Professional Documents
Culture Documents
Maas
KORONA W MROKU
przełożył Marcin Mortka
Dla Susan,
Królewska Obrończyni
1
Tylko otwarte okiennice, kołyszące się na sztormowym wietrze,
świadczyły o tym, że wkradła się do środka. Nikt jej nie zauważył, gdy
wspinała się po murze okalającym ogród ciemnej rezydencji, a grzmoty
oraz huczący wiatr znad morza sprawiły, że nikt nie usłyszał, jak pnie się
po rynnie, wskakuje na parapet i wślizguje na korytarz na drugim piętrze.
– Trudno go rozpoznać.
– Tylko jego czy może również całą jego klientelę? – wypaliła Celaena.
Cudownie.
Jej trofeum.
***
Gdy służący rozstawili ostatnie krzesła, Dorian jak zwykle zajął miejsce
po prawicy ojca.
Do sali zaczęli napływać doradcy. Pojawił się też książę Perrington, który
podszedł prosto do króla i zaczął szeptać do niego, zbyt cicho, by Dorian
mógł cokolwiek usłyszeć. Sam nie miał
Dorian nie chciał już o tym rozmyślać. Postanowił, że złoży jej wizytę,
być może już jutro. Chciał się przekonać, czy istnieje choć cień szansy, że
się myli. Wciąż jednak zadawał
***
– Cóż – rzekła, nie oglądając się za siebie. – Przywitasz się czy po prostu
będziesz wszędzie za mną chodził?
Nie wiedziała, czy ma być zadowolona z tego, co powiedział, czy też nie,
tym bardziej że w jego tonie pojawiła się nuta goryczy.
Milczała, więc spytał:
Miała też nadzieję, że Archer zdoła jej wyjaśnić, jak znalazł się na liście i
o jakich planach wspominał król. Potem zdecyduje, co z nim począć.
Chaol stanął obok niej, nie odrywając wzroku od brudnej wody. Worek z
pewnością został pochwycony przez prąd i zmierzał teraz ku rzece Avery
i morzu.
– Chciałbym dowiedzieć się więcej o przebiegu zadania.
– Nie było nic słychać! – warknęła Celaena, po czym strząsnęła jego rękę
i popędziła po schodach. Po dwóch tygodniach spędzonych w podróży
marzyła tylko i wyłącznie o śnie. Nawet droga do jej komnat wydawała
się teraz wyzwaniem. – Nie musisz mnie przesłuchiwać, Chaol!
***
Gdy rozpromieniona Strzała uspokoiła się już i przestała lizać swą panią
na tyle, by ta mogła coś powiedzieć, Chaol wycisnął z niej każdy szczegół
wyprawy, a potem wyszedł, obiecawszy, że wróci za kilka godzin na
obiad. Celaena wzięła kąpiel w asyście Philippy, pozwalając jej na krytykę
i utyskiwanie nad stanem włosów oraz paznokci dziewczyny. Gdy wyszła
z pokoju łaziebnego, od razu padła na łóżko. Strzała wskoczyła na kołdrę
i zwinęła się w kłębek tuż przy jej boku. Zabójczyni wbiła wzrok w sufit,
głaszcząc jedwabistą, złotą sierść psa.
Ścisnęła amulet wiszący na jej piersi – Oko Eleny. Nie widziała Eleny od
czasu ich ostatniego spotkania w grobowcu. Miała nadzieję, że teraz, gdy
została Królewską Obrończynią, duch królowej z przeszłości przestanie ją
nawiedzać. Mimo to odkryła, że podarowany przez nią amulet dodawał jej
otuchy. Metal był zawsze ciepły, jakby obdarzony własnym życiem.
Archer. W jaki sposób sfingować jego śmierć? Przecież był tak znany i
rozpoznawalny.
Nie chciała wiedzieć, o co chodzi. Nie chciała znać zamiarów króla ani
być świadoma, jaki los zaplanował dla imperium. Postanowiła, że przez
ten miesiąc wymyśli, co począć z Archerem, a w tym czasie będzie
udawać, że nigdy nie usłyszała tego straszliwego słowa:
„plany”.
Choć biegła ze wszystkich sił, jej prześladowca nadążał za nią bez trudu, a
za nim wznosiły się mieniące, zielone Znaki Wyrda. Prastare kamienie w
ścianach oświetlane były przez osobliwe kształty i symbole. Za plecami
Caina pędził ridderak, drapiąc długimi pazurami o posadzkę.
Cain zaśmiał się, a jego głos odbił się echem od kamiennych ścian. Był
już blisko, tak blisko, że lada chwila mógł złapać ją dłonią za kark.
***
Znów opadła na poduszki. A więc to był tylko sen. Cain oraz ridderak
zniknęli bezpowrotnie, a Elena nie będzie już jej dręczyć. Strzała, śpiąca
pod kilkoma kocami, ułożyła głowę na brzuchu swojej pani, a Celaena
umościła się lepiej, otoczyła suczkę ramionami i zamknęła oczy.
Już po wszystkim.
***
– Wątpię, czy ktoś zdobyłby się na taką odwagę. Buntownicy chowają się
w górach i lasach bądź tam, gdzie miejscowi mogą ich ukryć lub
wesprzeć. Na pewno nie tutaj. Rifthold to śmiertelna pułapka.
Celaena znów wzruszyła ramionami. Strzała wróciła, promieniejąc
ochotą, by przynieść patyk raz jeszcze.
– Chyba jednak nie. Król zaś najwyraźniej ma listę ludzi, którzy jego
zdaniem odgrywają w tej organizacji kluczowe role.
– Nie.
– Król nie chce się ze mną spotkać. – Nehemia bawiła się teraz jednym ze
swoich cieniutkich warkoczyków. – Trzykrotnie prosiłam go, aby zechciał
porozmawiać ze mną o warunkach w Calaculli, ale za każdym razem
utrzymywał, że jest zajęty. Najwyraźniej ma mnóstwo pracy z
wyszukiwaniem dla ciebie kolejnych ofiar.
W końcu król dał jej cały miesiąc i choć sama chciała zadać Finnowi
mnóstwo pytań, w pierwszej kolejności wolała na jakiś czas opuścić
zamek. Miała do wydania mnóstwo pieniędzy, które zarobiła rozlewem
krwi.
4
Chaol Westfall pędził przez park, a Celaena utrzymywała jego tempo.
Zimne poranne powietrze kłuło go w płuca niczym okruszki lodu, a
wokół jego ust wykwitały obłoczki pary.
– Ty zaś z pewnością nie ćwiczyłaś podczas swej misji. Już po raz drugi
dzisiaj musiałem zwolnić, żebyś mogła za mną nadążyć.
Zabił przecież Caina podczas pojedynku. Zabił go, aby ją ocalić. Nie
żałował tego czynu i zrobiłby to raz jeszcze bez zastanowienia, a mimo to
nadal budził się w środku nocy zlany potem, który przypominał krew jego
ofiary.
– Chodzi o Caina?
Nieraz walczył z innymi ludźmi i zadawał im rany. Nie powinien więc tak
reagować, a już tym bardziej nie powinien zdradzać tych myśli
dziewczynie. Istniała między nimi wyraźna bariera, a Chaol był
przekonany, że ostatnio zanadto się do niej zbliżył.
Czasem mam wrażenie, że zrobił to ktoś inny. Ba, większość moich ofiar
zasługiwała na śmierć i cieszę się, że im ją zadałam. Niemniej jednak, bez
względu na przyczynę, każda zadana śmierć odbiera kawałek duszy. Nie
myśl więc, że kiedykolwiek o tym zapomnę. – Znów spojrzała mu w oczy,
a on pokiwał głową. – Ale, Chaol… – dodała i zacisnęła dłoń na jego
ramieniu. Kapitan nie zdawał sobie sprawy, że dziewczyna nadal go
trzyma. – To, co stało się z Cainem… Przecież to nie było zabójstwo ani
nawet morderstwo z zimną krwią. – Chaol chciał się cofnąć, ale
dziewczyna nadal mocno go trzymała. – Ten czyn nie okrył cię hańbą i nie
mówię tego tylko dlatego, że uratowałeś mi życie. – Umilkła na moment.
– Nigdy nie zapomnisz tego, że zabiłeś Caina – powiedziała w końcu, a
gdy znów spojrzeli sobie w oczy, serce Chaola biło tak mocno, że czuł to
w całym ciele. – A ja nigdy nie zapomnę, że zrobiłeś to, aby mnie ocalić.
głową.
Niewątpliwie bariera między nimi istniała. Król być może nie zdawał
sobie sprawy z ich przyjaźni, ale przekroczenie tej linii zakończyłoby się
fatalnie dla nich obojga. Władca zacząłby wówczas kwestionować jego
lojalność, status i wszystko inne. A gdyby jemu samemu kiedykolwiek
przyszło wybierać między królem a Celaeną… Modlił się do Wyrda, aby
nigdy nie musiał podejmować takiej decyzji. Opowiadanie się po stronie
króla było logicznym wyborem.
***
Pod koniec treningu Celaena miała nogi jak z waty, a płuca bolały ją z
zimna i wysiłku do tego stopnia, iż bała się, że zaraz zaczną krwawić.
Zwolnili i żwawym krokiem zbliżali się do pałacu. Miało tam na nich
czekać sowite śniadanie, które dziewczyna zamierzała pochłonąć przed
wyjściem na zakupy.
– No nie, bez żartów… – syknęła Celaena, gdy minęli dwie młode damy,
które uniosły oczy znad futrzanych mufek i zatrzepotały do Chaola
rzęsami. Wyglądały bardzo ładnie, co oznaczało, że musiały wstać na
długo przed świtem, aby się przygotować.
Zabójczyni nie miała pojęcia, czy jej towarzysz naprawdę niczego nie
zauważył, czy też może nie chciał tego komentować, ale…
– Racja.
Urwał i pokręcił głową, jakby sam siebie strofował. Celaena złapała się
na myśli, że chciałaby wiedzieć, co pragnął jej odrzec, ale lepiej było
zmienić temat.
– Chaol!
Tym razem nie zdołała powstrzymać cichego, ledwo słyszalnego
jęknięcia. Kapitan spojrzał na nią ze zdumieniem, a potem odwrócili się i
ujrzeli księcia, który kroczył w ich stronę.
Nie miałaby nic przeciwko pracy z tym człowiekiem, ale nie na takich
warunkach, jak Roland sobie wyobrażał. Jej metody pracy zakładały
wykorzystanie sztyletu oraz łopaty i wykopanie nieoznaczonego grobu.
***
Młodzieniec skierował się w stronę zamku, ale wybrał inne wejście niż to,
przez które weszli Chaol i Celaena. Nadal pamiętał ich spojrzenia, gdy
zastał ich, jak się tulili do siebie dwa miesiące po pojedynku.
– Kontrakt wiąże ją tylko z osobą mego ojca. Jeśli czujesz się zagrożony,
mogę poprosić kapitana Westfalla, aby przydzielił ci…
Dorian nie znał odpowiedzi na to pytanie i chyba nie chciał jej poznać.
***
Dorian nie wstawał. Na jego twarzy nadal malował się znajomy, chłopięcy
uśmiech.
– Czy przyjaciołom nie wolno się spotykać częściej niż raz dziennie?
– Cóż, muszę się zajmować tymi samymi gromadkami dam co zwykle, ale
dla ciebie zawsze znajdę czas.
– Jestem zaszczycona.
Nie było to kłamstwo. Zostało jej jeszcze kilka godzin światła dziennego.
Tyle powinno wystarczyć, by dokładnie obejrzeć elegancki dom Archera i
rozpocząć obserwację jego codziennych zajęć.
Podszywała się pod kuriera z paczką dla lorda Jakiegośtam. Gdy lokaj
bądź majordomus oznajmiał, że lord Jakiśtam wcale tam nie mieszka,
udawała zażenowanie i pytała, do kogo w takim razie należy dom,
rozmawiała chwilę ze służącym, a potem ruszała w dalszą drogę.
Upłynęło półtora roku od nocy, kiedy utraciła Sama oraz swą wolność.
Gdzieś w tym mieście znajdowały się odpowiedzi na pytanie, jak do tego
doszło. Wiedziała, że potrafiłaby je odnaleźć, gdyby tylko znalazła w
sobie odwagę, aby rozpocząć poszukiwania. Wiedziała też, że odkrycie
prawdy ponownie by ją zniszczyło.
***
Nie kłamała. Z tego właśnie powodu śledziła bogaty powóz Archera przez
całe miasto, ale mężczyzna przed powrotem do swej kamienicy udał się
tylko w kilka miejsc.
– Wiesz może, kim jest Rourke Farran? – spytała, nie ośmielając się nawet
zerknąć na Chaola.
– Nie żyje?
– Dziewięć miesięcy temu znaleziono jego ciało oraz ciała trzech jego
przybocznych.
– Znałaś go?
– Tak sądziłam – odparła cicho.
Dziewczyna poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy, ale ośmieliła się
spytać:
– Jak zginął?
Dziewczyna wbiła wzrok w dywan. Tej nocy, gdy wyrwała się z Twierdzy
Zabójców, by odnaleźć i zabić Farrana, Wesley usiłował ją zatrzymać.
Próbował jej również przekazać, że to pułapka.
– Tej nocy cię pojmano? – spytał Chaol. – Wydawało mi się, że nie wiesz,
kto cię zdradził.
– Nadal tego nie wiem. Ktoś wynajął mnie oraz mego towarzysza, byśmy
zabili Farrana, ale okazało się, że to tylko pułapka, a Farran był przynętą.
Chaol nie odpowiedział. Celaena nie miała pojęcia, dlaczego nadal mówi,
ale nie była w stanie powstrzymać kolejnych słów.
– Miała na imię Lithaen. Trzy lata temu pracowała dla jednej z dam dworu.
Roland w jakiś sposób dowiedział się o niej i uznał, że byłoby zabawne,
gdybym go przyłapał z nią w łóżku. Wiem, że to naprawdę nic w
porównaniu z tym, przez co ty przeszłaś, ale…
Celaena nigdy wcześniej nie słyszała, aby Chaol był z kimś w związku.
– Kochałeś ją.
– Bardzo – szepnęła.
– Jestem wykończony.
Westfall wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, a potem rzucił cicho:
– Dziękuję.
***
„Plany”.
6
Nieznajomy przed biblioteką przypuszczalnie nie miał nic wspólnego z
królem” – myślała Celaena, idąc – wciąż nie biegnąc! – korytarzem do
sypialni. W istocie, w tak ogromnym zamku kręciło się wielu dziwnych
ludzi i choć rzadko widziała kogoś w bibliotece, musiała założyć, że
niektórzy chcą odwiedzać to miejsce w samotności. Nie życzą sobie też, by
inni ich rozpoznali.
Na dworze czytanie przecież tak bardzo wyszło z mody! Być może więc
spotkała jakiegoś dworzanina, który usiłował ukryć miłość do książek
przed drwiącymi przyjaciółmi. Bardzo dziwaczny dworzanin,
zachowujący się jak zwierzę. Dworzanin, który obudził jej amulet.
– Nie zapukasz?
Celaena zadała sobie pytanie, czy nie poślizgnęła się na schodach i nie
uderzyła się głową o kamienie. Miałoby to o wiele więcej sensu niż
gadające kołatki. Wpatrywała się w czaszkę, a przez jej umysł przemknął
niekończący się ciąg obrzydliwych przekleństw, każde o wiele gorsze od
poprzedniego.
– To ty żyjesz?
Kołatka zachichotała.
– Czy żyję? Wykonano mnie z brązu. Nie oddycham, nie jem i nie piję, a
więc chyba nie żyję. Nie jestem też martwy, jeśli chodzi o ścisłość. Ja po
prostu istnieję.
– Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że wreszcie zasłużyłam na to, byś do
mnie przemówił.
– Jak mam się odzywać do kogoś, komu brakuje kultury, żeby się ze mną
przywitać lub przynajmniej zastukać?
– O Elenie. Królowej.
– A ty?
– Cicho bądź.
Dziewczyna wytężyła całą siłę woli, by nie pacnąć kołatki w twarz. Ujęła
ją i stuknęła trzykrotnie o drewniane drzwi, aż się echo poniosło. Mort
uśmiechnął się do siebie, a drzwi otwarły się w ciszy.
– Halo?
Komnata na pozór wyglądała tak samo jak podczas jej ostatniego pobytu.
W samym środku znajdowały się dwa sarkofagi. Jeden uformowano na
podobieństwo Gavina, męża Eleny i pierwszego króla Adarlanu, a drugi
przypominał Elenę. Obie rzeźby wyglądały jak żywe. Srebrne włosy
Eleny spływały po trumnie, podtrzymywane jedynie koroną na głowie
oraz nieco spiczastymi uszami, które zdradzały, że była półkrwi Fae.
Uwagę zabójczyni przyciągnęły słowa wygrawerowane u stóp Eleny:
„Ach! Pęknięcie Czasu!”.
Brannon, który był Fae oraz ojcem Eleny – a także pierwszym królem
Terrasenu –
to Cain, mógłby zesłać na Erileę nieskończone zło. Jego plany zaś stałyby
się jeszcze bardziej złowieszcze.
Elena twierdziła, że sama również była wojowniczką, ale jej zbroi nigdzie
nie było. Co się z nią stało? Pewnie leżała w innym zamku, całkiem
zapomniana.
– Ujrzałam tej nocy kogoś na korytarzach zamku. Kogoś albo coś. Amulet
zaczął się mienić w trakcie spotkania.
Jej serce biło mocno, ale nie wiedziała, czy powodem jest strach, czy też
gniew.
– Skoro Elena jest tak niewiarygodnie potężna, to przecież sama może
odnaleźć źródło mocy króla!
„Moje plany” – powiedział władca. Elena kazała jej odkryć sedno tych
planów i znaleźć źródło królewskiej mocy, więc owe plany z pewnością
były złowieszcze, o wiele groźniejsze niż zsyłanie niewolników do
Calaculli i Endovier, gorsze od mordowania kolejnych buntowników.
***
Celaena oddałaby wiele, gdyby w istocie było lato, gdyż skraj jej
błękitnego niczym lód płaszcza szybko zamókł i nawet białe futro nie
chroniło przed zimnem jak należy. Trzymała się blisko Chaola, gdy szli
przez zatłoczoną główną ulicę. Znów nalegał, by pozwoliła mu pomóc
sobie podczas wykonywania zlecenia na Archera, i dziewczyna uznała, że
zaproszenie go na spacer po mieście będzie najmniej szkodliwym
sposobem na pozbycie się go później. Zmusiła go, aby włożył cywilne
ubranie zamiast munduru kapitańskiego, więc szedł obok w czarnej tunice.
Na szczęście nikt nie zwracał na nich uwagi. Na ulicy było tyle ludzi i tyle
sklepów! Och, Celaena uwielbiała tę ulicę, gdyż sprzedawano tu
najwspanialsze rzeczy na świecie. Mijała sklepy z kapeluszami i
ubraniami, zakłady jubilerskie, cukiernie, szewców… Chaol przechodził
Mruknął coś pod nosem. Celaena nie wątpiła, iż nie chce, by to usłyszała,
ale mimo to zwolnił i szedł teraz bardziej dostojnym krokiem.
Kapitan nawet popchnął ją lekko w jego kierunku, ale drugą rękę wsunął
za jej plecy, by uchronić dziewczynę przed stoczeniem się ze schodów.
Celaena uniosła głowę, zatrzepotała rzęsami, zamrugała…
– Laena?
– Archer!
Finn szedł obok niej, dzięki czemu mogła się przyjrzeć jego ubiorowi.
Miał na sobie znakomicie skrojoną tunikę oraz spodnie, buty do kolan i
ciężki płaszcz. Odzież bynajmniej nie wskazywała na bogactwo, ale
Celaena wiedziała, że sporo za nią zapłacił. W przeciwieństwie do innych
kawalerów do wynajęcia, którzy ubierali się w barwne, krzykliwe stroje,
Archer preferował nieco bardziej szorstki, męski styl. Barczyste,
muskularne ramiona, opanowany uśmiech, a nawet piękna twarz
emanowały męskością tak intensywną, że dziewczyna z trudem
przypomniała sobie, co mu chciała powiedzieć.
Archer zresztą też nie mógł znaleźć odpowiednich słów, gdy stanęli na
ulicy, kilka kroków od przechodniów.
Chaol stał krok za nimi, milcząc. Na jego twarzy nie było nawet cienia
uśmiechu.
– Ledwo cię rozpoznałem. Gdy ostatni raz się widzieliśmy, byłaś małą
dziewczynką. Na bogów, miałaś ze trzynaście lat!
Zerknęła na Chaola, który wbijał wzrok w Archera. Był tym tak zajęty, że
nie zauważył
spojrzenia Celaeny.
– Dziękuję.
– Cóż, świętą z pewnością nie byłaś. – Archer też się uśmiechnął i ukłonił
jej lekko. –
***
nawet zagadywać, choć korciło go, żeby coś powiedzieć. Nie wiedział
jednak, od czego zacząć.
Przez całą rozmowę dziewczyny z Finnem myślał tylko o tym, jak bardzo
chce chwycić kawalera za fraki i grzmotnąć jego piękną twarzą o
kamienną ścianę.
– Laena? – spytał.
„Tak – pomyślał kapitan. – Niech Wyrd doda mi sił, intryguje mnie to jak
diabli”.
– Powiedziałaś, że go znasz – oznajmił na głos. – Nie zdawałem sobie
jednak sprawy, że znałaś go tak dobrze.
Nie, skądże! Ona udała się do tego domu, by pomścić stratę, która nie
mieściła jej się w głowie.
Szli ulicą, niemalże dotykając się. Kapitan stłumił pokusę, by pochylić się
ku niej i otoczyć ją ramieniem.
W Sali Jadalnej znajdowały się również inne stoły, przy których zasiadali
arystokraci o mniejszym znaczeniu, wszyscy wspaniale odziani. Uwaga
obecnych – zarówno straży, jak i szlachty – skupiała się na centralnym
stole, przy którym zasiadał król, królowa oraz najbliżsi dworzanie. Był
wśród nich zwalisty książę Perrington, w pobliżu siedzieli też Dorian oraz
Roland, pogrążeni w rozmowie z pretensjonalnymi, wymuskanymi
członkami rady. Byli to ludzie, którzy bez litości rabowali inne królestwa,
by płacić za szykowne ubrania i biżuterię. Pod niektórymi względami
Celaena nie czuła się od nich lepsza.
Chaol stał na baczność przy kolumnie najbliżej tronu. Przez cały czas
zachowywał
końca, ale nadal czuła do niego sympatię. Miał co prawda na koncie wiele
przygód z kobietami, ale poza tym wydawał się idealnym księciem. Był
przecież inteligentny, uprzejmy i czarujący.
Dorian z pewnością nie miał pojęcia, co planuje jego ojciec. Nie, bez
wątpienia nie zachowywałby się tak, gdyby wiedział, że król ma
złowieszcze zamysły. A może nigdy nie powinien się o nich dowiadywać?
Odczucia Celaeny wobec Doriana nie miały zresztą znaczenia.
***
Przed nimi stały trzy damy, których imion już nie pamiętał. Roland
powiedział coś do nich, a te znów zachichotały. Kuzyn bez wątpienia
chciał współzawodniczyć z nim o ich względy. Wyglądało też na to, że
jego matka przybyła do Rifthold, by znaleźć dla niego żonę, której wiano
wzmocni pozycję Meah. Dorian nie musiał jednakże pytać o nic kuzyna,
aby wiedzieć, że do dnia ślubu będzie w pełni korzystał z życia.
Nic. Ani śladu jakichkolwiek emocji. Dorian poczuł w sobie złość, która
narastała tak szybko, że z trudem nad sobą panował. Tym bardziej że po
chwili dziewczyna odwróciła wzrok i znów skupiła uwagę na kapitanie.
