You are on page 1of 386

James Ellroy

Tajemnice Los Angeles

Tytuł orginału: LA. CONFIDENTIAL

Edited by ESKEL
Chwała, która kosztuje wszystko, nie znaczy nic.

Steve Erickson
Dla Mary Doherty Ellroy
PROLOG
21 lutego 1950

W opuszczonym motelu na wzgórzach San Berdoo Buzz Meeks zjawił się z


dziewięćdziesięcioma czterema tysiącami dolarów, osiemnastoma funtami wysokiej
jakości heroiny, dubeltówką,.38–ką, automatem.45–ką i sprężynowcem, którego
kupił od Meksykanina na granicy – tuż przed tym, nim zauważył zaparkowany przy
samej granicy samochód. To zbiry Mickeya Cohena w nieoznakowanym wozie
Wydziału Policji Los Angeles, razem z glinami z Tijuany, szykowali się, by okraść go z
towaru, a potem wrzucić ciało do rzeki San Ysidro.
Uciekał tak od tygodnia; wydał już pięćdziesiąt sześć patyków, żeby przeżyć:
samochody, kryjówki za cztery, pięć tysięcy od nocy – normalne stawki za wysokie
ryzyko.
Właściciele knajp wiedzieli, że ma na karku Mickeya C. Za to, że ukradł mu heroinę
i uwiódł jego kobietę, a policja z Los Angeles szukała go za to, że zabił jednego z nich.
Układy Cohena uniemożliwiały mu bezpośrednią sprzedaż towaru – nikt by go nie
ruszył z obawy przed odwetem; najlepszym rozwiązaniem było powierzenie heroiny
synom Doca Engleklinga – Doc przechowa ją, zapakuje w porcje i sprzeda później,
dzieląc zysk po połowie. Doc kiedyś pracował z Mickeyem i miał dosyć oleju w głowie,
by się bać sukinsyna; jego ludzie, za piętnaście patyków, załatwili mu ten motel El
Serrano i przygotowywali ucieczkę. Tego dnia o zmierzchu dwóch meksykańskich
kurierów miało zawieźć go na pole fasoli i przerzucić do Gwatemala City liniami
lotniczymi białego proszku. Za blisko dwadzieścia funtów hery nie był takim zwykłym
biedakiem – pod warunkiem, że ufał chłopcom Doca, a oni kurierom.
Meeks ukrył samochód w sosnowym zagajniku, wyciągnął walizkę i rozejrzał się po
okolicy.
Motel był w kształcie końskiej podkowy, na dwanaście miejsc, z tyłu pagórki – brak
możliwości dostania się do niego stamtąd. Dziedziniec wysypany luźnym żwirem
pokrywały gałązki, kawałki papierów i puste butelki po winie – kroki by chrzęściły, a
opony miażdżyłyby drewno i szkło. Można było się tu dostać tylko z jednej strony –
drogą, którą przyjechał – wysłani na rekonesans ludzie musieliby przedzierać się
przez gęstwinę, żeby w ogóle móc strzelić. Chyba że czekają już w jednym z pokoików.
Meeks chwycił swoją dubeltówkę i kopniakiem otwierał po kolei drzwi. Jedne,
drugie, trzecie, czwarte – pajęczyny, szczury, łazienki z zapchanymi klozetami, zgniłe
jedzenie, hiszpańskojęzyczne czasopisma – kurierzy prawdopodobnie trzymali tutaj
swoich pobratymców przed wysłaniem ich do niewolniczej pracy na farmy w okręgu
Kern. Szóste, siódme, bingo – stłoczone na materacach meksykańskie rodziny,
wystraszone widokiem białego mężczyzny z pistoletem. „Spoko, spoko" – rzucił tylko,
by siedzieli cicho. Reszta pomieszczeń była pusta.
Meeks sięgnął po torbę i postawił ją tuż przy wejściu do pokoju nr 12. Miał tu
widok na dziedziniec i front budynku, a do tego materac ze sprężynami i wyłażącą z
niego pianką, standard jak w najohydniejszej norze w Stanach. Rozbierany kalendarz
przytwierdzony był do ściany; Meeks otworzył na kwietniu i namierzył swoje
urodziny. Wypadały w czwartek, modelka miała krzywe zęby, ale nie była ostatnia –
przypomniała mu Audrey: eks striptizerkę i ekskochankę Mickeya; powód, dla
którego zabił glinę i zawłaszczył sobie heroinowy interes Cohena i Dragny.
Przekartkował do grudnia, na przekór prawdopodobieństwu, że uda mu się dożyć do
końca roku, i wtedy trochę się przestraszył: poczuł słabość w żołądku, dała o sobie
znać pulsująca żyła na skroni i zaczął się pocić.
Było gorzej, niż sądził – czuł, że cały się trzęsie z nerwów. Położył swój arsenał na
parapecie, wypchał kieszenie amunicją: nabojami do.38–ki i automatu. Wcisnął
sprężynowca za pasek, zakrył tylne okno materacem i z trzaskiem otworzył przednie,
by wpuścić trochę powietrza. Powiew wiatru schłodził jego pot; wyjrzał i zobaczył
meksykańskie dzieci biegające za piłką do baseballu.
Nie ruszał się z miejsca, choć Meksykanie zbierali się już na zewnątrz; wskazując
na słońce, określali na jego podstawie czas, niecierpliwie czekali na przyjazd
ciężarówki – choć to oznaczało ciężką pracę w polu za trzy posiłki dziennie i pryczę do
spania. Zmierzchało powoli, a zbieracze fasoli trajkotali w najlepsze. Meeks zauważył,
że dwóch białych mężczyzn – jeden gruby, drugi chudy – wchodzi na dziedziniec.
Przyjaźnie pomachali rękoma, Meksykanie odwzajemnili gest. Nie wyglądali na gliny
ani na zbirów Cohena. Meeks wyszedł na zewnątrz, trzymając za sobą dubeltówkę.
Tamci machali, szerokie uśmiechy miały oznaczać przyjazne zamiary. Meeks rzucił
okiem na drogę – zielony sedan zaparkowany w poprzek, zasłaniający coś
jasnoniebieskiego, zbyt błyszczącego, by było niebem za jodłami. Zauważył błysk
metalicznej farby i wtedy zajarzył: Bakersfield, spotkanie z facetami, którzy
potrzebowali czasu, żeby zdobyć pieniądze. I niebieskawy coupe, którego pasażerowie
usiłowali go rozwalić chwilę później.
Meeks uśmiechnął się: przyjazny facet, przyjazne zamiary. Palec był na spuście.
Rozpoznał już chudego, to Mal Lunceford, byczek z komisariatu w Hollywood –
kiedyś wgapiał się w klientów w autobarze przy Scrivener's Drivein, z wyprężoną
klatą, by chwalić się medalami.
Ten otyły mężczyzna, stojący bliżej, powiedział: – Samolot czeka.
Wtedy Meeks zatoczył łuk dubeltówką, naciskając spust. Otyły mężczyzna dostał
grubym śrutem i poleciał, zasłaniając Lunceforda – przewrócił go na ziemię.
Meksykanie w popłochu rozpierzchli się we wszystkie strony; Meeks wbiegł do
pokoju, usłyszał tłuczone szkło tylnego okna, szarpnął za materac. Cele były jak na
dłoni: dwóch facetów, puścił im trzy serie z bliska. Zamienili się w krwawą masę, a
szkło i krew zasłoniły kolejnych trzech powoli przesuwających się wzdłuż ściany.
Meeks skoczył, padł na ziemię i wypalił w trzy pary zwartych nóg; jego wolna ręka
gorączkowo macała wokół, napotkała rewolwer przy pasie martwego mężczyzny.
Z dziedzińca dotarły krzyki i odgłos biegnących po żwirze stóp. Meeks upuścił
dubeltówkę, zatoczył się na ścianę, nad tamtymi, poczuł krew – strzały świstały nad
głową.
Głuche odgłosy rozległy się już blisko; miał dwa karabiny w zasięgu ręki. Meeks
krzyknął: – Mamy go! – Usłyszał coś krótkiego w odpowiedzi, zobaczył ramiona i nogi
wyłaniające się zza okna. Sięgnął po leżący bliżej karabin i dał się ponieść, obraz był
obłędny: cele bez drogi odwrotu, wybuchające kawałki gipsu, zapalające się suche
drewno.
Nad ciałami, przeskok w głąb pokoju. Drzwi wejściowe były ciągle otwarte; jego
pistolety ciągle leżały na parapecie. Dobiegł go cichy, głuchy grzmot; Meeks
zobaczył złożonego do strzału mężczyznę – mierzącego do niego zza materaca.
Rzucił się na podłogę, kopnął, chybił. Mężczyzna wystrzelił z bliska; Meeks
wyciągnął sprężynowca, skoczył, dźgnął; migały mu obrazy i dźwięki: szyja i twarz,
krzyk tamtego, strzały – rykoszety. Meeks przeciął mu gardło, podpełznął i nogą
zamknął drzwi, ściskał swoje pistolety i tylko ciężko oddychał.
Rozprzestrzeniający się ogień: smażące się ciała, jodły; drzwi wejściowe jedyną
drogą wyjścia. Ilu tam czeka, by go załatwić?
Znowu strzały z dziedzińca. Ostre serie wywalające kawałki ścian. Meeks dostał
jednym w nogę, kula musnęła go w plecy. Rzucił się na podłogę, strzały nie ustawały,
drzwi runęły na ziemię – znalazł się w krzyżowym ogniu.
Strzały umilkły.
Meeks wepchnął pistolet pod pachę i położył się w pozycji martwego człowieka.
Sekundy mijały powoli; weszło czterech mężczyzn z karabinami. Szepty: – Martwe
mięso... Bądźmy napraaawdę ostrożni... Popieprzony wieśniak... Przekroczyli drzwi,
nie było wśród nich Mala Lunceforda, podeszli bliżej.
Kopniaki w bok, ciężkie oddechy, szyderstwa. Stopa znalazła się pod nim. Jakiś
głos powiedział: – Tłusty dupek.
Wtedy Meeks pociągnął za stopę; tamten przewrócił się do tyłu. Meeks obracał się,
strzelając – bliskie cele, same trafienia. Czterech ludzi padło. Meeks widział teraz
wszystko do góry nogami: dziedziniec, obracający się tyłek Mala Lunceforda. Potem
głos za nim:
– Cześć, chłopcze.
Dudley Smith przeszedł przez płomienie, ubrany w gruby, strażacki kombinezon.
Meeks zobaczył swoją walizkę – dziewięćdziesiąt cztery patyki, hera – i przeskoczył
ponad materacem.
– Dud, przyszedłeś nieźle przygotowany...
– Jak harcerz, chłopcze. Masz coś do powiedzenia na pożegnanie?
To było jak samobójstwo: kradzież towaru i transakcji, nad którą pieczę sprawował
Dudley S.
Meeks podniósł pistolet; Smith wystrzelił pierwszy.
Meeks umarł, myśląc, że motel El Serrano wyglądał zupełnie jak Alamo.

KRWAWE ŚWIĘTA

Bud White w nieoznakowanym policyjnym wozie obserwował, jak na choince


stojącej przed ratuszem migoce „1951". Tylne siedzenie było zawalone alkoholem na
imprezę na komendzie – efekt naciągania sklepikarzy przez cały dzień. Na rozkaz
Parkera, żonaci mężczyźni mieli wolne w Wigilię i Boże Narodzenie. Na służbie byli
tylko kawalerowie, z czego grupę detektywów wysłano do ściągnięcia włóczęgów. Szef
chciał spacyfikować miejscowych obwiesiów, by nie zepsuli przyjęcia burmistrza
Bowrona dla pokrzywdzonych dzieci, zjadając wszystkie ciastka. Do tego jeszcze w
poprzednie Boże Narodzenie jakiś porąbany Murzyn wyciągnął fiuta, odlał się do
dzbanka lemoniady dla dzieciaków z sierocińca, a pani Bowron zaproponował:
„Zabaw się ze mną, suko". I tak swoje pierwsze święta jako szef Wydziału Policji Los
Angeles William H. Parker spędził, transportując żonę burmistrza na pogotowie, by
podano jej coś na uspokojenie. Dlatego w tym roku był już mądrzejszy i wystawił jego,
Buda.
Tylne siedzenie pęczniało od alkoholu, a i on sam nie był zupełnie trzeźwy.
Dyżurny policjant Ed Exley był sztywniakiem i mógł się wkurzyć, widząc stu gliniarzy
zalewających się na komendzie. A Johnny Stompanato spóźniał się już dwadzieścia
minut.
Bud włączył radio. Z szumów wyłaniały się informacje: kradzież w sklepie, napad
na monopolowy w Chinatown. Drzwi od strony pasażera otworzyły się i Johnny
Stompanato wślizgnął się do środka.
Bud włączył górne światło. Stompanato rzucił: – Wesołych Świąt. A gdzie jest
Stensland? Mam coś dla was obu.
Bud zmierzył go wzrokiem. Ten ochroniarz Mickeya Cohena od miesiąca miał
wolne – Mickey dostał wyrok za uchybienia podatkowe, więzienie federalne, trzy do
siedmiu na McNeil Island. A Johnny Stomp wrócił do usług manicure świadczonych
po domach i prasowania tylko własnych spodni.
– Dla ciebie to sierżant Stensland. On ma w kieszeni nie tylko obwiesiów, ale i tych,
co płacą za swoje bezpieczeństwo.
– Nie chrzań. Wolę styl Dicka. Wiesz o tym, Wendell.
Słodki był ten Johnny: śniada skóra, kręcone włosy gładko zaczesane do tyłu. Bud
słyszał, że był obdarzony przez naturę jak koń, ale i tak jeszcze wypychał sobie
spodnie.
– Mów, co masz.
– Dick ma w sobie więcej uroku, niż ty, policjancie White.
– A ty masz coś, co mnie podjara, czy chcesz tylko pogadać?
– Mnie to jara Lana Turner, a ciebie kolesie bijący żony. Poza tym słyszałem, że
jesteś naprawdę słodki dla pań i niezbyt wybredny, jeśli chodzi o wygląd...
Bud ścisnął kostki dłoni i wypalił: – A ty pieprzysz się z ludźmi za szmal, a cała
kasa, którą Mickey daje na cele charytatywne, i tak nie robi z niego nikogo więcej
ponad handlarza herą i alfonsa. Więc to, że nie cackam się z bijącymi żony, nie
znaczy, że zatrzymałem się na twoim poziomie. Kapujesz, zasrańcu?
Stompanato uśmiechnął się nerwowo, Bud wyjrzał za okno. Mikołaj z Armii
Zbawienia wysypał akurat na rękę monety z puszki przed sobą, patrząc błagalnie na
sklep monopolowy po drugiej stronie ulicy. Stomp odezwał się po chwili: – Słuchaj, ty
chcesz informacji, a ja potrzebuję kasy. Mickey i Davey Goldman odsiadują swoje, a
Mo Jahelka trzyma pieczę nad interesami pod ich nieobecność. Mo sam kiepsko
przędzie i nie ma dla mnie roboty. Jack Whalen nie wynająłby mnie, nawet gdybym
mu zapłacił, a do tego koperta od Mickeya też nie dotarła.
– Naprawdę? Przecież słyszałem, że Mickey odzyskał ten towar, który stracił w
transakcji z Jackiem D...
Stompanato potrząsnął głową. – Źle słyszałeś. Mickey dorwał złodzieja, ale towaru
nigdzie nie ma i ktoś zniknął ze stu pięćdziesięcioma kawałkami Mickeya. Tak,
policjancie White, ja naprawdę potrzebuję szmalu. Więc jeśli ty wyszarpiesz coś z
funduszu na informatorów, ja zapewnię ci super aresztowania.
– A może zacznij działać legalnie, Johnny. Jak każdy biały człowiek, jak ja i Dick
Stensland...
Stomp parsknął lekko: – Mam zwykłego złodziejaszka za dwadzieścia albo złodzieja
sklepowego, który bije żonę za trzydzieści. I radzę ci się pospieszyć, bo po drodze
widziałem tego faceta u Ohrbach'sa.
Bud wyjął dwudziestkę i dziesiątkę; Stompanato zagarnął je, mówiąc: – Ralphie
Kinnard. Gruby blondyn koło czterdziestki. Nosi zamszową marynarkę i szare,
flanelowe spodnie. Bije żonę i sprzedaje ją, by pokryć swoje pokerowe długi.
Bud zapisał to. Stompanato rzucił jeszcze: – To Wesołych Świąt, Wendell.
Wtedy Bud chwycił go nagle za krawat i szarpnął, Stomp uderzył głową w deskę
rozdzielczą.
– Szczęśliwego Nowego Roku, bydlaku.

Ohrbach's był zatłoczony – kupujący kłębili się wokół lad i wieszaków z ubraniami.
Bud, rozpychając się łokciami, dotarł na trzecie piętro, ulubione miejsce złodziei
sklepowych: biżuteria, markowe alkohole. Lady zasłane były zegarkami; kolejka do
kasy na trzydzieści osób.
Bud szukał blondynów, potrącany przez opiekunki domowe z dziećmi. Nagle błysk
– jasnowłosy facet w zamszowej marynarce znikający w męskiej ubikacji.
Bud przepchał się przez tłum i wszedł do środka. Dwóch obwiesiów stało przy
pisuarach; szare, flanelowe spodnie opadły na podłogę w kabinie. Bud przykucnął,
zajrzał do środka – bingo – ręce pieściły biżuterię. Tamci zaciągnęli zamki i wyszli;
Bud zastukał w drzwi kabiny.
– No, wychodź, święty Mikołaj do ciebie.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, wystrzeliła pięść. Bud dostał prosto między oczy,
uderzył o zlew, przewrócił się. Spinki do mankietów przy twarzy zlały mu się w jedno
z uciekającym Kinnardem. Otrząsnął się i już po chwili zaczął go gonić.
Drzwi, klienci blokujący drogę, Kinnard wymykający się przez boczne wyjście. Bud
był za nim – wybiegł na zewnątrz, w dół po schodach przeciwpożarowych. Parking był
czysty: żadnych ruszających pędem samochodów, ani śladu Ralphiego. Bud podbiegł
do wozu i włączył radio:
– 4A31 do centrali, z pytaniem.
Chwila ciszy, a potem: – Słucham, 4A31.
– Ostatni znany adres. Biały mężczyzna, imię Ralph, nazwisko Kinnard. Wydaje mi
się, że KINNARD. Możesz szybko?
Głos przyjął; Bud zaczął stukać: bambambambambam. Radio zatrzeszczało:
– 4A31, jesteś tam?
– Jestem.
– Mamy Kinnarda, Ralph Thomas, biały, data urodzenia...
– Tylko cholerny adres, mówiłem ci przecież...
Mężczyzna wydał jakby odgłos pierdnięcia: – To masz i wsadź go sobie do skarpety
pod choinkę, dupku. Evergreen 1486 i mam nadzieję, że...
Bud szybko ruszył, skierował się w kierunku City Terrace. Jechał siedemdziesiątką,
cały czas trąbiąc, Evergreen miał w równe pięć minut. Numery 1200, 1300 zostały
szybko w tyle i te od 1400 – domy z prefabrykatów przeważnie dla weteranów – już
były w polu jego widzenia. Zaparkował, podszedł do tabliczki z 1486 – ozdobiony
sztukaterią budynek z neonowymi saniami Mikołaja na dachu. W środku światło się
paliło; przedwojenny ford na podjeździe. A za oknem ze szlifowanego szkła Ralphie
Kinnard krzyczał na kobietę w szlafroku. Kobietę o nalanej twarzy, koło trzydziestu
pięciu lat. Odsunęła się od Kinnarda, jej szlafrok rozchylił się na boki. Piersi miała
posiniaczone, żebra poobijane.
Bud zawrócił po kajdanki, zobaczył migoczące światełko swojego radia i rzucił:
– 4A31 zgłasza się.
– Tu centrala, 4A31. Napaść na policjanta. Dwóch funkcjonariuszy zaatakowanych
przed tawerną na Riverside 1990, sześciu podejrzanych na wolności. Zidentyfikowano
ich na podstawie tablic rejestracyjnych i inne radiowozy zostały już powiadomione.
Buda przeszył dreszcz. – Źle z naszymi?
– Tak. Jedź na 53 Avenue 5314, Lincoln Heights. Zaaresztuj Dinardo, DINARDO,
Sanchez, wiek dwadzieścia jeden, Meksykanin.
– Przyjąłem, a ty wyślij radiowóz na Evergreen 1486. Aresztowany biały
mężczyzna. Mnie tam już nie będzie, ale jego zastaną. Powiedz im, że napiszę raport.
– Spiszą go na komisariacie w Hollenback.
Bud rozłączył się i wyjął kajdanki. Ruszył z powrotem do domu i do skrzynki z
prądem – kręcił wyłącznikami, aż zgasły światła. Sanie Mikołaja dalej błyszczały, więc
Bud złapał za kabel i szarpnął. Ozdoba spadła na ziemię, renifer wręcz eksplodował.
Kinnard wybiegł, potknął się o wystawioną nogę. Wtedy Bud założył mu kajdanki i
walnął jego twarzą w chodnik. Ralphie jęknął, dławiąc się żwirem, a Bud wygłosił
swoją standardową mowę do bijących żony:
– Wyjdziesz za półtora roku i będę wiedział kiedy. Dowiem się, kto jest twoim
opiekunem na zwolnieniu warunkowym, zaprzyjaźnię się z nim i potem przyjdę się z
tobą przywitać. A jak ją jeszcze raz dotkniesz, to postaram się, byś trafił do pierdla
oskarżony o zgwałcenie dziecka. Wiesz, co robią z gwałcicielami dzieci w Quentin?
Co? Dotarło?
Światła zapaliły się – żona Kinnarda grzebała w skrzynce z korkami.
– Czy mogę iść do swojej matki? – spytała.
Bud wypróżnił kieszenie Ralphiego – kluczyki, zwitek banknotów.
– Niech pani weźmie samochód i doprowadzi się do porządku.
Kinnard pluł zębami. Pani Kinnard wzięła od Buda kluczyki i dziesiątkę.
– Wesołych Świąt... – rzucił jej jeszcze Bud.
Przesłała mu pocałunek i wycofała samochód, koła przejechały po migoczącym
reniferze.

Na 53 Avenue dotarł bez sygnału. Czarnobiały radiowóz wyprzedził go i teraz


dwóch niebieskich i Dick Stensland stali razem. Bud przycisnął klakson, podszedł
Stensland. – Co tu się dzieje?
Stensland wskazał na ruderę.
– Tam jest na pewno jeden z tych poszukiwanych facetów, a może nawet jest ich
więcej. Razem było chyba czterech meksyków i dwóch białych. Postrzelili naszych,
Brownella i Helenowskiego. Brownell może mieć uszkodzony mózg, a Helenowski
może nawet stracił oko.
– Dużo tych „może".
Od Stensa czuć było gumę do żucia i gin. – Czepiasz się?
Bud wysiadł z samochodu. – Nie czepiam się. Ilu aresztowano?
– Nikogo. Pierwszych aresztujemy my.
– W takim razie powiedz niebieskim, żeby się nie ruszali.
Stens pokręcił głową. – To kumple Brownella. Chcą mieć udział.
– Nie, to nasza sprawa. Zapuszkujemy ich, spiszemy raport i jak się zmieni
dyżurny, poszalejemy na całego. Mam trzy skrzynki whisky.
– Ale Exley jest jeszcze na służbie. On puszcza farbę i mogę się założyć, że nie
spodoba mu się to picie.
– Tylko że Frieling jest jego szefem, a on jest takim samym pieprzonym
moczymordą jak ty. Więc nie martw się o Exleya. A ja muszę jeszcze przedtem napisać
swój raport, więc może się pospieszymy...
Stens roześmiał się. – Kolejna napaść na kobietę? Co masz: sześć dwa trzy, punkt
pierwszy kalifornijskiego kodeksu karnego, tak? Czyli wychodzi na to, że ja jestem
pieprzonym moczymordą, a ty pieprzonym aniołem.
– No i teraz jesteś tu najwyższy stopniem. Więc jak?
Stens zmrużył oczy; Bud ruszył do werandy, z wyciągniętym pistoletem. W domu
było ciemno, zaciągnięto zasłony; do uszu Buda dobiegła z radia reklama chevroleta.
Dick kopniakiem otworzył drzwi.
Najpierw były krzyki, potem Meksykanin i Meksykanka rzucili się do ucieczki.
Stens już mierzył do ich głów, ale Bud powstrzymał go od strzału. Minęli przedpokój,
Bud pierwszy, zdyszany Stens za nim, zahaczając o meble. W kuchni kolejne meksyki
zastygli koło okna. Podnieśli ręce: brzydki młody Latynos i ładna dziewczyna, może w
szóstym miesiącu ciąży.
Chłopiec przylgnął do ściany – profesjonalnie rozstawił ręce i nogi, żeby dać się
zrewidować. Bud przeszukał go: dowód na nazwisko Dinardo Sanchez, same śmieci.
Dziewczyna beczała; syreny wyły na zewnątrz. Bud okręcił Sancheza i kopnął go
prosto w jaja.
– Za naszych, Pancho. I wiedz, że ci się upiekło.
Stens trzymał dziewczynę. Ale Bud rzucił: – Znikaj stąd, skarbie. Nim mój
przyjaciel sprawdzi twoją zieloną kartę.
„Zielona karta" wystraszyła ją: – Madre mia! Madre mia!
Stens zaciągnął ją do drzwi, Sanchez jęczał. Bud zauważył, że niebiescy kłębią się
na podjeździe.
– Pozwolimy im wziąć Pancho... – Stens z trudem łapał oddech. – Należy się
kumplom Brownella.
A gdy weszło dwóch młodych policjantów, Bud wyprowadził meksyka i nakazał: –
Załóżcie mu obrączki i zamknijcie. Za napaść na policjanta i utrudnianie
aresztowania.
Niebiescy wyciągnęli Sancheza na dwór.
– Ech, te twoje kobiety – rzucił Stens. – A kto po nich znajdzie u ciebie ochronę?
Dzieci i psy?
Bud przypomniał sobie żonę Ralphiego – całą posiniaczoną na Boże Narodzenie.
– Już nad tym pracuję – odparł. – No wystarczy, teraz weźmy się lepiej za butelki.
Bądź grzeczny, to dam ci nawet jedną całą...

Preston Exley szarpnął za kotarę. Wśród jego gości rozległy się same zachwyty;
urzędnik miejski zaczął klaskać, oblewając przy tej okazji jakąś damę grzanym piwem
z jajkiem.
Dla Eda Exleya nie była to typowa policyjna Wigilia. Spojrzał na zegarek, 8: 46,
musi wytrzymać do północy.
Preston Exley wskazał na makietę. Zajmowała połowę sali: park rozrywki
wypełniony górami z papieru, statkami kosmicznymi, miasteczkami z Dzikiego
Zachodu. Postacie z kreskówek przy bramie: Myszka Moochie, Wiewiórka Scooter,
Kaczor Danny – dzieci Raymonda Dieterlinga znane z mnóstwa filmów
animowanych.
– Panie i panowie, prezentujemy wam Park Spełnionych Marzeń. Zbuduje go firma
Exley Construction w Pomonie w Kalifornii, a otwarty zostanie w kwietniu 1953 roku.
Będzie to najwspanialszy park rozrywki w historii, mały wszechświat, gdzie dzieci w
każdym wieku będą mogły doświadczać dobrej woli i oddawać się zabawom, co
marzyło się Raymondowi Dieterlingowi, ojcu współczesnych kreskówek. W Parku
Spełnionych Marzeń znajdą się wszystkie jego ulubione postacie i będzie to oaza dla
młodych, ale i tych starszych młodych duchem.
Ed wpatrywał się w ojca: zachowywał się, jakby miał czterdzieści pięć, a nie
pięćdziesiąt siedem lat, był gliną z długiej linii gliniarzy z posiadłości w Hancock Park,
na jego skinienie politycy byli skłonni zrezygnować z Wigilii.
Aplauz pośród gości przerwał mu rozmyślania.
Preston wskazał na pokrytą czapą śnieżną górę: – Oto Góra Paula, panie i panowie.
Dokładna makieta góry w Sierra Nevada. A Góra Paula to ekscytujące zjazdy na
toboganach, ze stacją narciarską, gdzie Moochie, Scooter i Danny będą odgrywać
różne scenki dla całej rodziny. A któż to ten Paul, zapytacie? Paul był synem
Raymonda Dieterlinga, który jako nastolatek zginął tragicznie w 1936 roku. Podczas
wycieczki pochłonęła go lawina. Z tej tragedii wzięła się nasza afirmacja niewinności.
A każde pięć centów z każdego dolara wydanego na Górze Paula zasili konto Fundacji
na Rzecz Dzieci Chorych na Polio.
Znowu szalony aplauz. Preston skinął na Timmy'ego Valburna, aktora grającego
Myszkę Moochie – ciągle podgryzającą ser swymi dużymi, wystającymi zębami, a
Valburn szturchnął mężczyznę obok; ten odwzajemnił się tym samym.
Art De Spain zauważył na sobie wzrok Eda, gdy Valburn zaczął swój stary tekst o
Moochie. Ed pokierował De Spaina do holu.
– To prawdziwa niespodzianka, Art...
– Dieterling ogłasza to w Godzinie Marzeń. Ojciec ci nie mówił?
– Nie, i nie wiedziałem, że zna Dieterlinga. Poznał go przy okazji sprawy
Athertona? A może Wee Willie Wennerholm był jedną z dziecięcych gwiazd
Dieterlinga?
De Spain uśmiechnął się. – Byłem wtedy ledwo podwładnym twego ojca i nie
sądzę, by ścieżki tych dwóch wielkich ludzi kiedykolwiek się skrzyżowały. Preston po
prostu zna osoby z towarzystwa. A swoją drogą, zauważyłeś tego faceta gadającego z
naszą myszą, tego jego kumpla?
Ed pokiwał głową. – Kto to jest?
Wybuch śmiechu z sali sprawił, że przeszli do gabinetu.
– To Billy Dieterling, syn Raya. Jest operatorem w tym serialu Chlubna Odznaka,
który co tydzień wychwala pod niebiosa naszą ukochaną policję przed milionami
telewidzów. Może Timmy kładzie na jego fujarę trochę sera, nim ją obciągnie...
Ed roześmiał się. – Art, jesteś, kurwa, nie do wygięcia.
De Spain umościł się w fotelu. – Eddie, powiem ci coś, jak eksglina do gliny,
mówisz „kurwa", a brzmi to jak u profesora uniwersytetu. A tak naprawdę nie jesteś
„Eddiem", tylko „Edmundem".
Ed poprawił okulary.
– Czuję, że zanosi się na wujowską radę: Na razie patroluj ulice, bo Parker taką
samą drogą doszedł do komendanta. Będziesz powoli awansował, bo brak ci
przebojowości i odpowiedniej prezencji, i tak dalej...
– Nie masz poczucia humoru. I czy nie możesz pozbyć się tych okularów? Mruż
lepiej oczy albo co. Oprócz Thada Greena nie znam żadnego gościa z FBI, który by
nosił okulary.
– Boże, jak ty tęsknisz za policją! Podejrzewam, że gdybyś mógł zamienić Exley
Construction i te pięćdziesiąt patyków co miesiąc na etat początkującego gliniarza w
policji LA, to byś to zrobił.
De Spain zapalił cygaro. – Tylko pod warunkiem, że twój ojciec by się do mnie
przyłączył.
– Tak po prostu?
– Tak po prostu. Byłem podwładnym inspektora Prestona i ciągle jestem
człowiekiem numer dwa. Na równi z nim czułbym się lepiej.
– Gdybyś nie znał się na drzewie, Exley Construction w ogóle by nie istniało.
– Dzięki. I naprawdę pozbądź się tych okularów, bo... – urwał.
Ed podniósł zdjęcie w ramce: jego brat Thomas w mundurze – sfotografowany na
dzień przed śmiercią. Potem dokończył za De Spaina: – Bo gdybyś był nowicjuszem,
ukarałbym cię za niesubordynację.
– Ty też byś tak robił. A które miejsce zająłeś w egzaminie na porucznika?
– Pierwsze na dwudziestu trzech zdających. Byłem osiem lat młodszy od innych,
najkrótszy staż w stopniu sierżanta i najkrócej w Wydziale.
– I teraz chcesz pracować w Biurze Detektywów.
– Tak. – Ed odłożył zdjęcie.
– W takim razie musisz przygotować się na to, że minie pewnie rok, nim cię
przyjmą. I musisz wiedzieć, że zaczniesz od patrolowania ulic i że przeniesienie do
Biura zajmie trochę czasu, i sporo trzeba będzie włazić innym w dupę. Masz
dwadzieścia dziewięć lat?
– Tak.
– To będziesz porucznikiem w wieku trzydziestu albo trzydziestu jeden. Zapomnij
o przekonaniu, że to młodzi się liczą. Ed, żarty na bok. Nie jesteś jednym z nich. Nie
jesteś typem twardziela. Nie nadajesz się do Biura. A komendant Parker swoim
przykładem ustalił precedens dla funkcjonariuszy: nie ma dróg na skróty. Zastanów
się nad tym.
– Art, ja chcę rozwiązywać sprawy – odparł Ed. – Jestem dobrze ustawiony i
dostałem Krzyż Zasługi, co niektórzy by mogli zinterpretować jako cechę twardziela.
Ja muszę mieć tę nominację do Biura.
De Spain strzepał popiół z marynarki. – Możemy rozmawiać szczerze, chłopcze?
Ed zrobił się wyraźnie nieswój. – Oczywiście.
– Cóż... jesteś dobry, a z czasem mógłbyś być naprawdę dobry. I ani przez moment
nie wątpiłem w twoje umiejętności bojowe. Ale twój ojciec był bezwzględny i dawał się
lubić. A ty nie, więc...
Ed zacisnął ręce w pięści.
– Więc, wuju Arthurze? Jak glina, który opuścił wydział dla pieniędzy, do gliny,
który by nigdy tego nie zrobił, jaka jest twoja rada?
De Spain wzdrygnął się. – No więc bądź pochlebcą i przyssaj się do właściwych
ludzi. Całuj tyłek Williama H. Parkera i módl się, byś był we właściwym miejscu we
właściwym czasie.
– Jak ty i mój ojciec?
– Dokładnie tak, mój chłopcze.
Ed spojrzał na swój niebieski mundur, wiszący na wieszaku. Pognieciony, z jedną
naszywką sierżanta.
– Awans jest już blisko, Eddie – powiedział De Spain. – Lepiej stulić uszy. Nie
rozmawiałbym z tobą, gdybyś był mi obojętny.
– Wiem.
– A ty wolisz robić za bohatera wojennego...
– Są Święta. – Ed zmienił temat. – Pomyślałeś o Thomasie?
– Cały czas myślę, że mogłem mu coś powiedzieć. Nawet nie otworzył wtedy
kabury.
– Skąd mógł wiedzieć, że torebkowy złodziej będzie miał pistolet?
De Spain zgasił cygaro. – Thomas był nierozsądny. Nie chciał mi mówić o różnych
rzeczach. Dlatego właśnie ciągle kusi mnie, by tobie prawić kazania...
– On nie żyje już od ponad dwunastu lat, a ja zrobię większą karierę w policji niż
on.
– Już zapominam, że to mówiłeś.
– Nie, zapamiętaj to. Przypomnij sobie, kiedy będę już w Biurze. I pamiętaj, kiedy
ojciec będzie wznosił toast za Thomasa i matkę, tylko nie rób się ckliwy. To mu potem
nie daje spokoju przez długie dni.
De Spain wstał, rumieniąc się, bo wszedł akurat Preston Exley z kieliszkami i
butelką.
– Wesołych Świąt, ojcze – powiedział Ed. – I gratulacje.
Preston napełnił kieliszki. – Dziękuję. Exley Construction ukoronuje prace nad
autostradą Arroyo Seco zbudowaniem królestwa dla gryzonia, a ja już nigdy nie zjem
ani kawałka sera. Wypijmy, panowie. Za wiekuisty odpoczynek mojego syna Thomasa
i żony Marguerite, i za nas trzech.
Wychylili do dna i De Spain zajął się powtórzeniem kolejki. A wtedy Ed wzniósł
ulubiony toast ojca: – Za wyjaśnienie przestępstw, które wymagają absolutnej
sprawiedliwości.
Po kolejnych trzech kieliszkach Ed rzucił: – Ojcze, nie wiedziałem, że znasz
Raymonda Dieterlinga...
Preston uśmiechnął się. – Na gruncie zawodowym znam go od lat. To na życzenie
Raymonda Art i ja utrzymywaliśmy kontrakt w tajemnicy. Chce go ogłosić w tym
swoim infantylnym programie telewizyjnym.
– Poznałeś go przy okazji sprawy Athertona?
– Nie, i oczywiście wtedy nie miałem firmy budowlanej. Arthur, masz jakiś pomysł
na toast?
De Spain lubił krótkie: – Za nominację do Biura dla naszego porucznika in spe!
Po chwilowym wybuchu radości Preston powiedział: – Joan Morrow pytała o twoje
życie uczuciowe, Edmund. Wydaje mi się, że jest zdruzgotana...
– A widzisz kobietę z towarzystwa w roli żony gliniarza?
– Nie, ale mógłbym sobie wyobrazić jej małżeństwo z policjantem wysokiej rangi.
– Szefem Biura Detektywów?
– Nie, myślałem raczej o szefie Wydziału Patroli.
– Wiem, ojcze, że to Thomas miał być szefem detektywów, ale on nie żyje. Nie
odmawiaj mi tej szansy, nie każ żyć twymi starymi marzeniami.
Preston wlepił wzrok w syna. – Przyjąłem to do wiadomości i pochwalam twoje
wybijanie się. Masz rację, takie były moje pierwotne marzenia. Ale prawdą jest, że nie
wydaje mi się, byś ty miał wyczucie ludzkich słabości, co czyni człowieka dobrym
detektywem.
A brat miał – ten matematyczny mózg zbzikowany na punkcie ładnych dziewczyn...
– A Thomas miał?
– Tak.
– Ojcze, ja bym zastrzelił tego złodzieja torebek w momencie, w którym sięgnął do
kieszeni.
– Do diabła! – wtrącił się De Spain.
Preston go uciszył:
– Nie denerwuj się. Edmundzie, kilka pytań, nim wrócę do gości. Pierwsze, czy
podrzuciłbyś obciążający dowód podejrzanemu, o którym byś wiedział, że jest winny,
po to, by na pewno został skazany?
– Musiałbym...
– Odpowiedz tak albo nie.
– Ja... Nie.
– A czy strzeliłbyś w plecy zatwardziałym, uzbrojonym rabusiom, by wyeliminować
możliwość, że udałoby im się potem wykorzystać wady systemu prawnego i ujść
bezkarnie?
– Ja...
– Tak albo nie, Edmundzie.
– Nie.
– A byłbyś skłonny siłą wymusić zeznania z podejrzanych, o których byś wiedział,
że są winni?
– Nie.
– A pomanipulować dowodami z miejsca zbrodni tak, by pójść na rękę
prokuratorowi?
– Nie.
Preston westchnął, mówiąc: – W taki razie, na miłość boską, nadal zajmuj się
zadaniami, w których nie musisz podejmować takich wyborów. Wykorzystaj
nieprzeciętną inteligencję, którą Pan cię obdarzył.
Ed spojrzał na swój mundur. – Zrobię użytek z tej inteligencji jako detektyw.
Preston uśmiechnął się. – Detektyw czy nie, z pewnością nie brak ci uporu, którym
Thomas nie grzeszył. Będziesz wybijającym się funkcjonariuszem, mój bohaterze
wojenny.
Nagle zadzwonił telefon, De Spain podniósł słuchawkę. Ed pomyślał o japońskich
okopach i nie mógł spojrzeć Prestonowi prosto w oczy.
– To porucznik Frieling z komendy – powiedział De Spain. – Mówi, że więzienie
jest prawie pełne i że wczesnym wieczorem był napad na dwóch funkcjonariuszy.
Dwóch podejrzanych jest w areszcie, a czterech pozostałych jeszcze na wolności.
Mówił, żebyś się tam zjawił.
Ed odwrócił się do ojca. Preston stał już przy końcu korytarza i wymieniał dowcipy
z burmistrzem Bowronem, którego głowa przystrojona była czapeczką z Myszką
Moochie.

Na korkowej planszy były wycinki: „Antyheroinowy krzyżowiec ranny w


strzelaninie"; „Robert Mitchum przyłapany podczas policyjnego nalotu na mieszkanie
handlarza narkotyków". A oprawione w ramki leżały na biurku artykuły z Cicho Sza!:
„Ćpuny drżą, kiedy bezwzględni policjanci do walki z narkotykami wkraczają do
akcji";
„Aktorzy potwierdzają: serial Chlubna Odznaka jest realistyczny dzięki
wyśmienitemu doradcy technicznemu". W tekście o Odznace było zdjęcie: sierżant
Jack Vincennes z gwiazdą serialu, Brettem Chasem.
Artykuł nie zajmował się brudami, skrzętnie chowanymi w prywatnej kartotece
wydawcy, że Brett Chase to pedofil z trzema zatuszowanymi oskarżeniami o sodomię.
Jack Vincennes rozejrzał się po Sali Narkotyków – było cicho i ciemno, światło
paliło się tylko w jego boksie. Brakowało dziesięć minut do północy; obiecał
Dudleyowi Smithowi, że przepisze na maszynie zwięzły raport dla Wywiadu; obiecał
też porucznikowi Frielingowi skrzynkę alkoholu na imprezę w komendzie – to Sid
Hudgens z Cicho Sza! miał przyjść z rumem, ale nie zjawił się. A raport dla Dudleya
spadł na niego, bo pisał sto znaków na minutę, i ta przysługa miała zostać
odwzajemniona jutro lunchem z Dudem i Ellisem Loewem w Pacific Dining Car. Ta
robota nad linią oskarżenia odwalana była po to, by przypodobać się prokuraturze
okręgowej.
Jack zapalił papierosa i zaczął czytać.
Raport miał jedenaście stron, był bardzo elokwentny, bardzo w stylu Dudleya. A
dotyczył działalności mafii w LA w czasie pobytu Mickeya Cohena w pudle. Jack
zaczął przepisywać tekst na maszynie.
Cohen był w więzieniu federalnym na McNeil Island: trzy do siedmiu lat, za
unikanie płacenia podatku dochodowego. Davey Goldman, ekspert finansowy
Mickeya, też tam był: trzy do siedmiu, za sześciokrotną defraudację podatku
federalnego. Smith przewidywał, że może dojść do zatargu między wysłannikiem
Cohena, Morrisem Jahelką, a Jackiem „Mocarzem" Whalenem; skoro najważniejszy
boss mafijny, Jack Dragna, został deportowany, tych dwóch mężczyzn wydawało się
najbardziej prawdopodobnymi kandydatami do przejęcia kontroli nad udzielaniem
pożyczek na wysoki kredyt, prostytucją, bukmacherami i nielegalnymi zakładami na
wyścigach. Zdaniem Smitha, Jahelka był zbyt cienki, by wymagać nadzoru
policyjnego; wydaje się też, że John Stompanato i Abe Teitlebaum, przyboczni
twardziele Cohena, przestali wchodzić w konflikty z prawem. A Lee Vachss, płatny
morderca zatrudniony przez Cohena, przeszedł do branży religijnej – sprzedawał
specyfiki gwarantujące wywołanie doświadczeń mistycznych.
Jack pisał bez przerwy. Wnioski Duda, jego zdaniem, przybrały zły tor: Johnny
Stomp i Kikey Teitlebaum byli skrzywieni – nie byliby w stanie żyć w zgodzie z
prawem. Wkręcił do maszyny nową kartkę.
Kolejny temat: rozejmowe spotkanie Cohen - Dragna w lutym 1950 roku –
rzekomo skradziono dwadzieścia pięć funtów heroiny i sto pięćdziesiąt tysięcy. Do
Jacka też dotarły różne plotki, że eksglina Buzz Meeks wyrolował ich podczas
spotkania, uciekł i został zastrzelony koło San Bernardino – wykończyli go na spółkę
zbiry Cohena i przekupieni policjanci LA. Mickey zawarł taki układ, bo Meeks puścił
go z torbami i przeleciał jego kobietę. Gagatka rzekomo długo nie udawało się
namierzyć. Teoria Dudleya: Meeks zakopał w nieznanym miejscu pieniądze i towar i
został później zabity przez „osobę bądź osoby nieznane" – prawdopodobnie przez
żołnierza Cohena. Jack uśmiechnął się: jeśli policja z LA miała coś wspólnego z
zabójstwem Meeksa, Dud nigdy nie wskazałby na Wydział – nawet w raporcie do
użytku wewnątrz policji.
Następne wnioski Smitha: pod nieobecność Mickeya C, działalność mafii uległa
uśpieniu; Wydział Policji LA powinien mieć oczy otwarte na nowe twarze interesujące
się przejęciem starych zysków Cohena; miejsca, gdzie szerzyła się prostytucja, nie
podlegały już jurysdykcji policji miejskiej, a interes miał błogosławieństwo Biura
Szeryfa.
Jack wystukał na ostatniej stronie: „Z poważaniem, porucznik D. L. Smith", gdy
zadzwonił telefon.
– Narkotyki, Vincennes.
– To ja. Jesteś głodny?
Jack udał wkurzonego – o tyle to było łatwe, że Hudgens nie mógł się bronić. – Sid,
spóźniasz się. Impreza już się zaczęła.
– Mam coś więcej niż wódę, mam dla ciebie propozycję zarobienia kasy.
– Mów.
– Słuchaj uważnie: Tammy Reynolds, jedna z gwiazd Żniwa nadziei, który wchodzi
na ekrany jutro. Taki gościu, którego znam, właśnie sprzedał jej trochę trawy. To
idealny pretekst, by ją aresztować. Akurat odlatuje sobie w najlepsze przy Maravilla
2245, Hollywood Hills. Ty ją aresztujesz, a ja opisuję to w następnym wydaniu.
Dlatego, że jest Boże Narodzenie, pozwolę rzucić okiem na moje notatki Morty'emu
Bendishowi z Mirror, więc i ty pojawisz się też w dziennikach. Plus pięćdziesiątka i
rum dla ciebie. Czy ja nie jestem pieprzonym świętym Mikołajem?
– A zdjęcia?
– Do bólu. Załóż niebieską bluzę, pasuje ci do oczu.
– Za stówę, Sid. Potrzebuję dwóch funkcjonariuszy po dwadzieścia na twarz i
dychę dla strażnika w komisariacie w Hollywood. I ty wszystko przygotowujesz.
– Jack, jest przecież Boże Narodzenie!
– Nie, jest wykroczenie polegające na posiadaniu marihuany.
– Cholera jasna. Za pół godziny?
– Dwadzieścia pięć minut.
– Będę tam, ty pieprzony zdzierco.
Jack odłożył słuchawkę, zrobił znak X na kalendarzu. Kolejny dzień bez alkoholu,
bez dragów – minęły już cztery lata i dwa miesiące.
Scena była już gotowa – ulica Maravilla zablokowana, dwóch w niebieskich
mundurach koło packarda Sida Hudgensa, ich radiowóz na chodniku. Na ulicy było
ciemno i cicho; Sid ustawił już sangan. Mieli widok na Boulevard – włącznie z
chińskim sklepem Graumana – idealne miejsce na dobre ujęcie wstępne. Jack
zaparkował i podszedł do nich.
Sid przywitał go pieniędzmi. – Siedzi w ciemności i chyba cały czas gapi się na
choinkę. Drzwi wyglądają na słabe.
Jack wyciągnął swoją.38–kę.
– Każ chłopcom schować alkohol do mojego bagażnika. Chcesz mieć Graumana w
tle?
– To mi się podoba! Jackie, jesteś najlepszy na całym Zachodzie!
Jack zmierzył go wzrokiem: chudy jak strach na wróble, w wieku między
trzydziestką piątką a pięćdziesiątką, facet, który o każdym wie coś kompromitującego.
Albo wiedział o jego 24 października 47 roku, albo nie; jeśli wiedział, to ich układ jest
na całe życie.
– Sid, kiedy ją wyprowadzę przed drzwi, nie chcę tych cholernych reflektorów w
oczy. Powiedz to swojemu fotografowi.
– Uważaj to za załatwione.
– Dobrze, no to odliczaj od dwudziestki.
Hudgens zaczął odliczać; Jack podszedł do drzwi i kopnął w nie. Rozbłysły
reflektory, w salonie zrobiło się jasno: choinka, dwoje obejmujących się ludzi w
majtkach. Jack krzyknął: „Policja!", kochankowie zamarli; światło przeszło na pękatą
torbę trawy na kanapie.
Dziewczyna zaczęła płakać, chłopak sięgnął po spodnie. Jack położył nogę na jego
piersi, dodając: – Ręce, powoli.
Chłopak złączył ręce w nadgarstkach. Jack jedną ręką skuł go kajdankami. Wpadli
niebiescy i zebrali dowody, Jack skojarzył twarz chłopaka z jego nazwiskiem: Rock
Rockwell.
Dziewczyna chciała uciec. Jack chwycił ją. Dwoje podejrzanych trzymanych za kark
– za drzwi i po schodach w dół.
– Teraz Grauman, dopóki mamy światło! – wrzasnął Hudgens.
Jack ustawił ich odpowiednio: ładni, półnadzy, młodzi ludzie w majtkach.
Zabłysnęły flesze; Hudgens krzyknął: – Cięcie! Zbierać manatki!
Niebiescy przejęli inicjatywę: Rockwell i dziewczyna podeszli z płaczem do
radiowozu. Zapaliły się światła w oknach; ciekawscy otworzyli drzwi. Jack wszedł z
powrotem do domu. Marihuanowa mgiełka – nawet po czterech latach to gówno
jeszcze przyjemnie mu pachniało.
Hudgens otwierał szuflady, wyciągał wibratory, psie obroże ze szpikulcami. Jack
znalazł telefon, sprawdził w książce adresowej, czy znajdzie jakichś dilerów – nic.
Wypadła tylko wizytówka: „FleurdeLis. Dwadzieścia cztery godziny na dobę –
czegokolwiek zapragniesz". Sid zaczął coś mruczeć. Jack odłożył wizytówkę na
miejsce.
– Posłuchajmy, jak to brzmi.
Hudgens odchrząknął i zaczął: – Jest ranek Bożego Narodzenia w Mieście Aniołów
i podczas kiedy przyzwoici obywatele śpią snem uczciwych, ćpuny szukają marihuany
– rośliny, której korzenie tkwią w piekle. Tammy Reynolds i Rock Rockwell, gwiazdy
kina z jedną nogą w Hadesie, palą trawkę w eleganckim lokum Tammy w Hollywood,
nie wiedząc, że igrają z ogniem bez azbestowych rękawic, nie wiedząc, że przybywa
ktoś, by ugasić ten ogień. To nieokiełznany, niepowtarzalny Wielki Vi, tropiący
zbrodnie gwiazd Jack Vincennes, postrach palaczy trawki i ćpunów wszelkiej maści.
To na podstawie informacji uzyskanej od anonimowego informatora, sierżant
Vincennes, bla, bla, bla. Podoba ci się, Jackie?
– No, powiedziałbym, że bardzo subtelne.
– Nie o to tu chodzi. Mamy nakład dziewięćset tysięcy i ciągle rośnie. Chyba wcisnę
też, że dwukrotnie się rozwodziłeś, bo żony nie mogły znieść twej misji, i że twoje
nazwisko pochodzi od sierocińca w Vincennes, Indiana. Wieeelki Viiii...
W Narkotykach miał swoje przezwisko: Puszka Jack. Przylgnęło do niego, kiedy
przyskrzynił Charliego „Galernika" Parkera i wcisnął go do pojemnika na śmieci przed
Klubem Zamboanga.
– Powinieneś grać w Chlubnej Odznace. Miller Stanton to mój kumpel. Sam
widzisz, jak nauczyłem Bretta Chase'a grać gliniarza. Bo niby jestem doradcą
technicznym, coś w tym stylu.
Hudgens roześmiał się: – Brett ciągle woli małolaty?
– A coś się zmieniło i czarnuchom wolno tańczyć wszędzie?
– W żadnym wypadku. Dalej tylko na południe od Jefferson Boulevard. Dzięki za
współpracę, Jack.
– Nie ma sprawy.
– Jasne. Zawsze miło cię widzieć.
Hudgens puścił oko
Ty pieprzony karaluchu, będziesz tu puszczał oko, bo wiesz, że możesz mnie
zakapować temu cholernemu moraliście Williamowi H. Parkerowi, kiedy tylko
zechcesz – za te wymuszenia pieniędzy w czterdziestym ósmym roku. I pewnie masz
tak ustawione dokumenty, żeby samemu być czystym, a mnie dać ukrzyżować...
. A Jack zastanawiał się, czy on naprawdę ma to wszystko na papierze.
4

Impreza trwała w najlepsze w głównej sali komendy. Darmowe trunki: szkocka,


bourbon, skrzynka rumu, którą przyniósł Jack Puszka Vincennes. Działka Dicka
Stenslanda w lodówce: whisky, butelka adwokata. Gramofon wypluwający z siebie
sprośne kolędy bożonarodzeniowe: o Mikołaju i jego reniferze, co to obciągają i się
pieprzą. Na parkiecie był tłok: niebiescy z nocnej zmiany, ekipa z Centrali – wszyscy
spragnieni po całym dniu uganiania się za włóczęgami.
Bud obserwował tłum. Fred Turentine rzucał lotkami w plakaty z podobiznami
poszukiwanych; Mike Krugman i Walt Dukeshearer grali w „Nazwij tego czarnucha"
– grę polegającą na zidentyfikowaniu Murzynów ze zdjęć z policyjnej kartoteki,
dwadzieścia pięć centów za każde zdjęcie. Jack Vincennes pił wodę sodową;
porucznik Frieling leżał nieprzytomny na swoim biurku. Ed Exley starał się trochę
uciszyć ludzi, ale zrezygnował, poszedł do aresztu: wprowadzał dane więźniów,
przeglądał raporty z aresztowań.
Prawie wszyscy byli pijani albo robili co mogli, żeby się zalać. Prawie wszyscy
rozmawiali o Helenowskim i Brownellu – ci, którzy na nich napadli, byli już w
areszcie, ale dwójka ciągle na wolności.
Bud stanął przy oknie. Dobiegały go strzępy rozmów: Brownie Brownell miał
rozciętą wargę, aż do nosa, jeden z meksyków oberwał Helenowskiemu lewe ucho. A
Dick Stens podobno wziął broń i ruszył polować na meksyków. Nietrudno było mu w
to uwierzyć: widział Dicka ze spluwą na parkingu.
Hałas robił się natarczywy – Bud wyszedł na parking i oparł się o radiowóz.
Zaczęło mżyć. Zamieszanie przy drzwiach do aresztu – to Dick Stens wprowadzał
dwóch mężczyzn do środka w ferworze krzyków; Bud uważał, że Stens ma małe
szanse na przepracowanie pełnych dwudziestu lat do emerytury: z nim w roli
pilnującego, założyłby się
jeden do jednego; bez niego - nawet dwa do jednego przeciw. Z głównej sali
komendy dotarł tenor Franka Doherty'ego i płaczliwe „Silver Bells".
Bud oddalił się od muzyki – sprawiała, że przypomniała mu się jego matka. Zapalił
papierosa, ale i tak o niej myślał.
Widział jej śmierć: szesnastolatek, bez szansy, by zapobiec zabójstwu. Stary
przyszedł do domu; musiał zapamiętać ostrzeżenie syna: jeszcze raz dotkniesz mamy,
to cię zabiję. Spał z kajdankami na nadgarstkach i kostkach i na jawie widział, jak
skurwiel zakatował jego matkę na śmierć metalowym prętem. Wrzeszczał jak
opętany; został w pokoju przykuty razem z ciałem: przez tydzień, bez wody, majaczył
– patrzył, jak jego matka się rozkłada. Znalazł go pracownik szkoły zaniepokojony
jego nieobecnością; ludzie szeryfa LA znaleźli starego.
Proces, linia obrony oparta na zmniejszonej poczytalności, układ z prokuraturą i
postawienie zarzutów tylko zabójstwa drugiego stopnia. Dożywocie, a po dwunastu
latach stary dostał zwolnienie warunkowe. Jego syn – funkcjonariusz Wendell White
z policji LA – postanowił go wtedy zabić.
Stary jednak zniknął, na zwolnieniu warunkowym; szukanie w miejscach, gdzie
kiedyś zwykł bywać, nic nie dało. Ale Bud nie przestawał szukać i nie przestawał
budzić się, słysząc krzyki kobiet. Zawsze sprawdzał, o co chodzi, kiedy usłyszał jakiś
krzyk; zawsze były to tylko przytłumione hałasy. Kiedyś kopnął drzwi i w mieszkaniu
znalazł kobietę, która oparzyła się w rękę. Kiedyś trafił na parę kochających się
małżonków. Stary zniknął jak kamfora.
On awansował do Biura, został partnerem Dicka Stensa. Dick wprowadził go w
pracę, wysłuchał jego historii, powiedział, że wyrówna kiedyś rachunki. Po starym
nadal nie było ani śladu, ale grzmocenie mężów bijących żony mogło uwolnić go od
koszmarów.
Bud wybrał wspaniały pierwszy cel: domowa sprzeczka, składająca skargę kobieta
od dawna pełniła funkcję worka treningowego, a aresztowany był już wcześniej
notowany. Zboczył z drogi na komisariat, spytał gościa, czy dla odmiany chciałby tak
poszaleć z nim: bez kajdanek, jeśli wygra, odejdzie wolny. Tamten się zgodził; Bud
złamał mu nos, szczękę i kopniakiem sprawił, że pękła mu śledziona. Dick miał rację:
jego złe sny ustały. A jego reputacja najbardziej twardego gościa w policji LA rosła.
Podtrzymywał ją; nie dawał za wygraną: telefony z groźbami, jeśli skurwiele zostali
uniewinnieni, ostrzeżenia na przywitanie, gdy odsiedzieli trochę i wyszli na
zwolnienie warunkowe. Zmuszał się do tego, by nie przyjmować seksualnych
dowodów wdzięczności od pokrzywdzonych i znajdował sobie kobiety gdzie indziej.
Prowadził listę z datami procesów i zwolnień warunkowych i wysyłał skurwielom
kartki pocztowe do więzień. Wpływały skargi na jego brutalność, ale niczego mu nie
udowodniono. Dick Stens zrobił z niego przyzwoitego detektywa.
Teraz on grał rolę pielęgniarki wobec swojego nauczyciela: dbał o to, by był chociaż
na wpół trzeźwy na służbie, powstrzymywał go, kiedy chciał sobie postrzelać dla
zabawy. Nauczył się nad sobą panować; Stens miał teraz mnóstwo złych nawyków:
zadłużał się w barach, pozwalał włamywaczom uciec, jeśli dostarczyli mu
interesujących informacji.
Muzyka w środku zaczęła dziwnie brzmieć – nie, tak naprawdę nie chodziło o
muzykę. Bud usłyszał piski, krzyki z więzienia. Hałas zrobił się dwa, trzy razy
głośniejszy. Bud zobaczył ludzi pędzących z głównej sali do cel. Pomyślał: Stensowi
odbija po wódzie – chce dołożyć tym, co dołożyli glinom.
Pobiegł, z impetem wpadł w drzwi.
Zatłoczony korytarz między celami, drzwi od nich pootwierane, formujące się
kolejki. Exley krzykiem wzywający do porządku, wciskający się w tłum, ale bez
rezultatu.
Bud znalazł listę więźniów; haczyki przy „Sanchez, Dinardo", „Carbijal, Juan",
„Garcia, Ezekiel", „Chasco, Reyes", „Rice, Dennis", „Valupeyk, Clinton" – sześciu,
którzy pobili policjantów, było w areszcie.
Obwiesie w celi dla pijaków krzykami podjudzali policjantów. Stens wszedł do celi
numer cztery, machając kastetem. Willie Tristano przygwoździł Exleya do ściany;
Crum Crumley wyrwał mu klucze.
Gliniarze przechodzili z celi do celi. Elmer Lentz, opryskany krwią, uśmiechnięty.
Jack Vincennes koło pokoju strażnika – porucznik Frieling chrapiący na swoim
biurku.
Bud z impetem wpadł do środka.
Wbijając się w tłum, haczył o łokcie; tamci zobaczyli, kim jest, i zrobili przejście.
Stens wśliznął się do trójki; Bud za nim. Dick rozprawiał się z chudym meksykiem –
zakrwawiona głowa, chłopak na kolanach, zbierający zęby. Bud chwycił Stenslanda;
Meksykanin pluł krwią i wyrzucał z siebie: – Czeeść, panie White. Znaaam cię, puto.
Pobiłeś mojego przyjaciela Caldo, bo trzepał swoją puto żonę. Ona była pieprzoną
kuułwą, pendejo. Czy ty nie masz popieprzonego mózgu?
Bud puścił Stensa; meksyk pokazał mu środkowy palec. Bud kopnął go w brzuch i
podniósł za kark. Radosne okrzyki, doping, przekleństwa. Bud uderzył głową obwiesia
o sufit. Do celi gwałtownie wkroczył umundurowany na niebiesko funkcjonariusz. I
dotarł dziecięcy głos Eda Exleya: – Przestań, to jest rozkaz!
Meksyk nagle kopnął Buda w jaja – cios był powalający. Bud zatoczył się na kraty;
chłopak wygramolił się z celi, zderzył się z Vincennesem. Wyraz osłupienia jawił się w
jego oczach, krew rozmazała się na kaszmirowej bluzie. Puszka powalił meksyka
ciosem z lewej do prawej; Exley wybiegł z aresztu.
Wrzaski, krzyki, piski głośniejsze były teraz niż tysiąc syren. Stens wyjął piersiówkę
z ginem i zaczął pić. Bud zobaczył wszystkich zebranych tu ludzi skazanych na
wieczne wygnanie. Wspiął się na palce, miał przedni widok – Exley wylewający
alkohol w magazynie.
I te głosy: Wielki Bud, dołóż mu. Twarze – wykrzywione, złe. Exley ciągle
wylewający alkohol, Wielki Pan Abstynent. Bud podbiegł do drzwi i zamknął go
wewnątrz magazynu.

5
Zamknięty był w pomieszczeniu o powierzchni ośmiu stóp kwadratowych. Bez
okien, bez telefonu, bez interkomu. Półki zapełnione formularzami, szczotkami,
miotłami, zapchany zlew wypełniony wódką i rumem. Drzwi były ze stali; alkoholowa
breja śmierdziała jak wymiociny. Krzyki i odgłosy uderzeń dochodziły przez
wentylator.
Ed walnął w drzwi – żadnej odpowiedzi. Krzyknął w wentylator – poczuł gorące
powietrze na twarzy. Zobaczył siebie skrępowanego i okradzionego, faceci z Biura
doszli do wniosku, że nigdy nie odważy się sypać. Zastanawiał się, co zrobiłby jego
ojciec.
Czas wlókł się niemiłosiernie; hałasy w areszcie ustały, wybuchły znowu, ustały, i
tak w kółko. Ed walnął w drzwi – bez rezultatu. W pomieszczeniu zrobiło się gorąco;
duszący odór alkoholu unosił się w powietrzu. Ed poczuł się jak na Guadalcanal:
ukrywający się przed Japońcami, stos ciał nad nim. Jego mundur zaczął się robić
wilgotny. Jeśli przestrzeliłby zamek, kule mogłyby odbić się rykoszetem i go zabić.
Pobicie będzie musiało zostać nagłośnione: wewnętrzne dochodzenie, śledcza ława
przysięgłych. Oskarżenie o brutalność policji; kariery wezmą w łeb. Sierżant Edmund
J. Exley ukrzyżowany, bo nie potrafił utrzymać porządku. Ed podjął decyzję: musi
walczyć, używając swojej inteligencji.
Pisał po drugiej stronie oficjalnych kwestionariuszy wydziału – wersja pierwsza,
prawdziwa:
Zaczęło się od plotek: John Helenowski stracił oko. Sierżant Richard Stensland
przyjmował do aresztu Rice'a, Dennisa i Valupeyka; Clinton – to on rozpowiadał
plotki. Zajęło się od razu; porucznik Frieling, szef strażników, spał, nieprzytomny po
piciu alkoholu na służbie, co jest naruszeniem międzywydziałowego przepisu nr 4319.
Będący teraz funkcjonariuszem odpowiedzialnym za utrzymanie porządku, sierżant
E. J. Exley zauważył, że w jego biurze podmieniono klucze. Liczni uczestnicy imprezy
bożonarodzeniowej na komendzie wtargnęli do aresztu. Cele, w których przebywało
sześciu podejrzanych o napaść na policjantów, zostały otworzone przy pomocy
wcześniej zagarniętych kluczy. Sierżant Exley usiłował ponownie zamknąć cele, ale
bicie już się zaczęło i sierżant Willis Tristano wykradł mu zapasowe klucze, które miał
przy pasku. Sierżant Exley nie próbował siłą odzyskać zapasowych kluczy.
Więcej szczegółów:
Stenslandowi odbijało, policjanci bili bezbronnych więźniów. Bud White: podniósł
z ziemi za kark wijącego się z bólu mężczyznę. Sierżant Exley rozkazał White'owi, by
przestał, ale ten zignorował rozkaz; sierżant Exley poczuł ulgę, kiedy więzień się
uwolnił i w ten sposób wyeliminował konieczność dalszej konfrontacji.
Ed zamrugał oczyma i pisał dalej – 25 grudnia 1951, szczegóły pobicia w Areszcie
Centralnym. Prawdopodobne wniesienie oskarżeń przed śledczą ławę przysięgłych,
międzywydziałowe komisje procesowe – zrujnowany prestiż komendanta Parkera.
Nowa strona, uwagi dotyczące więźniów z innych cel będących świadkami zajścia
– w większości pijaków – i fakt, że praktycznie wszyscy funkcjonariusze dużo pili. Oni
byli niewiarygodnymi świadkami; on był trzeźwy, wiarygodny i podejmował próby
zapanowania nad sytuacją. On musiał taktownie wybrnąć z sytuacji; Wydział musiał
zachować twarz; wysoko postawieni będą wdzięczni temu, kto starał się uniknąć złej
prasy – kto miał dar przewidywania i rozumiał, że to się zbliża, i miał dosyć oleju w
głowie, by zaplanować strategię już przedtem.
Spisał wersję numer dwa. Dygresja na temat wersji pierwszej, rozwój wypadków
przedstawiony tak, by oskarżyć mniej funkcjonariuszy: Stenslanda, Johnny'ego
Brownella, Buda White'a i kilku innych, co to już mieli wyrobioną albo niewiele im
brakowało do emerytury – Krugmana, Tuckera, Heineke'a Huffa, Disbrowa,
Doherty'ego – starsze rybki rzucone na pożarcie prokuratorowi, jeśli gorączka
oskarżeń sięgnęłaby wysoko. Subiektywny punkt widzenia, przedstawiony tak, żeby
pasował do tego, co widzieli więźniowie z celi dla pijaków – ci, którzy napadli na
policjantów, usiłowali uciec z aresztu i uwolnić innych więźniów. Prawda trochę
skrzywiona – choć niemożliwe, by inni świadkowie nie aprobowali tej wersji. Ed
podpisał ją i przez wentylator nasłuchiwał trzeciej wersji.
Przyszła wolno. Głosy nagabywały „Stensa", by „ocknął się i obejrzał kawałek
przedstawienia". White wyszedł z aresztu, mrucząc pod nosem coś na temat
chorobliwości całej sytuacji. Krugman i Tucker wykrzykiwali wyzwiska; odpowiedzią
na nie były ciche jęki. Żadnych więcej odgłosów White'a czy Johnny'ego Brownella;
Lentz, Huff, Doherty spacerujący po korytarzu między celami. Szlochy, na okrągło
Madre mia.
Była 6:14 rano.
Ed spisał numer trzy: żadnych jęków, żadnych madre mia, oprawcy policjantów
podburzający współwięźniów. Zastanawiał się, jak jego ojciec oceniłby ten występek:
napadnięci funkcjonariusze, napastnicy pobici przez kolegów po fachu ofiar. Jak
wymierzyć absolutną sprawiedliwość?
Hałas dobiegający przez wentylator przycichł; Ed usiłował zasnąć, ale nie mógł; w
zamku zabrzęczał klucz. To był porucznik Frieling – blady, rozdygotany. Ed
odepchnął go na bok i ruszył wzdłuż korytarza.
Sześć cel było szeroko otwartych – ściany śliskie od krwi. Juan Carbijal na swojej
pryczy, koszula na piersiach nasączona krwią. Clinton Valupeyk zmywający krew z
twarzy wodą z sedesu. Reyes Chasco strasznie zmasakrowany; Dennis Rice oglądający
swoje palce – opuchnięte, sine, połamane. Dinardo Sanchez i Ezekiel Garcia zwinięci
w kłębek obok celi dla pijaków.
Ed zadzwonił po pogotowie. Słowa w słuchawce: „Tu więzienie stanowe, słucham"
o mało nie przyprawiły go o wymioty.

Nic nie jesz, chłopcze – powiedział Dudley Smith. – Czyżby nocna impreza z
twoimi kumplami popsuła ci apetyt?
Jack spojrzał na swój talerz: befsztyk, pieczony ziemniak, szparagi.
– Ja zawsze zamawiam ogromne porcje, kiedy płaci biuro prokuratora. Gdzie jest
Loew? Chcę, żeby zobaczył, za co tu płaci.
Smith roześmiał się; Jack spojrzał na krój jego garnituru: obszerny, zapewniający
dobry kamuflaż dla automatycznej.45–ki, kastetu, woreczka z kulkami.
– To co tam Loewowi chodzi po głowie?
Dudley spojrzał na zegarek.
– Cóż, trzydzieści kilka minut prawienia komplementów powinno być
wystarczającym wstępem do robienia interesów w urodziny naszego wielkiego
zbawiciela. Chłopcze, Ellis chce zostać prokuratorem okręgowym w naszym prawym
mieście, a potem gubernatorem Kalifornii. Był zastępcą prokuratora okręgowego
przez osiem lat, startował na to stanowisko w czterdziestym ósmym i przegrał, a
zbliżają się nowe wybory i Ellis sądzi, że ma szanse je wygrać. Jest pełnym wigoru
oskarżycielem przestępczych mętów, jest oddanym przyjacielem Wydziału i pomimo
jego hebrajskiej genealogii lubię go i uważam, iż wspaniale nadaje się na prokuratora
okręgowego. A ty, chłopcze, możesz pomóc w jego wyborze. I stać się bardzo cennym
przyjacielem...
To ten meksyk, którego pobił – cały układ może stać się powszechnie znany...
– Być może niedługo będę potrzebował przysługi – powiedział.
– Którą on na pewno z chęcią wyświadczy, chłopcze.
– A sam chce, żebym ściągał haracze?
– „Ściąganie haraczy" to kolokwializm, który uważam za obraźliwy, chłopcze.
„Wzajemna przyjaźń" jest odpowiedniejszym określeniem, szczególnie mając na
uwadze twoje wspaniałe powiązania. Ale pieniądze leżą u źródeł prośby pana Loewa i
byłbym nieuczciwy, nie mówiąc tego na samym początku.
Jack odepchnął swój talerz na bok. – Loew chce, żebym wyciągnął kasę od gości z
Chlubnej Odznaki. Kontrybucja na kampanię wyborczą, tak?
– Tak, i żeby ten cholerny, żywiący się skandalami szmatławiec Cicho Sza! się od
niego odczepił. A dlatego, że wzajemność jest tutaj naszym słowem kluczem, jest
skłonny wyświadczyć nam określone przysługi w zamian.
– Takie jak?
Smith zapalił papierosa. – Max Peltz, producent serialu, od lat ma kłopoty
podatkowe, więc Loew zatroszczy się o to, by nigdy więcej nie musiał stawać przed
komisją podatkową. Brett Chase, którego tak wyśmienicie nauczyłeś naśladowania
policjanta, jest zdegenerowanym pederastą i Loew nigdy go nie skaże. Loew odda
adekwatne dokumenty z biura prokuratorskiego producentowi serialu, a ty zostaniesz
wynagrodzony w następujący sposób: sierżant Bob Gallaudet, wyśmienity pracownik
biura prokuratora uczy się w szkole dla prawników, dobrze mu idzie i jak tylko
skończy naukę, zostanie oskarżycielem w biurze prokuratora generalnego. Wtedy ty
dostaniesz szansę objęcia jego starej posady, razem z awansem na porucznika. Czy
moja propozycja robi na tobie wrażenie, chłopcze?
Jack wziął papierosa z paczki Dudleya. – Szefie, wiesz, że nigdy nie
zrezygnowałbym z pracy w Narkotykach i wiesz, że powiem tak. Poza tym właśnie się
zorientowałem, że Loew pojawi się, podziękuje mi i nie zostanie na deser. Więc tak.
Dudley zmrużył oczy; Ellis Loew wśliznął się do boksu.
– Panowie, przepraszam, że spóźniłem się tak bardzo.
– Ja to załatwię – powiedział Jack.
– Tak? Porucznik Smith wyjaśnił ci sytuację?
– Niektórym chłopcom nie są potrzebne szczegółowe wyjaśnienia.
Loew zaczął bawić się swoim łańcuchem świadczącym o ukończeniu uczelni z
wyróżnieniem.
– W takim razie, dziękuję, sierżancie. I jeśli mógłbym pomóc w jakiś sposób,
jakikolwiek sposób, nie wahaj się do mnie zadzwonić.
– Oczywiście. A deser, sir?
– Chciałbym zostać, ale czekają na mnie obowiązki. Zjemy coś razem przy innej
okazji, na pewno.
– Jak pan sobie życzy, panie Loew.
Loew położył na stole dwudziestkę. – Jeszcze raz dziękuję, sierżancie, i do
zobaczenia. I panowie, wesołych Świąt Bożego Narodzenia.
Jack pokiwał głową; Loew odszedł.
– Jest coś jeszcze, chłopcze – powiedział Dudley.
– Więcej do roboty?
– Swego rodzaju. Czy w tym roku też ty jesteś odpowiedzialny za bezpieczeństwo
na przyjęciu bożonarodzeniowym Weltona Morrowa?
Jego coroczna fucha – stówa za wpuszczenie kogoś na imprezę.
– Tak, dzisiaj wieczorem. Czy Loew potrzebuje zaproszenia?
– Niezupełnie. Kiedyś wyświadczyłeś panu Morrow wielką przysługę, prawda?
W październiku czterdziestego siódmego – i chyba zbyt wielką.
– Tak.
– Ciągle się przyjaźnisz z Morrowami?
– Raczej na gruncie zawodowym, ale jasne, że tak. A o co chodzi?
Dudley roześmiał się.
– Chłopcze, Ellis Loew potrzebuje żony. Najchętniej gojki z wysoką pozycją
społeczną. Widział Joan Morrow w wielu różnych obywatelskich funkcjach i podoba
mu się. Wcielisz się w Amora i zapytasz prawą Joan, co sądzi o tym pomyśle...
– Dud, prosisz mnie, bym przyszłemu prokuratorowi okręgowemu LA załatwił
pieprzoną randkę?!
– W istocie, o to cię proszę. Myślisz, że panna Morrow będzie skłonna do
współpracy?
– Warto spróbować. Wysoko ceni sobie status społeczny i zawsze chciała dobrze
wyjść za mąż. Nie wiem jednak, jak się będzie zapatrywać na gudłaja.
– Tak, chłopcze, może to być przeszkoda. Ale zagaisz temat?
– Jasne.
– W taki razie, reszta nie zależy od nas. A propos, tak źle było wczoraj na
komendzie?
W końcu zabrał się za to. – Było bardzo źle.
– Myślisz, że sprawa przycichnie?
– Nie wiem. A co z Brownellem i Helenowskim? Bardzo dostali?
– Drobne, zewnętrzne obrażenia, chłopcze. Powiedziałbym, że rewanż zaszedł
nieco dalej. Brałeś w tym udział?
– Zostałem uderzony, oddałem i wyszedłem. Czy Loew obawia się konieczności
oskarżania nas?
– Tylko straty przyjaciół, jeśli to zrobi.
– Dzisiaj pozyskał przyjaciela. Powiedz mu, że cały czas trzyma rękę na pulsie.

Jack pojechał samochodem do domu, po czym zasnął na kanapie. Przespał


popołudnie, obudził się i znalazł na werandzie egzemplarz Mirror. Na czwartej
stronie: „Bożonarodzeniowa niespodzianka dla gwiazd «Żniwa nadziei". Żadnych
zdjęć nie było, ale Morty Bendish dostał informacje o wyczynie Wielkiego Vi: „Jeden z
jego licznych informatorów" brzmiało tak, jakby wysłannicy Jacka Vincennesa
przeczesywali miasto z kieszeniami wypchanymi jego pieniędzmi – było powszechnie
wiadome, że Wielki Vi finansował krucjatę przeciw narkotykom ze swojej własnej
pensji.
Jack wyciął artykuł i przekartkował resztę gazety, by znaleźć coś o Helenowskim,
Brownellu i tych, którzy pobili gliniarzy.
Nic.
Do przewidzenia: dwóch gliniarzy z niegroźnymi obrażeniami to żadna rewelacja,
pobite meksyki jeszcze nie miały czasu, by znaleźć sobie adwokata.
Jack wyciągnął swoją księgę rachunkową. Strony podzielone były na trzy kolumny:
data, numer kasjera, ilość pieniędzy. Sumy wahały się między stówą a dwoma
patykami; czeki były wystawione na Donalda i Marshę Scogginsów z Cedar Rapids,
Iowa. Na dole trzeciej kolumny była zsumowana liczba: 32.350 dolarów. Jack
wyciągnął swoją książeczkę bankową, sprawdził stan konta i zdecydował, że następną
wpłatą będzie równe pięćset. Pięć stów na Boże Narodzenie. Duże pieniądze, dopóki
Wuj Jack się nie przekręci – i nigdy nie będzie dosyć.
W każde Boże Narodzenie przypominał sobie tę sprawę – zaczęło się od
Morrowów, a widział ich w czasie Bożego Narodzenia; on był sierotą, dzieci
Scogginsów uczynił sierotami – Boże Narodzenie było niezmiennie bardzo trudnym
okresem dla sierot. Zmusił się do przypomnienia sobie całej historii.

To był koniec września 1947 roku. Stary komendant Worton wezwał go do siebie.
Córka Weltona Morrowa, Karen, zadawała się z dzieciakami ze szkoły, które
eksperymentowały z dragami – kupili towar od saksofonisty o nazwisku Les
Weiskopf. Morrow był obrzydliwie bogatym prawnikiem, którego wpłaty na fundusz
policji LA były dużo więcej niż znaczące; chciał, by Weiskopf poczuł się zagrożony –
bez rozgłosu.
Jack znał Weiskopfa: sprzedawał silne środki przeciwbólowe, miał trwałą ułożoną
w fale, lubił młode laski. Worton powiedział mu, że stopień sierżanta przyjdzie razem
z wykonaniem tego zadania. Znalazł Weiskopfa – w łóżku z piętnastoletnią rudą
dziewczyną. Dziewczyna uciekła w popłochu; Jack pobił Weiskopfa pistoletem,
przetrząsnął jego mieszkanie, znalazł kufer pełen barbituranów i pastylek amfy. Wziął
go ze sobą – wykoncypował, że sprzeda towar Mickeyowi Cohenowi.
Walton Morrow zaproponował mu posadę ochroniarza; Jack zgodził się; Karen
Morrow została szybko wysłana do szkoły z internatem. Awansował na sierżanta.
Mickeya C. nie interesowały prochy – tylko heroina skłaniała go do działania. Jack
zatrzymał kufer – i zaglądał do niego po amfę, by być nawalonym podczas
całonocnych obserwacji.
Linda, żona numer dwa, uciekła z jednym z jego informatorów: puzonistą, który
sprzedawał marychę na boku. Jack naprawdę się przywiązał do kufra, mieszał
barbiturany, amfę, scotcha, brał, co się dało: on – policjant, śmiertelny wróg
amatorów narkotyków!
A potem był 24 października 1947.
Siedział w samochodzie, prowadził obserwację parkingu przy Malibu Rendezvous:
dwóch dilerów hery siedzących w packardzie sedanie. Zbliżała się północ, już od
jakiegoś czasu pił scotcha, wypalił jointa po drodze, amfa, którą łyknął, nie zaczęła
jeszcze równoważyć działania alkoholu. Informacja od wtyczki o transakcji o północy:
faceci od hery i chudy asfalt, wysoki na siedem stóp, prawdziwe kuriozum.
Czarnuch zjawił się kwadrans po północy, podszedł do packarda, podał trzymaną w
ręku paczkę. Jack potknął się, wysiadając z samochodu; bambus zaczął uciekać; faceci
od hery wysiedli z wyciągniętymi pistoletami. Jack podniósł się na nogi i wyciągnął
swoją broń; czarny obrócił się i wystrzelił; Jack zobaczył bliżej dwie sylwetki, uznał, że
to goryle handlarzy, pociągnął za spust. Sylwetki padły; goście od hery strzelali i do
asfalta, i do niego; trafiony czarnuch zwalił się prosto na studebakera z czterdziestego
szóstego roku.
Jack gryzł cement; odmawiał różaniec. Strzał rozerwał mu ramię, drasnął w nogi.
Wczołgał się pod samochód; chrzęściło całe mnóstwo opon; krzyczało całe mnóstwo
ludzi.
Zjawiła się karetka; postawna lesba z biura szeryfa położyła go na noszach. Syreny,
szpitalne łóżko, lekarz i lesbijka szepcząca o prochach w jego organizmie –
potwierdzono to badaniem krwi. Mnóstwo snu na środkach nasennych, gazeta na jego
kolanach: „Trzech zabitych w strzelaninie w Malibu – bohaterski gliniarz żyje".
Goście od hery uciekli bez szwanku – zabitych przypisano im. Czarny zginął na
miejscu. Sylwetki nie były gorylami czarnucha – były panem i panią Scoggins, parą
turystów z Cedar Rapids w Iowa, dumnymi rodzicami Donalda, siedemnastolatka, i
Marshy, szesnastolatki.
Lekarze ciągle na niego dziwnie patrzyli; lesbijką okazała się być Dot Rothstein,
kuzynka Kikeya Teitlebauma, znana współpracowniczka legendarnego Dudleya
Smitha.
Rutynowa autopsja wykazałaby, że kule wydobyte z pana i pani Scoggins
wystrzelono z broni sierżanta Jacka Vincennesa. Dzieci go uratowały. Przez cały
tydzień w szpitalu żył w strachu. Thad Green i szef Worton odwiedzali go, wpadali
goście z Narkotyków. Dudley Smith zaoferował swoją opiekę; Jack zastanawiał się
tylko, ile on wie.
Sid Hudgens, główny dziennikarz magazynu Cicho Sza!, wstąpił z propozycją: Jack
będzie aresztował sławnych ćpunów, gazeta będzie powiadamiana z odpowiednim
wyprzedzeniem, żeby móc zjawić się na miejscu – gotówka będzie dyskretnie
przechodzić z rąk do rąk. Zgodził się – i zastanawiał się tylko, ile wie Hudgens.
Dzieci nie żądały sekcji zwłok: rodzina należała do Adwentystów Dnia Siódmego,
autopsja to dla nich świętokradztwo. Skoro koroner bardzo dobrze wiedział, kim byli
zabójcy, wysłał pana i panią Scoggins do Iowa, żeby poddano ich kremacji.
Sierżantowi Jackowi Vmcennesowi się upiekło – z honorami w gazetach. Jego rany
zagoiły się. Rzucił picie. Rzucił prochy, wyrzucił kufer. Zaznaczał dni abstynencji w
kalendarzu, wypełniał układ z Sidem Hudgensem, stawał się miejscową sławą.
Oddawał przysługi Dudleyowi Smithowi; ale pan i pani Scoggins nie dawali spokoju
jego sumieniu; zorientował się, że alkohol i prochy przyniosłyby ulgę, ale przy okazji
by go zabiły.
Sid załatwił mu pracę „doradcy technicznego" przy produkcji Chlubnej Odznaki –
wtedy były to tylko audycje radiowe. Zaczęły napływać pieniądze; wydawanie ich na
ubrania i kobiety nie było aż taką przyjemnością, jak się spodziewał. Bary i
przeszukiwanie handlarzy narkotyków stanowiły straszną pokusę. Terroryzowanie
ćpunów trochę pomagało – ale nie dosyć. Postanowił odpłacić się dzieciakom.
Pierwszy czek wystawił na dwieście dolców; dołączył list: „Anonimowy Przyjaciel" i
tekst o tragedii Scogginsów. Zadzwonił do banku tydzień później: czek został
zrealizowany. Od tamtego czasu odpłacał się za swoje grzechy; jeśli Hudgens nie miał
na papierze tego, co się stało 24 października 1947, to był bezpieczny.
Jack wyciągnął swoje imprezowe ubrania. Marynarka była z London Shop – kupił
ją za dolę od Sida za przyskrzynienie Boba Mitchuma. Modne mokasyny i szare,
flanelowe spodnie kupił z dochodów, które przyniósł mu artykuł w Cicho Sza! łączący
muzyków jazzowych z Konspiracją Komunistyczną – wycisnął trochę czerwonych
deklaracji z basisty, u którego znalazł ślady nakłuć. Ubrał się, spryskał Lucky Tigerem,
pojechał do Beverly Hills.
To była prywatna impreza: cały akr zastawiony markizami. Dzieciaki z college'u
odprowadzały samochody na parking; w bufecie można było dostać wyśmienite
żeberka, wędzoną szynkę, indyka. Kelnerzy roznosili zakąski; gigantyczna choinka
stała na dworze i nasiąkała wodą z padającej mżawki. Goście jedli z papierowych
talerzy; gazowe latarnie oświetlały trawnik. Jack przyjechał na czas i przepychał się
przez tłum.
Welton Morrow przedstawił go jego pierwszej publiczności: grupie sędziów Sądu
Najwyższego. Jack opowiadał niestworzone historie: mówił, jak Charlie Parker starał
się go kupić czarną dziwką o jasnej skórze, o tym, jak rozwikłał sprawę Shapiro: pedał
zatrudniony przez Mickeya Cohena sprzedawał gaz rozweselający – jego klientami
byli transwestyci rozbierający się w barze dla pedałów. Wielki Vi przychodzi na
ratunek: Jack Vincennes bez wysiłku aresztuje kilkudziesięciu byczków w czasie
selekcji do konkursu, w którym trzeba wyglądać jak Rita Hayworth. Zewsząd aplauz;
Jack ukłonił się, zobaczył przy choince Joan Morrow – samą, chyba znudzoną.
Podszedł.
– Wesołych Świąt, Jack – powiedziała Joan.
Ładna, zgrabna, trzydziestojedno albo dwuletnia. Ani praca, ani mąż nie niszczyli
jej życia: przeważnie była zasępiona. – Cześć, Joan.
– Nieźle mieszasz. Czytałam dzisiaj o tobie w gazecie. O tych ludziach, których
aresztowałeś.
– To nic takiego.
Joan roześmiała się. – Jaaaki skromny. Co się z nimi stanie? Z Rockiem, jak mu
tam, i z tą dziewczyną...
– Dziewięćdziesiąt dni dla niej, może rok więzienia dla Rockwella. Powinni
wynająć twojego ojca, wyciągnąłby ich z tego.
– Tak naprawdę cię to nie obchodzi, prawda?
– Mam nadzieję, że przyznają się do czegoś małego i oszczędzą mi spotkania w
sądzie. I że trochę posiedzą i będą mieli nauczkę.
– Paliłam raz marihuanę, w college'u. Zrobiłam się po niej strasznie głodna,
zjadłam całe pudełko ciastek i potem było mi niedobrze. Nie aresztowałbyś mnie,
prawda?
– Nie, jesteś zbyt ładna.
– I muszę ci powiedzieć, że jestem już wystarczająco znudzona, by jeszcze raz
spróbować.
Teraz była jego kolej na wprowadzenie tematu rozmowy. – A jak tam twoje życie
uczuciowe, Joanie?
– Nie ma takowego. Znasz policjanta o nazwisku Edmund Exley? Jest wysoki i nosi
te słodkie okulary. To syn Prestona Exleya.
Sztywniak Eddie: bohater wojenny z pogrzebaczem w dupie. – Wiem, kim jest, ale
tak naprawdę go nie znam.
– Czyż nie jest słodki? Widziałam go wczoraj wieczorem w domu jego ojca.
– Bogate dzieciaki zostają glinami z głupiej żądzy, ale znam miłego faceta, który się
tobą interesuje.
– Tak? Kogo?
– Człowieka o nazwisku Ellis Loew. To zastępca prokuratora okręgowego.
Joan uśmiechnęła się, zmarszczyła brwi.
– Słyszałam, jak kiedyś przemawiał w Klubie Rotariańskim. Czy on nie jest Żydem?
– Tak, ale spójrz na zalety. Jest republikaninem i bardzo obiecującym człowiekiem.
– Jest miły?
– Jasne, sympatyczny typ.
Joan szarpnęła za gałąź drzewa; zawirowały płatki śniegu. – Cóż, powiedz, żeby do
mnie zadzwonił. Powiedz mu, że przez chwilę jestem zarezerwowana, ale może
ustawić się w kolejce.
– Dzięki, Joanie.
– Och, drobiazg. Słuchaj, chyba ojciec mnie do siebie przywołuje. Pa, Jackie!
Joan oddaliła się lekkim krokiem; Jack zaczął przygotowywać się na kolejny występ
– może to robota jak z Mitchumem, przedstawi łagodną wersję. I wtedy łagodny głos
dotarł z tyłu: – Vincennes, witaj...
Jack obrócił się. Karen Morrow w zielonej sukni wieczorowej, kropelki deszczu na
jej ramionach. Kiedy ją widział ostatnim razem, była zbyt wysoką, zbyt gamoniowatą
dziewczyną, zmuszoną do podziękowania glinie, który zastraszył handlarza
narkotyków. Cztery lata później była już tylko zbyt wysoka – pod innymi względami
dokonała się przemiana dziewczęcia w kobietę.
– Karen, prawie cię nie rozpoznałem. – Uśmiechnęła się na te słowa. –
Powiedziałbym ci, że stałaś się piękna, ale już to słyszałaś.
– Nie od ciebie.
Jack roześmiał się. – Jak było w college'u?
– To cała epopeja, a nie historyjka do opowiedzenia, kiedy tu prawie zamarzam.
Mówiłam rodzicom, żeby urządzili przyjęcie w środku, że Anglia nie uodporniła mnie
na zimno. Mam nawet przygotowaną przemowę. Chcesz mi pomóc nakarmić koty
sąsiadów?
– Jestem na służbie.
– To niby rozmowa z moją siostrą też się w tym mieści?
– Znam faceta, który się w niej zadurzył.
– Biedny facet. Nie, to biedna Joanie. Cholera, zupełnie nie mogę tu skupić myśli.
– W takim razie chodźmy nakarmić te koty sąsiadów.
Karen uśmiechnęła się i ruszyła przed nim, chwiejąc się w wysokich obcasach na
trawie.
Zagrzmiało nagle, błysnęło i spadł deszcz – Karen zrzuciła buty i zaczęła biec boso.
Jack zrównał się z nią na wysokości werandy sąsiedniego domu – mokry, bliski
śmiechu.
Karen otworzyła drzwi. Światło w holu było włączone; Jack spojrzał na nią – drżała
i miała gęsią skórkę. Karen wytrząsnęła wodę ze swoich włosów. – Koty są na górze.
Jack zdjął marynarkę. – Nie teraz, najpierw chcę usłyszeć twoją przemowę.
– Na pewno znasz ją na pamięć. Jestem pewna, że wielu ludzi ci dziękowało.
– Ty nie.
Karen zatrzęsła się. – Cholera, przepraszam, ale wszystko jakoś mi się plącze.
Jack zarzucił marynarkę na jej ramiona. – Miałaś gazety z LA, tam w Anglii?
– Tak.
– I czytałaś o mnie?
– Tak. Ty...
– Karen, oni czasem przesadzają. Koloryzują.
– Chcesz mi powiedzieć, że to, co czytałam, to kłamstwa.
– Niezu... nie, to nie są kłamstwa.
Karen odwróciła się. – Dobrze, wiedziałam, że to prawda. A teraz obiecana
przemowa dla ciebie i nie patrz na mnie, bo jestem zdenerwowana. Po pierwsze,
odciągnąłeś mnie od brania prochów. Po drugie, przekonałeś ojca, by wysłał mnie za
granicę, gdzie zdobyłam naprawdę dobre wykształcenie i poznałam fajnych ludzi. Po
trzecie, aresztowałeś tego strasznego człowieka, który sprzedał mi prochy.
Jack dotknął jej; Karen uchyliła się.
– Nie, daj mi to powiedzieć! Po czwarte, o czym nie zamierzałam wspominać, Les
Weiskopf dawał dziewczynom prochy za darmo, jeśli zgodziły się z nim przespać. Od
ojca dostawałam raczej skromne kieszonkowe i prędzej czy później zrobiłabym to.
Więc sam widzisz: udało ci się uchować moją cholerną cnotę!
Jack roześmiał się. – Czyli jestem twoim cholernym bohaterem?
– Tak, a mam dwadzieścia dwa lata i nie chodzi o dziewczęce zadurzenie.
– To dobrze, bo chciałbym cię kiedyś zaprosić na kolację...
Karen obróciła się. Jej tusz do rzęs był w opłakanym stanie; zlizała większość
szminki. – Jasne. Matka i ojciec dostaną zawału, ale zgadzam się.
– To jest mój pierwszy od lat głupi krok – przyznał Jack.

7
Miesiąc syfu.
Bud oderwał styczeń ze swojego kalendarza na 1952 rok, policzył aresztowania. Od
1–go do 11–go stycznia: zero – pracował nad bezpieczeństwem ludzi na planie
filmowym – Parker potrzebował dobrze zbudowanego człowieka, żeby odganiał sępy
polujące na autografy.
14 stycznia: ci, co pobili gliniarzy, zostali uniewinnieni z zarzutu napaści – prawnik
meksyków przedstawił to tak, iż wyglądało na to, że gliniarze wszczęli całą burdę.
Groziły im procesy sądowe: „Załatwić sobie adwokata?" – nabazgrane obok daty.
16,19, 22 stycznia: Oprawcy żon wychodzą na zwolnienie warunkowe, trzeba złożyć
im powitalne wizyty w domach.
23–25 stycznia: obserwacja bandy włamywaczy, on i Stens dostali cynk od
Johnny'ego Stompa, który wydawał się po prostu wiedzieć różne rzeczy, z plotek:
kiedyś zajmował się szantażem. Aktywność gangów bardzo znikoma, Stomp walczący
o wypłacalność, Mo Jahelka – doglądający tylko interesów Mickeya C. – pewnie bał
się zbyt śmiało sobie poczynać.
W sumie siedem aresztowań, dobry wynik w oczach jego przełożonych, ale gazety
zajmowały się zadymą na komendzie, nazywając całą sprawę „Krwawymi Świętami" i
plotki już się rozeszły: biuro prokuratora generalnego skontaktowało się z Parkerem,
międzywydziałowa komisja miała przesłuchiwać mężczyzn będących na imprezie
wigilijnej, stanowa śledcza ława przysięgłych nie mogła się doczekać tych
przesłuchań. Tu było więcej notatek: „porozmawiać z Dickiem", „prawnik???",
„Prawnik, kiedy???".
Ostatni tydzień miesiąca – zabawna historia. Dick na urlopie, prażący się w słońcu
w małym, kalifornijskim miasteczku; szef myślał, że jest na pogrzebie ojca w Nebrasce
– kumple zrzucili się, by wysłać kwiaty do kostnicy, która nie istniała. Dwa sukcesy
29–go: dorwał facetów, którzy naruszyli warunki zwolnienia warunkowego, a na
których dostał namiar od innej wtyki Stompa – ale musiał ich mocno poturbować,
porwać i wywlec z terenów podlegających szeryfowi okręgu do miasta, żeby szeryf nie
miał podstaw do czepiania się.
31–szy: potyczka z Chickiem Nadelem, barmanem, który wynosił kradzioną
aparaturę z Moonglow Lounge. Pełna improwizacja; Chick ze stosem kradzionych
radioodbiorników; od wtyczki dostał cynk o facetach, którzy sprzątnęli ciężarówkę i
schronili się w San Diego, w żaden sposób nie dawało się tego podciągnąć pod
jurysdykcję policji LA. Więc zamiast tego, przyskrzynił Chicka: przechwycenie
zrabowanych dóbr jako dodatek do dziesięciu wcześniejszych aresztowań – będzie z
tego przynajmniej dwucyfrowa premia.
Kompletny syf – w lutym nie lepiej.
Znowu w mundurze, sześć dni kierowania ruchem ulicznym – pomysł Parkera.
Pracownicy Wydziału Detektywów przez jeden tydzień w roku pracują w Drogówce.

Przydzielano ich według alfabetu: jako „W" znajdował się na końcu listy. Kto późno
wstaje, temu Bozia nie daje – padało przez całe sześć dni. Zalew obowiązków w pracy,
susza z kobietami.
Bud przekartkował swoje prywatne adresy. Lorene z Silver Star, Jane z Zimba
Room, Nancy z Orbit Lounge – numery starych prostytutek. Tak właśnie wyglądały:
pod czterdziestkę, wygłodzone – wdzięczne, że jest młodszy facet, który je miło
traktuje i udowadnia, że nie wszyscy mężczyźni to gnoje. Lorene była przy kości –
sprężyny materaca zawsze uderzały w podłogę. Jane puszczała płyty z operami, żeby
zrobić nastrój – brzmiały jak pieprzące się koty. Nancy piła, była wymarzoną
kompanką do włóczenia się po barach. Typ bez złudzeń co do życia – takiej, co to
zrywa z facetem jeszcze szybciej, niż on sam.
– White, spójrz na to.
Bud podniósł wzrok. Elmer pokazał mu pierwszą stronę Heralda. Nagłówek:
„Ofiary pobite przez policję wnoszą sprawę". Śródtytuły: „Śledcza ława przysięgłych
gotowa do przesłuchiwania świadków", „Parker obiecuje pełną współpracę policji
LA."
– Mogą być z tego kłopoty – powiedział Lentz.
– Nie pieprz, Sherlocku – odparł mu Bud.
8

Preston Exley skończył czytać. – Edmundzie, wszystkie trzy wersje są wyśmienite,


ale powinieneś był natychmiast udać się do Parkera. Teraz, kiedy o całej sprawie jest
już głośno, twoje zachowanie zalatuje paniką. Jesteś przygotowany, żeby stać się
informatorem?
Ed poprawił okulary. – Tak.
– Jesteś przygotowany na to, że będą pogardzać tobą w Wydziale?
– Tak. I jestem przygotowany na wszelkie oznaki wdzięczności, które może
zaproponować Parker.
Preston przeglądał kartki.
– Ciekawe. Przeniesienie większości odpowiedzialności na ludzi, którzy już mają
zapewnioną emeryturę, jest zbawienne, a ten White rzeczywiście może budzić pewien
niepokój.
Eda aż przebiegły dreszcze.
– On taki jest. Sprawy Wewnętrzne będą mnie jutro przesłuchiwać i wcale mi się
nie uśmiecha mówić o jego popisach z Meksykaninem.
– Boisz się odwetu?
– Niezupełnie.
– Nie ignoruj swojego strachu, Edmundzie. To jest słabość. White i ten jego kolega
Stensland zachowywali się z pogardliwym lekceważeniem dla reguł wydziałowych i
nie ma wątpliwości, że obydwaj są zbirami. Jesteś gotowy na to przesłuchanie?
– Tak.
– Będą brutalni.
– Wiem, ojcze.
– Będą podkreślać, że nie byłeś w stanie utrzymać porządku i że pozwoliłeś tamtym
funkcjonariuszom wykraść ci klucze.
Ed zarumienił się. – Sytuacja była chaotyczna, a walczenie z tymi ludźmi
wprowadziłoby tylko jeszcze większy chaos.
– Nie podnoś głosu i nie usprawiedliwiaj się. Ani przede mną, ani przed gośćmi z
komisji międzywydziałowej. Przez to sprawiasz wrażenie... – głos się załamał.
– Nie mów „słabego", ojcze. Nie próbuj znajdować jakichś podobieństw między
mną a Thomasem. I nie zakładaj, że nie potrafię poradzić sobie z sytuacją.
Preston podniósł słuchawkę.
– Wiem, że potrafisz sobie sam poradzić. Ale czy jesteś w stanie zdobyć
wdzięczność Billa Parkera, nim sam ją okaże...?
– Ojcze, kiedyś mi powiedziałeś, że Thomas był twoim potomkiem pod względem
przebojowości, a ja jestem nim w roli oportunisty. O czym to świadczy?
Preston uśmiechnął się i wykręcił numer. – Bill? Cześć, tu Preston Exley... Tak,
dobrze, dziękuję... Nie, nie dzwoniłbym pod twój prywatny numer w tej sprawie...
Nie, Bill, chodzi o mojego syna, Edmunda. Był na służbie w Komendzie Głównej w
Wigilię i wydaje mi się, że ma dla ciebie cenne informacje... Tak, dziś wieczorem?
Oczywiście, będzie tam... Jasne, i pozdrowienia dla Helen... To do widzenia, Bill.
Ed czuł, że serce wali mu jak młotem. Preston powiedział: – Spotkasz się z
komendantem Parkerem w Pacific Dining Car dziś wieczorem o ósmej. Zorganizuje
jakieś pomieszczenie tylko dla was, kiedy będziecie o tym mówić.
– Którą wersję mam mu pokazać?
Preston oddał mu papiery.
– Okazje takie jak ta nieczęsto się zdarzają. Ja miałem sprawę Athertona, ty miałeś
przedsmak na Guadalcanal. Przejrzyj kronikę rodzinną i nie zapominaj o tych
przykładach.
– Tak, ale którą wersję...
– Ty decydujesz. I zjedz dobrą kolację w Dining Car. Zaproszenie na kolację to
dobry znak, a Bill lubi dobrze zjeść.

Ed pojechał do swojego mieszkania, czytał i zapamiętywał. W kronice rodzinnej


wycinki były ułożone w porządku chronologicznym; to, o czym nie wspominały
gazety, miał wryte w pamięć. 1934 – sprawa Athertona.
Dzieci: meksykańskie, czarne, żółte – trzech chłopców, dwie dziewczynki –
znaleziono je poćwiartowane, tułowia odkryto w przybrzeżnej części LA, w głębokich
rowach. Odcięto im nogi i ramiona; usunięto organy wewnętrzne. Prasa określa
zabójcę mianem „Doktora Frankensteina". Inspektor Preston Exley prowadzi
śledztwo. Uznaje, że ten przerażający przydomek jest adekwatny: żyłki od rakiet
tenisowych znaleziono we wszystkich pięciu miejscach zbrodni, trzecia ofiara miała
dziury po igle do cerowania pod pachami. Exley dochodzi do wniosku, że bestia
tworzy nowe ciała dzieci nożem i igłą; zaczyna nękać dewiantów, niezrównoważonych,
świrów na przepustkach z zakładów zamkniętych. Zastanawia się, skąd zwyrodnialec
weźmie twarz – i dowiaduje się tydzień później.
Wee Willie Wennerholm, dziecięca gwiazda w stajni Raymonda Dieterlinga, zostaje
porwany z mieszczącej się przy studiu filmowym szkoły. Następnego dnia jego ciało
zostaje znalezione na torach kolejowych w Glendale – krótsze o głowę. Wtedy
następuje przełom: administratorzy ze Stanowego Szpitala dla Psychicznie Chorych w
Glenhaven dzwonią do policji LA – Loren Atherton, człowiek napastujący dzieci z
fiksacją wampirzą, został zwolniony do Los Angeles dwa miesiące wcześniej – i do tej
pory nie zameldował się u sprawującego nad nim nadzór funkcjonariusza.
Exley znajduje Athertona w dzielnicy tanich barów i hoteli: ma pracę w banku krwi
– myje butelki. W wyniku obserwacji okazuje się, że kradnie krew, miesza ją z tanim
winem i taką pije. Ludzie Exleya aresztują Athertona w kinie w centrum miasta –
masturbującego się w czasie horroru. Exley przeszukuje jego pokój hotelowy, znajduje
zestaw kluczy – kluczy do opuszczonego magazynu. Jedzie tam – i odkrywa Piekło.
Model dziecka załadowany w suchy lód: chłopięce ramiona Murzyna, chłopięce
nogi Meksykanina, chłopięcy tors Chińczyka z wprawionymi kobiecymi narządami
płciowymi i głowa Wee Williego Wennerholma. Skrzydła odcięte ptakom przyszyte do
pleców dziecka.
Wszystkie akcesoria leżały w pobliżu: taśmy z horrorami, wyprute rakiety tenisowe,
rysunki projektów stworzenia dzieci-hybryd. Fotografie dzieci w różnych stadiach
ćwiartowania, ciemnia pełna kolejnych wywołujących się zdjęć. Po prostu Piekło.
Atherton przyznaje się do zabójstw; jest sądzony, skazany, powieszony w San
Quentin.
Preston Exley trzyma kopie zdjęć zwyrodnialca; pokazuje je swoim synom
policjantom – aby wiedzieli, że brutalność pewnych zbrodni wymaga absolutnej
sprawiedliwości.
Ed przerzucał strony: minął nekrolog matki, śmierć Thomasa. Oprócz sukcesów
jego ojca, Exleyowie pojawiali się w gazetach tylko wtedy, kiedy ktoś umarł. O nim
było w Examinerze: artykuł o synach sławnych ludzi walczących w drugiej wojnie
światowej. Podobnie jak z Krwawymi Świętami, była więcej niż jedna wersja tej
sprawy.
Examiner przedstawił taką, dzięki której zdobył Krzyż Zasługi: kapral Ed Exley,
jedyny ocalały człowiek z całego plutonu zmiecionego z powierzchni ziemi w walce
wręcz, ratuje honor, zabijając w sumie dwudziestu dziewięciu żołnierzy japońskiej
piechoty w trzech okopach; gdyby świadkiem tego zdarzenia był jakiś oficer, za ten
czyn dostałby Medal Honoru przyznawany przez Kongres.
Wersja numer dwa: Ed Exley korzysta z okazji, by udać się na zwiady, kiedy
wiadomo, że w każdej chwili można oczekiwać natarcia Japończyków z bagnetami,
zwleka trochę, a gdy wraca, znajduje swój pluton wycięty w pień i zbliżający się
japoński patrol. Chowa się pod sierżantem Petersem i szeregowym Wasnickim, czuje,
jak się ruszają, kiedy Japończycy ostrzeliwują ciała z nisko lecących samolotów;
wgryza się w ramię Wasnickiego, zjada cały pasek od jego zegarka. Czeka na zmierzch,
szlochając, przykryty trupami, wąska szpara zapewnia mu dopływ powietrza. Potem
paniczna ucieczka do sztabu batalionu – powstrzymana, kiedy staje się świadkiem
kolejnej jatki.
Mała świątynia shintoistyczna, wciśnięta na polance przykrytej siatką maskującą.
Martwi Japończycy na matach, żółtozieloni, potwornie wychudli. Wszyscy mężczyźni
z brzuchami rozciętymi po żebra; zdobione rzeźbieniami miecze, poplamione krwią,
ułożone w schludny stos. Zbiorowe samobójstwo – żołnierze zbyt dumni, by
ryzykować wzięcie do niewoli albo śmierć od malarii. Trzy okopy za świątynią; broń
obok – strzelby i pistolety zardzewiałe od rzęsistego deszczu. Miotacz ognia zawinięty
w kawałek materiału maskującego – nieuszkodzony. Sięgnął po niego, wiedząc tylko
jedno: nie przeżyje Guadalcanal. Zostanie przydzielony do innego plutonu; zwlekanie
z powrotem ze zwiadów zepsuje mu opinię. Nie mógł prosić o przydział do sztabu –
jego ojciec uważałby takie postępowanie za dowód tchórzostwa. Musiałby żyć w
pogardzie – koledzy z policji LA ranni, odznaczeni medalami.
„Medale" skierowały jego myśli na policjantów doprowadzających zbiegów
wypuszczonych za kaucją, a to z kolei na rekonstrukcję miejsca zbrodni. I wtedy
odkrył, jaką ma przed sobą szansę.
Znalazł japoński karabin maszynowy. Zaciągnął mężczyzn, którzy popełnili
harakiri, do okopów, włożył im w ręce bezwartościową broń i ułożył ich tak, żeby
twarze skierowane były w stronę wejścia na polanę. Upuścił tam karabin maszynowy,
skierował go w stronę wejścia, zostały jeszcze trzy pasy z amunicją. Wziął miotacz
ognia, spalił Japończyków i świątynię tak, by biegli nie mogli nic rozpoznać. Ułożył
sobie historię i wrócił do sztabu batalionu.
Patrole zwiadowcze potwierdziły jego opowieść: walczący Ed Exley, uzbrojony w
japońską broń, usmażył dwudziestu dziewięciu kurdupli.
Krzyż Zasługi – drugi co do ważności medal, jakim jego kraj może kogoś
odznaczyć. Powrót do Stanów, powitanie jak na bohatera przystało, z powrotem do
policji LA jako czempion. Jakiś rodzaj ostrożnego szacunku ze strony Prestona
Exleya.
„Przejrzyj kronikę rodzinną. Nie zapominaj o tych przykładach..."
Ed odłożył album, ciągle jeszcze nie wiedząc, jak rozegrać Krwawe Święta – ale
wiedząc aż za dobrze, o czym mówił ojciec. Szanse trafiają się łatwo – płaci się za nie
później.
Ojcze, wiem to, od kiedy podniosłem tamten miotacz ognia.

– Jeśli sprawa trafi do śledczej ławy przysięgłych, nie polecisz. A prokurator


okręgowy i ja postaramy się, żeby nawet tam nie trafiła...
Jack liczył przysługi, które wyświadczył. Szesnaście kawałków zebranych na
nieoficjalny fundusz Loewa. Miller Stanton pomógł mu wydoić ekipę Chlubnej
Odznaki. Sam przycisnął Bretta Chase'a, zwięzła, mała groźba – artykuł w Cicho Sza!
o jego pedalstwie. Max Peltz beknął sporo – Loew wstrzymał jego przesłuchanie przed
komisją podatkową. Przysługa w materii uczuć – dzisiaj facet spotyka się z posępną
Joan Morrow.
– Ellis, ja nie chcę nawet składać zeznań. Mam jutro rozmowę z jakimiś kretynami
ze Spraw Wewnętrznych i sprawa na pewno trafi do śledczej ławy przysięgłych. Więc
załatw to.
Loew bawił się swoim łańcuchem. – Jack, napadł na ciebie więzień, a ty się od
niego uwolniłeś. Jesteś czysty. Jesteś też respektowaną osobą publiczną, a wstępne
oświadczenia, które dostaliśmy od prawników oskarżyciela, wskazują, że cztery z ofiar
pobicia rozpoznały ciebie. Będziesz zeznawał, ale nie polecisz.
– Myślałem tylko, żeby spytać ciebie o zdanie. Ale jeśli chcesz, bym wsypał moich
kumpli, dostanę pieprzonej amnezji. Comprende, Radco?
Loew oparł się o biurko.
– Nie powinniśmy się sprzeczać, stanowimy zbyt zgraną parę. Policjant Wendell
White i sierżant Richard Stensland są tymi, którzy powinni się bać, nie ty. Poza tym
gdzieś słyszałem, że w twoim życiu pojawiła się nowa kobieta...
– Chcesz powiedzieć, że Joan Morrow ci powiedziała.
– Tak, i szczerze mówiąc i ona, i jej rodzice nie są z tego zadowoleni. Jesteś o
piętnaście lat starszy od dziewczyny i masz niejasną przeszłość.
Chłopiec na posyłki, instruktor jazdy na nartach – dzieciak z sierocińca dobry w
świadczeniu usług bogatym.
– Joanie podała jakieś szczegóły?
– Tylko tyle, że dziewczyna zupełnie zbzikowała na twoim punkcie i wierzy w to, co
o tobie piszą w gazetach. Zapewniłem Joan, że te artykuły to prawda. Karen
powiedziała Joan, że jak na razie zachowywałeś się jak dżentelmen, w co trudno mi
uwierzyć.
– Mam nadzieję, że skończy się to dziś wieczorem. Po naszej małej, podwójnej
randce, jest pożegnalna impreza Chlubnej Odznaki i w którymś momencie jakieś
intymne sam na sam.
Loew skręcił swój łańcuch.
– Jack, czy Joan udawała, że jest taka rozchwytywana, czy naprawdę kręci się koło
niej tylu facetów?
Jack obracał nóż. – To popularna osoba, ale ci wszyscy gwiazdorzy kina to nic
poważnego, blef. Nie trać nadziei.
– To sławni aktorzy?
– Blef, Ellis. Sympatyczny, ale blef.
– Jack, chcę ci podziękować za przyjście dziś wieczorem. Jestem pewien, że ty i
Karen będziecie mistrzami w przełamywaniu lodów.
– To do dzieła.

Don Plażowicz, kobiety czekające w kabinie – Jack dokonał prezentacji.


– Ellis Loew, Karen Morrow i Joan Morrow. Karen, czyż oni nie tworzą ślicznej
pary?
– Cześć – odparła Karen.
Nie uścisnęła mu ręki – sześć randek, a ona dawała tylko niewinne pocałunki na do
widzenia. Loew usiadł koło Joan; Joanie testowała go – pewnie węszyła w
poszukiwaniu oznak żydostwa.
– Ellis i ja już jesteśmy całkiem niezłymi kumplami przez telefon. Prawda?
– W istocie. – Loew mówił głosem, jakiego używa w sali sądowej. Joan skończyła
swojego drinka.
– Skąd wy się znacie? Czy policja blisko współpracuje z biurem prokuratora
okręgowego?
Jack zdusił w sobie śmiech: ściągam dla tego Żyda haracze.
– Razem pracujemy nad sprawami sądowymi. Ja dostarczam dowodów, a Ellis
karze złych facetów.
Pojawił się kelner. Joan zamówiła sobie Islander Punch; Jack poprosił o kawę.
– Martini z Beefeaterem – powiedział Loew.
Karen przykryła ręką swój kieliszek.
– W takim razie ta afera z Krwawymi Świętami sprawi, że układy między policją a
biurem pana Loewa staną się bardziej napięte. Czyż nie jest to prawdopodobne?
Loew zareagował natychmiast. – Nie, bo szefowie policji LA chcą, by surowo
potraktować grzeszników. Prawda, Jack?
– Pewnie. Takie sytuacje psują reputację wszystkim policjantom.
Przyniesiono drinki – Joan wypiła prawie całego trzema łykami.
– Byłeś tam, prawda, Jack? Tata mówił, że zawsze chodzisz na te imprezy w
komendzie, przynajmniej od czasu, kiedy porzuciła ciebie druga żona...
– Ależ Joanie! – to była Karen.
– Byłem tam – przyznał Jack.
– Walnąłeś kilka razy, żeby sprawiedliwości stało się zadość?
– Nie było po co.
– Chodzi ci o to, że nie było tam żadnych szans na pojawienie się w nagłówkach?
– Joanie, uspokój się. Jesteś pijana.
Loew bawił się swoim krawatem; Karen zajmowała się popielniczką. Joan
wychyliła resztkę swojego drinka.
– Abstynenci są zawsze tacy skorzy do wydawania sądów. Zwykłeś bywać na takich
balangach po tym, jak pierwsza żona cię opuściła, prawda, sierżancie?
Karen zacisnęła ręce na popielniczce. – Ty cholerna suko.
Joan roześmiała się.
– Jeśli chcesz bohaterskiego policjanta, to znam człowieka nazwiskiem Exley, który
przynajmniej nadstawiał życie za ten kraj. Pewnie, że Jack jest przystojny, ale nie
widzisz, kim on jest?
Karen rzuciła popielniczką – trafiła w ścianę, a potem w uda Ellisa Loewa. Loew
schował głowę w menu; Joanie suka była wściekła.
Jack wyprowadził Karen z restauracji. Poszli do Variety International Pictures –
Karen bez przerwy wyzywała Joanie. Jack zaparkował przy budynku, w którym
produkowali Chlubną Odznakę. Słychać było plebejską muzykę. Karen westchnęła.
– Moi rodzice oswoją się w końcu z tą myślą.
Jack włączył górne światło w samochodzie. Dziewczyna miała ciemnobrązowe
włosy ułożone w fale, piegi, lekko wystającą górną szczękę. – Z jaką myślą?
– No... z myślą, że się widujemy.
– Co idzie raczej powoli.
– To po części moja wina. Raz mi opowiadasz te wspaniałe historie, a potem nagle
milkniesz. Stale się zastanawiam, o czym ty myślisz, i myślę, że jest tyle rzeczy, o
których nie możesz mi powiedzieć. Wtedy myślę, że ty myślisz, że jestem za młoda,
więc się odsuwam.
Jack otworzył drzwi. – Bądź ze mną, to nie będziesz za młoda. I opowiedz mi
trochę twoich historii, bo czasami jestem zmęczony swoimi.
– Układ stoi? Moje opowieści po imprezie?
– Stoi. A tak na marginesie, co myślisz o twojej siostrze i Ellisie Loewie?
Karen nawet nie drgnęła powieka.
– Wyjdzie za niego. Moi rodzice przymkną oczy na fakt, że jest Żydem, bo jest
ambitny i jest republikaninem. Będzie tolerował publiczne sceny Joanie i bił ją na
osobności. Ich dzieci będą pokręcone.
Jack roześmiał się.
– Zatańczmy. I nie wlepiaj oczu w gwiazdy, bo ludzie pomyślą, że jesteś z jakiegoś
zadupia.
Weszli ramię w ramię. Karen miała zamglone ze wzruszenia oczy; Jack oglądał
swoją największą jak do tej pory imprezę. Spade Cooley i jego chłopcy byli na
podeście, Spade przy mikrofonie z Burtem Arthurem „Dwójką" Perkinsem, jego
basistą, zwanym „Dwójką" z powodu tego, że kiedy był skuty do pary z innym
więźniem, odgrywał drugorzędną rolę: nienaturalne akty z psami. Spade palił opium;
Dwójka łykał herę – przyskrzynienie przy udziale Cicho Sza! było tylko kwestią czasu.
Max Peltz wylewnie witający się z operatorami; Brett Chase obok niego, rozmawiający
z Billym Dieterlingiem, szefem kamerzystów. Oczy Billa skierowane na jego partnera,
Timmy'ego Valburna, grającego Myszkę Moochie w Godzinie Marzeń. Stoły stojące
wzdłuż tylnej ściany – zastawione butelkami trunków, zimnymi zakąskami. Przy nich
Kikey Teitlebaum z jedzeniem – prawdopodobnie Peltz kupił przysmaki na imprezę z
jego delikatesów. Johnny Stompanato z Kikeyem, byli chłopcy Mickeya Cohena
trzymali się razem. Wszyscy aktorzy i pracownicy ekipy Chlubnej Odznaki i różnej
maści pieczeniarze jedzący, pijący, tańczący.
Jack zaciągnął Karen na parkiet: obroty robił w czasie mieszaniny szybkich
melodii, a kiedy Spade zmieniał na ballady, on na wyrafinowane kręcenie biodrami.
Karen miała zamknięte oczy; Jack otwarte – żeby móc przyjrzeć się sytuacji. Poczuł
stukanie na ramieniu. To Miller Stanton się wcinał. Karen otworzyła oczy i aż
wstrzymała oddech: gwiazda telewizji chciała z nią zatańczyć. Jack ukłonił się. –
Karen Morrow, Miller Stanton.
Karen przekrzykiwała muzykę: – Cześć! Widziałam te wszystkie stare filmy
Raymonda Dieterlinga z twoim udziałem. Byłeś świetny!
Stanton złapał jej ręce. – Byłem żółtodziobem! Jack, znajdź Maxa, chce z tobą
porozmawiać.
Jack poszedł na tyły budynku – spokój, muzyka wyciszona. Max Peltz wręczył mu
dwie koperty.
– Twoja sezonowa premia i prezent dla pana Loewa. Od Spade'a Cooleya.
Koperta Loewa była gruba.
– Czego chce Cooley?
– Powiedziałbym, że gwarancji, że nie będziesz wtykał nosa w jego nałóg.
Jack zapalił papierosa. – Spade mnie nie interesuje.
– Nie jest wystarczająco sławny?
– Zachowuj się, Max.
Peltz pochylił się do niego:
– Jack, ty postaraj się lepiej zachowywać, bo zaczynasz mieć złą reputację w
Przemyśle. Ludzie mówią, że jesteś upierdliwy, że nie stosujesz się do reguł gry.
Wydoiłeś Bretta dla pana Loewa, w porządku, to pieprzony wypierdek, jego czas
nadchodzi. Ale nie możesz gryźć ręki, która cię żywi, nie wtedy gdy połowa ludzi w
Przemyśle przypala trawkę od czasu do czasu. Skoncentruj się na asfaltach, tych gości
łatwo zastąpić kolejnymi.
Jack uważnie przyglądał się zgromadzonym ludziom. Brett Chase zaangażowany w
przyjacielską pogawędkę: Billy Dieterling, Timmy Valburn – istna konferencja
pedałów. Rozmawiający ze sobą Kikey T. i Johnny Stomp – Dwójka Perkins, Lee
Vachss przyłączający się do nich.
– Poważnie, Jack. Stosuj się do reguł gry – dodał Peltz.
Jack wskazał na przystojniaków. – Max, ta gra to moje życie. Widzisz tych gości
tam?
– Jasne. I co...
– Max, to jest coś, co Wydział nazywa spotkaniem znanych przestępców. Perkins to
były więzień, który pieprzy psy, a Abe Teitlebaum jest na zwolnieniu warunkowym.
Wysoki koleś z wąsami to Lee Vachss, który wykonał przynajmniej tuzin mokrych
robót dla Mickeya C. Ten przystojny makaroniarz to Johnny Stompanato. Wątpię, czy
ma trzydziestkę, a kartotekę ma dłuższą niż twoje ramię. Jestem upoważniony przez
Wydział Policji Los Angeles, by przyskrzynić tych skurwieli na podstawie nawet
niejasnego podejrzenia, a niezrobienie tego jest zaniedbywaniem obowiązków
służbowych. Dlatego, że stosuję się do reguł gry.
Peltz pomachał cygarem. – Więc graj dalej, ale delikatnie z tymi męskimi
rozmowami. I rusz się, bo Miller odbija ci partnerkę. Jezu, ale ty lubisz młode!
Przypomniał sobie plotkę: o Maksie i dziewczynie z liceum. – Nie takie młode, jak
ty.
– Ha! Idź już, ty pieprzony łobuzie. Twoja dziewczyna cię szuka.
Karen stała przy plakacie na ścianie: Brett Chase jako porucznik Vance Vincent.
Jack podszedł; oczy Karen pojaśniały.
– Boże, jest tak wspaniale! Powiedz mi, kto tu jest kim!
Rozległa się donośna muzyka – Cooley jodłujący, Dwójka Perkins grający na basie.
Jack tańczył z Karen, aż znalazł się w kącie zapchanym sanganami. Idealne miejsce
– ciche, z widokiem na wszystkich. Jack po kolei wskazywał na muzyków.
– O Brecie Chasie już słyszałaś. Nie tańczy, bo jest homo. Stary facet z cygarem to
Max Peltz. To producent i reżyser większości odcinków. Tańczyłaś z Millerem, więc go
znasz. Tych dwóch gości w koszulach to Augie Luger i Hank Kraft – są od sceny.
Dziewczyna z klipem pod pachą to Penny Fulweider, chociaż tu mogłaby rozstać się z
atrybutami swej pracy – jest od nadzoru produkcji. A wiesz dlaczego dekoracje są
takie nowoczesne? To blondyn stojący niedaleko od podestu, David Mertens, jest od
tych dekoracji. Czasami może się wydawać, że jest pijany, ale nie jest – ma jakąś
rzadką odmianę epilepsji i bierze na to jakieś lekarstwa. Słyszałem, że miał wypadek,
dostał w głowę i to wywołało chorobę. Ma też blizny na szyi, więc może to to. Obok
stoi Phil Shenkel, asystent reżysera, a gościu koło niego to Jerry Marsalas,
pielęgniarz, który opiekuje się Mertensem. Terry Riegert, grający kapitana Jeffriesa,
tańczy z tą wysoką, rudą dziewczyną. Faceci koło lodówki to Billy Dieterling, Chuck
Maxwell i Dick Harwell, kamerzyści, a reszta to ludzie, którzy przyszli razem z tymi,
których wymieniłem.
Karen spojrzała mu prosto w oczy. – To twoje środowisko i ty je uwielbiasz. I
troszczysz się o tych ludzi.
– Powiedzmy, że lubię ich, a Miller to dobry kumpel.
– Jack, nie oszukasz mnie.
– Karen, to jest Hollywood. A dziewięćdziesiąt procent Hollywoodu to czcza
gadanina.
– Psujesz mi zabawę. Przygotowuję się, żeby być nierozważną, więc nie próbuj
nawet mnie powstrzymywać...!
Przekomarzała się z nim.
Jack zatoczył się; Karen nadstawiła się do pocałunku. Zrobili to, długo, głęboko,
odchylili się w tym samym momencie – Jack rozluźnił uścisk i zakręciło mu się w
głowie. Karen nie spieszyła się z cofaniem rąk. – Sąsiedzi są ciągle jeszcze na
wakacjach. Moglibyśmy pójść nakarmić koty.
– No... pewnie.
– Przyniesiesz mi brandy, nim pójdziemy?
Jack podszedł do stołu z jedzeniem. Dwójka Perkins rzucił mu tylko: – Niezły
towar, Vincennes. Masz taki sam gust jak ja.
Chudzielec w czarnej, kowbojskiej koszuli z różową lamówką. Ciężkie buty
sprawiały, że miał prawie sześć stóp i sześć cali; i ogromne ręce.
– Perkins, twoje laski śmierdzą jak obsikane hydranty.
– Spade'owi mogłoby się nie spodobać, że mówisz do mnie w ten sposób. Nie z tą
kopertą, którą masz w kieszeni.
Lee Vachss, Abe Teitlebaum obserwujący ich.
– Ani słowa więcej, Perkins.
Dwójka gryzł wykałaczkę.
– Czy twój szef wie, że podnieca cię dojenie czarnuchów?
Jack wskazał na ścianę. – Podwiń rękawy, nogi szeroko.
Perkins wypluł wykałaczkę.
– Nie jesteś chyba taki pierdolnięty.
Johnny Stomp, Vachss, Teitlebaum – wszyscy w zasięgu słuchu.
– Oprzyj ręce o ścianę, zasrańcu.
Perkins pochylił się nad stołem, ręce na ścianie. Jack podwinął mu rękawy – były
świeże nakłucia – opróżnił jego kieszenie. Bingo – strzykawka. Gromadzący się
tłumek – Jack popisywał się przed widownią.
– Ślady nakłuć i ten strój wystarczą, żeby cię wsadzić na trzy lata do stanowego.
Powiedz, kto ci sprzedał strzykawkę, a może ci się upiecze...
Dwójka zaczął się pocić.
– Sypnij przed przyjaciółmi i jesteś wolny.
Perkins polizał wargi. – Barney Stinson. Sanitariusz w szpitalu Queen of Angels.
Jack kopnął go w nogi, odwracając od ściany. Perkins wylądował twarzą w zimnych
zakąskach; stół przewrócił się na podłogę. Cały pokój głośno odetchnął. Karen stała
przy samochodzie, cała się trzęsła.
– Musiałeś to zrobić?
Czuł, że przepocił całą koszulę. – Tak, musiałem.
– Żałuję, że to widziałam.
– Ja też.
– Chyba czytanie o takich sytuacjach i oglądanie ich na żywo to dwie różne rzeczy.
Czy mógłbyś...?
Jack objął ją. – Będę trzymał ciebie z dala od tych spraw.
– Ale ciągle będziesz mi opowiadał twoje historie?
– Nie... tak, jasne.
– Chciałabym, żebyśmy mogli cofnąć zegar na dzisiejszy wieczór.
– Ja też. Słuchaj, chcesz zjeść jakąś kolację?
– Nie. A ty ciągle chcesz iść nakarmić koty?
Były trzy koty – przyjaźni goście, którzy chcieli zawładnąć łóżkiem, kiedy się na
nim kochali. Karen nazywała szarego Chodnikiem, pasiastego Tygrysem, a chudego
Ellisem Loewem. Jack nie lubił kotów, ale nie protestował – sprawiały, że Karen
chichotała, a zauważył, że każde parsknięcie śmiechem coraz bardziej oddalało od
niego sytuację z Dwójką Perkinsem. Kochali się, rozmawiali, bawili z kotami; Karen
spróbowała papierosa – i o mało nie wypluła płuc. Błagała o nowe historie; Jack
zapożyczył co nieco z osiągnięć Wendella White'a i opowiadał łagodniejsze wersje
własnych spraw: minimum osiłka, maksimum dojrzałego mężczyzny – Wielki Vi o
wielkim sercu, chroniący dzieci przed plagą narkomanii.
Na początku trudno było kłamać – ale ciepło Karen czyniło kłamstwa coraz
łatwiejszymi.
Przed świtem dziewczyna zasnęła; on był zupełnie rozbudzony, koty doprowadzały
go do szału. Cały czas chciał, żeby się obudziła, żeby mógł jej opowiedzieć jeszcze
więcej historii; czasem czuł ukłucia niepokoju: że nie będzie pamiętał zmyślonych
fragmentów, złapie go na grubym kłamstwie, ich układ wziąłby wtedy w łeb. Ciało
Karen robiło się coraz cieplejsze, kiedy spała; Jack bardziej do niej przywarł. Zasnął,
w myślach prostując swoje przekłamane historie.

10

Długi korytarz, po obu stronach ławki: odrapane, zakurzone, świeżo sprowadzone z


jakiegoś zawszonego magazynu. Zatłoczony: ludzie w cywilu i w mundurach,
większość zaczytana w krzyczącym nagłówku „Krwawe Święta".
Bud myślał o tym, jak obsmarowali jego i Stensa na pierwszej stronie: przyparci do
muru przez meksyków i ich adwokatów. Telefon z poleceniem stawienia się dostał o
czwartej rano, klasyczna taktyka zastraszania Spraw Wewnętrznych. Dicka widział po
drugiej stronie korytarza – wrócił z odwyku, teraz pójdzie do więzienia. Każdy miał
sześć przesłuchań przez Sprawy Wewnętrzne, nikt nie sypnął. Typowe
bożonarodzeniowe spotkanie, cała ekipa była tutaj – oprócz Eda Exleya.
Czas wlókł się, ruch gęstniał: normalka podczas przesłuchań. To Elmer Lentz
wywołał sensację: radio podało, że śledcza ława przysięgłych poprosiła o
przesłuchanie – wszyscy funkcjonariusze obecni w Komendzie Głównej 25 grudnia
mieli stawić się jutro, w obecności więźniów chcących zidentyfikować oprawców.
Otworzyły się drzwi komendanta Parkera, Thad Green wyszedł na korytarz,
mówiąc: – White, proszę.
Bud podszedł; Green gestem zaprosił go do środka. Mały pokój: biurko Parkera,
krzesła naprzeciw niego. Żadnych pamiątek na ścianie, szarawe lustro – chyba z
drugiej strony można było przez nie patrzeć. Komendant za swym biurkiem, w
mundurze, cztery złote gwiazdki na pagonach. Dudley Smith na środkowym krześle, a
Green zajął to stojące najbliżej Parkera. Bud usiadł na krześle, w miejscu, gdzie
widzieli go wszyscy trzej. Wtedy Parker zaczął:
– Znasz zastępcę komendanta Greena i jestem pewien, że znasz porucznika
Smitha. Porucznik służy mi jako doradca podczas kryzysu, który ostatnio
przechodzimy.
Green zapalił papierosa i przejął pałeczkę: – Dostajesz ostatnią szansę na
współpracę. Byłeś wielokrotnie przesłuchiwany przez Sprawy Wewnętrzne i
wielokrotnie odmawiałeś współpracy. Normalnie zostałbyś zawieszony w
obowiązkach służbowych. Ale jesteś wytrawnym detektywem i z komendantem
Parkerem jesteśmy przekonani, iż twoje czyny w czasie imprezy były relatywnie
niewinne. Zostałeś sprowokowany. Nie byłeś agresywny dla samej agresji, jak
większość oskarżonych...
Bud chciał się odezwać, ale Smith zdążył mu przerwać:
– Chłopcze, jestem pewien, że mówię to w imieniu komendanta Parkera, więc
pozwolę sobie darować grzeczności. Wielka szkoda, że tych sześciu gnojków, którzy
napadli na naszych funkcjonariuszy, nie zostało zastrzelonych na miejscu, i dlatego
przemoc, jakiej się na nich potem dopuszczono, uważam za łagodną. Ale i
funkcjonariusze nie potrafiący zapanować nad swymi emocjami nie mają czego
szukać w policji, a oszczerstwa rozpowszechniane przez ludzi z zewnątrz sprawiły, że
Wydział Policji Los Angeles stał się pośmiewiskiem. Tego nie można tolerować. Głowy
muszą spaść. Musimy mieć skłonnych do współpracy policjantów - świadków, by
zlikwidować szkody wyrządzone prestiżowi Wydziału – a ten prestiż przecież wzrósł
znacząco pod kierownictwem komendanta Parkera. Mamy już jednego ważnego
świadka policjanta, a zastępca prokuratora okręgowego, Ellis Loew, obstaje twardo,
by nie karać funkcjonariuszy policji LA. Nawet gdy śledcza ława przysięgłych skieruje
akty oskarżenia do sądu. Czy ty będziesz zeznawał, chłopcze? Korzystnie dla
Wydziału, nie dla oskarżenia...
Bud rzucił okiem na lustro – bez wątpienia dwustronne – na pewno kretyni z biura
prokuratora okręgowego robią notatki.
– Nie, sir. Nie będę.
Parker rzucił okiem na kartkę papieru. – Policjancie White, podniosłeś mężczyznę
do góry za kark i usiłowałeś rozbić mu czaszkę. To wygląda bardzo źle i chociaż
zostałeś sprowokowany wyzwiskami, to twoje zachowanie wyróżnia się brutalnością
na tle tego, co zrobiono tym więźniom. To działa na twoją niekorzyść. Ale słyszano, że
kiedy byłeś wtedy przy celach aresztantów, mruczałeś pod nosem „Przecież to
cholerna żenada", co przemawia na twoją korzyść. Czy teraz widzisz, jak pojawienie
się w roli dobrowolnego świadka mogłoby zrekompensować negatywne wrażenie
wywołane twoim... spektakularnym popisem siły?
Załapał teraz: Exley to ich człowiek, on mnie słyszał, zamknięty w magazynie. A
głośno rzucił:
– Nie, sir, nie będę zeznawał.
Parker poczerwieniał jak burak. Smith powiedział: – Chłopcze, porozmawiajmy
szczerze. Podziwiam twoją odmowę zdrady kolegów i czuję, że kryje się za tym
lojalność wobec twego partnera. Szanuję to, ale komendant Parker upoważnił mnie
do zaproponowania ci układu. Jeśli zeznasz o poczynaniach Dicka Stenslanda i
śledcza ława przysięgłych wniesie przeciw niemu sprawę, on nie trafi za kratki, jeśli
zostanie uznany winnym. Ellis Loew dał nam słowo. Stensland zostanie zwolniony z
Wydziału bez emerytury, ale będzie mu ona wypłacana po cichu, z pieniędzy z
Funduszu dla Wdów i Sierot. To jak, chłopcze, będziesz zeznawał?
Bud patrzył w lustro.
– Nie, sir, nie będę zeznawał.
Thad Green wskazał na drzwi. – Staw się w dziale 43, w pokojach śledczej ławy
przysięgłych jutro o dziewiątej. Bądź przygotowany do pokazania się w celu
rozpoznania przez pokrzywdzonych i do wezwania do złożenia zeznań. Jeśli odmówisz
składania zeznań, dostaniesz wezwanie do stawienia się przed sądem pod groźbą kary
i zostaniesz zawieszony w czynnościach służbowych na czas procesu. Wynoś się,
White.
Dudley Smith uśmiechnął się, ledwo zauważalnie. Bud wystawił do lustra środkowy
palec.
11

Dwustronne lustro miało smugi i zacieki i kontury były jakieś rozmyte. Trudno
było wyczytać coś z twarzy Thada Greena; łatwiej z Parkera – nabrał brzydkich
kolorów. Dudley Smith – miłośnik słów z silnym irlandzkim akcentem – był zbyt
opanowany, by coś wywnioskować. Buda White’a też zbyt łatwo dawało się
rozszyfrować: gdy szef zacytował: „Przecież to cholerna żenada", przyszła mu na
pewno do głowy myśl: „Ed Exley jest kapusiem". Więc pozdrowienie środkowym
palcem było jak najbardziej na miejscu.
Ed zastukał w głośnik; rozbrzmiały szumy i trzaski. W sali było gorąco – ale nie tak
duszno jak w magazynie Aresztu Centralnego. Pomyślał o swych ostatnich dwóch
tygodniach.
Zdecydował się zagrać z Parkerem w otwarte karty, przedstawił mu wszystkie trzy
wersje i zgodził się zeznawać jako główny świadek Wydziału. Parker uznał jego ocenę
sytuacji za rewelacyjną, za cechę przykładnego funkcjonariusza. Dał najdelikatniejszą
wersję wydarzeń Ellisowi Loewowi i swemu ulubionemu oskarżycielowi prokuratora
okręgowego, młodemu adeptowi szkoły prawniczej – Bobowi Gallaudetowi. Winą
obarczono, w pełni zasłużenie, sierżanta Richarda Stenslanda i oficera Wendella
White'a; mniej zasłużenie trzech innych, którzy mieli już zapewnione emerytury.
Nagroda komendanta dla przykładnego świadka: przeniesienie do zespołu
detektywów – ogromny awans. Z wyśmienicie zdanym egzaminem na porucznika, za
rok będzie się tytułował jako detektyw porucznik E. J. Exley.
Green wyszedł z sali; weszli Ellis Loew i Gallaudet. Loew i Parker konferowali;
Gallaudet otworzył drzwi: – Sierżant Vincennes, proszę. – Trzaski z głośnika.
Puszka Jack: gładko zaczesany, przystojny, w garniturze w kredowe prążki. Bez
żadnych uprzejmości siadł na krześle w środku i zerknął na zegarek. Wymiana
spojrzeń – Puszka, Ellis Loew.
Parker zmierzył wzrokiem kolejnego klienta, wyraz jego twarzy był jednoznaczny –
głęboka pogarda. Gallaudet stał przy drzwiach, paląc. To Loew zaczął:
– Przejdźmy od razu do rzeczy. Byłeś skłonny do współpracy ze Sprawami
Wewnętrznymi, co działa na twoją korzyść. Ale dziewięciu świadków zidentyfikowało
cię jako tego, który bił Juana Carbijala, i czterech więźniów z celi dla pijaków
widziało, jak wnosisz do komendy skrzynkę rumu. Jak widać, twoja sława ciebie
wyprzedziła. Nawet pijacy czytają szmatławce.
Po nim Dudley Smith przejął inicjatywę:
– Chłopcze, potrzebujemy towarzyszącego tobie rozgłosu. Mamy wyśmienitego
świadka, który powie sędziom, że uderzyłeś tylko wtedy, gdy sam zostałeś
zaatakowany, a skoro jest to bliskie prawdy, dalsze zeznania świadków więźniów
pewnie cię oczyszczą z zarzutów. Ale musisz przyznać się do tego, że przyniosłeś
alkohol, którym funkcjonariusze się upili. Przyznaj się do tego wykroczenia przeciw
międzywydziałowemu regulaminowi, a skończy się to dla ciebie przesłuchaniem przed
śledczą ławą przysięgłych. Pan Loew gwarantuje, że nie zostaniesz postawiony w stan
oskarżenia, nawet jeśli taki wniosek wypłynąłby z ich strony.
Puszka się nie odzywał.
Ed dedukował: Bud White przyniósł większość alkoholu, Jack boi się składać
przeciw niemu zeznania. Parker powiedział: – W Wydziale będzie musiało dojść do
gruntownych przetasowań. Zeznawaj tak, a sprawa skończy się dla ciebie
przesłuchaniem przed śledczą ławą przysięgłych, nie będzie zawieszenia, nie będzie
degradacji. Gwarantujemy ci łagodną karę: przeniesienie do Obyczajówki na jakiś rok.
Wtedy Vincennes zwrócił się do Loewa:
– Ellis, czy mam jeszcze jakieś szanse w tej sprawie? Wiesz, czym dla mnie jest
praca w Narkotykach.
Loew wzdrygnął się. Parker mu odparł:
– To nie wchodzi w grę. I jeszcze coś. Jutro stajesz do identyfikacji i chcemy, byś
zeznawał przeciw policjantowi Krugmanowi, sierżantowi Tuckerowi i policjantowi
Prattowi. Wszyscy trzej już zapewnili sobie emeryturę. Nasz główny świadek będzie
zeznawał o wszystkim bez ogródek, ale ty możesz twierdzić, że nic nie wiesz na temat
tego, o co zapytają innych. Będę szczery, musimy zaspokoić żądnych krwi obywateli,
upuszczając trochę naszej.
A Dudley Smith dodał: – Wątpię, czy kiedykolwiek zdarzyło ci się podjąć głupią
decyzję, chłopcze. Nie rób tego teraz.
– Zrobię to – odparł Puszka Jack.
Uśmiechy z każdej strony były otoczką do tego, co powiedział Gallaudet:
– Przeanalizuję z tobą twoje zeznanie, sierżancie. Lunch w Dining Car na koszt
pana Loewa.
Vincennes wstał; Loew odprowadził go do drzwi. Szepty przez głośnik: „...i
powiedziałem Cooleyowi, że więcej tego nie zrobisz." – „Jasne, szefie."
Parker skinął głową w stronę lustra. Po chwili wszedł Ed, prosto do krzesła
stojącego naprzeciw biurka. Smith rzucił:
– Stałeś się ostatnio bardzo popularny, chłopcze.
Parker uśmiechnął się. – Ed, chciałem, żebyś obserwował przebieg naszej
rozmowy, bo twoja ocena całej sytuacji była bardzo wnikliwa. Masz jeszcze jakieś
przemyślenia, nim złożysz zeznania?
– Czy dobrze rozumuję, sir, przyjmując, że jeśli śledcza ława przysięgłych będzie
postulowała wniesienie oskarżeń o przestępstwa kryminalne, zostaną one
zablokowane albo zatuszowane w czasie procesu przez pana Loewa?
Twarz Loewa wykrzywił grymas. Trafił w czuły punkt; było dokładnie tak, jak
mówił mu ojciec.
– Czy dobrze to zrozumiałem? – dodał.
Loew odparł mu protekcjonalnie: – Czy uczyłeś się w szkole prawniczej?
– Nie, sir.
– W takim razie to twój szanowny ojciec dał ci dobrą radę.
– Nie, sir. Nie dał – powiedział spokojnym głosem.
Wtedy wtrącił się Smith: – Załóżmy, że dobrze zrozumiałeś. Załóżmy, że nasze
wysiłki zmierzają do tego, czego chcą wszyscy lojalni policjanci: by nasi koledzy po
fachu nie byli publicznie sądzeni. Przyjmując takie założenie, co radzisz?
To już przerabiał – słowo w słowo.
– Obywatele będą domagać się czegoś więcej, niż tylko wniesienia prawdziwych
aktów oskarżenia, taktyki tuszowania i braku procesów. Międzywydziałowe komisje
dyscyplinarne, zawieszenia i duże przetasowania z przeniesieniami nie wystarczą.
Powiedzieliście policjantowi White'owi, że głowy muszą spaść. Zgadzam się i uważam,
że dla prestiżu komendanta i Wydziału konieczne są wyroki skazujące w sprawach
kryminalnych i kary więzienia.
– Chłopcze, jestem zszokowany, widząc satysfakcję, z jaką o tym mówisz.
Ed zwrócił się do Parkera:
– Sir, wyprowadził pan Wydział z dołka po Horrallu i Wortonie. Cieszy się pan
nienaganną reputacją, a Wydział bardzo się poprawił. Może pan sprawić, że i dalej tak
będzie...
– Oświeć nas, Exley – wtrącił się Loew. – Co więc dokładnie nasz młodszy oficer i
informator uważa, że powinniśmy zrobić?
Ed, patrząc na Parkera, wyjaśnił:.
– Nie dopuścić do procesów ludzi, którzy przepracowali już dwadzieścia lat. Nadać
rozgłos przeniesieniom, wytoczyć większości ludzi procesy dyscyplinarne i zawiesić
ich. Wytoczyć sprawę Johnny'emu Brownellowi, powiedzieć mu, by wniósł prośbę o
proces bez ławy przysięgłych i niech sędzia da mu wyrok w zawieszeniu. Jego brat był
jednym z funkcjonariuszy, na których napaść spowodowała całe zajście. Poza tym
wytoczyć proces, osądzić oraz skazać Dicka Stenslanda i Buda White'a. Posłać ich do
więzienia na jakiś czas. Wywalić ich z hukiem z Wydziału. Stensland to wiecznie
pijany zbir, White prawie zabił człowieka, a przyniósł więcej alkoholu niż Vincennes.
Dać ich na pożarcie przeklętym rekinom. Chronić siebie, chronić Wydział.
Cisza, przeciągająca się. Dopiero Smith ją przerwał.
– Panowie, myślę, że rada naszego młodego sierżanta jest nierozważna i pełna
hipokryzji. Stensland ma pewne wady, ale Wendell White jest wartościowym
policjantem.
– Sir, White jest oprychem o zabójczych skłonnościach.
Smith chciał coś powiedzieć, ale Parker podniósł rękę.
– Myślę, że warto rozważyć radę Eda. Zaimponuj jutro śledczej ławie przysięgłych,
synu. Załóż elegancki garnitur i przekonaj ich do siebie.
– Tak jest, sir – rzucił krótko Ed. Zmusił się, żeby nie krzyczeć z radości.

