Professional Documents
Culture Documents
życie
***
pracy, mobbing czy wypadki losowe. Jednak ich źródła leżą głębiej – w instrukcji obsługi życia, którą ludzki umysł
tworzy w dzieciństwie.
Najważniejsze passusy tej instrukcji na ogół przekazują dzieciom rodzice. Niestabilność, emocjonalna lub zyczna
nieobecność, nadopiekuńczość, przemoc werbalna bądź cielesna – katalog matczynych i ojcowskich zaniedbań jest
obszerny. Podobnie – wykaz problemów, z jakimi borykają się osoby, które wyniosły z rodzinnych domów
niezdrowe przekonania dotyczące siebie, innych oraz życia, jakimi są m.in. poczucie własnej bezwartościowości,
nieufność, skłonność do wycofywania się bądź reagowania agresją (szeroko o tym pisze amerykańska
psychoterapeutka Susan Forward w słynnej książce „Toksyczni rodzice”, którą recenzujemy w dalszej części
pomocnika).
rozwoju konkretnych zaburzeń psychicznych – częściej chyba przyczyniają się do trudności w stworzeniu
odróżniania tego, co realne, od tego, co wyobrażone bądź wirtualne, do pogrążania się w poczuciu winy bądź straty
Człowiek nieprzygotowany przez rodziców do konstruktywnego radzenia sobie z wrodzonymi cechami, takimi jak
lękliwość czy impulsywność, własnymi emocjami czy nieuniknionymi przeciwnościami losu, nienauczony
szacunku do siebie i innych – więc także akceptacji i jasnego wyznaczania granic – nieprzeszkolony
w porozumiewaniu się z otoczeniem bądź nauczony rozpamiętywania przeszłości czy zamartwiania się
o przyszłość, prędzej czy później napotyka problemy. Konfrontując się z nimi, może zwrócić się – w poczuciu
Czy dziecięce źródła dorosłych trudności oznaczają, że każdy doświadczający ich człowiek powinien dogłębnie
przeanalizować swoje wczesne lata? Rzadko jest to potrzebne do osiągnięcia wewnętrznego spokoju i życiowego
jednak większych zaniedbań czy nadużyć ze strony rodziców człowiek doświadczył, tym bywa to trudniejsze –
a paradoksalnie właśnie wtedy jest najpotrzebniejsze. W przypadku osób, które w dzieciństwie wielokrotnie
doświadczyły urazów psychicznych, obarczenie odpowiedzialnością ich sprawców – czyli rodziców, a nie siebie czy
Tak jest np. w przypadku leczenia tzw. złożonego PTSD (CPTSD; complex PTSD), jednostki diagnostycznej, która
znalazła się w ICD-11, czyli najnowszej, tegorocznej wersji Międzynarodowej Statystycznej Klasy kacji Chorób
i Problemów Zdrowotnych opracowywanej przez Światową Organizację Zdrowia, a opisywana jest od ponad ćwierć
wieku przez Judith Herman, profesorkę psychiatrii na Uniwersytecie Harvarda. Leczenie CPTSD to wielowątkowy
proces, który porównuje się do leczenia źle zrośniętego złamania – kość trzeba ponownie złamać, a następnie
„Dlaczego wyśmiewaliście mnie i poniżaliście? Mamo, dlaczego czasami biłaś mnie, kopałaś? Tato, czemu mnie nie
broniłeś?”; „Czemu zawoziliście mnie w wolne dni do dziadka, choć błagałem, żebyście tego nie robili? Czy nie
widzieliście, że jestem w coraz gorszym stanie?”; „Tato, jak mogłeś up ać się tak, że podpalałeś meble i goniłeś nas
z nożem? Mamo, czemu pozwoliłaś na to, żebyśmy musiały uciekać z domu przez okno?”.
