Professional Documents
Culture Documents
ukry, humorystyczna
Lesio
powie,
nie da si
Na mojej cianie wisi wielka, melancholijna morda, namalowana wasnorcznie przez Lesia na mikkiej
pycie pilniowej. Niektrzy uwaaj, e jest to autoportret, przy czym sam Lesio na zmian to potwierdza owo
mniemanie, to mu zaprzecza. Lesio bowiem istnieje. Istnieje wyranie, realnie, zdecydowanie, a niekiedy
nawet z hukiem. Czas jaki temu, porsszy w pierze i nabywszy pojazd mechaniczny, rozbi nim parkan na
jednej z gwnych ulic Wiednia, po czym ufundowa nowy wasnym kosztem. Nazwy ulicy nie podam przez
zwyczajne miosierdzie. Lesio wci jeszcze yje cich nadziej, e powie o nim nigdy si nie ukae, jeli za
si ukae, to on nie zostanie rozpoznany. Tylko wyjtkowy takt otoczenia moe pozostawi mu to zudzenie.
Kady, kto zna Lesia, bez adnych wtpliwoci bdzie wiedzia, e to on. Charakter Lesia, acz szlachetny, jest
jednake nad wyraz skomplikowany, dusza pena fantazji, a yciorys bogaty w wydarzenia. Moe nie wszystko
z opisanych tu czynw w rzeczywistoci popeni. Ale z pewnoci do wszystkich by zdolny...
wywoywaa najgbszy niesmak! Personalna bya jak granit, jak Nemezys, jak Fatum, nie dawaa si niczym
omami ani przekupi, nie byo sposobu omin jej, oszuka i unikn wpisu. Innym personalnym zdarzay si
niedopatrzenia subowe, niekiedy mikli, niekiedy zaniedbywali obowizki, niekiedy okazywali pobaanie i
patrzyli przez palce, niekiedy za bywali chorzy i nie przychodzili do pracy. Personalna - pani Matylda - nigdy!
Miaa niezomn dusz, elazne zdrowie i kamienne serce. Ogarnity bezdenn rozpacz, do ostatecznoci
zgnbiony, wyczerpany nerwowo Lesio znalaz jedno, jedyne, radykalne wyjcie: popeni zbrodni doskona!
Twrcza ta myl zakwita w nim po raz pierwszy w momencie, kiedy stojc na przystanku autobusowym
beznadziejnie usiowa zatrzymywa wszystkie przejedajce pojazdy mechaniczne z furgonetk do
rozwoenia wgla wcznie. Zegarek nieubaganie wskazywa sm pi, a po zmconym panik umyle Lesia
tuko si rozpaczliwe pytanie, co te wpisze dzi do przekltej rubryki. Moliwoci byy na wyczerpaniu.
Napraw przewodw gazowych i wodocigowych zaatwia ju tylokrotnie, e wreszcie kierownik pracowni,
peen z jednej strony podejrze, a z drugiej wspczucia, zaproponowa mu zorganizowanie przez administracj
biura specjalnej ekipy sanitarnej, ktra doprowadziaby do porzdku jego instalacje domowe. W katastrofach
samochodowych i tramwajowych uczestniczy nagminnie, dziewnym trafem wychodzc z nich bez szwanku. Na
kadym skrzyowaniu natrafia na niewidome staruszki, ktre
przeprowadza przez ulic, i na zabkane dzieci, ktre przekazywa komisariatom MO. Cierpia na tysiczne
dolegliwoci, spadajce na niego nieoczekiwanie wycznie we wczesnych godzinach rannych. Gubi klucze od
mieszkania, gasi poary, odbywa zamiejscowe rozmowy telefoniczne, a raz nawet uczestniczy w potnej
awanturze ulicznej, dotyczcej wycinania zieleni miejskiej. Ostatnio, na skutek niepokojcego zaniku inwencji
twrczej systematycznie zasypia, ktre to wyjanienie, acz niewtpliwie zgodne z prawd, byo nad wyraz
niechtnie przyjmowane przez wadze zwierzchnie. Tym razem ju doprawdy nie wiedzia, co ma napisa, i
dlatego zalga si w nim zbrodnicza myl. Zaskoczony nagym odkryciem tak znakomitego wyjcia Lesio
przesta macha na samochody. Z rk wp uniesion do gry zastyg na skraju chodnika, znieruchomiaym
wzrokiem wpatrzy si w przestrze, na jego obliczu za ukaza si wyraz niemal ekstazy. Dug chwil trwa
tak w zachwyceniu, pieszczc w duchu promienn wizj, a wreszcie opuci rk i stanowczym krokiem
pody do kolejki na przystanku autobusowym. Wobec rysujcego si przed nim rychego kresu udrk strat
pitnastu zotych uzna za niepotrzebn. Rozkwite w nim z naga nadzieje nadzwyczajnie podniosy go na
duchu. miaym krokiem wszed do pokoju personalnej, miaym gestem uj znienawidzony dokument i w
przypywie straceczej odwagi napisa: "Bez powodu". Nastpnie oszoomiony wasnym zuchwalstwem, uda
si do swego pokoju, usiad przy stole, zapali papierosa, nie widzcym
odpowiedzi na jakie pytanie. Pytanie do Lesia nie dotaro, teraz wic z kolei zapatrzy si w kierownika
spojrzeniem uznanym przez tego ostatniego za doskonale bezmylne. Cakowite przestawienie si z
morderczych rozwaa na sprawy subowe wydawao si na razie niewykonalne. - Pan jest chory? - spyta
kierownik pracowni nieco podejrzliwie. Lesio zamruga oczami. Jako ywo czu si najzdrowszy w wiecie! Chory? - powtrzy z akcentem zdumienia. - A tak, chory - doda szybko z nagym oywieniem, przyszo mu
bowiem do gowy, e to istotnie nieza myl. - Tak si jako, wie pan, troch le czuj. Chyba si czym
zatruem... Kierownik pracowni przyjrza mu si nieufnie. - Rzeczywicie, troch niewyranie pan wyglda.
Niech si pan postara jako przyj do siebie. Na ktr godzin zamwi pan kierownika zespou orzekajcego?
Dusz Lesia szarpn paniczny lk. Jezus Mario, kierownik zespou orzekajcego!... Nie zamwi go na adn
godzin z tego prostego powodu, e zapomnia do niego zadzwoni. W mieszkalnym budynku po drugiej stronie
ulicy znana mu z widzenia czarujca blondynka mya wczoraj okna i ten widok, cigncy jak magnes, zmusi go
do spdzenia kilku godzin na subowym balkonie. Pozostae godziny wypeniy mu rozkoszne i zupenie
nierealne marzenia o blondynce i kierownik zespou orzekajcego, nie wytrzymawszy tej konkurencji,
cakowicie wylecia mu z gowy. Poprzysiga sobie potem zadzwoni do niego dzi o wicie, natychmiast po
przyjciu do pracy, ale dzi z kolei zaprztna go bez reszty
pontna myl o zamordowaniu personalnej. A teraz trzeba udzieli odpowiedzi na idiotyczne pytanie
kierownika pracowni!... - Czym ja si mogem zatru? - powiedzia Lesio, zmarszczeniem brwi podkrelajc
intensywny wysiek pamici, a rwnoczenie usiujc szybko wymyli jakie zbawienne garstwo. - Moe to
szynka? W tych sklepach to teraz nie wiadomo, co sprzedaj. - Gdzie pan dosta szynk? - spyta kierownik
pracowni niedowierzajco. W gbi duszy pomyla sobie, e ju prdzej by to alkohol, ale nie powiedzia
tego, bo o uywaniu alkoholu przez pracownikw wola nic nie wiedzie, a przy tym sama myl o piciu w
czasie kanikuy wydaa mu si przeraajca. Wysiek umysowy, malujcy si na twarzy Lesia, zaniepokoi go,
czym prdzej wic wrci do tematu. - To co z tym zespoem orzekajcym? Czy pan tam w ogle dzwoni? Oczywicie - odpar Lesio stanowczo. - Dzwoniem i dzwoniem, dzwoniem i dzwoniem... I dzwoniem... No dobrze, dzwoni pan i co? - I zupenie si nie mogem dodzwoni. Cay dzie si mczyem. Troje
wsppracownikw Lesia poniechao czynnoci subowych. Kierownik pracowni pomyla, e zajmuje
eksponowane stanowisko, musi si wic jednak opanowa. - Tak - powiedzia agodnie. - Mczy si pan i
dzwoni pan i co? Z jakim rezultatem? - Negatywnym - powiedzia Lesio w natchnieniu. - Dodzwoniem si
wreszcie, ale on nie poda dokadnej godziny. Prosi, eby zadzwoni jeszcze raz dzi rano. - No to na lito
bosk, na co pan jeszcze czeka?! Za chwil bd mia telefon od inwestora i
nie wiem, na ktr godzin go umwi! On chce od razu zabra projekt! Nieche pan dzwoni i niech mi pan
zaraz poda dokadn godzin! Ma pan wszystko przygotowane? - Tak, oczywicie - odpar Lesio bez
przekonania, bo nawet nie bardzo wiedzia, co powinien mie przygotowane. Te skomplikowane,
administracyjne sprawy jako nigdy nie chciay pomieci mu si w gowie. Powoli zacz podnosi si z
krzesa. - Ju dzwoni - powiedzia, bez powodzenia usiujc uczyni to subicie. Kierownik pracowni
popatrzy na niego bardzo nieufnie, zawaha si, chcia co jeszcze doda, ale zrezygnowa z tego, machn rk
i wyszed z pokoju z wyrazem przygnbienia na przystojnej twarzy. Lesio odetchn gboko i rzuci si do
telefonu. Po kwadransie stao si jasne, e przeladuje go jaki potworny pech. Przenikliwy, damski gos
powiadomi, go, e kierownik zespou orzekajcego jest w delegacji i wrci dopiero za dwa dni. Oguszony
ciosem Lesio przyglda si bezmylnie piastowanej w rku suchawce telefonicznej. - Suchajcie, on si chyba
rzeczywicie czym zatru - powiedziaa siedzca naprzeciwko niego Barbara. - Popatrzcie, jaki blady.
Pozostali dwaj odwrcili si w kierunku Lesia z umiarkowanym zainteresowaniem. Subowe sprawy
niejednokrotnie wywoyway blado na licach zaangaowanych w nie osb i zdziwienie wzbudzioby raczej,
gdyby Lesio kwit rumiecem. - Jak si nawet zatru, to chyba czym, co najgorzej wpywa na umys powiedzia Janusz, przygldajc mu si krytycznie. - Przyznaj si, gdzie si
wczoraj tak zala? Wygldasz ju nawet nie na kaca, ale na delirium. - Moe si nie zala, moe jad niewiee
jajka - powiedzia agodnie Karolek. - To podobno powoduje otpienie umysowe. Lesio spojrza na nich z
bolesnym wyrzutem w oczach. Wstrtne, bezduszne kreatury! Ach, gdyby mg si poczu prawdziwym
mczyzn! Gdyby wreszcie przestao go gnbi to okropne, bezustanne zdenerwowanie i ogupienie, bez
wtpienia spowodowane przekltymi spnieniami! On by im wtedy pokaza! Im wszystkim i tej, ktra tu siedzi
przy najbliszym stole i patrzy na niego nieyczliwie i z pogardliwym niesmakiem, tej najgorszej i ach!...
najpikniejszej!... Bo Lesio, jak prawdziwy artysta, by niesychanie czuy na urod pci, susznie zwanej
pikn. A kobieta, siedzca przy stole, bya doprawdy godn tej pci przedstawicielk! Lesio nie potrafi bez
drenia patrze w pikne, przepastne, bkitne oczy, ocienione tak nieprzyzwoicie dugimi, czarnymi rzsami,
nie mg tkwi nosem w gupiej, prozaicznej pracy, kiedy tu obok poruszaa si gitko smuka kibi i pozostae
bujne ksztaty, nie mg powsrzyma si od spogldania w gboki dekolt i na nieporwnane nogi, nie mg
wyrzec si myli, e kiedy t wspania kobiet zdobdzie. Zdobdzie, przeyj razem chwil, jakiej nikt
jeszcze dotd nie przey i jakiej nikt nigdy nie przeyje, a potem j porzuci. Porzuci, bo musi. Nie bdzie
przecie rozbija dwch maestw i niszczy domu niewinnym malestwom, ona ma ma, on ma on,
jarzma z podniesionym czoem, a przeyta chwila utraconego szczcia bdzie im wiecia jak gwiazda na
firmamencie... - Czego si pan na mnie patrzy jak w na malowane wrota? - powiedziaa niechtnie pikna
Barbara, niewiadoma swojej tragicznej przyszoci, dzielonej z Lesiem. - Denerwuje mnie to. Niech si pan
patrzy gdzie indziej, skoro nie ma pan nic lepszego do roboty. Brutalne sowa oderway zagapionego w
Barbar i pogronego w rozpamitywaniu wynionego romansu Lesia od marze i wrciy go do obrzydliwej
rzeczywistoci. Prawda, Jezus Mario, ten zesp orzekajcy, co on ma teraz pocz?! - Janusz, co zrobi? powiedzia bezradnie. - Ten bydlak wyjecha w delegacj. - Nie wygupiaj si! - przestraszy si Janusz, ywo
zainteresowany tematem. - Inwestor dzisiaj przychodzi po projekt! Hipcio mu powiedzia, e gotowy! - No
wanie. A on wyjecha i bdzie dopiero pojutrze. Co teraz? - Rany boskie, nie wiem! Lee do niego! Musisz
go tym uszczliwi, zanim inwestor zdy zadzwoni. No, sowo honoru, nie chciabym by teraz w twojej
skrze! Lesio te bardzo nie chcia. Skra zamienia mu si w zwyczajn gsi skrk i niemiy dreszcz
przelecia po krzyu. Siedzia dalej z otpiaym wyrazem twarzy. - No dobrze, ale co ja mu powiem? Sam
syszae, e mwiem, e on mwi, e dzi bdzie... - Trzeba byo gupio nie mwi - przerwaa z gniewem
Barbara. - Teraz pan nawet zega nie potrafi, Boe, co za niedojda! Niech pan powie, e musia nagle
wyjecha w nocy. Pradziadek mu umar. W umyle Lesia bysna iskra inwencji. Spojrza na Barbar
dzikczynnie i z uwielbieniem, wsta z krzesa, wypi pier, odchrzkn i bez trudu przywoujc na oblicze
wyraz przygnbienia uda si do kierownika pracowni. Kierownik wisia wanie na suchawce, wmawiajc
uprzejmie wiszcemu po drugiej stronie linii telefonicznej inwestorowi, e projekt jest dla niego do odebrania w
kadej chwili. Przyniesiona przez Lesia i gorczkowo wyszeptana mu w drugie ucho nowina sprawia, e nagle
zmieni front i starajc si ukry zaskoczenie, ni z tego, ni z owego zacz si umawia na pojutrze. Rwnie
zaskoczony inwestor zgodzi si przyj za dwa dni, sam nie bardzo rozumiejc dlaczego. Zanim zdy
oprzytomnie i zaprotestowa, kierownik pracowni szybko zakoczy rozmow, odoy suchawk i zwrci si
do Lesia... Po bardzo dugiej chwili blady Lesio wyszed z gabinetu i oko jego pado na personaln. No tak
wic jednak musi j zamordowa. Drugiej takiej nie ma na caym wiecie. Po jej mierci nikt ju nie bdzie go
tak pilnowa, nikt nnie bdzie mu podtyka przekltej ksiki spnie, skoczy si ten poranny koszmar,
rzutujcy na ca jego egzystencj! Lesio wreszcie odetchnie, bdzie mg y jak czowiek, a nie jak zaszczute
zwierz, przestanie si dawi zdenerwowaniem, przestanie popenia te kretyskie pomyki i niedopatrzenia i
naraa si na takie sceny! I dopiero wtedy pokae, co potrafi! Bdzie tytanem pracy, spod rk bd mu si
sypa stosy genialnych rysunkw, te wszystkie gupie
bknicie o fatalnym
tam szynka, kto jada szynk... - Pu mnie, czy oszala?! Przesta mnie cign, co ci napado?! Moe
wanie jest... Pu mnie w tej chwili! - Ale, skarbie, po co ci to... Zirytowana Kasieka energicznym ruchem
wyrwaa mowi rami i wesza do sklepu. Szynka bya. Pikna, konserwowa, bez tuszczu, leaa w stosach na
ladzie, przed ni za kbi si odraajcy tum misoernych fanatykw. Z duszy Lesia wydar si jk rozpaczy.
- Jedziemy takswk - powiedzia z determinacj, wyszedszy z szynk ze sklepu. - Przy takiej pogodzie? Po
co? Niech si dziecko przespaceruje. Lesio zacz odczuwa yw niech do wasnego dziecka. - pieszy mi
si - powiedzia w zdenerwowaniu. - To jest... nie, le si czuj. ona przyjrzaa mu si uwanie i podejrzliwie.
- Jak si le czujesz? Co ci jest? - Tak oglnie... Zby mnie bol. - Na zbach nie chodzisz. Dobrze, e mi
przypomniae, wstpimy jeszcze do apteki i przy okazji kupi ci veramon. Przepeniajcy Lesia nerwowy
niepokj doszed do zenitu. W domu, w ukrytej w przedpokoju teczce, lea trujcy jad, gronkowce ju si w
nim zapewne lgy, kto wie, moe nawet rozaziy si wokoo, a on tu skazany na jak straszliw katorg,
musia si bka bez celu, bez sensu, po jakich sklepach, czy czym takim... Lukrecja Borgia... Czy Lukrecja
Borgia te robia zakupy...? Uderzenie godziny dziewitnastej i zamknicie wikszoci punktw sprzeday
pooyo kres nieznonym katuszom. Lesio mg wreszcie
wrci do domu. Pprzytomny ze zdenerwowania w pierwszej chwili rzuci si ku teczce z lodami, ale nim
jej dopad, przypomnia sobie, e powienien przecie dziaa w ukryciu. Czym prdzej wic rzuci si w
przeciwnym kierunku, ktrym okazaa si rzadko przeze odwiedzana kuchnia, w gowie bysna mu myl, e
teczk trzeba schowa gbiej, i ponownie rzuci si do przedpokoju. Nastpna myl, e goymi rkami dotyka
trucizny, a teraz bdzie tymi rkami jad kolacj, sprawia, e rzuci si do azienki. Osobliwe to miotanie si po
apartamencie wzbudzio ywy niepokj maonki, ktra ja przyglda mu si coraz bardziej podejrzliwie i
nieufnie. Po kilku nie koczcych si wiekach, wypenionych dalszymi torturami w postaci kolacji, wycierania
naczy, mycia dziecka i ogldania telewizji, ukochani najblisi poszli wreszcie spa i do szalestwa
zdenerwowany Lesio zosta sam. Zaciskajc zby, eby nie szczkay haaliwie, i usiujc nie oddycha,
zabra z przedpokoju teczk z lodami, na palcach uda si do kuchni, postawi teczk na krzele, otworzy j i
zachannie zajrza do rodka. W rodku bya zupa nic, w ktrej tkwiy zgniecione nieco opakowania lodw
Calypso. Przez dug chwil okropnie zaskoczony Lesio, wpatrywa si bezmylnie w ten niezrozumiay
widok. Potem wstpio w niego radosne oywienie i ucieszya go nadzywaczaj myl, e w tej rozmazanej po
wntrzu teczki zupie gronkowce musiay si ju wspaniale rozwin. Teraz trzeba je tylko zamrozi na powrt
w odpowiedniej formie i trucizna gotowa! Wyj z kredensu pmisek i ostronie uoy na nim osiem
opakowa. Uformowa je stosownie, nastpnie wyj jeszcze salaterk i wla do niej zawarto teczki. Wyj z
salaterki kilka dokumentw subowych i prywatnych, legitymacj zwizkow, podanie o urlop i kalendarz
techniczny NOT_u, otrzsn je nieco z kremowej mazi, po czym, nie zadajc sobie trudu dokadnego ich
wycierania, woy do teczki na powrt. Nastpnie przystpi do dziaalnoci zasadniczej. Wzi yeczk i z
bijcym sercem pracowicie zacz ni wlewa zup do opakowa. Opakowania byy nieszczelne. To, co wla
gr, wylewao mu si doem. Uwiadomiwszy sobie po bardzo dugim czasie beznadziejno swoich wysikw
Lesio zaprzesta na chwil syzyfowej pracy, pomyla, ostronie odoy yeczk, na palcach uda si do pokoju
i przynis sobie stamtd tam klejc i yletk. Pozalepia opakowania tam od jednej strony i na nowo
podj to niesychanie mczce i skomplikowane zajcie. Po dwch godzinach udao mu si napeni i
umieci w lodwce sze opakowa. Pot pyn mu z czoa strumieniami, rce mu si trzsy, a w sercu
zakwito gorce wspczucie dla wszystkich mordercw wiata. Doprawdy, nigdy dotychczas nie przypuszcza,
e popenienie zbrodni wymaga a tak potwornych wysikw! Wyczerpany do ostatecznoci wyla do zlewu
reszt zawartoci salaterki, wyrzuci dwa pozostae opakowania i j usuwa inne lady swojej zbrodniczej
dziaalnoci. Najwicej trudnoci sprawio mu krzeso, na ktrym ulokowa teczk z lodami, teczka bowiem
bya nieszczelna i cz zupy nic przecieka. Po dalszym kwadransie katorniczej pracy
pad na oczyszczone krzeso i otar pot z czoa. Teraz dopiero zacza mu powoli wraca zdolno mylenia.
Okropne zajcie, ktremu w takim napiciu oddawa si przez kilka godzin, zaabsoborwowao go do tego
stopnia, e na adne dodatkowe refleksje nie byo miejsca. Teraz jy napywa ze zdwojon si. Ciao Lesia
zaywao dobrze zasuonego odpoczynku na nie doschnitym krzele, a rozbudzony zbrodniczymi
namitnociami duch rozpocz intensywn dziaalno. Narzdzie mordu, przygotowane, zamarzao w
zamknitej lodwce. Przed zapatrzonym w jej drzwiczki Lesiem zaczy pojawia si upojne obrazy.
Personalna, z apetytem koczca ostatni paczk lodw, wok niej porozrzucane pi pierwszych opakowa...
Personalna w trumnie, na marach, otoczona kolumnad poncych gromnic i bujnym kwieciem chryzantem w
doniczkach... Gustowny nagrobek na Brdnie... Puste krzeso pani Matyldy i porzucona w kcie, pleni
porosa, znienawidzona ksika spnie... W udrczonej duszy Lesia co nagle drgno. Obraz ukwieconych
mar powrci i utrwali si na tle zamknitych drzwi lodwki. W otwartej trumnie spoczyway zwoki. Lesiowi
zrobio si jako nieprzyjemnie i nie wiadomo czemu satysfakcja, jak si przed chwil napawa, ulega
zmniejszeniu. Z niesmakiem pomyla, e powinni byli zamkn t trumn, uczu w sobie narastajc pretensj
do tego kogo, kto si tak wygupi, po czym znienacka dreszcz panicznego przeraenia przelecia mu po
krzyu. Specjalnie zostawili otwart!... Pani Matylda teraz usidzie i palcem wskae swego zabjc!... Wosy
zjeyy mu si na gowie. Zabjca to on, Lesio! On
popeni t zbrodni! Zamordowa j bezpowrotnie, nieodwoalnie, na zawsze!... Ogarn go niepokj tak silny,
e niewiele brakowao, a byby zerwa si z krzesa w celu natychmiastowego zniszczenia rezultatw
wielogodzinnej, mudnej pracy i ju nawet uczyni pirwszy ruch, ale powstrzymaa go myl o ksice spnie.
O nie! Nie zniesie duej tego koszmaru! Bdzie morderc, do koca ycia bdzie nosi w sercu pospn
tajemnic, odrzuci precz te niedorzeczne skrupuy i ten zbdny niepokj! Po trupach wespnie si na szczyty!
Nie zadry mu rka, nie zawaha si, nie odczuje litoci! Bdzie tru!!!... Zaniepokojona dziwnym zachowaniem
Lesia w cigu popoudnia i wieczoru Kasieka obudzia si w nocy i stwierdziwszy nieobecno maonka na
posaniu, postanowia go poszuka. Zajrzaa do drugiego pokoju, zajrzaa do azienki i wreszcie znalaza go w
kuchni. Siedzia na krzele w spodniach pochlapanych jak biaaw substancj, z twarz pen rozpaczy i
przeraenia i dzikim wzrokiem wpatrywa si w drzwi lodwki. Zaniepokojona znacznie bardziej Kasieka
postanowia na wszelki wypadek ograniczy wymagania finansowe...
Poranek dnia nastpnego nalea z ca pewnoci do najgorszych, jakie przytrafiy si Lesiowi od chwili
urodzenia. wiadomy jadowitej zawartoci lodwki za adn cen nie mg dopuci ony i dziecka do
upiornego urzdzenia. Ustawicznie zrywa si i rzuca w jego kierunku, wyjmujc ze to maso, to szynk, to
znw wkadajc jakie produkty na powrt. Zwleka z wyjciem do pracy, mczc si okropnie nad
wynalezieniem przyczyn tej opieszaoci, a rwnoczenie denerwujc kolejnym spnieniem. Wybieg wreszcie
wraz z on, skonny wrcz odebra jej klucze od mieszkania, takswk przyby do biura i zaraz za progiem
natkn si na kierownika pracowni, ktremu musia dugo i zawile wyjania, jak to zepsua mu si pena
szynki lodwka i jak naprawa tego urzdzenia zatrzymaa go w domu. Kiedy dopad swego stou, by blady z
wyczerpania i niemal bliski obdu. - No, nareszcie! - powita go zniecierpliwiony okrzyk Janusza. - Gdzie, u
diaba, masz ten zacznik do zaoe, ktry dostae tydzie temu od inwestora? - Od jakiego inwestora? spyta mechanicznie Lesio, nie mogc tak cakowicie przyj do siebie. - Od spdzielni mieszkaniowej. No,
ten, w sprawie kotowni. - A, ten. W teczce. - No to oddaje go, do pioruna, po choler go nosisz?! Powinien
by w aktach, ja go tu szukam, jak idiota, po caej pracowni! - Ju ci daj, ju, nie gadaj tyle... Otworzywszy
szybko teczk Lesio spojrza i zdrtwia. Zacznik by jednym z dokumentw, ktre wczoraj wycign z
salaterki i ktrych nie mia czasu porzdnie wytrze. Teraz w teczce tkwi plik papierw wprawdzie cienki, ale
za to bardzo dokadnie zlepiony rozmazanymi lodami. Koszmarny ten widok otumani Lesia do reszty. Sta z
oczami wlepionymi we wntrze teczki, niezdolny do ruchu i niezdolny do mylenia. - Co ty tak stoisz? - spyta
Janusz z irytacj podchodzc do niego. Chwyci teczk i zajrza
do rodka. - O rany boskie...! Zaciekawieni tonem okrzyku Barbara i Karolek rwnie zerwali si z miejsc i
zajrzeli do teczki. Przez chwil wpatrywali si w t dziwn rzecz w rodku, a potem spojrzeli na siebie... Dobrze si wam mia - powiedzia Janusz ponuro. - Ale co ja mam teraz zrobi? Wyjmij to i umyj, jak to
wyglda? Przecie to jest urzdowy dokument! - Jake, umyj! - jkn Lesio.- Przecie nie ma wody! - Niech
pan napluje - poradzia uprzejmie Barbara. - A moe zliza? - zaproponowa yczliwie Karolek. Lesio
otrzsn si i spojrza na niego ze zgroz. Liza trucizn?! - Zli, umyj, napluj, rb, co chcesz, ale doprowad
ten papier do ludzkiego wygldu! Rany boskie, co ci do ba strzelio, eby owija lody w zacznik do zaoe?!
warsztatowych, jak ci si zdaje, e ja to sam zd, to si w yciu tak nie pomyli. Rusz si,
jak rany Boga! - Dobra, Januszek, nie pyskuj - powiedzia Lesio ugodowo. - Wszystko si
zrobi... W odpowiedzi dobieg go ju tylko wcieky zgrzyt zbw. Panujca w pokoju cisza
powoli spywaa ukojeniem na jego zmaltretowan dusz. Czu, jak zstpuje na niego bogi
spokj, i stopniowo zacz nawet rozrnia lece przed nim rysunki. Odetchn gboko,
zapali papierosa, wzi do rki owek... I nagle jak grom z jasnego nieba spado na niego
kapay, oczy lniy podliwym blaskiem. W umyle Lesia nastpi nagle jaki osobliwy
zwrot. Poczu si jakby witym Jerzym, walczcym ze smokiem, ktremu trzeba uci eb,
nawet kilka bw i on to musi uczyni bohatersko, bez wahania, bez wzgldu na skutki!
Uci eb harpii lodami Calypso!!! Po dugiej chwili dziki zamt w jego umyle nieco si
uciszy i pozostao po nim tylko nerwowe drenie. Straszliwa wizja zblada. To, co bdzie
musia za chwil wykona, okae si moe mniej efektowne, ale za to jeszcze bardzie
przeraajce. Otruje personaln. Nie cofnie si, nie moe si ju cofn, musi otru
personaln!... Z uczuciem, e wisi nad nim jaka nieuchronna potworno, ktrej nie moe
si oprze i ktrej nie potrafi unikn, Lesio pomyla sobie z rozpaczliw determinacj, e
im prdzej, tym lepiej. Duej tych tortur nie zniesie. Stanowczym gestem odoy owek,
uczyni ruch, eby zerwa si z krzesa, i w tym momencie oko jego pado na Barbar.
Barbara temperowaa owek, pochylona nad koszem do mieci. Miaa na sobie obcis
bluzk z gbokim dekoltem w szpic i fascynujcy ten widok przyku Lesia do miejsca na
amen. Opad z powrotem na krzeso, nie odrywajc urzeczonych oczu od dekoltu, a na jego
rozszalae zdenerwowaniem wntrze spyno co jakby kojcy balsam. Zbrodnicze myli
nagle zbaldy. Barbara wyprostowaa si i Lesio znw zerwa si z krzesa, ale natychmiast
usiad, bo Barbara zacza temperowa drugi owek. Skoczya, Lesio si zerwa, wzia
trzeci i Lesio usiad... - Co ty si tak gimnastykujesz? - spyta podejrzliwie pilnujcy go
Janusz. - Parali ci apie?
jedzie, i dopiero zawarto lodwki znw rzucia go w szpony koszmaru. Zatrute lody
Calypso zalniy zowrogim blaskiem srebrnego opakowania. Sze paczek trucizny,
ukrytych w torbie po modych kartoflach, palio mu rce, kiedy wchodzi po biurowych
schodach. Na drugim pitrze zwolni kroku. Na trzecim zatrzyma si, opar o cian i zajrza
do torby. Gronkowce... miertelna trucizna, zabjczy jad... Sowiascy woje, chwytajcy si
z krzykiem za pier przy stole Brunhildy... Wijca si w mce pani Matylda... Milczce,
sztywne zwoki na marach... Jak to, i on ma to da tej kobiecie? On ma jej woy t
trucizn do ust, on ma patrze, jak gronkowce znikaj w jej przewodzie pokarmowym? On
ma j otru, tak zwyczajnie otru? Ale za nic!!! Czoo Lesia pokryo si zimnym potem.
Kategoryczny protest szarpn jego dusz. Musi zamordowa personaln... No to co, e
musi? I w ogle kto
powiedzia, e musi?! Wcale nie musi, morduje j, bo chce! A jak nie bdzie chcia, to jej nie
zamorduje! Ma wolno wyboru, wejdzie teraz zuchwale do jej pokoju, ukoni si,
uwodzicielsko, podsunie jej torb z lodami... Albo jej nie podsunie... Tak jest, nic nie musi!
Nie musi, ale powinien. Zdecydowa si na to, postanowi sobie. W porzdku, postanowienie
wykona! Okae si bezlitosny i twardy jak gaz! Wejdzie, ukoni si, podsunie torb...
Energicznym ruchem Lesio oderwa si od ciany. Otworzy drzwi. Pogrona w pracy pani
Matylda podniosa gow i obrzucia go bacznym spojrzeniem. Uprzejmy ukon skwitowaa
lekkim pochyleniem gowy i wrcia do swoich zaj. ciskajc pod pach torb po modych
kartoflach Lesio przeszed dalej i uda si do swego pokoju. Pierwszym uczuciem, jakie
udao mu si wyowi z zamtu, byo co w rodzaju ulgi. Zdziwio go to tak, e nie baczc na
zawarto torby w roztargnieniu postawi j na swoim stole. Jak to, przecie ulg powinno
by dla niego nie ycie, a mier personalnej! Oczywicie, e trzeba j zamordowa,
natychmiast, koniecznie i bezwzgldnie trzeba j zamordowa! Niecierpliwym gestem
usun torb nieco na bok i usiad na krzele. Uczu nagle z niezbit pewnoci, e nie
zdobdzie si na to, i ogarno go przygnbienie. Nie, nie zdobdzie si, wszystko na nic! Nie
potrafi nakarmi jej z takim trudem uzyskan trucizn. Taki wietny pomys, tyle wysiku i
co? I nic. I nie zdobdzie si na to, eby zosta morderc! A moe si jednak zdobdzie?...
Ale tak, oczywicie! Jasne,
mocniej przytuli do boku noszon tam i z powrotem torb z Delikatesw i poszed do siebie.
Wpatrzona w drzwi, za ktrymi znikn, niepomiernie zdumiona pani Matylda nie zrozumiaa
pierwszych sw pytajcego o co naczelnego inyniera i bya zmuszona poprosi go o
powtrzenie. Wzburzony do gbi Lesio usiad przy swoim stole, w zniechceniu stawiajc
torb na ostatnim, aktualnym szkicu. W niepojty sposb rozgoryczenie mieszao si w jego
duszy z nadzwyczajn ulg. Nie zdoby si. I nie ma siy, ju si nie zdobdzie... Wiszca nad
jego yciem zmora jest wieczna i nieziszczalna! Ewentualnie moe zdobdzie si innym
razem. W kocu nic straconego, zapewne jest to rola, do ktrej trzeba dojrze. By moe za
szybko usiowa
architektw pani Matyld powita radosny ryk triumfu i zachwytu. Barbara, Karolek i
Janusz rozdrapywali nieco zmike, ale jeszcze niele zamroone lody Calypso. Pani Matylda
rwnie dostaa spodeczek i yeczk i z nieukrywan przyjemnoci wzia udzia w
konsumpcji sprawiedliwie podzielonych, z nieba spadych dbr. - Ale tak nie mona, prosz
pastwa - powiedziaa z odrobin zgorszenia, koczc posiek. - Panu Lesiowi trzeba
zwrci. Po ile to wypada na osob?...
Pnym popoudniem, tak okoo godziny siedemnastej, Lesio opuci stoek w barku w
Europejskim. Dusza jego pogrya si definitywnie w odmtach bolesnej rezygnacji. Nie
umia zdoby si na wspaniay, krwawy czyn, nie umia ciosem miecza rozci gordyjskiego
wza, zmarnowa miay, mski plan! Nogi odruchowo poniosy go w stron biura, a umys
usiowa znale ukojenie. Przyszo mu do gowy, e waciwie to ten plan nie by taki bardzo
mski. Od wiek wiekw trucicielkami byy kobiety, nic wic dziwnego, e on, Lesio,
stuprocentowy mczyzna, zawaha si przed tak gupi, babsk robot i wykona j raczej
niezrcznie. cile biorc wcale jej nie wykona. Myl sama w sobie bya nieza, bya nawet
bardzo dobra, ale realizacja napotkaa przeszkody, wiadczce niewtpliwie jak najlepiej o
jego mskoci. Nie udao mu si zosta morderc z przyczyn cakowiecie od niego
niezalenych. wiadomo, i wci jeszcze, wbrew wysikom, moe miao patrze w oczy
napotykanym milicjantom z jednej strony przygnbia go, z drugiej za
- Reklamow gablooooo! Umys Lesia ruszy na skrzydach cyklonu. Kto?! Kto zear
trucizn?! Paczek byo sze... Pani Matyldzie 50 groszy... Pani Matylda na pewno! Tych
troje tutaj... Barbara!!! Jk, ktry wydar si z jego ust, zaguszy niemal pienia Wodka.
Ratowa!!! Ratowa ich za wszelk cen! Moe jeszcze yj! Lekarza! Pogotowie!... Wic
jednak zosta morderc, popeni zbiorow zbrodni! Ale przecie nie chcia, wcale nie
chcia! Lukrecja Borgia niech sobie truje, krlowa Bona, Brunhilda! Ale nie on, Lesio, on nie
chcia!!!... Ze zmierzwionym wosem i bdnym spojrzeniem rzuci si do telefonu. Jedyny
bezporedni telefon, czynny ca dob, sta w gabinecie kierownika pracowni. Gabinet by
zamknity. Lesio rzuci si ku wyjciu. Ze schodw zawrci i wpad do pokoju Wodka. Pidziesit groszy!!! - rykn straszliwie. "Reklamowa gablota" zamara Wodkowi na
ustach. Wyraz twarzy Lesia mg przestraszy najodwaniejszego. Bojc si pyta o
cokolwiek, w nerwowym popiechu sign do kieszeni i wysypa na st cay posiadany
bilon. Lesio rzuci si na bilon jak sp na padlin, wygrzeba dwie pidziesiciogroszwki i
run w d po schodach. Poblady nieco i wytrcony z rytmu pracy Wodek po dugiej chwili
ochon i zgarniajc resztki monet j w zadumie rozwaa rozmaito skutkw naduycia
alkoholu. Lesio galopowa ulic w poszukiwaniu budki telefonicznej. Po trzech nieczynnych
automatach dopad wreszcie czwartego. Po gowie skaka mu jaki numer jakiego
pogotowia. - Nie rozumiem - powiedzia w
Prdzej! - Nazwisko! Adres! - Przecie mwi, e nie znam... - Wasnego nazwiska pan
nie zna? Panie, co pan? Paskie nazwisko i adres! Po drugiej stronie suchawki zapanowaa
nagle cisza. Z tej ciszy dobieg znw nieartykuowany jk. - Halo! - zawoa milicjant. Prosz poda nazwisko, kto wzywa! - Nie powiem! - zamamrota gos z jak rozpaczliw
determinacj, niepojt dla suchajcego. - Jeszcze nie teraz, jeszcze nie! - Zaraz!... Czym
zatrucie? Tego te pan nie wie? - Gronkowce... - wiono z telefonu grobowo i poczenie
zostao przerwane. Milicjant kilkakrotnie jeszcze zawoa "halo", odoy suchawk,
zastanawia si krtk chwil, po czym rozpocz oywion dziaalno. - Kiedy te osoby
jady lody i ile? - pyta lekarz pogotowia przez telefon. - Olszewskich Karolw jest dwch mwi rwnoczenie sierant, przegldajcy ksik telefoniczn. - Pietrzak Matyldy w ogle
nie ma, moe nie mie telefonu albo zarejestrowany na ma... - eby cho z jedn sztuk
znale - powiedzia z trosk podporucznik, ktry przyjmowa dramatyczny meldunek. Bobczyskiej Barbary te nie ma, ale za to Roszkowskich bez maa p strony, w tym paru
Januszw... - Ksiki meldunkowe... Czterdzieci dwie osoby wyrwano z pierwszego snu
stanowczym pytaniem o stan zdrowia i towarzystwo, w jakim ostatnio spoyway lody.
