Professional Documents
Culture Documents
Fisher Mark - Realizm Kapitalistyczny
Fisher Mark - Realizm Kapitalistyczny
Realizm kapitalistyczny
Czy nie ma alternatywy?
Redakcja:
Stefan Zgliczyński
ISBN 978-83-65304-97-1
Kapitalizm i Realne l 29
Marksistowska superniania l 97
9
przygotowała nas na taki rozwój wypadków: normaliza-
cja kryzysu stwarza sytuację, w której zniesienie środków
prewencyjnych ustanowionych w sytuacji zagrożenia staje
się niewyobrażalne (kiedy skończy się wojna?).
Gdy oglądamy Ludzkie dzieci siłą rzeczy przypomina
nam się stwierdzenie przypisywane Fredericowi Jame-
sanowi i Slavojowi Żizkowi, iż łatwiej wyobrazić sobie
koniec świata niż koniec kapitalizmu. Slogan ten celnie
ujmuje to, co rozumiem przez "realizm kapitalistyczny":
powszechne odczucie, że kapitalizm jest nie tylko jedy-
nym względnie funkcjonującym systemem polityczno-
-ekonomicznym, ale, co więcej, nie można obecnie nawet
sobie wy obraz i ć jakiejkolwiek sensownej alternatywy
względem niego. Dystopijne filmy i powieści były niegdyś
ćwiczeniem takiej wyobraźni - opisywane przez nie kata-
strofy służyły za narracyjny pretekst do wyłonienia się od-
miennych sposobów życia. Nie w Ludzkich dzieciach. Wy-
obrażony w nim świat wydaje się być raczej ekstrapolacją
czy przerysowaniem naszego świata niż alternatywą dla
niego. W tamtym świecie, tak jak w naszym, ultraautory-
taryzm i kapitał w żadnym razie się nie wykluczają: obozy
internowania znajdują się tuż obok kawiarni. W Ludzkich
dzieciach przestrzeń publiczna zostaje opuszczona, walają
się na niej niepozbierane sterty śmieci i grasują zwierzęta
(jedna ze szczególnie głęboko zapadających w pamięć scen
ma miejsce w zrujnowanej szkole, przez którą przebiega
jeleń). Neoliberałowie, kapitalistyczni realiści par excel-
lence, celebrowali unicestwienie sfery publicznej, jednak,
na przekór ich oficjalnie żywionym nadziejom, w Ludz-
kich dzieciach państwo nie zniknęło, zostało jedynie zre-
dukowane do swoich podstawowych funkcji militarno-
-politycznych (mówię "oficjalnie żywionym" nadziejom,
ponieważ neoliberałowie nieoficjalnie są uzależnieni od
lO
państwa, nawet jeśli na poziomie ideologii bezlitośnie je
krytykują. Stało się to spektakularnie jasne podczas kryzy-
su bankowego z 2008 r., kiedy państwo, poproszone przez
neoliberalnych ideologów, bezzwłocznie pospieszyło ra-
tować system bankowy).
Katastrofa w Ludzkich dzieciach nie wydarzyła się nie-
dawno, nie czeka też tuż za rogiem. Raczej żyje się w niej.
Nie ma żadnego ściśle określonego momentu kataklizmu;
świat nie kończy się hukiem, lecz gaśnie, pruje w szwach,
stopniowo rozpada. Nikt nie wie co spowodowało kata-
strofę. Jej przyczyna jest tak głęboko zagrzebana w prze-
szłości, tak absolutnie oderwana od teraźniejszości, że
wydaje się być kaprysem jakieś złośliwej istoty: cud na
opak, przekleństwo, którego nie odkupi żaden akt skru-
chy. Klątwę Żdjąć może tylko jakaś interwencja, równie
nieoczekiwana jak sama rzucona wcześniej klątwa. Wszel-
kie działanie jest bezcelowe, jedynie ślepa wiara ma sens.
Szerzy się przesąd i religia, pierwsze deski ratunku ludzi
pozbawionych nadziei.
Ale czym jest sama katastrofa? Temat bezpłodności na-
leży oczywiście· rozumieć metaforycznie, jako przeniesie-
nie innego rodzaju lęku. Twierdzę, że lęk ten domaga się
wręcz, żeby odczytywać go w kategoriach kulturowych,
a pytanie, jakie stawia film, brzmi: jak długo kultura wy-
trzyma bez tego, co nowe? Co się stanie, gdy młodzi nie
będą już w stanie stworzyć niczego, co by zaskakiwało?
Ludzkie dzieci wiążą się z podejrzeniem, że koniec już
nastąpił, z ideą, że właściwie przyszłość będzie nieść ze
sobą już tylko powtórzenie, rekombinację. Czy mogłoby
się zdarzyć, że nie będzie już przełomów, "szoku nowości"?
W rezultacie reakcją na tego typu lęki jest dwubieguno-
wa oscylacja: "słaba mesjaniczna" nadzieja, że coś nowego
musi się wydarzyć, kończy się na posępnym przekonaniu,
11
że nic nowego wydarzyć się nie ma prawa. Uwaga przesu-
wa się z wypatrywania kolejnego rewolucyjnego przeło
mu na rozpamiętywanie przeszłości - kiedy były ostatnie
punkty zwrotne i właściwie jak bardzo były istotne?
T. S. Eliot przebija gdzieś w tle Ludzkich dzieci, które
przecież przejęły motyw bezpłodności z Ziemi jałowej.
Kończące film motto shantih shantih shantih ma więcej
wspólnego z jego fragmentarycznymi utworem niż z po-
kojem Upaniszad. Być może da się wyczytać z Ludzkich
dzieci troski innego Eliota - Eliota z Tradycji i talentu in-
dywidualnego. W eseju tym Eliot, niejako antycypując Ha-
rolda Blooma, opisał stosunek między tym, co kanoniczne,
a tym, co nówe. Nowe definiowane jest jako reakcja na to,
co już istnieje; z kolei to, co zastane, musi zostać ponow-
nie skonfigurowane w odpowiedzi na to, co nowe. Eliot
twierdził, że wyczerpanie się przyszłości zabierze nam
przeszłość. Tradycja nic nie znaczy, jeśli nie jest już dłu
żej kontestowana i modyfikowana. Kultura, którą się już
tylko przechowuje, nie jest w ogóle kulturą. Los Guerniki
Picassa - kiedyś pełnego udręki oburzenia wymierzonego
w faszystowskie bestialstwo, teraz malowidła ściennego -
jest symptomatyczny. Tak jak w pokazanej w filmie prze-
strzeni wystawowej Battersea, obrazowi nadaje się status
"ikonicznego': kiedy obdziera się go z kontekstu, kiedy nie
pełni jakiejkolwiek funkcji. Żaden obiekt kulturowy nie
może zachować swojej mocy oddziaływania, jeśli prze-
stają nań patrzeć nowe oczy.
Nie musimy czekać na nadejście niedalekiej przyszło
ści Ludzkich dzieci, żeby zaobserwować przeistaczanie się
kultury w eksponaty muzealne. Siła realizmu kapitalistycz-
nego częściowo bierze się ze sposobu, w jaki kapitalizm
subsumuje i konsumuje dotychczasową historię: efekt "sys-
temu ekwiwalencji'; nadającego wartość pieniężną wszyst-
12
kim obiektom kulturowym, obojętnie czy jest to ikono-
grafia religijna, pornografia czy DasKapital. Przechadzka
po British Museum, gdzie można podziwiać przedmioty
wyrwane ze swoich światów życia i zgromadzone jak na
pokładzie statku jakiegoś kosmicznego Predatora, stanowi
doskonałą ilustrację tego jak proces ten wygląda w prak-
tyce. Poprzez przemianę praktyk i rytuałów w przedmioty
o wartości czysto estetycznej, wiary dawnych kultur zostają
ironicznie zobiektywizowane i przekształcone w artefakty.
Realizm kapitalistyczny nie jest zatem jakimś poszczegól-
nym przypadkiem realizmu; to raczej realizm sam w sobie.
Jak zauważyli Marks i Engels w Manifeście komunistycz-
nym, kapitał
13
czeństw grożących nam ze strony samej wiary. Właściwa
dla postmodernistycznego kapitalizmu postawa ironicz-
nego dystansu ma ponoć uodpornić nas na pokusy fanaty-
zmu. Wmawia się nam, że obniżenie naszych oczekiwań to
niewielka cena w zamian za ochronę przed terrorem i tota-
litaryzmem. "Żyjemy w sprzeczności'; jak zauważył Badiou
sytuacja brutalna, głęboko nieegalitarna - gdzie każde
istnienie ocenia się wyłącznie w kategoriach pienięż
nych - prezentowana nam jest jako ideał. Żeby uspra-
wiedliwić swój konserwatyzm, zwolennicy istniejącego
porządku nie mogą nazywać go naprawdę idealnym czy
cudownym. Zamiast tego zatem zdecydowali się mó-
wić, że wszystko inne jest przerażające. Jasne, mówią,
być może nie żyjemy w stanie doskonałego Dobra. Ale
mamy szczęście, że nie żyjemy w Złu. Nasza demokracja
nie jest doskonała. Ale jest lepsza niż krwawe dyktatury.
Kapitalizm jest niesprawiedliwy. Ale nie jest zbrodniczy
jak stalinizm. Pozwalamy umierać tysiącom Afrykanów
na AIDS, ale nie wypowiadamy rasistowsko-nacjonali-
stycznych deklaracji, jak Milosević. Zabijamy Irakijczy-
ków z samolotów, ale nie podrzynamy im gardeł tak jak
robią to w Rwandzie, itd.
14
chodzi, niesie ze sobą daleko idącą desakralizację kultury.
To system, którym nie zawiaduje już żadne transcedental-
ne Prawo; przeciwnie, unieważnia on wszystkie kody tylko
po to, by zainstalować je ponownie ad hoc. Granice kapi-
talizmu nie są ustalone dekretem, lecz definiowane (i re-
definiowane) pragmatycznie i prowizorycznie. To sprawia,
że kapitalizm przypomina w dużym stopniu tytułowe "coś"
z filmu Carpentera: monstrum, istotę nieskończenie pla-
styczną, zdolną do przemienienia się i wchłonięcia do-
wolnej osoby, z którą wchodzi w kontakt. Kapitał, mówią
Deleuze i Guattari, to "pstrokaty obraz wszystkiego, w co
kiedykolwiek wierzono"; dziwna hybryda ultranowocze-
sności i tego, co archaiczne. Po tym jak Deleuze i Guattari
napisali dwa tomy Kapitalizmu i schizofrenii przez lata
wydawało się, że deterytorializujące impulsy kapitalizmu
ograniczają się do finansów, zostawiając kulturę pod nad-
zorem sił reterytorializacji.
Marazm, poczucie, że nic nowego już się nie wydarzy,
nie jest oczywiście samo w sobie niczym nowym. Znaj-
dujemy się w osławionym "końcu historii'; otrąbionym
przez Francisa Fukuyamę po upadku muru berlińskiego.
Teza Fukuyamy, że historia znalazła swój kres w politycz-
nym liberalizmie, mogła stanowić powszechny przedmiot
drwin, ale pogodzono się z nią, wręcz przyjęto za pewnik
na poziomie kulturowej nieświadomości. Należy jednak
pamiętać, że nawet wtedy kiedy Fukuyama ją wysuwał,
idea mówiąca o historii osiągającej "stację końcową" nie
była jedynie czczym triumfalizmem. Fukuyama ostrzegał,
że jego olśniewająca metropolia będzie nawiedzana przez
duchy, ale myślał raczej o widmie Nietzschego niż Marksa.
Niektóre z najbardziej proroczych fragmentów u Nietz-
schego to te, w których opisuje "przesycenie danej epoki
historią'; "[kiedy] epoka popada w niebezpieczny nastrój
15
ironii wobec samego siebie'~ jak pisał w Niewczesnych roz-
ważaniach, ,.a następnie w jeszcze bardziej groźny cynizm~
w której "kosmopolityczna biegłość'; oderwany spektato-
rializm zastępuje zaangażowanie i czynne uczestnictwo.
To kondycja Nietzscheańskiego Ostatniego Człowieka,
który wszystko pojął, ale którego dekadencko wycieńczył
właśnie nadmiar (samo)świadomości.
Stanowisko Fukuyamy to w pewnym sensie lustrzane
odbicie stanowiska Frederica Jamesona. Jameson użył
kiedyś słynnego określenia, że postmodernizm to "kultu-
rowa logika późnego kapitalizmu': Dowodził, że porażka
orientacji na przyszłość jest konstytutywnym elementem
postmodernistycznej sceny kulturowej, którą, jak traf-
nie prorokował, zdominuje pastisz i ciągłe odgrzewanie
kotletów. Biorąc pod uwagę to, że Jameson przekonują
co wykazał istnienie relacji między kulturą postmoder-
nistyczną i pewnymi tendencjami konsumenckiego (lub
postfordowskiego) kapitalizmu, mogłoby się wydawać, że
nie ma w ogóle potrzeby wprowadzać pojęcia realizmu ka-
pitalistycznego. W pewnym sensie to prawda. To, co nazy-
wam realizmem kapitalistycznym, można podciągnąć pod
kategorię postmodernizmu, zgodnie z teorią Jamesona.
Mimo tego jednak, iż Jameson podjął heroiczny wysiłek
na rzecz doprecyzowania terminu "postmodernizm'; po-
został on pojęciem spornym, a jego znaczenie, adekwatnie,
ale zarazem niezbyt przydatnie, pozostało niedookreślone
i nieustabilizowane. Co więcej, chciałbym argumentować,
że wiele z procesów, które Jameson opisywał i analizował,
pogłębiły się i stały się na tyle chroniczne, że przeszły pew-
nego rodzaju metamorfozę.
Koniec końców wolę termin ,.realizm kapitalistyczny"
od "postmodernizmu" z trzech powodów. W latach So.,
kiedy Jameson po raz pierwszy wysunął tezę na temat
16
postmodernizmu, istniały jeszcze, przynajmnieJ z na-
zwy, polityczne alternatywy dla kapitalizmu. Jednak to,
z czym mamy obecnie do czynienia, to daleko głębsze
i dużo bardziej wszechogarniające uczucie wyczerpania
oraz kulturowej i politycznej jałowości. W latach 8o.·nadal
istniał "realny socjalizm'; choć znajc;lował się w ostatecz-
nej fazie rozkładu. W Wielkiej Brytanii krawędź antago-
nizmu klasowego została całkowicie odsłonięta w trakcie
takich wydarzeń jak strajk górników w latach 1984-1985,
a ich porażka była istotnym momentem w rozwoju kapi-
talistycznego realizmu, przynajmniej równie znaczącym
w wymiarze symbolicznym, co w swoich odczuwalnych
skutkach. Decyzji o zamknięciu kopalni broniono dokład
nie dlatego, że utrzymanie ich było "nierealistyczne eko-
nomicznie': a górników obsadzono w roli ostatnich akto-
rów w kończącej się właśnie proletariackiej epopei. Lata
Bo. były epoką, w której walczono o realizm kapitalistycz-
ny i go ustanowiono, w której doktryna Margaret Thatcher,
że "nie ma alternatywy" - nie można sobie wymarzyć bar-
dziej zwięzłego sloganu realizmu kapitalistycznego - stała
się· brutalną, samospełniającą się przepowiednią.
Po drugie, postmodernizm zakładał pewien stosunek
do modernizmu. Praca Jamesona o postmodernizmie roz-
poczyna się od analizy idei, żywionej przez ludzi pokroju
Adorna, że modernizm dysponował rewolucyjnym po-
tencjałem na mocy samych swoich innowacji formalnych.
To co zaobserwował Jameson to raczej włączanie moty-
wów modernistycznych w kulturę popularną (np. w rekla-
mie ni stąd ni zowąd pojawiły się techniki surrealistyczne).
W tym samym czasie, kiedy poszczególny formy moderni-
zmu zostały wchłonięte i utowarowione, jego credo - rze-
koma wiara w elitaryzm i monologiczny, odgórny model
kultury - zostały zakwestionowane i odrzucone w imię
17
"różnicy'; "różnorodności" i "pluralizmu': Realizm kapita-
listyczny nie angażuje się już w tego rodzaju konfrontację
z modernizmem. Przeciwnie, z góry zakłada, że moder-
nizm został przezwyciężony: modernizm to coś, co może
od czasu do czasu powrócić, ale wyłącznie jako zamrożo
ny styl estetyczny, nigdy jako życiowy ideał.
Po trzecie, od czasu upadku muru berlińskiego minęło
już całe pokolenie. W latach 6o. i 70. kapitalizm musiał
mierzyć się z problemem w jaki sposób okiełznać i wchło
nąć energie przychodzące z zewnątrz. Teraz jednak ma
problem odwrotny: ponieważ tak skutecznie włączył
w siebie to, co zewnętrzne, w jaki sposób może funkcjo-
nować nie posiadając zewnętrza, które mógłby skoloni-
zować i zawłaszczyć? Dla wielu ludzi z Europy i Ameryki
Północnej poniżej 20 roku życia brak alternatywy dla kapi-
talizmu w ogóle nie stanowi już jakiegokolwiek problemu.
Kapitalizm w sposób niezagrożony okupuje horyzont tego,
co daje się pomyśleć. Jameson ze zgrozą odnotowywał jak
kapitalizm wsiąknął w samą nieświadomość: obecnie fakt,
iż kapitalizm skolonizował życie senne ludności, trakto-
wany jest jako oczywisty w takim stopniu, że nie warto
tego nawet komentować. Niebezpieczne i z gruntu błędne
byłoby wyobrażanie sobie, że jeszcze do niedawna kotło
wało się w stanie jakiejś rajskiej niewinności mrowie poli-
tycznych możliwości, dobrze jest zatem uświadomić sobie
rolę, jaką pełniła komodyfikacja w produkcji kulturowej
w całym XX w. Wydaje się jednak, że dawne zmagania
między detournement a komercjalizacją, pomiędzy sub-
wersywnością i asymilacją są już przebrzmiałe. To, z czym
mamy obecnie do czynienia to nie włączanie treści, które
wcześniej zdawały się posiadać wywrotowy potencjał, lecz
raczej ich p re f a b ryk o w a n i e: wyprzedzające forma-
towanie i kształtowanie pragnień, aspiracji oraz nadziei
18
kultury kapitalistycznej. Świadczy o tym, na przykład,
ustanowienie unormowanych kulturowo sfer "alterna-
tywnych" bądź "niezależnych~ które nieustannie powie-
lają dawne gesty rebelii i kontestacji, jak gdyby wydarzały
się po raz pierwszy. "Alternatywność" czy "niezależność"
nie desygnuje czegoś, co istnieje poza kulturą głównego
nurtu: to raczej style w obrębie mainstreamu, de facto style
dominujące. Nikt nie ucieleśniał tego impasu (zmagając
się z nim) bardziej niż Kurt Cobain i Nirvana. Monstru-
alna prostracja i. bezprzedmiotowa wściekłość Cobaina
zdawała się w umęczony sposób wyrażać przygnębienie
generacji, które przyszło po historii, którego każdy ruch
został przewidziany, namierzony, kupiony i sprzedany za-
nim się w ogóle wydarzył. Cobain wiedział, że był tylko
kolejnym spektaklem, że w MTV nic nie sprzedaje się le-
piej niż bunt przeciwko MTV: wiedział, że każdy jego krok
był banałem w dawno napisanym scenariuszu, wiedział, że
nawet zdawanie sobie z tego sprawy to banał. Paraliżujący
Cobaina klincz jest dokładnie tym, o czym pisał Jameson:
tak jak kultura postmodernistyczna w ogóle, Cobain zna-
lazł się "w świecie, w którym niemożliwa jest już innowa-
cja stylistyczna, [gdzie] można się już tylko zwrócić ku
przeszłości: [do] imitowania martwych stylów, mówieniu
przez zasłonę masek i głosów zmagazynowanych w mu-
zeum wyobraźni globalnej już kultury': Tutaj nawet sukces
oznacza porażkę, gdyż odnieść sukces oznaczałoby tylko
tyle, że jest się świeżym kąskiem, którym karmi się system.
Ale wzniosły egzystencjalny niepokój Nirvany i Cobaina
należy już do starszej epoki; to, co nastąpiło po nich, to
rock pastiszowy, który reprodukował dawne formy bez
towarzyszących im lęków.
Śmierć Cobaina przypieczętowała ostateczną klęskę
i zaanektowanie utopijno-prometejskich ambicji rocka.
19
Kiedy umierał, rock był już spychany na dalszy plan przez
hip-hop, którego globalny sukces niejako zakładał z góry
tego rodzaju prefabrykację, o której wcześniej wspomnia-
łem. Dla większości hip-hopowców jakakolwiek "naiwna"
nadzieja na to, że kultura młodzieżowa mogłaby coś zmie-
nić została zastąpiona przez pragmatyczną akceptację
bezwzględnie redukcyjnej wersji "rzeczywistości': Simon
Reynolds zwrócił uwagę w eseju w magazynie The Wire
z 1996 r., że:
W hi p-hopie "Realne" posiada dwa znaczenia. Po pierw-
sze, oznacza muzykę autentyczną, bezkompromisową,
która odmawia sprzedania się przemysłowi muzyczne-
mu i złagodzenia swojego przekazu, żeby móc trafić do
nowych grup odbiorców. "Realne" oznacza również, że
muzyka odzwierciedla "rzeczywistość" skonstruowaną
przez późnokapitalistyczną niestabilność, zinstytucjo-
nalizowany rasizm, nasiloną inwigilację i prześladowa
nie młodych przez policję. "Realne" oznacza śmierć tego,
co społeczne: korporacje, które odpowiadają na zwięk
szenie zysków nie podnoszeniem płac czy zwiększaniem
premii, lecz... redukcją firmy i zmniejszeniem zatrud-
nienia (zwalnia się etatową siłę roboczą po to, aby stwo-
rzyć labilny rezerwuar pracowników zatrudnionych na
niepełnym etacie, realizujących zadania projektowe, bez
zabezpieczeń socjalnych czy stałej pracy).
20
tują jego krytycy - zamknięty obieg, za sprawą którego
hip-hop i późnokapitalistyczne pole społeczne karmią
się sobą nawzajem, to raczej jeden ze sposobów, w jaki
realizm kapitalistyczny przekształca się w swego rodzaju
antymityczny mit. Podobieństwo między hip-hopem a fil-
mami gangsterskimi takimi jak Scarface, Ojciec chrzestny,
Wściekłe psy, Chłopcy z ferajny czy Pulp Fiction bierze się
z podzielanego przez nich przekonania, że odarli świat
z sentymentalnych iluzji i widzą go takim, "jakim jest
naprawdę": to Hobbesowska wojna wszystkich przeciw
wszystkim, system permanentnego wyzysku i uogólnionej
przestępczości. W hi p-hopie, pisze Reynolds, "hasło 'zejdź
na ziemię' [get real] oznacza konfrontację z bezwzględ
nym stanem natury, gdzie albo wygrywasz albo przegry-
wasz, i gdzie większość przegra':
Ten sam światopogląd neo noir można znaleźć w ko-
miksach Franka Millera czy powieściach Jamesa Ellroya.
W dziełach Millera i Ellroya tkwi pewna doza demitolo-
gizującego maczyzmu. Pozują na bezlitosnych obserwa-
torów, którzy nie zgadzają się na upiększanie świata, na
wpasowywanie go w rzekomo symplicystyczne binarne
schematy etyczne charakteryzujące komiksowego super-
bohatera czy tradycyjną powieść kryminalną. "Realizm"
zostaje tutaj raczej uwypuklony niż podminowany przez
zafiksowanie się na dobrze sprzedającej się sensacyjności
- nawet jeśli przesadne akcentowanie okrucieństwa, zdra-
dy i brutalności u obu szybko zamienia się w autoparodię.
"W czarnym jak smoła mroku': pisał Mike Davis o Ellroy'u
w 1992. r., "nie ma miejsca na światło, które rzucałoby
cień, a zło staje się banałem znanym z rozpraw sądowych.
Rezultat przypomina moralną teksturę ery Reagan-Bush:
przesycenie deprawacją, które nie jest w stanie oburzać
czy chociażby budzić zainteresowania~ Taka desensety-
2.1
zacja pełni w kapitalistycznym realizmie pewną funkcję:
Davis wysuwał hipotezę, że "rolą noir z LA'' mogło być
udzielenie poparcia "wyłaniającemu się homo reaganus':
A gdybyś zorganizował protest,
na który wszyscy by przyszli?
23
terakcji i współudziału. Wydaje się, że przedmiotem satyry
jest publiczność kinowa, co spowodowało, że co niektórzy
z prawicowych komentatorów wzdrygali się z niesmakiem,
potępiając Disneya/Pixara za atakowanie własnej publiki.
Ale tego typu ironia bardziej karmi się realizmem kapitali-
stycznym niż go podważa. Taki film jak Wall-E jest przykła
dem czegoś, co Robert Pfaller nazwał "interpasywnością":
film odgrywa nasz antykapitałizm za nas, pozwalając nam
dalej bezkarnie konsumować. Rolą ideologii kapitalistycz-
nej nie jest wprost opowiadać się za czymś, tak jak to robi
propaganda, ale zataić fakt, że operacje kapitału nie zależą
od jakiegokolwiek subiektywnie przyjętego poglądu. Nie
można wyobrazić sobie faszyzmu czy stalinizmu bez pro-
pagandy - ale kapitalizm może doskonale, jeśli nie wręcz
lepiej, obyć się bez niej. Porada Zizka jest tu bezcenna: "Je-
śli będziemy się posługiwać klasycznym pojęciem ideologii,
zgodnie z którym iluzja tkwi po stronie wiedzy'; twierdzi,
to dzisiejsze społeczeństwo musi wydać nam się post-
ideologiczne. Ideologią, która w nim dominuje, jest bo-
wiem cynizm; ludzie nie wierzą już w prawdę ideolo-
giczną, nie traktują poważnie propozycji ideologicznych.
Wszelako zasadniczy poziom ideologii nie polega na ilu-
zji maskującej rzeczywisty stan rzeczy, ale na (nieświa
domym) fantazmacie strukturującym rzeczywistość
społeczną jako taką. Na tym poziomie daleko nam oczy-
wiście do tego, aby być społeczeństwem postideologicz-
nym. Postawa cynicznego dystansu jest właśnie jednym
z wielu sposobów pozostawania ślepym na strukturu-
jącą władzę fantazmatu ideologicznego. Jeśli nawet nie
traktujemy poważnie tego, co dzieje się wokół nas, jeśli
nawet nie zachowujemy w stosunku do niego postawę
ideologicznego dystansu, nie zmienia to przecież faktu,
że nadal to robimy.
24
Kapitalistyczna ideologia, utrzymuje Żizek, generalnie
polega właśnie na przecenieniu przekonań - w sensie po-
siadania wewnętrznej subiektywnej postawy - kosztem
przekonań, które przejawiamy i obiektywizujemy w na-
szym zachowaniu. Tak długo jak wierzymy (w głębi duszy),
że kapitalizm jest zły, wolno nam dalej uczestniczyć w ka-
pitalistycznej wymianie. Według Zizka kapitalizm jako
taki polega na strukturze wyparcia. Wierzymy, że pieniądz
to tylko pozbawiony znaczenia i rzeczywistej wartości że
ton, ale jednak postępujemy tak, jak gdyby posiadał war-
tość sakralną. Co więcej, zachowanie to zależy dokładnie
od naszego wcześniejszego wyparcia - jesteśmy w stanie
fetyszyzować pieniądz w naszym codziennym życiu tyl-
ko dlatego, że już zawczasu przyjęliśmy ironiczny dystans
względem niego w naszych głowach.
