You are on page 1of 4

Paweł Huelle urodził się w 1957 roku w Gdańsku. Ukończył Wydział Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego.

W
latach 1980-81 pracował jako dziennikarz w Biurze Informacji Prasowej Solidarności, publikował też swoje teksty w
gdańskim czasopiśmie „Podpunkt”. Debiutował jako krytyk literacki i poeta w „Tygodniku Powszechnym”,
„Twórczości” i „Gwieździe Morza”.
Powieść Weiser Dawidek 1987 (Jan Jabłoński uznał ją za jedno z najważniejszych wydarzeń literackich powojennego
czterdziestolecia); wyróżnienie Nagrodą Fundacji im. Kościeliskich i miesięcznika „Literatura”, przełożona na liczne
języki.

Opowiadania na czas przeprowadzki (pierwsze wydanie w 1991) są drugim tomem prozy Pawła Huellego.
Jan Kott pisał: W Czasie przeprowadzki Huellego są zawsze dwa dna i dlatego jego realizm nazywano amagicznym.
Może jednak można by go nazwać ametafizycznym. Opowieści Huellego są głębiej zanurzone w tradycji od chyba
niemal całej naszej współczesnej prozy. Opowiadania składają się na niezwykłą sagę, w której historia Pomorza
opowiedziana jest poprzez historie zwykłych ludzi.

Opowiadań jest siedem: Stół; Winniczki, kałuże, deszcz; Przeprowadzka; Wuj Henryk; Cud; In Dublin’s
fair city; Mina.
Narratorem pierwszoosobowym jest chłopiec, poznajemy go, gdy jest młody, w ostatnim opowiadaniu Mina ma 32
lata. Akcja toczy się po zakończeniu II wojny światowej, występują liczne retrospekcje (najstarsze wspomniane
wydarzenia jest z 1849 roku); opisywane miejsca to przede wszystkim powojenny Gdańsk – stara Oliwa i Wrzeszcz.
Bohaterami są najbliżsi chłopca - matka, ojciec, dziadkowie, babcia, wuj, znajoma oraz napotkane osoby.

Poza przebiegiem współczesnych autorowi wydarzeń, istotna okazuje się atmosfera, występują liczne opisy barw,
emocji, zapachów.