Skutki przeżycia traumy, popularnie nazywane zespołem stresu pourazowego (PTSD; post-traumatic stress
disorder), są powszechnie znane dzięki lmom o weteranach wojennych, takim jak „Bracia” (2009, reż. Jim
Sheridan) czy „Snajper” (2014, reż. Clint Eastwood). Skrajnie stresujące wydarzenie – czasami jedno, takie jak
gwałt, pobicie czy nieoczekiwana utrata bliskich – potra zamrozić człowieka w poczuciu zagrożenia, prowadząc
Skoro uraz psychiczny może na długi czas wyprowadzić z równowagi osobę dorosłą, to co może dziać się z dziećmi,
które raz za razem doświadczają traumy, i to za sprawą najbliższych? Jak takie dzieci radzą sobie w dorosłości?
Złożone PTSD, oprócz objawów typowych dla „zwykłego” PTSD, charakteryzują trwałe przekonania o własnej
bezwartościowości lub wadliwości, którym towarzyszy poczucie wstydu, winy lub porażki. Osoby doświadczające
złożonego PTSD – typowe dla nich problemy obrazuje lm „Przechowalnia numer 12” (2013, reż. Destin Daniel
Cre on) – nie radzą sobie z emocjami oraz nawiązywaniem bliskich, trwałych więzi. W efekcie są narażone na
doznawali przemocy lub ją obserwowali, jest jak dom postawiony na ruchomych piaskach – pozbawiony solidnych
utrudniają „odróżnianie podłogi od su tu”, co sprawia, że ludzie cierpiący na złożone PTSD nie potra ą określić
źródeł swoich problemów albo je bagatelizują. W najlepszym przypadku sądzą, że mają nieokreślone problemy
z samooceną ukształtowaną w dzieciństwie, w najgorszym – że byli „trudnymi dziećmi”, którym przemoc się
należała i wciąż zasługują na to, co najgorsze. Jeśli nie znajdą kompetentnej pomocy psychologicznej, mogą latami
nieskutecznie leczyć się na zaburzenia lękowe, depresję czy osobowość typu borderline.
Koniecznym elementem terapii złożonego PTSD jest rekonstruowanie traumatycznych doświadczeń, często
pamiętanych mgliście lub w ogóle, dzięki zbawiennemu mechanizmowi dysocjacji, odcinającemu dzieci od
Odzyskiwanie wspomnień umożliwia dostrzeżenie absurdalności norm, które obowiązywały w domu rodzinnym,
takich jak „ojciec i matka zawsze mają rację”, „werbalna i cielesna agresja jest w porządku”. Pozwala na
zdystansowanie się wobec przekonań ukształtowanych na skutek bycia dzieckiem maltretowanym lub
zaniedbywanym, typu: „Jestem nikim”, „Nie zasługuję na miłość”, „Ludzie są źli”, „Świat jest okropnym miejscem”,
z którymi dzieci, także w dorosłości, często są związane swoistym syndromem sztokholmskim. Ludzie uwolnieni
od rodzicielskich wpływów mogą wreszcie zająć się tworzeniem nowej instrukcji obsługi życia – bo to właśnie
trzeba robić w przypadku złożonego PTSD: uczyć się prawie wszystkiego od podstaw. Pozostałe elementy terapii
szacunku dla innych i zaufania do życia, wypracowywanie metod radzenia sobie z własnymi i cudzymi potrzebami
oraz emocjami, ćwiczenie nowych nawyków umysłowych, takich jak dystansowanie się, oraz umiejętności
komunikacyjnych.
„Mamo, czemu ciągle pracowałaś, zamiast się mną zajmować? Tato, dlaczego nigdy mnie nie przytulałeś?”, „Jak
mogliście wyjechać za granicę i nawet nie dzwonić?”, „Dlaczego, zamiast mnie chwalić, wciąż mnie krytykowaliście
i porównywaliście z innymi?”, „Czemu nie pozwalaliście mi uczyć się na błędach?”, „Jak mogliście mówić, że byłam
wpadką?”. W przypadku osób, które nie cierpią na złożone PTSD, rozważanie rodzicielskich uchybień ma sens,
o ile prowadzi do zmiany dotychczasowego, mało funkcjonalnego umysłowego oprogramowania. Przykładowo, jeśli
człowiek połączy nadmierne wymagania lub nadopiekuńczość rodziców z często pojawiającymi się w swoim
umyśle przekonaniami w rodzaju „Nie dam rady” lub „Jestem beznadziejny”, co doprowadzi go do zmiany tych
przekonań na bardziej racjonalne i mniej ograniczające – to świetnie. Jeśli jednak człowiek zanurzy się
w analizowaniu rodzicielskich błędów i dziecięcych krzywd, to osiągnie przede wszystkim pogorszony nastrój,
odbierający siłę do podejmowania działań, które mogłyby uczynić jego obecne życie lepszym.