Korporacyjny antykapitałizm nie miałby znaczenia gdy-
by dałoby się go odróżnić od autentycznego ruchu anty-
kapitalistycznego. Jednak nawet zanim jego rozwój został
zastopowany po atakach na World Trade Center z 11 wrze-
śnia 2001 r., wydawało się, że tzw. ruch antykapitalistyczny
również szedł na zbyt duże ustępstwa w stosunku do reali-
zmu kapitalistycznego. Ponieważ nie był w stanie zasuge-
rować jakiegokolwiek spójnego, alternatywnego względem
kapitalizmu modelu polityczno-ekonomicznego, rodziło
się podejrzenie, że jego celem nie było jego zastąpienie,
lecz raczej zminimalizowanie jego najgorszych wynatu-
rzeń. A skoro podejmowane przezeń działania przyjęły ra-
czej formę zainscenizowanego protestu niż organizacji po-
litycznej, dało się odczuć, że ruch antykapitalistyczny spro-
wadza się do wysuwania serii histerycznych postulatów,
nie oczekując, że zostaną one zrealizowane. W rezultacie
antykapitalistyczne protesty przybrały formę karnawa-
łowego rozgardiaszu, i miały najwięcej wspólnego z hi-
25
perkorporacyjnymi wydarzeniami w stylu Live 8 z 2005 r.
i z ich przesadnie wygórowanym oczekiwaniami, aby po-
litycy zwalczali biedę przy pomocy ustaw.
Live 8 to dziwaczny rodzaj protestu. To protest, z któ-
rym każdy się zgodzi: no bo kto właściwie chce biedy? Nie
jest też tak, że Live 8 jest jego "zwyrodniałą" formą. Wręcz
przeciwnie, podczas Live 8 logika protestu ujawniła się
w najczystszej postaci. Kontestacyjny impuls lat 6o. postu-
lował istnienie złośliwego Ojca, zwiastuna zasady rzeczy-
wistości, który (rzekomo) arbitralnie i okrutnie odmawiał
"prawa" do absolutnej rozkoszy. Ojciec miał nieograniczo-
ny dostęp do zasobów, lecz samolubnie - i bezrozumnie
- zastrzegł je dla siebie. To nie kapitalizm jednak, lecz
same protesty są pochodną takiej metaforyzacji. Jednym
z sukcesów współczesnej globalnej elity było uniknięcie
utożsamienia z figurą tezauryzującego Ojca, nawet jeśli
"rzeczywistość" jaka została narzucona młodym jest z a -
s a d n i c z o b ar d z i ej b e z w z g l ę d n a od warunków,
przeciwko którym protestowano w latach 6o. W istocie
to oczywiście same globalne elity - pod postacią osób
z branży rozrywkowej, takich jak Richard Curtis czy Bono
- zorganizowały koncert Live 8.
Odzyskanie realnej politycznej sprawczości oznacza, po
pierwsze, zaakceptowanie naszego zanurzenia n a p o -
z i o m i e pragnie n i a w bezlitosnej maszynie Kapitału.
Przypisując fantazmatycznym Innym zło i ignorancję, wy-
pieramy się naszego własnego współudziału w planetarnej
sieci opresji. Należy pamiętać, że kapitalizm jest z arów-
n o hiperabstrakcyjną bezosobową strukturą, j ak i to, że
jest niczym bez naszego współuczestnictwa. Najbardziej
gotycki opis Kapitału jest równocześnie najbardziej traf-
ny. Kapitał to abstrakcyjny pasożyt, nienasycony twórca
wampirów i zombie; jednakże to nasze żywe ciało prze-
26
kształca w martwą pracę, i to my jesteśmy tym zombie,
które powołuje do życia. Jest trochę racji w tym, że elity
polityczne są po prostu naszymi sługami. Żałosna usługa
jaką zlecamy im do wykonania to cenzurowanie naszego
libido, uczynne uobecnianie nam naszego wypartego pra-
gnienia, jak gdyby nie miało z nami nic wspólnego.
Ideologiczny szantaż, który mam miejsce od czasu ory-
ginalnego koncertu Live Aid z 1985 r. zakłada, że "jednost-
ki, którym nie jest wszystko jedno" mogą bezpośrednio
przyczynić. się do wyeliminowania głodu, bez potrzeby
wprowadzania jakichkolwiek rozwiązań natury politycz-
nej, bez systemowej reorganizacji. Marka Produet Red
Bono chciała obyć się nawet bez tego filantropijnego po-
średnictwa. "Filantropia jest jak muzyka hipisowska, trzy-
manie się za ręce'; deklarował Bono, "Red jest bardziej jak
punk rock, jak hip hop, to powinien być twardy biznes':
Sedno tkwi nie w tym, żeby zaoferować alternatywę dla ka-
pitalizmu - przeciwnie, na "punk rockowy" czy "hip-ho-
powy" charakter Produet Red składa się jego "realistyczne"
pogodzenie się z tym, że kapitalizm jest jedyną opcją ma-
jąca szanse powodzenia. Nie, celem było tylko upewnienie
się, że część zysków z poszczególnych transakcji idzie na
szczytne cele. Fantazmatem jest to, że zachodni konsump-
cjonizm, nie będąc uwikłanym w systemowe globalne nie-
równości, może je sam z siebie rozwiązać, a wszystko, co
musimy zrobić, to kupić właściwy produkt.
Kapitalizm i Realne
29
Rzecz jasna to, co uchodzi za "realistyczne~ to, co w da-
nym momencie uchodzi za możliwe w polu społecznym,
stało się takie w wyniku szeregu rozstrzygnięć natury po-
litycznej. Dowolne stanowisko ideologiczne nie może tak.
naprawdę nigdy osiągnąć sukcesu dopóki nie zostanie zna-
turalizowane, a nie może zostać znaturalizowane, dopóki
wciąż myśli się o nim jako o wartości, a nie jako o fakcie.
W efekcie neoliberalizm usiłował wyeliminować samą ka-
tegorię wartości w znaczeniu etycznym. W ciągu ostatnich
30. lat kapitalistyczny realizm z powodzeniem zainstalo-
wał "ontologię biznesu'; w której po prostu oczywiste staje
się, że w społeczeństwie wszystko, łącznie ze służbą zdro-
wia i edukacją, powinno prowadzić się tak jak biznes. Jak
utrzymywał każdy z radykalnych teoretyków, począwszy
od Brechta, a skończywszy na Foucault i Badiou, polityka
emancypacyjna zawsze musi zniszczyć pozór "naturalne-
go porządku'; musi obnażać to, co jawi się jako konieczne
i nieuchronne, jako jedynie przygodne, podobnie jak musi
uczynić z tego, co wydawało się niemożliwe, coś, co można
osiągnąć. Warto przypomnieć, że to, co obecnie uchodzi
za realistyczne, było kiedyś "niemożliwe": masowe prywa-
tyzacje, które miały miejsce w latach So., byłyby absolutnie
nie do pomyślenia dekadę wcześniej, a obecny krajobraz
polityczno-ekonomiczny ·(zawieszone związki zawodowe,
sprywatyzowane usługi komunalne czy kolejowe) byłby
niemal niewyobrażalny w 1975 r. Na odwrót, to, co kie-
dyś było wysoce prawdopodobne, obecnie uważa się za
nierealistyczne. "Modernizacja'; gorzko zauważył Badiou,
"to nazwa na bezwzględną i serwilistyczną definicję tego,
co możliwe. Te 'reformy' nieodmiennie mają na celu unie-
możliwić realizację tego, co kiedyś było wykonalne (dla du-
żej liczby ludzi) oraz uczynić opłacalnym (dla rządzącej
oligarchii) to, co takie nie było':
30
W tym miejscu być może warto przybliżyć podstawo-
we teoretyczne rozróżnienie Lacanowskiej psychoanali-
zy, które spopularyzował Zizek: różnicę między Realnym
a rzeczywistością. Jak tłumaczy Alenka Zupancic, psy-
choanalityczne ujęcie zasady rzeczywistości zachęca do
podejrzliwości wobec każdego jej wariantu, który pre-
zentuje się jako naturalny. "Zasada rzeczywistości'; pisze
Zupancic,
31
strofy ekologicznej ilustruje strukturę fantazmatyczną, na
której opiera się realizm kapitalistyczny: jego założenie,
że zasoby są niewyczerpywalne, że powłoka ziemska to
skorupa, którą kapitał może w pewnym momencie od-
rzucić jak zużyty naskórek oraz że wszelkie problemy
da się rozwiązać rynkowo (końcówka Wall-E przedsta-
wia nam wariant takiego fantazmatu - ideę, że możliwa
jest nieskończona ekspansja kapitału, że kapitał może się
pomnażać bez pracy: na pozaziemskim statku, Axiomie,
pracę wykonują roboty; zużycie wszystkich surowców na
Ziemi to tylko chwilowa komplikacja i po odpowiednim
czasie przeznaczonym na odnowę kapitał może na nowo
odtworzyć planetę i ją zrekolonizować). Jednak katastro-
fa ekologiczna w późnym kapitalizmie istnieje tylko jako
pewnego rodzaju simulacrum, jej rzeczywiste konsekwen-
cje są zbyt traumatyczne, żeby mogły być zasymilowane
przez system. Treścią krytyki ekologicznej jest sugestia, iż
kapitalizm, daleki od tego, by być jedyną sensowną opcją
polityczno-ekonomiczną, jest w istocie zaprogramowany,
żeby całkowicie zniszczyć ludzkie środowisko naturalne.
Relacja pomiędzy kapitalizmem i ekokatastrofą nie .jest ani
przypadkowa, ani niezamierzona: kapitał "potrzebuje sta-
le rozszerzającego się rynku'; "fetyszu wzrostu': co ozna-
cza, że kapitalizm z natury jest sprzeczny z jakimkolwiek
pojęciem zrównoważonego rozwoju.
Ale problemy ekologiczne to już strefa walki, miejsce
starć zmierzających do polityzacji tego zagadnienia. Poni-
żej chcę położyć nacisk na dwie inne aporie realizmu ka-
pitalistycznego, którym bardzo daleko do tego, żeby stały
się przedmiotem sporów politycznych. Pierwsza z nich
to zdrowie psychiczne. Zdrowie psychiczne jest w istocie
paradygmatycznym przypadkiem tego jak działa realizm
kapitalistyczny. Uparcie obstaje on przy tym, by trakto-
32
wać zdrowie psychiczne jak gdyby był to fakt całkowicie
naturalny, tak jak pogoda (ale, ponownie, pogoda już nie
tyle jest faktem naturalnym, co efektem polityczno-eko-
nomicznym). W latach 6o. i 70. radykalna teoria i poli-
tyka (Laing, Foucault, Deleuze, Guattari, itd.) skupiła się
na skrajnych przypadkach chorób psychicznych, takich
jak schizofrenia, dowodząc przykładowo, że szaleństwo
to nie kategoria naturalna, lecz polityczna. To, czego jed-
nak obecnie potrzebujemy, to polityzacja o wiele bardziej
powszechnych zaburzeń. W rzeczy samej, zasadniczym
problemem jest ich powszechność: w Wielkiej Brytanii de-
presja to obecnie najczęściej leczona przez brytyjski NHS 1
33
Drugim fenomenem, na który chciałbym zwrócić uwa-
gę, jest biurokracja. Przedstawiając argumenty przeciwko
socjalizmowi, neoliberalni ideologowie często niesłycha
nie ostro krytykują państwową biurokrację, która rzekomo
prowadzi do instytucjonalnej sklerozy i nieefektywności
gospodarek nakazowych. Wraz z triumfem neoliberalizmu
biurokracja miała stać się przestarzała, miała stać się relik-
tem stalinowskiej przeszłości, za którą nikt nie będzie pła
kał. Całkowicie przeczy to jednak doświadczeniu większo
ści ludzi pracujących i żyjących w późnym kapitalizmie, dla
których biurokracja pozostaje bardzo istotnym elementem
życia codziennego. Zamiast zniknąć, biurokracja zmieniła
formę: i tej nowej, zdecentralizowanej formie pozwolono
się rozrosnąć. Uporczywa obecność biurokracji w późnym
kapitalizmie wcale nie wskazuje na to, że kapitałizm nie
działa - wskazuje raczej na to, że to, w jaki sposób kapita-
lizm faktycznie funkcjonuje, bardzo różni się od tego, jak
wyobraża to sobie sam realizm kapitalistyczny.
Zdecydowałem się skupić na problemach zdrowia psy-
chicznego i biurokracji częściowo dlatego, że i to i to istnie-
je w obszarze kultury, który stopniowo staje się być coraz
bardziej zdominowany przez imperatywy realizmu kapi-
talistycznego: w edukacji. Przez większość dekady praco-
wałem jako wykładowca w szkole policealnej i w związku
z tym będę bardzo często nawiązywał do moich własnych
doświadczeń. W Wielkiej Brytanii szkoły policealne były
miejscem, do którego często lgnęli studenci ze środowisk
robotniczych, jeśli szukali alternatywy dla bardziej formal-
nych, państwowych instytucji edukacyjnych. Od czasu gdy
szkoły policealne przestały być kontrolowane przez lokal-
ne władze we wczesnych latach 90., stały się przedmiotem
presji "rynkowej" oraz narzucanych przez rząd targetów.
Stały się awangardą zmian, które następnie przetoczyły
34
się przez cały system szkolnictwa wyższego oraz usług
publicznych - swego rodzaju laboratorium, w którym te-
stowano neoliberalne "reformy" edukacji, i jako takie sta-
nowią doskonały obszar, od którego można zacząć analizę
skutków realizmu kapitalistycznego.
Refleksywna impotencja, immobilizacja
oraz liberalny komunizm
37
dowane przez chemiczną nierównowagę neurologiczną
jednostki i/lub przez środowisko rodzinne - skutkuje od-
rzuceniem pytania o jakąkolwiek formę przyczynowości
na poziomie systemu społecznego.
Wielu spośród nastoletnich uczniów, których spotka-
łem wydawało się być w stanie, który określiłbym mianem
depresyjnej hedonii. Depresję charakteryzuje się zazwy-
czaj jako stan anhedonii, jednak kondycja, o której mówię
nie tyle jest konstytuowana przez niemożność uzyskania
przyjemności, co raczej przez niezdolność do robienia
czegokolwiek innego p o z a poszukiwaniem przyjem-
ności. Czują, że "czegoś brakuje" - nie rozumieją, że ta
tajemnicza, wiecznie nieobecna rozkosz może być osią
gnięta wyłącznie p o z a zasadą przyjemności. Zasadniczo
jest to konsekwencja dwuznacznej pozycji strukturalnej
uczniów, którzy utknęli gdzieś pomiędzy swoją dotych-
czasową rolą, podmiotu instytucji dyscyplinarnych, a no-
wym statusem - konsumenta usług. W kapitalnym eseju
Postscriptum o społeczeństwach kontroli Deleuze odróżnia
społeczeństwa dyscyplinarne opisywane przez Foucaul-
ta, zorganizowane na wzór zamkniętej przestrzeni fabry-
ki, szkoły i więzienia, od nowych społeczeństw kontroli,
w których wszystkie instytucje oparte są na modelu roz-
proszonej korporacji.
Deleuze ma rację twierdząc, że Kafka to prorok rozpro-
szonej, cybernetycznej władzy, typowej dla społeczeństwa
kontroli. W Procesie Kafka dokonuje ważnego rozróżnie
nia na dwa typy dostępnych oskarżonemu uniewinnień.
Całkowite uniewinnienie nie jest już możliwe, jeśli w ogó-
le kiedykolwiek było ("zachowały się o starych sprawach
sądowych jedynie legendy [które] zawierają w większości
wypadków uniewinnienia"). Dwie pozostałe opcje zatem
to (1) "pozorne uniewinnienie': w którym oskarżony zo-
staje praktycznie oczyszczony ze wszelkich zarzutów, ale
może pó:źniej, w bliżej nieokreślonym czasie, ponownie
zostać postawiony w stan oskarżenia, lub (2) "nieskończo
ne przewleczenie'; w którym oskarżony angażuje się w (ży
wiąc nadzieję, nieskończony) przewlekły proces prawnych
przepychanek, w wyniku których nieprawdopodobne staje
się wydanie w najbliższym czasie budzącego lęk ostatecz-
nego wyroku. Deleuze zauważa, że społeczeństwa kontroli
opisane przez Kafkę, ale również przez Foucaulta i Bur-
roughsa, funkcjonują w trybie nieskończonego przewle-
czenia: edukacja jako proces trwający całe życie; szkolenia
trwające całe życie zawodowe; praca, którą zabiera się do
domu; praca w domu, mieszkanie w pracy. Konsekwencją
takiego "przewleczonego" trybu sprawowania władzy jest
zastąpienie zewnętrznej inwigilacji przez wewnętrzny nad-
zór. Kontrola działa tylko wtedy, kiedy jesteśmy jej częścią.
Stąd bierze się Burroughsowska figura "narkomana kon-
troli": tego, który uzależniony jest od kontroli, ale który
także jest nieuchronnie owładnięty, opętany kontrolą.
Wejd:źmy do praktycznie dowolnej klasy w college'u,
w którym przyszło mi uczyć i momentalnie zdamy so-
bie sprawę, że znajdujemy się w otoczeniu post-dyscypli-
narnym. Foucault skrupulatnie wyliczył sposoby, jakimi
zaprowadzono dyscyplinę narzucając sztywną kontrolę
postaw ciała. Jednak w trakcie zajęć w moim college'u stu-
denci garbią się w ławkach, rozmawiają i nieustannie coś
przegryzają (czasem nawet jedzą regularne posiłki). Sta-
ra dyscyplinarna segmentacja czasu załamuje się. Reżim
więzienny jest podkopywany przez technologie kontroli,
przez systemy nastawione na ciągłą konsumpcję i nie-
ustanny rozwój.
Sposób finansowania oznacza, że college dosłownie nie
może sobie pozwolić na wyrzucenie. uczniów, nawet gdyby
39
chciał. College'om przyznaje się środki w oparciu o to jak
bardzo skuteczne·były w realizacji przewidzianych celów
(wyniki egzaminów), jakie były statystyki uczestnictwa
w zajęciach oraz wskaźnik liczby studentów. Połączenie
imperatywów rynkowych z biurokratycznie zdefiniowany-
mi "targetami" jest typowe dla inicjatyw "rynkowego stali-
nizmu': które obecnie regulują usługi publiczne. Brak sku-
tecznego systemu dyscyplinującego nie został, delikatnie
rzecz ujmując, jakkolwiek zrekompensowany wzrostem
motywacji u studentów. Studenci są świadomi, że jeśli nie
będą chodzić na zajęcia i/lub nie napiszą żadnej pracy, to
i tak nie spotkają się z żadną sankcją. Typową reakcją na
taką swobodę nie jest dążenie do realizacji własnych celów,
lecz osunięcie się w hedonistyczny (bądź anhedonistycz-
ny) letarg: delikatna narkoza, Playstation na poprawę na-
stroju, całonocne oglądanie telewizji, marihuana.
Poprośmy ich, żeby przeczytali więcej niż kilka lini-
jek tekstu i wielu z nich - zwracam uwagę, że mówimy
o uczniach piątkowych - zaprotestuje, twierdząc, że nie
d aj ą rady. Najczęstsza skarga jaką słyszą nauczyciele
brzmi, że to j e s t n u d n e . Problemem nie jest treść tego,
co jest napisane, lecz raczej to, że samo czytanie uważa
się za "nudne': To, z czym mamy tutaj do czynienia, to
nie po prostu typowy dla nastolatków bezwład, lecz nie-
dopasowanie postpiśmiennego "Nowego Ciała': które jest
"zbyt nakręcone, żeby się skupić'; do stawiającej opór lo-
giki koncentracji rozpadających się systemów dyscypli-
narnych. Bycie znudzonym oznacza po prostu, że jest się
odsuniętym od stymulującej zmysły komunikacyjnej ma-
trycy, polegającej na wysyłaniu wiadomości tekstowych,
od YouTube'a i fast foodów; oznacza być odciętym na
chwilę od ciągłego strumienia naładowanej węglowoda
nami gratyfikacji na żądanie. Niektórzy ze studentów chcą
40
Nietzschego na tej samej zasadzie na jakiej domagają się
hamburgera; nie mogą pojąć - a logika systemu konsump-
cyjnego sprzyja temu nieporożumieniu - że Nietzsche to
właśnie owa trudność, niestrawność.
Ilustracja: poprosiłem jednego z uczniów o zdjęcie słu
chawek i zapytałem dlaczego zawsze nosi je w sali. Odpo-
wiedział, że nie ma to znaczenia, ponieważ i tak niczego
teraz nie słucha. Na innych zajęciach nie nosił słuchawek,
ale puszczał na nich bardzo cicho muzykę. Kiedy popro-
siłem go o to, żeby ją wyłączył, odpowiedział, że nawet
on nic nie słyszy. Po co nosić słuchawki, w których nic
nie leci albo puszczać muzykę i nie nakładać słuchawek?
Ponieważ obecność słuchawek na uszach lub świadomość,
że leci muzyka (nawet jeśli się jej nie słyszy) potwierdza
to, że matryca n a d a l t a m j e s t , na wyciągnięcie ręki.
Poza tym, jest to klasyczny przykład interpasywności: je-
śli nadal gra muzyka, nawet kiedy jej nie słychać, to samo
urządzenie może nadal rozkoszować się nią w jego imie-
niu. Użycie słuchawek jest tu znaczące- muzyki popowej
nie odbiera się jako czegoś, co mogłoby mieć jakikolwiek
wpływ na sferę publiczną, lecz jako środek do wycofania
się do prywatnego "zlpodowanego" świata konsumenckiej
przyjemności, zamurowania się przed tym, co społeczne.
Konsekwencją uzależnienia się od matrycy czystej roz-
rywki jest stan rozdygotania i pobudzonej interpasywno-
ści, nieumiejętność skoncentrowania się i skupienia. Nie-
zdolność studentów do połączenia ogólnej dekoncentracji
z przyszłym życiowym niepowodzeniem, niezdolność do
zsyntetyzowania czasu w jakąkolwiek spójną narrację, jest
symptomem nie tyle samej demotywacji, co czegoś dużo
bardziej istotnego. Jest to, w istocie, złowieszczo podobne
do Jamesonowskiej analizy z Postmodernizmu i społeczeń
stwa konsumenckiego. Jameson zaobserwował tam, że La-
41
canowska teoria schizofrenii oferuje "sugestywny model
estetyczny" dla zrozumienia fragmentacji podmiotowości
w obliczu wyłonienia się kompleksu przemysłowo-rozryw
kowego. Jak podsumowuje Jameson, "przerwanie łańcucha
znaczących zawęża doświadczenie schizofreniczne do czy-
sto materialnych znaczących, innymi słowy do czystych
i niepowiązanych z sobą teraźniejszości': Jameson napi-
sał to pod koniec lat 80. - tzn. wtedy, kiedy urodziła się
większość moich studentów. To, co z czym mierzymy się
w klasach, to pokolenie urodzone w ahistorycznej, a-mne-
monicznej kulturze migawkowej - pokolenie, dla którego,
ujmując rzecz inaczej, czas zawsze przychodzi w formie
gotowych już i poszatkowanych cyfrowo mikroplasterków.
Jeśli figurą dyscypliny był robotnik-więzień, tak figurą
kontroli jest dłużnik-nałogowiec. Kapitał cyberprzestrze-
ni funkcjonuje uzależniając swoich użytkowników; Wil-
liam Gibson zauważył to w Neuromancerze, kiedy kazał
Case'owi i innym kowbojom czasoprzestrzeni odczuwać
mrowienie pod skórą jak tylko odpinali się od matrycy
(amfetaminowy nałóg Case'a to ewidentnie substytut uza-
leżnienia od daleko bardziej abstrakcyjnego speedu). Jeśli
zatem coś takiego jak zespół nadpobudliwości psychoru-
chowej z deficytem uwagi (ADHD) jest patologią, to jest
to patologia póinego kapitalizmu - konsekwencja bycia
podłączonym do zamkniętego obiegu hipermedialnej kul-
tury konsumpcyjnej kontrolującej rozrywkę. Podobnie, to,
co nazywa się dysleksją, w wielu wypadkach może być
postleksją. Nastolatki bardzo wydajnie przetwarzają nasy-
cone obrazami dane Kapitału, nie potrzebują do tego czy-
tania - rozpoznawanie sloganu wystarczy do poruszania
się po interfejsie magazynu informacyjnego przystosowa-
nego do urządzeń mobilnych. "Kapitalizm nigdy nie miał
skłonności do pisania': twierdzili w Anty-Edypie Deleuze
42
i Guattari. "Język elektryczny nie wykorzystuje głosu ani
pisma; informatyka obywa się bez nich': Czy to przyczyna,
że tak wielu odnoszących sukcesy biznesmenów to dys-
lektycy? (Ale czy ich postleksykalna skuteczność to przy-
czyna czy rezultat ich sukcesu?)
Nauczyciele znajdują się obecnie pod nieznośną presją,
mediując między postpiśmienną podmiotowością póź
nokapitalistycznego konsumenta i wymaganiami reżimu
dyscyplinarnego (zdawanie egzaminów itd.). To jeden
z przykładów na to, jak system edukacji, daleki od tego,
żeby być wieżą z kości słoniowej uodpornioną na pro-
blemy "realnego świata~ staje się maszynerią reprodukcji
rzeczywistości społecznej, bezpośrednio konfrontując się
ze sprzecznościami kapitalistycznego pola społecznego.
Nauczyciele miotają się, pełniąc równocześnie rolę facy-
litatora, artysty estradowego i dyscyplinującego despo-
ty. Chcą pomóc studentom zdać egzaminy; oczekuje się
bowiem od nas, że będziemy dla uczniów autorytetami,
którzy mówią im, co mają robić. Nauczyciele interpelo-
wani przez studentów jako autorytety potęgują jednak
problem "nudy~ bo czyż nie jest tak, że wszystko, co po-
chodzi od autorytetu, jest a priori nudne? Zakrawa na
ironię, że bardziej niż kiedykolwiek od edukatora wymaga
się przyjęcia roli kogoś, kto potrafi trzymać w ryzach do-
kładnie wtedy, kiedy rozpadają się instytucjonalne struk-
tury dyscyplinarne. Podczas gdy rodziny uginają się pod
naciskiem kapitalizmu, który wymaga, aby obaj rodzice
pracowali, to od nauczycieli coraz bardziej oczekuje się,
że będą funkcjonować jako rodzice zastępczy, wpajając
studentom najbardziej podstawowe reguły zachowania,
zapewniając opiekę i emocjonalne wsparcie dla nastolat-
ków, którzy niejednokrotnie są jedynie w minimalnym
stopniu zsocjalizowani.
43
Warto podkreślić, że żaden ze studentów, których uczy-
łem, nie był prawnie zobligowany do pozostawania w col-
lege'u. Mogli odejść gdyby tylko chcieli. Ale brak jakich-
kolwiek widoków na sensowne zatrudnienie plus cyniczne
zachęty ze strony rządu oznaczają, że college wydaje się
być łatwiejszą, bezpieczniejszą opcją. Deleuze jest zdania,
że społeczeństwa kontroli bazują raczej na długu niż na
wykluczaniu; ale obecny system edukacji w pewien sposób
zarówno zadłuża, j ak i wyklucza studentów. Logika na-
ciska: zapłać za swoją własną edukację - zadłuż się, żeby
dostać tę samą McPracę jaką dostałbyś, gdybyś porzucił
szkołę w wieku 16lat...
Jameson zauważył, że "załamanie się czasowości nagle
uwalnia moment teraźniejszy z wszelkich sprawczości i in-
tencjonalności, które mogłyby je skoncentrować i uczy-
nić z niej przestrzeń praxis". Ale nostalgia za kontekstem,
w którym funkcjonowały stare typy praxis prowadzi po
prostu donikąd. Dlatego francuscy studenci w ostatecz-
nym rozrachunku nie stanowią alternatywy dla brytyjskiej
refleksywnej impotencji. To, że neoliberalny The Econo-
mist szydzi z francuskiej opozycji względem kapitalizmu
nie zaskakuje, jednak drwina z francuskiej "immobilizacji"
jest w pewnym sensie trafna. "Oczywiście studenci, którzy
rozpoczęli ostatnie protesty, zdawali się sądzić, że odgry-
wają wydarzenia z Maja 1968, kiedy ich rodzice rzucili się
na Charlesa De Gaulle'a': napisano we wstępniaku z 30 mar-
ca 2006 r.