Nie interesowała się nikim innym.
„Dość tego”.
– Dorianie! – zawołał ktoś, gdy książę znalazł się w korytarzu. Nie musiał
się odwracać, by wiedzieć, że to była Celaena. Podbiegła i zrównała się z
nim, bez trudu wytrzymując tempo, które nieświadomie narzucił. Nie
wiedział nawet, dokąd zmierza. Wiedział tylko tyle, że musi się wydostać z
Wielkiej Sali Jadalnej. Dziewczyna dotknęła jego łokcia, a Dorian z
niechęcią zdał
Jedyne pytanie, które chciał jej zadać, brzmiało: „Od jak dawna go
pragniesz?”. Żałował
– Kiedy jesteś zły – wyjaśniła – twe oczy stają się takie zimne. Jak szyby.
– Może to instynkt.
– Może. A może nie? Może znalazł się tutaj, gdyż realizuje własny plan.
Ty zaś jesteś zbyt mądry, żeby być pionkiem w czyjejś grze, Dorianie. On
pochodzi z Meah.
– No i?
– Nie masz pojęcia o tym, czego chciałem. Nie dałaś mi nawet szansy,
bym ci o tym powiedział!
– Nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Chcę cię ostrzec przed kuzynem,
ale ty najwyraźniej masz to gdzieś. Nie spodziewaj się więc, że przyjdę ci
z pomocą, gdy staniesz się kukiełką w czyichś rękach. O ile już się nią nie
stałeś.
***
Celaena stała przed kratami celi Kaltain Rompier. Dama, słynąca ongiś z
urody, kuliła się przy ścianie. Miała na sobie brudną suknię, a jej ciemne
włosy były rozpuszczone i zmatowiałe.
– Witaj, Celaeno.
9
Celaena podeszła do krat. W środku ujrzała wiadro na nieczystości,
drugie z wodą, pozostałości ostatniego posiłku i stertę nadgniłej słomy,
która tworzyła siennik. Był to cały dobytek Kaltain.
„Wszystko, na co zasługuje”.
Przyjdź jutro.
– Przybył z wizytą?
– Podaj przykład.
– A może wejdę do twej celi i znajdę jakiś inny sposób, żeby cię zmusić do
gadania?
– Nie rób tego – szepnęła była dama dworu i zmieniła nieco pozycję.
Celaena dostrzegła siniaki wokół jej nadgarstków. Niepokojąco
przypominały ślady po czyichś zaciskających się dłoniach. Kaltain
wsunęła dłonie w fałdy sukni. – Nocna zmiana straży odwraca głowy
podczas wizyt Perringtona.
– Powodzenia.
– Co masz na myśli?
– Do czego?
– Dzięki.
– Do zobaczenia, Kaltain.
Dama zaśmiała się cicho. Zabójczyni nadal słyszała jej śmiech długo po
opuszczeniu lodowatych lochów.
***
Jak ci strażnicy mogą odwracać się od niej, gdy ktoś wyrządza jej
krzywdę? Jak mogą trzymać ją w takich warunkach? Kaltain to przecież
dama dworu! Jeśli traktują ją w ten sposób, trudno mi sobie wyobrazić, co
spotyka przestępców z innych warstw społecznych.
Burza trwała przez całą noc. Spadło tyle śniegu, że poranne bieganie z
Chaolem było niemożliwe. Celaena zaprosiła więc Nehemię na śniadanie,
a księżniczka, która miała już serdecznie dosyć śniegu, z przyjemnością
wbiegła do komnaty przyjaciółki i wskoczyła pod ciepłą kołdrę.
Ta zaś ciągnęła:
– Myślę, że honor znikł w Adarlanie już kilka pokoleń temu, ale gdzie
indziej cnoty przetrwały o wiele dłużej. Za przykład można podać dwór
króla Terrasenu przed upadkiem królestwa. Ojciec opowiadał mi o
wojownikach i lordach służących królowi Orlonowi i tworzących jego
radę. Mówił mi o niezrównanej odwadze, potędze i lojalności jego
dworzan. To właśnie dlatego Terrasen stało się pierwszą ofiarą króla
Adarlanu. Było najsilniejszym królestwem i gdyby miało czas na zebranie
armii, bez trudu zniszczyłoby Adarlan. Ojciec mawiał, że gdyby Terrasen
chwyciło za broń, miałoby wielką szansę na pokonanie Adarlanu.
– Sądzisz, że gdzie jeszcze jest jakiś dwór, który mógłby stanąć do walki?
Nie tylko w Terrasenie, ale gdziekolwiek indziej? Słyszałam, że na
dworze króla Wendlyn nadal przestrzega się dawnych zwyczajów, ale
dzieli nas od niego morze. Poza tym Wendlyn nam nie pomoże.
Odwracali głowy, gdy król niewolił nasze ziemie, i wciąż nie chcą przyjść
nam z pomocą.
– Nie chcę w ogóle wiedzieć, jaki idiotyczny prezent matka kupiła mu tym
razem.
– Może się zmienił przez ostatnie miesiące – rzekł Chaol. – Może nieco
wydoroślał?
– Dziękuję Wyrdowi, że mój brat zawsze zanadto się mnie bał, aby
wdawać się w kłótnie.
Westchnął głośno.
– Bo twój ojciec zabije nas obu, jeśli się nie pojawisz i oficjalnie nie
powitasz swego brata.
Nie chciał jednak ciągnąć tego tematu z Chaolem. Kapitan również nie
miał na to ochoty, więc książę po prostu wzruszył ramionami.
– Nic jej nie będzie, a ty niedługo będziesz się śmiał z tego, że tak się
zamartwiałeś. Ten Archer jest ponoć dobrze strzeżony, ale Celaena nie bez
powodu została Królewską Obrończynią, prawda?
Chaol pokiwał głową, ale Dorian nadal widział troskę w jego oczach.
***
Przez czarną koronkę widać było, że nie założyła gorsetu, ale Archer
Finn zawsze podziwiał
Nie była jednak zdziwiona reakcją Chaola, gdy spotkali się na korytarzu.
Kapitan zamrugał szybko, a potem uczynił to raz jeszcze.
Chaol stał jak skamieniały, a jego brązowe oczy taksowały jej suknię od
góry do dołu.
– Oczywiście, że mam.
– Rozchorujesz się!
Dziewczyna zarzuciła futro z łasiczek.
– Tak, Chaol, mam broń. A założyłam tę suknię, żeby Archer zadał sobie
to samo pytanie.
– Och. – Chaol nie był w stanie zdobyć się na żadną inną odpowiedź.
– Co takiego? Do jutra?
Zabójczyni poczuła, że znów ogarnia ją idiotyczna, niewytłumaczalna
wściekłość.
Uśmiechnęła się.
Chaol wpatrywał się w nią, jakby zupełnie jej nie znał. Stał całkowicie
nieruchomo.
***
Gdy jeden z lokajów pomagał jej zdjąć płaszcz, Celaena odwróciła się,
żeby Finn mógł
ujrzeć głęboko wycięty tył jej sukni, przesłonięty czarną koronką, która
kryła blizny z Endovier.
Dziewczyna czuła na sobie również wzrok lokaja, ale udawała, że tego nie
dostrzega.
Archer wypuścił powietrze z płuc. Gdy się odwróciła, mężczyzna ujrzał,
że się uśmiecha i powoli kręci głową.
– Cieszę się, że twój gust dojrzał wraz z tobą. Wygląda na to, że arogancja
dotrzymała im kroku.
– A więc – zaczęła, rozsiadając się na krześle. – Ile dam chce mnie zabić
za to, że zawłaszczyłam dziś twój czas?
O ile pamięć jej nie myliła, Archer miał dwanaście lat, gdy Clarisse
znalazła go na ulicach miasta i zaproponowała mu, by podjął się treningu
pod jej okiem. Był wówczas zwykłym, bezdomnym ulicznikiem.
kieliszek i szepnął:
– Za nas.
Wystarczyło, że usłyszała jego szept, a już zrobiło jej się gorąco, ale
wyraz jego oczu i kształt tych cudnych ust… On również był bronią.
Piękną, niebezpieczną bronią.
– Trzeba czegoś więcej niż kilka powłóczystych spojrzeń, abym stała się
niewolnicą, gotową na wszelkie twoje zachcianki, Archer. Powinieneś
wiedzieć, że twoje profesjonalne sztuczki na mnie nie podziałają.
– Śmiałe słowa, bardzo śmiałe. Nie masz chyba ochoty zmierzyć się ze
mną w pojedynku na profesjonalne sztuczki, co?
Nigdy w życiu nie czuła takiej ulgi na widok służącego. Nie sądziła też
wcześniej, że zawartość miski zupy może się okazać równie zajmująca.
***
Celaena odesłała swój powóz, by jeszcze bardziej rozzłościć Chaola i
wzmocnić prawdziwość swych słów. Po kolacji wsiadła do powozu
Archera.
W powozie usiedli obok siebie, tak blisko, że czuła zapach jego wody
kolońskiej –
– Wejdziesz? – szepnął.
– Nie przyda ci się noc wolna od pracy? – spytała, przełykając ślinę. Nie
spodziewała się tego i chyba… chyba nie miała na to ochoty.
Uniósł głowę, lecz nie puszczał jej palców. Jego kciuk pieścił jej
rozpaloną skórę, zataczając na niej delikatne kręgi.
Ale któregoś dnia będę już miał tyle pieniędzy, że spłacę Clarisse i
naprawdę stanę się wolny.
– Będę wówczas tak bogaty, że praca nie będzie mi już potrzebna, albo tak
stary, że nikt nie będzie chciał mnie wynająć.
wytrzeszczone oczy.
– Mogę ci zapłacić!
Jakaś mała, wredna część jej osoby cieszyła się na widok jego strachu.
Mimo to zabójczyni uniosła dłonie, aby pokazać mu, że jest nieuzbrojona.
– Nie należę do żadnego ruchu oporu! Niech mnie Wyrd przeklnie, może i
jestem męską dziwką, ale nie zdrajcą!
– Nie wiem nic o żadnym ruchu oporu! Nie słyszałem nawet o nikim, kto
by ośmielił się stanąć królowi na drodze, ale… Ale… – Ciężko sapał, lecz
jego oddech powoli się uspokajał. –
Czy to, że Nehemia akurat dziś rano wspomniała o dworze Terrasenu, był
tylko zbieg okoliczności? Czy przypadkowo powiedziała, że Terrasen to
jedyna siła zdolna przeciwstawić się królowi, o ile byłoby w stanie
dźwignąć się na nogi z prawdziwym władcą na czele czy też bez niego?
Nehemia przysięgła jednak, że nigdy jej nie okłamie. Gdyby wiedziała coś
więcej, na pewno by jej powiedziała.
sztylet.
Nawet jeśli jego przywódczyni nie była prawdziwą dziedziczką, warto się
było przyjrzeć tej sprawie. Elena kazała jej szukać wskazówek.
Niewykluczone, że na dnie tej sprawy coś się kryło.
– Jeden z moich klientów urządza jutro bal w swoim domu. Słyszałem, jak
półgłosem rozmawia z przyjaciółmi o tych buntownikach. Jeśli jakoś
przemycę cię na to przyjęcie, być może będziesz miała okazję zajrzeć do
jego biura. Może nawet odkryjesz na balu prawdziwych zdrajców, a nie
tylko podejrzanych.
***
– Wygląda na to, że Archer nie jest tak śmiały i zniewalający, jak go sobie
zapamiętałam.
– Dopiero gdy nabiorę pewności, że to nie plotki, ale fakty. Muszę też
najpierw wykorzystać Archera i zdobyć możliwie najwięcej informacji,
zanim będę mogła go zabić.
– Ciągle mi to powtarzasz.
– Tak! Nie jestem głupią idiotką, która nie umie się o siebie zatroszczyć
czy ruszyć mózgownicą w potrzebie!
Zamrugała.
Cieszyła się, że to nie jest zwykłe przyjęcie, ale bal maskowy, gdyż
zdołała rozpoznać kilka twarzy w tłumie. Były to głównie kurtyzany, a
wraz z nimi przybyła madame Clarisse. Gdy jechali powozem na miejsce,
Archer zapewnił Celaenę, że nie zaproszono ani Arobynna Hamela, ani też
Lysandry, kurtyzany, z którą dziewczyna miała od dawna na pieńku. Była
przekonana, że zabije ją podczas następnego spotkania. Wystarczyło
zresztą, że Celaena ujrzała Clarisse, uwijającą się między gośćmi i
pomagającą w nawiązaniu kontaktów między nimi i swoimi dziewczętami,
aby w jej sercu zawrzało.
Tak więc przebrała się za łabędzia, a Archer wybrał dla siebie strój wilka.
Miał na sobie grafitową tunikę, szare, obcisłe spodnie i błyszczące, czarne
buty. Maska wilka zasłaniała całą jego twarz z wyjątkiem zmysłowych ust.
Te zaś rozchyliły się w wilczym uśmiechu, gdy uścisnął
Czekolada wabiła ją na każdym kroku. Może uda jej się zwinąć kilka
ciasteczek przed opuszczeniem przyjęcia? Z trudem na powrót skupiła
uwagę na Archerze.
– Mam jakieś pięć minut, a potem muszę się przejść wśród gości –
powiedział Archer, wiodąc wzrokiem za Clarisse, która patrolowała salę.
– Podczas takich imprez szefowa zazwyczaj wystawia moje wdzięki na
aukcji.
W jego głosie było tyle goryczy, że dziewczyna uścisnęła jego palce, aby
dodać mu otuchy.
– Tak – obiecała.
– Nie. Wywodzi się stamtąd rodzina Davisa, ale on spędził całe życie w
Rifthold. Choć utrzymuje, że jest lojalny wobec Terrasenu, nie jest to do
końca prawda.
– Egoistyczne łajdaki!
Archer poruszał się bezszelestnie, czego zapewne nauczył się przez lata
wkradania się do sypialni i wyślizgiwania się z nich. Zaprowadził ją do
podwójnych, zamkniętych na klucz drzwi.
Ale cóż…
– Jak się tu dostałaś? – zapytał. Jego głos brzmiał nieszczerze, znać w nim
było wyrachowanie oraz nieco strachu.
Czasami zastanawiała się, czy nie ma nic złego w tym, że potrafi tak łatwo
się rozpłakać.
Nie mogła pogodzić się z tym, że Archer musi usługiwać ludziom, którzy
uważają go za zabawkę i używają, póki się nie zepsuje. Skupiła się na
oddychaniu. Musiała się wydostać stamtąd tak, aby nie wzbudzić podejrzeń
Davisa. Wystarczyło, by zawołał straże z dołu i w jednej chwili popadłaby
w ogromne tarapaty. Co więcej, przypuszczalnie pociągnęłaby za sobą
Archera.
Gdy mężczyzna był tak blisko, że mógł jej dotknąć, wyciągnął dłoń.
Celaena raz jeszcze otarła oczy i wsunęła chusteczkę do kieszonki.
„Drań!”.
Ile trucizny dostało się do rany? Cięcie było płytkie i krótkie, ale
dziewczyna wiedziała, że gloriella już wniknęła do jej krwi, tak jak wtedy,
gdy leżała przy zmaltretowanym ciele Sama.
Uniosła wolną dłoń, aby znokautować mężczyznę, ale jej palce były
kruche i nieposłuszne jej woli, a Davis, pomimo niskiego wzrostu, okazał
się bardzo silny. Zapewne przeszedł kiedyś szkolenie, gdyż
nadspodziewanie szybko złapał ją za nadgarstki i cisnął nią o podłogę.
Uderzyła w dywan z takim impetem, że straciła dech w piersi. W głowie
jej się zakręciło i wypuściła sztylet. Gloriella działała szybko, za szybko.
Musiała się stamtąd wyrwać.
Poczuła, jak zalewa ją czysta panika. Suknia krępowała jej ruchy, skupiła
więc resztki uwagi na kopniaku, który okazał się tak silny, że Davis na
chwilę ją wypuścił.
– Suka! – warknął.
Rzucił się na nią, ale Celaena już trzymała w ręku jego zatruty sztylet.
Uderzenie serca później złapał się za szyję, a jego krew obryzgiwała jej
suknię i dłonie.
Davis zwalił się na bok, nadal ściskając gardło, jakby mógł w ten sposób
powstrzymać uciekającą, życiodajną krew. W gardle mu zabulgotało.
Celaena wiedziała, co to oznacza, ale nie miała zamiaru okazywać mu
litości i zakończyć jego cierpienia. Nie, nie zaszczyciła go nawet
pożegnalnym spojrzeniem. Dźwignęła się na nogi, ujęła sztylet i obcięła
suknię aż do kolan.
Nie miała pojęcia, jak zdołała to zrobić ani też ile to trwało, ale po chwili
znalazła się na ziemi i puściła się biegiem w stronę otwartej bramy.
Strażnicy i służący zaczęli krzyczeć.
Świat zaczął zamazywać jej się przed oczami. Zacisnęła zęby i rzuciła się
do biegu.
***
Strażnicy rozpoznali ją, choć było zbyt ciemno, by mogli jej się przyjrzeć.
Rana była przecież zbyt mała i zbyt płytka. Wierzyła, że jej się uda.
Musiała jedynie dostać się do środka, znaleźć się w bezpiecznym
miejscu…
Brnęła z trudem przed siebie, zataczając się. Nie mogła w takim stanie
wejść przez główne wrota, gdyż ktoś na pewno by ją zobaczył. Nie chciała
przecież, żeby wszyscy wiedzieli, kto odpowiada za śmierć Davisa.
Była już tak blisko… Poła płaszcza zaczepiła się o jakąś klamkę i
materiał rozdarł się.
Zdołała jednak dotrzeć tam, gdzie zawsze była bezpieczna. Jej dłonie
zdrętwiały tak bardzo, że nie czuła już faktury drewna, gdy pchnęła drzwi
i zachwiała się na progu.
Ten jednak biegł już ku niej, roztrącając sprzęty. Wykrzyknął jej imię, gdy
ugięły się pod nią kolana i osunęła się na podłogę. Dojrzała jedynie
złocisty brąz jego oczu i zdołała wyszeptać:
– Gloriella.
Spanikował więc. Strach całkiem nim zawładnął. W jego głowie nie było
żadnej sensownej myśli. Ulegając przerażeniu, zatrzasnął drzwi,
wyciągnął swój nóż myśliwski i rozciął
jej suknię.
Nie zobaczył jednak żadnej rany. Znalazł tylko sztylet w pochewce, który
ze stukotem spadł na podłogę, zauważył też niewielkie nacięcie na
przedramieniu. Pod ubraniem na skórze dziewczyny nie było prawie
wcale krwi. Po chwili Chaol oprzytomniał na tyle, aby przypomnieć sobie
wyszeptane przez Celaenę słowo: „gloriella”.
na każdego, kto wszedł do pokoju. Nie opuścił sypialni nawet wtedy, gdy
Celaena wreszcie usnęła. Siedział przy niej i czuwał. Wysłał też Ressa
oraz najbardziej zaufanych ludzi do miasta z przykazaniem, aby nie
wracali bez wiarygodnych informacji. Gdy wrócili i opowiedzieli mu o
bogatym kupcu, który najprawdopodobniej został zamordowany
własnym, zatrutym sztyletem, Chaol poukładał fakty w logiczną całość.
Pewien był jednego – dobrze, że Davis nie żyje. Gdyby przeżył, Chaol
udałby się do niego i sam dokończył robotę.
***
– Chaol – wychrypiała.
Poderwał się natychmiast, czujny jak zwykle, i pochylił się ku niej, jakby i
on zawsze wiedział, gdzie jej szukać. Odruchowo sięgnął po miecz, ale na
jej widok cofnął rękę.
– Już nie śpisz – powiedział głucho, nie kryjąc emocji. – Jak się czujesz?
– Potwornie – przyznała.
– Nie – odparł, choć w jego oczach znów zamigotały silne emocje. – Ale
tylko dlatego, że nie mam ochoty zapewniać go, że potrafisz szpiegować
tak, by cię nie złapano. Moi ludzie również nie pisną ani słowem, ale jeśli
zrobisz coś takiego ponownie, wtrącę cię do lochów.
– Za zabicie Davisa?
– Serio?
Kapitan pochylił się nad łóżkiem, oparł dłonie o materac i warknął prosto
w jej twarz: –
Miała tak sucho w ustach, że nie była w stanie nawet przełknąć śliny. W
oczach Chaola, oprócz gniewu, dostrzegła tyle lęku, że aż się skrzywiła.
– Byłaś chora. Ciężko chora. Nie mieliśmy pojęcia, ile glorielli dostało
się do twojej krwi, i uzdrowiciele postanowili na wszelki wypadek dać ci
silną dawkę antidotum. W efekcie spędziłaś kilka godzin z głową w
wiadrze.
Czuła się nieco głupio, gdy rozwarła ogromne wrota z dębowego drewna
i wkroczyła do środka uzbrojona po zęby, choć większość oręża była
dobrze ukryta. Nie mogła przecież dopuścić do tego, aby ludzie zaczęli
pytać, dlaczego Królewska Obrończyni wchodzi do biblioteki wyposażona
jak na pole bitwy.
Celaena zatrzymała się przy jednym ze stołów. Siadała tu, gdy usiłowała
zgłębić Znaki Wyrda, spędziła też przy nim wiele godzin w towarzystwie
Chaola. Widziała stąd trzy poziomy biblioteki. Mnóstwo miejsc, w których
mogła się ukryć, pokoje, alkowy, rozpadające się schody…
Może to był wielki błąd, ale czuła, że musi odszukać ową istotę.
Niewykluczone, że dowie się w ten sposób, co naprawdę dzieje się w
zamku.
„Ale przecież ja się nie zgubię! – pocieszyła się, gdy cisza w bibliotece
zaczęła przeistaczać się w żywą istotę. – Szkolono mnie w oznaczaniu i
zapamiętywaniu ścieżek, wyjść i zakrętów. Nic mi nie będzie”.
Nie miała pojęcia, jak długo trwała jej wędrówka, ale wreszcie dotarła do
narożnika.
***
Dorian zerwał się ze snu, gdy zegar wybił pełną godzinę. Był spocony,
choć w komnacie panował chłód.
***
Rozejrzała się dookoła i wytężyła słuch, ale jej uszu nie dobiegły odgłosy
kroków ani szelest ubrań. Pchnęła drzwi.
Nie sądziła, aby ktokolwiek miał zamiar jej szukać, ale mimo to upewniła
się, czy gobelin wisi tak jak w chwili, gdy go zauważyła, po czym
wyciągnęła jeden z długich sztyletów.
Szła przed siebie, zatrzymując się od czasu do czasu, aby rzucić okiem na
któryś ze zwojów. Były to mapy oraz zamkowe rachunki prowadzone dla
królów, którzy już dawno obrócili się w proch.
Uważnie przyjrzała się korytarzowi. Nic. Nie było tam nawet myszy.
Celaena rozglądała się jeszcze przez moment, a potem ruszyła przed
siebie, zapalając pozostałe pochodnie na ścianach.
Żelazne drzwi niczym się nie wyróżniały, choć bez wątpienia były nie do
pokonania.
Dziesięć lat temu po świecie chodziło wiele osób, które nią władały.
Uważano, że ich moc pochodzi od bogów, choć król Adarlanu uznał, że
magia jest obrazą dla boskości. Bez względu na pochodzenie moc miała
wiele odmian. Niektóre z nich pozwalały leczyć, dzięki innym można było
zmienić kształt, wzywać ogień, wodę, burzę i tak dalej. Nie licząc tych
najpotężniejszych, wiele magicznych talentów słabło z pokolenia na
pokolenie. Przyczyną, dla której czary stawały się coraz wątlejsze lub
zgoła nie działały, była obecność żelaza we krwi.
Odwróciła się, ale w tej samej chwili amulet rozgrzał jej skórę, a przez
materiał tuniki przeniknęło światło. Celaena zamarła.
