You are on page 1of 6

JA MY ONI

Jak traumy z dzieciństwa wpływają na dorosłe

życie

13 LISTOPADA 2018 16 MINUT CZYTANIA

Studio Filmowe Tor

Czy warto wciąż pytać rodziców: Jak mogliście mi to zrobić?

Tekst ukazał się w nowym Poradniku Psychologicznym „Ja My Oni” –

„Jak być wystarczająco dobrą rodziną”, dostępnym od 14 listopada

w kioskach i w internetowym sklepie POLITYKI.

***

Co czwarty dorosły mieszkaniec Polski w jakimś momencie życia

doświadcza poważnych problemów psychicznych, diagnozowanych

m.in. jako depresja i inne zaburzenia nastroju, fobie, lęk uogólniony,

napady paniki, uzależnienia. Takie wnioski wynikają z pierwszych

zakrojonych na szeroką skalę, zgodnych z metodologią Światowej

Organizacji Zdrowia badań, przeprowadzonych kilka lat temu przez

Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, Akademię Medyczną we

Studio Filmowe Tor


Wrocławiu oraz Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy
Kadr z lmu „Pręgi”.
Zakład Higieny. Pojawienie się objawów zaburzeń psychicznych kojarzy

się zwykle z niedawnymi wydarzeniami, jak rozpad małżeństwa, utrata

pracy, mobbing czy wypadki losowe. Jednak ich źródła leżą głębiej – w instrukcji obsługi życia, którą ludzki umysł

tworzy w dzieciństwie.

Powroty zbędne i konieczne

Najważniejsze passusy tej instrukcji na ogół przekazują dzieciom rodzice. Niestabilność, emocjonalna lub zyczna

nieobecność, nadopiekuńczość, przemoc werbalna bądź cielesna – katalog matczynych i ojcowskich zaniedbań jest

obszerny. Podobnie – wykaz problemów, z jakimi borykają się osoby, które wyniosły z rodzinnych domów

niezdrowe przekonania dotyczące siebie, innych oraz życia, jakimi są m.in. poczucie własnej bezwartościowości,
nieufność, skłonność do wycofywania się bądź reagowania agresją (szeroko o tym pisze amerykańska

psychoterapeutka Susan Forward w słynnej książce „Toksyczni rodzice”, którą recenzujemy w dalszej części

pomocnika).

Rodzicielskie instrukcje niedostosowane do realiów biologicznych i społecznych niekoniecznie prowadzą do

rozwoju konkretnych zaburzeń psychicznych – częściej chyba przyczyniają się do trudności w stworzeniu

satysfakcjonujących relacji, nadmiernego bądź niedostatecznego angażowania się w pracę, nieumiejętności

odróżniania tego, co realne, od tego, co wyobrażone bądź wirtualne, do pogrążania się w poczuciu winy bądź straty

czy do nieokreślonego braku zadowolenia z życia.

Człowiek nieprzygotowany przez rodziców do konstruktywnego radzenia sobie z wrodzonymi cechami, takimi jak

lękliwość czy impulsywność, własnymi emocjami czy nieuniknionymi przeciwnościami losu, nienauczony

szacunku do siebie i innych – więc także akceptacji i jasnego wyznaczania granic – nieprzeszkolony

w porozumiewaniu się z otoczeniem bądź nauczony rozpamiętywania przeszłości czy zamartwiania się

o przyszłość, prędzej czy później napotyka problemy. Konfrontując się z nimi, może zwrócić się – w poczuciu

zagubienia, żalu czy krzywdy – do rodziców z pytaniem: „Jak mogliście mi to zrobić?”.

Czy dziecięce źródła dorosłych trudności oznaczają, że każdy doświadczający ich człowiek powinien dogłębnie

przeanalizować swoje wczesne lata? Rzadko jest to potrzebne do osiągnięcia wewnętrznego spokoju i życiowego

powodzenia. Najlepszym rozwiązaniem jest przejęcie odpowiedzialności za swoje samopoczucie i działania. Im

jednak większych zaniedbań czy nadużyć ze strony rodziców człowiek doświadczył, tym bywa to trudniejsze –

a paradoksalnie właśnie wtedy jest najpotrzebniejsze. W przypadku osób, które w dzieciństwie wielokrotnie

doświadczyły urazów psychicznych, obarczenie odpowiedzialnością ich sprawców – czyli rodziców, a nie siebie czy

świata – jest koniecznym elementem terapii.

