Professional Documents
Culture Documents
James Ellroy - Tajemnice Los Angeles
James Ellroy - Tajemnice Los Angeles
Edited by ESKEL
Chwała, która kosztuje wszystko, nie znaczy nic.
Steve Erickson
Dla Mary Doherty Ellroy
PROLOG
21 lutego 1950
KRWAWE ŚWIĘTA
Ohrbach's był zatłoczony – kupujący kłębili się wokół lad i wieszaków z ubraniami.
Bud, rozpychając się łokciami, dotarł na trzecie piętro, ulubione miejsce złodziei
sklepowych: biżuteria, markowe alkohole. Lady zasłane były zegarkami; kolejka do
kasy na trzydzieści osób.
Bud szukał blondynów, potrącany przez opiekunki domowe z dziećmi. Nagle błysk
– jasnowłosy facet w zamszowej marynarce znikający w męskiej ubikacji.
Bud przepchał się przez tłum i wszedł do środka. Dwóch obwiesiów stało przy
pisuarach; szare, flanelowe spodnie opadły na podłogę w kabinie. Bud przykucnął,
zajrzał do środka – bingo – ręce pieściły biżuterię. Tamci zaciągnęli zamki i wyszli;
Bud zastukał w drzwi kabiny.
– No, wychodź, święty Mikołaj do ciebie.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, wystrzeliła pięść. Bud dostał prosto między oczy,
uderzył o zlew, przewrócił się. Spinki do mankietów przy twarzy zlały mu się w jedno
z uciekającym Kinnardem. Otrząsnął się i już po chwili zaczął go gonić.
Drzwi, klienci blokujący drogę, Kinnard wymykający się przez boczne wyjście. Bud
był za nim – wybiegł na zewnątrz, w dół po schodach przeciwpożarowych. Parking był
czysty: żadnych ruszających pędem samochodów, ani śladu Ralphiego. Bud podbiegł
do wozu i włączył radio:
– 4A31 do centrali, z pytaniem.
Chwila ciszy, a potem: – Słucham, 4A31.
– Ostatni znany adres. Biały mężczyzna, imię Ralph, nazwisko Kinnard. Wydaje mi
się, że KINNARD. Możesz szybko?
Głos przyjął; Bud zaczął stukać: bambambambambam. Radio zatrzeszczało:
– 4A31, jesteś tam?
– Jestem.
– Mamy Kinnarda, Ralph Thomas, biały, data urodzenia...
– Tylko cholerny adres, mówiłem ci przecież...
Mężczyzna wydał jakby odgłos pierdnięcia: – To masz i wsadź go sobie do skarpety
pod choinkę, dupku. Evergreen 1486 i mam nadzieję, że...
Bud szybko ruszył, skierował się w kierunku City Terrace. Jechał siedemdziesiątką,
cały czas trąbiąc, Evergreen miał w równe pięć minut. Numery 1200, 1300 zostały
szybko w tyle i te od 1400 – domy z prefabrykatów przeważnie dla weteranów – już
były w polu jego widzenia. Zaparkował, podszedł do tabliczki z 1486 – ozdobiony
sztukaterią budynek z neonowymi saniami Mikołaja na dachu. W środku światło się
paliło; przedwojenny ford na podjeździe. A za oknem ze szlifowanego szkła Ralphie
Kinnard krzyczał na kobietę w szlafroku. Kobietę o nalanej twarzy, koło trzydziestu
pięciu lat. Odsunęła się od Kinnarda, jej szlafrok rozchylił się na boki. Piersi miała
posiniaczone, żebra poobijane.
Bud zawrócił po kajdanki, zobaczył migoczące światełko swojego radia i rzucił:
– 4A31 zgłasza się.
– Tu centrala, 4A31. Napaść na policjanta. Dwóch funkcjonariuszy zaatakowanych
przed tawerną na Riverside 1990, sześciu podejrzanych na wolności. Zidentyfikowano
ich na podstawie tablic rejestracyjnych i inne radiowozy zostały już powiadomione.
Buda przeszył dreszcz. – Źle z naszymi?
– Tak. Jedź na 53 Avenue 5314, Lincoln Heights. Zaaresztuj Dinardo, DINARDO,
Sanchez, wiek dwadzieścia jeden, Meksykanin.
– Przyjąłem, a ty wyślij radiowóz na Evergreen 1486. Aresztowany biały
mężczyzna. Mnie tam już nie będzie, ale jego zastaną. Powiedz im, że napiszę raport.
– Spiszą go na komisariacie w Hollenback.
Bud rozłączył się i wyjął kajdanki. Ruszył z powrotem do domu i do skrzynki z
prądem – kręcił wyłącznikami, aż zgasły światła. Sanie Mikołaja dalej błyszczały, więc
Bud złapał za kabel i szarpnął. Ozdoba spadła na ziemię, renifer wręcz eksplodował.
Kinnard wybiegł, potknął się o wystawioną nogę. Wtedy Bud założył mu kajdanki i
walnął jego twarzą w chodnik. Ralphie jęknął, dławiąc się żwirem, a Bud wygłosił
swoją standardową mowę do bijących żony:
– Wyjdziesz za półtora roku i będę wiedział kiedy. Dowiem się, kto jest twoim
opiekunem na zwolnieniu warunkowym, zaprzyjaźnię się z nim i potem przyjdę się z
tobą przywitać. A jak ją jeszcze raz dotkniesz, to postaram się, byś trafił do pierdla
oskarżony o zgwałcenie dziecka. Wiesz, co robią z gwałcicielami dzieci w Quentin?
Co? Dotarło?
Światła zapaliły się – żona Kinnarda grzebała w skrzynce z korkami.
– Czy mogę iść do swojej matki? – spytała.
Bud wypróżnił kieszenie Ralphiego – kluczyki, zwitek banknotów.
– Niech pani weźmie samochód i doprowadzi się do porządku.
Kinnard pluł zębami. Pani Kinnard wzięła od Buda kluczyki i dziesiątkę.
– Wesołych Świąt... – rzucił jej jeszcze Bud.
Przesłała mu pocałunek i wycofała samochód, koła przejechały po migoczącym
reniferze.
Preston Exley szarpnął za kotarę. Wśród jego gości rozległy się same zachwyty;
urzędnik miejski zaczął klaskać, oblewając przy tej okazji jakąś damę grzanym piwem
z jajkiem.
Dla Eda Exleya nie była to typowa policyjna Wigilia. Spojrzał na zegarek, 8: 46,
musi wytrzymać do północy.
Preston Exley wskazał na makietę. Zajmowała połowę sali: park rozrywki
wypełniony górami z papieru, statkami kosmicznymi, miasteczkami z Dzikiego
Zachodu. Postacie z kreskówek przy bramie: Myszka Moochie, Wiewiórka Scooter,
Kaczor Danny – dzieci Raymonda Dieterlinga znane z mnóstwa filmów
animowanych.
– Panie i panowie, prezentujemy wam Park Spełnionych Marzeń. Zbuduje go firma
Exley Construction w Pomonie w Kalifornii, a otwarty zostanie w kwietniu 1953 roku.
Będzie to najwspanialszy park rozrywki w historii, mały wszechświat, gdzie dzieci w
każdym wieku będą mogły doświadczać dobrej woli i oddawać się zabawom, co
marzyło się Raymondowi Dieterlingowi, ojcu współczesnych kreskówek. W Parku
Spełnionych Marzeń znajdą się wszystkie jego ulubione postacie i będzie to oaza dla
młodych, ale i tych starszych młodych duchem.
Ed wpatrywał się w ojca: zachowywał się, jakby miał czterdzieści pięć, a nie
pięćdziesiąt siedem lat, był gliną z długiej linii gliniarzy z posiadłości w Hancock Park,
na jego skinienie politycy byli skłonni zrezygnować z Wigilii.
Aplauz pośród gości przerwał mu rozmyślania.
Preston wskazał na pokrytą czapą śnieżną górę: – Oto Góra Paula, panie i panowie.
Dokładna makieta góry w Sierra Nevada. A Góra Paula to ekscytujące zjazdy na
toboganach, ze stacją narciarską, gdzie Moochie, Scooter i Danny będą odgrywać
różne scenki dla całej rodziny. A któż to ten Paul, zapytacie? Paul był synem
Raymonda Dieterlinga, który jako nastolatek zginął tragicznie w 1936 roku. Podczas
wycieczki pochłonęła go lawina. Z tej tragedii wzięła się nasza afirmacja niewinności.
A każde pięć centów z każdego dolara wydanego na Górze Paula zasili konto Fundacji
na Rzecz Dzieci Chorych na Polio.
Znowu szalony aplauz. Preston skinął na Timmy'ego Valburna, aktora grającego
Myszkę Moochie – ciągle podgryzającą ser swymi dużymi, wystającymi zębami, a
Valburn szturchnął mężczyznę obok; ten odwzajemnił się tym samym.
Art De Spain zauważył na sobie wzrok Eda, gdy Valburn zaczął swój stary tekst o
Moochie. Ed pokierował De Spaina do holu.
– To prawdziwa niespodzianka, Art...
– Dieterling ogłasza to w Godzinie Marzeń. Ojciec ci nie mówił?
– Nie, i nie wiedziałem, że zna Dieterlinga. Poznał go przy okazji sprawy
Athertona? A może Wee Willie Wennerholm był jedną z dziecięcych gwiazd
Dieterlinga?
De Spain uśmiechnął się. – Byłem wtedy ledwo podwładnym twego ojca i nie
sądzę, by ścieżki tych dwóch wielkich ludzi kiedykolwiek się skrzyżowały. Preston po
prostu zna osoby z towarzystwa. A swoją drogą, zauważyłeś tego faceta gadającego z
naszą myszą, tego jego kumpla?
Ed pokiwał głową. – Kto to jest?
Wybuch śmiechu z sali sprawił, że przeszli do gabinetu.
– To Billy Dieterling, syn Raya. Jest operatorem w tym serialu Chlubna Odznaka,
który co tydzień wychwala pod niebiosa naszą ukochaną policję przed milionami
telewidzów. Może Timmy kładzie na jego fujarę trochę sera, nim ją obciągnie...
Ed roześmiał się. – Art, jesteś, kurwa, nie do wygięcia.
De Spain umościł się w fotelu. – Eddie, powiem ci coś, jak eksglina do gliny,
mówisz „kurwa", a brzmi to jak u profesora uniwersytetu. A tak naprawdę nie jesteś
„Eddiem", tylko „Edmundem".
Ed poprawił okulary.
– Czuję, że zanosi się na wujowską radę: Na razie patroluj ulice, bo Parker taką
samą drogą doszedł do komendanta. Będziesz powoli awansował, bo brak ci
przebojowości i odpowiedniej prezencji, i tak dalej...
– Nie masz poczucia humoru. I czy nie możesz pozbyć się tych okularów? Mruż
lepiej oczy albo co. Oprócz Thada Greena nie znam żadnego gościa z FBI, który by
nosił okulary.
– Boże, jak ty tęsknisz za policją! Podejrzewam, że gdybyś mógł zamienić Exley
Construction i te pięćdziesiąt patyków co miesiąc na etat początkującego gliniarza w
policji LA, to byś to zrobił.
De Spain zapalił cygaro. – Tylko pod warunkiem, że twój ojciec by się do mnie
przyłączył.
– Tak po prostu?
– Tak po prostu. Byłem podwładnym inspektora Prestona i ciągle jestem
człowiekiem numer dwa. Na równi z nim czułbym się lepiej.
– Gdybyś nie znał się na drzewie, Exley Construction w ogóle by nie istniało.
– Dzięki. I naprawdę pozbądź się tych okularów, bo... – urwał.
Ed podniósł zdjęcie w ramce: jego brat Thomas w mundurze – sfotografowany na
dzień przed śmiercią. Potem dokończył za De Spaina: – Bo gdybyś był nowicjuszem,
ukarałbym cię za niesubordynację.
– Ty też byś tak robił. A które miejsce zająłeś w egzaminie na porucznika?
– Pierwsze na dwudziestu trzech zdających. Byłem osiem lat młodszy od innych,
najkrótszy staż w stopniu sierżanta i najkrócej w Wydziale.
– I teraz chcesz pracować w Biurze Detektywów.
– Tak. – Ed odłożył zdjęcie.
– W takim razie musisz przygotować się na to, że minie pewnie rok, nim cię
przyjmą. I musisz wiedzieć, że zaczniesz od patrolowania ulic i że przeniesienie do
Biura zajmie trochę czasu, i sporo trzeba będzie włazić innym w dupę. Masz
dwadzieścia dziewięć lat?
– Tak.
– To będziesz porucznikiem w wieku trzydziestu albo trzydziestu jeden. Zapomnij
o przekonaniu, że to młodzi się liczą. Ed, żarty na bok. Nie jesteś jednym z nich. Nie
jesteś typem twardziela. Nie nadajesz się do Biura. A komendant Parker swoim
przykładem ustalił precedens dla funkcjonariuszy: nie ma dróg na skróty. Zastanów
się nad tym.
– Art, ja chcę rozwiązywać sprawy – odparł Ed. – Jestem dobrze ustawiony i
dostałem Krzyż Zasługi, co niektórzy by mogli zinterpretować jako cechę twardziela.
Ja muszę mieć tę nominację do Biura.
De Spain strzepał popiół z marynarki. – Możemy rozmawiać szczerze, chłopcze?
Ed zrobił się wyraźnie nieswój. – Oczywiście.
– Cóż... jesteś dobry, a z czasem mógłbyś być naprawdę dobry. I ani przez moment
nie wątpiłem w twoje umiejętności bojowe. Ale twój ojciec był bezwzględny i dawał się
lubić. A ty nie, więc...
Ed zacisnął ręce w pięści.
– Więc, wuju Arthurze? Jak glina, który opuścił wydział dla pieniędzy, do gliny,
który by nigdy tego nie zrobił, jaka jest twoja rada?
De Spain wzdrygnął się. – No więc bądź pochlebcą i przyssaj się do właściwych
ludzi. Całuj tyłek Williama H. Parkera i módl się, byś był we właściwym miejscu we
właściwym czasie.
– Jak ty i mój ojciec?
– Dokładnie tak, mój chłopcze.
Ed spojrzał na swój niebieski mundur, wiszący na wieszaku. Pognieciony, z jedną
naszywką sierżanta.
– Awans jest już blisko, Eddie – powiedział De Spain. – Lepiej stulić uszy. Nie
rozmawiałbym z tobą, gdybyś był mi obojętny.
– Wiem.
– A ty wolisz robić za bohatera wojennego...
– Są Święta. – Ed zmienił temat. – Pomyślałeś o Thomasie?
– Cały czas myślę, że mogłem mu coś powiedzieć. Nawet nie otworzył wtedy
kabury.
– Skąd mógł wiedzieć, że torebkowy złodziej będzie miał pistolet?
De Spain zgasił cygaro. – Thomas był nierozsądny. Nie chciał mi mówić o różnych
rzeczach. Dlatego właśnie ciągle kusi mnie, by tobie prawić kazania...
– On nie żyje już od ponad dwunastu lat, a ja zrobię większą karierę w policji niż
on.
– Już zapominam, że to mówiłeś.
– Nie, zapamiętaj to. Przypomnij sobie, kiedy będę już w Biurze. I pamiętaj, kiedy
ojciec będzie wznosił toast za Thomasa i matkę, tylko nie rób się ckliwy. To mu potem
nie daje spokoju przez długie dni.
De Spain wstał, rumieniąc się, bo wszedł akurat Preston Exley z kieliszkami i
butelką.
– Wesołych Świąt, ojcze – powiedział Ed. – I gratulacje.
Preston napełnił kieliszki. – Dziękuję. Exley Construction ukoronuje prace nad
autostradą Arroyo Seco zbudowaniem królestwa dla gryzonia, a ja już nigdy nie zjem
ani kawałka sera. Wypijmy, panowie. Za wiekuisty odpoczynek mojego syna Thomasa
i żony Marguerite, i za nas trzech.
Wychylili do dna i De Spain zajął się powtórzeniem kolejki. A wtedy Ed wzniósł
ulubiony toast ojca: – Za wyjaśnienie przestępstw, które wymagają absolutnej
sprawiedliwości.
Po kolejnych trzech kieliszkach Ed rzucił: – Ojcze, nie wiedziałem, że znasz
Raymonda Dieterlinga...
Preston uśmiechnął się. – Na gruncie zawodowym znam go od lat. To na życzenie
Raymonda Art i ja utrzymywaliśmy kontrakt w tajemnicy. Chce go ogłosić w tym
swoim infantylnym programie telewizyjnym.
– Poznałeś go przy okazji sprawy Athertona?
– Nie, i oczywiście wtedy nie miałem firmy budowlanej. Arthur, masz jakiś pomysł
na toast?
De Spain lubił krótkie: – Za nominację do Biura dla naszego porucznika in spe!
Po chwilowym wybuchu radości Preston powiedział: – Joan Morrow pytała o twoje
życie uczuciowe, Edmund. Wydaje mi się, że jest zdruzgotana...
– A widzisz kobietę z towarzystwa w roli żony gliniarza?
– Nie, ale mógłbym sobie wyobrazić jej małżeństwo z policjantem wysokiej rangi.
– Szefem Biura Detektywów?
– Nie, myślałem raczej o szefie Wydziału Patroli.
– Wiem, ojcze, że to Thomas miał być szefem detektywów, ale on nie żyje. Nie
odmawiaj mi tej szansy, nie każ żyć twymi starymi marzeniami.
Preston wlepił wzrok w syna. – Przyjąłem to do wiadomości i pochwalam twoje
wybijanie się. Masz rację, takie były moje pierwotne marzenia. Ale prawdą jest, że nie
wydaje mi się, byś ty miał wyczucie ludzkich słabości, co czyni człowieka dobrym
detektywem.
A brat miał – ten matematyczny mózg zbzikowany na punkcie ładnych dziewczyn...
– A Thomas miał?
– Tak.
– Ojcze, ja bym zastrzelił tego złodzieja torebek w momencie, w którym sięgnął do
kieszeni.
– Do diabła! – wtrącił się De Spain.
Preston go uciszył:
– Nie denerwuj się. Edmundzie, kilka pytań, nim wrócę do gości. Pierwsze, czy
podrzuciłbyś obciążający dowód podejrzanemu, o którym byś wiedział, że jest winny,
po to, by na pewno został skazany?
– Musiałbym...
– Odpowiedz tak albo nie.
– Ja... Nie.
– A czy strzeliłbyś w plecy zatwardziałym, uzbrojonym rabusiom, by wyeliminować
możliwość, że udałoby im się potem wykorzystać wady systemu prawnego i ujść
bezkarnie?
– Ja...
– Tak albo nie, Edmundzie.
– Nie.
– A byłbyś skłonny siłą wymusić zeznania z podejrzanych, o których byś wiedział,
że są winni?
– Nie.
– A pomanipulować dowodami z miejsca zbrodni tak, by pójść na rękę
prokuratorowi?
– Nie.
Preston westchnął, mówiąc: – W taki razie, na miłość boską, nadal zajmuj się
zadaniami, w których nie musisz podejmować takich wyborów. Wykorzystaj
nieprzeciętną inteligencję, którą Pan cię obdarzył.
Ed spojrzał na swój mundur. – Zrobię użytek z tej inteligencji jako detektyw.
Preston uśmiechnął się. – Detektyw czy nie, z pewnością nie brak ci uporu, którym
Thomas nie grzeszył. Będziesz wybijającym się funkcjonariuszem, mój bohaterze
wojenny.
Nagle zadzwonił telefon, De Spain podniósł słuchawkę. Ed pomyślał o japońskich
okopach i nie mógł spojrzeć Prestonowi prosto w oczy.
– To porucznik Frieling z komendy – powiedział De Spain. – Mówi, że więzienie
jest prawie pełne i że wczesnym wieczorem był napad na dwóch funkcjonariuszy.
Dwóch podejrzanych jest w areszcie, a czterech pozostałych jeszcze na wolności.
Mówił, żebyś się tam zjawił.
Ed odwrócił się do ojca. Preston stał już przy końcu korytarza i wymieniał dowcipy
z burmistrzem Bowronem, którego głowa przystrojona była czapeczką z Myszką
Moochie.
5
Zamknięty był w pomieszczeniu o powierzchni ośmiu stóp kwadratowych. Bez
okien, bez telefonu, bez interkomu. Półki zapełnione formularzami, szczotkami,
miotłami, zapchany zlew wypełniony wódką i rumem. Drzwi były ze stali; alkoholowa
breja śmierdziała jak wymiociny. Krzyki i odgłosy uderzeń dochodziły przez
wentylator.
Ed walnął w drzwi – żadnej odpowiedzi. Krzyknął w wentylator – poczuł gorące
powietrze na twarzy. Zobaczył siebie skrępowanego i okradzionego, faceci z Biura
doszli do wniosku, że nigdy nie odważy się sypać. Zastanawiał się, co zrobiłby jego
ojciec.
Czas wlókł się niemiłosiernie; hałasy w areszcie ustały, wybuchły znowu, ustały, i
tak w kółko. Ed walnął w drzwi – bez rezultatu. W pomieszczeniu zrobiło się gorąco;
duszący odór alkoholu unosił się w powietrzu. Ed poczuł się jak na Guadalcanal:
ukrywający się przed Japońcami, stos ciał nad nim. Jego mundur zaczął się robić
wilgotny. Jeśli przestrzeliłby zamek, kule mogłyby odbić się rykoszetem i go zabić.
Pobicie będzie musiało zostać nagłośnione: wewnętrzne dochodzenie, śledcza ława
przysięgłych. Oskarżenie o brutalność policji; kariery wezmą w łeb. Sierżant Edmund
J. Exley ukrzyżowany, bo nie potrafił utrzymać porządku. Ed podjął decyzję: musi
walczyć, używając swojej inteligencji.
Pisał po drugiej stronie oficjalnych kwestionariuszy wydziału – wersja pierwsza,
prawdziwa:
Zaczęło się od plotek: John Helenowski stracił oko. Sierżant Richard Stensland
przyjmował do aresztu Rice'a, Dennisa i Valupeyka; Clinton – to on rozpowiadał
plotki. Zajęło się od razu; porucznik Frieling, szef strażników, spał, nieprzytomny po
piciu alkoholu na służbie, co jest naruszeniem międzywydziałowego przepisu nr 4319.
Będący teraz funkcjonariuszem odpowiedzialnym za utrzymanie porządku, sierżant
E. J. Exley zauważył, że w jego biurze podmieniono klucze. Liczni uczestnicy imprezy
bożonarodzeniowej na komendzie wtargnęli do aresztu. Cele, w których przebywało
sześciu podejrzanych o napaść na policjantów, zostały otworzone przy pomocy
wcześniej zagarniętych kluczy. Sierżant Exley usiłował ponownie zamknąć cele, ale
bicie już się zaczęło i sierżant Willis Tristano wykradł mu zapasowe klucze, które miał
przy pasku. Sierżant Exley nie próbował siłą odzyskać zapasowych kluczy.
Więcej szczegółów:
Stenslandowi odbijało, policjanci bili bezbronnych więźniów. Bud White: podniósł
z ziemi za kark wijącego się z bólu mężczyznę. Sierżant Exley rozkazał White'owi, by
przestał, ale ten zignorował rozkaz; sierżant Exley poczuł ulgę, kiedy więzień się
uwolnił i w ten sposób wyeliminował konieczność dalszej konfrontacji.
Ed zamrugał oczyma i pisał dalej – 25 grudnia 1951, szczegóły pobicia w Areszcie
Centralnym. Prawdopodobne wniesienie oskarżeń przed śledczą ławę przysięgłych,
międzywydziałowe komisje procesowe – zrujnowany prestiż komendanta Parkera.
Nowa strona, uwagi dotyczące więźniów z innych cel będących świadkami zajścia
– w większości pijaków – i fakt, że praktycznie wszyscy funkcjonariusze dużo pili. Oni
byli niewiarygodnymi świadkami; on był trzeźwy, wiarygodny i podejmował próby
zapanowania nad sytuacją. On musiał taktownie wybrnąć z sytuacji; Wydział musiał
zachować twarz; wysoko postawieni będą wdzięczni temu, kto starał się uniknąć złej
prasy – kto miał dar przewidywania i rozumiał, że to się zbliża, i miał dosyć oleju w
głowie, by zaplanować strategię już przedtem.
Spisał wersję numer dwa. Dygresja na temat wersji pierwszej, rozwój wypadków
przedstawiony tak, by oskarżyć mniej funkcjonariuszy: Stenslanda, Johnny'ego
Brownella, Buda White'a i kilku innych, co to już mieli wyrobioną albo niewiele im
brakowało do emerytury – Krugmana, Tuckera, Heineke'a Huffa, Disbrowa,
Doherty'ego – starsze rybki rzucone na pożarcie prokuratorowi, jeśli gorączka
oskarżeń sięgnęłaby wysoko. Subiektywny punkt widzenia, przedstawiony tak, żeby
pasował do tego, co widzieli więźniowie z celi dla pijaków – ci, którzy napadli na
policjantów, usiłowali uciec z aresztu i uwolnić innych więźniów. Prawda trochę
skrzywiona – choć niemożliwe, by inni świadkowie nie aprobowali tej wersji. Ed
podpisał ją i przez wentylator nasłuchiwał trzeciej wersji.
Przyszła wolno. Głosy nagabywały „Stensa", by „ocknął się i obejrzał kawałek
przedstawienia". White wyszedł z aresztu, mrucząc pod nosem coś na temat
chorobliwości całej sytuacji. Krugman i Tucker wykrzykiwali wyzwiska; odpowiedzią
na nie były ciche jęki. Żadnych więcej odgłosów White'a czy Johnny'ego Brownella;
Lentz, Huff, Doherty spacerujący po korytarzu między celami. Szlochy, na okrągło
Madre mia.
Była 6:14 rano.
Ed spisał numer trzy: żadnych jęków, żadnych madre mia, oprawcy policjantów
podburzający współwięźniów. Zastanawiał się, jak jego ojciec oceniłby ten występek:
napadnięci funkcjonariusze, napastnicy pobici przez kolegów po fachu ofiar. Jak
wymierzyć absolutną sprawiedliwość?
Hałas dobiegający przez wentylator przycichł; Ed usiłował zasnąć, ale nie mógł; w
zamku zabrzęczał klucz. To był porucznik Frieling – blady, rozdygotany. Ed
odepchnął go na bok i ruszył wzdłuż korytarza.
Sześć cel było szeroko otwartych – ściany śliskie od krwi. Juan Carbijal na swojej
pryczy, koszula na piersiach nasączona krwią. Clinton Valupeyk zmywający krew z
twarzy wodą z sedesu. Reyes Chasco strasznie zmasakrowany; Dennis Rice oglądający
swoje palce – opuchnięte, sine, połamane. Dinardo Sanchez i Ezekiel Garcia zwinięci
w kłębek obok celi dla pijaków.
Ed zadzwonił po pogotowie. Słowa w słuchawce: „Tu więzienie stanowe, słucham"
o mało nie przyprawiły go o wymioty.
Nic nie jesz, chłopcze – powiedział Dudley Smith. – Czyżby nocna impreza z
twoimi kumplami popsuła ci apetyt?
Jack spojrzał na swój talerz: befsztyk, pieczony ziemniak, szparagi.
– Ja zawsze zamawiam ogromne porcje, kiedy płaci biuro prokuratora. Gdzie jest
Loew? Chcę, żeby zobaczył, za co tu płaci.
Smith roześmiał się; Jack spojrzał na krój jego garnituru: obszerny, zapewniający
dobry kamuflaż dla automatycznej.45–ki, kastetu, woreczka z kulkami.
– To co tam Loewowi chodzi po głowie?
Dudley spojrzał na zegarek.
– Cóż, trzydzieści kilka minut prawienia komplementów powinno być
wystarczającym wstępem do robienia interesów w urodziny naszego wielkiego
zbawiciela. Chłopcze, Ellis chce zostać prokuratorem okręgowym w naszym prawym
mieście, a potem gubernatorem Kalifornii. Był zastępcą prokuratora okręgowego
przez osiem lat, startował na to stanowisko w czterdziestym ósmym i przegrał, a
zbliżają się nowe wybory i Ellis sądzi, że ma szanse je wygrać. Jest pełnym wigoru
oskarżycielem przestępczych mętów, jest oddanym przyjacielem Wydziału i pomimo
jego hebrajskiej genealogii lubię go i uważam, iż wspaniale nadaje się na prokuratora
okręgowego. A ty, chłopcze, możesz pomóc w jego wyborze. I stać się bardzo cennym
przyjacielem...
To ten meksyk, którego pobił – cały układ może stać się powszechnie znany...
– Być może niedługo będę potrzebował przysługi – powiedział.
– Którą on na pewno z chęcią wyświadczy, chłopcze.
– A sam chce, żebym ściągał haracze?
– „Ściąganie haraczy" to kolokwializm, który uważam za obraźliwy, chłopcze.
„Wzajemna przyjaźń" jest odpowiedniejszym określeniem, szczególnie mając na
uwadze twoje wspaniałe powiązania. Ale pieniądze leżą u źródeł prośby pana Loewa i
byłbym nieuczciwy, nie mówiąc tego na samym początku.
Jack odepchnął swój talerz na bok. – Loew chce, żebym wyciągnął kasę od gości z
Chlubnej Odznaki. Kontrybucja na kampanię wyborczą, tak?
– Tak, i żeby ten cholerny, żywiący się skandalami szmatławiec Cicho Sza! się od
niego odczepił. A dlatego, że wzajemność jest tutaj naszym słowem kluczem, jest
skłonny wyświadczyć nam określone przysługi w zamian.
– Takie jak?
Smith zapalił papierosa. – Max Peltz, producent serialu, od lat ma kłopoty
podatkowe, więc Loew zatroszczy się o to, by nigdy więcej nie musiał stawać przed
komisją podatkową. Brett Chase, którego tak wyśmienicie nauczyłeś naśladowania
policjanta, jest zdegenerowanym pederastą i Loew nigdy go nie skaże. Loew odda
adekwatne dokumenty z biura prokuratorskiego producentowi serialu, a ty zostaniesz
wynagrodzony w następujący sposób: sierżant Bob Gallaudet, wyśmienity pracownik
biura prokuratora uczy się w szkole dla prawników, dobrze mu idzie i jak tylko
skończy naukę, zostanie oskarżycielem w biurze prokuratora generalnego. Wtedy ty
dostaniesz szansę objęcia jego starej posady, razem z awansem na porucznika. Czy
moja propozycja robi na tobie wrażenie, chłopcze?
Jack wziął papierosa z paczki Dudleya. – Szefie, wiesz, że nigdy nie
zrezygnowałbym z pracy w Narkotykach i wiesz, że powiem tak. Poza tym właśnie się
zorientowałem, że Loew pojawi się, podziękuje mi i nie zostanie na deser. Więc tak.
Dudley zmrużył oczy; Ellis Loew wśliznął się do boksu.
– Panowie, przepraszam, że spóźniłem się tak bardzo.
– Ja to załatwię – powiedział Jack.
– Tak? Porucznik Smith wyjaśnił ci sytuację?
– Niektórym chłopcom nie są potrzebne szczegółowe wyjaśnienia.
Loew zaczął bawić się swoim łańcuchem świadczącym o ukończeniu uczelni z
wyróżnieniem.
– W takim razie, dziękuję, sierżancie. I jeśli mógłbym pomóc w jakiś sposób,
jakikolwiek sposób, nie wahaj się do mnie zadzwonić.
– Oczywiście. A deser, sir?
– Chciałbym zostać, ale czekają na mnie obowiązki. Zjemy coś razem przy innej
okazji, na pewno.
– Jak pan sobie życzy, panie Loew.
Loew położył na stole dwudziestkę. – Jeszcze raz dziękuję, sierżancie, i do
zobaczenia. I panowie, wesołych Świąt Bożego Narodzenia.
Jack pokiwał głową; Loew odszedł.
– Jest coś jeszcze, chłopcze – powiedział Dudley.
– Więcej do roboty?
– Swego rodzaju. Czy w tym roku też ty jesteś odpowiedzialny za bezpieczeństwo
na przyjęciu bożonarodzeniowym Weltona Morrowa?
Jego coroczna fucha – stówa za wpuszczenie kogoś na imprezę.
– Tak, dzisiaj wieczorem. Czy Loew potrzebuje zaproszenia?
– Niezupełnie. Kiedyś wyświadczyłeś panu Morrow wielką przysługę, prawda?
W październiku czterdziestego siódmego – i chyba zbyt wielką.
– Tak.
– Ciągle się przyjaźnisz z Morrowami?
– Raczej na gruncie zawodowym, ale jasne, że tak. A o co chodzi?
Dudley roześmiał się.
– Chłopcze, Ellis Loew potrzebuje żony. Najchętniej gojki z wysoką pozycją
społeczną. Widział Joan Morrow w wielu różnych obywatelskich funkcjach i podoba
mu się. Wcielisz się w Amora i zapytasz prawą Joan, co sądzi o tym pomyśle...
– Dud, prosisz mnie, bym przyszłemu prokuratorowi okręgowemu LA załatwił
pieprzoną randkę?!
– W istocie, o to cię proszę. Myślisz, że panna Morrow będzie skłonna do
współpracy?
– Warto spróbować. Wysoko ceni sobie status społeczny i zawsze chciała dobrze
wyjść za mąż. Nie wiem jednak, jak się będzie zapatrywać na gudłaja.
– Tak, chłopcze, może to być przeszkoda. Ale zagaisz temat?
– Jasne.
– W taki razie, reszta nie zależy od nas. A propos, tak źle było wczoraj na
komendzie?
W końcu zabrał się za to. – Było bardzo źle.
– Myślisz, że sprawa przycichnie?
– Nie wiem. A co z Brownellem i Helenowskim? Bardzo dostali?
– Drobne, zewnętrzne obrażenia, chłopcze. Powiedziałbym, że rewanż zaszedł
nieco dalej. Brałeś w tym udział?
– Zostałem uderzony, oddałem i wyszedłem. Czy Loew obawia się konieczności
oskarżania nas?
– Tylko straty przyjaciół, jeśli to zrobi.
– Dzisiaj pozyskał przyjaciela. Powiedz mu, że cały czas trzyma rękę na pulsie.
To był koniec września 1947 roku. Stary komendant Worton wezwał go do siebie.
Córka Weltona Morrowa, Karen, zadawała się z dzieciakami ze szkoły, które
eksperymentowały z dragami – kupili towar od saksofonisty o nazwisku Les
Weiskopf. Morrow był obrzydliwie bogatym prawnikiem, którego wpłaty na fundusz
policji LA były dużo więcej niż znaczące; chciał, by Weiskopf poczuł się zagrożony –
bez rozgłosu.
Jack znał Weiskopfa: sprzedawał silne środki przeciwbólowe, miał trwałą ułożoną
w fale, lubił młode laski. Worton powiedział mu, że stopień sierżanta przyjdzie razem
z wykonaniem tego zadania. Znalazł Weiskopfa – w łóżku z piętnastoletnią rudą
dziewczyną. Dziewczyna uciekła w popłochu; Jack pobił Weiskopfa pistoletem,
przetrząsnął jego mieszkanie, znalazł kufer pełen barbituranów i pastylek amfy. Wziął
go ze sobą – wykoncypował, że sprzeda towar Mickeyowi Cohenowi.
Walton Morrow zaproponował mu posadę ochroniarza; Jack zgodził się; Karen
Morrow została szybko wysłana do szkoły z internatem. Awansował na sierżanta.
Mickeya C. nie interesowały prochy – tylko heroina skłaniała go do działania. Jack
zatrzymał kufer – i zaglądał do niego po amfę, by być nawalonym podczas
całonocnych obserwacji.
Linda, żona numer dwa, uciekła z jednym z jego informatorów: puzonistą, który
sprzedawał marychę na boku. Jack naprawdę się przywiązał do kufra, mieszał
barbiturany, amfę, scotcha, brał, co się dało: on – policjant, śmiertelny wróg
amatorów narkotyków!
A potem był 24 października 1947.
Siedział w samochodzie, prowadził obserwację parkingu przy Malibu Rendezvous:
dwóch dilerów hery siedzących w packardzie sedanie. Zbliżała się północ, już od
jakiegoś czasu pił scotcha, wypalił jointa po drodze, amfa, którą łyknął, nie zaczęła
jeszcze równoważyć działania alkoholu. Informacja od wtyczki o transakcji o północy:
faceci od hery i chudy asfalt, wysoki na siedem stóp, prawdziwe kuriozum.
Czarnuch zjawił się kwadrans po północy, podszedł do packarda, podał trzymaną w
ręku paczkę. Jack potknął się, wysiadając z samochodu; bambus zaczął uciekać; faceci
od hery wysiedli z wyciągniętymi pistoletami. Jack podniósł się na nogi i wyciągnął
swoją broń; czarny obrócił się i wystrzelił; Jack zobaczył bliżej dwie sylwetki, uznał, że
to goryle handlarzy, pociągnął za spust. Sylwetki padły; goście od hery strzelali i do
asfalta, i do niego; trafiony czarnuch zwalił się prosto na studebakera z czterdziestego
szóstego roku.
Jack gryzł cement; odmawiał różaniec. Strzał rozerwał mu ramię, drasnął w nogi.
Wczołgał się pod samochód; chrzęściło całe mnóstwo opon; krzyczało całe mnóstwo
ludzi.
Zjawiła się karetka; postawna lesba z biura szeryfa położyła go na noszach. Syreny,
szpitalne łóżko, lekarz i lesbijka szepcząca o prochach w jego organizmie –
potwierdzono to badaniem krwi. Mnóstwo snu na środkach nasennych, gazeta na jego
kolanach: „Trzech zabitych w strzelaninie w Malibu – bohaterski gliniarz żyje".
Goście od hery uciekli bez szwanku – zabitych przypisano im. Czarny zginął na
miejscu. Sylwetki nie były gorylami czarnucha – były panem i panią Scoggins, parą
turystów z Cedar Rapids w Iowa, dumnymi rodzicami Donalda, siedemnastolatka, i
Marshy, szesnastolatki.
Lekarze ciągle na niego dziwnie patrzyli; lesbijką okazała się być Dot Rothstein,
kuzynka Kikeya Teitlebauma, znana współpracowniczka legendarnego Dudleya
Smitha.
Rutynowa autopsja wykazałaby, że kule wydobyte z pana i pani Scoggins
wystrzelono z broni sierżanta Jacka Vincennesa. Dzieci go uratowały. Przez cały
tydzień w szpitalu żył w strachu. Thad Green i szef Worton odwiedzali go, wpadali
goście z Narkotyków. Dudley Smith zaoferował swoją opiekę; Jack zastanawiał się
tylko, ile on wie.
Sid Hudgens, główny dziennikarz magazynu Cicho Sza!, wstąpił z propozycją: Jack
będzie aresztował sławnych ćpunów, gazeta będzie powiadamiana z odpowiednim
wyprzedzeniem, żeby móc zjawić się na miejscu – gotówka będzie dyskretnie
przechodzić z rąk do rąk. Zgodził się – i zastanawiał się tylko, ile wie Hudgens.
Dzieci nie żądały sekcji zwłok: rodzina należała do Adwentystów Dnia Siódmego,
autopsja to dla nich świętokradztwo. Skoro koroner bardzo dobrze wiedział, kim byli
zabójcy, wysłał pana i panią Scoggins do Iowa, żeby poddano ich kremacji.
Sierżantowi Jackowi Vmcennesowi się upiekło – z honorami w gazetach. Jego rany
zagoiły się. Rzucił picie. Rzucił prochy, wyrzucił kufer. Zaznaczał dni abstynencji w
kalendarzu, wypełniał układ z Sidem Hudgensem, stawał się miejscową sławą.
Oddawał przysługi Dudleyowi Smithowi; ale pan i pani Scoggins nie dawali spokoju
jego sumieniu; zorientował się, że alkohol i prochy przyniosłyby ulgę, ale przy okazji
by go zabiły.
Sid załatwił mu pracę „doradcy technicznego" przy produkcji Chlubnej Odznaki –
wtedy były to tylko audycje radiowe. Zaczęły napływać pieniądze; wydawanie ich na
ubrania i kobiety nie było aż taką przyjemnością, jak się spodziewał. Bary i
przeszukiwanie handlarzy narkotyków stanowiły straszną pokusę. Terroryzowanie
ćpunów trochę pomagało – ale nie dosyć. Postanowił odpłacić się dzieciakom.
Pierwszy czek wystawił na dwieście dolców; dołączył list: „Anonimowy Przyjaciel" i
tekst o tragedii Scogginsów. Zadzwonił do banku tydzień później: czek został
zrealizowany. Od tamtego czasu odpłacał się za swoje grzechy; jeśli Hudgens nie miał
na papierze tego, co się stało 24 października 1947, to był bezpieczny.
Jack wyciągnął swoje imprezowe ubrania. Marynarka była z London Shop – kupił
ją za dolę od Sida za przyskrzynienie Boba Mitchuma. Modne mokasyny i szare,
flanelowe spodnie kupił z dochodów, które przyniósł mu artykuł w Cicho Sza! łączący
muzyków jazzowych z Konspiracją Komunistyczną – wycisnął trochę czerwonych
deklaracji z basisty, u którego znalazł ślady nakłuć. Ubrał się, spryskał Lucky Tigerem,
pojechał do Beverly Hills.
To była prywatna impreza: cały akr zastawiony markizami. Dzieciaki z college'u
odprowadzały samochody na parking; w bufecie można było dostać wyśmienite
żeberka, wędzoną szynkę, indyka. Kelnerzy roznosili zakąski; gigantyczna choinka
stała na dworze i nasiąkała wodą z padającej mżawki. Goście jedli z papierowych
talerzy; gazowe latarnie oświetlały trawnik. Jack przyjechał na czas i przepychał się
przez tłum.
Welton Morrow przedstawił go jego pierwszej publiczności: grupie sędziów Sądu
Najwyższego. Jack opowiadał niestworzone historie: mówił, jak Charlie Parker starał
się go kupić czarną dziwką o jasnej skórze, o tym, jak rozwikłał sprawę Shapiro: pedał
zatrudniony przez Mickeya Cohena sprzedawał gaz rozweselający – jego klientami
byli transwestyci rozbierający się w barze dla pedałów. Wielki Vi przychodzi na
ratunek: Jack Vincennes bez wysiłku aresztuje kilkudziesięciu byczków w czasie
selekcji do konkursu, w którym trzeba wyglądać jak Rita Hayworth. Zewsząd aplauz;
Jack ukłonił się, zobaczył przy choince Joan Morrow – samą, chyba znudzoną.
Podszedł.
– Wesołych Świąt, Jack – powiedziała Joan.
Ładna, zgrabna, trzydziestojedno albo dwuletnia. Ani praca, ani mąż nie niszczyli
jej życia: przeważnie była zasępiona. – Cześć, Joan.
– Nieźle mieszasz. Czytałam dzisiaj o tobie w gazecie. O tych ludziach, których
aresztowałeś.
– To nic takiego.
Joan roześmiała się. – Jaaaki skromny. Co się z nimi stanie? Z Rockiem, jak mu
tam, i z tą dziewczyną...
– Dziewięćdziesiąt dni dla niej, może rok więzienia dla Rockwella. Powinni
wynająć twojego ojca, wyciągnąłby ich z tego.
– Tak naprawdę cię to nie obchodzi, prawda?
– Mam nadzieję, że przyznają się do czegoś małego i oszczędzą mi spotkania w
sądzie. I że trochę posiedzą i będą mieli nauczkę.
– Paliłam raz marihuanę, w college'u. Zrobiłam się po niej strasznie głodna,
zjadłam całe pudełko ciastek i potem było mi niedobrze. Nie aresztowałbyś mnie,
prawda?
– Nie, jesteś zbyt ładna.
– I muszę ci powiedzieć, że jestem już wystarczająco znudzona, by jeszcze raz
spróbować.
Teraz była jego kolej na wprowadzenie tematu rozmowy. – A jak tam twoje życie
uczuciowe, Joanie?
– Nie ma takowego. Znasz policjanta o nazwisku Edmund Exley? Jest wysoki i nosi
te słodkie okulary. To syn Prestona Exleya.
Sztywniak Eddie: bohater wojenny z pogrzebaczem w dupie. – Wiem, kim jest, ale
tak naprawdę go nie znam.
– Czyż nie jest słodki? Widziałam go wczoraj wieczorem w domu jego ojca.
– Bogate dzieciaki zostają glinami z głupiej żądzy, ale znam miłego faceta, który się
tobą interesuje.
– Tak? Kogo?
– Człowieka o nazwisku Ellis Loew. To zastępca prokuratora okręgowego.
Joan uśmiechnęła się, zmarszczyła brwi.
– Słyszałam, jak kiedyś przemawiał w Klubie Rotariańskim. Czy on nie jest Żydem?
– Tak, ale spójrz na zalety. Jest republikaninem i bardzo obiecującym człowiekiem.
– Jest miły?
– Jasne, sympatyczny typ.
Joan szarpnęła za gałąź drzewa; zawirowały płatki śniegu. – Cóż, powiedz, żeby do
mnie zadzwonił. Powiedz mu, że przez chwilę jestem zarezerwowana, ale może
ustawić się w kolejce.
– Dzięki, Joanie.
– Och, drobiazg. Słuchaj, chyba ojciec mnie do siebie przywołuje. Pa, Jackie!
Joan oddaliła się lekkim krokiem; Jack zaczął przygotowywać się na kolejny występ
– może to robota jak z Mitchumem, przedstawi łagodną wersję. I wtedy łagodny głos
dotarł z tyłu: – Vincennes, witaj...
Jack obrócił się. Karen Morrow w zielonej sukni wieczorowej, kropelki deszczu na
jej ramionach. Kiedy ją widział ostatnim razem, była zbyt wysoką, zbyt gamoniowatą
dziewczyną, zmuszoną do podziękowania glinie, który zastraszył handlarza
narkotyków. Cztery lata później była już tylko zbyt wysoka – pod innymi względami
dokonała się przemiana dziewczęcia w kobietę.
– Karen, prawie cię nie rozpoznałem. – Uśmiechnęła się na te słowa. –
Powiedziałbym ci, że stałaś się piękna, ale już to słyszałaś.
– Nie od ciebie.
Jack roześmiał się. – Jak było w college'u?
– To cała epopeja, a nie historyjka do opowiedzenia, kiedy tu prawie zamarzam.
Mówiłam rodzicom, żeby urządzili przyjęcie w środku, że Anglia nie uodporniła mnie
na zimno. Mam nawet przygotowaną przemowę. Chcesz mi pomóc nakarmić koty
sąsiadów?
– Jestem na służbie.
– To niby rozmowa z moją siostrą też się w tym mieści?
– Znam faceta, który się w niej zadurzył.
– Biedny facet. Nie, to biedna Joanie. Cholera, zupełnie nie mogę tu skupić myśli.
– W takim razie chodźmy nakarmić te koty sąsiadów.
Karen uśmiechnęła się i ruszyła przed nim, chwiejąc się w wysokich obcasach na
trawie.
Zagrzmiało nagle, błysnęło i spadł deszcz – Karen zrzuciła buty i zaczęła biec boso.
Jack zrównał się z nią na wysokości werandy sąsiedniego domu – mokry, bliski
śmiechu.
Karen otworzyła drzwi. Światło w holu było włączone; Jack spojrzał na nią – drżała
i miała gęsią skórkę. Karen wytrząsnęła wodę ze swoich włosów. – Koty są na górze.
Jack zdjął marynarkę. – Nie teraz, najpierw chcę usłyszeć twoją przemowę.
– Na pewno znasz ją na pamięć. Jestem pewna, że wielu ludzi ci dziękowało.
– Ty nie.
Karen zatrzęsła się. – Cholera, przepraszam, ale wszystko jakoś mi się plącze.
Jack zarzucił marynarkę na jej ramiona. – Miałaś gazety z LA, tam w Anglii?
– Tak.
– I czytałaś o mnie?
– Tak. Ty...
– Karen, oni czasem przesadzają. Koloryzują.
– Chcesz mi powiedzieć, że to, co czytałam, to kłamstwa.
– Niezu... nie, to nie są kłamstwa.
Karen odwróciła się. – Dobrze, wiedziałam, że to prawda. A teraz obiecana
przemowa dla ciebie i nie patrz na mnie, bo jestem zdenerwowana. Po pierwsze,
odciągnąłeś mnie od brania prochów. Po drugie, przekonałeś ojca, by wysłał mnie za
granicę, gdzie zdobyłam naprawdę dobre wykształcenie i poznałam fajnych ludzi. Po
trzecie, aresztowałeś tego strasznego człowieka, który sprzedał mi prochy.
Jack dotknął jej; Karen uchyliła się.
– Nie, daj mi to powiedzieć! Po czwarte, o czym nie zamierzałam wspominać, Les
Weiskopf dawał dziewczynom prochy za darmo, jeśli zgodziły się z nim przespać. Od
ojca dostawałam raczej skromne kieszonkowe i prędzej czy później zrobiłabym to.
Więc sam widzisz: udało ci się uchować moją cholerną cnotę!
Jack roześmiał się. – Czyli jestem twoim cholernym bohaterem?
– Tak, a mam dwadzieścia dwa lata i nie chodzi o dziewczęce zadurzenie.
– To dobrze, bo chciałbym cię kiedyś zaprosić na kolację...
Karen obróciła się. Jej tusz do rzęs był w opłakanym stanie; zlizała większość
szminki. – Jasne. Matka i ojciec dostaną zawału, ale zgadzam się.
– To jest mój pierwszy od lat głupi krok – przyznał Jack.
7
Miesiąc syfu.
Bud oderwał styczeń ze swojego kalendarza na 1952 rok, policzył aresztowania. Od
1–go do 11–go stycznia: zero – pracował nad bezpieczeństwem ludzi na planie
filmowym – Parker potrzebował dobrze zbudowanego człowieka, żeby odganiał sępy
polujące na autografy.
14 stycznia: ci, co pobili gliniarzy, zostali uniewinnieni z zarzutu napaści – prawnik
meksyków przedstawił to tak, iż wyglądało na to, że gliniarze wszczęli całą burdę.
Groziły im procesy sądowe: „Załatwić sobie adwokata?" – nabazgrane obok daty.
16,19, 22 stycznia: Oprawcy żon wychodzą na zwolnienie warunkowe, trzeba złożyć
im powitalne wizyty w domach.
23–25 stycznia: obserwacja bandy włamywaczy, on i Stens dostali cynk od
Johnny'ego Stompa, który wydawał się po prostu wiedzieć różne rzeczy, z plotek:
kiedyś zajmował się szantażem. Aktywność gangów bardzo znikoma, Stomp walczący
o wypłacalność, Mo Jahelka – doglądający tylko interesów Mickeya C. – pewnie bał
się zbyt śmiało sobie poczynać.
W sumie siedem aresztowań, dobry wynik w oczach jego przełożonych, ale gazety
zajmowały się zadymą na komendzie, nazywając całą sprawę „Krwawymi Świętami" i
plotki już się rozeszły: biuro prokuratora generalnego skontaktowało się z Parkerem,
międzywydziałowa komisja miała przesłuchiwać mężczyzn będących na imprezie
wigilijnej, stanowa śledcza ława przysięgłych nie mogła się doczekać tych
przesłuchań. Tu było więcej notatek: „porozmawiać z Dickiem", „prawnik???",
„Prawnik, kiedy???".
Ostatni tydzień miesiąca – zabawna historia. Dick na urlopie, prażący się w słońcu
w małym, kalifornijskim miasteczku; szef myślał, że jest na pogrzebie ojca w Nebrasce
– kumple zrzucili się, by wysłać kwiaty do kostnicy, która nie istniała. Dwa sukcesy
29–go: dorwał facetów, którzy naruszyli warunki zwolnienia warunkowego, a na
których dostał namiar od innej wtyki Stompa – ale musiał ich mocno poturbować,
porwać i wywlec z terenów podlegających szeryfowi okręgu do miasta, żeby szeryf nie
miał podstaw do czepiania się.
31–szy: potyczka z Chickiem Nadelem, barmanem, który wynosił kradzioną
aparaturę z Moonglow Lounge. Pełna improwizacja; Chick ze stosem kradzionych
radioodbiorników; od wtyczki dostał cynk o facetach, którzy sprzątnęli ciężarówkę i
schronili się w San Diego, w żaden sposób nie dawało się tego podciągnąć pod
jurysdykcję policji LA. Więc zamiast tego, przyskrzynił Chicka: przechwycenie
zrabowanych dóbr jako dodatek do dziesięciu wcześniejszych aresztowań – będzie z
tego przynajmniej dwucyfrowa premia.
Kompletny syf – w lutym nie lepiej.
Znowu w mundurze, sześć dni kierowania ruchem ulicznym – pomysł Parkera.
Pracownicy Wydziału Detektywów przez jeden tydzień w roku pracują w Drogówce.
Przydzielano ich według alfabetu: jako „W" znajdował się na końcu listy. Kto późno
wstaje, temu Bozia nie daje – padało przez całe sześć dni. Zalew obowiązków w pracy,
susza z kobietami.
Bud przekartkował swoje prywatne adresy. Lorene z Silver Star, Jane z Zimba
Room, Nancy z Orbit Lounge – numery starych prostytutek. Tak właśnie wyglądały:
pod czterdziestkę, wygłodzone – wdzięczne, że jest młodszy facet, który je miło
traktuje i udowadnia, że nie wszyscy mężczyźni to gnoje. Lorene była przy kości –
sprężyny materaca zawsze uderzały w podłogę. Jane puszczała płyty z operami, żeby
zrobić nastrój – brzmiały jak pieprzące się koty. Nancy piła, była wymarzoną
kompanką do włóczenia się po barach. Typ bez złudzeń co do życia – takiej, co to
zrywa z facetem jeszcze szybciej, niż on sam.
– White, spójrz na to.
Bud podniósł wzrok. Elmer pokazał mu pierwszą stronę Heralda. Nagłówek:
„Ofiary pobite przez policję wnoszą sprawę". Śródtytuły: „Śledcza ława przysięgłych
gotowa do przesłuchiwania świadków", „Parker obiecuje pełną współpracę policji
LA."
– Mogą być z tego kłopoty – powiedział Lentz.
– Nie pieprz, Sherlocku – odparł mu Bud.
8
10
Dwustronne lustro miało smugi i zacieki i kontury były jakieś rozmyte. Trudno
było wyczytać coś z twarzy Thada Greena; łatwiej z Parkera – nabrał brzydkich
kolorów. Dudley Smith – miłośnik słów z silnym irlandzkim akcentem – był zbyt
opanowany, by coś wywnioskować. Buda White’a też zbyt łatwo dawało się
rozszyfrować: gdy szef zacytował: „Przecież to cholerna żenada", przyszła mu na
pewno do głowy myśl: „Ed Exley jest kapusiem". Więc pozdrowienie środkowym
palcem było jak najbardziej na miejscu.
Ed zastukał w głośnik; rozbrzmiały szumy i trzaski. W sali było gorąco – ale nie tak
duszno jak w magazynie Aresztu Centralnego. Pomyślał o swych ostatnich dwóch
tygodniach.
Zdecydował się zagrać z Parkerem w otwarte karty, przedstawił mu wszystkie trzy
wersje i zgodził się zeznawać jako główny świadek Wydziału. Parker uznał jego ocenę
sytuacji za rewelacyjną, za cechę przykładnego funkcjonariusza. Dał najdelikatniejszą
wersję wydarzeń Ellisowi Loewowi i swemu ulubionemu oskarżycielowi prokuratora
okręgowego, młodemu adeptowi szkoły prawniczej – Bobowi Gallaudetowi. Winą
obarczono, w pełni zasłużenie, sierżanta Richarda Stenslanda i oficera Wendella
White'a; mniej zasłużenie trzech innych, którzy mieli już zapewnione emerytury.
Nagroda komendanta dla przykładnego świadka: przeniesienie do zespołu
detektywów – ogromny awans. Z wyśmienicie zdanym egzaminem na porucznika, za
rok będzie się tytułował jako detektyw porucznik E. J. Exley.
Green wyszedł z sali; weszli Ellis Loew i Gallaudet. Loew i Parker konferowali;
Gallaudet otworzył drzwi: – Sierżant Vincennes, proszę. – Trzaski z głośnika.
Puszka Jack: gładko zaczesany, przystojny, w garniturze w kredowe prążki. Bez
żadnych uprzejmości siadł na krześle w środku i zerknął na zegarek. Wymiana
spojrzeń – Puszka, Ellis Loew.
Parker zmierzył wzrokiem kolejnego klienta, wyraz jego twarzy był jednoznaczny –
głęboka pogarda. Gallaudet stał przy drzwiach, paląc. To Loew zaczął:
– Przejdźmy od razu do rzeczy. Byłeś skłonny do współpracy ze Sprawami
Wewnętrznymi, co działa na twoją korzyść. Ale dziewięciu świadków zidentyfikowało
cię jako tego, który bił Juana Carbijala, i czterech więźniów z celi dla pijaków
widziało, jak wnosisz do komendy skrzynkę rumu. Jak widać, twoja sława ciebie
wyprzedziła. Nawet pijacy czytają szmatławce.