Przez chwilę sądziła, że to tylko blask pochodni, ale nie miała pewności.
Uważnie wpatrywała się w cieniutką szparę między drzwiami a kamienną
podłogą. Jakiś cień, ciemniejszy od mroku, zatrzymał się po drugiej
stronie.
„Oczy!”.
Widziała czyjeś oczy błyszczące w ciemnościach. Oczy przypominające…
Oczy jak u…
Mimo to Celaena nie mogła pozbyć się chłodu, który przeniknął jej ciało,
ani też zignorować ciepła, którym emanował amulet na jej szyi. Nawet
jeśli po drugiej stronie nie było żadnej istoty, tam należało szukać
odpowiedzi. Postanowiła, że je odkryje, ale nie dzisiaj.
Być może istniały sposoby na to, aby otworzyć drzwi. Miejsce to było
bardzo stare, a więc moc, która zamknęła wrota, mogła mieć związek ze
Znakami Wyrda.
To na pewno był tylko szczur, choć niewykluczone, że się myliła, ale nie
miała żadnej –
– Ty też byś się darł, gdyby ktoś wlókł cię gołego po lodowatej podłodze.
poparcia. Celaena śmiała się wraz z innymi, a gdy jej chichot przycichł,
kapitan spojrzał na nią i uniósł brwi.
– O ile pamięć mnie nie myli, to ty narzekasz za każdym razem, gdy wytrę
tobą podłogę podczas treningu.
– Cóż, jeśli nie masz nic przeciwko, żeby twoi ludzie patrzyli, jak piorę
cię na kwaśne jabłko…
– Kapitanie.
Wieczór był równie zimny jak ten. Przez dwie godziny w teatrze panowała
cisza tak głęboka, jakby wszyscy przestali oddychać. Głos śpiewaczki
unosił się wśród myśli Celaeny jeszcze przez wiele dni po koncercie. Ze
swego miejsca dziewczyna ledwie widziała kobietę. Zdołała tylko
zauważyć, że ma na sobie długą zieloną suknię bez halek, gorsetów czy
biżuterii. Jedynym elementem ozdobnym jej stroju był splatany skórzany
pas wokół wąskich bioder. Dziewczyna dostrzegła też, że śpiewaczka
miała rozpuszczone złocistorude włosy. W sali zapadła cisza, a Rena
ukłoniła się rodzinie królewskiej i zasiadła przed zielono-złotą harfą.
Wszyscy czekali na występ, ale Celaena zadała sobie pytanie, jak długo
dwór będzie nim zainteresowany.
***
Hollin wił się i kręcił, posykiwał i narzekał na nudę, ale Dorian widział
tylko długi stół na końcu sali.
Nie, w tym było coś więcej niż tylko zwykłe spojrzenie. Dorian przestał
słyszeć muzykę.
Na niego nigdy tak nie spoglądała. Ani razu. Nawet przez ułamek sekundy.
sobie w ogóle sprawy, że patrzy teraz na Celaenę tak jak ona na niego.
Marudzenie Hollina przybrało na sile i Dorian zaczerpnął tchu.
Chaol zaś zasługiwał na kogoś, kto będzie się wpatrywać w niego tym
właśnie wzrokiem, nawet jeśli ich miłość będzie się różnić od tej, którą
przedstawiała pieśń.
I tak Dorian zamknął oczy i znów zaczerpnął tchu. Gdy otworzył oczy,
pozwolił Celaenie odejść.
***
Kilka godzin później król Adarlanu zjawił się w lochu. Ludzie z jego
tajnej straży przywlekli Renę Goldsmith. Pieniek katowski na środku celi
już ociekał krwią, a bezgłowe ciało skrzypka leżało kilka kroków dalej.
Jego krew spływała do kanału ściekowego.
Rena Goldsmith wpatrywała się w oprawcę, a jej oczy lśniły. Nie stawiała
oporu, gdy ludzie króla pochwycili ją po występie. Nie krzyknęła nawet,
gdy stracili jej towarzysza.
Uniosła głowę.
Roland parsknął.
– Dość tego – rzekł król i strzelił palcami.
– Moja siostra miała trzydzieści sześć lat. Miała na imię Liessa, a jej dwaj
chłopcy byli radością jej życia.
– Mój sąsiad i jego żona mieli po siedemdziesiąt lat. Nazywali się Jon i
Estrel. Zginęli dlatego, że ośmielili się chronić mą córkę, gdy przyszli po
nią twoi ludzie.
– A co jest złego w tym, że chcę odzyskać wolność? Czyżbym się dość nie
nacierpiała?
Nehemia znieruchomiała.
– Co takiego?
– Ani jednego.
– A co z Archerem Finnem?
O innych sprawach, takich jak plany króla czy katakumby pod biblioteką,
mogła wspomnieć Nehemii kiedy indziej. Gdyby o nich napomknęła teraz,
musiałaby odpowiedzieć na zbyt wiele pytań.
Księżniczka upiła łyk herbaty. Ręce jej się trzęsły tak bardzo, że o mały
włos nie rozlała napoju.
– Wiem.
– Ufasz Archerowi?
– To nie to samo.
***
– Przyprowadziłaś przyjaciółkę?
Nehemia aż pisnęła.
– Starożytne czary i inne bzdury tego typu – rzekła zabójczyni, nie dając
Mortowi dojść do słowa. Kołatka zaczęła bowiem opowiadać historię o
tym, jak stworzył ją król Brannon. –
– Co one oznaczają?
Szła wzdłuż ścian i czytała, a Celaena oparła się o zimny kamień i osunęła
na ziemię. Jej stopy spoczywały na jednej z gwiazd wyrytych na posadzce.
Potarła piętą o piętę, przyglądając się rozmieszczeniu pozostałych gwiazd
na podłodze.
– A to co?
Na ścianie wyryto oko, nie większe od jej dłoni. W środku oka z idealną
precyzją wywiercono niemalże niedostrzegalną dziurkę.
– Nie kłam.
warknęła Celaena.
Mort mlasnął.
– Tego się ode mnie nie dowiesz. Wróć tu, gdy wymyślisz odpowiednie
pytania.
– Nie słuchaj tego kpiarza. Ja też nic nie widzę. Może to tylko taki żart.
Stare zamki są pełne głupot, których jedynym zadaniem jest mieszać w
głowach przyszłym pokoleniom. Ale…
– Oczywiście!
Celaena poczuła ukłucie winy przez to, że nie powiedziała jej wcześniej o
katakumbach.
Niespodziewanie zesztywniała.
Ktoś otworzył, a potem zamknął drzwi. Rozległy się kroki oraz pukanie.
Do środka wtargnęła Philippa niosąca list dla Celaeny.
Nehemia spoważniała.
***
Odnalezienie ludzi z listy Archera zabrało jej resztę dnia. Musiała się
dowiedzieć, gdzie mieszkali, z kim rozmawiali i czy otaczali się silną
strażą, ale żaden z nich nie naprowadził jej na ważny trop.
Wskazał jej tylko miejsce na patio na zewnątrz, gdzie miała stać ukryta w
cieniu kolumny. Kilka godzin na mrozie niezawodnie studziło
temperament.
Sam ustawił się we wnęce przy wejściu dla służby, aby móc jednocześnie
śledzić przebieg balu oraz zabójczynię stojącą po drugiej stronie
ogromnych drzwi. Bynajmniej nie chodziło o to, że jej nie ufał. Za
każdym razem, gdy Celaena popadała w kiepski nastrój, sam również
stawał się przewrażliwiony.
się z partnerką ukłonem, ale nim zrobił choć krok, dygała przed nim
kolejna dwórka. Gdyby Chaol znalazł się w jego położeniu, na pewno by
się choć skrzywił, ale książę uśmiechał się tylko, ujmował dłoń damy i
sunął wraz z nią po parkiecie.
Wtedy ją dostrzegł.
Cóż, ostatnia z trzech opcji tym samym znalazła się poza jego zasięgiem.
Mógł tylko wybuchnąć śmiechem lub zrugać ją, ale te rozwiązania nie
wydawały się teraz właściwe.
Paplała bez ładu i składu, a jej twarz pociemniała tak bardzo, że Chaol
doskonale odczytał
– Jesteś zazdrosna?
Zdołał się oprzeć wpływowi dziewczyny zeszłej nocy, choć widok jej łez
podczas pieśni Reny Goldsmith bardzo go poruszył. Miał wrażenie, że
odzyskał wówczas cząstkę siebie, z braku której nie zdawał sobie
dotychczas sprawy.
Bynajmniej nie chciał jej ukarać za zmianę, która w nim zaszła. Był po
prostu gotów biec w nieskończoność przed siebie, bo nie mógł przestać
myśleć o tym, jak na niego spoglądała podczas koncertu.
– Co?
wszystkie jej, zupełnie jakby tańczyli tego walca przez całe życie. Coraz
szybciej, wciąż bezbłędnie, ani na moment nie odrywając od siebie oczu.
***
Chciał wyjść na zewnątrz, ale wtedy ich zauważył. Ten widok sprawił, że
zatrzymał się w pół kroku. Nie potrafił odwrócić się i odejść. Czuł, że
powinien odejść i udawać, że niczego nie widział, bo chociaż to był tylko
taniec…
Ktoś stanął obok niego. Zerknął przez ramię i zobaczył Nehemię, która
również zatrzymała się przy oknie. Z powodu mordu dokonanego na
buntownikach w Eyllwe księżniczka przez całe miesiące unikała kontaktu
z dworem, ale dziś pojawiła się na balu. Wyglądała wspaniale w
kobaltowej sukni z akcentami wyszytymi złotą nicią. Jej włosy, pięknie
ułożone i zaplecione w warkocze, podtrzymywał diadem. Delikatne, złote
kolczyki odbijały światło żyrandoli i zwracały uwagę na kształtną szyję. Z
całą pewnością Nehemia była najbardziej oszałamiającą kobietą na sali i
Dorian zwrócił uwagę na to, jak wielu mężczyzn – oraz kobiet –
– Nie dodawaj im trosk – powiedziała cicho. Jej obcy akcent nadal był
wyraźny, choć znacznie złagodniał od dnia jej przyjazdu do Rifthold.
Dorian uniósł brew. Nehemia rysowała jakiś niewidzialny wzór na szybie.
– Ty i ja… My zawsze będziemy się różnić. Zawsze będziemy mieli… –
zawahała się, szukając odpowiedniego słowa – …obowiązki. Będziemy
nosili brzemię, którego nikt nie zrozumie. Nawet oni – wskazała ruchem
głowy Chaola i Celaenę – tego nie pojmą. A gdyby pojęli, bardzo by tego
żałowali.
– Już podjąłem decyzję – odparł Dorian równie cicho. – Nie będę się w to
mieszać.
Mówił prawdę. Tego ranka po przebudzeniu poczuł ulgę, której nie zaznał
od tygodni.
Twój kuzyn Roland powiedział mi, że twój ojciec zaaprobował plan radcy
Mullisona. Obóz pracy Calaculla zostanie rozbudowany, aby pomieścić
więcej… więcej ludzi.
– Roland ci to powiedział?
Nikt oprócz Celaeny nie ośmielił się mówić do niego w ten sposób, ale jej
odwaga nie miała żadnego wpływu na jego odpowiedź.
– Nie mogę – rzekł i zarumienił się. Nie kłamał. Nie mógł powstrzymać
rozbudowy Calaculli, gdyż ściągnęłoby to kłopoty zarówno na niego, jak
i na Nehemię. Wystarczyło, że przekonał ojca, aby pozostawił księżniczkę
w spokoju. Domaganie się, by zamknął Calacullę, mogło wywołać
konflikt, w którym musiałby opowiedzieć się po którejś ze stron. Mógł w
ten sposób zniszczyć wszystko, co miał.
Być może przyzwyczajał się do jej akcentu, ale byłby gotów przysiąc, że
mówiła teraz lepiej. Nehemia wskazała Chaola i Celaenę, który przestali
tańczyć i rozmawiali.
Widząc jego obojętną twarz, nikt by się nie domyślił, że przed momentem
tańczył w ogrodzie.
– To nie miejsce na taką rozmowę.
– Jest w tobie wielka moc, książę. Większa, niż ci się wydaje. – Dotknęła
jego piersi i nakreśliła na niej symbol, który wywołał westchnienie pełne
przestrachu z ust kilku dam.
Finna nadal nie było. Celaena mogłaby wyjść i spróbować szczęścia kiedy
indziej, ale na zewnątrz było paskudnie zimno, a ona była wykończona po
balu. Ponadto wolała zająć się czymkolwiek, aby choć na moment
zapomnieć o tańcu z Chaolem. Gdy walc dobiegł końca, kapitan
powiedział jej, że jeśli raz jeszcze opuści posterunek, wybije przerębel w
stawie z pstrągami i wrzuci ją do środka. Następnie, jakby w jednej chwili
zapomniał o tańcu, od którego dziewczynie wciąż drżały kolana, odwrócił
się i wszedł do środka, zostawiając ją na zimnie. Nie wspomniał o walcu
ani słowem podczas porannego biegania. Może więc tylko wyobraziła
sobie to wszystko? Może zimna noc spowodowała u niej halucynacje?
Dziewczyna nie mogła się skupić podczas pierwszej lekcji o Znakach
Wyrda tego poranka i zasłużyła sobie na niezłą burę.
Dziewczyna wstała.
– Daj mi pięć.
– Masz czas do końca tygodnia – sześć dni! – by zdobyć dla mnie więcej
informacji. Jeśli niczego od ciebie nie otrzymam, moja kolejna wizyta nie
będzie już taka miła.
Odezwał się nie jak ojciec do syna, ale jak władca do następcy, a zimny
gniew w sercu Doriana narastał. Wciąż miał przed oczami blizny na
plecach Celaeny i jej wychudzone ciało w dniu, gdy wyciągnęli ją z
Endovier. Wciąż pamiętał jej wymizerowaną twarz oraz nadzieję
przemieszaną z rozpaczą w oczach. Słyszał słowa Nehemii: „To, przez co
przeszła, jest wręcz błogosławieństwem w porównaniu z tym, co przypada
w udziale innym”.
– Więc na tym polega twój plan? Podbiliśmy cały kontynent, zatem pora
uwięzić wszystkich w Calaculli bądź Endovier, aby na twych ziemiach
pozostali jedynie Adarlańczycy?
Dorian zerwał się z miejsca. Nehemia miała rację. Nie przyjrzał się innym
ludziom w Endovier. Zdołał tego uniknąć.
Nie miał pojęcia, dokąd zmierza. Wiedział tylko tyle, że czuje w sercu
ogromny chłód, zasilany przez iskrzący gniew. Zbiegł po piętrach do
kamiennego zamku, a potem szedł długimi korytarzami, aż dotarł do
zapomnianej komnaty. Tam zacisnął pięść i grzmotnął w ścianę.
Nie było to drobne pęknięcie, ale pajęczyna szczelin, która rozrastała się
coraz dalej, aż dosięgła okna po prawej i…
Serce księcia biło jak szalone, gdy wysunął dłonie z włosów i przyjrzał
się kłykciom. Nie było na nich ani śladu sińców ani ranek, nie czuł też
bólu. A przecież walnął w ścianę najsilniej, jak potrafił. Mógł – ba,
powinien! – złamać rękę, a tymczasem dłoń była nietknięta. Pobielała
jedynie od zaciskania pięści.
Nogi Doriana drżały, gdy podniósł się i rozejrzał dookoła. Ściana była
spękana, ale nadal stała. Pochodzące z dawnych czasów okno rozpadło się
jednak na kawałki. Spojrzał w dół i uświadomił sobie, że okruchy szkła i
drewniane drzazgi rozprysły się wszędzie wokół, tylko nie na niego. Stał
w środku idealnie okrągłej strefy wolnej od odprysków.
Magia.
***
– Nie możesz wynająć służącej, takiej jak Philippa, aby ktoś przynosił
nam tu smakołyki?
Nie. Unikała tego, kiedy tylko mogła. Nie chciała przebywać w pokojach z
sekretnym przejściem prowadzącym do Eleny, Morta i pozostałych
idiotyzmów. W innej sytuacji szukałaby azylu w bibliotece, ale teraz było
to wykluczone. Tamto miejsce kryło bowiem tyle tajemnic, że na samą
myśl o nich kręciło jej się w głowie. Przez moment zastanawiała się, czy
Nehemia odkryła coś na temat zagadki znalezionej w gabinecie Davisa, i
postanowiła, że spyta ją o to jutro.
– No i co z tego? Czyż nie zasłużyłam sobie na to, aby jeść, ile dusza
zapragnie, za każdym razem, gdy mi się zachce? – Wyrwała stopę.
Uśmiech na twarzy Chaola przygasł.
Zasłużyłaś.
– Dokąd idziesz?
Celaena przypomniała sobie słowa Nehemii: „Na dworach nie zawsze tak
było. Swego czasu ludzie cenili honor i lojalność, a służenie władcy nie
miało nic wspólnego ze strachem czy służalczością. Sądzisz, że gdzieś
jeszcze jest jakiś dwór, który mógłby stanąć do walki?”.
W takim świecie… Celaena przełknęła ślinę. Ona i Chaol nigdy nie będą
już zwykłymi ludźmi, ale w takim świecie mogliby próbować żyć po
swojemu. Pragnęła takiego życia. Choć udawała, że nic się nie wydarzyło
po owym tańcu zeszłej nocy, wiedziała, że nastąpiła jednak pewna zmiana.
Długo to sobie uświadamiała, ale wreszcie wszystko zrozumiała. Chciała
żyć z tym mężczyzną. Świat, o którym Nehemia marzyła, a Celaena
czasami ośmielała się myśleć, opierał się jedynie na wątłej nadziei i
wspomnieniach z przeszłości, ale być może ów ruch oporu wiedział coś o
królewskich zamiarach. Niewykluczone, że buntownicy znali sposób, aby
te królewskie plany pokrzyżować, z pomocą Aelin Galathynius i jej
rzekomej armii czy też bez niej.
***
Zastanawiała się właśnie, czy po zjedzeniu reszty deseru nie rozboli jej
brzuch, gdy skręciła w inny korytarz i niespodziewanie spostrzegła
Doriana, siedzącego na podłodze przed jej pokojami. Książę zadarł głowę
na jej widok, a potem dostrzegł niesione przez nią ciasto.
Dorian wsunął dłonie do kieszeni i oparł się o ścianę. Był blady, a w jego
oczach czaił się dziki blask, ale mimo to uśmiechnął się do niej wątle.
– Co ty tu robisz?
Książę odwrócił się. Przez ułamek sekundy widziała w jego oczach coś,
co przypomniało jej świat obrócony w ruinę przed dziesięciu laty.
Spostrzegła daleki odblask kolorów oraz potęgi, które wciąż powracały w
jej koszmarach. Potem Dorian zamrugał i wrażenie znikło.
– Nic. Nic się nie dzieje – rzekł i odszedł, nie wyciągając rąk z kieszeni. –
Mam nadzieję, że ciasto będzie ci smakować – rzucił przez ramię i znikł.
19
Chaol stał przed królewskim tronem i z trudem panował nad znużeniem,
przekazując władcy sprawozdanie. Próbował nie myśleć o zeszłej nocy.
Próbował zapomnieć o palcach Celaeny, które musnęły jego włosy i
twarz. Jej dotyk obudził w nim pragnienie tak silne, że chciał złapać ją i
rzucić na kanapę. Z największym trudem udało mu się utrzymać ten sam
rytm oddychania i udawać, że wciąż śpi. Po wyjściu dziewczyny serce biło
mu tak szybko, że minęła godzina, zanim uspokoił się na tyle, aby na
powrót zapaść w sen.
Powinien być wierny wobec króla i jego syna. Bez owej lojalności stawał
się nikim. Nie mógł ich zawieść. Nie chciał, aby się okazało, że bez
powodu wyrzekł się rodziny oraz tytułu.
Chaol zesztywniał. W jego głowie kłębiły się setki pytań, ale wszystko
przyćmił
narastający lęk. Kto jej groził? Cóż takiego Nehemia powiedziała bądź
zrobiła, by ściągnąć na siebie zagrożenie?
– Nie ma potrzeby jej alarmować. Ani jej, ani nikogo innego. – Władca
spojrzał na kapitana znacząco. – Nehemia może wykorzystać to, że ktoś
pragnie jej śmierci. Niewykluczone, że będzie chciała wykreować się na
męczenniczkę lub coś w tym stylu. Każ swoim ludziom milczeć.
Chaol wiedział, że Nehemia nigdy by czegoś takiego nie zrobiła, ale nie
podzielił się tą myślą z przełożonym. Obiecał sobie, że nakaże ludziom
dyskrecję. Nie powie też o niczym zarówno księżniczce, jak i Celaenie.
Jego przyjaźń z Celaeną i życzliwe układy z Nehemią nie miały w tym
przypadku żadnego znaczenia. Wiedział, że zabójczyni będzie na niego
wściekła, ale przecież pełnił funkcję kapitana Gwardii. Walczył o swoje
stanowisko niemal równie zaciekle jak Celaena i poświęcił mu prawie tyle
co ona swojemu. Pozwolił też, aby zanadto się do siebie zbliżyli. Nie
powinien prosić jej do tańca.
– Kapitanie?
***
Dorian bez trudu przebił się przez gardę strażnika. Młody człowiek uniósł
ręce na znak przegranej, ale książę zapytał się w myślach, czy przeciwnik
aby nie pozwolił mu wygrać.
Warknął głucho na samą myśl. Już chciał zażądać kolejnego starcia, gdy
ktoś do nich podszedł.
– Mogę dołączyć?
Był to Roland. Jego rapier wyglądał tak, jakby mężczyzna nigdy dotąd go
nie używał.
– I ja mam w to uwierzyć?
Rodzina. Dorian nigdy nie uważał się za członka tej rodziny, a już na
pewno nie teraz.
– A czy ktoś jest bardziej godny uwagi od mego własnego kuzyna? Czy
istnieje większe wyzwanie niż wciągnięcie ciebie do moich planów?
Do końca życia nie zapomnę miny twego ojca, gdy warknąłeś na nich
wszystkich! – Wybuchnął
– Tak, drogi kuzynie, ale nie masz pojęcia, ile rzeczy może ujść na sucho,
gdy jest się tak przystojnym jak ja.
Nie był to wielki karnawał. Oczom księcia ukazało się zaledwie kilka
czarnych namiotów, tuzin wozów z klatkami oraz pięć krytych
plandekami. Gdzieś w oddali przygrywał
Ludzie nie zwracali zbytniej uwagi na Doriana, gdy przeciskał się przez
tłum. Nie było się czemu dziwić – miał na sobie stare, przepocone
ubranie, na które narzucił płaszcz. Jedynie strażnicy, spostrzegawczy i
dobrze wyszkoleni, zwrócili na niego uwagę, ale bez słowa zrozumieli
potrzebę zachowania anonimowości.
Zmarszczył brwi. Czy jego matka choć przez moment zastanowiła się nad
prezentem dla młodszego syna? Czy zdawała sobie sprawę, jak on może
zostać odebrany? Cyrkowcy zabawiający publiczność sztuczkami i
iluzjami zawsze ocierali się o zdradę. Książę parsknął. A może on sam
pasował do tej trupy?
Mocno zaciskała usta, przez co jej uśmiech wyglądał bardziej jak grymas.
Nie okłamał jej –
zeszłej nocy naprawdę chciał się spotkać z Nehemią. Złapał się jednak na
tym, że równie mocno pragnie zobaczyć Celaenę, aż pojawiła się, niosąc
idiotyczne, zjedzone do połowy ciasto, które najwidoczniej zamierzała
pożreć w samotności.
