /iem, po&
niewa# to ja dzwoniam.
& ,laczego ta pieprzona takswka nie przyje#d#a4 & zapyta
)ermund. & "a pewno podaa% im wa%ciwy adres4
*apytaam, co go ugryzo.
On zapyta, o co mi chodzi.
+tali%my przy drodze i tupali%my nogami. +tali%my kawaek
od bramy, wi!c nie byo nas wida$ z plebanii. -yo zimno,
nie przymrozek, ale niewiele brakowao.
& Moim zdaniem )unilla moga nas odwie5$ & powiedzia
)ermund. & Przecie# nic nie pia.
& "ie sdz!, #eby )unilli podobao si! odwo#enie nas, ciebie
i mnie & powiedziaam.
& Masz racj! & zgodzi si! )ermund.
Kiedy wci# jeszcze tam czekali%my, prbujc troch! si! roz&
grza$, zapytaam raz jeszcze, co go ugryzo i znowu udawa,
#e nie wie, o co mi chodzi.
& Okej & powiedziaam. & 6e%li nie chcesz o tym rozmawia$,
to nie.
/ ko0cu przyjechaa takswka. *a kierownic siedziaa
moda kobieta, przeprosia za sp5nienie. *abdzia, to by
jej drugi wieczr w pracy.
)ermund poda adres i przez ca drog! nie odezwali%my si!
sowem. *astanawiaam si!, czy to ten jego dawny koszmar
znw go m!czy, dawno nie widziaam go tak ponurego. "ie
zachowywa si! tak ani w Iiszpanii, ani po powrocie.
;ho$ ja te# uwa#aam, #e wieczr by m!czcy, trzeba to
przyzna$. Kiedy gwniany braciszek si! rozkr!ci, ja prze&
staam si! odzywa$, nie pami!tam, #eby wcze%niej tak byo.
.o oznaka sabo%ci, a ja nie lubi! by$ saba.
& Przepraszam & powiedzia )ermund, kiedy wrcili%my do
domu. & Po prostu nie mog! z nimi wytrzyma$, nie wiem
dlaczego.
Powiedziaam, #e wszystko w porzdku. *apytaam, czy w
takim razie nie powinni%my zrezygnowa$ z tej wycieczki na
grzyby.
)ermund potrzsn gow.
& ;o tam, mo#emy si! z nimi wybra$.
& ,laczego4 & zapytaam.
& *au?aj mi & odpar )ermund, a ja mogam tylko stwier&
dzi$, #e nie mam poj!cia, o czym mwi.
*asn, a ja wci# le#! z otwartymi oczyma. Pulsuje we mnie
niepokj, nie wiem dlaczego. /szystko znw wydaje si!
takie kruche, widz!, #e uzale#niam si! od )ermunda. Kiedy
on si! gnie, gn! si! i ja. .o nie powinno tak wyglda$. Kiedy
jest si! we dwoje, jedno powinno nosi$ drugie. Mo#na
zamienia$ si! rolami, ale jedno musi zawsze trzyma$ nos
nad powierzchni wody.
"a tym najlepszym ze %wiatw.
,rogi wadco, o ile taki istnieje. *e%lij mi troch! snu. 6utro
rano wszystko b!dzie inaczej.
/rbel, o/er and o(t.
71
& /ydaje mi si!, #e pan pami!ta & powtrzy -arbarotti.
<ickard -erglund nie patrzy na niego. *amiast tego
przyglda si! swoim splecionym doniom. Kilka sekund
milczenia upyn!o w drodze do wieczno%ci, -arbarotti za%
pomy%la, #e to nieme chwile s w rozmowie najbardziej
interesujce. Przerwy, w czasie ktrych my%li szukaj kie&
runku, decyzji, czy co to tam jest. Ku swemu zdziwieniu
zauwa#y, #e serce bije mu jak szalone.
& .amto przyj!cie & powiedzia w ko0cu <ickard -erglund. &
6est tak, jak pan mwi. Pami!tam je i pami!tam, #e to by
szcz!%liwy dzie0. 7lbo mo#e powinienem powiedzie$, #e to
ja byem szcz!%liwy, wydawao mi si!, #e w jaki% sposb
odczuwam obecno%$ -oga. "ie wiem, czy gdyby%my nie
zorganizowali tego spotkania, wszystko potoczyoby si! ina&
czej... tak, oczywi%cie, #e tak...
-arbarotti si! nie odzywa. .o my%li -erglunda szukay
kierunku, nie jego wasne. "iewa%ciwe pytanie w tej sytu&
acji pewnie zamkn!oby, zamiast otworzy$ drzwi. "ie #eby
mia jaki% wyra5ny obraz tego, do jakiego pokoju wiody, ale
co% si! miao wydarzy$, to byo jasne. -ardzo wyra5nie czu
owo szczeglne wibrowanie w skroniach.
& @aktem jest & cign -erglund, rozplatajc donie & ?ak&
tem jest, #e ju# po wszystkim. "iepokj tego %wiata znika, #e
zacytuj! /allina. "ie mam panu nic wi!cej do powiedzenia.
3wa#am, #e to samo w sobie przykre, nasze mae rozmowy
sprawiay mi przyjemno%$.
& Mnie rwnie# & odpar -arbarotti. & 7le nie jestem pewien,
czy podj pan wa%ciw decyzj!.
& ,ecyzj!4 & zapyta -erglund.
& Mam silne uczucie, #e nie mwi pan wszystkiego. *o&
baczyem to przed chwil, kiedy przyglda si! pan swoim
doniom. /ydawao mi si!, #e si! pan modli.
<ickard -erglund popatrzy na niego zdziwiony.
& "ie, nie modliem si!, ale to prawda, #e przez ostatnie dni
wiele rozmawiaem z -ogiem. Mam na my%li tydzie0 od
czasu, kiedy odesza. Pan sam jest przecie# wierzcy, zgadza
si!4 ;zy bya to tylko poza, ktr zdecydowa si! pan
przyj$, poniewa# akurat rozmawia pan z osob stanu
duchownego4
& "ie & powiedzia -arbarotti i potrzsn gow. & "ie
chodzio o poz!, pan mnie chyba nie docenia.