Czterdziest trzeci osob stanowi Karolek, ktrego
powiadomi si o spisku rano, jeli rwnie zostaa wczona do zabawy. Jeli za nie, to nie,
cisza, spokj i pogodne twarze. W chwili kiedy tak milicjanci w Komendzie, jak i
pielgniarka w pogotowiu odetchnli z ulg i otarli pot z cz, Lesio dociera wanie do
domu. W rce wadz postanowi odda si nazajutrz. Koataa si w nim nadzieja, e kto z
nich moe wyyje, e osob t bdzie Barbara, i chcia zachowa sobie moliwo ostatniego
na ni spojrzenia. Myl, e zginie take przy okazji pani Matylda, nie stanowia dla
najmniejszej pociechy, c mu bowiem mogo z tego przyj, skoro i tak bdzie siedzia w
wizieniu. Wybuchy rozpaczy przeplatay si w nim z przypywami apatycznego
przygnbienia. Opanowany tym ostatnim przeby pierwsze pitro powoli, przygarbiony,
trzymajc si ciany i powczc nogami, po czym w dzikim galopie wpad na drugie,
spragniony wieci o stanie zdrowia swych ofiar. Przed drzwiami mieszkania na nowo popad
w przygnbienie, dziki czemu do wntrza wkroczy niemrawo i bez efektw akustycznych,
ktre obudziyby jego on. Nowy przypyw rozpaczy zaraz za progiem sprawi, e urwa
okadk ksiki telefonicznej i wyszarpa z niej czciowo dwie strony, zanim udao mu si
znale numer informacji o wypadkach. adnego z podawanych nazwisk informujca pani
nie znaa i nie znalaza w spisie. Lesio wycign z tego tylko jeden
wniosek: wszyscy zmarli w domach przed przybyciem pomocy lekarskiej. Mia gdzie
zapisane ich prywatne numery, ale nie by teraz w stanie ich znale, nie mwic ju o tym,
e myl, jak powita jego telefon rodzina zamordowanych, zniechcaa go do jakichkolwiek
kontaktw. Wydawao mu si, e ju cay wiat zna straszliw prawd, cay wiat wie, skd
si wzi poarty przez niewinne ofiary jad, cay wiat, a by moe nawet przestrze
kosmiczna, rozbrzmiewa jego, Lesia, nazwiskiem. Przepado, popeni zbrodni! Pod
ciarem mrocznego koszmaru dusza Lesia ugia si, pada i rozpaszczya plackiem. Wraz z
dusz pad i Lesio, resztkami si dotarszy do tapczanu... Przez ca reszt nocy mczyy
Lesia koszmarne sny. Nie wiedzia, jak wygldaj gronkowce, wic widzia je rozmaicie. To
w postaci biaych karaluchw, stadami obacych wsppracownikw, to znw w postaci
glonw, pczkujcych na wszystkie strony i wyrastajcych z najprzedziwniejszych miejsc. Z
dziurek od kluczy, z kontaktw elektrycznych, z uszu i nosa pani Matyldy... Wreszcie ujrza
przed sob wielkiego gronkowca, przypominajcego z wygldu bia fok, lecego na jego
subowym stole. Gronkowiec powiedzia, patrzc na niego bkitnymi oczami w oprawie
czarnych rzs: - Kochanie, przytul mnie. Ostatni raz... Osobliwe danie monstrualnej
bakterii wstrzsno Lesiem tak, e si obudzi. Jeszcze pprzytomny, ale ju szalenie
zdenerwowany rozejrza si po pokoju i zatrzyma wzrok na zegarku. Zegarek wskazywa
sm dziesi. W pierwszej chwili chcia si zerwa w dzikim popochu, ale natychmiast
bezwzgldnie trzeba byo spowodowa podpisanie przeze projektu. Dokonanie tego przed
przybyciem inwestora wymagao nadludzkich wysikw i cakowicie przekroczyo jego
moliwoci, doprowadzajc go niemal do obdu. W jednym pokoju pogania kierownika
zespou orzekajcego zdenerwowanego tak popiechem, jak i brakiem przeoczonych przez
Lesia pieczci, w drugim za usiowa powstrzyma oczekujcego inwestora od zrobienia
potwornej awantury. W rezultacie tych poczyna obydwaj nader zgodnie nabrali gbokiej
awersji do Lesia, zachowujcego si, ich zdaniem, co najmniej niezrozumiale. Koszmar
subowy dobieg wreszcie koca i za zaopatrzonym w projekt inwestorem zamkny si
drzwi. Po porannym uczuciu szczcia nie zostao ani ladu. Blady, zmaltretowany,
cakowicie wyczerpany Lesio wyszed na urzdowy balkon i powoli zacz przychodzi do
siebie. Przekonanie, e przyczyn
chwili uczu nieznaczn pociech. Imaginacja ja snu przed jego oczami coraz ciekawsze i
bardziej atrakcyjne obrazy. Jak na doni ujrza chuliganw, napadajcych na pani Matyld,
ksajcego j zego psa, milionera amerykaskiego, polubiajcego j i wywocego na inny
kontynent, przy czym w tej ostatniej wizji pomija cakowicie zaawansowany nieco wiek
personalnej. Wszystkie te myli razem, kategoryczne postanowienie znalezienia si jutro w
pracy punktualnie, namitne pragnienie usunicia pani Matyldy gdziekolwiek, gboki al, e
nie potrafi sam tego dokaza, rosnca w jego piersi ch jakiego niesprecyzowanego czynu,
wszystko to, skbione, scementowane niejako serwowanym przez barmank pynnym
spoiwem, uczynio w jego gowie potny zamt. Wyszed z baru i optany wizj
napadajcych chuliganw uda si do Argedu, gdzie naby potwornych rozmiarw rzenicki
n. Nie by na razie pewien, do czego w n ma suy. Po zmconym nieco umyle
skakay mu oderwane strzpy rozmaitych projektw. Chuligani powinni wszak napada z
noem. Jako dziwnie mglicie wydawao mu si, e powinien zadba o ich uzbrojenie i
wyposaenie, mogliby przecie by roztargnieni albo nieprzygotowani do akcji i akurat nie
mie noa... Ewentualnie mona zagrozi nim milionerowi, w razie gdyby odmwi
polubienia pani Matyldy... Rzuci si na ni o poranku z krzykiem: "Pienidze albo ycie!"...
Nie, nie tak. "Ksika spnie albo ycie!"... Starannie ukrywszy n pod marynark,
wrci do biura tu
kroki. Kroki zbliyy si i zza swojej deski ujrza doskonale mu znane nogi piknej Barbary.
Nogi zatrzymay si nieruchomo i w milczeniu i zagapionemu w nie Lesiowi ju zacza
spywa na serce mia sodycz, gdy nagle do ng Barbary podeszy inne nogi, tym razem
mskie. Zatrzymay si za nimi, a wtedy nogi Barbary poruszyy si i odwrciy w kierunku
nowo przybyych. Nie pado ani jedno sowo. Po dugiej chwili Lesio nagle zorientowa si,
e wnoszc z pozycji czterech widocznych ng, niewidoczna dla niego sytuacja na grze
powinna mu si zupenie nie podoba. Cz ng znw zmienia pozycj i wspomniana
sytuacja zacza mu si nie podoba jeszcze bardziej. Zblad i sercem jego targna zazdro i
wcieko, a zamt w gowie spotnia i jakby nabra kierunku. Ach! Wic to tak...?! Z
szalonym wysikiem usiowa odgadn, do kogo nale owe mskie nogi. Ciemnoszare
spodnie
z tropiku nosz prawie wszyscy w pracowni, kto, u diaba, nosi do tego lekkie, dziurkowane,
szare buty z woskimi nosami?! Kto?! Kto od dzisiejszego dnia jest jego miertelnym,
znienawidzonym wrogiem?! Ktry z tych wszystkich wstrtnych, odraajcych kretynw
zosta wybrany przez pikn Barbar, nieosigaln dotychczas dla Lesia! I to a tak
wybrany!... Ach, zobaczy go, rozpozna go, a potem go zabi!!!... Ostronie, delikatnie, w
napiciu, Lesio przesun si na pododze, usiujc spojrze pod innym ktem i udao mu si
to o tyle, e ujrza kilka centymetrw wicej wszystkich ng, za to, co ujrza, sprawio, e
czerwona mga przesonia mu oczy. Ogarnity szaem niewtpliwie zerwaby si z miejsca i
niezdolny do zachowania ostronoci naraziby si na ciki uraz ciemienia, gdyby nie to, e
niezidentyfikowane nogi w szarych spodniach poruszyy si nagle i uczyniy krok w kierunku
wyjcia. Zatrzymay si, jakby zapraszajco, nastpnie uczyniy wicej krokw, a nogi
Barbary posusznie poszy za nimi. Z panujcej ciszy Lesio wywnioskowa, e znw si
zatrzymay. Straszliwe katusze moralne przekroczyy ju wrcz jego wytrzymao, kiedy
nagle od strony korytarza rozlegy si gosy, a wraz z nimi usysza, jak rostaj si cztery
interesujce go nogi. Odetchn lej, odczu co w rodzaju nikej ulgi i pilnie pocz
wsuchiwa si w gosy, majc nadziej odgadn waciciela tajemniczych koczyn
zwizanych z Barbar. Niestety, gosw byo kilka, a na domiar zego adnego z nich Lesio
nie umia rozpozna. W pracowni znw zapanowaa cisza. Pomimo to siedzia dalej
przesta zwraca uwag na upyw czasu i niewygod. Niemal zapomnia, gdzie i po co siedzi.
W zamyleniu wyj papierosa, woy do ust, sign po zapaki... - Cholera cika! usysza nagle w drzwiach zniecierpliwiony gos naczelnego inyniera. - Popatrz, Andrzej,
znw to samo! Co te cierwa sobie myl, wszystkie okna zostawili pootwierane! Zamknij
tutaj, a ja pjd sprawdzi u kosztorysiarzy. Lesio zamar z zapakami w rku. Uprzytomni
sobie nagle, e nie sysza krokw naczelnego inyniera, ktry przecie odezwa si w progu
pokoju. Nie sta tu chyba cay czas? I tamtych krokw tamtych ng we woskich butach te
nie sysza! Ach, za wszelk cen musi zobaczy nogi naczelnego inyniera! Andrzej
zamkn okno i balkon i wyszed. Lesio tylko na to
czeka. Natychmiast wylaz spod stou i z gorczkowym popiechem pod drugim stoem
przepezn na czworakach do drzwi. Ostronie, tu przy ziemi, wystawi gow i spojrza.
Naczelny inynier sta w pokoju personalnej przy drzwiach wejciowych i byo go wida
tylko od gry. Mia wprawdzie ciemne spodnie, ale Andrzej te mia ciemne spodnie,
wszyscy, jakby si umwili, nosili takie same spodnie, a butw Lesio w aden sposb nie
mg dojrze! Wci na czworakach, z gow wystawion za drzwi, z gbokim alem
przyglda si, jak tamci opucili biuro i zatrzasnli za sob zamek. Zosta sam. Z ulg
podnis si wreszcie i wyprostowa. Do jutra rana mia teraz mnstwo czasu. Ten czas
wlk si niemiosiernie. Wytrzewiawszy prawie cakowicie Lesio zgodnia okropnie, o
kupieniu czego do jedzenia zapomnia, a wychodzi mu si nie chciao. Obszed ca
pracowni, znalaz kawaek starego suchego chleba i nieco zjeczaego masa, zjad to, popi
wod, nastpnie zdj z pki wielki, cepeliowski wazon i pogrony w nadzyczaj
skomplikowanych rozmylaniach zacz na nim ostrzy swj rzenicki n. Naostrzywszy
n, wyszuka w szufladzie niezbyt dugi kawaek grubego sznura, obejrza go z pewnym
powtpiewaniem i nie widzc na razie sposobu uycia go, odoy razem z noem. Do
wieczora cigle wydawao si daleko. Z nudw Lesio podszed do swojego stou i obejrza
rozpoczty rysunek. Z nudw wzi do rki owek i postawi kresk. Przyjrza si jej i
postawi drug. Obie kreski znajdoway si na waciwych miejscach i zachcony tym Lesio
j
zapiewa gromko, a zarazem rzewnie, i ju nawet otworzy usta, zamierzajc wyda z nich
imponujcy ton, w tym momencie jednake straci rwnowag i zlecia na ziemi, dziki
czemu nieprzeparta ochota do piwu ulega zmniejszeniu. Dotar wreszcie na tyy wasnego
biura i pozostao mu do zdobycia ju tylko okno na klatk schodow. W chwili kiedy zblia
si do tego okna, usysza szczekanie psa i przypomnia sobie, e cie ma psa, ktrego w
nocy puszcza wolno na podwrze. Pies wypad z ciemnej bramy i szczekajc przeraliwie
pdzi prosto do Lesia. W normalnych warunkach, w nienajlepszej kondycji i bez adnego
dopingu forsowanie wysoko umieszczonego okna trwaoby zapewne do dugo i
wszystko razem i okazao si, e byo tego za duo. Konieczno ukrycia obecnoci w biurze,
napad na personaln, chuligani, tajemniczy wielbiciel Barbary... W gowie uczu potny
chaos i konieczno jakiego dziaania poderwaa go z miejsca. Wyrwany ze snu, jeszcze
pprzytomny, chwyci do rki lecy obok n, oko jego pado na sznurek, chwyci wic i
sznurek i chcia si zerwa, nie bdc pewny czy ma ucieka, czy te raczej powinien rzuci
si na wchodzc personaln, ktra zawsze przychodzia do biura pierwsza. Nim zdy
rozstrzygn t wtpliwo, drzwi otworzyy si i stan w nich naczelny inynier.
Na wp poderwany Lesio by jeszcze bardzo bliski podogi, si rzeczy wic wzrok jego
pad przede wszystkim na buty naczelnego inyniera. Szare, woskie, dziurkowane, dobrze
mu znane buty... Naczelny inynier znieruchomia w drzwiach, poraony niepojtym
widokiem, jaki pojaw si jego oczom. Siedzcy na pododze, zapltany w liczne fartuchy
Lesio, w slipach, z wielkim, rzenickim noem w jednej i lin okrtow w drugiej rce, z
dzikim wzrokiem, utkwionym w jego butach... Naczelny inynier mimo woli te spojrza na
swoje buty, potem na Lesia, a potem pomyla sobie, e chyba ma halucynacje od tego upau.
Goy Lesio, z noem, w pracowni osobicie wczoraj przez niego zamknitej, to przecie jest
co zupenie niemoliwego. Wstrznity widokiem butw Lesio trwa cigle nieruchomo w
tej samej pozycji. Ju nawet nie pomyla o tym, e w tych drzwiach powinna bya ukaza si
personalna, nie za naczelny inynier. Za to byskawicznie pomyla, e sam los wyda wyrok
i zamiast rozstrzyga te jakie skomplikowane kwestie po prostu zamorduje naczelnego
inyniera. Powoli przenis dziki wzrok z jego butw na twarz. Naczelny inynier poczu
lekki niepokj, zrodzio si w nim bowiem podejrzenie, e Lesio z gorca zwariowa. By
jednak czowiekiem odwanym, wszed wic do pracowni i zamkn za sob drzwi. - Na
lito bosk, co pan tu robi? - spyta z niebotycznym zdumieniem. Lesio uczyni ruch, eby
si zerwa i rzuci na niego jak ry, tygrys, pantera lub te inne tego rodzaju zwierz, ale nie
zdy. Naczelny inynier dosta dubla drzwiami i w
korytarzu stan kierownik pracowni. Otworzy usta, eby powiedzie "przepraszam", ale nic
nie powiedzia, bo wzrok jego pad na Lesia, co sprawio, e osupia nie mniej ni naczelny
inynier i sowa mu na tych otwartych ustach zamary. Rwnoczenie wzrok Lesia pad na
buty kierownika pracowni i Lesio te osupia, bo kieronik pracowni mia identyczne szare
buty z woskimi nosami. Wszyscy trzej trwali w milczeniu, patrzc na siebie osupiaym
wzrokiem. Naczelny inynier pierwszy odzyska przytomno umysu, bo ju zdy si
nieco oswoi z sytuacj. Poruszy si i podszed do lesia. - Co pan tu robi? - powtrzy. Co to znaczy? - spyta oszoomiony kierownik pracowni. - Panie Lesiu, pan tu nnocowa? W
samym fakcie nocowania nie byoby nic niezwykego, niejednokrotnie bowiem pracownicy
biura, przycinici terminami, spdzali noce w pracowni. Na og jednak nikt z nich nigdy
nie spa na korytarzu, na kupie fartuchw, w slipach i na dobitek z rzenickim noem w rku.
Jak rwnie nikt z nich nigdy nie patrzy na gwnego zwierzchnika takim wzrokiem... Buty - powiedzia Lesio niewyranie. - Co? - spyta kierownik pracowni. - Buty -
powtrzy Lesio. - Skd pa ma takie buty? Kierownik pracowni i naczelny inynier spojrzeli
na siebie z rosncym niepokojem. Przed sob widzieli wyrane objawy pomieszania
zmysw. - Jakie buty? - spyta mimo woli kierownik pracowni. - A o, takie - odpar Lesio i
wskaza noem jego nogi. Obaj, kierownik pracowni i naczelny inynier, spojrzeli jak
Ale absolutnie nie rozumiem, jakim cudem przenikn przez zamknite drzwi pracowni!
Oknem przecie nie wszed, trzecie pitro! - Nie wszed pan oknem? - spyta nieufnie
kierownik pracowni, ktry by zdania, e po pijanym mona si spodziewa wszystkiego. Nie wiem - odpar Lesio stanowczo. - No dobrze, a po choler panu ten n?! Lesio z
zaciekawieniem obejrza n, usiujc udawa, e widzi go na oczy po raz pierwszy w yciu.
- Nie wiem - powiedzia konsekwentnie. - Czy pan jest pewien, e pan nim wczoraj nikogo
nie zarn? Lesio ju chcia powiedzie "nie wiem", ale przyszo mu do gowy, e jeli
przypadkiem tej nocy kto kogo gdzie zarn, to bdzie na niego, i czym prdzej zmieni
zamiar. - Wykluczone - powiedzia. - Nie miaem go przy sobie. - A gdzie pan go mia? Nie wiem. - Nie dogadamy si z nim - powiedzia przygnbiony naczelny inynier. - Moe
niech najpierw wytrzewieje? - Susznie. Panie Lesiu, niech pan wstanie i niech pan co
zrobi. Niech si pan umyje. - Nie mog, nie ma wody. - Na pirwszym pitrze jest woda.
Niech si pan ogoli, napije kefiru, nie wiem ju co, ale nie bdzie pan przecie tak lea tutaj
cay dzie! Suszno tej uwagi dotara do Lesia poprzez mur otpienia. Pomyla chwil,
podnis si z podogi, popatrzy na n i z niejakim alem odoy go na st. Nastpnie
pozbiera fartuchy i razem z wasn odzie uda si do szatni. Kiedy z niej wyszed ju
ubrany, personalna siedziaa na swoim
miejscu. Peen rozgoryczenia Lesio podpisa bez sowa list obecnoci i pody do fryzjera.
Kierownik pracowni i naczelny inynier siedzieli w gabinecie przy stole i przez dug chwil
patrzyli na siebie w milczeniu wzrokiem penym niepokoju. - Myli pan, e mu
zaszkodzio? - powiedzia z trosk kierownik pracowni. - Jeeli ten upa si nie skoczy, to
moliwe, e wszyscy dostaniemy fijoa - odpar naczelny inynier przygnbionym gosem. Widocznie on jest najbardziej podatny. - Co on mg mie na myli? I co on widzia w
naszych butach? - Moe mia ostatnio trudnoci z nabyciem obuwia? Jak pan sdzi, czy on
tego noa jako nie zuytkowa? - Mam nadziej, e nie. Skd on go wytrzasn? Wie pan
co, ja mu ten nn zabior i schowam na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo... Musz si
panu przyzna, e mi si jego wyraz twarzy okropnie nie podoba. - Niech pan schowa.
Trzeba si dzisiaj do niego agodnie odnosi... Po wizycie u fryzjera, wypiciu kefiru, klina i
duego piwa, Lesio wrci do biura w promiennym humorze. Czu si dziwnie pozytywnie
nastawiony do ycia i dziwnie negatywnie do pracy. Beztrosko poddajc si osobliwemu
nastrojowi spdzi czas jaki siedzc przy stole i rozmarzonym wzrokiem cigajc Barbar,
nastpnie za popad w zapa twrczy, chwyci kawa kalki i mikki owek i zacz rysowa
jej portret. Zasadniczo by impresjonist, a wpywy surrealizmu i abstrakcjonizmu toczyy w
jego duszy walk ze zmiennym wynikiem. lady tej walki bez trudu daway si dostrzec w
tworzonym wanie portrecie. rdo natchnienia nie
- Pozwoli pan zoy sobie wyrazy ubolewania. Przebywa caymi dniami w jednym pokoju
z czym, co pan tak widzi, to doprawdy koszmar! Gorco panu wspczuj! Myl, e du
ulg bdzie dla pana mc na to w miar monoci nie patrze! Odwrcimy pana st i od dzi
poczwszy bdzie pan siedzia tyem do mnie! Karolek zacz si mia z nietaktownym
brakiem opamitania. Zaintrygowany Janusz przyczy si do grupy nad stoem Lesia i sta,
nic nie mwic, raony stworzon przez artyst wizj kobiety. Kto nastpny zajrza do
pokoju i wszed, widzc, e dzieje si co interesujcego. Po chwili nad stoem Lesia stao ju
siedem osb. Jako nastpni dobili kierownik pracowni i naczelny inynier. - Co to jest? spyta ciekawie naczelny inynier. - Portret Barbary - wyjani uprzejmie Karolek.
Naczelny inynier i kierownik pracowni spojrzeli na siebie ze zgroz w oczach. Potwierdzay
si ich najgorsze podejrzenia. - wietne - powiedzia kierownik pracowni troch niepewnie.
- Doskonale pan to uchwyci. Ta charakterystyczna deformacja... - Co takiego? - przerwaa
mu Barbara zimno. - Co ty powiedzia? Kierownik pracowni uprzytomni sobie nagle, e
nie ma wyjcia. Z jednej strony niebezpieczny szaleniec, w ktrego rku na wasne oczy
widzia rzenicki n, a z drugiej rozwcieczona i nieobliczalna furia. Przez moment mia
ochot po prostu uciec, ale natychmiast uczu, e nie moe tego uczyni, poniewa jest
kierownikiem pracowni i musi ponie konsekwencje zajmowanego stanowiska. Niepewny
rezultatu z determinacj zwrci
si do furii. - Mam z tob pewn spraw do zaatwienia. Pozwl, wyjdmy std... Opuci
pokj wraz z Barbar, pozostawiajc nad obrazem naczelnego inyniera, ktry, otrzsnwszy
si z pierwszego szoku, ku nieopisanemu zdumieniu obecnych, j ich nagle z zapaem
bym ci w ogle radzi omija j z daleka. - Widz, e wam te kanikua zaszkodzia powiedzia Lesio z uraz. - O co wam chodzi? - Dobrze, dobrze, nie udawaj. Przed nami
moesz si nie wygupia. Rozumiem Matylda, rozumiem Hipcio, Zbyszek, ale my? Za co
nas masz, za winie? Przyznaj si, gdzie j schowa. Wyniose do domu? - Czytae do
poduszki? - zainteresowa si Karolek. - Chyba nie spali jej pan w piecu? - zaniepokoia si
Barbara. - Tam byy takie ciekawe rzeczy! Po dugiej dopiero chwili Lesio poj, co si stao,
i wie porazia go jak grom z jasnego nieba! Ksika spnie zagina w tajemniczy sposb
i na niego pado podejrzenie o kradzie. Oszoomia go cakowicie nie tyle sama informacja,
ile myl, e mu to proste wyjcie nie przyszo wczeniej do gowy. Jeszcze przez nastpn
dug chwil nie mg ogarn umysem ogromu zmiany, jaka zasza w jego yciu zupenie
bez jego udziau!...
Ksika spnie wpada jak kamie w wod. Caodzienne poszukiwania, w ktrych
oprcz pani Matyldy brali udzia wszyscy pracownicy, nie day podanego efektu, by moe
dlatego, i nikt, poza personaln, nie szuka szczeglnie gorliwie. Zaginiony dokument nie
cieszy si sympati uytkownikw i jego dematerializacja wzbudzia ogln cich rado Na
podejrzanego o to przestpstwo Lesia zaczto patrze przychylnym okiem, zgodnie uznajc,
e przytrafi mu si znakomity pomys. Wyjtek w tym zgromadzeniu stanowia pani
Matylda. Wyzuta z ludzkich cech zapewne ju w
kilka tygodni! Stosy arkuszy z prbkami kolorw pitrzyy si ju na jego stole i gray ca
gam barw, kiedy spad cios. Nie podejrzewajc nic zego, szczliwy, beztroski i jak
zwykle spniony Lesio wszed do biura, podpisa list i zmartwia. Radosnym gestem
personalna podawaa mu ksik spnie! - Jak to?! - jkn Lesio rozdzierajco. - Znalaza
si?! - Jak pan widzi. Znalazam j dzi rano. - Gdzie?!!!... - Niech pan sobie wyobrazi, w
szafie. Leaa na samym wierzchu. Zupenie tego nie rozumiem, musia chyba kto
podrzuci. Pani Matylda promieniaa blaskiem, a na Lesia pad mrok. Twrczy zapa opuci
go jak rk odj. Dowlk si do swojego stou i pad na krzeso, z tp rezygnacj patrzc
na rozpostart przed nim tcz. Niedugo jednak trwa ten stan rzeczy. W dwie godziny
pniej na pracowni spada znw okropna wie. Zgina ksika tajnych dokumentw!
Zmaltretowana dusza Lesia dostpia nikej pociechy na myl, e koacz si jeszcze na
wiecie jakie resztki sprawiedliwoci. Pani Matylda zacza zdradza objawy rozstroju
nerwowego. Nie robia ju nic innego, tylko przewracaa do gry nogami cay swj subowy
stan posiadania w poszukiwaniu cennego dokumentu, w gabinecie za siedzia rwnie nieco
zdenerwowany kierownik pracowni, pracowicie wertujc odnalezion ksik spnie i
szukajc w niej jakiego ladu, ktry by wytumaczy tajemnicz kradzie. Przez kilka
nastpnych dni personalna szukaa, kierownik myla, a Lesio beznadziejnie
nie odrywa si od pracy. Nike uznanie, byskajce chwilami w piknych oczach Barbary,
przyprawiao mu skrzyda. W momencie kolejnej odmiany, to znaczy ponownego
odnalezienia ksiki spnie i zagubienia ksiki tajnych dokumentw, kolorystyka wntrz
bya ju waciwie skoczona. Zdumiewajce kradziee urzdowych rkopisw, nie
wiadomo dlaczego tak nierozerwalnie ze sob powizanych, byy tematem dnia. Nikt nie
umia ich wytumaczy i w kocu zdecydowano, e jednak kradnie Lesio, ktry wykaza si
wszak najwyraniejszym pomieszaniem zmysw. - Rozumiem, e kradnie ksik spnie
- powiedzia w zamyleniu naczelny inynier do kierownika pracowni. - Ale po choler mu
ksika tajnych dokumentw? - Moe dla zamaskowania? - powiedzia kierownik. - Taki
kamufla? Moliwe. Tylko po co j podrzuca z powrotem? - Pojcia nie mam. Ja go w
ogle, wie pan, nie mog zrozumie. I gdzie on je trzyma? Przecie za kadym razem
przeszukujemy ca pracowni! - Do domu ich nie wynosi, za to mog rczy, bo specjalnie
na niego uwaam. Oknem wyrzuca czy co? - Oknem? z trzeciego pitra?... Jako by si to
chyba na nich odbio. Ale najdziwniejsze ze wszystkiego jest to, e od czasu tych kradziey
on zacz bardzo przyzwoicie pracowa. Wie pan, e nawet jestem zaskoczony. Nie
przypuszczaem, e to taki zdolny facet, on ma wietne pomysy. Gdyby cay czas tak
pracowa, to ju nawet bybym gotw wybaczy mu te ustawiczne spnienia... Opinia o
Lesiu ulega ju
dziaaniach rachunkowych prac, za oknem czarowny, letni wieczpr, ktry wolaaby zupenie
inaczej wykorzysta, wewntrz siebie intensywne uczucie prozaicznego godu i dziwaczne
zachowanie Lesia denerwowao j jeszcze dodatkowo. - No to co? - powiedziaa z furi. To przez to pan wrs w podog? Tak sowa, jak i ton wypowiedzi nasuny Lesiowi
mgliste wraenie, e chyba jest co niedobrze. Jako niezupenie tak miaa wyglda
wymarzona chwila. Uczucia jego jednake byy wielkiej miary, nie rezygnowa wic, tylko
pochyli si nieco ku ukochanej i wbi w ni uwodzicielski wzrok. - Ja pani uwielbiam... wyszepta pomiennie. Barbara wzruszya ramionami, przyjrzaa mu si z politowaniem i
popukaa palcem w czoo. - Upa panu zaszkodzi - powiedziaa zimno. - Zreszt, jak pan
chce, to niech pan uwielbia, ale przy swoim stole. Ja nie mam czasu na wygupy. Odwrcia
si na powrt i podja prac. Lesio sta nadal, zgity niby w ukonie, wpatrzony
uwodzicielskim spojrzeniem w szczegy drzwi elaznych, ktre pojawiy si w miejscu
odsunitej sprzed jego oczu potylicy. Lodowate tchnienie zmrozio mu serce, potgujc
wraenie, e jest co niedobrze. - Taka pikna, a taka okrutna - szepn z tragicznym
wyrzutem. Od wygicia w ukonie zdrtwia mu krgosup, wyprostowa si zatem i sta
jeszcze przez chwil, usiujc wymyli nastpne dyplomatyczne posunicie. Jako nic mu
nie przychodzio do gowy. Oddali si wic wreszcie, usiad na swoim miejscu i patrzc na
Barbar westchn tak, e sfruno mu ze stou zarzdzenie wewntrzne numer sto siedem.
Upragniona chwila widocznie jeszcze nie nadesza, nie straci jednak nadziei, e kiedy
nadejdzie. Ten gaz w postaci kobiety kiedy przecie zmiknie. Postanowi nie rezygnowa.
Kropla dry ska, nie dzi, to jutro, nie jutro, to pojutrze jego uczucie trafi wreszcie do tego
kamiennego serca. Czas pyn, nie przynoszc adnych pozytywnych zmian. Wysiki Lesia
wci nie daway podanych rezultatw. Pomimo przesiedzenia w pracowni niezliczonych
godzin nadliczbowych, pomimo westchnie, ktre, razem wzite, zoyyby si na niezy
huragan, pomimo tysica powczystych spojrze nie posun si ani o krok naprzd.
Przeciwnie, wszystko wskazywao na to, e z popiechem czyni liczne kroki do tyu.
Zaabsorbowany uwodzeniem poniecha zainteresowania prac. Nastpny projekt by ju w
peni rozkwitu, Janusz i Karolek zaczli rysunki robocze, Barbara pogrya si w
szczegowym opracowaniu terenu, a Lesio nic. Dajcy si wyczu w atmosferze element
popiechu umkn jego uwadze. By zreszt zdania, i jego talent objawi si ju w stopniu
najzupeniej wystarczajcym, eby mg teraz pozwoli sobie na dowolne zaniedbanie
gupiej dziaalnoci subowej i zgodnie ztym przekonaniem zaniedba jej cakowicie.
Zdanie Lesia byo jednake odosobnione. Cae otoczenie miao na ten temat pogldy
najzupeniej odmienne. Janusz coraz czciej wydawa z siebie co jakby wcieky warkot,
Barbara patrzya nieyczliwie i ze wstrtem, kierownik pracowni za, ogldajc mietnik na
stole Lesia, kiwa ponuro gow. - Wie pan, e ja ju do niego
nie mam siy - zwierzy si w gabinecie naczelnemu inynierowi. - Po tym zrywie znw
kompletnie oklap. Nic nie robi, spnia si codziennie, a tu przecie terminy na karku. - A
to jest taki zdolny chopak - odpar naczelny inynier w zamyleniu. - W tym co jest. Moe
on jest chory? - Chyba umysowo - powiedzia kierownik pracowni w zdenerwowaniu. - Ju
sam nie wiem, co z nim robi. Da mu nagan czy pochwa, czy co? Wyrzuci go szkoda, bo
sam pan widzia, te wntrza zrobi nadspodziewanie wietnie. Cigle mam nadziej, e co na
niego wpynie... Zapatrzony w Barbar Lesio po dugim okresie uwodzicielskich wysikw
zacz mglicie dostrzega, e znw jest co nie w porzdku. Ju wygldao na to, e si na
nim poznali, e go prawie docenili, e obudzi w nich trway podziw i szacunek, a tu nagle,
nie wiadomo dlaczego, wyranie co si psuje. Znw zaczynaj si nad nim znca, Janusz w
idiotyczny sposb czepia si o rysunki robocze, kierownik pracowni gldzi co o
spnieniach, a Barbara si opiera. Dlaczego ona si opiera?... I w ogle czego oni
wszyscy chc? Przecie chyba wiadomo, e taki czowiek jak on nie moe angaowa si
twrczych w jakie tam gupie szczegy budowlane, kiedy tu obok, pod nosem, ma taki
kwiat, tak kwintesencj kobiecoci, ktrej absolutnie nie moe zostawi odogiem, ktr
musi posi, uwie, zdoby, roznamitni!... Dopiero jej uczucie, jej uwielbienie ugruntuje
w nim talent, ktry ju da zna o sobie, a teraz tylko czeka stosownej chwili, eby bysn
wspaniaym, olepiajcym pomieniem! Talent czeka, kierownik
wcieka furia. - Powiedzcie mu, bo jak ja mwi, to on nie rozumie! Powiedzcie mu, e jak
mi tu jeszcze raz stanie jak ten pie, jak zy duch, jak wyrzut sumienia, to przysigam, e mu
zrobi co zego! - Chyba ju mu zrobia? - zauway uprzejmie Karolek. Janusz przyjrza
si poszkodowanemu z umiarkowanym zaciekawieniem i znw pochyli si nad rysunkiem.
patrze na ohydny obraz. Rozszalae myli wykonyway mu w gowie jaki obdny dance
macabre. Po bardzo dugim czasie z absolutnego chaosu wyonia si wreszcie jedna i
przybraa posta kategorycznej, niezomnej, niezachwianej decyzji. Zrezygnowawszy
definitywnie z personalnej pospnie zdeterminowany Lesio postanowi sobie, e zamorduje
naczelnego inyniera...
Zbrodnicze zamiary powoli zaczynay stawa si dla Lesia chlebem powszednim i
do zwracania uwagi na gupie drobiazgi. - adnej rubki. Cholera. Nie wyrysuje - mwi z
zakopotaniem Janusz, wykorzystujc chwilow nieobecno Lesia i ogldajc nastpny
rysunek. - adnego zamka! Zakotwienia w ogle pomija! Da mu, eby uzupeni? Jak
mylicie? - Lepiej nie - poradzi Karolek. - Moe si zrazi. Zasuwa jak szatan, niech robi
bez rubek. Uzupeni to wszystko aden problem, a ostatnio wzi takie tempo, e chyba
skoczymy przed terminem. - Byle mu si tylko nie odmienio - zatroska si Janusz. Tote wanie. Lepiej z nim ostronie postpowa. Jak tak dalej pjdzie, to zobaczycie, on w
kocu nagrod dostanie... Lesio tymczasem rozmyla o zbrodni. Z mciw satysfakcj
rozwaa rozmaite sytuacje, ktrych kocowym akcentem nieodmiennie bya tragiczna
mier wroga. Postanowi przygotowa wszystko z najdoskonalsz starannoci, eby si ju
nie wygupi tak, jak przy personalnej. Teraz si ju nie cofnie, o nie! Poniecha myli o
zuytkowaniu w morderczych celach terenu biura i przenis rzecz w plener. Naczelny
inynier mieszka na peryferiach, w pobliu fortu mokotowskiego, wrd gstej zieleni,
obrastajcej jednorodzinne wille. Lesio uzna, i najlepiej bdzie dokona na niego napadu o
jakiej pnej godzinie, gdzie w okolicach jego domu. Naczelny inynier ostatnio pracowa
do pna w noc i nic nie stao na przeszkodzie, eby mu rozbi gow cikim przedmiotem
w chwili, kiedy bdzie wraca pustymi ulicami. Rozpoznania terenu przyszy zbrodniarz
wprawdzie nie przeprowadzi, ale za to
desek i co jaki czas odpiowywa z nich pracowicie po kilka kawakw, zgrzytajc zbami
nie gorzej ni pi. W nastpnym sklepie, do ktrego uda si po zoeniu sobie przysigi, e
niczego wicej kupowa nie bdzie, okaza si jedynym klientem. Sprzedawca w braku
innego zajcia przyglda mu si bacznie, warunki wic najwyraniej w wiecie nie sprzyjay
kradziey. W M$h$d elazem z kolei by tok. Motki stay na ladzie, wystawione na pokaz.