Chaol z uwagą przyglądał się księciu. W jego oczach widać było chęć do
zadania kilku pytań, ale przeczuwał, że Dorian nie ma zamiaru na nie
odpowiadać. Poszedł więc w ślad za Celaeną, ponieważ opuszczenie
dziedzińca byłoby ryzykowną decyzją. Podeszli wspólnie do ostatniego i
największego z ustawionych w półkręgu wozów.
Dorian zamrugał, a potem zamrugał raz jeszcze, gdy ujrzał zęby kobiety
– ostre niczym u drapieżnej ryby, bez wątpienia były metalowe… Z
żelaza…
W oczach Chaola błysnął gniew, ale Celaena nadal była tak blada, że
Dorian złapał ją za ramię i odciągnął na bok.
***
– Trzęsiesz się.
Przypomniały jej się wspólne chwile spędzane późno w nocy i ciepło jego
oddechu na skórze.
W boksie stał czarny niczym noc ogier asterioński i wpatrywał się w nich
prastarymi, ciemnymi ślepiami.
– Czy jest zbyt wcześnie, aby spytać, jakie masz plany na urodziny? –
rzucił.
– Mamy pewne plany – rzekła, uprzedzając Chaola. Nie chciała, aby jej
słowa zabrzmiały tak ostro, ale powiedziała prawdę. Planowała ten
wieczór od paru tygodni.
– Serio?
Widząc, jak Celaena i książę wpatrują się w siebie, kapitan szybko spojrzał
na konia.
Dorian momentalnie znów stał się kimś obcym, a znajomy wyraz twarzy
znikł bezpowrotnie.
Nie wiedziała, czy odezwała się jej intuicja, czy raczej przekora nakazała
jej odrzucić rady księżniczki, ale naraz zapragnęła udać się do grobowca.
Samotnie. Może Nehemia pomyliła się i amulet miał znaczenie? Poza tym
nie chciała już czekać, aż jej przyjaciółka znajdzie rozwiązanie zagadki z
okiem. Obiecała sobie, że zejdzie tam tylko raz i nie opowie o tym
księżniczce. Bo właśnie uświadomiła sobie, że do dziury w ścianie,
wywierconej w miejscu, gdzie oko powinno mieć źrenicę, idealnie pasuje
jej amulet.
20
Mort – szepnęła Celaena, a kołatka otworzyła jedno oko.
– Oczywiście, że tak.
– Chroni cię, jak mówiła Elena. Strzeże cię przed wszelką krzywdą, choć
ty najwyraźniej usilnie pchasz się w tarapaty.
Być może był to jedynie zbieg okoliczności, ale dobór słów w zagadce
wydawał się mieć znaczenie. Być może Davis szukał tego samego, co
Elena kazała jej odnaleźć – źródła mocy króla. Istniała szansa, że
dziewczyna właśnie wykonała pierwszy krok w tym kierunku.
– Ale to przecież Oko Eleny! Tylko dzięki oku ujrzysz wszystko jak
należy! Czy jest tu jakieś inne oko?
Celaena spojrzała na sarkofag królowej. Być może gdzieś tuż pod jej
nosem kryją się starożytne słowa, które uwolnią czar. Czyż nie tak to się
zawsze działo? Znów wsunęła amulet do otworu.
W porządku. Nehemia miała rację. Ten amulet to ślepy zaułek, a ona przez
swój brak zaufania i cierpliwości okazała się paskudną, wredną
przyjaciółką.
***
Za sobą miała kamienistą równinę, a przed nią ciągnęła się przepaść tak
długa, że nikła na opromienionym gwiazdami horyzoncie. Na drugim
brzegu rysował się ciemny, piękny las, wprost tętniący życiem.
Na łące, ciągnącej się wzdłuż skraju przepaści, stał biały jeleń i wpatrywał
się w nią ślepiami kryjącymi mądrość wieków. Jego ogromne poroże
mieniło się w blasku księżyca.
Zrobiła pół kroku w kierunku skraju przepaści, ale zamarła, gdy kilka
luźnych kamieni stoczyło się w dół. Ciemność w przepaści nie miała
granic. Nie miała ani początku, ani końca.
Wydawała się oddychać i pulsować strzępami spłowiałych wspomnień
oraz zapomnianych twarzy. Czasem Celaena miała wrażenie, że ciemność
również na nią spogląda i ma tę samą twarz co ona.
***
A przecież i tak nigdy nie zapomni owego dnia, gdy los odebrał jej
wszystko, co kochała, a ona przebudziła się skąpana w cudzej krwi.
***
Tylko Celaena była na tyle zuchwała, aby poważyć się na taki czyn.
Drzwi do sypialni były uchylone. Przez szparę widać było posłane już
łóżko.
– Dokąd poszła?
– Dlaczego?
więcej ludzi do jej ochrony, ale dotąd nie odnaleziono żadnych dowodów
na to, że ktoś czyha na jej życie.
– Skąd wiesz o jej rodzicach? – spytał.
– Kiedy wróci?
***
Dokładnie tego dnia rok temu dobrze wiedziała, co robić. Każdy kolejny
krok widziała tak wyraźnie, że gdy nadeszła odpowiednia chwila, nie
miała wątpliwości, co należy uczynić.
***
kilof w jej rękach, lecz jej oczy. Czający się w nich dziwny blask świadczył,
że przez ostatnie miesiące oszukiwała ich, że obcięcie jej włosów i
wychłostanie nie zabiło w niej ducha, że robiła wszystko, aby zapomnieli,
że w głębi serca nadal jest Zabójczynią Adarlanu.
Ona jednakże nie zapomniała ani sekundy bólu. Doskonale pamiętała też
krzywdę, którą zadawali innym, między innymi owej młodej kobiecie z
Eyllwe, która na próżno błagała bogów o pomoc.
Obaj zginęli zbyt szybko, ale Celaena miała jeszcze jedno zadanie do
wykonania. Wróciła do głównego tunelu, który prowadził na zewnątrz
kopalni. Ogłupiali strażnicy nadbiegli ze wszystkich stron, aby ją
powstrzymać.
Zewsząd pędzili nadzorcy. Jej ostrza śpiewały pieśń stalowej furii, gdy
przebijała się przez ich szeregi. W Endovier zapadła cisza. Ktoś ciął ją w
nogę, głęboko, ale nie na tyle, aby przeciąć ścięgno. Chcieli, żeby była
zdolna do pracy. Celaena jednakże nie miała na to ochoty.
Nie będzie dla nich harować. Wiedziała, że gdy zabije zbyt wielu z nich, nie
będą mieli wyboru.
Nadal się śmiała, gdy świat zalała ciemność, a jej dłonie padły na skalistą
ziemię. Do muru zabrakło tak niewiele…
***
Poszedł za nią bez słowa, gdyż w jej postawie nie zauważył ostrzeżenia
bądź niechęci.
się na tym, że ją obejmuje. Otoczył dłonią jej talię, a drugą rękę wsunął w
jej włosy, po czym przytulił ją mocno do siebie. Jej serce biło z taką siłą,
że na pewno to czuła. Po sekundzie zabójczyni uniosła ramiona i wbiła
palce w jego plecy. Niespodziewanie kapitan zorientował się, jak blisko
siebie stoją, ale odepchnął tę świadomość. Czuł jedwabistość jej włosów i
miał ochotę zanurzyć w nich twarz. Jej zapach, przemieszany z wonią
mgły i nocy, sprawił, że musnął nosem jej szyję. Mógł ją pokrzepić na
duchu w inny sposób niż tylko słowami i jeśli dziewczyna chciała
zapomnieć… Tę myśl również odepchnął, przełknął i zdusił z taką siłą, że
prawie się nią udławił.
Chaol czuł, że jeśli dziewczyna nie cofnie dłoni, całkiem straci panowanie
nad sobą.
Nagle odsunęła się, aby znów na niego spojrzeć. Stali tak blisko siebie, że
ich oddechy się mieszały. Chaol zorientował się, że mierzy dystans
dzielący ich usta. Patrzył jej w oczy, ale jego wzrok uciekał ku wargom, a
dłoń nie wysuwała się z włosów.
– Nie wiem, czy powinnam się wstydzić tego, że chcę, abyś mnie dziś
obejmował, czy może być wdzięczna, że mimo wszystko tęsknota za tobą
doprowadziła mnie aż tutaj.
Był tak zaskoczony jej słowami, że ją puścił i cofnął się. Miał bariery do
pokonania, ale Celaena również zmagała się z własnymi. Być może było
ich więcej, niż sądził.
Nie potrafił zareagować na to, co usłyszał, ale Celaena nie dała mu czasu
na wymyślenie dobrej odpowiedzi. Podeszła do ciasta czekoladowego,
opadła na fotel i zabrała się do jedzenia.
22
Cisza panująca w bibliotece, zakłócana jedynie szelestem odwracanych
stron, otulała Doriana niczym ciężki koc. Studiował właśnie rozległe
drzewo genealogiczne swej rodziny i czytał o przodkach. Przecież nie
mógł być jedynym w swoim rodzaju. Skoro naprawdę władał
Mimo to nie było mowy o pomyłce – miał przed sobą historię rodu
Galathynius, rozpoczynającą się od samego króla Fae Brannona. Dorian
uniósł brwi ze zdumienia, wyciągnął tom i zaczął
Byli obdarzeni mocą, ale ani razu nie przekroczyli własnych granic, nawet
gdy dochodziło do wojen. Sąsiadów, którzy sięgali po ich ziemie, karali
krwawo i bez litości, ale bez względu na okoliczności nigdy nie urządzali
najazdów. Zawsze utrzymywali pokój.
Jego dłonie drżały, ale nie ze strachu. Nie, bez wątpienia czaiła się w nim
jakaś moc, która błagała go, aby znów ją uwolnił.
***
Nie miała ochoty pocić się z nerwów ani chwili dłużej. Złapała futro z
łasiczek, ułożone przez Philippę na otomanie w samym środku garderoby.
Chaol czekał na nią przy wyjściu na drugim końcu korytarza. Stał daleko,
ale gdy schodziła po schodach, czuła na sobie jego wzrok. Oczywiście
ubrany był na czarno, ale przynajmniej nie miał na sobie munduru. Jego
spodnie oraz tunika wyglądały na dobrze skrojone, Celaena odniosła
nawet wrażenie, że przeczesał swoje krótkie włosy.
Spojrzał na jej twarz i uśmiechnął się lekko. Dystans znikł z jego oblicza
bezpowrotnie.
– Idziemy?
Otworzyła drzwi i odsunęła się, tak by mógł wejść. Uczynił to bez słowa.
– Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. – Chaol pokręcił głową z
podziwem i znów rozejrzał się po ogrodzie. – Nikt.
Kapitan poszedł w jej ślady, a chwilę później zjawili się dwaj służący i
przysunęli im krzesła. Zabójczyni uśmiechnęła się lekko, gdy Chaol
odruchowo sięgnął po miecz, ale widząc, że to nie zasadzka, spojrzał
zażenowany i usiadł.
– Ale Dorian nie zna mojej ulubionej zupy, prawda? – spytał i uniósł
wzrok. Celaena przygryzła wargę. – Od jak dawna zbierasz o mnie
informacje?
***
Czy jego rodzice zdawali sobie w ogóle sprawę, że w całym zamku – ba,
w całym królestwie! – nie było człowieka szlachetniejszego i bardziej
lojalnego od ich syna? Że chłopak, którego wyrzucili ze swego życia, stał
się mężczyzną, którego każdy król czy królowa pragnęliby na własnym
dworze? Mężczyzną, w którego istnienie Celaena wprost nie wierzyła. Nie
po śmierci Sama. Nie po tym, co się wydarzyło.
– Spróbuję.
– Oszalałaś.
23
Pomyślał, że się przesłyszał. Przecież to niemożliwe, by była aż tak
zuchwała, tak głupia, szalona, odważna i pełna ideałów.
Zbliżyła się o krok. Jej zjawiskowa suknia migotała niczym tysiąc gwiazd.
– Ci ludzie to zdrajcy!
Chaol nie chciał, aby pełniła tę funkcję. Od chwili gdy została oficjalnie
mianowana Królewską Obrończynią, robiło mu się niedobrze na myśl o
tym, jakiego rodzaju zadania dawał
– Złożyłaś mu przysięgę.
– Gdzieś mam Archera! Czy ten nadęty, zarozumiały osioł mógłby zrobić
coś, co uratuje twoje życie?
– I co poczniesz ze sobą?
– Chyba zacznę żyć zwyczajnie. Wreszcie będę mogła wieść takie życie,
jakie sobie wymarzę. Nauczę się być zwykłą dziewczyną.
– Wyjadę z tobą.
Dostrzegł błysk bólu i nadziei w jej oczach. Zanim zdał sobie sprawę z
tego, co robi, przysunął się do niej, jedną ręką objął ją w talii, a drugą
ułożył jej na ramieniu.
– Dlaczego płaczesz?
***
się, aby spojrzeć jej w oczy. Dziewczyna aż drżała z ochoty, aby dotykać
go wszędzie naraz i poczuć jego dłonie na sobie. Kapitan był gotów
porzucić wszystko, by udać się wraz z nią.
Zarzuciła mu ramiona na szyję, a ich usta zetknęły się po raz drugi. Świat
zawirował i przestał
mieć znaczenie.
***
Nie miała pojęcia, jak długo stali na dachu, spleceni w uścisku, pogrążeni
w pocałunku.
Przesunęła dłoń po jego twarzy. Wszystkie łuki i piegi wydawały się jej
teraz nieprawdopodobnie cenne. Raz już zdecydowała, że poczeka –
wtedy, gdy była z Samem – a potem okazało się, że jest już za późno.
Teraz nie miała jednak wątpliwości, nie czuła ani cienia strachu czy
niepokoju, jakby wszystko, co wydarzyło się między nią a Chaolem, było
zaledwie krokiem w tańcu, który miał ich przywieść właśnie tu, do tej
chwili.
W jego oczach odczytała głód równie silny jak jej własny. Pocałowała go
mocno i zaciągnęła do sypialni. Nie stawiał oporu. Nie przerywając
pocałunku, zamknął drzwi kopnięciem.
Tu, w tym pokoju byli tylko oni. Jej skóra ocierała się o jego skórę, a gdy
przyszedł
moment, że nic ich już nie dzieliło, Celaena raz jeszcze pocałowała
żarliwie Chaola i oddała mu wszystko.
***
Zabójczyni obudziła się, gdy do jej sypialni wkradał się świt. Chaol
trzymał ją mocno przez całą noc i nadal nie puszczał, jakby obawiał się,
że wyślizgnie mu się przez sen.
Jakby jednocześnie była wszędzie i nigdzie. Jakby przez całe życie była
częściowo ślepa i wreszcie odzyskała wzrok. Mogła pozostać w tym łóżku
przez wieczność i nie żałować.
Niemalże jęknęła, gdy ją puścił i oparł się na łokciu. Przyjrzał się jej
twarzy.
– Co?
– Nie wiem. Może królowi będzie to obojętne. Może mnie wyrzuci. Może
będzie jeszcze gorzej. Ciężko stwierdzić. Ten człowiek jest
nieprzewidywalny.
– Nie chcę, abyś sobie pomyślała, że zgadzam się utrzymać nasz związek
w tajemnicy dlatego, że się go wstydzę.
– Żadnych.
– Czy ty nadal…
Żadne z nich nie miało pojęcia, jak książę zareaguje na ich związek,
zważywszy na wszystkie zaszłości między nimi. Dorian nadal był dla
Chaola kimś ważnym i Celaena nie chciała niszczyć ich przyjaźni.
Znów trącił ją w nos, ale Celaena pacnęła go po palcach. Złapał jej rękę i
przytrzymał, aby obejrzeć jej pierścień z ametystem. Nigdy go nie
zdejmowała, nawet podczas kąpieli.
– Od balu z okazji Yulemas. A może wcześniej. Może nawet od Samhuinn,
kiedy przyniosłem ci ten pierścionek. Ale właśnie podczas Yulemas
uświadomiłem sobie, że nie chcę, byś była z kimś innym – rzekł i
ucałował czubki jej palców. – Twoja kolej – zachęcił ją.
Kość kurczaka złamała się wpół, a wiedźma zaczęła siorbać szpik. Dorian
usiłował
– Od Fae albo Valgów. Nigdy się nie dowiedziałyśmy, kto nas obdarował.
– Jak to się dzieje, że tak śliczne paniątko zawraca sobie głowę tak
strasznymi historiami?
– Podcieranie tyłka złotem szybko staje się nudne, a wtedy paniątka takie
jak ja szukają sobie rozrywki. Czemu nie zainteresować się historią?
– Wasza magia znikła, tak. Ale są inne, zapomniane moce, które wciąż
działają.
– Jakie to moce?
– Nie wiemy, dlaczego magia znikła ani jak to się stało. Słyszałam plotki,
że na innych kontynentach nadal istnieje, ale tu nie. Prawdziwe pytanie
brzmi więc: dlaczego magia znikła tylko tutaj, a nie na całej Erilei? Jakie
zbrodnie popełniliśmy, że bogowie przeklęli nas w ten sposób? Dlaczego
odebrali nam to, czym nas kiedyś wynagrodzili? – Wiedźma cisnęła
ogryzione kostki na ziemię. – Gdyby ktoś hipotetycznie władał magią, a ja
chciałabym poznać przyczynę, najpierw spróbowałabym się dowiedzieć,
dlaczego magia znikła. Może to wyjaśniłoby, z jakich powodów reguła
ma wyjątki. – Zlizała tłuszcz ze swych śmiercionośnych palców. – Nigdy
bym nie oczekiwała takich pytań od paniątka mieszkającego w szklanym
zamku. Dziwne pytania, doprawdy dziwne.
Być może powodem były chmury, które przesłoniły słońce, ale Dorian
był pewien, że ujrzał mrok w oczach wiedźmy, ciemność tak złowieszczą,
że zaczął się zastanawiać, czy nie jest starsza, niż się przyznaje. Może tytuł
„ostatniej” był kłamstwem zasłaniającym straszliwą przeszłość. Może
siedząca przed nim staruszka dopuściła się niewyobrażalnych zbrodni
podczas wiedźmich wojen.
Dorian nie miał pojęcia, czy Roland szpiegował go, czy może mówi
prawdę. Kilka dni temu postanowił jednak, że będzie wobec kuzyna
uprzejmy, a na każdym spotkaniu rady Roland bez wahania popierał każdą
decyzję królewskiego syna. Irytacja na twarzy ojca oraz księcia
Perringtona sprawiła mu wiele radości.
Nie kwestionował więc powodów, dla których Roland za nim chodził, ale
gdy zerknął na Babę Żółtonogą, mógłby przysiąc, że ta uśmiecha się do
niego.
***
Celaena tropiła swe ofiary od kilku dni. Ubrana w ciemny płaszcz, stała
wśród cieni doków i nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Wszyscy ludzie
na jej liście, wszyscy ci, których śledziła, ci, którzy mogli znać zamysły
króla, opuszczali Rifthold. Widziała, jak jeden z nich wsiadł do
niepozornego powozu i udał się do portu, aby zdążyć na statek i ruszyć z
korzystnym pływem po północy. Ku jej rozpaczy to samo zrobiło trzech
innych. Przybyli do portu z rodzinami, które szybko zagnano pod pokład.
Wszyscy ludzie, wszystkie informacje, które zbierała, po prostu…
– Przykro mi.
Nie mógłbym żyć z ich krwią na rękach. Mają dzieci. Co by się z nimi
stało, gdybyś przekazała ich rodziców królowi?
– Ty to zorganizowałeś? – syknęła.
– A może upozoruję twą śmierć już teraz, żebyś mógł też znaleźć się na
tym statku, co?
A więc może nie będzie musiała niczego robić? Może nie będzie musiała
narażać własnego życia ani życia Chaola? Może ci ludzie – bez względu
na to, co nimi kierowało –
***
– Kapitanie?
Celaena – nie dało się ukryć – była piękna, ale połowa jego podwładnych
drżała przed nią ze strachu. Nie było więc nic dziwnego w tym, że
wpatrywali się w nią i podziwiali ją.
Kapitan zacisnął zęby. Jej głos wywierał na nim przemożny efekt, jakby
ktoś przesuwał
Wiedział, że jeśli uda się za nią, z pewnością się spóźni, zważywszy na to,
że do jej komnat mieli spory kawałek drogi. Celaena zatrzymała się i
zmarszczyła brwi, ale wtedy Chaol zerknął na niewielkie, drewniane
drzwi kilka kroków dalej. Schowek na miotły. Zabójczyni zerknęła w tym
samym kierunku, a na jej twarzy rozlał się powoli uśmiech. Odwróciła się
ku drzwiom, ale kapitan złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
***
– Przysięgam na honor.
A Chaol, na bogów, był… Cóż, zarumieniła się na samą myśl o tym, jaką
przyjemność jej sprawiał teraz, gdy przestało ją boleć. Wystarczyło, by
musnął ją dłonią, a zamieniała się w bestię.
– Co się dzieje?
– Zaczął grozić?
Celaena uklęknęła.
– Czy twoi rodzice bądź bracia nie mogą się uporać z powstańcami?
– Wyzwolić Eyllwe?
– A teraz ma armię, która liczy miliony ludzi. Nikt nie jest w stanie stawić
mu czoła.
– Żarty? Walka o to, co słuszne, o ludzi, którzy nie potrafią sami chwycić
za broń, to żarty? Myślisz, że królewska armia to najgorsze, co może nas
spotkać? – Głos Nehemii złagodniał. – Na horyzoncie zbierają się o wiele
mroczniejsze moce. Moje sny wypełniają cienie oraz skrzydła, trzepot
skrzydeł nad górskimi przełęczami. Żaden zwiadowca czy szpieg, którego
posyłamy w Góry Białego Kła, w środek Elfiej Przełęczy, nie powrócił.
Wiesz, co mawiają ludzie mieszkający w dolinach ciągnących się niżej?
Twierdzą, że również słyszą łopot skrzydeł, niesiony przez górskie
wiatry.
– Nie rozumiem ani słowa – rzekła Celaena, ale przypomniała sobie istotę
spotkaną przed biblioteką.
– Powtórz to.
– Wiem – rzekła cicho księżniczka. – Ale książę nie jest jeszcze gotów. To
musi być ona.
– Tak.
– Ona niczego nie zrozumie. A gdy zrobi o jeden krok za daleko, nie
będziemy w stanie jej ściągnąć.
Pamiętał jednak jej melodyjny głos oraz łagodny śmiech, pamiętał też
kołysanki, które śpiewała mu podczas choroby. Małżeństwo rodziców
było uzgodnionym zawczasu politycznym mariażem, ale Chaol wiedział,
że ojciec potrzebował kobiety takiej jak matka, uległej i spokojnej.
Oznaczało to, że Celaena… Wzdrygnął się na myśl o tym, że jego ojciec
oraz Celaena mieliby kiedykolwiek spędzić choć chwilę w tym samym
pomieszczeniu. Zadrżał, a potem uśmiechnął się.
Król wstrzymał konia tuż przy rumaku Chaola i zrównał się z nim. Ress i
Dannan trzymali się w pobliżu, gotowi zareagować na każde
niespodziewane niebezpieczeństwo.
– Czyżbyś nie miał dziś ochoty zabijać zwierząt za moich lordów? I cóż
oni poczną?
Chaol usiłował ukryć uśmiech. Być może powinien był zachować większą
dyskrecję.
– Byłem zajęty – odparł kapitan. Nie kłamał – był zajęty zarówno pracą,
jak i Celaeną. –
***
Chaol nie zdradził Celaenie, co usłyszał od króla, choć kusiło go, żeby to
zrobić.
„To, czy Celaena wie o tym, czy też nie, nie ma większego znaczenia” –
pomyślał, tuląc ją do siebie, gdy leżeli w jego łóżku. Nawet gdyby o
wszystkim wiedziała i ostrzegła Nehemię, przesłuchanie i tak by się
odbyło, a nienazwane zagrożenie wcale by nie znikło. Tak, gdyby
dziewczyny się dowiedziały, sytuacja tylko by się pogorszyła.
