You are on page 1of 166

Joanna Chmielewska

ukry, humorystyczna

Lesio

powie,

nie da si

Na mojej cianie wisi wielka, melancholijna morda, namalowana wasnorcznie przez Lesia na mikkiej
pycie pilniowej. Niektrzy uwaaj, e jest to autoportret, przy czym sam Lesio na zmian to potwierdza owo
mniemanie, to mu zaprzecza. Lesio bowiem istnieje. Istnieje wyranie, realnie, zdecydowanie, a niekiedy
nawet z hukiem. Czas jaki temu, porsszy w pierze i nabywszy pojazd mechaniczny, rozbi nim parkan na
jednej z gwnych ulic Wiednia, po czym ufundowa nowy wasnym kosztem. Nazwy ulicy nie podam przez
zwyczajne miosierdzie. Lesio wci jeszcze yje cich nadziej, e powie o nim nigdy si nie ukae, jeli za
si ukae, to on nie zostanie rozpoznany. Tylko wyjtkowy takt otoczenia moe pozostawi mu to zudzenie.
Kady, kto zna Lesia, bez adnych wtpliwoci bdzie wiedzia, e to on. Charakter Lesia, acz szlachetny, jest
jednake nad wyraz skomplikowany, dusza pena fantazji, a yciorys bogaty w wydarzenia. Moe nie wszystko
z opisanych tu czynw w rzeczywistoci popeni. Ale z pewnoci do wszystkich by zdolny...

Cz pierwsza Zbrodnia niedoskonaa


Lesio Kubajek postanowi sobie, e zamorduje personaln. Stracecz myl podyktowaa mu rozpacz.
Personalna bya jego wrogiem numer jeden oraz zasadnicz przeszkod na drodze do zrobienia kariery. Dzie
w dzie zatruwaa mu ycie, dzie w dzie spimi szponami szarpaa jego zdrowie i nerwy i kadego poranka
przeistaczaa si w symbol klski. Nielitociwie i bez adnego zrozumienia dla jego artystycznie
niezorganizowanej duszy wyapywaa wszystkie jego spnienia i bez cienia miosierdzia zmuszaa go do
opisywania ich szczegowo w specjalnej ksidze duego formatu, zwanej ksik spnie. Nazwisko Lesia
powtarzao si tam z podziwu godn regularnoci. Z dawien dawna ju zwierzchnicy patrzyli na niego
niechtnie i podejrzliwie, coraz wyraniej dajc do zrozumienia, i uwaaj go za pracownika
niepenowartociowego, niesolidnego, a nawet wrcz podaj w wtpliwo jego przydatno do jakiejkolwiek
pracy. Codziennie z nerwowym dreniem Lesio przekracza progi biura i codziennie natychmiast za nimi
natyka si na personaln, potpiajcym gestem podajc mu ow nieszczsn ksik spnie. Nie byo
wyjcia, musia tam co napisa! Jego inwencja twrcza od dawna ju odmwia usug w tych chwilach i w
rubryce "powd spnienia" figuroway wyjanienia jak najgorzej wiadczce zarwno o jego poziomie
umysowym, jak i charakterze, nie mwic ju o trybie ycia, budzcym wstrt i odraz w przyzwoitych
ludziach. W samym Lesiu tre wyjanie

wywoywaa najgbszy niesmak! Personalna bya jak granit, jak Nemezys, jak Fatum, nie dawaa si niczym
omami ani przekupi, nie byo sposobu omin jej, oszuka i unikn wpisu. Innym personalnym zdarzay si
niedopatrzenia subowe, niekiedy mikli, niekiedy zaniedbywali obowizki, niekiedy okazywali pobaanie i
patrzyli przez palce, niekiedy za bywali chorzy i nie przychodzili do pracy. Personalna - pani Matylda - nigdy!
Miaa niezomn dusz, elazne zdrowie i kamienne serce. Ogarnity bezdenn rozpacz, do ostatecznoci
zgnbiony, wyczerpany nerwowo Lesio znalaz jedno, jedyne, radykalne wyjcie: popeni zbrodni doskona!
Twrcza ta myl zakwita w nim po raz pierwszy w momencie, kiedy stojc na przystanku autobusowym
beznadziejnie usiowa zatrzymywa wszystkie przejedajce pojazdy mechaniczne z furgonetk do
rozwoenia wgla wcznie. Zegarek nieubaganie wskazywa sm pi, a po zmconym panik umyle Lesia
tuko si rozpaczliwe pytanie, co te wpisze dzi do przekltej rubryki. Moliwoci byy na wyczerpaniu.
Napraw przewodw gazowych i wodocigowych zaatwia ju tylokrotnie, e wreszcie kierownik pracowni,
peen z jednej strony podejrze, a z drugiej wspczucia, zaproponowa mu zorganizowanie przez administracj
biura specjalnej ekipy sanitarnej, ktra doprowadziaby do porzdku jego instalacje domowe. W katastrofach
samochodowych i tramwajowych uczestniczy nagminnie, dziewnym trafem wychodzc z nich bez szwanku. Na
kadym skrzyowaniu natrafia na niewidome staruszki, ktre

przeprowadza przez ulic, i na zabkane dzieci, ktre przekazywa komisariatom MO. Cierpia na tysiczne
dolegliwoci, spadajce na niego nieoczekiwanie wycznie we wczesnych godzinach rannych. Gubi klucze od
mieszkania, gasi poary, odbywa zamiejscowe rozmowy telefoniczne, a raz nawet uczestniczy w potnej
awanturze ulicznej, dotyczcej wycinania zieleni miejskiej. Ostatnio, na skutek niepokojcego zaniku inwencji
twrczej systematycznie zasypia, ktre to wyjanienie, acz niewtpliwie zgodne z prawd, byo nad wyraz
niechtnie przyjmowane przez wadze zwierzchnie. Tym razem ju doprawdy nie wiedzia, co ma napisa, i
dlatego zalga si w nim zbrodnicza myl. Zaskoczony nagym odkryciem tak znakomitego wyjcia Lesio
przesta macha na samochody. Z rk wp uniesion do gry zastyg na skraju chodnika, znieruchomiaym
wzrokiem wpatrzy si w przestrze, na jego obliczu za ukaza si wyraz niemal ekstazy. Dug chwil trwa
tak w zachwyceniu, pieszczc w duchu promienn wizj, a wreszcie opuci rk i stanowczym krokiem
pody do kolejki na przystanku autobusowym. Wobec rysujcego si przed nim rychego kresu udrk strat
pitnastu zotych uzna za niepotrzebn. Rozkwite w nim z naga nadzieje nadzwyczajnie podniosy go na
duchu. miaym krokiem wszed do pokoju personalnej, miaym gestem uj znienawidzony dokument i w
przypywie straceczej odwagi napisa: "Bez powodu". Nastpnie oszoomiony wasnym zuchwalstwem, uda
si do swego pokoju, usiad przy stole, zapali papierosa, nie widzcym

spojrzeniem obrzuci wsppracownikw i odda si rozmylaniom. Zamordowanie personalnej bdzie


oczywicie pozbawione jakiegokolwiek sensu, jeli on, morderca, zostanie wykryty. Powinien to zrobi tak,
eby nie pad na niego najlejszy nawet cie podejrzenia. Najlepiej byoby spowdowa mier, robic wraenie
samobjczej albo te, jeszcze lepiej, naturalnej. Naturalnej... Jaka mier moe by naturalna? Przed
zapatrzonym w okno Lesiem jy pojawia si czarowne obrazy. Wyranie widzia personaln wypadajc przez
balkon z trzeciego pitra, na skutek niewinnego potknicia spadajc ze schodw, tonc w wannie oraz ginc
od trucizny, zawartej w kiebasie, grzybach i lodach. Ginc agodnie i bez specjalnych katuszy, bowiem
mikkie serce Lesia nie mogo znie myli o adnych torturach. Nie pragn si mci na personalnej, po prostu
musia j usun ze swej yciowej drogi. Jak jednake nakoni j do spoycia trucizny, obojtne w jakiej
postaci, do skoku z okna lub te do utopienia si w wannie? Prawdopodobiestwo, i zechce uczyni to
dobrowolnie, wycznie dla ratowania kariery zawodowej Lesia, byo raczej znikome. Podstpem...? Tak, tylko
podstpem. Albo te, rezygnujc z naturalnej mierci, udusi j czymkolwiek w sprzyjajcej chwili.
Ewentualnie dziabn noem. Dugim, ostrym noem, najlepiej Gerlacha... Na myl o dziabniciu kobiety
noem Lesio wzdrygn si gwatownie i oderwa wzrok od okna, co pozwolio mu dostrzec stojcego obok
jego stou kierownika pracowni, ktry najwyraniej w wiecie ju od duszej chwili oczekiwa

odpowiedzi na jakie pytanie. Pytanie do Lesia nie dotaro, teraz wic z kolei zapatrzy si w kierownika
spojrzeniem uznanym przez tego ostatniego za doskonale bezmylne. Cakowite przestawienie si z
morderczych rozwaa na sprawy subowe wydawao si na razie niewykonalne. - Pan jest chory? - spyta
kierownik pracowni nieco podejrzliwie. Lesio zamruga oczami. Jako ywo czu si najzdrowszy w wiecie! Chory? - powtrzy z akcentem zdumienia. - A tak, chory - doda szybko z nagym oywieniem, przyszo mu
bowiem do gowy, e to istotnie nieza myl. - Tak si jako, wie pan, troch le czuj. Chyba si czym
zatruem... Kierownik pracowni przyjrza mu si nieufnie. - Rzeczywicie, troch niewyranie pan wyglda.
Niech si pan postara jako przyj do siebie. Na ktr godzin zamwi pan kierownika zespou orzekajcego?
Dusz Lesia szarpn paniczny lk. Jezus Mario, kierownik zespou orzekajcego!... Nie zamwi go na adn
godzin z tego prostego powodu, e zapomnia do niego zadzwoni. W mieszkalnym budynku po drugiej stronie
ulicy znana mu z widzenia czarujca blondynka mya wczoraj okna i ten widok, cigncy jak magnes, zmusi go
do spdzenia kilku godzin na subowym balkonie. Pozostae godziny wypeniy mu rozkoszne i zupenie
nierealne marzenia o blondynce i kierownik zespou orzekajcego, nie wytrzymawszy tej konkurencji,
cakowicie wylecia mu z gowy. Poprzysiga sobie potem zadzwoni do niego dzi o wicie, natychmiast po
przyjciu do pracy, ale dzi z kolei zaprztna go bez reszty

pontna myl o zamordowaniu personalnej. A teraz trzeba udzieli odpowiedzi na idiotyczne pytanie
kierownika pracowni!... - Czym ja si mogem zatru? - powiedzia Lesio, zmarszczeniem brwi podkrelajc
intensywny wysiek pamici, a rwnoczenie usiujc szybko wymyli jakie zbawienne garstwo. - Moe to
szynka? W tych sklepach to teraz nie wiadomo, co sprzedaj. - Gdzie pan dosta szynk? - spyta kierownik
pracowni niedowierzajco. W gbi duszy pomyla sobie, e ju prdzej by to alkohol, ale nie powiedzia
tego, bo o uywaniu alkoholu przez pracownikw wola nic nie wiedzie, a przy tym sama myl o piciu w
czasie kanikuy wydaa mu si przeraajca. Wysiek umysowy, malujcy si na twarzy Lesia, zaniepokoi go,
czym prdzej wic wrci do tematu. - To co z tym zespoem orzekajcym? Czy pan tam w ogle dzwoni? Oczywicie - odpar Lesio stanowczo. - Dzwoniem i dzwoniem, dzwoniem i dzwoniem... I dzwoniem... No dobrze, dzwoni pan i co? - I zupenie si nie mogem dodzwoni. Cay dzie si mczyem. Troje
wsppracownikw Lesia poniechao czynnoci subowych. Kierownik pracowni pomyla, e zajmuje
eksponowane stanowisko, musi si wic jednak opanowa. - Tak - powiedzia agodnie. - Mczy si pan i
dzwoni pan i co? Z jakim rezultatem? - Negatywnym - powiedzia Lesio w natchnieniu. - Dodzwoniem si
wreszcie, ale on nie poda dokadnej godziny. Prosi, eby zadzwoni jeszcze raz dzi rano. - No to na lito
bosk, na co pan jeszcze czeka?! Za chwil bd mia telefon od inwestora i

nie wiem, na ktr godzin go umwi! On chce od razu zabra projekt! Nieche pan dzwoni i niech mi pan
zaraz poda dokadn godzin! Ma pan wszystko przygotowane? - Tak, oczywicie - odpar Lesio bez
przekonania, bo nawet nie bardzo wiedzia, co powinien mie przygotowane. Te skomplikowane,
administracyjne sprawy jako nigdy nie chciay pomieci mu si w gowie. Powoli zacz podnosi si z
krzesa. - Ju dzwoni - powiedzia, bez powodzenia usiujc uczyni to subicie. Kierownik pracowni
popatrzy na niego bardzo nieufnie, zawaha si, chcia co jeszcze doda, ale zrezygnowa z tego, machn rk
i wyszed z pokoju z wyrazem przygnbienia na przystojnej twarzy. Lesio odetchn gboko i rzuci si do
telefonu. Po kwadransie stao si jasne, e przeladuje go jaki potworny pech. Przenikliwy, damski gos
powiadomi, go, e kierownik zespou orzekajcego jest w delegacji i wrci dopiero za dwa dni. Oguszony
ciosem Lesio przyglda si bezmylnie piastowanej w rku suchawce telefonicznej. - Suchajcie, on si chyba
rzeczywicie czym zatru - powiedziaa siedzca naprzeciwko niego Barbara. - Popatrzcie, jaki blady.
Pozostali dwaj odwrcili si w kierunku Lesia z umiarkowanym zainteresowaniem. Subowe sprawy
niejednokrotnie wywoyway blado na licach zaangaowanych w nie osb i zdziwienie wzbudzioby raczej,
gdyby Lesio kwit rumiecem. - Jak si nawet zatru, to chyba czym, co najgorzej wpywa na umys powiedzia Janusz, przygldajc mu si krytycznie. - Przyznaj si, gdzie si

wczoraj tak zala? Wygldasz ju nawet nie na kaca, ale na delirium. - Moe si nie zala, moe jad niewiee
jajka - powiedzia agodnie Karolek. - To podobno powoduje otpienie umysowe. Lesio spojrza na nich z
bolesnym wyrzutem w oczach. Wstrtne, bezduszne kreatury! Ach, gdyby mg si poczu prawdziwym
mczyzn! Gdyby wreszcie przestao go gnbi to okropne, bezustanne zdenerwowanie i ogupienie, bez
wtpienia spowodowane przekltymi spnieniami! On by im wtedy pokaza! Im wszystkim i tej, ktra tu siedzi
przy najbliszym stole i patrzy na niego nieyczliwie i z pogardliwym niesmakiem, tej najgorszej i ach!...
najpikniejszej!... Bo Lesio, jak prawdziwy artysta, by niesychanie czuy na urod pci, susznie zwanej
pikn. A kobieta, siedzca przy stole, bya doprawdy godn tej pci przedstawicielk! Lesio nie potrafi bez
drenia patrze w pikne, przepastne, bkitne oczy, ocienione tak nieprzyzwoicie dugimi, czarnymi rzsami,
nie mg tkwi nosem w gupiej, prozaicznej pracy, kiedy tu obok poruszaa si gitko smuka kibi i pozostae
bujne ksztaty, nie mg powsrzyma si od spogldania w gboki dekolt i na nieporwnane nogi, nie mg
wyrzec si myli, e kiedy t wspania kobiet zdobdzie. Zdobdzie, przeyj razem chwil, jakiej nikt
jeszcze dotd nie przey i jakiej nikt nigdy nie przeyje, a potem j porzuci. Porzuci, bo musi. Nie bdzie
przecie rozbija dwch maestw i niszczy domu niewinnym malestwom, ona ma ma, on ma on,

obydwoje maj dzieci, bd nadal spenia rodzinne obowizki i wlec te

jarzma z podniesionym czoem, a przeyta chwila utraconego szczcia bdzie im wiecia jak gwiazda na
firmamencie... - Czego si pan na mnie patrzy jak w na malowane wrota? - powiedziaa niechtnie pikna
Barbara, niewiadoma swojej tragicznej przyszoci, dzielonej z Lesiem. - Denerwuje mnie to. Niech si pan
patrzy gdzie indziej, skoro nie ma pan nic lepszego do roboty. Brutalne sowa oderway zagapionego w
Barbar i pogronego w rozpamitywaniu wynionego romansu Lesia od marze i wrciy go do obrzydliwej
rzeczywistoci. Prawda, Jezus Mario, ten zesp orzekajcy, co on ma teraz pocz?! - Janusz, co zrobi? powiedzia bezradnie. - Ten bydlak wyjecha w delegacj. - Nie wygupiaj si! - przestraszy si Janusz, ywo
zainteresowany tematem. - Inwestor dzisiaj przychodzi po projekt! Hipcio mu powiedzia, e gotowy! - No
wanie. A on wyjecha i bdzie dopiero pojutrze. Co teraz? - Rany boskie, nie wiem! Lee do niego! Musisz
go tym uszczliwi, zanim inwestor zdy zadzwoni. No, sowo honoru, nie chciabym by teraz w twojej
skrze! Lesio te bardzo nie chcia. Skra zamienia mu si w zwyczajn gsi skrk i niemiy dreszcz
przelecia po krzyu. Siedzia dalej z otpiaym wyrazem twarzy. - No dobrze, ale co ja mu powiem? Sam
syszae, e mwiem, e on mwi, e dzi bdzie... - Trzeba byo gupio nie mwi - przerwaa z gniewem
Barbara. - Teraz pan nawet zega nie potrafi, Boe, co za niedojda! Niech pan powie, e musia nagle

wyjecha w nocy. Pradziadek mu umar. W umyle Lesia bysna iskra inwencji. Spojrza na Barbar
dzikczynnie i z uwielbieniem, wsta z krzesa, wypi pier, odchrzkn i bez trudu przywoujc na oblicze
wyraz przygnbienia uda si do kierownika pracowni. Kierownik wisia wanie na suchawce, wmawiajc
uprzejmie wiszcemu po drugiej stronie linii telefonicznej inwestorowi, e projekt jest dla niego do odebrania w
kadej chwili. Przyniesiona przez Lesia i gorczkowo wyszeptana mu w drugie ucho nowina sprawia, e nagle
zmieni front i starajc si ukry zaskoczenie, ni z tego, ni z owego zacz si umawia na pojutrze. Rwnie
zaskoczony inwestor zgodzi si przyj za dwa dni, sam nie bardzo rozumiejc dlaczego. Zanim zdy
oprzytomnie i zaprotestowa, kierownik pracowni szybko zakoczy rozmow, odoy suchawk i zwrci si
do Lesia... Po bardzo dugiej chwili blady Lesio wyszed z gabinetu i oko jego pado na personaln. No tak
wic jednak musi j zamordowa. Drugiej takiej nie ma na caym wiecie. Po jej mierci nikt ju nie bdzie go
tak pilnowa, nikt nnie bdzie mu podtyka przekltej ksiki spnie, skoczy si ten poranny koszmar,
rzutujcy na ca jego egzystencj! Lesio wreszcie odetchnie, bdzie mg y jak czowiek, a nie jak zaszczute
zwierz, przestanie si dawi zdenerwowaniem, przestanie popenia te kretyskie pomyki i niedopatrzenia i
naraa si na takie sceny! I dopiero wtedy pokae, co potrafi! Bdzie tytanem pracy, spod rk bd mu si
sypa stosy genialnych rysunkw, te wszystkie gupie

gby rozdziawi si ze zdumienia! Bdzie otoczony powszechnym podziwem, uznaniem, szacunkiem...! - No i


co? - spyta z zainteresowaniem Janusz. - Nic - odpar Lesio niedbale. - Inwestor przyjdzie pojutrze.
Przekonaem go. Usiad przy stole, zapali papierosa i zacz myle. W gowie ukada mu si stopniowo
znakomity, morderczy plan... Natychmiast po zakoczeniu dnia pracy przemylany do ostatniego szczegu
morderczy plan pchn Lesia pod Cedet i ustawi w ogonku po lody Calypso. Zadziwiajcym trafem lody
Calypso byy w sprzeday. W wyniku dugich rozwaa przyszy zbrodniarz uzna je za praktyczniejsze ni
Bambino z uwagi na brak patyka w opakowaniu. Na wszelki wypadek naby osiem porcji. Nie mia wprawdzie
pewnoci, czy personalna zgodzi si skonsumowa tak ilo, bra jednak pod uwag moliwo zniszczenia
czci surowca przy obrbce i przetwarzaniu go na miercionony specyfik. Zakup ukry w teczce, dla siebie za
dokupi jedn porcj lodw Bambino. Nerwowo jad obiad, zaprztnity myl o zbrodniczych czynnociach,
nie mogc doczeka si chwili, kiedy wreszcie do nich przystpi. Wstpne przygotowania chcia mie ju jak
najszybciej za sob. Jak kania ddu spragniony by posiadania zabjczej substancji, ktr bdzie mg
zadysponowa dowolnie, ktra da mu do rki wadz nad personaln, ktra wywrze zbawienny wpyw na ca
reszt jego ycia! Pod koniec obiadu przerazio go danie ony udania si na miasto po zakupy. Niemiae

bknicie o fatalnym

samopoczuciu zdegustowana jego dziwnym roztargnieniem maonka skwitowaa lodowatym spojrzeniem i


poleceniem ubrania dziecka. W normalnych warunkach czynno ta bya dla Lesia nad wyraz skomplikowana,
tym razem za przekroczya wrcz jego moliwoci. Ubiera przecie dziecko mordercy!... Niedopatrzenia w
postaci osobliwego fasonu woonych ty na przd spodenek i nieproporcjonalnie wielkiej w stosunku do
dziurek iloci guzikw naprawia osobicie ona mordercy. W kolejce po ty ser Lesio przeywa tortury. W
Domu Dziecka odcierpia gehenn, z nienawici patrzc na niedorzecznie uprzejm ekspedientk, w
nieskoczono wycigajc dziecinne sweterki. W stoisku z warzywami dozna uczucia najwyszej odrazy do
bugarskich moreli. W pobliu Delikatesw usiowa przej na przeciwn stron ulicy, co uniemoliwia mu
maonka. - Zobaczymy, czy jest szynka - powiedziaa zachcajco, kierujc si ku wstrtnej instytucji.
Lesiem wstrzsno obrzydzenie. - Ale skd szynka! - zaprotestowa gwatownie. - adnej szynki nie ma, nie
warto nawet wstpowa! ona wykazaa niepojty upr. - Owszem, warto. Od wiekw nie widziaam na oczy
szynki, a moe akurat jest? Nie mog karmi dziecka bez przerwy jajkami! - Oczywicie, e jajkami, jajka s
bardzo zdrowe. W tym upale szynka jest zepsuta. Zreszt na pewno nie ma. - Wanie wstpimy i zobaczymy.
Lesio chwyci maonk pod rk. - Nie, no, Kasieko, kochanie, nie chod tam, nie fatyguj si, nie warto. Nie
ma sensu, jaka

tam szynka, kto jada szynk... - Pu mnie, czy oszala?! Przesta mnie cign, co ci napado?! Moe
wanie jest... Pu mnie w tej chwili! - Ale, skarbie, po co ci to... Zirytowana Kasieka energicznym ruchem
wyrwaa mowi rami i wesza do sklepu. Szynka bya. Pikna, konserwowa, bez tuszczu, leaa w stosach na
ladzie, przed ni za kbi si odraajcy tum misoernych fanatykw. Z duszy Lesia wydar si jk rozpaczy.
- Jedziemy takswk - powiedzia z determinacj, wyszedszy z szynk ze sklepu. - Przy takiej pogodzie? Po
co? Niech si dziecko przespaceruje. Lesio zacz odczuwa yw niech do wasnego dziecka. - pieszy mi
si - powiedzia w zdenerwowaniu. - To jest... nie, le si czuj. ona przyjrzaa mu si uwanie i podejrzliwie.
- Jak si le czujesz? Co ci jest? - Tak oglnie... Zby mnie bol. - Na zbach nie chodzisz. Dobrze, e mi
przypomniae, wstpimy jeszcze do apteki i przy okazji kupi ci veramon. Przepeniajcy Lesia nerwowy
niepokj doszed do zenitu. W domu, w ukrytej w przedpokoju teczce, lea trujcy jad, gronkowce ju si w
nim zapewne lgy, kto wie, moe nawet rozaziy si wokoo, a on tu skazany na jak straszliw katorg,
musia si bka bez celu, bez sensu, po jakich sklepach, czy czym takim... Lukrecja Borgia... Czy Lukrecja
Borgia te robia zakupy...? Uderzenie godziny dziewitnastej i zamknicie wikszoci punktw sprzeday
pooyo kres nieznonym katuszom. Lesio mg wreszcie

wrci do domu. Pprzytomny ze zdenerwowania w pierwszej chwili rzuci si ku teczce z lodami, ale nim
jej dopad, przypomnia sobie, e powienien przecie dziaa w ukryciu. Czym prdzej wic rzuci si w
przeciwnym kierunku, ktrym okazaa si rzadko przeze odwiedzana kuchnia, w gowie bysna mu myl, e
teczk trzeba schowa gbiej, i ponownie rzuci si do przedpokoju. Nastpna myl, e goymi rkami dotyka
trucizny, a teraz bdzie tymi rkami jad kolacj, sprawia, e rzuci si do azienki. Osobliwe to miotanie si po
apartamencie wzbudzio ywy niepokj maonki, ktra ja przyglda mu si coraz bardziej podejrzliwie i
nieufnie. Po kilku nie koczcych si wiekach, wypenionych dalszymi torturami w postaci kolacji, wycierania
naczy, mycia dziecka i ogldania telewizji, ukochani najblisi poszli wreszcie spa i do szalestwa
zdenerwowany Lesio zosta sam. Zaciskajc zby, eby nie szczkay haaliwie, i usiujc nie oddycha,
zabra z przedpokoju teczk z lodami, na palcach uda si do kuchni, postawi teczk na krzele, otworzy j i
zachannie zajrza do rodka. W rodku bya zupa nic, w ktrej tkwiy zgniecione nieco opakowania lodw
Calypso. Przez dug chwil okropnie zaskoczony Lesio, wpatrywa si bezmylnie w ten niezrozumiay
widok. Potem wstpio w niego radosne oywienie i ucieszya go nadzywaczaj myl, e w tej rozmazanej po
wntrzu teczki zupie gronkowce musiay si ju wspaniale rozwin. Teraz trzeba je tylko zamrozi na powrt

w odpowiedniej formie i trucizna gotowa! Wyj z kredensu pmisek i ostronie uoy na nim osiem

opakowa. Uformowa je stosownie, nastpnie wyj jeszcze salaterk i wla do niej zawarto teczki. Wyj z
salaterki kilka dokumentw subowych i prywatnych, legitymacj zwizkow, podanie o urlop i kalendarz
techniczny NOT_u, otrzsn je nieco z kremowej mazi, po czym, nie zadajc sobie trudu dokadnego ich
wycierania, woy do teczki na powrt. Nastpnie przystpi do dziaalnoci zasadniczej. Wzi yeczk i z
bijcym sercem pracowicie zacz ni wlewa zup do opakowa. Opakowania byy nieszczelne. To, co wla
gr, wylewao mu si doem. Uwiadomiwszy sobie po bardzo dugim czasie beznadziejno swoich wysikw
Lesio zaprzesta na chwil syzyfowej pracy, pomyla, ostronie odoy yeczk, na palcach uda si do pokoju
i przynis sobie stamtd tam klejc i yletk. Pozalepia opakowania tam od jednej strony i na nowo
podj to niesychanie mczce i skomplikowane zajcie. Po dwch godzinach udao mu si napeni i
umieci w lodwce sze opakowa. Pot pyn mu z czoa strumieniami, rce mu si trzsy, a w sercu
zakwito gorce wspczucie dla wszystkich mordercw wiata. Doprawdy, nigdy dotychczas nie przypuszcza,
e popenienie zbrodni wymaga a tak potwornych wysikw! Wyczerpany do ostatecznoci wyla do zlewu
reszt zawartoci salaterki, wyrzuci dwa pozostae opakowania i j usuwa inne lady swojej zbrodniczej
dziaalnoci. Najwicej trudnoci sprawio mu krzeso, na ktrym ulokowa teczk z lodami, teczka bowiem
bya nieszczelna i cz zupy nic przecieka. Po dalszym kwadransie katorniczej pracy

pad na oczyszczone krzeso i otar pot z czoa. Teraz dopiero zacza mu powoli wraca zdolno mylenia.
Okropne zajcie, ktremu w takim napiciu oddawa si przez kilka godzin, zaabsoborwowao go do tego
stopnia, e na adne dodatkowe refleksje nie byo miejsca. Teraz jy napywa ze zdwojon si. Ciao Lesia
zaywao dobrze zasuonego odpoczynku na nie doschnitym krzele, a rozbudzony zbrodniczymi
namitnociami duch rozpocz intensywn dziaalno. Narzdzie mordu, przygotowane, zamarzao w
zamknitej lodwce. Przed zapatrzonym w jej drzwiczki Lesiem zaczy pojawia si upojne obrazy.
Personalna, z apetytem koczca ostatni paczk lodw, wok niej porozrzucane pi pierwszych opakowa...
Personalna w trumnie, na marach, otoczona kolumnad poncych gromnic i bujnym kwieciem chryzantem w
doniczkach... Gustowny nagrobek na Brdnie... Puste krzeso pani Matyldy i porzucona w kcie, pleni
porosa, znienawidzona ksika spnie... W udrczonej duszy Lesia co nagle drgno. Obraz ukwieconych
mar powrci i utrwali si na tle zamknitych drzwi lodwki. W otwartej trumnie spoczyway zwoki. Lesiowi
zrobio si jako nieprzyjemnie i nie wiadomo czemu satysfakcja, jak si przed chwil napawa, ulega
zmniejszeniu. Z niesmakiem pomyla, e powinni byli zamkn t trumn, uczu w sobie narastajc pretensj
do tego kogo, kto si tak wygupi, po czym znienacka dreszcz panicznego przeraenia przelecia mu po
krzyu. Specjalnie zostawili otwart!... Pani Matylda teraz usidzie i palcem wskae swego zabjc!... Wosy
zjeyy mu si na gowie. Zabjca to on, Lesio! On

popeni t zbrodni! Zamordowa j bezpowrotnie, nieodwoalnie, na zawsze!... Ogarn go niepokj tak silny,
e niewiele brakowao, a byby zerwa si z krzesa w celu natychmiastowego zniszczenia rezultatw
wielogodzinnej, mudnej pracy i ju nawet uczyni pirwszy ruch, ale powstrzymaa go myl o ksice spnie.
O nie! Nie zniesie duej tego koszmaru! Bdzie morderc, do koca ycia bdzie nosi w sercu pospn
tajemnic, odrzuci precz te niedorzeczne skrupuy i ten zbdny niepokj! Po trupach wespnie si na szczyty!
Nie zadry mu rka, nie zawaha si, nie odczuje litoci! Bdzie tru!!!... Zaniepokojona dziwnym zachowaniem
Lesia w cigu popoudnia i wieczoru Kasieka obudzia si w nocy i stwierdziwszy nieobecno maonka na
posaniu, postanowia go poszuka. Zajrzaa do drugiego pokoju, zajrzaa do azienki i wreszcie znalaza go w
kuchni. Siedzia na krzele w spodniach pochlapanych jak biaaw substancj, z twarz pen rozpaczy i
przeraenia i dzikim wzrokiem wpatrywa si w drzwi lodwki. Zaniepokojona znacznie bardziej Kasieka
postanowia na wszelki wypadek ograniczy wymagania finansowe...
Poranek dnia nastpnego nalea z ca pewnoci do najgorszych, jakie przytrafiy si Lesiowi od chwili

urodzenia. wiadomy jadowitej zawartoci lodwki za adn cen nie mg dopuci ony i dziecka do
upiornego urzdzenia. Ustawicznie zrywa si i rzuca w jego kierunku, wyjmujc ze to maso, to szynk, to
znw wkadajc jakie produkty na powrt. Zwleka z wyjciem do pracy, mczc si okropnie nad

wynalezieniem przyczyn tej opieszaoci, a rwnoczenie denerwujc kolejnym spnieniem. Wybieg wreszcie
wraz z on, skonny wrcz odebra jej klucze od mieszkania, takswk przyby do biura i zaraz za progiem
natkn si na kierownika pracowni, ktremu musia dugo i zawile wyjania, jak to zepsua mu si pena
szynki lodwka i jak naprawa tego urzdzenia zatrzymaa go w domu. Kiedy dopad swego stou, by blady z
wyczerpania i niemal bliski obdu. - No, nareszcie! - powita go zniecierpliwiony okrzyk Janusza. - Gdzie, u
diaba, masz ten zacznik do zaoe, ktry dostae tydzie temu od inwestora? - Od jakiego inwestora? spyta mechanicznie Lesio, nie mogc tak cakowicie przyj do siebie. - Od spdzielni mieszkaniowej. No,
ten, w sprawie kotowni. - A, ten. W teczce. - No to oddaje go, do pioruna, po choler go nosisz?! Powinien
by w aktach, ja go tu szukam, jak idiota, po caej pracowni! - Ju ci daj, ju, nie gadaj tyle... Otworzywszy
szybko teczk Lesio spojrza i zdrtwia. Zacznik by jednym z dokumentw, ktre wczoraj wycign z
salaterki i ktrych nie mia czasu porzdnie wytrze. Teraz w teczce tkwi plik papierw wprawdzie cienki, ale
za to bardzo dokadnie zlepiony rozmazanymi lodami. Koszmarny ten widok otumani Lesia do reszty. Sta z
oczami wlepionymi we wntrze teczki, niezdolny do ruchu i niezdolny do mylenia. - Co ty tak stoisz? - spyta
Janusz z irytacj podchodzc do niego. Chwyci teczk i zajrza

do rodka. - O rany boskie...! Zaciekawieni tonem okrzyku Barbara i Karolek rwnie zerwali si z miejsc i
zajrzeli do teczki. Przez chwil wpatrywali si w t dziwn rzecz w rodku, a potem spojrzeli na siebie... Dobrze si wam mia - powiedzia Janusz ponuro. - Ale co ja mam teraz zrobi? Wyjmij to i umyj, jak to
wyglda? Przecie to jest urzdowy dokument! - Jake, umyj! - jkn Lesio.- Przecie nie ma wody! - Niech
pan napluje - poradzia uprzejmie Barbara. - A moe zliza? - zaproponowa yczliwie Karolek. Lesio
otrzsn si i spojrza na niego ze zgroz. Liza trucizn?! - Zli, umyj, napluj, rb, co chcesz, ale doprowad
ten papier do ludzkiego wygldu! Rany boskie, co ci do ba strzelio, eby owija lody w zacznik do zaoe?!

Otumanienie Lesia signo szczytw. Do umycia dokumentw zuy zawarto dwch


butelek wody mineralnej, przyniesionej z restauracji naprzeciwko, istotnie bowiem na skutek
niedomogw cinienia na trzecim pitrze z kranw nie cieko nic. Trzscymi si rkami
rozkada mokre szpargay po wszystkich stoach, z rezygnacj patrzc na zamazane
pieczcie. Gorczkowo przypina na swojej desce kalk, modlc si, eby mu wreszcie dali
spokj, eby si odczepili chocia na chwil, eby mg bodaj odrobin odpocz, odetchn
i zebra myli... - Ty nie sied, tylko bierz si za robot - powiedzia ostrzegawczo
rozwcieczony Janusz. - Termin na wntrza mamy za dwa tygodnie, masz zrobi ca
kolorystyk. A tu jest jeszcze caa kupa rysunkw

warsztatowych, jak ci si zdaje, e ja to sam zd, to si w yciu tak nie pomyli. Rusz si,
jak rany Boga! - Dobra, Januszek, nie pyskuj - powiedzia Lesio ugodowo. - Wszystko si
zrobi... W odpowiedzi dobieg go ju tylko wcieky zgrzyt zbw. Panujca w pokoju cisza
powoli spywaa ukojeniem na jego zmaltretowan dusz. Czu, jak zstpuje na niego bogi
spokj, i stopniowo zacz nawet rozrnia lece przed nim rysunki. Odetchn gboko,
zapali papierosa, wzi do rki owek... I nagle jak grom z jasnego nieba spado na niego

przypomnienie tego, co ma dzisiaj zrobi! Miecz Przeznaczenia ze wistem przeci


subow sielank! Wszak to nie koniec udrk, nie koniec koszmaru, najwaniejsze i, co tu
ukrywa, najgorsze, jest jeszcze przed nim! Drtwiejc niemal z przeraenia Lesio
uwiadomi sobie, e trucicielskie wysiki wcale nie ulegy zakoczeniu. Pozostawienie
zabjczego specyfiku w lodwce absolutnie nie rozwizuje sytuacji. Specyfik trzeba teraz
wyj, przywie, nakarmi nim personaln... Teraz, dopiero teraz musi si zdoby na
heroiczny wysiek, eby dokona zamierzonego czynu! Dotychczasowe zdenerwowanie
Lesia byo niczym w porwnaniu z tajfunem, jaki rozszala si w jego duszy wraz z
przypomnieniem cicych na nim obowizkw. Mia wraenie, e lada chwila rozleci si na
kawaki. Wosy stany mu dba na gowie, przed oczyma zamajaczya straszliwa wizja
personalnej w postaci uskrzydlonej harpii, wycigajcej pazury po zatrute lody Calypso.
Szczki harpii

kapay, oczy lniy podliwym blaskiem. W umyle Lesia nastpi nagle jaki osobliwy
zwrot. Poczu si jakby witym Jerzym, walczcym ze smokiem, ktremu trzeba uci eb,
nawet kilka bw i on to musi uczyni bohatersko, bez wahania, bez wzgldu na skutki!
Uci eb harpii lodami Calypso!!! Po dugiej chwili dziki zamt w jego umyle nieco si
uciszy i pozostao po nim tylko nerwowe drenie. Straszliwa wizja zblada. To, co bdzie
musia za chwil wykona, okae si moe mniej efektowne, ale za to jeszcze bardzie
przeraajce. Otruje personaln. Nie cofnie si, nie moe si ju cofn, musi otru
personaln!... Z uczuciem, e wisi nad nim jaka nieuchronna potworno, ktrej nie moe
si oprze i ktrej nie potrafi unikn, Lesio pomyla sobie z rozpaczliw determinacj, e
im prdzej, tym lepiej. Duej tych tortur nie zniesie. Stanowczym gestem odoy owek,
uczyni ruch, eby zerwa si z krzesa, i w tym momencie oko jego pado na Barbar.
Barbara temperowaa owek, pochylona nad koszem do mieci. Miaa na sobie obcis
bluzk z gbokim dekoltem w szpic i fascynujcy ten widok przyku Lesia do miejsca na
amen. Opad z powrotem na krzeso, nie odrywajc urzeczonych oczu od dekoltu, a na jego
rozszalae zdenerwowaniem wntrze spyno co jakby kojcy balsam. Zbrodnicze myli
nagle zbaldy. Barbara wyprostowaa si i Lesio znw zerwa si z krzesa, ale natychmiast
usiad, bo Barbara zacza temperowa drugi owek. Skoczya, Lesio si zerwa, wzia
trzeci i Lesio usiad... - Co ty si tak gimnastykujesz? - spyta podejrzliwie pilnujcy go
Janusz. - Parali ci apie?

Barbara i Karolek spojrzeli ciekawie, a w duszy Lesia zakotowa si istny wulkan.


"Gruboskrne zwierzta - pomyla z rozdranieniem. - C oni wiedz...?" Uczu, i wzbiera
w nim i pcznieje wzgardliwa duma na myl, jak gboko ukryte s przed ich ograniczonym
wzrokiem ponure i mroczne gbie jego jestestwa. Czy ktry z nich popeni kiedykolwiek
zbrodni...? - Wychodz i zaraz wracam - owiadczy godnie, nie zniajc si do udzielania
bliszych wyjanie. Fascynujcy dekolt Barbary trwa w jego umyle i sercu, wypierajc
wszystko inne. Sodycz urzekajcego obrazu zaprztna go tak, e niemal zapomnia, po co

jedzie, i dopiero zawarto lodwki znw rzucia go w szpony koszmaru. Zatrute lody
Calypso zalniy zowrogim blaskiem srebrnego opakowania. Sze paczek trucizny,
ukrytych w torbie po modych kartoflach, palio mu rce, kiedy wchodzi po biurowych
schodach. Na drugim pitrze zwolni kroku. Na trzecim zatrzyma si, opar o cian i zajrza
do torby. Gronkowce... miertelna trucizna, zabjczy jad... Sowiascy woje, chwytajcy si
z krzykiem za pier przy stole Brunhildy... Wijca si w mce pani Matylda... Milczce,
sztywne zwoki na marach... Jak to, i on ma to da tej kobiecie? On ma jej woy t
trucizn do ust, on ma patrze, jak gronkowce znikaj w jej przewodzie pokarmowym? On
ma j otru, tak zwyczajnie otru? Ale za nic!!! Czoo Lesia pokryo si zimnym potem.
Kategoryczny protest szarpn jego dusz. Musi zamordowa personaln... No to co, e
musi? I w ogle kto

powiedzia, e musi?! Wcale nie musi, morduje j, bo chce! A jak nie bdzie chcia, to jej nie
zamorduje! Ma wolno wyboru, wejdzie teraz zuchwale do jej pokoju, ukoni si,
uwodzicielsko, podsunie jej torb z lodami... Albo jej nie podsunie... Tak jest, nic nie musi!
Nie musi, ale powinien. Zdecydowa si na to, postanowi sobie. W porzdku, postanowienie
wykona! Okae si bezlitosny i twardy jak gaz! Wejdzie, ukoni si, podsunie torb...
Energicznym ruchem Lesio oderwa si od ciany. Otworzy drzwi. Pogrona w pracy pani
Matylda podniosa gow i obrzucia go bacznym spojrzeniem. Uprzejmy ukon skwitowaa
lekkim pochyleniem gowy i wrcia do swoich zaj. ciskajc pod pach torb po modych
kartoflach Lesio przeszed dalej i uda si do swego pokoju. Pierwszym uczuciem, jakie
udao mu si wyowi z zamtu, byo co w rodzaju ulgi. Zdziwio go to tak, e nie baczc na
zawarto torby w roztargnieniu postawi j na swoim stole. Jak to, przecie ulg powinno
by dla niego nie ycie, a mier personalnej! Oczywicie, e trzeba j zamordowa,
natychmiast, koniecznie i bezwzgldnie trzeba j zamordowa! Niecierpliwym gestem
usun torb nieco na bok i usiad na krzele. Uczu nagle z niezbit pewnoci, e nie
zdobdzie si na to, i ogarno go przygnbienie. Nie, nie zdobdzie si, wszystko na nic! Nie
potrafi nakarmi jej z takim trudem uzyskan trucizn. Taki wietny pomys, tyle wysiku i
co? I nic. I nie zdobdzie si na to, eby zosta morderc! A moe si jednak zdobdzie?...
Ale tak, oczywicie! Jasne,

e si zdobdzie! W t stron jako le mu si przeszo, ale natychmiast tam wraca. Wejdzie,


ukoni si, podstpnie podsunie torb... Tak jest, zdobdzie si, ju idzie! Podnis si z
krzesa i uj torb... Zajta przyjmowaniem telefonogramu pani Matylda ujrzaa osobliwy
widok. Do jej pokoju wszed Lesio, zatrzyma si na rodku, odwrci ku niej, wykona jaki
dziwny balans ciaem i pls nogami, po czym wyszed na schody. Usiowaa go zatrzyma,
nie wpisa si bowiem do ksiki wyj, ale nie moga oderwa si od telefonu. Po krtkiej
chwili Lesio wrci, znw zwolni przy jej stole i powtrzy swoje taneczne ewolucje,
uzupeniajc je tym razem niepokojcym grymasem twarzy i gwatownym przewracaniem
oczami. Pani Matylda odniosa wraenie, e musi to by co w rodzaju oczoplsu. Nastpnie

mocniej przytuli do boku noszon tam i z powrotem torb z Delikatesw i poszed do siebie.
Wpatrzona w drzwi, za ktrymi znikn, niepomiernie zdumiona pani Matylda nie zrozumiaa
pierwszych sw pytajcego o co naczelnego inyniera i bya zmuszona poprosi go o
powtrzenie. Wzburzony do gbi Lesio usiad przy swoim stole, w zniechceniu stawiajc
torb na ostatnim, aktualnym szkicu. W niepojty sposb rozgoryczenie mieszao si w jego
duszy z nadzwyczajn ulg. Nie zdoby si. I nie ma siy, ju si nie zdobdzie... Wiszca nad
jego yciem zmora jest wieczna i nieziszczalna! Ewentualnie moe zdobdzie si innym
razem. W kocu nic straconego, zapewne jest to rola, do ktrej trzeba dojrze. By moe za
szybko usiowa

zrealizowa swj plan, by moe morderc zostaje si stopniowo... Mniej wicej po


godzinie zamt w umyle Lesia osign peni rozkwitu. Przygnbienie, zniechcenie i
rozgoryczenie, wywoane uwiadomieniem sobie wasnej nieudolnoci morderczej
pomieszay mu si z nadziejami na przyszo i niezrozumia ulg, dotyczc
teraniejszoci. Od czasu do czasu koatao si w nim jeszcze uczucie gniotcego go
przymusu, chwilami za pojawia si al za zmarnowan okazj. Wszystko to razem stao si
tak skomplikowane, e poczu potrzeb jakiego pokrzepienia si, ktre by dopomogo w
rozwikaniu mczcego kbowiska. Wsta zatem i opuci biuro, a pozostawione na stole
narzdzie zbrodni cakowicie umkno z jego pamici. - Godny jestem - powiedzia
Karolek w par chwil zaledwie po wyjciu Lesia. - Nie macie czego do zjedzenia?
Pogrony w pracy Janusz podnis gow i rozejrza si wokoo. - Sam bym co zjad mrukn. - A ten gdzie si znowu podzia?! - doda gwatownie, dopiero teraz dostrzegajc
nieobecno Lesia. Mamroczc gniewnie pod nosem wsta i podszed do jego stou. Popatrzcie, co ta ajza boa zrobia - powiedzia z rozgoryczeniem. - Sami popatrzcie! Nic!
Jednej kreski nie postawi! Ja cholery przez niego dostan! Pochyli si nad desk, chcc
obejrze przypity pod kalk rysunek, porwna go z lecym z boku szkicem, sign po
nastpny szkic i natrafi na du niezbyt czyst torb z Delikatesw. Odruchowo zajrza do
torby. Wchodzc akurat do pokoju

architektw pani Matyld powita radosny ryk triumfu i zachwytu. Barbara, Karolek i
Janusz rozdrapywali nieco zmike, ale jeszcze niele zamroone lody Calypso. Pani Matylda
rwnie dostaa spodeczek i yeczk i z nieukrywan przyjemnoci wzia udzia w
konsumpcji sprawiedliwie podzielonych, z nieba spadych dbr. - Ale tak nie mona, prosz
pastwa - powiedziaa z odrobin zgorszenia, koczc posiek. - Panu Lesiowi trzeba
zwrci. Po ile to wypada na osob?...
Pnym popoudniem, tak okoo godziny siedemnastej, Lesio opuci stoek w barku w
Europejskim. Dusza jego pogrya si definitywnie w odmtach bolesnej rezygnacji. Nie
umia zdoby si na wspaniay, krwawy czyn, nie umia ciosem miecza rozci gordyjskiego
wza, zmarnowa miay, mski plan! Nogi odruchowo poniosy go w stron biura, a umys
usiowa znale ukojenie. Przyszo mu do gowy, e waciwie to ten plan nie by taki bardzo

mski. Od wiek wiekw trucicielkami byy kobiety, nic wic dziwnego, e on, Lesio,
stuprocentowy mczyzna, zawaha si przed tak gupi, babsk robot i wykona j raczej
niezrcznie. cile biorc wcale jej nie wykona. Myl sama w sobie bya nieza, bya nawet
bardzo dobra, ale realizacja napotkaa przeszkody, wiadczce niewtpliwie jak najlepiej o
jego mskoci. Nie udao mu si zosta morderc z przyczyn cakowiecie od niego
niezalenych. wiadomo, i wci jeszcze, wbrew wysikom, moe miao patrze w oczy
napotykanym milicjantom z jednej strony przygnbia go, z drugiej za

niezrozumiale podniosa na duchu. Przepeniony tak mieszanymi uczuciami Lesio wkroczy


do biura, ujrza pustk, zajrza do kilku pomieszcze, znalaz w jednym z nich pracujcego z
zapaem Wodka_elektryka, wszed do swego pokoju i zastanowi si, po co tu waciwie
przyszed. Pora doby nakazywaa raczej powrt do domu. Mia co ze sob? Chyba mia... A
tak, teczk. Podnis teczk i skierowa si ku drzwiom wyjciowym. Po drodze znw
zajrza do Wodka_elektryka. - Co robisz? - spyta z umiarkowanym zainteresowaniem. Reklamow gabloooot - zapiewa Wodek na melodi "Gdy mi ciebie zabraknie". Reklamow gablooooo!... Lesia nie zdziwia forma odpowiedzi, wiedzia bowiem, e w
chwilach intensywbego przypywu si twrczych Wodek lubi pracowa z pieni na ustach.
- Dugo siedzisz? - spyta nadal bez zbytniego zaciekawienia. - Do pnocy - mrukn
Wodek, przerywajc piew. - Przez was siedz! - wrzasn nagle z gniewem. - Ustawicie
wreszcie t lodwk czy nie?! Lesio cofn si pospiesznie. Lodwka naleaa do
wyposaenia wntrz, ktre robi razem z Januszem, i na ten temat nie yczy sobie z
Wodkiem dyskutowa. - To cze, wesoych wit - powiedzia przyjanie i wybieg na
schody, a "Gdy mi ciebie zabraknie" w postaci reklamowej gabloty pogonio za nim
przecigle i aonie. Pnym wieczorem, ju po kolacji, ona Lesia signa po ld do
zamraalnika. Signa, spojrzaa, wysuna zamraalnik bardziej, spojrzaa uwaniej i

poskrobaa paznokciem. - Czym to jest wymazane? - spytaa podejrzliwie. Lesio parzy


kaw. Podnis gow znad dzbanka i rzuci w zamraalnik okiem najpierw obojtnym, a
potem rozbysym nagym niepokojem. - Jakby budy albo lody - powiedziaa ona ze
zdziwieniem. Lesio zdrtwia. Dopiero w tym momencie przypomniao mu si to straszliwe,
potworne niedopatrzenie, jakie popeni po poudniu. Zapomnia o zatrutych lodach i zostawi
je na stole w biurze! W publicznym miejscu, ludziom na oczach zostawi narzdzie zbrodni!
Torebka z kaw i yka wypady mu z rk. Bez sowa wyjanienia chwyci marynark i
wybieg z domu. Moe jeszcze zdy, moe ten pracowity kretyn jeszcze tam siedzi, moe
uda mu si zatrze lady, zanim ktokolwiek je znajdzie!... Wodek widocznie jeszcze
siedzia, bo drzwi byy otwarte. Ciko dyszc Lesio wpad do pokoju i rzuci si do swojego
stou. Ciko dyszc opar si o desk i patrzy, nie pojmujc tego, co widzi. Ciko dyszc
czu, jak co zaczyna go dawi w gardle. Na stole leao 15 zotych i kartka z napisem:
"Zearlimy twoje lody. Pani Matyldzie jeste winien 50 groszy". Dawienie w gardle stao
si zasadnicz czci fizjologicznych dozna Lesia. Dysze przesta cakowicie. Patrzy na

15 zotych i na kartk, patrzy i patrzy, i patrzy, a do chwili, kiedy straszliwa wizja


szeciorga zwok szeciu ukwieconych katafalkw, szeciu gustownych nagrobkw na
Brdnie, przesonia mu wszystko. - Reklamow gablooot - zawodzi Wodek w swoim
pokoju.

- Reklamow gablooooo! Umys Lesia ruszy na skrzydach cyklonu. Kto?! Kto zear
trucizn?! Paczek byo sze... Pani Matyldzie 50 groszy... Pani Matylda na pewno! Tych
troje tutaj... Barbara!!! Jk, ktry wydar si z jego ust, zaguszy niemal pienia Wodka.
Ratowa!!! Ratowa ich za wszelk cen! Moe jeszcze yj! Lekarza! Pogotowie!... Wic
jednak zosta morderc, popeni zbiorow zbrodni! Ale przecie nie chcia, wcale nie
chcia! Lukrecja Borgia niech sobie truje, krlowa Bona, Brunhilda! Ale nie on, Lesio, on nie
chcia!!!... Ze zmierzwionym wosem i bdnym spojrzeniem rzuci si do telefonu. Jedyny
bezporedni telefon, czynny ca dob, sta w gabinecie kierownika pracowni. Gabinet by
zamknity. Lesio rzuci si ku wyjciu. Ze schodw zawrci i wpad do pokoju Wodka. Pidziesit groszy!!! - rykn straszliwie. "Reklamowa gablota" zamara Wodkowi na
ustach. Wyraz twarzy Lesia mg przestraszy najodwaniejszego. Bojc si pyta o
cokolwiek, w nerwowym popiechu sign do kieszeni i wysypa na st cay posiadany
bilon. Lesio rzuci si na bilon jak sp na padlin, wygrzeba dwie pidziesiciogroszwki i
run w d po schodach. Poblady nieco i wytrcony z rytmu pracy Wodek po dugiej chwili
ochon i zgarniajc resztki monet j w zadumie rozwaa rozmaito skutkw naduycia
alkoholu. Lesio galopowa ulic w poszukiwaniu budki telefonicznej. Po trzech nieczynnych
automatach dopad wreszcie czwartego. Po gowie skaka mu jaki numer jakiego
pogotowia. - Nie rozumiem - powiedzia w

niejakim osupieniu milicjant, dyurujcy w pogotowiu MO. - Prosz mwi spokojnie. O co


chodzi? Zatrucie? Niech pan zadzwoni do pogotowia. - Przecie dzwoni! - wyjcza z
drugiej strony gos peen rozpaczy. - Rbcie co! - Do lekarskiego niech pan zadzwoni! Tu
jest pogotowie milicji! Gos po drugiej stronie zachysn si jakim niepokojcym
charkotem i milicjantowi przyszo na myl, e dzwoni moe ten kto otruty, w agonii. Chwileczk! - zawoa popiesznie. - Nazwisko i adres! - Ostatnie pidziesit groszy... wymamrota rozpaczliwie gos. - Ostatnie!... Milicjant poczu narastajce zdenerwowanie. Prosz poda nazwisko i adres osoby zatrutej - powiedzia spokojnie i stanowczo. W
odpowiedzi usysza jk i co jakby kanie. - Nie znam! - zawy gos aonie. - Sze osb!
Sze osb!... Przedstawiciel wadzy pomyla z irytacj, e chyba rozmawia z nim wariat
albo pijany, ale nie mg zlekceway woania o ratunek. - Nazwiska! - zada gniewnie! Nie zna pan nazwisk? - Znam. Nie znam adresw... - No to niech pan poda nazwiska i
imiona! Zanotowa cztery nazwiska i zatrzyma si, czekajc na reszt. Gos jcza,
przynaglajc do popiechu. - Dalej! - krzykn zirytowany milicjant. - Co dalej? - Te
nazwiska dalej! Mwi pan, e sze osb! - Ja nie wiem, kto jeszcze! Moe oni powiedz!
Ratowa ich!

