You are on page 1of 108

W ILLIA M SHAKESPEARE

Serc
s £ ( t r ( t / iu t /

s ń r& e o u t'

P rz e k ła d
M aciej Słom czyński
O SO BY

FERDYNAND, król Nawarry


BEROWNE panow ie z otoczenia Króla
LONGAVILLE
DUMA1N
BOYET panow ie z otoczenia K siężniczki Francuskiej
MARCADE
DON ADRIANO DE a r m a d o , dziwak, H iszpan
SIR NATANIEL, p r o b o s z c z
HOLOFERNES, n a u c z y c ie l
głupek, p a c h o ł e k m ie js k i
głow acz, p ro s ta k
ĆMA, paź Armada
Leśnik

KSIĘŻNICZKA FRANCUSKA
MARIA
KATARZYNA dam y z otoczenia K siężniczki
ROSALINA
ja q u e n e t t a , w ie js k a d z ie w c z y n ;

Urzędnicy, Służba Króla i Księżniczki i i

Miejsce: park króla Nawarry


AKT PIERW SZY
SCENA I
Wchodzą FERDYNAND, Król Nawarry, BEROWNE, LONGAYILLE i DUM AIX
KRÓL
N iech sława, którą ściga każdy z żywych,
Żyje wyryta na naszych grobowcach
Spiżowych, zdobiąc nas, przez śmierć obdartych.
W ówczas, na przekór zachłanności Czasu,
Kupią nam nasze doczesne starania
Cześć, która stępi Czasu ostrą kosę
I nas przem ieni w dziedziców wieczności.
W ięc, m oi dzielni zdobywcy - gdyż nimi
Jesteście, tocząc wojnę z uczuciami
I wielką arm ią namiętności świata -
N asz nowy edykt pozostaje w mocy.
Świat cały będzie podziwiał Nawarrę,
A dw ór nasz będzie małą akademią
Sztuki istnienia, cichą i skupioną.
W y trzej, Berowne, D um ain i LongaviUe,
Świętą przysięgą związani, pragniecie
P ełne trzy lata przeżyć tu wraz ze mną
I towarzyszyć mi w studiach, a także
Zachować wierność bezwzględną statutom .
K tóre na karcie tej są zapisane.
Każdy z was przysiągł. Teraz niech podpisze.
By ten, kto punkcik najmniejszy pogwałci,
Swą ręką honor własny zamordował. -
Kto m iał dość mocy, by przysięgę złożyć.
W inien swój podpis w rękojmię położyć.

5
LONGAVILLE
Postanowiłem; przetrwam post trzyletni.
Niechaj schnie ciało, a ucztuje umysł.
T am gdzie brzuch pełen, głowa pustkę czuje;
Tłuszcz żebra wzdyma, lecz dowcip rujnuje.
DlIM A IN
Panie mój, Dumain żyje w umartwieniu;
Prostacką radość światowych rozkoszy
Przekaże sługom prostackiego świata;
Odrzuci miłość, skarby i przepychy.
Pośród was żyjąc tu, filozof cichy.
BEROW NE
Ja oświadczenia ich mogę powtórzyć.
M iły mój władco; i tak jak przysiągłem.
Będę tu mieszkał studiując trzy lata.
Lecz są i inne ścisłe obostrzenia:
Nie wolno kobiet widywać w tym czasie
(Choć mam nadzieję, że tego tam nie ma)
I raz w tygodniu nie dotykać jadła,
A jadać tylko raz w dni pozostałe
(Choć mam nadzieję, że tego tam nie ma).
Prócz tego sypiać tylko trzy godziny,
A za dnia chwili drzemki nie uświadczyć,
C hoć nie zaznaję szkody śpiąc noc całą,
A przesypiałem także dnia połowę.
(Czego tam nie ma także, mam nadzieję.)
O , to jałowe, zbyt trudne zadania,
Jeśli się jadła, snu i kobiet wzbrania.
KRÓI.
Przysięgą sam się odcinasz od tego.
BEROW NE
Nie, z przyzwoleniem króla, pana mego.
Miałem studiować z waszą łaskawością
Trzy lata; na to przystanę z radością.
LONGAVILLE
Na wszystko, Berowne! Na nic zaprzeczanie.
BEROW NE
Skoro przysiągłem, żartowałem, panie.
Lecz po cóż studia te, panie łaskawy?

6
K RÓI.
Jak to? By pojąć niepojęte sprawy.
BEROWNE
Rzeczy ukryte? Nieznane dla świata?
K R ó l.
Tak; taka boska jest studiów zapłata.
BERO W N E
A więc przysięgnę i będę z mozołem
Studiował sprawy, których nie pojąłem;
N a przykład, skąd mam wziąć strawę godziwą,
G dy mnie uczt zakaz wiąże nieustanny,
Lub gdzie mam spotkać pannę urodziwą,
Skoro przed nami skryto wszystkie panny,
Lub gdy przysięgę ciężką zechcę złamać,
Jak nie rzec prawdy, a przy tym nie skłamać.
C óż, jeśli studia mi w tym dopomogą,
Będąc do rzeczy wciąż nieznanych drogą,
Zgoda; gdy inni to poprzysiąc mogą.
KRÓL
Są to przeszkody, które w studia godzą
I w głowach próżne uciechy nam rodzą.
b er o w n e
W śród próżnych uciech ta jest najmniej w cenie.
Która cierpieniem kupuje cierpienie.
T ak cierpi czasem ten, kto poszukuje
W księgach, chcąc znaleźć w nich światło mądrości.
M ądrość zdradziecko światłem w oczy kłuje;
Światłości szukał, oślepł od światłości.
W ięc zanim światło w ciemności zobaczysz.
Światło to zniknie, bowiem oczy stracisz.
Naucz mnie raczej, jak mam oko cieszyć.
Ku piękniejszemu oku je kierując.
Aby w zachwycie zaraz za nim spieszyć,
W ciemności blasku jego wypatrując.
Nauka świeci jak w niebiosach słońce,
Które oślepia spojrzenia zuchwałe;
C óż mogą zyskać umysły ślęczące?
Jedynie mierną z cudzych książek chwałę.
Ojcowie chrzestni lamp w niebie płonących.

7
Którzy z gwiazd każdej inne imię dają.
N ic większy mają zysk z tych nocy lśniących
N iż ci, co idąc, im ion gwiazd nic znają.
Kto wic zbyt wiele, sławę tylko bada,
A każdy chrzestny ojciec imię nada.
KRÓL
Jak oczytany przeciw oczytaniu!
DUMA1N
Jak działa przeciw' słusznemu działaniu.
LONG.AVI LL£
C hoć plewi zboże, chwast)* nadal rosną.
BEROWNE
Gęsi się parzą, jak to zwy kle wiosną.
LONGAYILLE
C óż z tego?
BEROW N E
W zgodzie z porą to znajduję.
DUMAIN
Lecz nie ma sensu.
B ERO W N E
Ale się rymuje.
KRÓL
Berowne tak szczypie jak zima zazdrosna;
I pierworodne dzieci wiosny ścina.
BEROW N E
Być może, jednak czym się pyszni wiosna,
G dy ptak do śpiewu wciąż nie m a przyczyny?
Czem u przedwczesny płód m a mnie radować?
N ie pragnę róży w N arodzenie Boże,
Ani mnie w maju śnieg ucieszyć może,
G dyż lubię wszystko, lecz w stosownej porze.
Zbyt późno chcecie się do ksiąg przyłożyć;
Na dach wchodzicie, by furtkę otworzyć.
KRÓI.
Cóż, adieu, Berowne; idź, nie mogąc sprostać.
BEROW NE
Nie, panie; przecież przysiągłem. C hcę zostać.
C hoć barbarzyństwo udatniej sławiłem,

8
N iż wy umiecie chwałę wiedzy głosić.
D otrzym am , skoro przysięgę złożyłem,
I będę kary przez trzy lata znosić.
C hcę kartę ujrzeć; niech mi ją ktoś poda,
N im na niej ręka ma swój podpis doda.
KRÓI.
O d pohańbienia chroni cię ta zgoda!
BEROWNE
Czyta.
Item : żadna kobieta nie zbliży się na milę do mego dworu -
C zy to obwieszczono?
LONGAVILLE
Przed czterem a dniami.
BEROW NE
Spójrzmy, co za to grozi - pod karą ucięcia języka. Kto wymyślił tę
karę?
LONGAVlLLE
Ja, kochanie.
BEROWNE
C zem u, słodki panie?
LONGAVlLLE
G roźba straszliwa je od nas odgrodzi.
BEROWNE
T a kara w dw orne obyczaje godzi.
Item : jeśli jakiegokolwiek mężczyznę dostrzeże się rozmawiającego
z kobietą podczas nadchodzących trzech lat, zostanie on publicznie
zniesławiony w sposób najbardziej dotkliwy, jaki uda się dworowi
królewskiemu obmyślić.

P u n k t ten sam złamiesz, panie, nie bez racji,


G dyż, jak wiesz dobrze, w poselstwie przybywa
W krótce na dw ór ten córka króla Francji -
P anna dostojna, wielce urodziwa -
Z żądaniem , abyś zwrócił Akwitanię,
Jak chce jej ojciec chory, długowieczny;
W ięc albo punkt ten jest zbyteczny, panie.
A lbo księżniczki tej trud je st zbyteczny.
KRól.
C óż, zapom niałem . C o czynić, panowie?
BERO W N E
Nadm iar nauki zwykle mąci w głowic:
O tym, co wiedzieć chce, myśleć poczyna;
0 tym, co wiedzieć musi, zapomina.
1 tak zdobytą wiedzę, upragnioną,
T raci jak twierdzę przy szturmie spaloną.
KRÓL
Z tym paragrafem trzeba się nam rozstać;
M usi tu ona z konieczności zostać.
BEROWNE
Wszyscy złamiemy słowo z konieczności,
Tysiąckroć na rok, przez owe trzy lata.
N a świat przychodzą z nami nam iętności;
M oc ich nie kiełzna, lecz łaska skrzydlata.
G dy złamię słowo, nie chciejcie mnie winić,
Konieczność tak mi kazała uczynić,
W ięc oto podpis kładę pod te prawa;
A tego, który choć najmniejsze złamie,
Niech wiekuista okryje niesława.
Pokusy dla was są tak jak i dla mnie.
A choć to dla mnie pokuta nie gratka,
Pewnie samotny wytrwam do ostatka.
Lecz czy nas wcześniej coś wyrwie z żałości?
KRÓL
Tak, gdyż, jak wiecie, na dworze mym gości
Przybysz z Hiszpanii, istny wzór szlachcica;
Poznał on wszystkie światowe nowości,
M ózg jego sypie słowa jak mennica.
Szczerze miłuje harmonię czarowną
M elodii swego płochego języka;
Pełen przymiotów jest, więc zło i dobro
Sędzią obrały go w swoich wybrykach.
T o dziecię złudzeń, zwące się Atmado,
Wśród studiów naszych znajdzie dość ochoty,
By nam opisać z największą przesadą
Smagłej Hiszpanii rycerskie żywoty.
Nie wiem, czy sprawi wam radości wiele,
Ja jednak lubię, gdy językiem miele,
I chcę uczynić go moim minstrelem.

10
BEROW NE
A rm ado m ężem sławnym jest, jak wierzę,
Słów nowych twórcą i m ody rycerzem.
LO N G A V lL L E
O n i gbur G łow acz mogą nam usłużyć,
By lata studiów przestały się dłużyć.
Wchodzą G ŁUPEK z listem i GŁOWACZ.
G ŁU PEK
G d zie tu jest własna osoba królewska?
BEROW NE
T a m , człowieku. Czego pragniesz?
G ŁU PEK
Postępuję w im ieniu jego własnej osoby, gdyż jestem pachołkiem miej­
skim jego łaskawości; lecz chciałbym ujrzeć jego własną osobę z krwi
i kości.
BEROW NE
O to on.
G ŁU PEK
Signor A rm - A rm - poleca się. Popełniono łotrostwo, a ten list powie
więcej.
GŁO W A C Z
Panie, bezwartość tego dotyczy mnie.
KRÓI.
L ist od wspaniałego Armada.
BEROW NE
C hoćby sprawa była przyziemna, w Bogu nadzieja, że słowa będą
strzeliste.
LON G A V lLLE
Strzelista nadzieja na przyziemne niebiosa. Boże, ześlij nam cierpli­
wość!
B E RO W N E
By wysłuchać? Czy uniknąć wysłuchania?
LON G A V lLLE
By wysłuchać potulnie i roześmiać się umiarkowanie; lub by umknąć
obojga.
B ERO W N E
C óż, panie; niechaj styl da nam przyczynę do wspięcia się na stosowny
stopień uciechy.

11
TreJć jest o mnie, panie, gdyż dotyczy Jaquenctty. A r o w taki sposób,
żc przyłapano mnie, gdy się sposobiłem.
BEROW NE
W jaki sposób?
GŁOWACZ
W trojaki. W sposobie i kształcie, panie, jak następuje: w idziano mnie
z nią we dworze, gdy siedzieliśmy na ławce, a później przyłapano mnie,
gdy wchodziłem za nią do parku, co razem w zięte stanow i sposób
i kształt, jak następuje. Teraz, panie, gdy m ow a o sposobie - jest i,»
sposób, aby mężczyzna przemówił do kobiety, a gdy m ow a o kształcie
- to w pewnym kształcie.
BEROW N E
A jeśli mowa o tym, co następuje?
GŁOW ACZ
Nastąpi ukaranie mnie. I niechaj Bóg stanie u boku tego, który ma
słuszność!
KRÓI.
Czy wysłuchacie tego listu z uwagą?
BEROW N E
Jakbyśmy słuchali wyroczni.
GŁOW ACZ
Takie już jest prostactwo człowiecze, że lezie za głosem ciała.
KRÓI.
Czyta.
Wielki namiestniku, wiceregcncie niebios i jedyny dom inatorze
Nawarry, mej duszy Boże na ziemi, a ciała żywicielu i patronie
GŁOW A CZ
D otąd ani słowa o Głowaczu.
KRÓI.
Stało się tak, że -
GŁOW A CZ
M oże się i stało, lecz jeśli powiada, że tak się stało, to mówiąc prawdę,
nic się nic stało.
KRÓI.
Spokój!
GŁOW A CZ
M nie i wszystkim ludziom, którzy nie mają dość m ęstw a, by walc zyć.

12
KRÓ I.
A ni słowa!
G ŁO W A CZ
O tajemnicach innych ludzi, błagam, panie.
KRÓI
Stało się tak, żc oblężony przez mrocznobarwną melancholię po
lacttem mBj czarny przygnębiający nastrój najskuteczniejszemu
lekowi twego zdrowiedajnego powietrza i, jako że jestem szlach­
cicem, udałem się na przechadzkę. Kiedy? O koło szóstej godzi­
ny; gdy bydło najlepiej się pasie, ptaki najlepiej dziobią strawę,
a ludzie zasiadają do posiłku zwanego wieczerzą. Tyle, gdv mowa
o czasie. A teraz miejsce. Jakie? C hcę powiedzieć, miejsce, w jakim
się przechadzałem. Zwie się ono twym parkiem. A teraz miejsce,
gdzie? G dzie, chcę powiedzieć, zetknąłem się z rym nieobyczaj-
nym i najbardziej niestosownym wydarzeniem, nakazującym, bv
me śnieżnobiałe pióro sypnęło hebanobarwnym inkaustem, któ­
ry oto dostrzegasz, widzisz, na który patrzysz i spoglądasz. Lecz
w róćmy do miejsca, gdzie. Znajduje się ono na północno-północnv
wschód i na wschód od zachodniego krańca twego misternie zawi­
łego ogrodu. T am ujrzałem owego bezdusznego wieśniaka, tego
karła twych igraszek -
G ŁOW ACZ
M nie?
K RÓ L
- tę niepiśmienną, półnieświadomą duszę -
GŁO W A CZ
Mnie?
K RÓ L
- tego tępego błazna —
G ŁO W A CZ
W ciąż mnie?
K R Ó I.
- który, o ile sobie przypominam, zwie się Głowaczem -
GŁO W A CZ
O , mnie!
K RÓL
- obejmującego i obłapiającego, wbrew ustanowionemu p m v cte
bie i obwieszczonemu edyktowi i prawu o wstrzemięźliwości - O!
-ja k ż e boleję, zmuszony, by powiedzieć, kogo -

13
GŁOW ACZ
Dziewczynę.

KRÓ- Dziecię naszej babki Ewy, niewiastę lub, abyś m ógł to słodzi ej
przyjąć, kobietę. Jego to, ja, jak mi nakazuje w iekuiścic szacowna
powinność, odsyłam do debic, aby otrzym ał stosow ną karę; a uczy­
niłem to dzięki uprzejm ośd twego urzędnika A ntoniego < dupka,
człowieka o dobrej reputacji, postaw ie i estymie.
GŁUPEK .
T o o mnie, z waszym przyzwoleniem. Jestem A n to m G łupek.
KRÓL
G dy mowa o Jaquenetcie - gdyż tak zwie się to kruchsze naczynie
- którą ująłem wraz z wyżej w zmiankowanym w ieśniakiem , zatrzy­
muję ją jako naczynie do zlania weń wściekłości tw ego prawa; i za
najmniejszym twym słodkim poleceniem przyprow adzę ją na sąd.
Twój z najlepszymi wyrazami wiernej i płonącej w sercu powinności
D O N A D R 1A N O D E A R M A D O
BEROW N E
Nie jest to tak dobre, jak oczekiwałem, lecz najlepsze z tego, co dotąd
słyszałem.
KRÓL
T ak; im lepsze, tym gorzej. Lecz cóż pow iesz na to, chłopcze?
GŁOW AC Z
Panie, przyznaję się do dziewczyny.
KRÓL
Czy wysłuchałeś obwieszczenia?
GŁOW ACZ
Przyznaję, że wysłuchałem, ale niewiele usłyszałem.
KRÓL
Obwieszczono, że ten, którego przydybią z dziew czyną, otrzym a rok
więzienia.
GŁOW A CZ
N ie przydybali mnie z dziewczyną, panie, ale z dam ulką.
KRÓL
Obwieszczono także damulki.
GŁOWACZ
N ie była to także damulka, panie. Była to dziewica.
KRÓI.
T ę odmianę też obwieszczono.

14
G ŁO W A C Z
Jeśli tak, to odm awiam jej dziewictwa. Pojmano mnie z panną.
K R Ó I,
T a panna ci nie usłuży.
G ŁO W A C Z
T a panna mi usłuży, panie.
K R Ó I.
Panie, ogłaszam w yrok na ciebie: będziesz pościł przez tydzień o chle-
bie z otrąb i wodzie.
G ŁO W A C Z
W olałbym m odlić się przez miesiąc o baraninie i zupie.
KRÓL
A D o n A rm ado m a cię upilnować.
M ój panie Berowne, niech go odprowadzą.
M y zaś, panow ie, udajmy się teraz
Przysięgi nasze zm ienić w godne czyny.
Wychodzą Król, Longaville i Dumain.
B EROW NF,
Kapelusz stawiam przeciw własnej głowie,
Z e te przysięgi przem ienią się w drwiny.
P ójdź, chłopcze.
G ŁO W A C Z
C ierpię za szczerą prawdę, panie. G dyż jest szczerą prawdą, że pojma­
no m nie z Jaquenettą, a Jaquenetta to prawdziwie szczera dziewczyna;
a więc witaj, kwaśny pucharze pomyślności! Być może nieszczęście
uśm iechnie się jeszcze do nas któregoś dnia. Aż do owej chwili przy-
siądź nisko, smutku!
Wychodzą.

S C E N A II
Wchodzą A R M A D O i ĆMA.
ARMADO
C ó ż to może oznaczać, chłopcze, gdy człowiek wielkiego ducha popa­
da w melancholię?
ĆM A
O znacza to bez wątpienia, że popadnie w smutek, panie.
ARM ADO
Jak to? Sm utek i melancholia to jedno i to samo, drogi chłopczyku.

15
ĆMA
N ie, nie; o Boże, nie, panie!
ARM ADO
Jak możesz rozłączyć sm utek z melancholią, mój kruchy m łodzieńcze?
ĆMA
Przez znane powszechnie ukazanie, jak działają, m ój krzepki signorze
A RM AD O
Czem u „krzepki signorze"? Czem u „krzepki signorze ?
ĆMA
Czemu „kruchy młodzieńcze”? C zem u „kruchy młodzieńcze"?
ARM ADO
W ypowiedziałem to, kruchy młodzieńcze, jako stosow ny ep itet doty­
czący twych młodych dni, które nazwać nam w olno kruchym i.
ĆM A
A ja, krzepki signorze, jako tytuł należny twej sędzłw ośd, którą m oże­
my nazwać krzepką.
ARMADO
Ładnie i do rzeczy.
ĆM A
C o chciałeś rzec, panie? Ja ładny, a moje pow iedzenie do rzeczy? Czy
ja do rzeczy, a moje powiedzenie ładne?
A RM AD O
Tyś ładny, bo mały.
ĆMA
M ało ładny, bo mały. A dlaczego do rzeczy?
A RM AD O
D o rzeczy, bo bystry.
ĆMA
Czy’ mówisz to, by mnie pochwalić, panie?
A RM AD O
Jest to zasłużona pochwała.
ĆM\
M ógłbym wychwalać węgorza za to samo.
ARMADO
Co! Czy węgorz jest dowcipny?
ĆMA
Jest bystry'.