Zatrzymał się jak wryty. Przecież ona miała tylko osiemnaście lat.
Czasami zapominał, że był od niej starszy. Gdyby poprosił ją o rękę…
Ten dzień był wciąż odległą perspektywą, ale nie mógł przestać o nim
myśleć. Wyobrażał
sobie, jak wspólnie układają sobie życie, jak nazywa ją żoną, a ona zwraca
się do niego per
Też musiała trochę odpocząć. Nie zaznała w tym tygodniu wiele snu, choć
nie miała nic przeciwko temu. Gdy zegar wybił dziesiątą, a Chaola nadal
nie było, Celaena wstała i udała się do jego komnaty. Być może czekał
tam na nią. Być może był tak zmęczony, że zasnął.
Podobnie jak Sam, Chaol był podziwiany przez prawie wszystkich wkoło.
Sama odebrano jej nie dlatego, że popełnił jakiś błąd. Porwano go ze
względu na nią.
Dotarła do drzwi komnaty kapitana. Modliła się w duchu, aby okazało się,
że jest zwykłą paranoiczką, a Chaol śpi w swoim łóżku. Miała nadzieję, że
skuli się u jego boku, zaczną się kochać, a potem będzie go tulić przez
resztę nocy, ale było inaczej. Gdy otworzyła drzwi, jej wzrok padł na
zapieczętowany list zaadresowany do niej, leżący na stoliku przy
drzwiach. Liścik znajdował się na mieczu Chaola, którego rano z
pewnością tam nie było. Ani list, ani miecz nie przyciągały szczególnej
uwagi – służący mogli wyjść z założenia, że Chaol pozostawił obie
rzeczy, i uznać, że nic złego się nie stało. Celaena zerwała czerwoną
pieczęć i rozłożyła kartkę.
Mamy kapitana. Gdy znudzisz się chodzeniem za nami, spotkajmy się tu.
Miała tylko plan, wyraźny i klarowny. Arobynn Hamel nazywał ten stan
„zabójczym spokojem”, ale nawet on nie zdawał sobie sprawy z tego, jak
spokojna stawała się Celaena po utracie kontaktu z rzeczywistością.
***
Chaol nie miał pojęcia, dlaczego go skuto. Wiedział tylko tyle, że był
spragniony i cierpiał na dokuczliwy ból głowy, a łańcuchy, którymi
przykuto go do kamiennej ściany, nawet nie drgnęły. Jego prześladowcy
zagrozili, że pobiją go za każdym razem, gdy będzie chciał je zerwać.
Obchodzili się z nim mało łagodnie, co przekonało kapitana, że nie
blefują.
Prześladowcy… Nie miał pojęcia, kim byli. Wszyscy nosili długie szaty
oraz kaptury ocieniające ich zamaskowane twarze. Niektórzy byli
uzbrojeni po zęby. Rozmawiali między sobą szeptem, a w miarę upływu
czasu w ich zachowaniu dało się wyczuć coraz większe napięcie.
Z tego, co mógł sam stwierdzić, miał rozciętą wargę oraz kilka sińców na
twarzy i żebrach. Nie zadano mu żadnych pytań – po prostu dwóch
prześladowców znienacka zaczęło go bić. Inna rzecz, że od chwili
przebudzenia się w tym miejscu nie przejawiał szczególnej ochoty do
współpracy. Celaena byłaby pod wrażeniem przekleństw, jakimi obrzucił
tych ludzi przed biciem, w trakcie wymierzania mu razów i po tym.
„Oni na coś czekają” – uświadomił sobie, gdy nastał wieczór. Nie został
zabity, a więc porywacze oczekiwali na jakąś formę okupu. Może miał do
czynienia z grupą buntowników próbujących szantażować króla? Słyszał,
że nawet arystokratów porywano dla pieniędzy. Słyszał
Chaol nie chciał rozważać tej opcji. Zamiast tego postanowił oszczędzać
siły. Nie miał
Część jego prześladowców kłóciła się szeptem, ale zazwyczaj uciszali ich
inni, którzy nakazywali czekać. Kapitan udawał, że drzemie, gdy wybuchła
kolejna sprzeczka. Kilka syczących głosów sprzeczało się co do tego, czy
powinni go uwolnić, czy też nie, gdy niespodziewanie któryś z nich rzekł:
„Jej”.
– Jeśli zrobicie jej krzywdę – powiedział ochrypłym głosem, gdyż nie pił
przez cały dzień
– To nie twój interes, kapitanie. I lepiej trzymaj gębę na kłódkę, gdy się tu
zjawi, bo ci wytnę ten obrzydliwy, dworski jęzor.
– Gdybyś naprawdę był taki dobry, byłbyś kimś więcej niż tylko
kapitanem Gwardii.
Kapitan czuł ucisk w żołądku na samą myśl o tym, że Celaena mogłaby się
znaleźć w tym miejscu i wśród tych ludzi, ale przez cały czas zastanawiał
się, jak się stąd bezpiecznie wydostać i zabrać ją ze sobą. Uśmiechnął się
do wojownika szeroko.
W liście jednakże nie było ani słowa o tym, żeby przyjść bez broni.
Okoliczne dachy były płaskie i puste. Przestrzeń między nimi bez trudu
można było pokonać jednym skokiem.
Mogła wspiąć się po ścianie na dach i zejść przez trzecie piętro na dół.
Zabrałoby to jej jednak sporo czasu, a nikt nie spoglądał na okno tuż
przed nią.
Cofnęła się kilka kroków od gzymsu, aby ustalić, jak daleko znajdowało
się okno i jak bardzo będzie musiała się rozpędzić. Otwarte okno było na
tyle duże, że nie musiała się martwić o szklane okruchy ani też o to, że
któryś z mieczy zahaczy o ścianę. Gdyby zaś rozpędziła się zanadto,
zatrzymałaby ją balustrada chroniąca galeryjkę.
Wykonała już raz w życiu podobny skok. Miało to miejsce tej nocy, kiedy
cały jej świat legł w gruzach. Różnica polegała na tym, że Sam nie żył już
wówczas od kilku dni, a ona wskoczyła do rezydencji Rourke’a Farrana,
kierując się tylko i wyłącznie żądzą zemsty.
***
Dwaj ocalali łucznicy bali się wypuścić kolejne strzały, gdyż mogliby
trafić któregoś ze swoich – Chaol wiedział, że był to element planu
Celaeny. Szarpał za łańcuchy, aż rozbolały go nadgarstki. Gdyby tylko
mógł dostać się blisko niej, oboje byliby w stanie…
Dziewczyna zamieniła się w tajfun stali i krwi. Gdy patrzył, jak przerąbuje
się przez tłum napastników, jakby byli snopkami na polu, zrozumiał, w
jaki sposób przedostała się tak blisko muru otaczającego Endovier.
Wreszcie, po tylu miesiącach, ujrzał śmiercionośną bestię, którą
spodziewał się wywlec z kopalni. W jej oczach nie było niczego
ludzkiego. Nie dostrzegał w nich absolutnie żadnych uczuć, co przejęło
go strachem.
Celaena nie słuchała. Chaol szarpał się, nadal usiłując zerwać łańcuchy, a
dziewczyna przerąbała się przez tłum, zostawiając za sobą jęczące, wijące
się ciała. Mężczyzna z dwoma mieczami stał i czekał na nią.
– No, chodź.
– Dość! Opuść broń! – nakazał mężczyźnie. Ten zawahał się, ale ostrza
dziewczyny ani drgnęły. Starzec zrobił krok w kierunku zabójczyni. –
Dość! I tak mamy już zbyt wielu wrogów.
Są większe problemy, którym trzeba stawić czoło!
Jej ubrania, dłonie i szyję pokrywała cudza krew, ale widziała jedynie
łuczników gotowych do strzału na galeryjce oraz mężczyznę z mieczami,
stojącego między nią i Chaolem.
Jej Chaolem.
– Nie obchodzi mnie to, kim jesteś i czego chcesz. Zabieram go stąd.
Błysnęła stal, a potem świat dookoła niej wypełniły brzęk metalu i krzyki
rannych. Celaena parła przez gąszcz przeciwników, rozkoszując się
morderczą pieśnią rozbrzmiewającą w jej krwi i kościach.
Ktoś wykrzykiwał jej imię. Był to jakiś znajomy głos, który nie należał do
Chaola. Gdy się odwróciła, mignęła jej rozpędzona, okuta żelazem strzała
oraz złocistobrązowe włosy, a potem… Archer osunął się na ziemię.
Pocisk, który miał trafić w nią, tkwił w jego ramieniu.
ludzi.
Szaty.
Identyczne z tymi, które nosiła reszta. A więc Archer należał do tej grupy.
Oszukał ją.
Furia, dzięki której wydarzenia tej nocy zlały się z tamtymi, które miały
miejsce tuż przed jej złapaniem, przez którą twarze Chaola i Sama stały
się jednym i tym samym, osiągnęła takie rozmiary, że Celaena bez
wahania sięgnęła po kolejny sztylet przy pasie.
– Natychmiast go wypuśćcie.
u jej boku. – Tylko w jednym. Jeśli ci się nie uda, pozabijam was
wszystkich.
– Przewodzę tej grupie wraz z Nehemią – rzekł Finn. – Przybyła tu, by nas
zorganizować.
– To niemożliwe.
– Zapytaj jego.
– Oni nie będą jej przesłuchiwać, Celaeno. Myślę, że moi ludzie nie zdążą.
Myślę, że przybędą za późno.
„Za późno”.
– Przykro mi.
29
Celaena pędziła ulicami miasta, zrzucając po drodze płaszcz i cięższą
broń, pozbywając się wszystkiego, co mogło krępować jej ruchy. Musiała
dotrzeć do zamku, zanim Nehemia…
Zanim Nehemia…
Było już bardzo późno i ulice miasta opustoszały, ale ludzie, którzy ją
dostrzegli, usuwali się z drogi. Pędziła jak szalona, a wysiłek rozsadzał
jej płuca. Odepchnęła ból, zmusiła nogi do jeszcze większej pracy, a w
myślach prosiła wszystkich bogów, którym jeszcze na czymś zależało, by
obdarzyli ją szybkością i wytrwałością. Komu król wyda rozkaz? Komu
każe ją zabić, jeśli nie Chaolowi?
Zresztą było jej to obojętne. Nawet jeśli władca będzie chciał osobiście
zgładzić Nehemię, ona zniszczy ich wszystkich. A owa anonimowa groźba
wysłana księżniczce… Cóż, tym też się zajmie.
Szklany zamek był coraz bliżej. Wieże, które wyglądały jakby wzniesione
z kryształu, emanowały bladym, zielonkawym światłem.
Była pewna, że słyszy kopyta gnającego za nią konia, ale jej świat
skurczył się do odległości dzielącej ją od Nehemii. Znalazła się przy
murze i wskoczyła na niego z rozbiegu.
Krew huczała jej w żyłach. Wspinała się najciszej, jak umiała, a jej palce i
stopy natychmiast odnajdowały punkty oparcia. Wbijała je w szczeliny z
taką siłą, że połamała paznokcie.
Miała gdzieś ludzi Archera. Była w stanie rozbroić ich w ciągu kilku
uderzeń serca. Jej myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół człowieka
wysłanego, aby zgładzić Nehemię. To był jej cel. Miała ochotę pokroić go
na drobne kawałki, a potem cisnąć je wszystkie królowi do stóp.
Słyszała krzyki za sobą, ale nie miała zamiaru się zatrzymywać, nie
mogła.
Była już na górze. Krzyki za jej plecami stawały się coraz głośniejsze,
słyszała, że ktoś wołał jej imię. Nie miała zamiaru się zatrzymywać.
Na łóżku…
Strzała królowej
30
Celaena wpatrywała się w ciało.
A najgorsze było to, że umarła sama. Celaeny przy niej nie było.
***
W szafirowych oczach tuż przed nią pojawił się błysk. Jakiś człowiek
zasłonił sobą zakrwawione łóżko i spoczywające na nim okaleczone
zwłoki. Był to Dorian. Książę Dorian. Po jego policzkach spływały łzy.
Celaena wyciągnęła dłoń, by je otrzeć. Były dziwnie ciepłe w zetknięciu z
jej zimnymi palcami, które wydawały się odległe. Jej paznokcie były
brudne, zakrwawione i połamane. Wyglądały przerażająco na tle
gładkiego, jasnego policzka młodego księcia.
– Celaeno.
Dopięli swego.
Jej zakrwawione palce ześlizgnęły się z twarzy Doriana i zatrzymały na
jego szyi.
– Celaeno.
Chaol wpatrywał się w nią. Jego ręka opierała się na mieczu, tym samym,
który zabrała do magazynu, a potem go tam zostawiła. Archer powiedział,
że kapitan znał plany króla.
„Wiedział o wszystkim”.
***
Znów złapał jej nadgarstek i zacisnął dłoń z całej siły w chwili, gdy
ostrze zawisło tuż nad jego sercem. Całe ciało dziewczyny drżało z
wysiłku, nadal usiłowała pchnąć sztylet jeszcze kilka centymetrów w dół.
Sięgnęła po kolejne ostrze, ale kapitan sprawnie pochwycił jej drugi
nadgarstek.
Celaena naparła całym ciężarem ciała na sztylet i udało się jej zyskać
kolejny centymetr.
I zatrzymało się.
W pokoju nagle zrobiło się bardzo zimno. Dłoń Celaeny po prostu się
zatrzymała, jakby zamarła w połowie drogi. Zabójczyni spojrzała gdzieś
w bok, ale Chaol nie widział, na kogo syknęła. Przez ułamek sekundy
miał wrażenie, że opiera się jakiejś niewidzialnej sile, ale potem za jej
plecami wyrósł Ress. Dziewczyna była zbyt pochłonięta walką, by to
zarejestrować, a strażnik uderzył ją rękojeścią miecza w głowę.
– Nie rób tego – odparł cicho kapitan. Jego twarz nadal krwawiła.
Paznokcie Celaeny zostawiły na niej cztery głębokie szramy.
– Lepiej, żeby nie miała tu nic z wyjątkiem siana – dodał kapitan, który już
pozbawił
– Nie dotykaj jej, nie mów do niej i nie patrz na nią – rzekł Chaol,
zapominając o tym, że obie kobiety oddzielają kraty. Lady Rompier
parsknęła i skuliła się na boku. Kapitan wydał
A Dorian, choć tak wiele zmieniło się między nimi, nie był w stanie go
opuścić. Nie tej nocy. Tym bardziej że również nie chciał być sam.
– Nigdy nie widziałem, by ktoś poruszał się tak szybko – szepnął Chaol. –
Nigdy nie widziałem, by ktoś tak biegł. Dorian, to przypominało… –
Kapitan pokręcił głową. – Znalazłem konia w kilka sekund po tym, gdy
wypadła z magazynu, a mimo to prześcignęła mnie. Kto potrafiłby
dokonać takich rzeczy?
– Ale kto chciał jej śmierci, skoro nie twój ojciec? Wyznaczyłem kilka
dodatkowych patroli i kazałem im mieć oko na wszelkie oznaki
niebezpieczeństwa. Ba, osobiście wybrałem ludzi! Ów zabójca przemknął
obok nich, jakby byli ślepi. Ten, kto to zrobił…
schodów.
***
Celaena wiedziała, gdzie się znalazła, jeszcze zanim się obudziła, ale nie
obchodziło jej to. Ponownie przeżywała tę samą historię. Tej nocy, kiedy
została pojmana, również straciła panowanie nad sobą i była o włos od
zabicia najbardziej znienawidzonego prześladowcy, gdy ktoś pozbawił ją
przytomności. Dziewczyna obudziła się w cuchnącym lochu. Uśmiechnęła
się z goryczą, otwierając oczy. Ta sama historia, identyczna strata.
– Prawie.
Wiedział o tym, a mimo to nic jej nie powiedział. Nie ostrzegł jej.
Morderstwo nie było jednakże dziełem króla. Wystarczyło kilka minut w
sypialni Nehemii, aby wiedzieć, że to nie on ją zgładził. Mimo to Chaol
nie wtajemniczył jej w sprawę anonimowego listu z pogróżkami.
– A któż może wiedzieć, w jakie gry grają ci ludzie? Któż może wiedzieć,
o co im tak naprawdę chodzi? – spytała i potarła twarz brudnymi dłońmi.
– Głowa boli mnie coraz bardziej –
Nehemia była nadzieją dla całego królestwa, ba, dla wielu królestw. Dwór,
o którym marzyła, nigdy nie powstanie. Eyllwe nigdy nie odzyska
wolności. Celaena nigdy już nie będzie mogła przeprosić za to, co
powiedziała. Pozostały jej jedynie ostatnie słowa wypowiedziane przez
przyjaciółkę. Jej ostatnie myśli na jej temat.
Wszyscy co do jednego.
Przynajmniej mi.
***
Minęły trzy dni. Każdy przynoszony jej posiłek był naszpikowany tym
samym środkiem uspokajającym.
Celaena wpatrywała się w otchłań, którą wypełniły jej sny, zarówno te,
które nawiedzały ją po zaśnięciu, jak i te na jawie. Las po drugiej stronie
znikł, nie było też jelenia. Widziała tylko jałową ziemię i ostre skały
dookoła siebie, a przenikliwy wiatr raz za razem powtarzał te same słowa:
– Jadła coś?
– Niewiele. Nie próbowała uciekać, ale nie odezwała się do nas ani
słowem.
Ress i pozostali zesztywnieli, gdy Chaol otworzył drzwi do celi. Nie mógł
znieść rozłąki ani chwili dłużej. Kaltain spała w sąsiedniej celi i nawet się
nie poruszyła, gdy kapitan podszedł
do Celaeny i uklęknął przy niej. Cuchnęła starą krwią, a jej rzeczy były
sztywne od skrzepów.
Nad ich głowami przez ostatnie dni trwało istne pandemonium. Jego
ludzie przetrząsali zarówno zamek, jak i miasto w poszukiwaniu zabójcy
Nehemii. Sam Chaol kilkakrotnie stanął
„Ustawić ją w szeregu”.
Minęło kilka dni, odkąd ostatni raz spojrzał w lustro. Nawet gdyby to nie
król kazał zabić Nehemię, a Chaol ostrzegłby Celaenę przed nieznanym
niebezpieczeństwem, dziewczyna przynajmniej miałaby się na baczności.
Gdyby ostrzegł Nehemię, jej ochrona również zachowałaby czujność. Co
jakiś czas na powrót zdawał sobie sprawę z konsekwencji swej decyzji, a
powaga sytuacji odbierała mu dech. Przyniósł Celaenę na miejsce, a Ress
otworzył
Utracił ją.
Nie będzie też rozmów przy śniadaniu z Nehemią, nie będzie uczenia się
Znaków Wyrda.
że jej serce nadal biło, a Nehemii zgasło. Oko Eleny było ciepłe, jakby
chciało ją pocieszyć.
I następnego.
I tak dalej.
33
W kopalniach Calaculli panowała duchota i młoda niewolnica nie była w
stanie wyobrazić sobie wysokich temperatur, które pojawiały się tam wraz
z letnim słońcem.
Nie miała pojęcia, ile minęło czasu, gdy nagle poczuła falę idącą
korytarzami kopalni, przypominającą wibracje po tąpnięciu ziemi. Była to
fala milczenia, po której odzywały się szlochy.
bicz.
„Dość!” – wykrzyknęło coś w jej wnętrzu tak głośno, że zaczęła się trząść.
– Wstała z łóżka.
– I?
– Philippa mówi, że tylko siedzi i wpatruje się w płomienie. Nie chce się
odzywać.
dwóch już zeszły strupy i powoli blakły, ale jedna szrama, zadziwiająco
głęboka, nadal była podrażniona. Chaol zastanawiał się, czy zostanie po
niej blizna. Zasługiwał na nią.
– Nadal chcę, aby pod jej drzwiami i oknami pełniono straż – polecił
Ressowi. Musiał
udać się na kolejne zebranie i znów słuchać wrzasków i kłótni o tym, jak
należy uporać się z zamieszaniem w Eyllwe po śmierci Nehemii. – Nie
zatrzymujcie jej, jeśli będzie chciała wyjść, ale spróbujcie ją nieco
spowolnić.
Nie żartowała.
***
Dorian na ogół nie miał nic przeciwko ludziom Chaola, ale irytowało go
to, że chodzą za nim przez cały dzień i noc, nieustannie rozglądając się w
poszukiwaniu jakichkolwiek śladów zagrożenia. Śmierć Nehemii
pokazała, że ochrona zamku nie jest szczelna. Jego matka wraz z
Hollinem byli przetrzymywani pod strażą w swoich komnatach, a wielu
arystokratów opuściło miasto bądź zaszyło się gdzieś i otoczyło strażą.
Wyjątkiem był Roland. Choć jego matka uciekła do Meah następnego dnia
rano po morderstwie, młodzieniec postanowił zostać w Rifthold,
twierdząc, że Dorian potrzebuje jego wsparcia bardziej niż kiedykolwiek
wcześniej. Na spotkaniach rady, gdzie panował coraz większy tłok –
przybywali bowiem lordowie z południa –
Dorian wpatrywał się w szklane pióro leżące na biurku. Tej nocy, gdy
zginęła Nehemia, nie miał zamiaru zatrzymać ręki Celaeny w powietrzu.
Zdołał sobie uświadomić tylko tyle, że kobieta, którą kiedyś kochał,
chciała zabić jego najlepszego przyjaciela z powodu nieporozumienia.
Stał zbyt daleko, aby powstrzymać opadającą dłoń uzbrojoną w nóż, ale…
Nie wiedział, skąd się wzięła jego moc, ale musiał się nauczyć nad nią
panować. W
Dorian nabrał tchu i skupił myśli na piórze, chcąc, aby się poruszyło.
Zatrzymał rękę Celaeny i wyrzucił w powietrze dziesiątki książek. Z
pewnością był w stanie poruszyć piórem.
Ani drgnęło.
Wpatrywał się w nie, dopóki nie zaczął zezować, ale wciąż bez rezultatu.
Jęknął, rozparł
***
Musnęła kciukiem oparcie fotela. Ani jej się śniło odbierać sobie życie.
Przecież miała tyle rzeczy do zrobienia.
spoza zamku.
księżniczce list z pogróżkami. Być może nie. Na pewno jednak nie działał
w porozumieniu z królem.
Był to Grób.
Wyszczerzyła zęby.
Grób dobrze znał pałac. Przecież oboje w nim trenowali. Podobnie jak
ona dobrze wiedział, kogo morduje i ćwiartuje. Wiedział też, jaką
wyrządzi jej krzywdę.
Schodziła coraz głębiej. Nastał czas wojny. Niech drżą ze strachu przed
tym, co obudzili.
Nie odpowiedziała i nie obchodziło jej, skąd o wszystkim wie. Szła przed
siebie, minęła drzwi i weszła między sarkofagi, a potem nachyliła się nad
stertą skarbów. Wyciągała noże myśliwskie, sztylety, wszystko, co mogła
przypiąć do pasa bądź wsunąć do buta. Nabrała również garść złota i
klejnotów, po czym wcisnęła wszystko do kieszeni.
– Nie wiem, dokąd idziesz ani co planujesz, ale nie plugaw tego miecza,
wynosząc go stąd! – ciągnął Mort. – Nie boisz się, że rozgniewasz
bogów?
Zabójczyni zaśmiała się cicho i weszła na schody. Każdy krok, każdy ruch
przybliżał ją do ofiary.
***
Czarna niczym noc Celaena skradała się ulicami Rifthold. Nie czyniła
żadnego hałasu, przemykając wśród cieni. Istniało tylko jedno miejsce, w
którym mogła otrzymać odpowiedzi na swe pytania. Przed oknami
kamienic w dzielnicy biedoty ciągnęły się kałuże nieczystości, a bruk na
ulicy był spękany i zniekształcony po wielu ostrych zimach. Budynki
opierały się o siebie.