Wpatrzony z pozorn uwag w kolekcj zamkw i kluczy Lesio j na olep maca rk w
kierunku upragnionych przedmiotw, w wyniku czego zrzuci na arkusz blachy pudeko ze
rubami. ruby na blasze narobiy tak piekielnego haasu, e, dokadnie zapamitany przez
wszystkich obecnych, Lesio poniecha myli o przestpstwie take i w tym sklepie. W
nastpnym postanowi zadziaa energiczniej. Rezultatem dziaania byo uprzejme
zainteresowanie ekspedientki, ktra powiedziaa do niego: - Czterdzieci siedem zotych. Co? - spyta Lesio, wzdrygnwszy si gwatownie. - Te motki, po czterdzieci siedem.
Innych nie ma. - adnego motka nie chc! - odpar Lesio stanowczo i z uraz i porzucajc
skrzynk pen motkw, z ktrych jeden usiowa przed chwil nieznacznie sobie
przywaszczy, czym prdzej opuci niesympatyczny sklep. Szed ulic zniechcony i
zdenerwowany, bliski niemal rezygnacji z tak komplikujcych si zamiarw, z rosncym w
duszy poczuciem beznadziejnoci wysikw, kiedy nagle wpadli mu w oko robotnicy,
naprawiajcy jezdni. Tu przy znaku
informujcym o robotach drogowych sta sobie nie tyle motek, ile potworny mot do
rozbijania kamieni. Na ten widok pochmurne oblicze Lesia rozpromienio si radosnym
blaskiem i wiara w siebie na nowo zakwita mu w sercu. Zatrzyma si, obejrza bystrze
pracujcych opodal robotnikw, oceni sytuacj i czynic dziwne zygzaki stanowczym
krokiem zbliy si do mota. Zamiarem jego byo stworzenie pozoru beztroskiego przejcia
przez jezdni akurat w tym miejscu, po czym mot powinien by znale si w jego rku. Tak
si te stao, z t tylko niewielk rnic i beztroskie przejcie Lesia przez jezdni, ogldane
przez stojcego na chodniku, w cieniu drzewa, milicjanta, uczynio na tym ostatnim wraenie
takswka, z ktrej wysiad naczelny inynier. Nim przeszed przez trawnik i dotar do
schodkw, takswka ruszya i ja si oddala. Naczelny inynier otwiera kluczem swoje
drzwi, a za nim Lesio, wylazszy z krzeww, skrada si ostronie i cicho, jak dziki zwierz,
tym bardziej do podobny, e, nie wiadomo po co, na czworakach. Na czworakach wbieg na
schodki i wyprostowa si dopiero za plecami rywala. To nie Lesio uczyni potny
zamach! To mot sam skoczy do gry, pocigajc za sob jego rk i mot sam, straszliwym
ciosem, trafi w czaszk ofiary! Naczelny inynier, padajc, wyda z siebie przeraliwy jk,
tak gony, e Lesia na chwil wrcz sparaliowao.
Wszystkie nastpne wydarzenia byy jednym, koszmarnym snem. Jak przez mg ujrza si w
sali sdowej, na awie oskaronych, w uszach zabrzmiay mu jakie straszne sowa i nagle
poj, e te sowa to jest wyrok. Nieodwoalny, nieodwracalny wyrok, skazujcy go na
doywotnie cikie wizienie... Jedyne uczucia, jakich doznawa, to byo przeraenie i
Lesio nie mia si jeszcze poruszy. Ze wzruszenia zabrako mu tchu. Lea z bolcym
okciem pod fotelem i
- Ciesz si, panie Lesiu... - powiedzia serdecznie i urwa. Dziki, sposzony wzrok Lesia,
rzucane wok nieprzytomne spojrzenia, tragicznie blada twarz, zaniepokoiy go i sprawiy,
e nieco straci wtek. - Ciesz si... - powtrzy niemrawo i niepewnie. - Ciesz si... Lesio
by u szczytu napicia nerwowego. Nie rozumia ani sowa z tego, co mwi kierownik
pracowni. Z kierunku jego spojrzenia wywnioskowa tylko mglicie, e mwi do niego, a
uczynion przeze przerw poj jako oczekiwanie na odpowied. Nie chcc si zdradzi z
dramatycznym stanem ducha, postanowi udzieli jakiejkolwiek. Otworzy usta raz i drugi
bezskutecznie i wreszcie udao mu si wydoby z siebie gos. - Gdzie Zbyszek?!... wyjcza chrypliwie z akcentem nieopisanej rozpaczy. Kierownik pracowni poczu, e mu
si robi dziwnie gorco. Niezrozumiay stan Lesia zacz mu si udziela. Utkwi w nim
wzrok, w ktrym osupienie mieszao si ze zgroz. - Ciesz si... - powtrzy, zdajc sobie
spraw, e mwi co bez sensu, ale nie mogc si ju opanowa. - Ciesz si... e gdzie
Zbyszek... Co?... Jak to, tu Zbyszek! - doda popiesznie, z uczuciem najwyszej ulgi widzc
wchodzcego naczelnego inyniera. Naczelny inynier wszed nie przewidujc nic zego i
zdziwi si, ujrzawszy utkwione w sobie wszystkie spojrzenia. Zaskoczony zatrzyma si w
drzwiach i w tym momencie Lesio odzyska wadze fizyczne i umysowe. - Kochany!!! rykn rozdzierajco i pad w objcia niedoszej ofiary, pokrywajc w upojeniu jej twarz i
popiersie
moglimy wreszcie wyrazi panu uznanie za prac - powiedzia serdecznie, ciskajc jego
do. - Mam nadziej, e to nie ostatni raz. Ufam, i niejednokrotnie bdziemy mieli takie
okazje... Oszoomiony Lesio z trudem oderwa na chwil wzrok od naczelnego inyniera i
popatrzy na kierownika pracowni z nabonym skupieniem. - Nigdy wicej! - powiedzia
uroczycie i z moc. - Za adne skarby wiata! Nigdy wicej!... Kierownik pracowni, ktry
wanie przed chwil doszed do wniosku, e ze strony Lesia nic go ju zdziwi nie zdoa,
teraz, na te niezwyke sowa, zwtpi w stan wasnego umysu...
ktrego wprawdzie nie tylko nie zrozumia, ale nawet nie potrafi odczyta, ktry jednake,
co wiedzia z ca pewnoci, by najbardziej pochwalny ze wszystkich. Widzia si w
otoczeniu wysokich dostojnikw pastwowych skadajcych mu gratulacje, na piersi czu
ciar odznacze i medali, a wreszcie przyni mu si sam premier, zatrzymujcy przed nim
czarnego mercedesa, wysiadajcy i publicznie, na gsto zaludnionej ulicy, skadajcy mu
osobicie wyrazy najgbszego uznania. Wyniona osobisto staa si ostatni kropl i
kierwonik pracowni bez trudu zarazi swoim entuzjazmem cay zesp. Przeszo trzy
miesice trwaa wytona praca przy konkursie. Przeszo trzy miesice okoo dwunastu osb
zaniedbywao zwyke zajcia subowe, z powiceniem oddajc si precyzyjnym
kreleniom, lepieniom, malowaniom, oprawianiom i przeliczaniom, wydatkujc na ten cel
ostatnie fundusze, nie pic po nocach, tracc siy i zdrowie. Kierownik pracowni, wcielajcy
w ycie swoj olniewajc wizj, dopingowany inwencj twrcz, przyoblekajcy w realny
ksztat wypieszczone marzenia, do ostatniej chwili zmienia, ulepsza i przerabia, nie
zwaajc na upyw czasu. I oto nagle okazao si, e bezlitosny czas jako niepostrzeenie
upyn i nadesza ostatnia doba. Ostatnia doba zaznaczya si czym w rodzaju koca
wiata, trzsienia ziemi i dantejskiego pieka, razem wzitych.
O sidmej wieczorem imponujca makieta terenu bya na ukoczeniu. Janusz i Karolek
zbijali deski na skrzyni, w ktrej miaa zosta
dziwnej przesyki nie dzisiejsz dat, a wczorajsz. - Ptorej godziny! - szlochaa pani
Matylda. - Ptorej godziny!... I cae ycie!... Co dla pani znaczy
sowa wrci do zaniedbanych zwykych zaj. I tu si zacz nowy dramat. Przez trzy
miesice umowy z inwestorami leay odogiem, przerobu nie byo, premii tym bardziej, a za
to sypny si kary konwencyjne za niedotrzymanie terminw. Na szczcie nie byy zbyt
wysokie, bo, acz kierownik pracowni, zajty artystycznymi wizjami, straci przytomno
umysu i zainteresowanie dla przyziemnych tematw, to jednak czuwa naczelny inynier,
ktremu co najmniej do poowy konkursu udao si zachowa zdrowe zmysy i jasno
spojrzenia na sprawy subowe. Opracowany przeze plan dziaania na najblisze p roku
pozwala ywi nadzieje, e przy intensywnym wysiku pracownia znw stanie na nogach,
pod warunkiem wszake uzyskania dostatecznej iloci zlece. Dostateczna ilo zlece za
bya nader wtpliwa, zdegustowani bowiem niedotrzymaniem terminw inwestorzy usunli
si na ubocze i nie wykazywali podanej inicjatywy. W ten sposb wygranie konkursu i
otrzymanie zlecenia na realizacj stao si palc potrzeb i jedynym wyjciem z
zagmatwanej sytuacji. W oczekiwaniu na odlege jeszcze rezultaty twrczych dziaa
solidarny zesp ochoczo zadeklarowa gotowo do najintensywniejszych nawet wysikw.
Wysiki owe jednake cakowicie wykluczay jakkolwiek dziaalno poza terenem
macierzystego biura. adnych partanin, adnych prac zleconych, adnych dodatkowych
zarobkw na boku! Wszyskie siy dla pracowni! A tu tymczasem konkurs wyczerpa do dna
wszelkie prywatne i subowe fundusze... Blady na twarzy Wodek uprzytomni sobie, e
ju
opracowujc coraz to nowe, ulepszone systemy gry. Ulepszone systemy day jako rezultat
jedn czwrk i trzy trjki, co w najmniejszym stopniu nie zaspokoio potrzeb szeciorga
grajcych. Ndza i rozpacz wzrastay. Nie zaniedbujc zatem metod naukowych na powrt
dopuszczono do udziau czynniki nadprzyrodzone. Natchnienie spyno na Lesia,
karmionego przez maonk biaym serem i twarokiem tak systematycznie, e nabra do
tych artykuw serdecznego obrzydzenia. Biay ser jednake wpywa dodatnio na dziaalno
ktrych komrek mzgowych. Dao si to wyranie zauway pewnego pitkowego
wieczoru. - Wiecie, ja mam wraenie, e popeniamy bd - powiedzia w zamyleniu,
ogldajc ze wstrtem ostatni kawaek biaego sera. - W tym caym toto_lotku przecie
wszystko jest przypadkiem. Nasze sposoby s na pewno bardzo dobre i tak jak typujemy,
musi pa, tylko nie wiadomo kiedy. Moe to bd akurat te ostatnie moliwe padnicia? - A
co innego proponujesz? - spyta Karolek, przygldajc mu si z zainteresowaniem, i doda: Zamie si ze mn. Daj mi ten twj ser, a ja ci dam jajko. Nie mog ju patrze na jaka. Co ty powiesz, a ja na ser! - ucieszy si Lesio, z yw radoci przystajc na zamian. Myl, e powinnimy w pewnym stopniu zda si te na przypadek. Nie mwi wycznie,
ale chocia czciowo... Urzdujcy w gabinecie kierownik pracowni posysza z dala gosy
wsppracownikw i poczu gbokie wzruszenie. Doprawdy, c za wyjtkowi ludzie! O tej
porze...! Spojrza na zegarek. O dziesitej wieczorem jeszcze taki zapa do
pracy, takie oywienie! I to przy kocu tygodnia, w pitek, ludzie, majcy za sob ciko
przepracowany tydzie, nie mwic ju o tamtych trzech miesicach potwornych wysikw!
nie, doprawdy, z takim zespoem mgby si porwa na najwiksze czyny!... Syszane w
oddali gosy chwilami przycichay, chwilami wybuchay z niezwyk namitnoci. W
poruszonym do gbi kierowniku pracowni obudzio si zaciekawienie, jaki te to problem
zawodowy wywouje wrd podlegych mu pracownikw tak gorce dyskusje. Poczu
niejasn ch rozstrzygnicia swym autorytetem narosych tam wida wtpliwoci, podnis
si z miejsca i peen wzniosych uczu uda si do pokoju najbliszych jego sercu kolegw
architektw. W chwili kiedy ujmowa klamk, zza drzwi, za ktrymi akurat przez chwil
panowaa cisza, dobieg go gniewny, peny zniecierpliwienia okrzyk: - Gdzie plujesz,
kretynie?! Zdumiewajce z zawodowego punktu widzenia pytanie zastopowao na moment
zaskoczonego kierownika pracowni. Nadzwyczaj zaintrygowany troch niepewnie otworzy
drzwi i oczom jego przedstawi si widok, rzadko w biurach projektw spotykany. Na
pododze, tyem do niego, klcza Lesio, z przejciem i pieczoowicie cyzelujcy na pytkach
P$c$v idealny okrg za pomoc zielonej kredy. Tyem do okrgu staa na krzele Barbara i w
uniesionej w gr doni trzymaa papierow torebk, wykonan na ksztat rogu obfitoci.
Karolek siedzia przy stole nad kuponem toto_lotka, a wpatrzony w Lesia Janusz wyciera o
spodnie pudeko zapaek. - Pgwek, zapaki mi oplu
- mamrota z uraz. Tego, i zielona kreda zostaa przed uyciem uroczycie opluta przez
wszystkich czonkw zespou, jak rwnie tego, i przejty Lesio naplu omykowo na
zapaki Janusza, kierownik pracowni nie wiedzia. Patrzy wic w osupieniu, nie umiejc
sobie wytumaczy zasyszanego przed chwil okrzyku. - No, ju? - spytaa niecierpliwie
Barbara. - Ju - odpar Lesio, podnoszc si z klczek. - Przez lewe rami! - zawoa Janusz
ostrzegawczo. Barbara wykonaa jaki dziwny zamach i z rogu obfitoci sypn si deszcz
biaych papierkw, pokrywajc zielone kko i jego okolice. Wpatrzony w papierki zesp
nie zwrci najmniejszej uwagi na stojcego w drzwiach zwierzchnika. Janusz i Lesio rzucili
si ku papierkom, opadym na kko i w gorczkowym popiechu zaczli je rozwija. Szesnacie - powiedzia Janusz w kierunku Karolka. - Czternacie - powiedzia Lesio. - Na
lito bosk, co to znaczy? - powiedzia kierownik pracowni. Zaskoczony na uprawianiu
czarnej magii personel przerwa na chwil walk z losem. Roztargnionym spojrzeniem
obrzuciwszy zwierzchnika, rwnie roztargnionym obrzuci siebie nawzajem i po chwili
wahania wrci do przerwanych czynnoci. - Siedemnacie - powiedzia Janusz. - Barbara,
wyjanij mu, my tu mamy problem. Trafio osiem sztuk. - Wypenimy za pidziesit sze
zotych - odpara stanowczo Barbara. - Nie przeszkadzaj nam, w godzinach nadliczbowych
mamy prawo do prywatnego ycia. Chyba e poyczysz nam zaraz sto
tysicy zotych? Kierownik pracowni milcza, na skutek wstrzsu straciwszy gos. Wszyscy
obecni w pokoju mimo woli spojrzeli na niego, bo wbrew logice i zdrowemu sensowi
zabysa im absurdalna nadzieja. Wyraz spojrze nasun mu na myl wygodniaych
ludoercw, patrzcych na tustego misjonarza i obudzi w nim podejrzenia, czy przypadkiem
ju cay zesp nie zwariowa. Zwaszcza e w tym zespole znajdowa si przecie Lesio... Bardzo mi przykro, nie mam stu tysicy zotych - odpar na wszelki wypadek bardzo
agodnym i uprzejmym tonem. Tyem wycofa si z zagroonego terenu i u siebie w
gabinecie otar pot z czoa. W opuszczonym przeze pokoju czarna magia rozszalaa si bez
przeszkd. Poczenie metod czarnoksiskich z naukowymi bezwzgldnie winno byo wyda
podane owoce. Niecierpliwie oczekiwano poniedziaku. - Trjka to jest, czemu nie powiedzia ponuro Janusz w poniedziaek. - Jak si bardzo uprzemy, to na papierosy nam
wystarczy. - A moe powinnimy typowa o pnocy? - powiedzia Lesio raczej
beznadziejnie. - O jakiej pnocy? - spyta Karolek bez zainteresowania. - On ma racj powiedziaa Barbara. - O pnocy w pitek. I przy wiecach. Ze wzgldw
oszczdnociowych ilo wiec ograniczono do trzech. Dziki temu zapewne podpaleniu
ulego nie wszystko, a zaledwie nika cz starych i nieaktualnych odbitek. Wyraona przez
Lesia wtpliwo, czy nie naleaoby si jeszcze postara o czarnego kota, wywoaa oglne
zdenerwowanie, istotnie bowiem nie o wszystkie niezbdne akcesoria zadbano. Karolek
dokona spisu rzeczy.
musimy mie jeszcze czarnego kota, nietoperza, sow, trzynacie gromnic i suszon mij. I
chyba z par pajkw, ale nie jestem pewien. - adnych pajkw! - zaprotestowaa
odruchowo Barbara. - Kota mamy - powiedzia z rozgoryczeniem Janusz. - Wszyscy jak
leci. Nietoperza i mij jako by si dao skombinowa, ale gromnice to ju chyba
musielibymy ukra. Zdaje si, e to jest co drogiego. - A w ogle to akurat teraz jest
penia - doda jeszcze Karolek z niesmakiem. Fundusze ulegy wyczerpaniu. Terminy
patnoci zwisay coraz niej nad gow. Gimnastyka finansowa wkroczya w dziedzin
cyrkowych akrobacji. I oto nagle grom z jasnego nieba spad na skoatane umysy czonkw
zespou i usun w cie prozaiczne pienine kopoty. Ponurego, poniedziakowego
wieczoru, bezporednio po nastpnej klsce, poniesionej w walce z losem, troje uczestnikw
tej walki siedziao w smtnej zadumie. Ze moce sprzysigy si przeciwko nim. Pomimo
wypoyczenia z zaprzyjanionej instytucji zwok jednego padalca, dwch nietoperzy i
wypchanej wrony, pomimo zwikszenia liczby wiec do siedmiu, pomimo dokonania
naukowych oblicze na elektronowej maszynie w innej zaprzyjanionej instytucji, wysane
kupony nie zawieray nawet trzech trafnych. Niewtpliwie musiaa tu dziaa jaka
tajemnicza kltwa. Pna pora sprawia, e nikt ju nie pracowa. Nikt te nie
przejawia zbytniej ochoty powrotu do domu. W domach oczekiwali ich czonkowie rodzin,
okazujcy rozgoryczenie i dezaprobat, zadajcy gupie pytania i domagajcy si na te
pytania odpowiedzi. Ani Karolek, ani Barbara, ani Lesio nie umieli owych odpowiedzi
udzieli. Kt bowiem wie, co bdzie, jak go wyrzuc ze spdzielni mieszkaniowej, kt
potrafi agodzi ale rzemielnikw susznie domagajcych si zapaty, jeli nie otrzyma
pienidzy za nabyty przedmiot? Od Lesia dano ponadto owietlenia mieszkania w
godzinach wieczornych, ktremu to wymaganiu absolutnie ju nie mg sprosta. W
pospn, czarnymi mylami wypenion cisz wdar si nagle dwik pozornie niewinny, o
ktrym nikt z przygnbionych ndz na razie jeszcze nie wiedzia, e zwiastuje wydarzenia
wielkie, niecodzienne i wstrzsajce. Dwikiem tym byo trzanicie drzwi wejciowych i
odgos szybkich krokw czowieka w galopie, usiujcego gwatownie wyhamowa na
liskiej posadzce. Zgodnie z prawami natury czowiekowi owemu raczej si to nie udao i
rozpdzony Janusz wpad do pokoju z imponujcym polizgiem, uszkadzajc nieco skrzydo
drzwiowe i zatrzymujc si dopiero na stole Lesia. Opar si o desk i sta, ciko dyszc i z
wyrazem zgrozy wytrzeszczajc oczy na wspkolegw. Barbara, Karolek i Lesio oderwali
si od dramatycznych rozmyla i z cieniem zaonteresowania spojrzeli na wieo przybyego
towarzysza niedoli. - Ce taki ochwacony? - spyta z niesmakiem Lesio, usiujc na
powrt wyprostowa zepchnit ze stou desk.
temu i siedzi w Biaymstoku w tym zespole tych szczeniakw, co to si tam utworzyli jaki
czas temu, co to, wiecie, powiedzieli, e poka. Dzi go tu zapaem przypadkiem, chocia
cholera wie, moe i miaem jakie przeczucia, a jutro rano wraca... Zatrzyma si na chwil,
eby zapa oddech, co pozwolio suchajcym szybko uporzdkowa sobie wstpnie
uzyskane informacje. Krtka, lecz bezbdna ich ocena sprawia, e wstrzymali dech i
napicie w pokoju wzroso. - Czekaem na niego chyba z p godziny, bo si tam gdzie
mota z rodzin, i ogldaem zdjcia z Woch, ten bydlak ma wszdzie porozrzucane zdjcia z
Woch, eby przypadkiem kto nie przeoczy, e on tam by. Z pracy te. Rne. I ogldaem
sobie taki jeden projekt, ktry maj realizowa gdzie koo Neapolu czy co takiego.
Urbanistyka, budynki i reszta. Techniczno_roboczy. W oczach mi zosta, bo powiadam wam,
to jest rozwizanie!... Znw urwa i wyraz zgrozy na jego twarzy przeobrazi si na moment
w wyraz niebiaskiego zachwytu. Natychmiast jednak powrci w zwikszonym wymiarze, a
napicie w pokoju podnioso si znw o kilka stopni. - A potem, eby ju si streszcza, jak
si ode mnie dowiedzia, e odesalimy konkurs dwa tygodnie temu, to mi pokaza zdjcia
ich projektu... Teraz Janusz zamilk z pen wiadomoci tego, co czyni. Wyraz zgrozy z
jego oblicza powoli j si przenosi na twarze suchajcych. Przyjrza si im kolejno, oceni
rodzaj wzbudzonego zainteresowania, odetchn gboko po raz trzeci i powiedzia dobitnie i
zowieszczo: - Kreska w kresk zernity z
drugie - tpe, drtwe, zarozumiae szczeniaki z Biaegostoku bezkarnie robic ohydny kant i
popeniajc odraajce oszustwo pewnie bior pierwsze miejsce i podstpem wchodz do
elity architektonicznej kraju! Poda, niedopuszczalna niepsrawiedliwo! Po trzecie - inne
zespoy automatycznie trac szanse, spadaj na dalsze pozycje i wszystkie uczciwe, cikie
wysiki, ca twrcz prac, w znoju i trudzie wypieszczone dzieo diabli bior. Klska,
rozpacz i koniec nadziei! Uamek sekundy trwaa praca mylowa i uamek sekundy trwaa
cisza. Potem nastpi wybuch. Trzy osoby zerway si z miejsc i rzuciy na czwart,
wrzeszczc, ryczc, pytajc, dajc odpowiedzi, precyzujc opinie o kolegach po fachu,
wysuwajc propozycje zapobieenia zu i wzywajc pomocy si nadprzyrodzonych.
Zamieszanie uspokoio si dopiero po kwadransie tak na skutek zachrypnicia jego
od razu si nie da, bo ten projekt jeszcze nie jest zrealizowany. Zdaje si, e kocz teraz
rysunki robocze. Koncepcja wzia co prawda pierwsz nagrod na jakim tam ich konkursie,
ale potem zostaa troch zmieniona. I mwi wam, wypisz wymaluj, nasz teren!
Pagrkowary i nawet, cholera, rzeczka pynie! - A te zdjcia? - Zdjcia to sobie Henio sam
robi, bo troch przy tym pracowa. - Na pamitk? - A cholera go wie. Moe i chodziy mu
po tym zakutym bie jakie takie myli... Ale wszystko jedno. Z gupoty to zrobili, to pewne, i
przeszkodzi im trzeba, ale niszczy ich tak cakiem to ja uwaam, e nie mamy prawa... Polubownie si nie da? - Co ty? Teraz? Na tydzie przed odesaniem? - To co zrobi?... Ukra - powiedzia znienacka natchnionym gosem Lesio, ktry ju od duszej chwili
zachowywa milczenie. W nagle zapadej ciszy trzy pary oczu spojrzay na niego z wyrazem
zaskoczenia. - Co? - spyta tpo Janusz. - Ukra, mwi. Cay projekt albo chocia
przyjrza si Lesiowi, tym razem z podziwem. - Jak ukra? - zaciekawi si Karolek. Nie wiem - odpar troch niepewnie Lesio pamitny trudw, jakich mu przysparzao wasne
przestpstwo. - Jako zbiorowo. Zakra si, rbn cokolwiek... Janusz pokrci gow z
powtpiewaniem. - Tak zwyczajnie to si nie da. Pilnuj go, zamykaj i w ogle chodz
koo niego jak koo mierdzcego jajka. - No to co? Nie mona jako podstpem? - Mwi
ci, e pilnuj jak cholera. I teraz, pod koniec, siedz w dzie i w nocy, prawie bez przerwy. I
nie wamiesz si, bo maj okna okratowane, byem tam kiedy i widziaem. - Moe podpali
budynek? - zaproponowa Karolek z nadziej. - Na nic, niepalny. Murowany, okna stalowe,
drzwi obite blach. Przed wojn tam byo wizienie, a teraz zrobili pracowni. Znw
zapado pene napicia milczenie. Wstrznity wieci zesp odda si gorczkowej pracy
umysowej. W zaistniaej sytuacji kradzie wydawaa si jedynym przytomnym wyjciem.
Uniemoliwiaa owym lekkomylnym, niepoczytalnym pgwkom popenienie haniebnego
przestpstwa, a rwnoczenie, pozostawiajc rzecz ca w tajemnicy, otwieraa im drog do
skruchy, pokuty, poprawy i uszlachetnienia charakterw. Jak jednake dokona tej ze wszech
miar umorlanijcej kradziey? - Z budynku nie wynosz? - spyta Karolek. - A po co maj
wynosi? Wynios raz a dobrze, jak bd wysya. - No to moe wtedy?... - I co, bdziesz
tam strowa w masce i z przyprawion czarn
brod, eby ci nie poznali? Nikt nie moe wiedzie, e to my! - Mam przybic powiedzia Karolek do beznadziejnie. - Po jakich przodkach. Zacia si ze staroci i w
ogle si nie otwiera, ale tego, co jest w rodku, nie sposb pozna. - A ze rodka co
wida? - Nic, bo te otwory na oczy s w niewaciwym miejscu. - No to faktycznie
przebranie pierwszej klasy. Jak by nasadzi na eb byle jaki stary garnek, to byoby akurat to
samo. - Cisza! - zawoaa niecierpliwie Barbara. - Zamknijcie si! Mam myl! Karolek i
Janusz przerwali dyskusj o garnku i przybicy. Lesio zaniecha konsupcji kanapki z serem, z
ktrej usuwa nasiknite czarnym tuszem fragmenty. Wszyscy trzej penym nadziei
wzrokiem wpatrzyli si w ozdob swego zespou. Ozdoba wstaa z krzesa i przesza si
kilkakrotnie tam i z powrotem po pokoju. - Zreasumujmy - powiedziaa twardo, zatrzymujc
si i odwracajc do wsppracownikw. - W adnym wypadku nie wolno nam dopuci do
tego wistwa. Pomijajc ju wszystko inne kant dotyka nas osobicie. Ten projekt nie ma
prawa dojecha na konkurs! Zamilka na chwil i ze zmarszczon brwi przyjrzaa si trzem
suchaczom. - Ty do czego zmierzasz? - powiedzia z zainteresowaniem Janusz. -
Zmierzam - odpara Barbara. Znw przesza przez pokj i znw zatrzymaa si naprzeciwko
trzyosobowej widowni. W czasie tej promenady zasza w niej jaka niepojta odmiana. Twarz
przybraa wyraz rwnoczenie zacity i natchniony, pikne
nieza - powiedzia z zapaem. - Tylko skd mamy wiedzie, ktry to pocig? Te trzeba by
strowa... - Jedzi wszystkimi - zaproponowa Lesio. - Moemy si zmienia. Nonsens - powiedziaa stanowczo Barbara i usiada na swoim miejscu. - Ja wiem, co mwi.
Istniej wyjtkowe udogodnienia. Mam kuzynk. - I ta kuzynka bdzie jedzi? zainteresowa si Karolek. - Pgwek - powiedziaa Barbara niecierpliwie. - Ta kuzynka
ucieka od ma z dwojgiem dzieci. Moim zdaniem dobrze zrobia, ale nie o to chodzi. I teraz
pracuje, bo tym dzieciom musi da je... - A ten m co? - zaciekawi si z naga Janusz. Co ci obchodzi m? - zdziwi si z niesmakiem Karolek, zanim Barbara zdya udzieli
odpowiedzi. - Jak to co mnie obchodzi, jak si oeni, to ja bd mem, nie? - Jak
bdziesz takim samym kretynem jak tamten m, to bd spokojny, e Danka te od ciebie
ucieknie - powiedziaa Barbara z gniewem. - Ju teraz widz, e wyranie si na to zanosi.
Dacie mi skoczy czy nie? - Damy - zgodzi si Janusz. - Stana na poywieniu dla
dzieci. - A m, jeli chcesz wiedzie, nie paci alimentw, bo si upar, eby ona do niego
wrcia. A ona nie chce i teraz, do diaba, suchajcie. Pracuje jako kierowniczka ekspedycji na
dworcu kolejowym w Biaymstoku! Gos Barbary umilk, a triumf jeszcze rozbrzmiewa w
atmosferze. M i alimenty wyleciay Januszowi z gowy. Oblicze Karolka rozjanio si
nowym zapaem. - Ha! - zakrzykn ze wzruszeniem.
Lesio, dawic si niemal, przekn ostatni kawaek chleba z tuszem. - O muzo! wyszepta z uwielbieniem, acz nieco niewyranie. - To rozwizuje spraw - powiedzia
Janusz stanowczo. - Jasne, jedyna rzecz. Rbniemy cay nabj z pocigu!... Odkrywcza
myl Barbary po gbszym rozpatrzeniu okazaa si wrcz genialna. Czasu pozostao
niewiele, zaledwie osiem dni, wobec czego do opracowania szczegowego planu dziaania
przystpiono natychmiast. Nowe, bujne rozkwitajce nadzieje wzmogy bystro umysw.
Karolek przypomnia sobie, i wrd dalekich krewnych posiada pracownika PKP, ktry
przed wojn bywa nawet kierownikiem pocigw. Od tego to krewniaka zobowiza si
uzyska ju nazajutrz niezbdne informacje. Barbara rwnie na nastpny dzie zaplanowaa
podr do Biaegostoku i z powrotem. Janusz postanowi na wszelki wypadek zadzwoni do
Henia_zoczycy z podstpnym zapytaniem o stan zaawansowania projektu. Trudno
wyonia si dopiero przy planowaniu szczegw sposobu wydarcia cennej przesyki ze
szponw stranikw, pilnujcych jej w wagonie pocztowym. - Nie ulega wtpliwoci, e
pocig trzeba zatrzyma i to w szczerym polu - powiedziaa stanowczo Barbara. - W biegu
ani na stacji nie bdziemy napada. - Wykolei? - Zainteresowa si Janusz. - To zaley,
towarowy czy osobowy?... - Osobowy - stwierdzi Karolek. - Przypadkiem wiem na pewno.
- W takim razie wykolejenie odpada. Bez ofiar w ludziach! Musimy zatrzyma!
si Janusz. - Ze psy wo czy jak? - Nie, nie to - powiedzia Karolek. - Oni s zamknici
od wewntrz i z zewntrz tych drzwi nie da si otworzy. W razie niespodziewanego
zatrzymania maj rozkaz nie otwiera. - Nawet jak si zapuka? - spyta Lesio z lekkim
roztargnieniem. - Nawet jak zagrasz na trbie. - To dobrze - powiedziaa Barbara w
zamyleniu. - Przestacie si wygupia, bo mnie to rozprasza. Zaraz, a jeeli im grozi jakie
niebezpieczestwo? - Jakie niebezpieczestwo? - Nie wiem, wszystko jedno. Poaru,
wybuchu... zderzenia z innym pocigiem... - To nie wiem, ale chyba maj prawo ratowa
ycie... - Wybuchu? - oywi si nagle Janusz. - Czekajcie, moemy im zrobi wybuch! Oszalae, jaki wybuch?! Ma nie by ofiar w ludziach! - Nie bj si, nie bdzie. Jedyne
ofiary to ewentualnie my. Dawajcie tu Wodka, elektryk mi potrzebny! - Zwariowa powiedziaa Barbara z dezaprobat. - Niech sobie robi wybuch, nie wiem jak zreszt, chyba
sam pknie, a ja na wszelki wypadek propunuj obejrze te drzwi. Kto tu si na tym troch
zna?... Stefan! Trzeba dookoptowa Stefana! - Ale co ty, mielimy utrzyma bezwzgldn
tajemnic! Chcesz rozgosi po caym miecie? - Stefan jest zainteresowany nie mniej ni
my. Pary z gby nie puci. Poza tym mylcie logicznie. Bdzie nam potrzebny samochd,
nawet dwa, przecie nie bdziemy z tym majdankiem ucieka na piechot! - Tote mwi,
wzi Wodka! I elektryk, i z samochodem! - Niech bdzie, Wodka i
uleg pod wpywem roztoczonej przez Janusza straszliwie sugestywnej wizji jego gincych
godow mierci dzieci. Godowa mier dzieci miaa by wynikiem przegrania konkursu i
upadku pracowni, te za wydarzenia wizay si nierozerwalnie z haniebnym czynem
przestpcw z Biaegostoku. Zbulwersowana praworzdno Wodka znalaza niejakie
ukojenie w wiadomoci zapobieenia zu. Ulegszy namowom, popad nawet w rodzaj
entuzjazmu i z duym zapaem pogry si w jakich tajemniczych, wsplnie z Januszem
toczonych rozwaaniach. Barbara zwrcia na siebie uwag nielicznej obsugi dworca
Warszawa Wileska, dokd udaa si w pnych godzinach wieczornych w towarzystwie
sceptycznie do caej imprezy nastawionego Stefana. Ten wprawdzie nie mia, tak jak Wodek,
obiekcji natury moralnej, mia za to pewne dowiadczenie yciowe, ktre kazao mu ywi
drobne wtpliwoci co do rezultatw przestpczych poczyna. Jego sytuacja finansowa
jednake prezentowaa si tak, e dla polepszenia jej by gotw na wszystko, a tak jak reszta
zespou nadzieje pokada w konkursie. - Co wam do ba strzelio, ebym ja kretyna musia
z siebie robi na stare lata - mamrota gniewnie, egnajc si wylewnie
Lesio sprawdzi w rozkadzie jazdy i z powtpiewaniem pokrci gow. - Czy ja wiem powiedzia krytycznie. - Zobacz, jak on tu krtko jedzie. Osiem minut. Karolek oderwa si
od kontemplacji pejzau i rwnie zajrza z niepokojem do rozkadu jazdy. - Co zawracasz
gow, gdzie indziej jedzie jeszcze krcej. O! Sze minut... - Ale tu jedzie dziesi.
Pomidzy Prostyni i Sadownem Wg. Nie wiesz, co to jest Wg? Wglowe? - Nie wiem,
moe Wgierskie. Nie wszystko ci jedno? Zaraz tam bdziemy, to obejrzymy teren. Zreszt,
co ci to obchodzi, ten nocny wcale na tych stacjach nie staje! Podr odbywaa si w
kierunku Makinii. Po dziesiciu minutach obaj, wychyleni przez okno, wytrzeszczonymi
oczami wpatrywali si w gsto zadrzewione okolice. - Tu! - zawoa Lesio z entuzjazmem. Popatrz, kompletne bezludzie! Wymarzone miejsce! - Stuknij si w ciemi - odpar trzewo
Karolek. - Nie widzisz, co tu jest?
- Jak to co? Lasy i ki. I dziesi minut. Tylko tu! - I dookoa mokrada, przyjrzyj si, jaka
woda stoi. - Ale tam dalej, gdzie te drzewa, na pewno jest droga. Tam moe Stefan czeka.
- A jak tam dolecisz, zastanw si! Z projektem na plecach przez te bagna? Mowy nie ma! Ale przynajmniej psy nie wywsz - powiedzia niepewnie Lesio, nieco sabnc w
entuzjazmie. - Ale za to ludzie bez projektu ci dogoni. Albo si utopisz, cholera wie, jak tu
hboko. A Stefana psy te nie wywsz i w ogle skd tu psy?! Nie, tylko tamten kawaek
przed czym... co to byo? Aha, Prosty! - No dobrze - zgodzi si Lesio. - Ale niech Stefan
jedzie na niebieskiej benzynie, bo bardziej popularna. eby przynajmniej nie mierdzia jako
oryginalnie. - On teraz nie moe na niebieskiej, bo nie ma pienidzy. Jedzi na tej,
lotniczej, kradzionej, ktr kupuje na kredyt. - Syren na lotniczej benzynie?!... - powiedzia
Lesio ze zgroz i zamilk od wstrzsu. Ogldajc w drodze powrotnej drug stron toru
umocnili si w podjtej decyzji. Cen szeciu powrotnych biletw wliczono w koszty wasne
przedsiwzicia. Zaraz nastpnego dnia w wybrane okolice uda si Stefan samochodem,
wraz z Karolkiem, Barbar i Januszem, ustalajc miejsce oczekiwania na zdobycz.
