Professional Documents
Culture Documents
Historyczne Bitwy 142 - Cajamarca 1532, Andrzej Tarczyński
Historyczne Bitwy 142 - Cajamarca 1532, Andrzej Tarczyński
ANDRZEJ TARCZYŃSKI
CAJAMARCA 1532
Wreszcie trzecia grupa to już historie podboju pisane przez autorów przybyłych
do Peru później lub piszących w samej Hiszpanii. W obu przypadkach istotną cechą
tych tekstów jest dążenie do przedstawienia obiektywnej prawdy (z różnym zresztą
skutkiem) ponad osobistymi motywami i partykularyzmami, jakimi zawsze są
obciążone relacje pisane przez samych uczestników wydarzeń. Znajdujemy tu więc
dzieła powstałe w czasie stosunkowo nieodległym od przedstawianych zdarzeń (15-
20 lat) jak opracowanie Agustina de Zarate czy fragmenty dotyczące Peru,
pochodzące z dwóch powszechnych historii podboju Ameryki w Historia General de
las Indias Francisca Lópeza de Gómary oraz Historia general y natural de las Indias
Gonzala Fernandeza de Oviedo. Wreszcie trzeba tu także wymienić monumentalne
dzieło Pedra de Ciezy de Leona Crónica del Peru, obejmujące cztery części:
pierwsza to geograficzno-etnograficzny opis kraju (począwszy od obecnej Panamy i
Kolumbii, a na terytorium obecnej Boliwii skończywszy) druga jest rekonstrukcją
prekolumbijskiej przeszłości, trzecią stanowi historia podboju Peru przez Hiszpanów,
czwarta zaś jest poświęcona wojnom domowym między hiszpańskimi zdobywcami.
Kompletność i obiektywizm dzieła Ciezy zapewniły mu sławę księcia kronikarzy
Ameryki".
Ale istnieją też opracowania pisane znacznie później (na przełomie 16 i 17 wieku)
przez autorów urodzonych już po podboju Peru, którzy sami korzystali z innych
źródeł, jak relacje świadków czy też prace wcześniejszych dziejopisów. Należy do
nich opracowanie Garcilaso de la Vegi Historia General del Peru, a także
odpowiednie fragmenty będącej dziełem Antonia de Herrery, wielotomowej Historia
general de los hechos de los castellanos en las Islas y Tierra Firme del Mar Oceano,
której całość obejmuje opis geograficzny Ameryki (Descripción de las Indias
Occidentales) oraz pisaną dekadami historię jej odkrycia i podboju przez Hiszpanów
(ogółem osiem dekad) Herrera był przecież oficjalnym kronikarzem (cronista
mayor) hiszpańskiej Korony, mającym z urzędu łatwy dostęp do wszystkich
dokumentów. Z kolei Garcilaso de la Vega był urodzonym w Cuzco synem jednego z
oficerów Francisca Pizarro, Sebastiana Garcilaso de la Vegi, i inkaskiej księżniczki
Chimpu Ocllo. Dla podkreślenia swego pochodzenia (po matce) od arystokracji
inkaskiej, przybrał przydomek El Inca". Jego Comentarios reales są szczegółową,
lecz wyidealizowaną wizją prekolumbijskiego Peru. Natomiast Historia General del
Peru, odnosząca się do podboju hiszpańskiego oraz okresu wojen domowych
między konkwistadorami, pozostaje dziełem mocno wtórnym, którego autor w
dużej mierze opiera się na tekstach wcześniejszych kronikarzy, jak Gómara i Zarate.
Używane w tekście nazwy geograficzne podawane są w wersji używanej
współcześnie w Peru, inkaskie imiona własne — w najpowszechniej znanej i
stosowanej transkrypcji hiszpańskiej — np. Huascar, a nie Waskar, Atahuallpa, a nie
Ataw Wallpa.
PANAMSKI PROLOG
Historia hiszpańskich podbojów w Nowym Świecie była jednocześnie dziejami
poznawania przez żeglarzy i żołnierzy, członków ekspedycji zdobywczych,
poszczególnych obszarów zachodniej półkuli. Dlatego warunkiem koniecznym
penetracji jakiegoś regionu było zdobycie punktu oparcia dla wypraw ruszających
na dalej położone obszary, których opanowanie stawało się kolejnym ogniwem
procesu umownie zwanego konkwistą hiszpańską.
Faza wstępna tego procesu została zainicjowana przez Krzysztofa Kolumba w
1492 roku. Na przestrzeni następnych piętnastu lat sam Kolumb w czasie swych
trzech kolejnych wypraw oraz jego naśladowcy i współzawodnicy (dowódcy tzw.
wypraw mniejszych czy też wypraw andaluzyjskich — gdyż ich dowódcy przeważnie
pochodzili z Andaluzji) ostatecznie zakreślili granice obszaru, który stał się odtąd
częścią znanego przez Europejczyków geograficznego universum. Ten obszar
ograniczał się wszakże do wysp Morza Karaibskiego (Małych i Wielkich Antyli oraz
Wysp Bahama) i fragmentów wybrzeża lądu stałego. Centrum administracyjnym i
początkowo jedynym obszarem zasiedlonym przez Hiszpanów została wyspa
Espaniola (dziś Haiti) Jednakże zarządzanie nawet tak ograniczonym obszarem
zdawało się przekraczać możliwości i talenty administracyjne (zresztą bardzo
mierne) samego Kolumba, a później jego najstarszego syna i sukcesora, Diega
Colona. Hiszpańska Korona zmuszona była wypracować jakiś model
administrowania odkrytymi i włączonymi pod jej panowanie terytoriami, naruszając
— siłą rzeczy — warunki umowy zawartej z Kolumbem, na mocy której zyskiwał on
ogromne prerogatywy władcze i bezprecedensowe przywileje na całym
spenetrowanym przez siebie obszarze. Sądowe potyczki między Koroną a
sukcesorami Kolumba, zwane w historiografii hiszpańskiej pleitos colombinos
(procesy Kolumbowe), ciągnęły się jeszcze trzydzieści lat po śmierci
odkrywcy(1506) ale już w roku 1508 zdołano wyjść poza granice Kolumbowego
świata".
Zauważono bowiem, że wybrzeże lądu stałego, które poznał Kolumb w czasie
trzeciej i czwartej wyprawy, od ujścia Orinoko na wschodzie po wybrzeża
dzisiejszego Hondurasu na północnym zachodzie, nie tworzy jednej, nieprzerwanej
linii, gdyż środkowa część owego wielkiego łuku, jaki tworzy linia brzegowa, nigdy
nie została przez słynnego Genueńczyka choćby pobieżnie poznana. Na tej
podstawie udzielono przywileju królewskiego na przeprowadzenie akcji osadniczej
właśnie na tym obszarze, odpowiadającym dzisiejszemu pograniczu
kolumbijskopanamskiemu, dwóm ambitnym szlachcicom: Alonso de Ojedzie i Diego
de Nicuesie. Przydzielono im terytoria, którym nadano nazwy — Nowa Andaluzja
(Ojeda) i Złota Kastylia (Nicuesa) Były one oddzielone od siebie rzeką Atrato oraz
zatoką Uraba, do której ta rzeka uchodzi. Ten niepozorny i w istocie drugorzędny
obszar stał się więc pierwszym fragmentem kontynentalnego pnia Ameryki, gdzie
pojawiło się europejskie (hiszpańskie) osadnictwo, a termin Tierra Firme (Stały Ląd)
stał się pierwotnie nazwą tego właśnie rejonu Nowego Świata.
Pizarro w Sewilli kończył już przygotowania, gdy w połowie stycznia 1530 roku
urzędnicy królewscy wydali dokument zapowiadający inspekcję flotylli. Oznaczało
to, że gdyby zostały stwierdzone jakieś uchybienia w stosunku do warunków
ustalonych w kapitulacji, flotylla nie będzie mogła wyjść w morze. Sytuacja ta była
dość niebezpieczna. Trzeba wszak pamiętać, że w dziejach konkwisty nie brakowało
przypadków, kiedy to wyprawa w ogóle nie dochodziła do skutku, gdyż podpisujący
kapitulację z Koroną nie wywiązał się w ustalonym terminie z podjętych zobowiązań
organizacyjnych. A z kolei te wyprawy, które pośpiesznie rozpoczynano, byleby tylko
nie przekroczyć terminu, często kończyły się klęską.
Dlatego Pizarro podjął natychmiastową decyzję. Pośpiesznie zaokrętował się z
częścią ludzi na jeden ze statków i odpłynął na Gomerę, jedną z Wysp Kanaryjskich,
tradycyjny już od czasów Kolumba punkt pośredni na drodze do Ameryki. Królewscy
inspektorzy w Sewilli usłyszeli więc, że brakujący do ustalonej liczby ludzie już
odpłynęli, a pozostałe dwie jednostki ostatecznie połączyły się z okrętem Pizarra na
Wyspach Kanaryjskich. Flotylla ze stu dwudziestu pięcioma ludźmi na pokładach
szczęśliwie przebyła Atlantyk i zawinęła do Santa Marta (dzisiejsza Kolumbia)
Tamtejszy gubernator, Garcia de Lerma, który sam potrzebował żołnierzy, próbował
zniechęcić ludzi Pizarra do wyprawy na Peru. I choć kilku żołnierzy uległo
sugestiom, Francisco Pizarro skrócił do minimum postój w tym porcie i niebawem
zameldował się w Nombre de Dios na przesmyku. Tam wyszedł mu na spotkanie
Diego de Almagro, aby powitać wspólnika i ludzi, których ten przyprowadził ze sobą
z Hiszpanii.
Jednak później na osobności Almagro skarżył się na Pizarra, którego przez
wszystkie te lata wspierał wszelkimi siłami, a ten nie umiał się mu odwdzięczyć
przez wyjednanie na dworze królewskim stosownych przywilejów, zgodnie z
pierwotnymi ustaleniami.
Jak pamiętamy, pierwsze niesnaski między Almagrem i Pizarrem pojawiły się
jeszcze w czasie wypraw rekonesansowych. Później Almagro poczuł się oszukany,
gdy z końcem 1529 roku przybył na przesmyk okręt z owymi dwudziestoma
żołnierzami, których Pizarro wysłał wcześniej. Ci ludzie przywieźli kopie
dokumentów podpisanych przez Pizarra na dworze, z których wyraźnie wynikało, że
tytuły i urzędy nie zostały rozdzielone między wspólników w sposób zgodny z
wcześniejszą umową między nimi. Dotknięty poczuł się tym nie tylko Almagro, ale
także Bartolome Ruiz, który miał otrzymać godność alguacil mayor, a tymczasem
musiał pogodzić się z faktem, iż ona także przypadła Pizarrowi.