Powody, dla których ludzie mogą niepotrzebnie wracać do swych wczesnych bolesnych wspomnień, wymieniamy
Współczuj i odpuść
Niektórzy autorzy pop-psychologicznych poradników zalecają konfrontację z matkami i ojcami, którzy nie
sprawdzili się w swojej opiekuńczej roli. Bądź – przeciwnie – skłaniają do wybaczenia rodzicom, nawet tym, którzy
dopuścili się najcięższych przewin. To może skutkować utknięciem w pozycji bezradnego, zależnego dziecka.
Próby wybaczenia bywają ryzykowne, bo człowieka, który nie jest do niego – często słusznie – zdolny, mogą uwięzić
w poczuciu winy.
Wybaczenie, jeśli się powiedzie, może przyczynić się do rozmycia odpowiedzialności i osobistych granic –
a trudność z ich ustalaniem jest dość typowa dla ludzi wychowanych przez traumatyzujących bądź nie dość
dobrych rodziców. Z kolei konfrontacja z rodzicami, czyli stawienie im czoła, wyrażenie swojej prawdy, połączone
z ustaleniem nowych reguł wzajemnych relacji, wpędza matki i ojców w poczucie niezrozumienia, a w gorszych
uczy system terapeutyczny opracowany przez brytyjskiego psychologa klinicznego Paula Gilberta. Rodzice
powinni szanować swoje dzieci, budować w nich nadzieję, poczucie własnej i cudzej wartości oraz sprawstwa.
Współczucie uwalnia od obciążania winą nie tylko matek i ojców, lecz także siebie, wyzwala z upartego trzymania
się schematów w rodzaju: „ktoś musi być winny”, „trzeba poznać prawdę”. Współczucie dzieje się tu i teraz, zamiast
zwalniać od odpowiedzialności albo nią przytłaczać, tworzy przestrzeń umożliwiającą realną zmianę.
Osobom, którym idea współczucia wydaje się obca, mogą przypaść do gustu metody odangażowania proponowane
przez Peg Streep, współautorkę poradnika „Daruj sobie. Przewodnik dla tych, którzy nie potra ą przestać”
i samodzielną autorkę m.in. „Daughter Detox. Recovering from an Unloving Mother and Reclaiming Your Life” (po
polsku tytuł mógłby brzmieć: „Córka na detoksie. Leczenie się z niekochającej matki i odzyskiwanie własnego
życia”). Na swoim blogu na portalu PsychologyToday.com proponuje pięć kroków prowadzących do budowania
• Nie zgadzaj się na nadużycia – pogódź się z tym, że znane ci rodzinne normy odbiegają od tego, co rzeczywiście
normalne.
• Ustal granice – zadecyduj, czy i w jaki sposób będziesz utrzymywać kontakt z rodzicami.
• Ucz się rozróżniania emocji, np. poczucia winy od wstydu, ćwicz się w rozpoznawaniu ich źródeł.
• Zarządzaj swoimi myślami – nie koncentruj się na swoim złym samopoczuciu, nie zamartwiaj się.
Powtórzmy zatem pytanie zasadnicze: czy warto tropić niedociągnięcia matek i ojców, rozliczać ich za błędy
i nadużycia? Jeśli posłuży to tworzeniu nowej instrukcji obsługi życia – tak, niekoniecznie jednak trzeba w to
angażować rodziców. Czy oczekiwanie od matki lub ojca zadośćuczynienia za doznane niegdyś krzywdy ma sens?