Wyszukawszy krzew, za ktrym zamierza sta ukryty, wjecha za na prb, po czym
poczone wysiki trojga wsppasaerw zdoay go wydoby z bagna dopiero wtedy, kiedy
Karolek z powiceniem zdj buty i spodnie i wszed powyej kolan w niewinnie
wygldajce mokrado.
- Jaka szkoda, e nie wzilimy Lesia - powiedzia z alem, wycierajc nogi chustk do
nosa. - On chcia przez to lecie z caym nabojem na plecach. - No trudno, musi pan sta na
drodze - powiedziaa stanowczo Barbara. - Wygasi pan wiata i pies z kulaw nog pana nie
dojrzy. - To ja bym tu jeszcze chcia wykrci - powiedzia Stefan, bliski apopleksji. Chyba e sobie wyobraacie, e przejad w poprzek przez ten pocig i pojad dalej. - A
moe od razu przejecha przez tory i ca akcj przenie na tamt stron? - Niemoliwe,
perony s po tej i obsuga jest na to nastawiona. Nie moemy ryzykowa, e my bdziemy
tam, a drzwi otworz tu. Zawracaj, moe si uda... Po trzech kwadransach dramatycznych
wysikw trzeba byo pogodzi si z faktem, i zawrcenie w tym miejscu na bardzo wskiej,
polnej drodze jest fizyczn niemoliwoci. Niepewn uwag Karolka, eby moe, wobec
tego, na miejsce akcji przyjecha tyem, Stefan skwitowa zgrzytniciem zbami. - No to nie
ma siy, pozostaje nam tylko jedno - powiedzia z determiancj Janusz. - Pocig musi stan
nie dojedajc do przejazdu, eby nie blokowa drogi. Stefan przejedzie na tamt stron, a
my robimy sztafet. Wecie pod uwag, e bdzie ciemno... Jeden zapie plansze, poleci
przed lokomotyw, odda drugiemu i prynie w las, a ten drugi od razu skoczy do wozu... - A
ten pierwszy co? - zainteresowa si Karolek. - Utopi si w bagnie czy da si zapa? Bo innej
moliwoci raczej nie ma. - Z byka spade!? Na tego pierwszego moe czeka Wodek na
szosie. Zapon ju zrobi i nawala mu tylko czasem. Zreszt, niech bdzie, dwch poleci do
Wodka i w razie czego go popchn, tam jest nawet troch z grki... Rozpoczty w pnych
godzinach popoudniowych rekonesans przecign si do wieczora. Zapada ciemno.
Stefan, zdenerwowany nie najlepsz nawierzchni drg pitej klasy, pragn jak najszybciej
dotrze do cywilizowanej szosy, tote napicie wewntrz wozu zelao dopiero w okolicy
Wyszkowa. Miotani uprzednio po samochodzie szybkoci osiemdziesiciu kilometrw na
godzin, z jak zniecierpliwiony Stefan przebywa niemie nierwnoci terenu, jego
pasaerowie zdoali wreszcie zebra myli i skupi je na nowo na najwaniejszym temacie. To tdy mamy nawiewa? - powiedzia z niesmakiem Janusz. - Teraz sobie stukem okie,
chocia nikt nas nie goni, a co bdzie, jak bd gonili? - Przypieszmy troch, o co chodzi? odpar z irytacj Stefan. - Na tej moja syrena cignie stw, a w pidziesitym szstym
roku miaem pierwsze miejsce w jedzie terenowej na czas. Co ci si nie podoba? Nawierzchnia... - To ju tamta droga bya lepsza - powiedzia Karolek, macajc sobie
ostronie czubek gowy. - Zdaje si, e mam guza. Nie daoby si tego jako zamieni? Daoby si - odpara stanowczo, siedzca obok Stefana, Barbara, ktra ucierpiaa najmniej i
ktrej umys, w zwizku z tym, pracowa najbystrzej. - Zrobimy odwrotnie. Podjedziemy od
tej strony, przejedziemy przez tor i wszystko bdzie w porzdku. - A Wodek? Wodek musi
czeka, bo wszyscy razem z tym cholernym projektem tu si nie zmiecimy! - Tote bdzie
czeka na szosie, tak jak mwilimy. I Wodek podjedzie od tamtej strony, eby nikomu dwa
razem samochody w oko nie wpady. Ci, ktrzy pojad z Wodkiem, przelec ten kawaek, to
nieduo, kilometr albo nawet mniej. A za to ucieka bdziemy t lepsz drog... Zanim
dotarto do granic Warszawy, plan akcji zosta po raz drugi ustalony z najdrobniejszymi
szczegami...
Tajemnicze i budzce najwiksze zainteresowanie poczynania Wodka i Janusza,
zmierzajce do wywoania zaplanowanego wybuchu, przecigay si odrobin nadmiernie.
Nikt nie wtpi, i wybuch, ktry ma stanowi szalone niebezpieczestwo dla zamknitych w
wagonie konwojentw, a ktry rwnoczenie nie moe spowodowa ofiar w ludziach, jest
zagadnieniem nietypowym i skomplikowanym. Niemniej czas nagli. W kadej chwili z
biaostockiej poczty moga nadej alarmujca wiadomo. - Mamy jeden problem wyjani ponuro Janusz nagabujcym go niecierpliwie wsppracownikom. - Od trzech dni
nie moemy go rozgry, chocia Wodek po nocach nie pi i cholernie si gimnastykuje. Bo co? - zaciekawi si Lesio. - Bdzie przez co skaka czy jak? - Umysowo - odpar
krtko Janusz wci tym samym ponurym tonem. - To moe przyniecie to co tutaj i
pomylimy wszyscy razem? - zaproponowa niemiao Karolek. - Zostao nam maksymalnie
cztery dni... Janusz wzruszy niechtnie
ramionami, ale nastpnego dnia rano obaj z zielonym z niewyspania Wodkiem wtaszczyli
do pokoju szczelnie okryty pakunek wielkoci redniego telewizora. Zdyscyplinowany
zesp twardo wytrwa przy pracy zawodowej a do godziny czwartej po poudniu, co jaki
czas rzucajc tylko na tajemniczy obiekt pene szacunku spojrzenia. Po czwartej za grono
spiskowcw w komplecie przystpio do dziaa przestpczych. Janusz z Wodkiem
ostronie i uroczycie odwinli wierzchnie warstwy starych odbitek, uytych w charakterze
pakowego papieru, nastpnie warstwy starych szmat, wrd ktrych day si rozpozna:
koszula Janusza, piama Wodka i sfatygowana nieco spdnica jego ony, nastpnie prawie
nowe przecierado kpielowe i wreszcie oczom zebranych ukazaa si elazna skrzynka,
gsto nitowana. Z boku zaopatrzona bya w co w roduaju klapki lub drzwiczek, spod dna jej
za wybiega przewd elektryczny. Obok skrzynki Wodek z namaszczeniem ulokowa
wyjty z teczki akumulator samochodowy oraz dziwne i skomplikowane urzdzenie,
przypominajce nieco z wygldu pen instalacj dzwonka elektrycznego. Zesp przyglda
si z zapartym tchem. - Co to jest? - spytaa nieufnie Barbara. - Bomba zegarowa - odpar
Wodek z lekkim roztargnieniem. - Zwariowali, jak Boga kocham - powiedzia z
przekonaniem Stefan. - Odsucie si - powiedzia ponuro Janusz, wywoujc tym
gwatowne szarpnicie si do tyu skamieniaych na chwil z wraenia wsppracownikw.
Obaj z Wodkiem przykucnli przy skrzynce, rozlego si co jakby dugi zgrzyt spryny i
nagle skrzynka zacza tyka! Obecni w pokoju uczestnicy krew w yach mrocego
pokazu, poza dwoma konstruktorami mierciononego urzdzenia, nie uciekli w panice tylko
dlatego, e nogi wrosy im w ziemi. Trwali w milczeniu, osupiaym wzrokiem wpatrzeni w
tykajc rytmicznie straszliw machin, tym bardziej wstrznici, e zarwno akumulator,
jak i caa skomplikowana instalacja elektryczna pozostay na zewntrz. Janusz i Wodek,
stojcy nad skrzyni jak dwa posgi boleci, robili nieodparte wraenie samobjcw. - Zdaje
si, e co wam si we bach poprzewracao - powiedzia do trzewo Stefan, ktry, jako
najstarszy z obecnych, bra udzia w drugiej wojnie wiatowej. - Co to jest, do diaba?! Mwiem ci, bomba zegarowa - odpar Wodek ze miertelnym smutkiem. - Kto tu ma
kota, a ja mam on i dzieci... Kiedy to ma wybuchn? - Na torze, oczywicie... To znaczy,
wcale nie ma wybuchn, co ty, chory? eby skona, to nie wybuchnie! Przez atmosfer
pokoju przeleciao niedosyszalne westchnienie bezgranicznej ulgi. Czworo
przygotowujcych si na mier odzyskao gos i zdolno ruchu. - Nic nie rozumiem zniecierpliwi si Stefan. - Dlaczego? - A od czego ma wybuchn?! Przecie tam w rodku
nic nie ma! - No dobrze, a co tam tak tyka? - Budzik - odpar Janusz i otworzy klap z
akumulatora i sprzc z tym zegarkiem, eby ruszy o okrelonej godzinie, ale na nic, nie
nadaje si. Wodek mwi, e za mae napicie. - Ile masz, sze volt? - spyta Stefan. - A
jakby tak dwanacie? - Mao - odpar Wodek znkanym gosem. - Musi by dwiecie
dwadziecia. - No dobrze, a wiecenie? wiecenie te nie wychodzi? - Wychodzi, dlaczego
nie? Moemy sobie wieci w rodku skolko ugodno, ale po pierwsze te bez zegarka, a po
drugie na zewntrz nic nie wida...
Zapado milczenie. Praca mylowa, ktrej gwatownie jli dokonywa wszyscy obecni,
bya tak intensywna, e wrcz wyczuwalna. Myla nawet Lesio, dla ktrego wszelkie
instalacje elektryczne przez cae ycie byy rodzajem czarnej magii. - A ten zegarek bd
musia mojej babce zwrci - powiedzia nagle Janusz gosem icie grobowym. - Zaraz powiedzia Stefan. - Skoowalicie mnie. Skoro to jest puste pudo, to po choler to tak
porzdnie owijacie? Janusz i Wodek spojrzeli na niego niechtnie i z lekk uraz. - Po
pierwsze, eby nikt nie zobaczy, a po drugie mymy si ju nastawili na to, e to bomba.
Sugestia robi swoje. Jak to wmwisz w siebie, to wmwisz i w innych, a jak nie, to cholera
ci wie, co moesz zrobi. Jeszcze to kopniesz albo co... - I budzik mojej babki szlag trafi.
- I w ten sposb Janusz bdzie jedynym wystraszonym... - No to mylcie, do cholery,
intensywniej! Co przecie trzeba w kocu wykombinowa! Po kwadransie gigantycznych
grono przestpcw nie posuno si ani o krok naprzd. Po rzuceniu kilku cakowicie
pozbawionych sensu propozycji w rodzaju umieszczenia wewntrz telefonu, pod ktry kto
by w okrelonym czasie zadzwoni, lub te ulokowania skrzynki nad dokiem, gdzie
gotowaay si woda, wytwarzajc par, cay zesp znw popad w beznadziejne i pospne
zamylenie. I nagle stao si co zupenie nieprawdopodobnego. W panujc w pokoju cisz
wdar si nagle niesamowity, przeraliwy, metaliczny dwik, ktrego rdem najwyraniej
w wiecie byo elazne, tykajce dotychczas spokojnie pudo! Wraenie byo wstrzsajce.
Cay zesp, jak jeden m, porwa si na rwne nogi, w panicznym przeraeniu wpatrujc
si w upiorne urzdzenie. Lesio i Karolek w pierwszym odruchu rzucili si w kierunku
balkonu, Barbara zamara z ustami otwartymi do krzyku, zrywajcy si z miejsca Stefan
zrzuci sobie na nogi butelk zielonego tuszu... - Co ty podczy...?! - krzykn nieswoim
gosem Janusz, zwracajc si gwatownie do Wodka. - Nic, jak Boga kocham! - odkrzykn
miertelnie blady Wodek, posugujc si przy tym dziwnym dyszkantem. - Budzik!!!... jkn Stefan. - Ludzie, przecie to jest budzik!!! Dopiero po dugiej chwili, ochonwszy z
wraenia, grono spiskowcw pojo ogrom swego szczcia. Bomba warczaa jak szatan!
Mczce zagadnienie okazao si proste i nieskomplikowane, poniewa starowiecki budzik
chodzi znakomicie, pieszc si tylko jedenacie minut na dob. Drobny ten bd by jak
najbardziej do
jakby suchali muzyki niebiaskiej i jakby patrzyli wprost we wrota raju... Kierownik
pracowni nie mniej ostronie zamkn z powrotem uchylone drzwi i postanowi sobie na
wszelki wypadek pj do psychiatry.
Po pokonaniu najwikszej, niejako zasadniczej, trudnoci, dny sprawiedliwoci zesp
natkn si, wbrew spodziewaniom, na dalsze, wprawdzie drobniejsze, ale za to uciliwe.
Przede wszystkim naleao postara si o opa, niezbdny do rozniecenia odpowiednio
imponujcego ogniska. - O co chodzi, chrustu w lesie nazbieramy i po krzyku - owiadczy
niedbale Lesio, wykazujc tym niezbicie, i nie potrafi doceni wagi zagadnienia. - Mowy
nie ma - zaprotestowaa stanowczo Barbara. - Chrust jest zawsze wilgotny, a my musimy
mie suche drewno! - Suche drewno? - zdziwi si Janusz. - Gdzie ty widziaa w Polsce
suche drewno? Zdanie Barbary byo jednak niezaprzeczalnie suszne. Peen powicenia
zesp gotw by nawet przystpi do procesu suszenia drewna, palc w tym celu w piecu,
piecem jednake, jak si okazao, nikt nie dysponowa. Po krtkim, acz wnikliwym
przegldzie bliszych i dalszych czonkw rodzin oraz bliszych i dalszych znajomych i
przyjaci, stwierdzono, e wszyscy pawi si w luksusach centralnego ogrzewania, co
wyklucza jakikolwiek poytek z nich w tej dziedzinie. W przypywie rozpaczy zdecydowano
si ju powici mniej niezbdne czci umeblowania, kiedy nagle Lesio przypomnia sobie
o posiadanych w domu deskach i listwach, tych samych,
ktre naby swymi czasy w celu ukrycia przed on zbrodniczych zamiarw. Wszystkie
odrzynane stopniowo od desek i starannie kolekcjonowane kawaki dawno ju wyschy na
wir i stanowiy teraz materia opaowy prawie cakowicie wystarczajcy. Ostatecznie
uzupeni gromadzone zapasy zabytkowy fotel po pradziadkach, przechowywany w piwnicy
u rodzicw Karolka. Z poupanych pionowo dwch ng fotela dao si nawet wykona
zupenie niez pochodni. Drugie dwie nogi pozostawiono w caoci. Niejakie kopoty
nastrczaa kwestia zmiany powierzchownoci, ktr to zmian wszyscy zgodnie uznali za
niezbdn. Z czarnych masek zrezygnowano z gry, susznie mniemajc, i tego rodzaju
szczeg dekoracyjny wzbudzi moe pewn nieufno napadanej obsugi pocigu. Sztuczne
brody, wsy i peruki wydaway si nieze, nikt jednak nie wiedzia, skd je wypoyczy. Po
dugich dyskusjach i rozwaaniach zdecydowano si w kocu na garby. - To jak to tak?
Wszyscy bdziemy garbaci? - powiedzia niepewnie Karolek. - A dlaczego nie? - odpar
Janusz z zuchwa determinacj. - Zdziwi si... - No to co, e si zdziwi? Dziwi si
kademu wolno. A najwyej potem opisz milicji, e napado ich paru garbatych i niech
szukaj tych garbatych... - Zawsze opisuj sylwetki - wtrcia Barbara. - On ma racj,
zmieni sylwetki i mamy z gowy. Twarzy nie rozpoznaj, bdzie ciemno... Materia na
garby wybrano starannie, kierujc si wzgldami tak estetycznymi, jak i praktycznymi,
usiujc w miar monoci kademu dopasowa garb
do zenitu. Ostatniego wieczoru przed upywem terminu konkursu cay przestpczy zesp
siedzia w pracowni, nerwowo palc papierosy. Wszystkie materiay pomocnicze ulokowane
byy w czekajcych na ulicy samochodach. W obie strony zamwiono rozmowy telefoniczne
Biaystok_Warszawa, bo pprzytomna niemal z niepokoju Barbara wolaa si ubezpieczy, a
jej przejta niezrozumia afer kuzynka za wszelk cen staraa si dotrzyma zobowizania.
Wiadomo o nadaniu przesyki moga nadej w ostaniej chwili, ju po godzinie dwunastej i
chocia do wybranego miejsca przestpstwa w cigu trzech godzin mona byo bez trudu
dojecha, to jednak w atmosferze pokoju skakay iskry wysokiego napicia. Dwik
telefonu, ktry rozleg si o dwudziestej trzeciej czterdzieci trzy, wywoa efekt nie mniejszy
ni naga eksplozja ich wasnej bomby. W pi minut pniej nie byo w pracowni ywego
ducha...
Na bezchmurnym niebie wiecia jedna czwarta ksiyca, kiedy, szczkajc dwicznie
zbami, Lesio poda na miejsce kani samochodem Wodka. Obok niego siedzia Janusz,
troskliwie piastujcy na kolanach wypenion budzikiem bomb. Z przeciwnej strony
samochodem Stefana jechali Barbara i Karolek, wiozcy ze sob nie mniej pieczoowicie
traktowane: wielki wr z suchym drewnem, cztery garby i dwadziecia pudeek zapaek. wietna noc - powiedzia Karolek, ogarniany stopniowo coraz wikszym zapaem, podobnym
nieco do myliwskiego, a rnicym si ode tylko celem poczyna. - Wysraczajco jasno,
eby co zobaczy i
wystarczajco ciemno, eby nie widzie, co to jest. - Cholera jasna - mwi rwnoczenie z
rozgoryczeniem Janusz w drugim samochodzie. - Co za gupota z t bomb! Po diaba j
wieziemy ze sob, skoro bdziemy musieli kilometr lecie piechot, przecie to cikie jak
piorun! Uwaaj, jak jedziesz, do cholery, omijaje dziury, bo ju mi cae kolana odgnioto!
Nie trzeba to byo jej tamtym odda?... - A pewnie, e trzeba byo - wyszczka Lesio, ktry
wbrew perswazjom rozsdku w towarzystwie bomby czu si nico niepewnie. - My to
wolimy mie przy sobie - mrukn ponuro Wodek znad kierownicy, zwikszajc tym
irracjonalny niepokj Lesia. Zadziwiajcym trafem ani Wodek, ani Stefan nie zabdzili.
Nie do na tym, godzina przybycia na miejsce akcji okazaa si tak dokadnie uzgodniona,
e w chwili, kiedy samochd Stefana zahamowa przy torze, po przeciwnej stronie ukazay
si dwie sylwetki, z ktrych jedna, zgita pod ciarem tobou na plecach, postkiwaa
gucho, druga za warczaa za ni z wciekoci: - Nie le tak, do cholery, kto ci goni!
Przewrcisz si na byle ktrej dziurze i budzik szlag trafi! - Kiedy mnie pcha z gry! odstkna pierwsza. - S! - zawoali rwnoczenie Barbara i Karolek penym wzruszenia
gosem. W kwadrans pniej przygotowania do napadu byy ju w penym toku. Do
przybycia upatrzonego pocigu pozostaa jeszcze godzina, w czasie ktrej aden inny ruch po
szynach uczestnikom przedsiwzicia nie grozi. Godzina jednake wydawaa si iloci
czasu nader nik, tote
ju chcia si rzuci do biegu z tym nie zapalonym kawaem, kiedy zastopowa go nastpny
okrzyk. - Gdzie lecisz, do diaba? Zapal to!!! - Benzyna! - krzykn rwnoczenie przejty
do nieprzytomnoci Karolek. - Pomocz to w benzynie! Do Stefana!!!... Oszoomiony Lesio
rzuci si na drog, w kierunku niewidocznego w mroku samochodu i wpad na Stefana,
ktry, uznawszy, e zdy zapuci silnik po ukazaniu si pocigu, zaniepokojony dziwnymi
byskami wiata i okrzykami na torze, dy w tym kierunku. - Benzyna!!! - wrzasn do
niego Lesio. - Pomoczy!!!... - Id do jasnej cholery! - odwrzasn Stefan, zawracajc jednak
natychmiast. - Nogi se pomocz! Do si tej trucizny napiem! Miotajcego si w szale
wok samochodu Lesia w samo serce trafi nagle rozlegajcy si za nim, straszliwy,
chralny okrzyk: - Pocig!!! I rwnoczenie usysza rozdzierajce wezwanie: - Panie
Lesiu, ma pan nog!!!
Niech pan wemie nog!!! Porzuci oszalaego z furii Stefana, ktry, zdenerwowany
krzykiem, zdy pocign potny yk lotniczej benzyny, i popdzi z powrotem na tor,
gdzie przy wspaniaym ognisku Barbara machaa ku niemu ponc nog z fotela. Chwyci
nog z jej rk i dgnity jak ostrog penym panicznego przeraenia okrzykiem Janusza: Lee, do wszystkich diabw, pocig mi budzik przejedzie!!!... - popdzi przed siebie.
Trzeba jednak nieszczcia, i chwytajc nog, Lesio znajdowa si po tej samej stronie
ogniska, co bomba zegarowa, a wic po przeciwnej ni ta, z ktrej nadjeda pocig,
znakomicie ju teraz syszalny. W bezgranicznym oszoomieniu nie by w stanie sforsowa
przeszkody w postaci szalejcego w suchym drewnie ognia, zawrci wic i, nie
zastanawiajc si nad tym, co czyni, popdzi w kierunku zgodnym z kierunkiem pocigu,
cakowicie odwrotnym od zaplanowanego. Prowadzcy pocig maszynista jecha sobie
spokojnie, nie spodziewajc si niczego niezwykego na tylokrotnie przemierzanej,
doskonale mu znanej trasie. Nie powica jej te zbytniej uwagi. I oto nagle w nikym,
mylcym blasku ksiyca ujrza ponce na szynach ognisko. Natychamiast odruchowo
zacz hamowa, wci jeszcze nie przewidujc adnego nieszczcia, ale przed ogniskiem
nie zdy... W ostaniej chwili trzy ciemne, garbate sylwetki wyprysny niemal spod k
parowozu, jedna na jedn stron, a dwie na drug. Tamta jedna akompaniowaa sobie penym
rozpaczy jkiem: - Rany Boga, bomba mojej babki!!!
wszystkich dystansach, a za nim grzmia pocig, ktry oniemiay maszynista za wszelk cen
usiowa zahamowa, zanim nastpi tajemnicza, niepojta dla katastrofa! Przypadek
sprawi, e pocig ten by wyjtkowo dugi, do normalnego, osobowego skadu bowiem
doczepiono kilka wagonw towarowych. W momencie, kiedy bliskiemu apopleksji
maszynicie udao si wreszcie zatrzyma, na przejedzie kolejowym sta trzeci wagon od
koca. Po tej samej stronie co samochd Stefana znajdowa si tylko Janusz. Barbara i
Karolek znajdowali si po stronie przeciwnej. Upragniony wagon pocztowy zastyg w
bezruchu o dwiecie metrw dalej, wrd k i mokrade, a gdzie jeszcze dalej, w mroku
jesiennej nocy, przebywa oderwany od wsppracownikw Lesio. W tej sytuacji cay zesp
doszcztnie straci gow.
- Gdziecie byli?! - wrzasn z furi na ich widok. - Janusz po was poszed, idcie po
niego!!! Otumaniony nieco taplaniem w bagnie Karolek posusznie ruszy po Janusza,
przeac pod wagonem, podczas gdy miertelnie zaniepokojony Janusz, nie znalazszy
przyjaci, pod innym kocem wagonu przeazi z powrotem. Ujrzawszy samotn Barbar
bez chwili namysu ruszy po raz drugi na tamt stron, zgubi garb i wreszcie natkn si
szczliwie na wracajcego Karolka. Oczekujcy koca tej osobliwej promenady Stefan
zacz rwa wosy z gowy. - Chryste Panie, co oni robi, ten pocig ruszy!!!... Pocig
jednak sta cigle, przed parowozem bowiem rozgrywaa si scena nie przewidziana w
najmielszym nawet programie. Uciekajcy przed pocigiem Lesio zatrzyma si nieco
pniej ni gonica go machina i w zwizku z tym znajdowa si kilkanacie metrw w
przodzie. Sta ciko dyszc z pochodni w rku i czeka, co z tego wyniknie, nie bdc na
Lesia biegiem. Bez chwili namysu Lesio odwrci si i wci z ponc nog od fotela w
rku rzuci si do ucieczki. Za nim popdzia zaarta pogo, ktrej awangard stanowili
maszynista z pomocnikiem, a stra tyln konduktor i kierownik pocigu. Obaj, wyrwani z
bogiego snu, w jaki zapadali od stacji do stacji, dopiero teraz wyszli zobaczy, co si dzieje.
Niewielka, acz do rozcignita grupa pracownikw PKP pokonywaa przestrze, wpatrzona
w sypic iskrami czowk, a nagle prowadzcy pocig maszynista zatrzyma si, jakby
wrs w ziemi. Ujrza co, co przeroso widoki poprzednie! Leccemu przed nim facetowi
bezgonie odpad imponujcy garb i potoczy si w mroczne zarola. Pomocnik maszynisty
wyda zdawiony okrzyk i znieruchomia obok swego pryncypaa, obok niego za zwolnili
kroku kierownik pocigu i koduktor, prno usiujcy z dwch pierwszych wydoby bodaj
sowo wyjanienia. Utrata garbu wrcia Lesiowi swobod ruchw, dopalajca si noga
zacza go parzy, rzuci j wic w moczary w lad za garbem i pogna szybciej. Pozbywszy
si zarwno niewygodnego balastu, jak i owietlenia, w krtkim czasie znik z oczu zastygej
Niepojtym sposobem trafi na szos dokadnie w miejscu, gdzie czeka w swoim wartburgu
Wodek elektryk!
owego dwiku pozwoliy wkrtce odkry lec obok toru elazn skrzynk. Skrzynka bya
nieco pogita, za z wntrza jej wydobywa si prezcigy, jednostajny, przeraliwie
metaliczny warkot...
Zwaywszy, i dniem napadu przypadkowo bya sobota, najsrosza burza przewalia si
nad gow Lesia w niedziel przed witem. Burza, by moe, byaby mniej sroga, gdyby nie
to, e Lesio na widok caych i zdrowych wsppracownikw ze szczcia najpierw straci
mow, a potem uzna za stosowne posuy si poezj. Na pene zgrozy pytanie Stefana: Co narobi, bawanie?! Odpar rzewnie natchnionym gosem: - Jak mokry jaskier wschodzi
na bagnie... I widzc utkwione w sobie wytrzeszczone w bezgranicznym zaskoczeniu oczy
przyjaci, doda smtnie: - Jak bdny ognik przepada... Skojarzenie, acz niewtpliwie
suszne, pozostao nie docenione. Wypowiedzi, ktre w chwil potem pady pod adresem
Lesia z ust jego niezupenie zadowolonych wsplnikw, absolutnie nie nadaway si do
powtrzenia we wzgldnie przyzwoitym towarzystwie... Przez niedziel cae grono miao
czas przyj do siebie i rozway problem indywidualnie. Od poniedziaku przystpiono do
rozwaania go zbiorowo. Nie ulegao wtpliwoci, e jaka wysza, nieyczliwa sia
bezapelacyjnie przeszkodzia wymiarowi prywatnej sprawiedliwoci. Oszukaczy projekt
modych bandytw z Biaegostoku odjecha bez dalszych przeszkd do miejsca
przeznaczenia. Goni go nie
miao sensu ani te nie byo za co. Krtko mwic wszystko przepado. Stado czarnych
krukw wleciao przez okno z powrotem. Problem honoru zawodowego polskich architektw
zszed na dalszy plan, poczucie sprawiedliwoci, popiskujc jak przyduszona mysz, rycho
zamilko, a na czoo znw wysuno si zagadnienie grocej wszystkim ruiny materialnej.
Miniony tydzie zdecydowanie pogorszy sytuacj. Przejty i zaabsorbowany realizacj
przestpczych planw zesp przesta liczy si z pienidzmi, lekkomylnie trwonic ndzne
ich resztki, zaniedba stara o poyczki, zapomnia zagra w toto_lotka, a na domiar zego
narazi si otoczeniu na gruncie prywatnym. Wszyscy uczestnicy napadu, jak jeden m,
zaniechali niemal cakowicie przebywania w rodzinnych domach, nagabywani w tej kwestii
przez ukochanych najbliszych okazywali osobliwe rozdranienie i jeli nawet bywali obecni
ciaem, to z ca pewnoci byli nieobecni duchem. Rodziny poczuy si uraone. W obliczu
beznadziejnej klski jedynym ratunkiem mogo sta si jeszcze spienienie przedmiotw
osobistego uytku i t spraw ju od poniedziaku zaczto omawia. Ewentualn sprzeda
samochodw Wodka i Stefana wykluczono na wstpie, Wodek bowiem nie spaci jeszcze
rat i prawo wzbraniao mu tej transakcji, a Stefan czu do swojej syreny niepohamowan
mio i stanowczo owiadczy, e raczej sprzeda wasne dzieci. Dzieci jednake ze
zrozumiaych wzgldw nikt nie chcia kupi. - W komisie sprzedawa nie ma sensu powiedziaa Barbara. - Siporex, dwadziecia cztery... Za dugo si czeka na pienidze. - Ale
jak pjdziesz na bazar,
to musisz wzi pod uwag nono gruntu... jeden, osiemdziesit... tego, chciaem
powiedzie, e ci wykantuj i dostaniesz jedn trzeci ceny - rzek zowieszczo Janusz. No to co, mam si powiesi? - zniecierpliwia si Barbara. - Niech mi nawet dadz za ten
sweter czerysta zotych, to ju jako doyj do koca miesica! - A twj stolarz?... - Nie
mw do mnie na ten temat! - W przyszy czwartek wylatujemy ze spdzielni mieszkaniowej
- powiedzia Karolek w rzewnej zadumie. - Janusz, co ty na to? - Nie mw do mnie na ten
temat! - wrzasn Janusz. - Sprzedaj powikszalnik - powiedzia bolenie Wodek,
wchodzc do pokoju architektw. - Moe kto z was kupi? Za p ceny... - Idiota - odpara
agodnie Barbara w imieniu wszystkich. - Ktr rat ostatnio zapacie? - zaciekawi si
Lesio, spogldajc na Wodka. Wodek zzielenia. - Nie mw do mnie na ten temat! krzykn nerwowo i wybieg z pokoju. - Lada dzie nie bdziemy mogli mwi do siebie na
aden temat - westchn smutnie Karolek. - To nie mwmy! - warkna Barbara. - Jak nie
bdziemy gupio gada, to moe bdziemy... - ...gupio myle - podpowiedzia Lesio,
melancholijnym spojrzeniem zapatrzony w dal. Dziwnym trafem wszystkie zaplanowane
transakcje handlowe zostay przeprowadzone jednego dnia, a dniem tym by czwartek. W
pitek od rana zesp pawi si w od dawna nie zaznawanym dobrobycie. W sobot za na
nowo zakwita w sercach rozpaczliwa
chwili, zanim zdy przej na drug stron ulicy, wcielio si w posta jego najlepszego
przyjaciela, nie widzianego od kilku miesicy. Przyjaciel na widok Lesia otworzy szeroko
ramiona, a w oczach jego zabysy zy. - Z nieba mi spadasz! - jkn rozdzierajco. Zdradzia mnie!... - Nie?! - wykrzykn Lesio, ywo poruszony. - Jak Boga kocham!
Dzisiaj si wykryo! Chod, nie mog ju duej! Chod!... Lesio szybko pomyla, e do
smej ma przecie jeszcze duo czasu, i to bya jego ostatnia myl o cicych na nim w dniu
dzisiejszym obowizkach. Tragedia ukochanego przyjaciela zaprztna go cakowicie. Po
godzinie jedenastej wieczorem bardzo zmczony kelner w "Amice" poprosi o opuszczenie
sali dwch ostatnich goci, prezentujcych nader rne podejcie do ycia. Jeden z nich
szlocha na onie drugiego rzewnymi zami, drugi za, tulc do piersi zapakanego
przyjaciela, wydawa z siebie okrzyki na zmian pocieszajce i bohaterskie, w rodzaju: "Nic
to! Grunt, e yjemy!... Na bagnety!... Hej, przelecia ptaszek!... Nie ludzie!..." Czym
wykazywa duo zdrowego rozsdku, bo istotnie, jeli ju cokolwiek przeleciao, to raczej
ptaszek ni ludzie. Dowiadczony kierowca takswki, nie wdajc si w dugie dyskusje, od
razu ustali cel podry, obejrzawszy dowd osobisty zapakanego pasaera. Nieco trudnoci
mia wprawdzie ze zwrotem dowodu, ktrego zapakany pasaer za adne skarby nie chcia
przyj, ale i z tym sobie poradzi, podstpem wetknwszy dowd do kieszeni jesionki
opornego waciciela. Wiedziony miosierdziem usiowa
nagle poj, e oto ma skutki. Halucynacje! Delirium tremens! I to nie ndzne myszki,
krliki, nietoperze, ale od razu so!... I to jaki?! Rowy!!!... Lesio zamkn oczy na dug
chwil, a potem je ostronie otworzy. So sta nadal. Lesio powtrzy operacj z oczami. Zgi, przepadnij! - powiedzia ze zgroz zduszonym gosem. - A kysz! A kysz! W
odpowiedzi na zaklcie nastpio co strasznego. Skd, z ciemnoci napyny nagle ciche
dwiki charlestona. So poruszy uszami, podnis nieco trb i przestpujc z nogi na nog
najwyraniej w wiecie zacz taczy!... Tego byo dla Lesia za wiele. Poprzez opary
zuytego alkoholu dosigo go mgliste i odlege wspomnienie z lat dziecistwa. So!
Prosiaczek! Puapka na hohonie!... Soniocy! Soniocy! - Soniocy!!! - rykn nagle Lesio
okropnie. Zawrci i run przed siebie w panicznej ucieczce, krzyczc przeraliwie: Soniocy!!! Soniocy!!!... Cudem zapewne przelecia przez ca rozkopan ulic i dopiero na
jej kocu, potknwszy si, wpad wprost w objcia zwabionego osobliwym krzykiem
milicjanta. - Soniocy!... - wrzasn jeszcze ostatni raz. - Panie, co pan? - powiedzia
zdumiony milicjant, ktry ju w swoim yciu sysza duo pijackich okrzykw, ale takiego
jeszcze nie. - O co chodzi? Lesio na widok munduru nieco jakby oprzytomnia, chocia na
twarzy cigle mia wyraz miertelnego przeraenia. Przez gow przeleciaa mu koszmarna
myl, e ujawnienie delirium pchnie go nieodwoalnie za wrota szpitala dla alkoholikw.
Ukry, za wszelk cen!... - Nie ma sonia! - krzykn w
Ukradli! Nie ma! Nie ma!!! - doda z tak moc, e jego ton, poparty wyrazem twarzy, kaza
zaskoczonemu milicjantowi uwierzy w nieprawdopodobn kradzie soni z cyrku.
Zwaszcza e przy obchodzie namiotu i wozw na wasne oczy widzia panujce wszdzie
potne zamieszanie i sonie odprowadzane gdzie na ubocze. - Chod pan! - krzykn w
zdenerwowaniu i ruszy biegiem przez wykopy, ignorujc drug, gadk poow ulicy i
cignc za sob nieco opierajcego si Lesia. Po kilku wstrzsach i potkniciach Lesio
doszed do wniosku, e widocznie przedstawiciel wadzy domaga si od niego
jakiegokolwiek dowodu na brak halucynacji. Przesta si opiera i gorliwie dy przed
siebie. Wypadli za naronik budynku i stanli jak wryci. cile biorc, milicjant stan jak
wryty, a Lesio, ktrego nogi wrosy w ziemi, a rozpdzony kadub polecia ku przodowi,
uczyni co w rodzaju gwatownego, gbokiego ukonu, zapierajc si rkami w rozkopanej
glinie. Rowa mara staa w wietle dwch latarni i jednego neonu, wachlujc si agodnie
uszami. Zdenerwowany wiadomoci o dziwacznej kradziey, wpatrzony w sonia milicjant
odruchowo poderwa znieruchomiaego w
ukonie Lesia do gry. - Panie, co pan? - powiedzia z irytacj. - Przecie stoi! - Co stoi? jkn miertelnie wystraszony Lesio. - Jak to co? So! nie widzi pan? Lesio wytrzeszczy
oczy na sonia, z rozpaczliwym uporem poprzysigajc sobie, e si nie przyzna w adnym
wypadku i za adne skarby wiata. - Jaki so? - powiedzia niemrawo, usiujc symulowa
zdziwienie. - Gdzie so? adnego sonia nie ma! Milicjant pomyla popiesznie, e kto tu
chyba musia zwariowa, i z lekkim niepokojem j przypomina sobie, kiedy ostatni raz
uywa alkoholu. Przedwczoraj, dwie setki... Nie, to nie moe by to. Rwnoczenie
zrozpaczony Lesio uzna, e przedstawiciel wadzy albo sam pijany, albo te stosuje jaki
straszliwy podstp. Przecie tego sonia nie ma. Rowa gra z wielkimi uszami jest
wycznie jego prywatn halucynacj. - Nie ma adnego sonia - powtrzy, raczej bez
przekonania. Jego dziwny upr przeszkadza milicjantowi zebra myli i poj istot
konfliktu. - Pan zaprzecza, e tu stoi so? - spyta z gniewem. - Zaprzeczam! Nie stoi! - A
co robi?! Siedzi? Ley?! - Taczy... - wyrwao si Lesiowi wbrew wysikom. Istotnie so
wci przestpowa z nogi na nog w rytm dobiegajcych z dali dwikw. Usyszawszy
wreszcie odpowied, ktra przynajmniej w pewnym stopniu bya zgodna z rzeczywistoci,
milicjant odzyska zdrowe zmysy. Spojrza na Lesia uwaniej i dopiero teraz zda sobie w
peni spraw z jego stanu. W byskawicznym
olnieniu poj, na czym polega dramat kiwajcego si obok niego w mokrej glinie faceta, i
lito drgna mu w sercu. Zarazem jednak by na Lesia zirytowany, postanowi wic zabra
go do izby wytrzewie, miosiernie wyprowadzajc przedtem z bdnego mniemania. Panie, przesta si pan wygupia - powiedzia ugodowo. - So stoi jak byk. Nie widzi pan,
e tu cyrk przyjecha? adnych przywidze pan nie ma. Lesiowi zaczo co wita, nie by
jednake w stanie tak od razu uwierzy w swoje szczcie. - Ale dlaczego rowy?... spyta nieufnie i aonie. - Cholera, rzeczywicie... No jak to, bo ten czerwony neon na
niego wieci! Neonu te pan nie widzi? Teraz dopiero Lesio zauway monstrualnej
wielkoci czerwony neon nad sklepem i nieopisana ulga spyna na jego zamroczon dusz.