Teraz, po powrocie Pizarra z Hiszpanii w towarzystwie swych przyrodnich braci,
którzy zachowywali się wystarczająco wyniośle, by zrazić Almagra, sytuacja jeszcze
bardziej się zaogniła. Na relacjach między dotychczasowymi wspólnikami i
towarzyszami szczególnym cieniem położyła się obecność i działalność Hernanda
Pizzaro. Oviedo pisze z ironią, iż bracia Francisca Pizarro byli tak wyniośli jak biedni
i tak bez żadnego majątku, jak bardzo żądni jego zdobycia ( ) z nich wszystkich
tylko Hernando Pizarro był z prawego łoża, a z tego powodu jego zarozumiałość
była tym większa". Cieza de Leon z kolei wyznaje w swej kronice, iż nie sposób
ustalić, czy to Hernando pierwszy sprowokował swym zachowaniem wrogość
Almagra, czy też było odwrotnie; faktem pozostaje, że tych dwóch od pierwszego
spotkania szczerze się nie znosiło.
Jak pisze Gómara urażony Almagro miał wówczas powiedzieć, ze bardziej ceni
honor niż majątek, ale nie wyasygnował żadnych środków na utrzymanie ludzi przy-
byłych z Pizarrem z Hiszpanii. W tej sytuacji bracia Pizarro, mający wielkie wydatki i
niewiele pieniędzy", znaleźli się w krytycznym położeniu. Wówczas to Hernando
Pizarro, najbardziej spośród braci rozdrażniony takim obrotem sprawy, zaczął
podburzać Francisca i pozostałych braci przeciw Almagrowi. I choć Francisco Pizarro
dążył do pojednania z Almagrem, właśnie Hernando pozostał zaprzysięgłym
wrogiem Almagra, jako że pozostali bracia byli bardziej łagodnego i pogodnego
usposobienia".
W pewnym momencie doszło nawet do tego, że Almagro gotów był zerwać
spółkę z Pizarrem i zawiązać konkurencyjną kompanię z Alvaro de Guijo i Alonso de
Caceresem. Być może były to tylko pogróżki ze strony zawiedzionego w swych
oczekiwaniach Almagra, który ostatecznie, w dużej mierze dzięki zabiegom księdza
Luque i bawiącego właśnie na przesmyku Gaspara de Espinozy, dał się udobruchać.
Pizarro ze swej strony zapewniał, że na dworze królewskim nikt nawet nie chciał
słyszeć o rozdzieleniu najwyższych tytułów i godności między dwie osoby, ale
przecież Peru jest tak rozległym krajem, że i Almagro z czasem zdobędzie własne
gubernatorstwo. Zobowiązał się też, że nie będzie zabiegał o żadne zaszczyty dla
swych braci, zanim Almagro nie otrzyma swego gubernatorstwa, które będzie
sąsiadować z terytorium, przyznanym przez monarchę Pizarrowi. Między dawnymi
wspólnikami doszło do przynajmniej pozornego porozumienia, lecz nie poszły w
zapomnienie urazy ani nie ustały szemrania, a i zuchwałość braci Francisca Pizarro
nie pozwalała na uspokojenie umysłów".
Dalsze dzieje wojny domowej to już seria zwycięstw sił Atahuallpy, którymi zręcznie
dowodzili doświadczeni generałowie, jak Quizquiz ( Kiskis) Ocumare (Ucumari) oraz
Challcuchima (Chalcochima). W krwawej bitwie pod Ambato wojownicy Atoca
zostali rozgromieni, on sam ujęty w pościgu, a następnie stracony. Podobno
Challcuchima kazał sporządzić z czaszki zabitego Atoca naczynie wysadzane złotem.
Siły Huascara, zreorganizowane pod komendą dostojnika Huanca Auqui, poniosły
całą serię porażek, które doprowadziły do odwrotu zdemoralizowanego wojska.
Atahuallpa zaś rozszerzył kontrolowany przez siebie obszar, aż w końcu jego
wojownicy wkroczyli do Cuzco. Spustoszyli stolicę w rewanżu za klęskę zadaną w
przeszłości ich przodkom i narzucenie jarzma cuskańskiego ludom z północnych
krańców imperium. Dość powiedzieć, że mumia dziesiątego Inki, Tupaca Yupanqui,
została znieważona i przypalona (w tym miejscu warto nadmienić, że Inkowie nie
tylko mumifikowali ciała swych zmarłych władców, ale ich mumie traktowali jak
żywych ludzi, pozostawiając w stanie nienaruszonym ich własność i godności)
Huascara, którego gwardia przyboczna została wybita w czasie jednego z
wcześniejszych starć, poniżano i wyszydzano. Następnie na jego oczach
wymordowano mu żony, dzieci, a nawet służbę. Podobnie prześladowano i
dokonywano eksterminacji wszystkich podejrzewanych o sympatyzowanie ze
stronnictwem Huascara. Pokonany władca stał się więźniem, o którego losie miał
zadecydować Atahuallpa. Od tego momentu zwycięski Atahuallpa, jako trzynasty
Inka, zaczął korzystać z pełni władzy i jej atrybutów.
Był to rok 1532. Triumf Atahuallpy nad Huascarem wkrótce miał się okazać
zwycięstwem pozbawionym jutra. W środkowym Peru pojawił się, maszerując w
głąb lądu, niewielki oddział stu kilkudziesięciu Hiszpanów, którzy w styczniu
poprzedniego roku wyruszyli z Panamy pod wodzą Francisca Pizarro. Dni nie tylko
panowania Atahuallpy, ale i istnienia całego Tawantinsuyu, były policzone.
Niespełna sto lat od objęcia tronu przez Inkę Pachacuteka królestwo Dzieci Słońca"
miało na zawsze zniknąć.
Pizarro i jego ludzie rozłożyli się zaś obozem w owej dalszej osadzie, gdzie również
nie brakowało solidnych budynków i fortyfikacji. Budynek wybrany przez Pizarra na
nocleg był otoczony murem tak szerokim, jak dowolna twierdza w Hiszpanii ze
swymi bramami, a choćby byli w tym kraju budowniczowie i narzędzia z Hiszpanii,
mur ów nie mógłby być lepiej wykonany". Mieszkańcy byli w większości wrogo
usposobieni do przybyszów. Hiszpański dowódca, za pośrednictwem Hernanda de
Soto, wydobył jednak od dwóch dostojników, prawdopodobnie stosując tortury,
informację o tym, że Atahuallpa przybył przed trzema dniami do Cajamarki.
Jeszcze tego samego dnia, przed zachodem słońca, dotarł do Pizarra posłaniec z
wiadomością od owego indiańskiego emisariusza, którego wysłał do Atahuallpy.
Indianin potwierdził fakt pobytu Inki w Cajamarce, a jednocześnie dał znać, że
szlak wiodący do miasta wolny jest od oddziałów zbrojnych. Pizarro w tej sytuacji
postanowił następnego dnia zwolnić tempo marszu tak, aby uprzedzony o tym
Salcedo, mógł połączyć się z głównymi siłami ekspedycji. Obozowano tym razem
pod namiotami, cierpiąc jednak z powodu surowego klimatu peruwiańskiej sierry.
Zimno, zwłaszcza w porównaniu z rozpalonymi słońcem dolinami, dało się też we
znaki wierzchowcom, które, jak notują kronikarze, zaczęły chorować.
W dniu, w którym przybyli ludzie z ariergardy, pojawiło się w hiszpańskim obozie
także dwóch wysłanników Atahuallpy, którzy przywiedli w darze dziesięć lam i zapy-
tali o termin przybycia hiszpańskiego wodza do Cajamarki. Pizarro ze swej strony
wypytywał owych dostojników o sytuację panującą między walczącymi siłami
Atahuallpy i Huascara. Oczywiście wersja wypadków, przedstawiona przez
wysłanników Atahuallpy, stawiała go w korzystnym świetle, jako osobę broniącą
swych praw przed nadmierną ambicją i zachłannością przyrodniego brata.
Pizarro, przyjmując to posłannictwo od Inki, oświadczył wprost, że jest
reprezentantem monarchy dużo potężniejszego niż Atahuallpa, który go wysłał do
tego kraju, aby zapanować nad jego mieszkańcami, przywieść ich do poznania
prawdziwego Boga. Dodał też, że w innych regionach Hiszpanie pobili już
niejednego władcę silniejszego od Atahuallpy. Skoro więc Inka chce ustanowić
przyjacielskie stosunki z Hiszpanami, może liczyć na ich szacunek, a nawet
współdziałanie w konfrontacjach z lokalnymi rywalami. Jeśli zaś wystąpi zbrojnie,
zostanie pobity, tak jak to się stało z mieszkańcami wyspy Puna i Tumbes. Widzimy
tu, że przyjęta przez Pizarra postawa była równoważna z wystosowaniem, choć za
pośrednictwem osób trzecich, requerimiento do samego Atahuallpy.
Wysłannicy Inki powrócili niebawem do Cajamarki, aby przekazać tę zuchwałą
odpowiedź Pizarra. Na drugi dzień w obozie Hiszpanów, którzy weszli tymczasem do
następnej osady, zjawił się kolejny wysłannik Atahuallpy. Tym razem był to ten sam
dostojnik, który już raz przybył do Pizarra w Sarran z owymi zagadkowymi dla
Hiszpanów darami. Teraz darami, podobnie jak w przypadku jego poprzedników,
było dziesięć lam, a ponadto poczęstował Hiszpanów chichą. Chicha — napój
przygotowywany ze sfermentowanej kukurydzy.
Wydaje się, że i ten wysłannik nabrał przekonania o stanowczej woli Pizarra
dotarcia do Cajamarki i spotkania z Inką.
Na pierwszy rzut oka zdumiewa każdego, śledzącego dzieje tej kampanii, że
Atahuallpa przez tak długi okres, mimo iż wiedział o pojawieniu się na wybrzeżu
dziwnych przybyszów i ich pierwszych sukcesach militarnych, pozostawał wobec
nich bierny.