Zabójczyni nie dbała o to, czy ktoś ją zobaczy. Tej nocy nikt jej nie
obchodził.
Zacisnęła dłonie w rękawiczkach. Gdy tylko się dowie, gdzie kryje się
Grób, obedrze go ze skóry i wywróci na lewą stronę. Zatrzymała się
przed niewyróżniającymi się żelaznymi drzwiami w cichej uliczce. Na
zewnątrz stało kilku opłaconych zbirów. Rzuciła im garstkę srebrnych
monet, a ci skwapliwie otworzyli przed nią drzwi. W znajdującej się za
nimi podziemnej norze gnieździli się zabójcy i opryszki, potwory w
ludzkiej skórze i wszyscy potępieni Adarlanu. Ludzie o czarnych duszach
schodzili się tu, aby wymienić się opowieściami lub zawrzeć jakąś umowę.
Tylko tutaj mogła natrafić na plotki na temat zabójcy Nehemii. Grób bez
wątpienia zainkasował sporą sumę za swe usługi i Celaena była
przekonana, że będzie wydawał pieniądze bez umiaru. Taką imprezę
trudno będzie przeoczyć. Z całą pewnością nie wyjechał z Rifthold, o nie!
Grób chciał, by ludzie wiedzieli o jego wyczynie. Chciał, aby ochrzczono
go nowym Zabójcą Adarlanu. Niewątpliwie życzył sobie, by Celaena
również o tym wiedziała.
Dziewczyna podeszła prosto do baru. Barman nie poznał jej od razu, ale
nie oczekiwała tego. Przecież starannie ukrywała tożsamość przez wiele
lat.
A więc jednak rozpoznał ją. Zastanawiała się, czy nowi właściciele mają
do niej pretensje o zabicie Ioana Jayne’a i ile trupów będzie musiała
pozostawić za sobą, jeśli postanowią ją zaatakować. To, co zamierzała
zrobić tej nocy, i tak wymagało złamania paru zasad i przekroczenia zbyt
wielu granic.
Oparła się o kontuar i zaczepiła prawą stopę o kostkę lewej nogi. Barman
raz jeszcze przetarł czoło i nalał jej brandy.
– Pozwolisz, że powtórzę.
***
Nie miał pojęcia, od jak dawna był tropiony. Od dnia, w którym zabił
księżniczkę, minął
dobry tydzień i nikt nawet na niego nie spojrzał. Już sądził, że zabójstwo
ujdzie mu na sucho i nawet zaczął się zastanawiać, czy nie powinien był
zdobyć się na większą pomysłowość, ale tej nocy wszystko się zmieniło.
Zawołała go po imieniu. Echo jej słów jeszcze nie ucichło, gdy Grób
rzucił się do ucieczki.
Wypadł przez tylne drzwi na ulicę. Nie słyszał kroków za sobą, ale
wiedział, że podąża za nim, ledwie widoczna wśród cieni i mgieł.
Pora więc udać się do domu i czekać na kolejne zlecenie, które miało
nadejść w ciągu paru dni. A potem na kolejne. Jego zleceniodawca
obiecał, że może się spodziewać następnych propozycji.
Szła przez mgłę, jakby była jedynie smukłą plamą ciemności. Nie biegła,
ale szła, wciąż pyszna i dumna. Mężczyzna przyjrzał się budynkom
dookoła. Kamienne ściany były zbyt śliskie, by się na nie wspiąć, a okien
nie zauważył.
Grób bez słowa zerwał się do ataku, mierząc obiema ostrzami w jej
głowę.
Dotarł do muru, ale z obu nóg ciekła mu krew. Miecz przerąbał kość.
Grób wiedział, że nie będzie w stanie się podnieść, ale znał jeszcze
sposoby, aby się jej odpłacić.
Po chwili zabójczyni wyciągnęła sztylety z jego nóg. Ulga była tak wielka,
że Grób mało się nie zmoczył.
– Dziękuję…
– Wybierz palec.
– A więc kciuk.
Chaol położył rękę na mieczu. Był blady jak ściana. Pozostali strażnicy
również dobyli broni, ale żaden z nich nawet nie drgnął. Czekali na rozkaz
króla bądź kapitana.
Nikt, nawet ojciec Doriana, nie powiedział ani słowa, gdy ułożyła
odrąbaną głowę na stos papierów leżący przed nim.
Dorian wpatrywał się w nią bez słowa. Zachowywała się teraz inaczej niż
tej nocy, kiedy umarła Nehemia. Nie miał pojęcia, czym była teraz ani też
na skraju jakiej przepaści balansowała… Niech Wyrd ma ich wszystkich w
opiece.
Strząsnęła jego rękę, a potem wstała i obeszła stół. Wyciągnęła zza tuniki
jakiś papier i rzuciła go królowi. Za samą bezczelność powinna była trafić
na szubienicę, ale władca nie skomentował jej zachowania ani słowem.
Chaol, który nie odstępował jej na krok i nie wypuszczał miecza z dłoni,
wpatrywał się w nią z kamienną twarzą. Dorian modlił się w myślach, aby
nie doszło do przelewu krwi. Nie teraz, nie tutaj, tylko nie to… Gdyby
cokolwiek uwolniło jego magię na oczach ojca… Książę nie chciał nawet
myśleć o tej potędze, gdy siedział
Jego ojciec wziął kartkę do ręki. Dorian widział, że znajdowała się na niej
lista przynajmniej piętnastu nazwisk.
Książę czuł, że robi mu się niedobrze. Powodem nie była odcięta głowa
ani też powalane krwią ubranie dziewczyny, ale to, że patrzył na Celaenę i
za nic w świecie nie potrafił odnaleźć w niej tej dziewczyny, którą kiedyś
kochał. Z twarzy Chaola wyczytał, że jego przyjaciel boryka się z tym
samym problemem.
Pożegnała ją cisza.
***
– Przykro mi – powiedział.
– Przekazałam ich nazwiska królowi. Przez jakiś czas będzie szukać gdzie
indziej.
– Jej śmierć… – Archer przymknął oczy. – Nikt nie jest w stanie jej
zastąpić.
Ona zaś nie chciała przegapić ani minuty tego procesu, nie mówiąc już o
egzekucji.
– Ale…
Wyszła na korytarz.
– Celaeno?!
Grób został zabity, a minister Mullison trafił do lochu. Nie miała już kogo
okaleczyć ani ukarać. Była nieprawdopodobnie znużona.
– Pięć dni. Wrócę za pięć dni. Jeśli nie jesteś gotów, aby opuścić Rifthold,
nie będzie mi się chciało tuszować twojej śmierci. Zginiesz, zanim się
zorientujesz, że weszłam do twego pokoju.
***
Lord Anielle wyglądał tak jak dawniej. Jego włosy przyprószyło więcej
siwizny, ale twarz wciąż była surowa i przystojna, tak bardzo podobna do
Chaola, że wręcz mu to przeszkadzało.
Chaol najeżył się, słysząc, jak ojciec z pogardą wymawia „dzięki krwi
waszej matki”, ale nalał sobie filiżankę herbaty, a potem rozsmarował
masło po kromce chleba.
– Nie jestem twoim synem od dziesięciu lat. Nie widzę powodu, dla
którego miałbym go dzisiaj udawać.
Powinien był spalić liścik, który otrzymał zeszłej nocy, ale po osadzeniu
Mullisona w lochu i naganie króla, który nie znosił, gdy ktoś drwił sobie
z niego i z jego straży, był tak znużony, że jego czujność osłabła.
A Celaena… Chaol nie wiedział, jak się wydostała ze swych pokojów. Nie
miał bladego pojęcia. Strażnicy czuwali przez całą noc i nie meldowali o
żadnych hałasach. Nikt nie otwierał
Lord Anielle rozparł się na krześle. Swego czasu kapitan zaczynał się
pocić, widząc ten ruch, gdyż oznaczało to, że ojciec ma zamiar skupić na
nim całą uwagę. Wiedział, że będzie go oceniał i karał za każdą słabość i
każdy fałszywy krok. Teraz jednak był już dojrzałym mężczyzną i
odpowiadał tylko i wyłącznie przed królem.
– Tak.
Chaol musiał wytężyć całą siłę woli, aby utrzymać spokój, ale udało mu
się. Ugryzł
– Nie.
Chaol poczuł, jakby ktoś walnął go pięścią w żołądek, ale udało mu się
utrzymać obojętny wyraz twarz.
Chaol zastanawiał się, jak bardzo ucierpiała duma jego ojca, i skrycie
ufał, że te słowa sporo go kosztowały. Miał już jednak dość cierpienia i
dość nienawiści, a walka była ostatnią rzeczą, o której marzył. Celaena nie
robiła tajemnicy z tego, że wolałaby zjeść kilka rozżarzonych węgli, niż
spojrzeć na niego z uczuciem, a to wystarczyło, aby duch bojowy całkiem
w nim zgasł.
– Moja funkcja jest związana z tym miejscem. Tu toczy się moje życie.
Morath.
– O co ci tak naprawdę chodzi, ojcze? Chcesz chronić swój lud czy może
wykorzystać mą przyjaźń z Dorianem do własnych celów?
– Dość!
Nie pozwolił służbie na zmianę pościeli, gdyż wciąż czuł w niej jej
zapach. Zasypiał, wyobrażając sobie, że dziewczyna nadal leży u jego
boku.
Stanął w progu i spojrzał na ojca. Ten wciąż uśmiechał się lekko. Nadal
mu się przyglądał
Ale czy okażą się jej przyjaciółmi? Na samą myśl o obcych ludziach,
którzy mieliby grzebać w rzeczach Nehemii i pakować je, jakby były
zwykłymi przedmiotami, ogarnęły ją żal oraz wściekłość.
Były ich tysiące. Niektóre ciągnęły się w linii prostej, a inne układały w
symbole zbliżone do tych, które Nehemia rysowała pod łóżkiem Celaeny.
Czemu ludzie króla nie zabrali tych zapisków? Czyżby władca nie kazał
przeszukać jej komnat? Zabójczyni zabrała się do układania papierów w
stosy. Być może nauczy się czegoś o tych znakach, choć Nehemia…
Nehemia…
„Nie żyje – zmusiła się do sformułowania tej myśli. – Nehemia nie żyje”.
Znów spojrzała na blizny na dłoni. Już miała się odwrócić, gdy ujrzała
znajomo wyglądającą książkę, na poły zasłoniętą przez papiery.
„Nie ufaj…”.
Nic.
Księżniczka znała go! Znała Davisa, ale okłamała ją. Okłamała ją również
w sprawie zagadki!
Ponieważ…
Damaris. Był to Damaris, Miecz Prawdy. Przecież Gavin widział tylko to,
co było słuszne…
Bojąc się nawet głośniej odetchnąć, uniosła miecz i przesuwała go, aż oba
otwory znalazły się w tym samym położeniu. Stanęła na palcach i
zajrzała, a wtedy z jej ust wyrwał się jęk.
Ujrzała wiersz.
Długi wiersz.
Wyciągnęła pergamin i kawałek węgla wepchnięty do kieszeni, po czym
spisała jego treść. Nie było to łatwe zadanie – musiała przeczytać i
zapamiętać wers, potem odbiec od ściany i go zapisać, a na końcu
sprawdzić, czy dobrze zapamiętała. Dopiero po zanotowaniu ostatniej
zwrotki przeczytała go na głos.
– Nehemia?
– Nie pytaj mnie, gdzie się znajdują – rzekł Mort, jakby potrafił czytać jej
w myślach. –
Celaena mogła pogodzić się z tym, że Archer i jego ludzie potrafią czynić
dobro, ale nie życzyła sobie, aby w ich ręce trafił przedmiot obdarzony
wielką mocą, jak ten z zagadki. Być może już zajęci byli poszukiwaniami,
a więc pewnie powinna spróbować odnaleźć artefakty jako pierwsza.
Prawdy.
Dziewczyna parsknęła. A jak teraz wyglądała prawda? Chodziło o to, że
nie miała już nikogo, z kim mogłaby rozmawiać? Że Nehemia okłamała
ją w tylu sprawach? Że król być może poszukuje źródła mocy zdolnego
wstrząsnąć ziemią? Że może już znalazł coś takiego? Archer napomknął o
źródle mocy, które nie miało nic wspólnego z magią. Czy chodziło mu o
te artefakty? Nehemia na pewno o tym wiedziała…
Jej suknia zaszeleściła, gdy usiadła na schodach kilka stopni nad Celaeną.
Zabójczyni obserwowała z zaskoczeniem zachowanie zupełnie
niepasujące do królowej.
– Bałaś się?
– Byłam staruszką otoczoną przez własne dzieci oraz wnuki. Nie miałam
czego się bać, gdy nadeszła moja pora.
– Nie. Ale gdy jej duch opuścił ciało, nie czuła już bólu ani strachu. Jest
już bezpieczna.
***
***
Chaol wmówił sobie, że szedł za Celaeną tylko po to, aby upewnić się, że
nie zrobi krzywdy sobie ani nikomu innemu, ale gdy zbliżyła się do
królewskiego grobowca, szybko znalazł inne powody.
Noc zapewniała dobrą osłonę, ale księżyc świecił jasno i kapitan trzymał
się na tyle daleko, by go nie ujrzała ani nie usłyszała. On jednak widział,
gdzie się zatrzymała, i zrozumiał, że nie ma prawa tu być. Już miał się
odwrócić i odejść, gdy Celaena uniosła głowę i zaczęła śpiewać.
Nie znał tego języka. Nie był to ani wspólny ich język, ani mowa Eyllwe,
ani też którykolwiek język z Fenharrow, Melisande czy skądkolwiek na
kontynencie.
Przez kilka chwil stała nieruchoma, milcząca. Już miał odejść, gdy
obróciła się do niego bokiem. Cieniutki, srebrny diadem zamigotał w
blasku księżyca. Spływała z niego woalka tak gęsta, że z trudem
rozpoznawał kryjącą się za nią dziewczynę.
Nadal ani drgnęła. Jej bezruch był jedyną oznaką tego, że go usłyszała. Co
więcej, dawała w ten sposób do zrozumienia, że nie ma ochoty na
rozmowę. Zresztą, czy mógł powiedzieć coś, co zasypałoby przepaść
między nimi? Zataił przed nią informacje. Nie był bezpośrednio
odpowiedzialny za śmierć Nehemii, ale gdyby obie dziewczyny
zachowały większą czujność, być może księżniczce udałoby się przeżyć.
Ponosił więc winę za stratę, której doznała, i bezruch, z jakim mu się
przyglądała.
– Nie wiem, co ten pies zamierza zrobić, ale na pewno nie uszczęśliwi tym
bibliotekarzy.
Dorian zaśmiał się cicho, ale dźwięk ten przegnał rozbawienie jeszcze
przed chwilą widoczne w jej oczach, jakby przejawy radości raziły
niezabliźnione jeszcze rany po śmierci Nehemii.
– A więc? Mogę ci pomóc coś znaleźć? Jeśli na tej kartce masz listę
tytułów, mogę zacząć od sprawdzenia ich w ka-talogu.
Zatrzymał jednak tę uwagę dla siebie, gdyż nie chciał sprowokować jej do
zadawania pytań. O ile w ogóle pamiętała, co się wydarzyło w chwili, gdy
zaatakowała Chaola. Miał
Gdy znikł, Dorian odwrócił się ku dziewczynie. Jego brwi były wysoko
uniesione.
***
Chaol nie chował się przed ojcem. Nie chował się też przed Celaeną ani
swoimi ludźmi, którzy nagle zaczęli okazywać irytującą chęć, aby się nim
zajmować. W bibliotece mógł jednak zaznać więcej prywatności oraz
swobody, a może i znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania.
brwi.
– A co to takiego?
– Czy za to właśnie płaci wam król? Macie się uczyć smutnych pieśni i
śpiewać je własnym żołnierzom?
Choć minął cały dzień, Chaol nadal nie mógł wyrzucić tamtej pieśni z
głowy. Nie mógł
Celaena coś ukrywała. Istniał jakiś sekret, który chowała bardzo głęboko i
tylko skrajne przerażenie bądź przygnębiający cios sprawiały, że
pozwalała sobie uchylić rąbka tajemnicy.
– Tak – rzekł Sensel, a w jego słowa wkradło się nieco smutku. – Ale
wątpię, czy ktokolwiek rejestrował lamenty pogrzebowe, a jeśli tak, raczej
tu nigdy nie dotarły.
Byli już blisko gabinetu. Chaol wiedział, że gdy dotrą na miejsce, mały
drań zapewne wyprosi go na zewnątrz i każe mu zająć się Strzałą.
Postanowił więc przycisnąć Sensela mocniej.
Nikogo oprócz…
„Zostali zarżnięci”.
Zabójczyni zastanawiała się, czy nie pójść za jednym z nich, ale porzuciła
tę myśl.
Przyszła tu ze względu na Archera. Chciała się przekonać, co zamierza.
Zaplanowała sobie, że będzie go śledzić do chwili, gdy wejdzie na statek i
odpłynie. A gdy Archer zniknie, a ona przyniesie królowi głowę, która
niby należała do niego…
***
Celaena nie miała pojęcia, dlaczego stanęła pod tymi drzwiami. Strażnicy
przed wejściem do wieży przeszukali ją dokładnie i pozwolili jej wejść,
choć dziewczyna nie miała wątpliwości, że natychmiast powiadomią o
wszystkim Chaola.
Każde spotkanie okazywało się dla niej męczące. Jak bardzo będzie
wyczerpana tej nocy?
Zeszła już kilka stopni w dół po spiralnych schodach, gdy drzwi stanęły
otworem.
– Wiesz, że nigdy dotąd nie odwiedziłaś mojej małej wieży? – odezwał się
Dorian.
Celaena, która zamarła w pół kroku, oprzytomniała na tyle, aby móc
spojrzeć przez ramię na następcę tronu.
Celaena spodziewała się szyku i elegancji, ale komnat Doriana nie dało
się opisać innym słowem niż „przytulne”. Tu i ówdzie widziała nawet
ślady zaniedbania. Na ścianie wisiał
Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo brakowało jej
tego dźwięku. Nie chodziło jej tylko o jego śmiech, ale też o własny.
Tęskniła za jakimkolwiek śmiechem. Radość wydawała się jej
niestosowna, ale i tak bardzo jej brakowało tego uczucia.
Nie spodziewała się tych słów. Książę zawsze ubierał się bardzo dobrze i
Celaena była przekonana, że korzysta z czyjejś pomocy. Młodzieniec
podszedł do drzwi i przekazał straży, aby przyniesiono kolację.
– Wina? – spytał, podchodząc do okna, gdzie stała butelka i kilka
kieliszków.
Podczas posiłku, który zjedli w ciszy, nie było łzawej atmosfery. Książę
jednakże spostrzegł zmiany, jakie zaszły w Celaenie. W jej słowach
wyczuwał wahanie i zadumę. Były momenty, gdy dziewczyna myślała, że
na nią nie patrzy, a wtedy w jej oczach pojawiał się bezbrzeżny smutek.
Mimo to podtrzymywała rozmowę i odpowiadała na wszystkie jego
pytania.
Jej ciało było pokryte plątaniną blizn, które widział na własne oczy, ale
nowe rany najprawdopodobniej sięgały znacznie głębiej. Musiała przecież
znosić ból po stracie księżniczki oraz inne, ale zapewne równie
dokuczliwe cierpienie związane z rozstaniem z Chaolem.
Wredna część jego osoby cieszyła się z tego, że się rozstali. Nienawidził
się za to.
***
Celaena zwolniła.
– No i?
Wiedźma obwąchała ją, a Celaena stłumiła pokusę, aby cofnąć się o krok.
– W istocie cuchniesz pytaniami. Oraz Górami Jeleniego Poroża.
Pochodzisz z Terrasenu, tak? Jak masz na imię?
– Lillian Gordaina.
Może i była to tylko strata czasu oraz pieniędzy, o ujmie na honorze nie
mówiąc. Celaena skrzywiła się i odwróciła, wsuwając ręce do kieszeni
czarnego płaszcza.
– Właź do wozu.
Drzwi za nimi otwarły się bezszelestnie. W środku panował mrok,
rozpraszany tu i ówdzie migotliwym światłem. Żółtonoga pykała z
kościanej fajki.
Celaena miała nadzieję, że uda jej się wejść do wozu i nikt nie ujrzy jej w
towarzystwie wiedźmy. Ta stęknęła, wstając. Oparła dłoń na kolanie.
„To nie może być prawda. Na pewno patrzę na iluzję wywołaną liczbą
luster”.
Celaena nie powiedziała ani słowa. Łatwo byłoby jej uznać wszystko za
sztuczki cyrkowe, ale widziała to na własne oczy.
– A więc… – Żółtonoga również stała, choć wszędzie dookoła
znajdowały się stare, drewniane krzesła. – Pytania.
– Pytaj, dziewczyno.
Cóż takiego Dorian chciał wiedzieć? Czy też wszedł do tego dziwacznego
miejsca?
Wpatrywała się w lustra, jakby była w stanie ujrzeć coś, czego Celaena nie
widziała.
– A czym one są, te Klucze i Bramy Wyrda? Nie mam pewności, czy
mówisz prawdę.
– Podaj cenę.
– Nikt nigdy nie ustalił ceny, którą należałoby zapłacić za taką informację.
Na razie złoto musi wystarczyć.
Zabójczyni położyła pięć kolejnych monet na krawędzi paleniska. W jej
twarz uderzyło gorąco bijące od płomieni. Ogień nie był imponujący, ale
skóra dziewczyny była już mokra od potu.
– Gdy posiądziesz tę wiedzę, nie będziesz mogła się jej już pozbyć –
ostrzegła wiedźma, a błysk w jej oczach zdradził Celaenie, że ani przez
chwilę nie wierzyła w historyjkę o zakładzie.
Podeszła o krok.
– Wyrd włada całym światem i tworzy jego podwaliny. Nie mam na myśli
tylko Erilei, ale wszelkie życie. Są światy, które rosną poza naszą wiedzą i
wznoszą się jedne na drugich, nieświadome swojego istnienia. Równie
dobrze mogłabyś w tej chwili stać na dnie jakiegoś oceanu z innego
wymiaru. Wyrd sprawia, że te rzeczywistości się nie przenikają.
– Ale dawno temu, nim ludzie najechali ten nieszczęsny świat, przez
bramy przedarł się inny rodzaj zła, Valgi. Były to demony z innego
wymiaru, pragnące podbić Erileę, przewodzące nieskończonej armii. W
Wendlyn stawiły im czoła Fae. Nieśmiertelne dzieci walczyły ze
wszystkich sił, ale nie potrafiły ich pokonać. Dowiedziały się jednak, że
Valgi zrobiły coś niewybaczalnego. Za pomocą czarnej magii zabrały
kawałek Bramy Wyrda i rozdzieliły go na trzy części, które później stały
się Kluczami. Każdy z ich królów wziął sobie jeden z Kluczy.
– Niewielka drużyna Fae wybrała się więc z misją odebrania Kluczy z rąk
królów Valgów
– Tak.
Kuszące, prawda?
Ale skoro już tego dokonał, jak wyglądały jego dalsze plany?
Staruszka milczała.
– A więc tak po prostu zgarniesz moje złoto i uciekniesz? – Dziewczyna
przesunęła się w kierunku krętej ścieżki między zwierciadłami i drzwi,
które teraz wydawały się niezwykle daleko. – A co, jeśli mam jeszcze
jakieś pytania?
– Jasne. Tylko czy można dobrze się bawić, goszcząc dziewczynę, która
chce cię zgładzić?
– Nie uwierzę ci. – Celaena wreszcie dostrzegła drzwi. Nigdzie ani śladu
wiedźmy.