Prdzej! - Nazwisko! Adres! - Przecie mwi, e nie znam... - Wasnego nazwiska pan
nie zna? Panie, co pan? Paskie nazwisko i adres! Po drugiej stronie suchawki zapanowaa
nagle cisza. Z tej ciszy dobieg znw nieartykuowany jk. - Halo! - zawoa milicjant. Prosz poda nazwisko, kto wzywa! - Nie powiem! - zamamrota gos z jak rozpaczliw
determinacj, niepojt dla suchajcego. - Jeszcze nie teraz, jeszcze nie! - Zaraz!... Czym
zatrucie? Tego te pan nie wie? - Gronkowce... - wiono z telefonu grobowo i poczenie
zostao przerwane. Milicjant kilkakrotnie jeszcze zawoa "halo", odoy suchawk,
zastanawia si krtk chwil, po czym rozpocz oywion dziaalno. - Kiedy te osoby
jady lody i ile? - pyta lekarz pogotowia przez telefon. - Olszewskich Karolw jest dwch mwi rwnoczenie sierant, przegldajcy ksik telefoniczn. - Pietrzak Matyldy w ogle
nie ma, moe nie mie telefonu albo zarejestrowany na ma... - eby cho z jedn sztuk
znale - powiedzia z trosk podporucznik, ktry przyjmowa dramatyczny meldunek. Bobczyskiej Barbary te nie ma, ale za to Roszkowskich bez maa p strony, w tym paru
Januszw... - Ksiki meldunkowe... Czterdzieci dwie osoby wyrwano z pierwszego snu
stanowczym pytaniem o stan zdrowia i towarzystwo, w jakim ostatnio spoyway lody.
Czterdziest trzeci osob stanowi Karolek, ktrego

telefon zarejestrowany by na on. On pierwszy w podawanych mu nazwiskach rozpozna


swoich znajomych i przyjaci, bez oporu przekaza pytajcym numery Janusza i Barbary, po
czym pozwoli sobie okaza zaciekawienie. - Jak si pan dobrze czuje, to wszystko w
porzdku - odpowiedziano mu pogodnie i przerwano poczenie. W chwil potem
zadzwoni do niego Janusz, do Janusza za Barbara, po czym znw Karolek do Barbary. Z
rozrywki wyczona zostaa tylko pani Matylda, ktrej telefonu nikt ze wsppracownikw
nie zna. Pozostali troje usiowali rozstrzygn intrygujc tajemnic, przy czym nie tyle
chodzio im o to, e pogotowie samorzutnie dopytuje si o ich samopoczucie, ile o to, e
usiuje w nich wmwi, jakoby konsumpcj smakoyku uprawiali w liczniejszym gronie. Czego oni si czepiaj, u diaba - mwi zdumiony Janusz. - Kto jeszcze i kto jeszcze! Skd
ja mam wiedzie, kto jeszcze w Warszawie ar dzisiaj lody? - Z nami ar - sprostowa
Karolek. - Kto ar z nami, to powinnimy wiedzie. - Ale dlaczego oni chc, eby nas byo
szecioro?! - Ju si domylam - mwia w par minut pniej Barbara. - I mwi ci, e to
ten pgwek. Tych jego lodw byo sze paczek, pamitasz? Przez zemst nasa na nas
milicj i pogotowie! - Milicj? o lody? - zdziwi si Karolek. - Ona ma racj - mwi
Janusz. - Myla, e aro sze osb, nie przyszo mu do tego gupiego ba, e Barbara
zearaby wszystkie sama jedna, gdybymy jej pozwolili. Co robimy? Po nastpnej turze
telefonw

ustalono, e z kolei przez zemst wszyscy zainteresowani bd nazajutrz udawa, e si nic


nie stao. Wypr si interwencji czynnikw i w ogle przed Lesiem ani sowa. Pani Matyld

powiadomi si o spisku rano, jeli rwnie zostaa wczona do zabawy. Jeli za nie, to nie,
cisza, spokj i pogodne twarze. W chwili kiedy tak milicjanci w Komendzie, jak i
pielgniarka w pogotowiu odetchnli z ulg i otarli pot z cz, Lesio dociera wanie do
domu. W rce wadz postanowi odda si nazajutrz. Koataa si w nim nadzieja, e kto z
nich moe wyyje, e osob t bdzie Barbara, i chcia zachowa sobie moliwo ostatniego
na ni spojrzenia. Myl, e zginie take przy okazji pani Matylda, nie stanowia dla
najmniejszej pociechy, c mu bowiem mogo z tego przyj, skoro i tak bdzie siedzia w
wizieniu. Wybuchy rozpaczy przeplatay si w nim z przypywami apatycznego
przygnbienia. Opanowany tym ostatnim przeby pierwsze pitro powoli, przygarbiony,
trzymajc si ciany i powczc nogami, po czym w dzikim galopie wpad na drugie,
spragniony wieci o stanie zdrowia swych ofiar. Przed drzwiami mieszkania na nowo popad
w przygnbienie, dziki czemu do wntrza wkroczy niemrawo i bez efektw akustycznych,
ktre obudziyby jego on. Nowy przypyw rozpaczy zaraz za progiem sprawi, e urwa
okadk ksiki telefonicznej i wyszarpa z niej czciowo dwie strony, zanim udao mu si
znale numer informacji o wypadkach. adnego z podawanych nazwisk informujca pani
nie znaa i nie znalaza w spisie. Lesio wycign z tego tylko jeden

wniosek: wszyscy zmarli w domach przed przybyciem pomocy lekarskiej. Mia gdzie
zapisane ich prywatne numery, ale nie by teraz w stanie ich znale, nie mwic ju o tym,
e myl, jak powita jego telefon rodzina zamordowanych, zniechcaa go do jakichkolwiek
kontaktw. Wydawao mu si, e ju cay wiat zna straszliw prawd, cay wiat wie, skd
si wzi poarty przez niewinne ofiary jad, cay wiat, a by moe nawet przestrze
kosmiczna, rozbrzmiewa jego, Lesia, nazwiskiem. Przepado, popeni zbrodni! Pod
ciarem mrocznego koszmaru dusza Lesia ugia si, pada i rozpaszczya plackiem. Wraz z
dusz pad i Lesio, resztkami si dotarszy do tapczanu... Przez ca reszt nocy mczyy
Lesia koszmarne sny. Nie wiedzia, jak wygldaj gronkowce, wic widzia je rozmaicie. To
w postaci biaych karaluchw, stadami obacych wsppracownikw, to znw w postaci
glonw, pczkujcych na wszystkie strony i wyrastajcych z najprzedziwniejszych miejsc. Z
dziurek od kluczy, z kontaktw elektrycznych, z uszu i nosa pani Matyldy... Wreszcie ujrza
przed sob wielkiego gronkowca, przypominajcego z wygldu bia fok, lecego na jego
subowym stole. Gronkowiec powiedzia, patrzc na niego bkitnymi oczami w oprawie
czarnych rzs: - Kochanie, przytul mnie. Ostatni raz... Osobliwe danie monstrualnej
bakterii wstrzsno Lesiem tak, e si obudzi. Jeszcze pprzytomny, ale ju szalenie
zdenerwowany rozejrza si po pokoju i zatrzyma wzrok na zegarku. Zegarek wskazywa
sm dziesi. W pierwszej chwili chcia si zerwa w dzikim popochu, ale natychmiast

przypomnia sobie wczorajsz katastrof i opad z powrotem na posanie. Najchtniej


pozostaby tak, pogrony w rozpaczy i przygnbieniu, ale musia si przecie dowiedzie
szczegw swojej zbrodni, musia tam i, stawi czoa... W biurze zapewne tragedia jest ju
znana... Wszystkie niezbdne czynnoci wykonywa niemrawo, w zwolnionym tempie, z

wyrazem twarzy na zmian pospnym i melancholijnie zadumanym. Przed drzwiami


pracowni zatrzyma si i odetchn gboko kilka razy. Po czym otworzy je. Pani Matylda
siedziaa na swoim miejscu. Jak gromem raony Lesio sta w progu i patrzy na ni,
skamieniay w bezruchu. Przez gow przeleciaa mu okropna myl, e widzi upiora. Potem
osupienie wyparo wszelkie inne myli i sparaliowao mu do reszty tak umys, jak czonki.
Nie wiadomo jak dugo by tak sta, gdyby nie dosta nagle potnego dubla drzwiami, ktre
kto wchodzcy za nim gwatownie otworzy. Fizyczny wstrzs przywrci mu w pewnym
stopniu gos i zdolno ruchu. Nie pojmujc, co si dzieje, pochyli si przed upiorem w
niepewnym ukonie. - Jak si pani czuje, pani Matyldo? - spyta ostronie, podpisujc list
obecnoci. - Dzikuj panu, niezbyt dobrze, bo przy tych upaach troch mi serce dokucza.
Panie Lesiu, ale jeszcze tu musi pan si wpisa... Znanym gestem personalna podawaa mu
ksik spnie. Lesiowi zrobio si sabo. Serce zaczo si w nim okropnie tuc, drc
rk uj przeklty dokument i drc rk napisa: "Sam nie wiem". Innego wyjanienia nie
by w stanie udzieli. Nagle przyszo mu do gowy, e yje tylko pani
Matylda, tamci za zginli, upuci swoj teczk i rzuci si przed siebie. Wpad na
naczelnego inyniera, odepchn go i wpad do swojego pokoju. Barbara, Karolek i Janusz
siedzieli przy stoach, pogreni w pracy. - Jak... si... czujecie...? - spyta Lesio sabym
gosem po dugiej chwili milczenia. - Bardzo dobrze - odpar uprzejmie Karolek. - Bo co?
Wstrzs by zbyt wielki. Pod Lesiem ugiy si nogi, dotar do swojego stou i usiad. Patrzy
na wsppracownikw, ze szczeglnym uwzgldnieniem Barbary, napawa si widokiem ich
ywych i zdrowych, i nie rozumia nic. Jakim cudem yj? Jakim cudem nie zaszkodziy im
gronkowce? Szczepieni byli czy co?... Nieopisana ulga przemieszaa mu si z czym w
rodzaju pretensji do jakich niesprecyzowanych czynnikw. W kocu zmarnowa przecie
tyle wysiku, eby nastawi si duchowo, przygotowa si do roli mordercy, pogodzi si ju
z t rol, wszed w ni niejako i co? I nic. Tyle udrk! Tyle wyrzutw sumienia! Taki bezmiar
rozpaczy! I wszystko niepotrzebnie!... Po gbszym namyle pozosta raczej przy uldze,
aczkolwiek dzi, kiedy niebezpieczestwo przestao grozi, rola mordercy wydawaa mu si
znacznie bardziej atrakcyjna ni wczoraj. Z drugiej jednak strony fakt, e jego ofiary, a
zwaszcza Barbara, uszy z yciem, napenia go wyranym, dawno nie odczuwanym
szczciem. Umyte poprzedniego dnia wod mineraln dokumenty wyschy i acz wygldem
swoim mogy razi co wybredniejsze poczucie estetyki, to jednak day si wczy do akt.
Przez krtk chwil szczcia nie mcio nic. Pierwszy dysonans wprowadzia

pani Matylda. Z lekka uraona nieoczekiwan nieuprzejmoci Lesia, ale zawsze


nieskazitelnie obowizkowa, przyniosa mu porzucon u jej stp teczk. Za pani Matyld
wiona wizja ksiki spnie i blask szczcia nieco przygas. Zaraz potem wezwa go
kierownik pracowni, usiujcy nietaktownie dociec, co waciwie Lesio mia na myli,
wpisujc dzisiejsze wyjanienie. Konwersacja z kierownikiem okazaa si szalenie
wyczerpujca i wychodzc z gabinetu Lesio ociera pot z czoa. Po szczciu pozosta
zaledwie niky lad. Potem za nadesza klska ostateczna. Na nowo stano przed Lesiem
widmo kierownika zespou orzekajcego, ktry wrci z delegacji i tym razem ju

bezwzgldnie trzeba byo spowodowa podpisanie przeze projektu. Dokonanie tego przed
przybyciem inwestora wymagao nadludzkich wysikw i cakowicie przekroczyo jego
moliwoci, doprowadzajc go niemal do obdu. W jednym pokoju pogania kierownika
zespou orzekajcego zdenerwowanego tak popiechem, jak i brakiem przeoczonych przez
Lesia pieczci, w drugim za usiowa powstrzyma oczekujcego inwestora od zrobienia
potwornej awantury. W rezultacie tych poczyna obydwaj nader zgodnie nabrali gbokiej
awersji do Lesia, zachowujcego si, ich zdaniem, co najmniej niezrozumiale. Koszmar
subowy dobieg wreszcie koca i za zaopatrzonym w projekt inwestorem zamkny si
drzwi. Po porannym uczuciu szczcia nie zostao ani ladu. Blady, zmaltretowany,
cakowicie wyczerpany Lesio wyszed na urzdowy balkon i powoli zacz przychodzi do
siebie. Przekonanie, e przyczyn

wszystkich niepowodze i idiotycznych trudnoci, t upiorn kod, o ktr si cigle


potyka, t kul u nogi, jest pani Matylda wraz ze swoj przeklt ksik spnie,
ugruntowao si w nim ostatecznie. Okropne przeycia dzisiejszego dnia udowodniy
niezbicie, e tylko likwidacja tego pilnujcego go potwora w postaci kobiety moe uratowa
sytuacj. Tylko to, nic innego! Nie ma innego wyjcia, nie ma innego rozwizania,
personalna powinna zgin!
Po gronkowcach, ktre wykazay si cakowitym niedostwem, Lesio pomyla przelotnie o
grzybach, ale szybko z nich zrezygnowa. Nie byo adnej nadziei na to, e pani Matylda
zgodzi si skonsumowa na surowo bodaj jednego maego muchomorka, a przyrzdzi
specjau w adnej postaci Lesio, niestety, nie umia. Na domiar zego po ostatnich
dowiadczeniach j powanie powtpiewa w swoje trucicielskie talenty. W gbi duszy
wyranie czu zbrodnicz niemoc. Gdyby tak zaatwi to za niego kto inny!... Dugie i
intensywne rozwaania nie day nic. Zastpcy nie byo. Koszmar trwa. Ksika spnie, jak
miecz Damoklesa, wisiaa mu nad gow. Straszna wiadomo codziennych, nieuchronnych
katuszy obudzia nagle w jego duszy bezgraniczn tsknot za odrobin witego spokoju.
Spokoju przynajmniej na jeden dzie! Spokoju za wszelk cen! I oto nagle w gowie Lesia
bysna nowa, niezwyka myl, myl, ktrej dotychczas do siebie nie dopuszcza, uwaajc
j i tak za niewykonaln. A moe by si tak ktrego dnia, przynajmniej jeden raz, nie
spni?... Przez chwil sam nie wiedzia co mu si wydaje trudniejsze, nie spni si czy
popeni morderstwo. Nie mogc tego

rozstrzygn, peen waha, poczu jakie dziwne pragnienie dopomoenia czym


walczcemu z rozterk umysowi. Przerwa wic na chwil tok rozwaa i gnany tym
pragnieniem bez zastanowienia wszed z balkonu do pokoju, po czym uda si dalej, tam,
gdzie go same nogi niosy. Nogi nie miay zbyt wielkich wymaga co do dystansu, zeszy na
ulic, przebyy kilkanacie metrw, skrciy w bram, zeszy jeszcze niej i zatrzymay si
przy barze restauracji "Amica". Tu poniechay swojej dziaalnoci, oddajc inicjatyw

grnym czciom Lesia. Metoda zaspokajania dziwnego pragnienia ju od pierwszej chwili


wydaa mu si jak najbardziej waciwa i skuteczna. Posugujc si ni mg przystpi do
kontynuowania rozmyla. Na to, eby si nie spni, istnia tylko jeden sposb: nocowa
w biurze. Innego Lesio nie widzia. Z dowiadczenia wiedzia, e adne wysiki nie dadz
podanych rezultatw. Musi zatem pozosta w biurze tak, eby nikt tego nie zauway,
zaczeka, a wszyscy wyjd, potem bdzie mg pj na kolacj, pozostawiajc otwarte
drzwi, potem za wrci i raz wreszcie bdzie w pracy przed sm. Tajemnica jest niezbdna.
Jeszcze by sobie zaczli robi gupie dowcipy albo co... Gdzie w samej gbi duszy, Lesio
mglicie wyczuwa, e rozgoszenie przyczyn i sposobw jego dziaania nie przyczyniyby
mu chway. Ju i tak dostatecznie czsto wychodzi na idiot! Nic innego nie robi, tylko
wieci za siebie oczami... Ogarny go al i rozgoryczenie tak wielkie, e zdublowa tempo
posugiwania si niezawodn metod rozwaa. Po

chwili uczu nieznaczn pociech. Imaginacja ja snu przed jego oczami coraz ciekawsze i
bardziej atrakcyjne obrazy. Jak na doni ujrza chuliganw, napadajcych na pani Matyld,
ksajcego j zego psa, milionera amerykaskiego, polubiajcego j i wywocego na inny
kontynent, przy czym w tej ostatniej wizji pomija cakowicie zaawansowany nieco wiek
personalnej. Wszystkie te myli razem, kategoryczne postanowienie znalezienia si jutro w
pracy punktualnie, namitne pragnienie usunicia pani Matyldy gdziekolwiek, gboki al, e
nie potrafi sam tego dokaza, rosnca w jego piersi ch jakiego niesprecyzowanego czynu,
wszystko to, skbione, scementowane niejako serwowanym przez barmank pynnym
spoiwem, uczynio w jego gowie potny zamt. Wyszed z baru i optany wizj
napadajcych chuliganw uda si do Argedu, gdzie naby potwornych rozmiarw rzenicki
n. Nie by na razie pewien, do czego w n ma suy. Po zmconym nieco umyle
skakay mu oderwane strzpy rozmaitych projektw. Chuligani powinni wszak napada z
noem. Jako dziwnie mglicie wydawao mu si, e powinien zadba o ich uzbrojenie i
wyposaenie, mogliby przecie by roztargnieni albo nieprzygotowani do akcji i akurat nie
mie noa... Ewentualnie mona zagrozi nim milionerowi, w razie gdyby odmwi
polubienia pani Matyldy... Rzuci si na ni o poranku z krzykiem: "Pienidze albo ycie!"...
Nie, nie tak. "Ksika spnie albo ycie!"... Starannie ukrywszy n pod marynark,
wrci do biura tu

przed zakoczeniem pracy. Resztki trzewoci kazay mu zadzwoni do ony i bohatersko


przekona j, e zamierza przez ca noc pracowa u przyjaciela. Nastpnie j czyha na
stosown chwil. O godzinie szesnastej pracownicy zaczli opuszcza biuro. Lesio
wykorzysta pierwszy moment, kiedy w jego pokoju nie byo nikogo, i ukry si szybko pod
stoem Karolka, zasaniajc si opart o niego desk. Postanowi siedzie w tej kryjwce tak
dugo, a pjd wszyscy i zostanie w pracowni sam. Siedzia na pododze, byo mu bardzo
twardo i niewygodnie, w gowie nadal czu potny zamt, a dookoa wci rozlegay si
gosy mnstwa osb. Po bardzo dugim czasie gosy wreszcie ucichy, a za to Lesio usysza

kroki. Kroki zbliyy si i zza swojej deski ujrza doskonale mu znane nogi piknej Barbary.
Nogi zatrzymay si nieruchomo i w milczeniu i zagapionemu w nie Lesiowi ju zacza
spywa na serce mia sodycz, gdy nagle do ng Barbary podeszy inne nogi, tym razem
mskie. Zatrzymay si za nimi, a wtedy nogi Barbary poruszyy si i odwrciy w kierunku
nowo przybyych. Nie pado ani jedno sowo. Po dugiej chwili Lesio nagle zorientowa si,
e wnoszc z pozycji czterech widocznych ng, niewidoczna dla niego sytuacja na grze
powinna mu si zupenie nie podoba. Cz ng znw zmienia pozycj i wspomniana
sytuacja zacza mu si nie podoba jeszcze bardziej. Zblad i sercem jego targna zazdro i
wcieko, a zamt w gowie spotnia i jakby nabra kierunku. Ach! Wic to tak...?! Z
szalonym wysikiem usiowa odgadn, do kogo nale owe mskie nogi. Ciemnoszare
spodnie

z tropiku nosz prawie wszyscy w pracowni, kto, u diaba, nosi do tego lekkie, dziurkowane,
szare buty z woskimi nosami?! Kto?! Kto od dzisiejszego dnia jest jego miertelnym,
znienawidzonym wrogiem?! Ktry z tych wszystkich wstrtnych, odraajcych kretynw
zosta wybrany przez pikn Barbar, nieosigaln dotychczas dla Lesia! I to a tak
wybrany!... Ach, zobaczy go, rozpozna go, a potem go zabi!!!... Ostronie, delikatnie, w
napiciu, Lesio przesun si na pododze, usiujc spojrze pod innym ktem i udao mu si
to o tyle, e ujrza kilka centymetrw wicej wszystkich ng, za to, co ujrza, sprawio, e
czerwona mga przesonia mu oczy. Ogarnity szaem niewtpliwie zerwaby si z miejsca i
niezdolny do zachowania ostronoci naraziby si na ciki uraz ciemienia, gdyby nie to, e
niezidentyfikowane nogi w szarych spodniach poruszyy si nagle i uczyniy krok w kierunku
wyjcia. Zatrzymay si, jakby zapraszajco, nastpnie uczyniy wicej krokw, a nogi
Barbary posusznie poszy za nimi. Z panujcej ciszy Lesio wywnioskowa, e znw si
zatrzymay. Straszliwe katusze moralne przekroczyy ju wrcz jego wytrzymao, kiedy
nagle od strony korytarza rozlegy si gosy, a wraz z nimi usysza, jak rostaj si cztery
interesujce go nogi. Odetchn lej, odczu co w rodzaju nikej ulgi i pilnie pocz
wsuchiwa si w gosy, majc nadziej odgadn waciciela tajemniczych koczyn
zwizanych z Barbar. Niestety, gosw byo kilka, a na domiar zego adnego z nich Lesio
nie umia rozpozna. W pracowni znw zapanowaa cisza. Pomimo to siedzia dalej

w ukryciu, wiedzc dobrze, e w myl ustalonych od dawna zwyczajw, ostatnia


wychodzca osoba przyjdzie do jego pokoju zamkn okno. Siedzia tak i siedzia cae
nieskoczone wieki, a ten jaki ostatni, pracowity pgwek wci nie przychodzi i wci
nie zamierza opuci pracowni. Zdrtwiay mu ju wszystkie koci, na bazie szaleczej
zazadroci o Barbar ogarno go zniechcenie, wcieko i ponura rozpacz, poniecha
innych tematw i powici si wycznie temu. Zacz melancholijnie rozmyla o jej
zagadkowym wyborze, wyobraa sobie wykrycie tego osobnika, mign mu przed oczami
obraz straszliwego mordobicia, blask podziwu na twarzy Barbary, padajcej w objcia
zwycizcy, to znaczy oczywicie jemu, Lesiowi, i te interesujce myli tak go zajy, e

przesta zwraca uwag na upyw czasu i niewygod. Niemal zapomnia, gdzie i po co siedzi.
W zamyleniu wyj papierosa, woy do ust, sign po zapaki... - Cholera cika! usysza nagle w drzwiach zniecierpliwiony gos naczelnego inyniera. - Popatrz, Andrzej,
znw to samo! Co te cierwa sobie myl, wszystkie okna zostawili pootwierane! Zamknij
tutaj, a ja pjd sprawdzi u kosztorysiarzy. Lesio zamar z zapakami w rku. Uprzytomni
sobie nagle, e nie sysza krokw naczelnego inyniera, ktry przecie odezwa si w progu
pokoju. Nie sta tu chyba cay czas? I tamtych krokw tamtych ng we woskich butach te
nie sysza! Ach, za wszelk cen musi zobaczy nogi naczelnego inyniera! Andrzej
zamkn okno i balkon i wyszed. Lesio tylko na to

czeka. Natychmiast wylaz spod stou i z gorczkowym popiechem pod drugim stoem
przepezn na czworakach do drzwi. Ostronie, tu przy ziemi, wystawi gow i spojrza.
Naczelny inynier sta w pokoju personalnej przy drzwiach wejciowych i byo go wida
tylko od gry. Mia wprawdzie ciemne spodnie, ale Andrzej te mia ciemne spodnie,
wszyscy, jakby si umwili, nosili takie same spodnie, a butw Lesio w aden sposb nie
mg dojrze! Wci na czworakach, z gow wystawion za drzwi, z gbokim alem
przyglda si, jak tamci opucili biuro i zatrzasnli za sob zamek. Zosta sam. Z ulg
podnis si wreszcie i wyprostowa. Do jutra rana mia teraz mnstwo czasu. Ten czas
wlk si niemiosiernie. Wytrzewiawszy prawie cakowicie Lesio zgodnia okropnie, o
kupieniu czego do jedzenia zapomnia, a wychodzi mu si nie chciao. Obszed ca
pracowni, znalaz kawaek starego suchego chleba i nieco zjeczaego masa, zjad to, popi
wod, nastpnie zdj z pki wielki, cepeliowski wazon i pogrony w nadzyczaj
skomplikowanych rozmylaniach zacz na nim ostrzy swj rzenicki n. Naostrzywszy
n, wyszuka w szufladzie niezbyt dugi kawaek grubego sznura, obejrza go z pewnym
powtpiewaniem i nie widzc na razie sposobu uycia go, odoy razem z noem. Do
wieczora cigle wydawao si daleko. Z nudw Lesio podszed do swojego stou i obejrza
rozpoczty rysunek. Z nudw wzi do rki owek i postawi kresk. Przyjrza si jej i
postawi drug. Obie kreski znajdoway si na waciwych miejscach i zachcony tym Lesio
j

kontynuowa prac. Kiedy znw spojrza na zegarek, dochodzia dziesita, a roboczy


rysunek szafy by waciwie skoczony. Szybko porzuci wic swoje zajcie, wyszed z biura,
starannie zabezpieczajc drzwi przed zamkniciem i uda si na zaplanowan kolacj.
Dochodzia pnoc, kiedy wraca do pracowni, wprawdzie zygzakiem, z trudem i z
nieporwnanie wikszym zamtem w gowie, ale te i z miym poczuciem osignitego celu.
Nie by wprawdzie pewien, co waciwie stanowio w cel, ten drobiazg jednake nie
zaprzta zbytnio jego uwagi. Mczyo go za to mgliste wraenie, e normalna droga do biura
jest dla niego niedostpna, cie bowiem niewtpliwie zamkn ju bram i e, wobec tego,
bdzie musia przele przez dwa parkany i jedno okno. Zuyty do kolacji alkohol wpyn
na niego dopingujco i doda mu animuszu. Forsujc drugi parkan mia wielk ochot

zapiewa gromko, a zarazem rzewnie, i ju nawet otworzy usta, zamierzajc wyda z nich
imponujcy ton, w tym momencie jednake straci rwnowag i zlecia na ziemi, dziki
czemu nieprzeparta ochota do piwu ulega zmniejszeniu. Dotar wreszcie na tyy wasnego
biura i pozostao mu do zdobycia ju tylko okno na klatk schodow. W chwili kiedy zblia
si do tego okna, usysza szczekanie psa i przypomnia sobie, e cie ma psa, ktrego w
nocy puszcza wolno na podwrze. Pies wypad z ciemnej bramy i szczekajc przeraliwie
pdzi prosto do Lesia. W normalnych warunkach, w nienajlepszej kondycji i bez adnego
dopingu forsowanie wysoko umieszczonego okna trwaoby zapewne do dugo i

byoby nieco skomplikowane. W tej sytuacji, w obliczu szczekajcego niebezpieczestwa,


Lesio dozna przypywu nadludzkich si. W mgnieniu oka znalaz si po drugiej stronie
parapetu, ale tam z kolei usysza dwik, wiadczcy o tym, e szczekanie psa obudzio
ciecia. miertelnie przestraszony ukry si w drzwiach do sutereny, nie mogc poj,
dlaczego cie jeszcze nie nadchodzi, i nie bardzo wiedzc, co bdzie, jak nadejdzie. Po kilku
minutach pies zrezygnowa ze swoich pretensji, cie za nie nadszed z tej prostej przyczyny,
e by znacznie bardziej pijany ni Lesio i adna sia na wiecie nie skoniaby go do
opuszczenia dyurki. O tym jednak Lesio nie wiedzia. Nie mia odwagi uda si na gr
krokiem normalnym, j si wic czoga na czworakach z zapartym tchem, zastygajc w
bezruchu za kadym goniejszym chrapniciem niedysponowanego stranika. Tym
sposobem dotar na trzecie pitro po niesychanie dugim czasie i kompletnie wyczerpany.
Zamkn za sob drzwi pracowni i opar si o nie, usiujc sobie przypomnie to co szalenie
wanego, co mia tu do zaatwienia. Pami kategorycznie odmwia usug. Wiedzia tylko,
e chodzi o jakich chuliganw, czy moe o jakiego milionera, e kto ma na kogo napa
przed sm rano czy co w tym rodzaju i e on powinien co przygotowa. Wszystko to
razem byo tak mczce, e postanowi najpierw si troch przespa. Z wysikiem
pozdejmowa z wieszakw wszystkie subowe fartuchy i usa sobie z nich legowisko w
korytarzu, naprzeciwko drzwi wejciowych, gdzie dawa si wyczu jakby przecig. Byo mu
bardzo gorco.

Obok legowiska pieczoowicie uoy znaleziony na stole wspaniale naostrzony n i


zwinity w ptl sznurek, mglicie czujc, e przedmioty te do czego miay mu by
potrzebne. Zdj wikszo garderoby, pozostajc tylko w slipach, pad na posanie i zasn.
O szstej rano w mieszkaniu naczelnego inyniera zadzwoni telefon. - To jak? - spyta
kierownik pracowni niepewnie. - Bdzie pan w biurze za p godziny, tak jak si
umawialimy? - Za trzy kwadranse - odpar naczelny inynier nieco zaspanym gosem. Bdziemy mieli godzin czasu na omwienie szczegw. Chyba nam wystarczy? Powinno wystarczy. To ja za pitnacie sidma jestem...
picego snem sprawiedliwego Lesia obudzi nagle chrobot klucza w zamku. Spa ju do
niespokojnie, bo w kieszeni jednego ze subowych fartuchw znajdowao si co twardego,
co go okropnie ugniatao. Chcia si odwrci na drugi bok, ale nagle przypomnia sobie

wszystko razem i okazao si, e byo tego za duo. Konieczno ukrycia obecnoci w biurze,
napad na personaln, chuligani, tajemniczy wielbiciel Barbary... W gowie uczu potny
chaos i konieczno jakiego dziaania poderwaa go z miejsca. Wyrwany ze snu, jeszcze
pprzytomny, chwyci do rki lecy obok n, oko jego pado na sznurek, chwyci wic i
sznurek i chcia si zerwa, nie bdc pewny czy ma ucieka, czy te raczej powinien rzuci
si na wchodzc personaln, ktra zawsze przychodzia do biura pierwsza. Nim zdy
rozstrzygn t wtpliwo, drzwi otworzyy si i stan w nich naczelny inynier.

Na wp poderwany Lesio by jeszcze bardzo bliski podogi, si rzeczy wic wzrok jego
pad przede wszystkim na buty naczelnego inyniera. Szare, woskie, dziurkowane, dobrze
mu znane buty... Naczelny inynier znieruchomia w drzwiach, poraony niepojtym
widokiem, jaki pojaw si jego oczom. Siedzcy na pododze, zapltany w liczne fartuchy
Lesio, w slipach, z wielkim, rzenickim noem w jednej i lin okrtow w drugiej rce, z
dzikim wzrokiem, utkwionym w jego butach... Naczelny inynier mimo woli te spojrza na
swoje buty, potem na Lesia, a potem pomyla sobie, e chyba ma halucynacje od tego upau.
Goy Lesio, z noem, w pracowni osobicie wczoraj przez niego zamknitej, to przecie jest
co zupenie niemoliwego. Wstrznity widokiem butw Lesio trwa cigle nieruchomo w
tej samej pozycji. Ju nawet nie pomyla o tym, e w tych drzwiach powinna bya ukaza si
personalna, nie za naczelny inynier. Za to byskawicznie pomyla, e sam los wyda wyrok
i zamiast rozstrzyga te jakie skomplikowane kwestie po prostu zamorduje naczelnego
inyniera. Powoli przenis dziki wzrok z jego butw na twarz. Naczelny inynier poczu
lekki niepokj, zrodzio si w nim bowiem podejrzenie, e Lesio z gorca zwariowa. By
jednak czowiekiem odwanym, wszed wic do pracowni i zamkn za sob drzwi. - Na
lito bosk, co pan tu robi? - spyta z niebotycznym zdumieniem. Lesio uczyni ruch, eby
si zerwa i rzuci na niego jak ry, tygrys, pantera lub te inne tego rodzaju zwierz, ale nie
zdy. Naczelny inynier dosta dubla drzwiami i w

korytarzu stan kierownik pracowni. Otworzy usta, eby powiedzie "przepraszam", ale nic
nie powiedzia, bo wzrok jego pad na Lesia, co sprawio, e osupia nie mniej ni naczelny
inynier i sowa mu na tych otwartych ustach zamary. Rwnoczenie wzrok Lesia pad na
buty kierownika pracowni i Lesio te osupia, bo kieronik pracowni mia identyczne szare
buty z woskimi nosami. Wszyscy trzej trwali w milczeniu, patrzc na siebie osupiaym
wzrokiem. Naczelny inynier pierwszy odzyska przytomno umysu, bo ju zdy si
nieco oswoi z sytuacj. Poruszy si i podszed do lesia. - Co pan tu robi? - powtrzy. Co to znaczy? - spyta oszoomiony kierownik pracowni. - Panie Lesiu, pan tu nnocowa? W
samym fakcie nocowania nie byoby nic niezwykego, niejednokrotnie bowiem pracownicy
biura, przycinici terminami, spdzali noce w pracowni. Na og jednak nikt z nich nigdy
nie spa na korytarzu, na kupie fartuchw, w slipach i na dobitek z rzenickim noem w rku.
Jak rwnie nikt z nich nigdy nie patrzy na gwnego zwierzchnika takim wzrokiem... Buty - powiedzia Lesio niewyranie. - Co? - spyta kierownik pracowni. - Buty -

powtrzy Lesio. - Skd pa ma takie buty? Kierownik pracowni i naczelny inynier spojrzeli
na siebie z rosncym niepokojem. Przed sob widzieli wyrane objawy pomieszania
zmysw. - Jakie buty? - spyta mimo woli kierownik pracowni. - A o, takie - odpar Lesio i
wskaza noem jego nogi. Obaj, kierownik pracowni i naczelny inynier, spojrzeli jak

na komend na wskazywane przez Lesia obuwie, a nastpnie przenieli wzrok na ssiedni,


identyczn par. Kierownik pracowni poczu si z lekka skoowany. - Pan Zbyszek te ma
takie buty - powiedzia nieco niepewnie i z cieniem protestu w gosie. - To te wanie odpar Lesio z gorycz. Narastajca w nim pretensja do obydwu zwierzchnikw o tak
niestosowne przyodziewanie ng wypieraa na razie wszelkie inne uczucia. Koataa si w
nim jeszcze wtpliwo, czy wobec tego nie powinien zamordowa ich obu, ale mia przy
tym jakie niejasne wraenie, e to nie bdzie dobrze i e to w ogle nie o to chodzi. - Gdzie
pan je kupi? - spyta tymczasem naczelny inynier z zainteresowaniem. - Na Brackiej. Za
czterysta pidziesit zotych. A pan? - Co pan powie, ja te! wietne buty, prawda? Wanie! To, zdaje si, jugosowiaskie, importowane... Poderwanemu do skoku Lesiowi
zdrtwiay pewne grupy mini, zmieni wic pozycj i usiad z powrotem na fartuchach z
cikim westchnieniem. Nie wypuszczajc z rki noa melancholijnie zapatrzy si w cztery,
stojce przed nim nogi. Zaprztnici przez chwil butami panowie przypomnieli sobie nagle
o nim i przerwali oywion dyskusj. - No, panie Lesiu - powiedzia ugodowo kierownik
pracowni. - Niech pan moe jednak wstanie, bo zaraz zaczn ludzie przychodzi. I niech pan
wreszcie powie, co pan tu robi? Dlaczego pan tu pi?! Kategorycznie postanowiwszy nie
mwi prawdy Lesio nie bardzo wiedzia, jakiej by tu odpowiedzi udzieli, na domiar zego
bowiem zapomnia, co

stanowio t prawd. W dodatku zacz odczuwa potwornego kaca. Popatrzy bezmylnie


na kierownika pracowni i rwnie bezmylnie powiedzia: - Chciaem tu by wczenie. Jak pan tu wszed?! - zawoa z rozpacz naczelny inynier, dla ktrego ten drobiazg wanie
by najbardziej zagadkowy. - Mia pan klucz? - Skd!? - zaprotestowa Lesio z uraz. adnego klucza nie miaem. - No to jak?! Jak pan si tu dosta?! - Kto wczoraj zamyka
pracowni? - spyta kierownik podejrzliwie. - Ja sam zamykaem i wanie nie mog
zrozumie... - No to jak pan si tu dosta, panie Lesiu? - Nie wiem - powiedzia Lesio z
determinacj. - Ja tu wcale nie wchodziem. cile rzecz biorc mwi wit prawd,
istotnie bowiem nie wszed do pracowni, tylko si do niej wczoga. Ale o tym ani kierownik
pracowni, ani naczelny inynier nie wiedzieli, odpowied Lesia nic im wic nie wyjania. Jak to pan nie wie? Pijany pan by czy co?! - No pewnie, e byem pijany. Nic nie wiem i nic
nie pamitam. - Jezus Mario, tak si zala w taki upa!? Przecie mg go szlag trafi! - Od
alkoholu jest zimno - owiadczy Lesio stanowczo, postanowiwszy upiera si przy swojej
cakowitej niewiadomoci. Nie widzia adnego innego sposobu ukrycia tajemniczej
prawdy. Jego rozmwcy spojrzeli na siebie. - Rozumiem, e by w trupa zalany - powiedzia
oszoomiony naczelny inynier. - Rozumiem, e mia przerw w yciorysie. Rozumiem

nawet, e pomimo to nie trafi go szlag w tej kanikule!

Ale absolutnie nie rozumiem, jakim cudem przenikn przez zamknite drzwi pracowni!
Oknem przecie nie wszed, trzecie pitro! - Nie wszed pan oknem? - spyta nieufnie
kierownik pracowni, ktry by zdania, e po pijanym mona si spodziewa wszystkiego. Nie wiem - odpar Lesio stanowczo. - No dobrze, a po choler panu ten n?! Lesio z
zaciekawieniem obejrza n, usiujc udawa, e widzi go na oczy po raz pierwszy w yciu.
- Nie wiem - powiedzia konsekwentnie. - Czy pan jest pewien, e pan nim wczoraj nikogo
nie zarn? Lesio ju chcia powiedzie "nie wiem", ale przyszo mu do gowy, e jeli
przypadkiem tej nocy kto kogo gdzie zarn, to bdzie na niego, i czym prdzej zmieni
zamiar. - Wykluczone - powiedzia. - Nie miaem go przy sobie. - A gdzie pan go mia? Nie wiem. - Nie dogadamy si z nim - powiedzia przygnbiony naczelny inynier. - Moe
niech najpierw wytrzewieje? - Susznie. Panie Lesiu, niech pan wstanie i niech pan co
zrobi. Niech si pan umyje. - Nie mog, nie ma wody. - Na pirwszym pitrze jest woda.
Niech si pan ogoli, napije kefiru, nie wiem ju co, ale nie bdzie pan przecie tak lea tutaj
cay dzie! Suszno tej uwagi dotara do Lesia poprzez mur otpienia. Pomyla chwil,
podnis si z podogi, popatrzy na n i z niejakim alem odoy go na st. Nastpnie
pozbiera fartuchy i razem z wasn odzie uda si do szatni. Kiedy z niej wyszed ju
ubrany, personalna siedziaa na swoim

miejscu. Peen rozgoryczenia Lesio podpisa bez sowa list obecnoci i pody do fryzjera.
Kierownik pracowni i naczelny inynier siedzieli w gabinecie przy stole i przez dug chwil
patrzyli na siebie w milczeniu wzrokiem penym niepokoju. - Myli pan, e mu
zaszkodzio? - powiedzia z trosk kierownik pracowni. - Jeeli ten upa si nie skoczy, to
moliwe, e wszyscy dostaniemy fijoa - odpar naczelny inynier przygnbionym gosem. Widocznie on jest najbardziej podatny. - Co on mg mie na myli? I co on widzia w
naszych butach? - Moe mia ostatnio trudnoci z nabyciem obuwia? Jak pan sdzi, czy on
tego noa jako nie zuytkowa? - Mam nadziej, e nie. Skd on go wytrzasn? Wie pan
co, ja mu ten nn zabior i schowam na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo... Musz si
panu przyzna, e mi si jego wyraz twarzy okropnie nie podoba. - Niech pan schowa.
Trzeba si dzisiaj do niego agodnie odnosi... Po wizycie u fryzjera, wypiciu kefiru, klina i
duego piwa, Lesio wrci do biura w promiennym humorze. Czu si dziwnie pozytywnie
nastawiony do ycia i dziwnie negatywnie do pracy. Beztrosko poddajc si osobliwemu
nastrojowi spdzi czas jaki siedzc przy stole i rozmarzonym wzrokiem cigajc Barbar,
nastpnie za popad w zapa twrczy, chwyci kawa kalki i mikki owek i zacz rysowa
jej portret. Zasadniczo by impresjonist, a wpywy surrealizmu i abstrakcjonizmu toczyy w
jego duszy walk ze zmiennym wynikiem. lady tej walki bez trudu daway si dostrzec w
tworzonym wanie portrecie. rdo natchnienia nie

zaszczycao artysty najmniejsz uwag i Lesio rysowa bez przeszkd i z zapaem a do


momentu, kiedy wchodzcy do pokoju Karolek zainteresowa si jego zajciem. Podszed i
stan mu nad gow, z zaciekawieniem ogldajc wykaczane dzieo. - Barbara powiedzia po chwili, tumic nietaktowny chichot - chod, obejrzyj swj portret. Barbar
tkny ze przeczucia. Wstaa od stou i podesza do Lesia. - Co to jest? - spytaa po dugim
milczeniu. - Co oznacza ta dziwna rzecz? Po czym jeste uprzejmy pozna, e to jest mj
portret? - Po tym, e si patrzy na ciebie. - Ach, tak? Czy mona wiedzie, panie Lesiu, w
jakim stopniu paskie dzieo jest zwizane ze mn? W podejrzanie aksamitnym gosie
Barbary dray jakie zowieszcze tony, ale zaabsorbowany natchnieniem Lesio nie zwrci
na to uwagi. Spojrza na ni mionie. - Ja pani tak widz... - szepn namitnie. Barbarze
na chwil odjo gos. Portret przedstawia liczne figury geometryczne, w ktrych z pewnym
wysikiem mona si byo dopatrze zdeformowanej postaci pci najprawdopodobniej
eskiej, cakowicie pozbawionej odziey, usytuowanej na ksztat sfinksa, z wydatnie
wypit ku grze czci tyln, z czym w rodzaju kwiatka w czci przedniej,
reprezentujcej zapewne zby. Przez pen minut Barbara i Karolek przygldali si temu w
milczeniu. - Tak mnie pan widzi... - powiedziaa Barbara powoli. - To tylko mnie pan tak
widzi czy te wszystkie kobiety? - Tylko pani...

- Pozwoli pan zoy sobie wyrazy ubolewania. Przebywa caymi dniami w jednym pokoju
z czym, co pan tak widzi, to doprawdy koszmar! Gorco panu wspczuj! Myl, e du
ulg bdzie dla pana mc na to w miar monoci nie patrze! Odwrcimy pana st i od dzi
poczwszy bdzie pan siedzia tyem do mnie! Karolek zacz si mia z nietaktownym
brakiem opamitania. Zaintrygowany Janusz przyczy si do grupy nad stoem Lesia i sta,
nic nie mwic, raony stworzon przez artyst wizj kobiety. Kto nastpny zajrza do
pokoju i wszed, widzc, e dzieje si co interesujcego. Po chwili nad stoem Lesia stao ju
siedem osb. Jako nastpni dobili kierownik pracowni i naczelny inynier. - Co to jest? spyta ciekawie naczelny inynier. - Portret Barbary - wyjani uprzejmie Karolek.
Naczelny inynier i kierownik pracowni spojrzeli na siebie ze zgroz w oczach. Potwierdzay
si ich najgorsze podejrzenia. - wietne - powiedzia kierownik pracowni troch niepewnie.
- Doskonale pan to uchwyci. Ta charakterystyczna deformacja... - Co takiego? - przerwaa
mu Barbara zimno. - Co ty powiedzia? Kierownik pracowni uprzytomni sobie nagle, e
nie ma wyjcia. Z jednej strony niebezpieczny szaleniec, w ktrego rku na wasne oczy
widzia rzenicki n, a z drugiej rozwcieczona i nieobliczalna furia. Przez moment mia
ochot po prostu uciec, ale natychmiast uczu, e nie moe tego uczyni, poniewa jest
kierownikiem pracowni i musi ponie konsekwencje zajmowanego stanowiska. Niepewny
rezultatu z determinacj zwrci

si do furii. - Mam z tob pewn spraw do zaatwienia. Pozwl, wyjdmy std... Opuci
pokj wraz z Barbar, pozostawiajc nad obrazem naczelnego inyniera, ktry, otrzsnwszy
si z pierwszego szoku, ku nieopisanemu zdumieniu obecnych, j ich nagle z zapaem

przekonywa, i dzieo Lesia wydaje mu si znakomite. Po kwadransie ju cae biuro byo


zorientowane, e jednemu z pracownikw upa wydatnie zaszkodzi. Mile zaskoczony Lesio
w aden sposb nie mg poj, czemu ma przypisa zdumiewajc, natrtn wrcz,
zbiorow yczliwo i uczynno wsppracownikw. Wszyscy jak jeden m gorliwie
przyklaskiwali jego wypowiedziom, wiadczyli usugi, starali si usilnie odgadywa niemal
jego yczenia. Nawet Janusz, zaganiajcy go uprzednio do pracy, unika teraz jak ognia
jakiejkolwiek uwagi o terminach skoczenia wntrz. Promienny nastrj w duszy Lesia
niejako zintensywnia. Obudzia si w nim nagle gboka sympatia do otoczenia, czarne
myli pierzchy w sin dal i znikno gdzie przygnbienie. Radosny i szczliwy zapomnia
cakowicie o gnbicych go zmorach i pami o nich wrcia mu dopiero nastpnego poranka
w drodze do pracy. Oczywicie, znw by spniony i znw nie umia wymyli adnej
sensownej przyczyny. Promienny nastrj diabli wzili i dusz jego na nowo opanowao
przygnbienie i ywa niech do personalnej. Wszed do jej pokoju, podpisa list obecnoci
i zawaha si. Uda, e zapomnia o ksice spnie i popiesznie uciec do siebie? Pewno
nie zdy, zaraz mu podetknie t wstrtn makulatur...
Nic takiego nie nastpio. Pani Matylda spojrzaa na niego ponuro, odebraa mu subowy
dugopis i nie mwic ani sowa wrcia do swoich zaj. Lesia ogarn niepokj. Ju
wczoraj, pod koniec dnia pracy zorientowa si, i poranne zetknicie z kierownikiem
pracowni i naczelnym inynierem byo brzemienne w konsekwencje i e jest podejrzany o
pomieszanie zmysw. Nic mu to nie szkodzio i wcale si tym nie przej, oceniwszy
uboczne skutki podejrzenia jako bardzo przyjemne. Jeli jednak dochodzi do tego, e
niezomna dotychczas personalna wystraszona jego obdem boi si go rozdrani ksik
spnie, to widocznie sprawa robi si powaniejsza. Nie wiadomo, do czego moe doj...
W kadym razie on si o ten idiotyczny dokument nie bdzie upomina! - Dzie dobry
pastwu - powiedzia, wszedszy do swego pokoju i pooywszy teczk na stole. - Nie wiecie
przypadkiem, dlaczego Matylda nie wtrynia mi dzi ksiki spnie? Czy to chodzi o to,
e zwariowaem? - Niewtpliwie czciowo o to - odpara uprzejmie Barbara. - Ale
zasadniczy powd jest inny. Jeszcze bardziej niekorzystny dla pana. - Ty si lepiej od razu
przyznaj - zaproponowa yczliwie Janusz. - Przyznanie si jest okolicznoci agodzc. Do czego mam si przyzna? - spyta Lesio podejrzliwie. Jego niepokj wzrasta. - Niech
si pan nie upiera. To nie ma sensu i tak wszystko wyjdzie na jaw. - Albo moe nie
przyznawaj si otwarcie, bo Matylda ci tego nie przebaczy - powiedzia ostrzegawczo
Karolek. - Podrzu jej po cichu. - I tak ci nie przebaczy. Ja

bym ci w ogle radzi omija j z daleka. - Widz, e wam te kanikua zaszkodzia powiedzia Lesio z uraz. - O co wam chodzi? - Dobrze, dobrze, nie udawaj. Przed nami
moesz si nie wygupia. Rozumiem Matylda, rozumiem Hipcio, Zbyszek, ale my? Za co
nas masz, za winie? Przyznaj si, gdzie j schowa. Wyniose do domu? - Czytae do
poduszki? - zainteresowa si Karolek. - Chyba nie spali jej pan w piecu? - zaniepokoia si
Barbara. - Tam byy takie ciekawe rzeczy! Po dugiej dopiero chwili Lesio poj, co si stao,
i wie porazia go jak grom z jasnego nieba! Ksika spnie zagina w tajemniczy sposb

i na niego pado podejrzenie o kradzie. Oszoomia go cakowicie nie tyle sama informacja,
ile myl, e mu to proste wyjcie nie przyszo wczeniej do gowy. Jeszcze przez nastpn
dug chwil nie mg ogarn umysem ogromu zmiany, jaka zasza w jego yciu zupenie
bez jego udziau!...
Ksika spnie wpada jak kamie w wod. Caodzienne poszukiwania, w ktrych
oprcz pani Matyldy brali udzia wszyscy pracownicy, nie day podanego efektu, by moe
dlatego, i nikt, poza personaln, nie szuka szczeglnie gorliwie. Zaginiony dokument nie
cieszy si sympati uytkownikw i jego dematerializacja wzbudzia ogln cich rado Na
podejrzanego o to przestpstwo Lesia zaczto patrze przychylnym okiem, zgodnie uznajc,
e przytrafi mu si znakomity pomys. Wyjtek w tym zgromadzeniu stanowia pani
Matylda. Wyzuta z ludzkich cech zapewne ju w

zaraniu ycia, nieskazitelnie dokadna, pedantycznie porzdna, przeraajco obowizkowa,


nieubaaganie punktualna, cieszya si u zwierzchnikw opini pery najrzadszego gatunku.
Zagubienie urzdowego dokumentu odczua jako cios, nieszczcie i osobist obraz. W
narastajcym zdenerwowaniu przeszukiwaa wszystkie pki i szafy, a podejrzenie, i
sprawc kradziey jest Lesio, utrwalao si w niej coraz gruntowniej. Nikt inny nie spnia
si rwnie czsto. Lesio za by szczliwy. Otaczajce go podejrzenia byy niczym w
porwnaniu z niebiask ulg, jak odczu w chwili, kiedy przeklta ksika znika z jego
ycia. Twrczy zapa przepeni mu pier. Zasiad za stoem i obejrza rysunki. - Januszek,
co z t szaf? - spyta niecierpliwie. - Wczamy j do segmentu? - A co ju j zrobie? zdziwi si Janusz, ktry w aden sposb nie mg sobie przypomnie, eby w cigu
ostatnich kilku dni widzia Lesia przy pracy. Podnis si, peen nieufnoci, i podszed do
jego stou. - A wiesz, e zupenie niele wysza! Kiedy ty to zdy zrobi? - Jak ja pracuj,
to ho, ho! - odpar Lesio dumnie i zabbni piciami w wypit klatk piersiow,
manifestujc w ten sposb swoj si twrcz. Janusz przyjrza mu si z lekkim
powtpiewaniem, przyszo mu bowiem do gowy, e dokadnie tak samo bbni w klatk
piersiow goryle, nie odznaczajce si na og zbytni inwencj twrcz i e wobec tego nie
wiadomo cile, co Lesio ma na myli. Zrezygnowa jednak szybko z rozstrzygania tej
kwestii i powrci do szafy. - Wczamy - zadecydowa. - Dorb jeszcze rozkadany st i

regay i bierz si za kolorystyk. Reszt ju ja skocz. Lesio podj prac. Przepeniajcy


go nadmiar zapau musia znale jakie dodatkowe ujcie. Gdyby tuk kamienie na szosie,
tukby je zapewne w milczeniu, wysiki przy rajzbrecie jednake wydaway mu si za mao
wyczerpujce. Wzmg je zatem piewem i oto znad jego stou gromko popyny w
przestrze rzewne przeboje. Po p godzinie siedzca najbliej Barabara nie wytrzymaa. Panie Lesiu, czy naprawd nie moe pan zaniecha tego wycia? - spytaa sucho, acz
uprzejmie. - Barbaro!... - powiedzia Lesio z wyrzutem, przerywajc pienia. Spojrza na ni
i nagle przypomniay mu si ogldane przed dwoma dniami cztery nogi, ktre nie wiadomo
jakim sposobem wyleciay mu z pamici. Wspomnienie to zdenerwowao go nad wyraz. -

Rozumiem - powiedzia z rozgoryczeniem, stosujc we wzburzeniu duy skrt mylowy i nie


baczc na sens wypowiedzi. - S tu buty, ktrych piew byby milszy pani uszom! Karol i
Janusz wzdrygnli si gwatownie, Barbara zastyga nad desk. Lesio wsta od stou i opuci
pokj z mroczn twarz i zmarszczonymi brwiami. - Widzisz, co narobia? - powiedzia
Janusz bezradnie. - A ju tak adnie siedzia i odwala robot! - piew butw - powiedzia
Karolek w zadumie. - Ciekawe, co to moe by... - Skd ja mam wiedzie, jak on ma
czstotliwo atakw - powiedziaa zirytowana Barbara. - Mylaam, e ju mu mino.
Lesio tymczasem udowadnia niezbicie zachwianie swojej

rwnowagi umysowej. Obchodzi ca pracowni i zaglda pod stoy, skrupulatnie badajc


wszystkie mskie nogi, z cakowitym pominiciem damskich. Towarzyszyo mu milczenie i
sposzone spojrzenia wytrzeszczonych na oczu. Cay personel pracowni miertelnie ba si
wariatw. Ukoczywszy ogldziny stwierdzi, i takie same jugosowiaskie buty
przyodziewa piciu pracownikw. Nadmiar rywali wytrci go z rwnowagi i odebra mu
zapa do pracy. Uda si wic na piwo i stojc przy kiosku smtnie rozmyla o tym, e
ksika spnie znajdzie si lada chwila, z picioma przeciwnikami naraz nie wygra i jego
ycie bdzie jednak zmarnowane. Nastpnego dnia ksiki spnie nadal nie byo. W Lesia
zacza wstpowa nowa nadzieja i nowy duch, a wraz z nim poczu przypyw pozytywnego
stosunku do pracy. Starannie unikajc rzucania si w oczy personalnej, ktra patrzya na
niego wzrokiem penym nienawici, nie opuszcza biura i nie opuszcza nawet swego miejsca
przy stole, dziki czemu udao mu si skoczy rysunki mebli. Stopniowo, w cigu dalszych
kilku dni, gnbica go zmora przywida, zblada, a oddalia si wreszcie w mglist
przestrze. Codzienny koszmar znik i ycie nabrao zdecydowanego uroku. Lesio wyranie
czu, jak rozkwita w nim co, czego jeszcze nie byo. Posiadanie rywala w zdobywaniu
wzgldw piknej Barbary stao si nagle elementem dopingujcym, wzmogo napyw jego
si twrczych i sprawio, e w eksplozji natchnienia rzuci si na kolorystyk. Postanowi
sobie, e teraz pokae, co potrafi, i zobaczymy, czyje nogi bd stay tu za

kilka tygodni! Stosy arkuszy z prbkami kolorw pitrzyy si ju na jego stole i gray ca
gam barw, kiedy spad cios. Nie podejrzewajc nic zego, szczliwy, beztroski i jak
zwykle spniony Lesio wszed do biura, podpisa list i zmartwia. Radosnym gestem
personalna podawaa mu ksik spnie! - Jak to?! - jkn Lesio rozdzierajco. - Znalaza
si?! - Jak pan widzi. Znalazam j dzi rano. - Gdzie?!!!... - Niech pan sobie wyobrazi, w
szafie. Leaa na samym wierzchu. Zupenie tego nie rozumiem, musia chyba kto
podrzuci. Pani Matylda promieniaa blaskiem, a na Lesia pad mrok. Twrczy zapa opuci
go jak rk odj. Dowlk si do swojego stou i pad na krzeso, z tp rezygnacj patrzc
na rozpostart przed nim tcz. Niedugo jednak trwa ten stan rzeczy. W dwie godziny
pniej na pracowni spada znw okropna wie. Zgina ksika tajnych dokumentw!
Zmaltretowana dusza Lesia dostpia nikej pociechy na myl, e koacz si jeszcze na
wiecie jakie resztki sprawiedliwoci. Pani Matylda zacza zdradza objawy rozstroju

nerwowego. Nie robia ju nic innego, tylko przewracaa do gry nogami cay swj subowy
stan posiadania w poszukiwaniu cennego dokumentu, w gabinecie za siedzia rwnie nieco
zdenerwowany kierownik pracowni, pracowicie wertujc odnalezion ksik spnie i
szukajc w niej jakiego ladu, ktry by wytumaczy tajemnicz kradzie. Przez kilka
nastpnych dni personalna szukaa, kierownik myla, a Lesio beznadziejnie

rozmazywa po papierze rozmaite odcienie plakatwki, nieodmiennie dochodzc do


kolorystycznych absurdw. Po kilku dniach sytuacja ulega nagej zmianie. Nieoczekiwanie
i w niezrozumiay sposb znalaza si ksika tajnych dokumentw, ale za to zgina znw
ksika spnie. Nieszczsna pani Matylda bya bliska obdu. Caa pracownia trwaa w
napiciu, zaintrygowana tajemniczymi kradzieami, popenionymi przez nie znanego
sprawc z przyczyn zupenie niepojtych. W odnajdywanych kolejno dokumentach nie byo
adnych zmian, skrele ani sfaszowa, ktre mogyby da co do mylenia. W Lesia znw
stpio ycie i natchnienie. Nagle odnalaz waciwe zestawienie barw i pracowa z ognistym
zapaem. Najblisze otoczenie jo mu si przyglda najpierw nieufnie, potem ze
zdumieniem, a wreszcie z czym w rodzaju podziwu. - Wiecie, e jemu to dziwnie dobrze
wychodzi - powiedzia zaskoczony Janusz, ogldajc dzieo Lesia w czasie jego
nieobecnoci. - Kto by to pomyla?... - Bo on jest w gruncie rzeczy bardzo dobry, tylko e
niedojda - wyjania Barbara. - eby chcia cay czas tak pracowa jak teraz, toby wysoko
zaszed. Ale sami popatrzcie, znw go diabli wynieli. - Moe by go przywiza do krzesa?
- zaproponowa Karolek. - Termin mamy nad karkiem. - Co ty, jeszcze znw ataku
dostanie! Co to mu piewao? Skarpetki? - Buty - sprostowa Karolek. - I nie jemu pieway,
tylko Barbarze. Lesio trwa w twrczym szale. Poza krtkimi wypadami na piwo i na
balkon, skd dawaa si dostrzec blondynka vis ~a vis,

nie odrywa si od pracy. Nike uznanie, byskajce chwilami w piknych oczach Barbary,
przyprawiao mu skrzyda. W momencie kolejnej odmiany, to znaczy ponownego
odnalezienia ksiki spnie i zagubienia ksiki tajnych dokumentw, kolorystyka wntrz
bya ju waciwie skoczona. Zdumiewajce kradziee urzdowych rkopisw, nie
wiadomo dlaczego tak nierozerwalnie ze sob powizanych, byy tematem dnia. Nikt nie
umia ich wytumaczy i w kocu zdecydowano, e jednak kradnie Lesio, ktry wykaza si
wszak najwyraniejszym pomieszaniem zmysw. - Rozumiem, e kradnie ksik spnie
- powiedzia w zamyleniu naczelny inynier do kierownika pracowni. - Ale po choler mu
ksika tajnych dokumentw? - Moe dla zamaskowania? - powiedzia kierownik. - Taki
kamufla? Moliwe. Tylko po co j podrzuca z powrotem? - Pojcia nie mam. Ja go w
ogle, wie pan, nie mog zrozumie. I gdzie on je trzyma? Przecie za kadym razem
przeszukujemy ca pracowni! - Do domu ich nie wynosi, za to mog rczy, bo specjalnie
na niego uwaam. Oknem wyrzuca czy co? - Oknem? z trzeciego pitra?... Jako by si to
chyba na nich odbio. Ale najdziwniejsze ze wszystkiego jest to, e od czasu tych kradziey
on zacz bardzo przyzwoicie pracowa. Wie pan, e nawet jestem zaskoczony. Nie

przypuszczaem, e to taki zdolny facet, on ma wietne pomysy. Gdyby cay czas tak
pracowa, to ju nawet bybym gotw wybaczy mu te ustawiczne spnienia... Opinia o
Lesiu ulega ju

niemal cakowietej metamorfozie, kiedy nadeszo wyjanienie tajemnicy. Zamana pani


Matylda poprosia kierownika pracowni o chwil rozmowy i zdradzia sekret, przy czym
oblicze jej na zmian blado miertelnie lub te buchao ognist purpur. W p godziny
pniej znaa ten sekret caa pracownia. Ot wykryo si, i ksika spnie wraz z
ksik tajnych dokumentw tworzya jedn cao. Jedna tre bya wpisywana z jednej
strony, a druga z drugiej, do gry nogami. Zalenie od tego, ktr stron woya pani
Matylda ksik do szafy, gin lub odnajdywa si odpowiedni dokument. Przedziwne to
niedopatrzenie wpdzio personaln w bezdenn rozpacz, a cay personel w istny sza radoci.
- To chyba z tego upau - usprawiedliwiaa si zgnbiona okropnie pani Matylda. Doprawdy, nigdy w yciu nie zdarzyo mi si nic podobnego. Panie Lesiu, musz pana
gorco przeprosi, cay czas pana podejrzewaam!... Przebaczenie Lesia udao jej si
uzyska bez najmniejszego trudu, w jego egzystencji bowiem nastpi niepojty przeom.
Jego autograf znw j si systematycznie pojawia w odzyskanym dokumencie, ale
atmosfera wok autografu ulega zdecydowanej zmianie. Dugo nie mg zrozumie, na
czym rzecz polega, a wreszcie dotara do niego okrn drog wiadomo, i obaj
zwierzchnicy zdecydowali si pogodzi z jego ustawicznymi spnieniami pod warunkiem,
e nadal bdzie pracowa rwnie imponujco jak przy kolorystyce wntrz. Nigdy natomiast
nie dowiedzia si, i postanowili odnosi si do niego szczeglnie agodnie, poniewa obaj,
starannie kryjc ten fakt przed sob nawzajem, okropnie nie

lubili naraa si wariatom... agodne traktowanie miao na Lesia zbawiennny wpyw. Z


zamiaru zamordowania personalnej zrezygnowa cakowicie i sam si dziwi, jak mg tak
gupi pomys zawita mu w gowie. Niepewna dotychczas wiara w ukryte na dnie duszy
moliwoci twardniaa w nim na granit. Wykacza sw kolorystyk, czynic z niej
arcydzieo i caym jestestwem zachannie owi nike byski uznania w oczach wielbionej
kobiety. Byski rodziy nowe nadzieje, tymi nadziejami karmione uczucie pono coraz
janiejszym pomieniem i wszystko wskazywao na to, e wymarzona chwila jest tu tu. W
przeddzie odesania projektu do zatwierdzenia o godzinie wp do czwartej Janusz wrci z
wywietlarni, obadowany oprawionymi na sztywno siedmioma kompletami egzemplarzy. Popatrzcie, cud - powiedzia, patrzc z podziwem na uoone na stole stosy. - Zdylimy w
terminie! Karolek przyjrza si dokumentacji z nie mniejszym podziwem i odwrci si do
Lesia. - A ty? - spyta ciekawie. Lesio, nic nie mwic, wyniosym gestem wskaza piknie
uoone kolorowe plansze. Ostatnia, przypita na stole przed nim, wymagaa ju tylko
podpisu. - To co? - oywi si Karolek. - Moemy i do domu jak ludzie? - Jak kto... mrukna Barbara. - Ja id - owiadczy kategorycznie Janusz. - Ostatnio zapomniaem, jak
wyglda wiato dzienne na ulicy. Wyjtkowo chc zobaczy. - To ja te id - powiedzia

Karolek stanowczo i spojrza na Barbar z yczliwym

wspczuciem. - A ty nie? Zostajesz? - A widziae kiedy lusark, ktra by si sama


zrobia? - spytaa Barbara jadowicie. Lesiowi zabio serce. Zamierza podpisa plansz,
odpi j i rwnie uda si do domu, ale teraz otworzyy si przed nim z naga nowe
perspektywy. Pierwszy raz od nieskoczenie dugiego czasu mia szans zosta sam na sam z
upragnion kobiet w pustej pracowni. Chwila, o ktrej marzy, niewtpliwie nadesza. Kto
wie, czy i ona tego nie czuje, kto wie, czy nie zostaje tu nie dla gupiej lusarki, a dla niego,
dla Lesia... Godziny nadliczbowe nadeszy. W pracowni zapanowaa cisza i spokj. Dawic
si niemal wzruszeniem Lesio podnis si od swego stou, stan za krzesem Barbary i
wpatrzy si w jej potylic jak gad, hipnnotyzujcy ptaszka. Przez dug chwil nic si nie
dziao. Potylica nie reagowaa na wzrok gada. Lesio uczu, e musi dziaa. - Barbaro! szepn namitnie. - Sucham - mrukna Barbara, nie przerywajc pracy. Co najmniej
przez minut Lesio milcza, usiujc skoni do posuszestwa oporne struny gosowe. Barbaro! - szepn wreszcie jeszcze bardziej namitnie. - Cztery, dwadziecia dwa powiedziaa Barbara z irytacj i odwrcia si ku niemu. - Czego pan chce? Co pan tak stoi
nade mn jak sup soli?! - Barbaro, pani jest pikna... Barbara doskonale zdawaa sobie
spraw z tego, e jest pikna, i wiadomo ta, na og biorc, bya dla niej rdem
zadowolenia. Teraz jednak miaa przed sob piln, mczc, niemi, polegajc gwnie na

dziaaniach rachunkowych prac, za oknem czarowny, letni wieczpr, ktry wolaaby zupenie
inaczej wykorzysta, wewntrz siebie intensywne uczucie prozaicznego godu i dziwaczne
zachowanie Lesia denerwowao j jeszcze dodatkowo. - No to co? - powiedziaa z furi. To przez to pan wrs w podog? Tak sowa, jak i ton wypowiedzi nasuny Lesiowi
mgliste wraenie, e chyba jest co niedobrze. Jako niezupenie tak miaa wyglda
wymarzona chwila. Uczucia jego jednake byy wielkiej miary, nie rezygnowa wic, tylko
pochyli si nieco ku ukochanej i wbi w ni uwodzicielski wzrok. - Ja pani uwielbiam... wyszepta pomiennie. Barbara wzruszya ramionami, przyjrzaa mu si z politowaniem i
popukaa palcem w czoo. - Upa panu zaszkodzi - powiedziaa zimno. - Zreszt, jak pan
chce, to niech pan uwielbia, ale przy swoim stole. Ja nie mam czasu na wygupy. Odwrcia
si na powrt i podja prac. Lesio sta nadal, zgity niby w ukonie, wpatrzony
uwodzicielskim spojrzeniem w szczegy drzwi elaznych, ktre pojawiy si w miejscu
odsunitej sprzed jego oczu potylicy. Lodowate tchnienie zmrozio mu serce, potgujc
wraenie, e jest co niedobrze. - Taka pikna, a taka okrutna - szepn z tragicznym
wyrzutem. Od wygicia w ukonie zdrtwia mu krgosup, wyprostowa si zatem i sta
jeszcze przez chwil, usiujc wymyli nastpne dyplomatyczne posunicie. Jako nic mu
nie przychodzio do gowy. Oddali si wic wreszcie, usiad na swoim miejscu i patrzc na
Barbar westchn tak, e sfruno mu ze stou zarzdzenie wewntrzne numer sto siedem.

Upragniona chwila widocznie jeszcze nie nadesza, nie straci jednak nadziei, e kiedy
nadejdzie. Ten gaz w postaci kobiety kiedy przecie zmiknie. Postanowi nie rezygnowa.
Kropla dry ska, nie dzi, to jutro, nie jutro, to pojutrze jego uczucie trafi wreszcie do tego
kamiennego serca. Czas pyn, nie przynoszc adnych pozytywnych zmian. Wysiki Lesia
wci nie daway podanych rezultatw. Pomimo przesiedzenia w pracowni niezliczonych
godzin nadliczbowych, pomimo westchnie, ktre, razem wzite, zoyyby si na niezy
huragan, pomimo tysica powczystych spojrze nie posun si ani o krok naprzd.
Przeciwnie, wszystko wskazywao na to, e z popiechem czyni liczne kroki do tyu.
Zaabsorbowany uwodzeniem poniecha zainteresowania prac. Nastpny projekt by ju w
peni rozkwitu, Janusz i Karolek zaczli rysunki robocze, Barbara pogrya si w
szczegowym opracowaniu terenu, a Lesio nic. Dajcy si wyczu w atmosferze element
popiechu umkn jego uwadze. By zreszt zdania, i jego talent objawi si ju w stopniu
najzupeniej wystarczajcym, eby mg teraz pozwoli sobie na dowolne zaniedbanie
gupiej dziaalnoci subowej i zgodnie ztym przekonaniem zaniedba jej cakowicie.
Zdanie Lesia byo jednake odosobnione. Cae otoczenie miao na ten temat pogldy
najzupeniej odmienne. Janusz coraz czciej wydawa z siebie co jakby wcieky warkot,
Barbara patrzya nieyczliwie i ze wstrtem, kierownik pracowni za, ogldajc mietnik na
stole Lesia, kiwa ponuro gow. - Wie pan, e ja ju do niego

nie mam siy - zwierzy si w gabinecie naczelnemu inynierowi. - Po tym zrywie znw
kompletnie oklap. Nic nie robi, spnia si codziennie, a tu przecie terminy na karku. - A
to jest taki zdolny chopak - odpar naczelny inynier w zamyleniu. - W tym co jest. Moe
on jest chory? - Chyba umysowo - powiedzia kierownik pracowni w zdenerwowaniu. - Ju
sam nie wiem, co z nim robi. Da mu nagan czy pochwa, czy co? Wyrzuci go szkoda, bo
sam pan widzia, te wntrza zrobi nadspodziewanie wietnie. Cigle mam nadziej, e co na
niego wpynie... Zapatrzony w Barbar Lesio po dugim okresie uwodzicielskich wysikw
zacz mglicie dostrzega, e znw jest co nie w porzdku. Ju wygldao na to, e si na
nim poznali, e go prawie docenili, e obudzi w nich trway podziw i szacunek, a tu nagle,
nie wiadomo dlaczego, wyranie co si psuje. Znw zaczynaj si nad nim znca, Janusz w
idiotyczny sposb czepia si o rysunki robocze, kierownik pracowni gldzi co o
spnieniach, a Barbara si opiera. Dlaczego ona si opiera?... I w ogle czego oni
wszyscy chc? Przecie chyba wiadomo, e taki czowiek jak on nie moe angaowa si
twrczych w jakie tam gupie szczegy budowlane, kiedy tu obok, pod nosem, ma taki
kwiat, tak kwintesencj kobiecoci, ktrej absolutnie nie moe zostawi odogiem, ktr
musi posi, uwie, zdoby, roznamitni!... Dopiero jej uczucie, jej uwielbienie ugruntuje
w nim talent, ktry ju da zna o sobie, a teraz tylko czeka stosownej chwili, eby bysn
wspaniaym, olepiajcym pomieniem! Talent czeka, kierownik

pracowni okazywa coraz wiksze zniecierpliwienie, a Barbara z uporem odrzucaa czue


awanse. Niepokojony mczcymi wraeniami Lesio, nie umiejc znale innego wyjanienia,

doszed do wniosku, e na drodze do zwycistwa stoj mu chyba tylko te cholerne buty.