Jeśli jednak uwzględnimy szczególną sytuację Atahuallpy, jego zachowanie
wydaje się całkiem racjonalne. Przecież jego decydujące zwycięstwo nad siłami
Huascara dokonało się zaledwie kilka tygodni przed nadejściem Hiszpanów w
okolice Cajamarki. Siły Hiszpanów wydawały się znikome i w przypadku konfrontacji
łatwe do zniszczenia. Natomiast ruszenie przez Atahuallpę do zdobytego przez jego
wodzów Cuzco stwarzało dogodną sposobność do buntu mieszkańców północnych
rejonów imperium, co do których lojalności Atahuallpa mógł żywić uzasadnione
obawy.
Hiszpanie, kontynuując swój marsz ku Cajamarce, napotkali niebawem owego
dostojnika z okolic San Miguel, którego Pizarro wysłał z poselstwem do Atahuallpy
(jak pamiętamy, wcześniej dał on już znać o wynikach swej misji za pośrednictwem
służącego) Widząc w obozie Hiszpanów obecnego tam jeszcze wysłannika
Atahuallpy, czynnie go znieważył, a gdy Pizarro zapytał, co jest powodem tej
napaści, emisariusz opowiedział o wynikach swej misji. Otóż, wbrew zapewnieniom
o pokojowych zamiarach, Atahuallpa koncentruje swe wojska poza miastem, które
jest wyludnione, i niechybnie zaatakuje Hiszpanów w sprzyjającym momencie.
Mimo usilnych próśb wysłannik Pizzara nie został dopuszczony przed oblicze Inki,
ale rozmawiał tylko z jednym z jego wujów, który, wypytując o liczbę i uzbrojenie
Hiszpanów, dawał do zrozumienia, że nie ma powodu traktować ich jako groźnego
przeciwnika. Sam emisariusz ledwie uszedł z życiem. Oświadczył bowiem, że jeśli
nie powróci do obozu, Hiszpanie uwiężą albo zabiją wysłanych do nich dostojników
Atahuallpy.
Znieważony poprzednio dostojnik, który przybył wcześniej z Cajamarki, zaczął
wyjaśniać, że miasto zostało opróżnione, aby Hiszpanie mogli znaleźć kwatery; że
Atrahuallpa właśnie odbywał zwyczajowy post i nikt nie śmiał mu w tej praktyce
przeszkadzać, nie dopuszczono więc również wysłannika Pizarra; że Inka ma
szczere zamiary wobec Hiszpanów itd. Pizarro publicznie przyznał mu rację i nawet
zbeształ w jego obecności kacyka, który go znieważył. W rzeczywistości jednak był
skłonny uwierzyć raczej we wiadomości przekazane mu przez indiańskiego
emisariusza.
Po przebyciu kolejnego etapu drogi Pizarro zarządził rozłożenie się na nocleg w
otwartym terenie, aby móc następnego dnia w południe wkroczyć do Cajamarki.
Tam pojawiło się kilkunastu wysłanników Atahuallpy, ofiarowując Hiszpanom
prowiant (owoce, ptactwo, mięso z lam). Nazajutrz o świcie Pizarro wyruszył dalej
na czele swych ludzi, dbając o zachowanie szyku, i zatrzymał się w odległości mniej
więcej jednej legua przed Cajamarką, oczekując nadejścia ariergardy. Po
skoncentrowaniu całości sił rozwinął je w szyk, złożony z trzech oddziałów konnych
i piechurów. Wysłał też wezwanie do Atahuallpy, aby ten przybył na spotkanie z nim
do miasta.
Na podejściu do Cajamarki oczom Hiszpanów ukazały się liczne namioty obozu
Atahuallpy, dobrze widoczne na stoku górskim poza miastem. Było piątkowe
popołudnie 15 listopada 1532 roku.
Miasto, które ujrzeli Hiszpanie, było niemal zupełnie wyludnione, jeśli nie liczyć
garstki kobiet i ludzi służebnych. Pizarro wysłał natychmiast umyślnego — praw-
dopodobnie był to jeden z indiańskich tłumaczy — do obozu Atahuallpy, aby
powiadomić o swoim przybyciu i wypytać Inkę o czas i miejsce spotkania.
Wkraczając do Cajamarki ludzie Pizarra, jakby wiedzeni intuicją, skierowali się ku
głównemu placowi o trójkątnym kształcie, gdzie znajdowały się trzy znacznych
rozmiarów budynki, mogące posłużyć za kwatery. Istotnie, po krótkim rekonesansie
okazało się, że w całym mieście nie ma lepszych i bardziej przydatnych do
rozłożenia się obozem zabudowań. Miasto, choć niezbyt imponujących rozmiarów
Hiszpanie szacowali jego ludność na dwa tysiące dusz robiło wszakże wrażenie, gdy
chodzi o układ urbanistyczny. Położone było na górskim zboczu i chronione
dodatkowo przez fortecę o ślimakowatym wejściu, znajdującą się na skraju
zabudowań i otoczoną potrójnym murem. Inna, mniejsza forteczka górowała nad
głównym placem, większym niż jakikolwiek [plac] w Hiszpanii", który także był
otoczony murem i posiadał dwie bramy, zapewniające komunikację z pozostałą
częścią miasta, gdzie znajdowały się m.in. świątynie, choć najważniejsza z nich
była usytuowana przed wejściem do miasta. Budynki były wykonane z
dopasowanych bloków kamiennych, łączonych bez użycia zaprawy, z dachami o
konstrukcji drewnianej, w większości krytymi słomą. Główne budynki, w których
zakwaterowali się Hiszpanie, miały długość dwustu kroków, wysokość trzech
estados ( tj. około 5,5 metra) ich wnętrza były podzielone na osiem pomieszczeń, a
specjalne rury doprowadzały wodę.
Ponieważ wysłany do Atahuallpy Indianin nie powracał, Francisco Pizarro uznał
za stosowne zaakcentować swą obecność w sposób bardziej wyrazisty. Nakazał
mianowicie kapitanowi Hernandowi de Soto udanie się z poselstwem do Inki, w
asyście dwudziestu-dwudziestu pięciu konnych. Niektórzy twierdzą, że właściwym
powodem wysłania de Sota była chęć rozpoznania sił, jakimi dysponował
Atahuallpa. Wiadomo jednak, że Pizarro pouczył swego oficera, aby działał
rozważnie, nie używał siły i nie dał się sprowokować w sytuacji, gdyby krajowcy
dążyli do konfrontacji.
W jakiś czas po odjeździe de Sota Francisco Pizarro zdecydował się wysłać w
ślad za nim kolejny oddział konnych pod dowództwem swego brata Hernanda.
Hiszpański dowódca widać obawiał się, że szczupłe siły de Sota mogą być łatwo
unicestwione, gdyby krajowcy zdecydowali się na atak, a z drugiej strony ich
przybycie do obozu Atahuallpy nie będzie manifestacją siły. Wedle jednej z wersji
Pizarro podjął tę decyzję, gdy ze szczytu forteczki na głównym placu dostrzegł w
oddali niezliczone namioty obozowiska Inki. Według wersji pochodzącej od samego
Hernanda Pizarro, to on zasugerował swemu przyrodniemu bratu udanie się do
Atahuallpy w celu wzmocnienia oddziału de Sota.
MARSZ NA CUZCO
Kolumnę, która wyruszyła w sierpniu 1533 roku z Cajamarki, tworzyli nie tylko
żołnierze, ale także zastępy indiańskich tragarzy oraz — co istotne — cały orszak
nowego Inki, podróżującego w lektyce. Drugim indiańskim dostojnikiem, który
korzystał z takiego środka transportu, był Challcuchima, ów wódz Atahuallpy,
którego Hernando Pizarro sprowadził swego czasu do Cajamarki. Wprawdzie
początkowo został on uwięziony przez Hiszpanów, ale Francisco Pizarro przed
wyruszeniem do Cuzco zdecydował przywrócić mu wolność i przynajmniej pozory
władzy. Oczywiście hiszpański dowódca nie uczynił tego wiedziony motywami
humanitarnymi, lecz dlatego, że nie obawiał się wrogich działań z jego strony, a
liczył na zjednanie dostojnika, i być może także na wykorzystanie jego prestiżu
wśród krajowców. W tym czasie jedynym zagrożeniem militarnym dla Hiszpanów
były siły złożone z wojowników z Quito, podlegające wodzowi Quizquizowi, który w
czasie wojny domowej zajął Cuzco. Quizquiz, podobnie jak Challcuchima, należał do
grona najzdolniejszych i najbardziej doświadczonych dowódców wojskowych, jakimi
dysponował w czasie rywalizacji z Huascarem Atahuallpa.
UTRWALANIE PODBOJU
W drugiej połowie sierpnia 1534 roku siły Alvarada nawiązały kontakt z mającym
mu się przeciwstawić oddziałem Almagra. Ciągle jeszcze wydawało się, że starcie
zbrojne między dwiema kolumnami hiszpańskimi jest nie do uniknięcia. Jednak do
bratobójczej walki na szczęście nie doszło. Obie strony, choć początkowo nie ufały
sobie nawzajem i przemyśliwały nad fortelami, dzięki którym można by przechytrzyć
przeciwnika, ostatecznie doszły do porozumienia bez walki. Alvarado — pomny
tego, że bez wątpienia naruszył granice gubernatorstwa Pizarra, a także ogromnych
kosztów i już poniesionych strat — podpisał umowę z Almagrem, na mocy której
zrzekł się swych okrętów, żołnierzy (którzy niemal wszyscy przeszli pod rozkazy
Almagra) wraz z uzbrojeniem i zapasami, w zamian za sumę stu (wedle Ciezy
nawet stu dwudziestu) tysięcy castellanos. Ponieważ Almagro nie mógł tak
olbrzymiej rekompensaty z miejsca wypłacić, udał się wraz z Alvaradem do
Pachacamac, gdzie wówczas przebywał Pizarro, i tam rzeczywiście Alvarado
otrzymał całą żądaną sumę. Francisco Pizarro po dokonaniu tej niezwykłej
transakcji wyruszył dalej na północ, aby założyć kolejne miasto, które na pamiątkę
jego rodzinnej miejscowości w Hiszpanii otrzymało nazwę Trujillo. Almagra
natomiast wysłał do Cuzco, powierzając mu naczelne dowództwo w tamtym rejonie,
być może w uznaniu talentów i zręczności, jakie wykazał w konfrontacji z
Alvaradem.
Belalcazar pozostał na północy, by tam, zgodnie z instrukcjami otrzymanymi od
Almagra, powtórnie założyć Quito już w innym miejscu. Z końcem 1534 roku
dokonał więc, bardziej na północ, fundacji miasta o nazwie San Francisco de Quito.