16
A ty zbyt bystro odpowiadasz, mówię. Sprawiasz, że krew zaczyna się
we mnie burzyć.
ĆM A
O trzym ałem odpowiedź, panie.
ARM ADO
N ie znoszę sprzeciwu. Brzydzę się nim jak lichą monetą.
ĆM A
na stronie
Jest odw rotnie: naw et licha m oneta się nim brzydzi.
ARM ADO
Przyrzekłem studiować przez trzy lata z tym władcą.
ĆM A
M ożesz odbyć te studia w ciągu jednej godziny, panie.
ARMADO
Niem ożliwe.
ĆM A
Ile to będzie: jeden pom nożone przez trzy?
ARM ADO
Słabo obliczam. T o zajęcie duchowe dla posługacza w gospodzie.
ĆM A
Jesteś szlachcicem i graczem.
ARM ADO
O bom a, wyznaję. G dyż obaj dają polor pełnem u mężczyźnie.
ĆM A
W ięc jestem pewien, źe wiesz, ile w n o s i w sumie dwójka i as.
ARM ADO
W yniesie to o jeden więcej niż dwa.
ĆMA
A nikczemne pospólstwo zwie to: trzy.
ARMADO
Słusznie.
ĆMA
I czy to, panie, wymaga wielkich studiów? O to „trzy przestudiowałeś,
zanim zdążyłeś mrugnąć trzykrotnie. A jak łatwo dodać Ja ta do słowa
„trzy" i studiować trzy lata w dwóch słowach, powie ci nawet tańczący
koń.
ARMADO
D oskonały dowód!
ĆM A
na stronie
Żeby udow odnić, że jesteś zerem.
ARM ADO
A więc w yznam od razu, że jestem zakochany, a że m iłość to rzecz n ik ­
czem na dla żołnierza, zakochałem się w dziewce nikczem nego rodu.
G dybym , dobywszy miecza przeciw ow em u uczuciu, m ógł się uw ol­
nić od godnych nagany myśli, w ziąłbym żądzę do niewoli i sprzedał
ją byle jakiem u francuskiemu dw orakow i za jakiś now o w ynaleziony
ukłon. Sądzę, że wzdychanie godne je st wzgardy, i myślę, że w inienem
wyprzeć się Kupida. Pociesz m nie, chłopcze. Jacy wielcy ludzie byli
zakochani?
ĆMA
H erkules, panie.
A RM AD O
N ajsłodszy Herkules! W ięcej świadectw, drogi chłopcze, w ym ień mi
ich więcej; i, moje słodkie dziecko, niechaj będą to ludzie otoczeni d o ­
brą sławą i noszący nieposzlakowane im iona.
ĆM A
Samson, panie: noszący nieposzlakow ane im ię, w spaniałe im ię, nosił
naw et bram ę miejską na plecach ja k tragarz; i był zakochany.
A RM A D O
0 żylasty Samsonie! O barczysty Samsonie! Przew yższam cię we w ła­
daniu rapierem, podobnie jak ty przewyższasz m nie w noszeniu bram .
1 także jestem zakochany. W kim był zakochany S am son, m ój miły
Ć m o?
ĆMA
W kobiecie, panie.
A RM AD O
Jaką miała cerę?
ĆMA
W szystkie cztery, lub trzy, lub dwie, lub je d n ą z owych czterech.
ARM ADO
Powiedz mi dokładnie, jaką m iała cerę?
ĆMA
O barwie morskozielonej wody, panie.

18
ARM ADO
C zy taka cera jest jedną z owych czterech?
ĆM A
T a k wyczytałem, panie. I podobno najlepszą z nich.
ARM ADO
T o prawda, że zieleń jest barwą kochanków, lecz sądzę że Samson
m iał niewiele przyczyn, aby posiadać kochankę podobnie ubarwiona,
Z pewnością podobał mu się jej rozum.
ĆMA
T ak, panie; gdyż miała zielono w głowie.
ARMADO
M oja ukochana ma cerę o barwie niepokalanej bieli i czerwieni.
ĆM A
N ajbardziej pokalane myśli, panie, zamaskowane są tymi barwami.
A RM ADO
W yjaśnij to, wyjaśnij, ty pięknie wykształcone dziecko.
ĆMA
D ow cipie mego ojca i języku mej matki, wspomagajcie mnie!
ARMADO
Słodka inwokacja dziecięca; prześliczna i porywająca!
ĆMA
Jeśli czerwona jest i biała,
Jej winy skryte zostać mogą,
G dyż z win czerwoność lic powstała,
A bladość barwi lica trwogą.
A więc nie możesz z tego poznać,
Czy nie je st winna lub strwożona,
G dyż zm iany lico jej nie dozna,
T aką została już stworzona.

T o niebezpieczny wiersz, panie, przeciw rozumowaniu o bieli i czer­


wieni.
ARMADO
C zy nie ma takiej ballady, chłopcze, o królu i żebraczce:
ĆMA .
Świat splamił się wielce tą balladą przed trzema wiekami; lec/ sądzę, ze
dziś nie udałoby się jej odnaleźć; a jeśli nawet, to ani słowa, ani muzyka
nie nadawałyby się już do czegokolwiek.
AKMAUU , , . ,
Każę przedm iot ten ponow nie opracować, abv m ógł m oje o d s t ę p u ,
wesprzeć jakim ś potężnym , wcześniejszym przykładem . C hłop,
doprawdy kocham tę wiejską dzieweczkę, którą przydybaicm w p.,-,
z tym bystrym parobkiem G łow aczem . A ona na to zasługuje
ĆMA
tu a rm ie
Aby ją wychłostać; a przecież zasługuje na lepszego kochanka niż „
pan.
ARM ADO
Zaśpiewaj, chłopcze. D uch mój ugina się pod ciężarem m iłości.
ĆMA
n a fir m ie
T o naprawdę zdumiewające, zważywszy, że kocha tak lekką dziew
czynę.
ARMADO
Zaśpiewaj, powiadam.
ĆMA
Zaczekajmy, póki nie przejdzie ta kom pania.
Wch«tz4 GŁUPEK. GŁOWACZ, JA Q U EN ETT A
GŁUPEK
Panie, jest wolą monarchy, abyś wziął tego G łow acza p o d straż. I r
możesz zezwolić, aby poniósł on jakąkolw iek karę i m iał jakąkolw i-
udechę, lecz musi pościć trzy dni w tygodniu. G d )' m ow a o rei panie-
cc, m uszę ją zatrzymać w parku; m a być dójką. Bywaj zdrów .
ARMADO
M ój rumieniec zdradza mnie. Panno?
JA Q U EX ETTA
Panie?
A RM A D O
O dw iedzę d ę w dom ku myśliwskim.
JA Q U E .\E T T A
Stoi w gąszczu.
ARMADO
W iem , w czym stoi.
JA Q y E N E T T A
Boże, ależ bystry jesteś!
A RM A D O
N aopow iadam ci cudowności.

20
j a q .ue n e t t a
Z taką twarzą?
ARMADO
Kocham d ę .
JA Q U EN ETTA
Słyszałam, żc tak mówisz.
ARM ADO
W ięc bywaj zdrowa.
JA Q U F N F T T A
Pięknej pogody życzę!
G ŁU PEK
Id ziem y pójdź, Jaqucnetto!
Wychodzę Głupek ijaęuenetta.
ARM ADO
Będziesz pościł za swe występki, łotrze, nim ci wybaczą.
GŁO W A C Z
C óż, panie, mam nadzieję, że jeśli muszę tak czynić, uczynię to o peł-
nym żołądku.
ARMADO
C iężko d zapłacę za to.
G ŁO W A C Z
W ięc będę d bardziej zobowiązany niż twoi ludzie, których lekko
opłacasz.
ĆM A
O dejdź, ty występny niewolniku; precz!
GŁO W A CZ
Niechaj mnie nie zamykają, panie. Będę pośdł na wołnośd w skupieniu.
ARM ADO
N ie będziesz pościł, ale gościł, i nie w skupieniu. lecz w więzieniu.
G ŁO W A C Z
C ó ż, jeśli ujrzę jeszcze kiedyś dawne radosne dni przygnębienia, ujrzą
niektórzy, że -
ĆM A
C o ujrzą niektórzy?
G ŁO W A C Z
Nie, nic, panie Ćm o; tylko to, na co będą spoglądali. Nie jest sprawą więź­
niów liczyć się zbytnio ze słowami, więc nic nic powiem. Dzięki Bogu.
mam równic mało acrpliw osd jak inni ludzie, więc mogę być ocho.
Wychodzę Ćma i Gło&acz.

21
ARMADO
K ocham nawet niską ziemię, po której jej niższy jeszcze bucik, kiero­
w any jej najniższą stopą, kroczy. Jeśli kocham , złam ię przysięgę, co jest
największym dow odem fałszu. A czy może być praw dziw ą miłość zd o ­
byta fałszem? M iłość je st upiorem . M iłość je st diabłem , nie m a innego
anioła Z ła prócz M iłości. A jednak Sam son dał się skusić, choć miał
tak wielką moc; a jednak Salom on dał się uwieść, choć był tak mądry.
Strzała Kupida twardsza je st niż m aczuga H erkulesa, więc i przem ożna
przeciw rapierowi H iszpana. Pierwsza i druga przyczyna obrazy na nic
mi się nie zda. N ie dba on o passado i gardzi pojedynkiem . Jego nie­
sława płynie stąd, że zwą go chłopcem , lecz sława jego stąd płynie, że
zwycięża mężczyzn. A d k u , męstwo! Rdzewiej, rapierze! U cichnij, bęb­
nie! G dyż władca wasz je st zakochany, tak, kocha. W spom agaj mnie,
boże nagłych rymów, gdyż pewien jestem , że nakreślę sonet. O bmyślaj,
dowcipie. Pisz, pióro; gdyż czuję w sobie całe tom y itifolio.
AKT DRUGI
SCENA I
Wchodzą K SIĘŻNICZK A FRANCUSKA. MARIA. KATARZYNA ROSAUNA Bt/fET.
Panowie i Słudzy.
BOYET
Pani, zbierz teraz moce swego ducha
I rozważ, kogo król, twój ojciec, wysłał,
D o kogo wysłał i z jakim poselstwem
C iebie, szacunkiem sw ata otoczoną,
Abyś mówiła z jedynym dziedzicem
D oskonałości wszelkiej znanej ludziom,
Z nieporównanym monarchą Nawarry.
A prosić będziesz o rzecz wielkiej wagi,
O A kwitanię, wiano dla królowej.
B ądź więc rozrzutna dziś i siej swe wdzięki.
T a k jak N atura siała je rozrzutnie,
G d y wszystkie tobie złożyła w ofierze,
Ogałacając cały świat naokół.
K SIĘŻN ICZK A
M ój dobry panie Boyet, piękność moja.
C hociaż tak licha, nie wymaga jednak
T a k malowniczych ozdób twoich pochwał.
Piękność kupuje się osądem oka,
A nie sprzedaje zachwalaniem w kramie.
Słysząc, jak wartość moją tak wynosisz,
Jestem mniej dumna niż ty, który pragniesz.
A by cię mądrym uznano za sposób.
W jaki swój dowcip trwonisz, gdy mnie chwalisz.
Lecz teraz chwalcę pochwalę: Boyecie,

23
Nie ss( ci obce te pogłoski, które
Głoszą szeroko o władcy Nawarry
I o złożonej przez niego przysiędze,
Ż e przez trzy lata pracowitych studiów
N ic ujrzy kobiet na swym cichym dworze.
M usim y uznać więc za rzecz niezbędni}
Poznanie jego woli, nim miniemy
T ę zakazaną bramę. Z myślą o tym,
A znając twoją wartość, wybieramy
Ciebie, byś w naszym wystąpił imieniu.
Powiedz, żc córka króla Francji pragnie
Spotkać się z jego łaskawą osobą
W poważnej sprawie niecierpiącej zwłoki.
Idź spiesznie; donieś mu to. M y tymczasem,
Niby proszące o pokornym licu,
Czekać będziemy tu, póki nie zechce
Swojej wysokiej woli nam objawić.
BOYET
D um ny z poruczeń, zmienię je w działanie.
KSIĘŻN ICZK A
D um a chce działać; twoja także, panie.
Wychodzi Hoytt.
D rodzy panowie, kim są owi chętni,
Którzy z cnotliwym władcą ślubowali?
L PAN
Jednym z nich jest pan Longaville.
K SIĘŻN IC ZK A
Czy znasz go?
MARIA
Ja go znam , pani. W idziałam go kiedyś,
Będąc na uczcie weselnej w Norm andii,
Po zaślubinach pana Perigorda
Z piękną dziedziczką Jacques’a Falconbridgea.
Jest ów Longaville wybitnym człowiekiem,
Biegłym w naukach, wsławionym orężem,
A co w nim złe jest, obraca się w dobro.
Jedyną plamą jego lśniącej cnoty -
Jeśli przyciemnić można cnoty lśnienie -
Jest cięty dowcip i zbyt silna wola.

24
Dowcip tnie ostro, a wola nalega,
By nic oszczędzał tych, których ma w mocy.
KSIĘŻN ICZK A
Pan to wesoły i drwiący, nieprawdaż?
M A RIA
T o sąd tych, którzy go najlepiej znali.
KSIĘŻN ICZK A
M łodzieńczy dowcip z czasem się wypali.
A pozostali?
KATARZYNA
T o m łody D um ain, młodzieniec wytworny,
W ielbiony przez tych, którzy wielbią cnotę;
M a moc, by czynić źle, lecz złem się brzydzi;
M a rozum , którym umiałby przemienić
Brzydotę w piękno; i ma dość urody,
By zdobyć łaski, nie mając rozumu.
Raz go widziałam u księcia Alenęon
I tylko małą cząstkę jego zalet
Zdołałam dostrzec, lecz dość ich ujrzałam,
By móc wychwalać jego wielką wartość.
ROSAI.1NA
Jeśli nie kłamie pogłoska, był wówczas
Z nim jeszcze jeden z owych studiujących;
A zwą go Berowne. Z weselszym człowiekiem,
K tóry grzeczności nie przekracza granic.
N igdy godziny milszej nie spędziłam.
O czy mu dają sposobność do żartów,
G dyż przedm iot, który jedno z nich zobacz)’,
D rugie przemienia w żart i radość budzi,
A jego język (herold tych dowcipów)
lim ie przedstawić je w tak zręcznych słowach,
Ż c stare uszy pragną wysłuchiwać
Tych opowiastek, a młodzi słuchacze
M ilkną w zachwycie i trwają w milczeniu.
Słysząc rak słodką i płynną wymowę.

25

.
KSIĘŻNICZKA
N iechaj mym dam om Pan Bóg błogosławi.
Czyżby już wszystkie były zakochane,
Ż c każda swego tak um ie przystroić
W ozdoby, wieńce i girlandy pochwał?
i. PAN
N adchodzi Boyet.
PbuniiJ BOYET
KSIĘŻNICZKA
Czy w puszczą nas, panie?
B O Y FT
Był król N awarry wcześniej uprzedzony
0 twym przybyciu i zanim tam w szedłem ,
Zebrał już wszystkich towarzyszy studiów .
Aby pow itać cię, pani łaskawa.
Tyle, doprawdy, m ogłem się dowiedzieć.
W oli, byś raczej zamieszkała w polu,
Jak ktoś, kto przybył dwór jego oblegać,
N iż gdyby on miał zwolnić się z przysięgi
1 m ógł cię ujrzeć ten dw ór wyludniony.
O to nadchodzi pan Nawarry.
Wchodź* K R Ó I- LONGA11LLE, DU M AIN . B E R O W N E i Słudzy.
KRÓI.
Piękna księżniczko, witaj na dw orze N aw arry.
K SIĘŻN IC ZK A
Piękność tę zwracam ci, a pow itania jeszcze nie zaznałam . D ach tego
dw oru je st zbyt wysoki, by m ógł należeć do ciebie, a pow itanie na ro z­
ległych polach zbyt niskie, by m ogło należeć do m nie.
KRÓL
Pani, pow itam cię na m oim dworze.
KSIĘŻNICZKA
W ięc pow itana będę; prowadź, proszę.
KRÓL
Pani, posłuchaj: złożyłem przysięgę.
KSIĘŻN IC ZK A
Ziarnic przysięgę! C hroń go, M atko Boża!
KRÓI.
N ic zrobię tego za nic - z własnej woli.

26
KSIĘŻNICZKA
C óż, w ola wolę przełam ie, to wtzystlco.
KRÓL
T reści przysięgi owej nie znasz, pani.
K SIĘ Ż N IC Z K A
G dybyś jej nie znał, panie, rwa niewiedza
M ądrością byłaby. Lecz mądrość twoja
W niewiedzę teraz musiała się zmienić.
Jak doniesiono mi, wasza łaskawość
Przysiągłeś wygnać stąd wszelką gościnność.
G rzechem śm iertelnym będzie dotrzymanie
Takiej przysięgi, panie; grzechem także
Będzie złam anie przysięgi.
Lecz wybacz, jestem zanadto zuchwała.
Źle o m nie świadczy, że próbuję uczyć
Nauczyciela. W ięc zechciej przeczytać
T o pismo. D owiesz się, czemu przybyłam,
I sprawę moją rozstrzygniesz bez zwłoki.
K R Ó I.
P ani, rozstrzygnę zaraz, jeśli mogę.
K S IĘ Ż N IC Z K A
Zyskasz jedynie, gdy wyruszę w drogę;
Zostając, ślub twój złamać ci pomogę.
BERO W N E
C zy raz w Brabancie nie tańczyłem z tobą?
R O S A L IN A
C zy raz w Brabancie nie tańczyłam z tobą?
BEROW NE
W iem , że tańczyłaś.
R O S A L IN A
W ięc jak zbyteczne było to pytanie!
BEROW NE
N ie bądź tak cięta.
R O SA L IN A
T o ty m nie bodziesz swych pytań ostrogą.
BEROW NE
Zbyt rączy dowcip; pędzi, lecz się znuży.

27
ROSALINA , , , .
Lecz wcześniej jeźdźca strzaśnie do kałuży.
BEROW NE
K tóra godzina?
R OSALINA
Ta, o którą głupiec pyta.
BE R O W N E
Jak śliczna buzia, maseczką zakryta.
RO SA LIN A . .
N iech się tej buzi pod maseczką szczęści!
BEROW NE ...............................................
I niech kochanków miewa jak najczęściej.
RO SA LIN A
A m en; byle nie ciebie.
BE R O W N E
A więc nie będę w niebie.
KRÓL
P ani, twój ojciec oświadcza w tym piśm ie,
Ż e m i wypłacił sto tysięcy koron;
Połow ę sumy, którą mu pożyczył
O jciec nasz, aby mógł prow adzić wojnę.
Jeśli przyjmiemy, choć tak się nie stało,
Ż e ją otrzym ał ojciec nasz, lub może
M y sami, przecież zostałoby nadal
N iezapłaconych sto tysięcy koron.
Jako rękojmię nam pozostawiono
C zęść A kw itanii, choć nieco mniej w artą
N iż owa suma. Jeśli król, twój ojciec,
O d d a nam teraz połowę tej sumy,
W n e t się zrzekniem y praw do A kw itanii,
By żyć w przyjaźni z jego m ajestatem.
Lecz m ożna sądzić, że nie dba on o to,
Tw ierdząc, że zwrócił nam ju ż sto tysięcy
Koron; a wcale nie w spom ina o tym,
Ż e w inien oddać jeszcze sto tysięcy,
Jeśli odzyskać pragnie A kwitanię,
Z którą najchętniej pragniem y się rozstać,
W oląc pieniądze, które dał nasz ojciec,
N iż A kwitanię, tak dziś zubożałą.

28
D roga księżniczko, gdyby jego prośba
N ic wykluczała mych rozumnych ustępstw.
D la ciebie, piękna, chętnie bym ustąpił
W b rew zaleceniom rozum u, byś mogła
Zadow olona powrócić do Francji.
K SIĘ Ż N IC Z K A
Króla, a mego ojca, krzywdzisz bardzo
I szkodzisz sławie swojego imienia,
N ie chcąc się przyznać do odbioru sumy,
K tóra została uczciwie spłacona.
K R Ó I.
T w ierdzę, że nigdy o tym nie słyszałem;
Przedstaw dowody, a zwrócę pieniądze
L ub A kwitanię.
K S IĘ Ż N IC Z K A
T rzym am cię za słowo.
Boyet, czy możesz przedstawić nam kwity
N a taką sumę, które wystawili
Przedstawiciele króla, jego ojca?
KRÓL
T o zadowoli mnie.
B O Y ET
W asza łaskawość.
Plik, w którym kw it ten oraz inne pisma
Zw iązano razem, nie nadjechał jeszcze.
Ju tro do wglądu będą przedstawione.
K R Ó I.
T o m i wystarcz)’. Kiedy je zobaczę,
U stąpię wszelkim rozsądnym dowodom.
Tym czasem przyjmij takie powitanie.
Jakie cześć moja, bez mej czci zdeptania.
M oże godności twojej ofiarować.
N ie możesz, piękna księżniczko, przekroczyć
M y ch progów, będziesz jednak tu przyjęta.
Jak gdybyś w sercu m oim zamieszkała.
C h o ć nie zyskałaś przystani w mym domu.
Zechciej wybaczyć mi; a teraz żegnaj.
Ju tro ponow nie cię tu odwiedzimy.
KSIĘŻN IC ZK A
C iesz się radością i najlepszym zdrowiem!
KROL
T akim życzeniem i ja d odpowiem!
Hydmdzi.
BEROWNE
Pani, polecam cię sercu mojemu.
ROSALINA
Proszę d ę , poleć mnie; chdałabym je ujrzeć.
BEROWNE
C hciałbym , byś usłyszała jego jęki.
ROSALINA
C zy głuptas zachorował?
BEROWNE
T ak. serce jego jest chore.
ROSA LIN A
Biada! Upuść mu krwi co tchu.
BEROWNE
A le czy to pom oże mu?
ROSALINA
W ierzę, że wyżyje.
BEROWNE
C zy twe oko je przebije?
ROSALINA
Z b y t tępe. Pchnę nożem.
B ER O W N E
Strzeż jej żyda. Boże!
R OSA LIN A
Tw oje niech zechce skródć!
B ERO W N E
Dzięki. C hcę d ę p o rz u d ć
C e f i ń fw g ł s t
DUM AJ N
Panie, proszę na słowo; kim jest owa panna?
BOYET
D ziedziczka Alenęonu, Katarzyną zwana.
DUMAIN
Piękna jest ta dama. Bądź zdrów , panie.
WycboJzL

30
LONGAY1LLE
Słówko; ta dam a w bieli, któż to taki?
BOYET
Niewiasta; za dnia sam dojrzysz oznaki.
LONGAY1LLE
Światło czy światłość? Proszę o jej imię.
B O Y FT
M a tylko jedno; oddać go nie może.
LONG.AVI LLE
Proszę d ę , panie, powiedz, czyja córka?
BOYET
Swej wiasnej matki, jak łatwo dowiodę.
LO N G A V lLLE
A niechaj P an Bóg przeklnie twoją brodę!
BO Y ET
O , nie obrażaj się, mój dobry panie;
Jest to dziedziczka Falconbridgea.
LO N G A V lLLE
G niew m ój ju ż minął jak na zawołanie.
Słodycz jej je st osobliwa.
BO Y ET
Być może, panie, prawdziwa.
Wychodzi Longavilif.
BEROW NE
J ak m a na imię ta w czepku dziewczyna?
BO Y ET
Szczęśliwym trafem zwie się Rosalina.
BEROW NE
C zy ktoś się z nią zaręczył?
B O Y ET
N ie, siebie tylko dręcz)-.
BEROW NE
W ita m cię, panie, i żegnam serdecznie.
B O Y ET
Serdeczność wezmę; witam twe odejsde.
HfchoJzi Btrmntt.
M A R IA , .
T e n zwie się Berowne; szaleniec, gdy bawi rozm ów* co słowo zaitem
sypie.