& Przepraszam & odpar -erglund.
& ;zy jednak tylko pan zwraca si! do -oga, czy te# pozwala
mu pan od czasu do czasu doj%$ do gosu4
"agle <ickard -erglund si! u%miechn.
& ,obre pytanie & stwierdzi. & "ietypowe sowa jak na
przedstawiciela wadzy porzdkowej, jak mi si! zdaje. 7le
pewnie pan nie chce postrzega$ w ten sposb samego
siebie4
& ;z!sto siedzimy na wielu stokach & odpar -arbarotti.
& "o wi!c4
& "o wi!c co4
& 6ak zako0czyy si! pa0skie rozmowy z -ogiem4 O ile
oczywi%cie mia okazj! zabra$ gos.
-erglund nie odpowiedzia.
& *akadam, #e czowiek, ktry by pastorem tak dugo jak
pan, potra?i rozr#nia$ gosy & sprbowa -arbarotti. &
Odr#ni$ swj wasny od boskiego. .rudno mi za% wyobra&
zi$ sobie, #eby namawia pana do milczenia.
<ickard -erglund jednak wa%nie to robi. Milcza. Min!o
kilka kolejnych sekund, ich spojrzenia skrzy#oway si! na
moment i w ko0cu -arbarotti podj decyzj!. 3zna, #e czas
cierpliwo%ci min. *awsze lubi powolno%$, ale mimo
wszystko byy jakie% granice.
& /idz! dwie mo#liwo%ci & powiedzia. & Opowie mi pan
wszystko tu i teraz. 6ak czowiek. 7lbo ja przestan! si!
zachowywa$ jak czowiek. I b!d! musia zacign$ pana na
komisariat i umie%ci$ w pokoju przesucha0. Przykro mi, ale
nie widz! innych rozwiza0. .rzecia mo#liwo%$ nie istnieje.
.eraz wszystko zaprzepa%ciem, pomy%la. ,obrze, #e nie
zaczem tego nagrywa$, nikt nie b!dzie musia sucha$, jak
si! ba5ni!.
-erglund odchrzkn. -arbarotti spojrza mu w oczy, a
-erglund wytrzymaS jego spojrzenie. * jego oczu nie dao si!
nic wyczyta$, nic poza ogromnym spokojem.
& Mam nadziej!, #e wybierze pan pierwsz mo#liwo%$ &
doda -arbarotti. & .u i teraz.
-erglund podnis praw r!k! w ge%cie, ktry w poowie
przerwa. +iedzia z doni skierowan w stron! su?itu i z
palcami rozcapierzonymi tak, jakby czeka na jaki% dar z
niebios. Mo#e zreszt wa%nie tak byo.
& "o dobrze, skoro si! pan upiera & powiedzia w ko0cu i
opu%ci r!k!. & 7le mo#e najpierw napijmy si! troch! kawy.
& ;h!tnie & powiedzia )unnar -arbarotti. & /cz! dyk&
ta?on.
Klepa kura, ktra za chwil! znajdzie ziarno, pomy%la. -ya
to powracajca i troch! denerwujca my%l, ale mo#e da si!
to uzna$ za krok we wa%ciwym kierunku. +am %lepot!
mo#na by kwestionowa$. Przez lata uzbierao si! wi!cej
ziaren ni# jedno.
& *acz pan od pytania o tamto przyj!cie & powiedzia
-erglund. & /tedy nic nie wiedziaem. "ie miaem poj!cia,
co si! dzieje. "ajmniejszego, wiedzieli tylko ci, ktrych to
dotyczyo.
-arbarotti skin gow. *astanawia si!, kim s 9ci:, ale
postanowi trzyma$ j!zyk za z!bami.
& .o zaj!o trzydzie%ci pi!$ lat. Mo#e pan sobie to wyob&
razi$4 Powiedziaa to dopiero po trzydziestu pi!ciu latach.
*e mo#na #y$ tak dugo, nie majc o niczym poj!cia. 1 #e
mo#na tak dugo #y$ w kamstwie. .rzeba jednak mie$ na
uwadze, #e jej cierpienie byo wi!ksze ni# moje. 6e%li
m!#czyzna i kobieta s razem przez cae #ycie, z czasem
przychodzi swego rodzaju rwnowaga. "iezale#nie od
punktw wyj%cia. Komu% z zewntrz by$ mo#e trudno to
zrozumie$, ale w %rodku wida$, #e tak rzeczywi%cie jest.
;zowiek to rozumie.
3cich i poszuka we wzroku -arbarottiego potwierdzenia.
-arbarotti zastanawia si!, czy taka teoria rwnowagi
naprawd! ma jaki% sens. "ie przysza mu do gowy #adna
odpowied5, wi!c tylko jeszcze raz kiwn gow.
& / pewnym sensie bya wdzi!czna za chorob! & cign
-erglund. & Przyj!a j jako zasu#on kar!. "asze #ycie byo
zmarnowane, ona bya temu winna, rak za% by kar... tak,
mniej wi!cej w ten sposb na to patrzya. 6a sam widziaem
to oczywi%cie nieco inaczej. 7le jej obraz mie%ci si! w
moim, #e tak powiem. ,opiero w obliczu %mierci naprawd!
si! do siebie zbli#yli%my, nie tak ma oczywi%cie by$, ale w
naszym przypadku tak si! wa%nie stao i mimo wszystko
jest to jakie% pocieszenie.
& My%l!, #e powinien pan opowiedzie$ od pocztku &
poprosi -arbarotti.
& Przepraszam & odpar <ickard -erglund. & /yprzedzam
?akty.
& ;zasu mamy pod dostatkiem & powiedzia -arbarotti i
sprawdzi, czy ta%ma w dykta?onie si! przesuwa.
<ickard -erglund zastanawia si! przez chwil!, prbujc
znale5$ wa%ciwy pocztek.