Zespół stresu porodzicielskiego

Tak jest np. w przypadku leczenia tzw. złożonego PTSD (CPTSD; complex PTSD), jednostki diagnostycznej, która

znalazła się w ICD-11, czyli najnowszej, tegorocznej wersji Międzynarodowej Statystycznej Klasy kacji Chorób

i Problemów Zdrowotnych opracowywanej przez Światową Organizację Zdrowia, a opisywana jest od ponad ćwierć

wieku przez Judith Herman, profesorkę psychiatrii na Uniwersytecie Harvarda. Leczenie CPTSD to wielowątkowy

proces, który porównuje się do leczenia źle zrośniętego złamania – kość trzeba ponownie złamać, a następnie

dopilnować, żeby dobrze się zrosła.

„Dlaczego wyśmiewaliście mnie i poniżaliście? Mamo, dlaczego czasami biłaś mnie, kopałaś? Tato, czemu mnie nie

broniłeś?”; „Czemu zawoziliście mnie w wolne dni do dziadka, choć błagałem, żebyście tego nie robili? Czy nie

widzieliście, że jestem w coraz gorszym stanie?”; „Tato, jak mogłeś up ać się tak, że podpalałeś meble i goniłeś nas

z nożem? Mamo, czemu pozwoliłaś na to, żebyśmy musiały uciekać z domu przez okno?”.

Skutki przeżycia traumy, popularnie nazywane zespołem stresu pourazowego (PTSD; post-traumatic stress

disorder), są powszechnie znane dzięki lmom o weteranach wojennych, takim jak „Bracia” (2009, reż. Jim

Sheridan) czy „Snajper” (2014, reż. Clint Eastwood). Skrajnie stresujące wydarzenie – czasami jedno, takie jak

gwałt, pobicie czy nieoczekiwana utrata bliskich – potra zamrozić człowieka w poczuciu zagrożenia, prowadząc

m.in. do psychicznego odrętwienia, wyobcowania, drażliwości, natrętnych wspomnień i koszmarów sennych.

Skoro uraz psychiczny może na długi czas wyprowadzić z równowagi osobę dorosłą, to co może dziać się z dziećmi,

które raz za razem doświadczają traumy, i to za sprawą najbliższych? Jak takie dzieci radzą sobie w dorosłości?

Złożone PTSD, oprócz objawów typowych dla „zwykłego” PTSD, charakteryzują trwałe przekonania o własnej

bezwartościowości lub wadliwości, którym towarzyszy poczucie wstydu, winy lub porażki. Osoby doświadczające

złożonego PTSD – typowe dla nich problemy obrazuje lm „Przechowalnia numer 12” (2013, reż. Destin Daniel

Cre on) – nie radzą sobie z emocjami oraz nawiązywaniem bliskich, trwałych więzi. W efekcie są narażone na

liczne trudności osobiste i społeczne, w tym edukacyjne i zawodowe.


Psychika ludzi, którzy we wczesnych latach nie doświadczyli bezpieczeństwa albo szybko je utracili, a na dodatek

doznawali przemocy lub ją obserwowali, jest jak dom postawiony na ruchomych piaskach – pozbawiony solidnych

fundamentów, chybotliwy, ciągle grożący zawaleniem. Przekonania wyniesione z traumatyzujących rodzin

utrudniają „odróżnianie podłogi od su tu”, co sprawia, że ludzie cierpiący na złożone PTSD nie potra ą określić

źródeł swoich problemów albo je bagatelizują. W najlepszym przypadku sądzą, że mają nieokreślone problemy

z samooceną ukształtowaną w dzieciństwie, w najgorszym – że byli „trudnymi dziećmi”, którym przemoc się

należała i wciąż zasługują na to, co najgorsze. Jeśli nie znajdą kompetentnej pomocy psychologicznej, mogą latami

nieskutecznie leczyć się na zaburzenia lękowe, depresję czy osobowość typu borderline.