31
BOYET
Ż art to tylko słowo.
KSIĘŻN ICZK A
Dobrze odpowiadałeś mu słowo za słowo.
boyet , . „ . ,
O n chciał wtargnąć na pokład, ja szedłem jak taran.
KATARZYNA
D w a dyszące barany.
boyet .
Taran, a nie baran!
Chyba że dasz nam, jagnię, paść się na twych u s t a c h .
KATARZYNA
O n - baran, ja - pastwisko! T o zabawa p u s t a .
C zy żart skończony?
BOYET
Jeśli wpuścisz na pastwisko.
KATARZY*NA
N ie, me dobre bydlątko, nie podejdziesz b lis k o ;
W argi me biedne, ale nie gm inne. T o wszystko.
BOYET
A czyją są własnością?
KATARZYNA
M ą i m ego losu.
KSIĘŻN IC ZK A
Walczycie na dowcipy, szkoda jednak głosu;
Niechaj wasz oręż, mili, w w ojnie tej dosięga
Króla i jego ludzi, zagłębionych w księgach.
BOYET
Jeżeli mój w zrok bystry, który rzadko zw odzi,
W ym owę cichą serca, gdy się w oczach rodzi,
D ostrzegł, zaraza padła na króla Nawarry.
KSIĘŻN ICZK A
Jaka?
BOYET
Jak mówią kochankowie, rzucono nań czary.
KSIĘŻNICZKA
Czem u tak sądzisz?
BOYET
Jak to.' Cała istota w oczach się skupiła,
Z których moc uniesienia jego pragnień biła.

32
Scrcc jego, jak agat, w którym odciśnięto
Ciebie, jaśniało w oczach dum ą wniebowziętą.
Język, nie mogąc widzieć, niecierpliwie kroczył
I plątał się w pośpiechu, pragnąc uciec w oczy.
W szystkie zmysły jednem u pragnęły ustąpić.
N ie chcąc sobie widoku piękności poskąpić.
Pomyślałem, że wszystkie są w oczach zamknięte.
Jak klejnoty w oprawy z kryształu wetknięte.
By bardziej mogła jaśnieć ich wartość wspaniała;
Proszące, byś je dostrzec i zakupić chciała.
N a marginesie lica zachwyt był wpisany';
O czy wszystkich dostrzegły wzrok oczarowany.
O ddam ci Akwitanię, a z nią jego w łośd.
G dy dla mnie ucałujesz go na znak miłości.
K SIĘŻN IC ZK A
Powróćm y do nam iotu. Pan Boyet żartuje.
BOYET
M ów iąc o tym, co oko jego okazuje.
Przem ieniłem na słowa to, co oko widzi,
O ko zmieniając w język, co się kłamstwem brzydzi.
MARLA
W iesz, co mówisz. O d dawna parasz się miłością.
KATARZYNA
Jest on dziadkiem Kupida, ma wieści od niego.
R O SALINA
W ięc Venus poszła w matkę. Ojca ma brzydkiego.
BO Y ET
C zy słyszycie, dziewczęta?
M ARIA
Nie.
B O Y ET . . .
W ięc co wKnicie?
M ARIA
Ścieżkę. Trzeba nią odejść.
B O Y ET ,.
Ciężkie z wami życie.
Wychodzą.
AKT TRZECI
SCENA I
Wchodzą A R M A D O i ĆMA.
ARMADO
Z a n u ć , dziecko; w prow adź m ój zm ysł słuchu w zachwycenie.
ĆMA
Śpiewa.
C o ncolincl.
ARMADO
S ło d k a nuta! Idź, kruchości nieletnia, weź ten klucz, wypuść tego pa­
ro b k a i niezw łocznie przyprow adź go tu; m usi mi usłużyć w sprawie
listu d o mej ukochanej.
ĆMA
P an ic, czy pragniesz ją zdobyć francuskim przytupem?
ARMADO
C o m ów isz? M am tupać po francusku?
ĆMA
N ie, m ój doskonały panie; lecz zatrzepotać językiem , podając nutę, za­
tańczyć żw aw o w jej takt, nadać jej nastrój przewracaniem oczu, wes­
tch n ąć n a nutę, zaśpiewać na nutę, czasem gardłowo, jak gdybyś łykał
m iłość, śpiew ając o miłości; czasem przez nos, ja k gdybyś wciągał nim
m iłość, w ąchając m iłość; a kapelusz jak okap m a zwisać nad kramem
tw ych oczu; ram iona m ają być skrzyżowane na wciętym kaftanie jak
u k rólika na rożnie; ręce zagłębione w kieszeniach jak u łudzi na sta­
rych m alow idłach; a nie ciągnij zbyt długo jednej nuty, lecz ciachnij
i odskocz. T o są um izgi, to są nastroje, tak się uwodzi miłe dziewczęta,
k tóre i bez tego dałyby się uwieść! T o wszystko czyni takich mężczyzn
go d n y m i ich uw agi (C zy uważasz? Mężczyzn!) i darzą ich one najwięk­
szym uczuciem .

35
ARM A D O
Jak nabyłeś to doświadczenie.
ĆM A
Z a pensa mych obserwacji.
A RM A D O
Lecz, ach, lecz, ach -
ĆM A
Zapom niano cię, koniku na patyku.
ARMADO . . . . „ ,
C zy nazywasz mą ukochaną konikiem na patyku.

ĆM A ' L i
N ie, panie. K onik na patyku to tylko źrebak
na stronie
- a twoja ukochana jest pod w ierzch, do ujeżdżania. - L ecz czy zapo­
m niałeś ju ż o swej ukochanej?
A RM A D O
Niem al zapomniałem.
ĆM A
Leniwy uczniu! U cz się, myśląc o niej z całego serca.
A RM A D O
Z serca i w sercu, chłopcze.
ĆMA
I bez serca, panie. M ogę udow odnić, że czynisz to w trojaki sposób.
A RM A D O
C o udowodnisz?
ĆMA
Ze będę mężczyzną, jeśli dożyję tego. A to z, w i b ez udow odnię nie­
zwłocznie: kochasz ją z całego serca, gdyż serce tw e nie zapom ina
0 niej; kochasz ją w sercu, gdyż serce twe ją kocha; kochasz ją bez serca,
gdyż straciłeś serce na myśl, że nie będziesz się nią cieszył.
ARMADO
C i wszyscy trzej to ja.
ĆMA
1 trzykroć więcej, a przecież razem zupełnie nic.
ARM ADO
Przyprowadź mi tego parobka; musi zanieść list ode m nie.
ĆMA

Składne poselstwo: koń będzie am basadorem osła.

36
ARMADO
H ę? H ę? C o powiadasz?
ĆMA
Szczerze mówiąc, panie, musisz posiać osia na koniu, gdvż jest bardzo
powolny. Lecz pójdę.
ARMADO
T o niedaleko stąd. Pędź!
ĆMA
Szybko jak ołów, panie.
ARMADO
C o to znaczy, przem ądrzała ślicznotko? O łów jest ciężki i powolny,
kochanie.
ĆMA
M in im e, panie; a raczej, nie, panie.
ARMADO
O łó w pow olny jest.
ĆMA
Panie, zmień zdanie.
Kula z ołowiu czy pędzi powoli?
ARMADO
Słodki opar wymowy!
A rm atą zwie mnie, a siebie pociskiem.
W parobka mierzę tobą.
ĆMA
Bum! Znikł z błyskiem!
Wybiega.
ARMADO
Bystry młodzieniec, rączy, wielce wdzięczny!
K u w am , Niebiosa, ślę mój ból serdeczny
I w melancholię zm ieniam hart waleczny.
M ó j herold wraca.
Powraca Ć M A z GŁOWACZEM.
ĆMA
O to głowa zwichnęła goleń! T o cud, panie!
ARM ADO
T o enigm a, zagadka. Pójdź, weźmiesz przesłanie.
Żadnej egmv, żadnej zagadki, żadnego posiania; panie. O p a n i e , / w ,
kiego zieia na okład! N ic pójdę na przesłanie, żadnego p o s ł a ń ,.,; ,
egmv, panie, tylko ziela!
ARM ADO
N a m ą cześć, zmuszasz m nie do śmiechu; tw oje p r o s t a c t w o w>;
sa mą śledzioną, a pęczniejące płuca w zbudzają głupkow aty usn-«.
O . w b a c z c ie mi, moje gwiazdy! Czy ów okaz ciem noty bierze p r/;
nie za posłanie, a posłanie za przesłanie?
ĆMA
A cza- mędrcy myślą inaczej? C za' posłanie to n ie przesłanie?
A RM A D O
N ie. paziu, to epilog, który ukazuje.
Jak się słoAva Avczesniejsze Avłaśriwie pojm uje.
D am przykład:
Lis, małpa i m ała pszczoła
N ie do pary byli zgoła.

Taki był morał, a teraz przesłanie.


ĆM A
Dodam przesłanie. Powtórz m orał.
A RM A D O
Lis, małpa i m ała pszczoła
N ie do pary byli zgoła.
ĆMA
W eszła gęś i ju ż po chwili
W e czworo do pan- byli.

Teraz ja rozpocznę twój morał, a ty dodaj m oje przesłanie.

Lis, małpa i m ała pszczoła


N ie do pary byli zgoła.
A RM A D O

W eszła gęś i ju ż po cłw ili


W e czworo do pary byli.
ĆMA
D obre to przesianie z gęsi,. Chcesz, byśmy co dołożyli?

38
GŁOWACZ
C h łopak zrobił zeń głupca; gęś mu wepchnął w usta.
1 an.e, m ozesz to kupić, gdyś twa gęś jest tłusta.
Sprzedać taki tym dobtze jest to piękny kąsek;
T łu ste będzie przesłanie z takich tłustych gąsek.
ARM ADO
C zekaj, czekaj; chcę pojąć, jak się ta rzecz stała?
ĆM A
Z powiedzenia, że głowa goleń swój złamała.
W ów czas zapragnąłeś przesłania.
G ŁO W A C Z
Praw da, i nieco ziela, stąd rozmowa cała, tłuste przesłanie chłopca; gęś,
którą kupiłeś, i tak się jarm ark skończył.
A R M \D O
Lecz pow iedz, skąd ta głowa z golenią złamaną?
ĆM A
O pow iem d o tym z uczuciem.
G ŁO W A C Z
N ie m ożesz tego uczuć. Ćm o. T o przesłanie ja wypowiem.

Ja, Głowacz, poszukując mego wyzwolenia.


Potknąłem się na progu z biedą dla golenia.
ARM ADO
N ie mów m y ju ż o tej sprawie.
GŁOWACZ
Póki goleń nie stanie się sprawna.
ARM ADO
G łow aczu, wybawię d ę .
G ŁO W A C Z
O! Chcesz się ze m ną wybawić - węszę w tym jakieś przesłanie, jakąś
gąskę.
ARM ADO
N a m ą słodką duszę, m am na myśli wypuszczenie cię na wolność,
uw olnienie twej osoby; byłeś wtrącony, zaparty, pojmany, spętany.
GŁOW ACZ . .
Praw da, prawda, a teraz ty będziesz mą lewatywą i mnie rozwolnisz.
ARMADO . _
Zw racam d wolność, zwalniam cię z więzienia; a w zamian za to na­
kazuję d uczynić jedynie to: zaniesiesz pismo do wiejskiej dzieweczki

39
Jaquenettv. O trzym asz honorację; gdyż najlepszym strażnikiem
czci je st honoracja mych dependentów . C m o , pójdź za m ną.
Hyhodzi.

Żegnaj, signor G łow aczu. Ć m a-epilog idzie.


głow acz j • i
Zegnaj, ty słodka uncjo ciała, miły Żydzie!
HycboJzi Ćma.
T eraz przyjrzę się jego honoracji. H onoracja! O , to łacińska nazw ,
trzech czwartych pensa. T rzy czwarte pensa to honoracja. „Ile kosztu u
ta wstążka?" .Jednego pensa . „N ie, dam ci honorację . T a k da się p
wiedzieć. Honoracja! Cóż, to ładniejsze słow o niż „franca". N igdy nie
porzucę tego słowa.
Wchodzi BEROWNE.
B ERO W N E
O , łotrzyk Głowacz! Jesteś w sam ą porę.
GŁO W A CZ
Proszę cię, panie, ile czerwonej w stążki m oże człow iek kupić za ho-
norację?
BEROW NE
A cóż to jest honoracja?
GŁO W A CZ
M atko Boża, panie, pół pensa i ćw iartka.
BER O W N E
O! W ięc kupisz jedwabiu za trzy ćwierci pensa.
GŁOW ACZ
D zięki waszej czcigodności. Bóg z tobą!
B ERO W N E
O , czekaj, sługo! M uszę cię zatrudnić.
Jeśli chcesz łaski mej, m iły nicponiu,
Uczynisz dla mnie to, o co poproszę.
GŁOW ACZ
Kiedy chcesz, panie, abym to uczynił?
BERO W N E
D ziś po południu.
GŁOWACZ
D obrze, uczynię to, panie. Bywaj zdrów.
BERO W N E
O , lecz nie wiesz, co to jest.

40
GŁOWACZ
D ow iem się, panie, kiedy to uczynię.
BEROW NE
A le, łotrze, musisz wiedzieć wcześniej.
GŁOWACZ
Przyjdę do waszej czcigodności jutro rano.
BEROW NE

T rzeb a to uczynić dzisiejszego popołudnia. Słuchaj, sługo, chodzi tył-


ko o to: •
K siężniczka będzie polować w tym parku;
Jest w jej orszaku pewna piękna dama,
K tórą języki ich, pełne słodyczy,
Z w ą Rosaliną; masz zapytać o nią
I zaraz białym jej dłoniom polecić
T o opatrzone pieczęcią posłanie.
W eź, niech to będzie twoja satysfakcja.
G ŁO W A CZ
Satysfakcja, słodka satysfakcja! Lepsza niż honoracja; o jedenaście
i ćwierć pensa lepsza. Najsłodsza satysfakcja! Uczynię to, panie, co do
litery. Satysfakcja! Honoracja!
Wychodzi.
BEROW NE
O ! D opraw dy kocham!
Ja, który byłem biczem dla miłości
I czułych w estchnień twardym egzorcystą,
Krytykiem; nie, nie - raczej nocnym stróżem;
I pouczałem z pychą tego chłopca,
Z którym śm iertelni równać się nie mogą!
T e g o ślepego i zawodzącego.
Niespokojnego i psotnego chłopca,
T eg o dzieciaka i staruszka; tego
Karła-olbrzym a, pana Kupidyna,
R egenta rymów miłosnych i pana
Splecionych ram ion; i namaszczonego
Króla zawodzeń miłosnych i westchnień,
W ładcę włóczęgów wszystkich, nieszczęśliwców;
Księcia kieszonek głębokich i sączków.
Im peratora i wielkiego wodza
O skarżycieli kościelnych. O moje
Serce maleńkie! Jego adiutantem
N a placu boju m am zostać i przybrać
Jego liberię jak nadworny kuglarz!
Co?! Kocham! Pragnę! Szukam sobie żony!
Kobiet)-, która jak zegar niemiecki
W ciąż jest zepsuta, wymaga naprawy
I dobrze bije tylko, gdy ją biją!
Krzywoprzysięstwo jest rzeczą najgorszą,
Lecz gorzej spośród trzech kochać najgorszą.
Blada i płocha, o brwiach aksam itnych,
Z dwiema kulkami smoły zam iast oczu;
Tak, i na Boga, mogłaby to czynić,
M ając Argusa eunuchem i stróżem .
A ja mam wzdychać do niej! M am jej szukać!
M am błagać o nią! A ch, dość! Jest to plaga,
Którą pokarał mnie Kupid za w zgardę
D la jego strasznej niewielkiej wszechmocy.
Cóż, będę kochał, pisał, wzdychał, błagał.
Starał się o nią, jęczał poniewczasie;
Ktoś kocha dam ę, a inny Joasię.
WjcboigL
AKT CZWARTY
SCEN A I
m boJzą K SIĘŻNICZK A. M I R U . KATARZYNA ROSAUNA,
i Leśnik.

K SIĘ Ż N IC Z K A
C zy to król tak bódł konia ostrogami,
P nąc się z wysiłkiem na urwiste zbocze?
L EŚN IK
N ie wiem; lecz sądzę, że to nie on, pani.
K SIĘ Ż N IC Z K A
Ktokolw iek był to, dąż}- ku wyżynom.
Panow ie, dzisiaj zyskamy odpowiedź,
W sobotę m ożna powrócić do Francji.
M iły leśniku, gdzie są te zarośla,
W których staniemy, bawiąc się w morderców?
LE ŚN IK
O , tam , na skraju tego zagajnika;
S tam tąd najpiękniej m ożna posłać strzałę.
K SIĘ Ż N IC Z K A
D zięki. Ja, piękna, pięknie poślę strzałę.
W ięc o mnie mówiąc, pięknie ślesz swą strzałę.
LE ŚN IK
N ie to rzec chciałem; proszę, wybacz, pani.
K SIĘ Ż N IC Z K A
C o? N ajpierw chwalił, a teraz mnie gani.
O krótka pycho! N ie piękna' Nic dla niej?
LEŚN IK
Piękna.
k s ię ż n ic z k a maluj mnic zll(jW; szkoda pędzla;

Na nic pochwały, gdzie uroda nędzna.


Prawdę mi mówisz, zwierciadło; masz za to -
Złe słowa dobr.( kwituję zapłatą.
LEŚNIK
O pani, jesteś wcieloną urodą.
KSIĘŻNICZKA
Patrzcie! Urodę ratuję nagrodą.
Piękna herezjo, naszych czasów chwało!
Dłoń brzydka, dając, spotka się z pochw ałą.
Cóż, łuk podajcie; gdy litość zabija.
Każdy strzał celny z celem się rozm ija.
T ak więc nie stracę w tej próbie godności:
Gdy chybię, powiem, że chybiam z litości.
A jeśli zranię, powiem, że nie chciałam
Zabijać; zręczność tylko okazałam.
Z pewnością często żądza próżnej sławy
Rodzi niejeden uczynek plugaw)',
Kiedy dla blasku, oklasków i chwały
Serca całego kieruje zapały,
Jak ja w tej chwili za pochwały m arne
Pragnę zakrwawić miłą, dobrą sarnę.
BOYET
A czy złe żony nie tylko dla chwał)'
Rządzą nad tymi, których słuchać miały,
Stając się panów swych panami?
KSIĘŻNICZKA
Tylko dla chwały, która się należy
Damie, gdy pana swojego uśmierzy.
Wchodzi GŁOWACZ.
BOYET
O to nadchodzi członek akademii.
GŁOWACZ
Dobrego wieczora życzę wam wszystkim! P ow iedzcie, proszę, kmi.i
z dam jest tu głową?
k s ię ż n ic z k a

Poznasz ją, człowieku, po tym , że inne nie m ają głów .

44
GŁOWACZ
Która jest największą damą, najwyższą?
K SIĘŻN IC ZK A
N ajtęższa i najroślejsza.
G ŁO W A CZ
Najtęższa, najroślejsza! C o prawda, to prawda
Gdybyś talię tak cienką jak mój dowcip miała'
Paskiem każdej z tych panien byś się opasała.
Czyś ty nie najważniejsza? Boś 'z wszystkich najgrubsza.
K SIĘŻN ICZK A
Czego pragniesz, panie? Czego pragniesz?
G ŁO W A C Z
Dla jakiejś pani Rosaliny trzymam w dłoni
List od pana Berowne’a.
K SIĘŻN IC ZK A
Daj i stań na stronie.
O , list, list! Boyet, rozdziel nam tego kapłona.
Z łam pieczęć.
BOYET
W net potrawa będzie przyrządzona.
T o list do Jaquenetty, której tu nie znamy.
M usiał zbłądzić.
K SIĘŻN IC ZK A
Przysięgam, że go przeczytamy.
U kręć łeb tej pieczęci. Ucha nadstawiamy.
B O Y ET
Czyta.
N aN iebiosa, piękność twajest niewątpliwa; uroda twajest prawdziwa;
a samą prawdą jest twa nadobność. Piękniejsza niż piękność, na­
dobniejsza niż nadobność, bardziej prawdziwa niż prawda sama,
ulituj się nad twym bohaterskim lennikiem! Wspaniałomyśl­
ny i przesławny król Cophetua wejrzał na zgubną i niewątpliwą
żebraczkę Zenelophonę, i on to był tym, który* miał prawo rzec:
veni, vidi, vici; co zakonotowane w przyziemnym (o niska i mgli­
sta przyziemności!), videlicet, przybył, ujrzał, zwyciężył. Przy­
był, raz; ujrzał, dwa; zwyciężył, trzy. Kto przybył? Król. Dlacze­
go przybył? By ujrzeć. Dlaczego ujrzał? By zwyciężyć. Do kogo
przybył? D o żebraczki. Co ujrzał? Żebraczkę. Kogo zwyciężył?
Żebraczkę. W ynikiem jest zwycięstwo. P o czyjej stronic- j\,
królewskiej. Pojmana odniosła zysk. P o czyjej był on stroni,- |\ ,
stronie żebraczki. O statecznym skutkiem są zaślubiny p 0 ( v
stronie? Po królewskiej? N ie, obustronne dla jedności, lub
dla obu stron. Ja jestem królem, gdyż tak w ynika / porownam.i
a ty żebraczką, gdyż świadczy o tym twój niski stan. (. /v ro/k.i
żę ci, abyś pokochała? M ogę. C zy zm uszę d ę , abyś pokochaj.,-.
M ógłbym. Czy będę błagał, abyś pokochała? Będę. C óż otrzy n u -
w zamian za łachmany? Stroje. A szaty za szm aty. C o /a siebu-
M nie. A więc, oczekując twej odpow iedzi, bezczeszczę mc w i
na twej stopie, me oczy- na twym yvizcrunku. a serce m e na każde-
cząstce twojej.
Twój yv najdroższym zamiarze w iernej służby
DON A D R IA N O DK ARM ADO.
Czy- słyszysz groźny ryk lwa nem ejskiego?
T o debie ściga, moje biedne jagnię!
Upadnij zaraz do yvładczych stó p jego,
A wówczas zm ięknie i igrać zapragnie.
G dy zechcesz walczyć, biedna, cóż uczyni?
Porwie na strzępy i pożre w jaskini.
KSIĘŻN ICZK A
Jakie piórka ma ptaszek, który- to ułożył?
Jaki kurek kościelny? K tóż to cudo stworzył?
BOYET
Styl ten nie jest mi obcy, jeśli się nie mvlę.
KSIĘŻNICZKA
Czytając, mogłeś pamięć stracić. Pom yśl chwilę.
BOYET
1 en Armado to H iszpan; na dyyorze przebywa;
Fantasta jak M onarcho, śmieszy' i rozrywa
Księria i towarzyszy*.
KSIĘŻNICZKA

Zbliż się tu na chwilę.