& -yo w nim co% demonicznego & powiedzia w ko0cu i
odchyli si! na krze%le. & .ak, tak wa%nie bym to okre%li.
,emonicznego.
& / kim4 & zapyta -arbarotti.
& / )ermundzie )roocie & odpar -erglund. & .o )ermund
)rooth by sednem tego wszystkiego, ale o tym chyba nie
musz! panu mwi$.
& Przeciwnie & rzeka -arbarotti. & ;h!tnie posucham.
& Oczywi%cie. Przepraszam.
-erglund kaszln kilka razy, zasaniajc r!k usta, i zacz
mwi$.
& "igdy nie potra?iem go zrozumie$, a w ostatnich latach,
w tym ostatnim czasie naprawd! prbowaem. /iem, #e
Fkel>? pisze, #e 9to, co g!bokie w tobie, jest rwnie#
g!bokie w innych:=,
';unnar $ke#<=, (ierz w samotnego czowieka, tum. &!zisaw (awrzyniak
8przyp. >um.:.
ale u )rootha nie byo o czym% takim mowy Po prostu on
jest... by... diametralnie r#ny.
/estchn i milcza przez chwil!. -arbarotti czeka.
& "ie jest mio by$ starym i czu$, #e twoje #ycie byo
kompletnie spieprzone & stwierdzi -erglund, a w jego gosie
pojawia si! nagle nuta w%cieko%ci. -yo to jednocze%nie
pierwsze przekle0stwo, jakie wyszo z jego ust. "ie uszo to
uwadze -arbarottiego.
& ;zowiek buduje i buduje & cign. & 2atami dokada po
gazce do swojego gniazda i my%li, #e w czasie tej podr#y
czego% si! uczy... #e wa%nie osiga ow rwnowag!.
Przynajmniej to chcemy sobie wmawia$, prawda4
& ,obrze, je#eli podr# wiedzie naprzd & rzek -arbarotti.
& Ot# to. 6ednak w moim przypadku tak nie byo. -yem
gosicielem +owa -o#ego, a zrezygnowaem z powoania,
nie mam #adnych dzieci, a przez cay czas trwania
ma#e0stwa moja #ona kochaa innego. Mo#na zada$ sobie
pytanie, po co to wszystko.
& Kochaa )ermunda )rootha4
& )ermunda )rootha & odpar -erglund i przecign doni
po ustach i brodzie. & Mieli romans przez dwadzie%cia pi!$
lat. /i!cej ni# dwadzie%cia pi!$ lat. Od dnia...
*aama mu si! gos. Potrzsn gow i wzi g!boki,
niespokojny oddech. -arbarottiemu przemkn!o przez
my%l, #e mo#e b!dzie %wiadkiem zaamania, ale tak si! nie
stao. -erglund musia zrobi$ przerw! przed tym, co go cze&
kao, ale si! trzyma. -y opanowany, a to, co mia do powie&
dzenia, uo#y sobie ju# wcze%niej.
& Od dnia, w ktrym razem zamieszkali%my... /yobra#a
sobie pan taki melodramat4 )ermund pomaga przy
przeprowadzce i zd#y odby$ z ni stosunek, kiedy ja na
chwil! wyszedem. Odwiedziem wtedy przyjaciela, ktry
mia wypadek... byem w szpitalu 7kademiska w 3ppsali. 7
w tym czasie ona zdradzia mnie w naszym pierwszym
domu. / pa5dzierniku ABPA roku.
3rwa, przyjrza si! swoim doniom i opu%ci ramiona.
& .rwao to a# do p5nych lat dziewi!$dziesitych. ,opki
rak nie uderzy po raz pierwszy. .ak, chyba tak wa%nie
byo. +tracia... dla niego gow!. "ie chciaa go mie$, ale
nigdy nie umiaa odmwi$, on by... to mocne sowo, ale
my%l!, #e on by zym czowiekiem. ,emonicznym, jak ju#
mwiem. Prbowaem go zrozumie$, jego motywy i to
wszystko, ale po prostu si! nie da. Przecie# cay czas kr!ciy
si! koo niego kobiety.
& 6ak si! pan tego dowiedzia4 & zapyta -arbarotti i
zwalczy pokus! pogadzenia siedzcego naprzeciwko niego
m!#czyzny po r!ce. +kd si! bior takie impulsy4 & po&
my%la. 3%wiadomi te# sobie, #e mi!dzy 7nn -erglund a
Marianne musiao upyn$ z dziesi!$ lat i my%l ta sprawia,
#e zboczy na niepo#dane tory. ,emoniczny4 ,alsze sowa
-erglunda rozproszyy jego wewn!trzn mg!.
& Powiedziaa mi o tym & wyja%ni. & Kiedy rak powrci,
wszystko mi powiedziaa. ;hciaa si! zreszt zabi$, ale udao
mi si! j powstrzyma$. -ya mi za to wdzi!czna, po
przeomie wiekw nie widziaa si! ju# z )ermundem ani
razu. Ostatni rok upyn na pokucie. ,ziwne jest to, #e...
& .ak4 & zapyta -arbarotti. & ;o jest dziwne4
-erglund si! za%mia, krtko i niepewnie.
& ,ziwne jest to, #e zacz!a go nienawidzi$... a mo#e wcale
to nie takie dziwne. /ahado osign!o swj drugi biegun,
mo#na by rzec. ;zasem byo wr!cz tak, #e go broniem.
/skazywaem, #e do tanga trzeba dwojga, ale jej trudno
byo przyj$ to do wiadomo%ci. On by narkotykiem, a ona
o?iar, tak to zwykle okre%laa. .ak czy inaczej, )ermund
)rooth zniszczy nam obojgu #ycie, wprawdzie jest dla mnie
gwnym winnym, ale dla 7nny by nim jeszcze bardziej.