12

Reflektory, mierzenie wzrostu, Jack pięć stóp, jedenaście cali; Frank Doherty, Dick
Stens, John Brownell to niscy goście, Wilbert Huff, Bud White ponad sześć stóp.
Obwiesie z Aresztu Centralnego po drugiej stronie lustra, siedzący na kanapie z
glinami prokuratora notującymi nazwiska.
Zapiszczały głośniki „Lewy profil"; sześciu mężczyzn obróciło się. „Prawy profil",
„Twarzą do ściany", „Twarzą do lustra", „Spocznijcie, panowie". Cisza, a potem:
– Czternaście wskazań na Doherty'ego, Stenslanda, Vincennesa, White'a i
Brownella, cztery na Huffa. O cholera, głośnik jest włączony.
Stens się załamał. Frank Doherty rzucił: – Sram na was, skurwiele. Twarz White'a
pozostała bez wyrazu – tak jak w więzieniu, gdzie bronił Stensa przed czarnuchami.
Głos z głośnika: „Sierżant Vincennes do 114, policjant White zameldować się w
biurze komendanta Greena. Reszta może odejść."

Sto czternaście to był pokój dla świadków śledczej ławy przysięgłych. Jack ruszył
przed siebie, odchylił zasłony i poszedł tam. Przed salą panował tłok: oskarżyciele w
sprawie Krwawych Świąt w komplecie, Ed Exley w garniturze jakby prosto od krawca,
jakieś nitki dyndały mu jeszcze u rękawa. Policjanci z imprezy żachnęli się
pogardliwie; Jack podszedł do Exleya.
– To ty jesteś głównym świadkiem?
– Zgadza się.
– Powinienem był wiedzieć, że to ty. Co ci Parker zaproponował?
– Zaproponował?
– Tak, Exley. Zaproponował. Układ, zapłatę. Myślisz, że ja będę składał zeznania za
darmo?
Exley nerwowo poprawiał okulary.
– Po prostu wypełniam swój obowiązek.
Jack roześmiał się.
– Udajesz aniołka, studenciku. Coś z tego będziesz miał, żebyś nie musiał gadać z
pieprzonymi gliniarzami, którzy będą cię nienawidzić za donosicielstwo. A jeśli Parker
obiecał ci posadę w Biurze, to uważaj. Trochę ludzi z Biura sparzy się na tej całej
sprawie, a ty będziesz musiał pracować z ich kumplami.
Exley wzdrygnął się, a Jack roześmiał, dodając: – Niezły haracz, muszę to przyznać.
– Ty jesteś ekspertem od haraczy. Nie ja – rzucił Ed.
– Już niedługo będziesz miał wyższy stopień niż ja, więc powinienem być dla ciebie
miły. Wiedziałeś, że nowa dziewczyna Ellisa Loewa jest na ciebie napalona?
– Edmund Exley proszony na salę – zawołał urzędnik sądowy.
Jack puścił oko. – Idź. I oberwij te nitki przy marynarce, bo wyglądasz jak
wieśniak.
Exley minął korytarz , poprawiając ubranie, obrywając nitki.

Jack zabijał czas, myśląc o Karen. Dziesięć dni minęło od imprezy i wszystko
układało się jak najlepiej. Musiał tylko przeprosić Spade'a Cooleya; Welton Morrow
był wkurzony na niego i Karen – ale pozbawiony pasji układ Joanie -- Loew prawie
mu to wszystko wynagradzał. Randki w hotelach były uciążliwe – Karen mieszkała w
domu, jego mieszkanie było norą, zaniedbywał wpłaty na konto dzieci Scogginsów,
żeby wykosztowywać się na noclegi w Ambasadorze.
Karen bardzo się podobał ten potajemny romans; on był bardzo zadowolony, że jej
się podoba. Tu wszystko szło jak z płatka. Tylko Sid Hudgens nie dzwonił, a w LA
panowała heroinowa susza – żadnych rozrywek dla pracownika Narkotyków. I widmo
spędzenia roku w Obyczajówce wisiało nad nim jak perspektywa komory gazowej.
Czuł się tak, jakby za chwilę miał się zwalić na podłogę. Pobici faceci przyglądali mu
się bacznie; gnojek, któremu przywalił, miał nos w gipsie – prawdopodobnie
zbytecznie, ale pewnie kazał mu go założyć jakiś żydowski prawnik.
Drzwi od sali śledczej ławy przysięgłych były uchylone; Jack podszedł do nich,
zajrzał do środka. Sześciu przysięgłych przy stole ustawionym naprzeciw stanowiska
dla świadków; Ellis Loew zadający pytania – Ed Exley w boksie. Nie bawił się
okularami; nie zacinał się ani nie chrząkał. Jego głos był o oktawę niższy niż
normalnie – i był spokojny. Chudy, nietypowy jak na policjanta, mimo to budził
respekt – i jego wyczucie czasu było idealne. Loew wtrącał różne dodatkowe pytania;
Exley wiedział, że się pojawią, ale udawał zdziwionego. Niezależnie, kto go
przygotowywał do wystąpienia, odwalił kawał cholernie dobrej roboty.
Jack wyłapywał szczegóły, czuł, że Exley jest przekonywający, bohater wojenny – w
niczym nie przypominał płaczliwej lali z aresztu pełnego awanturników. Loew swoimi
pytaniami tylko umacniał to wrażenie; odpowiedzi Exleya były przemyślane: tam był
w mniejszości, klucze mu zabrano, zamknięto go w magazynie – i to tyle. Był
człowiekiem, który wie, kim jest, rozumiał jałowość taniego bohaterstwa. Powoli się
nakręcał: wsypał Brownella, Huffa, Doherty'ego. Nazwał Dicka Stenslanda
najgorszym z najgorszych, bez zmrużenia oka obciążył Buda White'a. Jack uśmiechnął
się, gdy zrozumiał: wszystko zaplanowano tak, by nasze było górą. Krugman, Pratt,
Tucker, z zapewnionymi emeryturami – zostali przeznaczeni na później, na jego
zeznania. A w kwestii Stenslanda i White'a – zmierzają w kierunku wniesienia
oskarżenia przeciw nim. Co za pieprzone przedstawienie.
Loew poprosił o podsumowanie. Exley nie omieszkał, kwitując paplaniną o
sprawiedliwości. Loew podziękował mu; przysięgli o mało nie zemdleli z wrażenia.
Exley wyszedł z boksu, utykając – pewnie zdrętwiały mu nogi.
Jack spotkał go na korytarzu.
– Nieźle. Parker będzie zachwycony.
Exley rozprostowywał nogi. – Myślisz, że przeczyta protokół?
– Będzie go miał za dziesięć minut, a Bud White cię udupi, nawet jeśli będzie miał
na to poświęcić resztę swego życia. Został wezwany do Thada Greena po identyfikacji i
można się założyć, że Green go zawiesił. Powinieneś się modlić, by przystał na układ i
został w Wydziale, bo to będzie cywil, którego nie chciałbyś mieć na karku.
– Czy dlatego nie powiedziałeś Loewowi, że to on przyniósł większość alkoholu?
– John Vincennes, za pięć minut! – krzyknął urzędnik.
Jack się zdenerwował.
– Wsypuję trzech staruszków, którzy za tydzień będą łowić ryby w Oregonie. W
porównaniu z tobą jestem czysty i inteligentny.
– Obaj postępujemy właściwie. Tylko ty nienawidzisz siebie za to, a to już nie ma
nic wspólnego z inteligencją.
Jack zobaczył Ellisa Loewa i Karen w głębi korytarza. Loew podszedł do niego.
– Powiedziałem Joan, że będziesz dzisiaj zeznawał, a ona powtórzyła Karen.
Przepraszam, ale mówiłem to Joan w tajemnicy. Jack, bardzo mi przykro. Wyjaśniłem
Karen, że nie może być na sali, że będzie musiała słuchać przez głośnik w moim
biurze. Przepraszam, Jack...
– Ty wiesz, Żydzie, jak się upewnić, że świadek powie to, co powinien.

13

Bud popijał whisky z wodą sodową. Ogłuszało go dudnienie z szafy grającej. Zajął
najgorsze miejsce w barze, na tyle sofy przy automatach telefonicznych. Łupało go w
miejscach, które miał kontuzjowane w czasach, gdy grał w piłkę – wściekłość na
Exleya też nie dawała mu spokoju. Bez odznaki, bez pistoletu, z procesem w bliskiej
perspektywie – tylko dobiegająca chyba czterdziestki, ruda kobieta była jedynym
przyjemnym widokiem w tym wszystkim. Wziął ze sobą drinka.
Uśmiechnęła się do niego. Rudy kolor jej włosów wyglądał na sztuczny, ale miała
ładną twarz.
Bud uśmiechnął się. – To, co pijesz, to koktajl?
– Tak, i mam na imię Angela.
– Jestem Bud.
– Nikt się nie rodzi z imieniem „Bud".
– Jak przylepiają ci imię takie jak „Wendell", to szukasz przezwiska.
Angela roześmiała się. – Co robisz, Bud?
– Powiedzmy, że właśnie zmieniam pracę.
– Hm? W takim razie, co robiłeś?
Jestem zawieszony! Kretynko, zaglądasz darowanemu koniowi w zęby!
– Nie chciałem się układać z szefem. Angela, co byś powiedziała...
– Masz na myśli dysputę związkową czy coś takiego? Jestem w Zjednoczonej
Federacji Nauczycieli, a mój eksmąż był reprezentantem związkowym kierowców
ciężarówek. Czy to...
Bud poczuł rękę na ramieniu.
– Mógłbym zamienić z tobą kilka słów, stary?
To był Dudley Smith. Czyli: Ogon z ramienia Spraw Wewnętrznych.
– Chodzi o sprawy zawodowe, poruczniku?
– W istocie. Pożegnaj się z twoją nową przyjaciółką i podejdź do tamtych stołów z
tyłu. Mówiłem już barmanowi, żeby ściszył muzykę, byśmy mogli porozmawiać.
Szybka melodia uspokoiła się; Smith odszedł. Jakiś marynarz zaczął obłapiać
Angelę.
Bud przeniósł się na kanapę. Było nawet przytulnie: Smith, dwa krzesła, stół –
gazeta przykrywająca blat, pod nią mały wzgórek. Bud usiadł.
– Czy Sprawy Wewnętrzne mnie śledzą?
– Tak, i innych, którzy prawdopodobnie będą mieli proces. To był pomysł twojego
kumpla Exleya. Ma pewien wpływ na komendanta Parkera i podsunął mu, że ty i
Stensland macie skłonności do nierozważnego zachowania. Zeznając, Exley oczernił
ciebie i wielu innych porządnych ludzi. Czytałem protokół. Jego zeznania to zdrada
stanu i godny pogardy afront uczyniony wszystkim honorowym policjantom. A Stens
zalewa się teraz pewnie w trupa w domu.
– Czy te dokumenty nie mówią, że zostanie wytoczony nam proces?
– Nie wyciągaj pochopnych wniosków, chłopcze. Wykorzystałem swe wpływy u
Parkera, by przestali ciebie śledzić, więc jesteś z przyjacielem.
– O co więc chodzi, poruczniku?
– Mów mi Dudley – rzucił Smith.
– No to o co chodzi, Dudley? No, no – nieźle to zabrzmiało.
– Imponujesz mi, chłopcze. Podziwiam twoją odmowę składania zeznań i lojalność
wobec partnera, choć nieuzasadnioną. Podziwiam cię jako policjanta, szczególnie to,
że uciekasz się do przemocy, kiedy jest to konieczne w naszej pracy i jestem naprawdę
pod wrażeniem tego, jak karzesz ludzi bijących swoje żony. Nienawidzisz ich,
chłopcze?
Cóż za wielkie słowa – aż poczuł zawroty głowy.
– Tak, nienawidzę ich.
– I masz ku temu powody, z tego co wiem o twojej przeszłości. Czy jest coś jeszcze,
czego nienawidzisz równie mocno?
Zacisnął pięści tak mocno, że aż zabolały go ręce.
– Exleya. Pieprzonego Exleya. I Puszki Jacka. Dick Stens nabawi się marskości
wątroby, bo tych dwóch nas wsypało.
Smith potrząsnął głową.
– Vincennes nie, chłopcze. On był kukłą podstawioną przez Wydział i był nam
potrzebny, by dać prokuratorowi okręgowemu jakieś ofiary. Wkopał tylko tych z
dwudziestoletnim stażem i wziął na siebie winę za alkohol, który ty przyniosłeś do
komendy. Nie, stary, Jack nie zasługuje na twoją nienawiść.
Bud pochylił się nad stołem. – Więc o co tu chodzi, Dudley?
– Chcę, żebyś uniknął procesu i wrócił na służbę, i znam sposób, który ci to
umożliwi.
Bud spojrzał na gazetę. – Jaki?
– Pracuj dla mnie.
– Co miałbym robić?
– Za moment, najpierw kilka pytań. Czy uznajesz potrzebę ograniczania zbrodni,
zamknięcia jej w obszarze leżącym na południe od Jefferson, zamieszkiwanym przez
kolorowych?
– Pewnie.
– A czy uważasz, że części przestępczości zorganizowanej powinno się pozwolić
istnieć i prowadzić jej ciemne interesy, które nikomu nie szkodzą?
– Jasne, nie ma dwóch zdań. To nieunikniona część całej tej gry. Ale co to ma
wspólnego...
Smith ściągnął gazetę – zabłysnęła odznaka i.38–ka. Bud poczuł mrowienie na
głowie.
– Wiedziałem, że pan jest przebojowy. To Green się zgodził?
– Blisko, chłopcze. Załatwiłem to z Parkerem. Z tą jego częścią, której nie zatruł
Exley. Powiedział, że jeśli śledcza ława przysięgłych nie wniesie przeciwko tobie aktu
oskarżenia, twoja odmowa składania zeznań nie zostanie ukarana. A teraz zabieraj
swoje rzeczy, nim właściciel zadzwoni po policję.
Promieniejący Bud wziął swoje rzeczy. – Nie będę miał żadnej cholernej sprawy?
– Chłopcze – w głosie Dudleya czuło się teraz kpinę – komendant wiedział, że
powierza mi bardzo trudną misję, i cieszę się, że nie czytałeś wyśmienitego Heralda.
– Dlaczego? – spytał.
– Poczekaj jeszcze chwilę, chłopcze.
– A co z Dickiem?
– Już po nim, chłopcze. I nie protestuj, bo nie da się tego uniknąć. Wytoczą mu
proces, zostanie oskarżony i poleci. To kozioł ofiarny Wydziału, na polecenie Parkera.
I to Exley go przekonał, by wytoczyć Dickowi sprawę. Oskarżenie o przestępstwo i
więzienie.
Coś parna, duszna była ta sala – Bud rozluźnił krawat, zamknął oczy.
– Chłopcze, ja załatwię Dickowi przyjemną pryczę w ulu. Znam tam kogoś, kto
potrafi załatwić różne rzeczy, a kiedy wyjdzie, zapewnię mu możliwość zemsty na
Exleyu.
Bud patrzył zaciekawiony, gdy Smith rozkładał Heralda. Nagłówek brzmiał:
„Policjanci zamieszani w skandal Krwawych Świąt będą mieli proces". A pod nim
zakreślono kolumnę: „Sierżant Richard Stensland będzie odpowiadał na cztery
zarzuty, trzech zasłużonych policjantów, Lentz, Brownell, Huff również zostanie
oskarżonych, na każdym z nich ciążą dwa zarzuty". Podkreślone: „Nie postawiono
zarzutów policjantowi Wendellowi White'owi, choć z kilku źródeł w biurze
prokuratora okręgowego wiemy, iż proces wydawał się nieunikniony. Starszy
przysięgły ogłosił, że cztery ofiary przemocy policjantów wycofały wcześniejsze
zeznania, wedle których policjant White usiłował udusić Juana Carbijala, lat
dziewiętnaście. Nowa wersja zeznań stoi w jawnej sprzeczności z zeznaniami
sierżanta wydziału policji LA, Edmunda Exleya, który pod przysięgą wyznał, że to
White usiłował poważnie zranić Carbijala. Nie podważono jednak do końca zeznań
sierżanta Exleya, bo na ich podstawie zostaną prawdopodobnie wytoczone procesy
przeciw siedmiu innym funkcjonariuszom; mimo wątpliwości przysięgłych co do
wiarygodności nowej wersji zeznań, uznali ją jednak za wystarczającą podstawę, aby
podważyć oskarżenia wniesione przeciwko policjantowi White'owi przez biuro
prokuratora okręgowego. Zastępca prokuratora okręgowego, Ellis Loew, powiedział
reporterom: „Stało się coś podejrzanego, ale nie wiem dokładnie, co to było.
Poczwórna zmiana zeznań musiała przeważyć nad zeznaniami jednego świadka,
nawet takiego jak sierżant Exley, odznaczonego bohatera wojennego".
Gazeta wirowała Budowi przed oczyma.
– Dlaczego? Dlaczego pan to dla mnie robi? I jak się to panu udało? – spytał w
końcu.
Smith zgniótł gazetę.
– Bo potrzebuję cię, chłopcze, do nowego zadania, jakie powierzył mi Parker.
Chodzi o prewencję, we współpracy z Wydziałem Zabójstw. Zespół będzie się nazywał
Oddziałami Prewencyjnymi, jest to niewinna nazwa na określenie obowiązków, do
pełnienia których nadają się tylko nieliczni, a ty jesteś wymarzonym kandydatem. Jest
to zajęcie, które wymaga mięśni, dobrych umiejętności strzeleckich i zadawania
bardzo małej ilości pytań. Rozumiemy się, chłopcze?
– Stuprocentowo.
– Zostaniesz przeniesiony z Centrali, kiedy Parker ogłosi przetasowanie. Będziesz
dla mnie pracował?
– Byłbym szalony, gdybym odmówił. Dlaczego, Dudley?
– Dlaczego co, chłopcze?
– Prosił pan Ellisa Loewa, by mi pomógł. Wszyscy w Biurze wiedzą, że jesteście w
dobrych układach. Dlaczego to pan zrobił?
– Bo podoba mi się twój styl pracy, chłopcze. Czy taka odpowiedź jest dla ciebie
satysfakcjonująca?
– Wygląda na to, że będzie musiała. A teraz przejdźmy do tego jak?.
– Jak co, chłopcze?
– Jak udało się panu przekonać meksyków, by wycofali zeznania?
Smith położył na stole kastet: wyszczerbiony, poplamiony krwią.

KALENDARIUM
1952

Wyciąg z LA MirrorNews, 19 marca:

SKANDAL W POLICJI: GLINIARZE KARZĄ SWOICH, NIM NAJGORSI


PRZESTĘPCY STANĄ PRZED SĄDEM
Komendant Wydziału Policji Los Angeles, William Parker, obiecał, że będzie
starał się, aby sprawiedliwości stało się zadość – „niezależnie od tego, dokąd jej
poszukiwanie może mnie zaprowadzić" – w głośnym skandalu, który przyjęło się
nazywać „Krwawymi Świętami", a dotyczącym sprawy policyjnej brutalności i
cywilnych pozwów.
Siedmiu funkcjonariuszom postawiono zarzuty o dopuszczenie się przestępstwa.
Jest to rezultat czynów popełnionych w Areszcie Centralnym w czasie Bożego
Narodzenia zeszłego roku. Tymi funkcjonariuszami są:
Sierżant Ward Tucker, ciąży na nim zarzut napaści drugiego stopnia.
Policjant Michael Krugman, czynne naruszenie nietykalności osobistej drugiego
stopnia.
Policjant Henry Pratt, napaść drugiego stopnia.
Sierżant Elmer Lentz, czynne naruszenie nietykalności osobistej pierwszego
stopnia.
Sierżant Wilbert Huff, czynne naruszenie nietykalności osobistej pierwszego
stopnia.
Policjant John Brownell, napaść pierwszego stopnia i napaść z użyciem
niebezpiecznego narzędzia.
Sierżant Richard Stensland, napaść pierwszego stopnia, napaść z użyciem
niebezpiecznego narzędzia, czynne naruszenie nietykalności osobistej i uszkodzenie
ciała pierwszego stopnia.
Parker nie rozwodził się nad zarzutami ciążącymi na oskarżonych policjantach
ani nad licznymi pozwami wniesionymi przeciwko poszczególnym policjantom i
Wydziałowi Policji LA przez pokrzywdzonych Dinardo Sancheza, Juana Carbijala,
Dennisa Rice'a, Ezekiela Garcię, Clintona Rice'a i Reyesa Chasco. Ogłosił, że
następujący policjanci będą odpowiadać przed komisją międzywydziałową i jeśli
nie zostanie przeciw nim wniesiony akt oskarżenia, będą surowo ukarani wewnątrz
Wydziału: Sierżant Walter Crumley, sierżant Walter Dukeshearer, sierżant Francis
Doherty, policjant Charles Heinz, policjant Joseph Hernandez, sierżant Willis
Tristano, policjant Frederick Turentine, porucznik James Frieling, policjant
Wendell White, policjant John Heineke i sierżant John Vincennes.
Parker zakończył konferencję prasową, chwaląc sierżanta Edmunda J. Exleya,
funkcjonariusza policji LA, który zdecydował się składać zeznania przed śledczą
ławą przysięgłych.
„To, co zrobił Ed Exley, wymagało ogromnej odwagi – powiedział komendant. –
Żywię głęboki podziw dla tego człowieka".

Wyciąg z LA Examiner, 11 kwietnia:

PIĘĆ POZWÓW PRZECIW POLICJANTOM ZAMIESZANYM W AFERĘ


„KRWAWYCH ŚWIĄT" ODDALONYCH; PARKER UJAWNIA WYNIKI
PRAC KOMISJI MIĘDZYWYDZIAŁOWEJ

Biuro prokuratora generalnego ogłosiło dzisiaj, że pięciu oskarżonych o


brutalność policjantów w wyniku głośnego, zeszłorocznego skandalu „Krwawe
Święta" nie będzie odpowiadać przed sądem. W wyniku odwołania zeznań przez
poszkodowanych oddalono pozwy przeciwko policjantom: Michaelowi
Krugmanowi i Henry'emu Prattowi oraz sierżantowi Wardowi Tuckerowi. Wszyscy
trzej funkcjonariusze zostali jednak zmuszeni do zrezygnowania z pracy w Wydziale
Policji LA z uwagi na fakt, iż byli postawieni w stan oskarżenia. Zastępca
prokuratora okręgowego, Ellis Loew, który miał być ich oskarżycielem, wyjaśnił:
„Nie udało się ustalić aktualnego miejsca pobytu wielu mniej ważnych świadków –
aresztantów przebywających w czasie tamtych zajść w Areszcie Centralnym".
Komendant Wydziału Policji Los Angeles, William H. Parker, ogłosił również
rezultaty swojego „gruntownego przetasowania" pracowników policji. Następujący
funkcjonariusze – są wśród nich zarówno tacy, którzy zostali oskarżeni, jak i ci,
przeciw którym nie wniesiono oskarżenia – zostali uznani winnymi popełnienia
wykroczeń przeciw regulaminowi międzywydziałowemu – efekt ich zachowania
podczas ostatnich Świąt:
Sierżant Walter Crumley, sześciomiesięczne, bezpłatne zawieszenie w pełnieniu
obowiązków służbowych, przeniesiony do komisariatu w Hollenbeck.
Sierżant Walter Dukeshearer, sześciomiesięczne, bezpłatne zawieszenie w
pełnieniu obowiązków służbowych, przeniesiony do komisariatu na Newton Street.
Sierżant Francis Doherty, czteromiesięczne, bezpłatne zawieszenie w pełnieniu
obowiązków służbowych, przeniesiony do komisariatu w Wilshire.
Policjant Charles Heinz, sześciomiesięczne, bezpłatne zawieszenie w pełnieniu
obowiązków służbowych, przeniesiony do Southside.
Policjant Joseph Hernandez, czteromiesięczne, bezpłatne zawieszenie w pełnieniu
obowiązków służbowych, przeniesiony do komisariatu na 77 Ulicy.
Sierżant Wilbert Huff, dziewięciomiesięczne, bezpłatne zawieszenie w pełnieniu
obowiązków służbowych, przeniesiony do komisariatu w Wilshire.
Sierżant Willis Tristano, trzymiesięczne, bezpłatne zawieszenie w pełnieniu
obowiązków służbowych, przeniesiony do komisariatu przy ulicy Newtona.
Policjant Frederick Turentine, trzymiesięczne, bezpłatne zawieszenie w pełnieniu
obowiązków służbowych, przeniesiony do komisariatu w East Valley.
Porucznik James Frieling, sześciomiesięczne, bezpłatne zawieszenie w pełnieniu
obowiązków służbowych, przeniesiony do Akademii Szkoleniowej Wydziału Policji
Los Angeles.
Policjant John Heineke, czteromiesięczne, bezpłatne zawieszenie w pełnieniu
obowiązków służbowych, przeniesiony do komisariatu w Venice.
Sierżant Elmer Lentz, dziewięciomiesięczne, bezpłatne zawieszenie w pełnieniu
obowiązków służbowych, przeniesiony do komisariatu w Hollywood.
Policjant Wendell White, bez zawieszenia w pełnieniu obowiązków służbowych,
przeniesiony do Oddziałów Prewencyjnych przy Wydziale Zabójstw.
Sierżant John Vincennes, bez zawieszenia w pełnieniu obowiązków służbowych,
przeniesiony do Wydziału Obyczajowego.

Wyciąg z LA Times, 3 maja:

OSKARŻONY W WYNIKU SKANDALU W POLICJI DOSTAJE WYROK


W ZAWIESZENIU

Trzydziestoośmioletni John Brownell – pierwszy z policjantów zamieszanych w


skandal „Krwawych Świąt", który stanął przed sądem – przyznał się do winy w czasie
dzisiejszego przesłuchania i poprosił sędziego Arthura J. Fitzhugha, by od razu skazał
go za ciążące na nim zarzuty napaści i okoliczności obciążających pierwszego stopnia.
Brownell jest starszym bratem szeregowego policjanta Wydziału Policji LA,
jednego z dwóch funkcjonariuszy rannych w wyniku bijatyki w barze z sześcioma
młodymi mężczyznami, do której doszło w Wigilię zeszłego roku. Sędzia Fitzhugh,
biorąc pod uwagę fakt, że Brownell był pod presją psychiczną spowodowaną
zranieniem jego brata i to, że został zwolniony z Wydziału Policji Los Angeles bez
prawa do emerytury, przeczytał raport sporządzony przez odpowiednie władze
sądownicze, zalecający zawieszenie kary z jednoczesnym wprowadzeniem nadzoru
sądowego. Zgodnie z zaleceniami autorów raportu, sędzia skazał oskarżonego na rok
pozbawienia wolności w Więzieniu Stanowym w zawieszeniu i nakazał mu
zameldowanie się u okręgowego kierownika do spraw nadzoru sądowego, Randalla
Milteera.

Wyciąg z LA Examiner, 29 maja:

STENSLAND SKAZANY – WIĘZIENIE DLA POLICJANTA Z LA...

Składająca się z ośmiu mężczyzn i czterech kobiet ława przysięgłych uznała


Stenslanda winnym czterech przestępstw: napaści pierwszego stopnia, napaści z
użyciem niebezpiecznego narzędzia, czynnego naruszenia nietykalności osobistej i
uszkodzenia ciała pierwszego stopnia. Oskarżenie było wynikiem zarzucanego
byłemu detektywowi policji sposobu traktowania aresztantów z Aresztu
Centralnego, co miało miejsce podczas głośnego zeszłorocznego skandalu,
określanego mianem „Krwawych Świąt".
W bezpardonowym zeznaniu sierżant E. J. Exley z Wydziału Policji LA opisał
zachowanie Stenslanda jako „wściekły atak skierowany przeciw nieuzbrojonym
mężczyznom". Adwokat Stenslanda, Jacob Kellerman, starał się podważyć
wiarygodność Exleya, twierdząc, że przez większość czasu, gdy miały miejsce te
wydarzenia, był on zamknięty w magazynie. Jednak przysięgli uwierzyli
sierżantowi Exleyowi i Kellerman, cytując wyrok w zawieszeniu, który otrzymał
inny oskarżony o udział w tych zajściach, John Brownell, poprosił sędziego Arthura
Fitzhugha o okazanie łaski wobec jego klienta. Sędzia nie przychylił się do prośby.
Skazał Stenslanda, wcześniej zwolnionego z policji, na rok pozbawienia wolności w
więzieniu stanowym i powierzył skazanego opiece zastępców szeryfa, którzy mieli
go dostarczyć do Wayside Honor Rancho.
Kiedy go wyprowadzano z sali, Stensland obrzucił wyzwiskami sierżanta Exleya,
do którego nie udało nam się dotrzeć, by usłyszeć jego komentarz.

Z cyklu SYLWETKI, wydanie magazynowe LA Mirror, 3 czerwca:

DWA POKOLENIA EXLEYÓW W SŁUŻBIE KALIFORNII

Pierwsze, co uderza kogoś mającego styczność z Prestonem Exleyem i jego


synem, Edmundem, to fakt, że nie mówią jak gliniarze, mimo że Preston służył w
Wydziale Policji Los Angeles przez czternaście lat, a Ed pracuje tam od 1943 roku,
zaczynając na krótko przed wyruszeniem na wojnę i zdobyciem Krzyża Zasługi w
dowód uznania za sukcesy w walkach na Pacyfiku. Ściślej biorąc, nim klan Exleyów
wyemigrował do Ameryki, wychował już niejedno pokolenie detektywów Scotland
Yardu. I tym samym praca w policji jest głęboko zakorzeniona w tej rodzinie, ale
chyba jeszcze bardziej pragnienie szerzenia postępu.
Fakty mówią za siebie: Preston Exley zrobił dyplom inżyniera na Uniwersytecie
Stanowym Kalifornii, ucząc się po nocach, a w ciągu dnia patrolując niebezpieczne
centrum miasta. Zmarły Thomas Exley, najstarszy syn Prestona, miał najwyższą
średnią ocen w historii Akademii Wydziału Policji LA, a w budynku administracji
Akademii wisi tablica go upamiętniająca. Thomas zginął na służbie niedługo po
ukończeniu studiów.
Drugą najwyższą średnią ocen w Akademii osiągnął Ed Exley, który z
wyróżnieniem ukończył Uniwersytet Kalifornijski w Los Angeles, mając
dziewiętnaście lat! w 1941 roku.
Minione pokolenia wszystko wyjaśniają: Exleyowie nie mówią jak gliniarze, bo
nie są typowymi policjantami.
O obu mężczyznach głośno było ostatnio w dziennikach. Pięćdziesięcioośmioletni
Preston związał się z cieszącym się światową sławą, twórcą filmów animowanych,
producentem filmowym i gospodarzem show telewizyjnego w jednej osobie,
Raymondem Dieterlingiem, by zbudować Park Marzeń. Ogromny park rozrywki,
prace nad którym rozpoczęto sześć miesięcy temu. Ukończenie ich i otwarcie parku
planowane jest na kwiecień przyszłego roku.
Exley senior rozpoczął karierę w przemyśle budowlanym po tym, jak
zrezygnował z pracy w policji Los Angeles w 1936 roku, zabierając stamtąd swego
najbliższego współpracownika, porucznika Arthura De Spaina. W rozległej
posiadłości w Hancock Park Preston Exley rozmawiał z korespondentem Mirrora,
Dickiem St. Germainem.
„Miałem dyplom inżyniera, a Art znał się na materiałach budowlanych –
opowiadał. – Obaj mieliśmy trochę oszczędności, a trochę pożyczyliśmy od
niezależnych inwestorów, którym spodobała się nieszablonowość naszych
projektów. Założyliśmy Exley Construction i budowaliśmy tanie domy, potem lepsze
domy, po nich biurowce, autostradę Arroyo Seco. Rozwój spółki przeszedł moje
najśmielsze oczekiwania. Teraz budujemy Park Marzeń, na dwustu akrach
realizujemy marzenia milionów ludzi. W pewnym sensie trudno będzie o większy
sukces... – Exley uśmiechnął się. – Ray Dieterling to wizjoner. Park da ludziom
możliwość życia w tych rozlicznych światach, które on stworzył poprzez filmy i
kreskówki. Góra, którą nazwiemy Górą Paula, to świetny przykład. Paul Dieterling,
syn Raya, zginął tragiczną śmiercią w połowie lat trzydziestych, przysypany
lawiną. Teraz powstanie góra, która będzie swego rodzaju hołdem dla chłopca,
górą, która daje ludziom radość, a określony procent dochodów, jaki przyniesie,
zasili fundusze charytatywne na rzecz dzieci. To też trudno będzie czymś przebić..."
Ale czy będzie się starał, by jednak to zrobić?
Exley uśmiechnął się ponownie. „W przyszłym tygodniu będę przemawiał w
Komisji Rozwoju Przestrzennego Okręgu Los Angeles i w Senacie Stanowym –
odparł. – Tematem mojego wystąpienia będzie koszt budowy systemu transportu
zbiorowego, szybkiej kolejki w Południowej Kalifornii i jak najlepszego jej
połączenia z południem autostradą. Jeśli mam być szczery, to chcę się tym zająć i
jestem przygotowany, by przedstawić okręgowi kuszącą ofertę..."
A potem?
Exley znowu uśmiechnął się i westchnął. „Są jeszcze ci wszyscy politycy, którzy od
jakiegoś czasu nie dają mi spokoju. Uważają, że sprawdziłbym się w roli
burmistrza, gubernatora, senatora czy w czymś podobnym, mimo że uporczywie im
powtarzam, iż Fletcher Bowron, Dick Nixon i Earl Warren są moimi przyjaciółmi."
Ale czy wyklucza karierę polityczną?
„Niczego nie wykluczam – odparł Preston Exley. – Nakładanie sobie ograniczeń
nie leży w mojej naturze."
I okazuje się, co sprawdzili nasi reporterzy, że jego syn Edmund, detektyw
sierżant w hollywoodzkim oddziale policji LA, prezentuje taką samą postawę.
Pojawiający się ostatnio w wiadomościach w związku ze składaniem zeznań w
procesie związanym ze skandalem w policji określanym jako „Krwawe Święta", Ed
Exłey widzi przed sobą świetlaną przyszłość – chociaż w odróżnieniu od ojca
zamierza w pełni poświęcić się karierze w policji.
Rozmawiając z naszym korespondentem w rodzinnym domu letniskowym w
Lake Arrowhead, Exley junior powiedział: „Nie pragnę niczego poza tym, by być
uznanym detektywem mogącym rozwiązywać trudne sprawy. Mojemu ojcu trafiła
się sprawa Lorena Athertona, mordercy dzieci z 1934 roku, który pozbawił życia
sześć ofiar, między innymi dziecięcą gwiazdę, Wee Williego Wennerholma – i
chciałbym móc zajmować się równie ważnymi sprawami. Bycie we właściwym
miejscu we właściwym czasie jest bardzo ważne, a czuję głęboką potrzebę
rozwiązywania problemów i tworzenia porządku z chaotycznych sytuacji, co jak
sądzę jest pożądaną cechą u detektywa..."
Exley był z pewnością we właściwym miejscu i we właściwym czasie jesienią
1943 roku, kiedy jako jedyny ocalały z natarcia z bagnetami na jego pluton,
własnoręcznie wybił trzy okopy pełne japońskiej piechoty. Był też w odpowiednim
miejscu i odpowiednim dla sprawiedliwości czasie, kiedy odważnie zeznawał
przeciwko kolegom funkcjonariuszom po głośnym skandalu dotyczącym brutalności
policji. Oto co Exley powiedział o tych dwóch sprawach: „To przeszłość, teraz
zajmuję się budowaniem swojej przyszłości. Nabieram doświadczenia, jako
detektyw w Hollywood, a ojciec i Art De Spain spędzają ze mną wieczory, bawiąc
się w przesłuchania, by pomóc mi udoskonalić technikę przesłuchiwania. Ojciec mój
ma duże ambicje, ale ja chcę tylko maksymalnie wykorzystać to, co ma do
zaoferowania ten wydział policji."
Preston Exley i Ed Exley przeżyli zarówno Thomasa jak i Marguerite (z domu
Tibbetts) Exley, założycielkę rodu, która zmarła na raka sześć lat temu. Czy czują
pustkę po jej stracie?
Preston powiedział: „Boże, tak, codziennie. Ich obojga nie da się niczym
zastąpić."
W tej kwestii Edmund zdobył się na kilka przemyśleń: „Thomas to był Thomas –
odparł. Miałem siedemnaście lat, kiedy umarł, i nie sądzę, bym go tak naprawdę
znał. Z matką było inaczej. Była taka delikatna, odważna i silna i był w niej jakiś
smutek. Tęsknię za nią i podejrzewam, że kobieta, z którą się ożenię, będzie do niej
podobna, tylko może nieco bardziej pogodna..."
Tyle w naszym cotygodniowym cyklu Sylwetki – dwa pokolenia, dwóch ludzi
bywających w różnych miejscach i nigdy nie zapominających o swojej służbie dla
Południa.

Nagłówek w LA Times, 9 lipca:

LOEW ZGŁASZA SWOJĄ KANDYDATURĘ NA STANOWISKO


PROKURATORA OKRĘGOWEGO

Nagłówek z kroniki towarzyskiej w LA HeraldExpress, 12 września

UROCZYSTOŚĆ WESELNA LOEWA I MORROW PRZYCIĄGA TŁUMY Z


HOLLYWOOD I PRAWNIKÓW

Wyciąg z LA Times, 7 listopada:

McPHERSON I LOEW DWOMA NAJPOWAŻNIEJSZYMI


KANDYDATAMI NA STANOWISKO PROKURATORA OKRĘGOWEGO:
ZMIERZĄ SIĘ W WIOSENNYCH WYBORACH

William McPherson, starający się utrzymać na czwartą kadencję stanowisko


prokuratora okręgowego Los Angeles, zmierzy się ze swym zastępcą, Ellisem
Loewem, podczas wyborów powszechnych, jakie odbędą się w marcu. Dwóch
współpracowników wyraźnie zostawia w tyle sześciu pozostałych kandydatów.
Pięćdziesięciosześcioletni McPherson otrzymał 38% oddanych głosów, a
czterdziestojednoletni Loew zebrał 36%. Trzeci wynik należał do Donalda
Chapmana, byłego zarządcy parków miejskich – dostał 14% głosów. Pozostałych
pięciu kandydatów, których szanse na zwycięstwo powszechnie się kwestionuje,
dostało w sumie 12% oddanych głosów.
McPherson, na zwołanej konferencji prasowej, powiedział, że przewiduje bardzo
zaciętą kampanię i podkreślił, iż w pierwszej kolejności czuje się urzędującym
pracownikiem służby cywilnej, a dopiero potem kandydatem politycznym. Loew, w
domu ze swoją żoną, Joan, powiedział mniej więcej to samo, przepowiedział swoje
zwycięstwo w marcowych wyborach i podziękował za poparcie wszystkim, którzy
oddali na niego swój głos, a w szczególności środowiskom dbającym o zapewnienie
praworządności.
1953
Wydział Policji Los Angeles, Doroczna Ocena Przydatności do Służby oznaczona
klauzulą Tajne, z dnia 3 stycznia 53, sporządzona przez porucznika Dudleya Smitha,
kopie do wglądu Działów Personelu i Administracji:

02.01.53
DOROCZNA OCENA PRZYDATNOŚCI DO SŁUŻBY
CZAS TRWANIA SŁUŻBY: 04.04.52–31.12.52
OSOBA: White, Wendell A., Odznaka 916
STOPIEŃ: Policjant (detektyw) (stawka wynagrodzenia nr 4)
WYDZIAŁ: Biuro Detektywów (Oddziały Prewencyjne przy Wydziale Zabójstw)
OFICER PROWADZĄCY: Porucznik Dudley L. Smith, Odznaka 410

Poniższy tekst pełni funkcję oceny przydatności do służby policjanta White'a i jest
sprawozdaniem z pierwszych dziewięciu miesięcy działalności Oddziałów
Prewencyjnych.

Uważam policjanta White'a za najlepszego funkcjonariusza spośród szesnastu


ludzi pracujących w oddziale. Jak do tej pory pilny, sumienny, nie narzekał na
pełnioną często ponad normę służbę. Ma nienaganną listę obecności i wielokrotnie
pracował nieprzerwanie przez dwa tygodnie po osiemnaście godzin na dobę. White
został przeniesiony do Prewencji w związku z podejrzeniem o udział w
niefortunnym zamieszaniu podczas minionego Bożego Narodzenia, a zastępca
komendanta, Green, cytując cztery skargi na jego brutalność, miał pewne obawy
związane z jego przeniesieniem (konkretnie: że White'a skłonność do przemocy i
niezbędna czasami przemoc podczas wypełniania obowiązków służbowych w tym
oddziale może okazać się katastrofalną mieszanką).
Nie stało się tak i bez wahania wystawiam policjantowi White'owi ocenę
najwyższą w każdej kategorii przydatności do wykonywania powierzonych mu
zadań. Często dawał dowody wielkiej odwagi. Dla przykładu kilka wyczynów
White'a, które niekoniecznie wynikały z jego obowiązków służbowych.
1. 08.05.52. Podczas obserwacji sklepu monopolowego White (którego nękają
kontuzje pochodzące z czasów, kiedy grał w piłkę nożną) gonił uzbrojonego,
uciekającego podejrzanego przez pół mili. Podejrzany wielokrotnie strzelał do
White'a – ten powstrzymywał się od strzałów, bojąc się, że może postrzelić jakiegoś
niewinnego obywatela.
Podejrzany wziął zakładniczkę i przystawił jej pistolet do głowy, co
powstrzymało wspierających go funkcjonariuszy, którzy w tym czasie zdołali
dogonić White'a. Kiedy jego partnerzy usiłowali uspokoić podejrzanego, White
wszedł w boczną uliczkę. Podejrzany nie zgodził się na uwolnienie kobiety i White
zastrzelił go z bardzo bliskiej odległości. Kobiecie nic się nie stało.

2. Przypadek wielokrotnie się powtarzający. Jednym z głównych zadań


Oddziałów Prewencyjnych jest spotykanie się z wychodzącymi na zwolnienia
warunkowe więźniami po ich powrocie do Los Angeles i przekonywanie ich, by
wykazali się rozumem i nie popełniali brutalnych zbrodni w naszym mieście.
Potężna budowa ciała sprzyja efektywności takich zadań i White, trzeba to szczerze
przyznać, był dobrym instrumentem służącym zastraszaniu zatwardziałych
przestępców do przyzwoitego zachowywania podczas zwolnień warunkowych.
Spędził wiele swojego wolnego czasu na śledzeniu więźniów ze szczególnie
brutalnymi przestępstwami na koncie, którzy wyszli na zwolnienia warunkowe, i to
jemu zawdzięczamy aresztowanie Johna „Buldoga" Cassese'a, dwukrotnie
skazanego gwałciciela i uzbrojonego włamywacza. 20 lipca 1952 roku White,
podczas obserwacji Cassese'a w barze usłyszał, jak ten próbował nakłonić nieletnią
do prostytucji. Cassese nie chciał dać się zaaresztować, ale White zmusił go do
uległości siłą. Później, White i dwóch innych funkcjonariuszy Prewencji (sierżant
Michael Breuning, policjant R. J. Carlisle) przesłuchiwali intensywnie Cassese'a
odnośnie jego poczynań po wyjściu z więzienia. Cassese przyznał się do zgwałcenia i
zamordowania trzech kobiet, (zob. raport aresztowań Wydziału Zabójstw 168–A,
datowany 22.07.52). Cassese został osądzony, skazany i w San Quentin dokonano
egzekucji.
3. 18.10.52. Policjant White, podczas obserwacji będącego na zwolnieniu
warunkowym Percy'ego Haskinsa zanotował jego udział w spotkaniu znanych
przestępców – z Robertem Mackeyem i Karlem Carterem Goffem. Wszyscy trzej
mieli na koncie wielokrotne napady rabunkowe z bronią w ręku i White wyczuł, że
zanosi się na poważne przestępstwo. Ruszył tym tropem. Śledził Haskinsa, Mackeya
i Goffa aż do sklepu przy S. Berendo 1683. Trzech mężczyzn obrabowało ten sklep i
White usiłował ich zaaresztować na zewnątrz. Odmówili oddania broni. White
zaczął strzelać: zabił Goffa i poważnie zranił Mackeya. Haskins się poddał. Mackey
zmarł później w wyniku poniesionych ran, a Haskins został uznany za winnego
zaplanowanego rozboju z bronią i dostał dożywocie.
Reasumując, policjant White z nawiązką wywiązywał się z obowiązków
służbowych i walnie przyczynił się do tego, iż pierwszy rok działalności Oddziałów
Prewencyjnych można uznać za w pełni udany. Z dniem 15 marca 1953 roku
wracam do swoich normalnych obowiązków w Wydziale Zabójstw i chciałbym, aby
oficer White został włączony do mojej brygady jako pełnoprawny detektyw tego
wydziału. Moim zdaniem ma cechy skutecznego funkcjonariusza.
Z poważaniem Dudley L. Smith, Odznaka 410 Porucznik, Wydział Zabójstw
Wydział Policji Los Angeles.

Doroczna Ocena Przydatności do Służby oznaczona klauzulą Tajne, z dnia 6


stycznia 1953, sporządzona przez kapitana Russella Miliarda, kopie do wglądu
Działów Personelu i Administracji.

06.01.53
DOROCZNA OCENA PRZYDATNOŚCI DO SŁUŻBY

CZAS TRWANIA SŁUŻBY: 13.04.52–31.12.52


OSOBA: Vincennes, John, Odznaka 2302
STOPIEŃ: detektyw sierżant (stawka wynagrodzenia nr 5)
WYDZIAŁ: Biuro Detektywów (Wydział Obyczajowy)
OFICER PROWADZĄCY: Kapitan Russell A. Miliard, Odznaka 5009

Ocena ogólna sierżanta Vincennesa: „3", poniżej kilka uwag.

A. Dlatego, że nie pije, Vincennes świetnie nadaje się do operacji związanych z


nieprawidłowościami dotyczącymi alkoholu.
B. Vincennes przekracza swe uprawnienia, jeśli chodzi o narkotyki, nalegając, by
aresztować za ich posiadanie, kiedy znajduje się je oprócz alkoholu na miejscach
przestępstw, które zdemaskowała Obyczajówka.
C. Nie sprawdziły się moje obawy, że będzie zaniedbywał swoje obowiązki w
Obyczajówce, by oferować usługi swemu opiekunowi z Biura, porucznikowi
Dudleyowi Smithowi. Działa to na korzyść Vincennesa.
D. Współpracownicy nie odnoszą się specjalnie wrogo do Vincennesa z powodu
zeznań, jakie złożył w związku z pobiciami w czasie Bożego Narodzenia, bo stracił
posadę w Narkotykach, na której bardzo mu zależało i dlatego, że żaden z
policjantów, przeciwko którym świadczył, nie poszedł do więzienia.
E. Vincennes cały czas naciska na mnie, by odesłać go z powrotem do
Narkotyków. Nie podpiszę jego przeniesienia, dopóki nie rozwiąże jakiejś ważnej
sprawy w Obyczajówce – takie były warunki jego przeniesienia.
Vincennes sprawił, że zastępca prokuratora generalnego, Ellis Loew, wywierał
na mnie presję, by go przenieść, ale odmówiłem. Nadal będę odmawiał, nawet jeśli
Loew zostanie wybrany na stanowisko prokuratora okręgowego.
F. Krążą plotki, że Vincennes jest odpowiedzialny za przecieki
międzywydziałowych informacji do szmatławca Cicho Sza! Ostrzegłem go: jeśli
zdradzi cokolwiek dotyczącego naszej pracy, dobiorę mu się do skóry.
G. Konkludując: Vincennes niezbyt nadaje się na funkcjonariusza Obyczajówki.
Jest skrupulatny gdy chodzi o obecność, jego raporty są dobrze napisane (i,
podejrzewam, częściowo zmyślane). Jest zbyt dobrze znany, by zajmować się
bukmacherami, ale nadaje się do aresztowania prostytutek. Nie zaniedbuje
obowiązków, by wypełniać zobowiązania wobec producentów serialu
telewizyjnego, co przemawia na jego korzyść. Obyczajówka jest prawdopodobnie
na tropie afery pornograficznej, więc w ciągu kilku najbliższych miesięcy Vincennes
będzie miał szansę się wykazać (i rozwiązać jakąś poważniejszą sprawę, czym
zapewniłby sobie przeniesienie). Reasumując: ogólna ocena „3".
Z poważaniem Russell A. Miliard, Odznaka 5009, Oficer prowadzący, Wydział
Obyczajowy Wydział Policji Los Angeles,

Doroczna Ocena Przydatności do Służby oznaczona klauzulą Tajne, z dnia 11


stycznia ‘53, sporządzona przez porucznika Arnolda Reddina, Komendanta Biura
Detektywów, Oddział Hollywood, kopie do wglądu Działów Personelu i Administracji.

DOROCZNA OCENA PRZYDATNOŚCI DO SŁUŻBY

CZAS TRWANIA SŁUŻBY: 01.03.52–31.12.52


OSOBA: Exley, Edmund J., Odznaka 1104
STOPIEŃ: detektyw sierżant (stawka wynagrodzenia nr 5)
WYDZIAŁ: Detektywów (Hollywood)
OFICER PROWADZĄCY: Porucznik Arnold D. Reddin, Odznaka 556

Sierżant Exley, moim zdaniem, ma ewidentne predyspozycje, by być detektywem.


Jest sumienny, inteligentny, wydaje się nie mieć życia prywatnego i bardzo dużo
pracuje. Ma dopiero trzydzieści lat, a w ciągu dziewięciu miesięcy bycia
detektywem zgromadził na swym koncie imponującą ilość aresztowań. 95%
aresztowań w sprawach, którymi się zajmował (w większości były to przestępstwa
przeciw mieniu) skończyło się wyrokami skazującymi. Pisze wyczerpujące i zwięzłe
raporty.
Exley niezbyt sobie radzi, współpracując z partnerami, ale sam pracuje dobrze,
więc pozwoliłem mu samemu prowadzić przesłuchania. Jest niezrównanym
przesłuchującym i pokazał, że umie wyciągnąć zeznania zakrawające na cud (bez
używania siły). Nie wnoszę żadnych zastrzeżeń i stąd ogólna ocena na „5".
Powszechnie jest jednak znienawidzony przez współpracowników – rezultat tego,
że był informatorem w sprawie pobić mających miejsce w czasie Bożego
Narodzenia i że nagrodą za jego udział w tej sprawie było przyjęcie do Biura.
(Wydaje się być tajemnicą poliszynela, iż Exley znalazł się w Biurze w zamian za
świadczenie przeciw policjantom.)
Poza tym, Exley nie lubi używać siły wobec podejrzanych i większość ludzi uważa
go za tchórza.
Exley zdał egzamin na porucznika z bardzo dobrym wynikiem i zanosi się na to,
że wkrótce awansuje. Uważam, że jest zarówno zbyt młody, jak i za mało
doświadczony, by być detektywem porucznikiem i że taki awans wywołałby
oburzenie. Sądzę, że byłby powszechnie nienawidzonym zwierzchnikiem.
Z poważaniem Porucznik Arnold D. Reddin, Odznaka 556

Wyciąg z LA Daily News, 9 lutego:

KLAMKA ZAPADŁA: MAGNAT BUDOWLANY EXLEY WYBUDUJE


SIEĆ AUTOSTRAD NA POŁUDNIU

Komisja Autostradowa Trzech Okręgów ogłosiła dzisiaj, że to Preston Exley,


zaczynający jako gazeciarz w San Francisco, a potem gliniarz w LA, dostaje
koncesję na budowę sieci autostrad, która połączy Hollywood z centrum LA,
centrum z San Pedro, Pomonę z San Bernardino i South Bay z San Bernardo Valley.
„Szczegóły ujawnimy wkrótce – powiedział Exley naszemu reporterowi przez
telefon. – Jutro odbędzie się transmitowana przez telewizję konferencja prasowa i
będą tam ze mną reprezentanci Senatu Stanowego i Komisji Trzech Okręgów."

Magazyn Cicho Sza! wydanie z lutego 1953 roku:

PROKURATOR OKRĘGOWY LA ODPOCZYWA OD KAMPANII –


ZABAWIAJĄC SIĘ ZE ŚLICZNĄ MULATKĄ!!!
napisał: Sidney Hudgens

Bill McPherson, prokurator okręgowy miasta Los Angeles lubi ponętne i chętne,
smukłe i wypukłe – i czarne, i śniade. Od Sugar Hill w Harlemie po kolorową
dzielnicę LA, pięćdziesięcioletni mąż mający trzy nastoletnie córki jest znany jako
hojny kobieciarz, który lubi szastać pieniędzmi – w nocnych klubach, gdzie drinki są
drogie, sączy się jazz, powietrze gęste jest od marihuanowego dymu, a przy
zawodzącym tenorem saksofonie nawiązują się czarnobiałe romanse.
Łapiecie, czytelnicy? McPherson, zaangażowany w kampanię na rzecz
ponownego wyboru, w najważniejszą walkę swojego politycznego życia przeciw
bezwzględnemu wrogowi przestępczości, Ellisowi Loewowi, musi odpocząć. Czy
idzie na basen do statecznego Jonathan Club? Nie. Czy zabiera ze sobą rodzinę do
Pacific Dining Car albo Mike Lyman's? Nie.
Więc gdzie idzie? Na imprezy, gdzie roi się od alfonsów i wszelkiej maści
przestępców. A na południe od Jefferson jest wesoło. Tu jest inny świat. Pokręć sobie
włosy, włóż elegancki garnitur i baw się na całego. Prokurator okręgowy Bill
McPherson to robi – w każdy czwartkowy wieczór.
Ale skupmy się na faktach. Marion McPherson, długo znosząca przeciwności losu
żona rozrywkowego Billa myśli, że Bill spędza czwartkowe noce na oglądaniu jak
Meksykańczycy walą się po mordach w Olympic Auditorium. Myli się: w
czwartkowe noce Ten Niedobry Billy jest żądny amorów, a nie okaleczanych ciał.
Fakt numero uno – Bill McPherson regularnie odwiedza Casbah Minnie Roberts,
najelegantszy burdel we wschodniej części LA. Możecie określić to sobie niegroźnym
wybrykiem, ale my słyszeliśmy, że on lubi kąpiele w mleku za trzydzieści pięć
dolarów w towarzystwie dwóch bardzo postawnych czarnych ślicznotek.
Fakt numero duo – widziano McPhersona słuchającego Charliego „Birda"
Parkera (sławnego ćpuna przecież) w lokalu Tommy'ego Tuckera, kompletnie
zalanego po wchłonięciu niemałych ilości wódki z sokiem. Jego towarzyszką tamtej
nocy była niejaka Lynette Brown, osiemnastolatka, atrakcyjna Mulatka ,
dwukrotnie aresztowana za posiadanie marihuany. Lynette zdradziła
korespondentowi Cicho Sza! sekret: „Bill lubi czarne. Mówi, że jak raz miało się
czarną, to już nie ma odwrotu. Kuma jazz i lubi długie imprezy. Naprawdę jest
żonaty? I naprawdę to prokurator okręgowy?!"
Niewątpliwie tak, słoneczko. Ale jak długo jeszcze? Jest jeszcze kilka czwartków
do dnia wyborów i czy Niedobry Jazzman Billy będzie w stanie zapanować nad
swoimi ciemnymi żądzami do tego czasu?
Pamiętaj, drogi czytelniku, że dowiedziałeś się o tym z naszego magazynu –
nieoficjalnie i w tajemnicy, więc cicho sza!

Wyciąg z LA Herald Express, 1 marca:

KRWAWY ŚWIĄTECZNY POLICJANT WKRÓTCE WYCHODZI Z


WIĘZIENIA
2 kwietnia Richard Alex Stensland wychodzi z Wayside Honor Rancho jako
wolny człowiek. Skazany w zeszłym roku za pobicie w 1951 roku meksykańskich
aresztantów w wyniku głośnego skandalu określanego mianem „Krwawych Świąt",
wychodzi jako były gliniarz z niepewną przyszłością.
Były partner Stenslanda, policjant Wendell White w rozmowie z Heraldem
powiedział: „To był przypadek, że na niego padło, ta cała... bożonarodzeniowa
afera. Też tam byłem, więc i ja mogłem być tym, który poleci. Trafiło jednak na
Dicka. A to on właśnie zrobił ze mnie dobrego gliniarza. Mam wobec niego dług
wdzięczności i jestem... wkurzony, że mu się to przytrafiło. Ja ciągle jestem
przyjacielem Dicka i wierzę, że ciągle ma wielu przyjaciół w Wydziale..."
Okazuje się, że wśród cywili również. Stensland wyznał reporterowi Heralda, że
po opuszczeniu więzienia będzie pracował dla Abrahama Teitlebauma, właściciela
Abe's Noshery, delikatesów w zachodnim Los Angeles. Zapytany, czy żywi urazę
wobec kogokolwiek z ludzi, którzy sprawili, że trafił do więzienia, Stensland odparł:
„Tylko jedną. Ale jestem zbyt praworządny, żeby coś z tym zrobić..."

LA Daily News, 6 marca:

SKANDAL PRZESĄDZA O WYNIKACH WYBORÓW NA STANOWISKO


PROKURATORA OKRĘGOWEGO

Miała być zacięta walka i niepewny wynik do samego końca: obecnie piastujący
stanowisko prokuratora okręgowego William McPherson miał się zmierzyć z
zastępcą prokuratora okręgowego, Ellisem Loewem. Zwycięzca miał objąć
stanowisko nieprzejednanego wroga przestępców na kolejne cztery lata. Obaj
mężczyźni prowadzili kampanię, jak najlepiej gospodarować miejskim budżetem
przeznaczonym na utrzymywanie prawa i porządku i jak najskuteczniej walczyć z
przestępczością. Obaj też, co było do przewidzenia, twierdzili, iż będą starać się jak
najbardziej zdecydowanie walczyć z przestępczością. Środowiska czuwające nad
przestrzeganiem prawa w LA uznały, że McPherson jest zbyt miękki wobec zbrodni,
i poparły Loewa. Organizacje związkowe popierały obecnie piastującego ten urząd.
McPherson kurczowo trzymał się swej dotychczasowej polityki i starał się zaskarbić
głosy wyborców, prezentując siebie jako porządnego i wyrozumiałego człowieka, a
Loew grał agresywnie, co okazało się niewypałem: wypadł sztucznie i desperacko
potrzebował głosów. Była to kampania dwóch dżentelmenów, aż do ukazania się
lutowego wydania magazynu Cicho Sza!
Większość ludzi podchodzi z przymrużeniem oka do tych brukowców, ale był to
czas wyborów. W artykule napisano, że prokurator okręgowy McPherson,
szczęśliwie żonaty od dwudziestu sześciu lat, zabawia się z młodymi Murzynkami.
Prokurator okręgowy zignorował artykuł, któremu towarzyszyły jego zdjęcia z
Murzynką zrobione w południowym Central Los Angeles. Pani McPherson nie
zignorowała jednak tego artykułu – wniosła do sądu sprawę o rozwód. Ellis Loew
w czasie swej kampanii nie wspominał o artykule, ale McPherson zaczął tracić
popularność w sondażach. Potem, trzy dni przed wyborami, ludzie szeryfa zjawili
się w motelu Lilac View przy Sunset Strip, co było reakcją na otrzymaną przez
telefon wiadomość od „nieznanego informatora", że w pokoju nr 9 ma miejsce
nielegalne spotkanie. Okazało się, że spotykali się tam prokurator okręgowy
McPherson i młoda, czarna prostytutka, czternastolatka. Aresztowano McPhersona
pod zarzutem gwałtu i wysłuchano opowieści młodocianej Marvell Wilkins, mającej
już dwa aresztowania za prostytucję na koncie.
Opowiedziała, że McPherson zgarnął ją z South Western Avenue, zaproponował
dwadzieścia dolarów za godzinę jej czasu i zawiózł ją do Lilac View. McPherson
twierdził, że nic nie pamięta: przypominał sobie tylko wypicie „kilku kieliszków
martini" na kolacji, będącej jednocześnie spotkaniem jego zwolenników w
restauracji Pacific Dining Car, a potem, że wsiadł do samochodu. Od tamtej chwili
nie pamiętał już nic. Reszta przeszła już do historii: reporterzy i fotografowie
przybyli do motelu Lilac View wkrótce po ludziach szeryfa, McPherson pojawił się
na pierwszych stronach gazet, a we wtorek Ellis Loew został wybrany na
stanowisko prokuratora okręgowego miażdżącą przewagą głosów.
Jest w tej sytuacji coś niepokojącego. Brukowe dziennikarstwo nie powinno
przesądzać o wynikach kampanii politycznych, choć my, dziennikarze z Daily News
(zagorzali zwolennicy McPhersona), nigdy nie staralibyśmy się ograniczać ich
praw do jakichkolwiek publikacji. Próbowaliśmy odszukać Marvell Wilkins, ale
dziewczyna, zwolniona z aresztu, chyba zapadła się pod ziemię. Nie wskazując na
nikogo palcami, apelujemy do prokuratora okręgowego elekta, pana Loewa, by
wszczął śledztwo w tej sprawie, jeśli nie z innych powodów, to przynajmniej po to,
by w momencie obejmowania przez niego tego stanowiska nie było żadnych
niedomówień.

II
MASAKRA W NITE OWL
14

Był sam w pustej sali.


Na dole odbywało się przyjęcie z okazji przejścia jakiegoś funkcjonariusza na
emeryturę – jego nie zaprosili. Tygodniowy raport o przestępstwach był do
przeczytania, streszczenia i przyczepienia na tablicy – nikt inny nigdy tego nie robił,
wiedzieli, że on robi to najlepiej.
W prasie aż huczało od entuzjastycznych artykułów o otwarciu Parku Marzeń –
gliniarze do obrzydzenia przedrzeźniali Myszkę Moochie, gdy się do niego zwracali.
Spade Cooley grał na imprezie (piętro niżej); zboczeniec Dwójka Perkins włóczył się
po korytarzach. Dochodziła północ, a jemu zupełnie nie chciało się spać – Ed czytał i
pisał na maszynie.
9 kwietnia 53: złodziej sklepowy, transwestyta obrobił cztery sklepy na Hollywood
Boulevard, obezwładnił dwie kasjerki chwytami judo. 10 kwietnia 53: odźwierny w
Grauman's Chinese zakłuty nożem przez dwóch białych mężczyzn – poprosił ich o
zgaszenie papierosów. Podejrzani ciągle na wolności; porucznik Reddin orzekł, że
brak mu doświadczenia, by mógł zająć się zabójstwem – nie dostał tej sprawy.
11 kwietnia 53: stos raportów na temat popełnionych przestępstw – w ciągu
ostatnich dwóch tygodni kilkakrotnie widziano, jak z załadowanego czarnymi
młodzieńcami samochodu strzelano w powietrze na wzgórzach w Griffith Park. Nie
zostali zidentyfikowani – jeździli purpurowym mercurym coupé rocznik 48–50.
Od 11 do 13 kwietnia 53: pięć włamań w biały dzień, do prywatnych domów na
północ od Boulevard, ukradziono biżuterię. Jeszcze nie znaleziono winnych. Zrobił
notatkę: rozpracować gości, zdjąć odciski palców w miejscach, przez które dostali się
do domów, nim zostaną zamazane. Dzisiaj był czternasty – może jeszcze ma szansę.
Ed skończył. Pusta sala wprawiała go w dobry nastrój: nie było nikogo, kto go
nienawidzi, tylko duża przestrzeń wypełniona biurkami i szafkami. Służbowe
formularze na ścianach – puste miejsca, które się wypełnia, gdy się kogoś aresztuje i
wyciągnie z niego zeznanie. Zeznania mogą być zaszyfrowanymi wiadomościami, a
wyciągnięcie przyznania się do popełnienia przestępstwa to nie lada sztuka. Ale jeśli
odpowiednio zabrać się do przesłuchiwanego – jeśli się go kocha i nienawidzi w
odpowiednim stopniu – wtedy mówi różne rzeczy, drobne szczegóły, które mogą być
bardzo pomocne w rozwiązaniu sprawy i pozwalają rozwinąć zdolności, jakie
przydadzą się do złamania następnego podejrzanego. Art De Spain i ojciec uczyli go,
jak skłonić przesłuchiwanego do mówienia. Mieli w kartonach mnóstwo starych
protokołów z przesłuchań: gwałciciele dzieci, złodzieje, różnego rodzaju przestępcy,
jacy przyznali się im do winy. Art czasami uderzał delikwenta w kark – ale przeważnie
wolał zastraszać, niż bić. Preston Exley rzadko uderzał – uważał to za zwycięstwo
przestępcy nad policjantem i tworzenie niezdrowej sytuacji. Czytali zdawkowe
odpowiedzi i kazali mu zgadywać pytania; mówili mu o swoich doświadczeniach z
przestępcami – dawali rady, jak skłonić do mówienia. Pokazali mu, że ludzie mają
słabości, które są do zaakceptowania, bo inni je aprobują, i słabości, których strasznie
się wstydzą, coś, co pozostaje tajemnicą dla wszystkich z wyjątkiem rasowego
przesłuchującego. Wyostrzali jego wrażliwość na te czułe punkty. Doprowadzili do
tego, że nie mógł spojrzeć w lustro.
Te ich sesje trwały do późna w noc – dwóch wdowców i młody człowiek bez
kobiety. Art miał bzika na punkcie wielokrotnych morderstw – kazał jego ojcu w
nieskończoność opowiadać o sprawie Lorena Athertona: przerażające szczegóły,
zeznania świadków. Preston ulegał i przedstawiał różne teorie psychologiczne,
niechętnie – chciał, aby sprawa, która była jego powodem do chwały, została w pełni
zachowana tylko w jego głowie.
Szczegółowo analizowano stare sprawy Arta – a to on zbierał żniwo wysiłku trzech
umysłów:
bardzo szybko uzyskiwał zeznania, 95% przypadków kończyło się wyrokami
skazującymi.
Ale jak na razie nie udało mu się zaspokoić swojego głodu wiedzy na temat
przestępców – nie
trafił też jeszcze na naprawdę trudny przypadek.
Ed zszedł na parking, poczuł, że robi się senny.
– Kwa, kwa – usłyszał za sobą, obróciły go jakieś ręce.
Mężczyzna w dziecięcej masce Kaczora Danny. Zamaszysty cios strącił mu okulary;
uderzenie w nerkę powaliło go na ziemię. Kopnięcia w żebra sprawiły, że zgiął się
wpół.
Zwinął się w kłębek, dostał kilka ciosów w twarz. Błysnął flesz i potem oddaliło się
dwóch mężczyzn: jeden kwacząc, drugi się śmiejąc. Łatwo ich było zidentyfikować:
rechot Dicka Stenslanda, kuśtykanie Buda White'a. Ed wypluł krew, poprzysiągł sobie
rewanż.

15

Russ Miliard mówił do brygady numer 4 Obyczajówki – temat: pornografia.


– Sprośne magazyny, panowie. Znaleziono ich trochę przy okazji aresztowań za
inne przestępstwa: narkotyki, zakłady, prostytucję. Normalnie tego typu rzeczy robi
się w Meksyku, więc nie podlega to naszej jurysdykcji. Normalnie zajmuje się tym
przestępczość zorganizowana, bo duże mafie mają pieniądze, by produkować takie
magazyny, i kanały, którymi mogą je rozprowadzać. Ale Jack Dragna został wydalony
z kraju, Mickey Cohen jest w więzieniu, choć on jest chyba zbyt purytański na takie
rzeczy, a Mo Jahelka pogrążył się sam. Zdjęcia facetów to nie w stylu Jacka Whalena
– jest bukmacherem, który chce położyć łapy na kasynie w Vegas. A to, co wypłynęło,
to zdjęcia zbyt dobrej jakości, by mogły zostać wyprodukowane w drukarniach
znajdujących się w LA. Obyczajówka z Newton przycisnęła drukarzy – są czyści, po
prostu nie mają możliwości drukowania magazynów tak dobrej jakości. Ale drugi plan
na zdjęciach wskazuje, że zrobiono je w LA: w tle widać coś, co przypomina widok na
Hollywood Hills z czyjegoś okna, a meble wyglądają tak, jak w typowych tanich
mieszkaniach w Los Angeles. Naszym zadaniem jest dojście do źródła tego brudu i
aresztowanie tych, co zrobili zdjęcia, pozowali do nich i rozpowszechniali
świerszczyki.
Jack jęknął: Wielka Księga Onanistów z 1953 roku. Inni funkcjonariusze wyglądali
tak, jakby bardzo im zależało, by wejść w posiadanie świerszczyka, może żeby
podrajcować żony. Miliard łyknął validol.
– Kretyni z Newton przesłuchiwali wszystkich, tam gdzie znaleziono magazyny, ale
wszyscy zaprzeczali, że to ich własność. Żadna z drukarń nie wie, gdzie zostały
zrobione. Pokazano magazyny wszystkim w Biurze i na naszym posterunku, ale nie
udało nam się zidentyfikować żadnego z modeli ani modelek. Więc, panowie, sami
rzućcie okiem.
Henderson i Kifka wyciągnęli ręce; Stathis prawie zaczął się ślinić. Miliard podał
świerszczyki. – Vincennes, czy wolałbyś być teraz gdzieś indziej?
– Tak, kapitanie. W Wydziale do Walki z Narkotykami.
– A gdzieś jeszcze?
– Może rozpracowywać kurwy z brygadą numer 2.
– To wykaż się, rozwiąż jakąś większą sprawę. Naprawdę, z przyjemnością
pozbyłbym się ciebie stąd.
Oochy, aachy, pochrząkiwania, oolala; trzech mężczyzn potrząsało głowami z
niedowierzaniem.
Jack też wziął świerszczyki. Siedem magazynów, wysokiej jakości błyszczący
papier, czarne okładki. Szesnaście stron w każdym: zdjęcia kolorowe, czarnobiałe.
Dwa magazyny przedarte na pół; dosadne zdjęcia: mężczyźni i kobiety, mężczyźni i
mężczyźni, dziewczyny i dziewczyny. Mniejsze fotki, z detalami, powciskane pomiędzy
większymi: normalne, pedalskie, lesbijki z wibratorami. Za oknami słynny napis
Hollywood; zdjęcia kopulacji na tapczanie, tanie mieszkania: zdobione ściany, mała
elektryczna kuchenka na stole, którą można znaleźć w każdej kawalerskiej norze w
LA. Pomyślane tak, żeby pasowało do adresatów magazynu – ale modelami nie byli
ćpuni o szklistych oczach, byli to ładni, dobrze zbudowani młodzi ludzie, nadzy, w
kostiumach: elżbietańska suknia, japońskie kimona. Jack złożył rozdarte magazyny i
bingo:
Bobby Inge – męska prostytutka, przyskrzynił go kiedyś za trawkę – robiący loda
facetowi w fiszbinowym gorsecie.
– Ktoś znajomy, Vincennes? – spytał Miliard.
To był jego punkt zaczepienia.
– Nie, kapitanie. Ale skąd wytrzasnął pan te podarte?
– Znaleziono je w pojemniku na śmieci za budynkiem mieszkalnym w Beverly
Hills. Dozorczyni, starsza kobieta nazwiskiem Loretta Downey znalazła je i
zadzwoniła na komisariat w Beverly Hills. A oni wykręcili do nas.
– Ma pan adres tego budynku?
Miliard sprawdził w formularzu. – Charleville 9849. Dlaczego pytasz?
– Pomyślałem, że mogę się tym zająć. Mam znajomości w Beverly Hills.
– Wiem, podobnie jak to, że nazywają cię tam Puszką. No dobra, rozejrzyj się
jeszcze raz w Beverly Hills. Henderson, ty i Kifka spróbujecie namierzyć
aresztowanych z raportu o przestępstwach i ponownie spróbujcie dowiedzieć się, skąd
wytrzasnęli te świerszczyki – za chwilę dam wam kopie. Powiedzcie im, że nie
oskarżymy ich o posiadanie tych magazynów, jeśli będą mówić. Stathis, weź te
ohydztwa do firm zajmujących się dostarczaniem kostiumów i sprawdź, czy mają na
składzie coś, co by pasowało do tych tutaj, potem dowiedz się, kto mógł wypożyczać te
kostiumy, w jakie ubrani są nasi aktorzy. Spróbujmy najpierw podejść do sprawy w
ten sposób – jeśli będziemy musieli przeglądać wszystkie zdjęcia z kartoteki, zajmie
nam to pieprzony tydzień. To wszystko, panowie. Do roboty, Vincennes. I nie
rozpraszaj się innymi sprawami – jesteś w Obyczajówce, a nie w Narkotykach.
Jack wziął się do roboty: zaczął od kartoteki Bobby'ego Inge'a, bez rewelacji. W
takim razie Beverly Hills: spotka się z dozorczynią, zobaczy, czego da się dowiedzieć, i
skleci jakąś obiecującą poszlakę, która naprowadzi go na to, co już wie – Bobby Inge
brał udział w rozprowadzaniu obscenicznych materiałów, co już jest przestępstwem.
Bobby wsypie ludzi, z którymi występował, i tych, co robili zdjęcia – a taki sukces to
już bliżej, by przenieśli go do Narkotyków.
Dzień był wietrzny, chłodny; Jack pojechał Olympic prosto na zachód. W
wiadomościach radiowych był akurat Ellis Loew, mówił o cięciach budżetowych w
biurze prokuratora okręgowego. Jego głos był monotonny; Jack przekręcił gałkę – nie
chciał myśleć o Billu McPhersonie. Znalazł jakąś wesołą melodię z Broadwayu, ale i
tak o nim myślał.
Artykuł w Cicho Sza! to był jego pomysł: McPherson lubił kolorowe kobiety, a Sid
Hudgens lubił szczegółowo opisywać poczynania wysoko postawionych osób
zabawiających się z czarnymi dziewczynami. Ellis Loew wiedział o pomyśle,
zaakceptował go, uznał to za kolejną przysługę na koncie Jacka. Żona McPhersona
wniosła o rozwód; Loew był zadowolony – zaczął wygrywać w sondażach. Dudley
Smith chciał więcej – i strzelił z grubej rury.
W sumie prosta sprawa: to Dot Rothstein znała kolorową dziewczynę odsiadującą
wyrok w poprawczaku, za prostytucję. Dot kręciła z nią, kiedy ta odsiadywała jakiś
wyrok. I to Dot załatwiła jej wyjście; Dudley i jego zbir Mike Breuning przygotowali
pokój w motelu Lilac View: najbardziej znany burdel na Sunset Strip, teren pod
jurysdykcją policji okręgowej, gdzie prokurator okręgowy miasta byłby tylko kolejnym
klientem prostytutek złapanym ze spuszczonymi spodniami.
McPherson był na wieczornej imprezie w Dining Car; Dudley kazał Marvell Wilkins
– czarnej, wiedźmowatej czternastolatce – czekać na zewnątrz. Breuning zawiadomił
szeryfa West Hollywood i prasę; a Wielki Vi wrzucił do ostatniego martini
McPhersona wodnik chloralu. Pan prokurator okręgowy wyszedł z restauracji
oszołomiony, przejechał swoim cadillakiem koło mili, zatrzymał się przy Wilshire and
Alvarado i stracił przytomność. Breuning jechał za nim z przynętą: Marvell w sukni
wieczorowej. Usiadł za kierownicą cadilaka McPhersona, zawiózł Niedobrego Billa i
dziewczynę na miejsce ich randki – reszta przeszła już do historii polityki.
Ellisowi Loewowi nic nie powiedziano – skonstatował, że po prostu miał szczęście.
Dot wysłała dziewczynę do Meksyku, opłaciła wszystko z budżetu więzień dla
kobiet. McPherson stracił żonę i pracę; oskarżenie o gwałt na nieletniej zostało
oddalone – nie można było znaleźć Marvell. Ale coś pękło w Wielkim Vi.
Takie łuuup – o jedną przegiętą przysługę za wiele. Powód: Dot Rothstein była w
karetce w październiku 47–ego roku – wiedziała, i Dudley prawdopodobnie też
wiedział. Jeśli oni wiedzieli, to trzeba tak rozgrywać sytuację, żeby nikt inny się nie
dowiedział – tak, by Karen się nie dowiedziała.
Był dla niej bohaterem już przez bity rok; rola bohatera w jakiś sposób stała się
prawdziwa. Przestał wysyłać pieniądze dzieciom Scogginsów, kończąc spłatę długu
sumą czterdziestu patyków – potrzebował pieniędzy na dogadzanie Karen, będąc z
nią, jakoś nabierał dystansu wobec Malibu Rendezvous. Joan Morrow Loew nadal
była wredna; Welton i jego żona w końcu niechętnie go zaakceptowali – a Karen
kochała go tak bardzo, że aż prawie go to bolało. Praca w Ad Vice też doskwierała –
nudna jak flaki z olejem, rajcowały go tylko sprawy mające coś wspólnego z
narkotykami. Sid Hudgens nie dzwonił tak często – Jack nie był teraz gościem z
Narkotyków. Po numerze z McPhersonem był nawet z tego powodu zadowolony – nie
wiedział, czy byłby w stanie znowu kogoś doić.
Karen też nie zawsze była w pełni uczciwa – jej kłamstwa jeszcze bardziej
uwiarygodniały go w roli bohatera. Miała pieniądze, mieszkanie przy plaży, opłacane
przez tatusia, studia. To, że on miał trzydzieści osiem, a ona dwadzieścia trzy lata, za
jakiś czas do niej dotrze.
Chciała za niego wyjść; opierał się; Ellis Loew jako członek rodziny oznaczałby dla
niego konieczność dożywotniego pełnienia funkcji ściągacza haraczów. Wiedział,
dlaczego jego rola bohatera wyglądała wiarygodnie: Karen była osobą, której chciał
zawsze imponować. Wiedział, co zniesie, a czego nie; jej miłość sprawiła, że właściwie
musiał tylko zachowywać się naturalnie – i nie zdradzać pewnych sekretów.
Zaczął robić się korek; Jack skręcił na północ w Doheny, na zachód w Charleville.
Numer 9849 był dwupiętrowym domem w stylu Tudorów – stał blisko Wilshire. Jack
zaparkował równolegle do innego auta przy krawężniku, obejrzał skrzynki pocztowe.
Było sześć: Loretta Downey, pięć innych nazwisk – przy trzech napis „państwo", jeden
mężczyzna, jedna kobieta. Jack spisał je, podszedł do Wilshire, znalazł automat
telefoniczny.
Wykręcił do policyjnej linii informacyjnej i informacji Wydziału Ruchu
Drogowego; dwukrotnie czekał. Lokatorzy nie mieli żadnych przestępstw
kryminalnych na sumieniu; jedna osoba lubiła tylko mandaty: Christine Bergeron,
panna, czterokrotnie odpowiadała za nieostrożną jazdę, nie zabrano jej jednak prawa
jazdy. Jack wyciągnął jej dane: trzydzieści siedem lat, aktorka, obecnie chyba w
restauracji dla zmotoryzowanych, bo od lipca 52 pracowała w Stan's Drivein w
Hollywood.
Coś mu nie pasowało: pracownicy restauracji nie mieszkają w Beverly Hills; może
sprzedawała się, żeby związać koniec z końcem. Jack wrócił do 9849, zapukał w
drzwi, na których widniał napis: „Zarządca". Otworzyła mu staruszka. – Tak, młody
człowieku?
Jack pokazał odznakę. – Policja, proszę pani. Chodzi o te magazyny, jakie pani
znalazła.
Staruszka zmrużyła oczy za szkłami grubymi jak w butelce coli. – Mój zmarły mąż
sam by się zatroszczył, by sprawiedliwości stało się zadość, Harold Downey nie
tolerował nieprzyzwoitości.
– Czy to pani znalazła te magazyny, pani Downey?
– Nie, młody człowieku, moja sprzątaczka. Ona je podarła i wrzuciła do śmieci.
Dowiedziałam się tego od Euli po tym moim wezwaniu na policję w Beverly Hills.
– A gdzie Eula znalazła te magazyny?
– Hm. Nie jestem pewna, czy powinnam...
Czas zmienić taktykę. – Niech mi pani powie coś o Christine Bergeron.
– Co za kobieta! – chrząknęła znacząco. – A ten jej chłopak! Nie wiem, które z nich
jest gorsze!
– Czy jest uciążliwą lokatorką, proszę pani?
– Przyjmuje mężczyzn o każdej porze! Jeździ po korytarzu na rolkach w tych
swoich obcisłych sukienkach kelnerki! Ma tego nic nie wartego syna, który od dawna
nie chodzi do żadnej szkoły! Siedemnastolatek i wagarowicz, który zadaje się z
niemoralnymi pasożytami!
Jack wyciągnął policyjne zdjęcie Bobby'ego Inge'a; staruszka przystawiła je sobie
do okularów.
– Tak, to jest jeden z tych jej nic nie wartych przyjaciół. Dużo razy widziałam, jak
się tutaj kręcił. Kim on jest?
– Proszę pani, czy Eula znalazła te nieprzyzwoite magazyny u tej Bergeron?
– Hm...
– Proszę pani, czy Christine Bergeron i jej syn są teraz w domu?
– Nie, słyszałam, jak wychodzili kilka godzin temu. Mam bardzo dobry słuch, co
rekompensuje mi słaby wzrok.
– Jeśli wpuści mnie pani do ich mieszkania i znajdę tam więcej nieprzyzwoitych
magazynów, może pani dostać nagrodę.
– Hm...
– Ma pani ich klucze?
– Oczywiście, że mam, jestem tu zarządcą. Niech pan posłucha, dam panu zajrzeć
do środka, jeśli pan obieca, że niczego nie dotknie i że nie będę musiała płacić
podatku od mojej nagrody.
Jack odebrał od niej zdjęcie. – Już ma pani to załatwione.
Staruszka ruszyła do góry, na drugie piętro. Jack szedł za nią; babcia otworzyła
trzecie z kolei drzwi.
– Pięć minut, młody człowieku. I niech pan dobrze się obchodzi z meblami, mój
szwagier jest właścicielem tego budynku.
Jack wszedł do środka. Zadbany salon, porysowana podłoga – zapewne ślady po
rolkach. Markowe meble, ale zniszczone, zaniedbane. Gołe ściany, ani śladu
telewizora, dwa zdjęcia w ramkach na stoliku – twarze uśmiechnięte jak w reklamie.
Jack obejrzał je; staruszka Downey nie odstępowała go na krok. Takie same cynowe
ramki i dwoje dobrze wyglądających ludzi. Ładna kobieta – jasne włosy do ramion,
roześmiane oczy. Ładny chłopak, podobny do niej jak dwie krople wody – bardzo
jasne włosy, duże, głupie oczy. – Czy to Christine i jej syn?
– Tak, i obojgu nic nie brakuje, to im trzeba przyznać. Młody człowieku, a jaka jest
wysokość tej nagrody, o której pan wspomniał?
Jack zignorował ją i wszedł do sypialni; zajrzał do szuflad, do szafy, pod materac.
Żadnych świerszczyków, żadnych prochów, nic podejrzanego – warto by się przyjrzeć
tylko szlafrokom.
Jack obrócił się z uśmiechem na ustach. – Prześlę ją pani pocztą. I potrzebuję
jeszcze chwilkę, by przejrzeć ich notatnik z adresami...
– Nie! Mogą wrócić w każdej chwili! Ma pan natychmiast stąd wyjść!
– To tylko chwila, proszę pani.
– Nie, nie, nie! Już tu pana nie ma! – A gdy Jack kierował się ku drzwiom, ślepawa
staruszka dodała: – Przypomina mi pan policjanta z tego serialu, co jest taki
popularny.
– Bo to ze mnie brali dobry przykład.

Czuł, że zanosi się na szybkie rozwiązanie sprawy. Bobby Inge sypnie tych ze
świerszczyków, zgodzi się zeznawać jako świadek koronny; moralnie dostanie się i
jemu, i Darylowi Bergeronowi: chłopak był nieletni, Bobby to znany pedał z kartoteką
pełną przypadków stręczycielstwa homoseksualistów. Perfekcyjne wykończenie:
zeznania, znalezienie reszty podejrzanych, mnóstwo papierkowej roboty dla Miliarda.
Niezastąpiony Wielki Vi rozbija groźną szajkę czerpiącą dochody z szerzenia brudu
moralnego i wraca do Narkotyków jako bohater.
Teraz do Hollywood, rzucić okiem na Stan's Drivein – Christine Bergeron
rozwożąca dania na rolkach. Z wydętymi wargami, prowokacyjna – wyglądająca
trochę jak dziwka, może taka, co to z fiutem w ustach pozuje do zdjęć.
Jack zaparkował i przeczytał dane z kartoteki Bobby'ego Inge'a. Miał dwie
podkładki: mandaty, za niestawienie się na wezwanie sądu. Ostatni znany adres:
North Hamel 1424, West Hollywood – w samym centrum Lavender Gulch. Trzy bary
dla pedałów w rubryce „uczęszczane miejsca" – Leo's Hideaway, Knight in Armor, B.
J.'s Rumpus Room – wszystkie na pobliskim Santa Monica Boulevard. Jack ruszył na
Hamel, kajdanki miał już przygotowane.
To była zabudowana bungalowami ulica odchodząca od Strip: teren pod
jurysdykcją okręgowych. „6 – Inge" odczytał na skrzynce pocztowej. Jack znalazł jego
lokum, zapukał w drzwi, żadnej odpowiedzi.
– Bobby, hej, słonko – rzucił melodyjnym, nienaturalnie piskliwym głosem. Nic z
tego. Zamknięte drzwi, zaciągnięte zasłony – martwa cisza. Jack wrócił do samochodu
i ruszył na południe.
Miasto było skupiskiem barów dla pedałów, objechał te odwiedzane przez Inge'a:
Leo's Hideaway zamknięte do czwartej; w Knight in Armor pusto. Barman go
czarował: Bobby jak?" – jakby naprawdę nie wiedział. W końcu trafił do B. J.'s
Rumpus Room.
Wyłożony w środku imitacją skóry – ściany, sufit, boksy przylegające do małej
sceny. Pedały przy barze; barman od razu zwęszył glinę. Jack podszedł, położył na
kontuarze zdjęcia policyjne. Barman wziął je do rąk.
– To Bobby jakiś tam. Przychodzi tu dosyć często.
– Jak często?
– No, kilka razy w tygodniu.
– Po południu czy wieczorem?
– I po południu, i wieczorem.
– A kiedy był ostatnio?
– Wczoraj. Mniej więcej o tej porze.
– Posiedzę w jednym z tamtych boksów i poczekam na niego. Gdy się zjawi, nic mu
o mnie nie mów. Jasne?
– Tak. Ale widzisz, już wszystkich stąd wypłoszyłeś.
– Odpisz to sobie od podatków.
Barman zachichotał; Jack podszedł do boksu stojącego najbliżej sceny. Dobry
punkt:, widział stąd drzwi wejściowe, tylne, bar. Ukryty w ciemnościach obserwował
pedalskie rytuały szukania partnera: spojrzenia, rozmowy w cztery oczy, wyjście za
drzwi. Lustro nad barem; homosy mogły nawzajem się obserwować, chwytać
spojrzenia innych i upajać się nimi.
Dwie godziny, pół paczki papierosów, a Bobby'ego Inge'a wcięło. Burczało mu w
brzuchu; czuł drapanie w gardle; uśmiechały się do niego butelki stojące na barze.
Doskwierająca nuda. O czwartej ruszy do Leo's Hideaway.
O 3: 53 wszedł Bobby Inge.
Usiadł na krześle przy barze; barman nalał mu drinka. Jack podszedł. Barman
przestraszony, rozbiegane oczy, drżące ręce. Inge okręcił się na krześle.
– Policja. Ręce na głowę – rzucił Jack.
Inge wylał na niego drinka. Jack poczuł w ustach scotcha; palił mu też oczy.
Zamrugał nimi, potknął się, oślepiony runął na podłogę. Starał się wykrztusić z siebie
smak alkoholu, wstał, obejrzał się do tyłu, obraz miał nieostry – ale Bobby'ego już nie
było.
Wybiegł na zewnątrz. Nie ma śladu Bobby'ego na chodniku, sedan odjeżdżający z
piskiem opon. Jego samochód dwa kwartały dalej.
Alkohol strasznie go piekł.
Przeszedł na drugą stronę ulicy, do stacji benzynowej. Wszedł do męskiej toalety,
wrzucił marynarkę do pojemnika na śmieci. Obmył twarz, namydlił koszulę, starał się
zwymiotować smak alkoholu – nic z tego. Mydlana woda w zlewie – nabrał mazi w
usta, połknął, zwymiotował.
Zaczął dochodzić do siebie: serce przestało walić, nogi stały się pewniejsze. Zdjął
kaburę, zawinął ją w papierowe ręczniki, wrócił do samochodu. Zobaczył automat
telefoniczny – kierując się instynktem, wykręcił numer.
Odebrał Sid Hudgens. – Cicho Sza!, nieoficjalnie i w tajemnicy.
– Sid, mówi Vincennes.
– Jackie, wróciłeś do Narkotyków? Potrzebuję jakiegoś materiału na reportaż.
– Nie, mam coś, czym zajmuje się Obyczajówka.
– Coś dobrego? Jakieś szychy w roli głównej?
– Nie wiem, czy dobre, ale jeśli z tego zrobi się coś dobrego, dostaniesz to.
– Jesteś zdyszany, Jackie. Zabawiałeś się ze znajomą?
Jack zakaszlał, puszczał mydlane bańki. – Sid, zajmuję się jakimiś sprośnymi
magazynami. Fotki z pieprzącymi się, ale oni nie wyglądają na ćpunów i ubrani są w
drogie kostiumy. Ktoś się musiał nad tym niemało napracować i myślałem, że może
coś słyszałeś na ten temat.
– Nie. Kompletnie nic.
Zbyt szybko to powiedział, ani chwili wahania.
– A męska dziwka Bobby Inge albo kobieta nazwiskiem Christine Bergeron, coś ci
mówi? Pracuje w knajpie dla zmotoryzowanych, może sprzedaje to na boku.
– Nigdy o nich nie słyszałem, Jackie.
– Cholera. Sid, a może coś o niezależnych handlarzach świerszczykami? Co o nich
wiesz?
– Jack, wiem, że to jakaś tajemnica, o której ja nie mam pojęcia. Bo z tajemnicami
jest tak, Jack, że każdy ma swoje. Z tobą włącznie. Jack, porozmawiamy później.
Zadzwoń, gdy będziesz miał dla mnie robotę.
Rozłączył się.

Każdy ma swoje tajemnice – z tobą włącznie.


Sid był jakiś nieswój, jego ostatnia uwaga to nie było takie zwykłe ostrzeżenie. Czy
on, kurwa, wie?!
Jack przejechał koło Stan's Drivein, z otwartymi oknami, żeby zabić zapach mydła.
Telepało nim jeszcze. Christine Bergeron nie było nigdzie na terenie lokalu. Ruszył z
powrotem do Charleville 9849, zapukał do jej mieszkania – żadnej odpowiedzi, ale
była szczelina między drzwiami a framugą. Pchnął; drzwi otworzyły się.
Ubrania leżały na podłodze salonu. Oprawki ze zdjęciami zniknęły. Do sypialni
wchodził wystraszony, jego pistolet został w wozie. Trafił na puste szafy i szuflady.
Łóżko bez pościeli. Wszedł do łazienki. Tampony i pasta do zębów rozmazana w
kabinie prysznica. Potłuczone szklane półki w zlewie.
Wtedy puścił się biegiem.
Z powrotem do West Hollywood. Drzwi Bobby'ego Inge'a poddały się łatwo; wszedł
do środka z wyciągniętym przed siebie pistoletem.
Tu była ewakuacja numer dwa – ale już lepsza robota. Czysty salon, lśniąca
łazienka, sypialnia z opróżnionymi szufladami serwantki. Puszka sardynek w
lodówce. Pojemnik na śmieci w kuchni pusty, w nim świeża papierowa torebka.
Jack przetrząsnął całe mieszkanie: salon, sypialnia, łazienka, kuchnia – przewracał
półki, szarpał dywany, rozbił sedes. Nagle coś do niego dotarło i zastygł: pojemniki na
śmieci, pełne, stały wzdłuż ulicy, po obu stronach.
Tam albo w ogóle.
Od jego spotkania z Bobbym upłynęła godzina dwadzieścia minut: skurwiel nie
przyjechałby prosto do swojej nory. Pewnie gdzieś zniknął na jakiś czas, wrócił tu po
cichu i zaryzykował wyprowadzkę, mając samochód zaparkowany w tylnej uliczce.
Wyczuł, że chciano go aresztować za stare nakazy albo za zdjęcia; wiedział, że ma z
glinami na pieńku i nie może dać się złapać na przechowywaniu pornografii. Nie
ryzykowałby wożenia tego samochodem – szanse przechwycenia były zbyt duże.
Rynna albo śmieci, może coś znajdzie na górze pojemników, może będzie więcej
modeli do rozpoznania dla Wielkiego Jacka Puszki.
Wyszedł na chodnik, zaczął grzebać w koszach przy ulicy – grupki dzieci śmiały się
z niego. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć – zostały jeszcze dwa przed rogiem. Na ostatnim
pojemniku nie było pokrywy, ale była za to wystająca okładka z błyszczącego papieru.
Jack rzucił się jak szalony na ten śmietnik.
Trzy magazyny porno leżały na samym wierzchu. Jack wziął je, pobiegł do swojego
samochodu, przekartkował – stojące przy przedniej szybie dzieciaki robiły duże oczy.
Te same hollywoodzkie pejzaże w tle, Bobby Inge z chłopcami i dziewczynami,
pieprzące się nieznane ślicznotki. W połowie trzeciego magazynu zdjęcia jakby
wymknęły się spod kontroli. Orgie, wianuszki kobiet prezentujących swoje uroki,
kilkanaście osób na przykrytej kołdrą podłodze. Oddzielone od ciała kończyny:
krwawe plamy przy ramionach, nogach. Jack zmrużył zmęczone oczy, czerwień była
barwionym atramentem, zdjęcia – fotomontażem – odcięte nogi oszukaństwem,
spływająca z ciał atramentowa krew układała się w starannie wykończone nieduże
wiry.
Jack przejrzał magazyny w poszukiwaniu znajomych twarzy; skrajny
profesjonalizm prezentowanych sprośności rozpraszał go: krwawiące atramentem
nagie ciała, żadnych znajomych twarzy aż do ostatniej strony: pieprząca się z synem
Christine Bergeron, oboje stojący na rolkach, a pod nimi porysowana, drewniana
podłoga.

16

W jego skrzynce na listy było zdjęcie: sierżant Ed Exley, krwawiący i przerażony.


Żadnego napisu z tyłu, nie był potrzebny: Stensland i White mieli negatyw –
gwarancję, że nigdy nie będzie próbował się do nich dobrać.
Ed był sam w komisariacie, zegar wskazywał szóstą rano. Szwy na szyi swędziały,
obluzowane zęby nie pozwalały jeść. Trzydzieści kilka godzin od tamtej chwili ręce
ciągle mu drżały.
Myślał tylko o odwecie.
Nie powiedział ojcu; nie mógł też ryzykować, że się zhańbi, idąc do Parkera czy do
Spraw Wewnętrznych. Zemsta na osobie Buda White'a będzie bardzo trudna: był
chłopcem Dudleya Smitha, to Smith załatwił mu posadę w Wydziale Zabójstw i
przygotowywał go na swego przybocznego twardziela. Stensland okazywał się bardziej
bezbronny: był pod nadzorem władzy sądowej, pracował dla Abe Teitlebauma, byłego
zbira Mickeya Cohena. Pijak, sam proszący się o powrót za kratki.
Odwet realizował się powoli.
Dwóch ludzi szeryfa zostało już przekupionych, co naruszyło trochę jego spadek po
mamie. Dwuosobowy ogon depczący po piętach Dickowi Stenslandowi, dwóch ludzi
czyhających na najdrobniejsze naruszenie warunków zawieszenia kary.
Teraz należało zająć się robotą papierkową. Burczało mu w brzuchu: żadnego
jedzenia, kabura ciągnęła ku ziemi luźne spodnie. I wtedy dotarł głos z głośnika,
donośny, wystraszony: „Alarm! Bar kawowy Nite Owl, Cherokee 1824, wielokrotne
zabójstwo! Policjanci z patrolu już tam są!"
Wstając, Ed klepnął się po nogach. Nikogo z detektywów nie było w zasięgu –
sprawa jest jego.

Radiowozy stały na Hollywood i Cherokee; niebiescy ustawiali kordon


odgradzający miejsce zbrodni. Nikogo ubranego po cywilnemu w zasięgu wzroku –
może będzie miał pierwszą sposobność, by się wykazać.
Ed zatrzymał wóz, wyłączył syrenę. Podbiegł umundurowany funkcjonariusz,
meldując: – Mnóstwo trupów, niektóre to kobiety. To ja ich znalazłem, chciałem
wstąpić na kawę i zobaczyłem kartkę: „Zamknięte z powodu choroby". Od razu
czułem, że lipa, bo Nite Owl nigdy nie zamykają! W środku było ciemno i wiedziałem,
że coś nie gra. Exley, to nie jest twój teren, to podlega tym z centrum, więc...
Ed odepchnął go i przepchnął się do drzwi. Otworzył, wywieszka stuknęła kilka
razy: „Zamknięte z powodu choroby". Ed wszedł do środka, starał się wszystko
zapamiętać. Długie, prostokątne wnętrze. Po prawej rząd stołów, przy każdym cztery
krzesła. Boczna ściana oblepiona plakatami: mrużące oczy sowy usadowione na
znakach ulicznych. Linoleum w kwadraty na podłodze; po lewej kontuar, kilkanaście
wysokich krzeseł. Za nim przestrzeń dla personelu, kuchnia z tyłu, w niej z przodu
stanowisko kucharza: patelnie, łopatki na hakach, blat na talerze. Z przodu po lewej
stronie: kasa. Otwarta, pusta – monety na dywaniku koło niej. Trzy stoły w nieładzie:
porozrzucane jedzenie, talerze, pojemniki na serwetki, potłuczone naczynia. Ślady
wleczenia czegoś prowadzące do kuchni; jeden pantofel na wysokim obcasie obok
przewróconego krzesła.
Ed wszedł do kuchni. Na wpół usmażone jedzenie, kolejne potłuczone naczynia,
rondle na ścianie. Sejf w ścianie pod blatem dla kucharza – otwarty, wokół
porozrzucane monety.
Krzyżujące się ślady wleczenia czegoś łączące się z innymi śladami wleczenia,
ciemne smugi od obcasów urywające się przy drzwiach bardzo dużej lodówki.
Uchylone drzwi, kabel wyrwany z gniazdka – dopływ zimnego powietrza odcięty. Ed
otworzył drzwi.
Ciała – nasączony krwią stos na podłodze. Mózgi, krew i gruby śrut na ścianach.
Krew głęboka na dwie stopy zbierająca się w rynnie do odsączania. Kilkadziesiąt łusek
pływających we krwi.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni kilkakrotnie widziano, jak czarni młodzieńcy
poruszający się purpurowym mercury coupe rocznik 48–50, oddawali strzały w
powietrze na wzgórzach w Griffith Park.
Ed przyłożył rękę do ust, próbował policzyć ciała. Żadnych dających się rozpoznać
twarzy. Być może aż pięciu ludzi zabitych dla zawartości kasy, sejfu i pieniędzy, które
mieli przy sobie.
– Ja pierdolę. – To jakiś nowicjusz: blady, niemalże zielony.
– Ilu ludzi na zewnątrz? – spytał go Ed.
– Ja... nie wiem. Mnóstwo.
– Tylko nie zwymiotuj, niech wszyscy zaczną przepytywać okolicznych
mieszkańców i ludzi, którzy byli w okolicy. Musimy wiedzieć, czy nie widziano dzisiaj
wieczorem kręcącego się po okolicy określonego typu samochodu.
– Sssir, jest tu człowiek z Biura Detektywów, który chce z panem rozmawiać.
Ed wyszedł. Świtało, delikatne światło oświetlało zgromadzony tłum. Policjanci nie
pozwalali przedostać się reporterom; kłębiło się mnóstwo ciekawskich. Wyły
klaksony; motocykle starały się przebić przez ciżbę: tłum blokował chłodnie przysłane
z kostnicy. Ed rozglądał się za wysokimi rangą funkcjonariuszami, reporterzy
wykrzykujący pytania rzucili się na niego. W jednej chwili był zepchnięty z chodnika,
przygwożdżony do radiowozu. Flesze tylko trzaskały – odwrócił się, by nie wyszły jego
siniaki. I wtedy chwyciły go silne ręce, a po nich dotarł głos:
– Jedź do domu, chłopcze. Powierzono mi tu dowodzenie.

17

Pierwsze w historii spotkanie wszystkich pracowników Biura – detektywi z


centrum w pełnej gotowości. Sala, gdzie odbywały się zebrania z komendantem,
wypełniona po brzegi.
Thad Green, Dudley Smith przed ustawionym mikrofonem; ludzie wpatrzeni w
nich, niespokojni. Bud rozglądał się za Edem Exleyem, miał teraz szansę na
przyjrzenie się jego ranom. Ale Exleya tu nie było – chodziła plotka, że ma
informatora, wiedzącego coś o Nite Owl.
Smith wziął do ręki mikrofon.
– Panowie, wszyscy wiecie, dlaczego tu jesteśmy. Darując sobie sens nazywania
tego zajścia „Masakrą w Nite Owl", mamy tutaj niewątpliwie do czynienia z ohydną
zbrodnią, która wymaga bezwzględnego i szybkiego rozwiązania. Prasa i obywatele
będą tego żądali, a ponieważ już mamy mocne poszlaki, nie zawiedziemy ich
oczekiwań. W lodówce było sześciu martwych ludzi – trzech mężczyzn i trzy kobiety.
Rozmawiałem z właścicielem Nite Owl, który powiedział mi, że prawdopodobnymi
trzema ofiarami są Patty Chesimard i Donna DeLuca, dwie białe kobiety – kelnerka z
nocnej zmiany i kasjerka, oraz Gilbert Escobar, Meksykanin, kucharz i zmywacz
naczyń. Trzy pozostałe ofiary – dwóch mężczyzn i kobieta – były prawie na pewno
klientami. Kasa i sejf były puste, opróżniono również doszczętnie kieszenie i torebki
ofiar, co nie pozostawia wątpliwości, że rabunek był tu motywem. W Instytucie
Ekspertyz Sądowych już pracują nad analizami – jak na razie znaleźli tylko odciski
rękawiczek na kasie i drzwiach lodówki. Nie określono do tej pory godziny zgonu
ofiar, ale mała ilość klientów i inna wskazówka, którą dysponujemy, wskazują na to,
że wielokrotne zabójstwo popełniono o trzeciej rano. W lodówce znaleziono w sumie
czterdzieści pięć łusek pochodzących z dubeltówki Remingtona. To wskazuje na
trzech ludzi z dubeltówkami, w których mieści się po pięć nabojów, wszyscy trzej
musieli dwukrotnie ładować. Nie muszę wam mówić, jak zbędnych było te
czterdzieści strzałów, panowie. Mamy tutaj do czynienia z jakimiś szaleńczymi
bestiami.
Bud rozejrzał się wokół. Cały czas nie było Exleya, setka ludzi robiła notatki. Tylko
Jack Vincennes stał w rogu bez notatnika. Thad Green zastąpił Smitha.
– Nie ma śladów krwi prowadzących na zewnątrz. Mieliśmy nadzieję, że
znajdziemy ślady butów, by przynajmniej móc kogoś wyeliminować z kręgu
podejrzanych, ale nie znaleźliśmy żadnych, a Ray Pinker uważa, że badania
laboratoryjne zajmą przynajmniej czterdzieści osiem godzin. Koroner mówi, że
ustalenie tożsamości klientów będzie bardzo trudne z powodu stanu, w jakim
znajdują się ciała. Ale mamy jeden bardzo interesujący trop. W raportach o
przestępstwach z komisariatu w Hollywood aż czterokrotnie wspomina się o tym,
więc słuchajcie uważnie. W ciągu ostatnich dwóch tygodni widziano, jak z samochodu
pełnego czarnych młodzieńców oddawano strzały w powietrze w Griffith Park. Było
ich trzech, a ich bronią były dubeltówki. Małolatów nie aresztowano, ale naoczni
świadkowie twierdzili, że jeździli purpurowym mercurym coupe rocznik 48–50. A
właśnie godzinę temu ludzie porucznika Smitha przesłuchujący różne osoby znaleźli
świadka: sprzedawcę gazet, który koło trzeciej nad ranem widział purpurowego
mercury coupe, model z lat 48–50, zaparkowanego niedaleko Nite Owl.
W pokoju aż zawrzało. Green gestem uciszył ludzi.
– To jeszcze nie wszystko, więc słuchajcie uważnie. Nie ma żadnych mercurych
coupe z roczników 48–50 na liście skradzionych samochodów, więc bardzo mało
prawdopodobne, by wóz został skradziony. Stanowy Wydział Ruchu Drogowego
dostarczył nam listę wszystkich zarejestrowanych na terenie stanu modeli mercurych,
które nas interesują. Te produkowane w latach 48–50 były fabrycznie malowane na
kolor purpurowy i właśnie te modele cieszyły się największym powodzeniem wśród
Murzynów. W Kalifornii na Murzynów zarejestrowanych jest ponad tysiąc sześćset
tych samochodów, a w Południowej Kalifornii jest tylko kilku białych właścicieli
takich modeli. W okręgu LA na Murzynów zarejestrowanych jest sto pięćdziesiąt sześć
tych samochodów, a was tutaj jest prawie stu. Zrobiliśmy listę: adresy domowe i
miejsca pracy. Ekipa z Hollywood porównuje tę listę z naszą kartoteką. Chcę, by
pięćdziesiąt dwuosobowych zespołów sprawdziło po trzy nazwiska. W komisariacie w
Hollywood założyliśmy specjalną linię, więc jeśli potrzebujecie informacji czy
adresów, możecie dzwonić. Jeśli ktoś będzie budził wasze podejrzenia, przywieźcie ich
tutaj. Przygotowaliśmy kilka pokojów do przesłuchań i mamy człowieka, który będzie
nimi kierował. Porucznik Smith za chwilę rozda wam przydzielone nazwiska,
komendant Parker też chciałby wam coś powiedzieć. Ale najpierw, czy są jakieś
pytania?
– Sir, kto kieruje przesłuchaniami? – krzyknął jakiś człowiek.
– Sierżant Ed Exley, z komisariatu w Hollywood – odparł Green.
Gwizdy, buczenie. Parker podszedł do mikrofonu.
– Starczy już tego. Panowie, po prostu idźcie i znajdźcie ich. W razie potrzeby nie
wahajcie się użyć siły.
Bud uśmiechnął się. Prawdziwy sens tej wypowiedzi brzmiał: wykończcie
czarnuchów.

18

Jack otrzymał trójkę Murzynów: George Yelburton, South Beach 9781; Leonard
Timothy Bidwell, South. Duąuesne 10062; Dale William Pritchford, South
Normandie 8211. Jego partnerem miał być sierżant Cal Denton, z Brygady d/s
Oszustw, były strażnik w Więzieniu Stanowym Teksasu.
Samochodem Dentona dotarli do Darktown, radio huczało ciągle o „Masakrze w
Nite Owl". Denton też coś nadawał: Leonard Bidwell to były bokser, widział kiedyś,
jak odliczyli go do dziesięciu w walce z Kidem Gavilanem – to był dopiero twardziel z
tego asfalta! Jack myślał o swej przepustce na powrót do Narkotyków: Bobby Inge,
Christine zniknęli, nie było żadnych innych tropów w sprawie świerszczyków od
kogoś z brygady. Zdjęcia z orgii można było tylko podziwiać pod względem
artystycznym. Jego prywatne tropy zaprzepaszczone teraz przez jakichś pieprzonych
świrów, którzy zabili sześciu ludzi dla kilkuset dolców.
Ciągle czuł smak alkoholu, cały czas słyszał Sida: „Wszyscy mamy tajemnice".
Zaczęli od kontaktów z wtyczkami: jego, Dentona. Stanowiska pucybutów, sale
bilardowe, salony fryzjerskie, kościoły – informatorzy byli opłacani, zastraszani,
przepytywani. Bezskuteczne dopytywanie się o purpurowy samochód i strzały z
dubeltówek w otoczeniu mętów raczących się w barach tanimi winami i kupowanym
w sklepach tonikiem do włosów. Cztery godziny, żadnych nazwisk. I powrót do
nazwisk z listy.
Beach 9781 okazał się pokrytym papą skromnym domkiem, z purpurowym
mercurym rocznik 48 na trawniku. Samochód był bez kół, przerdzewiała oś leżała w
trawie. Denton zatrzymał się.
– Może to ich alibi. Może rozpieprzyli ten wóz po tym, jak obrobili Nitę Owl, byśmy
myśleli, że nie mogli nim nigdzie pojechać.
Jack wskazał na samochód. – Chwasty porastają tarcze hamulcowe. Nikt wczoraj
nie mógł pojechać tym samochodem do Hollywood.
– Tak myślisz?
– Tak.
– Jesteś pewien?
– Tak, jestem pewien.
Pojechali pod adres w South Duąuesne – znowu pokryta papą nora. Purpurowy
mercury na podjeździe, z boku sylwetka ćwiczącego uniki i sierpowe. Na
przyczepionej do maski tabliczce napis „Purpurowi Poganie". Dwa typy worków
treningowych przymocowane do werandy. – Masz swojego boksera – rzucił Jack.
Denton uśmiechnął się; Jack podszedł do domu, zadzwonił. Szczekanie psów w
środku – prawdziwe wycie bestii. Denton stał z boku, na podjeździe, z bronią
skierowaną na drzwi.
Otworzył Murzyn: potężnie zbudowany, trzymający za obrożę doga angielskiego.
Pies warczał; mężczyzna powiedział: – Chodzi o to, że nie wybuliłem na alimenty? To
teraz tym się zajmuje policja?!
– Leonard Timothy Bidwell?
– Tak.
– A ten samochód na podjeździe jest pana?
– Tak. Jeśli dorabiacie sobie na boku, ściągając należności za niespłacone kredyty,
to źle trafiliście, bo zapłaciłem za niego z kasy, którą dali mi za przegraną walkę z
Johnnym Saxtonem.
Jack wskazał na psa.
– Niech go pan wpuści do domu, zamknie drzwi, wyjdzie i oprze ręce na ścianie.
Bidwell wykonał jego polecenie strasznie powoli; Jack przeszukał go, obrócił.
Wtedy podszedł Denton.
– Lubisz duży kaliber, koleś?
Bidwell potrząsnął głową. – Że jak?
Jack zaczął z innej strony. – Gdzie byłeś wczoraj w nocy o trzeciej?
– Tutaj, w domu.
– Sam? Jeśli się akurat pieprzyłeś, to masz szczęście. Powiedz, że miałeś szczęście,
nim mój kumpel się wkurzy.
– Przez tydzień zajmowałem się dziećmi. Były cały czas ze mną.
– Są tutaj?
– Śpią.
Denton popchnął go lekko, zostając z pistoletem przy jego żebrach.
– Wiesz, co się wydarzyło zeszłej nocy, koleś? Brzydka sprawa i wcale nie
ściemniam. Masz dubeltówkę, koleś?
– Facet, nie trzeba mi tu żadnej jebanej dubeltówki.
Denton mocniej przycisnął pistolet. – Nie przeklinaj przy mnie, koleś. No dobra,
nim zaprosimy tu twoje bachory, powiesz mi, komu pożyczyłeś wczoraj swój
samochód.
– Facet, ja nigdy nikomu nie pożyczam mojej bryki!
– To w takim razie, komu pożyczyłeś swoją dubeltówkę? Mów, koleś.
– Facet, już ci mówiłem, że nie mam żadnych dubeltówek!
– Opowiedz mi o Purpurowych Poganach – wtrącił się Jack. – Czy to kilku gości,
którzy lubią purpurowe samochody?
– To tylko nazwa naszego klubu, facet. Kupiłem purpurowy samochód, inni goście
z klubu też. O co wam w ogóle chodzi, koledzy?
Jack wyciągnął listę Wydziału Ruchu Drogowego – wydrukowane nazwiska
wszystkich posiadaczy mercurych. – Leonard, czytałeś gazety dziś rano?
– Nie. Bo co?
– Spokojnie. A słuchasz radia albo oglądasz telewizję?
– Nie mam ani radia, ani telewizora.
– To posłuchaj nas, Leonard. Szukamy trzech kolorowych, którzy lubią sobie
postrzelać i mają taki samochód jak ty, model czterdziesty ósmy, dziewiąty albo
pięćdziesiąty. Wiem, że nikogo byś nie zranił, widziałem twoją walkę z Gavilanem i
podoba mi się twój styl. Szukamy złych gości. Gości z wozem takim jak twój, gości,
którzy mogą należeć do tego twojego klubu.
Bidwell wzruszył ramionami.
– Dlaczego miałbym wam pomagać?
– Bo mój partner się na ciebie wścieknie, jeśli tego nie zrobisz.
– Aha, i przy okazji ja będę miał kartotekę wtyki.
– Żadnej kartoteki i w ogóle nie musisz nic mówić, tylko spójrz na tę listę i wskaż.
Masz, czytaj.
Bidwell potrząsnął głową.
– To są złe chłopaki, więc wam powiem. Sugar Ray Coates ma coupe 49, super
bryka. Jego dwaj kumple to Leroy i Tyrone. Chłopak uwielbia zabawić się dubeltówką,
słyszałem, że podnieca go zabijanie psów. Chciał należeć do mojego klubu, ale nie
zgodziliśmy się, bo to pospolity śmieć.
Jack sprawdził na liście – był: „Coates, Raymond, South Central 9611, pokój 114."
Denton wyjął swoją listę.
– Dwie minuty stąd. Jak się pospieszymy, to może będziemy tam pierwsi... – Już
widział te nagłówki w gazetach przedstawiające ich jako bohaterów.
– To spadamy.

To był hotel Tevere, w kształcie litery „L", nad pralnią. Denton wyłączył silnik i na
luzie wtoczył się na parking; Jack zobaczył schody prowadzące na górę – tylko jedno
piętro z pokojami, szeroko otwarte drzwi wejściowe. Szybko do góry i do środka –
krótki korytarz, niezbyt solidnie wyglądające drzwi. Jack wyciągnął swoją broń;
Denton wyjął dwa pistolety:.38–kę i automat. Patrzyli na numery na pokojach, dotarli
do 114–tki. Denton odchylił się do tyłu; Jack odchylił się do tyłu; kopnęli w tym
samym momencie. Drzwi wyleciały z zawiasów i mieli przed sobą czarnego młodziana
wyskakującego z łóżka.
Chłopak podniósł ręce do góry. Denton uśmiechnął się, wycelował. Jack
zablokował go – dwa strzały trafiły w sufit. Jack wbiegł do środka, chłopak próbował
zwiać; Jack doskoczył do niego: dwa uderzenia kolbą pistoletu w głowę. Przestał
stawiać opór – Denton skuł mu ręce z tyłu. Jack założył kastet i walnął go w twarz.
– Leroy i Tyrone. Gdzie?
Chłopak wypluł kawałki zębów. – Pod sto dwadzieścia jeden – wystękał, z ust
sączyła się krew.
Denton szarpnął go za włosy.
– Tylko go, kurwa, nie zabij – rzucił Jack.
Denton napluł chłopakowi w twarz; w korytarzu rozległy się krzyki. Jack wybiegł za
róg „L", wyhamował przed 121–ką. Zamknięte drzwi. Zbyt głośno było na korytarzu,
żeby usłyszeć, co się dzieje w pokoju.
Jack kopnął, poleciały drzazgi i drzwi otworzyły się z trzaskiem. Było dwóch
kolorowych – jeden śpiący na łóżku, drugi chrapiący na materacu. Jack wszedł do
środka. Słyszał zbliżające się wycie syren. Chłopak z materaca zaczął wstawać – Jack
powalił go ciosem z powrotem na legowisko, zdzielił drugiego, nim ten zdążył się
ruszyć. Syreny zawyły blisko i ucichły. Jack zobaczył pudełko na komodzie. Naboje do
dubeltówki: dwustrzałowego Remingtona. I pudełko na pięćdziesiąt nabojów, prawie
puste.

19

Ed przebiegł wzrokiem po raporcie Jacka Vincennesa. Przyglądał mu się Thad


Green, jego telefon dzwonił i dzwonił.
Rzeczowy, zwięzły – Puszka wiedział, jak szybko napisać dobry raport. Trzech
Murzynów było w areszcie: Raymond „Sugar Ray" Coates, Leroy Fontaine, Tyrone
Jones. W trakcie leczenia ran, od których ucierpieli w trakcie ich aresztowania;
wsypani przez innego Murzyna – który określił Coatesa mianem miłośnika
dubeltówek lubiącego strzelać do psów. Informator stwierdził, że zadawał się on z
dwoma innymi facetami – „Tyronem i Leroyem" – też mieszkającymi w hotelu
Tevere. Cała trójka została aresztowana w majtkach; Vincennes przekazał ich
funkcjonariuszom z radiowozu, którzy zjawili się, słysząc strzały, i przetrząsnął pokoje
w poszukiwaniu dowodów. Znalazł pudełko na pięćdziesiąt pocisków do dubeltówki,
dwustrzałowego Remingtona, z czego czterdziestu kilku nie było – ale nie znalazł
dubeltówek, gumowych rękawiczek, poplamionych krwią ubrań, dużej ilości gotówki
ani żadnej innej broni. Z ubrań w pokojach były tylko: brudna koszulka, bokserki i
wyprasowane stroje w celofanie z pralni chemicznej. Vincennes poszukał pieca do
spalania nieczystości na tyłach hotelu; był rozpalony – zarządca powiedział mu, że
widział Coatesa wrzucającego tam ubrania koło siódmej dzisiaj rano. Vincennes
dodał, że Jones i Fontaine robili wrażenie pijanych albo będących pod wpływem
narkotyków – przespali strzelaninę i ogólne zamieszanie powstałe w czasie
aresztowania opierającego się Coatesa. Vincennes polecił później przybyłym
funkcjonariuszom przeszukać samochód Coatesa – nie było go ani na parkingu, ani w
promieniu trzech kwartałów. Do wszystkich policjantów rozesłano informację o
szukaniu tego samochodu; Vincennes stwierdził, że ręce i ramiona wszystkich trzech
podejrzanych pachniały jakimiś perfumami i tym samym test parafinowy na nic się
nie zda.
Ed położył raport na biurku Greena. – Dziwię się, że ich nie zabił.
Zadzwonił telefon, ale Green nie podnosił słuchawki.
– Jeszcze trochę takich nagłówków w gazetach, a zamieszka ze szwagierką Ellisa
Loewa. A jeśli czarnuchy skropiły sobie ręce perfumami, żeby wykluczyć test
parafinowy, możemy za to podziękować Jackowi. To on sprzedał tę informację do
Chlubnej Odznaki. Ed, chcesz się zająć tą sprawą?
Ed poczuł skurcz żołądka. – Tak, sir.
– Szef chciał, by Dudley Smith pracował z tobą, ale wyperswadowałem mu to.
Chociaż jest bardzo dobry, z kolorowymi zupełnie traci nad sobą panowanie.
– Sir, wiem, jak ważna jest ta sprawa.
Green zapalił papierosa.
– Ed, chcę usłyszeć ich przyznanie się do winy. Piętnaście z łusek, które
znaleźliśmy w Nite Owl, ma charakterystyczne zadrapania, więc jeśli znajdziemy
broń, sprawa jest rozwiązana. Chcę wiedzieć, gdzie są spluwy i samochód. Chcę też,
by przyznali się do winy, nim ich postawimy przed sądem. Mamy siedemdziesiąt
jeden godzin do ich spotkania z sędzią. Do tego czasu chcę mieć wszystko, co
niezbędne. Cała sprawa ma być zapięta na ostatni guzik.
Więc tylko konkrety. – Mają kartotekę?
– Wszyscy trzej mają na koncie szaleńczą jazdę i kradzieże z włamaniem. Coates i
Fontaine jeszcze podglądanie. I już nie są dziećmi. Coates ma dwadzieścia dwa lata,
dwaj pozostali po dwadzieścia. Mają komorę gazową jak w banku.
– A co z Griffith Park? Próbki łusek do porównania, świadkowie widzący
strzelających gości.
– Próbki łusek mogą się przydać jako dodatkowy dowód, jeśli uda nam się takowe
znaleźć, a bambusy nie przyznają się do winy. Strażnik miejski z Griffith Park, który
zgłosił całą sprawę, przyjedzie tutaj i może rozpozna któregoś z nich. Ed, Arnie
Reddin mówi, że jesteś najlepszym przesłuchującym, jakiego kiedykolwiek widział,
ale u nas nie zajmowałeś się niczym takim...
Ed wstał. – Poradzę sobie.
– Chłopcze, jeśli ci się uda, to któregoś dnia zajmiesz moje miejsce.
Ed uśmiechnął się, zabolały go obluzowane zęby.
– Co ci się stało w twarz? – spytał Green.
– Potknąłem się, goniąc złodzieja sklepowego. Sir, a kto rozmawiał z
podejrzanymi?
– Tylko lekarz, który doprowadzał ich do porządku. Dudley chciał, by Bud White
rozpoczął przesłuchanie, ale...
– Sir, nie sądzę, żeby...
– Nie przerywaj mi, właśnie chciałem się z tobą zgodzić. Bo mnie interesują
dobrowolne zeznania, więc White nie wchodzi w grę. Będziesz jako pierwszy
przesłuchiwał wszystkich trzech. Będziesz obserwowany przez dwustronne lustro,
więc jeśli zajdzie potrzeba dania ci partnera do roli złego gliniarza, dotknij krawat. W
grupach będziemy słuchać przesłuchania przez głośnik i będzie włączony magnetofon.
Każdy z nich jest w osobnym pokoju, więc jeśli będziesz chciał ich nawzajem na siebie
napuścić, wiesz, które przyciski wduszać.
– Złamię ich – rzucił Ed.
To jego scena: korytarz w areszcie Zabójstw. Trzy klitki – z lustrami z przodu i
podłączeniem do głośników – po włączeniu odpowiedniego przełącznika podejrzani
będą mogli siebie nawzajem słyszeć, kiedy jeden będzie wsypywał drugiego. Klitki:
kwadraty sześć na sześć, przyspawane stoły, krzesła przytwierdzone do podłogi. Po
kolei: Sugar Ray Coates, Leroy Fontaine, Tyrone Jones. Ich kartoteki przylepione
taśmą do ściany na zewnątrz – Ed zapamiętał daty, miejsca, znajomych. Głęboki
oddech, żeby zabić tremę, i pierwsze drzwi.

Sugar Ray Coates przykuty do krzesła, ubrany w workowaty, więzienny komplet.