Nie. Można dać rodzicom szansę na wyjaśnienia i rehabilitację, jednak liczenie na to, że z niej skorzystają, oznacza
Zamiast rozpamiętywać to, czego zmienić się nie da, lepiej zająć się tworzeniem nowej, samodzielnie wybranej
instrukcji obsługi życia: uelastyczniać przekonania, ćwiczyć się w rozpoznawaniu swoich potrzeb i znajdować
sposoby ich realizowania, uczyć się dbania o siebie i innych, trenować uważność oraz nowe formy komunikowania.
„Byłeś chory, ale teraz jesteś zdrowy i masz przed sobą pracę do zrobienia” – tymi słowami Kilgore Trout, bohater
powieści Kurta Vonneguta, wyrywa z apatii najpierw jednego człowieka, a później miliony Amerykanów,
przywracając im wolną wolę i chroniąc ich przed katastrofą. Inny amerykański pisarz Tom Robbins przypomina,
że „Nigdy nie jest za późno na szczęśliwe dzieciństwo”. Vonnegut i Robbins mają rację: najlepszym sposobem na
dobre życie – nie tylko własne, lecz także swoich (i innych) dzieci – jest optymistyczne angażowanie się
w teraźniejszość.
***
Hardware i software
Jerome Kagan, obecnie emerytowany profesor Harvard University, wraz ze współpracownikami odkrył, że te same
dzieci reagują na nieznane osoby i zdarzenia podobnie w wieku czterech, czternastu i dwudziestu jeden miesięcy.
Niemowlęta nazwane wysokoreaktywnymi, które w obliczu nowych doświadczeń płakały lub przejawiały niepokój
ruchowy, także z upływem czasu wykazywały silny lęk i stres, natomiast dzieci w czwartym miesiącu życia
niskoreaktywne zachowywały spokój także w starszym wieku. Jako czteroipółlatki dzieci zaczęły wykazywać
interesujące różnice – około 30 proc. tych wysokoreaktywnych wyzbywało się lękliwości i rozw ało pewność siebie
za sprawą rodziców, którzy wysłuchiwali ich problemów, udzielali im konstruktywnych, nieoceniających
wskazówek oraz wspierali ich w nawiązywaniu kontaktów społecznych i budowaniu otwartości. Nadmierna
opiekuńczość wobec wysokoreaktywnych malców, próby ich chronienia nie przynosiły tak dobroczynnych
skutków. Kagan i współpracownicy ustalili także, że dzieci, których początkowa wysoka albo niska reaktywność
nie zmieniła się w ciągu pierwszych czterech lat dorastania, są w dalszym życiu znacznie bardziej niż inne
Eksperymenty Kagana, wraz z tysiącami innych badań zapoczątkowanych w XIX w. przez prekursora badań nad
zachowania, wykazały wpływ genów na kształtowanie ludzkiego życia, ujawniły jednak także siłę oddziaływań
środowiskowych. Geny określają wstępnie indywidualne cechy, takie jak poziom inteligencji, aktywności czy
pobudliwości, jednak to inni ludzie wspomagają małe dzieci (albo nie) w rozw aniu genetycznego potencjału, uczą
je sposobów użytkowania wrodzonych cech. Innymi słowy, geny określają hardware człowieka – budowę jego
organizmu, w tym układu nerwowego, decydującą o temperamencie. O tym, w jaki sposób człowiek wykorzystuje
swój temperament, inteligencję, a także zdarzenia losowe, decyduje przede wszystkim software, czyli zestaw
instrukcji ich obsługi, implementowany dziecku w pierwszych latach życia przez matkę, ojca lub zastępujących ich
opiekunów.
***
Usidleni w dzieciństwie
sprzyja szereg czynników psychologicznych, społecznych, a nawet biologicznych. Niektórzy ludzie nadmiernie
• Bo nie mają stabilnego poczucia własnej wartości. Ta niestabilność jest typowa dla dzieci toksycznych matek
i ojców; utrudnia podejmowanie samodzielnych decyzji i działań. Dzieci takie, także w dorosłości, uzależniają swój
dobrostan od akceptacji rodziców, a przejęty od nich obraz siebie i świata utrudnia im dostrzeżenie tego, że skoro
nie otrzymywali owej akceptacji przez dwadzieścia, trzydzieści albo i więcej lat, to szanse jej uzyskania są nikłe.