Stół

Przedmiot nie był szczególnie lubiany przez domowników, posiadał liczne wady - krótszą nogę trzeba było
uzupełniać drewnianym klockiem, porysowany fornir przykrywało się obrusem. Stół został kupiony w 1946 od pana
Polaske z Zaspy (mężczyzna spędził trzy lata w obozie koncentracyjnym w Stuthoff) za parę butów i kawałek masła.
Sprzedawca podarował dodatkowo fotografię przedstawiającą atrakcyjny port handlowy Lange Brucke i w żaden
sposób nie przypominał Targu Rybnego.
Z racji tego, że mebel był produkcji niemieckiej, mama się nim brzydziła. Rodzice zaczynają się kłócić, matka
panicznie boi się Niemców, ojciec nienawidzi Sowietów - przez stół przebiega niewidzialna granica jak w 39’. Syn
czuje się wyobcowany, masywność i rozmiar stołu przyczynia się do przygnębienia.
Pewnego dnia wylewa się zupa. Ojciec nie reaguje, dokańcza posiłek, w końcu postanawia skrócić nogi od
stołu. Mężczyzna jest tak zdenerwowany, że w ataku złości, niszczy nogi i pozostaje sam blat. Rodzice chcą kupić
nowy stół, ale są tylko trójkątne. Głowa rodziny sugeruje, że powinni zamówić stół, trzeba było jednak długo czekać,
bo zakłady nie działały. Ojciec stworzył niezwykle prowizoryczny mebel, ale stosunkowo szybko się zepsuł.
Odnaleźli pana Gorzkiego, który zajmował się nielegalną stolarką z kradzionego drewna. Rodzina dała mu zaliczkę,
ale fachowiec przez tydzień pił, aż w końcu przeciął nici łączącego go ze światem skutków i przyczyn.
Chłopiec zauważył, że często do mieszkania przychodził pan Polaske, może był to jego brat, zostawiał w
powietrzu niewidzialne prezenty i znikał. Wraz z ojcem udał się do znakomitego stolarza, pana Kaspera (właściwie
Kaspar), który mieszkał na Żuławach.
W barze Pod świnią, pan Kaspar mówił o spędzie świń i o tym, że niedawno przyśnił mu się pukający do drzwi
mężczyzna z synem. Zaprowadził przybyszów do swojego domu, gdzie gospodyni poczęstowała ich rosołem. Podczas
posiłku wspominali dawne czasy. Nieco później chłopiec obserwował z ukrycia szopę, do której udał się jego ojciec
wraz z panem Kasparem. W pewnej chwili z budynku wydobył się przerażający krzyk – okazało się, że mężczyźni
zabili prosiaka.
Zawsze, kiedy jest pełnia, Ukraińcy wychodzili nad rzekę i śpiewali, ponieważ było im smutno. Chłopiec miał
iść spać, ale zaczął spacerować po domu, znalazł w szafie piękny kapelusz. Kiedy go przymierzył, okazało się, że rósł
razem z bohaterem.
Kilka chwil później czerń kapelusza w końcu odzyskała głębię i chłopiec dostrzegł płomień świecy tuż za nim.
Okazało się, że stoi tam stara pomarszczona kobieta, która płacze, ponieważ bohater odnalazł jej stary kapelusz.
Bohaterowie wrócili do domu i po jakimś czasie przywieziono stół od pana Kaspara. Przybył też pan Polaske,
miał prezenty, ale kiedy zobaczył obcy stół powiedział, że spieszy się do hotelu. Wyszedł szybko, zniknęły również
podarunki. Chłopiec odczytał zdania z elementarza, których w rzeczywistości nie było (traktowały o tym, o czym
fabuła opowiadania). Na koniec pod sufitem unosił się dym. Czas od tej pory płynął inaczej.

Winniczki, kałuże, deszcz…


Frankowi Rossetowi
Na początku był deszcz. Okolica za kościołem jawiła się malowniczo – wzgórza, piękne, wysokie drzewa.
Chłopiec uwielbiał bawić się drewnianymi zabawkami. Kiedy statki dryfowały w kałużach, czuł się stworzycielem
małego świata. Dziecko było samotne, ale szczęśliwe, jednak jego ojciec nie był szczęśliwy. Mężczyzna pracował na
dworcu, porządkował go, zamiatał, zawsze zapewniał syna, że odnajduje w tym radość, jednak nie było to prawdą.
Wcześniej był inżynierem, ale pewnego dnia nie podpisał projektu wału korbowego i został zwolniony .
Narrator wielokrotnie odwołuje się do mitologii, którą czytywała mu niegdyś babcia Maria. Teraz chłopiec
wymyślał alternatywne światy. Pojawiają się również odniesieni do Pisma Świętego – Jezus mógłby pomóc Syzyfowi.
Dziecko wspomina proboszcza, którego głos był twardy, gdy opowiadał o faryzeuszach – porównuje go z
łagodnym głosem babci, kiedy mówiła o mitologicznych stworzeniach.
Gdy mama czyniła wyrzuty, ojciec wyciągał pudełko fotografii, szczycił się dziadkiem Karolem, który w
1915 roku otwierał z prezydentem Mościckim fabrykę koło Tarnowa.
Pewnego dnia wyrzucili ojca z pracy na dworcu – uznali, że fakt, iż inżynier sięga po takie zajęcie, musi być
jawną prowokacją. Matka zaproponowała, że powinni wyemigrować do Ameryki. Ojciec znalazł fotografię ukazującą
okręt Spalato. Przy tej okazji dowiadujemy się, że przyjechał po drugiej wojnie światowej do Gdańska, aby studiować
na politechnice.
W związku z tym, że trzeba było zarobić na utrzymanie rodziny, ojciec postanowił zbierać winniczki, które
skupował pan Kosterke. Razem z synem poszukiwał nowych miejsc na mapie (nazwy miejscowości były zapisane po
niemiecku), a znaczyły Jelitkowo, Wrzeszcz itd. Uważał, że Bóg czuwa nad nami, żebyśmy nie błądzili.
Pewnego dnia w sklepie pana Kosterke, pojawił się były kupiec kolonialny, który palił cygaro. Zasugerował,
że najwięcej winniczków jest na starych opuszczonych cmentarzach, gdzie kiedyś grzebano Niemców, a teraz
bezdomnych. Przy tej okazji pojawiły się również refleksje o śmierci Śmierć jest ustaniem wszelkiej zmiany.
Nagle na szczycie wzgórza pojawił się olbrzymi kamień wysokości człowieka. Kształtem przypominał łzę.
Ślimaki próbowały się na niego wspiąć, jednak upadały – narrator w żaden racjonalny sposób nie potrafił wyjaśnić
przyczyny tego zjawiska. Chłopiec postanowił udomowić jednego winniczka, ale pewnego czasu pojawił się
przymrozek i ślimak zamarzł. Na koniec dowiadujemy się, że pękł wał korbowy, ojciec wrócił do pracy przy desce, a
mama robiła porządek w szufladach.