Wysoki, o jasnej cerze – prawie Mulat. Jedno oko zamknięte opuchlizną; wargi
nabrzmiałe i popękane. Stłuczony nos, szwy po obu stronach.
– Wygląda na to, że obaj dostaliśmy w kość – zaczął Ed.
Coates spojrzał tylko na niego z ukosa. Ed zdjął mu kajdanki, rzucił papierosy i
zapałki na stół. Coates zaczął zginać i rozcierać nadgarstki. Ed uśmiechnął się. –
Nazywają cię Sugar Ray od tego boksera Raya Robinsona?
Żadnej odpowiedzi.
Ed usiadł na drugim krześle. – Mówią, że Ray Robinson potrafi zadać cztery ciosy
w ciągu jednej sekundy. Ja w to nie wierzę.
Coates podniósł ramiona – opadły bezwładnie. Ed otworzył paczkę papierosów.
– Wiem, trzeba poczekać na dopływ krwi. Masz dwadzieścia dwa lata, prawda,
Ray?
Teraz Coates odpowiedział, charczącym głosem: – I co z tego?
Ed przyjrzał się jego gardłu – posiniaczone, ślady palców.
– Któryś z funkcjonariuszy trochę cię poddusił?
Żadnej odpowiedzi.
– Sierżant Vincennes? Taki wystrzałowo ubrany gość? – dopytywał się Ed.
Dalej cisza.
– Nie on? To może Denton? Gruby facet z teksańskim akcentem, mówiący zupełnie
jak Spade Cooley w telewizji?
Powieka zdrowego oka Coatesa zadrgała.
– To ci współczuję, ten Denton to sukinsyn – westchnął Ed. – Widzisz moją twarz?
Denton i ja musieliśmy wyjaśnić sobie pewien problem.
Bez odzewu.
– Pieprzony Denton. Teraz ty i ja wyglądamy jak Robinson i La Motta po ich
ostatniej walce.
Cały czas bez odzewu.
– Więc masz dwadzieścia dwa lata, tak?
– Facet, po co takie pytanie!
Ed wzruszył ramionami. – Żeby ustalić fakty. Leroy i Tyrone mają dwadzieścia,
więc nie załapią się na najwyższy wymiar kary. Ray, powinieneś był wykręcić taki
numer dwa lata temu. Dostałbyś dożywocie, odsiedziałbyś trochę w więzieniu dla
młodocianych, po przeniesieniu do Folsom byłbyś już kimś. Znalazłbyś sobie cwela,
podtuczył się trochę na pysznej więziennej diecie.
Tym „cwelem" trafił w czuły punkt, ręce Coatesa wzdrygnęły się nerwowo. Wziął
papierosa, zapalił go, kaszlnął.
– Nie zadaję się z cwelami.
Ed uśmiechnął się. – Wiem o tym, synu.
– Nie jestem twoim synem, pieprzony białasie. Ty jesteś cwel.
Ed roześmiał się.
– Masz doświadczenie z policją, muszę ci to przyznać. Siedziałeś już w
poprawczaku, wiesz, że jestem miłym gliną starającym się nakłonić cię do mówienia.
To ten pieprzony Tyrone, prawie mu uwierzyłem... Denton musiał mu coś uszkodzić w
głowie. Jak mogłem uwierzyć w coś takiego?
– Co on niby powiedział? O co ci chodzi?
– O nic, Ray. Zmieńmy temat. Co zrobiłeś z dubeltówkami?
Coates rozmasował sobie kark, ręce mu drżały. – Jakimi dubeltówkami?
Ed pochylił się ku niemu.
– Tymi, którymi ty i twoi przyjaciele strzelaliście w Griffith Park.
– Ja nic nie wiem o żadnych dubeltówkach.
– Nie? Leroy i Tyrone mieli opakowanie po nabojach w pokoju.
– To ich zmartwienie.
Ed potrząsnął głową. – Ten Tyrone to dupek. Siedziałeś z nim w poprawczaku w
Casitas, prawda?
Wzruszenie ramion. – I co z tego?
– Nic, Ray. Po prostu myślę na głos.
– A dlaczego mówisz mi o Tyrone? Jego sprawy to jego zmartwienia.
Ed sięgnął pod stół, znalazł przełącznik na pokój 3.
– Sugar, Tyrone powiedział mi, że byłeś cwelem w Casitas. Miałeś kłopoty, więc
znalazłeś sobie dużego, białego chłopca, żeby się tobą opiekował. Powiedział, że
nazywają cię Sugar, bo dawałeś tak słodko.
Coates uderzył w stół. Ed uderzył w przełącznik.
– Co mówisz, Sugar?
– Mówię, że ja tam brałem. A to Tyrone dawał! Facet, to ja byłem pieprzonym
królem w celi! Tyrone to cwel! Tyrone dawał za batony! Tyrone to uwielbiał!
Przełącznik z powrotem do góry.
– Zmieńmy temat, Ray. Jak myślisz, dlaczego ty i twoi kumple zostaliście
aresztowani?
Coates zaczął bawić się paczką papierosów.
– Ktoś nas wrobił, a może za strzelanie w granicach miasta, coś w tym stylu. Co
Tyrone o tym powiedział?
– Ray, Tyrone powiedział mi mnóstwo rzeczy, ale przejdźmy do rzeczy. Gdzie byłeś
wczoraj w nocy o trzeciej nad ranem?
Coates odpalił jednego papierosa od drugiego. – Byłem w domu. Spałem.
– Byłeś naszprycowany? Tyrone i Leroy musieli być, bo byli nieprzytomni, kiedy ci
funkcjonariusze cię aresztowali. Ty masz dopiero kumpli. Tyrone wyzywa cię od cweli,
potem on i Leroy śpią, kiedy ty dostajesz w mordę od jakiegoś zasrańca. Myślałem, że
wy kolorowi trzymacie się razem. Byłeś naszprycowany, Ray? Nie mogłeś znieść tego,
co zrobiłeś, więc się naprałeś i...
– Czego znieść! O co ci chodzi! Tyrone i Leroy łykają prochy, ja nie!
Ed opuścił przełączniki 2 i 3. – Ray, ty chroniłeś Tyrone'a i Leroya w Casitas,
prawda?
Coates wykrztusił spory kłąb dymu. – Jasne, że tak. Tyrone oddawał się, a Leroy
tak się przestraszył, że prawie rzucił się z dachu i zapił na umór tanim winem. Te
pojebane czarne wieśniaki są głupie jak pieprzony pies.
Przełączniki do góry.
– Słyszałem, że lubisz strzelać do psów. Wzruszenie ramion.
– Psy nie mają prawa żyć.
– O? O ludziach też tak myślisz?
– Facet, o czym ty mówisz?
Przełączniki w dół.
– Musisz tak myśleć o Leroyu i Tyrone.
– Cholera, Leroy i Tyrone są prawie za głupi, żeby żyć.
Przełączniki do góry.
– Ray, gdzie są dubeltówki, z których strzelałeś w Griffith Park?
– To pewnie oni... ja nie mam żadnych dubeltówek.
– Gdzie jest twój mercury coupe z 1949 roku?
– Ja... jest bezpieczny.
– No, Ray. Taki wystrzałowy wóz? Gdzie jest? Ja bym trzymał taką brykę pod
kluczem.
– Mówiłem, że jest bezpieczny!
Ed pacnął w stół i zatrzymał tak dwie leżące płasko ręce. – Sprzedałeś go? Pozbyłeś
się? To samochód, z którego korzystano w celu popełnienia przestępstwa. Ray, nie
myśl, że...
– Nie popełniłem żadnego przestępstwa!
– To powiedz, do diabła! Gdzie jest samochód?
– Nie powiem!
– Dlaczego, Ray? – Ed stuknął w stół. – Bo masz w bagażniku dubeltówki i
gumowe rękawiczki? Masz portfele i portmonetki, i zaplamione krwią siedzenia?
Posłuchaj mnie uważnie, ty skretyniały sukinsynu, staram się ciebie uchronić przed
komorą gazową, bo twoi kumple są niepełnoletni, a ty nie, a ktoś musi za to zapłacić.
– Nie wiem, o czym ty mówisz!
Ed westchnął. – Zmieńmy temat, Ray.
Coates zapalił kolejnego papierosa. – Nie podobają mi się te twoje tematy.
– Ray, dlaczego dziś o siódmej rano paliłeś ubrania?
Coates zatrząsł się.
– Że co?
– Że to. Ty, Leroy i Tyrone zostaliście aresztowani dziś rano. Żaden z was nie miał
ze sobą wczorajszych ubrań. Widziano, jak o siódmej paliłeś dużą ilość ubrań. Nie
zapominaj o tym, że ukryłeś samochód, którym ty, Tyrone i Leroy jeździliście
wczorajszej nocy. Ray, to nie wygląda dobrze, ale jeśli dasz mi coś dobrego dla
prokuratora okręgowego, załapię plusa i powiem: „Sugar Ray to nie był gnojek, jak
jego kumple cwele". Ray, tylko mi coś powiedz.
– Na przykład co, skoro ja nie zrobiłem tego, o co mnie oskarżacie.
Ed włączył 2 i 3.
– Cóż, mówiłeś złe rzeczy o Leroyu i Tyrone i sugerowałeś, że to ćpuny. Spróbujmy
tak: gdzie kupują swoje prochy?
Coates wlepił oczy w podłogę.
– Prokurator okręgowy nienawidzi dilerów. A osobiście poznałeś już Jacka
Vincennesa, Wielkiego Vi.
– To chory popieprzony idiota.
Ed roześmiał się.
– Tak, Jackowi czasem trochę odbija. Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że każdy, kto
chce się zaćpać, powinien mieć do tego prawo, to wolny kraj. Ale Jack to dobry
kumpel prokuratora okręgowego, a oni obaj są cięci na dilerów. Ray, daj mi coś dla
prokuratora. Chociaż coś małego.
Coates zgiął palec; Ed przełączył przełączniki do góry i pochylił się ku niemu. Sugar
Ray rzucił szeptem:
– Roland Navarette, mieszka na Bunker Hill. Ma metę dla zbiegłych ze zwolnienia
warunkowego i sprzedaje prochy, a mówię ci to nie dla żadnego pieprzonego
prokuratora okręgowego, tylko dlatego, że Tyrone otworzył swoją grubą, pieprzoną
gębę.
Przełączniki w dół.
– No dobrze, Ray. Powiedziałeś mi, że Roland Navarette sprzedaje prochy
Leroyowi i Tyrone'owi, więc robimy postępy. I srasz ze strachu, bo wiesz, że to
murowana komora gazowa, a nawet mnie nie spytałeś, o co chodzi. Ray, masz winę
wypisaną na czole.
Coates zgniótł kostki dłoni; jego zdrowe oko spojrzało na Eda, zamrugało.
Ed spuścił przełączniki.
– Ray, zmieńmy temat.
– To może pogadamy o baseballu, skurwielu?
– Nie. Porozmawiajmy o cipach. Pieprzyłeś się zeszłej nocy czy wylałeś na siebie te
perfumy, żeby spaprać nam test parafinowy?
Nerwowe drgawki.
– Gdzie byłeś o trzeciej wczoraj w nocy? – naciskał Ed.
Żadnej odpowiedzi. Znowu drgawki.
– Trafiłem w czuły punkt, co Sugar Ray? Perfumy? Kobiety? Nawet taki śmieć jak
ty musi mieć kobiety, na których mu zależy. Masz matkę? Siostry?
– Facet, nie mieszaj do tego mojej matki!
– Ray, gdybym ciebie nie znał, tobym pomyślał, że chronisz honor jakiejś
porządnej dziewczyny. Ona była twoim alibi, pieprzyliście się gdzieś. Ale Tyrone i
Leroy mają te same perfumy na łapach, a ja założę się, że z tobą seks grupowy nie
wchodzi w grę, założę się, że dowiedziałeś się o parafinie w poprawczaku i założę się,
że jesteś na tyle przyzwoity, by czuć wyrzuty sumienia po zabiciu trzech niewinnych
kobiet.
– NIKOGO NIE ZABIŁEM!
Ed wyjął porannego Heralda. – Patty Chesimard, Donna DeLuca i jedna
niezidentyfikowana. Przeczytaj to sobie, a ja sobie odetchnę. Kiedy wrócę, dam ci
szansę, byś mi coś na ten temat powiedział i żeby zawrzeć układ, który być może ocali
ci życie.
Coates, nerwowy jak cholera – rozdygotany, przepocona bluza. Ed rzucił mu gazetę
w twarz i wyszedł.
Thad Green był w holu, a Dudley Smith i Bud White przy głośnikach.
– Ten strażnik miejski ich zidentyfikował. To goście, którzy strzelali w Griffith
Park. I byłeś świetny.
Ed czuł swój pot. – Sir, Coates ma coś nie tak z kobietami. Czuję to.
– Ja też, więc ciągnij dalej.
– Znaleziono już może broń albo samochód?
– Nie. Brygada z 77 Ulicy szuka u ich krewnych i znajomych. Dobierzemy się im do
skóry.
– Teraz chcę się zabrać za Jonesa. Zrobi pan coś dla mnie?
– Czegokolwiek sobie zażyczysz.
– Proszę o przygotowanie Fontaine'a. Żeby rozkuć mu kajdanki i dać poranną
gazetę do przeczytania.
Green wskazał na lustro numer trzy. – A ten niedługo pęknie. Pieprzona płaksa.
To był Tyrone Jones – płaczący, na podłodze koło jego krzesła mała kałuża moczu.
Ed odwrócił wzrok.
– Sir, niech porucznik Smith przeczyta mu gazetę przez głośnik, powoli i wyraźnie,
szczególnie kawałek o samochodzie widzianym koło Nite Owl. Chcę, by gościu był
gotowy do przyznania się, kiedy do niego wejdę, żeby szybko skończyć całą sprawę.
– Załatwione – rzucił Green.
Ed przyjrzał się Tyrone'owi Jonesowi – ciemnoskóry, gruby, blizny po ospie, twarz
pomarszczona od płaczu, skuty kajdankami, unieruchomiony.
Na korytarzu rozległ się jakiś gwizd. To Dudley Smith mówił do mikrofonu –
bezgłośny ruch warg. Ed skupił się na Jonesie. Chłopak skręcił się, opadł, wierzgnął,
jak na filmie, który pokazywali w Akademii: awaria krzesła elektrycznego, było aż
dwanaście spazmów, nim gościu się w końcu usmażył.
Znowu przenikliwy gwizd w korytarzu – Jones opadł bezwładnie, nogi szeroko
rozstawione, broda na piersiach.
Ed wszedł do środka. – Tyrone, Ray Coates wsypał cię. Mówi, że Nite Owl to był
twój pomysł, że wpadłeś na niego, kiedy jeździliście po Griffith Park. Tyrone,
opowiedz mi o tym. Ja myślę, że to był pomysł Raya. To on was namówił. Powiedz mi,
gdzie są spluwy i samochód, a wtedy chyba ujdziesz z tego z życiem.
Żadnej odpowiedzi.
– Tyrone, za to się idzie do komory gazowej. Jeśli się nie przyznasz, za pół roku
będziesz martwy.
Żadnej odpowiedzi – Jones nie podnosił nawet głowy.
– Synu, musisz tylko mi powiedzieć, gdzie są spluwy i gdzie Sugar zostawił
samochód.
Żadnej odpowiedzi.
– Synu, w ciągu minuty może być po wszystkim. Powiesz mi, a ja załatwię ci
przeniesienie do chronionej celi w areszcie. Sugar nie będzie mógł ci nic zrobić, Leroy
też nie. Prokurator okręgowy zrobi z ciebie świadka koronnego. Nie skończysz w
komorze gazowej.
Żadnej reakcji.
– Synu, nie żyje sześciu ludzi i ktoś musi za to zapłacić. Możesz to być ty, ale może
być i Ray.
Żadnej odpowiedzi.
– Tyrone, on cię wyzwał od pedałów. Nazwał cię cwelem i homosem. Mówił, że
brałeś w...
– NIKOGO NIE ZABIŁEM!
Mocny głos – Ed o mało co nie odskoczył do tyłu.
– Synu, mamy świadków. Mamy dowody. Coates właśnie przyznaje się do winy.
Mówi, że to ty wszystko zaplanowałeś. Synu, oszczędź siebie. Spluwy, samochód.
Powiedz mi, gdzie są.
– Nikogo nie zabiłem!
– Ciszej, Tyrone. Wiesz, co Ray Coates o tobie powiedział?
Jones podniósł głowę.
– Wiem, że kłamie.
– Ja też myślę, że on skłamał. Nie sądzę, byś był pedałem. Myślę, że to on jest
pedałem, bo nienawidzi kobiet. Myślę, że zabicie tych kobiet sprawiło mu satysfakcję.
Myślę, że masz wyrzuty.
– Nie zabiliśmy żadnych kobiet!
– Tyrone, gdzie byłeś zeszłej nocy o trzeciej?
Żadnej odpowiedzi.
– Tyrone, dlaczego Sugar Ray ukrył samochód?
Żadnej odpowiedzi.
– Tyrone, dlaczego ukryliście dubeltówki, z których strzelaliście w Griffith Park?
Mamy świadka, który was tam widział.
Żadnej odpowiedzi. Jones spuścił głowę – oczy zamknięte, spływające łzy.
– Synu, dlaczego Ray spalił ubrania, które mieliście na sobie wczoraj w nocy?
Jones zaczął skowytać – jak zwierzę.
– Była na nich krew, prawda? Zabiliście, cholera, sześciu ludzi, poplamiliście się.
Ray zajął się czyszczeniem, o wszystko się zatroszczył, to on ukrył dubeltówki, to on
jest szefem, on wydawał rozkazy, bo to ty dawałeś dupy w Casitas. Mów, do cholery!
– NIKOGO NIE ZABILIŚMY! NIE JESTEM PIEPRZONYM PEDAŁEM!
Ed okrążał stół – chodził szybko, ale mówił powoli.
– Powiem ci, co myślę. Myślę, że Sugar Ray jest szefem, Leroy to idiota, ty jesteś
grubasem, z którym Sugar lubi się podrażnić. Wszyscy siedzieliście w poprawczaku,
ciebie i Sugara Raya wsadzili za podglądanie. Sugar lubił patrzeć na dziewczyny, ty
lubiłeś patrzeć na chłopców. Obaj lubicie patrzeć na białych, bo to dla kolorowych
zakazany owoc. Mieliście swoje dubeltówki, wystrzałowego mercury rocznik 49,
mieliście trochę prochów, które kupiliście od Rolanda Navarette'a. Byliście w
Hollywood, dzielnicy białych. Sugar wyzywał cię od pedałów, ty cały czas mówiłeś, że
to dlatego, że nie kręcą się koło was żadne dziewczyny. Sugar mówi, udowodnij to,
udowodnij to, więc zaczynacie podglądać. Odbija ci, bo jesteś naćpany, jest późno w
nocy i nie ma na co patrzeć, wszyscy ci ładni ludzie pozaciągali zasłony. Przejeżdżacie
koło Nite Owl, tam są ci ładni, biali ludzie w środku – a tego już, kurwa, za wiele.
Biedny, tłusty cwel Tyrone, on przejmuje dowodzenie. On prowadzi was do Nite Owl.
Jest tam sześciu ludzi – w tym trzy kobiety. Ciągniecie ich do lodówki, rozwalacie
kasę i każecie kucharzowi otworzyć sejf. Bierzecie ich portfele i portmonetki i
wylewacie na ręce trochę perfum. Sugar mówi „Zabierz się do dziewczynek, cwelu.
Udowodnij, że nie jesteś pedałem". Nie możesz tego zrobić, więc zaczynasz strzelać i
wszyscy zaczynacie strzelać, i tobie to się podoba, bo w końcu nie jesteś już tylko
godnym pożałowania, tłustym pedalskim czarnuchem i...
– NIE! NIE NIE NIE NIE NIE NIE!
– Tak! Gdzie są spluwy? Albo, kurwa, sypiesz i mówisz, gdzie są dowody, albo
idziesz do pieprzonej komory gazowej!
– Nie! Nikogo nie zabiłem!
Ed walnął w stół. – Dlaczego pozbyliście się samochodu?
Jones wierzgnął głową, chlapiąc wręcz potem.
– Dlaczego spaliliście ubrania?
Żadnej odpowiedzi.
– Skąd mieliście perfumy?
Żadnej odpowiedzi.
– Czy Sugar i Leroy najpierw zgwałcili kobiety?
– Nie!
– O? Chcesz powiedzieć, że wszyscy trzej to zrobiliście?
– Nikogo nie zabiliśmy! Nawet tam nie byliśmy!
– A gdzie byliście?
Żadnej odpowiedzi.
– Tyrone, gdzie byliście zeszłej nocy?
Jones zaszlochał; Ed chwycił go za ramiona.
– Synu, wiesz, co się stanie, jak nie będziesz mówił. Więc, na miłość boską,
powiedz, co robiliście.
– Nikogo nie zabiliśmy! Żaden z nas. Nawet tam nie byliśmy.
– Byliście, synu.
– Nie!
– Tak, synu, więc mi powiedz.
– Nie!
– Uspokój się. Po prostu mi powiedz, ładnie i powoli.
Jones zaczął bełkotać. Ed uklęknął przy jego krześle, słuchał.
Usłyszał: – Błagam, Boże, ja tylko chciałem stracić dziewictwo. Nie chciałem jej
zrobić nic takiego, żebyśmy musieli umrzeć. Nie w porządku karać za to, czego nie
zrobiliśmy. Może nic jej nie będzie, nie umrze, to i ja nie umrę, bo nie jestem
pedałem.
Ed poczuł uderzającą do głowy adrenalinę, zobaczył krzesło elektryczne, nad nim
napis: ONI TEGO NIE ZROBILI.
Jones zaczął bełkotać: – Jezu, Jezu, Jezu, Ojcze Święty.
Ed wszedł do klitki numer dwa.
Szef, spocony, wydmuchujący dym papierosowy. Leroy Fontaine – duży, ciemny,
wyprostowane włosy, nogi na stole.
– Bądź mądrzejszy od swoich kumpli – powiedział Ed. – Nawet jeśli ją zabiliście, to
nie jest to samo co zabicie sześciu ludzi.
Fontaine dotknął się delikatnie w nos – zabandażowany, zajmujący pół twarzy. –
Gówno mnie obchodzi, co piszą w gazetach.
Ed zamknął drzwi, przestraszony.
– Leroy, lepiej już dla was, żeby ona była tam z wami w czasie, kiedy tamci, według
szacunków koronera, zginęli.
Żadnej odpowiedzi.
– Była dziwką?
Żadnej odpowiedzi.
– Zabiliście ją?
Żadnej odpowiedzi.
– Chciałeś, żeby Tyrone stracił dziewictwo, ale sytuacja wymknęła się spod
kontroli. Zgadza się?
Żadnej odpowiedzi.
– Leroy, jeśli ona nie żyje i była kolorowa, pewnie uda wam się z tego wygrzebać.
Jeśli była biała, wasze szanse są znikome. Nie zapominaj, że możemy was wrobić w
Nite Owl i możemy zrobić to tak, by wszystko trzymało się kupy. Jeśli mnie nie
przekonasz, że byliście gdzieś indziej i robiliście coś złego, udupimy was za to, o czym
jest w gazecie.
Żadnej odpowiedzi – Fontaine czyścił paznokcie opakowaniem zapałek.
– Jeśli ją porwaliście – spróbował, choć było to grubymi nićmi szyte – i ciągle
jeszcze żyje, to nie jest to jak z małym Lindbergiem, porwanie i morderstwo. Nie grozi
za to kara śmierci.
Żadnej odpowiedzi.
– Leroy, gdzie są spluwy i samochód?
Żadnej odpowiedzi.
– Leroy, czy ona jeszcze żyje?
Fontaine uśmiechnął się – Ed poczuł lodowate dreszcze w kręgosłupie.
– Jeśli ona jeszcze żyje, to jest waszym alibi. Nie będę ściemniał, może być
niewesoło: porwanie, gwałt, pobicie. Ale jeśli teraz wykażesz, że Nitę Owl to nie wasza
sprawka, oszczędzisz nam czasu i prokurator okręgowy będzie ci za to wdzięczny.
Puść farbę, Leroy. Zrób sobie przysługę.
Żadnej odpowiedzi.
– Leroy, posłuchaj dwóch wersji, którymi mogą potoczyć się wasze losy. Myślę, że
przystawiliście dziewczynie spluwę do głowy i ją porwaliście. Sprawiliście, że
zakrwawiła samochód, więc ukryliście go. Poplamiła krwią wasze ubrania, więc
spaliliście je. Oblaliście się jej perfumami. Jeśli Nite Owl to nie wasza sprawka, nie
rozumiem, dlaczego ukryliście dubeltówki, może myśleliście, że mogłaby je
rozpoznać. Synu, jeśli ta dziewczyna żyje, to wasza jedyna szansa.
– Myślę, że żyje – powiedział Fontaine. Ed usiadł.
– Myślisz?
– No, myślę.
– Kim ona jest? Gdzie ona jest?
Żadnej odpowiedzi.
– Jest czarna?
– Meksykanka.
– Jak się nazywa?
– Nie wiem. Typ suki z college'u.
– Skąd ją zgarnęliście?
– Nie wiem. Gdzieś w Eastside.
– Gdzie ją zgwałciliście?
– Nie wiem. To taki stary budynek, gdzieś na Dunkirk.
– Gdzie jest samochód i dubeltówki?
– Nie wiem. Sugar się tym zajął.
– Jeśli jej nie zabiliście, dlaczego Sugar ukrył dubeltówki?
Żadnej odpowiedzi.
– Dlaczego, Leroy?
Żadnej odpowiedzi.
– Dlaczego, synu? Powiedz mi. – Ed walnął w stół. – Powiedz mi to, do cholery!
Fontaine walnął w stół, mocniej.
– To Sugar, on dźgał ją tymi spluwami! Bał się, że to będzie dowód!
Ed zamknął oczy. – Gdzie ona teraz jest?
Żadnej odpowiedzi.
– Zostawiliście ją w tamtym budynku?
Żadnej odpowiedzi.
Otworzył oczy. – Zostawiliście ją gdzieś indziej?
Żadnej odpowiedzi.
Olśnienie: żaden z całej trójki nie miał przy sobie pieniędzy, czyli ich pieniądze to
dowód – schowali je, kiedy Sugar palił ubrania.
– Leroy, sprzedaliście ją? Przywieźliście jakichś kumpli do tego budynku na
Dunkirk?
– Nie. My... obwoziliśmy ją.
– Gdzie? Po mieszkaniach waszych kolegów?
– Tak.
– W Hollywood?
– Nie zastrzeliliśmy tamtych ludzi!
– Udowodnij to, Leroy. Gdzie byliście o trzeciej rano?
– Facet, nie mogę ci powiedzieć!
Ed pacnął w stół. – To udupimy was za Nite Owl!
– Nie zrobiliśmy tego!
– Komu sprzedaliście dziewczynę?
Żadnej odpowiedzi.
– Gdzie ona teraz jest?
Żadnej odpowiedzi.
– Boisz się zemsty? Zostawiliście gdzieś dziewczynę, tak? Leroy, gdzie ją
zostawiliście, z kim ją zostawiliście? To wasza jedyna szansa, żeby nie trafić do
komory gazowej!
– Facet, nie mogę ci powiedzieć, Sugar by mnie zabił!
– Leroy, gdzie ona jest?
Żadnej odpowiedzi.
– Leroy, będziesz świadkiem koronnym, wyjdziesz kilka lat przed Sugarem i
Tyronem.
Żadnej reakcji.
– Leroy, dam ci jednoosobową celę, gdzie nikt nie będzie mógł cię skrzywdzić.
Żadnej reakcji.
– Synu, musisz mi powiedzieć. Jestem twoim jedynym przyjacielem.
Żadnej reakcji.
– Leroy, boisz się człowieka, u którego zostawiliście tę dziewczynę?
Żadnej odpowiedzi.
– Synu, on nie może być gorszy niż komora gazowa. Powiedz mi, gdzie jest
dziewczyna.
Drzwi otworzyły się z hukiem. Wtargnął Bud White, rzucił Fontaine'a na ścianę. Ed
zastygł.
White wyciągnął swoją.38–kę, otworzył magazynek, wyrzucił pięć nabojów na
podłogę. Fontaine cały się trząsł; Ed zastygł. White zamknął magazynek, wepchnął
pistolet Fontaine'owi do ust. – Jedna na sześć. Gdzie jest dziewczyna?
Fontaine dławił się lufą; White dwukrotnie pociągnął za spust: klik klik, puste
komory.
Fontaine osunął się po ścianie; White cofnął pistolet, chwycił go za włosy.
– Gdzie jest dziewczyna?
Ed cały czas ani drgnął. White pociągnął za spust – znowu cichy klik. Fontaine, z
wytrzeszczonymi oczyma, wykrztusił: – Ssssylvester Ffitch, sto jeden Avalon, szary
dom na rogu, proszę, nie...
White wybiegł.
Fontaine stracił przytomność.
Krzyki na korytarzu – Ed próbował wstać, nogi odmówiły mu posłuszeństwa.

20

Kolumna czterech samochodów: dwa czarnobiałe, dwa nieoznakowane. Syreny


wyłączyli pół mili przed, wolno podjechali pod szary dom na rogu. Dudley Smith
prowadził pierwszy radiowóz; Bud ładował swoją dubeltówkę.
Czterosamochodowa obstawa: czarnobiali w uliczce na tyłach domu, Mike
Breuning i Dick Carlisle zaparkowani po obu stronach ulicy – strzelby wycelowane w
drzwi szarego domu.
– Szefie, on jest mój – rzucił Bud.
Dudley zmrużył oczy. – To do roboty, chłopcze.
Bud wszedł do budynku od tyłu – z uliczki, skok przez płot. Na werandzie na tyłach
domu były drzwi, zamknięte na skobel. Podważył metalowy drut scyzorykiem, wszedł
do środka na czubkach palców.
Ciemności, nieostre kształty: pralka, drzwi ze spuszczonymi żaluzjami – smugi
światła wpadające przez szczeliny. Bud sprawdził drzwi – nie zamknięte na klucz –
otworzył je bardzo ostrożnie.
Przedpokój: światło dobiegające z dwóch pokojów po bokach. Dywan, po którym
można cicho stąpać, i muzyka, zagłuszająca kroki. Podszedł na palcach do pierwszego
pokoju, wpadł do środka. Naga kobieta rozpostarta na materacu – nadgarstki i kostki
przywiązane krawatami do nóg łóżka, krawat w ustach.
Bud z impetem wpadł do drugiego pokoju.
Gruby Mulat przy stole – nagi, obżerający się płatkami kukurydzianymi. Odłożył
łyżeczkę, podniósł ręce.
– Dobrze, człowieku, nie chcę kłopotów.
Bud strzelił mu w twarz, potem wyciągnął zapasową spluwę i strzelił dwa razy z
miejsca, gdzie strzelałby czarnuch. Tamten padł martwy na podłogę – z rany sączyła
się krew.
Bud włożył zapasową spluwę w jego rękę; drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem.
Wylał płatki na sztywniaka i wezwał karetkę.

21

Jack patrzył na śpiącą Karen, jej widok pozwalał zapomnieć o ich kłótni. Wywołały
ją zdjęcia w gazecie: Wielki Vi i Cal Denton aresztujący trzech kolorowych obwiesiów
– podejrzanych w „Zbrodni Stulecia" Los Angeles. Denton ciągnął Fontaine'a za
głowę; Wielki Vi trzymał za kark pozostałych dwóch. Karen powiedziała, że
przypominają jej Scottsboro Boys; Jack odparł jej, że ocalił im ich cholerne życie, ale
teraz, kiedy już wiedział, że zgwałcili meksykańską dziewczynę, żałuje, że nie pozwolił
Dentonowi zabić ich na miejscu. I to był początek kłótni.
Karen spała zwinięta w kłębek, kawałek od niego – szczelnie przykryta, jakby
podejrzewała, że może ją uderzyć. Ubierając się, Jack patrzył na nią; ostatnie dwa dni
dały mu w kość. Nie pracował już nad sprawą Nite Owl, był z powrotem w
Obyczajówce.
Przesłuchiwania prowadzone przez Eda Exleya prawdopodobnie oczyściły ich z
zarzutu morderstwa – trzeba było jeszcze to potwierdzić zeznaniami dziewczyny,
którą skrzywdzili.
Bud White zagrał w rosyjską ruletkę, ale cała trójka zamilkła jak grób. Jak na razie
nie było jeszcze wiadomo, czy mieli czas, by zostawić dziewczynę, pojechać do Nite
Owl, wrócić do Darktown i dokonać zbiorowego gwałtu. Może Coates albo Fontaine
zostawili dziewczynę pod opieką Jonesa i załatwili tamtych z innymi kumplami. Nie
udało się znaleźć dubeltówek ani purpurowego mercury Coatesa. Nie trafiono w ich
hotelu na nic z rzeczy zrabowanych w restauracji; ubrania w piecu były zbyt spalone,
by można było zrobić analizę krwi. Z powodu perfum na rękach sukinsynów testy
parafinowe nic nie wykazały. A presja na Biuro była ogromna: szybko rozwiązać
sprawę.
Koroner próbował ustalić tożsamość ofiar klientów, porównując odciski zębów i
cechy fizyczne z danymi z list osób zaginionych. Ustalił tożsamość: kucharza,
kelnerki, kasjerki, ale nic na temat klientów. Sekcje zwłok wykazały, że kobiety nie
zostały zgwałcone. Może wcale nie strzelała ta trójka: Coates, Jones, Fontaine. Dudley
Smith poszedł na całość – jego ludzie przyciskali rabusiów, facetów z wariatkowa na
przepustkach, wszystkich znanych z używania broni przestępców. Ponownie
przesłuchano sprzedawcę gazet, który widział purpurowego mercury koło Nite Owl;
teraz mówił, że mógł to być też ford albo chevy. Sprawdzano zarejestrowane fordy i
chevy; a strażnik miejski, który zidentyfikował zbirów, teraz mówił, że nie jest pewien.
Ed Exley powiedział Greenowi i Parkerowi, że może mordercy postawili purpurowy
samochód koło Nite Owl, by skierować podejrzenie na tych czarnych; Dudley odrzucił
tę teorię – to mógł być i zwykły zbieg okoliczności. Łatwy na pierwszy rzut oka
przypadek zaczął się komplikować i pojawiło się całe mnóstwo możliwości.
Prasa bardzo dokładnie relacjonowała wszystko, co było związane z tą sprawą – Sid
Hudgens był już gotowy – ani słówka o świerszczykach, albo że „wszyscy mamy
tajemnice". Po bohaterskiej wersji aresztowań za pięćdziesiąt zielonych, Sid szybko
się rozłączył.
Przez ten Nite Owl Jack stracił dzień dochodzenia w sprawie świerszczyków.
Sprawdził w komisariacie na tablicach: żadnych tropów, żaden inny funkcjonariusz
niczego nie wykrył. Sam napisał krótki raport: nic o Christine Bergeron i Bobbym
Inge'u, nic o innych magazynach, które znalazł. Nic o swoich sprośnych marzeniach:
słodkiej Karen w takiej orgii.
Pocałował Karen w szyję, mając nadzieję, że obudzi się i uśmiechnie.
Nie poszczęściło mu się.

*
Zaczął od przepytywania na Charleville Drive, ale bez rezultatu: nikt z lokatorów
budynku, gdzie mieszkała Christine Bergeron, nie słyszał, jak wyprowadzała się razem
z synem; nikt nie miał pojęcia o mężczyznach, których przyjmowała. Sąsiadujące bloki
– to samo. Jack zadzwonił do liceum w Beverly Hills i dowiedział się, że Daryl
Bergeron był notorycznym wagarowiczem, który nie pojawił się w szkole od tygodnia;
wicedyrektor powiedział, że chłopak był zamknięty w sobie, ale nie sprawiał
problemów. Jack nie powiedział mu, że Daryl był zbyt zmęczony, by sprawiać
problemy: pieprzenie swojej matki na rolkach sporo musiało takiego dzieciaka
kosztować.
Następne odwiedziny: Stan's Drivein. Kierownik powiedział mu, że Chris Bergeron
ulotniła się przedwczoraj, dwie sekundy po tym, jak odebrała jakiś telefon. Nie, nie
wie, kto dzwonił; tak, zadzwoni do sierżanta Vincennesa, jeśli się zjawi; nie, Chris nie
bratała się przesadnie z klientami, jej znajomi też nie przychodzili do niej w
odwiedziny w czasie pracy.
I szybko do West Hollywood.
Mieszkanie Bobby'ego Inge'a, rozmowy z lokatorami i sąsiadami. Bobby płacił
czynsz w terminie, był zamknięty w sobie, nikt nie widział, jak się wyprowadzał. Pedał
z naprzeciwka powiedział, że „spotykał się z różnymi – nie miał stałego partnera".
Spróbował z drugiej strony: „świerszczyki", „Chris Bergeron", „ten mały zboczek
Daryl" – pedał zbył go z kamiennym wyrazem twarzy.
W West Hollywood nie ma co szukać – po wydarzeniach w Rumpus Room Bobby
nie pojawi się w tamtejszych barach dla pedałów. Jack zjadł hamburgera, przejrzał
kartotekę wykroczeń Inge'a – nie było też żadnych rewelacji w dokumentach jego
znanych policji znajomych.
Jack oglądał swoje nieprzyzwoite magazyny, nie mógł się skoncentrować,
sprzeczności w zdjęciach rozpraszały go. Atrakcyjne modelki, tandetne tła. Piękne
stroje sprawiały, że można było dwa razy oglądać odpychające zdjęcie pary
homoseksualistów w akcji. Artystyczne zdjęcia z orgii: krew z czerwonej farby,
złączone ciała na kołdrach – zdjęcia pokazujące ludzi z tak bliska, że niektórym trzeba
było przyjrzeć się uważnie, by zrozumieć, jaki fragment ciała się widzi – reakcja jego
męskości sprawiała, że chciało się oglądać zupełnie nagie kobiety. Te magazyny to
była pornografia produkowana dla pieniędzy – ale jakiś artysta maczał w tym palce.
Dosłownie burza mózgu.
Jack pojechał do sklepu, kupił nożyczki, taśmę klejącą, blok. Pracował w
samochodzie: twarze wycięte z magazynów, przylepione taśmą do papieru, kobiety i
mężczyźni osobno, zdjęcia tej samej osoby koło siebie, by ułatwić identyfikację.
I do Biura, żeby poszukać w kartotece tych twarzy: porównać te z wycinków ze
zdjęciami policyjnymi białych ludzi. Cztery godziny ślęczenia: obolałe oczy, żadnych
rezultatów. Potem do komisariatu w Hollywood, ich oddzielna kartoteka
Obyczajówki, znowu nic; posterunek szeryfa w West Hollywood – trzecie zero.
Pomijając Bobby'ego Inge'a, świerszczykowe piękności były tu dziewiczym gatunkiem
– nie notowani.
O wpół do piątej poczuł, że chyba nie może już nic zrobić. Przyszedł mu do głowy
jeszcze jeden pomysł: sprawdzić Bobby'ego Inge'a w Wydziale Ruchu Drogowego;
jeszcze raz sprawdzić Chris Bergeron – przejrzeć wszystkie wykroczenia. Inge'a w
informacji też jeszcze raz – może jest coś nowego. Znalazł automat, wykonał telefony.
Bobby Inge nie miał żadnych wykroczeń na koncie Drogówki: żadnych pozwów,
żadnych wystąpień w sądzie. Ale spisał wszystko o Bergeron: daty mandatów,
nazwiska ludzi ręczących finansowo, że w razie czego pojawi się w sądzie. Jedyną
nowością dla niego była kaucja sprzed roku na koncie Inge'a. I u Bergeron, i u Inge'a
pojawiało się to samo nazwisko. Kaucja za wyjście po oskarżeniu Inge'a o prostytucję
– zapłacona przez Sharon Kostenza, North Havenhurst 1649, West Hollywood. Ta
sama osoba zapłaciła mandat za szaleńczą jazdę Bergeron.
Jack podał w informacji nazwisko Sharon Kostenza i jej adres – w Kalifornii nie
notowana za przestępstwa kryminalne. Powiedział urzędnikowi, żeby poszukał tego
nazwiska w kartotekach wszystkich czterdziestu ośmiu stanów; zajęło mu to bite
dziesięć minut.
– Przykro mi, sierżancie. Nic nie ma na koncie.
Jeszcze raz do Drogówki; i tu niespodzianka: nikt o nazwisku Sharon Kostenza nie
posiada ani nigdy nie posiadał kalifornijskiego prawa jazdy! Jack pojechał do North
Havenhurst – numeru 1649 w ogóle nie było.
Wystarczy to połączyć: męska dziwka Bobby Inge, Kostenza płaci za niego kaucję,
kiedy go oskarżają o nierząd, prostytutki używają zmyślonych imion, męskie
prostytutki pozowały do zdjęć. A North Havenhurst od dawna słynął z agencji
towarzyskich. Czas powęszyć.
Kilkanaście krótkich rozmów; namiary na pobliskie burdele. Dwa na Havenhurst:
1611, 1564.

Dziesięć po szóstej wieczorem.


1611 było czynne; szef z kamiennym wyrazem twarzy stwierdził, że nie zna żadnej
Sharon Kostenza, Bobby'ego Inge'a, Bergeronów. To samo z twarzami wyciętymi z
magazynów – dziewczyny pracujące w lokalu to samo. Burdelmama w 1564 była
skłonna do współpracy – jej i jej kurwom nazwiska i twarze wyglądały na greckie.
Kolejny hamburger, z powrotem na posterunek w West Hollywood. Przejrzenie
kartoteki ksyw; znowu ślepa uliczka.
O 7:20 nie było już więcej nazwisk do sprawdzenia. Jack pojechał do North Hamel,
zaparkował w dobrym punkcie obserwacyjnym: widok na drzwi mieszkania
Bobby'ego Inge'a.
Miał też oko na dziedziniec. Żadnych pieszych, samochodów też mało – okolica nie
ożywi się jeszcze przez kilka godzin. Czekał: palił, zdjęcia ze świerszczyków miał w
głowie.
O 8:46 pojawił się kabriolet – przejechał wolno tuż przy krawężniku. Dwadzieścia
minut później znowu. Jack usiłował odczytać numer rejestracyjny, ale bez szans, za
ciemno.
Pewnie sprawdza, czy palą się światła w oknach. Jeśli szuka Bobby'ego, już go ma.
Wszedł na dziedziniec, na szczęście żadnych świadków. Zapadki kajdanek otworzyły
zamek: chrobot ząbków gryzących tanie drewno. Wyczuł włącznik, zapalił światło.
Ten sam wyczyszczony pokój; łóżko tak samo rozwalone. Jack usiadł przy drzwiach,
czekał.
Nuda przedłużała się – piętnaście minut, pół godziny, godzina. Pukanie w szybę.
Jack obsunął się na siedzeniu: drzwi, na poziomie oczu. Przybrał pedalski ton: –
Otwarte.
Do środka wpadł urodziwy młodzian.
– A niech cię cholera – zaklął Jack.
Timmy Valburn, znany również jako Myszka Moochie – ulubieniec Billy'ego
Dieterlinga.
– Timmy, co ty tu robisz, do cholery?
Usiadł, wysunął jedno biodro, zupełnie nie wystraszony.
– Jestem kumplem Bobby'ego. On nie używa narkotyków, jeśli to cię tu sprowadza.
A poza tym czy ta nora nie leży poza twoją jurysdykcją?
Jack zamknął drzwi. – Christine Bergeron, Daryl Bergeron, Sharon Kostenza.
Znasz ich?
– Nie znam żadnego z tych nazwisk. Jack, o co tu chodzi?
– Ty mi powiedz, to ty od kilku godzin zbierałeś się na odwagę, by tu przyjść.
Zacznijmy od tego, gdzie jest Bobby?
– Nie wiem. Czy byłbym tutaj, gdybym wiedział, gdzie...
– Jesteś klientem Bobby'ego? Kręcisz z nim?
– To tylko kumpel.
– Czy Billy wie o tobie i Bobbym?
– Jack, jesteś odpychający. Bobby to mój kumpel. Wydaje mi się, że Billy nie wie, iż
jesteśmy kumplami, ale jesteśmy tylko kumplami.
Jack wyjął swój notes. – Więc na pewno macie mnóstwo wspólnych znajomych.
– Nie. Schowaj to, bo nie znam żadnych kumpli Bobby'ego.
– No dobra, w takim razie, gdzie go poznałeś?
– W barze.
– Którym?
– Leo's Hideaway.
– Billy wie, że uganiasz się za towarem za jego plecami?
– Jack, nie bądź wulgarny. Nie jestem jakimś przestępcą, którym możesz pomiatać,
jestem obywatelem, który może złożyć na ciebie doniesienie za to, że włamałeś się do
czyjegoś mieszkania.
Trzeba więc z innej beczki.
– Świerszczyki. Magazyny ze zdjęciami, normalnymi i homo. Kręci cię to, Timmy?
Ledwo zauważalne drgnięcie powieki – może złudzenie.
– Podnieca cię to? Ty i Billy bierzecie ze sobą takie rzeczy jak idziecie do łóżka?
Teraz ani drgnął.
– Nie bądź chamski, Jack. Wiem, że to nie w twoim stylu, ale postaraj się być miły.
Nie zapominaj, kim jestem dla Billy'ego, nie zapominaj, kim jest Billy dla serialu,
który zapewnia ci sławę, o którą przecież zabiegasz. Nie zapominaj, kogo Billy zna.
Jack bardzo powoli podszedł do krzesła, podał mu świerszczyki, wycięte twarze i
przysunął lampę. – Spójrz na te zdjęcia. Jak kogoś rozpoznasz, powiedz mi. To
wszystko, czego od ciebie chcę.
Valburn przewrócił oczyma, spojrzał. Najpierw kartki z przylepionymi twarzami:
przyglądał się im z mieszaniną zakłopotania i zaciekawienia. Oglądając obrazki w
strojach – patrzył nonszalancko – wyrobiony pedał.
Jack zbliżył się do niego, oczy na wysokości jego oczu. Magazyn z orgią ostatni.
Timmy zobaczył domalowaną krew i przeglądał dalej; Jack zauważył, że żyła na jego
szyi nabrzmiała i zaczęła pulsować. W końcu Valburn wzruszył ramionami. – Nie,
przykro mi.
Trudno było odczytać coś z jego twarzy – wytrawny aktor.
– Nie rozpoznałeś nikogo?
– Nie.
– Ale rozpoznałeś Bobby'ego...
– Oczywiście, bo go znam.
– Ale nikogo innego?
– Naprawdę, Jack.
– Żadnej znajomej twarzy? Nikogo, kogo byś widział w barach, do których chodzą
tacy jak ty?
– Tacy jak ja? Jack, czy nie miałeś do czynienia z Przemysłem wystarczająco długo,
żeby nazywać rzeczy po imieniu, ale ciągle robić to elegancko?
Niech sobie pogada.
– Timmy, ukrywasz coś w myślach. Może zbyt długo grałeś Myszkę Moochie.
– A jakich myśli szukasz? Jestem aktorem, więc daj mi sygnał.
– Nie myśli, reakcji. Nie mrugnąłeś nawet okiem, oglądając jedną z
najdziwniejszych rzeczy, jaką ja widziałem w ciągu piętnastu lat bycia gliną.
Pseudoartystyczne ujęcia kilkunastu pieprzących się i liżących ludzi, mnóstwo krwi.
To dla ciebie normalka?
Eleganckie wzruszenie ramion. – Jack, jestem chów typowo hollywoodzki. Choć
przebieram się za gryzonia, by bawić dzieci, nic w tym mieście mnie nie zadziwi.
– Nie jestem pewien, czy mnie przekonałeś.
– Mówię ci prawdę. Nie znam nikogo z tych ludzi na zdjęciach i wcześniej nie
widziałem tych magazynów.
– Ludzie tacy jak ty znają ludzi, którzy znają ludzi. Znasz Bobby'ego Inge'a, a on był
na tych zdjęciach. Chciałbym zobaczyć twój notes z adresami.
– Nie – powiedział Timmy.
– Tak – odparł Jack. – Albo szepnę coś niecoś Cicho Sza! na temat tego, jakie to z
ciebie i Billy'ego Dieterlinga bratnie dusze. Chlubna Odznaka, Park Marzeń i pedały.
Jak by ci się to podobało?
Timmy uśmiechnął się. – Max Peltz wyrzuciłby cię za to. Chce, żebyś był grzeczny.
Więc bądź grzeczny.
– Masz ze sobą notatnik adresowy?
– Nie. Jack, nie zapominaj, kim jest ojciec Billy'ego. Nie zapominaj o pieniądzach,
które będziesz mógł zarobić w Przemyśle po tym, jak przejdziesz na emeryturę.
To już go wkurzyło, i to bardzo.
– Pokaż mi swój portfel. Dawaj albo stracę panowanie nad sobą i rozkwaszę cię na
tej ścianie.
Valburn wzruszył ramionami, wyciągnął portfel. Jack wyjął to, czego szukał:
wizytówki, nazwiska i adresy na świstkach papieru.
– Oczekuję, że później mi je zwrócisz.
Jack oddał mu sflaczały portfel. – Jasne, Timmy.
– Pewnego dnia źle skończysz, Jack, i to będzie bardzo spektakularne. Zdajesz
sobie z tego sprawę?
– Mam już w tym doświadczenie i jeszcze zarabiam przy okazji kasę. Nie zapominaj
o tym, jak przyjdzie ci do głowy wsypać mnie Maxowi.
Valburn wyszedł – elegancko.
Same podboje z barów dla pedałów: imiona, numery telefonów. Jedna wizytówka
wyglądała znajomo: „FleurdeLis. Dwadzieścia cztery godziny na dobę – Czegokolwiek
zapragniesz. HO–01239". Żadnych napisów z tyłu – Jack wytężył umysł, nie potrafił
znaleźć powiązania.
Wymyślił jednak nowy plan: dzwonić pod te numery, udawać Bobby'ego Inge'a,
napomykać o magazynach z facetami – wyczuć, kto coś jarzy. Można i bywać w jego
mieszkaniu, zobaczyć, kto dzwoni albo wpada, ale tu są małe szanse powodzenia.
Zadzwonił do „Teda – DU–6831" – zajęte; u „Geoff – CR–9640" zdziwienie na
hasło: „Cześć, mówi Bobby Inge". „BingAX–6005" – nikt nie odbierał; wtedy znowu
do „Teda": – Bobby jak? Przykro mi, ale nie sądzę, bym ciebie znał.
„Jim", „Nat", „Otto" – nikt nie odbierał; ciągle nie wiedział, skąd zna nazwę z tej
wizytówki. Ostatnia deska ratunku: zadzwonić do policyjnej linii w Pacific Coast Bell.
Dryń, dryń.
– Sutherland – odezwał się dziewczęcy głos.
– Sierżant Vincennes, policja LA. Potrzebuję nazwisko i adres abonenta.
– Nie ma pan książki telefonicznej z numerami, sierżancie?
– Jestem teraz w budce telefonicznej, a numer, o który mi chodzi, to Hollywood
01239.
– Dobrze. Proszę zaczekać.
Jack czekał; po chwili kobieta wróciła. – Nie ma takiego numeru. W Bell dopiero
zaczynają zakładać pięciocyfrowe numery, a tego jeszcze nie przydzielono. Szczerze
mówiąc, może nigdy nie przyznają, bo wymiana strasznie się wlecze.
– Jest pani tego pewna?
– Oczywiście, że jestem pewna.
Jack rozłączył się. Pierwsza myśl to linia do kupowania nielegalnych towarów.
Bukmacherzy takie mieli – skorumpowani goście z Bell założyli telefon, ale nie zgłosili
podłączenia numeru. Telefon za darmo, bez możliwości wytropienia przez policję,
żadnych śladów w postaci rachunków, żadnej szansy rozeznania w tym, kto dzwoni.
Odruchowo wykręcił numer: policyjna linia Drogówki.
– Tak, słucham.
– Sierżant Vincennes, policja LA. Proszę o adres na nazwisko Timothy VALBURN,
biały, dwadzieścia pięć do trzydziestu lat. Wydaje mi się, że mieszka w Wiłshire
District.
– Zrozumiałem. Proszę zaczekać.
Jack czekał; w końcu tamten wrócił.
– Rzeczywiście Wilshire. South Lucerne 432. Czy Valburn to nie ten gość mysz z
programu Dieterlinga?
– No, tak.
– Hm. Dlaczego się pan nim interesuje?
– Jest podejrzany o posiadanie sera z kontrabandy.

Mysia Dziura – stary budynek we francuskim stylu z najnowszymi gadżetami:


reflektory, ozdobnie strzyżone krzewy, na Moochie i całą resztę postaci z kreskówek
Dieterlinga. Dwa samochody na podjeździe: kabriolet, który jeździł po Hamel, i
packard Caribbean Billy'ego Dieterlinga – zawsze stał na planie Chlubnej Odznaki.
Jack był trochę wystraszony, kiedy obserwował rezydencję: pedały były zbyt
wysoko postawione, żeby można ich ruszyć, więc jego sprawa świerszczyków utknęła
w martwym punkcie – to „Czegokolwiek zapragniesz" musiało mieć z tym coś
wspólnego, ale tu również zanosiło się na martwy trop. Mógłby przycisnąć Timmy'ego
i Billy'ego, wydusić z nich jakieś nazwiska: ludzi, którzy znali ludzi znających Inge'a –
którzy wiedzieli, kto wyprodukował świerszczyki. Miał cicho włączone radio; seria
piosenek miłosnych pomogła mu zrozumieć samego siebie.
Chciał namierzyć autorów obrzydlistwa, bo jakaś część jego osoby zastanawiała się,
jak coś może być tak ohydnego i tak pięknego jednocześnie, a inna część jego osoby
była wyraźnie podniecona obrazkami.
Zaczął się niecierpliwić, chciał się ruszyć. Charkot wywabił go z samochodu. To
auto na podjeździe, omiatanym przez reflektory. Okna w domu były zamknięte, ale
odciągnięte zasłony. Zajrzał do środka.
Sama tandeta, ale ani śladu Timmy'ego i Billy'ego. I bingo w ostatnim oknie: obaj
kochankowie w trakcie ożywionej sprzeczki.
Ucho do szyby – słyszał tylko niewyraźny bełkot. Trzaśniecie drzwi
samochodowych; wiszące w drzwiach domu dzwoneczki zabrzęczały. Krótkie
spojrzenie do środka – Billy idący w stronę wejścia.
Jack nadał obserwował. Timmy paradował z rękoma na biodrach; Billy wrócił z
potężnie zbudowanym facetem. Mięśniak wręczył mu towar: fiolki z pastylkami,
papierowa torebka pełna ziela. Jack pędem pobiegł na ulicę.
Buick sedan przy krawężniku – błoto na rejestracji z przodu i z tyłu. Zamknięte
drzwi – albo zbijesz szybę, albo wrócisz do domu z pustymi rękoma. Jack rozbił
kopniakiem okno po stronie kierowcy. Szkło na jego zdobyczy – brązowej, papierowej
torbie.
Wziął ją, pobiegł do swojego samochodu. Otworzyły się drzwi u Valburna. Jack
odjechał z szaloną prędkością – na wschód po Piątej, zygzakiem w dół do Western i na
duży, oświetlony parking. Tu rozerwał torebkę. Absynt, 190 procent na etykiecie,
gęsta zielona ciecz. Haszysz. I czarnobiałe zdjęcia na błyszczącym papierze: kobiety w
maskach z opery robiące loda koniom. „Czegokolwiek zapragniesz".

22

Ed, świetnie się spisałeś – powiedział Parker. – Nie pochwalam tego wtargnięcia
White'a, ale nie mogę narzekać na skuteczność. Potrzebuję ludzi takich inteligentnych
jak ty i... takich bezpośrednich jak Bud. I chcę, żebyście obaj zajmowali się sprawą
Nite Owl.
– Nie sądzę, sir, abyśmy ja i White mogli razem pracować.
– Nie będziecie musieli. Dudley Smith prowadzi śledztwo, więc White będzie
składał raporty bezpośrednio jemu. Jeszcze dwóch ludzi będzie pracować z Whitem,
Mike Breuning i Dick Carlisle – niezależnie, jak Dudley chce to rozegrać. Ekipa z
Hollywood będzie pracować nad sprawą i składać raporty porucznikowi Reddinowi,
który z kolei będzie składał raporty Dudleyowi. Wyznaczyliśmy już ludzi, którzy będą
utrzymywać łączność między wszystkimi ekipami zajmującymi się tą sprawą, a każdy
człowiek z Biura zgłasza to, czego dowiedział się od swych informatorów. Komendant
Green mówi, że Russ Miliard chce się odłączyć od Obyczajówki, by prowadzić
dochodzenie z Dudem, więc jest taka możliwość. Ogółem mamy dwudziestu czterech
funkcjonariuszy na całych etatach zajmujących się tylko tą sprawą.
– To czym mam się konkretnie zajmować?
Parker wskazał na plan rozpostarty na sztaludze. – Po pierwsze, ciągle nie
znaleźliśmy dubeltówek ani samochodu Coatesa i dopóki ta dziewczyna wykorzystana
przez bandytów nie wyjaśni tej wątpliwości z czasem, musimy przyjąć, że na razie
nadal są głównymi podejrzanymi. Od nerwowej reakcji White'a nie chcą mówić, więc
na razie trzymamy ich pod zarzutami porwania i gwałtu. Myślę...
– Sir, z chęcią jeszcze raz bym z nimi spróbował.
– Pozwól mi skończyć. Po drugie, ciągle nie znamy tożsamości pozostałych trzech
ofiar. Doktor Layman pracuje nad tym nawet po godzinach, a codziennie
przyjmujemy telefoniczne zgłoszenia od ludzi, którzy martwią się zaginięciem ich
ukochanych. Może to być i coś więcej niż zwykły napad rabunkowy, a jeśli
rzeczywiście tak się okaże, wtedy zająłbyś się drążeniem takiej ewentualności. Jak na
razie, jesteś łącznikiem między Instytutem Ekspertyz Sądowych, biurem prokuratora
okręgowego i poszczególnymi ekipami. Chcę, byś codziennie czytał wszystkie raporty,
oceniał je i osobiście dzielił się ze mną spostrzeżeniami. Pisemne streszczenie, jeden
egzemplarz dla mnie, drugi dla Thada Greena.
Ed próbował się nie uśmiechać – szwy na brodzie pomagały mu w tym. – Sir,
mógłbym zwrócić na coś uwagę, nim będziemy kontynuować?
Parker odchylił się na krześle. – Oczywiście.
Ed odliczał na palcach:
– Po pierwsze, dlaczego nie poszukać łusek w Griffith Park do porównania? Po
drugie, jeśli dziewczyna wykluczy ich obecność w Nite Owl w czasie zbrodni, co robił
tam zaparkowany w pobliżu purpurowy samochód? Po trzecie, jakie jest
prawdopodobieństwo, że znajdziemy dubeltówki i auto? Po czwarte, podejrzani
mówili, że zabrali dziewczynę do jakiegoś budynku na Dunkirk. Jakie dowody tam
znaleźliśmy?
– Sensowne uwagi. Ale po pierwsze, szanse na to, że znajdziemy łuski do
porównania, są bardzo nikłe. Strzelali z dubeltówek, więc łuski mogły wpadać do
samochodu, którym jechały te gnojki, a miejsca, gdzie ich widziano, nie były
dokładnie określone. Griffith Park to same wzgórza, przez ostatnie dwa tygodnie
padało i obsuwała się ziemia, a strażnik miejski wycofał się z jednoznacznego
stwierdzenia, że rozpoznaje naszych trzech aresztantów. Po drugie, sprzedawca gazet,
który widział samochód koło Nite Owl, teraz mówi, że może to był ford albo chevy,
więc sprawdzanie samochodów zamieniło się w koszmar. Jeśli myślisz, że samochód
ustawiono tam dla zmyłki, uważam, że to nonsens – skąd ktoś miałby wiedzieć, że
tam go należy umieścić? Po trzecie, brygada z Siedemdziesiątej Siódmej przetrząsa do
góry nogami całą południową część miasta w poszukiwaniu dubeltówek i samochodu,
przyciskają znajomych oskarżonych, istny galimatias. A po czwarte, w tym budynku
na Dunkirk na materacu było pełno krwi i nasienia.
– Wszystko zależy więc od tej dziewczyny – skwitował Ed.
Parker wziął do ręki formularz raportowy. – Inez Soto, dwadzieścia jeden lat,
studentka college'u. Jest w szpitalu Queen of Angels i właśnie dzisiaj rano przestały
działać środki uspokajające.
– Czy ktoś z nią rozmawiał?
– Bud White pojechał z nią wtedy do szpitala i od trzydziestu sześciu godzin nikt z
nią nie rozmawiał. Nie zazdroszczę ci tego zadania.
– Sir, czy mogę to zrobić samemu?
– Nie. Ellis Loew chce oskarżyć tych naszych chłopaków o porwanie i gwałt. Chce
ich wysłać do komory gazowej za to, za Nite Owl albo za oba. I chce w czasie
przesłuchania obecności śledczego z prokuratury i jakiejś funkcjonariuszki. Za
godzinę masz się spotkać w szpitalu z Gallaudetem i funkcjonariuszką od szeryfa. Nie
muszę mówić, że kierunek śledztwa będzie zależał od tego, co nasza panna Soto ci
powie.
Ed już wstał, gdy padło jeszcze jedno pytanie: – A tak prywatnie, uważasz, że to ci
czarni to zrobili?
– Nie wiem, sir.
– Chwilowo ich oczyściłeś. Czy myślałeś, że będę na ciebie zły z tego powodu?
– Sir, obu nam zależy na absolutnej sprawiedliwości. Poza tym za bardzo mnie pan
lubi.
Parker uśmiechnął się.
– Edmund, nie rozmyślaj też za dużo nad tym, co zrobił wtedy White. Jesteś warty
tuzin takich jak on. Zabił trzech ludzi, pełniąc obowiązki służbowe, ale to nic w
porównaniu z twoim wyczynem na wojnie. Nie zapominaj o tym.

Gallaudeta spotkał przed salą, gdzie leżała dziewczyna. W korytarzu śmierdziało


środkami odkażającymi – znajomy zapach, jego matka zmarła piętro niżej.
– Witam, sierżancie – rzucił do niego.
– Wystarczy Bob. Loew przesyła ci swoje podziękowania. Bał się, że podejrzani
zostaną zakatowani na śmierć i nie miałby kogo oskarżać.
Ed roześmiał się. – Może zostaną oczyszczeni z zarzutu o rozróbę w Nite Owl.
– Nie obchodzi mnie to, Loewa też nie. Ten numer z gwałtem oznacza karę śmierci.
Loew chce posłać tych gości do ziemi, ja też, ty również będziesz chciał, kiedy sam
porozmawiasz z dziewczyną. Więc oto pytanie za sześćdziesiąt cztery dolary. Czy oni
to zrobili?
Ed potrząsnął głową.
– Sądząc po ich reakcjach, myślę, że raczej nie. Ale Fontaine powiedział, że
obwozili dziewczynę. „Sprzedawali ją" było określeniem, na które zareagował. Myślę,
że to mógłby być Sugar Coates i jacyś jego przygodni kumple, może zrobił to z dwoma
gośćmi, którym sprzedali dziewczynę. Żaden z całej trójki nie miał przy sobie
pieniędzy, kiedy zostali aresztowani, i wszystko jedno, co mają na sumieniu – Nite
Owl czy tylko gwałt zbiorowy – te pieniądze gdzieś są schowane, poplamione krwią –
jak ubrania, które spalił Coates.
Gallaudet zagwizdał.
– Więc potrzebujemy zeznań dziewczyny na temat czasu i zidentyfikowania przez
nią pozostałych gwałcicieli.
– Zgadza się. Ale nasi podejrzani milczą jak groby, a Bud White zabił jedynego
świadka, który mógłby nam pomóc.
– Ten White to dupek, prawda? Nie rób takiej miny – gdybyś się go nie bał, to by
znaczyło, że nie jesteś zdrowy na umyśle... No dobra, chodźmy porozmawiać z
dziewczyną.
Weszli do pokoju. Funkcjonariuszka od szeryfa blokowała dostęp do łóżka –
wysoka, gruba, krótkie włosy przylizane do tyłu.
– Ed Exley, Dot Rothstein – przedstawił ich sobie Gallaudet. Kobieta skinęła
głową, odsunęła się.
Inez Soto. Podbite oczy, twarz pocięta i posiniaczona. Bardzo krótko przycięte
czarne włosy, szwy. Rurki od kroplówki wbite w ręce, znikające pod kołdrą. Pocięte
dłonie, rozszczepione paznokcie – znak, że opierała się. Edowi stanęła przed oczyma
jego matka: łysa, chuda jak szkielet, podłączona do respiratora.
– Panno Soto, to sierżant Exley – oznajmił Gallaudet.
Ed oparł się o metalową poręcz w nogach łóżka.
– Przepraszam, że nie mogliśmy dać pani więcej czasu na dojście do siebie, za to
postaram się załatwić wszystko najszybciej jak się da.
Inez Soto spojrzała na niego – ciemne, przekrwione oczy. Charczący głos: – Nie
będę już oglądała zdjęć.
Gallaudet wyjaśnił im:
– Panna Soto rozpoznała na zdjęciach policyjnych Coatesa, Fontaine'a i Jonesa.
Powiedziałem jej, że być może będzie musiała obejrzeć jeszcze trochę zdjęć, by
ewentualnie zobaczyć, czy rozpozna innych ludzi.
Ed potrząsnął głową. – Na razie nie jest to konieczne. Teraz, panno Soto,
chciałbym, żeby pani sobie przypomniała kolejność wydarzeń, które miały miejsce
dwie noce temu. Możemy to robić bardzo powoli i na razie nie potrzebujemy
szczegółów. Kiedy będzie pani wypoczęta, wrócimy do tego. Proszę, niech się pani
zastanowi i zacznie od momentu, kiedy trzej mężczyźni panią porwali.
Inez uniosła się lekko. – To nie byli mężczyźni!
Ed zacisnął ręce na obręczy łóżka.
– Wiem. I zostaną ukarani za to, co pani zrobili. Ale nim to zrobimy, musimy
ustalić, czy mogli popełnić tamtej nocy jeszcze inną zbrodnię.
– Chcę, żeby zginęli! Słyszałam w radio! Chcę, żeby zginęli za tamto!
– Nie możemy tego zrobić, bo wtedy innym, do których panią zabierali i którzy
panią skrzywdzili, się upiecze. Musimy to zrobić porządnie.
Charczący szept:
– Porządnie znaczy, że sześciu białych ludzi jest ważniejszych niż jedna
meksykańska dziewczyna z Boyle Heights. Pocięli mnie i robili mi to w ustach.
Wsadzali mi pistolety. Moja rodzina uważa, że sama jestem sobie winna, bo nie
wyszłam za głupiego cholo, kiedy miałam szesnaście lat. Nic panu nie powiem,
cabrón.
– Panno Soto. – To Gallaudet. – Sierżant Exley uratował pani życie.
– Zrujnował mi życie! Policjant White powiedział, że oczyścił negritos z zarzutu
morderstwa! Policjant White to bohater, bo zabił puto, który wkładał mi w odbyt!
Inez zaczęła szlochać. Gallaudet dał sygnał, że to koniec.

Ed zszedł na dół do sklepiku, znanego mu z czasu czuwania przy umierającej


matce. Kwiaty dla sali numer 875: codziennie duże, kolorowe bukiety.

23

Bud przyszedł do pracy wcześnie, zastał notatkę na swoim biurku.


19.04.53 Chłopcze, Papierowa robota nie jest twoją silną stroną, ale musisz dla
mnie sprawdzić dwie kartoteki. (Dr Layman ustalił tożsamość trzech ofiar klientów).
Postępuj według standardowej procedury, której ciebie uczyłem. Najpierw sprawdź
komunikat 11 na tablicy w sali detektywów: są tam wszystkie nowe rzeczy dotyczące
sprawy i szczegółowy rozpis obowiązków innych prowadzących śledztwo
funkcjonariuszy, co oszczędzi ci niepotrzebnej i już wykonanej roboty.
1. Susan Nancy Lefferts, biała kobieta, ur. 29.01.1922. Nie notowana. Urodzona w
San Bernardino, niedawno przybyła do Los Angeles. Pracowała jako sprzedawczyni w
Bullock's Wilshire (wywiad środowiskowy na jej temat został zlecony sierżantowi
Exleyowi).
2. Delbert Melvin Cathcart, znany też jako „Duke", biały mężczyzna, ur. 14.11.1914.
Dwa razy skazany za gwałt na nieletniej, siedział trzy lata w San Quentin. Trzy
aresztowania na podstawie podejrzeń o stręczycielstwo, nie został skazany. (Ustalenie
tożsamości było naprawdę trudne: pozwoliły go zidentyfikować metki z pralni i
wymiary ciała porównane z jego danymi z więziennych kartotek). Żadnego znanego
miejsca zatrudnienia, ostatni znany adres: Vendôme 9819, Silverlake District.
3. Malcolm Robert Lunceford, znany też jako „Mal", biały mężczyzna, ur.
02.06.1912. Ostatni adres nieznany, pracował jako ochroniarz w Mighty Man Agency,
North Cahuenga 1680, były szeregowy funkcjonariusz Wydziału Policji LA, przez
większość swej jedenastoletniej kariery w Oddziale Hollywood. Zwolniony z pracy za
niekompetencję w czerwcu 50 r. Wiadomo o nim, że bardzo często bywał w nocy w
Nite Owl. Sprawdziłem osobistą kartotekę Lunceforda i doszedłem do wniosku, że
facet był zakałą policji (od wszystkich prowadzących go oficerów zawsze dostawał
ocenę mierną). Przejrzysz wszystko, co znajdziesz na jego temat, na komisariacie w
Hollywood (Breuning i Carlisle będą tam do twojej dyspozycji).
Podsumowanie: Cały czas uważam, że ci Murzyni to ludzie, których szukamy, ale
kartoteka kryminalna Cathcarta i fakt, że Lunceford to były policjant, sprawiają, iż
trzeba wszystko dogłębnie sprawdzić. Chcę, byś był moim asystentem w tej sprawie,
będzie to dla ciebie wspaniały test ogniowy jako przyszłego samodzielnego detektywa
Wydziału Zabójstw. Spotkajmy się dzisiaj o 9:30 w Pacific Dining Car. Porozmawiamy
o sprawie i rzeczach z nią związanych.
D.S.

Bud poszedł rzucić okiem na główną tablicę. Na temat Nite Owl było mnóstwo:
raporty z przesłuchań, sprawozdania z autopsji, podsumowania. Znalazł komunikat
11, przejrzał go. Sześciu urzędników informacji oddelegowanych do sprawdzenia
kartotek kryminalnych i rejestrowanych samochodów; brygada z 77 Ulicy przetrząsa
Darktown w poszukiwaniu dubeltówek i mercury'ego Raya Coatesa. Breuning i
Carlisle przyciskają znanych amatorów broni; dziewięciokrotnie przepytano
wszystkich w okolicy Nite Owl, ale nie znalazł się żaden świadek. Podejrzani Murzyni
odmawiali składania zeznań pracownikom Wydziału Policji LA, prowadzącym
śledztwo z ramienia prokuratora, czyli samemu Ellisowi Loewowi. Inez Soto nie
chciała współpracować i ewentualnie wykluczyć ich z kręgu podejrzanych; Ed Exley
przepytywał ją i orzekł, że trzeba do niej podchodzić niezwykle delikatnie.
Na dole tablicy: raporty dotyczące pracowników Wydziału Policji LA. Nic
przyjemnego: Lunceford przedstawiony jako sęp, generalnie niekompetentny.
Cuchnący wykaz wykroczeń; trzykrotnie wzywany do sądu za zaniedbanie
obowiązków służbowych. Wystosowano międzywydziałową prośbę o udzielanie
informacji na jego temat; zgłosiło się czterech funkcjonariuszy, którzy kiedyś
pracowali z Luncefordem. Krętacz, bufon, pił na służbie, zmuszał prostytutki do
robienia mu loda, próbował ściągać haracze od kupców z Hollywood za „ochronę" (już
nie na służbie) – oczekiwał, że pozwolą mu na sypianie w ich lokalach, kiedy
wyrzucono go z jego mieszkania za niepłacenie czynszu. Jakaś skarga przepełniła
kielich i Lunceford wyleciał w 1950 roku; wszyscy czterej funkcjonariusze stwierdzili,
że pewnie zginął w Nite Owl przypadkiem: jako policjant był częstym klientem
całonocnych barów – przeważnie przychodził, by wysępić darmowy posiłek;
prawdopodobnie był w Nite Owl o trzeciej rano, bo był uzależniony od heroiny, a
dlatego, że był bezdomny, Nite Owl musiało mu się jawić jako przytulne i ciepłe
miejsce.
Bud pojechał do komisariatu w Hollywood – ta Inez cały czas mu chodziła po
głowie, i Dudley, i Dick Stensland. Pamiętał, że chciała zerwać się z noszy, by zbliżyć
się do Sylvestera Fitcha przyczepionego paskami do wózka przysłanego z kostnicy;
krzyknęła: – Ja nie żyję, niech oni też umrą!
Dowiózł ją do karetki, ukradł trochę morfiny i strzykawkę, zrobił jej zastrzyk, kiedy
nikt nie patrzył. Niby najgorsze powinna już mieć za sobą, ale tak naprawdę,
najgorsze było jeszcze przed nią. Exley miał ją przesłuchiwać, wyciągać od niej
szczegóły, miała oglądać zdjęcia przestępców seksualnych, aż natrafi na tych, którzy ją
skrzywdzili. Ellis Loew chciał, by wszystko w tej sprawie było dopięte na ostatni guzik
– to znaczyło, że będą identyfikacje mężczyzn stojących w rządku, zeznania w sądzie.
Inez Soto: pierwszy świadek, który znalazł się w nagłówkach gazet na początku
kadencji najambitniejszego z dotychczasowych prokuratorów okręgowych – mógł
tylko odwiedzić ją w szpitalu i powiedzieć „Cześć", postarać się załagodzić jej
cierpienie. Odważna dziewczyna miała stanowić worek treningowy dla tchórzliwego
Eda Exleya.
Po Inez zaczął myśleć o Dicku.
Zemsta była udana: maska Kaczora Danny, skowyczący Exley. Zdjęcie było solidną
gwarancją; krew nadal rajcowała Dicka – jej smak utwierdzał go w tym, że ciągle jest
jeszcze silny i w dobrej formie. Praca w delikatesach Kikeya T. była beznadziejna –
sklep był znanym miejscem spotkań miłośników hazardu, na pewno Dick prędzej czy
później naruszy warunki zwolnienia warunkowego. Stens spał w swoim samochodzie,
chlał, grał w kasynach – gówno się nauczył w więzieniu.
Bud skręcił na północ, w Vine; słońce oświetliło jego odbicie w przedniej szybie.
Przekrzywił mu się krawat: oznaka przynależności do Wydziału Policji w LA, miał na
nim cyfrę 2. Symbolizowała ludzi, których zabił; będzie musiał sprawić sobie nowe
krawaty? – po dodaniu Sylvestera Fitcha powinien mieć trójkę. To był pomysł
Dudleya: dawały poczucie solidarności wśród pracowników Oddziałów
Prewencyjnych. Te cyfry na krawatach miały swoje zalety: kobiety bardzo je lubiły.
Dudley był nie do wygięcia: umiał mówić i był inteligentny jak cholera.
Zawdzięczał mu więcej niż Dickowi Stenslandowi – to on ocalił mu skórę w aferze z
Krwawymi Świętami, załatwił mu przeniesienie do Prewencji, a potem do Zabójstw.
Ale kiedy Dudley Smith kogoś uratował, to człowiek był do jego dyspozycji – a był o
tyle inteligentniejszy od całej reszty, że nigdy nie wiedziało się, czego od ciebie
naprawdę chciał albo w jaki sposób cię wykorzystywał – wysławiał się tak
ekstrawagancko, że człowiek tracił orientację. Nie było to strasznie irytujące, ale
jednak to się czuło; było coś przerażającego w tym, jak Mike Breuning i Dick Carlisle
podporządkowywali się mu bezgranicznie. Dudley potrafił tobą dowolnie
manipulować, napuścić na coś – i nigdy nie dawał odczuć, że jesteś jakimś kretynem
przypominającym grudkę gliny. Ale nigdy nie ukrywał jednej rzeczy – że zna ciebie
lepiej niż ty sam.
Nie było żadnych miejsc do zaparkowania. Bud musiał przejechać trzy kwartały
dalej i stamtąd dotarł do biura detektywów. Nie było Exleya, wszystkie biurka zajęte:
mężczyźni rozmawiający przez telefon, robiący notatki. Ogromna tablica, cała
poświęcona Nite Owl. Dwie kobiety przy stole, za nimi tablica rozdzielcza, koło nóg
napis: „pytania do inf/drog".
Bud podszedł, mówił głośno, żeby zagłuszyć prowadzone przez innych rozmowy
telefoniczne.
– Robię wywiad środowiskowy na temat Cathcarta i chciałbym dostać wszystko, co
o nim macie, znajomych, gdzie pracował. Facet siedział dwa razy za gwałt na
nieletniej. Chcę wszystkie szczegóły dotyczące wnoszących skargi dziewczyn i
aktualne adresy. Trzy razy ciążyły na nim zarzuty o nakłanianie do nierządu, ale nie
został skazany. Chciałbym też, by sprawdziły panie wszystkie ekipy Obyczajówki w
komisariatach w mieście i okręgu, żeby zobaczyć, czy ma gdzieś kartotekę. Jeśli tak,
chciałbym znać nazwiska dziewczyn, które sprzedawał. Jak będą jakieś nazwiska,
chciałbym mieć daty urodzin i żeby je sprawdzić wszędzie u nas, w wykazie zwolnień
warunkowych dla miasta i okręgu, więzieniach dla kobiet. Interesuje mnie wszystko.
Jasne?
Dziewczyny odwróciły się do tablicy rozdzielczej; Bud podszedł do tablicy o Nite
Owl, odszukał raport „Ofiara Lunceford". Jedna nowość: funkcjonariusz z
komisariatu w Hollywood rozmawiał z szefem Lunceforda z Might Men Agency.
Wynikało z tego, że Lunceford zaglądał do Nite Owl praktycznie każdego dnia nad
ranem – po tym, jak kończył swoją służbę w Pickwick Bookstore Building, trwającą od
szóstej do drugiej w nocy.
Lunceford był typowym ochroniarzem - włóczęgą, któremu nie wolno było nosić
przy sobie broni; żadnych znanych wrogów, żadnych znanych przyjaciółek, nie
trzymał się ze znajomymi z Mighty Men, spał w małym namiocie za Hollywood Bowl.
Namiot sprawdzono i zinwentaryzowano: śpiwór, cztery mundury agencji Mighty
Men, sześć butelek słodkiego wina marki Old Monterey.
Adios, zasrańcu – byłeś w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Bud
sprawdził, czy Lunceford ma na koncie jakieś aresztowania: dziewiętnaście drobnych
wykroczeń w ciągu jedenastu lat bycia gliną, można wykluczyć zemstę jako motyw,
zresztą zabicie sześciu ludzi, żeby dorwać jednego śmierdziela, i tak nie jawiło się jako
prawdopodobny motyw.
Cały czas ani śladu Exleya, Breuninga czy Carlisle'a. Bud przypomniał sobie
notatkę Dudleya: sprawdź kartotekę Lunceforda w komisariacie. Dobry pomysł:
raporty z przesłuchań dokonywanych przez policjantów w terenie układano według
nazwisk funkcjonariuszy. Bud poszedł do magazynu, otworzył szufladę „L"
Żadnego skoroszytu opisanego „Lunceford, Malcolm". Godzina sprawdzania, czy
przypadkiem jego dane nie zawieruszyły się pod inną literą – od „A" do „Z" – nic.
Żadnych raportów z przesłuchań w terenie – dziwne – może Włóczęga Mai nigdy nie
składał swych sprawozdań do archiwum. Prawie południe, czas coś przegryźć – kupi
kanapkę i wybierze się pogadać z Dickiem.
Zjawili się Carlisle i Breuning – beztrosko popijali kawę. Bud znalazł wolny telefon,
i zadzwonił do swoich wtyk. Snake Tucker nic nie słyszał; Fats Rice i Johnny Stomp to
samo. Jerry Katzenbach powiedział, że to Rosenbergowie – oni z celi śmierci wydali
rozkaz popełnienia tej zbrodni. Wniosek: Jerry znowu zaczął ćpać. Zjawiła się
dziewczyna z informacji i wręczyła mu jakąś wyrwaną kartkę.
– Niewiele tego. Nie ma nic na temat jakichś znajomych Cathcarta, szczegółów też
niewiele więcej niż w jego kartotece. I nie ma prawie nic na temat skarg złożonych
przez zgwałcone nieletnie, oprócz tego, że miały czternaście lat i były blondynkami
pracującymi w Lockhead w czasie wojny. Podejrzewam, że były bezdomne. U szeryfa
Cathcart ma kartotekę, są w niej nazwiska dziewięciu prostytutek, które
prawdopodobnie pracowały dla Cathcarta. Sprawdziłam je. Dwie zmarły na syfilis,
trzy były nieletnie i jednym z warunków przyznania im nadzoru było to, że opuszczą
stan, na temat dwóch nie udało mi się znaleźć kompletnie nic. Pozostałe dwie są na tej
kartce. Czy na coś się to przyda?
Bud przywołał gestem Breuninga i Carlisle'a. – Tak. Dziękuję.
Urzędniczka odeszła; Bud przejrzał kartkę, którą mu wręczyła, dwa nazwiska były
zakreślone; Jane „Piórko" Royko, Cynthia „Grzeszna Cindy" Benavides. Ostatnie
znane adresy, znane uczęszczane miejsca: mieszkania na Poinsettia i Yucca, bary.
Podeszli protegowani Dudleya.
– Te dwa nazwiska, sprawdźcie je, dobrze? – rzucił krótko Bud.
– Ten cały wywiad środowiskowy to idiotyczny pomysł – odparł Carlisle. – Jestem
pewien, że to Murzyni.
Breuning podniósł kartkę. – Dud mówi, że mamy to robić, więc robimy.
Bud sprawdził ich krawaty – w sumie pięć trupów na koncie. Gruby Breuning,
szczupły Carlisle – pomimo to jakoś wyglądali na bliźniaków. – To zajmiecie się tym,
co?

Przy Abe's Noshery nie miał gdzie zaparkować, przejechał wokół kwartału. Chevy
Dicka stało z tyłu, puste butelki po alkoholu leżały na siedzeniu: naruszenie
warunków zwolnienia warunkowego numer jeden. Bud znalazł miejsce, podszedł i
zajrzał przez okno: Stens łapczywie pijący tanie wino, gadający o pierdołach z byłymi
więźniami – Lee Vachssem, Dwójką Perkinsem, Johnnym Stompem. Jakiś facet, na
oko gliniarz, jedzący przy kontuarze: kęs, spojrzenie na zgromadzenie znanych
przestępców, kolejny kęs – z regularnością maszyny.
Wrócił do komisariatu w Hollywood – wkurzony na siebie, że ciągle grał rolę
opiekunki do dziecka.
Czekał na niego Breuning i dwie, na oko, prostytutki – rechoczące w dusznym
pomieszczeniu. Bud zastukał w szybę, Breuning wyszedł.
– Która jest która? – spytał Bud.
– Blondynka to Piórko Royko. A słyszałeś kawał o szczodrze obdarzonym słoniu?
– Co im powiedziałeś?
– Powiedziałem, że chodzi o rutynowy wywiad środowiskowy dotyczący Duke'a
Cathcarta. Czytały gazety, więc nie były zdziwione. Bud, to na pewno te czarnuchy.
Zapłacą za tę meksykańską cizię, Dudley każe nam zajmować się tymi bzdetami, bo
Parker chce mieć pokazową sprawę i słucha tego żółtodzioba Exleya i jego wydumań...
Bud dźgnął go w piersi.
– Inez Soto nie jest żadną cizią i może to wcale nie ci goście. Więc ty i Carlisle
weźcie się do odwalenia policyjnej roboty.
Breuning spokorniał i odszedł, wygładzając sobie koszulę. Bud wkroczył do
pokoiku. Dziwki wyglądały źle: tleniona blondynka, farbowana ruda, zbyt dużo
makijażu i już nie te lata.
– Więc czytałyście gazety dziś rano – zaczął Bud.
– Tak. Biedny Dukey – odparła Piórko Royko.
– Nie brzmi to tak, jakbyś bardzo go żałowała.
– Dukey to był Dukey. Był padalcem, ale nigdy nas nie bił. Miał słabość do
chiliburgerów, a w Nite Owl mieli dobre. O jeden chiliburger za wiele, niech
odpoczywa w pokoju.
– Wierzycie w to, co piszą w gazetach, że to rabunek?
Cindy Benavides pokiwała głową. Piórko powiedziała: – Pewnie. A o co chodziło?
Ty tak nie myślisz?
– Prawdopodobnie macie rację. A co z wrogami? Duke miał jakichś?
– Nie, Dukey to był Dukey.
– Iloma dziewczynami jeszcze się opiekował?
– Tylko nami. Jesteśmy skromnymi resztkami stajni biednego Dukeya.
– Słyszałem, że kiedyś opiekował się dziewięcioma. Co się stało? Kłopoty z
rywalizującymi alfonsami?
– Facet, Duke był marzycielem. Sam lubił młody towar i lubił opiekować się
młodymi. Młode szybko się nudzą i ruszają dalej, chyba że ich opiekun robi się
nieprzyjemny. Dukey potrafił być przykry dla mężczyzn, ale nigdy dla kobiet. Niech
odpoczywa w spokoju.
– W takim razie Duke musiał mieć jeszcze jakieś źródło dochodów. Dwie
dziewczyny nie wystarczą na utrzymanie.
Piórko zaczęła zdrapywać lakier z paznokcia.
– Dukey był napalony na jakiś nowy interes. Rozumiesz, zawsze coś tam kręcił. Był
marzycielem. I te jego interesy dawały mu szczęście, i dlatego uważał, że mizerny
dochód, który zapewniałyśmy mu ja i Cindy, nie był aż taki zły.
– Mówił wam dokładnie, czym się zajmuje?
– Nie.
Cindy wyjęła szminkę i pociągnęła usta kolejną warstwą.
– Cindy, mówił coś tobie?
– Nie – odparła piskliwym głosikiem.
– Nie wspominał nic o jakichś wrogach?
– Nie.
– A co z kobietami? Kręcił ostatnio z jakąś młodą?
Cindy wyjęła chusteczkę, zacisnęła na niej wargi. – Nnie.
– Ty w to wierzysz, Piórko?
– Wydaje mi się, że Duke o nikim takim nie wspominał. Możemy już iść? Bo...
– Idźcie. Niedaleko po lewej jest postój taksówek.
Dziewczyny szybko się zmyły; Bud dał im kawałek odejść, a potem pobiegł do
swojego samochodu. Podjechał do Sunset i zatrzymał się niedaleko postoju; dwie
minuty czekania.
Nadeszły Cindy i Piórko. Każda wzięła swoją taksówkę, pojechały w różne strony.
Cindy na północ przez Wilcox, może w stronę domu – Yucca 5814. Bud ruszył
skrótem; taksówka pojawiła się po chwili. Cindy wysiadła, podeszła do zielonego de
soto i odjechała na zachód. Bud policzył do dziesięciu i ruszył za nią. Do Highland,
przez Cahuenga Pass do Valley, na zachód po Ventura Boulevard. Bud trzymał się
blisko; Cindy jechała szybko, środkowym pasem. Nagle gwałtownie skręciła w prawo i
zatrzymała się przy krawężniku przed jakimś motelem – pokoje i basen.
Bud zahamował, zawrócił i patrzył. Cindy podeszła do pokoju po lewej, zapukała.
Dziewczyna – koło piętnastki, blondynka – wpuściła ją do środka. Młody towar –
pewnie za intymne kontakty z podobnymi dziewczynami Duke Cathcart był oskarżany
o gwałt na nieletnich.
Nastał czas obserwacji.
Cindy wyszła dziesięć minut później, wsiadła do samochodu, zawróciła i ruszyła z
powrotem w stronę Hollywood. Wtedy Bud zapukał w drzwi dziewczyny. Otworzyła,
ze łzami w oczach. Z radia huczało: Masakra w Nitę Owl, zbrodnia stulecia w
Południowej Kalifornii.
Dziewczyna wytężyła wzrok. – Jesteś z policji?
Bud skinął i szybko zapytał: – Słonko, ile ty masz lat?
Jej oczy ponownie zmętniały.
– A jak się nazywasz?
– Kathy Janeway. Kathy pisze się przez „K". Bud zamknął drzwi. – To ile masz lat?
– Czternaście. Dlaczego mężczyźni zawsze o to pytają? Akcent miała z prerii.
– Skąd jesteś?
– Z Północnej Dakoty. Ale jeśli mnie tam odeślecie, to i tak znowu ucieknę.
– Dlaczego?
– Mam się wyrażać jaśniej? Duke mówił, że to kręci mnóstwo gości.
– Nie bądź taka harda, co? Jestem po twojej stronie.
– Bez jaj.
Bud rozejrzał się po pokoju. Misie panda, magazyny filmowe, dziewczęca sukienka
na serwantce. Żadnych typowych dla kurw ciuchów, żadnych strzykawek ani nic
takiego.
– Czy Duke był dla ciebie dobry?
– Nie kazał mi tego robić z facetami, jeśli o to pytasz.
– Chcesz powiedzieć, że robiłaś to tylko z nim?
– Nie, chcę powiedzieć, że mój stary to ze mną robił, a potem inny facet kazał mi to
robić z facetami, ale Duke mnie od niego zabrał.
Alfonsia intryga.
– Jak się ten gościu nazywał?
– Nie! Nie powiem ci i nie możesz mnie do tego zmusić, zresztą już i tak
zapomniałam!
– To w końcu co pamiętasz, słonko?
– Nie chcę powiedzieć!
– No już, spokojnie. Więc Duke był dla ciebie dobry?
– Nie uciszaj mnie. Duke był misiem panda, chciał tylko spać ze mną w jednym
łóżku i grać ze mną w karty. Czy to aż takie złe?
– Kochanie...
– Mój stary był gorszy! A wujek Arthur jeszcze gorszy!
– No, już cicho, dobrze?
– Nie możesz mnie zmusić!
Bud złapał ją za ręce. – Czego chciała Cindy?
Kathy wyrwała się.
– Powiedziała mi, że Duke nie żyje, co wie każdy kretyn, który ma radio.
Powiedziała mi, że Duke jej mówił, że jak jemu coś się stanie, ona ma się mną
zaopiekować, i dała mi teraz dziesięć dolarów. Powiedziała, że nagabywała ją policja.
Odparłam, że dziesięć dolarów to niezbyt dużo, poczuła się urażona i zaczęła na mnie
krzyczeć. A skąd wiesz, że Cindy tu była?
– Nieważne.
– Czynsz za to mieszkanie to dziewięć dolarów za tydzień i...
– Dam ci trochę więcej kasy, jeśli po...
– Duke nigdy nie był wobec mnie taki podły!
– Kathy, uspokój się i pozwól mi zadać kilka pytań, a może dowiemy się, kto zabił
Duke'a. Dobrze?
Dziecięce westchnienie. – No dobrze, pytaj.
Bud zaczął miękko: – Cindy mówiła, że Duke powiedział jej, by się tobą
zaopiekowała, jeśli mu się coś stanie. Myślisz, że czuł, że coś się wydarzy?
– Nie wiem. Może.
– Dlaczego może?
– Może dlatego, że Duke był ostatnio nerwowy.
– Dlaczego był nerwowy?
– Nie wiem.
– Nie pytałaś go?
– Powiedział mi: „To tylko interesy".
Piórko też mówiła: „Napalony na jakiś nowy interes".
– Kathy, czy Duke zaczynał rozkręcać jakiś nowy interes?
– Nie wiem, Duke mówił, że nie warto dziewczynom zawracać głowy rozmowami o
pracy. A ja wiem, że zostawił mi dużo więcej niż nędzne dziesięć dolców...
Bud dał jej swoją wizytówkę.
– To jest mój numer służbowy. Zadzwoń do mnie, dobra?
Kathy strąciła pandę z łóżka.
– Duke był strasznie niezorganizowany i niechlujny, ale mnie to nie przeszkadzało.
Miał słodki uśmiech i tę słodką bliznę na piersiach i nigdy na mnie nie krzyczał. Mój
stary i wujek Arthur zawsze krzyczeli, a Duke nigdy. Czy to nie miło z jego strony?
Bud przed wyjściem ścisnął ją za rękę. Nim doszedł do ulicy, usłyszał, jak szlocha.
Wrócił do samochodu, miał mętlik odnośnie dotychczasowych wyników węszenia
przy Cathcarcie. „Nowy interes" Duke'a i alfonsia intryga – bardzo mało
prawdopodobne jako motyw; jego słabość do chiliburgerów w Nite Owl na 99%
przypieczętowała jego śmierć.
Alfons, gwałciciel nieletnich i hazardzista, i były gliniarz ofiarami – dziwne, ale
normalne jak na Hollywood Boulevard o trzeciej nad ranem. Wniosek: dużo roboty
dla Dudleya – może Cindy miała do ukrycia nie tylko pieniądze. Mógłby siłą wydostać
z niej kasę, wysłuchać pewnej ilości alfonsich plotek, zakończyć zbieranie informacji o
Cathcarcie i poprosić Duda, by go wysłał do Darktown. Proste – ale Cindy była nie
wiadomo gdzie, a Kathy nie dawała mu spokoju, musiał zająć się jej sprawą. Nagle
uświadomił sobie, czego brakowało na tablicy w komisariacie: raportu z przeszukania
mieszkania Cathcarta. Jest pewna szansa, że może tam być wykaz pracujących dla
Duke'a prostytutek – tropy prowadzące do jego nowego interesu i alfonsa, od którego
kupił Kathy – dobre zajęcie na zabicie czasu.
Bud skierował się w stronę Cahuenga. Zauważył z tyłu czerwonego sedana ,
wydawało mu się, że widział go koło motelu. Przyspieszył, przejechał koło mieszkania
Cindy – nie było zielonego de soto ani czerwonego sedana. Pojechał do Silverlake, od
czasu do czasu spoglądając w tylne lusterko. Nie miał ogona – to tylko jego
wyobraźnia.
Lokum przy Vendôme 9819 wyglądało na nienaruszone – mieszkanie w garażu za
małym, zdobionym sztukaterią domem. Żadnych reporterów, żadnych taśm
policyjnych odgradzających miejsce zbrodni, żadnych opalających się okolicznych
mieszkańców. Bud otworzył drzwi pchnięciem.
Typowe kawalerskie mieszkanie: połączony z sypialnią salon, łazienka, kuchenka.
Zapalił na chwilę światło, żeby szybko rozejrzeć się po mieszkaniu – tak, jak go
nauczył Dudley. Rozłożony tapczan. Tanie widoki znad morza na ścianach. Jedna
serwantka, garderoba. Brak drzwi przy wejściu do kuchenki i łazienki – porządek,
czysto. W całym mieszkaniu panował podejrzany porządek – przeczyło to temu, co
powiedziała Kathy: „Duke był strasznie niezorganizowany i niechlujny".
Szukanie drobiazgów – kolejna nauka Dudleya. Telefon na szafce nocnej,
sprawdzić szuflady: ołówki, nie było notesu ani wykazu jego prostytutek. Stos książek
telefonicznych z żółtymi kartkami, przeszukał je: Okręg LA, Okręg Riverside, Okręg
San Bernardino, Okręg Ventura. Widać było, że używano tylko książki San Berdoo –
wygniecione strony, pomarszczony grzbiet. Sprawdził, które najbardziej wygniecione:
„Drukarnie". Może ma to jakiś związek ze sprawą, ale prawdopodobnie nie: jedna z
ofiar, Susan Lefferts, pochodziła z San Berdoo.
Bud uważnie przyglądał się wszystkiemu po kolei. Łazienka i kuchnia
nieskazitelnie czyste; starannie złożone koszule na serwantce. Dywan czysty, nieco
przybrudzony na brzegach.
Ostatnie spojrzenie: łóżko już ktoś sprawdził, wyczyścił – może przeszukał je jakiś
profesjonalista. Sprawdził zawartość szafy: marynarki i spodnie zsuwające się z
wieszaków. Cathcart miał eleganckie ubrania – ktoś je przymierzał, może nie tylko
sam Duke – ten niechluj Kathy. Ale ten ktoś, kto przeszukiwał mieszkanie, nie
interesował się zbytnio ubraniami Cathcarta.
Bud sprawdził każdą kieszeń we wszystkich rzeczach: kawałeczki płótna, drobne,
nic ciekawego. Pomysł: test na sprawdzenie tego, który przetrząsał ten lokal. Poszedł
do samochodu, wyjął swój zestaw i posypał niektóre miejsca proszkiem: na serwantce
muszą być jakieś ślady, niewidzialne gołym okiem. Znalazł tylko smugi po wycieraniu
śladów.
Mieszkanie zostało profesjonalnie oczyszczone.
Bud spakował się, wyszedł, zrobił sobie kolejną burzę mózgu – pomyślał o wojnie
alfonsów, ale odrzucił pomysł – Duke Cathcart miał dwie klacze w swojej stajni, nie
miał serca, żeby sprzedawać czternastoletnią nimfetkę – był beznadziejnym alfonsem.
Bud starał się znaleźć jakieś elementy wspólne między wyczyszczeniem mieszkania
Duke'a i sprawą Nite Owl – nie bardzo widział związek, cały czas wiele wskazywało,
na to, że zrobiły to aresztowane już czarnuchy. Trzeba by raczej przeszukać powiązań
z „nowym interesem"
Cathcarta – Piórko Royko wspominała o nim, sprawiała wrażenie, że rzeczywiście
nic więcej nie wie, w odróżnieniu od Grzesznej Cindy, która coś chyba ukrywała.
Teraz trzeba zająć się Cindy – była winna Kathy pieniądze.
Zaczęło zmierzchać. Bud pojechał do mieszkania Cindy, zobaczył zielonego de soto.
Jęki z na wpół otwartego okna – podciągnął się na parapet, wśliznął do środka.
Ciemny przedpokój, chrząkchrząkchrząk z pobliskich drzwi. Bud podszedł, zajrzał.
Cindy i gruby gościu, łóżko jakby miało zaraz się zarwać. Spodnie grubasa na
klamce – Bud wykradł z nich portfel, opróżnił go, zagwizdał.
Cindy krzyknęła. Tłuścioch nie przestawał ładować. Bud wrzasnął:
– ZASRAŃCU, CO TY WYRABIASZ Z MOJĄ KOBIETĄ!!!!
Wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Grubas wybiegł, trzymając się za fiuta; Cindy schowała się pod kołdrą. Bud
zobaczył torebkę, opróżnił ją, wziął pieniądze. Cindy wymknął się kolejny krzyk. Bud
kopnął w łóżko.
– Wrogowie Duke'a. Mów, to cię nie przymknę.
Cindy wystawiła głowę. – Ja... nic... nie... wiem.
– Już ci, kurwa, wierzę. Spróbujmy inaczej: załóżmy, że ktoś włamał się do
mieszkania Duke'a, podaj mi nazwisko podejrzanego.
– Nie... wiem.
– Ostatnia szansa. Ty coś ukrywałaś na komisariacie, Piórko była czysta.
Pojechałaś do motelu, gdzie mieszka Kathy Janeway, i dałaś jej dziesiątaka. Co jeszcze
zataiłaś?
– Posłuchaj...
– Słucham.
– Czego chcesz?
– Zdradź mi, co to był za nowy interes Duke'a i nazwiska jego wrogów. Powiedz mi,
kto był kiedyś alfonsem Kathy.
– Nie wiem, kto był jej alfonsem!
– To w takim razie pozostałe dwie sprawy.
Cindy wytarła twarz, rozmazała szminkę i makijaż.
– Wiem tylko, że ten facet chodził i przygadywał kobiety z barów, zachowywał się
jak Duke. Wiesz, te same dowcipy, był podobny do Duke'a. Słyszałam, że szukał
dziewczyn, które miały być na telefon. Nie rozmawiał ze mną ani z Piórkiem, to, co
słyszałam, musi być już mocno nieaktualne, było to jakieś dwa tygodnie temu...
„Ten facet" mógł być tym, który przetrząsnął mieszkanie, „ten facet" mógł
przymierzać ubrania Cathcarta. – Nadawaj dalej.
– Tylko tyle słyszałam, to wszystko.
– Jak ten facet wyglądał?
– Nie wiem.
– Kto ci o nim mówił?
– Nawet nie wiem, słyszałam to od jakichś dziewczyn plotkujących przy stoliku
obok w tym cholernym barze.
– No dobrze, spokojnie. Nowy interes Duke'a. Słucham.
– Facet, to było tylko kolejne nierealne marzenie Duke'a.
– To dlaczego mi nie powiedziałaś o tym wcześniej?
– Znasz to stare powiedzenie „Nie mówi się źle o zmarłych"?
– No. A wiesz, do czego są zdolne lesbijki w więzieniach dla kobiet?
Cindy westchnęła.
– Nierealny plan Duke'a numer sześć tysięcy, on w roli sprzedawcy świerszczyków.
Niezłe, co? Mówił, że zamierza opychać te dziwne świerszczyki. Tylko tyle wiem,
kiedyś przez krótką chwilę rozmawialiśmy na ten temat i to wszystko, co powiedział
Duke. Nie wgłębiałam się w temat, bo umiem odróżnić pobożne życzenia od mających
szansę powodzenia projektów. A teraz wyniesiesz się już stąd?
Z pogawędek w Biurze wiedział, że to Obyczajówka zajmuje się jakąś pornografią.
– Jakiego rodzaju świerszczyki?
– Facet, już mówiłam, że nie wiem, to była bardzo krótka rozmowa.
– Zapłacisz Kathy to, co Duke ci zostawił?
– Pewnie, dobry Samarytaninie. Raz dziesięć, drugi raz dziesięć. Gdybym jej dała
od razu całą kasę, wydałaby wszystko na magazyny filmowe.
– Być może tu wrócę.
– Będę czekała z niecierpliwością.

*
Bud podjechał do jakiejś skrzynki, wysłał pieniądze specjalną przesyłką: Kathy
Janeway, motel Orchid View, mnóstwo znaczków i kilka przyjaznych zdań. Ponad
cztery stówy – dla dziewczęcia to mała fortuna.
Była siódma – ciągle zostało jeszcze trochę czasu do zabicia przed spotkaniem z
Dudleyem. Więc do Biura, żeby wypełnić czymś czas: Obyczajówka, tablica stojąca w
głównej sali. To brygada 4 zajmuje się świerszczykami – Kifka, Henderson,
Vincennes, Stathis – czterech ludzi zajmuje się pedalskim porno i żaden z nich nie
zgłosił trafienia na jakiś trop.
Nikogo nie było w sali, musi przyjść rano, choć pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie.
Poszedł do Zabójstw, zadzwonił do Abe's Noshery.
– Abe's. – Odebrał Stens.
– Cześć, Dick, to ja.
– O? Sprawdzasz mnie?
– Przestań, Dick.
– Nie, naprawdę tak myślę. Teraz jesteś człowiekiem Dudleya. Może Dud nie lubi
ludzi, którym wciskam moje konserwy wołowe. Może Dud potrzebuje informacji i
myśli, że tobie powiem. Już nie jesteś sam sobie panem.
– Piłeś, partnerze?
– Teraz piję koszernie. Powiedz to Exleyowi. Powiedz mu, że Kaczor Danny chce z
nim zatańczyć. Powiedz mu, że czytałem o jego starym i Parku Popieprzonych
Marzeń. Powiedz mu, że być może zjawię się na ceremonii otwarcia, powiedz mu, że
Kaczor Danny byłby zadowolony, gdyby spotkał tam sierżanta Eda sukinsyna Exleya,
żeby jeszcze raz z nim zatańczyć.
– Odbija ci, Dick.
– Co ty, kurwa, pieprzysz. Jeszcze tylko jeden taniec, Kaczor Danny zbije mu
okulary i wgryzie się w jego pieprzone gardło.
– Dick, do cholery...
– Wiesz co, pieprz się! Czytałem gazety, widziałem, kto pracuje nad Nite Owl. Ty,
Dudley S., Exley i reszta ludzi Dudleya. Jesteś, kurwa, współpracownikiem tego
pieprzonego sukinsyna, który mnie wrobił, wisicie na tym samym pasku, więc jeśli
my...
Bud dał sobie spokój. Ruszył na parking, kopiąc różne rzeczy po drodze – i nagle
zrozumiał.
Powinien był wylecieć za te Krwawe Święta. Dudley go uratował. Jak na razie,
Exley jest bohaterem sprawy Nite Owl – ale to on będzie musiał wysłać Inez Soto
jeszcze raz do piekła, przez które przeszła. Jest coś dziwnego z tym Cathcartem, może
się okazać, że sprawa jest czymś znacznie więcej, niż tylko napadem rabunkowym
grupy świrów. On może rozwiązać tę sprawę, zagiąć Exleya i może w ten sposób jakoś
pomóc Stensowi. Czyli reasumując: Nie informować Obyczajówki o poszlakach
prowadzących do świerszczyków. Ukrywać rezultaty swojego dochodzenia przed
Dudleyem. DZIAŁAĆ JAK SAMODZIELNY DETEKTYW – A NIE BYĆ TYLKO
MIĘŚNIAKIEM.
Dla dodania odwagi, przypominał sobie gadkę pijanego ekspartnera: Już nie jesteś
panem samego siebie. Już nie jesteś panem samego siebie. Już nie jesteś panem
samego siebie. Bał się. Był dłużnikiem Dudleya. Narażał się jedynemu człowiekowi na
ziemi, który był bardziej niebezpieczny od niego samego.

24

Ray Pinker oprowadzał Eda po Nite Owl, rekonstruując wydarzenia.


– Pif, paf, jestem przekonany, że to było tak. Najpierw tych trzech wchodzi i
pokazuje broń. Jeden bierze kasjerkę, kucharza i kelnerkę. Ten facet uderza Donnę
DeLuca kolbą dubeltówki – ona stoi przy kasie, gdzie na podłodze znaleźliśmy
fragment skóry z jej twarzy. Daje mu pieniądze z kasy i swoje pieniądze z torebki, on
popycha ją i Patty Chesimard do lodówki, po drodze zabierając jeszcze Gilberta
Escobara z kuchni. Gilbert stawia opór – zwróć uwagę na ślady ciągnięcia, garnki i
patelnie na podłodze. Cios w głowę, pif, paf, ta mała kałuża krwi na podłodze, która
została obrysowana przez nas kredą. Sejf jest dobrze widoczny pod blatem kucharza,
jeden z pracowników otwiera go, zwróć uwagę na rozsypane monety. Pif, paf, Gilbert
cały czas się opiera, kolejne uderzenie kolbą, zwróć uwagę na kółko na podłodze
oznaczone 1–A, znaleźliśmy tam trzy złote zęby, wzięliśmy je i ustaliliśmy, do kogo
należały: do Gilberta Luisa Escobara. Ślady ciągnięcia zaczynają się właśnie w tym
miejscu, stary Gil przestał walczyć, pif, paf, podejrzany numer jeden zmusza ofiary
numer jeden, dwa i trzy do wejścia do lodówki.
Z powrotem do sali jadalnej – ciągle jeszcze zamkniętej w trzy noce po
morderstwie. Gapie przyciskały nosy do okien; Pinker mówił dalej:
– W międzyczasie przestępcy numer dwa i trzy zbierają w jednym miejscu ofiary
numer cztery, pięć i sześć. Ślady ciągnięcia wiodą do lodówki, a porozrzucane jedzenie
i naczynia mówią same za siebie. Można tego nie zobaczyć, bo linoleum jest bardzo
ciemne, ale pod pierwszymi dwoma stołami jest krew: Cathcarta i Lunceforda,
siedzących osobno, dwa ciosy kolbą. Wiemy, kto gdzie siedział, bo zbadaliśmy krew.
Cathcart upada przy stole numer dwa, Lunceford przy jedynce. Potem...
– Czy potwierdziliście to, zdejmując odciski? – wtrącił się Ed. Pinker pokiwał
głową.
– Tak, znaleźliśmy dwa wyraźne odciski na naczyniach pod stołem Lunceforda. To
dzięki nim ustaliliśmy jego tożsamość. Odciski w dokumentach Wydziału Policji LA,
gdzie pobrano je, kiedy go zatrudniali, pasowały do tych stąd. Ręce Cathcarta i Susan
Lefferts zostały zmasakrowane, więc pod tym względem nie można było nic zdziałać, a
ślady na ich talerzach i tak były zbyt rozmazane, żeby można było z nich skorzystać.
Ustaliliśmy tożsamość Cathcarta na podstawie części zębów i pomiarów ciała
dokonanych w więzieniu Lefferts na podstawie odcisków całej szczęki. No dobra,
widzisz but na podłodze?
– Tak.
– Z naszych ustaleń wynika, że jego pozycja wskazuje na to, że Lefferts usiłowała
dostać się do stołu Cathcarta, chociaż siedzieli osobno. Po prostu panika, bo przecież
nie mogła go znać. Zaczęła krzyczeć, więc jeden z oprychów wepchnął jej w usta kilka
serwetek, które wziął z tego pojemnika tam. Doktor Layman w czasie sekcji zwłok
znalazł w jej gardle sporo połkniętych serwetek, podejrzewa, że mogła się udusić już
wtedy, kiedy zaczęła się strzelanina. Pif, paf, zaciągają Cathcarta i Lefferts do lodówki,
Lunceford idzie sam, biedny sukinsyn pewnie myśli, że to zwykły rabunek. Przy
lodówce zabierają im portfele i portmonetki – tuż za drzwiami lodówki znaleźliśmy
kawałeczek prawa jazdy Gilberta Escobara pływający we krwi i sześć nasiąkniętych
krwią wacików. Oprychy miały dosyć oleju w głowie, żeby chronić swoje uszy przed
hałasem.
Edowi coś tu nie grało: przesłuchiwani przez niego kolorowi byli zdecydowanie
zbyt impulsywni, by pomyśleć o takim szczególe.
– Wydaje mi się, że trzech ludzi to za mało na taką robotę.
Pinker wzruszył ramionami. – Ale jakoś im się udało. Sugerujesz, że jedna albo i
więcej ofiar znało jednego albo więcej zabójców?
– Wiem, że to mało prawdopodobne.
– Chcesz zobaczyć lodówkę? To ostatnia szansa, obiecaliśmy właścicielowi, że
będzie mógł otworzyć lokal.
– Widziałem ją tamtej nocy.
– Widziałem zdjęcia. Jezu, nie było widać, że to ludzie. Zajmujesz się wywiadem
środowiskowym dotyczącym Lefferts, tak?
Ed wyjrzał za okno; pomachała mu ładna dziewczyna. Ciemnowłosa, latynoska –
wyglądała jak Inez Soto.
– Tak.
– I?
– I spędziłem cały dzień w Bernardino, niczego się nie dowiadując. Dziewczyna
mieszkała kiedyś z matką, która była na środkach uspokajających i nie chciała ze mną
gadać. Rozmawiałem z jej znajomymi, którzy powiedzieli mi, że Sue Lefferts cierpiała
na chroniczną bezsenność i całymi nocami słuchała radia. Nie przypominają sobie,
żeby ostatnio miała jakichś chłopaków, nigdy nie miała wrogów. Przeszukałem jej
mieszkanie w LA, które idealnie pasowało do wyobrażeń o lokum
trzydziestojednoletniej sprzedawczyni. Ktoś z San Berdoo powiedział, że była łatwa,
inny, że kilka razy w greckiej restauracji dla śmiechu odtańczyła taniec brzucha. Nic
podejrzanego.
– Czyli jak na razie nadal wszystko chyba wskazuje na Murzynów.
– Na to wygląda.
– Znaleźliście ten samochód albo broń?
– Nie, ale goście z Siedemdziesiątej Siódmej szukają w pojemnikach na śmieci
torebek, portmonetek i portfeli. A ja wiem, w jaki sposób moglibyśmy znacznie
przyspieszyć śledztwo.
Pinker uśmiechnął się. – Poszukać w Griffith Park łusek?
Ed odwrócił się do okna – przypominającej Inez dziewczyny już nie było. – Jeśli
udałoby się nam znaleźć te łuski, to byśmy wiedzieli, czy to ci trzej aresztowani
Murzyni, czy ktoś inny.
– Sierżancie, szanse na to, że ten pomysł rzeczywiście coś wyjaśni, są znikome.
– Wiem, ale uważam, że i tak warto.
Pinker spojrzał na zegarek.
– Jest teraz wpół do jedenastej. Znajdę raporty o tych strzelaninach i spróbuję
dokładnie namierzyć miejsca, gdzie oddawano strzały, i możemy się tam spotkać z
saperami jutro o świcie. Może na parkingu przy Obserwatorium?
– Będę tam.
– Czy powinienem zwrócić się z tym do porucznika Smitha?
– Powiedzmy, że robisz to na moje polecenie, dobra? Osobiście złożę Parkerowi
raport na temat naszych poczynań.
– W takim razie do zobaczenia w parku o świcie. Ubierz się w jakieś stare szmaty,
bo to będzie brudna robota.

Ed poszedł zjeść do chińskiej knajpy na Alvarado. Wiedział, dlaczego akurat tam:


Queen of Angels był niedaleko, Inez Soto może nie spać. Dzwonił do szpitala: Inez
szybko wracała do zdrowia, rodzina jej nie odwiedzała, dzwoniła tylko siostra i
powiedziała, że mama i papa obarczają ją winą za to, co się stało – prowokacyjne
ubrania, światowe zwyczaje.
Wypłakiwała się w pluszowe zabawki; zlecił sklepowi wysyłanie jej różnych takich
– prezenty mające załagodzić jego wyrzuty sumienia – chciał, żeby była głównym
świadkiem w jego pierwszej, dużej sprawie o zabójstwo. Chciał też, żeby po prostu go
lubiła, i chciał, żeby wyparła się tego stwierdzenia: „Policjant White to bohater".
Ociągał się z dopiciem ostatniej filiżanki herbaty. Szwy, zęby – rany goiły się i
stawały się mało znaczące. Jego matka i Inez zlewały się w jego świadomości.
Dostał raport: Dick Stens trzymał się ze znanymi z napadów rabunkowych
przestępcami, robił zakłady u bukmacherów, pobierał pensję w gotówce i zaglądał do
burdeli. Kiedy złapią go na czymś, skontaktują się z urzędnikiem sądowym i
zorganizują aresztowanie.
To wyglądało jednak blado w zestawieniu z tym, że „Policjant White to bohater" i
na tle tego, że Inez Soto żarliwie go nienawidziła.
Ed zapłacił rachunek, ruszył do Queen of Angels.
Bud White właśnie wychodził.
Spotkali się przy windzie. White odezwał się pierwszy.
– Daj spokój robieniu kariery i pozwól jej spać.
– Co ty tu robisz?
– Nie przyszedłem wyciągać informacji ze świadka. Zostaw ją w spokoju, jeszcze
zdążysz.
– To są tylko odwiedziny.
– Ona się na tobie poznała, Exley. Nie możesz jej przekupić pluszowymi misiami.
– Nie chcesz, byśmy mieli jasną sytuację? Czy po prostu jesteś sfrustrowany, że nie
ma kogoś, kogo mógłbyś zabić?
– To kazanie służalczej wtyki.
– A ty przyszedłeś tutaj, żeby ją zerżnąć?
– W innej sytuacji zgnoiłbym cię za takie słowa.
– Prędzej czy później udupię ciebie i Stenslanda.
– Z wzajemnością. Bohater wojenny, tak? Ci Japończycy musieli chyba sami
wystawić ci się do strzału.
Ed wzdrygnął się.
White puścił mu oko na odchodnym.
Ed drżał przez całą drogę do jej sali. Zajrzał, nim zapukał. Inez nie spała – czytała
gazetę. Pluszowe zwierzęta porozrzucane po podłodze, jedno stworzenie na łóżku:
Wiewiórka Scooter jako podpórka pod nogi. Inez zobaczyła go i powiedziała tylko: –
Nie.
Siniaki jakby bladły, coraz mniej było też ran na twarzy.
– Co „nie"?
– Nie, nie będę chciała, byś opisywał mi przebieg wypadków.
– A chociaż kilka pytań?
– Nie.
Ed przystawił krzesło do łóżka i usiadł.
– Nie wydajesz się być zdziwiona, że przychodzę o tak późnej porze.
– Bo nie jestem, a ty nie jesteś typem wrażliwego człowieka. – Wskazała na
zwierzęta. – Czy prokurator okręgowy zwrócił ci wydatki poniesione na ten cel?
– Nie, zapłaciłem ze swoich pieniędzy. Czy Ellis Loew odwiedził cię?
– Tak, i też mu powiedziałam nie. Mówiłam mu, że ci trzej negrito putos obwozili
mnie, brali pieniądze od innych putos i zostawili mnie u tego negrito puto, którego
zabił policjant White. Powiedziałam mu, że nie pamiętam albo że sobie nie
przypomnę, albo że nie chcę sobie przypomnieć żadnych kolejnych szczegółów, że
może sobie wybrać którąś z tych możliwości i że to jest absolutamente wszystko, co
mam do powiedzenia w tej sprawie...
– Ja przyszedłem tylko zobaczyć, jak się miewasz – wtrącił Ed.
Roześmiała mu się w twarz.
– Nie chcesz usłyszeć dalszego ciągu opowieści? Godzinę później dzwoni mój brat
Juan i mówi, że nie mogę wrócić do domu, że zhańbiłam rodzinę. Potem dzwoni puto
pan Loew i mówi, że może mi załatwić mieszkanie w hotelu, jeśli zgodzę się
współpracować, potem dziewczyna ze sklepiku przynosi mi te puto zwierzęta i mówi,
że to prezent od miłego policjanta w okularach. Studiowałam w college'u, pendejo.
Nie sądzisz, że wiem, jak interpretować te wszystkie poczynania?
Ed wskazał na Wiewiórkę Scootera. – Nie wyrzuciłaś jej.
– Bo jest wyjątkowa.
– Lubisz postacie z kreskówek Dieterlinga?
– Nawet jeśli tak, to co?
– Tylko pytam. A jak w tych wszystkich poczynaniach umieszczasz Buda White'a?
Inez wyrównała poduszkę. – Zabił dla mnie człowieka.
– Zabił go dla siebie.
– Ale to puto zwierzę i tak jest martwe. Policjant White przychodzi tu zapytać o
moje zdrowie. Ostrzega mnie przed tobą i panem Loewem. Mówi, że powinnam
współpracować, ale nie jest natarczywy. Nienawidzi ciebie, subtelny człowieku. Czuję
to.
– Jesteś bystrą dziewczyną, Inez.
– Tak naprawdę chcesz powiedzieć „jak na Meksykankę", nie mam złudzeń.
– Wcale nie, mylisz się. Jesteś po prostu bystra. I jesteś samotna, bo inaczej
kazałabyś mi wyjść.
Inez rzuciła gazetę na podłogę.
– Nawet jak jestem, to co z tego!
Ed podniósł ją. Zaznaczone strony: artykuł o Parku Marzeń.
– Będę wnioskował, żeby dać ci trochę czasu na wyzdrowienie i by pozwolono ci
składać zeznania nie osobiście, tylko pisemnie, kiedy już ta sprawa trafi do sądu. Jeśli
z innych źródeł uda nam się zebrać wystarczająco dużo dowodów, być może wcale nie
będziesz musiała zeznawać. A jeśli sobie tego nie życzysz, więcej już tu nie przyjdę.
Wpatrywała się w niego.
– Nadal nie mam się gdzie podziać.
– Czytałaś ten artykuł o otwarciu Parku Marzeń?
– Tak.
– Zauważyłaś nazwisko: Preston Exley?
– Tak.
– To mój ojciec.
– I co z tego? Wiem, że jesteś bogaty, skoro wyrzucasz pieniądze na pluszowe
zwierzęta.
I co z tego? Gdzie ja się podzieję?
Ed złapał poręcz od łóżka.
– W Lake Arrowhead mam domek letniskowy. Możesz tam zamieszkać. Nie dotknę
ciebie i wezmę cię na ceremonię otwarcia Parku Marzeń.
Inez dotknęła się w głowę. – A co z moimi włosami?
– Kupię ci ładną czapkę.
Inez zaczęła szlochać, przytuliła Wiewiórkę Scootera.

Ed spotkał się z saperami o świcie, jeszcze niezupełnie przytomny po tym, co mu


się śniło: Inez i inne kobiety. Ray Pinker przywiózł latarki, łopaty, wykrywacze metali;
sprawił, że wystosowano apel do ludności: świadkowie strzelanin w Griffith Park
zostali poproszeni o skontaktowanie się z policją w celu zidentyfikowania
strzelających. Miejsca, na które wskazywał raport, zostały podzielone na kwadraty –
były to niezmiennie strome, porośnięte krzakami stoki wzgórz. Mężczyźni kopali,
wyrywali rośliny z korzeniami, kręcili się z urządzeniami robiącymi tik, tik, tik –
znaleźli monety, aluminiowe puszki, rewolwer.32–kę.
Mijały godziny; słońce zaczynało chylić się ku linii horyzontu. Ed ciężko pracował,
wdychając ziemisty pył, ryzykując udar słoneczny. Znowu przyszły mu do głowy sny,
Inez była dla niego najważniejsza.
Przedtem była to Anne z balu w Marlborough School – zrobili to w dodge'u z
trzydziestego ósmego roku, jego nogi uderzały w drzwi. Penny z zajęć biologii na
Uniwersytecie Stanowym Kalifornii w LA: wódka w jego akademiku, szybkie zbliżenie
na trawniku. Cała seria łatwych patriotek, jednonocna przygoda ze starszą kobietą –
urzędniczką pracującą w policji. Trudno było sobie przypomnieć ich twarze;
próbował, ale widział tylko Inez – Inez bez siniaków, bez szpitalnej piżamy. Kręciło
mu się od tego w głowie, od upału też, był brudny, wycieńczony – ale i tak czuł się
wyśmienicie.
Minęło jeszcze kilka godzin – nie był już w stanie myśleć ani o kobietach, ani o
niczym innym. Minęło jeszcze trochę czasu, krzyki z dołu, ręka na jego ramieniu. Ray
Pinker trzymający na dłoni dwie łuski od dubeltówki i zdjęcie zadrapanej łuski.
Pasowały idealnie: identyczne ślady na łuskach i zdjęciu.

25

Minęły dwa dni, od kiedy skonfiskował wizytówkę FleurdeLis i nie miał pojęcia, czy
mu się w ogóle do czegoś przyda.
Dwa dni, jeden podejrzany: Lamar Hinton, wiek 26 lat, aresztowany pod zarzutem
napaści, skazany za napad z bronią w ręku, odsiedział dwa lata w Chino – zwolniony
warunkowo w marcu 51 roku. Obecne miejsce zatrudnienia: technik
telekomunikacyjny w P.C. Bell – przydzielony mu opiekun sądowy podejrzewał, że
dorabia na boku, instalując lewe linie telefoniczne bukmacherom.
Siedział wgapiony w zdjęcie z policyjnej kartoteki: Hinton był tym mięśniakiem,
którego widział w domu Timmy'ego Valburna. Dwa dni minęły i żadnego przełomu w
tkwiącym w martwym punkcie dochodzeniu. A rozwiązanie sprawy było przepustką
do Narkotyków, co teraz oznaczało, że sprawa ta nieuchronnie doprowadzi do
powołania na świadków Valburna i Billy'ego Dieterlinga – pedałów z szerokimi
znajomościami gdzie trzeba, którzy mogliby zrujnować mu karierę.
Dwa dni ślęczenia nad różnymi dokumentami – wszystkie, nawet okrężne, drogi
wyczerpane. Sprawdził raporty z innych przestępstw, rozmawiał z aresztantami –
wszyscy się wypierali – nikt nie przyznał się do kupienia kiedykolwiek takich
świerszczyków. Cały dzień zmarnowany; w Obyczajówce nic, co mogłoby uaktywnić
jego tropy: Stathis, Henderson, Kifka złożyli raport stwierdzający, że nic nie udało im
się ustalić, Miliard był zajęty przede wszystkim prowadzeniem sprawy Nite Owl –
pornografia nie była mu w głowie.
I w połowie drugiego dnia ząjarzył: lewy numer to Mięśniak.
W żadnym spisie telefonów nie ma FleurdeLis; gimnastyka mózgu okazała się
owocna – przypomniał sobie, kiedy pierwszy raz zobaczył wizytówkę. Bingo: to była
Wigilia 51, tuż przed Krwawymi Świętami. Sid Hudgens zorganizował aresztowanie za
trawę – przyskrzynił dwoje amatorów ziela, znalazł wizytówkę w ich mieszkaniu i
zaraz o niej zapomniał.
Jak to zauważył Sid: „Wszyscy mamy sekrety, Jack". Parł do przodu, napędzany tą
tajemniczą siłą: chciał wiedzieć, kto robił te świerszczyki – i dlaczego. W kadrach PC.
Bell tak długo grzebał w aktach pracowników, szukając mięśniaków, aż znalazł
Lamara Hintona.
Rozejrzał się po sali detektywów – ludzie wokoło rozmawiają tylko o Nite Owl, a
Wielki Vi ugania się za broszurkami dla onanistów.
Te fotki z orgii.
Robiły totalny zamęt w głowie. Ale osaczał ich. Hinton miał wytyczoną trasę: z
Gower do La Brea, z Franklin do Hollywood Reservoir. Przed południem miał
zakładać telefony na Creston Drive, North Ivar. Jack znalazł Creston w swym atlasie
samochodowym: Hollywood Hills, ślepo zakończony zaułek wysoko u góry. Podjechał
tam, zobaczył telefoniczną furgonetkę zaparkowaną przed pseudofrancuskim
zamkiem. Lamar Hinton był na słupie po drugiej stronie ulicy – w dziennym świetle
dobrze było widać jego monstrualne gabaryty.
Jack zaparkował, zlustrował furgonetkę – drzwi z tyłu były szeroko otwarte.
Narzędzia, książki telefoniczne, albumy Spade'a Cooleya – żadnych podejrzanie
wyglądających papierowych brązowych toreb.
Hinton przyglądał mu się; Jack podszedł, trzymając wyciągniętą przed siebie
odznakę. Hinton ześliznął się ze słupa: przynajmniej sześć stóp osiem cali, blondyn,
mięśnie na mięśniach.
– Jesteś z Warunkowych?
– Wydział Policji Los Angeles.
– To nie chodzi o moje zwolnienie?
– Nie, chodzi o to, byś chciał ze mną współpracować, żeby uniknąć powrotu za
kratki.
– O co...
– Twój opiekun sądowy nie jest zadowolony z pracy, którą masz, Lamar. Sądzi, że
robisz jakieś lewizny.
Hinton naprężył mięśnie: szyi, ramion, piersi.
– FleurdeLis, „Czegokolwiek zapragniesz" – rzucił nagle Jack. – Jeśli nie chcesz
kłopotów, to mów. Nie mówisz, wracasz do Chino.
Ostatnie drgnięcie mięśni.
– To ty włamałeś się do mojego samochodu.
– Jesteś prawdziwym Einsteinem. Do rzeczy, masz dosyć oleju w głowie, żeby być
informatorem?
Hinton przestąpił z nogi na nogę; Jack położył rękę na broni.
– FleurdeLis. Kto jest właścicielem, jak działa, co sprzedajecie? Co w tym robią
Dieterling i Valburn. Powiedz mi, a za pięć minut zniknę z twojego życia.
Mięśniak zastanawiał się: jego bluza pęczniała, przecięły ją zmarszczki. Jack wyjął
świerszczyk – rozłożone zdjęcie orgii.
– Nielegalne rozpowszechnianie materiałów pornograficznych, posiadanie i
sprzedaż narkotyków. Mam dosyć, by cię wysłać z powrotem do Chino aż do, kurwa,
siedemdziesiątego roku! Więc do rzeczy, rozwoziłeś takie świerszczyki dla FleurdeLis?
Hinton gwałtownie opuścił głowę.
– Ttak.
– Mądry chłopiec. No dobra, kto je trzaskał?
– Nnie wiem. Naprawdę, słowo honoru, nnie wiem.
– Kto pozował?
– Nie wwiem, ja tylko rozzzwoziłem.
– A Billy Dieterling i Timmy Valburn? Słucham.
– To ttylko kklienci. Pedały, no, lubią się zabawić z facetami.
– Dobrze ci idzie, a teraz bardzo ważne pytanie. Kto...
– Panie władzo, proszę, ja nie...
Jack wyciągnął swoją.38–kę. – Chcesz znaleźć się w następnym pociągu do Chino?
– Nnie.
– To mi odpowiedz.
Hinton odwrócił się, ścisnął słup.
– Ppierce Patchett. On prowadzi interes. Onon jest jakimś legalnym biznesmenem.
– Jak wygląda, numer telefonu, adres.
– Ma może z pięćdziesiąt coś. A mieszka to chyba w Bbrentwood. Nie znam jego
nnumeru, bo płaci mmi ppocztą.
– To za mało o tym Patchetcie. Nawijaj.
– On ssprzedaje ekstra dziewczyny zrobione na gwiazdy kina. Jjest bogaty.
Sspotkałem go tylko raz.
– Kto ciebie przedstawił?
– To Chchester, facet, którego spotykałem w Mmuscle Beach.
– Chester jak?
– Nie wiem...
Hinton napiął mięśnie, zrobił się bardziej nerwowy. Jack zauważył, że może być
źle, więc zmienił temat: – Co jeszcze sprzedaje Patchett?
– Mnóstwo chchłopaków i dździewczyn.
– A co sprzedaje we FleurdeLis?
– Czczegokolwiek zzapragniesz.
– Hasło reklamowe zostaw sobie. O co konkretnie w tym chodzi?
Teraz już był bardziej wkurzony niż wystraszony: – Chłopcy, dziewczęta, alkohol,
prochy, magazyny, kajdanki i różne akcesoria!
– No, wystarczy już tego. A kto poza tobą rozwozi?
– Ja i Chester. On pracuje w ciągu dnia. Ja nie lubię...
– Gdzie urzęduje ten Chester?
– Nie wiem!
– Spokojnie, spokojnie. Mnóstwo ładnych ludzi z kupą kasy korzysta z usług
FleurdeLis, tak?
– Ttak.
– W furgonetce były płyty. A Spade Cooley? Jest klientem?
– Nnie. Dostaję płyty za darmo, bo imprezuję razem z tym gościem, Burtem
Perkinsem.
– Niech ci będzie. Nazwiska niektórych klientów. Dawaj.
Słup w rękach Hintona zadrżał. Jack ocenił sytuację: jak ten potwór na niego ruszy,
to i sześć.38–ek nie wystarczy.
– Pracujesz dzisiaj wieczorem?
– Ttak.
– To gdzie to jest?
– Nie... proszę.
Jack przeszukał go: portfel, drobne, brylantyna, klucz na łańcuchu. Zdjął klucz;
wtedy Hinton przywalił nagle głową. Bam bam – i krew na słupie.
– Szybko, dawaj ten adres i znikam.
Znowu bam bam – i krew na czole potwora.
– Cheramoya 5261B.
Jack upuścił zawartość jego kieszeni na ziemię.
– Nie przychodź tam dzisiaj wieczorem. Zadzwoń do opiekuna sądowego i powiedz
mu, że mi pomogłeś, że chcesz, by cię zgarnęli za naruszenie warunków zwolnienia.
Powiedz mu, żeby ciebie gdzieś ulokował. Z tym, co mi teraz podałeś, nie masz nic
wspólnego, a jeśli dotrę do Patchetta, postaram się, by myślał, że farbę puścił jakiś
facet od świerszczyków. Ale jak wieczorem zobaczę, że zniknęły prochy i reszta, to
masz powrót do Chino jak w banku.
– Aale przecież już mi to mmówiłeś.
Jack pobiegł do swojego samochodu, wcisnął gaz do dechy. Hinton gołymi rękoma
rozkołysał słup.
Pierce Patchett, pięćdziesiąt coś, jakiś legalny biznesmen".
Jack znalazł automat telefoniczny, zadzwonił do swoich źródeł. Znaleźli mu: Pierce
Morehouse Patchett, urodzony 30.06.1902 w Grosse Pointę, Michigan. Nie notowany,
Gretna Greeri 1184, Brentwood. Trzy drobne wykroczenia drogowe od 1931 roku.
Niewiele. Wykręcił do Sida Hudgensa – pieprzyć jego dziwne zachowanie. Zajęte,
no to telefon do Morty'ego Bendisha z Mirrom.
– City Room, Bendish.
– Cześć, Morty, mówi Jack Vincennes.
– Wielki Vi! Jack, kiedy wracasz do pracy w Narkotykach? Potrzebuję jakichś
dobrych historii z prochami.
Morty chciał tylko sensacji.
– Wracam, jak tylko uda mi się rozwiązać jakąś sprawę dla nieskazitelnego Russa
Miliarda. A ty możesz mi w tym pomóc.
– Nawijaj, zamieniam się w słuch.
– Pierce Patchett. Mówi ci coś to nazwisko?
Bendish gwizdnął. – A w czym rzecz?
– Nie mogę ci jeszcze podać. Ale jeśli gościu ma coś na sumieniu, masz wyłączność.
– Dałbyś mi to przed Sidem?
– Jasne. A teraz zamieniam się w słuch.
Kolejne gwizdnięcie.
– Niewiele tego mam, ale za to ekstra. Patchett to postawny, przystojny gość, ma
chyba pięćdziesiątkę, ale wygląda na trzydzieści osiem. Jest w LA od jakichś
dwudziestu pięciu lat. Ekspert od judo czy jujitsu, czegoś takiego. Chemik, nie wiem
czy samouk, czy studiował chemię w college'u. Jest warty kupę szmalu i wiem, że
pożycza kasę biznesmenom na trzydzieści procent i za działkę z ich interesów, wiem,
że nielegalnie sfinansował mnóstwo filmów. Ciekawe, co? To jeszcze nie wszystko:
krążą pogłoski, że jest nałogowym palaczem heroiny, że był na detoksie w klinice
Terry'ego Luxa. Czyli w skrócie można powiedzieć, że niezły z niego ananas, i to
bardzo wpływowy.
Terry Lux – chirurg plastyczny gwiazd. Właściciel sanatorium: gorzała, odwyki,
aborcje, detoksykacja z heroiny na życzenie – gliniarze udawali głuchych, Terry leczył
u siebie polityków z LA za darmo.
– To wszystko, co wiesz, Morty?
– Mało ci? Może Sid wie to, czego ja nie wiem. Zadzwoń do niego, ale pamiętaj, że
mam wyłączność.
Jack rozłączył się, zadzwonił do Sida Hudgensa. Sid odebrał:
– Tu Cicho Sza!, nieoficjalnie i w tajemnicy.
– Mówi Vincennes.
– Jackie! Masz coś ciekawego na temat Nite Owl dla kumpla?
– Nie, ale będę miał uszy otwarte.
– A może masz jakiś cynk z Narkotyków? Chcę zrobić całe jedno wydanie
poświęcone ćpunom – czarni muzycy jazzowi i gwiazdy kina, może powiązać ich jakoś
z komunistami, zamieszanie z tą całą Rosenberg sprawiło, że rozgorączkowani ludzie
biegali z termometrami w dupach. Podobało ci się?
– Rewelacja. Sid, słyszałeś o gościu nazwiskiem Pierce Patchett?
Cisza – długie sekundy. Cały Sid, aż za bardzo.
– Jackie, wiem tylko, że jest bardzo bogaty, i tyle. Nie jest pedałem, nie jest
komuchem i nie zna nikogo, kto mógłby paść ofiarą moich artykułów. Gdzie o nim
słyszałeś?
Wciskanie kitu Sid wyczułby teraz od razu.
– Od dystrybutora świerszczyków.
Trzask, charczący oddech.
– Jack, świerszczyki są dla frustratów, dla smutasów, którzy nie mogą już się
bzykać. Daj sobie z tym spokój i odezwij się, kiedy będziesz coś dla mnie miał,
gabishe?
Słuchawka opadła – bang! Drzwi się zatrzasnęły, wstęp zakazany, granica, której
nie możesz przekroczyć. A na tych drzwiach był napis: MALIBU RENDEZVOUS. Czas
ruszać do Biura.

W Obyczajówce było pusto, tylko Miliard i Thad Green stali koło szatni. Jack rzucił
okiem na tablicę zadań – dalej żadnych poszlak – skradając się, ruszył do magazynu.
Otwarty – łatwo będzie coś zwędzić. Okoliczności mu sprzyjały, bo przełożeni skupili
się na rozmowie o Nite Owl.
– Russ, wiem, że chcesz się znaleźć w zespole. Ale Parker chce Dudleya.
– On przecież alergicznie reaguje na Murzynów, komendancie. Obaj o tym wiemy.
– Nazywasz mnie komendantem, tylko kiedy czegoś ode mnie chcesz, kapitanie.
Miliard roześmiał się.
– Thad, saperzy znaleźli w Griffith Park łuski pasujące do tych z Nite Owl i
słyszałem, że ci z Siedemdziesiątej Siódmej namierzyli portfele i portmonetki, to
prawda?
– Tak, godzinę temu, w kanalizacji. Poplamione krwią, bez odcisków. Instytut
Ekspertyz Sądowych stwierdził, że jest na nich krew ofiar. To czarni, Russ. Jestem
tego pewien.
– Nie sądzę, by to byli ci trzymani w areszcie. Wyobrażasz sobie, że po gwałcie
obwożą dziewczynę po znajomych, by mogli ją wykorzystać, a potem jadą jeszcze z
powrotem kawał drogi do Hollywood, żeby odwalić robotę w Nite Owl – kiedy dwóch
z nich jest naćpanych barbituranami?
– To kawał drogi, zgadzam się. Musimy znaleźć resztę gwałcicieli i skłonić Inez
Soto do mówienia. Jak na razie odmawia. Ale Ed Exley pracuje nad nią, a on jest
bardzo dobry.
– Thad, ale ja nie pozwolę, żeby mój egoizm komplikował sytuację. Jestem
kapitanem, a Dudley porucznikiem. Razem będziemy kierować dochodzeniem...
– Martwię się więc o twoje serce.
– To, że miałem atak serca pięć lat temu, nie czyni mnie kaleką.
Green roześmiał się.
– Porozmawiam z Parkerem. Jezu, ty i Dudley. Co za para.
Jack znalazł to, czego szukał: podsłuch na telefon z magnetofonem i słuchawkami.
Wyniósł je bocznymi drzwiami, nikt nie zauważył.

O zmierzchu, na Cheramoya Avenue, Hollywood, przecznica odchodząca od


Franklina. Numer 5261 to czterorodzinny dom w stylu Tudorów, dwa mieszkania na
górze, dwa na dole. Żadnych świateł – szansa, że wymiotło już Chestera, człowieka z
dziennej zmiany.
Jack wcisnął domofon przy B – żadnej reakcji. Przystawił ucho do drzwi,
nasłuchiwał – kompletna cisza. Otworzył drzwi kluczem. Bingo: jedno spojrzenie i
wiedział, że Hinton dotrzymał słowa – nie było ewakuacji.
Raj dla lubiących różnorodność zboczeńców – półki od podłogi po sufit wypchane
smakołykami: Marycha: liście, dorodne pąki. Tabletki: amfa, kilka rodzajów pastylek
z barbituranami. Specyfiki: laudanum, mieszanki kodeiny, chwytliwe nazwy:
Wizjoskop, Wschód Słońca w Hollywood, Marsjański Blask. Absynt, czysty alkohol w
pintach, kwartach, połowach galonów. Eter, pastylki hormonalne, torebki kokainy,
heroiny. Pudełka z filmami, sprośne tytuły: Pan Duży Fiut, Analna miłość, Orgietka,
Licealny gwałt, Klub gwałcicieli, Pociągająca dziewica, Gorąca murzyńska miłość,
Przeleć mnie dziś wieczorem, Słodka szparka Susie, Zakochani chłopcy, Żądze w
szatni, Obciągnij facetowi, Jezus rżnie papieża, Raj dla obciągaczy, Analne żądze
chłopców Ramroda, Król Randy Rottweiler. Stare pornograficzne pisma: dziewczyny
robiące lody, zbliżenia szparek. Zakurzone – nie cieszą się popularnością; obok puste
miejsca, może te dobre, jego świerszczyki, tam właśnie leżały: czy Lamar je właśnie
sprzątnął? Dlaczego miałby to zrobić? Cała reszta wystarczyłaby, by ktoś poszedł
siedzieć do 2000 roku.
Zdjęcia – jakby z ukrytej kamery – gwiazdy filmowe jak je Bóg stworzył. Lupe
Velez, Gary Cooper, Johnny Weissmuller, Carole Landis, Clark Gable, liżąca Tallulah
Bankhead, ciała w pozycji 69 na stołach prosektoryjnych. Kolorowe zdjęcie: Joan
Crawford i jej partner, szczodrze obdarzony przez naturę Samoańczyk. Wibratory,
psie obroże, baty, łańcuchy, fiolki ze sproszkowanym rogiem nosorożca, majtki,
staniki, obręcze na penisa, cewniki, szpryce do lewatywy, czarne buty z jaszczurek na
sześciocalowych szpilkach i manekin kobiety przykryty brezentem – gipsowy,
gumowe wargi, przyklejone włosy łonowe, uchwyt zrobiony z ogrodowego węża.
Jack znalazł łazienkę i odlał się. W lustrze zobaczył swoją twarz: starą, dziwną.
Ruszył do pracy: pluskwa w telefon, świerszczyk dla staruszków przekartkowany.
Kiepska jakość, pewnie robione w Meksyku: latynoskie fryzury na obwiesiowatych
modelach. Łeb od tego aż pękał: poczuł zawroty, jak po sporej dawce prochów. Prochy
na półce sprawiły, że zaczął się ślinić; zaczął wyobrażać sobie Karen wśród innych
modelek na zdjęciach. Chodził po pokoju, namierzył puste miejsce, podniósł dywan.
Znalazł słodką kryjówkę: piwnica, schody prowadzące do pustej, czarnej przestrzeni.
Wtedy zadzwonił telefon.
Jack włączył magnetofon, podniósł słuchawkę.
– Witam. Czegokolwiek zapragniesz – rzucił głosem naśladującym Lamara
Hintona.
Klik, rozłączono się, nie powinien był używać tego hasła. Minęło pół godziny,
telefon.
– Cześć, tu Lamar – teraz brzmiał zwyczajnie. Chwila ciszy, klik.
Kilka papierosów pod rząd – rozbolało go gardło. Zadzwonił telefon. Spróbował
bełkotliwie: – Taaak?
– Cześć, tu Seth z Bel Air. Przywieziesz coś?
– Jasne.
– Może być kwarta absyntu. Pospiesz się, to dostaniesz przyjemny napiwek.
– Hm... przypomnij mi swój adres, co?
– Mogłeś zapomnieć taką chałupę jak moja? Roscomere 941. I nie ociągaj się.
Jack rozłączył się. Znowu dryń dryń. – Tak?
– Lamar, powiedz Pierce'owi, że muszę... Lamar, to ty, chłopcze?
S1D HUDGENS.
Za Lamara, drżącym głosem: – Hm, no. Kto mówi? Klik.
Jack wcisnął „Replay". To Hudgens mówił, powoli do niego dotarło:
S1D ZNAŁ PATCHETTA. S1D ZNAŁ LAMARA. S1D WIEDZIAŁ O FLEURDELIS.
I znowu zadzwonił telefon, Jack zignorował go. Czas na ewakuację – zabrać
pluskwę, wytrzeć aparat, wytrzeć wszystkie magazyny, które oglądał. Za drzwiami
poczuł mdłości – nocne powietrze wyostrzało zmysły. Usłyszał wycie samochodowego
silnika.
Strzał rozbił przednie okno; dwa kolejne rozwaliły drzwi.
Wtedy Jack wyciągnął pistolet, strzelił – samochód zawrócił, nie miał świateł.
Kiepsko wycelował: dwa strzały trafiły w drzewo i potrzaskały korę. Jeszcze trzy
pociągnięcia, pudła, samochód się oddalał. Gdzieś obok otworzyły się drzwi – naoczni
świadkowie nie byli mu potrzebni.
Jack dobiegł do swojego auta, bez świateł dojechał aż do Franklina. Tam wpasował
się w sznur pojazdów. Nie potrafił rozpoznać wozu, z którego strzelano: było ciemno,
nie miał włączonych świateł, wszystkie samochody wokół wyglądały tak samo.
Pojechał prosto do Bel Air.
Roscomere Road była kręta, pnąca się stromo w górę, przed posiadłościami rosły
palmy.
Jack znalazł 941, wjechał na podjazd. Okrągły, z widokiem na duży dom, w
pseudohiszpańskim stylu: parterowy, z niskim, skośnym dachem. Samochody w
rzędzie – jaguar, packard, dwa cadillaki, rollsroyce. Jack wysiadł – nikogo w polu
widzenia. Przykucnął, spisał numery rejestracyjne. Pięć wozów: eleganckich, żadnych
toreb z FleurdeLis na pluszowych przednich siedzeniach. W domu jasno oświetlone
okna, jedwabne zasłony. Jack podszedł i zajrzał do środka.
Od razu wiedział, że nigdy nie zapomni tych kobiet.
Jedna była prawie Ritą Hayworth z filmu „Gilda". Druga, w zielonej sukni, do
złudzenia przypominała Ave Gardner. Następna podobna do Betty Grabie – strój
kąpielowy z cekinami, siatkowe pończochy. Mężczyźni w smokingach rozmawiali w
grupkach – byli tylko tłem. Nie mógł oderwać oczu od kobiet.
Łudząco podobne. To Hinton mówił o Patchetcie: „Sprzedaje te ekstra dziewczyny
zrobione na gwiazdy kina." Wtedy nie tak zrozumiał „zrobione": te kobiety zostały
starannie dobrane, wykreowane i ulepszone przez eksperta. Niesłychane.
Veronica Lake przeszła przez oświetlony pokój. Jej twarz nie była aż tak podobna:
po prostu emanowała tym kocim wdziękiem. Mężczyźni stojący w tle ruszyli w jej
stronę.
Jack przycisnął twarz do szyby. Wywołujące zawroty głowy świerszczyki,
prawdziwe kobiety. Sid, to trzaśniecie drzwiami, nieprzekraczalna granica.
Pojechał do domu, dręczyły go silne zawroty głowy – był obolały, niespokojny,
nerwowy. Zauważył wizytówkę Cicho Sza! na swoich drzwiach, na dole było napisane:
„Malibu Rendezvous".
Oczyma wyobraźni zobaczył nagłówki:
NAĆPANY WRÓG PROCHÓW ZABIJA DWOJE NIEWINNYCH OBYWATELI!
SŁYNNY GLINIARZ SKAZANY ZA PODWÓJNE MORDERSTWO!
KOMORA GAZOWA DLA WSPANIAŁEGO WIELKIEGO VI!
BOGATA DZIEWCZYNA ŻEGNA SKAZAŃCA W CELI ŚMIERCI!