Po nim Dudley Smith przejął inicjatywę:
– Chłopcze, potrzebujemy towarzyszącego tobie rozgłosu. Mamy wyśmienitego
świadka, który powie sędziom, że uderzyłeś tylko wtedy, gdy sam zostałeś
zaatakowany, a skoro jest to bliskie prawdy, dalsze zeznania świadków więźniów
pewnie cię oczyszczą z zarzutów. Ale musisz przyznać się do tego, że przyniosłeś
alkohol, którym funkcjonariusze się upili. Przyznaj się do tego wykroczenia przeciw
międzywydziałowemu regulaminowi, a skończy się to dla ciebie przesłuchaniem przed
śledczą ławą przysięgłych. Pan Loew gwarantuje, że nie zostaniesz postawiony w stan
oskarżenia, nawet jeśli taki wniosek wypłynąłby z ich strony.
Puszka się nie odzywał.
Ed dedukował: Bud White przyniósł większość alkoholu, Jack boi się składać
przeciw niemu zeznania. Parker powiedział: – W Wydziale będzie musiało dojść do
gruntownych przetasowań. Zeznawaj tak, a sprawa skończy się dla ciebie
przesłuchaniem przed śledczą ławą przysięgłych, nie będzie zawieszenia, nie będzie
degradacji. Gwarantujemy ci łagodną karę: przeniesienie do Obyczajówki na jakiś rok.
Wtedy Vincennes zwrócił się do Loewa:
– Ellis, czy mam jeszcze jakieś szanse w tej sprawie? Wiesz, czym dla mnie jest
praca w Narkotykach.
Loew wzdrygnął się. Parker mu odparł:
– To nie wchodzi w grę. I jeszcze coś. Jutro stajesz do identyfikacji i chcemy, byś
zeznawał przeciw policjantowi Krugmanowi, sierżantowi Tuckerowi i policjantowi
Prattowi. Wszyscy trzej już zapewnili sobie emeryturę. Nasz główny świadek będzie
zeznawał o wszystkim bez ogródek, ale ty możesz twierdzić, że nic nie wiesz na temat
tego, o co zapytają innych. Będę szczery, musimy zaspokoić żądnych krwi obywateli,
upuszczając trochę naszej.
A Dudley Smith dodał: – Wątpię, czy kiedykolwiek zdarzyło ci się podjąć głupią
decyzję, chłopcze. Nie rób tego teraz.
– Zrobię to – odparł Puszka Jack.
Uśmiechy z każdej strony były otoczką do tego, co powiedział Gallaudet:
– Przeanalizuję z tobą twoje zeznanie, sierżancie. Lunch w Dining Car na koszt
pana Loewa.
Vincennes wstał; Loew odprowadził go do drzwi. Szepty przez głośnik: „...i
powiedziałem Cooleyowi, że więcej tego nie zrobisz." – „Jasne, szefie."
Parker skinął głową w stronę lustra. Po chwili wszedł Ed, prosto do krzesła
stojącego naprzeciw biurka. Smith rzucił:
– Stałeś się ostatnio bardzo popularny, chłopcze.
Parker uśmiechnął się. – Ed, chciałem, żebyś obserwował przebieg naszej
rozmowy, bo twoja ocena całej sytuacji była bardzo wnikliwa. Masz jeszcze jakieś
przemyślenia, nim złożysz zeznania?
– Czy dobrze rozumuję, sir, przyjmując, że jeśli śledcza ława przysięgłych będzie
postulowała wniesienie oskarżeń o przestępstwa kryminalne, zostaną one
zablokowane albo zatuszowane w czasie procesu przez pana Loewa?
Twarz Loewa wykrzywił grymas. Trafił w czuły punkt; było dokładnie tak, jak
mówił mu ojciec.
– Czy dobrze to zrozumiałem? – dodał.
Loew odparł mu protekcjonalnie: – Czy uczyłeś się w szkole prawniczej?
– Nie, sir.
– W takim razie to twój szanowny ojciec dał ci dobrą radę.
– Nie, sir. Nie dał – powiedział spokojnym głosem.
Wtedy wtrącił się Smith: – Załóżmy, że dobrze zrozumiałeś. Załóżmy, że nasze
wysiłki zmierzają do tego, czego chcą wszyscy lojalni policjanci: by nasi koledzy po
fachu nie byli publicznie sądzeni. Przyjmując takie założenie, co radzisz?
To już przerabiał – słowo w słowo.
– Obywatele będą domagać się czegoś więcej, niż tylko wniesienia prawdziwych
aktów oskarżenia, taktyki tuszowania i braku procesów. Międzywydziałowe komisje
dyscyplinarne, zawieszenia i duże przetasowania z przeniesieniami nie wystarczą.
Powiedzieliście policjantowi White'owi, że głowy muszą spaść. Zgadzam się i uważam,
że dla prestiżu komendanta i Wydziału konieczne są wyroki skazujące w sprawach
kryminalnych i kary więzienia.
– Chłopcze, jestem zszokowany, widząc satysfakcję, z jaką o tym mówisz.
Ed zwrócił się do Parkera:
– Sir, wyprowadził pan Wydział z dołka po Horrallu i Wortonie. Cieszy się pan
nienaganną reputacją, a Wydział bardzo się poprawił. Może pan sprawić, że i dalej tak
będzie...
– Oświeć nas, Exley – wtrącił się Loew. – Co więc dokładnie nasz młodszy oficer i
informator uważa, że powinniśmy zrobić?
Ed, patrząc na Parkera, wyjaśnił:.
– Nie dopuścić do procesów ludzi, którzy przepracowali już dwadzieścia lat. Nadać
rozgłos przeniesieniom, wytoczyć większości ludzi procesy dyscyplinarne i zawiesić
ich. Wytoczyć sprawę Johnny'emu Brownellowi, powiedzieć mu, by wniósł prośbę o
proces bez ławy przysięgłych i niech sędzia da mu wyrok w zawieszeniu. Jego brat był
jednym z funkcjonariuszy, na których napaść spowodowała całe zajście. Poza tym
wytoczyć proces, osądzić oraz skazać Dicka Stenslanda i Buda White'a. Posłać ich do
więzienia na jakiś czas. Wywalić ich z hukiem z Wydziału. Stensland to wiecznie
pijany zbir, White prawie zabił człowieka, a przyniósł więcej alkoholu niż Vincennes.
Dać ich na pożarcie przeklętym rekinom. Chronić siebie, chronić Wydział.
Cisza, przeciągająca się. Dopiero Smith ją przerwał.
– Panowie, myślę, że rada naszego młodego sierżanta jest nierozważna i pełna
hipokryzji. Stensland ma pewne wady, ale Wendell White jest wartościowym
policjantem.
– Sir, White jest oprychem o zabójczych skłonnościach.
Smith chciał coś powiedzieć, ale Parker podniósł rękę.
– Myślę, że warto rozważyć radę Eda. Zaimponuj jutro śledczej ławie przysięgłych,
synu. Załóż elegancki garnitur i przekonaj ich do siebie.
– Tak jest, sir – rzucił krótko Ed. Zmusił się, żeby nie krzyczeć z radości.
12
Reflektory, mierzenie wzrostu, Jack pięć stóp, jedenaście cali; Frank Doherty, Dick
Stens, John Brownell to niscy goście, Wilbert Huff, Bud White ponad sześć stóp.
Obwiesie z Aresztu Centralnego po drugiej stronie lustra, siedzący na kanapie z
glinami prokuratora notującymi nazwiska.
Zapiszczały głośniki „Lewy profil"; sześciu mężczyzn obróciło się. „Prawy profil",
„Twarzą do ściany", „Twarzą do lustra", „Spocznijcie, panowie". Cisza, a potem:
– Czternaście wskazań na Doherty'ego, Stenslanda, Vincennesa, White'a i
Brownella, cztery na Huffa. O cholera, głośnik jest włączony.
Stens się załamał. Frank Doherty rzucił: – Sram na was, skurwiele. Twarz White'a
pozostała bez wyrazu – tak jak w więzieniu, gdzie bronił Stensa przed czarnuchami.
Głos z głośnika: „Sierżant Vincennes do 114, policjant White zameldować się w
biurze komendanta Greena. Reszta może odejść."
Sto czternaście to był pokój dla świadków śledczej ławy przysięgłych. Jack ruszył
przed siebie, odchylił zasłony i poszedł tam. Przed salą panował tłok: oskarżyciele w
sprawie Krwawych Świąt w komplecie, Ed Exley w garniturze jakby prosto od krawca,
jakieś nitki dyndały mu jeszcze u rękawa. Policjanci z imprezy żachnęli się
pogardliwie; Jack podszedł do Exleya.
– To ty jesteś głównym świadkiem?
– Zgadza się.
– Powinienem był wiedzieć, że to ty. Co ci Parker zaproponował?
– Zaproponował?
– Tak, Exley. Zaproponował. Układ, zapłatę. Myślisz, że ja będę składał zeznania za
darmo?
Exley nerwowo poprawiał okulary.
– Po prostu wypełniam swój obowiązek.
Jack roześmiał się.
– Udajesz aniołka, studenciku. Coś z tego będziesz miał, żebyś nie musiał gadać z
pieprzonymi gliniarzami, którzy będą cię nienawidzić za donosicielstwo. A jeśli Parker
obiecał ci posadę w Biurze, to uważaj. Trochę ludzi z Biura sparzy się na tej całej
sprawie, a ty będziesz musiał pracować z ich kumplami.
Exley wzdrygnął się, a Jack roześmiał, dodając: – Niezły haracz, muszę to przyznać.
– Ty jesteś ekspertem od haraczy. Nie ja – rzucił Ed.
– Już niedługo będziesz miał wyższy stopień niż ja, więc powinienem być dla ciebie
miły. Wiedziałeś, że nowa dziewczyna Ellisa Loewa jest na ciebie napalona?
– Edmund Exley proszony na salę – zawołał urzędnik sądowy.
Jack puścił oko. – Idź. I oberwij te nitki przy marynarce, bo wyglądasz jak
wieśniak.
Exley minął korytarz , poprawiając ubranie, obrywając nitki.
Jack zabijał czas, myśląc o Karen. Dziesięć dni minęło od imprezy i wszystko
układało się jak najlepiej. Musiał tylko przeprosić Spade'a Cooleya; Welton Morrow
był wkurzony na niego i Karen – ale pozbawiony pasji układ Joanie -- Loew prawie
mu to wszystko wynagradzał. Randki w hotelach były uciążliwe – Karen mieszkała w
domu, jego mieszkanie było norą, zaniedbywał wpłaty na konto dzieci Scogginsów,
żeby wykosztowywać się na noclegi w Ambasadorze.
Karen bardzo się podobał ten potajemny romans; on był bardzo zadowolony, że jej
się podoba. Tu wszystko szło jak z płatka. Tylko Sid Hudgens nie dzwonił, a w LA
panowała heroinowa susza – żadnych rozrywek dla pracownika Narkotyków. I widmo
spędzenia roku w Obyczajówce wisiało nad nim jak perspektywa komory gazowej.
Czuł się tak, jakby za chwilę miał się zwalić na podłogę. Pobici faceci przyglądali mu
się bacznie; gnojek, któremu przywalił, miał nos w gipsie – prawdopodobnie
zbytecznie, ale pewnie kazał mu go założyć jakiś żydowski prawnik.
Drzwi od sali śledczej ławy przysięgłych były uchylone; Jack podszedł do nich,
zajrzał do środka. Sześciu przysięgłych przy stole ustawionym naprzeciw stanowiska
dla świadków; Ellis Loew zadający pytania – Ed Exley w boksie. Nie bawił się
okularami; nie zacinał się ani nie chrząkał. Jego głos był o oktawę niższy niż
normalnie – i był spokojny. Chudy, nietypowy jak na policjanta, mimo to budził
respekt – i jego wyczucie czasu było idealne. Loew wtrącał różne dodatkowe pytania;
Exley wiedział, że się pojawią, ale udawał zdziwionego. Niezależnie, kto go
przygotowywał do wystąpienia, odwalił kawał cholernie dobrej roboty.
Jack wyłapywał szczegóły, czuł, że Exley jest przekonywający, bohater wojenny – w
niczym nie przypominał płaczliwej lali z aresztu pełnego awanturników. Loew swoimi
pytaniami tylko umacniał to wrażenie; odpowiedzi Exleya były przemyślane: tam był
w mniejszości, klucze mu zabrano, zamknięto go w magazynie – i to tyle. Był
człowiekiem, który wie, kim jest, rozumiał jałowość taniego bohaterstwa. Powoli się
nakręcał: wsypał Brownella, Huffa, Doherty'ego. Nazwał Dicka Stenslanda
najgorszym z najgorszych, bez zmrużenia oka obciążył Buda White'a. Jack uśmiechnął
się, gdy zrozumiał: wszystko zaplanowano tak, by nasze było górą. Krugman, Pratt,
Tucker, z zapewnionymi emeryturami – zostali przeznaczeni na później, na jego
zeznania. A w kwestii Stenslanda i White'a – zmierzają w kierunku wniesienia
oskarżenia przeciw nim. Co za pieprzone przedstawienie.
Loew poprosił o podsumowanie. Exley nie omieszkał, kwitując paplaniną o
sprawiedliwości. Loew podziękował mu; przysięgli o mało nie zemdleli z wrażenia.
Exley wyszedł z boksu, utykając – pewnie zdrętwiały mu nogi.
Jack spotkał go na korytarzu.
– Nieźle. Parker będzie zachwycony.
Exley rozprostowywał nogi. – Myślisz, że przeczyta protokół?
– Będzie go miał za dziesięć minut, a Bud White cię udupi, nawet jeśli będzie miał
na to poświęcić resztę swego życia. Został wezwany do Thada Greena po identyfikacji i
można się założyć, że Green go zawiesił. Powinieneś się modlić, by przystał na układ i
został w Wydziale, bo to będzie cywil, którego nie chciałbyś mieć na karku.
– Czy dlatego nie powiedziałeś Loewowi, że to on przyniósł większość alkoholu?
– John Vincennes, za pięć minut! – krzyknął urzędnik.
Jack się zdenerwował.
– Wsypuję trzech staruszków, którzy za tydzień będą łowić ryby w Oregonie. W
porównaniu z tobą jestem czysty i inteligentny.
– Obaj postępujemy właściwie. Tylko ty nienawidzisz siebie za to, a to już nie ma
nic wspólnego z inteligencją.
Jack zobaczył Ellisa Loewa i Karen w głębi korytarza. Loew podszedł do niego.
– Powiedziałem Joan, że będziesz dzisiaj zeznawał, a ona powtórzyła Karen.
Przepraszam, ale mówiłem to Joan w tajemnicy. Jack, bardzo mi przykro. Wyjaśniłem
Karen, że nie może być na sali, że będzie musiała słuchać przez głośnik w moim
biurze. Przepraszam, Jack...
– Ty wiesz, Żydzie, jak się upewnić, że świadek powie to, co powinien.
13
Bud popijał whisky z wodą sodową. Ogłuszało go dudnienie z szafy grającej. Zajął
najgorsze miejsce w barze, na tyle sofy przy automatach telefonicznych. Łupało go w
miejscach, które miał kontuzjowane w czasach, gdy grał w piłkę – wściekłość na
Exleya też nie dawała mu spokoju. Bez odznaki, bez pistoletu, z procesem w bliskiej
perspektywie – tylko dobiegająca chyba czterdziestki, ruda kobieta była jedynym
przyjemnym widokiem w tym wszystkim. Wziął ze sobą drinka.
Uśmiechnęła się do niego. Rudy kolor jej włosów wyglądał na sztuczny, ale miała
ładną twarz.
Bud uśmiechnął się. – To, co pijesz, to koktajl?
– Tak, i mam na imię Angela.
– Jestem Bud.
– Nikt się nie rodzi z imieniem „Bud".
– Jak przylepiają ci imię takie jak „Wendell", to szukasz przezwiska.
Angela roześmiała się. – Co robisz, Bud?
– Powiedzmy, że właśnie zmieniam pracę.
– Hm? W takim razie, co robiłeś?
Jestem zawieszony! Kretynko, zaglądasz darowanemu koniowi w zęby!
– Nie chciałem się układać z szefem. Angela, co byś powiedziała...
– Masz na myśli dysputę związkową czy coś takiego? Jestem w Zjednoczonej
Federacji Nauczycieli, a mój eksmąż był reprezentantem związkowym kierowców
ciężarówek. Czy to...
Bud poczuł rękę na ramieniu.
– Mógłbym zamienić z tobą kilka słów, stary?
To był Dudley Smith. Czyli: Ogon z ramienia Spraw Wewnętrznych.
– Chodzi o sprawy zawodowe, poruczniku?
– W istocie. Pożegnaj się z twoją nową przyjaciółką i podejdź do tamtych stołów z
tyłu. Mówiłem już barmanowi, żeby ściszył muzykę, byśmy mogli porozmawiać.
Szybka melodia uspokoiła się; Smith odszedł. Jakiś marynarz zaczął obłapiać
Angelę.
Bud przeniósł się na kanapę. Było nawet przytulnie: Smith, dwa krzesła, stół –
gazeta przykrywająca blat, pod nią mały wzgórek. Bud usiadł.
– Czy Sprawy Wewnętrzne mnie śledzą?
– Tak, i innych, którzy prawdopodobnie będą mieli proces. To był pomysł twojego
kumpla Exleya. Ma pewien wpływ na komendanta Parkera i podsunął mu, że ty i
Stensland macie skłonności do nierozważnego zachowania. Zeznając, Exley oczernił
ciebie i wielu innych porządnych ludzi. Czytałem protokół. Jego zeznania to zdrada
stanu i godny pogardy afront uczyniony wszystkim honorowym policjantom. A Stens
zalewa się teraz pewnie w trupa w domu.
– Czy te dokumenty nie mówią, że zostanie wytoczony nam proces?
– Nie wyciągaj pochopnych wniosków, chłopcze. Wykorzystałem swe wpływy u
Parkera, by przestali ciebie śledzić, więc jesteś z przyjacielem.
– O co więc chodzi, poruczniku?
– Mów mi Dudley – rzucił Smith.
– No to o co chodzi, Dudley? No, no – nieźle to zabrzmiało.
– Imponujesz mi, chłopcze. Podziwiam twoją odmowę składania zeznań i lojalność
wobec partnera, choć nieuzasadnioną. Podziwiam cię jako policjanta, szczególnie to,
że uciekasz się do przemocy, kiedy jest to konieczne w naszej pracy i jestem naprawdę
pod wrażeniem tego, jak karzesz ludzi bijących swoje żony. Nienawidzisz ich,
chłopcze?
Cóż za wielkie słowa – aż poczuł zawroty głowy.
– Tak, nienawidzę ich.
– I masz ku temu powody, z tego co wiem o twojej przeszłości. Czy jest coś jeszcze,
czego nienawidzisz równie mocno?
Zacisnął pięści tak mocno, że aż zabolały go ręce.
– Exleya. Pieprzonego Exleya. I Puszki Jacka. Dick Stens nabawi się marskości
wątroby, bo tych dwóch nas wsypało.
Smith potrząsnął głową.
– Vincennes nie, chłopcze. On był kukłą podstawioną przez Wydział i był nam
potrzebny, by dać prokuratorowi okręgowemu jakieś ofiary. Wkopał tylko tych z
dwudziestoletnim stażem i wziął na siebie winę za alkohol, który ty przyniosłeś do
komendy. Nie, stary, Jack nie zasługuje na twoją nienawiść.
Bud pochylił się nad stołem. – Więc o co tu chodzi, Dudley?
– Chcę, żebyś uniknął procesu i wrócił na służbę, i znam sposób, który ci to
umożliwi.
Bud spojrzał na gazetę. – Jaki?
– Pracuj dla mnie.
– Co miałbym robić?
– Za moment, najpierw kilka pytań. Czy uznajesz potrzebę ograniczania zbrodni,
zamknięcia jej w obszarze leżącym na południe od Jefferson, zamieszkiwanym przez
kolorowych?
– Pewnie.
– A czy uważasz, że części przestępczości zorganizowanej powinno się pozwolić
istnieć i prowadzić jej ciemne interesy, które nikomu nie szkodzą?
– Jasne, nie ma dwóch zdań. To nieunikniona część całej tej gry. Ale co to ma
wspólnego...
Smith ściągnął gazetę – zabłysnęła odznaka i.38–ka. Bud poczuł mrowienie na
głowie.
– Wiedziałem, że pan jest przebojowy. To Green się zgodził?
– Blisko, chłopcze. Załatwiłem to z Parkerem. Z tą jego częścią, której nie zatruł
Exley. Powiedział, że jeśli śledcza ława przysięgłych nie wniesie przeciwko tobie aktu
oskarżenia, twoja odmowa składania zeznań nie zostanie ukarana. A teraz zabieraj
swoje rzeczy, nim właściciel zadzwoni po policję.
Promieniejący Bud wziął swoje rzeczy. – Nie będę miał żadnej cholernej sprawy?
– Chłopcze – w głosie Dudleya czuło się teraz kpinę – komendant wiedział, że
powierza mi bardzo trudną misję, i cieszę się, że nie czytałeś wyśmienitego Heralda.
– Dlaczego? – spytał.
– Poczekaj jeszcze chwilę, chłopcze.
– A co z Dickiem?
– Już po nim, chłopcze. I nie protestuj, bo nie da się tego uniknąć. Wytoczą mu
proces, zostanie oskarżony i poleci. To kozioł ofiarny Wydziału, na polecenie Parkera.
I to Exley go przekonał, by wytoczyć Dickowi sprawę. Oskarżenie o przestępstwo i
więzienie.
Coś parna, duszna była ta sala – Bud rozluźnił krawat, zamknął oczy.
– Chłopcze, ja załatwię Dickowi przyjemną pryczę w ulu. Znam tam kogoś, kto
potrafi załatwić różne rzeczy, a kiedy wyjdzie, zapewnię mu możliwość zemsty na
Exleyu.
Bud patrzył zaciekawiony, gdy Smith rozkładał Heralda. Nagłówek brzmiał:
„Policjanci zamieszani w skandal Krwawych Świąt będą mieli proces". A pod nim
zakreślono kolumnę: „Sierżant Richard Stensland będzie odpowiadał na cztery
zarzuty, trzech zasłużonych policjantów, Lentz, Brownell, Huff również zostanie
oskarżonych, na każdym z nich ciążą dwa zarzuty". Podkreślone: „Nie postawiono
zarzutów policjantowi Wendellowi White'owi, choć z kilku źródeł w biurze
prokuratora okręgowego wiemy, iż proces wydawał się nieunikniony. Starszy
przysięgły ogłosił, że cztery ofiary przemocy policjantów wycofały wcześniejsze
zeznania, wedle których policjant White usiłował udusić Juana Carbijala, lat
dziewiętnaście. Nowa wersja zeznań stoi w jawnej sprzeczności z zeznaniami
sierżanta wydziału policji LA, Edmunda Exleya, który pod przysięgą wyznał, że to
White usiłował poważnie zranić Carbijala. Nie podważono jednak do końca zeznań
sierżanta Exleya, bo na ich podstawie zostaną prawdopodobnie wytoczone procesy
przeciw siedmiu innym funkcjonariuszom; mimo wątpliwości przysięgłych co do
wiarygodności nowej wersji zeznań, uznali ją jednak za wystarczającą podstawę, aby
podważyć oskarżenia wniesione przeciwko policjantowi White'owi przez biuro
prokuratora okręgowego. Zastępca prokuratora okręgowego, Ellis Loew, powiedział
reporterom: „Stało się coś podejrzanego, ale nie wiem dokładnie, co to było.
Poczwórna zmiana zeznań musiała przeważyć nad zeznaniami jednego świadka,
nawet takiego jak sierżant Exley, odznaczonego bohatera wojennego".
Gazeta wirowała Budowi przed oczyma.
– Dlaczego? Dlaczego pan to dla mnie robi? I jak się to panu udało? – spytał w
końcu.
Smith zgniótł gazetę.
– Bo potrzebuję cię, chłopcze, do nowego zadania, jakie powierzył mi Parker.
Chodzi o prewencję, we współpracy z Wydziałem Zabójstw. Zespół będzie się nazywał
Oddziałami Prewencyjnymi, jest to niewinna nazwa na określenie obowiązków, do
pełnienia których nadają się tylko nieliczni, a ty jesteś wymarzonym kandydatem. Jest
to zajęcie, które wymaga mięśni, dobrych umiejętności strzeleckich i zadawania
bardzo małej ilości pytań. Rozumiemy się, chłopcze?
– Stuprocentowo.
– Zostaniesz przeniesiony z Centrali, kiedy Parker ogłosi przetasowanie. Będziesz
dla mnie pracował?
– Byłbym szalony, gdybym odmówił. Dlaczego, Dudley?
– Dlaczego co, chłopcze?
– Prosił pan Ellisa Loewa, by mi pomógł. Wszyscy w Biurze wiedzą, że jesteście w
dobrych układach. Dlaczego to pan zrobił?
– Bo podoba mi się twój styl pracy, chłopcze. Czy taka odpowiedź jest dla ciebie
satysfakcjonująca?
– Wygląda na to, że będzie musiała. A teraz przejdźmy do tego jak?.
– Jak co, chłopcze?
– Jak udało się panu przekonać meksyków, by wycofali zeznania?
Smith położył na stole kastet: wyszczerbiony, poplamiony krwią.
KALENDARIUM
1952
02.01.53
DOROCZNA OCENA PRZYDATNOŚCI DO SŁUŻBY
CZAS TRWANIA SŁUŻBY: 04.04.52–31.12.52
OSOBA: White, Wendell A., Odznaka 916
STOPIEŃ: Policjant (detektyw) (stawka wynagrodzenia nr 4)
WYDZIAŁ: Biuro Detektywów (Oddziały Prewencyjne przy Wydziale Zabójstw)
OFICER PROWADZĄCY: Porucznik Dudley L. Smith, Odznaka 410
Poniższy tekst pełni funkcję oceny przydatności do służby policjanta White'a i jest
sprawozdaniem z pierwszych dziewięciu miesięcy działalności Oddziałów
Prewencyjnych.
06.01.53
DOROCZNA OCENA PRZYDATNOŚCI DO SŁUŻBY
Bill McPherson, prokurator okręgowy miasta Los Angeles lubi ponętne i chętne,
smukłe i wypukłe – i czarne, i śniade. Od Sugar Hill w Harlemie po kolorową
dzielnicę LA, pięćdziesięcioletni mąż mający trzy nastoletnie córki jest znany jako
hojny kobieciarz, który lubi szastać pieniędzmi – w nocnych klubach, gdzie drinki są
drogie, sączy się jazz, powietrze gęste jest od marihuanowego dymu, a przy
zawodzącym tenorem saksofonie nawiązują się czarnobiałe romanse.
Łapiecie, czytelnicy? McPherson, zaangażowany w kampanię na rzecz
ponownego wyboru, w najważniejszą walkę swojego politycznego życia przeciw
bezwzględnemu wrogowi przestępczości, Ellisowi Loewowi, musi odpocząć. Czy
idzie na basen do statecznego Jonathan Club? Nie. Czy zabiera ze sobą rodzinę do
Pacific Dining Car albo Mike Lyman's? Nie.
Więc gdzie idzie? Na imprezy, gdzie roi się od alfonsów i wszelkiej maści
przestępców. A na południe od Jefferson jest wesoło. Tu jest inny świat. Pokręć sobie
włosy, włóż elegancki garnitur i baw się na całego. Prokurator okręgowy Bill
McPherson to robi – w każdy czwartkowy wieczór.
Ale skupmy się na faktach. Marion McPherson, długo znosząca przeciwności losu
żona rozrywkowego Billa myśli, że Bill spędza czwartkowe noce na oglądaniu jak
Meksykańczycy walą się po mordach w Olympic Auditorium. Myli się: w
czwartkowe noce Ten Niedobry Billy jest żądny amorów, a nie okaleczanych ciał.
Fakt numero uno – Bill McPherson regularnie odwiedza Casbah Minnie Roberts,
najelegantszy burdel we wschodniej części LA. Możecie określić to sobie niegroźnym
wybrykiem, ale my słyszeliśmy, że on lubi kąpiele w mleku za trzydzieści pięć
dolarów w towarzystwie dwóch bardzo postawnych czarnych ślicznotek.
Fakt numero duo – widziano McPhersona słuchającego Charliego „Birda"
Parkera (sławnego ćpuna przecież) w lokalu Tommy'ego Tuckera, kompletnie
zalanego po wchłonięciu niemałych ilości wódki z sokiem. Jego towarzyszką tamtej
nocy była niejaka Lynette Brown, osiemnastolatka, atrakcyjna Mulatka ,
dwukrotnie aresztowana za posiadanie marihuany. Lynette zdradziła
korespondentowi Cicho Sza! sekret: „Bill lubi czarne. Mówi, że jak raz miało się
czarną, to już nie ma odwrotu. Kuma jazz i lubi długie imprezy. Naprawdę jest
żonaty? I naprawdę to prokurator okręgowy?!"
Niewątpliwie tak, słoneczko. Ale jak długo jeszcze? Jest jeszcze kilka czwartków
do dnia wyborów i czy Niedobry Jazzman Billy będzie w stanie zapanować nad
swoimi ciemnymi żądzami do tego czasu?
Pamiętaj, drogi czytelniku, że dowiedziałeś się o tym z naszego magazynu –
nieoficjalnie i w tajemnicy, więc cicho sza!
Miała być zacięta walka i niepewny wynik do samego końca: obecnie piastujący
stanowisko prokuratora okręgowego William McPherson miał się zmierzyć z
zastępcą prokuratora okręgowego, Ellisem Loewem. Zwycięzca miał objąć
stanowisko nieprzejednanego wroga przestępców na kolejne cztery lata. Obaj
mężczyźni prowadzili kampanię, jak najlepiej gospodarować miejskim budżetem
przeznaczonym na utrzymywanie prawa i porządku i jak najskuteczniej walczyć z
przestępczością. Obaj też, co było do przewidzenia, twierdzili, iż będą starać się jak
najbardziej zdecydowanie walczyć z przestępczością. Środowiska czuwające nad
przestrzeganiem prawa w LA uznały, że McPherson jest zbyt miękki wobec zbrodni,
i poparły Loewa. Organizacje związkowe popierały obecnie piastującego ten urząd.
McPherson kurczowo trzymał się swej dotychczasowej polityki i starał się zaskarbić
głosy wyborców, prezentując siebie jako porządnego i wyrozumiałego człowieka, a
Loew grał agresywnie, co okazało się niewypałem: wypadł sztucznie i desperacko
potrzebował głosów. Była to kampania dwóch dżentelmenów, aż do ukazania się
lutowego wydania magazynu Cicho Sza!
Większość ludzi podchodzi z przymrużeniem oka do tych brukowców, ale był to
czas wyborów. W artykule napisano, że prokurator okręgowy McPherson,
szczęśliwie żonaty od dwudziestu sześciu lat, zabawia się z młodymi Murzynkami.
Prokurator okręgowy zignorował artykuł, któremu towarzyszyły jego zdjęcia z
Murzynką zrobione w południowym Central Los Angeles. Pani McPherson nie
zignorowała jednak tego artykułu – wniosła do sądu sprawę o rozwód. Ellis Loew
w czasie swej kampanii nie wspominał o artykule, ale McPherson zaczął tracić
popularność w sondażach. Potem, trzy dni przed wyborami, ludzie szeryfa zjawili
się w motelu Lilac View przy Sunset Strip, co było reakcją na otrzymaną przez
telefon wiadomość od „nieznanego informatora", że w pokoju nr 9 ma miejsce
nielegalne spotkanie. Okazało się, że spotykali się tam prokurator okręgowy
McPherson i młoda, czarna prostytutka, czternastolatka. Aresztowano McPhersona
pod zarzutem gwałtu i wysłuchano opowieści młodocianej Marvell Wilkins, mającej
już dwa aresztowania za prostytucję na koncie.
Opowiedziała, że McPherson zgarnął ją z South Western Avenue, zaproponował
dwadzieścia dolarów za godzinę jej czasu i zawiózł ją do Lilac View. McPherson
twierdził, że nic nie pamięta: przypominał sobie tylko wypicie „kilku kieliszków
martini" na kolacji, będącej jednocześnie spotkaniem jego zwolenników w
restauracji Pacific Dining Car, a potem, że wsiadł do samochodu. Od tamtej chwili
nie pamiętał już nic. Reszta przeszła już do historii: reporterzy i fotografowie
przybyli do motelu Lilac View wkrótce po ludziach szeryfa, McPherson pojawił się
na pierwszych stronach gazet, a we wtorek Ellis Loew został wybrany na
stanowisko prokuratora okręgowego miażdżącą przewagą głosów.
Jest w tej sytuacji coś niepokojącego. Brukowe dziennikarstwo nie powinno
przesądzać o wynikach kampanii politycznych, choć my, dziennikarze z Daily News
(zagorzali zwolennicy McPhersona), nigdy nie staralibyśmy się ograniczać ich
praw do jakichkolwiek publikacji. Próbowaliśmy odszukać Marvell Wilkins, ale
dziewczyna, zwolniona z aresztu, chyba zapadła się pod ziemię. Nie wskazując na
nikogo palcami, apelujemy do prokuratora okręgowego elekta, pana Loewa, by
wszczął śledztwo w tej sprawie, jeśli nie z innych powodów, to przynajmniej po to,
by w momencie obejmowania przez niego tego stanowiska nie było żadnych
niedomówień.
II
MASAKRA W NITE OWL
14
15
Czuł, że zanosi się na szybkie rozwiązanie sprawy. Bobby Inge sypnie tych ze
świerszczyków, zgodzi się zeznawać jako świadek koronny; moralnie dostanie się i
jemu, i Darylowi Bergeronowi: chłopak był nieletni, Bobby to znany pedał z kartoteką
pełną przypadków stręczycielstwa homoseksualistów. Perfekcyjne wykończenie:
zeznania, znalezienie reszty podejrzanych, mnóstwo papierkowej roboty dla Miliarda.
Niezastąpiony Wielki Vi rozbija groźną szajkę czerpiącą dochody z szerzenia brudu
moralnego i wraca do Narkotyków jako bohater.
Teraz do Hollywood, rzucić okiem na Stan's Drivein – Christine Bergeron
rozwożąca dania na rolkach. Z wydętymi wargami, prowokacyjna – wyglądająca
trochę jak dziwka, może taka, co to z fiutem w ustach pozuje do zdjęć.
Jack zaparkował i przeczytał dane z kartoteki Bobby'ego Inge'a. Miał dwie
podkładki: mandaty, za niestawienie się na wezwanie sądu. Ostatni znany adres:
North Hamel 1424, West Hollywood – w samym centrum Lavender Gulch. Trzy bary
dla pedałów w rubryce „uczęszczane miejsca" – Leo's Hideaway, Knight in Armor, B.
J.'s Rumpus Room – wszystkie na pobliskim Santa Monica Boulevard. Jack ruszył na
Hamel, kajdanki miał już przygotowane.
To była zabudowana bungalowami ulica odchodząca od Strip: teren pod
jurysdykcją okręgowych. „6 – Inge" odczytał na skrzynce pocztowej. Jack znalazł jego
lokum, zapukał w drzwi, żadnej odpowiedzi.
– Bobby, hej, słonko – rzucił melodyjnym, nienaturalnie piskliwym głosem. Nic z
tego. Zamknięte drzwi, zaciągnięte zasłony – martwa cisza. Jack wrócił do samochodu
i ruszył na południe.
Miasto było skupiskiem barów dla pedałów, objechał te odwiedzane przez Inge'a:
Leo's Hideaway zamknięte do czwartej; w Knight in Armor pusto. Barman go
czarował: Bobby jak?" – jakby naprawdę nie wiedział. W końcu trafił do B. J.'s
Rumpus Room.
Wyłożony w środku imitacją skóry – ściany, sufit, boksy przylegające do małej
sceny. Pedały przy barze; barman od razu zwęszył glinę. Jack podszedł, położył na
kontuarze zdjęcia policyjne. Barman wziął je do rąk.
– To Bobby jakiś tam. Przychodzi tu dosyć często.
– Jak często?
– No, kilka razy w tygodniu.
– Po południu czy wieczorem?
– I po południu, i wieczorem.
– A kiedy był ostatnio?
– Wczoraj. Mniej więcej o tej porze.
– Posiedzę w jednym z tamtych boksów i poczekam na niego. Gdy się zjawi, nic mu
o mnie nie mów. Jasne?
– Tak. Ale widzisz, już wszystkich stąd wypłoszyłeś.
– Odpisz to sobie od podatków.
Barman zachichotał; Jack podszedł do boksu stojącego najbliżej sceny. Dobry
punkt:, widział stąd drzwi wejściowe, tylne, bar. Ukryty w ciemnościach obserwował
pedalskie rytuały szukania partnera: spojrzenia, rozmowy w cztery oczy, wyjście za
drzwi. Lustro nad barem; homosy mogły nawzajem się obserwować, chwytać
spojrzenia innych i upajać się nimi.
Dwie godziny, pół paczki papierosów, a Bobby'ego Inge'a wcięło. Burczało mu w
brzuchu; czuł drapanie w gardle; uśmiechały się do niego butelki stojące na barze.
Doskwierająca nuda. O czwartej ruszy do Leo's Hideaway.
O 3: 53 wszedł Bobby Inge.
Usiadł na krześle przy barze; barman nalał mu drinka. Jack podszedł. Barman
przestraszony, rozbiegane oczy, drżące ręce. Inge okręcił się na krześle.
– Policja. Ręce na głowę – rzucił Jack.
Inge wylał na niego drinka. Jack poczuł w ustach scotcha; palił mu też oczy.
Zamrugał nimi, potknął się, oślepiony runął na podłogę. Starał się wykrztusić z siebie
smak alkoholu, wstał, obejrzał się do tyłu, obraz miał nieostry – ale Bobby'ego już nie
było.
Wybiegł na zewnątrz. Nie ma śladu Bobby'ego na chodniku, sedan odjeżdżający z
piskiem opon. Jego samochód dwa kwartały dalej.
Alkohol strasznie go piekł.
Przeszedł na drugą stronę ulicy, do stacji benzynowej. Wszedł do męskiej toalety,
wrzucił marynarkę do pojemnika na śmieci. Obmył twarz, namydlił koszulę, starał się
zwymiotować smak alkoholu – nic z tego. Mydlana woda w zlewie – nabrał mazi w
usta, połknął, zwymiotował.
Zaczął dochodzić do siebie: serce przestało walić, nogi stały się pewniejsze. Zdjął
kaburę, zawinął ją w papierowe ręczniki, wrócił do samochodu. Zobaczył automat
telefoniczny – kierując się instynktem, wykręcił numer.
Odebrał Sid Hudgens. – Cicho Sza!, nieoficjalnie i w tajemnicy.
– Sid, mówi Vincennes.
– Jackie, wróciłeś do Narkotyków? Potrzebuję jakiegoś materiału na reportaż.
– Nie, mam coś, czym zajmuje się Obyczajówka.
– Coś dobrego? Jakieś szychy w roli głównej?
– Nie wiem, czy dobre, ale jeśli z tego zrobi się coś dobrego, dostaniesz to.
– Jesteś zdyszany, Jackie. Zabawiałeś się ze znajomą?
Jack zakaszlał, puszczał mydlane bańki. – Sid, zajmuję się jakimiś sprośnymi
magazynami. Fotki z pieprzącymi się, ale oni nie wyglądają na ćpunów i ubrani są w
drogie kostiumy. Ktoś się musiał nad tym niemało napracować i myślałem, że może
coś słyszałeś na ten temat.
– Nie. Kompletnie nic.
Zbyt szybko to powiedział, ani chwili wahania.
– A męska dziwka Bobby Inge albo kobieta nazwiskiem Christine Bergeron, coś ci
mówi? Pracuje w knajpie dla zmotoryzowanych, może sprzedaje to na boku.
– Nigdy o nich nie słyszałem, Jackie.
– Cholera. Sid, a może coś o niezależnych handlarzach świerszczykami? Co o nich
wiesz?
– Jack, wiem, że to jakaś tajemnica, o której ja nie mam pojęcia. Bo z tajemnicami
jest tak, Jack, że każdy ma swoje. Z tobą włącznie. Jack, porozmawiamy później.
Zadzwoń, gdy będziesz miał dla mnie robotę.
Rozłączył się.
16
17
18
Jack otrzymał trójkę Murzynów: George Yelburton, South Beach 9781; Leonard
Timothy Bidwell, South. Duąuesne 10062; Dale William Pritchford, South
Normandie 8211. Jego partnerem miał być sierżant Cal Denton, z Brygady d/s
Oszustw, były strażnik w Więzieniu Stanowym Teksasu.
Samochodem Dentona dotarli do Darktown, radio huczało ciągle o „Masakrze w
Nite Owl". Denton też coś nadawał: Leonard Bidwell to były bokser, widział kiedyś,
jak odliczyli go do dziesięciu w walce z Kidem Gavilanem – to był dopiero twardziel z
tego asfalta! Jack myślał o swej przepustce na powrót do Narkotyków: Bobby Inge,
Christine zniknęli, nie było żadnych innych tropów w sprawie świerszczyków od
kogoś z brygady. Zdjęcia z orgii można było tylko podziwiać pod względem
artystycznym. Jego prywatne tropy zaprzepaszczone teraz przez jakichś pieprzonych
świrów, którzy zabili sześciu ludzi dla kilkuset dolców.
Ciągle czuł smak alkoholu, cały czas słyszał Sida: „Wszyscy mamy tajemnice".
Zaczęli od kontaktów z wtyczkami: jego, Dentona. Stanowiska pucybutów, sale
bilardowe, salony fryzjerskie, kościoły – informatorzy byli opłacani, zastraszani,
przepytywani. Bezskuteczne dopytywanie się o purpurowy samochód i strzały z
dubeltówek w otoczeniu mętów raczących się w barach tanimi winami i kupowanym
w sklepach tonikiem do włosów. Cztery godziny, żadnych nazwisk. I powrót do
nazwisk z listy.
Beach 9781 okazał się pokrytym papą skromnym domkiem, z purpurowym
mercurym rocznik 48 na trawniku. Samochód był bez kół, przerdzewiała oś leżała w
trawie. Denton zatrzymał się.
– Może to ich alibi. Może rozpieprzyli ten wóz po tym, jak obrobili Nitę Owl, byśmy
myśleli, że nie mogli nim nigdzie pojechać.
Jack wskazał na samochód. – Chwasty porastają tarcze hamulcowe. Nikt wczoraj
nie mógł pojechać tym samochodem do Hollywood.
– Tak myślisz?
– Tak.
– Jesteś pewien?
– Tak, jestem pewien.
Pojechali pod adres w South Duąuesne – znowu pokryta papą nora. Purpurowy
mercury na podjeździe, z boku sylwetka ćwiczącego uniki i sierpowe. Na
przyczepionej do maski tabliczce napis „Purpurowi Poganie". Dwa typy worków
treningowych przymocowane do werandy. – Masz swojego boksera – rzucił Jack.
Denton uśmiechnął się; Jack podszedł do domu, zadzwonił. Szczekanie psów w
środku – prawdziwe wycie bestii. Denton stał z boku, na podjeździe, z bronią
skierowaną na drzwi.
Otworzył Murzyn: potężnie zbudowany, trzymający za obrożę doga angielskiego.
Pies warczał; mężczyzna powiedział: – Chodzi o to, że nie wybuliłem na alimenty? To
teraz tym się zajmuje policja?!
– Leonard Timothy Bidwell?
– Tak.
– A ten samochód na podjeździe jest pana?
– Tak. Jeśli dorabiacie sobie na boku, ściągając należności za niespłacone kredyty,
to źle trafiliście, bo zapłaciłem za niego z kasy, którą dali mi za przegraną walkę z
Johnnym Saxtonem.
Jack wskazał na psa.
– Niech go pan wpuści do domu, zamknie drzwi, wyjdzie i oprze ręce na ścianie.
Bidwell wykonał jego polecenie strasznie powoli; Jack przeszukał go, obrócił.
Wtedy podszedł Denton.
– Lubisz duży kaliber, koleś?
Bidwell potrząsnął głową. – Że jak?
Jack zaczął z innej strony. – Gdzie byłeś wczoraj w nocy o trzeciej?
– Tutaj, w domu.
– Sam? Jeśli się akurat pieprzyłeś, to masz szczęście. Powiedz, że miałeś szczęście,
nim mój kumpel się wkurzy.
– Przez tydzień zajmowałem się dziećmi. Były cały czas ze mną.
– Są tutaj?
– Śpią.
Denton popchnął go lekko, zostając z pistoletem przy jego żebrach.
– Wiesz, co się wydarzyło zeszłej nocy, koleś? Brzydka sprawa i wcale nie
ściemniam. Masz dubeltówkę, koleś?
– Facet, nie trzeba mi tu żadnej jebanej dubeltówki.
Denton mocniej przycisnął pistolet. – Nie przeklinaj przy mnie, koleś. No dobra,
nim zaprosimy tu twoje bachory, powiesz mi, komu pożyczyłeś wczoraj swój
samochód.
– Facet, ja nigdy nikomu nie pożyczam mojej bryki!
– To w takim razie, komu pożyczyłeś swoją dubeltówkę? Mów, koleś.
– Facet, już ci mówiłem, że nie mam żadnych dubeltówek!
– Opowiedz mi o Purpurowych Poganach – wtrącił się Jack. – Czy to kilku gości,
którzy lubią purpurowe samochody?
– To tylko nazwa naszego klubu, facet. Kupiłem purpurowy samochód, inni goście
z klubu też. O co wam w ogóle chodzi, koledzy?
Jack wyciągnął listę Wydziału Ruchu Drogowego – wydrukowane nazwiska
wszystkich posiadaczy mercurych. – Leonard, czytałeś gazety dziś rano?
– Nie. Bo co?
– Spokojnie. A słuchasz radia albo oglądasz telewizję?
– Nie mam ani radia, ani telewizora.
– To posłuchaj nas, Leonard. Szukamy trzech kolorowych, którzy lubią sobie
postrzelać i mają taki samochód jak ty, model czterdziesty ósmy, dziewiąty albo
pięćdziesiąty. Wiem, że nikogo byś nie zranił, widziałem twoją walkę z Gavilanem i
podoba mi się twój styl. Szukamy złych gości. Gości z wozem takim jak twój, gości,
którzy mogą należeć do tego twojego klubu.
Bidwell wzruszył ramionami.
– Dlaczego miałbym wam pomagać?
– Bo mój partner się na ciebie wścieknie, jeśli tego nie zrobisz.
– Aha, i przy okazji ja będę miał kartotekę wtyki.
– Żadnej kartoteki i w ogóle nie musisz nic mówić, tylko spójrz na tę listę i wskaż.
Masz, czytaj.
Bidwell potrząsnął głową.
– To są złe chłopaki, więc wam powiem. Sugar Ray Coates ma coupe 49, super
bryka. Jego dwaj kumple to Leroy i Tyrone. Chłopak uwielbia zabawić się dubeltówką,
słyszałem, że podnieca go zabijanie psów. Chciał należeć do mojego klubu, ale nie
zgodziliśmy się, bo to pospolity śmieć.
Jack sprawdził na liście – był: „Coates, Raymond, South Central 9611, pokój 114."
Denton wyjął swoją listę.
– Dwie minuty stąd. Jak się pospieszymy, to może będziemy tam pierwsi... – Już
widział te nagłówki w gazetach przedstawiające ich jako bohaterów.
– To spadamy.
To był hotel Tevere, w kształcie litery „L", nad pralnią. Denton wyłączył silnik i na
luzie wtoczył się na parking; Jack zobaczył schody prowadzące na górę – tylko jedno
piętro z pokojami, szeroko otwarte drzwi wejściowe. Szybko do góry i do środka –
krótki korytarz, niezbyt solidnie wyglądające drzwi. Jack wyciągnął swoją broń;
Denton wyjął dwa pistolety:.38–kę i automat. Patrzyli na numery na pokojach, dotarli
do 114–tki. Denton odchylił się do tyłu; Jack odchylił się do tyłu; kopnęli w tym
samym momencie. Drzwi wyleciały z zawiasów i mieli przed sobą czarnego młodziana
wyskakującego z łóżka.
Chłopak podniósł ręce do góry. Denton uśmiechnął się, wycelował. Jack
zablokował go – dwa strzały trafiły w sufit. Jack wbiegł do środka, chłopak próbował
zwiać; Jack doskoczył do niego: dwa uderzenia kolbą pistoletu w głowę. Przestał
stawiać opór – Denton skuł mu ręce z tyłu. Jack założył kastet i walnął go w twarz.
– Leroy i Tyrone. Gdzie?
Chłopak wypluł kawałki zębów. – Pod sto dwadzieścia jeden – wystękał, z ust
sączyła się krew.
Denton szarpnął go za włosy.
– Tylko go, kurwa, nie zabij – rzucił Jack.
Denton napluł chłopakowi w twarz; w korytarzu rozległy się krzyki. Jack wybiegł za
róg „L", wyhamował przed 121–ką. Zamknięte drzwi. Zbyt głośno było na korytarzu,
żeby usłyszeć, co się dzieje w pokoju.
Jack kopnął, poleciały drzazgi i drzwi otworzyły się z trzaskiem. Było dwóch
kolorowych – jeden śpiący na łóżku, drugi chrapiący na materacu. Jack wszedł do
środka. Słyszał zbliżające się wycie syren. Chłopak z materaca zaczął wstawać – Jack
powalił go ciosem z powrotem na legowisko, zdzielił drugiego, nim ten zdążył się
ruszyć. Syreny zawyły blisko i ucichły. Jack zobaczył pudełko na komodzie. Naboje do
dubeltówki: dwustrzałowego Remingtona. I pudełko na pięćdziesiąt nabojów, prawie
puste.
19
20
21
Jack patrzył na śpiącą Karen, jej widok pozwalał zapomnieć o ich kłótni. Wywołały
ją zdjęcia w gazecie: Wielki Vi i Cal Denton aresztujący trzech kolorowych obwiesiów
– podejrzanych w „Zbrodni Stulecia" Los Angeles. Denton ciągnął Fontaine'a za
głowę; Wielki Vi trzymał za kark pozostałych dwóch. Karen powiedziała, że
przypominają jej Scottsboro Boys; Jack odparł jej, że ocalił im ich cholerne życie, ale
teraz, kiedy już wiedział, że zgwałcili meksykańską dziewczynę, żałuje, że nie pozwolił
Dentonowi zabić ich na miejscu. I to był początek kłótni.
Karen spała zwinięta w kłębek, kawałek od niego – szczelnie przykryta, jakby
podejrzewała, że może ją uderzyć. Ubierając się, Jack patrzył na nią; ostatnie dwa dni
dały mu w kość. Nie pracował już nad sprawą Nite Owl, był z powrotem w
Obyczajówce.
Przesłuchiwania prowadzone przez Eda Exleya prawdopodobnie oczyściły ich z
zarzutu morderstwa – trzeba było jeszcze to potwierdzić zeznaniami dziewczyny,
którą skrzywdzili.
Bud White zagrał w rosyjską ruletkę, ale cała trójka zamilkła jak grób. Jak na razie
nie było jeszcze wiadomo, czy mieli czas, by zostawić dziewczynę, pojechać do Nite
Owl, wrócić do Darktown i dokonać zbiorowego gwałtu. Może Coates albo Fontaine
zostawili dziewczynę pod opieką Jonesa i załatwili tamtych z innymi kumplami. Nie
udało się znaleźć dubeltówek ani purpurowego mercury Coatesa. Nie trafiono w ich
hotelu na nic z rzeczy zrabowanych w restauracji; ubrania w piecu były zbyt spalone,
by można było zrobić analizę krwi. Z powodu perfum na rękach sukinsynów testy
parafinowe nic nie wykazały. A presja na Biuro była ogromna: szybko rozwiązać
sprawę.
Koroner próbował ustalić tożsamość ofiar klientów, porównując odciski zębów i
cechy fizyczne z danymi z list osób zaginionych. Ustalił tożsamość: kucharza,
kelnerki, kasjerki, ale nic na temat klientów. Sekcje zwłok wykazały, że kobiety nie
zostały zgwałcone. Może wcale nie strzelała ta trójka: Coates, Jones, Fontaine. Dudley
Smith poszedł na całość – jego ludzie przyciskali rabusiów, facetów z wariatkowa na
przepustkach, wszystkich znanych z używania broni przestępców. Ponownie
przesłuchano sprzedawcę gazet, który widział purpurowego mercury koło Nite Owl;
teraz mówił, że mógł to być też ford albo chevy. Sprawdzano zarejestrowane fordy i
chevy; a strażnik miejski, który zidentyfikował zbirów, teraz mówił, że nie jest pewien.
Ed Exley powiedział Greenowi i Parkerowi, że może mordercy postawili purpurowy
samochód koło Nite Owl, by skierować podejrzenie na tych czarnych; Dudley odrzucił
tę teorię – to mógł być i zwykły zbieg okoliczności. Łatwy na pierwszy rzut oka
przypadek zaczął się komplikować i pojawiło się całe mnóstwo możliwości.
Prasa bardzo dokładnie relacjonowała wszystko, co było związane z tą sprawą – Sid
Hudgens był już gotowy – ani słówka o świerszczykach, albo że „wszyscy mamy
tajemnice". Po bohaterskiej wersji aresztowań za pięćdziesiąt zielonych, Sid szybko
się rozłączył.
Przez ten Nite Owl Jack stracił dzień dochodzenia w sprawie świerszczyków.
Sprawdził w komisariacie na tablicach: żadnych tropów, żaden inny funkcjonariusz
niczego nie wykrył. Sam napisał krótki raport: nic o Christine Bergeron i Bobbym
Inge'u, nic o innych magazynach, które znalazł. Nic o swoich sprośnych marzeniach:
słodkiej Karen w takiej orgii.
Pocałował Karen w szyję, mając nadzieję, że obudzi się i uśmiechnie.
Nie poszczęściło mu się.
*
Zaczął od przepytywania na Charleville Drive, ale bez rezultatu: nikt z lokatorów
budynku, gdzie mieszkała Christine Bergeron, nie słyszał, jak wyprowadzała się razem
z synem; nikt nie miał pojęcia o mężczyznach, których przyjmowała. Sąsiadujące bloki
– to samo. Jack zadzwonił do liceum w Beverly Hills i dowiedział się, że Daryl
Bergeron był notorycznym wagarowiczem, który nie pojawił się w szkole od tygodnia;
wicedyrektor powiedział, że chłopak był zamknięty w sobie, ale nie sprawiał
problemów. Jack nie powiedział mu, że Daryl był zbyt zmęczony, by sprawiać
problemy: pieprzenie swojej matki na rolkach sporo musiało takiego dzieciaka
kosztować.
Następne odwiedziny: Stan's Drivein. Kierownik powiedział mu, że Chris Bergeron
ulotniła się przedwczoraj, dwie sekundy po tym, jak odebrała jakiś telefon. Nie, nie
wie, kto dzwonił; tak, zadzwoni do sierżanta Vincennesa, jeśli się zjawi; nie, Chris nie
bratała się przesadnie z klientami, jej znajomi też nie przychodzili do niej w
odwiedziny w czasie pracy.
I szybko do West Hollywood.
Mieszkanie Bobby'ego Inge'a, rozmowy z lokatorami i sąsiadami. Bobby płacił
czynsz w terminie, był zamknięty w sobie, nikt nie widział, jak się wyprowadzał. Pedał
z naprzeciwka powiedział, że „spotykał się z różnymi – nie miał stałego partnera".
Spróbował z drugiej strony: „świerszczyki", „Chris Bergeron", „ten mały zboczek
Daryl" – pedał zbył go z kamiennym wyrazem twarzy.
W West Hollywood nie ma co szukać – po wydarzeniach w Rumpus Room Bobby
nie pojawi się w tamtejszych barach dla pedałów. Jack zjadł hamburgera, przejrzał
kartotekę wykroczeń Inge'a – nie było też żadnych rewelacji w dokumentach jego
znanych policji znajomych.
Jack oglądał swoje nieprzyzwoite magazyny, nie mógł się skoncentrować,
sprzeczności w zdjęciach rozpraszały go. Atrakcyjne modelki, tandetne tła. Piękne
stroje sprawiały, że można było dwa razy oglądać odpychające zdjęcie pary
homoseksualistów w akcji. Artystyczne zdjęcia z orgii: krew z czerwonej farby,
złączone ciała na kołdrach – zdjęcia pokazujące ludzi z tak bliska, że niektórym trzeba
było przyjrzeć się uważnie, by zrozumieć, jaki fragment ciała się widzi – reakcja jego
męskości sprawiała, że chciało się oglądać zupełnie nagie kobiety. Te magazyny to
była pornografia produkowana dla pieniędzy – ale jakiś artysta maczał w tym palce.