Kto ci to pismo wręczył?
GEOW ACZ

(^w pan, jak m ów iłem .


KSIĘŻNICZKA
Komu miałeś je oddać?

46
GŁOWACZ
Pan kazał dać damie.

K SIĘ Ż N IC Z K A
Jaki pan jakiej damie?
G ŁO W A C Z
D obry pan Berowne kazał, a ja to uczynię:
O d d am list dam ie z Francji, pewnej Rosalinic.
K SIĘ Ż N IC Z K A
T e n list ile przekazałeś. Idźm y już, panowie.
W e ź to sobie, mój słodki. I wypij na zdrowie.
WycboJzi Księżni,-? ka z orszakiem.
BOYF.T
K to tu trafił? Kto trafił?
R O S A IIN A
Chcesz, bym powiedziała?
BOYET
T a k , ma pełna piękności.
RO SA 1.1NA
T a, która łuk miała.
C elny strzał!
BO Y ET
Księżniczka chce rogacz;! zabić, lecz na szczęście
R ozm nożą się rogacze przez twoje zamęście.
C elny strzał!
R O S A IIN A
C ó ż, w ięc ja będę strzelcem.
BOYET
A kto twym rogaczem?
ROSAL1NA
Jeśli sądzić po rogach, unikaj mnie raczej.
T o dopraw dy celny strzał!
M A RIA
W czoło cię o na trafia, choć walczyłeś dzielnie.
B O Y ET
Lecz ją niżej trafiono; czy trafiłem celnie?
ROSAL1NA . ,
C zy m am natrzeć na ciebie starym porzekadłem, które było j u t doro-
slym m ężem , gdy król Pepin francuski był dzieckiem? D otyety ono
trafiania.

47
M ogę ci odpowiedzieć równic starym, które było dorosła kobieta, kie
dy królowa Guinevra brytyjska była małą dziewczynką. Dotyczy
trafiania.
ROSALINA
Nie możesz w to trafić, w to trafić, w to trafie.
N ie możesz w to trafić, więc się nie boję.
W yd»dx L

BOYET
Jeśli ja w to nie trafię, nie trafię, nie trafię,
N ie trafię, kto inny zajmie miejsce moje.
GŁOW ACZ
Pięknie tu wyłożyli razem racje swoje!
MARIA
I cudem w środek tarcz)' trafili oboje.
BOYET
Tarcza! Och! Tarcza, mówisz, m oja m iła dam o.
Lepiej trafia, kto kołek wbije w sedno samo.
MARIA
Ręka drgnęła na łuku! Powietrze przeszyje.
GŁOWACZ
Prawda; gdy się nie zbliży, to strzał)' n ie w b ije .
BOYET
Jeśli m a ręka drgnęła, twoja m a dość siły.
GŁOWACZ
Niechaj strzałę pochwyci i w cel wbije miły.
MARIA
Dość, dość, tak tłustym słowem tu nie p r z e m a w i a jc i e .
GŁOW ACZ
Panie; łuk jej zbyt mocny, więc w kręgle zagrajcie.
BOYET
Lękam się takich zderzeń. Z Bogiem pozostajcie.
HycAoćzj Boyet. Maria i Katarzyna.
GŁOW ACZ
N a mą duszę, to prostak i nieokrzesany.
Boże, został przez damy i mnie pokonany!
Na mą wiarę, jak słodkie żarty, jak zuchwałe;
I gładkie, i takie sprośne, i tak doskonale.

48
A rm ado, z drugiej strony, to człowiek uroczy
G dy niosąc wachlarz damy, pięknie przed ni,'kroczy
W idz.ec go, gdy całuje dłoń swoją, klnąc słodko!
A paź idzie tuż przy nim i dowcipem błyska!
A ch, Niebiosa, jest z niego wzruszająca iskra.
Sola, sola!
Okrzyki na zewnątrz. Wychodzi.

S C E N A II
Wchodzą HOLOFERNES. Ojciec NATANIEL i GŁUPEK.
NATANIF.t.
Doprawdy, to wielce czcigodna rozrywka; i przeprowadzona z przy­
zwoleniem czystego sumienia.
H O L O FE R N E S
Jelonek, jak wiecie, był sanguis, pełnokrwisty, dojrzały jak soczyste jab­
łko, zwisające jak klejnot w uchu eoelo, nieba, firmamentu, błękitu; któ­
re nagle spada jak dzikie jabłuszko na lico terra, gleby, lądu, ziemi.
NATANIEL
Zaprawdę, mistrzu Holofemesie, urozmaicasz słodko swe określenia,
co najmniej jakbyś był uczonym; lecz, panie, upewniam d ę, że był to
dorosły rogacz.
H O L O FE R N E S
O jcze N atanielu, haud credo.
G ŁU PEK
N ie był to haud credo, ale dwulatek.
H O LO FERN ES
C ó ż za barbarzyńska intymacja! A jednocześnie rodzaj insynuacji, >to
i n v i a , w drodze eksplikacji; facere, jak gdyby to była replikacja, lub
raczej ostentare, aby ukazać, jak gdyby, jego inklinację - w nieobyczaj-
ny, nieogładzony, niewykształcony, nieoszlifbwany, niewyszkolony lub
raczej niepiśmienny, lub raczej nieokrzesany sposób - aby wtrątić, że
m oje h a u d credo jest jeleniem.
G ŁU PEK
Powiedziałem , że ten jeleń nie był haud credo, ale dwulatkiem.
HOLOFERNES
D wakroć gotowana głupoto, bis coctusl
O potw orna Niewiedzo, ułomna twa postać.

49
Panie, skąd miał przysmaki s k n te w księgach dostać.- N ie jadł prze­
cież papieru, nie pił atramentu. Jego rozum u me uzupełniano; jest
jedynie zwierzęciem, mającym wrażliwość tylko w głupszy ch <
członkach.
T en widok tak próżnych roślin niechaj nas w w i e r z e u m o c n i ,
Ż e my, ludzie smaku i uczuć, b a r d z i e j jesteśm y o w o c n i.
Jak mnie błazeństwo, głupota i próżność nie m o g ą c ie s z y ć .
T ak on, wysłany do szkoły, naukę musi ośmieszyć.
Lecz omne bene powiadam, jak ojców nauka g ło s i:
Niejeden zniósł nawałnicę, chociaż w ichury n ie z n o s i .
GŁUPEK
Uczeni obaj jesteście. Powiedzcie więc, l u d z i e g o d n i .
C o miało miesiąc, gdy się Kain rodził, a nie m a j e s z c z e pięciu tygodr ..
H O LO FER N ES
Dictynna, dobry G łupku; D ictynna, dóbr}' G ł u p k u .
GŁUPEK
C o to Dictynna?
NATAN1EL
T o tytuł Febe, Luny, księżyca.
HO LO FE RN E S
Księżyc miał cztery tygodnie, gdy A dam s ię n a r o d z i ł ,
I nie miał pięciu, gdy Adam do pięćdziesiątki d o c h o d z i ł .
Aluzja nie straci na tej zamianie.
GŁUPEK
T o prawda, iluzja nie strad na tej zamianie.
HO LO FE RN E S
Boże, wspomagaj twą pojętność! Powiadam , że a l u z ja n i e straci na :e;
zamianie.
GŁUPEK
A ja powiadam, że konfiizja nie straci na te j z a m i a n i e , b o k s ię ż y c r .:c c
nie m a więcej niż cztery tygodnie; a prócz t e g o p o w i a d a m , ż e k i . .
ni czka zabiła dwulatka.
H O LO FER N ES
Ojcze Nataiuelu, czy chcesz usłyszeć z a i m p r o w i z o w a n e epitafium
śmierć jelenia:' Aby udobruchać ignoranta, n a z w a ł e m j e l e n i a , które-
zabiła księżniczka, dwulatkiem.

50
H O L O FE R N E S
Poigram nieco literami na dowód mej umiejętności.
D u m n a duszesa dziurawi dwulatka dzielnego;
Rani go rankiem; rosi z rany rubinowej;
Sfory skowyt szaleńczy spłoszył go smętnego,
A pościg pohukuje pośród puszczy płowej.
Kora drzew krwią zbryzgana; dodam L - jest koral.
L odejm ę, A dodam - nastąpi kara.
NA TANIEL
Rzadki pazur! Rzadki talent!
G Ł U PE K
Jeśli pazur to talent, spójrzcie, jak go porwał w talent)'.
HO LO FERN ES
Jest to dar, który posiadam; zwykł)', zwykły: narwany, rozrzutu)' duch,
pełen form , figur, kształtów, przedmiotów, idei, bystrości, poruszeń,
przem ian; zrodzonych w pieczarze pamięci, wykarmiorrvch w łonie pia
m ater, a rodzących się, gdy sposobność dojrzeje, D ar ten jest p o żytecz­
n y dla ludzi, którzy mają go w obfitości, i wdzięczny jestem zań.
NA TA N IEL
Panie, chwalę Boga za ciebie i niechaj tak czynią również moi para­
fianie, gdyż dobrze uczysz ich synów, a córki ich mają wielki pożytek,
będąc pod twym wpływem. Jesteś dobrym członkiem społeczeństwa.
H O LO FERN ES
Mehercli. Jeśli synowie ich będą zdolni, nie potrzeba im żadnych po­
uczeń, a jeśli córki ich będą pojętne, wbiję w nie, co trzeba. Lecz vir
sa p it miipauca loquitur. Dusza niewieścia pozdrawia nas.
WibodząJAQUESETTA i GŁOWACZ
JA Q U E N E T T A
N iechaj B óg ześle w am dobry ranek, ojcze plebanie.
H O LO FERN ES , . ,
O jcze plebanie, to ple ple i banie. Ple ple to plotkarz, a bania to beczka.
K tóry je st beczką?
G ŁO W A C Z
Panie nauczycielu, ten, który leje, gdy w ciągnie czopa.

51
G d 'y°iw iągnie czopa! Pięknie zalśnił dow cip w tej kupce Kliny;
iskry dla krzem ienia, dość pereł dla wieprza; to ładnie, to d o b r z e .

D obry ojcze plebanie, bądź tak miły i odczytaj m i ten list: G łów ,,, a.il
mi go, a wysłał go do mnie D on A rm ado. B łagam , odczytaj m i go.
H O I.O FER N F.S i d - . r
Facile precor gelida rjuamlo pecus omne sub umbra R u m in a ( i tak dalej.
Ach! M iły stary M antuańczyku! M ogę m ów ić o tobie, jak rzekł p , «
podróżnik o W enecji:
Venetia, Venctia,
C hi non ti vcde, non ti pretia.
Stary M antuańczyku! Staiy M antuańczyku! K to cię nic p o j m u je , ten
cię nie miłuje. U/, re, sol, la, m i j a . Zechciej wybaczyć, panie; jaka j. r
zawartość, lub raczej, jak pow iada H oracj' w swym - C o? N a m ą duszy!
Wiersze!
NATANIEL
T ak , panie, i to wielce kunsztowne.
HOLOFERNES
Przeczytaj mi jedną strofę, jedną stancę, linijkę: lege, domine.
NATANIEL
Czyta.
Jeśli miłości kłamię, jakże miłości przysięgnę?
Ach! Ślub złożony piękności sam tylko zdradę pow strzym a.
C hoć sobie wiarołomny, lecz tobie w iernym będę;
Myśl m ajak dąb, przed tobą kłoni się jak wiklina.
Uczony z oczu twoich księgę uczyni dla siebie,
W której zawarto wszelkie sztukom dostępne radości.
G dy o mądrości mowa: mądry, kto poznał ciebie,
A uczony ów język, co chwałę tw oją głosi.
Głupcem , kto bez podziwu spogląda w tw oje lico,
Tyle wart jestem , ile pochw ał tw ym w dziękom w y lic z ę .
O czy twe i głos są Jowisza grom em i błyskawicą
Bez gniewu, lecz muzyka w nich je st i ognia słodycze.
W ięc niechaj się niebianka nad m iłością zm iłuje,
G dy ta chwałę niebiańską przyziem nie wyśpiewuje.
H O L O FE R N E S
Nie dostrzegasz wypustek i dlatego gubisz akcent. Pozw ól, nici lui
przejrzę tę canzonctę. Tylko wiersze są tu zgodne, lecz elegancja, ply"

52
n o £ , złocista kadencja p o e t k a * * Owdius Naso, byt człowiek.
A dlaczego zwał «,ę N a*, jeśli nie dlatego, że umiał w y s z y ć „ „ „ „ e
kwiaty wyobraźni , wybuchy natchnienia? I m i l m y n n,czyni Podob­
n ie p,es naśladuje pana małpa stróża, a głupia szkapa jeźdźca. lecz,
dam oscllo dziewico; czy było to skierowane do ciebie-
JAQUF.NKTTA
T a k , panie; od pewnego monsieur Berowne'a, jednego z panów tej ob-
cej królowej.
H O LO FERN ES
Z erk n ę na przesłanie: „Do śnieżnobiałej dłoni najurodziwszej Pani
Rosaliny". Przejrzę raz jeszcze treść, aby odnaleźć imię osoby piszą­
cej do osoby, do której zostało to napisane: „Stęskniony, aby zostać
twym sługą, pani, Berowne”. Ojcze Natanielu, Berownc jest jednym
z tych, którzy złożyli ślub wraz z królem; a tu oto nakreślił list do jednej
z dam towarzyszących obcej królowej, który to list trafem lub umyślnie
pobłądził w drodze. Skocz, hop, moja słodka, i złóż fen papier w mo­
narszą dłoń króla; może go wielce zająć. Nic zwlekaj, by tracić czas na
podziękow ania, wybaczę ci ich brak. Adieu.
JA Q U E N E T T A
P ójdź ze m ną, miły Głowaczu. Niech cię Bóg zachowa, panie!
GŁOW ACZ
Idę z tobą, moja dzieweczko.
Wychodzą Głowacz i Jaquenctta
NA TA N IEL
Panic, uczyniłeś to z bojaźni bożej, wielce bogobojnie; a jak powiada
jed en z ojców -
HOLOFERNES
O jcze, nie opowiadaj mi o ojcu. Obawiam się barwnego ubarwiania.
Powracając jednak do tych strofek: czy podobały ci się, ojcze N ita -
nielu?
N A TA N IEL
C udow nie piękne, zważywszy pióro.
H O LO FERN ES , .. . . ■ -i-
Bedc dziś wieczerzał u ojca jednego z mych uczniów, gdzie,
chcesz uświetnić stół (przed posiłkiem) odmówieniem modlitwy, będę
m ógł, korzystając z przywileju, jak. mam u rodziców w y ^ wspomnu-
nego dziecka, czyli ucznia, spowodować twe b e n w u n . la m udowod­
nię ci, że są to wielce nieuczone strofy, niewypełnione poezją, dowc
pem czy natchnieniem . Upraszam o twe towarzystwo.
N/Yl AINlfct- . , . * i »
Dzięki i za to; gdyż towarzystwo, pow iada pew ien tekst, jest radości.,
żywota.
H O L O FE R N E S
I, z pewnością, tekst ów stw ierdza to bez w ątpienia.
do Głupka _ . . „
Panic, debic także zapraszani. N ic odpow iesz m i „nie”: p a u c a v e rb a
Ruszajmy! Szlachetni polują na swą zw ierzynę, a m y s k i e r u j m y się ku
naszym uciechom.
Wychodzą.

S C E N A III
Wchodzi BEROW NE, trzymając kartkę papieru.

B ERO W N E
Król poluje na jelenie, a ja ścigam siebie. T a m nagonka gna w sidła,
a ja, usidlany, siebie gonię. T o n ę w dziegciu - dziegciu; dziegciu, który
kala. Kalać! B rudne to słowo. C óż, przycupnij, sm utku! Pow iadają, żc
tak powiedział ten błazen; i to sam o ja m ów ię, w ięc je stem błaznem.
Pięknie tego dow iodłeś, mój dowcipie! N a B oga, m iłość je st tak szalo­
na ja k Ajax: zabija owce, zabija mnie; więc je stem ow cą. Z now u piękny
dowód na mą korzyść! N ie będę kochał; jeśli będę, niechaj m nie pow ie­
szą; lecz wierzę, że nie będę. O! G dyby nie jej oko - na ten blask, gdyby
nie jej oko, nie kochałbym jej; tak, gdyby nie oboje jej oczu. C óż, nie
czynię niczego innego w świecie, a tylko kłam ię: k łam ię z głębi piersi.
N a N iebiosa, napraw dę kocham i nauczyło m nie to rym ow ania i m e­
lancholii. A oto część m ego rym ow ania i część mej m elancholii. Cóż,
otrzym ała ju ż jeden z m oich sonetów ; ten błazen zaniósł go, głupiec go
wysłał, a dam a go przyjęła. Słodki błaźnie, słodszy głupcze, najsłodsza
damo! Klnę się na świat cały, że gdyby ci trzej w padli po uszy, rzecz ta
m nie wcale nie poruszy. O to nadchodzi je d en , z kartką. B oże łaskawy,
daj mu powzdychać.
Staje na strome.
Wchodzi KRÓL, trzymając kartę papieru.
K RÓ L
O ja nieszczęsny!
BEROWNE
N a Niebiosa, ugodzony! Dalej, słodki K upidzic; g rzm o tn ąłeś go swą
tępą strzałką na ptaszki pod lewą brodaw kę. N a m ą w iarę, tajemnica!

54
N ie ucałuje słońca jasność złota
T a k słodko rosy, co różę obmywa,
Jak oczu twoich prom ienna pieszczota
R osę, co nocą z moich oczu spływa.
W połow ie nie lśni tak księżyc srebrzysty,
G dy go odbiją przezroczyste tonie,
Jak lico twoje lśni w mych łzach przeczystych;
Jaśniejesz w każdej z łez, którą uronię.
Jak rydwan każda ma łza cię unosi,
G d y m kniesz w tryumfie nad moją boleścią;
Lecz spójrz, jak potok łez me lica rosi:
Z rozum , że ból mój jest twej chwały treścią.
N ie kochaj siebie, gdyż łez moich zdroje
N a wieki zm ienią się w zwierciadła twoje.
K tóż cię wyrazi, królowych królowo?
N i myśl śmiertelna, ni śmiertelne słowo.

J a k pozna boleść mą? Rzucę ten papier.


O słodkie liście, skryjcie szał. Kto idzie?
Staje na stronie.
Longaville! Czyta! W ięc wysłuchaj, ucho.
Wchodzi L 0N G A V 1LL E z plikiem papierów.

BEROW NE
Z n ó w jeden błazen na twe podobieństwo!
L O N G A V II.L E
O ja nieszczęsny! Jestem krzywoprzysięzcą.
BEROW NE
N adchodzi jak wiarołomca w papierowej czapce.
KRÓI .
Kocha! M ój słodki kompanie we wstydzie.
BERO W N E
T a k za pijakiem pijak w ogień idzie.
LO N G A V lL L E
C zy pierwszy wiodę życie wiarołomne.
BERO W N E
Pragnąc pocieszyć się, dwu innych wspomnę;
M ój trium w irze, czepcu trójgraniasty
W kształcie szafotu, gdzie giną prostacy.
LONGAV!LLE
W tym lichym wierszu moc uczuć me gości.
O M ario miła, pani mej miłości!
Podrę wiersz. Proza lepiej usposobi.
B E RO W N E
Lecz rym Kupida portki piękniej zdobi,
N ie kryjąc saczka.
LONGAVILLE
T ak, to chyba poślę.
Czyta sonet.
C z y i nie wymowa oczu twych, co sięga
N iebios i świata argum enty łamie,
Sprawia, że serce me krzywoprzysięga:'
Kary nie zazna, kto dla ciebie kłamie.
N iew iast wyrzekłem się, lecz ci dow iodę,
Żeś ty boginią; przysięgi człowiecze
Jakąż miłości boskiej czynią szkodę?
T w ą łaską świata niełaski uleczę.
Tchnienia powiewem było przyrzeczenie;
Tyś słońcem, grzeje świat prom ienność twoja,
N iech wyparuje m oich przysiąg tchnienie;
Tw oja w tym będzie w ina, a nie moja.
Złam ałem słowo, lecz któ ż je st tak głupi,
By go nie złamać, gdy za to raj kupi.
B ERO W N E
Styl zm ienia ciało w bóstw o oczywiste,
A gęś w boginię. Bałwochwalstwo czyste!
O Boże, Boże, wybaw nas od złego.
LO NGAVlLLE
Przez kogo wysłać? Słyszę idącego!
Staje na stronie.
B ERO W N E
Kryj się! Jak dzieci gram y w chowanego.
A ja, jak półbóg, muszę w niebie siedzieć,
By się tajem nic tych głupców dowiedzieć.
T o woda na mój młyn! Z iarnko do ziarnka.
T o D um ain przem ieniony. C zw arty szpak do garnka.
DUM AIN
O boska Kasiu!