26

Weszli, trzymając się pod ramię – Inez Soto w swojej najlepszej sukience i woalce
zakrywającej siniaki. Ed wystawił swoją odznakę, dzięki niej udało im się przebić
przez tłum dziennikarzy. Ochroniarze ustawiali gości w kolejki – Park Marzeń został
otwarty.
Inez była zdezorientowana: szybkie oddechy wprawiały w falowanie jej woalkę. Ed
spojrzał w górę, w dół, na boki – każdy drobiazg przywodził mu na myśl ojca.
Wielki bal – Main Drag, USA, 1920 – fontanny z wodą sodową, szafy grające,
tańczący ludzie: gliniarz podrygujący do rytmu, sprzedawca gazet żonglujący
jabłkami, aktorki tańczące charlestona. Amazonka: mechaniczne krokodyle, łodzie do
wypraw po dżungli. Pokryte śniegiem stożki gór; sprzedawcy rozdający czapki z
uszami myszy. Kolejka Myszki Moochie, wyspy tropikalne – całe akry magii.
Przejechali się kolejką: pierwszym wagonem, inauguracyjną jazdą. Duża prędkość,
do góry nogami, na boki – Inez chichotała. Tobogany na Górze Paula; lunch: hot dogi,
lody, kuleczki serowe Myszki Moochie. Potem do „Pustynnej Idylli", „Domu Zabawy
Danny'ego", wystawy poświęconej wyprawie w kosmos. Inez cały czas była
oszołomiona: aż krztusiła się z podniecenia. Ed ziewał – dawało o sobie znać
wczorajsze siedzenie do późna.
W nocy na komisariacie bez odpoczynku: strzelanina w Cheramoya, nie schwytano
żadnego ze sprawców. Musiał pojechać na miejsce zdarzenia: budynek mieszkalny,
strzały oddane w część parterową. Dziwna sprawa: znaleziono łuski.38–ki i.45–ki,
wszystkie półki w dużym pokoju były puste – oprócz pewnej ilości akcesoriów
sadomasochistycznych, i wyłączony telefon. Właściciela budynku nie udało się ustalić;
zarządca mówił, że był opłacany pocztą, czekami na okaziciela, miał darmowe
mieszkanie i stówę na miesiąc, więc był zadowolony i nie zadawał pytań – nie potrafił
nawet powiedzieć, jak nazywa się lokator zajmujący tę dziurę. Wygląd mieszkania
wskazywał na to, że w bardzo szybkim tempie ktoś się ewakuował – ale nikt nic nie
widział. Cztery godziny pisania raportu – cztery godziny stracone dla dochodzenia w
sprawie Nite Owl.
Wystawa była nudna – ukłon w stronę kultury. Inez wskazała na damską toaletę;
Ed wyszedł na zewnątrz. Na promenadzie parada VIPów – Timmy Valburn
oprowadzający jakieś grube ryby.
Zdziwiła go pierwsza strona Heralda: Park Marzeń i Nite Owl, jakby nic innego się
nie liczyło.
Próbował przesłuchiwać Coatesa, Jonesa i Fontaine'a – nie odezwali się ani
słowem. Naoczni świadkowie odpowiedzieli na apel, by zidentyfikować osoby
strzelające w Griffith Park, ale nie rozpoznali trzech przebywających w areszcie
Murzynów: mówili, że „nie są zupełnie pewni". Teraz sprawdzano również samochody
marki ford i chevy wyprodukowane w latach 48–50, ale jak na razie nie trafiono na
nic interesującego. Trwała rywalizacja o kierownictwo nad prowadzeniem sprawy:
komendant Parker popierał Dudleya Smitha, Thad Green Russa Miliarda. Nie
znaleziono dubeltówek, ani śladu mercury'ego Sugara Raya. Portfele i portmonetki
należące do ofiar były w kanalizacji kilka kwartałów od hotelu Tevere – w połączeniu z
pasującymi łuskami znalezionymi w Griffith Park stało się to, o czym nie informowały
gazety: Ellis Loew naciskał na Parkera, by on naciskał na niego: „Jak na razie sprawa
jest poszlakowa, więc niech Exley pracuje nad tą Meksykanką – wygląda na to, że się
zbliżyli. Niech ją namówi na przesłuchanie pod wpływem skopolaminy, dostańmy
jakieś pikantne szczegóły gwałtu i ustalmy raz na zawsze, czy nasi podejrzani mogli
być tamtej nocy w Nite Owl..."
Inez usiadła koło niego. Mieli widok na Amazonkę, gipsowe góry.
– Dobrze się czujesz? – spytał Ed. – Chcesz wracać?
– Tak naprawdę to chcę papierosa, a przecież nawet nie palę.
– Więc lepiej nie zaczynaj. Inez, czy ty...
– Tak, wprowadzę się do twojego domu letniskowego.
Ed uśmiechnął się. – Kiedy podjęłaś decyzję?
– W łazience. – Inez wcisnęła woalkę pod kapelusz. – Leżała tam gazeta, gdzie Ellis
Loew z lubością się na mnie wyżywa. Taki był szczęśliwy, że pomyślałam, iż
powinniśmy się trochę od siebie zdystansować. Wiesz, nie podziękowałam ci jeszcze
za kapelusz.
– Nie musisz.
– Właśnie że muszę, bo w towarzystwie miłych dla mnie Angoli z natury nieładnie
się zachowuję.
– Jeśli oczekujesz inteligentnej puenty z mojej strony, to chyba takiej nie ma.
– Właśnie że jest. A dla przypomnienia, nie powiem ci o tym, nie będę oglądała
zdjęć i nie będę świadczyć przed sądem.
– Inez, podsunąłem im, by dali ci na razie odpocząć.
– I „na razie" jest tą puentą, a inną sprawą jest to, że podobam ci się, z czego się
cieszę, bo swego czasu wyglądałam lepiej, a i żaden Meksykanin nigdy nie zechciałby
dziewczyny, którą zgwałciła banda negrito putos. I nie żebym kiedykolwiek
przepadała za Meksykanami. Wiesz, co jest przerażające, Exley?
– Mówiłem ci, żebyś mówiła mi Ed.
Inez wywróciła oczyma. – Mam okropnego brata Eduarda, więc będę się do ciebie
zwracać per Exley. Wiesz, co jest przerażające? To, że dzisiaj dobrze się czuję, bo tutaj
jest jak w pięknym śnie, ale wiem, że znowu będzie ze mną naprawdę niedobrze, bo
to, co się stało, było sto razy bardziej realne niż to, co tu nas otacza. Rozumiesz?
– Rozumiem. Jak na razie, powinnaś spróbować mi zaufać.
– Nie ufam ci, Exley. „Na razie" nie, a może nigdy nie będę.
– Tylko mi możesz zaufać.
Inez opuściła woalkę.
– Nie ufam ci, bo ty wcale nie nienawidzisz ich za to, co zrobili. Może wydaje ci się,
że tak, ale jednocześnie robisz karierę. To Wbite ich nienawidzi. Zabił mężczyznę,
który mnie zranił. Nie jest taki inteligentny jak ty, więc może jemu mogę zaufać.
Ed wyciągnął rękę – Inez odsunęła się.
– Chcę, żeby umarli. Absolutamente muerto. Comprende?
– Ja comprende. A czy ty comprende, że twój ukochany policjant White jest
zwykłym, cholernym oprychem?
– Tylko jeśli ty comprende, że jesteś o niego zazdrosny. Słuchaj, o Boże... To Ray
Dieterling i jego ojciec.
Ed wstał; Inez też się podniosła, z powiększonymi z wrażenia oczyma.
– Raymond Dieterling, mój syn, Edmund – powiedział Preston. – Edmundzie,
przedstawisz młodą damę?
Inez, prosto do Dieterlinga: – Sir, miło pana poznać. Byłam... och, po prostu jestem
zagorzałą wielbicielką pana stworków.
Dieterling uścisnął jej rękę.
– Dziękuję, moja droga. A jak się nazywasz?
– Inez Soto. Widziałam... och, jestem po prostu zagorzałą wielbicielką.
Dieterling uśmiechnął się, posmutniał – historia dziewczyny była na pierwszych
stronach gazet. Odwrócił się do Eda.
– Sierżancie, miło było się spotkać.
Dobry uścisk ręki.
– Sir, to był zaszczyt. I gratulacje.
– Dziękuję. Podzielę się tymi gratulacjami z twoim ojcem. Preston, twój syn ma
gust, jeśli chodzi o kobiety, prawda?
Preston roześmiał się.
– Panno Soto, Edmund rzadko wykazywał się takim dobrym smakiem. – Podał
Edowi kawałek papieru. – Jakiś funkcjonariusz szeryfa dzwonił do domu, szukając
ciebie. Zapisałem wiadomość.
Ed wziął świstek; Inez zarumieniła się pod woalką. Dieterling uśmiechnął się do
niej.
– Dobrze się bawicie w Parku Marzeń?
– Tak. O Boże, tak.
– Cieszę się i chcę, byś wiedziała, że masz tu zapewnioną dobrą pracę, jeśli
kiedykolwiek byś chciała. Wystarczy tylko szepnąć słówko.
– Dziękuję, dziękuję, sir – Inez zachwiała się. Ed przytrzymał ją, patrząc na
papierek:
„Stensland na popijawie w Raincheck Room, W. Gage 3871. Spotkanie przestępcze,
opiekun sądowy powiadomiony. Czekamy na ciebie, Keefer".
Partnerzy skłonili się na pożegnanie; Inez im pomachała.
– Zawiozę cię z powrotem, ale po drodze muszę na chwilkę gdzieś wpaść –
powiedział Ed.

Jechali z powrotem do LA, radio było włączone, Inez wystukiwała rytm na desce
rozdzielczej. Ed wyobrażał sobie różne warianty rozwoju sytuacji: Stensland
druzgotany krótkimi, uszczypliwymi uwagami. Dotarli do Raincheck Room – Ed
zaparkował za nieoznakowanym samochodem szeryfa. – Za chwilę wrócę. Zostań
tutaj, dobrze?
Inez pokiwała głową. Pat Keefer wyszedł z baru; Ed wysiadł, gwizdnął. Keefer
zbliżył się; Ed odciągnął go na bok od Inez.
– Ciągle jest w środku?
– Tak, śmierdzący pijak. Już prawie straciłem nadzieję, że się zjawisz.
Stali w uliczce za barem. – Gdzie jest facet z sądu?
– Powiedział mi, żebym ja go wziął. Ten teren jest pod jurysdykcją okręgu. Jego
kumple sobie poszli, więc jest sam.
Ed wskazał na uliczkę.
– Wyprowadź go tu skutego kajdankami.
Keefer z powrotem wszedł do środka; Ed czekał przy drzwiach wychodzących na
uliczkę. Krzyki, uderzenia, Dick Stens wyprowadzony siłą: śmierdzący, niechlujnie
ubrany. Keefer odciągnął mu głowę do tyłu; Ed uderzył go: w górę, w dół, młócił
pięściami tak długo, aż zaczął tracić siłę w rękach. Stens upadł na ziemię i zaczął
wymiotować; Ed kopnął go w twarz, odszedł niepewnym krokiem. Inez na chodniku. I
jej komentarz:
– To policjant White jest według ciebie zbirem?

27

Bud dał kobiecie kawę – trzeba się jej pozbyć, a potem iść zobaczyć przymkniętego
Stensa. Carolyn jakaś tam, w Orbit Lounge wyglądała ładnie, poranne światło dodało
jej dziesięć lat. Musiał kogoś poderwać: akurat wtedy dowiedział się o Dicku, jeśli nie
udałoby mu się znaleźć jakiejś kobiety, znalazłby Exleya i go zabił. Nie była zła w
łóżku – ale musiał myśleć o Inez, żeby wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu, przez to
czuł się podle; szansa, że Inez zrobiłaby to z nim z miłości, były jak sześć trylionów do
jednego. Przestał o niej myśleć – resztę nocy spędzili na nudnej rozmowie i piciu
brandy.
– Chyba powinnam już iść – zauważyła Carolyn.
– Zadzwonię do ciebie.
Rozległ się dzwonek. Bud odprowadził Carolyn do drzwi. Na zewnątrz stali: Dudley
Smith i frajer z West Valley – Joe DiCenzo. Dudley uśmiechnął się, DiCenzo pokiwał
głową. Carolyn natychmiast wymknęła się szybkim krokiem – jakby wiedziała, że oni
wiedzieli, po co była u Buda. Bud obrzucił spojrzeniem sypialnię: narzuta na ziemi,
butelka, dwa kubki. DiCenzo wskazał na łóżko.
– Otóż i jego alibi, ale i tak czułem, że to nie jego robota.
Bud zamknął drzwi.
– Jaka robota? Szefie, o co tu chodzi?
Dudley westchnął.
– Chłopcze, obawiam się, że przynoszę złe wieści. Zeszłej nocy znaleziono w pokoju
motelowym młodą dziewczynę nazwiskiem Kathy Janeway, zgwałconą i pobitą na
śmierć. W jej torebce znaleziono twoją wizytówkę. A sierżant DiCenzo wiedział, że
jesteś moim protegowanym i zadzwonił do mnie. Pojechałem na miejsce zbrodni,
znalazłem kopertę zaadresowaną do panny Janeway i natychmiast rozpoznałem twój
raczej niewyrobiony charakter pisma. Wytłumacz wszystko krótko, chłopcze. Sierżant
DiCenzo prowadzi śledztwo i chce ciebie wyeliminować z kręgu podejrzanych.
Obłęd – szlochająca mała Kathy. Bud zmyślił na poły prawdziwą historię.
– Zajmowałem się zbieraniem informacji o Cathcarcie i dziwka, która dla niego
pracowała, powiedziała mi, że ta Janeway była ostatnią jego dziewczyną, ale jej nie
sprzedawał. Pogadałem z nią, nie wiedziała nic, o czym warto by wspominać w
raporcie. Mówiła tylko, że ta dziwka ma pieniądze, które Cathcart przeznaczył dla
niej, i nie chce ich jej dać. Wydoiłem więc ją sam i wysłałem pieniądze dziewczynie.
DiCenzo potrząsnął głową. – Czy dojenie dziwek to dla ciebie norma?
Dudley westchnął.
– Bud ma sentymentalną słabość do płci pięknej i uważam jego sprawozdanie za
satysfakcjonujące, mając oczywiście na względzie tę jego słabość. Chłopcze, kim jest ta
„dziwka", o której wspomniałeś?
– Cynthia Benavides, alias „Grzeszna Cindy".
– Chłopcze, ani słowem nie wspomniałeś o niej w złożonych przez siebie raportach.
Które były raczej skąpe, mógłbym dodać...
Lepiej kłamać: ani słowa o świerszczyku, przeszukaniu mieszkania Cathcarta,
alfonsie, który sprzedał Kathy Duke'owi.
– Nie wydawała mi się ważna.
– Ale jest potencjalnym świadkiem w sprawie Nite Owl. I czyż nie uczyłem ciebie,
byś sporządzał wyczerpujące raporty?
Teraz już był wściekły – widział Kathy na stole prosektoryjnym.
– Tak, uczył pan.
– A do czego właściwie doszedłeś od naszego ostatniego spotkania przy kolacji? Już
wtedy powinieneś wspomnieć mi o pannie Janeway i pannie Benavides...
– Cały czas sprawdzam znanych znajomych Lunceforda i Cathcarta.
– Chłopcze, rola znanych znajomych Lunceforda w tym śledztwie jest marginalna.
Czy dowiedziałeś się czegoś o Cathcarcie?
– Nie.
Dudley zwrócił się do DiCenzo: – Przekonałeś się, przyjacielu, że Bud nie jest
człowiekiem, którego szukasz?
DiCenzo wyjął cygaro.
– Tak. I przekonałem się, że nie jest najbystrzejszym ze stworzeń na tej ziemi.
White, wysil się i powiedz mi, kto twoim zdaniem załatwił tę dziewczynę?
Czerwony sedan: motel, Cahuenga. A głośno: – Nie wiem.
– Zwięzła odpowiedź. Joe, pozwól mi zamienić kilka słów na osobności z moim
przyjacielem, dobrze?
DiCenzo wyszedł, zaciągając się; Dudley oparł się o drzwi.
– Chłopcze, nie możesz wyciskać pieniędzy z prostytutek, żeby spłacać nieletnie
kochanki. Rozumiem twoje przywiązanie do kobiet i wiem, że jest ono nierozerwalną
częścią twej policyjnej persony, ale nie można tolerować takiego zbyt daleko idącego
zaangażowania, więc od tej chwili nie zajmujesz się już Cathcartem i Luncefordem,
tylko rozpracowujesz sprawę z drugiego końca, czyli zostaniesz chwilowo
przydzielony do pracy w Darktown. A teraz posłuchaj: komendant Parker i ja
jesteśmy przekonani, że trzech aresztowanych Murzynów popełniło zbrodnię w Nite
Owl albo, co jest jednak mało prawdopodobne, ma to na sumieniu jakaś inna banda
kolorowych. Ciągle nie mamy broni, której używano, ani samochodu Coatesa, a Ellis
Loew chce mieć więcej dowodów przed wstępnym przesłuchaniem podejrzanych
przez ławę przysięgłych. Nasza droga panna Soto nie będzie mówić i obawiam się, że
musimy skłonić ją do jak najszybszego wzięcia skopolaminy i zorganizować
przesłuchanie. Twoim zadaniem jest przejrzenie kartoteki i przepytanie Murzynów
mających na koncie przestępstwa seksualne. Musimy znaleźć ludzi, którym nasza
nieświęta trójca pozwoliła pastwić się nad panną Soto, i wydaje mi się, że ta robota
powinna ci odpowiadać. Zrobisz to dla mnie?
Wielkie słowa – cały czas nie mógł dojść do siebie po usłyszeniu, że Kathy nie żyje.
– Jasne, panie Dud.
– Dobry chłopak. Podbijaj kartę zegarową, kiedy będziesz wchodził i wychodził z
komisariatu na 77 Ulicy, i pisz bardziej wyczerpujące raporty.
– Jasne, szefie.
Smith otworzył drzwi.
– Udzieliłem ci tej nagany z dużą dozą sympatii. Zdajesz sobie z tego sprawę?
– Jasne.
– Świetnie. Wiele o tobie myślę, chłopcze. Komendant Parker zgodził się na moje
nowe propozycje kadrowe i już podpisałem co trzeba Dickowi Carlisle'owi i Mike'owi
Breuningowi. Kiedy zamkniemy sprawę Nite Owl, poproszę, żebyś się do nas
przyłączył.
– Miło się tego słucha, szefie.
– To świetnie. I chłopcze? Jestem pewien, że już to wiesz, ale aresztowano Dicka
Stenslanda, a Ed Exley miał w tym swój udział. Z twojej strony nie ma być żadnego
odwetu. Rozumiesz?

Czerwony sedan być może ma coś wspólnego ze sprawą. Może też to przetrząśnięte
i wysprzątane mieszkanie Cathcarta, ślady grzebania w jego rzeczach? Grzeszna Cindy
wyśmiewająca „te nierealne marzenia Duke'a o rozprowadzaniu świerszczyków..." I
Piórko Royko o Duke'u: „napalony na jakiś nowy interes..." Podobny do Duke'a facet
próbujący rekrutować dziewczyny do barów. Obyczajówka nie popisała się: zero na
temat świerszczyków. Puszka Jack Vi, przedni blagier w pisaniu raportów, poprosił o
przeniesienie do pracy nad sprawą Nite Owl – powiedział, że porno jest dla
sfrustrowanych smutasów. Ostatnia wiadomość od Russa Miliarda: rozwiąż sprawę –
zadziałało jak zimny prysznic.
Skłamał Dudleyowi i upiekło mu się.
Gdyby zameldował o Kathy, to teraz czytałaby pewnie w pudle jakiś magazyn
filmowy.
Ale był jeszcze alfons, który sprzedał ją Duke'owi: „Ten facet kazał mi to robić z
facetami..." I Exley Exley Exley!!!
Kartoteka Grzesznej Cindy wymieniała cztery bary dla kurew, w których bywała.
Ale najpierw jej mieszkanie – pudło. Hal's Nest, Moonmist Lounge, Firefly Room,
Cinnabar przy Roosevelta – też nie ma Cindy. Już dawno temu gliny z Obyczajówki
mówiły: dziwki zbierały się przy Tiny Naylor's Drivein – pracownice restauracji
znajdowały im klientów. Więc szybko do Tiny'ego, a tam przy de soto Cindy – taca na
drzwiach samochodu.
Bud zaparkował koło niej. Cindy zobaczyła go, odrzuciła tacę i już próbowała
podkręcić okno. Bud już był przy niej; szarpnął za kluczyki, nim silnik zapalił. Cindy
skręcała dalej okno, wrzeszcząc: – Ukradłeś moje pieniądze! I straciłam przez ciebie
lunch!
Bud upuścił jej piątkę na kolana.
– Ja stawiam.
– Myślałby kto! Jaki rozrzutny!
– Zgwałcono i pobito na śmierć Kathy Janeway. Powiedz, jak się nazywał facet,
który kiedyś ją sprzedawał, opowiedz mi o niej.
Cindy oparła głowę o kierownicę, odezwał się klakson, odchyliła się z bladą twarzą,
żadnych łez. – Dwight Gilette. To jakiś kolorowy wyglądający prawie na białego. Nie
wiem, co Kathy robiła, nim tu przyjechała.
– Ten Gilette jeździ czerwonym autem?
– Nie wiem.
– Masz jego adres?
– Słyszałam, że mieszka w Eagle Rock. To biała dzielnica, więc pewnie jakoś mu się
udaje uchodzić za białego. Ale wiem, że on jej nie zabił.
– Dlaczego tak myślisz?
– To pedzio. Uważa na swoje ręce, nigdy nie włożyłby ich w dziewczynę.
– Coś jeszcze?
– Nosił przy sobie nóż. Jego dziewczyny przezywają go „Niebieskim Ostrzem", to
od Gilette.
– Nie wydajesz się zdziwiona, że Kathy tak skończyła.
Cindy dotknęła oczu, zupełnie suchych. – Było jej to przeznaczone. Dukey ją
rozpieścił, więc przestała nienawidzić mężczyzn. Za kilka lat znowu by się nauczyła.
Cholera, powinnam była ją lepiej traktować.
– Tak, ja też.

Eagle Rock, telefon do informacji: Dwight Gilette, alias „Ostrze", alias „Niebieskie
Ostrze", Hibiscus 3245, Eagle's Aerie Housing Development. Sześciokrotnie
zatrzymywany, ani razu nie skazany, figurujący jako biały mężczyzna – jeśli był
asfaltem, trzymał styl. Bud znalazł dzielnicę, ulicę: przytulne, zdobione sztukaterią
sześciokątne budynki, ulica Hibiscus świetnie zlokalizowana: widok na skąpane w
smogu LA.
Numer 3245 pomalowany był brzoskwiniową farbą, metalowe flamingi na
trawniku, niebieski sedan na podjeździe. Bud podszedł, wcisnął dzwonek –
zabrzęczały dzwoneczki.
Otworzył bardzo jasny Mulat. Koło trzydziestki, niski, puszysty, spodnie i jedwabna
koszula z szerokim kołnierzykiem.
– Słyszałem w radiu, więc pomyślałem, że możecie się zjawić. W radiu mówili, że o
północy. Ja mam alibi. Mieszka kwartał stąd i mogę go tu sprowadzić w mig. Kathy to
był słodki dzieciak i nie wiem, kto mógłby zrobić coś takiego. A poza tym, czy wy nie
przychodzicie zawsze w parach?
– Skończyłeś?
– Nie. Moim alibi jest mój prawnik, mieszka kwartał dalej i ma bardzo dobre
układy w Amerykańskim Związku Wolności Jednostki.
Bud wepchnął go do środka, gwizdnął. Pedalskie niebo: puszyste dywany, statuetki
greckich bogów. Nadzy mężczyźni na ścianach – malowani na aksamitnym włosiu.
– Słodkie – orzekł Bud.
Gilette wskazał na telefon.
– Wynosisz się stąd w ciągu dwóch sekund albo dzwonię do mojego adwokata.
Krótka piłka. – A Duke Cathcart? Sprzedałeś mu Kathy, tak?
– Kathy była trudna, Duke złożył propozycję. Ale Duke'a trafili przy okazji tej
ohydnej zbrodni w Nite Owl... Tylko nie mów mi, że mnie o to podejrzewacie.
– Słyszałem, że Duke sprzedawał świerszczyki. Wiesz coś o tym?
– Świerszczyki są dla biednych, a odpowiedź brzmi: nie. – Gilette stał z
prowokacyjnie wypiętym jednym biodrem. – Słyszałem, że jakiś podobny do Duke'a
gościu kręcił się i wypytywał o niego, może myślał o przejęciu jego dziewczyn, ale on
przecież nie miał ich za wiele... To co, zostawisz mnie samego, nim zadzwonię po
przyjaciela?
Zadzwonił telefon . Gilette poszedł do kuchni, odebrał tam. Bud wszedł za nim,
powoli. Niezła kuchnia: duża lodówka, elektryczna kuchenka pracująca pełną parą:
jajka, gotująca się woda, zupa. Gilette cmoknął kilka razy, rozłączył się.
– Ciągle tu jesteś?
– Niezłe lokum, Dwight. Interesy muszą dobrze iść.
– Interesy idą świetnie.
– To dobrze. Potrzebuję informacji o Kathy, co robiła dawniej, więc pokaż mi swój
notatnik z adresami kurew.
Gilette przełączył włącznik znajdujący się nad zlewem. Zawarczał silnik; wrzucił
jakieś odpadki do rozdrabniacza, ostrza zmieliły wszystko w mig. Bud cofnął
przełącznik.
– Twoje adresy kurew.
– Nein, niet, no i nie.
Bud walnął go w brzuch. Gilette zatoczył się, chwycił nóż, zamachnął się. Bud
odskoczył, kopnął go w jaja. Gilette zgiął się wpół; Bud włączył urządzenie. Silnik
zawył; Bud wepchnął rękę pedała z nożem do otworu. Zawyło znowu i w zlewie
pojawiła się krew i kawałeczki kości. Bud wyszarpnął rękę krótszą o palce – teraz
wycie było pięćdziesięciokrotnie głośniejsze. Przytknął kikut do rozgrzanego piecyka,
potem do lodówki.
– Daj mi te cholerne adresy kurew! – przekrzykiwał wycie.
Oczy Gilette'a zachodziły białkiem.
– Szuflada... koło telewizora... chcę karetkę.
Bud puścił go, pobiegł do salonu. Puste szuflady, z powrotem do kuchni – Gilette
na podłodze, jedzący papier.
Ścisnął mu gardło: Gilette wypluł wpół przeżutą kartkę. Bud podniósł świstek,
chwiejnie wyszedł z kuchni, zapach spalonego ciała wywoływał mdłości. Rozprostował
kartkę: nazwiska, numery telefonów – rozmazane, ale dwa dały się przeczytać: Lynn
Bracken, Pierce Patchett.
28

Jack, przy swoim biurku, liczył kłamstwa.


Najpierw te w pracy: seria raportów o braku tropów; miał szczęście, że prawdziwe
braki rezultatów u innych gości zajmujących się tą sprawą maskowały jego
nieuczciwość: Miliard chciał zarzucić dochodzenie dotyczące świerszczyków. Doliczyć
trzeba do tego czas, kiedy nie stawił się na służbie: spędził cały dzień, usiłując ustalić
dane właścicieli samochodów stojących przed domem w Bel Air. Ustalił cztery
nazwiska, nie powiodło mu się z agencją modelek specjalizującą się w kobietach
podobnych do gwiazd kina – żadna z dziewczyn nie mogła równać się z pięknościami,
które widział w Bel Air. Poza nazwiskami, można uznać dzień za stracony – Sid
Hudgens uniemożliwił mu dalsze drążenie sprawy. Teraz chciał znowu spotkać się z
tamtymi kobietami – a to oznaczało kolejne kłamstwa, tym razem wobec Karen.
Spędzili przedpołudnie w jej domu na plaży. Karen chciała się kochać; wymyślił
coś, żeby ją zniechęcić: jest rozproszony, prosił, by przenieśli go do pracy nad sprawą
Nite Owl, bo sprawiedliwość jest taka ważna. Karen próbowała go rozebrać;
zaznaczył, że ma przetrącony krzyż; nie powiedział, że nie ma ochoty, bo chciałby
tylko ją wykorzystać do tego, żeby robiła to z innymi kobietami, żeby powielała
scenariusze ze świerszczyka. Jego największe kłamstwo: nie powiedział jej, że w
końcu wdepnął w gówno, które nie zamieniło się w koniczynkę, że umaczał palce w
czymś, co może się dla niego skończyć komorą gazową, że w związku z tym nie ma na
razie szans na przeniesienie do Narkotyków, i uległ – bo mogła trafić na 24
października 47, dodać to do innych jego kłamstw i zburzyć starannie budowany
image Wielkiego Vi.
Nie powiedział jej, że jest przerażony. Nie wyczuła tego – jego maska jeszcze
trzymała się dobrze.
Na innych frontach też na razie chyba dopisywało mu szczęście. Sid nie zadzwonił,
jego comiesięczny Cicho Sza ukazał się w terminie – żadnych rewelacji, artykuł o
„grzesznych skłonnościach" Maxa Peltza i nastoletniej lasce – nic groźnego.
Sprawdził raport dotyczący strzelaniny koło FleurdeLis: bystrzak Ed Exley
dowiedział się o incydencie. Ale był zbity z tropu: nie wiadomo nic o wynajmujących
tamto mieszkanie, wyczyszczone półki, zostało tylko trochę sadomasochistycznych
akcesoriów – czyli reszta magazynu musi być w kryjówce pod podłogą. Czyli strzelał
Lamar Hinton – niepotrzebnie, bo Wielki Vi nie zajmował się już tą sprawą, Wielki Vi
miał nową misję.
Sid Hudgens znał Pierce'a Patchetta i FleurdeLis; Sid Hudgens wiedział o Malibu
Rendezvous. Sid miał sporą kartotekę dotyczącą nieczystych sprawek różnych ludzi.
Zadanie Wielkiego Vi: znaleźć swoją, zniszczyć ją.
Jack rzucił okiem na wykaz numerów rejestracyjnych, nazwiska pasowały do zdjęć
z Drogówki. Seth David Krugliak, właściciel rezydencji w Bel Air – gruby prawnik
przemysłu filmowego o tłustej cerze. Pierce Morehouse Patchett, szef FleurdeLis:
elegancki i czarujący pan. Charles Walker Champlain, bankowiec – głowa ogolona na
łyso, kozia bródka. Lynn Margaret Bracken, podobna do Veroniki Lake – lat 29. Nie
notowani.
– Cześć, chłopcze.
Jack okręcił się na krześle.
– Dud, jak się miewasz? Co sprowadza cię do Obyczajówki?
– Mam spotkanie z Russem Miliardem, moim obecnym współpracownikiem w
sprawie Nite Owl. A skoro już o tym mowa, słyszałem, że chciałbyś brać w tym udział.
– Dobrze słyszałeś. Możesz mi to załatwić?
Smith wręczył mu kartkę papieru. – Już to zrobiłem, chłopcze. Masz dołączyć do
poszukiwań samochodu Coatesa. Każdy garaż w okolicy, którą obejmuje plan na tej
kartce, ma zostać sprawdzony – za albo bez zgody właściciela. Zaczynasz w tej chwili.
Na kartce była mapka: południowe LA podzielone na rewiry.
– Chłopcze, chciałbym też, byś wyświadczył mi osobistą przysługę.
– Słucham.
– Chcę, żebyś śledził Buda White'a. Wplątał się w nieszczęśliwą śmierć nastoletniej
prostytutki, a chcę mieć go pod kontrolą. Będziesz go śledził nocą, bo jesteś świetnym
tropicielem, prawda?
Cholerny Bud – zawsze poświęca tyle uwagi jakimś wykolejeńcom.
– Pewnie, Dud. Gdzie on teraz pracuje?
– W komisariacie na 77 Ulicy. Dostał zadanie przyciskania ciemnych z
przestępstwami seksualnymi na sumieniu. Jest na dziennej zmianie, ty też będziesz
się tam meldował i wymeldowywał.
– Dud, uratowałeś mi życie.
– Chciałbyś rozwinąć tę myśl, chłopcze?
– Nie.

29

Notatka służbowa brzmiała: „Od komendanta Parkera do: Szefa Wydziału Greena,
kapitana R. Miliarda, porucznika D. Smitha, sierżanta E. Exleya. Zebranie w biurze
komendanta 23.04.53, godz. 16:00, w celu przesłuchania świadka Inez Soto".
Notatka od ojca: „Jest wspaniała i Ray Dieterling bardzo ją polubił. Ale jest
świadkiem i Meksykanką, więc doradzam, byś się do niej zbytnio nie przywiązywał. I
pod żadnym pozorem nie powinieneś z nią razem mieszkać. Konkubinat jest
naruszeniem regulaminu wydziałowego, a bycie z Meksykanką mogłoby poważnie
zagrozić rozwojowi twojej kariery..."

Parker zaczął konkretnie:


– Ed, wygląda na to, że sprawcy z Nite Owl to albo trzech aresztowanych
Murzynów, albo jakaś inna kolorowa banda. A plotki mówią, że zbliżyłeś się do tej
dziewczyny, Soto. Porucznik Smith i ja uważamy, że bezwzględnie powinna zostać
przesłuchana, by wyjaśnić kwestię czasu, co da albo nie da alibi aresztowanej trójce i
pozwoli na ustalenie tożsamości innych mężczyzn, którzy ją wykorzystali. Uważamy,
że skopolamina jest najlepszą metodą, by osiągnąć pożądane rezultaty, i działa
najlepiej, kiedy poddany jej działaniu jest rozluźniony. Chcemy, byś skłonił pannę
Soto do współpracy. Prawdopodobnie ci ufa, więc masz szansę.
Nie wiedzieli, że Inez – po tym, co zrobił Stenslandowi – była zszokowana, z
niechęcią myślała o wprowadzeniu się do Arrowhead.
– Sir, jak na razie zanosi się na proces poszlakowy, nie mamy żadnych dowodów.
Uważam, że powinniśmy zdobyć coś więcej, nim zwrócę się do panny Soto, i
chciałbym raz jeszcze spróbować przesłuchać Coatesa, Jonesa i Fontaine'a.
Smith roześmiał się.
– Chłopcze, niedawno odmówili rozmowy z tobą, a teraz mają czerwonego
obrońcę, który doradził im, by trzymali usta na kłódkę. Ellis Loew chce przedstawić
ich sprawę śledczej ławie przysięgłych – Nite Owl i casus Lindbergh – a ty możesz im
to ułatwić. Delikatne obchodzenie się z panną Soto nie przyniosło żadnych rezultatów,
więc już czas, żeby przestać się z nią cackać.
– Poruczniku – to był Russ Miliard – ja zgadzam się z sierżantem Exleyem. Jeśli
nadal będziemy przetrząsać południe miasta, znajdziemy świadków gwałtu i być może
znajdziemy samochód Coatesa i broń. Instynktownie czuję, że wspomnienia
dziewczyny z tamtej nocy mogły być zbyt chaotyczne, by nam się na cokolwiek
przydały, a jeśli każemy jej sobie to przypominać, możemy zrujnować jej życie w
jeszcze większym stopniu, niż to się dotychczas stało. Wyobrażacie sobie Ellisa Loewa
napastującego ją przed śledczą ławą przysięgłych? To chyba niezbyt przyjemne, co?
Smith roześmiał się Miliardowi prosto w twarz.
– Dużo zabiegów kosztowało cię to, by razem ze mną prowadzić tę sprawę, a teraz
prezentujesz mentalność szlochającej siostry. Mamy do czynienia z brutalnym,
wielokrotnym morderstwem, które wymaga szybkiego i bezwzględnego rozwiązania, a
nie okazywania siostrzanej troski. A Ellis Loew jest wyśmienitym prokuratorem i
pełnym współczucia mężczyzną. Jestem pewien, że byłby delikatny wobec panny Soto.
Miliard połknął pastylkę, popił wodą.
– Ellis Loew jest karmiącym się nagłówkami gazet bufonem, a nie policjantem, i
nie powinien kierować rozwojem śledztwa.
– Drogi kapitanie, uważam ten komentarz za niemalże wywrotowy w swo...
Parker podniósł rękę. – Panowie, dosyć tego. Thad, może zabierzesz ze sobą na
korytarz kapitana Miliarda i porucznika Smitha i zafundujesz im kawę, a ja
porozmawiam tutaj z sierżantem?
Green wyszedł z tamtymi dwoma na zewnątrz.
– Ed, Dudley ma rację – zaczął wtedy Parker.
Ed nie odzywał się. Parker wskazał na stos gazet.
– Prasa i społeczeństwo domagają się sprawiedliwości. Będziemy bardzo źle
wyglądali, jeśli szybko się z tym nie uporamy.
– Wiem, sir.
– Zależy ci na tej dziewczynie?
– Tak.
– Ale wiesz, że prędzej czy później będzie musiała z nami współpracować?
– Sir, być może pan jej nie docenia. Ona w środku jest jak ze stali.
Parker uśmiechnął się. – W takim razie sprawdźmy, ile ty masz w sobie stali.
Namów ją do współpracy, a jeśli zgromadzimy dosyć dowodów, by przekonać Ellisa
Loewa, że ma spektakularną sprawę sądową, znajdziesz się na liście awansów.
Bezzwłocznie zostaniesz detektywem porucznikiem.
– A co na to kierownictwo?
– Arnie Reddin w przyszłym miesiącu odchodzi na emeryturę. Dostaniesz brygadę
detektywów w Hollywood.
Eda przebiegł dreszcz.
– Ed, ty masz trzydzieści jeden lat. Twój ojciec został porucznikiem, dopiero jak
miał trzydzieści trzy.
– Zrobię to.

30

Przepytywanie zboczeńców zaczęło się. Na początek Cleotis Johnson, notowany


przestępca seksualny, pastor Nowego Zgromadzenia Metodystów Kościoła
Syjonistów, miał alibi na noc, kiedy porwano Inez: był w komisariacie na 77 Ulicy
zalany w trupa. Davis Walter Bush, notowany przestępca seksualny – jemu alibi
dostarczyło kilka osób: wszyscy brali udział w grze w kości w sali rekreacyjnej Nowego
Zgromadzenia. Fleming Peter Hanley, notowany przestępca seksualny, spędził tę noc
w izbie przyjęć na pogotowiu: transwestyta ugryzł go w członka; zespół dyżurujących
lekarzy robił, co mógł, by uratować jego organ i żeby mógł zaliczyć jeszcze kilka
wyroków za pederastie z uszkodzeniem ciała.
W trakcie tych przepytywań wykręcił numer do Eagle Rock Hospital: tam trafił
Dwight Gilette. Upiekło mu się, nie będzie miał śmierci pedała na koncie.
Czterech innych notowanych przestępców seksualnych też miało alibi. I czas na
wizytę w areszcie w Pałacu Sprawiedliwości. Stens zalany w trupa – więzień z celi
spoił go jakimś ohydnym alkoholem. Bełkotał: Ed Exley, Kaczor Danny rżnący Ellisa
Loewa.
Wrócił do domu, wziął prysznic, potem zasięgnął języka w Drogówce na temat
Pierce'a Patchetta i Lynn Bracken. I kolejne telefony – do kumpla pracującego w
Sprawach Wewnętrznych, na komisariat w West Valley. Dobre wyniki: Gilette nie
wniósł skargi, trzech gliniarzy pracuje nad morderstwem Kathy.
Jeszcze jeden prysznic – ciągle nie czuł się odświeżony po całym dniu.
Bud pojechał do Brentwood: kochaś Pierce Morehouse Patchett, nie notowany –
dziwne nazwisko jak na zestaw ulubionych kurew alfonsa. Numer 1184 przy Gretna
Green okazał się dużą posiadłością w hiszpańskim stylu: cała różowa, mnóstwo
płytek.
Zaparkował, podszedł. Włączyły się światła na werandzie: skierowane na
mężczyznę siedzącego w fotelu. Rozmiary ciała zgadzały się z danymi, które wyciągnął
z Drogówki, wyglądał o wiele młodziej, niż wynikało to z jego daty urodzenia.
– Jest pan funkcjonariuszem policji?
Miał kajdanki przyczepione do pasa. – Tak. Pierce Patchett?
– Tak. Zbiera pan drobne na policyjny fundusz dobroczynny? Ostatnim razem z tą
sprawą zwróciliście się do mojego biura.
Przymrużone oczy – może zmącone jakimś narkotykiem. Mięśnie atlety, obcisła
koszula, żeby się nimi pochwalić. Spokojny głos – zachowywał się tak, jakby zawsze
siedział w ciemności, tylko czekając na pojawienie się glin.
– Jestem detektywem z Wydziału Zabójstw.
– O? Ktoś zginął, a pan myśli, że mogę pomóc?
– Dziewczyna, nazywała się Kathy Janeway.
– To tylko połowa odpowiedzi, panie...?
– Nazywam się White.
– W takim razie, panie White. No więc dlaczego pan myśli, że mogę panu pomóc?
Bud przybliżył się do fotela
– Znał pan Kathy Janeway?
– Nie, nie znałem. Czy ona twierdziła, że mnie zna?
– Nie. Gdzie był pan wczorajszej nocy o północy?
– Byłem tutaj, wydawałem przyjęcie. Jeśli zacznie się pan robić natarczywy, co
mam nadzieję się nie stanie, dostarczę panu listę gości. Dlaczego pan...
Bud przerwał mu:
– Delbert „Duke" Cathcart.
Patchett westchnął. – Jego też nie znam. Panie White...
– Dwight Gilette, Lynn Bracken.
Szeroki uśmiech. – Tak, tych ludzi znam.
– Tak? To niech pan mówi dalej.
– Wolę przerwać. Czy któreś z nich podało moje nazwisko?
– Przycisnąłem Gilette'a, żeby pokazał mi swoje adresy kurew. Usiłował zjeść
kartkę, na której było nazwisko pańskie i tej Bracken. Patchett, dlaczego podły alfons
ma pański numer telefonu?
Patchett pochylił się do przodu:
– Czy interesują pana sprawy natury kryminalnej nie związane z zabójstwem
Janeway?
– Nie.
– Więc nie będzie pan się czuł w obowiązku napisać o nich w raporcie...
Skurwiel miał styl.
– Zgadza się.
– Więc niech pan uważnie słucha, bo powiem to tylko raz, a jeśli pan to powtórzy,
zaprzeczę. Prowadzę interes: dziewczyny na telefon. Lynn Bracken jest jedną z nich.
Kupiłem Lynn od Gilette'a kilka lat temu, a jeśli Gilette usiłował zjeść moje nazwisko,
to dlatego, że ja nienawidzę i obawiam się policji, i pomyślał, słusznie, że zgniótłbym
go jak robaka, gdybym uznał, że to on nasłał ich na mnie. To tyle o tym. A poza tym
bardzo dobrze traktuję moje dziewczyny. Sam mam dorosłe córki i straciłem
niemowlaka, dziewczynkę, syndrom nagłej śmierci. Nie lubię, kiedy krzywdzi się
kobiety i szczerze mówiąc mam dużo pieniędzy, by wprowadzać swoje upodobania w
życie. Czy ta Kathy Janeway miała ciężką śmierć?
Bita do śmierci, nasienie w ustach, odbycie, pochwie. – Tak, bardzo ciężką.
– Więc niech pan znajdzie człowieka, który ją zabił, panie White. Jak się panu uda,
dam panu sowitą nagrodę. Jeśli stoi to w sprzeczności z pana kodeksem moralnym,
wpłacę pieniądze na fundusz charytatywny policji.
– Dziękuję, ale nie ma takiej potrzeby.
– Jest to w sprzeczności z pana kodeksem?
– Nie mam takowego. Niech mi pan coś powie o Lynn Bracken. Sprzedaje się na
ulicy?
– Nie, na telefon. Gilette niszczył ją złymi klientami. A ja jestem bardzo wybredny
w sprawie doboru klientów dla moich dziewczyn.
– I kupił pan ją od Gilette'a...
– Zgadza się.
– Dlaczego?
Patchett uśmiechnął się.
– Lynn jest bardzo podobna do tej aktorki, Veroniki Lake, i potrzebowałem jej do
mojego małego studia.
– Jakiego „małego studia"?
Patchett potrząsnął głową. – Wystarczy. Podziwiam pana dociekliwość i
wyczuwam, że zachowuje się pan najlepiej, jak może, ale tylko tyle mogę panu
powiedzieć. Współpracowałem, a jeśli będzie pan uparty, spotkam się z panem w
towarzystwie mojego adwokata... No dobrze, chciałby pan adres Lynn Bracken?
Wątpię, czy wie cokolwiek o nieboszczce, pannie Janeway, ale jeśli pan sobie zażyczy,
zadzwonię do niej i powiem, by współpracowała.
Bud wskazał na dom. – Mam jej adres. Tutaj prowadzi pan stajnię?
– Jestem finansistą. Jestem wysokiej klasy specjalistą od chemii, pracowałem jako
farmaceuta przez kilka lat i mądrze inwestowałem. Wydaje mi się, że najlepszym dla
mnie określeniem jest „przedsiębiorca". I niech mnie pan nie próbuje epatować
przestępczym slangiem, panie White. Niech pan nie każe mi żałować, że rozmawiam z
panem jak równy z równym.
Bud przyjrzał mu się bacznie. Dwa do jednego, że rzeczywiście zniżał się do jego
poziomu, traktował gliniarzy jak robactwo, z którym czasem można rozmawiać jak
równy z
równym.
– No dobrze, w takim razie spiszę informacje, których mi pan udzielił.
– Proszę.
Wyjął notatnik z kieszeni. – Powiedział pan, że Gilette stręczył Lynn Bracken, tak?
– Nie lubię słowa „stręczyć", ale tak.
– Dobrze, czy któreś z pozostałych pana dziewczyn sprzedawały się wcześniej na
ulicy albo na telefon?
– Nie, wszystkie moje dziewczyny były albo modelkami, albo dziewczynami, które
uratowałem przed bardzo popularną w Hollywood przypadłością: złamanego serca.
Zmiana taktyki:
– Nie czyta pan zbyt wnikliwie gazet, prawda?
– Zgadza się. Staram się unikać złych wiadomości.
– Ale słyszał pan o masakrze w Nite Owl.
– Tak, bo nie mieszkam w jaskini.
– Tam jedną z ofiar był Duke Cathcart, alfons. Ostatnio rozpytywał o niego jakiś
facet, chciał go namówić, żeby jego dziewczyny pracowały dla niego na telefon. Gilette
sprzedawał na ulicy Kathy Janeway, a jego pan zna. Przyszło mi do głowy, że może
robił pan interesy z jakimiś ludźmi, którzy mogliby mi coś powiedzieć na temat tego
gościa.
Patchett założył nogę na nogę, przeciągnął się.
– Więc myśli pan, że „ten facet" mógł zabić Kathy Janeway?
– Nie, wcale tak nie myślę.
– Albo myśli pan, że to on stoi za tym całym Nite Owl. Sądziłem, że to jacyś młodzi
Murzyni są odpowiedzialni za to morderstwo. W jakiej sprawie prowadzi pan
dochodzenie, panie White?
Bud ścisnął poręcz fotela – materiał aż trzeszczał w szwach. Patchett podniósł ręce,
otwartymi dłońmi do góry.
– Odpowiedź na pana pytania brzmi: nie. Dwight Gilette jest jedyną osobą tego
pokroju, z którą miałem do czynienia. Tania prostytucja to nie moja specjalność.
– A co z włamem?
– Jakim włamem?
– Włamano się do mieszkania Cathcarta, przetrząśnięto je i przetarto ściany.
Patchett wzruszył ramionami.
– Panie White, teraz posługuje się pan chińszczyzną. Po prostu nie wiem, o czym
pan mówi.
– Tak? W takim razie co ze świerszczykami? Zna pan Gilette'a, Gilette sprzedał
panu Lynn Bracken, Gilette sprzedał Kathy Janeway Cathcartowi. Cathcart miał
rozkręcać jakiś interes ze świerszczykami.
Te „świerszczyki" go ruszyły – małe oczka zamrugały.
– Wie pan coś o tym? – spytał Bud.
Patchett podniósł szklankę, zakręcił kostkami lodu.
– Nie wiem, a pańskie pytania stają się coraz bardziej oddalone od meritum.
Pańskie podejście było dla mnie nowe, więc je tolerowałem. Ale moja cierpliwość jest
na wyczerpaniu i zaczynam myśleć, że motywy pańskiej tutaj obecności są raczej
niejasne.
Bud wstał wkurzony, nie ma mocnych na faceta.
– Jest w tej sprawie coś, co w jakiś sposób dotyczy pana osobiście, prawda? –
spytał Patchett.
– Tak.
– Jeśli chodzi o tę dziewczynę, Janeway, to podtrzymuję, co mówiłem.
Rzeczywiście nakłaniam kobiety do nielegalnych poczynań, ale rekompensuję im to z
nawiązką, bardzo o nie dbam i gwarantuję, że mężczyźni, z którymi mają do
czynienia, okazują należny im szacunek. Dobrej nocy, panie White.
Myślał intensywnie w czasie jazdy. Jak Patchettowi tak szybko udało się go
przejrzeć, czy przemilczanie dowodów obracało się przeciw niemu – podejrzliwy
Dudley wiedział, jak daleko mógłby się posunąć, by zranić Exleya.
Lynn Bracken mieszkała na Nottingham, odchodzącej od Los Feliz; znalazł adres
bez problemów – nowoczesny, trzypiętrowy budynek. Kolorowe światła paliły się w
oknach – zajrzał, nim zadzwonił. Czerwone, niebieskie, żółte – sylwetki przesłaniały
promienie światła. A Bud oglądał swój prywatny show dla facetów.
Veronica Lake prawie jak żywa, naga, stojąca na palcach: szczupła, z dużym
biustem. Blondynka – sięgające ramion włosy nienagannie ułożone. Mężczyzna
ruszający się w niej, wysilający się, wyraźnie prawie gotowy do wytrysku.
Bud skupiał się; dźwięki ulicy ucichły. Nie zwracał uwagi na mężczyznę, bacznie
przyglądał się kobiecie: każdy centymetr jej ciała w różnych odcieniach światła. A
potem, gdy jechał do domu, myślał tylko o jednym – o niej.

Inez Soto czekała przed drzwiami jego mieszkania. Gdy Bud podszedł, powiedziała:
– Byłam w domku Exleya w Lake Arrowhead. Mówił, że nie będzie żadnych pytań,
a potem zjawił się i powiedział, że muszę wziąć to lekarstwo, żeby sobie przypomnieć.
Odmówiłam mu. Wie pan, że jedyny Wendell White w książce telefonicznej to pan?
Bud wyprostował jej kapelusz, wcisnął pod niego zwisający kawałek woalki.
– Jak się tu dostałaś?
– Wzięłam taksówkę. Za setkę z dolarów Exleya, więc przynajmniej na coś się
przydaje. Panie White, ja nie chcę sobie nic przypominać.
– Słońce, i tak pamiętasz. Chodź, załatwię ci jakieś lokum.
– Chcę zostać u pana.
– Mam tylko rozkładany fotel.
– Mnie to odpowiada. Chyba znowu musi być kiedyś pierwszy raz.
– Daj sobie spokój i poszukaj jakiegoś chłopaka z college'u.
Inez wstała. – Już mu zaczynałam ufać...
Bud otworzył drzwi. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, było łóżko – zwierzgane po
Carolyn, czy jak jej tam było na imię. Inez wskoczyła na nie – kilka sekund później już
spała.
Bud przykrył ją, wyciągnął się w przedpokoju, biorąc sobie marynarkę za poduszkę.
Sen przychodził powoli – kłębiły mu się myśli dotyczące tego długiego, dziwnego
dnia. Zasnął, mając przed oczyma Lynn Bracken; gdzieś przed świtem poruszył się i
znalazł zwiniętą koło siebie Inez.
Zdecydował, że pozwoli jej zostać koło siebie.
31

Wiedział, że marzy, i wiedział, że nie może przestać. Uparcie wracał do niej


myślami. Słowa Inez w domku: „Tchórz", „Oportunista", „Wykorzystujesz mnie, żeby
awansować".
I ten komentarz na odchodnym: „Policjant White jest dziesięć razy bardziej
mężczyzną niż ty, a jest o połowę głupszy i nie ma tatusia grubej ryby". Pozwolił jej
odejść, a potem zaczął ją gonić: do LA, dom rodziny Soto. Jej trzech braci
zachowywało się buńczucznie; stary Soto wygłosił epitafium: „Ja już nie mam tej
córki..."
Zadzwonił telefon. Ed przewrócił się na drugi bok, podniósł słuchawkę:
– Exley.
– Mówi Bob Gallaudet. Pogratuluj mi.
Ed odpędził od siebie sen. – Czego?
– Zdałem egzamin, przez co jestem równocześnie adwokatem i śledczym
prokuratury okręgowej. Nie robi to na tobie wrażenia?
– To gratulacje, ale chyba nie zadzwoniłeś o ósmej rano po to tylko, żeby mi to
powiedzieć.
– Masz rację, więc słuchaj uważnie. Wczoraj wieczorem prawnik nazwiskiem Jake
Kellerman zadzwonił do Ellisa Loewa. Reprezentuje dwóch świadków, braci, którzy
mówią, że wiedzą coś o powiązaniach Duke'a Cathcarta z Mickeyem Cohenem.
Mówią, że mogą wyjaśnić sprawę Nite Owl. Mają na głowie jakiś pozew za
sprzedawanie amfetaminy, a Ellis daje im na to immunitet plus być może
nietykalność na ewentualne zarzuty, które mogą wyniknąć z ich powiązań ze sprawą
Nite Owl. Za godzinę mamy spotkanie w hotelu Mirimar – bracia i Kellerman, ty, ja,
Loew i Russ Miliard. Dudleya S. nie będzie. To decyzja Thada Greena, uważa, że
Miliard lepiej się do tego nadaje.
Ed wyskoczył z łóżka.
– A kim są ci bracia?
– Peter i Baxter Englekling. Słyszałeś o nich?
– Nie. Czy to będzie przesłuchanie?
Gallaudet roześmiał się. – To by ci się podobało. Nie, Kellerman odczyta wcześniej
przygotowane oświadczenie, porozmawiamy przyjaźnie z Loewem o tym, czy zrobić z
nich świadków koronnych. Podam ci krótko wszystkie najważniejsze wiadomości. Na
parkingu Mirimar za czterdzieści pięć minut?
– Będę tam.

Minęło dokładnie czterdzieści pięć minut. Gallaudet czekał na niego w holu – bez
uścisku dłoni, od razu przystąpił do rzeczy. – Chcesz wiedzieć, co mamy?
– Dawaj.
Rozmawiali, chodząc. – Czekają na nas, będzie stenografistka, a te dwa ziółka to
Pete i Bax Englekling, wiek trzydzieści sześć i trzydzieści dwa lata, mieszkańcy San
Bernardino... chyba trzeba by ich określić mianem quasigangsterów. Obaj siedzieli w
poprawczaku za sprzedawanie trawy we wczesnych latach czterdziestych i poza
zarzutami o sprzedawanie amfy od tamtego czasu nie mają nic więcej na sumieniu. Są
właścicielami legalnej drukarni w San Berdoo, są genialnie pomysłowi, a ich nieżyjący
ojciec był naprawdę zdolny i pracowity. I uwaga! On był nauczycielem chemii w
college'u i swego rodzaju pionierem wśród farmaceutów, który opracował wczesne
leki psychotropowe. Robi wrażenie, co? A teraz posłuchaj tego: ich staruszek, który
przekręcił się latem pięćdziesiątego roku, opracował metodę produkcji narkotyków
dla gangów – a to Mickey C. opiekował się nim w czasach, kiedy był jeszcze gorylem!
– Więc na pewno nie będzie nudno. Ale czy ty uważasz, że to Cohen maczał palce w
Nite Owl? Przecież jest w pudle...
– Exley, ja uważam, że to ci kolorowi, którzy siedzą w areszcie. Gangsterzy nigdy
nie zabijają niewinnych obywateli. Ale jeśli mam być szczery, Loew uważa, że mafia
mogła maczać w tym palce... No dobra, idziemy, oni już czekają.
Spotkanie miało być w apartamencie 309, w małym salonie. Jeden długi stół –
Loew i Miliard naprzeciwko trzech mężczyzn: prawnika w średnim wieku, prawie
bliźniaków w kombinezonach – rzadkie włosy, małe, okrągłe oczy, zepsute zęby.
Stenografistka przy drzwiach do sypialni, trzymająca na kolanach gotową do pracy
maszynę.
Gallaudet przystawił krzesła. Ed skinął wszystkim głową, usiadł koło Miliarda.
Prawnik przeglądał papiery, bracia zapalili papierosy. To Loew zaczął:
– Aby wymogom stało się zadość, jest 8:53, 24 kwietnia 1953 roku. Obecni są: ja,
czyli Ellis Loew, prokurator okręgowy miasta Los Angeles, sierżant Bob Gallaudet z
Prokuratury Okręgowej, kapitan Russ Miliard i sierżant Ed Exley z Wydziału Policji
Los Angeles. Jacob Kellerman reprezentuje Petera i Baxtera Engleklingów,
ewentualnych świadków prokuratury w sprawie wielokrotnego zabójstwa
popełnionego w Nite Owl Coffee Shop czternastego kwietnia bieżącego roku. Pan
Kellerman przeczyta pisemne oświadczenie swoich klientów, którzy potem podpiszą
zapis stenograficzny tego dokumentu. Odwdzięczając się za złożenie tego
dobrowolnego oświadczenia, prokuratura okręgowa unieważnia nakaz aresztowania
numer 16114, datowany 8 czerwca 1951 roku, wystawiony na Petera i Baxtera
Engleklingów. Jeśli ich oświadczenie przyczyni się do ujęcia sprawców wyżej
wspomnianego wielokrotnego zabójstwa, Peter i Baxter Engleklingowie zostaną
objęci immunitetem we wszystkich kwestiach odnoszących się do wyżej
wspomnianych spraw, włącznie ze współudziałem w popełnieniu przestępstwa, i
związanych z nimi przestępstwami i wykroczeniami. Panie Kellerman, czy pańscy
klienci rozumieją to, co właśnie zostało powiedziane?
– Tak, panie Loew, rozumieją.
– Czy rozumieją, że mogą zostać poddani przesłuchaniu po odczytaniu ich
oświadczenia?
– Tak.
– Proszę zatem o przeczytanie oświadczenia.
Kellerman założył okulary.
– Wyeliminowałem co barwniejsze kolokwializmy używane przez Petera i Baxtera,
wygładziłem cały tekst, proszę o tym pamiętać.
Loew szarpnął za swoją kamizelkę. – Zdajemy sobie z tego sprawę. Proszę
kontynuować.
Kellerman zaczął czytać:
– My, Peter i Baxter Englekling, przysięgamy, że to oświadczenie jest w pełni
prawdziwe. Pod koniec marca tego roku, mniej więcej trzy tygodnie przed
zabójstwami w Nite Owl, do naszej legalnej drukarni Speedy King Printshop zgłosił
się mężczyzna. Był nim niejaki Delbert „Duke" Cathcart, który powiedział, że dostał
nasze nazwisko od „pana XY", znajomego z czasów spędzonych w domu
poprawczym. Pan XY poinformował Cathcarta, że prowadzimy drukarnię, w której
mamy nowoczesną maszynę offsetową naszej własnej konstrukcji, co jest zgodne z
prawdą. Pan XY powiedział także Cathcartowi, że zawsze byliśmy zainteresowani,
cytuję: zarobieniem szybkiej kasy, koniec cytatu, co również jest zgodne z prawdą.
Rozległy się tłumione chichoty. Ed zanotował: „Ofiara Susan Lefferts z S. Berdoo –
związek?".
– Proszę kontynuować, panie Kellerman – powiedział Loew. – Wszyscy potrafimy
śmiać się i myśleć jednocześnie.
Kellerman wrócił do oświadczenia:
– Cathcart pokazał nam zdjęcia ludzi przedstawiające nielegalne akty seksualne,
część z nich o homoseksualnej naturze. Niektóre zdjęcia były, cytuję: ręką artychy
odwalone, koniec cytatu. To jest: bajecznie kolorowe stroje i naniesiona na niektóre
ujęcia czerwona farba. Cathcarpowiedział, że słyszał, iż jesteśmy w stanie w bardzo
krótkim czasie wydrukować wysokiej jakości magazyny, i my potwierdziliśmy to.
Cathcart dodał, że trochę tych magazynów z obscenicznymi zdjęciami wykonał i
podał nam, ile to go kosztowało. Wiedzieliśmy, że moglibyśmy wydrukować takie
magazyny za jedną ósmą tych kosztów...
Ed podał Miliardowi karteczkę: „Czy Obyczajówka nie rozpracowuje jakiejś
pornografii?"
Bracia żachnęli się; Loew i Gallaudet coś szeptali. Miliard zwrócił karteczkę: „Tak ,
ale nie ma żadnych efektów z czteroosobowego zespołu. Nie udaje się namierzyć ludzi
(«w bajecznych strojach» jak w oświadczeniu) pozujących do zdjęć w tych
magazynach – umarzamy sprawę. Poza tym, jak na razie, żaden ze złożonych
raportów nie łączył Cathcarta z pornografią".
Kellerman popił wody.
– Cathcart potem powiedział nam, że słyszał, iż nasz nieżyjący ojciec, Franz
„Doc" Englekling, był przyjacielem Harrisa „Mickeya" Cohena, szefa mafii
operującej w Los Angeles, obecnie przebywającego w zakładzie penitencjarnym w
McNeil Island. Potwierdziliśmy mu to. Wtedy Cathcart przedstawił nam swoją
ofertę. Powiedział, że rozpowszechnianie magazynów pornograficznych będzie
musiało być, cytuję: bardzo ostrożne, koniec cytatu, bo, cytuję: dziwni goście, koniec
cytatu, którzy zrobili zdjęcia i nanieśli na nie farbę, zachowywali się tak, jakby mieli
wiele do ukrycia. Nie rozwijał tego tematu. Powiedział, że ma dostęp do wielu,
cytuję: bogatych zboczeńców, koniec cytatu, którzy byliby skłonni zapłacić duże
sumy za takie magazyny, i zaproponował, że moglibyśmy także produkować,
cytuję: normalne hetero świerszcze, koniec cytatu, które byłyby rozprowadzane w
dużych ilościach. Cathcart twierdził, że ma dostęp do, cytuję: listy adresów
zboczeńców, do ćpunów i kurew, koniec cytatu, którzy mogą pełnić funkcję modeli i
dostęp do, cytuję: eleganckich dziewczyn na telefon, koniec cytatu, które mogłyby
pozować do zdjęć pornograficznych, jeśli ich, cytuję: postrzelony opiekun by się
zgodził, koniec cytatu. Nad żadnym z tych swoich stwierdzeń Cathcart też się nie
rozwodził ani nie wymieniał znowu konkretnych nazwisk czy miejsc.
Kellerman przerwał, przewrócił kartkę.
– Cathcart powiedział nam, że on zajmowałby się dostarczaniem materiałów,
wyszukiwaniem modeli i pośrednictwem. My mieliśmy być producentami
magazynów. A także odwiedzić Mickeya Cohena w McNeil Island i namówić go do
wyasygnowania pieniędzy potrzebnych do rozkręcenia interesu. Mieliśmy
przekazać mu także rady Cathcarta dotyczące systemu dystrybucji. W zamian za to
Cohen miał nam dawać, cytuję: zajebisty, koniec cytatu, procent od całej transakcji.
Ed podał znowu karteczkę: „Nie ma żadnych nazwisk, wokół których można by
nadal węszyć". Miliard odpowiedział szeptem: – I Nite Owl to nie w stylu Mickeya.
Bax Englekling chrząkał; Pete dłubał ołówkiem w uszach. Kellerman czytał swoje:
– Odwiedziliśmy Mickeya Cohena w jego celi w McNeil, mniej więcej dwa
tygodnie przed zabójstwami w Nite Owl. Przedstawiliśmy mu tę propozycję.
Odmówił pomocy i bardzo się zdenerwował, kiedy powiedzieliśmy mu, że to pomysł
Duke'a Cathcarta, którego wielokrotnie nazywał, cytuję: niepoprawnym
pieprzonym dupkiem, gwałcicielem nieletnich, koniec cytatu. Konkludując,
podejrzewamy, że Mickey Cohen wynajął mordercę, który był sprawcą masakry w
Nite Owl. Uciekł się do podstępu, zabijając sześciu, chociaż zależało mu na jednym, z
czystej nienawiści do Duke^ Cathcarta. Inną możliwością jest to, że Cohen
rozmawiał na spacerniaku o planowanych poczynaniach Cathcarta i o całej
sprawie dowiedział się rywal Cohena, Jack „Egzekutor" Whalen, który zawsze jest
skory do zainkasowania pieniędzy z nielegalnych źródeł. I to on zabił Cathcarta i
pięcioro przypadkowych ludzi, żeby zmylić trop. Uważamy, że gdyby te zabójstwa
miały coś wspólnego z intrygą dotyczącą pornografii, my też moglibyśmy stać się
ofiarami. Przysięgamy, że to oświadczenie jest prawdziwe i nie zostało złożone pod
naciskiem fizycznym ani psychicznym.
Bracia poklepali się po plecach. Kellerman powiedział: – Moi klienci z chęcią
odpowiedzą na pytania.
Loew wskazał na sypialnię.
– Po mojej rozmowie z kolegami.
Weszli tam; Loew zamknął drzwi.
– Wnioski. Bob, zaczynasz.
Gallaudet zapalił papierosa.
– Mickey Cohen, pomimo licznych wad, nie morduje ludzi z czystej nienawiści, a
Jacka Whalena interesują tylko dochody z hazardu. Wierzę w to, co usłyszeliśmy, ale
w świetle wszystkiego, co do tej pory wiemy o Cathcarcie, jawi się on jako
beznadziejny kretyn, który nie potrafiłby rozkręcić tak poważnego interesu. Uważam,
że w najlepszym razie cała ta historia ma jedynie luźny związek z naszą sprawą. Ja
dalej stawiam, że to asfalty odwaliły tę robotę.
– Zgadzam się. Kapitanie...
– Jeden możliwy scenariusz wydaje mi się prawdopodobny – powiedział Miliard. –
Ale z dużymi zastrzeżeniami. Być może Cohen wspomniał komuś na spacerniaku o
tym interesie, sprawa się rozniosła i ktoś się tym zainteresował. Jeśli jednak to
morderstwo było związane ze świerszczykami, to Engleklingowie byliby teraz albo
martwi, albo przynajmniej ktoś już by złożył im jednoznaczną wizytę. W Obyczajówce
zajmowałem się sprawą świerszczyków przez dwa tygodnie i moi ludzie nie wiedzą nic
na ten temat, cały czas trafiali głową w mur. Uważam, że Ed i Bob powinni
porozmawiać z Whalenem, potem polecieć do McNeil i pogadać z Mickeyem.
Przesłucham tych degeneratów w pomieszczeniu obok i porozmawiam z moimi
ludźmi z Obyczajówki. Czytałem wszystkie raporty wszystkich ludzi zajmujących się
Nite Owl i nie ma w nich ani jednej wzmianki o pornografii. Wydaje mi się, że Bob ma
rację. Związek między tymi sprawami musi być bardzo luźny, jeśli w ogóle jakiś jest.
– Zgadzam się. Bob, ty i Exley porozmawiacie z Cohenem i Whalenem. Kapitanie,
czy sprawą pornografii zajmowali się zdolni ludzie?
Miliard uśmiechnął się. – Trzech zdolnych i Jack Puszka Vincennes. Bez urazy,
Ellis. Wiem, że jest z siostrą, twojej żony.
Loew zarumienił się. – Exley, masz coś do dodania?
– Bob i kapitan właściwie powiedzieli, to co ja miałem zamiar, ale chciałbym
zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, Susan Lefferts była z San Berdoo. Po
drugie, jeśli to nie Murzyni, których mamy w areszcie, ani żadna inna banda
kolorowych, to wtedy samochód koło Nite Owl był podstawiony dla zmyłki, co by
znaczyło, że mamy do czynienia z zakrojonym na szeroką skalę spiskiem.
– Wydaje mi się, że mamy zabójców. A propos, robisz postępy z panną Soto?
– Pracuję nad tym.
– To popracuj ciężej. Szczere wysiłki są dla uczniaków, tak naprawdę liczą się
rezultaty.
Do roboty, panowie.

Ed pojechał do swojego mieszkania – zmiana stroju na wizytę w McNeil. Na


drzwiach znalazł kartkę.
Exley, Cały czas myślę o tym, co ci mówiłam, ale dzwoniłam do domu i
rozmawiałam z siostrą, która powiedziała mi, że zjawiłeś się tam i byłeś szczerze o
mnie zatroskany, więc trochę zmiękłam. Byłeś dla mnie miły kiedy nie usiłowałeś
mnie zmusić do mówienia i nie biłeś ludzi i może ja sama jestem tylko oportunistką,
która wykorzystuje ciebie do tego, by mieć gdzie mieszkać do czasu, kiedy będzie ze
mną lepiej i będę mogła skorzystać z propozycji pana Dieterlinga. Więc skoro
mieszkam w szklarnianych warunkach, nie powinnam rzucać w ciebie kamieniami.
To są przeprosiny, na które możesz liczyć z mojej strony, ale uparcie będę
odmawiała współpracy. Jasne? Czy pan Dieterling poważnie mówił o tej pracy w
Parku Marzeń? Idę dzisiaj na zakupy z resztą pieniędzy, które mi dałeś. Kiedy
jestem zajęta, mniej myślę o całym zajściu. Wpadnę dziś wieczorem. Zostaw
zapalone światło. Inez
Ed przebrał się i taśmą przylepił klucz do drzwi. I zostawił zapalone światło.

32
Jack czekający przed aresztem w swym wozie, by śledzić Buda White'a. Na razie
obserwował poharatane ręce i pedalskie ciuchy – to robotnicy wysypujący się z
warsztatów po skończonej zmianie, podkręceni Murzyni kpiący z policjantów –
niejeden uderzył w dach ich samochodu i uciekł.
Jak na razie cisza z mercurym Coatesa; wiedział o tym, bo rozmawiał z Miliardem,
miał szczęście, że przez telefon – w przeciwnym razie miałby pełne gacie.
– Vincennes, dwóch świadków skontaktowało się z Ellisem Loewem. Powiedzieli,
że Duke Cathcart był zaangażowany w jakiś interes, który nie doszedł do skutku,
mający coś wspólnego z tymi świerszczykami, jakimi się zajmowaliśmy. Ja uważam,
że nie ma to związku z Nite Owl, ale może ty dowiedziałeś się czegoś?
– Nie – odparł i spytał, czy inni ludzie z brygady coś mają.
– Nie – brzmiała odpowiedź Miliarda.
A on nie powiedział mu, że wszystkie jego raporty były gówno warte. Nie
powiedział mu, że ma w nosie to, czy świerszczyki i Nite Owl mają ze sobą coś
wspólnego. Nie powiedział mu, że nie zazna spokoju, dopóki nie będzie miał w swoich
rękach kartoteki Sida Hudgensa i Murzyni nie skończą w komorze gazowej –
niezależnie od tego, czy są winni, czy nie.
Zapatrzył się w tylne drzwi aresztu: niebiescy wprowadzali akurat do środka
zboczeńców seksualnych. Bud był tam, w środku – lał na nich z gumowego węża.
Poprzedniego dnia darował sobie, zostawił White'a – i Dudley był wkurzony.
Dzisiaj będzie się trzymał blisko, potem pojedzie do Hudgensa: zniszczy kartotekę
dotyczącą Malibu Rendezvous.
White wyszedł. Było tak jasno, że Jack widział krew na jego koszuli. Włączył silnik i
czekał.

33

Tym razem nie było żadnych kolorowych błysków, tylko białe światło za
zaciągniętymi zasłonami. Bud zadzwonił.
Otworzyły się drzwi, w nich stała podświetlona z tyłu Lynn Bracken.
– Tak? Jest pan policjantem, o którym wspominał mi Patchett?
– Tak. Czy Patchett powiedział pani, w czym rzecz?
Cały czas trzymała otwarte drzwi. – Mówił, że sam pan nie był za bardzo pewien, i
dodał, że powinnam być z panem szczera, i kazał mi współpracować.
– Robi pani wszystko, co on pani każe?
– Tak.
Bud wszedł.
– Obrazy są prawdziwe, a ja jestem prostytutką – zaznaczyła Lynn. – Nigdy nie
słyszałam o tej Kathy jak jej tam, a Dwight Gilette nigdy nie napastowałby seksualnie
kobiety. Jeśli chciałby jakąś zabić, zrobiłby to nożem. Słyszałam o tym człowieku,
Duke'u Cathcarcie, w skrócie tyle, że był nieudacznikiem, który miał słabość do
dziewczyn. I to są wszystkie informacje nadające się do druku.
– Skończyła pani?
– Nie. Nie wiem nic o innych dziewczynach Dwighta, a o sprawie Nite Owl wiem
tylko tyle, ile przeczytałam w gazetach. Jest pan usatysfakcjonowany?
Bud prawie się roześmiał: – Pani i Patchett ucięliście sobie niezłą pogawędkę.
Zadzwonił do pani wczoraj wieczorem?
– Nie. Dzisiaj rano. Dlaczego pan pyta?
– Nieważne.
– Pan nazywa się White, prawda?
– Mów mi Bud.
Lynn uśmiechnęła się.
– Bud, ale wierzysz w to, co Patchett i ja ci powiedzieliśmy?
– Tak, właściwie tak.
– I wiesz, dlaczego jesteśmy dla ciebie tacy mili...
– Mogę się wkurzyć, kiedy będziesz używała takich słów.
– Tak. Ale wiesz, dlaczego.
– Tak. Wiem. Patchett sprzedaje kurwy, może na boku coś jeszcze. Nie chcecie,
bym wspomniał o was w swoim raporcie.
– Zgadza się. U podstaw naszych motywów leży egoizm, więc współpracujemy.
– Chcesz wysłuchać rady, panno Bracken?
– Mam na imię Lynn.
– Więc panno Bracken, oto moja rada. Współpracujcie dalej i nawet, kurwa, nie
próbujcie mnie przekupić ani zastraszyć, bo wpakuję ciebie i Patchetta w gówno po
uszy.
Lynn uśmiechnęła się. Bud zauważył ten wyraz twarzy – wyglądała jak Veronica
Lake w filmie, który kiedyś widział. Alan Ladd wraca do domu z wojny i znajduje
swoją puszczalską żonę zamordowaną.
– Chcesz drinka, Bud?
– Tak, whisky bez niczego.
Lynn poszła do kuchni, wróciła z dwoma szklaneczkami.
– Robią postępy w sprawie zabójstwa tej dziewczyny?
Bud pociągnął drinka. – Pracuje nad tym trzech ludzi. To przestępstwo na tle
seksualnym, więc przycisną wszystkich znanych zboczeńców. Przez dwa tygodnie
będą naprawdę węszyć wokół tej sprawy, a potem sobie odpuszczą.
– Ale ty nie odpuścisz.
– Może tak, może nie.
– Dlaczego tak bardzo cię to zajmuje?
– To stare dzieje.
– Stare osobiste dzieje?
– Tak.
Lynn wzięła łyk.
– Ja tylko tak pytam. A co ze sprawą Nite Owl?
– Wygląda na to, że to te czarn... kolorowi, których aresztowaliśmy. To strasznie
popierdolona sprawa.
– Musisz używać aż tak wulgarnych słów?
– A ty musisz to robić dla pieniędzy...
– Na koszuli masz krew. Czy to nieodłączny element twej pracy?
– Tak.
– Bo ty lubisz to robić, tak?
– Jeśli sobie zasłużyli.
– To znaczy mężczyźni, którzy skrzywdzili kobiety...
– Bystra z ciebie dziewczyna.
– A dzisiaj też sobie zasłużyli?
– Dzisiaj akurat nie.
– Ale i tak to zrobiłeś.
– Tak, podobnie jak ty z kilkunastoma facetami, których dzisiaj przeleciałaś.
Lynn roześmiała się. – Tak naprawdę, było ich dwóch. Tak nieoficjalnie, pobiłeś
Dwighta Gilette'a?
– Tak nieoficjalnie, włożyłem mu rękę do maszynki do mielenia odpadów.
Żadnego westchnięcia, żadnego zdziwienia.
– Sprawiło ci to przyjemność?
– Hm... nie.
Lynn zakaszlała. – Jestem złą gospodynią. Chciałbyś usiąść?
Bud usiadł na kanapie, Lynn na mały krok od niego.
– Detektywi z Wydziału Zabójstw są inni. Jesteś pierwszym mężczyzną od pięciu
lat, który w ciągu pierwszej minuty naszego spotkania nie powiedział mi, że wyglądam
jak Veronica Lake.
– Bo wyglądasz lepiej niż Veronica Lake.
Lynn zapaliła papierosa. – Dziękuję. Nie powiem twojej przyjaciółce, że to
mówiłeś.
– Skąd wiesz, że mam przyjaciółkę?
– Masz pogniecioną marynarkę, która w dodatku pachnie perfumami.
– Mylisz się. Zostałem raczej wykorzystany.
– Co zapewne ci się...
– Tak, co mi się cholernie rzadko zdarza. Współpracuj lepiej, panno Bracken.
Powiedz mi coś o osobie Pierce'a Patchetta i tym jego interesie.
– Nieofi...
– Tak, nieoficjalnie.
Lynn zaciągnęła się, wzięła łyk scotcha.
– Cóż, zostawiając na boku to, co dla mnie zrobił, Pierce jest człowiekiem
renesansu. Zajmuje się chemią, zna judo, dba o swoje ciało. Uwielbia mieć dług
wdzięczności u pięknych kobiet. Miał nieudane małżeństwo, córkę, która umarła jako
niemowlę. Jest bardzo uczciwy wobec swoich dziewczyn i pozwala nam się spotykać
tylko z kulturalnymi i zamożnymi mężczyznami. Możesz więc to nazwać kompleksem
zbawiciela. Pierce uwielbia piękne kobiety. Uwielbia nimi manipulować i zarabiać na
nich pieniądze, ale i prawdziwa czułość też potrafi się w nim odezwać. Kiedy
poznałam Pierce'a, powiedziałam mu, że moja siostrzyczka została zabita przez
pijanego kierowcę. Naprawdę się rozpłakał. Pierce Patchett to twardy biznesmen i
rzeczywiście sprzedaje dziewczyny na telefon. Ale to dobry człowiek.
Brzmiało przekonywająco.
– Jakie jeszcze interesy prowadzi Patchett?
– Nic nielegalnego. Łączy swoje normalne interesy z interesami filmowymi.
Doradza swoim dziewczynom w kwestiach finansowych.
– A świerszczyki?
– Boże, tylko nie Pierce. On lubi to robić, a nie oglądać.
– Albo sprzedawać?
– Tak, albo sprzedawać.
Prawie zbyt gładko – jakby trzeba było za wszelką cenę oddalić od Patchetta
posądzanie go o to, że ma coś wspólnego ze świerszczykami.
– Zaczynam podejrzewać, że starasz się zamydlić mi oczy. Muszą tu być jakieś
zboczone układy. Stręczycielstwo to jedna sprawa, ale przedstawiasz faceta, jakby był
jakimś pieprzonym Chrystusem. Zacznijmy od „małego studia" Patchetta.
Lynn zgasiła papierosa. – Powiedzmy, że nie chcę o tym rozmawiać?
– Powiedzmy, że napuszczę na ciebie i Patchetta Obyczajówkę?
Lynn potrząsnęła głową.
– Pierce podejrzewa, że ty realizujesz jakąś swoją prywatną zemstę, że w twoim
najlepiej pojętym interesie jest wykluczenie go z kręgu podejrzanych, niezależnie w
jakiej tam sprawie prowadzisz śledztwo, i zachowanie dla siebie informacji o jego
interesach. Uważa, że nie będziesz o nim informował przełożonych, że byłoby to z
twojej strony głupotą.
– Głupota to moje drugie imię. Co jeszcze Patchett uważa?
– Czeka, aż wspomnisz o pieniądzach.
– Nie zajmuję się ściąganiem haraczy.
– W takim razie dlaczego...
– Może jestem, do cholery, po prostu ciekawy.
– Niech tak będzie. Wiesz, kto to jest doktor Terry Lux?
– Jasne, prowadzi klinikę dla uzależnionych w Malibu. Jest zepsuty do cna.
– Masz rację w obu sprawach, jest też chirurgiem plastycznym.
– Robił operację plastyczną Patchettowi, tak? Nikt w jego wieku nie wygląda tak
młodo.
– Nie wiem nic na ten temat. Terry Lux zajmuje się zmienianiem dziewczyn na
potrzeby małego studia Patchetta. Są w nim Ava i Kate, i Rita, i Betty. Czytaj to jak
Gardner, Hepburn, Hayworth i Grabie. Pierce znajduje dziewczyny z grubsza
podobne do gwiazd ekranu, a Terry robi operacje, by wyglądały dokładnie jak one.
Możesz je zwać konkubinami Pierce'a. Śpią z wybranymi klientami Pierce'a – tymi, co
pomagają mu łączyć jego normalne interesy z interesami filmowymi. Perwersyjne?
Być może. Ale Pierce zabiera pewną część dochodów wszystkich dziewczyn i inwestuje
dla nich ich pieniądze. Każe dziewczynom przerywać to życie, kiedy osiągają
trzydziestkę – bez wyjątków. Nie pozwala im zażywać narkotyków i nie krzywdzi ich,
ja też jemu bardzo wiele zawdzięczam. Czy twoja mentalność policjanta jest w stanie
pogodzić te sprzeczności?
– To jakby żywcem wzięte z jakiejś bajki – wypalił Bud.
– Nie, White. To tylko Pierce Morehouse Patchett.
– I to Lux zrobił z ciebie Veronike Lake?
Lynn dotknęła swoich włosów.
– Nie, bo odmówiłam. Pierce uwielbiał mnie za to. Jestem naturalną brunetką, ale
reszta to prawdziwa ja.
– A ile masz lat?
– W przyszłym miesiącu będę miała trzydzieści i otwieram sklep z ciuchami.
Widzisz, jak czas wszystko zmienia? Gdybyś spotkał mnie miesiąc później, nie
byłabym kurwą. Byłabym brunetką, która nie byłaby aż tak podobna do Veroniki
Lake.
– A to z jakiej bajki?
– Z żadnej, to tylko ja: Lynn Margaret Bracken.
Chyba zbyt szybko i za gwałtownie wypalił: – Posłuchaj, chciałbym się jeszcze
kiedyś z tobą spotkać...
– Prosisz mnie o randkę?
– Tak, bo nie stać mnie na ceny Patchetta.
– Mógłbyś zaczekać miesiąc.
– Nie, nie mogę.
– W takim razie koniec rozmów o pracy. Nie chcę być czyjąś podejrzaną.
Bud zrobił ręką znak zgody w powietrzu: że zapomina o osobie Patchetta w sprawie
Kathy i Nite Owl.
– Umowa stoi.
34

Byli w celi Mickeya Cohena.


Gallaudet roześmiał się: aksamitna narzuta na łóżku, obite aksamitem półki, sedes
z obitym aksamitem siedzeniem. Ciepłe powietrze wpadające przez otwór
wentylacyjny w ścianie – stan Washington, w kwietniu jest tu jeszcze trochę zimno.
Ed był zmęczony: rozmawiali z Jackiem „Egzekutorem" Whalenem, wykluczyli go i
przelecieli tysiąc mil. Pierwsza w nocy – dwóch gliniarzy czekających, aż
psychopatyczny zbir skończy grę w karty.
Gallaudet poklepał buldoga Cohena: Mickey Cohen junior, szałowo wyglądający w
aksamitnym kubraczku. Ed przeglądał swoje notatki dotyczące Whalena. Cały czas
chodził po celi – gęba mu się nie zamykała. Whalen wyśmiał teorię Engleklingów,
poczęstował ich dygresją na temat zorganizowanej przestępczości w LA.
Działalność grup przestępczych podczas okresu spokoju panującego od czasu,
kiedy Mickey C. trafił za kratki. Punkt widzenia człowieka z wewnątrz tych układów:
potęga Mickeya to już przeszłość, pieniądze z banków szwajcarskich przejedzone –
gotówka potrzebna na odbudowę imperium. Morris Jahelka, zastępca Cohena, który
dostał lenno – roztrwonił je błyskawicznie, źle inwestując, nie tworząc żadnych
funduszy na opłaty dla swych ludzi. Whalen powiedział, że jemu powodzi się dobrze, i
wygłosił swoją teorię na temat Cohena.
Uważał, że Mickey przyznał koncesje na swoje interesy narkotykowe i
bukmacherskie, pożyczki na wysoki kredyt, prostytucję – podzielił swe interesy na
małe pakiety, był wybredny w doborze powierników; kiedy będzie na zwolnieniu
warunkowym, skonsoliduje wszystko, położy łapę na kasie, jaką zainwestowali dla
niego ludzie, którym dał koncesję, odbuduje swoje imperium. Whalen oparł swoją
teorię na obserwacji faktów: Lee Vachss, były współpracownik Cohena, udawał, że
zajął się legalnymi interesami; Johnny Stompanato i Abe Teitlebaum to samo – ale
tych dwóch nie umiało żyć w zgodzie z prawem.
Uważał, że ta trójka cały czas ciągnie kasę z nielegalnych źródeł – może doglądali
interesów Cohena. Komendant Parker – obawiający się, że panujący spokój może
doprowadzić do rozpanoszenia się Mafii – przygotowywał nową strategię wobec
oprychów spoza miasta: Dudley Smith i dwóch jego kretynów rozkręcili interes w
motelu w Gardena: bili gości z gangów do nieprzytomności, kradli ich pieniądze na
policyjny fundusz charytatywny, umieszczali ich w autobusie, pociągu czy samolocie
do tamtąd, skąd przyjechali – wszystko w największej tajemnicy.
Whalen skonkludował: Jemu wolno tak działać, bo przecież ktoś musi obsługiwać
hazard, bo w przeciwnym razie banda szalonych niezależnych przestępców
zeszmaciłaby LA strzelaninami.
„Ograniczenie" – termin Dudleya S., który wyjaśniał wszystko; policyjny
establishment wiedział, że Whalen odpowiada ogniem tylko wtedy, kiedy do niego
strzelano; on przestrzegał reguł gry. Pomysł, że on albo Mickey załatwił sześciu ludzi z
powodu jakichś świerszczyków dla onanistów, to po prostu brednia. Ale pomimo to
było zbyt spokojnie, coś musiało w trawie piszczeć.
Mickey Cohen junior w tym momencie zaszczekał; Ed podniósł wzrok. Wszedł
Mickey Cohen, z pudełkiem herbatników dla psów w rękach. Powiedział: – Nigdy nie
zabiłem człowieka, który na to nie zasługiwał, oczywiście wedle standardów
obowiązujących ludzi naszej proweniencji. Nigdy nie rozpowszechniałem
obscenicznych śmieci mających służyć masturbacji i wysłuchałem Pete'a i Baxa
Engleklingów tylko przez wzgląd na moje przywiązanie do ich nieżyjącego ojca, niech
dusza jego spoczywa w pokoju, chociaż był pieprzonym Szwabem. Nie zabijam
niewinnych, przypadkowych ludzi, bo jest to moralnie naganne i dlatego, że
przestrzegam Dziesięciu Przykazań, chyba że jest to szkodliwe dla moich interesów.
Strażnik Hopkins powiedział mi, dlaczego się tu pojawiliście, i kazałem wam czekać
dlatego, że musicie być zidiociałymi kretynami, by mnie winić za występny i głupi
wybryk, będący najwyraźniej sprawką głupawych asfaltów. Ale skoro Mickey junior
was lubi, poświęcę wam pięć minut swego czasu. Chodź do tatusia, robaczku!
Gallaudet zawył. Cohen uklęknął na podłodze, włożył sobie herbatnika do ust. Pies
do niego podbiegł, chwycił herbatnika, liżąc pana. Mickey potarł nosem bestię; Cohen
junior zapiszczał, odlał się. Ed zauważył mężczyznę na korytarzu: Davey Goldman,
główny księgowy Mickeya, siedzący w McNeil za swoje własne przestępstwa
podatkowe. Goldman oddalił się ukradkiem.
– Mickey – zaczął Gallaudet – bracia Englekling powiedzieli, że byłeś wściekły,
kiedy wspomnieli, że za tym pomysłem stoi Duke Cathcart.
Cohen wypluł okruchy herbatnika.
– Powiedzmy raczej, że „wpieniłem się nie na żarty", czy to jasne?
– Tak – odparł Ed. – Ale co z innymi nazwiskami? Czy Engleklingowie wymieniali
jeszcze jakieś inne nazwiska oprócz Cathcarta?
– Nie, a Cathcarta nigdy osobiście nie spotkałem. Słyszałem, że miał na koncie
gwałt na nieletniej i na tej właśnie podstawie wyrobiłem sobie opinię na jego temat. W
Biblii napisano o tym: „Nie sądź, abyś sam nie był sądzony", więc skoro sam chcę być
sądzony, mówię: „Sądź i ty, Micku".
– Czy udzieliłeś braciom jakiejś rady dotyczącej tego, jak zbudować system
dystrybucji?
– Nie! Biorę Boga i mojego ukochanego Mickeya juniora na świadka, nie!
Gallaudet zapytał: – Mick, teraz najważniejsza kwestia. Czy rozmawiałeś z kimś na
temat tego interesu na spacerniaku? Komu o tym powiedziałeś?
– Nikomu nie powiedziałem! Broszurki dla onanistów rodzą się z grzechu i żądzy!
Nawet odesłałem od siebie Daveya, kiedy przyszli mnie odwiedzić ci postrzeleni
bracia! A Davey jest moim powiernikiem, oto jak szanuję podstawową cnotę
poufności!
– Wiesz, Ed – zwrócił się do niego Gallaudet – ja dzwoniłem do Russa Miliarda,
kiedy ty rozmawiałeś ze strażnikiem. On mówi, że pogadał ze swoimi ludźmi z
Obyczajówki zajmującymi się pornografią i że nic nie mają. Ani na temat Cathcarta,
ani żadnych tropów dotyczących magazynów. Russ przejrzał też wszystkie raporty
związane z Nite Owl i nic nie znalazł. Bud White przeprowadzał wywiad
środowiskowy dotyczący Cathcarta, ale wyraźnie nie znalazł nic interesującego, bo w
jego raportach nic nie ma. Ed, ta Susie Lefferts z San Berdoo to tylko zbieg
okoliczności. Cathcart nie mógłby rozkręcić produkcji świerszczyków, nawet jakby
chciał. Engleklingom w tym wszystkim chodziło chyba tylko o to, by pozbyć się jakichś
ciążących na nich starych pozwów i się wykpić.
Ed pokiwał głową. Mickey Cohen senior kołysał cały czas na rękach Mickeya
Cohena juniora.
– Ojcowie i synowie, ich relacje, to interesująca pożywka dla dociekliwych, czyż nie
sądzicie? Taki mój psi potomek i ja, stary doktor Franz i jego szczerbate męty... Franz
był genialnym chemikiem, dokonał wielkich rzeczy dla psychicznie
niezrównoważonych. Kiedy dawno temu ukradziono mi mnóstwo heroiny,
pomyślałem o Franzu i o tym, jak mógłbym, mając jego inteligencję zamiast tego
poetyckiego geniuszu, produkować swój własny biały proszek na sprzedaż. Wracajcie
do domu, chłopcy. Sprośne magazyny nie są kluczem do rozwiązania tego
morderstwa. To te czarnuchy, pieprzone asfalty...

35

Butelki: whisky, gin, brandy. Migające reklamy: Schlitz, Pabst Blue Ribbon.
Marynarze pijący zimne piwa, rozbawieni ludzie zalewający się w trupa. Mieszkanie
Hudgensa było o przecznicę dalej – alkohol doda mu odwagi. Wiedział o tym, nim
zaczął śledzić Buda White'a – teraz miał tysiąckrotnie ważniejszy powód.
Barman krzyknął: – Ostatnie zamówienia.
Jack dopił wodę sodową, przycisnął sobie szklankę do szyi. Dzień dał mu w kość,
znowu. To Miliard mówił, że Duke Cathcart był zaangażowany w jakiś interes, chciał
sprzedawać swoje świerszczyki. Bud White odwiedził Lynn Bracken, jedną z tych
dziwek sobowtórów. Spędził w jej domu dwie godziny; odprowadziła go do drzwi.
Ruszył za nim do domu, po drodze zaczął kombinować: White zna Bracken, ona zna
Pierce'a Patchetta, ten z kolei zna Hudgensa. Sid wie o Malibu Rendezvous, Dudley
Smith prawdopodobnie też. Powód, dla którego Dud chce, by śledzić White'a: odbiło
mu na punkcie morderstwa tej prostytutki.
Pulsujące reklamy piwa: neonowe monstra. Kastet w samochodzie na odwagę –
może Sid pęknie, odda mu jego kartotekę. Jack wybiegł z baru: mieszkanie Hudgensa,
ciemne okna, packard Sida przy krawężniku.
Drzwi i kastet w roli kołatki.
Trzydzieści sekund, nic. Jack nacisnął klamkę – zamknięte – naparł z całej siły.
Drzwi ustąpiły.
Ten zapach.
Jak na zwolnionych obrotach: wyjął chusteczkę, pistolet, uderzył łokciem w ścianę
– włącznik, żadnych odcisków. Zapalił światło.
Pokrojony Sid Hudgens był na podłodze – nasączony czarną cieczą dywan, podłoga
śliska od krwi. Ręce i nogi odcięte, leżące pod dziwnym kątem względem jego tułowia.
Rozcięty od krocza po szyję, wyzierające spod czerwieni białe kości. Za nim
poprzewracane szafki – skoroszyty rozrzucone po czystej części dywanu.
Jack wpił zęby w ramię, żeby powstrzymać się od krzyku.
Żadnych śladów krwi, pewnie zabójca wyszedł tylnymi drzwiami. Hudgens był
nagi, otoczony czerwonoczarną obwódką. Kończyny koło tułowia, pasma zakrzepłej
krwi w miejscach, gdzie zostały odcięte, zastygłe wiry jak ta namalowana farbą krew w
jego świerszczykach.
Jack uciekł. Wokół domu, wzdłuż podjazdu. Tylne drzwi były uchylone, sączyło się
z nich światło. Wewnątrz śliska od wody podłoga – żadnych krwawych plam, ślady
usunięte.
Wszedł, znalazł reklamówki pod zlewem. Chwiejnym krokiem wrócił do salonu.
Wyciągnął kompromitujące dane z szafki: skoroszyty, skoroszyty, skoroszyty – raz,
dwa, trzy, cztery, pięć reklamówek – na dwie wyprawy do samochodu. O drugiej
dwadzieścia nad ranem ta ulica LA była spokojna. Uspokój się i ty, nie bredź.
Pięćdziesiąt trylionów ludzi miało motyw. Nikt nie wiedział, że oglądał doprawione
farbą magazyny. Dojdą do wniosku, że okaleczenia mógł dokonać tylko jakiś psychol.
Musiał znaleźć swoją kartotekę. Wyłączył światła, porysował drzwi kajdankami –
niech myślą, że to włamywacz.
Odjechał, bez celu, po prostu jechał.
Stracił cierpliwość do samej jazdy. Znalazł motel, popularny wśród prostytutek:
Przytulna Chatka u Oscara. Zapłacił za tydzień z góry, wniósł do środka swoje
reklamówki, wziął prysznic i włożył na siebie z powrotem przepocone ubranie. Tu był
istny pałac karaluchów: pluskwy, nad łóżkiem na ścianie tłuszcz. Czuł swój zapach:
okropny. Zamknął drzwi, zaczął przeglądać papiery.
Stare wydania Cicho Sza!, wycinki, wykradzione policyjne dokumenty. Kartoteka:
Montgomery Clift jako najmniejszy fiut w Hollywood, Errol Flynn jako agent
Nazistów. Istna bomba: Flynn i jakiś pisarz pedał nazwiskiem Truman Capote.
Komuchy, sympatycy komuchów, ważne szychy, od Joan Crawford po byłego
prokuratora okręgowego Billa McPhersona. Obfitość narkomanów: materiały na
temat Charliego Parkera, Anity O'Day, Arta Peppera, Toma Neala, Barbary Payton,
Gail Russell. Całe artykuły z Cicho Sza!: „Związki Mafii z Watykanem!!!" „Opera
mydlana: Czy «Rock» Hudson tak naprawdę jest tylko «Rockette»?", „Marihuanowy
alarm: Strzeżcie się ziołowych dzieci Hollywood". Mnóstwo teczek na temat
najróżniejszych ludzi, ale to nie mogły być najbardziej strzeżone dokumenty Sida
Hudgensa – komuchy, pedały, lesbijki, narkomani, lubieżnicy, nimfomanki, mizogini,
politycy kupieni przez mafię.
Nic o sierżancie Jacku Vincennesie.
Nic o Chlubnej Odznace! – na punkcie której miał fioła – wiedział, że Sid miał
kartotekę dotyczącą Bretta Chase'a. Dziwne. Jeszcze dziwniejsze: Cicho Sza!
obsmarowywało Maxa Peltza – nie było nic na jego temat. Nic na temat Pierce'a
Patchetta, Lynn Bracken, Lamara Hintona, FleurdeLis.
Jack zmierzył wzrokiem stos skoroszytów. Spory – jeśli zabójca przyszedł, by
ukraść kartotekę Sida, wyraźnie zabrał tylko jej niewielką część – jego stos był
imponujący.
ALIBI.
Jack schował skoroszyty do szafy. Wywiesił „Nie przeszkadzać" na drzwiach i
opuścił motel.

Była 5:10 rano, kiedy dotarł do domu.


Tam, pod kołatką, znalazł: „Jack – pamiętaj o naszej randce w czwartek", „Jack,
kochanie – gdzie ty się podziewasz? K". Wszedł do środka, podniósł słuchawkę,
wykręcił 888.
– Policja. – Murzyński akcent.
– Chciałbym zgłosić morderstwo. Nie żartuję.
– Na pewno?
– Tak, jeśli nie...
– Jaki jest pana adres?
– Nie mam adresu, ale chciałem się włamać do jednego domu i zobaczyłem ciało.
– Ale...
– South Alexandria 421, zapisał pan?
– Ale gdzie pan...
Jack rozłączył się, rozebrał, położył na łóżku. Zajmie to niebieskim ze dwadzieścia
minut, i dziesięć, by zidentyfikować Hudgensa. Rozejrzą się wokół, zobaczą, że to
poważna sprawa, zadzwonią do Wydziału Zabójstw. Urzędnik pomyśli o szefach,
wyciągnie ich z łóżka. Thad Green, Russ Miliard, Dudley S. – wszyscy niezwłocznie
pomyślą o ściągnięciu Wielkiego Vi – telefon nie da mu spokoju.
Jack leżał, miał czas przepocić czystą pościel. Dopiero o 6:58 go znaleźli. Dryń,
dryń.
Jack, ziewając: – Tak?
– Vincennes, mówi Russ Miliard.
– Tak, kapitanie. Która jest godzina? Co się...?
– Nieważne. Wiesz, gdzie mieszka Sid Hudgens?
– Tak, gdzieś w Chapman Park. Ale, kapitanie, co się...
– South Alexandria 421.1 to natychmiast, Vincennes.
Golenie, prysznic, suche ubrania. Czterdzieści minut i był na miejscu zbrodni –
zatrzęsienie policyjnych samochodów na trawniku przed domem Sida Hudgensa.
Pracownicy kostnicy niosący plastikowe worki: krew, części ciała.
Jack też zaparkował na trawniku. Sanitariusz pchał przed sobą wózek: krwawa
masa zawinięta w prześcieradła. Russ Miliard przy drzwiach; dwóch ambitnych – Don
Kleckner oraz Duane Fisk – na podjeździe. Umundurowani policjanci odganiali
gapiów; reporterzy tłoczyli się na chodniku. Jack podszedł do Miliarda.
– Hudgens? – rzucił tylko. Bez zbytniego przerażenia, pełen profesjonalizm.
– Tak, twój kumpel. Obawiam się, że trochę poharatany. O morderstwie
zawiadomił włamywacz. Miał obrobić dom, ale zobaczył ciało. Są ślady wyważania
drzwi, więc jestem skłonny wierzyć. Nie zaglądaj do środka, jeśli coś jadłeś.
Jack zajrzał. Zaschnięta krew, kontury ciała na biało: ręce, nogi, tors – zaznaczone
miejsca przecięcia.
– Ktoś musiał go nienawidzić – orzekł Miliard. – Widzisz te szuflady tam?
Podejrzewam, że zabójca sprzątnął go po to, by dobrać się do jego kartoteki. Kazałem
Klecknerowi zadzwonić do redakcji Cicho Sza!. Otworzy jego biuro i da nam kopie
materiałów, którymi ostatnio zajmował się Hudgens.
Stary Russ chciał usłyszeć komentarz. Jack przeżegnał się – pierwszy raz od czasów
sierocińca, skąd mu się to, kurwa, wzięło.
– Vincennes, on był twoim znajomym. Co o tym myślisz?
– Myślę, że był gnojkiem! Wszyscy go nienawidzili! Podejrzani są wszyscy
mieszkańcy LA!
– Uspokój się, no, już dobrze. Wiem, że Hudgens tobie zawdzięczał przecieki z
policji i informacje, wiem, że łączyły was interesy. Jeśli nie rozwiążemy tej sprawy w
ciągu kilku dni, będę oczekiwał oświadczenia od ciebie.
Duane Fisk rozmawiał z Mortym Bendishem, co znaczyło, że szczegóły zbrodni
będą w Mirror.
– Wszystko ci powiem – odezwał się, spokojniej już, Jack. – Co mam robić,
utrudniać oficjalne śledztwo?
– Twoje poczucie obowiązku jest godne podziwu. No dobra, to porozmawiajmy o
Hudgensie. Dziewczyny, chłopcy, co lubił?
Jack zapalił papierosa.
– Lubił brudy. Był pieprzonym degeneratem. Może podniecało go patrzenie na
swój własny, cholerny brukowiec. Nie wiem.
Podszedł Don Kleckner: szeroko rozpostarty egzemplarz Cicho Sza!: „Telewizyjny
magnat lubi popatrzeć – i na tym się nie kończy!!! A interesują go nastoletnie
królewny!!!"
– Kapitanie, kupiłem ją na rogu. A w redakcji powiedzieli mi, że Hudgens miał
obsesję na punkcie Chlubnej Odznaki.
– To dobrze. Don, zacznij przepytywać ludzi. Vincennes – rzucił, a gdy Jack zbliżył
się do niego, Miliard zauważył: – Wszystko kręci się wokół ludzi, których znasz...
– Jestem gliniarzem i jestem z Hollywood. Znam mnóstwo ludzi i wiem, że Max
Peltz lubi młode laski. I co z tego? Ma sześćdziesiątkę na karku i nie jest zabójcą.
– Przekonamy się o tym po południu. Przeszukujesz miasto dla Nite Owl, tak?
Szukasz samochodu Coatesa?
– Tak.
– W takim razie zajmij się teraz pracą i zamelduj się w Biurze o drugiej. Poproszę,
żeby kilku najważniejszych z Chlubnej Odznaki przyszło na małe przesłuchanie.
Twoja obecność może poprawić atmosferę.
Billy Dieterling, Timmy Valburn – „ludzie, których znał" – robi się gorąco.
– Jasne. Zjawię się.
Podbiegł Morty Bendish. – Jackie, czy to znaczy, że teraz będę miał wyłączność na
wszystko?

Wyważanie drzwi do garażu, Murzyni rzucający owocami – obraz się powtarzał.


Jego robota czekała w motelu.
Jechał w stronę Darktown, kiedy to go trafiło. Skręcił na wschód, zaparkował koło
Royal Flush. Buick Claude'a Dineena stał obok – pewnie sprzedawał towar w męskiej
ubikacji.
Jack wszedł do środka. Wszystko zamarło: Wielki Vi oznaczał kłopoty. Barman
nalał podwójnego Old Forestera, Jack wypił – po pięciu latach abstynencji. Alkohol
go rozgrzał. Kopnięciem otworzył drzwi od męskiej ubikacji.
Claude Dineen spoglądający do góry.
Jack powalił go kopniakiem, wyszarpnął igłę z ramienia. Przeszukał go, nie stawiał
oporu – Claude był potwornie nawalony. Bingo: amfetamina w cynfolii. Łyknął
odpowiednią dawkę, wrzucił igłę do sedesu. I dodał: – Wróciłem.
Dotarł do hotelu nawalony; czuł, że ma dosyć energii do pracy. Zrobił rundkę
numer dwa z przeglądaniem skoroszytów. Nic nowego nie znalazł; instynktownie
czuł, że Hudgens nie trzymał swych „tajnych" dokumentów w domu. Jeśli zabójca
sprzątnął go dla konkretnego skoroszytu, najpierw wyraźnie próbował torturami
wyciągnąć z niego, gdzie on jest. Zabójca zwinął niewiele tych skoroszytów – w
szafkach nie zmieściłoby się wiele więcej, niż to, co on sam ukradł. Kartoteka Sida
dotycząca Wielkiego Vi ciągle gdzieś była, jeśli to zabójca ją znalazł, mógł ją
zatrzymać, ale mógł i wyrzucić.
Coś go oświeciło: Hudgens i Patchett byli ze sobą jakoś powiązani, tak jak dochody
z pornografii łączyły się z nierządem. Pomijając ewentualny związek Cathcarta z Nite
Owl – choć Miliard i Exley uważali, że to lipa, a i Whalen, i Mickey C, również
zaprzeczali temu – Cathcart nigdy nie rozkręcił swojego interesu ze świerszczykami.
Raport Miliarda mówił, że bracia Englekling nie wiedzieli, kto wykonał zdjęcia;
Cathcart wszedł w posiadanie jakichś magazynów dla pedałów, oszalał na punkcie
idiotycznego planu. A zostawiając to wszystko na boku, sprawa wyglądała tak: Bobby
Inge, Christine i Daryl Bergeron – zniknęli. Lamar Hinton, który to prawdopodobnie
strzelał w magazynie FleurdeLis – bez wątpienia zniknął. Był jeszcze Timmy Valburn,
klient FleurdeLis, przyciśnięty przez niego – powiązanie z Billym Dieterlingiem,
kamerzystą z Chlubnej Odznaki. Spotka go na imprezie przesłuchaniowej Miliarda –
tylko musi zachować się spokojnie. Załóżmy, że Timmy powiedział Billy'emu o tym, iż
Jack przepytywał go; Billy tam był, gdy kradł torbę z samochodu Hintona. Musi
naprawdę zachować spokój, bo pedały miały mnóstwo do stracenia, przyznając się do
kontaktów z FleurdeLis, o którego istnieniu Miliard przecież nie wiedział.
Burza mózgu, papieros za papierosem.
Okaleczenia na ciele Hudgensa były łudząco podobne do póz, w jakich
sfotografowano modele w świerszczykach z domalowaną krwią, tych znalezionych
przed domem Bobby'ego Inge'a. Nikt inny z gliniarzy nie widział akurat tych
magazynów – Miliard oglądający sztywniaka, uznał odrąbane kończyny po prostu za
normalną amputację.
Hudgens ostrzegał go przed FleurdeLis. Lynn Bracken była kurwą Patchetta –
może znała Sida. Znak zapytania: Dudley Smith kazał mu śledzić Buda White'a. Jego
powód: White samowolnie prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa prostytutki.
Bracken była prostytutką, Patchett sprzedawał prostytutki. Ale Dudley nie wspominał
o żadnych powiązaniach ze sprawą Nite Owl czy pornografią – pewnie nie miał
zielonego pojęcia o Patchett, Bracken, świerszczykach, FleurdeLis i o całej reszcie.
Bracia Englekling i Cathcart to osobna historia, ale w stosach raportów różnych
wydziałów poświęconych sprawie Nite Owl nigdzie nie było wzmianki o związku:
świerszczyki – Patchett – Bracken – FleurdeLis – Hudgens.
Nieźle pobujał: amfa zrobiła swoje na główkowanie. Była 11:20 – jeszcze trochę
czasu do zabicia przed spotkaniem w Biurze. Miał dwa obiecujące tropy: Pierce
Patchett, Lynn Bracken. Do Bracken było bliżej.

*
Jack podjechał pod jej mieszkanie, zaparkował za jej samochodem. Dać jej godzinę,
improwizować, jeśli w tym czasie wyjdzie.
Amfetaminowy czas upływał, a drzwi Bracken były cały czas zamknięte. 12:33 –
jakiś młodzian wrzucił pod nie gazetę. Jeśli Morty Bendish nie marnował czasu, a ten
dzieciak roznosił Mirror..
Drzwi otworzyły się; Lynn Bracken podniosła z wycieraczki gazetę, ziewając,
schowała się z powrotem. Roznosiciel gazet przemknął koło niego, zauważył tytuł
gazety: Mirror News z Los Angeles. Żeby to tam było, Morty... I bingo!
Bracken zatrzasnęła drzwi, podbiegła do swojego samochodu. Ruszyła z piskiem
opon, skręciła na zachód w Los Feliz.
Jack dał jej dwie sekundy przewagi i też ruszył.
Na południowy zachód: Los Feliz, przez Western do Sunset, prosto po Sunset, o
dziesięć mil przekraczając ograniczenie prędkości. Pewnie wystraszona postanowiła
pojechać do mieszkania Patchetta, bo nie chciała używać telefonu.
Jack zawrócił na południe, na pełnym gazie skrótem dojechał do Gretna Green
1184. Ogromna posiadłość w hiszpańskim stylu, ogromny trawnik przed nią – Lynn
Bracken jeszcze się nie zjawiła.
Czuł rozdygotane serce: zapomniał, jaką cenę się płaci za łykanie amfy.
Zaparkował, rozejrzał się: nigdzie nikogo. Podszedł do drzwi, zapuścił się na bok
domu – znaleźć jakieś okna. Wszystkie zamknięte. Pracujący na tyłach domu
ogrodnik – żadnych szans na okrążenie domu tak, by nie zostać zauważonym.
Trzasnęły drzwi auta; Jack podbiegł do okna z przodu: zamknięte, ale była szczelina
między zasłonami, przez którą mógł zajrzeć do środka.
Zabrzęczał dzwonek; Jack zajrzał. Patchett podszedł do drzwi, otworzył je. Lynn
Bracken pokazała mu swoją gazetę – przyglądał się spanikowanej dwójce: bezgłośne
ruchy warg, wyraźnie bardzo wystraszeni. Jack przyłożył ucho do szyby – słyszał tylko
dudnienie własnego serca. Nie potrzeba było dźwięków: nie wiedzieli wcześniej, że Sid
nie żył. Są zbyt wystraszeni, nie zabili go.
Przeszli do pokoju obok – szczelnie zaciągnięte zasłony – nie dało się ani patrzeć,
ani słuchać. Jack wrócił do swojego wozu.

Do Biura dotarł z dziesięciominutowym spóźnieniem. Sala Wydziału Zabójstw była


zapchana ekipą Chlubnej Odznaki: Brett Chase, Miller Stanton, David Mertens,
dekorator ze swoim pielęgniarzem Jerrym Marsalasem – ciasno upakowani na jednej
długiej ławce. Stali: Billy Dieterling, kamerzyści, kilku ludzi z walizkami: bez
wątpienia adwokaci.
Wszyscy wyglądali na nerwowych; Duane Fisk i Don Kleckner przechadzali się po
pokoju z notatnikami. Nie było Maxa Peltza, nie było Russa Miliarda.
Billy D. puścił do niego oko; reszta pokiwała mu. Jack odwzajemnił się tym samym;
Kleckner podszedł do niego.
– Ellis Loew chce się z tobą spotkać. Boks numer sześć.
Jack poszedł tam. Loew patrzył przez dwustronne lustro wprawione w tylną ścianę
– po drugiej stronie widać było wykrywacz kłamstw. I przesłuchanie: Miliard zadający
pytania Peltzowi, Ray Pinker obsługujący maszynę.
Loew zauważył go i rzucił: – Wolałbym, żeby Max nie musiał przez to przechodzić.
Możesz to załatwić?
Chronienie szczodrego ofiarodawcy na policyjny fundusz. – Ellis, nie mam wpływu
na Miliarda. Jeśli prawnik Maxa doradził mu, by poddał się testowi, będzie musiał to
zrobić.
– A Dudley może to załatwić?
– Dud też nie ma na niego wpływu, Millard to świątobliwy typ. Powiem ci, nim
mnie spytasz: nie wiem, kto zabił Sida, i nie obchodzi mnie to. Czy Max ma alibi?
– Tak, ale takie, z którego raczej nie chciałby korzystać.
– Ile ma lat?
– Bardzo młoda. Czy...
– Tak, Russ by mu tego nie przepuścił.
– Dobry Boże, tyle zamieszania z powodu takiego gnojka jak Sid.
Jack roześmiał się:
– Prokuratorze, wygrane wybory zawdzięczasz jednemu z jego oszczerstw.
– Cóż, polityka wymusza kontakty z różnymi typami, ale wątpię, czy ktoś będzie go
żałował... Wiesz, nic nie mamy. Rozmawiałem z tymi ich prawnikami i zapewnili
mnie, że ich klienci mają mocne alibi. Złożą oświadczenia i zostaną wykluczeni z
kręgu podejrzanych, reszta ludzi związanych z Chlubną Odznaką też chyba ma alibi, i
wtedy zostaje nam tylko do sprawdzenia reszta Hollywood.
Na początek wystarczy. – Ellis, chcesz wysłuchać rady?
– Tak, przedstaw swój odpowiednio cyniczny punkt widzenia.
– Pozwól całej sprawie potoczyć się własnym torem. Skoncentruj się na Nite Owl,
bo rozwiązania tej sprawy oczekują obywatele. Hudgens był śmieciem, dochodzenie
będzie pełnym brudów show i nigdy nie uda nam się ująć zabójcy. Niech sprawa
przycichnie...
Otworzyły się drzwi; Duane Fisk skierował ku ziemi oba kciuki.
– Nic z tego, panie Loew. Wszyscy mają alibi, które wydają się nie podważalne.
Koroner określił czas zgonu Hudgensa na między północą a pierwszą rano, a oni
wszyscy byli wtedy gdzie indziej w towarzystwie wielu ludzi. Sprawdzimy ich, ale
moim zdaniem to strata czasu.
Loew pokiwał głową, Fisk wyszedł.
– Nie ingeruj w to – powiedział Jack.
Loew uśmiechnął się. – A jakie ty masz alibi? Byłeś w łóżku z moją szwagierką?
– Byłem w łóżku sam.
– Nie dziwi mnie to. Karen mówiła, że ostatnio byłeś nie w sosie i rzadko się z nią
spotykałeś. Wyglądasz na spiętego, Jack. Obawiasz się, że w druku ukażą się
informacje o twoim układzie z Hudgensem?
– Miliard chce ode mnie pisemnego oświadczenia, muszę mu je dać. Wierzysz w to,
że ja i Sid byliśmy bliskimi przyjaciółmi?
– No jasne. Razem z Dudleyem Smithem, mną i kilku innymi sławnymi
chłopakami ze szkółki niedzielnej. Masz rację z Hudgensem, Jack. Wspomnę o tym
Billowi Parkerowi.
Ziewnięcie – amfa schodziła. – To trudna sprawa i pewnie nie będziesz chciał w
niej pełnić roli oskarżyciela...
– Raczej tak, skoro ofiara przyczyniła się do mojej wygranej w wyborach. Może Sid
zostawił gdzieś informację, że ty zdradziłeś mu coś na temat, cytuję: „mrocznych
żądz" pana McPhersona. Jack...
– Tak, będę miał oczy otwarte, a jeśli twoje nazwisko pojawi się w jakichś
papierach, to zniszczę je.
– Dobry z ciebie człowiek. Jeśli jest...
– Tak, jest coś takiego. Śledź uważnie raporty dotyczące śledztwa. Sid miał jakąś
prywatną kartotekę brudów, więc jeśli twoje nazwisko w ogóle gdzieś jest, to na
pewno tam. Jeżeli dostałbym cynk o tym, to na pewno zjawię się tam z zapałkami.
Loew zrobił się blady. – Załatwione. Porozmawiam z Parkerem dziś po południu.
Ray Pinker zastukał w lustro, przytknął do szyby wydruk z wariografu: równolegle
biegnące linie – żadnych dramatycznych wahań. A przez głośnik usłyszeli: –
Niewinny, ale nie chce powiedzieć, jakie ma alibi. Był in flagranti?
Loew uśmiechnął się.
Russ Miliard powiedział: – Wracaj do swojej roboty, Vincennes. Jeśli jeszcze
pamiętasz, przetrząsasz dzielnice w związku z Nite Owl. Spotkanie z ekipą tego
twojego idiotycznego serialu telewizyjnego nie przyniosło jak na razie żadnych
rezultatów, więc oczekuję pisemnego oświadczenia na temat twoich kontaktów z
Hudgensem. Na ósmą rano jutro.

Nim ruszył na południe do 77 Ulicy, Jack łyknął kolejną porcję amfy i wyjął swój
plan poszukiwań; sierżant z centrali powiedział mu, że czarni robią się coraz bardziej
agresywni, jacyś czerwoni agitatorzy podkręcali atmosferę, obrzucanie policjantów
śmieciami zaczęło zdarzać się częściej, ekipy przeszukujące garaże składały się z
trzech osób: jednego detektywa, dwóch mundurowych, dwa zespoły równocześnie
pracowały po przeciwnych stronach ulicy. Ma się spotkać ze swoimi na rogu 116 i
Wills – od południa pracują tylko we dwójkę.
Amfa zaczęła kręcić – Jack poczuł się dobrze. Pojechał na róg 116–tej i Wills:
okolica tanich domów, kartony zamiast okien. Brudne uliczki, rowerzyści: kolorowe
dzieciaki pakujące owoce. Jego współpracownicy kawałek dalej: dwóch mundurowych
po lewej stronie, dwóch niebieskich i jeden w cywilu po prawej. Uzbrojeni: cęgi do
cięcia metalu, strzelby. Jack zaparkował, dołączył do dwójki po lewej stronie.
Syfiasta robota.
Pukanie w drzwi, otrzymanie pozwolenia na przeszukanie garażu. Trzy czwarte
mieszkańców udawało, że śpi; z powrotem do garażu, otworzyć drzwi, przeciąć
kłódkę. Ekipa po prawej stronie nawet nie pytała – zaczynali od cęgów, powoli
oglądali wnętrze, wygrażali bronią dzieciakom na rowerach. Dzieciaki po lewej stronie
starały się być nieprzyjemne; jeden rzucił nad ich głowami pomidora. Niebiescy
wystrzelili na postrach, w górę – strącili klatkę z gołębiami, podziurawili drzewo
palmowe. Brudny garaż po brudnym garażu – i żadnego mercury'ego z 49 roku z
numerem rejestracyjnym DG114.
Zmierzchało, gdy dotarli do kwartału opuszczonych domów – powybijane okna,
porośnięte gęstymi chwastami trawniki. Jack zaczynał mieć już wszystkiego dosyć:
bolące zęby, kłucie w klatce piersiowej. Usłyszał głośne krzyki z drugiej strony ulicy i
zespół pracujący po prawej kilka razy wystrzelił. Spojrzał na swoich partnerów –
wszyscy rzucili się na drugą stronę.
Święty Graal w zaszczurzonym garażu: purpurowy mercury z 49 roku, zapakowany
na maksa. Kalifornijska rejestracja DG114 – zarejestrowany na „Sugar Raya" Coatesa.
Dwóch umundurowanych wyciągnęło butelki. Grupka dzieci szczebiotała, że fajny
kolor lakieru; biały kot kręcił się po uliczce. Goście z lewej strony zaczęli tańczyć.
Jack zajrzał przez boczną szybę. Trzy dubeltówki na podłodze między siedzeniami:
duży kaliber, pewnie 12–stki.
Wrzaski były ogłuszające; i poklepywanie po plecach – czasem tak silne, że mogło
pogruchotać kości. Dzieciaki też wrzeszczały; mundurowy pozwolił im się napić ze
swojej butelki. Jack pociągnął dużego łyka, wystrzelał cały magazynek, celując w
światła uliczne, trafił za ostatnim strzałem. Krzyki podniecenia, wrzaski; Jack
pozwolił dzieciakom przez chwilę pobawić się swoją bronią. Przypomniał mu się Sid
Hudgens – napił się sporo, odpędził te myśli.

36

Prywatną salę w Pacific Dining Room zajmowali: Dudley Smith, Ellis Loew i Bud
po drugiej stronie stołu. Jego ręce znaczyły pęcherze, efekt trzydniowej pracy wężem:
przestępcy seksualni zlewali się w jego głowie w jedną masę.
– Chłopcze, godzinę temu znaleźliśmy samochód i dubeltówki – oznajmił Dudley.
– Żadnych odcisków, ale jedna z iglic idealnie pasuje do łusek, które znaleźliśmy w
Nite Owl. Z kratki kanalizacyjnej niedaleko hotelu Tevere wydobyliśmy portfele i
portmonetki ofiar, co znaczy, że prawie zamknęliśmy sprawę. Ale pan Loew i ja
chcemy mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Chcemy ich przyznania się do winy.
Bud odepchnął od siebie talerz. Wszystko kręciło się wokół czarnych – nie
potwierdzały się plotki, które słyszał o Exleyu. – Więc wyślijcie znowu do czarnuchów
naszego bystrzaka młokosa.
Loew potrząsnął głową. – Exley jest zbyt miękki. Chcę, byście ich przesłuchali, ty i
Dudley, w więzieniu, jutro rano. Ray Coates jest w szpitalu z powodu infekcji ucha, ale
wraca do reszty jutro wcześnie rano. Chcę, żebyście byli tam z Dudleyem wcześnie,
powiedzmy o siódmej.
– A co z Carlislem i Breuningiem?
Dudley roześmiał się. – Chłopcze, twoja sylwetka budzi o wiele większy respekt. To
jest zajęcie w sam raz dla Wendella White'a, podobnie jak inne zadanie, które
pojawiło się ostatnio. Takie, które będzie ciebie interesować.
– White, jak na razie była to sprawa Eda Exleya, ale teraz ty też masz szansę okryć
się chwałą – dodał Loew. – A w zamian wyświadczę ci przysługę.
– Tak?
– Tak. Dick Stensland został oskarżony o złamanie warunków zwolnienia
warunkowego w sześciu kwestiach. Jak wywiążesz się z zadania, oddalę cztery z
ciążących na nim zarzutów i załatwię mu łagodnego sędziego. Dostanie nie więcej niż
dziewięćdziesiąt dni.
Bud wstał.
– Umowa stoi, panie Loew. I dziękuję za kolację.
Dudley promieniał. – Do siódmej jutro rano, chłopcze. Ale dlaczego to opuszczasz
nas tak gwałtownie? Czyżbyś miał interesującą randkę?
– Tak. Z Veronica Lake.

Otworzyła mu drzwi, cała Veronica: błyszczący szlafrok, złocisty kosmyk kręconych


włosów nad jednym okiem. – Gdybyś wcześniej zadzwonił, nie wyglądałabym tak
okropnie.
Wyglądała na spiętą. Miała nierówno pofarbowane włosy: czarne przy skórze.
– Nie udała ci się randka?
– To bankier, od którego Pierce chce wyciągnąć jakąś przysługę.
– Dobrze udawałaś?
– Był tak zajęty samym sobą, że nawet nie musiałam.
Bud roześmiał się, zauważając przy tym: – Jak dobijesz do trzydziestki, będziesz to
robiła tylko dla przyjemności...
Lynn też się roześmiała, ale ciągle była spięta. Mogłaby go najpierw dotknąć, żeby
mieć co zrobić z rękoma.
– Jeśli mężczyźni nie zgrywają się na Alana Ladda – rzekła – mają szansę na
prawdziwą Lynn Margaret...
– Warto czekać?
– Wiesz, że warto, i z pewnością się zastanawiasz, czy Pierce nie powiedział mi,
bym była wobec ciebie uległa...
Nie przyszła mu do głowy żadna riposta. Lynn chwyciła go za ramię.
– Cieszę się, że o tym pomyślałeś, i lubię cię. A jeśli poczekasz w sypialni, zmyję z
siebie Veronikę i tego bankiera.
Przyszła do niego rozebrana, brunetka, włosy jeszcze wilgotne. Bud zmusił się, żeby
się nie spieszyć, powoli obsypać ją pocałunkami, jakby była samotną kobietą, którą
chciał zakochać na śmierć. Lynn dostosowała do niego swoje pocałunki, dotknięcia.
Bud cały czas myślał, że ona udaje – przyspieszył, żeby to sprawdzić.
Lynn jęknęła, położyła jego ręce na swoich piersiach, ustaliła rytm dla jego palców.
Bud pozwolił jej dominować, bardzo mu się podobało, kiedy pojękując kołysała się na
nim.
Nie udawała – zachowywała się tak prawdziwie, że zapomniał o sobie; usłyszał coś
jak: „Wejdź we mnie, proszę". Oparł się mocno o łóżko, wszedł w nią, trzymał ręce na
jej piersiach, tak jak mu pokazała. Był w niej – pozwolił ponieść się rytmowi jej
pulsujących nóg i bioder spychających go z kołdry – potem jego twarz wpiła się w jej
mokre włosy, ciasno objęli się ramionami.
Odpoczywali, rozmawiali. Lynn mówiła o sobie: o szkole średniej w Bisbee w
Arizonie. Bud mówił to o Nite Owl, to o czekającej go rano pracy twardziela –
pastwieniu się nad bezbronnymi, czego miał już dosyć. Spojrzenie Lynn wydawało się
mówić: „To po prostu sobie podaruj"; nie miał na to odpowiedzi, więc nawijał dalej, o
Dudleyu, o rozdzierającej serce zgwałconej dziewczynie, która się w nim durzyła, o
tym, iż miał nadzieję, że sprawa Nite Owl przybierze taki obrót, by mógł się zemścić
na gościu, którego nienawidził. Lynn odpowiadała delikatnymi dotknięciami; Bud
powiedział jej, że na razie odpuścił sobie sprawę morderstwa Kathy, zbyt łatwo
mogłoby mu odbić – tak, jak wtedy z Dwightem Gilettem.
Lynn dopytywała się o jego rodzinę; powiedział jej, że nie ma; wolał mówić o
świecie przestępców: o Cathcarcie, jego przeszukanym mieszkaniu, jego planach
dotyczących świerszczyków, o książce telefonicznej San Berdoo otwartej na
drukarniach, przeskakując na temat układu braci Englekling z policją, potem znowu o
kolorowych gnojkach, których mieli w garści. Wiedział, że ona wiedziała, jak się
sprawy mają: był sfrustrowany, bo nie był taki inteligentny, nie był tak naprawdę
detektywem Wydziału Zabójstw – był facetem, którego potrzebowali do straszenia
innych facetów. Rozmowa zaczęła wygasać – Bud czuł niepokój, był wkurzony na
siebie za to, że zbyt szybko zbyt wiele wygadał. Lynn wydawała się to wyczuwać;
pochyliła się i doprowadziła go do szaleństwa ustami. Bud głaskał jej włosy, ciągle
troszkę wilgotne. I cieszył się, że z nią nie musi udawać.

37

Dowody – przedmioty należące do ofiar znalezione niedaleko hotelu Tevere;


namierzony mercury Coatesa wraz z dubeltówkami: ekspertyza sądowa
potwierdzająca, że naboje w Nite Owl wystrzelono właśnie z tych dubeltówek. Każda
ława przysięgłych uzna ich za winnych morderstwa pierwszego stopnia. Sprawa Nite
Owl była zamknięta.
Ed przy swoim stole kuchennym pisał raport, podsumowanie dla Parkera. Inez
była w sypialni, teraz jej sypialni, jakoś nie potrafił zdobyć się na to, by jej powiedzieć:
„Tylko pozwól mi z sobą spać, zacznijmy się kochać, zobaczymy, jak się sprawy ułożą".
Miewała humory – czytała o Raymondzie Dieterlingu, zbierała w sobie odwagę, by
poprosić go o pracę. Wiadomość o znalezieniu broni nie poprawiła jej humoru – choć
to oznaczało, że nie będzie musiała zeznawać. Jej dowody – zewnętrzne rany – zagoiły
się, nie czuła fizycznego bólu, który by ją rozpraszał. Cały czas jednak czuła, jak jej to
robią.
Zadzwonił telefon; Ed podniósł słuchawkę. Kliknięcie – Inez odebrała w sypialni.
– Słucham?
– Tu Russ Miliard, Ed.
– Tak, kapitanie?
– Dla sierżantów i wyższych stopniem jestem Russ, synu.
– Dobrze, Russ, ale słyszałeś o samochodzie i broni? Nite Owl to już historia.
– Niezupełnie, właśnie dlatego dzwonię. Rozmawiałem ze znajomym podwładnym
szeryfa, pracownikiem Zarządu Więziennictwa. Powiedział mi, że słyszał plotki.
Dudley Smith wysyła Buda White'a na przesłuchanie, żeby wymusił z naszych
chłopców przyznanie się do winy. Jutro, z samego rana. Przeniosłem ich do innych
cel, żeby nie mogli się do nich dobrać tak szybko.
– Jezu Chryste.
– W rzeczy samej, pełnię tutaj funkcję zbawiciela. Mam plan, synu. Zajrzymy do
nich bardzo wcześnie, skonfrontujemy ich ze znalezionymi dowodami i spróbujemy
wyciągnąć wiarygodne zeznania. Ty będziesz grał złego faceta, ja wybawiciela.
Ed poprawił okulary. – O której?
– Powiedzmy o siódmej.
– W porządku.
– Synu, to znaczy uczynienie Dudleya swoim wrogiem...
Słuchawka w sypialni stuknęła.
– Trudno, Russ, do zobaczenia jutro.
– Spij dobrze, synu. Musisz być jutro w formie.
Ed rozłączył się. Inez stała w drzwiach, w jego szlafroku – sporo za dużym na nią.
– Nie możesz mi tego zrobić.
– Nie powinnaś podsłuchiwać.
– Czekałam na telefon od siostry. Exley, nie możesz.
– Chciałaś, żeby trafili do komory gazowej, właśnie tam się wybierają. Nie chciałaś
zeznawać. Podejrzewam, że teraz już nie będziesz musiała.
– Chcę, żeby stała się im krzywda. Chcę, żeby cierpieli.
– Nie. Tak nie powinno być. Ta sprawa wymaga absolutnej sprawiedliwości.
Roześmiała się.
– Absolutna sprawiedliwość pasuje do ciebie, jak ten szlafrok na mnie, pendejo.
– Masz to, czego chciałaś, Inez. Zapomnij już o tym i po prostu żyj dalej.
– A jakie to życie mnie niby czeka? Mam mieszkać z tobą? Nigdy się ze mną nie
ożenisz. Kiedy jesteś ze mną, odnosisz się do mnie z takim szacunkiem, że aż chce mi
się krzyczeć, i za każdym razem, kiedy udaje mi się samą siebie przekonać, że jesteś
całkiem przyzwoitym facetem, robisz coś takiego, że mówię do siebie: „Mądre mia, jak
mogę być taka głupia?". A teraz chcesz mnie pozbawić tego? Takiego drobiazgu?
Ed wskazał na raport. – Kilkudziesięciu ludzi pracowało nad tą sprawą. Te
zwierzęta będą martwe przed Bożym Narodzeniem. Todos, Inez. Absolutamente. Czy
to nie wystarczy?
Roześmiała się, bardziej szorstko.
– Nie. Dziesięć sekund i po bólu. Przez sześć godzin bili mnie, gwałcili, wkładali we
mnie różne rzeczy. Nie, to nie wystarczy.
Ed wstał. – Więc pozwolisz Budowi White'owi zagrozić pomyślnemu zakończeniu
sprawy. Prawdopodobnie to pomysł Ellisa Loewa, Inez. Chce mieć wszystko zapięte
na ostatni guzik, dwudniowy proces z nim jako bohaterem w roli głównej. Zrujnuje to,
co do tej pory osiągnęliśmy. Zastanów się i przyznaj, że tak jest.
– Nie, to ty się zastanów. Negritos umrą, bo tak już jest. Jestem tylko na nic już
nikomu niepotrzebnym świadkiem, więc może White jutro wymierzy chociaż trochę
sprawiedliwości w moim imieniu.
Ed zacisnął ręce w pięści.
– White to brutal, zakała policji i oślizgły kobieciarz.
– Nie, to po prostu facet, który nazywa rzeczy po imieniu i nie rozgląda się w sześć
stron, nim zdecyduje się przejść przez ulicę.
– To śmieć. Mierda.
– W takim razie jest moim mierda. Exley, znam ciebie. Gówno cię obchodzi
sprawiedliwość, troszczysz się tylko o siebie. Jutro rano pójdziesz tam tylko po to, by
dopiec White'owi, i robisz to tylko dlatego, że wiesz, że on wie, co jesteś warty.
Traktujesz mnie tak, jakbyś chciał mnie kochać, a potem nie dajesz mi nic poza
pieniędzmi i znajomościami, czego masz w nadmiarze, więc i tak dla ciebie to żadna
różnica. Nie podejmujesz dla mnie żadnego ryzyka, a White ryzykuje swoim estúpido
życiem i nie myśli o konsekwencjach, a kiedy zupełnie wyzdrowieję, będziesz chciał
mnie pieprzyć i umieścić w miejscu, gdzie nie będziesz się musiał ze mną publicznie
pokazywać, co jest dla mnie odrażające i chociażby z tego powodu kocham estúpido
White'a, bo on przynajmniej wie, kim jesteś.
Ed podszedł do niej. – A kim jestem?
– Po prostu najzwyczajniejszym tchórzem.
Ed podniósł pięść, wzdrygnął się, kiedy ona się wzdrygnęła. Inez zdarła z siebie
szlafrok. Ed spojrzał na nią, odwrócił wzrok na ścianę i oprawione w ramki wojskowe
ordery. Rzucił nimi o przeciwległą ścianę. Nie wystarczyło. Wycelował w okno, cofnął
się, zamiast w szybę trafił w miękkie zasłony.