Zabójczyni nadal jej nie widziała, ale przybliżyła się do źródła głosu. W
wozie z pewnością znajdowały się jakieś tajne wyjścia, ale gdzie? Gdyby
Żółtonoga wydostała się stąd i podzieliła się z kimkolwiek tym, o czym
rozmawiała z Dorianem czy z nią samą…
Pod uwagę wziął każdą rodzinę, która podczas najazdu na Terrasen miała
dzieci. Kartka znajdowała się w jego kieszeni i wydawało mu się, że
wypala w niej dziurę. Masakrę przetrwało co najmniej sześć rodzin
szlacheckich, ale przecież Celaena mogła pochodzić z rodu, który został
jeszcze bardziej?
Chaol nabrał tchu. Jak miał przekonać księcia, by trzymał się od niej z
daleka? Nie powodowała nim zazdrość, ale lęk o przyjaciela. Celaena była
groźniejsza, niż Dorianowi się wydawało. Uwierzyłby mu dopiero, gdyby
poznał prawdę, ale…
– Twój ojciec cię szuka – rzekł książę. – Po spotkaniach rady ciągle pyta o
ciebie. Myślę, że chce, abyś wrócił do Anielle.
– Wiem.
– A chcesz tego?
– Ludzie byliby gotowi skakać sobie do gardeł, aby zdobyć władzę, którą
daje Anielle.
Tymczasem Chaol mówił prawdę. Nie mógł wyobrazić sobie świata bez
Celaeny, ale wiedział, że musi ją wydostać z zamku. Mimo to nie potrafił
ustalić, czy czyni to dla dobra Adarlanu, czy własnego.
– Mój ojciec jest człowiekiem tak gwałtownym, że ukarze nas oboje, gdy
zacznę ten temat w rozmowie z nim. Zgadzam się z tobą, naprawdę. Nie
powinniśmy jej tu trzymać, ale mimo to uważaj na to, co mówisz. – Z tymi
słowami następca tronu Adarlanu zmierzył kapitana ostrym spojrzeniem.
– I przemyśl sobie, wobec kogo jesteś lojalny.
– Wiesz, ile młodych kobiet zwabiłam do tego wozu przez ostatnie pięćset
lat? – Głos Żółtonogiej dobiegał zewsząd. – Wiesz, ile wiedźm Crochan
zabiłam? One również były wojowniczkami, utalentowanymi, pięknymi
wojowniczkami. Smakowały jak letnia trawa i chłodna woda.
To wystarczyło.
Łańcuch oplótł się wokół jej kostki, paląc ją i gniotąc, a potem wiedźma
szarpnęła.
Celaena opuściła topór. Włożyła w ten cios całą swoją siłę. Błękitna krew
bryzgnęła dookoła.
Dorian nie mógł się o tym dowiedzieć. Zabójczyni miała ogromną ochotę
nakrzyczeć na niego za zadawanie pytań, które Żółtonoga uznała za cenne
i zapragnęła sprzedać, ale mimo to książę nie mógł się dowiedzieć o tym,
co tu się stało. Nikt nie mógł się dowiedzieć.
– Och, czuję jej zapach – rzekł Mort. – Wyczuwam jej wściekłość i zło.
– Co powiesz o tym?
Celaena jęknęła.
– Ja też.
Zabójczyni zadrżała.
***
Nie wiedział nawet, co ma jej powiedzieć, ale należało coś rzec, choćby
po to, by przerwać milczenie i położyć kres napięciu, przez które nie
mógł spać w nocy i nie potrafił się skupić na swych obowiązkach. Nie
zastał jej w komnatach, ale mimo wszystko wszedł do środka i wnet
znalazł się przy jej biurku. Panował na nim nieład jak u Doriana.
Wszędzie walały się sterty papierów i książek. Już miał się odwrócić, gdy
niespodziewanie ujrzał osobliwe symbole wypisane na wszystkim,
przypominające znak, który zapłonął na jej czole podczas pojedynku.
Obejrzał się i nasłuchiwał przez moment, ale nie było śladu ani Philippy,
ani Celaeny.
Już miał się odwrócić, gdy dostrzegł dokument wystający spod stosiku
książek. Wypisano go starannym pismem, a podpisało go wiele osób.
Chaol wysunął go i przeczytał.
Nie mógł złapać tchu. Zapisując mu cały majątek, na pewno nie kierowała
się hojnością.
Musiałaby też do końca swych dni pozostać lojalna wobec korony, gdyż w
przypadku zdrady cały jej majątek przechodził w ręce króla. Zdrajczynią
zaś zostałaby wtedy, gdyby zrobiła to, czego się najbardziej obawiał, i
wstąpiła do tajnej organizacji, aby odnaleźć Aelin Galathynius i wrócić do
Terrasenu. Testament sugerował więc, że nie miała najmniejszej ochoty na
zdradę. Nie chciała odzyskać utraconego tytułu ani też stworzyć
zagrożenia dla Adarlanu czy Doriana.
Nie uronił ani łzy po śmierci Nehemii. Nie płakał po wtrąceniu Celaeny
do lochu, nawet po tym, kiedy weszła na spotkanie rady z głową Groba,
tak odmienna od kobiety, którą pokochał
z całego serca. Tym razem jednak, gdy wyszedł z jej komnat, zostawiając
ów przeklęty testament za sobą, nawet nie dotarł do pokoju. Wszedł do
najbliższego schowka na miotły i wybuchnął
szlochem.
43
Chaol wyszedł, a Celaena stała w bawialni i wpatrywała się w pianino. Nie
grała od wielu tygodni. Z początku tłumaczyła to brakiem czasu, gdyż
Archer, grobowiec oraz kapitan zajmowali jej każdą chwilę. Potem
zginęła Nehemia i zabójczyni nie weszła do bawialni ani razu, bo nie
chciała patrzeć na instrument, nie chciała słyszeć ani tworzyć muzyki.
Zabójczyni miała wrażenie, że w jej sercu było już zbyt wielu zmarłych,
zbyt wiele istnień, które zostały przedwcześnie przerwane. Nie mogła
upchnąć pamięci po Nehemii w swym sercu, tym bardziej że wspomnienie
zakrwawionego łóżka i okropnych słów towarzyszyło każdej chwili w jej
życiu.
***
Zaklęła pod nosem. A więc czar zadziałał. Nie chciała myśleć o tym, co to
wszystko oznaczało i dlaczego zaklęcie okazało się skuteczne wobec
żelaza, jedynego surowca rzekomo odpornego na magię. Tym bardziej że
w „Chodzącej śmierci” znajdowało się tyle naprawdę paskudnych czarów,
dzięki którym można było przywołać demony, wskrzeszać zmarłych i
torturować do chwili, gdy ofiary zaczynały błagać o śmierć.
Celaenie zrobiło się sucho w gardle, gdy pokonała drugie drzwi i ruszyła
przed siebie, zapalając kolejne pochodnie. W ich świetle ujrzała schody, a
za nimi następny korytarz, który skręcał w prawo i był o wiele krótszy.
Nikt nie czyhał na nią wśród cieni. Widziała jedynie kolejne zamknięte
drzwi po obu stronach. Panowała tu tak wielka cisza…
Przed szóstymi drzwiami zawahała się, gdyż przeszył ją inny dreszcz niż
dotychczas.
Gdy kreda dotknęła metalu, instynkt nakazał jej rzucić się do ucieczki.
Chciała go posłuchać, ale mimo to otworzyła drzwi.
„Ślady paznokci”.
Spojrzała tam, skąd przyszła, ale wejście nadal oświetlały zapalone przez
nią pochodnie.
Jakby w odpowiedzi na jej myśli we wnętrzu wieży rozległ się łoskot tak
potężny, że odruchowo podskoczyła. Echo rozbrzmiewało raz za razem,
nabierając metalicznego pogłosu.
Nadal nic.
Musiał ją stąd wyciągnąć. Żadne z nich nie powinno się włóczyć w takim
miejscu.
***
Co tam się kryło? Nie miało to nic wspólnego z Gavinem ani Brannonem.
Być może lochy zostały zbudowane w ich czasach, ale wszystko to
musiało mieć związek z królem. To przecież on wzniósł wieżę zegarową.
Zbudował ją z…
Ale… Ale Klucze przecież miały być małe. Nie spodziewała się gigantów
takich jak wieża zegarowa! Nie…
Tylko raz widziała, aby amulet zachowywał się w ten sposób… Nie
ośmielając się odwrócić, brnęła przed siebie ku bibliotece, macając drogę
wolną ręką.
***
Istota wychynęła z ciemności celi, zaciskając pazurzaste łapy na płaszczu.
Jedzenie. Po raz pierwszy od wielu miesięcy natrafiła na ofiarę. Była taka
żywa, tak pełna życia… Stworzenie przemknęło tuż obok brnącej przed
siebie, oślepionej zwierzyny.
***
***
***
Padł na ziemię, a Celaena nie zauważyła nawet, gdzie odniósł ranę. Z jej
nosa buchnęła krew, zalewając usta. Zatoczyła się, ale udało jej się zerwać
do biegu ku bibliotece.
Zerwała się na równe nogi. Po jej plecach, przebitych przez szpony istoty,
płynęła krew.
***
Kolejny huk.
– Celaeno!
Istota, która z nich wychynęła, nie pochodziła z tego świata. Nie było
takiej możliwości.
Być może kiedyś należała do rasy ludzkiej, lecz teraz była poskręcanym,
wyschniętym, połamanym stworzeniem, a każda kość stercząca z jej ciała
mówiła o głodzie i szaleństwie.
***
Na pewno gdzieś był jakiś zamek, jakiś sposób, aby zamknąć to wyjście,
spowolnić to stworzenie choć na chwilę…
Spojrzała na niego, nie czując nawet bólu zadawanego przez pazury wbite
w jej ciało. Po czole księcia spływał pot.
***
Książę nie miał pojęcia, co robi. Wiedział tylko tyle, że musi zamknąć te
drzwi. Jego magia wybrała tę metodę. Napierał plecami, napinał mięśnie
nóg i wytężał swoją moc, usiłując zespawać drzwi z futryną. Kręciło mu
się w głowie, było mu gorąco, dusił się…
„Cóż ja narobiłam?”.
***
Zabójczyni, którą nadal więziły szpony potwora, nie mogła nawet drgnąć.
Dorian rzucił
się, aby podnieść Damaris. Potwór znów usiłował się uwolnić, ale książę
zamachnął się i ciął po nadgarstku. Wrzask bestii przeszył ich do żywego,
ale drzwi zatrzasnęły się.
Celaena zatoczyła się. Odcięta łapa bestii nadal sterczała z jej ramienia.
Zabójczyni odruchowo znów zablokowała drzwi plecami. Sekundę
później stwór rzucił się na nie.
Książę nie zastanawiał się nawet, czy słowa Celaeny mają jakikolwiek
sens. Popędził po schodach i wpadł między regały. Rozglądał się
gorączkowo, dotykał grzbietów książek, szukał
coraz szybciej, wiedząc, że z każdą chwilą zabójczyni opada z sił. Już
chciał wrzasnąć z bezsilności, gdy przebiegł obok stołu, na którym leżał
wielki, czarny tom.
„Chodząca śmierć”.
Miała rację. Dlaczego ona zawsze miała rację na swój własny, przedziwny
sposób?
– Zadziała? – zapytał.
– Chcemy, żeby przekroczył próg, tak? – sapnął książę. – Ale w tym celu
musimy…
Dorian przesunął się, aby mogła narysować coś nad nim. Ich oddechy
zmieszały się.
Odetchnął i odskoczył.
Stało się tak, jak mówiła dziewczyna. Bestia zamarła w progu, a jej
zwierzęce ślepia zalśniły dziko. Przez chwilę Dorian był przekonany, że
Celaena oraz istota z ciemności wpatrują się w siebie. Dzikość ustąpiła na
krótko, ale pojawiła się znowu, gdy zabójczyni drgnęła.
Celaena znów się poruszyła i nadziała łeb na miecz, jakby się bała, że
nadal może gryźć.
– Nie wiem – odparła, kręcąc głową. – Chyba do chwili, gdy usunę znaki.
***
Zaczynała wierzyć w to, że król sam stworzył ową istotę, ale nie musiała
o tym mówić Dorianowi. Wieża zegarowa została przecież wzniesiona
przez władcę. Z pewnością wiedział, z czym się to wiąże. Zabójczyni
miała pewność, że potwór był czyimś tworem, gdyż w jego piersi
znajdowało się ludzkie serce. Była gotowa się założyć, że przy tworzeniu
zarówno bestii, jak i wieży wykorzystano przynajmniej jeden Klucz
Wyrda.
– Co mam ci powiedzieć?
– Muszę jakoś nad nią zapanować. W przeciwnym razie może się objawić
wszędzie, przed wszystkimi! Jak dotąd mi się upiekło, ale nie sądzę, aby ta
szczęśliwa passa długo potrwała.
Książę parsknął i dla żartu trącił ją nogą. Celaena wychyliła się i wsunęła
dłonie między kolana.
– Będziemy czekać. Będziemy pilnować tych drzwi, tak by nikt inny nie
dostał się do środka i… Czekać. Dzień po dniu.
– Dzień po dniu.
45
Celaena nic nie zjadła, nie wzięła kąpieli ani też nie odwiedziła
uzdrowiciela. Zamiast tego pobiegła do lochu, nie patrząc nawet na
mijanych strażników. Była wycieńczona, ale strach dodawał jej sił.
Niemalże pędziła po schodach.
Celaena miała wrażenie, że zna już odpowiedź. Drugą rzeczą, którą mogły
kontrolować Znaki Wyrda, było bowiem życie.
***
Wytężyła słuch, ale z drugiej strony nie dobiegały żadne odgłosy. Nic.
Wyrysowane krwią Znaki Wyrda zetlały. Strupy skruszyły się i
poodpadały, ale zabójczyni widziała ciemny zarys każdego z nich, jakby
wtopiły się w metal. Z powierzchni docierało tu stłumione echo z wieży
zegarowej. Była druga nad ranem. Nikt nie wiedział o tym, że wieża
wznosi się nad starożytnym lochem, który skrywa sekrety króla. Jak to
możliwe?
Wiedziała, że musi udać się na spoczynek, ale nie mogła spać od wielu
tygodni i nie widziała sensu w kolejnych próbach. To dlatego tu przyszła.
Chciała zająć się czymś w chwili, gdy będzie porządkować myśli.
Szarpnęła jeszcze kilka razy, pod koniec opierając nawet nogę o ścianę,
ale drzwi nie ustąpiły. Gdy nabrała pewności, że nic się przez nie nie
przedostanie – obojętnie w którą stronę –
odetchnęła ciężko.
Nikt nie uwierzy w istnienie tego miejsca. Nikt nie uwierzy też w jej
szalone, wysoce nieprawdopodobne opowieści o Kluczach Wyrda.
„Skrzydła…”.
Inskrypcja znajdowała się jedynie u stóp Eleny – nie Gavina – a słowa nie
miały większego sensu.
A może one z założenia miały nie mieć sensu? Może miały sugerować
jakieś znaczenie, ale tak naprawdę ich przesłanie było zupełnie inne? W
grobowcu wszystko było przecież na opak, przemieszane i
poprzestawiane. Na każdym kroku widziała odwrócony porządek rzeczy.
Innymi słowy, to, co należało ukryć, było widoczne, ale jego znaczenie z
pewnością zostało zniekształcone.
Istniała tylko jednak osoba – a raczej istota – która mogła jej powiedzieć,
czy miała rację.
46
To magiczny anagram! – wysapała, wbiegając do grobowca.
– Sprytny pomysł, no nie? Schować coś tak, aby nikt nie wiedział, że
patrzy na rozwiązanie.
Czaszka milczała przez dłuższą chwilę i gdy dziewczyna nabrała tchu, aby
na nią wrzasnąć, powiedziała:
– Spójrz.
„Jestem pierwszym”.
Gdzie go ukryje tak, aby nikt go nie znalazł? Pytania kłębiły się w jej
głowie i przytłaczały ją.
Czuła, że lada chwila ugnie się pod ich naporem i ucieknie do swych
komnat, ale napięła mięśnie. Później się nad wszystkim zastanowi.
Wetknęła do środka palec, macając i drapiąc, ale nie znalazła tam niczego.
książki, po które nikt nie powinien sięgać, nie mówiąc już o kimś w jego
wieku. Choć – dodał po chwili – bardzo przypomina inną znaną mi osobę.
– I tak się dziwnie złożyło, że zapomniałeś powiedzieć mi o tym
wszystkim?
– Tak jak ty, choć szybciej. Stąd myślę, że jest mądrzejszy od ciebie.
On oraz Dorian.
Dobrze znana Celaenie przepaść w głębi jej duszy zaczęła się poszerzać.
Znów poczuła pusty, nieukojony ból. Wiedziała, że nigdy się nie skończy.
Gdyby bogowie naprawdę słuchali modlitw śmiertelników, oddałaby
własne życie za życie Nehemii. Nie miałaby żadnych trudności z
podjęciem takiej decyzji. Świat nie potrzebował zabójczyni z zajęczym
sercem. Potrzebował
Sęk w tym, że nie było już bogów, z którymi można by się układać. Nie
miała komu zaoferować swej duszy w zamian za inną. Nie było sposobu,
aby znów porozmawiać z księżniczką i usłyszeć jej głos.
Były jeszcze inne rzeczy, które musiała powiedzieć Nehemii. Były słowa,
które musiała z siebie wyrzucić, i prawdy, które należało wyznać. Musiała
się pożegnać, tak jak należało.
Celaena jednakże wyszła już z grobowca. Mort niczego nie rozumiał, ale
wcale się nie dziwiła. Sama utraciła w życiu niezliczoną liczbę bliskich i z
nikim nie udało jej się pożegnać.
Tym razem będzie inaczej. Tym razem mogła wszystko zmienić, choćby
na parę minut. Tym razem się uda. Potrzebowała „Chodzącej śmierci”,
jeszcze jednego sztyletu bądź dwóch, kilku świec oraz przestrzeni, o wiele
większej niż we wnętrzu grobowca. Rysunki sporządzone przez Caina
zajęły sporo miejsca. W sieci sekretnych tuneli jedno piętro wyżej
znajdował się długi korytarz z serią drzwi, których nigdy nie ośmieliła się
otworzyć. Korytarz był szeroki, a sufit wysoki. Wystarczyło miejsca, aby
przygotować zaklęcie.
***
Jego głos był łagodny, ale Dorian miał wrażenie, że w razie potrzeby
może natychmiast stwardnieć. Dziki blask oczu oraz duma i arogancja,
bijące z postaci króla, zdradzały, że łatwo obudzić w nim gniew.
Dorian nie zastanawiał się ani chwili nad tym, co ma robić. Odepchnął
świadomość, że właśnie przemówił do niego Gavin, pierwszy król
Adarlanu. Złapał ubranie, miecz i wypadł z komnaty.
47
Rana na ramieniu pulsowała bólem, ale Celaena przytrzymała rękę, raz
jeszcze zanurzyła palec we krwi i nakreśliła kolejny Znak Wyrda.
Przerysowywała symbole z książki z idealną precyzją. Układały się w
drzwi zwieńczone łukiem. Jej krew połyskiwała w świetle przyniesionych
przez nią świec.
Ton jej głosu nagle się zmienił i Celaena zrozumiała, że Nehemia zwraca
się do niej.
– Myślałam, że masz więcej oleju w głowie.
– Nie mam czasu na twoje wyznania. Przybyłam tu tylko po to, aby cię
ostrzec. Nigdy więcej nie otwieraj tego portalu. Jeśli zrobisz to ponownie,
ktoś inny przybędzie w odpowiedzi na twoje wezwanie. I nie przeżyjesz
tego spotkania. Nikt nie ma prawa otwierać przejścia do tego wymiaru,
bez względu na to, jak bardzo cierpi w żałobie.
Spojrzała mu w oczy.
„Nie ufaj…”.
– Powiedz mi, jak się tego nauczyłaś – szepnął Archer, zerkając na portal i
ciemność za nim. – Proszę. Znalazłaś Klucze Wyrda? Tak to osiągnęłaś?
– Król ma przynajmniej jeden Klucz. Nie mam pojęcia, gdzie znajduje się
reszta.
– Nie. Jeśli wyjawimy prawdę, król wykorzysta je, aby poczynić więcej
zniszczeń, niż możesz sobie wyobrazić. Na pewno nie zdołamy też w
tajemnicy odszukać pozostałych Kluczy.
Jej żołądek aż się skręcał. Archer wiedział o wiele więcej, niż zdradził.
Westchnęła więc, pokręciła głową i zaczęła przechadzać się po
pomieszczeniu. Kawaler przyglądał jej się w milczeniu, aż Celaena
zatrzymała się jak wryta, jakby nagle zrozumiała prawdę.
Jej świat walił się w gruzy, a mimo to uśmiechnęła się. Nie była w stanie
wytłumaczyć, dlaczego w ogóle zaczęła o tym myśleć, ale jeśli to było
prawda, musiała go zmusić, aby to przyznał. Usłyszała własne słowa:
Wyciągnęła rękę, jakby chciała dotknąć jego dłoni, ale opuściła ją.
Przybrała łagodną, słodką minę. – Czemu nie powiedziałeś mi o tym
wcześniej? Moglibyśmy połączyć siły już parę tygodni temu. Moglibyśmy
spróbować rozwiązać zagadkę razem. Gdybym tylko wiedziała, co planuje
Nehemia… Jak ona mogła bez przerwy mnie okłamywać? Ona mnie
zdradziła, Archer, zdradziła mnie na każdy możliwy sposób. Kłamała mi
w żywe oczy, sprawiła, że wierzyłam we wszystko, co mówiła… –
Zgarbiła się. Po dłuższej chwili zrobiła krok w jego stronę. – Nehemia
okazała się niewiele lepsza od Arobynna czy Clarisse. Archer, powinieneś
był mi o wszystkim powiedzieć.
– Byłabyś zdziwiona, jak wielu ludzi widzi tylko i wyłącznie to, co chce
zobaczyć.
Wystarczy płaszcz, maska i zacny ubiór. Nie miał żadnych podejrzeń.
– Ryzykowałem, tak jak ryzykuję teraz. Nie wiedziałem, czy kapitan powie
ci o tym liście, czy też nie. Wygląda jednak na to, że miałem rację.
– Jesteś nam potrzebna. Bez ciebie nasza sprawa nie wygra. Bardzo cię
potrzebujemy.
Niektórzy członkowie mojej grupy zaczynają mi się opierać i
kwestionować moje przywództwo.
do niej.
Wiem, Archer.
Ujrzał sztylet w jej dłoni, dopiero gdy ostrze zmierzało już w stronę jego
ciała. Okazał się szybki – nazbyt szybki – i cofnął się. Sztylet trafił w
ramię, a nie w serce.
***
Chaol nie mógł spać. Wpatrywał się w baldachim nad swoim łóżkiem i
wciąż rozmyślał o testamencie, który znalazł na biurku Celaeny. Pozwolił,
aby wyrzuciła go z komnaty, i nie powiedział jej, jakie znaczenie miał dla
niego ten dokument. Może i zasłużył sobie na jej nienawiść, ale… Ale
musiała wiedzieć, że nie chce jej pieniędzy.
Musiał się z nią zobaczyć, choć na moment. Musiał jej wszystko wyjaśnić.
– Gdzie? – spytał.
Kapitan już wciągał koszulę i tunikę, a potem wsunął buty i złapał miecz.
– Jakie tarapaty?
– Ktoś został ranny? – spytał cicho Chaol, usiłując utrzymać równy rytm
oddychania.
– Miałem sen – rzekł Dorian tak cicho, że nikt poza Chaolem nie usłyszał
jego głosu. –
Chaol nie odpowiedział. Zamiast tego ruszył przed siebie najszybciej, jak
mógł, bez przyciągania uwagi służby i strażników. Jego serce biło z taką
siłą, że czuł je w całym ciele. W
– Celaeno!