Dosłownie burza mózgu.
Jack pojechał do sklepu, kupił nożyczki, taśmę klejącą, blok. Pracował w
samochodzie: twarze wycięte z magazynów, przylepione taśmą do papieru, kobiety i
mężczyźni osobno, zdjęcia tej samej osoby koło siebie, by ułatwić identyfikację.
I do Biura, żeby poszukać w kartotece tych twarzy: porównać te z wycinków ze
zdjęciami policyjnymi białych ludzi. Cztery godziny ślęczenia: obolałe oczy, żadnych
rezultatów. Potem do komisariatu w Hollywood, ich oddzielna kartoteka
Obyczajówki, znowu nic; posterunek szeryfa w West Hollywood – trzecie zero.
Pomijając Bobby'ego Inge'a, świerszczykowe piękności były tu dziewiczym gatunkiem
– nie notowani.
O wpół do piątej poczuł, że chyba nie może już nic zrobić. Przyszedł mu do głowy
jeszcze jeden pomysł: sprawdzić Bobby'ego Inge'a w Wydziale Ruchu Drogowego;
jeszcze raz sprawdzić Chris Bergeron – przejrzeć wszystkie wykroczenia. Inge'a w
informacji też jeszcze raz – może jest coś nowego. Znalazł automat, wykonał telefony.
Bobby Inge nie miał żadnych wykroczeń na koncie Drogówki: żadnych pozwów,
żadnych wystąpień w sądzie. Ale spisał wszystko o Bergeron: daty mandatów,
nazwiska ludzi ręczących finansowo, że w razie czego pojawi się w sądzie. Jedyną
nowością dla niego była kaucja sprzed roku na koncie Inge'a. I u Bergeron, i u Inge'a
pojawiało się to samo nazwisko. Kaucja za wyjście po oskarżeniu Inge'a o prostytucję
– zapłacona przez Sharon Kostenza, North Havenhurst 1649, West Hollywood. Ta
sama osoba zapłaciła mandat za szaleńczą jazdę Bergeron.
Jack podał w informacji nazwisko Sharon Kostenza i jej adres – w Kalifornii nie
notowana za przestępstwa kryminalne. Powiedział urzędnikowi, żeby poszukał tego
nazwiska w kartotekach wszystkich czterdziestu ośmiu stanów; zajęło mu to bite
dziesięć minut.
– Przykro mi, sierżancie. Nic nie ma na koncie.
Jeszcze raz do Drogówki; i tu niespodzianka: nikt o nazwisku Sharon Kostenza nie
posiada ani nigdy nie posiadał kalifornijskiego prawa jazdy! Jack pojechał do North
Havenhurst – numeru 1649 w ogóle nie było.
Wystarczy to połączyć: męska dziwka Bobby Inge, Kostenza płaci za niego kaucję,
kiedy go oskarżają o nierząd, prostytutki używają zmyślonych imion, męskie
prostytutki pozowały do zdjęć. A North Havenhurst od dawna słynął z agencji
towarzyskich. Czas powęszyć.
Kilkanaście krótkich rozmów; namiary na pobliskie burdele. Dwa na Havenhurst:
1611, 1564.
22
Ed, świetnie się spisałeś – powiedział Parker. – Nie pochwalam tego wtargnięcia
White'a, ale nie mogę narzekać na skuteczność. Potrzebuję ludzi takich inteligentnych
jak ty i... takich bezpośrednich jak Bud. I chcę, żebyście obaj zajmowali się sprawą
Nite Owl.
– Nie sądzę, sir, abyśmy ja i White mogli razem pracować.
– Nie będziecie musieli. Dudley Smith prowadzi śledztwo, więc White będzie
składał raporty bezpośrednio jemu. Jeszcze dwóch ludzi będzie pracować z Whitem,
Mike Breuning i Dick Carlisle – niezależnie, jak Dudley chce to rozegrać. Ekipa z
Hollywood będzie pracować nad sprawą i składać raporty porucznikowi Reddinowi,
który z kolei będzie składał raporty Dudleyowi. Wyznaczyliśmy już ludzi, którzy będą
utrzymywać łączność między wszystkimi ekipami zajmującymi się tą sprawą, a każdy
człowiek z Biura zgłasza to, czego dowiedział się od swych informatorów. Komendant
Green mówi, że Russ Miliard chce się odłączyć od Obyczajówki, by prowadzić
dochodzenie z Dudem, więc jest taka możliwość. Ogółem mamy dwudziestu czterech
funkcjonariuszy na całych etatach zajmujących się tylko tą sprawą.
– To czym mam się konkretnie zajmować?
Parker wskazał na plan rozpostarty na sztaludze. – Po pierwsze, ciągle nie
znaleźliśmy dubeltówek ani samochodu Coatesa i dopóki ta dziewczyna wykorzystana
przez bandytów nie wyjaśni tej wątpliwości z czasem, musimy przyjąć, że na razie
nadal są głównymi podejrzanymi. Od nerwowej reakcji White'a nie chcą mówić, więc
na razie trzymamy ich pod zarzutami porwania i gwałtu. Myślę...
– Sir, z chęcią jeszcze raz bym z nimi spróbował.
– Pozwól mi skończyć. Po drugie, ciągle nie znamy tożsamości pozostałych trzech
ofiar. Doktor Layman pracuje nad tym nawet po godzinach, a codziennie
przyjmujemy telefoniczne zgłoszenia od ludzi, którzy martwią się zaginięciem ich
ukochanych. Może to być i coś więcej niż zwykły napad rabunkowy, a jeśli
rzeczywiście tak się okaże, wtedy zająłbyś się drążeniem takiej ewentualności. Jak na
razie, jesteś łącznikiem między Instytutem Ekspertyz Sądowych, biurem prokuratora
okręgowego i poszczególnymi ekipami. Chcę, byś codziennie czytał wszystkie raporty,
oceniał je i osobiście dzielił się ze mną spostrzeżeniami. Pisemne streszczenie, jeden
egzemplarz dla mnie, drugi dla Thada Greena.
Ed próbował się nie uśmiechać – szwy na brodzie pomagały mu w tym. – Sir,
mógłbym zwrócić na coś uwagę, nim będziemy kontynuować?
Parker odchylił się na krześle. – Oczywiście.
Ed odliczał na palcach:
– Po pierwsze, dlaczego nie poszukać łusek w Griffith Park do porównania? Po
drugie, jeśli dziewczyna wykluczy ich obecność w Nite Owl w czasie zbrodni, co robił
tam zaparkowany w pobliżu purpurowy samochód? Po trzecie, jakie jest
prawdopodobieństwo, że znajdziemy dubeltówki i auto? Po czwarte, podejrzani
mówili, że zabrali dziewczynę do jakiegoś budynku na Dunkirk. Jakie dowody tam
znaleźliśmy?
– Sensowne uwagi. Ale po pierwsze, szanse na to, że znajdziemy łuski do
porównania, są bardzo nikłe. Strzelali z dubeltówek, więc łuski mogły wpadać do
samochodu, którym jechały te gnojki, a miejsca, gdzie ich widziano, nie były
dokładnie określone. Griffith Park to same wzgórza, przez ostatnie dwa tygodnie
padało i obsuwała się ziemia, a strażnik miejski wycofał się z jednoznacznego
stwierdzenia, że rozpoznaje naszych trzech aresztantów. Po drugie, sprzedawca gazet,
który widział samochód koło Nite Owl, teraz mówi, że może to był ford albo chevy,
więc sprawdzanie samochodów zamieniło się w koszmar. Jeśli myślisz, że samochód
ustawiono tam dla zmyłki, uważam, że to nonsens – skąd ktoś miałby wiedzieć, że
tam go należy umieścić? Po trzecie, brygada z Siedemdziesiątej Siódmej przetrząsa do
góry nogami całą południową część miasta w poszukiwaniu dubeltówek i samochodu,
przyciskają znajomych oskarżonych, istny galimatias. A po czwarte, w tym budynku
na Dunkirk na materacu było pełno krwi i nasienia.
– Wszystko zależy więc od tej dziewczyny – skwitował Ed.
Parker wziął do ręki formularz raportowy. – Inez Soto, dwadzieścia jeden lat,
studentka college'u. Jest w szpitalu Queen of Angels i właśnie dzisiaj rano przestały
działać środki uspokajające.
– Czy ktoś z nią rozmawiał?
– Bud White pojechał z nią wtedy do szpitala i od trzydziestu sześciu godzin nikt z
nią nie rozmawiał. Nie zazdroszczę ci tego zadania.
– Sir, czy mogę to zrobić samemu?
– Nie. Ellis Loew chce oskarżyć tych naszych chłopaków o porwanie i gwałt. Chce
ich wysłać do komory gazowej za to, za Nite Owl albo za oba. I chce w czasie
przesłuchania obecności śledczego z prokuratury i jakiejś funkcjonariuszki. Za
godzinę masz się spotkać w szpitalu z Gallaudetem i funkcjonariuszką od szeryfa. Nie
muszę mówić, że kierunek śledztwa będzie zależał od tego, co nasza panna Soto ci
powie.
Ed już wstał, gdy padło jeszcze jedno pytanie: – A tak prywatnie, uważasz, że to ci
czarni to zrobili?
– Nie wiem, sir.
– Chwilowo ich oczyściłeś. Czy myślałeś, że będę na ciebie zły z tego powodu?
– Sir, obu nam zależy na absolutnej sprawiedliwości. Poza tym za bardzo mnie pan
lubi.
Parker uśmiechnął się.
– Edmund, nie rozmyślaj też za dużo nad tym, co zrobił wtedy White. Jesteś warty
tuzin takich jak on. Zabił trzech ludzi, pełniąc obowiązki służbowe, ale to nic w
porównaniu z twoim wyczynem na wojnie. Nie zapominaj o tym.
23
Bud poszedł rzucić okiem na główną tablicę. Na temat Nite Owl było mnóstwo:
raporty z przesłuchań, sprawozdania z autopsji, podsumowania. Znalazł komunikat
11, przejrzał go. Sześciu urzędników informacji oddelegowanych do sprawdzenia
kartotek kryminalnych i rejestrowanych samochodów; brygada z 77 Ulicy przetrząsa
Darktown w poszukiwaniu dubeltówek i mercury'ego Raya Coatesa. Breuning i
Carlisle przyciskają znanych amatorów broni; dziewięciokrotnie przepytano
wszystkich w okolicy Nite Owl, ale nie znalazł się żaden świadek. Podejrzani Murzyni
odmawiali składania zeznań pracownikom Wydziału Policji LA, prowadzącym
śledztwo z ramienia prokuratora, czyli samemu Ellisowi Loewowi. Inez Soto nie
chciała współpracować i ewentualnie wykluczyć ich z kręgu podejrzanych; Ed Exley
przepytywał ją i orzekł, że trzeba do niej podchodzić niezwykle delikatnie.
Na dole tablicy: raporty dotyczące pracowników Wydziału Policji LA. Nic
przyjemnego: Lunceford przedstawiony jako sęp, generalnie niekompetentny.
Cuchnący wykaz wykroczeń; trzykrotnie wzywany do sądu za zaniedbanie
obowiązków służbowych. Wystosowano międzywydziałową prośbę o udzielanie
informacji na jego temat; zgłosiło się czterech funkcjonariuszy, którzy kiedyś
pracowali z Luncefordem. Krętacz, bufon, pił na służbie, zmuszał prostytutki do
robienia mu loda, próbował ściągać haracze od kupców z Hollywood za „ochronę" (już
nie na służbie) – oczekiwał, że pozwolą mu na sypianie w ich lokalach, kiedy
wyrzucono go z jego mieszkania za niepłacenie czynszu. Jakaś skarga przepełniła
kielich i Lunceford wyleciał w 1950 roku; wszyscy czterej funkcjonariusze stwierdzili,
że pewnie zginął w Nite Owl przypadkiem: jako policjant był częstym klientem
całonocnych barów – przeważnie przychodził, by wysępić darmowy posiłek;
prawdopodobnie był w Nite Owl o trzeciej rano, bo był uzależniony od heroiny, a
dlatego, że był bezdomny, Nite Owl musiało mu się jawić jako przytulne i ciepłe
miejsce.
Bud pojechał do komisariatu w Hollywood – ta Inez cały czas mu chodziła po
głowie, i Dudley, i Dick Stensland. Pamiętał, że chciała zerwać się z noszy, by zbliżyć
się do Sylvestera Fitcha przyczepionego paskami do wózka przysłanego z kostnicy;
krzyknęła: – Ja nie żyję, niech oni też umrą!
Dowiózł ją do karetki, ukradł trochę morfiny i strzykawkę, zrobił jej zastrzyk, kiedy
nikt nie patrzył. Niby najgorsze powinna już mieć za sobą, ale tak naprawdę,
najgorsze było jeszcze przed nią. Exley miał ją przesłuchiwać, wyciągać od niej
szczegóły, miała oglądać zdjęcia przestępców seksualnych, aż natrafi na tych, którzy ją
skrzywdzili. Ellis Loew chciał, by wszystko w tej sprawie było dopięte na ostatni guzik
– to znaczyło, że będą identyfikacje mężczyzn stojących w rządku, zeznania w sądzie.
Inez Soto: pierwszy świadek, który znalazł się w nagłówkach gazet na początku
kadencji najambitniejszego z dotychczasowych prokuratorów okręgowych – mógł
tylko odwiedzić ją w szpitalu i powiedzieć „Cześć", postarać się załagodzić jej
cierpienie. Odważna dziewczyna miała stanowić worek treningowy dla tchórzliwego
Eda Exleya.
Po Inez zaczął myśleć o Dicku.
Zemsta była udana: maska Kaczora Danny, skowyczący Exley. Zdjęcie było solidną
gwarancją; krew nadal rajcowała Dicka – jej smak utwierdzał go w tym, że ciągle jest
jeszcze silny i w dobrej formie. Praca w delikatesach Kikeya T. była beznadziejna –
sklep był znanym miejscem spotkań miłośników hazardu, na pewno Dick prędzej czy
później naruszy warunki zwolnienia warunkowego. Stens spał w swoim samochodzie,
chlał, grał w kasynach – gówno się nauczył w więzieniu.
Bud skręcił na północ, w Vine; słońce oświetliło jego odbicie w przedniej szybie.
Przekrzywił mu się krawat: oznaka przynależności do Wydziału Policji w LA, miał na
nim cyfrę 2. Symbolizowała ludzi, których zabił; będzie musiał sprawić sobie nowe
krawaty? – po dodaniu Sylvestera Fitcha powinien mieć trójkę. To był pomysł
Dudleya: dawały poczucie solidarności wśród pracowników Oddziałów
Prewencyjnych. Te cyfry na krawatach miały swoje zalety: kobiety bardzo je lubiły.
Dudley był nie do wygięcia: umiał mówić i był inteligentny jak cholera.
Zawdzięczał mu więcej niż Dickowi Stenslandowi – to on ocalił mu skórę w aferze z
Krwawymi Świętami, załatwił mu przeniesienie do Prewencji, a potem do Zabójstw.
Ale kiedy Dudley Smith kogoś uratował, to człowiek był do jego dyspozycji – a był o
tyle inteligentniejszy od całej reszty, że nigdy nie wiedziało się, czego od ciebie
naprawdę chciał albo w jaki sposób cię wykorzystywał – wysławiał się tak
ekstrawagancko, że człowiek tracił orientację. Nie było to strasznie irytujące, ale
jednak to się czuło; było coś przerażającego w tym, jak Mike Breuning i Dick Carlisle
podporządkowywali się mu bezgranicznie. Dudley potrafił tobą dowolnie
manipulować, napuścić na coś – i nigdy nie dawał odczuć, że jesteś jakimś kretynem
przypominającym grudkę gliny. Ale nigdy nie ukrywał jednej rzeczy – że zna ciebie
lepiej niż ty sam.
Nie było żadnych miejsc do zaparkowania. Bud musiał przejechać trzy kwartały
dalej i stamtąd dotarł do biura detektywów. Nie było Exleya, wszystkie biurka zajęte:
mężczyźni rozmawiający przez telefon, robiący notatki. Ogromna tablica, cała
poświęcona Nite Owl. Dwie kobiety przy stole, za nimi tablica rozdzielcza, koło nóg
napis: „pytania do inf/drog".
Bud podszedł, mówił głośno, żeby zagłuszyć prowadzone przez innych rozmowy
telefoniczne.
– Robię wywiad środowiskowy na temat Cathcarta i chciałbym dostać wszystko, co
o nim macie, znajomych, gdzie pracował. Facet siedział dwa razy za gwałt na
nieletniej. Chcę wszystkie szczegóły dotyczące wnoszących skargi dziewczyn i
aktualne adresy. Trzy razy ciążyły na nim zarzuty o nakłanianie do nierządu, ale nie
został skazany. Chciałbym też, by sprawdziły panie wszystkie ekipy Obyczajówki w
komisariatach w mieście i okręgu, żeby zobaczyć, czy ma gdzieś kartotekę. Jeśli tak,
chciałbym znać nazwiska dziewczyn, które sprzedawał. Jak będą jakieś nazwiska,
chciałbym mieć daty urodzin i żeby je sprawdzić wszędzie u nas, w wykazie zwolnień
warunkowych dla miasta i okręgu, więzieniach dla kobiet. Interesuje mnie wszystko.
Jasne?
Dziewczyny odwróciły się do tablicy rozdzielczej; Bud podszedł do tablicy o Nite
Owl, odszukał raport „Ofiara Lunceford". Jedna nowość: funkcjonariusz z
komisariatu w Hollywood rozmawiał z szefem Lunceforda z Might Men Agency.
Wynikało z tego, że Lunceford zaglądał do Nite Owl praktycznie każdego dnia nad
ranem – po tym, jak kończył swoją służbę w Pickwick Bookstore Building, trwającą od
szóstej do drugiej w nocy.
Lunceford był typowym ochroniarzem - włóczęgą, któremu nie wolno było nosić
przy sobie broni; żadnych znanych wrogów, żadnych znanych przyjaciółek, nie
trzymał się ze znajomymi z Mighty Men, spał w małym namiocie za Hollywood Bowl.
Namiot sprawdzono i zinwentaryzowano: śpiwór, cztery mundury agencji Mighty
Men, sześć butelek słodkiego wina marki Old Monterey.
Adios, zasrańcu – byłeś w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Bud
sprawdził, czy Lunceford ma na koncie jakieś aresztowania: dziewiętnaście drobnych
wykroczeń w ciągu jedenastu lat bycia gliną, można wykluczyć zemstę jako motyw,
zresztą zabicie sześciu ludzi, żeby dorwać jednego śmierdziela, i tak nie jawiło się jako
prawdopodobny motyw.
Cały czas ani śladu Exleya, Breuninga czy Carlisle'a. Bud przypomniał sobie
notatkę Dudleya: sprawdź kartotekę Lunceforda w komisariacie. Dobry pomysł:
raporty z przesłuchań dokonywanych przez policjantów w terenie układano według
nazwisk funkcjonariuszy. Bud poszedł do magazynu, otworzył szufladę „L"
Żadnego skoroszytu opisanego „Lunceford, Malcolm". Godzina sprawdzania, czy
przypadkiem jego dane nie zawieruszyły się pod inną literą – od „A" do „Z" – nic.
Żadnych raportów z przesłuchań w terenie – dziwne – może Włóczęga Mai nigdy nie
składał swych sprawozdań do archiwum. Prawie południe, czas coś przegryźć – kupi
kanapkę i wybierze się pogadać z Dickiem.
Zjawili się Carlisle i Breuning – beztrosko popijali kawę. Bud znalazł wolny telefon,
i zadzwonił do swoich wtyk. Snake Tucker nic nie słyszał; Fats Rice i Johnny Stomp to
samo. Jerry Katzenbach powiedział, że to Rosenbergowie – oni z celi śmierci wydali
rozkaz popełnienia tej zbrodni. Wniosek: Jerry znowu zaczął ćpać. Zjawiła się
dziewczyna z informacji i wręczyła mu jakąś wyrwaną kartkę.
– Niewiele tego. Nie ma nic na temat jakichś znajomych Cathcarta, szczegółów też
niewiele więcej niż w jego kartotece. I nie ma prawie nic na temat skarg złożonych
przez zgwałcone nieletnie, oprócz tego, że miały czternaście lat i były blondynkami
pracującymi w Lockhead w czasie wojny. Podejrzewam, że były bezdomne. U szeryfa
Cathcart ma kartotekę, są w niej nazwiska dziewięciu prostytutek, które
prawdopodobnie pracowały dla Cathcarta. Sprawdziłam je. Dwie zmarły na syfilis,
trzy były nieletnie i jednym z warunków przyznania im nadzoru było to, że opuszczą
stan, na temat dwóch nie udało mi się znaleźć kompletnie nic. Pozostałe dwie są na tej
kartce. Czy na coś się to przyda?
Bud przywołał gestem Breuninga i Carlisle'a. – Tak. Dziękuję.
Urzędniczka odeszła; Bud przejrzał kartkę, którą mu wręczyła, dwa nazwiska były
zakreślone; Jane „Piórko" Royko, Cynthia „Grzeszna Cindy" Benavides. Ostatnie
znane adresy, znane uczęszczane miejsca: mieszkania na Poinsettia i Yucca, bary.
Podeszli protegowani Dudleya.
– Te dwa nazwiska, sprawdźcie je, dobrze? – rzucił krótko Bud.
– Ten cały wywiad środowiskowy to idiotyczny pomysł – odparł Carlisle. – Jestem
pewien, że to Murzyni.
Breuning podniósł kartkę. – Dud mówi, że mamy to robić, więc robimy.
Bud sprawdził ich krawaty – w sumie pięć trupów na koncie. Gruby Breuning,
szczupły Carlisle – pomimo to jakoś wyglądali na bliźniaków. – To zajmiecie się tym,
co?
Przy Abe's Noshery nie miał gdzie zaparkować, przejechał wokół kwartału. Chevy
Dicka stało z tyłu, puste butelki po alkoholu leżały na siedzeniu: naruszenie
warunków zwolnienia warunkowego numer jeden. Bud znalazł miejsce, podszedł i
zajrzał przez okno: Stens łapczywie pijący tanie wino, gadający o pierdołach z byłymi
więźniami – Lee Vachssem, Dwójką Perkinsem, Johnnym Stompem. Jakiś facet, na
oko gliniarz, jedzący przy kontuarze: kęs, spojrzenie na zgromadzenie znanych
przestępców, kolejny kęs – z regularnością maszyny.
Wrócił do komisariatu w Hollywood – wkurzony na siebie, że ciągle grał rolę
opiekunki do dziecka.
Czekał na niego Breuning i dwie, na oko, prostytutki – rechoczące w dusznym
pomieszczeniu. Bud zastukał w szybę, Breuning wyszedł.
– Która jest która? – spytał Bud.
– Blondynka to Piórko Royko. A słyszałeś kawał o szczodrze obdarzonym słoniu?
– Co im powiedziałeś?
– Powiedziałem, że chodzi o rutynowy wywiad środowiskowy dotyczący Duke'a
Cathcarta. Czytały gazety, więc nie były zdziwione. Bud, to na pewno te czarnuchy.
Zapłacą za tę meksykańską cizię, Dudley każe nam zajmować się tymi bzdetami, bo
Parker chce mieć pokazową sprawę i słucha tego żółtodzioba Exleya i jego wydumań...
Bud dźgnął go w piersi.
– Inez Soto nie jest żadną cizią i może to wcale nie ci goście. Więc ty i Carlisle
weźcie się do odwalenia policyjnej roboty.
Breuning spokorniał i odszedł, wygładzając sobie koszulę. Bud wkroczył do
pokoiku. Dziwki wyglądały źle: tleniona blondynka, farbowana ruda, zbyt dużo
makijażu i już nie te lata.
– Więc czytałyście gazety dziś rano – zaczął Bud.
– Tak. Biedny Dukey – odparła Piórko Royko.
– Nie brzmi to tak, jakbyś bardzo go żałowała.
– Dukey to był Dukey. Był padalcem, ale nigdy nas nie bił. Miał słabość do
chiliburgerów, a w Nite Owl mieli dobre. O jeden chiliburger za wiele, niech
odpoczywa w pokoju.
– Wierzycie w to, co piszą w gazetach, że to rabunek?
Cindy Benavides pokiwała głową. Piórko powiedziała: – Pewnie. A o co chodziło?
Ty tak nie myślisz?
– Prawdopodobnie macie rację. A co z wrogami? Duke miał jakichś?
– Nie, Dukey to był Dukey.
– Iloma dziewczynami jeszcze się opiekował?
– Tylko nami. Jesteśmy skromnymi resztkami stajni biednego Dukeya.
– Słyszałem, że kiedyś opiekował się dziewięcioma. Co się stało? Kłopoty z
rywalizującymi alfonsami?
– Facet, Duke był marzycielem. Sam lubił młody towar i lubił opiekować się
młodymi. Młode szybko się nudzą i ruszają dalej, chyba że ich opiekun robi się
nieprzyjemny. Dukey potrafił być przykry dla mężczyzn, ale nigdy dla kobiet. Niech
odpoczywa w spokoju.
– W takim razie Duke musiał mieć jeszcze jakieś źródło dochodów. Dwie
dziewczyny nie wystarczą na utrzymanie.
Piórko zaczęła zdrapywać lakier z paznokcia.
– Dukey był napalony na jakiś nowy interes. Rozumiesz, zawsze coś tam kręcił. Był
marzycielem. I te jego interesy dawały mu szczęście, i dlatego uważał, że mizerny
dochód, który zapewniałyśmy mu ja i Cindy, nie był aż taki zły.
– Mówił wam dokładnie, czym się zajmuje?
– Nie.
Cindy wyjęła szminkę i pociągnęła usta kolejną warstwą.
– Cindy, mówił coś tobie?
– Nie – odparła piskliwym głosikiem.
– Nie wspominał nic o jakichś wrogach?
– Nie.
– A co z kobietami? Kręcił ostatnio z jakąś młodą?
Cindy wyjęła chusteczkę, zacisnęła na niej wargi. – Nnie.
– Ty w to wierzysz, Piórko?
– Wydaje mi się, że Duke o nikim takim nie wspominał. Możemy już iść? Bo...
– Idźcie. Niedaleko po lewej jest postój taksówek.
Dziewczyny szybko się zmyły; Bud dał im kawałek odejść, a potem pobiegł do
swojego samochodu. Podjechał do Sunset i zatrzymał się niedaleko postoju; dwie
minuty czekania.
Nadeszły Cindy i Piórko. Każda wzięła swoją taksówkę, pojechały w różne strony.
Cindy na północ przez Wilcox, może w stronę domu – Yucca 5814. Bud ruszył
skrótem; taksówka pojawiła się po chwili. Cindy wysiadła, podeszła do zielonego de
soto i odjechała na zachód. Bud policzył do dziesięciu i ruszył za nią. Do Highland,
przez Cahuenga Pass do Valley, na zachód po Ventura Boulevard. Bud trzymał się
blisko; Cindy jechała szybko, środkowym pasem. Nagle gwałtownie skręciła w prawo i
zatrzymała się przy krawężniku przed jakimś motelem – pokoje i basen.
Bud zahamował, zawrócił i patrzył. Cindy podeszła do pokoju po lewej, zapukała.
Dziewczyna – koło piętnastki, blondynka – wpuściła ją do środka. Młody towar –
pewnie za intymne kontakty z podobnymi dziewczynami Duke Cathcart był oskarżany
o gwałt na nieletnich.
Nastał czas obserwacji.
Cindy wyszła dziesięć minut później, wsiadła do samochodu, zawróciła i ruszyła z
powrotem w stronę Hollywood. Wtedy Bud zapukał w drzwi dziewczyny. Otworzyła,
ze łzami w oczach. Z radia huczało: Masakra w Nitę Owl, zbrodnia stulecia w
Południowej Kalifornii.
Dziewczyna wytężyła wzrok. – Jesteś z policji?
Bud skinął i szybko zapytał: – Słonko, ile ty masz lat?
Jej oczy ponownie zmętniały.
– A jak się nazywasz?
– Kathy Janeway. Kathy pisze się przez „K". Bud zamknął drzwi. – To ile masz lat?
– Czternaście. Dlaczego mężczyźni zawsze o to pytają? Akcent miała z prerii.
– Skąd jesteś?
– Z Północnej Dakoty. Ale jeśli mnie tam odeślecie, to i tak znowu ucieknę.
– Dlaczego?
– Mam się wyrażać jaśniej? Duke mówił, że to kręci mnóstwo gości.
– Nie bądź taka harda, co? Jestem po twojej stronie.
– Bez jaj.
Bud rozejrzał się po pokoju. Misie panda, magazyny filmowe, dziewczęca sukienka
na serwantce. Żadnych typowych dla kurw ciuchów, żadnych strzykawek ani nic
takiego.
– Czy Duke był dla ciebie dobry?
– Nie kazał mi tego robić z facetami, jeśli o to pytasz.
– Chcesz powiedzieć, że robiłaś to tylko z nim?
– Nie, chcę powiedzieć, że mój stary to ze mną robił, a potem inny facet kazał mi to
robić z facetami, ale Duke mnie od niego zabrał.
Alfonsia intryga.
– Jak się ten gościu nazywał?
– Nie! Nie powiem ci i nie możesz mnie do tego zmusić, zresztą już i tak
zapomniałam!
– To w końcu co pamiętasz, słonko?
– Nie chcę powiedzieć!
– No już, spokojnie. Więc Duke był dla ciebie dobry?
– Nie uciszaj mnie. Duke był misiem panda, chciał tylko spać ze mną w jednym
łóżku i grać ze mną w karty. Czy to aż takie złe?
– Kochanie...
– Mój stary był gorszy! A wujek Arthur jeszcze gorszy!
– No, już cicho, dobrze?
– Nie możesz mnie zmusić!
Bud złapał ją za ręce. – Czego chciała Cindy?
Kathy wyrwała się.
– Powiedziała mi, że Duke nie żyje, co wie każdy kretyn, który ma radio.
Powiedziała mi, że Duke jej mówił, że jak jemu coś się stanie, ona ma się mną
zaopiekować, i dała mi teraz dziesięć dolarów. Powiedziała, że nagabywała ją policja.
Odparłam, że dziesięć dolarów to niezbyt dużo, poczuła się urażona i zaczęła na mnie
krzyczeć. A skąd wiesz, że Cindy tu była?
– Nieważne.
– Czynsz za to mieszkanie to dziewięć dolarów za tydzień i...
– Dam ci trochę więcej kasy, jeśli po...
– Duke nigdy nie był wobec mnie taki podły!
– Kathy, uspokój się i pozwól mi zadać kilka pytań, a może dowiemy się, kto zabił
Duke'a. Dobrze?
Dziecięce westchnienie. – No dobrze, pytaj.
Bud zaczął miękko: – Cindy mówiła, że Duke powiedział jej, by się tobą
zaopiekowała, jeśli mu się coś stanie. Myślisz, że czuł, że coś się wydarzy?
– Nie wiem. Może.
– Dlaczego może?
– Może dlatego, że Duke był ostatnio nerwowy.
– Dlaczego był nerwowy?
– Nie wiem.
– Nie pytałaś go?
– Powiedział mi: „To tylko interesy".
Piórko też mówiła: „Napalony na jakiś nowy interes".
– Kathy, czy Duke zaczynał rozkręcać jakiś nowy interes?
– Nie wiem, Duke mówił, że nie warto dziewczynom zawracać głowy rozmowami o
pracy. A ja wiem, że zostawił mi dużo więcej niż nędzne dziesięć dolców...
Bud dał jej swoją wizytówkę.
– To jest mój numer służbowy. Zadzwoń do mnie, dobra?
Kathy strąciła pandę z łóżka.
– Duke był strasznie niezorganizowany i niechlujny, ale mnie to nie przeszkadzało.
Miał słodki uśmiech i tę słodką bliznę na piersiach i nigdy na mnie nie krzyczał. Mój
stary i wujek Arthur zawsze krzyczeli, a Duke nigdy. Czy to nie miło z jego strony?
Bud przed wyjściem ścisnął ją za rękę. Nim doszedł do ulicy, usłyszał, jak szlocha.
Wrócił do samochodu, miał mętlik odnośnie dotychczasowych wyników węszenia
przy Cathcarcie. „Nowy interes" Duke'a i alfonsia intryga – bardzo mało
prawdopodobne jako motyw; jego słabość do chiliburgerów w Nite Owl na 99%
przypieczętowała jego śmierć.
Alfons, gwałciciel nieletnich i hazardzista, i były gliniarz ofiarami – dziwne, ale
normalne jak na Hollywood Boulevard o trzeciej nad ranem. Wniosek: dużo roboty
dla Dudleya – może Cindy miała do ukrycia nie tylko pieniądze. Mógłby siłą wydostać
z niej kasę, wysłuchać pewnej ilości alfonsich plotek, zakończyć zbieranie informacji o
Cathcarcie i poprosić Duda, by go wysłał do Darktown. Proste – ale Cindy była nie
wiadomo gdzie, a Kathy nie dawała mu spokoju, musiał zająć się jej sprawą. Nagle
uświadomił sobie, czego brakowało na tablicy w komisariacie: raportu z przeszukania
mieszkania Cathcarta. Jest pewna szansa, że może tam być wykaz pracujących dla
Duke'a prostytutek – tropy prowadzące do jego nowego interesu i alfonsa, od którego
kupił Kathy – dobre zajęcie na zabicie czasu.
Bud skierował się w stronę Cahuenga. Zauważył z tyłu czerwonego sedana ,
wydawało mu się, że widział go koło motelu. Przyspieszył, przejechał koło mieszkania
Cindy – nie było zielonego de soto ani czerwonego sedana. Pojechał do Silverlake, od
czasu do czasu spoglądając w tylne lusterko. Nie miał ogona – to tylko jego
wyobraźnia.
Lokum przy Vendôme 9819 wyglądało na nienaruszone – mieszkanie w garażu za
małym, zdobionym sztukaterią domem. Żadnych reporterów, żadnych taśm
policyjnych odgradzających miejsce zbrodni, żadnych opalających się okolicznych
mieszkańców. Bud otworzył drzwi pchnięciem.
Typowe kawalerskie mieszkanie: połączony z sypialnią salon, łazienka, kuchenka.
Zapalił na chwilę światło, żeby szybko rozejrzeć się po mieszkaniu – tak, jak go
nauczył Dudley. Rozłożony tapczan. Tanie widoki znad morza na ścianach. Jedna
serwantka, garderoba. Brak drzwi przy wejściu do kuchenki i łazienki – porządek,
czysto. W całym mieszkaniu panował podejrzany porządek – przeczyło to temu, co
powiedziała Kathy: „Duke był strasznie niezorganizowany i niechlujny".
Szukanie drobiazgów – kolejna nauka Dudleya. Telefon na szafce nocnej,
sprawdzić szuflady: ołówki, nie było notesu ani wykazu jego prostytutek. Stos książek
telefonicznych z żółtymi kartkami, przeszukał je: Okręg LA, Okręg Riverside, Okręg
San Bernardino, Okręg Ventura. Widać było, że używano tylko książki San Berdoo –
wygniecione strony, pomarszczony grzbiet. Sprawdził, które najbardziej wygniecione:
„Drukarnie". Może ma to jakiś związek ze sprawą, ale prawdopodobnie nie: jedna z
ofiar, Susan Lefferts, pochodziła z San Berdoo.
Bud uważnie przyglądał się wszystkiemu po kolei. Łazienka i kuchnia
nieskazitelnie czyste; starannie złożone koszule na serwantce. Dywan czysty, nieco
przybrudzony na brzegach.
Ostatnie spojrzenie: łóżko już ktoś sprawdził, wyczyścił – może przeszukał je jakiś
profesjonalista. Sprawdził zawartość szafy: marynarki i spodnie zsuwające się z
wieszaków. Cathcart miał eleganckie ubrania – ktoś je przymierzał, może nie tylko
sam Duke – ten niechluj Kathy. Ale ten ktoś, kto przeszukiwał mieszkanie, nie
interesował się zbytnio ubraniami Cathcarta.
Bud sprawdził każdą kieszeń we wszystkich rzeczach: kawałeczki płótna, drobne,
nic ciekawego. Pomysł: test na sprawdzenie tego, który przetrząsał ten lokal. Poszedł
do samochodu, wyjął swój zestaw i posypał niektóre miejsca proszkiem: na serwantce
muszą być jakieś ślady, niewidzialne gołym okiem. Znalazł tylko smugi po wycieraniu
śladów.
Mieszkanie zostało profesjonalnie oczyszczone.
Bud spakował się, wyszedł, zrobił sobie kolejną burzę mózgu – pomyślał o wojnie
alfonsów, ale odrzucił pomysł – Duke Cathcart miał dwie klacze w swojej stajni, nie
miał serca, żeby sprzedawać czternastoletnią nimfetkę – był beznadziejnym alfonsem.
Bud starał się znaleźć jakieś elementy wspólne między wyczyszczeniem mieszkania
Duke'a i sprawą Nite Owl – nie bardzo widział związek, cały czas wiele wskazywało,
na to, że zrobiły to aresztowane już czarnuchy. Trzeba by raczej przeszukać powiązań
z „nowym interesem"
Cathcarta – Piórko Royko wspominała o nim, sprawiała wrażenie, że rzeczywiście
nic więcej nie wie, w odróżnieniu od Grzesznej Cindy, która coś chyba ukrywała.
Teraz trzeba zająć się Cindy – była winna Kathy pieniądze.
Zaczęło zmierzchać. Bud pojechał do mieszkania Cindy, zobaczył zielonego de soto.
Jęki z na wpół otwartego okna – podciągnął się na parapet, wśliznął do środka.
Ciemny przedpokój, chrząkchrząkchrząk z pobliskich drzwi. Bud podszedł, zajrzał.
Cindy i gruby gościu, łóżko jakby miało zaraz się zarwać. Spodnie grubasa na
klamce – Bud wykradł z nich portfel, opróżnił go, zagwizdał.
Cindy krzyknęła. Tłuścioch nie przestawał ładować. Bud wrzasnął:
– ZASRAŃCU, CO TY WYRABIASZ Z MOJĄ KOBIETĄ!!!!
Wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Grubas wybiegł, trzymając się za fiuta; Cindy schowała się pod kołdrą. Bud
zobaczył torebkę, opróżnił ją, wziął pieniądze. Cindy wymknął się kolejny krzyk. Bud
kopnął w łóżko.
– Wrogowie Duke'a. Mów, to cię nie przymknę.
Cindy wystawiła głowę. – Ja... nic... nie... wiem.
– Już ci, kurwa, wierzę. Spróbujmy inaczej: załóżmy, że ktoś włamał się do
mieszkania Duke'a, podaj mi nazwisko podejrzanego.
– Nie... wiem.
– Ostatnia szansa. Ty coś ukrywałaś na komisariacie, Piórko była czysta.
Pojechałaś do motelu, gdzie mieszka Kathy Janeway, i dałaś jej dziesiątaka. Co jeszcze
zataiłaś?
– Posłuchaj...
– Słucham.
– Czego chcesz?
– Zdradź mi, co to był za nowy interes Duke'a i nazwiska jego wrogów. Powiedz mi,
kto był kiedyś alfonsem Kathy.
– Nie wiem, kto był jej alfonsem!
– To w takim razie pozostałe dwie sprawy.
Cindy wytarła twarz, rozmazała szminkę i makijaż.
– Wiem tylko, że ten facet chodził i przygadywał kobiety z barów, zachowywał się
jak Duke. Wiesz, te same dowcipy, był podobny do Duke'a. Słyszałam, że szukał
dziewczyn, które miały być na telefon. Nie rozmawiał ze mną ani z Piórkiem, to, co
słyszałam, musi być już mocno nieaktualne, było to jakieś dwa tygodnie temu...
„Ten facet" mógł być tym, który przetrząsnął mieszkanie, „ten facet" mógł
przymierzać ubrania Cathcarta. – Nadawaj dalej.
– Tylko tyle słyszałam, to wszystko.
– Jak ten facet wyglądał?
– Nie wiem.
– Kto ci o nim mówił?
– Nawet nie wiem, słyszałam to od jakichś dziewczyn plotkujących przy stoliku
obok w tym cholernym barze.
– No dobrze, spokojnie. Nowy interes Duke'a. Słucham.
– Facet, to było tylko kolejne nierealne marzenie Duke'a.
– To dlaczego mi nie powiedziałaś o tym wcześniej?
– Znasz to stare powiedzenie „Nie mówi się źle o zmarłych"?
– No. A wiesz, do czego są zdolne lesbijki w więzieniach dla kobiet?
Cindy westchnęła.
– Nierealny plan Duke'a numer sześć tysięcy, on w roli sprzedawcy świerszczyków.
Niezłe, co? Mówił, że zamierza opychać te dziwne świerszczyki. Tylko tyle wiem,
kiedyś przez krótką chwilę rozmawialiśmy na ten temat i to wszystko, co powiedział
Duke. Nie wgłębiałam się w temat, bo umiem odróżnić pobożne życzenia od mających
szansę powodzenia projektów. A teraz wyniesiesz się już stąd?
Z pogawędek w Biurze wiedział, że to Obyczajówka zajmuje się jakąś pornografią.
– Jakiego rodzaju świerszczyki?
– Facet, już mówiłam, że nie wiem, to była bardzo krótka rozmowa.
– Zapłacisz Kathy to, co Duke ci zostawił?
– Pewnie, dobry Samarytaninie. Raz dziesięć, drugi raz dziesięć. Gdybym jej dała
od razu całą kasę, wydałaby wszystko na magazyny filmowe.
– Być może tu wrócę.
– Będę czekała z niecierpliwością.
*
Bud podjechał do jakiejś skrzynki, wysłał pieniądze specjalną przesyłką: Kathy
Janeway, motel Orchid View, mnóstwo znaczków i kilka przyjaznych zdań. Ponad
cztery stówy – dla dziewczęcia to mała fortuna.
Była siódma – ciągle zostało jeszcze trochę czasu do zabicia przed spotkaniem z
Dudleyem. Więc do Biura, żeby wypełnić czymś czas: Obyczajówka, tablica stojąca w
głównej sali. To brygada 4 zajmuje się świerszczykami – Kifka, Henderson,
Vincennes, Stathis – czterech ludzi zajmuje się pedalskim porno i żaden z nich nie
zgłosił trafienia na jakiś trop.
Nikogo nie było w sali, musi przyjść rano, choć pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie.
Poszedł do Zabójstw, zadzwonił do Abe's Noshery.
– Abe's. – Odebrał Stens.
– Cześć, Dick, to ja.
– O? Sprawdzasz mnie?
– Przestań, Dick.
– Nie, naprawdę tak myślę. Teraz jesteś człowiekiem Dudleya. Może Dud nie lubi
ludzi, którym wciskam moje konserwy wołowe. Może Dud potrzebuje informacji i
myśli, że tobie powiem. Już nie jesteś sam sobie panem.
– Piłeś, partnerze?
– Teraz piję koszernie. Powiedz to Exleyowi. Powiedz mu, że Kaczor Danny chce z
nim zatańczyć. Powiedz mu, że czytałem o jego starym i Parku Popieprzonych
Marzeń. Powiedz mu, że być może zjawię się na ceremonii otwarcia, powiedz mu, że
Kaczor Danny byłby zadowolony, gdyby spotkał tam sierżanta Eda sukinsyna Exleya,
żeby jeszcze raz z nim zatańczyć.
– Odbija ci, Dick.
– Co ty, kurwa, pieprzysz. Jeszcze tylko jeden taniec, Kaczor Danny zbije mu
okulary i wgryzie się w jego pieprzone gardło.
– Dick, do cholery...
– Wiesz co, pieprz się! Czytałem gazety, widziałem, kto pracuje nad Nite Owl. Ty,
Dudley S., Exley i reszta ludzi Dudleya. Jesteś, kurwa, współpracownikiem tego
pieprzonego sukinsyna, który mnie wrobił, wisicie na tym samym pasku, więc jeśli
my...
Bud dał sobie spokój. Ruszył na parking, kopiąc różne rzeczy po drodze – i nagle
zrozumiał.
Powinien był wylecieć za te Krwawe Święta. Dudley go uratował. Jak na razie,
Exley jest bohaterem sprawy Nite Owl – ale to on będzie musiał wysłać Inez Soto
jeszcze raz do piekła, przez które przeszła. Jest coś dziwnego z tym Cathcartem, może
się okazać, że sprawa jest czymś znacznie więcej, niż tylko napadem rabunkowym
grupy świrów. On może rozwiązać tę sprawę, zagiąć Exleya i może w ten sposób jakoś
pomóc Stensowi. Czyli reasumując: Nie informować Obyczajówki o poszlakach
prowadzących do świerszczyków. Ukrywać rezultaty swojego dochodzenia przed
Dudleyem. DZIAŁAĆ JAK SAMODZIELNY DETEKTYW – A NIE BYĆ TYLKO
MIĘŚNIAKIEM.
Dla dodania odwagi, przypominał sobie gadkę pijanego ekspartnera: Już nie jesteś
panem samego siebie. Już nie jesteś panem samego siebie. Już nie jesteś panem
samego siebie. Bał się. Był dłużnikiem Dudleya. Narażał się jedynemu człowiekowi na
ziemi, który był bardziej niebezpieczny od niego samego.
24
25
Minęły dwa dni, od kiedy skonfiskował wizytówkę FleurdeLis i nie miał pojęcia, czy
mu się w ogóle do czegoś przyda.
Dwa dni, jeden podejrzany: Lamar Hinton, wiek 26 lat, aresztowany pod zarzutem
napaści, skazany za napad z bronią w ręku, odsiedział dwa lata w Chino – zwolniony
warunkowo w marcu 51 roku. Obecne miejsce zatrudnienia: technik
telekomunikacyjny w P.C. Bell – przydzielony mu opiekun sądowy podejrzewał, że
dorabia na boku, instalując lewe linie telefoniczne bukmacherom.
Siedział wgapiony w zdjęcie z policyjnej kartoteki: Hinton był tym mięśniakiem,
którego widział w domu Timmy'ego Valburna. Dwa dni minęły i żadnego przełomu w
tkwiącym w martwym punkcie dochodzeniu. A rozwiązanie sprawy było przepustką
do Narkotyków, co teraz oznaczało, że sprawa ta nieuchronnie doprowadzi do
powołania na świadków Valburna i Billy'ego Dieterlinga – pedałów z szerokimi
znajomościami gdzie trzeba, którzy mogliby zrujnować mu karierę.
Dwa dni ślęczenia nad różnymi dokumentami – wszystkie, nawet okrężne, drogi
wyczerpane. Sprawdził raporty z innych przestępstw, rozmawiał z aresztantami –
wszyscy się wypierali – nikt nie przyznał się do kupienia kiedykolwiek takich
świerszczyków. Cały dzień zmarnowany; w Obyczajówce nic, co mogłoby uaktywnić
jego tropy: Stathis, Henderson, Kifka złożyli raport stwierdzający, że nic nie udało im
się ustalić, Miliard był zajęty przede wszystkim prowadzeniem sprawy Nite Owl –
pornografia nie była mu w głowie.
I w połowie drugiego dnia ząjarzył: lewy numer to Mięśniak.
W żadnym spisie telefonów nie ma FleurdeLis; gimnastyka mózgu okazała się
owocna – przypomniał sobie, kiedy pierwszy raz zobaczył wizytówkę. Bingo: to była
Wigilia 51, tuż przed Krwawymi Świętami. Sid Hudgens zorganizował aresztowanie za
trawę – przyskrzynił dwoje amatorów ziela, znalazł wizytówkę w ich mieszkaniu i
zaraz o niej zapomniał.
Jak to zauważył Sid: „Wszyscy mamy sekrety, Jack". Parł do przodu, napędzany tą
tajemniczą siłą: chciał wiedzieć, kto robił te świerszczyki – i dlaczego. W kadrach PC.
Bell tak długo grzebał w aktach pracowników, szukając mięśniaków, aż znalazł
Lamara Hintona.
Rozejrzał się po sali detektywów – ludzie wokoło rozmawiają tylko o Nite Owl, a
Wielki Vi ugania się za broszurkami dla onanistów.
Te fotki z orgii.
Robiły totalny zamęt w głowie. Ale osaczał ich. Hinton miał wytyczoną trasę: z
Gower do La Brea, z Franklin do Hollywood Reservoir. Przed południem miał
zakładać telefony na Creston Drive, North Ivar. Jack znalazł Creston w swym atlasie
samochodowym: Hollywood Hills, ślepo zakończony zaułek wysoko u góry. Podjechał
tam, zobaczył telefoniczną furgonetkę zaparkowaną przed pseudofrancuskim
zamkiem. Lamar Hinton był na słupie po drugiej stronie ulicy – w dziennym świetle
dobrze było widać jego monstrualne gabaryty.
Jack zaparkował, zlustrował furgonetkę – drzwi z tyłu były szeroko otwarte.
Narzędzia, książki telefoniczne, albumy Spade'a Cooleya – żadnych podejrzanie
wyglądających papierowych brązowych toreb.
Hinton przyglądał mu się; Jack podszedł, trzymając wyciągniętą przed siebie
odznakę. Hinton ześliznął się ze słupa: przynajmniej sześć stóp osiem cali, blondyn,
mięśnie na mięśniach.
– Jesteś z Warunkowych?
– Wydział Policji Los Angeles.
– To nie chodzi o moje zwolnienie?
– Nie, chodzi o to, byś chciał ze mną współpracować, żeby uniknąć powrotu za
kratki.
– O co...
– Twój opiekun sądowy nie jest zadowolony z pracy, którą masz, Lamar. Sądzi, że
robisz jakieś lewizny.
Hinton naprężył mięśnie: szyi, ramion, piersi.
– FleurdeLis, „Czegokolwiek zapragniesz" – rzucił nagle Jack. – Jeśli nie chcesz
kłopotów, to mów. Nie mówisz, wracasz do Chino.
Ostatnie drgnięcie mięśni.
– To ty włamałeś się do mojego samochodu.
– Jesteś prawdziwym Einsteinem. Do rzeczy, masz dosyć oleju w głowie, żeby być
informatorem?
Hinton przestąpił z nogi na nogę; Jack położył rękę na broni.
– FleurdeLis. Kto jest właścicielem, jak działa, co sprzedajecie? Co w tym robią
Dieterling i Valburn. Powiedz mi, a za pięć minut zniknę z twojego życia.
Mięśniak zastanawiał się: jego bluza pęczniała, przecięły ją zmarszczki. Jack wyjął
świerszczyk – rozłożone zdjęcie orgii.
– Nielegalne rozpowszechnianie materiałów pornograficznych, posiadanie i
sprzedaż narkotyków. Mam dosyć, by cię wysłać z powrotem do Chino aż do, kurwa,
siedemdziesiątego roku! Więc do rzeczy, rozwoziłeś takie świerszczyki dla FleurdeLis?
Hinton gwałtownie opuścił głowę.
– Ttak.
– Mądry chłopiec. No dobra, kto je trzaskał?
– Nnie wiem. Naprawdę, słowo honoru, nnie wiem.
– Kto pozował?
– Nie wwiem, ja tylko rozzzwoziłem.
– A Billy Dieterling i Timmy Valburn? Słucham.
– To ttylko kklienci. Pedały, no, lubią się zabawić z facetami.
– Dobrze ci idzie, a teraz bardzo ważne pytanie. Kto...
– Panie władzo, proszę, ja nie...
Jack wyciągnął swoją.38–kę. – Chcesz znaleźć się w następnym pociągu do Chino?
– Nnie.
– To mi odpowiedz.
Hinton odwrócił się, ścisnął słup.
– Ppierce Patchett. On prowadzi interes. Onon jest jakimś legalnym biznesmenem.
– Jak wygląda, numer telefonu, adres.
– Ma może z pięćdziesiąt coś. A mieszka to chyba w Bbrentwood. Nie znam jego
nnumeru, bo płaci mmi ppocztą.
– To za mało o tym Patchetcie. Nawijaj.
– On ssprzedaje ekstra dziewczyny zrobione na gwiazdy kina. Jjest bogaty.
Sspotkałem go tylko raz.
– Kto ciebie przedstawił?
– To Chchester, facet, którego spotykałem w Mmuscle Beach.
– Chester jak?
– Nie wiem...
Hinton napiął mięśnie, zrobił się bardziej nerwowy. Jack zauważył, że może być
źle, więc zmienił temat: – Co jeszcze sprzedaje Patchett?
– Mnóstwo chchłopaków i dździewczyn.
– A co sprzedaje we FleurdeLis?
– Czczegokolwiek zzapragniesz.
– Hasło reklamowe zostaw sobie. O co konkretnie w tym chodzi?
Teraz już był bardziej wkurzony niż wystraszony: – Chłopcy, dziewczęta, alkohol,
prochy, magazyny, kajdanki i różne akcesoria!
– No, wystarczy już tego. A kto poza tobą rozwozi?
– Ja i Chester. On pracuje w ciągu dnia. Ja nie lubię...
– Gdzie urzęduje ten Chester?
– Nie wiem!
– Spokojnie, spokojnie. Mnóstwo ładnych ludzi z kupą kasy korzysta z usług
FleurdeLis, tak?
– Ttak.
– W furgonetce były płyty. A Spade Cooley? Jest klientem?
– Nnie. Dostaję płyty za darmo, bo imprezuję razem z tym gościem, Burtem
Perkinsem.
– Niech ci będzie. Nazwiska niektórych klientów. Dawaj.
Słup w rękach Hintona zadrżał. Jack ocenił sytuację: jak ten potwór na niego ruszy,
to i sześć.38–ek nie wystarczy.
– Pracujesz dzisiaj wieczorem?
– Ttak.
– To gdzie to jest?
– Nie... proszę.
Jack przeszukał go: portfel, drobne, brylantyna, klucz na łańcuchu. Zdjął klucz;
wtedy Hinton przywalił nagle głową. Bam bam – i krew na słupie.
– Szybko, dawaj ten adres i znikam.
Znowu bam bam – i krew na czole potwora.
– Cheramoya 5261B.
Jack upuścił zawartość jego kieszeni na ziemię.
– Nie przychodź tam dzisiaj wieczorem. Zadzwoń do opiekuna sądowego i powiedz
mu, że mi pomogłeś, że chcesz, by cię zgarnęli za naruszenie warunków zwolnienia.
Powiedz mu, żeby ciebie gdzieś ulokował. Z tym, co mi teraz podałeś, nie masz nic
wspólnego, a jeśli dotrę do Patchetta, postaram się, by myślał, że farbę puścił jakiś
facet od świerszczyków. Ale jak wieczorem zobaczę, że zniknęły prochy i reszta, to
masz powrót do Chino jak w banku.
– Aale przecież już mi to mmówiłeś.
Jack pobiegł do swojego samochodu, wcisnął gaz do dechy. Hinton gołymi rękoma
rozkołysał słup.
Pierce Patchett, pięćdziesiąt coś, jakiś legalny biznesmen".
Jack znalazł automat telefoniczny, zadzwonił do swoich źródeł. Znaleźli mu: Pierce
Morehouse Patchett, urodzony 30.06.1902 w Grosse Pointę, Michigan. Nie notowany,
Gretna Greeri 1184, Brentwood. Trzy drobne wykroczenia drogowe od 1931 roku.
Niewiele. Wykręcił do Sida Hudgensa – pieprzyć jego dziwne zachowanie. Zajęte,
no to telefon do Morty'ego Bendisha z Mirrom.
– City Room, Bendish.
– Cześć, Morty, mówi Jack Vincennes.
– Wielki Vi! Jack, kiedy wracasz do pracy w Narkotykach? Potrzebuję jakichś
dobrych historii z prochami.
Morty chciał tylko sensacji.
– Wracam, jak tylko uda mi się rozwiązać jakąś sprawę dla nieskazitelnego Russa
Miliarda. A ty możesz mi w tym pomóc.
– Nawijaj, zamieniam się w słuch.
– Pierce Patchett. Mówi ci coś to nazwisko?
Bendish gwizdnął. – A w czym rzecz?
– Nie mogę ci jeszcze podać. Ale jeśli gościu ma coś na sumieniu, masz wyłączność.
– Dałbyś mi to przed Sidem?
– Jasne. A teraz zamieniam się w słuch.
Kolejne gwizdnięcie.
– Niewiele tego mam, ale za to ekstra. Patchett to postawny, przystojny gość, ma
chyba pięćdziesiątkę, ale wygląda na trzydzieści osiem. Jest w LA od jakichś
dwudziestu pięciu lat. Ekspert od judo czy jujitsu, czegoś takiego. Chemik, nie wiem
czy samouk, czy studiował chemię w college'u. Jest warty kupę szmalu i wiem, że
pożycza kasę biznesmenom na trzydzieści procent i za działkę z ich interesów, wiem,
że nielegalnie sfinansował mnóstwo filmów. Ciekawe, co? To jeszcze nie wszystko:
krążą pogłoski, że jest nałogowym palaczem heroiny, że był na detoksie w klinice
Terry'ego Luxa. Czyli w skrócie można powiedzieć, że niezły z niego ananas, i to
bardzo wpływowy.