Bardzo wielu Hiszpanów, którzy przybyli z Alvaradem, zasiliło szeregi Belalcazara, i
niewiele przesadził Gómara, gdy napisał, iż Alvarado wrócił do Gwatemali niemal
sam, podczas gdy w Peru pozostali jego ludzie szlachetni, waleczni i skłonni do
brawury, którzy później stali się najważniejszymi [osobami] w tym kraju".
Należałoby dodać, iż nie tylko w tym kraju", tj. w Peru, gdyż wielu oficerów,
dawnych podkomendnych Alvarada, wyróżniło się później, wojując pod
Belalcazarem w Popayanie i Nowej Grenadzie ( tj. na terenach dzisiejszej Kolumbii)
W tym okresie, tzn. od drugiej połowy 1534 roku, na przebieg spraw w Peru nie
miał już większego wpływu ewentualny opór krajowców. Jedyny walczący jeszcze
wódz inkaski, Quizquiz, systematycznie ponoszący straty w kolejnych starciach,
został w końcu zamordowany przez własnych podkomendnych. Wprawdzie w 1536
roku wybuchnie jeszcze bunt Manco Inki, stwarzający na moment zagrożenie dla
panowania hiszpańskiego w Peru, ale o sytuacji w kraju stanowić będą przede
wszystkim relacje między samymi hiszpańskimi zdobywcami. Od 1535 roku
rozpoczęły się konflikty i wojny domowe między nimi.
Źródła tych konfliktów leżały oczywiście w ambicjach (nadmiernych) i
namiętnościach, rozpalonych przez bogactwa podbitego kraju. Nakładały się na
istniejące już wzajemne pretensje i animozje — prawda, że dla dobra
przedsięwzięcia doraźnie przezwyciężane — między Almagrem a braćmi Pizarro.
W roku 1534 do Hiszpanii przybył Hernando Pizarro z wiadomościami o uwięzieniu
Atahuallpy w Cajamarce i z przypadającą monarsze piątą częścią okupu za Inkę.
Wywarł on ogromne wrażenie na dworze u króla Karola, dlatego Francisco Pizarro
otrzymał dalsze przywileje w postaci rozszerzenia i tak już przecież rozległego
gubernatorstwa o dalsze siedemdziesiąt leguas. Hernando jednak był zobowiązany
także do zabiegania o stosowne przywileje dla Almagra, którego — jak już wiemy —
szczerze nie znosił. Niektórzy twierdzą, że Almagro tym razem w ogóle nic by nie
uzyskał, gdyby nie starania — Cristóbala de Meny i Juana de Sosy — którzy również
przybyli do Hiszpanii i mieli czuwać nad tym, aby Hernando zadbał również o
interesy Almagra. Ostatecznie Korona przyznała Almagrowi gubernatorstwo o
długości dwustu leguas ( tj. ponad tysiąc kilometrów) licząc od południowej granicy
terytoriów przyznanych Pizarrowi (które po wspomnianym wyżej rozszerzeniu miało
już dwieście siedemdziesiąt leguas) Gubernatorstwo Pizarra zostało nazwane Nową
Kastylią, a Almagra Nowym Toledo, lecz nazwy te nigdy się nie przyjęły.
Hernando Pizarro w roku 1535 powrócił do Peru w towarzystwie kolejnych
Hiszpanów, znęconych sławą i bogactwami kraju. W tej epoce podróż z Hiszpanii do
Peru była wyjątkowo długa i trudna. Newralgicznym punktem było przebycie
Przesmyku Panamskiego, gdzie wielu przybyszów — przede wszystkim na
skutek szoku klimatycznego — chorowało, a nawet umierało. Zanim
Hernando dotarł do Peru z dokumentami potwierdzającymi nadane przywileje,
pojawił się tam młodzieniec nazywający się Cazalla (lub Cazalleja) który miał kopie
pism wysłanych Almagrowi z Hiszpanii przez jego pełnomocników. Nierozsądnie
rozdmuchiwał on te wiadomości, czym wprowadzał niezdrową ciekawość i
zamieszanie.
Do Almagra te nieprecyzyjne wieści doszły niedaleko Cuzco, przy moście w
Abancay. Wprawdzie w Cuzco powitali go Hernando de Soto i młodsi bracia Pizarro,
Juan i Gonzalo, i podporządkowali mu się jako dowódcy wysłanemu przez Francisca
Pizarro, ale niebawem miasto podzieliło się na dwie frakcje: almagrystów i
pizarrystów. Przyczynił się do tego pośrednio i sam Francisco Pizarro, który w tej
niejasnej, a grożącej poważniejszymi wstrząsami sytuacji, zdecydował się na
odebranie zwierzchnictwa nad miastem Almagrowi i ponowne powierzenie tej
funkcji swemu bratu Juanowi. W tym celu wysłał umyślnego Melchora Verdugo. Po
jego przybyciu jeszcze bardziej zaostrzyły się animozje między obiema frakcjami,
pośród których próbował rozgrywać swą partię Hernando de Soto, choć niektórzy
twierdzą, że sprzyjał Almagrowi. W gruncie rzeczy nikt z głównych uczestników tych
wydarzeń nie pozostawał bez winy. Cieza, który relacjonowanie wydarzeń zawsze
ozdabiał moralizatorskimi wnioskami, dając wyraz głębokiego przekonania o de-
cydującej roli boskiej opatrzności, pisze, iż polaryzacja Hiszpanów była źródłem
całego zła, które szatan postanowił zasiać w tym kraju, gdyż Bóg zezwolił na to z
uwagi na wielkie grzechy ludzi".
Tymczasem Francisco Pizarro, do którego dochodziły z Cuzco sprzeczne informacje,
postanowił udać się tam osobiście w towarzystwie kilku zaufanych osób (był wśród
nich Antonio Picado, nowy sekretarz Pizarra, mianowany na miejsce Pero Sancho,
osobnik skłonny do intryg, który później, w dobie wojen domowych odegra
niechlubną rolę) Dwaj dawni wspólnicy spotkali się w kościele i wymienili
uprzejmości, powspominali też wspólne przeżycia, a następnie postanowili zawrzeć
układ, który usunąłby wszelkie przyczyny zadrażnienia wzajemnych stosunków.
Zachował się tekst tego dokumentu, datowanego na dzień 12 czerwca 1535 roku,
który in extenso przytacza w swej kronice Cieza. Obaj gubernatorzy — Francisco
Pizarro (gubernator Nowej Kastylii) i Diego de Almagro (gubernator Nowego
Toledo) — uroczyście przysięgali podtrzymać dawną przyjaźń i zawartą przed laty
spółkę, których nie mogą naruszyć żadne osobiste ambicje ani interesy.
Zobowiązywali się także nie podejmować żadnego działania, które mogłoby
wystawić na szwank honor, życie i majętność któregoś z nich. Ponadto przysięgali
respektować wszystkie warunki zawartej umowy i wspólnie informować o
wszystkich istotnych wydarzeniach dwór królewski. Wreszcie przyrzekali
sprawiedliwie dzielić między siebie wszelkie przyszłe korzyści na terenach już
opanowanych, a także tych, które opanują w przyszłości. Wszystko to zyskało
bogatą oprawę religijną — duchowny, Bartolome de Segovia, połączył w uroczystym
akcie podczas odprawianej mszy dłonie obu sygnatariuszy. Inny kronikarz twierdzi,
że Almagro zaklinał się przed Najświętszym Sakramentem, że w przypadku
uchybienia złożonej przysiędze niechaj Bóg pomiesza w nim ciało i duszę".
Jakiś czas później obaj sygnatariusze układu rozstali się: Pizarro udał się na
wybrzeże, aby sprawować pieczę nad powstającą właśnie Limą, a Almagro
postanowił wyruszyć na południe, aby faktycznie zająć obszar przyznanego mu
gubernatorstwa. Tak rozpoczęła się wyprawa Almagra na Chile, w której
uczestniczyło wielu Hiszpanów, zwabionych nie tylko nadziejami na zdobycie
wielkich bogactw, ale także ujętych wielką hojnością Almagra, którego szerokiemu
gestowi nigdy nie mógł dorównać nawet Francisco Pizarro.
Wydawało się, że najgłębszy kryzys między dwoma wspólnikami został
przezwyciężony. Stawka była jednak zbyt wysoka, a rozbudzone ambicje i
namiętności zbyt silne. Kością niezgody stanie się niebawem kwestia przebiegu
granicy między obu gubernatorstwami, a konkretnie to, po której stronie znajdzie
się miasto Cuzco. Francisco Pizarro, gdy spotkał się wreszcie ze swym przybyłym z
Hiszpanii przyrodnim bratem Hernandem, utwierdził się w przekonaniu, że skoro
monarcha rozszerzył granice jego nadania o jeszcze siedemdziesiąt leguas, Cuzco
bez żadnych wątpliwości znajdzie się wewnątrz nich. Zresztą niewiele później
Hernando, na polecenie swego przyrodniego brata, udał się do Cuzco, aby objąć
dowództwo nad tamtejszym garnizonem.
Tymczasem przebywający w inkaskiej stolicy Manco Inka musiał odczuwać
niedogodności swego położenia marionetkowego władcy, z którym Hiszpanie coraz
mniej się liczyli. Nie wiemy na pewno, czy Manco rzeczywiście od dawna
przygotowywał zbrojne wystąpienie przeciw Hiszpanom, co wielu z nich mu później
przypisywało. Wiadomo jednak, że zanim zdołał zbiec, zwodząc samego Hernanda
Pizarro, wcześniej — gdy dowództwo w Cuzco sprawował jeszcze Juan Pizarro —
przynajmniej dwukrotnie próbował ucieczki, która została udaremniona przez
indiańskich sojuszników Hiszpanów. Ostatecznie w kwietniu 1536 roku Manco Inka,
zgromadziwszy wielkie siły (choć szacunek mówiący o dwustu tysiącach
wojowników jest z pewnością mocno przesadzony) zaczął oblegać Cuzco. Indiański
władca niewątpliwie dobrze wybrał moment do rozpoczęcia insurekcji — bo znaczne
siły Hiszpanów z Almagrem na czele odeszły jeszcze w końcu 1535 roku daleko na
południe, a Francisco Pizarro był zajęty w tym czasie akcją kolonizacyjną na
wybrzeżu.
Dwustu Hiszpanów wraz z pewną liczbą sprzymierzonych Indian przeżywało w
okrążonym mieście ciężkie chwile, zwłaszcza gdy napastnicy zdołali zająć część
zewnętrzną miasta, a w centrum kontrolowanym przez oblężonych szalały pożary,
łatwo rozprzestrzeniające się po dachach o drewnianej konstrukcji, krytych słomą.