Jugosowiaskie, dziurkowane, z woskimi nosami... Ma w pracowni rywala, jakiego
odraajcego kretyna, ktry opta t wspania kobiet niewtpliwie podstpem, kadc si
w ten sposb nieruchaw kod na drodze jego ycia. To wstrtne indywiduum naley
bezwzgldnie usun! Wszystko jedno w jaki sposb, byleby si go wreszcie definitywnie
pozby! eby si go pozby, trzeba najpierw wykry, kto nim jest! Nie wiadomo, jak dugo i
jakimi metodami rozwizywaby Lesio t zagadk, gdyby nie dopomg mu prosty
przypadek. Lato stulecia miao si ku kocowi, ale upa wci jeszcze panowa nieznony.
Przechodzcy obok stou Barbary Janusz zatrzyma si, spojrza na rozoony przed ni plan
sytuacyjny, chwil patrzy, jakby nie pojmujc, co widzi, po czym na twarzy jego pojawi si
wyraz osupienia. - Na miosierdzie paskie - powiedzia ze zgroz. - Co ty robisz?
Projektujesz puszcz? Oderwana od rysunku Barbara spojrzaa na niego niechtnie. - Co
ci si nie podoba? - spytaa wrogo. - Jak puszcz? - zaciekawi si rwnoczenie Karolek.
- No sam popatrz! Niech skonam, rezerwat przyrody! Co j napado? - Rzeczywicie przyzna Karolek, stajc obok Janusza. - Po co ci tyle drzew? - Jak to po co? - oburzya si
Barbara. - Idiotyczne pytanie! A

od czego ma by cie? Jak to sobie wyobraacie, na osiedlu mieszkaniowym takie goe


paszczyzny bez cienia?! Janusz i Karolek zamilkli wpatrzeni w plansz i zaskoczeni
wyjanieniem. Lesio podnis si z miejsca i stan za Barbar. - Ona chyba ma racj powiedzia Karolek niepewnie. - Rzeczywocie, bez cienia nie mona w ogle wytrzyma. Faktycznie - przyzna Janusz. - Nie przyszo mi to do gowy, z tego upau to ju czowiek
idiocieje. Ale tu masz co? Tereny zabaw dziecicych? Czy ja wiem, pnocne wiato, to ju
bym im da... - Ja bym te daa - westchna Barbara. - Ale zobacz, po drugiej stronie jest
chodnik i awki pomidzy trawnikami. Na tych awkach to co, maj si upiec? - No
rzeczywicie... Wszyscy troje pochylili si nad rysunkiem, troskliwie sprawdzajc, czy
wszystkie awki, przejcia piesze, dojazdy i parkingi samochodowe s dostatecznie
zacienione. Dowiadczenia ostatnich kilkunastu tygodni niezbicie wykazyway, i
piciominutowy pobyt na socu bezwzgldnie powinien skoczy si udarem. Straszliwa
dungla na planie sytuacyjnym, zaskakujca w pierwszej chwili, zaraz w nastpnej
okazywaa si w peni suszna i uzasadniona. Nad Barbar pochyli si i Lesio, zagldajcy
jej przez rami. Zajta zieleni i niewiadoma jego obecnoci Barbara wyprostowaa si
nagle i wyrna go gow w szczk. Dwa jki zgodnie zabrzmiay jak jeden. Lesio
chwyci si za twarz, a Barbara za ciemi. W jednej parze oczu pojawi si bolesny wyrzut,
w drugiej zapona wcieka furia. - Powiedzcie mu! - wysyczaa

wcieka furia. - Powiedzcie mu, bo jak ja mwi, to on nie rozumie! Powiedzcie mu, e jak
mi tu jeszcze raz stanie jak ten pie, jak zy duch, jak wyrzut sumienia, to przysigam, e mu
zrobi co zego! - Chyba ju mu zrobia? - zauway uprzejmie Karolek. Janusz przyjrza
si poszkodowanemu z umiarkowanym zaciekawieniem i znw pochyli si nad rysunkiem.

Gboko rozgoryczony Lesio porzuci towarzystwo i wci trzymajc si za szczk wyszed


na subowy balkon. Czas jaki posta przy balustradzie patrzc z gry na ulic i
przetrawiajc kolejne niepowodzenie. Na balustrad wiecio soce, cofn si wic i usiad
w cieniu, pod cian, na niewielkiej kupce starych odbitek, z zamiarem twrczego
przeanalizowania sytuacji. Bl szczki powoli przycich. Lesio oderwa do od twarzy,
pogrzeba po kieszeniach i zapali papierosa. Twrcze rozwaania uporczywie i nieodmiennie
doprowadziy go do tego samego wniosku. Musi zdoby Barbar! To jest ten prg, ktry
bezwzgldnie powinien przekroczy, od tego bowiem zaley jego ycie. Musi tego dokona,
eby mc wreszcie bez przeszkd zabysn talentem, zdolnociami, pokaza, co potrafi,
otrzsn si raz na zawsze z tego idiotycznego pecha, ktry go przeladuje na kadym
kroku. Musi zdoby Barbar!... Na balkonie naprzeciwko ukazaa si nagle pontna
blondynka. Myli Lesia zrobiy si nieco mtne i jakby mniej kategoryczne. Troch zblady,
troch si pomieszay, zaczy si rwa, a wreszcie rozproszyy si jak sposzone gawrony.
Pospny nastrj gdzie zgin, waciciel nastroju za

zapatrzy si zachannie w pojawiajc si i znikajc blondynk. Kiedy znika na dobre,


okazao si, e siedzi tak ju prawie dwie godziny, a rwnoczenie poczu gd, co niezbicie
wskazywao, e nyjwyszy czas uda si do domu na obiad. Wsta z podogi nieco
zdrtwiay, rzuci ostatnie spojrzenie na balkon blondynki, nastpnie zajrza w gb pokoju i
zamar. Widok w gbi by dla niego ciosem w samo serce! Na krtk chwil wszelkie
wadze fizyczne i umysowe odmwiy mu posuszestwa. Zaraz potem w duszy jego
rozszalaa si straszliwa burza, tym straszliwsza, e wzmocniona rozterk. W tajfunie uczu
absolutnie nie mg tak na poczekaniu rozstrzygn, czy spotkao go tragiczne nieszczcie,
jakim bya wyrana zdrada piknej Barbary, czy te niespodziewany sukces, w postaci
wykrycia tajemniczego, znienawidzonego rywala. Przytkn twarz do szyby i dzikim
wzrokiem wpatrzy si w dwuosobow grup wewntrz pokoju. Przez pierwszych kilka
chwil nie udawao mu si zidentyfikowa odraajcego osobnika nie tylko dlatego, e
usytuowanie obu zajtych sob postaci nie sprzyjao identyfikacji, ale te i z tej przyczyny, e
szalecza zazdro zmcia mu jasno spojrzenia. Po niesychanie dugich wiekach osoby
oderway si od siebie tylko po to, eby, zmieniwszy nieco konfiguracj, natychmiast
powrci do wykonywanych uprzednio czynnoci. Ten krtki moment jednake wystarczy
Lesiowi. Oderwa si od szyby i na uginajcych si nogach usiad na powrt na odbitkach,
eby nie

patrze na ohydny obraz. Rozszalae myli wykonyway mu w gowie jaki obdny dance
macabre. Po bardzo dugim czasie z absolutnego chaosu wyonia si wreszcie jedna i
przybraa posta kategorycznej, niezomnej, niezachwianej decyzji. Zrezygnowawszy
definitywnie z personalnej pospnie zdeterminowany Lesio postanowi sobie, e zamorduje
naczelnego inyniera...
Zbrodnicze zamiary powoli zaczynay stawa si dla Lesia chlebem powszednim i

wchodzi mu w nag. Optany na nowo krwioercz mani przesta zwraca uwag na


atmosfer pracowni i opinie otoczenia. Spojrzenia, rzucane na Barbar, z czuych i
powczystych przeobraziy si w namitnie ponure. Zaniecha chodzenia na piwo i
przesiadywania na balkonie, nie chcc ani na chwil traci z oczu przedmiotu swych uczu,
obawia si bowiem niejasno, e dzikie pragnienie zemsty, niedostatecznie podsycane,
mogoby straci na intensywnoci. Szalejcej w nim burzy musia jednak da jakie ujcie,
szarpice nim namitnoci musiay si wyadowa w jakich wielkich czynach, chwyci si
wic jedynego, co mu byo na razie dostpne. Rzuci si na rysunki robocze jak wygodniay
sp na padlin!
Niebotycznie zdumiony i zaskoczony Janusz zdejmowa z jego stou kolejne arkusze kalki i
sprawdza je skrupulatnie, podejrzewajc Lesia o jakie tajemnicze szachrajstwo.
Szachrajstwa jednake najwyraniej w wiecie nie byo, daway si natomiast dostrzec pewne
drobne niedokadnoci. Miotany szaem na miar kosmiczn autor nie znia si

do zwracania uwagi na gupie drobiazgi. - adnej rubki. Cholera. Nie wyrysuje - mwi z
zakopotaniem Janusz, wykorzystujc chwilow nieobecno Lesia i ogldajc nastpny
rysunek. - adnego zamka! Zakotwienia w ogle pomija! Da mu, eby uzupeni? Jak
mylicie? - Lepiej nie - poradzi Karolek. - Moe si zrazi. Zasuwa jak szatan, niech robi
bez rubek. Uzupeni to wszystko aden problem, a ostatnio wzi takie tempo, e chyba
skoczymy przed terminem. - Byle mu si tylko nie odmienio - zatroska si Janusz. Tote wanie. Lepiej z nim ostronie postpowa. Jak tak dalej pjdzie, to zobaczycie, on w
kocu nagrod dostanie... Lesio tymczasem rozmyla o zbrodni. Z mciw satysfakcj
rozwaa rozmaite sytuacje, ktrych kocowym akcentem nieodmiennie bya tragiczna
mier wroga. Postanowi przygotowa wszystko z najdoskonalsz starannoci, eby si ju
nie wygupi tak, jak przy personalnej. Teraz si ju nie cofnie, o nie! Poniecha myli o
zuytkowaniu w morderczych celach terenu biura i przenis rzecz w plener. Naczelny
inynier mieszka na peryferiach, w pobliu fortu mokotowskiego, wrd gstej zieleni,
obrastajcej jednorodzinne wille. Lesio uzna, i najlepiej bdzie dokona na niego napadu o
jakiej pnej godzinie, gdzie w okolicach jego domu. Naczelny inynier ostatnio pracowa
do pna w noc i nic nie stao na przeszkodzie, eby mu rozbi gow cikim przedmiotem
w chwili, kiedy bdzie wraca pustymi ulicami. Rozpoznania terenu przyszy zbrodniarz
wprawdzie nie przeprowadzi, ale za to

usiowa przygotowa sobie ciki przedmiot. Dugo waha si i rozmyla chodzc po


ulicach, biorc do rki i wac w niej to kamie, to ceg, wszystko jednak wydawao mu si
troch nieporczne. A cios musia by wszak zadany precyzyjnie, eby wykluczy
niepodane niespodzianki. Wreszcie zdecydowa si na motek. Motek jako narzdzie
mordu z dawien dawna ju by wyprbowany przez licznych przestpcw i zawsze spenia
swoje zadanie, jedyny kopot polega tylko na tym, skd go wzi. W adnym wypadku nie

naleao posugiwa si motkiem subowym, a tym bardziej posiadanym w domu. Kupno


byo rwnie niewskazane. Pozostao zatem tylko jedno, a mianowicie kradzie. Nigdy w
yciu dotychczas Lesio niczego nie krad. Pozornie proste przedsiwzicie okazao si dla
niego nad wyraz skomplikowane. Nie przeczuwajc trudnoci uda si do sklepu z
narzdziami stolarskimi i tam, wpatrzony zachannie w motki, naby hebel, dwa kilo
gwodzi, sztamajz i pi do drewna. Przynisszy owe zakupy do domu, ujrza w oczach
ony bysk radosnego zainteresowania. - Wielki Boe - powiedziaa, pena nadziei. Czyby naprawd zamierza naprawi wreszcie drzwiczki w szafce i zrobi ten rega? Co? - spyta Lesio, zaskoczony, bo nie rega mia teraz w gowie. - A!... No tak, oczywicie,
chyba ju najwyszy czas. Zaciekawione spojrzenia maonki zmusiy go do dalszych
wysikw, zmierzajcych do ratowania pozorw. Za wszelk cen trzeba byo unikn
podejrze. Rozoy wic w domu co w rodzaju warsztatu stolarskiego, dokupi kilka

desek i co jaki czas odpiowywa z nich pracowicie po kilka kawakw, zgrzytajc zbami
nie gorzej ni pi. W nastpnym sklepie, do ktrego uda si po zoeniu sobie przysigi, e
niczego wicej kupowa nie bdzie, okaza si jedynym klientem. Sprzedawca w braku
innego zajcia przyglda mu si bacznie, warunki wic najwyraniej w wiecie nie sprzyjay
kradziey. W M$h$d elazem z kolei by tok. Motki stay na ladzie, wystawione na pokaz.
Wpatrzony z pozorn uwag w kolekcj zamkw i kluczy Lesio j na olep maca rk w
kierunku upragnionych przedmiotw, w wyniku czego zrzuci na arkusz blachy pudeko ze
rubami. ruby na blasze narobiy tak piekielnego haasu, e, dokadnie zapamitany przez
wszystkich obecnych, Lesio poniecha myli o przestpstwie take i w tym sklepie. W
nastpnym postanowi zadziaa energiczniej. Rezultatem dziaania byo uprzejme
zainteresowanie ekspedientki, ktra powiedziaa do niego: - Czterdzieci siedem zotych. Co? - spyta Lesio, wzdrygnwszy si gwatownie. - Te motki, po czterdzieci siedem.
Innych nie ma. - adnego motka nie chc! - odpar Lesio stanowczo i z uraz i porzucajc
skrzynk pen motkw, z ktrych jeden usiowa przed chwil nieznacznie sobie
przywaszczy, czym prdzej opuci niesympatyczny sklep. Szed ulic zniechcony i
zdenerwowany, bliski niemal rezygnacji z tak komplikujcych si zamiarw, z rosncym w
duszy poczuciem beznadziejnoci wysikw, kiedy nagle wpadli mu w oko robotnicy,
naprawiajcy jezdni. Tu przy znaku

informujcym o robotach drogowych sta sobie nie tyle motek, ile potworny mot do
rozbijania kamieni. Na ten widok pochmurne oblicze Lesia rozpromienio si radosnym
blaskiem i wiara w siebie na nowo zakwita mu w sercu. Zatrzyma si, obejrza bystrze
pracujcych opodal robotnikw, oceni sytuacj i czynic dziwne zygzaki stanowczym
krokiem zbliy si do mota. Zamiarem jego byo stworzenie pozoru beztroskiego przejcia
przez jezdni akurat w tym miejscu, po czym mot powinien by znale si w jego rku. Tak
si te stao, z t tylko niewielk rnic i beztroskie przejcie Lesia przez jezdni, ogldane
przez stojcego na chodniku, w cieniu drzewa, milicjanta, uczynio na tym ostatnim wraenie

zataczania si niezdecydowanego pijaka. Uchwyciwszy mot Lesio ugi si pod jego


nadspodziewanie wielkim ciarem, co owo wraenie jeszcze pogbio. Icie tropikalny
upa, odczuwany take przez przedstawiciela wadzy, sprawi, e miertelnie zmczony,
koczcy wanie sub milicjant mia nieco spnione reakcje. Zda sobie spraw z braku
mota dopiero w momencie, kiedy Lesio skrca w najblisz przecznic. Przeraliwy gwizd
poderwa zoczyc do szaleczego galopu. Gnany panicznym przeraeniem rwa przed
siebie jak sposzony jele, rycho ginc z oczu pogoni, ktra nawet nie bya zupenie pewna,
czy istotnie naley go apa. Dotar do domu po ptorej godzinie okrn drog, bocznymi
ulicami, na piechot, z motem ukrytym pod letnim wdziankiem, opywajcy potem i do
ostatecznoci wyczerpany. W otpiaym umyle lga mu si

rozpacz. Najchtniej zrezygnowaby ju z zaplanowanej zbrodni i pozby si ukradzionego


narzdzia, ale nie mia odwagi go wyrzuci. Mot przyrs mu do ciaa i pcha go przed
siebie, w jak okropno, ktr, chcc czy nie chcc, bdzie musia popeni. Wydawao mu
si, e, odstawiony w jaki zakamarek, wyskoczy ze i pogoni za nim. Nie widzc innego
wyjacia Lesio donis mot do domu, na palcach wszed do przedpokoju i syszc z wntrza
mieszkania gos ony, w nerwowym popiechu wbi na si narzdzie zbrodni do szafki z
butami. Otar pot z czoa i powoli zacz przychodzi do siebie. Godzina morderstwa
zbliaa si nieubaganie. Stosowna pomoc materialna czekaa w szafce z obuwiem.
Bezwzgldnie naleao teraz wypracowa sobie szczegowy plan dziaania, a nastpnie
precyzyjnie go wykona. Nazajutrz po dokonaniu kradziey pnym wieczorem Lesio
usiad w fotelu, zapali papierosa i przystpi do rozmyla. Naczelny inynier opuszcza
biuro po pnocy i okoo pierwszej dociera do siebie. Jego terminowa praca, stwarzajca tak
dogodne dla zbrodni warunki, bya ju na ukoczeniu. Jeli ma zosta zamordowany, to musi
to nastpi czym prdzej, ju, najlepiej dzi, bo jutro moe by za pno... Na myl, e
chwila realizacji niezomnego postanowienia nadesza i trzeba natychmiast pody na
spotkanie z ofiar, Lesio odczu dziwn niech do ruchu. Wola si jeszcze pozastanawia.
Oczyma duszy ujrza bezwadne ciao rywala, staczajce si ze schodkw przed domem i
widok ten napeni go pospn satysfakcj. Napawa si

ni przez chwil, po czym pomyla, e waciwie nie ma powodu do popiechu. Naczelny


inynier niewtpliwie kiedy tam jeszcze bdzie wraca pno, on go wyledzi, zakradnie si
za nim z motem w doni... Zreszt, moe istotnie lepiej zaatwi to zaraz?... Oczywicie, z
pewnoci lepiej, jasne, e trzeba dzi. Nic go nie zmusza, ale lepiej. Wobec tego ju idzie,
tylko jeszcze chwil odpocznie. Wskazwki stojcego przed Lesiem zegarka pokazay
godzin dwunast. Pchnity tajemnicz, nadprzyrodzon si podnis si z fotela, przeszed
do przedpokoju, wyj mot z szafki, cicho zamkn za sob drzwi i ruszy przed siebie. By
w podniosym nastroju i czu niezwyk jasno umysu. Rwnoczenie by te szalenie
przejty, do tego stopnia, e nie zauway nawet, kiedy przeby ca drog i znalaz si przed
domem naczelnego inyniera. Ukry si w zarolach i czeka. Pod dom podjechaa

takswka, z ktrej wysiad naczelny inynier. Nim przeszed przez trawnik i dotar do
schodkw, takswka ruszya i ja si oddala. Naczelny inynier otwiera kluczem swoje
drzwi, a za nim Lesio, wylazszy z krzeww, skrada si ostronie i cicho, jak dziki zwierz,
tym bardziej do podobny, e, nie wiadomo po co, na czworakach. Na czworakach wbieg na
schodki i wyprostowa si dopiero za plecami rywala. To nie Lesio uczyni potny
zamach! To mot sam skoczy do gry, pocigajc za sob jego rk i mot sam, straszliwym
ciosem, trafi w czaszk ofiary! Naczelny inynier, padajc, wyda z siebie przeraliwy jk,
tak gony, e Lesia na chwil wrcz sparaliowao.

Niespokojnie rozejrza si wok i ju mia rzuci si do ucieczki, kiedy nagle nastpio co


strasznego! Odjedajca takswka zatrzymaa si, po czym wstecznym biegiem ruszya do
tyu. Rozleg si przenikliwy dwik klaksonu, okna jednorodzinnych domkw zaczy si
otwiera, zewszd jy dobiega jakie pytania i okrzyki, a na domiar zego z jadcej tyem
takswki wyskoczy umundurowany milicjant z pistoletem w doni. Tego ju byo doprawdy
za wiele! Szarpnity panicznym przeraeniem Lesio skoczy przed siebie wprost w czarn,
nieznan, zadrzewion przestrze! Pdzi po wertepach, przedziera si przez krzewy i
zarola, potyka o jakie korzenie, przez cay czas nie wypuszczajc z rk mota, pamitny, i
dla zamaskowania zbrodni bezwzgldnie musi go wrzuci do Wisy. Bro Boe, nie gubi
byle gdzie! Pocig za nim nie ustawa. Co gorsza, skd, z dala, dobieg jego uszu dwik,
ktry zmrozi mu krew w yach. Szczekanie psw! Lada chwila wywsz go i dopadn
milicyjne psy! Co robi?! Zarola skoczyy si nagle i zziajany Lesio ujrza przed sob
ulic, po ktrej jecha nocny autobus. Autobus wanie zatrzyma si na przystanku i Lesio
run do rodka, mtnie mylc, e dolecia tak chyba a do wirki i Wigury, cay czas
bowiem ucieka na zachd. W autobusie czyha nastpny wrg, konduktor, przed ktrym
trzeba byo ukry mot. Lesio schowa go za plecami, pod marynark, ale musia przecie
zapaci za bilet. Czynic dziwne ruchy usiowa zaatwi to jedn rk, w drugiej z

trudem trzymajc przeklte narzdzie. Przyjmujcy pienidze konduktor podejrzliwie


przyglda si fragmentom mota, wystajcym Lesiowi coraz to z innej strony. W nagym
przypywie natchnienia Lesio doszed do wniosku, e nie pozostaje mu nic innego, jak tylko
udawa sportowca. Z determinacj wyj mot zza plecw i usiujc podrzuci go niedbale,
rzek z nerwowym chichotem: - Jak to jednak wciga, niech pan popatrzy, do pnej nocy...
Ten rzut motem. - A tak - odpar konduktor, patrzc na niego dziwnie. - I rzut kowadem.
Osobliwa odpowied zaskoczya Lesia do tego stopnia, e niedbale podrzucany mot wylecia
mu z rki i upn w podog, wstrzsajc caym autobusem. To by koniec. Lesia ogarn
ostateczny popoch. Teraz ju wszystko przepado, konduktor zapamita go jak amen w
pacierzu! Nie do na tym, kierowca, zdenerwowany niezrozumiaym wstrzsem, zatrzymuje
autobus, nieliczni pasaerowie odwracaj si i wytrzeszczaj na niego oczy, a z daleka, z tyu,
sycha syren milicyjnego wozu! W panice chwyci mot i wyskoczy z autobusu. W chwil
potem ju lea na ziemi, a nad nim sta wielki, potny pies, szczerzc zby i warczc...

Wszystkie nastpne wydarzenia byy jednym, koszmarnym snem. Jak przez mg ujrza si w
sali sdowej, na awie oskaronych, w uszach zabrzmiay mu jakie straszne sowa i nagle
poj, e te sowa to jest wyrok. Nieodwoalny, nieodwracalny wyrok, skazujcy go na
doywotnie cikie wizienie... Jedyne uczucia, jakich doznawa, to byo przeraenie i

bezgraniczna rozpacz. Co mu do gowy strzelio, eby mordowa naczelnego inyniera,


porzdnego, szlachetnego, sympatycznego czowieka?! Chyba oszala, po co mu to byo?!
Mia przecie cae ycie przed sob, cae ycie, tak gupio zmarnowane!... Przytomno
umysu odzyska w jakich dziwnych warunkach, niepodobnych do niczego, co mgby sobie
przypomnie. Wok niego panowaa ciemno, sabo rozjaniona blaskiem maego kaganka.
Chcia si poruszy, ale okazao si, e jest przykuty do ciany grubym, elaznym acuchem
i na takim samym acuchu ma uczepion u nogi cik, elazn kul. Siedzi na ziemi,
cholernie twardej, zimnej, wilgotnej ziemi, wok niego ley nieco starej somy, a na tej
somie, wprost przed jego oczami, jak wieczny wyrzut sumienia, spoczywa potworny,
kamieniarski mot. Wosy stany mu dba na gowie, poniewa poj, e to jest wanie owo
cikie wizienie, na ktre zosta doywotnio skazany! Obok niego sta dzbanek z wod i
miska z jak ciemn mazi, zapewne posikiem, w mazi za tkwi widelec. Do jedzenia
Lesio nie czu zbytniej ochoty, ale widelec postanowi zuytkowa. Skazany na doywotni
pobyt w tak koszmarnym miejscu nie mia nic do stracenia. Mia za to mnstwo czasu, jakie,
bd co bd, narzdzie i mur, ktrego konsystencja bya mu doskonale znana. Wycign
widelec i zacz nim ostronie duba w cianie. Po pewnym czasie udao mu si wyduba
tyle, e wyj jedn ceg, potem drug i wkrtce w cianie powsta otwr wielkoci okoo
p metra kwadratowego. I wwczas nastpia rzecz

straszna! Zmartwiay z przeraenia Lesio patrzy i nie mg si ruszy. Nadwerona ciana


zacza si chwia, wybrzuszya si, wypada jedna cega, potem druga, za nimi z rumorem i
hukiem run wielki kawa muru, a z powstaego w ten sposb otworu wypad
najprawdziwszy w wiecie autentyczny kociotrup! To, e Lesio siedzia teraz w koszmarnej
celi wiziennej, nadal przykuty do rezstek ciany, zasypany cegami i gruzem, w objciach
kociotrupa, to byo jeszcze nic. Najprzeraliwszy ze wszystkiego by fakt, e w kociotrup
warcza. Warcza Lesiowi nad uchem okropnym, przenikliwym, metalicznym dwikiem i
wszystko wskazywao na to, e bdzie tak warcza a do dnia Sdu Ostatecznego! Tego byo
dla Lesia za wiele. Z panicznym krzykiem szarpn si, chcc zrzuci z siebie upiorny
szkielet, z caej siy machn obcionymi acuchem rkami i z caej siy upn si w okie.
Na krtki moment stany mu w oczach wszystkie gwiazdy na firmamencie niebieskim, a
potem nagle oprzytomnia. Warcza budzik. Lesio lea pod fotelem we wasnym
mieszkaniu i cholernie bola go okie. Warczcy budzik lea obok niego, wskazujc szst
godzin. Za oknem by jasny, soneczny dzie. Przez nieskoczenie dug chwil nie mg
poj, co si waciwie dzieje. Jak to, zabi przecie naczelnego inyniera?! Gdzie jest cela,
gdzie kociotrup?! Czyby ten cay koszmar by snem?... Nie dowierzajc swemu szczciu

Lesio nie mia si jeszcze poruszy. Ze wzruszenia zabrako mu tchu. Lea z bolcym
okciem pod fotelem i

wydawao mu si, e ley w najpikniejszym miejscu wiata. Nagle przypomnia mu si


ukradziony mot i zimny pot obla go od stp do gw. Zerwa si z bijcym sercem, wpad
do przedpokoju i rzuci si do szafki z butami. Mot tkwi w rodku. Potwornie
zdenerwowany Lesio pomyla tylko jedno: e musi go natychmiast usun, wyrzuci,
zniszczy, pozby si go, unicestwi jakimkolwiek sposobem, tak, jakby mot posiada w
sobie nadprzyrodzon si, ktra w straszliwy koszmar senny mogaby zamieni w
rzeczywisto. Chwyci go, chcc wycign, ale wbity uprzednio przemoc mot ani drgn.
W Lesia wstpiy nadludzkie siy. Zapar si nog i szarpn tak, jak nie szarpa jeszcze
niczego nigdy w yciu! Okropny rumor obudzi on Lesia. Wyrwana ze snu, na wp
przytomna, wpada do przedpokoju i ujrzaa swego ma, siedzcego na pododze, wrd
szcztkw szafki wyrwanej ze ciany, przysypanego nieco tynkiem, przywalonego
oberwanym wieszakiem, piastujcego w ramionach potwornej wielkoci mot do rozbijania
kamieni. Trzewa, spokojna, zrwnowaona Kasieka na ten widok - zemdlaa.
Tym razem Lesio wkroczy do biura punktualnie. Od szstej rano mia najzupeniej duo
czasu na ocucenie ony, uprztnicie ruiny w przedpokoju i zoenie odpowiednich
wyjanie. Zdy nawet pojecha takswk na most Poniatowskiego i wrzuci mordercze
narzdzie do Wisy, budzc tym due zdumienie kierowcy. Nie mniejsze zdumienie obudzio
teraz zarwno jego punktualne przybycie do pracy, jak i nieco osobliwe zachowanie.

Od chwili przekroczenia progw biura Lesio z gorczkowym niepokojem j si dopytywa


o naczelnego inyniera. Naczelnego inyniera jeszcze nie byo i nikt nie umia wyjani, co
si z nim dzieje. Niepokj Lesia potnia i rs. Wspomnienie nocnego koszmaru i
irracjonalny lk o ycie niedoszej ofiary guszyy w nim wszelkie inne uczucia i odbieray
niemal przytomno umysu. Nie by w stanie nic robi. Trwa w okropnym napiciu
nerwowym, tracc do reszty poczucie rzeczywistoci i zaraajc zdenerwowaniem
wsppracownikw. Kierownik pracowni po dugich i dociekliwych rozwaaniach,
popartych naradami z niektrymi czonkami personelu, doszed wanie poprzedniego dnia
do wnioskw, nader dla Lesia pochlebnych. Uzna, e ma w swojej pracowni talent, ktry
obowizkiem jego jest kultywowa i ktremu powinien dopomc w rozkwicie. Doceni
wspaniay, twrczy zryw Lesia, poj odrbno jego artystycznej duszy i postanowi
wyprbowa now metod dziaania. Pani Matylda zostaa delikatnie poinstruowana w
kwestii zagodzenia dyscypliny pracy, Lesiowi za przyznano nagrod z okazji wita
pastwowego, ktre wprawdzie mino jaki czas temu, ale finansowo czczone byo dopiero
teraz. Zdecydowawszy si na te wszystkie posunicia kierownik pracowni zwoa zebranie
w celu poinformowania pracownikw o przyznanych premiach i nagrodach. Przybra
przyjemny wyraz twarzy, wygosi krtkie przemwienie okolicznociowe, po czym peen
sympatii i yczliwoci zwrci si do Lesia, ktry na tym zebraniu mia by gwn osob.

- Ciesz si, panie Lesiu... - powiedzia serdecznie i urwa. Dziki, sposzony wzrok Lesia,
rzucane wok nieprzytomne spojrzenia, tragicznie blada twarz, zaniepokoiy go i sprawiy,
e nieco straci wtek. - Ciesz si... - powtrzy niemrawo i niepewnie. - Ciesz si... Lesio
by u szczytu napicia nerwowego. Nie rozumia ani sowa z tego, co mwi kierownik
pracowni. Z kierunku jego spojrzenia wywnioskowa tylko mglicie, e mwi do niego, a
uczynion przeze przerw poj jako oczekiwanie na odpowied. Nie chcc si zdradzi z
dramatycznym stanem ducha, postanowi udzieli jakiejkolwiek. Otworzy usta raz i drugi
bezskutecznie i wreszcie udao mu si wydoby z siebie gos. - Gdzie Zbyszek?!... wyjcza chrypliwie z akcentem nieopisanej rozpaczy. Kierownik pracowni poczu, e mu
si robi dziwnie gorco. Niezrozumiay stan Lesia zacz mu si udziela. Utkwi w nim
wzrok, w ktrym osupienie mieszao si ze zgroz. - Ciesz si... - powtrzy, zdajc sobie
spraw, e mwi co bez sensu, ale nie mogc si ju opanowa. - Ciesz si... e gdzie
Zbyszek... Co?... Jak to, tu Zbyszek! - doda popiesznie, z uczuciem najwyszej ulgi widzc
wchodzcego naczelnego inyniera. Naczelny inynier wszed nie przewidujc nic zego i
zdziwi si, ujrzawszy utkwione w sobie wszystkie spojrzenia. Zaskoczony zatrzyma si w
drzwiach i w tym momencie Lesio odzyska wadze fizyczne i umysowe. - Kochany!!! rykn rozdzierajco i pad w objcia niedoszej ofiary, pokrywajc w upojeniu jej twarz i
popiersie

szaleczymi pocaunkami. Naczelny inynier w pierwszej chwili zupenie zdrtwia. W


oszoomieniu usiowa wydoby si spod tej burzy uczu, ale Lesio trzyma go twardo i z
caej siy przyciska do ona. - Kochany!!! - wykrzykiwa, paczc niemal ze szczcia. Najdroszy!!!... Naczelnemu inynierowi przelecia po krzyu zimny dreszcz, obudzio si w
nim bowiem potworne podejrzenie, e Lesio, wraz z utrat zdrowych zmysw, straci te
zdolno rozrniania pci, na obiekt uczu za, szczeglnym trafem, wybra sobie wanie
jego. Gwatownie protestujc czyni rozpaczliwe i bezskuteczne wysiki, a wreszcie poczu
si zmuszony wezwa na pomoc znieruchomiaych i oniemiaych wsppracownikw. Ruszcie si, do cholery! - wrzasn z wciekoci. - Zabierzcie tego zboczeca!!! Panie
Lesiu, pan zwariowa! Id pan do wszystkich diabw!! Zamieszanie, ktre wybucho w
wyniku zespoowego odrywania oszalaego z mioci Lesia od jego ofiary, uspokoio si po
kwadransie. Kierownik pracowni, przyszedszy nieco do siebie, mg na nowo przystpi do
nie zakoczonego tematu nagrd i wyrnie. Wyjanienie Lesia, jakoby mia okropny sen z
naczelnym inynierem w roli gwnej, acz chaotyczne, wszystkim wydao si
przekonywajce. On sam tylko wci jeszcze nie mg cakowicie odzyska rwnowagi, jak
rwnie nie mg si powstrzyma od rzucania na naczelnego inyniera rozkochanych
spojrze. Kierownik pracowni znw zbliy si do niego i wycign rk. - Ciesz si,
panie Lesiu, naprawd si ciesz, e

moglimy wreszcie wyrazi panu uznanie za prac - powiedzia serdecznie, ciskajc jego
do. - Mam nadziej, e to nie ostatni raz. Ufam, i niejednokrotnie bdziemy mieli takie
okazje... Oszoomiony Lesio z trudem oderwa na chwil wzrok od naczelnego inyniera i
popatrzy na kierownika pracowni z nabonym skupieniem. - Nigdy wicej! - powiedzia
uroczycie i z moc. - Za adne skarby wiata! Nigdy wicej!... Kierownik pracowni, ktry
wanie przed chwil doszed do wniosku, e ze strony Lesia nic go ju zdziwi nie zdoa,
teraz, na te niezwyke sowa, zwtpi w stan wasnego umysu...

Cz druga Napad stulecia


Od niejakiego czasu w pracowni zarysowa si wyrany upadek finansowy. Pocztkiem i
bezporedni przyczyn tego smutnego stanu rzeczy sta si wspaniay, monumentalny
konukrs, w ktrym kierownik pracowni postanowi wzi udzia wraz z caym zespoem.
Zagadnienie byo nader ncce, konkurs bowiem obejmowa opracowanie caego orodka
turystycznowypoczynkowego na najbardziej atrakcyjnych terenach ojczystego kraju, od
urbanistyki poczynajc, a na estetycznych, ozdobnych mietnikach koczc. Dodatkowy
bodziec stanowi fakt, i orodek mia by przeznaczony bardziej na eksport ni na uytek
wewntrzny. Sawa i chwaa, nie mwic ju o wielkich pienidzach, grozia temu, kto by
wzi pierwsze miejsce! Kierownik pracowni od pierwszej chwili widzia oczyma duszy
tumy zachwyconych cudzoziemcw, tabunami zjedajce do zaprojektowanych przeze
przepiknych budynkw hotelowych, pluskajce si w malowniczych basenach, wirujce na
parkietach restauracji i kawiar, wydajce okrzyki uznania i podziwu co krok i co chwila.
knce z zazdroci twarze i stajce w sup oczy zagranicznych architektw kbiy si
przed nim w sennych majakach. Tytuy pochwalnych artykuw w prasie krajowej i
zagranicznej ukazyway mu si wszdzie, gdziekolwiek spojrza, skakay po wszystkich
cianach i sufitach we wszystkich jzykach, jakie zna i jakich nie zna, a raz nawet utkwi
mu w pamici nad wyraz pochlebny napis arabskimi robaczkami wykonany,

ktrego wprawdzie nie tylko nie zrozumia, ale nawet nie potrafi odczyta, ktry jednake,
co wiedzia z ca pewnoci, by najbardziej pochwalny ze wszystkich. Widzia si w
otoczeniu wysokich dostojnikw pastwowych skadajcych mu gratulacje, na piersi czu
ciar odznacze i medali, a wreszcie przyni mu si sam premier, zatrzymujcy przed nim
czarnego mercedesa, wysiadajcy i publicznie, na gsto zaludnionej ulicy, skadajcy mu
osobicie wyrazy najgbszego uznania. Wyniona osobisto staa si ostatni kropl i
kierwonik pracowni bez trudu zarazi swoim entuzjazmem cay zesp. Przeszo trzy
miesice trwaa wytona praca przy konkursie. Przeszo trzy miesice okoo dwunastu osb
zaniedbywao zwyke zajcia subowe, z powiceniem oddajc si precyzyjnym
kreleniom, lepieniom, malowaniom, oprawianiom i przeliczaniom, wydatkujc na ten cel
ostatnie fundusze, nie pic po nocach, tracc siy i zdrowie. Kierownik pracowni, wcielajcy
w ycie swoj olniewajc wizj, dopingowany inwencj twrcz, przyoblekajcy w realny
ksztat wypieszczone marzenia, do ostatniej chwili zmienia, ulepsza i przerabia, nie

zwaajc na upyw czasu. I oto nagle okazao si, e bezlitosny czas jako niepostrzeenie
upyn i nadesza ostatnia doba. Ostatnia doba zaznaczya si czym w rodzaju koca
wiata, trzsienia ziemi i dantejskiego pieka, razem wzitych.
O sidmej wieczorem imponujca makieta terenu bya na ukoczeniu. Janusz i Karolek
zbijali deski na skrzyni, w ktrej miaa zosta

wyekspediowana do Wrocawia, Barbara, hamujc miotajce ni ataki zniecierpliwienia,


precyzyjnie i delikatnie wysypywaa ostatnie trawniki sproszkowan, zielon farb,
Wodek_elektryk dmucha suszark do wosw na schnce odbitki zdj, a kierownik
pracowni tupa nogami i rwa wosy z gowy w zakadzie introligatorskim, gdzie oprawiano
plansze na sztywno. O dziesitej okazao si, e na planszy jednego wntrza odkleia si
caa ciana, wyoona klinkierem. O wp do jedenastej kto podpali papierosem ostanie
strony opisu technicznego, starannie wypieszczonego przez pani Matyld. O jedenastej przy
pakowaniu makiety oderwa si komin kotowni. O jedenastej trzydzieci cay zesp popad
w stan gigantycznej histerii, poniewa w samochodzie Wodka_elektryka wysiad zapon, a
by to wanie pojazd przeznaczony do przewiezienia caego bagau do ekspedycji na
Dworcu Gwnym. Samochd kierownika pracowni nie wystarcza, skrzyni z makiet
bowiem dawao si wepchn tylko do wartburga_combi, nalecego do Wodka.
Poszukiwania takswki bagaowej o tej porze nie zdayby si na nic, takswki bowiem nie
jed filantropijnie, fundusze zespou za, z takim powiceniem pchane w konkurs, ju
dawno ulegy wyczerpaniu. A dokadnie o pnocy upywa termin skadania prac
konkursowych. Kierownik pracowni z determinacj postanowi walczy do koca. Przy jego
boku wiernie trwaa obeznana ze sprawami administracyjnymi pani Matylda, wydajca z
siebie mao zrozumiae, ale napeniajce go niajsn otuch okrzyki.

- Data... - mamrotaa do rozpaczliwie. - Dzisiejsza data! Po moim trupie!... Data!... O


pierwszej po pnocy na ulicy przed biurem rozleg si zgodny chr: - Hej... rrup! Hej...
rrup! Pchaj, do cikiej cholery, co stoisz jak krowa! Hej... rrup! Z trjki ruszaj, baranie, z
trjki!!! Do dworca tak ci bdziemy pchali?! Doprowadzony do ostatecznoci zesp
przezwycia fanaberie zaponu, ktry w tak niestosownej chwili odmwi posuszestwa.
Ekspedycja na Dworcu Gwnym bya ostatni kod na drodze do chway. T kod wzia
na swoje barki pani Matylda. Roziskrzonym okiem bezbdnie wyowia pani, ktra
przystawiaa piecztki z dat. Pozostawiwszy swojemu losowi miotajcych si przy wadze
przyszych laureatw dopada owej pani. Mamroczc jakie dziwne zdania wywloka zza
lady zdumion i zaniepokojon kobiet, zacigna j do damskiego szaletu i tam, szlochajc
rzewnymi zami, pada jej na szyj. - W pani nasza przyszo! - zakaa. - W pani rkach
nasze ycie. Wszystko dla pani! Wszystko!... Rwnoczenie, jedn rk zwisajc na szyi
osupiaej pracowniczki ekspedycji, drug pchaa jej ostatnie, zachowane na czarn godzin,
sto zotych. Z dalszych, zawych, dramatycznych, a chwilami nawet krwioerczych okrzykw
pani Matyldy napadnita kobieta poja, e chodzi o prosty drobiazg, o przypiecztowanie

dziwnej przesyki nie dzisiejsz dat, a wczorajsz. - Ptorej godziny! - szlochaa pani
Matylda. - Ptorej godziny!... I cae ycie!... Co dla pani znaczy

ptorej godziny!... Doszcztnie otumaniona i niepomiernie zdumiona pracownica


pastwowa poczua si wzruszona tragedi, wprawdzie niepojt, ale rozgrywajc si w jej
oczach i na jej szyi. Prawdopodobnie miaa te niejakie wtpliwoci co do stanu nerww pani
Matyldy i na wszelki wypadek wolaa si jej nie sprzeciwia. Cofna w datowniku jedn
cyfr i przejta, zdenerwowana, walia stosowne pieczcie jedna za drug. Pani Matylda z
rozwianym wosem, roziskrzonym wzrokiem i zacit twarz, pilnowaa jej jak kat, ani na
chwil nie spuszczajc z oczu. Z ostatni pieczci odetchna. - Opatrzno to pani
wynagrodzi - powiedziaa uroczycie. Wwczas oszoomiona pracownica ekspedycji
przypomniaa sobie o wetknitych jej w intymnym pomieszczeniu stu zotych i usiowaa je
odda pani Matyldzie, zapewne aby odebra imprezie charakter apwkarski, ale na to pani
Matylda otrzsna si ze zgroz i wydajc okrzyki protestu czym prdzej ucieka.
Konkursowy projekt odjecha do miejsca przeznaczenia w terminie. A zaraz nastpnego dnia
wyszo na jaw, e ju tydzie temu poprzedni termin konkursu zosta przesunity o cztery
tygodnie w przd na skutek protestw i nalega wikszoci autorw biorcych w nim udzia.
Wiadomo ta nie dotara wczeniej nie tylko do oszalaego z zapau twrczego kierownika
pracowni, nie tylko do jego rwnie oszalaych wsppracownikw, ale nawet do znacznie
mniej oszalaego naczelnego inyniera. Dotarszy post factum nie zdoaa wywoa ju adnej
reakcji. Pprzytomny z przepracowania zesp otar pot z czoa i bez

sowa wrci do zaniedbanych zwykych zaj. I tu si zacz nowy dramat. Przez trzy
miesice umowy z inwestorami leay odogiem, przerobu nie byo, premii tym bardziej, a za
to sypny si kary konwencyjne za niedotrzymanie terminw. Na szczcie nie byy zbyt
wysokie, bo, acz kierownik pracowni, zajty artystycznymi wizjami, straci przytomno
umysu i zainteresowanie dla przyziemnych tematw, to jednak czuwa naczelny inynier,
ktremu co najmniej do poowy konkursu udao si zachowa zdrowe zmysy i jasno
spojrzenia na sprawy subowe. Opracowany przeze plan dziaania na najblisze p roku
pozwala ywi nadzieje, e przy intensywnym wysiku pracownia znw stanie na nogach,
pod warunkiem wszake uzyskania dostatecznej iloci zlece. Dostateczna ilo zlece za
bya nader wtpliwa, zdegustowani bowiem niedotrzymaniem terminw inwestorzy usunli
si na ubocze i nie wykazywali podanej inicjatywy. W ten sposb wygranie konkursu i
otrzymanie zlecenia na realizacj stao si palc potrzeb i jedynym wyjciem z
zagmatwanej sytuacji. W oczekiwaniu na odlege jeszcze rezultaty twrczych dziaa
solidarny zesp ochoczo zadeklarowa gotowo do najintensywniejszych nawet wysikw.
Wysiki owe jednake cakowicie wykluczay jakkolwiek dziaalno poza terenem
macierzystego biura. adnych partanin, adnych prac zleconych, adnych dodatkowych
zarobkw na boku! Wszyskie siy dla pracowni! A tu tymczasem konkurs wyczerpa do dna
wszelkie prywatne i subowe fundusze... Blady na twarzy Wodek uprzytomni sobie, e

ju

trzykrotnie uprzejmy dyrektor O$r$s_u wyraa zgod na przesunicie terminu zapacenia


nastpnej raty za samochd. Teraz musi zapaci co najmniej trzy raty, a by moe nawet i
czwart, co stanowi razem siedem tysicy dwiecie zotych, albo wszystko przepado.
Janusz i Karolek stanli w obliczu wyrzucenia ze spdzielni mieszkaniowej, ktra natrtnie
domagaa si od kadego z nich skromnej sumy szesnastu tysicy, przy czym, dziki
krwawicy protoplastw, Januszowi brakowao zaledwie dziewiciu tysicy, a Karolkowi
omiu. Pikna Barbara utkna w samym rodku remontu mieszkania. Zaabsorbowany
doktoratem z chemii jej wspmaonek odmwi udziau w tej budowlanej imprezie i cay
ciar odpowiedzialnoci spad na jej barki. W jej piknych oczach pony ponure blaski,
kiedy moliwie sodkim gosem upewniaa przez telefon stolarza, i z ca pewnoci w cigu
najbliszych trzech tygodni uici zaleg sum siedmiu tysicy. Ponure blaski wywoywaa
nie mniej ponura pewno, e w aden sposb owych siedmiu tysicy znikd nie wydostanie.
Lesio wyglda praktycznie najgorzej. Cztery rachunki telefoniczne, trzy za wiato i gaz i
trzy za mieszkanie day razem okrg sum czterech tysicy zotych, ktra to suma
wprawdzie ogromem nie przeraaa, ale za to spowodowaa wyczenie telefonu, wiata i
gazu. Lesio bez adnych oporw poyczyby niezbdn kwot od bogatych przyjaci, ale z
jednej strony dawa si zauway wok niego dziwny nieurodzaj na bogatych przyjaci, z
drugiej za i tak by ju winien rnym osobom okoo piciu tysicy. Bojc si

miertelnie konfliktw z O$r$s_em i usiujc ukry przed on smutny stan swoich


finansw, paci dotychczas regularnie raty za lodwk i telewizor. Teraz nietaktowny czyn
Biura Opat Telefonicznych i Biura Inkasa wstrzsn fundamentami jego szczcia
maeskiego i zniechci go radykalnie do wczesnych powrotw do domu. Naczelnemu
inynierowi, ktry stopniowo spaca poyczk, zacignit na domek jednorodzinny,
zabrako na nastpn rat. Kierownik pracowni ujrza dno szkatuy w momencie, kiedy zacz
si ju prawie uwaa za penoprawnego posiadacza pojazdu mechanicznego. Andrzej,
instalator sanitarny, poczu si zmuszony przesun termin zawarcia zwizku maeskiego
na skutek niemonoci nabycia obrczek, co uczynio nader negatywne wraenie na rodzinie
przyszej maonki. Wolno osobista Stefana, rwnie instalatora sanitarnego, zostaa
powanie zagroona, poniewa, spowodowawszy wypadek samochodowy, nie by w stanie
uici odszkodowania i widniaa przed nim perspektywa odsiedzenia okoo szeciu tygodni.
Pozostaa cz personelu, gonica resztkami, stana rwnie w obliczu ruiny. Krtko
mwic, stan finansowy pracowni sign dna przepaci.
Gr w toto_lotka rozpoczto ju wczeniej indywidualnie i niejako na olep. Rycho
wykryo si, e hazardowi oddaj si wszyscy, widzc w nim jedyny ratunek przed
nadchodzc ndz i wwczas chaotyczn i niezorganizowan dziaalno wypary zbiorowo
stosowane metody naukowe. W pnych godzinach wieczornych w skupieniu dokonywano
skomplikowanych oblicze matematycznych,

opracowujc coraz to nowe, ulepszone systemy gry. Ulepszone systemy day jako rezultat
jedn czwrk i trzy trjki, co w najmniejszym stopniu nie zaspokoio potrzeb szeciorga
grajcych. Ndza i rozpacz wzrastay. Nie zaniedbujc zatem metod naukowych na powrt
dopuszczono do udziau czynniki nadprzyrodzone. Natchnienie spyno na Lesia,
karmionego przez maonk biaym serem i twarokiem tak systematycznie, e nabra do
tych artykuw serdecznego obrzydzenia. Biay ser jednake wpywa dodatnio na dziaalno
ktrych komrek mzgowych. Dao si to wyranie zauway pewnego pitkowego
wieczoru. - Wiecie, ja mam wraenie, e popeniamy bd - powiedzia w zamyleniu,
ogldajc ze wstrtem ostatni kawaek biaego sera. - W tym caym toto_lotku przecie
wszystko jest przypadkiem. Nasze sposoby s na pewno bardzo dobre i tak jak typujemy,
musi pa, tylko nie wiadomo kiedy. Moe to bd akurat te ostatnie moliwe padnicia? - A
co innego proponujesz? - spyta Karolek, przygldajc mu si z zainteresowaniem, i doda: Zamie si ze mn. Daj mi ten twj ser, a ja ci dam jajko. Nie mog ju patrze na jaka. Co ty powiesz, a ja na ser! - ucieszy si Lesio, z yw radoci przystajc na zamian. Myl, e powinnimy w pewnym stopniu zda si te na przypadek. Nie mwi wycznie,
ale chocia czciowo... Urzdujcy w gabinecie kierownik pracowni posysza z dala gosy
wsppracownikw i poczu gbokie wzruszenie. Doprawdy, c za wyjtkowi ludzie! O tej
porze...! Spojrza na zegarek. O dziesitej wieczorem jeszcze taki zapa do

pracy, takie oywienie! I to przy kocu tygodnia, w pitek, ludzie, majcy za sob ciko
przepracowany tydzie, nie mwic ju o tamtych trzech miesicach potwornych wysikw!
nie, doprawdy, z takim zespoem mgby si porwa na najwiksze czyny!... Syszane w
oddali gosy chwilami przycichay, chwilami wybuchay z niezwyk namitnoci. W
poruszonym do gbi kierowniku pracowni obudzio si zaciekawienie, jaki te to problem
zawodowy wywouje wrd podlegych mu pracownikw tak gorce dyskusje. Poczu
niejasn ch rozstrzygnicia swym autorytetem narosych tam wida wtpliwoci, podnis
si z miejsca i peen wzniosych uczu uda si do pokoju najbliszych jego sercu kolegw
architektw. W chwili kiedy ujmowa klamk, zza drzwi, za ktrymi akurat przez chwil
panowaa cisza, dobieg go gniewny, peny zniecierpliwienia okrzyk: - Gdzie plujesz,
kretynie?! Zdumiewajce z zawodowego punktu widzenia pytanie zastopowao na moment
zaskoczonego kierownika pracowni. Nadzwyczaj zaintrygowany troch niepewnie otworzy
drzwi i oczom jego przedstawi si widok, rzadko w biurach projektw spotykany. Na
pododze, tyem do niego, klcza Lesio, z przejciem i pieczoowicie cyzelujcy na pytkach
P$c$v idealny okrg za pomoc zielonej kredy. Tyem do okrgu staa na krzele Barbara i w
uniesionej w gr doni trzymaa papierow torebk, wykonan na ksztat rogu obfitoci.
Karolek siedzia przy stole nad kuponem toto_lotka, a wpatrzony w Lesia Janusz wyciera o
spodnie pudeko zapaek. - Pgwek, zapaki mi oplu

- mamrota z uraz. Tego, i zielona kreda zostaa przed uyciem uroczycie opluta przez
wszystkich czonkw zespou, jak rwnie tego, i przejty Lesio naplu omykowo na
zapaki Janusza, kierownik pracowni nie wiedzia. Patrzy wic w osupieniu, nie umiejc
sobie wytumaczy zasyszanego przed chwil okrzyku. - No, ju? - spytaa niecierpliwie
Barbara. - Ju - odpar Lesio, podnoszc si z klczek. - Przez lewe rami! - zawoa Janusz
ostrzegawczo. Barbara wykonaa jaki dziwny zamach i z rogu obfitoci sypn si deszcz
biaych papierkw, pokrywajc zielone kko i jego okolice. Wpatrzony w papierki zesp
nie zwrci najmniejszej uwagi na stojcego w drzwiach zwierzchnika. Janusz i Lesio rzucili
si ku papierkom, opadym na kko i w gorczkowym popiechu zaczli je rozwija. Szesnacie - powiedzia Janusz w kierunku Karolka. - Czternacie - powiedzia Lesio. - Na
lito bosk, co to znaczy? - powiedzia kierownik pracowni. Zaskoczony na uprawianiu
czarnej magii personel przerwa na chwil walk z losem. Roztargnionym spojrzeniem
obrzuciwszy zwierzchnika, rwnie roztargnionym obrzuci siebie nawzajem i po chwili
wahania wrci do przerwanych czynnoci. - Siedemnacie - powiedzia Janusz. - Barbara,
wyjanij mu, my tu mamy problem. Trafio osiem sztuk. - Wypenimy za pidziesit sze
zotych - odpara stanowczo Barbara. - Nie przeszkadzaj nam, w godzinach nadliczbowych
mamy prawo do prywatnego ycia. Chyba e poyczysz nam zaraz sto

tysicy zotych? Kierownik pracowni milcza, na skutek wstrzsu straciwszy gos. Wszyscy
obecni w pokoju mimo woli spojrzeli na niego, bo wbrew logice i zdrowemu sensowi
zabysa im absurdalna nadzieja. Wyraz spojrze nasun mu na myl wygodniaych
ludoercw, patrzcych na tustego misjonarza i obudzi w nim podejrzenia, czy przypadkiem
ju cay zesp nie zwariowa. Zwaszcza e w tym zespole znajdowa si przecie Lesio... Bardzo mi przykro, nie mam stu tysicy zotych - odpar na wszelki wypadek bardzo
agodnym i uprzejmym tonem. Tyem wycofa si z zagroonego terenu i u siebie w
gabinecie otar pot z czoa. W opuszczonym przeze pokoju czarna magia rozszalaa si bez
przeszkd. Poczenie metod czarnoksiskich z naukowymi bezwzgldnie winno byo wyda
podane owoce. Niecierpliwie oczekiwano poniedziaku. - Trjka to jest, czemu nie powiedzia ponuro Janusz w poniedziaek. - Jak si bardzo uprzemy, to na papierosy nam
wystarczy. - A moe powinnimy typowa o pnocy? - powiedzia Lesio raczej
beznadziejnie. - O jakiej pnocy? - spyta Karolek bez zainteresowania. - On ma racj powiedziaa Barbara. - O pnocy w pitek. I przy wiecach. Ze wzgldw
oszczdnociowych ilo wiec ograniczono do trzech. Dziki temu zapewne podpaleniu
ulego nie wszystko, a zaledwie nika cz starych i nieaktualnych odbitek. Wyraona przez
Lesia wtpliwo, czy nie naleaoby si jeszcze postara o czarnego kota, wywoaa oglne
zdenerwowanie, istotnie bowiem nie o wszystkie niezbdne akcesoria zadbano. Karolek
dokona spisu rzeczy.

- Ja wam powiem - owiadczy. - Cakowit pewno wygranej uzyskamy tylko typujc w


pitek o pnocy, na rozstajnych drogach, w czasie nowiu ksiyca. Z tego, co ja wiem, to

musimy mie jeszcze czarnego kota, nietoperza, sow, trzynacie gromnic i suszon mij. I
chyba z par pajkw, ale nie jestem pewien. - adnych pajkw! - zaprotestowaa
odruchowo Barbara. - Kota mamy - powiedzia z rozgoryczeniem Janusz. - Wszyscy jak
leci. Nietoperza i mij jako by si dao skombinowa, ale gromnice to ju chyba
musielibymy ukra. Zdaje si, e to jest co drogiego. - A w ogle to akurat teraz jest
penia - doda jeszcze Karolek z niesmakiem. Fundusze ulegy wyczerpaniu. Terminy
patnoci zwisay coraz niej nad gow. Gimnastyka finansowa wkroczya w dziedzin
cyrkowych akrobacji. I oto nagle grom z jasnego nieba spad na skoatane umysy czonkw
zespou i usun w cie prozaiczne pienine kopoty. Ponurego, poniedziakowego
wieczoru, bezporednio po nastpnej klsce, poniesionej w walce z losem, troje uczestnikw
tej walki siedziao w smtnej zadumie. Ze moce sprzysigy si przeciwko nim. Pomimo
wypoyczenia z zaprzyjanionej instytucji zwok jednego padalca, dwch nietoperzy i
wypchanej wrony, pomimo zwikszenia liczby wiec do siedmiu, pomimo dokonania
naukowych oblicze na elektronowej maszynie w innej zaprzyjanionej instytucji, wysane
kupony nie zawieray nawet trzech trafnych. Niewtpliwie musiaa tu dziaa jaka
tajemnicza kltwa. Pna pora sprawia, e nikt ju nie pracowa. Nikt te nie

przejawia zbytniej ochoty powrotu do domu. W domach oczekiwali ich czonkowie rodzin,
okazujcy rozgoryczenie i dezaprobat, zadajcy gupie pytania i domagajcy si na te
pytania odpowiedzi. Ani Karolek, ani Barbara, ani Lesio nie umieli owych odpowiedzi
udzieli. Kt bowiem wie, co bdzie, jak go wyrzuc ze spdzielni mieszkaniowej, kt
potrafi agodzi ale rzemielnikw susznie domagajcych si zapaty, jeli nie otrzyma
pienidzy za nabyty przedmiot? Od Lesia dano ponadto owietlenia mieszkania w
godzinach wieczornych, ktremu to wymaganiu absolutnie ju nie mg sprosta. W
pospn, czarnymi mylami wypenion cisz wdar si nagle dwik pozornie niewinny, o
ktrym nikt z przygnbionych ndz na razie jeszcze nie wiedzia, e zwiastuje wydarzenia
wielkie, niecodzienne i wstrzsajce. Dwikiem tym byo trzanicie drzwi wejciowych i
odgos szybkich krokw czowieka w galopie, usiujcego gwatownie wyhamowa na
liskiej posadzce. Zgodnie z prawami natury czowiekowi owemu raczej si to nie udao i
rozpdzony Janusz wpad do pokoju z imponujcym polizgiem, uszkadzajc nieco skrzydo
drzwiowe i zatrzymujc si dopiero na stole Lesia. Opar si o desk i sta, ciko dyszc i z
wyrazem zgrozy wytrzeszczajc oczy na wspkolegw. Barbara, Karolek i Lesio oderwali
si od dramatycznych rozmyla i z cieniem zaonteresowania spojrzeli na wieo przybyego
towarzysza niedoli. - Ce taki ochwacony? - spyta z niesmakiem Lesio, usiujc na
powrt wyprostowa zepchnit ze stou desk.

- Leciaem... po... schodach... - odpar z wysikiem Janusz, nie usuwajc z twarzy


intrygujcego wyrazu zgrozy. - Co si stao? - spytaa ostronie Barbara, wszc
nieszczcie. - Goni ci kto? - zainteresowa si Karolek. Janusz odetchn gboko kilka
razy starajc si odzyska gos, z zamiarem posuenia si nim w sposb odpowiednio

efektowny. Nastpnie tonem absolutnie tragicznym powiedzia: - Dno, prosz pastwa.


Beznadziejna krewa! Troje suchajcych odwrcio si ju cakowicie w jego stron i
pojmujc mglicie wag tego czego, co si niewtpliwie musiao wydarzy zawiso
wzrokiem na jego ustach. Janusz odetchn jeszcze raz. - Wracam prosto od Henia powiedzia, a w tragicznym tonie jego gosu pojawiy si jakie spiowe dwiki. - Od Henia,
rozumiecie? - Przecie Henio jest we Woszech - powiedzia Karolek ze zdumieniem.
Przez gow przeleciao mu przypuszczenie, e Janusz wraca z Woch, ale z uwagi na to, i
opuci biuro zaledwie przed trzema godzinami, wydawao si to wysoce nieprawdopodobne.
Poczu si wic dziwnie zdezorientowany i tym bardziej wytrzeszczy oczy na odzyskujcego
siy Janusza. - Nie we Woszech, tylko w Biaymstoku - sprostowa Janusz stanowczo. Wracasz z Biaegostoku? - zdziwi si z kolei Lesio. - Kretyn - odpar krtko Janusz i po
chwili milczenia cign rzecz dalej. - Suchajcie, co mwi, i niech ja nie musz tego
powtarza, bo mnie moe na miejscu szlag trafi. Henio wrci z Woch ptora miesica

temu i siedzi w Biaymstoku w tym zespole tych szczeniakw, co to si tam utworzyli jaki
czas temu, co to, wiecie, powiedzieli, e poka. Dzi go tu zapaem przypadkiem, chocia
cholera wie, moe i miaem jakie przeczucia, a jutro rano wraca... Zatrzyma si na chwil,
eby zapa oddech, co pozwolio suchajcym szybko uporzdkowa sobie wstpnie
uzyskane informacje. Krtka, lecz bezbdna ich ocena sprawia, e wstrzymali dech i
napicie w pokoju wzroso. - Czekaem na niego chyba z p godziny, bo si tam gdzie
mota z rodzin, i ogldaem zdjcia z Woch, ten bydlak ma wszdzie porozrzucane zdjcia z
Woch, eby przypadkiem kto nie przeoczy, e on tam by. Z pracy te. Rne. I ogldaem
sobie taki jeden projekt, ktry maj realizowa gdzie koo Neapolu czy co takiego.
Urbanistyka, budynki i reszta. Techniczno_roboczy. W oczach mi zosta, bo powiadam wam,
to jest rozwizanie!... Znw urwa i wyraz zgrozy na jego twarzy przeobrazi si na moment
w wyraz niebiaskiego zachwytu. Natychmiast jednak powrci w zwikszonym wymiarze, a
napicie w pokoju podnioso si znw o kilka stopni. - A potem, eby ju si streszcza, jak
si ode mnie dowiedzia, e odesalimy konkurs dwa tygodnie temu, to mi pokaza zdjcia
ich projektu... Teraz Janusz zamilk z pen wiadomoci tego, co czyni. Wyraz zgrozy z
jego oblicza powoli j si przenosi na twarze suchajcych. Przyjrza si im kolejno, oceni
rodzaj wzbudzonego zainteresowania, odetchn gboko po raz trzeci i powiedzia dobitnie i
zowieszczo: - Kreska w kresk zernity z

woskiego! Wypeniajce dotychczas pokj czarne myli na przyziemne, finansowe tematy


odfruny przez okno jak stado krukw. Przyniesiona przez Janusza okropna wie usuna w
cie wszelkie inne zagadnienia. Pod stopami wszystkich czonkw zespou otwar si ziejcy
ogniem krater. Szybko wiata jest niczym w porwnaniu z szybkoci myli ludzkiej.
Jeden ndzny uamek sekundy pozwoli trojgu oguszonym sprecyzowa trzy podstawowe
punkty zagadnienia. Po pierwsze - polski zesp wysya na polski konkurs ukradziony
woski projekt. Straszliwe wistwo, miertelny wstyd i ostateczna haba zawodowa! Po

drugie - tpe, drtwe, zarozumiae szczeniaki z Biaegostoku bezkarnie robic ohydny kant i
popeniajc odraajce oszustwo pewnie bior pierwsze miejsce i podstpem wchodz do
elity architektonicznej kraju! Poda, niedopuszczalna niepsrawiedliwo! Po trzecie - inne
zespoy automatycznie trac szanse, spadaj na dalsze pozycje i wszystkie uczciwe, cikie
wysiki, ca twrcz prac, w znoju i trudzie wypieszczone dzieo diabli bior. Klska,
rozpacz i koniec nadziei! Uamek sekundy trwaa praca mylowa i uamek sekundy trwaa
cisza. Potem nastpi wybuch. Trzy osoby zerway si z miejsc i rzuciy na czwart,
wrzeszczc, ryczc, pytajc, dajc odpowiedzi, precyzujc opinie o kolegach po fachu,
wysuwajc propozycje zapobieenia zu i wzywajc pomocy si nadprzyrodzonych.
Zamieszanie uspokoio si dopiero po kwadransie tak na skutek zachrypnicia jego

autorw, jak i przewrcenia na st Lesia duej butelki z tuszem. Konieczno ratowania


zalanych czarnym pynem rysunkw ochodzia nieco tropikaln atmosfer. - A swoj drog
ten Henio to pgwek - zawyrokowa Karolek we wzburzeniu. - Nie przyszo mu do gowy,
e sobie skojarzysz? - On nie wiedzia, e widziaem te zdjcia - odpar mciwie Janusz,
wycierajc przykadnic Lesia wasn chustk do nosa. - Jak wychodzi, to ogldaem
francuski strip_tease, a jak wrci, to byem akurat przy woskiej pornografii. W gowie mu
nie postao, e si mogem w midzyczasie oderwa. - Mnie by te nie postao - przyzna
Lesio, usiujc otrzsn tusz z kawaka chleba z serem. - No to co zrobi? - spyta Karolek
nerwowo. - Tak to zostawi? - Mowy nie ma - odpara chmurnie Barbara. - Tyle wistw si
na wiecie zdarza, e ja mam ju ich dosy. Musimy stan na gowie, a do tego jednego nie
dopuci! - Jak?! Zawiadomi S$a$r$p?... Czynny wulkan zawiesi na chwil swoj
dziaalno. W zapadym nagle kopotliwym milczeniu wszyscy popatrzyli na siebie. - Nie
powiedziaa Barbara niechtnie. - To byaby przesada... - Przesada - zgodzi si Janusz. Nie dopuci co innego, a donie co innego. Niechby im to udowodnili i ju s skoczeni na
cae ycie. Trzeba im da szans. - I jeszcze sam by musia udowadnia, bo w S$a$r$p_ie
mog pomyle, e im chcemy podoy zwyczajn wini - powiedzia Karolek z
niesmakiem. - No wanie. A udowodni tak

od razu si nie da, bo ten projekt jeszcze nie jest zrealizowany. Zdaje si, e kocz teraz
rysunki robocze. Koncepcja wzia co prawda pierwsz nagrod na jakim tam ich konkursie,
ale potem zostaa troch zmieniona. I mwi wam, wypisz wymaluj, nasz teren!
Pagrkowary i nawet, cholera, rzeczka pynie! - A te zdjcia? - Zdjcia to sobie Henio sam
robi, bo troch przy tym pracowa. - Na pamitk? - A cholera go wie. Moe i chodziy mu
po tym zakutym bie jakie takie myli... Ale wszystko jedno. Z gupoty to zrobili, to pewne, i
przeszkodzi im trzeba, ale niszczy ich tak cakiem to ja uwaam, e nie mamy prawa... Polubownie si nie da? - Co ty? Teraz? Na tydzie przed odesaniem? - To co zrobi?... Ukra - powiedzia znienacka natchnionym gosem Lesio, ktry ju od duszej chwili
zachowywa milczenie. W nagle zapadej ciszy trzy pary oczu spojrzay na niego z wyrazem
zaskoczenia. - Co? - spyta tpo Janusz. - Ukra, mwi. Cay projekt albo chocia

poow. Zdekompletowanego przecie nie wyl?