Koniecznym elementem terapii złożonego PTSD jest rekonstruowanie traumatycznych doświadczeń, często

pamiętanych mgliście lub w ogóle, dzięki zbawiennemu mechanizmowi dysocjacji, odcinającemu dzieci od

zycznego i psychicznego cierpienia, którego nie potra ą udźwignąć.

Odzyskiwanie wspomnień umożliwia dostrzeżenie absurdalności norm, które obowiązywały w domu rodzinnym,

takich jak „ojciec i matka zawsze mają rację”, „werbalna i cielesna agresja jest w porządku”. Pozwala na

zdystansowanie się wobec przekonań ukształtowanych na skutek bycia dzieckiem maltretowanym lub

zaniedbywanym, typu: „Jestem nikim”, „Nie zasługuję na miłość”, „Ludzie są źli”, „Świat jest okropnym miejscem”,

„Zawsze spotyka mnie najgorsze”.

Rekonstrukcja wspomnień i ich reinterpretacja prowadzą do uniezależnienia się od traumatyzujących rodziców,

z którymi dzieci, także w dorosłości, często są związane swoistym syndromem sztokholmskim. Ludzie uwolnieni

od rodzicielskich wpływów mogą wreszcie zająć się tworzeniem nowej instrukcji obsługi życia – bo to właśnie

trzeba robić w przypadku złożonego PTSD: uczyć się prawie wszystkiego od podstaw. Pozostałe elementy terapii

skutków wielokrotnej, interpersonalnej traumy obejmują budowanie poczucia bezpieczeństwa, samoakceptacji,

szacunku dla innych i zaufania do życia, wypracowywanie metod radzenia sobie z własnymi i cudzymi potrzebami

oraz emocjami, ćwiczenie nowych nawyków umysłowych, takich jak dystansowanie się, oraz umiejętności

komunikacyjnych.

„Mamo, czemu ciągle pracowałaś, zamiast się mną zajmować? Tato, dlaczego nigdy mnie nie przytulałeś?”, „Jak

mogliście wyjechać za granicę i nawet nie dzwonić?”, „Dlaczego, zamiast mnie chwalić, wciąż mnie krytykowaliście

i porównywaliście z innymi?”, „Czemu nie pozwalaliście mi uczyć się na błędach?”, „Jak mogliście mówić, że byłam

wpadką?”. W przypadku osób, które nie cierpią na złożone PTSD, rozważanie rodzicielskich uchybień ma sens,

o ile prowadzi do zmiany dotychczasowego, mało funkcjonalnego umysłowego oprogramowania. Przykładowo, jeśli

człowiek połączy nadmierne wymagania lub nadopiekuńczość rodziców z często pojawiającymi się w swoim

umyśle przekonaniami w rodzaju „Nie dam rady” lub „Jestem beznadziejny”, co doprowadzi go do zmiany tych

przekonań na bardziej racjonalne i mniej ograniczające – to świetnie. Jeśli jednak człowiek zanurzy się

w analizowaniu rodzicielskich błędów i dziecięcych krzywd, to osiągnie przede wszystkim pogorszony nastrój,

odbierający siłę do podejmowania działań, które mogłyby uczynić jego obecne życie lepszym.

Powody, dla których ludzie mogą niepotrzebnie wracać do swych wczesnych bolesnych wspomnień, wymieniamy

w ramce poniżej: „Usidleni w dzieciństwie”.

Współczuj i odpuść

Niektórzy autorzy pop-psychologicznych poradników zalecają konfrontację z matkami i ojcami, którzy nie

sprawdzili się w swojej opiekuńczej roli. Bądź – przeciwnie – skłaniają do wybaczenia rodzicom, nawet tym, którzy

dopuścili się najcięższych przewin. To może skutkować utknięciem w pozycji bezradnego, zależnego dziecka.

Próby wybaczenia bywają ryzykowne, bo człowieka, który nie jest do niego – często słusznie – zdolny, mogą uwięzić

w poczuciu winy.