W czasie jednego z wypadów poległ Juan Pizarro. Mimo tych wszystkich
przeciwności Hiszpanie zdołali wytrwać przez długie osiem miesięcy w odciętym od
reszty kraju mieście. Później Inka, nie osiągnąwszy zamierzonych efektów, odstąpił
od oblężenia. Dodatkowym elementem sytuacji była wiadomość o zbliżaniu się do
Cuzco, powracającego z Chile, wojska Almagra.
W tym miejscu należy wspomnieć, iż ta wielka wyprawa, na którą Almagro
wyruszał z dużymi nadziejami, dysponując niebagatelną siłą militarną (z górą
pięciuset zbrojnych — kwiat rycerstwa Indii" — tj. Ameryki) zakończyła się wielkim
rozczarowaniem dla jej uczestników. Ekspedycja przemierzyła ogromny obszar,
przechodząc przez Altiplano (płaskowyż) dzisiejszej Boliwii, spenetrowała okolice
dzisiejszego argentyńskiego miasta Salta, a po pokonaniu głównego łańcucha
Andów zeszła do północnego Chile w dolinie Copiapó". Stamtąd, po regeneracji sił,
wyprawa posunęła się jeszcze dalej, docierając do środkowych rejonów dzisiejszego
Chile. Jednak ani tam, ani bardziej na południe — o czym poinformował jeden z
kapitanów, wysłany na rekonesans na czele osiemdziesięciu ludzi — nie znaleziono
żadnych bogactw, a żołnierze zaczęli wywierać presję na dowódcę, aby ten zawrócił
do Peru.
Almagro cofnął się początkowo do Copiapó, tam zdołał się połączyć z posiłkami, z
którymi przybył Juan de Herrada, wiozący królewski dokument, nadający Almagrowi
godność gubernatora Nowego Toledo. Wówczas najbliżsi z otoczenia Almagra tym
bardziej zaczęli nań naciskać, aby skoro król wyświadczył mu łaskę, dając
gubernatorstwo Nowego Toledo, z królewskim dokumentem w ręku powrócił w jego
granice, i aby zważył, że Cuzco znajduje się w tych granicach. Czynili tak, ponieważ
foni sami] chcieli osiąść w tym mieście i korzystać z jego bogactw i dostatku".
Ulegając tym namowom, Almagro zawrócił, aby po przemierzeniu — jako pierwszy
Europejczyk — najbardziej niebezpiecznej pustyni Atacama, zbliżyć się do
opuszczonego kilkanaście miesięcy wcześniej Cuzco. Właśnie to miasto miało stać
się kością niezgody między Almagrem i Pizarrem, doprowadzając niebawem do
wybuchu pierwszej wojny domowej w Peru, zwanej — od miejsca decydującej
bitwy — wojną Las Salinas.
Bogactwa Cuzco, te rzeczywiste i te, które istniały tylko w wyobraźni Hiszpanów,
ostatecznie spowodowały, iż Almagro nie umiał dostrzec walorów Chile — kraju,
który kilka lat później zdobędzie i zorganizuje własnym wysiłkiem Pedro de Valdivia.
Tak oto Almagro, podchodząc w kwietniu 1537 roku na przedpola Cuzco, był
zdecydowany za wszelką cenę uchwycić panowanie w tym mieście. Był nawet
gotów do układów z Manco Inką, którego wojsko wprawdzie już odstępowało od
oblężenia, ale jeszcze stanowiło realną siłę militarną operującą w tym rejonie.
Jednak indiański władca, mający dość hiszpańskiej kurateli, nie chciał przyjąć tej
oferty. Ostatecznie Almagro przedłożył, przez swych wysłanników, władzom
miejskim Cuzco dokumenty królewskie, czyniące go gubernatorem Nowego Toledo,
żądając na tej podstawie uznania jego władzy nad miastem. Problem w tym, że
dokumenty te nie mówiły wprost, po czyjej stronie znajdzie się Cuzco. Rajcy
miejscy nie czuli się więc władni podejmować rozstrzygnięcia w tej kwestii i
zaapelowali o rozejm między oboma stronnictwami. Prawdą jednak było, że część
Hiszpanów w Cuzco, zrażonych do osoby Hernanda Pizarro, sprzyjała Almagrowi.
Zniecierpliwiony Almagro, korzystając z pretekstu, iż to Pizarrowie naruszyli zawarty
rozejm, wkroczył do miasta w deszczową noc 18 kwietnia 1537 roku i, aresztując
dwóch braci Pizarro (Hernanda i Gonzala objął panowanie nad Cuzco.
Ten akt można uznać za rzeczywisty początek wojny domowej. Drugim jej
ważnym momentem było, późniejsze o trzy miesiące, starcie nad rzeką Abancay. W
tym miejscu trzeba wyjaśnić, że Francisco Pizarro już w listopadzie 1536 roku
wysłał na ratunek oblężonym w Cuzco Hiszpanom czterystuosobowy oddział,
którego dowództwo początkowo powierzył Pedro de Lermie. Jednak ostatecznie
zwierzchnictwo dostało się powracającemu właśnie z wyprawy w rejon
Chachapoyas (we wschodnim Peru) Alonsowi de Alvarado, jednemu z braci Pedra
de Alvarado, zdobywcy Gwatemali. ów kapitan zatrzymał się jednak po drodze w
Jauja, gdzie przebywał cztery-pięć miesięcy.
Według Pedra Pizarro przyczyną tej zwłoki była potajemna umowa między
Alvaradem a sekretarzem Pizarra, wspomnianym już Antoniem Picado. To Picado
przekonał Francisca Pizarro, aby na czele oddziału postawił właśnie Alvarada na
miejsce wcześniej wyznaczonego Pedra de Lermy. Przebiegły sekretarz chciał
bowiem, by ten oddział przede wszystkim spacyfikował rejon Jauja, gdzie sam miał
znaczne posiadłości. Alonso de Alvarado ze swej strony mógł też obawiać się, czy
jego pomoc dla oblężonego Cuzco nie jest już spóźniona. Z tych więc czy innych
powodów Alvarado długo nie ruszał się z Jauja, twierdząc, iż nie otrzymał
koniecznego wzmocnienia sił i wyraźnych rozkazów od Francisca Pizarro.
Gdy wreszcie ruszył, Cuzco było już pod kontrolą Almagra, który zresztą wyszedł
mu na spotkanie. Oddziały zbliżyły się do siebie nad rzeką Abancay, a Alvarado
kontrolował przerzucony nad nią most. Nieuchronne starcie zakończyło się pełnym
zwycięstwem sił Almagra. Przyczyną takiego rozstrzygnięcia było niezdecydowanie
Alvarada oraz większy zmysł taktyczny Almagra i jego oficerów. Ponadto
niebagatelne znaczenie miały animozje wśród ludzi Alvarada, z których część
sympatyzowała ze stronnictwem Almagra. Na przykład Pedro de Lerma, który,
odsunięty od dowództwa i ciągle podejrzewany o nielojalność, nawiązał kontakt z
ludźmi Almagra i opuścił ten brzeg rzeki, na którym rozlokowane były siły Alvarada,
chociaż z Almagrem połączył się już po potyczce. Pokonany Alonso de Alvarado
został pochwycony i przetransportowany do Cuzco, gdzie pozostawał w areszcie
razem z braćmi Pizarro.
Triumf nad Abancay stanowił apogeum sukcesów Almagra w wojnie domowej.
Choć w tym okresie dysponował większymi atutami niż jego adwersarz i dawny
wspólnik, niebawem jednak inicjatywa zaczęła wymykać mu się z rąk. Być może
była to kwestia większej przebiegłości i bezwzględności jego konkurenta.
W tym czasie pojawiła się na krótko pewna nadzieja na zapobieżenie eskalacji
konfliktu. Otóż do Peru przybył Gaspar de Espinoza, trzeci sygnatariusz układu z
1524 roku, którego ksiądz Luque tylko reprezentował (sam Luque nie żył już od
kilku lat) Espinoza dotarł nawet do Cuzco, gdzie spotkał się z Almagrem, ale widząc
jego nieprzejednane stanowisko i wystarczająco znając charakter Pizarra, stracił
nadzieję na rozsądne rozwiązanie nabrzmiałej sytuacji. Almagrowi na odchodne
miał powiedzieć: Wiecie zatem, jaki wniosek wyciągam z całej tej sprawy? Otóż to,
że zwyciężony uległ, ale i zwycięzca przegrał, i z tym [przeświadczeniem]
odjeżdżam". Wprawdzie, mimo wszystko, próbowano jeszcze wynegocjować jakiś
kompromis, ale przed podpisaniem umowy licencjat Espinoza nagle zachorował i
zmarł w Cuzco.
Niebawem Almagro utracił jeden z atutów. Otóż opuścił Cuzco, aby założyć nowe
miasto, mające nosić jego imię — Almagro, zabierając ze sobą, jako zakładnika,
Hernanda Pizarro. W tym czasie pozostali uwięzieni, Gonzalo Pizarro i Alonso de
Alvarado, zdołali zbiec, wykorzystując nieobecność Almagra i jego najwierniejszych
stronników. Ucieczka ta była możliwa dzięki pomocy tych Hiszpanów w Cuzco,
którzy sympatyzowali z frakcją Pizarra, i zaaresztowaniu przez nich najważniejszych
osób, lojalnych wobec Almagra. Wszyscy ci pizarryści, wraz z uwolnionymi
więźniami, uciekli z Cuzco i połączyli się z Franciskiem Pizarro.
W ciągu następnych kilku miesięcy dawni wspólnicy próbowali, mimo wszystko,
uniknąć przekształcenia się zatargu o granicę między terytoriami swych
gubernatorstw w wojnę, wybierając na arbitra osobę duchowną, zakonnika
Francisco de Bobadillę. Z jego pośrednictwem zwaśnione strony prowadziły
pertraktacje w październiku 1537 roku. W ich trakcie ustalono, że obaj adwersarze
spotkają się w miejscowości Mala, leżącej mniej więcej w pół drogi od miejsc, w
których wówczas przebywali. Każdy z nich miał przybyć na spotkanie bez broni, w
towarzystwie dwunastu zaufanych osób i z oryginałami dokumentów królewskich
nadań. Obaj też zobowiązywali się nie podejmować żadnych kroków militarnych
przeciw sobie.