Nic.
Drzwi stanęły otworem i oczom obu mężczyzn ukazała się pusta sypialnia.
– Oczywiście, że idę.
Chaol bez namysłu rzucił się do tunelu. W środku było niezwykle ciemno
i niemalże przewrócił się na schodach, ale Dorian, który był tuż za nim,
złapał świecę.
Nastała ciemność.
Wyprzedził ją Dorian.
– Musimy zamknąć przejście! Portal prędzej czy później i tak się zamknie,
ale… im dłużej jest otwarty, tym większa szansa, że znowu coś tu wlezie!
– Ja… nie wiem, ja… – bąknęła. W głowie wirowało jej tak bardzo, że
kolana pod nią drżały. Mimo to odwróciła się do Archera, który stał po
przeciwnej stronie korytarza, i zawołała:
– Oddaj księgę!
Dorian nie był w stanie zatrzymać uciekiniera, zresztą nie znalazł w sobie
odwagi, gdyż między nimi stał demon. Celaena z zakrwawioną twarzą
rzuciła się w pościg, ale kawaler był
zbyt szybki. Dziewczyna zerknęła na Chaola, ale kapitan nadal przyciągał
uwagę potwora.
– Pójdę i… – zaczął.
Chaol oraz demon nadal zataczali kręgi. Potwór powoli cofał się ku
portalowi.
– Nie! – zaprotestowała, ale rana głowy dokuczała jej coraz bardziej. Nie
była w stanie się opierać. Dotarło do niej, że w tym stanie będzie tylko
przeszkadzać kapitanowi, i pozwoliła, żeby Dorian pociągnął ją w stronę
schodów.
***
– Strzała!
Kapitan rozejrzał się. Pies leżał wśród cieni, zbyt ciężko ranny, aby
uciekać.
Chaol nie był w stanie go powstrzymać. Nie był w stanie zrobić absolutnie
nic, gdy potwór odwrócił się, złapał sukę za ranną łapę i wciągnął za sobą
przez portal.
Ale gdy wrzask Celaeny nadal niósł się echem po korytarzu, Chaol
odwrócił się, zeskoczył ze schodów i ruszył przez zasnuty mgłami portal
w ślad za Strzałą.
***
Celaena nigdy dotąd nie doznała tak wielkiego strachu i bólu jak w chwili,
gdy Chaol wskoczył do portalu w ślad za jej psem.
Obróciła się błyskawicznie i grzmotnęła głową zaskoczonego Doriana o
ścianę. Książę osunął się na schody, a dziewczyna wyzwoliła się z jego
uścisku. Nie dbała o Doriana, nie dbała o nic. Liczyli się dla niej jedynie
Strzała oraz Chaol.
***
Gdy przedarła się przez portal, coś zaczęło się zmieniać. Kapitan miał
wrażenie, że rysy jej twarzy wyostrzyły się, a w jej krokach, naraz
dłuższych, pojawiła się gracja. Jej uszy zaś… Jej uszy były teraz
wydłużone i lekko szpiczaste.
Gdy płomienie znikły, kapitan ujrzał, jak demon przewraca się i toczy po
ziemi. Po chwili zerwał się i w tym samym ruchu obrócił ku Celaenie.
„Bo ona nie jest człowiekiem” – uświadomił sobie, klęcząc i wpatrując się
w dziewczynę ponad ciałem Strzały.
Czuła zapach jego krwi, tak bardzo ludzki i zwyczajny. Magia znów w niej
wezbrała. Było jej coraz więcej – niepowstrzymanej, starożytnej,
płonącej.
Demon był zbyt mądry i zbyt szybki. Co więcej, pomimo długich, chudych
kończyn był
również o wiele za silny. Jeśli zbliżały się inne… Jeśli więcej podobnych
mu istot przedrze się przez portal…
Jej magia znów wzbierała, a źródło tym razem okazało się głębsze.
Celaena, cofając się, oszacowała dzielący ich dystans. Nie potrafiła
władać swą mocą, ale miała miecz – święty miecz wykonany przez Fae,
który był w stanie wytrzymać magię. Mogła go wykorzystać w
charakterze przewodnika.
Nie zastanawiając się długo, posłała całą moc prosto w złoty miecz.
Klinga rozżarzyła się do czerwoności, a wzdłuż ostrza zamigotały
błyskawice.
Grunt zaczął pękać. Pojawiły się płonące, pełznące coraz dalej szczeliny,
a jedna z nich zmierzała prosto w stronę potwora. Naraz ziemia między
nimi zaczęła się zapadać, kawałek po kawałku, aż w końcu demon rzucił
się do ucieczki. Po chwili Celaena stała na niewielkiej wysepce, mając za
plecami otwarty portal i otchłań wszędzie dookoła siebie.
Wyrwała Damaris z popękanej ziemi. Wiedziała, że musi się stąd
wydostać, najszybciej jak się da. Zanim zdołała choćby drgnąć, magia
zafalowała tak gwałtownie, że opadła na kolana.
Potem pod jej ramionami pojawiły się silne dłonie, które znała tak
dobrze. Przeciągnęły ją przez portal do Erilei, gdzie jej magia zgasła
niczym promyk świeczki.
***
Dorian ocknął się w chwili, gdy Chaol przeciągnął Celaenę przez portal.
Dziewczyna była przytomna, ale bezwładna. Gdy znalazła się na
podłodze, upuścił ją, jakby parzyła niczym ogień.
Teraz znajdował się tam jedynie wąski cypel i ogromny krater. Blady
potwór znikł.
Dorian czuł ogromny ból głowy, ale zdołał ruszyć przed siebie. Niczego
nie pamiętał. W
– Zamknij to – odezwał się Chaol. Był trupio blady, przez co krew na jego
twarzy wydawała się jeszcze ciemniejsza. – Zamknij to!
Dorian musiał w kilku miejscach oprzeć się o ścianę, aby nie osunąć się
na kolana. Ból głowy był odurzający, ale dotarł do Chaola i dziewczyny.
Strzała trącała nosem swą panią.
„Coś jest nie tak między nimi – uświadomił sobie Dorian. – Chaol jej nie
dotyka. Nie próbuje pomóc jej wstać”.
– Nie mam już mocy. Nie mam czym zamknąć przejścia – szepnęła
Celaena, krzywiąc się. Potem spojrzała na księcia. – Ale ty masz.
***
– Co mam zrobić?
Dorian położył ciepłą dłoń na jej plecach, aby dodać jej otuchy, a
dziewczyna zanurzyła palce w jego krwi. Dopiero gdy poczuła jej ciepło,
zdała sobie sprawę z tego, jak zimne ma dłonie. Wyrysowała symbole
składające się na zaklęcie zamykające nad znakami mieniącymi się na
zielono. Dorian ani przez chwilę jej nie puszczał, podszedł nawet bliżej,
gdy się zachwiała.
Kolana uginały się pod nią, ale skończyła kreślenie znaków. Gdy zapłonął
ostatni z nich, z przeklętego świata znów dobiegł ryk, a potem mgły, skały
i przepaść zakryła ciemność. Chwilę później patrzyli już tylko na znajomą
kamienną ścianę.
Rytm oddychania prysł. Znała jedną jedyną drogę ucieczki z zamku i była
pewna, że Finn podążył właśnie nią. Najpierw zabił Nehemię, a potem
porwał księgę i porzucił ich na pastwę tej bestii… Wyczerpanie znikło, a
zastąpiła ją znajoma wściekłość, która spalała to, co stało na jej drodze.
Archer zniszczył wszystko, co kochała.
– On jest mój.
Przeszła przez zwieńczone łukiem wrota, ale na obu brzegach ścieku nie
było żywego ducha. Zrobiła kilka kroków i spojrzała w dół, zastanawiając
się, czy mężczyzna nie spróbował
Słaniała się z wyczerpania, a Finn był w pełni sił. Jej ramiona drżały, gdy
parowała cios za ciosem. Ciął prosto w jej gardło, ale nachyliła się nad
rozpędzonym ostrzem i pchnęła go w bok. Uskoczył szybko jak
błyskawica.
– Wolałabym żyć w cieniu króla niż w świecie rządzonym przez takich jak
ty – warknęła.
Z początku sądziłem, że po prostu nie chce się tobą z nami dzielić, ale
teraz znów zaczęło mnie to intrygować. Dlaczego cię kryła? Czy
wiedziała o tobie coś jeszcze?
– Och, gdy moi ludzie zaczną nad tobą pracować, szybko zmienisz zdanie.
Rourke Farran był moim klientem, zanim go zabito, rzecz jasna.
Pamiętasz Farrana, prawda? Uwielbiał zadawać ból. Powiedział mi kiedyś,
że mało co sprawiło mu tyle radości co torturowanie Sama Cortlanda.
Furia oślepiła Celaenę do tego stopnia, że zapomniała, jak ma na imię.
Kawaler padł jak kłoda, a jego miecz brzęknął gdzieś obok. Dziewczyna
błyskawicznie przypadła do niego i przytknęła sztylet do jego gardła.
Mrok, który żył w jej duszy, pożarł wszelkie światło. Pozostał jedynie
malutki ogieniek, który stawał się słabszy z dnia na dzień. Nehemia,
obojętnie, gdzie teraz przebywała, wiedziała, jaki był mały.
Celaena poczuła, jak z wolna uchodzi z niej napięcie, ale nadal trzymała
sztylet przy gardle Archera. Wstała.
Tyle wystarczyło.
– Mylisz się – rzekła i wykonała ruch, tak szybki, że nie miał szans na
reakcję.
Mężczyzna otworzył szeroko oczy, gdy sztylet dosięgnął jego serca. Padł
bez sił w jej ramiona. Celaena przytrzymała go jedną ręką, a drugą
obróciła sztylet w ranie.
– To Nehemia była dobra – szepnęła mu do ucha.
52
Chaol patrzył, jak na krwi wypływającej z ust Archera tworzy się bąbel.
Celaena pozwoliła martwemu mężczyźnie osunąć się na kamienną
posadzkę. Wpatrywała się w trupa, a ostatnie słowa, jakie wygłosiła do
niego, zawisły w powietrzu, wywołując u kapitana zimny dreszcz.
Dziewczyna zamknęła oczy i odchyliła głowę, aby nabrać tchu.
Wyglądała, jakby godziła się ze śmiercią swej ofiary i przyjmowała skazę
na sercu jako zapłatę za zemstę.
Chaol wpadł do korytarza w porę, aby usłyszeć, jak Archer błaga o życie.
Słyszał też, jak wypowiada słowa, które okazały się jego ostatnią
pomyłką. Przestąpił z nogi na nogę, mając nadzieję, że Celaena zwróci na
niego uwagę. Czy pod postacią człowieka nadal dysponowała zmysłami
Fae?
się, czy on również padnie jej ofiarą, choćby z tego powodu, że tu był i
poznał mroczną prawdę.
***
Dorian starał się pomóc najlepiej, jak umiał, a Chaol opierał się o ścianę
z ramionami założonymi na piersi. Ani razu nie odezwał się do księcia.
***
na krześle przed jej biurkiem. Miał na sobie czarną koszulę, spod której
wystawały białe bandaże.
– Nadal to umiesz?
– Tak. W tamtym świecie bowiem nadal istnieje magia lub coś do niej
zbliżonego. Co więcej, jest ona dokładnie tak okropna i oszałamiająca, jak
to zapamiętałam. – Usiadła na skraju łóżka. Równie dobrze mogło ich
dzielić wiele kilometrów. – Nie potrafiłam nad tym zapanować.
– Gdyby nie to, że nadal mam krew owej istoty na sobie i świadomość, że
sam wskoczyłem do owego świata, uznałbym, że jesteś stuknięta.
Chaol zaklął, ale dziewczyna nadal patrzyła przez okno. Nie spuszczała
konstelacji z oczu.
– Jak możesz nadal na mnie patrzeć, skoro wiesz, kim naprawdę jestem?
Nie była w stanie znów oddać mu wszystkiego. Nie teraz. Nie byłoby to w
porządku zarówno wobec niego, jak i wobec niej. Nawet gdyby umiała
wybaczyć mu to, że pozostał
***
Chaol wpatrywał się w tajne przejście i zastanawiał się, czy powinien udać
się w ślad za dziewczyną. Potem przypomniał sobie o wszystkim, co mu
opowiedziała, oraz o tajemnicach, które mu wyjawiła. Wiedział, że
potrzebuje nieco czasu, by wszystko poukładać sobie w głowie.
Zabójczyni była Fae oraz spadkobierczynią potęgi, nad którą nie była w
stanie zapanować. Chociaż nie mogła zmieniać postaci, jeśli ktokolwiek
odkryje, kim jest naprawdę…
To dlatego tak bardzo bała się króla. To dlatego nigdy nie mówiła, skąd
przybyła. To dlatego nigdy nie wspomniała o tym, przez co przeszła.
Przyszło zaś mieszkać jej w najbardziej niebezpiecznym miejscu dla niej
czy dla każdej innej Fae.
Zanim kapitan zdążył dobrze się zastanowić, a w jego głowie pojawił się
jakikolwiek plan, już szedł przed siebie, a kilka minut później zastukał do
drewnianych drzwi.
Wyrwał ojca ze snu. Jego oczy były mętne, ale zwęził powieki na widok
syna.
żadnych pytań.
To już dawno nie był jego dom, ale jeśli w ten sposób mógł umożliwić
Celaenie wyjazd z królestwa… Wendlyn był ostatnią twierdzą Fae i
jedynym miejscem w Erilei, gdzie byłaby naprawdę bezpieczna.
Nie miał już nadziei na wspólną przyszłość z nią. Przyznała, że nadal żywi
do niego jakieś uczucia, ale nigdy nie mogłaby już mu zaufać. Zawsze
będzie go nienawidzić za to, co uczynił, ale mógł przynajmniej zrobić dla
niej tyle. Nawet jeśli nie miał jej już nigdy ujrzeć, nawet jeśli porzuci swą
funkcję Królewskiej Obrończyni i na zawsze zostanie w Wendlyn z Fae,
będzie przynajmniej wiedział, że jest bezpieczna i nikt jej nie skrzywdzi.
Sprzedałby za to duszę.
– Załatwione – rzekł.
53
Gdy Celaena skończyła opowiadać Dorianowi historię, którą wcześniej
usłyszał Chaol –
– Czy to…
Po chwili Dorian wyciągnął rękę, ujął jej dłoń i ucałował. Gest ten nie
miał w sobie nic z romantyzmu. Chciał w ten sposób podziękować.
***
Dziś rano dostarczyła mu głowę Archera Finna, nie spóźniając się ani o
jeden dzień.
otwarty jedynie przez kilka minut, a potem został zamknięty. Cain przecież
już nie żył. Czy ktoś w zamku posiadł ten rodzaj wiedzy czy odziedziczył
tyle mocy we krwi? Czy może była to ta sama osoba, która zabiła Babę
Żółtonogą?
Nie odnaleziono ciała, ale ani przez moment nie wierzył w to, że wiedźma
po prostu znikła. Następnego dnia po tym, jak wyparowała, osobiście
pofatygował się na tereny zajmowane przez cyrk, aby przyjrzeć się
zrujnowanemu wozowi. Zauważył plamki krwi na drewnianej podłodze.
***
Jutro.
Miała wyjechać jutro!
– Nie mogę udać się do Wendlyn. Ja… Ja po prostu nie mogę. Chaol
przecież wie, czym się dla ciebie zajmuję. Po co miałby mnie tam
posyłać?
– Chce, bym chowała się wraz z Fae i nigdy nie powróciła do Adarlanu?
Mowy nie ma!
Nie była w stanie dokończyć tego przerażającego zdania. W głowie jej się
nie mieściło, że Nehemia mogłaby zaplanować zamach na siebie, wiedząc,
że tylko jej śmierć zdoła zmienić świat oraz Celaenę.
– Do Wendlyn.
54
Po zakończeniu narady Chaol robił wszystko, aby tylko nie patrzeć na
ojca, który nie spuszczał z niego oczu w chwili, gdy przedstawiał plan
królowi. Starał się również unikać spojrzeń Doriana, przygnębionego
zdradą przyjaciela. Próbował wymknąć się do koszar, ale nie był wcale
zdziwiony, gdy na jego ramieniu niespodziewanie zacisnęła się czyjaś
dłoń i odwróciła go.
– Nie chcę, żeby mi wybaczyła. Nie chcę też się zastanawiać, czy nie
wpuści czasem do zamku kolejnej hordy stworów z innego wymiaru tylko
dlatego, że tęskni za przyjaciółką.
– Jeśli w Wendlyn coś jej się stanie – warknął Dorian, który ani myślał
schodzić kapitanowi z drogi – osobiście dopilnuję, abyś pożałował dnia,
w którym się urodziłeś.
Chaol wiedział, że jeśli w istocie coś się tam stanie Celaenie, sam również
będzie żałował
***
Nocne niebo zaczynało jaśnieć, gdy Celaena stanęła nad grobem Nehemii.
Resztki śniegu już stopniały i oczekujący na wiosnę świat wydawał się
teraz brunatny i jałowy. Za kilka godzin zabójczyni miała wyruszyć za
morze.
Nie miała pojęcia, jak tego dokona ani też ile czasu jej to zabierze, ale
wiedziała, że dopnie swego. Tylko dlatego, że Nehemii się nie powiodło.
Dlatego, że nadszedł czas.
55
Strzaskany zamek w drzwiach sypialni Celaeny nie został jeszcze
naprawiony. Po śniadaniu Dorian bez przeszkód wszedł więc do jej
pokoju, niosąc stos książek. Dziewczyna stała przed łóżkiem i upychała
odzież do wielkiej skórzanej sakwy. Strzała przywitała księcia jako
pierwsza, choć zabójczyni bez wątpienia słyszała go już z korytarza.
– Ale ja nie! Każdego dnia będę się zastanawiał, co się z tobą dzieje. Ja…
Ja cię nie zapomnę. Ani na chwilę.
– Będę się o nią troszczył jak o największy skarb. Pozwolę jej nawet spać
w moim łóżku.
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale szukam miejsca, w którym
mógłbym trzymać kilka pozycji, a twoje pokoje mogą okazać się… cóż,
bezpieczniejsze od moich.
– Uważaj na siebie.
Zatrzymał się i odwrócił do niej. Nadal zadzierała wysoko głowę, ale jej
oczy lśniły.
Wiedział, że w tych słowach kryło się coś więcej, jakaś tajemnica, ale
uwierzył jej.
***
Nie chciała widzieć się z Chaolem. Nie chciała się z nim żegnać. Miała
bowiem do niego tyle pytań, że lepiej było nie pytać o nic. Czy on
naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, że zastawiał na nią pułapkę, z
której nie mogła się wyrwać?
Słony wiatr zmierzwił jej włosy. Zrobiła krok naprzód, ale wtedy ktoś
wyłonił się z cieni rzucanych przez budynki okalające przystań.
– Ja muszę tu wrócić.
– Posłuchaj mnie!
Kapitan uniósł brwi, ale dziewczyna nie chciała już się zastanawiać, czy
słusznie czyni.
– Nie wiem, czy zaczniesz szukać Kluczy, ale nie obchodzi mnie to. Chcę
jedynie tego, aby ktoś o nich wiedział. Ktoś poza mną. Wszelkie dowody
znajdują się w grobowcu.
– Celaeno…
– Co to ma znaczyć? – spytał.
Odnalazła w sobie siłę, aby ruszyć przed siebie. Nabrała tchu. Spojrzała
po raz ostatni na kapitana i weszła po trapie na pokład. Nie zwracając
uwagi na resztę podróżnych, odłożyła sakwę i zajęła miejsce przy relingu.
Spojrzała w dół i odkryła, że Chaol nadal tam stoi.
Kapitan nakazał zdjąć cumy. Żeglarze zakrzątnęli się, zdjęli niektóre liny,
zamocowali inne, a statek przechylił się. Celaena zaciskała dłonie na
relingu z taką siłą, że zaczęły ją boleć.
Jej nozdrza wypełnił zapach soli, jakże różny od tego, który zapamiętała z
Endovier. Jej włosami szarpnął żywy wiatr.
Chyba że zdoła jakoś wykręcić się z przysięgi, którą złożył ojcu. Nie
powiedział mu przecież, k i e d y wróci do Anielle. Dobrze, zastanowi się
nad tym jutro. Tymczasem miał inne zmartwienie.
zawartość jej biurka. Nie znalazł jednakże nic, co miałoby jakiś związek z
tamtą datą. Sprawdził
spisany przez nią testament, ale został podpisany kilka dni po owym dniu.
Cisza i pustka w jej komnatach przytłaczały go i już miał wyjść, gdy
ujrzał stosy książek w kącie pokoju.
Genealogie oraz niezliczone kroniki królewskie. Kiedy je tu przyniosła?
Nie widział ich w nocy. Czyżby była to kolejna wskazówka? Stanął przed
biurkiem i rozłożył kroniki z ostatnich dziesięciu lat. Przejrzał je jedna po
drugiej. Nic.
Tego dnia rano odkryto śmierć króla Orlona Galathyniusa, jego bratanka i
dziedzica, Rhoe Galathyniusa, oraz żony Rhoe, Evalin. Orlon został
zamordowany w łóżku w pałacu królewskim w Orynth, a ciała Rhoe i Evalin
zostały odnalezione w łożu w ich wiejskiej posiadłości na brzegach rzeki
Florine. Nie ma jak dotąd wieści o losie córki Rhoe i Evalin, Aelin.
Przeliczył pokolenia.
Zabójca, który nie zdołał jej zabić poprzedniej nocy, powrócił i odebrał jej
życie, nim do posiadłości rodziców dotarła pomoc. Ciało Aelin nie zostało
odnalezione, choć przypuszczalnie zostało wrzucone do rzeki niedaleko
domu rodziców.
Oczy Ashryver
Oczy prześliczne, przez legendy sławione
Ile razy spoglądał w te oczy? Ile razy widział, jak Celaena odwraca
spojrzenie przed królem, aby ten nie zauważył jednego, jedynego
dowodu, którego nie mogła ukryć?
Podziękowania
Dziękuję Amie Kaufman, Kat Zhang oraz Jane Zhao, które w zależności
od okoliczności potrafiły stać się płytami rezonującymi, krytyczkami lub
cheerleaderkami, ale zawsze były cudownymi przyjaciółkami. Dziękuję
nieprawdopodobnie mądrej Biljanie Likic, która pomogła mi przy
zagadce wiele lat temu, oraz Danowi „DKroks” Krokosowi, który jest
prawdziwym przyjacielem i partnerem we wspólnej zbrodni.
Jest tak wielu ludzi, którzy dołożyli wszelkich starań, aby moje książki
ujrzały światło dzienne i trafiły do rąk czytelników. Z całego serca
dziękuję: Erice Barmash, Emmie Bradshaw, Susannah Curran, Beth Eller,
Alonie Fryman, Shannon Godwin, Natalie Hamilton, Bridget Hartzler,
Katy Hershberger, Melissie Kavonic, Linette Kim, Ianowi Lamb, Cindy
Loh, Donnie Mark, Patricii McHugh, Rebecce McNally, Reginie Roff
Flath, Rachel Stark oraz Brettowi Wright. Szczególne podziękowania
należą się również całemu zespołowi Bloomsbury – praca z wami to
prawdziwy zaszczyt.
Pragnę uściskać moich rodziców, rodzinę i przyjaciół, aby podziękować
im za nieustające wsparcie. Dziękuję memu niezwykłemu mężowi Joshowi
– w żadnym języku nie ma tylu słów, aby powiedzieć, jak bardzo cię
kocham. Dziękuję Janet Cadsawan za cudowną biżuterię, dzięki której
świat „Szklanego tronu” ożył i nabrał wyrazistości. Dziękuję Kelly de
Groot za mapę, entuzjazm i wspaniały charakter.