Wic to jednak rzeczywisto! Nie delirium!... - No, chod pan - powiedzia stanowczo
milicjant. - Dokd? - Do obka. Co si pan bdziesz po ulicy pta. Wylaz z wykopu i
ruszy przed siebie, trzymajc pod rk Lesia, ktry szed z nim pozornie bez sprzeciww, nie
dlatego eby by zdolny w tej chwili do stosowania jakich podstpw, ale z tego prostego
powodu, e paniczne przeraenie sparaliowao jego wol i umys. Do obka!... Tego tylko
jeszcze brakowao! W obecnej sytuacji!... ona!... Myl o onie w mgnieniu oka otrzewia
go niemal cakowicie. Zatrzyma si i odebra rami milicjantowi, ktry puci go bez oporu,
zwiedziony jego dotychczasowym agodnym zachowaniem. Sdzi, e chce moe tylko
zapali papierosa albo co w tym rodzaju...
Lesio nie waha si ani sekundy. Jak sposzony jele skoczy w bok i pogna przed siebie,
kadc w nogi wszystko, na co go byo sta, nie baczc, i biegnie w kierunku przeciwnym
rodzinnemu domowi. Dawno ju umilk za nim tupot butw milicjanta, kiedy wreszcie
zatrzyma si, znacznie bliszy Bielan ni Mokotowa, na ktrym mieszka. Zanim o wp do
trzeciej dotar do domu, zdy sobie jeszcze przypomnie, jaki to wany interes mia do
zaatwienia na miecie. Zdy nawet sprawdzi, e zarwno kupony, jak i pienidze ma przy
sobie w stanie, jak mu si wydawao, prawie nienaruszonym. Zdy te pomyle, e moe
jeszcze wysa tego cholernego toto_lotka w niedziel przed dwunast, i ta myl pocieszya
go ostatecznie. Poszed spa syt wrae i prawie szczliwy... Uczucie bogiego szczcia
trwao w nim wci jeszcze po przebudzeniu. W mieszkaniu panowaa cisza, za oknem
widniaa przeliczna, jesienna pogoda i Lesio ju chcia si odwrci na drugi bok i na nowo
zapa w pokrzepiajcy sen, kiedy nagle poruszya go myl o niespenionych obowizkach.
Przypomnia sobie, e ma wysa kupony. Spojrza na budzik, ale budzik widocznie stan,
bo wskazywa godzin pit dziesi, co, zwaywszy usytuowanie soca, byo zupenie
niemoliwe. Spojrza na swj zegarek, ale jego zegarek najwidoczniej rwnie stan i to ju
dawno temu, bo wskazywa dla odmiany jedenast czterdzieci, co z kolei wydawao si zbyt
okropne, eby mogo by prawd. Po namyle uzna, i wiadomo dokadnej, aktualnej
godziny jest mu niezbdna do szczcia, wsta zatem ziewajc
Gdyby to bya dwunasta czterdzieci cztery, albo chocia dwunasta zero jeden, miaby
przynajmniej pewno, e ju wszystko przepado, wszystko stracone, nic ju nie zdoa
zrobi i automatycznie byby uwolniony od wszelkiej odpowiedzialnoci. Mgby z
powrotem pa na tapczan i zasn z rozpaczy. Tymczasem w tej koszmarnej sytuacji
zostawao mu jeszcze szesnacie minut, ktre musia! musia!!!... powici na jak
okropn, niesychanie intensywn dziaalno, do ktrej w najmniejszym stopniu nie by
zdolny! Dziaalno rozpocz od przewrcenia krzesa i zrzucenia ze stolika telefonu.
Nastpnie straci kilka bezcennych chwil na uporczywe i bezowocne naciganie na nogi
marynarki zamiast spodni. Nastpnie urwa w azience wieszak na rczniki.
Nastpnie stuk dwie szklanki, jeden wazon i arwk w stojcej lampie, ktra si zoliwie
przewrcia. Nastpnie wyrzuci na zewntrz zawarto pki w szafie, gdzie grzeba, gnany
bezrozumnym pragnieniem woenia czystej koszuli, oraz zawarto szafki z butami, gdzie w
niepojtych celach poszukiwa szczotki do butw. Nastpnie wybieg na schody o godzinie
jedenastej pidziesit jeden z paszczem w rku i w potwornie brudnych, umazanych
zaschnit glin butach. Z parteru zawrci, wpad z powrotem na schody i zamkn
zostawione uprzednio otworem drzwi od mieszkania. Po czym wreszcie wydosta si na
ulic. Do kiosku toto_lotka przyjmujcego kupony w niedziel do dwunastej zajechaby
takswk w cigu piciu minut. Jezdnia w obie strony wiecia jednake pustkami, ruszy
wic przed siebie galopem i o godzinie dwunastej szesnacie opar si o zamknite na gucho
drzwi upragnionego pomieszczenia. Wysiki ulegy zakoczeniu. Mia teraz mnstwo czasu
na rozmylania, refleksje, skruch i snusie planw. Mg si dowolnie dugo waha, dziwi,
czyni sobie wyrzuty, precyzowa swoje zamiary i obecywa popraw. Przede wszystkim
jednak bezwzgldnie musia zlikwidowa zwikszajce si upanie w gowie, ktre
wypeniao go do tego stopnia, e guszyo nawet poczucie bezgranicznej klski. Na upanie
w gowie by oczywicie tylko jeden sposb i ten sposb Lesio zastosowa bez chwili
namysu. Przez krtk chwil waha si, czy wybra bar "Pod Arkadami", czy bar rybny na
Puawskiej i szybko zdecydowa si na ten ostatni, bo powietrze w tamtej stronie wydawao
mu si jakby wiesze. Oderwa si od
ma ju nic do stracenia. Lesio sta si nagle takim wanie czowiekiem. Po trzecim kolejnym
klinie pogldy na swoj sytuacj ustali ostatecznie i poczu si nawet dumny, e tak
imponujco udao mu si stoczy w przepa. Wstpi w niego straceczy duch. Bez obaw
ju i bez drenia sign do kieszeni, wygrzeba wszystkie pienidze przeznaczone na
nieosigalny cel i przeliczy je. Ze spoecznych dwch tysicy czterystu i jego wasnych
dwustu zotych zostao mu zaledwie tysic trzysta, nie liczc tych drobnych, ktrymi bdzie
musia zapaci rachunek w barze. Reszta ulega dematerializacji. Zwyczajne siedzenie w
knajpie nie wydawao mu si czynnoci godn czowieka tak dokadnie upadego moralnie.
Naleao zrobi co wicej. Co potnego. Co, co byoby ukoronowaniem
dziea niszczenia jego kariery i marnowania ycia. WYszed z baru rybnego i uda si dla
odmiany w kierunku pnocnym. Zarwno moliwoci drzemice w rdmieciu gsto
zaludnionej metropolii, jak i strona wiata, w peni odpowiaday stanowi jego ducha.
Dotychczas mia wiele wad, by jednak uczciwym czowiekiem. Teraz nim by przesta.
Sprzeniewierzy nie nalecy do niego jeden milion, jeden tysic i sto zotych. Milion
wygrany w przekltego toto_lotka i tysic sto, przeznaczone na to wygranie. Zostaa mu
ndzna reszta, ocalaa z pogromu, ktra palia mu kiesze. Lesio nieodwoalnie postanowi
straci i t reszt. Skoro diabli wzili tyle, to niech ju wezm wszystko, z nim samym
wcznie. Straci natychmiast, bez wahania, bez alu i do koca! Byle z fantazj! Z hukiem!
Z fanfarami! Jak spada, to ju z dobrego konia!... Konia!!!... Lesio nagle wrs w ziemi.
Do przystanku na placu Unii podjeda autobus z napisem "Wycigi". Pchaa si do niego
grupka ludzi, ale wewntrz byo jeszcze nieco miejsca. - Konia!!!... - krzykno Lesiowi w
duszy zuchwale i buntowniczo. Pchnity kategorycznym daniem nagle rozbestwionej
duszy rzuci si do autobusu. Pchnity rwnie kategorycznym yczeniem kontrolera rzuci si
do kasy. Nastpnie znw podporzdkowa si duszy. Dusza, zniecierpliwiona i pena
gwatownie rosncych wymaga, zmusia go do wykupienia najdroszego biletu wstpu za
30 zotych, przegnaa obok pustego w tej chwili paddocku i wpdzia do budynku trybuny.
Program wycigw pomina milczeniem, z czego
mona wnioskowa, e jej na nim nie zaleao. Na bilecie wstpu te by jej zapewne nie
zaleao, gdyby nie to, e bez niego nie wpuszczano do rodka. Przekroczywszy drzwi Lesio
znalaz si w samym rodku pprzytomnej, zemocjonowanej tuszczy, usiujcej w moliwie
krtkim czasie straci moliwie duo pienidzy. W samym wejciu stao dwch panw, z
ktrych jeden chwyta si za gow i jcza: - Ta czwrka! Ta cholerna czwrka!... A drugi
w milczeniu, z ponur pasj, dar na drobne kawaki du ilo biaych papierkw i rzuca je
na ziemi. W Lesiu dziaa nie tylko straceczy duch, ale take kolejka wypitych w barze
rybnym klinw. Panujca wok atmosfera nasuna mu na myl rne skojarzenia. Oczyma
duszy ujrza salony gry, stosy banknotw na stoach, rozpalone twarze, usysza brzk zota,
okrzyki krupierw... Monte Carlo!... - Mj dziad fortun w Monte Carlo...! - pomyla
dumnie. Myl jednak urwaa si nagle, w aden sposb bowiem nie umia si zdecydowa
ogldajc bilety. - Graem jeszcze dwa trzy, na fuksa... Lesio najpierw poczu niesmak do
siebie za to, e zhabi dziada ledzikiem, miast podtrzyma jego honor kawiorem, i
postanowi to szybko naprawi, potem za wydao mu si, e panowie mwi co znajomego.
Dwa jeden pi razy... Gdzie ju chyba sysza to magiczne zaklcie? Bilety trzymane w
rku przez drugiego z panw rwnie robiy
na nim wraenie elementu ju raz widzianego. Zamwi nastpn setk wraz z kanapk z
kawiorem i speniwszy ten podstawowy obowizek ca uwag powici dwm
intrygujcym go osobnikom. Sta, oparty o bufet, ze szklaneczk czystej w doni i przyglda
si im czule i tkliwie, a przodek_hazardzista pcha mu si na usta z si trby powietrznej.
Dwaj panowie, zajci rozmow, nie zwracali na niego uwagi, ale podszed do nich trzeci.
Temu trzeciemu od razu wpad w oko bogo rozanielony wyraz twarzy stojcego obok
nieznajomego faceta. Gracze na wycigach niechtnie zwierzaj si ze swoich zamiarw i
pogldw na wynik najbliszej gonitwy. W trzecim panu obudziy si podejrzenia, e w
facet podsuchuje, trci wic dyskutujcych przyjaci, ruchem gowy wskazujc Lesia.
Pierwszy z panw sign do kieszeni i wyj plik biletw z zielonym nadrukiem. Wpatrzony
w niego Lesio bezmylnie uczyni ten sam ruch i te wyj z kieszeni pi identycznych
biletw, dokadnie w tym momencie, kiedy panowie na niego spojrzeli. Nie ma na wiecie
gracza, w ktrym w takiej sytuacji nie obudzioby si zaciekawienie powodzeniem
przeciwnika. Trzej panowie mimo woli wycignli szyje w kierunku biletw Lesia. - Ma
pan to? - spyta z zainteresowaniem jeden. - Mj dziad fortun w Monte Carlo...! - rykn w
odpowiedzi Lesio z wielk moc, czujc wyran ulg, e wreszcie moe si z kim podzieli
rozpierajcym go uczuciem. Rwnoczenie dumnym gestem machn w kierunku panw
biletami. Wszyscy trzej wzdrygnli si gwatownie na ten nieoczekiwany
ryk dziwnej treci, ale zielone bilety przycigay uwag jak magnes. Nie komentujc
niezrozumiaej informacji o nie znanym im dziadzie obejrzeli frapujce papierki. - No jest,
dwa jeden. Fortuny to pan na tym nie zrobi, adna wypata... - powiedzia jeden z panw,
krzywic si nieco. - Zawsze co jest - rzek drugi. - Po czterdzieci dadz. - Czterdzieci
cztery - sprostowa trzeci, wygldajc przez okno. - Wywiesili, ju pac. - No to trzeba
odebra, idziemy... Do Lesia sens wypowiedzi panw nadal nie dociera w peni. Porzuci
nie dopit setk i honorowy kawior i uda si za nimi wycznie dlatego, e jednorazowe
wygoszenie wieci o protoplacie w Monte Carlo nie satysfakcjonowao go dostatecznie.
Czu gwatown potrzeb porozmawiania na ten temat obszerniej, a w trzech panach
wyczuwa jakie niesprecyzowane pokrewiestwo dusz. Stan wraz z nimi w kolejce do
kasy, idc za ich przykadem bezmylnie poda kasjerce pi swoich biletw i ku
najwyszemu swemu zdumieniu otrzyma od niej tysic sto zotych. Nie pojmujc, co to
znaczy, wzi je do rki, patrzy na nie przez chwil w cakowitym otpieniu, po czym nagle
spyno na niego objawienie. Nareszcie wiedzia, co dziad!... - Mj dziad fortun w Monte
Carlo zdoby! - ogosi potnie w przestrze, bo trzej panowie ju odeszli. Nie zwaa
Pienidze, honor, a kto wie, moe nawet ten sprzeniewierzony milion!... Dziad stawia. On
te postawi i wygra! Trzeba zatem stawia dalej! I dalej wygrywa!... Nie wdajc si w nie
znane mu i skomplikowane szczegy podstaw gry na wycigach, bez chwili namysu uda si
do tej samej kasy co poprzednio. W gowie hucza mu potny myn, guszcy wszelkie
skojarzenia. Nie obudzi si w nim nawet cie przypuszczenia, e zasadniczym elementem tej
caej zabawy s przecie konie. Nie wiedzia w ogle, gdzie te konie si znajduj, nie
zauway ich dotychczas, nie istniay dla niego. Zapomnia o koniach, pamitajc jednynie o
szczliwym dziadzie w Monte Carlo. Wrczy kasjerce nastpne piset zotych, mwic
stanowczo to, co mu wpado w ucho przy bufecie: - Dwa trzy. Pi razy. Dumny i gboko
poruszony nie zatrzymywa si ju nigdzie, lecz j obchodzi w koo cae pierwsze pitro.
Mia niejasne wraenie, e teraz powinno si dzia co, w wyniku czego on znw bdzie
wygrany, nie wiedzia tylko dokadnie, co by to mogo by. Optany obsesj dziada nie mg
si pozby mglistej wizji zielonego stou, toczcej si kulki ruletki, rozdawanych kart lub
czego w tym rodzaju. Dzwonek, oznaczajcy zakoczenie przyjmowania wpat, napeni go
gbokim niepokojem. Wydawao mu si, e lada chwila przeoczy co szalenie wanego.
Coraz bardziej przejty odruchowo pody tam, gdzie wszyscy, to znaczy na stron torw.
W napiciu i z wyton uwag j wpatrywa si w dal, tote start pitki arabw spod samej
niemal trybuny nie dotar do
jego wiadomoci. Dopiero kiedy araby przebiegy poow trasy i znalazy si po drugiej
stronie pola, tam, gdzie spoczywa jego wzrok, poj wreszcie, e co leci. Uczyniwszy
wysiek umysowy przypomnia sobie nagle, e to s konie. Prawda, konie!... Przecie on gra
na wycigach! Postawi na jakie konie, te konie wanie lec, zaraz tu bd i w zwizku z
tym on zaraz wygra! Powoli zacza nawet dociera do niego tre dwikw, rozlegajcych
si dokoa. Osobnik oparty tu obok o balustrad patrzy przez lornetk i udziela informacji
pozostaym, patrzcym goym okiem. Wszyscy byli wyranie zdenerwowani i
zdenerwowanie to zaczo si udziela Lesiowi, dotychczas, dziki pewnoci wygranej,
wrcz racemu na tle otoczenia. - Pitka cigle prowadzi! - wrzeszcza facet z lornetk. Pitka prowadzi, za ni trjka, potem dwjka!... Trjka dochodzi, nie, zostaje!... - Panie, co
tam leci ostatnie? Co tam si tak odbio? - Ktre, zaraz, jedynka!... Jedynka, Kalifat! - A
mwiem, e Kalifat ostatni! - Id pan do cholery!!!... - Panie, mw pan! Co tam na
wirau?! - Trjka wychodzi, pitka druga!... - I tak bdzie, trzy pi, zobaczy pan!... - Mam
dwjk w triplach! - wrzasn kto rozdzierajco. Ten rozpaczliwy, acz niezrozumiay
okrzyk wstrzsn Lesiem do gbi. Pad na plecy stojcego przed nim faceta i nie wytrzyma
nerwowo. - Mw pan! - krzykn, szarpic za rkaw wciciela lornetki. Waciciel lornetki
czyni
starania, eby wydrze mu rkaw, wraz z szarpan czci odziey miotaa mu si bowiem
rka z przyrzdem optycznym, ktry usiowa przyoy do oczu. Konie byy ju na prostej,
Lesio nerwowo szarpa, poniecha wic lornetki i wrzeszcza dalej, oceniajc sytuacj bez
udoskonale technicznych. - Walet idzie, Walet! Pitka druga! - Chaa druga! Dwjka j
bierze! Ju jest trzy dwa!... - Dwjka wychodzi! - Nie daj si!!!... - Walet dawaj, Walet
dawaj!!!... - Jest! Dwa trzy!!!,,, - Cholera cika, trzy dwa graem dziesi razy!...
Nieprzytomny i niemal wytrzewiay z przejcia Lesio bez protestu pozwoli si wepchn z
powrotem do rodka. Dwa trzy!... Dwa trzy to byo to, co mia napisane na piciu
wykupionych biletach! Wygra! Znw wygra! Sam los by po jego stronie! Sam los
skierowa go w to miejsce, eby mg ocali swj honor, chlubnie podtrzymujc tradycje
rodzinne zapocztkowane przez dziada w Monte Carlo! Odegra wszystko i w aureoli chway
stanie przed tamtymi, ktrzy go tak nie doceniali! Rzuci im pod nogi t, tak po msku
zdobyt, fortun! Co tam ndzne toto_lotki, w toto_lotka byle achmyta potrafi gra! a w
szpony hazardu odda si tylko on jeden i oto prosz, z jakim skutkiem! Rzuci im wicej, ni
oczekiwali, im wszystkim i jej!... Barbarze!... Do hipotetycznego miliona, ktry sam, wrcz
nachalnie, pcha mu si do rk, byo wprawdzie raczej do daleko, ale godny potomek
dziada_hazardzisty nie w gowie mia teraz jakie tam dziaania matematyczne. O wysokoci
wygranej sumy dowiedzia si
szczliwy, patrzy z gry na lnice koskie zady i nawet powoli zacz sobie kojarzy
numery, zawieszone pod siodami, z numerami na zakupionych biletach. Nie wiedzia tylko,
dlaczego tych numerw jest dwa, co niewtpliwie oznacza, e gra na dwa konie na raz, skoro
przez cae ycie wydawao mu si, e grywa si na jednego konia i wygrywa wtedy, kiedy ten
ko przychodzi pierwszy do mety. Nigdy dotychczas nie by na wycigach, jako mu to nie
przyszo do gowy, nie wnika w tajniki tego przedsiwzicia i teraz gupio mu byo
kogokolwiek pyta. Uzna wic w kocu, e jeli ju dwa razy wygra na te podwjne konie,
to wygra i trzeci, przesta si kopota i zda si na los. Konie przeszy z paddocku na tor,
zademonstroway prbny galop i poszy na miejsce startu. Tabun ludzi przemieci si z
jednej strony trybun na drug. Lesio wyszed na balkon, znalaz sobie miejsce przy parapecie,
opar si wygodnie i czeka kolejnego zwycistwa. Czeka dugo, bo w tej gonitwie
startoway dwulatki na dystans 1400 metrw, a start dwulatkw jest zawsze spraw
skomplikowan. Czekajc, chciwie przysuchiwa si padajcym wok wypowiedziom, ja
go bowiem ciekawi technika wygrywania. - Stajnia przyjdzie, zobaczy pan - mwi kto
bardzo stanowczo. Lesia nie wzruszyo to w najmniejszym stopniu, nie wiedzia bowiem, co
to znaczy. - Jaka tam stajnia, Polonez pierwszy raz idzie na tysic czterysta - odpar kto
inny z irytacj. - Co z tego, zobaczy pan, e przyjdzie! - Czego on tych koni nie puszcza,
ma wszystkie w kupie!
- Co pan, gdzie w kupie, jeden mu w krzaki poszed! - Co tam chodzi z tyu? Panie, zobacz
pan!... - Jedynka... - informowa jeden z wacicieli lornetek. - Tyem stoi, nie, ju go
podprowadza... Poszy!!! - Falstart!!! - rozlego si rwnoczenie i okrzyki nabray
nerwowoci. - Dwa wyrway! Jeden jeszcze leci! Gdzie on leci? Idiota! - Panie, co to tak
wyrwao?! Mw pan! - Trjka, Polonez!... - Ju masz pan swoj stajni! Jak wyrwa, to nie
przyjdzie! - Ko w formie, to leci! Musi przyj!... Lesio zacz by rwnie
zdenerwowany, nie wiadomo waciwie dlaczego, bo przecie jego sukces by pewny. W jego
imieniu dziaaa sia wysza. Nim opiekowa si los... Drugi falstart doprowadzi go do
stanu, dorwnujcego stanowi wszystkich pozostaych graczy, a trzeci sprawi, e znacznie
ich przewyszy. Co tam si dziao takiego, czego zupenie nie rozumia, ale co musiao by
w najwyszym stopniu niepokce, sdzc po wrzeniu na trybunie. - Co to za kretyn je tam
puszcza?! - Czego pan chcesz, z dwulatkami tak zawsze! - Jak ko moe przyj, jak trzy
razy wyrywa! On ju cay dystans przelecia! - Puci je wreszcie, do cholery, czy nie?! Jednego ma tyem! Panie, ktry to tam tyem chodzi?! - Jedynka! Cay czas psuje start! Ju
go obraca!... - Poszy!!!... - Co idzie?! Mw pan, co idzie?!... Lesio przewiesi si przez
balustrad tak, e gdyby nie ywy mur, trzymajcy go z tyu, niewtpliwie wyleciaby na
taras
poniej. Wytrzeszczy oczy na konie cakowicie bezskutecznie, bo i tak nie mg ich w ogle
rozrni. Nie mia zielonego pojcia, ktre to s te jego. Wykrzykiwane wok informacje
wzmagay jego podniecenie. - Stajnia idzie! Stajnia idzie! Trzy jeden!... - Dwjka go
bierze z tyu! Bdzie trzy dwa! - Pitka leci od pola!... - Dawaj, Polonez! Dawaj! - Nie
zdy!... Ju, jest trzy pi!!! - Trzy pi... - No i gdzie ta paska stajnia?! - Dwjka
trzecia, patrz pan, ja jej w ogle nie liczyem!... A niewiele brakowao! - Trzy pi! No,
bdzie wypata! Caa gra bya na stajni!... Lesio trwa przy balustradzie kompletnie
oszoomiony. Przed nim, obok wieyczki sdziowskiej widniay jak byk wywieszone na
tablicy numery 3 i 5. A on postawi na trzy dwa... To jak to, czy to oznacza, e przegra?
Przecie to niemoliwe?! A co z tym losem, ktry tu dziaa za niego i mia dostarczy mu
milion? Gdzie ten milion?! Los najwidoczniej w wiecie poczu si obraony brakiem
dostatecznego zainteresowania jego poczynaniami i wystawi Lesia ruf do wiatru.
Nieszczsny przedmiot igraszek przeznaczenia nie bardzo wiedzia, co ma teraz zrobi.
Domaga si sprostowania? Zada powtrzenia gonitwy?... Zaraz, ale przecie jednego
konia zgad dobrze... To co, to moe wygra poow?... Obok Lesia siedzia na krzeseku,
oparty brod o balustrad, jaki osobnik, ktrego postawa wyraaa cakowit
beznadziejno. Przyjrzawszy mu si uwaniej Lesio znw wyczu co w rodzaju
Wygrawszy w pitej i szstej i przegrawszy w sidmej, mia przed sob ju tylko dwa biegi.
Dziki drugiemu sposobowi Opatrznoci nie zdy straci w nich wicej ni dwa tysice
zotych, z przyczyn nader prostych. Ot nie przyszo mu do gowy, e mgby obstawia
wicej kombinacji ni jedn, a nikt jako, szczliwie, tej zotej myli mu nie podsun.
Dzierc wysoko sztandar dziadowskiego honoru Lesio absolutnie nie mg ju zej poniej
stawki tysica zotych i gdyby obstawia kilka porzdkw niewtpliwie przegraby wszystko
co do grosza. Dziki opece si wyszych pozby si wic tylko uciliwego balastu trzech
tysicy, a z ca reszt pozosta. Kiedy, jako jeden z ostatnich, opuszcza tereny rozpusty,
umys jego by ju na nowo zdolny do podjcia pracy. Przeyte emocje wytrzewiy go
cakowicie. Przeliczy posiadane fundusze i stwierdzi, e wynosz one cztery tysice
dwiecie zotych, co zdziwio go niewymownie. W tych dwch okropnych ostatnich
gonitwach mia wraenie, e przegrywa jaki kolosalny majtek, jakie rodowe posiadoci,
wsie, paace, posag ony... Wasny los pomyli mu si doszcztnie z losem
wyimaginowanego dziada w Monte Carlo. Dziad mg sobie posiada dobra ziemskie, jego
ona, prawdopodobnie babcia, niewtpliwie posiadaa posag, ona Lesia natomiast z ca
pewnoci nie posiadaa nic. I cae szczcie, e nie posiadaa nic, gdyby bowiem miaa
cokolwiek, Lesio bezwzgldnie by to przegra! Czujc co w rodzaju mglistej wdzicznoci
do panujcego ustroju, Lesio szed sobie piechot i rozmyla. Wzniose
dalej ju pjdzie samo. O poranku, kiedy Lesio jeszcze spa, odprowadzia dziecko do
swoich rodzicw, nie chcc czyni niewinnej istotki wiadkiem zaplanowanych, gorszcych
scen. Teraz za wracaa do domu, umacniajc si w postanowieniu. Tak skrucha, jak i
baganie o przebaczenie czekajcego na ni niewtpliwie Lesia miay pozosta bez echa.
Postpowanie jego, zdaniem Kasieki, przekroczyo ju wszelkie granice i bezwzgldnie
naleao na nie ostro zareagowa. Odmwia zaproszeniu przyjaci, namawiajcych j na
jakie bliej niesprecyzowane wieczorne rozrywki, nie zwrcia nawet zbytniej uwagi na
rodzaj propozycji, zaprztnita wycznie cicym nad ni obowizkiem skarcenia
kierunku. Ostatnie metry przeby powczc nogami. Przed bram sta przez chwil
rozgldajc si po niebie i rozwaajc prognoz pogody na jutro. W holu wejciowym znw
si zatrzyma, przeczyta list lokatorw, znalaz w niej wasne nazwisko, nad ktrym
pokiwa smtnie gow, i wreszcie spojrza na skrzynk do listw. W skrzynce co byo. Z
nadziej, e to co okae si szalenie dugim listem, ktry bdzie mg przeczyta na
schodach opniajc tym wejcie do mieszkania, wygrzeba z kieszeni noszony przez
zapomnienie kluczyk i wyj zawiadomienie z poczty o poleconej przesyce. Dugo oglda
zawiadomienie, zastanawiajc si, co te to moe by za przesyka, nic nie wymyli i
wreszcie musia otworzy wasne drzwi. To, co ujrza zaraz za nimi,
oddziay pogotowia i milicj. adna z tych placwek nic o Kasiece nie wiedziaa.
Lesio czu si coraz gorzej. Usiujc zanalizowa i oceni sytuacj, przypomnia sobie
przekltego, zaniedbanego toto_lotka. Tego byo za wiele. Uczu dawienie w gardle, zamt
w gowie i dziwne drenie w okolicy odka. Pomimo miertelnego wyczerpania po
katorniczej pracy nie bdc w stanie usiedzie na miejscu, gnany zdenerwowaniem, ktre
dawno ju przekroczyo granice histerii, ubra si popiesznie i wybieg z domu. Dokadnie
w dziesi minut pniej wrcia Kasieka. Rozrywkowo usposobieni przyjaciele wykazali
si olniewajc inwencj twrcz i wymylili oryginalny sposb spdzenia wieczoru.
Postanowili mianowicie uda si w plener, znale stosowne miejsce, rozpali ognisko i
upiec w nim g w glinie. Entuzjastycznie nastawione do tej rozrywki towarzystwo liczyo
osiem osb i dwa samochody. Pertraktacje z wacicielk gsi, prowadzone w jednej z
podwarszawskich nadwilaskich wsi, potrway do dugo, konserwatywnie nastawiona
wacicielka bowiem wytrwale odmawiaa sprzeday ptactwa w tak niestosownej porze roku,
proponujc dziwnemu towarzystwu odoenie transakcji do listopada. Rozpalenie ogniska na
boniach w pobliu rzeki, dokonane za pomoc zbieranego w okolicznych zagajnikach
wilgotnego opau rwnie nieco si przecigno. Jeszcze bardziej przecigny si
poszukiwania odpowiedniego gatunku gliny, wykopywanie jej w ciemnociach goymi
rkami i kradzie z ssiedniego pola kartofli, majcych suy jako nadzienie. W kocu g
zacza
pojcia, co mgby teraz zrobi. Myl o powrocie do domu budzia w nim yw niech tak z
uwagi na niejasn sytuacj maesk, jak i dlatego, e w domu atwo byoby go znale. O
pokazaniu si w biurze w ogle nie byo mowy! Lokale gastronomiczne odpaday, bo w
lokalach gastronomicznych na og trzeba paci, a posiadanych przy sobie pienidzy ba si
nawet dotyka. Co zrobi zatem? Bka si po miecie? Popeni samobjstwo? Odda si w
rce milicji? Co zrobi?... Po raz dwiecie osiemdziesity pity obejrza bezmylnie
wszystkie posiadane papiery i wpado mu w oko zawiadomienie z poczty. Postanowi i
odebra ow polecon przesyk. Moe bdzie tam bardzo duga kolejka, ktra przynajmniej
na pewien czas zdejmie mu z gowy kopot ze znalezieniem miejsca dla siebie... Rodzima
poczta Lesia znajdowaa si na Mokotowie. Dojecha do niej okrn drog, przesiadajc si
kilkakrotnie i wybierajc jak najwolniejsze rodki komunikacji. Najchtniej jechaby
drabiniastym wozem, zaprzonym w leniwe woy, ten rodek lokomocji jednake by mu
niedostpny. Przed okienkiem, gdzie odbierao si korespondencj, nie byo ywego ducha.
Lesio tsknym okiem popatrzy na dugi wijcy si malowniczo ogon interesantw do wpat i
wypat, opanowa pokus zajcia miejsca w tym ogonie i poda urzdniczce swoje
zawiadomienie. Podpisawszy si na pokwitowaniu otrzyma od niej
moraln! A jeeli mu nie zbij, to moecie mnie przepdzi batem, na czworakach, dookoa
ronda na Nowym wiecie! - Kto ci ma przepdza? zainteresowa si Karolek. - Wszystko
jedno. Moecie grupowo. - ebymy chocia ze dwie trjki trafili! - westchna Barbara w
przygnbieniu. Wrciyby nam si te wpacone pienidze! Do pokoju zajrza Stefan. - Nie
ma go? - warkn gniewnie. - Jak widzisz. - A w domu? - Cisza. Dzwonilimy ju sze
razy. - Niech ja go w rce dostan! Chryste Panie!... Po Stefanie zoy wizyt Wodek,
kolorytem oblicza przypominajcy nieboszczyka. - Suchajcie, a moe mu si stao co
zego? - powiedzia z jkiem. - Co zego to mu si dopiero stanie - odpar Janusz
zowieszczo. - Zdaje si, e ja bd mia pene rce roboty. - Zgubi kupony! - krzykn nagle
Karolek w olnieniu. - Skd wiesz?! - przerazi si Wodek, bliski zemdlenia. - Nie wiem,
snuj przypuszczenia... - U niego wszystko jest
moliwe. Musielimy chyba upa na gow, eby wanie jego z tym majdanem
wysya!... Nastrj w pracowni doszed do peni rozkwitu, sigajc z jednej strony szczytw
niepokoju, a z drugiej dna przygnbienia, kiedy nagle otworzyy si drzwi wejciowe i
przedmiot oczekiwa nie tyle wszed, ile wplsa do biura w radosnych piruetach i z
triumfaln pieni na ustach. Nieprzytomny ze szczcia Lesio rzuci si do rk zaskoczonej
pani Matyldy strcajc jej ze stou wazonik z kwiatkami, we wdzicznych houbcach przeby
korytarz i wraz z ostatnim, ognistym obrotem, przy samych drzwiach wasnego pokoju
dokona swego najbardziej efektownego czynu. Nie dbajc w tak wielkiej chwili ycia o
zachowanie rwnowagi, zatoczy si z rozmachem i zrzuci ramieniem wiszc na cianie
ganic przeciwpoarow. Ganica upada dokadnie wedug instrukcji uycia, to znaczy
ebkiem do dou. Bya nowa, w peni sprawna i, jak si za chwil okazao, zdolna do
ugaszenia nawet poaru Rzymu. Barbara, Karolek i Janusz, ktrzy, ju z dala usyszawszy
odgosy pieww i tacw ludowych, zerwali si z miejsca z zamiarem wyskoczenia na
korytarz, jak piorunem raeni zawrcili i zatrzasnli za sob drzwi. Rwnie jak i oni
poruszony zasyszanymi dwikami Stefan wystawi ze swego pokoju gow i cofn j
natychmiast w stanie nieco odmienionym, oguszony tym czym dziwnym, co mu si nagle
stao. Naczelny inynier i kierownik pracowni zetknli si w drugich drzwiach ze pieszcym
na spotkanie Lesia Wodkiem i wszyscy trzej, razem stoczeni, w aden sposb nie mogli
dostatecznie szybko usun si z zasigu szalestwa,
podejrzenia, e by moe jest to jaka zasadzka na niego, a moe nie na niego, tylko na
jakiego niesympatycznego inwestora, a on w ni wpad przez pomyk i teraz ju nie ma
siy, nie ucieknie. Dziko syczcy strumie szala we wszystkich kierunkach rwnoczenie,
uchylane na chwil drzwi zatrzaskiway si gwatownie, zway piany narastay na cianach i
suficie, a oskot obijajcej si o przeszkody ganicy szerokim echem rozlega si po caym
budynku. Wygldao na to, e ta przedziwna impreza nie skoczy si nigdy w yciu. - Rany
boskie! - powiedzia w bezgranicznym osupieniu Karolek. - Co on przynis!!!??? Nikt
bowiem ze zgromadzonych za pozamykanymi drzwiami pracownikw nie mg w pierwszej
chwili rozpozna rda wciekego pieka rozptanego na korytarzyku i we wszystkich
umysach zalgo si przekonanie, e to Lesio przyszed z czym, co mu tam,
yrandola oraz Lesio, dumnie i triumfalnie siedzcy pod cian ze stolikiem w rkach,
noszcy na sobie od stp do gw lady bohaterskiej walki. Ostronie, ale stanowczo pani
Matylda odebraa mu stolik. Pozbawiony ora Lesio z westchnieniem ulgi podnis si z
podogi. - Co pan gasi? - spyta nieufnie naczelny inynier. - Prosz? - zdziwi si Lesio
uprzejmie. Naczelny inynier zdziwi si jeszcze bardziej, do tego stopnia, e ju nic nie
powiedzia, tylko patrzy na Lesia z wyrazem beznadziejnej rezygnacji. Zastpi go
kierownik pracowni. - Co si palio? - spyta, zdenerwowany. - Co si palio? - zaciekawi
si natychmiast Lesio. Kierownik pracowni poczu, e jest mu chyba jako niedobrze. - To
dlaczego pan la?! zawoa z rozpaczliwym alem w gosie. - Ja nie laem! zaprotestowa
Lesio z uraz i po chwili namysu doda smtnie: Samo si lao... - Boe, Boe! - jkn
nagle naczelny inynier i chwytajc si za gow wybieg z korytarzyka. Kierownik
pracowni pod wpywem instynktu samozachowawczego chcia wybiec za nim, ale
powstrzymywaa go straszna myl, e nie moe, bo jednak jest tu kierownikiem i musi jako
zareagowa. Sta wic i bezradnie patrzy na Lesia, niezdolny do wszczcia adnych krokw.