Oszoomiony propozycj zesp patrzy na natchnionego Lesia jak na krow o dwch bach
i piciu nogach. Nikt z nich nie mia pojcia o jego minionych, morderczych staraniach i
planowanych zbrodniach, wobec ktrych zamiar kradziey by wrcz niegodnym uwagi
drobiazgiem. - A wiecie, e to jest myl! - powiedzia powoli Janusz. - To jest zupenie
nieza myl - doda z narastajcym zainteresowaniem i znw

przyjrza si Lesiowi, tym razem z podziwem. - Jak ukra? - zaciekawi si Karolek. Nie wiem - odpar troch niepewnie Lesio pamitny trudw, jakich mu przysparzao wasne
przestpstwo. - Jako zbiorowo. Zakra si, rbn cokolwiek... Janusz pokrci gow z
powtpiewaniem. - Tak zwyczajnie to si nie da. Pilnuj go, zamykaj i w ogle chodz
koo niego jak koo mierdzcego jajka. - No to co? Nie mona jako podstpem? - Mwi
ci, e pilnuj jak cholera. I teraz, pod koniec, siedz w dzie i w nocy, prawie bez przerwy. I
nie wamiesz si, bo maj okna okratowane, byem tam kiedy i widziaem. - Moe podpali
budynek? - zaproponowa Karolek z nadziej. - Na nic, niepalny. Murowany, okna stalowe,
drzwi obite blach. Przed wojn tam byo wizienie, a teraz zrobili pracowni. Znw
zapado pene napicia milczenie. Wstrznity wieci zesp odda si gorczkowej pracy
umysowej. W zaistniaej sytuacji kradzie wydawaa si jedynym przytomnym wyjciem.
Uniemoliwiaa owym lekkomylnym, niepoczytalnym pgwkom popenienie haniebnego
przestpstwa, a rwnoczenie, pozostawiajc rzecz ca w tajemnicy, otwieraa im drog do
skruchy, pokuty, poprawy i uszlachetnienia charakterw. Jak jednake dokona tej ze wszech
miar umorlanijcej kradziey? - Z budynku nie wynosz? - spyta Karolek. - A po co maj
wynosi? Wynios raz a dobrze, jak bd wysya. - No to moe wtedy?... - I co, bdziesz
tam strowa w masce i z przyprawion czarn

brod, eby ci nie poznali? Nikt nie moe wiedzie, e to my! - Mam przybic powiedzia Karolek do beznadziejnie. - Po jakich przodkach. Zacia si ze staroci i w
ogle si nie otwiera, ale tego, co jest w rodku, nie sposb pozna. - A ze rodka co
wida? - Nic, bo te otwory na oczy s w niewaciwym miejscu. - No to faktycznie
przebranie pierwszej klasy. Jak by nasadzi na eb byle jaki stary garnek, to byoby akurat to
samo. - Cisza! - zawoaa niecierpliwie Barbara. - Zamknijcie si! Mam myl! Karolek i
Janusz przerwali dyskusj o garnku i przybicy. Lesio zaniecha konsupcji kanapki z serem, z
ktrej usuwa nasiknite czarnym tuszem fragmenty. Wszyscy trzej penym nadziei
wzrokiem wpatrzyli si w ozdob swego zespou. Ozdoba wstaa z krzesa i przesza si
kilkakrotnie tam i z powrotem po pokoju. - Zreasumujmy - powiedziaa twardo, zatrzymujc
si i odwracajc do wsppracownikw. - W adnym wypadku nie wolno nam dopuci do
tego wistwa. Pomijajc ju wszystko inne kant dotyka nas osobicie. Ten projekt nie ma
prawa dojecha na konkurs! Zamilka na chwil i ze zmarszczon brwi przyjrzaa si trzem
suchaczom. - Ty do czego zmierzasz? - powiedzia z zainteresowaniem Janusz. -

Zmierzam - odpara Barbara. Znw przesza przez pokj i znw zatrzymaa si naprzeciwko
trzyosobowej widowni. W czasie tej promenady zasza w niej jaka niepojta odmiana. Twarz
przybraa wyraz rwnoczenie zacity i natchniony, pikne

oczy pony nadnaturalnym blaskiem, bujne ono falowao wzruszeniem. Trzej


przedstawiciele przeciwnej pci, zapominajc niemal o przyczynie zgryzoty, zapatrzyli si w
ni urzeczonym wzrokiem. - Zmierzam - powtrzya Barbara. - Nie ma innego sposobu!
Czy jestecie zdecydowani na wszystko? Czy jestecie zdecydowani popeni przestpstwo?
W namitnym gosie pon ogie nie mniejszy ni w roziskrzonych oczach. Gdyby spytaa w
tej chwili, czy s zdecydowani schwyta goymi rkami wciekego tygrysa, zgodziliby si
bez cienia namysu. Zgodny chr odpowiedzia bezzwocznie nie tylko twierdzco, ale wrcz
z zapaem. - A wic zostaje nam tylko jedno wyjcie. Ukra projekt w momencie, kiedy ci
bandyci przestan go ju pilnowa. Ukra po wysaniu, w czasie transportu! Ukra z
pocigu! Trzej suchacze zbaranieli. Odkrywcza myl Barbary wstrzsna nimi do gbi.
Spiowy ton gosu stojcego przed nimi bstwa, dwiczca jeszcze w powietrzu straszliwa
determinacja, mglista wizja napadu na ten jaki niesprecyzowany pocig, rodzca si w
duszach nadzieja na osignicie celu za pomoc imponujcego czynu, wszystko to razem
sprawio, e stracili gos. W milczeniu wytrzeszczonymi oczami patrzyli na rozpomienion
Barbar, a zdumienie na ich twarzach przeistaczao si powoli w podziw, uwielbienie i
zachwyt. Pierwszy oprzytomnia Janusz. Posiadanie narzeczonej, ktrej uroda dorwnywaa
niemal urodzie Barbary, uodpornio go ju przeciwko potdze damskich wdzikw. - Myl
sama w sobie jest

nieza - powiedzia z zapaem. - Tylko skd mamy wiedzie, ktry to pocig? Te trzeba by
strowa... - Jedzi wszystkimi - zaproponowa Lesio. - Moemy si zmienia. Nonsens - powiedziaa stanowczo Barbara i usiada na swoim miejscu. - Ja wiem, co mwi.
Istniej wyjtkowe udogodnienia. Mam kuzynk. - I ta kuzynka bdzie jedzi? zainteresowa si Karolek. - Pgwek - powiedziaa Barbara niecierpliwie. - Ta kuzynka
ucieka od ma z dwojgiem dzieci. Moim zdaniem dobrze zrobia, ale nie o to chodzi. I teraz
pracuje, bo tym dzieciom musi da je... - A ten m co? - zaciekawi si z naga Janusz. Co ci obchodzi m? - zdziwi si z niesmakiem Karolek, zanim Barbara zdya udzieli
odpowiedzi. - Jak to co mnie obchodzi, jak si oeni, to ja bd mem, nie? - Jak
bdziesz takim samym kretynem jak tamten m, to bd spokojny, e Danka te od ciebie
ucieknie - powiedziaa Barbara z gniewem. - Ju teraz widz, e wyranie si na to zanosi.
Dacie mi skoczy czy nie? - Damy - zgodzi si Janusz. - Stana na poywieniu dla
dzieci. - A m, jeli chcesz wiedzie, nie paci alimentw, bo si upar, eby ona do niego
wrcia. A ona nie chce i teraz, do diaba, suchajcie. Pracuje jako kierowniczka ekspedycji na
dworcu kolejowym w Biaymstoku! Gos Barbary umilk, a triumf jeszcze rozbrzmiewa w
atmosferze. M i alimenty wyleciay Januszowi z gowy. Oblicze Karolka rozjanio si
nowym zapaem. - Ha! - zakrzykn ze wzruszeniem.

Lesio, dawic si niemal, przekn ostatni kawaek chleba z tuszem. - O muzo! wyszepta z uwielbieniem, acz nieco niewyranie. - To rozwizuje spraw - powiedzia
Janusz stanowczo. - Jasne, jedyna rzecz. Rbniemy cay nabj z pocigu!... Odkrywcza
myl Barbary po gbszym rozpatrzeniu okazaa si wrcz genialna. Czasu pozostao
niewiele, zaledwie osiem dni, wobec czego do opracowania szczegowego planu dziaania
przystpiono natychmiast. Nowe, bujne rozkwitajce nadzieje wzmogy bystro umysw.
Karolek przypomnia sobie, i wrd dalekich krewnych posiada pracownika PKP, ktry
przed wojn bywa nawet kierownikiem pocigw. Od tego to krewniaka zobowiza si
uzyska ju nazajutrz niezbdne informacje. Barbara rwnie na nastpny dzie zaplanowaa
podr do Biaegostoku i z powrotem. Janusz postanowi na wszelki wypadek zadzwoni do
Henia_zoczycy z podstpnym zapytaniem o stan zaawansowania projektu. Trudno
wyonia si dopiero przy planowaniu szczegw sposobu wydarcia cennej przesyki ze
szponw stranikw, pilnujcych jej w wagonie pocztowym. - Nie ulega wtpliwoci, e
pocig trzeba zatrzyma i to w szczerym polu - powiedziaa stanowczo Barbara. - W biegu
ani na stacji nie bdziemy napada. - Wykolei? - Zainteresowa si Janusz. - To zaley,
towarowy czy osobowy?... - Osobowy - stwierdzi Karolek. - Przypadkiem wiem na pewno.
- W takim razie wykolejenie odpada. Bez ofiar w ludziach! Musimy zatrzyma!

- Jak? - zdziwi si Lesio z niesmakie. - Rk macha czy uczepi si z tyu? - Idiota.


Ogie si rozpala na torach i pocig staje. Impreza musi odby si w nocy... Janusz zacz
si zapala do dziea. - Pocig staje, maszynista wysiada, oglda tory, a my przez ten czas...
- ...nic nie zdymy zrobi - wpada mu w sowa Barbara. - Gdzie ten wagon jest
przyczepiony, z tyu, z przodu, w rodku? Karol, wiesz? - Z tego, co wiem, to z przodu wyzna Karolek z czym w rodzaju skruchy. - Zaraz za lokomotyw. - No wanie. Musi by
jakie zamieszanie i musimy mie troch czasu. Co trzeba zrobi, eby musia sta duej i
w ogle t ca obsug trzeba czym zaj. Nie moemy popeni pomyki i rbn byle
czego. - Prosta rzecz - powiedzia Janusz. - Rozkrci si szyny. Maszynista wysidzie i kto
z nas pokae mu, przed jakim niebezpieczestwem go wyratowa. Zanim co wykombinuj,
zdymy napa na wszystkie wagony, nie tylko na jeden. - No dobrze, ale jak rozkrcisz
szyny, to si wykolei - zaprotestowa Lesio. - Moe nie zdy stan, nawet jak zobaczy
ognisko. On ma dug drog hamowania. - To skoczysz mu naprzeciwko z pochodni. Ze
sto metrw przed ogniskiem. Tak si zawsze robi... - A jak ze stra? Tam s przecie chyba
jacy konwojenci? Uzbrojeni? - Nie wiem, ale si dowiem - powiedzia Karolek, ktry z
uwagi na posiadanego krewniaka wystpowa w charakterze eksperta od spraw kolejowych i
do niego byy kierowane pytania na ten temat. - Zapi go zaraz

jutro i dowiem si wszystkiego, co tylko si da... Do kontynuowania konferencji


przystpiono nazajutrz wieczorem, natychmiast po powrocie Barbary z Biaegostoku. -

Znacie mnie jako jednostk prawdomwn i szlachetn - owiadczya z pewnym


niesmakiem, przybywszy do pracowni wprost z dworca. - Mylicie si. Nagaam tyle, e
starczyoby dla dywizji oszustw. Henio jest zwyrodnialcem, maltretujcym liczne, kolejne
ony i dziaamy na jego prywatn niekorzy... - Po co to ony? - przerwa z
zainteresowaniem Janusz. - O ile wiem, Henio nie ma ani jednej... - Nie szkodzi. Jako m
jest skoczone bydl. Kuzynk to bardzo zajo. Oglnie biorc ona jest rewolucyjnie
nastawiona, na niekorzy ma_bydlcia zrobi wszystko i mona na ni liczy. Dopilnuje,
eby jechao nocnym pocigiem, i zadzwoni od razu, jak tylko to zostanie nadane. W razie
czego przetrzyma par godzin. Sama nie wie, co robi, bo snua wprawdzie rne
przypuszczenia, ale napad nie przyszed jej do gowy. Karol, twoja kolej. Co zaatwie?
Karolek odoy owek, wygrzeba z kieszeni kartk z jakimi gryzmoami i rozpocz
objanienia. Opisawszy szczegowo zgodnie z uprzednimi przewidywaniami metody
przewoenia przesyek pocztowych i reakcje maszynistw, widzcych ogie na torze, zamilk
na chwil i westchn ciko. - Jest jedna trudno - powiedzia, gboko zmartwiony. Konwojentw zazwyczaj jedzie dwch, czasem uzbrojeni, czasem nie, rnie bywa, ale nie to
jest najgorsze... - A co? - zniecierpliwia si Barbara. - Mwe wreszcie! - Co moe by
gorszego ni uzbrojony konwojent? - zdziwi

si Janusz. - Ze psy wo czy jak? - Nie, nie to - powiedzia Karolek. - Oni s zamknici
od wewntrz i z zewntrz tych drzwi nie da si otworzy. W razie niespodziewanego
zatrzymania maj rozkaz nie otwiera. - Nawet jak si zapuka? - spyta Lesio z lekkim
roztargnieniem. - Nawet jak zagrasz na trbie. - To dobrze - powiedziaa Barbara w
zamyleniu. - Przestacie si wygupia, bo mnie to rozprasza. Zaraz, a jeeli im grozi jakie
niebezpieczestwo? - Jakie niebezpieczestwo? - Nie wiem, wszystko jedno. Poaru,
wybuchu... zderzenia z innym pocigiem... - To nie wiem, ale chyba maj prawo ratowa
ycie... - Wybuchu? - oywi si nagle Janusz. - Czekajcie, moemy im zrobi wybuch! Oszalae, jaki wybuch?! Ma nie by ofiar w ludziach! - Nie bj si, nie bdzie. Jedyne
ofiary to ewentualnie my. Dawajcie tu Wodka, elektryk mi potrzebny! - Zwariowa powiedziaa Barbara z dezaprobat. - Niech sobie robi wybuch, nie wiem jak zreszt, chyba
sam pknie, a ja na wszelki wypadek propunuj obejrze te drzwi. Kto tu si na tym troch
zna?... Stefan! Trzeba dookoptowa Stefana! - Ale co ty, mielimy utrzyma bezwzgldn
tajemnic! Chcesz rozgosi po caym miecie? - Stefan jest zainteresowany nie mniej ni
my. Pary z gby nie puci. Poza tym mylcie logicznie. Bdzie nam potrzebny samochd,
nawet dwa, przecie nie bdziemy z tym majdankiem ucieka na piechot! - Tote mwi,
wzi Wodka! I elektryk, i z samochodem! - Niech bdzie, Wodka i

Stefana. Ale wicej nikogo!... Przygotowania do przestpstwa zawrzay. Janusz zwycisko


pokona pierwsz trudno, a mianowicie przekona bladego i przeraonego Wodka o
koniecznoci wzicia udziau w akcji. Argumenty, jakie zastosowa, byy nader urozmaiconej
natury. miertelnie praworzdny Wodek protestowa przez blisko dwie godziny, a wreszcie

uleg pod wpywem roztoczonej przez Janusza straszliwie sugestywnej wizji jego gincych
godow mierci dzieci. Godowa mier dzieci miaa by wynikiem przegrania konkursu i
upadku pracowni, te za wydarzenia wizay si nierozerwalnie z haniebnym czynem
przestpcw z Biaegostoku. Zbulwersowana praworzdno Wodka znalaza niejakie
ukojenie w wiadomoci zapobieenia zu. Ulegszy namowom, popad nawet w rodzaj
entuzjazmu i z duym zapaem pogry si w jakich tajemniczych, wsplnie z Januszem
toczonych rozwaaniach. Barbara zwrcia na siebie uwag nielicznej obsugi dworca
Warszawa Wileska, dokd udaa si w pnych godzinach wieczornych w towarzystwie
sceptycznie do caej imprezy nastawionego Stefana. Ten wprawdzie nie mia, tak jak Wodek,
obiekcji natury moralnej, mia za to pewne dowiadczenie yciowe, ktre kazao mu ywi
drobne wtpliwoci co do rezultatw przestpczych poczyna. Jego sytuacja finansowa
jednake prezentowaa si tak, e dla polepszenia jej by gotw na wszystko, a tak jak reszta
zespou nadzieje pokada w konkursie. - Co wam do ba strzelio, ebym ja kretyna musia
z siebie robi na stare lata - mamrota gniewnie, egnajc si wylewnie

z Barbar po raz smy przed wagonem pocztowym pocigu do Ostroki. - Do widzenia, do


widzenia... Kobieto, oni mieli racj, te drzwi si rzeczywicie od zewntrz nie otwieraj. Jak tylko wrc, to zadzwoni - zapewniaa go Barbara. - To niemoliwe, przecie widzi pan,
e maj klamk! - Napisz, jak dojedziesz, wylij depesz - domaga si Stefan ze zbyt moe
wielk doz zniecierpliwienia. - Tote wanie, blokuj j od wewntrz i nie ma siy. Trzeba
by cay wagon rozwali. - To jednak konwojenci musz sami otworzy... Co?... Dobrze,
wyl depesz. Nic nam innego nie pozostaje, tylko ten wybuch Janusza. Jak on to chce
zrobi?... Lesio i Karolek rozpatrywali tras pocigu, szukajc najstosowniejszego miejsca.
Po dugich wahaniach i obliczeniach zdecydowali si na odcinek Makinia_Tuszcz, gdzie
nocny pocig z Biaegostoku znajdowa si nad ranem, midzy #/4#04 a #/5#03. W kocu
wrzenia o tej porze panoway zupene ciemnoci. Lepsze i bardziej sprzyjajce warunki
mogliby wprawdzie znale na odcinku Biaystok_Makinia, istniay jednake obawy, i po
otrzymaniu wiadomoci o nadaniu przesyki nie zd tak daleko zajecha. Wiadomo
moga wszak nadej w ostatniej chwili. Wybran tras przebyli trzykrotnie, do czego
zmusi ich popeniony na wstpie bd. Wyruszali mianowicie w podr o godzinie #/23#55.
W zwizku z tym za pierwszym razem ow tras w obie strony przespali, za drugim, na
skutek ciemnoci, nic nie zdoali zobaczy i dopiero za trzecim, rozpoczwszy wojae we
wczesnych godzinach popoudniowych, dokonali

waciwej penetracji. Ostateczny ich wybr pad na odcinek pomidzy miejscowociami


Topor i Ostrwek Wgrowski, gdzie wok toru roztaczay si lasy, krzewy i pola uprawne.
Lasy, krzewy i pola uprawne otaczay tor na tej trasie w bardzo wielu miejscach, ale w tym
wanie przecinaa go droga niezbdna w celu zorganizowania przewidywanej ucieczki
samochodem Stefana. - Tu! - powiedzia z zapaem Karolek, wychylajc si przez okno i
wpatrujc zachannie w krajobraz. - Wymarzone miejsce! Sprawd, jaka teraz bdzie stacja.

Lesio sprawdzi w rozkadzie jazdy i z powtpiewaniem pokrci gow. - Czy ja wiem powiedzia krytycznie. - Zobacz, jak on tu krtko jedzie. Osiem minut. Karolek oderwa si
od kontemplacji pejzau i rwnie zajrza z niepokojem do rozkadu jazdy. - Co zawracasz
gow, gdzie indziej jedzie jeszcze krcej. O! Sze minut... - Ale tu jedzie dziesi.
Pomidzy Prostyni i Sadownem Wg. Nie wiesz, co to jest Wg? Wglowe? - Nie wiem,
moe Wgierskie. Nie wszystko ci jedno? Zaraz tam bdziemy, to obejrzymy teren. Zreszt,
co ci to obchodzi, ten nocny wcale na tych stacjach nie staje! Podr odbywaa si w
kierunku Makinii. Po dziesiciu minutach obaj, wychyleni przez okno, wytrzeszczonymi
oczami wpatrywali si w gsto zadrzewione okolice. - Tu! - zawoa Lesio z entuzjazmem. Popatrz, kompletne bezludzie! Wymarzone miejsce! - Stuknij si w ciemi - odpar trzewo
Karolek. - Nie widzisz, co tu jest?

- Jak to co? Lasy i ki. I dziesi minut. Tylko tu! - I dookoa mokrada, przyjrzyj si, jaka
woda stoi. - Ale tam dalej, gdzie te drzewa, na pewno jest droga. Tam moe Stefan czeka.
- A jak tam dolecisz, zastanw si! Z projektem na plecach przez te bagna? Mowy nie ma! Ale przynajmniej psy nie wywsz - powiedzia niepewnie Lesio, nieco sabnc w
entuzjazmie. - Ale za to ludzie bez projektu ci dogoni. Albo si utopisz, cholera wie, jak tu
hboko. A Stefana psy te nie wywsz i w ogle skd tu psy?! Nie, tylko tamten kawaek
przed czym... co to byo? Aha, Prosty! - No dobrze - zgodzi si Lesio. - Ale niech Stefan
jedzie na niebieskiej benzynie, bo bardziej popularna. eby przynajmniej nie mierdzia jako
oryginalnie. - On teraz nie moe na niebieskiej, bo nie ma pienidzy. Jedzi na tej,
lotniczej, kradzionej, ktr kupuje na kredyt. - Syren na lotniczej benzynie?!... - powiedzia
Lesio ze zgroz i zamilk od wstrzsu. Ogldajc w drodze powrotnej drug stron toru
umocnili si w podjtej decyzji. Cen szeciu powrotnych biletw wliczono w koszty wasne
przedsiwzicia. Zaraz nastpnego dnia w wybrane okolice uda si Stefan samochodem,
wraz z Karolkiem, Barbar i Januszem, ustalajc miejsce oczekiwania na zdobycz.
Wyszukawszy krzew, za ktrym zamierza sta ukryty, wjecha za na prb, po czym
poczone wysiki trojga wsppasaerw zdoay go wydoby z bagna dopiero wtedy, kiedy
Karolek z powiceniem zdj buty i spodnie i wszed powyej kolan w niewinnie
wygldajce mokrado.

- Jaka szkoda, e nie wzilimy Lesia - powiedzia z alem, wycierajc nogi chustk do
nosa. - On chcia przez to lecie z caym nabojem na plecach. - No trudno, musi pan sta na
drodze - powiedziaa stanowczo Barbara. - Wygasi pan wiata i pies z kulaw nog pana nie
dojrzy. - To ja bym tu jeszcze chcia wykrci - powiedzia Stefan, bliski apopleksji. Chyba e sobie wyobraacie, e przejad w poprzek przez ten pocig i pojad dalej. - A
moe od razu przejecha przez tory i ca akcj przenie na tamt stron? - Niemoliwe,
perony s po tej i obsuga jest na to nastawiona. Nie moemy ryzykowa, e my bdziemy
tam, a drzwi otworz tu. Zawracaj, moe si uda... Po trzech kwadransach dramatycznych
wysikw trzeba byo pogodzi si z faktem, i zawrcenie w tym miejscu na bardzo wskiej,

polnej drodze jest fizyczn niemoliwoci. Niepewn uwag Karolka, eby moe, wobec
tego, na miejsce akcji przyjecha tyem, Stefan skwitowa zgrzytniciem zbami. - No to nie
ma siy, pozostaje nam tylko jedno - powiedzia z determiancj Janusz. - Pocig musi stan
nie dojedajc do przejazdu, eby nie blokowa drogi. Stefan przejedzie na tamt stron, a
my robimy sztafet. Wecie pod uwag, e bdzie ciemno... Jeden zapie plansze, poleci
przed lokomotyw, odda drugiemu i prynie w las, a ten drugi od razu skoczy do wozu... - A
ten pierwszy co? - zainteresowa si Karolek. - Utopi si w bagnie czy da si zapa? Bo innej
moliwoci raczej nie ma. - Z byka spade!? Na tego pierwszego moe czeka Wodek na

szosie. Zapon ju zrobi i nawala mu tylko czasem. Zreszt, niech bdzie, dwch poleci do
Wodka i w razie czego go popchn, tam jest nawet troch z grki... Rozpoczty w pnych
godzinach popoudniowych rekonesans przecign si do wieczora. Zapada ciemno.
Stefan, zdenerwowany nie najlepsz nawierzchni drg pitej klasy, pragn jak najszybciej
dotrze do cywilizowanej szosy, tote napicie wewntrz wozu zelao dopiero w okolicy
Wyszkowa. Miotani uprzednio po samochodzie szybkoci osiemdziesiciu kilometrw na
godzin, z jak zniecierpliwiony Stefan przebywa niemie nierwnoci terenu, jego
pasaerowie zdoali wreszcie zebra myli i skupi je na nowo na najwaniejszym temacie. To tdy mamy nawiewa? - powiedzia z niesmakiem Janusz. - Teraz sobie stukem okie,
chocia nikt nas nie goni, a co bdzie, jak bd gonili? - Przypieszmy troch, o co chodzi? odpar z irytacj Stefan. - Na tej moja syrena cignie stw, a w pidziesitym szstym
roku miaem pierwsze miejsce w jedzie terenowej na czas. Co ci si nie podoba? Nawierzchnia... - To ju tamta droga bya lepsza - powiedzia Karolek, macajc sobie
ostronie czubek gowy. - Zdaje si, e mam guza. Nie daoby si tego jako zamieni? Daoby si - odpara stanowczo, siedzca obok Stefana, Barbara, ktra ucierpiaa najmniej i
ktrej umys, w zwizku z tym, pracowa najbystrzej. - Zrobimy odwrotnie. Podjedziemy od
tej strony, przejedziemy przez tor i wszystko bdzie w porzdku. - A Wodek? Wodek musi

czeka, bo wszyscy razem z tym cholernym projektem tu si nie zmiecimy! - Tote bdzie
czeka na szosie, tak jak mwilimy. I Wodek podjedzie od tamtej strony, eby nikomu dwa
razem samochody w oko nie wpady. Ci, ktrzy pojad z Wodkiem, przelec ten kawaek, to
nieduo, kilometr albo nawet mniej. A za to ucieka bdziemy t lepsz drog... Zanim
dotarto do granic Warszawy, plan akcji zosta po raz drugi ustalony z najdrobniejszymi
szczegami...
Tajemnicze i budzce najwiksze zainteresowanie poczynania Wodka i Janusza,
zmierzajce do wywoania zaplanowanego wybuchu, przecigay si odrobin nadmiernie.
Nikt nie wtpi, i wybuch, ktry ma stanowi szalone niebezpieczestwo dla zamknitych w
wagonie konwojentw, a ktry rwnoczenie nie moe spowodowa ofiar w ludziach, jest
zagadnieniem nietypowym i skomplikowanym. Niemniej czas nagli. W kadej chwili z
biaostockiej poczty moga nadej alarmujca wiadomo. - Mamy jeden problem wyjani ponuro Janusz nagabujcym go niecierpliwie wsppracownikom. - Od trzech dni

nie moemy go rozgry, chocia Wodek po nocach nie pi i cholernie si gimnastykuje. Bo co? - zaciekawi si Lesio. - Bdzie przez co skaka czy jak? - Umysowo - odpar
krtko Janusz wci tym samym ponurym tonem. - To moe przyniecie to co tutaj i
pomylimy wszyscy razem? - zaproponowa niemiao Karolek. - Zostao nam maksymalnie
cztery dni... Janusz wzruszy niechtnie

ramionami, ale nastpnego dnia rano obaj z zielonym z niewyspania Wodkiem wtaszczyli
do pokoju szczelnie okryty pakunek wielkoci redniego telewizora. Zdyscyplinowany
zesp twardo wytrwa przy pracy zawodowej a do godziny czwartej po poudniu, co jaki
czas rzucajc tylko na tajemniczy obiekt pene szacunku spojrzenia. Po czwartej za grono
spiskowcw w komplecie przystpio do dziaa przestpczych. Janusz z Wodkiem
ostronie i uroczycie odwinli wierzchnie warstwy starych odbitek, uytych w charakterze
pakowego papieru, nastpnie warstwy starych szmat, wrd ktrych day si rozpozna:
koszula Janusza, piama Wodka i sfatygowana nieco spdnica jego ony, nastpnie prawie
nowe przecierado kpielowe i wreszcie oczom zebranych ukazaa si elazna skrzynka,
gsto nitowana. Z boku zaopatrzona bya w co w roduaju klapki lub drzwiczek, spod dna jej
za wybiega przewd elektryczny. Obok skrzynki Wodek z namaszczeniem ulokowa
wyjty z teczki akumulator samochodowy oraz dziwne i skomplikowane urzdzenie,
przypominajce nieco z wygldu pen instalacj dzwonka elektrycznego. Zesp przyglda
si z zapartym tchem. - Co to jest? - spytaa nieufnie Barbara. - Bomba zegarowa - odpar
Wodek z lekkim roztargnieniem. - Zwariowali, jak Boga kocham - powiedzia z
przekonaniem Stefan. - Odsucie si - powiedzia ponuro Janusz, wywoujc tym
gwatowne szarpnicie si do tyu skamieniaych na chwil z wraenia wsppracownikw.
Obaj z Wodkiem przykucnli przy skrzynce, rozlego si co jakby dugi zgrzyt spryny i

nagle skrzynka zacza tyka! Obecni w pokoju uczestnicy krew w yach mrocego
pokazu, poza dwoma konstruktorami mierciononego urzdzenia, nie uciekli w panice tylko
dlatego, e nogi wrosy im w ziemi. Trwali w milczeniu, osupiaym wzrokiem wpatrzeni w
tykajc rytmicznie straszliw machin, tym bardziej wstrznici, e zarwno akumulator,
jak i caa skomplikowana instalacja elektryczna pozostay na zewntrz. Janusz i Wodek,
stojcy nad skrzyni jak dwa posgi boleci, robili nieodparte wraenie samobjcw. - Zdaje
si, e co wam si we bach poprzewracao - powiedzia do trzewo Stefan, ktry, jako
najstarszy z obecnych, bra udzia w drugiej wojnie wiatowej. - Co to jest, do diaba?! Mwiem ci, bomba zegarowa - odpar Wodek ze miertelnym smutkiem. - Kto tu ma
kota, a ja mam on i dzieci... Kiedy to ma wybuchn? - Na torze, oczywicie... To znaczy,
wcale nie ma wybuchn, co ty, chory? eby skona, to nie wybuchnie! Przez atmosfer
pokoju przeleciao niedosyszalne westchnienie bezgranicznej ulgi. Czworo
przygotowujcych si na mier odzyskao gos i zdolno ruchu. - Nic nie rozumiem zniecierpliwi si Stefan. - Dlaczego? - A od czego ma wybuchn?! Przecie tam w rodku
nic nie ma! - No dobrze, a co tam tak tyka? - Budzik - odpar Janusz i otworzy klap z

boku skrzynki. - Moecie zobaczy. Taki starowiecki, bo te starowieckie goniej cykaj.


Rbnem mojej babce, pewnie

mnie za to wydziedziczy... Przez chwil cay zesp, padszy na kolana, przepychajc si


wzajemnie, wyglda, jakby si modli w ekstazie do elaznego puda. W rodku istotnie sta
imponujcych rozmiarw, bardzo ozdobny budzik i nic poza tym. - Genialne... - westchna
z zachwytem Barbara, podnoszc si z podogi. - Prawda? - podchwyci Janusz, nieco jakby
pogodniejc. - Niele to wyglda, co? I robi wraenie? - Robi, robi - przywiadczy Lesio. Bardzo dobre wraenie. - A to to co? - spyta z zaciekawieniem Karolek, wskazujc
aparatur obok skrzynki. - Do czego? - A wanie! - westchn Janusz, na nowo popadajc w
przygnbienie. - To jest wanie ten problem. Skrzynk, uwaacie, postawimy na torze i
bdzie sobie cykaa. Ale samo cykanie to mao, trzeba podej psychologicznie. Cyka, to
cyka, pokaemy j konduktorom czy tam maszynicie, znajdzie si dwch odwanych,
wynios j w pole i cze pracy! Co nam z budzika mojej babki w polu? Musi si zdarzy
co, co ich gwatownie wystraszy, tak eby narobili krzyku i sami zaczli pryska w las... Ci
konwojenci te. Ona musi zacz nagle co robi, jako warcze albo co... Na bombach
zegarowych nikt si nie zna, byle haas wystarczy. - Albo eby nagle zacza wieci powiedzia Wodek z akcentem rozpaczy. - No i co? - spyta Stefan z rosncym
zainteresowaniem. Reszta suchaa w nabonym skupieniu. - No i, cholera, nic nam nie
wychodzi. Co mymy si nie nakombinowali, to ludzkie pojcie przechodzi! Mylelimy,
eby podczy dzwonek do

akumulatora i sprzc z tym zegarkiem, eby ruszy o okrelonej godzinie, ale na nic, nie
nadaje si. Wodek mwi, e za mae napicie. - Ile masz, sze volt? - spyta Stefan. - A
jakby tak dwanacie? - Mao - odpar Wodek znkanym gosem. - Musi by dwiecie
dwadziecia. - No dobrze, a wiecenie? wiecenie te nie wychodzi? - Wychodzi, dlaczego
nie? Moemy sobie wieci w rodku skolko ugodno, ale po pierwsze te bez zegarka, a po
drugie na zewntrz nic nie wida...
Zapado milczenie. Praca mylowa, ktrej gwatownie jli dokonywa wszyscy obecni,
bya tak intensywna, e wrcz wyczuwalna. Myla nawet Lesio, dla ktrego wszelkie
instalacje elektryczne przez cae ycie byy rodzajem czarnej magii. - A ten zegarek bd
musia mojej babce zwrci - powiedzia nagle Janusz gosem icie grobowym. - Zaraz powiedzia Stefan. - Skoowalicie mnie. Skoro to jest puste pudo, to po choler to tak
porzdnie owijacie? Janusz i Wodek spojrzeli na niego niechtnie i z lekk uraz. - Po
pierwsze, eby nikt nie zobaczy, a po drugie mymy si ju nastawili na to, e to bomba.
Sugestia robi swoje. Jak to wmwisz w siebie, to wmwisz i w innych, a jak nie, to cholera
ci wie, co moesz zrobi. Jeszcze to kopniesz albo co... - I budzik mojej babki szlag trafi.
- I w ten sposb Janusz bdzie jedynym wystraszonym... - No to mylcie, do cholery,
intensywniej! Co przecie trzeba w kocu wykombinowa! Po kwadransie gigantycznych

wysikw umysowych skupione wok rytmicznie tykajcej bomby

grono przestpcw nie posuno si ani o krok naprzd. Po rzuceniu kilku cakowicie
pozbawionych sensu propozycji w rodzaju umieszczenia wewntrz telefonu, pod ktry kto
by w okrelonym czasie zadzwoni, lub te ulokowania skrzynki nad dokiem, gdzie
gotowaay si woda, wytwarzajc par, cay zesp znw popad w beznadziejne i pospne
zamylenie. I nagle stao si co zupenie nieprawdopodobnego. W panujc w pokoju cisz
wdar si nagle niesamowity, przeraliwy, metaliczny dwik, ktrego rdem najwyraniej
w wiecie byo elazne, tykajce dotychczas spokojnie pudo! Wraenie byo wstrzsajce.
Cay zesp, jak jeden m, porwa si na rwne nogi, w panicznym przeraeniu wpatrujc
si w upiorne urzdzenie. Lesio i Karolek w pierwszym odruchu rzucili si w kierunku
balkonu, Barbara zamara z ustami otwartymi do krzyku, zrywajcy si z miejsca Stefan
zrzuci sobie na nogi butelk zielonego tuszu... - Co ty podczy...?! - krzykn nieswoim
gosem Janusz, zwracajc si gwatownie do Wodka. - Nic, jak Boga kocham! - odkrzykn
miertelnie blady Wodek, posugujc si przy tym dziwnym dyszkantem. - Budzik!!!... jkn Stefan. - Ludzie, przecie to jest budzik!!! Dopiero po dugiej chwili, ochonwszy z
wraenia, grono spiskowcw pojo ogrom swego szczcia. Bomba warczaa jak szatan!
Mczce zagadnienie okazao si proste i nieskomplikowane, poniewa starowiecki budzik
chodzi znakomicie, pieszc si tylko jedenacie minut na dob. Drobny ten bd by jak
najbardziej do

opanowania. Przeraliwy dwik budzi wprawdzie pewne zastrzeenia, wydawa si


bowiem nieco zbyt metaliczny jak na bomb, ale temu zaradzono natychmiast, owijajc serce
dzwonka tam do obramiania rysunkw. - Trzeba by rzeczywicie band tpych matow,
eby nie wpa od razu na taki prosty pomys - powiedzia z przekonaniem Janusz,
nakrcajc budzik w celu upewnienia si co do jego sprawnoci. - Na ktr nastawi? Za pi
minut? - Za dziesi - mrukn Stefan. - Nie wytrzymam tak czsto. Ten wcieky brzk to
nie na moje nerwy. A moje buty bdcie uprzejmi rwnie wliczy w koszty handlowe, ten
cholerny zielony tusz jest niezmywalny... Siedzcy w swoim gabinecie kierownik sysza
wprawdzie jaki osobliwy, niezrozumiay i bardzo przenikliwy dwik, dobiegajcy z pokoju
wspkolegw architektw, ale ju od dawna, w obawie o swoje zdrowe zmysy, postanowi
sobie nie sprawdza, co si tam dzieje. Teraz jednak niezwyky odgos, nieco mniej
przenikliwy, ale tym bardziej do niczego nie podobny, rozlega si z denerwujc
regularnoci co dziesi minut i trwa bardzo dugo. Kierownik pracowni patrzc na
zegarek, stwierdzi, e pene czterdzieci pi sekund. Za jedenastym razem nie wytrzyma.
Starajc si zachowywa jak najciszej, chocia okropny terkot i tak guszy wszystko,
ostronie uchyli drzwi intrygujcego pomieszczenia i zamar w osupieniu. W pokoju
siedziao sze osb, wpatrzonych zahipnotyzowanym wzrokiem w stojce porodku elazne
pudo, z ktrego wydobywa si wcieky warkot. Wszyscy mieli taki wyraz twarzy,

jakby suchali muzyki niebiaskiej i jakby patrzyli wprost we wrota raju... Kierownik
pracowni nie mniej ostronie zamkn z powrotem uchylone drzwi i postanowi sobie na
wszelki wypadek pj do psychiatry.
Po pokonaniu najwikszej, niejako zasadniczej, trudnoci, dny sprawiedliwoci zesp
natkn si, wbrew spodziewaniom, na dalsze, wprawdzie drobniejsze, ale za to uciliwe.
Przede wszystkim naleao postara si o opa, niezbdny do rozniecenia odpowiednio
imponujcego ogniska. - O co chodzi, chrustu w lesie nazbieramy i po krzyku - owiadczy
niedbale Lesio, wykazujc tym niezbicie, i nie potrafi doceni wagi zagadnienia. - Mowy
nie ma - zaprotestowaa stanowczo Barbara. - Chrust jest zawsze wilgotny, a my musimy
mie suche drewno! - Suche drewno? - zdziwi si Janusz. - Gdzie ty widziaa w Polsce
suche drewno? Zdanie Barbary byo jednak niezaprzeczalnie suszne. Peen powicenia
zesp gotw by nawet przystpi do procesu suszenia drewna, palc w tym celu w piecu,
piecem jednake, jak si okazao, nikt nie dysponowa. Po krtkim, acz wnikliwym
przegldzie bliszych i dalszych czonkw rodzin oraz bliszych i dalszych znajomych i
przyjaci, stwierdzono, e wszyscy pawi si w luksusach centralnego ogrzewania, co
wyklucza jakikolwiek poytek z nich w tej dziedzinie. W przypywie rozpaczy zdecydowano
si ju powici mniej niezbdne czci umeblowania, kiedy nagle Lesio przypomnia sobie
o posiadanych w domu deskach i listwach, tych samych,

ktre naby swymi czasy w celu ukrycia przed on zbrodniczych zamiarw. Wszystkie
odrzynane stopniowo od desek i starannie kolekcjonowane kawaki dawno ju wyschy na
wir i stanowiy teraz materia opaowy prawie cakowicie wystarczajcy. Ostatecznie
uzupeni gromadzone zapasy zabytkowy fotel po pradziadkach, przechowywany w piwnicy
u rodzicw Karolka. Z poupanych pionowo dwch ng fotela dao si nawet wykona
zupenie niez pochodni. Drugie dwie nogi pozostawiono w caoci. Niejakie kopoty
nastrczaa kwestia zmiany powierzchownoci, ktr to zmian wszyscy zgodnie uznali za
niezbdn. Z czarnych masek zrezygnowano z gry, susznie mniemajc, i tego rodzaju
szczeg dekoracyjny wzbudzi moe pewn nieufno napadanej obsugi pocigu. Sztuczne
brody, wsy i peruki wydaway si nieze, nikt jednak nie wiedzia, skd je wypoyczy. Po
dugich dyskusjach i rozwaaniach zdecydowano si w kocu na garby. - To jak to tak?
Wszyscy bdziemy garbaci? - powiedzia niepewnie Karolek. - A dlaczego nie? - odpar
Janusz z zuchwa determinacj. - Zdziwi si... - No to co, e si zdziwi? Dziwi si
kademu wolno. A najwyej potem opisz milicji, e napado ich paru garbatych i niech
szukaj tych garbatych... - Zawsze opisuj sylwetki - wtrcia Barbara. - On ma racj,
zmieni sylwetki i mamy z gowy. Twarzy nie rozpoznaj, bdzie ciemno... Materia na
garby wybrano starannie, kierujc si wzgldami tak estetycznymi, jak i praktycznymi,
usiujc w miar monoci kademu dopasowa garb

do figury, urozmaicajc ksztat i wielko. Posuono si w tym celu dwiema starowieckimi

poduszkami z kanapy, jedn dziuraw, dziecinn pik, kadubem pluszowego niedwiedzia i


bardzo du iloci papieru toaletowego, ktry stanowi materia, modelujcy podan lini.
Cao, przystosowan do natychmiastowego uycia, zgromadzono w pracowni wraz z
drewnem na ognisko. Teraz pozostao ju tylko czeka. Oczekiwanie to, aczkolwiek
ograniczone ostatecznym terminem zamknicia konkursu do zaledwie dwch db, okazao
si jednak wystarczajco dugie, eby doprowadzi wszystkich czekajcych do cakowitego
rozstroju nerwowego. Zamierzone przestpstwo, wprawdzie uszlachetnione celem, niemniej
jednak niewtpliwie sprzeczne z kodeksem karnym, roso w rozgorczkowanych umysach z
dnia na dzie i z godziny na godzin, a przybrao rozmiary wrcz przeraajce. Wszystkie
poczynione ju przygotowania uczyniy je w jaki tajemniczy sposb nieuchronnym i
nieodwracalnym. Musiao zosta popenione! Co gorsza, myl o zaniechaniu lub nieudaniu
si przedsiwzicia wydawaa si jeszcze bardziej przeraajca. Wynike z tego
konsekwencje z upywem czasu przybray posta okrpnego upiora, tak, jakby nieszczsny
projekt biaostockiego zespou mia ju na wieki zagrozi yciu i mieniu zdenerwowanych
rzecznikw sprawiedliwoci. Czuli si wrcz przygnieceni ciarem odpowiedzialnoci za
teraniejsze i przysze losy architektury caego kraju. Krtko mwic wszyscy zamieszani w
spraw stracili doszctnie resztki zdrowego rozsdku, a napicie i zdenerwowanie doszy

do zenitu. Ostatniego wieczoru przed upywem terminu konkursu cay przestpczy zesp
siedzia w pracowni, nerwowo palc papierosy. Wszystkie materiay pomocnicze ulokowane
byy w czekajcych na ulicy samochodach. W obie strony zamwiono rozmowy telefoniczne
Biaystok_Warszawa, bo pprzytomna niemal z niepokoju Barbara wolaa si ubezpieczy, a
jej przejta niezrozumia afer kuzynka za wszelk cen staraa si dotrzyma zobowizania.
Wiadomo o nadaniu przesyki moga nadej w ostaniej chwili, ju po godzinie dwunastej i
chocia do wybranego miejsca przestpstwa w cigu trzech godzin mona byo bez trudu
dojecha, to jednak w atmosferze pokoju skakay iskry wysokiego napicia. Dwik
telefonu, ktry rozleg si o dwudziestej trzeciej czterdzieci trzy, wywoa efekt nie mniejszy
ni naga eksplozja ich wasnej bomby. W pi minut pniej nie byo w pracowni ywego
ducha...
Na bezchmurnym niebie wiecia jedna czwarta ksiyca, kiedy, szczkajc dwicznie
zbami, Lesio poda na miejsce kani samochodem Wodka. Obok niego siedzia Janusz,
troskliwie piastujcy na kolanach wypenion budzikiem bomb. Z przeciwnej strony
samochodem Stefana jechali Barbara i Karolek, wiozcy ze sob nie mniej pieczoowicie
traktowane: wielki wr z suchym drewnem, cztery garby i dwadziecia pudeek zapaek. wietna noc - powiedzia Karolek, ogarniany stopniowo coraz wikszym zapaem, podobnym
nieco do myliwskiego, a rnicym si ode tylko celem poczyna. - Wysraczajco jasno,
eby co zobaczy i

wystarczajco ciemno, eby nie widzie, co to jest. - Cholera jasna - mwi rwnoczenie z
rozgoryczeniem Janusz w drugim samochodzie. - Co za gupota z t bomb! Po diaba j

wieziemy ze sob, skoro bdziemy musieli kilometr lecie piechot, przecie to cikie jak
piorun! Uwaaj, jak jedziesz, do cholery, omijaje dziury, bo ju mi cae kolana odgnioto!
Nie trzeba to byo jej tamtym odda?... - A pewnie, e trzeba byo - wyszczka Lesio, ktry
wbrew perswazjom rozsdku w towarzystwie bomby czu si nico niepewnie. - My to
wolimy mie przy sobie - mrukn ponuro Wodek znad kierownicy, zwikszajc tym
irracjonalny niepokj Lesia. Zadziwiajcym trafem ani Wodek, ani Stefan nie zabdzili.
Nie do na tym, godzina przybycia na miejsce akcji okazaa si tak dokadnie uzgodniona,
e w chwili, kiedy samochd Stefana zahamowa przy torze, po przeciwnej stronie ukazay
si dwie sylwetki, z ktrych jedna, zgita pod ciarem tobou na plecach, postkiwaa
gucho, druga za warczaa za ni z wciekoci: - Nie le tak, do cholery, kto ci goni!
Przewrcisz si na byle ktrej dziurze i budzik szlag trafi! - Kiedy mnie pcha z gry! odstkna pierwsza. - S! - zawoali rwnoczenie Barbara i Karolek penym wzruszenia
gosem. W kwadrans pniej przygotowania do napadu byy ju w penym toku. Do
przybycia upatrzonego pocigu pozostaa jeszcze godzina, w czasie ktrej aden inny ruch po
szynach uczestnikom przedsiwzicia nie grozi. Godzina jednake wydawaa si iloci
czasu nader nik, tote

wszystkie wykonywane czynnoci nosiy wyrane znamiona popiechu. Przymocowane na


plecach garby utrudniay nieco dziaalno, na garbach bowiem dopiero usiowano ulokowa
marynarki i paszcze, do zmienionych z naga figur przystosowane nie najlepiej. Kadub
pluszowego niedwiedzia przypad Lesiowi, ktry, po kilku bezowocnych prbach
wycignicia rk ku przodowi; zdecydowa si umieci go na wierzchu, przywizujc i
zasaniajc szalikiem. Dziurawa, dziecinna pika ptaa ruchy Janusza, szeleszczcego przy
tym dziwnie papierem toaletowym. Barbara i Karolek poszli za przykadem Lesia, w aden
sposb nie mogc zmieci garbw pod niewaciwie skrojon odzie. Zawarto wora z
drewnem wysypano w odlegoci dziesiciu metrw od przejazdu, obliczywszy przedtem
skrupulatnie, gdzie, w tej sytuacji, znajdzie si wagon pocztowy. Barbara z najwiksz
starannoci przystpia do ukadania stosu. Bomb ulokowano na zczeniu szyn przy
samym przejedzie. - Teraz mi si wydaje, e tego drewna jest za mao - powiedziaa
Barbara z trosk. - Ognisko musi by due i nie moemy go zapala w ostatniej chwili. A tak
to za wczenie nam zganie. - Dlaczego nie w ostaniej chwili? Tylko w ostatniej chwili! zaprotestowa Karolek. - Jak zapalimy za wczenie, to jeszcze kto zobaczy i przyleci. - A jak
nam si nie bdzie chciao zapali? - Podlejemy benzyn. Czekaj, skocz do Stefana po
benzyn! Wprowadzenie w czyn tej przedniej myli napotkao niespodziewan przeszkod.
Stefan mia peny bak, natomiast nie mia kanistra. Obaj z

Karolkiem w popiechu i zdenerwowaniu zaczli grzeba w samochodzie, poszukujc


jakiego naczynia, do ktrego daoby si przela nieco paliwa. Janusz i Lesio pieczoowicie
ukadali wok bomby skomplikowane fragmenty urzdze elektrycznych, usiujc uzyska
jak najwikszy efekt optyczny. - Panie Lesiu! - zawoaa z ciemnoci Barbara

zniecierpliwiona dugim oczekiwaniem na Karolka. Zew ukochanej kobiety by zawsze dla


Lesia rozkazem. Nie baczc na nic rzuci si w jej kierunku i nastpne pi minut pomstujcy
zduszonym gosem Janusz zmuszony by powici na wypltywanie go z zaczepionych nog
przewodw elektrycznych oraz na mocowanie na nim na nowo zgubionego garbu. - Panie
Lesiu, do diaba! - nawoywaa z gniewem Barbara. - Nieche pan pjdzie do Stefana i
zobaczy, czy oni tam umarli! Karol mia przynie benzyn! - Skd ci wezm, z byka
spade?! Co ja, zastaw stoow ze sob wo czy co?! - warcza Stefan, rozjuszony
wymaganiami Karolka. - Garnek i garnek...! - Termos! Moe masz termos?... - Jaki
termos?! Ja tu na ksiuty nie przyjechaem!... - Benzyny! - krzykn Lesio dramatycznie,
wpadajc na nich w ciemnociach. - Barbara czeka na benznyn! - Szlag mnie trafi! Wodek
na szosie ma mj kanister! - Jed do niego! Jeszcze zdysz! - A jak wrc?! - Tyem! W ty to mnie moesz pocaowa!... - Dajcie tej benzyny, do diaba, co tu robicie tyle
czasu?! - wysyczaa z wciekoci Barbara, pojawiajc si nagle obok nich jak garbate
wcielenie furii. Powiadomiona o

trudnociach podja byskawiczn decyzj. - Rurk, bezporednio na drewno! Stefan


podjedzie na tor i par kawakw si pomoczy!... Do chwili nadejcia pocigu pozostao
zaledwie pitnacie minut, kiedy przeklinajc okropnie i plujc na wszystkie strony Stefan
wydoby wreszcie z baku strumyczek benzyny, wyciekajcy przez rurk. Barbara, Karolek i
Lesio w szalonym popiechu potykajc si w ciemnociach i wpadajc na siebie, donosili do
strumyczka co grubsze kawaki drewna. Obok Janusz nad bomb szala z niepokoju i szarpa
wosy na gowie. - Co robicie, do cholery, nie lejcie na ziemi! Budzik mi si zapali!!! Pochodnia!... Zamoczy pochodni!!! Na pi minut przed nadejciem pocigu Stefan zosta
wsplnymi siami zepchnity z toru, zanim zdy zapali silnik. Nadanym mu rozpdem
zjecha na upatrzone miejsce postoju. Barbara i Karolek z zapakami w rkach trwali nad
stosem w okropnym napiciu. Lesio chwyci do rki pochodni, nie zauwaywszy ze
zdenerwowania, e jest caa mokra... - Zapala!!! - zakomenderowa Janusz tragicznym
szeptem. Wszystkie zapaki wysypay si z drcych rk Barbary. Karolek z niepojtym
uporem pociera je o pudeko odwrtotn stron, wyrzucajc uyte. Wsplnymi siami
zuytkowali bezskutecznie trzy pudeka. Przy czwartym wreszcie pomie buchn!
Rwnoczenie Lesio wetkn w ogie swoj pochodi i natychmiast ze zdawionym
okrzykiem odrzuci j od siebie w naturalnym odruchu instynktu samozachowawczego,
nasiknita bowiem benzyn wizka cienkich patykw buchna pomieniem

znacznie bardziej imponujcym ni cae ognisko. Odrzuciwszy rekwizyt, z ktrym mia


popdzi na spotkanie nadjedajcego pocigu, zgupia w pierwszej chwili doszcztnie. Na
domiar zego oparzy sobie rk i, machajc t rk, ruszy torem przed siebie, ale ju po
pierwszych krokach, zanim si zdy dobrze rozpdzi, uwiadomi sobie, e co jest nie w
porzdku. Wrci wic do ogniska, skd ju lecia w jego kierunku Janusz. - Co robisz,
kretynie, bierz drug! - wrzeszcza, wtykajc mu do rki nie zapalony kawa drewna. Lesio

ju chcia si rzuci do biegu z tym nie zapalonym kawaem, kiedy zastopowa go nastpny
okrzyk. - Gdzie lecisz, do diaba? Zapal to!!! - Benzyna! - krzykn rwnoczenie przejty
do nieprzytomnoci Karolek. - Pomocz to w benzynie! Do Stefana!!!... Oszoomiony Lesio
rzuci si na drog, w kierunku niewidocznego w mroku samochodu i wpad na Stefana,
ktry, uznawszy, e zdy zapuci silnik po ukazaniu si pocigu, zaniepokojony dziwnymi
byskami wiata i okrzykami na torze, dy w tym kierunku. - Benzyna!!! - wrzasn do
niego Lesio. - Pomoczy!!!... - Id do jasnej cholery! - odwrzasn Stefan, zawracajc jednak
natychmiast. - Nogi se pomocz! Do si tej trucizny napiem! Miotajcego si w szale
wok samochodu Lesia w samo serce trafi nagle rozlegajcy si za nim, straszliwy,
chralny okrzyk: - Pocig!!! I rwnoczenie usysza rozdzierajce wezwanie: - Panie
Lesiu, ma pan nog!!!

Niech pan wemie nog!!! Porzuci oszalaego z furii Stefana, ktry, zdenerwowany
krzykiem, zdy pocign potny yk lotniczej benzyny, i popdzi z powrotem na tor,
gdzie przy wspaniaym ognisku Barbara machaa ku niemu ponc nog z fotela. Chwyci
nog z jej rk i dgnity jak ostrog penym panicznego przeraenia okrzykiem Janusza: Lee, do wszystkich diabw, pocig mi budzik przejedzie!!!... - popdzi przed siebie.
Trzeba jednak nieszczcia, i chwytajc nog, Lesio znajdowa si po tej samej stronie
ogniska, co bomba zegarowa, a wic po przeciwnej ni ta, z ktrej nadjeda pocig,
znakomicie ju teraz syszalny. W bezgranicznym oszoomieniu nie by w stanie sforsowa
przeszkody w postaci szalejcego w suchym drewnie ognia, zawrci wic i, nie
zastanawiajc si nad tym, co czyni, popdzi w kierunku zgodnym z kierunkiem pocigu,
cakowicie odwrotnym od zaplanowanego. Prowadzcy pocig maszynista jecha sobie
spokojnie, nie spodziewajc si niczego niezwykego na tylokrotnie przemierzanej,
doskonale mu znanej trasie. Nie powica jej te zbytniej uwagi. I oto nagle w nikym,
mylcym blasku ksiyca ujrza ponce na szynach ognisko. Natychamiast odruchowo
zacz hamowa, wci jeszcze nie przewidujc adnego nieszczcia, ale przed ogniskiem
nie zdy... W ostaniej chwili trzy ciemne, garbate sylwetki wyprysny niemal spod k
parowozu, jedna na jedn stron, a dwie na drug. Tamta jedna akompaniowaa sobie penym
rozpaczy jkiem: - Rany Boga, bomba mojej babki!!!

Z hukiem i omotem zaczynajcy dopiero hamowa pocig przelecia przez ognisko,


przelecia przez brzczc mu pod koami elazn skrzyni, przelecia przez przejazd i
kilkanacie metrw za przejazdem miertelnie zaskoczony maszynista ujrza widok, jakiego
nie zdarzyo mu si oglda jeszcze nigdy w yciu! rodkiem toru, przed parowozem,
pdzi czowiek z garbem na plecach, wywijajcy na wszystkie strony ponc i sypic iskry
pochodni, nie wykazujcy najmniejszej chci zboczenia gdziekolwiek i najwyraniej w
wiecie zamierzajcy tak pdzi a do dnia Sdu Ostatecznego! Tego, e ten czowiek
wrzeszcza przy tym przeraliwie, maszynista ju nie sysza. Ogarnity panicznym
przeraeniem Lesio lecia torem po pokadach kolejowych, bijc wszystkie rekordy na

wszystkich dystansach, a za nim grzmia pocig, ktry oniemiay maszynista za wszelk cen
usiowa zahamowa, zanim nastpi tajemnicza, niepojta dla katastrofa! Przypadek
sprawi, e pocig ten by wyjtkowo dugi, do normalnego, osobowego skadu bowiem
doczepiono kilka wagonw towarowych. W momencie, kiedy bliskiemu apopleksji
maszynicie udao si wreszcie zatrzyma, na przejedzie kolejowym sta trzeci wagon od
koca. Po tej samej stronie co samochd Stefana znajdowa si tylko Janusz. Barbara i
Karolek znajdowali si po stronie przeciwnej. Upragniony wagon pocztowy zastyg w
bezruchu o dwiecie metrw dalej, wrd k i mokrade, a gdzie jeszcze dalej, w mroku
jesiennej nocy, przebywa oderwany od wsppracownikw Lesio. W tej sytuacji cay zesp
doszcztnie straci gow.

- Na tamt stron! - wyszepta gorczkowo Karolek do Barbary. - Wiejmy, bo bdzie


cholerna draka! - Ktrdy? - jkna Barbara rwnie rozpaczliwym szeptem. - Pod
wagonami!... Nie moe ruszy!... Przez wagony!... Nie, to towarowe! Dookoa!... - Czekaj,
zdejm buty!... - Co?... To ja te zdejm buty!... Zgici wp na wszelki wypadek, z butami
w rku, Karolek i Barbara ruszyli ku tyowi pocigu, zapadajc si po kolana w grzskie
bagno. Za ostatnim wagonem na czworakach przebiegli przez szyny. Rwnoczenie po
drugiej stronie toru, w cieniu, rzucanym przez gsty krzew, odbywaa si dramatyczna scena.
- Do cholery z twoj babk! - sycza Stefan. - Oprzytomnij, bo ci dam w mord! Gdzie oni
s?! - Diabli ich wzili! - jcza Janusz, bliski tuczenia gow o karoseri samochodu. - Ten
pocig ich przejecha!!! Ze zdenerwowania straci poczucie rzeczywistoci i los budzika
pomyli mu si z losem najbliszych przyjaci. Obie straty wydaway mu si jednakowo
dotkliwe. - Co bredzisz, bawanie, przelecieli na tamt stron! Widziaem na wasne oczy!
Co oni tam robi tyle czasu?! Id po nich, niech tu przyjd, bo mnie chyba za chwil szlag
trafi! Trzeba pryska, nie ma chwili do stracenia!!!... - Co i, gdzie i, przecie pocig
stoi!... - To go popchnij! Fruwaj, jak potrafisz! Pod wagonem, tumanie! W momencie kiedy
znkany Janusz przeazi w kucki pod wagonem na drug stron, Barbara i Karolek
wynurzyli si z ciemnoci obok szalejcego ze zdenerwowania Stefana.

- Gdziecie byli?! - wrzasn z furi na ich widok. - Janusz po was poszed, idcie po
niego!!! Otumaniony nieco taplaniem w bagnie Karolek posusznie ruszy po Janusza,
przeac pod wagonem, podczas gdy miertelnie zaniepokojony Janusz, nie znalazszy
przyjaci, pod innym kocem wagonu przeazi z powrotem. Ujrzawszy samotn Barbar
bez chwili namysu ruszy po raz drugi na tamt stron, zgubi garb i wreszcie natkn si
szczliwie na wracajcego Karolka. Oczekujcy koca tej osobliwej promenady Stefan
zacz rwa wosy z gowy. - Chryste Panie, co oni robi, ten pocig ruszy!!!... Pocig
jednak sta cigle, przed parowozem bowiem rozgrywaa si scena nie przewidziana w
najmielszym nawet programie. Uciekajcy przed pocigiem Lesio zatrzyma si nieco
pniej ni gonica go machina i w zwizku z tym znajdowa si kilkanacie metrw w
przodzie. Sta ciko dyszc z pochodni w rku i czeka, co z tego wyniknie, nie bdc na

razie zdolny do mylenia, a tym bardziej do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Z


parowozu wyskoczy niesychanie zdenerwowany i zdezorientowany maszynista, a za nim
wyskoczy jego nieopisanie zdumiony pomocnik. Obaj zatrzymali si na chwil ujrzawszy
stojcego na torze, owietlonego blaskiem ognia garbatego faceta z doskonale otpiaym
wyrazem twarzy. "Pewno wariat" - przemkno przez myl maszynicie i poczu nagle
nieodpart ch schronienia si w bezpiecznym wntrzu parowozu. Nie mg jednake
kompromitowa si przed pomocnikiem, opanowujc wic rosncy niepokj postpi kilka

krokw w kierunku tajemniczego faceta. - Co tam? - powiedzia gniewnie. - O co chodzi?