Wybaczenie, jeśli się powiedzie, może przyczynić się do rozmycia odpowiedzialności i osobistych granic –

a trudność z ich ustalaniem jest dość typowa dla ludzi wychowanych przez traumatyzujących bądź nie dość

dobrych rodziców. Z kolei konfrontacja z rodzicami, czyli stawienie im czoła, wyrażenie swojej prawdy, połączone

z ustaleniem nowych reguł wzajemnych relacji, wpędza matki i ojców w poczucie niezrozumienia, a w gorszych

przypadkach w rozpaczliwe próby obrony, którymi ranią siebie i swoje dzieci.


W uporaniu się z dzieciństwem dobrze sprawdza się współczucie, którego doświadczania – wobec siebie i innych –

uczy system terapeutyczny opracowany przez brytyjskiego psychologa klinicznego Paula Gilberta. Rodzice

powinni szanować swoje dzieci, budować w nich nadzieję, poczucie własnej i cudzej wartości oraz sprawstwa.

Współczucie uwalnia od obciążania winą nie tylko matek i ojców, lecz także siebie, wyzwala z upartego trzymania

się schematów w rodzaju: „ktoś musi być winny”, „trzeba poznać prawdę”. Współczucie dzieje się tu i teraz, zamiast

zwalniać od odpowiedzialności albo nią przytłaczać, tworzy przestrzeń umożliwiającą realną zmianę.

Osobom, którym idea współczucia wydaje się obca, mogą przypaść do gustu metody odangażowania proponowane

przez Peg Streep, współautorkę poradnika „Daruj sobie. Przewodnik dla tych, którzy nie potra ą przestać”

(napisanego wspólnie z Alanem Bernsteinem, psychoterapeutą i wykładowcą uniwersytetu w Nowym Jorku)

i samodzielną autorkę m.in. „Daughter Detox. Recovering from an Unloving Mother and Reclaiming Your Life” (po

polsku tytuł mógłby brzmieć: „Córka na detoksie. Leczenie się z niekochającej matki i odzyskiwanie własnego

życia”). Na swoim blogu na portalu PsychologyToday.com proponuje pięć kroków prowadzących do budowania

równowagi po trudnym dzieciństwie. Całość opatruje receptą „Odpuść”:

• Uświadom sobie, że nie jesteś winna/winny.

• Nie zgadzaj się na nadużycia – pogódź się z tym, że znane ci rodzinne normy odbiegają od tego, co rzeczywiście

normalne.

• Ustal granice – zadecyduj, czy i w jaki sposób będziesz utrzymywać kontakt z rodzicami.

• Ucz się rozróżniania emocji, np. poczucia winy od wstydu, ćwicz się w rozpoznawaniu ich źródeł.

• Zarządzaj swoimi myślami – nie koncentruj się na swoim złym samopoczuciu, nie zamartwiaj się.

Powtórzmy zatem pytanie zasadnicze: czy warto tropić niedociągnięcia matek i ojców, rozliczać ich za błędy

i nadużycia? Jeśli posłuży to tworzeniu nowej instrukcji obsługi życia – tak, niekoniecznie jednak trzeba w to

angażować rodziców. Czy oczekiwanie od matki lub ojca zadośćuczynienia za doznane niegdyś krzywdy ma sens?

Nie. Można dać rodzicom szansę na wyjaśnienia i rehabilitację, jednak liczenie na to, że z niej skorzystają, oznacza

ciągłe uzależnianie własnego dobrostanu od ich uwagi i akceptacji.

Zamiast rozpamiętywać to, czego zmienić się nie da, lepiej zająć się tworzeniem nowej, samodzielnie wybranej

instrukcji obsługi życia: uelastyczniać przekonania, ćwiczyć się w rozpoznawaniu swoich potrzeb i znajdować

sposoby ich realizowania, uczyć się dbania o siebie i innych, trenować uważność oraz nowe formy komunikowania.

„Byłeś chory, ale teraz jesteś zdrowy i masz przed sobą pracę do zrobienia” – tymi słowami Kilgore Trout, bohater

powieści Kurta Vonneguta, wyrywa z apatii najpierw jednego człowieka, a później miliony Amerykanów,

przywracając im wolną wolę i chroniąc ich przed katastrofą. Inny amerykański pisarz Tom Robbins przypomina,

że „Nigdy nie jest za późno na szczęśliwe dzieciństwo”. Vonnegut i Robbins mają rację: najlepszym sposobem na

dobre życie – nie tylko własne, lecz także swoich (i innych) dzieci – jest optymistyczne angażowanie się

w teraźniejszość.