Przeprowadzka
Rodzice postanowili zatrudnić pana Bieszke przy przeprowadzce, jednak mężczyzna nie przyjechał, co stało
się powodem do kłótni między małżonkami. W Dużym Pokoju mieszkała pani Greta Hoffman, Niemka, którą pan
Skiski nazywał żartobliwie dziedziczką, natomiast matka mówiła o niej stara Niemra. Narrator miał zakaz wstępu do
jej pokoju, więc dziecięca ciekawość wielokrotnie zwyciężała i chłopiec pojawiał się pod oknem. Pani Greta
codziennie grała na fortepianie. Wydawało się, że w Wielkim Pokoju z kimś rozmawia, ale nie było do końca widać
czy faktycznie ktoś się tam znajduje.
Kobieta niespodziewanie wyszła przed pokój i zaprosiła chłopca do środka, chciała, aby się rozgościł. Tego
dnia miała urodziny, więc chciała mu coś zagrać na pianinie. Pokazywała gościowi książki i fotografie, jednak rodzice
zaczęli się o niego niepokoić i ojciec po niego przyszedł. Kiedy syn wrócił do domu, mama bardzo się zdenerwowała,
zaczęła obwiniać za wszystko Niemców. Mąż podał jej w końcu środki na uspokojenie.
W poniedziałek przyjechał pan Bieszke i przeprowadzili się do nowego domu.
Wuj Henryk

Wuj był żołnierzem AK, otrzymał order Virtuti Militari. Był człowiekiem aktywnym, codziennie ćwiczył,
chodził sumiennie do kościoła w każdą niedzielę, mieszkał w starym ceglanym domu obok kolejki elektrycznej.
Chłopiec szanował wuja, ale nie potrafił sprostać jego wymaganiom - kiedy ten kupił mu ciężary na urodziny, narrator
nie widział sensu w ćwiczeniach i szybko je porzucił. Z czasem wuj nauczył go łowienia ryb, posługiwania się
kompasem.
Narrator, kiedy poszedł do liceum, zaczytywał się w Liście jasnowidza Rimbauda, pisał wiersze, chciał
umrzeć jako poeta przeklęty, zaczytywał się w „Liście jasnowidza” Rimbauda. Z czasem zmienił podejście do życia i
przestał myśleć o twórczym samobójstwie.
Wuj zabrał go na wyprawę, krytykował narciarzy. Podczas tej podróży pojawiło się porównanie wuja do
Hioba – w czasie powstania spłonął cały jego dom i rodzina. Wiał silny wiatr, ale nagle ucichł, nastała noc i kompas
przestał poprawnie działać.
Wuj uważał, że tylko Polacy są w stanie umierać za miasta, których nie widzieli.
Niespodziewanie pojawiła się burza śnieżna, wędrowcy napotkali ewangelicki kościół. Nieopodal spacerował Kaszub,
który powiedział im, że znajdują się w wiosce Piękne Pole. Dotarli do domu Ignaca i Hanki (małżeństwa). Zostali
poproszeni przez chłopów o bycie sędziami podczas pojedynku, ponieważ nie byli w żaden sposób zaangażowani w
obecną sytuację.
Udali się więc do Mateusza, starszego mężczyzny, cieszącego się uznaniem wśród chłopów. Okazało się, że
mają sędziować podczas walk kogutów. Wuj wspomniał, że zakazano takich walk w 1849.
Podczas pojedynków mężczyzna odwracał wzrok od zakrwawionych ptaków. Gdy walka się zakończyła,
uznał, że zwierzęta zginęły jednocześnie i niespodziewanie zasłabł. Wedle wskazówek Mateusza, zaniesiono go do
stodoły.
Narrator wypił siedem kieliszków wódki. Kiedy przyszedł wuj, nie pozwolił mu na ósmy toast i wyznał
chłopcu, że nigdy nie mógł znieść widoku krwi, podczas powstania zasłaniał oczy i uciekał od rannych
Kilka miesięcy później, w maju, wuj przyszedł po chłopca, minione wydarzenia nie dawały mu bowiem
spokoju. Gdy dotarli do osady, okazało się, że w miejscu Pięknego Pola, rośnie tylko zdziczała jabłoń. Mężczyzna
odnalazł w kieszeni zegarek, który miał mu posłużyć do sekundowania kogutom – zapomniał go oddać, postanowił
dać ogłoszenie do gazety.