Lesio poczu niepokj znacznie wikszy ni maszynista. Nie mg oczywicie odpowiedzie,
e chodzi o napad, a nic innego nie przychodzio mu do gowy, cofn si wic na wszelki
wypadek o kilka krokw, zachowujc poprzedni odlego. Maszynista znw ruszy w jego
kierunku. - Mw pan, do cholery, co jest? Co si tu dzieje? Lesio nie udzielajc
odpowiedzi, znw cofn si nieco. Maszynista poniecha zatrzymywania si i wraz z
pomocnikiem szed ku niemu. Lesio wobec tego rwnie wytrwale i rwnomiernie cofa si
tyem. - Moe niemowa?... - pgosem uczyni przypuszczenie pomocnik. Maszynista
uwiadomi sobie nagle, e ich jest dwch, a tamten tylko jeden. A zaraz pewnie nadleci
kierownik pocigu i konduktor... Ruszy w kierunku Lesia szybciej. - Mw, lebiego, o co ci
chodzi? - zawoa, coraz bardziej zy i coraz mniej zaniepokojony. - Czego mi tu latasz po
torach, ty ywy trupie?! Na Lesiu wypowied ta uczynia wraenie mao przyjaznej,
przypieszy wic podanie do tyu. Rwnoczenie chcia jednak jako osign
porozumienie z obsug pocigu, przyoblek wic twarz w yczliwy, jego zdaniem, umiech.
yczliwy umiech Lesia uczyni z kolei na maszynicie wraenie gupowatego grymasu,
ktry go w najwyszym stopniu zirytowa. W gbi duszy uczu, i nie powinien pozwala
byle idiocie na drwiny z pracownikw Polskich Kolei Pastwowych i z okrzykiem: - Stj, ty
obie polowy, w gromnic szarpany! - ruszy do

Lesia biegiem. Bez chwili namysu Lesio odwrci si i wci z ponc nog od fotela w
rku rzuci si do ucieczki. Za nim popdzia zaarta pogo, ktrej awangard stanowili
maszynista z pomocnikiem, a stra tyln konduktor i kierownik pocigu. Obaj, wyrwani z
bogiego snu, w jaki zapadali od stacji do stacji, dopiero teraz wyszli zobaczy, co si dzieje.
Niewielka, acz do rozcignita grupa pracownikw PKP pokonywaa przestrze, wpatrzona
w sypic iskrami czowk, a nagle prowadzcy pocig maszynista zatrzyma si, jakby
wrs w ziemi. Ujrza co, co przeroso widoki poprzednie! Leccemu przed nim facetowi
bezgonie odpad imponujcy garb i potoczy si w mroczne zarola. Pomocnik maszynisty
wyda zdawiony okrzyk i znieruchomia obok swego pryncypaa, obok niego za zwolnili
kroku kierownik pocigu i koduktor, prno usiujcy z dwch pierwszych wydoby bodaj
sowo wyjanienia. Utrata garbu wrcia Lesiowi swobod ruchw, dopalajca si noga
zacza go parzy, rzuci j wic w moczary w lad za garbem i pogna szybciej. Pozbywszy
si zarwno niewygodnego balastu, jak i owietlenia, w krtkim czasie znik z oczu zastygej

w bezruchu pogoni. Maszynista, przyszedszy do siebie, postanowi za adne skarby wiata


nie kontynuowa pocigu na piechot, przyszo mu jednake do gowy, e jeli ten
rozpadajcy si kretyn do tej pory przez cay czas lecia po szynach, to i dalej zapewne nie
zmieni kierunku. Wygodniej wobec tego i niewtpliwie skuteczniej bdzie goni go
pocigiem. Zawrci wic i popiesznie

pody do parowozu. Jakkolwiek bardzo si pieszy, to jednak odlego, jak przeby w


pogoni za Lesiem, bya dostatecznie dua, eby umoliwi Januszowi i Karolkowi dowoln
ilo spacerw pod wszystkimi towarowymi wagonami. W momencie kiedy pocig ruszy,
czwrka niedoszych przestpcw, zgromadzona wok samochodu, znajdowaa si w
kulminacyjnym punkcie zaartej dyskusji. - No to co, e rusza, ty cepie, ty ciemna maso z
prowincji - szala doprowadzony do ostatecznoci Stefan. - Tu za chwil przyjedzie drezyna z
milicj! Won std!!! Wsiada i odjedamy!!! - Jak odjedamy, gdzie odjedamy, kiedy
tego kretyna nie ma! - denerwowa si Janusz. - Suchajcie, moe on polecia do Wodka? niepokoi si Karolek. - Jeeli on polecia do Wodka, a my tu stoimy jak stado baranw, to
ja mu eb ukrc!... - Uspokjcie si! - krzykna Barbara, dodatkowo wyprowadzona z
rwnowagi stanem swojej dolnej odziey, nieprzystosowanej do wycieczek po bagnach. Zdymy prysn, jak co usyszymy! Przecie drezyn za nami nie bd jechali! - Niech
ktry skoczy po tym cholernym torze kawaek, moe ta pomyka natury tam si gdzie pta! Id ty - powiedzia nerwowo Karolek do Janusza. - Ja nie mog woy butw. - Odciski
masz?! - Nie, boto... - No, to uda nam si napad, nie ma co! - Jak ja si mojej babce na
oczy poka!... - jkn Janusz, ruszajc w ciemno. Po kwadransie zaniechano
poszukiwa zaginionego Lesia, postanowiwszy jednake wrci, gdyby si nie znalaz na
szosie. Wszyscy czworo, zdenerwowani w najwyszym stopniu, wsiedli do samochodu i
odjechali.
Lesio tymczasem zginwszy z oczu pogoni odzyska odrobin przytomnoci umysu.
Porzuci wreszcie tor kolejowy i skoczy w zarola, z zamiarem powrotu do czekajcego na
samochodu. Oglnie biorc czu si nie najlepiej. Po gowie bkay mu si mgliste
wiadomoci na temat stron wiata i odnajdywania kierunku za pomoc gwiazdy polarnej.
Gwiazda polarna bezwzgldnie powinna bya znajdowa si na niebie i szukajc jej do
beznadziejnie z zadart ku grze gow Lesio wpad w bagno, z ktrego dopomg mu
wydosta si paniczny lk, przypomnia sobie bowiem zasyszan niegdy opowie o
utopionej w bagnie krowie. Dc dalej przez bezdroa przewrci si kilkakrotnie, wszed
prawie do pasa w jak wod i cakowicie straci poczucie kierunku. Okropna myl, e tamci,
czekajcy na przejedzie, gotowi zniecierpliwi si i odjecha bez niego, dodawaa mu si i
powodowaa szybsze przedzieranie si przez zarola i mokrada. Po straszliwych,
nieskoczonych wysikach poczu pod nogami suchy grunt, co go nieco pocieszyo,
niepokojce byo tylko to, e nie mia zielonego pojcia, gdzie si razem z tym suchym
gruntem znajduje. Szed przed siebie na olep, z przeraeniem rosncym w duszy, a nagle
natrafi na jak skarp i pokonawszy j wydosta si z krzeww na szos. Rozejrza si i
wasnym oczom nie wierzc ujrza o kilka metrw dalej oczekujcy znajomy samochd.

Niepojtym sposobem trafi na szos dokadnie w miejscu, gdzie czeka w swoim wartburgu
Wodek elektryk!

Na widok zbliajcej si ciemnej postaci Wodek zapali reflektory i ujrzawszy w ich


wietle Lesia poczu, e mu si robi sabo. Nie dlatego, e Lesio wyszed z zaroli sam jeden,
udawszy si tam uprzednio w licznym towarzystwie, ale dlatego, e przebywszy na przeaj
teren midzy torem a szos przedstawia sob obraz nie do opisania ludzkimi sowy.
Wodkowi zabrako gosu. Lesio wsiad do samochodu w milczeniu, wraz z penym
asortymentem rolin bagiennych i kilkoma nieduymi pijawkami. Obaj z Wodkiem wci
bez sowa zapalili papierosy. Po dugiej chwili Wodkowi udao si wydoby z siebie co
przypominajcego nieco dwik ludzkiej mowy. - Gdzie tamci?... - wyszepta ochryple. Nie wiem - odpar Lesio beznadziejnie. - Rozdzielio nas. - Jak to?!... Co si stao?! Lesio
popatrzy na niego z bolesnym wyrazem twarzy. - Pocig nadjecha z przeciwnej strony powiedzia z tak rozpaczliwym smutkiem, e Wodka na nowo sparaliowao. Na moment
migna mu przed oczami makabryczna wizja ukochanych przyjaci w postaci krwawej
miazgi rozwczonych po torze, a potem nagle, odzyskawszy siy, rykn silnikiem... W tym
samym momencie z bocznej drogi wyjechaa powoli syrena Stefana... W dziesi zaledwie
minut pniej drezyna kolejowa, wiozca oprcz pracownikw PKP take dwch
milicjantw, zahamowaa na miejscu dziwnego wypadku, na przejedzie kolejowym midzy
Toporem a Ostrwkiem Wgrowskim. Z chwil kiedy umilk czyniony przez ni haas, uszu
jej pasaerw dobieg jaki niezwyky dwik. Popieszne poszukiwania rda

owego dwiku pozwoliy wkrtce odkry lec obok toru elazn skrzynk. Skrzynka bya
nieco pogita, za z wntrza jej wydobywa si prezcigy, jednostajny, przeraliwie
metaliczny warkot...
Zwaywszy, i dniem napadu przypadkowo bya sobota, najsrosza burza przewalia si
nad gow Lesia w niedziel przed witem. Burza, by moe, byaby mniej sroga, gdyby nie
to, e Lesio na widok caych i zdrowych wsppracownikw ze szczcia najpierw straci
mow, a potem uzna za stosowne posuy si poezj. Na pene zgrozy pytanie Stefana: Co narobi, bawanie?! Odpar rzewnie natchnionym gosem: - Jak mokry jaskier wschodzi
na bagnie... I widzc utkwione w sobie wytrzeszczone w bezgranicznym zaskoczeniu oczy
przyjaci, doda smtnie: - Jak bdny ognik przepada... Skojarzenie, acz niewtpliwie
suszne, pozostao nie docenione. Wypowiedzi, ktre w chwil potem pady pod adresem
Lesia z ust jego niezupenie zadowolonych wsplnikw, absolutnie nie nadaway si do
powtrzenia we wzgldnie przyzwoitym towarzystwie... Przez niedziel cae grono miao
czas przyj do siebie i rozway problem indywidualnie. Od poniedziaku przystpiono do
rozwaania go zbiorowo. Nie ulegao wtpliwoci, e jaka wysza, nieyczliwa sia
bezapelacyjnie przeszkodzia wymiarowi prywatnej sprawiedliwoci. Oszukaczy projekt
modych bandytw z Biaegostoku odjecha bez dalszych przeszkd do miejsca
przeznaczenia. Goni go nie

miao sensu ani te nie byo za co. Krtko mwic wszystko przepado. Stado czarnych
krukw wleciao przez okno z powrotem. Problem honoru zawodowego polskich architektw
zszed na dalszy plan, poczucie sprawiedliwoci, popiskujc jak przyduszona mysz, rycho
zamilko, a na czoo znw wysuno si zagadnienie grocej wszystkim ruiny materialnej.
Miniony tydzie zdecydowanie pogorszy sytuacj. Przejty i zaabsorbowany realizacj
przestpczych planw zesp przesta liczy si z pienidzmi, lekkomylnie trwonic ndzne
ich resztki, zaniedba stara o poyczki, zapomnia zagra w toto_lotka, a na domiar zego
narazi si otoczeniu na gruncie prywatnym. Wszyscy uczestnicy napadu, jak jeden m,
zaniechali niemal cakowicie przebywania w rodzinnych domach, nagabywani w tej kwestii
przez ukochanych najbliszych okazywali osobliwe rozdranienie i jeli nawet bywali obecni
ciaem, to z ca pewnoci byli nieobecni duchem. Rodziny poczuy si uraone. W obliczu
beznadziejnej klski jedynym ratunkiem mogo sta si jeszcze spienienie przedmiotw
osobistego uytku i t spraw ju od poniedziaku zaczto omawia. Ewentualn sprzeda
samochodw Wodka i Stefana wykluczono na wstpie, Wodek bowiem nie spaci jeszcze
rat i prawo wzbraniao mu tej transakcji, a Stefan czu do swojej syreny niepohamowan
mio i stanowczo owiadczy, e raczej sprzeda wasne dzieci. Dzieci jednake ze
zrozumiaych wzgldw nikt nie chcia kupi. - W komisie sprzedawa nie ma sensu powiedziaa Barbara. - Siporex, dwadziecia cztery... Za dugo si czeka na pienidze. - Ale
jak pjdziesz na bazar,

to musisz wzi pod uwag nono gruntu... jeden, osiemdziesit... tego, chciaem
powiedzie, e ci wykantuj i dostaniesz jedn trzeci ceny - rzek zowieszczo Janusz. No to co, mam si powiesi? - zniecierpliwia si Barbara. - Niech mi nawet dadz za ten
sweter czerysta zotych, to ju jako doyj do koca miesica! - A twj stolarz?... - Nie
mw do mnie na ten temat! - W przyszy czwartek wylatujemy ze spdzielni mieszkaniowej
- powiedzia Karolek w rzewnej zadumie. - Janusz, co ty na to? - Nie mw do mnie na ten
temat! - wrzasn Janusz. - Sprzedaj powikszalnik - powiedzia bolenie Wodek,
wchodzc do pokoju architektw. - Moe kto z was kupi? Za p ceny... - Idiota - odpara
agodnie Barbara w imieniu wszystkich. - Ktr rat ostatnio zapacie? - zaciekawi si
Lesio, spogldajc na Wodka. Wodek zzielenia. - Nie mw do mnie na ten temat! krzykn nerwowo i wybieg z pokoju. - Lada dzie nie bdziemy mogli mwi do siebie na
aden temat - westchn smutnie Karolek. - To nie mwmy! - warkna Barbara. - Jak nie
bdziemy gupio gada, to moe bdziemy... - ...gupio myle - podpowiedzia Lesio,
melancholijnym spojrzeniem zapatrzony w dal. Dziwnym trafem wszystkie zaplanowane
transakcje handlowe zostay przeprowadzone jednego dnia, a dniem tym by czwartek. W
pitek od rana zesp pawi si w od dawna nie zaznawanym dobrobycie. W sobot za na
nowo zakwita w sercach rozpaczliwa

wiara w przychylno losu. - Wic ja wam powiem, e jestem zdecydowany - owiadczy z


determinacj Janusz. - Jak mnie wywal z tej spdzielni, to jeszcze i narzeczon strac, bo
jak dugo dziewczyna moe czeka? Zostao mi czterysta pidziesit zotych, ebym skona,
to ich tym nie spac. Nie mam nic do stracenia. Gram! Barbarze stana przed oczami
koszmarna wizja stolarza, umwionego z ni na najblisz rod. Bez sowa signa po
torebk... Do otwartej na stole puli bez wahania dorzucili swj udzia Karolek, Lesio,
Wodek i Stefan. Dwa tysice czterysta zotych przeznaczono molochowi na poarcie.
Karolek skoczy po kupony. O pitej po poudniu pospieszne typowanie byo skoczone i
wwczas okazao si, e nikt nie ma ju ani chwili czasu. Tydzie, powicony
zaniedbywaniu rodzin, wyda swoje owoce i teraz nie byo takiego, ktry by odway si
przeznaczy najblisze, sobotnie p godziny na przypodchlebianie si fortunie, odejmujc je
niejako od ust oczekujcym niecierpliwie w domach ukochanym najbliszym. Niemniej kto
si musia powici. - Niech idzie ten mokry jaskier - powiedzia gniewnie Janusz. - Tyle
namiesza, e niech teraz to odpracuje! Lesio chcia w pierwszej chwili gwatownie
zaprotestowa, ale nagle uprzytomni sobie, e waciwie jest mu wszystko jedno, bo zrobio
si tak le, e gorzej by nie moe i wczesny powrt do domu wcale mu si nie wydaje
pocigajcy. Nic nie mwic zgarn ze stou pienidze i kupony, wyszed z biura i uda si
naprzeciw swemu Przenaczeniu. Przeznaczenie nie zasypiao gruszek w popiele i ju po

chwili, zanim zdy przej na drug stron ulicy, wcielio si w posta jego najlepszego
przyjaciela, nie widzianego od kilku miesicy. Przyjaciel na widok Lesia otworzy szeroko
ramiona, a w oczach jego zabysy zy. - Z nieba mi spadasz! - jkn rozdzierajco. Zdradzia mnie!... - Nie?! - wykrzykn Lesio, ywo poruszony. - Jak Boga kocham!
Dzisiaj si wykryo! Chod, nie mog ju duej! Chod!... Lesio szybko pomyla, e do
smej ma przecie jeszcze duo czasu, i to bya jego ostatnia myl o cicych na nim w dniu
dzisiejszym obowizkach. Tragedia ukochanego przyjaciela zaprztna go cakowicie. Po
godzinie jedenastej wieczorem bardzo zmczony kelner w "Amice" poprosi o opuszczenie
sali dwch ostatnich goci, prezentujcych nader rne podejcie do ycia. Jeden z nich
szlocha na onie drugiego rzewnymi zami, drugi za, tulc do piersi zapakanego
przyjaciela, wydawa z siebie okrzyki na zmian pocieszajce i bohaterskie, w rodzaju: "Nic
to! Grunt, e yjemy!... Na bagnety!... Hej, przelecia ptaszek!... Nie ludzie!..." Czym
wykazywa duo zdrowego rozsdku, bo istotnie, jeli ju cokolwiek przeleciao, to raczej
ptaszek ni ludzie. Dowiadczony kierowca takswki, nie wdajc si w dugie dyskusje, od
razu ustali cel podry, obejrzawszy dowd osobisty zapakanego pasaera. Nieco trudnoci
mia wprawdzie ze zwrotem dowodu, ktrego zapakany pasaer za adne skarby nie chcia
przyj, ale i z tym sobie poradzi, podstpem wetknwszy dowd do kieszeni jesionki
opornego waciciela. Wiedziony miosierdziem usiowa

nawet namwi drugiego z pasaerw do kontynuowania podry, chcc go rwnie


bezpiecznie dostarczy do domu, ale drugi pasaer kategorycznie odmwi, owiadczajc, i

ma co szalenie wanego do zaatwienia w rdmieciu i nigdzie nie bdzie jecha. Kierowca


takswki obejrza si jeszcze za dwoma przyjacimi, zdajcymi niezbyt pewnym krokiem
do najbliszej bramy, machn rk i wrzuci pierwszy bieg. Byo ju dobrze po pnocy,
kiedy, utuliwszy do snu skrzywdzonego przyjaciela, Lesio opuci jego dom. Szed jak
sabo owietlon ulic pen rozkopw, piewajc przy tym, na zmian skocznie i rzewnie: Hej, hej, sokoy, omijajcie gry, doy...! Przy czym ogranicza si tylko do tej jednej
inwokacji. piew to potnia, to przycicha, niekiedy zamienia si w niewyrane
mamrotanie, a Lesio z najwikszym trudem sam spenia rozkaz, wydany sokoom. Wysiki te
tak go absorboway, e nie zwrci adnej uwagi na to, i rozkopana jest tylko jedna strona
ulicy, podczas gdy druga stanowi gadk paszczyzn, znacznie atwiejsz do pokonania.
Brn dalej wprost przed siebie po gliniastych doach, a wreszcie przebrn przez ostatni
wykop i poczuwszy twardy grunt pod nogami podnis gow i wzrok. I zmartwia, a pie o
sokoach zamara mu na ustach. - ...gry, doy... - wymamrota jeszcze si rozpdu. W
odlegoci kilkudziesiciu metrw od niego sta doskonale owietlony dwiema latarniami
autentyczny, rowy so. Na twarzy Lesia pojawi si wyraz bezgranicznego przeraenia.
Mniej wicej zdawa sobie spraw z tego, co czyni przez cae popoudnie i wieczr, i

nagle poj, e oto ma skutki. Halucynacje! Delirium tremens! I to nie ndzne myszki,
krliki, nietoperze, ale od razu so!... I to jaki?! Rowy!!!... Lesio zamkn oczy na dug
chwil, a potem je ostronie otworzy. So sta nadal. Lesio powtrzy operacj z oczami. Zgi, przepadnij! - powiedzia ze zgroz zduszonym gosem. - A kysz! A kysz! W
odpowiedzi na zaklcie nastpio co strasznego. Skd, z ciemnoci napyny nagle ciche
dwiki charlestona. So poruszy uszami, podnis nieco trb i przestpujc z nogi na nog
najwyraniej w wiecie zacz taczy!... Tego byo dla Lesia za wiele. Poprzez opary
zuytego alkoholu dosigo go mgliste i odlege wspomnienie z lat dziecistwa. So!
Prosiaczek! Puapka na hohonie!... Soniocy! Soniocy! - Soniocy!!! - rykn nagle Lesio
okropnie. Zawrci i run przed siebie w panicznej ucieczce, krzyczc przeraliwie: Soniocy!!! Soniocy!!!... Cudem zapewne przelecia przez ca rozkopan ulic i dopiero na
jej kocu, potknwszy si, wpad wprost w objcia zwabionego osobliwym krzykiem
milicjanta. - Soniocy!... - wrzasn jeszcze ostatni raz. - Panie, co pan? - powiedzia
zdumiony milicjant, ktry ju w swoim yciu sysza duo pijackich okrzykw, ale takiego
jeszcze nie. - O co chodzi? Lesio na widok munduru nieco jakby oprzytomnia, chocia na
twarzy cigle mia wyraz miertelnego przeraenia. Przez gow przeleciaa mu koszmarna
myl, e ujawnienie delirium pchnie go nieodwoalnie za wrota szpitala dla alkoholikw.
Ukry, za wszelk cen!... - Nie ma sonia! - krzykn w

okropnym wzburzeniu. - Nie ma sonia! adnego!!! - Jak to? - zaniepokoi si milicjant,


ktry nie dalej jak przed godzin obchodzi w koo wieo przybyy, instalujcy si cyrk. Jak to nie ma? Ukradli? - Ukradli! - potwierdzi Lesio gwatownie, bo byo mu zasadniczo
obojtne, co miao si sta ze wstrtnym widziadem, byleby on sam mg si go wyprze. -

Ukradli! Nie ma! Nie ma!!! - doda z tak moc, e jego ton, poparty wyrazem twarzy, kaza
zaskoczonemu milicjantowi uwierzy w nieprawdopodobn kradzie soni z cyrku.
Zwaszcza e przy obchodzie namiotu i wozw na wasne oczy widzia panujce wszdzie
potne zamieszanie i sonie odprowadzane gdzie na ubocze. - Chod pan! - krzykn w
zdenerwowaniu i ruszy biegiem przez wykopy, ignorujc drug, gadk poow ulicy i
cignc za sob nieco opierajcego si Lesia. Po kilku wstrzsach i potkniciach Lesio
doszed do wniosku, e widocznie przedstawiciel wadzy domaga si od niego
jakiegokolwiek dowodu na brak halucynacji. Przesta si opiera i gorliwie dy przed
siebie. Wypadli za naronik budynku i stanli jak wryci. cile biorc, milicjant stan jak
wryty, a Lesio, ktrego nogi wrosy w ziemi, a rozpdzony kadub polecia ku przodowi,
uczyni co w rodzaju gwatownego, gbokiego ukonu, zapierajc si rkami w rozkopanej
glinie. Rowa mara staa w wietle dwch latarni i jednego neonu, wachlujc si agodnie
uszami. Zdenerwowany wiadomoci o dziwacznej kradziey, wpatrzony w sonia milicjant
odruchowo poderwa znieruchomiaego w

ukonie Lesia do gry. - Panie, co pan? - powiedzia z irytacj. - Przecie stoi! - Co stoi? jkn miertelnie wystraszony Lesio. - Jak to co? So! nie widzi pan? Lesio wytrzeszczy
oczy na sonia, z rozpaczliwym uporem poprzysigajc sobie, e si nie przyzna w adnym
wypadku i za adne skarby wiata. - Jaki so? - powiedzia niemrawo, usiujc symulowa
zdziwienie. - Gdzie so? adnego sonia nie ma! Milicjant pomyla popiesznie, e kto tu
chyba musia zwariowa, i z lekkim niepokojem j przypomina sobie, kiedy ostatni raz
uywa alkoholu. Przedwczoraj, dwie setki... Nie, to nie moe by to. Rwnoczenie
zrozpaczony Lesio uzna, e przedstawiciel wadzy albo sam pijany, albo te stosuje jaki
straszliwy podstp. Przecie tego sonia nie ma. Rowa gra z wielkimi uszami jest
wycznie jego prywatn halucynacj. - Nie ma adnego sonia - powtrzy, raczej bez
przekonania. Jego dziwny upr przeszkadza milicjantowi zebra myli i poj istot
konfliktu. - Pan zaprzecza, e tu stoi so? - spyta z gniewem. - Zaprzeczam! Nie stoi! - A
co robi?! Siedzi? Ley?! - Taczy... - wyrwao si Lesiowi wbrew wysikom. Istotnie so
wci przestpowa z nogi na nog w rytm dobiegajcych z dali dwikw. Usyszawszy
wreszcie odpowied, ktra przynajmniej w pewnym stopniu bya zgodna z rzeczywistoci,
milicjant odzyska zdrowe zmysy. Spojrza na Lesia uwaniej i dopiero teraz zda sobie w
peni spraw z jego stanu. W byskawicznym

olnieniu poj, na czym polega dramat kiwajcego si obok niego w mokrej glinie faceta, i
lito drgna mu w sercu. Zarazem jednak by na Lesia zirytowany, postanowi wic zabra
go do izby wytrzewie, miosiernie wyprowadzajc przedtem z bdnego mniemania. Panie, przesta si pan wygupia - powiedzia ugodowo. - So stoi jak byk. Nie widzi pan,
e tu cyrk przyjecha? adnych przywidze pan nie ma. Lesiowi zaczo co wita, nie by
jednake w stanie tak od razu uwierzy w swoje szczcie. - Ale dlaczego rowy?... spyta nieufnie i aonie. - Cholera, rzeczywicie... No jak to, bo ten czerwony neon na

niego wieci! Neonu te pan nie widzi? Teraz dopiero Lesio zauway monstrualnej
wielkoci czerwony neon nad sklepem i nieopisana ulga spyna na jego zamroczon dusz.
Wic to jednak rzeczywisto! Nie delirium!... - No, chod pan - powiedzia stanowczo
milicjant. - Dokd? - Do obka. Co si pan bdziesz po ulicy pta. Wylaz z wykopu i
ruszy przed siebie, trzymajc pod rk Lesia, ktry szed z nim pozornie bez sprzeciww, nie
dlatego eby by zdolny w tej chwili do stosowania jakich podstpw, ale z tego prostego
powodu, e paniczne przeraenie sparaliowao jego wol i umys. Do obka!... Tego tylko
jeszcze brakowao! W obecnej sytuacji!... ona!... Myl o onie w mgnieniu oka otrzewia
go niemal cakowicie. Zatrzyma si i odebra rami milicjantowi, ktry puci go bez oporu,
zwiedziony jego dotychczasowym agodnym zachowaniem. Sdzi, e chce moe tylko
zapali papierosa albo co w tym rodzaju...

Lesio nie waha si ani sekundy. Jak sposzony jele skoczy w bok i pogna przed siebie,
kadc w nogi wszystko, na co go byo sta, nie baczc, i biegnie w kierunku przeciwnym
rodzinnemu domowi. Dawno ju umilk za nim tupot butw milicjanta, kiedy wreszcie
zatrzyma si, znacznie bliszy Bielan ni Mokotowa, na ktrym mieszka. Zanim o wp do
trzeciej dotar do domu, zdy sobie jeszcze przypomnie, jaki to wany interes mia do
zaatwienia na miecie. Zdy nawet sprawdzi, e zarwno kupony, jak i pienidze ma przy
sobie w stanie, jak mu si wydawao, prawie nienaruszonym. Zdy te pomyle, e moe
jeszcze wysa tego cholernego toto_lotka w niedziel przed dwunast, i ta myl pocieszya
go ostatecznie. Poszed spa syt wrae i prawie szczliwy... Uczucie bogiego szczcia
trwao w nim wci jeszcze po przebudzeniu. W mieszkaniu panowaa cisza, za oknem
widniaa przeliczna, jesienna pogoda i Lesio ju chcia si odwrci na drugi bok i na nowo
zapa w pokrzepiajcy sen, kiedy nagle poruszya go myl o niespenionych obowizkach.
Przypomnia sobie, e ma wysa kupony. Spojrza na budzik, ale budzik widocznie stan,
bo wskazywa godzin pit dziesi, co, zwaywszy usytuowanie soca, byo zupenie
niemoliwe. Spojrza na swj zegarek, ale jego zegarek najwidoczniej rwnie stan i to ju
dawno temu, bo wskazywa dla odmiany jedenast czterdzieci, co z kolei wydawao si zbyt
okropne, eby mogo by prawd. Po namyle uzna, i wiadomo dokadnej, aktualnej
godziny jest mu niezbdna do szczcia, wsta zatem ziewajc

przeraliwie i drapic si po nie ogolonej brodzie i podszed do telefonu. W gowie go


upno, potrzyma si za ni przez chwil, nastpnie sign po krzeso i siedzc wykrci
numer zegarynki. W czasie caego swego pniejszego ycia, wielokrotnie wspominajc t
chwil, zawsze by zdania, i owo krzeso podsuna mu rka Opatrznoci. - Jedenasta
czterdzieci trzy - powiedziaa wdzicznie zegarynka. Nie rozumiejc tej dziwnej informacji
Lesio nadal siedzia ze suchawk przy uchu, wyzuty z jakichkolwiek uczu i myli. Jedenasta czterdzieci cztery - powiedziaa zegarynka, wci z tym samym uprzejmym
wdzikiem. Dopiero po ponownym ogoszeniu jedenastej czterdzieci cztery Lesiowi
zrobio si sabo. W gowie zaupao go intensywniej, a rwnoczenie dosta bicia serca.

Gdyby to bya dwunasta czterdzieci cztery, albo chocia dwunasta zero jeden, miaby
przynajmniej pewno, e ju wszystko przepado, wszystko stracone, nic ju nie zdoa
zrobi i automatycznie byby uwolniony od wszelkiej odpowiedzialnoci. Mgby z
powrotem pa na tapczan i zasn z rozpaczy. Tymczasem w tej koszmarnej sytuacji
zostawao mu jeszcze szesnacie minut, ktre musia! musia!!!... powici na jak
okropn, niesychanie intensywn dziaalno, do ktrej w najmniejszym stopniu nie by
zdolny! Dziaalno rozpocz od przewrcenia krzesa i zrzucenia ze stolika telefonu.
Nastpnie straci kilka bezcennych chwil na uporczywe i bezowocne naciganie na nogi
marynarki zamiast spodni. Nastpnie urwa w azience wieszak na rczniki.

Nastpnie stuk dwie szklanki, jeden wazon i arwk w stojcej lampie, ktra si zoliwie
przewrcia. Nastpnie wyrzuci na zewntrz zawarto pki w szafie, gdzie grzeba, gnany
bezrozumnym pragnieniem woenia czystej koszuli, oraz zawarto szafki z butami, gdzie w
niepojtych celach poszukiwa szczotki do butw. Nastpnie wybieg na schody o godzinie
jedenastej pidziesit jeden z paszczem w rku i w potwornie brudnych, umazanych
zaschnit glin butach. Z parteru zawrci, wpad z powrotem na schody i zamkn
zostawione uprzednio otworem drzwi od mieszkania. Po czym wreszcie wydosta si na
ulic. Do kiosku toto_lotka przyjmujcego kupony w niedziel do dwunastej zajechaby
takswk w cigu piciu minut. Jezdnia w obie strony wiecia jednake pustkami, ruszy
wic przed siebie galopem i o godzinie dwunastej szesnacie opar si o zamknite na gucho
drzwi upragnionego pomieszczenia. Wysiki ulegy zakoczeniu. Mia teraz mnstwo czasu
na rozmylania, refleksje, skruch i snusie planw. Mg si dowolnie dugo waha, dziwi,
czyni sobie wyrzuty, precyzowa swoje zamiary i obecywa popraw. Przede wszystkim
jednak bezwzgldnie musia zlikwidowa zwikszajce si upanie w gowie, ktre
wypeniao go do tego stopnia, e guszyo nawet poczucie bezgranicznej klski. Na upanie
w gowie by oczywicie tylko jeden sposb i ten sposb Lesio zastosowa bez chwili
namysu. Przez krtk chwil waha si, czy wybra bar "Pod Arkadami", czy bar rybny na
Puawskiej i szybko zdecydowa si na ten ostatni, bo powietrze w tamtej stronie wydawao
mu si jakby wiesze. Oderwa si od

wrogich, odpychajco zamknitych drzwi, o ktre opiera si plecami, i ruszy na poudnie.


Wypity na godno pierwszy klin zadziaa wrcz cudotwrczo. Myli Lesia zaczy si
ukada z przeraliw jasnoci. Nie byo tu ju miejsca na zudzenia czy jakie gupie
nadzieje. Przepad. Najzwyczajniej w wiecie przepad i to ju na cae ycie. Nie ulega
najmniejszej wtpliwoci, e na nie wysane numery padnie milion i ten milion on bdzie
musia zwrci wsppracownikom. Jakim sposobem i do kiedy, tego sobie w ogle nie umia
wyobrazi, w kadym razie wiedzia na pewno, e od dzi poczwszy jest czowiekiem
skoczonym, ktry straci wszystko. Przyja ludzk, jakiekolwiek nadzieje na szacunek
otoczenia, on, dom rodzinny, Barbar... Nawet do marze o Barbarze nie ma ju prawa! To
koniec, nic go ju nie uratuje! Sign dna! Czowiek, ktry straci wszystko, si rzeczy nie

ma ju nic do stracenia. Lesio sta si nagle takim wanie czowiekiem. Po trzecim kolejnym
klinie pogldy na swoj sytuacj ustali ostatecznie i poczu si nawet dumny, e tak
imponujco udao mu si stoczy w przepa. Wstpi w niego straceczy duch. Bez obaw
ju i bez drenia sign do kieszeni, wygrzeba wszystkie pienidze przeznaczone na
nieosigalny cel i przeliczy je. Ze spoecznych dwch tysicy czterystu i jego wasnych
dwustu zotych zostao mu zaledwie tysic trzysta, nie liczc tych drobnych, ktrymi bdzie
musia zapaci rachunek w barze. Reszta ulega dematerializacji. Zwyczajne siedzenie w
knajpie nie wydawao mu si czynnoci godn czowieka tak dokadnie upadego moralnie.
Naleao zrobi co wicej. Co potnego. Co, co byoby ukoronowaniem

dziea niszczenia jego kariery i marnowania ycia. WYszed z baru rybnego i uda si dla
odmiany w kierunku pnocnym. Zarwno moliwoci drzemice w rdmieciu gsto
zaludnionej metropolii, jak i strona wiata, w peni odpowiaday stanowi jego ducha.
Dotychczas mia wiele wad, by jednak uczciwym czowiekiem. Teraz nim by przesta.
Sprzeniewierzy nie nalecy do niego jeden milion, jeden tysic i sto zotych. Milion
wygrany w przekltego toto_lotka i tysic sto, przeznaczone na to wygranie. Zostaa mu
ndzna reszta, ocalaa z pogromu, ktra palia mu kiesze. Lesio nieodwoalnie postanowi
straci i t reszt. Skoro diabli wzili tyle, to niech ju wezm wszystko, z nim samym
wcznie. Straci natychmiast, bez wahania, bez alu i do koca! Byle z fantazj! Z hukiem!
Z fanfarami! Jak spada, to ju z dobrego konia!... Konia!!!... Lesio nagle wrs w ziemi.
Do przystanku na placu Unii podjeda autobus z napisem "Wycigi". Pchaa si do niego
grupka ludzi, ale wewntrz byo jeszcze nieco miejsca. - Konia!!!... - krzykno Lesiowi w
duszy zuchwale i buntowniczo. Pchnity kategorycznym daniem nagle rozbestwionej
duszy rzuci si do autobusu. Pchnity rwnie kategorycznym yczeniem kontrolera rzuci si
do kasy. Nastpnie znw podporzdkowa si duszy. Dusza, zniecierpliwiona i pena
gwatownie rosncych wymaga, zmusia go do wykupienia najdroszego biletu wstpu za
30 zotych, przegnaa obok pustego w tej chwili paddocku i wpdzia do budynku trybuny.
Program wycigw pomina milczeniem, z czego

mona wnioskowa, e jej na nim nie zaleao. Na bilecie wstpu te by jej zapewne nie
zaleao, gdyby nie to, e bez niego nie wpuszczano do rodka. Przekroczywszy drzwi Lesio
znalaz si w samym rodku pprzytomnej, zemocjonowanej tuszczy, usiujcej w moliwie
krtkim czasie straci moliwie duo pienidzy. W samym wejciu stao dwch panw, z
ktrych jeden chwyta si za gow i jcza: - Ta czwrka! Ta cholerna czwrka!... A drugi
w milczeniu, z ponur pasj, dar na drobne kawaki du ilo biaych papierkw i rzuca je
na ziemi. W Lesiu dziaa nie tylko straceczy duch, ale take kolejka wypitych w barze
rybnym klinw. Panujca wok atmosfera nasuna mu na myl rne skojarzenia. Oczyma
duszy ujrza salony gry, stosy banknotw na stoach, rozpalone twarze, usysza brzk zota,
okrzyki krupierw... Monte Carlo!... - Mj dziad fortun w Monte Carlo...! - pomyla
dumnie. Myl jednak urwaa si nagle, w aden sposb bowiem nie umia si zdecydowa

na jaki czasownik. Co te w dziad z fortun w Monte Carlo zrobi?... Straci? Przepuci?


Roztrwoni?... Rwnie dobrze mg zyska. Troch niemie byo take to, e w ogle nie
mg sobie przypomnie adnej fortuny w rodzinie, nawet sigajc pamici do pradziada.
Myl o dziadowskiej fortunie w Monte Carlo bya jednake tak silna, e rozpieraa mu pier i
musia j jako uzewntrzni. Usiujc wej na pochylni napotka w toku jak przeszkod,
zatrzyma si przy niej i powiedzia z wielk stanowczoci: - Mj dziad fortun w Monte
Carlo...!

Brak zdecydowania co do losw fortuny zastopowa go ponownie i skoni do pytajcego


spojrzenia na owo co, co go zatrzymao i co nie udzielio adnej odpowiedzi. By to sup
konstrukcyjny, okazujcy cakowit obojtno w sprawie dziada Lesia i jego fortuny. Z
niesmakiem i niejak uraz obejrzawszy przeszkod, ktra wbrew spodziewaniom nie
okazaa si czowiekiem, Lesio poszed dalej. - Mj dziad fortun w Monte Carlo...! brzmiao mu w duszy gromko, rzewnie i wzruszajco. Obszedszy dwa pitra i
przeczekawszy najblisz gonitw, ktrej sens i wyniki pozostay mu nieznane, przypomnia
sobie, e przecie przyszed tu traci resztki pienidzy i honoru. Wyrzucanie banknotw
garciami na taras przed trybun nie wydawao mu si dostatecznie atrakcyjne, a przy tym
mia niejasne wraenie, e dziad w Monte Carlo jako inaczej sobie poczyna. Dziad
prawdopodobnie stawia... No, to trzeba stawia! Wszystko jedno na co!
Wyodrbniwszy miejsca, gdzie ludzie wpacali jakie pienidze i unikajc zbytniej fatygi
podszed do kasy, przy ktrej staa najkrtsza kolejka. Nie zwrci adnej uwagi na zielony
napis nad kas: "100 z." Beztrosko wyj z kieszeni dwiecie zotych i poda pani w okienku,
powtarzajc bez zastanowienia to, co usysza od poprzedzajcego go gracza. - Dwa jeden
pi razy. - Piset zotych - powiedziaa pani, zatrzymujc si w obrocie ku biletom i
wycigajc ku niemu rk z jego dwiema setkami. - Co? - spyta Lesio bezmylnie. Piset zotych. Jeszcze trzysta.

Lesio wzruszy ramionami, wydao mu si bowiem nietaktem zmuszanie go do tracenia


pienidzy w innym tempie, niby sobie yczy, ale sign do kieszeni i wyj jeszcze trzysta
zotych. Schowa pi biletw z zielonym nadrukiem i uboszy o piset zotych odwrci si
w kierunku, w ktrym serce cigno go ju od pierwszej chwili. - Setk i ledzika - zada
stanowczo. Nastpna setka i tene sam ledzik zaabsorboway go tak, e nie podda si
owczemu pdowi i nie popdzi za tumem, ktry zgromadzi si po stronie torw. Nie
zwraca uwagi na rozlegajce si wok okrzyki, ani te na wynik gonitwy, wpacone do kasy
pienidze uwaa bowiem za przepade na wieki i w ogle ich sobie z adn gonitw nie
kojarzy. Dziad w Monte Carlo coraz bardziej zaprzta jego myli. Po dugim dopiero czasie
dotary do niego sowa dwch panw, ktrzy stanli obok niego przy bufecie, rwnie
powicajc sw uwag setce, nie ze ledzikiem jednak, a z kanapk z kawiorem. - Dwa
jeden pierwsza gra - powiedzia niechtnie jeden z panw. - Musiay tak przyj, nie byo
siy. Zapac czterdzieci zotych. - Dwa jeden mam pi razy - powiedzia drugi z panw

ogldajc bilety. - Graem jeszcze dwa trzy, na fuksa... Lesio najpierw poczu niesmak do
siebie za to, e zhabi dziada ledzikiem, miast podtrzyma jego honor kawiorem, i
postanowi to szybko naprawi, potem za wydao mu si, e panowie mwi co znajomego.
Dwa jeden pi razy... Gdzie ju chyba sysza to magiczne zaklcie? Bilety trzymane w
rku przez drugiego z panw rwnie robiy

na nim wraenie elementu ju raz widzianego. Zamwi nastpn setk wraz z kanapk z
kawiorem i speniwszy ten podstawowy obowizek ca uwag powici dwm
intrygujcym go osobnikom. Sta, oparty o bufet, ze szklaneczk czystej w doni i przyglda
si im czule i tkliwie, a przodek_hazardzista pcha mu si na usta z si trby powietrznej.
Dwaj panowie, zajci rozmow, nie zwracali na niego uwagi, ale podszed do nich trzeci.
Temu trzeciemu od razu wpad w oko bogo rozanielony wyraz twarzy stojcego obok
nieznajomego faceta. Gracze na wycigach niechtnie zwierzaj si ze swoich zamiarw i
pogldw na wynik najbliszej gonitwy. W trzecim panu obudziy si podejrzenia, e w
facet podsuchuje, trci wic dyskutujcych przyjaci, ruchem gowy wskazujc Lesia.
Pierwszy z panw sign do kieszeni i wyj plik biletw z zielonym nadrukiem. Wpatrzony
w niego Lesio bezmylnie uczyni ten sam ruch i te wyj z kieszeni pi identycznych
biletw, dokadnie w tym momencie, kiedy panowie na niego spojrzeli. Nie ma na wiecie
gracza, w ktrym w takiej sytuacji nie obudzioby si zaciekawienie powodzeniem
przeciwnika. Trzej panowie mimo woli wycignli szyje w kierunku biletw Lesia. - Ma
pan to? - spyta z zainteresowaniem jeden. - Mj dziad fortun w Monte Carlo...! - rykn w
odpowiedzi Lesio z wielk moc, czujc wyran ulg, e wreszcie moe si z kim podzieli
rozpierajcym go uczuciem. Rwnoczenie dumnym gestem machn w kierunku panw
biletami. Wszyscy trzej wzdrygnli si gwatownie na ten nieoczekiwany

ryk dziwnej treci, ale zielone bilety przycigay uwag jak magnes. Nie komentujc
niezrozumiaej informacji o nie znanym im dziadzie obejrzeli frapujce papierki. - No jest,
dwa jeden. Fortuny to pan na tym nie zrobi, adna wypata... - powiedzia jeden z panw,
krzywic si nieco. - Zawsze co jest - rzek drugi. - Po czterdzieci dadz. - Czterdzieci
cztery - sprostowa trzeci, wygldajc przez okno. - Wywiesili, ju pac. - No to trzeba
odebra, idziemy... Do Lesia sens wypowiedzi panw nadal nie dociera w peni. Porzuci
nie dopit setk i honorowy kawior i uda si za nimi wycznie dlatego, e jednorazowe
wygoszenie wieci o protoplacie w Monte Carlo nie satysfakcjonowao go dostatecznie.
Czu gwatown potrzeb porozmawiania na ten temat obszerniej, a w trzech panach
wyczuwa jakie niesprecyzowane pokrewiestwo dusz. Stan wraz z nimi w kolejce do
kasy, idc za ich przykadem bezmylnie poda kasjerce pi swoich biletw i ku
najwyszemu swemu zdumieniu otrzyma od niej tysic sto zotych. Nie pojmujc, co to
znaczy, wzi je do rki, patrzy na nie przez chwil w cakowitym otpieniu, po czym nagle
spyno na niego objawienie. Nareszcie wiedzia, co dziad!... - Mj dziad fortun w Monte
Carlo zdoby! - ogosi potnie w przestrze, bo trzej panowie ju odeszli. Nie zwaa

jednak na brak towarzystwa, zaprztna go bowiem natychmiast nastpna myl. Ha! Mg


dziad, to moe i on!... Przyszed tu wszystko straci, a oto okazuje si, e moe wszystko
odzyska!

Pienidze, honor, a kto wie, moe nawet ten sprzeniewierzony milion!... Dziad stawia. On
te postawi i wygra! Trzeba zatem stawia dalej! I dalej wygrywa!... Nie wdajc si w nie
znane mu i skomplikowane szczegy podstaw gry na wycigach, bez chwili namysu uda si
do tej samej kasy co poprzednio. W gowie hucza mu potny myn, guszcy wszelkie
skojarzenia. Nie obudzi si w nim nawet cie przypuszczenia, e zasadniczym elementem tej
caej zabawy s przecie konie. Nie wiedzia w ogle, gdzie te konie si znajduj, nie
zauway ich dotychczas, nie istniay dla niego. Zapomnia o koniach, pamitajc jednynie o
szczliwym dziadzie w Monte Carlo. Wrczy kasjerce nastpne piset zotych, mwic
stanowczo to, co mu wpado w ucho przy bufecie: - Dwa trzy. Pi razy. Dumny i gboko
poruszony nie zatrzymywa si ju nigdzie, lecz j obchodzi w koo cae pierwsze pitro.
Mia niejasne wraenie, e teraz powinno si dzia co, w wyniku czego on znw bdzie
wygrany, nie wiedzia tylko dokadnie, co by to mogo by. Optany obsesj dziada nie mg
si pozby mglistej wizji zielonego stou, toczcej si kulki ruletki, rozdawanych kart lub
czego w tym rodzaju. Dzwonek, oznaczajcy zakoczenie przyjmowania wpat, napeni go
gbokim niepokojem. Wydawao mu si, e lada chwila przeoczy co szalenie wanego.
Coraz bardziej przejty odruchowo pody tam, gdzie wszyscy, to znaczy na stron torw.
W napiciu i z wyton uwag j wpatrywa si w dal, tote start pitki arabw spod samej
niemal trybuny nie dotar do

jego wiadomoci. Dopiero kiedy araby przebiegy poow trasy i znalazy si po drugiej
stronie pola, tam, gdzie spoczywa jego wzrok, poj wreszcie, e co leci. Uczyniwszy
wysiek umysowy przypomnia sobie nagle, e to s konie. Prawda, konie!... Przecie on gra
na wycigach! Postawi na jakie konie, te konie wanie lec, zaraz tu bd i w zwizku z
tym on zaraz wygra! Powoli zacza nawet dociera do niego tre dwikw, rozlegajcych
si dokoa. Osobnik oparty tu obok o balustrad patrzy przez lornetk i udziela informacji
pozostaym, patrzcym goym okiem. Wszyscy byli wyranie zdenerwowani i
zdenerwowanie to zaczo si udziela Lesiowi, dotychczas, dziki pewnoci wygranej,
wrcz racemu na tle otoczenia. - Pitka cigle prowadzi! - wrzeszcza facet z lornetk. Pitka prowadzi, za ni trjka, potem dwjka!... Trjka dochodzi, nie, zostaje!... - Panie, co
tam leci ostatnie? Co tam si tak odbio? - Ktre, zaraz, jedynka!... Jedynka, Kalifat! - A
mwiem, e Kalifat ostatni! - Id pan do cholery!!!... - Panie, mw pan! Co tam na
wirau?! - Trjka wychodzi, pitka druga!... - I tak bdzie, trzy pi, zobaczy pan!... - Mam
dwjk w triplach! - wrzasn kto rozdzierajco. Ten rozpaczliwy, acz niezrozumiay
okrzyk wstrzsn Lesiem do gbi. Pad na plecy stojcego przed nim faceta i nie wytrzyma
nerwowo. - Mw pan! - krzykn, szarpic za rkaw wciciela lornetki. Waciciel lornetki
czyni

starania, eby wydrze mu rkaw, wraz z szarpan czci odziey miotaa mu si bowiem
rka z przyrzdem optycznym, ktry usiowa przyoy do oczu. Konie byy ju na prostej,
Lesio nerwowo szarpa, poniecha wic lornetki i wrzeszcza dalej, oceniajc sytuacj bez
udoskonale technicznych. - Walet idzie, Walet! Pitka druga! - Chaa druga! Dwjka j
bierze! Ju jest trzy dwa!... - Dwjka wychodzi! - Nie daj si!!!... - Walet dawaj, Walet
dawaj!!!... - Jest! Dwa trzy!!!,,, - Cholera cika, trzy dwa graem dziesi razy!...
Nieprzytomny i niemal wytrzewiay z przejcia Lesio bez protestu pozwoli si wepchn z
powrotem do rodka. Dwa trzy!... Dwa trzy to byo to, co mia napisane na piciu
wykupionych biletach! Wygra! Znw wygra! Sam los by po jego stronie! Sam los
skierowa go w to miejsce, eby mg ocali swj honor, chlubnie podtrzymujc tradycje
rodzinne zapocztkowane przez dziada w Monte Carlo! Odegra wszystko i w aureoli chway
stanie przed tamtymi, ktrzy go tak nie doceniali! Rzuci im pod nogi t, tak po msku
zdobyt, fortun! Co tam ndzne toto_lotki, w toto_lotka byle achmyta potrafi gra! a w
szpony hazardu odda si tylko on jeden i oto prosz, z jakim skutkiem! Rzuci im wicej, ni
oczekiwali, im wszystkim i jej!... Barbarze!... Do hipotetycznego miliona, ktry sam, wrcz
nachalnie, pcha mu si do rk, byo wprawdzie raczej do daleko, ale godny potomek
dziada_hazardzisty nie w gowie mia teraz jakie tam dziaania matematyczne. O wysokoci
wygranej sumy dowiedzia si

dopiero po jej otrzymaniu, bo wszelkie ogaszane przez gonik i na tablicy informacje


umykay jego uwadze. Porzdek dwa trzy oceniony na 220 zotych, da mu w rce pi i p
tysica i sprawi, e po odliczeniu sprzeniewierzonych funduszw by ju na plusie. Z
zasyszanych okrzykw Lesio zapamitywa tylko niektre. Podszedszy znw do szczliwej
dla kasy powiedzia byle co, dodajc: - Dziesi razy. Byle czym by porzdek trzy dwa.
Trzy dwa dziesi razy stanowio ostatni wypowied, jaka wpada mu w ucho w chwili
przybycia koni na met. Gupi tysic zotych, wydatkowany tym razem na gr, by ndznym
drobiazgiem w obliczu janiejcego przed nim miliona. Moliwoci i sposobami uzyskania
miliona w cigu jednego wycigowego dnia Lesio nie interesowa si, nie zamierza bowiem
zbyt pedantycznie wnika w szczegy dziaalnoci yczliwego losu. Gwatowny przewrt
w jego sytuacji yciowej, nieoczekiwany przeskok z dna upadku do wyyn wrcz
bohaterstwa, wspaniaa i tak owocna miao w walce z hazardem, wstrzsny nim do tego
stopnia, e zanuloway niemal cakowicie skutki pochonitego uprzednio alkoholu. Teraz ju
setka ze ledzikiem, z kawiorem... Co tam z kawiorem! Z ostrygami!... nie bya Lesiowi
potrzebna. Teraz grzmiay mu w uszach fanfary i upajao zdumiewajce powodzenie. Zielone
stoy i kulka od ruletki wywietrzay mu wreszcie z gowy i zniky sprzed oczu. Rozgldajc
si wok nieco przytomniej dostrzeg zasadnicze rdo zainteresowania wsptowarzyszy
walki: najpierw konie na paddocku, a potem konie na torze. Dumny, przejty,

szczliwy, patrzy z gry na lnice koskie zady i nawet powoli zacz sobie kojarzy
numery, zawieszone pod siodami, z numerami na zakupionych biletach. Nie wiedzia tylko,
dlaczego tych numerw jest dwa, co niewtpliwie oznacza, e gra na dwa konie na raz, skoro
przez cae ycie wydawao mu si, e grywa si na jednego konia i wygrywa wtedy, kiedy ten
ko przychodzi pierwszy do mety. Nigdy dotychczas nie by na wycigach, jako mu to nie
przyszo do gowy, nie wnika w tajniki tego przedsiwzicia i teraz gupio mu byo
kogokolwiek pyta. Uzna wic w kocu, e jeli ju dwa razy wygra na te podwjne konie,
to wygra i trzeci, przesta si kopota i zda si na los. Konie przeszy z paddocku na tor,
zademonstroway prbny galop i poszy na miejsce startu. Tabun ludzi przemieci si z
jednej strony trybun na drug. Lesio wyszed na balkon, znalaz sobie miejsce przy parapecie,
opar si wygodnie i czeka kolejnego zwycistwa. Czeka dugo, bo w tej gonitwie
startoway dwulatki na dystans 1400 metrw, a start dwulatkw jest zawsze spraw
skomplikowan. Czekajc, chciwie przysuchiwa si padajcym wok wypowiedziom, ja
go bowiem ciekawi technika wygrywania. - Stajnia przyjdzie, zobaczy pan - mwi kto
bardzo stanowczo. Lesia nie wzruszyo to w najmniejszym stopniu, nie wiedzia bowiem, co
to znaczy. - Jaka tam stajnia, Polonez pierwszy raz idzie na tysic czterysta - odpar kto
inny z irytacj. - Co z tego, zobaczy pan, e przyjdzie! - Czego on tych koni nie puszcza,
ma wszystkie w kupie!

- Co pan, gdzie w kupie, jeden mu w krzaki poszed! - Co tam chodzi z tyu? Panie, zobacz
pan!... - Jedynka... - informowa jeden z wacicieli lornetek. - Tyem stoi, nie, ju go
podprowadza... Poszy!!! - Falstart!!! - rozlego si rwnoczenie i okrzyki nabray
nerwowoci. - Dwa wyrway! Jeden jeszcze leci! Gdzie on leci? Idiota! - Panie, co to tak
wyrwao?! Mw pan! - Trjka, Polonez!... - Ju masz pan swoj stajni! Jak wyrwa, to nie
przyjdzie! - Ko w formie, to leci! Musi przyj!... Lesio zacz by rwnie
zdenerwowany, nie wiadomo waciwie dlaczego, bo przecie jego sukces by pewny. W jego
imieniu dziaaa sia wysza. Nim opiekowa si los... Drugi falstart doprowadzi go do
stanu, dorwnujcego stanowi wszystkich pozostaych graczy, a trzeci sprawi, e znacznie
ich przewyszy. Co tam si dziao takiego, czego zupenie nie rozumia, ale co musiao by
w najwyszym stopniu niepokce, sdzc po wrzeniu na trybunie. - Co to za kretyn je tam
puszcza?! - Czego pan chcesz, z dwulatkami tak zawsze! - Jak ko moe przyj, jak trzy
razy wyrywa! On ju cay dystans przelecia! - Puci je wreszcie, do cholery, czy nie?! Jednego ma tyem! Panie, ktry to tam tyem chodzi?! - Jedynka! Cay czas psuje start! Ju
go obraca!... - Poszy!!!... - Co idzie?! Mw pan, co idzie?!... Lesio przewiesi si przez
balustrad tak, e gdyby nie ywy mur, trzymajcy go z tyu, niewtpliwie wyleciaby na
taras

poniej. Wytrzeszczy oczy na konie cakowicie bezskutecznie, bo i tak nie mg ich w ogle
rozrni. Nie mia zielonego pojcia, ktre to s te jego. Wykrzykiwane wok informacje
wzmagay jego podniecenie. - Stajnia idzie! Stajnia idzie! Trzy jeden!... - Dwjka go

bierze z tyu! Bdzie trzy dwa! - Pitka leci od pola!... - Dawaj, Polonez! Dawaj! - Nie
zdy!... Ju, jest trzy pi!!! - Trzy pi... - No i gdzie ta paska stajnia?! - Dwjka
trzecia, patrz pan, ja jej w ogle nie liczyem!... A niewiele brakowao! - Trzy pi! No,
bdzie wypata! Caa gra bya na stajni!... Lesio trwa przy balustradzie kompletnie
oszoomiony. Przed nim, obok wieyczki sdziowskiej widniay jak byk wywieszone na
tablicy numery 3 i 5. A on postawi na trzy dwa... To jak to, czy to oznacza, e przegra?
Przecie to niemoliwe?! A co z tym losem, ktry tu dziaa za niego i mia dostarczy mu
milion? Gdzie ten milion?! Los najwidoczniej w wiecie poczu si obraony brakiem
dostatecznego zainteresowania jego poczynaniami i wystawi Lesia ruf do wiatru.
Nieszczsny przedmiot igraszek przeznaczenia nie bardzo wiedzia, co ma teraz zrobi.
Domaga si sprostowania? Zada powtrzenia gonitwy?... Zaraz, ale przecie jednego
konia zgad dobrze... To co, to moe wygra poow?... Obok Lesia siedzia na krzeseku,
oparty brod o balustrad, jaki osobnik, ktrego postawa wyraaa cakowit
beznadziejno. Przyjrzawszy mu si uwaniej Lesio znw wyczu co w rodzaju

pokrewiestwa dusz. Wyj z kieszeni swoje bilety i podetkn zrezygnowanemu osobnikowi


pod nos. - Prosz pana, co to? - spyta rozpaczliwym tonem, zawierajc w tym pytaniu
wszystkie wtpliwoci, jakie go przepeniay. Osobnik spojrza na bilety, potem na Lesia,
potem znw na bilety z nagle obudzonym, nikym zainteresowaniem. - Makulatura - odpar
z gorycz po chwili namysu. - To znaczy, e ja przegraem? - spyta znw Lesio tonem,
wyraajcym wszystkie uczucia na raz. Oburzenie, niedowierzanie, rozpacz, niebotyczne
zdumienie i rwnie niebotyczn zgroz. Osobnik przyjrza mu si z nieco wikszym
zainteresowaniem i wyczuwszy wiejce od Lesia opary niewywietrzaego jeszcze cakowicie
alkoholu, zgasi w sobie rodzce si zdziwienie. - Jak w mord strzeli! - odpar krtko i po
chwili doda: - Ja te. Wszystko. Po czym znw pogry si w kontemplacji przestrzeni
przed sob. Lesio poj, e nie powinien mu ju wicej przeszkadza. A przy tym sowo
"wszystko" nasuno mu pocieszajc myl, e on przegra jeszcze nie wszystko. Na nowo
obudzi si w nim gwatownie duch dziada_hazardzisty, przytamszony nieco ostatnimi,
emocjonujcymi realiami. Skoro nie przegra jeszcze wszystkiego, to moe gra nadal!
Bdzie gra zatem! Bdzie gra i zaraz si odegra... Czuwajca nad szalecami miosierna
Opatrzno zadbaa o dwa sposoby uratowania dcej do zguby ofiary. Po pierwsze wysaa
Lesia na Wycigi dopiero na czwart gonitw, w ktrej nie zdy jeszcze wzi udziau.

Wygrawszy w pitej i szstej i przegrawszy w sidmej, mia przed sob ju tylko dwa biegi.
Dziki drugiemu sposobowi Opatrznoci nie zdy straci w nich wicej ni dwa tysice
zotych, z przyczyn nader prostych. Ot nie przyszo mu do gowy, e mgby obstawia
wicej kombinacji ni jedn, a nikt jako, szczliwie, tej zotej myli mu nie podsun.
Dzierc wysoko sztandar dziadowskiego honoru Lesio absolutnie nie mg ju zej poniej
stawki tysica zotych i gdyby obstawia kilka porzdkw niewtpliwie przegraby wszystko
co do grosza. Dziki opece si wyszych pozby si wic tylko uciliwego balastu trzech

tysicy, a z ca reszt pozosta. Kiedy, jako jeden z ostatnich, opuszcza tereny rozpusty,
umys jego by ju na nowo zdolny do podjcia pracy. Przeyte emocje wytrzewiy go
cakowicie. Przeliczy posiadane fundusze i stwierdzi, e wynosz one cztery tysice
dwiecie zotych, co zdziwio go niewymownie. W tych dwch okropnych ostatnich
gonitwach mia wraenie, e przegrywa jaki kolosalny majtek, jakie rodowe posiadoci,
wsie, paace, posag ony... Wasny los pomyli mu si doszcztnie z losem
wyimaginowanego dziada w Monte Carlo. Dziad mg sobie posiada dobra ziemskie, jego
ona, prawdopodobnie babcia, niewtpliwie posiadaa posag, ona Lesia natomiast z ca
pewnoci nie posiadaa nic. I cae szczcie, e nie posiadaa nic, gdyby bowiem miaa
cokolwiek, Lesio bezwzgldnie by to przegra! Czujc co w rodzaju mglistej wdzicznoci
do panujcego ustroju, Lesio szed sobie piechot i rozmyla. Wzniose

szalestwo, ktre optao go w barze rybnym, pozwolio mu odegra powierzon przez


wsppracownikw sum. Nie do na tym, ma nawet, zaraz, ile?... Ma nawet... Dwiecie
zotych byo jego, ale niech bdzie, e je przepi. A wic ma nawet tysic osiemset zotych in
plus. Teraz potrzebny jest tylko nastpny cud. Jeli na przeklte, nie wysane kupony nie
padnie wicej ni to, co w tej chwili posiada, bdzie mg ca t okropn histori ukry
przed otoczeniem i ocali honor. Nie wyjdzie na defraudanta ani moe nawet na idiot,
bdzie mg miao patrze ludziom w oczy... Trzeba zaraz, natychmiast, posucha wynikw
tej wstrtnej, kretyskiej gry! Miotany na zmian nadziej i niepokojem Lesio przypieszy
kroku i pdzi ku rodzinnemu domowi, nie przeczuwajc zupenie, co go tam czeka.
Zdegustowana postpowaniem Lesia w cigu minionych kilku tygodni jego maonka
postanowia tego to wanie niedzielnego poranka okaza mu swoje niezadowolenie. Na
podjcie tej stanowczej decyzji wpyn wydatnie poprzedni, sobotni wieczr, spdzony
przez Lesia w sposb tajemniczy, niezaplanowany i zakoczony okoo godziny trzeciej w
nocy. Spokojna, zrwnowaona, rozsdna i pena umiarkowanej tolerancji Kasieka po
gbokim namyle dosza do wniosku, e agodno jest tu zupenie niewskazana i e naley
Lesiem wstrzsn. Postanowia zrobi mu karczemn awantur. Nigdy w yciu dotychczas
nie robia karczemnych awantur i wiedza jej na ten temat bya czysto teoretyczna. Opierajc
si na zdaniu osb w tym wzgldzie dowiadczonych miaa nadziej, e jeli tylko jako
zacznie, to

dalej ju pjdzie samo. O poranku, kiedy Lesio jeszcze spa, odprowadzia dziecko do
swoich rodzicw, nie chcc czyni niewinnej istotki wiadkiem zaplanowanych, gorszcych
scen. Teraz za wracaa do domu, umacniajc si w postanowieniu. Tak skrucha, jak i
baganie o przebaczenie czekajcego na ni niewtpliwie Lesia miay pozosta bez echa.
Postpowanie jego, zdaniem Kasieki, przekroczyo ju wszelkie granice i bezwzgldnie
naleao na nie ostro zareagowa. Odmwia zaproszeniu przyjaci, namawiajcych j na
jakie bliej niesprecyzowane wieczorne rozrywki, nie zwrcia nawet zbytniej uwagi na
rodzaj propozycji, zaprztnita wycznie cicym nad ni obowizkiem skarcenia

lekkomylnego ma. Przy karczemnej awanturze naleao oczywicie czym rzuca.


Spieszc ku domowi Kasieka czynia w myli przegld posiadanego sprztu. Z lekkim
niesmakiem stwierdzaa cakowity brak przedmiotw bezuytecznych lub uszkodzonych, w
rodzaju kubeczkw bez ucha, nadtuczonych talerzykw czy pknitych pmiskw.
Zirytowana na siebe sam za zbytnie zamiowanie do porzdku, na rodziny i przyjaci za
uporczywe obdarzanie jej wycznie przedmiotami o wybitnych wartociach artystycznych i
uytkowych, na Lesia za zmuszanie jej do ponoszenia bezsensownych strat, zdecydowaa si
w kocu zuytkowa w celach pedagogicznych du waz do zupy. Waza bya rzadko
uywana i waciwie mona si byo bez niej oby. Pena wahania, czy rozpocz wielk
scen sownie, czy te od razu przystpi do czynw, otworzya

drzwi mieszkania i zatrzymaa si w progu. Chwil staa, ze zdumieniem ogldajc wntrze


przedpokoju, nastpnie zamkna za sob drzwi i powoli zwiedzia reszt pomieszcze.
Zatrzymaa si wreszcie na rodku pokoju i uczua, e budz si w niej jakie nowe reakcje
wewntrzne. Skruszonego ma nie byo, a za to wok widniao pobojowisko, nasuwajce
na myl skojarzenia z trzsieniem ziemi lub te przejciem trby powietrznej. Poranna
dziaalno pieszcego si Lesia daa nadspodziewanie wielkie rezultaty. Pierwszym
odruchem wstrznitej Kasieki byo zrobienie porzdku i ju nawet mimo woli podniosa
przewrcon lamp, natychmiast jednak opanowaa niedorzeczne chci. Odoya lamp na
poprzednie miejsce, usiada na fotelu, mciwie zrzuciwszy ze na podog piam Lesia, i
oddaa si rozmylaniom. Po p godzinie plany jej byy ju cakowicie sprecyzowane.
Wstaa z fotela, zadzwonia do zlekcewaonych uprzednio przyjaci, zgosia gotowo
uczestnictwa w proponowanych rozrywkach, po czym spokojnie i metodycznie przystpia
do uzupeniania dekoracji wntrza. Tumic cierpienia swojej miujcej porzdek duszy
wyrzucia z szafy, za przykadem Lesia, take ca swoj garderob, przy okazji wybraa z
niej stosowny strj, rozsypaa po mieszkaniu ksiki i czasopisma, zdja z okien firanki
rzucajc je byle gdzie i dokonaa wielu innych upiksze. Postanowienie wykonania
karczemnej awantury twardniao w niej na granit. Wydobya jeszcze z kredensu waz do
zupy, ustawia j na wierzchu i opucia mieszkanie z niezomnym zamiarem dokoczenia
dziea

natychmiast po powrocie, zapewne okoo godziny jedenastej wieczorem.