***

Hardware i software

Jerome Kagan, obecnie emerytowany profesor Harvard University, wraz ze współpracownikami odkrył, że te same

dzieci reagują na nieznane osoby i zdarzenia podobnie w wieku czterech, czternastu i dwudziestu jeden miesięcy.

Niemowlęta nazwane wysokoreaktywnymi, które w obliczu nowych doświadczeń płakały lub przejawiały niepokój

ruchowy, także z upływem czasu wykazywały silny lęk i stres, natomiast dzieci w czwartym miesiącu życia

niskoreaktywne zachowywały spokój także w starszym wieku. Jako czteroipółlatki dzieci zaczęły wykazywać

interesujące różnice – około 30 proc. tych wysokoreaktywnych wyzbywało się lękliwości i rozw ało pewność siebie
za sprawą rodziców, którzy wysłuchiwali ich problemów, udzielali im konstruktywnych, nieoceniających

wskazówek oraz wspierali ich w nawiązywaniu kontaktów społecznych i budowaniu otwartości. Nadmierna

opiekuńczość wobec wysokoreaktywnych malców, próby ich chronienia nie przynosiły tak dobroczynnych

skutków. Kagan i współpracownicy ustalili także, że dzieci, których początkowa wysoka albo niska reaktywność

nie zmieniła się w ciągu pierwszych czterech lat dorastania, są w dalszym życiu znacznie bardziej niż inne

narażone na doświadczanie zaburzeń lękowych bądź behawioralnych.

Eksperymenty Kagana, wraz z tysiącami innych badań zapoczątkowanych w XIX w. przez prekursora badań nad

dziedziczeniem inteligencji Francisa Galtona, a współcześnie kontynuowanych m.in. przez genetyków

zachowania, wykazały wpływ genów na kształtowanie ludzkiego życia, ujawniły jednak także siłę oddziaływań

środowiskowych. Geny określają wstępnie indywidualne cechy, takie jak poziom inteligencji, aktywności czy

pobudliwości, jednak to inni ludzie wspomagają małe dzieci (albo nie) w rozw aniu genetycznego potencjału, uczą

je sposobów użytkowania wrodzonych cech. Innymi słowy, geny określają hardware człowieka – budowę jego

organizmu, w tym układu nerwowego, decydującą o temperamencie. O tym, w jaki sposób człowiek wykorzystuje

swój temperament, inteligencję, a także zdarzenia losowe, decyduje przede wszystkim software, czyli zestaw

instrukcji ich obsługi, implementowany dziecku w pierwszych latach życia przez matkę, ojca lub zastępujących ich

opiekunów.

***

Usidleni w dzieciństwie

Rozpamiętywaniu dzieciństwa, a także oczekiwaniu zadośćuczynienia ze strony rodziców za doznane krzywdy,

sprzyja szereg czynników psychologicznych, społecznych, a nawet biologicznych. Niektórzy ludzie nadmiernie

wikłają się w rozmyślania o swych doznaniach z pierwszych lat życia:

• Bo nie mają stabilnego poczucia własnej wartości. Ta niestabilność jest typowa dla dzieci toksycznych matek

i ojców; utrudnia podejmowanie samodzielnych decyzji i działań. Dzieci takie, także w dorosłości, uzależniają swój

dobrostan od akceptacji rodziców, a przejęty od nich obraz siebie i świata utrudnia im dostrzeżenie tego, że skoro

nie otrzymywali owej akceptacji przez dwadzieścia, trzydzieści albo i więcej lat, to szanse jej uzyskania są nikłe.

• Bo zapominają o zadaniach, które ich umysł uznał za wykonane, a utrzymują w świadomości zadania

niedokończone. To efekt odkryty przez rosyjską psycholożkę i psychiatrę Blumę Zeigarnik. Najprościej rzecz

ujmując: uwolnienie się od dziecięcych wspomnień jest trudne lub niemożliwe dopóty, dopóki człowiek nie

odnajdzie w nich sensu i nie przepracuje związanych z nimi emocji.