CUD

Ksawery był ogrodnikiem, który lubił sięgać po alkohol. Mężczyzna naprawdę nazywał się Handzo i tuż po
wojnie współpracował z komunistami. Krążyły pogłoski, że za te działania wydano na niego wyrok śmierci. Chłopiec
był wysyłany do niego po róże przed urodzinami dziadka Antoniego.
Dziadek Antoni nie przyjeżdżał do rodziny pociągiem, tym razem wybrał się w podróż samolotem. Na
lotnisku zebrali się oczekujący na swoich bliskich, maszyna jednak długo nie nadlatywała. W pewnej chwili samolot
się pojawił, jednak minął lotnisko we Wrzeszczu. Pilot próbował lądować kilkakrotnie. Chłopiec myślał o tym, co
czuje jego dziadek znajdujący się w środku maszyny, snuje refleksje o jego życiu - o tym, jak starał się o rękę babci,
jak założył spółkę z Rozenfeldem i jak ten finalnie go oszukał, zabrał weksle i zniknął. Jedynym majątkiem dziadka
było kilka walizek marek. Postanowił pójść do Handza, kazał zamienić marki na róże, następnie udał się do domu, w
którym jeszcze nie zamieszkali. Chciał popełnić samobójstwo, jednak babcia wiedziona złymi przeczuciami, pojawiła
się, gdy przykładał pistolet do skroni i zdążyła go powstrzymać.
Chłopiec sądzi, że dziadek nie myśli o śmierci, zaś o tym, co będzie jadł na obiad, może wspomina to, jak
Niemiec chciał zabić babcię, bo była Żydówką i uciekła z getta.
Sięgał pamięcią również do opowieści, gdy dziadek łowił ryby. Nad rzeką pojawił się wówczas głodny nieznajomy,
więc dziadek podzielił się z nim czerstwym pieczywem, bo tylko takie miał przy sobie. Nieznajomy zasugerował, że
powinien zacząć łowić z prawej strony.
Szczęśliwie samolot wylądował i siedemdziesięciotrzyletni dziadek spędził u rodziny dwa tygodnie. Żałował,
że nie wraca do domu samolotem Iliuszyn 18.
Handzo zmarł, nie przyjął ostatniego sakramentu, nie wyspowiadał się. Chłopiec zastanawia się czy ciążył nad nim
niewidzialny wyrok śmierci.
In Dublin’s fair city…