Terry Lux – chirurg plastyczny gwiazd. Właściciel sanatorium: gorzała, odwyki,
aborcje, detoksykacja z heroiny na życzenie – gliniarze udawali głuchych, Terry leczył
u siebie polityków z LA za darmo.
– To wszystko, co wiesz, Morty?
– Mało ci? Może Sid wie to, czego ja nie wiem. Zadzwoń do niego, ale pamiętaj, że
mam wyłączność.
Jack rozłączył się, zadzwonił do Sida Hudgensa. Sid odebrał:
– Tu Cicho Sza!, nieoficjalnie i w tajemnicy.
– Mówi Vincennes.
– Jackie! Masz coś ciekawego na temat Nite Owl dla kumpla?
– Nie, ale będę miał uszy otwarte.
– A może masz jakiś cynk z Narkotyków? Chcę zrobić całe jedno wydanie
poświęcone ćpunom – czarni muzycy jazzowi i gwiazdy kina, może powiązać ich jakoś
z komunistami, zamieszanie z tą całą Rosenberg sprawiło, że rozgorączkowani ludzie
biegali z termometrami w dupach. Podobało ci się?
– Rewelacja. Sid, słyszałeś o gościu nazwiskiem Pierce Patchett?
Cisza – długie sekundy. Cały Sid, aż za bardzo.
– Jackie, wiem tylko, że jest bardzo bogaty, i tyle. Nie jest pedałem, nie jest
komuchem i nie zna nikogo, kto mógłby paść ofiarą moich artykułów. Gdzie o nim
słyszałeś?
Wciskanie kitu Sid wyczułby teraz od razu.
– Od dystrybutora świerszczyków.
Trzask, charczący oddech.
– Jack, świerszczyki są dla frustratów, dla smutasów, którzy nie mogą już się
bzykać. Daj sobie z tym spokój i odezwij się, kiedy będziesz coś dla mnie miał,
gabishe?
Słuchawka opadła – bang! Drzwi się zatrzasnęły, wstęp zakazany, granica, której
nie możesz przekroczyć. A na tych drzwiach był napis: MALIBU RENDEZVOUS. Czas
ruszać do Biura.
W Obyczajówce było pusto, tylko Miliard i Thad Green stali koło szatni. Jack rzucił
okiem na tablicę zadań – dalej żadnych poszlak – skradając się, ruszył do magazynu.
Otwarty – łatwo będzie coś zwędzić. Okoliczności mu sprzyjały, bo przełożeni skupili
się na rozmowie o Nite Owl.
– Russ, wiem, że chcesz się znaleźć w zespole. Ale Parker chce Dudleya.
– On przecież alergicznie reaguje na Murzynów, komendancie. Obaj o tym wiemy.
– Nazywasz mnie komendantem, tylko kiedy czegoś ode mnie chcesz, kapitanie.
Miliard roześmiał się.
– Thad, saperzy znaleźli w Griffith Park łuski pasujące do tych z Nite Owl i
słyszałem, że ci z Siedemdziesiątej Siódmej namierzyli portfele i portmonetki, to
prawda?
– Tak, godzinę temu, w kanalizacji. Poplamione krwią, bez odcisków. Instytut
Ekspertyz Sądowych stwierdził, że jest na nich krew ofiar. To czarni, Russ. Jestem
tego pewien.
– Nie sądzę, by to byli ci trzymani w areszcie. Wyobrażasz sobie, że po gwałcie
obwożą dziewczynę po znajomych, by mogli ją wykorzystać, a potem jadą jeszcze z
powrotem kawał drogi do Hollywood, żeby odwalić robotę w Nite Owl – kiedy dwóch
z nich jest naćpanych barbituranami?
– To kawał drogi, zgadzam się. Musimy znaleźć resztę gwałcicieli i skłonić Inez
Soto do mówienia. Jak na razie odmawia. Ale Ed Exley pracuje nad nią, a on jest
bardzo dobry.
– Thad, ale ja nie pozwolę, żeby mój egoizm komplikował sytuację. Jestem
kapitanem, a Dudley porucznikiem. Razem będziemy kierować dochodzeniem...
– Martwię się więc o twoje serce.
– To, że miałem atak serca pięć lat temu, nie czyni mnie kaleką.
Green roześmiał się.
– Porozmawiam z Parkerem. Jezu, ty i Dudley. Co za para.
Jack znalazł to, czego szukał: podsłuch na telefon z magnetofonem i słuchawkami.
Wyniósł je bocznymi drzwiami, nikt nie zauważył.
26
Weszli, trzymając się pod ramię – Inez Soto w swojej najlepszej sukience i woalce
zakrywającej siniaki. Ed wystawił swoją odznakę, dzięki niej udało im się przebić
przez tłum dziennikarzy. Ochroniarze ustawiali gości w kolejki – Park Marzeń został
otwarty.
Inez była zdezorientowana: szybkie oddechy wprawiały w falowanie jej woalkę. Ed
spojrzał w górę, w dół, na boki – każdy drobiazg przywodził mu na myśl ojca.
Wielki bal – Main Drag, USA, 1920 – fontanny z wodą sodową, szafy grające,
tańczący ludzie: gliniarz podrygujący do rytmu, sprzedawca gazet żonglujący
jabłkami, aktorki tańczące charlestona. Amazonka: mechaniczne krokodyle, łodzie do
wypraw po dżungli. Pokryte śniegiem stożki gór; sprzedawcy rozdający czapki z
uszami myszy. Kolejka Myszki Moochie, wyspy tropikalne – całe akry magii.
Przejechali się kolejką: pierwszym wagonem, inauguracyjną jazdą. Duża prędkość,
do góry nogami, na boki – Inez chichotała. Tobogany na Górze Paula; lunch: hot dogi,
lody, kuleczki serowe Myszki Moochie. Potem do „Pustynnej Idylli", „Domu Zabawy
Danny'ego", wystawy poświęconej wyprawie w kosmos. Inez cały czas była
oszołomiona: aż krztusiła się z podniecenia. Ed ziewał – dawało o sobie znać
wczorajsze siedzenie do późna.
W nocy na komisariacie bez odpoczynku: strzelanina w Cheramoya, nie schwytano
żadnego ze sprawców. Musiał pojechać na miejsce zdarzenia: budynek mieszkalny,
strzały oddane w część parterową. Dziwna sprawa: znaleziono łuski.38–ki i.45–ki,
wszystkie półki w dużym pokoju były puste – oprócz pewnej ilości akcesoriów
sadomasochistycznych, i wyłączony telefon. Właściciela budynku nie udało się ustalić;
zarządca mówił, że był opłacany pocztą, czekami na okaziciela, miał darmowe
mieszkanie i stówę na miesiąc, więc był zadowolony i nie zadawał pytań – nie potrafił
nawet powiedzieć, jak nazywa się lokator zajmujący tę dziurę. Wygląd mieszkania
wskazywał na to, że w bardzo szybkim tempie ktoś się ewakuował – ale nikt nic nie
widział. Cztery godziny pisania raportu – cztery godziny stracone dla dochodzenia w
sprawie Nite Owl.
Wystawa była nudna – ukłon w stronę kultury. Inez wskazała na damską toaletę;
Ed wyszedł na zewnątrz. Na promenadzie parada VIPów – Timmy Valburn
oprowadzający jakieś grube ryby.
Zdziwiła go pierwsza strona Heralda: Park Marzeń i Nite Owl, jakby nic innego się
nie liczyło.
Próbował przesłuchiwać Coatesa, Jonesa i Fontaine'a – nie odezwali się ani
słowem. Naoczni świadkowie odpowiedzieli na apel, by zidentyfikować osoby
strzelające w Griffith Park, ale nie rozpoznali trzech przebywających w areszcie
Murzynów: mówili, że „nie są zupełnie pewni". Teraz sprawdzano również samochody
marki ford i chevy wyprodukowane w latach 48–50, ale jak na razie nie trafiono na
nic interesującego. Trwała rywalizacja o kierownictwo nad prowadzeniem sprawy:
komendant Parker popierał Dudleya Smitha, Thad Green Russa Miliarda. Nie
znaleziono dubeltówek, ani śladu mercury'ego Sugara Raya. Portfele i portmonetki
należące do ofiar były w kanalizacji kilka kwartałów od hotelu Tevere – w połączeniu z
pasującymi łuskami znalezionymi w Griffith Park stało się to, o czym nie informowały
gazety: Ellis Loew naciskał na Parkera, by on naciskał na niego: „Jak na razie sprawa
jest poszlakowa, więc niech Exley pracuje nad tą Meksykanką – wygląda na to, że się
zbliżyli. Niech ją namówi na przesłuchanie pod wpływem skopolaminy, dostańmy
jakieś pikantne szczegóły gwałtu i ustalmy raz na zawsze, czy nasi podejrzani mogli
być tamtej nocy w Nite Owl..."
Inez usiadła koło niego. Mieli widok na Amazonkę, gipsowe góry.
– Dobrze się czujesz? – spytał Ed. – Chcesz wracać?
– Tak naprawdę to chcę papierosa, a przecież nawet nie palę.
– Więc lepiej nie zaczynaj. Inez, czy ty...
– Tak, wprowadzę się do twojego domu letniskowego.
Ed uśmiechnął się. – Kiedy podjęłaś decyzję?
– W łazience. – Inez wcisnęła woalkę pod kapelusz. – Leżała tam gazeta, gdzie Ellis
Loew z lubością się na mnie wyżywa. Taki był szczęśliwy, że pomyślałam, iż
powinniśmy się trochę od siebie zdystansować. Wiesz, nie podziękowałam ci jeszcze
za kapelusz.
– Nie musisz.
– Właśnie że muszę, bo w towarzystwie miłych dla mnie Angoli z natury nieładnie
się zachowuję.
– Jeśli oczekujesz inteligentnej puenty z mojej strony, to chyba takiej nie ma.
– Właśnie że jest. A dla przypomnienia, nie powiem ci o tym, nie będę oglądała
zdjęć i nie będę świadczyć przed sądem.
– Inez, podsunąłem im, by dali ci na razie odpocząć.
– I „na razie" jest tą puentą, a inną sprawą jest to, że podobam ci się, z czego się
cieszę, bo swego czasu wyglądałam lepiej, a i żaden Meksykanin nigdy nie zechciałby
dziewczyny, którą zgwałciła banda negrito putos. I nie żebym kiedykolwiek
przepadała za Meksykanami. Wiesz, co jest przerażające, Exley?
– Mówiłem ci, żebyś mówiła mi Ed.
Inez wywróciła oczyma. – Mam okropnego brata Eduarda, więc będę się do ciebie
zwracać per Exley. Wiesz, co jest przerażające? To, że dzisiaj dobrze się czuję, bo tutaj
jest jak w pięknym śnie, ale wiem, że znowu będzie ze mną naprawdę niedobrze, bo
to, co się stało, było sto razy bardziej realne niż to, co tu nas otacza. Rozumiesz?
– Rozumiem. Jak na razie, powinnaś spróbować mi zaufać.
– Nie ufam ci, Exley. „Na razie" nie, a może nigdy nie będę.
– Tylko mi możesz zaufać.
Inez opuściła woalkę.
– Nie ufam ci, bo ty wcale nie nienawidzisz ich za to, co zrobili. Może wydaje ci się,
że tak, ale jednocześnie robisz karierę. To Wbite ich nienawidzi. Zabił mężczyznę,
który mnie zranił. Nie jest taki inteligentny jak ty, więc może jemu mogę zaufać.
Ed wyciągnął rękę – Inez odsunęła się.
– Chcę, żeby umarli. Absolutamente muerto. Comprende?
– Ja comprende. A czy ty comprende, że twój ukochany policjant White jest
zwykłym, cholernym oprychem?
– Tylko jeśli ty comprende, że jesteś o niego zazdrosny. Słuchaj, o Boże... To Ray
Dieterling i jego ojciec.
Ed wstał; Inez też się podniosła, z powiększonymi z wrażenia oczyma.
– Raymond Dieterling, mój syn, Edmund – powiedział Preston. – Edmundzie,
przedstawisz młodą damę?
Inez, prosto do Dieterlinga: – Sir, miło pana poznać. Byłam... och, po prostu jestem
zagorzałą wielbicielką pana stworków.
Dieterling uścisnął jej rękę.
– Dziękuję, moja droga. A jak się nazywasz?
– Inez Soto. Widziałam... och, jestem po prostu zagorzałą wielbicielką.
Dieterling uśmiechnął się, posmutniał – historia dziewczyny była na pierwszych
stronach gazet. Odwrócił się do Eda.
– Sierżancie, miło było się spotkać.
Dobry uścisk ręki.
– Sir, to był zaszczyt. I gratulacje.
– Dziękuję. Podzielę się tymi gratulacjami z twoim ojcem. Preston, twój syn ma
gust, jeśli chodzi o kobiety, prawda?
Preston roześmiał się.
– Panno Soto, Edmund rzadko wykazywał się takim dobrym smakiem. – Podał
Edowi kawałek papieru. – Jakiś funkcjonariusz szeryfa dzwonił do domu, szukając
ciebie. Zapisałem wiadomość.
Ed wziął świstek; Inez zarumieniła się pod woalką. Dieterling uśmiechnął się do
niej.
– Dobrze się bawicie w Parku Marzeń?
– Tak. O Boże, tak.
– Cieszę się i chcę, byś wiedziała, że masz tu zapewnioną dobrą pracę, jeśli
kiedykolwiek byś chciała. Wystarczy tylko szepnąć słówko.
– Dziękuję, dziękuję, sir – Inez zachwiała się. Ed przytrzymał ją, patrząc na
papierek:
„Stensland na popijawie w Raincheck Room, W. Gage 3871. Spotkanie przestępcze,
opiekun sądowy powiadomiony. Czekamy na ciebie, Keefer".
Partnerzy skłonili się na pożegnanie; Inez im pomachała.
– Zawiozę cię z powrotem, ale po drodze muszę na chwilkę gdzieś wpaść –
powiedział Ed.
Jechali z powrotem do LA, radio było włączone, Inez wystukiwała rytm na desce
rozdzielczej. Ed wyobrażał sobie różne warianty rozwoju sytuacji: Stensland
druzgotany krótkimi, uszczypliwymi uwagami. Dotarli do Raincheck Room – Ed
zaparkował za nieoznakowanym samochodem szeryfa. – Za chwilę wrócę. Zostań
tutaj, dobrze?
Inez pokiwała głową. Pat Keefer wyszedł z baru; Ed wysiadł, gwizdnął. Keefer
zbliżył się; Ed odciągnął go na bok od Inez.
– Ciągle jest w środku?
– Tak, śmierdzący pijak. Już prawie straciłem nadzieję, że się zjawisz.
Stali w uliczce za barem. – Gdzie jest facet z sądu?
– Powiedział mi, żebym ja go wziął. Ten teren jest pod jurysdykcją okręgu. Jego
kumple sobie poszli, więc jest sam.
Ed wskazał na uliczkę.
– Wyprowadź go tu skutego kajdankami.
Keefer z powrotem wszedł do środka; Ed czekał przy drzwiach wychodzących na
uliczkę. Krzyki, uderzenia, Dick Stens wyprowadzony siłą: śmierdzący, niechlujnie
ubrany. Keefer odciągnął mu głowę do tyłu; Ed uderzył go: w górę, w dół, młócił
pięściami tak długo, aż zaczął tracić siłę w rękach. Stens upadł na ziemię i zaczął
wymiotować; Ed kopnął go w twarz, odszedł niepewnym krokiem. Inez na chodniku. I
jej komentarz:
– To policjant White jest według ciebie zbirem?
27
Bud dał kobiecie kawę – trzeba się jej pozbyć, a potem iść zobaczyć przymkniętego
Stensa. Carolyn jakaś tam, w Orbit Lounge wyglądała ładnie, poranne światło dodało
jej dziesięć lat. Musiał kogoś poderwać: akurat wtedy dowiedział się o Dicku, jeśli nie
udałoby mu się znaleźć jakiejś kobiety, znalazłby Exleya i go zabił. Nie była zła w
łóżku – ale musiał myśleć o Inez, żeby wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu, przez to
czuł się podle; szansa, że Inez zrobiłaby to z nim z miłości, były jak sześć trylionów do
jednego. Przestał o niej myśleć – resztę nocy spędzili na nudnej rozmowie i piciu
brandy.
– Chyba powinnam już iść – zauważyła Carolyn.
– Zadzwonię do ciebie.
Rozległ się dzwonek. Bud odprowadził Carolyn do drzwi. Na zewnątrz stali: Dudley
Smith i frajer z West Valley – Joe DiCenzo. Dudley uśmiechnął się, DiCenzo pokiwał
głową. Carolyn natychmiast wymknęła się szybkim krokiem – jakby wiedziała, że oni
wiedzieli, po co była u Buda. Bud obrzucił spojrzeniem sypialnię: narzuta na ziemi,
butelka, dwa kubki. DiCenzo wskazał na łóżko.
– Otóż i jego alibi, ale i tak czułem, że to nie jego robota.
Bud zamknął drzwi.
– Jaka robota? Szefie, o co tu chodzi?
Dudley westchnął.
– Chłopcze, obawiam się, że przynoszę złe wieści. Zeszłej nocy znaleziono w pokoju
motelowym młodą dziewczynę nazwiskiem Kathy Janeway, zgwałconą i pobitą na
śmierć. W jej torebce znaleziono twoją wizytówkę. A sierżant DiCenzo wiedział, że
jesteś moim protegowanym i zadzwonił do mnie. Pojechałem na miejsce zbrodni,
znalazłem kopertę zaadresowaną do panny Janeway i natychmiast rozpoznałem twój
raczej niewyrobiony charakter pisma. Wytłumacz wszystko krótko, chłopcze. Sierżant
DiCenzo prowadzi śledztwo i chce ciebie wyeliminować z kręgu podejrzanych.
Obłęd – szlochająca mała Kathy. Bud zmyślił na poły prawdziwą historię.
– Zajmowałem się zbieraniem informacji o Cathcarcie i dziwka, która dla niego
pracowała, powiedziała mi, że ta Janeway była ostatnią jego dziewczyną, ale jej nie
sprzedawał. Pogadałem z nią, nie wiedziała nic, o czym warto by wspominać w
raporcie. Mówiła tylko, że ta dziwka ma pieniądze, które Cathcart przeznaczył dla
niej, i nie chce ich jej dać. Wydoiłem więc ją sam i wysłałem pieniądze dziewczynie.
DiCenzo potrząsnął głową. – Czy dojenie dziwek to dla ciebie norma?
Dudley westchnął.
– Bud ma sentymentalną słabość do płci pięknej i uważam jego sprawozdanie za
satysfakcjonujące, mając oczywiście na względzie tę jego słabość. Chłopcze, kim jest ta
„dziwka", o której wspomniałeś?
– Cynthia Benavides, alias „Grzeszna Cindy".
– Chłopcze, ani słowem nie wspomniałeś o niej w złożonych przez siebie raportach.
Które były raczej skąpe, mógłbym dodać...
Lepiej kłamać: ani słowa o świerszczyku, przeszukaniu mieszkania Cathcarta,
alfonsie, który sprzedał Kathy Duke'owi.
– Nie wydawała mi się ważna.
– Ale jest potencjalnym świadkiem w sprawie Nite Owl. I czyż nie uczyłem ciebie,
byś sporządzał wyczerpujące raporty?
Teraz już był wściekły – widział Kathy na stole prosektoryjnym.
– Tak, uczył pan.
– A do czego właściwie doszedłeś od naszego ostatniego spotkania przy kolacji? Już
wtedy powinieneś wspomnieć mi o pannie Janeway i pannie Benavides...
– Cały czas sprawdzam znanych znajomych Lunceforda i Cathcarta.
– Chłopcze, rola znanych znajomych Lunceforda w tym śledztwie jest marginalna.
Czy dowiedziałeś się czegoś o Cathcarcie?
– Nie.
Dudley zwrócił się do DiCenzo: – Przekonałeś się, przyjacielu, że Bud nie jest
człowiekiem, którego szukasz?
DiCenzo wyjął cygaro.
– Tak. I przekonałem się, że nie jest najbystrzejszym ze stworzeń na tej ziemi.
White, wysil się i powiedz mi, kto twoim zdaniem załatwił tę dziewczynę?
Czerwony sedan: motel, Cahuenga. A głośno: – Nie wiem.
– Zwięzła odpowiedź. Joe, pozwól mi zamienić kilka słów na osobności z moim
przyjacielem, dobrze?
DiCenzo wyszedł, zaciągając się; Dudley oparł się o drzwi.
– Chłopcze, nie możesz wyciskać pieniędzy z prostytutek, żeby spłacać nieletnie
kochanki. Rozumiem twoje przywiązanie do kobiet i wiem, że jest ono nierozerwalną
częścią twej policyjnej persony, ale nie można tolerować takiego zbyt daleko idącego
zaangażowania, więc od tej chwili nie zajmujesz się już Cathcartem i Luncefordem,
tylko rozpracowujesz sprawę z drugiego końca, czyli zostaniesz chwilowo
przydzielony do pracy w Darktown. A teraz posłuchaj: komendant Parker i ja
jesteśmy przekonani, że trzech aresztowanych Murzynów popełniło zbrodnię w Nite
Owl albo, co jest jednak mało prawdopodobne, ma to na sumieniu jakaś inna banda
kolorowych. Ciągle nie mamy broni, której używano, ani samochodu Coatesa, a Ellis
Loew chce mieć więcej dowodów przed wstępnym przesłuchaniem podejrzanych
przez ławę przysięgłych. Nasza droga panna Soto nie będzie mówić i obawiam się, że
musimy skłonić ją do jak najszybszego wzięcia skopolaminy i zorganizować
przesłuchanie. Twoim zadaniem jest przejrzenie kartoteki i przepytanie Murzynów
mających na koncie przestępstwa seksualne. Musimy znaleźć ludzi, którym nasza
nieświęta trójca pozwoliła pastwić się nad panną Soto, i wydaje mi się, że ta robota
powinna ci odpowiadać. Zrobisz to dla mnie?
Wielkie słowa – cały czas nie mógł dojść do siebie po usłyszeniu, że Kathy nie żyje.
– Jasne, panie Dud.
– Dobry chłopak. Podbijaj kartę zegarową, kiedy będziesz wchodził i wychodził z
komisariatu na 77 Ulicy, i pisz bardziej wyczerpujące raporty.
– Jasne, szefie.
Smith otworzył drzwi.
– Udzieliłem ci tej nagany z dużą dozą sympatii. Zdajesz sobie z tego sprawę?
– Jasne.
– Świetnie. Wiele o tobie myślę, chłopcze. Komendant Parker zgodził się na moje
nowe propozycje kadrowe i już podpisałem co trzeba Dickowi Carlisle'owi i Mike'owi
Breuningowi. Kiedy zamkniemy sprawę Nite Owl, poproszę, żebyś się do nas
przyłączył.
– Miło się tego słucha, szefie.
– To świetnie. I chłopcze? Jestem pewien, że już to wiesz, ale aresztowano Dicka
Stenslanda, a Ed Exley miał w tym swój udział. Z twojej strony nie ma być żadnego
odwetu. Rozumiesz?
Czerwony sedan być może ma coś wspólnego ze sprawą. Może też to przetrząśnięte
i wysprzątane mieszkanie Cathcarta, ślady grzebania w jego rzeczach? Grzeszna Cindy
wyśmiewająca „te nierealne marzenia Duke'a o rozprowadzaniu świerszczyków..." I
Piórko Royko o Duke'u: „napalony na jakiś nowy interes..." Podobny do Duke'a facet
próbujący rekrutować dziewczyny do barów. Obyczajówka nie popisała się: zero na
temat świerszczyków. Puszka Jack Vi, przedni blagier w pisaniu raportów, poprosił o
przeniesienie do pracy nad sprawą Nite Owl – powiedział, że porno jest dla
sfrustrowanych smutasów. Ostatnia wiadomość od Russa Miliarda: rozwiąż sprawę –
zadziałało jak zimny prysznic.
Skłamał Dudleyowi i upiekło mu się.
Gdyby zameldował o Kathy, to teraz czytałaby pewnie w pudle jakiś magazyn
filmowy.
Ale był jeszcze alfons, który sprzedał ją Duke'owi: „Ten facet kazał mi to robić z
facetami..." I Exley Exley Exley!!!
Kartoteka Grzesznej Cindy wymieniała cztery bary dla kurew, w których bywała.
Ale najpierw jej mieszkanie – pudło. Hal's Nest, Moonmist Lounge, Firefly Room,
Cinnabar przy Roosevelta – też nie ma Cindy. Już dawno temu gliny z Obyczajówki
mówiły: dziwki zbierały się przy Tiny Naylor's Drivein – pracownice restauracji
znajdowały im klientów. Więc szybko do Tiny'ego, a tam przy de soto Cindy – taca na
drzwiach samochodu.
Bud zaparkował koło niej. Cindy zobaczyła go, odrzuciła tacę i już próbowała
podkręcić okno. Bud już był przy niej; szarpnął za kluczyki, nim silnik zapalił. Cindy
skręcała dalej okno, wrzeszcząc: – Ukradłeś moje pieniądze! I straciłam przez ciebie
lunch!
Bud upuścił jej piątkę na kolana.
– Ja stawiam.
– Myślałby kto! Jaki rozrzutny!
– Zgwałcono i pobito na śmierć Kathy Janeway. Powiedz, jak się nazywał facet,
który kiedyś ją sprzedawał, opowiedz mi o niej.
Cindy oparła głowę o kierownicę, odezwał się klakson, odchyliła się z bladą twarzą,
żadnych łez. – Dwight Gilette. To jakiś kolorowy wyglądający prawie na białego. Nie
wiem, co Kathy robiła, nim tu przyjechała.
– Ten Gilette jeździ czerwonym autem?
– Nie wiem.
– Masz jego adres?
– Słyszałam, że mieszka w Eagle Rock. To biała dzielnica, więc pewnie jakoś mu się
udaje uchodzić za białego. Ale wiem, że on jej nie zabił.
– Dlaczego tak myślisz?
– To pedzio. Uważa na swoje ręce, nigdy nie włożyłby ich w dziewczynę.
– Coś jeszcze?
– Nosił przy sobie nóż. Jego dziewczyny przezywają go „Niebieskim Ostrzem", to
od Gilette.
– Nie wydajesz się zdziwiona, że Kathy tak skończyła.
Cindy dotknęła oczu, zupełnie suchych. – Było jej to przeznaczone. Dukey ją
rozpieścił, więc przestała nienawidzić mężczyzn. Za kilka lat znowu by się nauczyła.
Cholera, powinnam była ją lepiej traktować.
– Tak, ja też.
Eagle Rock, telefon do informacji: Dwight Gilette, alias „Ostrze", alias „Niebieskie
Ostrze", Hibiscus 3245, Eagle's Aerie Housing Development. Sześciokrotnie
zatrzymywany, ani razu nie skazany, figurujący jako biały mężczyzna – jeśli był
asfaltem, trzymał styl. Bud znalazł dzielnicę, ulicę: przytulne, zdobione sztukaterią
sześciokątne budynki, ulica Hibiscus świetnie zlokalizowana: widok na skąpane w
smogu LA.
Numer 3245 pomalowany był brzoskwiniową farbą, metalowe flamingi na
trawniku, niebieski sedan na podjeździe. Bud podszedł, wcisnął dzwonek –
zabrzęczały dzwoneczki.
Otworzył bardzo jasny Mulat. Koło trzydziestki, niski, puszysty, spodnie i jedwabna
koszula z szerokim kołnierzykiem.
– Słyszałem w radiu, więc pomyślałem, że możecie się zjawić. W radiu mówili, że o
północy. Ja mam alibi. Mieszka kwartał stąd i mogę go tu sprowadzić w mig. Kathy to
był słodki dzieciak i nie wiem, kto mógłby zrobić coś takiego. A poza tym, czy wy nie
przychodzicie zawsze w parach?
– Skończyłeś?
– Nie. Moim alibi jest mój prawnik, mieszka kwartał dalej i ma bardzo dobre
układy w Amerykańskim Związku Wolności Jednostki.
Bud wepchnął go do środka, gwizdnął. Pedalskie niebo: puszyste dywany, statuetki
greckich bogów. Nadzy mężczyźni na ścianach – malowani na aksamitnym włosiu.
– Słodkie – orzekł Bud.
Gilette wskazał na telefon.
– Wynosisz się stąd w ciągu dwóch sekund albo dzwonię do mojego adwokata.
Krótka piłka. – A Duke Cathcart? Sprzedałeś mu Kathy, tak?
– Kathy była trudna, Duke złożył propozycję. Ale Duke'a trafili przy okazji tej
ohydnej zbrodni w Nite Owl... Tylko nie mów mi, że mnie o to podejrzewacie.
– Słyszałem, że Duke sprzedawał świerszczyki. Wiesz coś o tym?
– Świerszczyki są dla biednych, a odpowiedź brzmi: nie. – Gilette stał z
prowokacyjnie wypiętym jednym biodrem. – Słyszałem, że jakiś podobny do Duke'a
gościu kręcił się i wypytywał o niego, może myślał o przejęciu jego dziewczyn, ale on
przecież nie miał ich za wiele... To co, zostawisz mnie samego, nim zadzwonię po
przyjaciela?
Zadzwonił telefon . Gilette poszedł do kuchni, odebrał tam. Bud wszedł za nim,
powoli. Niezła kuchnia: duża lodówka, elektryczna kuchenka pracująca pełną parą:
jajka, gotująca się woda, zupa. Gilette cmoknął kilka razy, rozłączył się.
– Ciągle tu jesteś?
– Niezłe lokum, Dwight. Interesy muszą dobrze iść.
– Interesy idą świetnie.
– To dobrze. Potrzebuję informacji o Kathy, co robiła dawniej, więc pokaż mi swój
notatnik z adresami kurew.
Gilette przełączył włącznik znajdujący się nad zlewem. Zawarczał silnik; wrzucił
jakieś odpadki do rozdrabniacza, ostrza zmieliły wszystko w mig. Bud cofnął
przełącznik.
– Twoje adresy kurew.
– Nein, niet, no i nie.
Bud walnął go w brzuch. Gilette zatoczył się, chwycił nóż, zamachnął się. Bud
odskoczył, kopnął go w jaja. Gilette zgiął się wpół; Bud włączył urządzenie. Silnik
zawył; Bud wepchnął rękę pedała z nożem do otworu. Zawyło znowu i w zlewie
pojawiła się krew i kawałeczki kości. Bud wyszarpnął rękę krótszą o palce – teraz
wycie było pięćdziesięciokrotnie głośniejsze. Przytknął kikut do rozgrzanego piecyka,
potem do lodówki.
– Daj mi te cholerne adresy kurew! – przekrzykiwał wycie.
Oczy Gilette'a zachodziły białkiem.
– Szuflada... koło telewizora... chcę karetkę.
Bud puścił go, pobiegł do salonu. Puste szuflady, z powrotem do kuchni – Gilette
na podłodze, jedzący papier.
Ścisnął mu gardło: Gilette wypluł wpół przeżutą kartkę. Bud podniósł świstek,
chwiejnie wyszedł z kuchni, zapach spalonego ciała wywoływał mdłości. Rozprostował
kartkę: nazwiska, numery telefonów – rozmazane, ale dwa dały się przeczytać: Lynn
Bracken, Pierce Patchett.
28
29
Notatka służbowa brzmiała: „Od komendanta Parkera do: Szefa Wydziału Greena,
kapitana R. Miliarda, porucznika D. Smitha, sierżanta E. Exleya. Zebranie w biurze
komendanta 23.04.53, godz. 16:00, w celu przesłuchania świadka Inez Soto".
Notatka od ojca: „Jest wspaniała i Ray Dieterling bardzo ją polubił. Ale jest
świadkiem i Meksykanką, więc doradzam, byś się do niej zbytnio nie przywiązywał. I
pod żadnym pozorem nie powinieneś z nią razem mieszkać. Konkubinat jest
naruszeniem regulaminu wydziałowego, a bycie z Meksykanką mogłoby poważnie
zagrozić rozwojowi twojej kariery..."
30
Inez Soto czekała przed drzwiami jego mieszkania. Gdy Bud podszedł, powiedziała:
– Byłam w domku Exleya w Lake Arrowhead. Mówił, że nie będzie żadnych pytań,
a potem zjawił się i powiedział, że muszę wziąć to lekarstwo, żeby sobie przypomnieć.
Odmówiłam mu. Wie pan, że jedyny Wendell White w książce telefonicznej to pan?
Bud wyprostował jej kapelusz, wcisnął pod niego zwisający kawałek woalki.
– Jak się tu dostałaś?
– Wzięłam taksówkę. Za setkę z dolarów Exleya, więc przynajmniej na coś się
przydaje. Panie White, ja nie chcę sobie nic przypominać.
– Słońce, i tak pamiętasz. Chodź, załatwię ci jakieś lokum.
– Chcę zostać u pana.
– Mam tylko rozkładany fotel.
– Mnie to odpowiada. Chyba znowu musi być kiedyś pierwszy raz.
– Daj sobie spokój i poszukaj jakiegoś chłopaka z college'u.
Inez wstała. – Już mu zaczynałam ufać...
Bud otworzył drzwi. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, było łóżko – zwierzgane po
Carolyn, czy jak jej tam było na imię. Inez wskoczyła na nie – kilka sekund później już
spała.
Bud przykrył ją, wyciągnął się w przedpokoju, biorąc sobie marynarkę za poduszkę.
Sen przychodził powoli – kłębiły mu się myśli dotyczące tego długiego, dziwnego
dnia. Zasnął, mając przed oczyma Lynn Bracken; gdzieś przed świtem poruszył się i
znalazł zwiniętą koło siebie Inez.
Zdecydował, że pozwoli jej zostać koło siebie.
31
Minęło dokładnie czterdzieści pięć minut. Gallaudet czekał na niego w holu – bez
uścisku dłoni, od razu przystąpił do rzeczy. – Chcesz wiedzieć, co mamy?
– Dawaj.
Rozmawiali, chodząc. – Czekają na nas, będzie stenografistka, a te dwa ziółka to
Pete i Bax Englekling, wiek trzydzieści sześć i trzydzieści dwa lata, mieszkańcy San
Bernardino... chyba trzeba by ich określić mianem quasigangsterów. Obaj siedzieli w
poprawczaku za sprzedawanie trawy we wczesnych latach czterdziestych i poza
zarzutami o sprzedawanie amfy od tamtego czasu nie mają nic więcej na sumieniu. Są
właścicielami legalnej drukarni w San Berdoo, są genialnie pomysłowi, a ich nieżyjący
ojciec był naprawdę zdolny i pracowity. I uwaga! On był nauczycielem chemii w
college'u i swego rodzaju pionierem wśród farmaceutów, który opracował wczesne
leki psychotropowe. Robi wrażenie, co? A teraz posłuchaj tego: ich staruszek, który
przekręcił się latem pięćdziesiątego roku, opracował metodę produkcji narkotyków
dla gangów – a to Mickey C. opiekował się nim w czasach, kiedy był jeszcze gorylem!
– Więc na pewno nie będzie nudno. Ale czy ty uważasz, że to Cohen maczał palce w
Nite Owl? Przecież jest w pudle...
– Exley, ja uważam, że to ci kolorowi, którzy siedzą w areszcie. Gangsterzy nigdy
nie zabijają niewinnych obywateli. Ale jeśli mam być szczery, Loew uważa, że mafia
mogła maczać w tym palce... No dobra, idziemy, oni już czekają.
Spotkanie miało być w apartamencie 309, w małym salonie. Jeden długi stół –
Loew i Miliard naprzeciwko trzech mężczyzn: prawnika w średnim wieku, prawie
bliźniaków w kombinezonach – rzadkie włosy, małe, okrągłe oczy, zepsute zęby.
Stenografistka przy drzwiach do sypialni, trzymająca na kolanach gotową do pracy
maszynę.
Gallaudet przystawił krzesła. Ed skinął wszystkim głową, usiadł koło Miliarda.
Prawnik przeglądał papiery, bracia zapalili papierosy. To Loew zaczął:
– Aby wymogom stało się zadość, jest 8:53, 24 kwietnia 1953 roku. Obecni są: ja,
czyli Ellis Loew, prokurator okręgowy miasta Los Angeles, sierżant Bob Gallaudet z
Prokuratury Okręgowej, kapitan Russ Miliard i sierżant Ed Exley z Wydziału Policji
Los Angeles. Jacob Kellerman reprezentuje Petera i Baxtera Engleklingów,
ewentualnych świadków prokuratury w sprawie wielokrotnego zabójstwa
popełnionego w Nite Owl Coffee Shop czternastego kwietnia bieżącego roku. Pan
Kellerman przeczyta pisemne oświadczenie swoich klientów, którzy potem podpiszą
zapis stenograficzny tego dokumentu. Odwdzięczając się za złożenie tego
dobrowolnego oświadczenia, prokuratura okręgowa unieważnia nakaz aresztowania
numer 16114, datowany 8 czerwca 1951 roku, wystawiony na Petera i Baxtera
Engleklingów. Jeśli ich oświadczenie przyczyni się do ujęcia sprawców wyżej
wspomnianego wielokrotnego zabójstwa, Peter i Baxter Engleklingowie zostaną
objęci immunitetem we wszystkich kwestiach odnoszących się do wyżej
wspomnianych spraw, włącznie ze współudziałem w popełnieniu przestępstwa, i
związanych z nimi przestępstwami i wykroczeniami. Panie Kellerman, czy pańscy
klienci rozumieją to, co właśnie zostało powiedziane?
– Tak, panie Loew, rozumieją.
– Czy rozumieją, że mogą zostać poddani przesłuchaniu po odczytaniu ich
oświadczenia?
– Tak.
– Proszę zatem o przeczytanie oświadczenia.
Kellerman założył okulary.
– Wyeliminowałem co barwniejsze kolokwializmy używane przez Petera i Baxtera,
wygładziłem cały tekst, proszę o tym pamiętać.
Loew szarpnął za swoją kamizelkę. – Zdajemy sobie z tego sprawę. Proszę
kontynuować.
Kellerman zaczął czytać:
– My, Peter i Baxter Englekling, przysięgamy, że to oświadczenie jest w pełni
prawdziwe. Pod koniec marca tego roku, mniej więcej trzy tygodnie przed
zabójstwami w Nite Owl, do naszej legalnej drukarni Speedy King Printshop zgłosił
się mężczyzna. Był nim niejaki Delbert „Duke" Cathcart, który powiedział, że dostał
nasze nazwisko od „pana XY", znajomego z czasów spędzonych w domu
poprawczym. Pan XY poinformował Cathcarta, że prowadzimy drukarnię, w której
mamy nowoczesną maszynę offsetową naszej własnej konstrukcji, co jest zgodne z
prawdą. Pan XY powiedział także Cathcartowi, że zawsze byliśmy zainteresowani,
cytuję: zarobieniem szybkiej kasy, koniec cytatu, co również jest zgodne z prawdą.
Rozległy się tłumione chichoty. Ed zanotował: „Ofiara Susan Lefferts z S. Berdoo –
związek?".
– Proszę kontynuować, panie Kellerman – powiedział Loew. – Wszyscy potrafimy
śmiać się i myśleć jednocześnie.
Kellerman wrócił do oświadczenia:
– Cathcart pokazał nam zdjęcia ludzi przedstawiające nielegalne akty seksualne,
część z nich o homoseksualnej naturze. Niektóre zdjęcia były, cytuję: ręką artychy
odwalone, koniec cytatu. To jest: bajecznie kolorowe stroje i naniesiona na niektóre
ujęcia czerwona farba. Cathcarpowiedział, że słyszał, iż jesteśmy w stanie w bardzo
krótkim czasie wydrukować wysokiej jakości magazyny, i my potwierdziliśmy to.
Cathcart dodał, że trochę tych magazynów z obscenicznymi zdjęciami wykonał i
podał nam, ile to go kosztowało. Wiedzieliśmy, że moglibyśmy wydrukować takie
magazyny za jedną ósmą tych kosztów...
Ed podał Miliardowi karteczkę: „Czy Obyczajówka nie rozpracowuje jakiejś
pornografii?"
Bracia żachnęli się; Loew i Gallaudet coś szeptali. Miliard zwrócił karteczkę: „Tak ,
ale nie ma żadnych efektów z czteroosobowego zespołu. Nie udaje się namierzyć ludzi
(«w bajecznych strojach» jak w oświadczeniu) pozujących do zdjęć w tych
magazynach – umarzamy sprawę. Poza tym, jak na razie, żaden ze złożonych
raportów nie łączył Cathcarta z pornografią".
Kellerman popił wody.
– Cathcart potem powiedział nam, że słyszał, iż nasz nieżyjący ojciec, Franz
„Doc" Englekling, był przyjacielem Harrisa „Mickeya" Cohena, szefa mafii
operującej w Los Angeles, obecnie przebywającego w zakładzie penitencjarnym w
McNeil Island. Potwierdziliśmy mu to. Wtedy Cathcart przedstawił nam swoją
ofertę. Powiedział, że rozpowszechnianie magazynów pornograficznych będzie
musiało być, cytuję: bardzo ostrożne, koniec cytatu, bo, cytuję: dziwni goście, koniec
cytatu, którzy zrobili zdjęcia i nanieśli na nie farbę, zachowywali się tak, jakby mieli
wiele do ukrycia. Nie rozwijał tego tematu. Powiedział, że ma dostęp do wielu,
cytuję: bogatych zboczeńców, koniec cytatu, którzy byliby skłonni zapłacić duże
sumy za takie magazyny, i zaproponował, że moglibyśmy także produkować,
cytuję: normalne hetero świerszcze, koniec cytatu, które byłyby rozprowadzane w
dużych ilościach. Cathcart twierdził, że ma dostęp do, cytuję: listy adresów
zboczeńców, do ćpunów i kurew, koniec cytatu, którzy mogą pełnić funkcję modeli i
dostęp do, cytuję: eleganckich dziewczyn na telefon, koniec cytatu, które mogłyby
pozować do zdjęć pornograficznych, jeśli ich, cytuję: postrzelony opiekun by się
zgodził, koniec cytatu. Nad żadnym z tych swoich stwierdzeń Cathcart też się nie
rozwodził ani nie wymieniał znowu konkretnych nazwisk czy miejsc.
Kellerman przerwał, przewrócił kartkę.
– Cathcart powiedział nam, że on zajmowałby się dostarczaniem materiałów,
wyszukiwaniem modeli i pośrednictwem. My mieliśmy być producentami
magazynów. A także odwiedzić Mickeya Cohena w McNeil Island i namówić go do
wyasygnowania pieniędzy potrzebnych do rozkręcenia interesu. Mieliśmy
przekazać mu także rady Cathcarta dotyczące systemu dystrybucji. W zamian za to
Cohen miał nam dawać, cytuję: zajebisty, koniec cytatu, procent od całej transakcji.
Ed podał znowu karteczkę: „Nie ma żadnych nazwisk, wokół których można by
nadal węszyć". Miliard odpowiedział szeptem: – I Nite Owl to nie w stylu Mickeya.
Bax Englekling chrząkał; Pete dłubał ołówkiem w uszach. Kellerman czytał swoje:
– Odwiedziliśmy Mickeya Cohena w jego celi w McNeil, mniej więcej dwa
tygodnie przed zabójstwami w Nite Owl. Przedstawiliśmy mu tę propozycję.
Odmówił pomocy i bardzo się zdenerwował, kiedy powiedzieliśmy mu, że to pomysł
Duke'a Cathcarta, którego wielokrotnie nazywał, cytuję: niepoprawnym
pieprzonym dupkiem, gwałcicielem nieletnich, koniec cytatu. Konkludując,
podejrzewamy, że Mickey Cohen wynajął mordercę, który był sprawcą masakry w
Nite Owl. Uciekł się do podstępu, zabijając sześciu, chociaż zależało mu na jednym, z
czystej nienawiści do Duke^ Cathcarta. Inną możliwością jest to, że Cohen
rozmawiał na spacerniaku o planowanych poczynaniach Cathcarta i o całej
sprawie dowiedział się rywal Cohena, Jack „Egzekutor" Whalen, który zawsze jest
skory do zainkasowania pieniędzy z nielegalnych źródeł. I to on zabił Cathcarta i
pięcioro przypadkowych ludzi, żeby zmylić trop. Uważamy, że gdyby te zabójstwa
miały coś wspólnego z intrygą dotyczącą pornografii, my też moglibyśmy stać się
ofiarami. Przysięgamy, że to oświadczenie jest prawdziwe i nie zostało złożone pod
naciskiem fizycznym ani psychicznym.
Bracia poklepali się po plecach. Kellerman powiedział: – Moi klienci z chęcią
odpowiedzą na pytania.
Loew wskazał na sypialnię.
– Po mojej rozmowie z kolegami.
Weszli tam; Loew zamknął drzwi.
– Wnioski. Bob, zaczynasz.
Gallaudet zapalił papierosa.
– Mickey Cohen, pomimo licznych wad, nie morduje ludzi z czystej nienawiści, a
Jacka Whalena interesują tylko dochody z hazardu. Wierzę w to, co usłyszeliśmy, ale
w świetle wszystkiego, co do tej pory wiemy o Cathcarcie, jawi się on jako
beznadziejny kretyn, który nie potrafiłby rozkręcić tak poważnego interesu. Uważam,
że w najlepszym razie cała ta historia ma jedynie luźny związek z naszą sprawą. Ja
dalej stawiam, że to asfalty odwaliły tę robotę.
– Zgadzam się. Kapitanie...
– Jeden możliwy scenariusz wydaje mi się prawdopodobny – powiedział Miliard. –
Ale z dużymi zastrzeżeniami. Być może Cohen wspomniał komuś na spacerniaku o
tym interesie, sprawa się rozniosła i ktoś się tym zainteresował. Jeśli jednak to
morderstwo było związane ze świerszczykami, to Engleklingowie byliby teraz albo
martwi, albo przynajmniej ktoś już by złożył im jednoznaczną wizytę. W Obyczajówce
zajmowałem się sprawą świerszczyków przez dwa tygodnie i moi ludzie nie wiedzą nic
na ten temat, cały czas trafiali głową w mur. Uważam, że Ed i Bob powinni
porozmawiać z Whalenem, potem polecieć do McNeil i pogadać z Mickeyem.
Przesłucham tych degeneratów w pomieszczeniu obok i porozmawiam z moimi
ludźmi z Obyczajówki. Czytałem wszystkie raporty wszystkich ludzi zajmujących się
Nite Owl i nie ma w nich ani jednej wzmianki o pornografii. Wydaje mi się, że Bob ma
rację. Związek między tymi sprawami musi być bardzo luźny, jeśli w ogóle jakiś jest.
– Zgadzam się. Bob, ty i Exley porozmawiacie z Cohenem i Whalenem. Kapitanie,
czy sprawą pornografii zajmowali się zdolni ludzie?
Miliard uśmiechnął się. – Trzech zdolnych i Jack Puszka Vincennes. Bez urazy,
Ellis. Wiem, że jest z siostrą, twojej żony.
Loew zarumienił się. – Exley, masz coś do dodania?
– Bob i kapitan właściwie powiedzieli, to co ja miałem zamiar, ale chciałbym
zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, Susan Lefferts była z San Berdoo. Po
drugie, jeśli to nie Murzyni, których mamy w areszcie, ani żadna inna banda
kolorowych, to wtedy samochód koło Nite Owl był podstawiony dla zmyłki, co by
znaczyło, że mamy do czynienia z zakrojonym na szeroką skalę spiskiem.
– Wydaje mi się, że mamy zabójców. A propos, robisz postępy z panną Soto?
– Pracuję nad tym.
– To popracuj ciężej. Szczere wysiłki są dla uczniaków, tak naprawdę liczą się
rezultaty.
Do roboty, panowie.
32
Jack czekający przed aresztem w swym wozie, by śledzić Buda White'a. Na razie
obserwował poharatane ręce i pedalskie ciuchy – to robotnicy wysypujący się z
warsztatów po skończonej zmianie, podkręceni Murzyni kpiący z policjantów –
niejeden uderzył w dach ich samochodu i uciekł.
Jak na razie cisza z mercurym Coatesa; wiedział o tym, bo rozmawiał z Miliardem,
miał szczęście, że przez telefon – w przeciwnym razie miałby pełne gacie.
– Vincennes, dwóch świadków skontaktowało się z Ellisem Loewem. Powiedzieli,
że Duke Cathcart był zaangażowany w jakiś interes, który nie doszedł do skutku,
mający coś wspólnego z tymi świerszczykami, jakimi się zajmowaliśmy. Ja uważam,
że nie ma to związku z Nite Owl, ale może ty dowiedziałeś się czegoś?
– Nie – odparł i spytał, czy inni ludzie z brygady coś mają.
– Nie – brzmiała odpowiedź Miliarda.
A on nie powiedział mu, że wszystkie jego raporty były gówno warte. Nie
powiedział mu, że ma w nosie to, czy świerszczyki i Nite Owl mają ze sobą coś
wspólnego. Nie powiedział mu, że nie zazna spokoju, dopóki nie będzie miał w swoich
rękach kartoteki Sida Hudgensa i Murzyni nie skończą w komorze gazowej –
niezależnie od tego, czy są winni, czy nie.
Zapatrzył się w tylne drzwi aresztu: niebiescy wprowadzali akurat do środka
zboczeńców seksualnych. Bud był tam, w środku – lał na nich z gumowego węża.
Poprzedniego dnia darował sobie, zostawił White'a – i Dudley był wkurzony.
Dzisiaj będzie się trzymał blisko, potem pojedzie do Hudgensa: zniszczy kartotekę
dotyczącą Malibu Rendezvous.
White wyszedł. Było tak jasno, że Jack widział krew na jego koszuli. Włączył silnik i
czekał.
33
Tym razem nie było żadnych kolorowych błysków, tylko białe światło za
zaciągniętymi zasłonami. Bud zadzwonił.
Otworzyły się drzwi, w nich stała podświetlona z tyłu Lynn Bracken.
– Tak? Jest pan policjantem, o którym wspominał mi Patchett?
– Tak. Czy Patchett powiedział pani, w czym rzecz?
Cały czas trzymała otwarte drzwi. – Mówił, że sam pan nie był za bardzo pewien, i
dodał, że powinnam być z panem szczera, i kazał mi współpracować.
– Robi pani wszystko, co on pani każe?
– Tak.
Bud wszedł.
– Obrazy są prawdziwe, a ja jestem prostytutką – zaznaczyła Lynn. – Nigdy nie
słyszałam o tej Kathy jak jej tam, a Dwight Gilette nigdy nie napastowałby seksualnie
kobiety. Jeśli chciałby jakąś zabić, zrobiłby to nożem. Słyszałam o tym człowieku,
Duke'u Cathcarcie, w skrócie tyle, że był nieudacznikiem, który miał słabość do
dziewczyn. I to są wszystkie informacje nadające się do druku.
– Skończyła pani?
– Nie. Nie wiem nic o innych dziewczynach Dwighta, a o sprawie Nite Owl wiem
tylko tyle, ile przeczytałam w gazetach. Jest pan usatysfakcjonowany?
Bud prawie się roześmiał: – Pani i Patchett ucięliście sobie niezłą pogawędkę.
Zadzwonił do pani wczoraj wieczorem?
– Nie. Dzisiaj rano. Dlaczego pan pyta?
– Nieważne.
– Pan nazywa się White, prawda?
– Mów mi Bud.
Lynn uśmiechnęła się.
– Bud, ale wierzysz w to, co Patchett i ja ci powiedzieliśmy?
– Tak, właściwie tak.
– I wiesz, dlaczego jesteśmy dla ciebie tacy mili...
– Mogę się wkurzyć, kiedy będziesz używała takich słów.
– Tak. Ale wiesz, dlaczego.
– Tak. Wiem. Patchett sprzedaje kurwy, może na boku coś jeszcze. Nie chcecie,
bym wspomniał o was w swoim raporcie.
– Zgadza się. U podstaw naszych motywów leży egoizm, więc współpracujemy.
– Chcesz wysłuchać rady, panno Bracken?
– Mam na imię Lynn.
– Więc panno Bracken, oto moja rada. Współpracujcie dalej i nawet, kurwa, nie
próbujcie mnie przekupić ani zastraszyć, bo wpakuję ciebie i Patchetta w gówno po
uszy.
Lynn uśmiechnęła się. Bud zauważył ten wyraz twarzy – wyglądała jak Veronica
Lake w filmie, który kiedyś widział. Alan Ladd wraca do domu z wojny i znajduje
swoją puszczalską żonę zamordowaną.
– Chcesz drinka, Bud?
– Tak, whisky bez niczego.
Lynn poszła do kuchni, wróciła z dwoma szklaneczkami.
– Robią postępy w sprawie zabójstwa tej dziewczyny?
Bud pociągnął drinka. – Pracuje nad tym trzech ludzi. To przestępstwo na tle
seksualnym, więc przycisną wszystkich znanych zboczeńców. Przez dwa tygodnie
będą naprawdę węszyć wokół tej sprawy, a potem sobie odpuszczą.
– Ale ty nie odpuścisz.
– Może tak, może nie.
– Dlaczego tak bardzo cię to zajmuje?
– To stare dzieje.
– Stare osobiste dzieje?
– Tak.
Lynn wzięła łyk.
– Ja tylko tak pytam. A co ze sprawą Nite Owl?
– Wygląda na to, że to te czarn... kolorowi, których aresztowaliśmy. To strasznie
popierdolona sprawa.
– Musisz używać aż tak wulgarnych słów?
– A ty musisz to robić dla pieniędzy...
– Na koszuli masz krew. Czy to nieodłączny element twej pracy?
– Tak.
– Bo ty lubisz to robić, tak?
– Jeśli sobie zasłużyli.
– To znaczy mężczyźni, którzy skrzywdzili kobiety...
– Bystra z ciebie dziewczyna.
– A dzisiaj też sobie zasłużyli?
– Dzisiaj akurat nie.
– Ale i tak to zrobiłeś.
– Tak, podobnie jak ty z kilkunastoma facetami, których dzisiaj przeleciałaś.
Lynn roześmiała się. – Tak naprawdę, było ich dwóch. Tak nieoficjalnie, pobiłeś
Dwighta Gilette'a?
– Tak nieoficjalnie, włożyłem mu rękę do maszynki do mielenia odpadów.
Żadnego westchnięcia, żadnego zdziwienia.
– Sprawiło ci to przyjemność?
– Hm... nie.
Lynn zakaszlała. – Jestem złą gospodynią. Chciałbyś usiąść?
Bud usiadł na kanapie, Lynn na mały krok od niego.
– Detektywi z Wydziału Zabójstw są inni. Jesteś pierwszym mężczyzną od pięciu
lat, który w ciągu pierwszej minuty naszego spotkania nie powiedział mi, że wyglądam
jak Veronica Lake.
– Bo wyglądasz lepiej niż Veronica Lake.
Lynn zapaliła papierosa. – Dziękuję. Nie powiem twojej przyjaciółce, że to
mówiłeś.
– Skąd wiesz, że mam przyjaciółkę?
– Masz pogniecioną marynarkę, która w dodatku pachnie perfumami.
– Mylisz się. Zostałem raczej wykorzystany.
– Co zapewne ci się...
– Tak, co mi się cholernie rzadko zdarza. Współpracuj lepiej, panno Bracken.
Powiedz mi coś o osobie Pierce'a Patchetta i tym jego interesie.
– Nieofi...
– Tak, nieoficjalnie.
Lynn zaciągnęła się, wzięła łyk scotcha.
– Cóż, zostawiając na boku to, co dla mnie zrobił, Pierce jest człowiekiem
renesansu. Zajmuje się chemią, zna judo, dba o swoje ciało. Uwielbia mieć dług
wdzięczności u pięknych kobiet. Miał nieudane małżeństwo, córkę, która umarła jako
niemowlę. Jest bardzo uczciwy wobec swoich dziewczyn i pozwala nam się spotykać
tylko z kulturalnymi i zamożnymi mężczyznami. Możesz więc to nazwać kompleksem
zbawiciela. Pierce uwielbia piękne kobiety. Uwielbia nimi manipulować i zarabiać na
nich pieniądze, ale i prawdziwa czułość też potrafi się w nim odezwać. Kiedy
poznałam Pierce'a, powiedziałam mu, że moja siostrzyczka została zabita przez
pijanego kierowcę. Naprawdę się rozpłakał. Pierce Patchett to twardy biznesmen i
rzeczywiście sprzedaje dziewczyny na telefon. Ale to dobry człowiek.
Brzmiało przekonywająco.