• Bo mają skłonność do ruminowania, czyli długo przeżuwają, trawią swoje złe wspomnienia i stany

psychiczne. W psychologii – zgodnie z de nicją Susan Nolen-Hoeksema, nieżyjącej już profesorki psychologii

uniwersytetu w Yale – termin ten oznacza koncentrowanie uwagi na przejawach złego samopoczucia, jego

możliwych przyczynach i konsekwencjach, zamiast na poszukiwaniu sposobów poprawy swojego stanu.

Ruminowanie, podobnie jak roztrząsanie fatalnych scenariuszy przyszłych zdarzeń, to niebezpieczne umysłowe

nawyki – pierwszy może prowadzić do depresji, drugi do zaburzeń lękowych. Czy trzeba dodawać, że tych

utrudniających podejmowanie konstruktywnych działań nawyków ludzie uczą się często od rodziców?

• Bo czytają przestarzałe poradniki psychologiczne, oparte na intuicjach lub wyrywkowych obserwacjach ich

autorów, zachęcających do rozliczania się z przeszłością. Archaiczne, ignorujące współczesną wiedzę

psychologiczną metody terapeutyczne często, niestety, zachęcają do długotrwałej, niepotrzebnej osobistej

archeologii.

• Bo w ludzki mózg wpisane są mechanizmy sprzyjające wytrwałości; utrwalone one zostały poprzez tysiące lat

ewolucji. Bardziej opłacało się kontynuować budowę schronienia czy polowanie, nawet w obliczu poważnych

przeciwności, niż je porzucić. W dzisiejszej rzeczywistości ilustracją tego mechanizmu jest zachowanie gracza

przy tzw. jednorękim bandycie w obliczu „prawie wygranej”: automat pokazuje trzy jednakowe obrazki (by wygrać,

trzeba by automat pokazał cztery), a gracz z reguły zamiast pogodzić się z askiem, wrzuca monetę i gra dalej.
Podobnie rzecz się ma z wyczekiwaniem choćby drobnego przejawu zrozumienia ze strony rodzica. Jeśli coś

takiego pojawi się na jego twarzy, w dorosłym dziecku może eksplodować nadzieja na rekompensatę za dawne

zaniedbania.

Ponadto łatwiej jest porzucić złudzenia o dobrej relacji z kimś, kto tylko rani, niż z kimś, kto czasami krzywdzi,

a kiedy indziej jest „do rany przyłóż”. Być może łatwiej też porzucić rozmyślanie o dzieciństwie jednoznacznie

traumatycznym niż trochę bolesnym, lecz generalnie znośnym.

Znaczenie ma tu też ludzka niechęć do podejmowania ryzyka, opisana przez psychologa, ekonomistę i laureata

Nagrody Nobla Daniela Kahnemana – rozpamiętywanie dzieciństwa i nieustające czekanie na rodzicielską

akceptację jest w pewnym sensie bezpieczniejsze niż wypłynięcie na szerokie wody niezależności, wymagające

porzucenia niewygodnej, lecz dobrze znanej strefy komfortu.

• Bo przejęli od ojca lub matki nietrafne (psycholog powiedziałby nieadaptacyjne) przekonania: „Obowiązki

są ważniejsze niż przyjemności”, „Za wszelką cenę trzeba unikać dyskomfortu”, „Tylko rodzicom można ufać”.

• Bo chcą utrzymywać kontakt z rodzicami, a często jednocześnie nie umieją porozumiewać się w sposób wolny

od przemocy. Nawyki komunikacyjne przejęte od rodziców bywają równie zgubne jak przekonania i nawyki

myślowe.

***

Tekst ukazał się w nowym Poradniku Psychologicznym „Ja My Oni” – „Jak być wystarczająco dobrą rodziną”,

dostępnym od 14 listopada w kioskach i w internetowym sklepie POLITYKI.

Ja My Oni „Jak być wystarczająco dobrą rodziną” (100140) z dnia 12.11.2018;


Wyrosnąć z dzieciństwa; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Wadliwa instrukcja życia"

Anna Tylikowska

DWUTYGODNIK FORUM POLITYKA INSIGHT LEŚNICZÓWKA NIBORK Projekt: Cogision, Ładne Halo Wykonanie: Vavatech Prawa autorskie © POLITYKA Sp. z o.o. S.K.A.

You might also like