"ie wiem, czy dla kogo% z zewntrz jest to zrozumiae4
& Mo#e to nie takie wa#ne & powiedzia -arbarotti. &
<ozsdek i uczucia przecie# nie zawsze id w parze. 7 wi!c,
co si! wydarzyo na wzgrzu )Rsa w roku ABPN4
<ickard -erglund zmarszczy na chwil! czoo, najwyra5niej
zastanawiajc si! nad uwag o rozsdku i uczuciach. /ypi
yk kawy i wyprostowa si!.
& Moja #ona zepchn!a Mari! do wwozu & powiedzia.
-arbarotti trawi przez chwil! te sowa. +prawdzi, czy
dykta?on jest wczony.
& ,laczego4 & zapyta.
& ,latego #e wiedziaa, i# )ermund zawsze b!dzie wola
Mari! & odpar -erglund. & Mari! i )ermunda czyy niemal
wi!zy krwi. Poprzedniego wieczoru zostao to dobitnie
wyra#one na plebanii. Powiedzia to 7nnie wprost i wtedy
7nna si! zdecydowaa. *abia Mari!, #eby mie$ )ermunda
dla siebie, to byo tak proste.
& .ak proste4
& .ak. Mo#na oczywi%cie analizowa$ wszystko z ka#dej
strony, ale nie wydaje mi si!, #eby to cokolwiek zmienio.
-yo to wa%nie tak proste.
& <ozumiem & odpar -arbarotti. & 1 nikt niczego nie
podejrzewa4
& "ic a nic & stwierdzi -erglund. & *waszcza )ermund.
,opiero dwa tygodnie temu dowiedzia si!, #e Maria w cza&
sie tej wycieczki nie spada sama. *e to nie by wypadek.
Plan 7nny jednak si! nie powid. "ie stao si! tak, jak
sobie wymy%lia. )ermund jej nie chcia, mimo #e Marii ju#
nie byo. "ie na powa#nie, tylko jako niezobowizujcy
romans przez kolejnych dwadzie%cia lat. Musiaa si! tym
zadowoli$... stracia dla niego gow!, nie ma innego
okre%lenia.
& 7 kiedy4 & zapyta -arbarotti. & Kiedy pan si! tego
dowiedzia4
& Pi!$ lat temu & odpar -erglund. & ,okadnie rzecz biorc,
pi!$ i p. Kiedy powa#nie zachorowaa. Kilka miesi!cy
p5niej zrzuciem sutann!, jedno czy si! z drugim, ale nie
jestem w stanie dokadnie powiedzie$, w jaki sposb. "ie
mogem du#ej tego kontynuowa$, musi panu wystarczy$ to
wyja%nienie. <ozumie pan, co mam na my%li, kiedy mwi!,
#e moje #ycie zostao zmarnowane4
& ;hyba tak & odpar -arbarotti. & 7le chc!, #eby, gwoli
%ciso%ci, opowiedzia mi pan rwnie# o %mierci )rootha.
& * wielk ch!ci & odpar -erglund i -arbarotti sysza, #e
mwi powa#nie. *e opowiadanie o tym, jak kochanek #ony
zako0czy #ycie, sprawia mu gorzk rado%$.
1 kto mgby mu tego zabroni$4 & pomy%la )unnar -ar&
barotti i przep!dzi obraz Marianne i )ermunda )rootha,
ktry ponownie pojawi si! w jego gowie. *epchn go w
zapomnienie, zanim mia szans! si! wyklarowa$.
& Mo#na by powiedzie$, #e to ona mnie do tego
doprowadzia & rzek <ickard -erglund. & 7le to nie do
ko0ca prawda.
-arbarotti skin gow.
& )dyby tego nie wymusia, zrobibym to sam z siebie.
Przynajmniej tak mam nadziej!. / ka#dym razie nie
chciaa umiera$, dopki nie wiedziaa, #e si! go pozbyem.
*e go ukaraemJ tylko to trzymao j przy #yciu przez ostat&
nie tygodnie. <ozumie pan4
& <ozumiem & rzek -arbarotti.
& .o wa#ne, #eby pan dobrze zrozumia & powiedzia
-erglund. & 6e%li teraz opowiem, jak to byo, nie chc!, #eby
zostao to 5le zrozumiane.
& +ucham & powiedzia -arbarotti. & 1 nie jestem gupi.
& .o dobrze & odpar -erglund. & *auwa#yem, #e nie jest
pan gupi. <azem to zaplanowali%my i towarzyszyo nam
przy tym silne uczucie wsplnoty. -ya osabiona,
odczuwaa bl, ale to, co zrobili%my, musiao... musiao w
jaki% sposb wynagrodzi$ cae nasze nieudane ma#e0stwo,
nieudane #ycie. 7 ja trzymaem si! planu. /siadem w
samochd i w %rodku nocy pojechaem do 2und.
*adzwoniem do niego z komrki & z tele?onu na kart!, jak
prawdziwy zbrodniarz. -yo wcze%nie rano, staem przed
jego domem. *apytaem, czy mog! wej%$, syszaem, #e by
zdziwiony, ale powiedziaem, #e 7nna umiera i #e to wa#ne.
Poprosi, #ebym par! minut zaczeka, po czym mnie
wpu%ci, a ja oczywi%cie mogem...
& .ak4
<ickard -erglund wsta, podszed do jednego z regaw i
wycign szu?lad!J stojc plecami do -arbarottiego, prze&
sun jakie% papiery i kilka map, i kiedy si! odwrci, trzy&
ma ci!#ki rewolwer. .rzyma go oburcz, jakby chodzio o
co% bardzo delikatnego, w gowie -arbarottiego na sekund!
pojawi si! obraz mszalnego kielicha, a <ickard niemal
uroczy%cie podszed z powrotem do ?otela. 3siad i poo#y
sobie bro0 na udzie. * tego co -arbarotti widzia, mg to
by$ berenger albo hiszpa0ska baluga. "a kolanie -erglunda
wyglda tak samo nie na miejscu jak -iblia w akwarium.
& Prosz! to odo#y$ & poleci -arbarotti.
-erglund pokr!ci gow.
& "ie mog! kontynuowa$ tej rozmowy kiedy grozi mi pan
broni.