Pożyczylijej slogany ("Pod brukiem leży plaża!") oraz
przywłaszczyli symbole (Uniwersytet w Sorbonie).
W tym sensie bunt ten wydaje się być naturalnym se~
quelem podmiejskich zamieszek, które doprowadziły
do wprowadzenia przez rząd stanu wyjątkowego. Po-
słuszeństwo wypowiedziała wtedy bezrobotna, etnicz-
44
na podklasa, buntująca się przeciwko wykluczającemu
jąsystemowi. Jednak uderzającą cechą ostatnich prote-
stów jest to, że siły rebeliantów stoją po stronie konser-
watystów. W przeciwieństwie do wszczynającej bur-
dy młodzieży z banlieues, celem studentów i związków
zawodowych z sektora publicznego jest zapobieżenie
zmianom i uchronienie przed nimi Francji.
45
względem zmia.ny, liberalni komuniści z werwą ją akcep-
tują. Żizek ma tutaj rację, gdy twierdzi, że będąc zasadni-
czo bardzo daleko od jakiejkolwiek progresywnej korekty
wobec oficjalnej doktryny kapitalistycznej, liberalny komu-
nizm konstytuuje obecnie dominującą ideologię kapitali-
zmu. "Elastyczność~ "nomadyzm" i "spontaniczność" to
znaki charakterystyczne zarządzania w postfordowskim
społeczeństwie kontroli. Problem leży w tym, że jakiekol-
wiek apele o nie-elastyczność i centralizację nie mogą li-
czyć, łagodnie mówiąc, na entuzjastyczny odzew.
W każdym razie opór względem "nowego" nie jest czymś,
na czym lewica może czy też powinna się koncentrować.
Kapitał bardzo starannie przemyślał sobie jak złamać pra-
cę; dotychczas jednak nie zdołano przemyśleć tego, jaka
taktyka zadziałałby przeciwko Kapitałowi w warunkach
postfordyzmu i jaki n o wy język mógłby być wynalezio-
ny, żeby sobie z nimi poradzić. Ważne jest, żeby walczyć
z kapitalistycznym zawłaszczeniem tego, co "nowe'; ale
odzyskanie tego, co "nowe" nie może polegać na zaadap-
towaniu się do warunków, w których się obecnie znajduje-
my- to wyszło nam aż za dobrze, a "adaptacja zakończona
sukcesem" to strategia menedżeryzmu par excellence.
Łączenie liberalizmu z "restauracją'; proponowane zupo-
rem zarówno przez Badiou jak i Harveya, wnosi istotną
korektę w temacie związków Kapitału z nowością. Dla Ha-
rveya i Badiou polityka neoliberalizmu nie jest tym, co
nowe, lecz p o w rot e m do władzy klasowej oraz przy-
wileju. "[We] Francji~ twierdzi Badiou, "pojęcie 'Restau-
racja' odnosi się do okresu po powrocie króla, w 1815 r.,
po rewolucji i po Napoleonie. Na takim etapie znajdujemy
się teraz. Widzimy obecnie tylko liberalny kapitalizm oraz
jego polityczny system, parlamentaryzm, jako jedyne na-
turalne i akceptowalne rozwiązania': Harvey twierdzi, że
neoliberalizm najlepiej skonceptualizować jako "politycz-
ny projekt przywrócenia warunków akumulacji kapitału
oraz odbudowy władzy elit ekonomicznych': Harvey wy-
kazał, że w erze popularnie zwanej "postpolityczną'; nadal
toczona jest wojna klasowa, ale tylko przez jedną stro-
nę: przez bogatych. "Po wdrożeniu neoliberalnych zasad
w późnych latach 70~ wyjaśnia Harvey,
47
całą historię swego istnienia, z walką przeciw mechani-
zmom dyscypliny w przestrzeniach zamknięcia - mogą
one dostosować się do nowych form oporu wobec spo-
łeczeństw kontroli, czy też powinny raczej ustąpić miej-
lica tym nowym formom? I czy jest już widoczny zarys
owych nadchodzących form, zdolnych zagrozić rozko-
szom marketingu? Zadziwiające, że wielu młodych ludzi
chełpi się tym, że są "zmotywowani: domaga się szkoleń
i permanentnego kształcenia. Muszą oni w końcu od-
kryć, czemu zostają w ten sposób podporządkowani, tak
jak poprzednia generacja dokonała bolesnego odkrycia
celów dyscypliny.
49
się bliżej nazwisku "Neil McCauley~ To nazwisko anoni-
mowe, do fałszywego paszportu, pozbawione historii (na-
wet jeśli, ironicznie, pobrzmiewa w nim nazwisko brytyj-
skiego historyka, Lorda McCauleya). Porównajmy z "Cor-
leone" i przypomnijmy sobie, że Ojciec Chrzestny ma za
nazwisko nazwę wioski. McCauley to prawdopodobnie
ta rola grana przez Roberta De Niro, która jest najbliższa
osobowości samego aktora: to zasłona, szyfr, pozbawiony
głębi zimny profesjonalizm, zredukowany do samego aktu
przygotowania się, badania, metody ("Robię to, co robię
najlepiej"). McCauley to nie· szef mafii, nadęty boss usa-
dowiony na szczycie barokowej hierarchii rządzonej przez
zbiór reguł zapisanych krwią tysięcy porachunków, równie
podniosłych i tajemniczych jak w kościele katolickim. Jego
gang to profesjonaliści, praktycznie zorientowani przed-
siębiorcy-spekulanci, inżynierowie zbrodni, których cre-
do jest dokładnym przeciwieństwem rodzinnej lojalności
Cosa Nostry. W takich realiach nie da się zachować więzi
rodzinnych, jak McCauley tłumaczy zawziętemu detekty-
wowi Vincentowi Hannie, postaci granej przez Ala Paci-
no. "Mając mnie cały czas na oku, śledząc mnie, jak chcesz
utrzymać małżeństwo"? Hanna to cień McCauleya, zmu-
szony przyjąć jego bezsubstancjalność, nieskończoną ru-
chliwość. Jak każdą grupę udziałowców, gang McCauleya
trzyma razem tylko widok przyszłych zysków; jakiekolwiek
nadprogramowe związki to ewentualny ~onus, niemal na
pewno grożący niebezpieczeństwem. Ich układ jest czaso-
wy, pragmatyczny i lateralny - wiedzą, że są wymienialny-
mi częściami maszyny, że nie ma żadnych gwarancji, że nic
nie trwa wiecznie. W porównaniu z tym chłopcy z ferajny
wydają się być prowadzącymi osiadłytryb życia sentymen-
talistami, zakorzenionymi w umierających wspólnotach, na
terytoriach z góry skazanych na zagładę.
so
Demonstrowany przez McCauleya etos był badany
przez Sennetta w Korozji charakteru. Osobistych konse-
kwencji pracy w nowym kapitalizmie, przełomowej pracy
dotyczącej emocjonalnych przetasowań spowodowanych
postfordowską reorganizacją pracy. Slogan, który podsu-
mowuje nową sytuację, brzmi "nic na dłużej~ Tam, gdzie
poprzednio pracownicy mogli posiąść konkretny zestaw
umiejętności i oczekiwać na awans w górę sztywnej hie-
rarchii organizacyjnej, tak teraz wymaga się od nich co
jakiś czas nabycia nowych kompetencji w momencie gdy
migrują z jednej instytucji do drugiej, od jednej roli do
drugiej. W toku decentralizacji organizacji pracy, gdzie
rozgałęzione sieci zastępują hierarchiczne piramidy, pre-
mię stanowi "elastyczność~ Wtórując drwinom McCau-
leya z Hanny z Gorą.czki {"Jak chcesz utrzymać małżeń
stwo?"), Sennett podkreśla jak nieznośne obciążenia na
życiu rodzinnym wywierają warunki permanentnej nie-
stabilności. Wartości, na których opiera się życie rodzin-
ne - zobowiązanie, słowność, poświęcenie - to dokład
nie te wartości, które w nowym kapitalizmie uważa się
za przestarzałe. Jednak w sytuacji, gdy sfera publiczna
jest ciągle atakowana, a system zabezpieczeń socjalnych,
które dotąd zapewniało "państwo opiekuńcze'; został roz-
montowany, rodzina staje się coraz ważniejszym miej-
scem wytchnienia od napięć generowanych przez świat,
w którym nietrwałość stała się normą. Sytuacja rodziny
w kapitalizmie postfordowskim jest kontradyktorycz-
na, dokładnie w taki sposób jak przewidywał tradycyjny
marksizm: kapitalizm potrzebuje rodziny Qako niezbęd
nego medium reprodukcji i opieki nad siłą roboczą, bal-
samu na psychiczne rany zadane przez anarchiczne wa-
runki społeczno-ekonomiczne), nawet jeśli ją podkopuje
(odmawia rodzicom czasu dla dzieci, wywiera nieznośny
51
nacisk na pary, czyniąc z nich dla siebie jedyne źródło
emocjonalnego pocieszenia).
Według marksistowskiego ekonomisty Christiana Ma-
razziego, można wskazać bardzo precyzyjną datę przej-
ścia od fordyzmu do postfordyzmu: to 6 października
1979 r. Tego dnia System Rezerwy Federalnej zwiększył
stopy procentowe o 20 punktów, przecierając drogę do
"ekonomii podażowej'~ która będzie konstytuować naszą
"rzeczywistość gospodarczą': Podniesienie stóp procento-
wych nie tylko zatrzymało inflację, umożliwiło również
reorganizację środków produkcji i dystrybucji. "Sztyw-
ność" fordowskiej linii produkcyjnej ustąpiła nowej "ela-
styczności'~ słowu, którego właściwy sens do dziś wywo-
łuje ciarki na plecach każdego pracownika. Elastyczność
została zdefiniowana przez deregulację Kapitału i pracy,
gdzie siła robocza zostaje zatrudniona na umowę tym-
czasową (z wrastającą liczbą pracowników zatrudnioną
na czas określony) i zoutsourcowana.
Podobnie jak Sennett, Marazzi uznał, że nowe warunki
zarówno wymagały jak i wyłoniły się ze zwiększonej cy-
bernetyzacji środowiska pracy. Fabryka fordowska zgrub-
sza dzieliła się na pracowników fizycznych i umysłowych,
gdzie różne rodzaje prac wyznaczała sama struktura bu-
dynku. Pracujący w hałaśliwym otoczeniu i obserwowa-
ni przez menedżerów oraz nadzorców robotnicy używali
języka wyłącznie podczas przerwy, w toalecie, na koniec
dnia pracy lub kiedy angażowali się w akcje sabotażowe,
ponieważ komunikacja zakłócała produkcję. W postfor-
dyzmie jednak, gdzie linia montażowa staje się "obiegiem
informacji'~ ludzie pracują komunikując się ze sobą. Jak
uczył Norbert Wiener, komunikacja i kontrola zakładają
siebie nawzajem.
52
Życie i praca stają się nierozłączne. Kapitał podąża za
tobą we śnie. Czas przestaje być linearny, staje się cha-
otyczny, rozbity na punktowe odcinki. Systemy nerwowe
również zostają zrestrukturyzowane, tak jak produkcja
i dystrybucja. Żeby funkcjonować efektywnie jako element
produkcji dokładnie na czas, musisz rozwinąć zdolność do
reakcji na niespodziewane wydarzenia, musisz nauczyć
się żyć w warunkach totalnej niestabilności, "prekarności';
jak mówi niezręczny neologizm. Okresy pracy występują
na przemian z okresami zatrudnienia. Zazwyczaj lądujesz
w serii krótkoterminowych prac, nie będąc w stanie pla-
nować przyszłości.
Zarówno Marazzi jak i Sennett podkreślają, że dezinte-
gracja stałych schematów pracy była częściowo napędzana
pragnieniami pracowników - to oni, słusznie zresztą, nie
chcieli pracować w tej samej fabryce przez 40 lat. Pod wie-
loma względami lewica nigdy nie doszła do siebie po tym,
jak zaskoczył ją Kapitał, który zmobilizował się i zmeta-
bolizował pragnienie wyzwolenia się z fordowskiej rutyny.
Zwłaszcza w Wielkiej ijrytanii, tradycyjni przedstawiciele
klasy robotniczej - związki zawodowe i ich przywódcy -
trochę za bardzo zaprzyjaźnili się z fordyzmem; stabilność
antagonizmu gwarantowała im ich rolę. Ale oznaczało to
też, że zwolennicy postfordowskiego kapitału z łatwością
mogli się przedstawić jako przeciwnicy status quo, dziel-
nie stawiający opór inercyjnie zorganizowanym związkom
zawodowym, "na próżno" angażującym się w bezowocne
antagonizmy ideologiczne, które służyły interesom związ
ków zawodowych i polityków, ale nie posuwały do przo-
du nadziei klasy, w imieniu której rzekomo występowały.
Linia antagonizmu nie przebiega obecnie na zewnątrz,
w starciu bloków klasowych, lecz wewnątrz, w psychice
robotnika, którego, jako pracownika, interesuje konflikt
53
klaNowy w starym stylu, ale jako kogoś, kto ma fundusz
emerytalny, interesuje również maksymalizacja zysków
z Inwestycji. Nie istnieje już dający się zidentyfikować
wróg zewnętrzny. Konsekwencją tego, twierdzi Marazzi,
jest to, że sytuacja robotników w postfordyzmie przypo-
mina sytuację Żydów ze Starego Testamentu po wyjściu
z "domu niewoli": wyzwoleni z poddaństwa, do którego
nie mieli ochoty wracać, ale również pozostawieni samym
sobie, opuszczeni na pustyni, niepewni tego, dokąd iść.
Psychologiczny konflikt pustoszący jednostkę od środ
ka nie może nie mieć ofiar. Marazzi bada związek między
wzrostem zachorowań na zaburzenie afektywne dwubie-
gunowe a postfordyzmem, i jeśli, jak argumentują Deleuze
i Guattari, schizofrenia to stan, który wyznacza zewnętrz
ną granicę kapitalizmu, to chorobą psychiczną właściwą
dla jego "wnętrza" jest choroba afektywna dwubiegunowa.
Wraz z jego nieustającymi cyklami wzrostu i recesji, ka-
pitalizm sam jest fundamentalnie i nieuchronnie dwubie-
gunowy, okresowo skłaniając się ku maniakalnej ekscyta-
cji (irracjonalna histeryczność "baniek spekulacyjnych''),
bądź ku depresyjnemu zjazdowi (termin "depresja ekono-
miczna" nie jest tu oczywiście przypadkowy). W stopniu
bezprecedensowym w porównaniu z wszystkimi innymi
systemami społecznymi, kapitalizm zarówno karmi się
nastrojami ludności, jak i je reprodukuje. Kapitalizm nie
mógłby funkcjonować bez delirium i zaufania.
Wydaje się, że szerząca się mniej więcej od 1750 r. (tzn.
od samego początku przemysłowego kapitalizmu) ukrad-
kiem i niepostrzeżenie "niewidzialna plaga" zaburzeń psy-
chicznych i afektywnych osiągnęła wraz z postfordyzmem
nowy poziom ostrości. W tym kontekście ważna jest pra-
ca Olivera Jamesa. W The Selfish Capitalist James wska-
zuje na znaczący wzrost liczby "zaburzeń psychicznych"
54
w ostatnich 25 latach. "Według większości kryteriów'; do-
nosi James,
55
jest namolnie forsowany pogląd, że materialny dobrobyt
to klucz do samospełnienia, że tylko bogaci wygrywają
i że droga na szczyt jest otwarta dla każdego, kto chce
ciężko pracować, bez względu na pochodzenie rodzinne,
etniczne czy społeczne - jeśli Ci się nie uda, to winić za
to trzeba tylko jedną osobę.
56
wprost równoznaczna z jej depolityzacją. Traktowanie jej
jako indywidualnego problemu chemiczno-biologicznego
jest dla kapitalizmu niezmiernie korzystne. Po pierwsze,
wzmacnia to dążenie Kapitału do zatomizowanego indy-
widualizmu (jesteś chory, bo taką masz chemię mózgu).
Po drugie, tworzy nieprawdopodobnie lukratywny rynek,
w którym międzynarodowe koncerny farmaceutyczne
mogą wciskać ludziom swoje leki (wyleczymy Cię przy
pomocy naszych SSRI). Oczywiste jest, że choroby psy-
chiczne konkretyzuj ą się na poziomie neurologicz-
nym, ale nie mówi to nic o ich przyczynie. Jeśli prawdą jest
to, na przykład, że depresję wywołuje niski poziom seroto-
niny, to nadal należałoby wyjaśnić dlaczego poszczególne
jednostki mają jej tak niski poziom. Wymaga to wyjaśnień
natury społeczno-politycznej; jeśli lewica chce zakwestio-
nować realizm kapitalistyczny, to zadanie repolityzacji
choroby psychicznej jest kwestią nadzwyczaj palącą.
Doszukiwanie się analogii między wzrostem podatno-
ści na zaburzenia psychiczne i nowymi sposobami oceny
wydajności pracowników nie wydaje się być całkowicie
bezpodstawne. Przypatrzymy się teraz bliżej owej "nowej
biurokracji':
Wszystko, co stałe, rozpływa się PR-ze:
stalinizm rynkowy i biurokratyczna
antyprodukcja
59
również emocjonalnego zaangażowania. Co więcej, próba
ordynarnej kwantyfikacji emocjonalnego zaangażowania
wiele nam mówi o nowych sposobach organizacji. Przykład
ze znaczkami talentów zwraca uwagę również na inny fe-
nomen: ukryte oczekiwania wybiegają poza oficjalne stan-
dardy. Joanna, kelnerka z sieci kawiarni, nosi dokładnie 7
plakietek talentu, ale wyraźnie daje się jej do zrozumienia,
że choć 7 oficjalnie wystarczy, to jest to właściwie za mało
- menedżer pyta się jej czy chce wyglądać na osobę, "którą
stać tylko na absolutne minimum~
"Wiesz co, Stan, jeśli mam nosić 37 znaczków~ denerwuje
się Joanna, "czemu po prostu nie wymagasz ode mnie 37
znaczków?" "Pamiętam jak mówiłaś" - odpowiada mene-
dżer - "że chcesz wyrazić siebie': Ilość wystarczająca już
nie wystarcza. To syndrom dobrze znany wielu pracowni-
kom, odkrywającym, że ocena "zadowalająca" na ocenie
wydajności już zadowalająca nie jest. Przykładowo, jeśli
podczas hospitacji nauczyciel uzyska ocenę "zadowalają
cą'; to w wielu instytucjach edukacyjnych oczekuje się od
niego, że przed kolejną próbą ewaluacji podejmie szkolenie.
Początkowo nieco zagadkowe wydawać się może to, że
biurokratyzacja uległa i n t e n syf i kac j i pod rządami
neoliberalnymi, które uchodzą za antybiurokratyczne
i antystalinowskie. Jednak nowe procedury biurokratycz-
ne - "cele i zadania~ "efekty'; "deklaracja misji" - rozmno-
żyły się, nawet jeśli dominuje neoliberalna retoryka o koń
cu odgórnej, scentralizowanej kontroli. Może się wydawać,
że biurokracja to niejako powrót tego, co wyparte, ironicz-
nie odradzającego się w sercu systemu, który zapewniał,
że to zniszczy. Odrodzenie się biurokracji w neoliberali-
zmie to jednak coś więcej niż jakiś atawizm czy anomalia.
Jak już wskazywałem, nie ma sprzeczności między "by-
ciem smar(' a przyrostem administracji i regulacji; w przy-
6o
padku pracy w społeczeństwach kontroli to dwie strony
medalu. Richard Sennett twierdził, że spłaszczenie pira-
midy hierarchii faktycznie zaowocowało nasileniem in-
wigilacji pracowników. "Jednym z argumentów na rzecz
wprowadzenia nowego porządku w pracy zakłada, że wła
dza winna ulec decentralizacji, aby dać ludziom stojącym
na niższych szczeblach organizacji większą kontrolę nad
swoimi działaniami'; pisze Sennett. "Argument ten z pew-
nością okaże się chybiony, jeśli przyjrzymy się technikom
wykorzystywanym przy przekształcaniu starych biurokra-
tycznych molochów. Dzięki nowemu systemowi informa-
cyjnemu menedżerowie najwyższego szczebla uzyskują
wszechstronny i szczegółowy obraz organizacji; pojedyn-
czy pracownicy nie mogą niczego ukryć': Ale nie chodzi
tylko o to, że technologie informacyjne dały menedżerom
większy dostęp do danych; zwielokrotnieniu uległy same
dane. Wiele z tych "informacji" dostarczają sami pracow-
nicy. Massimo de Angelis i David Harvie opisują niektóre
z wymogów biurokratycznych, jakim sprostać musi wykła
dowca układając moduł nauczania na studiach pierwszego
stopnia na uniwersytetach w Wielkiej Brytanii. Jak piszą
De Angelis i Harvie:
Osoba odpowiedzialna za moduł (ML [module leader],
tj.wykładowca) musi wypełnić różnego rodzaju robo-
tę papierkową, przede wszystkim "kartę przedmiotu~
gdzie obok wielu innych informacji podane są "cele
i założenia" modułu, "spodziewane efekty kształcenia';
"sposób i metody ewaluacji"; oraz dokument "recenzji
modułu" (na końcu), w którym ML informuje jak sam
ocenia jego mocne i słabe strony, sugeruje zmiany na
przyszły rok, podsumowuje opinie studentów oraz po-
daje średnią ocen i ich rozrzut.
61
To jednak zaledwie wierzchołek górylodowej. Dla całe
go programu studiów jako takich nauczyciel akademicki
musi przygotować "specyfikację programową'; jak rów-
nież stworzyć "roczny raport z programu'; który rejestru-
je wyniki studentów zgodnie ze "wskaźnikami postępów';
"ilością rezygnacji'; ich poziomem oraz rozrzutem ocen.
Wszystkie oceny studentów dają ocenę końcową zgodnie
z "matrycą': Ten auto-nadzór dopełnia diagnoza prze-
prowadzona przez eksperta zewnętrznego. Oceny zadań
studentów są monitorowane przez "zewnętrznych eg-
zaminatorów'; którzy mają za zadanie utrzymać spójne
standardy w całym sektorze uniwersyteckim. Wykładow
cy muszą być obserwowani przez pracowników o tych sa-
mych kwalifikacjach, podczas gdy wydziały są poddawane
okresowo trzy-czterodniowym inspekcjom QAA (Quality
Assurance AgencyJor Higher Education). Jeśli są "aktywni
naukowo'; muszą dostarczyć swoje "cztery najlepsze pu:..
blikacje" co 4 albo s lat żeby zostać ocenionym przez pa-
nel w ramach Research Assessment Exercise (zastąpionym
w 2008 r. przez równie kontrowersyjny Research Excel-
lence Framework). De Angelis i Harvie dobrze wiedzą, że
to jedynie bardzo szkicowy raport na temat niektórych
zadań biurokratycznych, którym muszą podołać nauczy-
ciele akademiccy, i z których wszystkie niosą dla instytu-
cji określone konsekwencje natury finansowej. Ta bateria
biurokratycznych procedur żadną miarą nie ogranicza się
ani do uniwersytetów, ani do edukacji; pozostałe służby
publiczne, takie jak NHS czy policja, zmagają się z podob-
nym biurokratycznym zrakowaceniem.
Jest to częściowo konsekwencja wewnętrznego oporu
pewnych procesów i usług przed urynkowieniem (przy-
kładowo rzekome urynkowienie edukacji opiera się na
sprzecznej i nierozwiniętej analogii: czy studenci to k o n -
62
s u m e n c i usług czy ich p r o dukt?) Wyidealizowany
rynek miał za zadanie zapewniać wymianę ,.bezfrykcyj-
ną~ w ramach którego pragnienia konsumentów byłyby
zaspokajane bezpośrednio, bez potrzeby interwencji czy
pośredniczenia agencji regulujących. Jednak dążenie do
ocenienia wydajności pracowników oraz ilościowego po-
miaru tych form pracy, które, ze swej natury, nie dają się
skwantyfikować, nieuchronnie wymaga dodatkowych
pięter zarządzania i biurokracji. To, z czym mamy tutaj
do czynienia to nie bezpośrednie porównanie wydajności
pracowników czy ich dorobku, lecz zestawienie audyto-
wanej re p re z e n t a c j i tejże wydajności i dorobku. Nie-
uchronnie dochodzi tu do spięcia, a praca ukierunkowana
zostaje raczej na wytwarzanie i manipulowanie reprezen-
tacją pracy, nie na realizację oficjalnych zadań. W rzeczy
samej, antropologiczne studium dotyczące samorządu
w Wielkiej Brytanii dowodzi, że ,.więcej wysiłków nakiero-
wanych jest na upewnienie się, że usługi lokalnych władz
są właściwie zaprezentowane, niż na faktyczną poprawę
ich jakości': Odwrócenie priorytetów jest jedną z charak-
terystycznych cech systemu, który można bez nadmier-
nej przesady scharakteryzować jako ,.stalinizm rynkowy':
To, w czym kapitalizm naśladuje stalinizm, to przedkła
danie symboli osiągnięć nad same osiągnięcia. Jak wyja-
śnił Marshall Berman opisując stalinowski projekt Kanału
Białomorskiego z lat 1931-1933:
6s
bie sprawy, że realnie istniejący socjalizm jest nikczemny
i zdeprawowany? Nikt z ludzi, którzy byli świadomi jego
mankamentów; żaden z urzędników rządowych, oni po
prostu musieli to wiedzieć. Nie, to wielki Inny był tym,
o którym sądzono, że nie zna - komu nie pozwalano po-
znać - codzienności realnego socjalizmu. Jednak różnica
między tym, co wie wielki Inny, tzn. między tym, co jest
oficjalnie akceptowane, a między tym, co jest powszech-
nie znane i doświadczane przez rzeczywiste jednostki, jest
bardzo dalekie od bycia "jedynie" czymś formalnie pu-
stym; rozziew pomiędzy nimi dwoma pozwala funkcjono-
wać "zwykłej" rzeczywistości społecznej. Kiedy nie można
już dłużej podtrzymać iluzji, że wielki Inny nie wie, nie-
widzialna tkanka spajająca system społeczny rozpada się.
Dlatego przemówienie Chruszczowa z 1956 r., w którym
.,przyznawał się" do braków państwa sowieckiego, było tak
doniosłe. To nie tak jakby nikt w partii nie był świadomy
potworności i demoralizacji praktykowanej w jej imieniu,
ale komunikat Chruszczowa sprawił, że nie dało się już
wierzyć w to, że wielki Inny o tym nie wie.
To tyle jeśli chodzi o realny socjalizm - a co z realnym
kapitalizmem? Jednym ze sposobów rozumienia ,.reali-
zmu" realizmu kapitalistycznego jest ujęcie go w katego-
riach odrzucenia wiary w wielkiego Innego. Postmoder-
nizm można rozumieć jako określenie na zespół kryzysów
spowodowanych upadkiem wiary w wielkiego Innego, to
- jak sugeruje słynne Lytoardowskie sformułowanie kon-
dycji postmodernistycznej - "niewiara w metanarracje~
Oczywiście Jameson dowodziłby, że "niewiara w metanar-
racje" to jeden z objawów "kulturowej logiki kapitalizmu~
konsekwencja przeskoczenia na postfordowski tryb aku-
mulacji kapitalistycznej. Nick Land jest autorem jednego
z najbardziej euforycznych opisów dotyczących .,postmo-
66
clemistycznego stopienia się kultury z ekonomią': W pracy
Landa cybernetycznie zaktualizowana niewidzialna ręka
stopniowo eliminuje scentralizowaną władzę państwową.