– Jakie jeszcze interesy prowadzi Patchett?
– Nic nielegalnego. Łączy swoje normalne interesy z interesami filmowymi.
Doradza swoim dziewczynom w kwestiach finansowych.
– A świerszczyki?
– Boże, tylko nie Pierce. On lubi to robić, a nie oglądać.
– Albo sprzedawać?
– Tak, albo sprzedawać.
Prawie zbyt gładko – jakby trzeba było za wszelką cenę oddalić od Patchetta
posądzanie go o to, że ma coś wspólnego ze świerszczykami.
– Zaczynam podejrzewać, że starasz się zamydlić mi oczy. Muszą tu być jakieś
zboczone układy. Stręczycielstwo to jedna sprawa, ale przedstawiasz faceta, jakby był
jakimś pieprzonym Chrystusem. Zacznijmy od „małego studia" Patchetta.
Lynn zgasiła papierosa. – Powiedzmy, że nie chcę o tym rozmawiać?
– Powiedzmy, że napuszczę na ciebie i Patchetta Obyczajówkę?
Lynn potrząsnęła głową.
– Pierce podejrzewa, że ty realizujesz jakąś swoją prywatną zemstę, że w twoim
najlepiej pojętym interesie jest wykluczenie go z kręgu podejrzanych, niezależnie w
jakiej tam sprawie prowadzisz śledztwo, i zachowanie dla siebie informacji o jego
interesach. Uważa, że nie będziesz o nim informował przełożonych, że byłoby to z
twojej strony głupotą.
– Głupota to moje drugie imię. Co jeszcze Patchett uważa?
– Czeka, aż wspomnisz o pieniądzach.
– Nie zajmuję się ściąganiem haraczy.
– W takim razie dlaczego...
– Może jestem, do cholery, po prostu ciekawy.
– Niech tak będzie. Wiesz, kto to jest doktor Terry Lux?
– Jasne, prowadzi klinikę dla uzależnionych w Malibu. Jest zepsuty do cna.
– Masz rację w obu sprawach, jest też chirurgiem plastycznym.
– Robił operację plastyczną Patchettowi, tak? Nikt w jego wieku nie wygląda tak
młodo.
– Nie wiem nic na ten temat. Terry Lux zajmuje się zmienianiem dziewczyn na
potrzeby małego studia Patchetta. Są w nim Ava i Kate, i Rita, i Betty. Czytaj to jak
Gardner, Hepburn, Hayworth i Grabie. Pierce znajduje dziewczyny z grubsza
podobne do gwiazd ekranu, a Terry robi operacje, by wyglądały dokładnie jak one.
Możesz je zwać konkubinami Pierce'a. Śpią z wybranymi klientami Pierce'a – tymi, co
pomagają mu łączyć jego normalne interesy z interesami filmowymi. Perwersyjne?
Być może. Ale Pierce zabiera pewną część dochodów wszystkich dziewczyn i inwestuje
dla nich ich pieniądze. Każe dziewczynom przerywać to życie, kiedy osiągają
trzydziestkę – bez wyjątków. Nie pozwala im zażywać narkotyków i nie krzywdzi ich,
ja też jemu bardzo wiele zawdzięczam. Czy twoja mentalność policjanta jest w stanie
pogodzić te sprzeczności?
– To jakby żywcem wzięte z jakiejś bajki – wypalił Bud.
– Nie, White. To tylko Pierce Morehouse Patchett.
– I to Lux zrobił z ciebie Veronike Lake?
Lynn dotknęła swoich włosów.
– Nie, bo odmówiłam. Pierce uwielbiał mnie za to. Jestem naturalną brunetką, ale
reszta to prawdziwa ja.
– A ile masz lat?
– W przyszłym miesiącu będę miała trzydzieści i otwieram sklep z ciuchami.
Widzisz, jak czas wszystko zmienia? Gdybyś spotkał mnie miesiąc później, nie
byłabym kurwą. Byłabym brunetką, która nie byłaby aż tak podobna do Veroniki
Lake.
– A to z jakiej bajki?
– Z żadnej, to tylko ja: Lynn Margaret Bracken.
Chyba zbyt szybko i za gwałtownie wypalił: – Posłuchaj, chciałbym się jeszcze
kiedyś z tobą spotkać...
– Prosisz mnie o randkę?
– Tak, bo nie stać mnie na ceny Patchetta.
– Mógłbyś zaczekać miesiąc.
– Nie, nie mogę.
– W takim razie koniec rozmów o pracy. Nie chcę być czyjąś podejrzaną.
Bud zrobił ręką znak zgody w powietrzu: że zapomina o osobie Patchetta w sprawie
Kathy i Nite Owl.
– Umowa stoi.
34
35
Butelki: whisky, gin, brandy. Migające reklamy: Schlitz, Pabst Blue Ribbon.
Marynarze pijący zimne piwa, rozbawieni ludzie zalewający się w trupa. Mieszkanie
Hudgensa było o przecznicę dalej – alkohol doda mu odwagi. Wiedział o tym, nim
zaczął śledzić Buda White'a – teraz miał tysiąckrotnie ważniejszy powód.
Barman krzyknął: – Ostatnie zamówienia.
Jack dopił wodę sodową, przycisnął sobie szklankę do szyi. Dzień dał mu w kość,
znowu. To Miliard mówił, że Duke Cathcart był zaangażowany w jakiś interes, chciał
sprzedawać swoje świerszczyki. Bud White odwiedził Lynn Bracken, jedną z tych
dziwek sobowtórów. Spędził w jej domu dwie godziny; odprowadziła go do drzwi.
Ruszył za nim do domu, po drodze zaczął kombinować: White zna Bracken, ona zna
Pierce'a Patchetta, ten z kolei zna Hudgensa. Sid wie o Malibu Rendezvous, Dudley
Smith prawdopodobnie też. Powód, dla którego Dud chce, by śledzić White'a: odbiło
mu na punkcie morderstwa tej prostytutki.
Pulsujące reklamy piwa: neonowe monstra. Kastet w samochodzie na odwagę –
może Sid pęknie, odda mu jego kartotekę. Jack wybiegł z baru: mieszkanie Hudgensa,
ciemne okna, packard Sida przy krawężniku.
Drzwi i kastet w roli kołatki.
Trzydzieści sekund, nic. Jack nacisnął klamkę – zamknięte – naparł z całej siły.
Drzwi ustąpiły.
Ten zapach.
Jak na zwolnionych obrotach: wyjął chusteczkę, pistolet, uderzył łokciem w ścianę
– włącznik, żadnych odcisków. Zapalił światło.
Pokrojony Sid Hudgens był na podłodze – nasączony czarną cieczą dywan, podłoga
śliska od krwi. Ręce i nogi odcięte, leżące pod dziwnym kątem względem jego tułowia.
Rozcięty od krocza po szyję, wyzierające spod czerwieni białe kości. Za nim
poprzewracane szafki – skoroszyty rozrzucone po czystej części dywanu.
Jack wpił zęby w ramię, żeby powstrzymać się od krzyku.
Żadnych śladów krwi, pewnie zabójca wyszedł tylnymi drzwiami. Hudgens był
nagi, otoczony czerwonoczarną obwódką. Kończyny koło tułowia, pasma zakrzepłej
krwi w miejscach, gdzie zostały odcięte, zastygłe wiry jak ta namalowana farbą krew w
jego świerszczykach.
Jack uciekł. Wokół domu, wzdłuż podjazdu. Tylne drzwi były uchylone, sączyło się
z nich światło. Wewnątrz śliska od wody podłoga – żadnych krwawych plam, ślady
usunięte.
Wszedł, znalazł reklamówki pod zlewem. Chwiejnym krokiem wrócił do salonu.
Wyciągnął kompromitujące dane z szafki: skoroszyty, skoroszyty, skoroszyty – raz,
dwa, trzy, cztery, pięć reklamówek – na dwie wyprawy do samochodu. O drugiej
dwadzieścia nad ranem ta ulica LA była spokojna. Uspokój się i ty, nie bredź.
Pięćdziesiąt trylionów ludzi miało motyw. Nikt nie wiedział, że oglądał doprawione
farbą magazyny. Dojdą do wniosku, że okaleczenia mógł dokonać tylko jakiś psychol.
Musiał znaleźć swoją kartotekę. Wyłączył światła, porysował drzwi kajdankami –
niech myślą, że to włamywacz.
Odjechał, bez celu, po prostu jechał.
Stracił cierpliwość do samej jazdy. Znalazł motel, popularny wśród prostytutek:
Przytulna Chatka u Oscara. Zapłacił za tydzień z góry, wniósł do środka swoje
reklamówki, wziął prysznic i włożył na siebie z powrotem przepocone ubranie. Tu był
istny pałac karaluchów: pluskwy, nad łóżkiem na ścianie tłuszcz. Czuł swój zapach:
okropny. Zamknął drzwi, zaczął przeglądać papiery.
Stare wydania Cicho Sza!, wycinki, wykradzione policyjne dokumenty. Kartoteka:
Montgomery Clift jako najmniejszy fiut w Hollywood, Errol Flynn jako agent
Nazistów. Istna bomba: Flynn i jakiś pisarz pedał nazwiskiem Truman Capote.
Komuchy, sympatycy komuchów, ważne szychy, od Joan Crawford po byłego
prokuratora okręgowego Billa McPhersona. Obfitość narkomanów: materiały na
temat Charliego Parkera, Anity O'Day, Arta Peppera, Toma Neala, Barbary Payton,
Gail Russell. Całe artykuły z Cicho Sza!: „Związki Mafii z Watykanem!!!" „Opera
mydlana: Czy «Rock» Hudson tak naprawdę jest tylko «Rockette»?", „Marihuanowy
alarm: Strzeżcie się ziołowych dzieci Hollywood". Mnóstwo teczek na temat
najróżniejszych ludzi, ale to nie mogły być najbardziej strzeżone dokumenty Sida
Hudgensa – komuchy, pedały, lesbijki, narkomani, lubieżnicy, nimfomanki, mizogini,
politycy kupieni przez mafię.
Nic o sierżancie Jacku Vincennesie.
Nic o Chlubnej Odznace! – na punkcie której miał fioła – wiedział, że Sid miał
kartotekę dotyczącą Bretta Chase'a. Dziwne. Jeszcze dziwniejsze: Cicho Sza!
obsmarowywało Maxa Peltza – nie było nic na jego temat. Nic na temat Pierce'a
Patchetta, Lynn Bracken, Lamara Hintona, FleurdeLis.
Jack zmierzył wzrokiem stos skoroszytów. Spory – jeśli zabójca przyszedł, by
ukraść kartotekę Sida, wyraźnie zabrał tylko jej niewielką część – jego stos był
imponujący.
ALIBI.
Jack schował skoroszyty do szafy. Wywiesił „Nie przeszkadzać" na drzwiach i
opuścił motel.
*
Jack podjechał pod jej mieszkanie, zaparkował za jej samochodem. Dać jej godzinę,
improwizować, jeśli w tym czasie wyjdzie.
Amfetaminowy czas upływał, a drzwi Bracken były cały czas zamknięte. 12:33 –
jakiś młodzian wrzucił pod nie gazetę. Jeśli Morty Bendish nie marnował czasu, a ten
dzieciak roznosił Mirror..
Drzwi otworzyły się; Lynn Bracken podniosła z wycieraczki gazetę, ziewając,
schowała się z powrotem. Roznosiciel gazet przemknął koło niego, zauważył tytuł
gazety: Mirror News z Los Angeles. Żeby to tam było, Morty... I bingo!
Bracken zatrzasnęła drzwi, podbiegła do swojego samochodu. Ruszyła z piskiem
opon, skręciła na zachód w Los Feliz.
Jack dał jej dwie sekundy przewagi i też ruszył.
Na południowy zachód: Los Feliz, przez Western do Sunset, prosto po Sunset, o
dziesięć mil przekraczając ograniczenie prędkości. Pewnie wystraszona postanowiła
pojechać do mieszkania Patchetta, bo nie chciała używać telefonu.
Jack zawrócił na południe, na pełnym gazie skrótem dojechał do Gretna Green
1184. Ogromna posiadłość w hiszpańskim stylu, ogromny trawnik przed nią – Lynn
Bracken jeszcze się nie zjawiła.
Czuł rozdygotane serce: zapomniał, jaką cenę się płaci za łykanie amfy.
Zaparkował, rozejrzał się: nigdzie nikogo. Podszedł do drzwi, zapuścił się na bok
domu – znaleźć jakieś okna. Wszystkie zamknięte. Pracujący na tyłach domu
ogrodnik – żadnych szans na okrążenie domu tak, by nie zostać zauważonym.
Trzasnęły drzwi auta; Jack podbiegł do okna z przodu: zamknięte, ale była szczelina
między zasłonami, przez którą mógł zajrzeć do środka.
Zabrzęczał dzwonek; Jack zajrzał. Patchett podszedł do drzwi, otworzył je. Lynn
Bracken pokazała mu swoją gazetę – przyglądał się spanikowanej dwójce: bezgłośne
ruchy warg, wyraźnie bardzo wystraszeni. Jack przyłożył ucho do szyby – słyszał tylko
dudnienie własnego serca. Nie potrzeba było dźwięków: nie wiedzieli wcześniej, że Sid
nie żył. Są zbyt wystraszeni, nie zabili go.
Przeszli do pokoju obok – szczelnie zaciągnięte zasłony – nie dało się ani patrzeć,
ani słuchać. Jack wrócił do swojego wozu.
Nim ruszył na południe do 77 Ulicy, Jack łyknął kolejną porcję amfy i wyjął swój
plan poszukiwań; sierżant z centrali powiedział mu, że czarni robią się coraz bardziej
agresywni, jacyś czerwoni agitatorzy podkręcali atmosferę, obrzucanie policjantów
śmieciami zaczęło zdarzać się częściej, ekipy przeszukujące garaże składały się z
trzech osób: jednego detektywa, dwóch mundurowych, dwa zespoły równocześnie
pracowały po przeciwnych stronach ulicy. Ma się spotkać ze swoimi na rogu 116 i
Wills – od południa pracują tylko we dwójkę.
Amfa zaczęła kręcić – Jack poczuł się dobrze. Pojechał na róg 116–tej i Wills:
okolica tanich domów, kartony zamiast okien. Brudne uliczki, rowerzyści: kolorowe
dzieciaki pakujące owoce. Jego współpracownicy kawałek dalej: dwóch mundurowych
po lewej stronie, dwóch niebieskich i jeden w cywilu po prawej. Uzbrojeni: cęgi do
cięcia metalu, strzelby. Jack zaparkował, dołączył do dwójki po lewej stronie.
Syfiasta robota.
Pukanie w drzwi, otrzymanie pozwolenia na przeszukanie garażu. Trzy czwarte
mieszkańców udawało, że śpi; z powrotem do garażu, otworzyć drzwi, przeciąć
kłódkę. Ekipa po prawej stronie nawet nie pytała – zaczynali od cęgów, powoli
oglądali wnętrze, wygrażali bronią dzieciakom na rowerach. Dzieciaki po lewej stronie
starały się być nieprzyjemne; jeden rzucił nad ich głowami pomidora. Niebiescy
wystrzelili na postrach, w górę – strącili klatkę z gołębiami, podziurawili drzewo
palmowe. Brudny garaż po brudnym garażu – i żadnego mercury'ego z 49 roku z
numerem rejestracyjnym DG114.
Zmierzchało, gdy dotarli do kwartału opuszczonych domów – powybijane okna,
porośnięte gęstymi chwastami trawniki. Jack zaczynał mieć już wszystkiego dosyć:
bolące zęby, kłucie w klatce piersiowej. Usłyszał głośne krzyki z drugiej strony ulicy i
zespół pracujący po prawej kilka razy wystrzelił. Spojrzał na swoich partnerów –
wszyscy rzucili się na drugą stronę.
Święty Graal w zaszczurzonym garażu: purpurowy mercury z 49 roku, zapakowany
na maksa. Kalifornijska rejestracja DG114 – zarejestrowany na „Sugar Raya" Coatesa.
Dwóch umundurowanych wyciągnęło butelki. Grupka dzieci szczebiotała, że fajny
kolor lakieru; biały kot kręcił się po uliczce. Goście z lewej strony zaczęli tańczyć.
Jack zajrzał przez boczną szybę. Trzy dubeltówki na podłodze między siedzeniami:
duży kaliber, pewnie 12–stki.
Wrzaski były ogłuszające; i poklepywanie po plecach – czasem tak silne, że mogło
pogruchotać kości. Dzieciaki też wrzeszczały; mundurowy pozwolił im się napić ze
swojej butelki. Jack pociągnął dużego łyka, wystrzelał cały magazynek, celując w
światła uliczne, trafił za ostatnim strzałem. Krzyki podniecenia, wrzaski; Jack
pozwolił dzieciakom przez chwilę pobawić się swoją bronią. Przypomniał mu się Sid
Hudgens – napił się sporo, odpędził te myśli.
36
Prywatną salę w Pacific Dining Room zajmowali: Dudley Smith, Ellis Loew i Bud
po drugiej stronie stołu. Jego ręce znaczyły pęcherze, efekt trzydniowej pracy wężem:
przestępcy seksualni zlewali się w jego głowie w jedną masę.
– Chłopcze, godzinę temu znaleźliśmy samochód i dubeltówki – oznajmił Dudley.
– Żadnych odcisków, ale jedna z iglic idealnie pasuje do łusek, które znaleźliśmy w
Nite Owl. Z kratki kanalizacyjnej niedaleko hotelu Tevere wydobyliśmy portfele i
portmonetki ofiar, co znaczy, że prawie zamknęliśmy sprawę. Ale pan Loew i ja
chcemy mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Chcemy ich przyznania się do winy.
Bud odepchnął od siebie talerz. Wszystko kręciło się wokół czarnych – nie
potwierdzały się plotki, które słyszał o Exleyu. – Więc wyślijcie znowu do czarnuchów
naszego bystrzaka młokosa.
Loew potrząsnął głową. – Exley jest zbyt miękki. Chcę, byście ich przesłuchali, ty i
Dudley, w więzieniu, jutro rano. Ray Coates jest w szpitalu z powodu infekcji ucha, ale
wraca do reszty jutro wcześnie rano. Chcę, żebyście byli tam z Dudleyem wcześnie,
powiedzmy o siódmej.
– A co z Carlislem i Breuningiem?
Dudley roześmiał się. – Chłopcze, twoja sylwetka budzi o wiele większy respekt. To
jest zajęcie w sam raz dla Wendella White'a, podobnie jak inne zadanie, które
pojawiło się ostatnio. Takie, które będzie ciebie interesować.
– White, jak na razie była to sprawa Eda Exleya, ale teraz ty też masz szansę okryć
się chwałą – dodał Loew. – A w zamian wyświadczę ci przysługę.
– Tak?
– Tak. Dick Stensland został oskarżony o złamanie warunków zwolnienia
warunkowego w sześciu kwestiach. Jak wywiążesz się z zadania, oddalę cztery z
ciążących na nim zarzutów i załatwię mu łagodnego sędziego. Dostanie nie więcej niż
dziewięćdziesiąt dni.
Bud wstał.
– Umowa stoi, panie Loew. I dziękuję za kolację.
Dudley promieniał. – Do siódmej jutro rano, chłopcze. Ale dlaczego to opuszczasz
nas tak gwałtownie? Czyżbyś miał interesującą randkę?
– Tak. Z Veronica Lake.
37
38
Jack obudził się, oczyma wyobraźni widząc świerszczyk. Zdjęcia Karen na orgii –
kochająca się z nią Veronica Lake. Krew: zdjęcia stosunków jako zdjęcia koronera,
piękne kobiety nasiąknięte krwią. Pierwszym oglądanym przez niego obrazem z
rzeczywistości był świt – potem samochód Buda White'a zatrzymał się przed
mieszkaniem Lynn Bracken.
Popękane wargi, obolałe wszystkie kości. Połknął ostatnią tabletkę amfy,
przypomniał sobie ostatnie myśli, nim ulegną zapomnieniu.
W skoroszytach nie znalazł nic, Patchett i Bracken byli jego jedynymi tropami
prowadzącymi do Hudgensa. U Patchetta mieszkała służba. Bracken mieszkała sama
– przyciśnie ją, kiedy White opuści jej łóżko.
Jack myślał gorączkowo o raporcie ze śledzenia – co skłamać, by zamydlić oczy
Dudleyowi Smithowi. Trzasnęły drzwi – brzmiało to jak strzał z pistoletu. Bud White
podszedł do swojego wozu.
Jack obrócił się na siedzeniu. Samochód odjechał, minęło kilka sekund, kolejny
strzał. Ukradkowe spojrzenie: brunetka Lynn Bracken wyszła przed dom. Podeszła do
auta, ruszyła do Los Feliz, na wschód. Jack jechał za nią: po prawym pasie, dość
daleko z tyłu. Na ulicach mało samochodów, za wcześnie: ale ona i tak pewnie była
zbyt rozkojarzona, żeby go zauważyć.
Cały czas na wschód, do Glendale. Potem na północ przez Brand, skręt do
krawężnika przed bankiem. Jack zatrzymał się przy skrzyżowaniu, w dobrym punkcie
obserwacyjnym – sklep na rogu, spożywczy – kartony mleka ustawione przy
drzwiach. Przykucnął, obserwował chodnik. Lynn B. rozmawiała z kimś: nerwowym,
rozdygotanym, niskim gościem. Otworzył drzwi banku i wpuścił ją do środka; kawałek
dalej stały zaparkowane ford i dodge – nie było szansy odczytać numerów
rejestracyjnych. Nagle z banku wyszedł Lamar Hinton, dźwigając kartony.
Skoroszyty! – to na pewno było to.
Bracken i koleś z banku również pojawili się z kartonami i ruszyli do dodge'a i
packarda Lynn. Facet zamknął bank, wsiadł do forda, zawrócił i odjechał na południe;
Hinton i Bracken utworzyli mały konwój – dwa jadące na północ samochody.
Sekundy tikały – Jack doliczył do dziesięciu, ruszył za nimi.
Dogonił ich milę dalej – zwolnił, zaczął jechać wężykiem – centrum Glendale, na
północ przez wzgórza. Ruch był marny; Jack znalazł punkt obserwacyjny: rozległy
widok na pnącą się pod górę drogę. Zaparkował i patrzył: samochody cały czas jechały
pod górę, skręciły w przecznicę, zniknęły. Ruszył tą trasą co one i wyjechał prosto na
jakieś pole namiotowe – stoliki jak na piknik, grille. Dwa samochody za rzędem
iglaków: Bracken i Hinton niosący kartony – mięśniak miał na małym palcu
zaczepioną puszkę z gazem.
Jack zjechał na pobocze, ukrył się za jakimiś iglastymi krzakami. Bracken i Hinton
wyrzucili zawartość kartonów: papiery wylądowały na czarnym palenisku. Odwrócili
się tyłem do niego; Jack wyrwał się sprintem do przodu, przywarł do ziemi.
Wrócili, kolejna porcja: Bracken z lżejszym ładunkiem, Hinton maksymalnie
obładowany.
Jack wstał, kopnął, zdzielił pistoletem – w jaja, w twarz z lewej do prawej i z
powrotem. Hinton przewrócił się, upuścił papiery; Jack złamał mu rękę – kolano do
łokcia, szarpnięcie za nadgarstek.
Hinton zbladł – oniemiały, w szoku.
Bracken trzymała puszkę z gazem i zapalniczkę. Jack stanął przed paleniskiem,
wyciągnął.38–kę.
Jak w westernie.
Lynn wyciągnęła puszkę przed siebie, popuściła zakrętkę, czuło się gaz. Zgrzyt i
błysnął płomień zapalniczki. Jack wycelował w nią pistolet – prosto w twarz.
Prawdziwy pojedynek.
Hinton próbował pełzać. Ręka, w której Jack trzymał pistolet, zaczęła się trząść.
– Sid Hudgens, Patchett i FleurdeLis – rzucił szybko Jack. – Albo ja, albo Bud, a
mnie można kupić...
Lynn zgasiła zapalniczkę, zmniejszyła dopływ gazu. – A co z Lamarem?
Hinton wpijał się palcami w ziemię, pluł krwią. Jack zniżył pistolet. – Będzie żył. A
do mnie też już strzelał, więc teraz jesteśmy kwita.
– Nie strzelał do ciebie. Ani Pierce... Po prostu, wiem, że to nie on.
– To kto strzelał?
– Nie wiem. Naprawdę. I ani Pierce, ani ja nie wiemy, kto zabił Hudgensa.
Dowiedzieliśmy się o tym z wczorajszych gazet.
Zerknął na palenisko i skoroszyty na zwęglonym drewnie. – Prywatna kartoteka
brudów Hudgensa, co?
– Tak.
– To czekam na dalszy ciąg.
– Nie, porozmawiajmy o twojej cenie. Lamar powiedział o tobie Pierce'owi i Pierce
odgadł, że jesteś tym policjantem, o którym zawsze głośno w szmatławcach. Więc, jak
mówisz, można cię kupić. To ile?
– Interesuje mnie to, co jest w tych skoroszytach.
– A za to...
– Wiem o tobie i innych dziewczynach Patchetta. Wiem wszystko o FleurdeLis i o
tym, co sprzedaje Patchett, ze świerszczykami włącznie.
Pełne opanowanie – kobieta przybrała kamienny wyraz twarzy.
– W niektórych z waszych magazynów dodano trochę farby. Czerwonej, jak krew.
Widziałem zdjęcia ciała Hudgensa. Pocięto go tak, żeby wyglądał, jak na tych
zdjęciach.
Cały czas kamienna maska.
– I teraz spytasz mnie o związek Pierce^ z Hudgensem...
– Tak, i kto fabrykował zdjęcia w magazynach.
Lynn potrząsnęła głową. – Nie wiem, kto wyprodukował te magazyny, Pierce też
nie. Kupił je hurtowo od bogatego Meksykanina.
– Chyba ci nie wierzę.
– Mało mnie to obchodzi. Czy oprócz tego chcesz pieniędzy?
– Nie, ale mogę się założyć, że ten, który zrobił te fotki, załatwił Hudgensa.
– Może zabił go ktoś, kto podniecił się zdjęciami. Zresztą, czy ciebie akurat to
interesuje? Mogłabym się założyć, że Hudgens miał na ciebie haka i właśnie o to tutaj
chodzi, co?
– Bystra z ciebie dziewczyna. A ja mogę się założyć, że Patchett i Hudgens nie
grywali razem w golfa ani...
Lynn przerwała mu: – Pierce i Sid planowali wspólny interes. I nic ci więcej nie
powiem.
Wymuszenia, o to musiało chodzić.
– I te dokumenty były do tego potrzebne?
– Bez komentarza. Nie zaglądałam do tych skoroszytów, więc zapomnijmy o nich,
żeby nikomu nie stała się krzywda.
– W takim razie powiedz mi, co się stało w banku.
Lynn patrzyła, jak Hinton próbuje się czołgać.
– Pierce wiedział, że Sid trzymał swoją prywatną kartotekę w sejfie w tym banku.
Po tym, jak przeczytaliśmy, że został zabity, Pierce uznał, że policja namierzy te
dokumenty. Widzisz, Sid miał informacje na temat interesów Pierce'a – takich, które
nie spodobałyby się praworządnym policjantom. Pierce przekupił kierownika banku,
żeby pozwolił nam wynieść dokumenty. I tyle.
Jack czuł zapach papieru, zwęglonego drewna. – A ty i Bud White...
Lynn zacisnęła ręce w pięści, przycisnęła je do ud.
– On nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.
– I tak niech zostanie.
– Dlaczego?
– Bo szkoda byłoby z was robić wydarzenie roku 1953.
Nie wiadomo skąd na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech – Jack był prawie
bliski odwzajemnienia się.
– Zawrzemy układ, prawda? Rozejm? – rzuciła Lynn po chwili.
– W porządku, zawrzemy pakt o nieagresji.
– W takim razie niech to będzie jego częścią. Bud naszedł Pierce’a w związku z
dochodzeniem w sprawie śmierci młodej dziewczyny nazwiskiem Kathy Janeway.
Nazwisko moje i Pierce'a uzyskał od człowieka, którego kiedyś znałam. Oczywiście,
my jej nie zabiliśmy, a Pierce nie chciał, żeby nachodzili go policjanci. Powiedział,
bym była miła dla Buda... a teraz zaczynam go lubić. I nie chcę, żebyś mu to
powtórzył. Proszę. – Nawet błagać umiała z klasą.
– Umowa stoi, a ty możesz powiedzieć Patchettowi, że prokurator okręgowy uważa,
iż nie ma szans na rozwiązanie sprawy śmierci Hudgensa. Zanosi się na jej
umorzenie, a jeśli w tym stosie papierów znajdę to, czego szukam, nic dzisiaj się nie
wydarzyło.
Lynn uśmiechnęła się – tym razem odwzajemnił się pełnym uśmiechem.
– Idź, zaopiekuj się Hintonem.
Podeszła do niego. Jack zaczął grzebać w skoroszytach, szukał pośród alfabetycznie
ułożonych nazwisk. Mnóstwo na T, trochę na V, bingo. „Vincennes, John".
Opisy zdarzenia słowami naocznych świadków: osób na plaży tamtej nocy. Mili
ludzie, którzy widzieli, jak załatwił pana i panią Scoggins, mili ludzie, którzy
opowiedzieli o tym Sidowi dla kasy, mili ludzie, którzy nie powiedzieli „władzom"
dlatego, że bali się, iż będą w to „zamieszani". Wyniki badania krwi, które lekarz
przekupiony przez Sida , zgodził się zachować dla siebie: Wielki Vi naszprycowany
trawą, amfetaminą, alkoholem. Jego własne, niezbyt trzeźwe oświadczenie złożone w
karetce: przyznanie się do kilkunastu wymuszeń. W skrócie: Jack Vi załatwił dwoje
niewinnych obywateli przed Malibu Rendezvous.
– Zaprowadziłam Lamara do swojego samochodu. Zawiozę go do szpitala.
Jack obrócił się.
– To zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Patchett ma kopie, tak?
Znowu ten uśmiech. – Tak, dotyczące swoich interesów z Hudgensem. Sid dawał
mu kopie wszystkiego oprócz informacji dotyczących samego Pierce'a. Pierce żądał
kopii jako rękojmi swojego bezpieczeństwa. Jestem pewna, że nie ufał Sidowi, a skoro
tutaj mamy wszystkie dokumenty Hudgensa, jestem pewna, że jego kartoteka też tu
jest.
– Tak, i macie kopię mojej.
– Tak, Jacku Vincennes. Mamy.
Jack spróbował naśladować ten uśmiech. – Wszystko, co wiem o tobie, Patchetcie,
jego lewych interesach i Sidzie Hudgensie będzie w depozycie, liczne kopie i liczne
skrytki bankowe. Jeśli cokolwiek stanie się ze mną, trafią do Wydziału Policji Los
Angeles, prokuratury okręgowej i LA Mirror.
– Czyli układ. Chcesz zapalić zapałkę?
Jack skłonił się. Lynn spryskała skoroszyty, zapaliła je. Papier zaczął syczeć,
błyskawicznie buchnął wysokim płomieniem – Jack wpatrywał się w niego, aż
szczypały go oczy.
– Idź do domu się przespać, sierżancie. Wyglądasz okropnie.
39
40
Deszcz spadł w czasie pogrzebu, podczas mszy nad trumną: gdy były pochwały
Dudleya, ostatnie słowa księdza.
Wszyscy ludzie z Biura brali udział w uroczystości: z polecenia Thada Greena.
Parker zatelefonował do prasy, żeby ściągnąć dziennikarzy: miała się odbyć taka
kameralna ceremonia po pochowaniu Russa Miliarda. Bud widział, jak Ed Exley
pociesza wdowę – zaprezentował się korzystniejszym profilem do kamery.
Tydzień kamer, nagłówków: Ed Exley „Największy bohater Los Angeles" – dzielny
mąż z drugiej wojny światowej, człowiek, który zabił zabójców z Nite Owl i ich
kompana. Ellis Loew powiedział dziennikarzom, że trójka przed ucieczką przyznała
się do winy – nikt nie wspomniał o tym, że czarnuchy były nieuzbrojone.
Wykreowanie Eda Exleya tylko tu się liczyło.
Kazanie księdza rozkręcało się. Wdowa zaczęła płakać, Exley objął ją ramieniem.
Bud odszedł. Błyskawice i silniejszy deszcz wygnały go do kaplicy. Wszystko było
gotowe do ceremonii Parkera: podest dla czytającego, krzesła, stół zastawiony
świeczkami. Błyskało raz po raz – Bud wyjrzał przez okno, zobaczył, jak trumna znika
w ziemi. Prochy do pieprzonych prochów – Stens dostał sześć miesięcy, wszyscy
namiętnie plotkowali o Exleyu i Inez: zabił czterech asfaltów, dostał dziewczynę.
Zbliżali się żałobnicy – Ellis Loew się pośliznął. Bud myślał o pozytywach: o Lynn,
o tym, co ci z West Valley mieli w sprawie Kathy. Trzeba teraz zapomnieć o przykrych
rzeczach.
Wszyscy zbiegli się do kaplicy, zrzucali deszczówki, odkładali parasole i kierowali
się ku siedzeniom. Parker i Exley stanęli przy podeście. Bud rozsiadł się na krześle z
tyłu. Dziennikarze wyjmowali notatniki. W ławkach z przodu: Loew, wdowa po
Miliardzie, Preston Exley – wzrost akcji dla Parku Marzeń.
Parker mówił do mikrofonu: – To smutna okazja, okazja do opłakiwania dobrego i
wartościowego człowieka, i wyśmienitego policjanta. Z żalem oglądamy jego odejście.
Strata kapitana Russella A. Miliarda jest stratą dla pani Miliard, rodziny Miliardów i
dla wszystkich nas tu zgromadzonych. Trudno będzie pogodzić się z tą stratą, ale tak
już zostanie. Pamiętam taki fragment z jakiejś książki: „Gdyby nie było Boga, jak
mógłbym być kapitanem?". To Bóg pomoże nam przetrwać cierpienie po stracie,
której doświadczyliśmy. Ten Bóg, który pozwolił Russowi Miliardowi stać się
kapitanem. Jego kapitanem... – Parker wyciągnął małe, obite aksamitem pudełko. –
Pomimo tak wielkiej straty życie jednak toczy się dalej. Strata jednego wspaniałego
policjanta zbiega się w czasie z wyłonieniem się innego. Edmunda J. Exleya,
detektywa sierżanta, który bardzo wiele osiągnął w ciągu dziesięciu lat służby w
Wydziale Policji Los Angeles, a trzy z nich poświęcił na służbę w armii Stanów
Zjednoczonych. Ed Exley został odznaczony Krzyżem Zasługi za waleczność w czasie
walk na Pacyfiku, a w zeszłym tygodniu wykazał się nieprzeciętną odwagą na służbie.
Czuję się zaszczycony, że mogę przyznać mu najwyższe odznaczenie, jakie ma do
zaoferowania nasz wydział policji: Medal za Męstwo.
Exley podszedł do podestu. Parker otworzył pudełko, wyjął złoty medal z niebieską,
satynową tasiemką i założył mu go na szyję. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, Exley
miał łzy w oczach. Błysnęły flesze, dziennikarze gorączkowo notowali, żadnego
aplauzu. Parker stuknął w mikrofon.
– Medal za Męstwo jest wyrazem najwyższego uznania, ale nie ma praktycznego
zastosowania na co dzień. Pomijając znaczenie symboliczne, nie nagradza on zwykłej,
ciężkiej pracy policjanta. Dzisiaj skorzystam z bardzo rzadko wykorzystywanej
prerogatywy komendanta i odznaczę Eda Exleya, nadając mu obowiązki. Awansuję go
o dwa stopnie, na kapitana, i mianuję lotnym komendantem Wydziału Policji Los
Angeles, którą to funkcję przed nim pełnił nasz drogi kolega Russ Miliard.
Preston Exley wstał. Cywile też, tylko ludzie z Biura wstali dopiero na sygnał –
Thad Green pokazał im dwa skierowane ku górze kciuki. Słaby aplauz, brak
entuzjazmu. Ed Exley stał prosto, jak kij do miotły; Bud nadal siedział rozwalony na
swoim krześle. Wyjął pistolet, pocałował go, zdmuchnął nie istniejący dym z lufy.
41
Ceremonia ślubna odbyła się pod gołym niebem, msza była prezbiteriańska – to
stary Morrow podejmował decyzje i on płacił rachunki. 19 czerwca 1953 roku Wielki
Vi wkraczał w małżeńskie życie.
Miller Stanton był drużbą, Joanie Loew na rauszu po drinkach z szampanem –
druhną. Dudley Smith duszą towarzystwa podczas przyjęcia – snuł opowieści, nucił
celtyckie piosenki. Parker i Green przyszli na prośbę Ellisa Loewa; zjawił się też
kapitan żółtodziób Ed Exley. Znajomi państwa Morrow dopełnili listę gości – i do
granic możliwości wypełnili ogromny ogród starego Weltona.
Przysięga małżeńska na nowe życie. Złe długi odeszły w przeszłość: od dzisiaj nowe
życie, jego „depozyt ubezpieczeniowy" rozmieszczony był w sejfach czternastu
różnych banków. Budzące strach przysięgi sprawiły, że musiał mocno zebrać się w
sobie przy ołtarzu.
Parker umorzył śledztwo w sprawie morderstwa Hudgensa. Z Bracken i
Patchettem sytuacja była patowa. Dudley kazał mu przestać śledzić White'a, łyknął
jego zmyślone raporty: nie było Lynn, więc White włóczył się nocami po barach.
Obserwował mieszkanie Lynn przez parę dni, wyglądało na to, że łączy ją z Budem coś
poważniejszego – ten zawsze wiedział, jak się ustawić. Jak on sam.
Ksiądz wypowiedział słowa przysięgi, oni je powtórzyli. Jack pocałował pannę
młodą. Uściski, przyjacielskie gesty – rozdzielili ich składający życzenia. Parker
zdobył się na jakieś ciepłe słowa; Ed Exley przeciskał się przez tłum, jego
meksykańskiej dziewczyny nie było. Nowe przezwiska: „Wystrzałowy Ed", „Spustowy
Eddie". Teraz posyłał zniewalające uśmiechy „największego bohatera Los Angeles"
gliniarzowi ściągającemu haracze.
Potem Jack znalazł miejsce nad basenem – niewielkie wzniesienie z widokiem. Na
imprezie wyróżniało się dwoje świętujących: Karen i Exley. Trzeba mu to przyznać:
wykorzystał sprzyjające okoliczności, sprawił, że Wydział zaczął budzić większy
respekt. On nie miałby odwagi, by tego dokonać – albo tej niezbędnej dozy szaleństwa
w sobie.
Exley. White. On sam.
Jack liczył tajemnice: swoje, myślał o tym wszystkim, co łączyło pornografię z
martwym handlarzem skandali i w jakiś sposób zazębiało się z masakrą w Nite Owl.
Jego myśli zajmował Bud White, Ed Exley. Modlił się o jedno w dniu ślubu: skoro
sprawa Nite Owl znalazła swój epilog, żeby już nic nie stanęło na drodze
bezwzględnych, zakochanych mężczyzn.
KALENDARIUM
1954
1955
STRAŻNICY SPRAWIEDLIWOŚCI:
STRZEŻCIE SIĘ WSPÓŁPRACUJĄCYCH ZE SOBĄ LOEWA I
VINCENNESA
Już dosyć długo omijaliśmy ten temat, drogi czytelniku. W naszym majowym
numerze przypomnieliśmy drugą rocznicę bestialskiego morderstwa, którego ofiarą
padł wyśmienity skryba Cicho Sza! Sid Hudgens. Ubolewaliśmy nad faktem, że
sprawa jego zabójstwa do tej pory nie została rozwiązana, i delikatnie
sugerowaliśmy Wydziałowi Policji Los Angeles, prokuratorowi okręgowemu i jego
szwagrowi, sierżantowi Jackowi Vincennesowi, aby zrobili coś w tej sprawie,
zadaliśmy kilka relewantnych pytań, ale nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Minęło kolejnych siedem miesięcy, a sprawiedliwości nadal nie stało się zadość,
więc oto następne pytania:
Gdzie są ultra niebezpieczne i sensacyjne tajne dokumenty Sida Hudgensa –
dokumenty aż tak sensacyjne, że nawet Cicho Sza! nie ośmieliłby się ich
opublikować?
Czy prokurator okręgowy umorzył śledztwo w sprawie morderstwa Sida
Hudgensa dlatego, że wypełniający swoją misję Sid niedługo przed swoją śmiercią
opublikował artykuł dotyczący producenta i reżysera Chlubnej Odznaki Maxa
Peltza, ujawniający jego słabość do nastolatek, a Peltz był człowiekiem, który hojnie
(pięciocyfrowa liczba!!!) wspierał fundusz wyborczy Loewa w czasie wyborów na
prokuratora okręgowego w 1953 roku?
Czy Loew zignorował nasze nawoływanie o sprawiedliwość, bo jest zbyt zajęty
przygotowaniami do kolejnych wyborów, które odbędą się na wiosnę 1957 roku?
Czy Jack „Nie użyjemy sformułowania «ściągacz haraczy*" Vincennes ponownie doi
mieszkańców Hollywood, aby zebrać fundusze dla swojego szwagra Ellisa, i dlatego
nie może zająć się dochodzeniem w sprawie śmierci Sida?
I jeszcze coś na temat wspaniałego Wielkiego Vi: Czy Vincennes, nieprzejednany
wróg narkotyków, notorycznie pije i kłóci się ze swoją dużo młodszą, bogatą żoną,
która przekonała go, by zrezygnował z pracy w jego ukochanych Narkotykach, ale
teraz niepokoi się, że pracuje w niebezpiecznych Oddziałach Prewencyjnych policji
Los Angeles????
To sprawa do myślenia, drogi czytelniku – i nawoływanie o nieco spóźnioną
sprawiedliwość. My nie zapominamy o sprawie Sida Hudgensa. Pamiętaj, drogi
czytelniku, że stąd dowiedziałeś się o tym po raz pierwszy, nieoficjalnie, w
tajemnicy i bardzo cicho sza.
1956
Listopad 1951: żegnaj, Mickey, spakuj szczoteczkę do zębów i nie zapominaj pisać.
Przed złapaniem bezpośredniego połączenia do McNeil, Mickey informuje
swojego człowieka numer dwa, Morrisa Jahelkę, że na jakiś czas to on będzie
tytularnym szefem Królestwa Cohena, jednak już wcześniej znaczna część jego
funduszy została powierzona w formie „długofalowej pożyczki" działającym w
zgodzie z prawem biznesmenom, którym ufał.
Nielegalne interesy miały być dyskretnie i na bardzo małą skalę prowadzone
przez ludzi spoza miasta. Mickey może jawić się jako zdeprawowany bufon, ale
synalek pani Cohen niewątpliwie ma głowę na swym małpim karku.
Czy jak na razie podążasz za naszymi wywodami, drogi czytelniku? Tak? To
dobrze, więc czytaj jeszcze uważniej.
Mickey marnieje w celi, wiodąc samotniczy, więzienny żywot, a czas mija. Cohen
dostaje procenty od swoich „udziałowców", pieniądze są bezpośrednio
przekazywane na konta w szwajcarskich bankach, a kiedy wyjdzie na zwolnienie
warunkowe, odbierze „swój udział z należnymi odsetkami" i Królestwo Cohena
zostanie podane mu na talerzu. Odbuduje swoje imperium zła i wrócą szczęśliwe
dni.
Władza wszechobecnego Mickeya C. jest tak wielka, że przez kilka lat żadni nowi
gangsterzy nie próbowali przejmować jego dochodów z nielegalnych, leżących
odłogiem interesów. Jack „Egzekutor" Whalen, jednakże, powszechnie znany zbir i
hazardzista, skądś zna plan Mickeya, polegający na utrzymywaniu istniejącego
status quo, kiedy on jest unieruchomiony, a policja się cieszy, że nie ma nic do
roboty, bo przestępczość zorganizowana praktycznie nie istnieje. Whalen nie
podejmuje prób przejęcia kontroli nad zminiaturyzowanym Królestwem Cohena –
zajmuje się tylko budową konkurencyjnego, wyłącznie bukmacherskiego, królestwa,
nie obawiając się odwetu.
A co w międzyczasie stało się z niektórymi ludźmi Mickeya? Cóż, nieudaczny Mo
Jahelka, z cyframi za pan brat, prowadzi księgowość w trzech egzemplarzach dla
wszystkich udziałowców (którzy zarządzają majątkiem Mickeya), podczas gdy
Davey Goldman, siedzący w ulu razem ze swoim bossem, oprowadza Mickeya
Cohena juniora po spacerniaku w McNeil. Abe Teitlebaum, mięśniak Cohena,
prowadzi delikatesy i sprzedaje tłuste kanapki, a Lee Vachss, znany ogier, sprzedaje
lekarstwa. Nasz ulubiony mizantrop Mickeya, Johnny Stompanato (znany
niektórym jako „Oscar" z powodu rozmiarów przyrostka, który niewątpliwie
wygrałby rywalizację w Akademii przyznającej te szacowne wyróżnienia) zupełnie
zadurzył się w Lanie Turner i być może wrócił do życia, które prowadził, nim zaczął
pracować dla Mickeya Cohena: wymuszanie pieniędzy i szantaż.
Jeśli po uwolnieniu Mickeya nie dojdzie do jego zatargów z Whalenem, trudno
wyobrazić sobie lepszą sytuację, prawda?
Czyli przyjazne stosunki między gangami? Być może jednak sytuacja nie
wygląda tak kolorowo.
Fakt pierwszy: w sierpniu 1954 roku John Fisher Diskant, domniemany
udziałowiec Cohena, został zastrzelony przed motelem w Culver City. Nie
zatrzymano żadnych podejrzanych, nikogo nie aresztowano. Stan obecny: sprawa
jest cały czas w toku, a policja z Culver City rozkłada bezradnie ręce.
Fakt drugi: maj 1955, dwóch domniemanych zaufanych Cohena zajmujących się
prostytucją i jednocześnie udziałowców – Nathan Janklow i George Palevsky –
zostaje zastrzelonych przed Torch Song Tavern w Riverside. Nie zatrzymano
żadnych podejrzanych, nikogo nie aresztowano. Stan obecny: szeryf okręgu
Riverside mówi, że dochodzenie umorzono z powodu braku poszlak.
Fakt trzeci: lipiec 1956, Walker Ted Turrow, znany handlarz narkotyków, który
ostatnio wyraził chęć „sprzedawania kokainy w ilościach hurtowych i wykreowania
się na ważną personę przestępczego świata", zostaje znaleziony martwy w swym
mieszkaniu w San Pedro.
Nie pomyliliście się: żadnych poszlak, żadnych podejrzanych, żadnych
aresztowań, oficjalny komunikat Policji Wodnej LA: sprawa w toku, ale nie mamy
złudzeń.
No dobrze, a teraz zajarzcie, dzieci kochane: wszyscy czterej mężczyźni, którzy
byli powiązani z gangami albo mający w niedługiej przyszłości nawiązać stosunki z
gangami, zostali zastrzeleni przez trzyosobowe ekipy uzbrojonych mężczyzn.
Dochodzenia w sprawach tych morderstw były traktowane po macoszemu, jako że
powołane do ich prowadzenia instytucje uznały, że ofiary były mętami
pozbawionymi szacunku dla sprawiedliwości.
Chcielibyśmy móc powiedzieć, że raporty balistyczne wskazują na to, że we
wszystkich trzech przypadkach strzelano z tej samej broni, ale tak nie było – chociaż
we wszystkich trzech przypadkach strzelano z pistoletów takiego samego typu. My
tutaj, w Cicho Sza! wiemy, że nie próbowano nawet organizować współpracy
pomiędzy różnymi wydziałami, aby złapać zabójców. Okazuje się nawet, że to my w
Cicho Sza! jako pierwsi łączymy ze sobą te zbrodnie.
Cii, cii. Wiemy, że Jack Whalen i jego totumfaccy mają niezbite alibi na czas,
kiedy dokonano zabójstw, i że przesłuchano Mickeya C. i Daveya G., którzy jednak
nie mają zielonego pojęcia, kim są robiący tyle zamieszania niegodziwcy.
Intrygujące, prawda, drogi czytelniku? Jak do tej pory nie widać żadnych jawnych
prób przejęcia zahibernowanego Królestwa Cohena, ale doszły nas słuchy, że
podwładny Mickeya, Morris Jahelka w popłochu spakował manatki i przeniósł się
na Florydę, oszalały ze strachu...
A Mickey wkrótce wychodzi na zwolnienie warunkowe. Co się wtedy
wydarzy??????
Pamiętaj, drogi czytelniku, że tutaj przeczytałeś o tym po raz pierwszy.
Nieoficjalnie, w tajemnicy i bardzo cicho sza.
1957
Komendancie!
Kiedy polecił pan wszcząć to dochodzenie, stwierdził pan, że zdanie przez
Wendella White'a egzaminu na sierżanta z bardzo dobrymi wynikami po tym, jak
dwa wcześniejsze podejścia zakończyły się niepowodzeniami i po jego
dziewięcioletniej pracy w Biurze, bardzo pana zdziwiło, szczególnie w świetle tego,
że porucznik Dudley Smith awansował niedawno na kapitana. Przeprowadziłem
szczegółowe dochodzenie dotyczące policjanta White'a, którego rezultatem jest wiele
sprzecznych informacji, co z pewnością pana zainteresuje.
Skoro ma pan wgląd do kartoteki policjanta White'a, skoncentruję się wyłącznie
na tych faktach.
1.White, który nie jest żonaty i nie ma bliskiej rodziny, przez minionych kilka lat
utrzymywał intymne, acz nieregularne stosunki z niejaką Lynn Margaret Bracken,
wiek trzydzieści trzy lata. Według plotek (nie znajdujących potwierdzenia w
policyjnych kartotekach) kobieta ta, będąca właścicielką Veronica's Dress Shop
(sklep z konfekcją) w Santa Monica, jest byłą prostytutką.
2.White, który zaczął pracować w Wydziale Zabójstw w 1952 roku, dzięki
porucznikowi Smithowi, nie okazał się, oczywiście, rewelacyjnym detektywem, jak
się tego spodziewał (teraz już) kapitan Smith. Jego praca w Oddziałach
Prewencyjnych w latach 1952–53 pod kierownictwem porucznika Smitha obrosła,
oczywiście, legendą, a jednym z jej rezultatów było zabicie przez White'a w czasie
służby dwóch ludzi. Od czasu (kwiecień 1953), kiedy zastrzelił podejrzanego
związanego ze sprawą Nite Owl, Sylvestra Fitcha, White był właściwie tylko
wykonawcą poleceń porucznika/kapitana Smitha. Jednakże (co budzi niejakie
zdziwienie) nie wniesiono na niego żadnych skarg o nadmierne użycie siły (w
kartotece osobistej White'a z lat 1948–51 znajduje się wykaz odrzuconych skarg).
Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że w tych latach i aż do wiosny 1953 roku White
składał wizyty bijącym swoje żony mężczyznom, zwalnianym akurat z więzienia, i
groził im słownie albo/i używał siły.
Dowody wskazują na to, że te nielegalne wizyty nie miały miejsca przez ostatnie
prawie cztery lata. White nadal jest człowiekiem wybuchowym (jak pan wie, dostał
naganę po tym, jak wybił kilka szyb w sali Wydziału Zabójstw, kiedy dowiedział się,
że jego były partner, sierżant R. A. Stensland, został skazany na karę śmierci), ale
wiadomo również, że czasami uchylał się od pracy w dowodzonej przez
porucznika/kapitana Smitha Brygadzie do Zwalczania Przestępczości
Zorganizowanej, napinając w ten sposób swoje relacje ze Smithem, jego opiekunem
z Biura. Mówiąc o brutalności niezbędnej do wypełnienia niektórych zadań, White
miał powiedzieć „Tego typu numery to już nie dla mnie". Jest to zastanawiające,
mając na uwadze reputację, jaką cieszy się White, i zawartość jego kartoteki.
3. Wiosną 1956 roku wziął dziewięciomiesięczny urlop (łącząc urlop zdrowotny
ze statutowym), kiedy to kapitanowi E. J. Exleyowi zostało powierzone
kierownictwo Wydziału Zabójstw. (Wiadomo, że od czasu afery związanej z
brutalnością policji, która wybuchła w Boże Narodzenie 1951 roku, White i kapitan
Exley szczerze się nienawidzą.) Podczas urlopu, White (który, sądząc po jego
wynikach z Akademii, jest zaledwie przeciętnie inteligentny, a umiejętność pisania i
czytania posiadł poniżej przeciętnej) uczęszczał na zajęcia z kryminologii i metod
dochodzeniowych na Uniwersytecie Stanowym Kalifornii oraz podszedł do i zdał
organizowany przez FBI egzamin (na własny koszt) „Metody prowadzenia
dochodzeń kryminalnych" w Quantico, Virginia. White dwukrotnie oblał egzamin
na sierżanta, nim zapisał się na studia, a za trzecim razem zdał z wynikiem 89
punktów. Stopień sierżanta powinien otrzymać przed końcem 1957 roku.
4. W listopadzie 1954 roku R. A. Stensland został stracony w San Quentin. White
poprosił i otrzymał zgodę na uczestniczenie w egzekucji. Ostatnią noc przed
egzekucją spędził na piciu ze Stenslandem w celi śmierci. (Powiedziano mi, że
strażnik przymknął oko na naruszenie regulaminu przez wzgląd na to, że Stensland
był kiedyś policjantem.) Kapitan Exley również był świadkiem egzekucji, ale nie
wiadomo, czy on i White rozmawiali ze sobą przed bądź po wykonaniu wyroku.
5. Najbardziej interesujące fakty zostawiłem na koniec. Dlatego są ciekawe, że
obrazują ciągle obecną (a być może nawet nasilającą się) tendencję White'a do
przesadnego angażowania się w sprawy dotyczące krzywdzonych i (teraz)
mordowanych kobiet.
Konkretnie: White okazał nadmierne zainteresowanie kilkoma do tej pory nie
rozwiązanymi morderstwami prostytutek, które według niego są ze sobą
powiązane – morderstwami, które w ciągu minionych kilku lat popełniono w
Kalifornii i różnych miejscach zachodniej części kraju. Oto nazwiska ofiar, daty i
miejsca zgonów: Jane Mildred Hamsher, 8 marca 1951, San Diego
Kathy Janeway, 19 kwietnia 1953, Los Angeles
Sharon Susan Palwick, 29 sierpnia 1953, Bakersfield, Kalifornia
Sally DeWayne, 2 listopada 1955, Needles, Arizona
Chrissie Virginia Renfro, 16 lipca 1956, San Francisco
White powiedział innym funkcjonariuszom z Zabójstw, że uważa, iż
podobieństwa w materiale dowodowym wskazują na jednego zabójcę, i pojechał
(na własny koszt) do wyżej wymienionych miast, gdzie popełniono zbrodnie.
Naturalnie, detektywi, z którymi rozmawiał, traktowali go jak natręta i nie
chcieli udzielać mu informacji, i nie wiadomo, czy udało mu się zbliżyć do
rozwikłania którejś z wymienionych spraw. Porucznik J. S. DiCenzo, komendant z
komisariatu w West Valley stwierdził, że White'a bzik na punkcie morderstw
prostytutek narodził się w czasie sprawy Nite Owl, kiedy to White osobiście
zaangażował się w śledztwo w sprawie zabójstwa młodej, znajomej mu, prostytutki
(Kathy Janeway).
6. Reasumując, było to ciekawe dochodzenie. Osobiście podziwiam inicjatywę
White'a i jego upór w staraniu o osiągnięcie stopnia sierżanta, jak również jego
(aczkolwiek niestosowną) wytrwałość tyczącą się zabójstw prostytutek. Listę ludzi,
z którymi rozmawiałem na jego temat, i ich opinie przedstawię w oddzielnym
sprawozdaniu.
Z wyrazami szacunku Sierżant D.W. Fisk, 6129, WSW
Komendancie!
Stwierdził pan, że chciałby rozważyć, mając na uwadze coraz gorsze wyniki w
pełnieniu służby przez sierżanta Vincennesa, sensowność zaproponowania mu
przejścia na wcześniejszą emeryturę, przed majem 1958 roku, kiedy to upłynie
dwadzieścia lat od zatrudnienia go w Wydziale Policji Los Angeles. Uważam, że
obecnie takie posunięcie byłoby niewskazane.