• Bo zapominają o zadaniach, które ich umysł uznał za wykonane, a utrzymują w świadomości zadania
niedokończone. To efekt odkryty przez rosyjską psycholożkę i psychiatrę Blumę Zeigarnik. Najprościej rzecz
ujmując: uwolnienie się od dziecięcych wspomnień jest trudne lub niemożliwe dopóty, dopóki człowiek nie
• Bo mają skłonność do ruminowania, czyli długo przeżuwają, trawią swoje złe wspomnienia i stany
psychiczne. W psychologii – zgodnie z de nicją Susan Nolen-Hoeksema, nieżyjącej już profesorki psychologii
uniwersytetu w Yale – termin ten oznacza koncentrowanie uwagi na przejawach złego samopoczucia, jego
Ruminowanie, podobnie jak roztrząsanie fatalnych scenariuszy przyszłych zdarzeń, to niebezpieczne umysłowe
nawyki – pierwszy może prowadzić do depresji, drugi do zaburzeń lękowych. Czy trzeba dodawać, że tych
utrudniających podejmowanie konstruktywnych działań nawyków ludzie uczą się często od rodziców?
• Bo czytają przestarzałe poradniki psychologiczne, oparte na intuicjach lub wyrywkowych obserwacjach ich
archeologii.
• Bo w ludzki mózg wpisane są mechanizmy sprzyjające wytrwałości; utrwalone one zostały poprzez tysiące lat
ewolucji. Bardziej opłacało się kontynuować budowę schronienia czy polowanie, nawet w obliczu poważnych
przeciwności, niż je porzucić. W dzisiejszej rzeczywistości ilustracją tego mechanizmu jest zachowanie gracza
przy tzw. jednorękim bandycie w obliczu „prawie wygranej”: automat pokazuje trzy jednakowe obrazki (by wygrać,
trzeba by automat pokazał cztery), a gracz z reguły zamiast pogodzić się z askiem, wrzuca monetę i gra dalej.
Podobnie rzecz się ma z wyczekiwaniem choćby drobnego przejawu zrozumienia ze strony rodzica. Jeśli coś
takiego pojawi się na jego twarzy, w dorosłym dziecku może eksplodować nadzieja na rekompensatę za dawne
zaniedbania.
Ponadto łatwiej jest porzucić złudzenia o dobrej relacji z kimś, kto tylko rani, niż z kimś, kto czasami krzywdzi,
a kiedy indziej jest „do rany przyłóż”. Być może łatwiej też porzucić rozmyślanie o dzieciństwie jednoznacznie
Znaczenie ma tu też ludzka niechęć do podejmowania ryzyka, opisana przez psychologa, ekonomistę i laureata
akceptację jest w pewnym sensie bezpieczniejsze niż wypłynięcie na szerokie wody niezależności, wymagające
• Bo przejęli od ojca lub matki nietrafne (psycholog powiedziałby nieadaptacyjne) przekonania: „Obowiązki
są ważniejsze niż przyjemności”, „Za wszelką cenę trzeba unikać dyskomfortu”, „Tylko rodzicom można ufać”.
• Bo chcą utrzymywać kontakt z rodzicami, a często jednocześnie nie umieją porozumiewać się w sposób wolny
od przemocy. Nawyki komunikacyjne przejęte od rodziców bywają równie zgubne jak przekonania i nawyki
myślowe.
***
Tekst ukazał się w nowym Poradniku Psychologicznym „Ja My Oni” – „Jak być wystarczająco dobrą rodziną”,
Anna Tylikowska
DWUTYGODNIK FORUM POLITYKA INSIGHT LEŚNICZÓWKA NIBORK Projekt: Cogision, Ładne Halo Wykonanie: Vavatech Prawa autorskie © POLITYKA Sp. z o.o. S.K.A.