Teksty Landa z lat 90. syntetyzują cybernetykę, teorię zło
żoności, cyberpunkową fikcję i neoliberalizm, żeby skon-
struować wizję planetarnej sztucznej inteligencji: rozległy,
prężny, nieskończenie rozszczepialny system, który czyni
ludzi zbędnymi. W jego Krachu, manifeście nieliniowego,
zdecentralizowanego Kapitału, Land wyczarowuje wizję
"matrycy, podłączonej do sieci i w znacznym stopniu roz-
proszonej tendencji do odłączania centrów dowodzenia
sterowanych przez programy oparte na pamięci tylko do
odczytu, które podtrzymują byty makro- i mikrorządowe,
globalnie skoncentrowany System Ochrony Ludzi': To ka-
pitalizm jako rozsadzające wszystko Realne, w którym sy-
gnały (wirusowe, cyfrowe) krążą w samopodtrzymujących
się sieciach omijając to, co Symboliczne, i tym samym nie
potrzebują wielkiego Innego za poręczyciela. To Deleu-
zjańsko-Guattariański Kapitał jako "nienazywalna rzecz~
ale bez udziału sił reterytorializacji i antyprodukcji, któ-
re, jak twierdzili, są k o n s ty t u ty w n e dla kapitalizmu.
Jeden z problemów stanowiska Landa jest równocześnie
tym, co czyni go tak interesującym: dokładnie dlatego, że
postuluje "czysty" kapitalizm, kapitalizm, którego po-
wstrzymują i blokują raczej czynniki z e wnętrz n e niż
wewnętrzne (zgodnie z logiką Landa takie czynniki to
atawizmy, które zostaną skonsumowane i przetrawione
przez Kapitał). Jednak kapitalizm nie może zostać w ten
sposób "oczyszczony"; usuńmy siły antyprodukcji i kapi-
talizm zniknie wraz z nimi. Podobnie, nie widać postę
pującej tendencji do "zdemaskowania" Kapitału, stopnio-
wego ujawnienia czym jest "naprawdę": że jest chciwy,
obojętny, nieludzki. Wręcz przeciwnie, zasadnicza rola,
J•k• pl'łnl Plł, kreowanie marki oraz reklama w "niema-
t•rl•lnyt~h tranNfurmacjach" kapitalizmu sugeruje, że jego
•kutł't'1.1\t' funkcjonowanie zależy od różnych form ukry-
WMnl~t tt'f pu1.erności. Realny kapitalizm jest naznaczony
l'l~łtU'm lc~u samego rozdarcia, które charakteryzowało
I'C'"Iny Nocjallzm, na - z jednej strony - kulturę oficjalną,
w ktc~t·t~j przedsiębiorstwo kapitalistyczne jawi się jako za-
tmsknne i społecznie odpowiedzialne, oraz - z drugiej
slmny - szeroko rozpowszechnioną świadomość tego, że
koncerny są właściwe niemoralne, bezlitosne itd. Innymi
słowy, postmodernistyczny kapitalizm nie jest aż tak scep-
tyczny jakby się wydawało. Jubiler Gerald Ratner przeko-
nał się o tym na własnej skórze. Ratner starał się właśnie
obejść to, co symboliczne i powiedzieć "jak to naprawdę
jest': określając w przemowie po oficjalnej kolacji niedro-
gie kryształy sprzedawane we własnych sklepach mianem
.,gównianych': Konsekwencje tego, że Ratner wypowiedział
tę opinię oficjalnie, były natychmiastowe i poważne - war-
tość spółki spadła o soo milionów funtów, a on sam stracił
pracę. Klienci mogli wcześniej się domyślać, że biżuteria
sprzedawana przez Ratnera była marnej jakości, ale wielki
Inny tego nie wiedział; po tym jak już się dowiedział, firma
Ratnera upadła.
Rodzimy postmodernizm poradził sobie z "kryzysem
symbolicznej efektywności" w dużo mniej emocjonalny
sposób niż Nick Land, poprzez metapowieściowe lęki
wiążące się z funkcją autora. Z kolei w programach te-
lewizyjnych czy filmach ujawniano mechanizmy ich po-
wstania i refleksyjnie dołączano do nich dyskusje na temat
ich skamodyfikowanego statusu. Postmodernistyczne ge-
sty rzekomej demistyfikacji nie tyle są jednak przejawem
wyrafinowania, co raczej pewnej naiwności, przekonania,
że kiedyś w przeszłości istnieli tacy, którzy naprawdę wie-
68
rzyli w to, co symboliczne. W rzeczywistości oczywiście
"skuteczność symboliczna" osiągana była dokładnie dzięki
temu, że wyraźnie rozróżniano między przyczynowością
materialno-empiryczną oraz niematerialną przyczynowo-
ścią właściwą temu, co symboliczne. Zizek podaje przy-
kład sędziego: "Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że
rzeczy są takie jak je widzę, że ta osoba to skorumpowa-
ny człowieczek o słabej woli, ale mimo wszystko traktuję
go z szacunkiem, ponieważ, kiedy nosi insygnia sędziego
i mówi, to przemawia przez niego samo Prawo': Jednakże
postmodernistyczna
70
nie jako nasze pragnienia, lecz jako pragnienia wielkiego
Innego. Oczywistym jest, że zamknięty obwód kontroli
nie ogranicza się do telewizji: cybernetyczne systemy od-
powiedzi (grupy fokusowe, sondaże opinii) są obecnie czę
ścią tego, co zapewniają nam wszystkie "służby'; wliczając
w to edukację i rząd.
To z powrotem odsyła nas do problemu postfordow-
skiej biurokracji. Oczywiście istnieje bliski związek mię
dzy biurokracją - dyskursem biurokracji - oraz wielkim
Innym. Zwróćmy uwagę na dwa przykłady Zizka dotyczą
cego tego jak działa wielki Inny: urzędnik niskiego szcze-
bla, który, nie dowiedziawszy się o awansie, mówi: "Prze-
praszam, nie zostałem właściwie poinformowany o no-
wej procedurze, więc nie mogę Panu pomóc .. :'; kobieta,
która była przekonana, że ma pecha z powodu numeru
swojego domu i która nie może zadowolić się tym, żeby
przemalować go sobie sama, ponieważ "to musi być zro-
bione jak należy, przez właściwą instytucję państwową .. :•
Znamy biurokratyczne libido, rozkosz, jaką czerpią nie-
którzy urzędnicy z wypierania własnej odpowiedzialno-
ści ("przykro mi, nic nie mogę zrobić, takie są przepisy").
Frustracja płynąca z obcowania z biurokratami często
bierze się z tego, że oni sami nie mogą podejmować żad
nych decyzji; raczej pozwala się im tylko odnosić do tych
decyzji, które zostały podjęte (przez wielkiego Innego).
Wielkość Kafki jako pisarza zajmującego się biurokracją
polega na tym, że zrozumiał, iż taka struktura wyparcia
się jest od biurokracji nieodłączna. Poszukiwanie osta-
tecznego organu władzy, który ostatecznie ustaliłby ofi-
cjalny status K. może nigdy się skończyć, ponieważ nie
można spotkać się z wielkim Innym jako takim: istnie-
ją tylko urzędnicy, mniej lub bardziej wrogo nastawieni,
zaangażowani w interpretowanie tego, jakie intencje ma
71
wielki Inny. I te próby interpretacji, to zawieszanie odpo-
wiedzialności, to wszystko, czym jest wielki Inny.
Jeśli Kafka jest niezrównany jako komentator totali-
taryzmu to właśnie dlatego, że odkrył taki jego wymiar,
którego nie da się zrozumieć bazując na modelu władzy
despotycznej. Kafkowska wizja biurokratycznego czyść
ca jako labiryntu bez końca pokrywa się z twierdzeniem
Zizka, że system sowiecki był "imperium znaków'; w któ-
rym nawet sama nomenklatura - włączając w to Stali-
na i Mołotowa - włączała się w interpretację złożonych
serii sygnałów semiotycznych. Nikt nie wiedział czego
się oczekuje: zamiast tego jednostki mogły tylko zga-
dywać co oznaczały poszczególne gesty czy polecenia.
To, co się dzieje w kapitalizmie, gdzie z zasady nie ma
możliwości odwołania się do wyższych organów władzy
czy do ostatecznej instancji, która byłaby w stanie za-
proponować definitywnie ostateczną wersję, to przytła
czająca intensyfikacja tej dwuznaczności. Zwróćmy się
jeszcze raz w stronę szkolnictwa wyższego, żeby znaleźć
przykład tego syndromu. Podczas spotkania pomiędzy
przedstawicielami Związku Zawodowego, dyrektorami
kolegiów i członkami parlamentu, Rada Nauki i Umie-
jętności (LSC), organizacja quasi-rządowa znajdująca się
w centrum labiryntu składającego się na wyższą edukację,
stała się celem kuriozalnego ataku. Ani nauczyciele, ani
dyrektor, ani członkowie parlamentu nie byli w stanie
ustalić w jaki sposób powstały poszczególne dyrekty-
wy, gdyż nie zostały wpisane w politykę rządową. Od-
powiedź brzmiała, że LSC "zinterpretowała" instrukcje
wydane przez Departmentfor Education and Skills (Mi-
nisterstwo Szkolnictwa i Umiejętności}. Interpretacje te
zyskały następnie dziwną, właściwą biurokracji auto-
nomię. Z jednej strony biurokratyczne procedury zda-
72
ją się być całkowicie luźne, niezależne od jakiejkolwiek
zewnętrznej władzy; ale ich autonomiczność oznacza, że
stają się nieubłagane, bardzo opornie poddają się po-
prawkom czy zmianom.
Proliferacja kultury audytu w postfordyzmie dowodzi,
że pogłoski o śmierci wielkiego Innego były mocno prze-
sadzone. Audyt prawdopodobnie najwłaściwiej byłoby
ujmować jako stopienie się w jedno PRu i biurokracji, po-
nieważ dane biurokratyczne zazwyczaj mają pełnić rolę
promocyjną: np. w przypadku kształcenia wyniki egzami-
nów bądź wskaźnik prowadzonych badań podnoszą (bądź
obniżają} prestiż poszczególnej instytucji. Frustracją dla
uczącego jest to, że wydaje się, iż jego praca jest coraz
bardziej nakierowana na zaimponowanie wielkiemu In-
nemu, który zestawia i konsumuje te "dane': "Dane" piszę
tu w cudzysłowie, ponieważ większość z tzw. informacji
nie ma żadnego znaczenia czy zastosowania poza para-
metrami audytu: jak ujmuje to Eeva Bergłund, "informacja
kreowana przez audyt niesie konsekwencje nawet jeśli jest
tak bardzo pozbawiona konkretów i tak abstrakcyjna, że
może wprowadzać w błąd bądź być całkowicie pozbawio-
na znaczenia- tj. pozbawiona znaczenia poza kryterium
estetycznym samego audytu':
Nowa biurokracja nie przyjmuje formy określonej i ści
śle wyznaczonej funkcji wykonywanej przez poszczegól-
nego pracownika, lecz dokonuje inwazji na wszystkie ob-
szary pracy, w efekcie - tak jak wieszczył Kafka - pra-
cownicy stają się swoimi własnymi audytorami, zmusze-
ni są poddawać ewaluacji własne osiągnięcia. Weźmy np.
"nowy system" wykorzystywany przez OFSTED (Office
for Standardsin Education) do inspekcji szkół wyższych.
W starym systemie college miałby jedną "ciężką" inspekcję
raz na mniej więcej 4lata, to jest taką, która obejmowałaby
73
obserwację zajęć oraz obecność dużej ilości inspektorów
na samej uczelni. W nowym, "ulepszonym'' systemie, jeśli
college udowodni, że jego wewnętrzne systemy oceny są
skuteczne, może przejść jedynie "lekką inspekcję': Jednak
wada takiej "lekkiej" inspekcji jest oczywista - nadzoro-
wanie i monitorowanie jest przerzucane z OFSTED na
college, a w ostatecznym rozrachunku na samych wykła
dowców, stając się stałym elementem struktury uczelni
(oraz psychiki poszczególnych wykładowców). Różnica
pomiędzy starym i ciężkim a nowym i lekkim systemem
inspekcji dokładnie odpowiada wcześniej zarysowane-
mu Kafkowskiemu odróżnieniu na pozorne uniewinnie-
nie i nieskończone przewleczenie. Jeśli chodzi o pozorne
uniewinnienie, apeluje się do sądu niższej instancji dopóki
nie udzieli Ci niewiążącego zawieszenia wyroku. Jest się
wtedy wolnym od sądu do momentu, w którym sprawa
zostaje otworzona na nowo. Nieskończone przewleczenie
z kolei pozostawia Twoją sprawę na najniższym poziomie
apelacji, ale za cenę lęku, który nigdy się nie kończy (zmia-
ny w inspekcjach OFSTED są lustrzanym odbiciem zmia-
ny z Research Assessment Exercise na Research Excellence
Framework w szkolnictwie wyższym; inspekcje okresowe
zostaną zastąpione przez permanentny i wszechobecny
pomiar, który nie może nie generować tego samego cią
głego niepokoju).
W każdym razie nie jest tak, jakoby "lekka" inspekcja
była jakkolwiek bardziej preferowana przez personel niż
"ciężka': Inspektorzy spędzają w kolegium dokładnie tyle
samo czasu co w starym systemie. To, że jest ich mniej,
nie pomaga zmniejszyć poziomu stresu przed kontrolą,
która ma zdecydowanie więcej wspólnego z biurokratycz-
nym "mydleniem oczu'; uprawianym w oczekiwaniu na
ewentualną obserwację, niż ma z faktyczną obserwacją.
74.
To oznacza, że inspekcja dokładnie odpowiada Foucaul-
tiańskiej analizie dotyczącej wirtualnej natury nadzoru
z Nadzorować i karać. Słynne jest spostrzeżenie Foucaul-
ta, że w przypadku nadzoru nie ma potrzeby, żeby miejsce
władze było w ogóle zajęte. Efektem niewiedzy dotyczącej
tego czy jest się obserwowanym czy też nie, jest intro-
jekcja aparatu nadzoru. Zachowujesz się cały czas jakbyś
był zawsze obserwowany. Jednak w przypadku inspekcji
szkolnej i uniwersyteckiej to, na podstawie czego będziesz
oceniany, to w pierwszym rzędzie nie twoje umiejętno
ści jako wykładowcy akademickiego, lecz biurokratyczna
gorliwość. Występują jeszcze inne groteskowe efekty. Po-
nieważ OFSTED czuwa obecnie nad uczelnianymi syste-
mami samooceny, implicite pojawia się zachęta do tego,
żeby uczelnia oceniała siebie i własne nauczanie gorzej niż
na to faktycznie zasługuje. Rezultatem jest swoista post-
modernistyczno-kapitalistyczna wersja Maoistowskiego
konfesjonalizmu, w której od pracowników oczekuje się
zaangażowania w nieustanne symboliczne autoponiżanie.
W pewnym momencie, kiedy nasz przełożony wychwalał
wartości nowego lekkiego systemu inspekcji, powiedział
nam, że problem z naszymi wydziałowymi sprawozdania-
mi jest taki, że nie są wystarczająco samokrytyczne. Ale
nie martwcie się, pocieszał, jakikolwiek akt autokrytyki
jest czysto symboliczny i nie będzie podstawą do podjęcia
jakichkolwiek działań; jak gdyby praktykowanie samobi-
czowania jako całkowicie formalnego wprawiania się do
cynicznej biurokratycznej uległości było w jakikolwiek
sposób mniej demoralizujące.
W postfordowskiej sali lekcyjnej refleksywna impoten-
cja studentów znajduje odzwierciedlenie w refleksywnej
impotencji nauczycieli. De Angelis i Harvie donoszą, że:
75
praktyki oraz wymagania standaryzacji i nadzoru oczy-
wiście stanowią duże obciążenie pracy nauczycieli aka-
demickich i niewielu się z tego powodu cieszy. Była na
to reakcja. Menedżerowie często sugerowali, że nie ma
żadnej alternatywy (TINA) i prawdopodobnie nakłaniali
do tego, że powinniśmy pracować "nie ciężej, lecz inte-
ligentniej [smarter]~ Ten kuszący slogan, wprowadzony
po to, by stłumić opór kadry akademickiej wobec kolej-
nych zmian, które, zgodnie z ich (i naszymi) doświad
czeniami wywierają druzgoczący efekt na warunkach
pracy, próbuje połączyć potrzebę "zmiany" (restruk-
turyzacji i innowacji) żeby sprostać presji budżetowej
i zwiększyć "konkurencyjność'; z oporem kadry, który
wynika nie tylko z pogorszenia się warunków pracy, ale
również z edukacyjnej i akademickiej "bezsensowności"
tych "zmian~
77
raczej tak, jakby ledwo pamiętał, że w ogóle jakakolwiek
Inna wersja istniała. To, jak sądzę, nazywa się "dobrym za-
rzędzaniem': Jest to również prawdopodobnie jedyny spo-
sób, żeby zachować równowagę w obliczu permanentnej
niestabilności kapitalizmu. Na pierwszy rzut oka ten me-
nedżer to okaz zdrowia psychicznego, całe jego jestestwo
aż promienieje wylewną jowialnością. Taką pogodę ducha
można utrzymać tylko wtedy, gdy posiada się niemal ze-
rową zdolność do krytycznej refleksji oraz tę umiejętność,
jaką on posiadł: cynicznego dostosowania się do każdego
polecenia władzy biurokratycznej. Cyn i z m dostoso-
wania się jest oczywiście niezbędny; zachowanie swojego
pochodzącego z lat 6o. autoobrazu zależy tak naprawdę
"od niewiary" w procedury audytoryjne, które z takim za-
pałem wcielał w życie. Wyparcie to polega na odróżnieniu
między subiektywną postawą i przejawianym na zewnątrz
zachowaniem, które wcześniej przedyskutowałem: w ka-
tegoriach subiektywnej postawy wewnętrznej menedżer
jest wrogo nastawiony, wręcz żywi pogardę względem
nadzorowanych przez siebie procedur biurokratycznych;
jednak w kategoriach behawioralnych jest całkowicie ule-
gły. Ale to właśnie brak wewnętrznego zainteresowania
pracowników wykonywaniem zadań audytoryjnych po-
zwala im nadal wykonywać pracę, która jest bezsensowna
i demoralizująca.
Zdolność menedżerów do bezproblemowego przecho-
dzenia od jednej rzeczywistości do drugiej niczego nie
przypomina mi tak bardzo jak książki Ursuli Le Guin Je-
steśmy snem. To opowieść o George'u Orrze, człowieku,
którego sny w sensie dosłownym urzeczywistniają się. Jed-
nakże w uświęconej tradycją konwencji bajkowej spełnia
nie pragnień szybko staje się traumatyczne i katastrofalne
·w skutkach. Kiedy np. Orr, za namową swojego terapeuty,
dr Habera, zaczyna śnić o tym, że rozwiązany zostaje pro-
blem przeludnienia, budzi się następnego dnia w świecie,
w którym miliardy mieszkańców znikają z powierzchni
ziemi w wyniku zarazy; zarazy, która, jak wyraził się Ja-
meson w dyskusji na temat książki, była "dotychczas wy-
darzeniem nieistniejącym, które błyskawicznie znalazło
swoje miejsce w chronologicznej pamięci niedawnej prze-
szłości': Siła oddziaływania powieści polega na interpreta-
cji tych retrospektywnych konfabulacji, których mechani-
ka jest zarazem tak dobrze znana - ponieważ dochodzi do
niej za każdym razem gdy śpimy - i zarazem tak dziwna.
Jak mogłoby kiedykolwiek stać się dla nas możliwe, aby
uwierzyć w następujące po sobie czywręcz zachodzące na
siebie historie, które w tak oczywisty sposób sobie zaprze-
czają? Mimo to od czasu Kanta, Nietzschego i psychoana-
lizy wiemy, że s t a n c z u w a n i a , podobnie jak śnienie
czy doświadczanie, polega dokładnie na projektowaniu
tego typu narracji. Jeśli realne jest nie do zniesienia, ja-
k ak o1 w i e k rzeczywistość, jaką konstruujemy, musi być
utkana z niekonsekwencji. Tym, co różni Kanta, Nietz-
schego i Freuda od doszczętnie zużytego banału "życie jest
tylko snem" to świadomość, że konfabulacje, w których
żyjemy, są natury zbiorowej. Idea, że doświadczany przez
nas świat to solipsystyczne złudzenie projektowane z wnę
trza naszego umysłu raczej nas uspokaja niż niepokoi, po-
nieważ zgadza się z naszymi infantylnymi wyobrażeniami
wszechmocy; ale myśl, że nasze tzw. wnętrze zawdzięcza
swoje istnienie fikcyjnemu konsensusowi zawsze niesie ze
sobą pewien niepokojący potencjał. Ten dodatkowy po-
ziom niesamowitości wyraża się w Jesteśmy snem wtedy,
gdy Le Guin każe być innym świadkami wykrzywiających
rzeczywistość snów Orra - terapeucie Haberowi, który
usiłuje manipulować Orrem i kontrolować jego umiejęt-
79
ności, oraz prawniczce, Heather Lelache. Jak to zatem jest
przeżyć ziszczanie się snów kog oś i n n e g o?
[Haber] nie mógł dalej mówić. Zaschło mu w gardle. Po-
czuł to: przesunięcie,
przybycie, zmianę.
So
rze, która dała mu dobrą orientację w biznesie': Jest,
i w gruncie rzeczy zawsze był, jednym z nich. Jedyny
problem jest taki, że to nieprawda. Jak później przy-
znała jego matka, nigdy nie nazwałaby się "kobietą biz-
nesu": wykonywała tylko "lekkie prace administracyj-
ne" w "małej firmy rodzinnej" i porzuciła pracę jak tyl-
ko wyszła za mąż, trzy lata zanim Gordon w ogóle się
narodził. Istnieli co prawda politycy labourzystowscy,
którzy próbowali dorobić sobie robotniczy rodowód,
ale Brown jest pierwszym, który usiłował i zdołał wy-
myślić sobie pochodzenie kapitalistyczne.
81
korelat rzeczywistego stanu Partii Pracy, która obecnie
kompletnie już skapitulowała przed realizmem kapitali-
stycznym: została złamana, pozbawiona charakteru, a jej
wnętrze zastąpiły simulacra, które kiedyś wyglądały efek-
townie, ale teraz posiadają wdzięk liczącej co najmniej de-
kadę technologii komputerowej.
W sytuacji gdzie rzeczywistości i tożsamości aktualizu-
ją się tak jak software, nie może ·dziwić to, że zaburzenia
pamięci stają w centrum niepokojów kulturowych - po-
patrzmy np. na sagę Bourne'a, na Memento, Zakochanego
bez pamięci. W filmach o Bournie misja Jasona Bourne'a
zmierzającego do odzyskania tożsamości idzie w parze
z ciągłą ucieczką od jakiegokolwiek ustalonego poczucia
siebie. "Spróbuj mnie zrozumieć'; mówi Bourne w orygi-
nalnej powieści Roberta Ludluma,
Muszę wiedzieć pewne rzeczy... na tyle, żeby podjąć de-
cyzję ...
ale być może nie wszystko. Część mnie musi być
w stanie odejść, zniknąć. Muszę być w stanie sobie, po-
wiedzieć, że nie ma już tego co było kiedyś i jest taka
ewentualność, że nigdy nie istniało, ponieważ tego nie
pamiętam. To, czego ktoś nie jest w stanie pamiętać, nie
wydarzyło się ... dla niego.
82
nazwać pamięcią operacyjną: pamięcią technik, proce-
dur, zachowań, które są dosłownie ucieleśnione w sze-
regu fizycznych odruchów i tików. Tutaj, w uszkodzonej,
pamięci Bourne'a, pobrzmiewa postmodernistyczny tryb
nostalgii opisany przez Frederica Jamesona, w którym
współczesne czy nawet futurystyczne odniesienia na po-
ziomie treści zakłóca poleganie na wcześniej ustanowio-
nych bądź przestarzałych modelach na poziomie formy.
Z jednej strony jest to kultura, która uprzywilejowuje tylko
teraźniejszość i natychmiastowość - usunięcie długoter
minowości rozciąga się w czasie zarówno do tyłu, jak i do
przodu (np. newsy medialne zawłaszczają uwagę na ml)iej
więcej tydzień i potem natychmiast się o nich zapomina);
z drugiej strony jest to kultura przesadnie nostalgiczna,
przekazywana w retrospekcji, niezdolna do wytworzenia
czegoś autentycznie nowego. Zidentyfikowanie antynomii
czasu przez Jamesona i jej analiza to całkiem możliwie
jego najważniejszy wkład dla naszego rozumienia kultury
postmodernistycznej/postfordowskiej. W Antynomiach
postmodernizmu dowodzi, iż
Paradoks, od którego należy zacząć, to równoważność
między bezprecedensowym tempem zmiany na wszyst-
kich poziomach życia społecznego a bezprzykładną
standaryzacją wszystkiego - uczuć, towarów konsump-
cyjnych, języka, zabudowy przestrzeni - która, zdawa-
łaby się, jest nie do pogodzenia z taką zmiennością ...
Zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że żadne spo-
łeczeństwo nigdy nie było tak zestandaryzowane jak to,
oraz że strumień ludzkiej, społecznej i historycznej cza-
sowości nigdy wcześniej nie płynął w sposób tak homo-
geniczny... Dlatego to, co zaczynamy obecnie odczuwać
- i co zaczyna się wyłaniać jako pewna głębsza i bardziej
podstawowa struktura samej ponowoczesności, przy-
najmniej w jej wymiarze czasowym - jest odtąd to, że
tam, gdzie wszystko zostaje podporządkowane ciągłej
zmianie mód i obrazów medialnych, tam nic więcej się
już nie zmieni.
ss
Podmiot, który wybiera i podmiot, którym się rządzi,
dalekie są od tego, by stanowić przeciwieństwo ... Inte-
lektualiści ze szkoły frankfurckiej, a przed nimi Platon,
snuli rozważania na temat istnienia potencjalnej współ
zależności między wyborem jednostki a dominacją po-
lityczną i opisywali podmiot ustroju demokratycznego
jako podatny na tyranię polityczną oraz autorytaryzm
dokładnie dlatego, że pochłania go wybór i zaspokajanie
potrzeb, które myli z wolnością.
87
niedostateczne dofinansowanie systemu zabezpieczeń
przeciwpowodziowych niż ubezpieczycieli za podbicie
składek czy też ludzi, którzy zdecydowali się zamiesz-
kać na terenie zalewowym, ale nie chcieli za to dodat-
kowo zapłacić.
88
nic poradzić na to, że myślą o sobie jako o obywatelach
Qakby nimi byli).
Większość z nas miała bezpośredni kontakt z czymś,
co najbardziej przypomina zdecentralizowany kapitalizm
łącząc się z telefonicznym centrum obsługi klienta. Jako
późnokapitalistyczny konsument, coraz częściej uczestni-
czymy w dwóch różnych rzeczywistościach: w pierwszej
usługi są dostarczane bezproblemowo, w drugiej jest cał
kowicie inaczej, to szalony kafkowski labirynt call centre,
świat bez pamięci, gdzie przyczyna i skutek łączą się ze
sobą w sposób tajemniczy i niepojęty, gdzie cudem jest to,
że w ogóle cokolwiek działa i w którym tracisz nadzieję na
to, że powrócisz na tę drugą stronę, gdzie wszystko zdaje
się gładko funkcjonować. Co lepiej ilustruje niemożność
dorównania świata neoliberalnego swojemu własnemu
PRowi niż cali center? Jednak nawet wtedy powszechność
fatalnych doświadczeń z telefonicznym biurem obsługi
klienta nie jest w stanie zmienić funkcjonującego tu zało
żenia, że kapitałizm jest ze swej istoty efektywny, jak gdyby
problemy z call centers nie były systemową konsekwencją
logiki Kapitału, to jest sytuacji, w której organizacje są tak
opętane zarabianiem, że nie są w stanie właściwie niczego
sprzedać.
Doświadczenie cali center wydobywa esencję politycz-
nej fenomenologii późnego kapitalizmu: nudę i frustra-
cję, przerywaną gdzieniegdzie przez wesolutki PRowy
szczebiot, ciągłe powtarzanie tych samych monotonnych
szczegółów różnym, źle przeszkolonym i niedoinformo-
wanym operatorom, rosnąca wściekłość, której nie można
dać upustu, bo nie ma właściwe żadnego prawomocnego
przedmiotu, ponieważ - bardzo szybko dla dzwoniące
go staje się to jasne - nie ma nikogo, kto by coś wiedział,
i nie ma nikogo, kto mógłby coś zrobić, nawet gdyby mógł.