Bez wątpienia, Vincennes jest alkoholikiem; bez wątpienia również jego
alkoholizm spowodował stratę (przez niego) posady w Chlubnej Odznace, co jest
także niemałą stratą dla Wydziału Policji Los Angeles, mając na uwadze
niekwestionowaną promocję, którą zapewniał nam ten serial. Nie ma też
wątpliwości co do tego, że mając 42 lata jest on już za stary, by brać udział w
zadaniach obarczonych wysokim ryzykiem, co z pewnością często zdarza się w
Oddziałach Prewencyjnych. Jeśli chodzi o wyraźnie coraz gorsze wyniki w pracy,
wyglądają one tak fatalnie dlatego, iż Vincennes, w swojej szczytowej formie, kiedy
pracował w Narkotykach, był naprawdę śmiałym i bystrym policjantem. Z
przeprowadzonych przeze mnie rozmów wynika, że nie pije na służbie i że jego słabe
wyniki najlepiej tłumaczą sformułowania „lenistwo" i „niewłaściwe reakcje". Co
więcej, gdyby Vincennes odrzucił propozycję wcześniejszego przejścia na emeryturę,
podejrzewam, że komisja do spraw płac by go poparła.
Komendancie, wiem, że uważa pan Vincennesa za zakałę policji. Zgadzam się z
panem, ale zwracam uwagę na jego powiązania z prokuratorem okręgowym
Loewem.
Potrzebujemy Loewa jako oskarżyciela w prowadzonych przez nas sprawach,
którą to opinię potwierdzi nowy doradca szefa, kapitan Smith. Vincennes cały czas
zbiera fundusze i załatwia najróżniejsze sprawy dla Loewa, a jeśli Loew, jak się tego
powszechnie oczekuje, zostanie ponownie wybrany w przyszłym tygodniu,
najprawdopodobniej interweniowałby przeciw próbom usunięcia Vincennesa z
Wydziału. W związku z tym doradzam: zatrzymać Vincennesa w Oddziałach
Prewencyjnych do marca 58, kiedy to kierownictwo wydziału zostanie powierzone
nowemu komendantowi, który ma swoich podwładnych, a potem przenieść go do
podrzędnej pracy w patrolach i poczekać do 15 maja 58, kiedy to ma przejść na
emeryturę. Wtedy prawdopodobnie łatwo będzie nakłonić Vincennesa, który
spokornieje po przeniesieniu go do służb mundurowych, do niezwłocznego
opuszczenia Wydziału.
Z wyrazami szacunku Donald J. Kleckner, WSW
III
SPRAWY WEWNĘTRZNE
42
43
Bud oglądał swoją nową odznakę: „sierżant" był w miejscu, gdzie przedtem
„policjant". Z nogami położonymi na swoim biurku, żegnał się z Wydziałem Zabójstw.
W jego klitce panował bałagan – sporo papierów nagromadziło się przez pięć lat.
Dudley powiedział, że przeniesienie do komisariatu w Hollywood jest tylko
tymczasowe – to, że został sierżantem, zadziwiło wysokich rangą funkcjonariuszy, i
miał też Thada Greena na karku za numer z wybiciem szyb: gdy Dick Stens skazany
został na komorę gazową, on obydwiema rękoma walił po oknach.
Uczciwie biorąc, nie zrobił się z niego wybitny detektyw, licząc sprawy zamknięte i
te ciągle nie rozwiązane. Te przenosiny go też zmartwiły: opuszczenie głównej
siedziby Biura było równoznaczne z tym, że nie szybko będzie miał znowu okazję
czytać raporty o zgonach – zapewniało mu to stały dostęp do informacji dotyczących
sprawy Kathy Janeway i kilku innych morderstw prostytutek, o których wiedział, że
są ze sobą powiązane.
Do zabrania miał nową tabliczkę: „Sierżant Wendell White" oraz zdjęcie Lynn:
brunetki, żegnaj Veronico Lake.
I jeszcze jedno zdjęcie – z czasów, kiedy pracował w Brygadzie do zwalczania
przestępczości zorganizowanej: on i Dud w motelu Victory. Akcesoria Brygady –
kastet, woreczek z metalowymi kulkami – mogłyby już należeć do przeszłości.
Ale były i rzeczy, których nikt nie jest w stanie mu odebrać: Dyplomy: ukończenia
kursu metod dochodzeniowych z FBI; spuścizna po Dicku Stenslandzie: sześć
patyków łupu z rabunku. Ostatnie słowa Dicka – list, który przekazał mu strażnik.
Partnerze!
Żałuję złych czynów. Najbardziej żałuję ludzi, których skrzywdziłem, będąc
policjantem, kiedy zdarzyło im się wejść mi w drogę, jak byłem w podłym nastroju, i
gości ze Świąt, i faceta ze sklepu monopolowego, i jego syna. Za późno, żeby to
wszystko zmienić.
Mogę tylko powiedzieć „przepraszam", co jest niewiele warte. Postaram się
ponieść karę tak, jak przystało mężczyźnie. Cały czas myślę, że ty mogłeś zrobić to,
co ja zrobiłem, że to był po prostu ślepy los, i wiem, że też mogłeś tak myśleć.
Chciałbym, żeby „przepraszam" znaczyło dużo więcej dla ludzi takich jak ty i ja.
Spaprałem robotę i potem zemściłem się na Exleyu i w ogóle, wiem, że to ja
zacząłem, ale on mścił się na mnie nawet wtedy, kiedy już nie musiał, a gdybym
mógł mieć ostatnią prośbę, to chciałbym, żebyś mu odpłacił za jego udział w tej
sprawie, ale nie bądź głupi i nie zrób przypadkiem czegoś takiego jak ja.
Wykorzystaj swój spryt i pieniądze, które powiedziałem ci gdzie znajdziesz, i
dołóż mu, daj mu solidnie w tyłek od sierżanta Dicka Stensa. Powodzenia,
partnerze. Trudno mi uwierzyć, że kiedy będziesz to czytał, będę już martwy... Dick
Zamknięte na dwa zamki w dolnej szufladzie były:
Jego dokumenty na temat Janeway i morderstw prostytutek, jego prywatna
kartoteka dotycząca Nite Owl – spisana strasznie suchym językiem – tak jak go uczyli
w szkole.
Dwie sprawy, które dowiodły, że był prawdziwym detektywem; zdjęcie Eda
zrobione przez Dicka. Wyciągnął wszystko z szuflady, przeczytał – słabo to wszystko
się trzymało. Janeway i reszta spraw.
Kiedy jego spotkania z Lynn stały się rzadsze, zaczął się rozglądać za czymś na
Exleya. Uganianie się za kobietami nie przeszkadzało mu w tym – spotykanie się od
czasu do czasu z Inez też nie. Dwa razy oblał egzamin na sierżanta, zapłacił za szkołę
pieniędzmi Dicka, pracował na pół etatu w Brygadzie do zwalczania przestępczości
zorganizowanej: czekał na pociągi, samoloty, autobusy, zabierał potencjalnych
przestępców do motelu Victory, dawał im wycisk i zawoził ich z powrotem na
samoloty, pociągi, autobusy. Dud nazywał to „prewencją"; on uważał, że było to nie do
zniesienia, jeśli chciało się potem lubić swoje odbicie w lustrze. Nie miał szczęścia do
dobrych spraw w Wydziale Zabójstw: Thad Green przydzielał je innym. Na kursach
nauczył się ciekawych rzeczy o metodach dochodzeniowych, psychologii kryminalnej i
praktycznych aspektach prowadzenia śledztwa – zdecydował się to wykorzystać w
starej sprawie, która ciągle nie dawała mu spokoju: śmierci Kathy Janeway.
Przeczytał raport na ten temat sporządzony przez Joe DiCenzo: żadnych poszlak,
żadnych podejrzanych, uznał, że zabójstwa dokonano na tle seksualnym. Przeczytał
opinię sporządzoną po sekcji zwłok: Kathy pobita na śmierć, ciosy w twarz,
mężczyzna z pierścieniami na obu rękach. Sperma B+ w ustach, odbycie, pochwie –
trzy osobne ejakulacje, skurwiel się nie spieszył. Skojarzył coś z dawnymi
przypadkami: takie bestie seksualne nie kończą tylko na jednym morderstwie, żeby
potem siedzieć z założonymi rękoma.
Zaczął ślęczeć nad papierami – czyli robić to, czego kiedyś nienawidził. Nie znalazł
podobnych spraw, ani rozwiązanych, ani nie rozwiązanych w kartotekach Wydziału
Policji LA i szeryfa – szukanie zajęło mu osiem miesięcy. Zaczął przetrząsać kartoteki
innych wydziałów policji – za pieniądze Dicka. Nie znalazł nic w okręgach Orange i
San Bernardino; po czterech miesiącach znalazł podobną sprawę w Wydziale Policji
San Diego: Jane Mildred Hamsher, lat 19, prostytutka, data zgonu: 8 marca 51, takie
same ślady pobicia, potrójny gwałt: żadnych poszlak, żadnych podejrzanych, sprawa
umorzona.
Przeczytał raporty z Wydziałów Policji LA i San Diego, ale skończyło się na niczym;
pamiętał, że Dudley zniechęcał go do sprawy Janeway – beształ go za to, że wypruwa
z siebie flaki, szukając prześladowców kobiet. Mimo to nie dawał za wygraną; sukces
pojawił się po pytaniu rozesłanym przez dalekopis do trzech stanów: Sharon Susan
Palwick, lat 20, prostytutka, data zgonu 29 sierpnia 53, Bakersfield, Kalifornia. To
samo: żadnych podejrzanych, żadnych poszlak, sprawa umorzona. Dud nigdy nie
wspominał o dalekopisie – jeśli wiedział o jego istnieniu.
Pojechał do Diego i Bakersfield – przeglądał kartoteki, naprzykrzał się
detektywom, którzy zajmowali się tymi sprawami. Byli znudzeni pracą i zbywali go
niczym. Próbował wywnioskować coś z danych dotyczących miejsca i czasu zbrodni:
kto był wtedy w tych miastach. Sprawdzał stare dane firm lotniczych, autokarowych i
kolei, ale nie znalazł powtarzających się nazwisk; dalekopisem wysłał do trzech
stanów prośbę o informacje na temat modus operandi zabójcy, prosząc o
skontaktowanie się z nim, jeśli znowu pojawi się taki sam modus operandi. Nie dostał
żadnej odpowiedzi na prośbę o informacje; przez kolejne lata napłynęły trzy raporty o
zabójstwach: Sally DeWayne, lat 17, prostytutka, Needles, Arizona, 2 listopada 55;
Chrissie Virginia Renfro, lat 21, prostytutka, San Francisco, 14 lipca 56; Maria Waldo,
lat 20, prostytutka, Seattle, dwa miesiące temu: 28 listopada 57. Dostawał informacje
z opóźnieniem, we wszystkich przypadkach te same wyniki: zero. Rozpatrywał
wszystkie możliwości, badał sprawy wszystkimi szkolnymi metodami – i nic.
Zgwałcono i pobito na śmierć Kathy Janeway, także pięć innych prostytutek, i koniec
– sprawa była w toku tylko dla niego.
116 stron papierów dotyczących tkwiącej w martwym punkcie sprawy do zabrania
do komisariatu w Hollywood – jego własnej sprawy, chwilowo zamkniętej.
I do tego jego najważniejsza sprawa – stos kartek, które wielokrotnie wertował.
Sprawa Dicka Stensa: gwóźdź do trumny Eda Exleya. Dostawał gęsiej skórki na samą
myśl o nim.
Sprawa Nite Owl.
To skupienie myśli na Janeway wszystko mu przypomniało: związek Cathcarta ze
świerszczykami, zatajenie dowodów, pokątne informacje mające służyć udupieniu
Exleya. Wtedy czas nie sprzyjał takim poczynaniom: wtedy był zbyt tępy, aby się tym
zajmować.
Czarnuchy uciekły, Exley ich zastrzelił. Sprawę Nite Owl zamknięto – zapomniano
o różnych dziwnych jej aspektach. Mijały lata; wrócił do sprawy Janeway, odkrył całą
serię podobnych morderstw. A mała Kathy uporczywie naprowadzała jego myśli na
Nite Owl, Nite Owl, Nite Owl. I myślał o niej.
W 53 roku Dwight Gilette i Cindy Benavides – znajomi Kathy Janeway –
powiedzieli mu, że facet podobny do Duke'a Cathcarta mówił o chęci przejęcia
stręczycielskiego interesu Cathcarta. Jakiego „stręczycielskiego interesu?" – Duke
miał tylko dwie klacze w swej stajni, ale wspominał o chęci robienia interesów ze
świerszczykami – na początku brzmiało to jak pobożne życzenia człowieka, który
notorycznie żywił się podobnymi nierealnymi marzeniami, ale historia zyskała na
wiarygodności, kiedy bracia Englekling opowiedzieli o tym, że Cathcart zaproponował
im interes: oni mieli drukować świerszczyki, on miał się zająć dystrybucją, oni też
mieli namówić Mickeya Cohena na sfinansowanie całej operacji.
Przeszedł do faktów:
On sam był w mieszkaniu Duke'a po Nite Owl. Było wysprzątane usunięto z niego
ślady odcisków palców; ktoś grzebał w ubraniach Duke'a. Strony dotyczące San
Bernardino w książce telefonicznej były pomięte – szczególnie te z numerami
telefonów do drukarń. Pete i Bax Englekling byli właścicielami drukarni w San
Berdoo; jedna z ofiar zabitych w Nite Owl, Susan Lefferts, pochodziła z San Berdoo.
Przestawił myśli na raport koronera:
Patolog przeprowadzający sekcję zwłok zidentyfikował ciało Cathcarta na
podstawie dwóch rzeczy: kawałków sztucznej szczęki ofiary zestawionych z więzienną
kartoteką medyczną Cathcarta i na inicjałach „D.C." wyhaftowanych na marynarce, w
jaką ubrany był truposz. Sztuczne szczęki tego typu były powszechnie stosowane w
kalifornijskich zakładach penitencjarnych – każdy były więzień, który siedział w
stanowym więzieniu, mógł mieć taki kawałek plastiku w ustach.
Teraz co do informacji własnych:
Kathy Janeway wspomniała, że Duke Cathcart miał „słodką" bliznę na piersiach. W
sprawozdaniu z sekcji zwłok doktor Layman nigdzie ani słowem nie wspomniał o tej
bliźnie – a klatka piersiowa Cathcarta nie została rozszarpana nabojami. I jeszcze
ostatnia sensacja: sztywniak z Nite Owl mierzył pięć stóp, osiem cali, a według
pomiarów wykonanych w więzieniu Cathcart miał pięć stóp, dziewięć i jedną czwartą
cala!
Konkluzja:
W Nite Owl nie zginął Cathcart, tylko ktoś za niego się podający.
Zmiana tematu:
Świerszczyki.
Cindy Benavides powiedziała, że Duke przygotowywał się do ich sprzedaży;
Obyczajówka wtedy właśnie prowadziła w tej sprawie śledztwo – czytał sporządzone
przez nich raporty – i nikt nie znalazł żadnych poszlak; Russ Miliard umarł, cała
sprawa magazynów dla onanistów poszła w zapomnienie. Bracia Englekling
opowiedzieli swoją historię o propozycji Duke'a, o tym, jak odwiedzili Mickeya
Cohena w więzieniu, o tym, jak odmówił sfinansowania przedsięwzięcia. Myśleli, że to
Cohen zlecił zabójstwo tych ludzi w Nite Owl ze względów moralnych – absurdalny
pomysł – ale jeśli Mickey miał jednak coś wspólnego z Nite Owl? Exley złożył raport, z
którego wynikało, że on i Bob Gallaudet traktowali taką ewentualność bardzo
poważnie, ale właśnie wtedy czarni zbiegli z aresztu – i masakrę w Nite Owl
przypisano im.
Zmiana tematu.
Jego teoria:
Co, jeśli Cohen powiedział jakiemuś bandziorowi w więzieniu o planach Cathcarta i
Engleklingów – albo zrobił to jego współpracownik Davey Goldman? Co, jeśli
bandzior został zwolniony, mówił o przejęciu stajni Duke'a, a tak naprawdę
przygotowywał się do podszywania się pod Duke'a? Co, jeśli zabił Duke'a, ukradł
trochę jego ubrań i przypadkiem znalazł się w Nite Owl – dlatego, że Duke często tam
bywał albo, co bardziej prawdopodobne dlatego, że odbywało się tam jakieś spotkanie
kryminalistów, które nie poszło po czyjejś myśli, zabójcy wyszli, wrócili ze spluwami,
rozwalili faceta podszywającego się pod Cathcarta i pięcioro przypadkowych ludzi,
żeby wyglądało na napad rabunkowy?
Słaby punkt jego teorii: Sprawdził, kto wyszedł z więzienia w McNeil między
spotkaniem braci Englekling z Cohenem a masakrą w Nite Owl: tylko Murzyni,
Latynosi i biali, ludzie zbyt wysocy albo zbyt niscy, by móc się podszywać pod
Cathcarta. Cohen mógł też tylko wspomnieć komuś o propozycji Cathcarta produkcji
świerszczyków i ta wieść wydostała się z więzienia. Ale wszyscy już przecież wałkowali
tę ewentualność.
Teorie za teoriami; teorie, które potwierdzały, że ma dosyć oleju w głowie, by być
detektywem:
Załóżmy, że Nite Owl było konsekwencją planu dotyczącego produkcji i dystrybucji
świerszczyków. To znaczyło, że czarnuchy były niewinne, że prawdziwi mordercy
podłożyli dubeltówki w samochodzie Raya Coatesa – co by z kolei znaczyło, że
purpurowy mercury widziany koło Nite Owl był czystym zbiegiem okoliczności –
zabójcy nie mogli wiedzieć, że widziano, jak trzech delikwentów strzela w powietrze w
Griffith Park i dlatego nie mogli wiedzieć, że siłą rzeczy będą pierwszymi
podejrzanymi. Zabójcom jakoś udało się znaleźć samochód Coatesa przed policją z LA
– podrzucili dubeltówki, starannie wytarte. Mogło do tego dojść na kilka sposobów.
1.Coates, w areszcie, mógł powiedzieć swemu adwokatowi, gdzie jest ukryty
samochód; zabójcy albo ich przywódca mógł wyciągnąć informację bezpośrednio od
niego – albo zabójcy zastraszyli prawnika, by ten z kolei zmusił Coatesa do mówienia.
2.Oprychy mogły zdradzić miejsce, gdzie ukryty był samochód, któremuś z ludzi
przebywających wtedy w areszcie – może zabójcy osadzili w którejś z cel jednego ze
swych ludzi na pewien czas.
3.Najbardziej dla niego przekonywająca wersja, bo najprostsza: zabójcy byli
bardziej bystrzy niż Wydział Policji LA, sami przeszukiwali garaże, zaczęli od tych na
tyłach opuszczonych domostw – a policja przeczesywała skrupulatnie wszystkie
dzielnice po kolei. Albo delikwenci powiedzieli współwięźniom, którzy wyszli na
wolność i, przyciśnięci przez zabójców, zdradzili im kryjówkę; albo – co mało
prawdopodobne – jakiś policjant zdradził im plany, według których przeczesywane
miały być poszczególne dzielnice.
Nie można było tego wszystkiego sprawdzić: areszt w Pałacu Sprawiedliwości
zniszczył dokumenty z lat 1935–55, żeby uzyskać wolną przestrzeń do
magazynowania nowych dokumentów.
Albo delikwenci byli naprawdę winni. Albo jakaś inna ekipa włócząca się po okolicy
strzelała w Griffith Park i zabiła sześciu ludzi w Nite Owl. Nigdy nie odnaleziono ich
forda/chevy /mercury rocznik 1948–50, bo purpurowa farba była domowej roboty,
więc dokumenty Drogówki nie mogły okazać się pomocne.
A tak na zdrowy rozum biorąc: wziął się za to on – facet, który nigdy nie sądził, że
ma głowę na karku – i sam doszedł, że to raczej nie ta trójka asfaltów popełniła
wielokrotne morderstwo, bo:
Bracia Englekling sprzedali swoją drukarnię w połowie 1954 roku, potem zapadli
się pod ziemię. Dwa lata temu rozesłał komunikat z zapytaniem o miejsce ich pobytu:
żadnych rezultatów, nie znalazł też żadnych informacji w komunikatach o zgonach z
całego kraju, które stały się jego regularną lekturą: zero na temat braci, żadnych
sztywniaków, którzy mogliby okazać się prawdziwym Dukem Cathcartem. Ale – sześć
miesięcy temu, węsząc w San Berdoo, trafił na interesujący trop. Namierzył
tamtejszego faceta, który widział Susan Nancy Lefferts z mężczyzną pasującym do
opisu Duke'a Cathcarta – dwa tygodnie przed masakrą w Nite Owl. Pokazał mu kilka
zdjęć z policyjnej kartoteki Cathcarta; mężczyzna odparł: „Bardzo podobny, ale to nie
ten". Biegły sądowy zajmujący się sprawą Nite Owl uważał, że Susan Nancy
„wymachiwała rękoma", starając się dotknąć mężczyzny siedzącego przy sąsiednim
stole: Duke'a Cathcarta, tak naprawdę człowieka podszywającego się pod niego,
którego jakoby nie znała. Dlaczego siedzieli przy różnych stolikach? Zagrywka:
próbował przepytać matkę Sue Lefferts, próbował wypytać o jej chłopaka. Nie chciała
z nim rozmawiać. Dlaczego?
Bud spakował się: wspomnienia, tony papieru. Chwilowo nie mogące się na nic
przydać – żadnych nowych tropów w sprawie prostytutek, Nite Owl w ślepym zaułku,
dopóki nie uda mu się przycisnąć Mickeya Cohena. Zamknąć drzwi i do windy –
adiós, Wydziale Zabójstw.
Minął go Ed Exley, wpatrując się w niego uporczywie.
Wiedział już o nim i Inez.
44
*
Impreza była w pełni rozkręcona, kiedy się zjawił. Ellis Loew i inni, sala szczelnie
wypełniona ważniakami z Partii Republikańskiej. Kobiety w sukniach wieczorowych;
mężczyźni w ciemnych garniturach. Wielki Vi: drelichowe spodnie, sportowa koszula
obryzgana krwią psa.
Jack skinął na kelnera, wziął martini z tacy. Jego wzrok przykuły oprawione zdjęcia
na ścianach. Wielka polityka: Przegląd Prawniczy Uniwersytetu Harvarda, wybory z
53. roku, wywołujące uśmieszek ujęcie: Loew informujący dziennikarzy, że zabójcy z
Nite Owl przyznali się do winy, nim uciekli. Jack roześmiał się, rozlał gin, o mało co
nie udusił się oliwką. Z tyłu dobiegło: – Kiedyś ubierałeś się nieco lepiej.
Jack obrócił się. – Kiedyś byłem swego rodzaju sławą.
– Czy masz jakieś usprawiedliwienie dla tego, jak wyglądasz?
– Tak, zabiłem dzisiaj dwóch mężczyzn.
– Rozumiem. Coś jeszcze?
– Tak, strzeliłem im w plecy, rozwaliłem psa i zwiałem stamtąd, nim pojawili się
moi przełożeni. A do tego mała sensacyjna wiadomość: piłem. Ellis, robi się nudno,
więc przejdźmy do rzeczy. Kogo mam przycisnąć?
– Jack, mów ciszej.
– O co chodzi, stary? Startujesz do senatu stanowego czy na stanowisko
gubernatora?
– Jack, to nie jest odpowiedni moment, by o tym rozmawiać.
– Ależ jest. Powiedz prawdę. Przygotowujesz się do wyborów w sześćdziesiątym...
Loew na to, zniżonym głosem: – No dobrze, chodzi o senat. Chciałem poprosić cię
o pewne przysługi, ale twój stan nie pozwala mi tego tu uczynić. Porozmawiamy, gdy
będziesz w lepszej formie.
Teraz mieli już widownię: patrzyła na nich cała sala.
– No, już się nie mogę doczekać ściągania dla ciebie haraczy. Kogo najpierw
wydoić?
– Mów ciszej.
To na cały głos:
– Ty dupku, sram tam, gdzie ty oddychasz. Wysłałem dla ciebie Billa McPhersona
do pierdla, uśpiłem go i położyłem w łóżku z tą kolorową dziewczyną, więc chyba,
kurwa, mam prawo wiedzieć, kto jest następny w kolejce do zgnojenia.
Loew, charcząc, szeptem: – Vincennes, jesteś skończony.
Jack chlapnął mu ginem w twarz.
– Dobry Boże, mam, kurwa, taką nadzieję.
45
... musimy nie tylko świecić społeczeństwu przykładem, o czym mówił niedawno
komendant Parker. Musimy być linią graniczną między starymi praktykami policji a
nowymi metodami pracy, między starym systemem promocji opierającym się na
protekcjonizmie i odgórnemu narzucaniu decyzji a nowo powstającym systemem:
elitarne grono funkcjonariuszy policji będzie bezstronnie sprawować władzę w imię
surowej i bezstronnej sprawiedliwości, będzie z całą bezwzględnością karać swoje
kadry, jeśli nie sprostają wysokim standardom moralnym, których wymaga się od
pracowników naszej instytucji. I na koniec dodam, że to my musimy strzec
publicznego obrazu Wydziału Policji Los Angeles.
Pamiętajcie o tym, czytając wewnątrzwydziałowe skargi skierowane przeciw
waszym kolegom funkcjonariuszom, i bądźcie skłonni wybaczać. Pamiętajcie o tym,
kiedy polecę wam prowadzić dochodzenie w sprawie kogoś, z kim kiedyś
pracowaliście i kogo lubiliście. Pamiętajcie, że tu nie ma taryfy ulgowej, chodzi o
absolutną sprawiedliwość i nie można zważać na cenę, którą może przyjdzie za nią
zapłacić.
Ed zamilkł na chwilę, spojrzał na swoich podwładnych: dwudziestu dwóch
sierżantów, dwóch poruczników.
– Teraz chciałbym wyjaśnić kilka podstawowych kwestii, panowie. Pod
zwierzchnictwem mojego poprzednika, porucznik Phillips i porucznik Stinson mieli
autonomię w nadzorowaniu prowadzonych dochodzeń. Od teraz ja będę
bezpośrednim zwierzchnikiem tych dochodzeń, a porucznik Phillips i porucznik
Stinson będą wymiennie sprawować funkcję moich zastępców. Wpływające do nas
skargi i prośby o udzielenie informacji najpierw będą trafiać do mojego biura, będę
czytał otrzymane materiały i przydzielał zadania. Sierżant Kleckner i sierżant Fisk
będą pełnić funkcję moich osobistych asystentów i będą się ze mną spotykać
codziennie rano o siódmej trzydzieści. Poruczniku Stinson i poruczniku Phillips,
proszę stawić się w moim biurze za godzinę, aby przedyskutować przejęcie przeze
mnie kierownictwa nad prowadzonymi przez was obecnie sprawami. Panowie,
jesteście wolni.
Zgromadzeni ludzie rozeszli się w ciszy; sala opustoszała. Ed wracał w myślach do
swojego przemówienia, przypominając sobie najważniejsze sformułowania.
„Absolutna sprawiedliwość" zabrzmiała głosem Inez Soto.
Wyrzucić popielniczki, ustawić równo krzesła, wyczyścić tablicę. Rozwinąć flagi
przy mównicy, sprawdzić, czy nie są zakurzone. Powrót do przemówienia, głos jego
ojca:, jeśli nie sprostają wysokim standardom moralnym, których wymaga się od
pracowników naszej instytucji". Dwa dni temu jego przemówienie byłoby prawdziwe.
Oświadczenie Inez Soto uczyniło z niego kłamstwo.
Odezwał się oportunizm: zabił tamtych ludzi, bo był słabym człowiekiem, który nie
potrafił zapanować nad wściekłością. Kiedy byli mordercami z Nite Owl, wściekłość
miała jakiś sens: absolutna sprawiedliwość traktowana z pełną bezwzględnością. On
wykrzywił ten sens, aby utwierdzić się w tym, co mówili obywatele: jesteś
największym bohaterem Los Angeles, osiągniesz szczyt, będziesz nietykalny. Zemsta
Buda White'a, człowieka zbyt głupiego, by to zrozumieć: ten prostacki ogier i kilka
słów kobiety sprawiło, że kiedy osiągnął szczyt, był zmuszony kłamać, rozpaczliwie
starał się uczynić swoją zgniłą chwałę prawdziwą.
Ed wszedł do swojego biura: czyste, porządne – nie ma czego się przyczepić.
Formularze ze skargami na biurku – usiadł, zaczął pracować.
Jack Vincennes był w poważnych tarapatach.
Trzeciego stycznia podczas obserwacji prowadzonej z ramienia Oddziałów
Prewencyjnych Vincennes zastrzelił dwóch uzbrojonych rabusiów, którzy
zamordowali trzech ludzi w samie w południowej części miasta. Vincennes rzucił się
w pościg za trzecim mordercą/złodziejem, stracił go z oczu, zbliżyło się do niego
dwóch patrolujących policjantów, którzy nie wiedzieli, że jest funkcjonariuszem
policji. Strzelili do niego, myśląc, że jest jednym z tamtych; Vincennes rzucił pistolet
na ziemię i pozwolił się zrewidować – ale potem uderzył jednego z policjantów i
oddalił się z miejsca zbrodni przed przybyciem ludzi z Wydziału Zabójstw i koronera.
Trzeci podejrzany pozostaje na wolności; a Vincennes poszedł na spotkanie
polityków, które miało być trybutem złożonym prokuratorowi okręgowemu, Ellisowi
Loewowi, jego szwagrowi. Najwyraźniej pijany, obrzucił wyzwiskami Loewa i chlusnął
mu drinkiem w twarz – na oczach gości.
Ed przejrzał kartotekę osobistą Vincennesa. Od maja tego roku miałby zapewnioną
emeryturę – przykro mi, Puszka Jack, byłeś tak blisko. Stos raportów z czasów, kiedy
pracował w Wydziale Narkotyków: ilość szczegółów nasuwała nieodparte wrażenie, że
zostały w części przynajmniej zmyślone. Między wierszami: Vincennes miał bzika na
punkcie ludzi biorących prochy – szczególnie hollywoodzkich sław i muzyków
jazzowych – co potwierdzało stare plotki: dzwonił do Cicho Sza!, by zapewnić sobie
rozgłos podczas aresztowań tracących skandalem. Vincennes został przeniesiony do
Obyczajówki w wyniku przetasowania po Krwawych Świętach; kolejny stosik
raportów: operacje dotyczące nielegalnych zakładów i handlu alkoholem, zupełnie
bezpłciowe, tyle informacji, że trudno się zorientować, które prawdziwe. Zadanie
powierzone Obyczajówce na wiosnę 53 roku: śledztwo w sprawie pornografii
prowadzone równocześnie ze sprawą Nite Owl, Russ Miliard kierował wtedy pracami
wydziału. I duża anomalia: Vincennes, przydzielony do dochodzenia w sprawie
świerszczyków, wielokrotnie meldował, że nie ma żadnych poszlak – zaznaczał przy
tym, że innym ludziom rozpracowującym tę sprawę też nic nie udało się wykryć,
dwukrotnie wyraził opinię, iż dochodzenie powinno zostać przerwane.
Zachowanie zupełnie niepodobne do Jacka Vi. Świerszczyki musiały mieć coś
wspólnego z Nite Owl. Ed zaczął sobie przypominać.
Bracia Englekling, Duke Cathcart, Mickey Cohen. Odrzucono świerszczyki jako
mogące mieć coś wspólnego z Nite Owl – trzech martwych Murzynów zamknęło
sprawę.
Ed ponownie przejrzał dokumenty. Lata upiększanych raportów, ani jednej strony
na temat tej właśnie sprawy. Vincennes wrócił do Narkotyków w lipcu 53 – wrócił do
swoich dawnych zwyczajów, pisał też wyczerpujące raporty aż do końca służby w
Prewencji.
Naprawdę duża anomalia. Zbiegająca się w czasie z Nite Owl...
Wiosna 53, inne powiązanie: zamordowano wtedy Sida Hudgensa – sprawa nie
została rozwiązana.
Ed włączył interkom.
– Tak, kapitanie?
– Susan, dowiedz się, kogo oprócz sierżanta Johna Vincennesa przydzielono do
Czwartej Brygady w Obyczajówce wiosną 1953 roku. Jak już to ustalisz, namierz ich.
Na wyniki trzeba było czekać pół godziny. Sierżant George Henderson i policjant
Thomas Kifka przeszli na emeryturę; sierżant Lewis Stathis pracuje w Oszustwach. Ed
zadzwonił do jego zwierzchnika; Stathis zjawił się w jego biurze dziesięć minut
później.
Postawny mężczyzna – wysoki, przygarbiony. Nerwowy – nagłe wezwanie do
Spraw Wewnętrznych wywoływało uzasadnione obawy. Ed wskazał na krzesło.
– Sir, to chodzi o... – zaczął Stathis.
– Sprawa nie ma nic wspólnego z tobą, sierżancie. Chodzi mi o funkcjonariusza, z
którym pracowałeś w Obyczajówce.
– Kapitanie, moja przygoda z Obyczajówką skończyła się cztery lata temu.
– Wiem, pracowałeś tam od końca 51 do lata 53. Przeniesiono ciebie wtedy, kiedy
mnie czasowo przydzielono kierownictwo Wydziału. Jak blisko współpracowałeś z
Jackiem Vincennesem?
Na twarzy Stathisa zagościł uśmieszek.
– Dlaczego się uśmiechasz?
– Cóż, czytałem w gazecie, że Vincennes załatwił tych dwóch rabusiów, a po Biurze
krążą plotki, że nie ostrzegł ich, nim wystrzelił. To poważne wykroczenie, więc się
uśmiechnąłem, bo domyśliłem się, że interesuje pana właśnie ten facet z Obyczajówki.
– Rozumiem. A blisko z nim współpracowałeś?
Stathis potrząsnął głową. – Jack chadzał wyłącznie własnymi ścieżkami, miał swój
własny rytm. Czasami rozpracowywaliśmy tę samą sprawę, ale to wszystko.
– Wiosną 53 roku wasza brygada prowadziła dochodzenie w sprawie pornografii,
przypominasz sobie?
– Tak, to była kompletna strata czasu. Sprośne magazyny, naprawdę strata czasu...
– Z twoich raportów wynika, że nie było żadnych poszlak.
– Tak, Jack i inni goście też nic nie znaleźli. A Russa Miliarda przydzielili do tej
sprawy z Nite Owl i tamto dochodzenie się skończyło.
– Czy pamiętasz, by Vincennes zachowywał się wtedy dziwnie?
– Nie sądzę. Pamiętam tylko, że zjawiał się w pracy o dziwnych porach i że nie
lubili się z Russem Miliardem. Jak już mówiłem, Vincennes był typem odludka. Nie
kumplował się z gośćmi z brygady.
– A pamiętasz, by Russ Miliard zadawał jakieś konkretne pytania członkom ekipy
rozpracowującej pornografię po tym, jak dwóch drukarzy zgłosiło się na policję z
informacjami na temat świerszczyków?
Stathis pokiwał głową.
– Tak, miało to niby coś wspólnego z Nite Owl, ale skończyło się na niczym.
Powiedzieliśmy Russowi, że za cholerę nie udało się namierzyć, skąd wzięły się te
świerszczyki.
Musiał wykluczyć jedno ze swoich podejrzeń:
– Sierżancie, wtedy cały Wydział gorączkowo próbował znaleźć sprawców masakry
w Nite Owl. Przypominasz sobie, jak na to reagował Vincennes? Jakieś najdrobniejsze
nawet odstępstwa od jego normalnego zachowania...?
– Czy mogę walić prosto z mostu, sir? – spytał Stathis.
– Oczywiście.
– Cóż, zawsze mi się wydawało, że Vincennes był nędznym gliniarzem i
łapownikiem. Ale zostawiając to na boku, pamiętam, że był jakiś nerwowy, gdy
pracowaliśmy nad świerszczykami. Co do Nite Owl, to chyba był po prostu znudzony
całą sprawą. Brał udział w aresztowaniu tamtych kolorowych gości, był wśród ludzi,
którzy znaleźli samochód i spluwy, ale mimo to wyglądał na znudzonego.
Znowu to samo – żadnych faktów, tylko wrażenia.
– Zastanów się dobrze. Zachowanie Vincennesa w czasie sprawy Nite Owl i
dochodzenia w sprawie pornografii. Cokolwiek odbiegającego od normy. Pomyśl...
Stathis wzruszył ramionami.
– Może jedno, ale nie jestem pewien, czy...
– I tak mi powiedz.
– Cóż, wtedy klitka Vincennesa sąsiadowała z moją i czasami zupełnie wyraźnie go
słyszałem. Siedziałem przy swoim biurku i słyszałem raz fragment rozmowy, jego z
Dudleyem Smithem...
– I?
– I Smith poprosił Vincennesa, by śledził Buda White'a. Powiedział, że White
osobiście zaangażował się w sprawę morderstwa prostytutki i że nie chce, by zrobił
coś nierozważnego.
Mrowienie.
– Co jeszcze słyszałeś?
– Słyszałem, że Vincennes się zgodził, reszty już nie mogłem zrozumieć.
– I było to w czasie dochodzenia w sprawie Nite Owl?
– Tak. W samym środku.
– A czy pamiętasz, że mniej więcej wtedy zamordowano Sida Hudgensa, tego
gościa od szmatławca karmiącego się skandalami?
– Tak, nie ujęto sprawców.
– Czy pamiętasz, żeby Vincennes o tym mówił?
– Nie, ale plotka niesie, że byli kumplami.
Ed uśmiechnął się. – Dziękuję, sierżancie. Rozmowa była nieoficjalna, ale
chciałbym,
żebyś nie wspominał nikomu, o czym mówiliśmy. Rozumiesz?
Stathis wstał.
– Nie powiem, ale chyba mi żal Vincennesa. Słyszałem, że za kilka miesięcy stuknie
mu dwudziestka na służbie. Może ulotnił się, bo wstrząsnęło nim to, że zastrzelił tych
dwóch gości...
– Życzę miłego dnia, sierżancie.
Coś z przeszłości, coś nie tak. Ed siedział, nie zamykając drzwi. Ma przed sobą
wiele możliwości.
Vincennes może mieć coś na Buda White'a.
Przeczucie: Jack był wystraszony wiosną 53 roku.
Powiązać sprawę świerszczyków z Nite Owl.
Zarzut Inez Soto – zabił trzech niewinnych ludzi.
Gdyby zaproponował Vincennesowi umorzenie postępowania w sprawie jego
ostatnich wybryków...
Ed włączył interkom: – Susan, połącz mnie z prokuratorem okręgowym Loewem.
46
San Bernardino, Hilda Lefferts. Ostatnim razem szybko się go pozbyła; tym razem
zapyta ją o chłopaka: widziano Susan Nancy z facetem pasującym do opisu Duke'a
Cathcarta – przyciśnie ją, zastraszy.
Droga zajęła mu dwie godziny. Autostrada do San Berdoo zostanie wkrótce otwarta
i skróci czas podróży o połowę. Dzięki Exleyowi seniorowi. A junior: ten tchórz
wiedział o nim i Inez – jego spojrzenie kilka dni wcześniej nie pozostawiało co do tego
żadnych wątpliwości. Obaj zbierali się w sobie. Ale jeśli wszystko ułoży się po jego
myśli, to do niego będzie należał pierwszy cios – Exleyowi nigdy nie przyszłoby do
głowy, że on może wykazać się inteligencją i go zakasować.
Hilda Lefferts mieszkała w norze: barak z dykty z przybudówką z żużlowej płyty.
Bud podszedł, zaczął od skrzynki na listy. Idealny materiał do zastraszenia: czek z
emeryturą po mężu z Lockheed, czek federalnej opieki społecznej, czek zapomogi
stanowej. Wcisnął dzwonek.
Drzwi uchyliły się nieznacznie. Hilda Lefferts spoglądała znad łańcucha. – Już
mówiłam panu wcześniej, teraz powiem to samo. Nie chcę kupić tego, co pan
sprzedajesz, więc pozwól mojej biednej córce spoczywać w pokoju.
Bud pokazał jej czeki.
– Ludzie z opieki społecznej powiedzieli mi, żebym to zatrzymał, jeśli nie zgodzi się
pani współpracować. Wóz albo przewóz.
Hilda jęknęła; Bud podważył łańcuch, wszedł do środka.
– Proszę, potrzebuję tych pieniędzy.
Z czterech ścian uśmiechała się Susan Nancy: wyuzdane pozy na scenie nocnego
klubu.
– To niech pani będzie milsza, co? – powiedział Bud. – Pamięta pani, o co
próbowałem pytać ostatnio? Susan miała tutaj w San Berdoo chłopaka. Na krótko
przedtem, nim wyprowadziła się do LA. Wyglądała pani na przestraszoną, kiedy
mówiłem pani o tym ostatnio, teraz też nie wygląda pani lepiej. Porozmawiajmy o tym
szczerze z pięć minut i sobie pójdę. I nikt się o tym nie dowie.
Jej oczy nerwowo spoglądały to na czeki, to na przybudówkę. – Nikt?
Bud podał jej czek z emeryturą.
– Nikt. Dam pani pozostałe dwa, jak mi pani powie.
Hilda mówiła do córki – do zdjęcia przy drzwiach:
– Susie, powiedziałaś mi, że spotkałaś tego mężczyznę w barze, a ja ci odparłam, że
tego nie aprobuję. Mówiłaś, że to miły człowiek, który spłacił swój dług wobec
społeczeństwa, ale nie chciałaś powiedzieć, jak się nazywa. Widziałam cię z nim
tamtego dnia, zwróciłaś się do niego Don albo Dean, albo Dick, albo Dee, a on wtedy
odparł: „Nie, Duke. Zacznij się przyzwyczajać". Potem, jednego dnia wyjechałam i
stara pani Jensen, sąsiadka, widziała ciebie z tym mężczyzną tutaj w domu i
wydawało jej się, że słyszała jakieś hałasy...
„Dług wobec społeczeństwa" czyli „były więzień".
– Czy poznała pani nazwisko tego człowieka?
– Nie. Ja...
– A czy Susan znała dwóch braci o nazwisku Englekling? Mieszkali tutaj, w San
Bernardino.
Hilda spojrzała na zdjęcie.
– O, Susie. Nie, nie znam tego nazwiska.
– Czy chłopak Susie kiedykolwiek wspominał nazwisko Duke Cathcart albo mówił
coś o pornografii?
– Nie! Jeden z tych, co zginęli tam gdzie Susie, nazywał się Cathcart, a Susie była
dobrą dziewczyną, która nigdy nie miała nic wspólnego z żadną niegodziwością!
Bud wręczył jej zapomogę stanową. – Już dobrze. Niech mi pani powie jeszcze o
tych hałasach.
Łzy wzbierające się w oczach.
– Wróciłam do domu dzień później i wydawało mi się, że widziałam zaschniętą
krew na podłodze przybudówki, wybudowałam ją z pieniędzy uzyskanych z polisy
ubezpieczeniowej męża. Susan i on, ten mężczyzna, przyszli, zachowywali się
nerwowo. On wyczołgał się spod domu i zadzwonił pod jakiś numer w Los Angeles,
potem wyszli razem z Susan Nancy. Tydzień później zabili ją... i... ja, cóż, myślałam,
że całe to podejrzane zachowanie oznaczało zabójstwo... Pomyślałam po prostu o
przestępcach i odwecie i kiedy ten miły człowiek, co stał się takim bohaterem,
przyjechał kilka dni później, żeby zrobić wywiad środowiskowy, po prostu siedziałam
cicho.
Poczuł gęsią skórkę: chłopak Susie Lefferts podszywał się pod Cathcarta. „Hałasy"
mogły znaczyć, że chłopak zabija Cathcarta – prawdopodobnie był w San Berdoo po
to, by porozmawiać z Engleklingami. Susie w Nite Owl, obserwująca jakieś spotkanie,
chłopak grający Cathcarta – co znaczy, że zabójcy nigdy przedtem nie widzieli
prawdziwego Cathcarta.
ON WYCZOŁGAŁ SIĘ SPOD DOMU.
Bud podszedł do telefonu, poprosił o numer w LA. Informacji policyjnej. Zgłosił się
dyżurny: – Tak?
– Sierżant W. White, Wydział Policji LA. Jestem w San Bernardino przy Ranchview
04617. Potrzebuję wykaz wszystkich telefonów do Los Angeles wykonanych z tego
adresu, powiedzmy od 20 marca do 12 kwietnia 1953 roku. Zrozumiał pan?
– Przyjąłem – odparł tamten. Sekundy, minuty, po dwóch głos w słuchawce: – Trzy
telefony, sierżancie. 2 i 8 kwietnia, wszystkie pod ten sam numer, HO–21118. Jest to
automat telefoniczny, na rogu Sunset i Las Palmas.
Bud rozłączył się. Telefony do budki telefonicznej oddalonej pół mili od Nite Owl;
interes albo spotkanie doszło do skutku – bardzo ostrożni.
Hilda nerwowo zaplatała palce. Bud zobaczył latarkę na stoliku nocnym. Chwycił ją
i wyszedł z domu.
Do przybudówki, wolna przestrzeń pod nią, trochę ciasno.
Padł na kolana i wcisnął się pod dom. Po ziemi, nad nim drewniana podłoga domu,
przed nim worek z materiału konopnego.
Zapachy: naftalina, zgnilizna. Podpełznął do worka – silniejsza woń naftaliny i
zgnilizny.
Trącił worek, zobaczył rozbiegające się skupisko szczurów. Wszędzie wokół niego
były teraz szczury oślepione światłem. Bud rozdarł materiał. Światło latarki do
środka, szczury, czaszka oblepiona chrząstką.
Odłożył latarkę, rozdarł materiał dwoma rękoma, szczury i kulki naftaliny. Silnie
szarpnął za materiał, dziurka po kuli w czaszce, wystające z rękawa kości ręki – „D.C."
na flaneli.
Wyczołgał się z powrotem, łapczywie chwytał powietrze. Hilda Lefferts już tam
była. Jej oczy mówiły „Boże, proszę, tylko nie to."
Świeże powietrze; dzienne światło niemalże oślepiające. Jakby go oświeciło,
przywiodło mu na myśl pomysł – jego broń na Exleya.
Przeciek do brukowca. Facet z Whisper był mu dłużny – czerwony szmatławiec,
ujmowali się za komuchami i przestępcami i nienawidzili gliniarzy.
Hilda, jakby za chwilę miała narobić w majtki. – Czy... tam... pod spodem coś było?
– Tylko szczury. Ale proszę, żeby pani jeszcze chwilę tutaj zaczekała. Przyniosę
kilka policyjnych zdjęć, chciałbym, żeby rzuciła pani na nie okiem.
– A czy mogłabym dostać ten ostatni czek?
Wyciągnął kopertę, poplamioną odchodami szczurów. – Proszę. Z pozdrowieniami
od kapitana Eda Exleya.
47
KALENDARIUM
LUTYMARZEC 1958
Wszyscy pamiętamy incydent w Nite Owl, prawda? 14 kwietnia 1953 roku trzech
uzbrojonych w dubeltówki zabójców weszło do przytulnego baru Nite Owl,
mieszczącego się bardzo blisko Hollywood Boulevard w słonecznym Los Angeles.
Obrabowali oni troje pracowników i troje klientów, po czym zbiegli z około trzystu
dolarami, co podzielone przez sześć daje oszałamiającą sumę pięćdziesięciu dolców
za życie. Wydział Policji Los Angeles zajął się sprawą z charakterystycznym dla tej
instytucji zapałem i szybko aresztowano trzech młodych Murzynów podejrzanych o
dokonanie zabójstwa, oskarżono ich także o porwanie i zgwałcenie młodej
Meksykanki. Wydział Policji LA nie był do końca pewien, czy właśnie tych trzech
Murzynów – „Sugar Ray" Coates, Tyrone Jones i Leroy Fontaine – jest
odpowiedzialnych za wielokrotne zabójstwo w Nite Owl, ale policja nie miała
wątpliwości, że to oni zgwałcili dwudziestojednoletnią studentkę Inez Soto. Śledztwo
w sprawie Nite Owl było w toku, szerokim echem odbiło się w środkach masowego
przekazu, a Wydział Policji LA był pod wielką presją, by szybko rozwiązać „zbrodnię
stulecia" Los Angeles. Wydział Policji LA przez dwa tygodnie badał tropy, wszelkie
poczynania policji okazywały się jednak bezowocne, aż do momentu, kiedy
znaleziono broń, przy pomocy której popełniono zbrodnię, w samochodzie Raya
Coatesa, ukrytym w opuszczonym garażu w Południowym Los Angeles.
Wkrótce potem Coates, Jones i Fontaine uciekli z aresztu mieszczącego się w
Pałacu Sprawiedliwości... Wtedy do akcji wkracza młody detektyw: sierżant
Edmund J. Exley z Wydziału Policji LA. Bohater drugiej wojny światowej,
absolwent Uniwersytetu Kalifornii w Los Angeles, świadek składający zeznania
przeciw swym współpracownikom policjantom w głośnym skandalu z 1951 roku
określanym mianem „Krwawych Świąt" i syn magnata budowlanego Prestona
Exleya, który wznosi monstrualnych rozmiarów Park Marzeń Raymonda
Dieterlinga i tworzy sieć autostrad w Południowej Kalifornii. Od tego momentu
sytuacja się zagęszcza...
Fakt 1: Sierżant Ed Exley był zakochany w ofierze gwałtu Inez Soto.
Fakt 2: Sierżant Ed Exley ustalił miejsce pobytu i zastrzelił Raymonda Coatesa,
Tyrone'a Jonesa i Leroya Fontaine'a – cóż za zbieg okoliczności – dubeltówką.
Fakt 3: Tydzień później sierżant Ed Exley awansował (o całe dwa stopnie!!!) na
kapitana.
Była to nagroda za bezpardonowe wymierzenie sprawiedliwości w sprawie,
którą Wydział Policji LA musiał czym prędzej rozpracować, aby utrzymać swoją
(może niezasłużoną?) reputację.
Fakt 4: Kapitan Ed Exley (bogaty młodzieniec, który odziedziczył sporo pieniędzy
po zmarłej matce) wkrótce potem bardzo zbliżył się do Inez Soto i kupił jej dom
niedaleko swego mieszkania.
Fakt 5: My, pracownicy magazynu Whisper, wiemy z bardzo dobrego źródła, że
Raymond Coates, Leroy Fontaine, Tyrone Jones i mężczyzna ich ukrywający –
Roland Navarette – byli nieuzbrojeni, kiedy bohater Ed Exley ich zastrzelił... i teraz,
prawie pięć lat po masakrze w Nite Owl, sytuacja znowu się zagęszcza...
Jak wiadomo, Whisper jest gazetą, którą tzw. porządna prasa nazywa najgorszą
odmianą „szmatławca". Nie jesteśmy wpływowym Cicho Sza!, nasza siedziba mieści
się w Nowym Jorku i zajmujemy się przeważnie sprawami Wschodniego Wybrzeża.
Ale mamy swoje źródła w LA, a jednym z nich jest dociekliwy prywatny detektyw,
który chce pozostać anonimowy. Człowiek ten od lat miał obsesję na punkcie Nite
Owl, prowadził drobiazgowe śledztwo w tej sprawie i zdołał odkryć zadziwiające
rzeczy. Człowiek ten, którego będziemy nazywać „Obywatelem X", rozmawiał z
korespondentami magazynu Whisper i oto co nam powiedział:
Po pierwsze: Podczas dochodzenia w sprawie Nite Owl, dwaj bracia, Peter i
Baxter Englekling, właściciele drukarni w San Bernardino w Kalifornii, zgłosili się
na policję i opowiedzieli o tym, jak jedna z ofiar masakry w Nite Owl, niejaki Duke
Cathcart, zwrócił się do nich z propozycją wydrukowania materiałów
pornograficznych, a potem przedstawili swoją teorię, twierdząc, że zabójstwa w
Nite Owl były rezultatem intrygi w półświatku trudniącym się produkcją
pornografii. Wydział Policji LA wzgardził teorią braci i w pośpiechu usiłował
przypisać morderstwo zatrzymanym Murzynom, a teraz wygląda na to, że bracia
Englekling zapadli się pod ziemię...
Po drugie: Pani Hilda Lefferts, matka urodzonej i wychowanej w San Bernardino
ofiary Nite Owl, niejakiej Susan Nancy Lefferts, powiedziała, że tuż przed masakrą
jej córka miała tajemniczego, nieznanego jej z imienia chłopaka, który był bardzo
podobny do Duke'a Cathcarta i nawet słyszała, jak zwracał się do Susan słowami:
„Mów mi «Duke», zacznij się przyzwyczajać"!!! Pani Lefferts nie potrafiła
zidentyfikować tego człowieka w prywatnej kolekcji zdjęć zgromadzonych przez
Obywatela X, które jej pokazał. Na podstawie uzyskanych informacji, X zbudował,
naszym zdaniem, rewelacyjną i podniecającą wersję wydarzeń!
Teoria Obywatela X:
Uważam, że tajemniczy chłopak X zabił Duke^ Cathcarta, by przejąć jego
pornograficzny interes, wcielił się w niego i stawił w barze Nite Owl, aby dobić
interesu z trzema osobami, które (później) popełniły morderstwo. Susan Nancy
siedziała przy sąsiednim stoliku, aby przyglądać się transakcji swojego chłopaka.
Obywatel X przedstawia ten oto niepodważalny dowód na potwierdzenie swojej
teorii: Pani Lefferts powiedziała, że chłopak X wyglądał zupełnie jak Duke Cathcart.
Ciało, które zidentyfikowano jako Duke'a Cathcarta, było zbyt okaleczone, aby
można było ponad wszelką wątpliwość ustalić tożsamość osoby, do której należało.
Koroner zidentyfikował je na podstawie części sztucznej szczęki skonfrontowanej z
więziennymi danymi dotyczącymi uzębienia Cathcarta – jednak według innych
danych więziennych Cathcart mierzył pięć stóp i osiem cali, a ciało znalezione w
Nite Owl pięć stóp, dziewięć i jedną czwartą cala. Wszystko więc wskazuje na to, że
mamy niezaprzeczalne dowody na to, iż w barze Nite Owl zginął nie sam Cathcart,
ale ktoś podszywający się pod Duke'a Cathcarta...
Mamy więc nadzieję, że przedstawione przez nas sensacyjne materiały
doprowadzą do jeszcze bardziej sensacyjnych odkryć, zmuszą do pokory znany ze
skłonności do wystrzałowego rozwiązywania problemów Wydział Policji Los
Angeles i oczyszczą z zarzutów trzech Murzynów niesłusznie oskarżonych o
popełnienie zbrodni w Nite Owl. My, pracownicy magazynu Whisper, apelujemy do
prokuratury okręgowej o polecenie ekshumowania ciał ofiar strzelaniny w Nite
Owl; potępiamy kapitana Eda Exleya za zabójstwo z zimną krwią czterech
niewinnych ludzi. Apelujemy także do Wydziału Policji LA: w imię sprawiedliwości
przyznajcie się do popełnionej pomyłki. Wznówcie śledztwo w sprawie Nite
Owl!!!
To nieprzyjemna historia. Daily News tak naprawdę jest jedyną gazetą w Los
Angeles nie bojącą się pisać o korupcji władzy i jedyną gazetą w południowej części
stanu, która szczyci się nazwą „demaskatorska" i nie unika zajmowania się tego
typu sprawami. Poniższy artykuł zadaje kłam image'owi bohatera człowieka, który
przez wielu uważany był za przykład praworządności. Kiedy więc okazuje się, że
bohaterowie mają gliniane nogi, my w Daily News uważamy, że naszym
obowiązkiem jest przedstawić obywatelom fałsz kryjący się za bohaterską fasadą.
Kwestie, którymi będziemy zajmować się w niniejszym artykule, są niebagatelne,
jak niebagatelna była sprawa, która je wywołała, więc prezentujemy prawdziwie
demaskatorski artykuł. Chodzi o ohydną zbrodnię w Nite Owl – w kwietniu 1953
roku brutalnie obrabowano i zastrzelono sześciu ludzi w hollywoodzkim barze –
sprawa nie została właściwie rozwiązana i ucierpiała na tym sprawiedliwość.
Chcemy, aby ponownie wszczęto dochodzenie w tej sprawie i by wreszcie
sprawiedliwości stało się zadość.
Raymond Coates, Leroy Fontaine i Tyrone Jones – pamiętacie te nazwiska? To
trzej czarni młodzieńcy, bez cienia wątpliwości kryminaliści i przestępcy seksualni,
którzy zostali bez należytych podstaw oskarżeni przez Wydział Policji Los Angeles.
Aresztowano ich niezwłocznie po zbrodni w Nite Owl, ale przedstawili iście
diabelskie alibi: nie mogli popełnić morderstwa, bo tamtej nocy porwali i dokonali
zbiorowego gwałtu na młodej dziewczynie, Inez Soto. Znęcali się nad panną Soto w
opuszczonym budynku w południowej części Los Angeles, potem przyznali się, że
obwozili ją po znajomych i „sprzedawali ją" dla kolejnych gwałtów. Zostawili
dziewczynę u człowieka nazwiskiem Sylvester Fitch. Jego później zastrzelił
funkcjonariusz policji LA, który też wcześniej podjął się uwolnienia dziewczyny.