38

Jack obudził się, oczyma wyobraźni widząc świerszczyk. Zdjęcia Karen na orgii –
kochająca się z nią Veronica Lake. Krew: zdjęcia stosunków jako zdjęcia koronera,
piękne kobiety nasiąknięte krwią. Pierwszym oglądanym przez niego obrazem z
rzeczywistości był świt – potem samochód Buda White'a zatrzymał się przed
mieszkaniem Lynn Bracken.
Popękane wargi, obolałe wszystkie kości. Połknął ostatnią tabletkę amfy,
przypomniał sobie ostatnie myśli, nim ulegną zapomnieniu.
W skoroszytach nie znalazł nic, Patchett i Bracken byli jego jedynymi tropami
prowadzącymi do Hudgensa. U Patchetta mieszkała służba. Bracken mieszkała sama
– przyciśnie ją, kiedy White opuści jej łóżko.
Jack myślał gorączkowo o raporcie ze śledzenia – co skłamać, by zamydlić oczy
Dudleyowi Smithowi. Trzasnęły drzwi – brzmiało to jak strzał z pistoletu. Bud White
podszedł do swojego wozu.
Jack obrócił się na siedzeniu. Samochód odjechał, minęło kilka sekund, kolejny
strzał. Ukradkowe spojrzenie: brunetka Lynn Bracken wyszła przed dom. Podeszła do
auta, ruszyła do Los Feliz, na wschód. Jack jechał za nią: po prawym pasie, dość
daleko z tyłu. Na ulicach mało samochodów, za wcześnie: ale ona i tak pewnie była
zbyt rozkojarzona, żeby go zauważyć.
Cały czas na wschód, do Glendale. Potem na północ przez Brand, skręt do
krawężnika przed bankiem. Jack zatrzymał się przy skrzyżowaniu, w dobrym punkcie
obserwacyjnym – sklep na rogu, spożywczy – kartony mleka ustawione przy
drzwiach. Przykucnął, obserwował chodnik. Lynn B. rozmawiała z kimś: nerwowym,
rozdygotanym, niskim gościem. Otworzył drzwi banku i wpuścił ją do środka; kawałek
dalej stały zaparkowane ford i dodge – nie było szansy odczytać numerów
rejestracyjnych. Nagle z banku wyszedł Lamar Hinton, dźwigając kartony.
Skoroszyty! – to na pewno było to.
Bracken i koleś z banku również pojawili się z kartonami i ruszyli do dodge'a i
packarda Lynn. Facet zamknął bank, wsiadł do forda, zawrócił i odjechał na południe;
Hinton i Bracken utworzyli mały konwój – dwa jadące na północ samochody.
Sekundy tikały – Jack doliczył do dziesięciu, ruszył za nimi.
Dogonił ich milę dalej – zwolnił, zaczął jechać wężykiem – centrum Glendale, na
północ przez wzgórza. Ruch był marny; Jack znalazł punkt obserwacyjny: rozległy
widok na pnącą się pod górę drogę. Zaparkował i patrzył: samochody cały czas jechały
pod górę, skręciły w przecznicę, zniknęły. Ruszył tą trasą co one i wyjechał prosto na
jakieś pole namiotowe – stoliki jak na piknik, grille. Dwa samochody za rzędem
iglaków: Bracken i Hinton niosący kartony – mięśniak miał na małym palcu
zaczepioną puszkę z gazem.
Jack zjechał na pobocze, ukrył się za jakimiś iglastymi krzakami. Bracken i Hinton
wyrzucili zawartość kartonów: papiery wylądowały na czarnym palenisku. Odwrócili
się tyłem do niego; Jack wyrwał się sprintem do przodu, przywarł do ziemi.
Wrócili, kolejna porcja: Bracken z lżejszym ładunkiem, Hinton maksymalnie
obładowany.
Jack wstał, kopnął, zdzielił pistoletem – w jaja, w twarz z lewej do prawej i z
powrotem. Hinton przewrócił się, upuścił papiery; Jack złamał mu rękę – kolano do
łokcia, szarpnięcie za nadgarstek.
Hinton zbladł – oniemiały, w szoku.
Bracken trzymała puszkę z gazem i zapalniczkę. Jack stanął przed paleniskiem,
wyciągnął.38–kę.
Jak w westernie.
Lynn wyciągnęła puszkę przed siebie, popuściła zakrętkę, czuło się gaz. Zgrzyt i
błysnął płomień zapalniczki. Jack wycelował w nią pistolet – prosto w twarz.
Prawdziwy pojedynek.
Hinton próbował pełzać. Ręka, w której Jack trzymał pistolet, zaczęła się trząść.
– Sid Hudgens, Patchett i FleurdeLis – rzucił szybko Jack. – Albo ja, albo Bud, a
mnie można kupić...
Lynn zgasiła zapalniczkę, zmniejszyła dopływ gazu. – A co z Lamarem?
Hinton wpijał się palcami w ziemię, pluł krwią. Jack zniżył pistolet. – Będzie żył. A
do mnie też już strzelał, więc teraz jesteśmy kwita.
– Nie strzelał do ciebie. Ani Pierce... Po prostu, wiem, że to nie on.
– To kto strzelał?
– Nie wiem. Naprawdę. I ani Pierce, ani ja nie wiemy, kto zabił Hudgensa.
Dowiedzieliśmy się o tym z wczorajszych gazet.
Zerknął na palenisko i skoroszyty na zwęglonym drewnie. – Prywatna kartoteka
brudów Hudgensa, co?
– Tak.
– To czekam na dalszy ciąg.
– Nie, porozmawiajmy o twojej cenie. Lamar powiedział o tobie Pierce'owi i Pierce
odgadł, że jesteś tym policjantem, o którym zawsze głośno w szmatławcach. Więc, jak
mówisz, można cię kupić. To ile?
– Interesuje mnie to, co jest w tych skoroszytach.
– A za to...
– Wiem o tobie i innych dziewczynach Patchetta. Wiem wszystko o FleurdeLis i o
tym, co sprzedaje Patchett, ze świerszczykami włącznie.
Pełne opanowanie – kobieta przybrała kamienny wyraz twarzy.
– W niektórych z waszych magazynów dodano trochę farby. Czerwonej, jak krew.
Widziałem zdjęcia ciała Hudgensa. Pocięto go tak, żeby wyglądał, jak na tych
zdjęciach.
Cały czas kamienna maska.
– I teraz spytasz mnie o związek Pierce^ z Hudgensem...
– Tak, i kto fabrykował zdjęcia w magazynach.
Lynn potrząsnęła głową. – Nie wiem, kto wyprodukował te magazyny, Pierce też
nie. Kupił je hurtowo od bogatego Meksykanina.
– Chyba ci nie wierzę.
– Mało mnie to obchodzi. Czy oprócz tego chcesz pieniędzy?
– Nie, ale mogę się założyć, że ten, który zrobił te fotki, załatwił Hudgensa.
– Może zabił go ktoś, kto podniecił się zdjęciami. Zresztą, czy ciebie akurat to
interesuje? Mogłabym się założyć, że Hudgens miał na ciebie haka i właśnie o to tutaj
chodzi, co?
– Bystra z ciebie dziewczyna. A ja mogę się założyć, że Patchett i Hudgens nie
grywali razem w golfa ani...
Lynn przerwała mu: – Pierce i Sid planowali wspólny interes. I nic ci więcej nie
powiem.
Wymuszenia, o to musiało chodzić.
– I te dokumenty były do tego potrzebne?
– Bez komentarza. Nie zaglądałam do tych skoroszytów, więc zapomnijmy o nich,
żeby nikomu nie stała się krzywda.
– W takim razie powiedz mi, co się stało w banku.
Lynn patrzyła, jak Hinton próbuje się czołgać.
– Pierce wiedział, że Sid trzymał swoją prywatną kartotekę w sejfie w tym banku.
Po tym, jak przeczytaliśmy, że został zabity, Pierce uznał, że policja namierzy te
dokumenty. Widzisz, Sid miał informacje na temat interesów Pierce'a – takich, które
nie spodobałyby się praworządnym policjantom. Pierce przekupił kierownika banku,
żeby pozwolił nam wynieść dokumenty. I tyle.
Jack czuł zapach papieru, zwęglonego drewna. – A ty i Bud White...
Lynn zacisnęła ręce w pięści, przycisnęła je do ud.
– On nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.
– I tak niech zostanie.
– Dlaczego?
– Bo szkoda byłoby z was robić wydarzenie roku 1953.
Nie wiadomo skąd na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech – Jack był prawie
bliski odwzajemnienia się.
– Zawrzemy układ, prawda? Rozejm? – rzuciła Lynn po chwili.
– W porządku, zawrzemy pakt o nieagresji.
– W takim razie niech to będzie jego częścią. Bud naszedł Pierce’a w związku z
dochodzeniem w sprawie śmierci młodej dziewczyny nazwiskiem Kathy Janeway.
Nazwisko moje i Pierce'a uzyskał od człowieka, którego kiedyś znałam. Oczywiście,
my jej nie zabiliśmy, a Pierce nie chciał, żeby nachodzili go policjanci. Powiedział,
bym była miła dla Buda... a teraz zaczynam go lubić. I nie chcę, żebyś mu to
powtórzył. Proszę. – Nawet błagać umiała z klasą.
– Umowa stoi, a ty możesz powiedzieć Patchettowi, że prokurator okręgowy uważa,
iż nie ma szans na rozwiązanie sprawy śmierci Hudgensa. Zanosi się na jej
umorzenie, a jeśli w tym stosie papierów znajdę to, czego szukam, nic dzisiaj się nie
wydarzyło.
Lynn uśmiechnęła się – tym razem odwzajemnił się pełnym uśmiechem.
– Idź, zaopiekuj się Hintonem.
Podeszła do niego. Jack zaczął grzebać w skoroszytach, szukał pośród alfabetycznie
ułożonych nazwisk. Mnóstwo na T, trochę na V, bingo. „Vincennes, John".
Opisy zdarzenia słowami naocznych świadków: osób na plaży tamtej nocy. Mili
ludzie, którzy widzieli, jak załatwił pana i panią Scoggins, mili ludzie, którzy
opowiedzieli o tym Sidowi dla kasy, mili ludzie, którzy nie powiedzieli „władzom"
dlatego, że bali się, iż będą w to „zamieszani". Wyniki badania krwi, które lekarz
przekupiony przez Sida , zgodził się zachować dla siebie: Wielki Vi naszprycowany
trawą, amfetaminą, alkoholem. Jego własne, niezbyt trzeźwe oświadczenie złożone w
karetce: przyznanie się do kilkunastu wymuszeń. W skrócie: Jack Vi załatwił dwoje
niewinnych obywateli przed Malibu Rendezvous.
– Zaprowadziłam Lamara do swojego samochodu. Zawiozę go do szpitala.
Jack obrócił się.
– To zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Patchett ma kopie, tak?
Znowu ten uśmiech. – Tak, dotyczące swoich interesów z Hudgensem. Sid dawał
mu kopie wszystkiego oprócz informacji dotyczących samego Pierce'a. Pierce żądał
kopii jako rękojmi swojego bezpieczeństwa. Jestem pewna, że nie ufał Sidowi, a skoro
tutaj mamy wszystkie dokumenty Hudgensa, jestem pewna, że jego kartoteka też tu
jest.
– Tak, i macie kopię mojej.
– Tak, Jacku Vincennes. Mamy.
Jack spróbował naśladować ten uśmiech. – Wszystko, co wiem o tobie, Patchetcie,
jego lewych interesach i Sidzie Hudgensie będzie w depozycie, liczne kopie i liczne
skrytki bankowe. Jeśli cokolwiek stanie się ze mną, trafią do Wydziału Policji Los
Angeles, prokuratury okręgowej i LA Mirror.
– Czyli układ. Chcesz zapalić zapałkę?
Jack skłonił się. Lynn spryskała skoroszyty, zapaliła je. Papier zaczął syczeć,
błyskawicznie buchnął wysokim płomieniem – Jack wpatrywał się w niego, aż
szczypały go oczy.
– Idź do domu się przespać, sierżancie. Wyglądasz okropnie.

Nie do domu – do Karen.


Jechał do niej oszołomiony, podkręcony. Czuł zbliżający się koniec kłopotów: złe
długi pozostały złe, ale teraz może zacząć życie na nowo. I wtedy przyszedł mu do
głowy pomysł równie spontaniczny jak tamten, gdy zaplanował, że oskubie z
narkotyków Claude'a Dineena. Nie chciał zastanawiać się przedtem, nie ćwiczył słów.
Włączył radio, żeby cały czas o tym nie myśleć. Lektor o surowym głosie mówił: „...i
południowa część Los Angeles jest teraz miejscem największego w historii Kalifornii
polowania na ludzi. Powtarzamy, półtorej godziny temu, tuż po świcie, Raymond
Coates, Tyrone Jones i Leroy Fontaine, mężczyźni oskarżeni o zabójstwo w głośnej
sprawie Nite Owl, uciekli z aresztu w Pałacu Sprawiedliwości w centrum Los
Angeles. Cała trójka została przeniesiona do słabo strzeżonych cel, aby czekać na
ponowne przesłuchanie. Zbiegli, korzystając ze związanych prześcieradeł, po
których opuścili się nad ziemię i zeskoczyli z okna na drugim piętrze. Oto nagrany
niezwłocznie po ucieczce komentarz kapitana Russella Miliarda z Wydziału Policji
Los Angeles, współkierującego dochodzeniem w sprawie zabójstw w Nite Owl:
«Tak, przyjmuję na siebie pełną odpowiedzialność za ten incydent. To ja wydałem
rozkaz, żeby przenieść trzech podejrzanych do słabo strzeżonej części
aresztu...zostaną podjęte wszelkie środki, aby jak najszybciej ich ująć...»„
Jack wyłączył radio. To koniec, już po karierze świątobliwego Russa Miliarda. I
pełna mobilizacja: bez wątpienia całe Biuro zostało wyciągnięte z łóżka, żeby wziąć
udział w obławie. Przez resztę drogi do Karen ziewał. Nacisnął dzwonek, widząc
podwójnie.
Karen otworzyła. – Kochanie, gdzie ty byłeś?
Jack wyjął lokówki z jej włosów.
– Wyjdziesz za mnie?
– Tak – odparła Karen.

39

Ed prowadził obserwację na rogu Pierwszej i Olive. Dubeltówka ojca zamiast


osłaniających policjantów, znowu przeczucie. To Sugar Ray Coates powiedział:
„Roland Navarette, mieszka na Bunker Hill. Ma metę dla zbiegłych ze zwolnienia
warunkowego."
Informacja była podana na ucho: mikrofony nie mogły tego zarejestrować,
wątpliwe, czy Coates sam pamiętał, że to powiedział. Telefon do informacji, policyjne
zdjęcie Navarette'a, adres: budynek mieszkalny w połowie Olive, pół mili od aresztu w
Pałacu Sprawiedliwości.
Świt – nie mogli dotrzeć do Darktown przez nikogo nie zauważeni. Ale mogli już
mieć broń. Był przestraszony – jak w Guadalcanal w czterdziestym trzecim. I był tu
nielegalnie – nie złożył raportu o tym tropie.
Podjechał do połowy kwartału. Wiktoriański dom z dachówkami: czteropiętrowy,
odłażąca farba. Wskakiwał po kilka stopni na raz, sprawdził nazwiska przy skrzynkach
na pocztę: R. Navarette, 408. Szybko do środka, zamaskować marynarką dubeltówkę.
Długi korytarz, przeszklona z przodu winda, schody. Do góry po tych schodach – nie
czuł pod sobą stopni. Półpiętro między trzecim a czwartym – nikogo w polu widzenia.
Przed 408 odrzucił marynarkę. Wspomnienie krzyczącej Inez go zmobilizowało –
kopniakiem otworzył drzwi.
Jones i Navarette byli przy stole. Fontaine na podłodze. Sugar Coates przy oknie,
dłubiący w zębach. Żadnej broni w polu widzenia. Nikt się nie ruszał. Dziwne dźwięki.
– Jesteście aresztowani – wydusił.
Jones podniósł ręce do góry. Navarette też. Fontaine splótł ręce za głową. Sugar
rzucił:
– Zabrakło ci języka w pieprzonej gębie, cwelu?
Ed pociągnął za spust: raz, dwa razy – śrut pozbawił Coatesa nóg. Eda aż
szarpnęło, oparł się o framugę, wycelował. Fontaine i Navarette wstali, krzycząc; Ed
znowu pociągnął za spust, powalił ich za jednym razem. Szarpnięcie było teraz tak
silne, że odrzuciło go do tyłu: zawaliło się pół tylnej ścianki.
Mnóstwo tryskającej krwi – Ed zatoczył się, przetarł oczy. Zobaczył, że Jones
dobiegł do windy. Pognał za nim: pośliznął się, potknął, złapał równowagę. Jones
wduszał przyciski, wykrzykiwał modlitwy. Ale on już był przy szybce.
– Proszę, Jezu.
Ed wymierzył z bardzo bliska, pociągnął dwa razy. Szkło i śrut oderwały tamtemu
głowę.
Teraz na pewnych nogach, pieprzyć dobiegające zewsząd krzyki cywili. Zbiegł na
dół, w tłum: niebiescy, kilku w cywilnych ubraniach. Ręce klepały go po plecach;
ludzie wykrzykiwali jego imię. I czyjś głos, z bliska: – Miliard nie żyje. Atak serca w
Biurze.

40

Deszcz spadł w czasie pogrzebu, podczas mszy nad trumną: gdy były pochwały
Dudleya, ostatnie słowa księdza.
Wszyscy ludzie z Biura brali udział w uroczystości: z polecenia Thada Greena.
Parker zatelefonował do prasy, żeby ściągnąć dziennikarzy: miała się odbyć taka
kameralna ceremonia po pochowaniu Russa Miliarda. Bud widział, jak Ed Exley
pociesza wdowę – zaprezentował się korzystniejszym profilem do kamery.
Tydzień kamer, nagłówków: Ed Exley „Największy bohater Los Angeles" – dzielny
mąż z drugiej wojny światowej, człowiek, który zabił zabójców z Nite Owl i ich
kompana. Ellis Loew powiedział dziennikarzom, że trójka przed ucieczką przyznała
się do winy – nikt nie wspomniał o tym, że czarnuchy były nieuzbrojone.
Wykreowanie Eda Exleya tylko tu się liczyło.
Kazanie księdza rozkręcało się. Wdowa zaczęła płakać, Exley objął ją ramieniem.
Bud odszedł. Błyskawice i silniejszy deszcz wygnały go do kaplicy. Wszystko było
gotowe do ceremonii Parkera: podest dla czytającego, krzesła, stół zastawiony
świeczkami. Błyskało raz po raz – Bud wyjrzał przez okno, zobaczył, jak trumna znika
w ziemi. Prochy do pieprzonych prochów – Stens dostał sześć miesięcy, wszyscy
namiętnie plotkowali o Exleyu i Inez: zabił czterech asfaltów, dostał dziewczynę.
Zbliżali się żałobnicy – Ellis Loew się pośliznął. Bud myślał o pozytywach: o Lynn,
o tym, co ci z West Valley mieli w sprawie Kathy. Trzeba teraz zapomnieć o przykrych
rzeczach.
Wszyscy zbiegli się do kaplicy, zrzucali deszczówki, odkładali parasole i kierowali
się ku siedzeniom. Parker i Exley stanęli przy podeście. Bud rozsiadł się na krześle z
tyłu. Dziennikarze wyjmowali notatniki. W ławkach z przodu: Loew, wdowa po
Miliardzie, Preston Exley – wzrost akcji dla Parku Marzeń.
Parker mówił do mikrofonu: – To smutna okazja, okazja do opłakiwania dobrego i
wartościowego człowieka, i wyśmienitego policjanta. Z żalem oglądamy jego odejście.
Strata kapitana Russella A. Miliarda jest stratą dla pani Miliard, rodziny Miliardów i
dla wszystkich nas tu zgromadzonych. Trudno będzie pogodzić się z tą stratą, ale tak
już zostanie. Pamiętam taki fragment z jakiejś książki: „Gdyby nie było Boga, jak
mógłbym być kapitanem?". To Bóg pomoże nam przetrwać cierpienie po stracie,
której doświadczyliśmy. Ten Bóg, który pozwolił Russowi Miliardowi stać się
kapitanem. Jego kapitanem... – Parker wyciągnął małe, obite aksamitem pudełko. –
Pomimo tak wielkiej straty życie jednak toczy się dalej. Strata jednego wspaniałego
policjanta zbiega się w czasie z wyłonieniem się innego. Edmunda J. Exleya,
detektywa sierżanta, który bardzo wiele osiągnął w ciągu dziesięciu lat służby w
Wydziale Policji Los Angeles, a trzy z nich poświęcił na służbę w armii Stanów
Zjednoczonych. Ed Exley został odznaczony Krzyżem Zasługi za waleczność w czasie
walk na Pacyfiku, a w zeszłym tygodniu wykazał się nieprzeciętną odwagą na służbie.
Czuję się zaszczycony, że mogę przyznać mu najwyższe odznaczenie, jakie ma do
zaoferowania nasz wydział policji: Medal za Męstwo.
Exley podszedł do podestu. Parker otworzył pudełko, wyjął złoty medal z niebieską,
satynową tasiemką i założył mu go na szyję. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, Exley
miał łzy w oczach. Błysnęły flesze, dziennikarze gorączkowo notowali, żadnego
aplauzu. Parker stuknął w mikrofon.
– Medal za Męstwo jest wyrazem najwyższego uznania, ale nie ma praktycznego
zastosowania na co dzień. Pomijając znaczenie symboliczne, nie nagradza on zwykłej,
ciężkiej pracy policjanta. Dzisiaj skorzystam z bardzo rzadko wykorzystywanej
prerogatywy komendanta i odznaczę Eda Exleya, nadając mu obowiązki. Awansuję go
o dwa stopnie, na kapitana, i mianuję lotnym komendantem Wydziału Policji Los
Angeles, którą to funkcję przed nim pełnił nasz drogi kolega Russ Miliard.
Preston Exley wstał. Cywile też, tylko ludzie z Biura wstali dopiero na sygnał –
Thad Green pokazał im dwa skierowane ku górze kciuki. Słaby aplauz, brak
entuzjazmu. Ed Exley stał prosto, jak kij do miotły; Bud nadal siedział rozwalony na
swoim krześle. Wyjął pistolet, pocałował go, zdmuchnął nie istniejący dym z lufy.

41

Ceremonia ślubna odbyła się pod gołym niebem, msza była prezbiteriańska – to
stary Morrow podejmował decyzje i on płacił rachunki. 19 czerwca 1953 roku Wielki
Vi wkraczał w małżeńskie życie.
Miller Stanton był drużbą, Joanie Loew na rauszu po drinkach z szampanem –
druhną. Dudley Smith duszą towarzystwa podczas przyjęcia – snuł opowieści, nucił
celtyckie piosenki. Parker i Green przyszli na prośbę Ellisa Loewa; zjawił się też
kapitan żółtodziób Ed Exley. Znajomi państwa Morrow dopełnili listę gości – i do
granic możliwości wypełnili ogromny ogród starego Weltona.
Przysięga małżeńska na nowe życie. Złe długi odeszły w przeszłość: od dzisiaj nowe
życie, jego „depozyt ubezpieczeniowy" rozmieszczony był w sejfach czternastu
różnych banków. Budzące strach przysięgi sprawiły, że musiał mocno zebrać się w
sobie przy ołtarzu.
Parker umorzył śledztwo w sprawie morderstwa Hudgensa. Z Bracken i
Patchettem sytuacja była patowa. Dudley kazał mu przestać śledzić White'a, łyknął
jego zmyślone raporty: nie było Lynn, więc White włóczył się nocami po barach.
Obserwował mieszkanie Lynn przez parę dni, wyglądało na to, że łączy ją z Budem coś
poważniejszego – ten zawsze wiedział, jak się ustawić. Jak on sam.
Ksiądz wypowiedział słowa przysięgi, oni je powtórzyli. Jack pocałował pannę
młodą. Uściski, przyjacielskie gesty – rozdzielili ich składający życzenia. Parker
zdobył się na jakieś ciepłe słowa; Ed Exley przeciskał się przez tłum, jego
meksykańskiej dziewczyny nie było. Nowe przezwiska: „Wystrzałowy Ed", „Spustowy
Eddie". Teraz posyłał zniewalające uśmiechy „największego bohatera Los Angeles"
gliniarzowi ściągającemu haracze.
Potem Jack znalazł miejsce nad basenem – niewielkie wzniesienie z widokiem. Na
imprezie wyróżniało się dwoje świętujących: Karen i Exley. Trzeba mu to przyznać:
wykorzystał sprzyjające okoliczności, sprawił, że Wydział zaczął budzić większy
respekt. On nie miałby odwagi, by tego dokonać – albo tej niezbędnej dozy szaleństwa
w sobie.
Exley. White. On sam.
Jack liczył tajemnice: swoje, myślał o tym wszystkim, co łączyło pornografię z
martwym handlarzem skandali i w jakiś sposób zazębiało się z masakrą w Nite Owl.
Jego myśli zajmował Bud White, Ed Exley. Modlił się o jedno w dniu ślubu: skoro
sprawa Nite Owl znalazła swój epilog, żeby już nic nie stanęło na drodze
bezwzględnych, zakochanych mężczyzn.

KALENDARIUM
1954

Wyciąg z LA HeraldExpress, 16 czerwca:

BYŁY POLICJANT ARESZTOWANY ZA MORDERCZY ROZBÓJ

Czterdziestoletni Richard Alex Stensland, były detektyw policji w Los Angeles i


oskarżony w procesie po głośnym skandalu w policji, znanym jako „Krwawe
Święta", który miał miejsce w 1951 roku, został aresztowany dziś wcześnie rano.
Postawiono mu sześć zarzutów o włamania z bronią w ręku i dwa zarzuty o
morderstwo pierwszego stopnia. Razem z nim w jego kryjówce w Pacoima
aresztowano również czterdziestotrzyletniego Dennisa „Łasicę" Burnsa i
trzydziestosiedmioletniego Lestera Johna Miciaka. Tym dwóm mężczyznom
postawiono cztery zarzuty o włamanie z bronią w ręku i dwa zarzuty o morderstwo
pierwszego stopnia.
Grupą policjantów, którzy dokonali aresztowania, dowodził kapitan Edmund J.
Exley, lotny komendant Wydziału Policji Los Angeles, któremu ostatnio powierzono
kierownictwo nad Wydziałem Włamań. Kapitanowi Exleyowi towarzyszyli sierżant
Duane Fisk i Donald Kleckner. Exley, dzięki zeznaniom którego, złożonym w
sprawie Krwawych Świąt, Stensland trafił w 1952 roku do więzienia, powiedział
dziennikarzom: „Naoczni świadkowie rozpoznali na zdjęciach trzech mężczyzn,
których aresztowano. Mamy dowody, że to właśnie oni są odpowiedzialni za
obrabowanie sześciu sklepów monopolowych w centralnym Los Angeles, włącznie z
rabunkiem w Sol's Liquors w Silverlake District, dokonanym dziewiątego czerwca.
Właściciel tego sklepu i jego syn zostali postrzeleni i potem zabici podczas tego
rabunku, a naoczni świadkowie rozpoznali Stenslanda i Burnsa jako napastników.
Niedługo rozpoczną się intensywne przesłuchiwania podejrzanych i mamy nadzieję,
że wyjaśnimy wiele innych nie rozwiązanych do tej pory napadów rabunkowych..."
Stensland, Burns i Miciak nie stawiali oporu w czasie aresztowania.
Przewieziono ich do aresztu w Pałacu Sprawiedliwości, gdzie powstrzymano
Stenslanda, który próbował zaatakować kapitana Exleya.

Nagłówek z LA Mirror News, 21 czerwca:

STENSLAND PRZYZNAJE SIĘ DO WINY, OPISUJE PARALIŻUJĄCĄ


MIASTO PRZESTĘPCZOŚĆ

Nagłówek z LA Herald Express, 23 września:

MORDERCY ZE SKLEPU MONOPOLOWEGO SKAZANI; KARA


ŚMIERCI DLA BYŁEGO POLICJANTA

Wyciąg z: LA Times, 11 listopada:

KARA ŚMIERCI DLA STENSLANDA ZA ZABÓJSTWA W SKLEPIE


MONOPOLOWYM – BYŁY POLICJANT MORDERCĄ

O 10:03 wczoraj rano czterdziestojednoletni Richard Stensland, były


funkcjonariusz policji Los Angeles, zginął w komorze gazowej w San Quentin za
zamordowanie dziewiątego czerwca Solomona i Davida Abramovitzów. Zabójstwa
popełniono w czasie napadu rabunkowego na sklep monopolowy. Stensland został
uznany winnym zarzucanych mu czynów i skazany 22 września. Odmówił
wniesienia apelacji o uchylenie wyroku.
Egzekucja przebiegła bez zakłóceń, choć Stensland wyglądał na pijanego. Oprócz
dziennikarzy i pracowników więzienia świadkami egzekucji było także dwóch
detektywów Wydziału Policji Los Angeles: kapitan Edmund J. Exley, który ujął
Stenslanda, i policjant Wendell White, były partner skazanego zabójcy. White
odwiedził Stenslanda w celi śmierci w przeddzień egzekucji i spędził z nim noc.
Strażnik więzienny B. D. Terwilliger zaprzeczył, jakoby White dostarczył
Stenslandowi alkohol, zaprzeczył również, że White, oglądając egzekucję, sam był
pijany. Stensland obrzucił wyzwiskami kapelana więziennego, który był obecny
przy egzekucji, a jego ostatnimi słowami były nieparlamentarne epitety skierowane
do kapitana Exleya.

1955

Magazyn Cicho Sza!, maj 1955

KTO ZABIŁ SIDA HUDGENSA?

Sprawiedliwość w Mieście Upadłych Aniołów przypomina do złudzenia tę z


Porgy and Bess. Podobnie jak tam: z „człowiekiem" sprawiedliwość jest tylko
czasami". I tak: jeśli jesteś człowiekiem z plecami, który zasila fundusz
demonicznego prokuratora okręgowego Ellisa Loewa i zostaniesz zamordowany –
zabójco, strzeż się!!! – komendant policji Los Angeles William H. Parker nie
spocznie, dopóki nie odkryje, cóż to za bestia wysłała cię w ostatnią podróż. Ale jeśli
jesteś dziennikarzem krzyżowcem piszącym dla tego magazynu i zostaniesz
poćwiartowany w twym własnym domu – zabójco, raduj się!!! – komendant Parker
i jego moralizatorscy, mizantropijni, skretyniali podwładni będą siedzieli z
założonymi rękoma (steranymi od przyjmowania łapówek) i będą nucić:
„sprawiedliwość jest tylko czasami", a zabójca będzie im podśpiewywał pod nosem.
Minęły dwa lata od dnia, w którym Sid Hudgens został zadźgany na śmierć w
swym mieszkaniu w Chapman Park. Dwa lata temu ręce Wydziału Policji Los
Angeles (lepkie, splamione wymuszeniami) zajmowały się sprawą haniebnego
morderstwa w Nite Owl, która została rozwiązana, kiedy jeden z funkcjonariuszy
postanowił wymierzyć sprawiedliwość swoimi własnymi (chorobliwie ambitnymi,
oportunistycznymi) rękoma i przy pomocy dubeltówki wysłał zabójców w zaświaty.
Śledztwo w sprawie morderstwa Sida Hudgensa powierzono dwóm nieudacznym
detektywom, którym wcześniej, łącznie, udało się rozwiązać „zero" przypadków
zabójstw. Nie udało im się więc, rzecz jasna, i tym razem znaleźć zabójcy czy
zabójców. Spędzali natomiast całe dnie w redakcji Cicho Sza! na czytaniu starych
wydań magazynu w poszukiwaniu jakichś poszlak, pochłaniając niezmierzone ilości
kawy i pączków, patrząc zalotnie na przystojnych dziennikarzy innych gazet, którzy
stadnie ciągną do Cicho Sza!, bo my wiemy, co w trawie piszczy...
My, pracownicy Cicho Sza!, trzymamy rękę na pulsie Miasta Upadłych Aniołów i
na własną rękę prowadziliśmy dochodzenie w sprawie śmierci Sida Hudgensa.
Donikąd nas to nie doprowadziło, ale mamy następujące pytania do Wydziału
Policji Los Angeles:
Mieszkanie Sida zostało przeszukane. Co się stało z bardzo nieoficjalnymi, bardzo
w tajemnicy i bardzo cicho sza dokumentami, które miał przechowywać u siebie
nasz drogi Sid – czyżby było tam coś, czego nawet my nie odważylibyśmy się
opublikować?
Dlaczego prokurator okręgowy, Ellis Loew, wybrany głównie dzięki zamieszaniu
wywołanemu artykułem opublikowanym w Cicho Sza!, który ujawniał grzeszki
człowieka wtedy sprawującego ten urząd, nie odwzajemnił się nam i nie
wykorzystał środków prawnych, by zmusić policję Los Angeles do znalezienia
mordercy Sida?
Słynny gliniarz, John „Jack" Vincennes, powszechnie znany, nieprzejednany w
walce z prochami „Wielki Vi", był bliskim znajomym Sida, który to jemu właśnie
zawdzięczał liczne artykuły traktujące o niebezpieczeństwach narkomanii. Dlaczego
Jack (ściśle związany z Ellisem Loewem – nie użyjemy określenia „ściągacz
haraczy", ale zapewniamy, że można tak myśleć) nie prowadził śledztwa na własną
rękę, z obowiązku wobec przyjaźni łączącej go z jego prawdziwym kumplem Sidem?
Jak na razie nie ma odpowiedzi na te pytania – chyba że wy, czytelnicy,
zaczniecie głośno się ich domagać. Szukajcie dalszych informacji na ten temat w
naszych kolejnych numerach – i pamiętajcie, że stąd dowiedzieliście się o tym po raz
pierwszy: nieoficjalnie, w tajemnicy i bardzo cicho sza.

Magazyn Cicho Sza!, grudzień 1955

STRAŻNICY SPRAWIEDLIWOŚCI:
STRZEŻCIE SIĘ WSPÓŁPRACUJĄCYCH ZE SOBĄ LOEWA I
VINCENNESA

Już dosyć długo omijaliśmy ten temat, drogi czytelniku. W naszym majowym
numerze przypomnieliśmy drugą rocznicę bestialskiego morderstwa, którego ofiarą
padł wyśmienity skryba Cicho Sza! Sid Hudgens. Ubolewaliśmy nad faktem, że
sprawa jego zabójstwa do tej pory nie została rozwiązana, i delikatnie
sugerowaliśmy Wydziałowi Policji Los Angeles, prokuratorowi okręgowemu i jego
szwagrowi, sierżantowi Jackowi Vincennesowi, aby zrobili coś w tej sprawie,
zadaliśmy kilka relewantnych pytań, ale nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Minęło kolejnych siedem miesięcy, a sprawiedliwości nadal nie stało się zadość,
więc oto następne pytania:
Gdzie są ultra niebezpieczne i sensacyjne tajne dokumenty Sida Hudgensa –
dokumenty aż tak sensacyjne, że nawet Cicho Sza! nie ośmieliłby się ich
opublikować?
Czy prokurator okręgowy umorzył śledztwo w sprawie morderstwa Sida
Hudgensa dlatego, że wypełniający swoją misję Sid niedługo przed swoją śmiercią
opublikował artykuł dotyczący producenta i reżysera Chlubnej Odznaki Maxa
Peltza, ujawniający jego słabość do nastolatek, a Peltz był człowiekiem, który hojnie
(pięciocyfrowa liczba!!!) wspierał fundusz wyborczy Loewa w czasie wyborów na
prokuratora okręgowego w 1953 roku?
Czy Loew zignorował nasze nawoływanie o sprawiedliwość, bo jest zbyt zajęty
przygotowaniami do kolejnych wyborów, które odbędą się na wiosnę 1957 roku?
Czy Jack „Nie użyjemy sformułowania «ściągacz haraczy*" Vincennes ponownie doi
mieszkańców Hollywood, aby zebrać fundusze dla swojego szwagra Ellisa, i dlatego
nie może zająć się dochodzeniem w sprawie śmierci Sida?
I jeszcze coś na temat wspaniałego Wielkiego Vi: Czy Vincennes, nieprzejednany
wróg narkotyków, notorycznie pije i kłóci się ze swoją dużo młodszą, bogatą żoną,
która przekonała go, by zrezygnował z pracy w jego ukochanych Narkotykach, ale
teraz niepokoi się, że pracuje w niebezpiecznych Oddziałach Prewencyjnych policji
Los Angeles????
To sprawa do myślenia, drogi czytelniku – i nawoływanie o nieco spóźnioną
sprawiedliwość. My nie zapominamy o sprawie Sida Hudgensa. Pamiętaj, drogi
czytelniku, że stąd dowiedziałeś się o tym po raz pierwszy, nieoficjalnie, w
tajemnicy i bardzo cicho sza.

1956

Artykuł z „Kroniki kryminalnej", magazyn Cicho Sza!, październik 1956:

ZBLIŻA SIĘ TERMIN ZWOLNIENIA MICKEYA COHENA CZY CHUDE


LATA DLA GANGÓW ZAMIENIĄ SIĘ W TŁUSTE PO POWROCIE Z
WIĘZIENIA SZEFA MAFII?

Prawdopodobnie nawet tego nie zauważyłeś, drogi czytelniku, bo jesteś


praworządnym obywatelem, który ufa, że Cicho Sza! dostarczy ci na bieżąco
wszystkich wiadomości dotyczących mrocznych i sensacyjnych stron życia.
Oskarżono nas o cynizm, ale my jesteśmy po prostu zatroskani o dobro obywateli,
więc informujemy o niebezpieczeństwach przestępczości, zorganizowanej i nie. I
dlatego właśnie ten magazyn zamieszcza „Kronikę kryminalną". W tym miesiącu
przedstawiamy smakowity kąsek, koncentrując się na godnej potępienia
działalności przestępczości zorganizowanej w LA, a raczej jej braku, i osobie jeszcze
uwięzionegczterdziestotrzyletniego Meyera Harrisa Cohena, znanego także jako
Mick Mizantrop, jedynego w swoim rodzaju Mickeya C.
Cohen odpoczywał w więzieniu federalnym na McNeil Island od listopada 1951
roku i powinien wyjść na zwolnienie warunkowe w przyszłym roku, a już z
pewnością przed końcem 1957 roku.
Wszyscy znacie reputację Mickeya: jest tym wytwornym, choć niewysokim
dżentelmenem, który rządził światem nielegalnych dochodów od mniej więcej 45. do
51. roku, kiedy to władze przyskrzyniły go za unikanie płacenia podatku
dochodowego. Często pojawia się w nagłówkach gazet, jest kimś nieprzeciętnym;
trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: jest przyzwoitym człowiekiem. Ale na razie zbija
bąki w swojej pluszowej celi w McNeil, gdzie jego buldog, Mickey Cohen junior,
ogrzewa mu nogi, a jego doradca finansowy, Davey Goldman, także skazany za
nieprawidłowości podatkowe, ogrzewa celę znajdującą się przy tym samym
więziennym korytarzu. Aktywność gangów w LA uległa dziwnemu uśpieniu – jest
to dla nich powodem do radości, czy może troski? – od kiedy Mickey spakował
manatki i wyniósł się na północ, a my w Cicho Sza!, dzięki dostępowi do licznych,
anonimowych źródeł, mamy własną teorię na temat tego, co się święciło.
Słuchaj uważnie, drogi czytelniku: mówimy o tym nieoficjalnie, w tajemnicy i
bardzo cicho sza.

Listopad 1951: żegnaj, Mickey, spakuj szczoteczkę do zębów i nie zapominaj pisać.
Przed złapaniem bezpośredniego połączenia do McNeil, Mickey informuje
swojego człowieka numer dwa, Morrisa Jahelkę, że na jakiś czas to on będzie
tytularnym szefem Królestwa Cohena, jednak już wcześniej znaczna część jego
funduszy została powierzona w formie „długofalowej pożyczki" działającym w
zgodzie z prawem biznesmenom, którym ufał.
Nielegalne interesy miały być dyskretnie i na bardzo małą skalę prowadzone
przez ludzi spoza miasta. Mickey może jawić się jako zdeprawowany bufon, ale
synalek pani Cohen niewątpliwie ma głowę na swym małpim karku.
Czy jak na razie podążasz za naszymi wywodami, drogi czytelniku? Tak? To
dobrze, więc czytaj jeszcze uważniej.
Mickey marnieje w celi, wiodąc samotniczy, więzienny żywot, a czas mija. Cohen
dostaje procenty od swoich „udziałowców", pieniądze są bezpośrednio
przekazywane na konta w szwajcarskich bankach, a kiedy wyjdzie na zwolnienie
warunkowe, odbierze „swój udział z należnymi odsetkami" i Królestwo Cohena
zostanie podane mu na talerzu. Odbuduje swoje imperium zła i wrócą szczęśliwe
dni.
Władza wszechobecnego Mickeya C. jest tak wielka, że przez kilka lat żadni nowi
gangsterzy nie próbowali przejmować jego dochodów z nielegalnych, leżących
odłogiem interesów. Jack „Egzekutor" Whalen, jednakże, powszechnie znany zbir i
hazardzista, skądś zna plan Mickeya, polegający na utrzymywaniu istniejącego
status quo, kiedy on jest unieruchomiony, a policja się cieszy, że nie ma nic do
roboty, bo przestępczość zorganizowana praktycznie nie istnieje. Whalen nie
podejmuje prób przejęcia kontroli nad zminiaturyzowanym Królestwem Cohena –
zajmuje się tylko budową konkurencyjnego, wyłącznie bukmacherskiego, królestwa,
nie obawiając się odwetu.
A co w międzyczasie stało się z niektórymi ludźmi Mickeya? Cóż, nieudaczny Mo
Jahelka, z cyframi za pan brat, prowadzi księgowość w trzech egzemplarzach dla
wszystkich udziałowców (którzy zarządzają majątkiem Mickeya), podczas gdy
Davey Goldman, siedzący w ulu razem ze swoim bossem, oprowadza Mickeya
Cohena juniora po spacerniaku w McNeil. Abe Teitlebaum, mięśniak Cohena,
prowadzi delikatesy i sprzedaje tłuste kanapki, a Lee Vachss, znany ogier, sprzedaje
lekarstwa. Nasz ulubiony mizantrop Mickeya, Johnny Stompanato (znany
niektórym jako „Oscar" z powodu rozmiarów przyrostka, który niewątpliwie
wygrałby rywalizację w Akademii przyznającej te szacowne wyróżnienia) zupełnie
zadurzył się w Lanie Turner i być może wrócił do życia, które prowadził, nim zaczął
pracować dla Mickeya Cohena: wymuszanie pieniędzy i szantaż.
Jeśli po uwolnieniu Mickeya nie dojdzie do jego zatargów z Whalenem, trudno
wyobrazić sobie lepszą sytuację, prawda?
Czyli przyjazne stosunki między gangami? Być może jednak sytuacja nie
wygląda tak kolorowo.
Fakt pierwszy: w sierpniu 1954 roku John Fisher Diskant, domniemany
udziałowiec Cohena, został zastrzelony przed motelem w Culver City. Nie
zatrzymano żadnych podejrzanych, nikogo nie aresztowano. Stan obecny: sprawa
jest cały czas w toku, a policja z Culver City rozkłada bezradnie ręce.
Fakt drugi: maj 1955, dwóch domniemanych zaufanych Cohena zajmujących się
prostytucją i jednocześnie udziałowców – Nathan Janklow i George Palevsky –
zostaje zastrzelonych przed Torch Song Tavern w Riverside. Nie zatrzymano
żadnych podejrzanych, nikogo nie aresztowano. Stan obecny: szeryf okręgu
Riverside mówi, że dochodzenie umorzono z powodu braku poszlak.
Fakt trzeci: lipiec 1956, Walker Ted Turrow, znany handlarz narkotyków, który
ostatnio wyraził chęć „sprzedawania kokainy w ilościach hurtowych i wykreowania
się na ważną personę przestępczego świata", zostaje znaleziony martwy w swym
mieszkaniu w San Pedro.
Nie pomyliliście się: żadnych poszlak, żadnych podejrzanych, żadnych
aresztowań, oficjalny komunikat Policji Wodnej LA: sprawa w toku, ale nie mamy
złudzeń.
No dobrze, a teraz zajarzcie, dzieci kochane: wszyscy czterej mężczyźni, którzy
byli powiązani z gangami albo mający w niedługiej przyszłości nawiązać stosunki z
gangami, zostali zastrzeleni przez trzyosobowe ekipy uzbrojonych mężczyzn.
Dochodzenia w sprawach tych morderstw były traktowane po macoszemu, jako że
powołane do ich prowadzenia instytucje uznały, że ofiary były mętami
pozbawionymi szacunku dla sprawiedliwości.
Chcielibyśmy móc powiedzieć, że raporty balistyczne wskazują na to, że we
wszystkich trzech przypadkach strzelano z tej samej broni, ale tak nie było – chociaż
we wszystkich trzech przypadkach strzelano z pistoletów takiego samego typu. My
tutaj, w Cicho Sza! wiemy, że nie próbowano nawet organizować współpracy
pomiędzy różnymi wydziałami, aby złapać zabójców. Okazuje się nawet, że to my w
Cicho Sza! jako pierwsi łączymy ze sobą te zbrodnie.
Cii, cii. Wiemy, że Jack Whalen i jego totumfaccy mają niezbite alibi na czas,
kiedy dokonano zabójstw, i że przesłuchano Mickeya C. i Daveya G., którzy jednak
nie mają zielonego pojęcia, kim są robiący tyle zamieszania niegodziwcy.
Intrygujące, prawda, drogi czytelniku? Jak do tej pory nie widać żadnych jawnych
prób przejęcia zahibernowanego Królestwa Cohena, ale doszły nas słuchy, że
podwładny Mickeya, Morris Jahelka w popłochu spakował manatki i przeniósł się
na Florydę, oszalały ze strachu...
A Mickey wkrótce wychodzi na zwolnienie warunkowe. Co się wtedy
wydarzy??????
Pamiętaj, drogi czytelniku, że tutaj przeczytałeś o tym po raz pierwszy.
Nieoficjalnie, w tajemnicy i bardzo cicho sza.

1957

TAJNY RAPORT WYDZIAŁU POLICJI LOS ANGELES:

Sporządzony przez Wydział Spraw Wewnętrznych, z dnia 10 lutego 1957


roku.
Funkcjonariusz prowadzący dochodzenie: sierżant D. W. Fisk, Odznaka 6129,
WSW.
Sporządzono na prośbę zastępcy komendanta Thada Greena, przełożonego
detektywów.
Dotyczy: White, Wendell A., Wydział Zabójstw.

Komendancie!
Kiedy polecił pan wszcząć to dochodzenie, stwierdził pan, że zdanie przez
Wendella White'a egzaminu na sierżanta z bardzo dobrymi wynikami po tym, jak
dwa wcześniejsze podejścia zakończyły się niepowodzeniami i po jego
dziewięcioletniej pracy w Biurze, bardzo pana zdziwiło, szczególnie w świetle tego,
że porucznik Dudley Smith awansował niedawno na kapitana. Przeprowadziłem
szczegółowe dochodzenie dotyczące policjanta White'a, którego rezultatem jest wiele
sprzecznych informacji, co z pewnością pana zainteresuje.
Skoro ma pan wgląd do kartoteki policjanta White'a, skoncentruję się wyłącznie
na tych faktach.
1.White, który nie jest żonaty i nie ma bliskiej rodziny, przez minionych kilka lat
utrzymywał intymne, acz nieregularne stosunki z niejaką Lynn Margaret Bracken,
wiek trzydzieści trzy lata. Według plotek (nie znajdujących potwierdzenia w
policyjnych kartotekach) kobieta ta, będąca właścicielką Veronica's Dress Shop
(sklep z konfekcją) w Santa Monica, jest byłą prostytutką.
2.White, który zaczął pracować w Wydziale Zabójstw w 1952 roku, dzięki
porucznikowi Smithowi, nie okazał się, oczywiście, rewelacyjnym detektywem, jak
się tego spodziewał (teraz już) kapitan Smith. Jego praca w Oddziałach
Prewencyjnych w latach 1952–53 pod kierownictwem porucznika Smitha obrosła,
oczywiście, legendą, a jednym z jej rezultatów było zabicie przez White'a w czasie
służby dwóch ludzi. Od czasu (kwiecień 1953), kiedy zastrzelił podejrzanego
związanego ze sprawą Nite Owl, Sylvestra Fitcha, White był właściwie tylko
wykonawcą poleceń porucznika/kapitana Smitha. Jednakże (co budzi niejakie
zdziwienie) nie wniesiono na niego żadnych skarg o nadmierne użycie siły (w
kartotece osobistej White'a z lat 1948–51 znajduje się wykaz odrzuconych skarg).
Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że w tych latach i aż do wiosny 1953 roku White
składał wizyty bijącym swoje żony mężczyznom, zwalnianym akurat z więzienia, i
groził im słownie albo/i używał siły.
Dowody wskazują na to, że te nielegalne wizyty nie miały miejsca przez ostatnie
prawie cztery lata. White nadal jest człowiekiem wybuchowym (jak pan wie, dostał
naganę po tym, jak wybił kilka szyb w sali Wydziału Zabójstw, kiedy dowiedział się,
że jego były partner, sierżant R. A. Stensland, został skazany na karę śmierci), ale
wiadomo również, że czasami uchylał się od pracy w dowodzonej przez
porucznika/kapitana Smitha Brygadzie do Zwalczania Przestępczości
Zorganizowanej, napinając w ten sposób swoje relacje ze Smithem, jego opiekunem
z Biura. Mówiąc o brutalności niezbędnej do wypełnienia niektórych zadań, White
miał powiedzieć „Tego typu numery to już nie dla mnie". Jest to zastanawiające,
mając na uwadze reputację, jaką cieszy się White, i zawartość jego kartoteki.
3. Wiosną 1956 roku wziął dziewięciomiesięczny urlop (łącząc urlop zdrowotny
ze statutowym), kiedy to kapitanowi E. J. Exleyowi zostało powierzone
kierownictwo Wydziału Zabójstw. (Wiadomo, że od czasu afery związanej z
brutalnością policji, która wybuchła w Boże Narodzenie 1951 roku, White i kapitan
Exley szczerze się nienawidzą.) Podczas urlopu, White (który, sądząc po jego
wynikach z Akademii, jest zaledwie przeciętnie inteligentny, a umiejętność pisania i
czytania posiadł poniżej przeciętnej) uczęszczał na zajęcia z kryminologii i metod
dochodzeniowych na Uniwersytecie Stanowym Kalifornii oraz podszedł do i zdał
organizowany przez FBI egzamin (na własny koszt) „Metody prowadzenia
dochodzeń kryminalnych" w Quantico, Virginia. White dwukrotnie oblał egzamin
na sierżanta, nim zapisał się na studia, a za trzecim razem zdał z wynikiem 89
punktów. Stopień sierżanta powinien otrzymać przed końcem 1957 roku.
4. W listopadzie 1954 roku R. A. Stensland został stracony w San Quentin. White
poprosił i otrzymał zgodę na uczestniczenie w egzekucji. Ostatnią noc przed
egzekucją spędził na piciu ze Stenslandem w celi śmierci. (Powiedziano mi, że
strażnik przymknął oko na naruszenie regulaminu przez wzgląd na to, że Stensland
był kiedyś policjantem.) Kapitan Exley również był świadkiem egzekucji, ale nie
wiadomo, czy on i White rozmawiali ze sobą przed bądź po wykonaniu wyroku.
5. Najbardziej interesujące fakty zostawiłem na koniec. Dlatego są ciekawe, że
obrazują ciągle obecną (a być może nawet nasilającą się) tendencję White'a do
przesadnego angażowania się w sprawy dotyczące krzywdzonych i (teraz)
mordowanych kobiet.
Konkretnie: White okazał nadmierne zainteresowanie kilkoma do tej pory nie
rozwiązanymi morderstwami prostytutek, które według niego są ze sobą
powiązane – morderstwami, które w ciągu minionych kilku lat popełniono w
Kalifornii i różnych miejscach zachodniej części kraju. Oto nazwiska ofiar, daty i
miejsca zgonów: Jane Mildred Hamsher, 8 marca 1951, San Diego
Kathy Janeway, 19 kwietnia 1953, Los Angeles
Sharon Susan Palwick, 29 sierpnia 1953, Bakersfield, Kalifornia
Sally DeWayne, 2 listopada 1955, Needles, Arizona
Chrissie Virginia Renfro, 16 lipca 1956, San Francisco
White powiedział innym funkcjonariuszom z Zabójstw, że uważa, iż
podobieństwa w materiale dowodowym wskazują na jednego zabójcę, i pojechał
(na własny koszt) do wyżej wymienionych miast, gdzie popełniono zbrodnie.
Naturalnie, detektywi, z którymi rozmawiał, traktowali go jak natręta i nie
chcieli udzielać mu informacji, i nie wiadomo, czy udało mu się zbliżyć do
rozwikłania którejś z wymienionych spraw. Porucznik J. S. DiCenzo, komendant z
komisariatu w West Valley stwierdził, że White'a bzik na punkcie morderstw
prostytutek narodził się w czasie sprawy Nite Owl, kiedy to White osobiście
zaangażował się w śledztwo w sprawie zabójstwa młodej, znajomej mu, prostytutki
(Kathy Janeway).
6. Reasumując, było to ciekawe dochodzenie. Osobiście podziwiam inicjatywę
White'a i jego upór w staraniu o osiągnięcie stopnia sierżanta, jak również jego
(aczkolwiek niestosowną) wytrwałość tyczącą się zabójstw prostytutek. Listę ludzi,
z którymi rozmawiałem na jego temat, i ich opinie przedstawię w oddzielnym
sprawozdaniu.
Z wyrazami szacunku Sierżant D.W. Fisk, 6129, WSW

TAJNY RAPORT WYDZIAŁU POLICJI LOS ANGELES:

Sporządzony przez Wydział Spraw Wewnętrznych, z dnia 11 marca 1957


roku.
Funkcjonariusz prowadzący dochodzenie: sierżant Donald Kleckner, Odznaka
688, WSW.
Sporządzono na prośbę Williama H. Parkera, Komendanta Policji.
Dotyczy: Vincennes, John, sierżant, Oddziały Prewencyjne.

Komendancie!
Stwierdził pan, że chciałby rozważyć, mając na uwadze coraz gorsze wyniki w
pełnieniu służby przez sierżanta Vincennesa, sensowność zaproponowania mu
przejścia na wcześniejszą emeryturę, przed majem 1958 roku, kiedy to upłynie
dwadzieścia lat od zatrudnienia go w Wydziale Policji Los Angeles. Uważam, że
obecnie takie posunięcie byłoby niewskazane.
Bez wątpienia, Vincennes jest alkoholikiem; bez wątpienia również jego
alkoholizm spowodował stratę (przez niego) posady w Chlubnej Odznace, co jest
także niemałą stratą dla Wydziału Policji Los Angeles, mając na uwadze
niekwestionowaną promocję, którą zapewniał nam ten serial. Nie ma też
wątpliwości co do tego, że mając 42 lata jest on już za stary, by brać udział w
zadaniach obarczonych wysokim ryzykiem, co z pewnością często zdarza się w
Oddziałach Prewencyjnych. Jeśli chodzi o wyraźnie coraz gorsze wyniki w pracy,
wyglądają one tak fatalnie dlatego, iż Vincennes, w swojej szczytowej formie, kiedy
pracował w Narkotykach, był naprawdę śmiałym i bystrym policjantem. Z
przeprowadzonych przeze mnie rozmów wynika, że nie pije na służbie i że jego słabe
wyniki najlepiej tłumaczą sformułowania „lenistwo" i „niewłaściwe reakcje". Co
więcej, gdyby Vincennes odrzucił propozycję wcześniejszego przejścia na emeryturę,
podejrzewam, że komisja do spraw płac by go poparła.
Komendancie, wiem, że uważa pan Vincennesa za zakałę policji. Zgadzam się z
panem, ale zwracam uwagę na jego powiązania z prokuratorem okręgowym
Loewem.
Potrzebujemy Loewa jako oskarżyciela w prowadzonych przez nas sprawach,
którą to opinię potwierdzi nowy doradca szefa, kapitan Smith. Vincennes cały czas
zbiera fundusze i załatwia najróżniejsze sprawy dla Loewa, a jeśli Loew, jak się tego
powszechnie oczekuje, zostanie ponownie wybrany w przyszłym tygodniu,
najprawdopodobniej interweniowałby przeciw próbom usunięcia Vincennesa z
Wydziału. W związku z tym doradzam: zatrzymać Vincennesa w Oddziałach
Prewencyjnych do marca 58, kiedy to kierownictwo wydziału zostanie powierzone
nowemu komendantowi, który ma swoich podwładnych, a potem przenieść go do
podrzędnej pracy w patrolach i poczekać do 15 maja 58, kiedy to ma przejść na
emeryturę. Wtedy prawdopodobnie łatwo będzie nakłonić Vincennesa, który
spokornieje po przeniesieniu go do służb mundurowych, do niezwłocznego
opuszczenia Wydziału.
Z wyrazami szacunku Donald J. Kleckner, WSW

Nagłówek z LA Times, 15 marca:

LOEW PONOWNIE WYBRANY MIAŻDŻĄCĄ PRZEWAGĄ GŁOSÓW;


POSADA GUBERNATORA KOLEJNYM STOPNIEM W JEGO KARIERZE?

Wyciąg z LA Times, 8 lipca:

MICKEY COHEN RANNY PO ATAKU NA WIĘZIENNYM DZIEDZIŃCU

Urzędnicy z federalnego więzienia McNeil Island poinformowali, że wczoraj


znani gangsterzy, Meyer Harris „Mickey" Cohen i David „Davey" Goldman, zostali
ranni w wyniku ataku, jakiego dopuszczono się w biały dzień.
Cohen i Goldman, którzy mieli zostać zwolnieni warunkowo we wrześniu,
przyglądali się grze w baseball na więziennym dziedzińcu, kiedy pojawiło się trzech
zakapturzonych napastników uzbrojonych w rurki i prowizoryczne noże. Goldman
został dwukrotnie dźgnięty w ramiona i wielokrotnie uderzony w głowę, a Cohen
zdołał uciec z zaledwie powierzchownymi ranami. Lekarze więzienni orzekli, że
obrażenia Goldmana są poważne i że być może zaszły pewne nieodwracalne
uszkodzenia mózgu. Napastnicy uciekli i obecnie prowadzone jest gorączkowe
śledztwo mające na celu wykrycie, kim są. Zarządca McNeil, R. J. Wolf, powiedział:
„Uważamy, że był to tak zwany wyrok śmierci, który czasami wykonują więźniowie
na polecenie zleceniodawców spoza więzienia. Dołożymy wszelkich starań, aby
dogłębnie wyjaśnić całe zajście".

Magazyn Cicho Sza!, październik 1957 roku:

MICKEY COHEN Z POWROTEM W LA!!! CZY WRÓCĄ STARE DOBRE


CZASY?

Był niewątpliwie najbarwniejszym gangsterem w historii Miasta Upadłych


Aniołów, kotku – a obserwowanie jego zachowania w klubie Mocambo czy w Troc
było jak patrzenie na nieśmiertelnego Stradivariusa rzeźbiącego skrzypce z pnia
drzewa. Opowiadał kawały autorstwa Daveya Goldmana, niepostrzeżenie wręczał
wypchane koperty wysłannikom szeryfa i zabawiał się ze swoją kochanką, Audrey
Anders, albo innymi kobietami obecnymi w lokalu. Oczy wszystkich kierowały się
na jego stół, a panie posyłały ukradkowe spojrzenia jego ochroniarzowi,
Johnny'emu Stompanato, i zastanawiały się „Czy on naprawdę jest taki duży?"
Pochlebcy, komedianci, hipokryci, obwiesie i wszelkiej maści męty wpadali do
Mickeya, by usłyszeć od niego kawał, uścisnąć jego dłoń czy dostać trochę kasy.
Mick nie szczędził pieniędzy kalekim dzieciom, bezpańskim psom, Armii Zbawienia
czy organizacjom żydowskim. Ciągnął także dochody ze swoich licznych interesów:
nielegalnych zakładów, pożyczek na bardzo wysoki procent, hazardu, prostytucji
czy narkotyków, i corocznie zabijał średnio kilkunastu ludzi. Nie ma ideałów,
prawda? Jeśli komuś zdarzyło się zostawić kawałek obciętego paznokcia u nogi na
podłodze w jego łazience, Mickey natychmiast posyłał delikwenta w ostatnią
podróż.
Ale spójrz na to z tej strony, kotku: ludzie też próbowali zabić Mickeya!!! Takiego
porządnego człowieka? – Nie!!! Tak, kotku, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Problem
w tym, że Mickey jest długowieczny; udawało mu się uniknąć śmierci od bomb, kuli,
dynamitu. Choć ludzie mu towarzyszący ginęli, przeżył sześć lat w więzieniu
McNeil, między innymi ostatnio uszedł z życiem z ataku nożowo rurowego – i oto
wrócił!
Pracownicy Sy Devore, miejcie się na baczności: Mick będzie potrzebował wielu
nowych, eleganckich garniturów; dziewczyny sprzedające papierosy w Trocadero i
Mocambo, przygotujcie się na napiwki po stówie. Mickey i jego świta niedługo
zagoszczą na Sunset Strip i – w najgłębszej tajemnicy – tak, panie, Johnny'ego
Stompanato jest taki duży, ale jego interesuje tylko Lana Turner, a plotka niesie, że
ostatnio łączy ich coś więcej niż ukradkowe pocałunki...
Ale wracając do Mickeya C. Wierni czytelnicy Cicho sza! zapewne pamiętają
naszą „Kronikę kryminalną" z październikowego numeru z 1956 roku, gdzie
informowaliśmy o uśpieniu działalności gangów podczas pobytu Micka w
więzieniu. Cóż, popełniono kilka ciągle jeszcze nie rozwiązanych zabójstw, a co
myśleć, na przykład, o ataku nożoworurowym, w wyniku którego Mickey został
ranny, a jego nadworny komik zamienił się w roślinę? Cóż... nigdy nie udało się
ustalić, kim byli zakapturzeni napastnicy, którzy usiłowali wysłać Mickeya i jego
współpracownika w zaświaty...
Trzeba to nazwać ostrzeżeniem, dzieciaki: on jest porządnym człowiekiem,
niesłychanie barwną osobą, jest niesamowitym zło i dobroczyńcą w jednej osobie,
cały Mickey. Trudno go zabić, bo kule zamiast niego trafiają bogu ducha winnych
przypadkowych przechodniów.
Mickey wrócił i jego stary gang być może zmartwychwstanie. Kotku, kiedy
będziesz robił rundkę po klubach na Sunset Strip, nie zapomnij wziąć ze sobą
kamizelki kuloodpornej na wypadek, gdyby Meyer Harris Cohen siedział w
pobliżu...

Wyciąg z LA HeraldExpress, 10 listopada:

GANGSTER COHEN UCHODZI Z ŻYCIEM W ZAMACHU BOMBOWYM

Dziś wcześnie rano pod domem zwolnionego z więzienia Mickeya Cohena


eksplodowała bomba. Cohenowi i jego żonie, Lavonne, nic się nie stało, ale bomba
zniszczyła garderobę, w której znajdowało się trzysta szytych na miarę garniturów
Cohena. Buldog Cohena, śpiący w pobliżu, trafił do Westside Veterinary Hospital z
poparzonym ogonem, ale zaraz po opatrzeniu rany został wypuszczony. Nie udało
się nam skontaktować z Cohenem, by usłyszeć jego komentarz.

Tajny list, załącznik do niezależnego raportu, wymaganego wobec wszystkich osób


mogących objąć kierownictwo Wydziału Spraw Wewnętrznych w Wydziale Policji Los
Angeles.

Sporządzono na prośbę komendanta Williama H. Parkera:


Drogi Billu!
Boże, kiedy to byliśmy razem sierżantami! Wydaje się, jakby to było milion lat
temu.
Swoją drogą miałeś rację. Rzeczywiście z przyjemnością skorzystałem z
możliwości pobawienia się znowu w detektywa. Czułem się trochę jak zdrajca,
rozmawiając z funkcjonariuszami za plecami Eda i Prestona, ale w tej sprawie też
miałeś rację: po pierwsze w twojej ogólnej strategii polegającej na słuchaniu
niezależnych opinii na temat napływających do Spraw Wewnętrznych ludzi,
mających pełnić ważne funkcje, a po drugie dlatego, że wybrałeś byłego policjanta,
który darzy sympatią Eda Exleya, aby zasięgnąć języka na jego temat u
współpracujących z nim funkcjonariuszy.
Do diaska, Bill, obaj kochamy Eda. Tym bardziej się cieszę, pomijając tutaj
podstawowe dochodzenie (prowadzone przez prokuraturę okręgową, prawda?), że
mogę przedstawić ci same pozytywne opinie.
Rozmawiałem z wieloma ludźmi z Biura Detektywów i kilkunastoma
szeregowymi funkcjonariuszami. Wszyscy zgadzali się co do jednego: Ed Exley
cieszy się najwyższym szacunkiem. Niektórzy funkcjonariusze uznali, że zastrzelenie
przez niego podejrzanych o morderstwo w Nite Owl było może niefortunne, ale
większość uważała to za przejaw odwagi, a niektórzy potraktowali to jako jego test
ogniowy. Zostawmy to na boku. Ja uważam, że ludzie pamiętają go najbardziej
właśnie za ten czyn, i że w dużej mierze przyćmił on niesmak spowodowany
pełnieniem przez niego roli informatora w sprawie Krwawych Świąt.
Szybki awans Eda z sierżanta na kapitana budził powszechną niechęć, ale panuje
opinia, że sprawdził się idealnie w funkcji lotnego komendanta: kierował
siedmioma wydziałami w ciągu niecałych pięciu lat, nawiązał wiele cennych
kontaktów i zdobył sobie powszechny szacunek swoich podwładnych. Twoja główna
troska, że kiedy ludzie się dowiedzą, iż kierownictwo SW powierzono „człowiekowi z
zewnątrz", będą wzburzeni, jak na razie nie wydaje się mieć podstaw. Plotka niesie,
że Ed obejmie kierownictwo w SW na początku 58 roku i panuje przekonanie, że z
zapałem zabierze się do swych nowych obowiązków. Wydaje mi się, że reputacja
człowieka surowego i inteligentnego, jaką się cieszy, sprawi, iż wielu gliniarzy,
którzy mogliby ulec różnym pokusom, pozostanie w pełni uczciwych.
Wiadomo także, że Ed zdał egzamin na inspektora i zajmuje pierwsze miejsce na
liście promocji. Tutaj pojawia się pewien rozdźwięk w opiniach. Powszechnie sądzi
się, że w ciągu kilku najbliższych lat Thad Green odejdzie na emeryturę, i że jest
wysoce prawdopodobne, iż Ed może zająć jego miejsce jako szef detektywów. Choć
zdecydowana większość ludzi, z którymi rozmawiałem, wyraziła opinię, że kapitan
Dudley Smith, starszy od Eda, dużo bardziej doświadczony i przejawiający talenty
przywódcze, powinien objąć to stanowisko.
A oto kilka moich obserwacji, nie dotyczących bezpośrednio kwestii, które ciebie
interesowały.
(1) Związek Eda z Inez Soto jest do głębi intymny, ale jestem pewien, że nigdy nie
złamałby regulaminu międzywydziałowego i nie żyłby z nią w konkubinacie. Swoją
drogą, Inez to wspaniała dziewczyna. Zaprzyjaźniła się z Prestonem, Rayem
Dieterlingiem i ze mną, poza tym wyśmienicie sprawdza się w funkcji osoby
odpowiedzialnej za public relations w Parku Marzeń. Cóż, że jest Meksykanką...
(2) Rozmawiałem o Edzie z sierżantami Fiskiem i Klecknerem z SW – obaj byli
jego podwładnymi we Włamaniach, są równie uczciwi i nieprzejednani jak Exley i z
ogromną radością podchodzą do tego, że ich idol może stać się ich zwierzchnikiem.
(3) Jako ktoś, kto zna Eda Exleya od dziecka, i jako były policjant, nie wahałbym
się tego powtórzyć publicznie: jest równie dobry jak jego ojciec i byłbym skłonny się
założyć, że gdybyś sporządził zestawienie, okazałoby się, iż rozwiązał więcej
ważnych spraw, niż jakikolwiek inny detektyw w historii Wydziału Policji LA.
Byłbym też skłonny się założyć, że wie o podstępie, do którego się uciekłeś, chcąc
dowiedzieć się czegoś o nim: wszyscy dobrzy gliniarze mają swoich informatorów.
Kończę ten list, prosząc cię o przysługę. Mam zamiar napisać wspomnienia z lat,
gdy pracowałem w Wydziale. Czy mógłbym pożyczyć dokumenty dotyczące sprawy
Lorena Athertona? Ale tak, by nie wiedzieli o tym i Preston, i Ed, proszę – nie chcę,
żeby myśleli, iż zaczyna mi odbijać na starość.
Mam nadzieję, że ten list ci się na coś przyda. Pozdrowienia dla Helen i dzięki za
to, że znowu mogłem być gliniarzem.
Oddany Art De Spain

ROZPORZĄDZENIE O PRZENIESIENIACH W WYDZIALE POLICJI


LOS ANGELES

1. Policjant Wendell A. White, z Wydziału Zabójstw do Brygady Detektywów w


komisariacie w Hollywood (awans na sierżanta), wchodzi w życie 2 stycznia 1958.
2. Sierżant John Vincennes, z Oddziałów Prewencyjnych do Oddziału Patroli w
Wilshire, wchodzi w życie, kiedy na jego miejsce zostanie przydzielony inny
funkcjonariusz, ale nie później niż 15 marca 1958.
3. Kapitan Edmund J. Exley na stałe stanowisko: komendanta Wydziału Spraw
Wewnętrznych, wchodzi w życie 2 stycznia 1958.

III
SPRAWY WEWNĘTRZNE
42

Dining Car miał ponoworocznego kaca: zwisające, porwane serpentyny, znaki


„1958" z odpadającymi świecidełkami. Ed usiadł w swoim ulubionym boksie – stąd
miał widok na bar, jego odbicie w lustrze. Sprawdził, która godzina – 3:24 po
południu. Był 2 stycznia nowego, 58 roku. Niech Bob Gallaudet się spóźni – niech się
stanie cokolwiek, byle tylko przedłużyć tę chwilę.
Za godzinę ma być ceremonia: kapitan E. J. Exley awansuje na etatowego
komendanta Wydziału Spraw Wewnętrznych. Gallaudet miał przynieść wyniki
niezależnego dochodzenia prowadzonego w jego sprawie – biuro prokuratora
okręgowego zbadało jego życie osobiste przez szkło powiększające. Wynik z całą
pewnością będzie pozytywny – jego życie osobiste było czyste jak łza, załatwienie
facetów od Nite Owl przebiło sypanie w sprawie Krwawych Świąt – nie miał co do
tego wątpliwości już od lat.
Ed sączył kawę, nie odrywał oczu od lustra. Jego odbicie: facet za miesiąc kończący
trzydzieści sześć lat, a wyglądający na czterdzieści pięć. Jasne włosy posiwiały;
zmarszczki na czole. Inez mówiła, że jego oczy robiły się coraz mniejsze i coraz
bardziej zimne; druciane oprawki nadawały mu surowy wygląd. Powiedział jej, że
lepiej, by był surowy niż miękki – młodzi kapitanowie potrzebowali tego w sobie.
Śmiała się – to było kilka lat temu, kiedy jeszcze się śmiali.
Umiejscowił w czasie tamtą rozmowę: koniec 54 roku, Inez zdobyła się na wnikliwą
analizę: „Jesteś wampirem, skoro chcesz oglądać śmierć tego Stenslanda". To było
półtora roku po Nite Owl, dziś upływały cztery lata i dziewięć miesięcy. Spojrzenie w
lustro, te wszystkie lata zostawiły swoje piętno na jego twarzy – jego życie z Inez też.
To, że sam zabił tych czterech, wyeliminowało White'a: cztery trupy przyćmiły
jednego. Te pierwsze miesiące należały do niego: zyskał uznanie w jej oczach. Kupił
jej dom niedaleko swojego; uwielbiała ich delikatny seks; przyjęła od Raya Dieterlinga
propozycję pracy.
Dieterling zakochał się w Inez i jej historii: piękna ofiara gwałtu opuszczona przez
rodzinę w jakiś sposób przystawała do jego własnej sytuacji – pierwsza żona się z nim
rozwiodła, druga umarła, jego syn Paul zginął pod lawiną, jego syn Billy był
homoseksualistą. Ray i Inez stali się jak ojciec i córka – byli znajomymi i bardzo
bliskimi przyjaciółmi. Preston Exley i Art De Spain byli równie jej oddani jak
Dieterling – tandem zatwardziałych mężczyzn i kobieta, której byli wdzięczni za to, że
dzięki niej mogli czuć się szlachetni.
Przyjaźnie Inez związane były ze światem fantazji: budowniczowie, nowe pokolenie
– Billy Dieterling, Timmy Valburn. Rozgadana grupka roztrząsająca hollywoodzkie
plotki, wyśmiewająca się z męskich słabostek. Słowo „mężczyźni" prowokowało u nich
wybuchy niepowstrzymanego śmiechu. Wyśmiewali się z policjantów, przedrzeźniając
ich w domu kupionym przez kapitana Eda Exleya.
Wszystko kręciło się wokół Inez.
Po zastrzeleniu tamtych miał koszmary: może byli niewinni? Bezsilna wściekłość
sprawiła, że pociągnął za spust; pełne dramatyzmu rozwiązanie sprawy ustawiło
Wydział w tak korzystnym świetle, że takie fakty jak „nieuzbrojeni" i „nie stanowiący
zagrożenia" nigdy nie przyczynią się do zdruzgotania jego kariery. Inez rozwiała jego
obawy oświadczeniem: gwałciciele zawieźli ją do domu Sylvestra Fitcha w środku
nocy i zostawili tam – czyli mogli być w Nite Owl. Nigdy nie powiedziała o tym policji,
bo nie chciała mówić o bardzo przykrych rzeczach, które jej robił Fitch. Ulżyło mu:
winni martwi ludzie usprawiedliwiali wybuch jego wściekłości.
Ale była jeszcze kwestia Inez.
Czas mijał, wspólne życie straciło blask. Jej cierpienie i jego bohaterstwo nie mogło
wiecznie cementować ich związku. Inez wiedziała, że nigdy się z nią nie ożeni: wysoki
funkcjonariusz policji, meksykańska żona – murowany koniec kariery. Jego miłość
wisiała na włosku; Inez coraz bardziej się od niego oddalała – de facto była czasami
tylko jego kochanką. Dwoje ludzi ukształtowanych niezwykłymi wydarzeniami, ich
związek cementowały inne osoby dramatu: zabici po Nite Owl, Bud White.
Pamiętał twarz White'a w komorze gazowej: ucieleśniona nienawiść, kiedy Dick
Stensland wdychał gaz. Spojrzenie na umierającego Dicka Stenslanda, spojrzenie na
niego, słowa nie były potrzebne. Wziął urlop, żeby nie musieli razem pracować, kiedy
on kierował Wydziałem Zabójstw. On sam przebił brata, zbliżył się do ojca. Ilość
rozwiązanych przez niego ważnych spraw zapierała dech w piersiach; w maju awans
na inspektora, za kilka lat będzie współzawodniczył z Dudleyem Smithem o funkcję
szefa detektywów. Dudley Smith zawsze podchodził do niego z dystansem i darzył go
mieszaniną szacunku i pogardy – a Dudley był człowiekiem, którego wszyscy
najbardziej się bali w całym Wydziale Policji LA.
Czy zdawał sobie sprawę, że jego rywal bał się tylko jednego: zemsty niezbyt
rozgarniętego gliniarza?
Bar się zapełniał: pracownicy prokuratury okręgowej, kilka kobiet. Ostatni raz z
Inez był rozczarowujący – po prostu obsłużyła mężczyznę, który zapłacił za dom. Ed
uśmiechnął się do jakiejś wysokiej kobiety – odwróciła się zaraz.
– Gratulacje, kapitanie. Jesteś czysty jak łza. – Gallaudet usiadł, był jakiś spięty,
nerwowy.
– To dlaczego wyglądasz tak ponuro? No, Bob, ciesz się ze mną.
– Ty jesteś czysty, ale Inez była sporadycznie obserwowana przez ostatnie dwa
tygodnie, rutynowa procedura. Ed... cholera, ona sypia z Budem White'em.

Ceremonia – wszystko jak za mgłą.


Parker wygłosił przemówienie: policjanci muszą stawiać czoła tym samym
pokusom co cywile, ale muszą też w znacznie większym stopniu kontrolować
przyrodzone im instynkty, aby swoim zachowaniem służyć przykładem
społeczeństwu, które jest nieustannie nękane plagami wszechobecnej ideologii
komunistycznej, zbrodni, liberalizmu i ogólnego upadku obyczajów. Do kierowania
wydziałem, który jest gwarantem moralności w policji, trzeba było kogoś
nieskazitelnego moralnie i to właśnie Edmund J. Exley, bohater wojenny i bohater
sprawy Nite Owl, jest tym człowiekiem.
Sam wygłosił przemówienie: dużo paplaniny o moralności. Duane Fisk i Don
Kleckner życzyli mu powodzenia; pomimo mgły rozumiał ich intencje: chcieli dostać
posady jego bliskich współpracowników. Dudley Smith mrugnął okiem, wiadomo, o
co chodziło: „To ja będę następnym szefem detektywów – nie ty". Tłumaczenie, że
musi już iść, trwało w nieskończoność – kiedy dotarł do jej domu, mgła zaczęła
znikać.
Była szósta wieczorem – Inez wracała do domu około siódmej. Ed wszedł do
środka, czekał przy wyłączonych światłach.
Czas wlókł się niemiłosiernie; Ed patrzył na ruch wskazówek swojego zegarka. O
6:50 klucz w zamku.
– Exley, ukrywasz się? Widziałam twój samochód przed domem.
– Nie włączaj światła. Nie chcę oglądać twojej twarzy. – Brzęk kluczy, upuszczona
na podłogę torebka. – I nie chcę oglądać tych pedalskich śmieci z Parku, którymi
oblepiłaś ściany.
– Chcesz powiedzieć: ściany domu, za który zapłaciłeś?
– Ty to powiedziałaś, nie ja.
Kolejne dźwięki: Inez opierająca się o drzwi.
– Kto ci powiedział?
– Nieważne.
– Zniszczysz go za to?
– Jego? Nie, wtedy wyszedłbym na jeszcze większego głupca niż do tej pory. I ty
byś na tym wygrała.
Bez odpowiedzi.
– Pomagałaś mu w przygotowaniach do egzaminu na sierżanta? Sam jest zbyt
głupi, żeby mógł sobie poradzić.
Bez odpowiedzi.
– Od jak dawna? Ile razy się z nim pieprzyłaś za moimi plecami?
Bez odpowiedzi.
– Od jak dawna, puta?
Inez westchnęła. – Od jakichś czterech lat. Ale to było czasami, kiedy oboje
potrzebowaliśmy przyjaciela.
– Chcesz powiedzieć: kiedy nie potrzebowałaś mnie?
– Chcę powiedzieć: kiedy nie mogłam już wytrzymać traktowania mnie jak ofiary
gwałtu. Kiedy przeraziłam się, uświadomiwszy sobie, do czego możesz się posunąć,
żeby mi zaimponować.
– Wyrwałem cię z Boyle Heights i dałem ci życie – powiedział Ed.
– Exley, ty zacząłeś mnie przerażać – odparła Inez. – Chciałam być tylko
dziewczyną, która spotyka się z facetem, i Bud mi to dawał.
– Nie wymawiaj jego imienia w tym domu.
– Chcesz powiedzieć: w twoim domu?
– Dałem ci przyzwoite życie. Lepiłabyś tortille na jakimś kamieniu, gdyby nie ja.
– Querido, tak ci do twarzy, kiedy jesteś wściekły.
– Jakie jeszcze inne kłamstwa masz w zapasie, Inez? Ile jeszcze kłamstw oprócz
tych o nim?
– Exley, skończmy z tym.
– Nie, chcę usłyszeć streszczenie.
Bez odpowiedzi.
– Ilu innych mężczyzn? Jakie jeszcze kłamstwa?
Bez odpowiedzi.
– Mów.
Bez odpowiedzi.
– Ty pieprzona kurwo, po tym, co dla ciebie zrobiłem. Powiedz mi.
Bez odpowiedzi.
– Pozwoliłem ci się zaprzyjaźnić z moim ojcem. Preston Exley jest twoim
przyjacielem przez wzgląd na mnie. Ilu facetów rżnęłaś za moimi plecami? Jakie
jeszcze kłamstwa chowasz po tym, co dla ciebie zrobiłem?
Inez, cicho: – Nie chcesz chyba tego wiedzieć...
– Właśnie, że chcę, ty pieprzona kurwo.
Inez odepchnęła się od drzwi.
– Jest takie jedyne kłamstwo, które się liczy, tyle ci powiem. Nawet mój słodki Bud
o tym nie wie, więc mam nadzieję, że poczujesz się wyróżniony.
Ed wstał. – Nie boję się kłamstw.
Inez roześmiała się. – Wszystkiego się boisz.
Bez odpowiedzi.
Inez, spokojnym głosem:
– Negritos, którzy mnie skrzywdzili, nie mogli zabić tamtych ludzi w Nite Owl, bo
byli przy mnie przez całą noc. Ani na chwilę nie schodzili mi z oczu. Skłamałam, bo
nie chciałam, byś miał wyrzuty sumienia, że zabiłeś dla mnie czterech mężczyzn. A tak
w ogóle to chcesz wiedzieć, co jest jednym wielkim kłamstwem? Ty i twoja cenna
absolutna sprawiedliwość.
Ed wybiegł za drzwi, zakrywając rękoma uszy, żeby stłumić ryk. Na dworzu było
ciemno, zimno – przed oczyma stanął mu martwy Dick Stens.

43

Bud oglądał swoją nową odznakę: „sierżant" był w miejscu, gdzie przedtem
„policjant". Z nogami położonymi na swoim biurku, żegnał się z Wydziałem Zabójstw.
W jego klitce panował bałagan – sporo papierów nagromadziło się przez pięć lat.
Dudley powiedział, że przeniesienie do komisariatu w Hollywood jest tylko
tymczasowe – to, że został sierżantem, zadziwiło wysokich rangą funkcjonariuszy, i
miał też Thada Greena na karku za numer z wybiciem szyb: gdy Dick Stens skazany
został na komorę gazową, on obydwiema rękoma walił po oknach.
Uczciwie biorąc, nie zrobił się z niego wybitny detektyw, licząc sprawy zamknięte i
te ciągle nie rozwiązane. Te przenosiny go też zmartwiły: opuszczenie głównej
siedziby Biura było równoznaczne z tym, że nie szybko będzie miał znowu okazję
czytać raporty o zgonach – zapewniało mu to stały dostęp do informacji dotyczących
sprawy Kathy Janeway i kilku innych morderstw prostytutek, o których wiedział, że
są ze sobą powiązane.
Do zabrania miał nową tabliczkę: „Sierżant Wendell White" oraz zdjęcie Lynn:
brunetki, żegnaj Veronico Lake.
I jeszcze jedno zdjęcie – z czasów, kiedy pracował w Brygadzie do zwalczania
przestępczości zorganizowanej: on i Dud w motelu Victory. Akcesoria Brygady –
kastet, woreczek z metalowymi kulkami – mogłyby już należeć do przeszłości.
Ale były i rzeczy, których nikt nie jest w stanie mu odebrać: Dyplomy: ukończenia
kursu metod dochodzeniowych z FBI; spuścizna po Dicku Stenslandzie: sześć
patyków łupu z rabunku. Ostatnie słowa Dicka – list, który przekazał mu strażnik.
Partnerze!
Żałuję złych czynów. Najbardziej żałuję ludzi, których skrzywdziłem, będąc
policjantem, kiedy zdarzyło im się wejść mi w drogę, jak byłem w podłym nastroju, i
gości ze Świąt, i faceta ze sklepu monopolowego, i jego syna. Za późno, żeby to
wszystko zmienić.
Mogę tylko powiedzieć „przepraszam", co jest niewiele warte. Postaram się
ponieść karę tak, jak przystało mężczyźnie. Cały czas myślę, że ty mogłeś zrobić to,
co ja zrobiłem, że to był po prostu ślepy los, i wiem, że też mogłeś tak myśleć.
Chciałbym, żeby „przepraszam" znaczyło dużo więcej dla ludzi takich jak ty i ja.
Spaprałem robotę i potem zemściłem się na Exleyu i w ogóle, wiem, że to ja
zacząłem, ale on mścił się na mnie nawet wtedy, kiedy już nie musiał, a gdybym
mógł mieć ostatnią prośbę, to chciałbym, żebyś mu odpłacił za jego udział w tej
sprawie, ale nie bądź głupi i nie zrób przypadkiem czegoś takiego jak ja.
Wykorzystaj swój spryt i pieniądze, które powiedziałem ci gdzie znajdziesz, i
dołóż mu, daj mu solidnie w tyłek od sierżanta Dicka Stensa. Powodzenia,
partnerze. Trudno mi uwierzyć, że kiedy będziesz to czytał, będę już martwy... Dick
Zamknięte na dwa zamki w dolnej szufladzie były:
Jego dokumenty na temat Janeway i morderstw prostytutek, jego prywatna
kartoteka dotycząca Nite Owl – spisana strasznie suchym językiem – tak jak go uczyli
w szkole.
Dwie sprawy, które dowiodły, że był prawdziwym detektywem; zdjęcie Eda
zrobione przez Dicka. Wyciągnął wszystko z szuflady, przeczytał – słabo to wszystko
się trzymało. Janeway i reszta spraw.
Kiedy jego spotkania z Lynn stały się rzadsze, zaczął się rozglądać za czymś na
Exleya. Uganianie się za kobietami nie przeszkadzało mu w tym – spotykanie się od
czasu do czasu z Inez też nie. Dwa razy oblał egzamin na sierżanta, zapłacił za szkołę
pieniędzmi Dicka, pracował na pół etatu w Brygadzie do zwalczania przestępczości
zorganizowanej: czekał na pociągi, samoloty, autobusy, zabierał potencjalnych
przestępców do motelu Victory, dawał im wycisk i zawoził ich z powrotem na
samoloty, pociągi, autobusy. Dud nazywał to „prewencją"; on uważał, że było to nie do
zniesienia, jeśli chciało się potem lubić swoje odbicie w lustrze. Nie miał szczęścia do
dobrych spraw w Wydziale Zabójstw: Thad Green przydzielał je innym. Na kursach
nauczył się ciekawych rzeczy o metodach dochodzeniowych, psychologii kryminalnej i
praktycznych aspektach prowadzenia śledztwa – zdecydował się to wykorzystać w
starej sprawie, która ciągle nie dawała mu spokoju: śmierci Kathy Janeway.
Przeczytał raport na ten temat sporządzony przez Joe DiCenzo: żadnych poszlak,
żadnych podejrzanych, uznał, że zabójstwa dokonano na tle seksualnym. Przeczytał
opinię sporządzoną po sekcji zwłok: Kathy pobita na śmierć, ciosy w twarz,
mężczyzna z pierścieniami na obu rękach. Sperma B+ w ustach, odbycie, pochwie –
trzy osobne ejakulacje, skurwiel się nie spieszył. Skojarzył coś z dawnymi
przypadkami: takie bestie seksualne nie kończą tylko na jednym morderstwie, żeby
potem siedzieć z założonymi rękoma.
Zaczął ślęczeć nad papierami – czyli robić to, czego kiedyś nienawidził. Nie znalazł
podobnych spraw, ani rozwiązanych, ani nie rozwiązanych w kartotekach Wydziału
Policji LA i szeryfa – szukanie zajęło mu osiem miesięcy. Zaczął przetrząsać kartoteki
innych wydziałów policji – za pieniądze Dicka. Nie znalazł nic w okręgach Orange i
San Bernardino; po czterech miesiącach znalazł podobną sprawę w Wydziale Policji
San Diego: Jane Mildred Hamsher, lat 19, prostytutka, data zgonu: 8 marca 51, takie
same ślady pobicia, potrójny gwałt: żadnych poszlak, żadnych podejrzanych, sprawa
umorzona.
Przeczytał raporty z Wydziałów Policji LA i San Diego, ale skończyło się na niczym;
pamiętał, że Dudley zniechęcał go do sprawy Janeway – beształ go za to, że wypruwa
z siebie flaki, szukając prześladowców kobiet. Mimo to nie dawał za wygraną; sukces
pojawił się po pytaniu rozesłanym przez dalekopis do trzech stanów: Sharon Susan
Palwick, lat 20, prostytutka, data zgonu 29 sierpnia 53, Bakersfield, Kalifornia. To
samo: żadnych podejrzanych, żadnych poszlak, sprawa umorzona. Dud nigdy nie
wspominał o dalekopisie – jeśli wiedział o jego istnieniu.
Pojechał do Diego i Bakersfield – przeglądał kartoteki, naprzykrzał się
detektywom, którzy zajmowali się tymi sprawami. Byli znudzeni pracą i zbywali go
niczym. Próbował wywnioskować coś z danych dotyczących miejsca i czasu zbrodni:
kto był wtedy w tych miastach. Sprawdzał stare dane firm lotniczych, autokarowych i
kolei, ale nie znalazł powtarzających się nazwisk; dalekopisem wysłał do trzech
stanów prośbę o informacje na temat modus operandi zabójcy, prosząc o
skontaktowanie się z nim, jeśli znowu pojawi się taki sam modus operandi. Nie dostał
żadnej odpowiedzi na prośbę o informacje; przez kolejne lata napłynęły trzy raporty o
zabójstwach: Sally DeWayne, lat 17, prostytutka, Needles, Arizona, 2 listopada 55;
Chrissie Virginia Renfro, lat 21, prostytutka, San Francisco, 14 lipca 56; Maria Waldo,
lat 20, prostytutka, Seattle, dwa miesiące temu: 28 listopada 57. Dostawał informacje
z opóźnieniem, we wszystkich przypadkach te same wyniki: zero. Rozpatrywał
wszystkie możliwości, badał sprawy wszystkimi szkolnymi metodami – i nic.
Zgwałcono i pobito na śmierć Kathy Janeway, także pięć innych prostytutek, i koniec
– sprawa była w toku tylko dla niego.
116 stron papierów dotyczących tkwiącej w martwym punkcie sprawy do zabrania
do komisariatu w Hollywood – jego własnej sprawy, chwilowo zamkniętej.
I do tego jego najważniejsza sprawa – stos kartek, które wielokrotnie wertował.
Sprawa Dicka Stensa: gwóźdź do trumny Eda Exleya. Dostawał gęsiej skórki na samą
myśl o nim.
Sprawa Nite Owl.
To skupienie myśli na Janeway wszystko mu przypomniało: związek Cathcarta ze
świerszczykami, zatajenie dowodów, pokątne informacje mające służyć udupieniu
Exleya. Wtedy czas nie sprzyjał takim poczynaniom: wtedy był zbyt tępy, aby się tym
zajmować.
Czarnuchy uciekły, Exley ich zastrzelił. Sprawę Nite Owl zamknięto – zapomniano
o różnych dziwnych jej aspektach. Mijały lata; wrócił do sprawy Janeway, odkrył całą
serię podobnych morderstw. A mała Kathy uporczywie naprowadzała jego myśli na
Nite Owl, Nite Owl, Nite Owl. I myślał o niej.
W 53 roku Dwight Gilette i Cindy Benavides – znajomi Kathy Janeway –
powiedzieli mu, że facet podobny do Duke'a Cathcarta mówił o chęci przejęcia
stręczycielskiego interesu Cathcarta. Jakiego „stręczycielskiego interesu?" – Duke
miał tylko dwie klacze w swej stajni, ale wspominał o chęci robienia interesów ze
świerszczykami – na początku brzmiało to jak pobożne życzenia człowieka, który
notorycznie żywił się podobnymi nierealnymi marzeniami, ale historia zyskała na
wiarygodności, kiedy bracia Englekling opowiedzieli o tym, że Cathcart zaproponował
im interes: oni mieli drukować świerszczyki, on miał się zająć dystrybucją, oni też
mieli namówić Mickeya Cohena na sfinansowanie całej operacji.
Przeszedł do faktów:
On sam był w mieszkaniu Duke'a po Nite Owl. Było wysprzątane usunięto z niego
ślady odcisków palców; ktoś grzebał w ubraniach Duke'a. Strony dotyczące San
Bernardino w książce telefonicznej były pomięte – szczególnie te z numerami
telefonów do drukarń. Pete i Bax Englekling byli właścicielami drukarni w San
Berdoo; jedna z ofiar zabitych w Nite Owl, Susan Lefferts, pochodziła z San Berdoo.
Przestawił myśli na raport koronera:
Patolog przeprowadzający sekcję zwłok zidentyfikował ciało Cathcarta na
podstawie dwóch rzeczy: kawałków sztucznej szczęki ofiary zestawionych z więzienną
kartoteką medyczną Cathcarta i na inicjałach „D.C." wyhaftowanych na marynarce, w
jaką ubrany był truposz. Sztuczne szczęki tego typu były powszechnie stosowane w
kalifornijskich zakładach penitencjarnych – każdy były więzień, który siedział w
stanowym więzieniu, mógł mieć taki kawałek plastiku w ustach.
Teraz co do informacji własnych:
Kathy Janeway wspomniała, że Duke Cathcart miał „słodką" bliznę na piersiach. W
sprawozdaniu z sekcji zwłok doktor Layman nigdzie ani słowem nie wspomniał o tej
bliźnie – a klatka piersiowa Cathcarta nie została rozszarpana nabojami. I jeszcze
ostatnia sensacja: sztywniak z Nite Owl mierzył pięć stóp, osiem cali, a według
pomiarów wykonanych w więzieniu Cathcart miał pięć stóp, dziewięć i jedną czwartą
cala!
Konkluzja:
W Nite Owl nie zginął Cathcart, tylko ktoś za niego się podający.
Zmiana tematu:
Świerszczyki.
Cindy Benavides powiedziała, że Duke przygotowywał się do ich sprzedaży;
Obyczajówka wtedy właśnie prowadziła w tej sprawie śledztwo – czytał sporządzone
przez nich raporty – i nikt nie znalazł żadnych poszlak; Russ Miliard umarł, cała
sprawa magazynów dla onanistów poszła w zapomnienie. Bracia Englekling
opowiedzieli swoją historię o propozycji Duke'a, o tym, jak odwiedzili Mickeya
Cohena w więzieniu, o tym, jak odmówił sfinansowania przedsięwzięcia. Myśleli, że to
Cohen zlecił zabójstwo tych ludzi w Nite Owl ze względów moralnych – absurdalny
pomysł – ale jeśli Mickey miał jednak coś wspólnego z Nite Owl? Exley złożył raport, z
którego wynikało, że on i Bob Gallaudet traktowali taką ewentualność bardzo
poważnie, ale właśnie wtedy czarni zbiegli z aresztu – i masakrę w Nite Owl
przypisano im.
Zmiana tematu.
Jego teoria:
Co, jeśli Cohen powiedział jakiemuś bandziorowi w więzieniu o planach Cathcarta i
Engleklingów – albo zrobił to jego współpracownik Davey Goldman? Co, jeśli
bandzior został zwolniony, mówił o przejęciu stajni Duke'a, a tak naprawdę
przygotowywał się do podszywania się pod Duke'a? Co, jeśli zabił Duke'a, ukradł
trochę jego ubrań i przypadkiem znalazł się w Nite Owl – dlatego, że Duke często tam
bywał albo, co bardziej prawdopodobne dlatego, że odbywało się tam jakieś spotkanie
kryminalistów, które nie poszło po czyjejś myśli, zabójcy wyszli, wrócili ze spluwami,
rozwalili faceta podszywającego się pod Cathcarta i pięcioro przypadkowych ludzi,
żeby wyglądało na napad rabunkowy?
Słaby punkt jego teorii: Sprawdził, kto wyszedł z więzienia w McNeil między
spotkaniem braci Englekling z Cohenem a masakrą w Nite Owl: tylko Murzyni,
Latynosi i biali, ludzie zbyt wysocy albo zbyt niscy, by móc się podszywać pod
Cathcarta. Cohen mógł też tylko wspomnieć komuś o propozycji Cathcarta produkcji
świerszczyków i ta wieść wydostała się z więzienia. Ale wszyscy już przecież wałkowali
tę ewentualność.
Teorie za teoriami; teorie, które potwierdzały, że ma dosyć oleju w głowie, by być
detektywem:
Załóżmy, że Nite Owl było konsekwencją planu dotyczącego produkcji i dystrybucji
świerszczyków. To znaczyło, że czarnuchy były niewinne, że prawdziwi mordercy
podłożyli dubeltówki w samochodzie Raya Coatesa – co by z kolei znaczyło, że
purpurowy mercury widziany koło Nite Owl był czystym zbiegiem okoliczności –
zabójcy nie mogli wiedzieć, że widziano, jak trzech delikwentów strzela w powietrze w
Griffith Park i dlatego nie mogli wiedzieć, że siłą rzeczy będą pierwszymi
podejrzanymi. Zabójcom jakoś udało się znaleźć samochód Coatesa przed policją z LA
– podrzucili dubeltówki, starannie wytarte. Mogło do tego dojść na kilka sposobów.
1.Coates, w areszcie, mógł powiedzieć swemu adwokatowi, gdzie jest ukryty
samochód; zabójcy albo ich przywódca mógł wyciągnąć informację bezpośrednio od
niego – albo zabójcy zastraszyli prawnika, by ten z kolei zmusił Coatesa do mówienia.
2.Oprychy mogły zdradzić miejsce, gdzie ukryty był samochód, któremuś z ludzi
przebywających wtedy w areszcie – może zabójcy osadzili w którejś z cel jednego ze
swych ludzi na pewien czas.
3.Najbardziej dla niego przekonywająca wersja, bo najprostsza: zabójcy byli
bardziej bystrzy niż Wydział Policji LA, sami przeszukiwali garaże, zaczęli od tych na
tyłach opuszczonych domostw – a policja przeczesywała skrupulatnie wszystkie
dzielnice po kolei. Albo delikwenci powiedzieli współwięźniom, którzy wyszli na
wolność i, przyciśnięci przez zabójców, zdradzili im kryjówkę; albo – co mało
prawdopodobne – jakiś policjant zdradził im plany, według których przeczesywane
miały być poszczególne dzielnice.
Nie można było tego wszystkiego sprawdzić: areszt w Pałacu Sprawiedliwości
zniszczył dokumenty z lat 1935–55, żeby uzyskać wolną przestrzeń do
magazynowania nowych dokumentów.
Albo delikwenci byli naprawdę winni. Albo jakaś inna ekipa włócząca się po okolicy
strzelała w Griffith Park i zabiła sześciu ludzi w Nite Owl. Nigdy nie odnaleziono ich
forda/chevy /mercury rocznik 1948–50, bo purpurowa farba była domowej roboty,
więc dokumenty Drogówki nie mogły okazać się pomocne.
A tak na zdrowy rozum biorąc: wziął się za to on – facet, który nigdy nie sądził, że
ma głowę na karku – i sam doszedł, że to raczej nie ta trójka asfaltów popełniła
wielokrotne morderstwo, bo:
Bracia Englekling sprzedali swoją drukarnię w połowie 1954 roku, potem zapadli
się pod ziemię. Dwa lata temu rozesłał komunikat z zapytaniem o miejsce ich pobytu:
żadnych rezultatów, nie znalazł też żadnych informacji w komunikatach o zgonach z
całego kraju, które stały się jego regularną lekturą: zero na temat braci, żadnych
sztywniaków, którzy mogliby okazać się prawdziwym Dukem Cathcartem. Ale – sześć
miesięcy temu, węsząc w San Berdoo, trafił na interesujący trop. Namierzył
tamtejszego faceta, który widział Susan Nancy Lefferts z mężczyzną pasującym do
opisu Duke'a Cathcarta – dwa tygodnie przed masakrą w Nite Owl. Pokazał mu kilka
zdjęć z policyjnej kartoteki Cathcarta; mężczyzna odparł: „Bardzo podobny, ale to nie
ten". Biegły sądowy zajmujący się sprawą Nite Owl uważał, że Susan Nancy
„wymachiwała rękoma", starając się dotknąć mężczyzny siedzącego przy sąsiednim
stole: Duke'a Cathcarta, tak naprawdę człowieka podszywającego się pod niego,
którego jakoby nie znała. Dlaczego siedzieli przy różnych stolikach? Zagrywka:
próbował przepytać matkę Sue Lefferts, próbował wypytać o jej chłopaka. Nie chciała
z nim rozmawiać. Dlaczego?
Bud spakował się: wspomnienia, tony papieru. Chwilowo nie mogące się na nic
przydać – żadnych nowych tropów w sprawie prostytutek, Nite Owl w ślepym zaułku,
dopóki nie uda mu się przycisnąć Mickeya Cohena. Zamknąć drzwi i do windy –
adiós, Wydziale Zabójstw.
Minął go Ed Exley, wpatrując się w niego uporczywie.
Wiedział już o nim i Inez.

44

Obserwowany obiekt: samoobsługowy Hank's Ranch, róg 52 Ulicy i Central. Nad


drzwiami napis: „Realizujemy talony opieki społecznej". Trzeciego stycznia to był
dzień wypłaty zapomogi – klienci sklepu grali w kości na chodniku. Ekipa Prewencji
numer 5 dostała cynk – jakaś laska anonimowo podała, że jej chłopak ze swym
kumplem planują obrobić sam – była wkurzona na chłopaka, że zerżnął jej siostrę.
Jack siedział w samochodzie zaparkowanym naprzeciw drzwi, sierżant John Petievich
w wozie zaparkowanym na 52–giej – wyglądający tak groźnie, jakby chciał kogoś
zabić.
Na lunch podał sobie chipsy kukurydziane i czystą. Jack ziewnął, przeciągnął się,
czego, do diabła, chciał od niego Ellis – miał spotkać się z nim dzisiaj wieczorem
podczas mityngu politycznego. Wódka parzyła mu żołądek; cholernie chciało mu się
lać.
Podwójny klakson, sygnał dla niego. Petievich wskazał na chodnik. Dwóch białych
weszło do samu.
Jack ruszył na drugą stronę ulicy. Petievich też się zbliżył. Podeszli do drzwi,
spojrzeli do środka. Rabusie przy kasie, plecami do nich – pistolety odłożone, wolne
ręce pełne pieniędzy. Ani obsługi, ani klientów. Spojrzenie między rząd półek – krew i
mózgi na ścianie.
TŁUMIK. KTOŚ PRZY TYLNYCH DRZWIACH.
Jack strzelił w plecy złodziei. Petievich krzyknął; kroki przy tylnych drzwiach; Jack
wystrzelił na oślep, ruszył w pościg. Butelki pękały nad jego głową: strzały na oślep,
tłumik sprawiał, że nie było huku, tylko głuche pacnięcia. Między półkami dwóch
martwych włóczęgów, zamykające się drzwi. Petievich wystrzelił, rozwalił drzwi –
uciekający osobnik w uliczce. Jack opróżnił magazynek; tamten przeskoczył przez
płot. Głośno na chodniku – to grający w kości wydawali radosne okrzyki. Jack
załadował broń, przeskoczył przez płot, znalazł się na dziedzińcu. Na wprost
doberman, wściekle ujadając, rzucił się z zębami na jego twarz – Jack przystawił mu
pistolet do głowy i wypalił. Krew trysnęła mu z pyska; Jack usłyszał strzały, zobaczył,
że płot rozpada się w kawałki.
Dwóch umundurowanych policjantów wbiegło na dziedziniec. Jack rzucił pistolet
na ziemię; oni i tak wystrzelili – daleko od niego – zmiatając z powierzchni ziemi
słupy płotu.
Jack podniósł ręce do góry. – Policja! Jestem z policji!
Zbliżyli się powoli, przeszukali go – ostrzyżeni na jeżyka nowicjusze. Wyższy
chłopak znalazł jego identyfikator.
– Vincennes. Ty chyba kiedyś byłeś jakąś grubą rybą, nie?
Jack wymierzył mu cios – kolanem w jaja. Chłopak runął na ziemię; drugi
wybałuszył oczy.
Jack zostawił go. Teraz musiał gdzieś się napić.
Znalazł knajpę z szafą grającą, zamówił całą baterię. Po dwóch drinkach przestał
się trząść; po następnych dwóch zebrało mu się na toast.
Za ludzi, których właśnie zabiłem: przepraszam, naprawdę jestem lepszy w
zabijaniu nie uzbrojonych, przygodnych obywateli. Chcą mnie wysłać na emeryturę,
więc pomyślałem, że załatwię dwóch naprawdę złych gości, nim stuknie mi
dwadzieścia lat pracy.
Za żonę: myślałaś, że poślubiłaś bohatera, ale dorosłaś i już teraz wiesz, że się
myliłaś. Teraz chcesz iść do szkoły prawniczej i być prawnikiem jak tatuś i Ellis. Z
kasą nie ma problemów: tatuś kupił dom, tatuś cały czas daje pieniądze, tatuś zapłaci
czesne. Kiedy będziesz czytała gazetę i zobaczysz, że twój mąż podziurawił dwóch
niedobrych rabusiów, pomyślisz, że to jego pierwsze zabójstwo na koncie. Nieprawda
– w 47 antynarkotykowy krzyżowiec Jack rozwalił dwoje niewinnych ludzi; to jego
najskrytsza tajemnica, którą prawie chciałby zdradzić, żeby trochę ożywić swoje
małżeństwo.
Jack łyknął jeszcze trzy lufy. Zaczął myśleć o tym, o czym zawsze myślał, kiedy był
już trochę wlany – o roku 53 i świerszczykach.
Nie obawiał się szantażu: jego depozyt stanowił zabezpieczenie, a morderstwo
Hudgensa odsunęło wiszącą nad nim groźbę – w Cicho Sza! odgrzebali sprawę
morderstwa, ale nie udało im się do niczego dojść. Patchett i Bracken nigdy mu nie
grozili – mieli kopie kartoteki Sida dotyczącej Wielkiego Vi, ale przestrzegali umowy.
Słyszał, że Lynn i Bud ciągle się ze sobą widują; przychodziły mu do głowy
wspomnienia inteligentnej prostytutki i Patchetta – złe wieści tamtej krwawej wiosny.
Tym, co go napędzało, były świerszczyki.
Trzymał je w bankowym sejfie. Wiedział, że tam są, wiedział, że go podniecały,
wiedział, że jego obsesja na ich punkcie zniszczyłaby jego małżeństwo. Zaangażował
się w to małżeństwo, budując mur odgraniczający je od tamtej krwawej wiosny. Kilka
trzeźwych dni z rzędu pomagało; małżeństwo pomagało. To, co robił, niczego nie
zmieniało – Karen po prostu dowiedziała się, kim jest. Widziała, jak gnoił Dwójkę
Perkinsa; powiedział „czarnuch" przy jej rodzicach. Zorientowała się, że doniesienia
prasowe na jego temat były kłamstwami. Widziała go pijanego, wkurzonego.
Nienawidził jej przyjaciół; jego jedyny przyjaciel – Miller Stanton – zniknął z pola
widzenia, gdy zawalił sprawę z Chlubną Odznaką. Kiedy znudził się Karen, biegł do
świerszczyków, oszalał na ich punkcie.
Ciągle starał się zidentyfikować modeli i modelki – nadal bezskutecznie. Pojechał
do Tijuany, kupił inne pisma pornograficzne – nadal nic. Szukał Christine Bergeron,
nigdzie ani śladu, rozesłał dalekopisy, które na nic się nie zdały. Skoro nie było szans
na prawdziwą miłość – postanowił udawać.
Kupował prostytutki, doił dziewczyny na telefon. Kazał im się przebierać tak, by
wyglądały na te ze świerszczyków. Kupował trzy, cztery na raz, wianuszek ciał na
łóżku. Ubierał je w kostiumy, odpowiednio je ustawiał. Udawał pstrykanie, robił
własne; czasami myślał też o krwawych zdjęciach i wystraszył się: wyglądały tak
naturalnie jak zamordowane, okaleczone ciała.
Prawdziwe kobiety nigdy go tak nie podniecały jak zdjęcia; strach powstrzymywał
go przed udaniem się do FleurdeLis – prosto do źródła. Nie rozumiał obaw Karen –
dlaczego go nie zostawiła.
Ostatni drink – żegnajcie złe myśli.
Doprowadził się do ładu, wrócił do samochodu. Nie było kołpaków na kołach, do
tego połamane wycieraczki. Policyjna taśma wokół samu Hank's Ranch; dwóch
czarnobiałych na parkingu. Żadnej karteczki z upomnieniem na przedniej szybie –
wandale pewnie ją ukradli.

*
Impreza była w pełni rozkręcona, kiedy się zjawił. Ellis Loew i inni, sala szczelnie
wypełniona ważniakami z Partii Republikańskiej. Kobiety w sukniach wieczorowych;
mężczyźni w ciemnych garniturach. Wielki Vi: drelichowe spodnie, sportowa koszula
obryzgana krwią psa.
Jack skinął na kelnera, wziął martini z tacy. Jego wzrok przykuły oprawione zdjęcia
na ścianach. Wielka polityka: Przegląd Prawniczy Uniwersytetu Harvarda, wybory z
53. roku, wywołujące uśmieszek ujęcie: Loew informujący dziennikarzy, że zabójcy z
Nite Owl przyznali się do winy, nim uciekli. Jack roześmiał się, rozlał gin, o mało co
nie udusił się oliwką. Z tyłu dobiegło: – Kiedyś ubierałeś się nieco lepiej.
Jack obrócił się. – Kiedyś byłem swego rodzaju sławą.
– Czy masz jakieś usprawiedliwienie dla tego, jak wyglądasz?
– Tak, zabiłem dzisiaj dwóch mężczyzn.
– Rozumiem. Coś jeszcze?
– Tak, strzeliłem im w plecy, rozwaliłem psa i zwiałem stamtąd, nim pojawili się
moi przełożeni. A do tego mała sensacyjna wiadomość: piłem. Ellis, robi się nudno,
więc przejdźmy do rzeczy. Kogo mam przycisnąć?
– Jack, mów ciszej.
– O co chodzi, stary? Startujesz do senatu stanowego czy na stanowisko
gubernatora?
– Jack, to nie jest odpowiedni moment, by o tym rozmawiać.
– Ależ jest. Powiedz prawdę. Przygotowujesz się do wyborów w sześćdziesiątym...
Loew na to, zniżonym głosem: – No dobrze, chodzi o senat. Chciałem poprosić cię
o pewne przysługi, ale twój stan nie pozwala mi tego tu uczynić. Porozmawiamy, gdy
będziesz w lepszej formie.
Teraz mieli już widownię: patrzyła na nich cała sala.
– No, już się nie mogę doczekać ściągania dla ciebie haraczy. Kogo najpierw
wydoić?
– Mów ciszej.
To na cały głos:
– Ty dupku, sram tam, gdzie ty oddychasz. Wysłałem dla ciebie Billa McPhersona
do pierdla, uśpiłem go i położyłem w łóżku z tą kolorową dziewczyną, więc chyba,
kurwa, mam prawo wiedzieć, kto jest następny w kolejce do zgnojenia.
Loew, charcząc, szeptem: – Vincennes, jesteś skończony.
Jack chlapnął mu ginem w twarz.
– Dobry Boże, mam, kurwa, taką nadzieję.

45

... musimy nie tylko świecić społeczeństwu przykładem, o czym mówił niedawno
komendant Parker. Musimy być linią graniczną między starymi praktykami policji a
nowymi metodami pracy, między starym systemem promocji opierającym się na
protekcjonizmie i odgórnemu narzucaniu decyzji a nowo powstającym systemem:
elitarne grono funkcjonariuszy policji będzie bezstronnie sprawować władzę w imię
surowej i bezstronnej sprawiedliwości, będzie z całą bezwzględnością karać swoje
kadry, jeśli nie sprostają wysokim standardom moralnym, których wymaga się od
pracowników naszej instytucji. I na koniec dodam, że to my musimy strzec
publicznego obrazu Wydziału Policji Los Angeles.
Pamiętajcie o tym, czytając wewnątrzwydziałowe skargi skierowane przeciw
waszym kolegom funkcjonariuszom, i bądźcie skłonni wybaczać. Pamiętajcie o tym,
kiedy polecę wam prowadzić dochodzenie w sprawie kogoś, z kim kiedyś
pracowaliście i kogo lubiliście. Pamiętajcie, że tu nie ma taryfy ulgowej, chodzi o
absolutną sprawiedliwość i nie można zważać na cenę, którą może przyjdzie za nią
zapłacić.
Ed zamilkł na chwilę, spojrzał na swoich podwładnych: dwudziestu dwóch
sierżantów, dwóch poruczników.
– Teraz chciałbym wyjaśnić kilka podstawowych kwestii, panowie. Pod
zwierzchnictwem mojego poprzednika, porucznik Phillips i porucznik Stinson mieli
autonomię w nadzorowaniu prowadzonych dochodzeń. Od teraz ja będę
bezpośrednim zwierzchnikiem tych dochodzeń, a porucznik Phillips i porucznik
Stinson będą wymiennie sprawować funkcję moich zastępców. Wpływające do nas
skargi i prośby o udzielenie informacji najpierw będą trafiać do mojego biura, będę
czytał otrzymane materiały i przydzielał zadania. Sierżant Kleckner i sierżant Fisk
będą pełnić funkcję moich osobistych asystentów i będą się ze mną spotykać
codziennie rano o siódmej trzydzieści. Poruczniku Stinson i poruczniku Phillips,
proszę stawić się w moim biurze za godzinę, aby przedyskutować przejęcie przeze
mnie kierownictwa nad prowadzonymi przez was obecnie sprawami. Panowie,
jesteście wolni.
Zgromadzeni ludzie rozeszli się w ciszy; sala opustoszała. Ed wracał w myślach do
swojego przemówienia, przypominając sobie najważniejsze sformułowania.
„Absolutna sprawiedliwość" zabrzmiała głosem Inez Soto.
Wyrzucić popielniczki, ustawić równo krzesła, wyczyścić tablicę. Rozwinąć flagi
przy mównicy, sprawdzić, czy nie są zakurzone. Powrót do przemówienia, głos jego
ojca:, jeśli nie sprostają wysokim standardom moralnym, których wymaga się od
pracowników naszej instytucji". Dwa dni temu jego przemówienie byłoby prawdziwe.
Oświadczenie Inez Soto uczyniło z niego kłamstwo.
Odezwał się oportunizm: zabił tamtych ludzi, bo był słabym człowiekiem, który nie
potrafił zapanować nad wściekłością. Kiedy byli mordercami z Nite Owl, wściekłość
miała jakiś sens: absolutna sprawiedliwość traktowana z pełną bezwzględnością. On
wykrzywił ten sens, aby utwierdzić się w tym, co mówili obywatele: jesteś
największym bohaterem Los Angeles, osiągniesz szczyt, będziesz nietykalny. Zemsta
Buda White'a, człowieka zbyt głupiego, by to zrozumieć: ten prostacki ogier i kilka
słów kobiety sprawiło, że kiedy osiągnął szczyt, był zmuszony kłamać, rozpaczliwie
starał się uczynić swoją zgniłą chwałę prawdziwą.
Ed wszedł do swojego biura: czyste, porządne – nie ma czego się przyczepić.
Formularze ze skargami na biurku – usiadł, zaczął pracować.
Jack Vincennes był w poważnych tarapatach.
Trzeciego stycznia podczas obserwacji prowadzonej z ramienia Oddziałów
Prewencyjnych Vincennes zastrzelił dwóch uzbrojonych rabusiów, którzy
zamordowali trzech ludzi w samie w południowej części miasta. Vincennes rzucił się
w pościg za trzecim mordercą/złodziejem, stracił go z oczu, zbliżyło się do niego
dwóch patrolujących policjantów, którzy nie wiedzieli, że jest funkcjonariuszem
policji. Strzelili do niego, myśląc, że jest jednym z tamtych; Vincennes rzucił pistolet
na ziemię i pozwolił się zrewidować – ale potem uderzył jednego z policjantów i
oddalił się z miejsca zbrodni przed przybyciem ludzi z Wydziału Zabójstw i koronera.
Trzeci podejrzany pozostaje na wolności; a Vincennes poszedł na spotkanie
polityków, które miało być trybutem złożonym prokuratorowi okręgowemu, Ellisowi
Loewowi, jego szwagrowi. Najwyraźniej pijany, obrzucił wyzwiskami Loewa i chlusnął
mu drinkiem w twarz – na oczach gości.
Ed przejrzał kartotekę osobistą Vincennesa. Od maja tego roku miałby zapewnioną
emeryturę – przykro mi, Puszka Jack, byłeś tak blisko. Stos raportów z czasów, kiedy
pracował w Wydziale Narkotyków: ilość szczegółów nasuwała nieodparte wrażenie, że
zostały w części przynajmniej zmyślone. Między wierszami: Vincennes miał bzika na
punkcie ludzi biorących prochy – szczególnie hollywoodzkich sław i muzyków
jazzowych – co potwierdzało stare plotki: dzwonił do Cicho Sza!, by zapewnić sobie
rozgłos podczas aresztowań tracących skandalem. Vincennes został przeniesiony do
Obyczajówki w wyniku przetasowania po Krwawych Świętach; kolejny stosik
raportów: operacje dotyczące nielegalnych zakładów i handlu alkoholem, zupełnie
bezpłciowe, tyle informacji, że trudno się zorientować, które prawdziwe. Zadanie
powierzone Obyczajówce na wiosnę 53 roku: śledztwo w sprawie pornografii
prowadzone równocześnie ze sprawą Nite Owl, Russ Miliard kierował wtedy pracami
wydziału. I duża anomalia: Vincennes, przydzielony do dochodzenia w sprawie
świerszczyków, wielokrotnie meldował, że nie ma żadnych poszlak – zaznaczał przy
tym, że innym ludziom rozpracowującym tę sprawę też nic nie udało się wykryć,
dwukrotnie wyraził opinię, iż dochodzenie powinno zostać przerwane.
Zachowanie zupełnie niepodobne do Jacka Vi. Świerszczyki musiały mieć coś
wspólnego z Nite Owl. Ed zaczął sobie przypominać.
Bracia Englekling, Duke Cathcart, Mickey Cohen. Odrzucono świerszczyki jako
mogące mieć coś wspólnego z Nite Owl – trzech martwych Murzynów zamknęło
sprawę.
Ed ponownie przejrzał dokumenty. Lata upiększanych raportów, ani jednej strony
na temat tej właśnie sprawy. Vincennes wrócił do Narkotyków w lipcu 53 – wrócił do
swoich dawnych zwyczajów, pisał też wyczerpujące raporty aż do końca służby w
Prewencji.
Naprawdę duża anomalia. Zbiegająca się w czasie z Nite Owl...
Wiosna 53, inne powiązanie: zamordowano wtedy Sida Hudgensa – sprawa nie
została rozwiązana.
Ed włączył interkom.
– Tak, kapitanie?
– Susan, dowiedz się, kogo oprócz sierżanta Johna Vincennesa przydzielono do
Czwartej Brygady w Obyczajówce wiosną 1953 roku. Jak już to ustalisz, namierz ich.
Na wyniki trzeba było czekać pół godziny. Sierżant George Henderson i policjant
Thomas Kifka przeszli na emeryturę; sierżant Lewis Stathis pracuje w Oszustwach. Ed
zadzwonił do jego zwierzchnika; Stathis zjawił się w jego biurze dziesięć minut
później.
Postawny mężczyzna – wysoki, przygarbiony. Nerwowy – nagłe wezwanie do
Spraw Wewnętrznych wywoływało uzasadnione obawy. Ed wskazał na krzesło.
– Sir, to chodzi o... – zaczął Stathis.
– Sprawa nie ma nic wspólnego z tobą, sierżancie. Chodzi mi o funkcjonariusza, z
którym pracowałeś w Obyczajówce.
– Kapitanie, moja przygoda z Obyczajówką skończyła się cztery lata temu.
– Wiem, pracowałeś tam od końca 51 do lata 53. Przeniesiono ciebie wtedy, kiedy
mnie czasowo przydzielono kierownictwo Wydziału. Jak blisko współpracowałeś z
Jackiem Vincennesem?
Na twarzy Stathisa zagościł uśmieszek.
– Dlaczego się uśmiechasz?
– Cóż, czytałem w gazecie, że Vincennes załatwił tych dwóch rabusiów, a po Biurze
krążą plotki, że nie ostrzegł ich, nim wystrzelił. To poważne wykroczenie, więc się
uśmiechnąłem, bo domyśliłem się, że interesuje pana właśnie ten facet z Obyczajówki.
– Rozumiem. A blisko z nim współpracowałeś?
Stathis potrząsnął głową. – Jack chadzał wyłącznie własnymi ścieżkami, miał swój
własny rytm. Czasami rozpracowywaliśmy tę samą sprawę, ale to wszystko.
– Wiosną 53 roku wasza brygada prowadziła dochodzenie w sprawie pornografii,
przypominasz sobie?
– Tak, to była kompletna strata czasu. Sprośne magazyny, naprawdę strata czasu...
– Z twoich raportów wynika, że nie było żadnych poszlak.
– Tak, Jack i inni goście też nic nie znaleźli. A Russa Miliarda przydzielili do tej
sprawy z Nite Owl i tamto dochodzenie się skończyło.
– Czy pamiętasz, by Vincennes zachowywał się wtedy dziwnie?
– Nie sądzę. Pamiętam tylko, że zjawiał się w pracy o dziwnych porach i że nie
lubili się z Russem Miliardem. Jak już mówiłem, Vincennes był typem odludka. Nie
kumplował się z gośćmi z brygady.
– A pamiętasz, by Russ Miliard zadawał jakieś konkretne pytania członkom ekipy
rozpracowującej pornografię po tym, jak dwóch drukarzy zgłosiło się na policję z
informacjami na temat świerszczyków?
Stathis pokiwał głową.
– Tak, miało to niby coś wspólnego z Nite Owl, ale skończyło się na niczym.
Powiedzieliśmy Russowi, że za cholerę nie udało się namierzyć, skąd wzięły się te
świerszczyki.
Musiał wykluczyć jedno ze swoich podejrzeń:
– Sierżancie, wtedy cały Wydział gorączkowo próbował znaleźć sprawców masakry
w Nite Owl. Przypominasz sobie, jak na to reagował Vincennes? Jakieś najdrobniejsze
nawet odstępstwa od jego normalnego zachowania...?
– Czy mogę walić prosto z mostu, sir? – spytał Stathis.
– Oczywiście.
– Cóż, zawsze mi się wydawało, że Vincennes był nędznym gliniarzem i
łapownikiem. Ale zostawiając to na boku, pamiętam, że był jakiś nerwowy, gdy
pracowaliśmy nad świerszczykami. Co do Nite Owl, to chyba był po prostu znudzony
całą sprawą. Brał udział w aresztowaniu tamtych kolorowych gości, był wśród ludzi,
którzy znaleźli samochód i spluwy, ale mimo to wyglądał na znudzonego.
Znowu to samo – żadnych faktów, tylko wrażenia.
– Zastanów się dobrze. Zachowanie Vincennesa w czasie sprawy Nite Owl i
dochodzenia w sprawie pornografii. Cokolwiek odbiegającego od normy. Pomyśl...
Stathis wzruszył ramionami.
– Może jedno, ale nie jestem pewien, czy...
– I tak mi powiedz.
– Cóż, wtedy klitka Vincennesa sąsiadowała z moją i czasami zupełnie wyraźnie go
słyszałem. Siedziałem przy swoim biurku i słyszałem raz fragment rozmowy, jego z
Dudleyem Smithem...
– I?
– I Smith poprosił Vincennesa, by śledził Buda White'a. Powiedział, że White
osobiście zaangażował się w sprawę morderstwa prostytutki i że nie chce, by zrobił
coś nierozważnego.
Mrowienie.
– Co jeszcze słyszałeś?
– Słyszałem, że Vincennes się zgodził, reszty już nie mogłem zrozumieć.
– I było to w czasie dochodzenia w sprawie Nite Owl?
– Tak. W samym środku.
– A czy pamiętasz, że mniej więcej wtedy zamordowano Sida Hudgensa, tego
gościa od szmatławca karmiącego się skandalami?
– Tak, nie ujęto sprawców.
– Czy pamiętasz, żeby Vincennes o tym mówił?
– Nie, ale plotka niesie, że byli kumplami.
Ed uśmiechnął się. – Dziękuję, sierżancie. Rozmowa była nieoficjalna, ale
chciałbym,
żebyś nie wspominał nikomu, o czym mówiliśmy. Rozumiesz?
Stathis wstał.
– Nie powiem, ale chyba mi żal Vincennesa. Słyszałem, że za kilka miesięcy stuknie
mu dwudziestka na służbie. Może ulotnił się, bo wstrząsnęło nim to, że zastrzelił tych
dwóch gości...
– Życzę miłego dnia, sierżancie.
Coś z przeszłości, coś nie tak. Ed siedział, nie zamykając drzwi. Ma przed sobą
wiele możliwości.
Vincennes może mieć coś na Buda White'a.
Przeczucie: Jack był wystraszony wiosną 53 roku.
Powiązać sprawę świerszczyków z Nite Owl.
Zarzut Inez Soto – zabił trzech niewinnych ludzi.
Gdyby zaproponował Vincennesowi umorzenie postępowania w sprawie jego
ostatnich wybryków...
Ed włączył interkom: – Susan, połącz mnie z prokuratorem okręgowym Loewem.

46

Mam własne zmartwienia na głowie – powiedział Mickey Cohen. – W Biblii nie


napisano nic na temat przeklętej sprawy Nite Owl i przeklętych świerszczyków, a
innej książki nigdy nie czytałem. Cała ta afera śmiertelnie mnie nudziła już pięć lat
temu, a teraz to już zupełnie odległa przeszłość. Mam własne problemy, na przykład
proszę spojrzeć na to biedactwo.
Bud spojrzał. Ubrany we włochaty kubraczek buldog leżał przy kominku –
oddychał ciężko, ogon miał na szynie.
– To jest Mickey Cohen junior – powiedział Cohen. – Jest moim następcą, który
niedługo pożyje na tym psim świecie. Udało mu się wyjść cało z zamachu bombowego
w listopadzie, co nie udało się sporej ilości moich garniturów z Sy Devore. Niestety,
jego biedny ogon jeszcze nie w pełni się zagoił, ma też zaburzenia w trawieniu.
Gliniarze wywlekający stare kłopoty nie służą jego zdrowiu.
– Panie Cohen...
– Lubię ludzi, którzy zwracają się do mnie z szacunkiem. Jak pan mówił, że się
nazywa?
– Sierżant White.
– Więc sierżancie White, powiem panu, że moje życie to pasmo cierpień. Jestem
jak wasz zbawiciel: goj Jezus niosący świat na swoich barkach. W więzieniu te
przeklęte zbiry zaatakowały mnie i mojego człowieka, Daveya Goldmana,
pokiereszowali mu mózg, wyszedł na zwolnienie warunkowe i zaczął publicznie
chodzić ze swoim ptaszkiem na wierzchu, jest duży, nie obwiniam go o chęć
rozreklamowania się, ale gliniarze z Beverly Hills nie są tacy wyrozumiali i teraz na
trzy miesiące trafił na obserwację do wariatkowa w Camarillo. Jeśli uważa pan, że to
niewystarczający powód do cierpień dla waszego żydowskiego Jezusa, to proszę sobie
wyobrazić, że kiedy byłem w więzieniu, nieznani sprawcy sprzątnęli mi kolegów
sprawujących pieczę nad moimi interesami. I teraz moi dawni współpracownicy nie
przyłączają się do mnie. Mój Boże, Kikey T., Lee Vachss, Johnny Stompanato...
Musi mu przerwać tę tyradę. – Znam Johnny'ego Stompa.
Cohen się wściekł.
– Przeklęty Johnny, Judasz z tej bestsellerowej Biblii, oto jakie jest jego prawdziwe
imię! Lana Turner jest jego Jezebel, nie jego Marią Magdaleną, jego fiut ciągnie go do
niej jak patyk różdżkarza do wody. Zgadza się, jest jeszcze szczodrzej obdarzony przez
naturę niż Davey G., ale na Chrystusa, z podrzędnego ściągacza haraczy uczyniłem go
swoim ochroniarzem, a teraz odmawia powrotu do mnie, woli wciągać tłuszcz w
pieprzonych delikatesach Kikeya i paplać o bzdetach z Dwójką Perkinsem, który,
wiem to z pewnego źródła, bawi się w chowanie salami z przedstawicielami psiego
rodzaju. Mówił pan, że nazywa się White, tak?
– Zgadza się, panie Cohen.
– Wendell White? Bud White?
– To ja.
– Chłopcze, dlaczego mi nie powiedziałeś?
Cohen junior odlał się do kominka.
– Nie podejrzewałem, że pan o mnie słyszał – odparł White.
– Słyszałem, słyszałem, wieści się roznoszą. Plotka niesie, że jesteś chłopakiem
Dudleya Smitha. Plotka niesie, że ty, Dud i jeszcze dwóch jego mocnych chłopców
utrzymywaliście w LA niezbędny dla demokracji porządek, kiedy panowała tak zwana
kryminalna susza. Motel w Gardena, pieszczenie maczugą nerek, no nieźle. Może
teraz, może jeśli uda mi się skłonić moich starych ludzi do tego, by przestali wcinać
tłuszcz i zadawać się z tymi, którzy pieprzą psy, może uda mi się znowu rozkręcić
interesy. Powinienem być dla ciebie miły, żebyście z Dudem mogli mi się
odwzajemnić. To o co chodziło z tym odgrzewaniem Nite Owl?
Włączyć ten sam tekst, po raz nty.
– Słyszałem, że bracia Englekling odwiedzili pana w McNeil, że mówili o propozycji
Duke'a Cathcarta. Pomyślałem, że być może pan albo Davey Goldman mogliście
rozmawiać o tym na spacerniaku i wieści się rozniosły.
– Nie – odparł Mickey. – Niemożliwe, bo nawet nie wspomniałem o tym Daveyowi.
Przyznaję, w mojej celi odbywały się liczne rozmowy o interesach, ale o tej sprawie nie
powiedziałem żywej duszy. Mówiłem już to temu Exleyowi, kiedy kilka lat temu o tym
rozmawialiśmy. A teraz, w nagrodę, przemyślenia Mickeya. Moja opinia jest taka:
świerszczyki są źródłem wysokich dochodów, wartych zabicia Bogu ducha winnych
przypadkowych ludzi tylko w przypadku, kiedy już istnieje dobrze rozwinięty
wysokodochodowy rynek. Daj sobie spokój z tym pieprzonym Nite Owl, te asfalty,
których załatwił ten młokos bohater, już swoje zapłaciły, a pewnie to i tak była ich
sprawka.
– Sądzę, że Duke Cathcart nie zginął w Nite Owl – powiedział Bud. – Sądzę, że
zginął tam gościu, który się pod niego podszywał. Podejrzewam, że ten facet zabił
Duke'a Cathcarta, przejął jego tożsamość i poległ w Nite Owl. Przyszło mi do głowy, że
całe to zamieszanie mogło mieć swój początek w McNeil.
Cohen przewrócił oczyma. – Na pewno nie zaczęło się ode mnie, bo nikomu o tym
nie powiedziałem, a trudno mi sobie wyobrazić, żeby Pete i Bax rozpowiadali o tym na
więziennym dziedzińcu. Gdzie mieszkał ten klown Cathcart?
– W Silverlake.
– To poszukaj w Silverlake Hills. Może znajdziesz ładnego, dobrze
zakonserwowanego sztywniaka.
Olśnienie – San Berdoo, mieszkanie matki Sue Lefferts – jej oczy rzucające
nerwowe spojrzenie na dobudowany pokój.
– Dzięki, panie Cohen.
– A najlepiej zapomnij o przeklętym Nite Owl – dodał Cohen. Cohen junior rzucił
się na krocze Buda.

San Bernardino, Hilda Lefferts. Ostatnim razem szybko się go pozbyła; tym razem
zapyta ją o chłopaka: widziano Susan Nancy z facetem pasującym do opisu Duke'a
Cathcarta – przyciśnie ją, zastraszy.
Droga zajęła mu dwie godziny. Autostrada do San Berdoo zostanie wkrótce otwarta
i skróci czas podróży o połowę. Dzięki Exleyowi seniorowi. A junior: ten tchórz
wiedział o nim i Inez – jego spojrzenie kilka dni wcześniej nie pozostawiało co do tego
żadnych wątpliwości. Obaj zbierali się w sobie. Ale jeśli wszystko ułoży się po jego
myśli, to do niego będzie należał pierwszy cios – Exleyowi nigdy nie przyszłoby do
głowy, że on może wykazać się inteligencją i go zakasować.
Hilda Lefferts mieszkała w norze: barak z dykty z przybudówką z żużlowej płyty.
Bud podszedł, zaczął od skrzynki na listy. Idealny materiał do zastraszenia: czek z
emeryturą po mężu z Lockheed, czek federalnej opieki społecznej, czek zapomogi
stanowej. Wcisnął dzwonek.
Drzwi uchyliły się nieznacznie. Hilda Lefferts spoglądała znad łańcucha. – Już
mówiłam panu wcześniej, teraz powiem to samo. Nie chcę kupić tego, co pan
sprzedajesz, więc pozwól mojej biednej córce spoczywać w pokoju.
Bud pokazał jej czeki.
– Ludzie z opieki społecznej powiedzieli mi, żebym to zatrzymał, jeśli nie zgodzi się
pani współpracować. Wóz albo przewóz.
Hilda jęknęła; Bud podważył łańcuch, wszedł do środka.
– Proszę, potrzebuję tych pieniędzy.
Z czterech ścian uśmiechała się Susan Nancy: wyuzdane pozy na scenie nocnego
klubu.
– To niech pani będzie milsza, co? – powiedział Bud. – Pamięta pani, o co
próbowałem pytać ostatnio? Susan miała tutaj w San Berdoo chłopaka. Na krótko
przedtem, nim wyprowadziła się do LA. Wyglądała pani na przestraszoną, kiedy
mówiłem pani o tym ostatnio, teraz też nie wygląda pani lepiej. Porozmawiajmy o tym
szczerze z pięć minut i sobie pójdę. I nikt się o tym nie dowie.
Jej oczy nerwowo spoglądały to na czeki, to na przybudówkę. – Nikt?
Bud podał jej czek z emeryturą.
– Nikt. Dam pani pozostałe dwa, jak mi pani powie.
Hilda mówiła do córki – do zdjęcia przy drzwiach:
– Susie, powiedziałaś mi, że spotkałaś tego mężczyznę w barze, a ja ci odparłam, że
tego nie aprobuję. Mówiłaś, że to miły człowiek, który spłacił swój dług wobec
społeczeństwa, ale nie chciałaś powiedzieć, jak się nazywa. Widziałam cię z nim
tamtego dnia, zwróciłaś się do niego Don albo Dean, albo Dick, albo Dee, a on wtedy
odparł: „Nie, Duke. Zacznij się przyzwyczajać". Potem, jednego dnia wyjechałam i
stara pani Jensen, sąsiadka, widziała ciebie z tym mężczyzną tutaj w domu i
wydawało jej się, że słyszała jakieś hałasy...
„Dług wobec społeczeństwa" czyli „były więzień".
– Czy poznała pani nazwisko tego człowieka?
– Nie. Ja...
– A czy Susan znała dwóch braci o nazwisku Englekling? Mieszkali tutaj, w San
Bernardino.
Hilda spojrzała na zdjęcie.
– O, Susie. Nie, nie znam tego nazwiska.
– Czy chłopak Susie kiedykolwiek wspominał nazwisko Duke Cathcart albo mówił
coś o pornografii?
– Nie! Jeden z tych, co zginęli tam gdzie Susie, nazywał się Cathcart, a Susie była
dobrą dziewczyną, która nigdy nie miała nic wspólnego z żadną niegodziwością!
Bud wręczył jej zapomogę stanową. – Już dobrze. Niech mi pani powie jeszcze o
tych hałasach.
Łzy wzbierające się w oczach.
– Wróciłam do domu dzień później i wydawało mi się, że widziałam zaschniętą
krew na podłodze przybudówki, wybudowałam ją z pieniędzy uzyskanych z polisy
ubezpieczeniowej męża. Susan i on, ten mężczyzna, przyszli, zachowywali się
nerwowo. On wyczołgał się spod domu i zadzwonił pod jakiś numer w Los Angeles,
potem wyszli razem z Susan Nancy. Tydzień później zabili ją... i... ja, cóż, myślałam,
że całe to podejrzane zachowanie oznaczało zabójstwo... Pomyślałam po prostu o
przestępcach i odwecie i kiedy ten miły człowiek, co stał się takim bohaterem,
przyjechał kilka dni później, żeby zrobić wywiad środowiskowy, po prostu siedziałam
cicho.
Poczuł gęsią skórkę: chłopak Susie Lefferts podszywał się pod Cathcarta. „Hałasy"
mogły znaczyć, że chłopak zabija Cathcarta – prawdopodobnie był w San Berdoo po
to, by porozmawiać z Engleklingami. Susie w Nite Owl, obserwująca jakieś spotkanie,
chłopak grający Cathcarta – co znaczy, że zabójcy nigdy przedtem nie widzieli
prawdziwego Cathcarta.
ON WYCZOŁGAŁ SIĘ SPOD DOMU.
Bud podszedł do telefonu, poprosił o numer w LA. Informacji policyjnej. Zgłosił się
dyżurny: – Tak?
– Sierżant W. White, Wydział Policji LA. Jestem w San Bernardino przy Ranchview
04617. Potrzebuję wykaz wszystkich telefonów do Los Angeles wykonanych z tego
adresu, powiedzmy od 20 marca do 12 kwietnia 1953 roku. Zrozumiał pan?
– Przyjąłem – odparł tamten. Sekundy, minuty, po dwóch głos w słuchawce: – Trzy
telefony, sierżancie. 2 i 8 kwietnia, wszystkie pod ten sam numer, HO–21118. Jest to
automat telefoniczny, na rogu Sunset i Las Palmas.
Bud rozłączył się. Telefony do budki telefonicznej oddalonej pół mili od Nite Owl;
interes albo spotkanie doszło do skutku – bardzo ostrożni.
Hilda nerwowo zaplatała palce. Bud zobaczył latarkę na stoliku nocnym. Chwycił ją
i wyszedł z domu.
Do przybudówki, wolna przestrzeń pod nią, trochę ciasno.
Padł na kolana i wcisnął się pod dom. Po ziemi, nad nim drewniana podłoga domu,
przed nim worek z materiału konopnego.
Zapachy: naftalina, zgnilizna. Podpełznął do worka – silniejsza woń naftaliny i
zgnilizny.
Trącił worek, zobaczył rozbiegające się skupisko szczurów. Wszędzie wokół niego
były teraz szczury oślepione światłem. Bud rozdarł materiał. Światło latarki do
środka, szczury, czaszka oblepiona chrząstką.
Odłożył latarkę, rozdarł materiał dwoma rękoma, szczury i kulki naftaliny. Silnie
szarpnął za materiał, dziurka po kuli w czaszce, wystające z rękawa kości ręki – „D.C."
na flaneli.
Wyczołgał się z powrotem, łapczywie chwytał powietrze. Hilda Lefferts już tam
była. Jej oczy mówiły „Boże, proszę, tylko nie to."
Świeże powietrze; dzienne światło niemalże oślepiające. Jakby go oświeciło,
przywiodło mu na myśl pomysł – jego broń na Exleya.
Przeciek do brukowca. Facet z Whisper był mu dłużny – czerwony szmatławiec,
ujmowali się za komuchami i przestępcami i nienawidzili gliniarzy.
Hilda, jakby za chwilę miała narobić w majtki. – Czy... tam... pod spodem coś było?
– Tylko szczury. Ale proszę, żeby pani jeszcze chwilę tutaj zaczekała. Przyniosę
kilka policyjnych zdjęć, chciałbym, żeby rzuciła pani na nie okiem.
– A czy mogłabym dostać ten ostatni czek?
Wyciągnął kopertę, poplamioną odchodami szczurów. – Proszę. Z pozdrowieniami
od kapitana Eda Exleya.