Inna sprawa, że obaj nie mieli szczerej woli wypracowania pokojowego
porozumienia. Według słów przenikliwwego kronikarza, jakim był Cieza, nie było
zamiarem obu gubernatorów przywrócenie naruszonej dawnej przyjaźni, ponieważ
Francisco Pizarro nie chciał, aby w tym kraju był ktoś równy mu władzą, podobnie
jak Almagro, który nie tylko chciał tego samego, lecz więcej nawet, dawał do
zrozumienia, że jemu powinny przypaść rządy nad większą częścią kraju. Jeśli zaś
posługiwali się pewnymi usprawiedliwieniami i dawali do zrozumienia, że obawiają
się króla (...), wszystko to czynili tylko po to, aby uzasadnić swe racje przed ludźmi,
aby zapałali gniewem i mając swą sprawę za słuszną, nabrali odwagi do stawania w
jej obronie".
Do spotkania tego doszło w listopadzie 1537 roku, ale od początku upływało ono
w atmosferze wzajemnych podejrzeń i z trudem hamownej wrogości. Taki klimat
był widoczny już w samym powitaniu dawnych wspólników. Było ono pełne
rezerwy, zwłaszcza ze strony Pizarra, który nie zdjął nawet hełmu, nieznacznie tylko
skłaniając się w geście powitania. W dodatku Gonzalo Pizarro ukrył się wraz z
kilkudziesięcioma uzbrojonymi ludźmi, mając zamiar w odpowiedniej chwili
pochwycić albo zabić Almagra. Nie jest pewne, czy przygotowana zasadzka była
jego inicjatywą, czy też stało się to za aprobatą Francisca Pizarro. Rozmowy zaczęły
się od wymiany wzajemnych oskarżeń i bardzo szybko zostały przez Almagra
zerwane. Dowiedział się on bowiem o przygotowanej zasadzce, a tym, który rzecz
wyjawił, był ponoć jeden z ludzi Pizarra, Francisco de Godoy, który z jakichś
powodów czuł sympatię do Almagra. Godoy miał go ostrzec wprost, a ponadto w
pewnej chwili zanucił pierwsze słowa popularnej wówczas piosenki: Tiempo ya es
caballero, tiempo es de andar de aqui (Czas już rycerzu, czas najwyższy, by stąd
odejść)
Po pospiesznym odjeździe Almagra Pizarro próbował jeszcze ratować sytuację,
wysyłając w ślad za nim posłańców ( m.in. wspomnianego Godoya) ale Almagro nie
podjął oferty i dwaj dawni towarzysze oraz wspólnicy już nigdy nie spotkali się
twarzą w twarz. W połowie listopada wydał werdykt ojciec Bobadilla. Werdykt ten
był niekorzystny dla Almagra, zobowiązywał go bowiem do ustąpienia z Cuzco.
Mówiło się zresztą, że takie rozstrzygnięcie było do przewidzenia, gdyż zakonnik był
podatny na naciski Pizarra.
Almagro oczywiście nie zaakceptował tego werdyktu i chciał się od niego
odwoływać. Bobadilla jednak stwierdził, że skoro obie strony czyniły go arbitrem w
tej sprawie, jego rozstrzygnięcie jest nieodwołalne. Z kolei Francisco Pizarro musiał
liczyć się z Almagrem, skoro ten ciągle więził jego przyrodniego brata Hernanda.
Dlatego kilka dni później przyjął wysłanników Almagra, którzy zabiegali o zmianę
układu. Rzeczywiście, w końcu listopada 1537 roku wynegocjowano nowe
porozumienie, które pozwalało Almagrowi na tymczasowe pozostawanie w Cuzco.
Inne punkty tego porozumienia nie różniły się od poprzedniego — np. Pizarro
zobowiązywał się dostarczyć Almagrowi okręt, aby ten mógł wysłać kogoś do
Hiszpanii w celu poinformowania o swoim stanowisku dworu królewskiego; ponadto
obie strony miały w terminie dwudziestu dni rozformować swe wojska, wysyłając
ludzi w te rejony, gdzie istniało zagrożenie panowania hiszpańskiego ze strony
krajowców. Almagro miał uwolnić, za poręczeniem pięćdziesięciu tysięcy pesos,
Hernanda Pizarro, który z kolei powinien w ciągu sześciu miesięcy udać się do
Hiszpanii, by tam stanąć przed obliczem monarchy. Jednocześnie ustalono, że
wyjazd Hernanda nie nastąpi wcześniej niż w chwili, gdy Francisco Pizarro odda do
dyspozycji Almagra obiecany okręt, tak aby przedstawiciele obu stronnictw mogli
udać się do Hiszpanii w tym samym czasie.
Ale i ten, z trudem wynegocjowany, układ nie wszedł od razu w życie. W tym
czasie powrócił bowiem z Hiszpanii, wysłany tam przez Pizarra, Pedro Anzures de
Camporredondo, przywożąc zarządzenia królewskie, na mocy których obaj rywale
mieli bezwzględnie trzymać się wyznaczonych granic swoich nadań. Pizarro
natychmiast zadeklarował zamiar ścisłego wypełnienia woli monarchy, wzywając
Almagra do zajęcia takiej samy postawy. Almagro odebrał to jako kolejny wybieg
Pizarra, który nie chciał wypełnić uprzednio wynegocjowanego porozumienia.
Jednakże po kolejnych, prowadzonych na odległość rokowaniach, Pizarro pozwolił
Almagrowi na zachowanie — do czasu zapadnięcia ostatecznych decyzji o granicach
gubernatorstw — kontroli nad Cuzco. Nie było to oczywiście wspaniałomyślne
ustępstwo, lecz wyraz determinacji Pizarra w staraniach o ocalenie życia swego
przyrodniego brata. W obozie Almagra bowiem już od dłuższego czasu niektórzy
radzili uśmiercić Hernanda, a najgorliwiej zachęcał do tego radykalnego kroku
Rodrigo Orgonez, prawa ręka i szef sztabu Almagra.
Almagro jednak, po naradzie z kilkoma swoimi oficerami, zdecydował się uwolnić
Hernanda Pizarro. Próbował też przekonać do swej decyzji Orgoneza. Ten jednak w
odpowiedzi, chwytając się lewą ręką za brodę, uniósł głowę, a prawą ręką wykonał
charakterystyczny gest ze słowami: Biada ci Orgonezie, gdyż z powodu przyjaźni
dla Almagra utną ci ją, podrzynając gardło!". A że nie była to odosobniona reakcja
w obozie Almagra, świadczą też słowa pewnego żołnierza, który ostentacyjnie
powiedział: Do tej pory, Almagro, nie była potrzebna broń i nosiłem tylko pikę,
teraz zaś sprawię sobie taką z dwoma grotami — wszak takich nam będzie trzeba".
Ktoś inny, przyłączając się do głosów wieszczących, iż nic dobrego nie wyniknie z
uwolnienia Hernanda, ułożył i rozpowszechniał następujący czterowiersz:
Śmierć Francisca Pizarro jest uważana za początek drugiej wojny domowej w Peru.
Spiskowcy bowiem obwołali gubernatorem Diega de Almagro Młodszego, który
wycofał się ze swymi siłami do Cuzco, gdzie przebywało wielu almagrystów,
oczekując na dalszy rozwój wypadków.
Losy tej wojny zależały od postawy sędziego Cristóbala Vaca de Castro, który w
czasie gdy almagryści zamordowali Francisca Pizarro, przebywał na terenie
gubernatorstwa Popayanu (północny zachód dzisiejszej Kolumbii) i zmagał się z
chorobą. W dodatku nie dysponował większymi siłami zbrojnymi, chyba że skłoniłby
do mobilizacji gubernatora Popayanu, Sebastiana de Belalcazara.
W tym miejscu należy się czytelnikowi wyjaśnienie, że Belalcazar, pozostawiony
w Quito, od połowy lat trzydziestych coraz bardziej dystansował się od spraw
peruwiańskich (dzięki temu uniknął wplątania w pierwszą wojnę domową)
Skierował wówczas swą uwagę na terytoria leżące na północ od Quito. W latach
1536-1537 zajął te tereny, fundując takie miasta jak Cali i Popayan. W czasie
kolejnej wyprawy posunął się aż do Bogoty, tam jednak uprzedził go idący z
wybrzeża Morza Karaibskiego, Gonzalo Jimenez de Quesada. Stamtąd udał się do
Hiszpanii, gdzie w 1540 roku został mianowany gubernatorem Popayanu,
stanowiącego od tej chwili osobną jednostkę administracyjną ze stolicą w mieście o
tej samej nazwie. Belalcazar objął rządy w Popayanie w początkach 1541 roku, a po
kilku miesiącach w Cali zjawił się Vaca de Castro i wezwał do siebie Belalcazara.
Gdy stan zdrowia sędziego Vaca de Castro poprawił się, mógł on wyruszyć do
Popayanu. Tam, we wrześniu 1541 roku, królewskiego wysłannika zastała
wiadomość o śmierci Francisca Pizarro. Natychmiast wezwał też do Popayanu,
przebywającego ciągle jeszcze w Cali, Belalcazara. W Popayanie Vaca de Castro
okazał — przezornie wystawiony w Hiszpanii — królewski dokument, dający mu
pełnię władzy w przypadku śmierci Pizarra, i kazał Belalcazarowi towarzyszyć sobie
w drodze do Peru.
Nie jest do końca jasne, czy Belalcazar udał się z Vakiem de Castro raczej
przymuszony, jak to przedstawia Cieza, czy też z własnej woli. Faktem pozostaje, że
w drodze, między Quito a San Miguel, doszło do incydentu, który podważył zaufanie
Vaca de Castro do Belalcazara. Zdarzyło się bowiem, że jeden z almagrystów,
zamieszany w śmierć Pizarra, Francisco Nunez de Pedroso, który w wyniku zatargu
wewnątrz własnego stronnictwa został wypędzony z Peru, uciekając napotkał
Belalcazara i poprosił go o wstawiennictwo u Vaca de Castro. Jednak Belalcazar,
choć wiedział, że [Nunez de Pedroso] był jednym z winnych śmierci starego markiza
i że Vaca de Castro wielce pragnął schwytać sprawców tego przestępstwa, aby ich
stosownie do wielkości występku ukarać, nie tylko rad był [Belalcazar] aby się
[Nunez de Pedroso] uratował, ale nawet, aby ten mógł ujść niezauważony przez
Vaca de Castro, dał mu konia mówiąc, iżby udał się w granice jego gubernatorstwa
( tj. do Popayanu — przyp. A.T.), gdzie nie będzie musiał się niczego obawiać".