Panna Soto odmówiła współpracy z policją, a w owym czasie kluczową kwestią
dla śledztwa było ustalenie, gdzie byli Coates, Jones i Fontaine w chwili, kiedy
popełniono zbrodnię w Nite Owl. Czy byli z nią i innymi domniemanymi
gwałcicielami (z których żadnego, oprócz Sylvestra Fitcha, nie udało się odnaleźć)?
Czy mieli dosyć czasu, aby pojechać z południowego Los Angeles do Hollywood,
zastrzelić sześciu ludzi w Nite Owl i wrócić, by dalej ją dręczyć? Czy była cały czas
przytomna podczas ich haniebnych czynów?
Na te pytania nie było odpowiedzi – aż do teraz.
Policyjne dochodzenie poszło w dwóch kierunkach: szukania poszlak, mających
udowodnić winę Jonesa, Coatesa i Fontaine'a, oraz szukania wszelakich poszlak;
standardowa procedura policyjna – przyjęto założenie, że trzech młodzieńców było
winnych porwania i gwałtu, ale nie morderstwa. Panna Soto uparcie odmawiała
współpracy. Żadna z obranych dróg nie doprowadziła do jednoznacznej odpowiedzi
na pytanie, kto jest mordercą z Nite Owl, i właśnie wtedy Coates, Jones i Fontaine
zbiegli z aresztu i zostali niedługo potem zastrzeleni przez wcześniej już
wspomnianego bohatera: funkcjonariusza Wydziału Policji Los Angeles, sierżanta
Edmunda Exleya.
Jako człowiek wykształcony, bohater z czasów drugiej wojny światowej i syn
znamienitego Prestona Exleya, Ed Exley bezpardonowo wykorzystał sprawę Nite
Owl jako wyśmienitą okazję dla wspinania się po szczeblach kariery. Kiedy miał 31
lat, awansował na kapitana i, o czym donosimy, niedługo zostanie inspektorem –
mając 36 lat, czyli będzie najmłodszym inspektorem w historii Wydziału Policji LA.
Jego nazwisko, jako potencjalnego kandydata do obejmowania różnych stanowisk z
ramienia Republikanów, jest wymieniane w tym kontekście prawie równie często
jak jego ojca, magnata budownictwa. Jego osoby dotyczy kilka uporczywie
przewijających się plotek: że ludzie, których zastrzelił, nie byli uzbrojeni, że
prokurator okręgowy Ellis Loew skłamał, mówiąc, że Coates, Jones i Fontaine
przyznali się do winy przed ucieczką z aresztu. Niewielu wie, że w owym czasie
Exley był zakochany w Inez Soto i że patrzył przez palce na jej odmowę współpracy
podczas śledztwa, i że kupił jej dom, i że łączyły go z nią intymne stosunki przez
niemal pięć lat.
Ostatnio dwa wydarzenia zmusiły nas do ponownego przyjrzenia się sprawie
Nite Owl.
W roku 1953 dwóch braci zgłosiło się na policję z informacjami dotyczącymi Nite
Owl.
Peter i Baxter Engleklingowie powiedzieli, że pornografia mogła stanowić
prawdziwy powód masakry w Nite Owl, a to za sprawą interesu, który chciała
rozkręcić jedna z ofiar zabitych w barze: niejaki Delbert „Duke" Cathcart, znany
przestępca. Wydział Policji Los Angeles postanowił jednak zignorować ich sugestie.
Teraz, prawie pięć lat później, zamordowano Petera i Baxtera Engleklingów w
Gaitsville, małym miasteczku w Kalifornii.
Podwójne morderstwo, którego dokonano 25 lutego, nie zostało do tej pory
rozwiązane i nie ma absolutnie żadnych poszlak dających nadzieję na rychłe
wykrycie sprawców. Ale znamy już odpowiedź na pytanie, które długo stanowiło
tajemnicę.
W zakładzie penitencjarnym w San Quentin, czarny więzień, niejaki Otis John
Shortell przeczytał w jednej z gazet wydawanych w San Francisco wiadomość o
morderstwie, którego ofiarami padli bracia Engleklingowie. Artykuł, gdzie
wspominano również o roli dwóch braci w sprawie Nite Owl, dał Otisowi Johnowi
Shortellowi wiele do myślenia. Poprosił o spotkanie z naczelnikiem więzienia i złożył
sensacyjne zeznanie.
Otis John Shortell, odsiadujący wyrok za wielokrotną kradzież samochodów,
szczerze przyznał, że oczekuje skrócenia wyroku w zamian za współpracę z policją,
po czym oświadczył, że był jednym z mężczyzn, którym Coates, Fontaine i Jones
„sprzedali" Inez Soto. Był z trzema młodzieńcami i panną Soto między 2:30 a 5:00
tej nocy, kiedy w Nite Owl zastrzelono sześć osób, czyli w czasie, kiedy popełniono
zbrodnię. Powiedział naczelnikowi, że nie zgłosił się na policję, aby oczyścić z
zarzutów trzech Murzynów, bo bał się, że zostanie oskarżony o gwałt. Powiedział
też, że Coates w swym samochodzie miał dużo narkotyków i właśnie dlatego nie
chciał zdradzić policji, gdzie go ukrył. Jako powód, który skłonił go w końcu do
złożenia tych zeznań, podał niedawną rozmowę z pracownikami jednej z
organizacji chrześcijańskich, ale władze więzienne nieufnie podchodziły do jego
oświadczenia.
Shortell złożył pisemną prośbę o przebadanie go w celi na wykrywaczu kłamstw,
aby udowodnić, że mówi prawdę, i rzeczywiście został czterokrotnie przebadany.
Wszystkie cztery badania wykazały, że mówił prawdę. Adwokat Shortella, Morris
Waxman, wysłał potwierdzone notarialnie kopie raportów sporządzonych przez
osobę badającą go na wariografie do redakcji Daily News i Wydziału Policji LA. W
odpowiedzi napisaliśmy ten artykuł.
Co zrobi policja LA?
Potępiamy sprawiedliwość wymierzaną dubeltówką. Potępiamy motywy
kierujące Edem Exleyem. Otwarcie wzywamy Wydział Policji Los Angeles
do ponownego wznowienia śledztwa w sprawie zbrodni w Nite Owl.
NAGŁÓWKI
LA Times, 16 marca:
LA HeraldExpress, 17 marca:
LA HeraldExpress, 20 marca:
LA Examiner, 20 marca:
LA Times, 20 marca:
IV PRZEZNACZENIE: KOSTNICA
48
49
51
Pokój numer 6 w Victory. Dudley i umięśniony bandzior, przykuty łańcuchem do
krzesła. Dot Rothstein z Playboyem w rękach. I Bud obserwujący ją, jak przygląda się
zdjęciom: glina lesbijka w lotniczym uniformie.
Dudley odczytał z kartoteki:
– Lamar Hinton, wiek trzydzieści jeden lat. Skazany za napaść z użyciem
niebezpiecznego narzędzia, były pracownik firmy telekomunikacyjnej mocno
podejrzewany o zakładanie lewych bukmacherskich linii telefonicznych dla Jacka
„Mocarza" Whalena. Od kwietnia 1953 roku nie meldował się u swojego opiekuna po
zwolnieniu warunkowym. Chłopcze, myślę że bezpiecznie można określić ciebie
mianem współpracownika przestępczości zorganizowanej, a więc jesteś kimś, kto
ponownie musi przystosować się do norm obowiązujących w praworządnym
społeczeństwie.
Hinton polizał wargi; Dudley uśmiechnął się i mówił dalej:
– Nie sprawiałeś trudności, kiedy ciebie tu sprowadzaliśmy, co przemawia na twoją
korzyść. Nie zacząłeś pleść o należnych ci prawach obywatelskich, co dobrze świadczy
o twej inteligencji, bo przecież tu tych praw i tak nie masz... No dobrze, teraz
przejdźmy do rzeczy. Moim zadaniem jest ograniczanie działalności zorganizowanej
przestępczości w Los Angeles i zniechęcanie potencjalnych kryminalistów do
przybywania tutaj, a moje wieloletnie doświadczenia wskazują, że użycie siły często
okazuje się najlepszą metodą perswazji. Chłopcze, będę zadawał ci pytania, ty
będziesz na nie odpowiadał. Jeśli uznam twoje odpowiedzi za satysfakcjonujące,
sierżant Wendell White pozostanie na krześle. Zaczynajmy więc. Dlaczego złamałeś
warunki zwolnienia warunkowego w kwietniu 53 roku?
Hinton zaczął się jąkać. Na co Bud zaczął go uderzać grzbietem ręki – oczy
skierował na ścianę, żeby nie patrzeć. Lewą, prawą, lewą, prawą, lewą, prawą – Dot
pokazała, kiedy ma przestać.
Zawieszenie broni. I Dudley:
– To drobna przestroga, aby ci uświadomić, do czego jest zdolny sierżant White.
Teraz już będę bardziej wyrozumiały wobec twojego jąkania się. Pamiętasz, jakie było
pytanie? Dlaczego złamałeś warunki zwolnienia warunkowego w kwietniu 53 roku?
Znowu jąjąjąkanie, Hinton z kurczowo zaciśniętymi oczyma.
– Chłopcze, czekamy.
I Hinton: – Mmusiałem wwyjechać z mmiasta.
– O, świetnie. A cóż skłoniło cię do wyjazdu?
– Mmiałem pproblemy z kkobietą.
– Chłopcze, nie wierzę ci.
– Ttto pprawda.
Dudley skinął. Bud znowu zaczął uderzać go grzbietem ręki – zamaszystymi
ruchami, ale tylko udawał, że uderza go z całej siły.
– Ten chłopiec może dużo znieść – orzekła Dot. – No, złotko, nie utrudniaj sobie
życia. Kwiecień 53 roku. Dlaczego ulotniłeś się z miasta?
Bud słyszał Breuninga i Carlisle'a w sąsiednim pokoju. Skojarzył: kwiecień 53 –
Nite Owl.
– Chłopcze, przeceniłem twoją pamięć, więc pozwól mi sobie pomóc. Pierce
Patchett. Znałeś go wtedy, prawda?
Bud poczuł dreszcze: zataił dowody i musi pamiętać, że oficjalnie nigdy nie słyszał
o Patchetcie...
Hinton wzdrygnął się gwałtownie, spuścił głowę.
– Świetnie, widzę, że trafiliśmy w czuły punkt.
Dot westchnęła. – Boże, takie mięśnie. Gdybym ja miała takie mięśnie.
Dudley warknął na nią.
Musi zachować spokój: Dudley ponownie próbuje rozpracować Nite Owl – Hinton
może mu w tym pomóc. Gdyby wiedział, że zatajałem dowody, w ogóle by mnie tu nie
było.
Dot uderzyła Hintona woreczkiem z kulkami: w ramiona, w kolana. Mięśniak
przyjął to ze stoickim spokojem: żadnych westchnień, żadnych jęków.
Dudley roześmiał się.
– Chłopcze, masz wysoką tolerancję na ból. Ale proszę, powiedz nam coś na taki
temat: Pierce Patchett, Duke Cathcart i pornografia. I mów do rzeczy, bo w
przeciwnym razie sierżant White sprawdzi twoją tolerancję.
Hinton, bez zająknięcia: – Pieprz się, irlandzki zasrańcu.
Ho, ho, ho.
– Chłopcze, zachowujesz się brzydko. Wendell, pokaż naszemu przyjacielowi od
przestępczości zorganizowanej, co sądzisz o niewyważonych żartach.
Bud wziął od Dot woreczek z kulkami. – Czego od niego oczekujemy, szefie?
– Pełnej współpracy.
– Chodzi o Nite Owl? Wspomniał pan Duke'a Cathcarta.
– Chcę pełnej współpracy i już. Masz co do tego jakieś obiekcje?
– White, po prostu bierz się do roboty – To Dot się wtrąciła. – Boże, powinnam
mieć takie mięśnie...
Bud zbliżył się do nich. – Dajcie mi go na solo. Tylko na parę minut.
– Czyżby powrót do twoich starych metod, chłopcze? Przecież już od jakiegoś czasu
nie byłeś entuzjastycznie nastawiony do tego typu pracy.
– Pozwolę mu myśleć, że może mnie przekabacić, a potem go przycisnę – szeptem
rzucił Bud. – Poczekacie na zewnątrz, co?
Dudley pokiwał głową, wyszli z Dot. Bud włączył radio: reklama, używane
samochody tylko w Yeakel Olds.
Hinton zabrzęczał krępującym go łańcuchem.
– Pieprzę cię, pieprzę tego Irlandczyka i pieprzę tę pojebaną pieprzoną lesbę.
Bud przystawił sobie krzesło.
– Nie lubię tej roboty, więc bądź dla mnie wyrozumiały i powiedz mi co nie co na
boku, a ja załatwię z nim, by cię puścił. Zrozumiałeś? Nie zostaniesz aresztowany za
naruszenie zasad zwolnienia warunkowego.
– Pieprz się.
– Hinton, myślę, że znasz Pierce'a Patchetta, a może i znałeś Duke^ Cathcarta.
Możesz mi coś powiedzieć, a ja wtedy...
– Pieprz się, skurwielu.
Bud posłał go razem z krzesłem na sporą odległość od siebie. Krzesło przewróciło
się, zatrzeszczało pękające drewno. Zadrżały półki – spadło radio, zaczęło
jednostajnie buczeć. Bud ustawił krzesło w normalnej pozycji, jedną ręką. Hinton zlał
się w majtki. Bud
usłyszał siebie, mówiącego dziwnym głosem, jakby z irlandzkim akcentem:
– Powiedz mi coś o alfonsach, chłopcze. Cathcart i czarnuch nazwiskiem Dwight
Gilette razem sprzedawali tę dziewczynę, Kathy Janeway. Została zamordowana, a to
już mi nie pasuje. Wiesz coś na ich temat, chłopcze?
Oko w oko – oczy Hintona wybałuszone. I zaczaj. Bez jąkania się, by nie drażnić
tego pieprzonego zwierzęcia.
– Pracowałem dla pana Patchetta jako kierowca, ja i ten drugi gość, Chester
Yorkin. My tylko rozwoziliśmy te... te nielegalne rzeczy... a tego Cathcarta nie znam,
przysięgam. I słyszałem, że Gilette to pedał. Wiem tylko, że załatwiał dziwki na
imprezy u Spade'a Cooleya. Powiedzieć ci coś o Cooleyu? Wiem, że pali opium, jest do
cna przeżartym ćpunem. Teraz grywa w El Rancho, aresztujcie go. Ale nie znam
żadnych zabójców dziwek i nie znam żadnej Kathy Janeway.
Bud potrząsnął krzesłem – Hinton wołał sypać dalej:
– Pan Patchett sprzedawał te dziewczyny na telefon. Super laski, wszystkie
zrobione na gwiazdy kina. Jego ulubioną była taka niezła cipka Lynn, wyglądała
zupełnie jak...
Bud zaczął go obkładać, a twarz Hintona stopniowo spływała krwią. I wtedy do
pokoju wpadło kilku dobrze zbudowanych mężczyzn – chwycili go pod ręce,
podnieśli. Sufit zaczął walić mu się na głowę, popękane, kunsztowne zawijasy zaszły
czernią.
*
Pytania i odpowiedzi przez tę czerń, krzyki i jęki – jakby przez watę, ściana
oddzielała go od tych twarzy. Magazyny porno dla pedałów, Cathcart, Pierce P. – nie
wszystko do niego docierało. Wysilał się, by usłyszeć „Lynn Bracken", ale jej imię nie
wywoływało już u niego żadnych reakcji, gęstniejąca czerń. Mickey Cohen, rok 53 i
dlaczego uciekłeś – kiedy to usłyszał, mgła zaczęła się przerzedzać. Przenikliwe krzyki
sprawiły, że zaczął pogrążać się w jakiejś miękkości – widział ujęcia Lynn wszędzie
wokół siebie. Lynn jako blondynka i dziwka, jako brunetka i prawdziwa ona. Lynn na
temat jego wyskoków z Inez: „Bądź dla niej miły i oszczędź mi szczegółów". Lynn
pisząca swój dziennik, ale on nie chciał go czytać, bo wiedział, że jest w nim szczera do
bólu, na jego temat też.
Lynn zawsze o krok przed nim, pojawiająca się i znikająca z jego życia, tak jak on w
jej.
Czarna wata zaczęła pulsować – pytania, odpowiedzi. Czarna cisza, rozjaśniające
się, popękane, kunsztowne zawijasy.
Pokój 7 w Victory: prycze dla gości z Brygady do Walki z Przestępczością
Zorganizowaną. Drzwi do szóstki otwarte na całą szerokość.
Bud zwlókł się z pryczy, wstał. Głowa mu pękała, szczęka go bolała, wcześniej
musiał podrzeć poduszkę. Trafił do szóstki, a tam jatka: połamane krzesło, krew na
ścianach. Ani śladu Hintona, Dot, Dudleya i jego chłopców.
Dziesięć po pierwszej w nocy – żadnych szans, by dowiedzieć się, jakie były pytania
i jakie padły odpowiedzi.
Jadąc do domu, był oszołomiony, zbyt sponiewierany, by móc myśleć. Ziewał,
kiedy otwierał drzwi – nad jego głową rozbłysło światło. Coś go chwyciło.
Kajdanki na nadgarstkach. Ed Exley, Jack Vincennes – dokładnie przed nim. Rzut
oka na boki: Fisk i Kleckner, zasrańce ze Spraw Wewnętrznych, trzymali go za
ramiona. Exley go spoliczkował, Fisk chwycił za kark, przycisnął mu palec do tętnicy
szyjnej.
Przed oczyma był jakiś skoroszyt. I głos Exleya:
– Wewnętrzny prowadził dochodzenie na twój temat, kiedy zdałeś na sierżanta,
więc już wiemy o Lynn Bracken. Vincennes śledził ciebie w pięćdziesiątym trzecim i w
tym oświadczeniu napisał o tobie, Bracken i Patchetcie. Wypytywałeś tego Patchetta
w związku z zabójstwem Kathy Janeway i cały czas węszyłeś wokół Nite Owl. Musimy
wiedzieć, co masz na ten temat, a jeśli odmówisz współpracy, natychmiast wydam
polecenie wszczęcia śledztwa z ramienia Wewnętrznych odnośnie zatajania dowodów.
Wydział potrzebuje jakiegoś kozła ofiarnego w sprawie Nite Owl – a ja jestem zbyt
cenny, by padło na mnie. Jeśli odmówisz współpracy, poświęcę całą swoją energię, by
cię udupić.
Uścisk na szyi osłabł – Bud próbował się wyrwać, ale Kleckner i Fisk chwycili go
mocniej.
– Jak to zrobisz, to cię, kurwa, zabiję.
Exley roześmiał się.
– Nie sądzę, a jeśli będziesz z nami współpracował, sprawa o zatajanie dowodów
nie ujrzy światła dziennego, część aresztowań przypadnie tobie w udziale i jeszcze
dostaniesz nagrodę: dowiesz się czegoś na temat morderstw prostytutek, które są dla
ciebie takie ważne.
Powracająca czarna wata. – A Lynn?
– Ona będzie pierwszą osobą, którą przesłuchamy. Ze skopolaminą. Jeśli jest
czysta, natychmiast o niej zapomnimy.
On nie wie o Whisper, ciągle mam w zanadrzu sztywniaka w San Berdoo...
Głośno rzucił tylko:
– Ale kiedy będzie już po wszystkim, ty i ja porachujemy się.
52
53
On do San Berdoo, a Exley łamał dziwkę, robiąc z tego pokazową sprawę. „Hilda
Lefferts" była w książce telefonicznej; życzliwi wskazali na biały, drewniany dom z
przybudówką z żużlowej płyty. Jakaś babcia podlewała przy nim trawnik. Jack
zaparkował, wyjął egzemplarz Whisper i rozłożył go na artykule o Nite Owl. Staruszka
zobaczyła go i spłoszona pognała w stronę drzwi. Ale on był szybszy.
– Pozwólcie mojej Susie odpoczywać w spokoju! – jęknęła.
Jack podstawił jej gazetę pod nos.
– Rozmawiał z panią policjant z LA, tak? Postawny mężczyzna koło czterdziestki?
Powiedziała mu pani, że córka tuż przed Nite Owl miała chłopaka wyglądającego jak
Duke Cathcart. I to on mówił: „Zacznij się przyzwyczajać do mówienia mi «Duke»„.
Policjant pokazał pani zdjęcia, ale nie rozpoznała pani chłopaka, czy tak? Niech pani
to przeczyta i mi wszystko powie.
Czytała, szybko, mrużąc oczy przed słońcem.
– Ale on mówił, że był policjantem, a nie prywatnym detektywem. Te zdjęcia, które
mi pokazał, wyglądały jak z policyjnej kartoteki, i to nie moja wina, że nie
rozpoznałam na nich amanta Susie. A swoją drogą, to gazety powinny zaznaczyć, że
Susie była dziewicą, kiedy umarła.
– Proszę pani, ja nie wątpię, że była...
– I jeszcze chcę powiedzieć, że ten policjant, czy kto tam, sprawdzał coś pod
nowym skrzydłem mojego domu i uznał, że wszystko jest w porządku. A pan, młody
człowieku, też jest policjantem, prawda?
Jack potrząsnął głową – coś tu śmierdziało.
– Zaraz, zaraz, co pani właściwie chce powiedzieć?
– Że tamten prywatny detektyw, policjant, czy kim on tam nie był, jakieś dwa
miesiące temu wczołgał się pod mój dom, bo powiedziałam mu, że amant Susan
Nancy zrobił to samo po tej kłótni, do jakiej doszło z innym facetem. Było to tuż przed
tą sprawą Nite Owl, o którą ciągle zawracacie mi głowę. A niech lepiej Susie i inne
ofiary spoczywają w pokoju. Mówił, że trafił tam tylko na szczury, żadnych
morderstw, nic nadzwyczajnego, i tyle.
I tyle.
Babcia wskazała na przestrzeń pod domem – i tyle. Cholera, niemożliwe. Bud
White był zbyt tępy, by czekać tyle czasu z taką rewelacją.
Jack wziął latarkę i wczołgał się pod dom – Hilda Lefferts stała i przyglądała się
mu, i tyle.
Pył, zgnilizna, odór kulek na mole – światło na ziemię, szczury, lśniące oczy
szczurów. Worek konopny, kulki na mole, kości pokryte zaschniętą chrząstką, czaszka
z dziurką między oczyma.
54
55
56
57
58
59
Lekarz powtórzył:
– Już mówiłem kapitanowi Exleyowi, że rozmowa z panem Goldmanem
najprawdopodobniej okaże się bezowocna. Przez większość czasu ten człowiek po
prostu nie kontaktuje. Skoro jednak kapitan naciskał, by pan tu przyjechał, możemy
spróbować jeszcze raz.
Jack rozejrzał się wokół. Camarillo było norą, pełną świrów, ze ścianami w
bohomazy ich autorstwa.
– Byłbym zobowiązany. Kapitanowi zależy na uzyskaniu oświadczenia od
pańskiego pacjenta.
– Cóż, musiałby mieć naprawdę bardzo dużo szczęścia, by to osiągnąć. W lipcu
zeszłego roku pan Goldman i jego przyjaciel Mickey Cohen zostali w McNeil
zaatakowani nożami i rurami przez nieznanych sprawców. Cohen prawie nie
ucierpiał, ale pan Goldman doznał poważnych uszkodzeń mózgu. Obu mężczyzn pod
koniec zeszłego roku wypuszczono na zwolnienie warunkowe i pan Goldman zaczął
zachowywać się niezupełnie normalnie. Pod koniec grudnia został aresztowany za
publiczne oddawanie moczu w Beverly Hills. Sędzia skierował go do nas na
trzymiesięczną obserwację. W sumie przebywa tu od Bożego Narodzenia, bo
postanowiliśmy zatrzymać go na kolejne trzy miesiące. Szczerze mówiąc, jesteśmy w
jego przypadku zupełnie bezradni, a jedyną zastanawiającą rzeczą jest to, że kiedy
zjawił się tu Mickey Cohen i zaproponował, iż na własny koszt przeniesie pana
Goldmana do prywatnej kliniki, ten odmówił i zachowywał się tak, jakby się panicznie
go bał. Czyż to nie dziwne?
– Może i nie. Gdzie on teraz jest?
– Po drugiej stronie tych drzwi. Proszę, niech pan się z nim delikatnie obchodzi.
Kiedyś był wpływowym gangsterem, ale teraz jest tylko godnym pożałowania
osobnikiem.
Jack otworzył drzwi. Mały, obity pokój; Davey Goldman na długiej, obitej ławce.
Był zarośnięty; śmierdział Panem Properem czy czymś takim. Davey z opadniętą
żuchwą, oglądający National Geographic.
Jack usiadł koło niego – Goldman się odsunął.
– Straszny tutaj syf – zaczął Jack. – Powinieneś był pozwolić Mickeyowi zabrać cię
stąd.
Goldman wydłubał coś z nosa, zjadł zdobycz.
– Davey, czy pokłóciliście się z Mickeyem?
Goldman wyciągnął rękę z magazynem – nadzy Murzyni wymachujący dzidami.
⃰ ⃰ ⃰
⃰ ⃰ ⃰
– Urocze. Jak zaczną pokazywać takie zdjęcia białych, to też sobie zaprenumeruję.
Davey, pamiętasz mnie? Jack Vincennes. Pracowałem w Narkotykach Wydziału
Policji LA i często na siebie wpadaliśmy na Strip.
Goldman podrapał się po jajach. Uśmiechnął się słabo, jego twarz była równie tępa
jak przedtem.
– Czy ty udajesz? No, Davey. Ty i Mick przyjaźniliście się od lat. Wiesz, że by się
tobą zaopiekował.
Goldman zgniótł niewidocznego robaka. – Już nie.
Głos nieobecnego człowieka – nikt nie potrafiłby tak dobrze udawać.
– Davey, a powiedz, co się stało z Deanem Van Gelderem? Pamiętasz go, odwiedzał
cię w McNeil...
Goldman znowu zaczął dłubać w nosie, tym razem wytarł rękę o stopę.
– Dean Van Gelder – nie dawał za wygraną Jack. – Odwiedzał ciebie w 53 roku w
McNeil, mniej więcej wtedy, kiedy tych dwóch gości, Pete i Bax Engleklingowie,
złożyli wizytę Mickeyowi. Ty boisz się Mickeya, a to Van Gelder załatwił niejakiego
Duke'a Cathcarta, a potem jego załatwili w tej słynnej masakrze w Nite Owl. Chyba
jesteś jeszcze w stanie o tym mówić?
Bez odzewu.
– No, Davey. Powiedz mi, nie będzie ci tak smutno. Porozmawiaj z wujkiem
Jackiem.
– Holender! Pieprzony Holender! Mickey powinien mi zrobić krzywdę, ale tego nie
robi. Hub rachmones, Meyer, hub rachmones, Meyer Harris Cohen te absolvo moje
grzechy.
Ruszały się tylko jego usta – reszta ciała była zupełnie nieruchoma. Jack
kombinował: Van Gelder Holendrem, przejście z jidysz na łacinę, coś o zdradzie.
– No, mów dalej. Wyspowiadaj się ojcu Jackowi, a od razu wszystko będzie lepiej.
Goldman zaczął dłubać w nosie; Jack puknął go ramieniem.
– No!
– To Holender spieprzył sprawę!
?????? – czyżby chodziło o ofertę Duke'a Cathcarta, przedstawioną podczas wizyty
w więzieniu.
– Co spieprzył? No, mów!
Goldman, nieobecnym, jednostajnym głosem:
– Udziałowcy dostali trzy strzały blip blip blip. Względny spokój, to nie bal, Mickey
myśli, że dostanie ryby, ale to Irlandczyk z Cheshire obłowił się rybkami, a Mickey
dostaje kości, a nie tłuszczyk, dla miau potwora jest już trup. Hub rachmones Meyer,
mógłbym ci zaufać, nie im, sukces gwarantowany, ale dla nich, nie dla nas te
absolvo...
??????????
– Kim są ci goście, o których mówisz?
Goldman zaczął nucić coś pod nosem, fałszował, ale melodia i tak była znajoma.
Jack rozpoznał piosenkę: „Take the «A» Train".
– Davey, mów do mnie.
Davey śpiewał: – Bumpa – bump bump bump bump bump bump bump bump
śliczna ciufcia bump bump bump bump śliczna ciufcia.
????????????????? – gorzej, jakby jego mózg też był obity dźwiękoszczelnym
materiałem.
– Davey, porozmawiaj ze mną.
Gadka wariata:
– Bzz, bzz bzz gadająca pluskwa i ja wszystko słyszeć. Betty, Benny, pluskwa,
wszystko słuchać, pluskwa Barney. Hub rachmones Meyer, mój przyjacielu.
???????? Czy to mogło mieć jednak jakieś znaczenie: Engleklingowie spotkali się z
Cohenem w jego celi, przedstawili mu propozycję Cathcarta dotyczącą produkcji
świerszczyków. Mickey zaklinał się, że nikomu nie pisnął na ten temat ani słówka.
Jednak Goldman się o tym dowiedział, postanowił zniszczyć interes, wysłał Deana
Van Geldera, żeby sprzątnął Cathcarta – a może, żeby przejąć dochody z planowanych
interesów.???????? – Ale jak???? – CZY ZAŁOŻYŁ PODSŁUCH W CELI COHENA?
– Davey, powiedz mi o pluskwie.
Goldman zaczął nucić jakąś inną melodię.
Lekarz otworzył drzwi: – Wystarczy, panie władzo. Już dosyć długo naprzykrzał się
pan naszemu pacjentowi.
⃰ ⃰ ⃰
60
Jedna ze ścian jego klitki była teraz szczelnie pokryta swego rodzaju wykresem:
powiązane z Nite Owl sprawy połączone poziomymi liniami, pionowe linie łączyły je z
dużą tablicą z korka, podzieloną na pola zawierające informacje – wybrane z
oświadczenia Vincennesa.
Ed robił notatki na marginesach; ciągle kołatało mu się po głowie oświadczenie
jego ojca: „Edmundzie, kandyduję na gubernatora. Zamieszanie wokół twojej osoby
może mi przeszkodzić, ale nie o to tu tylko chodzi. Nie chcę, aby sprawa Athertona
ponownie ujrzała światło dzienne, nie chcę też, żebyś ją publicznie łączył z
którąkolwiek ze spraw przez ciebie prowadzonych, i nie chcę, byś zawracał głowę
Rayowi Dieterlingowi. Proszę, byś wszystkie pytania w tych kwestiach kierował
bezpośrednio do mnie, aby załatwić je między nami..."
Zgodził się. Był rozdrażniony. Przez to czuł się jak dziecko – jakby przespanie się z
Lynn Bracken czyniło z niego lubieżnika. A imiona różnych Dieterlingów
zdecydowanie zbyt często występowały na jego wykresie.
Prześledził go wzrokiem.
Sid Hudgens powiązany ze świerszczykami, które w 53 roku znalazł Vincennes;
kreska łączyła świerszczyki z Pierce'em Patchettem. Linia do Christine Bergeron, jej
syna Daryla i Bobby'ego Inge'a, osób pozujących do świerszczyka, które zniknęły
prawie dokładnie w tym czasie, kiedy wydarzyło się Nite Owl. Trzeba polecić Fiskowi i
Klecknerowi, by ponownie spróbowali ich namierzyć; także ponowna próba ustalenia
tożsamości innych modeli.
Chwilowo można zapomnieć o kresce prowadzącej od świerszczyków Hudgensa do
sprawy Athertona – były inspektor Preston Exley dyskretnie przepyta, kogo trzeba,
kiedy syn go o to poprosi.
Hipotetyczna kreska – od Pierce'a Patchetta do Duke'a Cathcarta.
Lynn Bracken zaprzeczała takowym powiązaniom, kłamała, według oświadczenia
Vincennesa: Patchett sprzedawał świerszczyki, które Cathcart miał zamiar
rozpowszechniać – ale kto je wyprodukował?
Od Hudgensa do Patchetta i Bracken: dziennikarz był przerażony, dowiedziawszy
się, że Vincennes węszy wokół FleurdeLis; Lynn powiedziała Jackowi, że Patchett i
Hudgens mieli zamiar rozkręcić jakiś wspólny interes – teraz temu zaprzeczyła,
kolejne jej kłamstwo.
Potrzebowałby osobnego wykresu, żeby zaznaczać kłamstwa – musiałby
dysponować dużo większym pokojem, by je wszystkie pomieścić.
Kolejne kreski:
Od Daveya Goldmana do Deana Van Geldera i do Duke'a Cathcarta i Susan Nancy
Lefferts – sprawa wyjaśni się dopiero, gdy Vincennes wróci z McNeil i Bud White, bez
cienia wątpliwości po prostu się ukrywający, zostanie przepytany na temat informacji,
które zataił.
Powiązania zawodowe – Patchett, bracia Englekling i ich ojciec posiadali sporą
wiedzę chemiczną; Patchett, znany ze swych skłonności do heroiny, utrzymywał
znajomość z chirurgiem plastycznym, doktorem Terrym Luxem, który prowadził
klinikę odwykową dla alkoholików i narkomanów. Raport Dudleya Smitha
sporządzony dla Parkera ujawnił, że Pete i Bax Engleklingowie przed śmiercią byli
torturowani żrącymi chemikaliami, ale żadnych bliższych szczegółów nie było.
Konkluzja: ogniwem niezbędnym do rozwikłania wszystkich powiązań musiał być
Patchett – jego dziwki, modele do świerszczyków; Patchett mógł doprowadzić do
człowieka, który wyprodukował świerszczyki, zabił Hudgensa i łączył wszystkie te
sprawy z przypadkiem z 1934 roku, który stał się powodem do chwały dla jego ojca.
Zbyt wiele tu dochodzi kresek, by można je zignorować.
Patchett finansował wczesne filmy Dieterlinga. Syn Dieterlinga, Billy i jego
chłopak, Timmy Valburn, korzystali z usług oferowanych przez FleurdeLis; Valburn
znał Bobby'ego Inge'a. Billy pracował w Chlubnej Odznace, a przecież to właśnie na
ludzi związanych z tym serialem padły pierwsze podejrzenia o zamordowanie Sida
Hudgensa. Aktor z Chlubnej Odznaki, Miller Stanton, był jedną z dziecięcych gwiazd
Dieterlinga wtedy, kiedy zamordowano Wee Williego Wennerholma – czy sprawcą
był Atherton?
Pochyłe kreski – od Athertona do świerszczyków, do Hudgensa; linie te chyba nie
mogły być czystym przypadkiem – był to jednak twardy orzech do zgryzienia, bo
oznaczały konieczność sprawdzenia lojalności wobec własnej rodziny – siedemnaście
lat po sprawie Athertona Preston Exley buduje Park Marzeń.
Gubernator Exley. Szef detektywów Exley.
Ed pomyślał o Lynn, przypomniał sobie jej dotyk, wzdrygnął się. Szybko przerzucił
się na Inez – nowa kreska do wykorzystania.
Pojechał do Laguna Beach. Tłum kłębiących się dziennikarzy: stojący przy swych
samochodach, grający w karty na trawniku Raya Dieterlinga. Ed zatrzymał się nieco
dalej, podszedł kawałek, zaczął biec.
Zobaczyli go, rzucili się za nim w pościg. Dobiegł do drzwi, walnął kołatką. Drzwi
otworzyły się – za nimi stała Inez. Zatrzasnęła je, zaryglowała. Ed wszedł do dużego
pokoju – wszędzie wokół ślady Parku Marzeń. Tandetne ozdoby, porcelanowe figurki:
Moochie, Danny, Scooter. Zdjęcia na ścianach: Dieterling i niepełnosprawne dzieci.
Skasowane czeki w plastikowych ramkach – sześciocyfrowe sumy przeznaczane na
rzecz walki z chorobami dziecięcymi.
– Jak widziałeś, nie narzekam tu na brak towarzystwa...
Ed zwrócił się twarzą ku niej.
– Dzięki, że mnie wpuściłaś.
– Ciebie traktują jeszcze gorzej niż mnie, więc uznałam, że jestem ci to winna.
Była blada.
– Dzięki. Wiesz, że to minie, tak jak poprzednim razem.
– Być może. Źle wyglądasz, Exley.
– Wciąż to słyszę od różnych ludzi.
– W takim razie, może to prawda. Posłuchaj, jeśli chcesz zostać i chwilę pogadać,
nie ma sprawy, ale proszę, nie mów o osobie Buda White'a i całym tym mierda, o
którym wszędzie aż huczy.
– Nie zamierzałem, ale pogaduszki nigdy nie były naszą mocną stroną.
Podeszła do niego. Exley ją objął; zrzuciła z siebie jego ręce i cofnęła się. Ed
spróbował się uśmiechnąć.
– Zauważyłem trochę siwych włosów. Kiedy będziesz w moim wieku, pewnie
będziesz taka siwa jak ja. Jak ci się podobają takie pogaduszki?
– Średnio, mam lepszy pomysł. Preston ubiega się o urząd gubernatora, ale zła
sława jego syna może mu poważnie przeszkodzić w osiągnięciu sukcesu. Ja mam
koordynować jego kampanię.
– Gubernator Tata. Powiedział, że mogę zaprzepaścić jego szanse?
– Nie, bo nigdy źle o tobie nie mówi. Ale rób, co możesz, by go nie zranić.
Dziennikarze na zewnątrz – Ed słyszał, że się śmieją.
– Też nie chcę ranić ojca. A ty mi możesz pomóc tego uniknąć.
– Jak?
– Chciałbym, żebyś zrobiła coś dla mnie. I żeby zostało to między nami.
– Co takiego? Mów.
– To bardzo skomplikowana sprawa, w którą zamieszany jest Ray Dieterling. Znasz
nazwisko „Pierce Patchett"?
Inez potrząsnęła głową. – Nie, kto to jest?
– Swego rodzaju inwestor, nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Chciałbym, abyś
wykorzystała swoje dojście do Parku Marzeń i sprawdziła właśnie jego związki
finansowe z Dieterlingiem. Tak do późnych lat dwudziestych, i po cichu. Zrobisz to
dla mnie?
– Exley, dla mnie to brzmi jak policyjne zadanie specjalne. I co to ma wspólnego z
twoim ojcem?
Wzdrygnął się: podaje w wątpliwość uczciwość człowieka, który go uformował.
– Ojciec może mieć jakieś problemy z podatkami. Muszę sprawdzić dokumenty
finansowe Dieterlinga, by zobaczyć, czy gdzieś w aktach pojawi się mój ojciec.
– To niebezpieczne kłopoty?
– Tak.
– Sprawdzić w tył gdzieś do roku pięćdziesiątego, tak? Wtedy, gdy zaczęli planować
wybudowanie Parku Marzeń?
– Nie, sprawdź dane aż do 1932 roku. Wiem, że miałaś dostęp do akt w Dieterling
Productions, i wiem, że możesz to zrobić.
– Ale później wszystko mi wyjaśnisz?
Znowu się wzdrygnął.
– W dniu wyborów. No, Inez. Kochasz go prawie tak bardzo jak ja.
– No dobrze. Zrobię to dla twojego ojca.
– Tylko dlatego?
– I za to, co dla mnie zrobiłeś, i za ludzi, którzy dzięki tobie stali się moimi
przyjaciółmi. Jeśli uważasz, że to, co mówię, jest okrutne, przepraszam.
Zegar z Myszką Moochie wybił dziesiątą.
– Muszę iść – orzekł Ed. – Mam spotkanie w LA.
– Wyjdź tylnymi drzwiami. Wydaje mi się, że cały czas słyszę te sępy.
61
62
63
Bud obudził się w Victory. Za oknem zmierzch – spał przez pół nocy i cały dzień.
Przetarł oczy; od razu przyszedł mu do głowy Spade Cooley. Wyczuł dym
papierosowy, zobaczył Dudleya siedzącego przy drzwiach.
– Złe sny, chłopcze? Trochę się rzucałeś.
Śnił mu się koszmar: Inez zadręczona przez prasę, przez niego – przez to, co zrobił,
by udupić Exleya.
– Kiedy tak spałeś, chłopcze, przypominałeś mi moje córki. A wiesz, że jesteś mi
równie drogi, jak one...
Do bólu przepocił pościel.
– Co z tą naszą robotą? Jakie jest następne zadanie?
– Już ci to mówię. Od dawna byłem zaangażowany w ograniczanie groźnych
zbrodni, abyśmy i ja, i moi koledzy mogli później czerpać z tego zyski. I ten dzień
nadchodzi. Jako kolega, zostaniesz szczodrze wynagrodzony. Będziemy dysponowali
wielkimi środkami, chłopcze. Pomyśl o metodach służących trzymaniu Murzynów na
wodzy... Resztę możesz dopowiedzieć sobie sam. W sprawę zamieszany jest pewien
niesforny Włoch, z którym miałeś w przeszłości do czynienia, a wydaje mi się, że
właśnie ty bardzo dobrze nadajesz się do tego, by on nie wychylał się za bardzo...
Bud przeciągnął się, strzelił palcami dla rozbudzenia.
– Ja miałem na myśli to nasze śledztwo. Może powie pan coś bardziej do rzeczy,
co?
– Edmund Jennings Exley to jest najkrócej i najbardziej do rzeczy, jak tylko
potrafię. On teraz próbuje udowodnić, że Lynn Bracken robiła złe rzeczy, chłopcze.
Sól na stare rany, które tobie zadał.
Poczuł uderzenie adrenaliny. – Wiedział pan o nas, powinienem to wyczuć...
– Nie wiem tylko o bardzo niewielu rzeczach. Ale nie ma niczego, czego bym dla
ciebie nie uczynił. Ten tchórz Exley położył łapę na jedynych dwóch kobietach, które
kochałeś, chłopcze. Pomyśl o wielkim odpłaceniu mu za wszystko...
64
Od razu zaczęli się kochać – Ed wiedział, że w przeciwnym razie musieliby
rozmawiać, Lynn też wydawała się to wyczuwać. Powietrze w domku było zatęchłe,
łóżko niezasłane – pościel zwierzgana od ostatniego razu z Inez. Ed nie wyłączył
światła: im więcej widział, tym mniej myślał. Pomagało mu w trakcie aktu; a liczenie
piegów Lynn powstrzymywało go przed szczytowaniem. Ruszali się powoli, oboje,
nadrabiając ich poprzednią szarpaninę na podłodze. Lynn miała siniaki; Ed wiedział,
że to sprawka Buda White'a. Biorąc pod uwagę nietypowość sytuacji, zachowywali się
bardzo delikatnie; pozostanie w swoich objęciach długo potem pełniło funkcję
wzajemnego wynagrodzenia sobie kłamstw. Kiedy już zaczęliby rozmawiać, nie
mogliby przestać. Ed zastanawiał się, kto pierwszy wspomni o Budzie.
Lynn to zrobiła. To Bud przekonał ją, by skłamała Patchettowi: że policyjne
śledztwo było śmiechu warte – po prostu tonący brzytwy się chwyta. White wiedział o
łagodniejszych wykroczeniach Patchetta; obawiała się, że wpadnie w tarapaty, jeśli
Patchett zdecydowałby się odpowiedzieć ciosem na cios. Być może Pierce będzie
próbował kupić sobie jego przyjaźń, uważał, że każdy ma swoją cenę – nie wiedział, że
jej Wendella nie można kupić.
Bud sprawił, że zaczęła myśleć; im więcej myślała, tym bardziej bolało. Fakt, że
pewien kapitan policji pocałował pewną eksprostytutkę w tym jedynym momencie,
kiedy była w stanie się na to zgodzić, było tylko kropką nad „i" po i tak już skończonej
imprezie. To Pierce ją wykreował, ale on tak naprawdę jest złym człowiekiem; jeśli
zerwie z nim stosunki, to być może uda jej się odzyskać te dobre rzeczy, które w niej
zabił...
Ed był spięty, słuchając jej wynurzeń, wiedział, że nie będzie mógł jej się
odwdzięczyć szczerością – teraz, kiedy Vincennes był w niebezpieczeństwie, liczył na
to, że Lynn zdoła spłoszyć Patchetta. Przecież dochodziła jeszcze i Fiska demolka w
mecie, i aresztowanie, i przesłuchiwanie jego ludzi. Lynn reagowała na jego milczenie
słowami – cytatami z jej pamiętnika, odgrywała przedstawienie swojego autorstwa
dla ukradkowych kochanków. To było zabawne i smutne – szydzenie ze starych
numerów, monolog o dziwkach pracujących w samochodach, który o mało co nie
wywołał u niego ataku śmiechu. Potem Lynn zaczęła mówić o Budzie i Inez – że
darzył ją uczuciem, ale przeważnie na dystans, bo tkwiąca w niej wściekłość była dużo
silniejsza niż ta jego; ona przewyższała go, spędzał z nią noc od czasu do czasu, bo
więcej nie mógłby znieść.
Lynn mówiła to bez cienia zazdrości – co wywołało zazdrość w nim, omal nie zaczął
wykrzykiwać do niej pytań: o heroinę i wymuszanie pieniędzy, o te seksualne
perwersje, ile o tym wie? Ale to, co mu dawała, nie pozwalało mu na to; delikatne ręce
sprawiały, że musiałby odrzucić szczerość, nim zacząłby ją wypytywać, albo musiałby
kłamać, mówiąc do niej.
Zaczął mówić od razu o swojej rodzinie, rozwijał temat od przeszłości do
teraźniejszości.
Ulubieniec mamy, Eddie, i złoty chłopiec, Thomas; taniec, który odstawił, kiedy
jego brat zainkasował sześć kulek. Bycie policjantem/patrycjuszem z rodziny, której
członkowie od dawien dawna byli detektywami Scotland Yardu. Inez, czterech
zabitych ze słabości ludzi; Dudley Smith wypruwający sobie flaki, by znaleźć kozła
ofiarnego, którego Ellis Loew i komendant Parker mogliby uznać za panaceum. I
gwałtowne przejście do wielkiego Prestona Exleya, jego chwały, do tego, jak
pornografia z naniesioną farbą łączyła się z trupem dziennikarza głośnego
szmatławca, poćwiartowanymi dziećmi i jego ojcem i Raymondem Dieterlingiem
dwadzieścia cztery lata temu. Słowotok, aż do momentu, gdy nie miał już nic więcej
do powiedzenia, a Lynn zamknęła mu usta pocałunkiem, po czym zasnął, trzymając
rękę na jej siniakach.
65
66
Zegar w jego głowie był mocno rozregulowany, jego zegarek nie działał – nie
wiedział, czy to środa, czy czwartek. Jego „rewelacje" dotyczące Nite Owl pochłonęły
cały wieczór – Dudley wiedział o tyle więcej, że nawet nic nie notował. Wyszedł od
niego o północy, podbudował go słowami, nie podał daty kolejnego spotkania z
zatwardziałymi przestępcami.
Dudowi był w głowie Exley: wyjaśnić Nite Owl i zniszczyć jego karierę, to będzie
wielka chwila dla Złego Buda White'a: „Pomyśl o wielkim odpłaceniu mu za
wszystko".
Przychodziło mu do głowy tylko morderstwo – uczciwa zapłata za Lynn; nie mógł
przestać myśleć o zabiciu kapitana Wydziału Policji LA – jeszcze jeden okres złego
nastroju i by to zrobił.
O którejś wcześnie rano przyszła mu do głowy Kathy Janeway – Kathy, tak jak
wtedy wyglądała. Znalazła mu zajęcie na wczesne godziny ranne – spotkanie z
człowiekiem, który ją zabił.
Spade Cooley wyciągnął go z łóżka.
Pojechał do Biltmore, porozmawiał z chłopakami z Cowboy Rhythm Band –
Spade'a ciągle nie było, Dwójki Perkinsa też nie – mieli jakiś wypad razem. Pracownik
prokuratury okręgowej zbył go niczym – czy oni w ogóle zajmują się tą sprawą?
Kolejny rajd po Chinatown, potem do siebie – dwóch gości z Wewnętrznych w
zaparkowanym przed jego domem samochodzie. Łapczywie połknął hamburgera z
budki. Zaczynało świtać. Stos Heraldów, dzięki którym dowiedział się, że jest piątek.
Nagłówek związany z Nite Owl:
Murzyni narzekają na brutalność policji, komendant Parker obiecuje
sprawiedliwość.
Raz się czuł zmęczony, a raz pobudzony. Próbował nastawić zegarek zgodnie z tym,
co usłyszał w radio; wskazówki nie ruszały się; wyrzucił Gruena za sto dolców przez
okno. Kiedy czuł się zmęczony, widział Kathy; kiedy pobudzony – Exleya i Lynn.
Pojechał na Nottingham Drive, aby zobaczyć, jakie tam stoją samochody.
Nie było białego packarda – a Lynn zawsze parkowała w tym samym miejscu.
Bud obszedł budynek – nigdzie nie było widać niebieskiego plymoutha Exleya. Ale
zjawiła się sąsiadka Lynn Bracken z mlekiem.
– Dzień dobry – powiedziała. – Jest pan przyjacielem panny Bracken, prawda?
Stara jędza – Lynn mówiła, że podgląda ludzi w sypialniach. – Tak.
– I nie ma jej, co?
– A nie wie pani, gdzie jest.
– Hm...
– Co hm? Widziała ją pani z mężczyzną? Wysokim, w okularach?
– Nie, nie widziałam. I cóż to za ton, młody człowieku. Widział to kto, żeby...
Bud pokazał jej odznakę.
– A teraz? Chce mi pani coś powiedzieć...
– Dopóki nie zrobił się pan niegrzeczny, miałam zamiar panu podać, gdzie
pojechała panna Bracken. Wczoraj wieczorem słyszałam jej rozmowę z zarządcą.
Pytała o drogę.
– Dokąd?
– Do Lake Arrowhead. I sama bym to powiedziała, gdyby był pan grzeczny.
⃰ ⃰ ⃰
Domek Exleya, Inez mu o nim mówiła, przed domkiem trzy flagi: amerykańska,
stanowa, Wydziału Policji LA. Bud pojechał do Arrowhead, przejechał wzdłuż jeziora,
znalazł domek: łopoczące na wietrze flagi, nie było niebieskiego plymoutha. Tylko
packard Lynn stał na podjeździe.
Podbiegł do werandy; jednym susem znalazł się na niej. Wybił szybę, otworzył
sobie drzwi od wewnątrz. Żadnej reakcji na hałasy – tylko zatęchły mały salon
wyglądający jak lokum myśliwego na prowincji.
Wszedł do sypialni. Zapach potu, plamki szminki na łóżku. Kopniakiem wyrzucił
pierze z poduszek, ściągnął materac, pod nim zobaczył oprawiony w skórę notes. Bez
wątpienia „Sekretny dziennik" Lynn – od lat mówiła o jego istnieniu. Bud wziął go do
ręki, chciał podrzeć – zaczął wzdłuż grzbietu, jak to kiedyś robił z książkami
telefonicznymi. Powstrzymał go zapach – jeśli nie zajrzy, to będzie znaczyło, że jest
tchórzem.
Otworzył na ostatniej zapisanej stronie. Zdecydowane pismo Lynn, czarny
atrament – złotym piórem, które jej kupił:
26 marca 1958
Więcej o E.E. Właśnie odjechał i widziałam, że był upokorzony przez to, iż minionej
nocy opowiedział mi o tych wszystkich rzeczach. W porannym świetle wyglądał tak
bezbronnie, kiedy bez okularów, chwiejnym krokiem szedł do łazienki. Współczuję
Pierce'owi, że na jego drodze stanął taki bojaźliwy, ale też nieustępliwy człowiek. E.E.
kocha się jak mój Wendell, jakby nigdy nie chciał kończyć, bo gdy skończy, to będzie
musiał na powrót stać się tym, kim naprawdę jest. A jest być może jedynym
człowiekiem, jakiego do tej pory spotkałam, który jest równie zepsuty jak ja, który jest
tak inteligentny, rozważny i ostrożny, że zawsze widać, iż cały czas analizuje i myśli,
co sprawia, że chciałoby się rozmawiać z nim w ciemności, by nie widzieć wszystkiego
tego, co się dzieje na jego twarzy. Jest taki bystry i pragmatyczny, że na jego tle W.W.
wygląda dziecinnie, a więc i mniej bohatersko niż w rzeczywistości. A biorąc pod
uwagę jego dylematy, to moje wyrzeczenie i zdrada przyjaźni z Piercem wydają się
naprawdę niczym poważnym. Ten mężczyzna przez wiele lat był obsesyjnie
zapatrzony w ojca, uważał go za swój ideał, do tego stopnia, że musiało to odcisnąć
piętno na każdej podejmowanej przez niego decyzji, ale przecież cały czas podejmuje
różne decyzje, co mnie naprawdę zadziwia. E.E. nie zagłębiał się w szczegóły, ale w
przybliżeniu sytuacja wygląda następująco: pozy uwiecznione na zdjęciach w jakichś
artystycznie wykonanych magazynach pornograficznych, które Pierce sprzedawał pięć
lat temu, pasują do sposobu, w jaki okaleczono ciało Sida Hudgensa i ran zadanych
ofiarom morderstwa popełnionego przez niejakiego Lorena Athertona, który został
ujęty przez Prestona Exleya w latach trzydziestych. RE. ma wkrótce zgłosić swoją
kandydaturę w wyborach na stanowisko gubernatora, a E.E. podejrzewa, że jego
ojciec nie rozwiązał poprawnie sprawy Athertona, i dodał, że podejrzewa ojca o
nawiązanie interesów z Raymondem Dieterlingiem, kiedy właśnie tamta sprawa była
w toku (jedną z ofiar Athertona było dziecko grające w filmach Dieterlinga).
Inna trudna sprawa: E.E., mój tres inteligentny pragmatyk uważa ojca za osobę
tak nienaganną moralnie i ucieleśnienie skuteczności, że nie jest w stanie przyjąć do
wiadomości, iż jego ojciec mógł się wykazać niekompetencją i mógł sobie pozwolić na
nawiązanie lukratywnych znajomości, co jest przecież normalnym ludzkim
zachowaniem. Obawia się, że rozwiązanie „związanych z Nite Owl spraw" zdemaskuje
przed światem omylność ojca i zniszczy jego szanse na objęcie stanowiska
gubernatora, ale oczywiście jeszcze bardziej obawia się tego, że musiałby uznać ojca
za zwykłego śmiertelnika, co byłoby dla niego tym trudniejsze, że sam nigdy siebie za
takiego nie uważał. Ale nadal będzie parł ku rozwiązaniu tych spraw, wydaje się być
naprawdę zdeterminowany.
Mimo że bardzo go kocham, muszę przyznać, że Wendell w takiej sytuacji po
prostu zastrzeliłby wszystkich wokół, a potem rozejrzał się za kimś bardziej
inteligentnym, żeby zatroszczył się o ciała, jak na przykład ten Irlandczyk, Dudley
Smith, o którym tak często mówi. Ciąg dalszy na ten i powiązane tematy nastąpi po
spacerze, śniadaniu i trzech filiżankach mocnej kawy...
Teraz podarł – wzdłuż grzbietu, w poprzek, skóra i papier poszły w strzępy. Znalazł
telefon, bezpośrednia linia SW. Zadzwonił.
– Sprawy Wewnętrzne, Kleckner.
– Mówi White. Połącz mnie z Exleyem.
– White, masz kłopo... – I nowy głos na linii: – Mówi Exley. White, gdzie jesteś?
– W Arrowhead. Właśnie przeczytałem dziennik Lynn i dowiedziałem się
wszystkiego o twoim staruszku, Athertonie i Dieterlingu. Dowiedziałem się, kurwa,
wszystkiego! Namierzę podejrzanego, a kiedy go znajdę, usłyszysz o swoim tatusiu w
wiadomościach o szóstej.
– Zawrę z tobą układ. Posłuchaj.
– Nigdy.
⃰ ⃰ ⃰
67
68
69
Obserwował dom, w którym się wychowywał. Nie mógł wejść do środka i
przesłuchać ojca; nie mógł poprosić go o pomoc. Nie mógł mu powiedzieć, że zdradził
swoje najgłębsze sekrety kobiecie – i umożliwił swojemu bezwzględnemu wrogowi
ojcobójstwo.
Przywiózł ze sobą akta sprawy Athertona – nie było w nich nic, czego jeszcze by nie
wiedział; człowiek, który wyprodukował świerszczyk i zabił Sida Hudgensa, był
zamieszany w sprawę morderstw popełnionych przez Athertona, a może był i
mordercą – wiedziony dumą Preston Exley nie chciał tego przyjąć do wiadomości.
Dlatego on nie mógł wejść; nie mógł przestać myśleć. Zamiast tego liczył
wspomnienia.