47

Przyjemna sala przesłuchań – bez przytwierdzonych do podłogi krzeseł, bez


zapachu sików. Jack spojrzał na Eda Exleya. – Wiedziałem, że mam kłopoty, ale nie
wiedziałem, że trafię do samego szefa.
Exley na to: – Pewnie zastanawiasz się, dlaczego nie zostałeś zawieszony.
Jack przeciągnął się. Uwierał go mundur – nie nosił go chyba od 1945 roku. Exley
kiepsko wyglądał – chudy, siwy, okulary bez oprawek, nadające jego oczom brutalny
wyraz.
– Zastanawiałem się i doszedłem do wniosku, że pewnie to Ellis wycofał skargę,
którą złożył. Zła prasa i tak dalej.
Exley potrząsnął głową.
– Loew uważa ciebie za zagrożenie dla swojej kariery i swojego małżeństwa, a już
samo opuszczenie miejsca zbrodni i uderzenie policjanta stanowią wystarczającą
podstawę do zawieszenia i zwolnienia cię ze służby.
– Tak? To dlaczego nie zostałem zawieszony?
– Bo chwilowo wstawiłem się za tobą u Loewa i komendanta Parkera. Masz jeszcze
jakieś pytania?
– Tak, gdzie jest magnetofon i stenografista?
– Nie chciałem ich tutaj.
Jack przystawił krzesło bliżej Exleya. – To mów, czego chcesz, kapitanie...
– Odwróćmy sytuację. Żegnasz się z karierą czy chcesz popracować jeszcze pół roku
i zapewnić sobie emeryturę?
Wybór był łatwy – twarz Karen, kiedy jej powiedział. – W porządku, wchodzę w to.
No więc czego chcesz?
Exley pochylił się ku niemu.
– Wiosną pięćdziesiątego trzeciego zamordowano twego przyjaciela i wspólnika w
interesach, Sida Hudgensa. Dwóch detektywów zajmujących się tą sprawą, których
pracami kierował Russ Miliard, powiedziało mi, że określiłeś Hudgensa mianem
„gnojka" i że byłeś wyraźnie podniecony tego ranka, kiedy znaleziono jego ciało. Mniej
więcej wtedy Dudley Smith poprosił cię o śledzenie Buda White'a, a ty na to
przystałeś. Wtedy też panowała gorączka związana z Nite Owl, a ty w Obyczajówce
prowadziłeś dochodzenie w sprawie pornografii i wielokrotnie składałeś raporty o
braku jakichkolwiek poszlak, chociaż zawsze miałeś zwyczaj pisać obszerne i po części
zmyślone raporty. Wtedy też zgłosiło się na policję dwóch mężczyzn, Peter i Baxter
Engleklingowie, aby złożyć zeznania w sprawie domniemanego związku pornografii z
Nite Owl. Russ Miliard pytał cię o to, a ty cały czas meldowałeś: „Brak poszlak".
Podczas dochodzenia w sprawie świerszczyków wielokrotnie postulowałeś, aby
przerwać śledztwo. Ci sami dwaj detektywi, sierżant Fisk i Kleckner, słyszeli, jak
namawiałeś Ellisa Loewa do tego, by nie postępował zbyt energicznie w dochodzeniu
dotyczącym śmierci Sida Hudgensa, a jeden z twoich współpracowników z
Obyczajówki przypomniał sobie, że byłeś podejrzanie nerwowy, gdy chodziło o sprawę
świerszczyków, i że zadziwiająco dużo czasu spędzałeś poza komisariatem. Wyjaśnisz
mi to wszystko, Jack?
Władował się na amen. Wiedział, że mruga oczyma i cała twarz drga mu nerwowo.
– Skąd... do cholery... ty się o...
– Nieważne. Teraz chciałbym usłyszeć, jak mi wyjaśnisz to wszystko, o czym
mówiłem.
Jack wziął głęboki oddech.
– No dobra, śledziłem Buda White'a. Dud obawiał się, że za bardzo zaangażuje się
w zabójstwo jakiejś prostytutki, bo White miał takie tendencje, kiedy podobne
przypadki przytrafiały się młodym dziewczynom. No więc go śledziłem, ale nie
wyczułem nic interesującego. Ty i White się nienawidzicie, wszyscy o tym wiedzą.
Podejrzewasz, że któregoś dnia będzie się chciał na tobie zemścić za Dicka
Stenslanda, a ty wybronisz mnie przed Loewem i Parkerem w zamian za coś
kompromitującego na White'a. O to ci chodzi?
– Załóżmy, że to stanowi dwadzieścia procent. A teraz powiedz mi coś, co wiesz o
osobie White'a.
– Na przykład co?
– Na przykład o nim i kobietach.
– White lubi kobiety, ale to żadna tajemnica.
– Wewnętrzny przygotował raport o życiu osobistym White'a po tym, jak zdał
egzamin na sierżanta. Wynika z niego, że spotyka się z kobietą o nazwisku Lynn
Bracken. Czy White znał ją już w pięćdziesiątym trzecim?
Jack wzruszył ramionami. – Nie wiem. Nigdy nie słyszałem tego nazwiska.
– Vincennes, twoja twarz mówi, że kłamiesz, ale zostawmy tę Bracken, ona mnie
nie interesuje. Czy White spotykał się z Inez Soto, kiedy go śledziłeś?
O mało co się nie roześmiał.
– Nie, nie wtedy, kiedy go śledziłem. To ciebie tak interesuje? Myślisz, że White i
twoja...
Ed podniósł rękę.
– Nie spytam, czy zabiłeś Hudgensa, nie będę cię prosił o wyjaśnienie wydarzeń
tamtej wiosny, nie teraz, a może nigdy. Chciałbym tylko usłyszeć twoje zdanie w
pewnej sprawie. Zajmowałeś się świerszczykami i pracowałeś przy Nite Owl. Czy
uważasz, że to tamtych trzech Murzynów popełniło tę zbrodnię?
Jack powoli odchylił się na krześle – żeby tylko uciec od tych oczu.
– To wszystko nie trzymało się kupy, już wtedy tak czułem. Jeśli to nie była
sprawka tych trzech, których załatwiłeś, to może jakichś innych bandziorów, może
wiedzieli, gdzie Coates ukrył samochód i podrzucili dubeltówki. A może sprawa miała
jakiś związek ze świerszczykami. Co ciebie to obchodzi? Te czarnuchy zgwałciły twoją
kobietę, więc postąpiłeś słusznie. O co w tym wszystkim chodzi, kapitanie?
Exley uśmiechnął się. Jack wiedział, jak to zinterpretować: koleś jest jedną nogą
nad przepaścią.
– O co... – powtórzył.
– Mam powody, dla których o to wypytuję, ale niech to pozostanie tajemnicą. Moje
pierwsze przypuszczenie: Hudgens miał coś wspólnego ze świerszczykami, nie wiem
tylko co. I miał teczkę zawierającą informacje na twój temat. Dlatego właśnie
zachowywałeś się wtedy nerwowo.
Poczuł, że robi mu się słabo.
– Tak, kiedyś zrobiłem coś naprawdę złego. Wiesz... cholera, czasami myślę...
czasami myślę, że już mnie nie obchodzi, kto się o tym dowie.
Exley wstał.
– Już załatwiłem sprawę wniesionych przeciw tobie skarg. Nie będzie przesłuchań,
nie postawimy ci żadnych zarzutów. Część umowy, którą zawarłem z komendantem
Parkerem, obliguje cię do tego, byś dobrowolnie przeszedł na emeryturę w maju.
Podałem, że się na to zgodzisz, i przekonałem go, że należy ci się pełna emerytura. Nie
dopytywał się, co mną kieruje, i nie chcę też, byś ty to robił...
Jack wstał. – A czym mam się za to odwzajemnić?
– Jeśli jeszcze kiedyś zrobi się głośno o sprawie Nite Owl, ty i wszystko co wiesz
należy do mnie.
Jack wyciągnął rękę. – Jezu, jaki się z ciebie zrobił wyrachowany sukinsyn...

KALENDARIUM

LUTYMARZEC 1958

Magazyn Whisper, luty 1958:

NIEWŁAŚCIWY CZŁOWIEK ZABITY W MASAKRZE W NITE OWL?


SIEĆ TAJEMNIC SIĘ ZAGĘSZCZA...

Wszyscy pamiętamy incydent w Nite Owl, prawda? 14 kwietnia 1953 roku trzech
uzbrojonych w dubeltówki zabójców weszło do przytulnego baru Nite Owl,
mieszczącego się bardzo blisko Hollywood Boulevard w słonecznym Los Angeles.
Obrabowali oni troje pracowników i troje klientów, po czym zbiegli z około trzystu
dolarami, co podzielone przez sześć daje oszałamiającą sumę pięćdziesięciu dolców
za życie. Wydział Policji Los Angeles zajął się sprawą z charakterystycznym dla tej
instytucji zapałem i szybko aresztowano trzech młodych Murzynów podejrzanych o
dokonanie zabójstwa, oskarżono ich także o porwanie i zgwałcenie młodej
Meksykanki. Wydział Policji LA nie był do końca pewien, czy właśnie tych trzech
Murzynów – „Sugar Ray" Coates, Tyrone Jones i Leroy Fontaine – jest
odpowiedzialnych za wielokrotne zabójstwo w Nite Owl, ale policja nie miała
wątpliwości, że to oni zgwałcili dwudziestojednoletnią studentkę Inez Soto. Śledztwo
w sprawie Nite Owl było w toku, szerokim echem odbiło się w środkach masowego
przekazu, a Wydział Policji LA był pod wielką presją, by szybko rozwiązać „zbrodnię
stulecia" Los Angeles. Wydział Policji LA przez dwa tygodnie badał tropy, wszelkie
poczynania policji okazywały się jednak bezowocne, aż do momentu, kiedy
znaleziono broń, przy pomocy której popełniono zbrodnię, w samochodzie Raya
Coatesa, ukrytym w opuszczonym garażu w Południowym Los Angeles.
Wkrótce potem Coates, Jones i Fontaine uciekli z aresztu mieszczącego się w
Pałacu Sprawiedliwości... Wtedy do akcji wkracza młody detektyw: sierżant
Edmund J. Exley z Wydziału Policji LA. Bohater drugiej wojny światowej,
absolwent Uniwersytetu Kalifornii w Los Angeles, świadek składający zeznania
przeciw swym współpracownikom policjantom w głośnym skandalu z 1951 roku
określanym mianem „Krwawych Świąt" i syn magnata budowlanego Prestona
Exleya, który wznosi monstrualnych rozmiarów Park Marzeń Raymonda
Dieterlinga i tworzy sieć autostrad w Południowej Kalifornii. Od tego momentu
sytuacja się zagęszcza...
Fakt 1: Sierżant Ed Exley był zakochany w ofierze gwałtu Inez Soto.
Fakt 2: Sierżant Ed Exley ustalił miejsce pobytu i zastrzelił Raymonda Coatesa,
Tyrone'a Jonesa i Leroya Fontaine'a – cóż za zbieg okoliczności – dubeltówką.
Fakt 3: Tydzień później sierżant Ed Exley awansował (o całe dwa stopnie!!!) na
kapitana.
Była to nagroda za bezpardonowe wymierzenie sprawiedliwości w sprawie,
którą Wydział Policji LA musiał czym prędzej rozpracować, aby utrzymać swoją
(może niezasłużoną?) reputację.
Fakt 4: Kapitan Ed Exley (bogaty młodzieniec, który odziedziczył sporo pieniędzy
po zmarłej matce) wkrótce potem bardzo zbliżył się do Inez Soto i kupił jej dom
niedaleko swego mieszkania.
Fakt 5: My, pracownicy magazynu Whisper, wiemy z bardzo dobrego źródła, że
Raymond Coates, Leroy Fontaine, Tyrone Jones i mężczyzna ich ukrywający –
Roland Navarette – byli nieuzbrojeni, kiedy bohater Ed Exley ich zastrzelił... i teraz,
prawie pięć lat po masakrze w Nite Owl, sytuacja znowu się zagęszcza...
Jak wiadomo, Whisper jest gazetą, którą tzw. porządna prasa nazywa najgorszą
odmianą „szmatławca". Nie jesteśmy wpływowym Cicho Sza!, nasza siedziba mieści
się w Nowym Jorku i zajmujemy się przeważnie sprawami Wschodniego Wybrzeża.
Ale mamy swoje źródła w LA, a jednym z nich jest dociekliwy prywatny detektyw,
który chce pozostać anonimowy. Człowiek ten od lat miał obsesję na punkcie Nite
Owl, prowadził drobiazgowe śledztwo w tej sprawie i zdołał odkryć zadziwiające
rzeczy. Człowiek ten, którego będziemy nazywać „Obywatelem X", rozmawiał z
korespondentami magazynu Whisper i oto co nam powiedział:
Po pierwsze: Podczas dochodzenia w sprawie Nite Owl, dwaj bracia, Peter i
Baxter Englekling, właściciele drukarni w San Bernardino w Kalifornii, zgłosili się
na policję i opowiedzieli o tym, jak jedna z ofiar masakry w Nite Owl, niejaki Duke
Cathcart, zwrócił się do nich z propozycją wydrukowania materiałów
pornograficznych, a potem przedstawili swoją teorię, twierdząc, że zabójstwa w
Nite Owl były rezultatem intrygi w półświatku trudniącym się produkcją
pornografii. Wydział Policji LA wzgardził teorią braci i w pośpiechu usiłował
przypisać morderstwo zatrzymanym Murzynom, a teraz wygląda na to, że bracia
Englekling zapadli się pod ziemię...
Po drugie: Pani Hilda Lefferts, matka urodzonej i wychowanej w San Bernardino
ofiary Nite Owl, niejakiej Susan Nancy Lefferts, powiedziała, że tuż przed masakrą
jej córka miała tajemniczego, nieznanego jej z imienia chłopaka, który był bardzo
podobny do Duke'a Cathcarta i nawet słyszała, jak zwracał się do Susan słowami:
„Mów mi «Duke», zacznij się przyzwyczajać"!!! Pani Lefferts nie potrafiła
zidentyfikować tego człowieka w prywatnej kolekcji zdjęć zgromadzonych przez
Obywatela X, które jej pokazał. Na podstawie uzyskanych informacji, X zbudował,
naszym zdaniem, rewelacyjną i podniecającą wersję wydarzeń!
Teoria Obywatela X:
Uważam, że tajemniczy chłopak X zabił Duke^ Cathcarta, by przejąć jego
pornograficzny interes, wcielił się w niego i stawił w barze Nite Owl, aby dobić
interesu z trzema osobami, które (później) popełniły morderstwo. Susan Nancy
siedziała przy sąsiednim stoliku, aby przyglądać się transakcji swojego chłopaka.
Obywatel X przedstawia ten oto niepodważalny dowód na potwierdzenie swojej
teorii: Pani Lefferts powiedziała, że chłopak X wyglądał zupełnie jak Duke Cathcart.
Ciało, które zidentyfikowano jako Duke'a Cathcarta, było zbyt okaleczone, aby
można było ponad wszelką wątpliwość ustalić tożsamość osoby, do której należało.
Koroner zidentyfikował je na podstawie części sztucznej szczęki skonfrontowanej z
więziennymi danymi dotyczącymi uzębienia Cathcarta – jednak według innych
danych więziennych Cathcart mierzył pięć stóp i osiem cali, a ciało znalezione w
Nite Owl pięć stóp, dziewięć i jedną czwartą cala. Wszystko więc wskazuje na to, że
mamy niezaprzeczalne dowody na to, iż w barze Nite Owl zginął nie sam Cathcart,
ale ktoś podszywający się pod Duke'a Cathcarta...
Mamy więc nadzieję, że przedstawione przez nas sensacyjne materiały
doprowadzą do jeszcze bardziej sensacyjnych odkryć, zmuszą do pokory znany ze
skłonności do wystrzałowego rozwiązywania problemów Wydział Policji Los
Angeles i oczyszczą z zarzutów trzech Murzynów niesłusznie oskarżonych o
popełnienie zbrodni w Nite Owl. My, pracownicy magazynu Whisper, apelujemy do
prokuratury okręgowej o polecenie ekshumowania ciał ofiar strzelaniny w Nite
Owl; potępiamy kapitana Eda Exleya za zabójstwo z zimną krwią czterech
niewinnych ludzi. Apelujemy także do Wydziału Policji LA: w imię sprawiedliwości
przyznajcie się do popełnionej pomyłki. Wznówcie śledztwo w sprawie Nite
Owl!!!

Wyciąg z San Francisco Chronicie, 27 lutego:

KONSTERNACJA POLICJI PO PODWÓJNYM MORDERSTWIE W


GAITSVTLLE

Gaitsville, Kalifornia, 27 lutego 1958 roku – obywateli Gaitsville, małego miasta


położonego sześćdziesiąt mil na północ od San Francisco, zszokowało – a szeryfa
okręgu Marin wprawiło w zakłopotanie – dziwne podwójne morderstwo, które tam
popełniono.
Dwa dni temu znaleziono ciała czterdziestojednoletniego Petera i
trzydziestosiedmioletniego Baxtera Engleklingów w ich mieszkaniu obok drukarni,
gdzie pracowali jako zecerzy. Dwaj bracia, według zastępcy szeryfa okręgu Marin,
Eugene'a Hatchera, byli „typami spod ciemnej gwiazdy z powiązaniami ze światem
przestępczym".
Zastępca szeryfa udzielił bardziej wyczerpujących informacji reporterowi
Chronicle George'owi Woodsowi: „Obaj Engleklingowie byli notowani za
przestępstwa związane z narkotykami – powiedział Hatcher. – Rzeczywiście przez
ostatnich kilka lat nie sprawiali policji żadnych problemów, ale to typy spod
ciemnej gwiazdy. Jako przykład niech posłuży fakt, iż w drukarni pracowali pod
fałszywym nazwiskiem. Jak na razie nie mamy żadnych poszlak, ale wydaje nam
się, że chodziło o wyciągnięcie z nich informacji przy pomocy tortur".
Bracia Englekling pracowali w Rapid Bob's Printing na East Verdugo Road w
Gaitsville i mieszkali w sąsiadującym z drukarnią budynku mieszkalnym. Ich
pracodawca, pięćdziesięciotrzyletni Robert Dunkquist, znał ich jako Pete'a i Baxa
Girardów, a znalazł ich ciała we wtorek rano. „Pete i Bax pracowali u mnie przez
rok i zawsze byli niezwykle punktualni. Kiedy nie zjawili się tu we wtorek,
wiedziałem, że coś się święci. A wcześniej ktoś przewrócił drukarnię w
poszukiwaniu czegoś i chciałem, by oni pomogli mi ustalić winnych".
Braci Englekling, których prawdziwą tożsamość ustalono, porównując przesłane
dalekopisem odciski palców, zastrzelono. Hatcher nie ma wątpliwości, że morderca
użył do tego celu.38–ki z tłumikiem. „Nasz ekspert od balistyki na kulach
wydobytych z ciał zamordowanych znalazł kawałki żelaznych opiłków, które
wskazują na to, iż użyto tłumika, co wyjaśnia, dlaczego sąsiedzi nie słyszeli
strzałów".
Hatcher nie chciał zdradzać szczegółów dotyczących śledztwa, ale zaznaczył, że
zastosowano normalną procedurę dochodzeniową. Potwierdził również, że obie
ofiary były torturowane, nim zostały zastrzelone, ale odmówił opisania miejsca
zbrodni. „Chcemy zachować wiedzę na ten temat w tajemnicy – dodał. – Czasami
żądni rozgłosu niezrównoważeni psychicznie ludzie przyznają się do zbrodni takich
jak ta, chociaż wcale ich nie popełnili. Utrzymywanie szczegółów w tajemnicy
przydaje się do ustalenia, czy ktoś jest winny, czy nie..."
Nie wiadomo nic o żadnych żyjących krewnych Petera i Baxa Engleklingów, a ich
ciała znajdują się w kostnicy w biurze koronera w Gaitsville. Hatcher zaapelował
do wszystkich mogących posiadać jakieś informacje dotyczące morderstwa, aby
skontaktowali się z Biurem Szeryfa okręgu Marin.

Wyciąg z San Francisco Examiner, 1 marca:

CO ŁĄCZY OFIARY MORDERSTWA Z GŁOŚNĄ ZBRODNIĄ


POPEŁNIONĄ W LOS ANGELES?

Zastępca szeryfa, Eugène Hatcher, ujawnił, że Peter i Bax Englekling, ofiary


morderstwa, które popełniono 25 lutego w Gaitsville w Kalifornii, byli świadkami w
słynnej sprawie Nite Owl, kiedy to w kwietniu 1953 roku zamordowano w Los
Angeles sześć osób.
„Wczoraj dostaliśmy na ten temat anonimową informację – powiedział Hatcher
Examinerowi. – Zadzwonił jakiś mężczyzna i powiedział nam to, po czym się
rozłączył. Sprawdziliśmy tę wiadomość w prokuraturze okręgowej w LA, gdzie
powiedziano nam, że informacja jest prawdziwa. Podejrzewam, że nie ma to
związku z naszą sprawą, ale i tak zadzwoniłem do Wydziału Policji LA, by
dowiedzieć się czegoś bliższego. Zostałem jednak spławiony, więc powiedziałem
sobie, do diabła z nimi..."

Wyciąg z LA Daily News, 6 marca:

POWRÓT SPRAWY NITE OWL – NOWE SENSACYJNE DONIESIENIA


WSKAZUJĄ, ŻE ZABITO TRZECH NIEWINNYCH MĘŻCZYZN

To nieprzyjemna historia. Daily News tak naprawdę jest jedyną gazetą w Los
Angeles nie bojącą się pisać o korupcji władzy i jedyną gazetą w południowej części
stanu, która szczyci się nazwą „demaskatorska" i nie unika zajmowania się tego
typu sprawami. Poniższy artykuł zadaje kłam image'owi bohatera człowieka, który
przez wielu uważany był za przykład praworządności. Kiedy więc okazuje się, że
bohaterowie mają gliniane nogi, my w Daily News uważamy, że naszym
obowiązkiem jest przedstawić obywatelom fałsz kryjący się za bohaterską fasadą.
Kwestie, którymi będziemy zajmować się w niniejszym artykule, są niebagatelne,
jak niebagatelna była sprawa, która je wywołała, więc prezentujemy prawdziwie
demaskatorski artykuł. Chodzi o ohydną zbrodnię w Nite Owl – w kwietniu 1953
roku brutalnie obrabowano i zastrzelono sześciu ludzi w hollywoodzkim barze –
sprawa nie została właściwie rozwiązana i ucierpiała na tym sprawiedliwość.
Chcemy, aby ponownie wszczęto dochodzenie w tej sprawie i by wreszcie
sprawiedliwości stało się zadość.
Raymond Coates, Leroy Fontaine i Tyrone Jones – pamiętacie te nazwiska? To
trzej czarni młodzieńcy, bez cienia wątpliwości kryminaliści i przestępcy seksualni,
którzy zostali bez należytych podstaw oskarżeni przez Wydział Policji Los Angeles.
Aresztowano ich niezwłocznie po zbrodni w Nite Owl, ale przedstawili iście
diabelskie alibi: nie mogli popełnić morderstwa, bo tamtej nocy porwali i dokonali
zbiorowego gwałtu na młodej dziewczynie, Inez Soto. Znęcali się nad panną Soto w
opuszczonym budynku w południowej części Los Angeles, potem przyznali się, że
obwozili ją po znajomych i „sprzedawali ją" dla kolejnych gwałtów. Zostawili
dziewczynę u człowieka nazwiskiem Sylvester Fitch. Jego później zastrzelił
funkcjonariusz policji LA, który też wcześniej podjął się uwolnienia dziewczyny.
Panna Soto odmówiła współpracy z policją, a w owym czasie kluczową kwestią
dla śledztwa było ustalenie, gdzie byli Coates, Jones i Fontaine w chwili, kiedy
popełniono zbrodnię w Nite Owl. Czy byli z nią i innymi domniemanymi
gwałcicielami (z których żadnego, oprócz Sylvestra Fitcha, nie udało się odnaleźć)?
Czy mieli dosyć czasu, aby pojechać z południowego Los Angeles do Hollywood,
zastrzelić sześciu ludzi w Nite Owl i wrócić, by dalej ją dręczyć? Czy była cały czas
przytomna podczas ich haniebnych czynów?
Na te pytania nie było odpowiedzi – aż do teraz.
Policyjne dochodzenie poszło w dwóch kierunkach: szukania poszlak, mających
udowodnić winę Jonesa, Coatesa i Fontaine'a, oraz szukania wszelakich poszlak;
standardowa procedura policyjna – przyjęto założenie, że trzech młodzieńców było
winnych porwania i gwałtu, ale nie morderstwa. Panna Soto uparcie odmawiała
współpracy. Żadna z obranych dróg nie doprowadziła do jednoznacznej odpowiedzi
na pytanie, kto jest mordercą z Nite Owl, i właśnie wtedy Coates, Jones i Fontaine
zbiegli z aresztu i zostali niedługo potem zastrzeleni przez wcześniej już
wspomnianego bohatera: funkcjonariusza Wydziału Policji Los Angeles, sierżanta
Edmunda Exleya.
Jako człowiek wykształcony, bohater z czasów drugiej wojny światowej i syn
znamienitego Prestona Exleya, Ed Exley bezpardonowo wykorzystał sprawę Nite
Owl jako wyśmienitą okazję dla wspinania się po szczeblach kariery. Kiedy miał 31
lat, awansował na kapitana i, o czym donosimy, niedługo zostanie inspektorem –
mając 36 lat, czyli będzie najmłodszym inspektorem w historii Wydziału Policji LA.
Jego nazwisko, jako potencjalnego kandydata do obejmowania różnych stanowisk z
ramienia Republikanów, jest wymieniane w tym kontekście prawie równie często
jak jego ojca, magnata budownictwa. Jego osoby dotyczy kilka uporczywie
przewijających się plotek: że ludzie, których zastrzelił, nie byli uzbrojeni, że
prokurator okręgowy Ellis Loew skłamał, mówiąc, że Coates, Jones i Fontaine
przyznali się do winy przed ucieczką z aresztu. Niewielu wie, że w owym czasie
Exley był zakochany w Inez Soto i że patrzył przez palce na jej odmowę współpracy
podczas śledztwa, i że kupił jej dom, i że łączyły go z nią intymne stosunki przez
niemal pięć lat.
Ostatnio dwa wydarzenia zmusiły nas do ponownego przyjrzenia się sprawie
Nite Owl.
W roku 1953 dwóch braci zgłosiło się na policję z informacjami dotyczącymi Nite
Owl.
Peter i Baxter Engleklingowie powiedzieli, że pornografia mogła stanowić
prawdziwy powód masakry w Nite Owl, a to za sprawą interesu, który chciała
rozkręcić jedna z ofiar zabitych w barze: niejaki Delbert „Duke" Cathcart, znany
przestępca. Wydział Policji Los Angeles postanowił jednak zignorować ich sugestie.
Teraz, prawie pięć lat później, zamordowano Petera i Baxtera Engleklingów w
Gaitsville, małym miasteczku w Kalifornii.
Podwójne morderstwo, którego dokonano 25 lutego, nie zostało do tej pory
rozwiązane i nie ma absolutnie żadnych poszlak dających nadzieję na rychłe
wykrycie sprawców. Ale znamy już odpowiedź na pytanie, które długo stanowiło
tajemnicę.
W zakładzie penitencjarnym w San Quentin, czarny więzień, niejaki Otis John
Shortell przeczytał w jednej z gazet wydawanych w San Francisco wiadomość o
morderstwie, którego ofiarami padli bracia Engleklingowie. Artykuł, gdzie
wspominano również o roli dwóch braci w sprawie Nite Owl, dał Otisowi Johnowi
Shortellowi wiele do myślenia. Poprosił o spotkanie z naczelnikiem więzienia i złożył
sensacyjne zeznanie.
Otis John Shortell, odsiadujący wyrok za wielokrotną kradzież samochodów,
szczerze przyznał, że oczekuje skrócenia wyroku w zamian za współpracę z policją,
po czym oświadczył, że był jednym z mężczyzn, którym Coates, Fontaine i Jones
„sprzedali" Inez Soto. Był z trzema młodzieńcami i panną Soto między 2:30 a 5:00
tej nocy, kiedy w Nite Owl zastrzelono sześć osób, czyli w czasie, kiedy popełniono
zbrodnię. Powiedział naczelnikowi, że nie zgłosił się na policję, aby oczyścić z
zarzutów trzech Murzynów, bo bał się, że zostanie oskarżony o gwałt. Powiedział
też, że Coates w swym samochodzie miał dużo narkotyków i właśnie dlatego nie
chciał zdradzić policji, gdzie go ukrył. Jako powód, który skłonił go w końcu do
złożenia tych zeznań, podał niedawną rozmowę z pracownikami jednej z
organizacji chrześcijańskich, ale władze więzienne nieufnie podchodziły do jego
oświadczenia.
Shortell złożył pisemną prośbę o przebadanie go w celi na wykrywaczu kłamstw,
aby udowodnić, że mówi prawdę, i rzeczywiście został czterokrotnie przebadany.
Wszystkie cztery badania wykazały, że mówił prawdę. Adwokat Shortella, Morris
Waxman, wysłał potwierdzone notarialnie kopie raportów sporządzonych przez
osobę badającą go na wariografie do redakcji Daily News i Wydziału Policji LA. W
odpowiedzi napisaliśmy ten artykuł.
Co zrobi policja LA?
Potępiamy sprawiedliwość wymierzaną dubeltówką. Potępiamy motywy
kierujące Edem Exleyem. Otwarcie wzywamy Wydział Policji Los Angeles
do ponownego wznowienia śledztwa w sprawie zbrodni w Nite Owl.

Wyciąg z LA Times, 11 marca:

SENSACJE WOKÓŁ SPRAWY NITE OWL

Plątanina nie powiązanych ze sobą wydarzeń i gorąca atmosfera wywołana


serią artykułów opublikowanych przez wydawany w Los Angeles Daily Times być
może zmuszą Wydział Policji Los Angeles do ponownego otwarcia śledztwa w
sprawie wielokrotnego morderstwa, które popełniono w Nite Owl.
Komendant policji LA, William H. Parker, określił jednak całe zamieszanie wokół
sprawy Nite Owl mianem: „zamokłej beczki prochu" i „czystym nonsensem".
„Zeznanie zdegenerowanego kryminalisty i nie związane z całą sprawą podwójne
morderstwo nie stanowią wystarczających powodów do ponownego wszczęcia
śledztwa w sprawie, którą rozwiązano już pięć lat temu. W 1953 roku pochwalałem
postępowanie kapitana Eda Exleya i nadal uważam, że postąpił właściwie..."
Komendant Parker w swojej wypowiedzi odnosi się do morderstwa z 25 lutego,
którego ofiarą padli Peter i Baxter Engleklingowie, świadkowie z czasów
dochodzenia w sprawie Nite Owl, i zeznania złożonego niedawno przez więźnia z
San Quentin, Otisa Johna Shortella, który twierdzi, że w czasie, kiedy dokonano
zbrodni w Nite Owl, był z trzema oskarżanymi o jej popełnienie mężczyznami.
Komentując raport sporządzony po przebadaniu Shortella na wariografie, jego
adwokat powiedział: „Wykrywacze nie kłamią. Otis jest głęboko wierzącym
człowiekiem, który cierpi na ogromne wyrzuty sumienia wywołane tym, że pięć lat
wcześniej nie zgłosił się na policję, aby oczyścić z zarzutów trzech niewinnych
mężczyzn, i chce, by teraz sprawiedliwości stało się zadość. Wystawił trzem
niesłusznie zabitym uwiarygodnione badaniami przeprowadzonymi na wariografie
alibi, a teraz chce, by prawdziwi mordercy zostali ukarani. Nie przestanę
nagłaśniać tej sprawy, dopóki Wydział Policji LA nie podejmie decyzji o wznowieniu
dochodzenia w sprawie Nite Owl".
Richard Tunstell, wydawca Daily News, dziennika z LA, prezentuje podobny
punkt widzenia. „Trafiliśmy na coś ważnego. Nie damy za wygraną, aż sprawa
zostanie wyjaśniona..."

NAGŁÓWKI

LA Daily News, 14 marca:

JACCUSE! – WYDZIAŁ POLICJI LOS ANGELES MACZAŁ PALCE W


TUSZOWANIU SPRAWY NITE OWL

LA Daily News, 15 marca:

LIST OTWARTY DO WYSTRZAŁOWEGO EXLEYA

LA Times, 16 marca:

PRAWNIK SKAZANEGO SKŁADA PETYCJĘ DO STANOWEGO


PROKURATORA GENERALNEGO O PONOWNE OTWARCIE SPRAWY
NITE OWL

LA HeraldExpress, 17 marca:

PARKER ODPOWIADA PRASIE: SPRAWA NITE OWL JEST


ZAMKNIĘTA

LA Daily News, 19 marca:

OBYWATELE ŻĄDAJĄ SPRAWIEDLIWOŚCI – PIKIETY PRZED


SIEDZIBĄ WYDZIAŁU POLICJI LOS ANGELES

LA HeraldExpress, 20 marca:

PARKER I LOEW W TARAPATACH GUBERNATOR KNIGHT: NITE


OWL TO „BECZKA PROCHU"
LA MirrorNews, 20 marca:

ŻNIWA ŚMIERCI – ZDJĘCIA MIŁOSNEGO GNIAZDKA EXLEYA I


SOTO

LA Examiner, 20 marca:

NAWAŁNICA W POLICJI: OBYWATELE PREZENTUJĄ SWOJE OPINIE


NA TEMAT SPRAWY NITE OWL

LA Times, 20 marca:

PARKER POPIERA EXLEYA I PODTRZYMUJE TWARDE


STANOWISKO: „NIE
MA MOWY O PONOWNYM DOCHODZENHJ W SPRAWIE NITE OWL"

LA Daily News, 20 marca:

SPRAWEEDLIWOŚĆ MUSI ZWYCIĘŻYĆ! ŻĄDAMY WYJAŚNIEŃ OD


POLICJI!
ŻĄDAMY NATYCHMIASTOWEGO OTWARCIA SPRAWY NITE OWL!

IV PRZEZNACZENIE: KOSTNICA

48

Zadzwonił telefon: 20 do 1, że to prasa. Ale Ed i tak odebrał.


– Tak?
– Tu Bill Parker, Ed.
– Jak się masz? Dzięki za tę wypowiedź dla Timesa.
– Ja naprawdę tak myślę. Przetrzymamy to i poczekamy, aż sprawa przycichnie.
Jak Inez to znosi? Chodzi mi o to całe zamieszanie wokół jej osoby.
– Ojciec mi mówił, że mieszka teraz w domu Raya Dieterlinga w Laguna.
Zerwaliśmy ze sobą kilka miesięcy temu. Po prostu nam się nie układało.
– Przykro mi. Swoją drogą, Inez to odważna dziewczyna. W porównaniu do tego co
przeszła, to co się teraz dzieje, powinno być pestką.
Ed przetarł oczy. – Nie jestem pewien, czy sprawa przycichnie.
– Ja myślę, że tak. Policja z Gaitsville nie będzie współpracowała w sprawie
morderstwa Engleklingów, a ten Murzyn z Quentin ma zerową wartość jako świadek.
Wyniki badania na wariografie wydają się być prawdziwe, ale jego adwokat to
szumowina, któremu chodzi tylko o to, by wyciągnąć swojego klienta z...
– Pomijając to, jestem przekonany, że ludzie, których zabiłem, nie popełnili nic w
Nite Owl i...
– Nie przerywaj mi i nie próbuj mi wmówić, że jesteś aż tak naiwny, by wierzyć, iż
wznowienie dochodzenia w sprawie Nite Owl wywoła jakikolwiek pozytywny skutek.
A teraz posłuchaj, ja czekam, żeby sprawa przycichła, i prokurator generalny w
Sacramento też czeka, żeby sprawa przycichła. Zła prasa, petycje o sprawiedliwość i
tym podobne zawsze w pewnym momencie osiągają duże natężenie, ale potem zapada
cisza.
– A jeśli tym razem tak nie będzie?
Parker westchnął.
– Jeśli prokurator generalny zarządzi specjalne śledztwo prowadzone przez policję
stanową, w imieniu Wydziału Policji LA zaprotestuję przeciw temu i sam wydam
decyzję o wszczęciu dochodzenia przez nas samych. Mam pełne poparcie Ellisa Loewa
dla takiej taktyki. Ale sprawa przycichnie.
– Nie jestem wcale pewien, czybym tego sobie życzył – odparł mu Ed.

49

Zadanie było z ramienia Brygady do zwalczania przestępczości zorganizowanej:


pokój 6, motel Victory. Bud, Mike Breuning i gościu z San Francisco przykuty do
siedzenia – Joe Sifakis, trzykrotnie skazywany za wyłudzanie kredytów, porwany z
pociągu na Union Station.
Breuning pracował wężem; Bud się przyglądał. Tysiąc czterysta dolców na
serwantce – datek na fundusz charytatywny policji.
Stanowcza i jednoznaczna zachęta do wyniesienia się z miasta – niedługo przejdą
do zębów.
Bud spojrzał na zegarek: dwadzieścia po czwartej – Dudley się spóźniał. Sifakis
krzyczał.
Bud wszedł do łazienki. Cztery ściany sprośności: rymowanki na temat seksu,
niektóre datowane. Były i teksty z 53 roku – natychmiast przyszło mu do głowy Nite
Owl. Niepokojące były i sensacyjne doniesienia na temat Nite Owl, i to, że Dud bardzo
chciał z nim porozmawiać. Puścił wodę, by zagłuszyć krzyki. Przeanalizował w
myślach swoje związki z Nite Owl, uznał, że nic mu nie grozi.
Nikt nie wiedział, że to on odpowiada za przeciek do Whisper – gdyby góra
wiedziała, usłyszałby o tym – a zwłoki Cathcarta ciągle leżały pod domem. Nikt też nie
wiedział, że to on szepnął szeryfowi z Gaitsville słówko na temat związków
Engleklingów z Nite Owl. Szczęśliwy zbieg okoliczności: śmierć braci, bandzior z San
Quentin – pewnie prawdziwe alibi dla trzech Murzynów. Był też czysty jeśli chodzi o
zatajanie informacji w 53 roku – nawet jeżeli Dudley podejrzewał go o to, sądził
zapewne i tak, że miało to coś wspólnego z jego bzikiem na punkcie morderstwa
Kathy. Dud kierował śledztwem w sprawie Nite Owl, więc będzie mu zależało, by
zamieszanie przycichło – gdyby ponownie wszczęto śledztwo, wyszedłby na kretyna,
razem z bohaterskim kretynem Edem Exleyem. Parker starał się nie dopuścić do
wznowienia śledztwa – 5 do 1, że mu się nie uda, 5 do 1, że Exley i tak zacznie węszyć
w tej sprawie... Sifakis wrzasnął – aż zatrzęsły się drzwi.
Bud włożył głowę pod strumień wody. Przeczytał bazgroły koło zlewu: Meg
Greunwitz świetnie rżnie – AX–74022, imiona dziewczyn na ścianach. To mu
przypomniało, że tydzień temu ludzie szeryfa LA znaleźli zamordowaną prostytutkę,
kolejne nazwisko na jego liście: Lynette Ellen Kendrick, wiek 21, data zgonu 17 marca
58. Pobicie, ślady po pierścieniach, potrójny gwałt – tyle mu podali gliniarze
okręgowi...
Sifakis zaczął bełkotać. Nie mógł już dłużej wytrzymać w łazience, było zbyt gorąco.
Wyszedł. Sifakis, na wpół przytomny, zaczął sypać:
–...i wiem co nieco, dochodzą mnie różne słuchy. Na przykład, że jak Mickey
wypadł z gry, to zaczął się sezon dla wszystkich. On siedział, wszystko jakoś się
kręciło, ale te zabijaki zaczęły strzelać do ludzi, którzy sprawowali pieczę nad jego
interesami, potem ci wolni strzelcy, parę strzałów bang bang bang, załatwili ludzi
Mickeya i chcieli położyć łapę na udzielonych przez niego pożyczkach. Wszyscy czuli
respekt przed Dudem S. jako człowiekiem, który potrafi doprowadzić do zawarcia
rozejmu, ale teraz, cholera, on nic nie robił. Wystawić wam prostytutkę? Co? No jak?
Chcecie cynk o...
Breuning wyglądał na znudzonego. Bud wyszedł na dziedziniec: porośnięty bujną
trawą, ogrodzony drutem kolczastym. Czternaście pustych pokojów – Wydział Policji
LA tanio kupił całą nieruchomość.
– Witaj, chłopcze.
Dudley pojawił się na chodniku. Bud zapalił papierosa, podszedł do niego.
– Przepraszam cię za spóźnienie.
– Nieważne, podobno chodzi o jakąś ważną sprawę...
– Tak, zaiste. Jak ci się podoba praca w Brygadzie Hollywood, chłopcze? Przypadła
ci do gustu?
– Bardziej mi się podobało w Zabójstwach.
– Dobrze, przypilnuję, żebyś niedługo tam wrócił. A swoją drogą, sprawiło ci
satysfakcję śledzenie tego, jak czwarta władza obsmarowała twojego kolegę Exleya?
Zakrztusił się dymem.
– No jasne. Tylko szkoda trochę, że śledztwo nie zostanie wznowione, bo wtedy
dopiero by się skręcał. Nie, żebym chciał, aby pan miał przez to jakieś kłopoty...
Dudley roześmiał się. – Widzę, że nękają ciebie sprzeczne pragnienia. Ja sam też
mam nieco ambiwalentne uczucia, szczególnie od kiedy doszły mnie słuchy z
Sacramento, że prokurator generalny już niedługo będzie naciskał na ponowne
wszczęcie śledztwa. Ellis Loew już się przygotował na taką ewentualność, więc
wygląda na to, że trzeba przyzwyczaić się do myśli, iż ta drażliwa sprawa znowu
będzie nam spędzała sen z oczu. Walka polityczna, chłopcze. Różowi demokraci ujęli
się za niesłusznie oskarżonymi Murzynami i zamierzają wałkować tę sprawę aż do
wyborów, a prokurator generalny, republikanin, uchylił się i odpowiedział ciosem.
Chłopcze, czy ty wiesz coś na temat Nite Owl, o czym mi nie mówiłeś?
Przygotowany był na to pytanie.
– Nie.
– No dobrze. W takim razie zapomnijmy o tym. Mam dla ciebie zadanie na
dzisiejszy wieczór, tutaj w Victory. Trzeba przycisnąć naprawdę postawnego i dobrze
zbudowanego człowieka, a szczerze mówiąc, Mick i Dick nie mają postury, która
wywarłaby na nim odpowiednie wrażenie. Mały jest ten świat, chłopcze...
Podejrzewam, że ten facet znał w pięćdziesiątym trzecim naszego Duke'a Cathcarta.
Może będzie w stanie udzielić ci jakichś wiadomości na temat sprawy, którą kiedyś
bardzo się interesowałeś, morderstwa Kathy Janeway. Nadal cię to nurtuje, chłopcze?
Bud przełknął ślinę – miał sucho w gardle.
– Już zapominam, że w ogóle o to spytałem, chłopcze. Taki bzik to jak prostytutka,
może się zmienić, ale trudno jej się wyzbyć do końca starych zwyczajów... Dzisiaj
wieczorem o dziesiątej, chłopcze. I głowa do góry. Niedługo będę miał dla ciebie
pewne dodatkowe zadanie, które może ożywić twoje stare zwyczaje...
Bud zmrużył oczy.
Dudley uśmiechnął się i skierował kroki do pokoju numer 6.
Ta wzmianka o prostytutce oznaczała Lynn. A zmiana kursu wobec sprawy
Janeway to kwestia ceny, jaką będzie musiał zapłacić.
Joe Sifakis znowu wrzasnął – pomimo czterech ścian dźwięki było słychać aż przy
ogrodzeniu.
50

To Gallaudet zdradził mu nowinę: prokuratura generalna będzie nalegać na


wznowienie śledztwa – finansowanego przez stan i prowadzonego przez ich ludzi.
Ellis Loew zamierzał przejąć ich dochodzenie – pozwolić Wydziałowi Policji LA
ponownie zająć się Nite Owl.
Czyli zaczęło się.
Ed w barze na La Brea czekał na Jacka Vincennesa, papiery leżały na stole: akta
Nite Owl, notatki dotyczące sprawy Sida Hudgensa.
Do sprawdzenia było: czy facet z San Quentin mówi prawdę? Najprawdopodobniej
tak – niezależnie od tego, jakie kierowały nim motywy. Także do sprawdzenia: czy
zamordowanie Engleklingów miało coś wspólnego z Nite Owl? Odpowiedź na to
pytanie bez szans, dopóki szeryf z Marin sam nie zdecyduje się udzielić informacji na
ten temat.
I do sprawdzenia: purpurowy samochód w pobliżu Nite Owl. Przeczucie
podpowiadało, że to był przypadkowy wóz. Prawdziwi mordercy wiedzieli o
aresztowaniu Murzynów, zdołali znaleźć auto Coatesa przed policją i podrzucili w nim
dubeltówki. To znaczyło – co zadziwiające – że podrzucili również łuski znalezione
później w Griffith Park.
Dane Pałacu Sprawiedliwości z lat 35–55 zostały zniszczone – jeśli zabójcy zdobyli
informacje jakimiś kanałami więziennymi, prawie na sto procent nie uda się niczego
w tej sprawie ustalić. Niech Kleckner i Fisk dokładnie przeanalizują każdą logicznie
dopuszczalną możliwość związaną z purpurowym samochodem i podrzuconymi
dubeltówkami.
I też do sprawdzenia: ofiara Malcolm Lunceford, były funkcjonariusz Wydziału
Policji LA, strażnik włóczęga. Czy wplątał się w jakieś ciemne interesy, które
sprowokowały masakrę w Nite Owl? Odpowiedź: mało prawdopodobne – wielu ludzi
twierdziło, że był stałym klientem Nite Owl, zawsze przychodził późno w nocy.
Ed łyknął kawy, pomyślał: WŁADZA. W służbie nieprawości: Wydział Wewnętrzny
był niezależny, działał i wewnątrz, i poza Wydziałem; już jakiś czas temu zlecił
Fiskowi i Klecknerowi zadania zmierzające do ponownego wszczęcia śledztwa w
sprawie Nite Owl – miałby to zrobić albo Wydział Policji LA, albo on sam. Vincennes
przyznał, że śledził Buda White'a, ale skłamał, mówiąc, że nic nie wiedział o kobiecie,
z którą White się czasem spotykał – Lynn Bracken – wiosną 53 roku. Zarządzono
czasową obserwację Lynn Bracken; Fisk właśnie złożył raport.
Według krążących plotek ta kobieta to była prostytutka; współwłaścicielka sklepu z
konfekcją w Santa Monica. Jej wspólnik to Pierce Morehouse Patchett, wiek 56 lat.
Kleckner sporządził raport o jego finansach: Patchett jawił się jako zamożny inwestor,
który był znany z tego, iż stręczył dziewczyny na telefon swoim partnerom od
interesów.
I jeszcze prawdziwa niespodzianka: Patchett był właścicielem budynku
mieszkalnego w Hollywood. Doszło tam do dziwnej strzelaniny – niedługo po tym, jak
dokonano masakry w Nite Owl. Jego też doszły słuchy na ten temat: nie zatrzymano
żadnych podejrzanych, w podziurawionym od kul mieszkaniu na parterze znaleziono
akcesoria sadomasochistyczne. Zarządca twierdził, że nie zna właściciela budynku –
płacono mu pocztą, podejrzewał, że fikcyjna spółka wystawiała mu czeki. Znał tylko
imię mężczyzny, który wynajmował ostrzelane mieszkanie – był to niejaki: „Lamar –
duży, dobrze zbudowany blondyn". Zarządca obwiniał Lamara o strzelaninę; w
raporcie złożonym przez policjantów z Hollywood, którzy zajmowali się tą sprawą,
napisano, że po tym incydencie Lamar nigdy więcej się tam nie pojawił. Na tym
sprawa się skończyła.
Puszka się spóźniał. Ed wyciągnął więc notatki dotyczące Hudgensa.
Straszliwa jatka, żadnych oczywistych podejrzanych, bo Hudgens był powszechnie
znienawidzony. Dochodzenie prowadzone bez werwy – podejrzenie na chwilę padło
na Maxa Peltza i ekipę Chlubnej Odznaki, Cicho Sza! opublikowało artykuł
„demaskujący" słabość Peltza do nastoletnich dziewczyn. Peltz poddał się badaniu na
wariografie; reszta „ekipy" miała alibi. Między wierszami – Parker uważał ofiarę za
śmiecia, potraktował sprawę po macoszemu.
Ciągle nie było Puszki. Ed przebiegł oczyma po kartce, na której podano alibi.
Max Peltz gwałcił wtedy nieletnią – bez cienia wątpliwości, nie wniesiono przeciw
niemu oskarżenia. Scenarzystka Penny Fulweider była w domu z mężem; Billy
Dieterling miał alibi – Timmy Valburn. Projektantowi dekoracji Davidowi
Mertensowi – schorowanemu
człowiekowi cierpiącemu na epilepsję i inne dolegliwości – dał alibi Jerry Marsalas,
mieszkający z nim pielęgniarz. Gwiazda Brett Chase na imprezie; współgwiazda
Miller Stanton to samo. Kicha – ale śmierć Hudgensa musiała mieć kluczowe
znaczenie dla Vincennesa wiosną 53 roku.
W tym momencie się pojawił, sam Puszka. Usiadł i rzucił bez wstępów:
– Zaczyna się?
– Spotykam się jutro z Parkerem. Jestem pewien, że ogłosi ponowne wszczęcie
dochodzenia.
Vincennes roześmiał się.
– To nie wyglądaj tak ponuro. Skoro jesteś wystarczająco szalony, by tego chcieć,
przynajmniej udawaj zadowolonego.
Ed położył sześć łusek na stole.
– Trzy z nich znalazłem po twoich ostatnich ćwiczeniach na strzelnicy, a trzy
wydobyłem z magazynu z dowodami z komisariatu w Hollywood. Identyczne
zadrapania i żłobienia. Kwiecień 53 roku, Jack. Pamiętasz tę strzelaninę przy
Cheramoya?
Puszka zacisnął ręce na brzegu stołu. – Mów dalej.
– Pierce Patchett jest właścicielem tego budynku na Cheramoya i jest to sprytnie
zamaskowane. Znaleziono tam akcesoria sadomasochistyczne, a Patchett jest
znajomym Lynn Bracken, dziewczyny Buda White'a. Tej, której podobno nie znasz.
Wtedy w Obyczajówce rozpracowywałeś pornografię, a świerszczyki i akcesoria
sadomasochistyczne to ta sama działka. Kiedy rozmawialiśmy ostatnio, przyznałeś
się, że Hudgens miał coś na ciebie, że właśnie dlatego byłeś wtedy wyraźnie nie w
formie. Oto moje przypuszczenie, sprostuj, jeśli się mylę. Bracken i Patchett byli
znajomymi Hudgensa...
Vincennes z całej siły zacisnął ręce, stół się zatrząsł.
– Jesteś bystrym kawałem sukinsyna. I co z tego?
– Czy Bud White znał Hudgensa?
– Nie, nie sądzę...
– Co White ma na Patchetta i Bracken?
– Nie wiem. Exley, posłuchaj...
– Nie, ty posłuchaj. I odpowiedz mi. Udało ci się wejść w posiadanie dotyczących
ciebie dokumentów Hudgensa?
Puszka zaczął się pocić. – Tak.
– Od kogo je wyciągnąłeś?
– Od tej Bracken.
– Jak ci się to udało?
– Groźbą i szantażem. Spisałem o niej i tym Patchetcie to, czego udało mi się
dowiedzieć. Zrobiłem kopie i umieściłem w sejfach bankowych.
– I...
– I są tam ciągle. A oni ciągle mają kopię mojej kartoteki.
Na pewniaka:
– Czyli to Patchett opychał te świerszczyki, za którymi się uganialiście?
– Tak. Exley, posłuchaj...
– Nie, Vincennes, ty posłuchaj. Masz jeszcze te świerszczyki?
– Mam i swoją relację, i świerszczyki. Jak je chcesz, musisz zagwarantować mi, że
nie polecę za zatajanie dowodów. I dostanę połowę aresztowań w sprawie Nite Owl.
– Jedną trzecią. Nie mamy szans na rozwiązanie tej sprawy bez White'a.

51
Pokój numer 6 w Victory. Dudley i umięśniony bandzior, przykuty łańcuchem do
krzesła. Dot Rothstein z Playboyem w rękach. I Bud obserwujący ją, jak przygląda się
zdjęciom: glina lesbijka w lotniczym uniformie.
Dudley odczytał z kartoteki:
– Lamar Hinton, wiek trzydzieści jeden lat. Skazany za napaść z użyciem
niebezpiecznego narzędzia, były pracownik firmy telekomunikacyjnej mocno
podejrzewany o zakładanie lewych bukmacherskich linii telefonicznych dla Jacka
„Mocarza" Whalena. Od kwietnia 1953 roku nie meldował się u swojego opiekuna po
zwolnieniu warunkowym. Chłopcze, myślę że bezpiecznie można określić ciebie
mianem współpracownika przestępczości zorganizowanej, a więc jesteś kimś, kto
ponownie musi przystosować się do norm obowiązujących w praworządnym
społeczeństwie.
Hinton polizał wargi; Dudley uśmiechnął się i mówił dalej:
– Nie sprawiałeś trudności, kiedy ciebie tu sprowadzaliśmy, co przemawia na twoją
korzyść. Nie zacząłeś pleść o należnych ci prawach obywatelskich, co dobrze świadczy
o twej inteligencji, bo przecież tu tych praw i tak nie masz... No dobrze, teraz
przejdźmy do rzeczy. Moim zadaniem jest ograniczanie działalności zorganizowanej
przestępczości w Los Angeles i zniechęcanie potencjalnych kryminalistów do
przybywania tutaj, a moje wieloletnie doświadczenia wskazują, że użycie siły często
okazuje się najlepszą metodą perswazji. Chłopcze, będę zadawał ci pytania, ty
będziesz na nie odpowiadał. Jeśli uznam twoje odpowiedzi za satysfakcjonujące,
sierżant Wendell White pozostanie na krześle. Zaczynajmy więc. Dlaczego złamałeś
warunki zwolnienia warunkowego w kwietniu 53 roku?
Hinton zaczął się jąkać. Na co Bud zaczął go uderzać grzbietem ręki – oczy
skierował na ścianę, żeby nie patrzeć. Lewą, prawą, lewą, prawą, lewą, prawą – Dot
pokazała, kiedy ma przestać.
Zawieszenie broni. I Dudley:
– To drobna przestroga, aby ci uświadomić, do czego jest zdolny sierżant White.
Teraz już będę bardziej wyrozumiały wobec twojego jąkania się. Pamiętasz, jakie było
pytanie? Dlaczego złamałeś warunki zwolnienia warunkowego w kwietniu 53 roku?
Znowu jąjąjąkanie, Hinton z kurczowo zaciśniętymi oczyma.
– Chłopcze, czekamy.
I Hinton: – Mmusiałem wwyjechać z mmiasta.
– O, świetnie. A cóż skłoniło cię do wyjazdu?
– Mmiałem pproblemy z kkobietą.
– Chłopcze, nie wierzę ci.
– Ttto pprawda.
Dudley skinął. Bud znowu zaczął uderzać go grzbietem ręki – zamaszystymi
ruchami, ale tylko udawał, że uderza go z całej siły.
– Ten chłopiec może dużo znieść – orzekła Dot. – No, złotko, nie utrudniaj sobie
życia. Kwiecień 53 roku. Dlaczego ulotniłeś się z miasta?
Bud słyszał Breuninga i Carlisle'a w sąsiednim pokoju. Skojarzył: kwiecień 53 –
Nite Owl.
– Chłopcze, przeceniłem twoją pamięć, więc pozwól mi sobie pomóc. Pierce
Patchett. Znałeś go wtedy, prawda?
Bud poczuł dreszcze: zataił dowody i musi pamiętać, że oficjalnie nigdy nie słyszał
o Patchetcie...
Hinton wzdrygnął się gwałtownie, spuścił głowę.
– Świetnie, widzę, że trafiliśmy w czuły punkt.
Dot westchnęła. – Boże, takie mięśnie. Gdybym ja miała takie mięśnie.
Dudley warknął na nią.
Musi zachować spokój: Dudley ponownie próbuje rozpracować Nite Owl – Hinton
może mu w tym pomóc. Gdyby wiedział, że zatajałem dowody, w ogóle by mnie tu nie
było.
Dot uderzyła Hintona woreczkiem z kulkami: w ramiona, w kolana. Mięśniak
przyjął to ze stoickim spokojem: żadnych westchnień, żadnych jęków.
Dudley roześmiał się.
– Chłopcze, masz wysoką tolerancję na ból. Ale proszę, powiedz nam coś na taki
temat: Pierce Patchett, Duke Cathcart i pornografia. I mów do rzeczy, bo w
przeciwnym razie sierżant White sprawdzi twoją tolerancję.
Hinton, bez zająknięcia: – Pieprz się, irlandzki zasrańcu.
Ho, ho, ho.
– Chłopcze, zachowujesz się brzydko. Wendell, pokaż naszemu przyjacielowi od
przestępczości zorganizowanej, co sądzisz o niewyważonych żartach.
Bud wziął od Dot woreczek z kulkami. – Czego od niego oczekujemy, szefie?
– Pełnej współpracy.
– Chodzi o Nite Owl? Wspomniał pan Duke'a Cathcarta.
– Chcę pełnej współpracy i już. Masz co do tego jakieś obiekcje?
– White, po prostu bierz się do roboty – To Dot się wtrąciła. – Boże, powinnam
mieć takie mięśnie...
Bud zbliżył się do nich. – Dajcie mi go na solo. Tylko na parę minut.
– Czyżby powrót do twoich starych metod, chłopcze? Przecież już od jakiegoś czasu
nie byłeś entuzjastycznie nastawiony do tego typu pracy.
– Pozwolę mu myśleć, że może mnie przekabacić, a potem go przycisnę – szeptem
rzucił Bud. – Poczekacie na zewnątrz, co?
Dudley pokiwał głową, wyszli z Dot. Bud włączył radio: reklama, używane
samochody tylko w Yeakel Olds.
Hinton zabrzęczał krępującym go łańcuchem.
– Pieprzę cię, pieprzę tego Irlandczyka i pieprzę tę pojebaną pieprzoną lesbę.
Bud przystawił sobie krzesło.
– Nie lubię tej roboty, więc bądź dla mnie wyrozumiały i powiedz mi co nie co na
boku, a ja załatwię z nim, by cię puścił. Zrozumiałeś? Nie zostaniesz aresztowany za
naruszenie zasad zwolnienia warunkowego.
– Pieprz się.
– Hinton, myślę, że znasz Pierce'a Patchetta, a może i znałeś Duke^ Cathcarta.
Możesz mi coś powiedzieć, a ja wtedy...
– Pieprz się, skurwielu.
Bud posłał go razem z krzesłem na sporą odległość od siebie. Krzesło przewróciło
się, zatrzeszczało pękające drewno. Zadrżały półki – spadło radio, zaczęło
jednostajnie buczeć. Bud ustawił krzesło w normalnej pozycji, jedną ręką. Hinton zlał
się w majtki. Bud
usłyszał siebie, mówiącego dziwnym głosem, jakby z irlandzkim akcentem:
– Powiedz mi coś o alfonsach, chłopcze. Cathcart i czarnuch nazwiskiem Dwight
Gilette razem sprzedawali tę dziewczynę, Kathy Janeway. Została zamordowana, a to
już mi nie pasuje. Wiesz coś na ich temat, chłopcze?
Oko w oko – oczy Hintona wybałuszone. I zaczaj. Bez jąkania się, by nie drażnić
tego pieprzonego zwierzęcia.
– Pracowałem dla pana Patchetta jako kierowca, ja i ten drugi gość, Chester
Yorkin. My tylko rozwoziliśmy te... te nielegalne rzeczy... a tego Cathcarta nie znam,
przysięgam. I słyszałem, że Gilette to pedał. Wiem tylko, że załatwiał dziwki na
imprezy u Spade'a Cooleya. Powiedzieć ci coś o Cooleyu? Wiem, że pali opium, jest do
cna przeżartym ćpunem. Teraz grywa w El Rancho, aresztujcie go. Ale nie znam
żadnych zabójców dziwek i nie znam żadnej Kathy Janeway.
Bud potrząsnął krzesłem – Hinton wołał sypać dalej:
– Pan Patchett sprzedawał te dziewczyny na telefon. Super laski, wszystkie
zrobione na gwiazdy kina. Jego ulubioną była taka niezła cipka Lynn, wyglądała
zupełnie jak...
Bud zaczął go obkładać, a twarz Hintona stopniowo spływała krwią. I wtedy do
pokoju wpadło kilku dobrze zbudowanych mężczyzn – chwycili go pod ręce,
podnieśli. Sufit zaczął walić mu się na głowę, popękane, kunsztowne zawijasy zaszły
czernią.

*
Pytania i odpowiedzi przez tę czerń, krzyki i jęki – jakby przez watę, ściana
oddzielała go od tych twarzy. Magazyny porno dla pedałów, Cathcart, Pierce P. – nie
wszystko do niego docierało. Wysilał się, by usłyszeć „Lynn Bracken", ale jej imię nie
wywoływało już u niego żadnych reakcji, gęstniejąca czerń. Mickey Cohen, rok 53 i
dlaczego uciekłeś – kiedy to usłyszał, mgła zaczęła się przerzedzać. Przenikliwe krzyki
sprawiły, że zaczął pogrążać się w jakiejś miękkości – widział ujęcia Lynn wszędzie
wokół siebie. Lynn jako blondynka i dziwka, jako brunetka i prawdziwa ona. Lynn na
temat jego wyskoków z Inez: „Bądź dla niej miły i oszczędź mi szczegółów". Lynn
pisząca swój dziennik, ale on nie chciał go czytać, bo wiedział, że jest w nim szczera do
bólu, na jego temat też.
Lynn zawsze o krok przed nim, pojawiająca się i znikająca z jego życia, tak jak on w
jej.
Czarna wata zaczęła pulsować – pytania, odpowiedzi. Czarna cisza, rozjaśniające
się, popękane, kunsztowne zawijasy.
Pokój 7 w Victory: prycze dla gości z Brygady do Walki z Przestępczością
Zorganizowaną. Drzwi do szóstki otwarte na całą szerokość.
Bud zwlókł się z pryczy, wstał. Głowa mu pękała, szczęka go bolała, wcześniej
musiał podrzeć poduszkę. Trafił do szóstki, a tam jatka: połamane krzesło, krew na
ścianach. Ani śladu Hintona, Dot, Dudleya i jego chłopców.
Dziesięć po pierwszej w nocy – żadnych szans, by dowiedzieć się, jakie były pytania
i jakie padły odpowiedzi.
Jadąc do domu, był oszołomiony, zbyt sponiewierany, by móc myśleć. Ziewał,
kiedy otwierał drzwi – nad jego głową rozbłysło światło. Coś go chwyciło.
Kajdanki na nadgarstkach. Ed Exley, Jack Vincennes – dokładnie przed nim. Rzut
oka na boki: Fisk i Kleckner, zasrańce ze Spraw Wewnętrznych, trzymali go za
ramiona. Exley go spoliczkował, Fisk chwycił za kark, przycisnął mu palec do tętnicy
szyjnej.
Przed oczyma był jakiś skoroszyt. I głos Exleya:
– Wewnętrzny prowadził dochodzenie na twój temat, kiedy zdałeś na sierżanta,
więc już wiemy o Lynn Bracken. Vincennes śledził ciebie w pięćdziesiątym trzecim i w
tym oświadczeniu napisał o tobie, Bracken i Patchetcie. Wypytywałeś tego Patchetta
w związku z zabójstwem Kathy Janeway i cały czas węszyłeś wokół Nite Owl. Musimy
wiedzieć, co masz na ten temat, a jeśli odmówisz współpracy, natychmiast wydam
polecenie wszczęcia śledztwa z ramienia Wewnętrznych odnośnie zatajania dowodów.
Wydział potrzebuje jakiegoś kozła ofiarnego w sprawie Nite Owl – a ja jestem zbyt
cenny, by padło na mnie. Jeśli odmówisz współpracy, poświęcę całą swoją energię, by
cię udupić.
Uścisk na szyi osłabł – Bud próbował się wyrwać, ale Kleckner i Fisk chwycili go
mocniej.
– Jak to zrobisz, to cię, kurwa, zabiję.
Exley roześmiał się.
– Nie sądzę, a jeśli będziesz z nami współpracował, sprawa o zatajanie dowodów
nie ujrzy światła dziennego, część aresztowań przypadnie tobie w udziale i jeszcze
dostaniesz nagrodę: dowiesz się czegoś na temat morderstw prostytutek, które są dla
ciebie takie ważne.
Powracająca czarna wata. – A Lynn?
– Ona będzie pierwszą osobą, którą przesłuchamy. Ze skopolaminą. Jeśli jest
czysta, natychmiast o niej zapomnimy.
On nie wie o Whisper, ciągle mam w zanadrzu sztywniaka w San Berdoo...
Głośno rzucił tylko:
– Ale kiedy będzie już po wszystkim, ty i ja porachujemy się.

52

Nie mógł spać – oświadczenie Vincennesa spędzało mu sen z powiek. O szóstej


rano telefon, który i tak go nie obudził: reporter. W tle wiadomości: spekulacje na
temat wznowienia śledztwa, męska rozmowa z jego ojcem – sieć autostrad prawie
ukończona, bohater Nite Owl teraz jako łobuz. Pikiety na parkingu – komuniści
domagający się sprawiedliwości.
Jeszcze za wcześnie na najważniejsze dla jego kariery spotkanie.
Pokój konferencyjny Parkera został przygotowany – notesy na stole. Ed napisał
„Patchett", „Bracken", „«Interes» Patchetta z Hudgensem – wymuszanie?"; podkreślił
„Sposób okaleczenia ciała Hudgensa łudząco przypomina niektóre zdjęcia ze
świerszczyków – niech Vincennes przyniesie je do Biura". Wkład White'a: „Patchett
zamieszany w świerszczyki w 53 roku"; „Patchett/bracia Englekling i chemiczne
wykształcenie ich ojca"; „przeszukane mieszkanie Duke'a Cathcarta i pomięta książka
telefoniczna San Berdoo (drukarnie)".
White ciągle coś ukrywał – był tego pewien.
Podkreślone: „Patchett zaangażowany (poprzez nielegalną działalność FleurdeLis)
w (zorganizowane przez niego) rozprowadzanie świerszczyków, w sprawie których
Obyczajówka prowadziła śledztwo w 53 roku; Cathcart zorganizował sieć dystrybucji
świerszczyków; świerszczyki powiązane z okaleczeniami ciała Hudgensa".
Konkluzja:
Nielegalne interesy światka przestępczego z ostatnich pięciu lat były przyczyną
przynajmniej czterech, a może i kilkunastu poważnych zbrodni.
Weszli inni mężczyźni – Parker, Dudley Smith, Ellis Loew. Kiwnięcia głowami,
szybkie zajęcie miejsc.
– Ponownie wszczynamy śledztwo – powiedział Parker. – Biuro prokuratora
generalnego chce prowadzić tę sprawę, ale Ellis złożył przeciw tym zamiarom
oficjalny protest, co powinno nam dać dwa tygodnie czasu. Mamy więc dwa tygodnie
na rozwiązanie sprawy i odzyskanie prestiżu, który straciliśmy. Mamy dwa tygodnie
do momentu, kiedy Sacramento zwali nam się na głowę i uczyni z nas pośmiewisko.
Do tego czasu musimy wyjaśnić sprawę Nite Owl, wszystko ma być dopięte na ostatni
guzik i znaleźć się na wokandzie śledczej ławy przysięgłych za dwanaście dni.
Rozumiecie, panowie?
Wszyscy pokiwali głowami. A Loew powiedział: – Osobiście jestem w niezręcznej
sytuacji, bo Coates, Jones i Fontaine przyznali się przede mną do winy. Po namyśle
muszę przyznać, że byli to głupi i naiwni chłopcy psychologicznie podatni na sugestie,
więc...
Smith wszedł mu w słowo:
– Ellis, rzeczywiście wyszło niezręcznie, ale to już przeszłość. Po prostu złapaliśmy
nie tych czarnuchów, co trzeba, nie tych, którzy strzelali z dubeltówek w Griffith Park.
Prawdziwymi winnymi są jakieś sprytne cwaniaczki z Darktown, które musiały
wiedzieć, gdzie Coates ukrył samochód, i wtedy wystarczyło tylko podrzucić broń. To
kolesie dobrze znający murzyńskie dzielnice i udało im się namierzyć samochód przed
nami. Purpurowy wóz widziany w pobliżu Nite Owl to był czysty zbieg okoliczności,
który wykorzystali zabójcy. Podejrzewam, że samochód z Griffith Park został
skradziony albo sprzedany w innym stanie, zresztą i tak uważam, że nie powinniśmy
nim sobie więcej zawracać głowy. Musimy zacząć od ponownego przetrząśnięcia
południowej części miasta.
Ed uśmiechnął się – proponowana przez Dudleya taktyka pokrywała się z jego
planem.
– Generalnie się zgadzam, zresztą już poleciłem jednemu z moich ludzi
sprawdzanie zarejestrowanych dawno temu samochodów. Ale czy nie spieszymy się
za bardzo? Czy nie powinniśmy najpierw ustalić, kto będzie kierował dochodzeniem?
Loew odkaszlnął.
– Ed, uważam, że to, iż zastrzeliłeś tamtych bandziorów, było szlachetnym
postępkiem, niezależnie, jakie tobą kierowały motywy. Ale uważam, że powierzenie
tobie kierownictwa nad dochodzeniem spotkałoby się z niezadowoleniem
społecznym. Sądzę, iż raczej powinieneś pełnić pomocniczą rolę w tym śledztwie.
Teraz Ed nie wytrzymał:
– Mam już dosyć bycia złym facetem z telewizyjnych wiadomości i mam dosyć
opisów mojego życia intymnego w gazetach. Poza tym jestem najlepszym detektywem
w...
– Jesteś najlepszym detektywem, jakiego mam – przerwał mu Parker. – I
rozumiem, że chcesz nadrobić poniesione ostatnio straty. Ale Ellis ma rację, osobiście
jesteś zbyt związany z tą sprawą. Kierownictwo powierzyłem Dudleyowi. On powoła
zespół złożony po części z osób z Wydziału Zabójstw, a po części dobierze ludzi z
innych wydziałów i weźmie się do roboty.
– A ja? Czy przypadnie mi jakiś udział w tej sprawie?
Parker pokiwał głową. – Oczywiście, w granicach rozsądku.
To z grubej rury:
– Chciałbym mieć możliwość zbierania materiałów do sprawy i prowadzenia
autonomicznego śledztwa z ramienia SW. Chciałbym, aby sprawą zajmowało się
moich dwóch osobistych pomocników z SW i bym mógł wybrać dwóch
funkcjonariuszy, którzy będą pełnić funkcję łączników.
– Ja nie mam nic przeciwko. Dudley?
– Tak, myślę, że to będzie fair. Chłopcze, kogo widziałbyś w roli łączników?
– Jacka Vincennesa i Buda White'a.
Smith wytrzeszczył oczy.
– Dziwni współpracownicy, ale to jest dziwna sprawa – skwitował głośno Parker. –
Dwanaście dni, panowie. I ani minuty dłużej.

53

Jack obudził się na kanapie, napisał wiadomość dla Karen.


Skarbie! Co się stało, to się nie odstanie; wiem, że spieprzyłem sprawę z Ellisem.
Ale spanie na tej cholernej sofie od dwóch miesięcy nie jest w porządku i jeśli
Wydział jest w stanie mi przebaczyć, to ty chyba też możesz. Nie piłem od sześciu
tygodni, o czym byś wiedziała, gdybyś zajrzała do kalendarza przy mojej szafie. Nie
spodziewam się, byś uznała, że w takim razie wszystko między nami jest w
porządku, ale przynajmniej zauważ, że próbuję. Spróbuję dalej – chcesz iść do
szkoły prawniczej, to super, ale mogę się założyć, że nie będzie ci się tam podobać. W
maju przechodzę na emeryturę, może uda mi się dostać posadę kierownika
komisariatu w jakimś prowincjonalnym miasteczku niedaleko dobrej szkoły
prawniczej... Spróbuję, ale traktuj mnie jak człowieka, bo ten wiejący od ciebie chłód
doprowadza mnie do szaleństwa, a właśnie teraz nie mogę sobie na to pozwolić, bo
już nie muszę paradować w mundurze i znowu mam normalną pracę – zostałem
przydzielony do rozwiązania sprawy, która jest dla mnie bardzo ważna. Pewnie
będę pracował do późna w noc przez ten tydzień, a może trochę dłużej, ale będę
dzwonił i wpadał od czasu do czasu.
J.
Ubrał się, zaczekał, aż zadzwoni telefon. Kawa w kuchni, wiadomość od Karen.
J.!
Ostatnio zachowywałam się jak suka. Przepraszam i uważam, że powinniśmy
wyjaśnić sobie kilka spraw. Gdybyś nie spał, kiedy wróciłam do domu,
zaprosiłabym ciebie do swojej sypialni.
Całusy, K.
PS Dziewczyna w pracy pokazała mi czasopismo, które mogłoby cię
zainteresować. Wiem, że znasz Exleya, o którym tam wspominają, i z całą
pewnością ma to wiele wspólnego z tym, o czym głośno było ostatnio w gazetach.
Na stole leżał Whisper – „Wszystkie brudy nadające się do druku". Jack przeglądał
magazyn, uśmiechając się, aż trafił na rozkładówkę dotyczącą Nite Owl.
Same sensacje: „Dociekliwy prywatny detektyw", „ktoś podszywający się pod
Duke'a Cathcarta", spekulacje dotyczące świerszczyków. Na osobie Eda nie
zostawiono suchej nitki – z artykułu aż ziało nienawiścią do Exleya. Domysł:
„prywatny detektyw" Bud White mści się na Exleyu – wydanie lutowe do kupienia już
w styczniu, numer został wydrukowany, nim załatwiono braci Engleklingów i nim ten
asfalt z Quentin dostarczył alibi zastrzelonym przez Exleya Murzynom. Czasopismo
było ze Wschodniego Wybrzeża – pewnie w LA w ogóle nie można kupić tego
szmatławca. Exley i ci z góry na pewno nie widzieli tego tekstu – gdyby widzieli, on
też by o tym wiedział.
Zadzwonił telefon, Jack podniósł słuchawkę. – To ty, Exley?
– Tak. Zostałeś już oficjalnie przydzielony do sprawy Nite Owl. White rozmawiał z
Lynn Bracken. Zgodziła się zeznawać. Chciałbym, żebyś ją tu przywiózł. Za godzinę
będzie czekać w tej chińskiej restauracji naprzeciw Biura. Zjaw się tam i przywieź ją
do nas, a jeśli będzie z nią jakiś prawnik, pozbądź się go.
– Posłuchaj, widziałem coś, co powinieneś zobaczyć...
– Najpierw przywieź mi tę kobietę, to pogadamy.
Ta sama kobieta, pięć lat po paleniu dokumentów – Lynn Bracken sącząca herbatę
w Al Wong's. Jack przyglądał się jej przez okno.
Ciągłe zniewalająca. Teraz była brunetką, mniej więcej trzydziestopięcioletnią
pięknością przyciągającą spojrzenia mężczyzn. Zobaczyła go. Jack zaczął drżeć: ona
miała jego kartotekę.
Wyszła na zewnątrz.
– Nie chciałem, żeby tak się stało – rzucił Jack.
– Pozwoliłeś na to. Nie boisz się tego, co wiem na twój temat?
Coś tu było nie tak: była zbyt opanowana jak na pięć minut przed składaniem
zeznań.
– Jestem pod opieką tego groźnego kapitana – odparł jej. – Mogę się założyć, że
jeśli się wyda, zatuszuje to.
– Nie zakładaj się o coś, czego nie możesz zagwarantować. A ja robię to tylko dla
Buda. Bo powiedział mi, że może mieć kłopoty, gdybym tego nie zrobiła.
– Co jeszcze powiedział ci Bud?
– Same złe rzeczy o twoim groźnym kapitanie... Możemy iść? Chcę mieć to już za
sobą.
Przeszli przez ulicę, weszli po schodach do Biura. Fisk czekał na nich, zaprowadził
ich do biura Exleya. Tu groźna atmosfera w powietrzu: groźny kapitan Ed. Ray
Pinker, medyczne akcesoria na biurku – fiolki, strzykawki. Wariograf – na wypadek,
gdyby skopolamina nie wystarczyła.
Pinker napełnił strzykawkę. Exley wskazał Lynn krzesło.
– Proszę, usiąść, panno Bracken.
Lynn usiadła. Pinker przetarł jej lewe ramię wacikiem, założył stazę. Exley,
formalnie jak diabli, powiedział:
– Nie wiem, co pani mówił Bud White, ale w skrócie wygląda to tak: prowadzimy
dochodzenie w kilku powiązanych ze sobą sprawach kryminalnych. Jeśli przedstawi
nam pani wiarygodne informacje, my jesteśmy gotowi zagwarantować pani
immunitet w ewentualnych oskarżeniach, jakie mogą się pojawić.
Lynn zacisnęła pięść.
– Nie potrafię dobrze kłamać. Czy możemy przejść do rzeczy?
Pinker chwycił ją za ramię, zrobił zastrzyk. Exley włączył magnetofon. Oczy Lynn
zmąciły się – nie wyglądało to na normalną reakcję na środek. Exley mówił do
mikrofonu.
– Świadek Lynn Bracken... Panno Bracken, proszę odliczać od stu.
Od razu bełkotliwie: – Sto, dziewięćdziesiąt dziewięć, dziewięćdziesiąt osiem,
dziesiąt siedem, dziesiąt sześć...
Pinker obejrzał jej oczy, skinął. Jack przystawił sobie krzesło. Ciągle była zbyt
opanowana – czuł to.
Exley zakaszlał. – Dwudziesty drugi marca pięćdziesiątego ósmego roku, oprócz
świadka i mnie są obecni: sierżant Duane Fisk, sierżant John Vincennes i lekarz
sądowy Rày Pinker. Duane, stenografuj.
Fisk wziął notes.
– Lynn Bracken, ile ma pani lat? – spytał Exley. Lekkie zniekształcenie:
– Trzydzieści cztery.
– Jaki jest pani zawód?
– Prowadzę sklep z konfekcją.
– Jest pani właścicielką Veronica's Dress Shop w Santa Monica?
– Tak.
– Dlaczego w nazwie sklepu jest imię: Veronica?
– Taki prywatny dowcip.
– Niech pani wyjaśni.
– To imię z mojego starego życia.
– Może jaśniej?
Nieobecny uśmiech.
– Byłam kiedyś prostytutką stylizowaną na Veronicę Lake.
– Kto panią na to namówił?
– Pierce Patchett.
– Rozumiem. Czy Pierce Patchett zabił niejakiego Sida Hudgensa w kwietniu 1953
roku?
– Nie. To znaczy nie wiem. Dlaczego miałby to robić?
– Czy wie pani, kim był Sid Hudgens?
– Tak. Dziennikarzem pracującym dla brukowca.
– Czy Patchett znał Hudgensa?
– Nie. To znaczy, gdyby go znał, toby mi powiedział, przecież to był taki znany
człowiek.
Kłamstwo – niemożliwe, by środek już w pełni działał. Musiała wiedzieć, że on wie,
iż teraz kłamie – uznała, że będzie siedział cicho, by chronić własną skórę.
Exley: – Panno Bracken, kto wiosną 1953 roku zabił dziewczynę nazwiskiem Kathy
Janeway?
– Nie wiem.
– Ale zna pani niejakiego Lamara Hintona?
– Tak.
– Proszę o szczegóły.
– On pracował dla Pierce'a.
– Co dokładnie robił?
– Był kierowcą.
– Kiedy to było?
– Kilka lat temu.
– A wie pani, gdzie Hinton jest teraz?
– Nie.
– Proszę powiedzieć więcej na ten temat.
– Nie wiem więcej, wyjechał, nie wiem dokąd.
– Czy Hinton próbował zabić sierżanta Jacka Vincennesa w kwietniu 1953 roku?
– Nie.
Wtedy też mu powiedziała, że nie.
– A kto próbował go zabić?
– Nie wiem.
– Kto jeszcze pracował albo pracuje jako kierowca u Patchetta?
– Chester Yorkin, mieszka gdzieś w Long Beach.
– Czy Pierce Patchett stręczy kobiety do nierządu?
– Tak.
– Kto zabił sześciu ludzi w barze Nite Owl w kwietniu 1953 roku?
– Nie wiem.
– Czy Pierce Patchett sprzedaje różne nielegalne produkty przez FleurdeLis?
– Nie wiem.
Grube kłamstwo. Widoczne napięcie na twarzy: pulsujące żyły.
Exley: – Czy doktor Terry Lux dokonuje operacji plastycznych prostytutek
Patchetta, żeby upodobnić je do gwiazd kina?
Żyły się uspokoiły.
– Tak.
– Czy Patchett od dłuższego czasu stręczy do nierządu ekskluzywne kobiety na
telefon?
– Tak.
– Czy Patchett sprzedawał drogie i artystycznie wykonane magazyny
pornograficzne wiosną 1953 roku?
– Nie wiem.
Białe kostki. Jack wziął notes, napisał: „Patchett to geniusz chemiczny. L.B. kłamie
i podejrzewam, że coś jej wstrzyknięto, by znieść działanie skopolaminy. Trzeba
pobrać jej krew do analizy".
– Panno Bracken, czy...
Jack podał kartkę. Exley przebiegł tekst oczyma, podał dalej Pinkerowi. Pinker
przygotował igłę.
– Panno Bracken, czy Patchett jest w posiadaniu tajnych dokumentów
skradzionych Sidowi Hudgensowi?
– Nie wi...
Pinker chwycił Lynn za ramię, napełnił strzykawkę krwią. Lynn szarpnęła się.
Chwycił ją Exley. Pinker wyjął igłę; Exley przycisnął Lynn do swojego biurka.
Kopała i wiła się – Fisk zaszedł ją od tyłu i zakuł w kajdanki. Zaczęła pluć – trafiła
Exleyowi prosto w twarz. Fisk siłą wyprowadził ją do holu.
Exley wytarł twarz – czerwoną, pociętą zmarszczkami.
– Sam miałem wątpliwości – przyznał. – Myślałem, że może jest po prostu
zmieszana.
Jack podał mu egzemplarz Whisper. – A ja czułem, że wie więcej, niż ty.
Powinieneś to zobaczyć.
Znowu był groźny: ta czerwona twarz, te oczy. Przeczytał artykuł i przedarł
brukowiec na połowę.
– To sprawka White'a. Pojedź do San Bernardino i porozmawiaj z matką tej Sue
Lefferts. Ja złamię tę dziwkę.

On do San Berdoo, a Exley łamał dziwkę, robiąc z tego pokazową sprawę. „Hilda
Lefferts" była w książce telefonicznej; życzliwi wskazali na biały, drewniany dom z
przybudówką z żużlowej płyty. Jakaś babcia podlewała przy nim trawnik. Jack
zaparkował, wyjął egzemplarz Whisper i rozłożył go na artykule o Nite Owl. Staruszka
zobaczyła go i spłoszona pognała w stronę drzwi. Ale on był szybszy.
– Pozwólcie mojej Susie odpoczywać w spokoju! – jęknęła.
Jack podstawił jej gazetę pod nos.
– Rozmawiał z panią policjant z LA, tak? Postawny mężczyzna koło czterdziestki?
Powiedziała mu pani, że córka tuż przed Nite Owl miała chłopaka wyglądającego jak
Duke Cathcart. I to on mówił: „Zacznij się przyzwyczajać do mówienia mi «Duke»„.
Policjant pokazał pani zdjęcia, ale nie rozpoznała pani chłopaka, czy tak? Niech pani
to przeczyta i mi wszystko powie.
Czytała, szybko, mrużąc oczy przed słońcem.
– Ale on mówił, że był policjantem, a nie prywatnym detektywem. Te zdjęcia, które
mi pokazał, wyglądały jak z policyjnej kartoteki, i to nie moja wina, że nie
rozpoznałam na nich amanta Susie. A swoją drogą, to gazety powinny zaznaczyć, że
Susie była dziewicą, kiedy umarła.
– Proszę pani, ja nie wątpię, że była...
– I jeszcze chcę powiedzieć, że ten policjant, czy kto tam, sprawdzał coś pod
nowym skrzydłem mojego domu i uznał, że wszystko jest w porządku. A pan, młody
człowieku, też jest policjantem, prawda?
Jack potrząsnął głową – coś tu śmierdziało.
– Zaraz, zaraz, co pani właściwie chce powiedzieć?
– Że tamten prywatny detektyw, policjant, czy kim on tam nie był, jakieś dwa
miesiące temu wczołgał się pod mój dom, bo powiedziałam mu, że amant Susan
Nancy zrobił to samo po tej kłótni, do jakiej doszło z innym facetem. Było to tuż przed
tą sprawą Nite Owl, o którą ciągle zawracacie mi głowę. A niech lepiej Susie i inne
ofiary spoczywają w pokoju. Mówił, że trafił tam tylko na szczury, żadnych
morderstw, nic nadzwyczajnego, i tyle.
I tyle.
Babcia wskazała na przestrzeń pod domem – i tyle. Cholera, niemożliwe. Bud
White był zbyt tępy, by czekać tyle czasu z taką rewelacją.
Jack wziął latarkę i wczołgał się pod dom – Hilda Lefferts stała i przyglądała się
mu, i tyle.
Pył, zgnilizna, odór kulek na mole – światło na ziemię, szczury, lśniące oczy
szczurów. Worek konopny, kulki na mole, kości pokryte zaschniętą chrząstką, czaszka
z dziurką między oczyma.

54

Ed obserwował Lynn Bracken przez dwustronne lustro.


Przesłuchiwał ją Kleckner, odgrywający rolę miłego faceta, dla kontrastu ze Złym –
czyli nim. Ponownie wstrzyknięto jej skopolaminę; Ray Pinker badał jej krew. Trzy
godziny w celi nie złamały jej – ciągle kłamała z klasą.
Ed włączył głośnik. Akurat usłyszał Klecknera:
– Nie mówię, że ci nie wierzę, tylko z mojego doświadczenia jako policjanta
wynika, że przeważnie alfonsi nienawidzą kobiet, więc trudno mi uwierzyć, że z tego
Patchetta taki filantrop.
– Ale trzeba pamiętać o jego przeszłości, że stracił malutką dziewczynkę. Jestem
pewna, że nawet policjant potrafi zrozumieć, o co tu chodzi, nawet jeśli trudno to
zaakceptować.
– W takim razie porozmawiajmy o jego przeszłości. Opisałaś Patchetta jako
finansistę mieszkającego w LA od trzydziestu lat. Powiedziałaś, że łączy różne
interesy, więc może podasz coś konkretnego o tych interesach.
Lynn westchnęła, też z klasą.
– Wiem, że wchodził w filmy, nieruchomości i budownictwo. A dla wszystkich
ciekawskich kinomanów podam ci, że Pierce sfinansował kilka wczesnych, krótkich
filmów Raymonda Dieterlinga.
Jak to słodko wyszło: alfons dziewczyny Buda White'a znał dobrego kumpla
Prestona Exleya. Kleckner zmienił taśmę. Ed przyglądał się dziwce.
Piękna – w dużej mierze dzięki temu, że jej uroda nie była idealna. Nos miała zbyt
ostry; zmarszczki na czole. Szerokie ramiona, duże ręce – pięknie uformowane i jako
że były duże, sprawiały jeszcze bardziej zadziwiające wrażenie. Niebieskie oczy, które
prawdopodobnie iskrzyły, kiedy jakiś facet mówił, co trzeba; pewnie uważała, że Bud
White ma w sobie jakąś prostą prawość, i szanowała go za to, że nie próbował
imponować jej tym, czego mu brakowało. Była elegancko ubrana, bo wiedziała, że
zrobi to większe wrażenie na ludziach, którym chciała zaimponować; uważała, że
większość mężczyzn jest słaba, i ufała, że swoją inteligencją zdoła sobie poradzić w
każdej sytuacji. Ta myśl narzucała się sama: dała sobie wstrzyknąć co trzeba przed
przesłuchaniem, by się uodpornić i móc bezkarnie kłamać – i to z jaką klasą.
– Kapitanie, telefon. Dzwoni Vincennes.
Fisk trzymał jego aparat, kabel był naciągnięty do maksimum. Ed wziął słuchawkę.
– Vincennes?
– Tak. Słuchaj uważnie, bo ten artykuł w brukowcu to sama prawda, a i to jeszcze
nie wszystko.
– To był White?
– Tak. Prywatny detektyw White przycisnął tę staruszkę jakieś dwa miesiące temu.
Opowiedziała mu o chłopaku jej córki, który wyglądał jak Duke Cathcart i jeszcze
coś...
– Co?
– Słuchaj uważnie. Dwa tygodnie przed Nite Owl sąsiadka pani Lefferts widziała
Susie i jej chłopaka samych w domu i słyszała, jak wdali się w kłótnię z jakimś innym
gościem. Później tego samego dnia widziano tego jej chłopaka, jak wyczołguje się
spod domu. Gdy White przycisnął staruszkę, zadzwonił do P. C. Bell, by dowiedzieć
się, jakie telefony do LA wykonano z tego domu od połowy marca do połowy kwietnia
1953 roku. Zrobiłem to samo i okazało się, że dzwoniono trzy razy, zawsze do
automatu telefonicznego w Hollywood, niedaleko Nite Owl. Jeśli ci się wydaje, że to
nie jest bomba, to...
– Cholera...
– Posłuchaj dalej. White wczołgał się pod dom i powiedział babci, że tam nic nie
ma. Ja też to zrobiłem i znalazłem pod domem sztywniaka obsypanego kulkami na
mole, żeby zabić odór. W czaszce ma dziurkę po pieprzonej kuli. Sprowadziłem do
San Berdoo doktora Laymana. Przywiózł ze sobą więzienną kartotekę dotyczącą
uzębienia Duke'a Cathcarta, kopię z biura koronera. Wszystko pasowało idealnie.
Pierwsza identyfikacja była pomyłką, wykonano ją na podstawie części sztucznej
szczęki, tak jak podali w tym artykule. Cholera, nie mogę uwierzyć, że White doszedł
do tego wszystkiego i pozwolił sztywniakowi leżeć do tej pory pod domem... Jesteś
tam?
Ed chwycił Fiska. – Gdzie jest Bud White?
Fisk wyglądał na przestraszonego. – Słyszałem, że pojechał na północ z Dudleyem
Smithem. Szeryf z Marin zdecydował się porozmawiać z nimi na temat śmierci
Engleklingów.
Wrócił do rozmowy z Puszką, mówiąc: – W tym artykule napisali, że kobieta
oglądała policyjne zdjęcia...
– Tak, White miał ze sobą trochę zdjęć oznaczonych „Archiwum stanowe". Teraz
już obaj wiemy, że wznowiono śledztwo, ale podejrzewam, że wtedy White nie chciał
jej przywozić tutaj, by przeglądała zdjęcia u nas. Zresztą i tak nie była w stanie
zidentyfikować tego chłopaka jej córki, a jeśli chłopak jest jednym ze sztywniaków z
Nite Owl, to i tak go namierzymy, bo w 1953 Nort Layman wyjął fragmenty szczęki z
jego głowy... To jak? Przywieźć ją? Pokazać jej naszą kartotekę?
– Tak.
Fisk zabrał telefon. Podszedł Ray Pinker, z formularzem w ręku.
– Fizostygmina, kapitanie. Jest to bardzo rzadki lek psychotropowy, którego używa
się do uspokajania agresywnych pacjentów cierpiących na choroby psychiczne. Jakiś
profesjonalista zaaplikował naszej pani ten lek, bo tylko profesjonalista mógł
wiedzieć, że akurat ten rodzaj fyzoiny może znieść działanie skopolaminy. Kapitanie,
powinien pan usiąść, bo wygląda pan, jakby za chwilę miał paść na zawał...
Chemiczny geniusz Patchett albo ojciec braci Engleklingów. człowiek, który
wynalazł środki psychotropowe. Dziwka Buda White po drugiej stronie szkła – teraz
sama, magnetofon czekał.
Ed wszedł do pokoju.
– Znowu ty? – rzuciła Lynn.
– Tak.
– Czy nie musicie albo mnie o coś oskarżyć, albo zwolnić?
– Nie przez najbliższe sześćdziesiąt osiem godzin.
– Nie naruszacie moich konstytucyjnych praw?
– W tej sprawie zapomnieliśmy o prawach gwarantowanych w konstytucji.
– W tej sprawie?
– Nie udawaj głupiej. Chodzi o to, że Pierce Patchett rozpowszechniał pornografię,
między innymi magazyny, w których były zdjęcia idealnie pasujące do okaleczeń, jakie
znaleziono na ciele ofiary morderstwa. Mówię tu o jego niedawno zmarłym
„partnerze" Sidzie Hudgensie. Chodzi o powiązania ofiar z Nite Owl ze sprawą
rozpowszechniania pornografii, chodzi też o twojego przyjaciela, Buda White'a, który
zataił ważne dowody dotyczące tego, kim naprawdę była jedna z ofiar. No dobrze,
przejdźmy do rzeczy. White powiedział ci, żebyś zgodziła się z nami współpracować, i
przyszłaś do nas, będąc pod wpływem substancji, która ma znosić działanie
skopolaminy. Ale działa i na twoją niekorzyść. Ciągle jeszcze możesz oszczędzić sobie i
White'owi mnóstwa kłopotów, jeśli zgodzisz się z nami współpracować...
– Bud sam potrafi się o siebie zatroszczyć. A ty wyglądasz okropnie. Twoja twarz
jest cała czerwona.
Ed usiadł. Wyłączył magnetofon.
– Nawet nie czujesz tego, co ci wstrzyknęliśmy, prawda?
– Czuję się tak, jakbym wypiła cztery kieliszki martini, a cztery kieliszki martini
tylko wyostrzają mi intelekt.
– Patchett przysłał cię tu bez adwokata tylko po to, by zyskać na czasie, nie mam co
do tego wątpliwości. Wie, że powołano ciebie na świadka w sprawie wznowienia
śledztwa dotyczącego morderstwa w Nite Owl, więc przynajmniej sam zdaje sobie
sprawę, że jego też czeka składanie zeznań. Szczerze mówiąc, nie sądzę, by był
zabójcą. Wiem sporo na temat różnych przedsięwzięć Patchetta, a ty, współpracując
ze mną, możesz mu oszczędzić poważnych kłopotów.
Lynn uśmiechnęła się.
– Bud mówił, że jesteś inteligentny.
– Co jeszcze mówił?
– Że jesteś słabym, przepełnionym goryczą człowiekiem rywalizującym ze swym
ojcem.
Spokojnie, przeczekać.
– Skoncentrujmy się więc na moim intelekcie. Patchett jest chemikiem i to, co
teraz powiem, może jest za daleko posuniętym przypuszczeniem, ale byłbym skłonny
się założyć, iż pobierał nauki u Franza Engleklinga, farmaceuty, który tworzył leki,
takie jak ten psychotrop, który zaaplikował ci Patchett, by znieść działanie naszego
środka. Englekling miał dwóch synów, których dwa miesiące temu zamordowano w
Północnej Kalifornii. Podczas dochodzenia w sprawie Nite Owl, właśnie tych dwóch
zgłosiło się do nas, mówiąc, cytuję, o postrzelonym opiekunie, koniec cytatu, który
miał do dyspozycji wiele, cytuję, eleganckich dziewczyn na telefon, koniec cytatu.
Oczywiście mówili o Patchetcie, który znał przyszłego handlarza świerszczyków
Duke'a Cathcarta, zastrzelonego podczas tej masakry w Nite Owl. Oczywiście Patchett
siedzi po uszy w całej tej aferze i może mieć kłopoty, których nie potrzebuje, a ty
możesz pomóc mu ich uniknąć...
Lynn zapaliła papierosa.
– Jesteś naprawdę bardzo, bardzo bystry...
– Tak, i jestem bardzo dobrym detektywem, i mam do dyspozycji ukrywane przez
pięć lat dowody. Wiem o tym epizodzie z paleniem dokumentów, wiem o planach
Patchetta i Hudgensa, żeby wymuszać pieniądze. Czytałem oświadczenie Vincennesa,
który trzymał was w garści, i wiem o różnych przedsięwzięciach Patchetta, między
innymi o FleurdeLis.
– Więc zakładasz, że Patchett ma jakieś kompromitujące informacje na temat
Vincennesa...
– Tak, które prokurator okręgowy i ja zatuszujemy po to, by chronić dobre imię
Wydziału Policji Los Angeles.
Nerwowe wzdrygnięcie: Lynn upuściła papierosa, zaczęła szukać zapalniczki.
– Ty i Patchett nie możecie wygrać – ciągnął Ed. – Mam dwanaście dni na
zamknięcie sprawy, więc jeśli nie będę w stanie tego zrobić, zacznę się rozglądać za
pomocniczymi zarzutami. Patchetta można oskarżyć o przynajmniej kilkanaście
przestępstw i uwierz mi, jeśli nie uda mi się rozwiązać tej sprawy, zrobię absolutnie
wszystko, by ukazać siebie w korzystnym świetle.
Lynn wlepiła w niego oczy. Ed odwzajemnił się jej tym samym.
– Patchett ciebie wykreował, prawda? Byłaś prostą dziewczyną z Bisbee, z Arizony,
i dziwką. Nauczył ciebie, jak się ubierać, jak mówić i co myśleć i muszę przyznać, że
jestem pod wrażeniem rezultatów. Ale mam dwanaście dni, by moje życie nie
skończyło się w rynsztoku, a jeśli mi się to nie uda, zrobię wszystko, by pogrążyć
ciebie i Patchetta.
Lynn sama włączyła magnetofon:
– Mówi dziwka Pierce'a Patchetta. Nie boję się ciebie i nigdy nie kochałam nikogo
tak jak Buda White'a. Jestem szczęśliwa, że zataił dowody i udało mu się ciebie
przechytrzyć, a swoją drogą jesteś głupcem, bo go nie doceniasz. Kiedyś byłam
zazdrosna o to, że sypia z Inez Soto, ale teraz nabrałam szacunku dla dziewczyny,
która zamiast tchórza wybrała prawdziwego mężczyznę.
Ed wcisnął „kasowanie", „stop", „start".
– Zostało jeszcze sześćdziesiąt siedem godzin, ale atmosfera podczas mojego
następnego przesłuchania nie będzie już taka ciepła.
Kleckner otworzył drzwi, podał mu skoroszyt.
– Kapitanie, Vincennes przywiózł panią Lefferts. Przeglądają kartotekę zdjęć, ale
powiedział, że pan miał to dostać od niego.
Ed wyszedł za drzwi. Gruby skoroszyt zawierał świerszczyki na błyszczącym
papierze.
Magazyn z samej góry: ładne dzieciaki, wszystko jak na dłoni, kolorowe stroje.
Niektóre głowy zostały kiedyś wycięte i później wlepione z powrotem – według
oświadczenia, Jack próbował ustalić tożsamość modeli, przeglądając zdjęcia z
kartoteki, i uważał, że wycięcie głów ułatwi mu zadanie. Brzydkie, ale artystyczne
ujęcia – dokładnie tak, jak mówił Puszka.
Magazyny ze spodu – jednolite, czarne okładki – znalezione przez Puszkę w
śmietniku. Pierwsze zdjęcia z czerwoną farbą – oddzielone od ciała kończyny
ociekające sztuczną krwią, modele połączeni odbytami. Scena jak z zabójstwa:
chłopiec dokładnie w takiej samej pozycji jak Hudgens na zdjęciach z miejsca śmierci.
Więcej niż zadziwiające – czyli Hudgensa zabił ten, kto ustawiał modeli do zdjęć,
niezależnie kto to był.
Ed zajrzał do ostatniego magazynu, skamieniał. Nagi, ładny chłopiec, rozłożone
ramiona – farba/krew wyciekająca z jego tułowia. Znajome ujęcie, zbyt dobrze znane,
nie ze zdjęć Sida Hudgensa, które oglądał u koronera. Przeglądał magazyn, aż trafił na
rozkładówkę: chłopcy, dziewczęta, dotykające się kończyny połączone krwawymi
wzorkami.
WIEDZIAŁ.
Pobiegł wzdłuż korytarza do Wydziału Zabójstw, odszukał dokumenty z 1934 roku,
znalazł „Atherton, Loren, 187 P.C. (wielokrotne)". Trzy grube skoroszyty, zdjęcia
wykonane przez samego „dra Frankensteina".
Dzieci natychmiast po poćwiartowaniu. Ramiona i nogi położone tuż obok
tułowiów. Biały woskowy papier pod ciałami. Krwawe ślady po malowaniu palcem
wokół kończyn, czerwień na białym tle, kunsztowne wzorki, identyczne jak na
zdjęciach pornograficznych, kończyny ułożone dokładnie tak samo jak w przypadku
Hudgensa.
Ed przyciął sobie palce, zatrzaskując szufladę.
Teraz prosto do Hancock Park.

W posiadłości Prestona Exleya party na całego: kamerdynerzy parkujący


samochody, muzyka w oddali – pewnie w ogrodzie różanym. Ed wszedł głównym
wejściem i stanął jak wryty – zniknęła biblioteka jego matki. Zamiast niej: dużych
rozmiarów makieta – autostrady wokół zrobionych z papieru miast. Drogowskazy na
poboczach drogi – cała sieć autostrad. Wszystko perfekcyjnie dopracowane –
przynajmniej mógł otrzeźwieć po oglądaniu sprośnych obrazków. Łodzie w porcie San
Pedro, góry San Gabriel, małe samochodziki na asfalcie. Największe osiągnięcie
Prestona Exleya w przeddzień ukończenia tego dzieła.
Ed popchnął samochodzik – znad oceanu ku wzgórzom, gdy głos ojca dobiegł go z
tyłu:
– Myślałem, że będziesz dzisiaj pracował w południowej części miasta.
Ed odwrócił się.
– Słucham?
Preston uśmiechnął się. – Myślałem, że będziesz starał się nadrobić złą prasę,
której ostatnio miałeś w nadmiarze.
Nie widział związku – zdjęcia Athertona stanęły mu przed oczyma.
– Ojcze, wybacz, ale nie wiem, o czym mówisz...
Preston roześmiał się. – Ostatnio widywaliśmy się tak rzadko, że zapomnieliśmy o
uprzejmości.
– Ojcze, jest coś...
– Ja miałem na myśli wypowiedź Dudleya Smitha dla dzisiejszego Heralda.
Powiedział, że wznowione śledztwo będzie się koncentrować na południowej części
miasta, że szukacie innej grupy Murzynów.
– Nie, dochodzenie zmierza w zupełnie inną stronę.
Preston położył mu rękę na ramieniu.
– Wyglądasz na przestraszonego, Edmundzie. Nie wyglądasz jak wysoko
postawiony funkcjonariusz policji i nie przyjechałeś tutaj, by wziąć udział w przyjęciu
wydanym z okazji ukończenia budowy autostrad.
Jego ręka była ciepła. – Ojcze, kto poza ludźmi pracującymi w Wydziale widział
zdjęcia Athertona?
– Teraz ja powiem „Słucham?". Chodzi ci o zdjęcia z akt sprawy? O te, które wiele
lat temu pokazywałem tobie i Thomasowi?
– Tak.
– Synu, o czym ty mówisz? Te zdjęcia są w tajnej kartotece Wydziału, nigdy nie
zostały udostępnione prasie ani osobom postronnym. Teraz ty mi powiedz...
– Ojcze, Nite Owl ma związek z kilkoma innymi poważnymi przestępstwami i
żadne murzyńskie gangi nie mają z tym nic wspólnego. Jednym z tych...
– To wytłumacz mi o co chodzi tak, jak ciebie uczyłem. Prowadziłem takie sprawy...
– Nikt nigdy nie miał takiej sprawy. Jestem lepszym detektywem, niż ty
kiedykolwiek byłeś, i nigdy nie miałem sprawy takiej jak ta. – Ed czuł, że drętwieją
mu ramiona, gdy ojciec zacisnął na nich swoje ręce. – Przepraszam za to, co
powiedziałem, ale to prawda, a świadczy o tym dochodzenie, które prowadzę w
sprawie o morderstwo z okaleczeniem sprzed pięciu lat, powiązanej z Nite Owl. Ofiara
została poćwiartowana i ułożona dokładnie tak samo, jak ofiary Lorena Athertona, i
dokładnie tak samo, jak na zdjęciach w pewnych magazynach pornograficznych z
domalowaną sztuczną krwią, które zresztą też są jakoś powiązane z Nite Owl. A to
znaczy, że albo ktoś widział zdjęcia Athertona i stanowiły one dla niego wzór, albo w
1934 roku został skazany niewłaściwy człowiek.
Nawet nie mrugnął okiem. – Nie ma cienia wątpliwości, że Loren Atherton
popełnił tamte zbrodnie, przyznał się do winy i został rozpoznany przez licznych
świadków. Ty i Thomas widzieliście jego fotografie, ale bardzo wątpię, by zdjęcia
kiedykolwiek zostały wyniesione z Wydziału Zabójstw. Jedyną możliwością poza
hipotezą, że mordercą jest policjant, co jest absurdalne, jest to, iż Atherton pokazał
swoje zdjęcia jednej albo kilku osobom, nim został aresztowany. To ty zastrzeliłeś
niewłaściwych ludzi w sprawie, która stała się twoim powodem do chwały – ja nie
popełniłem takiego błędu. Na przyszły raz zastanów się, zanim podniesiesz głos na
ojca...
Ed zrobił dwa kroki do tyłu – nogami otarł się o makietę, złamał kawałek
autostrady.
– Przepraszam. Właściwie powinienem prosić ciebie o radę, a nie próbować z tobą
współzawodniczyć. Ojcze, czy jest jeszcze coś w sprawie Athertona, o czym mi nie
mówiłeś?
– Przyjmuję przeprosiny. Nie, nie ma czegoś takiego. Ty, Art i ja wielokrotnie
analizowaliśmy tę sprawę podczas naszych dawniejszych spotkań, więc podejrzewam,
że znasz ją równie dobrze jak ja.
– A czy Atherton miał jakichkolwiek wspólników?
Preston potrząsnął głową.
– Zdecydowanie nie. Był typowym psychopatą samotnikiem.
Głęboki oddech, nim rzucił:
– Chciałbym przesłuchać Raya Dieterlinga.
– Dlaczego? Dlatego, że Atherton zabił dziecko, które było gwiazdą w jego filmach?
– Nie, dlatego, że pewien świadek zidentyfikował Dieterlinga jako znajomego
przestępcy, który prawdopodobnie jest zamieszany w Nite Owl.
– Kiedy to było?
– Jakieś trzydzieści lat temu.
– Jak brzmi nazwisko tej osoby?
– Pierce Patchett.
Preston wzruszył ramionami.
– Nigdy o takim nie słyszałem i nie chcę, byś naprzykrzał się Raymondowi.
Zdecydowanie nie. Przelotna znajomość sprzed trzydziestu lat zupełnie nie
usprawiedliwia zawracania głowy mężczyźnie pokroju Raymonda Dieterlinga. Ja
spytam Raya o tego człowieka i powiem ci, czego się dowiedziałem. Czy to ci
wystarczy?
Ed spojrzał na makietę. Hipnotyzująca: LA niesłychanie się rozrosło, po części
dzięki Exley Construction. Znowu ręce ojca, teraz delikatnie.
– Synu, daleko zaszedłeś i zaskarbiłeś sobie mój szacunek. Dostałeś w kość za Inez
i tych mężczyzn, których zabiłeś, ale uważam, że dzielnie to znosisz. Chciałbym
jednak, byś teraz coś przemyślał. Swoją pozycję zawdzięczasz sprawie Nite Owl i
szybkie jej rozwiązanie umocniłoby tę pozycję. Jednak dochodzenia w sprawach
powiązanych z nią przestępstw, chociaż wydają się nieodzowne, mogą odwrócić twoją
uwagę od przyświecającego ci głównego celu i w ten sposób zniszczyć twoją karierę.
Proszę, pamiętaj o tym.
Ed ścisnął ręce ojca. – Absolutna sprawiedliwość. Pamiętasz?

55

Obydwa miejsca, w których popełniono przestępstwa, były zaplombowane –


drukarnia, sąsiadujące z nią mieszkanie. Jedyny szeryf w okręgu Marin – gruby
gościu nazwiskiem Hatcher. Mężczyzna z laboratorium nadawał non stop.
Miejsce popełnienia przestępstwa nr 1: zaplecze w Rapid Bob's Printing. Bud cały
czas przyglądał się Dudleyowi, przypominając sobie to, co mu powiedział:
„Myśleliśmy, że go zabijesz, więc powstrzymaliśmy cię. Przepraszam, jeśli
zachowaliśmy się niezupełnie odpowiednio, ale straciłeś nad sobą panowanie. Hinton
ma powiązania z wieloma bardzo złymi ludźmi, w odpowiednim czasie powiem ci
więcej na ten temat".
Nie naciskał – Dud mógł mieć na niego jakiegoś haka.
Lynn była pod obserwacją. To policzek od Exleya.
Mężczyzna z laboratorium wskazał na przewrócone szafki:
–...tak, główna sala drukarni wyglądała nienagannie, więc widać, że sprawca nie
zawracał sobie nią głowy. Tu, w popielniczce były pety, po dwóch rodzajach
papierosów, załóżmy więc, że Engleklingowie pracowali do późna. I załóżmy, że
sprawca poradził sobie z zamkiem w drzwiach wejściowych, przyszedł tutaj
ukradkiem i wymierzył w nich pistolet. Na framudze drzwi łączących obydwa
pomieszczenia są ślady rękawiczek, co potwierdza takie przypuszczenia. Wchodzi,
każe naszym chłopcom otworzyć szafki, które wam pokazywałem, nie znajduje w nich
tego, czego szuka. Wkurza się i przewraca je, ślady rękawiczek na czwartej półce od
góry wskazują na praworęcznego mężczyznę przeciętnego wzrostu. Bracia podnoszą
te przewrócone szafki: jest mnóstwo rozmazanych śladów wskazujących, że wtedy
Pete i Bax byli już nieco spanikowani. A sprawca, który wyraźnie nie znalazł tu tego,
czego szukał, zaprowadził naszych chłopców do ich mieszkania. Panowie, proszę za
mną.
Wyszli na dwór, przeszli przez ulicę. Facet z laboratorium miał ze sobą latarkę; Bud
trzymał się z tyłu.
Lynn była zbyt zarozumiała – sądziła, że uda jej się oszukać ich swą inteligencją.
Dud prawdopodobnie miał swoje własne tropy – ale ciągle mówił o czarnuchach.
– Zwróćcie uwagę na ziemię na podjeździe – kontynuował facet z laboratorium. –
Tego ranka, kiedy znaleziono ciała, nasza ekipa dochodzeniowa znalazła trzy rodzaje
śladów butów, ale odciski były zbyt płytkie, by mogły się nam przydać. Dwóch ludzi
wyraźnie szło przed trzecim, pewnie trzymał ich na muszce.
Przeszli na dziedziniec bungalowu.
Dudley milczał jak grób – w samolocie też prawie się nie odzywał. Czy Whisper
osiągnie zamierzony efekt? JAK wykorzystać sztywniaka pod domem przeciwko
Exleyowi?
Taśma na drzwiach, Hatcher ją zdrapał. Facet z laboratorium otworzył drzwi
wytrychem. Do środka Bud wślizgnął się pierwszy.
Jatka – wszystko zabezpieczone przez Dochodzeniówkę. Plamy krwi na
wykładzinie – otoczone taśmą. Szklane probówki na podłodze – obrysowane, włożone
w przezroczyste worki. Porozrzucane wokół negatywy – przynajmniej kilkadziesiąt –
popękane, poparzone powierzchnie. Przewrócone krzesła, serwantka, porozcinana i
wybebeszona sofa. W największe rozcięcie wepchnięta półprzezroczysta, papierowa
torebka opisana „Heroina".
Facet z laboratorium zaczął znowu nadawać: – W tych probówkach są substancje,
które zidentyfikowaliśmy jako leki psychotropowe. Negatywy w większości były zbyt
niewyraźne, by orzec, co na nich jest, ale udało nam się stwierdzić, że na sporej ilości
z nich są zdjęcia pornograficzne. Jednak ważne szczegóły zostały wypalone
chemikaliami, które wzięto z lodówki w kuchni: nasi chłopcy mieli tam mnóstwo
najrozmaitszych żrących substancji. Teraz będą moje hipotezy: Peter i Baxter
Engleklingowie byli prawdopodobnie torturowani, nim ich zastrzelono – to wiemy na
pewno. Podejrzewam, że zabójca po kolei pokazywał im negatywy, zadawał pytania,
po czym polewał chemikaliami ich ciała – a potem i zdjęcia. Czego szukał? Nie wiem.
Może chciał ustalić tożsamość osób, które były na zdjęciach. Pod kanapą znaleźliśmy
szkło powiększające, więc teraz skłaniam się ku takiej wersji. To jeszcze nie wszystko,
zwróćcie uwagę na wystającą z kanapy torebkę oznaczoną napisem „Heroina". Jej
zawartość oczywiście zarekwirowaliśmy. W sumie były cztery torebki w niepozornej
kryjówce. Zabójca wzgardził tą heroiną, a przecież mógłby ją łatwo sprzedać i zarobić
sporo...
Weszli do kuchni, znowu bałagan, otwarta lodówka – mnóstwo probówek, butelki
oznaczone chemicznymi symbolami. Koło zlewu: stos czegoś przypominającego
nakładki do maszyny drukarskiej.
Mężczyzna wskazał na bałagan. – Kolejna hipoteza, panowie. W raporcie
sporządzonym po wizycie na miejscu zbrodni wspomniałem, że znaleziono w
mieszkaniu aż dwadzieścia sześć substancji chemicznych. Zabójca torturował Pete'a i
Baxa Engleklingów chemikaliami i wiedział, które substancje poparzą ciało. Uważam,
że byli torturowani właśnie w ten sposób, bo akurat była taka możliwość. Jestem
skłonny się założyć, że zabójca jest inżynierem, lekarzem albo chemikiem. Teraz
chodźmy do sypialni.
Bud pomyślał tylko jedno: PATCHETT.
Przeszli do sypialni, krople krwi znaczące cały przedpokój. Mały pokój – rzeźnia
cztery na cztery metry. Dwie linie obrysowujące miejsca, gdzie leżeli tamci – jeden na
łóżku, drugi na podłodze, zaschnięta krew wewnątrz konturów ciał. Sznurek do
wieszania prania owinięty wokół nóg łóżka; kawałki sznurka na podłodze; otoczone
taśmą kółka na narzucie łóżka, na podłodze, na szafce nocnej. Na jednej ze ścian
obrysowana dziurka po kuli; na tablicy pilśniowej wystawka Dochodzeniówki: więcej
przeżartych negatywów.
Facet z laboratorium: – Na negatywach są tylko odciski palców Engleklingów i
rękawiczek, sprawdziliśmy po kolei wszystkie, a potem ułożyliśmy większość z nich
tak, jak je znaleźliśmy. Te na tablicy znaleźliśmy tutaj w sypialni, gdzie, jak zresztą
widzicie, torturowano braci i zastrzelono ich. Te małe kółka na łóżku i w innych
miejscach wskazują, gdzie znaleziono fragmenty poparzonych tkanek pochodzących z
tułowia, rąk i nóg Engleklingów, a jeśli przyjrzycie się uważnie podłodze, zobaczycie
wypalone przez chemikalia miejsca w wykładzinie. Obaj mężczyźni zostali dwukrotnie
postrzeleni z.38 wyposażonej w tłumik. Dziwne fragmenty materiału, które
znaleźliśmy na kulach, wyraźnie wskazują na tłumik i wyjaśniają, dlaczego nikt nie
słyszał strzałów. Dziura po kuli w ścianie jest naszą jedyną prawdziwą poszlaką i
łatwo zrekonstruować przebieg wydarzeń. Bax Englekling uwolnił się z więzów,
chwycił pistolet i wystrzelił, raniąc zabójcę, nim ten zdołał wyrwać mu pistolet i
zastrzelić go. Kula, którą wydobyliśmy ze ściany, miała na sobie ślady tkanek białego
człowieka i przylepiony do niej siwy włos pochodzący z ramienia. Jest też krew grupy
0+. Obaj bracia Engleklingowie mieli grupę krwi AB, więc stąd wiemy, że sprawca
został postrzelony. Krople krwi prowadzące do dużego pokoju i negatywy, które wyjął,
by się im przyjrzeć, wskazują, że nie była to poważna rana. Ekipa pana Hatchera
znalazła w studzience kanalizacyjnej niedaleko stąd ręcznik nasączony krwią grupy
0+, więc wyraźnie pełnił on funkcję jego opaski uciskowej. A ostatnia moja hipoteza:
facet naprawdę miał bzika na punkcie tych negatywów.
–: Na razie nic nie mamy – odezwał się Hatcher. – Przepytaliśmy wszystkich
kilkanaście razy, żadnych świadków, a tych dwóch braci nie miało tu nikogo
znajomego, którego udałoby się nam namierzyć. Rozpytywaliśmy w gabinetach
lekarskich, na pogotowiach, na dworcach kolejowych, lotniskach i dworcach
autobusowych, czy ktoś nie widział postrzelonego mężczyzny, ale bez rezultatu. Jeśli
bracia mieli notes z adresami, musiał zostać zabrany. Nikt nic nie widział ani nic nie
słyszał. Jak mówi mój ekspert, nasz zabójca naprawdę miał bzika na punkcie tych
negatywów, co być może – podkreślam: „być może" – ma coś wspólnego z tym, iż
nasze ofiary kilka lat temu zgłosiły się u was, by złożyć zeznanie w sprawie Nite Owl,
którą się wtedy zajmowaliście. Przedstawili teorię, że w całej tej sprawie mogło
chodzić o zdjęcia pornograficzne, prawda?
– Rzeczywiście tak twierdzili. My jednak uważamy, że bez jakichkolwiek podstaw –
odparł Dudley.
– A z gazet wychodzących w LA dowiedzieliśmy się, że właśnie wznowiliście
śledztwo w sprawie Nite Owl...
– Tak, istotnie.
– Kapitanie, żałuję, że nie zdecydowaliśmy się na współpracę z wami wcześniej, ale
zostawmy to teraz. Czy możecie dostarczyć mi jakichś informacji, które mogłyby
okazać się pomocne w rozwiązaniu tego morderstwa?
Dudley uśmiechnął się.
– Komendant Parker upoważnił mnie do dostarczenia mu kopii akt waszej sprawy.
Powiedział, że jeśli znajdę jakieś dowody wskazujące na powiązania między dwoma
sprawami, to wtedy prześle wam kopię zapisu zeznań, które denaci złożyli w 1953
roku.
– Które, jak pan wspomniał, mają coś wspólnego z pornografią, a przecież i nasza
sprawa również...
Dudley zapalił papierosa.
– Tak, chyba że to heroina jest kluczem do sprawy.
Hatcher żachnął się.
– Kapitanie, gdyby naszemu delikwentowi chodziło o herę, ukradłby to, co było w
kanapie.
– Tak, ale może zabójca był po prostu psychopatą, który z niewyjaśnionych dla
niego samego powodów zareagował psychotycznie na negatywy. Szczerze mówiąc,
mnie interesuje heroinowy aspekt tej sprawy. Czy macie jakieś dowody, że bracia ją
sprzedawali albo produkowali?
Hatcher potrząsnął głową.
– Żadnych, ale uważam, że w naszej sprawie heroina nie ma nic do rzeczy. Czy po
wznowieniu śledztwa w waszej sprawie rozpracowujecie ją pod kątem związków z
pornografią?
– Nie, przynajmniej na razie. Wracamy do punktu wyjścia. Jak przeczytam wasze
akta sprawy, skontaktuję się z wami.
Hatcher był bliski wybuchu.
– Kapitanie, przebyliście taki kawał drogi, by przejąć nasze dowody, i nie macie nic
w zamian do zaoferowania?
– Przyjechałem tu na polecenie komendanta Parkera, który jest skłonny do pełnej
współpracy, ale pod warunkiem, że wasza sprawa nam się na coś przyda.
– Wielkie słowa, sahib, które mi się nie podobają.
Zaczynał się robić nieprzyjemny. Dudley odpowiedział uśmiechem pochlebcy. Bud
wyszedł na ulicę, zatrzymał się przy wynajętym przez nich samochodzie, stojącym
przy krawężniku. Był wystraszony, czuł się zdezorientowany.
Wyszedł Dudley; Hatcher i facet z laboratorium zamknęli drukarnię.
– Ostatnio zupełnie pana nie rozumiem, szefie – powiedział wtedy Bud.
– Może uściślisz to, chłopcze?
– Na przykład ten wczorajszy wieczór z Hintonem.
Dudley roześmiał się.
– Wczoraj wieczorem zachowywałeś się równie okrutnie jak dawniej. Ucieszyło
mnie to, bo stwierdziłem, że jednak będziesz się nadawał do dodatkowych zajęć, które
dla ciebie zaplanowałem.
– Na czym więc będzie polegało to moje zadanie?
– Dowiesz się w odpowiednim czasie.
– A co się stało z Hintonem?
– Wypuściliśmy go mocno poturbowanego i panicznie bojącego się sierżanta
Wendella White'a.
– Tak, ale w jakiej sprawie go przyciskaliście?
– Chłopcze, ty masz swoje tajemnice poza zawodowe, ja mam swoje. Już niedługo
sobie wszystko wyjaśnimy.
Nie mógł dać za wygraną.
– Nie. Chciałbym wiedzieć, na czym stoimy w sprawie Nite Owl. Teraz.
– Wszystko kręci się wokół Edmunda Exleya, chłopcze. Dla nas obu.
– Co?! – sam słyszał przestrach w swoim głosie.
– Edmund Jennings Exley. To on ciebie napędza, od Krwawych Świąt, i właśnie
przez wzgląd na niego nie mówisz mi pewnych rzeczy. Szanuję ciebie, więc toleruję
twoje przemilczenia. Odwdzięcz mi się i toleruj to, że nie wyjaśnię ci pewnych rzeczy
przez najbliższych dwanaście dni, ale potem zobaczysz jego koniec.
– O czym pan... – głosem małego chłopca.
– Nigdy go nie darzyłeś specjalnym szacunkiem, więc ci powiem. Jako człowiek jest
nikim, ale jako detektyw jest rewelacyjny, dużo lepszy niż ja! No, Bóg i ty jesteście
świadkiem, jak wygłaszam peany na cześć człowieka, którym gardzę. Więc czy
będziesz tolerował moje milczenie, tak jak ja toleruję twoje?
Kryzys zażegnany.
– Nie. Po prostu proszę mi powiedzieć, do cholery, co chce pan, bym zrobił. Niech
pan mi wyjaśni.
Dudley zaśmiał się, uśmiechnął.
– No więc posłuchaj. Dowiedziałem się, że niedługo Thad Green przejdzie na
emeryturę i jesienią obejmie dowództwo Straży Granicznej Stanów Zjednoczonych.
Naszym nowym szefem detektywów będzie albo Edmund Exley, albo ja. Zdanie przez
niego egzaminu na inspektora to mocny argument na jego korzyść, poza tym jest też
faworytem Parkera. Planuję wykorzystać dowody, które obaj zatajaliśmy, by czym
prędzej rozwiązać sprawę Nite Owl, zapewnić sobie awans i po drodze zniszczyć
Exleya. Chłopcze, bądź dla mnie wyrozumiały jeszcze przez kilka dni, a gwarantuję ci,
że będziesz mógł osobiście zemścić się na Exleyu.
Układ był taki: Exley – Dudley kontra Exley.
Zero wątpliwości.
Trzeba się zastanowić: te drobiazgi, które wyjawił Exleyowi, obietnica Exleya –
stanowisko łącznika, morderstwa prostytutek.
– Szefie, czy mogę liczyć na jakąś gratyfikację?
– Oprócz zniszczenia twojego znajomego?
– No.
– I w zamian za wyłożenie absolutnie wszystkich kart na stół? Za więcej niż to, co
zaproponowałeś Exleyowi w zamian za posadę łącznika?
Jezu, czego ten człowiek nie wiedział.
– No.
– Chłopcze, twardy z ciebie negocjator. Czy praca w Służbach Specjalnych szefa
detektywów ciebie satysfakcjonuje? Powiedzmy sprawy recydywistów, różne
jurysdykcje?
Bud wyciągnął rękę. – Układ stoi.
– To trzymaj się z dala od Exleya – dodał Dudley. – Rozgość się w jakimś czystym
pokoju w Victory. Zjawię się tam za dzień czy dwa, żeby się z tobą spotkać.
– To niech pan weźmie samochód, ja muszę najpierw coś załatwić w San Francisco.

Wybulił czterdzieści dolców na taryfę, czuł adrenalinę, kiedy przejeżdżał przez


Golden Gate. Gra na dwa fronty: zły układ, by przeżyć, dobry układ, by wygrać –
awans z drugiej do pierwszej ligi. Exley miał własne źródła informacji i smutnego
Puszkę Jacka; Dudley miał siłę przebicia i niespotykany spryt. Zwrot akcji: okłamywał
Dudleya, by udupić Exleya; pięć lat później facet prosi go o pomoc: kłamstwa zostają
wybaczone, dwóch gliniarzy, jeden cel. Rozświetlone San Francisco w oddali. Głos
Dudleya Smitha: „Edmund Jennings Exley".
Poczuł dreszcze na samą myśl o tym człowieku.
Minęli most, przystanek przy automacie telefonicznym. Pozamiastowa: numer
Lynn, dziesięć sygnałów, nikt nie podnosił słuchawki. O 9:10 wieczorem –
niepokojące, powinna wrócić do domu z Biura przed zmrokiem.
Dotarli do miasta, tu wysiadł z taksówki przed celem swej podróży: Wydział Policji
San Francisco, Centrala Wydziału Detektywów. Bud przypiął swoją odznakę, wszedł
do środka.
Wydział Zabójstw był na trzecim piętrze – strzałki wymalowane na ścianie
kierowały go ku górze. Trzeszczące schody, ogromna sala. Normalny dla nocnej
zmiany spokój: dwóch mężczyzn przy kawie.
Podeszli do niego. Młodszy wskazał na jego odznakę. – Widzę, że LA. Pomóc ci w
czymś?
Bud wyciągnął swoją legitymację.
– Jeżeli macie szacunek dla kumpla z LA, to tak. Nasz szef poprosił mnie, bym
sprawdził wasze akta jednej starej sprawy...
– Hm, nie ma teraz kapitana. Może byś przyszedł jutro rano.
Starszy obejrzał jego legitymację. – To ty jesteś tym gościem, który cały czas
zawraca nam głowę w sprawie morderstw prostytutek. Kapitan mówił, że nie dajesz
mu ani chwili spokoju i jesteś naprawdę uciążliwy. O co chodzi, masz coś nowego?
– Tak. Lynette Ellen Kendrick, okręg LA, w zeszłym tygodniu. Nie bądźcie tacy,
dajcie mi na dziesięć minut zajrzeć do waszej kartoteki i natychmiast spadam.
Młodszy rzucił:
– Co ty, nic nie jarzysz? Jakby kapitan chciał ci pokazać kartotekę, wysłałby ci
jakieś zaproszenie...
Stary skwitował:
– Kapitan to skurwiel. Podaj dane i datę zgonu tej szukanej ofiary...
– Chrissie Virginia Renfro, 16 lipca 1956.
– Posłuchaj, powiem ci, co zrobić. Pójdziesz do archiwum za rogiem, znajdziesz
szafkę z nierozwiązanymi sprawami z 1956 roku i poszukasz pod R. Niczego stamtąd
nie weźmiesz i ulotnisz się, nim mojego młodszego przyjaciela rozboli głowa. Jasne?
– Jasne.
Zdjęcia z autopsji: poszarpany odbyt, pochwa, zbliżenia twarzy – miazga, nic z
prawdziwej twarzy, ślady po pierścieniach na kościach policzkowych. Duże zdjęcia:
ciało, znalezione w mieszkaniu Chrissie – nora naprzeciw hotelu St. Francis.
Raporty z przesłuchań zboczeńców – lokalni dewianci, po sprawdzeniu, zwolnieni z
braku dowodów. Różnej maści zboczuchy, sadystyczni alfonsi. A alfons Chrissie był w
Więzieniu Miejskim San Francisco. Wąchacze bielizny, gwałciciele, stali klienci
Chrissie – wszyscy mieli alibi. I żadnych nazwisk, na które natknąłby się przy aktach
innych spraw.
Raporty z przepytywania ludzi mieszkających niedaleko miejsca zbrodni: obwiesie
z okolicy, goście z hotelu St. Francis. Sześć formularzy i nic, dopiero przy siódmym –
dreszcze.
16 lipca 1956: boy hotelowy powiedział detektywom, że widział wieczorny koncert
Spade'a Cooleya w hotelowym Lariat Room, a potem zauważył Chrissie Virginie
Renfro, chwiejnie – „może była naćpana" – wchodzącą do budynku, w którym
mieszkała.
Interesujące – Bud siedział sztywno, jego mózg pracował.
Lynette Ellen Kendrick, data zgonu, okręg LA, tydzień temu. Nie związany ze
sprawą kapuś – Lamar Hinton skory do sypania o wszystkim. Dwight Gilette, były
alfons Kathy Janeway – dostarczał dziwki na balangi Spade'a Cooleya. Spade był
palaczem opium, „zdegenerowanym ćpunem". Spade był w LA, grał w El Rancho Klub
na Strip – milę od mieszkania Lynette Kendrick.
Pierwszy zgrzyt: Spade nie mógł mieć kartoteki policyjnej, nie da się sprawdzić jego
grupy krwi – był ochotnikiem pomagającym policji – współpracował z szeryfem
Biscailuzem, a takiej funkcji nie mógł pełnić ktoś notowany przez policję.
Drążyć dalej, sprawdzić raport z sekcji zwłok. „Zawartość krwi". Strona 2, sensacja
–"niestrawione jedzenie, nasienie, duża dawka opium rozpuszczona w jedzeniu, poza
tym osad na zębach po paleniu papierosów".
Bud wyrzucił ramiona w górę – jakby mógł przebić się przez dach i ściągnąć na dół
księżyc. Czuł, że musi coś zrobić, znowu zaczął myśleć o przyziemnych sprawach – to
nie jest zadanie dla jednej osoby, ukrywał się przed Exleyem, a Dudleya to po prostu
nic nie obchodziło. Zobaczył telefon, skupił się, przyszedł mu do głowy
sprzymierzeniec: Ellis Loew – przestępstwa seksualne były jego konikiem.
Podniósł słuchawkę.

56

Hilda Lefferts stuknęła w jedno z policyjnych zdjęć.


– Tak, to jest amant Susan Nancy. Czy teraz odwieziecie mnie już do domu?
Bingo – niski i krępy typ, prawie sobowtór Duke'a Cathcarta. Dean Van Gelder,
biały mężczyzna, urodzony 4 marca 1921. 5 stóp 83/4 cala wzrostu, 178 funtów wagi,
niebieskie oczy, brązowe włosy. Skazany raz, za rozbój, w czerwcu 42 – dziesięć do
dwudziestu lat, zwolniony z Folsom w czerwcu 52, odsiedział cały minimalny wyrok –
nie wyszedł na zwolnienie warunkowe. Nigdy potem nie był już aresztowany – teoria
Buda White'a się sprawdziła: to Van Gelder poległ w Nite Owl.
– O właśnie: Dean – przyznała Hilda. – Susan Nancy zwróciła się do niego „Dean",
ale on odparł: „Zacznij się przyzwyczajać do mówienia mi «Duke»„.
– Jest pani pewna? – spytał Jack.
– Tak, jestem pewna. Sześć godzin oglądania tych okropnych zdjęć, a pan mnie
pyta, czy jestem pewna? Gdybym chciała skłamać, wskazałabym na jakieś zdjęcie już
kilka godzin temu. I proszę już, panie władzo. Najpierw te zwłoki pod moim domem,
teraz te zdjęcia... Czy odwiezie mnie pan do domu?
Jack potrząsnął głową. Czas pomyśleć: Kto za kogo? Van Gelder, za Cathcarta, w
Nite Owl... Jedno wydawało się logiczne: bracia Engleklingowie byli odpowiedzialni
za to, że Cathcart otarł się o Mickeya Cohena, który w 53 był uziemiony. Podniósł
słuchawkę, wykręcił 0.
– Operator.
– Policja, pilna sprawa, muszę natychmiast porozmawiać z kimś z administracji w
Zakładzie Penitencjarnym McNeil w Puget Sound, Washington.
– Rozumiem. Pańskie nazwisko?
– Sierżant Vincennes, Wydział Policji Los Angeles. Niech pan im powie, że
prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa.
– Rozumiem. Mogą być problemy z szybkim połączeniem ze stanem Washington...
– Cholera. Trudno, jestem pod numerem Madison 60042. Czy byłby pan...
– Już próbuję pana połączyć.
Jack odłożył słuchawkę. Czterdzieści sekund później według zegara ściennego –
dryń, dryń. – Vincennes.
– Zastępca szefa strażników Cahill w McNeil. Chodzi o jakieś zabójstwo?
Hilda Lefferts zaczęła się dąsać, Jack odwrócił się od niej.
– Tak, chciałbym uzyskać odpowiedź tylko na jedno pytanie. Ma pan długopis?
– Oczywiście.
– To proszę pisać. Chcę wiedzieć, czy biały mężczyzna o nazwisku Dean Van
Gelder, pisane rozdzielnie, odwiedził jednego z waszych więźniów w McNeil, w
okresie powiedzmy od lutego do kwietnia 1953 roku. Wystarczy mi odpowiedź tak
albo nie i ewentualnie nazwiska więźniów, których odwiedzał.
Ciężkie westchnienie w słuchawce.
– Dobrze, proszę zaczekać. To może trochę potrwać.
Jack czekał, licząc minuty – po dwunastu usłyszał głos Cahilla w słuchawce:
– Odpowiedź brzmi: tak. Dean Van Gelder, urodzony 4 marca 21, trzykrotnie
odwiedził więźnia Davida Goldmana: 27 marca oraz 1 i 3 kwietnia 53 roku. Goldman
siedział w McNeil za przestępstwa podatkowe. Być może słyszał pan...
Trzeba więc uwzględnić Daveya G. – człowieka Mickeya Cohena. Trzeba
uwzględnić ostatnią wizytę Van Gèldera – dwa tygodnie przed Nite Owl, wtedy gdy
bracia Engleklingowie zjawili się u Mickeya, mówiąc mu o planach związanych ze
świerszczykami.
Strażnik więzienny cały czas coś nadawał – Jack rozłączył się. Sprawa Nite Owl
zaczynała się rozkręcać.

57

Ed odwiózł Lynn Bracken do domu, ostatnia próba przed aresztowaniem jej.


Protestowała, ale nie słuchali: było po niej widać, że miała za sobą ciężki dzień –
skopolamina, psychotrop mający znieść skutki jej działania, zastraszanie – wyglądała
naprawdę na wyczerpaną. Trzeba przyznać, że była inteligentna, silna i chemicznie
przygotowana; nie powiedziała nic prócz kilku drobiazgów na temat Pierce'a
Patchetta – nie wiadomo, jak jej się to udało. Patchett wiedział, że coś będzie nie tak;
Lynn wydusiła z siebie historię dziewczyny na telefon – Patchett musiał mieć
prawników, gotowych na wypadek, gdyby te drobiazgi zamieniły się w zarzuty.
Pierwszy dzień wznowionego dochodzenia był kompletnie szalony: Dudley Smith w
Gaitsville, a jego podwładni przetrząsali Darktown; odkrycie przez Vincennesa zwłok
pod domem i ustalenie tożsamości tego Deana Van Geldera, który odwiedził Daveya
Goldmana w McNeil, przed Nite Owl. Bud White mianowany łącznikiem, potem
bomba z jego przeciekiem dla Whisper – był głupcem, sądząc, że można zaufać
Budowi.
Ale mógł znieść to wszystko: jako profesjonalny detektyw był przyzwyczajony do
chaosu. Ale sprawa Athertona i włączenie w to jego ojca to już co innego. Czuł się
zawieszony w próżni, nakręcała go tylko jedna instynktowna myśl: sprawa Nite Owl
miała swój własny żywot, niezależny od woli jakiegokolwiek detektywa – a on chciał
ujawnić światu jej przerażające oblicze, niezależnie od tego, czy to właśnie jemu uda
się znaleźć dowody, czy nie, niezależnie od tego, czy jest w stanie przygotować
sensowny plan, czy pójdzie na żywioł.
Miał plan rozpracowania Bracken i Patchetta.
Lynn wydmuchiwała kółka z dymu przez okno.
– Dwie przecznice dalej skręć w lewo. Możesz zaparkować tam, mieszkam
dokładnie na rogu.
Ed zatrzymał się przed wskazanym miejscem.
– Jeszcze jedno, ostatnie pytanie. Kiedy byliśmy w Biurze, padło coś takiego,
jakbyś przyznała, że Patchett i Hudgens zamierzają wymuszać pieniądze.
– Nie przypominam sobie, bym potwierdziła takie pytanie.
– Nie kwestionowałaś tego.
– Bo byłam zmęczona i znudzona.
– I pośrednio przyznałaś, że wiesz. Poza tym jest o tym mowa w oświadczeniu
Vincennesa.
– W takim razie może to Vincennes coś przeinaczył. Kiedyś był osobistością. Nie
masz wrażenia, że teraz robi wokół siebie zbyt wiele szumu?
Rozgrzewka.
– Tak.
– I myślisz, że możesz mu ufać?
Udał, że poczuł się dotknięty.
– Nie wiem. On jest moim słabym punktem.
– No właśnie. Exley, czy ty zamierzasz mnie aresztować?
– Powoli dochodzę do wniosku, że nic dobrego by z tego nie wyszło. Co mówił
White, ściągając cię na przesłuchanie?
– Żebym się zjawiła czysta. Pokazałeś mu oświadczenie Vincennesa?
Podać prawdę, niech się czuje zobowiązana.
– Nie.
– Cieszę się, bo jestem pewna, iż zawiera stek kłamstw. Dlaczego mu nie
pokazałeś?
– Bo nie jest super bystrym detektywem, a im mniej wie, tym lepiej. Poza tym jest
protegowanym człowieka, który rywalizuje ze mną w tej sprawie, i nie chciałem, by
przekazywał mu informacje.
– Masz na myśli Dudleya Smitha?
– Tak. Znasz go?
– Nie, ale Bud często o nim mówi. I wydaje mi się, że się go boi. Co znaczy, że to
jakiś nieprzeciętny facet.
– Dudley jest super inteligentnym, ale i do cna zepsutym człowiekiem, ale ja jestem
lepszy. Słuchaj, już późno...
– Mogę cię zaprosić do siebie na drinka?
– Dlaczego? Przecież dzisiaj naplułaś mi w twarz.
– Hm, biorąc pod uwagę okoliczności...
Jej uśmiech kazał mu się zrewanżować tym samym.
– Biorąc pod uwagę okoliczności, na jednego drinka przystaję.
Lynn wysiadła z samochodu. Ed patrzył, jak się rusza: na wysokich obcasach, i choć
miała za sobą okropny dzień, to jej stopy ledwo muskały ziemię. Zaprowadziła go do
siebie, otworzyła drzwi i zapaliła światło.
Ed wszedł. Świetnie dobrane materiały, sztuka. Lynn zrzuciła buty i nalała dwa
kieliszki brandy; Ed usiadł na sofie – aksamitnej. Lynn koło niego. Ed wziął swojego
drinka, pociągnął łyk. Lynn ogrzewała kieliszek w rękach.
– Wiesz, dlaczego zaprosiłam ciebie do środka?
– Jesteś zbyt inteligentna, by próbować proponować mi układ, więc chyba po
prostu jesteś mnie ciekawa.
– Bud nienawidzi ciebie bardziej niż kocha mnie czy kogokolwiek innego.
Zaczynam rozumieć, dlaczego.
– Tak naprawdę nie interesuje mnie twoje zdanie w tej materii.
– A już miałam zamiar powiedzieć ci komplement...
– Może innym razem, dobrze?
– W takim razie zmienię temat. Jak Inez Soto radzi sobie z zamieszaniem wokół jej
osoby? Wszystkie gazety o niej pisały.
– Źle to znosi, ale nie chcę o niej rozmawiać.
– Drażni ciebie to, że tyle o tobie wiem. Nie masz informacji, by ze mną
współzawodniczyć.
Przejść do rzeczy.
– Mam oświadczenie Vincennesa.
– W którego prawdziwość i tak powątpiewasz, jak sądzę.
Zmienić temat.
– Wspominałaś, że Patchett finansował jakieś wczesne filmy Raya Dieterlinga.
Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?
– Dlaczego? Bo twój ojciec jest wspólnikiem Dieterlinga? Dostrzegasz wady bycia
synem bogatego człowieka?
Nici z odpowiedzi, zażyła go.
– To było tylko pytanie policjanta.
Lynn wzruszyła ramionami. – Pierce napomknął mi o tym kilka lat temu.
Zadzwonił telefon, Lynn zignorowała to. Powiedziała:
– Widać, że nie chcesz mówić o Jacku Vincennesie...
– Widać, że ty tak.
– Ostatnio w ogóle nie pojawia się w wiadomościach.
– Dlatego, że stracił wszystko, co miał. Chlubną Odznakę, przyjaźń z Millerem
Stantonem, wszystko. To, że Hudgens został zamordowany, też mu nie pomogło, bo
przecież połowę swoich brudnych historii Cicho Sza! zawdzięczało aktywności
Vincennesa.
Lynn wzięła łyk brandy. – Nie lubisz Jacka – zauważyła.
– Nie, ale jestem absolutnie pewien, że część jego oświadczenia jest prawdziwa.
Patchett ma kopie kartoteki Hudgensa, między innymi kopie kompromitujących
dokumentów na temat samego Vincennesa. Jeśli przyznasz, że wiesz o tym, wyjdzie ci
to tylko na dobre.
– Nie mogę nic takiego zrobić, a podczas naszej następnej rozmowy będzie ze mną
adwokat. Ale mogę ci powiedzieć, że chyba wiem, co byłoby w tych dokumentach.
Nareszcie coś.
– No?
– Hm, wydaje mi się, że to było w roku 1947. Vincennes wdał się w strzelaninę na
plaży. Był pod wpływem narkotyków i zastrzelił dwoje niewinnych ludzi, męża i żonę.
Moje źródło ma na to dowody, między innymi zeznanie pracownika pogotowia i
potwierdzone notarialnie oświadczenie lekarza, który leczył Jacka, bo został wtedy
ranny. Moje źródło ma wyniki analizy krwi, jasno wskazujące, że był wtedy naćpany.
Poza tym są też zeznania naocznych świadków, którzy nie zgłosili się na policję. Czy
zatuszowałbyś tę sprawę, by chronić kolegę po fachu?
Malibu Rendezvous: sprawa, dzięki której Puszka stał się sławny.
Znowu zadzwonił telefon – Lynn znowu nie odbierała.
– Jezu Chryste – rzucił Ed, nie musiał udawać.
– Zgadzam się. Kiedy czytałam o Vincennesie, zawsze myślałam, że musi mieć
jakieś mroczne powody, dla których z taką bezwzględnością ściga narkomanów, więc
wcale nie byłam zdziwiona, gdy się o tym dowiedziałam. A swoją drogą, gdyby Pierce
miał kopie dokumentów Hudgensa, jestem pewna, że by je zniszczył...
Końcówka nie brzmiała wiarygodnie .Ed odwzajemnił się kłamstwem:
– Wiem, że Jack uwielbia prochy, od lat krążą o tym plotki w Biurze. Wiem, że
kłamiesz na temat kartoteki Hudgensa, wiem też, że Vincennes jest gotowy na
wszystko, by odzyskać te dokumenty o nim. Ty i Patchett naprawdę go nie
doceniliście.
– Tak, jak ty nie doceniałeś Buda White'a?
Uśmiech na jej twarzy przez chwilę jawił mu się jako cel – przez ułamek sekundy
wydawało mu się, że ją uderzy. Roześmiała się, nim zdążył to zrobić; pochylił się i
zamiast tego ją pocałował; sturlali się na podłogę, zdzierając z siebie ubrania.
Zadzwonił telefon – Ed kopniakiem zrzucił słuchawkę z widełek. Lynn przyciągnęła
go do siebie; złączeni uściskiem tarzali się po podłodze, przewracając meble.
Skończyło się równie gwałtownie, jak się zaczęło – czuł, że Lynn zaczyna szczytować.
Jeszcze chwila, on też się rozluźnił, czas na odpoczynek. Pomiędzy westchnieniami
opowiedział swoją historię, jakby to było jarzmo, którego nie mógł już dłużej znieść.
Jack Vincennes jako zawsze naćpany łobuz, zbyt porywczy, by z nim
współpracować. Zrobi wszystko, żeby znaleźć swoją kartotekę, musi mieć te
dokumenty. A kapitan E. J. Exley musi jednak wykorzystać swoją wiedzę – bo
Vincennes ciągle ćpa, pije i zaczyna być dla niego groźny...