Od tego czasu Vaca de Castro, któremu poprzednio tak zależało na pomocy
Belalcazara, teraz szukał tylko pretekstu, aby się go pozbyć z własnych szeregów.
Dlatego gdy dowiedział się, że zbuntowani almagryści w Peru wcale nie mają
przewagi wobec uaktywnienia się silnej frakcji pizarrystów, kazał Belalcazarowi
wrócić do Popayanu. Sam kontynuował swą mozolną podróż do Peru, przybywając
wreszcie do Limy w czerwcu 1542 roku.
Czas pracował dla niego, ciągle bowiem przybywali doń kolejni Hiszpanie i
szybko rosły szeregi wojska, jakie Vaca de Castro gromadził pod hasłem wierności
królowi. Siły almagrystów natomiast słabły, głównie na skutek utraty najlepszych
dowódców. Juan de Herrada ciężko zachorował i zmarł. Mianowany na jego miejsce
Cristóbal de Sotelo został wkrótce zabity w zatargu z Garcią de Alvarado, którego z
kolei uśmiercił Almagro Młodszy.
Do decydującej bitwy doszło 16 września 1542 roku na płaskowyżu Chupas (stąd
druga wojna domowa w Peru nosi nazwę wojny Chupas) Oba wojska stanęły
naprzeciw siebie późnym popołudniem. Ponieważ do zmroku pozostało zaledwie
około półtorej godziny, oficerowie Vaca de Castro namawiali go, aby odłożyć walkę
na dzień następny, jednak królewski wysłannik zdecydował się na natychmiastowe
uderzenie. Walka trwała nawet po zapadnięciu zmroku, aż wreszcie szala
zwycięstwa przechyliła się na stronę sił Vaca de Castro. Była to najbardziej krwawa
bitwa stoczona między Hiszpanami w Peru — z obu stron poległo w niej ponad
dwustu żołnierzy (Gómara pisze nawet, że tylko ze strony Vaca de Castro poległo
trzysta osób, co jest jednak grubą przesadą) Faktem pozostaje, że zwycięska
strona, mająca przed bitwą niewielką przewagę liczebną, poniosła paradoksalnie
większe straty w zabitych. Jednak siły almagrystów zostały kompletnie rozbite.
Niektórym spośród pokonanych udało się ujść z pola bitwy, ściągając z poległych
przeciwników znaki rozpoznawcze (szkarłatne szarfy), jakie nosiło wojsko Vaca de
Castro. Wielu jednak zabili okoliczni Indianie, którzy po bitwie obdzierali poległych i
dobijali rannych.
Diego de Almagro Młodszy nie zginął na polu bitwy i początkowo uszedł do
Cuzco. Tam został jednak pochwycony, a następnie skazany na śmierć przez Vaca
de Castro. Młodego Almagra ścięto i pochowano w Cuzco w tym samym kościele,
gdzie już spoczywały doczesne szczątki jego ojca. W ten sposób wygasły walki
między pizarrystami i almagrystami, podsycane przez te wszystkie lata ambicjami i
namiętnościami.
Nie był to jednak kres wojen domowych między Hiszpanami w Peru. W roku
1544 wybuchł w Peru bunt Gonzala Pizarro. Podłożem, z jakiego wyrastał ten ruch
protestu przeciw polityce Korony, było ogłoszenie w Hiszpanii 20 listopada 1542
roku tzw. Nowych Praw dla Indii. Był to zbiór zarządzeń obowiązujących we
wszystkich posiadłościach hiszpańskich w Nowym Świecie, których celem było nie
tylko utrwalenie kontroli Korony nad terytoriami zamorskimi, ale nade wszystko
ochrona krajowców przed nadużyciami, jakich wielokrotnie dopuszczano się w
pierwszych dekadach obecności Hiszpanów w Ameryce. Na mocy Nowych Praw nie
można było m.in. czynić pod jakimkolwiek pretekstem z Indian niewolników, za-
broniono przymuszania krajowców do wykonywania niektórych prac, ograniczono
też korzystanie z usług indiańskich tragarzy do wyjątkowych sytuacji, a i wówczas
nie mogło się to dziać wbrew ich woli i bez wynagrodzenia. Dla Hiszpanów
największy ciężar gatunkowy miały zarządzenia, uderzające w instytucję nadań
ziemi z Indianami (encomiendas) Od tej pory encomiendas przysługiwały
dożywotnio tylko pierwszym zdobywcom, a po ich śmierci miały wrócić do Korony
— wszak teoretycznie rzecz ujmując, encomenderos otrzymywali owe majątki od
monarchy w powiernictwo. W dodatku Nowe Prawa groziły utratą posiadanych w
systemie encomiendas Indian, gdyby byli oni źle traktowani przez Hiszpana,
któremu zostali przydzieleni.
Oprócz zarządzeń ogólnych Nowe Prawa zawierały także pewne uregulowania
szczegółowe. Był tam m.in. ustęp odnoszący się do samego Peru, zawierający
groźbę odebrania encomiendas tym wszystkim, którzy — po zbadaniu spraw przez
królewskich funkcjonariuszy — zostaną uznani winnymi bratobójczych walk między
frakcją pizarrystów i almagrystów. Było to bardzo niefortunne rozporządzenie, bo —
jak pisze Zarate — było oczywiste, że w całej prowincji Peru nie było osoby, która
mogłaby zachować swych Indian; wszak, jak można wnioskować z tej historii, nie
było Hiszpana, wysokiego czy niskiego stanu, który by nie był zaangażowany po
jednej ze stron".
Dodatkowym czynnikiem zaostrzającym sytuację w Peru było postępowanie
wyznaczonego na stanowisko wicekróla Blasco Nuneza de Veli. O ile na innych
obszarach władze kolonialne niejednokrotnie zawieszały te postanowienia Nowych
Praw, których wyegzekwowanie okazywało się niemożliwe, o tyle Nunez de Vela, ze
względu na swój apodyktyczny i gwałtowny charakter, nawet nie dopuszczał myśli o
uczynieniu jakiegokolwiek odstępstwa. Doszło nawet do tego, że uczynił sobie
wrogów z wysłanych wraz z nim czterech sędziów trybunału apelacyjnego
(audiencia) w Limie, który stanowił najwyższą instancję sądowniczą na terytorium
administrowanym przez wicekróla.
Wszystko to spowodowało niepokój i wzburzenie wśród Hiszpanów w Peru, z
których coraz liczniejsi zaczęli się grupować wokół Gonzala Pizarro, jedynego już
wówczas z braci Pizarro w tym kraju. Gonzalo, który przybył do Cuzco, przynajmniej
z pozoru, niechętny otwartemu wystąpieniu przeciw Koronie, w końcu dał się
obwołać kapitanem generalnym i pełnomocnym przedstawicielem (procuradof)
Hiszpanów w Peru. Sformował też liczące czterystu jeźdźców i piechurów wojsko.
Od tego czasu w kraju nastąpiła polaryzacja — z jednej strony wicekról i audiencia
w Limie, z drugiej Gonzalo Pizarro i jego poplecznicy w Cuzco.
Tymczasem Nunez de Vela zrażał do siebie kolejne osoby z własnego otoczenia.
Wprawdzie zawiesił wprowadzenie w życie Nowych Praw, ale zastrzegł, że czyni to
tylko na okres dwóch lat i w obliczu zagrożenia ze strony Gonzala Pizarro.
Obiecywał nawet parcelację majątków należących do stronników Gonzala, czym
jednak tylko oburzył tych z Cuzco, a nie wszystkich z Limy zadowolił". Wszystkich,
którzy przeszli do obozu Gonzala, uznawał za zdrajców, a nawet rozdawał
skonfiskowane im majątki. Zaaresztował, przebywającego ciągle w Peru, Vaca de
Castro. Jakiś czas później, podejrzewając jednego z urzędników o kontakty ze
stronnictwem Gonzala Pizarro, zasztyletował go w czasie sprzeczki. Te i inne
postępki wicekróla wzburzyły przeciw niemu nie tylko mieszkańców Limy, ale i
owych sędziów audiencii, do tego stopnia, że w końcu aresztowano go i wsadzono
na okręt, którym miał powrócić do Hiszpanii.
Gonzalo też bywał bezwzględny w stosunku do tych, którzy próbowali paktować
z wicekrólem. Jego siły jednak rosły, a po usunięciu wicekróla nic już nie stało na
przeszkodzie, aby przejął władzę w samej Limie. Ruszył więc ku stolicy, a
zatrzymawszy się na jej przedpolach czekał, aż zastraszeni sędziowie audiencii
uznają go za gubernatora Peru. Tak też się stało, a Gonzalo triumfalnie wkroczył do
Limy z całym wojskiem i artylerią, którą rozlokował na głównym placu miasta.
W tym czasie Blasco Nuńez de Vela nieoczekiwanie odzyskał możliwość działania,
gdy eskortujący go sędzia Juan Alvarez (jeden z czterech członków audiencii)
uwolnił go, licząc zapewne na nagrodę i łaskę ze strony samego monarchy.
Wicekról udał się pospiesznie do Trujillo, głosząc konieczność zbrojnego
przeciwstawienia się rebelii Gonzala. Jednak Nunez de Vela, tak jak okazał się
niezręczny w sprawowaniu swej funkcji i stosunkach z ludźmi, tak też wykazał brak
zmysłu strategicznego w kwestiach wojskowych. Zamiast uderzyć pierwszy, gdy siły
Gonzala jeszcze nie były tak liczne i skonsolidowane, wicekról uchodził na północ.
Kontynuując swój quasitaktyczny odwrót, Nunez de Vela w sierpniu 1545 roku
znalazł się aż w Popayanie. Tam zatrzymał się, prosząc o pomoc Belalcazara. Ten z
pewnością nie miał ochoty angażować się w nowy konflikt poza granicami własnego
gubernatorstwa — zaledwie trzy lata wcześniej zdołał uniknąć udziału w drugiej
wojnie domowej — nie mógł jednak odmówić wicekrólowi, którego przychylność
mogła okazać się w przyszłości cenna.
Po czterech miesiącach pobytu w Popayanie Nunez de Vela w towarzystwie
Belalcazara wyruszył wreszcie przeciw siłom Gonzala. Tuż przed decydującą bitwą
pod Anaquito (dziś w granicach stolicy Ekwadoru, Quito) wicekról buńczucznie
odrzucił ofertę mediacji ze strony Belalcazara. Starcie (18 stycznia 1546 roku)
zakończyło się sromotną porażką wojsk wicekróla, a on sam zginął w walce.