Narrator znajduje się w kościele, ale nie potrafi się w nim odnaleźć. Świece przypominają mu cerkiew. W
pewnym momencie pojawia się mężczyzna, który wrzuca do puszki „Dead List”. Bohater wspomina swojego dziadka
Karola, to, jak spacerował z nim po plaży w Jelitkowie, jak chodzili do pana Lipszyca do sklepu z zegarami. Pan
Lipszyc zdobywał dla dziadka mapy morskie, ponieważ ten chciał napisać książkę. Z wykształcenia dziadek narratora
był chemikiem, ale po wojnie trudno mu było znaleźć stałą pracę i pracował dorywczo jako laborant. Odwiedzali
mieszkanie Gustawa Kamerlinga, którego mieszkanie wiecznie pachniało miętą, rozmawiali po niemiecku.
Bohater podróżuje dalej po Pearse Station, uważa, że powinien zamówić Mszę za spokój duszy dziadka.
Spotyka bezdomnego, grającego na skrzypcach, udaje mu się nie zginąć pod kołami taksówki prowadzonej przez
dwudziestopięcioletnią kobietę. W Kenney’s Pub spotkał wiecznego studenta i pisarza. Rozmówcy krytykują polską
uległość wobec kościoła katolickiego, określają kraj jako ciemnogród. Chłopiec wyznaje Molly, że poszukuje
niewidzialnej rzeki Cloon. Hugh nienawidzi Rosji, uważa, że Europa nie ma przyszłości.
Narrator udaje się w podróż z nadzwyczajną parą, wspomina pogrzeb dziadka Karola, który służył w Armii
Krajowej. Dom niedawno poznanej pary okazał się intrygujący - kilka dam było ubranych w helleńskie stroje, wystrój
wnętrza zapełniały meble z epoki wiktoriańskiej, pojawił się również przypadkowy mężczyzna podobny do tancerza z
Knossos.
Chłopiec podróżował dalej, opadając z sił, wsiadł do pociągu. Niedługo potem zasnął, konduktor go jednak
obudził i podał mu plan miasta, który zgubił dzień wcześniej. Bohater nie zdecydował się jednak powtórzyć
wędrówki.Napisał kartkę wypominkową za dziadka i miał nadzieję, że zostanie on w tym mieście na zawsze, nie
będzie już powracał we wspomnieniach.

MINA

Dziewczyna mieszkała kiedyś w śląskim miasteczku przy granicy, teraz była chora. Miała mentalność
pięciolatki, obawiała się gniewu Bożego. Pierwotnie miała się nazywać Helena, wedle ustaleń matki, jednak ojciec
stwierdził, że jest zbyt szpetna.
Narrator był jej znajomym. Pewnego dnia dziewczyna zadzwoniła po sanitariuszy ze szpitala
psychiatrycznego. Chłopak odwiedzał ją w ośrodku. Opowiadała mu często o Księciu Ciemności, z czasem uwierzyła,
że to on nim jest.
Którejś nocy, dwudziestoczteroletniemu już, bohaterowi, przyśniła się Mina, które skacze z ceglanej wieży.
Od tego momentu zaczął jej pragnąć.
Gdy bohater składał wizyty u znajomej, dostrzegł pewnego dnia mężczyznę z grabiami o niebieskich oczach
niezwykle podobnych do oczu Miny. Pacjent zawsze grabił ten sam fragment ziemi. Zaintrygowany narrator
dowiedział się od lekarza prowadzącego, że jest to były strażnik graniczny, który odnajdywał ślady bosych stóp
prowadzących z wydm do morza. Kiedyś przebudził się na plaży, dostrzegł dwudziestoletnią dziewczynę. Dopytywał
kim jest, jednak ta nie chciała mu powiedzieć i została przez niego zabita.
Znajomy coraz rzadziej odwiedzał chorą. Z każdym dniem jej stany lękowe się pogłębiały, siedziała
nieruchomo na łóżku, trzeba było ją przewijać, lekarze nie potrafili powiedzieć co jej jest.
Na koniec dowiadujemy się, że z perspektywy ośmiu lat nic się nie zmieniło, Mina dalej miewa napady,
następnie popada w apatię. Ostatnie spotkanie, jakie zapamiętał narrator, przebiegało w przyjaznej atmosferze –
obserwował ją i grabiącego liście – mężczyzna modlił się do niej, a ona przyjmowała jego słowa w milczeniu.

You might also like