Złość pojawia się tylko wtedy, kiedy można ją wyładować;
inaczej pozostaje agresją skierowana w próżnię, na kogoś,
kto, tak jak ty, jest ofiarą systemu, ale z którym nie ma
możliwości ustanowienia wspólnotowej więzi. Ponieważ
złość jest bezprzedmiotowa, nie będzie generowała żad
nego efektu. To doświadczenie systemu niereagującego,
bezosobowego, pozbawionego centrum, abstrakcyjnego
i fragmentarycznego jest najbliżej jak to tylko możliwe
konfrontacji ze sztuczną głupotą Kapitału samego w sobie.
Niepokój wiążący się z call center jest jeszcze jedną
ilustracją tego, że jeśli Kafkę traktuje się wyłącznie jako
wieszcza totalitaryzmu, to odczytuje się go powierzchow-
nie; zdecentralizowana biurokracja stalinizmu rynkowe-
go jest daleko bardziej kafkowska niż biurokracja władzy
scentralizowanej. Przeczytajmy sobie np. ponurą farsę,
jaką K. napotkał w przypadku telefonicznego systemu
Zamku. Nietrudno zauważyć jak niesamowicie proroczo
przypomina to doświadczenie call center.
Nie ma w ogóle żadnego zdecydowanego połączenia te-
lefonicznego z zamkiem, żadnej centralki, które by na-
sze zgłaszanie się gdzieś przekazywała; jeśli stąd wzywa
się do telefonu kogoś z zamku, to dzwonią tam wszyst-
kie aparaty najniższych wydziałów albo raczej dzwoniły
by, gdyby - ja wiem to na pewno - przy wszystkich tych
aparatach dzwonki nie były wyłączone. To tu, to tam ja-
kiś przemęczony urzędnik odczuwa potrzebę rozryw-
ki, zwłaszcza wieczorem lub w nocy, i włącza dzwonek;
wtedy otrzymujemy jakąś odpowiedź, która nie jest ni-
czym innym, tylko żartem. To jest zresztą zupełnie zro-
zumiałe. Bo któż mógłby rościć sobie pretensję do prze-
rywania najważniejszych i stale we wściekle prowadzo-
nym tempie prowadzonych prac telefonowaniem z po-
wodu swoich drobnych prywatnych trosk? Nie mogę też
90
zrozumieć, jak nawet obcy może myśleć, że jeżeli np. za-
wezwie się do telefonu Sordiniego, to ten, co mu odpo-
wie, jest naprawdę Sordinim?
. 91
imperatyw przed- czy też postideologiczny; innymi słowy,
stawia się go w tej przestrzeni, gdzie zawsze operuje ide-
ologia. Ale podmiot, od którego oczekuje się, że będzie
recyklował, argumentuje Jones, zakłada strukturę, która
recyklować nie musi: czyniąc z recyclingu odpowiedzial-
ność "wszystkich'; struktura zrzuca odpowiedzialność
na konsumentów, tym samym znikając z pola widzenia.
Obecnie, kiedy apel do etycznej jednostkowej odpowie-
dzialności nigdy nie brzmiał bardziej donośnie - Judith
Butler w książce Frames oj War" nawiązując do tego fe-
nomenu używa terminu "responsybilizacja"- należy za-
miast tego koniecznie obstawać za tym, że winna jest tu
struktura w jej najbardziej totalnym wydaniu. Zamiast
mówićotym,żekażdy -tj. każdy z osobna -jest
odpowiedzialny za zmianę klimatu, że każdy musi dać coś
od siebie, lepiej byłoby powiedzieć, że nikt nie jest za nią
odpowiedzialny, i że to właśnie jest problem. Przyczyną
ekokatastrofy jest bezosobowa struktura, która, nawet je-
śli jest w stanie wytworzyć różnego typu efekty, to nie jest
właśnie podmiotem, który mógłby wziąć za to odpowie-
dzialność. Ten podmiot - podmiot zbiorowy - nie istnie-
je, a mimo to kryzys, jak też wszystkie globalne kryzysy,
z którymi przychodzi nam się mierzyć, wymagają tego,
żeby został on skonstruowany. Jednak powoływanie się
na niezbędność etyki, pojawiające się w kulturze politycz-
nej Wielkiej Brytanii przynajmniej od 1985 r.- kiedy na-
stawiony na konsensus sentymentalizm Live Aid zastąpił
antagonizm strajku górników- stale odwleka wyłonienie
się takiego podmiotu.
2 Wyd. pol. Ramy wojny. Kiedy życie godne jest opłakiwania?, tłum. Agata
Czarnacka, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2011.
92
Podobny problem wspomniany jest w tekście Armina
Beverungena dotyczącym filmu Allana Pakuli Syndykat
zbrodni z 1974 r. Jego zdaniem film ten dostarcza pewnego
rodzaju schematu, w jaki sposób określony model etyki
(biznesu) schodzi na manowce. Problemem tkwi w tym, że
model jednostkowej odpowiedzialności zakładany przez
większość wersji tej etyki nie ma żadnego wpływu na za-
chowanie Kapitału czy też korporacji. Syndykat zbrodni
jest w pewnym sensie filmem meta-konspiracyjnym: fil-
mem nie tylko o spiskach, ale również o nieskuteczno-
ści prób podejmowanych, żeby je zdemaskować; bądź, co
gorsza, o takim sposobie prowadzenia śledztwa, które
dostarcza pożywki konspiracjom, które zamierzało ujaw-
nić. Nie chodzi tylko o to, że postać grana przez Warrena
Beatty'ego zostaje wrobiona i zabita za zbrodnię, w spra-
wie której prowadziła dochodzenie, że jedno pociągnięcie
za cyngiel korporacyjnego zabójcy sprawnie ją eliminuje
oraz podważa sens jej dochodzenia. Chodzi raczej o to, co
odnotował Jameson w swoim komentarzu na temat filmu
w Geopolitcal Aesthetic, że jego zawziętość, quasi-socjo-
patyczny indywidualizm czyni go tak bardzo podatnym
na to, żeby go wrobić.
' Przerażająca scena końcowa Syndykatu zbrodni - kie-
dy sylwetka anonimowego zabójcy Beatty'ego ukazuje się
na tle przyprawiającej o zawrót głowy białej przestrze-
ni - jak dla mnie koresponduje z otwartymi drzwiami
na końcu diametralnie innego filmu, The Truman Show
Petera Weira. Ale podczas gdy w końcówce filmu Weira
otwarte drzwi na horyzoncie wychodzą na czarną pust-
kę, konotując wyrwę w uniwersum totalnego determini-
zmu, nicość, na której opiera się egzystencjalna wolność,
.,otwarte drzwi w końcówce Syndykatu zbrodni ... wycho-
dzą na świat, którym jak okiem sięgnąć jest rządzony
93
i kontrolowany przez spiski" (Jameson). Anonimowa po-
stać ze strzelbą w drzwiach to rzecz najbliższa temu, co
można uznać za syndykat {jako taki). Konspiracja w Syn-
dykacie zbrodni nigdy się nie ujawnia. Nigdy nie zostaje
przedstawiona przez pryzmat działań jednej złowieszczej
jednostki. Choć syndykat ma niewątpliwie korporacyjny
charakter, to w filmie jego cele i motywy nigdy nie zostają
zwerbalizowane (być może nie są znane nawet tym, któ-
rzy w jego ramach działają). Kto wie czego właściwie chce
korporacja Parallax? Ona sama tkwi gdzieś w paralaksie
między polityką i ekonomią. Czy jest to front biznesowy
forsujący interesy polityczne, czy też zaangażowana jest
w to cała maszyneria rządowa? Właściwie nie jest jasne
czy korporacja rzeczywiście istnieje - co więcej, nie jest
jasne czy jej celem jest udawanie, że nie istnieje, czy też
udawanie, że istnieje. · .
Naturalnie, w kapitalizmie istnieją spiski, ale problem
tkwi w tym, że mogą one funkcjonować tylko na gruncie
struktur głębokiego poziomu. Czy naprawdę ludzie wie-
rzą w to, że, przykładowo, wszystko się poprawi, kiedy
zastąpimy całą klasę zarządzającą i bankowców nowym
garniturem {"lepszych") ludzi? Oczywiście jest dokładnie
odwrotnie, jasne jest, że błędy rodzą się w strukturze i gdy
struktura pozostaje taka jaka była, to błędy te będą się od-
twarzać. Siłą filmu Pakuli jest dokładnie przywołanie tej
podejrzanej, pozbawionej centrum bezosobowości, wła
ściwej dla zmowy korporacyjnej. Jak zauważył Jameson,
to, co tak dobrze uchwycił Pakula w Syndykacie zbrodni,
to swoista korporacyjna tonalność afektywna.
Dla członków syndykatu Sorge [troska] to kwestia
uśmiechniętego zaufania, zaabsorbowanie nie osobi-
ste, lecz korporacyjne, dbanie o żywotność sieci bądź
94
instytucji, odcięleśnione rozproszenie uwagi bądź brak
skupienia obejmujący nieuchwytną przestrzeń samej
zbiorowej organizacji, pozbawione niedomówień, któ-
re wysysałyby z ofiar energię. Ci ludzie wiedzą, i tym
samym są w stanie zainwestować własną osobowość
w rolę, poświęcić jej intensywną, a zarazem beztroską
uwagę, której środek ciężkości znajduje się gdzieś in-
dziej: pełne skupienia przejęcie, które w tym samym
momencie jest przejawem braku zainteresowania. Jed-
nak ten jakże inny typ zdepersonalizowanej troski nie-
sie ze sobą specyficzny pokład lęku, niejako nieświa
domego i zbiorowego, bez jakichkolwiek konsekwencji
dla pojedynczych czarnych charakterów.
95
kapitalistyczny, żeby ochronić się przed kryzysem kre-
dytowym - wina spadnie nie na sam system, co raczej
na rzekomo patologiczne jednostki, które "wykorzystały
system': Ale unik ten to zasadniczo procedura dwustop-
niowa- struktura bowiem da o sobie znać (albo implici-
te albo wprost) dokładnie w momencie, kiedy pojawi się
możliwość ukarania jednostek należących do struktury
spółki. Nagle dokładnie w tym punkcie przyczyny nad-
użyć bądź okrucieństwa staną się tak systemowe, rozpro-
szone, że nikt nie będzie mógł być za nie pociągnięty do
odpowiedzialności. Tak stało się w przypadku tragedii na
Hillsborough, farsy z Jeanem Charlesem de Menezesem
i w wielu innych przypadkach. Ale ten impas- tylko jed-
nostki można pociągnąć do etycznej odpowiedzialności za
czyny, a mimo to przyczyna nadużyć i błędów jest korpo-
racyjna, systemowa - to nie jest tylko symulacja: dokładne
ukazuje on to, czego w kapitalizmie brakuje. Jakie urzędy
byłyby zdolne do regulacji i kontroli bezosobowy~h struk-
tur? Czy da się w ogóle poskromić strukturę korporacyj-
ną? Tak, spółki można na gruncie prawa traktować jak
jednostki - problem jednak tkwi w tym, że spółki, będąc
z całą pewnością podmiotami prawa, nie są jednak ludźmi,
a analogia między karaniem spółek i jednostek siłą rzeczy
musi pozostawiać wiele do życzenia. I nie jest nawet tak,
że spółki są czynnikami głębokiego poziomu, sterującymi
wszystkim: są.me są ekspresją ostatecznej przyczyny, bę
dąc zarazem ograniczane przez tę ostateczną przyczynę,
która-nie-jest-podmiotem: przez Kapitał.
Marksistowska superniania
97
przyjrzeć się strukturalnym przyczynom, które generują
ten sam powtarzający się efekt.
Problem tkwi w tym, że późny kapitalizm wymaga
i opiera na tym, co rodzicielstwo zazwyczaj odrzucało: na
zrównaniu pragnienia i interesu. W kulturze, w której "oj-
cowskie" pojęcie obowiązku zostało zsubsumowane pod
"matczyny" imperatyw rozkoszy, może się wydawać, że
rodzic nie dopełnia swoich obowiązków jeśli w jaki-
kolwiek sposób ogranicza absolutne prawo swoich dzie-
ci do przyjemności. Częściowo jest to efekt narastającej
potrzeby, aby dwoje rodziców pracowało; w warunkach,
kiedy rodzic niemal nie widuje dziecka, będzie raczej
skłonny odmawiać przyjęcia roli "opresywnej'; mówiącej
dzieciom co mają robić. Wyparcie się tej roli przez rodzi-
ca powtarza się na poziomie produkcji kulturowej, gdzie
kluczowi decydenci odmawiają dostarczania publiczno-
ści czegoś innego niż to, co ona sama (wydaje się) chcieć.
Konkretne pytanie brzmi: jeśli powrót do ojcowskiego
Superego - surowy ojciec w domu, Reithianowska wy-
niosłość przekazu medialnego - nie jest już ani osiągalny,
ani pożądany, to jak odejść od kultury monotonnego do-
gorywającego konformizmu, biorącego się ze sprzeciwu
wobec kształcenia i stawiania wyzwań? Na to tak ważne
pytanie nie można udzielić ostatecznej odpowiedzi w tak
krótkiej książce, a to, co teraz zrobię, to przedstawienie
kilku opcji i sugestii. Myślę jednak, że to Spinoza dostar-
cza najlepszego paliwa do przemyśleń jak mógłby wyglą
dać "paternalizm bez ojca':
W Tarrying with the Negative Zizek znakomicie pokazu-
je, że ideologią późnego kapitalizmu jest pewnego rodzaju
Spinozjanizm. Jest zdania, że odrzucenie przez Spinozę
deontologii i przyjęcie za fundament etyki pojęcia zdro-
wia prawdopodobnie znajduje się na jednym poziomie
z amoralną inżynierią afektywną kapitalizmu. Słynny jest
przykład Spinozjańskiej interpretacji mitu Upadku i usta-
nowienia Prawa. W wersji Spinozy Bóg nie potępia Adama
za zjedzenie jabłka z tego względu, że jego postępowanie
jest naganne; mówi mu, że nie powinien spożywać jabłka,
ponieważ się nim zatruje. Dla Zizka to udramatyzowane
unicestwienie funkcji Ojca. Czyn nie jest zły, ponieważ
Tatuś tak mówi; Tatuś mówi tylko, że to jest złe, ponieważ
popełnienie tego czynu będzie dla nas szkodliwe. Zda-
niem Zizka posunięcie Spinozy uniemożliwia oparcie Pra-
wa na sadystycznym geście cięcia (okrutny akt kastracji),
odrzuca również niezdeterminowane sprawstwo moral-
ne, akt czysto wolicjonalny, w którym podmiot bierze na
siebie za wszystko odpowiedzialność. Spinoza faktycznie
posiada olbrzymi potencjał, który można wykorzystać do
analizy afektywnych reżimów późnego kapitalizmu, vide-
odromowych aparatów kontroli opisywanych przez Bur-
roughsa, Philipa K. Dicka i Davida Cronenberga, w któ-
rych sprawczość rozpuszczona zostaje w fantasmago-
rycznej mgle odurzających ciało i umysł intoksykantów.
Spinoza, tak jak Burroughs, pokazuje, że uzależnienie to
żadna aberracja, to właściwie standardowa kondycja istot
ludzkich, których dzień w dzień zastygłe obrazy (siebie
samych oraz świata) zniewalają do przejawiania zachowań
reaktywnych i repetytywnych. Wolność, jak pokazuje Spi-
noza, to coś, co może zostać osiągnięte tylko wtedy, kiedy
poznamy rzeczywiste przyczyny naszych zachowań, kiedy
będziemy w stanie odsunąć "smutne namiętności'; które
nas oszałamiają i wprowadzają w trans.
Nie ma wątpliwości, że późny kapitalizm z całą pew-
nością artykułuje wiele ze swoich nakazów apelując do
(jakieś wersji) zdrowia. Zakaz palenia w miejscach pu-
blicznych, ciągłe krytykowanie diety klas niższych w pro-
99
gramach typu You Are What You Eat rzeczywiście spra-
wiają wrażenie jakbyśmy obcowali z paternalizmem bez
Ojca. Nie chodzi o to, że palenie jest "złe~ chodzi o to, że
uniemożliwia cieszenie się długim i prżyjemnym życiem.
Istnieją jednak granice tego nacisku na dobre zdrowie: np.
nie ma niemal miejsca na zdrowie psychiczne czy rozwój
intelektualny. To, co zamiast tego widzimy, to redukcyj-
ny, hedonistyczny model zdrowia, w którym chodzi tyl-
ko "o dobre samopoczucie i świetny wygląd': Akceptuje
się doradzanie ludziom jak zrzucić wagę bądź ozdobić
mieszkanie, ale jakiekolwiek nawoływanie do kulturowe-
go doskonalenia się to już opresja i elitaryzm. Rzekomy
elitaryzm i opresywność widać nie polegają na tym, że
osoby trzecie mogłaby znać lepiej ich interesy niż oni sami
mogliby je znać, bo przecież uważa się, że palacze bądź to
nie rozpoznają własnych interesów, bądź też są niezdolni
do działania zgodnie z nimi. Nie: problem tkwi w tym, że
tylko pewnego rodzaju interesy uważa się za ważne, po-
nieważ są refleksem wartości uważanych powszechnie za
oczywiste. Zbijanie wagi, ozdabianie domu, poprawianie
wyglądu należą do reżimu "konsentymentalnego':
W doskonałym wywiadzie na Register.com, reżyser fil-
mów dokumentalnych Adam Curtis zdefiniował zasadni-
cze kontury reżimu zarządzania afektywnego.
Telewizja mówi Ci teraz co masz czuć.
Nie mówi Ci co masz myśleć. Od EastEnders po progra-
my typu reality show ciągle obcujesz z emocjami ludzi
- za sprawą montażu delikatnie podpowiada Ci się jaka
jest akceptowana forma uczucia. Nazywam to [taktyką]
"przytulaski i całuski':
Pożyczyłem to od Marka Ravenhilla, który napisał bar-
dzo dobry artykuł o tym, że jeśli analizujesz telewizję, to
100
jest to obecnie system poradnictwa - mówi ci kto ma
Złe Uczucia, a kto Dobre. A osoba, która ma Złe Uczu-
cia zostaje odkupiona przez moment typu "przytulaski
i całuski" na końcu programu. To faktycznie jest system
poradnictwa - nie moralnego, lecz emocjonalnego.
101
tych obiegów. Ale, twierdzi Curtis, wpływ lobby interne-
towego na stare media jest katastrofalny, ponieważ jego
reaktywna proaktywność nie tylko pozwala grupie me-
dialnej jeszcze bardziej zaniedbywać swoją funkcję wy-
chowawczo-kierowniczą, pozwala również populistycz-
nym grupom zarówno na lewicy, jak i na prawicy "nękać"
producentów medialnych, żeby przygotowywali programy
mierne i miałkie. ·
Krytyka Curtisa jest trafna, ale pomija istotne wymia-
ry tego, co się dzieje w sieci. Odwrotnie niż w przypad-
ku jego interpretacji, błogi są w stanie kreować nowe
sieci dyskursów, które poza cyberprzestrzenią nie mają
odpowiedników w polu społecznym. Podczas gdy stare
media są coraz bardziej wchłaniane przez PR, a raport
konsumencki zastępuje esej krytyczny, niektóre stre-
fy cyberprzestrzeni oferują opór względem "kompresji
krytycznej'; która gdzie indziej jest tak przygnębiająco
wszechobecna. Mimo wszystko jednak, interpasywna sy-
mulacja uczestnictwa w mediach postmodernistycznych
i sieciowy narcyzm MySpace oraz Facebooka przeważnie
wytwarzają treści repetytywne, pasożytnicze i konformi-
styczne. Zakrawa na ironię, że odmowa bycia paternali-'
stycznym przez klasę medialną nie stworzyło oddolnej
kultury, która oferowałaby zapierającą dech w piersiach
różnorodność, lecz taką, która jest w coraz większym
stopniu zinfantylizowana. Odwrotnie, to kultury pater-
nalistyczne traktują widownię jak dorosłych, zakładając,
że poradzą sobie ze złożonymi i intelektualnie wymagają
cymi produktami kulturowymi. Powód, dla którego grupy
fokusowe i kapitalistyczny system informacji zwrotnej od
klienta generalnie zawodzą, nawet jeśli wytwarzają towa-
ry, które są ogromnie popularne, bierze się stąd, że ludzie
nie wiedzą czego chcą. Jest tak nie tylko dlatego, że pra-
102
gnienie istnieje, ale pozostaje dla ludzi nieprzeniknione
(choć tak często się dzieje). Jest tak raczej dlatego, że naj-
potężniejsze formy pragnienia to pożądanie właśnie tego,
co nieznane, niespodziewane, dziwaczne. To zaoferować
mogą tylko artyści i zawodowi spece od mediów, przy-
gotowani do tego, żeby dostarczyć widowni coś innego
niż to, co obecnie daje im satysfakcję; tzn. tylko ci, któ-
rzy podejmują jakieś ryzyko. Marksistowska Supernia-
nia nie tylko ustanowiłaby pewnego rodzaju ograniczenia,
działając w naszym własnym interesie, kiedy nie jesteśmy
sami w stanie go rozpoznać, lecz również przygotowana
byłaby do podjęcia ryzyka, postawiłaby na inność i nasz
apetyt na nią. Kolejną ironią jest to, że kapitalistyczne
"społeczeństwo ryzyka" jest w dużo mniejszym stopniu
skłonne do podejmowania tego rodzaju ryzyka niż rze-
komo drętwa scentralizowana kultura wyrosła na gruncie
powojennego konsensusu społecznego. To zorientowana
na misję publiczną BBC i Channel4 konsternowały mnie
i zachwycały programami typu Tinker Tailor Soldier Spy,
sztukami Pintera czy kolejnymi filmami Tarkowskiego;
to również BBC sponsorowało popularny awangardyzm
BBC Radiophonic Workshops, osadzający eksperymenty
dźwiękowe w materii codziennego życia. Takie innowacje
są nie do pomyślenia dzisiaj, kiedy publiczność została
zastąpiona konsumentem. Efektem głębokiej struktural-
nej niestabilności, "skasowania dłuższej perspektywy':
jest niezmiennie stagnacja i konserwatyzm, nie inno-
wacja. To nie jest paradoks. Jak jasno wyrażają to uwagi
Adama Curtisa, dominujące w późnym kapitalizmie afek-
ty to strach i cynizm. Emocje te nie zachęcają do śmia
łości w myśleniu bądź przeskoczenia do innego modelu
biznesowego, rodzą jedynie konformizm i kult minimal-
nej wariancji, w efekcie tworząc produkty, które bardzo
103
przypominają to, co już raz chwyciło. W tym czasie takie
filmy jak wspomniane powyżej Solaris czy Stalker Tar-
kowskiego - plagiatowane przez Hollywood co najmniej
od czasu Obcego i Łowcy Androidów - wyprodukowano
w pozornie dogorywającym Breżniewowskim państwie
sowieckim, co oznacza, że ZSRR stało się kulturowym
impresario Hollywoodu. Ponieważ jasne jest już, że pe-
wien stopień stabilności jest konieczny dla utrzymania
żywotności kultury, pytanie jakie należy zadać brzmi: jak
zapewnić tę stabilność, jakimi działaniami?
Dawno już przyszła pora na to, żeby lewica przestała
ograniczać swoje ambicje do ustanowienia silnego pań
stwa. Ale bycie "w pewnej odległości od państwa" nie
oznacza ani jego porzucenia, ani wycofania się do pry-
watnej sfery afektów i różnorodności, która, jak słusznie
twierdzi Zizek, jest doskonałym uzupełnieniem dominacji
neoliberalizmu nad państwem. Oznacza uznanie tego, że
celem odrodzonej lewicy nie powinno być zawłaszczenie
państwa, ale podporządkowanie go woli powszechnej.
Oznacza to, naturalnie, wskrzeszenie samego pojęcia woli
powszechnej, wskrzeszenie- i unowocześnienie- idei sfe-
ry publicznej, nieredukowalnej do zbioru jednostek i ich
interesów. "Metodologiczny indywidualizm" światopoglą
du realizmu kapitalistycznego zakłada zarówno filozofię
Maxa Stirnera, jak Adama Smitha czy Hayeka dlatego, że
patrzy na takie pojęcia jak "sfera publiczna" jak na upiory,
widmowe abstrakcje pozbawione treści. To, co rzeczywi-
ście istnieje, to jednostka (i ich rodziny). Symptomy klę
ski tego światopoglądu widać wszędzie - w dezintegracji
sfery społecznej, w której powszechne stały się strzelani-
ny między nastolatkami i gdzie szpitale hodują w warun-
kach laboratoryjnych agresywne superzarazki - to, czego
potrzebujemy, to połączenia efektów z ich strukturalną
104
przyczyną. Wbrew postmodernistycznej podejrzliwości
względem wielkich narracji, musimy ponownie uznać to,
że - absolutnie nie będąc wyizolowanymi, przypadkowy-
mi problemami- są to rezultaty pojedynczej, systemowej
przyczyny: Kapitału. Trzeba zacząć, jak gdyby od począt
ku, rozwijać strategie przeciwko Kapitałowi, który jest
wszechobecny, zarówno ontologicznie, jak i geograficznie.
Pomimo początkowych oznak (i nadziei), realizm ka-
pitalistyczny nie został podkopany przez kryzys kredyto-
wy z 2008 r. Spekulacje, jakoby kapitalizm był na skraju
upadku, szybko okazały się płonne. Błyskawicznie stało
się jasne, że ratowanie banków, miast stanowić koniec
kapitalizmu, po raz kolejny doskonale potwierdziło upo-
rczywość kapitalistycznego realizmu, to, że nie ma dla
niego alternatywy. Pozwolenie bankom na dezintegrację
uznano za n i ewy o b r aż a l n e, a to, co nastąpiło po-
tem, to szeroki transfer pieniędzy publicznych w prywat-
ne ręce. Jednakowoż to, co się stało w 2008 r., to rozpad
ram pojęciowych, które począwszy od 1970 r. dostarczyły
ideologicznej przykrywki kapitalistycznej akumulacji. Po
uratowaniu banków neoliberalizm został, w każdym tego
słowa znaczeniu, zdyskredytowany. Nie oznacza to, że
neoliberalizm zniknął z dnia na dzień; wręcz przeciwnie,
jego założenia nadal dominują w ekonomii politycznej, ale
nie pod postacią projektu ideologicznego, który śmiało
kroczyłby naprzód, lecz jako zespół bezwładnych, nie do
końca uśmierconych ustawień standardowych. Łatwo za-
uważyć, że choć neoliberalizm jest siłą rzeczy realizmem
kapitalistycznym, to realizm kapitalistyczny nie musi być
neoliberalny. Źeby się ratować, kapitalizm może zwrócić
się w stronę socjaldemokracji bądź autorytaryzmu, w sty-
lu Ludzkich dzieci. Bez wiarygodnej i spójnej alternatywy
105
do kapitalizmu, realizm kapitalistyczny będzie nadal za-
wiadywał nieświadomością polityczno-ekonomiczną.