Gonzalo tymczasem zdobył panowanie nad Peru. Co więcej, jego ludzie dotarli na
Przesmyk Panamski, zajmując ten węzłowy punkt na trasie do i z metropolii,
umożliwiający całkowitą kontrolę komunikacji z Hiszpanią.
Gdy wiadomości o śmierci wicekróla i rozmiarach rebelii Gonzala Pizarro w Peru
dotarły do Hiszpanii, na dworze zaczęto przemyśliwać nad możliwościami
rozwiązania tej nabrzmiałej sytuacji. Wybór padł na osobę skromnego księdza
Pedro de La Gaski, znanego jednak z wielkiej mądrości i niebywałych talentów
dyplomatycznych. Duchowny ten nie dysponował ani wojskiem, ani wielkimi
funduszami, wyposażony był tylko w daleko idące pełnomocnictwa. Jako prezydent
Królewskiej Audiencji Peru miał pełnię władzy administracyjnej i wojskowej oraz —
co najistotniejsze — możliwość przebaczania tym uczestnikom rebelii, którzy,
porzuciwszy szeregi Gonzala. opowiedzą się po stronie Korony.
La Gaska, działając z niesłychanym wyczuciem sytuacji, zdołał najpierw zapewnić
sobie kontrolę nad Panamą i zgromadzoną tam flotą, a później, posuwając się
sukcesywnie na południe, gromadził coraz liczniejsze siły, które mogły już stawić
czoło buntownikom. Kulminacyjnym punktem tej kampanii stała się bitwa pod
Jaquijaguaną (9 kwietnia 1548 roku) w której siły Gonzala zostały całkowicie
rozproszone — część ludzi po prostu porzuciła szeregi rebeliantów i w ostatniej
chwili przeszła pod sztandary La Gaski. Po bitwie dokonano egzekucji Gonzala i
kilku jego najbliższych oficerów. Reszta uzyskała przebaczenie, a mądry prezydent
umiejętnie stosował w następnych latach wspomnianą wyżej praktykę uwalniania
kraju" od nadmiaru żołnierzy bez zajęcia, wyrażając zgodę na kolejne wyprawy w
mało znane obszary kontynentu (w ten sposób założono np. obecną stolicę Boliwii
La Paz, której nazwa jest przywołaniem i symbolicznym ustanowieniem pokoju
między Hiszpanami po długim okresie wojen domowych)
Wypada jeszcze na zakończenie wspomnieć krótko o losach ostatniego inkaskiego
władcy, Manco Inki, który — jak pamiętamy — uwolniwszy się spod hiszpańskiej
kurateli, na krótko w 1536 roku zagroził Hiszpanom w Cuzco. Nie mogąc
kontynuować oblężenia i nie wykazując zainteresowania sojuszem z powracającym
z Chile Almagrem, Manco Inka wycofał się wysoko w góry, gdzie niebawem
stworzył swą siedzibę w Vilcabambie. W 1544 roku Manco Inka został
zamordowany przez kilku almagrystów, którym dwa lata wcześniej udzielił
schronienia, po klęsce w bitwie na równinie Chupas.
Dopóki Hiszpanów w Peru absorbowały ich wojny domowe, kadłubowe
państewko inkaskie w Vilcabambie mogło funkcjonować w miarę niezależnie.
Jednak w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XVI wieku Vilcabamba — wbrew
antykolonialnej legendzie — istnienie swe zawdzięczała układom, jakie jej dwaj
kolejni władcy (formalnie byli nimi synowie Manco Inki — Sayri Tupac oraz Titu
Cusi) zawierali z Hiszpanami. W końcu 1569 roku przybył do Peru następny
wicekról, Francisco de Toledo, który z powodzeniem sprawując dwanaście lat tę
funkcję, zasłużył sobie na miano najzdolniejszego wysokiego urzędnika okresu
wczesnokolonialnego w Peru. Ten rzutki administrator wkrótce postanowił położyć
kres fikcyjnej niezależności Vilcabamby. Dokonała tego zorganizowana w 1572 roku
na jego rozkaz ekspedycja. Ostatni władca Vilcabamby, Tupac Amaru (trzeci syn
Manco Inki zasiadający formalnie na tronie) został sprowadzony do Cuzco i stracony
tam we wrześniu tego samego roku.
Należy wszakże pamiętać, że przemoc, obecna w dziejach podboju Peru, większą
rolę niż w stosunku do Indian odgrywała w relacjach między samymi Hiszpanami. O
psychologicznym podłożu tych rywalizacji wyjątkowo trafnie pisze Gómara: Szli za
Diegiem de Almagro, ponieważ rozdawał, a za Franciskiem Pizarro, ponieważ mógł
dać. Po śmierci ich obu szli zawsze za tym, o którym myśleli, że da im więcej i
szybciej [niż inni] Wielu porzuciło króla, ponieważ nie miał im co dać, i mało jest
takich, którzy zawsze byli wierni królowi, gdyż złoto przyćmiewa rozsądek, a tyle go
jest w Peru, że budzi to podziw i zdumienie (...) Korumpowali ludzi pieniędzmi, aby
fałszywie przysięgali; oskarżali jedni drugich zdradliwie, aby rządzić, aby posiadać, z
zemsty, z zawiści, a nawet dla rozrywki; zabijali w majestacie prawa w sposób
jawnie niesprawiedliwy, a wszystko po to, aby być bogatymi".
Jest rzeczą dość znamienną, na co zwracali już uwagę niektórzy hiszpańscy
kronikarze, że niemal wszyscy główni uczestnicy podboju Peru, w tym nade
wszystko osoby, które w mniejszym czy większym stopniu odpowiadały za śmierć
Atahuallpy, umierali gwałtowną śmiercią. Oprócz Franciska Pizarro i Diega de
Almagro trzeba wspomnieć o ojcu Vicente Valverde, który został pierwszym
biskupem w Peru (ksiądz Luque, któremu miała pierwotnie przypaść ta godność,
zmarł w Panamie, zanim dokonano podboju kraju) Duchowny ten, uchodząc przed
zgiełkiem drugiej wojny domowej drogą morską, został w sierpniu 1541 roku
zamordowany przez Indian na wyspie Puna. Skarbnik Alonso de Riquelme, któremu
często przypisuje się największy udział w doprowadzeniu do stracenia Inki
Atahuallpy, zmarł wprawdzie śmiercią naturalną, ale także gwałtowną.
Wszelako najbardziej wymowną ilustracją gwałtowności, jaką była naznaczona
historia opanowani Peru, są dzieje pięciu przyrodnich braci Pizarro. Jak pamiętamy,
Juan zginął w czasie powstania Manco Inki i oblężenia Cuzco, Francisco wraz z
Martinem de Alcantara zostali pięć lat później zamordowani przez almagrystów.
Gonzala Pizarro ścięto po klęsce pod Jaquijaguana. Życie ocalił tylko Hernando
Pizarro, jednakże za cenę długoletniego więzienia w Hiszpanii, w Medina del
Campo. Podczas odbywania tej kary poślubił swoją bratanicę Franciscę Pizarro (była
to Metyska, zrodzona ze związku Francisca Pizarro i Indianki z arystokratycznego
rodu, którą jako osiemnastoletnią pannę wysłano do Hiszpanii). Hernando Pizarro
odzyskał wolność już jako człowiek stary, przynajmniej według kryteriów własnej
epoki. Powrócił do rodzinnego Trujillo w Estramadurze, gdzie wzniósł okazały dom.
Stoi on tam do dziś, z fasadą zwróconą ku głównemu placowi, w którego centrum
znajduje się konny posąg Francisca Pizarro, najsławniejszego z rodu Pizarrów.
MAPY
ANEKS
Ludzie z Cajamarki
Uczestnicy pochwycenia Atahuallpy i ich udziały w okupie uzyskanym za osobę Inki
(pozioma kreska oznacza, iż żołnierz nie otrzymał udziału w kruszcu)
Srebro Złoto
(w markach) (w pesos)
I. Jeźdźcy:
Francisco Pizarro 235057 220
Hernando Pizarro 126731 808
Hernando de Soto 126717 740
Juan Pizarro 407 i 2 uncje11 100
Pedro de Candia 407 i 2 uncje9909
Gonzalo Pizarro 384 i 5 uncji9909
Juan Cortes 362 9430
Sebastian de Belalcazar 407 i 2 uncje9909
Crisióbal de Mena 366 8380
Ruy Hernandez Briceno 384 i 5 uncji9435
Juan de Salazar (lub Salcedo) 362 9435
Miguel de Estetę 362 8980
Francisco de Xerez (Jerez) 362 8880
Gonzalo de Pineda 384 9909
Alonso Briceno 362 8380
Alonso de Medina 362 8480
Juan Pizarro de Orellana 362 8980
Luis Maza 362 8880
Jerónimo de Aliaga 339 i 4 uncje8880
Gonzalo Perez 362 8880
Pedro de Barrientos 362 8880
Rodrigo Nunez 362 8880
Pedro de Anades 362 8880
Francisco de Malaver 362 7770
Diego Maldonado 362 7770
Rodrigo (lub Francisco) de Chaves362 8880
Diego de Ojuelos 362 8880
Gines de Carranza 362 8880
Juan de Quincoces 362 8880
Alonso de Morales 362 8880
Lope Velez 362 8880
Juan de Barbaran 362 8880
Pedro de Aguirre 362 8880
Pedro de Leon 362 8880
Diego Mejfa 362 8880
Martin Alonso 362 8880
Juan de Rojas 362 8880
Pedro Catano 362 8880
Pedro Ortiz 362 8880
Juan de Morgovejo 362 8880
Hernando de Toro 362 8880
Diego de Aguero 362 8880
Alonso Perez 362 8880
Hernando Beltran 362 8880
Pedro Barrera 362 8880
Francisco Baena 362 8880
Francisco López 371 i 4 uncje 8880
Sebastian de Torres 362 8880
JuanRuiz 1330 i 3 uncje 8880
Francisco de Fuentes 362 8880
Gonzalo del Castillo 362 8880
Nicolas de Azpitfa 339 i 3 uncje 8880
Diego de Medina 316 i 6 uncji 7770
Alonso Pęto 316 i 6 uncji 7770
Miguel Ruiz 362 8880
Juan de Salinas, kowal 362 8880
Juan de Olz 248 i 7 uncji 6110
Cristóbal Gallego 316
Rodrigo de Cantillana 294 i 1 uncja
Gabriel Felix 271 i 4 uncje —
Hernan Sanchez 2628880
Pedro de Paramo 271 i 4 uncje 8115
II. Piechurzy: