You are on page 1of 4

Poniższy tekst jest fragmentem powieści Zyty Rudzkiej Tkanki miękkie, s.

142-144,
Warszawa 2020.

__________________________

Lekarski ród

Jestem czystej krwi doktorem.


Pochodzę z chowu rodziny lekarskiej, tuczyliśmy się i dorzynaliśmy – lecząc innych.
Z wyjątkiem wyżłów, dzieci i służby – w domu doktorem był każdy, każdy sam sobie
się skarżył; sam siebie diagnozował; sam sobie bez pośredników środki aplikował; sam
siebie uporczywie ozdrawiał, aż do grobowej deski, in persona1; a wszystko to w
przewlekłym, narzuconym przez profesję zobojętnieniu.
Omijała nas traumatyczna rola pod tytułem: jedyny lekarz w rodzinie, która w
powinowatych rozbudza ekstatyczne skargi hipochondryczne, wymuszając na doktorze
zgrywanie się na kogoś, kto się żywo przejmuje, słucha chętnym uchem, katorżniczo
wypisuje i stempluje. Za młodu chcieliśmy się porywać na inne zawody, a i tak kończyliśmy,
lecząc innych.
Co złego, to nie my. Pierwsza poprawka do przysięgi Hipokratesa, wymyślił dziadek.
Mam po nim imię. Nie wiem, czym sobie w łonie matki na nie zasłużyłem, gdyż pozostawił
po sobie złe imię.
Linia męska biegła od pustelnika przez cyrulików, felczerów, medyków, wreszcie
dynastię doktorów dyplomowanych, do kasty lekarzy ze specjalizacją. Linia żeńska: od
szeptuchy przez zielarki, położne, lekarki et cetera. Aż do mojej matki – ordynator,
pneumatolog2, z wielką afektacją do prątków Kocha3. Kiedy chciałem, by mnie wytarmosiła –
wystarczyło kaszlem się zająć. Pędziła jak na sygnale. Pacjenci bali się jej, ale to był istotny
czynnik leczący, pragnęli szybko wrócić do zdrowia i dać nogę z oddziału. Gorzej miał
personel.
W genotypie żeńskim nie występuje bezsenność. Matka spała tam, gdzie stała, całe dni i
noce w zakaźnym.
Nigdy w obrębie konwersacji familijnych nie zaobserwowałem żadnego niepokojącego
objawu, który by przypominał wymianę orzeczeń na konsylium4 – nigdy.
Choć często chodziliśmy po domu jak białe zjawy – w kitlach, nic o tym nie wiedząc,
gdyż lekarskie przepracowanie jest przewrotnie postępujące, rozgrywa się na poziomie
podświadomości, w którą to zresztą podprogową mimowolność wielu kolegów i koleżanek
praktykujących medycynę nie wierzy.
Zdjąć kitel to złożyć broń, tak mówiła mama. Odwiedzam ją zawsze w stroju
branżowym. Mam swoje klucze.
Cześć, mamo.
Znieruchomiała. Opuchnięta, nabrzmiała, o jajowatej czaszce pokrytej resztkami włosów,
spod których można zobaczyć plamy wątrobowe.
Ludwik, ty tu? Przecież zginąłeś w katastrofie pod Szczekocinami.
Wodzi za mną, bez pewności: duch to zły czy dobry. Nic więcej nie powie. Po wylewie
nie jest wylewna.
Osoba opłacana – zapomniałem imię, ciągle innej uiszczam – przyniosła skisłe mleko z
wędzoną rybą. Menu z jurty zapewne. Poprosiłem, żeby przysiadła, razem zjadła – uciekła.
Poskubałem z grzeczności, na dolegliwości się narażając.
W domu byłem późno.

Jak i z jakim skutkiem narrator przedstawił swoją rodzinę?

1
in persona – osobiście
2
pneumatolog – pulmonolog, lekarz chorób układu oddechowego
3
prątki Kocha – bakterie wywołujące gruźlicę
4
konsylium – narada lekarzy w celu ustalenia diagnozy i sposobu leczenia pacjenta
Narrator:

1. Kim jest?

2. Jakie są potencjalne implikowane znaczenia użytych na początku słów: “czysta krew” i


“chów”?

3. O czym świadczy obecność w domu rodzinnym narratora “wyżłów” i “służby”?

4. Jakie znaczenia możesz przypisać użytym przez narratora wyrażeniom “kasta lekarska” i
“strój branżowy”?

5. Co możesz o nim powiedzieć na podstawie języka/słownictwa, którego używa? Jakie jest


jego usposobienie, temperament itp.?

6. Czy opowiadanie o wizycie u matki i jej opis wnoszą do jego kreacji nowe elementy?

Forma podawcza:

1. Tekst jest podzielony na bardzo krótkie akapity. Czy możliwe jest wskazanie jakiejś
zasady ich wyodrębniania? Jaki jest efekt/skutek użycia takiego zapisu?

2. Jakie większe części można wyodrębnić w tym fragmencie?

3. Kompozycja: jaki jest skutek ułożenia kolejnych akapitów właśnie w takiej kolejności?
Gdyby fragment zaczynał się od wizyty u matki, a kończył opisem reszty rodziny, czy
zmieniałoby to jego znaczenie?

Kreacja czasu/przestrzeni/bohatera:

1. Co możesz powiedzieć o kreacji czasu i przestrzeni w tym fragmencie?

2. Jakie postaci możesz wyodrębnić w tekście?

3. Jak są charakteryzowane postaci, o których opowiada narrator? Poprzez opis wyglądu?


Stroju? Zachowania? Sposób mówienia? Zwyczaje? Sprawy zawodowe? Prywatne? W
tym pytaniu chodzi o to, by zauważyć, pod jakim kątem narrator widzi opisywane przez
siebie osoby?

Wyrażenia odnoszące się do wykonywanego zawodu:


 tuczyliśmy się i dorzynaliśmy – lecząc innych

 a wszystko to w przewlekłym, narzuconym przez profesję zobojętnieniu

 Za młodu chcieliśmy się porywać na inne zawody, a i tak kończyliśmy, lecząc innych.

 Co złego, to nie my. Pierwsza poprawka do przysięgi Hipokratesa, wymyślił dziadek.

 Linia męska biegła od pustelnika przez cyrulików, felczerów, medyków, wreszcie dynastię
doktorów dyplomowanych.

 Linia żeńska: od szeptuchy przez zielarki, położne, lekarki et cetera. Aż do mojej matki –
ordynator, pneumatolog

 Pacjenci bali się jej

 Gorzej miał personel

 Matka spała tam, gdzie stała, całe dni i noce w zakaźnym.

 często chodziliśmy po domu jak białe zjawy

 lekarskie przepracowanie jest przewrotnie postępujące

Słownictwo nietypowe:

 tuczyliśmy się i dorzynaliśmy – lecząc innych

 w powinowatych rozbudza ekstatyczne skargi hipochondryczne

 Mam po nim imię (…) pozostawił po sobie złe imię

 ordynator, pneumatolog5, z wielką afektacją do prątków Kocha

 Po wylewie nie jest wylewna.

Budowa zdań:

Jaka budowa zdań dominuje? Jaki efekt osiąga autor poprzez wprowadzenie takich zdań?

To jest tekst o… (dokończ jednym zdaniem):

5
pneumatolog – pulmonolog, lekarz chorób układu oddechowego

You might also like