56
BEROWNE
0 bluźnierczy pyszałku!
D U M A IN
N a Niebo! Tyś cudem nieziemskim została!
BEROW NE
N a ziemię! Kłamiesz, ten twój duch jest z ciała!
D U M A IN
Tw ój włos złocisty zm ienia bursztyn w kruka.
BEROW NE
K ruk bursztynowy? A to piękna sztuka.
D U M A IN
Jak cedr strzelista!
BEROW NE
Powiadam: pochyła.
G rzbiet jak brzuch w ciąży.
D U M A IN
Jak dzień jasny miła!
BEROW NE
T ak; kiedy słońce kryje blasku zdroje.
D U M A IN
Spełnij marzenia!
BEROW NE
I moje, i moje!
KRÓL
1 moje także, dobry Boże!
BEROW NE
A m en; w pierw moje. Czy źle rzekłem może?
D U M A IN
Pragnę zapomnieć, lecz muszę pamiętać.
K rew m ą, jak febra, musiała opętać.
BEROW NE
Febra? Krwi upuść! W naczyniu zostanie.
N im ją wyniosą. Słodkie pożegnanie!
D U M A IN
Raz jeszcze muszę odczytać mą odę.
BEROW NE
Raz jeszcze miłość zrobi w mózgu szkodę.

57
D U M A IN
Odczytuje swój sonet.
O dniu tak pełen żałości!
W maju, miesiącu miłości,
A m or piękny kwiat dostrzega,
N ad którym powiew przebiega;
G dy przez liście jedwabiste
M k n ą wietrzyka tchnienia czyste,
K ochanek z żalu usycha,
Powiewom zazdroszcząc, wzdycha:
„W ietrze, lica twoje mogą
M uskać; chciałbym ja być tobą!
Lecz związała m nie przysięga,
D łoń m a kwiatów nie dosięga.
Ó w ślub jest to rzecz straszliwa:
M łodość pąki słodkie zrywa!
N ie kładź na mnie grzechu znam ię,
G dyż dla ciebie słowo łamię.
Jowisz, widząc cię raz tylko,
N azw ałby Juno M urzynką,
N ie chciałby ju ż N iebem w ładać,
Byle miłość twą posiadać”.

Prócz tego poślę coś prostszego w treści


O mej miłości głodnej i boleści.
G dyby król, Berowne i Longaville mogli
Być zakochani, zło złem by w spom ogli;
Z czoła by znikła w iarołom stw a plama,
G dyby ciążyła im w ina ta sama.
IX)NGAV1LLE
występując ku przodowi
T w a miłość, D um ain, nie kocha litości,
C hcąc towarzyszy zyskać w swej żałości.
N ie blednij, proszę; miałbym tw arz rum ianą,
G dyby znienacka mnie tak podsłuchano.
KRÓL
występując ku przodowi
Sam się zarum ień. M asz podobną sprawę.
Tw e czyny dwakroć bardziej są nieprawe.

58
Nie kochasz M arii'! A ktńż to, niestety,
Jak nic Longaville, składał jej sonety?
K to musiał pierś swą mocno dłońmi tłoczyć,
By nie dać sercu ku miłej wyskoczyć?
Skryty w zaroślach tych, mogłem was widzieć,
A gdy ujrzałem , musiałem się wstydzić.
P am iętam tymy nieskrom ne i wstrętne,
W estchnień opary i pozy namiętne.
„Biada!” Jow iszu!” - wołali z tęsknotą,
C zcząc oczu kryształ luh włosy jak złoto.
do Lonpaville'a
D la raju chcesz się wyzbyć uczciwości.
do Dumaina
Jow isz się zhańbi dla twojej miłości.
C o pow ie na to Berowne, gdy się dowie
O szczerze danym i złamanym słowie?
Jakże drw ić będzie, jak zatryumfuje!
Jakich to szyderstw nam nie pożałuje!
Z a wszystkie skarby, mogę wam powiedzieć.
N ie chciałbym , aby mógł to o mnie wiedzieć.
BEROW NE
■występując ku przodowi
O to nadchodzę, by obłudę chłostać.
A ch, dobry władco, jakże możesz zostać
Sędzią robaczków tych, które piętnujesz
Z a m iłość, skoro sam bardziej miłujesz?
C zy łzy w twych oczach to nie są rydwany
W iozące portret ukochanej damy?
N ie złam iesz słowa dla żadnej kobiety.
M instrelc tylko pisują sonety.
N ie w styd w am wszystkim trzem? Co o was są>
Skoro tak bardzo mogliście pobłądzić?
Ź d ź b ło z jego oka wyjmujesz, król z twego.
Ja belkę w oku widzę u każdego.
O! Jakaż scena to, pełna błazeństwa,
W estchnień, zawodzeń, smutku i szaleńsrw^.
Siedziałem cicho, ukryty w konarach,
Patrząc, jak król się przemienia w komara.
Jakby H erkules potężny gn ał bąka,
A sam Salom on skocznie w koło pląsał;
Lub N estor z dziećm i w szpilki grał o traszki,
Lub m ądry T ym on pokochał igraszki.
G d zie mieszka ból twój? O dpow iedz, D um ainic.
A ty, Longaville: gdzie nosisz cierpienie?
G dzie ból twój, władco? Czy w piersi zawarty?
W in a grzanego!
K RÓ L
G orzkie są twe żarty,
Zdradziecko skryłeś się w sposobnej chwili.
BEROW NE
N ie was zdradzono; wyście m nie zdradzili!
M nie, uczciwego; m nie, który wciąż w ierzę,
Z e będzie grzechem , gdy się sprzeniew ierzę
D anem u słowu; m nie spotkała zdrada -
O d was, jak księżyc zm iennych, na m nie spada.
C zy m nie ktoś widział, abym wiersze składał,
W zdychał do panny lub na chwilę siadał,
A by się trefić? Kiedy usłyszycie,
Z e ręce, nogi, oczy lub kibicie,
C h ó d , pierś, postawę, stopę, członki inne -
K R Ó I.
Stój! N ie tak szybko. O soby niew inne
N ie galopują tak; raczej oszuści.
BEROW NE
U m knąć miłości chcę. Zechciej m nie puścić.
WchodząJAQ\JENETTA i GŁOWACZ.
JA Q U EN ETTA
Boże, strzeż króla!
K RÓ L

C óż mi tu przynosisz?
GŁO W A CZ
T o jakaś zdrada.
K RÓ L

A z czego to wnosisz?
GŁO W A CZ
Z niczego, panie.

60
KRÓL

Z niczego.' W ięc swoją


Z d ra d ę weź z sobą i odejdź w pokoju.
JA Q JJE N E T T A
B łagam , przeczytaj to, wasza łaskawość.
N asz proboszcz zwęszył tu jakąś nieprawość.
K R Ó I.
B erow ne, odczytaj to.
Berowne czyta list.

D o Jaquenetty.
K to ci go dał?
JA Q.UENF.TTA
G łow acz.
KRÓL
A tobie, kto?
GŁOW ACZ
D u n A dram adio. D un Adramadio.
KRÓL
C ó ż to znaczy? Podarłeś? Co było w tym liście?
BEROW NE
T o głupstw o, władco; zwykłe głupstwo, oczywiście.
L O N G A V IL L E
J ak ten list go poruszył. Przeczytać to trzeba!
D U M A IN
zbierając skrawki
T o list B erow nea! Podpis złożył ręką swoją.
BEROW NE
do G/otaacza
Skurwysynu, zrodziłeś się na hańbę moją!
W in ien , panie mój, winien; wyznaję, wyznaję.
K R Ó I.
C o wyznajesz?
BERO W N E
D o głupców trzech czwarty przystaje.
O n , on i ty, ty, królu, a ja razem z wami.
Śm ierć nam , kradliśmy m i ł o ś ć , jesteśmy zbójcami.
O d p raw słuchaczy, panie, a więcej wyjaśnię.

M
d u m a in
Z nów jesteśm y do pary.
berow ne _ . , , . , , .
C zterej; w łaśnie, w łaśnie.
C zy pójdą te turkawld?
król a ,
N iechaj w drogę ruszą.
G ŁO W A CZ
Uczciwi pójdą sobie; zdrajcy zostać m uszą.
Wychodzę Głowacz i Jaęuenetta.

BEROW NE
M ili panowie, kochankow ie mili,
Podajcie dłonie, ludzie z krw i i kości,
M orze zna odpływ , słońce tw arz wychyli,
Stare przysięgi nie służą m łodości.
C zy przyrodzeniu człow iek m oże skłam ać?
Każdy z nas m usiał swą przysięgę złam ać.
KRÓL
C o, czyżby list ten niósł m iłosną w inę?
BEROWNE
Czyżby! Kto ujrzał boską R osalinę
I jak ów dzikus z Indii nie pochylił
Pokornej głowy, po czym, porażony,
O czu nie spuścił i nie runął w pyle
C ałując ziemię, blaskiem zniew olony
O w ego słońca, co w schodzi w śród chwały?
Jakiż to śm iałek spojrzy, orlooki,
N ie ślepnąc, na jej m ajestat w spaniały?
K RÓ L
A ciebie jaki natchnął szał głęboki?
Pani jej, miła m oja, jest księżycem ,
A ona gwiazdką przyboczną i nikłą.
BEROW NE
A więc B erow neem nie jestem , nie w idzę;
Bez miłej mojej św iatło dnia by znikło.
W szystkich pow abów zebrana w spaniałość
Licznie i ślicznie zbiegła w piękne lica.
Sto w dzięków jedna łączy doskonałość.

62
Pragnienie gaśnie, wszystko je zachwyca.
G dybym miał język ozdobny wymową -
A ch, niech przepadnie trud retorów cały!
T o , co na sprzedaż, chwali kupca słowo,
L ecz ją poniża; jest ponad pochwały.
C h o ć sto zim przeżył pustelnik znużony,
S trząśnie pięćdziesiąt, gdy spojrzy w jej oczy,
D zięki piękności nowo narodzony
O drzuca kule, ku kołysce kroczy.
O n a je st słońcem i wszystko rozjaśnia.
KRÓL
P rzecież jest czarna jak heban twa miła.
BERO W N E
Jak heban? D rzew o cudowne! N o właśnie,
Z o n a z hebanu by mnie ucieszyła!
K to m i da Biblię i słowa przytoczy?
Przysięgnę: żadna nie jest urodziwa,
Jeśli nie uczą ją patrzeć jej oczy,
T ylko tak smagła piękność jest prawdziwa.
KRÓL
0 paradoksie! W czerń piekło się stroi;
T o barw a lochów oraz szkoły nocy,
A jasność piękna niebiosom przystoi.
BEROW NE
D iabeł też bierze jasność do pomocy.
O , m iłej mojej czerń jest to żałoba;
S m ucą ją w łosy barwione, nie własne,
K tórych fałsz tak się szaleńcom podoba;
W ięc jej blask zm ienia czarne włosy w jasne.
Jej piękność m odę tych czasów odmienia;
Rum ieniec krwaw)’ zwą dziś malowanym
1 przystępują prędko do czernienia
L ic swych, gdyż pragną uniknąć przygany,
T a k czerwień pragnie się pod czernią schować,
A by jej lica ciem ne naśladować.
D U M A IN
D la niej się czernią wszyscy kominiarze.

63
LO N G A V !LLE
Dzięki niej węglarz jest sam ą jasnością.
K RÓ L
Etiopow ie chwalą w łasne twarze.
D U M A IN . , .
Ciem ność świec nie chce; stała się światłością.
BEROW NE
W asze najmilsze deszcz trwoży, jak wierzę;
Z trw ogi, że barw y z nich wszystkie pozm ywa.
K RÓ L
Twojej by przydał się deszcz, m ów iąc szczerze,
G d y ż tw arz niem yta innej - bielszą bywa.
BEROW NE
B ędę ją wielbił aż do D nia Sądnego.
K RÓ L
W ięc bardziej lękasz się jej niż szatana.
D U M A IN
N ik t tak nie cenił tow aru lichego.
L O N G A V ILLE
Spójrz, b u t mój lśni tak jak tw a ukochana.
BERO W N E
C hoćbyś przem ienił oczy w bruk uliczny,
Stopą nie tknęłaby ich m oja miła.
D U M A IN
O , w idok byłby to zgoła prześliczny,
G dyby nad nim i właśnie przechodziła.
KRÓL
C zy nie jesteśm y wszyscy zakochani?
BERO W N E
Z pewnością; każdy z nas przysiędze kłam ie.
KRÓL
W ięc dość tych słówek. U dow odnij, panie,
Z e m iłość nasza przysięgi nie złam ie.
D U M A IN
T rzeb a wymówki przeciw złu poszukać.
L O N G A V IL L E
Zdobyć wskazówkę na przyszłość, fortele,
Jakieś podstępy, by diabła oszukać.

64
D U M A IN
N a w iarołom stw o lek.
BEROWNE
Chcecie zbyt wiele.
A więc w am pow iem , rycerze uczucia.
Rozważcie najpierw treść swojej przysięgi:
Pościć, studiow ać, nie spotykać niewiast;
C zysta to zdrada królestwa młodości.
M ów cie, czy pościć możecie? Zbyt młode
M acie żołądki. A niedojadanie
N iebezpieczeństw o chorób wam przynosi.
C h o ć każdy przyrzekł studiować, panowie.
K ażdy porzucił przy tym własną księgę,
W ięc ja k dziś macie wypełnić przysięgę
I ślęczeć nad nią pośród rozmyślania?
G d zie ż byś, mój panie, i ty, i ty także,
Z nalazł podstaw ę wiedzy doskonałej,
P iękna kobiecej twarzy pozbawiony?
Z oczu niewieścich tę doktrynę biorę:
W nich je st podstaw a, księgi, akademie;
I z nich wytryska ogień prometejski.
T o nieustanne ślęczenie zatruwa
Sprężystość ducha ukrytą w arteriach,
J a k długotrwały' ruch i marsz mozolny
N iszczą tężyznę mięśni podróżnika.
N ie spoglądając w oblicze niewieście.
O czom jesteście własnym wiarołomni,
A także studiom swym zaprzysiężonym.
Bo gdzie je st autor na tym świede, który
P iękna nauczy ja k niewieście oko?
W ied za je st tylko dodatkiem człowieka
I tam się znaleźć musi, gdzie on pójdzie.
W ięc dostrzegając siebie w oczach niewiast.
C zy naszej w iedzy tam nie dostrzeżemy?
O ! Przysięgliśmy uczyć się, panowie,
I zdradą było to wobec ksiąg naszych;
Kiedy, m ój w ładco, i ty, i ty także.
M ożecie pośród ołowianych myśli

65
O dkręć Utwon- w duszy, tuk płom ienne
Jak te, w zniecone kuszącym spojrzeniem.
Którym was piękność uczy i wzbogaca-
In n e pow olne nauki tkwią w mózgu,
A napotkawszy badaczy jałowych,
Rzadko ich trudy nagradzają plonem.
Lecz miłość z oczu dam y zaczerpnięta
N ie żyje sama za ścianami mózgu,
Lecz poruszając się pośród żywiołów,
M knie jak myśl szybka, moc każdą przenika
I każdej mocy moc podwójną daje,
Przewyższającą ich zasięg i czynność,
O ku dodając cenną moc widzenia;
Kochanka oko orła w ślepca zm ienia;
Kochanka ucho słysz)' dźwięk najcichszy
Tam , gdzie nie sięga czujny słuch złodzieja.
D otyk miłości ma czułość i miękkość
W iększą niż różki wrażliwe ślimaka.
Języ k miłości sprawia, że prostackim
Zdaje się przy nim świetny sm ak Bachusa.
Czy mężna M iłość nie jest H erkulesem
Ciągle wchodzącym na drzew a H esperydr
Jak Sfinks przebiegła, a słodka i dźw ięczna
Jak Apollina lutnia, naciągnięta
W łosam i jego. G dy miłość przem aw ia,
G łos wszystkich bogów kołysze niebiosa
Usypiającą harm onią. I nigdy
Poeta pióra nie weźmie, dopóki
W estchnień m iłosnych nie zm iesza z inkaustem .
O! Wówczas dzikich wierszem oczaruje;
W duszach tyranów zasieje łagodność.
Z oczu niewieścich tę doktrynę biorę:
Lśni w nich prawdziwy płom ień prom etejski;
W nich jest nauka, księgi, akadem ie,
W nich się zawiera, lśni, żywi świat cały,
Bez nich nie może istnieć doskonałość.
C hcąc się ich wyrzec, byliście głupcam i;
Będziecie nim i, nie łam iąc przysięgi.

66
W im ię mądrości, kochanej przez wszystkich,
W im ię miłości, która wszystkich kocha,
I w im ię mężczyzn, twórców owych kobiet,
I w im ię kobiet rodzących nas, mężczyzn.
Zgubm y przysięgę, aby się odnaleźć,
L ub znajdźm y zgubę, nie łamiąc przysięgi.
Jest bogobojna taka wiarołomność.
G dyż m iłosierdzie samo da zbawienie;
K tóż miłosierdzie i miłość rozdzieli?
K RÓ L
W im ię Świętego Kupida! D o bitwy!
BEROWNE
W znieście chorągwie i - na nie, panowie!
Z mocą! O balić je! Lecz chcę poradzić,
By nie zabijać pchnięciem, lecz rozmnażać.
L O N G A V IL L E
W ięc m ów m y prosto, odrzućmy igraszki:
C hcem y w zaloty iść do panien z Francji?
KRÓL
C hcem y je zdobyć także, więc obmyślmy
Jakąś rozrywkę dla nich w ich namiotach.
BERO W N E
N ajpierw je trzeba tu sprowadzić z parku;
W drodze pow rotnej niech każdy z nas ujmie
Rękę swej pięknej pani. Po południu
U dobrucham y je taką rozrywką.
Jaką pozw oli stworzyć czas tak krotki.
G dyż tańce, maski, chwile wesołości
Sypią kw iatam i na drogach Miłości.
K RÓ L
W ięc naprzód, naprzód! I niechaj nie mija
N am czas bezczynnie, jeśli czas nam sprzyja.
BEROW NE
Allons! Allons! Plew nie będzie z manny,
A spraw iedliw ość równą miarą mierzy.
Z drajców ukarać m ogą płoche panny.
C óż, za m iedź większy skarb się nie należ)'.
Wychodzą.
AKT PIĄTY
SCEN A I
Wchodzą H O L O F E R N E S , Ojciec N A T A N IE L i GŁUPEK.
HOLO FERNES
S atis q u id sufficit.
N A T A N IE L

B o g u d z ię k u ję za ciebie, p an ie. T w e słow a przy obiedzie były jasn e


i z w ię z łe , m iłe b e z obelzyw ości, d o w cip n e bez afektacji; uduchow ione
b e z b e z c z e ln o śc i; u cz o n e b ez zarozum iałości i n ieznane d o tą d b ez h e ­
rezji. R o z m a w ia łe m quondam d n ia z tow arzyszem królew skim noszą­
cy m im ię , ty tu ł lu b raczej nazw isko D o n A d rian o de A rm ado.
HO LO FERNES
N o v i h o m in em ta n q u a m te. U sp o so b ien ie m a w zniosłe, słow a stanow ­
cze, ję z y k o g ła d z o n y , oko p ełn e pychy, ch ó d m ajestatyczny, a za ch o ­
w a n ie w su m ie p ró ż n e , ośm ieszające i trasoniczne. Jest zbyt w ym uska­
ny, z b y t sc h lu d n y , z b y t afektow any, zb y t dziw aczny, i, ja k by to rzec,
z b y t p ereg ry n a cy jn y , je śli w o ln o m i to tak nazw ać.
N A T A N IE L
N ie d o ś c ig n io n e i w y b o rn e określenie.
Wyciąga notatnik.

HOLO FERNES
W y s n u w a n ić w ielo m ó w n o śc i p iękniej n iż w ąte k swego dow odzenia.
B rzy d z ę się ta k im i p rzesad n y m i dziw akam i; takim i nad m iern ie ścisły­
m i, n ie d a ją c y m i się znieść k o m p a n am i; takim i dręczycielam i w ym ow y
m ó w ią c y m i ja p k o , kiedy p o w in n i w ym aw iać ja b łk o - j, a, b, ł, k, o,
n ie j, a, p , k, o ; n a cielę m ów i ciele; m ielę m iele, na kobietę kobita, a e
p o ły k a . J e s t to ab h o m in acja, k tó rą o n nazw ałby abom inacją. Insynuuje
m n ie to k u in sa n ii; intelligis ne do m in et W p ę d z a ć w szał, w obłęd.
N A T A N IE L
L a u s DeOy bone intelligo.

69
fo rt bon. P risdan nieco poturbow any; ale jaki taki
IK-Ww ARMADO. ĆMA i GŁOWACZ
NATANIE!
Videsnć guis venit?
H OLOFERNES
Vtdeo, et gaudco.
ARMADO
Kłopcze!
H OLOFERNES
Quare kłopcze, nie chłopcze?
ARMADO
M iło was napotkać, mężowie pokoju.
HOLOFERNES
Pozdrawiam się, najbardziej m ilitarny panie.
ĆMA
Byli na wielkiej uczcie języków i skradli okruchy.
GŁOWACZ
O , długo żyli z koszyka jałm użny słów. D ziw i m nie, że pan twój nic
połknął cię zamiast słowa; nie sięgasz naw et do ram ienia honońficabi-
litudinitatibus. Łatwiej cię przełknąć niż zapalony rodzynek pływający
w gorzałce.
ĆMA
Cicho! Dzwonki zaczynają dzwonić.
ARMADO
do Holofrmesa
Monsieur, czy jesteś piśmienny?
ĆMA
Jest, jest. Uczy chłopców abecadła z rogatej książki. C o to jest e, b,
wspak z rogiem na głowie?
HOLOFERNES
Bee, pueritia, z dodanym rogiem.
ĆMA

Be. Cóż to za głupi baran rogaty. Słyszysz jego uczoność.