Lesio w pobliu domu mocno zwolni. Blisko rodzinnych pieleszy uprzytomnia mu
nagle istnienie konfliktw ycia prywatnego. Przypomnia sobie, co zostawi w gwatownie
opuszczanym mieszkaniu, i zrobio mu si jako nieswojo. Oczyma duszy ujrza oczekujc
go niewtpliwie on, od ktrej ju za par minut dowie si, kim jest, jak mona nazwa jego
postpowanie i co go czeka w najbliszej przyszoci. Na myl, e tym razem umoralniajcy
nacisk moe by silniejszy ni zwykle, e padn z pewnoci jakie pytania, na ktre
powinien udzieli jakiej odpowiedzi, poczu nieprzepart ch zawrcenia z drogi. Jednake
gnbica niepewno co do upiornego miliona zmusia go do utrzymania raz obranego

kierunku. Ostatnie metry przeby powczc nogami. Przed bram sta przez chwil
rozgldajc si po niebie i rozwaajc prognoz pogody na jutro. W holu wejciowym znw
si zatrzyma, przeczyta list lokatorw, znalaz w niej wasne nazwisko, nad ktrym
pokiwa smtnie gow, i wreszcie spojrza na skrzynk do listw. W skrzynce co byo. Z
nadziej, e to co okae si szalenie dugim listem, ktry bdzie mg przeczyta na
schodach opniajc tym wejcie do mieszkania, wygrzeba z kieszeni noszony przez
zapomnienie kluczyk i wyj zawiadomienie z poczty o poleconej przesyce. Dugo oglda
zawiadomienie, zastanawiajc si, co te to moe by za przesyka, nic nie wymyli i
wreszcie musia otworzy wasne drzwi. To, co ujrza zaraz za nimi,

wydao mu si niepojte. Wzmoona malowniczo wntrza przedpokoju i azienki oraz


wyranie widoczne zmiany w dekoracji pozostaych pomieszcze niezbicie wskazyway na
to, i ona bya w domu w czasie jego nieobecnoci. Stwierdziwszy, e wprawdzie bya, ale
ju jej nie ma, Lesio dozna przypywu najpierw ulgi, a potem przeraenia. Obecno ony
zaznaczona zwikszonym nieadem to byo co bez precedensu! Co musiao si sta i to co
tak strasznego, e Lesio tego sobie w ogle nie umia wyobrazi. Zamiast zrobi porzdek i
w atmosferze penej potpienia, z pretensjami i wyrzutami, niewtpliwie susznymi, czeka
na niego, ona uzupenia mietnik i beztrosko wysza. By to fakt tak niezrozumiay, tak
straszny, tak wstrzsajcy, e Lesiowi zakrcio si w gowie. W najwyszym stopniu
sposzony przesta myle. Rzuci si do przywracania porzdku w takim popiechu, jakby od
bicia rekordw w tej dziedzinie zaleaa reszta jego ycia.
Urwany w azience wieszak za nic w wiecie nie chcia si trzyma. Lesiowi nawet przez
myl nie przeszo, eby zostawi to na kiedy indziej. Wycign narzdzia stolarskie, upn
motkiem w szlakbor raz i drugi, przebi w cianie azienki dziur na wylot do przedpokoju i
odupa potny kawa tynku, ktry grub warstw pokry odzie, podog i sprzty. Porzdki
zapowiaday si coraz okazalej. Stojce dotychczas na pierwszym planie wyniki toto_lotka
poszy w zapomnienie. Dopingowany panicznym lkiem przed nieznanym wiszcym nad
nim, tajemniczym kataklizmem, Lesio wpad w rozpd. Niezbdne do robt murarskich
materiay mia w domu. O wp do dwunastej, po zamurowaniu dziury, otynkowaniu ciany
w przedpokoju, wysuszeniu jej suszark do wosw ony i zamalowaniu plakatwk, po
zagipsowaniu kokw do wieszaka w azience i zawieszenia firanek, co do ktrych waha si
nawet przez chwil, czyby ich od razu nie upra, przystpi do odwieania podg. O
pierwszej w nocy blask bi ze wszystkich parkietw, a Lesio pracowicie wydubywa z wanny
kilogramy piasku, cementu i gipsu, ktre zapchay mu odpyw. O wp do drugiej zakoczy
wreszcie te straszliwe, gigantyczne, icie herkulesowe wysiki, pad na stoek kuchenny i
sprbowa uporzdkowa myli. Kasieki cigle nie byo. Nie porzucia go chyba
definitywnie, zbyt wiele rzeczy pozostao w domu... Jakie nieszczcie? Katastrofa...?! Po
dwudziestu minutach mia ju zaatwione telefonicznie wszystkie dyurujce szpitale,

oddziay pogotowia i milicj. adna z tych placwek nic o Kasiece nie wiedziaa.

Lesio czu si coraz gorzej. Usiujc zanalizowa i oceni sytuacj, przypomnia sobie
przekltego, zaniedbanego toto_lotka. Tego byo za wiele. Uczu dawienie w gardle, zamt
w gowie i dziwne drenie w okolicy odka. Pomimo miertelnego wyczerpania po
katorniczej pracy nie bdc w stanie usiedzie na miejscu, gnany zdenerwowaniem, ktre
dawno ju przekroczyo granice histerii, ubra si popiesznie i wybieg z domu. Dokadnie
w dziesi minut pniej wrcia Kasieka. Rozrywkowo usposobieni przyjaciele wykazali
si olniewajc inwencj twrcz i wymylili oryginalny sposb spdzenia wieczoru.
Postanowili mianowicie uda si w plener, znale stosowne miejsce, rozpali ognisko i
upiec w nim g w glinie. Entuzjastycznie nastawione do tej rozrywki towarzystwo liczyo
osiem osb i dwa samochody. Pertraktacje z wacicielk gsi, prowadzone w jednej z
podwarszawskich nadwilaskich wsi, potrway do dugo, konserwatywnie nastawiona
wacicielka bowiem wytrwale odmawiaa sprzeday ptactwa w tak niestosownej porze roku,
proponujc dziwnemu towarzystwu odoenie transakcji do listopada. Rozpalenie ogniska na
boniach w pobliu rzeki, dokonane za pomoc zbieranego w okolicznych zagajnikach
wilgotnego opau rwnie nieco si przecigno. Jeszcze bardziej przecigny si
poszukiwania odpowiedniego gatunku gliny, wykopywanie jej w ciemnociach goymi
rkami i kradzie z ssiedniego pola kartofli, majcych suy jako nadzienie. W kocu g
zacza

si piec. Rozbawionemu towarzystwu czas nie mg si duy, zwaywszy bowiem


rodzaj terenu, o paliwo nie byo atwo. Siedem osb z rozwianym wosem i drapienym
spojrzeniem kusowao w promieniu co najmniej dwch kilometrw wok witego ognia,
sma osoba za czynia rozpaczliwe starania o utrzymanie zamierajcego pomienia, grzebic
w nim drgiem, wrzucajc we wszystko, co jej wpado pod rk, awanturujc si i
wymylajc lamazarnym zbieraczom. G pieka si i pieka, mierdzc palonym pierzem,
obojtny na ziemskie kopoty miesic wdrowa po niebie, stranicy ognia zmieniali si co
p godziny, a czas pyn. Poarto wszystkie ukradzione kartofle, z wyjtkiem tych, ktre
znajdoway si w rodku gsi, dziki czemu byy wci niedostpne. Wypito p litra
liwowicy, przewidzianej pierwotnie jako antidotum na zbytni tusto upieczonego miska.
Wysuszono odzie, zamoczon w nurtach krlowej rzek polskich przy okazji poszukiwania
gliny. A g pieka si i pieka, i pieka... O wp do drugiej w nocy cierpliwo szaleczo
godnych uczestnikw rozrywki ulega wyczerpaniu. Drcymi z zachannego popiechu
domi wygrzebano drb z dogasajcego ogniska i rozkruszono zaschnit glin. Ju
pierwsze spojrzenie na rezultat wielogodzinnych zabiegw kulinarnych zwarzyo kwitnce
nadzieje, wzbudzio wtpliwoci i niepokj i wzmogo gd. G wygldaa nieco dziwnie.
Grzbiet miaa spalony na wgiel wraz z pierzem, pier za jakby nietknit arem. aden z
fragmentw jej zwok nie nadawa si do zjedzenia, acz wysiki w tym kierunku czynione
byy wrcz

godne podziwu. Skonsumowano zatem czciowo spalone, a czciowo surowe kartofle

z wntrza i plujc nadpalonym pierzem oraz wydubujc z zbw wkna straszliwie


twardego misa, postanowiono zakoczy uczt. Pada wprawdzie niemiaa propozycja
dopieczenia gsi w nowym ognisku, w tym celu jednake trzeba byo zmieni miejsce
biwakowania, w okupowanej dotychczas okolicy bowiem wszelki opa zosta wyczerpany.
Nadmiar trudnoci, poparty niezaspokojonym godem skoni cae grono do powrotu w
pielesze domowe. W ten sposb Kasieka, wbrew pierwotnym zamiarom, znalaza si w
domu nie o jedenastej wieczorem, a dopiero po trzeciej, miertelnie godna, przesiknita
wilgoci jesiennej nocy, umazana od stp do gw ziemi, spalonymi upinami od kartofli i
wglem drzewnym, zaczadziaa dymem, z nadpalonymi brwiami, rzsami i wosami,
wyczerpana fizycznie galopem po zagajnikach i rozpaczliwie pica. Karczemna awantura
wisiaa nad ni jak nieubagany miecz Damoklesa i wprawiaa j w dodatkowe
przygnbienie. Nieobecno Lesia powitaa uczuciami nader mieszanymi. Z jednej strony
panujcy wok idealny porzdek sprawi jej du ulg, z drugiej zirytowa j na nowo fakt,
e Lesio o tej porze znw omieli si przebywa poza domem, niedostpny wyrzutom,
argumentom i perswazjom, z trzeciej oddalenie si w przyszo karczemnej awantury
przytumio nieco zwizany z ni niepokj. Saniajc si na nogach ze zmczenia, ale wci
trwajc w niezomnych zamiarach na razie posza spa. Lesio, przeleciawszy piechot bez
celu i bez sensu p miasta,

wrci takswk o wp do pitej rano. Ujrza na wieszaku w przedpokoju paszcz ony


i na ten widok dozna takiego wzruszenia, e zrobio mu si sabo. Poczu, e ju,
natychmiast, bezzwocznie!... musi wyjani to jakie straszliwe, tajemnicze
nieporozumienie, usprawiedliwi si, odeprze zarzuty, uzyska od niej wyjanienie jej
niepojtych poczyna, w ostatecznoci, niech bdzie, nawet ponie kar... Wzburzony,
przejty, zdenerwowany, wbieg do pokoju. - Kasieko! - jkn rozpaczliwie zdawionym
gosem.- Kasieko, obud si! Skarbie!... I pchany potrzeb ekspiacji pad na kolana przy
tapczanie. Wyrwana nagle ze snu, w ktrym kbiy si razem ciemne zarola, nie
dopieczone gsi i fruwajce pmiski, Kasieka usiada w pocieli. Pprzytomnie spojrzaa
na Lesia i w jej zamroczonej snem wiadomoci bysno tylko jedno. Niedopeniony
obowizek wykonania karczemnej awantury. Bez sowa, z cikim westchnieniem, zesza z
tapczanu, woya jeden ranny pantofel, na drugim bowiem Lesio klcza, i potykajc si
nieco udaa si do kuchni po niezbdny rekwizyt. Lesio zastyg w przyjtej pozycji. Kasieko!... - kwili niepewnie. - Skarbie!... Ujrza powracajc on i gos mu zamar na
ustach. Kasieka niosa w rkach wielk waz do zupy. Nie otwierajc oczu wzia rozmach i
z caej siy hukna waz w podog, po czym ziewna okropnie i nadal bez sowa wrcia
do ka. Lesio zmartwia ostatecznie. Nieoczekiwany, niewiarygodny, nieprawdopodobny
czyn, jego spokojnej, opanowanej,

zrwnowaonej Kasieki zrobi na nim wraenie wrcz krwioercze i oszoomi go do


tego stopnia, e umys odmwi mu posuszestwa. Przez dug chwil nie mia si

poruszy. Wreszcie na czworakach, ostronie wycofa si do drugiego pokoju i niezdolny ju


do adnych reakcji, osaby z przeytych emocji, pad na tapczan i zasn. Nie mniej od
niego wyczerpana Kasieka rwnie zasna w mgnieniu oka w mglistym wprawdzie, lecz
miym poczuciu dobrze wypenionego obowizku...
Naturaln rzeczy kolej po niedzieli wsta poniedziaek. Wraz z poniedziakiem wsta i
Lesio, ktremu na myl o przeladujcym go toto_lotku cakowicie wywietrzay z gowy
matrymonialne problemy. Niewyspana, ale obowizkowa Kasieka dawno ju posza do
pracy, kiedy modlc si o odwrotno cudu, wymarzonego przez wszystkich graczy, Lesio
koczy si goli. Nie niepokoi si spnieniem do biura, nie myla o niczym, jedynym
jego pragnieniem bya teraz "Trybuna Ludu", a w niej wyniki ostatniego losowania. W
trzecim kolejnym kiosku dosta wreszcie podan pras, z ktr odruchowo, si rozpdu,
wsiad do nadjedajcego autobusu. Odczytane w "Trybunie Ludu" numery nic mu nie
powiedziay, nie pamita bowiem, jakie numery skrelone zostay na kuponach. Drcymi
rkami wycign z kieszeni najpierw dziesi ostatnich, przegranych biletw z wycigw,
potem zawiadomienie z poczty, potem wszystkie pienidze i wreszcie trafi na kupony. Majc
rce pene rnorodnych papierw nie mia si czym trzyma i miotany wstrzsami autobusu
obija si o

wsppasaerw, a wreszcie doszed do wniosku, i nie s to waciwe warunki do


badania, jak potocz si losy dalszego jego ycia. Postanowi wic znale jakie ustronne
miejsce, gdzie mgby owe badania w spokoju przeprowadzi. Najlepszym ustronnym
miejscem okaza si Ogrd Saski. Usiadszy na oddalonej od centrum awce Lesio zabra si
do roboty. Kuponw razem wziwszy mia osiem. Pi z dziesicioma skreleniami, po 420
zotych kady, i trzy z dziewicioma, po 168. T przeraajc metod gry zesp zastosowa
na skutek braku czasu, a teraz Lesio mia to odczu podwjnie na wasnej skrze. Na kupony
z dziewicioma skreleniami na szczcie nie pado nic, ale za to trzy z tych droszych, po
420 zotych, miay po cztery trafne! W pierwszej chwili, pozbywszy si upiora w postaci
straszcego go przez cay czas miliona, Lesio odetchn lej. Nie zdawa sobie sprawy ze
skutkw systemowej gry. Zaraz jednak przypomnia sobie, e przy wypenianiu kuponw co
na ten temat byo mwione. Przeczyta pouczenie po drugiej stronie kuponw i zdrtwia.
Owe nieszczsne trzy czwrki to bya jaka straszliwa ilo pienidzy, ktrej na razie w ogle
nie umia ogarn umysem, ale ktr musia koniecznie obliczy. Z gorczkowym
popiechem wydoby z kieszeni dugopis i mylc si ustawicznie ze zdenerwowania odda si
arytmetyce. Po zapisaniu wszystkich marginesw "Trybuny Ludu" i czci awki doszed
wreszcie do jakich wynikw. Przyjmujc w ewentualnych wypatach po trzysta zotych za
czwrk i dwadziecia za trjk by winien

wsppracownikom, w tym take i sobie, osiemnacie tysicy trzysta zotych. Z tego


posiada cztery tysice sto. Brakowao mu czternastu tysicy dwustu. Stwierdziwszy
niezbicie ten brak Lesio siedzia czas jaki w cakowitym otpieniu. Nie mia zielonego

pojcia, co mgby teraz zrobi. Myl o powrocie do domu budzia w nim yw niech tak z
uwagi na niejasn sytuacj maesk, jak i dlatego, e w domu atwo byoby go znale. O
pokazaniu si w biurze w ogle nie byo mowy! Lokale gastronomiczne odpaday, bo w
lokalach gastronomicznych na og trzeba paci, a posiadanych przy sobie pienidzy ba si
nawet dotyka. Co zrobi zatem? Bka si po miecie? Popeni samobjstwo? Odda si w
rce milicji? Co zrobi?... Po raz dwiecie osiemdziesity pity obejrza bezmylnie
wszystkie posiadane papiery i wpado mu w oko zawiadomienie z poczty. Postanowi i
odebra ow polecon przesyk. Moe bdzie tam bardzo duga kolejka, ktra przynajmniej
na pewien czas zdejmie mu z gowy kopot ze znalezieniem miejsca dla siebie... Rodzima
poczta Lesia znajdowaa si na Mokotowie. Dojecha do niej okrn drog, przesiadajc si
kilkakrotnie i wybierajc jak najwolniejsze rodki komunikacji. Najchtniej jechaby
drabiniastym wozem, zaprzonym w leniwe woy, ten rodek lokomocji jednake by mu
niedostpny. Przed okienkiem, gdzie odbierao si korespondencj, nie byo ywego ducha.
Lesio tsknym okiem popatrzy na dugi wijcy si malowniczo ogon interesantw do wpat i
wypat, opanowa pokus zajcia miejsca w tym ogonie i poda urzdniczce swoje
zawiadomienie. Podpisawszy si na pokwitowaniu otrzyma od niej

kopert z urzdowym nadrukiem. Do kopert, opatrzonych urzdowym nadrukiem,


Lesio odczuwa yw abominacj. W takich kopertach otrzymywa zazwyczaj z O$r$s_u
uprzejme przypomnienia o nie zapaconej racie i z Biura Inkasa informacje o zalegych
rachunkach. Nie przeczyta wic nadruku, tylko otworzy j z determinacj i popiesznie,
chcc ju od razu za jednym zamachem zainkasowa wszystkie moliwe ciosy. Ze rodka
wyj urzdowe pismo. Przeczyta je raz i nic z niego nie zrozumia. Przeczyta je zatem
drugi raz, potem trzeci. Czwarty i pity. Potem doszed do wniosku, e to musi by jakie
nieporozumienie, bo takie rzeczy si nie zdarzaj, a jeli nawet si zdarzaj, to w kadym
razie nie jemu. Naley podkreli, e w momencie odczytywania korespondencji Lesio by
nieskazitelnie trzewy. W chwilach trzewoci odnosi si do ycia znacznie bardziej
realistycznie ni po uyciu alkoholu. Pod pewnymi wzgldami by nawet pesymist, a
ostatnie wydarzenia jego pesymizm zwikszyy i ugruntoway. Wiadomo otrzymana w
poleconym licie bya zaprzeczeniem wszystkiego, czego realnie mylcy czowiek mgby
od ycia oczekiwa. Uznawszy, e od nadmiaru zmartwie doznaje zapewne halucynacji,
Lesio zwrci si do stojcego na kocu dugiego ogona, przyzwoicie wygldajcego faceta.
- Bardzo pana przepraszam powiedzia agodnie i smutno. Czy mgby mi pan przeczyta to,
co tu jest napisane? Na gos? Nieco zaskoczony facet rzuci okiem na trzymane przez Lesia
pismo. Pismo byo krtkie, wic ten jeden rzut oka wystarczy, eby ogarn umysem jego
tre.

- O co chodzi? - powiedzia. Tu jest napisane, e na paskie konto wpyny jakie pienidze.


Za obrazy sprzedane w Desie. A co? To jaka pomyka? - Dzikuj panu - powiedzia Lesio
uroczycie i z uczuciem. Bardzo panu dzikuj... Facet uwanie przyjrza si dziwnemu

osobnikowi, ktry widocznie by analfabet, chocia zupenie na to nie wyglda, i wzruszy


ramionami. - Nie ma za co - mrukn, pomylawszy, e w tych dzisiejszych czasach pozory
jednak strasznie myl... Pod Lesiem ugiy si nogi, usiad wic na krzele, pooy na stoliku
przed sob bezcenny dokument i zastyg, wpatrzony we w nabonym skupieniu. To, co
dziao si teraz w jego duszy, przypominao stan modlitewnej ekstazy. P roku temu istotnie
odda w komis do Desy sze swoich obrazw, wyrwanych sobie wrcz spod serca. Odda je
na stracenie, na zagad, na sprzeda...! Oddawszy, z pocztku gorliwie dowiadywa si o ich
losy, potem, zaabsorbowany konkursem w pracowni, nieco je zaniedba, a potem w ogle o
nich zapomnia. Straci nadziej, e ktokolwiek kiedykolwiek je kupi, zwaszcza e
wyznaczona za nie cena nie naleaa do rzdu drobnych. I oto teraz, wanie teraz, w
najtragiczniejszej chwili ycia, otrzyma wiadomo, e wszystkie sze znalazy nabywcw!
A ten fakt nie tylko daje mu w rk te przeklte, sprzeniewierzone pienidze. Ten fakt
potwierdza to, czego si domyla, co w sobie przeczuwa, co musiao si wreszcie ujawni!
Talent...!!! Przechodnie na ulicy Puawskiej z pewnym zdziwieniem ogldali si za
przyzwoicie ubranym facetem, ktry bieg

przed siebie w urozmaiconych podskokach, mamroczc co pod nosem, wydajc


niekiedy goniejsze okrzyki, a chwilami zatrzymujc si i pokrywajc ognistymi
pocaunkami niewielki kawaek papieru. Jaka pani westchna nawet ze wzruszeniem,
przekonana, e w facet z takim pietyzmem odnosi si do listu od ukochanej kobiety. W
pobliu Rakowieckiej oryginalny osobnik poniecha frywolnych podskokw i zamacha rk
na takswk...
W pracowni od rana panowa gboki niepokj. Wyniki losowania toto_lotka byy
wprawdzie wszystkim znane, nikt jednake z grajcych nie pamita, jakie numery skrelono
na wypenionych w sobot kuponach. Kupony mia przy sobie Lesio, a Lesia nie byo. Jedno z dwojga - powiedzia z ponurym przekonaniem Janusz. Albo nie wygralimy nic i ten
mokry jaskier umar z rozpaczy, albo wygralimy milion i ju od rana upi si ze szczcia. A dlaczego wykluczasz upicie si z rozpaczy? - zaciekawi si Karolek. - Nie miaby za co.
Zdaje si, e mu nic nie zostao. - No to ze szczcia te nie miaby za co. Tak od razu mu
chyba nie wypacili? - Pod zastaw kuponw mgby poyczy pienidzy chociaby od
kelnera. Kelnerzy maj. Karolek zamyli si na chwil. - To dlaczego waciwie zostalimy
architektami? spyta z niezadowoleniem. - Zamienie umysowe wyjani krtko Janusz i
znw zapanowaa cisza. Po kilku minutach przerwaa j Barbara. - A swoj drog skd nam
si to bierze, e cigle wychodzimy na idiotw? - spytaa z gorycz.

- Popatrzcie sami. Tamci z Biaegostoku spokojnie, bez popiechu, zrobili sobie


poyteczne wistwo. A my, nie do, e uczciwie, ale jeszcze jak na poar. I po co nam to
byo? Janusz odwrci si nagle od swojego stou. - Suchajcie no - powiedzia stanowczo. Owiadczam wam kategorycznie, e jeli ta banda ajdakw wemie pierwsz nagrod, to ja
nastpnego dnia wasnorcznie zbij mord Heniowi. Niech mam chocia satysfakcj

moraln! A jeeli mu nie zbij, to moecie mnie przepdzi batem, na czworakach, dookoa
ronda na Nowym wiecie! - Kto ci ma przepdza? zainteresowa si Karolek. - Wszystko
jedno. Moecie grupowo. - ebymy chocia ze dwie trjki trafili! - westchna Barbara w
przygnbieniu. Wrciyby nam si te wpacone pienidze! Do pokoju zajrza Stefan. - Nie
ma go? - warkn gniewnie. - Jak widzisz. - A w domu? - Cisza. Dzwonilimy ju sze
razy. - Niech ja go w rce dostan! Chryste Panie!... Po Stefanie zoy wizyt Wodek,
kolorytem oblicza przypominajcy nieboszczyka. - Suchajcie, a moe mu si stao co
zego? - powiedzia z jkiem. - Co zego to mu si dopiero stanie - odpar Janusz
zowieszczo. - Zdaje si, e ja bd mia pene rce roboty. - Zgubi kupony! - krzykn nagle
Karolek w olnieniu. - Skd wiesz?! - przerazi si Wodek, bliski zemdlenia. - Nie wiem,
snuj przypuszczenia... - U niego wszystko jest

moliwe. Musielimy chyba upa na gow, eby wanie jego z tym majdanem
wysya!... Nastrj w pracowni doszed do peni rozkwitu, sigajc z jednej strony szczytw
niepokoju, a z drugiej dna przygnbienia, kiedy nagle otworzyy si drzwi wejciowe i
przedmiot oczekiwa nie tyle wszed, ile wplsa do biura w radosnych piruetach i z
triumfaln pieni na ustach. Nieprzytomny ze szczcia Lesio rzuci si do rk zaskoczonej
pani Matyldy strcajc jej ze stou wazonik z kwiatkami, we wdzicznych houbcach przeby
korytarz i wraz z ostatnim, ognistym obrotem, przy samych drzwiach wasnego pokoju
dokona swego najbardziej efektownego czynu. Nie dbajc w tak wielkiej chwili ycia o
zachowanie rwnowagi, zatoczy si z rozmachem i zrzuci ramieniem wiszc na cianie
ganic przeciwpoarow. Ganica upada dokadnie wedug instrukcji uycia, to znaczy
ebkiem do dou. Bya nowa, w peni sprawna i, jak si za chwil okazao, zdolna do
ugaszenia nawet poaru Rzymu. Barbara, Karolek i Janusz, ktrzy, ju z dala usyszawszy
odgosy pieww i tacw ludowych, zerwali si z miejsca z zamiarem wyskoczenia na
korytarz, jak piorunem raeni zawrcili i zatrzasnli za sob drzwi. Rwnie jak i oni
poruszony zasyszanymi dwikami Stefan wystawi ze swego pokoju gow i cofn j
natychmiast w stanie nieco odmienionym, oguszony tym czym dziwnym, co mu si nagle
stao. Naczelny inynier i kierownik pracowni zetknli si w drugich drzwiach ze pieszcym
na spotkanie Lesia Wodkiem i wszyscy trzej, razem stoczeni, w aden sposb nie mogli
dostatecznie szybko usun si z zasigu szalestwa,

ktrego rozptanie mniej ujrzeli, a bardziej poczuli na sobie. Z przeraliwym,


szataskim sykiem wcieky w piany, niczym skondensowany tajfun, miota si w maym
korytarzyku, a w jego objciach miota si Lesio, oszoomiony, zaskoczony i ogupiay
bardziej ni kiedykolwiek w yciu. lizgajc si i wierzgajc nogami kadym kopniciem
zmieniajc pooenie ganicy, ktra ju i tak, na zasadzie odrzutu, samodzielnie wykazywaa
przeraajc ruchliwo, plujc pian, olepiony, nie rozumiejc w ogle, co si waciwie
dzieje, usiowa ukry si gdzie przed rozszala besti, atakujc go z niepojtych przyczyn,
ze wszystkich stron naraz. Przez gow przelatyway mu w byskawicznym tempie

podejrzenia, e by moe jest to jaka zasadzka na niego, a moe nie na niego, tylko na
jakiego niesympatycznego inwestora, a on w ni wpad przez pomyk i teraz ju nie ma
siy, nie ucieknie. Dziko syczcy strumie szala we wszystkich kierunkach rwnoczenie,
uchylane na chwil drzwi zatrzaskiway si gwatownie, zway piany narastay na cianach i
suficie, a oskot obijajcej si o przeszkody ganicy szerokim echem rozlega si po caym
budynku. Wygldao na to, e ta przedziwna impreza nie skoczy si nigdy w yciu. - Rany
boskie! - powiedzia w bezgranicznym osupieniu Karolek. - Co on przynis!!!??? Nikt
bowiem ze zgromadzonych za pozamykanymi drzwiami pracownikw nie mg w pierwszej
chwili rozpozna rda wciekego pieka rozptanego na korytarzyku i we wszystkich
umysach zalgo si przekonanie, e to Lesio przyszed z czym, co mu tam,

nie wiadomo, wypado czy wybucho...? Jedynie kierownik pracowni i naczelny


inynier, zbierajcy z siebie warstwy piany, wiedzieli, e w uyciu jest ganica
przeciwpoarowa, ale oni rwnie sdzili, e t ganic Lesio w tajemniczych celach
przynis do biura i w rwnie tajemniczych celach nagle zuytkowa. Zagadkowo sytuacji
zwiksza fakt, e sam pozosta w zasigu jej dziaania. - Co trzeba zrobi, szyby wytucze!
- powiedzia z trosk naczelny inynier, kiedy w piany mign po oszklonych drzwiach.
Natychmiast potem z korytarza dobieg brzk i oskot, syszany nawet przez oguszajcy syk.
- Co on tam robi, do cholery?!- zdenerwowa si naczelny inynier. - Co on tucze, przecie
tam nic nie ma! - yrandol - zaraportowa tragicznie blady z przejcia Wodek, ktry,
uchyliwszy na sekund drzwi, zdy zajrze jednym okiem. - yrandola ju nie ma. - Ale
tam stoi stolik pod maszyn! - krzykna rozpaczliwie pani Matylda, uwiziona pod tymi
samymi drzwiami. - Rozbija stoli!... Posdzenie byo niesuszne. Lesio nie rozbija stolika,
usiowa si jedynie pod nim schowa. Przewrciwszy go przy tej okazji, uzna za doskonae
wyjcie posuy si nim jak tarcz. Siedzia teraz na ziemi pod cian, tonc, w
malowniczych zwaach piany, trzymajc stolik za nogi i obracajc jego blat w kierunku
niezmordowanie skaczcej ganicy. Olepiony w pierwszym rzucie Stefan zacz omota w
drzwi. - Ja si chc umy!!! wrzasn z wciekoci. - To si myj! - odmrukn Lesio, zajty
skomplikowan

walk z ywioem. Osaniajca go nieco tarcza pozwolia mu zebra myli i troch


oprzytomnie, a przy tym dusz jego wypeniay dzi uczucia tak potne, e wszystkie
ganice wiata nie dayby im rady. Wytajc refleks czyni byskawiczne uniki i z coraz
wiksz wpraw posugiwa si stolikiem. Czu si niemal jak torreador na arenie. - Nieche
on ju skoczy wreszcie! - zada zniecierpliwiony Karolek, ktrego poeraa ciekawo, o
co waciwie Lesiowi chodzi. - Nawet jeli tam by jaki poar, to go ju dawno ugasi
powiedzia rwnoczenie naczelny inynier pod drugimi drzwiami. - Skocz te wygupy, do
diaba! Ja nic nie widz!!! rycza z furi Stefan pod trzecimi. - Sam skocz!!! - odwrzasn
Lesio, ktry sysza tylko Stefana, zajmujc pozycj obronn prawie pod jego drzwiami.
Odpowied ta wykrzyczana w zdenerwowaniu i majca oznacza, e bardzo chce skoczy,

ale nie potrafi, wprawia wszystkich suchajcych w przeraenie, bliskie paniki.


Wywnioskowali z niej, i Lesio postanowi sobie spdzi reszt ycia w biurowym
korytarzyku, w towarzystwie odgradzajcej go od wiata ganicy. Zawarto straszliwego
naczynia ulega w kocu wyczerpaniu i cichncy syk powiadomi zaintrygowane grupy za
drzwiami, e niebezpieczestwo mija. Oczom personelu, ktry wdar si do korytarzyka ze
wszystkich stron rwnoczenie, przedstawi si obraz ndzy i rozpaczy. Zalane pian ciany,
podoga i sufit, rozsypane wszdzie szcztki rozbitego ostrym strumieniem

yrandola oraz Lesio, dumnie i triumfalnie siedzcy pod cian ze stolikiem w rkach,
noszcy na sobie od stp do gw lady bohaterskiej walki. Ostronie, ale stanowczo pani
Matylda odebraa mu stolik. Pozbawiony ora Lesio z westchnieniem ulgi podnis si z
podogi. - Co pan gasi? - spyta nieufnie naczelny inynier. - Prosz? - zdziwi si Lesio
uprzejmie. Naczelny inynier zdziwi si jeszcze bardziej, do tego stopnia, e ju nic nie
powiedzia, tylko patrzy na Lesia z wyrazem beznadziejnej rezygnacji. Zastpi go
kierownik pracowni. - Co si palio? - spyta, zdenerwowany. - Co si palio? - zaciekawi
si natychmiast Lesio. Kierownik pracowni poczu, e jest mu chyba jako niedobrze. - To
dlaczego pan la?! zawoa z rozpaczliwym alem w gosie. - Ja nie laem! zaprotestowa
Lesio z uraz i po chwili namysu doda smtnie: Samo si lao... - Boe, Boe! - jkn
nagle naczelny inynier i chwytajc si za gow wybieg z korytarzyka. Kierownik
pracowni pod wpywem instynktu samozachowawczego chcia wybiec za nim, ale
powstrzymywaa go straszna myl, e nie moe, bo jednak jest tu kierownikiem i musi jako
zareagowa. Sta wic i bezradnie patrzy na Lesia, niezdolny do wszczcia adnych krokw.
- A w ogle co to byo? spyta z szalonym zaciekawieniem Karolek. - Skd si to wszystko
wzio? Tak duo tego i tak dugo...? Z tej jednej ganicy?! - Nie wiem - odpar Lesio,

ktry w pierwszej fazie walki mia wraenie, e w korytarzu szaleje sto ganic. - Ja
drugiej nie miaem. - Prosz wrci do pracy powiedzia z jkiem kierownik pracowni, ktry
na myl, e Lesio istotnie miaby przychodzi do biura z ganic przeciwpoarow, poczu,
e znajduje si na progu obdu. Za adne skarby wiata nie zgadza si bra nadal udziau w
rozmowie na ten temat. - Niech pan si przebierze powtrzy. - I prosz wrci do pracy. Nie mam si w co przebra powiadomi go Lesio yczliwie. - W fartuch - powiedziaa zimno
Barbara. - I to czym prdzej... W cigu kwadransa, spdzonego w szatni i umywalni, Lesio
zdy odpiewa kilka pieni, przy czym pierwszestwo dawa ze zrozumiaych wzgldw
arii torreadora z Carmen. W nader malowniczym stroju, tanecznym krokiem wszed do
pokoju, gdzie oczekiwali na niego najblisi wsppracownicy z wyrazem twarzy, nie
wrcym nic dobrego. - No i co? - spytaa Barbara zowrogim tonem. - Nic - odpar Lesio
radonie i natychmiast uwiadomi sobie, o co Barbara pyta. - A nie, wszystko! To znaczy
nie, owszem! - Zwariowa - zawyrokowa Janusz, przygldajc mu si ze wstrtem. - No to
przecie nie dopiero teraz! - zauway trzewo Karolek. - Kupony prosz - zadaa Barbara
lodowato. - Pan bdzie uprzejmy w tej chwili da nam kupony! - Nie mam! - zawoa Lesio,

bezgranicznie uszczliwiony. Nie mam ich przy sobie! Na nic by teraz byy! Wszystko mi
si zniszczyo!

Od chwili opuszczenia poczty zdy zaatwi mnstwo spraw. Potwierdzi stan konta w
banku, zawiz do domu wszystkie, dotyczce tej sprawy dokumenty i wraz z kuponami
starannie je ukry. Na wszelki wypadek wola nie nosi ich ze sob. Teraz jego radosne
owiadczenie wprawio zesp w niejak konsternacj. Z jednej strony uciecha, pynca z
mao na og radosnego faktu zniszczenia wszystkiego, wydawaa si co najmniej dziwna, z
drugiej znw myl, e z tego pogromu kupony jednak ocalay, bya ze wszech miar
pocieszajca. Nie wiadomo byo przy tym, czy mie do Lesia pretensj za pozostawienie w
domu najwikszej atrakcji dzisiejszego dnia, czy te raczej trzeba mu zoy z tego powodu
gratulacje. Niewtpliwy blask, bijcy z jego oblicza, pozwala mniema, e wszystko jest w
porzdku, i jaki okruch przychylnoci losu spad na zmaltretowany zesp. - Albo bdziesz
mwi jak czowiek, albo ja ci pobij powiedzia Janusz z rozpacz. We pod uwag, e
ostatnio jestem nerwowy! - Rezultaty?! - zawoa rwnoczenie gorczkowo Karolek.- Jakie
rezultaty?! - Genialne! - wykrzykn Lesio z zapaem. - Mamy troch pienidzy! - Ile? Co
tam pado, do diaba? Ile?! - Trzy czwrki! Na te po dziesi! Ju obliczyem, to bdzie mniej
wicej osiemnacie tysicy! O Carmen, Carmen, czy ty kochasz mnie...!?
Bohaterski ryk Lesia zmiesza si z radosnymi okrzykami jego wsppracownikw. Przy
dwikach grzmicej arii pi osb pado sobie nawzajem w objcia. Lesio zadowala si
akompaniamentem akustycznym nie biorc udziau w uciskach, strj bowiem, w jaki by
przyodziany, utrudnia mu wykonywanie gwatownych ruchw. Mia na sobie dwa subowe
fartuchy, jeden normalnie, a drugi tyem do przodu i ten drugi, umieszczony pod pierwszym,
krpowa go prawie jak kaftan bezpieczestwa. Spod fartuchw wystaway mu bose nogi,
owinite subowymi rcznikami dla ochrony przed przezibieniem. - Co si tam dzieje? spyta nerwowo naczelny inynier kierownika pracowni, usyszawszy w jego gabinecie
okropne ryki, dobiegajce z dalszych pomieszcze. - Moe trzeba zobaczy? Moe go
linczuj?... - Za nic!!! - krzykn kierownik pracowni ze zgroz. Ja w tym nie bd bra
udziau! Nic nie sysz! Nic nie wiem! Ja chc by normalny jeszcze przez miesic! Dlaczego tylko przez miesic? - zdziwi si naczelny inynier, zaskoczony tak skromnoci
wymaga. - Wyniki konkursu - wyszepta sabo kierownik pracowni. - W cigu miesica
ogosz... W godzinach nadliczbowych zdecydowano si wreszcie uzna Lesia za bohatera.
Pozostawienie w domu kuponw przyjto jako przejaw nadprzyrodzonego natchnienia, ktry
wprawdzie byby niepotrzebny w wypadku nieuywania ganicy, ale znw z drugiej strony
dziaalno ganicy niejako uwietnia i upamitnia ten wielki dzie, tak bogaty w
wydarzenia. W chwili kiedy cay zesp, peen wrae i w jak najlepszym nastroju
postanowi wczeniej ni zwykle opuci biuro i uda si do domw, uwiadomiono sobie
nagle, i Lesio tego uczyni nie moe. Caa jego odzie nadawaa si wycznie do pralni, a
wyjcie na ulic w dwch fartuchach i z rcznikami na

bosych nogach wszystkim wydao si raczej niestosowne. - Nie bdcie winie


powiedzia Lesio proszco. Niech kto pojedzie do mnie i przywiezie mi jakie ubranie. Dam
wam klucze, bo nie wiem, czy moja ona jest w domu. Bohaterem naleao si zaopiekowa.
Pocignito losy i obowizek ten spad na Janusza. Lesio pozosta w pracowni, a reszta
personelu opucia j i udaa si kady w swoj stron. W chwili kiedy Janusz wraz z
towarzyszc mu jeszcze Barbar zblia si do przystanku autobusowego, ukazaa si przed
nimi na ulicy przeliczna dziewczyna. Na jej widok Janusz nagle wrs w ziemi. - Rany
Boga! - wyszepta w przeraeniu. Osobliwa reakcja, jak wywoao w nim pojawienie si
jego wasnej narzeczonej, ju z daleka radonie umiechnitej, zdziwia Barbar nad wyraz.
Zatrzymaa si rwnie i spojrzaa pytajco. - Niech ja skonam - szepta Janusz gorczkowo,
machajc rwnoczenie rk ku przelicznej dziewczynie i przywoujc na twarz dziwny
grymas, majcy oznacza powitalny umiech. - Barbara, ratuj! Przez ten cay raban na mier
zapomniaem, e umwiem si dzi z Dank! Mamy jecha do krawca i zamwi mj lubny
garnitur! Nie mog!... Po tych wszystkich chryjach nie mog jej teraz powiedzie, e jad
ubiera tego bawana! To lubny, rozumiesz?!... Barbara, zastp mnie! Barbara zrozumiaa w
mgnieniu oka. Na skutek ostatnich niepowodze sytuacja rodzinna wszystkich czonkw
zespou bya tak zaostrzona i napita, i teraz nawet cie podejrzenia, e sprawy pracowni
przedkadaj nad sprawy osobiste, mg spowodowa

nieobliczalne skutki. Przysze szczcie maeskie Janusza stano pod znakiem


zapytania. - Dobrze - powiedziaa z rezygnacj. - Daj te klucze. - Znasz adres? - Znam...
Przeliczna dziewczyna podesza do nich i w chwil potem Janusz oddali si z ulg czule
tulc jej rami, a Barbara wsiada do autobusu. Znalazszy drzwi Lesia, zadzwonia do nich
kilkakrotnie, odczekaa dug chwil, po czym otworzya je otrzymanymi kluczami.
Rozejrzaa si dookoa i zacza szuka jego garderoby. Nie byoby to zbyt trudne ani te
skomplikowane, gdyby nie to, e porzdki w mieszkaniu ostatnio robi sam Lesio, o czym
Barbara nie wiedziaa. W trakcie poszukiwa zacza si wic coraz gbiej zastanawia nad
osobliwociami charakteru zamieszkujcej ten apartament kobiety, ktra trzymaa obuwie w
koszu z brudn bielizn, ze szczeglnym upodobaniem mieszaa na pkach szafy odzie
msk i damsk, ukrywaa krawaty ma w stosach bielizny pocielowej, a jego skarpetki w
biurku. Wydobywszy marynark Lesia spod zawieszonych na niej koronkowych, nocnych
koszul, z kieszeni marynarki za zwisajce z niej damskie poczochy, poczua nieprzepart
ch poznania osobicie tej niezwykej kobiety. Rozumiaaby wszystko, gdyby w mieszkaniu
panowa oglny niead. W obliczu idealnego porzdku i lnicej czystoci, w ktrej jedyny
dysonans stanowiy szcztki rozbitej na progu pokoju wazy do zupy, nie zrozumiaa nic.
Znalaza ju dla Lesia ca stosown odzie, z wyjtkiem koszuli. Na koszule w aden sposb
nie moga natrafi. Zaniechaa poszukiwa i wpatrzona w szcztki wazy w

skupieniu zacza rozmyla... Kasieka odebraa dziecko z przedszkola, zrobia zakupy


i wracaa do domu, pena uczu urozmaiconych i mieszanych. W jej wiadomoci tkwio

najgbsze przekonanie, i gdzie w rodku nocy, po powrocie Lesia, zrobia mu ow


zaplanowan karczemn awantur. Gniew i oburzenie na niego przeplatay si z przypywami
niepokoju, nie moga sobie bowiem w aden sposb przypomnie bliszych szczegw tej
awantury, nie miaa te pojcia, jak waciwie Lesio j przyj. Bya zdania, i powinien j
teraz powita w domu skruszony, przestraszony i nieswj, skonny do ustpstw i poprawy.
Moliwe jednak, e w awanturze przesadzia nieco i Lesio si obrazi. Otworzya drzwi
mieszkania, wesza do rodka i oto we wasnym pokoju ujrzaa nagle cakowicie jej obc
mod i pikn kobiet, trwajc w zadumie nad stosem garderoby jej ma. Na ten widok
znieruchomiaa na progu. Rozmylajca wci nad sposobem znalezienia koszuli dla Lesia
Barbara usyszaa zgrzyt klucza w drzwiach i domylia si, e to wraca owa niezwyka pani
domu. Z zainteresowaniem spojrzaa na drzwi. Przez dug chwil obie stay nieruchomo,
przygldajc si sobie nawzajem. W umyle Kasieki eksplodoway nagle tysiczne, okropne
podejrzenia. Lesio zgin w katastrofie, a ta osoba przywioza jej jego ubranie!... Zodziejka,
okradajca mieszkania!... Obrazi si, postanowi j porzuci i przysa po rzeczy swoj
kochank!... Nie mie pokaza si jej na oczy!... Aresztowano go, a ta tutaj przeprowadza
rewizj!... - Co to znaczy? - spytaa bez

tchu. - Jak pani tu wesza? - Klucze miaam - odpara Barbara z lekkim roztargnieniem.Gdzie, na lito bosk, trzyma pani jego koszule?! - W szafie - powiedziaa Kasieka
odruchowo. - Ale dlaczego?... Co to znaczy?!... - Przepraszam - powiedziaa Barbara,
uwiadamiajc sobie nagle, e nie obejdzie si bez wyjanie. - Pracuj z pani mem. On
siedzi w tej chwili w pracowni w fartuchu i nie ma si w co ubra. Kto musia przyjecha po
jaki garnitur dla niego, mia to zaatwi jeden z kolegw, ale w ostatniej chwili okazao si,
e nie moe, i zostaam tylko ja. Tych koszul wcale nie ma w szafie, nie mog ich znale.
Pomimo wyranego przypywu ulgi Kasieka poczua si nieco skoowana. Przywyka ju
wprawdzie do najdziwniejszych czynw Lesia, ale jak dotd, nigdy jeszcze nie gubi ubra i
to ubra noszonych na sobie. C, na lito bosk, mogo si sta tym razem?! Wyraz jej
twarzy skoni Barbar do przerwania poszukiwa. Po kwadransie podjy je razem i
wwczas koszule pana domu znalazy si w szafce z butami. Wyraz twarzy Barbary skoni z
kolei Kasiek do wyjanie, zwaszcza e szcztki wazy do zupy zgrzytay pod nogami i nie
pozwalay o sobie zapomnie. Wzajemne wyjanienia przecigny si, nabray charakteru
osobistego i nie wiadomo jak i kiedy nieskonna na og do zwierze Kasieka zdradzia
Barbarze gnbice j problemy. Integraln ich cz stanowia kwestia karczemnej awantury.
- I pani tylko t waz?... Nic wicej? - spytaa Barbara z dziwnym byskiem w oku. - Tak odpara Kasieka z

zakopotaniem. - Wie pani, ja nie ma dowiadczenia... A pani? Pani umie robi


awantury? Barbara patrzya na ni przez chwil w milczeniu. - O, tak... - odpara wreszcie z
wolna gosem rozmarzonej tygrysicy. Kasieka poczua wzmoony przypyw
zainteresowania. Uznaa, e bezwzgldnie musi z t kobiet porozmawia obszerniej. Wysza

do kuchni i postawia na gazie czajnik z wod. - Napijemy si kawy powiedziaa z


oywieniem. - Bo widzi pani, ja mam kilka problemw... W godzin pniej obie damy
pogrone ju byy bez reszty w nader zajmujcej konwersacji. Wachlarz konsultowanych
zagadnie rozszerza si z minuty na minut, a wta z pocztku ni wzajemnego
zainteresowania i sympatii nabieraa cech liny okrtowej. Siedzcy w pracowni Lesio skraca
sobie czas oczekiwania bohaterskim piewem i upojnymi marzeniami. Po dwch godzinach
jednake zmarzy mu nogi i poczu si godny, zwrci wic myl ku tematom przyziemnym.
Gdzie, u diaba, podziewa si ten Janusz z jego ubraniem? Wpad pod tramwaj czy co? Na
dobr spraw w cigu dwch godzin mona ju byo doj do jego domu i wrci nawet na
piechot! A moe rozszalaa Kasieka nie poprzestaa na dziwnych czynach ostatniej nocy i
kontynuuje niepojt dziaalno, odmawiajc mu teraz odziey?... Zaniepokojony zdj
przeszkadzajce mu rczniki z ng, podszed do telefonu i wykrci swj wasny numer.
Gos ony w suchawce tak go w pierwszej chwili przerazi, e nie odzywajc si, rzuci j
czym prdzej na aparat. Potem jednake przysza mu do gowy

straszna myl. Jego ona jest w domu?... To co ten Janusz robi tam tyle czasu?!...
miertelnie oburzony i peen podejrze wykrci numer po raz drugi. - Sucham powiedziaa Kasieka gosem jakby nieco zniecierpliwionym. - Co to znaczy? - powiedzia
Lesio. - Co wy tam robicie tyle czasu? Moe ja bym te wzi udzia w tych rozrywkach? Mowy nie ma - odpara stanowczo Kasieka. - Jestem zajta. Nie zawracaj nam gowy. I
odoya suchawk. Lesio zdrtwia. W mgnieniu oka wyobrania ukazaa mu obraz jego
ony w ramionach tej wini, obraz odraajcy, wyuzdany, rozpustny!... Wic do tego ju
doszo?!... Ta kobieta nie ma czci, sumienia, wstydu! I ten Janusz!... I to kolega, przyjaciel!...
Obudne, rozpasane bydl! Nie, on tego tak zostawi nie moe!... Klepic w podog bosymi
stopami popdzi do szatni, gdzie wisiaa kupa zwidych achw, bdcych nie tak dawno
jego ubraniem. Marynarka prezentowaa si jeszcze jako tako, wygldaa po prostu jak
bardzo zniszczona i brudna marynarka, ale paszcz, a co gorsza spodnie, przedstawiay sob
obraz ndzy i rozpaczy. O skarpetkach nie warto byo nawet myle. Z rozpacz i
wciekoci w duszy Lesio obejrza zmitoszone, jakby nieco tuste, ciemnobrzowe
szcztki, rzuci je na podog i popdzi z powrotem do pokoju. Chwyci suchawk z
zamiarem zakcenia rozgrywajcej si w jego domu idylli przynajmniej akustycznie, ale
rozmyli si w poowie nakrcania numeru. Nie, to na nic, sposzy t par wyuzdanych
zoczycw, nie zapie ich osobicie na gorcym uczynku, a przez telefon nie da

przecie Januszowi po mordzie! Musi si tam dosta! Musi! I to nastychmiast!... W


kwadrans po telefonie Lesia Barbara i Kasieka uprzytomniy sobie nagle, co ten telefon
oznacza. Zaabsorbowane konwersacj, dwoma francuskimi urnalami, ocen caej kolekcji
posiadanych kosmetykw i szczegow analiz wad, zalet i upodoba mw, zapomniay
cakowicie o przyczynie zawarcia znajomoci. W okropnym popiechu, poruszone nieco
wyrzutami sumienia, zapakoway przygotowan ju odzie i umwiwszy si na najblisz

przyszo, rozstay si z obustronnym alem. Kada z nich odkrya w drugiej nad wyraz dla
siebie interesujce cechy charakteru i obie postanowiy kontynuowa i zacieni wieo
nawizane kontakty. Przepeniony od stp do gw miertelnym oburzeniem Lesio, po
kilkakrotnym przemierzeniu biegiem trasy szatnia_pokj i z powrotem, podj dramatyczn
decyzj. Z determinacj nacign na fartuchy marynark, na bose nogi woy buty, przy
czym czynic to wzdrygn si ze wstrtem, bo buty robiy wraenie wypenionych czym
liskim i obrzydliwym, chwyci do rki zwinite w kb spodnie, paszcz, krawat i koszul i
wybieg z pracowni. Na dole wyjrza ostronie z bramy i wyczekawszy chwili, kiedy na ulicy
byo mao ludzi, wyskoczy i przebieg szybko na drug stron. Zamierza apa samochody,
przejedajce Kredytow tylko w jednym kierunku. Do postoju takswek nie mia i,
obawiajc si spotkania jakiego milicjanta. Ukry si wic w przeciwlegej bramie i czynic
z niej nage wypady usiowa zatrzymywa wszystko, cokolwiek przejedao.

Dwie wolne takswki na widok wyskakujcego znienacka z barmy dziwnie wygldajcego


faceta gwatownie doday gazu. Inne samochody, przejechawszy obok Lesia, zwalniay, po
czym, gdy rusza w ich kierunku, przypieszay z niezwykym zrywem. Nieliczni
przechodnie ogldali si, przystajc w bezpiecznej odlegoci. Lesia zacza ogarnia
rozpacz. Nogi mu marzy w liskim wntrzu butw, niedokadnie zwinita eks_odzie
wypadaa mu z rk, a co najgorsze, z tyu, za nim, u drugiego wylotu bramy zebraa si
gromadka dzieci, ywo komentujcych sensacyjne zjawisko. Zaintrygowana zbiegowiskiem
dzieci dozorczyni wysza zobaczy, co te takiego dzieje si w jej bramie, i na widok
miotajcego si tam i z powrotem osobnika, ubranego w marynark, spod ktrej wystawao
mu co w rodzaju krtkiej, beowej spdnicy i goe nogi, machajcego trzymanymi w rkach
strasznymi zwisajcymi na wszystkie strony achmanami, zachysna si przeraeniem. Wariat!!! - rozleg si za Lesiem przeraliwy, histeryczny okrzyk. - Ratunku!!! Milicja!!!...
Doprowadzony do ostatecznoci Lesio obejrza si, zawaha, po czym nagle wyskoczy z
bramy, ruszajc wprost na znieruchomia grupk przechodniw, stojcych mu na drodze do
postoju takswek. Na moment migna mu w gowie obawa, e bd go chciali zatrzyma,
nie zastanawiajc si wic ju nad tym, co czyni, wyszczerzy zby i run wprost na nich,
wciekle warczc. W uamku sekundy niewielka grupka rozprysna si na wszystkie strony
wrd wyranych objaww paniki.

Wspaniaym sprintem Lesio gna do postoju przy placu Maachowskiego, poniechawszy


wprawdzie warczenia, ale wci z wyszczerzonymi zbami, modlc si przy tym, eby tam
bya chocia jedna takswka. Nie wiadomo, czy takswkarze na jego widok rwnie nie
uciekliby w popochu porzucajc swoje pojazdy, gdyby nie to, e przypadkowo jako pierwszy
czeka mody kierowca, zaangaowany od niedawna w romans z pewn zamn dam.
Dziwny strj Lesia skojarzy mu si z tragicznym losem uciekajcego przed rozwcieczonym
mem kochanka, zwaszcza i wykazywany przez niego popiech bynajmniej takiemu
przypuszczeniu nie przeczy. Peen zrozumienia otworzy wic przed nim drzwiczki. - Siadaj

pan! - krzykn yczliwie. I ruszy penym gazem. Pozostawiona samej sobie Kasieka
przystpia do korekty porzdku zrobionego przez Lesia oraz do korekty wasnych pogldw,
odwrconych dziki konwersacji z Barbar moe nie cakowicie do gry nogami, ale o jakie
90 stopni. Przekonanie, i ostatniej nocy wykazaa si niezwyk gwatownoci charakteru,
nieco w niej zbaldo. Nieznajomo jakichkolwiek reakcji Lesia na ten rodzaj protestu
przeciwko jego karygodnym wybrykom uniemoliwiaa jej podjcie decyzji na przyszo.
Pena waha i wtpliwoci przekadaa rne przedmioty na waciwe miejsca, zastanawiajc
si, czy od razu przystpi do uzupenienia rozpocztej nad ranem Wielkiej Sceny, czy te
raczej sprawdzi najpierw, jakie wraenie uczyni na Lesiu sam wstp. Charakter skania j
do przezornego przeczekania, z drugiej jednak strony

dotychczasowe dowiadczenia kazay zwtpi w dobroczynny wpyw rwnowagi,


spokoju i rozsdku na poczynania jej maonka. Zirytowana i oburzona na niego,
niezadowolona z siebie, pena niepokoju i niepewnoci, czekaa na jego powrt.
Zdegustowany okropnie rozmow z kierowc, ktry, arliwie bronic sprawy nielegalnych
gachw, postponowa susznie, jego zdaniem, zdradzanych mw, Lesio wpad do domu,
dyszc pragnieniem zemsty. Wci piastujc w objciach odraajce achmany dotar do
progu pokoju, gdzie ujrza obrazek niewinny i sielankowy; starannie skadajc jego koszule
Kasiek i grzecznie bawice si klockami dziecko. Stan jak wryty, dzikim wzrokiem
szukajc kryjcego si zapewne po jakich zakamarkach Janusza. - Gdzie on?! - rykn
ponuro i bohatersko, zgodnie z wymogami klasycznej tragedii. Zarwno dziwne pytanie, jak
i wygld Lesia zaskoczyy Kasiek do tego stopnia, e znieruchomiaa nad koszulami,
patrzc na niego w osupieniu i nie udzielajc odpowiedzi. - Gdzie on?!!! - zarepetowa
Lesio i obrzucajc pokj straszliwym spojrzeniem uwiadomi sobie nagle obecno
potomka. - Gdzie ta winia?! Przy dziecku?!!! Oryginalne zestawienie dziecka ze wini
wstrzsno Kasiek ostatecznie i wrcio jej gos. - Jak ty wygldasz! krzykna ze
zdumieniem i zgroz. - Dlaczego si nie przebrae?! - Wstydu nie masz!!! odkrzykn na to
Lesio ze witym oburzeniem. Przekonanie, i wyraa w ten sposb pretensj o
pozostawienie go w pracowni tak dugo bez odziey, sprawio, i Kasieka

poczua si troch nieswojo i kwesti dziaalnoci pedagogicznej odsuna na dalszy


plan. Z wrodzonym poczuciem sprawiedliwoci przyznaa, e byo w tym zapewne nieco jej
winy... - Dobrze, ju dobrze powiedziaa ugodowo i z lekkim zakopotaniem. - Moliwe, e
to trwao do dugo, ale sam jeste sobie winien. Nie mogymy znale twoich koszul. Ale
przecie Barbara wyjechaa ju p godziny temu! Lesio otworzy wanie usta, eby
rwnoczenie rzuci na Janusza nastpn kalumni i zaprotestowa przeciwko obarczaniu go
win za rozpustne czyny wasnej ony, ale ugodzio go imi Barbary. - Co? - spyta w
zupenym oszoomieniu. - Jaka Barbara? - No, Barbara, przyjechaa zamiast Janusza. Zabraa
twj garnitur. - Jak to?!... A Janusz? Janusza nie byo?... - Nie, przecie ci mwi, e
przyjechaa Barbara. Zamienili si w ostatniej chwili. Widz, e si na ni nie doczekae?

Od te brudne szmaty i id si umy. To ju Lesia dobio definitywnie. Zamiast zaczeka


w biurze na Barbar, wiozc mu odzie, t odzie, ktra moga go z ni poczy jakim
intymnym wzem, zamiast z jej upragnionych, a nieosigalnych rk bra krawat, koszul,
spodnie i wkada to na siebie, zamiast, przyzwoicie odziany, spdzi z ni bodaj chwil, sam
na sam, on pta si po miecie, jak sposzony kretyn, w stroju cyrkowego bazna! C za
kltwa jaka ciy nad nim nieszczsnym!... Widok Kasieki, niezrozumiale oywionej i
nastawionej do niego znacznie przychylniej, ni mg oczekiwa, ugruntowa zalge w nim
podejrzenia. Janusza tu

wprawdzie nie byo, ale co waciwie robia jego ona do pnej nocy? Gdzie bya?
Dlaczego zachowuje si inaczej, ni powinna?... Czy nie zamierza przypadkiem... czy nie
postanowia... czy nie przyszo jej do gowy go porzuci...?! Na myl, e wanie teraz, w
epokowych chwilach jego ycia, w onie mogaby nastpi taka straszliwa odmiana, Lesio
straci gos. Przytoczony nadmiarem wrae, oszoomiony tak urozmaiconymi
wydarzeniami, absolutnie nie czu si na siach dociera do sedna rzeczy, doszukiwa si
prawdy i rozwikywa spltany wzeek problemw maeskich. Lepiej przeczeka...
Gdyby mg przynajmniej ujawni radosn tajemnic, ogosi wiatu oraz onie zwycistwo
jego talentu, gdyby mg jawnie zatriumfowa!... Ale nie, nie moe, nic nie moe, bo
przeklta wygrana w toto_lotka zdziera mu z czoa wiey wawrzyn! Doprawdy, to musi by
kltwa!... Zgnbiony kltw, przestraszony on i pozbawiony ubra, z ktrych jedno ulego
zagadzie, a drugie Barbara, nie mogc si dosta do zamknitej pracowni, zabraa ze sob do
domu, telefonicznie zawiadamiajc o tym Kasiek, Lesio uda si nazajutrz do pracy w
czarnym, wieczorowym garniturze, balowej muszce i lakierkach. Kusio go nieco, eby
ukaza si w tym stroju owej nierozgarnitej dozorczyni z przeciwka, ktra swoim
histerycznym krzykiem wyposzya go z bramy, podajc w wtpliwo stan jego umysu,
opanowa jednake pokus, mia bowiem na gowie waniejsze rzeczy ni opinia o nim
okolicznych cieciw. Obawia si mianowicie, i wsppracownicy bd si gupio upiera
przy chci obejrzenia na wasne oczy

szczliwych kuponw, i po namyle doszed do wniosku, e nie pozostaje nic innego,


jak tylko zapcha im gb pienidzmi. Kupony byy na okaziciela, teoretycznie mg wic
wypat odebra bez przeszkd... Zdawaoby si, e po wczorajszym wystpie z ganic nic
ze strony Lesia nie zdoa ju zdziwi jego najbliszych przyjaci. Najmniejszej uwagi nie
zwrci te jego nader wytworny strj, zwaszcza e natychmiast po przybyciu do biura
niedbaym gestem rzuci na st sum do podziau. Z ycia Warszawy dowiedzia si o
wysokoci wypat i teraz dziewitnacie tysicy szeset osiemdziesit zotych w aden
sposb nie chciao podzieli si przez sze, co zaabsorbowao wygranych bardzo dokadnie i
na dugie chwile. Wzajemne wydawanie sobie reszty nieco si przecigno, potem uczciwie
i solidarnie ustalono, kto komu ile ma poyczy, eby zaspokoi najpilniejsze potrzeby, i
kiedy obliczenia te wreszcie ustay, okazao si, e Lesia nie ma, uda si bowiem na piwo. I

wwczas, wbrew wszelkim spodziewaniom, wyszo na jaw, i tym razem udao mu si


zdumie wszystkich wicej ni kiedykolwiek! - Suchajcie no - powiedzia ostro Stefan,
wchodzc do pokoju, opuszczonego przed kwadransem. - Skd on mia te pienidze? Troje
obecnych oderwao si od pracy i spojrzao na niego, nie pojmujc pytania. - Jak to? zdziwi si Karolek. - Zdaje si, e wygralimy w toto_lotka? - Kiedy wygralimy? W
ostatni niedziel? Przedwczoraj? - No przecie nie w zeszym roku! - To przyjmijcie do

wiadomoci, e toto_lotek zaczyna paci w rody, a dzisiaj jest wtorek. I co wy na to?