& "ie jestem pewien, czy ma pan jaki% wybr & powiedzia
-erglund.
)unnar -arbarotti zastanawia si! pi!$ sekund. "ast!pnie
skin gow. Mimo wszystko cieszy si!, #e jest nieuzbrojo&
ny. )dyby mia przy sobie swj su#bowy pistolet, sytuacja
byaby inna. *musioby go to do takiego czy innego dziaa&
nia. 7 -arbarotti nie chcia dziaa$, chcia tylko sucha$.
& Mogem oczywi%cie od razu go zabi$ & kontynuowa wtek
-erglund. & .ym. 7le nie taki by plan.
-arbarotti splt r!ce.
& 7 jaki dokadnie by plan4
& Przecie# pan wie & odpar -erglund. & Przewie5$ go i
zjednoczy$ z Mari. *amkn$ krg. / ostatnich dniach
7nna lubia to okre%lenie. 9Musimy zamkn$ krg, <i&
ckard:, powtarzaa. 9*amkn$ zo w kr!gu:.
3milk i z namysem przejecha palcami po rewolwerze.
& Prosz! mwi$ dalej & poprosi -arbarotti. & Musz!
powiedzie$, #e jestem troch! zdziwiony obecno%ci tego...
przedmiotu.
& 6a te# & zgodzi si! -erglund. & -ro0 niezbyt pasuje do
duchownych, prawda4 "awet eks&duchownych. /szedem
w jego posiadanie kilka lat temu, nie wiem, dlaczego go so&
bie przywaszczyem, to by jaki% dziwny impuls, i okazao
si!, #e si! przyda...
& /szed pan w posiadanie4 & zapyta -arbarotti.
& 1nwentarz spadkowy & wyja%ni -erglund. & +pisywaem
majtek po zmarym, w ostatnich latach zajmowaem si!
takimi rzeczami, a on tak po prostu le#a sobie w skrzyni w
piwnicy. * amunicj i ze wszystkim, schowaem go po
prostu do teczki, nic o tym nie mwic 2inderholmowi, kt&
ry przeszukiwa mieszkanie na grze... Kiedy mwi!, #e si!
przyda, nie oznacza to oczywi%cie, #e z niego strzelaem.
& 7ha4 & odpar -arbarotti.
-erglund odchrzkn i mwi dalej.
& Miaem go w kieszeni paszcza tego ranka, gdy )ermund
otworzy drzwi, ale poszed ze mn dobrowolnie. Odniosem
wra#enie, #e przeczuwa, co si! %wi!ci, ale mo#e byo to tylko
zudzenie. Poprosiem, #eby prowadzi, nie zamienili%my
wielu sw, powiedziaem, #e 7nna chce si! z nim zobaczy$
przed %mierci, tyle wystarczyo. Mg oczywi%cie odegra$
komedi! i powiedzie$, #e nie rozumie dlaczego, ale tego nie
zrobi. /zruszy tylko ramionami i poszed ze mn. 3siad
za kierownic i wczy silnik. 6a zajem tylne siedzenie,
mwic, #e musz! si! chwilk! zdrzemn$ i #e tak jest
wygodniej. "ie chcia rozmawia$, kiedy tak mkn!li%my na
pnoc tras FCJ nic si! nie zmieni. -y cichy i w pewien
sposb taki jak zwykle. ,e?ensywny, raz tylko zapyta, jak
ona si! czuje, ja odpowiedziaem, #e 5le i #e teraz to ju#
tylko kwestia dni. ,opiero kiedy byli%my jakie% dziesi!$ ki&
lometrw od Kymlinge, wyjem to.
+kin gow w stron! rewolweru i na moment podnis
kciki ust w krzywym u%miechu.
& *obaczy go w lusterku i potrzsn tylko lekko gow. "ie
wiem nawet, czy go to zdziwio. Powiedziaem, #e
pojedziemy na wzgrze )Rsa, skin gow i powiedzia, #e
nie pami!ta drogi. Pilotowaem go. ,ojechali%my i zaparko&
wali%my w tym samym miejscu, co trzydzie%ci pi!$ lat temu.
/ysiedli%my z samochodu, ja pierwszy, on za mn, mierzy&
em w niego, idc jakie% trzy metry z tyu, i po pi!tnastu,
dwudziestu minutach byli%my na miejscu. +tali%my na
skraju, droga si! sko0czya. ;o si! stao4 & zapyta. Mo#e
mgby% mi powiedzie$, jak zgin!a Maria, zanim mnie
zabijesz. *apytaem, czy 7nna nie opowiedziaa mu, jak to
byo, podczas jednej z ich licznych miosnych schadzek
przez te wszystkie lata... /iedziaem oczywi%cie, #e tego nie
zrobia, a on potrzsn gow. /i!c mu powiedziaem, #e to
7nna j zabia.
<ickard -erglund zrobi przerw! i unis rewolwer. Patrzy
na niego, jakby usiowa uzyska$ od niego jak% odpowied5.
/ysun doln warg! i pokiwa gow.
& "o i4 & zapyta -arbarotti.
-erglund wzruszy ramionami.
& "o i co4 Odniosem wra#enie, #e jakim% sposobem
o tym wiedzia, ale mo#e to te# sobie wmawiaem. /yda&
wao mi si!, #e poblad i #e... #e uszo z niego powietrze i si!
jakby skurczy. ;ho$ nagle, kiedy tak stali%my tam na grze
i wszystko ju# za moment miao si! dokona$, nie wydawao
si! to takie wa#ne. -yo tak, jakby wsczya si! we mnie caa
pustka tego %wiata. Uycie i %mier$ nie byy niczym wi!cej ni#
dwoma pykami wobec wieczno%ci. /ydao mi si!, #e rw&
nie# -g odwrci si! do nas plecami, cho$ nie przypuszcza&
em, #e tak zrobi. *apytaem )ermunda, czy sam skoczy, czy
te# woli, #ebym go zastrzeli. /ie pan, co zrobi4
& "ie & odpar -arbarotti.