58

Bud dotarł do LA o świcie, wyjechał autobusem z San Francisco o północy. Jego


miasto wyglądało dziwnie, jakoś nowo – jak wszystko inne w jego życiu. W taksówce
zaczął drzemać; co pewien czas wzdrygał się i budził, słysząc głos Ellisa Loewa: „Z
tego, co mówisz, wygląda to na super sprawę, ale wielokrotne zabójstwo to wyższa
szkoła jazdy, a Spade Cooley jest powszechnie znany. Powołam zespół w prokuraturze
okręgowej, który zajmie się tym, a ty na razie trzymaj się z daleka..." Zaczął myśleć o
Lynn: nie odbierała telefonów, potem to zdjęcie słuchawki z widełek. Dziwne, ale
podobne do niej – kiedy chciała spać, to chciała spać.
Nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje w jego życiu, to było po prostu niesamowite.
Wysiadł z taksówki. Na drzwiach znalazł kartkę papieru z podpisem: „Sierżant Duane
Fisk".
White! Kapitan Exley chce jak najszybciej cię widzieć (ma to coś wspólnego z
magazynem „Whisper" i zwłokami pod domem). Zamelduj się w Wewnętrznych
zaraz po powrocie do Los Angeles.
Bud roześmiał się, spakował ubrania, papiery – te dotyczące zabójstw prostytutek i
Nite Owl – Dudley prosił, żeby je ze sobą wziął. Wiadomość od Fiska wrzucił do
sedesu i odlał się na nią.
Pojechał do Gardena, zjawił się w Victory: pokój z czystą pościelą, kuchenka
elektryczna, żadnych krwawych plam na ścianach. Pieprzyć sen – zrobić kawę i
popracować.
Spisał wszystko, co wiedział na temat Spade'a Cooleya – pół strony ręcznego
pisma. Cooley był przybyszem z wiejskiej Oklahomy, skrzypek i piosenkarz, szczupły
facet, pod pięćdziesiątkę. Parę jego kawałków stało się prawdziwymi przebojami, jego
telewizyjny show też swego czasu cieszył się dużą popularnością. Jego basista, Burt
Arthur Perkins, alias „Dwójka", odsiadywał swego czasu wyrok za sodomię, z psami, a
według plotek mnóstwo jego znajomych należało do mafii. Odnośnie dochodzenia:
Lamar Hinton powiedział, że Spade pali opium; Spade grał w hotelu w Lariat Room w
San Francisco – dokładnie naprzeciw miejsca, gdzie zamordowano Chrissie Renfro.
We krwi Chrissie stwierdzono obecność opium; Spade ostatnio grywał w El Rancho
Klub w LA, blisko mieszkania Lynette Ellen Kendrick. Lamar Hinton mówił, że
Dwight Gilette – stary alfons Kathy Janeway – dostarczał dziwki na imprezy Spade'a
Cooleya.
Poszlaki – ale mocne.
Telefon przyczepiony był do ściany – Bud podniósł słuchawkę, zadzwonił do
okręgowego biura koronera.
– Prosektorium, Jensen.
– Sierżant White do doktora Harrisa. Wiem, że jest zajęty, ale proszę powiedzieć
mu, że zajmę tylko chwilkę z jego cennego czasu.
– Proszę zaczekać. – Klik, klik, klik. – O co chodzi, sierżancie, że dzwoni pan o
takiej porze?
– Chciałbym dowiedzieć się jednej rzeczy z raportu z autopsji.
– Przecież nie jest pan funkcjonariuszem okręgowym.
– Interesuje mnie zawartość żołądka i krwi Lynette Kendrick. Da się to zrobić, co?
– To akurat bardzo łatwe pytanie, bo w naszym rankingu zawartość jej żołądka
zdobyła pierwszą nagrodę. Proszę przygotować się na rewelację. Frankfurterki, frytki,
cocacola, opium, sperma. Niezła ostatnia wieczerza, co?
Bud odłożył słuchawkę. Ellis Loew kazał mu trzymać się od tego z daleka. Ale
Kathy Janeway kazała mu zabrać się do działania.
Pojechał na Strip, przygotował sobie plan działania.
Najpierw El Rancho Klub, zamknięty, „Spade Cooley i jego Cowboy Rhythm Band
co wieczór, na żywo". Przy drzwiach też plakaty: Spade, Dwójka Perkins, trzy inne
prowincjonalne typy. Na ręku nie miał wielu pierścieni; na dole pieczątka z napisem:
„Agent artysty – Nat Penzler Associates, North La Cienega 653, Los Angeles".
Po drugiej stronie ulicy: Hot Dog Hut, kiełbaski i frytki w jadłospisie. Pojechał
wzdłuż Strip, minął Crescent Heights: powszechnie znany pigalak. Milę na południe,
przy Melrose i Sweetzer, mieszkanie Lynette Ellen Kendrick.
To było proste: Spade zgarnął ją późno, żadnych świadków. Miał jedzenie i towar,
zaproponował przyjemną całonocną schadzkę, zabrał Lynette do domu. Naćpali się,
pojedli – Spade bił ją aż do śmierci, trzykrotnie zgwałcił ją post mortem.
Bud pojechał na południe do La Cienega. 653: dom z drewna sekwojowego, na
skrzynce na listy napis „Nat Penzler Assoc". Drzwi otwarte; w środku dziewczyna
robiąca kawę.
Bud wszedł.
– Tak, czym mogę panu służyć? – spytała dziewczyna.
– Zastałem szefa?
– Pan Penzler rozmawia przez telefon. Może ja mogę panu w czymś pomóc?
Jedne prowadzące w głąb domu drzwi – na nich mosiężne inicjały „N. R". Bud
otworzył je; starszy człowiek krzyknął: – Co jest, koleś?! Rozmawiam przez telefon!
Kim ty jesteś, zbieraczem plakatów? Gail, daj temu pajacowi naszą gazetkę!
Bud pokazał odznakę. Mężczyzna odłożył słuchawkę, odepchnął się od biurka.
– Nat Penzler? – spytał Bud.
– Mów mi Natsky. Szukasz agenta? Mógłbym załatwić ci rolę bandziora. Masz taki
modny ostatnio wygląd Neandertala.
Lepiej puścić to mimo uszu.
– Jesteś agentem Spade'a Cooleya, tak?
– Tak. Chcesz przyłączyć się do zespołu Spade'a? Spade umie zarabiać kasę, ale
moja ciemnoskóra sprzątaczka śpiewa lepiej od niego, więc może by mi się udało i z
ciebie coś wycisnąć, spoko mógłbym ci załatwić fuchę bramkarza w El Rancho. Same
laski, kolego. Taki koleś jak ty mógłby tam dostać, czego tylko zapragnie.
– Skończyłeś, staruszku?
Penzler zarumienił się. – Dla ciebie jestem panem Natskym, troglodyto.
Bud zamknął drzwi.
– Chciałbym tylko obejrzeć księgi rachunkowe Cooleya od 51 roku. Będziesz miły
czy nie?
Penzler wstał, zasłonił ciałem szafki z dokumentacją.
– Koniec przedstawienia, Godzillo. Nigdy nie udostępniam informacji o moich
klientach, nawet pod groźbą procesu. Więc spływaj i przyjdź innym razem na lunch,
powiedzmy dwunastego srastego.

59
Lekarz powtórzył:
– Już mówiłem kapitanowi Exleyowi, że rozmowa z panem Goldmanem
najprawdopodobniej okaże się bezowocna. Przez większość czasu ten człowiek po
prostu nie kontaktuje. Skoro jednak kapitan naciskał, by pan tu przyjechał, możemy
spróbować jeszcze raz.
Jack rozejrzał się wokół. Camarillo było norą, pełną świrów, ze ścianami w
bohomazy ich autorstwa.
– Byłbym zobowiązany. Kapitanowi zależy na uzyskaniu oświadczenia od
pańskiego pacjenta.
– Cóż, musiałby mieć naprawdę bardzo dużo szczęścia, by to osiągnąć. W lipcu
zeszłego roku pan Goldman i jego przyjaciel Mickey Cohen zostali w McNeil
zaatakowani nożami i rurami przez nieznanych sprawców. Cohen prawie nie
ucierpiał, ale pan Goldman doznał poważnych uszkodzeń mózgu. Obu mężczyzn pod
koniec zeszłego roku wypuszczono na zwolnienie warunkowe i pan Goldman zaczął
zachowywać się niezupełnie normalnie. Pod koniec grudnia został aresztowany za
publiczne oddawanie moczu w Beverly Hills. Sędzia skierował go do nas na
trzymiesięczną obserwację. W sumie przebywa tu od Bożego Narodzenia, bo
postanowiliśmy zatrzymać go na kolejne trzy miesiące. Szczerze mówiąc, jesteśmy w
jego przypadku zupełnie bezradni, a jedyną zastanawiającą rzeczą jest to, że kiedy
zjawił się tu Mickey Cohen i zaproponował, iż na własny koszt przeniesie pana
Goldmana do prywatnej kliniki, ten odmówił i zachowywał się tak, jakby się panicznie
go bał. Czyż to nie dziwne?
– Może i nie. Gdzie on teraz jest?
– Po drugiej stronie tych drzwi. Proszę, niech pan się z nim delikatnie obchodzi.
Kiedyś był wpływowym gangsterem, ale teraz jest tylko godnym pożałowania
osobnikiem.
Jack otworzył drzwi. Mały, obity pokój; Davey Goldman na długiej, obitej ławce.
Był zarośnięty; śmierdział Panem Properem czy czymś takim. Davey z opadniętą
żuchwą, oglądający National Geographic.
Jack usiadł koło niego – Goldman się odsunął.
– Straszny tutaj syf – zaczął Jack. – Powinieneś był pozwolić Mickeyowi zabrać cię
stąd.
Goldman wydłubał coś z nosa, zjadł zdobycz.
– Davey, czy pokłóciliście się z Mickeyem?
Goldman wyciągnął rękę z magazynem – nadzy Murzyni wymachujący dzidami.

Bud wyrwał przewód telefoniczny z gniazdka; Penzler otworzył górna szufladę.


– Bez przemocy, proszę, troglodyto! Zarabiam na życie twarzą! Bud zaczął
przeglądać dokumenty, znalazł – „Cooley, Donnell Clyde", rzucił skoroszyt na biurko.
Jedno zdjęcie wypadło i uderzyło w bibularz: Spade, cztery pierścienie na dziesięciu
palcach. Różowe kartki, białe kartki, potem niebieskie kartki – księgi rachunkowe
uporządkowane według lat.
Penzler stał koło niego, bełkocząc coś pod nosem. Bud dopasowywał daty.
Jane Mildred Hamsher, 8 marca 51, San Diego – Spade występowa! tam w El
Cortez Sky Room. Kwiecień 53.
Kathy Janeway, Cowboy Rhythm Band w Bido Lito's – Południowe LA.
Sharon, Sally, Chrissie Virginia, Maria i Lynette: Bakersfield, Needles, Arizona,
Frisco, Seattle.
Powrót do LA, wykaz czeków dla zmieniających się członków zespołu: Dwójka
Perkins prawie zawsze grał na basie, perkusiści i saksofoniści ciągle się zmieniali. Ale
Spade Cooley był zawsze gwiazdą tych wieczorów w tych miastach w tych dniach,
kiedy ginęły prostytutki.
Na niebieskich arkuszach pojawiły się kropelki wilgoci – jego własny pot.
– Gdzie jest teraz zespół?
– W Biltmore – szybko odparł Penzler – ale pamiętaj, że nie dowiedziałeś się tego
od Natsky'ego.
– To dobrze, bo chodzi o morderstwo pierwszego stopnia i mnie tu w ogóle nie
było.
– Jestem jak Sfinks, przysięgam. Mój Boże, Spade i ta jego ekipa mętów... Mój
Boże, czy ty wiesz, ile on zgarnął w zeszłym roku?

⃰ ⃰ ⃰

Telefonicznie poinformował Ellisa Loewa o swoich odkryciach; Loew się wściekł:


– Mówiłem ci, żebyś trzymał się od tego z dala! Trzech moich cywilizowanych ludzi
już pracuje nad sprawą. Powiem im, co ustaliłeś, ale przestań się już tym zajmować i
wracaj do roboty nad Nite Owl, rozumiesz mnie?
Rozumiał.
Kathy Janeway ciągle kazała mu działać. No to do Biltmore.
Zmusił się, by jechać tam powoli, zaparkować przy tylnym wejściu, grzecznie
zapytać recepcjonisty, gdzie jest zespół pana Cooleya.
– W El Presidente Suite, dziewiąte piętro – wyjaśnił recepcjonista.
– Dziękuję – odparł tak spokojnym głosem, że wszystko działo się jak na
zwolnionych obrotach i przez chwilę wydawało mu się, że pływa.
Droga po schodach była jak pływanie w górę rzeki – mała Kathy uporczywie
mówiła mu: ZABIJ GO. Apartament: podwójne drzwi, złocone zdobienia – orły,
amerykańskie flagi.
Pomanipulował przy klamce, drzwi otworzyły się.
Pogorzelisko po imprezie – trzech schlanych do nieprzytomności, białych, nagich
facetów na podłodze. Puste butelki po gorzale, wywrócone popielniczki, ale nigdzie
Spade'a. Znalazł wzrokiem drzwi do innych pokojów – za tymi po prawej było głośno.
Bud otworzył je kopniakiem. Dwójka Perkins w łóżku, oglądający kreskówki. Bud
wyciągnął pistolet i spytał:
– Gdzie jest Cooley?
Perkins włożył do ust wykałaczkę.
– Na popijawie, zresztą ja też tam się wybieram. Jak chcesz się z nim zobaczyć,
przyjdź dzisiaj wieczorem do El Rancho. Są pewne szanse, że się tam zjawi.
– Przecież on jest, kurwa, solistą w tym zespole.
– Przeważnie tak, ale ostatnio często mu się zdarza nie przyjść, więc go zastępuję.
Śpiewam równie dobrze jak on, a jestem przystojniejszy, więc nikomu nie wydaje się
to przeszkadzać. No dobrze, może teraz już się wyniesiesz i pozwolisz mi się
zrelaksować, co?
– Gdzie pije?
– Odłóż ten pistolet, młokosie. Możesz go przyskrzynić tylko za niepłacenie
alimentów na dzieci, ale on i tak zawsze w końcu płaci.
– Pudło, chodzi o morderstwo pierwszego stopnia, a poza tym słyszałem, że lubi
opium.
Perkins kaszlnął, wypluwając wykałaczkę.
– Co powiedziałeś?
– Chodzi o prostytutki. Spade lubi młode dziewczęta?
– Nie lubi ich zabijać, tylko zabawić się z nimi, tak jak ty i ja.
– Gdzie on jest?
– Facet, nie jestem kapusiem.
Kilka ciosów pistoletem z backhandu. Perkins jęknął, wypluł kawałki zębów. W
telewizorze zrobiło się głośno: dzieciaki piskliwie dopominały się o płatki
kukurydziane Kellogga.
Bud strzelił w ekran.
A Dwójka zmienił zdanie:
– Poszukaj w Chinatown miejsc, gdzie można zapalić opium, i proszę, daj mi,
kurwa, spokój!
Kathy mówiła: ZABIJ GO. Bud po raz pierwszy od wielu lat pomyślał o swej matce.

⃰ ⃰ ⃰
– Urocze. Jak zaczną pokazywać takie zdjęcia białych, to też sobie zaprenumeruję.
Davey, pamiętasz mnie? Jack Vincennes. Pracowałem w Narkotykach Wydziału
Policji LA i często na siebie wpadaliśmy na Strip.
Goldman podrapał się po jajach. Uśmiechnął się słabo, jego twarz była równie tępa
jak przedtem.
– Czy ty udajesz? No, Davey. Ty i Mick przyjaźniliście się od lat. Wiesz, że by się
tobą zaopiekował.
Goldman zgniótł niewidocznego robaka. – Już nie.
Głos nieobecnego człowieka – nikt nie potrafiłby tak dobrze udawać.
– Davey, a powiedz, co się stało z Deanem Van Gelderem? Pamiętasz go, odwiedzał
cię w McNeil...
Goldman znowu zaczął dłubać w nosie, tym razem wytarł rękę o stopę.
– Dean Van Gelder – nie dawał za wygraną Jack. – Odwiedzał ciebie w 53 roku w
McNeil, mniej więcej wtedy, kiedy tych dwóch gości, Pete i Bax Engleklingowie,
złożyli wizytę Mickeyowi. Ty boisz się Mickeya, a to Van Gelder załatwił niejakiego
Duke'a Cathcarta, a potem jego załatwili w tej słynnej masakrze w Nite Owl. Chyba
jesteś jeszcze w stanie o tym mówić?
Bez odzewu.
– No, Davey. Powiedz mi, nie będzie ci tak smutno. Porozmawiaj z wujkiem
Jackiem.
– Holender! Pieprzony Holender! Mickey powinien mi zrobić krzywdę, ale tego nie
robi. Hub rachmones, Meyer, hub rachmones, Meyer Harris Cohen te absolvo moje
grzechy.
Ruszały się tylko jego usta – reszta ciała była zupełnie nieruchoma. Jack
kombinował: Van Gelder Holendrem, przejście z jidysz na łacinę, coś o zdradzie.
– No, mów dalej. Wyspowiadaj się ojcu Jackowi, a od razu wszystko będzie lepiej.
Goldman zaczął dłubać w nosie; Jack puknął go ramieniem.
– No!
– To Holender spieprzył sprawę!
?????? – czyżby chodziło o ofertę Duke'a Cathcarta, przedstawioną podczas wizyty
w więzieniu.
– Co spieprzył? No, mów!
Goldman, nieobecnym, jednostajnym głosem:
– Udziałowcy dostali trzy strzały blip blip blip. Względny spokój, to nie bal, Mickey
myśli, że dostanie ryby, ale to Irlandczyk z Cheshire obłowił się rybkami, a Mickey
dostaje kości, a nie tłuszczyk, dla miau potwora jest już trup. Hub rachmones Meyer,
mógłbym ci zaufać, nie im, sukces gwarantowany, ale dla nich, nie dla nas te
absolvo...
??????????
– Kim są ci goście, o których mówisz?
Goldman zaczął nucić coś pod nosem, fałszował, ale melodia i tak była znajoma.
Jack rozpoznał piosenkę: „Take the «A» Train".
– Davey, mów do mnie.
Davey śpiewał: – Bumpa – bump bump bump bump bump bump bump bump
śliczna ciufcia bump bump bump bump śliczna ciufcia.
????????????????? – gorzej, jakby jego mózg też był obity dźwiękoszczelnym
materiałem.
– Davey, porozmawiaj ze mną.
Gadka wariata:
– Bzz, bzz bzz gadająca pluskwa i ja wszystko słyszeć. Betty, Benny, pluskwa,
wszystko słuchać, pluskwa Barney. Hub rachmones Meyer, mój przyjacielu.
???????? Czy to mogło mieć jednak jakieś znaczenie: Engleklingowie spotkali się z
Cohenem w jego celi, przedstawili mu propozycję Cathcarta dotyczącą produkcji
świerszczyków. Mickey zaklinał się, że nikomu nie pisnął na ten temat ani słówka.
Jednak Goldman się o tym dowiedział, postanowił zniszczyć interes, wysłał Deana
Van Geldera, żeby sprzątnął Cathcarta – a może, żeby przejąć dochody z planowanych
interesów.???????? – Ale jak???? – CZY ZAŁOŻYŁ PODSŁUCH W CELI COHENA?
– Davey, powiedz mi o pluskwie.
Goldman zaczął nucić jakąś inną melodię.
Lekarz otworzył drzwi: – Wystarczy, panie władzo. Już dosyć długo naprzykrzał się
pan naszemu pacjentowi.

⃰ ⃰ ⃰

Exley telefonicznie wyraził zgodę na wycieczkę do McNeil w celu sprawdzenia, czy


może w byłej celi Mickeya Cohena uda się znaleźć podsłuch. Lotnisko Ventura było
oddalone o kilka mil – miał polecieć do Puget Sound, stamtąd wziąć taksówkę do
więzienia. Bob Gallaudet miał załatwić, by jakiś człowiek z władz więziennych czekał
na niego na miejscu – administratorzy McNeil rozpieszczali Cohena, prawdopodobnie
brali łapówki za świadczone mu usługi, więc mogli nie chcieć dobrowolnie
współpracować.
Exley uznał hipotezę z podsłuchem za mało prawdopodobną; zżymał się, że zniknął
Bud White – Fisk i Kleckner szukali go, sukinsyn pewnie uciekał przed
odpowiedzialnością za artykuł w Whisper i zwłoki w San Berdoo – Fisk zostawił mu w
drzwiach wiadomość, gdzie wspomniał o odkryciu. Parker powiedział, że Dudley
Smith analizuje akta sprawy śmierci Engleklingów i że niedługo ma złożyć na ten
temat raport; Lynn Bracken ciągle odmawiała zeznań.
– Co teraz z tym wszystkim zrobimy? – spytał Jack.
– Bądź w Dining Car o północy. Przedyskutujemy to – odparł Ed.
Złowieszczo brzmiało to zakończenie rozmowy przez groźnego kapitana Eda.
Jack pojechał do Ventura, złapał swój lot – Exley już wcześniej zadzwonił na
lotnisko, zapłacił za bilet. Stewardesa rozdała gazety; wziął Timesa i Daily News i
przeczytał o Nite Owl.
Chłopcy Dudleya przetrząsali Darktown, zgarniali znanych czarnych przestępców,
szukali ludzi, którzy naprawdę strzelali z dubeltówek w Griffith Park. Czysty nonsens:
ktoś, kto podrzucił broń do samochodu Raya Coatesa, na pewno podłożył też łuski w
Griffith Park, czerpiąc informacje na temat dokładnego miejsca incydentu z prasy –
tylko profesjonaliści mieliby dosyć oleju w głowie i odwagę, żeby to zrobić. Mike
Breuning i Dick Carlisle kierowali komisariatem przy 77 Ulicy – mieli pod sobą całą
tamtejszą ekipę plus dwudziestu dodatkowych ludzi przydzielonych z Wydziału
Zabójstw do pracy nad sprawą. Nie ma szans, by winnymi okazali się jacyś postrzeleni
czarni – cała sytuacja zaczynała przypominać 1953 rok. W Daily News były zdjęcia:
tłum czarnuchów z manifestami na Central Avenue, dom kupiony Inez Soto przez
Exleya. Ładne zdjęcie w Timesie – Inez przed domem Raya Dieterlinga w Laguna,
osłaniająca oczy przed fleszami.
Jack czytał dalej.
Prokuratura stanowa wydała oświadczenie: Ellis Loew przechytrzył ich, składając
oficjalny protest, ale władze stanowe są cały czas zainteresowane tą sprawą i wkroczą
do akcji, jeśli tylko protest zostanie oddalony – chyba że Wydział Policji LA rozwiąże
sprawę Nite Owl i w niedługim czasie wniesie ją przed okręgową śledczą ławą
przysięgłych. Wydział Policji LA wydał oficjalne oświadczenie dla prasy – w artykule
podano szczegóły zbiorowego gwałtu, którego dopuszczono się na Inez, i w ciepłych
słowach opisano, jak kapitan Ed Exley pomógł jej zacząć życie na nowo. Nie zabrakło
też wiadomości na temat staruszka Eda: Daily News poinformowało, że zakończono
budowę sieci autostrad w Południowej Kalifornii, i podzieliło się z czytelnikami
świeżo zasłyszaną plotką – Wielki Preston ma wkrótce zgłosić swoją kandydaturę w
wyborach na stanowisko gubernatora, zaledwie dwa i pół miesiąca przed datą elekcji.
Ogłoszenie tej kandydatury w ostatniej chwili miało na celu zwrócenie uwagi na
kandydata i przez powiązanie jego nazwiska z zakończeniem prac nad budową
autostrad zwiększyć prawdopodobieństwo jego wygranej. W jaki sposób zła prasa jego
syna wpłynie na szanse zwycięstwa?
Jack ważył swoje szanse. Znowu był z Karen, bo widziała, że się starał; najlepszą
metodą utrzymania tego stanu rzeczy było dociągnięcie do dwudziestki, skasowanie
emerytury i wyniesienie się z LA. Następne dwa miesiące będą pracowite i trzeba
unikać niebezpieczeństw: wznowienie dochodzenia w sprawie Nite Owl, Patchetta i
Bracken to hak na niego. Trudno przewidzieć, jak się wszystko potoczy – był już zbyt
zmęczony na brawurowe akcje i zaczynał czuć się staro. Exleyowi w głowie były
szybkie posunięcia – nocne spotkania nie były w jego stylu. Bracken i Patchett mogą
ujawnić kompromitujące go fakty; Parker mógłby próbować je zatuszować, aby
chronić Wydział. Ale Karen by się wtedy dowiedziała i nawet to, co zostało z ich
małżeństwa, stałoby się przeszłością – bo ledwo znosiła to, iż poślubiła pijaka i
ściągacza haraczy. „Morderca" byłoby kroplą, która przepełniłaby kielich goryczy.
Trzy godziny w samolocie; trzy godziny intensywnego myślenia. W końcu samolot
wylądował w Puget Sound; Jack pojechał taksówką do McNeil.
Brzydko: szara bryła na szarej, kamiennej wysepce. Szare mury, szara mgła, drut
kolczasty na skraju szarej wody. Jack wysiadł przy budce strażnika; strażnik sprawdził
jego legitymację, pokiwał głową. Stalowa brama odsunęła się, znikając w szarej skale.
Jack wszedł. Kościsty facet czekał na niego przy więziennej bramie.
– Sierżant Vincennes? Agent Goddard z Biura więzienia.
Mocny uścisk dłoni.
– Czy Exley wspominał ci, o co chodzi?
– Bob Gallaudet mi powiedział. Pracujecie nad Nite Owl i powiązanymi z nią
przestępstwami i sądzicie, że w celi Cohena mógł być podsłuch. Już od jakiegoś czasu
szukamy dowodów mogących potwierdzić waszą hipotezę, która mi się wydaje
całkiem prawdopodobna.
– Dlaczego?
Szli pod silny wiatr – Goddard mówił podniesionym głosem, żeby w ogóle go było
słychać.
– Cohen był tu traktowany jak król, Goldman też. Wszyscy włazili im w tyłek, mógł
ich odwiedzać, kto chciał, niezbyt sprawdzano, co wnoszono do ich cel, więc możliwe,
że założono tam podsłuch. Myślisz, że Goldman wycyckał Mickeya?
– Coś w tym stylu.
– Hm, mogło się tak zdarzyć. Mieli cele niemal sąsiadujące ze sobą, na piętrze,
które wybrał Mickey, bo właśnie tam połowa cel miała zniszczone instalacje i nie
można było w nich trzymać więźniów. Za chwilę zobaczysz, cały jeden rząd jest
zamknięty i stoi pusty.
Kontrole, bloki – sześć pięter na planie prostokąta – dziedziniec w środku –
połączonych kładkami. Poszli do góry, weszli w jakiś korytarz – osiem pustych cel.
– Jak prawdziwy penthouse – skwitował Goddard. – Cisza, mało ludzi i przyjemna
sala, w której chłopcy za dnia mogą grać w karty. Mamy informatora, który twierdzi,
że Cohen musiał wyrazić zgodę na umieszczenie każdego więźnia w tej części.
Wyobrażasz to sobie?
– Boże, naprawdę jesteście dobrzy i szybko działacie – zauważył Jack.
– Cóż, Exley i Gallaudet to władza, a tu nikt nie ma czasu na improwizacje. Możesz
sobie teraz obejrzeć sprzęty, które przygotowałem.
Na stole: łomy, dłuta, drewniane młotki, długi, cienki kij zakończony haczykiem.
Na kocu: magnetofon, plątanina kabli.
– Najpierw przeszukamy ten poziom – zdecydował Goddard. – Przyznaję, że
szanse na znalezienie czegokolwiek są małe, ale przyniosłem magnetofon na wypadek,
gdybyśmy znaleźli jakąś taśmę.
– Ja uważam, że jednak jest pewne prawdopodobieństwo. Goldman i Cohen wyszli
na zwolnienie warunkowe zeszłej jesieni, ale zostali zaatakowani w lipcu i Davey
skończył z uszkodzonym mózgiem. Tak sobie myślę, że gdyby to on sprawował pieczę
nad aparaturą, może po ataku już nie kontaktował i nie byłby w stanie usunąć
sprzętu.
– To co tu gdybać. Zabierajmy się do roboty.
Przekopali wszystko.
Goddard przeprowadził linę przez kanał ogrzewczy w celi Cohena do kanału
ogrzewczego w celi Goldmana, wyrysował biegnącą równolegle do nich linię na suficie
dwóch oddzielających je cel, zaczął pracować drewnianym młotkiem i dłutem. Jack
wyważył kratkę zamykającą kanał w celi Mickeya i zaczął ostukiwać wnętrze kanału
urządzeniem zakończonym haczykiem. Nic, tylko puste, metalowe ściany, żadnych
przewodów w środku.
Frustrujące: logicznie rzecz biorąc, było to najlepsze miejsce do umieszczenia
mikrofonu. Z przewodu biło gorąco; Jack zmienił zdanie, stan Washington był zimny,
przeważnie w kanałach musiało krążyć ciepłe powietrze, co mogło zagłuszać rozmowy.
Sprawdził ściany i sufit w poszukiwaniu innych ewentualnych dróg przewodu – nic –
potem okolice otworu wentylacyjnego. Tuż koło kratki widać było nieregularne plamy
gipsu znaczone malutkimi otworami; walił młotkiem, aż rozłupał pół ściany i jego
oczom ukazał się mały, oblepiony gipsem mikrofon zwisający z poluzowanego kabla.
Coś szarpnęło kabel i natychmiast zniknął w ścianie. Pięć sekund później w celi stał
już Goddard, trzymając go w ręku – był połączony z magnetofonem obudowanym
plastikiem.
– W połowie drogi między celami jest mała kryjówka, tuż przy otworze
wentylacyjnym. Posłuchamy, co?
Przenieśli się do sali dziennej. Goddard podłączył swój magnetofon, zmienił szpulę,
wcisnął przycisk – taśma była nagrana.
Szum, szczekanie psa. „Już dobrze, dobrze" – głos Mickeya Cohena.
– Pozwolili mu trzymać psa w celi – wyjaśnił zdziwionemu Jackowi Goddard. – To
chyba tylko w Ameryce może się zdarzyć, nie?
Cohen: „Przestań już mnie lizać, skarbie".
Szczekanie, dłuższa chwila ciszy, kliknięcie.
– Mierzyłem czas – powiedział Goddard. – To mikrofon działający na głos. Po
pięciu minutach automatycznie się wyłącza.
Jack otrzepał ręce z gipsu.
– Jak Goldmanowi udawało się tu dostawać, żeby zmieniać taśmy?
– Musiał mieć coś z haczykiem, jak ten kij, którym pracowałeś. Kratka na otworze
wentylacyjnym była obluzowana, więc wiemy, że ktoś przy niej majstrował. Jezu, ile
czasu to tutaj było? Swoją drogą, Goldman musiał mieć pomocników, takiej operacji
nie da się wykonać w pojedynkę. O, słyszałeś to kliknięcie...
Kolejne kliknięcie, dziwny głos. „Za ile? Każę temu strażnikowi obstawić zakład".
Cohen: „Tysiąc na Basilio, ten makaroniarz jest naprawdę niezły. I zajrzyj do
szpitala, do Daveya. Mój Boże, właściwie to już warzywo. Co z niego zrobiły te
bandziory... Przysięgam, że ja zrobię z nich mydło". Nakładające się głosy, bełkot,
pieszczenie się Mickeya, szczekanie jego psa.
To było po ataku na Goldmana i Cohena; Mickey stawiał na walkę Robinson -
Basilio, którą ci stoczyli we wrześniu zeszłego roku, wtedy pewnie już był na wolności
– zdążył jeszcze wycofać się z zakładu.
Dwa kliknięcia, czterdzieści sześć minut. Mickey i co najmniej dwóch innych ludzi
grających w karty, mamrotanie, spłukiwanie toalety. Taśma już się prawie skończyła;
dwa kliknięcia, wycie pieprzonego psa.
Mickey: „Sześć lat i dziesięć miesięcy w tej norze i tuż przed wyjściem stracić
rewelacyjny mózg Daveya. Takie zmartwienie. Micky, przestań się lizać, ty
wstrętny fajfusie..."
Dziwny głos: „Załatw mu sukę, to nie będzie musiał".
Cohen: „Mój Boże, tak szczodrze obdarzony przez naturę jak ten pies jest tylko
Johnny Stompanato. A skoro już o nim mowa, czytałem kolumnę redagowaną przez
Heddę Hopper i dowiedziałem się z niej, jak się przed nią płaszczy. Był w niej
zadurzony przez tyle czasu, że chyba musi mieć cipę jak z szynszyla..."
Mężczyzna z dziwnym głosem wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
Cohen: „Już wystarczy, pochlebco, zostaw sobie trochę sił dla Jacka Benny'ego.
Johnny jest nie do zlokalizowania, bo gra w ciuciubabkę z gwiazdami kina. A ludzie,
którym powierzyłem swoje udziały, są mordowani i naprawdę potrzebuję
Johnny'ego, żeby trzymał uszy otwarte i dowiedział się, kto za tym stoi. Tylko że
tego pieprzonego makaroniarza z dużym fiutem gdzieś wcięło! Chcę, żeby załatwić
tych skurwieli, co zabili moich ludzi! Chcę też posłać w zaświaty tych zasrańców,
którzy uszkodzili Daveya..."
Mickey zakrztusił się, odkaszlnął.
Dziwny głos: „A co z Lee Vachssem i Abe Teitlebaumem? Mógłbyś im to zlecić..."
Cohen: „Chociaż taki nędzny z ciebie powiernik, to jednak świetnie grasz w karty.
Nie, Abe już się nie nadaje do pracy mięśniowej, wciąga zbyt dużo tłuszczu w swoich
delikatesach, taki tłuszcz zatyka naczynia krwionośne i czyni z niego półkalekę,. a
Lee Vachss jest zbyt szalony, żeby się na cokolwiek przydał. Lana, ta to musi mieć
szparkę jak z kaszmiru...
Taśma się skończyła.
– Mickey niewątpliwie ma oryginalny sposób wysławiania się, ale co to wszystko
miało wspólnego z Nite Owl?
– Wygląda na to, że nic.

60

Jedna ze ścian jego klitki była teraz szczelnie pokryta swego rodzaju wykresem:
powiązane z Nite Owl sprawy połączone poziomymi liniami, pionowe linie łączyły je z
dużą tablicą z korka, podzieloną na pola zawierające informacje – wybrane z
oświadczenia Vincennesa.
Ed robił notatki na marginesach; ciągle kołatało mu się po głowie oświadczenie
jego ojca: „Edmundzie, kandyduję na gubernatora. Zamieszanie wokół twojej osoby
może mi przeszkodzić, ale nie o to tu tylko chodzi. Nie chcę, aby sprawa Athertona
ponownie ujrzała światło dzienne, nie chcę też, żebyś ją publicznie łączył z
którąkolwiek ze spraw przez ciebie prowadzonych, i nie chcę, byś zawracał głowę
Rayowi Dieterlingowi. Proszę, byś wszystkie pytania w tych kwestiach kierował
bezpośrednio do mnie, aby załatwić je między nami..."
Zgodził się. Był rozdrażniony. Przez to czuł się jak dziecko – jakby przespanie się z
Lynn Bracken czyniło z niego lubieżnika. A imiona różnych Dieterlingów
zdecydowanie zbyt często występowały na jego wykresie.
Prześledził go wzrokiem.
Sid Hudgens powiązany ze świerszczykami, które w 53 roku znalazł Vincennes;
kreska łączyła świerszczyki z Pierce'em Patchettem. Linia do Christine Bergeron, jej
syna Daryla i Bobby'ego Inge'a, osób pozujących do świerszczyka, które zniknęły
prawie dokładnie w tym czasie, kiedy wydarzyło się Nite Owl. Trzeba polecić Fiskowi i
Klecknerowi, by ponownie spróbowali ich namierzyć; także ponowna próba ustalenia
tożsamości innych modeli.
Chwilowo można zapomnieć o kresce prowadzącej od świerszczyków Hudgensa do
sprawy Athertona – były inspektor Preston Exley dyskretnie przepyta, kogo trzeba,
kiedy syn go o to poprosi.
Hipotetyczna kreska – od Pierce'a Patchetta do Duke'a Cathcarta.
Lynn Bracken zaprzeczała takowym powiązaniom, kłamała, według oświadczenia
Vincennesa: Patchett sprzedawał świerszczyki, które Cathcart miał zamiar
rozpowszechniać – ale kto je wyprodukował?
Od Hudgensa do Patchetta i Bracken: dziennikarz był przerażony, dowiedziawszy
się, że Vincennes węszy wokół FleurdeLis; Lynn powiedziała Jackowi, że Patchett i
Hudgens mieli zamiar rozkręcić jakiś wspólny interes – teraz temu zaprzeczyła,
kolejne jej kłamstwo.
Potrzebowałby osobnego wykresu, żeby zaznaczać kłamstwa – musiałby
dysponować dużo większym pokojem, by je wszystkie pomieścić.
Kolejne kreski:
Od Daveya Goldmana do Deana Van Geldera i do Duke'a Cathcarta i Susan Nancy
Lefferts – sprawa wyjaśni się dopiero, gdy Vincennes wróci z McNeil i Bud White, bez
cienia wątpliwości po prostu się ukrywający, zostanie przepytany na temat informacji,
które zataił.
Powiązania zawodowe – Patchett, bracia Englekling i ich ojciec posiadali sporą
wiedzę chemiczną; Patchett, znany ze swych skłonności do heroiny, utrzymywał
znajomość z chirurgiem plastycznym, doktorem Terrym Luxem, który prowadził
klinikę odwykową dla alkoholików i narkomanów. Raport Dudleya Smitha
sporządzony dla Parkera ujawnił, że Pete i Bax Engleklingowie przed śmiercią byli
torturowani żrącymi chemikaliami, ale żadnych bliższych szczegółów nie było.
Konkluzja: ogniwem niezbędnym do rozwikłania wszystkich powiązań musiał być
Patchett – jego dziwki, modele do świerszczyków; Patchett mógł doprowadzić do
człowieka, który wyprodukował świerszczyki, zabił Hudgensa i łączył wszystkie te
sprawy z przypadkiem z 1934 roku, który stał się powodem do chwały dla jego ojca.
Zbyt wiele tu dochodzi kresek, by można je zignorować.
Patchett finansował wczesne filmy Dieterlinga. Syn Dieterlinga, Billy i jego
chłopak, Timmy Valburn, korzystali z usług oferowanych przez FleurdeLis; Valburn
znał Bobby'ego Inge'a. Billy pracował w Chlubnej Odznace, a przecież to właśnie na
ludzi związanych z tym serialem padły pierwsze podejrzenia o zamordowanie Sida
Hudgensa. Aktor z Chlubnej Odznaki, Miller Stanton, był jedną z dziecięcych gwiazd
Dieterlinga wtedy, kiedy zamordowano Wee Williego Wennerholma – czy sprawcą
był Atherton?
Pochyłe kreski – od Athertona do świerszczyków, do Hudgensa; linie te chyba nie
mogły być czystym przypadkiem – był to jednak twardy orzech do zgryzienia, bo
oznaczały konieczność sprawdzenia lojalności wobec własnej rodziny – siedemnaście
lat po sprawie Athertona Preston Exley buduje Park Marzeń.
Gubernator Exley. Szef detektywów Exley.
Ed pomyślał o Lynn, przypomniał sobie jej dotyk, wzdrygnął się. Szybko przerzucił
się na Inez – nowa kreska do wykorzystania.
Pojechał do Laguna Beach. Tłum kłębiących się dziennikarzy: stojący przy swych
samochodach, grający w karty na trawniku Raya Dieterlinga. Ed zatrzymał się nieco
dalej, podszedł kawałek, zaczął biec.
Zobaczyli go, rzucili się za nim w pościg. Dobiegł do drzwi, walnął kołatką. Drzwi
otworzyły się – za nimi stała Inez. Zatrzasnęła je, zaryglowała. Ed wszedł do dużego
pokoju – wszędzie wokół ślady Parku Marzeń. Tandetne ozdoby, porcelanowe figurki:
Moochie, Danny, Scooter. Zdjęcia na ścianach: Dieterling i niepełnosprawne dzieci.
Skasowane czeki w plastikowych ramkach – sześciocyfrowe sumy przeznaczane na
rzecz walki z chorobami dziecięcymi.
– Jak widziałeś, nie narzekam tu na brak towarzystwa...
Ed zwrócił się twarzą ku niej.
– Dzięki, że mnie wpuściłaś.
– Ciebie traktują jeszcze gorzej niż mnie, więc uznałam, że jestem ci to winna.
Była blada.
– Dzięki. Wiesz, że to minie, tak jak poprzednim razem.
– Być może. Źle wyglądasz, Exley.
– Wciąż to słyszę od różnych ludzi.
– W takim razie, może to prawda. Posłuchaj, jeśli chcesz zostać i chwilę pogadać,
nie ma sprawy, ale proszę, nie mów o osobie Buda White'a i całym tym mierda, o
którym wszędzie aż huczy.
– Nie zamierzałem, ale pogaduszki nigdy nie były naszą mocną stroną.
Podeszła do niego. Exley ją objął; zrzuciła z siebie jego ręce i cofnęła się. Ed
spróbował się uśmiechnąć.
– Zauważyłem trochę siwych włosów. Kiedy będziesz w moim wieku, pewnie
będziesz taka siwa jak ja. Jak ci się podobają takie pogaduszki?
– Średnio, mam lepszy pomysł. Preston ubiega się o urząd gubernatora, ale zła
sława jego syna może mu poważnie przeszkodzić w osiągnięciu sukcesu. Ja mam
koordynować jego kampanię.
– Gubernator Tata. Powiedział, że mogę zaprzepaścić jego szanse?
– Nie, bo nigdy źle o tobie nie mówi. Ale rób, co możesz, by go nie zranić.
Dziennikarze na zewnątrz – Ed słyszał, że się śmieją.
– Też nie chcę ranić ojca. A ty mi możesz pomóc tego uniknąć.
– Jak?
– Chciałbym, żebyś zrobiła coś dla mnie. I żeby zostało to między nami.
– Co takiego? Mów.
– To bardzo skomplikowana sprawa, w którą zamieszany jest Ray Dieterling. Znasz
nazwisko „Pierce Patchett"?
Inez potrząsnęła głową. – Nie, kto to jest?
– Swego rodzaju inwestor, nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Chciałbym, abyś
wykorzystała swoje dojście do Parku Marzeń i sprawdziła właśnie jego związki
finansowe z Dieterlingiem. Tak do późnych lat dwudziestych, i po cichu. Zrobisz to
dla mnie?
– Exley, dla mnie to brzmi jak policyjne zadanie specjalne. I co to ma wspólnego z
twoim ojcem?
Wzdrygnął się: podaje w wątpliwość uczciwość człowieka, który go uformował.
– Ojciec może mieć jakieś problemy z podatkami. Muszę sprawdzić dokumenty
finansowe Dieterlinga, by zobaczyć, czy gdzieś w aktach pojawi się mój ojciec.
– To niebezpieczne kłopoty?
– Tak.
– Sprawdzić w tył gdzieś do roku pięćdziesiątego, tak? Wtedy, gdy zaczęli planować
wybudowanie Parku Marzeń?
– Nie, sprawdź dane aż do 1932 roku. Wiem, że miałaś dostęp do akt w Dieterling
Productions, i wiem, że możesz to zrobić.
– Ale później wszystko mi wyjaśnisz?
Znowu się wzdrygnął.
– W dniu wyborów. No, Inez. Kochasz go prawie tak bardzo jak ja.
– No dobrze. Zrobię to dla twojego ojca.
– Tylko dlatego?
– I za to, co dla mnie zrobiłeś, i za ludzi, którzy dzięki tobie stali się moimi
przyjaciółmi. Jeśli uważasz, że to, co mówię, jest okrutne, przepraszam.
Zegar z Myszką Moochie wybił dziesiątą.
– Muszę iść – orzekł Ed. – Mam spotkanie w LA.
– Wyjdź tylnymi drzwiami. Wydaje mi się, że cały czas słyszę te sępy.

Pozbył się wyrzutów sumienia po drodze.


To była przecież standardowa procedura mająca na celu wyeliminowanie ojca. Jeśli
jego ojciec naprawdę znał Dieterlinga jeszcze za czasów sprawy Athertona, musiał
mieć jakiś ważny powód, by nie chcieć tego ujawniać, pewnie krępowało go, że robił
interesy z człowiekiem, z którym miał kiedyś do czynienia w dochodzeniu w sprawie
okrutnego morderstwa. Preston Exley uważał, że nawiązywanie przyjaźni z
wpływowymi ludźmi przez policjantów kłóciło się z koncepcją bezstronnej i
absolutnej sprawiedliwości, logicznym więc się wydawało, że skoro sam nie potrafił
dochować wierności swym ideałom, nie chciał, by powszechnie o tym wiedziano.
Czuł do niego miłość i szacunek.
Ed przyjechał do Dining Car przed czasem; szef restauracji powiedział mu, że jego
gość już czeka. Poszedł do swojego ulubionego boksu – odosobnionego zakamarka za
barem.
Był tam Vincennes, trzymał w ręku szpulę.
– To taśma z podsłuchu? – spytał Ed.
Vincennes przesunął szpulę w jego stronę.
– Tak, a na niej nagranie, jak Mickey C. nawija o bzdetach, które nie mają nic
wspólnego z Nite Owl. Kiepsko, ale myślę, że w ten sposób mamy pewność, iż Davey
zdradził Mickeya, i podejrzewam, że musiał słyszeć propozycję, jaką w imieniu Duke'a
Cathcarta złożyli Cohenowi bracia Engleklingowie. Spodobała mu się i nasłał na
Duke'a Van Geldera. Moim zdaniem to wszystkie wnioski, jakie można wyciągnąć.
Wyglądał na zasępionego.
– Dobra robota, Jack. Naprawdę tak myślę.
– Dzięki, chociaż zaraz to podpada...
Ed wziął do ręki menu i pod jego osłoną opróżniał swoje kieszenie.
– Jest północ i nie stać już mnie na subtelności.
– Wiem, mamy twardy orzech do zgryzienia. Co ci się udało wyciągnąć z Bracken?
– Same kłamstwa. I masz rację: węszenie wokół McNeil na nic więcej już się nie
zda.
– To co dalej?
– Jutro zabieram się za Patchetta. W tajemnicy przed Dudleyem i jego ludźmi
sprowadzę jutro do Wewnętrznych Terry'ego Luxa, Chestera Yorkina i wszystkich
pracowników Patchetta, jakich tylko Fisk i Kleckner zdołają namierzyć.
– Tak, ale co z Bracken i Patchettem?
Ed oczyma wyobraźni zobaczył rozebraną Lynn.
– Bracken próbowała sprawić, bym zapomniał, że jej nazwisko pojawia się w twoim
oświadczeniu. Powiedziała mi wszystko o epizodzie w Malibu, a ja zmyśliłem
historyjkę na twój temat...
Puszka walnął głową o zaciśnięte pięści.
– Powiedziałem jej, że zrobisz wszystko, by odzyskać swoją kartotekę – ciągnął Ed.
– Powiedziałem jej, że ciągle uwielbiasz prochy i że jesteś zadłużony u jakichś
bukmacherów. Że czeka cię komisja dyscyplinarna i że chcesz zniszczyć nielegalne
interesy Patchetta.
Vincennes podniósł głowę . Był blady, na skórze widać było ślady po kostkach.
– Obiecaj mi tylko, że zatuszujesz to, co jest w aktach Sida...
Ed podniósł menu. Pod nim były: heroina, amfetamina, nóż, automat 9
milimetrów.
– Przyciśniesz Patchetta. Wciąga heroinę, więc zaproponujesz mu trochę. Jeśli sam
chcesz popróbować towaru, żeby się podkręcić, masz tu dosyć. Będziesz mu się
naprzykrzał, żeby odzyskać swoją kartotekę i żeby się dowiedzieć, kto wyprodukował
krwawe świerszczyki i kto zabił Sida Hudgensa. Pracuję nad pewnym planem, jutro
powiem ci, co zdecydowałem. Ty masz nastraszyć Patchetta i zrobić wszystko co
trzeba, by osiągnąć to, czego obaj chcemy. Wiem, że możesz to zrobić, więc nie
zmuszaj mnie, bym musiał ci grozić.
Vincennes uśmiechnął się. Prawie odezwały się w nim stare sentymenty –
niezwyciężony Wielki Vi.
– A jeśli coś pójdzie nie tak?
– To go zabij.

61

Opary opium przyprawiały go o ból głowy, impertynenckie odpowiedzi Chińczyków


tylko pogarszały sprawę: „Spade'a tu nie ma, policja chroni mój lokal, bo im płacę!"
Wujek Ace Kwan odesłał go do Grubego Deweya Shina, który skierował go do kilku
lokali na Almeda – Spade tam był, ale już wyszedł, „Przecież płacę!", spróbuj u wujka
Minha, wujka China, wujka Chana. Długo krążył po Chinatown, dopiero po kilku
godzinach zaczął się orientować w terenie, łaził od wroga do wroga. Wujek Danny Tao
wyciągnął dubeltówkę; odebrał mu ją, próbował szantażu, ale i tak nic nie wycisnął.
Spade był u niego, ale poszedł – i gdyby wziął jeszcze jednego macha opium, na
pewno by się zwinął w kłębek i umarł albo zacząłby strzelać. Puenta z tego po całym
dniu: to nim potrząsnęło Chinatown, zamiast on Cooleyem. A teraz Chinatown
zaczęło zamierać.
Bud zadzwonił do prokuratury okręgowej, przekazał swoje ustalenia dotyczące
sprawy Perkins/Cooley; facet po drugiej stronie co chwilę ziewał, pod koniec
rozmowy był wyraźnie znudzony. Potem pojechał na Strip; Cowboy Rhythm Band na
scenie, nie było Spade'a, nikt go nie widział od paru dni. Lokalne kluby, miejscowe
bary, nocne balangi – nigdzie ani śladu Donnella Clyde'a Cooleya. O pierwszej w nocy
mógł pójść tylko do Lynn, rzucić: „Gdzie ty byłaś?" i do łóżka.
Zaczął padać deszcz – oberwanie chmury. Bud liczył tylne światła samochodów, by
nie zasnąć: czerwone plamki, hipnotyzujące. Dotarł do Nottingham Drive na wpół
przytomny, kręciło mu się w głowie, nogi miał odrętwiałe.
Lynn na werandzie, przyglądająca się deszczowi. Bud podbiegł do niej; wyciągnęła
ramiona. Pośliznął się, złapał równowagę, chwytając się jej. Zrobiła dwa kroki do tyłu.
– Martwiłem się – odezwał się Bud. – Kilka razy do ciebie wczoraj dzwoniłem, nim
się zaczęło.
– Co się zaczęło?
– Zostaw na rano, to za długa historia, żeby teraz ją opowiadać. Jak ci posz...
Lynn dotknęła jego ust.
– Powiedziałam im na temat Pierce'a to wszystko, co ty już wiesz, ale teraz
zastanawiam się, czy nie powiedzieć im więcej...
– Więcej o czym?
– Myślę, że Pierce jest już skończony. Porozmawiamy rano, kochanie. Zostawmy
obie nasze historie na śniadanie.
Bud oparł się o balustradę werandy. Błyskawica rozświetliła ulicę – i wyschłe łzy na
twarzy Lynn.
– Co ci jest? – zapytał. – Chodzi o Exleya? Naprzykrzał ci się?
– Chodzi o Exleya, ale nie tak jak myślisz. I już wiem, dlaczego go tak bardzo
nienawidzisz...
– Co masz na myśli?
– Że jest przeciwieństwem wszystkich twoich zalet. On jest bardziej podobny do
mnie.
– Nie rozumiem.
– Chodzi mi o to, że jest taki wyrachowany. Na początku go nienawidziłam, dlatego
że ty go nienawidzisz, ale potem, dlatego, że jest, kim jest. On uświadomił mi kilka
rzeczy dotyczących Pierce'a. Powiedział mi to, czego nie musiał mówić, i sama byłam
zaskoczona swoimi reakcjami.
Znowu błyskawice – Lynn wyglądała na przeraźliwie smutną.
– Na przykład? – spytał Bud.
– Na przykład, że Vincennesowi zaczyna odbijać i że z jakichś osobistych powodów
chce się zemścić na Patchetcie. A mnie to prawie w ogóle nie obchodzi, chociaż chyba
powinno...
– Jak ci się udało nawiązać takie przyjazne stosunki z Exleyem?
Lynn roześmiała się. – In vino ventas. Wiesz, kochany, ty masz trzydzieści dziewięć
lat, a ja cały czas czekam, kiedy zmęczysz się samym sobą.
– Dzisiaj jestem bardzo zmęczony.
– Nie o to mi chodziło.
Bud włączył światło na werandzie.
– Powiesz mi, co zaszło między tobą a Exleyem?
– Tylko rozmawialiśmy.
Jej makijaż znaczyły zaschnięte ślady po łzach, po raz pierwszy nie wyglądała
pięknie.
– Więc opowiedz mi o tym.
– Rano.
– Nie, teraz.
– Kochany, jestem równie zmęczona jak ty.
Półuśmieszek na jej twarzy ją zdradził.
– Spałaś z nim.
Lynn odwróciła wzrok. Bud uderzył ją – raz, dwa, trzy razy. Lynn w ogóle nie
próbowała się uchylać. Bud przestał, kiedy zobaczył, że nie ma szans jej złamać.

62

W Wewnętrznych zrobiło się bardzo tłoczno.


Chester Yorkin, dostawca pracujący dla FleurdeLis, w boksie numer 1; a w 2 i 3:
Paula Brown i Lorraine Malvasi, dziwki Patchetta – Ava Gardner, Rita Hayworth. Nie
udało się ustalić miejsca pobytu Lamara Hintona, Bobby'ego Inge'a ani Christine
Bergeron i jej syna; podobnie jak modeli ze świerszczyków – Fiskowi i Klecknerowi
nie udało ich się znaleźć pomimo ślęczenia w nieskończoność nad policyjnymi
albumami przestępców. W boksie 4: Sharon Kostenza, prawdziwe nazwisko: Mary
Alice Mertz, sprowadzona tu dzięki temu, że Vincennes wspomniał o niej w swoim
oświadczeniu – to właśnie ta kobieta zapłaciła kiedyś kaucję za Bobby'ego Inge'a i
finansowo zaręczyła za Christine Bergeron. W boksie 5: dr Terry Lux i jego adwokat –
wielki Jerry Geisler.
Ray Pinker stał na uboczu, mając w pogotowiu antidotum – jak na razie nikt z
nowo przybyłych nie wyglądał na naćpanego. Dwóch funkcjonariuszy pilnowało
wejścia do sali – prywatne przesłuchania – pełna autonomia biura Wewnętrznych.
Kleckner i Fisk rozpracowywali Mertz, czyli Ave – byli uzbrojeni w kopie
oświadczenia Vincennesa, zdjęcia ze świerszczyków i streszczenie sprawy. Yorkinowi,
Luxowi i pseudo Ricie specjalnie kazano czekać.
Ed pracował w swoim biurze: trzeci szkic scenariusza dla Vincennesa. Jedna myśl
nie dawała mu spokoju: gdyby Lynn Bracken o wszystkim dokładnie opowiedziała
Patchettowi, spokojnie zdążyłby ewakuować swych ludzi, nim zjawiła się po nich
policja – tak jak zrobili to Inge, Bergeron i jej syn przed Nite Owl. Były dwie
możliwości – albo miała w tym jakiś swój cel, albo dzięki przesłuchaniom udało się im
zabić jej klina i po prostu czeka na ich następne posunięcie. Najprawdopodobniej to
pierwsze – trudno sobie wyobrazić, by udało im się zbić z pantałyku tak przenikliwą
kobietę.
Ciągle czuł jej dotyk.
Rysował kreski na papierze. Inez miała sprawdzić powiązania Patchetta z
Dieterlingiem i jego ojcem – ciągle czuł się nieswojo, kiedy o tym myślał. Dwóch ludzi
z SW szukało Buda White'a – mieli wystraszyć sukinsyna i złamać go. Billy Dieterling
i Timmy Valburn mieli być przesłuchiwani – należało się z nimi bardzo delikatnie
obchodzić, cieszyli się prestiżem, byli wpływowi. Kreska do zabójstwa Hudgensa i
„interesu" Hudgensa i Patchetta – w swoim oświadczeniu Vincennes napisał, że
zniknęła część jego kartoteki dotycząca ludzi z Chlubnej Odznaki, co było dziwne,
zważywszy, że Hudgens miał bzika na punkcie osób pracujących dla tego serialu.
Ekipa Chlubnej Odznaki miała alibi na czas morderstwa – ale i tak musiał po raz
drugi przeczytać wszystkie akta.
Połowa spraw dotyczyła wymuszania pieniędzy.
Kreska do pozostającej poza sprawą kwestii – Dudleya Smitha, który wariował,
byle szybko aresztować kogoś w Darktown. Kreska do plotek: Thad Green ma w maju
objąć dowództwo nad Oddziałami Straży Granicznej Stanów Zjednoczonych. Kreska
teoretyczna: Parker wybierze swojego nowego szefa detektywów, biorąc pod uwagę
tylko i wyłącznie osiągnięcia w sprawie Nite Owl – będzie nim on albo Smith. Dudley
może przysłać do niego Buda White'a, by zorientował się w postępach śledztwa;
pokreślił wszystko, żeby nie było mowy o żadnych przeciekach.
Wszedł Kleckner.
– Ta Mertz odmawia współpracy. Przyznaje tylko, że normalnie używa ksywy
Sharon Kostenza i że płaci kaucję za ludzi Patchetta, kiedy zostają aresztowani. A
przecież wiemy, że nikt z jego ludzi nigdy nie został aresztowany za pracę dla niego.
Mówi, że nie zna osób ze zdjęć i milczy jak grób na temat tych wymuszeń, o których
miałem jej nadmienić. Kiedy wspomniałem o Nite Owl, ani drgnęła – jestem skłonny
wierzyć, że rzeczywiście nie ma ze sprawą nic wspólnego.
– Wypuść ją. Chcę, żeby poszła do Patchetta i napędziła mu stracha. Co udało się
Duanowi wyciągnąć z Avy Gardner?
Kleckner wręczył mu kartkę. – Mnóstwo rzeczy. Tutaj są tylko najważniejsze, a całe
przesłuchanie jest zarejestrowane na taśmie.
– Dobrze. Idź i rozgrzej dla mnie Yorkina. Zanieś mu piwo i opiekuj się nim jak
dzieckiem.
Kleckner wyszedł z uśmiechem na ustach. Ed zaczął czytać notatki Fiska.

Świadek Paula Brown, 25 marca 58


1.Świadek wymienił wiele nazwisk klientów dziewczyn na telefon/męskich
prostytutek P.P. (szczegóły w osobnym sprawozdaniu i na taśmie)
2.Nie rozpoznała osób ze zdjęć (wygląda na to, że naprawdę ich nie zna)
3. Kiedy wspomniałem o wymuszaniu, zaczęła mówić:
a. P.P. dawał swoim dziewczynom/męskim prostytutkom nagrody w zamian za
uzyskiwanie od ich klientów intymnych zwierzeń na temat ich życia.
b. P.P. każe przerywać pracę swoim prostytutkom, kiedy kończą 30 lat
(najwyraźniej ma chyzia na tym punkcie).
c. Kiedy prostytutki odwiedzały klientów w domu, kazał im zostawiać
drzwi/okna otwarte, by można było robić kompromitujące zdjęcia. Prostytutki
robiły też woskowe odlewy kluczy niektórych bogatych klientów.
d. P.P. zlecał słynnemu (oczywiście chodzi o T. Luxa) chirurgowi plastycznemu
operacje mające upodobnić męskie i normalne prostytutki do gwiazd kina, aby
zarabiać na nich więcej kasy.
e. Męskie prostytutki wymuszały pieniądze od swych klientów – żonatych
homoseksualistów – i dzielili się zyskami z P.P.
f. Znudzona pytaniami dotyczącymi Nite Owl (najwyraźniej nie wie nic na ten
temat).

Czas na niesłychanie śmiałe i perwersyjne przedsięwzięcie.


Ed ruszył do boksów, zaglądał do nich po kolei przez dwustronne lustra. Fisk i
udawana Ava rozmawiali; Kleckner i Yorkin pili piwo. Terry Lux czytał jakieś
czasopismo, Jerry Geisler palił. Lorraine Malvasi sama w chmurze dymu. Śmiałe i
perwersyjne przedsięwzięcie – kobieta z twarzą do złudzenia przypominającą Ritę
Hayworth i fryzurą z Gildy.
Otworzył drzwi. Rita/Lorraine wstała, usiadła, pociągnęła papierosa. Ed wręczył jej
notatki Fiska. – Przeczytaj to.
Czytała, zlizując szminkę z warg. – No i?
– Potwierdzasz czy nie?
– Mam prawo do adwokata.
– Nie przez najbliższe siedemdziesiąt dwie godziny.
– Nie możecie mnie tutaj tak długo trzymać .– Mówiła z silnym nowojorskim
akcentem.
– Tutaj nie, tylko w więzieniu dla kobiet.
Lorraine zaczęła obgryzać paznokieć, na palcu pojawiła się krew.
– Nie możecie...
– A możemy. Sharon Kostenza też została aresztowana, więc nie zapłaci za ciebie
kaucji. Pierce Patchett jest pod obserwacją, a twoja przyjaciółka Ava właśnie
powiedziała nam to wszystko, o czym właśnie przeczytałaś. Dużo już wiemy od niej. I
chcę tylko, byś pomogła mi wyjaśnić jeszcze kilka spraw.
Cichy szloch. – Nie mogę.
– Dlaczego nie?
– Pierce był taki dobry...
Przerwać jej.
– Pierce jest skończony. Lynn Bracken zdecydowała się świadczyć przeciw niemu.
Jest pod naszym nadzorem i mogę ją wypytać, ale wolę nie tracić czasu i dać tobie
szansę...
– Nie mogę.
– Możesz i zrobisz to.
– Nie, nie mogę.
– Lepiej tak, bo ciąży na tobie jedenaście oskarżeń, o których wspomniała Paula
Brown. Boisz się lesbijek w więzieniu?
Bez odpowiedzi.
– Powinnaś, ale to nie one są najgorsze. Postawne strażniczki z pałkami, zresztą też
lesbijki, są dużo gorsze. Wiesz, co robią z tymi...
– No dobrze, dobrze! Już dobrze, powiem!
Ed wyjął notatnik, napisał „Czas".
Lorraine rzuciła: – Tu nie ma żadnej winy Pierce'a. To ten facet skłonił go do tego.
– Jaki facet?
– Nie wiem. Naprawdę, jak Boga kocham, nie wiem.
Podkreślił „Czas".
– Kiedy zaczęłaś pracować dla Patchetta?
– Kiedy miałam dwadzieścia jeden lat.
– Który to był rok?
– Pięćdziesiąty pierwszy.
– I wtedy wysłał cię do Terry'ego Luxa, by ten zrobił operację?
– Tak! Że niby to uczyni mnie piękniejszą!
– Tylko spokojnie. Przed chwilą zaczęłaś mówić, że jakiś facet...
– Nie wiem, kim jest ten facet! Nie mogę powiedzieć czegoś, czego nie wiem!
– Cii, proszę. Do rzeczy. Potwierdzasz to, co zeznała Paula Brown, i mówisz, że
jakiś „facet", którego nie znasz, namówił Patchetta do wymuszania pieniędzy, o czym
mowa w zeznaniach Pauli Braun. Zgadza się?
Lorraine zgasiła papierosa, zapaliła następnego.
– Tak. Wymuszenie to prawie jak szantaż, więc tak, zgadza się.
– Kiedy, Lorraine? Kiedy „ten facet" zaproponował Patchettowi ten interes?
Liczyła na palcach. – Pięć lat temu, w maju.
Jeszcze grubiej podkreślił „Czas".
– Czyli w maju 1953 roku.
– Tak, pamiętam, bo właśnie wtedy umarł mój ojciec. Pierce zebrał nas wszystkich
u siebie i powiedział, że musi to robić, że nie chce, ale ten facet miał na niego haka.
Nie podał nazwiska tego faceta i nie sądzę, by inne prostytutki je znały.
„Czas" – miesiąc po Nite Owl. – Skup się teraz, Lorraine. Masakra w Nite Owl.
Pamiętasz?
– Co? Że niby zastrzelili kilku ludzi, tak?
– Nieważne. Co jeszcze mówił Patchett, kiedy was do siebie wezwał?
– Nic.
– Nie chcesz mi powiedzieć nic więcej na temat Patchetta i wymuszania pieniędzy?
Pamiętaj, nie pytam, czy ty to robiłaś. Nie proszę cię o to, byś siebie pogrążała...
– Hm, jakieś trzy miesiące wcześniej słyszałam, jak Veronica, mam na myśli Lynn,
rozmawiała z Patchettem. Mówił, że on i ten dziennikarz ze szmatławca, którego
później zamordowano, mieli zamiar doić ludzi, Pierce miał mu mówić o małych
tajemnicach... rozumiesz, o fetyszach naszych klientów, i miał im grozić, że w razie
czego znajdą się w Cicho Sza! Rozumiesz: albo kasa, albo artykuł w brukowcu.
Teoria o wymuszaniu pieniędzy potwierdzona. Przeczucie: na jakimś poziomie
Lynn grała uczciwie, nie powiedziała Patchettowi, by się przygotował – wtedy nigdy
by nie pozwolił, aby ci ludzie się tu znaleźli.
– Lorraine, czy sierżant Kleckner pokazał ci jakieś zdjęcia pornograficzne?
Potaknęła.
– Powiedziałam jemu i powtórzę jeszcze raz. Nie znam nikogo z tych zdjęć, a na
sam ich widok dostaję dreszczy.
Ed wyszedł. Duane Fisk czekał w korytarzu.
– Dobra robota, szefie. Kiedy wyrzuciła z siebie to o tym facecie, poleciałem do Avy
i wypytałem ją o to. Powiedziała to samo i też utrzymywała, że nie zna nazwiska
gościa.
Ed pokiwał głową. – Powiedz jej, że Rita i Yorkin zostali przymknięci, a potem ją
wypuść. Chcę, żeby udała się do Patchetta. Jak Kleckner sobie radzi z Yorkinem?
Fisk potrząsnął głową.
– Ten chłopak to trudny orzech do zgryzienia. Stara się nakłonić go do mówienia.
Ale tu by się przydał Bud White. Jak go akurat potrzebujemy, to znika...
– Tym nie ma co sobie teraz zawracać głowy. Chciałbym, żebyś zabrał Luxa i
Geislera na lunch. Lux stawił się u nas dobrowolnie, więc bądź dla niego miły.
Powiedz Geislerowi, że chodzi tutaj o sprawę wielokrotnego morderstwa i
powiązanych z nią kwestii, i że Lux w zamian za zgodę na współpracę dostanie
immunitet i na piśmie zwolnienie od zeznań w sądzie. Powiedz mu, że dokument już
się pisze i że jak chce to sprawdzić, niech zadzwoni do Ellisa Loewa.
Fisk pokiwał głową, poszedł do boksu numer 5. Ed zajrzał do jedynki. Chester
Yorkin pajacował przed lustrem: stroił miny, wystawiał środkowy palec. Chudy,
przetłuszczone, bujne włosy opadające mu na oczy. Pręgi na rękach – może stare
ślady po igłach. Ed otworzył drzwi.
– Hej, znam cię – rzucił ucieszony Yorkin. – Czytałem o tobie.
Rzeczywiście ślady po nakłuciach – małe zabliźnione ranki.
– Byłem w wiadomościach.
Chichot.
– To było chyba dawno, sahib. Mówiłeś coś w stylu „Nigdy nie biję podejrzanych,
bo to oznacza, że gliniarz zniża się do poziomu przestępcy". Chcesz wiedzieć, co ci na
to powiem? Nigdy nie puszczam farby, bo wszystkie gliny to sukinsyny, których
podnieca wyciąganie od ludzi informacji.
– Skończyłeś? – To była typowa odzywka Buda White'a.
– Nie. Dodam, że twojego starego rżnie Myszka Moochie.
Bał się, ale to zrobił – łokciem w gardło. Yorkin zaczął dyszeć; Ed stanął za nim,
skuł go, pchnął na podłogę. Był wystraszony, ale ręce miał zupełnie spokojne: patrz,
tato, nie boję się.
Yorkin schował się w kącie.
Był wystraszony, ale skorzystał z kolejnej typowej dla Złego Buda zagrywki: krzesło,
zamachnąć się, rozwalić je z całej siły tuż nad głową podejrzanego. Yorkin próbował
uciekać, wijąc się kurczowo; Ed kopniakiem posłał go z powrotem do kąta. Teraz
powoli: nie pozwól, żeby łamał ci się głos, nie pozwól zmięknąć oczom za szkłami.
– A teraz mów. Chcę wiedzieć o świerszczykach i o wszystkim, co sprzedawałeś
przez FleurdeLis. Wszystko. Zaczniesz od śladów nakłuć na twoich ramionach i od
wyjaśnienia, dlaczego taki inteligentny facet jak Patchett ma zaufanie do takiego
śmiecia jak ty. I jedno musisz wiedzieć od razu: Patchett jest skończony, a ja jestem
jedynym człowiekiem, który może ci zaproponować układ. Rozumiesz mnie?
Yorkin nerwowo kiwał twierdząco głową – tak tak tak.
– Byłem oblatywaczem! Latałem dla niego! Byłem tylko oblatywaczem!
Ed rozpiął mu kajdanki. – Powtórz to.
Yorkin zaczął rozmasowywać sobie kark.
– Byłem królikiem doświadczalnym.
– Co?
– Pozwalałem mu na sobie testować herę. Co pewien czas, po małej dawce na raz.
– Zacznij jeszcze raz od początku. Powoli.
Yorkin odkaszlnął. – Pierce ukradł tę heroinę, która była przedmiotem transakcji
między Dragną a Cohenem, dawno temu. Ten gość, Buzz Meeks, zostawił trochę
Pete'owi i Baxowi Engleklingom, tylko próbkę, a oni ją dali ojcu, który był chyba
jakimś superchemikiem. W college'u ten ojciec był nauczycielem Pierce'a, jemu
właśnie zostawił ten towar i zaraz potem umarł, na atak serca czy coś takiego. Ten
inny facet, nie wiem, jak się nazywał, więc mnie nie pytaj, zabił Meeksa czy coś
takiego. Położył łapę na reszcie towaru, chyba jakichś osiemnastu funtach. A Pierce
przez wiele lat zajmował się ulepszaniem heroiny. Chce produkować najtańszą,
najbezpieczniejszą i najlepszą. Ja tylko... ja tylko czasem w ramach testu biorę jego
towar.
Zadziwiająco krzyżujące się linie.
– Rozwoziłeś towary z FleurdeLis pięć lat temu, tak?
– Tak, jasne.
– Ty i Lamar Hinton.
– Już kilka lat nie widziałem Lamara, nie możecie mnie winić za sprawki Lamara!
Ed chwycił krzesło, zaczął nim wygrażać.
– Wcale nie mam takiego zamiaru. Odpowiedz mi na jedno pytanie, a jak twoja
odpowiedź mi się spodoba, to będę ci winien przysługę. To taka próba, a ty zawodowo
próbujesz różne rzeczy, więc powinieneś wyjść z niej obronną ręką. Kto strzelał do
Jacka Vincennesa przed metą w Hollywood w 53 roku?
Yorkin aż się skulił.
– Ja. To Pierce kazał mi go załatwić. Nie powinienem był tego robić przy mecie.
Spaprałem sprawę i Pierce się wkurzył.
Hak na Patchetta: próba zamordowania funkcjonariusza policji.
– Co ci zrobił za karę?
– Sprawdzał na mnie złe rzeczy. Dawał mi te złe substancje, które mówił, że musi
wyeliminować. Miałem przez niego te syfne jazdy.
– I za to go nienawidzisz...
– Facet, Pierce jest wyjątkowy. Nienawidzę go, ale bardzo go szanuję i na swój
sposób lubię.
Ed odepchnął krzesło. – Pamiętasz strzelaninę w Nite Owl?
– Jasne. To było kilka lat temu. Co to ma wspóln...
– Nieistotne, a teraz słuchaj, co powiem, bo to jest ważne. Jeśli wyjaśnisz mi parę
rzeczy, wystawię dokument gwarantujący ci immunitet, będziesz przez nas
obserwowany i chroniony do czasu, aż Patchett trafi za kratki. Chodzi o świerszczyki,
Chester. Pamiętasz te magazyny ze zdjęciami z orgii, które można było kupić przez
FleurdeLis pięć łat temu?
Yorkin pokiwał głową.
– Czerwona farba udająca krew na zdjęciach, pamiętasz je?
Yorkin uśmiechnął się, teraz już był chętny do sypania.
– Wiem, o co chodzi. Pierce naprawdę pójdzie siedzieć?
Dziesięć godzin od wcielenia scenariusza w życie.
– Może nawet już dziś wieczorem.
– Dobrze tak skurwielowi za te wszystkie podłe jazdy.
– Chester, opowiedz mi, tylko powoli.
Yorkin wstał, wygładził spodnie.
– Wiesz, w czym Pierce zrobił błąd? Mówił przy mnie o najróżniejszych rzeczach,
kiedy byłem naćpany, jakbym był niegroźny, bo niby nie mogłem zapamiętać tego, co
mówi...
Ed wyjął notatnik. – Postaraj się opowiedzieć wszystko po kolei.
Yorkin pomasował gardło, odkaszlnął.
– No dobrze. Pierce miał kiedyś kilka dziewczyn, które puszczał, mniej więcej
wtedy rozkręcił się interes z kolorowymi magazynami. Jakiś facet, nie wiem, jak się
nazywał, namówił niektóre z dziewczyn i ich klientów do pozowania do zdjęć. Zrobił z
nich książeczkę i przyszedł do Patchetta po pieniądze, żeby rozkręcić interes na
całego, rozumiesz, i obiecał Pierce'owi procent od sprzedaży. Pierce'owi spodobał się
ten pomysł, ale nie chciał pokazywać swoich dziewczyn ani ich klientów. Kupił od tego
kolesia trochę magazynów, żeby je pchnąć przez FleurdeLis. Rozumiesz, tylko
ograniczonemu gronu odbiorców, by wyczuć rynek. Myślał, że w ten sposób będzie
miał wszystko pod kontrolą.
Stare dzieje: sprzedaż ograniczonemu gronu klientów chyba niezupełnie się
powiodła, bo Obyczajówka weszła w posiadanie porzuconych magazynów – dzięki
Vincennesowi.
– Mów dalej, Chester.
– No, temu facetowi, który wyprodukował świerszczyki, jakoś udało się wyciągnąć
z Pierce'a trochę informacji na temat braci Engleklingów, że mają drukarnię i że
zawsze byli łasi na kasę. Znalazł sobie przedstawiciela i właśnie ten przedstawiciel
zgłosił się do braci. Rozumiesz, chodziło o to, żeby produkować porno i je opychać.
Przedstawiciel: Duke Cathcart. Zygzakowate kreski od Cohena do braci, od braci do
Patchetta, znowu skręt: Mickey w McNeil – potem Goldman i Van Gelder. Trzeba
połączyć kreską heroinę z pornografią.
– Chester, skąd ty to wszystko wiesz?
Yorkin roześmiał się:
– Ja bywałem mocno naćpany, naprawdę czasem miałem super jazdy, ale Pierce
też był nawalony herą. Mówił do mnie tak, jak się mówi do psa.
– Czyli Patchett wyskoczył z rynku świerszczyków, tak? Pozostało mu tylko
sprzedawanie heroiny...
– Nie. Pamiętasz tego faceta, co przyniósł wtedy Patchettowi osiemnaście funtów?
I on też był napalony na świerszczyki. Miał listę wszystkich tych bogatych zboczuchów
i kontakty w Ameryce Południowej. On i Pierce przez parę lat mieli tylko tę jedną
serię zdjęć. Potem wyprodukowali jakieś nowe obrazki, Bóg wie gdzie. Trzymają ten
towar w jakimś magazynie, nie wiem dokładnie, czekają. Wydaje mi się, że Pierce
chce, by sytuacja się uspokoiła.
Nie pojawiły się nowe powiązania. Podsumował: To chęć zysku była motywem. Z
pornografią nigdy nic nie wiadomo; blisko dwadzieścia funtów wysokiej jakości
heroiny to były miliony.
– Powiem ci coś jeszcze, na wypadek, gdyby przyszło ci do głowy rozmyślić się i
zerwać układ, który mi zaproponowałeś – dodał Yorkin. – Pierce ma taki zaminowany
sejf blisko domu. Są tam pieniądze, prochy, w ogóle najróżniejsze rzeczy...
Edowi cały czas chodziły po głowie PIENIĄDZE.
Yorkin:
– Hej, słuchaj mnie! Chcesz adres jego mety? To Linden 8819, Long Beach. Exley,
rozmawiaj ze mną!
– Posiedź teraz w celi, Chester. Zasłużyłeś sobie.
Nowe kreski – Ed uwzględnił streszczenia przesłuchań Fiska i Klecknera, dodał to,
czego się dowiedział od Yorkina i Malvasi. Linie łączące heroinę i pornografię.
„Facet", który wyprodukował świerszczyki, jako zabójca Sida Hudgensa; jego
przedstawicielem Duke Cathcart – zabity przez Deana Van Geldera, na polecenie
Daveya Goldmana – który dowiedział się o ofercie dotyczącej świerszczyków dzięki
pluskwie w celi Mickeya Cohena. Cohen wszechobecny – ukradziona mu heroina
trafiła zarówno do Engleklingów, jak i „Faceta", który dostarczył Patchettowi
osiemnaście funtów hery, by ten ją uszlachetnił. „Faceta", który lubił też pornografię i
przekonał Patchetta do wyprodukowania nowych magazynów, bazując na negatywach
z 1953 roku. Przeczucie: przez osiem lat podejrzenie zawsze padało na Cohena,
chociaż nie zawsze słusznie, przez jakiś czas był w więzieniu, trochę na wolności, był w
centrum wydarzeń, ale nigdy nie maczał palców w tej plątaninie spraw.
Kreska do konkluzji: Zabójstwa w Nite Owl były wykonane przez profesjonalistów,
a celem była próba przejęcia nielegalnych interesów heroinowych i pornograficznych
Pierce'a Patchetta. Cathcart, usiłujący sprzedawać świerszczyki na własną rękę, był
głównym celem. Czy zaprezentował się niewłaściwym ludziom, czy może zabójcy w
pełni świadomie zabili Van Geldera, wiedząc albo nie, że tylko podszywa się pod
Cathcarta?
Kreski do intryg w świecie zorganizowanej przestępczości, której nie sposób
odmówić profesjonalizmu w działaniu, ale właśnie z tego powodu tropy prowadziły w
ślepe zaułki: Franz Englekling i synowie – martwi, Davey Goldman rośliną, Mickey
Cohen sam w gęstej sieci intryg przeciw niemu skierowanych.
Kreska ze znakiem zapytania: kto sprzątnął Pete'a i Baxa Engleklingów?
Kreska budząca grozę: Loren Atherton, 1934. Jak to możliwe?
Fisk zapukał w drzwi. – Wróciłem z Luxem i Geislerem.
– I?
– Geisler wręczył mi wcześniej przygotowane oświadczenie.
– Przeczytaj je.
Fisk wyciągnął kartkę papieru.
– W związku z moją znajomością z Piercem Morehousem Patchettem, ja, Terry
Lux, lekarz medycyny, przedstawiam następujące, notarialnie potwierdzone
oświadczenie. Moje kontakty z Piercem Patchettem ograniczają się do spraw czysto
zawodowych: to znaczy przeprowadzałem skomplikowane operacje plastyczne na
grupie jego znajomych, zarówno na mężczyznach jak i kobietach. Celem tych
operacji było upodobnienie pacjentów do znanych aktorów i aktorek. Według plotek
Patchett wykorzystuje te osoby do świadczenia usług seksualnych za pieniądze, ale
ja nie dysponuję żadnymi dowodami potwierdzającymi te plotki. Przysięgam, że... i
tak dalej.
– Niezbyt to satysfakcjonujące – zawyrokował Ed. – Duane, zabierz Yorkina i Ritę
Hayworth na drugą stronę ulicy i ich przymknij. Za współudział, ale nie wpisuj daty
aresztowania w formularzach. Pozwól każdemu z nich wykonać po jednym telefonie, a
potem pojedź do Long Beach i zrób nalot na Linden 8819. To meta FleurdeLis i
jestem pewien, że Patchett wszystko stamtąd ewakuował, ale i tak to zrób. Jeśli
rzeczywiście będzie tam pusto, zrób tam bałagan i zostaw otwarte drzwi.
Fisk przełknął ślinę. – Jeszcze raz, kapitanie... Zrobić bałagan? I bez daty
aresztowania na formularzach?
– Zrób bałagan. Napisz oświadczenie. I nie kwestionuj moich rozkazów.
– Hm, tak jest, kapitanie – odparł Fisk i wyszedł.
Ed zadzwonił do Klecknera. – Don, przyślij mi tu doktora Luxa i pana Geislera.
– Tak, kapitanie – donośny głos z interkomu. Szeptem: – Oni są wkurzeni,
kapitanie. Lepiej, żeby pan to wiedział.
Ed otworzył drzwi. Weszli Geisler i Lux – szorstcy. Żadnych uścisków dłoni.
– Szczerze mówiąc, ten lunch w żaden sposób nie jest w stanie spłacić mojego
honorarium, którym obciążę doktora Luxa – powiedział Geisler. – Uważam za
naganne to, że pomimo iż stawił się tutaj dobrowolnie, musiał tak długo czekać.
– Proszę przyjąć moje przeprosiny – odparł Ed. – Przyjmuję pisemne
oświadczenie, które złożyliście, i tak naprawdę nie mam żadnych pytań do doktora
Luxa. Chciałbym tylko poprosić go o drobną przysługę, za wypełnienie której
odwdzięczę się ogromną przysługą. I proszę przesłać do mnie swój rachunek, panie
Geisler. Wie pan, że mnie na to stać.
– Wiem, że stać pana ojca. Proszę kontynuować. Jak na razie słucham z
zainteresowaniem.
Ed do Luxa:
– Doktorze, wiem, kogo pan zna, a pan wie, kogo ja znam. I wiem, że zajmuje się
pan legalnymi lekami na bazie morfiny. Niech mi pan pomoże w jednej sprawie, a
zaskarbi sobie pan moją przyjaźń.
Lux czyścił paznokcie skalpelem. – Daily News twierdzi, że pana kariera dobiega
końca.
– Mylą się. Pierce Patchett i heroina, doktorze. Wystarczą mi plotki i nie będę
wypytywał o pańskie źródła...
Geisler i Lux wyszli się naradzić – stanęli krok za drzwiami, szepty. Potem Lux
oznajmił:
– Słyszałem, że Patchett ma powiązania z bardzo złymi ludźmi, którzy chcą
kontrolować handel heroiną w Los Angeles. Jest nieprzeciętnym chemikiem, jak pan
wie, i od dawna stara się stworzyć formułę specjalnego rodzaju heroiny. Z dodatkiem
hormonów i psychotropów, niezła mieszanka. Słyszałem, że normalna heroina w
ogóle się do tego nie umywa, i słyszałem, że można już ją produkować i sprzedawać.
Punkt dla mnie, kapitanie. Jerry, prześlij panu mój rachunek, żeby mógł dotrzymać
słowa.
To HEROINA przyciągała teraz wszystkie nowe kreślone przez niego linie.
Ed zadzwonił do Boba Gallaudeta, zostawił wiadomość jego sekretarce: być może
jesteśmy już blisko rozpracowania Nite Owl – zadzwoń do mnie.
Jego uwagę przyciągnęło zdjęcie leżące na biurku: Inez i jego ojciec w Arrowhead.
Zadzwonił do Lynn Bracken.
– Słucham?
– Lynn, mówi Exley.
– Mój Boże, witaj...
– Nie poszłaś do Patchetta, prawda?
– A myślałeś, że pójdę? O to ci chodziło?
Ed odwrócił zdjęcie na drugą stronę.
– Chcę, byś na jakiś tydzień zniknęła z LA. Mam dom nad jeziorem Arrowhead,
możesz się w nim zatrzymać. Wyjedź dzisiaj po południu.
– Czy Pierce...
– Później ci powiem.
– A ty przyjedziesz tam?
Ed rzucił okiem na scenariusz dla Vincennesa.
– Jak tylko coś załatwię. Widziałaś się z Whitem?
– Przyszedł i poszedł, nie wiem, gdzie jest. Nic mu nie jest?
– Nie. Cholera, właściwie to nie mam pojęcia. Spotkajmy się w Fernando's nad
jeziorem. To jest bardzo blisko od mojego domu. Może być o szóstej?
– Dobrze, będę tam.
– Myślałem, że będę musiał cię przekonywać.
– Ja już sama przekonałam się do wielu rzeczy. Wyjazd z miasta tylko ułatwia
sprawę.
– Dlaczego, Lynn?
– Chyba dlatego, że zabawa się skończyła. Uważasz, że trzymanie ust na kłódkę to
bohaterski postępek?

63

Bud obudził się w Victory. Za oknem zmierzch – spał przez pół nocy i cały dzień.
Przetarł oczy; od razu przyszedł mu do głowy Spade Cooley. Wyczuł dym
papierosowy, zobaczył Dudleya siedzącego przy drzwiach.
– Złe sny, chłopcze? Trochę się rzucałeś.
Śnił mu się koszmar: Inez zadręczona przez prasę, przez niego – przez to, co zrobił,
by udupić Exleya.
– Kiedy tak spałeś, chłopcze, przypominałeś mi moje córki. A wiesz, że jesteś mi
równie drogi, jak one...
Do bólu przepocił pościel.
– Co z tą naszą robotą? Jakie jest następne zadanie?
– Już ci to mówię. Od dawna byłem zaangażowany w ograniczanie groźnych
zbrodni, abyśmy i ja, i moi koledzy mogli później czerpać z tego zyski. I ten dzień
nadchodzi. Jako kolega, zostaniesz szczodrze wynagrodzony. Będziemy dysponowali
wielkimi środkami, chłopcze. Pomyśl o metodach służących trzymaniu Murzynów na
wodzy... Resztę możesz dopowiedzieć sobie sam. W sprawę zamieszany jest pewien
niesforny Włoch, z którym miałeś w przeszłości do czynienia, a wydaje mi się, że
właśnie ty bardzo dobrze nadajesz się do tego, by on nie wychylał się za bardzo...
Bud przeciągnął się, strzelił palcami dla rozbudzenia.
– Ja miałem na myśli to nasze śledztwo. Może powie pan coś bardziej do rzeczy,
co?
– Edmund Jennings Exley to jest najkrócej i najbardziej do rzeczy, jak tylko
potrafię. On teraz próbuje udowodnić, że Lynn Bracken robiła złe rzeczy, chłopcze.
Sól na stare rany, które tobie zadał.
Poczuł uderzenie adrenaliny. – Wiedział pan o nas, powinienem to wyczuć...
– Nie wiem tylko o bardzo niewielu rzeczach. Ale nie ma niczego, czego bym dla
ciebie nie uczynił. Ten tchórz Exley położył łapę na jedynych dwóch kobietach, które
kochałeś, chłopcze. Pomyśl o wielkim odpłaceniu mu za wszystko...

64
Od razu zaczęli się kochać – Ed wiedział, że w przeciwnym razie musieliby
rozmawiać, Lynn też wydawała się to wyczuwać. Powietrze w domku było zatęchłe,
łóżko niezasłane – pościel zwierzgana od ostatniego razu z Inez. Ed nie wyłączył
światła: im więcej widział, tym mniej myślał. Pomagało mu w trakcie aktu; a liczenie
piegów Lynn powstrzymywało go przed szczytowaniem. Ruszali się powoli, oboje,
nadrabiając ich poprzednią szarpaninę na podłodze. Lynn miała siniaki; Ed wiedział,
że to sprawka Buda White'a. Biorąc pod uwagę nietypowość sytuacji, zachowywali się
bardzo delikatnie; pozostanie w swoich objęciach długo potem pełniło funkcję
wzajemnego wynagrodzenia sobie kłamstw. Kiedy już zaczęliby rozmawiać, nie
mogliby przestać. Ed zastanawiał się, kto pierwszy wspomni o Budzie.
Lynn to zrobiła. To Bud przekonał ją, by skłamała Patchettowi: że policyjne
śledztwo było śmiechu warte – po prostu tonący brzytwy się chwyta. White wiedział o
łagodniejszych wykroczeniach Patchetta; obawiała się, że wpadnie w tarapaty, jeśli
Patchett zdecydowałby się odpowiedzieć ciosem na cios. Być może Pierce będzie
próbował kupić sobie jego przyjaźń, uważał, że każdy ma swoją cenę – nie wiedział, że
jej Wendella nie można kupić.
Bud sprawił, że zaczęła myśleć; im więcej myślała, tym bardziej bolało. Fakt, że
pewien kapitan policji pocałował pewną eksprostytutkę w tym jedynym momencie,
kiedy była w stanie się na to zgodzić, było tylko kropką nad „i" po i tak już skończonej
imprezie. To Pierce ją wykreował, ale on tak naprawdę jest złym człowiekiem; jeśli
zerwie z nim stosunki, to być może uda jej się odzyskać te dobre rzeczy, które w niej
zabił...
Ed był spięty, słuchając jej wynurzeń, wiedział, że nie będzie mógł jej się
odwdzięczyć szczerością – teraz, kiedy Vincennes był w niebezpieczeństwie, liczył na
to, że Lynn zdoła spłoszyć Patchetta. Przecież dochodziła jeszcze i Fiska demolka w
mecie, i aresztowanie, i przesłuchiwanie jego ludzi. Lynn reagowała na jego milczenie
słowami – cytatami z jej pamiętnika, odgrywała przedstawienie swojego autorstwa
dla ukradkowych kochanków. To było zabawne i smutne – szydzenie ze starych
numerów, monolog o dziwkach pracujących w samochodach, który o mało co nie
wywołał u niego ataku śmiechu. Potem Lynn zaczęła mówić o Budzie i Inez – że
darzył ją uczuciem, ale przeważnie na dystans, bo tkwiąca w niej wściekłość była dużo
silniejsza niż ta jego; ona przewyższała go, spędzał z nią noc od czasu do czasu, bo
więcej nie mógłby znieść.
Lynn mówiła to bez cienia zazdrości – co wywołało zazdrość w nim, omal nie zaczął
wykrzykiwać do niej pytań: o heroinę i wymuszanie pieniędzy, o te seksualne
perwersje, ile o tym wie? Ale to, co mu dawała, nie pozwalało mu na to; delikatne ręce
sprawiały, że musiałby odrzucić szczerość, nim zacząłby ją wypytywać, albo musiałby
kłamać, mówiąc do niej.
Zaczął mówić od razu o swojej rodzinie, rozwijał temat od przeszłości do
teraźniejszości.
Ulubieniec mamy, Eddie, i złoty chłopiec, Thomas; taniec, który odstawił, kiedy
jego brat zainkasował sześć kulek. Bycie policjantem/patrycjuszem z rodziny, której
członkowie od dawien dawna byli detektywami Scotland Yardu. Inez, czterech
zabitych ze słabości ludzi; Dudley Smith wypruwający sobie flaki, by znaleźć kozła
ofiarnego, którego Ellis Loew i komendant Parker mogliby uznać za panaceum. I
gwałtowne przejście do wielkiego Prestona Exleya, jego chwały, do tego, jak
pornografia z naniesioną farbą łączyła się z trupem dziennikarza głośnego
szmatławca, poćwiartowanymi dziećmi i jego ojcem i Raymondem Dieterlingiem
dwadzieścia cztery lata temu. Słowotok, aż do momentu, gdy nie miał już nic więcej
do powiedzenia, a Lynn zamknęła mu usta pocałunkiem, po czym zasnął, trzymając
rękę na jej siniakach.

65

Gliniarz łobuz Wielki Vi – trzeba przyznać Exleyowi, że umiał dobrać obsadę.


Zsynchronizował wizytę u Patchetta z najazdem na metę w Long Beach. Patchett:
„Tak, porozmawiam z tobą. Dzisiaj wieczorem o jedenastej i przyjdź sam..."
Pod kuloodporną kamizelką miał zainstalowaną pluskwę.
Do tego torebkę heroiny, nóż, automat 9 mm. Wyrzucił tylko amfetaminę, którą
dostał od Exleya – nie potrzebował kłopotów. Podszedł, zadzwonił – przez całą drogę
czuł się stremowany. Patchett otworzył drzwi. Zmącone oczy – tak jak przewidywał
Exley: ćpun.
Jack, zgodnie ze scenariuszem od Exleya: – Witam, Pierce – pogardliwym tonem.
Patchett zamknął drzwi. Jack rzucił mu towar w twarz. Torebka uderzyła w niego i
spadła na podłogę.
I do tego improwizacja:
– Pokojowa oferta. Na pewno i tak nie umywa się do towaru, który testowałeś na
Yorkinie. Wiedziałeś, że mój szwagier jest prokuratorem okręgowym LA? Jak
zawrzesz ze mną układ, ta znajomość może bardzo ci się przydać. Patchett:
– Skąd to masz? – spokojnym głosem. To, co wciągnął przed jego przyjściem,
pozwalało mu nie okazywać strachu.
Jack wyjął nóż, przejechał nim delikatnie po szyi. Poczuł krew, zlizał ją sobie z
palca – rewelacyjnie zagrany psychopata.
– Przycisnąłem jakichś czarnuchów. Chyba wiesz coś o tym, nie? Kiedyś dużo pisali
o moich zwyczajach w Cicho Sza! Ty i Sid Hudgens znaliście się od bardzo dawna,
więc powinieneś wiedzieć.
Ani śladu strachu, kiedy mówił:
– Pięć lat temu sprawiłeś mi kłopot. Cały czas mam jeszcze kopię twojej kartoteki
Sida i chyba trzeba sobie jasno powiedzieć, że umowa została przez ciebie
jednostronnie złamana. Zakładam, że pokazałeś swoje oświadczenie przełożonym...
Teraz numer z nożem: końcówka ostrza w dłoń, pchnięcie. Więcej krwi, kluczowa
kwestia ze scenariusza Exleya:
– Wiem dużo więcej o tobie niż ty o mnie. Wiem o heroinie, którą dostałeś po
transakcji Dragny z Cohenem, i wiem, co z nią robiłeś. Wiem o świerszczykach, które
sprzedawałeś w pięćdziesiątym trzecim, i wiem wszystko o udziale twoich kurew w
wymuszaniu pieniędzy. Ja chcę tylko swoją kartotekę i trochę informacji. Udzielisz mi
ich, a wtedy ja postaram się, żeby to, co ma kapitan Exley, nie ujrzało światła
dziennego.
– Jakich informacji oczekujesz?
Ze scenariusza, słowo w słowo: – Zawarłem układ z Hudgensem. Polegał na tym, że
on miał zniszczyć moją kartotekę i dać dziesięć patyków w gotówce za moje pieprzne
informacje na temat góry Wydziału Policji LA. Wiedziałem, że Sid miał zamiar
wymuszać razem z tobą pieniądze, a ja już wtedy przymykałem oko na FleurdeLis,
wiesz, że to prawda. Sid został zabity, nim zdążyłem odebrać pieniądze i swoje akta, i
podejrzewam, że zabójca położył łapę na obu rzeczach. Potrzebuję tych pieniędzy, bo
wyrzucają mnie z Wydziału przed przepracowaniem dwudziestu lat, więc tracę
emeryturę. Chcę też dorwać skurwiela, który mnie wystrychnął na dudka. To nie ty
wyprodukowałeś te świerszczyki w 53 roku, ale ten, kto to zrobił, zabił Sida i
obrabował mnie. Podaj mi nazwisko delikwenta i jestem do twojej dyspozycji.
Patchett uśmiechnął się. Jack również – i jeszcze jedno pchnięcie przed przejściem
do bicia pistoletem.
– Pierce, w Nite Owl chodziło o świerszcze i heroinę. Jedno i drugie było twoje.
Chcesz za to polecieć?
Wtedy Patchett wyciągnął jakąś spluwę, strzelił do niego trzy razy. Ciche
plasknięcia – tłumik. Kule rozszarpały instalację podsłuchową, odbiły się od jego
klatki.
Trzy kolejne strzały – dwa w kamizelkę, jeden chybiony.
Jack zwalił się na stół, podniósł się, wymierzył w niego. Pistolet się zaciął, Patchett
już na nim, dwa kliki zamiast wystrzałów bardzo blisko. Patchett na jego twarzy, Jack
wyciągający nóż, pchnięcie na ślepo, krzyk – nóż zagłębiający się w ciele.
Lewa ręka Patchetta przygwożdżona do stołu. Znowu krzyk, prawa zatoczyła łuk –
w niej strzykawka. Igła blisko, ukłucie, oooodjazd w jakiś przyjemny świat. Strzały,
głośne jak karabinowe. – Nie, Abe, nie, Lee, nie!
Płomienie, dym, starał się odturlać jak najdalej od kłopotów, aby żyć, by móc
jeszcze cieszyć się prochami, może zobaczyć tego śmiesznego człowieka z ręką
przygwożdżoną nożem do stołu.

66

Zegar w jego głowie był mocno rozregulowany, jego zegarek nie działał – nie
wiedział, czy to środa, czy czwartek. Jego „rewelacje" dotyczące Nite Owl pochłonęły
cały wieczór – Dudley wiedział o tyle więcej, że nawet nic nie notował. Wyszedł od
niego o północy, podbudował go słowami, nie podał daty kolejnego spotkania z
zatwardziałymi przestępcami.
Dudowi był w głowie Exley: wyjaśnić Nite Owl i zniszczyć jego karierę, to będzie
wielka chwila dla Złego Buda White'a: „Pomyśl o wielkim odpłaceniu mu za
wszystko".
Przychodziło mu do głowy tylko morderstwo – uczciwa zapłata za Lynn; nie mógł
przestać myśleć o zabiciu kapitana Wydziału Policji LA – jeszcze jeden okres złego
nastroju i by to zrobił.
O którejś wcześnie rano przyszła mu do głowy Kathy Janeway – Kathy, tak jak
wtedy wyglądała. Znalazła mu zajęcie na wczesne godziny ranne – spotkanie z
człowiekiem, który ją zabił.
Spade Cooley wyciągnął go z łóżka.
Pojechał do Biltmore, porozmawiał z chłopakami z Cowboy Rhythm Band –
Spade'a ciągle nie było, Dwójki Perkinsa też nie – mieli jakiś wypad razem. Pracownik
prokuratury okręgowej zbył go niczym – czy oni w ogóle zajmują się tą sprawą?
Kolejny rajd po Chinatown, potem do siebie – dwóch gości z Wewnętrznych w
zaparkowanym przed jego domem samochodzie. Łapczywie połknął hamburgera z
budki. Zaczynało świtać. Stos Heraldów, dzięki którym dowiedział się, że jest piątek.
Nagłówek związany z Nite Owl:
Murzyni narzekają na brutalność policji, komendant Parker obiecuje
sprawiedliwość.
Raz się czuł zmęczony, a raz pobudzony. Próbował nastawić zegarek zgodnie z tym,
co usłyszał w radio; wskazówki nie ruszały się; wyrzucił Gruena za sto dolców przez
okno. Kiedy czuł się zmęczony, widział Kathy; kiedy pobudzony – Exleya i Lynn.
Pojechał na Nottingham Drive, aby zobaczyć, jakie tam stoją samochody.
Nie było białego packarda – a Lynn zawsze parkowała w tym samym miejscu.
Bud obszedł budynek – nigdzie nie było widać niebieskiego plymoutha Exleya. Ale
zjawiła się sąsiadka Lynn Bracken z mlekiem.
– Dzień dobry – powiedziała. – Jest pan przyjacielem panny Bracken, prawda?
Stara jędza – Lynn mówiła, że podgląda ludzi w sypialniach. – Tak.
– I nie ma jej, co?
– A nie wie pani, gdzie jest.
– Hm...
– Co hm? Widziała ją pani z mężczyzną? Wysokim, w okularach?
– Nie, nie widziałam. I cóż to za ton, młody człowieku. Widział to kto, żeby...
Bud pokazał jej odznakę.
– A teraz? Chce mi pani coś powiedzieć...
– Dopóki nie zrobił się pan niegrzeczny, miałam zamiar panu podać, gdzie
pojechała panna Bracken. Wczoraj wieczorem słyszałam jej rozmowę z zarządcą.
Pytała o drogę.
– Dokąd?
– Do Lake Arrowhead. I sama bym to powiedziała, gdyby był pan grzeczny.

⃰ ⃰ ⃰

Domek Exleya, Inez mu o nim mówiła, przed domkiem trzy flagi: amerykańska,
stanowa, Wydziału Policji LA. Bud pojechał do Arrowhead, przejechał wzdłuż jeziora,
znalazł domek: łopoczące na wietrze flagi, nie było niebieskiego plymoutha. Tylko
packard Lynn stał na podjeździe.
Podbiegł do werandy; jednym susem znalazł się na niej. Wybił szybę, otworzył
sobie drzwi od wewnątrz. Żadnej reakcji na hałasy – tylko zatęchły mały salon
wyglądający jak lokum myśliwego na prowincji.
Wszedł do sypialni. Zapach potu, plamki szminki na łóżku. Kopniakiem wyrzucił
pierze z poduszek, ściągnął materac, pod nim zobaczył oprawiony w skórę notes. Bez
wątpienia „Sekretny dziennik" Lynn – od lat mówiła o jego istnieniu. Bud wziął go do
ręki, chciał podrzeć – zaczął wzdłuż grzbietu, jak to kiedyś robił z książkami
telefonicznymi. Powstrzymał go zapach – jeśli nie zajrzy, to będzie znaczyło, że jest
tchórzem.
Otworzył na ostatniej zapisanej stronie. Zdecydowane pismo Lynn, czarny
atrament – złotym piórem, które jej kupił:

26 marca 1958
Więcej o E.E. Właśnie odjechał i widziałam, że był upokorzony przez to, iż minionej
nocy opowiedział mi o tych wszystkich rzeczach. W porannym świetle wyglądał tak
bezbronnie, kiedy bez okularów, chwiejnym krokiem szedł do łazienki. Współczuję
Pierce'owi, że na jego drodze stanął taki bojaźliwy, ale też nieustępliwy człowiek. E.E.
kocha się jak mój Wendell, jakby nigdy nie chciał kończyć, bo gdy skończy, to będzie
musiał na powrót stać się tym, kim naprawdę jest. A jest być może jedynym
człowiekiem, jakiego do tej pory spotkałam, który jest równie zepsuty jak ja, który jest
tak inteligentny, rozważny i ostrożny, że zawsze widać, iż cały czas analizuje i myśli,
co sprawia, że chciałoby się rozmawiać z nim w ciemności, by nie widzieć wszystkiego
tego, co się dzieje na jego twarzy. Jest taki bystry i pragmatyczny, że na jego tle W.W.
wygląda dziecinnie, a więc i mniej bohatersko niż w rzeczywistości. A biorąc pod
uwagę jego dylematy, to moje wyrzeczenie i zdrada przyjaźni z Piercem wydają się
naprawdę niczym poważnym. Ten mężczyzna przez wiele lat był obsesyjnie
zapatrzony w ojca, uważał go za swój ideał, do tego stopnia, że musiało to odcisnąć
piętno na każdej podejmowanej przez niego decyzji, ale przecież cały czas podejmuje
różne decyzje, co mnie naprawdę zadziwia. E.E. nie zagłębiał się w szczegóły, ale w
przybliżeniu sytuacja wygląda następująco: pozy uwiecznione na zdjęciach w jakichś
artystycznie wykonanych magazynach pornograficznych, które Pierce sprzedawał pięć
lat temu, pasują do sposobu, w jaki okaleczono ciało Sida Hudgensa i ran zadanych
ofiarom morderstwa popełnionego przez niejakiego Lorena Athertona, który został
ujęty przez Prestona Exleya w latach trzydziestych. RE. ma wkrótce zgłosić swoją
kandydaturę w wyborach na stanowisko gubernatora, a E.E. podejrzewa, że jego
ojciec nie rozwiązał poprawnie sprawy Athertona, i dodał, że podejrzewa ojca o
nawiązanie interesów z Raymondem Dieterlingiem, kiedy właśnie tamta sprawa była
w toku (jedną z ofiar Athertona było dziecko grające w filmach Dieterlinga).
Inna trudna sprawa: E.E., mój tres inteligentny pragmatyk uważa ojca za osobę
tak nienaganną moralnie i ucieleśnienie skuteczności, że nie jest w stanie przyjąć do
wiadomości, iż jego ojciec mógł się wykazać niekompetencją i mógł sobie pozwolić na
nawiązanie lukratywnych znajomości, co jest przecież normalnym ludzkim
zachowaniem. Obawia się, że rozwiązanie „związanych z Nite Owl spraw" zdemaskuje
przed światem omylność ojca i zniszczy jego szanse na objęcie stanowiska
gubernatora, ale oczywiście jeszcze bardziej obawia się tego, że musiałby uznać ojca
za zwykłego śmiertelnika, co byłoby dla niego tym trudniejsze, że sam nigdy siebie za
takiego nie uważał. Ale nadal będzie parł ku rozwiązaniu tych spraw, wydaje się być
naprawdę zdeterminowany.
Mimo że bardzo go kocham, muszę przyznać, że Wendell w takiej sytuacji po
prostu zastrzeliłby wszystkich wokół, a potem rozejrzał się za kimś bardziej
inteligentnym, żeby zatroszczył się o ciała, jak na przykład ten Irlandczyk, Dudley
Smith, o którym tak często mówi. Ciąg dalszy na ten i powiązane tematy nastąpi po
spacerze, śniadaniu i trzech filiżankach mocnej kawy...
Teraz podarł – wzdłuż grzbietu, w poprzek, skóra i papier poszły w strzępy. Znalazł
telefon, bezpośrednia linia SW. Zadzwonił.
– Sprawy Wewnętrzne, Kleckner.
– Mówi White. Połącz mnie z Exleyem.
– White, masz kłopo... – I nowy głos na linii: – Mówi Exley. White, gdzie jesteś?
– W Arrowhead. Właśnie przeczytałem dziennik Lynn i dowiedziałem się
wszystkiego o twoim staruszku, Athertonie i Dieterlingu. Dowiedziałem się, kurwa,
wszystkiego! Namierzę podejrzanego, a kiedy go znajdę, usłyszysz o swoim tatusiu w
wiadomościach o szóstej.
– Zawrę z tobą układ. Posłuchaj.
– Nigdy.

⃰ ⃰ ⃰

Z powrotem do LA, szukanie Spade'a tam, gdzie zawsze: Chinatown, Strip,


Biltmore, już trzeci raz, od kiedy zrobiło się gorąco. Żółtki zaczynały już wyglądać jak
Cowboy Rhythm Band, goście z El Rancho zaczynali mieć skośne oczy. Trzykrotnie
sprawdził wszystkie tradycyjnie odwiedzane przez Cooleya miejsca – oprócz jego
agenta, gdzie był tylko raz.
Pojechał więc do Nat Penzler Associates. Drzwi prowadzące w głąb domu były
otwarte – pan Natsky jadł kanapkę. Akurat brał gryza, rzucił tylko: – O, cholera.
– Spade olewa swoją pracę. Musi cię to drogo kosztować.
Penzler spuścił rękę za biurko. – Troglodyto, gdybyś wiedział, ile zdrowia kosztują
mnie moi klienci.
– Sądząc po głosie, nie martwi cię to za bardzo.
– Zawsze trafiają się niewłaściwi ludzie.
– Wiesz, gdzie on jest?
Penzler podniósł rękę do góry. – Ja stawiam na to, że na Marsie, razem ze swoim
kumplem Jackiem Danielsem...
– Co ty tam robisz z ręką?
– Drapię się po jajach. Chcesz tę fuchę? Pięć stów na tydzień, ale dziesięć procent
dla twojego agenta.
– Gdzie on jest?
– Nie ma go w żadnym ze znanych mi miejsc. Wpadnij za tydzień, jak trochę
zmądrzejesz.
– Myślisz, że to takie proste, co?
– Troglodyto, czy myślisz, że gdybym wiedział, zatajałbym cokolwiek przed takim
typem jak ty?
Bud kopniakiem ściągnął go z krzesła. Penzler zwalił się na podłogę; krzesło
zakręciło się i przewróciło. Bud sięgnął pod biurko, wyjął pakunek przewiązany
sznurkiem.
Przytrzymał go nogą, ręką pociągnął za węzeł – czyste, czarne, kowbojskie koszule.
Penzler wstał.
– Lincoln Heights. Piwnica Sammy'ego Linga. I pamiętaj, że to nie Natsky ci to
zdradził.

Chow Mein Linga: nora na Broadway, kawałek za Chinatown. Parking na tyłach;


tylne wejście do kuchni. Z zewnątrz nie było dostępu do piwnicy, para unosząca się z
podziemnego kanału wentylacyjnego. Bud okrążył budynek, usłyszał głosy
dobiegające z kanału wentylacyjnego. To znaczy, że w kuchni musi być w podłodze
właz.
Znalazł kawałek drewna przypominający pałkę, wszedł tylnym wejściem. Dwóch
żółtków smażących mięso, jakiś starzec skubiący kaczkę. Prowizoryczny zamek na
włazie w podłodze, łatwe zadanie: wystarczy przesunąć matę przy kuchence.
Zauważyli go. Młode żółtki zaczęły trajkotać; papasan uciszył ich gestem. Bud
wyciągnął odznakę. Staruszek zaczął nerwowo rozcierać palce: – Płacę! Ja płacę! Idź
sobie!
– Spade Cooley, papo. Zejdziesz na dół i powiesz mu, że Natsky przyniósł pranie.
No, żwawo.
– Spade płaci! Zostaw w spokoju! Ja płacę! Płacę!
Młodzi mężczyźni zaczęli się wiercić. Papasan zaczął wymachiwać tasakiem i
wykrzykiwać: – Idź sobie! Już! Ja płacę!
Bud wyznaczył sobie linię na podłodze, której nie pozwoli mu przekroczyć. Papa na
niej stanął.
Bud uderzył go pałką – staruszek dostał na wysokości pasa. Zatoczył się na
kuchenkę, uderzył twarzą w palniki, jego włosy stanęły w płomieniach. Rzuciło się na
niego dwóch młodych Jednym uderzeniem trafił w nogi obu. Razem zwalili się na
podłogę – Bud walnął ich w żebra. Staruszek zanurzył głowę w zlewie, rzucił się na
niego ze sczerniałą twarzą. Cios w kolano – papa runął na podłogę, ale cały czas nie
puszczał tasaka. Bud stanął mu na ręce, zagruchotały palce – papa z krzykiem puścił.
Wtedy Bud przyciągnął go do kuchenki, kopniakiem przesunął matę. Szarpnął za
właz, zaciągnął staruszka w dół.
Opary: opium, para. Bud kopniakiem uciszył papęsana. Przez dym zobaczył
leżących na materacach opiumistów.
Bud kopał wszystkich po kolei. Same żółtki – pojękiwali, próbowali się uchylać, ale
po chwili już ponownie pogrążali się w majakach. Dym: w nosie, na twarzy, był
zdyszany, więc dym natychmiast dostawał się do płuc. Para była wskazówką: sauna z
tyłu.
Przedarł się do drzwi. Przez mgłę: nagi Spade Cooley, trzy nagie dziewczyny.
Chichoty, nogi w dziwnych pozycjach – orgia na śliskiej, wyłożonej płytkami ławeczce.
Spade był tak szczelnie opleciony dziewczynami, że nie sposób było go bezpiecznie
zastrzelić.
Bud spuścił włącznik na ścianie. Przestała się wydobywać para, mgła zaczęła się
przerzedzać. Spade spojrzał w jego kierunku. Bud wyjął pistolet.
ZABIJ GO.
Cooley był szybszy: tarcza z dwóch przyciśniętych do siebie dziewczyn. Bud
wkroczył do akcji – szarpiące go ramiona, nogi, paznokcie orające mu twarz.
Dziewczyny, ślizgając się i potykając, podbiegły do drzwi i zniknęły za nimi.
– Jezu, Mario i Józefie – rzucił Spade.
Dym w płucach zapewnił mu prywatne omamy. Rytuał, przedłużyć ostatnie chwile.
– Kathy Janeway, Jane Mildred Hamsher, Lynette Ellen Kendrick, Sharon...
– DO DIABŁA, TO PERKINS! – wrzasnął Cooley.
W ostatniej chwili – Bud zobaczył, że spust już był w połowie drogi. Widział wokół
siebie kolorowe wiry; Cooley mówił najszybciej jak potrafił:
– Widziałem Dwójkę z tą ostatnią dziewczyną, tą Kendrick. Wiedziałem, że lubił
robić krzywdę dziwkom, a kiedy zobaczyłem w telewizji, że ta ostatnia nie żyje,
spytałem go o to. To Dwójka, on mnie przestraszył na śmierć, więc uciekłem i
zaszyłem się tutaj. Musisz mi uwierzyć...
Kolorowe plamy: Dwójka Perkins, najgorszy z najgorszych. Wtedy zamigotało
turkusowo, ręce Spade'a.
– A te pierścienie, skąd je masz?
Cooley przykrył talię ręcznikiem.
– Dwójka, on je robi. Zawsze, jak jedziemy w trasę, to bierze ze sobą swój zestaw.
Od lat puszczał te niejasne żarty, o tym, jak to te jego pierścienie chronią mu ręce w
intymnej pracy, a teraz już wiem, o czym mówił.
– A opium? Skąd ma do niego dostęp?
– Ten pieprzony zasraniec podkrada mi towar! Musisz mi uwierzyć!
Zaczynał.
– Daty śmierci i miejsca, gdzie byłeś, wskazują, że to ty mogłeś być mordercą.
Tylko ty. Według twoich ksiąg finansowych jeździłeś w trasę zawsze z innymi gośćmi,
więc jak...
– To Dwójka, on jest moim menedżerem na trasach koncertowych od
czterdziestego dziewiątego, on zawsze jeździ ze mną. Musisz mi uwierzyć!
– Gdzie on jest?
– Nie wiem!
– Jego dziewczyny, kumple, inne zboczuchy. Nawijaj.
– Ten godny pożałowania skurwiel nie ma przyjaciół, oprócz tego zasranego
makaroniarza Johnny'ego Stompanato. Naprawdę, uwierz mi...
– Wierzę ci. A ty wierzysz, że cię zabiję, jeśli mi go wystraszysz?
– Dobry Jezu, pewnie, że wierzę.
Bud wszedł w dym. Żółtki były ciągle znokautowane. Papa ledwo dyszał.

Dane z informacji policyjnej na temat Perkinsa: W Kalifornii nie miał nic na


koncie, czysty na zwolnieniu warunkowym w Alabamie – lata 44–46 spędził skuty z
innymi przestępcami za sodomię ze zwierzętami. Muzyk bez stałej pracy, brak danych
na temat stałego adresu. Potwierdziło się, że jednym z jego znanych znajomych jest
Johnny Stompanato – Lee Vachss i Abe Teitlebaum też, sami kryminaliści.
Bud rozłączył się, przypomniał sobie rozmowę z Jackiem Vincennesem –
przycisnął Dwójkę na imprezie Chlubnej Odznaki – byli tam z nim Johnny,
Teitlebaum i Vachss. Trzeba będzie działać bardzo ostrożnie: Johnny był kiedyś jego
wtyką, Johnny go nienawidził, bał się go.
Bud zadzwonił do informacji, dostał numer telefonu Stompa – dziesięć sygnałów,
nikt nie podnosił słuchawki. Jeszcze dwa telefony bez odzewu: do Cowboy Rhythm
Band w Biltmore i do El Rancho. Następny cel: Delikatesy Kikeya Teitlebauma.
Kikeya i Johnny 'ego łączyły zażyłe stosunki.
Wybiegł na Pico, starał się ocucić. Wiedział, co zrobić: dorwać Perkinsa bez
świadków, zabić go. Potem będzie kolej na Exleya.
Bud zaparkował, spojrzał w okno. Leniwe popołudnie, dopisało mu szczęście –
Johnny Stomp, Kikey T. przy stole.
Wszedł do środka. Zauważyli go, zaczęli szeptać. Nie widział ich od wielu lat . Abe
był grubszy, Stomp ciągle chudy i oślizły. Kikey pomachał. Bud wziął sobie krzesło,
zaniósł je do nich.
– Wendell White – rzucił Stomp. – Jak leci, paesano?
– Jakoś. A jak ci się układa z Laną Turner?
– Lepiej. Kto ci powiedział?
– Mickey C.
Teitlebaum roześmiał się. – Musi mu się gęba nie zamykać. Johnny wyjeżdża z nią
dzisiaj wieczorem do Acapulco, a ja obsługuję się sam. White, co ciebie tu sprowadza?
Nie widziałem cię, od kiedy Dick Stens przestał u mnie pracować.
– Szukam Dwójki Perkinsa.
Johnny zaczął stukać nerwowo w stół.
– To porozmawiaj ze Spade'em Cooleyem.
– Spade nie wie, gdzie go szukać.
– To dlaczego mnie pytasz? Mickey ci powiedział, że ja i Dwójka trzymamy się
razem?
Nie było tradycyjnego pytania: czego od niego chcesz? A zazwyczaj gadatliwy Kikey
teraz siedział zbyt cicho.
– Spade powiedział, że on i ty to znajomi.
– Znajomi to właściwe określenie. My też znamy się od dawna, paesano, więc
powiem ci, że nie widziałem Dwójki od lat.
Zmiana tonu.
– Nie jestem twoim paesano, zasrany makaroniarzu.
Johnny uśmiechnął się, może mu ulżyło, że znowu bawią się w ich starą grę:
gliniarz kontra wtyka. Spojrzenie na Kikeya – grubas wyraźnie przestraszony.
– Abe, jesteś bliskim kumplem Perkinsa, nie?
– Nie. Dwójka nie jest w moim typie. To koleś, któremu można powiedzieć od
czasu do czasu cześć i na tym koniec.
Kłamstwo – kartoteka Perkinsa przedstawiała ich znajomość w innym świetle.
– To może mi się coś pomyliło. Wiem, że trzymacie się z Lee Vachssem, a
słyszałem, że on jest w zażyłych stosunkach z Dwójką.
Kikey roześmiał się, zbyt teatralnie.
– Też coś. Johnny, wydaje mi się, że Wendellowi naprawdę coś się pomyliło. Oni
ledwo się znają. Zażyłe stosunki? Śmiechu warte.
Wstawiali się za Vachssem bez żadnego powodu.
– Wy jesteście śmiechu warci. Myślałem, że od razu mnie spytacie, o co chodzi.
Kikey odepchnął od siebie talerz. – Nie przyszło ci do głowy, że nas to po prostu nic
nie obchodzi?
– Przyszło, ale wy lubicie sobie poplotkować.
– To plotkuj.
Plotka głosiła, że Kikey zakatował gościa na śmierć za to, że ten nazwał go
gudłajem.
– Poplotkuję. Ładny dzisiaj dzień, a nie mam nic lepszego do roboty, niż
pogawędzić z oślizłym makaroniarzem i tłustym gudłajem.
Abe zaśmiał się teatralnie i uderzył Buda w ramię, niby po przyjacielsku.
– Jesteś kawałem sukinsyna. To dlaczego szukasz Dwójki?
Bud odwzajemnił mu się równie przyjaznym gestem, dużo mocniej.
– Nie wasz pieprzony interes, Żydku.
Zmienić taktykę wobec Johnny'ego.
– Czym się teraz zajmujesz, jak Mickey wypadł z gry?
Stuk stuk stuk – różowawy pierścień o butelkę Schlitza. – Nic, co by ciebie mogło
interesować. Nie robię rzeczy ograniczonych, więc się nie martw. A co ty robisz?
– Pracuję nad Nite Owl.
Johnny stuknął zbyt mocno, butelka prawie się przewróciła. Kikey był blady.
– Nie myślisz chyba, że Dwójka Perkins...
Stompanato: – Daj spokój, Abe. Dwójka i Nite Owl, śmiechu warte.
– Muszę się odlać – rzucił Bud i poszedł do łazienki. Zamknął drzwi, policzył do
dziesięciu, uchylił je troszkę. Zasrańce nadawali na całego . Abe wycierał twarz
serwetką.
Niech wszystko się wyjaśni.
Przeczucie: Dwójka był zamieszany w Nite Owl.
Jack Vi widział Vachssa, Stompa, Kikeya i Perkinsa na imprezie – w roku
poprzedzającym Nite Owl. Przyciskanie delikwentów z ramienia Brygady do walki z
przestępczością zorganizowaną, cynk od Joe Sifakisa: trzyosobowe gangi załatwiające
udziałowców Cohena i niezależnych.
Motel Victory stanął mu przed oczyma.
Bud wyciągnął spluwę, spuścił ją na palcu, złapał ponownie. „Nie robię rzeczy
ograniczonych". Ulubione słowo Dudleya – „ograniczanie".
Jego mowa w motelu: „ograniczanie", „czerpać z tego zyski", „pewien niesforny
Włoch, z którym miałeś w przeszłości do czynienia" – Johnny Stomp był jego starym
informatorem, który go nienawidził. Nie mógł się doczekać, kiedy Dud wszystko mu
wyjaśni; wycisk, który dali Lamarowi Hintonowi – przepytanie w sprawie Nite Owl, w
obecności Dot Rothstein, kuzynki Kikeya Teitlebauma...
Bud przemył twarz, wrócił do stolika spokojnym krokiem.
– Przyjemnie było? – zaśmiał się Stomp.
– Tak i miąłeś rację. Szukam Dwójki za stare pozwy, ale mam przeczucie, że mógł
mieć coś wspólnego z Nite Owl.
Opanowany Johnny: – O, czyżby?
Opanowany Kikey: – To chyba jakieś inne czarnuchy, nie? Wiem tylko tyle, co
przeczytam w gazetach.
Bud: – Być może, ale jeśli to nie żadne asfalty, to ktoś dla zmyłki ustawił
purpurowy samochód w pobliżu Nite Owl. Trzymajcie się. Jeśli zobaczycie Dwójkę,
powiedzcie, żeby zadzwonił do mnie do Biura.
Opanowany Johnny stuk stuk stukał.
Opanowany Kikey zakaszlał, zaczął się pocić.
Opanowany Bud, nie aż tak opanowany: do samochodu, za róg do automatu
telefonicznego. Policyjny numer w P.C. Bell, długie czekanie.
– Hm, tak, słucham? – kobiecy głos.
– Sierżant White, Wydział Policji LA. Chodzi o zarejestrowanie rozmów.
– Kiedy, sierżancie?
– Teraz. Pilna sprawa, chodzi o zabójstwo, chcę mieć wykaz rozmów ze sklepu.
Interesują mnie telefony i pod prywatne numery, i do automatów. Natychmiast.
– Proszę chwileczkę poczekać.
Kilka kliknięć – głos innej kobiety:
– Sierżancie, co dokładnie chciałby pan wiedzieć?
Bud, już niezbyt opanowany:
– Abe's Noshery na rogu Pico i Veteran. Chcę znać treść wszystkich rozmów, które
ktoś będzie stamtąd prowadził w ciągu najbliższych piętnastu minut. Bardzo proszę,
niech mi pani nie utrudnia...
– Nie wolno nam rejestrować rozmów bez pozwolenia przełożonych, panie władzo.
– To w takim razie, do diabła, chcę wiedzieć tylko, pod jakie numery zadzwonią.
– Cóż, skoro to rzeczywiście tak pilna sprawa związana z zabójstwem. Pod jakim
jest pan teraz numerem?
Bud odczytał numer z telefonu: – GRanite 48112.
Chrząknięcie. – No dobrze, piętnaście minut. Następnym razem proszę dać nam
trochę więcej czasu.
Bud odłożył słuchawkę – Dudley Dudley Dudley – powtarzał w myślach, aż usłyszał
ddrrryń.
Podniósł słuchawkę drżącymi rękoma, włożył ją sobie między głowę a ramię.
– Tak?
– Dwa telefony. Jeden pod DUnkirk 32758, numer zarejestrowany na Dot
Rothstein. Drugi pod AKminster 46811, to Dudley L. Smith.
Bud upuścił słuchawkę. Urzędniczka nadawała coś dalej z jakiegoś bezpiecznego
miejsca, czego on już nigdy nie będzie mógł doświadczyć – nie będzie Lynn, odznaka
też już nie będzie stanowiła dla niego ochrony.
To kapitan Dudley Liam Smith odpowiadał za Nite Owl.

67

Jack Vincennes przyznał się.


Przyznał się do zrobienia dziecka dziewczynie w sierocińcu St. Anatole's, do zabicia
pana i pani Scogginsów. Przyznał się do spojenia Billa McPhersona i dostarczenia go
do motelu z małą, namiętną Murzynką, do podłożenia prochów Charliemu Parkerowi,
do aresztowania narkomanów dla Cicho Sza! Próbował zerwać się z łóżka i ułożyć ręce
tak, jak Chrystus na krzyżu. Mamrotał coś jak hub rachmones, Mickey i bump bump
bump bump śliczna ciufcia.
Przyznał się do bicia ćpunów, do wymuszania pieniędzy dla Ellisa Loewa. Błagał
żonę, aby przebaczyła mu rżnięcie dziwek, które wyglądały jak kobiety w sprośnych
magazynach. Przyznał się, że kocha prochy, ale nie nadawał się do kochania
Chrystusa.
Karen Vincennes stała obok i płakała: nie mogła słuchać, i musiała słuchać. Ed
próbował ją przegonić – nie dała się. Zadzwonił do Biura spoza Arrowhead; Fisk mu o
tym powiedział: Pierce Patchett został zastrzelony minionej nocy, jego posiadłość
spłonęła, doszczętnie. Strażacy znaleźli Vincennesa na dziedzińcu – zaczadzenie,
pęknięcia w kamizelce kuloodpornej. Zawieźli go na pogotowie, lekarz pobrał krew.
Wyniki: Puszka w roli królika doświadczalnego – związek złożony z heroiny i leku
psychotropowego. Będzie żył, dojdzie do siebie – kiedy narkotyk zniknie z jego
organizmu.
Pielęgniarka przetarła twarz Vincennesa; Karen uniosła do oczu chusteczkę
higieniczną.
Ed spojrzał na kartkę od Fiska: „Dzwoniła Inez Soto. Żadnych informacji na temat
finansowych poczynań R.D. R.D. podejrzliwy wobec pytań??? – była tajemnicza –
D.W"
Ed zgniótł kartkę, wyrzucił ją. Vincennes wpadł w tarapaty kiedy on bawił się z
Lynn.
Ktoś zabił Patchetta, zostawił ich obu na pastwę ognia. Nie mógł patrzeć na Karen.
– Kapitanie, mam coś. – To Fisk w korytarzu.
Ed podszedł do niego, odciągnął go kawałek od drzwi.
– O co chodzi?
– Nort Layman skończył autopsję. Przyczyną zgonu Patchetta było pięć nabojów
wystrzelonych z dwóch różnych karabinów. Ray Pinker przeprowadzał badania
porównawcze i stwierdził, że już kiedyś strzelano z tej broni. W maju 55 roku w
Riverside Country. Sprawdziłem, żadnych poszlak, sprawa nierozwiązana. Przed
tawerną zastrzelono dwóch ludzi. Wyglądało to na porachunki gangów.
Wszystko sprowadzało się do heroiny.
– To wszystko, co masz?
– Nie. Bud White zjawił się w norze palaczy opium w Chinatown i bardzo poważnie
pobił trzech Chińczyków. Wszedł i zaczął zadawać pytania, potem pokazał im odznakę
i mu odbiło. Jeden z nich rozpoznał go na zdjęciu. Thad Green zadzwonił w tej
sprawie do SW i ja się o tym dowiedziałem. Czy mamy wydać nakaz aresztowania go?
Ja wiem, że chce pan dostać Buda White'a, a komendant Green powiedział, że to
pańska sprawa.
Ed prawie się roześmiał.
– Nie, żadnego nakazu aresztowania.
– Ale, kapitanie...
– Powiedziałem nie i koniec. Ale chciałbym, żebyście ty i Kleckner zrobili coś dla
mnie. Skontaktujcie się z Millerem Stantonem, Maxem Peltzem, Timmym Valburnem
i Billym Dieterlingiem. Niech stawią się w moim biurze dzisiaj wieczorem o ósmej na
przesłuchanie. Powiedz im, że ja jestem funkcjonariuszem, który będzie ich
przepytywał, i że jeśli nie chcą rozgłosu, nie powinni zjawiać się z prawnikami. I
dostarcz mi akta starej sprawy Lorena Athertona. Mają być zapieczętowane. Nie chcę,
byś na nie patrzył.
– Ale kapitanie...
Ed odwrócił się. Karen w drzwiach, z suchymi oczyma.
– Czy myślisz, że Jack zrobił te rzeczy?
– Tak.
– Absolutnie nie może wiedzieć, że ja o tym wiem. Obiecasz mi, że mu nie powiesz?
Ed skinął głową, zajrzał do sali. Wielki Vi błagał o komunię.

68

Archiwum w głównej siedzibie Drogówki – pudełka na pudełkach na wysokość


ramion.
Przeglądał akta, żeby potwierdzić swoje domysły po ostatnim spotkaniu z Johnnym
i Kikeyem. Wertował papiery – był tak nakręcony, że mógł jednocześnie o tym myśleć
i szperać w dokumentach rejestracyjnych.
Doszedł do wniosku, że w Nite Owl strzelali Stomp, Teitlebaum i Lee Vachss;
doszedł do wniosku, że to właśnie oni załatwiali rozpoczynających w okolicy karierę
gangsterów i udziałowców Cohena. Dwójka Perkins był członkiem gangu – inni nie
wiedzieli, że bił prostytutki do śmierci – uważaliby to za amatorszczyznę, nie
tolerowaliby tego. Dudley był szefem – nie mogło być inaczej. Zaproponowanie jemu,
Budowi, pracy było niczym innym, jak tylko próbą zarekrutowania go; przyciśnięcie
Lamara Hintona miało na celu zagwarantowanie, że nic kompromitującego ze strony
Patchetta nie wyjdzie na jaw – doszedł do wniosku, że Patchett i Dudley byli swego
rodzaju znajomymi, że Hinton już nie żyje i że Breuning i Carlisle byli członkami
gangu. „Ograniczać", „Ograniczony", „Ograniczenie", „Czerpanie zysków". Doszedł do
wniosku, że Dudley po prostu próbował przejąć kontrolę nad nielegalnymi interesami
w LA – i zwalić Nite Owl na jakąś inną grupkę asfaltów.
Bud przekopywał się przez pudełka: rejestracje samochodów, początek kwietnia 53
roku. Szkolne myślenie: samochód koło Nite Owl został podłożony; to samo z
dubeltówkami w samochodzie Coatesa i łuskami w Griffith Park – zabójcy bacznie
śledzili przebieg dochodzenia, mieli szczęście z mercurym, znaleźli jakichś czarnych,
których można było obarczyć odpowiedzialnością. Wcale tak nie było – we wszystko
zamieszani byli ludzie z Wydziału Policji LA. Czytali raporty dotyczące popełnianych
w mieście przestępstw, dowiedzieli się o grupce szaleńczo jeżdżących młodzieńców,
którzy strzelali z dubeltówek w powietrze – zwalili winę na nich – podejrzewali, że
funkcjonariusze zamiast ich aresztować, po prostu ich zabiją, i na tym sprawa się
skończy.
Kupili więc samochód, który pasował do opisanego w raporcie dotyczącym
przestępstw. Upewnili się, że ktoś zauważy samochód koło Nite Owl. Nie ukradliby
samochodu – gliniarze nie byliby tacy głupi, by ryzykować. Nie kupili purpurowego
samochodu – kupili inny kolor i przemalowali go.
Bud nie przestawał pracować. Żadnego porządku w aktach; auta marki mercury,
chevy, cadillac, z LA, Sacramento, San Francisco pomieszane. Niezależnie, kto
zarejestrował ten samochód, na pewno skorzystał ze zmyślonego nazwiska.
Pozytywny aspekt: na kopiach dokumentów rejestracyjnych były dane dotyczące rasy,
data urodzenia i opis cech fizycznych rejestrującego pojazd. Wiedział, co brać pod
uwagę, sprawdzał tak, jak się tego uczył w szkole: samochody marki mercury z lat 48–
50, nabywcy z Południowej Kalifornii, cechy fizyczne, które pasowałyby do Dudleya,
Stompa, Vachssa, Teitlebauma, Perkinsa, Carlisle'a lub Breuninga. Godziny
grzebania, stos dokumentów – i w końcu ten jeden, który wydawał się
prawdopodobny.
Szary, matowy mercury coupe z 1948 roku, kupiony 10 kwietnia 1953 roku.
Rejestrujący: Margaret Louise March, biała kobieta, data urodzenia 23 lipca 1918,
brązowe włosy i brązowe oczy, 5 stóp 9 cali wzrostu, 215 funtów wagi. Adres
rejestrującego: 1804 Wschodni Oxford, Los Angeles. Numer telefonu: Normandie
32758.
Prawdopodobieństwo przerodziło się w pewność – dane przywiodły mu na myśl
Grubą Dot Rothstein. Ulica Oxford biegła z północy na południe, a nie ze wschodu na
zachód.
Telefon do Dot z Noshery: DU–32758 – głupia lesba podała swój prawdziwy
numer telefonu. I wylała sobie na łeb kubeł purpurowej farby.
Bud krzyknął z podniecenia, podskoczył z radości, zaczął kopać pudełka. Dwie
sprawy rozwiązane w ciągu jednego dnia – jeśli ktokolwiek mu uwierzy. Wszystko
rozpracował, a nawet nie ma z kim się tym podzielić! Poszlakowe dowody wskazujące
na Dudleya – żadnych konkretnych. Dudley był na zbyt eksponowanej pozycji, by
upaść, poza tym nikomu na tym tak nie zależało, jak jemu.
Oprócz Exleya.

69
Obserwował dom, w którym się wychowywał. Nie mógł wejść do środka i
przesłuchać ojca; nie mógł poprosić go o pomoc. Nie mógł mu powiedzieć, że zdradził
swoje najgłębsze sekrety kobiecie – i umożliwił swojemu bezwzględnemu wrogowi
ojcobójstwo.
Przywiózł ze sobą akta sprawy Athertona – nie było w nich nic, czego jeszcze by nie
wiedział; człowiek, który wyprodukował świerszczyk i zabił Sida Hudgensa, był
zamieszany w sprawę morderstw popełnionych przez Athertona, a może był i
mordercą – wiedziony dumą Preston Exley nie chciał tego przyjąć do wiadomości.
Dlatego on nie mógł wejść; nie mógł przestać myśleć. Zamiast tego liczył
wspomnienia.
Ojciec kupił dom dla jego matki; tak naprawdę chodziło o zaspokojenie jego dumy
– Exleyowie opuszczają klasę średnią z pompą. Nigdy nie mieli lampek
bożonarodzeniowych na trawniku – Preston Exley mówił, że to niegodne. Thomas
spadał z balkonów – i był na tyle dumny, by nie płakać. Ojciec wyprawił mu przyjęcie
po powrocie z wojny – zaproszono tylko ludzi, którzy mogli mu się przydać w robieniu
kariery: burmistrza, członków Rady Miejskiej i ludzi z Wydziału Policji LA.
Art De Spain podszedł do swojego samochodu, źle wyglądał, jedno ramię miał
zabandażowane. Ed patrzył, jak odjeżdża, człowiek jego ojca, prawie jego drugi ojciec.
Wspomnienie: Art mówiący, że nie nadaje się na detektywa.
Dom był duży i wiało od niego chłodem. Ed pojechał z powrotem do szpitala.