Ojciec kupił dom dla jego matki; tak naprawdę chodziło o zaspokojenie jego dumy
– Exleyowie opuszczają klasę średnią z pompą. Nigdy nie mieli lampek
bożonarodzeniowych na trawniku – Preston Exley mówił, że to niegodne. Thomas
spadał z balkonów – i był na tyle dumny, by nie płakać. Ojciec wyprawił mu przyjęcie
po powrocie z wojny – zaproszono tylko ludzi, którzy mogli mu się przydać w robieniu
kariery: burmistrza, członków Rady Miejskiej i ludzi z Wydziału Policji LA.
Art De Spain podszedł do swojego samochodu, źle wyglądał, jedno ramię miał
zabandażowane. Ed patrzył, jak odjeżdża, człowiek jego ojca, prawie jego drugi ojciec.
Wspomnienie: Art mówiący, że nie nadaje się na detektywa.
Dom był duży i wiało od niego chłodem. Ed pojechał z powrotem do szpitala.
70
Rozkazy Exleya mu doskwierały: bez użycia siły, Billy i Timmy byli zbyt wysoko
postawieni, aby można było ich przycisnąć. Wkurzała go ta gra w złego i dobrego
gliniarza – powinni teraz pracować nad Dudleyem w Victory. Bob Gallaudet zajął się
Maxem Peltzem; Puszka rozpracowywał Millera Stantona. Exley w skrócie
przedstawił sytuację Gallaudetowi – powiedział mu o wszystkim oprócz kwestii
sprawy Athertona. On też uznał, iż należy ukarać Dudleya Smitha. Ale Exley nie
powiedział mu, że w sprawie Duda i Dwójki Perkinsa klamka już zapadła.
Ten pieprzony Exley nie spuszczał z niego oczu – objaśnił mu dokładnie wszystko
po kolei, jakby byli partnerami, którzy mogą sobie ufać. Złożona w całość łamigłówka
była naprawdę imponująca. Exley miał cholernie imponujący mózg – ale był idiotą,
jeśli nie zdawał sobie sprawy z jednej rzeczy: po Dudleyu i Dwójce następny w kolejce
był Preston E.
Bez cienia wątpliwości: za Dicka Stenslanda.
Bud obserwował – przez szparę w uchylonych drzwiach od łazienki. Pedały
siedziały obok siebie; Pan Dobry Gliniarz zachowywał się bardzo delikatnie.
Tak, kupowali towar przez FleurdeLis; tak, znali Pierce'a Patchetta „towarzysko".
Tak, Pierce wciągał herę, słyszeli plotki, że sprzedawał pornografię – ale ich nigdy
takie rzeczy nie interesowały. Delikatnie jak z dziećmi: pedały myślały, że znaleźli się
w eleganckim hotelu z powodu śmierci Patchetta. Kapitan Exley nigdy nie zachowałby
się brzydko – Preston Exley ubiegał się o stanowisko gubernatora, Ray Dieterling nie
szczędził mu finansowego wsparcia.
Exley, głośno:
– Panowie, pewne morderstwo popełnione dawno temu może mieć coś wspólnego
ze śmiercią Patchetta...
Wtedy wszedł Bud.
– To jest sierżant White – powiedział Exley – Ma do was kilka pytań i myślę, że na
tym zakończymy sprawę.
Timmy Valburn westchnął. – Cóż, nie jestem zaskoczony. Miller Stanton i Max
Peltz są w sąsiednich pokojach, a ostatnim razem, kiedy policja nas wszystkich
przepytywała, było to wtedy, kiedy ten okropny Sid Hudgens został zamordowany.
Więc nie jestem zdziwiony.
Bud przystawił sobie krzesło.
– Dlaczego powiedziałeś o nim: okropny. Zabiłeś go?
– Ależ, sierżancie, proszę. Czy wyglądam na zabójcę?
– Tak, dla mnie tak. Facet, który żyje z odgrywania roli myszy, musi być zdolny do
wszystkiego.
– Sierżancie, proszę.
– Poza tym, ciebie nie zaprosiliśmy tutaj po śmierci Hudgensa. Billy ci o tym
powiedział? Może w czasie jakiejś rozmowy w łóżku przed zaśnięciem?
Billy Dieterling do Exleya: – Kapitanie, nie podoba mi się, jak ten człowiek mówi.
– Sierżancie, proszę się zachowywać.
Bud roześmiał się. – Przygarnął kocioł garnkowi, ale do diaska z tym. Nawzajem
zapewniliście sobie alibi w sprawie Hudgensa, a teraz, pięć lat później wystawiacie
sobie wzajemnie alibi na czas śmierci Patchetta. Coś mi tu nie gra. Moim zdaniem
pedały nie potrafią zagrzać miejsca w jednym łóżku przez dłużej niż pięć minut, a co
dopiero przez pięć lat.
Valburn: – Jesteś zwierzęciem.
Bud wyciągnął formularze.
– Alibi w sprawie Hudgensa. Ty i Billy razem w łóżku, Max Peltz rżnął jakąś
nieletnią. Miller Stanton był na imprezie, gdzie akurat był też wasz kumpel, pedał
Brett Chase. Jak na razie, sama śmietanka ekipy Chlubnej Odznaki. David Mertens,
dekorator, był w domu ze swoim pielęgniarzem, więc może on też jest cwelem. Ja
chciałbym...
Exley, jak zaplanowali: – Sierżancie, proszę bez tych wulgaryzmów i przejść do
sedna sprawy.
Valburn był ożywiony; Billy D. udawał znudzonego. Ale wyraźnie coś z tego, co
chwilę wcześniej powiedział White, trafiło w czuły punkt – przeniósł wzrok z dobrego
policjanta na złego.
– Chodzi o to – zaczął White – że Sid Hudgens miał bzika na punkcie Chlubnej
Odznaki, kiedy go mordowano. Patchett zostaje zabity pięć lat później, a on i Hudgens
byli współpracownikami. Tych dwóch homo tutaj było związanych z Chlubną
Odznaką i obaj przyznali się do tego, co wiedzieli na temat nielegalnych interesów
Patchetta. Kapitanie, jeśli coś chodzi, gada i kwacze jak kaczka, to jest kaczką, a nie
myszą.
– Kwa, kwa, idioto – powiedział Valburn. – Powiesz mu, kapitanie, z kim ten
człowiek ma do czynienia?
Exley, surowo: – Sierżancie, ci panowie nie są podejrzanymi. Dobrowolnie zgłosili
się na rozmowę.
– No i co z tego, kapitanie. Dla mnie to żadna różnica.
Exley, znużony: – Panowie, żeby załatwić tę sprawę raz na zawsze, proszę,
powiedzcie sierżantowi. Czy któryś z was chociaż znał Sida Hudgensa osobiście?
Obaj potrząsnęli głową. Bud ruszył do akcji – to była poezja Exleya:
– Jeśli piszczy jak mysz i lubi panów, to jest mysz zboczeniec. Kapitanie,
zastanówmy się. Ci goście kupowali towar przez FleurdeLis, przyznali, że wiedzieli, iż
Patchett wciągał herę i sprzedawał porno. Wiedzą wszystko o nielegalnych interesach
Patchetta, ale utrzymują, iż nie wiedzą, że Hudgens był współpracownikiem
Patchetta. Sugeruję, by prześledzić po kolei różne przedsięwzięcia Patchetta i
zobaczyć, co wiedzą na ten temat.
Ed podniósł ręce w udawanym geście bezradności.
– W takim razie jeszcze kilka konkretnych pytań, panowie. Powiem to jeszcze raz:
Jeśli przyznacie się do jakichś niezgodnych z prawem uczynków, nie zostaną z tego
wyciągnięte konsekwencje i nikt o tym się nie dowie. Jasne jest to, co powiedziałem,
sierżancie?
Zajebiste przedstawienie: trzeba z nich wyciągnąć, kto wyprodukował świerszczyki
z krwią. To Puszka powiedział, że Timmy był wyraźnie wystraszony, kiedy zobaczył
magazyny – pokazał mu je w 53 roku. Trzeba przyznać, że Exley jest nie w ciemię bity
– im bliżej będą świerszczyków, tym bliżej jego staruszka i Athertona.
– Tak jest, kapitanie.
Timmy i Billy wymienili spojrzenie: mili ludzie napastowani przez jakieś męty.
– I sierżancie – dorzucił Exley. – To ja będę zadawał pytania.
– Tak jest, kapitanie. Ale wy mówcie prawdę, bo ja widzę, kiedy kłamiecie.
Exley westchnął.
– Tylko kilka pytań. Pierwsze, czy wiedzieliście, że Patchett dostarczał dziewczyny
na telefon swoim partnerom od interesów?
Obaj pokiwali głową.
– Chłopców też miał – wtrącił się Bud. – Zdarzał wam się kiedyś jakiś incydent na
boku?
Exley: – Ani słowa więcej, sierżancie.
Timmy przesunął się bliżej do Billy'ego. – Nie zaszczycę was odpowiedzią na to
ostatnie pytanie.
Bud puścił oko. – Jesteś słodki. Jeśli kiedykolwiek zdarzy mi się trafić do puchy,
mam nadzieję, że będziesz w mojej celi.
Billy udał, że spluwa na podłogę. Ed wywrócił oczyma – Boże, wybaw nas od tego
barbarzyńcy.
– Kontynuujmy. Czy wiedzieliście, że Patchett zlecał chirurgowi plastycznemu
operacje mające na celu upodobnienie jego prostytutek do gwiazd kina?
Obaj powiedzieli „tak". Exley uśmiechnął się, jakby to było na porządku dziennym.
– Czy wiedzieliście także, że prostytutki, męskie również, popełniały inne
przestępstwa, działając na polecenie Patchetta?
Trzeba ich naprowadzić na „wymuszanie", współpracę Patchetta z Hudgensem.
Exley opowiedział mu tę historię: Lorraine/Rita powiedziała, że „Ten facet" kazał
Patchettowi doić jego „klientów" dokładnie wtedy, kiedy Pierce nawiązywał
współpracę z Hudgensem – tuż po masakrze w Nite Owl. Zanosiło się na to, że będzie
gorąco – może znowu wyjdzie coś łączącego sprawę z Dudleyem.
– Odpowiedzcie kapitanowi, zasrańcy.
– Ed, każ mu przestać – powiedział Billy. – To już naprawdę posuwa się za daleko.
Bud roześmiał się.
– Ed? O, przepraszam, zapomniałem, szefie. Jego tatuś jest przecież kumplem
twojego tatusia.
Exley zmieszał się naprawdę – zarumienił, zaczął dygotać.
– White, zamknij się.
Pedałom bardzo się to spodobało – uśmieszki, chichoty.
– Panowie, proszę odpowiedzieć na pytanie – rzucił Exley.
Timmy wzruszył ramionami. – Możesz mówić konkretnie. O jakie „inne
przestępstwa" ci chodzi?
– Konkretnie o szantaż.
Ich dwie stykające się nogi nagle się rozdzieliły – Bud zauważył to. Exley dotknął
swojego krawata – IDŹ NA CAŁEGO.
Burza mózgu: Johnny Stomp jako „Ten facet". Johnny Stomp był kiedyś specem w
tej branży, nie ma żadnych oficjalnych źródeł utrzymania. Lorraine Malvasi
powiedziała, że dojenie zaczęło się w maju 53 roku – wtedy ekipa Dudleya zaczęła już
współpracę z Patchettem.
– Tak, szantaż. Żonaci klienci prostytutek, zboczuchy i pedały nadają się do tych
celów idealnie. Właściwie to jak ryzyko zawodowe. Wydoił was kiedyś któryś z
waszych kochasiów?
Teraz Billy wywrócił oczyma. – Nie chodzimy do prostytutek. Ani męskich, ani
normalnych.
Bud bliżej przystawił sobie krzesło.
– Cóż, słoneczko, tu wkracza na scenę pewien znajomy znanego ze sprzedawania
męskich dziwek człowieka, niejaki Bobby Inge. Jeśli coś kwacze jak kaczka, to jest
kaczka. Więc kwa, kwa, zdradź nam, kto ciebie wydoił.
Exley, surowym tonem: – Panowie, czy znacie jakieś konkretne nazwiska
prostytutek Patchetta?
Billy zaczął zachowywać się jak kobieta. – To cham, a my nie musimy odpowiadać
na te pytania.
– Kurwa mać. Jak się łazi po kanałach, to nie sposób nie spotkać szczurów.
Słyszeliście kiedyś o słodkim Darylu Bergeron? Zdarzyło wam się kiedyś, że przyszła
wam chętka na kobietę i poszliście do matki? Darylowi tak. Jack Puszka Vincennes
ma magazyn porno, w którym jest ich zdjęcie, jak pieprzą się ze sobą, jeżdżąc na
wrotkach. Jesteście po szyję unurzani w gównie, pieprzone, kurwa, cwele, więc...
Valburn: – Ed, każ mu przestać!
Exley: – Sierżancie, dosyć!
Budowi aż się kręciło w głowie; czuł, jakby jakiś człowiek w jego głowie
podpowiadał mu, co ma mówić.
– O co ci, do cholery, chodzi? Widać gołym okiem, że te cwele wiedzą wszystko o
interesach Patchetta. Jeden jest gwiazdą telewizji, a drugi ma sławnego tatusia. Dwa
pedały z mnóstwem kasy, aż się prosi, żeby ich wydoić. Nie widzisz, że ściemniają?
Exley – NIC NIE MÓW – palec do kołnierzyka.
– Jest coś w tym, co mówi sierżant White, chociaż muszę przeprosić za sposób, w
jaki się wyraża. Panowie, tak nieoficjalnie. Czy któryś z was wiedział o procederze
wymuszania pieniędzy przez Pierce'a Patchetta, ewentualnie przez jego prostytutki?
– Nie – odparł Timmy Valburn.
– Nie – dodał Billy Dieterling.
Bud chciał coś powiedzieć szeptem Exleyowi.
Exley pochylił się do tamtych
– Czy któremuś z was grożono szantażem?
Znowu dwa razy nie – dwa pedały pocące się w przytulnym, chłodnym pokoju.
– Johnny Stompanato – szepnął Bud. Pedały zastygły.
– Brudy na temat Chlubnej Odznaki – powiedział Bud. – Tego chciał?
Valburn zaczął mówić – Billy go uciszył.
Exley: POWOLI.
Człowiek w jego głowie powiedział NIE.
– Miał haka na twojego ojca? Na wielkiego, pieprzonego Raymonda Dieterlinga?
Exley dał sygnał, żeby skończyć. Człowiek w jego głowie pokazał twarz: Dick Stens
wciągający gaz. Brudy. Wee Willie Wennerholm, Loren Atherton i morderstwa dzieci.
Billy zaczął dygotać, wskazał na Exleya.
– Na jego ojca!
Wszyscy zaczęli wodzić po sobie wzajemnie oczyma. Szloch Valburna położył temu
kres. Billy mu pomógł, objął go.
– Wynoście się – powiedział Exley. – Możecie iść.
Wyglądał bardziej na smutnego niż wkurzonego czy przestraszonego.
Billy wyprowadził Timmy'ego. Bud podszedł do okna. Exley zbliżył się do niego,
zaczął mówić do mikrofonu:
– Duane, Valburn i Dieterling właśnie wyszli. Ty i Don macie ich śledzić.
Bud zmierzył go wzrokiem, trochę wyższy od niego, szczuplejszy o połowę. Coś
sprawiło, że powiedział: – Nie powinienem był tego robić.
Exley wyjrzał przez okno. – Już niedługo będzie po wszystkim. Naprawdę po
wszystkim.
Bud spojrzał w dół. Fisk i Kleckner stali przy drzwiach; pedały biegiem wypadły na
chodnik. Ci z Wewnętrznych ruszyli za nimi – zatrzymał ich autobus. Autobus
przejechał – ani śladu Billy'ego i Timmy'ego. Fisk i Kleckner stali na ulicy z głupimi
minami.
Exley zaczął się śmiać.
Coś sprawiło, że Bud też się roześmiał.
71
Wspominali: Stanton popijał taniego szampana. Jack odwalił swoją mowę:
Patchett i Hudgens, świerszczyki, heroina, Nite Owl. Widział, że Miller Stanton coś
wie; widział, że chce powiedzieć.
Zaczął od starych dziejów: jak uczył Millera grać gliniarza; jak zabrał Millera na
Central Avenue, żeby wyhaczyć jakąś laskę, a skończyło się na tym, że przymknął Arta
Peppera. A gdy w drzwiach pojawił się Gallaudet i powiedział, że Max Peltz jest czysty
– historie z Maxem w roli głównej zajęły kolejną godzinę. Miller zaczął się rozklejać –
pięćdziesiąty ósmy będzie ostatnim rokiem produkcji serialu. Źle się stało, że stracili
ze sobą kontakt, ale to Wielkiemu Vi za bardzo zaczęło odbijać, był pariasem w
Przemyśle...
White i Exley kłócący się w sąsiednim pokoju
Jack przeszedł do rzeczy.
– Miller, jest coś, co bardzo chciałbyś mi powiedzieć?
– Nie wiem, Jack. To wszystko stare dzieje...
– Właśnie chodzi o stare dzieje. Znasz Patchetta, prawda?
– Skąd o tym wiesz?
– Zgadłem. W raporcie kapitan napisał, że Patchett finansował jakieś stare filmy
Dieterlinga.
Stanton zajrzał do kieliszka – pusty.
– No dobrze, znam Patchetta od bardzo dawna. To niezła historia, tylko nie wiem,
co ma wspólnego z tym, co ciebie interesuje.
Jack usłyszał, że boczne drzwi szorują o dywan.
– Ja wiem tylko, że bardzo chciałeś mi coś powiedzieć, jak tylko usłyszałeś
nazwisko „Patchett".
– Cholera, przy tobie w ogóle nie czuję się jak gliniarz. Czuję się jak gruby aktor,
któremu przestaną produkować serial, w którym gra.
Jack odwrócił wzrok – trzeba dać człowiekowi trochę luzu.
– Wiesz, że dawno temu byłem tym pulchnym dzieckiem w serialach Dieterlinga –
zaczął Stanton. – A Willie Wennerholm, Wee Willy, on był prawdziwą gwiazdą.
Czasami widywałem Patchetta w szkole przy studio i wiedziałem, że był swego rodzaju
partnerem od interesów Dieterlinga, bo nasza nauczycielka była w nim zadurzona i
mówiła wszystkim dzieciakom, kim on jest.
– I?
– I Wee Willie został porwany ze szkoły i poćwiartowany przez tego doktora
Frankensteina. Powinieneś znać sprawę, była bardzo głośna. Policja zwinęła tego
gościa, Lorena Athertona. Powiedzieli, że to on zabił Williego i wszystkie pozostałe
dzieci. Jack, i teraz zaczynają się schody...
– To powiedz mi to szybko.
Bardzo szybko.
– Pan Dieterling i Patchett przyszli do mnie. Podali mi środki uspokajające i
powiedzieli, że muszę z jeszcze jednym starszym chłopcem pojechać na komisariat.
Miałem czternaście lat, ten starszy chłopak miał może siedemnaście. Patchett i pan
Dieterling powiedzieli, co mamy mówić, i pojechaliśmy na komisariat.
Rozmawialiśmy tam z Prestonem Exleyem, wtedy był detektywem. Podaliśmy mu to,
co Patchett i pan Dieterling nam kazali – że widzieliśmy Athertona kręcącego się po
naszej szkole. Zidentyfikowaliśmy Athertona i Exley nam uwierzył...
Nastąpiła aktorska pauza.
– Do diaska, i co dalej? – spytał Jack.
Wolniej. – Nigdy więcej nie widziałem tego starszego chłopca, nawet nie
pamiętam, jak się nazywał. Athertona uznano winnym i skazano, a mnie nie
powołano na świadka w czasie jego procesu. To musiało być w 39 roku, tak. Cały czas
pracowałem dla Dieterlinga, ale miałem poślednie role. Z okazji otwarcia autostrady
Aroyo Seco pan Dieterling wysłał grupę ludzi dla niego pracujących w swego rodzaju
delegację, chodziło o rozgłos. Preston Exley był już wtedy grubą rybą biznesu
budowlanego i to właśnie on przecinał wstęgę. Słyszałem, jak rozmawiali ze sobą pan
Dieterling, Patchett i Terry Lux, na pewno go znasz.
Ciarki. – Mów dalej, Miller.
– Nigdy nie zapomnę tego, co mówili, Jack. Patchett powiedział do Luxa: „Mam
leki, które powstrzymają go przed skrzywdzeniem jeszcze kogokolwiek, a ty zrobiłeś
mu operację plastyczną". Lux odparł: „Załatwię mu opiekuna". A na to pan Dieterling,
nigdy nie zapomnę brzmienia jego głosu, powiedział: „Dostarczyłem Prestonowi
Exleyowi kozła ofiarnego, w którego wierzy bardziej niż w Lorena Athertona, i wydaje
mi się, że jest mi teraz zbyt wiele dłużny, by mógł mnie zranić..."
Jack uszczypnął się – wydawało mu się, że przestał oddychać. Poczuł oddechy za
swoimi plecami – płytkie i nieregularne. Spojrzał na Exleya i White'a, stojących w
drzwiach – blisko siebie, zupełnie skamieniałych.
72
⃰ ⃰ ⃰
73
J.
Na Hawaje – zwróć uwagę na datę. 15 maja, czyli w dniu, gdy przechodzisz na
emeryturę. Dziesięć dni i nocy, żeby ponownie się do siebie zbliżyć. Kolacja dziś
wieczorem. Zarezerwowałam stolik w Perino's, ale gdybyś był jednak zajęty, to do
mnie zadzwoń, bym mogła odwołać.
Całuję K.
PS Wiem, że się zastanawiasz, więc ci to wyjaśnię. Kiedy byłeś w szpitalu,
mówiłeś przez sen. Jack, wiem wszystkie najgorsze rzeczy, jakie można wiedzieć, i
nic mnie to nie obchodzi. Nigdy nie musimy na ten temat rozmawiać. Kapitan Exley
też wszystko słyszał, ale mam wrażenie, że jego też to w ogóle nie obchodzi. (Nie jest
aż taki zły, jak mi mówiłeś).
Jeszcze mocniej całuję K.
Jack próbował się rozpłakać – bez powodzenia. Ogolił się, wziął prysznic, włożył
eleganckie spodnie i założył swoją najlepszą sportową marynarkę – na kolorową,
wzorzystą koszulę. Kiedy jechał do Brentwood, wydawało mu się, że wszystko wokół
niego wygląda jakoś nowo.
Exley na chodniku, trzymający w ręku magnetofon. Bud White na werandzie –
goście z SW musieli go znaleźć. Jack był trzeci. White zbliżył się do nich.
– Rozmawiałem z Gallaudetem – zaczął Exley. – Powiedział, że bez niezbitych
dowodów nie możemy iść do Loewa. Do tej pory nie udało nam się ująć Mertensa i
Perkinsa, a Stompanato jest w Meksyku z Laną Turner. Jeśli Mickey nie powie nam
nic interesującego, pójdę prosto do Parkera. Powiem mu wszystko bez ogródek na
temat Dudleya.
Z drzwi: – Wchodzicie czy nie? Jeśli chcecie mi się naprzykrzać, zróbcie to w
środku.
To Mickey Cohen w szlafroku i jarmułce.
– Ostatni raz pytam, wchodzicie?
Weszli do środka. Cohen zamknął drzwi, wskazał na małą, złotą trumnę:
– Mój zmarły pieski następca, Mickey Cohen junior. Odciągacie mnie od przyczyny
mojego prawdziwego cierpienia, pieprzeni gliniarze, i to jeszcze goje. Msza odbędzie
się dzisiaj na Górze Synaj. Przekupiłem rabina, by wyprawił mojemu ukochanemu
ceremonię przysługującą ludziom. Dupki z kostnicy myślą, że będą grzebać karła.
Słucham was.
– Przyszliśmy ci powiedzieć, kto zabijał twoich udziałowców – zaczął Exley.
– Jakich „udziałowców"? Jak dalej będziecie uderzać w ten deseń, to będę musiał
odpowiadać za złamanie piątego przykazania. A co to za cudo, ten magnetofon, który
masz w ręku?
– Johnny Stompanato, Lee Vachss i Abe Teitlebaum. Są częścią gangu, który
wszedł w posiadanie heroiny, jaką straciłeś w czasie nieudanej transakcji z Dragną w
roku 50. Oni zabijali twoich udziałowców i to oni rzucili się na ciebie i Daveya
Goldmana w McNeil. Potem zdetonowali bombę pod twoim domem, ty jednak
uszedłeś z życiem, ale prędzej czy później uda im się ciebie sprzątnąć.
Cohen wybuchnął śmiechem.
– Muszę przyznać, że tych trzech zniknęło z mojego życia i nie jestem w stanie
skłonić ich do powrotu na moje usługi. Ale tyle inteligencji, by załatwić Micka, to na
pewno nie mają.
White: – Davey Goldman współpracował z nimi. Zdradzili go, kiedy próbowali
załatwić was obu w McNeil.
Mickey Cohen, cały siny: – Nie! Za żadne skarby świata Davey by mi tego nie
zrobił! Nigdy! Davey w życiu by się przeciw mnie nie zbuntował!
– Mamy dowody – odezwał się Jack. – Davey założył podsłuch w twojej celi. To
właśnie dzięki temu rozniosła się wiadomość o propozycji Engleklingów i Bóg wie
jeszcze o czym.
– To kłamstwa! Nawet jeśli Davey z nimi współpracował, to i tak nie dorastali mi
do pięt! Byli zbyt głupi, by udało im się mnie wyeliminować.
Exley zaczął manipulować przy magnetofonie – po chwili szpula już się obracała.
(Whirrr, whirrr.) „Mój Boże, tak szczodrze obdarzony przez naturę, jak ten pies,
jest tylko Johnny..."
Cohen wpadł w szał.
– Nie! Nie! Nikt na świecie nie mógł mi tego zrobić!
Exley manipulował przy przyciskach. Włączył „play" – „Lana, ta to musi mieć
szparkę" – „stop", „play" – gra w karty, woda spłukiwana w toalecie. Mickey kopnął w
trumnę.
– No dobrze! Wierzę wam!
Jack: – Teraz już wiesz, dlaczego Davey nie chciał, żebyś go umieścił w prywatnej
klinice.
Cohen przetarł twarz swoją jarmułką.
– Nawet Hitler nie był zdolny do takich rzeczy. Kto mógłby być taki sprytny i
równie bezwzględny?
– Dudley Smith – odpowiedział White.
– Jezu Chryste! Że on?! Nie uwierzę w to. Nie... przysięgnijcie na mojego drogiego
zmarłego psa, że to wszystko żarty. Że kapitan Wydziału Policji LA?
– To nie są żarty, Mick.
– Nie, nie mogę uwierzyć. Dajcie mi jakieś dowody.
– Mickey, ty je nam dostarczysz – powiedział Exley.
Cohen usiadł na trumnie.
– Wydaje mi się, że wiem, kto próbował załatwić mnie i Daveya w więzieniu.
Coleman Stein, George Magdaleno i Sal Bonventre. Są w drodze do San Quentin, z
innych więzień. Kiedy dotrą, możecie z nimi porozmawiać i zapytać, kto zlecił im
zamordowanie mnie i Daveya. Miałem zamiar ich sprzątnąć, ale nie mogłem dogadać
się co do ceny, z tych więziennych zabijaków są straszne sępy.
Exley zabrał magnetofon i kable.
– Dzięki. Będziemy na miejscu, kiedy przyjedzie autobus z nimi.
Cohen tylko jęknął na pożegnanie.
74
W Abe's Noshery: tłok, Kikey T. przy kasie. White przystawił twarz do okna i rzucił:
– Lee Vachss przy stole po prawej stronie.
Ed położył rękę na kaburze – pusta, po jego samobójczej zabawie. Puszka już
otworzył drzwi.
Dzwoneczki. Kikey spojrzał ku drzwiom, sięgnął pod kasę. Ed zobaczył, że Vachss
sięga po spluwę, zrobił ruch, jakby wygładzał spodnie. Metaliczny błysk na wysokości
pasa.
Ludzie z boku coś podjadali. Ruch był duży. Puszka podszedł do kasy; White nie
spuszczał oka z Vachssa. Błysnął metal: pod stołem.
Ed powalił White'a na podłogę. Kikey i Vincennes skulili się, złożyli do strzału.
Krzyżowy ogień – sześć strzałów – okna poszły, Kikey uderzył w piramidę z puszek.
Krzyki, panika, strzały na oślep – Vachss strzelający jak obłąkany w kierunku
drzwi.
Upadł jakiś starszy człowiek i z jego ust wypłynęła krew; White wstał, jednocześnie
strzelając
– ruchomy cel, Vachss, lawirujący w stronę kuchni. Zapasowy pistolet przy pasie
White^ – Ed wstał, wziął go.
Dwa pistolety wymierzone w Vachssa. Ed strzelił – Vachss obrócił się, chwytając
się za ramię. White strzelił z dala od niego; Vachss potknął się, przeczołgał kawałek,
wstał – jego pistolet znalazł się przy głowie kelnerki.
White ruszył prosto na niego. Vincennes zbliżał się po łuku z lewej strony, Ed z
prawej.
Vachss pociągnął za spust – głowa kobiety eksplodowała.
White strzelił. Vincennes strzelił. Ed strzelił. Zero trafień – wszystkie kule trafiły w
ciało kobiety. Vachss zaczął wycofywać się. White biegł już w jego stronę. Vachss
wytarł sobie mózg kobiety z twarzy. White opróżnił magazynek – wszystkie strzały w
głowę.
Wrzaski, dziki pęd ku drzwiom, mężczyzna wypadający przez okno. Ed podbiegł do
kasy.
Kikey na podłodze, krew wyciekająca z ran na piersiach. Ed zbliżył twarz do jego
twarzy.
– Wydaj Dudleya. Przyznaj, że to on stoi za Nite Owl.
Wycie syren. Ed pochylił się i przystawił ucho do jego ust.
– Świetnie, chłopcze. Świetnie.
Pochylił się jeszcze bardziej.
– Kto załatwił tych ludzi w Nite Owl?
Krwawy bulgot.
– Ja. Lee. Johnny Stomp. Dwójka był kierowcą.
– Abe, wydaj Dudleya.
– Świetnie, chłopcze.
Syreny nie do zniesienia głośno. Krzyki, kroki.
– A to w Nite Owl? Dlaczego?
Kiedy mówił, Kikeyowi wypływała krew z ust.
– Hera. Świerszczyki. Cathcart kręcił. Lunceford był w ekipie, która zgarnęła herę, i
bywał w Nite Owl. Stomp nie mógł sam i kazał Dwójce ukraść akta. Nasz gość
powiedział: przestrasz Patchetta. Dwie pieczenie na jednym ogniu: Duke i Mal. Mal
chciał kasę, bo znał naszego gościa z ekipy.
– Wydaj Dudleya. Powiedz, że Dudley był waszym współpracownikiem.
Vincennes ukucnął. W restauracji kipiało: mnóstwo głosów. Krew na ladzie – Ed
pomyślał o Davidzie Mertensie. I olśnienie: szkoła przy studio Dieterlinga – milę od
domu Billy'ego D.
– Abe, on już nie może ciebie skrzywdzić.
Kikey zaczął się krztusić.
– Abe...
– Może skrzywdzić, może...
Coraz słabszy głos – Puszka walnął go w piersi.
– Ty dupku, daj nam coś!
Kikey zaczął mamrotać, ściągnął złotą gwiazdę z szyi.
– Miewa. Johnny chce załatwić gości z więzienia. Pociąg do Quentin. Dot ma broń.
Vincennes, odchodzący od zmysłów. – To pociąg, nie autobus! Zaplanowali
ucieczkę. Davey G. o tym wiedział, paplał na ten temat. Exley, śliczna ciufcia to pociąg
do Quentin. Cohen powiedział, że w nim są goście, którzy ich zaatakowali w
więzieniu.
Ed zajarzył, błyskawicznie podjął decyzję.
– LEĆ ZADZWONIĆ.
Puszka wybiegł. Ed wstał, zobaczył chaos: gliniarze, zbite szkło, karetka
zaparkowana tyłem do okna, ludzie przenoszący ciała. Bud White wykrzykiwał
rozkazy, mała dziewczynka w poplamionej krwią sukience jedząca pączka.
Puszka wrócił – wyglądał jeszcze niewyraźniej niż poprzednio.
– Pociąg wyjechał z LA dziesięć minut temu. Trzydziestu dwóch więźniów w
jednym wagonie, a telefon w pociągu nie działa. Zadzwoniłem do Klecknera i
powiedziałem mu, żeby znalazł Dot Rothstein. Wiesz, że to była lipa...? Kleckner nie
zostawił White'owi żadnej kartki z informacją – to musiał być Dudley.
Ed zamknął oczy.
– Exley...
– No dobra, ty i White gońcie pociąg. Zadzwonię do szeryfa i Drogówki, by
zbudowali blokadę na torach.
Podszedł White, puścił oko do Eda.
– Dzięki za popchnięcie – powiedział, po czym postawił nogę na twarzy Kikeya i
poczekał, aż przestanie oddychać.
75
76
77.
Kryjówka w basenie: dwadzieścia jeden funtów heroiny, 871 400 dolarów, kopie
akt Sida Hudgensa. W nich: zdjęcia służące szantażowi, dane dotyczące nielegalnych
interesów Pierce'a Patchetta.
Nazwisko „Dudley Smith" nigdzie się nie pojawiało – nie wspomniano też o
Johnnym Stompanato, Burtcie Arthurze Perkinsie, Abe Teitlebaumie, Lee Vachssie,
Dot Rothstein, sierżancie Mike'u Breuningu, funkcjonariuszu Dicku Carlisle'u.
Coleman Stein, Sal Bonventre, George Magdaleno – zabici w strzelaninie. Ponownie
przesłuchano Daveya Goldmana w szpitalu stanowym Camarillo – nie był w stanie
złożyć spójnych zeznań.
Koroner okręgu Los Angeles uznał, że przyczyną śmierci Dot Rothstein było
samobójstwo. David Mertens został na oddziale zamkniętym w klinice nad oceanem.
Krewni trzech ofiar strzelaniny w Abe's Noshery wnieśli pozwy przeciw Wydziałowi
Policji LA – oskarżyli policję o niepotrzebne narażanie życia obywateli. O strzelaninie
przy torach było głośno w całym kraju – określano ją mianem „Masakry Niebieskich
Drelichów". Więźniowie, którzy przeżyli, powiedzieli pracownikom szeryfa, że
uzbrojeni więźniowie wdali się w sprzeczki z nieuzbrojonymi, którym udało się zdobyć
broń, i niedługo potem już wszyscy więźniowie byli wolni. Napięcia na tle rasowym
podgrzały atmosferę i już przed przybyciem władz w pociągu było gorąco.
Jackowi Vincennesowi pośmiertnie przyznano Medal Zasługi Wydziału Policji LA.
Na pogrzeb nie zaproszono nikogo z Wydziału Policji LA. Wdowa odmówiła spotkania
z kapitanem Edem Exleyem.
Bud White nie umarł. Przez długi czas przebywał w szpitalu w Fontana. Przeżył
silny szok, traumę i utratę ponad połowy krwi. Była z nim Lynn Bracken. Nie mógł
mówić, ale odpowiadał na pytania, kiwając głową. Komendant Parker odznaczył go
Medalem Zasługi. White'owi udało się zdjąć rękę z wyciągu i rzucić mu medal w
twarz.
Minęło dziesięć dni.
Doszczętnie spłonął magazyn w San Pedro – znaleziono tam resztki magazynów
pornograficznych. Detektywi stwierdzili, że przyczyną pożaru było „profesjonalne
podpalenie", ale nie udało się ustalić żadnych podejrzanych. Budynek był własnością
Pierce'a Patchetta.
Ponownie przesłuchano Chestera Yorkina i Lorraine Malvasi. Nie zeznali nic
nowego, zostali zwolnieni z aresztu.
Ed Exley spalił heroinę, zachował pieniądze i akta. W swoim końcowym raporcie
dotyczącym Nite Owl nie wspomniał o podejrzeniach dotyczących Dudleya Smitha ani
o tym, że David Mertens, którego teraz poszukiwano listem gończym za morderstwo
Sida Hudgensa, Billy'ego Dieterlinga i Jerry'ego Marsalasa, był człowiekiem, który w
1934 roku zamordował Wee Williego Wennerholma i pięcioro innych dzieci. Nigdzie
nie padło nazwisko Prestona Exleya.
Komendant Parker zwołał konferencję prasową. Ogłosił, że sprawa Nite Owl
została wyjaśniona – tym razem bez wątpienia właściwie. Ludźmi, którzy dokonali
masakry, byli Burt Arthur „Dwójka" Perkins, Lee Vachss, Abraham „Kikey"
Teitlebaum – motywem była chęć zabicia Deana Van Geldera, byłego więźnia, który
podszywał się pod Delberta „Duke'a" Cathcarta. Strzelanina miała na celu wzbudzenie
terroru i była próbą przejęcia kontroli nad królestwem nielegalnych interesów
Pierce'a Morehouse'a Patchetta, który ostatnio sam padł ofiarą morderstwa.
Prokuratura stanowa zbadała stuczternastostronicowy raport sporządzony przez
kapitana Eda Exleya i orzekła, że jest usatysfakcjonowana wynikami śledztwa.
Ponownie stwierdzono, że rozwiązanie sprawy Nite Owl zawdzięcza się Edowi
Exleyowi. Transmisję z ceremonii awansowania go na inspektora można było obejrzeć
w telewizji. Następnego dnia Preston Exley ogłosił, że będzie się ubiegał o stanowisko
gubernatora z ramienia Partii Republikańskiej. Od razu wysunął się na prowadzenie
w przeprowadzonym na gorąco sondażu.
Johnny Stompanato wrócił z Acapulco, wprowadził się do domu Lany Turner w
Beverly Hills. Nie ruszał się stamtąd, jako że był pod stałą obserwacją nadzorowaną
przez sierżantów Duane'a Fiska i Dona Klecknera. Komendant Parker i Ed Exley
określali go mianem „Dodatku" do sprawy Nite Owl – żyjący sprawca trzymany w
odwodzie, bo opinia publiczna była już spokojna, wiedząc, że zabójcy są martwi. Gdy
Stompanato ruszy się z Beverly Hills do LA, zostanie aresztowany. Parker chciał
dokonać spektakularnego aresztowania tuż za granicą miasta – był skłonny cierpliwie
czekać na ten moment.
W wiadomościach aż huczało o sprawie Nite Owl i zamordowaniu Billy'ego
Dieterlinga i Jerry'ego Marsalasa. Nigdy jednak nie łączono ze sobą tych spraw.
Timmy Valburn odmawiał komentarzy. Raymond Dieterling wydał opublikowane w
prasie oświadczenie, w którym wyrażał żal po stracie syna. Na znak żałoby zamknął
na miesiąc Park Marzeń. Przebywał w odosobnieniu w swoim domu w Laguna Beach,
opiekowała się nim jego przyjaciółka i doradca Inez Soto.
Sierżant Mike Breuning i funkcjonariusz Dick Carlisle zostali na zwolnieniu.
Kapitan Dudley Smith był nadal gwiazdą pierwszej wielkości podczas licznych
konferencji prasowych i spotkań między Wydziałem Policji LA a prokuraturą
okręgową. Na będącym niespodzianką przyjęciu wydanym przez Thada Greena, jako
wyraz uznania dla inspektora Eda Exleya, Dudley Smith celował we wznoszeniu
toastów. Zupełnie nie było po nim widać, by niepokoiło go, iż Johnny Stompanato
żyje i jest obserwowany przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, co wykluczało
możliwość zabicia go. Wydawał się zupełnie nie przejmować tym, że Stompanato w
bliskiej przyszłości zostanie aresztowany.
Preston Exley, Raymond Dieterling i Inez Soto nie skontaktowali się z Edem
Exleyem, by pogratulować mu awansu i ponownie dobrej prasy. Ed wiedział, że oni
wiedzieli. Podejrzewał, że Dudley też wiedział. Vincennes był martwy, White walczył o
życie. Tylko on i Bob Gallaudet wiedzieli – ale Gallaudet nie wiedział nic na temat
jego ojca ani powiązań ze sprawą Athertona.
Ed chciał od razu zabić Dudleya. Gallaudet powiedział, że byłoby to równoznaczne
z samobójstwem. Postanowili poczekać, załatwić sprawę profesjonalnie.
Bud White sprawiał jednak, że czekanie było nie do zniesienia. Miał igły kroplówek
w rękach, palce w gipsie. Na klatce piersiowej miał trzysta szwów. Kule strzaskały
wiele kości, uszkodziły arterie. Miał metalową płytkę w głowie. Opiekowała się nim
Lynn Bracken – unikała wzroku Eda. White nie mógł mówić – i nie wiadomo, czy w
ogóle kiedyś jeszcze będzie mógł. Jego oczy nie pozostawiały wątpliwości: Dudley.
Twój ojciec. Co z tym zrobisz? Uporczywie próbował pokazać V – symbol zwycięstwa?
Po trzeciej wizycie Exley zrozumiał: motel Victory, baza Brygady do Walki z
Przestępczością Zorganizowaną.
Pojechał tam. Znalazł szczegółowe notatki z dochodzenia White'a w sprawie
morderstw prostytutek. Jasno z nich wynikało, że dość ograniczony człowiek porywał
się z motyką na słońce, ale dopiął swego dzięki szaleńczej wytrwałości napędzanej
tkwiącym w nim gniewem. Absolutna sprawiedliwość – anonimowa, bez stopni i
chwały. Jedna linijka na temat braci Engleklingów, która nie pozostawiała
wątpliwości, że człowiek, który ich zamordował, był jeszcze ciągle na wolności. Pokój
nr 11 w motelu Victory – nowe spojrzenie na Wendella „Buda" White'a.
Ed wiedział, dlaczego Bud go tam wysłał – więc zabrał się do roboty.
Wydruk z firmy telekomunikacyjnej, jedna rozmowa – to wystarczyło.
Potwierdzenie, inskrypcja do uwiecznienia: Absolutna Sprawiedliwość. A wiadomości
telewizyjne podawały, że Ray Dieterling codziennie przechadzał się po Parku Marzeń
– lizał rany w opustoszałym świecie wyobraźni.
W imię Buda wymierzy sprawiedliwość.
Makiety autostrady już nie było – zamiast niej były paczki z plakatami do kampanii
wyborczej. Art De Spain rozpakowujący ulotki, już bez bandaża na ręku – modelowa
blizna po kuli.
– Cześć, Eddie.
– Gdzie jest ojciec?
– Niedługo wróci. I gratulacje za inspektora. Powinienem był do ciebie zadzwonić,
ale straszne tutaj zamieszanie.
– Ojciec też do mnie nie zadzwonił. Wszyscy udajecie, że wszystko jest w porządku.
– Eddie...
Wybrzuszenie na lewym biodrze Arta – ciągle nosił pistolet.
– Właśnie rozmawiałem z Rayem Dieterlingiem.
– Myśleliśmy, że tego nie zrobisz.
– Oddaj mi swój pistolet, Art.
De Spain podał mu go, trzymając za lufę. Nagwintowana tak, żeby można było
dokręcić tłumik. Smith & Wesson.38.
– Dlaczego?
– Co dlaczego, Eddie...
Ed wypróżnił magazynek.
– Dieterling wszystko mi powiedział. A ty byłeś wtedy zastępcą ojca.
Tamten robił wrażenie dumnego.
– Znasz moje motywy. Zrobiłem to dla Prestona. Zawsze byłem jego wiernym
adiutantem.
– I wiedziałeś o Paulu Dieterlingu.
De Spain odebrał swój pistolet.
– Tak. I od wielu lat wiedziałem, że nie był prawdziwym zabójcą. Dostałem cynk w
tej sprawie w czterdziestym ósmym czy coś koło tego. Dowiedziałem się, że Paul był
zupełnie gdzie indziej w czasie, kiedy porwano Wennerholma. Nie mogłem złamać
serca Prestonowi, mówiąc mu, że zabił niewinnego chłopca. Nie mogłem zrujnować
jego przyjaźni z Rayem – nie mógłby tego znieść. Wiesz, że zawsze miałem bzika na
punkcie sprawy Athertona. Zawsze chciałem wiedzieć, kto zabił te dzieciaki.
– I nigdy nie udało ci się dowiedzieć.
De Spain potrząsnął głową. – Nie.
– Przejdź do braci Engleklingów – powiedział Ed.
Art podniósł plakat: Preston na tle rusztowań.
– Byłem kiedyś w Biurze. Było to w 53 roku, mniej więcej w czasie Nite Owl.
Zobaczyłem te zdjęcia przyczepione do tablicy w Obyczajówce. Ładne modele, jak na
przykład na tym pedalskim zdjęciu z jakiejś orgii. Układ ciał przywiódł mi na myśl
zdjęcia, które robił Atherton, a wiedziałem, że widzieliśmy je tylko ja, Preston i
dosłownie jeszcze kilku funkcjonariuszy. Próbowałem dowiedzieć się, kto wykonał te
zdjęcia, ale nie udało mi się nic ustalić. Niedługo potem dowiedziałem się, że w
związku ze sprawą Nite Owl bracia Engleklingowie złożyli zeznanie na temat
świerszczyków, ale wy nie poszliście tym tropem. Zorientowałem się, że może przez
nich uda mi się czegoś dowiedzieć, ale nie mogłem ich namierzyć. Pod koniec zeszłego
roku dostałem cynk, że pracują w drukarni koło San Francisco. Pojechałem tam, żeby
z nimi pogadać. Chciałem dowiedzieć się tylko, kto wyprodukował te świerszczyki.
Notatki White'a: torturowani z niesłychanym okrucieństwem.
– Żeby z nimi tylko pogadać? Ja wiem, co tam się wydarzyło.
Dalej był dumny jak paw.
– Sądzili, że chodziło mi o wymuszenie. Wszystko potoczyło się nie po mojej myśli.
Mieli jakieś stare negatywy zdjęć pornograficznych, a ja chciałem ich zmusić, by mi
powiedzieli, kto na nich jest. Mieli w mieszkaniu trochę heroiny i leków
psychotropowych. Powiedzieli, że znają faceta, który ma zamiar sprzedawać
rewelacyjną mieszankę heroiny, ale oni potrafią zrobić jeszcze lepszą. Śmiali mi się w
twarz, nazywali mnie „dziadkiem". Pomyślałem, że muszą wiedzieć, kto zrobił te
świerszczyki. Nie wiem... wiem, że mi odbiło. Chyba mi się wydawało, że to oni zabili
te wszystkie dzieci. Chyba mi się wydawało, że w jakiś sposób zaszkodzą Prestonowi.
Eddie, oni się ze mnie wyśmiewali. Doszedłem do wniosku, że są handlarzami
narkotyków i stwierdziłem, że w porównaniu do Prestona są po prostu nikim. I ten
dziadek załatwił ich obu.
Podarł plakat na strzępy.
– Zabiłeś dwóch niewinnych ludzi.
– Ale ja to zrobiłem dla Prestona. Zaklinam cię, nie mów mu o tym.
„Po prostu kolejna ofiara" – może był właśnie tą ofiarą, którą ominie
sprawiedliwość.
– Eddie, on nie może się dowiedzieć. I nie może się dowiedzieć, że Paul Dieterling
był niewinny. Eddie, błagam cię.
Ed odepchnął go, ruszył w głąb domu. Gobeliny jego matki przywiodły mu na myśl
Lynn. Jego stary pokój, potem Buda White'a. Czuł, że dom jest nieczysty – został
kupiony za brudne pieniądze. Zszedł na dół, w holu stał jego ojciec.
– Edmundzie?
– Aresztuję cię za zamordowanie Paula Dieterlinga. Przyjadę za parę dni, by zabrać
cię do aresztu.
Ani drgnął.
– Paul Dieterling był psychopatycznym mordercą, który w pełni zasługiwał na karę,
którą mu wymierzyłem.
– Był niewinny. Ale to i tak kwalifikuje się jako morderstwo pierwszego stopnia.
Ani cienia wyrzutów sumienia. Uosobienie prawości.
– Edmundzie, teraz jesteś nieco wytrącony z równowagi.
Ed przeszedł obok niego. Na pożegnanie rzucił:
– Bądź przeklęty za to, jakim mnie uczyniłeś.
KALENDARIUM
KWIECIEŃ 1958
Prawie pięć lat po popełnieniu zbrodni, miasto i okręg Los Angeles żegna się ze
„zbrodnią stulecia" południowej Kalifornii, niesławną sprawą Nite Owl.
16 kwietnia 1953 roku trzech uzbrojonych mężczyzn wtargnęło do baru Nite Owl,
mieszczącego się na Hollywood Boulevard, i zastrzeliło trzech pracowników i trzech
klientów lokalu. Pierwotnie przyjęto, że był to napad rabunkowy i już wkrótce
zatrzymano trzech podejrzanych o jego dokonanie Murzynów. Trójka ta –
Raymond Coates, Tyrone Jones i Leroy Fontaine – uciekła z aresztu i wszyscy
zostali zastrzeleni, kiedy stawiali opór przy aresztowaniu. Przed ucieczką rzekomo
przyznali się do winy w rozmowie z prokuratorem okręgowym, Ellisem Loewem, i
wyglądało na to, że sprawa Nite Owl została zamknięta.
Cztery lata i dziesięć miesięcy później więzień z San Quentin, Otis John Shortell,
złożył oświadczenie, dzięki któremu wielu uwierzyło, iż troje zastrzelonych
Murzynów nie popełniło zbrodni w Nite Owl. Shortell oświadczył, że w czasie, kiedy
doszło do strzelaniny w Nite Owl, razem z Coatesem, Jonesem i Fontainem gwałcili
młodą kobietę. Zeznanie Shortella, potwierdzone wynikami badania na
wykrywaczu kłamstw, sprawiło, że obywatele zaczęli domagać się wznowienia
śledztwa w sprawie Nite Owl. Żądania te wzmogły się jeszcze bardziej, kiedy 25
lutego zamordowano Petera i Baxa Engleklingów. Bracia, notowani handlarze
narkotyków, w 1953 roku zgłosili się na policję w związku z dochodzeniem w
sprawie Nite Owl i oświadczyli, że mogła ona mieć związek z intrygami w biznesie
pornograficznym. To podwójne morderstwo nie zostało jeszcze do tej pory
wyjaśnione. Zastępca szeryfa Marin County powiedział: „Nie ma żadnych poszlak,
ale robimy, co możemy..."
Wznowiono śledztwo dotyczące Nite Owl i okazało się, że pornografia była
związana ze sprawą. 27 marca we własnym domu w Brentwood zamordowano
bogatego finansistę, Pierce'a Morehouse'a Patchetta. Dwa dni później policjanci
zastrzelili czterdziestodziewięcioletniego Abrahama Teitlebauma i
czterdziestoczteroletniego Lee Petera Vachssa, domniemanych morderców Pierce'a
Patchetta. Później tego samego dnia miała miejsce niesławna „Masakra Niebieskich
Drelichów". Między innymi zginął wtedy Burt Arthur „Dwójka" Perkins, muzyk
pracujący w nocnych klubach powiązany ze światkiem przestępczym. To właśnie
Teitlebaum, Vachss i Perkins byli, według policji, mordercami z Nite Owl. Kapitan
Wydziału Policji Los Angeles powiedział więcej na ten temat: „Zabójstwa, których
dokonano w Nite Owl, miały związek z rozpowszechnianiem odpychających i
moralnie nagannych materiałów pornograficznych. Teitlebaum, Vachss i Perkins
chcieli zabić klienta Nite Owl, niejakiego Delberta «Duke'a» Cathcarta, niezależnego
handlarza magazynów pornograficznych, aby potem przejąć kontrolę nad
nielegalnymi interesami pornograficznymi Pierce'a Patchetta. Jednakże w Nite Owl
pojawił się niejaki Dean Van Gelder, kryminalista podszywający się pod Cathcarta.
Masakra, której dokonano w Nite Owl, przejdzie do historii jako przykład kaprysów
losu, a ja osobiście cieszę się, że sprawa w końcu została wyjaśniona".
Ówczesny kapitan, teraz już inspektor Edmund Exley, któremu przypisuje się
rozwiązanie sprawy Nite Owl, powiedział, że w końcu została ona wyjaśniona,
pomimo krążących plotek, jakoby czwarty sprawca zmarł gwałtowną śmiercią tuż
przed jego planowanym aresztowaniem. „To nonsens – wyjaśnił Exley. –
Przedstawiłem śledczej ławie przysięgłych szczegółowe streszczenie całej sprawy i
sam złożyłem wyczerpujące wyjaśnienia, które ich usatysfakcjonowały. Sprawa
została zamknięta".
Jednak niemałym kosztem. Szef detektywów Wydziału Policji Los Angeles, Thad
Green, który niedługo przechodzi na emeryturę i ma objąć dowództwo nad
Oddziałami Straży Granicznej Stanów Zjednoczonych, powiedział: „Jeśli wziąć pod
uwagę zasięg sprawy, czas i wysiłek ludzi, którzy pracowali nad jej wyjaśnieniem,
Nite Owl nie ma sobie równych. Była to sprawa, jaka zdarza się raz w życiu i za jej
wyjaśnienie przyszło nam zapłacić bardzo, bardzo wysoką cenę..."
PO ODEJŚCIU
78.
Ed w niebieskim mundurze.
Parker uśmiechnął się, przyczepił złote gwiazdy do jego ramienia: – Zastępca
komendanta. Szef detektywów Wydziału Policji Los Angeles.
Aplauz, flesze. Ed uścisnął dłoń Parkera, rozejrzał się po zgromadzonym tłumie.
Politycy, Thad Green, Dudley Smith. Lynn niedaleko wyjścia z sali. Jeszcze więcej
oklasków, kolejka, żeby uścisnąć mu rękę. Burmistrz Poulson, Gallaudet, Dudley.
– Chłopcze, świetnie się spisywałeś. Z przyjemnością będę pełnił służbę pod twoim
kierownictwem.
– Dziękuję, kapitanie. Jestem pewien, że będzie nam się świetnie współpracować.
Dudley puścił do niego oko.
Przedefilowali członkowie Rady Miejskiej; Parker zaprosił widzów do stołów z
napojami. Lynn cały czas stała przy drzwiach. Ed podszedł do niej.
– Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała wtedy Lynn. – Porzucam grubą rybę z
siedemnastoma milionami dolarów dla kaleki z marną emeryturą. Jedziemy do
Arizony, skarbie. Miła atmosfera dla emerytów i przynajmniej wiem, gdzie tam co
jest...
Postarzała się w ciągu ostatniego miesiąca – z pięknej stała się przystojna.
– Kiedy?
– Od razu. Nim się rozmyślę.
– Otwórz torebkę.
– Co?
– Zrób, co powiedziałem...
Lynn otworzyła torebkę, Ed wrzucił do niej plastikowe zawiniątko.
– Wydajcie je szybko. To brudne pieniądze.
– Ile?
– Dosyć, żeby kupić Arizonę. Gdzie jest White?
– W samochodzie.
– Odprowadzę cię.
Wyszli z przyjęcia, zeszli bocznymi schodami. Packard Lynn w miejscu
zarezerwowanym dla szefa strażników, mandat przyklejony do przedniej szyby. Ed
podarł go, zajrzał na tylne siedzenie.
Bud White. Szyny na nogach, ogolona głowa, szwy na niej. Ręce już nie na szynach
– wyglądały na silne. I miał zadrutowaną szczękę, przez co wyglądał trochę kretyńsko.
Lynn odeszła parę kroków. White próbował się uśmiechnąć, wyszedł mu jakiś grymas.
– Przysięgam ci, że dorwę Dudleya – powiedział Ed. – Przysięgam ci, że to zrobię.
White chwycił go za ręce i zaczął je ściskać, aż obaj syknęli z bólu.
– Dzięki za popchnięcie – powiedział Ed.
Uśmiech, śmiech – pomimo zadrutowanej szczęki. Ed dotknął jego twarzy.
– Byłeś moim wybawieniem.
Dobiegające z góry odgłosy przyjęcia – śmiech Dudleya Smitha.
– Musimy już jechać – powiedziała Lynn.
– Czy w ogóle kiedykolwiek miałem jakieś szanse?
– Przed niektórymi cały świat stoi otworem, innym zostaje tylko wycieczka do
Arizony z byłą prostytutką. Ty masz przed sobą wielkie możliwości, ale jak Boga
kocham, nie zazdroszczę ci krwi, którą masz na sumieniu.
Ed pocałował ją w policzek. Lynn wsiadła do samochodu, podkręciła okna. Bud
przycisnął ręce do szyby.
Ed przyłożył swoje z zewnątrz, jego dłonie były o połowę mniejsze niż Buda.
Samochód ruszył – Ed biegł obok, nie odrywając rąk od szyby. Samochód skręcił w
ruchliwą ulicę, pożegnalne uderzenie w klakson.
Złote gwiazdki. Został sam ze zmarłymi.