-erglunda przeszed dreszcz.
& +pojrza... spojrza na mnie... spojrza mi prosto w oczy
1 nie mogem nic odczyta$ z jego spojrzenia. 7ni strachu.
7ni #alu. 7ni smutku... ani cholernej odrobiny. .rwao to
tylko kilka sekund, potem odwrci si!, sta krtk chwil!
na kraw!dzi, po czym zrobi krok przed siebie. Prosto w
pustk!, sycha$ byo tylko cichy, stumiony d5wi!k, kiedy
uderzy o ziemi!. Poczuem nagle, jak co% we mnie p!ka,
my%laem, #e zwymiotuj!, ale jakim% sposobem si! ogarn&
em. /rciem do samochodu i pojechaem prosto do szpi&
tala. 7nna spaa, musiaem poczeka$ godzin!, a# si! obudzi,
1 wszystko jej powiedziaem. .o... to wszystko.
& /szystko4
&.ak.
-arbarotti siedzia przez chwil! w milczeniu i wyglda
przez okno. *acz!o pada$, a ga5 drzewa tuka o szyb!,
wiatr wydawa si! porywisty. -arbarotti przenis wzrok na
dykta?on, w ktrym w dalszym cigu przesuwaa si! ta%ma.
+mutne zeznanie <ickarda -erglunda byo tam zabezpie&
czone i udokumentowane po wsze czasy. /ydawao si! to
cakowicie nieistotne.
& "ie zepchn go pan4 & zapyta mimo to inspektor.
-erglund pokr!ci gow. -arbarotti wskaza dykta?on.
& "ie & odpowiedzia -erglund. & "ie zepchnem.
& )rozi mu pan pistoletem4
& "ie, nie byo potrzeby.
& 7 gdyby sam nie skoczy, co by pan zrobi4
-erglund waha si! najwy#ej sekund!.
& *astrzelibym go. /olaem oczywi%cie tego nie robi$, co
te# mi si! udao, ale chc! rozwia$ wszelkie wtpliwo%ci.
-ior! na siebie pen odpowiedzialno%$ za %mier$ )ermun&
da )rootha, jest to najbardziej moralny czyn, jakiego doko&
naem w caym swoim #yciu, prosz! si! nie stara$ mi tego
odebra$. <ozumie pan4
& <ozumiem & odpar -arbarotti. & Po prostu z my%l o tym,
co nas czeka...
& "ic nas ju# nie czeka & powiedzia <ickard -erglund. &
6eszcze jedno, zanim sko0czymy. 7nna i ja nie mieli%my
dzieci.
& /iem o tym & rzek -arbarotti. & ;hciaby pan...4
& 3sun!a ci#! & przerwa -erglund. & /iosn ABPN. ;ho$
dowiedziaem si! o tym dopiero trzydzie%ci lat p5niej. Po
tej aborcji nie zasza ju# w ci#!.
3cich i przyglda si! -arbarottiemu nad stoem. Mia
rozbiegane oczy a jedna noga zacz!a mu dr#e$. "ie kontro&
luje sytuacji, pomy%la. 7ni on, ani ja.
& ;zyli... & powiedzia. & ;zyli spodziewaa si! jego dziecka,
dziecka )ermunda )rootha. 7 on nie chcia...4
3rwa. -erglund unis bro0, tym razem jedn r!kJ nagle
wygldao to zupenie naturalnie i -arbarotti poczu, jak w
jego gowie rozdzwoni si! sygna.
& Przeciwnie & powiedzia <ickard -erglund bardzo zm!&
czonym gosem. & .o byo moje dziecko. ,latego nie chciaa
go urodzi$. ,zisiaj jest wtorek.
"iespodziewanie szybkim ruchem wo#y lu?! rewolweru do
prawego ucha i nacisn spust.
72
"iebo byo szare i zachmurzone. *imny wiatr z pnocnego
zachodu cign ponad otwartymi, zaoranymi polami, a
niski kamienny mur otaczajcy cmentarz <>dRkra dawa
sab ochron!. / powietrzu krya si! zapowied5 %niegu.
-arbarotti marz i cieszy si!, #e Marianne nie zdecydowaa
si! przyj%$. "ie byo powodu, #eby staa na wietrznym
cmentarzu i towarzyszya byemu pastorowi w drodze na
wieczny spoczynek.
"ajmniejszego. /ystarczya -ackman i on. Oraz oczywi%cie
par! innych osb8 jeszcze #yjcy pastor 2inderholm, dwie
starsze panie, ktre pracoway z -erglundem przez ponad
dwadzie%cia lat, oraz may zgarbiony czowieczek koo
sze%$dziesitki, ktrego -arbarotti w ogle nie kojarzy. Po&
dali sobie r!ce w ko%ciele, ale nie dao si! zrozumie$ jego
cicho wymruczanego nazwiska.
;eremonia bya miosiernie krtka. Kulejcy pastor, ktry
nazywa si! +il(ergren, stwierdzi, #e tych dwoje, ktrzy
prze#yli razem cae #ycie, znw jest razem. Kmier$ nie bya
w stanie ich rozdzieli$ na du#ej ni# kilka tygodni. <eszta
zostaa ju# powiedziana w ko%ciele. "a wieki wiekw, amen.
1 tyle. -arbarotti wiedzia, #e pastor wie, #e <ickard
-erglund strzeli sobie w gow!, a na temat byego pastora
samobjcy nie byo sensu du#ej si! rozwodzi$. Mo#e kapi&
tua wydaa polecenie, #eby mwi$ krtko.
2inderholm i +il(ergren skin!li gow pozostaym i si!
oddalili. Panie z domu para?ialnego poszy za nimi. -arba&
rotti, -ackman i garbus zostali. .en ostatni trzyma si! tro&
ch! z boku i wyglda na niezdecydowanego.
& .u spoczywa dwoje mordercw & powiedziaa F(a
-ackman i zadr#aa.
& .ak & odpar -arbarotti. & "awet je%li jego udzia jest
dyskusyjny. "awet nie dotkn o?iary.