Puszka już się podniósł, składał Fiskowi oświadczenie. Ed przyglądał się im od


drzwi.
–...i odgrywałem rolę przypisaną mi w scenariuszu Exleya. Nie pamiętam
dokładnie, co powiedziałem, ale Patchett wyciągnął pistolet i strzelił do mnie. Ta
spluwa, którą dał mi Exley, się zacięła, a Patchett wbił we mnie strzykawkę. Potem
usłyszałem krzyki i „Nie, Abe, nie, Lee, nie". I teraz już wiesz tyle co ja.
Z korytarza, głośno:
– Abe Teitlebaum, Johnny Stompanato i Lee Vachss. Nite Owl to ich sprawka.
Dorzućcie jeszcze do gangu Dwójkę Perkinsa i przygotujcie się na to, że zlejecie się w
majtki, kiedy wam powiem, kogo jeszcze rozpracowałem.
Ed czuł zapach jego potu, jego oddech. White wepchnął go do sali –
zdecydowanym, ale niezbyt mocnym ruchem.
– Zapomnijcie na chwilę o innych sprawach. Słyszeliście, co powiedziałem?
Zarejestrował nazwiska: grupa przestępców, niezłe połączenie z HEROINĄ. White
wyglądał obłąkańczo – rozczochrany, ubranie w nieładzie, niespokojny.
– Kapitanie, czy chce pan, żebym... – zaczął Fisk.
Ed sięgnął po broń – White był równie szybki, rzucając: – Daj mi dwie minuty,
kapitanie.
Nie bądź taki wystraszony – zachowuj się jak kapitan.
– Duane, idź napij się kawy. White, rozbudź moje zainteresowanie, nim przymknę
cię za Chińczyków.
Fisk wyszedł.
– Jack, ty zostajesz – powiedział Ed. – White, pamiętaj, że moja cierpliwość jest
bardzo ograniczona.
White zamknął drzwi. Rozmamłany: brudne ciuchy, pomazane atramentem ręce.
– Boże, Puszka, słyszałem o tobie w radio. Nie wiedziałem, że tu jesteś, mogłem
spróbować sam to wszystko załatwić.
Vincennes, na łóżku, wyglądający, jakby mu się zbierało na wymioty.
– Co załatwić? Abe, Lee. Jeśli uważasz, że to Teitlebaum i Vachss załatwili
Patchetta, to wyduś to z siebie.
Ed się wtrącił: – Wyglądasz jak nieopierzony nowicjusz, White. Robisz wrażenie,
jakbyś miał trudności ze skleceniem zdania.
White uśmiechnął się – istne kamikadze.
– Od kilku lat próbowałem rozpracować sprawę zabójstw prostytutek. Zaczęło się
od tamtej dziewczyny, Kathy Janeway. Została zamordowana w 53 roku, mniej więcej
wtedy, gdy było Nite Owl. Była dziewczyną Duke'a Cathcarta.
Ed pokiwał głową. – Znam tę historię. W Wewnętrznych sporządzili raport na twój
temat, kiedy zdałeś na sierżanta.
– Tak? Ale nie wiesz, że któregoś dnia moja sprawa się załamała. Myślałem, że
mordercą, którego szukam, jest Spade Cooley – jego zespół zawsze był w miastach,
gdzie dokonano zabójstw w dniach, kiedy ginęły prostytutki. Myliłem się. Cooley
zdradził mi nazwisko prawdziwego mordercy – jest nim Burt Arthur Perkins.
– Jestem skłonny uwierzyć, że Dwójka mordował kobiety – zawyrokował
Vincennes. – Jest zepsuty do cna.
– Powinieneś coś o tym wiedzieć, bo Cooley powiedział, że to kumpel Stompanato
– odparł White. – A w 52 roku mówiłeś mi, że go przycisnąłeś, kiedy był razem z
Johnnym Stompem, Kikeyem T. i Lee Vachssem. Cooley powiedział mi, że Johnny i
Dwójka są w zażyłych stosunkach, więc zacząłem szukać Johnny'ego.
– No dobra – rzucił Ed. – Więc pojechałeś do Stompanato i...
White zapalił papierosa.
– Pudło. Teraz opowiem wam o tym, jak Dudley Smith wykorzystywał mnie do
brudnej roboty, to znaczy bicia ludzi w ramach mojej pracy w Brygadzie do walki z
przestępczością zorganizowaną. Wiecie, jak on mówi? „Ograniczenie" to jedno z jego
ulubionych słów. Ograniczyć zbrodnię, ograniczyć to, ograniczyć tamto. Przez długi
czas owijał w bawełnę propozycję jakiejś pracy pozazawodowej, a jednego wieczora
ostatnio powiedział, że mógłbym się przydać, by „pewien niesforny Włoch", który się
mnie boi, nie wychylał się za bardzo. Johnny Stomp mnie się boi – kiedyś był moją
wtyka, a ja go nie oszczędzałem. Wiecie, że Dud jest tym człowiekiem, który słynie z
tego, że doprowadził do pokoju między gangami? Cóż, kilka dni temu on, Carlisle i
Breuning pracowali w Victory nad tym gościem, Lamarem Hintonem. Było to
rzekomo zadanie z ramienia Brygady do walki z przestępczością zorganizowaną.
Gówno prawda, Dudley pytał go tylko o Nite Owl, świerszczyki, Patchetta.
Ed, z wytrzeszczonymi oczyma: nie może do tego dojść.
– Więc pojechałeś do Stompanato, szukając Perkinsa...
– Zgadza się. Jadę do delikatesów Kikeya, a tam jest Johnny i Kikey. Pytam
Johnny'ego o Dwójkę, a Johnny jest cały wystraszony. Kikey jeszcze bardziej i obaj
kłamią i mówią, że prawie nie znają Dwójki, że to tępak, z którym się nie rozmawia.
Zaprzeczają, jakoby Dwójka był bliskim kumplem Lee Vachssa, kiedy, do cholery,
wiem, że jest inaczej. Johnny używa słowa „ograniczony", które na pewno nie jest z
jego słownika. Widać jak na dłoni, że obaj goście się boją. Ja wspominam, że
rozpracowuję Nite Owl, a oni o mało co nie sikają w gacie z wrażenia, Dwójka i Nite
Owl, ha, ha. Wychodzę, idę do automatu i proszę gości z P.C. Bell, by przez piętnaście
minut rejestrowali, z kim będą się łączyć z delikatesów. Dwa telefony – jeden do Dot
Rothstein, dobrej kumpeli Dudleya i kuzynki Kikeya, a drugi do domu Dudleya.
– Kurwa jego mać – rzucił Vincennes.
Ed złapał za pistolet – niewłaściwa reakcja, White był przecież gliniarzem.
– Daj mi więcej dowodów – powiedział.
White wyrzucił papierosa przez okno.
– Asfalty tego nie zrobiły, więc to Dud i jego gang mogli podstawić samochód koło
Nite Owl. Poszedłem do Drogówki i sprawdziłem rejestracje, których dokonano w
kwietniu 53 roku, tym razem sprawdziłem białych ludzi. Dot Rothstein 10 kwietnia
kupiła fabrycznie matowego, szarego mercury z 48 roku. Zmyślone nazwisko,
zmyślony adres, ale kretynka podała swój prawdziwy numer telefonu.
Vincennes wyglądał na wyczerpanego, jakby był na wojnie. Ed skręcał się cały, byle
nie wrzasnąć: DUDLEY.
– Tuż przed Nite Owl pracowałem kiedyś do późna w komisariacie w Hollywood –
zaczął Jack. – Spade Cooley grał wtedy na imprezie na dole, ktoś przechodził na
emeryturę, i pamiętam, że widziałem, jak Perkins włóczy się po korytarzach.
Zastanówcie się nad taką hipotezą: Mai Lunceford, eksglina Wydziału Policji LA.
Trzeba go chyba określić mianem zapomnianej ofiary Nite Owl, ale on przecież
pracował w Hollywood przez większość etatu w Wydziale. Pytanie brzmi, czy jeden ze
strzelających żywił urazę do Lunceforda? Czy Perkins tamtej nocy usuwał z
komisariatu akta, w których było coś na ten temat? Czy zbrodniarze wiedzieli, że
Lunceford był stałym klientem Nite Owl i zaplanowali sprzątnięcie Cathcarta albo
człowieka podszywającego się pod Cathcarta w ten sposób, żeby jednocześnie pozbyć
się także jego?
– Mnie Dudley zlecił przeprowadzenie wywiadu środowiskowego o Luncefordzie,
pewnie dlatego, że myślał, iż spaprzę robotę – rzucił na to White. – Szukałem starych
raportów Lunceforda i nie znalazłem ani jednego. Twoja hipoteza wydaje mi się
prawdopodobna.
Ed nadal miał ochotę wrzeszczeć DUDLEY – i zdusił ją w sobie.
Vincennes mówił:
– Fisk powiedział mi o Patchetcie, o tym, jak wszedł w posiadanie heroiny z
transakcji Cohena i Dragny, o tym jak on i ten zły gościu bez nazwiska, którym jest
najwyraźniej Dudley, chcieli ją zacząć sprzedawać. Swoją drogą, wiem na pewno, że
Dudley osłaniał tę transakcję, a kilka lat temu krążyły plotki, że to Dud kierował
ekipą, która zabiła tego Buzza Meeksa, co ukradł heroinę. Fisk powiedział, że Patchett
położył łapę na większości heroiny, którą ukradziono, część miał od braci
Engleklingów i ich ojca, część od tego złego gościa, którym musi być Dudley. No
dobra, więc ja się zastanawiam nad tym – czy Lunceford mógł być w tej ekipie Duda?
Czy to właśnie wtedy Dudley wszedł w posiadanie hery?
White potrząsnął głową – jeszcze o tym nie słyszał.
– Brzmi prawdopodobnie, bo mam poszlakę, która dobrze się wpasowuje. Dud
ciągle gadał o tym całym ograniczaniu, ale raz rzucił coś o trzymaniu Murzynów na
wodzy, co teraz wydaje mi się mieć związek z heroiną.
– Czyli sprawa rozwiązana – orzekł Ed. – Jack, przedstaw mu, jak wyglądała
sytuacja z Goldmanem i Van Gelderem. Weź pod uwagę nowe poszlaki.
Puszka wstał, wsparł się na poręczy łóżka.
– Dobra, załóżmy, że Davey G. współpracował z Dudleyem, Stompanato, Kikeyem,
Vachssem i Dot. Jak którykolwiek z nich mógł zaufać takiemu świrowi jak Dwójka to
nie wiem, ale pieprzyć to. W każdym razie wszyscy spiskują przeciw Mickeyowi C.
White, ty o tym nie wiesz, ale Goldman miał podsłuch w celi Mickeya C. w McNeil.
Jestem skłonny się założyć, że Davey od samego początku współpracował z Dudleyem
i jego przyjaciółmi, ale pieprzyć to, nieważne jak było. Davey musiał słyszeć rozmowę,
w czasie której bracia Engleklingowie przedstawili Mickeyowi propozycję Duke'a
Cathcarta dotyczącą produkcji świerszczyków...
Ed podniósł rękę. – Chester Yorkin powiedział, że człowiek, który dostarczył
Patchettowi większość heroiny – załóżmy, że to Dudley – był napalony na
świerszczyki i miał cytuję „listę wszystkich tych bogatych zboczuchów i kontakty w
Ameryce Południowej". Zawsze zastanawiała mnie kwestia zysków z pornografii, a
teraz powiązania Dudleya wydają się rozwiązywać tę kwestię.
– Pozwólcie mi mówić dalej – powiedział Vincennes. – Dud pracował w
jednostkach specjalnych w Paragwaju po wojnie, a w trzydziestym dziewiątym czy coś
koło tego kierował Obyczajówką, więc te kontakty pasują. Na razie sprawa
przedstawia się następująco: Goldman informuje Smitha i Stompanato o planach
dotyczących świerszczyków. Każdemu, szczególnie Dudowi, podoba się ten pomysł,
więc postanawiają zniszczyć ten interes. Na własną rękę albo działając na dwa fronty,
nie wiem. Davey wysyła Deana Van Geldera, człowieka, który go odwiedzał w
więzieniu, żeby porozmawiał z Cathcartem. Van Gelder postanawia samemu przejąć
jego prostytutki i interesy pornograficzne. Davey widział jego twarz, ale ludzie poza
więzieniem nigdy go nie widzieli na oczy. Zauważył, że wygląda jak Cathcart, więc
stwierdził, że może się pod niego podszywać i zrobić interes na własną rękę. Pewnie
myślał, że kiedy w końcu wyda się, iż się podszywał, będzie już w tak dobrych
stosunkach z ludźmi poza więzieniem, że Davey nie będzie miał nic przeciwko temu,
co zrobił.
Więc Van Gelder przeprowadził się do San Berdoo, żeby być blisko braci
Engleklingów. Związał się z Sue Lefferts i załatwił Duke'a. Znał nazwisko
przynajmniej jednego z ludzi spoza więzienia, z którymi miał zrobić interes, zadzwonił
do nich na automat z domu pani Lefferts i poprosił o spotkanie. Poszedł na całego i
zaproponował jakieś publiczne miejsce, doszedł do wniosku, że Sue będzie mogła
siedzieć koło niego, a on będzie bezpieczny. Jeden z gości spoza więzienia skojarzył
Lunceforda z Nite Owl i powiedział: OK, spotkajmy się tam. Dud albo jeden z jego
ludzi zjawił się u Patchetta tuż przed Nite Owl i powiedział, żeby on też wyczyścił
sytuację ze swojej strony. Patchett nie wiedział dokładnie, co się miało stać, ale kazał
Chris Bergeron, jej synowi i Bobby'emu Inge'owi ewakuować się z miasta dokładnie
wtedy, kiedy w Obyczajówce zaczynałem rozpracowywać świerszczyki.
Pokój był klimatyzowany, ale Ed czuł, że każde słowo podnosi tu temperaturę.
– Pozwólcie mi zająć się chronologią. Zacznijmy od momentu tuż po tym, jak Van
Gelder podający się za Cathcarta kontaktuje się z ludźmi spoza więzienia. Już wiemy,
że Dudley uwielbia pornografię, wiemy, że trzymał łapę na osiemnastu funtach
heroiny od czasu, kiedy nie powiodła się transakcja Cohena i Dragny. Posłuchajcie
takiej hipotezy: włamuje się do mieszkania Cathcarta i znajduje tam coś, co go
doprowadza do Patchetta, coś, co wspomina o jego wykształceniu chemicznym i jego
powiązaniach ze starym doktorem Engleklingiem. Udaje się do Patchetta, zawierają
układ – uszlachetnianie heroiny, opychanie świerszczyków. Jest szczerze zdziwiony,
że Patchett myśli podobnie jak on, że już ma trochę hery od doktora Engleklinga.
Dudley orzeka, że trzeba usunąć Cathcarta i uciszyć Mala Lunceforda, nieważne z
jakiego powodu – i chce wystraszyć Patchetta. Jest policjantem i czytał o tych
Murzynach strzelających w powietrze w Griffith Park. Organizuje spotkanie w Nite
Owl, wiedząc, że Lunceford tam będzie. I tu Jack ma rację – Dud wyraził się niejasno,
ale powiedział Patchettowi, by wyczyścił sytuację ze swojej strony. Potem
dochodzenie zatacza szersze kręgi, niżby się Dudley tego spodziewał – bo czarnuchy
nie tylko nie zostają zabite w trakcie aresztowania, ale i nie przyznają się do winy.
Zlecając White'owi przeprowadzenie wywiadu środowiskowego na temat Cathcarta,
pewnie nie wiedział, że Perkins zabił tę Janeway, ale kierując się ogólnymi zasadami,
chciał zmylić tropy White'a – nie chciał, by nawet przypadkiem trafił on na możliwe
związki Cathcarta z Nite Owl.
Wszyscy spojrzeli na gorliwego Buda White'a.
– Tak, Dudley zlecił mi wywiad środowiskowy na temat Cathcarta, bo myślał, że
spaprzę robotę. A ja sprawdziłem mieszkanie Duke'a i uznałem, że je wyczyszczono.
Zorientowałem się, że ktoś przymierzał jego ubrania. Ludzie Dudleya przetrzepali
lokal, ale zostawili książki telefoniczne, z których jasno wynikało, że przeglądano w
nich strony dotyczące drukarń w San Berdoo. Ja też mam hipotezę. Kiedy
zajmowałem się sprawdzaniem Cathcarta, spotkałem się z Kathy Janeway w tym
motelu w dolinie. Dwa dni później zostaje zgwałcona i zamordowana. Gdy wyszedłem
wtedy z tego motelu, wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi, ale potem o tym
zapomniałem. Podejrzewam, że śledził mnie Dwójka Perkins. Podejrzewam, że
Dudley kazał ludziom śledzić znanych znajomych Cathcarta, żeby nie było potem
niespodzianek w śledztwie, co wyjaśnia, dlaczego zawsze tyle wiedział o sprawach,
jakie zatajałem. Więc Dwójka, który jest świrem i gwałcicielem, widzi Kathy i zabiera
się do niej. Może Dudley wiedział, że to on ją zabił, a może nie. Niezależnie jak było,
on za to zapłaci.
Vincennes zapalił papierosa, zakaszlał.
– Nie mamy dowodów, ale jest jeszcze coś, co pasuje. Po pierwsze, doktor Layman
wyjął z ciała Patchetta pięć nabojów i powiedział, że zostały wystrzelone z tej samej
broni co w nierozwiązanej sprawie morderstwa w Riverside County. Kiedy Davey
Goldman bełkotał w Camarillo, wspomniał coś o trzech zabójcach. Paplał coś też o
innych rzeczach, które cały czas kołaczą mi się po głowie, ale za nic nie potrafię
zrozumieć, o co mu chodziło. Exley, słuchałeś tej taśmy, którą znalazłem w McNeil?
Ed pokiwał głową. – Masz rację. Nic jednoznacznego, tylko zdawkowa wzmianka o
jakichś gangach.
White dodał: – Ostatnio było kilka niewyjaśnionych zabójstw na oko powiązanych
z mafią. Wiem, bo pewien podejrzany sypał coś na ten temat podczas jednego ze
spotkań w motelu, ustawionym przez Brygadę do walki z przestępczością
zorganizowaną. Zawsze było trzech strzelających, zabijali udziałowców Cohena i
ptaszków chcących rozkręcić tutaj interesy. Łatwe pieniądze: Stompanato, Vachss i
Teitlebaum starali się przygotować miłą atmosferę na wyjście Mickeya C. na
zwolnienie warunkowe. Chcieli, by panował spokój, bo chcieli ograniczenia
konkurencji i wykoncypowali, że jak Mickey wyjdzie z puchy, wtedy ocenią sytuację i
albo go załatwią, albo wykorzystają. Wygląda na to, że zdecydowali się go sprzątnąć.
Zorganizowali jeszcze w więzieniu napad na Goldmana i Cohena – dla Daveya finał
był nieprzyjemny. Potem pod domem Mickeya wybuchła bomba, ale on przeżył.
Myślę jednak, że załatwią go już niedługo i na pewno perfekcyjnie ograniczą zbrodnię,
bo Dud jest panem od przestępczości zorganizowanej i ma od Parkera pieprzone – jak
to się mówi? błogosławieństwo? – na to, by zniechęcać przestępców spoza LA do
przyjeżdżania tutaj. Wierzycie w to, do cholery?
Puszka roześmiał się.
– Świetnie, chłopcze, świetnie. A wszystkie egzekucje miały tylko przygotować
glebę pod to, by Dud mógł sprzedawać heroinę Patchetta. Powierzono mu
kierownictwo nad wznowioną Nite Owl, żeby mógł znaleźć jakichś innych kozłów
ofiarnych, a on na pewno nie odstąpi od zamiaru sprzedawania hery. Schował
świerszczyki w bezpiecznym miejscu, a Patchetta nie ostrzegł przed śledztwem, bo i
tak miał zamiar go zabić. Nie tknął Lynn Bracken, bo doszedł do wniosku, że Patchett
nie zdradzał jej swoich największych tajemnic. Dopuścił, by stawiła się na
przesłuchanie, bo myślał, że w ten sposób tylko opóźni dochodzenie prowadzone
przez Exleya. Lynn Bracken...
Ed zamrugał oczyma, ruszył w stronę drzwi.
– Ale ciągle nie wiemy, kto wyprodukował świerszczyki i zabił Hudgensa. Ani braci
Engleklingów, bo nie wyglądało na profesjonalną robotę. White, pojechałeś z
Dudleyem do Gaitsville i przedstawiłeś nader zwięzły raport...
– To kolejna robota jakiegoś psychola. W mieszkaniu było pełno heroiny, a zabójca
po prostu ją zostawił. Torturował braci chemikaliami i wypalił mnóstwo negatywów
zdjęć pornograficznych roztworami jakichś kwasów. Technik laboratoryjny
powiedział, że morderca prawdopodobnie chciał zidentyfikować ludzi z tych
negatywów. Cała ta chemia kazała mi myśleć o Patchetcie, ale potem uświadomiłem
sobie, że przecież on wiedział, kim są osoby na zdjęciach. Nie wydaje mi się, żeby ich
heroina miała coś wspólnego z naszą, bracia od lat zajmowali się sprzedawaniem
towaru. To chemicy i dilerzy narkotyków, a gdyby Patchett chciał położyć łapę na ich
herze, ukradłby ją. Uważam, że braci zabił ktoś, nie wiem, jakby spoza tego całego
zamieszania.
Puszka westchnął: – Dobrze, ale nie ma żadnych dowodów. Patchett i cała rodzina
Engleklingów nie żyją, a Dud prawdopodobnie zabił Lamara Hintona. W mecie
FleurdeLis pusto, a dzięki odkryciu White'a, dotyczącym Stompanato i Teitlebauma,
wiemy, że Dudley został ostrzeżony i zadba, by z jego strony nic nie ujrzało światła
dziennego. Na razie nie bardzo mamy podstawy, by wytoczyć mu sprawę.
Ed przemyślał to. – Chester Yorkin powiedział mi, że Patchett ma koło domu sejf,
podobno zaminowany. Dom jest teraz strzeżony, zajmuje się tym ekipa z Zachodniego
LA. Jutro albo pojutrze pojadę tam zmienić strażników. Może w tym sejfie jest coś na
Dudleya.
– W takim razie, co teraz? – spytał White. – Żadnych dowodów, a Stompanato
dzisiaj wieczorem wyjeżdża do Acapulco z Laną Turner...
Ed otworzył drzwi. Fisk był na zewnątrz, pił kawę.
– Duane, skontaktuj się jeszcze raz z Valburnem, Stantonem, Billym Dieterlingiem
i Peltzem. Powiedz im, że spotkanie odbędzie się gdzie indziej – w centrum, w hotelu
Statler o ósmej. Zadzwoń tam i zamów trzy apartamenty, i zadzwoń jeszcze do Boba
Gallaudeta, i powiedz mu, by tu do mnie wykręcił. Jak najszybciej, bo sprawa jest
pilna.
Fisk ruszył w stronę telefonu.
– Widzę, że zabierasz się do sprawy od strony Hudgensa – powiedział Vincennes.
Ed odwrócił się od White'a:
– Pomyślcie. Dudley jest policjantem. Potrzebujemy dowodów i być może uda nam
się je zdobyć dziś wieczorem.
– Ja się zajmę Stantonem. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi.
Wyrysować kreski: dziecko grające w filmach Dieterlinga, Preston Exley.
– Nie... To znaczy, czy czujesz się na siłach?
– To mój obowiązek. Zabrnąłem w to tak daleko, pojechałem do Patchetta i o mało
się, do cholery, nie przekręciłem!
Ocenić ryzyko.
– No więc dobrze, zajmij się Stantonem.
Puszka przejechał ręką po twarzy – bladej, zarośniętej.
– Czy ja... chodzi mi o to, czy kiedy Karen tu była, a ja byłem nieprzytomny... czy
ja...
– Nie wie niczego, o czym byś nie chciał, by wiedziała. Teraz jedź do domu, ja
porozmawiam jeszcze z Whitem.
Vincennes wyszedł z sali – w ciągu dnia postarzał się o dziesięć lat.
– Sprawa Hudgensa jest nieważna – orzekł White. – Teraz trzeba się
skoncentrować na Dudleyu.
– Nie. Najpierw kupimy sobie trochę czasu.
– Chronisz ojca? Jezu, a ja myślałem, że to ja się zachowywałem jak kretyn z
kobietami.
– Ale zastanów się. Zastanów się, kim jest Dudley i co znaczy zniszczenie go.
Zastanów się, a zaproponuję ci układ.
– Już ci powiedziałem, nigdy.
– Spodoba ci się moja propozycja. Nie piśniesz ani słówka na temat mojego ojca i
sprawy Athertona, a dostaniesz Dudleya i Perkinsa.
White roześmiał się.
– Mówisz, że aresztowania będą na moim koncie? Przecież to i tak ja ich
rozpracowałem...
– Nie. Pozwolę ci ich zabić.

70

Rozkazy Exleya mu doskwierały: bez użycia siły, Billy i Timmy byli zbyt wysoko
postawieni, aby można było ich przycisnąć. Wkurzała go ta gra w złego i dobrego
gliniarza – powinni teraz pracować nad Dudleyem w Victory. Bob Gallaudet zajął się
Maxem Peltzem; Puszka rozpracowywał Millera Stantona. Exley w skrócie
przedstawił sytuację Gallaudetowi – powiedział mu o wszystkim oprócz kwestii
sprawy Athertona. On też uznał, iż należy ukarać Dudleya Smitha. Ale Exley nie
powiedział mu, że w sprawie Duda i Dwójki Perkinsa klamka już zapadła.
Ten pieprzony Exley nie spuszczał z niego oczu – objaśnił mu dokładnie wszystko
po kolei, jakby byli partnerami, którzy mogą sobie ufać. Złożona w całość łamigłówka
była naprawdę imponująca. Exley miał cholernie imponujący mózg – ale był idiotą,
jeśli nie zdawał sobie sprawy z jednej rzeczy: po Dudleyu i Dwójce następny w kolejce
był Preston E.
Bez cienia wątpliwości: za Dicka Stenslanda.
Bud obserwował – przez szparę w uchylonych drzwiach od łazienki. Pedały
siedziały obok siebie; Pan Dobry Gliniarz zachowywał się bardzo delikatnie.
Tak, kupowali towar przez FleurdeLis; tak, znali Pierce'a Patchetta „towarzysko".
Tak, Pierce wciągał herę, słyszeli plotki, że sprzedawał pornografię – ale ich nigdy
takie rzeczy nie interesowały. Delikatnie jak z dziećmi: pedały myślały, że znaleźli się
w eleganckim hotelu z powodu śmierci Patchetta. Kapitan Exley nigdy nie zachowałby
się brzydko – Preston Exley ubiegał się o stanowisko gubernatora, Ray Dieterling nie
szczędził mu finansowego wsparcia.
Exley, głośno:
– Panowie, pewne morderstwo popełnione dawno temu może mieć coś wspólnego
ze śmiercią Patchetta...
Wtedy wszedł Bud.
– To jest sierżant White – powiedział Exley – Ma do was kilka pytań i myślę, że na
tym zakończymy sprawę.
Timmy Valburn westchnął. – Cóż, nie jestem zaskoczony. Miller Stanton i Max
Peltz są w sąsiednich pokojach, a ostatnim razem, kiedy policja nas wszystkich
przepytywała, było to wtedy, kiedy ten okropny Sid Hudgens został zamordowany.
Więc nie jestem zdziwiony.
Bud przystawił sobie krzesło.
– Dlaczego powiedziałeś o nim: okropny. Zabiłeś go?
– Ależ, sierżancie, proszę. Czy wyglądam na zabójcę?
– Tak, dla mnie tak. Facet, który żyje z odgrywania roli myszy, musi być zdolny do
wszystkiego.
– Sierżancie, proszę.
– Poza tym, ciebie nie zaprosiliśmy tutaj po śmierci Hudgensa. Billy ci o tym
powiedział? Może w czasie jakiejś rozmowy w łóżku przed zaśnięciem?
Billy Dieterling do Exleya: – Kapitanie, nie podoba mi się, jak ten człowiek mówi.
– Sierżancie, proszę się zachowywać.
Bud roześmiał się. – Przygarnął kocioł garnkowi, ale do diaska z tym. Nawzajem
zapewniliście sobie alibi w sprawie Hudgensa, a teraz, pięć lat później wystawiacie
sobie wzajemnie alibi na czas śmierci Patchetta. Coś mi tu nie gra. Moim zdaniem
pedały nie potrafią zagrzać miejsca w jednym łóżku przez dłużej niż pięć minut, a co
dopiero przez pięć lat.
Valburn: – Jesteś zwierzęciem.
Bud wyciągnął formularze.
– Alibi w sprawie Hudgensa. Ty i Billy razem w łóżku, Max Peltz rżnął jakąś
nieletnią. Miller Stanton był na imprezie, gdzie akurat był też wasz kumpel, pedał
Brett Chase. Jak na razie, sama śmietanka ekipy Chlubnej Odznaki. David Mertens,
dekorator, był w domu ze swoim pielęgniarzem, więc może on też jest cwelem. Ja
chciałbym...
Exley, jak zaplanowali: – Sierżancie, proszę bez tych wulgaryzmów i przejść do
sedna sprawy.
Valburn był ożywiony; Billy D. udawał znudzonego. Ale wyraźnie coś z tego, co
chwilę wcześniej powiedział White, trafiło w czuły punkt – przeniósł wzrok z dobrego
policjanta na złego.
– Chodzi o to – zaczął White – że Sid Hudgens miał bzika na punkcie Chlubnej
Odznaki, kiedy go mordowano. Patchett zostaje zabity pięć lat później, a on i Hudgens
byli współpracownikami. Tych dwóch homo tutaj było związanych z Chlubną
Odznaką i obaj przyznali się do tego, co wiedzieli na temat nielegalnych interesów
Patchetta. Kapitanie, jeśli coś chodzi, gada i kwacze jak kaczka, to jest kaczką, a nie
myszą.
– Kwa, kwa, idioto – powiedział Valburn. – Powiesz mu, kapitanie, z kim ten
człowiek ma do czynienia?
Exley, surowo: – Sierżancie, ci panowie nie są podejrzanymi. Dobrowolnie zgłosili
się na rozmowę.
– No i co z tego, kapitanie. Dla mnie to żadna różnica.
Exley, znużony: – Panowie, żeby załatwić tę sprawę raz na zawsze, proszę,
powiedzcie sierżantowi. Czy któryś z was chociaż znał Sida Hudgensa osobiście?
Obaj potrząsnęli głową. Bud ruszył do akcji – to była poezja Exleya:
– Jeśli piszczy jak mysz i lubi panów, to jest mysz zboczeniec. Kapitanie,
zastanówmy się. Ci goście kupowali towar przez FleurdeLis, przyznali, że wiedzieli, iż
Patchett wciągał herę i sprzedawał porno. Wiedzą wszystko o nielegalnych interesach
Patchetta, ale utrzymują, iż nie wiedzą, że Hudgens był współpracownikiem
Patchetta. Sugeruję, by prześledzić po kolei różne przedsięwzięcia Patchetta i
zobaczyć, co wiedzą na ten temat.
Ed podniósł ręce w udawanym geście bezradności.
– W takim razie jeszcze kilka konkretnych pytań, panowie. Powiem to jeszcze raz:
Jeśli przyznacie się do jakichś niezgodnych z prawem uczynków, nie zostaną z tego
wyciągnięte konsekwencje i nikt o tym się nie dowie. Jasne jest to, co powiedziałem,
sierżancie?
Zajebiste przedstawienie: trzeba z nich wyciągnąć, kto wyprodukował świerszczyki
z krwią. To Puszka powiedział, że Timmy był wyraźnie wystraszony, kiedy zobaczył
magazyny – pokazał mu je w 53 roku. Trzeba przyznać, że Exley jest nie w ciemię bity
– im bliżej będą świerszczyków, tym bliżej jego staruszka i Athertona.
– Tak jest, kapitanie.
Timmy i Billy wymienili spojrzenie: mili ludzie napastowani przez jakieś męty.
– I sierżancie – dorzucił Exley. – To ja będę zadawał pytania.
– Tak jest, kapitanie. Ale wy mówcie prawdę, bo ja widzę, kiedy kłamiecie.
Exley westchnął.
– Tylko kilka pytań. Pierwsze, czy wiedzieliście, że Patchett dostarczał dziewczyny
na telefon swoim partnerom od interesów?
Obaj pokiwali głową.
– Chłopców też miał – wtrącił się Bud. – Zdarzał wam się kiedyś jakiś incydent na
boku?
Exley: – Ani słowa więcej, sierżancie.
Timmy przesunął się bliżej do Billy'ego. – Nie zaszczycę was odpowiedzią na to
ostatnie pytanie.
Bud puścił oko. – Jesteś słodki. Jeśli kiedykolwiek zdarzy mi się trafić do puchy,
mam nadzieję, że będziesz w mojej celi.
Billy udał, że spluwa na podłogę. Ed wywrócił oczyma – Boże, wybaw nas od tego
barbarzyńcy.
– Kontynuujmy. Czy wiedzieliście, że Patchett zlecał chirurgowi plastycznemu
operacje mające na celu upodobnienie jego prostytutek do gwiazd kina?
Obaj powiedzieli „tak". Exley uśmiechnął się, jakby to było na porządku dziennym.
– Czy wiedzieliście także, że prostytutki, męskie również, popełniały inne
przestępstwa, działając na polecenie Patchetta?
Trzeba ich naprowadzić na „wymuszanie", współpracę Patchetta z Hudgensem.
Exley opowiedział mu tę historię: Lorraine/Rita powiedziała, że „Ten facet" kazał
Patchettowi doić jego „klientów" dokładnie wtedy, kiedy Pierce nawiązywał
współpracę z Hudgensem – tuż po masakrze w Nite Owl. Zanosiło się na to, że będzie
gorąco – może znowu wyjdzie coś łączącego sprawę z Dudleyem.
– Odpowiedzcie kapitanowi, zasrańcy.
– Ed, każ mu przestać – powiedział Billy. – To już naprawdę posuwa się za daleko.
Bud roześmiał się.
– Ed? O, przepraszam, zapomniałem, szefie. Jego tatuś jest przecież kumplem
twojego tatusia.
Exley zmieszał się naprawdę – zarumienił, zaczął dygotać.
– White, zamknij się.
Pedałom bardzo się to spodobało – uśmieszki, chichoty.
– Panowie, proszę odpowiedzieć na pytanie – rzucił Exley.
Timmy wzruszył ramionami. – Możesz mówić konkretnie. O jakie „inne
przestępstwa" ci chodzi?
– Konkretnie o szantaż.
Ich dwie stykające się nogi nagle się rozdzieliły – Bud zauważył to. Exley dotknął
swojego krawata – IDŹ NA CAŁEGO.
Burza mózgu: Johnny Stomp jako „Ten facet". Johnny Stomp był kiedyś specem w
tej branży, nie ma żadnych oficjalnych źródeł utrzymania. Lorraine Malvasi
powiedziała, że dojenie zaczęło się w maju 53 roku – wtedy ekipa Dudleya zaczęła już
współpracę z Patchettem.
– Tak, szantaż. Żonaci klienci prostytutek, zboczuchy i pedały nadają się do tych
celów idealnie. Właściwie to jak ryzyko zawodowe. Wydoił was kiedyś któryś z
waszych kochasiów?
Teraz Billy wywrócił oczyma. – Nie chodzimy do prostytutek. Ani męskich, ani
normalnych.
Bud bliżej przystawił sobie krzesło.
– Cóż, słoneczko, tu wkracza na scenę pewien znajomy znanego ze sprzedawania
męskich dziwek człowieka, niejaki Bobby Inge. Jeśli coś kwacze jak kaczka, to jest
kaczka. Więc kwa, kwa, zdradź nam, kto ciebie wydoił.
Exley, surowym tonem: – Panowie, czy znacie jakieś konkretne nazwiska
prostytutek Patchetta?
Billy zaczął zachowywać się jak kobieta. – To cham, a my nie musimy odpowiadać
na te pytania.
– Kurwa mać. Jak się łazi po kanałach, to nie sposób nie spotkać szczurów.
Słyszeliście kiedyś o słodkim Darylu Bergeron? Zdarzyło wam się kiedyś, że przyszła
wam chętka na kobietę i poszliście do matki? Darylowi tak. Jack Puszka Vincennes
ma magazyn porno, w którym jest ich zdjęcie, jak pieprzą się ze sobą, jeżdżąc na
wrotkach. Jesteście po szyję unurzani w gównie, pieprzone, kurwa, cwele, więc...
Valburn: – Ed, każ mu przestać!
Exley: – Sierżancie, dosyć!
Budowi aż się kręciło w głowie; czuł, jakby jakiś człowiek w jego głowie
podpowiadał mu, co ma mówić.
– O co ci, do cholery, chodzi? Widać gołym okiem, że te cwele wiedzą wszystko o
interesach Patchetta. Jeden jest gwiazdą telewizji, a drugi ma sławnego tatusia. Dwa
pedały z mnóstwem kasy, aż się prosi, żeby ich wydoić. Nie widzisz, że ściemniają?
Exley – NIC NIE MÓW – palec do kołnierzyka.
– Jest coś w tym, co mówi sierżant White, chociaż muszę przeprosić za sposób, w
jaki się wyraża. Panowie, tak nieoficjalnie. Czy któryś z was wiedział o procederze
wymuszania pieniędzy przez Pierce'a Patchetta, ewentualnie przez jego prostytutki?
– Nie – odparł Timmy Valburn.
– Nie – dodał Billy Dieterling.
Bud chciał coś powiedzieć szeptem Exleyowi.
Exley pochylił się do tamtych
– Czy któremuś z was grożono szantażem?
Znowu dwa razy nie – dwa pedały pocące się w przytulnym, chłodnym pokoju.
– Johnny Stompanato – szepnął Bud. Pedały zastygły.
– Brudy na temat Chlubnej Odznaki – powiedział Bud. – Tego chciał?
Valburn zaczął mówić – Billy go uciszył.
Exley: POWOLI.
Człowiek w jego głowie powiedział NIE.
– Miał haka na twojego ojca? Na wielkiego, pieprzonego Raymonda Dieterlinga?
Exley dał sygnał, żeby skończyć. Człowiek w jego głowie pokazał twarz: Dick Stens
wciągający gaz. Brudy. Wee Willie Wennerholm, Loren Atherton i morderstwa dzieci.
Billy zaczął dygotać, wskazał na Exleya.
– Na jego ojca!
Wszyscy zaczęli wodzić po sobie wzajemnie oczyma. Szloch Valburna położył temu
kres. Billy mu pomógł, objął go.
– Wynoście się – powiedział Exley. – Możecie iść.
Wyglądał bardziej na smutnego niż wkurzonego czy przestraszonego.
Billy wyprowadził Timmy'ego. Bud podszedł do okna. Exley zbliżył się do niego,
zaczął mówić do mikrofonu:
– Duane, Valburn i Dieterling właśnie wyszli. Ty i Don macie ich śledzić.
Bud zmierzył go wzrokiem, trochę wyższy od niego, szczuplejszy o połowę. Coś
sprawiło, że powiedział: – Nie powinienem był tego robić.
Exley wyjrzał przez okno. – Już niedługo będzie po wszystkim. Naprawdę po
wszystkim.
Bud spojrzał w dół. Fisk i Kleckner stali przy drzwiach; pedały biegiem wypadły na
chodnik. Ci z Wewnętrznych ruszyli za nimi – zatrzymał ich autobus. Autobus
przejechał – ani śladu Billy'ego i Timmy'ego. Fisk i Kleckner stali na ulicy z głupimi
minami.
Exley zaczął się śmiać.
Coś sprawiło, że Bud też się roześmiał.

71
Wspominali: Stanton popijał taniego szampana. Jack odwalił swoją mowę:
Patchett i Hudgens, świerszczyki, heroina, Nite Owl. Widział, że Miller Stanton coś
wie; widział, że chce powiedzieć.
Zaczął od starych dziejów: jak uczył Millera grać gliniarza; jak zabrał Millera na
Central Avenue, żeby wyhaczyć jakąś laskę, a skończyło się na tym, że przymknął Arta
Peppera. A gdy w drzwiach pojawił się Gallaudet i powiedział, że Max Peltz jest czysty
– historie z Maxem w roli głównej zajęły kolejną godzinę. Miller zaczął się rozklejać –
pięćdziesiąty ósmy będzie ostatnim rokiem produkcji serialu. Źle się stało, że stracili
ze sobą kontakt, ale to Wielkiemu Vi za bardzo zaczęło odbijać, był pariasem w
Przemyśle...
White i Exley kłócący się w sąsiednim pokoju
Jack przeszedł do rzeczy.
– Miller, jest coś, co bardzo chciałbyś mi powiedzieć?
– Nie wiem, Jack. To wszystko stare dzieje...
– Właśnie chodzi o stare dzieje. Znasz Patchetta, prawda?
– Skąd o tym wiesz?
– Zgadłem. W raporcie kapitan napisał, że Patchett finansował jakieś stare filmy
Dieterlinga.
Stanton zajrzał do kieliszka – pusty.
– No dobrze, znam Patchetta od bardzo dawna. To niezła historia, tylko nie wiem,
co ma wspólnego z tym, co ciebie interesuje.
Jack usłyszał, że boczne drzwi szorują o dywan.
– Ja wiem tylko, że bardzo chciałeś mi coś powiedzieć, jak tylko usłyszałeś
nazwisko „Patchett".
– Cholera, przy tobie w ogóle nie czuję się jak gliniarz. Czuję się jak gruby aktor,
któremu przestaną produkować serial, w którym gra.
Jack odwrócił wzrok – trzeba dać człowiekowi trochę luzu.
– Wiesz, że dawno temu byłem tym pulchnym dzieckiem w serialach Dieterlinga –
zaczął Stanton. – A Willie Wennerholm, Wee Willy, on był prawdziwą gwiazdą.
Czasami widywałem Patchetta w szkole przy studio i wiedziałem, że był swego rodzaju
partnerem od interesów Dieterlinga, bo nasza nauczycielka była w nim zadurzona i
mówiła wszystkim dzieciakom, kim on jest.
– I?
– I Wee Willie został porwany ze szkoły i poćwiartowany przez tego doktora
Frankensteina. Powinieneś znać sprawę, była bardzo głośna. Policja zwinęła tego
gościa, Lorena Athertona. Powiedzieli, że to on zabił Williego i wszystkie pozostałe
dzieci. Jack, i teraz zaczynają się schody...
– To powiedz mi to szybko.
Bardzo szybko.
– Pan Dieterling i Patchett przyszli do mnie. Podali mi środki uspokajające i
powiedzieli, że muszę z jeszcze jednym starszym chłopcem pojechać na komisariat.
Miałem czternaście lat, ten starszy chłopak miał może siedemnaście. Patchett i pan
Dieterling powiedzieli, co mamy mówić, i pojechaliśmy na komisariat.
Rozmawialiśmy tam z Prestonem Exleyem, wtedy był detektywem. Podaliśmy mu to,
co Patchett i pan Dieterling nam kazali – że widzieliśmy Athertona kręcącego się po
naszej szkole. Zidentyfikowaliśmy Athertona i Exley nam uwierzył...
Nastąpiła aktorska pauza.
– Do diaska, i co dalej? – spytał Jack.
Wolniej. – Nigdy więcej nie widziałem tego starszego chłopca, nawet nie
pamiętam, jak się nazywał. Athertona uznano winnym i skazano, a mnie nie
powołano na świadka w czasie jego procesu. To musiało być w 39 roku, tak. Cały czas
pracowałem dla Dieterlinga, ale miałem poślednie role. Z okazji otwarcia autostrady
Aroyo Seco pan Dieterling wysłał grupę ludzi dla niego pracujących w swego rodzaju
delegację, chodziło o rozgłos. Preston Exley był już wtedy grubą rybą biznesu
budowlanego i to właśnie on przecinał wstęgę. Słyszałem, jak rozmawiali ze sobą pan
Dieterling, Patchett i Terry Lux, na pewno go znasz.
Ciarki. – Mów dalej, Miller.
– Nigdy nie zapomnę tego, co mówili, Jack. Patchett powiedział do Luxa: „Mam
leki, które powstrzymają go przed skrzywdzeniem jeszcze kogokolwiek, a ty zrobiłeś
mu operację plastyczną". Lux odparł: „Załatwię mu opiekuna". A na to pan Dieterling,
nigdy nie zapomnę brzmienia jego głosu, powiedział: „Dostarczyłem Prestonowi
Exleyowi kozła ofiarnego, w którego wierzy bardziej niż w Lorena Athertona, i wydaje
mi się, że jest mi teraz zbyt wiele dłużny, by mógł mnie zranić..."
Jack uszczypnął się – wydawało mu się, że przestał oddychać. Poczuł oddechy za
swoimi plecami – płytkie i nieregularne. Spojrzał na Exleya i White'a, stojących w
drzwiach – blisko siebie, zupełnie skamieniałych.

72

Teraz wszystkie linie zlewały się w dużą plamę atramentu.


Atramentowa krew w świerszczykach. Krew z kałamarza. Postacie z kreskówek na
markizie plus Raymond Dieterling, Preston Exley i cała kryminalna obsada. Kolory
atramentu: czerwony, zielony – pieniądze z łapówek. Czarny – żałoba, po martwych
uczestnikach przedstawienia. White i Vincennes wiedzieli, pewnie powiedzą
Gallaudetowi – kiedy ich wywalał z hotelu, czuł, że tak będzie. Mógł ostrzec ojca albo
go nie ostrzegać, ale w końcu i tak wyjdzie na to samo. Mógł brnąć dalej albo siedzieć
przed telewizorem i patrzeć, jak sypie się jego życie.
Długie godziny nie był w stanie sięgnąć po słuchawkę. Włączył telewizję, zobaczył
ojca na ceremonii otwarcia autostrady. Kiedy zaczął wygłaszać frazesy, on włożył
sobie lufę pistoletu w usta. Już zaczął pociągać za spust, kiedy ekran na chwilę zaszedł
czernią – przerwa na reklamy. Wyjął cztery naboje, okręcił bębenek, przystawił sobie
lufę do skroni. Dwukrotnie pociągnął za spust, puste komory, nie mógł uwierzyć w to,
co właśnie zrobił.
Wyrzucił spluwę za okno – jakiś włóczęga podniósł ją z chodnika, wystrzelił w
niebo. Zaczął się śmiać, szlochać, ulżył sobie, waląc z całych sił po meblach.
Kolejnych kilka godzin bezczynności.
Zadzwonił telefon, Ed namacał słuchawkę.
– Hm... tak?
– To ty? Mówi Vincennes.
– Tak, o co chodzi?
– Siedzę w Biurze, White jest ze mną. Właśnie dostaliśmy informację i
zdecydowaliśmy się tym zająć. North New Hampshire 2206, dom Billy'ego
Dieterlinga. Nie żyją Billy i jakiś nieznany facet. Fisk już tam jest. Słuchasz mnie?
Nie nie nie – tak.
– Chciałem... Dobrze, zaraz przyjadę.
– Dobra. A tak na marginesie, White i ja nie powiedzieliśmy Gallaudetowi o tym,
co mówił Stanton. Myślę, że powinieneś o tym wiedzieć.
– Dzięki ci.
– Podziękuj White'owi. Tylko nim musisz się martwić.

⃰ ⃰ ⃰

Na miejscu trafił na Fiska – pseudo tudorowski dom oświetlony reflektorami,


furgonetki dochodzeniówki na trawniku.
To Fisk streścił mu sytuację: – Sąsiadka usłyszała krzyki, zaczekała pół godziny i
zadzwoniła. Widziała, jak z domu wybiegł jakiś mężczyzna, wsiadł do wozu Billy'ego
Dieterlinga i odjechał. Walnął w drzewo kawałek dalej. Spisałem jej oświadczenie.
Biały mężczyzna, koło czterdziestki, średniej budowy ciała. Kapitanie, niech pan się
przygotuje na niemiłe widoki...
Błyski fleszy w środku.
– Nie wpuszczaj tutaj nikogo – orzekł Ed. – Nikogo z Wydziału Zabójstw, żadnych
policjantów z komisariatów. Żadnych dziennikarzy i nie chcę, by dowiedział się o tym
ojciec Dieterlinga. Niech Kleckner zabezpieczy auto, a ty mi znajdź Timmy'ego
Valburna. Natychmiast.
– Udało im się nas zgubić, kapitanie, i teraz czuję się trochę nieswojo, jakby to, co
się tu stało, to była nasza wina...
– To już bez znaczenia, tylko rób, co ci każę.
Fisk pobiegł do swojego samochodu; Ed wszedł do środka, rozejrzał się. Billy
Dieterling na białej kanapie nasiąkniętej czerwienią. Nóż w jego gardle; dwa noże w
brzuchu. Jego skalp na podłodze, przygwożdżony do podłogi nożem do papieru. Kilka
stóp obok: mniej więcej czterdziestoletni, biały mężczyzna – rozcięty, wypatroszony,
noże w policzkach, dwa widelce w oczach. Pastylki nasączone krwią z podłogi.
Żadnych artystycznych póz – człowiekowi, którego szukał, już nie było to w głowie.
Ed wszedł do kuchni. Patchett do Luxa w 39 roku: „Mam leki, które powstrzymają
go przed skrzywdzeniem jeszcze kogokolwiek, a ty zrobiłeś mu operację plastyczną".
Poprzewracane kubki; widelce i łyżki na podłodze. Ray Dieterling w 39 roku:
„Dostarczyłem mu kozła ofiarnego". Wszędzie krwawe odciski stóp – gościowi
zebrało się na to, by przynieść więcej sztućców i ozdobić trupy. Lux: „Załatwię mu
opiekuna". Kawałek skalpu w zlewie. „Preston Exley był już wtedy grubą rybą
biznesu budowlanego". Krwawy odcisk ręki na ścianie, robota jakiegoś psychola, tyle
śladów, że każdy nowicjusz by sobie poradził z tą sprawą.
Ed przyjrzał się odciskowi – wyraźnie widoczne rowki i wzorki. Typowe dla
psycholi zaćmienie mózgu: facet odcisnął tu swoją rękę, żeby zostawić autograf.
Wrócił do salonu. Jack Puszka w grupie kilku techników z dochodzeniówki.
Poświata od błyskających fleszy, nie było tylko White'a.
– Ten drugi facet to Jerry Marsalas – powiedział Puszka. – To pielęgniarz, który
jest swego rodzaju opiekunem tego gościa z Chlubnej Odznaki. Davida Mertensa,
projektanta dekoracji. Bardzo cichy gość, ma epilepsję czy coś takiego.
– Czy ten Mertens ma blizny po operacji plastycznej?
– Ślady po pobieraniu tkanki do przeszczepów na całym karku i plecach.
Widziałem go kiedyś bez koszuli.
Zaczęło się kręcić mnóstwo techników z dochodzeniówki. Ed wyprowadził
Vincennesa na werandę. Chłodne powietrze, oślepiające przednie światła
samochodów.
– Mertens jest w takim wieku, że mógłby być tym starszym chłopakiem, o którym
mówił Stanton – powiedział Puszka. – Lux go zoperował, żeby Miller nie mógł go
rozpoznać na planie. Miał tyle blizn na plecach, że musiał przejść wiele operacji. Jezu,
jaką ty masz minę. Chcesz doprowadzić sprawę do samego końca?
– Nie wiem. Chcę poczekać jeszcze jeden dzień, by zobaczyć, czego nam się uda
dowiedzieć na temat Dudleya.
– I zobaczyć, czy White będzie chciał ciebie udupić. Mógł opowiedzieć całą tę
historię Gallaudetowi, ale tego nie zrobił.
– White jest szalony, zresztą jak cała ta sprawa.
Puszka roześmiał się. – I tak jak ty. A jeśli ty i Gallaudet chcecie, by podejrzani w
tej sprawie mieli proces, powinniście zamknąć White'a. Jest zdolny do zabicia
Dudleya i Dwójki i, uwierz mi, on to zrobi.
Exley roześmiał się. – Powiedziałem mu, że może.
– Pozwoliłbyś mu...
Przerwać mu.
– Jack, zajmij się tym. Obserwuj mieszkanie Mertensa i sprawdź, czy uda ci się
znaleźć White'a, a potem...
– On się ugania za Perkinsem. Skąd mam...
– Po prostu postaraj się go znaleźć. A niezależnie od tego, czy ci się to uda, czy nie,
spotkajmy się jutro o dziewiątej w domu Mickeya Cohena. Przyciśniemy go w sprawie
Dudleya.
Vincennes rozejrzał się wokół. – Nie widzę tutaj nikogo z Zabójstw.
– Ty i Fisk odebraliście wiadomość, więc oni nic nie wiedzą. Mogę zapewnić
wyłączność Sprawom Wewnętrznym na jakieś dwadzieścia cztery godziny. Dopóki nie
dowie się prasa.
– Nie rozsyłać listu gończego za Mertensem?
– Zapędzę do roboty połowę ludzi z SW. To jest niezrównoważony psychol.
Znajdziemy go sami.
– Załóżmy, że ja go znajdę. Nie chcesz chyba, by zaczął opowiadać o starych
dziejach, twoim ojcu...
– Weź go żywego. Chcę z nim porozmawiać.
– Mówiąc o szaleńcach, w porównaniu z tobą to White jest zupełnie normalny –
skwitował Jack.

Ed zapewnił SW wyłączność na sprawę. Zadzwonił do komendanta Parkera,


powiedział, że ma podwójne zabójstwo związane ze sprawą prowadzoną przez SW i że
chce utrzymać tożsamość ofiar w tajemnicy. Obudził pięciu ludzi z SW, powiedział im,
kim jest David Mertens, kazał go szukać. Sąsiadce, która zadzwoniła na policję,
nakazał wziąć środek uspokajający, pójść do łóżka i obiecać, że nie zdradzi prasie
nazwiska „Billy Dieterling". Przyjechali dziennikarze – spławił ich jakimiś nikomu nie
znanymi nazwiskami ofiar. Poszedł do końca kwartału i obejrzał samochód – pilnował
go Kleckner – packard carribean z przednimi kołami na krawężniku, wgnieciony
zderzak na drzewie. Siedzenie kierowcy, tablica rozdzielcza i kierownica –
zakrwawione; idealne, krwawe odciski rąk na zewnętrznej stronie przedniej szyby.
Kleckner zdjął tablice rejestracyjne; Ed kazał mu pojechać tym samochodem do
domu, ukryć go i dołączyć do szukających Mertensa. Uprzejmościowe telefony z
automatu: dowódca strażników w komisariacie na Rampart, lekarz dyżurny w
Kostnicy Miejskiej. Skłamał im, że to Parker chciał, by przez dwadzieścia cztery
godziny nikt nic nie wiedział o zabójstwach – żadnych oświadczeń dla prasy, żadnych
raportów z autopsji w obiegu. Była 3:40 w nocy, nikt z Zabójstw nie pojawił się na
miejscu zbrodni – Parker dał mu wolną rękę. Miał wyłączność.
Ed wszedł znowu do środka domu. Spokój – żadnych dziennikarzy, żadnych
gapiów. Obrysowane kontury usuniętych już ciał. Technicy zdejmowali odciski
palców, chowali dowody do worków. Fisk w drzwiach do kuchni – wyglądający na
zdenerwowanego.
– Kapitanie, mam Valburna. Była z nim Inez Soto. Pojechałem do Laguna
wiedziony przeczuciem. Mówił pan już kiedyś, że panna Soto go też zna, więc...
– I co Valburn ci powiedział?
– Nic. Chce rozmawiać tylko z panem. Kiedy mu wyjaśniłem, co tu się stało,
zupełnie się rozkleił po drodze. Chce złożyć jakieś oświadczenie.
Zjawiła się Inez. Strapiona, krew przy zmasakrowanych od obgryzania
paznokciach.
– Obwiniam ciebie za to. Obwiniam ciebie o to, że skłoniłeś Billy'ego do tego.
– Nie wiem, o co ci chodzi, ale przykro mi.
– Kazałeś mi szpiegować Raymonda. A teraz zrobiłeś to.
Ed podszedł do niej. Spoliczkowała go, uderzyła. – Zostaw nas wszystkich w
spokoju!
Złapał ją Fisk, wyprowadził na zewnątrz. Delikatnie – lekki uścisk, niski głos. Ed
przeszedł przez korytarz, zaglądając do pokojów.
Valburn w małym pokoju, zdejmujący zdjęcia ze ściany. Przeszklone, błyszczące
oczy, zbyt ożywiony głos:
– Dopóki będę czymś zajęty, nic mi nie będzie.
Zdjął kolejną, grupową fotografię.
– Musisz złożyć wyczerpujące oświadczenie.
– Ależ dostaniesz je.
– To Mertens zabił Hudgensa, Billy'ego i Marsalasa, i Wee Williego, i tamte
pozostałe dzieci. Chcę wiedzieć, dlaczego. Timmy, spójrz na mnie.
Timmy zdjął ze ściany oprawione zdjęcie.
– Byliśmy ze sobą od 1949 roku. Mieliśmy swoje skoki w bok, ale byliśmy razem i
kochaliśmy się. Nie wygłaszaj mi mowy o jego zabójcy, Ed. Nie zniósłbym tego.
Odpowiem ci, o co mnie zapytasz, ale nie próbuj zachowywać się jak gbur.
– Timmy...
Valburn rzucił ramką o ścianę. – Przeklęty David Mertens!
Odgłos tłuczonego szkła. Zdjęcie upadło fotografią do góry: Raymond Dieterling
trzymający kałamarz.
– Zacznij wyjaśnienia od pornografii. Jack Vincennes rozmawiał z tobą na ten
temat pięć lat temu i odniósł wrażenie, że coś ukrywasz.
– Znowu będziesz natarczywy?
– Postaraj się, żebym nie musiał.
Timmy wyrównał stosik ramek.
– Jerry Marsalas kazał Davidowi wyprodukować te dziwne... sprośności. Jerry był
bardzo złym człowiekiem. Był opiekunem Davida od lat i to on dozował mu leki,
które... dzięki którym był w miarę normalny. Czasami zwiększał, a czasami zmniejszał
dawki i kazał Davidowi odwalać reklamówki, tylko po to, by potem zgarnąć za nie
kasę. Raymond płacił Jerry'emu za opiekę nad Davidem. Załatwił Davidowi pracę
przy Chlubnej Odznace, żeby Billy też mógł się nim opiekować – Billy był szefem
kamerzystów od pierwszego odcinka serialu.
– Nie spiesz się tak – powiedział Ed. – Skąd Marsalas i Mertens wzięli modeli?
Timmy przytulił zdjęcia.
– Z FleurdeLis. Marsalas korzystał z ich usług od lat. Kupował sobie dziewczyny na
telefon, kiedy był przy kasie, i znał mnóstwo starych dziewczyn Pierce'a i mnóstwo...
ludzi rozwiązłych seksualnie, o których mówiły mu dziewczyny. Zorientował się, że
wielu klientów FleurdeLis jest napalonych na specyficzną pornografię i namówił
niektóre ze starych dziewczyn Pierce'a, by pozwoliły mu wziąć udział w ich seks
imprezach. Jerry robił zdjęcia, David robił zdjęcia, a potem Jerry zwiększył dawkę
leku Davida i kazał mu zająć się technicznymi aspektami sprawy. Atramentowa krew
to był pomysł Davida. Jerry wynajął jakiegoś plastyka ze studia, by zrobił szatę
graficzną magazynów, a potem zaniósł je do Pierce'a. Nadążasz? Nie wiem, co ty
wiesz.
Ed wyciągnął notatnik.
– Miller Stanton już nam co nieco powiedział. Patchett i Dieterling byli
współpracownikami w czasie sprawy Athertona, a wiesz, że ja tymi zabójstwami
obciążam Mertensa. Po prostu mów dalej. Jak będę chciał, żebyś mi coś wyjaśnił, to ci
powiem.
– No dobrze – przytaknął Timmy. – Jeśli tego nie wiesz, to ci powiem, zdjęcia z
farbą były upozowane tak, by były podobne do ran, jakie zadano ofiarom Athertona.
Pierce o tym nie wiedział, kiedy zobaczył magazyny. Podejrzewam, że tylko policjanci
widzieli zdjęcia z akt sprawy. Nie wiedział również, że David Mertens był tym, który
zabił Wennerholma, tylko miał nową tożsamość, więc kiedy Marsalas wpadł na
pomysł, żeby sprzedawać te magazyny i poszedł do Pierce'a, aby namówić go do
sfinansowania projektu, on uznał tylko, że są to sprośne magazyny, które
kompromitują jego prostytutki i ich klientów. Nie zgodził się na propozycję
Marsalasa, ale kupił od niego trochę magazynów, żeby je sprzedawać przez
FleurdeLis. Wtedy Marsalas poszedł do tego Duke'a Cathcarta, a ten z kolei do braci
Engleklingów. Ed, ten twój podwładny, Fisk, sugerował, że to wszystko ma coś
wspólnego z Nite Owl, ale ja nie...
– Później ci powiem. Mówisz o początku 53 roku i jak na razie wszystko jest dla
mnie jasne. I nadal tak opowiadaj, wszystko po kolei.
Timmy odłożył zdjęcia na podłogę.
– Potem Patchett poszedł do Sida Hudgensa. Razem mieli być partnerami w
jakimś interesie związanym z wymuszeniami, ale nic bliższego nie wiem na ten temat.
Pierce powiedział wtedy Hudgensowi o Marsalasie i jego świerszczykach. Sid
sprawdził Marsalasa i dowiedział się, że pracuje dla Chlubnej Odznaki. To było to, bo
zawsze chciał napisać demaskatorski artykuł na temat ludzi z serialu dla Cicho Sza!
Pierce dał Hudgensowi kilka magazynów, których nie sprzedał przez FleurdeLis, po
czym Hudgens skontaktował się z Marsalasem. Zażądał informacji na temat gwiazd
serialu i zagroził Jerry'emu, że jeśli odmówi współpracy, ujawni jego udział w
tworzeniu świerszczyków. Jerry podał mu jakieś mało interesujące fakty dotyczące
Maxa Peltza, które niedługo potem zostały opublikowane. Wtedy też Hudgens został
zamordowany i to właśnie Jerry napuścił na niego Davida. Na jakiś czas drastycznie
obniżył mu dawkę leków, czym doprowadził go do szaleństwa. David powrócił do
swoich starych... postąpił tak samo, jak kiedyś z dziećmi. Marsalas obawiał się, że
Hudgens dalej będzie próbował go szantażować. Pojechał z Davidem i ukradł akta
Hudgensa dotyczące ludzi Chlubnej Odznaki, między innymi niepełne akta dotyczące
jego samego i Davida. Nie sądzę, by wiedział, że Pierce już wtedy miał w ręku kopie
akt, które on i Hudgens zamierzali wykorzystywać do szantażu, ani że Pierce wiedział,
w którym banku Hudgens ukrył oryginały swoich akt...
Narzucały się trzy kluczowe pytania; najpierw jednak trzeba było upewnić się co do
kilku rzeczy.
– Timmy, kiedy Vincennes przepytywał ciebie pięć lat temu, zachowywałeś się
podejrzanie. Czy już wtedy wiedziałeś, że to Mertens był autorem świerszczyka?
– Tak, ale nie wiedziałem, kim był David. Wiedziałem tylko, że Billy nad nim
czuwał, więc wolałem nic nie mówić Jackowi.
Pytanie numer jeden.
– Skąd to wszystko wiesz? Wszystko, co mi powiedziałeś?
Oczy Timmy'ego znowu się zeszkliły.
– Dowiedziałem się o tym dzisiejszego wieczora. Po wizycie w hotelu Billy chciał,
by mu wyjaśniono aluzje dotyczące Johnny'ego Stompanato, które czynił tamten
odpychający policjant. Billy już od lat znał większość tej historii, ale chciał się
dowiedzieć reszty. Pojechaliśmy do domu Raymonda w Laguna. Raymond wiedział o
rzeczach, które się wydarzyły ostatnio, od Pierce'a, i opowiedział Billy'emu całą
historię. Ja tylko słuchałem.
– I Inez też tam była.
– Tak, słyszała wszystko. Ona obwinia ciebie. Puszka Pandory i tak dalej.
Wiedziała, jego ojciec pewnie też wiedział. Teraz już i tak wszyscy się dowiedzą.
– Więc przez te wszystkie lata to Patchett dostarczał towar, który trzymał Mertensa
w ryzach.
– Tak, jego choroba ma podłoże fizjologiczne. Od czasu do czasu ma zapalenie
mózgu i właśnie wtedy jest najbardziej niebezpieczny.
– A Dieterling załatwił mu pracę przy Chlubnej Odznace, żeby Billy mógł mieć na
niego oko.
– Tak. Po zabiciu Hudgensa Raymond przeczytał o okaleczeniach i skojarzył je ze
sprawą morderstw dzieci sprzed lat. Skontaktował się z Patchettem, o którym
wiedział, że był w przyjaznych stosunkach z Hudgensem. Raymond mu wyjawił, kim
naprawdę jest David, i Pierce się przeraził. Raymond bał się odsunąć Davida od
Jerryego, więc zaczął płacić Jerry'emu więcej pieniędzy, byle tylko David był ciągle na
prochach.
Teraz kluczowe pytanie numer dwa.
– Czekałeś na to pytanie, Timmy. Dlaczego Ray Dieterling zadał sobie tyle kłopotu
dla Davida?
Timmy obrócił zdjęcie – Billy, mężczyzna z dużą i brzydką twarzą.
– David jest nieślubnym synem Raymonda. Jest przyrodnim bratem Billy'ego.
Spójrz na niego. Terry Lux operował go tyle razy, że przy moim słodkim Billym jest
tak brzydki, że aż prawie nie można na niego patrzeć.
Zanosiło się na rozczulanie się – Ed zareagował, nim się zdążył rozkleić: – Co się
stało dzisiaj wieczorem?
– Dzisiaj wieczorem Raymond powiedział Billy'emu o wszystkim, poczynając od
Sida Hudgensa. On nie wiedział nic na ten temat. Billy kazał mi zostać z Inez w
Laguna. Mówił, że ma zamiar wziąć Davida z domu Jerry'ego i odzwyczaić go od
prochów. Musiał próbować, a Marsalas musiał stawiać opór. Widziałem te tabletki na
podłodze... i, Boże, David musiał po prostu oszaleć. Nie wiedział, kto był dobry, a kto
był zły i po prostu...
Czas na trzecie.
– W hotelu widać było, że zareagowałeś na nazwisko Johnny Stompanato.
Dlaczego?
– Stompanato od lat szantażował klientów Pierce'a. Złapał mnie kiedyś z innym
mężczyzną i wyciągnął ode mnie część historii Mertensa. Niewiele, tylko tyle, że
Raymond płacił za utrzymanie Davida. To... to było jeszcze przedtem, nim się
wszystkiego dowiedziałem. Stompanato zbierał materiały, żeby oskubać Raymonda.
Groził Billy'emu, ale nie sądzę, by wiedział, kim jest David. Billy starał się przekonać
ojca, by ten kazał go zabić.
Do pokoju wpadły promienie słońca – oświetliły Timmy'ego, kiedy na jego twarzy
pojawiły się pierwsze łzy. Wyciągnął zdjęcie Billy'ego, zakrył dłonią twarz Davida.

73

O siódmej zmienił go jakiś przygłup z SW – był wkurzony, że spał w drzwiach z


pistoletem na wierzchu. W domu było spokojnie – nie zjawił się opętany krwią David
Mertens.
Ten z SW powiedział, że jeszcze nie udało się złapać Mertensa; rozkaz kapitana
Exleya: spotkać się z nim i Budem Whitem w mieszkaniu Mickeya Cohena o
dziewiątej. Jack poszedł do automatu, zaufał instynktowi.
Telefon do Biura – Dudley Smith wyjechał „w pilnej sprawie rodzinnej". Breuning i
Carlisle pracowali „poza granicami stanu" – chwilowo sprawą Nite Owl kierował szef
komisariatu z 77 Ulicy. Telefon do więzienia dla kobiet: strażniczka Dot Rothstein
wyjechała „w pilnej sprawie rodzinnej". Przeczucie: dysponowali tylko hipotezami,
Dudley doszczętnie zatrze wszystkie ślady.
Jack pojechał do domu, otrząsając się ze snu: paplanina skretyniałego Daveya
Goldmana.
„Holendrem" był wyraźnie Dean Van Gelder, a „Irlandczykiem z Cheshire" Dudley.
„Udziałowcy dostali trzy strzały blip blip blip" – chodziło o strzelających:
Stompanato, Vachss, Teitlebaum – sprzątający bandziorów. „Bump bump bump
bump bump bump bump śliczna ciufcia" –?????? Dziwne – może towar Patchetta
miał taką moc, iż nawet po jego śmierci czynił cuda.
Nie było samochodu Karen. Jack wszedł, na stoliku zobaczył bilety lotnicze i list.

J.
Na Hawaje – zwróć uwagę na datę. 15 maja, czyli w dniu, gdy przechodzisz na
emeryturę. Dziesięć dni i nocy, żeby ponownie się do siebie zbliżyć. Kolacja dziś
wieczorem. Zarezerwowałam stolik w Perino's, ale gdybyś był jednak zajęty, to do
mnie zadzwoń, bym mogła odwołać.
Całuję K.
PS Wiem, że się zastanawiasz, więc ci to wyjaśnię. Kiedy byłeś w szpitalu,
mówiłeś przez sen. Jack, wiem wszystkie najgorsze rzeczy, jakie można wiedzieć, i
nic mnie to nie obchodzi. Nigdy nie musimy na ten temat rozmawiać. Kapitan Exley
też wszystko słyszał, ale mam wrażenie, że jego też to w ogóle nie obchodzi. (Nie jest
aż taki zły, jak mi mówiłeś).
Jeszcze mocniej całuję K.

Jack próbował się rozpłakać – bez powodzenia. Ogolił się, wziął prysznic, włożył
eleganckie spodnie i założył swoją najlepszą sportową marynarkę – na kolorową,
wzorzystą koszulę. Kiedy jechał do Brentwood, wydawało mu się, że wszystko wokół
niego wygląda jakoś nowo.
Exley na chodniku, trzymający w ręku magnetofon. Bud White na werandzie –
goście z SW musieli go znaleźć. Jack był trzeci. White zbliżył się do nich.
– Rozmawiałem z Gallaudetem – zaczął Exley. – Powiedział, że bez niezbitych
dowodów nie możemy iść do Loewa. Do tej pory nie udało nam się ująć Mertensa i
Perkinsa, a Stompanato jest w Meksyku z Laną Turner. Jeśli Mickey nie powie nam
nic interesującego, pójdę prosto do Parkera. Powiem mu wszystko bez ogródek na
temat Dudleya.
Z drzwi: – Wchodzicie czy nie? Jeśli chcecie mi się naprzykrzać, zróbcie to w
środku.
To Mickey Cohen w szlafroku i jarmułce.
– Ostatni raz pytam, wchodzicie?
Weszli do środka. Cohen zamknął drzwi, wskazał na małą, złotą trumnę:
– Mój zmarły pieski następca, Mickey Cohen junior. Odciągacie mnie od przyczyny
mojego prawdziwego cierpienia, pieprzeni gliniarze, i to jeszcze goje. Msza odbędzie
się dzisiaj na Górze Synaj. Przekupiłem rabina, by wyprawił mojemu ukochanemu
ceremonię przysługującą ludziom. Dupki z kostnicy myślą, że będą grzebać karła.
Słucham was.
– Przyszliśmy ci powiedzieć, kto zabijał twoich udziałowców – zaczął Exley.
– Jakich „udziałowców"? Jak dalej będziecie uderzać w ten deseń, to będę musiał
odpowiadać za złamanie piątego przykazania. A co to za cudo, ten magnetofon, który
masz w ręku?
– Johnny Stompanato, Lee Vachss i Abe Teitlebaum. Są częścią gangu, który
wszedł w posiadanie heroiny, jaką straciłeś w czasie nieudanej transakcji z Dragną w
roku 50. Oni zabijali twoich udziałowców i to oni rzucili się na ciebie i Daveya
Goldmana w McNeil. Potem zdetonowali bombę pod twoim domem, ty jednak
uszedłeś z życiem, ale prędzej czy później uda im się ciebie sprzątnąć.
Cohen wybuchnął śmiechem.
– Muszę przyznać, że tych trzech zniknęło z mojego życia i nie jestem w stanie
skłonić ich do powrotu na moje usługi. Ale tyle inteligencji, by załatwić Micka, to na
pewno nie mają.
White: – Davey Goldman współpracował z nimi. Zdradzili go, kiedy próbowali
załatwić was obu w McNeil.
Mickey Cohen, cały siny: – Nie! Za żadne skarby świata Davey by mi tego nie
zrobił! Nigdy! Davey w życiu by się przeciw mnie nie zbuntował!
– Mamy dowody – odezwał się Jack. – Davey założył podsłuch w twojej celi. To
właśnie dzięki temu rozniosła się wiadomość o propozycji Engleklingów i Bóg wie
jeszcze o czym.
– To kłamstwa! Nawet jeśli Davey z nimi współpracował, to i tak nie dorastali mi
do pięt! Byli zbyt głupi, by udało im się mnie wyeliminować.
Exley zaczął manipulować przy magnetofonie – po chwili szpula już się obracała.
(Whirrr, whirrr.) „Mój Boże, tak szczodrze obdarzony przez naturę, jak ten pies,
jest tylko Johnny..."
Cohen wpadł w szał.
– Nie! Nie! Nikt na świecie nie mógł mi tego zrobić!
Exley manipulował przy przyciskach. Włączył „play" – „Lana, ta to musi mieć
szparkę" – „stop", „play" – gra w karty, woda spłukiwana w toalecie. Mickey kopnął w
trumnę.
– No dobrze! Wierzę wam!
Jack: – Teraz już wiesz, dlaczego Davey nie chciał, żebyś go umieścił w prywatnej
klinice.
Cohen przetarł twarz swoją jarmułką.
– Nawet Hitler nie był zdolny do takich rzeczy. Kto mógłby być taki sprytny i
równie bezwzględny?
– Dudley Smith – odpowiedział White.
– Jezu Chryste! Że on?! Nie uwierzę w to. Nie... przysięgnijcie na mojego drogiego
zmarłego psa, że to wszystko żarty. Że kapitan Wydziału Policji LA?
– To nie są żarty, Mick.
– Nie, nie mogę uwierzyć. Dajcie mi jakieś dowody.
– Mickey, ty je nam dostarczysz – powiedział Exley.
Cohen usiadł na trumnie.
– Wydaje mi się, że wiem, kto próbował załatwić mnie i Daveya w więzieniu.
Coleman Stein, George Magdaleno i Sal Bonventre. Są w drodze do San Quentin, z
innych więzień. Kiedy dotrą, możecie z nimi porozmawiać i zapytać, kto zlecił im
zamordowanie mnie i Daveya. Miałem zamiar ich sprzątnąć, ale nie mogłem dogadać
się co do ceny, z tych więziennych zabijaków są straszne sępy.
Exley zabrał magnetofon i kable.
– Dzięki. Będziemy na miejscu, kiedy przyjedzie autobus z nimi.
Cohen tylko jęknął na pożegnanie.

– Kleckner zostawił mi informację – powiedział White, już przed domem. – Kikey i


Lee Vachss mają się spotkać w delikatesach dzisiaj rano. Uważam, że powinniśmy ich
przycisnąć.
– I zrobimy tak – orzekł Exley.

74

W Abe's Noshery: tłok, Kikey T. przy kasie. White przystawił twarz do okna i rzucił:
– Lee Vachss przy stole po prawej stronie.
Ed położył rękę na kaburze – pusta, po jego samobójczej zabawie. Puszka już
otworzył drzwi.
Dzwoneczki. Kikey spojrzał ku drzwiom, sięgnął pod kasę. Ed zobaczył, że Vachss
sięga po spluwę, zrobił ruch, jakby wygładzał spodnie. Metaliczny błysk na wysokości
pasa.
Ludzie z boku coś podjadali. Ruch był duży. Puszka podszedł do kasy; White nie
spuszczał oka z Vachssa. Błysnął metal: pod stołem.
Ed powalił White'a na podłogę. Kikey i Vincennes skulili się, złożyli do strzału.
Krzyżowy ogień – sześć strzałów – okna poszły, Kikey uderzył w piramidę z puszek.
Krzyki, panika, strzały na oślep – Vachss strzelający jak obłąkany w kierunku
drzwi.
Upadł jakiś starszy człowiek i z jego ust wypłynęła krew; White wstał, jednocześnie
strzelając
– ruchomy cel, Vachss, lawirujący w stronę kuchni. Zapasowy pistolet przy pasie
White^ – Ed wstał, wziął go.
Dwa pistolety wymierzone w Vachssa. Ed strzelił – Vachss obrócił się, chwytając
się za ramię. White strzelił z dala od niego; Vachss potknął się, przeczołgał kawałek,
wstał – jego pistolet znalazł się przy głowie kelnerki.
White ruszył prosto na niego. Vincennes zbliżał się po łuku z lewej strony, Ed z
prawej.
Vachss pociągnął za spust – głowa kobiety eksplodowała.
White strzelił. Vincennes strzelił. Ed strzelił. Zero trafień – wszystkie kule trafiły w
ciało kobiety. Vachss zaczął wycofywać się. White biegł już w jego stronę. Vachss
wytarł sobie mózg kobiety z twarzy. White opróżnił magazynek – wszystkie strzały w
głowę.
Wrzaski, dziki pęd ku drzwiom, mężczyzna wypadający przez okno. Ed podbiegł do
kasy.
Kikey na podłodze, krew wyciekająca z ran na piersiach. Ed zbliżył twarz do jego
twarzy.
– Wydaj Dudleya. Przyznaj, że to on stoi za Nite Owl.
Wycie syren. Ed pochylił się i przystawił ucho do jego ust.
– Świetnie, chłopcze. Świetnie.
Pochylił się jeszcze bardziej.
– Kto załatwił tych ludzi w Nite Owl?
Krwawy bulgot.
– Ja. Lee. Johnny Stomp. Dwójka był kierowcą.
– Abe, wydaj Dudleya.
– Świetnie, chłopcze.
Syreny nie do zniesienia głośno. Krzyki, kroki.
– A to w Nite Owl? Dlaczego?
Kiedy mówił, Kikeyowi wypływała krew z ust.
– Hera. Świerszczyki. Cathcart kręcił. Lunceford był w ekipie, która zgarnęła herę, i
bywał w Nite Owl. Stomp nie mógł sam i kazał Dwójce ukraść akta. Nasz gość
powiedział: przestrasz Patchetta. Dwie pieczenie na jednym ogniu: Duke i Mal. Mal
chciał kasę, bo znał naszego gościa z ekipy.
– Wydaj Dudleya. Powiedz, że Dudley był waszym współpracownikiem.
Vincennes ukucnął. W restauracji kipiało: mnóstwo głosów. Krew na ladzie – Ed
pomyślał o Davidzie Mertensie. I olśnienie: szkoła przy studio Dieterlinga – milę od
domu Billy'ego D.
– Abe, on już nie może ciebie skrzywdzić.
Kikey zaczął się krztusić.
– Abe...
– Może skrzywdzić, może...
Coraz słabszy głos – Puszka walnął go w piersi.
– Ty dupku, daj nam coś!
Kikey zaczął mamrotać, ściągnął złotą gwiazdę z szyi.
– Miewa. Johnny chce załatwić gości z więzienia. Pociąg do Quentin. Dot ma broń.
Vincennes, odchodzący od zmysłów. – To pociąg, nie autobus! Zaplanowali
ucieczkę. Davey G. o tym wiedział, paplał na ten temat. Exley, śliczna ciufcia to pociąg
do Quentin. Cohen powiedział, że w nim są goście, którzy ich zaatakowali w
więzieniu.
Ed zajarzył, błyskawicznie podjął decyzję.
– LEĆ ZADZWONIĆ.
Puszka wybiegł. Ed wstał, zobaczył chaos: gliniarze, zbite szkło, karetka
zaparkowana tyłem do okna, ludzie przenoszący ciała. Bud White wykrzykiwał
rozkazy, mała dziewczynka w poplamionej krwią sukience jedząca pączka.
Puszka wrócił – wyglądał jeszcze niewyraźniej niż poprzednio.
– Pociąg wyjechał z LA dziesięć minut temu. Trzydziestu dwóch więźniów w
jednym wagonie, a telefon w pociągu nie działa. Zadzwoniłem do Klecknera i
powiedziałem mu, żeby znalazł Dot Rothstein. Wiesz, że to była lipa...? Kleckner nie
zostawił White'owi żadnej kartki z informacją – to musiał być Dudley.
Ed zamknął oczy.
– Exley...
– No dobra, ty i White gońcie pociąg. Zadzwonię do szeryfa i Drogówki, by
zbudowali blokadę na torach.
Podszedł White, puścił oko do Eda.
– Dzięki za popchnięcie – powiedział, po czym postawił nogę na twarzy Kikeya i
poczekał, aż przestanie oddychać.
75

Spotkali się z grupą motocyklistów, którzy pilotowali ich po autostradzie Pomona.


Część drogi prowadziła po wzgórzach, więc było widać tory przecinające Kalifornię, a
na nich jeden pociąg jadący na północ – towarowy, ładunek więźniów w trzecim
wagonie – zakratowane okna, stalowe drzwi. Żwirowe ulice za granicami Fontany –
pojechali w górę w kierunku wzgórz leżących przy torach kolejowych – była tam już
mała armia gotowa do natarcia.
Dziewięć radiowozów, szesnastu mężczyzn z maskami gazowymi i armatkami
wodnymi. Snajperzy na wzniesieniach, dwóch ludzi z karabinami maszynowymi,
trzech facetów z granatami dymnymi. Za zakrętem: blokada na torach.
Policjant rozdał im dubeltówki, maski gazowe. – Twój kumpel Kleckner zadzwonił
do sztabu i powiedział, że znalazł Rothstein martwą w jej mieszkaniu. Albo powiesiła
się, albo ktoś ją powiesił. Niezależnie, jak to było, wygląda na to, że już zdążyła pozbyć
się broni. W pociągu jest czterech strażników i sześciu pracowników kolei. Będziemy
mieli gaz łzawiący w pogotowiu i zapytamy ich o hasło – strażnicy zawsze mają swoje.
Jak usłyszymy właściwe, ostrzeżemy ich i będziemy czekać. Jeśli niewłaściwe,
wkraczamy do akcji.
Rozległ się gwizd lokomotywy. Ktoś krzyknął: – Teraz!
Snajperzy złożyli się do strzału. Mężczyźni od gazu rzucili się na ziemię. Ludzie z
bronią dobiegli za rząd iglaków – Bud znalazł drzewo blisko torów. Jack zajął miejsce
koło niego.
Pociąg wyjechał zza zakrętu – włączono hamulce, iskry na torach. Lokomotywa
stanęła – tuż przed blokadą.
Megafon: – Mówi szeryf. Podajcie hasło!
Cisza – całe dziesięć sekund.
Bud nie spuszczał oka z okna w lokomotywie – mignął w nim niebieski drelich.
– Tu szeryf. Podajcie hasło! Cisza – potem udawany krzyk ptaka.
Faceci z gazem rzucili granaty w okna – granaty zbijały szyby, wpadały między
kraty. Ludzie z karabinami maszynowymi zaatakowali trzeci wagon – kilka serii z
karabinów maszynowych załatwiło drzwi.
Dym, wrzaski.
Ktoś krzyknął: – Teraz!
Dym wydobywający się zza drzwi – wyłaniający się z niego ludzie w mundurach.
Snajper jednego zdjął; ktoś krzyknął: – Nie, to nasi!
Gliniarze szczelnie otoczyli trzeci wagon – założyli maski przeciwgazowe, podnieśli
dubeltówki.
Jack złapał Buda. – Ich wcale nie ma w tym wagonie! – krzyknął.
Bud podbiegł do czwartego wagonu. Otworzył drzwi – martwy strażnik tuż przy
wejściu, bezładnie biegający więźniowie. Bud wystrzelił – trzech upadło, jeden
wycelował w niego pistolet. Bud przeładował, wystrzelił, spudłował – eksplodowała
skrzynka obok celującego w niego mężczyzny.
Jack wskoczył do wagonu – więzień pociągnął za spust. Jack dostał prosto w twarz,
obrócił się, runął na tory. Ten, który go postrzelił, zaczął biec. Bud przeładował,
koniec nabojów. Odrzucił dubeltówkę, wyciągnął.38 – raz, dwa, trzy, cztery, pięć,
sześć strzałów – trafienia w plecy – zabijał trupa. Hałasy dobiegające spoza wagonu –
skazańcy już na torach, koło ciała Puszki. Policjanci za nimi, strzelający z bliskiej
odległości – gruby śrut i krew, czarnoczerwone powietrze.
Wybuchła bomba dymna – Bud wbiegł do piątego wagonu, krztusząc się. Strzały:
biali goście w drelichach strzelający do czarnych gości w drelichach, strażnicy w
mundurach strzelający do obu grup. Zeskoczył z pociągu, zaczął biec w stronę drzew.
Ciała na torach.
Skazańcy zdejmowani jeden po drugim – idealne cele.
Bud dopadł drzew, wskoczył do samochodu, wcisnął gaz do dechy i przejechał
przez tory, szorując osiami o szyny. Zjechał z nasypu, tył samochodu rzucało na boki,
opony ślizgały się na żużlu. Wysoki mężczyzna wyrósł przy samochodzie. Bud poznał
go i skierował samochód prosto na niego. Tamten zaczął biec. Samochód dostał
uderzenie z boku, po chwili stanął. Bud wysiadł oszołomiony, zakrwawiony od ran
zadanych mu przez pękniętą tablicę rozdzielczą. Dwójka Perkins zbliżał się teraz,
strzelając.
Bud dostał w nogę, w bok. Dwa pudła, trafienie w ramię. Znowu pudło – Perkins
odrzucił pistolet, wyciągnął nóż. Bud zobaczył pierścienie na jego rękach.
Dwójka pchnął. Bud poczuł ogień w piersiach, próbował zacisnąć ręce w pięści, nie
mógł. Dwójka schylił się, uśmiechnął się kretyńsko – Bud uderzył go kolanem w
krocze i odgryzł mu nos. Perkins wrzasnął; Bud wgryzł się w jego ramię, powalił go na
ziemię.
Zaczęli się szamotać. Perkins wydawał zwierzęce jęki. Bud chwycił go za głowę i
zaczął szarpać, poczuł, że ramię wyskakuje ze stawu. Dwójka puścił nóż. Bud go
podniósł – widział tylko pierścienie, które zabijały kobiety.
Odrzucił nóż, bił Perkinsa aż do śmierci swoimi pokaleczonymi rękoma.

76

Zgliszcza posiadłości Patchetta – dwa akry popiołów, szczątków. Dachówki na


trawniku, nadpalona palma w basenie. Po domu też została tylko kupa gruzu –
zwalone stiuki, wilgotne popioły. Spróbuj znaleźć ukryty sejf na takiej powierzchni.
Ed odgarniał gruz. Przyszedł mu do głowy David Mertens – musiał tam być, po
prostu musiało tak być.
Podłoga domu zawaliła się w fundamenty – trzeba uprzątnąć drewno. Stosy
drewna, wilgotne wzgórki zgliszcz – żadnych zdradzających kryjówkę metalicznych
błysków. Robota dla dziesięciu ludzi na tydzień i jeszcze trzeba by technika, aby
rozpracował zabezpieczenie minowe sejfu. Poszedł na dziedziniec.
Tylna weranda z cementu – kamienny blok z usmażonymi meblami. Dobry cement
– żadnych pęknięć, żadnych wyżłobień, ale też żadnego rzucającego się w oczy
dostępu do ewentualnego sejfu. Ze stojącej przy basenie szopy też zostały tylko
zgliszcza. Drewno na wysokość trzech stóp – zbyt dużo roboty, jeśli Mertens
rzeczywiście tam jest.
Wokół basenu – zwęglone krzesła, podest do skoków. Zawleczka od ręcznego
granatu unosząca się na wodzie.
Ed kopnął pływającą palmę. Kawałeczki porcelany w liściach; szrapnel wbity w
pień. Pochylił się, przyjrzał uważnie: kapsułki w wodzie, czarne kwadraciki
wyglądające na spłonki rozsadzające detonator. Schodki z płytszej strony basenu
wyglądały jak po wybuchu – widoczna metalowa siatka, więcej jakichś pastylek.
Sprawdzić na trawniku – trawa była najbardziej wypalona na przestrzeni między
basenem a domem.
Sejf chroniony przez granaty i dynamit. Płomienie dotarły do ładunków
wybuchowych, które miały go chronić, i wybuchły – mogło tak być, ale niekoniecznie.
Ed wskoczył do wody i zaczął szarpać za gips – na powierzchni pojawiły się tabletki
i bąbelki. Szarpał obydwiema rękoma – gips, woda, bąbelki, metalowe drzwi. Erupcja
tabletek, skoroszyty zapakowane w plastik, owinięte plastikiem pieniądze i biały
proszek. Mnóstwo mnóstwo mnóstwo – dalej nic, tylko czarna dziura. Ociekając
wodą, biegał w tę i z powrotem do samochodu – a słońce prażyło – był już prawie
suchy, kiedy wszystko załadował. Ostatnia wizyta na wypadek, gdyby ON TAM był: z
dna głębokiego końca basenu zebrał garść pastylek.

Ogrzewanie w samochodzie rozgrzało go jeszcze. Dotarł do szkoły Dieterlinga,


przeskoczył przez płot. Spokój – sobota, nie ma lekcji. Typowe boisko do gry w kosza.
Wszędzie rozlepiona Myszka Moochie.
Ed ruszył do południowej strony płotu – najkrótsza droga z domu Billy'ego
Dieterlinga. Kawałki skóry z chrząstką na ogniwach łańcucha – położył ręce na płocie,
przeskoczył.
Ciemne plamki na wypłowiałym asfalcie – krew, dobrze widoczny szlak.
Przez boisko, w dół do pomieszczenia z bojlerem. Krew na klamce, włączone
światło w środku. Wyciągnął zapasowy pistolet White'a, wszedł.
Rozdygotany David Mertens w kącie. Strasznie gorąco w pomieszczeniu, facet
doszczętnie przepocił zakrwawione ubrania. Obnażył zęby, zaskowytał. Ed rzucił mu
tabletki. Ten podniósł je, łyknął łapczywie. Ed wycelował w jego usta, nie mógł
pociągnąć za spust. Mertens wlepił w niego wzrok. Coś dziwnego stało się z czasem –
dla nich przestał istnieć.
Mertens zasnął z wargami zassanymi do ust. Ed patrzył na jego twarz, próbował
wykrzesać z siebie wściekłość. Nadal nie mógł go zabić.
Czas wrócił: ale nie tak jak powinien. Oczyma wyobraźni zobaczył przesłuchania,
badania psychiatryczne. Artykuły potępiające Prestona Exleya za pozostawienie tego
potwora na wolności. Presja na pociągnięcie za spust – ciągle nie mógł się na to
zdobyć. W końcu podniósł go i zataszczył do samochodu.

Klinika nad Pacyfikiem – Malibu Canyon. Ed powiedział strażnikowi przy bramie,


żeby sprowadził doktora Luxa – kapitan Exley chciał odwzajemnić się za
wyświadczoną przysługę.
Strażnik wskazał mu miejsce na parkingu. Ed zaparkował, zdarł z Mertensa
koszulę.
Koszmar – facet był jedną wielką blizną.
Zjawił się Lux. Ed wyciągnął dwa worki proszku, dwa zwitki tysiącdolarowych
banknotów. Położył wszystko na masce, skręcił tylne okna.
Podszedł Lux, zajrzał na tylne siedzenie.
– Znam te blizny. To Douglas Dieterling.
– To wszystko?
Lux stuknął palcami proszek.
– Zmarłego Pierce'a Patchetta? Nie róbmy niepotrzebnego zamieszania, kapitanie.
Z tego co ostatnio słyszałem, już nie zachowuje się pan jak zuch. Czego pan chce?
– Żeby opiekować się tym człowiekiem do końca życia, na oddziale zamkniętym.
– Da się zrobić. Czy ta decyzja wynika ze współczucia, czy z chęci ocalenia dobrej
reputacji naszego przyszłego gubernatora?
– Nie wiem.
– Nie jest to typowa dla Exleyów odpowiedź. Niech pan się rozgości, kapitanie.
Każę moim pracownikom wszystkim się zająć.
Ed poszedł na taras, spojrzał na ocean. Słońce, fale – może pożywiające się gdzieś
rekiny. Gdzieś z tyłu ktoś włączył radio,
„...więcej szczegółów na temat strzelaniny, do której doszło w pociągu
przewożącym więźniów planujących ucieczkę. Rzecznik Drogówki powiedział
dziennikarzom, że zginęło dwudziestu ośmiu więźniów oraz siedmiu strażników i
pracowników pociągu. Rannych zostało czterech policjantów, a sierżant John
Vincennes, słynny policjant z Los Angeles i doradca na planie serialu Chlubna
Odznaka, został zastrzelony. Partner sierżanta Vincennesa, funkcjonariusz
Wydziału Policji LA, sierżant Wendell White, jest w stanie krytycznym w szpitalu w
Fontana. White zdołał dogonić i zabić człowieka, który miał gdzieś
przetransportować planujących ucieczkę więźniów. Zidentyfikowano go jako Burta
Arthura «Dwójkę» Perkinsa, muzyka grającego w nocnych klubach, powiązanego
ze światem przestępczym. Zespół chirurgów walczy o życie bohaterskiego
funkcjonariusza, chociaż szanse, że przeżyje, są znikome. Kapitan George Rachlis z
Drogówki stanu Kalifornia określa tę tragedię mianem..."
Łzy przesłoniły ocean i obraz White'a puszczającego oko i mówiącego: „Dzięki za
popchnięcie". Ed odwrócił się. Ani śladu potwora, towaru, pieniędzy.

77.

Kryjówka w basenie: dwadzieścia jeden funtów heroiny, 871 400 dolarów, kopie
akt Sida Hudgensa. W nich: zdjęcia służące szantażowi, dane dotyczące nielegalnych
interesów Pierce'a Patchetta.
Nazwisko „Dudley Smith" nigdzie się nie pojawiało – nie wspomniano też o
Johnnym Stompanato, Burtcie Arthurze Perkinsie, Abe Teitlebaumie, Lee Vachssie,
Dot Rothstein, sierżancie Mike'u Breuningu, funkcjonariuszu Dicku Carlisle'u.
Coleman Stein, Sal Bonventre, George Magdaleno – zabici w strzelaninie. Ponownie
przesłuchano Daveya Goldmana w szpitalu stanowym Camarillo – nie był w stanie
złożyć spójnych zeznań.
Koroner okręgu Los Angeles uznał, że przyczyną śmierci Dot Rothstein było
samobójstwo. David Mertens został na oddziale zamkniętym w klinice nad oceanem.
Krewni trzech ofiar strzelaniny w Abe's Noshery wnieśli pozwy przeciw Wydziałowi
Policji LA – oskarżyli policję o niepotrzebne narażanie życia obywateli. O strzelaninie
przy torach było głośno w całym kraju – określano ją mianem „Masakry Niebieskich
Drelichów". Więźniowie, którzy przeżyli, powiedzieli pracownikom szeryfa, że
uzbrojeni więźniowie wdali się w sprzeczki z nieuzbrojonymi, którym udało się zdobyć
broń, i niedługo potem już wszyscy więźniowie byli wolni. Napięcia na tle rasowym
podgrzały atmosferę i już przed przybyciem władz w pociągu było gorąco.
Jackowi Vincennesowi pośmiertnie przyznano Medal Zasługi Wydziału Policji LA.
Na pogrzeb nie zaproszono nikogo z Wydziału Policji LA. Wdowa odmówiła spotkania
z kapitanem Edem Exleyem.
Bud White nie umarł. Przez długi czas przebywał w szpitalu w Fontana. Przeżył
silny szok, traumę i utratę ponad połowy krwi. Była z nim Lynn Bracken. Nie mógł
mówić, ale odpowiadał na pytania, kiwając głową. Komendant Parker odznaczył go
Medalem Zasługi. White'owi udało się zdjąć rękę z wyciągu i rzucić mu medal w
twarz.
Minęło dziesięć dni.
Doszczętnie spłonął magazyn w San Pedro – znaleziono tam resztki magazynów
pornograficznych. Detektywi stwierdzili, że przyczyną pożaru było „profesjonalne
podpalenie", ale nie udało się ustalić żadnych podejrzanych. Budynek był własnością
Pierce'a Patchetta.
Ponownie przesłuchano Chestera Yorkina i Lorraine Malvasi. Nie zeznali nic
nowego, zostali zwolnieni z aresztu.
Ed Exley spalił heroinę, zachował pieniądze i akta. W swoim końcowym raporcie
dotyczącym Nite Owl nie wspomniał o podejrzeniach dotyczących Dudleya Smitha ani
o tym, że David Mertens, którego teraz poszukiwano listem gończym za morderstwo
Sida Hudgensa, Billy'ego Dieterlinga i Jerry'ego Marsalasa, był człowiekiem, który w
1934 roku zamordował Wee Williego Wennerholma i pięcioro innych dzieci. Nigdzie
nie padło nazwisko Prestona Exleya.
Komendant Parker zwołał konferencję prasową. Ogłosił, że sprawa Nite Owl
została wyjaśniona – tym razem bez wątpienia właściwie. Ludźmi, którzy dokonali
masakry, byli Burt Arthur „Dwójka" Perkins, Lee Vachss, Abraham „Kikey"
Teitlebaum – motywem była chęć zabicia Deana Van Geldera, byłego więźnia, który
podszywał się pod Delberta „Duke'a" Cathcarta. Strzelanina miała na celu wzbudzenie
terroru i była próbą przejęcia kontroli nad królestwem nielegalnych interesów
Pierce'a Morehouse'a Patchetta, który ostatnio sam padł ofiarą morderstwa.
Prokuratura stanowa zbadała stuczternastostronicowy raport sporządzony przez
kapitana Eda Exleya i orzekła, że jest usatysfakcjonowana wynikami śledztwa.
Ponownie stwierdzono, że rozwiązanie sprawy Nite Owl zawdzięcza się Edowi
Exleyowi. Transmisję z ceremonii awansowania go na inspektora można było obejrzeć
w telewizji. Następnego dnia Preston Exley ogłosił, że będzie się ubiegał o stanowisko
gubernatora z ramienia Partii Republikańskiej. Od razu wysunął się na prowadzenie
w przeprowadzonym na gorąco sondażu.
Johnny Stompanato wrócił z Acapulco, wprowadził się do domu Lany Turner w
Beverly Hills. Nie ruszał się stamtąd, jako że był pod stałą obserwacją nadzorowaną
przez sierżantów Duane'a Fiska i Dona Klecknera. Komendant Parker i Ed Exley
określali go mianem „Dodatku" do sprawy Nite Owl – żyjący sprawca trzymany w
odwodzie, bo opinia publiczna była już spokojna, wiedząc, że zabójcy są martwi. Gdy
Stompanato ruszy się z Beverly Hills do LA, zostanie aresztowany. Parker chciał
dokonać spektakularnego aresztowania tuż za granicą miasta – był skłonny cierpliwie
czekać na ten moment.
W wiadomościach aż huczało o sprawie Nite Owl i zamordowaniu Billy'ego
Dieterlinga i Jerry'ego Marsalasa. Nigdy jednak nie łączono ze sobą tych spraw.
Timmy Valburn odmawiał komentarzy. Raymond Dieterling wydał opublikowane w
prasie oświadczenie, w którym wyrażał żal po stracie syna. Na znak żałoby zamknął
na miesiąc Park Marzeń. Przebywał w odosobnieniu w swoim domu w Laguna Beach,
opiekowała się nim jego przyjaciółka i doradca Inez Soto.
Sierżant Mike Breuning i funkcjonariusz Dick Carlisle zostali na zwolnieniu.
Kapitan Dudley Smith był nadal gwiazdą pierwszej wielkości podczas licznych
konferencji prasowych i spotkań między Wydziałem Policji LA a prokuraturą
okręgową. Na będącym niespodzianką przyjęciu wydanym przez Thada Greena, jako
wyraz uznania dla inspektora Eda Exleya, Dudley Smith celował we wznoszeniu
toastów. Zupełnie nie było po nim widać, by niepokoiło go, iż Johnny Stompanato
żyje i jest obserwowany przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, co wykluczało
możliwość zabicia go. Wydawał się zupełnie nie przejmować tym, że Stompanato w
bliskiej przyszłości zostanie aresztowany.
Preston Exley, Raymond Dieterling i Inez Soto nie skontaktowali się z Edem
Exleyem, by pogratulować mu awansu i ponownie dobrej prasy. Ed wiedział, że oni
wiedzieli. Podejrzewał, że Dudley też wiedział. Vincennes był martwy, White walczył o
życie. Tylko on i Bob Gallaudet wiedzieli – ale Gallaudet nie wiedział nic na temat
jego ojca ani powiązań ze sprawą Athertona.
Ed chciał od razu zabić Dudleya. Gallaudet powiedział, że byłoby to równoznaczne
z samobójstwem. Postanowili poczekać, załatwić sprawę profesjonalnie.
Bud White sprawiał jednak, że czekanie było nie do zniesienia. Miał igły kroplówek
w rękach, palce w gipsie. Na klatce piersiowej miał trzysta szwów. Kule strzaskały
wiele kości, uszkodziły arterie. Miał metalową płytkę w głowie. Opiekowała się nim
Lynn Bracken – unikała wzroku Eda. White nie mógł mówić – i nie wiadomo, czy w
ogóle kiedyś jeszcze będzie mógł. Jego oczy nie pozostawiały wątpliwości: Dudley.
Twój ojciec. Co z tym zrobisz? Uporczywie próbował pokazać V – symbol zwycięstwa?
Po trzeciej wizycie Exley zrozumiał: motel Victory, baza Brygady do Walki z
Przestępczością Zorganizowaną.
Pojechał tam. Znalazł szczegółowe notatki z dochodzenia White'a w sprawie
morderstw prostytutek. Jasno z nich wynikało, że dość ograniczony człowiek porywał
się z motyką na słońce, ale dopiął swego dzięki szaleńczej wytrwałości napędzanej
tkwiącym w nim gniewem. Absolutna sprawiedliwość – anonimowa, bez stopni i
chwały. Jedna linijka na temat braci Engleklingów, która nie pozostawiała
wątpliwości, że człowiek, który ich zamordował, był jeszcze ciągle na wolności. Pokój
nr 11 w motelu Victory – nowe spojrzenie na Wendella „Buda" White'a.
Ed wiedział, dlaczego Bud go tam wysłał – więc zabrał się do roboty.
Wydruk z firmy telekomunikacyjnej, jedna rozmowa – to wystarczyło.
Potwierdzenie, inskrypcja do uwiecznienia: Absolutna Sprawiedliwość. A wiadomości
telewizyjne podawały, że Ray Dieterling codziennie przechadzał się po Parku Marzeń
– lizał rany w opustoszałym świecie wyobraźni.
W imię Buda wymierzy sprawiedliwość.

Wielki Piątek 1958 roku. W porannych wiadomościach pokazano, jak Preston


Exley wchodzi do kościoła św. Jakuba. Ed pojechał do ratusza, dotarł do biura Ełlisa
Loewa. Wcześnie rano – nie było recepcjonistki. Loew przy biurku, czytający coś. Ed
zastukał w drzwi.
Loew podniósł wzrok.
– O, witam inspektora Eda. Siadaj, proszę.
– Postoję.
– Tak? Chodzi o sprawy służbowe?
– Swego rodzaju. W zeszłym miesiącu Bud White zadzwonił do ciebie z San
Francisco i podał, że Spade Cooley był zabójcą. Mówiłeś, że naślesz na niego ekipę z
prokuratury okręgowej, ale tego nie zrobiłeś. Cooley wpłacił na twój fundusz ponad
piętnaście tysięcy dolarów. Zadzwoniłeś do hotelu Biltmore ze swojego mieszkania w
Newport i rozmawiałeś z kimś z zespołu Cooleya. Kazałeś mu ostrzec Cooleya i resztę
ekipy, że zjawi się postrzelony gliniarz i mogą być kłopoty. White przycisnął Dwójkę
Perkinsa, prawdziwego zabójcę. To Perkins nasłał go na Spade'a, bo myślał, że Bud od
razu go zabije i oszczędzi mu odsiadki. Ty ostrzegłeś Perkinsa i on się ukrył. Ukrywał
się wystarczająco długo, by zamienić White'a w roślinę.
Loew, spokojnym głosem:
– Nie możesz mi nic udowodnić. A swoją drogą, od kiedy tak się troszczysz o
White'a?
Ed położył skoroszyt na jego biurku.
– Sid Hudgens miał akta ciebie dotyczące. Wymuszenia, niedopuszczanie do
procesów w zamian za pieniądze. Są dokumenty ujawniające twoją rolę w
skompromitowaniu McPhersona, a Pierce Patchett miał zdjęcie, na którym widać, jak
obciągasz fiuta męskiej dziwce. Składasz dymisję albo wszystko ujawnię.
Loew, blady jak ściana. – Polecisz razem ze mną.
– Czekam na to. Dla mnie to będzie przyjemność.

Zobaczył to z autostrady: Góra Paula i Rocketland sąsiadujące ze sobą – statek


kosmiczny wyrastający z góry, ogromny, pusty parking. Podjechał żwirową drogą do
bramy, pokazał strażnikowi odznakę. Ten pokiwał mu tylko, otworzył bramę.
Dwie sylwetki spacerujące po promenadzie. Ed zaparkował, podszedł do nich. W
Parku Marzeń panowała cisza jak makiem zasiał.
Inez go zobaczyła – odwróciła się gwałtownie, położyła rękę na ramieniu
Dieterlinga. Zaczęli szeptać; Inez odeszła.
Dieterling się odwrócił. – Inspektorze.
– Panie Dieterling.
– Mów mi Ray. Kusi mnie, by spytać, czemu tak długo zwlekałeś.
– Wiedział pan, że się zjawię?
– Tak. Twój ojciec się ze mną nie zgodził i zdecydował się realizować swoje plany,
ale ja wiedziałem lepiej. I jestem wdzięczny, że mogę o tym mówić tutaj.
Góra Paula naprzeciw nich – oślepiający sztuczny śnieg.
– Twój ojciec, Pierce i ja byliśmy marzycielami – powiedział Dieterling. – Marzenia
Pierce'a były skrzywione, moje były szlachetne. Twojego ojca bezwzględne –
podejrzewam ciebie o to samo. Powinieneś to wiedzieć, nim zaczniesz mnie osądzać.
Ed oparł się o balustradę, zastygł. Dieterling mówił do swojej góry.
To był rok 1920. Jego pierwsza żona, Margaret, zginęła w wypadku
samochodowym – ale urodziła jego syna Paula. 1924 – jego druga żona, Janice,
urodziła mu drugiego syna, Billyego. Kiedy był żonaty z Margaret, miał romans z
niezrównoważoną kobietą, niejaką Faye Borchard. W 1917 roku urodziła mu syna
Douglasa. Dawał jej pieniądze, by jego istnienie utrzymać w tajemnicy – był młodym,
dobrze zapowiadającym się reżyserem, nie chciał sobie komplikować życia, był gotów
za to płacić. Tylko on i Faye wiedzieli, kim jest ojciec Douglasa. Douglas znał Raya
Dieterlinga jako bliskiego przyjaciela. Douglas wychowywał się z matką; Dieterling
często ich odwiedzał, dzielił życie między dwie rodziny: żona Margaret już nie żyła,
synowie Paul i Billy pod troskliwą opieką jego i Janice – ta przepełniona goryczą
kobieta, która w końcu zdecydowała się z nim rozwieść.
Faye Borchard popijała laudanum. Pokazywała Douglasowi pornograficzne
kreskówki, jakie Raymond robił dla pieniędzy – to był pomysł Pierce Patchetta na
zdobycie pieniędzy, żeby finansować legalne interesy. Filmy były erotyczne i
przerażające – były w nich latające potwory, które gwałciły i zabijały. Pomysł był
Patchetta – spisywał swoje narkotyczne wizje, dawał teksty Rayowi Dieterlingowi.
Douglas zaczął mieć obsesję na punkcie odlotów i wynikającej z nich stymulacji
seksualnej. Dieterling kochał swojego syna Douglasa – pomimo napadów wściekłości
i okresów dziwnego zachowania. Gardził swoim synem Paulem – który był
małostkowy, apodyktyczny i głupi. Tylko zewnętrznie Douglas i Paul byli do siebie
podobni.
Ray Dieterling stał się sławny; Douglas Borchard stał się dziki. Mieszkał z Faye,
oglądał koszmarne kreskówki swojego ojca – ptaki porywające dzieci ze szkolnych
boisk – ucieleśnione fantazje Patchetta. Kiedy był nastolatkiem, już kradł, z lubością
torturował zwierzęta, włóczył się po norach odwiedzanych przez bezdomnych i
narkomanów, oglądał striptizy.
Właśnie w jednej z takich nor spotkał Lorena Athertona – a ten zły człowiek znalazł
towarzysza.
Ćwiartowanie było obsesją Athertona; obsesją Douglasa był odlot. Obaj
interesowali się fotografią, dzieci podniecały ich seksualnie. W ich głowach zrodził się
pomysł, by stworzyć dzieci według własnego obrazu.
Zaczęli zabijać i zszywać dzieci hybrydy, fotografując różne stadia swych poczynań.
Douglas zabijał ptaki, żeby ich wytworom dostarczyć skrzydeł. Potrzebowali pięknej
twarzy; Douglas zasugerował, że Wee Williego Wennerholma dobrze by się nadawała
– byłby to ukłon w stronę jego bliskiego przyjaciela „wujka Raya", którego wczesne
filmy tak bardzo go podniecały. Porwali Wee Williego, poćwiartowali go.
Gazety ochrzciły mordercę dzieci mianem „doktora Frankensteina" – przyjęło się
uważać, że była to sprawka jednego człowieka. Inspektor Preston Exley prowadził
śledztwo w tej sprawie. Dowiedział się o Lorenie Athertonie, człowieku mającym na
koncie molestowanie dzieci, wtedy przebywającym na zwolnieniu warunkowym.
Aresztował Athertona, odkrył jego rzeźnię, kolekcję zdjęć. Atherton przyznał się do
popełnienia zbrodni, powiedział, że sam je wszystkie popełnił, nawet nie napomknął o
Douglasie i powiedział, że pragnie umrzeć jako Król Śmierci. Prasa w niebiosa
wychwalała inspektora Exleya i w jego imieniu wystosowała apel: osoby, które
posiadały jakieś informacje dotyczące Athertona, proszone są o zgłoszenie się na
świadków.
Ray Dieterling pojechał odwiedzić Douglasa. Nie zastał go, ale w jego pokoju odkrył
skrzynię pełną martwych ptaków i dziecięce palce w suchym lodzie. Od razu
wszystkiego się domyślił. I poczuł się odpowiedzialny – jego sprośności, na których
szybko zarobił dużo pieniędzy, przyczyniły się do wyhodowania potwora. Spotkał się z
Douglasem, dowiedział się, że mógł być w szkole w czasie, kiedy porwano Wee
Williego Wennerholma.
Przekupił psychiatrę, by uciszyć zdiagnozowanego Douglasa: osobowość
psychotyczna, przyczyną jego choroby były zaburzenia struktury chemicznej mózgu.
Rozwiązanie: właściwe lekarstwa, które przez resztę życia redukowałyby poziom
agresji. Ray Dieterling był przyjacielem Pierce'a Patchetta – chemika, który
wyśmienicie znał się na tego typu lekarstwach. Pierce miał zająć się wnętrzem
wykolejeńca, a przyjaciel Pierce'a, Terry Lux, „stroną zewnętrzną".
Lux zoperował Douglasa, dając mu zupełnie nową twarz. Adwokat Athertona
opóźniał proces. Preston Exley cały czas szukał świadków – wszędzie było o tym
głośno. Ray Dieterling był spanikowany – potem wymyślił śmiały plan. Kazał
Douglasowi i młodemu Millerowi Stantonowi łyknąć lekarstwa i powiedzieć im, że
widzieli, jak Atherton, sam, porywa Wee Williego Wennerholma – długo bali się
przyjść na policję, bo myśleli, że dopadnie ich dr Frankenstein.
Chłopcy opowiedzieli Prestonowi Exleyowi swoją historię; uwierzył im; rozpoznali
potwora. Atherton nie rozpoznał swojego zoperowanego przyjaciela.
Minęły dwa lata. Loren Atherton miał proces, został uznany winnym i stracony.
Terry
Lux ponownie zoperował Douglasa – niszcząc jego podobieństwo do chłopca, który
składał zeznania. Douglas mieszkał w pokoju w prywatnej klinice – strzeżony przez
pielęgniarzy, cały czas pod wpływem leków Pierce'a Patchetta. Ray Dieterling stał się
jeszcze sławniejszy. Wtedy do jego drzwi zapukał Preston Exley. Zakomunikował mu,
że młoda dziewczyna, wtedy już starsza, zgłosiła się na policję. Powiedziała, że tego
dnia, kiedy porwano Wee Williego Wennerholma, widziała w szkole syna Dieterlinga,
Paula, z Lorenem Athertonem. Dieterling wiedział, że tak naprawdę widziała
Douglasa – był bardzo podobny do Paula.
Zaproponował Exleyowi dużą sumę w zamian za zatuszowanie sprawy. Exley
przyjął pieniądze, ale potem usiłował je zwrócić. Powiedział: „Chodzi o
sprawiedliwość. Trzeba aresztować chłopca". Dieterling oczyma wyobraźni zobaczył,
jak jego królestwo legnie w gruzach. Zobaczył, jak uniewinniają jego małostkowego i
bezmyślnego Paula. Zobaczył, jak w jakiś sposób policji udaje się złapać Douglasa –
który zapłaci za to, co zrobił, chociaż to właśnie jego kreskówki wykoleiły jego
psychikę. Nalegał, by Exley zatrzymał pieniądze – Exley nie protestował. Zapytał go
też, czy nie ma jakiegoś innego wyjścia z sytuacji.
Exley spytał wtedy, czy Paul jest winny.
Raymond Dieterling odpowiedział: „Tak".
Preston Exley podsunął: „Wyjściem może być tu egzekucja". Raymond Dieterling
się zgodził.
Zabrał Paula na narty w Sierra Nevada. Preston Exley czekał. Zatruli jedzenie
chłopca; Exley zastrzelił go, kiedy spał, a potem zakopał. Wszyscy myśleli, że Paul
zginął w lawinie – wszyscy uwierzyli w kłamstwo. Dieterlingowi wydawało się, że
znienawidzi człowieka. Jednak wyraz jego twarzy po zadośćuczynieniu
sprawiedliwości uświadomił mu, że Preston był tylko kolejną ofiarą całej sytuacji.
Złączyła ich silna więź. Exley zrezygnował z pracy w policji, by budować domy za
brudne pieniądze Dieterlinga. Kiedy zabito Thomasa Exleya, to właśnie Ray
Dieterling zadzwonił jako pierwszy. Obaj żyli z jarzmem dwóch martwych, bliskich im
osób.
Dieterling skończył opowiadać:
– A to wszystko, co tu widzisz, jest raczej żałosnym, acz szczęśliwym końcem całej
historii.
Góry, rakiety, rzeki – wszystko wydawało się uśmiechać.
– Mój ojciec nigdy nie dowiedział się o Douglasie? Naprawdę myślał, że Paul był
winny?
– Tak. Wybaczysz mi? W imieniu twojego ojca.
Exley wyciągnął sprzączkę. Złote liście dębu – dystynkcje inspektorskie Prestona
Exleya. Przechodnie – najpierw dostał je Thomas.
– Nie. Zamierzam przedstawić okręgowej śledczej ławie przysięgłych raport i
zażądać skazania pana za zamordowanie swojego syna.
– Dasz mi tydzień, bym uporządkował swoje sprawy? Dokąd mógłbym uciec, ktoś
tak sławny jak ja nie ma szans...
– Tak – odparł Ed i poszedł do samochodu.

Makiety autostrady już nie było – zamiast niej były paczki z plakatami do kampanii
wyborczej. Art De Spain rozpakowujący ulotki, już bez bandaża na ręku – modelowa
blizna po kuli.
– Cześć, Eddie.
– Gdzie jest ojciec?
– Niedługo wróci. I gratulacje za inspektora. Powinienem był do ciebie zadzwonić,
ale straszne tutaj zamieszanie.
– Ojciec też do mnie nie zadzwonił. Wszyscy udajecie, że wszystko jest w porządku.
– Eddie...
Wybrzuszenie na lewym biodrze Arta – ciągle nosił pistolet.
– Właśnie rozmawiałem z Rayem Dieterlingiem.
– Myśleliśmy, że tego nie zrobisz.
– Oddaj mi swój pistolet, Art.
De Spain podał mu go, trzymając za lufę. Nagwintowana tak, żeby można było
dokręcić tłumik. Smith & Wesson.38.
– Dlaczego?
– Co dlaczego, Eddie...
Ed wypróżnił magazynek.
– Dieterling wszystko mi powiedział. A ty byłeś wtedy zastępcą ojca.
Tamten robił wrażenie dumnego.
– Znasz moje motywy. Zrobiłem to dla Prestona. Zawsze byłem jego wiernym
adiutantem.
– I wiedziałeś o Paulu Dieterlingu.
De Spain odebrał swój pistolet.
– Tak. I od wielu lat wiedziałem, że nie był prawdziwym zabójcą. Dostałem cynk w
tej sprawie w czterdziestym ósmym czy coś koło tego. Dowiedziałem się, że Paul był
zupełnie gdzie indziej w czasie, kiedy porwano Wennerholma. Nie mogłem złamać
serca Prestonowi, mówiąc mu, że zabił niewinnego chłopca. Nie mogłem zrujnować
jego przyjaźni z Rayem – nie mógłby tego znieść. Wiesz, że zawsze miałem bzika na
punkcie sprawy Athertona. Zawsze chciałem wiedzieć, kto zabił te dzieciaki.
– I nigdy nie udało ci się dowiedzieć.
De Spain potrząsnął głową. – Nie.
– Przejdź do braci Engleklingów – powiedział Ed.
Art podniósł plakat: Preston na tle rusztowań.
– Byłem kiedyś w Biurze. Było to w 53 roku, mniej więcej w czasie Nite Owl.
Zobaczyłem te zdjęcia przyczepione do tablicy w Obyczajówce. Ładne modele, jak na
przykład na tym pedalskim zdjęciu z jakiejś orgii. Układ ciał przywiódł mi na myśl
zdjęcia, które robił Atherton, a wiedziałem, że widzieliśmy je tylko ja, Preston i
dosłownie jeszcze kilku funkcjonariuszy. Próbowałem dowiedzieć się, kto wykonał te
zdjęcia, ale nie udało mi się nic ustalić. Niedługo potem dowiedziałem się, że w
związku ze sprawą Nite Owl bracia Engleklingowie złożyli zeznanie na temat
świerszczyków, ale wy nie poszliście tym tropem. Zorientowałem się, że może przez
nich uda mi się czegoś dowiedzieć, ale nie mogłem ich namierzyć. Pod koniec zeszłego
roku dostałem cynk, że pracują w drukarni koło San Francisco. Pojechałem tam, żeby
z nimi pogadać. Chciałem dowiedzieć się tylko, kto wyprodukował te świerszczyki.
Notatki White'a: torturowani z niesłychanym okrucieństwem.
– Żeby z nimi tylko pogadać? Ja wiem, co tam się wydarzyło.
Dalej był dumny jak paw.
– Sądzili, że chodziło mi o wymuszenie. Wszystko potoczyło się nie po mojej myśli.
Mieli jakieś stare negatywy zdjęć pornograficznych, a ja chciałem ich zmusić, by mi
powiedzieli, kto na nich jest. Mieli w mieszkaniu trochę heroiny i leków
psychotropowych. Powiedzieli, że znają faceta, który ma zamiar sprzedawać
rewelacyjną mieszankę heroiny, ale oni potrafią zrobić jeszcze lepszą. Śmiali mi się w
twarz, nazywali mnie „dziadkiem". Pomyślałem, że muszą wiedzieć, kto zrobił te
świerszczyki. Nie wiem... wiem, że mi odbiło. Chyba mi się wydawało, że to oni zabili
te wszystkie dzieci. Chyba mi się wydawało, że w jakiś sposób zaszkodzą Prestonowi.
Eddie, oni się ze mnie wyśmiewali. Doszedłem do wniosku, że są handlarzami
narkotyków i stwierdziłem, że w porównaniu do Prestona są po prostu nikim. I ten
dziadek załatwił ich obu.
Podarł plakat na strzępy.
– Zabiłeś dwóch niewinnych ludzi.
– Ale ja to zrobiłem dla Prestona. Zaklinam cię, nie mów mu o tym.
„Po prostu kolejna ofiara" – może był właśnie tą ofiarą, którą ominie
sprawiedliwość.
– Eddie, on nie może się dowiedzieć. I nie może się dowiedzieć, że Paul Dieterling
był niewinny. Eddie, błagam cię.
Ed odepchnął go, ruszył w głąb domu. Gobeliny jego matki przywiodły mu na myśl
Lynn. Jego stary pokój, potem Buda White'a. Czuł, że dom jest nieczysty – został
kupiony za brudne pieniądze. Zszedł na dół, w holu stał jego ojciec.
– Edmundzie?
– Aresztuję cię za zamordowanie Paula Dieterlinga. Przyjadę za parę dni, by zabrać
cię do aresztu.
Ani drgnął.
– Paul Dieterling był psychopatycznym mordercą, który w pełni zasługiwał na karę,
którą mu wymierzyłem.
– Był niewinny. Ale to i tak kwalifikuje się jako morderstwo pierwszego stopnia.
Ani cienia wyrzutów sumienia. Uosobienie prawości.
– Edmundzie, teraz jesteś nieco wytrącony z równowagi.
Ed przeszedł obok niego. Na pożegnanie rzucił:
– Bądź przeklęty za to, jakim mnie uczyniłeś.

Z centrum do Dining Car: rozświetlone miejsce wypełnione roześmianymi ludźmi.


Gallaudet przy barze, sączący martini.
– Mam złe wieści na temat Dudleya. Wolałbyś tego nie usłyszeć.
– Nie mogę już dzisiaj usłyszeć nic gorszego niż to, co usłyszałem.
– Tak? Chodzi o to, że wszystko Dudleyowi ujdzie na sucho. Córka Lany Turner
właśnie zabiła nożem Johnny'ego Stompanato. Trup na miejscu. Fisk prowadził
obserwację i widział, jak karawan i gliny z Beverly Hills zabierają Johnny'ego. Nie ma
żadnych świadków na Dudleya, żadnych dowodów. Świetnie, chłopcze.
Ed sięgnął po szklaneczkę z martini, łyknął jednym haustem.
– Pieprzę Dudleya. Mam mnóstwo kasy Patchetta i udupię tego pieprzonego
irlandzkiego zasrańca, nawet gdybym miał to przypłacić życiem. Chłopcze.
Gallaudet roześmiał się.
– Mogę uczynić spostrzeżenie, inspektorze?
– Jasne.
– Z każdym dniem coraz bardziej przypominasz mi Buda White'a.

KALENDARIUM
KWIECIEŃ 1958

Wyciąg z: LA Times, 12 kwietnia:

ŚLEDCZA ŁAWA PRZYSIĘGŁYCH PONOWNIE BADA DOWODY W


SPRAWIE NITE OWL; ORZEKA, ŻE SPRAWA JEST ZAMKNIĘTA

Prawie pięć lat po popełnieniu zbrodni, miasto i okręg Los Angeles żegna się ze
„zbrodnią stulecia" południowej Kalifornii, niesławną sprawą Nite Owl.
16 kwietnia 1953 roku trzech uzbrojonych mężczyzn wtargnęło do baru Nite Owl,
mieszczącego się na Hollywood Boulevard, i zastrzeliło trzech pracowników i trzech
klientów lokalu. Pierwotnie przyjęto, że był to napad rabunkowy i już wkrótce
zatrzymano trzech podejrzanych o jego dokonanie Murzynów. Trójka ta –
Raymond Coates, Tyrone Jones i Leroy Fontaine – uciekła z aresztu i wszyscy
zostali zastrzeleni, kiedy stawiali opór przy aresztowaniu. Przed ucieczką rzekomo
przyznali się do winy w rozmowie z prokuratorem okręgowym, Ellisem Loewem, i
wyglądało na to, że sprawa Nite Owl została zamknięta.
Cztery lata i dziesięć miesięcy później więzień z San Quentin, Otis John Shortell,
złożył oświadczenie, dzięki któremu wielu uwierzyło, iż troje zastrzelonych
Murzynów nie popełniło zbrodni w Nite Owl. Shortell oświadczył, że w czasie, kiedy
doszło do strzelaniny w Nite Owl, razem z Coatesem, Jonesem i Fontainem gwałcili
młodą kobietę. Zeznanie Shortella, potwierdzone wynikami badania na
wykrywaczu kłamstw, sprawiło, że obywatele zaczęli domagać się wznowienia
śledztwa w sprawie Nite Owl. Żądania te wzmogły się jeszcze bardziej, kiedy 25
lutego zamordowano Petera i Baxa Engleklingów. Bracia, notowani handlarze
narkotyków, w 1953 roku zgłosili się na policję w związku z dochodzeniem w
sprawie Nite Owl i oświadczyli, że mogła ona mieć związek z intrygami w biznesie
pornograficznym. To podwójne morderstwo nie zostało jeszcze do tej pory
wyjaśnione. Zastępca szeryfa Marin County powiedział: „Nie ma żadnych poszlak,
ale robimy, co możemy..."
Wznowiono śledztwo dotyczące Nite Owl i okazało się, że pornografia była
związana ze sprawą. 27 marca we własnym domu w Brentwood zamordowano
bogatego finansistę, Pierce'a Morehouse'a Patchetta. Dwa dni później policjanci
zastrzelili czterdziestodziewięcioletniego Abrahama Teitlebauma i
czterdziestoczteroletniego Lee Petera Vachssa, domniemanych morderców Pierce'a
Patchetta. Później tego samego dnia miała miejsce niesławna „Masakra Niebieskich
Drelichów". Między innymi zginął wtedy Burt Arthur „Dwójka" Perkins, muzyk
pracujący w nocnych klubach powiązany ze światkiem przestępczym. To właśnie
Teitlebaum, Vachss i Perkins byli, według policji, mordercami z Nite Owl. Kapitan
Wydziału Policji Los Angeles powiedział więcej na ten temat: „Zabójstwa, których
dokonano w Nite Owl, miały związek z rozpowszechnianiem odpychających i
moralnie nagannych materiałów pornograficznych. Teitlebaum, Vachss i Perkins
chcieli zabić klienta Nite Owl, niejakiego Delberta «Duke'a» Cathcarta, niezależnego
handlarza magazynów pornograficznych, aby potem przejąć kontrolę nad
nielegalnymi interesami pornograficznymi Pierce'a Patchetta. Jednakże w Nite Owl
pojawił się niejaki Dean Van Gelder, kryminalista podszywający się pod Cathcarta.
Masakra, której dokonano w Nite Owl, przejdzie do historii jako przykład kaprysów
losu, a ja osobiście cieszę się, że sprawa w końcu została wyjaśniona".
Ówczesny kapitan, teraz już inspektor Edmund Exley, któremu przypisuje się
rozwiązanie sprawy Nite Owl, powiedział, że w końcu została ona wyjaśniona,
pomimo krążących plotek, jakoby czwarty sprawca zmarł gwałtowną śmiercią tuż
przed jego planowanym aresztowaniem. „To nonsens – wyjaśnił Exley. –
Przedstawiłem śledczej ławie przysięgłych szczegółowe streszczenie całej sprawy i
sam złożyłem wyczerpujące wyjaśnienia, które ich usatysfakcjonowały. Sprawa
została zamknięta".
Jednak niemałym kosztem. Szef detektywów Wydziału Policji Los Angeles, Thad
Green, który niedługo przechodzi na emeryturę i ma objąć dowództwo nad
Oddziałami Straży Granicznej Stanów Zjednoczonych, powiedział: „Jeśli wziąć pod
uwagę zasięg sprawy, czas i wysiłek ludzi, którzy pracowali nad jej wyjaśnieniem,
Nite Owl nie ma sobie równych. Była to sprawa, jaka zdarza się raz w życiu i za jej
wyjaśnienie przyszło nam zapłacić bardzo, bardzo wysoką cenę..."

Wyciąg z: LA MirrorNews, 15 kwietnia:

REZYGNACJA LOEWA ZASKOCZENIEM; W ŚRODOWISKU


PRAWNICZYM WRZE

Środowisko prawnicze Południowej Kalifornii jest wzburzone: dlaczego


prokurator okręgowy Los Angeles, Ellis Loew, wczoraj zrezygnował z pełnionej
przez siebie funkcji i położył kres swej rewelacyjnej karierze?
Czterdziestodziewięcioletni Loew ogłosił swoją rezygnację na cotygodniowej
konferencji prasowej, jako powód podając kłopoty zdrowotne i chęć powrotu do
prowadzenia prywatnej praktyki. Bliscy współpracownicy Loewa stwierdzili, że
jego nagła decyzja wprawiła ich w stan osłupienia. Pracownicy prokuratury
okręgowej są bardzo zdziwieni: Ellis Loew robił wrażenie człowieka zdrowego i
szczęśliwego.
Okręgowy oskarżyciel w sprawach kryminalnych, Robert Gallaudet, powiedział
naszemu reporterowi: „Jestem zaskoczony, a mnie nie tak łatwo zaskoczyć. Co jest
prawdziwym powodem podjęcia takiej decyzji przez Ellisa? Nie wiem. Zapytajcie
jego. Ale mam nadzieję, że kiedy Rada Miejska wyznaczy tymczasowego
prokuratora okręgowego, będę nim ja".
Po opadnięciu emocji posypały się pochwały pod adresem Ellisa Loewa.
Komendant Wydziału policji LA William H. Parker określił go mianem „ostrego i
bezstronnego wroga przestępców", a bliski współpracownik Parkera, kapitan
Dudley Smith, powiedział: „Szkoda nam Ellisa. Był wielkim przyjacielem
sprawiedliwości". Gubernator Knight i burmistrz Norris Poulson wysłali do Loewa
telegramy, w których proszą go o ponowne rozpatrzenie podjętej przez niego
decyzji. Sam Loew był nieosiągalny, więc nie możemy przedstawić jego zdania.

Wyciąg z: LA HeraldExpress, 19 kwietnia:

POTRÓJNE SAMOBÓJSTWO W PARKU MARZEŃ WPRAWIA OPINIĘ


PUBLICZNĄ W OSŁUPIENIE

Znaleziono ich razem na terenie Parku Marzeń, czasowo zamkniętego na znak


żałoby po śmierci syna jego pomysłodawcy.
Sześćdziesięcioczteroletniego Prestona Exleya, byłego funkcjonariusza policji Los
Angeles, przedsiębiorcę budowlanego i od niedawna polityka.
Dwudziestoośmioletnią Inez Soto, specjalistkę do spraw reklamy w największym
parku rozrywki na świecie i głównego świadka z okropnej sprawy Nite Owl.
Sześćdziesięciosześcioletniego Raymonda Dieterlinga, ojca współczesnych
kreskówek, geniusza, który de facto stworzył ten gatunek, człowieka, który
zbudował Park Marzeń, aby w ten sposób złożyć hołd tragicznie straconemu
dziecku.
Zewsząd, a szczególnie z LA słychać wyrazy najgłębszego smutku i zdziwienia.
Znaleziono ich w zeszłym tygodniu, razem, na promenadzie w Parku Marzeń. Nie
było żadnych listów, ale koroner okręgowy Frederic Newbarr szybko wykluczył
morderstwo i stwierdził, że przyczyną śmierci były samobójstwa. Cała trójka
przyjęła śmiertelną dawkę rzadkiego leku psychotropowego. Z całego kraju zaczęły
napływać wyrazy współczucia – kondolencje bliskim ofiar złożyli między innymi
Prezydent Eisenhower, gubernator Knight i senator William Knowland
Exley i Dieterling zostawili fortuny: magnat budowlany przekazał swoje
królestwo budowlane długoletniemu współpracownikowi, Artowi De Spain, a 17
milionów dolarów synowi Edmundowi, funkcjonariuszowi policji Los Angeles.
Dieterling zdecydował, że jego liczne przedsiębiorstwa znajdą się pod nadzorem
powierniczym, zalecając jednocześnie, aby rozdzielić fundusze i przyszłe dochody z
Parku Marzeń między instytucje charytatywne działające na rzecz dzieci.
Samobójstwo było istnym szokiem dla opinii publicznej. Fakt, że zmarli dopełnili
wszelkich formalności, tym bardziej sprowokował opinię publiczną do spekulacji na
temat motywów kierujących samobójcami.
Pannę Soto łączyły swego czasu bliskie więzi z synem Prestona Exleya,
Edmundem, i była wyraźnie zgnębiona rozgłosem wokół jej osoby w związku ze
sprawą Nite Owl. Raymond Dieterling był strapiony po niedawnym morderstwie,
którego ofiarą padł jego syn William. Jednak Preston Exley dopiero co świętował
ogromny sukces, ukończenie prac nad budową sieci autostrad w Południowej
Kalifornii, i właśnie ogłosił swą kandydaturę na stanowisko gubernatora. Ankieta
przeprowadzona na krótko przed jego śmiercią wskazywała na to, że jego
popularność gwałtownie rosła i był faworytem do otrzymania nominacji ze strony
Partii Republikańskiej. Nie widać żadnego logicznego motywu, dla którego człowiek
ten miałby targnąć się na własne życie. Najbliżsi Prestona Exleya – Arthur De
Spain i jego syn Edmund – odmówili komentarza.
Ogromne ilości listów kondolencyjnych i wieńców napływają do Parku Marzeń i
domu Prestona Exleya w Hancock Park. W całej Kalifornii flagi spuszczono do
połowy masztu. Hollywood opłakuje śmierć magnata filmowego. Jedno słowo gości
na ustach milionów: „Dlaczego?"
Preston Exley i Ray Dieterling byli ludźmi wielkiego formatu. Inez Soto była
dzielną, ciężko doświadczoną przez los dziewczyną, która stała się ich zaufaną
współpracowniczką i przyjaciółką. Przed śmiercią cała trójka wprowadziła
kodycyle w swoich testamentach, gdzie
stwierdzili, że chcą zostać pochowani wszyscy razem, na morzu. Wczoraj tak
właśnie się stało, nie było mszy ani gości. Ceremonią kierował szef ochrony Parku
Marzeń, ale nie chciał zdradzić miejsca, gdzie rozrzucono prochy zmarłych. Słowo
„Dlaczego?" nadal nie daje spokoju milionom ludzi.
Burmistrz Norris Poulson nie wie, dlaczego. Ale nie szczędził pochwał. „Mówiąc
krótko, ci dwaj symbolizowali spełnienie wizji – Los Angeles jako miejsce magiczne i
zapewniające wysoki standard życia swoim mieszkańcom. Bardziej niż ktokolwiek
inny, Raymond Dieterling i Preston Exley byli ucieleśnieniem wielkich i
wspaniałych marzeń, dzięki którym powstało to miasto..."
V

PO ODEJŚCIU

78.

Ed w niebieskim mundurze.
Parker uśmiechnął się, przyczepił złote gwiazdy do jego ramienia: – Zastępca
komendanta. Szef detektywów Wydziału Policji Los Angeles.
Aplauz, flesze. Ed uścisnął dłoń Parkera, rozejrzał się po zgromadzonym tłumie.
Politycy, Thad Green, Dudley Smith. Lynn niedaleko wyjścia z sali. Jeszcze więcej
oklasków, kolejka, żeby uścisnąć mu rękę. Burmistrz Poulson, Gallaudet, Dudley.
– Chłopcze, świetnie się spisywałeś. Z przyjemnością będę pełnił służbę pod twoim
kierownictwem.
– Dziękuję, kapitanie. Jestem pewien, że będzie nam się świetnie współpracować.
Dudley puścił do niego oko.
Przedefilowali członkowie Rady Miejskiej; Parker zaprosił widzów do stołów z
napojami. Lynn cały czas stała przy drzwiach. Ed podszedł do niej.
– Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała wtedy Lynn. – Porzucam grubą rybę z
siedemnastoma milionami dolarów dla kaleki z marną emeryturą. Jedziemy do
Arizony, skarbie. Miła atmosfera dla emerytów i przynajmniej wiem, gdzie tam co
jest...
Postarzała się w ciągu ostatniego miesiąca – z pięknej stała się przystojna.
– Kiedy?
– Od razu. Nim się rozmyślę.
– Otwórz torebkę.
– Co?
– Zrób, co powiedziałem...
Lynn otworzyła torebkę, Ed wrzucił do niej plastikowe zawiniątko.
– Wydajcie je szybko. To brudne pieniądze.
– Ile?
– Dosyć, żeby kupić Arizonę. Gdzie jest White?
– W samochodzie.
– Odprowadzę cię.
Wyszli z przyjęcia, zeszli bocznymi schodami. Packard Lynn w miejscu
zarezerwowanym dla szefa strażników, mandat przyklejony do przedniej szyby. Ed
podarł go, zajrzał na tylne siedzenie.
Bud White. Szyny na nogach, ogolona głowa, szwy na niej. Ręce już nie na szynach
– wyglądały na silne. I miał zadrutowaną szczękę, przez co wyglądał trochę kretyńsko.
Lynn odeszła parę kroków. White próbował się uśmiechnąć, wyszedł mu jakiś grymas.
– Przysięgam ci, że dorwę Dudleya – powiedział Ed. – Przysięgam ci, że to zrobię.
White chwycił go za ręce i zaczął je ściskać, aż obaj syknęli z bólu.
– Dzięki za popchnięcie – powiedział Ed.
Uśmiech, śmiech – pomimo zadrutowanej szczęki. Ed dotknął jego twarzy.
– Byłeś moim wybawieniem.
Dobiegające z góry odgłosy przyjęcia – śmiech Dudleya Smitha.
– Musimy już jechać – powiedziała Lynn.
– Czy w ogóle kiedykolwiek miałem jakieś szanse?
– Przed niektórymi cały świat stoi otworem, innym zostaje tylko wycieczka do
Arizony z byłą prostytutką. Ty masz przed sobą wielkie możliwości, ale jak Boga
kocham, nie zazdroszczę ci krwi, którą masz na sumieniu.
Ed pocałował ją w policzek. Lynn wsiadła do samochodu, podkręciła okna. Bud
przycisnął ręce do szyby.
Ed przyłożył swoje z zewnątrz, jego dłonie były o połowę mniejsze niż Buda.
Samochód ruszył – Ed biegł obok, nie odrywając rąk od szyby. Samochód skręcił w
ruchliwą ulicę, pożegnalne uderzenie w klakson.
Złote gwiazdki. Został sam ze zmarłymi.

You might also like