Professional Documents
Culture Documents
PROF. CHRISTOPHER CLARK*: W latach 70. badacze byli entuzjastami teorii, że wojnę
wywołał jeden kraj, właśnie Niemcy. Twierdził tak wybitny niemiecki historyk Fritz Fischer
(1908-99), który przebadał ogromną liczbę dokumentów i na tej podstawie napisał książkę
[„Sięganie po władzę nad światem. Cele wojennej polityki cesarskich Niemiec 1914-1918”,
wydaną w latach 60.]. Przekonująco pokazał mroczny obraz poglądów niemieckiej elity, która
w przededniu wojny ogarnięta była imperialistyczną manią i paranoją każącą szukać wszędzie
wrogów. Poglądy Fischera stały się ortodoksją.
Kiedy około 2004 r. zacząłem zajmować się tym tematem, świat się już zmienił. Nie był już
dwubiegunowy z czasów zimnej wojny, gdy wydawał się przejrzysty – z jednej strony
pokojowy, a z drugiej było w nim dużo przemocy – w Afganistanie czy Wietnamie. Prosty i
łatwy do odczytania porządek został zastąpiony – zwłaszcza po kryzysie finansowym 2007-08
r. – przez świat wielobiegunowy, z kilkoma nowymi potencjalnymi wielkimi mocarstwami,
jak Chiny, schyłkowymi mocarstwami, jak Rosja, i regionalnymi graczami, jak Turcja czy
Iran.
Paradoksalnie rok 1914 stał się przez to bliższy, a perspektywa Fischera – bardziej odległa. W
latach 70. wybuch I wojny światowej przypominał trochę teatr kostiumowy w rodzaju tych,
które kręciła telewizja BBC, z ciężkimi sukniami i pikelhaubami.
Dziś łatwiej odnieść się do sytuacji sprzed 1914 r. niż w czasach zimnej wojny?
– Pamiętam nauczyciela szkoły średniej w Sydney, który mówił nam: „Chłopcy, jak macie
wątpliwości, kto wywołał pierwszą wojnę, pamiętajcie o pięciu niemieckich prowokacjach:
Niemcy budowali flotę, co rozgniewało Brytyjczyków; popierali Austriaków w sprawie Bośni
i Bałkanów, co irytowało Rosjan; rzucili Francji wyzwanie w Maroku, co było złym
pomysłem; a na koniec bezwarunkowo poparli Austrię, która wypowiedziała wojnę Serbii”.
Coś w tej historii jest nie w porządku – pomyślałem. Przyczyny tej wojny były bardziej
skomplikowane, nie mogła jej wywołać decyzja jednego państwa. Dlaczego miałoby się ono
zachowywać tak odmiennie od pozostałych. Fischer twierdził, że odpowiedzialna za to była
paranoiczna i imperialistyczna niemiecka elita.
Ale pamiętam, jak pytałem nauczyciela o kolejność wydarzeń: „Skoro Niemcy zaczęli wojnę,
to dlaczego Rosjanie jako pierwsi ogłosili mobilizację?”. Odpowiedział jak Fischer: „Musieli
ogłosić ją pierwsi, bo zajmowała im więcej czasu”. Nie wydało mi się to przekonujące.
– Byłoby groteskowe obciążać ich całą winą, ale patrzę na nich krytycznie i traktuję jako
ważny, samodzielny czynnik. Mieli udział w budowaniu maszyny nacjonalizmu, agresji i
paranoi, która doprowadziła do wojny.
Większość historiografii traktuje Bałkany mniej poważnie, moim zdaniem niesłusznie.
Zamordowanie arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie przez klasyczną historiografię
pokazywane jest jako wydarzenie, które posłużyło Austriakom i Niemcom wyłącznie jako
pretekst do wojny. „Zabili go, no i co z tego? Takie rzeczy się zdarzają, z tego powodu nie
powinna wybuchnąć wojna światowa”.
Ja piszę, że zamach miał ogromne znaczenie. Głęboko poruszył austriacką opinię publiczną,
to nie była tylko propaganda, oni przeżyli prawdziwy szok. Jak zareagowaliby dziś
Amerykanie, gdyby prezydent elekt i jego żona zostali zamordowani przez zabójców z innego
kraju? Chyba nie powiedzieliby: „No cóż, zdarza się”.
Ale za wybuch wojny nie wszyscy byli odpowiedzialni tak samo. Kto bardziej?
Można długo dyskutować, dlaczego tak się zachowali. Fischer powiedziałby, że skorzystali z
okazji, aby rozpocząć wojnę, ale nie ma na to żadnych dowodów. Niemcy uważali, że ich
poparcie dla Austrii odstraszy Rosję – sojusznika Serbii – od wojny. Austriacy mieli zaś
dobry powód, żeby zaatakować Serbię.
Z drugiej strony Niemcy nie zrobili żadnego kroku, żeby zatrzymać eskalację kryzysu,
chociaż mieli takie możliwości. W kontekście tego kryzysu to oni rzeczywiście są bardziej
odpowiedzialni od innych. Ale jeśli się zapyta, kto przez lata odgrywał największą rolę w
destabilizacji Bałkanów, okaże się, że wcale nie Niemcy.
A kto?
W 1914 r. trudno jednak dostrzec, komu zależy na wywołaniu wojny światowej i kto
świadomie, wytrwale do niej by dążył. Wszyscy uczestnicy rozgrywki albo myśleli, że ich
działania zapobiegają jeszcze gorszemu konfliktowi, albo że działają na rzecz sojusznika.