H OLOFERNES
Quis, guis, ty spółgłosko?
ĆMA

- ósu' " h

70
HO LO FERN ES
Ja je powtórzę: ta, tć, ti, to, tu
ĆM A
Ty. N o i kto je st baranem?!
ARM ADO

N a słone fale Śródziemnego Morza, słodkie pchnięcie, szybkie „a,ar


cie dowcipu, szach, mach, ciach i trach! Raduje to mój intelekt; czysty
dow cip i nie
me wrogi. J 7
ĆMA
D ow cip dziecka poszedł staremu w rogi.
H O LO FERN ES
C o to za figura? C o to za figura?
ĆM A

HOLOFERNES
M ów isz ja k dziecko. Idź, pobaw się bąkiem.
ĆM A
Pożycz mi swych rogów, a zrobię go sobie z rogu i będę popędzał twą
hańbę manu cita. Bąk z rogu rogacza!
GŁOW ACZ
G dybym miał choćby pensa na tym świecie, dałbym ci go, żebyś ku­
pił sobie piernik. Trzymaj, to właśnie honoracja, którą otrzymałem od
tw ego pana, ty sakieweczko dowcipu, jajko gołębie dowcipu. O , gdyby
spodobało się N iebiosom uczynić cię mym bękartem, jakim wesołym
ojcem uczyniłbyś mnie. Pięknie; masz to wszystko ad ungtncncm, na
końcu palców, jak mówią.
HOLO FERN ES
O , cuchnie mi to fałszywą łaciną; ad ungównem zamiast ad unguem.
ARM ADO
C złow ieku nauk, ruszaj przede mną. Oddzielimy się od barbarzyńców.
C zy to nie ty kształcisz młodzież w płatnej szkole na szczycie gón
H OLOFERN ES
L ub monSy wzgórza.
ARM ADO
N iechaj będzie wedle twej woli, zamiast góry.
H O LO FERN ES
Kształcę, sans ęuestion.

71
ARMAUU •
P in ie , jest m ilą w olą króla i jego pragnieniem ; abyugosctc księ>nu
w jej namiocie u schyłku n f c J n ia , który m e o k reesam tłuszcaa ,v.
późnym popołudniem .
HOLOFERNES . .
Schvłek tyłka dnia, najsicaodiobhw szy parne, jest od pow iedni. shi-.-m
i agodny a popołudniem ; słowa są dobrze dobrane, w ybrane, sł.nik:.
i odpow iednie; upew niam cię, panie; upew niam cię.
ARMADO
Panie, kroi jest panem szlachetnym i bliskim m i, upew niam cię; bard
dobrvm moim przyjacielem. T o , co łączy nas poufnie, pom inę »pr
szę cię, nie zapominaj o koniecznej uprzejm ości — proszę cię, nak-
głowę); a pośród innych naglących i najpow ażniejszych spraw. ,
mniejsza o nie; gdyż muszę d oznajm ić, że nieskończenie cieszy
jego łaskawość, gdy czasem w esprze się na m ym ram ieniu i królew ­
skim swym palcem, o tak. igra m ym i naroślam i, m ym w ąsikiem ; le.
mniejsza o to, najmilszy. Klnę się na św iat ten, że nie opow iadam bale
czek; jego majestat zechciał obdarow ać pew nym i osobliw ym i zaszc.-\
tam i Arm ada, żołnierza, podróżnika, który poznał św iat; lecz mniej >za
o to. By podsumować, chodzi o to. lecz zachow aj to w tajem nicy, w.
najsłodszy, że król pragnie, abym przedstaw ił księżniczce, słodkie:-.:
kurczaczkowi, jakieś ud eszn e dziwow isko, w idow isko, korow ód, fars,
lub ognie sztuczne. Pojm ując, że proboszcz i tw oja słodka osoba d e ­
brze wykonacie podobne erupcje i nagłe w yzw olenia u d ec h v . żeb\ :
rak ująć; a zapoznałem cię z tym w celu zyskania tw ej pom ocy.
H O L O FE R N E S
Panie, przedstawisz jej D ziewięć Z n a k o m ito śd . O jcze N ata n ieh:,
w* związku z koniecznośdą m iłego spędzenia czasu m a bvc z nasza
pomocą wystawione przed księżniczką przedstaw ienie u schyłku tył­
ka dnia. na rozkaz króla i tego najm ężniejszego, sław nego i uczc: . r
szlachdca. Powiadam , że nie m a nic stosow niejszego nad przedstaw
nic Dziewięciu Z nakom itośd.
NATANIEL
G dzie znajdziesz ludzi dość znakom itych dla przedstaw ienia ich?
H O L O FE R N E S
Jozuc to ty, ja i ten mężny szlachcic będziem y D u d ą M achabcus.e:
ten prostak ze względu na wielkość swych członków i s t a w ó w ukazt
Pom peiusza W ielkiego; a Paź H erkulesa -

72
ARMADO
W yW panie. bł*Ł nic ma on dosatccznego W lnm il, móc b>ć n a ­
w e t kciukiem te, Znakom.,ośd. Jes, mtuej™ „,7 głnwwajego
HOLOFERNES

C zy to ^ a n ę wysłuchany? Przedstawi on Herkulesa w dziecuistwńe


W c h o d z ą . w y ch o d n e, zaduś, węża; a ja pm gotuję apologw na te
sposobnosc.
ĆM A
D oskonały pomysł! A g d v ktokolwiek z widzów ssrzce, bę­
dziesz m ógł zawołać: .Pięknie. Herkulesie! O m m użdissz węza"
Jest to sposób na dodam c wdzięku przygarnę, choc niewielu ma dość
w dzięku, ab)' to uczynić.
ARM ADO
A pozostałe Znakomitości?
H O LOFERNES
T rz y sam odegram .
ĆM A
T rzy k roć znakom ity panie!
ARM ADO
C zy m ogę d coś powiedzieć?
H O LOFERNES
Słucham y.
ARM ADO ... .
Jeśli to się nie p o w ie d z ie , p rz e d s ta w im y groteskę. Proszę was, poyazoe
za m ną.
HOLOFERNES
D a , prostoduszny Głupku! Nie odezwałeś się słowem w ciągu całego
tego czasu.
GŁU PEK
I nie zrozum iałem słowa, panie.
HO LOFERNES
AUons\ Z atrudnim y d ę .

^ p r z y d a ć się do tańca W , do czegy.inneg* U , będę W g T *


na bębenku tym Znakomitościom i niechaj p. n a
HOLOFERNES ^ r , i ,, R,,<r7 jjmy do raszej kroto-
N ajw iększy z głupków, poczawy Głupku. K u s n j r m oo
chwili!
W\(k*izĄ

73
KSTARZW A .ROSAUNA

K SIĘ Ż N IC Z K A ..........................
Jeżeli podarków obfitość m e m inie,
Bogactwo czeka nas, nim odjedziem y.
Spójrzcie, co przysłał mi król rozkochany:
T ę dam ę całą złożoną z brylantów!
ROSALINA
C zy nic innego z tym nie przysłał, pani.
K SIĘŻN IC ZK A
N ic; to jedynie! A tak, jeszcze wiersze
M iłosne; tyle, ile zm ieści kartka
Po obu stronach gęsto zapisana:
N a marginesach, wszędzie, gdzie się dało,
A Kupidynem przypieczętowana.
ROSALINA
I tak obdarzył dojrzałością Boga,
Który był chłopcem przez lat pięć tysięcy.
KATARZYNA
T ak, a w dodatku żałosnym obw iesiem .
ROSALINA
N ie możesz lubić go: zabił ci siostrę.
KATARZYNA
Sprawił, że w padła w ciężką m elancholię
I zm arła. G dyby była ja k ty lekką,
W esołą, płochą, niespokojną duszą,
Pewnie umarłaby, będąc ju ż babką.
T y będziesz; dłużej żyją lekkom yślne.
RO SA LIN A
C iężko mi pojąć, myszko, ową lekkość.
KATARZYNA
T w ą m roczną piękność m ogę nią ośw ietlić.
RO SA LIN A
W ięcej nam światła trzeba, by to pojąć.
KATARZYNA
Zgasisz to światło, jeśli będziesz prychać,
A więc przem owę m ą zakończę m rocznie.
R O SA L IN A
Bacz, abyś w m roku żyła jak wśród światła.

74
KATARZYNA
T y czyń inaczej, bowiem jesteś mroczna.
ROSA M N A
M o że i m roczna, ale bardziej światła.
KATARZYNA
C hciej m nie objaśnić, czy chcesz mnie rozjaśnić?
ROSALINA
T a k ; jestem ciem na, lecz walczę z ciemnotą.
K S IĘ Ż N IC Z K A
P ięknie tę piłkę odbijacie obie,
P artia dow cipu dobrze rozegrana.
L ecz, R osalino, i ty dar przyjęłaś.
C o to? O d kogo?
R O S A L IN A
C hcę ci opowiedzieć.
G dybym tak piękne jak ty miała lico,
D a r rów nie piękny byłby. N iech to świadczy.
M a m także wiersze, dzięki Berowne’owi.
R ytm w ierny, gdyby treść podobną była,
B yłabym z wszystkich bogiń najpiękniejsza,
R ów na dw udziestu tysiącom piękności.
O ! W izeru n ek mój w liście nakreślił.
K S IĘ Ż N IC Z K A
P odobny?
R O S A L IN A
T a k , w barw ie liter, ale nie w pochwałach.
K S IĘ Ż N IC Z K A
P iękna ja k inkaust. O to słuszny wniosek.
KATARZYNA
P ięk n a ja k duże B w szkolnym zeszycie.
R O S A L IN A
Skonać dłużniczką tw ą nie mam ochoty.
M sz aln a litero czerwona i złota.
O ! Buzię tw oją ja k O duże widzę.
K S IĘ Ż N IC Z K A . • • i
T o żart plugawy! Złoszczą mnie złośnice.
C o , K a ta rz y n o ,'D u m a in przysłał tobie?
KATARZYNA
T ę rękaw iczkę, pani.
K SIĘ Ż N IC Z K A .
A nie obie.'
KATARZYNA
T ak , pani. Także i wierszy tysiące,
Jakie przesyła serce miłujące.
W ielkiej obłudy ogrom ne m atactw o,
N ędznie sklecone bezdenne prostactw o.
M A R IA .
LongaviUe pereł sznur i to mi składa,
C hyba pół mili m iała ta tyrada.
K SIĘ Ż N IC Z K A
T ak sądzę. Serca by ci nie zasm ucił,
G dyby przedłużył sznur ten, a list skrócił.
M A RIA
T ak , lub niech dłonie m e się nie rozłączą.
K SIĘŻN IC ZK A
M ądre dziewczęta z nas, że tak z nich drw im y.
R O S A IJN A
A oni, głupcy, płacą za te drwiny.
B erow ne’a zm iażdżę, nim się oddalim y.
O! M ając pewność, że m usi to znosić,
J ak bym kazała skomleć, pełzać, prosić,
Spraw dzać godzinę, oczekiwać pory,
T rw o n ić na wiersze m arne rozum chory
I m ym zachciankom w szystkim służyć w iernie,
Być kartą, która przegrywa m izernie,
W dzięczna, że m oże być mych tuzów cieniem ;
Byłby mym błaznem , ja mu przeznaczeniem .
K SIĘ Ż N IC Z K A
N ikogo tak się łatw o nie om ota
Jak m ędrca, kiedy zgłupieje. G łu p o ta ,
M ając m ądrości i nauk rękojmię,
Przenigdy swego błazeństw a nie pojm ie.
RO SA LIN A
Krwi młodzieniaszka płom ień nie ow ładnie
T aki jak m ędrca, gdy w płochość popadnie.
M ARIA
G łu p o ta głupich nigdy nie szaleje
Jak rozum m ędrca, kiedy ogłupieje,

76
G dy? biedak wówczas wszystkie sity skupi
By udow odnić, że mędrszy jest riupi
M iedzi BOYET
K SIĘ Ż N IC Z K A
Boyet nadchodzi; z lic mu tryska radość.
BOYET
P ęk n ę ze śm iechu. G dzie jest jej łaskawość?
K S IĘ Ż N IC Z K A
C ó ż, Boyet? -
BOYET
Pani, do boju się gotuj!
D o b roni, panny! C hcą zburzyć wasz spokój!
N ab ito działa, gotow a zasadzka;
M iło ść w przebraniu chce was zajść znienacka,
Z b ro jn a wym ow ą; a więc do obrony!
N iechaj w am służy dowcip obnażony.
Jeśli stchórzycie, nie wolno wam zwlekać;
Z akryw szy lica, trzeba stąd uciekać.
K S IĘ Ż N IC Z K A
Ś w ięty K upidzie! Dionizy Święty!
M ó w , przednia straży, kim są te natręty?
BOYET
P o d sykom orą chciałem w chłodnym cieniu
P rzez pół godziny oddać się marzeniu,
G d y w ypoczynek przerw ano mój; słyszę,
Ż e ktoś nadchodzi: król i towarzysze.
W s ta łe m i skryłem się między listowiem,
G d zie podsłuchałem to, co wam opowiem.
P rzyjdą w przebraniu, jak z ich słów wynika;
A poprzedzani przez pazia łotrzyka.
K tóry ja k herold rzecz swroją wypowie;
T a m go w ym ow y uczyli panowie
I zachow ania: „T ak masz nogi stawiać,
T a k uk ło n złożyć i tak masz przemawiać .
W ą tp ili jed n ak , sądząc, że na pewno
U traci śmiałość, stając przed królewną.
.G d y ż " - król pow iedział - „ujrzysz tam anioła,
A w ięc m ów śm iało i nie trwóż się zgoła .
O d p a rł m u chłopiec: .A nioł to rzecz miła;
Zląkłbym się, gdyby ona diabłem była”.
Wszyscy w śmiech; klepią go w plecy, a mały
Zuch jeszcze bardziej staje się zuchwały.
W ięc jeden łokcie począł trzeć i dyszał,
Mówiąc, że lepszej przemowy nic słyszał;
A inny znowu począł strzelać w palce:
mVta\n - krzyknął - „choćby przyszło paść w tej walce!”.
Trzeci podskoczył, krzyknął: „D obrze idzie! ,
Czw arty zakręcił się i padł, o wstydzie!
I w net się wszyscy tarzali po ziemi,
A z wybuchami śmiechu tak głośnymi,
Ż e w tym nastroju, choć to niedorzeczne,
Szał ich wstrzymały gęste łzy serdeczne.
K SIĘŻNICZKA
Lecz powiedz, powiedz, czy do nas przybędą?
BOYET
T ak, tak, przybędą, a przebrani będą
Pewnie za Rosjan, czyli za M oskali.
C hcą tu umizgać się, tańczyć, rozmawiać,
A każdy miłość swą pragnie wysławiać
Przed ukochaną. Idą pełni wiar)',
Z e was poznają, widząc swoje dar)'.
K SIĘŻN ICZK A
Czyżby? W ięc czeka ich ciężkie zadanie.
Każda z nas będzie nosić maskę, panie,
I z nich żadnego łaską nie obdarzy,
A by mógł ujrzeć choć zarys jej twarzy.
Masz, Rosalino, będziesz to nosiła,
By król pomyślał, że to jego miła,
M asz; weź i daj mi to; stworzę przyczynę,
Aby mnie Berowne wziął za Rosalinę^
W ym ieńcie dary, aby wasi mili
D o dam nie swoich umizgi czynili.
ROSALINA
D obrze, umieśćcie dary na widoku.
KATARZYNA
Lecz tą zamianą co zamierzasz zyskać?

78
k s ię ż n ic z k a

C hcę tym zam iarem zniszczyć ich zamiary.


C zynią to wszystko dJa drwin i zabawy;
C h cę drwić z drwiącego; nie mam innej sprawy.
Jeśli odkryją swoich serc głębiny
P o d złym adresem , zasłużą na drwiny,
G d y się ponow nie wkrótce napotkamy
I ich z odkrytym licem powitamy.
R O SA L IN A
Jeśli poproszą nas, czy zatańczymy?
K SIĘ Ż N IC Z K A
N ie, póki życia. S topą nie ruszymy,
Ż a d n a z was w ierszom łaski nie okaże;
G d y m ów ić będą, odwracajcie twarze.
B O Y ET
O d takiej wzgardy mogą stracić chęci
I słow a wiersza ulecą z pamięci.
K SIĘ Ż N IC Z K A
W ięc ja to zrobię. I niezłomnie wierzę,
Ż e pierwszy innym ochotę odbierze.
Ż a rt żartem pobić to żart doskonały,
Ich żart zniszczymy, nasz zostanie cały.
W ydrw iw szy sztuczki ich, pozostaniemy,
O n i odejdą w hańbie, wyszydzeni.
D źw ifk trąby.
BOYET
T rąb y . N ałóżcie maseczki. Są w maskach.
Wchodzą M urzyni z muzyką; Ć M A z przemówieniem; KRÓL . pozm tji Punmme przekeum
za Rosjan i zamaskowani.
ĆMA
C ześć w am , piękności najbogatsze świata.
B O Y ET
T e maski to ich piękność i bogactwo.
ĆM A
O najpiękniejszych dam najświętsze grono,
Jakie zwróciło —plecy - ku śmiertelnym!
BEROW NE
„Oczy”, nicponiu, „oczy .

79
- .
Jakie zwróciło oczy ku śm iertelnym .
N ie -
BO Y ET
N ie, rzeczywiście, nie.
ĆM A
N ie zabraniajcie nam , niebiańskie duchy,
N ie spojrzeć w wasze -
BEROW NE
„Raz spojrzeć”, łotrze.
ĆM A
Raz spojrzeć w wasze oczy tak prom ienne
O czy tak prom ienne -
BOYET
N ie odpow iedzą ci na ten epitet.
Lepiej, gdy powiesz: „oczy tak brzem ienne”.
ĆM A
Nie chcą mnie dostrzec. T o m nie zbija z tropu.
BEROW NE
T aka tw a śmiałość? Id ź precz, ty hultaju.
Wychodzi Ćma.

R O SA LIN A
Zapytaj, Boyet, czego chcą ci obcy.
Jeżeli znają naszą mowę, chcemy,
By któryś zwięźle rzekł, co ich sprow adza.
C zego chcą?
BO Y ET
Czego chcecie od księżniczki?
BERO W N E
C hcem y jedynie m iłego przyjęcia.
RO SALINA
Powiadają, że czego chcą?
BOYET
Pragną jedynie m iłego przyjęcia.
RO SALINA
C óz, to ju ż mają, więc niech pójdą sobie.
BOYET
M acic to, mówi, a więc idźcie sobie.

80
KRÓL
M ów , żc mil wiele m usiałem przemierzyć,
A by przem ierzyć z nią tu kilka kroków.
BOYET
M ó w i, że m usiał wiele mil przemierzyć,
By kilka kroków tu przemierzyć z tobą.
R O S A L IN A
N ie je st to praw dą. Zapytaj ich, ile
C ali zaw iera każda mila? Jeśli,
J a k m ów ią, wiele tych m il przemierzyli,
Ł atw o pow iedzą, Ue mierzy jedna.
BOYET
Jeśli m il tyle chcieliście przemierzyć,
K siężniczka prosi, byście powiedzieli,
Ile się m ieści cali w jednej mili.
BEROW NE
K rokiem zm ęczonym mierzyliśmy - powiedz.
BOYET
Słyszy w as ona.
R O SA L IN A
Ile tych zmęczonych
K roków , którym i wiele mil zmęczonych
Zm ierzyć w am dano, potrzeba, by przebyć
C h o ć je d n ą milę? C zy umiesz je zliczyć?
BEROW NE
N ie chcem y liczyć naszych ofiar dla was;
C h ęć ta k bogata i tak nieskończona
Każe nam działać, nie licząc się z niczym.
C hciej n am ukazać twego lica słońce,
B yśm y je m ogli czcić ja k ludzie dzicy.
R O S A L IN A
L ico ja k księżyc m am - i zachmurzone.
KRÓI
Szczęśliw e chm ury i błogosławione!
Księżycu jasny w wieńcu gwiazd uroczych,
R ozjaśnij blaskiem nasze mokre oczy.
R O SA L IN A
P roście o więcej, gdyż o nic prosicie.
C hcesz ujrzeć w w odzie księżyca odbicie.

81
W ięc zm ień się nieco, jak księżyc w noc ciem ną;
Każesz mi prosić. P ro się, zatańcz ze m ną.
ROSAUNA
W ięc ruszaj w taniec! G raj, m uzyko miła!
Jeszcze nie? - Już się jak księżyc zm ieniłam .
KRÓt
N ie chcesz zatańczyć? W ięc odm iana znowu?
ROSAUNA
Księżyc był w pełni, a teraz jest w now iu.
KROI
Lecz jest księżycem wciąż, a ja człow iekiem .
M uzyka nadal gra; słuchaj jej głosu.
ROSAUNA
U szy słuchają.
KRÓt
N iech nogi poniosą.
ROSAUNA
T ra łem jesteście tu, i z obcej ziemi.
Podajcie ręce - tańczyć nie będziemy.
K RÓ I
W ięc po cóż ręce?
ROSALINA
Bv pójść w różne strony.
Dygnijcie, miłe, ju ż taniec skończony.
KRÓL
M iara zbyt krótki. N ie chciejcie nam skąpić.
ROSAUNA
Z a taką cenę rak trzeba postąpić.
KRÓI.
W y zn aczać cenę za swe pozostanie.
RO&AIJNA
W asze odejście.
K R Ó I.

N ie, tak się nie sranie.


ROSAUNA
\ \ V n a, nic k u p m . I a J i n pow iadani.
Owa poćcgnama twojej masce składam .
1 obie połowę!

82
K R Ó I.
G dy tańca odmawiasz.
M o że przynajm niej ze m ną porozmawiasz,
R O S A IIN A
N a osobności.
KRÓI
Radość mi tym sprawiasz.
R o zm a w tjjł rui osebneui.
BEROWNE
O , gdybyś słodkie słów ko wyrzec chciała!
k się ż n ic z k a
M irki, cukier, mleko; ju ż trzy powiedziałam.
BEROWNE
A w ięc dorzucę jeszcze trzy słodkości:
K arm el, m ałm azja, słód - celny rzut w kości!
T o sześć słodycz)-.
KSIĘŻNICZKA
Siódm ą sam zostaniesz.
N ie g ram z oszustem ; żegnaj mi. kochanie.
BEROWNE
S łów ko na stronie.
KSIĘŻNICZKA
Lecz nie słodkie, błagani!
BEROWNE
B urzysz żółć w e mnie.
KSIĘŻNICZKA
Gorzką!
BEROWNE
T ak w p a d a .
R a tm a w iu u nu sfrnnu.
DUMAIN
C zy m ożna z tobą zamienić choć zdanie.
MARIA
Z a m ie ń je.
DUMAIN
Piękna pani -
MARIA
Piękny panie;
W c z to za piękną panią.
DUMA1N je d n o zdanie
N a osobności; później pożegnanie.
R ozm aw iają na stronie.