Bezgraniczne zdumienie pojawio si w spogldajcych na siebie nawzajem oczach. Rzeczywicie - powiedzia zaskoczony Janusz. - Faktycznie, e w rody. Co tu nie pasuje. To skd on mia te pienidze? - spyta Karolek wrcz w osupieniu, bo posiadanie pienidzy
przez kogokolwiek w pracowni byo ostatnio czym, co nie miecio si w gowach czonkw
zespou. - To ja si wanie was pytam! - Niemoliwe - powiedziaa stanowczo Barbara. Nie mia adnych pienidzy. Wiem to nawet od jego ony. - No przecie nam da!!!...
Nieprawdopodobiestwo zaistniaego przed chwil faktu na kilka minut sparaliowao
wszystkie umysy. Nastpnie wszyscy kolejno wyszarpywali z kieszeni wieo otrzymane
fundusze, ogldajc je nieufnie i z niepokojem, jakby w obawie, czy nie padli przypadkiem
ofiar zbiorowej halucynacji. Wreszcie Janusz pokrci gow. - Co w tym musi by. Ja
wam powiem, e to jego wczorajsze gadanie o tych kuponach, e je zostawi w domu, od
razu mi si wydao podejrzane. Co on znw wykombinowa? - Nie mg mie pienidzy
przez cay czas, bo za wiato by jednak zapaci - powiedziaa Barbara w zamyleniu. - A
wiem, e mu zamknli, i jego ona poyczaa po rodzinie. - Skd, u diaba, je wzi?!...
Zaniechano pracy, usiujc rozwika zagadk. Karolek uczyni przypuszczenie, i Lesio, by
moe, kogo napad i ograbi. Stefan podejrzewa go raczej o nawizanie bliskich

kontaktw z majtn, wiekow dam o zwyrodniaych gustach. Janusz i Barbara


rozwaali moliwo wygranej w karty na zasadzie susznoci przysowia "gupi ma
szczcie". Wodek zastanawia si, co te Lesio takiego mg sprzeda i skd to wzi...
Zbiorowe wysiki umysowe nie day jednak adnych rezultatw i znw w napiciu i z
szalonym zainteresowaniem oczekiwano powrotu jedynego, ktry mgby udzieli
wyjanie. Uwolniony od ciaru wiszcej nad nim zmory, nie podejrzewajc nic zego,
Lesio wrci do biura tylko dlatego, e pozostao w nim woone tam i z powrotem przez
Barbar ubranie. Beztrosko wszed do pokoju i ujrza si winiem. Drzwi obsadzi Stefan,
dziercy w doni wielk piecz do rysunkw. Reszta otoczya pojmanego zwartym
krgiem. Wyraz twarzy ukochanych przyjaci najwyraniej w wiecie nie wry nic
dobrego. - Mw! - zada Janusz zowrogo. - Mw w tej chwili, skd miae t fors. e nie
z toto_lotka, to my ju wiemy, ale jeeli miae j przez cay czas, kiedy tu wszyscy skamlaj
i ebrz parszywych stu zotych, to ja ci wasnorcznie obedr ze skry! Lesiowi pot
wystpi na czoo. Co za przeklestwo jakie znowu nad nim zawiso?! Rzuci wok
sposzone spojrzenie. - Dlaczego nie z toto_lotka? spyta aonie i z cieniem protestu w

gowie. - Bo toto_lotek paci w rody- odpara Barbara z lodowat uprzejmoci. - Cholera powiedzia Lesio z tp rezygnacj i zamilk. Uprzytomni sobie, e Barbara ma racj.
Gnany gorczkowym pragnieniem ukrycia znienawidzonych kuponw i

habicej prawdy popieszy si zanadto z realizacj wypaty. Nie lepiej to byo wyj z
domu i przepa na cay dzie, chociaby nawet w tym wieczorowym garniturze i w
lakierkach, ktre go gnioty na podbiciu? Potem by si jako wyga... A tak to co? Co ma,
nieszczsny teraz zrobi?... - No tak - powiedzia bezradnie. - Tote ja mylaem, e dzisiaj
jest roda... Przy najwikszych staraniach nie mona byo wymyli lepszej odpowiedzi do
pomieszania w gowie suchajcym. Przez chwil wszystkim si wydawao, e istotnie Lesio
jest cakowicie wytumaczony. Pomyli po prostu dni tygodnia, nic takiego, kademu si
moe zdarzy... A rwnoczenie co tu byo nie w porzdku tak bardzo, e w ogle tego nie
mona byo zrozumie. Pierwszy oprzytomnia Stefan. - Kto tu zwariowa powiedzia z
rozpacz. - Albo on, albo ja. - Albo dyrekcja toto_lotka uzupeni z przekonaniem Janusz.Jednym sowem dom bez klamek! - A moe dzisiaj rzeczywicie jest roda? - powiedzia
niepewnie Karolek, cigle jeszcze nieco oszoomiony. - No wanie! - oywi si Lesio. Moe?... - Przestacie, do diaba! krzykna z gniewem Barbara. Przecie on nas doprowadzi
do zbiorowego obdu! Jak wam mwi, e jest wtorek, to wtorek! - Ale mogaby by roda!
zaprotestowa rozpaczliwie Lesio, widzc dla siebie jedyny ratunek w przestawieniu dni
tygodnia. - Cicho!!! - wrzasn Janusz.- Skoczcie te wtorki i rody, bo ja za chwil
zwariuj! Mw, ty ofiaro kalendarza, od kiedy miae te pienidze?! - Od wczoraj! odkrzykn

Lesio popiesznie. - Jak Boga kocham! Mog si zakl, na co chcecie! Po przyjciu


ode skomplikowanej przysigi, polegajcej na wyraeniu zgody na wszelkie moliwe
dolegliwoci zdrowotne ze wierzbem i pomieszaniem zmysw wcznie w razie, jeli e,
wsppracownicy odetchnli z niejak ulg. Pozbyli si podejrze, i jeden z zespou okaza
si skoczon wini, i atmosfera w pracowni nieco zagodniaa. Teraz mona si byo zaj
drugim, znacznie bardziej intrygujcym punktem programu. - No to teraz mw wreszcie,
skd si ta forsa wzia? spytano tonem, wykluczajcym odmow odpowiedzi. - Cud - odpar
Lesio pobonie.- Zdarzy si cud. A w toto_lotka rzeczywicie wygralimy, tylko pienidzy
ju pewno nie dostaniemy... Mniej wicej po godzinie wyjanie wstrzsajca prawda
dotara wreszcie do oszoomionych umysw. Potwierdzony finansowym argumentem talent
Lesia objawi si niewtpliwie i lnicy wie zieleni laur trwale spocz na jego skroni.
Wielki i tak ze wszech miar uyteczny triumf artysty uczczony zosta najpierw minut penej
szacunku ciszy, potem za kilkoma minutami pochwalnego ryku. Poniesienie przeze
konsekwencji smutnego niedopatrzenia po namyle uznano za suszne i godziwe. Jedynie na
pytania o szczegy sobotniego wieczoru i niedzielnego poranka nie otrzymano
wyczerpujcej odpowiedzi, Lesio bowiem kategorycznie odmwi szczerych zwierze na ten
temat. Eksplozja talentu miaa szeroki zasig. Szczcie, ktre z pocztku jakby

niedowierzajco, a potem coraz mielej i bujniej rozkwitao w duszy Lesia, byo prawie
pene. Nie tylko kierownik pracowni i naczelny inynier, ale nawet personalna zaniechali
nietaktownej kontroli jego spnie, odnoszc si do niego z yczliwym szacunkiem. Zota
mawka pozwolia zaspokoi najpilniejsze, spdzajce sen z oczu potrzeby. Grono przyjaci
i wsppracownikw wyzbyo si bezpowrotnie wzgardliwej niechci i jo patrze na niego
z symapti, pobaliwie, a niekiedy wrcz nawet z podziwem i uznaniem. Jedna tylko kropla
goryczy zatruwaa ten nektar powodzenia. Niepokj, obudzony dziwnym postpowaniem
ony, trwa w jego sercu nadal i gryz go now rozterk. Kasieka powoli wracaa do
rwnowagi, a przepeniony nowymi uczuciami Lesio z coraz wikszym zapaem powica
si jedynemu zajciu, ktre odrywao go od skomplikowanych i denerwujcych problemw i
ktre dawao mu sodki spokj ducha. Tworzy z entuzjazmem, w natchnieniu, niemal w
ekstazie, przelewajc na ptno wszystkie swoje rozterki i niepokoje...
Czas, zgodnie ze swoj natur, bieg niepowstrzymanie. Podratowany nieco zesp z nowymi
siami toczy finansow walk na subowym terenie. Optany twrczym szaem Lesio trzy
czwarte duszy kad w powstajce arcydziea, a jedn czwart w pilnowanie ony, ktr j
si zajmowa ze szczegln gorliwoci. Z jednej strony usiowa zaabsorbowa j tak, eby
zabrako jej czasu na ewentualne podejrzane kontakty, z drugiej za przekona j, i posiada
za ma absolutnie bezkonkurencyjny idea. ona bez oporw godzia si na ten nowy

rodzaj udrk matrymonialnych, cierpliwie czekajc nowej eksplozji talentu


natchnionego ma. Kierownik pracowni, podtrzymywany na duchu przez naczelnego
inyniera, dokonywa nadludzkich wysikw, walczc tak o uratowanie pracowni, jak i o
zachowanie wasnych, zdrowych zmysw. A nadszed wielki dzie. Tak wielki i tak
wspaniay, e wszystkie inne, dotychczas przeyte wielkie dni poszy w zapomnienie i
przestay si liczy. Wielki dzie rozpocz si zwykym, prozaicznym dwikiem telefonu,
ktry zabrzmia na biurku kierownika pracowni. Kierownik pracowni siedzia wanie w
towarzystwie naczelnego inyniera i obaj w ponurym, penym przygnbienia nastroju
rozpatrywali dwie nader niemie sprawy. Spraw planw prac, przewidzianych na nastpny
rok, ktry przedstawia si niezbyt rowo, i spraw Lesia, ktry prezentowa si jeszcze
gorzej ni rok. - Utalentowany to on jest, nie przecz - powiedzia z beznadziejnym
zniechceniem kierownik pracowni. - Ale co z tego? Ostatnio wychodzi z biura o dwunastej,
bo twierdzi, e wczesnym popoudniem ma najlepsze wiato. Ju nie mwi, kiedy
przychodzi... Ja mu wiata nie auj, ostatecznie prawdziwy talent powinno si popiera, ale
przyznam si panu, e ju bym wola woami ora, ni uera si z tym artyst. Przecie to
jest czwarty kwarta! - Na przyszy rok mamy za mao zlece - odpar pospnie naczelny
inynier. - Jeeli teraz zawalimy terminy... Nie zdy powiedzie, co bdzie wynikiem
zawalenia terminw, bo wanie zadzwoni telefon i kierownik pracowni

popiesznie podnis suchawk. W gbi duszy odczu niejasn ulg, e sprecyzowanie


oczekujcych go okropnoci odsunie si jeszcze na kilka chwil. - Noooo! - zarycza gos w
suchawce. - Gratuluj, gratuluj!... - Dzikuj bardzo - powiedzia odruchowo kierownik
pracowni. A mona wiedzie, kto mwi? - Co, nie poznajesz? ryczao nadal gromko. - Tak
od razu zwaniae czy co? Wywiadw ju udzielasz? Autografy rozdajesz? Kierownik
pracowni pozna wreszcie gos swojego przyjaciela, zatrudnionego w S$a$r$p_ie, ale by tak
przygnbiony, e w sercu jego nie zadrgao jeszcze adne przeczucie. - Zostaw te gupie
dowcipy powiedzia niechtnie. - O co chodzi? - A co, jeszcze nie wiesz? Pewnie, e nie
wiesz, przed chwil dopiero przysza wiadomo! Ha, ha! - Jaka wiadomo? - spyta
kierownik pracowni, a w gosie jego zadwicza niepokj, pomieszany z odrobin jakiej
mglistej, niemiaej nadziei. Co si stao? - Haaaaa! - zarycza znw gos. - Dostalicie
pierwsz nagrod za ten orodek turystyczno_wypoczynkowy! I macie zapewnion
realizacj! No co, naley mi si jaki napj za dobr nowin, co? Podobno macie wietn
koncepcj kolorystyki!... Naczelny inynier, przygldajcy si pocztkowo z pospn
rezygnacj twarzy kierownika pracowni, poczu narastajce zaniepokojenie. Kierownik
najpierw sczerwienia, potem zblad, potem znw sczerwienia, a potem zacz robi takie
wraenie, jakby si

mia za chwil udusi. Widzc, i woln rk szarpie krawat i konierzyk koszuli i


bezskutecznie usiuje go odpi, naczelny inynier zerwa si z miejsca w celu dopomoenia
zwierzchnikowi. Urwa mu guzik i rzuci si do drzwi. - Pani Matyldo, wody!!!... krzykn w
panice, przekonany, i jaka straszna wie lada moment przyprawi kierownika pracowni o
apopleksj. Wiszcy wci na suchawce kierownik j czyni uspokajajce gesty, ktrych
gwatowno nadawaa im raczej charakter konwulsji. Rwnoczenie ze szczcia straci gos
i wydawa z siebie co w rodzaju nieartykuowanego gulgotania, nic wic dziwnego, e tak
naczelny inynier, jak i przybya z wod pani Matylda przerazili si ostatecznie. Naczelny
inynier usiowa nawet wyrwa kierownikowi suchawk, ktr ten trzyma kurczowo i z
caej siy przyciska do ucha. W chwili, kiedy bogata w efekty rozmowa telefoniczna zostaa
zakoczona, ju cay personel zrywa si z miejsc, poruszony rozpaczliwym krzykiem pani
Matyldy. Kierownik pracowni odoy suchawk i przez chwil jeszcze siedzia
nieruchomo, usiujc si opanowa. Okazao si to jednak ponad jego siy. Miast wsta
spokojnie i tak, jak zamierza, we wzniosych sowach powiadomi zesp o niewtpliwie
zasuonym sukcesie, zerwa si z krzesa i porwa w objcia najpierw pani Matyld, a
potem naczelnego inyniera. Naczelny inynier zdy jeszcze pomyle, e chyba go kto
przekl, skoro wszyscy szalecy w tym biurze wanie jego obieraj sobie za obiekt
gwatownych uczu, kiedy dotary do niego okrzyki kierownika pracowni.

- Konkurs!... - wykrzykiwa pomidzy nieumiarkowanie rozdzielanymi pocaunkami. Mamy


konkurs!... Pierwsze miejsce!... Realizacja!... Kolorystyka... Sens okrzykw dotar take do

toczcych si pod drzwiami pozostaych pracownikw, znieruchomiaych w pierwszej chwili


na widok dziwnych wybrykw zwierzchnika. - Nie?!!! - rykn pierwszy Janusz z radosnym
niedowierzaniem i rwnie porwa w objcia najbliej stojc osob. - Won, baranie!!! odrykna, wyrywajc mu si, najbliej stojca osoba, ktr okaza si Stefan. - Na mzg ci
pado?! Dziewuchy ciskaj! Cay personel zareagowa nie mniej ywioowo ni kierownik
pracowni. Wodek elektryk pad na kolana i wznis oczy ku niebiosom, chocia by
niewierzcy. Pani Matylda, szlochajc gwatownie ze szczcia, wypia wod, przeznaczon
dla zierzchnika. Barbara i Karolek wykonali fragment polki galopki z figurami przy
akompaniamencie wasnym. Lesio w odmienionym nieco rytmie zawid pie dzikczynn.
Naczelny inynier, teraz ju dobrowolnie i z wasnej inicjatywy, pad na szyj kierownika
pracowni, wci chtnie przyjmujcego wszelkie dowody yczliwoci. ywioowe objawy
pomieszania zmysw po krtkiej chwili ulegy zorganizowaniu i cay zesp odtaczy
wok upojonego szczciem kierownika co w rodzaju triumfalnego taca, od ktrego
budynek zadra w posadach. Po czym wszyscy ostatecznie opadli z si. Czynnoci subowe
na reszt tego wielkiego dnia ulegy zawieszeniu. Kierownik pracowni ze zami wzruszenia
w oczach

uzyska z S$a$r$p_u oficjalne potwierdzenie radosnej wieci i szczegy oceny


projektu. Bez chwili wahania zdradzi te szczegy wszystkim wsppracownikom i oto
blask, janiejszy ni soce i trwalszy od spiu, pad na jednego z nich i porazi oczy i
umysy. Elementem, ktry ostatecznie wpyn na decyzj jury konkursowego i ktry ten
wanie projekt wysun na czoo, bya genialna, odkrywcza, imponujca koncepcja
kolorystyki! Ogrom talentu Lesia przers wszelkie oczekiwania! Za jednym zamachem caa
pracownia przeniosa si z dna upadku na szczyty sukcesu, tak subowo, jak i prywatnie.
Kopoty finansowe skoczyy si jak rk odj, pierwsza nagroda bowiem zaspokajaa
wszystkie biece potrzeby. Realizacja projektu wypenia plan prac nie tylko na przyszy
rok, ale take na dalsze lata, bo wraz z nagrod sypny si zlecenia na inne, podobnego
rodzaju obiekty na terenie caego kraju. Kierownik pracowni i naczelny inynier jli
przebiera w nich jak w ulgakach, grymaszc, kapryszc i podajc dowolne terminy. Cay
zesp ujrza przed sob promienn perspektyw wzgldnie normalnego ycia, wypenionego
we waciwych proporcjach prac, wypoczynkiem i sprawami osobistymi. Zewszd gromko
rozbrzmieway gratulacje i sowa uznania. U ramion caego personelu wyrosy skrzyda,
chwa szumice, a ju kierownik pracowni robi takie wraenie, jakby na tych skrzydach
lada chwila mia wzlecie w przestworza. Lesio by na wszystkich ustach. Kierownik
pracowni i naczelny inynier znaleli wreszcie znakomite wyjcie tak dla siebie, jak i dla
niego. Dyscyplinarnego nacisku na

utalentowanego artyst w adnym wypadku nie wolno byo wywiera, ale rezygnacja z
jego pracy rwnie bya nie do pomylenia. Kolorystyka bya dzieem Lesia i dzieem Lesia
musiaa pozosta! - Przeniesiemy go na p etatu- powiedzia kierownik pracowni.- To jest

najprostsze rozwizanie. - To jest w ogle jedyne rozwizanie - przywiadczy naczelny


inynier. - On pracuje zrywami, to, co na niego przypada, zawsze kiedy, w cigu kwartau,
wykona. Raz posiedzi duej, raz nie przyjdzie wcale, ale przynajmniej nie bdzie tych
codziennych problemw. - A jak bdzie chcia, to moe nawet pracowa w domu - oywi si
kierownik pracowni. Malowa to on bdzie malowa, nie ma obawy i nawet pilnowa go nie
trzeba. Co za ulga!... Dlaczego nam to wczeniej nie przyszo do gowy? - Bo dopiero teraz
moemy sobie pozwala na omijanie przepisw - odpar trzewo naczelny inynier. Przedtem bylimy na krawdzi przepaci... Kwitnce we wszystkich sercach szczcie
wzmagao uczucia szlachetne i altruistyczne. Postanowiono wyprawi w S$a$r$p_ie wielki
skadkowy bal w celu uwietnienia sukcesu i usatysfakcjonowania ukochanych najbliszych
w postaci on, mw i narzeczonych. - Po te dwie stwy od gowy moemy roztrwoni powiedzia w natchnieniu Janusz. - No, niech bdzie po trzy!... Rodzina te ludzie, co im si
od ycia naley. - Czekajcie no - przerwaa Barbara. - A Lesio? Jeszcze nam Lesio zostaje. Jako atrakcja? zainteresowa si Karolek. - To swoj drog, ale niezalenie od tego nie
chcemy chyba by winie? Ja w kadym

razie nie chc, nie wiem, jak wy? Rozmowa toczya si w nieobecnoci Lesia, ktry
wykorzystywa swoje wczesnopoudniowe wiato poza terenem biura. - Niewane, czy
chcemy, czy nie chcemy - powiedzia z niesmakiem Janusz. - Pewne, jest, e nam si to nie
uda. By wini to nie kady potrafi, do tego te trzeba mie talent. A o co ci chodzi? - O
pienidze, oczywicie. Wygupi si co prawda z tym toto_lotkiem zupenie wyjtkowo, ale
potem uczciwie odda wasne. Moim zdaniem trzeba mu to zwrci. - Moim te - wyzna
Karolek. To bdzie niesprawiedliwe, ale za to humanitarne. Jestem za. A ty? - Jasne, ja te odpar Janusz. - Zreszt, tak midzy nami mwic, jemu zawdziczamy pierwsz nagrod.
Strzeli byka, ale odpracowa... - To jeszcze musimy spyta Wodka i Stefana... Wodek i
Stefan bez namysu wyrazili zgod. Zwrotu postanowiono dokona natychmiast po
otrzymaniu nagrody, chwilowo zachowujc rzecz w tajemnicy przed Lesiem w chci
zgotowania mu radosnej niespodzianki. Stosowny moment nadszed wkrtce. Zamknite dla
zwykych miertelnikw podwoje S$a$r$p_u otwary si przed personelem zwyciskiej
pracowni oraz zaproszonymi gomi, a wynajta na t okazj orkiestra zagrzmiaa skocznymi
dwikami. Sny i marzenia kierownika pracowni zmierzay ku cakowitemu spenieniu z
dwoma tylko drobnymi wyjtkami. Wrd cieszcych oko dekoracji brakowao pochwalnego
napisu w jzyku arabskim, a wrd wysoko postawionych dostojnikw, skadajcych wyrazy
uznania, nie

byo tych najwyszych. Nic jednake nie wskazywao na to, eby te drobne
niedopatrzenia nie miay zosta naprawione przy nastpnej okazji, i przed oczami duszy
kierownika pracowni janiaa niczym niezmcona wizja promiennej i penej sukcesw
przyszoci. W szlachetnym uniesieniu umniejsza nawet wasne zasugi, wszem i wobec
goszc chwa Lesia. Lesio za trwa w zachwyceniu. W uszach grzmiay mu huczne

fanfary, a na dumnie wzniesionej skroni czu sodki ucisk laurowego wieca. Rozterki i
niepokoje oddaliy si w zamglon przestrze i przepady bezpowrotnie. W oczach
janiejcej szczciem ony widzia tkliwy blask, peen szacunku i podziwu i nareszcie, po
raz pierwszy w yciu, czu si przynajmniej w pewnym stopniu doceniony. Mroczne
podejrzenia rozwiay si jak mga poranna, w przypywie uczu bowiem zdradza Kasiece
szczegy swojej minionej walki z przeznaczeniem, przeladujcym go kuponami toto_lotka,
uzyskane za od niej nawzajem zwierzenia ukoiy jego dusz. Nie gach absorbowa jego on
owej pamitnej nocy, lecz g, ptasz niewinne, wdziczne i mie. Nie syszano za jeszcze,
eby pieczona g zniweczya kiedykolwiek czyje szczcie. Na wzajemn skonno do
zwierze niewtpliwie wpyn fakt znalezienia gdzie w rodku balu koperty owizanej
czerwon wsteczk, opartej o talerzyk na stoliku Lesia i zawierajcej sum prawie
szesnastu tysicy zotych gotwk oraz ozdobn kartk ze sowami:
"Oczywicie, e to bya roda! Nie umiemy by winie. Wdziczni dunicy."

W poniedziaek, po balu, tym, ktry spni si najbardziej, by nie Lesio, lecz Janusz. Z
wolna i jakby z wahaniem wszed do pokoju, usiad na swoim krzele, drcymi domi
zapali papierosa i popatrzy na wsppracownikw wzrokiem niepewnym i wielce
stropionym. - Suchajcie no - powiedzia.- Nie jest dobrze... Sytuacja zespou ulega zmianie
tak dalece, e pospne sowa nie wywoay nawet cienia niepokoju. Trzy pary oczu spojrzay
na niego z beztroskim zaciekawieniem. Dlaczego? - zdziwi si nieco
Karolek. - Mnie
si wydaje, e jest zupenie niele. - Jak komu - mrukn Janusz z gorycz. - Jak bydl si
zachowaem. Nie bardzo wiem, co teraz zrobi. - Wcale nie bye taki pijany zaprotestowa
Lesio wspaniaomylnie. - Najwyej troch przywiadczya Barbara. - To, e upare si
taczy poloneza z dyrektorem Zjednoczenia, to w kocu nic takiego. On protestowa tylko
przez niemiao. - Ja chciaem taczy z dyrektorem Zjednoczenia? oburzy si Janusz.
Zwariowalicie chyba. Nic takiego nie pamitam i w ogle nie o to chodzi. - A o co? zaciekawi si Karolek. - O Henia... Ze zrozumiaych wzgldw Henio nie by postaci,
ktra cieszyaby si sympati zespou. Na trojgu obliczach ukaza si wyraz niesmaku. - Co
on znowu zmalowa? spytaa niechtnie Barbara. - Znw Henio? - skrzywi si Karolek. Czy on nam si wiecznie bdzie pta po yciorysie? Janusz zapatrzy si w

przestrze ponurym spojrzeniem. - Nieporozumienie - powiedzia po chwili, ciko


wzdychajc. Widziaem wszystko i wanie dlatego si dzisiaj spniem, e ogldaem
zdjcia. Wiecie, e oni dostali wyrnienie...? Okazuje si, e wcale nie zernli z woskiego,
tylko wysali wasny projekt. Cakiem inny. Uczciwie, jak porzdni ludzie. Zamilk, a troje
zaskoczonych przyjaci przetrawiao usyszan nowin. - I mymy chcieli im rbn ten ich
wasny projekt?! wykrzykn Karolek ze zgroz. - Jak w pysk da - odpar krtko Janusz. No, ale nie rbnelimy przecie, wic o co chodzi? Janusz odwrci si nagle, gwatownie
wzburzony. - O to chodzi, e jak ja teraz wygldam? Jak winia i bydl! Obszczekaem
chopaka i co mam teraz zrobi? Ja pierwszy o tym powiedziaem, jeszcze was podpuciem,

zrobiem z niego szmat, szuj, zodzieja!... Naley mu si rehabilitacja czy nie? Naley! I
co, w gazecie mam ogosi? Czy moe jemu samemu powiedzie, eby mi da po mordzie?
No, mwi wam, za choler nie wiem, co zrobi!... Trzy pary zaskoczonych oczu patrzyy na
niego przez dug chwil, a wreszcie na trzech twarzach j si pojawia wyraz najpierw
zrozumienia, a potem zakopotania. Zespoowe poczucie sprawiedliwoci odezwao si
grzmicym gosem. - Jemu samemu to moe raczej nie - powiedzia Lesio niepewnie. - Ale
rzeczywicie co si powinno zrobi... - Skrzywdzilimy czowieka westchna Barbara. Sam si naprasza powiedzia Karolek z niesmakiem.- Przecie ci pokazywa zdjcia! To co,
zega?

- Poniekd zega - odpar Janusz. - Szczerze mwic, mieli tak myl, eby troch zern,
ale propozycja od razu upada. Henio ze mnie balona zrobi, ale co to jest balon w
porwnaniu ze wini. Na dug chwil wszyscy zamylili si, rozwaajc problem. Powiniene to odwoa zawyrokowa wreszcie Karolek. - Zgadza si tylko jak? - Nie na
pimie - rzeka stanowczo Barbara. - Nie szkalowae go na pimie, wic nie musisz pisemnie
odwoywa. Ustnie. - Susznie - powiedzia Lesio z nagym zapaem. - Obszczekae go, nie?
No to teraz musisz to zwyczajnie odszczeka. - Zwyczajnie odszczeka, ale do wszystkich
osb, ktre to syszay - doda Karolek z nie mniejszym zapaem. - Komu o tym mwie? Tylko wam tutaj i nikomu wicej. - No to jeszcze dochodzi Stefan i Wodek. Te musz by
obecni. Niech ktry skoczy po nich! Rycho sprowadzono Wodka i Stefana, powiadomiono
ich o decyzji sprostowania opinii o Heniu i ustalono, e rzecz musi si odby uroczycie i
niejako oficjalnie. Janusz wejdzie pod st i na czworakach trzykrotnie ogosi odwoanie
zarzutw, szczekajc pomidzy zdaniami i na zakoczenie. Od chwili ogoszenia wynikw
konkursu kierownik pracowni zaniecha zamiaru odwiedzenia psychiatry. Radosny wstrzs
wyda mu si najzupeniej wystarczajcym antidotum na ewentualne zaburzenia umysowe,
wynike z minionych udrk i zmartwie. Atmosfera w pracowni ulega jakby oczyszczeniu,
rozradowany personel nabra nowych si, odzyska zdrowie i

nie wykazywa adnych odchyle od normy. Nawet Lesio zachowywa si w sposb


powszechnie przyjty, aczkolwiek w jego wypadku nieprawidowoci byyby dopuszczalne i
uzasadnione. Artystyczna natura ma swoje wymagania. Kierownik pracowni w znacznym
stopniu przyszed do siebie i bez oporw ju wchodzi do wszystkich pomieszcze w biurze,
nie odczuwajc gwatownej chci zabarykadowania si w gabinecie, ilekro z dali dobiegay
go goniejsze okrzyki. Niepojte sceny, ktre wstrzsay jego zdrowiem psychicznym,
rozgryway si zazwyczaj w godzinach nadliczbowych, tym bardziej wic w godzinach pracy
nie nkao go adne ze przeczucie. Zebra z biurka urzdowe dokumenty, ktre zamierza
omwi z zespoem, i uda si do pokoju architektw. W chwili kiedy si zblia, dobieg go
dziwny odgos, jak gdyby szczekania. Umys jego zaprztnity by kwesti inwentaryzacji
terenu, nie zwrci wic na to dostatecznej uwagi, pomyla tylko mimochodem, nieco
zdziwiony, e chyba gdzie tu jest pies. Po czym otworzy drzwi, spojrza i zamar. Dookoa

wysunitego na rodek pokoju stou Karolka siedziao w kucki pi osb ze skupionym i


uroczystym wyrazem twarzy. Pod stoem tkwi na czworakach Janusz, ze skruch wpatrzony
w podog. - Hau, hau, hau! - szczeka chrypliwym basem. - Henio nie jest bydl i winia!
Hau, hau, hau!... - Trzy razy - mrukna ostrzegawczo ktra z pozostaych osb. Kierownik
pracowni nie sili si odgadn, ktra. Gdyby pod stoem szczeka Lesio, wstrzs byby
niewtpliwie mniejszy.

Dziaalno Janusza niezbicie wskazywaa, e to co jest zaraliwe, rozszerza si


nieubaganie i wbrew wszelkim sukcesom i osigniciom nie ominie nikogo... - Henio nie
jest bydl i winia! - wy Janusz stanowczo i z dziwnym naciskiem. - Hau, hau, hau! Hau,
hau, hau! Hau, hau, hau!... Kierownik pracowni osab z naga rk zamkn straszliwe
drzwi. Na uginajcych si nogach wrci do gabinetu. Przypomniao mu si, e w
dziecistwie by wty i sabego zdrowia. Sign po ksik telefoniczn, otworzy j z
wolna i z wysikiem i znalaz sowo: "Lekarze"...
Cz trzecia Droga do chway
Zesp architektoniczny pracowni powikszy si o jedn now si robocz. Imponujca
ilo zlece oraz szlachetny zapa kierownika pracowni, wytrwale zmierzajcego do
optymalnego zaspokojenia potrzeb spoeczestwa, sprawiy, e terminy znw jy ulega
skrceniu. Personel dwoi si i troi, bezskutecznie usiujc podoa nadmiarowi pracy.
Kierownik pracowni dostpi zaszczytu wezwania na rozmow do jednego z dostojnikw
pastwowych. Gbokie wzruszenie i podniosy nastrj wypeniy w wyniku tej konwersacji
jego dusz i utrwaliy si w nim na dugo. Nie mniej dokadnie utrwalio si w jego umyle
przewiadczenie, i ilo pracy nie tylko nie zmaleje, ale nawet wzronie. Zaangaowano
zatem nowego praconika. By nim cudzoziemiec, rodak najbardziej w dziejach
niezdecydowanego ksicia, gorco polecany przez owego to wanie dostojnika
pastwowego.

Kierownik pracowni chtnie przysta na propozycj zatrudnienia obcokrajowca, ywic


ciche i niemiae nadzieje, i tym sposobem rozszerzy zasig swojej chway, ktra wybiegnie
daleko poza granice nie tylko rodzimego kraju, ale take obozu Demokracji Ludowych. Nie
zrazi si nawet cakowit niemonoci bezporedniego porozumienia z nowym
podwadnym, ktry na oko uczyni na nim nader mie i sympatyczne wraenie. Wraenia
czysto optyczne pozostay na razie jedynymi, jakie odnis cay personel, cudzoziemiec nie
zna bowiem polskiego jzyka. W nikym stopniu i ograniczonym zakresie zna angielski. W
zespole, do ktrego zosta zaangaowany, dwie osoby mwiy bardzo dobrze po francusku,
dwie zupenie niele po niemiecku, wszyscy posugiwali si angielskim mniej wicej tak
samo jak cudzoziemiec, jego ojczystej mowy natomiast, jzyka duskiego, nie zna nikt. Na
domiar zego nowy pracownik mia jakie dziwne imi, szalenie trudne do wymwienia.
Przez blisko godzin Barbara, Karolek, Lesio i Janusz, porzuciwszy inne zajcia, powtarzali
wycznie sowo "Bj~orn", wszelkimi siami i na rne sposoby starajc si naladowa

akcent brodatego modzieca o agodnym wejrzeniu niebieskich oczu. - Dosy tego powiedzia w kocu zirytowany beznadziejnoci wysikw Janusz. - Wszystko jedno, jak to
brzmi, wiadomo, e co takiego krtkiego na be to on. On si te przyzwyczai. Dajmy sobie z
tym spokj, mamy waniejsze rzeczy na gowie. Kierownik pracowni, sam w gbi duszy
nieco zaniepokojony swoim posuniciem, przyprowadzi

modzieca do pokoju kolegw architektw i poleci wcign go do pracy, po czym


znik popiesznie, nie wdajc si w blisze szczegy wcigania. Zaleci jedynie traktowa go
yczliwie i uprzejmie i uczyni na nim wraenie moliwie jak najlepsze. Jedna para wicej
rk do pracy bya ze wszech miar podana, tote Janusz skwapliwie przystpi do spenienia
rozkazu zwierzchnika. Wszelkimi siami j dy do zainstalowania nowego
wsppracownika przy wolnym stole i przekazania mu czci roboty. Pierwsze chwile
realizacji tych zamierze sprawiy, i zwtpiono w istnienie jakichkolwiek wsplnych cech
pomidzy przedstawicielami rnych narodowoci. Inteligencja wydaa si pojciem czysto
teoretycznym. - Tu bdziesz siedzia - rzek stanowczo Janusz, wskazujc miejsce przy stole
gestem tak wymownym, e nie sposb go byo nie zrozumie. Cudzoziemiec obejrza
ciekawie rajzbret i krzeso. - Ja tak - powiedzia uprzejmie. Nieco zaskoczony Janusz
zatrzyma si w obrocie ku rysunkom i spojrza na niego ze zdumieniem. - A kto nie? - spyta
nieufnie. - Wa ba? - rzek pytajco cudzoziemiec, przygldajc mu si z yczliw sympati.
- Tu macie rolki dla tego waszego Bobka czy jak mu tam powiedzia rwoczenie wchodzcy
do pokoju Wodek. - Matylda wygrzebaa w magazynie. A przykadnic, to ebycie
wiedzieli, Hipcio mi spod serca wyj. Macie, udawcie si. Sznurka nie ma. - Nie szkodzi,
sznurek jest odpar z lekkim roztargnieniem

Karolek, ywo zainteresowany scen przy ssiednim stole. Czekaj, ja nie rozumiem, co
on mwi. - A w ogle jest kto, kto rozumie? - zdziwi si Wodek. - Ale mnie si zdawao,
e on mwi po polsku. Powiedzia, e on tak. - A kto nie? - zaciekawi si odruchowo
Wodek. - I co on tak? - Bdzie siedzia przy tamtym stole. Nie wiadomo, kto nie. To znaczy
wiadomo, nikt inny oczywicie, ale nie wiem, dlaczego on to tak podkrela. - Moe u nich
jest zwyczaj, e siedzi po par sztuk przy jednej desce? I nawzajem sobie przeszkadzaj?... Co ty, na obrazkach widziaem, e maj wicej miejsca ni my. Janusz, co on mwi? - A
cholera go wie - odpar ponuro Janusz, usiujcy w pocie czoa wyjani cudzoziemcowi
kwesti przygotowania stou do pracy. - Dajcie t przykadnic, zao mu, bo z gadania to
ju widz, e nic nie wyjdzie. Na widok przykrcanych do przykadnicy rolek cudzoziemiec
okaza wyrane zdziwienie i nieufno. Wyda z siebie kilka nieartykuowanych pytajcych
dwikw, obejrza przykadnice, zamocowane na pozostaych deskach, poruszy nimi lekko
i wykona kilka gestw, wskazujcych, i nie pojmuje braku poprzecznego ramienia przy
chodzcych na rolkach rajszynach. Obejrza przekrcane przez Janusza rolki, zbada
mechanizm urzdzenia i na twarzy jego ukazaa si niepwno i powtpiewanie. - No co on,
rolek nie widzia czy co? - zdziwi si Lesio z niesmakiem. - Dzicz jaka na tym zachodzie...

A tyle si krzyczy o ich poziomie techniki! Cudzoziemiec machn rk wzdu lewego


brzegu rajzbretu,

wydajc z siebie pytajce gruchanie. - Powiedz mu, e my pracujemy na rolkach, bo nie


mamy trzeciej rki - podpowiedzia Karolek Januszowi. - Moliwe, e oni maj, ale my nie. Sam mu powiedz - mrukn gniewnie Janusz. - Ja jestem zajty. I w ogle udowodnijcie mu
jako, e to jest rwnolege, bo ja do niego nie mam siy. Karolek i Lesio porzucili prac,
Oderwali obcokrajowca od Janusza, uciekajc si w tym celu do lekkiej przemocy fizycznej,
po czym z zapaem przystpili do wyjanie natury fizjologicznotechnicznej jedny metod,
ktra moga da jakie szanse powodzenia. Po kwadransie odwrotne strony starych odbitek
byy zarysowane w caoci, przy czym najczciej powtarzajcym si motywem by czowiek
o trzech rkach. W chwili kiedy Janusz skoczy przystosowywanie nowego stou do pracy,
w umys nowego pracownika usilnie wpajano przekonanie, i gdzie w Europie egzystuj
tajemnicze trzyrkie istoty, posugujce si tradycyjnymi przykadnicami. Z uwidocznionych
na starych odbitkach historii obrazkowych niezbicie wynikao, e istoty te emigruj z Polski,
nie pozostawiajc po sobie najmniejszego ladu, jeli nie liczy odcitych
najprawdopodobniej siekier, trzecich rk. Objaniany cudzoziemiec najwyraniej w wiecie
rozumia coraz mniej. - Nie przejmujmy si, moe si kiedy przyuczy - powiedzia Lesio
pocieszajco. - Podobno tresowane mapy potrafi nawet pisa na maszynie. Janusz otar pot
z czoa i zapali papierosa. - Wszystko na nic - powiedzia stanowczo. - Raz kozie mier.
Bierzemy byka za rogi. Wypowied w pirwszej chwili

wszystkim wydaa si mao zrozumiaa. Janusz odmwi bliszych wyjanie, pomyla


chwil w skupieniu, po czym z determinach zastosowa metod bezporedniego natarcia.
Posadzi cudzoziemca przy stole i rozoy przed nim kilka starannie wybranych rysunkw. I
oto nagle okazao si, e nareszcie znalaz z nim wsplny jzyk. W niebieskich oczach
pierwszy raz bysno zrozumienie. Obcokrajowiec z zainteresowaniem obejrza rzuty
budynku i uczyni rk gest cicia. - Snit - powiedzia. - Cup. - Przekrj - zgodzi si z ulg
Janusz. - Przekroju jeszcze nie ma. Not jet. Ty zrobisz, rozumiesz? Tu s szkice. You.
Machen. Arbeiten. Cudzoziemiec odpowiedzia hurgotem, poczonym z dawieniem si,
zgrzytem i czkawk. Ton dwikw by peen aprobaty. - Podoba mu si - stwierdzi Karolek
z satysfakcj. - Od pocztku mwiem, e nam ten biurowiec niele wychodzi. - Dziki, bo
dziki, ale ma dobry gust - zgodzi si Lesio. Pierwsze trudnoci zostay przeamane i nowy
pracownik zacz przystosowywa si do otoczenia, yczliwie odnoszc si do wszystkich
moliwych odmian swego imienia. ycie subowe zespou stao si urozmaicone i pene
niespodzianek. Intensywna nauka jzyka polskiego dawaa rezultaty raczej do nike. W
braku jednego, uzgodnionego sposobu porozumiewania si, posugiwano si po prostu
stosownymi w danym momencie sowami z jakichkolwiek innych jzykw, przy czym nikt z
zainteresowanych nie wykaza zbytniej pedanterii w kwestii regu gramatycznych.
Cudzoziemiec odnosi si do

gramatyki z najdoskonalsz obojtnoci. - Dawa mi kalke, ty. Please zwraca si do


pani Matyldy z czarujcym umiechem w bkitnych oczach. Naleao mniema, i czarujcy
umiech mia te i na ustach, to jednake byo trudne do stwierdzenia z uwagi na gsto
brody. Pani Matylda za kadym razem odpowiedaa nerwowym wzdrygniciem. - Nie ma
plan fundamenten informowa Janusz, usiujc uczyni wypowied jak najbardziej
zrozumia. - Ty gehen do inynier.
Niejaki niepokj budziy tylko dwa zwroty, uywane przez obcokrajowca z niepojtym
uporem. Jednym z nich byo owo szczeglne podkrelanie, i chodzi wanie o niego, drugim
za sowo "wisiel". - Czego on si tak cigle indywidualizuje? - powiedzia Karolek z
niesmakiem. - On tak i on tak. A kto nie, do diaba?! - Wyrni si stara wyjani Lesio. Sysza o komunizmie i pomieszao mu si w gowie. Myli, e u nas wszystko wsplne i sam
chce uchodzi za jednostk. - A moe chce podkreli, e si z nami zgadza? - powiedzia
Janusz. - On tak, a jak inni, to go nie obchodzi. W kocu przyjecha przecie do nas i siedzi...
- Moliwe. Jaki powd musia mie, eby tu przyjecha do pracy. Kto wie, moe chce nam
da do zrozumienia, e mu si nasz ustrj podoba? Wisiel wydawa si znacznie bardziej
niepokojcy ni ewentualny stosunek cudzoziemca do ustroju. Dwicza w powietrzu
codziennie niezliczon ilo razy i zmusza cay zesp do intensywnych wysikw
umysowych. - O co mu chodzi, do diaba, z tym wisielem? - denerwowa si

Janusz. - Co on chce przez to powiedzie? - To jest pewno skrt od wisielca - twierdzi


Lesio. le go kto nauczy i tak si ju przyzwyczai. - No dobrze, ale co on ma na myli? zastanawia si Karolek. - Najwicej tego uywa przy omawianiu projektw. Moe w ten
sposb ublia Januszowi? Tajemnica wisielca staa si w kocu tak mczca i intrygujca, e
zadano wyjanienia jej od kierownika pracowni. Kierownik pracowni, codziennie
nagabywany przez zniecierpliwionych pracownikw, po dugich i bezskutecznych wysikach
znalezienia kogo, kto zna duski jzyk, zwrci si wreszcie w przypywie rozpaczy do
dostojnika pastwowego, ktry zaprotegowa do nowego pracownika. Nieco zaskoczony
dostojnik pastwowy uczyni wysiek skuteczniejszy i odpowied nadesza, przebywajc
etapami t sam drog, co pytanie, tyle e w kierunku odwrotnym. - On wcale nie mwi
wisiel powiedzia kierownik pracowni, szczliwy, e udao mu si wyjani niepokojc
kwesti. On mwi "we shell". Czas przyszy do wszystkiego. A "ja tak" to znaczy po dusku
"tak, dzikuj". Kupcie sobie duski sownik i nie rbcie ze mnie idioty. Kupiono zatem
jednyny dostpny podrcznik, ktrym okazay si "Rozmwki polsko_duskie", w caoci
niemal wypenione artykuami spoywczymi. Na podstawie tego to dziea mona byo miao
przyj, i oba narody zajmuj si wycznie konsumowaniem posikw oraz dokonywaniem
zakupw ywnociowych, z rzadka tylko powicajc myl podstawowym sztukom odziey.
Lektura podrcznika daa swoje

rezultaty. Piknego, wiosennego dnia umiechnity cudzoziemiec wkroczy do pokoju


nieco spniony, pooy na stole owinit w niewielki kawaek papieru kiebas i rzek z
triumfem: - Ka... basa! Przez krtki moment po tej wypowiedzi panowao pene konsternacji
milczenie, ktre przerwa Karolek. - Mocz tenora... - powiedzia pgosem odruchowo i
bezmylnie. - Co takiego?! - spyta zaskoczony Janusz. Karolek popad w lekkie
zakopotanie. - O rany, skojarzyo mi si. S takie gupie przeinaczenia rnych sw. Jest
kie basa i zb tenora i rne inne. Co, nie syszae? - A - powiedzia Janusz, przejawiajc
jakie dziwne oszoomienie. - Najpierw wisiel, teraz ka tenora, tego, przepraszam, kie
basa... - Przesta, bo do ust nie wezm kiebasy! - zadaa z gniwem Barbara.
Cudzoziemiec przyglda si im z zaciekawieniem. - Kabasa! - powtrzy z radosn dum.
- Kie! - sprostowa Janusz. Kie! Kie! Kiebasa! Rany Boga, on nas wszystkich doprowadzi
do zidiocenia! Ja ju czuj, e gupiej przez te wszystkie jzyki! Jak mam powiedzie, e ja
tak, to mi si wydaje, e co le mwi, i mwi, e ja nie, i potem si okazuje, e w ogle
wszystko na odwrt! Po polsku zapominam! - Przypomnisz sobie, jak on si nauczy pocieszy go Lesio.- Widzisz, e mu dobrze idzie! Studia nad polsk mow istotnie robiy
postpy, acz niewielkie, to jednak stae. Z niewiadomych przyczyn do ywszych

konwersacji Bj~orn_Bobek upatrzy sobie Karolka i na nim wyprbowywa swoje


umiejtnoci. - Ile masz centimetry, ty? spyta znienacka zaraz nazajutrz, przerywajc
panujc w pokoju, pen skupienia cisz i przygldajc mu si ciekawie. Oderwany od
pracy Karolek spojrza na i zamruga oczami. - Jakie centimetry? - spyta, zaskoczony.
Obcokrajowiec przyglda mu si nadal ze zmarszczon brwi. - Ile masz centimetry?
powtrzy i doda z wysikiem. Dlugo... szcza... - Chryste Panie! - jkn rozpaczliwie
Karolek. - Co on mwi?! - Jakie intymne szczegy porusza... - powiedzia Lesio niepewnie
i z lekkim niesmakiem. - Skrt mylowy - zawyrokowa wyranie zdumiony Janusz.
Dziwne, a syszaem, e to podobno bardzo taktowny nard... - Idioci - powiedziaa
spokojnie Barbara. - On mwi "dugoci". - Dugoszczy! - ucieszy si cudzoziemiec. - Ile
centimetry ty masz? Konsternacja w pokoju nie ulega zmniejszeniu. Karolek patrzy na
dociekliwego obcokrajowca ze stropionym wyrazem twarzy. - Nie wiem - powiedzia w
lekkim oszoomieniu. - Czego, o rany?! Bj~orn wsta z miejsca, zbliy si do niego i
wykona zamach rk od jego butw do gowy. - Tu tam - powtrzy. - Ile centimetry ty
masz? - A - odetchn Karolek z nieskrywan ulg. - Wysokoci? Wzrostu? Po zbiorowych,
dugich i licznych wysikach wykryto wreszcie, i zainteresowanie Bj~orna wymiarami
Karolka wyniko z posiadania brata

identycznej postury. Po dalszych, jeszcze wikszych wysikach wszystkim udao si


poj, i bratu owemu zamierza posa prezent w postaci zakopiaskiego kouszka, ktrego
rozmiary postanowi dostosowa do potrzeb Karolka, a tym samym i brata. Bez oporw
dostarczono mu podanych informacji, Karolek za poszed nawet dalej w uczynnoci i

zgodzi si kouszek osobicie przymierzy przed kupnem. Wizy przyjani zacieniay si


stopniowo. - Ja cze kocha - rzek Bj~orn wkrtce potem, patrzc na Karolka z yczliwym
umiechem. - Na lito bosk, czego on si mnie czepia jak rzep psiego ogona?! - powiedzia
Karolek z rozpacz. - Kocha ci, nie syszysz? odpar Janusz niemiosiernie, z wyranym
zadowoleniem, i uczucia cudzoziemca nie na niego pady. - Kogo ma si czepia, jak nie
ukochanej osoby? - Nie mgby kocha kogo innego? - zaprotestowa Karolek.- Musi mnie?
- Dam czy ryja - obieca mu w odpowiedzi Bj~orn, bogo umiechnity. - Nie chc! - jkn
Karolek, przywiedziony t obietnic niemal do paniki. - Dlaczego nie chcesz? zdziwi si
Lesio. - Niech ci da, zobaczymy, co to takiego. - Nie wiesz, co to jest ryj? zdziwi si z kolei
Janusz. - Ja cze kocha - powtrzy Bj~orn, uporczywie zwracajc si do Karolka. - Odwal
sze. - Bardzo dziwne objawy uczu stwierdzia Barbara, z zainteresowaniem przysuchujca
si konwersacji. - Chyba on ma na myli co innego. Wzmoone dociekania i wnikliwa
analiza wielu innych, rwnie zaskakujcych wypowiedzi pozwoliy odkry, i dwa rda
zasilay wiedz cudzoziemca o

polskim jzyku. Przyczyn, dla ktrej porzuci ojczyzn i przenis si czasowo do


innego kraju, bya pewna moda, nad wyraz dla atrakcyjna dama, tak cile zwizana z nim
uczuciowo, e nauka jzyka w jej towarzystwie ograniczaa si do jednej tylko dziedziny.
Pozostae studia cudzoziemiec prowadzi w miejscu cakowicie odmiennym, a mianowicie
pod kioskami z piwem. Piwo byo napojem niezbdnym mu do ycia i z niezbadanych
przyczyn od chwili przybycia trwa w przekonaniu, i uliczne kioski s jedynym rdem
nektaru. Tame wic dostarcza po kilka razy dziennie rozkoszy podniebieniu i strawy
umysowi, co w poczeniu z nauk, pobieran u damy, dao rezultaty niecodzienne,
oryginalne i ciekawe. Liczne wysiki zespou spowodoway w kocu niejaki przewrt w jego
pojciach i subowa koegzystencja ukadaa si z dnia na dzie pomylniej.
- Pojedzie cay zesp zadecydowa z determinacj kierownik pracowni. - Tempo
inwentaryzacji musi by rekordowe, cao trzeba opracowa na miejscu i spoczywa na was
wielka odpowiedzialno! Natchnione sowa przebrzmiay, a uczestnicy konferencji siedzieli
w milczeniu. Bya to konferencja nadzwyczajna, zwoana z nadzwyczajnej okazji w
godzinach nadliczbowych i omawiano na niej nadzwyczajny temat. Ju od do dugiego
czasu podejrzewano, e co si szykuje. Mgliste wypowiedzi kierownika pracowni, czynione
przeze aluzje, okazywane niekiedy dziwne wzruszenie, kazay mniema, i kontakty z
wysokim dostojnikiem pastwowym nie przejd bez echa. Tak te

si stao. Nie przeszy, a echo odezwao si gromko. Pod pozorami zwykego


projektowania rozpoczto wielk i rewolucyjn akcj przystosowania obiektw zabytkowych
do celw turystycznych. Na pierwszy ogie poszy tereny, na ktrych realizowano
konkursowy projekt. W sowach wzniosych i penych zapau kierownik pracowni
powiadomi swych oszoomionych nieco rozmiarami przedsiwzicia podwadnych o
rozszerzeniu zakresu ich dziaalnoci. - Realizujemy nie tylko konkurs! - mwi z ogniem i

entuzjazmem. - Robimy wszystko! Adaptujemy cae osiedle, remontujemy istniejce


budynki, mamy wczy do tych robt ruiny zamku w pobliu! Ruiny s w bardzo dobrym
stanie!... Przeraony zesp oczyma duszy widzia przed sob perspektyw inwentaryzacji
bez maa poowy kraju. Euforyczny zapa kierownika pracowni najwyraniej w wiecie nie
uznawa adnych granic ni kordonw. Otumaniwszy gruntownie wielkoci zamierze
wszystkich wsppracownikw kierownik pracowni przystpi do konkretw. Zacz
naleao od stwierdzenia, czym dysponuje teren. - To jak to? Mamy wystpi w charakterze
skoczybruzdw? spyta niepewnie zaniepokojony Janusz, przerywajc zapade na
nadzwyczajnej konferencji nadzwyczajne milczenie. - Nie, pomiary geodezyjne s ju
zrobione - odpar kierownik pracowni. - Chodzi o inwentaryzacj wszystkich
istniejcych budynkw, a szczeglnie ruin zamku. Musimy zadecydowa, co ulegnie
rozbirce, a co zostanie odremontowane... - Przeliczy szczury, pajczyny i kociotrupy? -

spyta z uprzejmym zaciekawieniem Karolek. - Pajczyny na metry biece czy na


wag? - zainteresowa si Lesio. - Tam chyba jeszcze dama dochodzi - doda Janusz, nieco
zgryliwie. - Nie wiadomo, w jakim kolorze, biaa czy czarna... Kierownik pracowni by w
promiennym nastroju, oywiony twrczym zapaem, umys jego bez trudu odpiera wic
wszelkie ataki. - Dam moecie poderwa i bdzie z gowy - odpar pogodnie. - Pajczyny w
wolnych chwilach prosz zwija na kbek. A za to macie jedno wyjtkowe uatwienie. Te
tereny przed sam wojn zostay uzbrojone, sie wod_kanu jest doskonale zachowana,
gdzieniegdzie nawet si j uytkuje i podobno zostaa podprowadzona prawie do samego
zamku. To te musicie uwzgldni?... - Niby jak? - przerwaa Barbara z podejrzan sodycz.
Przekopa cay teren? Kierownik pracowni zatrzepota w odpowiedzi doni w sposb
wyranie filuterny. - Wyobracie sobie, e istnieje dokumentacja - rzek z triumfujc
satysfakcj. - W Radzie Narodowej maj, zdaje si, poniemieck matryc z naniesionymi
budynkami i wszystkimi instalacjami. Zbiorcze zestawienie. Wystarczy, jeli wemiecie od
nich t matryc, porwnacie ze stanem obecnym, naniesiecie ewentualne zmiany i bdzie
mona zrobi transparenty. Stefan i Wodek podskocz do was na jakie dwa, trzy dni i
zorientuj si w instalacjach. - No tak - powiedzia Janusz z namysem. - To zmienia posta
rzeczy. Tak bez niczego to to byaby robota na p roku!

- Wykluczone! - zaprotestowa stanowczo kierownik pracowni. Musicie skoczy wszystko


w cigu kilku tygodni. Dlatego wanie jad wszyscy. - Gdzie bdziemy mieszka i gdzie
bdziemy pracowa? spytaa rzeczowo Barbara. - Ca inwentaryzacj trzeba opracowa na
miejscu. Same pomiary to na nic, w razie czego za trudno byoby uzupenia. Kierownik
pracowni okaza jakby odrobin zakopotania. - Jest tam taki eks_pensjonat, nieczynny
obecnie. Moecie go sobie zagospodarowa i znajdzie si tam nawet pomieszczenie do pracy.
Tyle e trzeba bdzie wstawi stoy i deski. Poprosimy Rad Narodow, eby dali jakie
sprztaczki... Moe on jest troch zapuszczony, ale za to stoi w bardzo piknej okolicy. Nie
wtpi, e dacie sobie rad. Liczne uzgodnienia na pimie i przez telefon wkrtce ju

wykazay niezbicie, i wszelki sprzt zesp musi przywie ze sob, miejscowe wadze
dysponuj bowiem tylko jednym wolnym biurkiem i du iloci atramentu. Oddalenie od
samego miasteczka tak wynajtego, opuszczonego pensjonatu, jak i zrujnowanego zamku,
wymagao rozstrzygnicia problemu komunikacji. Jedynym dostpnym zespoowi rodkiem
lokomocji okaza si skuter Wodka, ktry wyremontowano na koszt pracowni i
wypoyczono wrd objaww beznadziejnej rezygnacji waciciela. - Ciesz si, e ci nie
zabieramy samochodu - powiedzia stanowczo Janusz. - A w ogle to masz z tego czysty
zysk. Skuter na chodzie, a jakby co, to te swoje pi patykw zawsze dostaniesz. - Tylko
eby nie byo na mnie, jak si wszyscy pozabijacie odpar Wodek pospnie i

ostrzegawczo. Zaatwiono wreszcie wszystkie kwestie organizacyjne, ukoczono


biece prace i oto w pierwszych dniach maja malownicz szos z Zbkowic lskich cign
dziwny tabor. Na czele jechaa wywrotka, zaadowana picioma duymi rajzbretami,
picioma parami kobyek, picioma krconymi krzesami, picioma walizkami, rulonami
kalki i brystolu, toboami z pociel, jedn maszynk elektryczn i jednym czajnikiem. Za
wywrotk podaa takswka marki "Warszawa", za takswk za skuter. Innych rodkw
komunikacji zespoowi nie udao si zdoby. - Jaka pikna kraj wy macie! mwi ze
szczerym zainteresowaniem Bj~orn siedzcy w takswce wraz z Barbar i Lesiem. - Sied
prosto, do cholery, czego tak mi wisisz na jedn stron! - mwi rwnoczenie
zniecierpliwiony Janusz do jadcego za nim na skuterze Karolka. - Kiedy nie mog inaczej,
bo tam jaka spryna wystaje i kuje mnie gdzieniegdzie usprawiedliwia si Karolek.
Popatrz, ju wida ten zamek! - Gdzie? - Na lewo u gry. - Faktycznie, wyglda na mao
zniszczony... Tabor przejecha przez miasteczko i pi si pod gr strom serpentyn. Jakby, nie daj Boe, spad deszcz to nam si tdy bdzie dobrze jedzio na skuterze mwi
Lesio z trosk. - Splendid - mwi Bj~orn. Pikna, rna kraj! Barbara pospnie milczaa,
pena najgorszych przeczu. Pensjonat sta na stromym zboczu tu przy bocznej odnodze
gwnej szosy. Po wkrceniu arwek i otwarciu okiennic,

zabitych uprzednio gwodziami, okaza si miejscem pobytu wrcz luksusowym. Na


drobnostki w postaci brakujcych szyb, wyjtych z zawiasw niektrych drzwi i
gigantycznych zaciekw na cianach i suficie zesp postanowi nie zwraca uwagi. Znacznie
waniejszy by fakt, e z odkrconego w kuchni kranu cienkim strumyczkiem pocieka woda,
co wzbudzio powszechne zdziwienie i co jakby szacunek dla przedwojennych instalacji. W kocu nie bdziemy tu przecie mieszka cae ycie powiedzia pogodnie Karolek. - A jak
na wczasy, to jest wrcz za dobrze. - Suchajcie, w ogrdku jest fontanna! - wykrzykn
nagle Lesio z oywieniem. - Gdzie ty tu widzisz ogrdek?- zaciekawi si Janusz. - No to za
domem, niej, to chyba powinien by ogrdek, nie? Na tyach pensjonatu schodzi w d
spltany gszcz krzeww i rnorodnego zielska. W miejscu, gdzie zielsko obrastao cian
budynku, bi w gr imponujcy strumie wody. - Rzeczywicie - powiedzia zdumiony
Karolek. - I dziaa! Co podobnego... - Troch dziwne miejsce, jak na fontann - powiedzia

krytycznie Janusz. Strumie wody nagle straci na mocy, zmala, zaszemra na liciach i
znik. - Gdzie ta fontanna? - spytaa Barbara, ukazujc si na schodkach. - Tu bya - odpar
Karolek rwnie zaskoczony znikniciem wodotrysku, jak i jego istnieniem. - Przed chwil
leciao i nagle zdecho. - Ciekawe... - zacz Janusz i urwa. W zielsku zaszumiao, strumie
wody wytrysn na nowo i j bi w gr z pierwotn moc. - Rzeczywicie - zdziwia si

Barbara. - A ju mylaam, e si wygupiacie. Fontanna dziaaa przez chwil, po czym


znika rwnie nagle, jak poprzednio. Na schodkach ukaza si Bj~orn, wycierajcy rce
rcznikiem. - Co to jest f tan na? zapyta. - Spring_water - odpar Karolek, ktry to
wiedzia przypadkiem. - Ale nie ma. Bya, ale nie ma. - Ona chyba dziaa periodycznie powiedzia Janusz niepewnie. - Jaki automat czy co?... I w ogle co za miejsce na fontann?
- A ju chciaem sobie umy w niej rce - powiedzia Lesio z alem. - Tak rzadko ma si
okazj umy si w fontannie! - Moesz si umy pod kranem, nie wymagaj za wiele poradzi mu Karolek i odwrci si do Barbary. - Jaka ta woda w kranie? Nada si do picia? Z pocztku leciaa zardzewiaa, ale teraz ju dobra. Na wszelki wypadek bdziemy j
gotowa. - Nie mog zrozumie, dlaczego zrobili fontann w takim idiotycznym miejscu upiera si Janusz. - Przecie to podmywa budynek... Urwa nagle, bo z zielska znw trysn
strumie wody. Okrzyki wywabiy z kuchni Lesia z mydem w rku. - To ja si myj w
fontannie zawoa z zapaem i zawrci do kuchni zakrci kran. Fontanna znika. Lesio
ukaza si na schodkach. - Cholera - powiedzia po krtkiej chwili wpatrywania si w
miejsce, gdzie przed chwil wesoo szumia srebrzysty strumie. Nastpnie uda si z
powrotem do kuchni. Fontanna trysna na nowo. Tknity jakim przeczuciem zesp
wpatrywa si w bijcy w gr strumie a do momentu,

kiedy Lesio skoczy my rce i stan w drzwiach. - No? - spyta z nadziej. Nie
dziaa? - Ty, id no, odkr ten kran- powiedzia Janusz ponuro. - Po co? - zaprotestowa
Lesio. - Ju si umyem. - A jak odkrcisz, to nie zakrcaj, tylko tu wr. Lesio zawaha si
nieufnie, ale speni polecenie. Strumie uderzy w gr ze zdwojon moc. Lesio wybieg na
zewntrz. - Dziaa! - zawoa radonie. - Dziaa, dziaa, a za dobrze- mrukn Jnausz. - Id,
zakr. Diabli nadali, podmyje budynek. Zanim std wyjedziemy, chaupa nam si zawali. Nie zawalia si do tej pory, to jeszcze jaki czas wytrzyma - pocieszy go Karolek.- Rura
musiaa pkn tylko w jednym miejscu, a reszta widocznie szczelna. Dobrze, e pko na
zewntrz, a nie wewntrz. - Ciekawe, co si tu jeszcze wykryje - powiedziaa Barbara
zowieszczo. - Sprawdmy lepiej od razu instalacj elektryczn. Poza drobnym
mankamentem, e gniazdko w kuchni, przeznaczone do wczenia maszynki, dziaao tylko
wwczas, kiedy na pierwszym pitrze przekrcio si kontakt, za zapalenie wiata w
pokojach dokonywao si za pomoc kontaktu w piwnicy, instalacja elektryczna bya bez
zarzutu. Na dachu stwierdzono nawet obecno piorunochronu. Moliwo dowolnego
regulowania dziaalnoci wodotrysku za pomoc prostego odkrcania kranu w kuchni
wszystkim wydaa si nader atrakcyjna i zrekompensowaa nieliczne niedogodnoci. W

ogrdku odkryto ciek, prowadzc stromo w d, wprost do miasteczka, skracajc drog


co najmniej piciokrotnie. Od razu uzgodniono zatem sposb

przenoszenia si z miejsca na miejsce. - Dwie osoby pojad szos na skuterze, a trzy


polec piechot prosto na d - zadecydowa Jnausz. - Potem jedna osoba zostawi drug tam,
gdzie trzeba, i wrci po trzeci, potem po czwart i tak dalej. Za kadym razem bdzie bliej,
bo te trzy osoby bd cay czas leciay. - Jak bdzie boto, to bd leciay nawet dosy
szybko zauway Karolek. - Pjd polizgiem ju od samej gry. Moliwe, e zd przed
skuterem. - Ale na razie nie ma bota i w ogle nie tramy czasu rzeka Barbara stanowczo.
Przede wszystkim ta matryca! Ja proponuj, eby tam i jeszcze dzisiaj... Przewodniczcy
Gromadzkiej Rady Narodowej w miasteczku by czowiekiem wielkich ambicji. Nie baczc
na stosunkowo niky obszar podlegych mu terenw postanowi sobie co najmniej przej do
historii. Na wie, i w najbliszych okolicach maj powsta imponujce orodki
turystyczno_wypoczynkowe, zakrojone na miar europejsk i wabice swymi urokami
cudzoziemcw dewizowych, zapa nadludzkiej wrcz miary ogarn jego serce i dusz.
Osobom, ktre miay uczestniczy w tym sprzyjajcym jego pragnieniom przedsiwziciu,
gotw by nieba przychyli. Nieba - ale nie matrycy. - Mia w swoim posiadaniu bezcenny,
unikalny dokument, ze szczegami informujcy o bogactwach podziemnego wyposaenia
terenu i mia te niejasne wraenie, e inni podejm historyczne prace, on sam za zostanie
pominity i usunity na nieprzyjemny margines. Przestanie si liczy. Na wszelki wypadek
postanowi zatem nie traci przynajmniej wadzy nad dokumentem.