Niemiecki kanclerz Theobald von Bethmann-Hollweg sądził, że popierając Austrię w sporze
z Serbią, robi to, co musi, i wszyscy to zrozumieją – z wyjątkiem krajów, które prą do wojny.
Jeżeli Rosja nie rozumie, że Niemcy muszą stanąć za Austrią, będzie miała wojnę, której
ewidentnie pragnie.
Co myśleli Rosjanie?
To się zmieniło, gdy w 1913 r. prezydentem Francji został Raymond Poincaré, który
powiedział Rosjanom coś nowego: „Już rozumiemy, jak ważne są dla was Bałkany, i
będziemy tam z wami, cokolwiek się wydarzy”.
– Francuzi koncentrowali się na Niemcach. Wszyscy inni w tej układance mieli więcej niż
jednego wroga – np. Brytyjczycy Niemców, ale także Rosjan w Azji Środkowej. Rosjanie nie
czuli się przesadnie zagrożeni przez Niemców, ale rywalizowali z Austrią na Bałkanach i z
Wielką Brytanią w Azji.
Francuzi ok. 1913 r. poparli więc Rosję na Bałkanach, myśląc, że to ostatnia szansa, żeby
zatrzymać rosnącą potęgę Niemiec w Europie i że nie mogą liczyć na nikogo innego, a sami
tego nie zrobią. Paryż nie mógł polegać na Brytyjczykach, a im mniej byli ich pewni, tym
bardziej Poincaré musiał zabiegać o wsparcie Rosjan. Ale oni oczywiście chcieli od
Francuzów czegoś w zamian – poparcia w konflikcie na Bałkanach, nawet takim, którego
początki były bardzo podejrzane i mroczne.
W tym czasie wszyscy myślą już, że wojna wybuchnie w związku z Bałkanami. Mówią o tym
wszystkie dokumenty dyplomatyczne.
Wcześniej były dwie wojny bałkańskie i nie skończyły się wojną światową.
– Tak, ale miały lokalny charakter, nie włączyło się do nich żadne mocarstwo. Tymczasem w
1914 r. Francuzi nie powstrzymali Rosjan, kiedy ujęli się oni za Serbami, co było wbrew
logice sojuszu rosyjsko-francuskiego, formalnie ściśle obronnego. Francja miała pomóc Rosji
tylko wtedy, kiedy będzie zaatakowana, a w lipcu 1914 r. nie była. Austriacy nie
zmobilizowali się przeciwko Rosji, tylko przeciw Serbii. Dlatego w pierwszej fazie wojny tak
wyraźnie przegrywali z Rosjanami.
Francuzi udzielali także Rosji ogromnych pożyczek na zbrojenia. W 1914 r. była ona
najszybciej rozwijającą się potęgą przemysłową na świecie. Wielu współczesnych
obserwowało to i przewidywało, że Rosjanie zrobią ze swoim krajem to, co Amerykanie
zrobili ze swoim – staną się światową superpotęgą. Francuzi byli szczęśliwi z tego powodu,
bo uznawali, że Rosja jest ich sojusznikiem i będą bezpieczniejsi.
Niemcy oczywiście obawiali się rosyjskiej potęgi, ale i Francuzi nie chcieli, aby zbyt wzrosła.
Myśleli: „Co będzie, kiedy Rosja stanie się tak silna, że przestanie nas potrzebować”?
Uważali więc, że powinni zadziałać wówczas, kiedy Rosja będzie wciąż ich potrzebować, aby
zrealizować swe interesy na Bałkanach.
Trafnie.
– Znakomita prognoza. Australijczycy i Polacy mają coś wspólnego: ich narody w pewnym
sensie narodziły się po I wojnie. Dla nas to nie była katastrofa, lecz początek nowego życia
narodu. My, Australijczycy, podjęliśmy niezależną decyzję o dołączeniu do wojny, i to był
ważny moment w narodowym dojrzewaniu.
Natomiast dla Francuzów czy Niemców to był armagedon. Jednak lęk przed nim był zawsze
równoważony – w trochę schizofreniczny sposób – przez nadzieję, że zdołamy go uniknąć,
atakując wroga tak mocno i tak szybko, że już się nie podniesie. Że uderzymy pierwsi i
błyskawicznie wygramy. To był jeden z powodów, dla których Rosjanie zdecydowali się na
tak wczesną mobilizację. Wiedzieli, kiedy Austriacy przeciw Serbii mogą powołać pod broń
tak dużą liczbę ludzi, że sytuacja Rosji stanie się trudna.
– Francuzi zakładali defensywę na zachodzie – nawet odsunęli swoje wojska parę kilometrów
od granicy – i ofensywę rosyjską na wschodzie. Niemcy uważali, że atak na Rosję nie ma
sensu, bo Francja to groźniejszy przeciwnik. Mieli rację. Zakładali więc błyskawiczne
uderzenie – cała niemiecka machina wojenna była podporządkowana tej doktrynie. Niemcy
nie mieli jednak dość wyobraźni, żeby zrozumieć, że inwazja na Belgię musi wciągnąć do
wojny Wielką Brytanię.
I oczywiście parlament odpowiedział: „Tak, cholera, dokopmy tym Hunom”. Brytyjski rząd
wyznawał zasadę, że nie warto wywoływać wojny światowej w imię interesów, ale trzeba
bronić wartości.
Potworna układanka! Wszyscy myślą racjonalnie, mają swoje strategie, cele i zasady, a
efektem jest światowa katastrofa.
– Takie racjonalne, ale wąskie myślenie sprawiło, że powstał mechanizm angażujący kolejne
mocarstwa w wojnę, której nikt nie chciał.