KATARZYNA 1 ->
Czy pozbawiono języka twą maskę.
LONGAMLLE
Pani, przyczynę znam tego pytania.
KATARZYNA . ,
0 panie, wymień ją; zrob m i tę łaskę.
longam lle
Język podwójny masz pod maską, pani,
1 dasz mej masce niemej pół; to wiele.
KATARZYNA . .
Holender, chcąc rzec wiele, mowi: cielę.
LONGAY1LLE
Cielę, o piękna?
KATARZYNA
Cielę, piękny panie.
LONGAVILLE
Podziel to.
KATARZYNA
Po co? N iech razem zostanie.
Niczego z tobą nie chcę dzielić społem .
Hoduj to cielę, aż stanie się wołem .
LONGAVlLLE
T o ciebie samą bodzie ten żart srogi;
Czy będąc czystą, chcesz przyprawiać rogi?
KATARZYNA
Cóż, więc cielęciem umrzesz, jeśli zechcesz,
Skoro sam rogów swych doczekać nie chcesz.
L0NCAV1U.F.
Nim skonam, proszę o słówko w pokorze.
KATARZYNA
M ów ciszej; rzeźnik usłyszeć cię może.
Rozmawiają na Uronię.
BOYET
O su y jest język dziewcząt, kiedy szydzą,
I tnie włos na pól niewidzialną brzytwą,

84
A choć go oczy wpatrzone nic widzą,
Zmyślniej niż zmysły działa, a tak zmyślna
Jest ich dowcipu skrzydlata wymowa,
Żc ja k wiatr, strzały, kule, myśl mkną słowa.
ROSALINA
Ju ż ani słowa! Dość, dość, pójdźcie, panny!
BEROW NE
Pobici drw iną, choć bez krwi przelanej!
KRÓ L
Żegnajcie, płoche i szalone panie.
K SIĘŻN IC ZK A
Żegnajcie, skuci lodem Moskwiczanie.
Wychodzą Panowie i Murzyni.
W ięc to są owe umysły sławione?
BO Y ET
O garki, waszym słodkim tchem zdmuchnięte,
P iękne umysły, tłuste, utuczone.
K SIĘ Ż N IC Z K A
O nędzo królów, te ich żarty śnięte.
C zy nie powieszą się dziś, jak sądzicie?
L ub twarze w maskach na wieki ukryją?
T e n dziarski Berowne przepadł całkowicie.
RO SA LIN A
O , wszyscy oni pewmie ledwie żyją.
Król choć o słowo żebrał, niemal łkając.
K SIĘ Ż N IC Z K A
Berow ne od rzeczy mówił, przysięgając.
M A R IA .
D um ain swą służbą i mieczem mi płacił.
Bez ostrza —rzekłam; sługa mowę stracił.
KATARZYNA ..
Longaville rzekł mi, że ma serca mdłości.
W iecie, jak nazwał mnie?

k s ię ż n ic z k a N ic driĘCzkĘ praeciei?

KATARZYNA
T ak, rak, nie kłamię.
K SIĘ Ż N IC Z K A
Idź precz, przypadłości!

85
R O SA U N A
Bystrzejszy dowcip u gm .nu znajdziecie.
Król mi swą milosć przysiągł, <*f słyszycie?
k s ię ż n ic z k a
Bcrowne ini przysiągł swą w ierność p ło m ien n ą .
KATARZYNA
LongavilIc służyć mi chce cale życie.
MARIA
Jak kora z drzewem , tak D um am je st ze m ną.
BOYET
Posłuchaj, pani, i wy, piękne panie.
O n i tu wrócą jak na zawołanie
W swvin własnym b z ta łc ie , gdyż to być nie m oże,
Aby znieść chcieli skazę na honorze.
KSIĘŻNICZKA.
Wrócą?
BOYET
Czy wrócą! Bóg w idzi, z nadzieją;
Skacząc z radości, choć od ran kuleją.
Zm ieńcie więc postać, a gdy się w ynurzą,
Uderzającą każda będzie różą.
KSIĘŻNICZKA
Uderzającą? M ów, bym cię pojęła.
BOYET
Piękność się w pąku jak w masce zam knęła.
Bez maski piękność objawia się oku
Jak anioł, który wypływa z obłoku,
Lub damasceńskiej róży urok świeży.
k s ię ż n ic z k a

Dosyć powikłań! C o czynić należy,


Jeśli powrócą w zaloty, przebrani?
RO SA U N A
Pozwól, że radą ci usłużę, pani.
Nie ustawajmy w drw inach ani chw ili,
Mówiąc im, jacy głupcy tu przybyli,
Którzy przebrani będąc za M oskali,
W plugawe szaty się poobtekali;
ni)' się, czemu tu przyszli. D laczego

86
N adszedł ciąg dalszy prologu nędznego,
W którym odkryli swe nieokrzesanie,
P ragnąc w nam iocie naszym bawić panie?
BOYKT
G alanei idą; usuńcie się, damy.
K SIĘ Ż N IC Z K A
W ięc do nam iotów ! Jak sarny zmykamy.
Pmintaj<l KRÓL, REROWNE. 1.0NGAV1U.E i W M R lN u tn m w z^yH,
KRÓI
B óg z tobą, m iły panie. G dzie księżniczka?
BOYKT
Jest w swym nam iocie. Czy chce wasz majestat
R ozkazać, abym jakąś wieść jej zaniósł?
KRÓI
P roś, niech na słówko da mi posłuchanie.
BO Y K T
W n e t to uczynię. O n a także, panie.
Wychodz\
BEROWNE
Ja k gołąb ziarna, tak ten żarty dziobie,
A by je posiać, gdy umyśli sobie,
ó w dom okrążca sprzedaje żart pusty.
Idąc na tańce, jarm arki, odpusty,
N as hurtow ników zaś, Boże łaskawy,
N ie m ogą takie zabawić zabawy.
D ziew cząt rój przypiął do poły kaftana,
Ew ę by uw iódł na miejscu Adama.
Szczebiocze dw ornie i dłonie całuje
T e n m onsieur miły, co formy małpuje -
A gdy zasiądzie czasem do giy w kości
I łaje kostki, prawi im grzeczności.
C h o ć głos m a średni, lecz głosik pośledni;
M istrz cerem onii z niego niepowszedni.
P anic go słodkim zwą; a nawet schody.
N a które w stąpi, całują mu nogi.
T e n kw iat do wszystkich uśmiecha się chyba.
Z ęby m a białe jak kość wieloryba.
K ażdy, kto um rzeć chce z sumieniem czystym.
Zw ie go Boyetcin z językiem kwiecistym.
go ten język u k sto d k ,r« b o U ;

Pazia Armada wytrąci! nam z m RO s a l i n a . m a k i a , k . i i .


f w w a KSIĘŻNICZKA. W r u t o " t ™
RZYNA i S W ry -

Id riełC zy bv!aś bez tego trefnisia,


Ogłado? Zobacz, czym stałas się dzisiaj.

Piękny dzień, pani. Niech na ciebie spłynie


Deszcz mych powitań.

k s ię ż n ic z k a Brzydki dzień, gdy z deszczem .

Zechciej intencji mych słuchać jedynie.


KSIĘŻNICZKA
W ięc życz mi lepiej, a posłucham jeszcze.
KRÓL
Przyszliśmy tutaj, by z tobą powrocie
N a dwór nasz. Zechciej się z nami potrudzić.
KSIĘŻNICZKA
Ja - łąki, przysiąg - ty nie możesz rzucić,
Bóg i ja drwimy z wiarołomnych ludzi.
KRÓL
Nie gań mnie za to, co spowodowałaś.
Oczu twych cnota łamie mą przysięgę.
KSIĘŻNICZKA
Mylisz się, mówiąc „cnota”. „Grzech” - rzec chciałeś.
C nota się nigdy ze zdradą nie sprzęgnie.
Na cześć dziewiczą moją, niezbrukaną
Jak czysta Lilia, pragnę tu ogłosić:
Choćby mnie mękom najgorszym poddano,
Pod dachem twoim nie będę dziś gościć;
Z mojej przyczyny nie będą łamane
Święte przysięgi, Niebiosom składane.
KRÓL
T u na odludziu znalazłaś mieszkanie,
Nieodwicdzana, na naszą niesławę.

88
K S IĘ Ż N IC Z K A
O nie, przysięgam ci, że nic, mój panie.
Były rozryw ki, zabawy ciekawe.
N iedaw no czterech Rosjan tu gościło.
K R Ó I.
C o? Rosjan, pani?
KSIĘŻNICZKA
T ak, panie, tak było.
G o d n i, w ytw orni i pięknie odziani.
R O S A L IN A
O nie, nie, panie. Powiedz prawdę, pani.
P ani m a, ja k chcą nowe obyczaje,
P rzez grzeczność zbędne pochwały rozdaje.
N as cztery tutaj czterej odwiedzili
W rosyjskich szatach. G odzinę spędzili
N a pogaw ędce; i w tym czasie, panie,
Z u s t ich nie padło jedno mądre zdanie.
N ie chcę głupcam i zwać ich, lecz nadmienię,
Z e głupcy piją, gdy mają pragnienie.
BEROW NE
W e m nie ta drw ina nie budzi pragnienia.
Słodyczy m iła, twój umysł przemienia
R zeczy roztropne w głupstwa. G dy wysoko
U nosząc w zrok nasz, chcemy witać oko
P ło m ien n e niebios, światło to odbiera
N a m św iatło nasze i w zrok nasz umiera.
M ieści tw a m ądrość skarbów takie mnóstwo,
Ż e zm ienia cudze bogactwo w ubóstwo,
A m ądrość cudzą w głupotę przerodzi.
R O SA L IN A
C o twej m ądrości i bogactw dowodzi.
G dyż w m oich oczach -
BEROW NE , . ,
Jestem g łu p c e m b ied n ym .

ROSALINA
C óż, gdybyś nie miał słuszności w rym jednym,
Ż e bierzesz własność swą, mogłabym biadać,
Ż e brzydko innym słowo z ust wykradać.
berow ne w«rcvstko, co posiadam.
Jestem twój; ze mną wszysuco, h
ROSALINA
Mój? Cały głupiec?

BEROWNE W szystko to ci sk ła d a m .

K t& ^ ty c h masek okrywała ciebie?


BEROWNE _ i
Gdzie? K ie d y ? Jaka? Czemu o to pytasz.

Tam, wówczas, tamta maska; która skryła


Twarz gorszą, za to lepszą objawiła.

Więc nas odkryto. Teraz nas wyszydzą.


DUMAIN
Wyznajmy prawdę i w żart to obróćmy.
KSIĘŻNICZKA
Wasza wysokość, czemu posmutniałeś?
ROSALINA
Pomocy'! Głowę mu trzymajcie! M dleje.
Czemu pobladłeś? Czy morska choroba
Tak zaszkodziła ci w podróży z Moskwy'?
BEROW NE
Gwiazdy nas karzą za krzywoprzysięstwo.
Czoło miedziane, czy zniesiesz tę próbę?
Stoję tu, pani. Niech mnie tnie szyderstwo;
Smagaj mnie drwiną, wyśmiej na mą zgubę.
Niech mnie twój dowcip na strzępy rozszarpie.
A żart głupotę mą jak miecz rozpłata.
Już więcej z tobą nigdy nie zatańczę,
Nie będę służył ci w rosyjskich szatach.
Już nie zaufam mowie napisanej;
Więcej nie zwiodą mnie chłopca zdolności;
W masce nie przyjdę już do ukochanej,
Jak ślepy harfiarz, śpiewać o miłości.
Jedwabne zwroty, aksamitne zdania
I hiperbole dziergane sztucznością,

90
Szkolna wymowa pełna wymuskania:
T e m uchy letnie wzdęły mnie próżnością.
D ość ich m am ; na tę rękawiczkę białą
(A ja k jest biała dłoń, Bóg widzi jeden)
Klnę się, że będę odtąd mówił śmiało
T ylko płócienne „tak” albo „nie” zgrzebne.
W ięc aby zacząć: Dziewczyno - na Boga! -
M iłość m a ginie sam ciebie, nieboga.
ROSAUNA
Sam , sam , upraszam.
BEROW NE
Jeszcze pozostały
D aw ne narowy. Jestem obolały;
Z nieś je, stopniow o miną. Napisz może
N a tych trzech: „Zmiłuj się nad nami, Boże!”.
Są zarażeni; ta plaga ich stoczy,
N a serca padła im przez wasze oczy.
Są zarażeni; was czeka los taki,
G d y ż ju ż dostrzegam na was boże znaki.
K SIĘ Ż N IC Z K A
Z drow i nas chcieli nim i obdarować.
BEROWNE
Z guba nas czeka. N ie czas nas ratować.
ROSALINA
T a k być nie może, aby z jednej strony
K toś się zalecał, z drugiej - był zgubiony.
BEROWNE
Zam ilcz, bo pójdę wreszcie, urażony.
R O SA L IN A
Ja cię wyprzedzę, jeśli wiem, co czynię.
BEROW NE
M ów cie za siebie, bo mój dowcip ginie.
KRÓ L
M ów , pani, jaką za nieokrzesanie
O dbyć pokutę?
K SIĘ Ż N IC Z K A
Szczerą spowiedź, panie.
C zy tu niedaw no w masce się zjawiłeś?
KRÓI
T ik , pani.

■“ " ^ ' T z d t ó w na u m y ś k byłeś?

KRÓI-
Tak, piękna pani.

KS,ĘŻN,CZKA Panie, gdyś się zjawił,


Czy wiesz, coś w ucho swojej dam y prawił?

Że pragnę cały świat do stóp jej rzucić.


k s ię ż n ic z k a . ,
W zięty za słowo, zechcesz ją odrzucie.
KRÓI.
N ie, na mój honor.
KSIĘŻNICZKA
Dość, dość! W ięc na now o
Łamiesz przysięgę! N ie dbasz ju ż o słowo.
KRÓI.
G ardź mną, gdy prawdy nie znajdziesz w m ym słow ie.
KSIĘŻNICZKA
W ięc go dotrzymaj. Rosalino, powiedz,
C o ci do ucha szeptał ów Rosjanin?
ROSALINA
Przysięgał, że mu jestem miła, pani,
Bardziej niż oka źrenica. A jestem
N ad świat mu droższa; mówił, że jedynie
M nie chce poślubić, lub z miłości zginie.
KSIĘŻNICZKA
Niech cię Bóg w szczęściu z nim długo zachowa!
Ó w pan szlachetny dotrzyma ci słowa.
KRÓL
Co mówisz, p an i' Klnę się, że nie kłam ię,
N ie przysięgałem nigdy tak tej damie!
ROSALINA
Tak, na Niebiosa! A w dowód szczerości
T o otrzymałam od waszej miłości.

92
KRÓI,
W dow ód w ierności księżniczce to dałem
K lejnot przypięty do szaty poznałem.
k s ię ż n ic z k a

W y b acz m i, klejnot ten nosiła ona;


P rzez pana B erow ne ja byłam wielbiona.
C zy m się ucieszysz, m ną czy perły zwrotem?
BEROW NE
O b u nie pragnę; straciłem ochotę.
P ojm uję podstęp. G d y się dowiedziano
0 naszej psocie, spisek zawiązano,
A by ją zniszczyć, ja k jasełka w święta.
W ięc jakiś plotkarz, osoba zawzięta,
Z ausznik, sługus, m arny i przymilny
Jasio pochlebca, m ocarz w gębie silny,
T a k i, którem u lico poorały
C iąg łe uśm iechy, lizus okazały,
K tóry księżniczkę potrafi rozśmieszyć,
M u sia ł tu z wieścią tą o nas pośpieszyć;
G d y doniósł o tym , dam y się zmówiły
1 dary nasze szybko przemieniły;
M y za znakam i tym i podążam)-,
W ielb iąc błyskotki, a nie nasze damy.
N a w iarołom nych nowa groza spada,
C hcąc nie chcąc, pierwszą goni druga zdrada.
T a k być m usiało.
do Boyetu
C zy nie ty zdradziłeś
Ż a rt nasz i w kłam stw o nas nowe wpędziłeś?
C zy nie dogadzasz pani swej usilnie
I nie uśm iechasz się do niej przymilnie.'
O słaniasz, by jej zbyt nie grzał kominek,
W ręku m asz talerz, w głowie pełno kpinek.
J a k trefniś, słow a poplątałeś dziecka;
U m rzyj, całunem tw oim będzie kiecka.
Ź le patrzysz na mnie? O ko twoje ran)
Z adaje, ale ja k m iecz ołowiany.

93
BOI Ł i , « _
Jak raźno pom knął teraz cwałem.

Spójracie! Znów rusza! Dosyć! Ju ż ustałem .


M iedzi GŁOWACZ.
Rozumie o y sty , kładziesz kres utarczce.
g ło w acz
Na Boęa, panie! Kto mi powie z gości,
Czy mogą wejść tu trzy Znakom itości?
BEROW NE
Czyżby trzy tylko?
GŁOW ACZ .
N ie, panie najsłodszy,
Każdy trzy zagra.
BEROW NE
Dziewięć to trzy po trzy.
GŁOWACZ
N ie, panie, za twym przyzw oleniem ; m a m nadzieję, że n ie je st tak. W
miej nas za głupców, panie: wiem y, co w iem y. M a m n adzieję. par.:c.
że trzy razy trzy, panie -
BEROW NE
T o nie dziewięć.
GŁOWACZ
Z a twym przyzwoleniem, panie, w iem y, ile to w yniesie.
BEROW NE
N a Jowisza, zawsze sądziłem, że trzy trójki to dziew ięć.
GŁOW ACZ
N a Boga, panie! Byłoby to żałosne, gdybyś utrzym yw ał się z oblicza­
nia.
BEROW NE
W ięc ile to jest?
GŁOW ACZ

N a Boga, panie! Ci, którzy to czynią, aktorzy', p anie, ukażą, ile to jest.
Jeś i m o w a o m e j roli, to m am , ja k pow iadają o n i, odegrać je d n e _
c z ł o w i e k a w jednym biednym człow ieku. P o m p o n a W ielk ieg o , panie
BEROW NE
C zy jesteś jedną ze Znakomitości?

94
g ło w acz

U zn ali innie godnym Pompę,usza W ielk im , | r f l „ .


w iem , w ja k im stopniu byi on Z n a k o m i t ^
BEROWNE + ‘« * n u m g o a s t w ić.
Id ź , p o w iedz, niechaj będą gotowi.
GŁOWACZ
P ik n ie to odstawimy, każdy a nas si, nad om giowi.

KRÓI
Z h a ń b ią nas, Berow ne; niechaj nie przychodzą.
BEROWNE
N ic nas nie zh a ń b i już; a nie zaszkodzą.
Jeśli ukazać m ogą coś gorszego
N iż król i w ierni towarzysze jego.
KRÓL
N ie przyjdą, m ów ię.
KSIĘŻNICZKA
D aj, dobry panie, m nie rządzić tą sprawą;
J e s t nieudolność najlepszą zabawą.
T a m , g d zie gorliw ość walczy, by zabawić,
G in ie , m ordując to , co chce przedstawić;
A k szta łt bezkształtny uciechę zawiera.
G d y w ielki za m iar w połogu umiera.
BEROWNE
S łuszny to opis naszych żartów, panie.
Wchodzi A R ^IA D O .

ARMADO
P o m azań cze, upraszam o tak wielki ubytek twego słodkiego monarsze­
g o tc h n ien ia, ile go w ym aga wypowiedzenie paru słów.
Rozmaxi-ia z Królem i wręcza mu pisma.

KSIĘŻNICZKA
C zy człow iek ów służy Bogu?
BEROWNE
C z e m u pytasz o to?
KSIĘŻNICZKA
G d y ż n ie m ów i jak człowiek stworzony przez oga.

W szy stk o to jed n o , moi ^


o św iadczam , ze ó w nauczyciel jest mezwj
n v zbyt zbyt próżny. U c z nucim y to, jak pow iadają, na (/<
gOnra Życzę wam spokoju ducha, najbardz.ey m onarsza paro!
Wychodzi.

M a t tu oni nie byle jak przedstawić' Znakom itości. O n przedstaw,.,


Hektora z Troi; ten parobek - Pom peiusza W ielkiego; proboszcz
-A leksandra; paź Armada - Herkulesa; nauczyciel - Judasza M acha-
beusza. Jeśli tych czterech będzie doskonałych, ukażą później Piv, ,,,
pozostałych.
BEROWNE
Jest przecież pięciu na początek.
KRÓL
Nic podobnego. Tracisz wątek.
BEROWNE
Nauczyciel, samochwał, klecha, błazen i chłopak -
Prócz pięciu rzutów pełnych w grze w kości
Świat nie zna większych znakomitości.
KRÓL
Okręt nadpływa, pełen wspaniałości.
Wchodzi GŁOWACZjako Pompeiusz.
GŁOWACZ
Jam jest Pompeiusz -
BEROWNK
Nie jesteś nim . Kłamiesz.
GŁOWACZ
Jam jest Pompeiusz -
BOYET

Z lwim łbem na kolanie.


BEROWNE

Pięknie, stary kpiarzu. Zawrę z tobą przyjaźń, mój panie.


GŁOWACZ
Jam jest Pompeiusz, przezwany W ysokim -
d u m a in
Wielkim.
GŁOWACZ

Jest „Wielkim”, panie. Pompeiusz, przezwany W ielkim ,


W polu tarczą i puklerzem pot wyciskałem w rogom wszelkim .
Wędrując wzdłuż tych brzegów, trafem zboczyłem z drogi

96
I słodkiej pannie 7. Francji oręż mój kładę p„<ł noei
Jeśli zechcesz, pani, rz e c „Dzięki, Pompeiuszu", koniec ze
k s ię ż n ic z k a

W ielk ie dzięki, wielki Pompeiuszu.