Ale nawet jeśli już teraz jest oczywiste, że kryzys kre-
dytowy sam z siebie nie doprowadzi do końca kapitalizmu,
to doprowadził do osłabienia pewnego rodzaju mentalne-
go paraliżu. Znajdujemy się obecnie w politycznym kra-
jobrazie zaśmieconym przez coś, co Alex Williams na-
zwał "ideologicznym gruzowiskiem" - znowu mamy rok
zero i otwartą przestrzeń mogącą wyłonić nową formę
antykapitalizmu, niekoniecznie związaną ze starym języ
kiem i tradycjami. Jednym z błędów lewicy było nieustan-
ne powracanie do debat historycznych, jej skłonność do
przerabiania po raz kolejny tematu Kronsztadu czy Nowej
Polityki Ekonomicznej, a nie planowanie czy organizowa-
nie przyszłości, w którą by naprawdę wierzyła. Porażka
wcześniejszych form antykapitalistycznych organizacji
politycznych nie powinna być powodem do rozpaczy, a to,
co należy porzucić, to pewne romantyczne przywiązanie
do polityki klęski, do wygodnej pozycji pokonanego mar-
ginesu. Zapaść kredytowa to okazja - ale musi być po-
traktowana jako olbrzymia szansa spekulatywna, zachę
ta do odnowy, która nie jest regresem. Jak z naciskiem
podkreśla Badiou, skuteczny antykapitałizm musi być
rywalem Kapitału, nie reakcją nań; nie ma powrotu do
przedkapitalistycznych terytorializmów. Antykapitałizm
musi przeciwstawić globalizmowi Kapitału swoją własną,
autentyczną uniwersalność.
Decydujące jest to, żeby autentycznie zrewitalizowana
lewica pewnie zajęła nowy polityczny teren, który tutaj
(niesłychanie prowizorycznie) naszkicowałem. Nic samo
w sobie nie jest polityczne; polityzacja wymaga politycz-
nego aktora, który zacznie kontestować zastane dogmaty,
zamieniać je w polityczną grę o stawkę. Jeśli po '68 neoli-
106
beralizm zatriumfował anektując pragnienia klasy robot-
niczej, nowa lewica mogłaby zacząć odbudowę wychodząc
od tych pragnień, które neoliberalizm wytworzył, ale któ-
rych nie był w stanie zaspokoić. Na przykład, lewica po-
winna wykazać, że jest w stanie rozwiązać problem tam,
gdzie neoliberalizm ewidentnie poniósł fiasko: znacząco
zredukować biurokrację. To, czego potrzeba, to nowa wal-
ka o pracę i o to, kto ją kontroluje; utwierdzenie autono-
mii robotnika (przeciwstawionej kontroli zarządczej} wraz
z odrzuceniem pewnych form pracy (takich jak nadmierny
audyt, który stał się tak istotną cechą pracy w postfordy-
zmie). To walka, którą można wygrać- ale tylko wtedy, jeśli
dojdzie do okrzepnięcia nowego podmiotu politycznego;
otwarte pozostaje pytanie czy podmiotowość tę wykształcą
stare struktury (takie jak związki zawodowe) czy też bę
dzie to wymagało stworzenia całkowicie nowej organiza-
cji politycznej. Należy ustanowić nowe formy działalności
przemysłowej przeciwko menedżeryzmowi. Na przykład,
w przypadku nauczycieli czy wykładowców, należy po-
rzucić taktykę strajków (czy nawet akcji billboardowych),
ponieważ sŻkodzi to tylko studentom i ciału pedagogicz-
nemu (w college'u, w którym pracowałem jednodniowe
strajki były właściwie bardzo mile widziane przez zarząd,
ponieważ nie prowadziły do większych zakłóceń w funk-
cjonowaniu uczelni i pozwalały zarazem zaoszczędzić na
pensjach). To, czego potrzeba, to strategiczne wycofanie
się z tych form pracy, które widzi tylko zarząd: z wszelkich
maszynerii autonadzoru, które nie mają żadnego wpływu
na samo dostarczanie edukacji, ale bez których mene-
dżeryzm nie mógłby istnieć. Zamiast pełnej teatralnych
gestów, widowiskowej polityki zogniskowanej na (szczyt-
nych) sprawach takich jak Palestyna, przyszedł czas, żeby
związki nauczycielskie skoncentrowały się na kwestiach
107
wewnętrznych i skorzystały z okazji jaką dał kryzys, żeby
zacząć oczyszczanie usług publicznych z ontologii bizne-
sowej. Jeśli nawet interesów nie da się w ten sposób prowa-
dzić, to dlaczego miałoby tak być z usługami publicznymi?
Należy przekształcić szerzące się problemy zdrowia
psychicznego z kondycji zmedykalizowanej w realne an-
tagonizmy. Zaburzenia afektywne to formy uwięzionego
cierpienia; może i musi być ono skanalizowane na ze-
wnątrz, skierowane na jego prawdziwą przyczynę, Kapi-
tał. Co więcej, rozmnożenie się pewnych rodzajów chorób
psychicznych w późnym kapitalizmie to argument w spra-
wie nowej polityki zaciskania pasa, argument podnoszony
również w odpowiedzi na rosnącą potrzebę uporania się
z katastrofą ekologiczną. Nic nie stoi bardziej w sprzecz-
ności z konstytutywnym dla kapitalizmu imperatywem
ciągłego wzrostu niż pojęcie reglamentacji dóbr i zasobów.
Staje się jednak niewygodnie jasne, że samoograniczanie
się konsumenta czy rynku samo z siebie nie zapobiegnie
ekokatastrofie. Można argumentować za nową ascezą za-
równo na gruncie libidynalnym, jak i praktycznym. Jeśli,
jak pokazali Oliver James, Zizek i Superniania, nieumiar-
kowana swoboda działania prowadzi do nieszczęścia
i niezadowolenia, to ograniczenie nałożone na pragnie-
nie będą raczej skłonne je pobudzić niż zabić. W każdym
razie jakiegoś rodzaju reglamentacja i racjonowanie jest
nieuchronne. Problem w tym czy będzie to zarządzanie
kolektywne, czy też zostanie narzucone środkami auto-
rytarnymi, kiedy będzie już za późno. To, jaką postać po-
winno przybrać kolektywne zarządzanie, to, ponownie,
kwestia otwarta, którą można rozstrzygnąć praktycznie,
na drodze eksperymentalnej.
Długą, ciemną noc końca historii należy traktować jako
olbrzymią szansę. Sama opresyjna perswazyjność reali-
108
zmu kapitalistycznego oznacza, że promyki alternatyw-
nych możliwości politycznych i ekonomicznych mogą
przynieść niewspółmiernie duże efekty. Najdrobniejsze
wydarzenie może wydrzeć dziurę w szarej kurtynie reakcji,
która wyznaczała horyzonty możliwości w kapitalizmie
realistycznym. Z sytuacji, gdzie nic się nie wydarza, nagle
ponownie wszystko jest możliwe.
Posłowie/
Mark Fisher:
między krytyką kultury
a libidynalną ekonomią polityczną
Andrzej Karalus
111
MARK FISHER: KRYTYKA KULTUROWA
JAKO AUTOANALIZA
112
dukowanymi przejawami społeczno- kulturowej wyższo
ści, charakterystycznymi dla angielskiego społeczeństwa
klasowego, niewidzialnymi barierami, które ostatecznie
pokonał na zasadzie "upadku w górę" drabiny społecznej.
Pozostał jednak akademickim outsiderem. Z jego tekstów
przebija punkowa przekora, która kazała mu tropić klaso-
wą metrykę znaczeń, procesów i produktów kulturowych.
Był wyczulony na wszelkie przejawy elitarności wynika-
jące z klasowego uprzywilejowania. Odrzucał też tezę,
że masowo konsumowane wytwory kultury popularnej
są treściowo mniej zawiesiste i formalnie wtórne w po-
równaniu z wytworami kultury wysokiej. Kultura i sztuka,
w tym również popularna, są ekspresją kolektywnej nie-
świadomości, sposobami katalizowania i kanalizowania
społecznego pragnienia. Ich status jest osobliwie dialek-
tyczny: z jednej strony są ideologiczną ekspresją splotu
okoliczności natury politycznej, kulturowej i społeczno-
-ekonomicznej, z drugiej strony doprowadzić mogą do
wyłonienia się nowych form pragnienia, sedymentacji
nowych form podmiotowości i wrażliwości, mogą wy-
kreować nowe rewolucyjne sytuacje. Fisher skupiał się na
własnych idiosynkrazjach i obsesjach kulturowych, podą
żając subiektywnym szlakiem indywidualnych artystycz-
nych epifanii (książkowych, filmowych, muzycznych czy
teatralnych), szczególnym sentymentem darząc dawne
produkcje BBC z lat 6o. i 70. Koncentrował się najczę
ściej na projektach będących ekspresją niespełnionych
wizji modernistycznych, które, dalekie od uwikłania się
w homogenizującą maszynerię Kulturindustrie, nie zamy-
kały się równocześnie we własnym, nieprzesiąkliwym dla
masowego odbiorcy idiomie artystycznym.
Tym, co rzuca się natychmiast w oczy, jest osobisty ton
esejów i artykułów. Fisher udanie łączy wymiar osobi-
113
sty z teorią, wyjaśnia sensy kulturowe i globalne procesy
przez pryzmat własnych doświadczeń: przykłady funkcjo-
nowania realizmu kapitalistycznego zaczerpnął ostatecz-
nie z autopsji. Fisher dość zdecydowanie jednak atakował
samo pojęcie "jednostki'; to, co po prostu "prywatne" bądź
"osobiste"4 • Walka z depresją nigdy nie prowadziła go do
pytań "co jest ze mną nie tak'; lecz raczej "co jest nie tak
ze społeczeństwem, które wytwarza takie neurotyczne,
zamknięte w sobie podmioty?'\ absolutnie niezdolne do
tego, żeby wyjść ze ~tanu melancholii jako stanu nie tyle
psychicznego, co ontologicznego. Zagadnienie depresji uj-
mował szerzej, jako objaw rozpowszechnionej "prywaty-
zacji stresu': w której psychiatria i psychologia funkcjonu-
ją jako instytucjonalne podpórki neoliberalizmu, oferując
114
rozwiązania (SSRI, system coachingu zawodowego, itd.),
które mają na celu jak najszybsze przywrócenie chorego
(pracownika-konsumenta) do pełnej społecznej funkcjo-
nalności. Jego przekonanie, że prywatne afekty zależą od
dynamiki sił społecznych, kulturowych i klasowo-ekono-
micznych spowodowało, że walka z depresją wiązała się
dla niego z pragnieniem przezwyciężenia typowych dla
kapitalizmu form podmiotowości i resuscytacji wyegzor-
cyzmowanego przez neoliberalizm bytu społecznego6 • To
było źródło jego' teoretycznego elan vital i politycznego
zaangażowania. Dla Fishera uprawianie teorii nie było od-
rabianiem ćwiczeń z drętwej formuły tzw. akademickiego
dyskursu "krytycznego'; lecz żywiołową ekspresją wiary
w regeneracyjną moc kultury, która prowadzić może ku
emancypacji. Fisher kontynuował linię Brechta: kultu-
ra i sztuka posiadają olbrzymi ładunek transformacyjny,
a ich zadaniem było wyzwolić polityczny potencjał za-
blokowanej wyobraźni i zainfekować swoich odbiorców
wizją społecznej zmiany. Stąd też się wziął pomysł serii
wydawniczej Zero Books i jej "deklaracja misji~ którą war-
to przytoczyć w całości.
Współczesna kultura pozbyła się zarówno pojęcia tego,
co publiczne, jak i figury intelektualisty. Dawne prze-
strzenie publiczne - w sensie fizycznym i kulturowym
- są obecnie w fazie zaniku bądź zostały skolonizowane
przez reklamę. Rządzi skretyniały antyintelektualizm,
oklaskiwany przez zatrudnionych przez międzynaro
dowe korporacje i wykształconych za ciężkie pieniądze
szeregowych funkcjonariuszy, którzy zapewniają swoich
znudzonych czytelników, że nie ma potrzeby wybudzać
się z interpasywnego stuporu. Nieformalna cenzura, zin-
ternalizowana i propagowana przez kulturowych wyrob-
115
ników późnego kapitalizmu, wytwarza banalny konfor-
mizm, o jakim naczelnicy stalinowskiej propagandy mo-
gli tylko marzyć. Zero Books zdaje sobie sprawę, że in-
nego rodzaju dyskurs - intelektualny, ale nie akademicki,
popularny, ale nie populistyczny - jest nie tylko możli
wy: obecnie wręcz kwitnie z dala od zalanego światłem
neonów krzykliwego świata tak zwanych mass-mediów
czy korytarzy neurotycznie zbiurokratyzowanej akade-
mii. Zero poświęca się misji wydawniczej rozumianej
jako wyjście intelektualisty na forum publiczne. Jest zda-
nia, że w bezmyślnej, i bezbarwnie konsensualnej kultu-
rze w jakiej żyjemy obecnie, zaangażowana refleksja kry-
tyczna jest ważniejsza niż kiedykolwiek'.
116
Fisher określił mianem doświadczenia "klinicznie depre-
syjnego"9, wyrosła m.in. z jego zainteresowania dyskur-
sem popularnym, swobodnie łączącym analizę muzyki,
filmu i powieści z wymiarem politycznym. Niebagatelny
wpływ na Fishera miał również fakt, że w trakcie studiów
na Warwiek University włączył się w działania Cybernetic
Culture Research Unit, kolektywu twórczego powstałego
z inicjatywy Nicka Landa i Sadie Plant. Ceru łączyło kry-
tykę kulturową z demonologią Lovecrafta i Gibsonowskim
cyberpunkiem, rozwijając occulturową pop-teologię Nu-
mogramu, podzielonegona 10 sfer cyfrowego labiryntu,
portalu, w którym ludzka psychika staje się jedynie prze-
kaźnikiem, wehikułem i stacją rozdzielczą dla skonflikto-
wanych nie-ludzkich demonicznych energii, turbulencji
i przepływów. Najistotniejszą pojęciową innowacją kolek-
tywu było ukucie pojęcia hyperstition, co od biedy można
przetłumaczyć jako "hiperstycja" bądź "hipersąd': Termin
ten wyrósł z inspiracji filozofią Bergsona, Deleuze'a i Bau-
drillarda: oznacza spekulację, która wymusza niejako wła
sną samomaterializację. Pojęcie "hipersądu" forsuje kon-
cepcję kulturowej fikcji jako potencjalności przechodzącej
różne stopnie samourzeczywistnienia'o, problematyzując
samo pojęcie rzeczywistości jako czegoś po prostu istnie-
jącego, wariantu Sartre'wskiego etre-en-soi. Hipersąd kwe-
stionuje sensowność rozróżnienia na subiektywne przeko-
nanie (wiarę) oraz obiektywną rzeczywistość "ostatecznie"
niepoddającą się unarracyjnieniu, niezależną od form li-
bidynalno-wyobrażeniowych interwencji, które ingerują
117
w nią i ją transformują". Fisher częstokroć
opisuje rze-
czywistość późnokapitalistyczną jako konstrukcję, pro-
dukt, miejsce ścierania się abstrakcyjnych sił i sprzężeń,
gdzie cyrkulują cybernetycznie generowane Spinozjańskie
namiętności i splecione z nimi modalności władzy, po-
wołujące do życia rzeczywistość jako pochodną naszych
własnych wypartych pragnień, powracających do nas
w zniekształconej postaci quasi-obiektywnych realności
i myślowych przymusów. Partycypacja w kolektywie Ceru
zaowocowała nie tylko rozwinięciem koncepcji rzeczywi-
stości jako sumy ideologicznych inwestycji wyobrażenio
wych, lecz również specyficzną gotycką metaforyką, jaką
posługuje się Fisher do opisu neoliberalizmu: Kapitał to
118
twórca "zombie" i "wampir~ karmiący się zreifikowaną
pracą, pasożytujący na naszym ciele i psychice.
REALIZM KAPITALISTYCZNY
JAKO IDEOLOGIA
119
to złudzenie b e z alt e r n a ty w n o ś c i , druga - efekt
o d p o li ty c z n i e ni a.
Sądzę, że ideologia operuje tu na dwóch poziomach: to,
po pierwsze, zaakceptowanie i upowszechnienie się po-
glądu, że z neoliberalizmem nie da się walczyć; drugi to
wiara, że zaadaptowanie się do neoliberalnej dominacji
to właściwie kwestia pragmatyczna, kwestia przeżycia,
w ogóle nie wiążąca się z polityką. Ideologia jest oczywi-
ście najsilniejsza tam, gdzie objawia się jako nie-polityka,
gdzie pokazuje jak rzeczy mają się w istocie. W swojej
najsilniejszej postaci realizm kapitalistyczny zawsze wy-
twarza tego typu efekt depolityzacji".
120
cą w kontekstach życiowych walor ideologiczności, ulegają
Barthesowskiej naturalizacji i od-historycznieniu. W książ
ce Fisheropisuje zachowanie menedżera college'u i jego po-
stawę względem wprowadzanych na uczelni reform: pełen
pogardy do wdrażanych i nadzorowanych przez siebie pro-
cedur biurokratycznych, bez namysłu akceptuje polecenia
władzy. Nie widzi żadnej sprzeczności między oficjalnie
wyznawanym poglądem {sprowadzającym się do zrezy-
gnowanego i ironicznego poczuCia politowania rodzące
go się w zetknięciu z "idiotyzmem biurokracji"), a własną
uległością. To przejaw tego jak działa realizm kapitalistycz-
ny: "produkuje" jednostki cynicznie rozgrzeszające się ze
współudziału w mechanizmach władzy, co nie przeszkadza
im w realizowaniu jej poleceń' 4 • Być może stąd się brała
niechęć Fishera do ironii. Ironiczny dystans jest strategią
realizmu kapitalistycznego. Wpisał w siebie cyniczną de-
maskację własnych niedoskonałości {"zgadza się, wyzysk
dalej istnieje, demokracja liberalna jest niedoskonała, wa-
runki pracy ulegają pogorszeniu"), podkreślając zarazem,
że wszystkie alternatywy względem niego są ekonomicznie
niewiarygodne i niewykonalne {"TINA! TINA!"), a progre-
sywne projekty polityczne czy równościowe korekty mu-
szą przeobrazić się w totalitarny koszmar ("w XX wieku
121·
przerabialiśmy już lekcję Stalina i Mao"). Realizm kapita-
listyczny to suma wszystkich realizmów, czyli fantazma-
tów niezapośredniczonego mimetycznego odwzorowania
rzeczywistości, swoisty metarealizm: prezentuje się jako
rzeczywistość zredukowana do swoich najbardziej prag-
matycznych od-aksjologizowanych i od-ideologizowanych
przejawów ("takie są fakty, porzućmy utopię, lepiej nie bę
dzie"). Realizm przestaje być kategorią estetyczną, cleno-
tując formację ideologiczną, w której kapitalizm mówi, co
istnieje, i o czym można w ogóle pomyśleć.
Fisher definiując realizm kapitalistyczny powołuje się
również na Lacana. "Realizm" realizmu kapitalistyczne-
go to imperatyw "urynkowienia" każdej sfery rzeczywi-
stości. Jeśli jednak każda "wersja" l "zasada rzeczywistości"
jest symboliczną reprezentacją traumatycznej nierepre-
zentowalnej pustki, Realnego, to zadaniem krytyki jest
szukanie przezierającej zza symbolicznych przesłon "pęk
nięć" i "nieciągłości'; ewokowanie Realnego rozrywające
go tkane przez nas sieci znaczeń i pokazywanie, że realizm
kapitalistyczny jest w istocie, jak napisał Fisher, "niere-
alistyczny'; czyli nie do utrzymania. Systemowe usterki,
glitches, są nieodłączną częścią rzeczywistości "realizmu
kapitalistycznego': Jego funkcjonowanie rodzi szereg efek-
tów ubocznych, które musi wchłonąć oraz wytłumaczyć
w taki sposób, żeby jawiły się jako przypadkowe nieprawi-
dłowości, nigdy jako strukturalnie generowane błędy, jego
własne "warunki niemożliwości':
Obok bezalternatywności i depolityzacji, można znaleźć
jeszcze trzeci charakterystyczny modus działania realizmu
kapitalistycznego: to p rac a s n u . Fisher (powołując się
na Wendy Brown) twierdzi, że realizm kapitalistyczny
wytworzył paradoksalną tożsamość "konserwatywno-
-neoliberalną': w której pozorna sprzeczność całkowicie
122
odmiennych racjonalności zostaje przezwyciężona przez
sojusz na poziomie podmiotowości politycznej, zjedno-
czonej w swojej niechęci do państwa opiekuńczego, czyli
linii progresywnej. Realizm kapitalistyczny jest odmianą
"snu na jawie'; gdzie podmiot zszywa niespójności i nie-
współmierności doświadczanej rzeczywistości. Wszelkie
niedoskonałości realizmu kapitalistycznego są wypierane
i włączane w koherentną narrację, która stabilizuje pod-
miotową "jedność dys-percepcji': Sprzyja temu charakte-
rystyczny dla postmodernizmu systemowo generowany
zanik pamięci: podmiot rozwija zdolność do wypierania
niezborności, zapominania o nich i bezwarunkowego ak-
ceptowania zmian monstrualnie labilnej rzeczywistości.
Kapitalizm ery postfordyzmu to rzeczywistość radykalnie
zdecentrowana i uelastyczniona; konsekwencją istnienia
rzeczywistości o formalnie nieskończonej wariabilności
jest sformatowanie podmiotowości do postaci fantomo-
wej, gdzie uszkodzenie pamięci krótkotrwałej to ewolu-
cyjna adaptacja.
123
dysfunkcjonalności: realizm kapitalistyczny oznacza sy-
nergię procesów wytwarzania systemowych usterek, które
w dłuższej perspektywie rozsadzają go. Pierwszą z tych
usterek jest katastrofa ekologiczna, której traumatyczne
konsekwencje są egzorcyzmowane przez hasła "społecz
nej odpowiedzialności biznesu" oraz "zrównoważonego
rozwoju'; a następnie włączane jako strategie przetrwalni-
kowe Kapitału. Oczywiście, przedsiębrane w ramach reali-
zmu kapitalistycznego działania (responsybilizacja, czyli
obarczenie jednostki odpowiedzialnością za strukturalnie
generowane zagrożenie czy wypieranie traumy wyczerpa-
nia zasobów przez fantazmaty nieograniczonego wzrostu
samoorganizującego się Kapitału) są próbą wyparcia bo-
lesnego faktu, że kapitalizm jest ex de.finitione niezdol-
ny do samoograniczenia i musi doprowadzić w dłuższej
perspektywie do zniszczenia środowiska naturalnego. Fi-
sher koncentruje się w książce jednak głównie na zdrowiu
psychicznym oraz paradoksalnym rozroście biurokracji
jako dużo mniej oczywistych przejawach realizmu kapi-
talistycznego, które w przeciwieństwie do katastrofy eko-
logicznej jako objawu cywilizacyjnego tanatotropizmu nie
doczekały się jeszcze politycznej problematyzacji.
Problem zdrowia psychicznego wiąże się z zagadnie-
niem przejścia od fordyzmu do postfordyzmu. Realizm ka-
pitalistyczny narodził się pod koniec lat 70. w USA, kiedy
Fed drastycznie podniósł stopy procentowe, umożliwiając
powstrzymanie inflacji i reorganizację priorytetów poli-
tyki ekonomicznej rządu (przestawienie się z gospodarki
opartej na produkcji przemysłowej na gospodarkę opartą
na usługach, z dominacją wielkiego kapitału finansowe-
go). W Wielkiej Brytanii upadkowi fordyzmu towarzy-
szyły gwałtowne tarcia społeczne, ale ostatecznie związki
zawodowe zostały złamane, a kopalnie całkowicie spry-
124
watyzowano dokońca 1994 r. Emocjonalne konsekwencje
przetasowań makroekonomicznych były poważne. Odej-
ście od monotonii linii montażowej i stabilnych miejsc
pracy w przemyśle gwarantowanych przez potężne związ
ki zawodowe i nastanie epoki "elastycznego zatrudnienia"
zaowocowało nasileniem przypadków depresji i załamań
psychicznych, wywołanych internalizacją poczucia nie-
stabilności. Co istotne, powszechnie doświadczany stres
i bezradność nie jest doświadczeniem kolektywnym (jak
np. w przypadku doświadczeń wojny czy okupacji), po-
tencjalnie wspólnototwórczym, lecz objawia się wzro-
stem przypadków izolowanych tragedii i przeżywanych
w domowym zaciszu frustracji. Prywatyzacja cierpienia
i duchowej prostracji zbiega się z jej chemikalizacją i far-
makologizacją, co eliminuje ze sfery publicznej dysku-
sje na temat systemowo-społecznych przyczyn "ukrytej
plagi" depresji i stanów neurotycznych' 5 • Przekreśla to
możliwość ustanowienia wspólnotowych więzi: społe
czeństwo zdefragmentowało się do agregatu leczonych
prywatnie pacjentów, lawirujących między jedną pracą
a drugą, między jednym zawodem a drugim. Inną stra-
tegią depolityzacji zagadnienia stresu psychicznego jest
jego pacyfikacja przy pomocy dyskursu terapeutycznego.
15 Wydaje się, że rola psychologii i proponowanych przez nią rozwiązań
jest przeceniana. W Polsce przetoczyła się-niedawno dyskusja dotyczą
ca fali samobójstw wśród nastolatków; reakcją nań był postulat prze-
znaczenia większej ilości środków na psychologów szkolnych. W ten
sposób zwalcza się symptomy choroby, nie biorąc pod uwagę struktu-
ralnych przyczyn (np. zwiększenie rodzicielskiej presji na wyniki; zinter-
nalizowanie przez dzieci i młodzież zasad konkurencji wolnorynkowej;
izolowanie się w świecie mediów społecznościowych jako sferze wałki
o wewnątrzgrupowy prestiż i związany z tym cyberbuUying itd.). Indywi-
dualne konsultacje w wyizolowanej przestrzeni gabinetu są prekonfigu-
rowane przez neoliberałną cyberanomię, c:żyłi są niejako uzupełnieniem
systemowej patologii, której mają zaradzić.
125
Psychoterapia poznawczo-behawioralna z jej kultem sa-
mopomocy (self-help) stała się wręcz "ideologią naszych
czasów'; gdzie jednostkę obciąża się odpowiedzialnością
za własne niepowodzenie, wmawiając jej, że jest w stanie
kierować własnym losem' 6 •
Spostrzeżenia Fishera uzupełnia książka Non-Stop Iner-
tia Ivora Southwooda, opisująca życie prekariusza z per-
spektywy pierwszoosobowej. Uchwycił on specyficzny dla
neoliberalizmu zdepersonalizowany lęk. Permanentnemu
stanowi ekonomicznego zagrożenia, akceptowanemu jako
"stan naturalny'; towarzyszy tląca się z tyłu głowy quasi-
-Kierkegaardowska bojaźń, psychologiczny odpowied-
nik reliktowego promieniowania, tła. Niepokój wtopił się
w codzienność, będąc "ledwo wyczuwalnym przydźwię
kiem, niewartym tego, żeby o nim wspominać, zbyt try-
wialnym, żeby nań narzekać"' 7 • Pełni paradoksalną rolę
demotywująco-frenetyzującą: równocześnie deprymują
cą, jak i prowokującą do nerwowej nadaktywności w celu
znalezienia pracy, sprostania wymogom post-fordaw-
skiego reżimu pracy zaleateryzowanej oraz, dodatkowo,
wprowadzonym przez New Labour rygorom aktywizacji
zawodowej. Komplementarnym elementem prekaryza-
cji Lebensweltu i rozprzestrzenienia się egzystencjalnego
126
lęku u szerszych warstw społecznych 18 jest bowiem wy-
móg demonstrowania gotowości do podjęcia dowolnej
pracy oraz zintern~lizowanie behawioralnych skryptów
typowych dla tzw. pracy emocjonalnej. Model pracy emo-
cjonalnej czy też "zarządzania emocjami'~ sztucznego ich
wzbudzania bądź wypierania oraz kontrolowania własne
go zachowania i mimiki po to, żeby wywołać odpowiedni
stan umysłu u klientów, w postfordyzmie skolonizował
niemal wszystkie przejawy życia zawodowego, włączając
w to teatralizację zachowania w job centre: jednym z kry-
teriów wypłaty zapomogi jest symulowanie entuzjazmu
i skwapliwości do "zmiany dotychczasowych nawyków" 19 •
W egzystencję prekariusza wpisane są obowiązkowo sce-
nariusze autokreacji, budowania "kariery" wraz z profe-
sjonalnym liftingiem własnego CV ("szczególnej odmia-
ny neoliberalnej autobiografii"), który przykrywa niecią
głości biografii pracownika; w rezultacie różnica między
czasem wolnym i czasem pracy się zamazuje. Jednostka
zostaje unieruchomiona w aczasowej szamotaninie, kurio-
18 Niepewność towarzyszyła wielu grupom zawodowym zawsze (np. bu-
downictwo, gastronomia, hotelarstwo). Istotnym novum ery postfordy-
zmu jest dołączenie do grona prekariuszy grup zawodowych dotychczas
objętych różnego rodzaju gwarancjami i zabezpieczeniami Oak np. na-
uczyciele akademiccy, robotnicy fabryczni czy magazynierzy, zatrud-
niani obecnie okresowo w celu realizowania punktowych zleceń).