- A w ogle co to byo? spyta z szalonym zaciekawieniem Karolek. - Skd si to wszystko
wzio? Tak duo tego i tak dugo...? Z tej jednej ganicy?! - Nie wiem - odpar Lesio,
ktry w pierwszej fazie walki mia wraenie, e w korytarzu szaleje sto ganic. - Ja
drugiej nie miaem. - Prosz wrci do pracy powiedzia z jkiem kierownik pracowni, ktry
na myl, e Lesio istotnie miaby przychodzi do biura z ganic przeciwpoarow, poczu,
e znajduje si na progu obdu. Za adne skarby wiata nie zgadza si bra nadal udziau w
rozmowie na ten temat. - Niech pan si przebierze powtrzy. - I prosz wrci do pracy. Nie mam si w co przebra powiadomi go Lesio yczliwie. - W fartuch - powiedziaa zimno
Barbara. - I to czym prdzej... W cigu kwadransa, spdzonego w szatni i umywalni, Lesio
zdy odpiewa kilka pieni, przy czym pierwszestwo dawa ze zrozumiaych wzgldw
arii torreadora z Carmen. W nader malowniczym stroju, tanecznym krokiem wszed do
pokoju, gdzie oczekiwali na niego najblisi wsppracownicy z wyrazem twarzy, nie
wrcym nic dobrego. - No i co? - spytaa Barbara zowrogim tonem. - Nic - odpar Lesio
radonie i natychmiast uwiadomi sobie, o co Barbara pyta. - A nie, wszystko! To znaczy
nie, owszem! - Zwariowa - zawyrokowa Janusz, przygldajc mu si ze wstrtem. - No to
przecie nie dopiero teraz! - zauway trzewo Karolek. - Kupony prosz - zadaa Barbara
lodowato. - Pan bdzie uprzejmy w tej chwili da nam kupony! - Nie mam! - zawoa Lesio,
bezgranicznie uszczliwiony. Nie mam ich przy sobie! Na nic by teraz byy! Wszystko mi
si zniszczyo!
Od chwili opuszczenia poczty zdy zaatwi mnstwo spraw. Potwierdzi stan konta w
banku, zawiz do domu wszystkie, dotyczce tej sprawy dokumenty i wraz z kuponami
starannie je ukry. Na wszelki wypadek wola nie nosi ich ze sob. Teraz jego radosne
owiadczenie wprawio zesp w niejak konsternacj. Z jednej strony uciecha, pynca z
mao na og radosnego faktu zniszczenia wszystkiego, wydawaa si co najmniej dziwna, z
drugiej znw myl, e z tego pogromu kupony jednak ocalay, bya ze wszech miar
pocieszajca. Nie wiadomo byo przy tym, czy mie do Lesia pretensj za pozostawienie w
domu najwikszej atrakcji dzisiejszego dnia, czy te raczej trzeba mu zoy z tego powodu
gratulacje. Niewtpliwy blask, bijcy z jego oblicza, pozwala mniema, e wszystko jest w
porzdku, i jaki okruch przychylnoci losu spad na zmaltretowany zesp. - Albo bdziesz
mwi jak czowiek, albo ja ci pobij powiedzia Janusz z rozpacz. We pod uwag, e
ostatnio jestem nerwowy! - Rezultaty?! - zawoa rwnoczenie gorczkowo Karolek.- Jakie
rezultaty?! - Genialne! - wykrzykn Lesio z zapaem. - Mamy troch pienidzy! - Ile? Co
tam pado, do diaba? Ile?! - Trzy czwrki! Na te po dziesi! Ju obliczyem, to bdzie mniej
wicej osiemnacie tysicy! O Carmen, Carmen, czy ty kochasz mnie...!?
Bohaterski ryk Lesia zmiesza si z radosnymi okrzykami jego wsppracownikw. Przy
dwikach grzmicej arii pi osb pado sobie nawzajem w objcia. Lesio zadowala si
akompaniamentem akustycznym nie biorc udziau w uciskach, strj bowiem, w jaki by
przyodziany, utrudnia mu wykonywanie gwatownych ruchw. Mia na sobie dwa subowe
fartuchy, jeden normalnie, a drugi tyem do przodu i ten drugi, umieszczony pod pierwszym,
krpowa go prawie jak kaftan bezpieczestwa. Spod fartuchw wystaway mu bose nogi,
owinite subowymi rcznikami dla ochrony przed przezibieniem. - Co si tam dzieje? spyta nerwowo naczelny inynier kierownika pracowni, usyszawszy w jego gabinecie
okropne ryki, dobiegajce z dalszych pomieszcze. - Moe trzeba zobaczy? Moe go
linczuj?... - Za nic!!! - krzykn kierownik pracowni ze zgroz. Ja w tym nie bd bra
udziau! Nic nie sysz! Nic nie wiem! Ja chc by normalny jeszcze przez miesic! Dlaczego tylko przez miesic? - zdziwi si naczelny inynier, zaskoczony tak skromnoci
wymaga. - Wyniki konkursu - wyszepta sabo kierownik pracowni. - W cigu miesica
ogosz... W godzinach nadliczbowych zdecydowano si wreszcie uzna Lesia za bohatera.
Pozostawienie w domu kuponw przyjto jako przejaw nadprzyrodzonego natchnienia, ktry
wprawdzie byby niepotrzebny w wypadku nieuywania ganicy, ale znw z drugiej strony
dziaalno ganicy niejako uwietnia i upamitnia ten wielki dzie, tak bogaty w
wydarzenia. W chwili kiedy cay zesp, peen wrae i w jak najlepszym nastroju
postanowi wczeniej ni zwykle opuci biuro i uda si do domw, uwiadomiono sobie
nagle, i Lesio tego uczyni nie moe. Caa jego odzie nadawaa si wycznie do pralni, a
wyjcie na ulic w dwch fartuchach i z rcznikami na
tchu. - Jak pani tu wesza? - Klucze miaam - odpara Barbara z lekkim roztargnieniem.Gdzie, na lito bosk, trzyma pani jego koszule?! - W szafie - powiedziaa Kasieka
odruchowo. - Ale dlaczego?... Co to znaczy?!... - Przepraszam - powiedziaa Barbara,
uwiadamiajc sobie nagle, e nie obejdzie si bez wyjanie. - Pracuj z pani mem. On
siedzi w tej chwili w pracowni w fartuchu i nie ma si w co ubra. Kto musia przyjecha po
jaki garnitur dla niego, mia to zaatwi jeden z kolegw, ale w ostatniej chwili okazao si,
e nie moe, i zostaam tylko ja. Tych koszul wcale nie ma w szafie, nie mog ich znale.
Pomimo wyranego przypywu ulgi Kasieka poczua si nieco skoowana. Przywyka ju
wprawdzie do najdziwniejszych czynw Lesia, ale jak dotd, nigdy jeszcze nie gubi ubra i
to ubra noszonych na sobie. C, na lito bosk, mogo si sta tym razem?! Wyraz jej
twarzy skoni Barbar do przerwania poszukiwa. Po kwadransie podjy je razem i
wwczas koszule pana domu znalazy si w szafce z butami. Wyraz twarzy Barbary skoni z
kolei Kasiek do wyjanie, zwaszcza e szcztki wazy do zupy zgrzytay pod nogami i nie
pozwalay o sobie zapomnie. Wzajemne wyjanienia przecigny si, nabray charakteru
osobistego i nie wiadomo jak i kiedy nieskonna na og do zwierze Kasieka zdradzia
Barbarze gnbice j problemy. Integraln ich cz stanowia kwestia karczemnej awantury.
- I pani tylko t waz?... Nic wicej? - spytaa Barbara z dziwnym byskiem w oku. - Tak odpara Kasieka z
straszna myl. Jego ona jest w domu?... To co ten Janusz robi tam tyle czasu?!...
miertelnie oburzony i peen podejrze wykrci numer po raz drugi. - Sucham powiedziaa Kasieka gosem jakby nieco zniecierpliwionym. - Co to znaczy? - powiedzia
Lesio. - Co wy tam robicie tyle czasu? Moe ja bym te wzi udzia w tych rozrywkach? Mowy nie ma - odpara stanowczo Kasieka. - Jestem zajta. Nie zawracaj nam gowy. I
odoya suchawk. Lesio zdrtwia. W mgnieniu oka wyobrania ukazaa mu obraz jego
ony w ramionach tej wini, obraz odraajcy, wyuzdany, rozpustny!... Wic do tego ju
doszo?!... Ta kobieta nie ma czci, sumienia, wstydu! I ten Janusz!... I to kolega, przyjaciel!...
Obudne, rozpasane bydl! Nie, on tego tak zostawi nie moe!... Klepic w podog bosymi
stopami popdzi do szatni, gdzie wisiaa kupa zwidych achw, bdcych nie tak dawno
jego ubraniem. Marynarka prezentowaa si jeszcze jako tako, wygldaa po prostu jak
bardzo zniszczona i brudna marynarka, ale paszcz, a co gorsza spodnie, przedstawiay sob
obraz ndzy i rozpaczy. O skarpetkach nie warto byo nawet myle. Z rozpacz i
wciekoci w duszy Lesio obejrza zmitoszone, jakby nieco tuste, ciemnobrzowe
szcztki, rzuci je na podog i popdzi z powrotem do pokoju. Chwyci suchawk z
zamiarem zakcenia rozgrywajcej si w jego domu idylli przynajmniej akustycznie, ale
rozmyli si w poowie nakrcania numeru. Nie, to na nic, sposzy t par wyuzdanych
zoczycw, nie zapie ich osobicie na gorcym uczynku, a przez telefon nie da
przyszo, rozstay si z obustronnym alem. Kada z nich odkrya w drugiej nad wyraz dla
siebie interesujce cechy charakteru i obie postanowiy kontynuowa i zacieni wieo
nawizane kontakty. Przepeniony od stp do gw miertelnym oburzeniem Lesio, po
kilkakrotnym przemierzeniu biegiem trasy szatnia_pokj i z powrotem, podj dramatyczn
decyzj. Z determinacj nacign na fartuchy marynark, na bose nogi woy buty, przy
czym czynic to wzdrygn si ze wstrtem, bo buty robiy wraenie wypenionych czym
liskim i obrzydliwym, chwyci do rki zwinite w kb spodnie, paszcz, krawat i koszul i
wybieg z pracowni. Na dole wyjrza ostronie z bramy i wyczekawszy chwili, kiedy na ulicy
byo mao ludzi, wyskoczy i przebieg szybko na drug stron. Zamierza apa samochody,
przejedajce Kredytow tylko w jednym kierunku. Do postoju takswek nie mia i,
obawiajc si spotkania jakiego milicjanta. Ukry si wic w przeciwlegej bramie i czynic
z niej nage wypady usiowa zatrzymywa wszystko, cokolwiek przejedao.
pan! - krzykn yczliwie. I ruszy penym gazem. Pozostawiona samej sobie Kasieka
przystpia do korekty porzdku zrobionego przez Lesia oraz do korekty wasnych pogldw,
odwrconych dziki konwersacji z Barbar moe nie cakowicie do gry nogami, ale o jakie
90 stopni. Przekonanie, i ostatniej nocy wykazaa si niezwyk gwatownoci charakteru,
nieco w niej zbaldo. Nieznajomo jakichkolwiek reakcji Lesia na ten rodzaj protestu
przeciwko jego karygodnym wybrykom uniemoliwiaa jej podjcie decyzji na przyszo.
Pena waha i wtpliwoci przekadaa rne przedmioty na waciwe miejsca, zastanawiajc
si, czy od razu przystpi do uzupenienia rozpocztej nad ranem Wielkiej Sceny, czy te
raczej sprawdzi najpierw, jakie wraenie uczyni na Lesiu sam wstp. Charakter skania j
do przezornego przeczekania, z drugiej jednak strony
wprawdzie nie byo, ale co waciwie robia jego ona do pnej nocy? Gdzie bya?
Dlaczego zachowuje si inaczej, ni powinna?... Czy nie zamierza przypadkiem... czy nie
postanowia... czy nie przyszo jej do gowy go porzuci...?! Na myl, e wanie teraz, w
epokowych chwilach jego ycia, w onie mogaby nastpi taka straszliwa odmiana, Lesio
straci gos. Przytoczony nadmiarem wrae, oszoomiony tak urozmaiconymi
wydarzeniami, absolutnie nie czu si na siach dociera do sedna rzeczy, doszukiwa si
prawdy i rozwikywa spltany wzeek problemw maeskich. Lepiej przeczeka...
Gdyby mg przynajmniej ujawni radosn tajemnic, ogosi wiatu oraz onie zwycistwo
jego talentu, gdyby mg jawnie zatriumfowa!... Ale nie, nie moe, nic nie moe, bo
przeklta wygrana w toto_lotka zdziera mu z czoa wiey wawrzyn! Doprawdy, to musi by
kltwa!... Zgnbiony kltw, przestraszony on i pozbawiony ubra, z ktrych jedno ulego
zagadzie, a drugie Barbara, nie mogc si dosta do zamknitej pracowni, zabraa ze sob do
domu, telefonicznie zawiadamiajc o tym Kasiek, Lesio uda si nazajutrz do pracy w
czarnym, wieczorowym garniturze, balowej muszce i lakierkach. Kusio go nieco, eby
ukaza si w tym stroju owej nierozgarnitej dozorczyni z przeciwka, ktra swoim
histerycznym krzykiem wyposzya go z bramy, podajc w wtpliwo stan jego umysu,
opanowa jednake pokus, mia bowiem na gowie waniejsze rzeczy ni opinia o nim
okolicznych cieciw. Obawia si mianowicie, i wsppracownicy bd si gupio upiera
przy chci obejrzenia na wasne oczy
gowie. - Bo toto_lotek paci w rody- odpara Barbara z lodowat uprzejmoci. - Cholera powiedzia Lesio z tp rezygnacj i zamilk. Uprzytomni sobie, e Barbara ma racj.
Gnany gorczkowym pragnieniem ukrycia znienawidzonych kuponw i
habicej prawdy popieszy si zanadto z realizacj wypaty. Nie lepiej to byo wyj z
domu i przepa na cay dzie, chociaby nawet w tym wieczorowym garniturze i w
lakierkach, ktre go gnioty na podbiciu? Potem by si jako wyga... A tak to co? Co ma,
nieszczsny teraz zrobi?... - No tak - powiedzia bezradnie. - Tote ja mylaem, e dzisiaj
jest roda... Przy najwikszych staraniach nie mona byo wymyli lepszej odpowiedzi do
pomieszania w gowie suchajcym. Przez chwil wszystkim si wydawao, e istotnie Lesio
jest cakowicie wytumaczony. Pomyli po prostu dni tygodnia, nic takiego, kademu si
moe zdarzy... A rwnoczenie co tu byo nie w porzdku tak bardzo, e w ogle tego nie
mona byo zrozumie. Pierwszy oprzytomnia Stefan. - Kto tu zwariowa powiedzia z
rozpacz. - Albo on, albo ja. - Albo dyrekcja toto_lotka uzupeni z przekonaniem Janusz.Jednym sowem dom bez klamek! - A moe dzisiaj rzeczywicie jest roda? - powiedzia
niepewnie Karolek, cigle jeszcze nieco oszoomiony. - No wanie! - oywi si Lesio. Moe?... - Przestacie, do diaba! krzykna z gniewem Barbara. Przecie on nas doprowadzi
do zbiorowego obdu! Jak wam mwi, e jest wtorek, to wtorek! - Ale mogaby by roda!
zaprotestowa rozpaczliwie Lesio, widzc dla siebie jedyny ratunek w przestawieniu dni
tygodnia. - Cicho!!! - wrzasn Janusz.- Skoczcie te wtorki i rody, bo ja za chwil
zwariuj! Mw, ty ofiaro kalendarza, od kiedy miae te pienidze?! - Od wczoraj! odkrzykn
niedowierzajco, a potem coraz mielej i bujniej rozkwitao w duszy Lesia, byo prawie
pene. Nie tylko kierownik pracowni i naczelny inynier, ale nawet personalna zaniechali
nietaktownej kontroli jego spnie, odnoszc si do niego z yczliwym szacunkiem. Zota
mawka pozwolia zaspokoi najpilniejsze, spdzajce sen z oczu potrzeby. Grono przyjaci
i wsppracownikw wyzbyo si bezpowrotnie wzgardliwej niechci i jo patrze na niego
z symapti, pobaliwie, a niekiedy wrcz nawet z podziwem i uznaniem. Jedna tylko kropla
goryczy zatruwaa ten nektar powodzenia. Niepokj, obudzony dziwnym postpowaniem
ony, trwa w jego sercu nadal i gryz go now rozterk. Kasieka powoli wracaa do
rwnowagi, a przepeniony nowymi uczuciami Lesio z coraz wikszym zapaem powica
si jedynemu zajciu, ktre odrywao go od skomplikowanych i denerwujcych problemw i
ktre dawao mu sodki spokj ducha. Tworzy z entuzjazmem, w natchnieniu, niemal w
ekstazie, przelewajc na ptno wszystkie swoje rozterki i niepokoje...
Czas, zgodnie ze swoj natur, bieg niepowstrzymanie. Podratowany nieco zesp z nowymi
siami toczy finansow walk na subowym terenie. Optany twrczym szaem Lesio trzy
czwarte duszy kad w powstajce arcydziea, a jedn czwart w pilnowanie ony, ktr j
si zajmowa ze szczegln gorliwoci. Z jednej strony usiowa zaabsorbowa j tak, eby
zabrako jej czasu na ewentualne podejrzane kontakty, z drugiej za przekona j, i posiada
za ma absolutnie bezkonkurencyjny idea. ona bez oporw godzia si na ten nowy
utalentowanego artyst w adnym wypadku nie wolno byo wywiera, ale rezygnacja z
jego pracy rwnie bya nie do pomylenia. Kolorystyka bya dzieem Lesia i dzieem Lesia
musiaa pozosta! - Przeniesiemy go na p etatu- powiedzia kierownik pracowni.- To jest
razie nie chc, nie wiem, jak wy? Rozmowa toczya si w nieobecnoci Lesia, ktry
wykorzystywa swoje wczesnopoudniowe wiato poza terenem biura. - Niewane, czy
chcemy, czy nie chcemy - powiedzia z niesmakiem Janusz. - Pewne, jest, e nam si to nie
uda. By wini to nie kady potrafi, do tego te trzeba mie talent. A o co ci chodzi? - O
pienidze, oczywicie. Wygupi si co prawda z tym toto_lotkiem zupenie wyjtkowo, ale
potem uczciwie odda wasne. Moim zdaniem trzeba mu to zwrci. - Moim te - wyzna
Karolek. To bdzie niesprawiedliwe, ale za to humanitarne. Jestem za. A ty? - Jasne, ja te odpar Janusz. - Zreszt, tak midzy nami mwic, jemu zawdziczamy pierwsz nagrod.
Strzeli byka, ale odpracowa... - To jeszcze musimy spyta Wodka i Stefana... Wodek i
Stefan bez namysu wyrazili zgod. Zwrotu postanowiono dokona natychmiast po
otrzymaniu nagrody, chwilowo zachowujc rzecz w tajemnicy przed Lesiem w chci
zgotowania mu radosnej niespodzianki. Stosowny moment nadszed wkrtce. Zamknite dla
zwykych miertelnikw podwoje S$a$r$p_u otwary si przed personelem zwyciskiej
pracowni oraz zaproszonymi gomi, a wynajta na t okazj orkiestra zagrzmiaa skocznymi
dwikami. Sny i marzenia kierownika pracowni zmierzay ku cakowitemu spenieniu z
dwoma tylko drobnymi wyjtkami. Wrd cieszcych oko dekoracji brakowao pochwalnego
napisu w jzyku arabskim, a wrd wysoko postawionych dostojnikw, skadajcych wyrazy
uznania, nie
byo tych najwyszych. Nic jednake nie wskazywao na to, eby te drobne
niedopatrzenia nie miay zosta naprawione przy nastpnej okazji, i przed oczami duszy
kierownika pracowni janiaa niczym niezmcona wizja promiennej i penej sukcesw
przyszoci. W szlachetnym uniesieniu umniejsza nawet wasne zasugi, wszem i wobec
goszc chwa Lesia. Lesio za trwa w zachwyceniu. W uszach grzmiay mu huczne
fanfary, a na dumnie wzniesionej skroni czu sodki ucisk laurowego wieca. Rozterki i
niepokoje oddaliy si w zamglon przestrze i przepady bezpowrotnie. W oczach
janiejcej szczciem ony widzia tkliwy blask, peen szacunku i podziwu i nareszcie, po
raz pierwszy w yciu, czu si przynajmniej w pewnym stopniu doceniony. Mroczne
podejrzenia rozwiay si jak mga poranna, w przypywie uczu bowiem zdradza Kasiece
szczegy swojej minionej walki z przeznaczeniem, przeladujcym go kuponami toto_lotka,
uzyskane za od niej nawzajem zwierzenia ukoiy jego dusz. Nie gach absorbowa jego on
owej pamitnej nocy, lecz g, ptasz niewinne, wdziczne i mie. Nie syszano za jeszcze,
eby pieczona g zniweczya kiedykolwiek czyje szczcie. Na wzajemn skonno do
zwierze niewtpliwie wpyn fakt znalezienia gdzie w rodku balu koperty owizanej
czerwon wsteczk, opartej o talerzyk na stoliku Lesia i zawierajcej sum prawie
szesnastu tysicy zotych gotwk oraz ozdobn kartk ze sowami:
"Oczywicie, e to bya roda! Nie umiemy by winie. Wdziczni dunicy."
W poniedziaek, po balu, tym, ktry spni si najbardziej, by nie Lesio, lecz Janusz. Z
wolna i jakby z wahaniem wszed do pokoju, usiad na swoim krzele, drcymi domi
zapali papierosa i popatrzy na wsppracownikw wzrokiem niepewnym i wielce
stropionym. - Suchajcie no - powiedzia.- Nie jest dobrze... Sytuacja zespou ulega zmianie
tak dalece, e pospne sowa nie wywoay nawet cienia niepokoju. Trzy pary oczu spojrzay
na niego z beztroskim zaciekawieniem. Dlaczego? - zdziwi si nieco
Karolek. - Mnie
si wydaje, e jest zupenie niele. - Jak komu - mrukn Janusz z gorycz. - Jak bydl si
zachowaem. Nie bardzo wiem, co teraz zrobi. - Wcale nie bye taki pijany zaprotestowa
Lesio wspaniaomylnie. - Najwyej troch przywiadczya Barbara. - To, e upare si
taczy poloneza z dyrektorem Zjednoczenia, to w kocu nic takiego. On protestowa tylko
przez niemiao. - Ja chciaem taczy z dyrektorem Zjednoczenia? oburzy si Janusz.
Zwariowalicie chyba. Nic takiego nie pamitam i w ogle nie o to chodzi. - A o co? zaciekawi si Karolek. - O Henia... Ze zrozumiaych wzgldw Henio nie by postaci,
ktra cieszyaby si sympati zespou. Na trojgu obliczach ukaza si wyraz niesmaku. - Co
on znowu zmalowa? spytaa niechtnie Barbara. - Znw Henio? - skrzywi si Karolek. Czy on nam si wiecznie bdzie pta po yciorysie? Janusz zapatrzy si w
zrobiem z niego szmat, szuj, zodzieja!... Naley mu si rehabilitacja czy nie? Naley! I
co, w gazecie mam ogosi? Czy moe jemu samemu powiedzie, eby mi da po mordzie?
No, mwi wam, za choler nie wiem, co zrobi!... Trzy pary zaskoczonych oczu patrzyy na
niego przez dug chwil, a wreszcie na trzech twarzach j si pojawia wyraz najpierw
zrozumienia, a potem zakopotania. Zespoowe poczucie sprawiedliwoci odezwao si
grzmicym gosem. - Jemu samemu to moe raczej nie - powiedzia Lesio niepewnie. - Ale
rzeczywicie co si powinno zrobi... - Skrzywdzilimy czowieka westchna Barbara. Sam si naprasza powiedzia Karolek z niesmakiem.- Przecie ci pokazywa zdjcia! To co,
zega?
- Poniekd zega - odpar Janusz. - Szczerze mwic, mieli tak myl, eby troch zern,
ale propozycja od razu upada. Henio ze mnie balona zrobi, ale co to jest balon w
porwnaniu ze wini. Na dug chwil wszyscy zamylili si, rozwaajc problem. Powiniene to odwoa zawyrokowa wreszcie Karolek. - Zgadza si tylko jak? - Nie na
pimie - rzeka stanowczo Barbara. - Nie szkalowae go na pimie, wic nie musisz pisemnie
odwoywa. Ustnie. - Susznie - powiedzia Lesio z nagym zapaem. - Obszczekae go, nie?
No to teraz musisz to zwyczajnie odszczeka. - Zwyczajnie odszczeka, ale do wszystkich
osb, ktre to syszay - doda Karolek z nie mniejszym zapaem. - Komu o tym mwie? Tylko wam tutaj i nikomu wicej. - No to jeszcze dochodzi Stefan i Wodek. Te musz by
obecni. Niech ktry skoczy po nich! Rycho sprowadzono Wodka i Stefana, powiadomiono
ich o decyzji sprostowania opinii o Heniu i ustalono, e rzecz musi si odby uroczycie i
niejako oficjalnie. Janusz wejdzie pod st i na czworakach trzykrotnie ogosi odwoanie
zarzutw, szczekajc pomidzy zdaniami i na zakoczenie. Od chwili ogoszenia wynikw
konkursu kierownik pracowni zaniecha zamiaru odwiedzenia psychiatry. Radosny wstrzs
wyda mu si najzupeniej wystarczajcym antidotum na ewentualne zaburzenia umysowe,
wynike z minionych udrk i zmartwie. Atmosfera w pracowni ulega jakby oczyszczeniu,
rozradowany personel nabra nowych si, odzyska zdrowie i
akcent brodatego modzieca o agodnym wejrzeniu niebieskich oczu. - Dosy tego powiedzia w kocu zirytowany beznadziejnoci wysikw Janusz. - Wszystko jedno, jak to
brzmi, wiadomo, e co takiego krtkiego na be to on. On si te przyzwyczai. Dajmy sobie z
tym spokj, mamy waniejsze rzeczy na gowie. Kierownik pracowni, sam w gbi duszy
nieco zaniepokojony swoim posuniciem, przyprowadzi
Karolek, ywo zainteresowany scen przy ssiednim stole. Czekaj, ja nie rozumiem, co
on mwi. - A w ogle jest kto, kto rozumie? - zdziwi si Wodek. - Ale mnie si zdawao,
e on mwi po polsku. Powiedzia, e on tak. - A kto nie? - zaciekawi si odruchowo
Wodek. - I co on tak? - Bdzie siedzia przy tamtym stole. Nie wiadomo, kto nie. To znaczy
wiadomo, nikt inny oczywicie, ale nie wiem, dlaczego on to tak podkrela. - Moe u nich
jest zwyczaj, e siedzi po par sztuk przy jednej desce? I nawzajem sobie przeszkadzaj?... Co ty, na obrazkach widziaem, e maj wicej miejsca ni my. Janusz, co on mwi? - A
cholera go wie - odpar ponuro Janusz, usiujcy w pocie czoa wyjani cudzoziemcowi
kwesti przygotowania stou do pracy. - Dajcie t przykadnic, zao mu, bo z gadania to
ju widz, e nic nie wyjdzie. Na widok przykrcanych do przykadnicy rolek cudzoziemiec
okaza wyrane zdziwienie i nieufno. Wyda z siebie kilka nieartykuowanych pytajcych
dwikw, obejrza przykadnice, zamocowane na pozostaych deskach, poruszy nimi lekko
i wykona kilka gestw, wskazujcych, i nie pojmuje braku poprzecznego ramienia przy
chodzcych na rolkach rajszynach. Obejrza przekrcane przez Janusza rolki, zbada
mechanizm urzdzenia i na twarzy jego ukazaa si niepwno i powtpiewanie. - No co on,
rolek nie widzia czy co? - zdziwi si Lesio z niesmakiem. - Dzicz jaka na tym zachodzie...
wykazay niezbicie, i wszelki sprzt zesp musi przywie ze sob, miejscowe wadze
dysponuj bowiem tylko jednym wolnym biurkiem i du iloci atramentu. Oddalenie od
samego miasteczka tak wynajtego, opuszczonego pensjonatu, jak i zrujnowanego zamku,
wymagao rozstrzygnicia problemu komunikacji. Jedynym dostpnym zespoowi rodkiem
lokomocji okaza si skuter Wodka, ktry wyremontowano na koszt pracowni i
wypoyczono wrd objaww beznadziejnej rezygnacji waciciela. - Ciesz si, e ci nie
zabieramy samochodu - powiedzia stanowczo Janusz. - A w ogle to masz z tego czysty
zysk. Skuter na chodzie, a jakby co, to te swoje pi patykw zawsze dostaniesz. - Tylko
eby nie byo na mnie, jak si wszyscy pozabijacie odpar Wodek pospnie i
krytycznie Janusz. Strumie wody nagle straci na mocy, zmala, zaszemra na liciach i
znik. - Gdzie ta fontanna? - spytaa Barbara, ukazujc si na schodkach. - Tu bya - odpar
Karolek rwnie zaskoczony znikniciem wodotrysku, jak i jego istnieniem. - Przed chwil
leciao i nagle zdecho. - Ciekawe... - zacz Janusz i urwa. W zielsku zaszumiao, strumie
wody wytrysn na nowo i j bi w gr z pierwotn moc. - Rzeczywicie - zdziwia si
kiedy Lesio skoczy my rce i stan w drzwiach. - No? - spyta z nadziej. Nie
dziaa? - Ty, id no, odkr ten kran- powiedzia Janusz ponuro. - Po co? - zaprotestowa
Lesio. - Ju si umyem. - A jak odkrcisz, to nie zakrcaj, tylko tu wr. Lesio zawaha si
nieufnie, ale speni polecenie. Strumie uderzy w gr ze zdwojon moc. Lesio wybieg na
zewntrz. - Dziaa! - zawoa radonie. - Dziaa, dziaa, a za dobrze- mrukn Jnausz. - Id,
zakr. Diabli nadali, podmyje budynek. Zanim std wyjedziemy, chaupa nam si zawali. Nie zawalia si do tej pory, to jeszcze jaki czas wytrzyma - pocieszy go Karolek.- Rura
musiaa pkn tylko w jednym miejscu, a reszta widocznie szczelna. Dobrze, e pko na
zewntrz, a nie wewntrz. - Ciekawe, co si tu jeszcze wykryje - powiedziaa Barbara
zowieszczo. - Sprawdmy lepiej od razu instalacj elektryczn. Poza drobnym
mankamentem, e gniazdko w kuchni, przeznaczone do wczenia maszynki, dziaao tylko
wwczas, kiedy na pierwszym pitrze przekrcio si kontakt, za zapalenie wiata w
pokojach dokonywao si za pomoc kontaktu w piwnicy, instalacja elektryczna bya bez
zarzutu. Na dachu stwierdzono nawet obecno piorunochronu. Moliwo dowolnego
regulowania dziaalnoci wodotrysku za pomoc prostego odkrcania kranu w kuchni
wszystkim wydaa si nader atrakcyjna i zrekompensowaa nieliczne niedogodnoci. W
Zaciekawiony czciowo
niezrozumia dyskusj Bj~orn
przyglda si z
coraz wikszym
zainteresowaniem.
- Rzeczywicie, on chyba
poleci na d powiedzia
Karolek tonem beznadziejnego
przygnbienia.
- Przypuszczam,
e zwariowa owiadczya z obrzydzeniem
Barbara. - Czy my tu nie mamy co
robi?
- Sam jeden by nie
wystarczy? - spyta Lesio
agodnie. - Musimy
wszyscy?
- Trby jestecie - powiedzia
Janusz niecierpliwie. Jerychoskie.
Chyba nie
uwaacie, e si zgodziem za
darmo, nie?
W zdegustowany zesp
wstpio
nagle oywienie i co jakby
nadzieja.
- Robiem tyle trudnoci, ile
tylko si dao - cign z
satysfakcj Janusz. - Maria
Callas by mniej grymasia! I w
kocu stano na tym, e za
udzia w przedstawieniu da
matryc!
- Ha! zakrzykn Karolek ze
wzruszeniem.
- artujesz! - zawoaa
niedowierzajco
Barbara.
- O rany, cud! - westchn
radonie Lesio.
- Dawa matryce? zdziwi si
Bj~orn.
- Po pitach mnie powinnicie
caowa - kontynuowa
Janusz. W kocu to cae przedstawienie
to nic takiego, kady powie par
sw i po krzyku. A za t
matryc warto byoby wystpi
nawet w operze!
Osobicie wolabym w cyrku powiedzia Karolek z
przekonaniem. - Ale trudno,
niech bdzie. Rzeczywicie cud,
poowa roboty z gowy. A ju
mylaem, e nam tu
przyjdzie
siedzie do pnej jesieni...
Janusz przesun si na pniu
znowu w
poblie przyjaci.
- Od jutra zaczynamy prby, a
z boleci. - Znw...?!
- Jeden z nas, ty albo ja,
jeszcze nie wiadomo, odpracuje
tego proletariusza - cign
Janusz. - A drugi bdzie jego
szwagrem czy co
takiego, ktry
na kocu tego hrabiego leje po
mordzie.
- To ja wol la
hrabiego po
mordzie, ni eby ona za mn
lataa - przerwa Karolek z
nag
energi.
- Idiota - powiedziaa Barbara
z uraz i niesmakiem. - Na
lito
bosk, co to za sztuka?
Kto to napisa, skd oni to
wzili? Jak yj, o czym takim
nie syszaam!
- Nikt nie sysza - zgodzi
si Janusz. - Produkt miejscowy,
napisa kaowiec, ten, co ci
szczypa gdzie tam, a
przewodniczcy i sekretarz
POP_u
wprowadzili poprawki.
Proletariusz podrywa sobie
narzeczon te
proletariuszk, a
za narzeczon ma by ta panienka
z tutejszego M$h$d obuwiem.
- To ja tym bardziej wol la
hrabiego - owiadczy Karolek
stanowczo. - Mog
nawet zaraz
zacz...
- Prosz ci bardzo - zgodzi
si Janusz z podejrzan
skwapliwoci. - W takim razie
ja bd za proletariusza.
- I za tob mam lata? zainteresowaa si Barbara. - A
mona wiedzie, dlaczego mnie
nie chcesz?
Podjedasz zgnilizn.
Jeste crk, mao, e
obszarnika, ale jeszcze
kapitalisty. Na kocu z tego
caego rozbestwienia popeniasz
samobjstwo rzucajc
si z
wiey.
- A hrabia co? - zaciekawi
si Lesio.
- Zginie marnie.
Dostanie po
pysku, straci rwnowag i zleci
na mord do kopalni, ktr
zalaa
woda. W ogle wszyscy
gin, zostaj tylko ja i ta
panienka z M$h$d obuwiem. Nie
bardzo tylko rozumiem, jak woda
moga zala kopalni, ktra, jak
sami wiecie, jest
tutaj, nad
nami...
- Wejcie jest nad nami sprostowa Karolek. - D by
pewno niej...
- Tu w ogle jest kilka wej!
- Zaraz, a dlaczego ona nie
chce
hrabiego? - przerwa Lesio
z wyranym odcieniem pretensji.
- Mwiem przecie,
wyuzdanie
j szarpie, a hrabia jest
wtego zdrowia...
- Rozbiera si nie
bd! przerwaa gwatownie Barbara. Wybijcie to sobie z gowy! Ju i
tak
ta sprztaczka za kadym
razem spluwa na mj widok!
- Moe ma po prostu taki
tik
nerwowy... - mrukn Karolek.
- Co ci chodzi po gowie? rzek
rwnoczenie Janusz ze
zgorszeniem - To jest
umoralniajca sztuka dla
modziey. Walka klas czy co
takiego.
- No dobrze, ale dlaczego tego
hrabiego tak lej po mordzie? upiera si Lesio z gorycz. Mao, e bez wzajemnoci, mao,
e wtego zdrowia,
jeszcze po
pysku dostaje...
- W wolnych chwilach podwala
si do tej panienki
z M$h$d.
Szwagier proletariusza, znaczy
Karol, jest bratem panienki,
wic
sam rozumiesz...
- Jak to? - zaniepokoi si
Karolek. - Tego przedtem nie
mwie!
- Nie? To moe przeoczyem.
Wszystko jedno, zdecyduj si, co
wolisz. Mizdrzy si do tej
panienki czy dba o jej cnot?
- No dobra, to ju wol
dba o
cnot. Niech bdzie. To w
zasadzie mamy wszystko omwione,
odprowadzony do autobusu.
- Czy on sobie aby da rad? zatroska si
Lesio,
zasugerowany obawami
przewodniczcego Rady Narodowej.
- Moe
niech lepiej jedzie do
Warszawy i tam zrobi odbitki w
pracowni?
- Nie
zawracaj gowy, we
wrocawskim Miastoprojekcie ju
si nim zajm - odpar
niecierpliwie Janusz. - Mietek
tam siedzi, kazaem mu pj do
niego. A do
Warszawy za dugo by
trwao.
- To moe by kto z nas?...
- Wykluczone,
wszyscy gramy w
przedstawieniu. Tylko on
zostaje.
O zachodzie soca
wietlica w
pegieerze bya nabita po brzegi
samymi aktorami. Na podwyszonym
podium staa Barbara z
maszynopisem w rku i z do
wyran satysfakcj
odczytywaa
do klczcego przed ni Lesia:
- Precz z moich oczu, panie
hrabio. Waszmo jeste
wymoczek, a jam spragnion siy,
ktra jest w ludzie.
Oczekujcy swojej kolejki
Karolek coraz czciej wydawa z
siebie jaki dziwny
kaszel, a
Lesio na kolanach skomla z
narastajcym arem:
- O bogini! Cofnij
te
straszliwe sowa! Wszak to nie
ludzie, to bydlta!