& )adanie & rzeka -ackman. & ;hyba spadnie %nieg.
& "iewykluczone. O czym my%lisz4
-ackman znowu zadr#aa.
& O wszystkim & stwierdzia. & O tych wszystkich, ktrzy nie
#yj. ;ho$ najwi!cej o )ermundzie )roocie.
& 7 konkretniej4 & zapyta -arbarotti.
& 7 konkretniej o zapiskach, ktre <ibbing znalaz u niego
w domu. .ych o rodzicach.
& <wnie# nie mog! przesta$ o tym my%le$ & powiedzia
-arbarotti. & *e to si! zacz!o ju# wtedy.
& .wierdzi, #e ich zabi & powiedziaa -ackman. & /ierzysz
w to4
-arbarotti zastanawia si! przez chwil!.
& "ie wiem. 6ak by si! to w takim razie miao odby$4 On
niczego nie wyja%nia.
& Mo#e po prostu kamie4
& ,laczego miaby kama$4
& "ie mam poj!cia. *gadza si! to z tym, co mwia Ma&
rianne. Mo#e to by$ prawda. 7le nie pytaj mnie, jak to zro&
bi. / ko0cu uton!li w rzece. *amkni!ci w samochodzie.
& .ak czy inaczej, ci!#ko by$ samotnym & rzek -arbarotti. &
,ziesi!$ lat. Oprcz tego macza w tym palce, wi!c to
oczywi%cie jeszcze gorsze. Mo#e nic dziwnego, #e taki si!
sta.
& "ic dziwnego & potwierdzia -ackman.
/sun!a r!ce do kieszeni paszcza i z zimna wtulia gow! w
ramiona.
& "iewiele ju# zostao z uppsalskiej szstki.
& .ylko pa0stwo /incklerowie & stwierdzi -arbarotti. & "ie
przyszli na pogrzeb. 7ni na jego, ani na jej. ;ho$ mo#e
nale#ao si! tego spodziewa$4
& 1dziemy & zaproponowaa F(a -ackman. & Musimy zo&
stawi$ to za sob.
& Pewnie & powiedzia -arbarotti, zanim jednak zd#yli
ruszy$, podszed do nich garbus. Odchrzkn nerwowo
1 uchyli czarnego kapelusza.
& Przepraszam, czy mo#emy zamieni$ par! sw4
-arbarotti spojrza na -ackman i kiwn gow.
& "azywam si! Ielge Markstr>m. Kiedy% znaem <ickarda.
-yli%my kolegami z wojska. 7nn! te# poznaem...
& .o smutna historia & rzek -arbarotti. & Oboje nie #yj.
& +yszaem, #e on si! zastrzeli & powiedzia Ielge Mar&
kstrm. & ;zy to dlatego, #e...4
-arbarotti obrzuci kolejnym spojrzeniem F(! -ackman
1 zdecydowa si! nie odpowiada$.
& .ak dawno ju# #adnego z nich nie widziaem. "ie by w
stanie bez niej #y$, prawda4
& "ie wiem, czy... & zacz -arbarotti.
& /a%nie & powiedziaa -ackman. & .ak to byo.
Ielge Markstrm skin gow.
& /iem, #e bardzo mocno si! kochali. <ickard i ja pisali%my
do siebie czasem, nie za cz!sto, ale jednak. -yem nawet
przy tym, jak si! poznali.
3%miech przemkn mu po twarzy jak jaskka i znikn.
& -raa udzia w demonstracji. -y rok ABPQ. +kr!cia nog! i
wypada z pochodu... prosto w ramiona <ickarda.
+tali%my na chodniku, a on j zapa. .ak zostali par. *a&
wsze my%laem, #e to pi!kne. 6ak los mo#e zaingerowa$. 6a
sam nigdy si! nie o#eniem.
*amilk. -arbarotti poczu nagle, jak co% si! w nim %ciska.
Mia nadziej!, #e -ackman powie co% sensownego, milczaa
jednak.
& "o dobrze, chyba ju# pjd! & zako0czy Ielge Markstr>m.
& ,zi!kuj! za chwil! rozmowy, dobrze wiedzie$, #e <ickard
mia przyjaci.
*nw poda r!k!, skin gow na po#egnanie i ruszy w
stron! parkingu. -ackman i -arbarotti stali i patrzyli za
nim, dopki nie wsiad do samochodu, biaego saaba, licz&
cego co najmniej dwadzie%cia lat.
& "ic nie mw & odezwaa si! F(a -ackman. & 6a ju# mam
chyba dosy$.
-arbarotti zadr#a i pomy%la, #e to samo mo#e powiedzie$ o
sobie.
1 #e musi jak najszybciej porozmawia$ z -ogiem.
Marianne spaa. 2e#eli na y#eczk! i pomy%la, #e w jego
ramionach jest lekka jak pirko.
1 ci!#ka jak #ycie. ;i!#ka jak pirko. 2ekka jak #ycie. -yo
dugo po pnocy, a za oknem sypialni wiroway pierwsze w
tym roku patki %niegu. "ie kochali si!, ale niewiele
brakowao. "a to byo jeszcze za wcze%nie.
.eraz by czas na u?no%$. +prawy %mierci w wwozie )Rsa
zostay odo#one do akt. Przypadek )ermunda )rootha
zako0czony.
+owo to sprawiao, #e mia mieszane uczucia. *ako0czony
Przyjemnie jest postawi$ kropk!. 6e%li dotaro si! na
przykad do ko0ca ksi#ki. 7lbo do ko0ca #ycia. 6ak <ickard
-erglund.
.o przyjemne, ale nie zawsze suszne. ;okolwiek to sowo
znaczy.
Moja ukochana le#y w moich ramionach jak nagie pirko,
pomy%la. Uyje. Prze#ya i wszystkie nasze dzieci te# #yj.
/szyscy le#ymy pod jednym dachem, gdy na zewntrz sza&
leje pierwsza tegoroczna %nie#yca. /szyscy, +ara te#. "ikt
nie mo#e czu$ si! bezpieczniej.