19 W latach 70., kiedy pojawiły się pierwsze opracowania dotyczące pracy
emocjonalnej, wymóg demonstrowania pozytywnego nastawienia ogra-
niczał się do wybranych grup mających bezpośredni kontakt z klientem,
np. do branży hotelarskiej bądź opisywanych przez Hochschild stewar-
dess. Wraz z prywatyzacją ushlg publicznych, prekaryzacją pracy oraz
naciskiem na rozwijanie tzw. umiejętności interpersonalnych, emocjo-
nalizacja pracy upowszechniła się, stając się odmianą Foucaltiańskiej
dyscypliny - dotkliwszą z tego powodu, że pacyfikacja psyche pracow-
nika wymaga zbudowania instancji afektywnego autonadzoru (można
to określić po Orwellowsku dwójodczuwaniem}, prowadzącym do in-
trapsychicznego konfliktu i wypalenia zawodowego.
127
zalnym zapętleniu wytworzonym przez stan ciągłej pre-
karności, zintensyfikowanej mobilności i uzależnienia od
"informujących na bieżąco" technologii komunikacyjnych.
Zamiast ścieżki kariery mamy imitujący aktywność stan
histerycznego kręcenia się w kółko, uwieczniający ogól-
ną stagflację kultury i pulsujący społeczny bezruch. To
źródło schizofrenicznej nieciągłości i punktualizacji czasu,
o której pisze Fisher powołując się na Jamesona: zerwanie
łańcucha znaczących zasklepia jednostkę w wiecznym te-
raz, blokuje możliwość krytycznej autorefleksji, uniemoż
liwia rekonfigurację wzorów społecznych praktyk.
Charakterystyczne jest jednak przede wszystkim to, że
owa wysysająca z ludzi energię "nieustanna inercja" jest
promowana przez polityków
i tnących wydatki menedżerów jako niespotykana dotąd
forma wyzwolenia od nudnej pracy na całe życie; praca
ma być obecnie wyborem inspirującego stylu życia i kwe-
stią osobistej odpowiedzialności. Tę iluzję wzmacnia ide-
ologia konsumeryzmu oraz zlikwidowanie państwa bez-
pieczeństwa socjalnego. Jeśli zdarzy Ci się ugrzęznąć
w lotnych piaskach prekarności, to w reżimie samopo-
mocy tylko od Ciebie zależy czy się stamtąd wygrze-
biesz, nie masz co liczyć na to, że pracodawca czy pań
stwo podadzą Ci gałąź, której mógłbyś się chwycić. Po-
dobnie, nacisk położony na autopromocję, wymyślanie
na nowo tożsamości na potrzeby CV i maskowanie lęku
entuzjazmem z powodu przyznania Ci kolejnego abso-
lutnie prozaicznego zajęcia są również elementem tej no-
wej pozytywnej prekarności•o.
128
Post-fordyzm to nie tylko uelastycznienie zatrudnienia
w ramach paradygmatu "produkcji dokładnie na czas"21
i dysseminacja zgeneralizowanego rozstroju nerwowego:
to również cybernetyzacja i immaterializacja samej pracy.
Obecnie mierzymy się z nową formą cyfrowego wyzysku..,
komodyfikującą sfery życia, które wydawały się na nie im-
munizowane, czyli sfery afektów i pragnień. Jeśli konse-
kwencją przejścia do postfordyzmu jest, zdaniem Fishe-
ra, szerzenie się depresji, to jakie zaburzenia psychiczne
i emocjonalne konsekwencje należywiązać z postfordow-
ską fazą "kapitalizmu 2.o"?
Deindustrializacja i prekaryzacja pracy wiąże się z przej-
ściem od masowej produkcji jednego towaru na skalę ma-
sową (słynnego fordowskiego samochodu) do produkcji
specyficznego towaru późnego kapitalizmu: pożądania.
Franco Berardi używa w tym kontekście określenia "se-
miokapitalizm': Po przesunięciu produkcji do krajów
129
trzeciego świata, neoliberalizm przestawił gospodarkę
na produkcję symboli i znaczeń jako nośników afektów.
Odsyła nas to do zagadnienia pracy niematerialnej. Po-
jęcie to denatuje działalność sektora usług koncentrują
cego się na produkcji audiowizualnej, reklamie i modzie,
obejmuje również proces wytwarzania oprogramowania
czy organizowania wydarzeń kulturalnych. Jest to typowa
praca wielkomiejska, która łączy w sobie zespoły różnych
umiejętności (kompetencje intelektualne, interpersonalne,
kreatywność i przedsiębiorczość), gdzie pracownik naj-
częściej partycypuje w różnych tworzonych ad hoc "pro-
jektach': Po zakończeniu zadania cykl "produkcyjny" roz-
pada się i jednostki wracają do rozproszonych sieci i prze-
pływów. Prekarność pracy, hi perwyzysk i hierarchiczność
(brak możliwości negocjacji warunków pracy ze zlecenio-
dawcą) maskowana językiem smart zarządzania jest nie-
mal niezauważalna - praca przestaje być odróżnialna od
czasu wolnego, a aktywność zawodowa w rezultacie karmi
się osobowością pracownika• 3 •
Franco Berardi analizował pacyfikację pracownika/kon-
sumenta stosując metaforę umysłu jako terminala pod-
danego informacyjnemu tsunami. Jednostka, przytłoczo
na nadmiarem sygnałów krążących w sieci, nie może nie
popaść w stan interpasywnego autyzmu: danych jest po
prostu za dużo i są zbyt chaotyczne, żeby zostać przyswo-
jonymi•\ Umysły, podobnie jak ciała, posiadają swoje bio-
logiczne ograniczenia i reagują na akcelerację i przebodź
cowanie załamaniem procesów dekodowania, trwałym
130
stępieniem wrażliwości. Zaśmiecenie umysłu nieprawdo-
podobną ilością informacji skutkuje ograniczeniem moż
liwości przerobowych i przeciążeniem. Fisher określa ten
stan mianem "depresyjnej hedonii'; stanem ciągłego po-
szukiwania przyjemności/stymulacji w małych dawkach.
Zafiksowanie jednostki w pułapce kompulsywnego spraw-
dzania esemesów, maili oraz powiadomień na Facebooku
czy lnstagramie (nomofobia) oraz ciągła czujność wynika-
jąca z bycia podpiętym do sieci to nie tylko wymóg funk-
cjonowania w gospodarce kapitalistycznej, lecz również
egzemplifikacja popędu śmierci: to przymus powtarza-
nia, który karmi się sobą samym, generując zależność od
strumienia mikrogratyfikacji'5 • W kapitalnym tekście "No
One Is Bored, Everything Is Boring" Fisher przeciwstawia
przestrzenie fordowskiej nudy postfordowskiemu przesty-
mulowaniu. Jeśli istotą fordowskiej organizacji pracy była
przytłaczająca monotonia rytmu pracy, to emocjonalną
reakcją był albo wyalienowany konformizm, albo bunt.
Nuda w starym wydaniu jest uczuciem ambiwalentnym:
przytłaczającym, jak i generującym strefy nonkonformi-
zmu oraz sprzeciwu (surrealizm, sytuacjonizm, punk)'6 •
Nuda absorbuje bowiem podmiot, ale wytwarza również
przestrzeń bezruchu, wyzwalającego przeciwdziałanie.
Post-fordyzm wyeliminował nudę, jednak nie na zasa-
dzie przezwyciężenia jej egzystencjalnego wyzwania, lecz
"znosząc" ją po Heglowsku, czyli zachowując ją na wyż-
131
szym poziomie syntezy. Efektem dyfuzji hypnagogicznych
technologii pogrążających nas w nieskończonych.sieciach
cyberprzestrzeni jest ciągły stan fascynacji i znudzenia
naraz - stałe rozproszenie uwagi, który nie pozwala się
wykształcić ani nudzie, ani jakimkolwiek pozytywnym
sposobom jej przezwyciężenia.
Przejście od pracy fizycznej do pracy intelektualnej, nie-
materialnej i komunikacyjnej, intensyfikuje tym samym
procesy agresywnej anomizacji, a scalenie w jedno ide-
ologii indywidualnej samorealizacji, analizowanego przez
Illouz imperatywu poszukiwania szczęścia i samospełnie
nia (cokolwiek miałoby oznaczać) z nieuchronnym narcy-
zmem sieci i mediów społecznościowych•7 kończy się uza-
leżnieniem nie tylko od ciągłej stymulacji, ale również od
substancji psychotropowych, antydepresantów i narkoty-
ków jako elementów psychopatologii życia codziennego28 •
27 Więcej na ten temat u S. Turkle, Alone Together, Basic Books, Nowy
Jork 2011 oraz J. Lanier, Ten Argumentsfor Deleting Your Social Media
Accounts Right Now, Henry Holt and Co., Nowy Jork 2018.
28 Injinite jest amerykańskiego pisarza Davida Fostera Wallace'a (który,
podobnie jak Fisher, zmagał się z depresją i który również ostatecznie
popełnił samobójstwo) to jedna z najlepsżych ilustracji fundamental-
nej pustki współczesnej kultury oraz kultu hedonistycznie rozumianego
szczęścia. Tytuł powieści to tytuł amatorskiego filmu, którego oglądanie
produkuje tak intensywnt przyjemność, że wpędza widza w stan katato-
nicznego uzależnienia, nieuchronnie kończącego się śmiercią. Metafora
Wallace'a podkreśla niepokojącą bliskość zasady przyjemności i instynk-
tu śmierci: bohaterowie książki (członkowie akademii tenisowej oraz
lokatorzy centrum leczei:tia uzależnień) zmagają się z różnego rodzaju
nałogami oraz samotnością, co powoduje, że powieść ma niepokojący,
intensywnie melancholijny charakter. Opisywane w niej uzależnienie od
telerozrywki i entertainment (np. od kompulsywnego oglądania serialu
M"A•s•H) antycypuje współczesne uzależnienie od Internetu, jak i do-
starcza przenikliwej diagnozy społecznej; patologicznego solipsyzmu
i nieskończonego smutku wyizolowanych ludzkich wraków targanych
"smutnymi afektami~ produktów cywilizacji gloryfikującej przyjemność,
rywalizację i sukces.
132
Libidynalna inżynieria realizmu kapitalistycznego zamy-
ka nas ostatecznie w puszce Ja, strukturalnie niezdolnego
do współczucia czy solidarności, z trwale wbudowanym
deficytem uwagi' 9 • W rezultacie otrzymujemy podmio-
towość funkcjonalnie dopasowaną do semiokapitalizmu,
a nieustanne podpięcie do sieci i przesycenie gospodarki
technologiami ICT staje się narzędziem reifikacji w naj-
bardziej klasycznym, Lukacsowskim wydaniu. Jak pisał
Berardi, "telefon komórkowy to spełnienie marzeń kapi-
tału: absorpcji każdego atomu czasu dokładnie w tym mo-
mencie cyklu produkcyjnego, kiedy jest wymagany. [... ]
Producenci informacji to neuropracownicy" 30 • Dlatego
też Fisher woli mówić nie o technologiach czy cyberprze-
strzeni, lecz o "kapitalistycznej cyberprzestrzeni'; generu-
jącej poczucie winy z powodu bycia zawsze spóźnionym.
Każde "teraz" implikuje "za późno'; kodując poczucie za-
topienia w wiecznym niedoczasie i wywołując intensyw-
ny niepokój. Samo myślenie o tym, żeby po sięgnięciu po
smartfona odpowiedzieć na zaległy tweety czy esemesy
(bądź myślenie o tym, żeby nie odpowiadać na nie) "blo-
kuje jakikolwiek konstruktywny stosunek do przyszłości" 31 ,
eliminując trwałą perspektywę czasową.
133
"POWOLNE SKASOWANIE PRZYSZŁOŚCI'~ ••
REALIZM KAPITALISTYCZNY JAKO PARALIŻ
CZASU I ANTYUTOPIA
134
osiąga szczyt: konformizm i cynizm wbudowane w logikę
wielkich wytwórni kinowych powoduje, że mainstream
jest w stanie produkować tylko kolejne mutacje dawnych
hitów, minimalizując w ten sposób ryzyko klapy (box office
bomb). Kapitalizm rozwija się poprzez generowanie pozo-
rowanej różnicy, żeby ożywić nieuchronnie wysychające
źródło zysku, i, zgodnie z formułąM-C- M, kontynu-
ować akumulację. Sześć części Władcy pierścieni, taśmowo
kręcone hity Marvela, trzy części Iron Mana (notabene re-
żyserem dwóch pierwszych części też był Favreau) czy już
kompletnie niedająca się uśmiercić saga Gwiezdne wojny to
przykłady funkcjonowania wielkich wytwórni Hollywoodu
(Disney, Universal Pictures, Warner Bros., Columbia czy
2oth Century Fox) oraz dowód uwiądu potencji twórczych
współczesnej kultury.
Problem tkwi głębiej. Kanibalizowanie na wytworzo-
nych wcześniej treściach sięga procesu powstawania tzw.
oryginałów. Dla polskiego widza dorastającego w sier-
miężnych realiach cywilizacji realnego socjalizmu pierw-
sza część Gwiezdnych wojen czy Indiany Jonesa mogła
wydawać się orgiastyczną feerią efektów specjalnych, za-
skakującą innowacyjnością na tle szarzyzny lat 8o., ale
w kulturze anglosaskiej oba kinowe hity były już odrabia-
niem ćwiczeń z trybu nostalgii. Gwiezdne wojny są spek-
takularyzacją przygód Bucka Rogersa i Flasha Gordona 33 ,
Indiana fones Qak sam Spielberg przyznał) to oczywiste
nawiązanie do opowieści o poszukiwaczach zaginionych
skarbów, popularnych w latach 30 34• Rzekoma konkurencja
33 M. Fisher, Ghosts ojMy Life, s. 13 oraz Star Wars Was a Sellout From
the Start, w: K-Punk, s. 219-221.
34 To nie przypadek, że obie popularne serie tzw•• kina nowej przygody"
pojawiły się dokładnie wtedy, kiedy neoliberalizm zaczynał nabierać
rozpędu. Migot świateł wahadłowców kosmicznych otwierający Nowq
135
ze strony seriali produkowanych przez Netflixa, HBO czy
BBC jest pozorna. Konstrukcja scen, narracja, budowanie
atmosfery, epatowanie niezwykłością czy deprawacją bo-
haterów- wszystko to składa się na udający różnorodność
depresyjny ciąg niemal nieodróżnialnych produkcji (każda
zachwalana jest jako "przełomowa"), których plot twists
można przewidzieć na kilka odcinków do przodu, i które
są w stanie tylko na chwilę przykuć uwagę zmaltretowane-
go widza. Libidynalna ekonomia netflixowego serialu po-
lega na przedłużaniu w nieskończoność regresywnej przy-
jemności z oglądania tego samego. Zaskoczenie i innowa-
cja została skamodyfikowana i zredukowana do efektów
specjalnych, powtarzalnych i przewidywalnych rozwiązań
fabularnych 35 , Proces produkcji seriali wyklucza rzeczy-
wistą innowację formalno-treściową, oferuje zaskoczenie
pokrewne wyskakującemu kościotrupowi w Jaskini Stra-
137
ojMy Life. Zaczyna ją od opisu własnego zaskoczenia: był
przekonany, że piosenka zespołu Arctic Monkeys l Bet
You Look Good On the Dancejloor (2oos) powstała na
początku lat 8o. Teledysk nakręcono w stylu tego okre-
su (nieruchoma kamera skierowana na zespół, statycz-
ne ujęcia przerywane zbliżeniami twarzy), zastosowane
filtry obiektywów, światło, fryzury i muzyka (najmniej
istotna, imitująca styl właściwy dla wczesnych płyt New
Model Army) sprawiały wrażenie materiału z nagrań za-
pomnianego zespołu fali brytyjskiego post-punka. Tym,
co uderzyło Fishera, było uświadomienie sobie, że taka
nostalgizacja muzyki rockowej nikogo nie dziwi i niko-
go nie razi jej anachronizm. Zaproponował przeprowa-
dzenie prostego eksperymentu: o ile puszczenie muzyki
Presleya czy nawet Jefferson Airplane w latach 8o. zo-
stałoby natychmiast określane mianem muzyki (czy też
gustu) retro, a włączenie muzyki jungle z połowy lat 90.
słuchaczowi w 197.9 r. byłoby zderzeniem z czymś tak
absolutnie nowym, że doprowadziłoby do rewizji tego,
czym jest muzyka taneczna i muzyka w ogóle, o tyle pły
ta Arctic Monkeys czy Franza Ferdinanda w latach 8o.
nie wzbudziłaby porównywalnego szoku nowości. Szo-
kujące byłoby co innego, a mianowicie to jak n i e w i e -
l e właściwie się zmieniło. J~ pisze Fisher: "0 ile mu-
zyka eksperymentalna XX w. była owładnięta pewnym
kombinatorycznym delirium, poczuciem, że nowość
jest zawsze na wyciągnięcie ręki, o tyle muzykę XX w.
gnębi przytłaczające uczucie skończoności i wyczer-
pania"36, Współczesna kultura popularna to świat arty-
stycznego bezruchu, pastiszu, formalnej nostalgii, za-
mrożonych form i retromanii, na której tle stare płyty
139
jak pisał Hagglund, w relacji do tego, co "już nie istnieje
bądź jeszcze nie istnieje" 37 ,
Fisher nawiązując do Hagglunda wyróżnia dwa kierunki
analiz widmologicznych: analizę tego, co już nie istnieje,
ale nadal oddziałuje ("przymus powtarzania': w istocie po-
pęd śmierci), oraz tego, co nie istnieje, ale co już cechuje
się pewną wirtualną efektywnością i co można określić
jako "atraktor, antycypację kształtującą współczesne za-
chowanie"38. Wykorzystując widmontologię Derridy, Fi-
sher proponuje analizę duchów modernizmu, niezreali-
zowanych projektów przeszłości, które wyparowały przed
swoim urzeczywistnieniem, pozostawiając jedynie gdzie-
niegdzie wypalone ślady własnych wirtualnych trajektorii.
Projekt hauntology to rekapitulacja wizji nowoczesności,
które nie zdołały zaistnieć: analiza "j e s z c z e n i e tych
przyszłości, których popularny modernizm nauczył nas
się spodziewać, ale które nigdy się nie zmaterializowały" 39 •
140
Fisherowska analiza projektów hauntologicznych to
lektura fascynująca sama w sobie. Istotny jest jednak cel,
jaki jej przyświecał. Fisher analizuje widmową obecność
projektu modernistycznego i jego wariacje w epoce zaniku
u t o p i j n e g o wy m i ar u myśl e n i a . Można sobie
bowiem zadać pytanie: dlaczego zagadnienie impotencji
kultury popularnej, obumarcie popularnego modernizmu
jest dla Fishera tak ważne? Jest ważne z tej przyczyny, że
kultura popularna jest dla niego zasobnikiem nadziei
i pragnień, rezerwuarem utopijnych treści przekraczają
cych wymiar czystego entertainment. Kultura popularne-
go modernizmu zawsze niosła ze sobą obietnicę lepszej
przyszłości"", katalizowała generowane społeczne ocze-
kiwania, dezyderaty, wiarę w transformację tego, co jest.
Jasne jest, że przestawienie obrazów, myśli, afektów, pra-
gnień, poglądów i język~ nie może być osiągnięte przez
samą "politykę" - to kwestia kultury, w najszerszym
tego słowa znaczeniu. Patrząc na to z tej perspektywy,
ugrzęźnięcie kultury w repetetywności, którą opisuję
w Ghosts of My Life - i którą Simon Reynolds opisuje
w Retromanii - rodzi poważny problem. Niezdolnoś~
kultury popularnej do wytworzenia innowacji wysyła
ukryty sygnał, że nic nie może Się nigdy zmienić. [... ]
wyjaśnienie sterylności i zastoju kultury popularnej jest
ostatecznie dość proste. Innowacja w kulturze popular-
nej w przytłaczającej ilości przypadków wychodziła od
klasy robotniczej. Neoliberalizm to systemowy i dłu
gotrwały atak na klasę robotniczą - rezultaty są teraz
wszędzie widoczne41 •
141
Zmiany, jakie zaszły w architekturze, urbanistyce i my-
śleniu o przestrzeni publicznej to najbardziej oczywisty
przykład zarówno emancypacyjno-egalitarnych intencji
modernizmu, jak i tego, jak obecnie działa realizm kapita-
listyczny, na czym polega neoliberalny Denkstil. Jak zauwa-
żył Fisher, najbardziej nowoczesnym kompleksem budyn-
ków w Londynie pozostaje Barbican: "Weźmy pod uwagę
takie miasto jak Londyn: najbardziej futurystyczna część
miasta jest brutalistyczna. Kiedy udasz się do Barbican
Centre, automatycznie myślisz o przyszłości, dokładnie
dlatego że budynki są modernistyczne"<>. Brutalizm do-
tąd przygniata wzniosłą powagą, idealizmem, rozmachem,
społecznym maksymalizmem; konstruuje przyszłego oby-
watela podług abstrakcyjnego egalitarnego ideału. Awan-
gardowość, geometryczność, majestatyczna gigantomania
żelbetonowych molochów to konkretyzacja rewolucyjnego
ferworu, niewzruszonej wiary w przyszłość i metanarrację
postępu. Architektura po-modernistyczna to z kolei efekt
narzucenia przez siły rynkowe poglądu, że
ponad wszystko pragniemy tego, co dostępne, przystęp
ne, niewymagające, bezbarwne, czytelne.[ ... ] wystarczy-
ło jedno pokolenie, żeby zniżyć się do poziomu archi-
tektury ckliwej, fast-foodowej, architektury "popularnej':
[... ]Istniał zarówno dobry, jak i zły brutalizm. Ale nawet
ten zły był robiony na poważnie. Brał siebie na poważ
nie, co jest zbrodnią według Rynku, promującego bez-
myślną zabawę dla debili. Wystarczy popatrzeć na dzi-
siejszą telewizję 43 •
142
Urbanistyczne plany osiedli Le Corbusiera, organi-
zujące życie wielotysięcznych wspólnot, przy całej swo-
jej naiwnej utopijności i kreślarskiej nonszalancji dotąd
uderzają racjonalizmem i abstrakcyjną drobiazgowością.
Współczesne osiedla z kolei to konkretyzacja społeczeń
stwa złożonego ze zatomizowanych jednostek i ich rodzin,
startego na pył granulatu. Myślenie w kategoriach uni-
wersalnych i wspólnotowych zastąpił dyskurs prymityw-
nie rozumianej prywatnej własności i zgeneralizowanego
lęku przed wtargnięciem Obcego w naszą strefę kom-
fortu (walki o miejsce parkingowe, grodzenie i zamyka-
nie osiedli, powrót konsjerża do zamkniętych koszarów
zespołów apartamentowych itd.). Współczesne projekty
mieszkaniowe są realizowane kosztem eliminacji prze-
strzeni komunalnej czy budynków użyteczności publicz-
nej, lekceważąc konteksty ekologiczne i ogólnospołeczne
na korzyść interesów deweloperów czy przyszłych właści
cieli; modernizm zaś został oskarżony o totalitarne ciągoty,
a-seksowność i produkowanie alienacji44 • Jedną ze strate-
gii obłaskawienia modernizmu jest gentryfikacja dawnych
przestrzeni postindustrialnych bądź zamienianie ich w za-
bytki: monumentalizm architektonicznego modernizmu,
ściśle związany z utopijnymi energiami ery polityczno-
-społecznego postępu zamienia się w ornament, powra-
ca, jak napisał Fisher w Realizmie kapitalistycznym, jako
"zamrożony styl estetyczny~ lecz nigdy jako życiowy ideał45 •
143
Rewindykacja "widmowych" projektów modernizmu to
apel o reaktywację rewolucyjnego potencjału myśli lewico-
wej. Ostatecznie, to, co opisywał Fisher w Ghosts ojMy Life,
to refleks społecznych procesów, które zostały pogrzebane
wraz z nastaniem realizmu kapitalistycznego. Nieuchron-
nie rodzi to pytanie o kondycję współczesnej lewicy.
144
akumulacji, rozmontowując keynesowski model gospo-
darki oraz powojenny model państwa opiekuńczego. Fi-
sher jest jednak dużo bardziej przenikliwy: neoliberalizm,
smart zarządzanie oraz depresyjno-schizoidalna maszy-
neria realizmu kapitalistycznego jest pochodną n a szych
własnych pragnień. Przekształcenie późnokapitali
stycznego pola społecznego i jego polityczne manifesta-
cje są kontynuacją przemian Lebensweltu, odbiciem pra-
gnień i aspiracji zwykłych ludzi. Dlatego Fisher pisze, że
neoliberalizm zdołał "zmetabolizować'; włączyć w siebie
pragnienia robotników. Skuteczna polityka emancypacji
musi rozpoznać nasz współudział i uwikłanie w system,
który infantylnie reifikujemy jako "złego Ojca': Uwagę tę
można uznać za punkt wyjścia do diagnozy problemów
trapiących współczesną lewicę i dyskursy lewicowe.
Fisher niekiedy posuwa się do stwierdzenia, że realizm
kapitalistyczny oznaczał przede wszystkim domestykali-
zację i marazm lewicy, jej kapitulację względem neolibe-
ralizmu46. Chodzi mu nie tylko o politykę "trzeciej drogi"
Clintona, Blaira i Schrodera (w Polsce realizowaną przez
rząd SLD w latach 2001-2005), co o korozję wyobraźni
społecznej, o niewiarę rozwijania politycznej alternatywy
do status quo. Reakcja New Labour na kryzys finansowy
z 2008 r. (akceptacja polityki zaciskania pasa, ratowanie
banków) nie wynikała z błędnego osądu bądź ze źle przy-
jętej strategii, lecz była konsekwencją "refleksywnej im-
potencji'; internalizacji zasad realizmu kapitalistycznego
i upadku wiary w sensowność budowania spójnej alter-
natywy względem kapitalizmu. Realizm kapitalistyczny
wniknął do centrum decyzyjnego partii, warunkując styl
145
i tematykę prowadzonych dyskusji. Największy polityczny
sukces Thatcher to nie złamanie władzy związków zawo-
dowych i cleindustrializacja Wielkiej Brytanii, lecz powsta-
nie New Labour spod znaku Blaira i Browna47 • Dowodem
zaś na "śmierć mózgową" lewicy jest jej niezdolność do
odróżnienia się od tzw. "liberalnego mainstreamu':
Kieruje nas to do zagadnienia politycznego impasu,
w jaki wpadła "lewica tożsamościowa" wspierająca kon-
flikty społeczne niesprowadzalne do wymiarów tradycyj-
nej walki klasowej. Jej kolebką były USA, gdzie radykalni
działacze lewicowi pod koniec lat 6o. przerzucili swoje za-
angażowanie z popierania interesów białych robotników
na walkę o prawa obywatelskie Mroamerykanów, eman-
cypację kobiet czy prawa gejów. Te trzy fronty aktywi-
zmu stały się wyznacznikami nowego sposobu rozumienia
zadań lewicy: poszerzono pole walki i zakwestionowano
polityczne, prawne i kulturowe (symboliczne) mechani-
zmy opresji, wychodząc poza dawne zaabsorbowanie an-
tagonizmem klasowym. Strukturalna opresja to inaczej
relacje dominacji przejawiające się w quasi-naturalnych
kontekstach społecznych, manifestujące się w przed-są
dach, medialnych stereotypach czy krzywdzących pro-
cedurach wpisanych w funkcjonowanie wolnego rynku
czy biurokracji. Upośledzają one daną grupę społeczną,
stygmatyzując ją z uwagi na odmienny sposób bycia, ko-
lor skóry, orientację seksualną, praktykę kulturową czy
pochodzenie etniczne. Zinstytucjonalizowana opresja
nie pozwala członkom danej grupy realizować własnych
projektów życiowych czy rozwinąć w pełni własnych moż-
4 7 M. Fisher, We Have to Invent the Future (an unseen interview with Mark
Fisher), w: K-punk, s. 679.
liwości, zadając im realne i symboliczne ran)"' 8• Nowa
lewica stopniowo żdominowała teoretyczny dyskurs
w naukach społecznych i humanistycznych, a akademia
stała się trybuną lewicowego światopoglądu. Organiza-
cje lewicowe przestały być utożsamiane z inicjowaniem
strajków robotniczych czy negocjowaniem zbiorowych
układów pracy, skupiając się przede wszystkim na har-
cownictwie teoretycznym, prowadzonym pod hasłem
walki z e s e n c j a l i z m e m. Społeczny aktywizm stał
się dodatkiem do tekstualnej maszynerii "lewicowej aka-
demii'; nastawionej na diagnozowanie i destabilizowanie
nasyconych zaowalowaną przemocą stosunków społecz
nych, clekonstruowanie dyskursów władzy zawiadujących
normatywnymi definicjami płci (kobiecości i męskości),
seksualności, etnosu czy rasy. W konsekwencji tego sys-
tematycznego i pogłębionego namysłu nad procesami
konstrukcji tożsamości indywidualnej i grupowej wyło
nić się miało społeczeństwo bardziej świadome i bardziej
tolerancyjne, gdzie zakrzepłe quasi-naturalne esencjal-
ne tożsamości zostaną rozchwiane, zdefragmentowane
i upłynnione. Począwszy od książki Rorty'ego Achieving
Our Country (1998) oraz What's Wrong With Kansas?