- Crko moja! - grzmia
w
chwil potem przewodniczcy Rady
Narodowej. - C czynisz? Wsta,
panie hrabio! Pozwl ze mn do
komnaty bilardowej, jedynaczka
moja ma
zapewne wapry...
- Co ma?!... - wyrwao si
Karolkowi z pierwszego rzdu
czekajcych.
- Wapry - odpar mimo woli
przewodniczcy, patrzc w
kartk.
- Jakie wapry?! Wapory! zawoa zdenerowany autor
sztuki. - Pan ma nie
poprawiony
tekst!
W nastpnej zaraz scenie
zamiana matrycy na
przedstawienie bya najlepszym
pomysem.
Ciar swej
roli uczu
jednake w peni dopiero w
chwili, kiedy stojc w
towarzystwie
Barbary nad mat
somian do okrywania inspektw,
reprezentujc sob botnist
kau, rzek:
- Panna hrabianka obuwie
zabrudzisz...
- To mnie przenie przeczytaa w odpowiedzi
Barbara.
Janusz dowiedzia si wanie
z tekstu, i
ma patrze w dal,
nie suchajc natrtnej
arystokratki, utkwi zatem wzrok
w
transparencie "1 Maja - wito
klasy robotniczej",
beznadziejnie zastanawiajc si
nad sposobem wygania si od
roli gwiazdora. Poza zamaniem
nogi nic mu nie
przychodzio do
gowy.
- No przenie mnie. Na co
czekasz? - czytaa
Barbara. Boisz si?
Janusz trwa w zamyleniu z
wyrazem niesmaku na
twarzy, myl
o zamaniu nogi bowiem budzia w
nim dziwn niech. Barbara
oderwaa wzrok od maszynopisu.
- Przeno mnie, do diaba,
ce tak zastyg jak
sup soli!
- Zwariowaa? - oburzy si
zespou.
- Przeraenie mnie ogarnia mwi. - Niech pan sucha!...
"Barbara
wystpia w charakterze
kurtyzany i skutek jest taki, e
poowa tubylcw na jej
widok
spluwa i czyni znak krzya
witego. Bobek wyebra trzy
rolki papieru
toaletowego,
bardzo si przyda. Janusz
urn si z przerw w
yciorysie i
rbn
przewodniczcemu portfel
wypchany fors i kolekcj zdj
rodzinnych.
Planujemy podpalenie
miasta..."
- Czy to znaczy, e zabrako
im pienidzy? przerwa
naczelny inynier w niejakim
oszoomieniu. - Ale, jeeli tak,
to po co
im, na lito bosk,
kolekcja zdj rodzinnych
przewodniczcego?! I co im
przyjdzie z podpalenia miasta?!
- Nie - odpar z jkiem
kierownik pracowni. - To
znaczy,
e nie mog wydosta z Rady
Narodowej tej poniemieckiej
matrycy.
Robi usiowania w tym
kierunku i boj si, e wkrtce
zajmie si nimi milicja. Nie
wiem, czy nie powinien pan tam
pojecha...
Naczelny inynier nieco
spospnia.
- To niedobrze - powiedzia z
trosk. - Ta matryca jest
cholernie
pilna, czekamy na
transparenty, eby mc poda
orientacyjne koszty uzbrojenia
terenu. Teraz jecha nie mog,
E$l$t...
Do pensjonatu z wodotryskiem
przybyli rwnoczenie Bj~orn z
Wrocawia i telegram z pracowni.
Bj~orn, dumny z siebie,
przywiz dwie
pierwsze odbitki,
powitane okrzykami radoci.
- A reszta kiedy? - spyta
Karolek.
- Czy dzjen - odpar Bj~orn z
triumfem.
- Trzy dni - przetumaczy
odruchowo Janusz. - Czekajcie,
nie rozumiem, co tu jest
napisane. Czego ten
Hipcio od
nas chce?
Tre depeszy brzmiaa: Nic nie robi kategoryczne Stop Zbyszek zalata od gorme Stop
Xzekac wiafomocxi e tobic zamek Stop Nie podaplac niecko Hipolit. - Jakie niecko? - spyta
mimo woli Karolek, zaskoczony osobliwym poleceniem zwierzchnika. - Zbyszek zalata od
gorme? - zdumia si rwnoczenie Lesio. - Co to jest gorme? - Przekrcili na poczcie powiedziaa Barbara. - Musimy jako odgadn, skoro wysali depesz, to widocznie co
pilnego. - Moe to ma by niecka? - powiedzia nieufnie Janusz. - Pisae mu o tym czym
na rynku? - Nie pamitam - odpar Karolek. - Mylisz, e to jest "Nie podepta niecki"? Cholera wie, co to jest. To ju Bobka atwiej zrozumie. Ja z tego widz, e on ma pretensj,
e my nic nie robimy. Chyba zgupia, prawie p miasta obmierzone i to w jakich
niesprzyjajcych warunkach! - Ale co tu napisa o zamku - powiedzia Lesio niepewnie. Moe mamy robi zamek w pierwszej kolejnoci? - A moe to miao by "nie robi zamek"?
- powiedzia z powtpiewaniem Karolek. - No wanie - powiedziaa zniecierpliwiona
Barbara. - To w kocu robi czy nie robi? - Co wam powiem - zaproponowa Janusz
niezbyt pewnie. - Tego Zbyszka od gorme nie zgadniemy za adne skarby wiata, bo to moe
by wszystko. Wiadomo, e musimy si pieszy, tak czy inaczej. Na wszelki wypadek
zrbmy ten zamek, a jakby si okazao, e niepotrzebnie, to zawsze moemy to wszystko
wyrzuci.
jest niecko i gorme?! - jkn naczelny inynier. - Pan wie?!... - Nie wiem - odpar
rozpaczliwie kierownik pracowni.
szopy wszystkie trzy po prostej! Potem nie bdzie wiadomo, jaki to kt! - Poywienia powtrzy posusznie Karolek, wracajc na poprzednie miejsce. - Zapomniaem, co dalej. A skd pomoc przyjdzie - podpowiedziaa Barbara, obarczona olbrzymi iloci papieru,
zawierajcego notatniki inwentaryzacyjne, jak i teksty sztuki. - A skd pomoc przyjdzie,
kt to wie. Znikd zapewne i sumienie moje wzdraga si przed zbrodni. Dwadziecia dwa
osiemnacie. Co z t skarp? Sam kamie! - Zdaje si, e akurat nam wypada w
fundamencie pod taras - odpara Barbara. - Ode mnie. - Jak to taras od ciebie? - zdziwi si
Janusz. - Co ty masz na myli? - Pomoc ode mnie, nie taras. Pojawiam si w mroku. - A,
prawda. Karol, co tam mwisz! Siedzcy w kucki pod szop Karolek nie dosysza. Dobrze jest, na zerze! - zawoa zachcajco. - O hrabiance mwisz! - wrzasn Janusz. Pu, zaznaczyem! Na czym stoimy? - Na hrabiance - powiedziaa zniecierpliwiona
Barbara. - Pojawiam si w mroku, cocie zalepli czy co? - Panna hrabianka - powiedzia
Karolek, schylajc si nad tam w nowym miejscu. - Ode mnie pomoc przyjdzie - obiecaa
z niechci Barbara. - I osiem szedziesit - powiedzia Janusz. - I c nam panna
hrabianka pomoesz? To sprawa ludu. Przeciwko Lesiowi sprzysigy si ze moce. Nie
do, e spado na niego dodatkowe obcienie w postaci dekoracji do sztuki, ale tre
dramatu obudzia na nowo od dawna
powtarza szarpicy serce tekst: - Kwiecie mj, czemu, mnie wzgard obdarzasz? Nie
odwracaj lubego oblicza!... Na tak wanie chwil trafi naczelny inynier przygnany
niepokojem mniej wasnym, a bardziej kierownika pracowni, ktry, jego zdaniem, popad w
nieuzasadnion, histeryczn panik. Przyjecha samochodem Stefana, dziki czemu mia
swobod ruchw na caym terenie. Nie zastawszy nikogo w pensjonacie, uda si w plener na
poszukiwanie wsppracownikw, ktrzy wedug informacji tubylcw powinni byli
znajdowa si na zboczach wzgrz, na skraju miasteczka lub te w pobliu zamku.
Zorientowany w projekcie przyszego zagospodarowania terenu naczelny inynier bez
wahania ruszy na waciwe zbocze i zaraz za ostatnimi budynkami ujrza co, co na dug
chwil odebrao mu zdolno wadania sob. Na niewielkiej czce przed olbrzymim,
opartym na skomplikowanych stojakach i rusztowaniach kawaem dykty sta na ogrodowej
drabinie Lesio z palet i pdzlem w rkach i malowa fantazyjne ramy wok wielkich,
niewyranych prostoktw. W chwili, kiedy naczelny inynier wrs w ziemi na zapleczu
ostatnich komrek, przerwa na chwil prac, odwrci si w kierunku widocznej w
niewielkim oddaleniu nakrapianej stodoy i rzek z gorycz: - Czemu serce twoje jest zimne
jak gaz? Urwa i trwa chwil w milczeniu, wpatrzony w budynek gospodarski, jakby w
oczekiwaniu na odpowied. Stodoa milczaa i milcza te zamary w bezruchu naczelny
inynier. - Ach, cofnij te okrutne sowa! - zawoa Lesio z
boleci i naczelny inynier poczu jakie dziwne oszoomienie. Przez moment usiowa co
posysze, po czym uprzytomni sobie, e gdyby nawet ze stodoy istotnie dobieg jaki gos,
w niczym nie wyjanioby to niepojtej sceny. Lesio machn pdzlem i oderwa si od
prostoktw. - Pozostaw mej duszy nadziej! - zawoa rzewnie. - Wszak przyjdzie chwila,
kiedy uzyskam od ciebie wzajemno! C jest takiego, co mnie przyciga, a ciebie
odpycha? C mam uczyni, by zmieni twe serce? Stodoa ponownie odmwia
odpowiedzi. Naczelny inynier nie sysza absolutnie nic poza echem namitnych sw Lesia.
Pomimo to Lesio uczyni gest protestu i zachwia si na drabinie. - O nie! - zakrzykn
buntowniczo. - Ty drwisz sobie ze mnie! Naczelny inynier mimo woli spojrza podejrzliwie
na wielkie dropiate wrota. Zarwno wrota, jak i reszta budowli trway w obojtnym
milczeniu. Lesio wzi inny pdzel i umoczy go w wiszcym na drabinie wiadrze. - Ach,
wszak to zwyka, dziewicza przekora - rzek pobaliwie i machn pdzlem po dykcie. Lecz jake okrutna! - doda z wyrzutem, znw zwracajc si w kierunku stodoy.
Zestawienie wiekowego obiektu z dziewicz przekor okazao si ponad siy naczelnego
inyniera. Ostronie wycofa si z zaraonego szalestwem terenu, odetchn gboko kilka
razy i ruszy ku zamkowi. Wspinajc si skrtem pod gr pospnie rozmyla nad tym, e
widocznie Lesio nic nie zrobi tylko dlatego, i popad w obd. Koledzy, uwzgldniajc stan
jego umysu, przezornie odsunli go od wszelkich
dziaa. Dlaczego jednak nie zawiadomili o smutnym fakcie kierownika pracowni?... Dotar
prawie do samego zamku i spoza zrujnowanego murku niewiadomego przeznaczenia usysza
znajome gosy. Zbliy si z zamiarem przebycia przeszkody i rozrni sowa. - Nie
dopuszcz, aby habi dziwicz cze mej siostry. Tu jest dziura - powiedzia Karolek, tonem
podkrelajc znacznie wiksze zainteresowanie dziur ni dziewicz czci siostry. - Co z ni
robimy? - Sprawd, jak gboko - poradzi Janusz. - Moe to lochy? Jed dalej. - Fryderyk
- powiedzia Karolek i na chwil zapado milczenie. Naczelny inynier sta jak zamurowany
i usiowa zebra myli. O ile wiedzia, Karolek nie posiada rodzestwa. - Ze cztery i p
metra, a na dole jakby gruz - powiedzia Karoke. - No, co tam dalej? - Ach nie, ach nie, nie
mw mu o tym, on go zabije - powiedziaa z wyranym zniecierpliwieniem Barbara. - Ta
twoja narzeczona z M$h$d powinna wzi urlop i lata tu z nami. - Obmierzaj, na co
czekasz? - zniecierpliwi si Janusz. - Tak, masz racj, siostrzyczko moja - odpar Karolek. Wezm na siebie ten ciar. Dwa dziesi na osiemdziesit pi. Naczelny inynier jkn
rozdzierajco i usiad na najbliszym kamieniu, uczuwszy w sobie dziwn sabo. Nagle
zrozumia kierownika pracowni... Teczka, z ktr Bj~orn przyby na dworzec we Wrocawiu,
bya bardzo cika. Zawarto jej stanowio czterdzieci rolek do przykadnicy, dwadziecia
egzemplarzy adnie poskadanych odbitek i tekturowa rura
czasu, kupi bilet i uda si do bufetu. Tak jzyk, jakim si posugiwa, jak i jego wygld
zewntrzny od pierwszego rzutu oka pozwalay odgadn w nim cudzoziemca i to
cudzoziemca dewizowego. Cudzoziemiec z zachodu pozostawi na awce bez adnej opieki
bardzo wypchan, zagraniczn teczk... Opuciwszy bufet po kwadransie Bj~orn ze
zdziwieniem stwierdzi nieobecno bagau. Najpierw pomyla, e moe pomyli awki,
potem, e moe pomyli si jaki pasaer, potem za odczu lekki niepokj. Przypomnia
sobie, e opowiadano mu jakie dziwne i nieprawdopodobne historie o zdarzajcych si w
Polsce kradzieach. Kradzie teczki, w ktrej znajdoway si wycznie urzdowe, niukomu
niepotrzebne dokumenty, wydaa mu si cakowicie pozbawiona sensu i zdziwienie jego
wzroso. Potem przypomnia sobie opory i zdenerwowanie przewodniczcego Rady
Narodowej i dla odmiany wzrs jego niepokj. Potem odszed jego pocig, a potem wreszcie
zacz wyjania przykre nieporozumienie. ODszed ju take i ostatni tego dnia pocig w
kierunku Zbkowic lskich, kiedy dyurny milicjant w komisariacie dworcowym koczy
pisa utwr fantastyczny, zaopatrzony tytuem "Protok", a zgnbiony i oszoomiony Bj~orn
zaczyna pojmowa, i to, co mu si
przytrafio, to nie jest ani smutna pomyka, ani wesoy arcik, ale ponura rzeczywisto.
Fantastyka milicyjnego protokou wynikaa z faktu, i przedstawiciel wadzy usiowa
porozumie si z poszkodowanym w dwch jzykach, polskim i rosyjskim, po czym
stwierdzi niezbicie, i zagin kufer wypeniony tajnymi dokumentami. Naczelny inynier,
wrciwszy do rwnowagi po uzyskaniu od zespou wyczerpujcych wyjanie, oglda
wanie z zaciekawieniem osobliwie zlokalizowan fontann, kiedy wraz z przygnbionym
Bj~ornem przybya do zespou koszmarna wie. Pierwsz reakcj zainteresowanych byo
straszne uczucie nerwowej saboci w okolicy doka. Nastpnie dao si zaobserwowa co w
rodzaju paraliu umysw i organw mowy. Nastpnie usiowano przez chwil nie wierzy w
rzeczywisto. Nastpnie nikej pociechy dostarczyo wspomnienie czasw, kiedy na
porzdku dziennym byo skadanie zagniewanym bstwom ofiar z jednostek ludzkich i przez
dusz nieco chwil rozwaano ewentualno zoenia ofiary z cudzoziemca. Nastpnie
zaczto myle realnie. - Tego ju za wiele - powiedzia Janusz tonem beznadziejnej
rezygnacji. - Rne nieszczcia mogem sobie wyobrazi, ale to przechodzi wszystko. Szlag
trafi matryc. Co, u Boga Ojca jedynego, mamy teraz zrobi?!!! - Powiesi si - poradzi
Karolek stanowczo. - Tylko zbiorowe samobjstwo ratuje jako tako nasz honor. - Wzgldnie
moemy si otru - doda Lesio z rozdzierajcym smutkiem. Czym dziaajcym agodnie i
bez tortur, bo ju do zego spotyka nas za ycia...
gubimy jedyny istniejcy egzemplarz! Jak idioci, jak niepowane mydki, jak debile, jak
szmaty, jak... jak... - Jak p poladka lufcikiem - podpowiedzia Karolek ze smutkiem.
Zaskoczony Janusz przerwa wypowied. - Co? - spyta. - Dlaczego p?... - Jeszcze gupiej
ni cay - wyjani Karolek. - CCzekajcie - powiedzia naczelny inynier. - To jest
rzeczywicie idiotyczna historia, ale trzeba znale jakie wyjcie. - Jasne, e trzeba popara go Barbara. - W adnym absolutnie wypadku nie moemy si przyzna, e nam to
zgino. To w ogle mowy nie ma, Janusz ma racj, wychodzimy na niepowanych
kretynw... - I tacy jak my maj zajmowa si oglnopastwow akcj zmiany oblicza
turystycznego kraju! - przerwa Janusz z nietajon odraz. - Od takich jak my ma zalee
budowa caych obiektw!... - Zamknij si! - przerwaa Barbara, bliska furii. - Tacy jak my
musz ten parszywy dokument odzyska. - Jak?! Pojedziesz gania zodzieja po
Wrocawiu?! Naczelnemu inynierowi udao si wtrci. - Ale przecie macie dwie
- No wic odtworzycie wedug tej drugiej!... W zesp zacza wstpowa nika nadzieja.
Karolek oywi si wyranie. - Zauwacie, e dalimy mu lepsz odbitk, jest bardzo dobrze
zrobiona. Podpisy sfaszujemy i jedyny kopot to ta cholerna piecz z wron, ktra si
niepotrzebnie tak porzdnie odbia... - Piecz mita - przerwa Janusz rwnie z nagym
przypywem energii. - Zrobi si na gumce, a aktualne pieczcie moemy rbn i po krzyku.
Jedyny kopot, to jak od niego wycygani t odbitk, nie mwic, o co chodzi. Zawiadamiam
was, e ja si raczej rzeczywicie powiesz, ni przyznam, e to wistwo zgino.
Wzgldnie pryskam na zachd przez zielon granic i nigdy w yciu nie wrc! - Na staro
mgby... - zauway Lesio niemiao. - Skd wykombinujemy astralon? - spytaa
akurat na rynek! - Ale ratusz to nie twierdza i ma wicej okien ni jedno - powiedziaa
Barbara. - Na drugim kocu budynku jest za przeproszeniem damski wychodek. Nawet jeli
wszystkie pokoje bd pozamykane, to tam bdzie otwarte. Przez tamto okno opuci si t
rur na d najlepiej na sznurku. - A jak podrzucimy z powrotem? - Tak samo. Kto
wejdzie bez rury, opuci sznurek i wcignie j na gr. Zamknie w szafie i cze. Rzeczywicie, nawet proste -
zgodzi si Karolek. - To waciwie zostaj tylko dwa problemy. eby nas nikt nie zobaczy i
eby przewodniczcy nie zorientowa si przez ten jeden dzie, e jej nie ma. - Zajmie si
go czym - powiedzia Lesio beztrosko. - Kto? - zaprotestowa Janusz. - Bdziemy zasuwali
jak szatany, ta jedna matryca to jest tydzie normalnej roboty. Kade p rki wane!
Gotykiem opisane po niemiecku! - Zbyszek - powiedziaa stanowczo Barbara. - Zostanie na
ten dzie i niech robi, co chce, ale musi go zaj. Niech go upije, niech z nim omawia
instalacje, wszystko jedno. Nie moe go dopuci do jego pokoju i koniec! - Bardzo dobra
myl - pochwali Janusz. - To jeszcze tylko pomylmy, jak to zrobi, eby nas na pewno nikt
nie zobaczy. Na chwil zapado milczenie. Cztery osoby wytay pami wzrokow,
przypominajc sobie szczegy rynku, ratusza i okolicznych zabudowa. - Te proste powiedzia nagle Lesio w natchnieniu. - Niech nas nawet zobacz, grunt, eby nas nie
poznali. - Znw garby? - zainteresowa si Karolek. - Niegupio mwi - rzek Janusz w
zamyleniu. - Wykorzystujmy nabyte dowiadczenia. Z napadem na pocig nikt nas nie
skojarzy, a wiemy, e milicja tam bya. Trzeba si jako przebra... - Lepiej - przerwaa
Barbara. - Trzeba si przebra tak, eby w razie czego wzili nas za kogo innego. Za kogo,
kto ma prawo tam przebywa. - Nocny str czy co w tym rodzaju?... Myl wszystkim
zainteresowanym wydaa si przednia, aczkolwiek sprecyzowanie osb, ktrych
obecno w ratuszu o wschodzie soca w nikim nie wzbudzi zdziwienia, przyszo z niejak
trudnoci. Spord wszelkich moliwoci wybrano wreszcie patrol milicji, palacza
centralnego ogrzewania, grup pijanych chuliganw i sprztaczki. - Milicji bym nie
ryzykowa - powiedzia Janusz. - Centralne ogrzewanie nie dziaa, bo jest lato, nie mwic o
tym, e w ogle go nie ma. Na chuliganw tu jest dziwny nieurodzaj i zostaj nam tylko
sprztaczki. - Przy czym ta, ktra pluje, od razu odpada - doda Karolek. - Nikt z nas nie
skurczy si do jej rozmiarw. - A ta druga jest w zaawansowanej ciy - uzupenia Barbara.
Na chwil znw zapado zatroskane milczenie. - Ha! - krzykn nagle Karolek z triumfem. Mam myl! Wszyscy, nie wyczajc Bj~orna, spojrzeli na niego z zainteresowaniem.
Karolek troch niepewnie spojrza na Barbar. - Tu jest kocielny - powiedzia. - On chodzi
taki przygarbiony i jeden z nas moe si przebra za niego. Chyba cierpi na bezsenno, bo
si plcze po nocach. Sam go widziaem, jak si przyglda wtedy, kiedy Janusz wyprawia t
orgi z przewodniczcym. A Barbara bdzie w ciy! - Zwariowae? - spytaa Barbara z
niewypowiedzian zgroz. - Przebierzesz si za t sprztaczk! Chustka na gow, okulary,
ona nosi okulary, ta cia i jakby kto co zobaczy, to najwyej pomyli, e ona te cierpi na
- wietna myl! Nie protestuj! W kocu wszystko jedno, jak bdziemy wyglda, moemy
si poprzebiera nawet za sonie! Grunt, eby nikt tego nie skojarzy z nami! My garby, a ona
w ciy!... - Zaraz, ale jeli kto zobaczy dwch garbatych, to co? - zaprotestowa Lesio. Dwch kocielnych?... Ten jeden si rozdwoi? - Co ci to obchodzi, niech si dziwi do
upojenia! Niech myli, co chce, byle z daleka od nas! - Sprztaczka wejdzie do ratusza,
kocielny bdzie czeka pod oknem... - Drugi kocielny przypilnuje na rynku... - I za tydzie
cay powiat bdzie wiedzia o gorszcym romansie sprztaczki w bogosawionym stanie z
kocielnym w dwch osobach. Kocielnego wyleje z roboty ksidz, a sprztaczk personalny.
Wycie chyba do reszty zgupieli...
Protest Barbary zgin w oglnej aprobacie. Bezzwocznie przystpiono do wyszukania
kamuflujcych strojw. Umiarkowanych rozmiarw garbki nadzwyczajnie upodobniy Lesia,
Karola i Janusza do rzuconego na er plotkom kocielnego, zdegustowana Barbara za w
mgnieniu oka zmienia stan. - Patrzcie, wyglda zupenie jak ywa! - zawoa zachwycony
Karolek. - Ty, przygnij troch kolana - poradzi mu Lesio, podczas gdy Barbara wrd
objaww ywioowego wstrtu wypltywaa si z przywizanej sznurkami poduszki. - Ten
kocielny jest niszy i w ogle niemody. Na pewno powczy nogami. Zaintrygowany
Bj~orn zada wyjanie. Przy pomocy dwch sownikw powiadomiono go o zamiarach
zespou, przyprawiajc
proletariusza rzucili si zgodnie nie tylko zakochana arystokratka, ale take niechtny mu
hrabia. Szmer gorczkowych sw dobieg a do orkiestry. - Ma astralon? - spytaa szeptem
Barbara. - Cholera wie - odszepn proletariusz. - Karol po niego poszed... - Crko moja,
oddal si! - zarycza przewodniczcy Rady Narodowej z doskonale odegranym
zdenerwowaniem i rozpacz. Wedug tekstu jednake oddali si musia hrabia.
Proletariusz i arystokratka okazywali nerwowe roztargnienie. - Musimy si jako
porozumie - szepta pgbkiem Janusz, nie reagujc na obelywe okrzyki kapitalisty. Moe w przerwie... Porozumienie byo utrudnione, ustawicznie bowiem kto z zespou
zmuszony by przebywa na scenie. Naczelny inynier posuy za baz, przekazujc
wiadomoci za kulisami. Zgoszono propozycje i w czasie przerwy midzy drugim a trzecim
aktem plany zostay uzgodnione ostatecznie. - Wszyscy ci, ktrzy gin, mog wyj
wczeniej - powiedzia Janusz. - Tylko ja musz zosta do koca jak idiota. Karol, ciebie
szlag trafia zaraz po hrabim, od razu po mierci przebierajcie si i lecie pod ratusz. Ja si
bd kania moliwie dugo... - Zatrzymaj przewodniczcego - powiedziaa Barbara. Przez cay czas trzymaj go za rk, to nawet dobrze wyjdzie. Ja uciekn natychmiast po
samobjstwie... - Nie mamy garbw i ciy - zaniepokoi si Karolek. - Zbyszek
przywiezie. Masz tu klucze. Wszystko przygotowane ley w pracowni... - I zjed troch
niej. Tam z tyu, poniej ratusza, w stron
kocioa, jest takie podwrze i dookoa komrki. Zostaw tam wszystko, bardzo dobre
Poprzysig sobie stan na wysokoci zadania. Czwarty akt dobiega koca, kiedy uszu
zainteresowanych dobieg saby odgos warkotu silnika. Naczelny inynier przywiz stroje
wamywaczy. Oddalenia si samochodu nikt ju nie usysza, bal na zamku bowiem
zaguszy wszelkie inne dwiki. Porozumienie w ostatniej przerwie, midzy czwartym a
pitym aktem, byo wrcz niemoliwe. Za kulisami miota si z wypiekami na twarzy
instruktor K$o, przewodniczcy Rady Narodowej gwatownie stara si rozstrzygn
kwesti, czy aktorzy powinni si przebra w normalne ubrania, czy te raczej wzi udzia
w dalszych rozrywkach przyodziani historycznie, zainteresowany niezwykle gwn
bohaterk dygnitarz z wojewdztwa usiowa wedrze si za dekoracje, a najwiksz
rozterk prezentowa czuwajcy nad caoci sekretarz POP_u. Odpowiedzialny za
fajerwerki pirotechnik siedzia wanie na supie w charakterze elektryka i w aden sposb
nie mona byo sprecyzowa momentu, kiedy naley go zwolni z obowizkw, eby zdy
na wzgrze, gdzie jego niedowiadczony pomocnik pilnowa materiaw wybuchowych i
sprztu. Dziki wysikom sekretarza POP_u tym ostatnim problemem w kocu zajli si
wszyscy. - W tej sytuacji na kocielnego i sprztaczk nikt nie zwrci uwagi - szepta
gorczkowo Karolek. - Sami widzicie, co si dzieje. Sodoma i Gomora... - Zaraz po
przedstawieniu wszyscy polec na pagrek, do tych zimnych ogni - mwi z przejciem
Janusz. - Tutaj mao kto zostanie. Byle zdy! Od razu do Zbyszka... - O Boe, czy on
wzi
si jeszcze bardziej. Od strony rynku dobiega narastajcy szum i gwar. Tob przesunito w
najciemniejsze miejsce, w zielsko rosnce pod jakim parkanem. - Gdzie ta Barbara?! szepta rozpaczliwie Karolek. - Ju dawno si zabia, powinna tu by, rany boskie, nie mamy
czasu!... - Zaraz si zaczn fajerwerki! - jcza Lesio w zdenerwowaniu i ze zgroz. Wszystko poleci tam, a potem nam si zwal na gow. Tylko teraz!... - Zaczynajcie bez
Barbary! - zada z irytacj naczelny inynier. - Wykluczone!... Sprztaczka!... Musz
zobaczy sprztaczk!... - Gdzie ona si podziewa, na lito bosk?!... Barbara nie
nadchodzia z przyczyn od siebie niezalenych. Interwencja instruktora K$o umoliwia
przewodniczcemu Rady NArodowej wydarcie si z rk Janusza i wypchnicie na pierwszy
plan gwnej atrakcji zespou. Sekretarz POP_u zadba o wyeksponowanie proletariusza.
Trzymani z caej siy za rce przez autorw Barbara i Janusz kaniali si, przyjmowali
gratulacje i udzielali wywiadw przyoblekajc twarze w dziwne grymasy majce imitowa
umiechy. Otaczajcy ich zwarty krg wielbicieli wyklucza zniknicie z horyzontu.
Przewodniczcy Rady Narodowej przeywa najpikniejsze chwile swego ycia. W duszy
jego szalay wulkany wzrusze. Dowiedzia si wanie poufnie, e wadze zdecydoway
si obdarzy go nie tylko dyplomem uznania, ale take odznaczeniem pastwowym i
doznawane emocje rozpieray mu pier. Uczu potrzeb chwilowej samotnoci, wyran
konieczno przyjcia do siebie i opanowania uczu,
inaczej bowiem nie mgby dostatecznie godnie wystpi jako gospodarz miasta w dalszych
rozrywkach. Mia mgliste wraenie, i ujawnienie stanu euforii poprzez gromki piew,
frywolne podskoki i szlochy szczcia byoby w obliczu dostojnych goci co najmniej
niestosowne. Przemkn zatem przez rusztowania na tyach dekoracji i uda si do ratusza.
otworem. Przeszkadzajce mu okulary znw woy na oczy, i nic nie widzc waha si z
kluczem w doni. Tak go zastali Barbara i Janusz, ktrym dopiero teraz udao si wydrze
ze szponw instruktora K$o i grona wielbicieli. Na widok stojcej na schodkach budynku
postaci zatrzymali si jak raeni piorunem. - Rany Boga, ta sprztaczka!... - wyszepta w
przeraeniu Janusz. - Jezus Mario, to Karol!... - wyszeptaa w chwil pniej Barbara
tonem bezgranicznego osupienia. Janusz przyjrza si bystrzej i z pewnym wysikiem
uwierzy wasnym oczom. - Czycie zupenie zidiocieli? - spyta sabo, wyranie czujc,
jak od myli o zamianie Karolka w sprztaczk w zastpstwie Barbary mci mu si w
gowie. - Kurze wycieram, bo to si rano nie zdy - powiedzia Karolek dziwnie piskliwie.
Uczyni jaki niezdecydowany ruch, potkn si i zlecia ze schodw, przy czym spady mu
okulary. - Kurze wycieram... - zacz znw tym samym nienaturalnym dyszkantem i nagle
pozna przyjaci. - A, to wy - powiedzia normalnym gosem. - Mylaem, e ludzie...
Barbara zapaa oddech. - Na lito bosk, komu do ba strzelio, eby ty si przebiera za
sprztaczk?! - jkna. - eby to Lesio, tobym si nie dziwi... - doda Janusz wci
jeszcze oszoomiony. - Nie wiem - powiedzia Karolek nerwowo, podnoszc si z ziemi. Samo wyszo. Mia ju najzupeniej dosy wszystkiego. W nieco chaotycznych, acz
krtkich sowach powiadomi przyjaci o
sytuacji i tak Janusz, jak i Barbara odzyskali przytomno umysu. - Zamyka zdecydowa Janusz. - Pieczcie gdzie? - Mam w kieszeni. - To tym bardziej zamyka.
Lepiej, eby tam na razie nikt nie wchodzi. Odbijemy od razu i podrzuci si z powrotem. Ja tam wicej nie wchodz! I w ogle mam dosy tej ciy! Miaa by Barbara!... Dobrze, ja tam wejd... Uspokj si, rany boskie, nie rozbieraj si teraz! Pryskajmy std!...
W godzin pniej nowa sprztaczka zakrada si do ratusza i podrzucia pieczcie z
powrotem do szuflady. O pierwszej po pnocy syte wrae tumy kady si na spoczynek,
w pensjonacie z wodotryskiem osiem rk krelio rwnoczenie ze wszystkich stron na
jednym stole, a naczelny inynier dokonywa nadludzkich wysikw, usiujc nakoni
przewodniczcego Rady Narodowej do powrotu do miejsca zamieszkania. Przewodniczcy z
powiedziaa Barbara, upychajc pod nogami zdjt z siebie poduszk. - Nie wiem, co bymy
zrobili, gdyby ten przewodniczcy nie urn si i nie zostawi wszystkiego otworem. aden
wytrych nie pasuje ani do szuflady, ani do drzwi jego pokoju, specjalnie sprawdziam. Zamki
s zepsute i ciko chodz. Pasuje tylko ten do szafy, bo tam jest bardzo porzdny, nowy
zamek...
Rozbudzone rol hrabiego dawne uczucia Lesia na nowo optay jego wyobrani. Ogie
ich wprawdzie nieco przygas i sia ulega zmniejszeniu, wci jednak tliy si w jego duszy,
tyle e wyraz ich uleg jakby zmianie. Ruiny zamku nasuway romantyczne skojarzenia i
oczom jego jawiy si obrazy rozmaitych bohaterskich czynw.
powiedzia niechtnie Karolek. - Ten hotel na zamku i kopalnie to moe rzeczywicie jest
co... - Nic nie maj, a reklamuj - przerwaa Barbara. - I ludzie jed. Tylko my wszystko
ukrywamy zamiast pokazywa. Przytomny facet od reklamy to jest to, czego nam najbardziej
brakuje! - Co by trzeba wykombinowa wicej - powiedzia Karolek w zadumie. - Podobno
jeden Amerykanin urzdzi sobie w Janowcu wesele. Rozpowszechni haso: tylko wesela w
polskich zamkach daj nam maximum zadowolenia! - I upi za to potworne pienidze, bo
inaczej wyda im si mao atrakcyjne... Cay obiekt amortyzuje si w dwa lata, a reszta to ju
czysty zysk. Macie pojcie? Wygrywamy wojn o turystyk, mamy zlecenia na dziesi
najbliszych lat, oglny rozwj budownictwa... - A tego faceta od reklamy ju masz? przerwaa zgryliwie Barbara. Narastajcy entuzjazm przywid nagle jak podcity kwiat.
od bujnej trawy bya do dua. Nic nie wskazywao na to, eby mia si w tej chwili
poywia. - Dlaczego uwaasz, e on si pasie? - spytaa Barbara z nieskrywanym
zainteresowaniem. - No a co robi? Widzisz przecie, e re traw! - Ja nie widz zaprotestowa Karolek. - Idzie i niczego nie zrywa. Teraz Janusz poczu si zaskoczony. Zgupiae czy co? Co ma zrywa? Mord re, bezporednio! Barbara i Karolek
wytrzeszczyli oczy na Lesia w przekonaniu, e jakie jego ruchy umykaj ich uwadze. - Ty
widzisz, eby on co ar? - spytaa Barbara nieufnie. - Nie widz - odpar stanowczo
Karolek. - Idzie i nawet si nie schyla. Jemu chyba te pomidory zaszkodziy i ma
halucynacje. Janusz oderwa wzrok od buhaja i spojrza ze zdumieniem na Karolka. - O
czym wy mwicie? - spyta podejrzliwie. - O Lesiu. Idzie i nic nie re... - A, o Lesiu! Co
wy, ja mwi o tym buhaju!... Buhaj pas si spokojnie jak baranek. Idcy przez sam rodek
ki zamylony Lesio zblia si do niego coraz bardziej. W sercach zespou zaczo budzi
si zainteresowanie. - Nie wiedziaem, e on jest taki odwany - zdziwiw si Karolek. Co ty? On go chyba nie widzi... - Siedmy cicho - mrukna Barbara. - Moliwe, e nie
widz si nawzajem. - Podobno buhaja trzeba zapa za nasad ogona i przekrci powiedzia z oywieniem Janusz. - Pooy si i ani drgnie. - I tak ley dalej, nawet jak si
puci? - zaciekawi si
Karolek. - Niezupenie. W tym wanie trudno, bez pomocy z zewntrz trzeba ju tak
potem siedzie do koca ycia. - Tego trzymajcego czy buhaja? - To ju mniej wicej
wszystko jedno. - W razie czego skoczysz i zapiesz?... Janusz z politowaniem popuka si
palcem w czoo. Lesio szed nadal w zadumie i ju by na rodku ki. Buhaj podnis gow i
popatrzy na niego. Nawet z odlegoci kilkudziesiciu metrw wida byo, i wyraz jego
spojrzenia jest mao yczliwy. - Ten animal. Dobra jest? - spyta znienacka Bj~orn,
przysuchujcy si dotychczas caej rozmowie z wielk uwag. - Nie bardzo... - mrukn
Karolek. - Zaley do czego - odpar rwnoczenie Janusz. - Da si upiec i zje. - Teraz? zaciekawi si Bj~orn. - Teraz to chyba lepiej nie - odrzek Janusz i w tonie jego pojawi si
cie niepokoju. Ju od dobrych kilku chwil buhaj przesta si poywia. Zniy eb i
obserwowa Lesia, przy czym wyglda troch tak, jakby pcznia. Lesio uczyni rkami jaki
niezrozumiay gest, lew machn przed sob, a praw opdzi si od czego od tyu. Grono
przygldajcych mu si przyjaci zamaro w bezruchu. Dziwny gest najwyraniej w
wiecie obudzi w buhaju yw niech. Nagle zniy eb jeszcze bardziej, zatupa nogami,
prychn i wystartowa. Fontanna ziemi i trawy trysna w gr wraz z wyrwanym bez
adnego wysiku kokiem, a dudnicy grzmot kopyt zabrzmia zowrogo. Lesio usysza za
sob ttent pogoni, prowadzonej przez
niesympatycznego ma, i mimo woli odrobin przypieszy kroku. Cay zesp jak jeden
m poderwa si na rwne nogi. Gwatowne gesty i ostrzegawcze krzyki najwidoczniej
zirytoway buhaja, bo przypieszy biegu. Lesio podnis gow i zrozumiawszy zachowanie
wsppracownikw jako wybuch nieuzasadnionego entuzjazmu na jego widok, zdziwi si
tak, e przystan, nieco zdezorientowany. Niebezpieczestwo z tyu nadlatywao z
przeraajc szybkoci. - Uciekaj!!! - dar si Janusz. - Uciekaj, jak rany!!! - Obejrzyj
si!!! - wrzeszcza Karolek, wykonujc dzikie skoki. Do Lesia wreszcie co dotaro.