7le -erglundowie b!d mi si! %nili. 7nna i <ickard. *a&
ko0czone lub nie.
1 )ermund )rooth, i Maria /inckler. *waszcza ona, kim
bya ta, ktra po%wi!cia si! pewnego wieczoru w ru&
mu0skim mie%cie i umara tak modo4
*ako0czone4
.ak, wa%nie to i nie tylko to b!dzie towarzyszyo mu w
nocy. <wnie# te sowa Philipa 2arkina. Wikszo%
rzeczy nie zdarza si: lecz ta si zdarzy.
7le taka ju# jest, pomy%la, przytulajc mocniej Marianne.
.a kr!ta droga do krainy u?no%ci.
Epilog, wrzesie 1958
+iedzia przy stole w kuchni. Pudeko tabletek spoczywao w
prawej kieszeni kardigana. ,ecyzja spoczywaa w jego
gowie, wci# jak gorca kula. Przy stole by sam.
7le za jak% minut! docz do niego pozostali. .ata, mama
i 'i(ianne. Mama nakrywaa do stou. "akrycie taty byo ju#
przygotowane, a dwie tabletki le#ay jak zwykle koo
?ili#anki. "ie byo czasu do stracenia. 6e#eli to ma si! sta$,
musi si! sta$ teraz.
* podniecenia czu mrowienie w skroniach. <!kach i
palcach. .eraz, pomy%la, musz! zrobi$ to teraz.
+o0ce posao kilka ostrych porannych promieni mi!dzy
dwie listwy #aluzji w oknie od ulicy. <aziy go w oczy. -yo
to jak wezwanie & po%piesz si!S /o#y r!k! do kieszeni,
palcem wskazujcym obejmujc pudeko. 3pewni si!, #e
mama stoi odwrcona plecami, i ju#S / cigu jednej
sekundy zrobi to. *amieni tabletki. ,wie tabletki taty
znalazy si! w pudeku, a te z pudeka na talerzyku. 1 nikt na
%wiecie nie zauwa#yby r#nicy.
*robione. "ajprostsza rzecz pod so0cem. *emsta jest moja,
pomy%la. .ak si! nazywaa jedna z ksi#ek o 1ndianach,
ktre po#yczy od -enkego. "emsta jest moja.
/yjad przed poudniem. Kiedy wrci ze szkoy, ciocia
Ij>rdis we5mie go do siebie. .ata, mama i 'i(ianne b!d
ju# wtedy w <>dtjHrn. *ostan tam cztery dni. .ata b!dzie
jak zwykle nad czym% pracowa, a 'i(ianne zajmie si! psa&
mi, popywa dk, pogra z kuzynami przy ognisku.
On b!dzie w domu z ciotk Ij>rdis. 'i(ianne moga po&
jecha$, poniewa# bya taka maa. "ie musiaa chodzi$ do
szkoy. -ya jeszcze dzieckiem i dlatego moga pojecha$ do
<>dtjHrn.
Mama wytumaczya mu to wczoraj wieczorem, siedzc na
brzegu jego #ka. Mia dziesi!$ i p roku, musia my%le$ o
szkole. /iadomo, #e nie mo#na wzi$ trzech dni wolnego w
%rodku procza. /krtce b!dzie ju# kawalerem. 7 oni b!d
z powrotem ju# w niedziel!, mo#e nawet w sobot! wie&
czorem. / zale#no%ci od pogody.
"ienawidzi ciotki Ij>rdis. "ienawidzi ojca i matki za to, #e
go z ni zostawiali. "ienawidzi 'i(ianne za to, #e jako
smarkula moga pojecha$ do <>dtjHrn i nie musiaa si!
martwi$ o szko!.
7le zemsta bya jego. )dyby tata zauwa#y, #e zamieni
tabletki, dostaby lanie. "ie ma wtpliwo%ci. 7le nie sdzi,
by kto% zauwa#y r#nic!. My%la o tym ju# od dawna. Przy&
najmniej od p roku. .abletki, ktre tata ka#dego ranka
popija ykiem agrestowego soku, wyglday identycznie jak
pastylki *iggy. Oczywi%cie, gdyby tata je rozgryz, za&
uwa#yby r#nic!, ale nigdy nie rozgryza swoich tabletek.
/rzuca je tylko prosto do buzi i popija poka5nym ykiem
soku, ka#dego ranka byo tak samo, potrzebowa ich na ja&
k% chorob!. ;o% z zawrotami gowy.
"iech si! rozchoruje w <>dtjHrn, dobrze im tak. 7lbo niech
wcale nie dojad. "igdy si! nie przyzna, #e zamieni
tabletki. "ie powie absolutnie nikomu, nawet
-enkemu,i wyrzuci cae pudeko z dwiema tabletkami w
%rodku. *akopie pod jakim% kamieniem w lesie, gdyby bya
jaka% chryja. )dyby tata naprawd! si! rozchorowa, albo
co%. / ka#dym razie nikt si! nie poapie. "a sam my%l
zachichota w duchu, ale chichot min, bo wa%nie weszli
do kuchni. .ata i 'i(ianne. "agle siedzieli przy stole we
czworo. .ata #artowa z czego%, co powiedzia lub zrobi
%wirni!ty Iolger, mama si! %miaa, 'i(ianne jak zwykle
wlaa za du#o mleka do patkw, a tata wrzuci tabletki do
buzi i popi ykiem soku agrestowego.
+krzywi si! troch!, ale zwykle tak robi. )otowe. Po krzy#u
przebieg mu dreszcz, a kiedy tata zapyta, czy mu smutno,
#e nie mo#e jecha$ do <>dtjHrn, odpowiedzia, #e musi
my%le$ o szkole. *e nie mo#na jej opu%ci$ na trzy dni w
%rodku semestru.
7 tata odpowiedzia, #e wa%nie tak mwi prawdziwy
m!#czyzna, i wszystko miao si! jak najlepiej w sonecznej
kuchni %wi!tej rodziny.

You might also like