(2004) Thomasa Franka można było jednak zaobserwo-
wać rosnący u lewicowych komentatorów i sympatyków
niepokój, związany z długofalowymi politycznymi kon-
sekwencjami takiej strategii. Z perspektywy lat ciekawsza
i głębsza wydaje się książka Rorty'ego. Jego zdaniem pod
wpływem francuskiego radykalizmu i niemieckiej "filozo-
fii apokaliptycznej" pod znaku Heideggera nowa lewica
skupiła się na wałkowaniu enigmatycznych kwestii filozo-
147
ficznych, gubiąc przy tym polityczny pragmatyzm cechu-
jący amerykańską starą lewicę (Croly, Schlesinger, H owe
czy Randolph). Potępiając patriotyzm jako beznadziejnie
skompromitowany interwencją w Wietnamie przeżytek
białych twardzieli ala John Wayne i budując wieżę z kości
słoniowej na wątłym szkielecie hermetycznych i trudno
przekładalnych na polityczno-ekonomiczny konkret pojęć
typu differance, das Gestell, objet petit a, assujettissment
czy repressive Entsublimierung, zerwała z tradycją inte-
lektualistów zaangażowanych w zwalczanie bolączek tra-
piących tzw. przeciętnego Amerykanina. Skupianiu się na
kwestiach kulturowych i lingwistycznych towarzyszy mar-
ginalizacja tradycyjnych zagadnień ekonomii politycznej
oraz przedkładanie pustego teoretycznego radykalizmu
nad polityczną skuteczność. O ile Rorty oczywiście po-
pierał walkę o prawa obywatelskie czarnoskórych, eman-
cypację kobiet czy zniesienia dyskryminacji ze względu
na orientację seksualną, traktując je jako niewymagające
dodatkowych usprawiedliwień przejawy zmagań z upo-
korzeniem społecznym i erupcjami społecznego sadyzmu,
o tyle skupianie się głównie na rozwijaniu dyskursu teo-
retycznego, wyładowującego się w jałowych potyczkach
semantycznych inkryminujących hurtowo "opresywność
kultury Zachodu" wydawały mu się marnotrawieniem po-
litycznej energii i pozorowaniem działalności. Postulował
odrzucić frazeologię marksistowską czy poststrukturali-
styczną (chodzi o mgławicowe dyskursy lewicowe krzep-
nące wokół metapojęć typu "ideologia': "teoria krytyczna':
"ontote(le)ologia" czy "logofallocentryzm") i skupić się ra-
czej na proponowaniu konkretnych rozwiązań i cząstko
wych reformach. Koncentrowanie się na zagadnieniach
kulturowo-obyczajowych nieuchronnie musi alienować
Demokratów od elektoratu, którego podstawową troską
są rosnące nierówności klasowe, a radością - prozaicz-
na duma z bycia Amerykaninem. Rorty już 20 lat temu
(niemal proroczo, trzeba przyznać) przewidywał, że pra-
wicowy populizm czy po prostu faszyzm będzie najpraw-
dopodobniej decydującą siłą na amerykańskiej scenie po-
litycznej z bardzo prostego powodu: ludzie bezpośrednio
dotknięci problemami wynikającymi z globalizacji (desta-
bilizacja zatrudnienia przy równoczesnym zmniejszeniu
dystrybucyjnej roli państwa) nie znajdą już po liberalnej
stronie reprezentacji politycznej i zwrócą się w stronę cy-
nicznych prawicowych populistów. Znamienne, że jedy-
nym kandydatem na prezydenta USA, który w latach go.
otwarcie opowiadał się wypowiedzeniem multilateralnych
porozumień o wolnym handlu, kierując swój przekaz do
niezamożnych Amerykanów zagrożonych deprywacją
w wyniku odpływu stałych miejsc pracy do Azji, był ra-
dykalny paleokonserwatysta Patrick Buchanan. O ile dys-
kusje na temat odmienności są en vogue (inność płciowa,
rasowa czy kulturowa itd.), o tyle "inność" w znaczeniu
ekonomicznym - bycie nisko opłacanym stróżem nocnym
mieszkającym w trai/er park czy sprzątaczką zatrudnioną
na zero-hour contract w hotelu - wydaje się już w mniej-
szym stopniu interesować lewicę (z uwagi na to, że stróż
jest np. białym mężczyzną, a kobieta definiuje się jako oso-
ba cis-gender), a doświadczane przez nich formy wyklu-
czenia i marginalizacji są jakby mniej istotne49 •
49 Frank był zdania, że prawica narzuciła amerykańskim wyborcom obraz
Demokratów jako ariergardy .kulturowego skoku naprzód~ zmuszajic
liberalni lewicę do podjęcia walki głównie w sferze obyczajowo-kultu·
rowej (aborcja, imigranci, prawa gejów, edukacja seksualna itd.). Do-
wodzi, że w wyniku obrania takiej strategii Kansas stał się z bastionu
lewicowego populizmu ostoją prawicy i religijnego fanatyzmu, gdzie
zwolennicy Republikanów głosują wbrew własnym interesom ekono-
micznym, i gdzie Demokraci zostali utożsamieni z agentami przewro-
149
Dla Rorty'ego teoretyczny dyskurs nowej lewicy to prze-
intelektualizowany spektatorializm, którego interwencje
nie są w stanie wzbudzać większego odzewu. Przykłado
wo, sama konceptualizacja "władzy" u Foucaulta jest go-
tycyzacją problemów, które rozsądniej problematyzować
jako walkę słabszych z ekonomicznie silniejszymi. Przy ca-
łym swoim radykalizmie i antyesencjalizmie dyskurs aka-
demickiej kulturowej lewicy to kontynuacja platonizmu
w najgorszym wydaniu, to skamieniałość myślenia teolo-
giczno-gnostycznego, w którym linie podziału pokrywają
się z manichejskim podziałem na dobro i zło. Rorty popie-
ra podejście ironiczne, co w tym kontekście oznacza nie
tyle wycofanie się do sfery idiosynkrazji i praktykowania
estetycznych form prywatnego samospełnienia, lecz ra-
czej zakłada pragmatyczne pogodzenie się z nieuchronną
"nieczystością" wyborów, pożegnaniem się ze światem wy-
raźnie zarysowanych antagonizmów i podporządkowania
walki politycznej doktrynalnym dogmatom.
Stanowisko Rorty'ego, choć w wielu miejscach trafia
w sedno problemu, nie jest niepozbawione mankamen-
tów. Na przykład, zalecany przez niego powrót do walki
w stylu starej lewicy z lat 1940-1960 jest niemożliwy, gdyż
realizm kapitalistyczny skonsumował lewicowe imagina-
rium. Działanie "pragmatyczne" można obecnie realizo-
wać tylko po uprzednim zaakceptowaniu wyjściowych
koordynat neoliberalnego kapitalizmu. Nie jesteśmy już
nawet w stanie właściwie powiedzieć na czym obecnie
owa "pragmatyczna polityka" cząstkowych reform miała
by polegać 50 • Mityczne centrum, .klasa średnia zatrudniona
tu kulturowego, zagrażającego tożsamości i tradycyjnej obyczajowości
"normalnych ludzi~
so )acoby impotencję amerykańskiej liberalnej lewicy łączy właśnie z za-
nikiem myślenia utopijnego. Zwraca uwagę, że lewicujący intelektuali-
150
w przemyśle i której interesów należałoby bronić w walce
o. utrzymanie wątłej równowagi między kapitałem a pracą,
znika. To, w jaki sposób realizm kapitalistyczny determi-
nuje obecnie bieżące opcje polityczne, widać najlepiej na
przykładzie prawyborów w Partii Demokratycznej w USA.
Propozycje Berniego Sandersa, które 40 lat temu ucho-
dziłyby za umiarkowany socjaldemokratyczny standard
(wprowadzenie powszechnego ubezpieczenia zdrowotne-
go i płatnych urlopów macierzyńskich, zniesienie opłat za
studia i sfinansowanie edukacji wyższej z podatków nało
żonych na operacje sektora finansowego, podniesienie pła
cy minimalnej}, przedstawiane są przez liberalny mainstre-
am jako "socjalizm" czy wręcz "komunistyczny radykali-
zm"5'. Kandydatura Joe Bidena (czy Hillary Clinton sprzed
czterech lat) jest gwarancją nie tylko braku jakiegokolwiek
151
poważnej dyskusji na nurtujące Amerykanów zagadnienia,
to właściwie pewność, że nic się nie zmieni. Rorty ubole-
wał nad atrofią romantycznego patriotycznego indywidu-
alizmu spod znaku Walta Whitmana, pełnej pasji apologii
sekularnej demokracji; ale, ponownie, apel o pielęgnowa
nie indywidualizmu jest o tyle problematyczny, o ile już
spełnił się w groteskowo zniekształconej formie. Zamiast
hymnów na cześć "bytu pospólnego" i międzyludzkiej soli-
darności mamy raczej celebrację narcyzmu s• w wykonaniu
skutych interesownymi więzami jednostek, których rela-
cje ograniczają się najczęściej do najbliższej rodziny bądź
egzotycznych wspólnot hobbistycznych i neoplemion (od
grup rekonstrukcyjnych do wspólnot facebookowych) 53 •
W systemowo generowaną anomię wchodzi pustka pro-
wadząca do regresu, nacjonalistycznych partykularyzmów
i tęsknot autorytarnych.
Wydawało się, że najlepszym rozwiązaniem dla lewicy
po kryzysie z 2008 r. jest zbudowanie kontr hegemonii, po-
pulizmu lewicowego. Pisze o tym Chantal Mouffe w tek-
ście "Poza postpolitykę" 54 • ]ej zdaniem kryzys uwolnił tzw.
moment populistyczny, rozerwał dawne alianse i dał na-
dzieję na wyłonienie nowego podmiotu radykalnej poli-
tyki. Nowe oczekiwania społeczne są niepowiązane z tra-
dycyjnymi sektorami społeczeństwa ani klasowymi uwa-
152
runkowaniami, a zadaniem lewicy jest, jak twierdzili już
w napisanej wspólnie w 1985 r. Hegemonii i socjalistycznej
strategii Laclau i Mouffe, ustanowienie lewicowego popu-
lizmu zjednoczonego wokół pustych znaczących. Puste
znaczące pozwalają okrzepnąć woli politycznej, która nie
reprezentuje istniejących wcześniej tożsamości. W ten
sposób ,ukonstytuowana zostaje platforma artykulacji de-
zyderatów heterogenicznych grup społecznych, zjedno-
czonych wokół wspólnego frontu walki. Egalitarystyczne
żądania starej i nowej lewicy, czyli sprawiedliwości eko-
nomicznej oraz żądania uznania wysuwane np. przez fe-
minizm czy grupy walczące o prawa LGBT, zostaną scalo-
ne. Mouffe jest zdania, że taki lewicowy populizm będzie
w stanie odzyskać "lud" dla sprawy egalitarnej iwybudzić
go z autorytarnej drzemki, z zaczadzenia antydemokra-
tycznym prawicowym populizmem. Dokładnie jednak ten
model polityki lewicowej, jak pokazuje praktyka politycz-
na, jest n i e r e a l i z o w a l n y. To, o czym pisze Mouffe,
to zaklinanie rzeczywistości. Program "tożsamościowej"
lewicy nie interesuje tradycyjnego elektoratu partii socjal-
demokratycznych i vice versa. Raport Pierre'a Souchona,
opisujący nieudane "docieranie się" lewicowych aktywi-
stów z ruchem "żółtych kamizelek" we Francji dowodzi,
że "konwergencja walki" pozostaje w sferze "pobożnych
życzeń" 55 • Dlaczego tak się dzieje?
Stawiam tezę, że problemem lewicy jest kontradykto-
ryczny status dominującego na politycznej scenie lewicy
"zaangażowanego" podmiotu oraz prowadzonego przez le-
wicę dyskursu. Sygnałem, że postawa nowej lewicy utoż
samiona zostaje z przeintelektualizowanym pedantycz-
153
nym elitaryzmem jest to, że powstały na jej temat dwa
uszczypliwe terminy. W Chinach mianem baizuo (mand.
s.tc., dosłownie "biały lewicowy liberaf') sarkastycznie
określa się wykształconego zachodniego pacyfistę propa-
gującego egalitaryzm przede wszystkim po to, żeby na-
sycić się poczuciem moralnej wyższości. Baizuo pomija
niewygodną dla siebie redystrybucję, koncentrując się
na zagadnieniach imigracji, prawach mniejszości, LGBT
oraz na ekologii, a jego główną bronią jest niezwykle serio
traktowana wybiórcza poprawność polityczna, każąca mu
demaskować "paternalizm" kultury Zachodu, ale pomijać
milczeniem np. islamski fundamentalizm. W Stanach od-
powiednikiem chińskiego baizuo jest social justice war-
rior, traktujący zaangażowanie politycznego na zasadzie
kompensacji deficytu społecznej uwagi. Walka o "spra-
wiedliwość społeczną" i "zadośćuczynienie wyrządzonym
krzywdom" zza klawiatury to kwintesencja internetowego
solipsyzmu. Taki opis to oczywiście karykatura, szerzona
głównie w środowiskach alt-rightu, ale problem herme-
tyczności lewicowego dyskursu, akademickiej elitarności,
fingowania zaangażowania politycznego oraz niekonse-
kwencji pewnych postaw nie wydają się być jedynie pro-
jekcją antyegalitarnej prawicowej propagandy.
Przekonującą (i miażdżącą) krytykę współczesnej lewicy
znaleźć można u Davida Swifta. W książce A Left For Itself
twierdzi, że dla wielu działaczy i członków partii lewico-
wych zaangażowanie polityczne jest wyborem stylu życia.
Tradycyjnie, ludzie angażowali się w radykalną polity-
kę głównie dlatego, że chcieli poprawić sytuację swo-
ją oraz swojej wspólnoty. Obecnie bardzo często lewi-
cowi aktywiści są tam z racji wyboru, walcząc niekiedy
w imię jakichś abstrakcyjnych zagadnień, które nie do-
tyczą ani ich, ani ludzi, których znają. Efekt jest taki, że
154
brytyjska lewica, niegdyś szeroki masowy ruch milio-
nów ludzi, w którym odbijały się nastroje ludu, został
zdominowany przez ludzi, których motywuje raczej al-
truizm niż potrzeba• 6 •
155
ciowej tych osób, w obronie których "hobbistyczna lewica"
występuje, a które stanowią przedmiot ich groteskowych
i protekcjonalnych kateksji (rdzenni mieszkańcy dawnych
brytyjskich kolonii, homoseksualiści, osoby transgender,
Palestyńczycy, Żydzi, itd.). Eksternalizacja abstrakcyjnego
pryncypializmu w konsekwencji rodzi doktrynalną sztyw-
ność i bezkompromisowość. Koszty takiej wyobrażenio
wej radykalizacji są poważne, obejmują przede wszystkim
odpływ tradycyjnego laburzystowskiego elektoratu do
UKIP czy konserwatystów59 • W kwestii Brexitu, femini-
zmu, małżeństw homoseksualnych i adopcji dzieci przez
pary jednopłciowe, religii czy nawet spraw tak drugorzęd
nych jak moda czy preferencje muzyczne6o, "hobbistyczna"
lewica demonstruje kompletny brak pragmatyzmu, mo-
ralizatorski język, intelektualną arogancką wyższość oraz
doktrynalną czystość, tę "dziecięcą chorobę lewicowości"
- pochodną tego, że tak naprawdę koszt udziału w pro-
wadzonej przez nią grze nie jest wysoki. W tym sensie
Swift wtóruje argumentom Franka i Rorty'ego. Organi-
zowanie walk wokół "polityki różnicy'; tworzenie "tęczo
wej koalicji~ kolejne fale teoretycznego ożywienia dys-
kursów radykalnego feminizmu, proliferacja tożsamości
płciowych, krytyka heteronormatywności, studiowanie
157
wicy, gdyż postulaty tej warstwy zazwyczaj sprowadzają
się do prostych recept, dla przeciętnego zwolennika lewi-
cy nie do zaakceptowania, jak np. zablokowanie imigracji,
utrzymanie miejsc pracy poprzez hojne subsydiowanie
zagrożonych sektorów gospodarki bądź wprowadzenie
siermiężnego protekcjonizmu gospodarczego, odwró-
cenie bądź przynajmniej zatrzymanie zmian obyczajo-
wych, itd. Postulaty te kłócą się z głosami dominującymi
obecnie na lewicy- posiadającymi wyższe wykształcenie
młodymi profesjonalistami, których byt zależy często od
dynamiki sektora kreatywnego, którym zależy na utrzy-
maniu wysokiego stopnia zawodowej transnarodowej ru-
chliwości oraz innowacyjności gospodarki i dla których
kwestie wolności obyczajowej oraz równouprawnienia są
już właściwie nie wymagającą komentarza oczywistością.
Dochodzi tu w sposób nieunikniony do konfliktu na po-
ziomie odmiennie ukształtowanych podmiotowości, do
zasadniczej niezgodności interesów (również ekonomicz-
nych), której nie przezwycięży żaden taktyczny i tymcza-
sowy sojusz polityczny. Ironiczna wlepka na australijskiej
kopalni Carmichael, o którą toczy się spór między miej-
scowymi ekologami a bezrobotną klasą robotniczą - Do-
n't take my coal job and I won't take your soy latte - jest
nie tylko szyderstwem robotników fizycznych ze znie-
wieściałej ich zdaniem pretensjonalności ekologów, to
również konstatacja zasadniczej różnicy stylu życia i wy-
konywanej pracy, różnicy w zarobkach i odmienności ży
ciowych priorytetó~·.
159
właściwie w pozycji uprzywilejowanego mainstreamu65 •
Jego taktyką jest również opisana przez Rorty'ego i Swifta
"akademizacja" dyskursu.
160
watyzowanych form zamrożonych autoidentyfikacji, silnie
etykietuje i typizuje; po piąte wreszcie, kanalizuje poli-
tyczną działalność w kierunku politycznego protestu, czyli
sprawę organizacji partyjnej, dyscypliny oraz determinacji
politycznej zamienia w s y g n a l i z o w a n i e sprzeciwu
(dobrowolna partycypacja w megaeventach typu Live Aid,
podpisywanie petycji online itd.).
Ideologia neoliberalnego wyizolowanego podmiotu, za-
kleszczająca ludzi w raz na zawsze przypisanej roli oraz
identyfikacji (płciowej, klasowej, rasowej), musi zostać
odrzucona wraz z dominacją kapitału. Ostatecznie te
wszystkie skatalogowane tożsamości oczekują uznania od
liberalnego Wielkiego Innego, sugerując, że porozumie-
nie między różnymi grupami jest niemożliwe, że można
się porozumiewać tylko i wyłącznie w obrębie tej samej
wąsko zdefiniowanej kategorii. Celem lewicowej polityki
powinno być -jak zawsze - zniesienie klasowej struktury
społeczeństwa jako warunku akumulacji kapitału. "Intere-
sy klasy pracującej to interesy wszystkich: interesy burżu
azji to interesy kapitału, które nie są niczyimi interesami.
Nasza walka musi być nakierowana na skonstruowanie
nowego i zaskakującego świata, nie konserwowanie tożsa
mości ukształtowanych i zdefiniowanych przez kapitaf' 68 •
Prawdziwym wyzwaniem jest rewitalizacja autentycz-
nego uniwersalizmu i wskrzeszenie energii utopijnych,
które na zasadzie hiperstycji powołałyby do istnienia
nowy świat. Jedyne, z czym mamy obecnie do czynienia,
to futurologia: digitalne ekshortacje koncentrujące się na
technologicznych upgrade'ach i gloryfikujące zwiększo
ny obieg informacji, który automatycznie miałyby nas te-
mies. The Online Culture Wars From Tumblr and 4chan To the Alt-Right
And Trump, Zero Books, Winchester 2017.
68 M. Fisher, Exiting... , s. 744.
161
leportować do nowych czasów. Należy porzucić fiksację
nad utraconą przeszłością fordyzmu, tryb rettopicznej
nostalgii69 i zwrócić w stronę przyszłości. Celem naszych
wysiłków winno być reaktywowanie wspólnoty opartej na
solidarności bez wskrzeszania komunitarystycznych i na-
cjonalistycznych terytorializmów, podmiotowość otwar-
ta na nowość i eksperyment, ale nie sformatowana przez
kapitalistyczną operacjonalizację, podmiotowość p l a-
s ty c z n a , nie elastyczna70•
Ostatnią książką nad którą pracował Fisher jest niedo-
kończony Acid Communism, próba inwokowania widma
świata, "który może być wolny': Acid Communism to pro-
jekt wskrzeszenie utraconych możliwości kontrkulturowej
rewolucji świadomości lat 6o. i 70., ale ewokowanej nie
w trybie retro, w trybie nostalgicznych regresów obła
skawionego fantazmatu kontrkultury {"ikoniczne" obrazy,
"klasyczna" hipisowska muzyka itp.), lecz raczej na zasa-
dzie "odpominania" niezrealizowanych form kolektywne-
go współistnienia i socjopolitycznego eksperymentator-
stwa, które zostało następnie przekreślone przez rozwój
162
neoliberalnego indywidualizmu. Użyte w tytule acid jest
tekstualnie gęste i pozostaje zapewne celowo niedookre-
ślone. To zarówno psychodelik (LSD), podgatunek muzyki
dancejak i żrący rozpuszczalnik, i wszystkie te konotacje
były dla Fishera istotne. LSD nie jest typowym narkoty-
kiem, jego celem nie jest zanurzenie w hedonistycznym
opiatowym odrętwieniu, lecz destabilizacja utrwalonych
sposobów komunikacji i rozumienia świata. Kwas działa
poza zasadą przyjemności, która zawsze prowadzi do wy-
cofywania się do tego, co już znane, do znajomych form;
pociąga za sobą dyssolucję świadomości, transformację
tego, co istnieje. Rozpuszczenie tożsamości to odejście od
zamrożonego obrazu świata i nas samych, zamykające
go nas w wiecznej repetetywności, oferując wyzwolenie,
które nie musi być przyjemne, gdyż pragnienie i jouis-
sance istnieją poza zasadą przyjemności, poza zwykłym
enjoyment. Uwolnienie pragnienia i dezintegracja tego,
co znane, może prowadzić do traumy i psychotycznej
defamiliaryzacji, ale to równocześnie możliwość instau-
rowania świata leżącego poza dominującym kontekstem
hegemonicznych uwarunkowań socjo-ekonomicznych
i politycznych, poza dominującymi sposobami lingwi-
stycznych, świadomościowych (i nieświadomych) repre-
zentacji. W tym sensie acid communism to inna nazwa
na polityczne pragnienie, możliwość hiperstycyjnej samo-
materializacji świata zdenaturalizowanej wielości i okazja
do wyłonienia się kolektywnego podmiotu politycznego,
o którym pisał Fisher w Realizmie kapitalistycznym. To
kolektywny podmiot, który nie istnieje i którego wyłonie
nie się jest ciągle odwlekane przez rozpraszające tendencje
Kapitału, ale którego skonstruowania wymaga natura glo-
balnych kryzysów, z którymi przyszło nam się zmierzyć:
globalne zmiany klimatyczne, nasilające się konflikty o su-
rowce mineralne, wodę i ropę, destabilizacja ekonomiczna
i masowe migracje, globalne pandemie.
Wiąże się to z przezwyciężeniem i porzuceniem post-
modernistycznych trybów konceptualizacji. Iranizacja
wygasza entuzjazm, radość i wiarę w eksperymentowanie,
gdyż obarczając nadmiarem samoświadomości, paraliżu
je niezbędną do działania siłę woli 7 '. W jednym z póź
niejszych swoich tekstów, zatytułowanym po prostu My,
dogmatyści, Fisher krytykował wszelkie formy "filozofii
różnicy'~ a wymóg tolerancji zidentyfikował jako metodę
pacyfikacji politycznego działania.
165
dzią na autorytaryzm. Zawiera w sobie wymiar religijny
w najlepszym tego słowa znaczeniu, bezwzględne podpo-
rządkowanie się bezosobowemu systemowi, który "miaż
dży majestat Ego" oraz jest w stanie zakwestionować auto-
rytet "wspólnot dyskursywnych': Utopia musi być racjona-
listyczna, uniwersalistyczna, pewna siebie. Musi pociągać
za sobą bezwarunkowe zaangażowanie w "wymyślanie
przyszłości'; nawet jeśli nie znamy jej ostatecznego kształtu .
•••
Mark Fisher powołuje się na książki i artykuły różnych
autorów, ale nie zamieścił w książce żadnego przypi-
su. Realizm kapitalistyczny jest ich pozbawiony przede
wszystkim z tego powodu, że jest w dużej części kompila-
cją wpisów z błoga. Istnieją też głębsze przyczyny. Fisher
był przytłoczony nowoczesną formułą pisania prac nauko-
wych. Otorbione przypisami i sprawozdaniami z lektur
nie mogą nie generować quasi-neurotycznego przymusu
doszukiwania się za wszelką cenę intelektualnych antena-
tów własnych idei, paraliżując kreatywność i zmuszając
do nieustannych rewizji bibliograficznych. Pisanie błoga
pozwoliło mu zerwać z uciążliwym przeszczepianiem czy-
ichś pomysłów. Jak wyznał
Zacząłem prowadzić błoga, żeby ponownie zacząć pisać
po traumatycznych doświadczeniach związanych z koń
czeniem doktoratu. Praca nad dysertacją wymusza nie-
jako przyjęcie poglądu, że nie można wypowiadać się
w żadnej sprawie dopóki nie przeczyta się absolutnie
wszystkiego, co zostało na ten temat napisane. Pisząc
błoga odnosiłem wrażenie, że jestem w miejscu bardziej
nieformalnym, gdzie tego typu presja znika. Prowadze-
nie błoga było dla mnie sposobem, żeby na powrót wkrę-
166
cić się w pisanie na poważnie. Mogłem się oszukiwać,
myśląc, "to nieistotne, to tylko wpis na blogu, nie artykuł
naukowy': Ale teraz to właśnie błoga traktuję poważniej
niż artykuły73 •