GŁOW ACZ

N ie było to w arte aż tyle, lecz mam nadzieję, że byłem doskonały. Po-


pełniłem m ały błąd z tym „Wielkim".
berow ne

S taw iam kapelusz przeciw pótpcnsówce, że Pompeiusz okaże się nai-


lepszą ze Znakom itości.
Wchodzi sir N A T A N IE L jako Aleksander.
N A T A N IE L
Ż yłem na świecie po to, aby światu przewodzić;
W sch ó d , zachód, północ, południe ogarnąłem mą sławą;
Ż e jestem A lisandrem , godło me jasno dowodzi -
B O Y ET
T w ó j nos je d n ak zaprzecza temu, zbyt wychylony w prawo.
BEROW NE
P ięknie pachnący rycerzu, nos twój temu zaprzeczy.
K SIĘ Ż N IC Z K A
Zdobyw ca w padł nam w rozterkę. Mój Aleksandrze, do rzeczy.
N A T A N IE L
Ż yłem na świecie po to, aby światu przewodzić -
BOYET
T o p raw da, A lisandrze; słusznie możesz tego dowodzić.
BEROW NE
P om peiuszu W ielki -
GŁOW ACZ
G łow acz, twój sługa.
BEROW NE
W y p ro w adź zdobywcę, wyprowadź Alisandra.
GŁOW ACZ
do Natanie/a .
O panie, obaliłeś A lisandra zdobywcę. Wydrapią cię za to z malowane-
go płó tn a. Lew twój, zasiadający na stolcu i
będzie Ajaxowi, który zostanie dziewiątą Znakomitością
a lęka się przem ówić! Precz stąd ze w stydem ,. lsan rz
Natanie/ wycofuje sif.
Z waszym przyzwoleniem, jest to nieszkodliwy głupiec; uczciwy
wiek, uwierzcie; larwo go zbić z tropu! W ielce porządny s;,si;u| , Iry
gracz w kręgle; lecz jako Alisander - biada! W idzicie, ja k to jest , |,
stal nieco zbyt trudną mię. U c z pojawią się tu Z n ak o m ito ści, ki,
inaczej powiedzą wam, co mysią
KSIĘŻNICZKA
Stań na stronic, dobry Pompciuszu.
Hf/Wzy HOLOFERNESjako Judasz i Ć M A jako Herkules.

HOLOFERNES
Wielkiego Herkulesa w tej drobinie macic,
Który pałą Cerbera zabił, trzygłowego canus\
Gdy b>4 dziecięciem, malcem, rzeknę o tym skrzacie,
Ź c tak oto węże dusił w swoim mantu.
Q uoniam go widzicie, gdy je st nieletni;
Niech apologia moja go uświetni.
Zachowaj godność, wychodząc, i zniknij.
Ćma wychodzi.
Jam jest Judasz -
DUMA IN
Judasz!
HOLOFERNES
Nic Iskariota, panie.
Jam jest Judasz M achabeuszcm zwany.
DUMAIN
Odetnij Machabeusza i zostanie po prostu Judasz.
BEROWNE
Całujący zdrajca. I cóż, czy nie udow odniono, że jesteś Ju d aszem ?
HOLOFERNES
Jam jest Judasz.
d u m a in

Tym większa hańba na ciebie, Judaszu.


HOLOFERNES
C o rzec pragniesz, panie?
BOYET
Skłonić Judasza, by się powiesił.
HOLOFERNES

Słusznie, Ito Judasz zwisał ■/ wiąza.

98
holofernes
N ic d am się zbić z tropu.
berow nk

Bo nic m asz nad głową stropu.


BOYET
A ni tw arzy pod ftropem .
HO LO FERN ES
A to co?
BO Y K T
P otw arz.
D U M A IN
G łó w ka od szpilki.
BEROW NE
T ru p ia głów ka w pierścieniu.
LONGAVlLLE
T w a rz na starej rzymskiej monecie, starta niemal.
BOYET
G ło w ica m iecza Cezara.
D U M A IN
K ościana gęba w yrżnięta na prochownicy.
BEROWNE
Profil św iętego Jerzego na broszce.
D U M A IN
T a k ; ołow ianej.
BEROWNE
T a k ; noszonej na czapce wyrwizęba. No, jazda; dalej. Bośmy dęznów
zagnali n a trop.
HOLOFERNES
Z biliście m nie z tropu.
BEROW NE
T o fałsz. D odaliśm y ci wyrazu.
H O LO FERN ES
Lecz starliście m i wszystkie wyrazy.
BEROWNE
N aw et gdybyś lwem był, tego nie unikniesz.
BOYET
A że jesteś osłem , prędko teraz znikniesz.
Ż eg n aj, słodki Jocie; na co jeszcze czekasz
D U M A IN
N a koniec im ienia.

99
BfcKUWfNr. . . . a
Udasz? Dodaj J-udasz; czemu jeszcze zwlekasz?
HOLO FER N ES
Niegodziwie, niedobrze, niedworm e czynicie ze m ną.
BOYET . , . . . . . . . .
Światła dła monsieur Judasza; mech m e potknie się, bo ju z ciem no.
KSIĘŻNICZKA
Biada! Nieszczęsny M achabeusz, jakże go zaszczuto!
WhoJzi ARM ADO jako Hektor
BEROWNE
Skryj głowę, Achillesie. Zbrojny H e k to r nadchodzi.
DUMAIN
Choć drwiny moje zwracają się przeciw m nie, będę w esół)’.
KRÓI
H ektor był przy nim prostym Trojańczykiem .
BOYET
Lecz czy to H ektor?
KRÓL
Sądzę, że H ektor nie był tak krzepkiej budow y.
LONGAYILLE
Nogę ma zbyt wielką jak na H ektora.
DUMAIN
Grubsze łydy, to pewne.
B O ^T T
Nie, kostki ma najgrubsze.
BEROW NE
T o nie może być H ektor.
DUMAIN

Jest to Bóg lub malarz, bo um ie wykrzywić gębę.


ARMADO
Mars orężnopotężny, włóczni pan w szechm ocny,
Złożył dar Hektorow i -
DUMAIN
Złoconą gałkę muszkatołową.
bf . r o w n e
Cytrynę.
l o n c w il l e

Nadziewaną goździkami.

100
D U M A IN
N ie, rozciętą.
a rm ado

Cisza!
M ars orężnopotężny, włóczni pan wszechmocny
Z ło ży ł d a r H ek to ro w i, dziedzicowi Troi,
Ż e w bój m ógł iść z nam iotu we dnie, jak i w nocy;
T a k , a b ez tchu u tra ty jako mocarz stoi.
T o ja je stem tym kw iatem -
D U M A IN
T ą miętą.
L O N G .W II.L E

Tym chwastem.
ARM ADO
S łodki p an ie Longaville, trzymaj język na wodzy.
LONGAVILLE
M u sz ę m u raczej popuścić wodzów, gdyż pędzi przeciw Hektorowi.
D U M A IN
A H e k to r to chart.
ARMADO
Ó w słodki w ojow nik um arł już i zgnił; moje słodkie kurczaczki, nie
bijcie pogrzebionych kości. G dy oddychał, był człowiekiem. Lecz będę
dalej prow adził m ój zamysł. Słodycz)' królewska, obdarz mnie swym
słu ch em .
B E R O W N E występuje ku przodowi.

K S IĘ Ż N IC Z K A
M ó w , m ę żn y H ektorze; bardzo to nas ciesz)-.
ARMADO
W ielb ię pantofelek waszej słodkiej łaskawości.
BOYET
M iło ść je g o m ożna mierzyć na stopy.
D U M A IN
N ie m ógłby tego czynić łokciem.

101
arm ado
C óż chcesz rzec?

mówiąc, jeśli nie odegrasz uczciwego T rojańczyka, przcpa.l-


nie biedna d z i e w u c h a . Jest brzem ienna; dzrec.ę w ierzga ju z w je j b rzu ­
chu: twoje dziecię.

Czy^magniesz mnie infamizować przed obliczem m ożnych? U m rzesz

Wówczas H ektor zostanie w ychłostany za J a q u en ettę, k tó ra zaszła


dzięki niemu, i powieszony za G łow acza, który zginął p rzez niego.
D l'M A IN
Najrzadszy Pompeiuszu!
BOYET
Przesławny Pompeiuszu!
BEROW NE
Większy niż wielki, wielki, wielki, wielki P om peiuszu! O grom ny
Pompeiuszu!
DUMAIN
H ektor zadrżał.
BEROW NE
Pompeiusz jest poruszony! Dalej, A ty, dalej, Aty! P o d b u rzcie ich! P o d ­
burzcie ich!
DUMAIN
H ektor go wyzwie.
BEROW NE
Tak, nawet jeśli nie ma w brzuchu więcej m ęskiej krw i n iż na posiłek
dla pchły.
ARM ADO
N a biegun północny, wyzywam cię!
GŁOWACZ
Nie będę bił się pałą jak człowiek z północy. R o zp łata m cię, i uczynię
to mieczem. Błagam, użyczcie mi znów m ego oręża.
DUMAIN

Miejsce dla rozjuszonych Znakomitości!


GŁOWACZ
Będę walczył w koszuli.
DUMAIN
Rezolutny Pompeiuszu!

102
ĆMA

arm ado

P anow ie i w ojow nicy, wybaczcie mi. Nie będę walczy! w koszuli.


D U M A IN
N ie m ożesz odm ów ić. Pompeiusz rzucił ci wyzwanie.
ARM ADO
S łodcy i m ężni, m ogę i odmówię.
bero w n f.

Jak ą p o dajesz przyczynę?


arm ado

N ag a p raw da je st taka, że nie mam koszuli. Noszę wełnę wprost na


ciele, dla pokuty.
BOYET
T o praw da. N ałożono mu ją w Rzymie, za brak bielizny, mogę przy­
siąc, że o d tego czasu nosi jedynie ścierkę Jaąuenetty, i to na sercu, jako
go d ło m iłosne.
Wchodzi Monsieur M A R C A D E , wysłannik.

M ARCADE
N iech aj B óg m a cię w swojej opiece, pani!
K S IĘ Ż N IC Z K A
W ita j, M arcade;
Szkoda, że naszą uciechę przerywasz.
MARCAD E
P rzy k ro m i, pani; przynoszę nowiny,
K tó re m i nie chcą przejść przez usta. Król nasz -
K S IĘ Ż N IC Z K A
N ie żyje, n a m ą duszę!
MARCADE
T a k je st. O pow ieść moją zakończyłem.
BEROW NE . . .,
S cena się chm urzy. Precz, Znakomitości.
ARM ADO . u j n;« Uirzałem dzień krzywdy
Jeśli o m nie m ow a, oddycham swobod j- ' , żołnierz.
przez m aleńką dziurkę niedyskrecji i poprawię s,ę jak żołnie
Wychodzą Bohaterowie.

KRÓL
Jakże się m iew asz, najjaśniejsza pani.
E o S b ą d ż g ° 'ów ' R»szam>' w ieczorem '

Nie czyń tak, pani; błagam cię, pozostań.


KSIĘŻNICZKA
Bądź gotów. Dzięki w am , mili panow ie,
Za wasze piękne starania i z serca
Przepełnionego świeżym sm utkiem proszę,
By wasza mądrość rozległa zechciała
Wybaczyć albo ukryć zbyt swobodną
Przekorę naszych dusz. Jeśli uznacie,
Że zbyt zuchwałe były nasze słowa,
W aszą uprzejmość m ożna tu obwinić.
Żegnaj, czcigodny panie! C iężar w sercu
Nie da przemawiać lekko językowi.
Wybacz więc, że ci tak skąpo dziękuję
Z a wypełnienie mej, tak wielkiej, prośby.
KRÓL
Czas krótki musi też krótko kształtow ać
W szystkie podległe jego mocy sprawy
I w jednej chwili pozwala rozstrzygnąć
T o , czego długi proces nie rozsądzi.
A choć żałoba na licu dziecięcia
W zbrania wesołej dworności miłosnej
Tej świętej prośbie, którą pragnie wesprzeć,
N iech nie odpędza jej ta chm ura sm utku
O d zamierzenia; wiadom o nam przecież,
Że żałowanie straconych przyjaciół
N ie daje tyle godziwej pociechy,
Ile uciecha z przyjaciół poznanych.
KSIĘŻNICZKA
N ie mogę pojąć cię, to mnoży żal mój.
BERO W N E
Uczciwe proste słowa przenikają
Ucho boleści najprościej; więc niechaj
T e słowa dadzą ci zrozumieć króla.
Dla was, o piękne, trwoniliśmy czas nasz,
Łamiąc przysięgi. W asza piękność, panie,

104
N as oszpeciła, a usposobienia
N a m odm ieniła w brew naszym pragnieniom.
T o , co się zdało w nas ośmieszające -
Jako że m iłość pełna je st dziwactwa,
P ło c h a ja k dziecko, zm ienna i swawolna,
U kształtow ana okiem , więc jak oko
P e łn a przedziw nych kształtów, obyczajów,
K aprysów; ciągle zm ieniająca przedmiot,
Jak oko, które chw yta nieustannie
R zecz każdą, której dosięga spojrzeniem -
Jeśli to m iłość naszą przyodziało
W ub ió r błazeński, a w waszych niebiańskich
O czac h w ydało się uwłaczające
N aszym przysięgom i godności, przecież
T o w łaśnie owe oczy tak niebiańskie
N as pokusiły, aby tak uczynić.
T a k w ięc, o panie, była nasza miłość
W a sz ą miłością, a błędy miłości
W a s obciążają także. G dy my sami
Siebie zdradzam y, zdradzić raz pragniemy,
A by pozostać na zawsze wiernymi -
W a m , piękne panie. W ięc nawet ta zdrada,
C h o ć sam a w sobie jest grzechem, to jednak
T a k oczyszczona przem ienia się w cnotę.
K S IĘ Ż N IC Z K A
Słaliście listy nam , pełne miłości,
I podarunki, posłów tej miłości;
N asza dziew częca rada osądziła,
Ż e są w yrazem miłej uprzejmości
I żartobliw ych zalotów , służących
D la w ypełnienia i trw onienia czasu,
N ie przykładając przy tym większej wagi
D o całej sprawy i przyjmując miłość
Jako zabawę, zgodnie z tym, czym była.
D U M A IN , . .
P ani, w tych listach naszych było więcej
N iż zwykłe żarty.

105
lon g a w lle j w naszych spojrzeniach.

W naszym mniemaniu było tylko tyle.

Teraz, na chwilę praed rozstaniem, dajcie


N am swoją miłość.
KSIĘŻNICZKA . .
T o czas nazbyt krotki,
Aby móc zawrzeć układ wiekuisty.
Nie, nie, mój panie; jest wasza łaskawość
Pełen serdecznych win i wiarołomstwa.
A więc tak: jeśli dla mojej miłości
(C hoć może nie być to żadną przyczyną)
Chcesz coś uczynić, to uczynisz dla mnie:
Przysiędze twojej nie mogę zaufać,
Lecz chciej się udać niezwłocznie do jakiejś
Odludnej, cichej pustelni, odciętej
O d wszystkich uciech świata. T am pozostań,
Póki dwanaście znaków zodiaku
Całego roku nie odliczy. Jeśli
Takie surowe życie na odludziu
N ie zmieni słów twych z żaru krwi zrodzonych,
A mróz, post, słoma i liche odzienie
Nie zwarzą barwnych pąków twej miłości,
Lecz zniesie ona próbę niezachwianie,
Wówczas, po roku, wróć i poproś o mnie;
Proś, opierając się na tych zasługach,
A na dziewiczą dłoń, która całuje
Teraz dłoń twoją, cała będę twoją.
D o owej chwili moje smętne życie
W domu żałoby zamknę i tam będę
Łzy przelewała, opłakując ojca.
Jeśli odmówisz, dłonie się rozstaną,
A serca nasze przy nas pozostaną.
KRÓL
Jeśli zapragnę odmówić ci tego
I moce moje w gnuśności ukryję,

106
N iech śm ierć powiekę zamknie oka mego!
Pustelnik! - Serce me w twej piersi bije!
BEROWNE
A co m nie czeka, miła? C o mnie czeka?
ROSALINA
T rz eb a oczyścić cię, tępiąc twe grzechy.
Jesteś zbrukany występkiem i zdradą.
W ięc jeśli łaskę moją chcesz uzyskać,
Spędzisz dwanaście surowych miesięcy
P rzy udręczonym łożu chorych ludzi.
D U M A IN
A co m nie czeka, miła? C o mnie czeka?
C zy żona?
KATARZYNA
Broda, zdrowie i uczciwość.
Życząc ci trojga, kocham cię po trzykroć.
D U M A IN
O ! W ięc rzec mogę: „Dzięki, miła żono”?
KATARZYNA
O nie, mój panie. N im rok i dzień miną,
N iech n ik t nie mówi słodko z Katarzyną.
W ró ć, gdy u pani mej twój król zagości,
W ów czas użyczę ci nieco miłości.
D U M A IN
B ędę ci służył rok wiernie i szczerze.
KATARZYNA
L ecz nie przysięgaj, bo ci nie uwierzę.
L O N G A V lL L E
C o powie M aria?
MARLA
Roku zakończenie
Spraw i, że kir mój na miłego zmienię.
LO N G A Y dLLE , .
Będę cierpliwy; choć to czas zbyt długi.

j a k w W śró d chłopców gdzież jest wyższy


BEROW NE .
C o, zamyślona? Wejrzy) na mnie, pani.
Spójrz w moje oczy, okna serca mego;
Pokorna prośba czeka odpowiedzi.
Żądaj, bym spełnił coś dla twej miłości.
ROSALINA
Mój panie Berowne, słyszałam o tobie,
Nim cię ujrzałam; wielkie usta świata
Mówią o tobie, że jesteś człowiekiem
Pełnym szyderstwa, skłonnym do porównań
I drwin raniących, którymi częstujesz
Wszystkich na łasce twojego dowcipu.
Pragnąc ze swego pięknego umysłu
Wyplenić piołun ten i tak mnie zdobyć -
Jeśli chcesz tego, gdyż w innym przypadku
Mnie nie zdobędziesz - musisz przez rok ca ły
Co dnia odwiedzać chorych, którym mowę
Już odebrało. I do tych jęczących
Biedaków będziesz mówił. Tw a powinność
Polega na tym, abyś najżarliwiej
Próbował boleść zmusić do uśmiechu.
BEROWNE
Z gardzieli śmierci wydobyć śmiech pusty?
Tak się nie stanie. Jest to niemożliwe.
Duszy cierpiącej radość nie poruszy.
ROSALINA
To sposób, aby zdławić ducha drwiny,
Którego wpływ się rodzi z powierzchownej
Łaski słuchaczy i pustego śmiechu,
Jakim umieją obdarzyć wesołka.
Pomyślność żartu zależy- od ucha
Słuchacza, nie od języka osoby,
Która żartuje. Więc gdy chore uszy,
Które ogłuchły już od własnych jęków,
Zechcą twych szyderstw próżnych wysłuchiwać,
Czyn, jak czyniłeś dotąd, a ja wezmę
Ciebie i wadę twą. U c z gdy nie zechcą.
Odrzuć precz ducha tego, abym mogła
Spotkać cię znowu, ale bez tej wady
Uradowana z twego nawrócenia.

108
B ER O W N E
Rok cały! Trudno, rzucę go na kartę.
Przez rok w szpitalu będę pram l żam-
KSIĘŻN ICZK A
do Króla

M oj słodki panie, pragnę cię pożegnać


KRÓI.
N ie; dajcie nam się odprowadzić, panie.
BEROW NF.
W ięc nie zakończy się nasze kochanie
Jak w starej sztuce. Nie ma Jaś Małgosi.
G dyby zechciały te damy łaskawe,
M ogły w komedię zmienić tę zabawę.
K RÓ L
R ok i dzień jeden nikogo nie znuży.
BEROW NE
C óż, ja k na sztukę rzecz się nieco dłuży.
Powraca ARMADO.
ARMADO
Słodki majestacie, zezwól mi -
KSIĘ Ż N ICZ K A
C zy to nie H ektor?
D U M A IN
Praw y rycerz z Troi.
ARMADO
Ucałuję twój monarszy palec i odejdę. Ślubowałem. Przyrzekłem Ja-
quenetcie, że dla jej słodkiej miłości będę przez trzy lata chodził za
pługiem . Lecz, najczcigodniejsza wielkości, czy zechcesz wysłuchać
dialogu, który złożyli ci dwaj uczeni mężowie na cześć sowy i kukułki?
M iał on nastąpić po zakończeniu naszego widowiska.
KRÓ L
Przywołaj ich co prędzej. Wysłuchamy tego.
ARM ADO
Hola! Zbliżcie się.
Powracaju HOLOFERNES, N ATAN IE L ĆMA. GŁOWACZ i ó m
P o tej stronie stoi Hicms - Zima. a po tej Ver - Wiosna. Pierwsi,
przedstawia Sowa, drugą Kukułka. Ver, zaczynaj.

109
p,OSENKA W IO S N A
Gdy fiołków błękit w krąg się ściele.
Srebrz)' rzeżucha, pstrzą stokrotki
I żółto lśni kukułcze ziele.
Powstaje łąki obraz słodki.
Wówczas rozlega się wśród drzew
Kukułki drwiący z mężów śpiew:
Kuku;
Kuku, kuku, o straszne słowo,
G dy spotka się z małżonka głową!

G dy w krąg pastusze brzm ią fujarki,


Skowronki czas oracza dzielą,
Parzą się kawki i turkawki,
A panny letnie szatki bielą,
Wówczas rozlega się w śród drzew
Kukułki drwiący z mężów śpiew:
Kuku;
Kuku, kuku, o straszne słowo,
G dy spotka się z małżonka głową!

Z IM A
G dy sople w chodzą pod okapy
I pastuch palce trze zm arznięte,
A Tom ek wnosi z sieni szczapy
I mleko wraca lodem ścięte,
G dy krew się mrozi, droga chowa,
T a k śpiewa wielkooka sowa:
T u -h i;
T u -h i, uciechę budzi,
G dy tłusta Jaśka garnek studzi.

G dy wciąż dokoła wicher wieje,


i » A Smętny Ptak Przez śnieg się wlecze
1 nos M arianny czerwienieje
N ad miską, gdzie się jabłka piecze,
A kaszel głuszy księże słowa,

110
T a k śpiewa wielkooka sowa:
T u-hi;
T u - h i, uciechę budzi,
I G d y tłusta Jaśka garnek studzi.

Słow a M erkurego szorstko brzm ią po pieśniach Apollina.


Wychodzą.

You might also like