Obejrza si i ujrza tu za sob rozpdzon gr, zionc ogniem z pyska i byskajc
wciekymi lepiami. Zdrtwia tylko na uamek sekundy, po czym natychmiast wystartowa
do szaleczego galopu na dwa metry przed buhajem. Szczciem wystartowa nie wprost, a
nieco pod ktem, co zmusio gonicego potwora do zmiany kierunku. Zyskawszy w ten
sposb kilka metrw gna rozpaczliwie przed siebie, dudnic prawie tak samo jak buhaj.
Kasztelanki i rumaki wyleciay mu z gowy, na moment migna myl o corridzie i
torreadorach, po czym wszystko zniko, a pozostao tylko paniczne przeraenie. - Zabije go!
Jezus Maria, zabije go! - jczaa tragicznie Barbara. - Rbcie co, czego stoicie?!!! Zarzut
by cakowicie niesuszny. Nikt z obserwatorw straszliwego widowiska nie sta. Wszyscy
jak jeden m skakali, machali rkami, tupali nogami, biegali w kko, a nawet prbowali w
atakach straceczej odwagi wypadw na k, usiujc
odwrci od Lesia uwag rozwcieczonego buhaja. Zdawao si, e nic go ju nie uratuje,
potwr zia furi tu za jego plecami. Nagle rozpdzony Lesio trafi nog w kretowisko i
pad, szorujc brzuchem po trawie. Buhaj przelecia nad nim, wyhamowa dobre dwadziecia
metrw dalej, wykona byskawiczny zwrot i znw ruszy. Jednake dopingowany dzikimi
okrzykami przyjaci Lesio zdy si zerwa, rwnie wykona byskawiczny zwrot i pogna
w przeciwnym ni dotd kierunku, to znaczy wprost ku nim. Zagajnik, na ktrego skraju
spoczywao spracowane grono, by niewielki i cakowicie pozbawiony starodrzewa. Mode
brzzki, przeplatane rwnie modymi sosenkami, nie stwarzay adnej moliwoci wspicia
si na bezpieczn wysoko. Istniaa jednak pewna szansa, i zahamuj nieco pd
rozszalaego zwierza. Nim jeszcze zziajany, przeraony, poblady ze zgrozy Lesio dopad
pierwszych krzeww, ju cay zesp rozprysn si w panice, kryjc si za co grubszymi
pniami. Buhaj na skraju zagajnika istotnie przyhamowa. Gniewnym i krwawo byskajcym
okiem potoczy wok, ujrza zwikszon liczb niesympatycznych dla indywiduw,
prychn wciekle i zaszarowa na olep. - Janusz, uwaga!!! - wrzasn ostrzegawczo
zgodny chr. Janusz wykona wdziczny pls wok modej brzzki. - Barbara!!!... rozlego si rozpaczliwie w chwil potem. - Rany boskie, czy on si nigdy nie zmczy?! -
jcza Karolek, odrzucany si odrodkow od zbawczego pnia, ktry po raz sidmy obiega
wokoo.
powiem, e to nie
jest takie gupie - rzek Janusz, budzc echo w sali, zwanej niegdy rycersk. - Ten buhaj
zrobi nam niez reklam. A propos, gdzie Bobek? - Pisze zachcajce listy - odpar
Karolek. - Namwiem go, eby nie przestawa. Te uwaam, e to lepsze ni wszelkie
wysiki Orbisu. W urzdowe reklamy to oni nie wierz, a jak napisze prywatnie, to p
Europy bdzie si tu pchao. - Powinnimy mie zamwienia, zanim jeszcze skocz
budow - powiedziaa z nadziej Barbara. - Tyle, e to potrwa - zatroska si Janusz. - Boj
si, e do tego czasu zapomn... - Mogliby ju zacz przyjeda... - Tu?! - Nie, gdzie
indziej. Byle gdzie. Dewizy nam si przydadz. A w ogle to nie wiem, czy jeden buhaj to
nie za mao. Moe by jeszcze co zorganizowa? Dzikie winie na przykad albo co?...
Wszystkie spojrzenia mimo woli skieroway si na Lesia z wyrazem oczekiwania. Lesio
przerwa na chwil staranne odrysowywanie szczegw kominka. - Cocie zgupieli czy
co? - powiedzia z niesmakiem. - Skd ja wam wezm dzikie winie? - A skd wzie
buhaja? - odpar zachcajco Karolek. - Tobie si zawsze udaj takie jakie dziwne rzeczy,
wysil si troch. Jak nie winie, to ewentualnie co innego. Lesio wzruszy ramionami
niechtnie, porwna swj rysunek z modelem i nagle odczu wstrzs. W umyle jego jasnym
blaskiem rozbysa wiadomo zmiany, jaka zasza w jego egzystencji w cigu ostatnich
dwch lat. Stopniowo, jakby etapami czy moe pitrami, przeby olbrzymi drog! Ju nie
jest uwaany za niedorozwinitego idiot, zaka
pracowni, niewydarzonego pgwka, ktremu si nic nie udaje! Przeciwnie, oto zesp
wsppracownikw patrzy na niego z szacunkiem, z nadziej, z yczliwym podziwem, od
niego oczekuje si dostarczenia poytecznych atrakcji... Cokolwiek uczyni, wszystko wydaje
si teraz cenne, ciekawe, przydatne... Ci tutaj domagaj si od niego jakiego pomysu,
wielkiego, wspaniaego pomysu, ktry przyniesie poytek caemu krajowi, wzbogaci skarb
pastwa i wzmoe chwa ojczyzny. Dzikie winie...? wi nie ma, ale co trzeba wymyli!
Nie moe przecie zawie pokadanego w nim zaufania! Podnis gow znad rysunku i
spojrza na przyjaci, oywiony now, jeszcze niedokadnie sprecyzowan myl. - Lochy powiedzia popiesznie. - Tu s lochy. Chwil trwao milczenie. - Lochy s bardzo
niebezpieczne - powiedzia ostrzegawczo Janusz. - Szczeglnie, jak maj mae. Rzucaj si
na kadego. Barbara i Karolek zgodnie odczuli jakie dziwne oszoomienie. Obydwoje
wiedzieli wprawdzie, e locha to jest maciora dzika, ale w pierwszej chwili wydao im si, i
Lesio ma raczej na myli tereny poniej zamkowych piwnic. Wizja lochw, lgncych mae i
rzucajcych si na kadego, odebraa im gos. Lesio popatrzy na Janusza wzrokiem
cakowicie pozbawionym wyrazu. - One s chyba stare - powiedzia troch niepewnie. - I w
ogle dlaczego mae?... - No, mae - wyjani Janusz niecierpliwie. - Warchlaki. Nie wiem,
czy stare mog mie, ale przecie s i mode! Teraz Lesio odczu oszoomienie,
pewnie te nie. Ludzie mwi. - A skd waciwie wzie tego pastucha z pegieeru? spyta Karolek. - Dotrzymywa mi towarzystwa, jak malowaem dekoracje. To bardzo miy
czowiek... Po stosunkowo krtkiej naradzie cay zesp nie tylko zgodnie, ale wrcz z
zapaem postanowi zbada tereny poniej piwnic. Dojrzay namys wykaza niezbicie, i
jedynie prawdziwe, autentyczne, w miar monoci wilgotne, mroczne i niewygodne lochy
mog stanowi element, przycigajcy rozgrymaszonych, rozwydrzonych i niedorzecznie
wymagajcych turystw dewizowych. Wycieczka przez podziemia, w ktrych w kadym
miejscu mona bez trudu zama nog, zabdzi lub te dosta w gow odamkiem
osypujcej si skay - oto jedyna niewtpliwa emocja dla znudzonych kapitalistw, ktrym
dobrobyt doszcztnie poprzewraca w gowie. - A poza tym co oni za lochy maj tam u
siebie - rzek Lesio wzgardliwie. - Wejdzie si do piwnicy, troch wilgoci na murach, czasem
co tam kapie, wielkie rzeczy. Nawet zabdzi nie ma gdzie, wszdzie wiato, e nie
wspomn o toaletach... U nas to przynajmniej! - Jeszcze nie wiemy, jakie te nasze... - To si
dowiemy! - Aby tylko znale wejcie - westchn z nadziej Karolek. - Dalej ju pjdzie
samo... Dugie, wytrwae i znacznie dokadniejsze, ni wymagaa tego zwyka
inwentaryzacja, poszukiwania w piwnicach przecigny si daleko poza zaplanowany okres.
Kierownik pracowni by zdania, e zesp dawno ju powinien by ukoczy prace w terenie
i wrci do biura. Prno jednak sa alarmujce listy i telegramy,
pod kamieniem. - On ma racj - powiedzia z alem Janusz. - Na jaskini gry tu jest bardzo
dobra atmosfera. Ale co z tego, nie zgodz si. Chyba poprzestaniemy na winiarni. - A tam,
w dole, to co? - A co tam w dole, to musimy zobaczy... - Czy my nie przesadzamy? zaniepokoi si nagle Karolek. - Tam chyba trzeba zej z jakim zabezpieczeniem albo co.
Powinno si mie sprzt i wicej ludzi i w ogle powinien to robi wykonawca. Teoretycznie masz racj - przyznaa Barbara. - Ale w praktyce wszyscy wiemy, jak jest.
Nikomu si nie bdzie chciao, zaczn si rozmaite korespondencje, zezwolenia,
zatwierdzenia, ruszy caa biurokracja i nie powiem, co z tego wyjdzie. Jeeli chcemy
cokolwiek osign, musimy im podetkn pod nos cay, gotowy materia. Podziemia nie
byy przewidziane w projekcie i jeli sami tego nie zrobimy, pozostan nie wykorzystane. A
ja uwaam, e przynajmniej jeden obiekt powinien by przyzwoicie wykoczony! Do tego
brakorbstwa! Skoro zaczlimy, to doprowadmy do koca! W gosie Barbary narasta
szlachetny zapa, ktry powoli
zacz si udziela pozostaym czonkom zespou. - W rewolucyjny nastrj popada mrukn Janusz. - Ale racj masz, faktycznie... - Dopki wszyscy nie popadniemy w
rewolucyjny nastrj, dopty wiecznie bdzie co nawalao! - zawoaa Barbara z ogniem. Trzeba zrobi odpowiednie przygotowania - owiadczy Karolek energicznie. - Liny, wiato,
ywno... Ju nastpnego dnia zgromadzono w piwnicy cay sprzt pomocniczy. Sprzt
pomocniczy stanowiy cztery latarki elektryczne wraz z zapasowymi bateriami, dwa zwoje
lin, przypominajcych okrtowe, jeden oskard, jeden duy motek, paczka redniej wielkoci
gromnic, dwa kilo kiebasy, dziesi tabliczek czekolady, kilo cukru w kostkach, dwa
termosy z kaw, osiem butelek wody sodowej, pudeko kredy szkolnej i co w rodzaju
drabinki sznurowej, dugoci trzech metrw. - Dlaczego kupie gromnice? - spytaa z
niesmakiem Barbara. - Przewidujesz nasze miertelne zejcie czy co? - Woskowe - odpar
Karolek, pomagajc Januszowi zamocowa sznurow drabink. - Woskowe wiece s lepsze
ni te zwyczajne, a nie byo innych woskowych, tylko gromnice. Nie bd przesadna.
Czworo odkrywcw kolejno, z pewnym trudem, zeszo w d po sznurowej drabince. W
wietle zwisajcej z gry lampy grniczej da si ujrze korytarz o kamiennym sklepieniu,
prowadzcy gdzie w dal. Na cianie korytarza widniaa wielka, wskazujca kierunek,
strzaa. - Wyglda dosy wieo - powiedzia z lekkim zdziwieniem Janusz. - Nie ma wicej
ni
pidziesit lat. Kto tu by czy co? Nikt z zespou nie zdy mu odpowiedzie, nad
gowami bowiem rozleg si nagle potny, guchy huk, od ktrego zadray mury. Lampa
grnicza rozkoysaa si na sznurze. Cztery pary oczu spojrzay w gr i ujrzay widok
straszny. Otwarty uprzednio kamie posadzki opad na swoje poprzednie miejsce. Wyjcie z
podziemi byo zamknite na gucho. - Jak to si mogo sta? - spyta Karolek po chwili
nieprzyjemnego milczenia. - Kto kopn?... - powiedzia Lesio niepewnie. - Co ty? Tam
nikogo nie byo! - Ten trzpie wylecia - powiedzia Janusz i podnis gruby, elazny,
zardzewiay bolec, ktry zlecia z gry wraz z kawakami pokruszonego kamienia. Ukruszyo si. Na tym elazie chodzi. Z drugiej strony ma pewnie takie samo. - Popatrzcie,
a lampa nie zgasa! - zdziwi si Lesio. - Co miaa zgasn, nie ucio sznura, to nie zgasa.
Przynajmniej mamy dobre owietlenie. - Co teraz bdzie? - zaniepokoia si Barbara,
kontemplujc z zadart do gry gow, tak jak i reszta zespou, zamknity otwr. - Da si to
otworzy? - Cholera wie - odpar Janusz. - Jakby pchn z dou, to chyba pjdzie.
Czekajcie, sprbuj. Karol, przytrzymaj drabink. - Sznurowa drabinka zwisaa z gry wraz
z lamp, przycinita opadym kamieniem. Janusz wspi si na ni, wyty siy i pchn.
Szczebel drabinki pk. - Moe on si lepiej oprze na nas - zaproponowa Lesio, kiedy
Janusz z Karolkiem pozbierali si z ziemi. - Na nic - odpar Janusz ponuro. - Ani drgnie.
Zdaje si,
e bez tego trzpienia nie ruszy. - No to jak to sobie wyobraasz? Zostaniemy tu na zawsze?
- No dobra, sprbujmy...
Po kwadransie wysikw wszelka nadzieja otwarcia wyjcia z podziemi zgasa definitywnie.
Cztery serca uderzyy niepokojem. - To co robimy? - spyta bezradnie Karolek. - Zdaje si,
e susznie kupie gromnice - mrukn Lesio. - Idiota - powiedziaa z niesmakiem Barbara.
- Teraz ju chcc nie chcc musimy znale drugie wyjcie. Sam mwie, e ten pastuch
mwi, e jest wyjcie przez kopalni. - Kopalni prawdopodobnie dawno szlag trafi powiedzia Janusz. - Ale rzeczywicie, nie ma innej rady. Idziemy! - I nawet kierunek mamy
zaznaczony... - Latarki zgasi. Niech si pali tylko jedna. Diabli wiedz, jak to daleko... Suchajcie, a moe lepiej zosta tutaj i poczeka, a nas znajd? Zabdzimy w tych
kazamatach i co? - Za trzysta lat znajd nasze szkielety... - powiedzia Lesio rzewnie. ywa dusza nie wie, e tu jestemy. - Gupi, Bobek wie. - Bobka nie ma. - Jest, mia
jecha na par godzin i zaraz wraca. Zobaczy, e nas nie ma, i zainteresuje si. Zorganizuj
ekspedycj... - Kiedy? Tydzie minie! - No to co? ywno mamy, napoje mamy... - I
bdziemy tu siedzie, jak idioci, przez tydzie pod tym kamieniem? To ju lepiej jako ten
czas wykorzysta!... Po stosunkowo krtkiej wymianie sprzecznych zda zdecydowano si
i. Zaznaczy przebyt drog, patrze na
zegarek i w razie czego wrci. Wykute w cianach strzay napeniay otuch. Podzielono
pomidzy siebie ywno i sprzt i ekspedycja ruszya. Lochy zachoway si w
zdumiewajco dobrym stanie. Dugi korytarz doprowadzi do czego w rodzaju studni,
zaopatrzonej w elazne klamry, na dnie studni otwar si nastpny korytarz, schodzcy
stromo w d, ktry zamieni si w kocu w kamienne stopnie. - Chyba schodzimy do
rodka ziemi - zauway Lesio z niezadowoleniem. - Przecie bylimy na pagrku. Jak
mamy i doem, to doem - powiedzia Karolek. - Nie lecie tak, bo nie nadam!
Schodzcy na czele Janusz zwolni nieco. Zadaniem Karolka byo podkrelanie kred
wykutych w kamieniu strza, ktre w razie potrzeby wskazayby dtrog powrotn. - Jako
dziwnie mao wilgoci - powiedzia Janusz. - I powietrze cakiem wiee... Nietypowe lochy!
- A mwiam, e to trzeba wykorzysta - mrukna z satysfakcj Barbara. - Czekajcie, a
gdzie ten szkielet? - zainteresowa si Karolek. - Jaki szkielet? - Tej ony. Skoro j
zamurowa pod zamkiem, to chyba ju j minlimy? - Diabli wiedz. A w ogle co ty
chcesz, szkielet jest gdzie w cianie, zamurowany. Nie bdziemy teraz opukiwa murw,
znajdzie si kiedy indziej. Kamienne stopnie skoczyy si. Przewenie korytarza
wygldao jak drzwi. Janusz przekroczy je pierwszy, unis nad gow latark i zatrzyma si
jak wronity w ziemi. Idca za nim Barbara wpada mu na plecy. - Co ci si... - zacza i
Boe, co tak mierdzi?! - Lesio - wyjani Karolek. Polizn si w mazi i usiad nagle obok
Lesia. - Rany boskie, co to? Co ty tutaj rozdyda?! - Nie, to ju byo... Aromatyczna ma
skupiona bya w niewielkich kauach na do dugiej przestrzeni. Kolejno poliznli si na
niej jeszcze Barbara i Janusz. Zdenerwowanie zespou wzrastao i wzrastaa te wilgo. Po
cianach pyny ju strumyczki wody, a pod nogami mlaskao grzskie boto, kiedy w
wietle latarki Janusza ukazao si rumowisko, cakowicie zagradzajce dalsz drog. Przed
rumowiskiem ziaa czarna studnia, prowadzca prosto w d. - No i co teraz? - spyta
Karolek z niedorzecznym zaciekawieniem. Janusz powieci w d, usiujc zajrze do
studni. - A bo ja wiem? Albo zazimy, albo wracamy. - Ktrdy wracamy? Przez to
mierdzce?! - No a jak? Znasz inn drog? Zreszt, co ci za rnica, cay czas mierdzimy
nie gorzej ni tamto smarowido. - No i co z tego, e wrcimy, skoro nie mamy wyjcia powiedziaa z niechci Barbara. - Czy wy macie pojcie, jak dugo ju si tu bkamy?
Prawie sze godzin! - A! - oywi si nagle Lesio. - To dlatego ja jestem taki godny!
Ciemno pozwolia mu nie dostrzec penych niesmaku spojrze, jakimi zgodnie obrzuci go
cay zesp. Gd w tych warunkach wydawa si doznaniem cakowicie niestosownym.
Uwaga Lesia sprawia jednake, i poczuli go wszyscy. Po namyle i dokadniejszym
obejrzeniu studni zdecydowano si kontynuowa ekspedycj.
zapiemy -
pocieszy go Lesio. - Z dwojga zego wol lecie bez tej liny ni z ni - odpar trzewo
Karolek. - Najwyej zami nog, a ta lina, jakby co, to nie ma siy, przetnie na p... Na dole
bya woda. Korytarz schodzi wci nie, a wody byo coraz wicej. Ciasnota miejsca nie
pozwalaa przyj pozycji wyprostowanej. Odkrywcz ekspedycj zacza ogarnia ponura
rozpacz. - Cukier zamoknie - mrukn Karolek widzc, jak idcy przed nim Janusz pogra
si w odzie powyej pasa. - To nie go wyej - odpar z irytacj Janusz. - Nie masz
wikszych zmartwie? Nie zdy powiedzie nic wicej, potkn si bowiem o podwodn
przeszkod, wpad z gow w czarn ciecz i zgubi latark. Zrezygnowawszy ju po krtkiej
chwili z beznadziejnego macania, wzi latark Lesia. Przeszkoda stanowia jakby prg.
Dalsz drog mona byo odbywa jednynie na czworakach, przy czym pomidzy
powierzchni wody, a stropem pozostawao miejsce na nieca twarz. Karolek posuwa si
naprzd w kucki, w uniesionych doniach chronic torb z cukrem. - Dugo tak jeszcze? wystka. - Wszystko mi ju zdrtwiao!... - Zdaje si, e dalej jest wyej - pocieszya go
niepwnie Barbara. - Ju widz tych turystw z Zachodu, jak si tdy czogaj - wysapa
Janusz jadowicie. Poziom wody zacz si obnia. Imitacja korytarza zmienia nieco
kierunek i ja wznosi si nieznacznie w gr. Prowadzcy ekspedycj Janusz zatrzyma si,
usiad na niewielkim zwale kamieni i otar z czoa pot i boto. - Nie wiem jak wy, ale ja
zamierzam odpocz - powiedzia
stanowczo. - Zdaje si, e najgorsze mamy za sob. - Wnioskujc z konfiguracji terenu powiedzia Karolek w zadumie - jeeli to ma i przez kopalni... To powinno schodzi w
d, przechodzi pod potokiem, a potem i w gr na tym drugim zboczu. Ta woda to chyba
bya pod potokiem. - Idziemy dziesi godzin - powiedziaa Barbara. - Przyjmujc dwa
kilometry na godzin, mamy za sob dwadziecia kilometrw... - Zwariowaa? Jakie dwa?
P kilometra na godzin, to jeszcze uwierz! - Mwi przecitnie! Na pocztku nam si szo
szybciej! - Suchajcie, czy wy wierzycie, e my std kiedykolwiek wyjdziemy? - spyta
nagle Lesio pospnie. W teje chwili druga latarka zgasa. Straszliwa ciemno w
poczeniu ze straszliwymi sowami nie spowodowaa wybuchu paniki tylko dlatego, e
wszystkim czonkom zespou odebrao na moment dech i gos. Barbara i Karolek nerwowym
ruchem chwycili rwnoczenie swoje latarki i dwa snopy wiata przeciy mrok. - Jak
jeszcze raz powiesz co takiego, to kto jak kto, ale sam moesz przesta wierzy, e std
wyjdziesz - powiedzia Janusz zowrogo. - Osobicie si o to postaram... Ruszono w dalsz
drog. Lekkie wzniesienie korytarza napenio otuch przeraone serca. Coraz bardziej
wyczerpany zesp szed i szed, przeazi na czworakach, przeczogiwa si, potyka,
przewraca i lizga. Wygld zewntrzny czworga odkrywcw prezentowa si coraz gorzej.
Ze stropu i cian ze zowieszczym szelestem osypyway si kamienie. W macierzystym
korytarzu jy pojawia si coraz liczniejsze rozgazienia
i odnogi. Tempo posuwania si naprzd zmalao, trzeba byo bowiem za kadym razem
sprawdza, w ktrej z czarnych jam znajduje si zbawienna strzaa. - Jacy to genialni ludzie
byli - powiedzia Karolek z wdzicznoci. - Ja bym im pomnik postawi za te strzay. - Do
strza to nie bardzo podobne, ale grunt, e jest - zgodzi si Janusz. - Macie pojcie, co by
byo, gdyby tego nie byo? - Tydzie bdzenia murowany - przytakn Lesio. Kamienne
stopnie prowadziy teraz w gr. Korytarz rozszerza si i przybiera niekiedy posta
niewielkich komnatek. W kadej z komnatek rozlegay si niespokojne szepty i gorczkowo
poszukiwano dalszego cigu drogi, wskazywanej strza. Czas pyn...
Kierownik pracowni i naczelny inynier przybyli do pensjonatu z wodotryskiem pnym
popoudniem. W pensjonacie zastali wycznie Bj~orna, przed trzema dniami poegnanego w
Warszawie. - Gdzie tamci? - spyta naczelny inynier. Bj~orn okaza jakie dziwne
zdenerwowanie. - Oni chodzi do zamek - rzek troch niepewnie. - Wizyta do locha.
Kierownik pracowni i naczelny inynier wymienili zaniepokojone spojrzenia. - Jak to
locha? - spyta mimo woli kierownik pracowni. - Czy tam w kocu s te dziki czy nie? Kiedy poszli? - spyta naczelny inynier, ignorujc wtpliwoci zwierzchnika i pospnie
marszczc czoo. - Rano. Dzjewjec godzyna. Oni wszystko ma. Latarnia i woda, i kiebasa, i
dwa sznura.
Naczelny inynier jkn. Kierownik pracowni patrzy na Bj~orna w osupieniu. - Nic nie
rozumiem - powiedzia z cieniem pretensji. - Dlaczego kiebasa? Karmi dziki kiebas?
Moe on co myli? - Ja nie myli - odpar z uraz Bj~orn. - Wizyta do locha duga. Uwaga,
niebezpiecz...ynstwo. Oni robi reklame dla turisty. Ja te. Kierownik pracowni poczu si do
reszty skoowany. Naczelny inynier zdenerwowa si w najwyszym stopniu. - Poszli
zwiedzi lochy - wyjani. - Jezus Mario, chyba zupenie oszaleli. To jest to uzupenienie
inwentaryzacji, o ktrym nie chcieli mwi! Co im do gowy strzelio!? - Jedmy tam! zada poblady kierownik pracowni. Bj~orn doprowadzi zwierzchnikw do piwnicy. W
najniej pooonym pomieszczeniu znaleziono wielki akumulator samochodowy, do ktrego
podczony by dugi sznur. Sznur gin w spoinie pomidzy kamieniami posadzki. - Co to
znaczy, na lito bosk - zdenerwowa si kierownik pracowni. - Dlaczego tu jest takie co?
Co oni zrobili? - Zeszli na d - rzek pospnie naczelny inynier. - Podnieli chyba ten
kamie. Tam mog chyba by jakie schody albo co w tym rodzaju. Sprbujemy... Prby
uniesienia kamienia nic nie day. Brak elaznego bolca unieruchomi go gruntownie. O
wypadniciu bolca nie wiedzia ani naczelny inynier, ani kierownik pracowni, ani Bj~orn,
aden z nich zatem nie umia odgadn, jakim sposobem zesp wszed w podziemia. Moe weszli jak inn drog? - powiedzia naczelny
pojedynczo, zesp przecisn si obok rumowiska. Zaledwie stanowicy stra tyln Karolek
znalaz si obok przyjaci, zaledwie nabrano w puca nieco stchego powietrza, eby
odetchn z ulg, ju co stkno gucho i reszta zwisajcego stropu runa w d.
Rumowisko zasypao drog ostatecznie. - W ostatniej chwili zdylimy - rzek Janusz, idc
dalej, wci w gr. - Teraz ju koniec, musimy wyle tdy, gdzie by to nie byo. Drogi z
powrotem nie ma. - Czy wy macie jeszcze siy? - spyta beznadziejnie Karolek. - Moe
bymy tu odpoczli albo co? - Chcesz tu spa? - zdziwi si Lesio z niesmakiem. - Mnie si
wydaje, e ju niedaleko. - Spa to nie, ale moe chocia napijemy si tej kawy... - To
zaraz, jak si skocz te schody. Moe na grze bdzie adniej? Nieregularne, kamienne
stopnie cigny si w nieskoczono. Gdzieniegdzie napotykano jakby podesty, od ktrych
zaczynay si odgazienia korytarza. Strza ju nie byo, ale zesp konsekwentnie dy w
gr. Stopnie skoczyy si wreszcie i nowy korytarz, ktry ukaza si w wietle latarki
pozwoli przyj pozycj pionow. Cakowicie wykoczeni odkrywcy pokrzepili si kawk z
termosw i cukrem w kostkach. Tak smak, jak aromat cukru pozostawiay wiele do yczenia,
Karolkowi nie udao si bowiem uratowa go w peni przed zamokniciem. Nikt jednake
zbytnio nie grymasi. Dalsza droga doprowadzia do nowej komnatki. Z komnatki
prowadziy korytarze w cztery rne strony. Strza brakowao. Zesp zatrzyma si w
niezdecydowaniu. - Co teraz? - spyta Lesio. - Mam wraenie, e czuj
zalesionym zboczu, ktre nie tyle ujrza, ile wyczu w atramentowej ciemnoci nocy. Ludzie, wyszlimy! - stka radonie. - Niech skonam, wyszlimy! Rany Boga, lec! Koniec
cholernych lochw!!! - Co mwisz? Nie sysz! - dopytywaa si zdenerwowana Barbara. Uwaga, cofn si! Jakie niebezpieczestwo! Leso cofn si ku Karolkowi, wok ktrego
byo troch wicej miejsca. - Co tam si dzieje, nie wiem co - powiedzia niespokojnie. Barbara kopie i co krzyczy. Karolek oderwa si od mazania kred po cianie. - Jezus
Mario, moe si wali?!... Nie rozumiejc poczyna Janusza, Barbara na wszelki wypadek
chwycia go za wierzgajc nog. Janusz zawis na zboczu gow w d, latarka wypada mu
Janusz. - Ja wam powiem, e jakbymy byli wszyscy pijani, toby ta droga przeleciaa
piewajco. - Rany boskie, jaki ja godny jestem! - jkn Lesio. - Gdzie my waciwie
jestemy? - zainteresowa si Karolek. - Nie wszystko ci jedno? Grunt, e na ziemi.
Zorientujemy si, jak si rozwidni. A propos, ktra godzina? - Za pitnacie pierwsza odpara Barbara, owietlajc zegarek latark. - Popatrzcie, bylimy tam niecae szesnacie
godzin. - Mnie si zdawao, e szesnacie lat. Chyba s chmury na niebie, bo cholernie
ciemno... - Suchajcie, do witu jeszcze najmarniej trzy godziny. Jak s chmury, to nawet
wicej. Nie bdziemy tu przecie siedzieli przez trzy godziny... - To sprbujmy zej na d.
- Ciemno, jak w pysk da. Poamiemy sobie rce i nogi... - Przywimy lin do tego pieka!
wiecc wrd egipskich ciemnoci ostatni ocala latark, przytrzymujc si wzajemnie i
asekurujc lin, zesp j schodzi w d. Strome zbocze skoczyo si wreszcie. Nogi
wyczuy gadk, tward nawierzchni. - Popatrzcie, szosa! - Ciekawe, ktra. Gdzie my
moemy by, do cholery? - Tu jest d, a tu gra... W ktr stron idziemy? - W adn powiedziaa stanowczo Barbara. - Ja mam do. Chcecie, to idcie, a ja tu poczekam. Ng nie
czuj, rk nie czuj, w ogle nic nie czuj! - Ja przeciwnie, wszystko czuj w nadmiarze powiedzia Karolek. - Ona ma racj, ja te nigdzie nie id. Tu gdzie mona zaczeka...
Lesio zaszczka zbami.
- Zimno jak diabli. Dostaniemy zapalenia puc... - Mona rozpali ognisko. - Zejdmy z
tej szosy - powiedzia Janusz. - Tu jest jako agodniej, zbierzmy troch patykw i rozpalmy
ognisko. Wszdzie wilgo, to nie bdzie poaru. Upieczemy sobie na patykach t resztk
kiebasy. Szkoda, e nie wzilimy z p litra... - Co? - spyta nagle Lesio. - Jak to nie
wzilimy? Przecie ja mam piersiwk! - I dopiero teraz to mwisz?!... - Tak mi chodzio
po gowie, e co miaem powiedzie i nie pamitaem co... Resztkami si zesp zebra w
ciemnociach kupk patykw, gazi i kory. Szczkanie zbami rozbrzmiewao coraz
dwiczniej. Po kwadransie ogie zapon, wydzielajc z siebie mie ciepo i posza w kurs
piersiwka Lesia, dostarczajc miego ciepa take i do wewntrz. Zwyciska, ale miertelnie
wyczerpana ekspedycja odkrywcza ulokowaa si w ciasno zbitej gromadzie wrd jakich
gstych, spltanych krzeww, u jej stp za pono niewielkie ognisko. Zmczone, acz
radosne gosy jy przycicha, coraz rzadziej ktra rka dorzucaa opau do ognia i wreszcie
Bj~orna wiata. Jedyny jasny punkt stanowia maszynka elektryczna w kuchni dziaajca z
nie znanych mu przyczyn. Niebo zakryway chmury i wok pensjonatu panowaa ciemno
absolutna. Nadesza pnoc. Naczelny inynier uda si na spoczynek i kierownik pracowni
poczu si rozpaczliwie samotny. Posiedzia chwil w jednym z pokoi, z gorycz pomyla, e
cokolwiek si stanie, niezalenie od przyczyn nieszczcia, wszystko bdzie na niego, zerwa
si i znw j spacerowa po budynku. Wyjrza przez jedno okno, przez drugie, ujrza
gbok czer, wyszed na may balkonik, zawieszony nad niewidocznym ogrdkiem i
wpatrzony w czer z rozpacz rozwaa moliwoci ratowania zespou. Sta, rozmylajc,
do dugo. Zmarz i przenikna go zimna wilgo, zamierza wic cofn si do wntrza,
kiedy nagle usysza jakie dwiki. Dwiki wyday mu si podobne do ludzkich gosw. Z
bijcym sercem wychyli si, nasuchujc w napiciu, ale gosy nie zbliay si. Dobiegay z
niewielkiego oddalenia wci z tym samym nateniem. Za krzewami byskao chwilami
nike wiateko. Kierownik pracowni wybieg z balkoniku i wpad do pokoju naczelnego
inyniera. Naczelny inynier lea na ku w ubraniu, a w ciemnoci jarzy si ognik jego
papierosa. - Panie Zbyszku, tam co sycha! - zawoa nerwowo kierownik pracowni. Moe to oni wracaj? Naczelny inynier poderwa si w mgnieniu oka. Obaj z
kierownikiem pracowni, potykajc si w ciemnociach, wybiegli na balkonik. Wychyleni
przez porcz usiowali co dosysze i co dojrze.
Gosy szemray niewyranie za gstymi krzewami i wiateko byskao raz mocniej, raz
sabiej. Nikt nie przedziera si przez zarola i nie podchodzi do pensjonatu. - To nie oni rzek pospnie naczelny inynier. - Jakby tu byli, toby wrcili do domu. Kto tam si krci w
lesie. - O tej porze? I w tak pochmurn noc? Kto to moe by? - Pewnie hippiesi. Pokazao
si ju troch tego w Polsce, a oni podobno lubi takie dziwne warunki bytowania. Od
strony gosw powia wiatr i przynis ze sob jak niemi, trudn do sprecyzowania wo.
Naczelny inynier powszy. - Czuje pan? - spyta z lekkim wstrtem. - Tak, to chyba
rzeczywicie hippiesi - odpar kierownik pracowni z alem. - Pal narkotyki. C za okropny
smrd, jak oni to mog wytrzyma! - Jakby siarkowodr... I jaka zgnilizna. Musz by
beznadziejnie brudni... - Boe drogi, co im do gowy strzelio, eby bada lochy! - jkn
kierownik pracowni. - Tam si mogo co zawali! Mogo ich przysypa! - Sprawdziem
dokumentacj - powiedzia naczelny inynier. - Lochy zostay wykorzystane na
przeprwadzenie instalacji. A do potoku... wie pan, to schodzi w d... a do potoku wszystko
powinno by w bardzo dobrym stanie. W zeszym roku pracoway tam ekipy hydraulikw,
pod ziemi zaoyli sobie baz, siedzieli po osiem godzin, jedli... Podobno porobili nawet
jakie znaki na murach... Nieco wyej jest studzienka rewizyjna, moe wyjd przez t
studzienk. - Moe wyjd... - Niech pan idzie spa, to nie ma sensu. Nic nie pomoemy
wygldaniem, a jutro musimy by w peni si. Trafi przecie do
zewntrz - wyzna z zakopotaniem kierownik pracowni. - A poza tym prbowaem, ale aden
kontakt nie dziaa... Jasny dzie powrci wszystkim
straszne przestpstwo... Jakie przestpstwo, na lito bosk? Zrobi nam reklam w caej
Skandynawii i wszystkie biura podry maj ju w planach Polsk... Rzeczywicie, podobno
pcha si do nas potworna ilo turystw i ju byem pytany kilkakrotnie, czy co wiem o
tym, bo wszyscy jako cel wycieczki wymieniaj nasze obiekty. Przecie tych obiektw
jeszcze nie ma! Zamek ma zamwienia na rne uroczystoci... Jakie urodziny, wesela...
chyba na pi lat naprzd! Orbis kieruje tych cudzoziemcw na razie do innych
miejscowoci, dla nas to jest sukces, bo ju teraz wida zwikszony napyw dewiz i w ogle
ta reklama to bezcenna rzecz, ale co go napado? Skd mu si to wzio? Naczelny inynier
okaza niejakie zakopotanie. - No... wie pan... O ile pamitam, to on chyba zgubi przez
niedopatrzenie cz dokumentacji... inwentaryzacyjnej... I zesp musia to odtwarza.
Bardzo si tym przej i podobno obiecywa, e postara si o rekompensat. Wiedzia, e nam
zaley na turystyce i reklamie... - No dobrze, ale jakie przestpstwo?! - Pewnie sobie co
le przetumaczy. Chodzio mu zapewne o win... Kierownik pracowni z pewn
nieufnoci przyj wyjanienie naczelnego inyniera i przystpi do przejrzenia nadesanych
wraz z listem prospektw, naczelny inynier za popiesznie zorganizowa konferencj
zainteresowanego tematem zespou. Po naradzie zdecydowano wtajemniczy zwierzchnika w
minione wydarzenia, nie wnikajc jednake zbytnio w ich niektre szczegy.