Postanowi te wykaza si inicjatyw, rozmachem i talentami organizacyjnymi, nie


wspominajc ju o urokach osobistych i te podejmowane stopniowo postanowienia zaczynay
powoli przerasta jego siy. Ju pierwszego wieczoru, przed zachodem soca cay zesp w
komplecie sta u bram ratusza i kontemplowa rynek miasteczka. Na skutek konfiguracji
terenu rynek stanowi co w rodzaju amfiteatru. Przewodniczcy Rady Narodowej, ogarnity
zapaem od pocztku swego panowania, zamierza rynek upikszy, wahajc si pomidzy
fontann, pomnikiem i sal zabaw na wieym powietrzu. Wybr by nieatwy, a skutek
waha do oryginalny. Amfiteatralnie opadajce zbocza zostay wyrwnane, przy czym
roboty ziemne wydaway si by w toku, na rodku za cz terenu stanowia klepisko, a
cz wielki krg betonowy, nasuwajcy skojarzenia z gigantyczn bali, w ktrej sonie
mogyby robi przepierk. Brak wody zwiksza moliwoci snucia przypuszcze. Przed
kilkoma minutami przekonano si wanie niezbicie, e decyzja Przewodniczcego
Gromadzkiej Rady Narodowej jest nieodwoalna. wit matryc, olbrzymi, pokryt
gszczem linii i niemieckich napisw pacht moe udostpni pokazujc j w swoim
gabinecie nie za czsto i nie byle komu, moe ostatecznie pozwoli przyjrze si jej i
przepisa z niej jakie dane, ale nic wicej. W adnym wypadku nikt nie ma prawa nie tylko
wynie jej z budynku, ale nawet dotkn. Dokument stanowi unikat i uszkodzenie go lub te
zagubienie byoby strat niepowetowan i nieodwracaln. Prno zdumiony zesp prosi i

tumaczy. Prno wyjaniano,

e to matryc naley zawie do wywietlarni, nie za wywietlarni do matrycy. Prno


przedstawiano utrudnienia, pynce z niemonoci posugiwania si tym dokumentem, i
uatwienia, wynikajce z posiadania licznych transparentw i odbitek ze wykonanych.
Prno straszono przesuniciem terminw w nieodgadnion przyszo i kolosalnymi
stratami. Przewodniczcy Gromadzkiej Rady Narodowej by niugity! - Ciekawe, co to moe
by to co w rodku - rzek w zadumie Lesio, wpatrzony w rodek rynku. - Basen...? powiedzia niepewnie Karolek. - Chyba dla kaczek - mrukn Janusz. - Kto si w tym
zmieci? - Klomb z kwiatami powiedziaa Barbara niechtnie.- Ruszcie umysem, co my
teraz zrobimy? - Bya mowa, e matryce dostaniemy od razu i zrobimy odbitki - powiedzia
Janusz pospnie. - Nie byo przewidziane, e przewodniczcy dostanie mapiego rozumu. Za
choler nie wiem, co zrobi. - Zabi go?... - zaproponowa Lesio niepewnie. Powiadomiony
ze szczegami o sytuacji Bj~orn ywo zainteresowa si tematem i oto nastpny bojownik
przystpi do ataku. Stosujc si cile do otrzymanych instrukcji zacz od sekretarki. Pikna wasza kraj - rzek z zachwyconym wyrazem twarzy. Pikna kobiety wy macie.
Zarwno zaawansowany wiek, jak i liczne mankamenty urody jego rozmwczyni pozwalay
zakwestionowa szczero wypowiedzi. Sekretarka jednake miaa ju powyej uszu wizyt w
Radzie Narodowej urodziwej Barbary i przybycie osobnika innej pci powitaa z prawdziw
ulg. Bj~orn za twardo zmierza

dalej. - Ja ide do wasz boss cign z nieodmienn yczliwoci. - Ja chce rozmawiacz.


Ty, pikna kobieta, anons. Zgodnie z przewidywaniami zosta przyjty w mgnieniu oka.
Przewodniczcy Rady Narodowej pierwszy raz w yciu ujrza prawdziwego cudzoziemca w
roli wasnego interesanta i uzna to za szczliwy omen i pocztek chlubnej przyszoci.
Mimo gnbicych go zmartwie i kopotw oczekiwa wyuszczenia sprawy z nieukrywanym
zaciekawieniem. Egzotyczny petent wszed do jego pokoju z wyrazem rzewnego smutku w
bkitnych oczach. - Daj papier - powiedzia bagalnie. - Ten papier, ty, daj! Przewodniczcy
Rady Narodowej uczu gwatowne zakopotanie. Przez sposzony nagle umys przebiego mu
przypomnienie, e papier si wanie skoczy i nowego przydziau jeszcze nie zaatwiono.
Nie by pewien, czy ujawnienie tego faktu przed przedstawicielem obcego, zachodniego
kraju, nie okae si dla niego kompromitujce. Rwnoczenie bolesny smutek, malujcy si
w oczach i na twarzy proszcego i ton bagania w jego gosie pozwalay mniema, e
upragniony przedmiot jest mu pilnie potrzebny. Przewodniczcy Rady Narodowej poczu si
jakby skoowany. W gowie migna mu niespokojna myl, e przecie nie zna waciwie
panujcych na zachodzie zwyczajw, e co tu jest chyba nie w porzdku, nastpnie
zaniepokoi si stanem zdrowia cudzoziemca, ktry, by moe, poywia si w miejscowych
zakadach gastronomicznych, "Ten cholerny Jzefowicz ze swoimi rybami!..." - pomyla
szybko i ugi si pod ciarem wasnej odpowiedzialnoci za wszystko.

Po czym skoowacia do reszty. - Chwileczk - powiedzia z rozpacz. - Prosz


zaczeka. Ein Moment. Truchtem wybieg ze swojego gabinetu i w chwil potem
pracownicy Rady Narodowej rozprysnli si w rnych kierunkach po miasteczku. - Jak nie
ma w sklepie, to niech kto przyniesie z domu! zada gorczkowo przewodniczcy. Bj~orn
czeka, nie okazujc zniecierpliwienia. Gdyby na jego miejscu znajdowa si Janusz, Karolek
czy Barbara, niewtpliwie usiowaliby wykorzysta nieobecno przewodniczcego w pokoju
i ukra matryc, wamujc si do szafy, Bj~ornowi jednak taka myl nie zawitaa nawet w
gowie. Czeka spokojnie, a po kwadransie przewodniczcy z radosnym umiechem wrczy
mu trzy rolki papieru toaletowego. - Nicht zu klein? - spyta z trosk. Bj~orn nie sili si
zrozumie pytania. W jego pojciu w tym budynku mwiono jak gwar, nieco podobn do
niemieckiego jzyka. Przyzwyczajony ju do operowania przydziaami rozmaitych
materiaw, przekonany, i jest to jaki przydzia dla przybyego tu subowo zespou, z
ywym zadowoleniem przyj dar, po czym powrci do tematu. - Daj papier! - rzek nie
mniej bagalnie ni za pierwszym razem. Teraz ju przewodniczcy pomyla, e chyba
chodzi mu o co innego. - Jaki papier? - spyta odrobin nieufnie. - Dokument - wyjani
Bj~orn.- Daj dokument. Plan instalacje. Orygina. Dzikuj bardzo. Prosze. Daj.
Przewodniczcy zrozumia. Za adne skarby wiata nie chcia

by nieuprzejmy, ale jeszcze bardziej nie chcia rozstawa si z najcenniejszym


dokumentem, jaki kiedykolwiek w yciu posiada. Z uporczywych nalega cudzoziemca
wywnioskowa, e przybyemu tu zespoowi zaley na starej matrycy co najmniej tak samo
jak jemu. Zdusi w sobie myl o szpiegowskiej aferze, a za to w gowie skrystalizowa mu si
pewien mglisty uprzednio plan. - Na nic - zaraportowa Bj~orn po powrocie w grono
kolegw. - On nie dawa. - No to nie ma wyjcia powiedzia przygnbiony Janusz.- Caa
robota od pocztku. eby ten obuz parchw dosta! - A jakby tak podpali miasto?zaproponowa w zamyleniu Karolek. - Przy ratowaniu mienia rbnie si matryc. Bdziemy
na miejscu... - A moe drog subow? powiedziaa Barbara. - Kaza mu to odda
odgrnie? - W kocu trzeba bdzie odpar Janusz. - Ale dla nas to na nic, masz pojcie, ile to
bdzie trwao? Ca budow skocz, a oni si jeszcze bd przekomarzali. Nie, ja go chyba
sprbuj zabalsamowa... Mglisty plan, ktry skrystalizowa si w gowie przewodniczcego
Rady Narodowej, kaza mu skwapliwie przyj zaproszenie na ma przeksk. Szczeglnym
trafem zamiary jego w stosunku do Janusza byy dokadnie takie, jak Janusza w stosunku do
niego. Szczeglnym trafem te organizmy obu przeciwnikw reagoway na mocniejsze pyny
w sposb zdumiewajco identyczny. Ostre tempo, ktre obaj zgodnie wzili od pocztku,
okazao si odrobin przesadzone.
Podgldajcy i podsuchujcy
pod oknem miejscowej restauracji
Karolek,
ktrego zadaniem byo
zawie do pensjonatu Janusza
wraz z matryc, na skuterze,
ze
zgroz usysza, jak
przewodniczcy Rady Narodowej,
ogarnity
szlachetnymi
uczuciami, ofiarowuje Januszowi
wszystko, cokolwiek posiada,

nakaniajc go do przyjcia dbr


materialnych w postaci gotwki,
nieruchomoci,
nierogacizny i
ptactwa, jak usiuje odstpi mu
swoje stanowisko subowe wraz z
matryc oraz on wraz z dziemi
i jak Janusz ze zami w oczach
wszelkimi siami
broni si przed
tym nadmiarem bogactwa. Ze
zgroz ujrza, jak
przewodniczcy cignie go si
do siedziby Rady Narodowej w
celu wrczenia mu
bezcennego
dokumentu i jak Janusz,
protestujc gwatownie, zapiera
si
nogami w rozkopanym gruncie,
rkami z caej mocy trzymajc
si balii dla soni.
Ujrza, nie
wierzc wasnym oczom, jak
przewodniczcy posuwa si do
ostatecznoci, jak pada przed
Januszem na kolana, jak z
okrzykiem:
- Serce z
piersi wam oddam!
Bierzcie serce!... - wyszarpuje
z wewntrznej kieszeni
marynarki
jakie przedmioty i wpycha je
przemoc za koszul
szlochajcego
ze wzruszenia Janusza.
Ujrzawszy wreszcie take i
Janusza, padajcego na kolana
przed bali i skadajcego
przewodniczcemu jakie
tajemnicze przysigi i
obietnice, Karolek usiowa
interweniowa. Nie dao to
jednake adnego
rezultatu,
zosta bowiem nader zgodnie
odpdzony wrd objaww ywej
niechci.
Relacja, jak zda Barbarze i
Lesiowi, zostaa wkrtce
potwierdzona rozlegajc si
gromko pieni "Czerwony pas",
wykonywan na
dwa gosy przez
odprowadzajcych si wzajemnie
tam i z powrotem
dentelmenw.
Przewodniczcy i Janusz, skuci
tkliwym uczuciem, nie mogli si

rozsta, a "Czerwony pas"


rozgonym echem bieg po
pagrkach, kach i
lasach.
- CCo to jest? - spyta
nazajutrz Janusz z jkiem
chwytajc si za
gow, kiedy
ju wsplnym wysikiem udao si
wyrwa go z obj gbokiego
snu.
- Portfel przewodniczcego
Rady Narodowej - odpara sucho
Barbara. Masz tu proszek od
blu gowy, wypij t kaw i
wykp si w fontannie. Robota
czeka.
- Jaki portfel, o rany? zajcza Janusz. - Pijana jeste
czy co? Skd
portfel?!
- Zamiast matrycy przyniose
wczoraj portfel przewodniczcego
oraz komplet zdj jego bliszej
i dalszej rodziny. Przyjcia
matrycy odmwie,
klucz od
ratusza wrzucie do potoku,
Karol go znalaz, a oprcz tego
Karol
mwi, e obiecae mu co
powanego. Nie wiem, co z tego
wyniknie, i mam tylko
nadziej e
on te nie bdzie pamita.
Oprzytomnij i id mu to wszystko
odda.
Lekka niedyspozycja, w jakiej
trzeci kolejny uczestnik bitwy o
matryc pozostawa a do
wieczora, sprawia, e zwracajc
przewodniczcemu
portfel wraz z
podobiznami krewnych, zapomnia
o kluczu od zewntrznych drzwi
ratusza. Zapomnieniu sprzyja
fakt, e ratusz od rana by
normalnie otwarty drugim
kluczem
znajdujcym si w posiadaniu
sprztaczki. Rozkwite w dniu
poprzednim w sercu
przewodniczcego tkliwe
uczucia, przyguszone nieco nie
najlepszym samopoczuciem, po
zwrocie zagubionych przedmiotw
wybuchy na
nowo. Gospodarz
miasteczka i okolic przystpi
do realizacji swojego wielkiego
planu, zakopotany troch
niepewnoci co do rezultatw
wstpnych krokw, jakie
poczyni
wczorajszego wieczoru. Tak

kroki, jak i wieczr giny mu


dziwnie w mrokach niepamici.
Plan za
dotyczy potnej,
historycznej imprezy. W
najbliszym czasie przypadaa
ktra rocznica epokowego dla
miasteczka wydarzenia.
Przewodniczcy Rady
Narodowej
nie by pewien, czy chodzi o
trzysta lat, czy o szeset, czy
moe o
dwiecie pidziesit i
czy wydarzeniem byo zaoenie
pierwszej w tej okolicy
kopalni
srebra, czy te raczej
zniszczenie jej przez niezbadane
kataklizmy.
Zdecydowa si zatem
na trzysta lat i na zaoenie i
postanowi uwietni
rOocznic
wystpami artystycznymi, z
ktrych dochd mia by
przeznaczony
na odbudow
lokalnych, zabytkowych obiektw.
Przed dwoma miesicami ju
zainspirowany przez zwierzchnika
instruktor K$o z udziaem gosu
doradczego
sekretarza POP
skoczy pisa sztuk
dramatyczn, ktra to sztuka
miaa
zosta wystawiona w ramach
uroczystoci. Dzieo nawizywao
cile do tradycji
historycznych. Nader
skomplikowana i pouczajca akcja
toczya si ju to w
kopalni
srebra, ju to na zamkowych
komnatach, cao stosownie
podkrelaa
godzien potpienia
podzia na klasy i nieludzko
krwiopijcw i jeden tylko by w
niej mankament. Rozogniony
natchnieniem instruktor K$o
popad w przesad i
stworzy
nadmiern ilo wystpujcych
postaci.
Brakowao zatem aktorw.
Postanowiono ju zaangaowa
prawie cay personel
najbliszego pegieeru w
charakterze statystw,
wytypowano cz mieszkacw
miasta do rl podrzdnych,
wci
jednak nie udawao si znale
odtwrcw rl gwnych.
Tre sztuki
opiewaa dzieje
modej arystokratki, zakochanej

bez wzajemnoci w pracowniku


fizycznym jednej z kopal
cennego kruszcu.
Tatu
arystokratki, waciciel tak
zamku, jak i kopalni, okazywa
zdecydowan
dezaprobat w
kwestii uczu jedynaczki,
fizycznie zatrudniony
modzieniec,
zajty rwn mu
spoecznie panienk z
ssiedztwa, okazywa w teje
kwestii
cakowit obojtno,
starajcy si
o rk arystokratki hrabia z
dalszych okolic
okazywa yw
niech, zawiedziona w uczuciach
arystokratka okazywaa
chwiejno charakteru, ju to
wiadczc wybranemu usugi
rozmaitej natury, ju to
wywierajc negatywny wpyw na
tatusia, ktry z przyjemnoci
obnia zarobki i
pogarsza
warunki pracy gnbionej klasy
robotniczej. W wyniku
dugotrwaych kontrowersji i
komplikacji nastpowa oglny
koniec wiata.
Kopalnia gina,
zalana wod, hrabia z dalszych
okolic gin przez pomyk,
tatu gin trafiony apopleksj,
rozhisteryzowana i rozczarowana
arystokratka
gina mierci
samobjcz, inne osoby giny z
innych przyczyn, na ruinach
caoci za pozostawa tylko
twardy jak gaz i nieugity
pracownik fizyczny,
wpatrzony
przy boku wybranej panienki w
acz wietlan, to jednak nader
odleg przyszo.
Sztuka zawieraa sceny
zbiorowe w rodzaju strajku w
kopalni, balu na zamku,
katastrofy i innych wydarze.
Statyci z pegieeru zaledwie

pokrywali zapotrzebowanie. Rol


tatusia_krwiopijcy
przewodniczcy Rady
Narodowej
postanowi kreowa osobicie,
wspmieszkacami i
wsppracownikami obsadzi role
postaci pozytywnych, kandydatw
do rl
gwnych bohaterw wci
jednak brakowao.

I oto teraz ujrza przed sob


ratunek i wybawienie w postaci
przybyego na
inwentaryzacj
zespou. Rola dumnej, a
namitnej arystokratki bya
jakby
stworzona dla Barbary!
Melancholijny wyraz twarzy Lesia
od razu nasuwa na
myl
zawiedzione uczucia hrabiego i
tylko w kwestii wyboru
szlachetnego
pracownika
fizycznego mona si byo waha
midzy Januszem a Karolkiem.
Przewodniczcy Rady Narodowej
postanowi pozwoli im
rozstrzygn rzecz
midzy sob.
- Tylko czy oni si zgodz? powiedzia niespokojnie
instruktor K$o, wtajemniczony w
zamiary przewodniczcego.
- Ju ja mam na
nich sposb odpar tajemniczo
przewodniczcy. - W
ostatecznoci pjd im
na
rk...
Serce zakuo go bolenie na
myl, e przyjdzie rozsta si
na
chwil z bezcenn matryc,
ale impreza, o ktrej
zawiadomiono nawet wadze
wojewdzkie, warta bya daleko
idcych powice.
O zachodzie soca
zmczony i
zniechcony do ycia zesp
wypoczywa po cikiej pracy na
dolnym skraju swego ogrdka.
Inwentaryzacja sza pen par,
obmierzano
budynek za budynkiem
i wszystko byoby dobrze, gdyby
nie perspektywa
wykonywania na
nowo caego zagospodarowania
terenu oraz niepewno co do
lokalizacji sieci sanitarnej.
Rozwaano wanie celowo
nkania
przewodniczcego
ogldaniem matrycy po
kilkanacie razy dziennie, kiedy
z
dou dobiegy jakie mao
zrozumiae, przytumione
odlegoci i zadyszk okrzyki
powracajcego dopiero teraz
Janusza.
- Suchajcie no! - wysapa
gorczkowo, padajc na pie
drzewa, - Mamy szans! Zaraz wam

powiem! Ale draka, niech skonam!


- Odzipnij, bo ci zatchnie poradzi
Lesio troskliwie.
- Niepotrzebnie tak leciae
pod gr - zauway krytycznie
Karolek. - To bardzo mczce.
- Faktycznie, na d byoby
atwiej - przywiadczy
z
irytacj Janusz, jeszcze nieco
posapujc. - Moliwe, e zaraz
bd lecia na
d, jak si tu
komu co nie spodoba. Ale trudno,
przepado, zdecydowaem za was.
- Co ty znw wykombinowa? zaniepokoia si Barbara,
pamitna swojej
minionej roli
uwodzicielki.
- O Boe, znw nas w co
wrbie! - jkn
rozpaczliwie
Karolek.
- Robi on katastrof? zainteresowa si Bj~orn.
Cisza! - zada Janusz. Wiecie, e za dwa tygodnie oni
tu maj te historyczne
obchody.
Wiecie?
Cztery pary oczu patrzyy na
niego nieufnie i z
niepokojem, a
czworo ust przezornie milczao.
- No wiecie czy nie, do
cholery? - zdenerwowa si
Janusz.
- Wiemy - powiedzia ostronie
Karolek.
- Bo co?
- Bo wemiemy w tym udzia.
Przewodniczcy na kolanach mnie

prosi i po rkach caowa,


ebymy grali w przedstawieniu.
Brakuje im aktorw. Z
pocztku
powiedziaem, e mowy nie ma, za
duo roboty, ale potem przyszo
mi do gowy, e to nie jest za
myl...
- I co?!... - jkna bez tchu
Barbara, bo
Janusz uczyni
przerw i sapn triumfalnie.
- I zgodziem si w imieniu
nas
wszystkich. Nie ma siy,
jestemy za gwiazdy!
Oszoomienie przeraliw
nowin na dug chwil odebrao
gos wszystkim czonkom zespou.
Janusz
spojrza na przyjaci
bystrzej i przezornie odsun
si na drugi koniec pnia.

Zaciekawiony czciowo
niezrozumia dyskusj Bj~orn
przyglda si z
coraz wikszym
zainteresowaniem.
- Rzeczywicie, on chyba
poleci na d powiedzia
Karolek tonem beznadziejnego
przygnbienia.
- Przypuszczam,
e zwariowa owiadczya z obrzydzeniem
Barbara. - Czy my tu nie mamy co
robi?
- Sam jeden by nie
wystarczy? - spyta Lesio
agodnie. - Musimy
wszyscy?
- Trby jestecie - powiedzia
Janusz niecierpliwie. Jerychoskie.
Chyba nie
uwaacie, e si zgodziem za
darmo, nie?
W zdegustowany zesp
wstpio
nagle oywienie i co jakby
nadzieja.
- Robiem tyle trudnoci, ile
tylko si dao - cign z
satysfakcj Janusz. - Maria
Callas by mniej grymasia! I w
kocu stano na tym, e za
udzia w przedstawieniu da
matryc!
- Ha! zakrzykn Karolek ze
wzruszeniem.
- artujesz! - zawoaa
niedowierzajco
Barbara.
- O rany, cud! - westchn
radonie Lesio.
- Dawa matryce? zdziwi si
Bj~orn.
- Po pitach mnie powinnicie
caowa - kontynuowa
Janusz. W kocu to cae przedstawienie
to nic takiego, kady powie par
sw i po krzyku. A za t
matryc warto byoby wystpi
nawet w operze!
Osobicie wolabym w cyrku powiedzia Karolek z
przekonaniem. - Ale trudno,
niech bdzie. Rzeczywicie cud,
poowa roboty z gowy. A ju
mylaem, e nam tu
przyjdzie
siedzie do pnej jesieni...
Janusz przesun si na pniu
znowu w
poblie przyjaci.
- Od jutra zaczynamy prby, a

on zaraz rano daje matryc.


Bobek pojedzie do Wrocawia i
zamwi odbitki i
transparenty.
Trzeba mu bdzie napisa na
paierze, a tam w wywietlarni
sobie
odczytaj, eby nie byo
nieporozumie. Dwie odbitki
trzeba robi na poczekaniu,
jedn dla nas, a drug dla tego
Harpagona, bo inaczej nam ycie
zatruje...
Ochonwszy po pierwszym szoku
cay zesp oceni ogrom
odniesionego sukcesu.
Uzyskanie
upragnionego dokumentu warte
byo wszelkich ofiar. W prostych
sowach powiadomiono Bj~orna o
czekajcym go zadaniu i
przystpiono do
omawiania
szczegw dramatu.
- Ty masz robi za
antypatyczn
arystokratk poinformowa Barbar Janusz. Wedug tego, co mi si udao
wywnioskowa, bo tylko kawaki
widziaem, cnota ci pada na
umys i latasz za
jednym
proletariuszem, a co jaki czas
robisz zamieszanie. Lesio bdzie
za
hrabiego i ma ci kocha bez
wzajemnoci...
- Jak to?! - wyrwao si
Lesiowi

z boleci. - Znw...?!
- Jeden z nas, ty albo ja,
jeszcze nie wiadomo, odpracuje
tego proletariusza - cign
Janusz. - A drugi bdzie jego
szwagrem czy co
takiego, ktry
na kocu tego hrabiego leje po
mordzie.
- To ja wol la
hrabiego po
mordzie, ni eby ona za mn
lataa - przerwa Karolek z
nag
energi.
- Idiota - powiedziaa Barbara
z uraz i niesmakiem. - Na
lito
bosk, co to za sztuka?
Kto to napisa, skd oni to
wzili? Jak yj, o czym takim
nie syszaam!
- Nikt nie sysza - zgodzi
si Janusz. - Produkt miejscowy,
napisa kaowiec, ten, co ci
szczypa gdzie tam, a
przewodniczcy i sekretarz
POP_u

wprowadzili poprawki.
Proletariusz podrywa sobie
narzeczon te
proletariuszk, a
za narzeczon ma by ta panienka
z tutejszego M$h$d obuwiem.
- To ja tym bardziej wol la
hrabiego - owiadczy Karolek
stanowczo. - Mog
nawet zaraz
zacz...
- Prosz ci bardzo - zgodzi
si Janusz z podejrzan
skwapliwoci. - W takim razie
ja bd za proletariusza.
- I za tob mam lata? zainteresowaa si Barbara. - A
mona wiedzie, dlaczego mnie
nie chcesz?
Podjedasz zgnilizn.
Jeste crk, mao, e
obszarnika, ale jeszcze
kapitalisty. Na kocu z tego
caego rozbestwienia popeniasz
samobjstwo rzucajc
si z
wiey.
- A hrabia co? - zaciekawi
si Lesio.
- Zginie marnie.
Dostanie po
pysku, straci rwnowag i zleci
na mord do kopalni, ktr
zalaa
woda. W ogle wszyscy
gin, zostaj tylko ja i ta
panienka z M$h$d obuwiem. Nie
bardzo tylko rozumiem, jak woda
moga zala kopalni, ktra, jak
sami wiecie, jest
tutaj, nad
nami...
- Wejcie jest nad nami sprostowa Karolek. - D by
pewno niej...
- Tu w ogle jest kilka wej!
- Zaraz, a dlaczego ona nie
chce
hrabiego? - przerwa Lesio
z wyranym odcieniem pretensji.
- Mwiem przecie,
wyuzdanie
j szarpie, a hrabia jest
wtego zdrowia...
- Rozbiera si nie
bd! przerwaa gwatownie Barbara. Wybijcie to sobie z gowy! Ju i
tak
ta sprztaczka za kadym
razem spluwa na mj widok!
- Moe ma po prostu taki
tik
nerwowy... - mrukn Karolek.
- Co ci chodzi po gowie? rzek
rwnoczenie Janusz ze

zgorszeniem - To jest
umoralniajca sztuka dla
modziey. Walka klas czy co
takiego.
- No dobrze, ale dlaczego tego
hrabiego tak lej po mordzie? upiera si Lesio z gorycz. Mao, e bez wzajemnoci, mao,
e wtego zdrowia,
jeszcze po
pysku dostaje...
- W wolnych chwilach podwala
si do tej panienki
z M$h$d.
Szwagier proletariusza, znaczy
Karol, jest bratem panienki,
wic
sam rozumiesz...
- Jak to? - zaniepokoi si
Karolek. - Tego przedtem nie
mwie!
- Nie? To moe przeoczyem.
Wszystko jedno, zdecyduj si, co
wolisz. Mizdrzy si do tej
panienki czy dba o jej cnot?
- No dobra, to ju wol
dba o
cnot. Niech bdzie. To w
zasadzie mamy wszystko omwione,

moglibymy gra na ywo, jak


leci, bez prb. A propos, gdzie
oni robi te prby?
Nigdzie nic
nie wida. Ukrywaj si?
- Na razie w pegieerze, za
tamt grk.
wicz sceny
zbiorowe, robi na zmian strajk
w kopalni i bal na zamku. W
braku nas kaowiec sam czyta
wszystkie role, wic maj
trudnoci. Jutro po robocie
jedziemy do pegieeru i zaczynamy
wystpowa...
Przewodniczcy Rady
Narodowej
wrd cikich westchnie i
licznych ostrzee, nie
ukrywajc
obaw, niepokojw i
cakowitego braku zaufania,
osobicie opakowa wit
relikwi i uroczycie wrczy j
Januszowi.
- Panowie - rzek z trosk. Gdyby si temu, nie daj Boe,
co stao... Sami rozumiecie...
Moe by jak
eskort...
Zesp, ktremu si pieszyo,
jak jeden m solennie zarczy,
e
nic si nie stanie.
Zaopatrzony w liczne pisemne
instrukcje Bj~orn zosta

odprowadzony do autobusu.
- Czy on sobie aby da rad? zatroska si
Lesio,
zasugerowany obawami
przewodniczcego Rady Narodowej.
- Moe
niech lepiej jedzie do
Warszawy i tam zrobi odbitki w
pracowni?
- Nie
zawracaj gowy, we
wrocawskim Miastoprojekcie ju
si nim zajm - odpar
niecierpliwie Janusz. - Mietek
tam siedzi, kazaem mu pj do
niego. A do
Warszawy za dugo by
trwao.
- To moe by kto z nas?...
- Wykluczone,
wszyscy gramy w
przedstawieniu. Tylko on
zostaje.
O zachodzie soca
wietlica w
pegieerze bya nabita po brzegi
samymi aktorami. Na podwyszonym
podium staa Barbara z
maszynopisem w rku i z do
wyran satysfakcj
odczytywaa
do klczcego przed ni Lesia:
- Precz z moich oczu, panie
hrabio. Waszmo jeste
wymoczek, a jam spragnion siy,
ktra jest w ludzie.
Oczekujcy swojej kolejki
Karolek coraz czciej wydawa z
siebie jaki dziwny
kaszel, a
Lesio na kolanach skomla z
narastajcym arem:
- O bogini! Cofnij
te
straszliwe sowa! Wszak to nie
ludzie, to bydlta!
- Crko moja! - grzmia
w
chwil potem przewodniczcy Rady
Narodowej. - C czynisz? Wsta,
panie hrabio! Pozwl ze mn do
komnaty bilardowej, jedynaczka
moja ma
zapewne wapry...
- Co ma?!... - wyrwao si
Karolkowi z pierwszego rzdu
czekajcych.
- Wapry - odpar mimo woli
przewodniczcy, patrzc w
kartk.
- Jakie wapry?! Wapory! zawoa zdenerowany autor
sztuki. - Pan ma nie
poprawiony
tekst!
W nastpnej zaraz scenie

Janusz tuli do ona zaponion


panienk z M$h$d obuwiem,
zapewniajc j
bez zbytniego
przekonania:
- Razem pjdziemy i zburzymy
to rdo za i
ucisku. Znw
trzech naszych ponioso mier,
a tyran pozostaje bezkarny. Tam
jest nasz cel!
Panienka z M$h$d obuwiem zwisaa
mu u ramienia, utrudniajc
przewracanie kartek maszynopisu,
rozgorczkowany autor domaga
si
wskazywania celu wycignit
rk i stanowczym gestem i
gubicy na zmian
tekst albo
narzeczon z ludu Janusz zacz
powoli powtpiewa, czy istotnie

zamiana matrycy na
przedstawienie bya najlepszym
pomysem.
Ciar swej
roli uczu
jednake w peni dopiero w
chwili, kiedy stojc w
towarzystwie
Barbary nad mat
somian do okrywania inspektw,
reprezentujc sob botnist
kau, rzek:
- Panna hrabianka obuwie
zabrudzisz...
- To mnie przenie przeczytaa w odpowiedzi
Barbara.
Janusz dowiedzia si wanie
z tekstu, i
ma patrze w dal,
nie suchajc natrtnej
arystokratki, utkwi zatem wzrok
w
transparencie "1 Maja - wito
klasy robotniczej",
beznadziejnie zastanawiajc si
nad sposobem wygania si od
roli gwiazdora. Poza zamaniem
nogi nic mu nie
przychodzio do
gowy.
- No przenie mnie. Na co
czekasz? - czytaa
Barbara. Boisz si?
Janusz trwa w zamyleniu z
wyrazem niesmaku na
twarzy, myl
o zamaniu nogi bowiem budzia w
nim dziwn niech. Barbara
oderwaa wzrok od maszynopisu.
- Przeno mnie, do diaba,
ce tak zastyg jak
sup soli!
- Zwariowaa? - oburzy si

oderwany od rozmyla Janusz. Co ja jestem, kulturysta?


- Pan musi pann
hrabiank
przenie! - podpowiedzia z
naciskiem autor.
Janusz zrezygnowa
z oporu. Po
drugiej stronie somianej kauy
Barbara zmienia zdanie.
- Chc
wraca - rzeka
grymanie. - Przenie mnie z
powrotem...
- Panie, jak rany
Boga, czy
pan troch nie przesadzi? spyta zirytowany Janusz, kiedy
Barbara zacza domaga si
noszenia po raz czwarty. - Ca
sztuk tak z ni bd
gania po
tej somie? Niech pan troch
tego wykreli!
- Naley uwidoczni, e
nawet
mio arystokracji bya dla
ludu uciliwa - pouczy autor.
- Ta scena
ma by dowodem. A w
ogle niech pan nie stka przy
tym, pan reprezentuje
tyzn
fizyczn...
Karolek na widowni bawi si
znakomicie a do chwili
wasnego
wystpu. Wwczas dopiero
niepojta zgoda Janusza na tak
mczc
rol przedstawiciela
proletariatu staa si jasna i
zrozumiaa. Zagbiwszy si
uwaniej we wasny tekst Karolek
odkry, i primo znacznie
bardziej oywione i
czstsze
kontakty cz panienk z ludu z
bratem ni z narzeczonym,
secundo
od pocztku do koca
sztuka zapeniona jest
umoralniajcymi wypowiedziami
brata w ilociach
przekraczajcych ludzk
wytrzymao, tertio za tre
wypowiedzi jest w dziwnej
niezgodzie z moliwociami jego
pamici. Przy
sowach:
- Siostrzyczko moja luba,
dzieci, ktre w ramionach
bdziesz
koysa, lepszej
zapewne doyje przyszoci, a
my, bracia, pjdmy czy si w
znoju i trudzie!
Doszed do wniosku, e z
dwojga zego wolaby ju nosi

Barbar przez cay czas trwania


przedstawienia.
Za pno ju byo jednake
na
wprowadzenie zmian i zesp
przystpi do uczenia si rl na
pami.
Dokadnie w tym samym czasie
kierownik pracowni, blady, z
byskami rozpaczy w
oczach i
wrd licznych objaww
przygnbienia odczytywa
naczelnemu
inynierowi ekspres,
otrzymany przed chwil od
przebywajcego na inwentaryzacji

zespou.
- Przeraenie mnie ogarnia mwi. - Niech pan sucha!...
"Barbara
wystpia w charakterze
kurtyzany i skutek jest taki, e
poowa tubylcw na jej
widok
spluwa i czyni znak krzya
witego. Bobek wyebra trzy
rolki papieru
toaletowego,
bardzo si przyda. Janusz
urn si z przerw w
yciorysie i
rbn
przewodniczcemu portfel
wypchany fors i kolekcj zdj
rodzinnych.
Planujemy podpalenie
miasta..."
- Czy to znaczy, e zabrako
im pienidzy? przerwa
naczelny inynier w niejakim
oszoomieniu. - Ale, jeeli tak,
to po co
im, na lito bosk,
kolekcja zdj rodzinnych
przewodniczcego?! I co im
przyjdzie z podpalenia miasta?!
- Nie - odpar z jkiem
kierownik pracowni. - To
znaczy,
e nie mog wydosta z Rady
Narodowej tej poniemieckiej
matrycy.
Robi usiowania w tym
kierunku i boj si, e wkrtce
zajmie si nimi milicja. Nie
wiem, czy nie powinien pan tam
pojecha...
Naczelny inynier nieco
spospnia.
- To niedobrze - powiedzia z
trosk. - Ta matryca jest
cholernie
pilna, czekamy na
transparenty, eby mc poda
orientacyjne koszty uzbrojenia
terenu. Teraz jecha nie mog,

dopiero za kilka dni... Moe


sprbowa przez wadze
wojewdzkie?
Oni wanie co takiego
proponuj. Ale sam pan wie, jak
mi to jest nie na rk.
Naszym
zasadniczym argumentem bya
wyjtkowa atwo zabudowy tych
terenw...
- I niski koszt...
- I jeeli zaczniemy ujawnia
trudnoci, to ca
akcj diabli
wezm... Zawalimy plan robt na
najblisze dwa lata i
skompromitujemy wiceministra.
Nie mwic o dalszych skutkach,
ju si zaczy
rozmowy na
temat ewentualnych dochodw z
tych obiektw turystycznych...
Jezus, Mario!...
Naczelny inynier z niepokojem
ujrza, jak kierownik pracowni
miertelnie blednie na twarzy i
nabiera jakiego dziwnego wyrazu
spojrzenia.
Widzc nastpnie
pojawiajce si na jego czole
krople potu, pomyla, e
zwierzchnik przesadza, ale uczu
si zmuszony nieco go pocieszy.
- Nie bdzie
tak le - zacz.
- Postaramy si o pismo z
wojewdztwa do tego
przewodniczcego...
- Lesio - przerwa kierownik
pracowni ochrypym szeptem. Lesio jeszcze tam nic nie
zrobi...
Naczelny inynier by
czowiekiem
bystrym, wobec czego
w lot poj, co ma na myli
kierownik pracowni, i sowa
pociechy ugrzzy mu w krtani.
Popiesznie j przebiega myl
rne sposoby
ratunku, w czym
wydatnie przeszkadza mu
pojawiajcy si natrtnie
niemiy
obraz Barbary w roli
wyuzdanej kurtyzany. Z wysikiem
usun obraz sprzed oczu.
- Trzeba natychmiast wysa
depesz - powiedzia
energicznie. - Zabroni im
wszelkich stara o matryc i
niech robi na razie budynki i
zamek. Wadzami ja si
zajm bez

pana, udamy, e traktujemy to


marginesowo, w ramach uzgodnie
instalacji
sanitarnych. Od razu
sprbuj zadzwoni, a Matylda
zaatwi depesz. Najlepiej

E$l$t...
Do pensjonatu z wodotryskiem
przybyli rwnoczenie Bj~orn z
Wrocawia i telegram z pracowni.
Bj~orn, dumny z siebie,
przywiz dwie
pierwsze odbitki,
powitane okrzykami radoci.
- A reszta kiedy? - spyta
Karolek.
- Czy dzjen - odpar Bj~orn z
triumfem.
- Trzy dni - przetumaczy
odruchowo Janusz. - Czekajcie,
nie rozumiem, co tu jest
napisane. Czego ten
Hipcio od
nas chce?
Tre depeszy brzmiaa: Nic nie robi kategoryczne Stop Zbyszek zalata od gorme Stop
Xzekac wiafomocxi e tobic zamek Stop Nie podaplac niecko Hipolit. - Jakie niecko? - spyta
mimo woli Karolek, zaskoczony osobliwym poleceniem zwierzchnika. - Zbyszek zalata od
gorme? - zdumia si rwnoczenie Lesio. - Co to jest gorme? - Przekrcili na poczcie powiedziaa Barbara. - Musimy jako odgadn, skoro wysali depesz, to widocznie co
pilnego. - Moe to ma by niecka? - powiedzia nieufnie Janusz. - Pisae mu o tym czym
na rynku? - Nie pamitam - odpar Karolek. - Mylisz, e to jest "Nie podepta niecki"? Cholera wie, co to jest. To ju Bobka atwiej zrozumie. Ja z tego widz, e on ma pretensj,
e my nic nie robimy. Chyba zgupia, prawie p miasta obmierzone i to w jakich
niesprzyjajcych warunkach! - Ale co tu napisa o zamku - powiedzia Lesio niepewnie. Moe mamy robi zamek w pierwszej kolejnoci? - A moe to miao by "nie robi zamek"?
- powiedzia z powtpiewaniem Karolek. - No wanie - powiedziaa zniecierpliwiona
Barbara. - To w kocu robi czy nie robi? - Co wam powiem - zaproponowa Janusz
niezbyt pewnie. - Tego Zbyszka od gorme nie zgadniemy za adne skarby wiata, bo to moe
by wszystko. Wiadomo, e musimy si pieszy, tak czy inaczej. Na wszelki wypadek
zrbmy ten zamek, a jakby si okazao, e niepotrzebnie, to zawsze moemy to wszystko
wyrzuci.

- Niepotrzebnie odwala tak koby?! - oburzy si Karolek. Barbara stana po stronie


Janusza. - On ma racj. Za tydzie moe przyj depesza: "Przysa gotow inwentaryzacj
zamku". I co wtedy? Wiadomo, e jest wojna o obiekty turystyczne, mam na myli zabytki, to
moe mu by gwatownie potrzebne jako argument do czego. Ja chc, eby Hipcio wygra.
Nie wiem jak wy. - Ja te chc - powiedzia stanowczo Karolek. - Wszyscy chcemy powiedzia Lesio. - Tylko nie wiem, jakby co, jak nam si uda zgadn t nastpn depesz...
- Wylemy telegram z zapytaniem - zadecydowa Janusz. - A teraz do roboty! Cay zesp
zgodnie rzuci si w wir pracy. Bj~orn zosta oddelegowany do krelenia obnmierzonych
obiektw, przy wykrzykiwaniu wymiarw w terenie bowiem dokadna znajomo jzyka
wydawaa si niezbdna. Tkwi przy desce, z zapaem rysujc i krelc wedug dostarczanych
mu szkicw i omijajc starannie co szczegowsze opisy. Nanoszenie opisw zostao mu
agodnie wyperswadowane po odczytaniu na jednym z rysunkw informacji: "umar tysgrub
exactly". Dokadny namys i odnalezienie szkicu pozwolio stwierdzi, i miao to oznacza:
"mur tej samej gruboci dookoa". Kierownik pracowni za z obdem w spojrzeniu
pokazywa naczelnemu inynierowi telegram od frywolnych podwadnych. Telegram
brzmia: "Co to jest niecko i gorme natychmiast odpowiedz Janusz". - Na lito bosk, co to

jest niecko i gorme?! - jkn naczelny inynier. - Pan wie?!... - Nie wiem - odpar
rozpaczliwie kierownik pracowni.

- Przeszukaem ju encyklopedi, sownik wyrazw obcych i skorowidz miast w Polsce.


Nigdzie nie ma. I nie mog sobie wyobrazi, do czego im to moe by potrzebne! Naczelny
inynier zaduma si gboko. - Rzeczywicie, trzeba bdzie pojecha - zdecydowa z
westchnieniem... Po trzech dniach nieprzerwanej niemal pracy Bj~orn oderwa si od deski i
uda si do Wrocawia po obiecan reszt odbitek i zamwione transparenty. Zesp wzmg
wysiki. Czasu pozostawao niewiele i aczkolwiek rola suflera zostaa obsadzona od samego
pocztku, to jednak pamiciowe opanowanie tekstu sztuki przynajmniej w pewnym stopniu
byo niezbdne. Wszystkie moliwe chwile powicano na nauk. - Te drzewa tutaj mamy w
projekcie - mwi Janusz. - Do czego by to dowiza?... A od krwiopijcy nie wemiem ni
grosza. Z nowego chodnika ni grudki srebra mu nie damy, a speni nasze dania. Co tam
dalej? - Ja sam stan na stray - podpowiedzia Karolek. - Ty staniesz czy ja? - Ty.
Dowiemy do naronika tej ostatniej szopy. - Szopa jest do rozbirki! - Ale mamy j
domierzon do budynkw. Barbara pisz? - Ja sam stan na stray - zgodzi si Janusz. Szesnacie dwadziecia trzy do osi... - Ale patrze bdziemy musieli, jak kobiety nasze i
drobne dziecitka mr z godu - mwi Karolek, zwijajc tam i zmieniajc miejsce. Siedem czternacie te do osi. Zapasw adnych nie posiadamy, a ju dzi ywnoci nam
brakuje... - Poywienia - przerwaa Barbara. - Poywienia wam brakuje. Co robisz, mierz od

szopy wszystkie trzy po prostej! Potem nie bdzie wiadomo, jaki to kt! - Poywienia powtrzy posusznie Karolek, wracajc na poprzednie miejsce. - Zapomniaem, co dalej. A skd pomoc przyjdzie - podpowiedziaa Barbara, obarczona olbrzymi iloci papieru,
zawierajcego notatniki inwentaryzacyjne, jak i teksty sztuki. - A skd pomoc przyjdzie,
kt to wie. Znikd zapewne i sumienie moje wzdraga si przed zbrodni. Dwadziecia dwa
osiemnacie. Co z t skarp? Sam kamie! - Zdaje si, e akurat nam wypada w
fundamencie pod taras - odpara Barbara. - Ode mnie. - Jak to taras od ciebie? - zdziwi si
Janusz. - Co ty masz na myli? - Pomoc ode mnie, nie taras. Pojawiam si w mroku. - A,
prawda. Karol, co tam mwisz! Siedzcy w kucki pod szop Karolek nie dosysza. Dobrze jest, na zerze! - zawoa zachcajco. - O hrabiance mwisz! - wrzasn Janusz. Pu, zaznaczyem! Na czym stoimy? - Na hrabiance - powiedziaa zniecierpliwiona
Barbara. - Pojawiam si w mroku, cocie zalepli czy co? - Panna hrabianka - powiedzia
Karolek, schylajc si nad tam w nowym miejscu. - Ode mnie pomoc przyjdzie - obiecaa
z niechci Barbara. - I osiem szedziesit - powiedzia Janusz. - I c nam panna
hrabianka pomoesz? To sprawa ludu. Przeciwko Lesiowi sprzysigy si ze moce. Nie
do, e spado na niego dodatkowe obcienie w postaci dekoracji do sztuki, ale tre
dramatu obudzia na nowo od dawna

upione uczucia do Barbary. Codziennie wszak pada przed ni na kolana wypowiadajc


czue sowa, codziennie czyni wysiki zmierzajce do objcia jej kibici i ucaowania doni,
codziennie Barbara, jak zawsze nieczua, odmawiaa mu swych wzgldw. Robia to
wprawdzie zgodnie z tekstem stworzonym przez instruktora K$o i odczytywanym z kart
maszynopisu, ale odpychajce zdania i krwawe drwiny brzmiay w uszach Lesia rozpaczliwie
realistycznie. Barbara nie chciaa go tak w yciu, jak i na scenie. Karmiona wiosennym
plenerem i natchnieniem kaowca wyobrania Lesia ruszya. Po kadej kolejnej prbie, po
kadym stwierdzeniu, e pikna arystokratka odrzuca uczucia hrabiego i gardzi jego
nikczemn postaci, opada w zwikszon melancholi i w wypowiadane sowa wkada
coraz wicej serca. - Pan gra najlepiej - owiadczy z przekonaniem i podziwem
reyserujcy sztuk autor. - eby wszyscy tak grali!... Pan powinien zosta aktorem, a nie
architektem. Ja si dziwi, e pan nie pracuje w jakim teatrze w Warszawie... Trwajca
wci pikna pogoda umoliwiaa malowanie potnych plansz pod goym niebem.
Ulokowany na ogrodowej drabinie Lesio tworzy na sklejce i tekturze fragmenty wntrza
zamku, majc przed sob na dalekim planie autentyczny model, na bliszym za wiekow,
opuszczon, chylc si ku upadkowi, pomalowan w zamazane kropki stodo. Wok
roztaczaa si niewielka, spadzista czka, a tu u stp jego zaczynay si pierwsze
zabudowania miasteczka. Starannie wykacza portrety przodkw na gotyckiej cianie i
odwracajc si od nich w kierunku dropiatej stodoy

powtarza szarpicy serce tekst: - Kwiecie mj, czemu, mnie wzgard obdarzasz? Nie
odwracaj lubego oblicza!... Na tak wanie chwil trafi naczelny inynier przygnany
niepokojem mniej wasnym, a bardziej kierownika pracowni, ktry, jego zdaniem, popad w
nieuzasadnion, histeryczn panik. Przyjecha samochodem Stefana, dziki czemu mia
swobod ruchw na caym terenie. Nie zastawszy nikogo w pensjonacie, uda si w plener na
poszukiwanie wsppracownikw, ktrzy wedug informacji tubylcw powinni byli
znajdowa si na zboczach wzgrz, na skraju miasteczka lub te w pobliu zamku.
Zorientowany w projekcie przyszego zagospodarowania terenu naczelny inynier bez
wahania ruszy na waciwe zbocze i zaraz za ostatnimi budynkami ujrza co, co na dug
chwil odebrao mu zdolno wadania sob. Na niewielkiej czce przed olbrzymim,
opartym na skomplikowanych stojakach i rusztowaniach kawaem dykty sta na ogrodowej
drabinie Lesio z palet i pdzlem w rkach i malowa fantazyjne ramy wok wielkich,
niewyranych prostoktw. W chwili, kiedy naczelny inynier wrs w ziemi na zapleczu
ostatnich komrek, przerwa na chwil prac, odwrci si w kierunku widocznej w
niewielkim oddaleniu nakrapianej stodoy i rzek z gorycz: - Czemu serce twoje jest zimne
jak gaz? Urwa i trwa chwil w milczeniu, wpatrzony w budynek gospodarski, jakby w
oczekiwaniu na odpowied. Stodoa milczaa i milcza te zamary w bezruchu naczelny
inynier. - Ach, cofnij te okrutne sowa! - zawoa Lesio z

boleci i naczelny inynier poczu jakie dziwne oszoomienie. Przez moment usiowa co

posysze, po czym uprzytomni sobie, e gdyby nawet ze stodoy istotnie dobieg jaki gos,
w niczym nie wyjanioby to niepojtej sceny. Lesio machn pdzlem i oderwa si od
prostoktw. - Pozostaw mej duszy nadziej! - zawoa rzewnie. - Wszak przyjdzie chwila,
kiedy uzyskam od ciebie wzajemno! C jest takiego, co mnie przyciga, a ciebie
odpycha? C mam uczyni, by zmieni twe serce? Stodoa ponownie odmwia
odpowiedzi. Naczelny inynier nie sysza absolutnie nic poza echem namitnych sw Lesia.
Pomimo to Lesio uczyni gest protestu i zachwia si na drabinie. - O nie! - zakrzykn
buntowniczo. - Ty drwisz sobie ze mnie! Naczelny inynier mimo woli spojrza podejrzliwie
na wielkie dropiate wrota. Zarwno wrota, jak i reszta budowli trway w obojtnym
milczeniu. Lesio wzi inny pdzel i umoczy go w wiszcym na drabinie wiadrze. - Ach,
wszak to zwyka, dziewicza przekora - rzek pobaliwie i machn pdzlem po dykcie. Lecz jake okrutna! - doda z wyrzutem, znw zwracajc si w kierunku stodoy.
Zestawienie wiekowego obiektu z dziewicz przekor okazao si ponad siy naczelnego
inyniera. Ostronie wycofa si z zaraonego szalestwem terenu, odetchn gboko kilka
razy i ruszy ku zamkowi. Wspinajc si skrtem pod gr pospnie rozmyla nad tym, e
widocznie Lesio nic nie zrobi tylko dlatego, i popad w obd. Koledzy, uwzgldniajc stan
jego umysu, przezornie odsunli go od wszelkich

dziaa. Dlaczego jednak nie zawiadomili o smutnym fakcie kierownika pracowni?... Dotar
prawie do samego zamku i spoza zrujnowanego murku niewiadomego przeznaczenia usysza
znajome gosy. Zbliy si z zamiarem przebycia przeszkody i rozrni sowa. - Nie
dopuszcz, aby habi dziwicz cze mej siostry. Tu jest dziura - powiedzia Karolek, tonem
podkrelajc znacznie wiksze zainteresowanie dziur ni dziewicz czci siostry. - Co z ni
robimy? - Sprawd, jak gboko - poradzi Janusz. - Moe to lochy? Jed dalej. - Fryderyk
- powiedzia Karolek i na chwil zapado milczenie. Naczelny inynier sta jak zamurowany
i usiowa zebra myli. O ile wiedzia, Karolek nie posiada rodzestwa. - Ze cztery i p
metra, a na dole jakby gruz - powiedzia Karoke. - No, co tam dalej? - Ach nie, ach nie, nie
mw mu o tym, on go zabije - powiedziaa z wyranym zniecierpliwieniem Barbara. - Ta
twoja narzeczona z M$h$d powinna wzi urlop i lata tu z nami. - Obmierzaj, na co
czekasz? - zniecierpliwi si Janusz. - Tak, masz racj, siostrzyczko moja - odpar Karolek. Wezm na siebie ten ciar. Dwa dziesi na osiemdziesit pi. Naczelny inynier jkn
rozdzierajco i usiad na najbliszym kamieniu, uczuwszy w sobie dziwn sabo. Nagle
zrozumia kierownika pracowni... Teczka, z ktr Bj~orn przyby na dworzec we Wrocawiu,
bya bardzo cika. Zawarto jej stanowio czterdzieci rolek do przykadnicy, dwadziecia
egzemplarzy adnie poskadanych odbitek i tekturowa rura

potnych rozmiarw wetknita pod wieko. Wewntrz rury znajdoway si pieczoowicie


zwinite transparenty wraz z macierzyst matryc. Z ulg postawi teczk na awce w
dugiej hali dworcowej i rozejrza si wok. W gbi jego jestestwa zalgo si pragnienie
ulubionego napoju. Spojrza na zegarek, stwierdzi, e do pocigu ma jeszcze p godziny

czasu, kupi bilet i uda si do bufetu. Tak jzyk, jakim si posugiwa, jak i jego wygld
zewntrzny od pierwszego rzutu oka pozwalay odgadn w nim cudzoziemca i to
cudzoziemca dewizowego. Cudzoziemiec z zachodu pozostawi na awce bez adnej opieki
bardzo wypchan, zagraniczn teczk... Opuciwszy bufet po kwadransie Bj~orn ze
zdziwieniem stwierdzi nieobecno bagau. Najpierw pomyla, e moe pomyli awki,
potem, e moe pomyli si jaki pasaer, potem za odczu lekki niepokj. Przypomnia
sobie, e opowiadano mu jakie dziwne i nieprawdopodobne historie o zdarzajcych si w
Polsce kradzieach. Kradzie teczki, w ktrej znajdoway si wycznie urzdowe, niukomu
niepotrzebne dokumenty, wydaa mu si cakowicie pozbawiona sensu i zdziwienie jego
wzroso. Potem przypomnia sobie opory i zdenerwowanie przewodniczcego Rady
Narodowej i dla odmiany wzrs jego niepokj. Potem odszed jego pocig, a potem wreszcie
zacz wyjania przykre nieporozumienie. ODszed ju take i ostatni tego dnia pocig w
kierunku Zbkowic lskich, kiedy dyurny milicjant w komisariacie dworcowym koczy
pisa utwr fantastyczny, zaopatrzony tytuem "Protok", a zgnbiony i oszoomiony Bj~orn
zaczyna pojmowa, i to, co mu si

przytrafio, to nie jest ani smutna pomyka, ani wesoy arcik, ale ponura rzeczywisto.
Fantastyka milicyjnego protokou wynikaa z faktu, i przedstawiciel wadzy usiowa
porozumie si z poszkodowanym w dwch jzykach, polskim i rosyjskim, po czym
stwierdzi niezbicie, i zagin kufer wypeniony tajnymi dokumentami. Naczelny inynier,
wrciwszy do rwnowagi po uzyskaniu od zespou wyczerpujcych wyjanie, oglda
wanie z zaciekawieniem osobliwie zlokalizowan fontann, kiedy wraz z przygnbionym
Bj~ornem przybya do zespou koszmarna wie. Pierwsz reakcj zainteresowanych byo
straszne uczucie nerwowej saboci w okolicy doka. Nastpnie dao si zaobserwowa co w
rodzaju paraliu umysw i organw mowy. Nastpnie usiowano przez chwil nie wierzy w
rzeczywisto. Nastpnie nikej pociechy dostarczyo wspomnienie czasw, kiedy na
porzdku dziennym byo skadanie zagniewanym bstwom ofiar z jednostek ludzkich i przez
dusz nieco chwil rozwaano ewentualno zoenia ofiary z cudzoziemca. Nastpnie
zaczto myle realnie. - Tego ju za wiele - powiedzia Janusz tonem beznadziejnej
rezygnacji. - Rne nieszczcia mogem sobie wyobrazi, ale to przechodzi wszystko. Szlag
trafi matryc. Co, u Boga Ojca jedynego, mamy teraz zrobi?!!! - Powiesi si - poradzi
Karolek stanowczo. - Tylko zbiorowe samobjstwo ratuje jako tako nasz honor. - Wzgldnie
moemy si otru - doda Lesio z rozdzierajcym smutkiem. Czym dziaajcym agodnie i
bez tortur, bo ju do zego spotyka nas za ycia...

- Zgupielicie obydwaj - przerwaa z gniewem Barbara. - Te idotyczne role w


przedstawieniu rzuciy si wam na mzg. Co to jest, swoj drog, e mczyni tak si od
byle czego zaamuj! - To jest byle co? - powiedzia rozgoryczony Janusz. - Stajemy na
gowie, koujemy faceta, wygupiamy si, wydzieramy mu z garda t cholern matryc,
przysigamy na kolanach, e zwrcimy w idealnym stanie, rczymy sowem honoru i co? I

gubimy jedyny istniejcy egzemplarz! Jak idioci, jak niepowane mydki, jak debile, jak
szmaty, jak... jak... - Jak p poladka lufcikiem - podpowiedzia Karolek ze smutkiem.
Zaskoczony Janusz przerwa wypowied. - Co? - spyta. - Dlaczego p?... - Jeszcze gupiej
ni cay - wyjani Karolek. - CCzekajcie - powiedzia naczelny inynier. - To jest
rzeczywicie idiotyczna historia, ale trzeba znale jakie wyjcie. - Jasne, e trzeba popara go Barbara. - W adnym absolutnie wypadku nie moemy si przyzna, e nam to
zgino. To w ogle mowy nie ma, Janusz ma racj, wychodzimy na niepowanych
kretynw... - I tacy jak my maj zajmowa si oglnopastwow akcj zmiany oblicza
turystycznego kraju! - przerwa Janusz z nietajon odraz. - Od takich jak my ma zalee
budowa caych obiektw!... - Zamknij si! - przerwaa Barbara, bliska furii. - Tacy jak my
musz ten parszywy dokument odzyska. - Jak?! Pojedziesz gania zodzieja po
Wrocawiu?! Naczelnemu inynierowi udao si wtrci. - Ale przecie macie dwie

odbitki - powiedzia rozsdnie. - Trzeba t matryc po prostu odtworzy. Przez chwil


zesp patrzy na niego w milczeniu. - Ona nie bya zrobiona na kalce - powiedzia wreszcie
cicho Karolek gosem jakby czym zdawionym. - A na czym? - Na przedwojennym
astralonie... Tym razem zamilk take, naczelny inynier. - Suchajcie, a moe ten zodziej
zorientuje si, co ukrad, i odele albo gdzie podrzuci? - spyta Lesio z rozpaczliw nadziej.
- Jak si ten zodziej zorientuje, co ukrad, to go szlag trafi i ze zdenerwowania wrzuci to do
rzeki albo podrze w kawaki - odpar ponuro Janusz. - Albo podpali - uzupeni Karolek. Nie, na odzyskanie tego nie ma nadziei. Mylmy realnie... - W porzdku - powiedzia
naczelny inynier z nag energi. - W takim razie trzeba skombinowa arkusz starego
astralonu. Jakie to byo? - Cienkie - powiedzia Janusz. - Nie wicej ni zero trzy milimetra,
a moe nawet zero dwa, ale rnicy jednej dziesitej nikt nie zauway. Troch jakby
przyke na brzegach. - Brzegi drobnostka, zawsze mona powiedzie, e w wywietlaniu
to te odcili. Macie dwie odbitki... - Nasza jest do bani - przerwa Karolek. - Mao, e
porysowana, mao, e podarta, to jeszcze caa w jajecznicy. - Przesta stwarza trudnoci! zirytowaa si Barbara. - Przewodniczcy ma drug w bardzo dobrym stanie i to nawet nie
poskadan, a zwinit w rulon. A w ogle to ile razy prosiam, eby nie pracowa przy
jedzeniu!

- No wic odtworzycie wedug tej drugiej!... W zesp zacza wstpowa nika nadzieja.
Karolek oywi si wyranie. - Zauwacie, e dalimy mu lepsz odbitk, jest bardzo dobrze
zrobiona. Podpisy sfaszujemy i jedyny kopot to ta cholerna piecz z wron, ktra si
niepotrzebnie tak porzdnie odbia... - Piecz mita - przerwa Janusz rwnie z nagym
przypywem energii. - Zrobi si na gumce, a aktualne pieczcie moemy rbn i po krzyku.
Jedyny kopot, to jak od niego wycygani t odbitk, nie mwic, o co chodzi. Zawiadamiam
was, e ja si raczej rzeczywicie powiesz, ni przyznam, e to wistwo zgino.
Wzgldnie pryskam na zachd przez zielon granic i nigdy w yciu nie wrc! - Na staro
mgby... - zauway Lesio niemiao. - Skd wykombinujemy astralon? - spytaa

rzeczowo Barbara. - Instytut Kartografii - odpar naczelny inynier. - Albo wojsko.


Moliwe, e gdzie maj nawet przedwojenne zapasy. Na szczcie znam tam par osb
prywatnie, bo oczywicie trzeba to zaatwi nieoficjalnie... Wbrew pierwotnym
zamierzeniom naczelny inynier odjecha do Warszawy nazajutrz o wicie, obarczony
zadaniem zdobycia staro wygldajcego astralonu w moliwie szybkim tempie. Zesp
uspokoi Bj~orna, zdradzajcego objawy przygnbienia, rozpaczy i skruchy. Cierpliwie
wysuchano jego wyjtkowo dugiego i cakowicie niezrozumiaego przemwienia,
skadajcego si z hurgotw i zgrzytw, z rzadka przetykanych polskimi sowami i
zakoczonego czym, co na wszystkich suchaczach uczynio wraenie uroczystej przysigi.
- Mnie si wydaje, e on nam

obieca, e ju nigdy nie zgubi adnej matrycy - powiedzia Karolek z lekkim


powtpiewaniem. - No to chwaa Bogu - odpar Janusz. - Podobno to jest solidny nard i
zawsze dotrzymuj sowa... Nastpnie za rozpoczto prby zdobycia odbitki
przewodniczcego Rady Narodowej. Ju pierwsze usiowania wykazay, i jedynym
sposobem uzyskania jej w tajemnicy, bez wyjawienia przyczyn, dla ktrych jest zespoowi
niezbdna, pozostaje kradzie. Dobrowolnie i z byle powodu przewodniczcy si z ni nie
rozstanie. Co gorsza, wysiki zmierzajce do zawadnicia odbitk natychmiast zaczy w
nim budzi jakie daleko idce podejrzenia, trzeba byo ich zatem szybko zaniecha. Waciwie to ju jestemy przyzwyczajeni - powiedzia Karolek pocieszajco. - Zeszym
razem nam nie wyszo, bo i warunki byy inne, i nie mielimy dowiadczenia. Teraz musi si
uda. - Trzeba to zaatwi w cigu jednej nocy - rozwaa Janusz. - Wieczorem si j rbnie,
do rana wykreli i przed sm musimy podrzuci z powrotem. On si nie moe zorientowa,
e co jest nie w porzdku, bo zacznie potem oglda matryc i jak bd jakie rnice, to
natychmiast zauway... - Nie przeceniaj go - przerwaa Barbara. - Nie tak atwo zapamita
szczegy na takiej kobyle. A w ogle to przez jedn noc nie zdymy, chobymy nawet
pkli. Potrzebna nam caa doba. - W cigu dnia poapie si, e nie ma odbitki! - Trzeba go
bdzie jako zaj. Najlepiej byoby teraz zaraz, kiedy jest to cae zamieszanie z
przedstawieniem... - Ale teraz zaraz nie moemy, bo nie mamy astralonu...

- To bdzie wamanie - powiedzia Karolek z bezrozumn uciech. - Musimy si dosta do


szafy w jego gabinecie... - To bdzie p wamania - przerwa Janusz. - Tego klucza od
zewntrznych drzwi w rezultacie mu nie oddaem i najwaniejsze mamy z gowy. A tam w
rodku byle wytrych wystarczy. - Nie mamy wytrycha... - To si wyklepie kawaek drutu,
nic takiego. W kadym razie lepiej si popieszy z przygotowaniami, bo nie wiadomo, kiedy
Zbyszek przywiezie astralon. - Chyba kltwa jaka nad nami ciy - powiedziaa Barbara z
gorycz. - Wiecznie jaka nadprogramowa robota i to w najgupszych warunkach! Czy my
kiedykolwiek bdziemy mogli pracowa spokojnie, jak ludzie? Karolek przystpi do
precyzyjnego wycinania niemieckiej pieczci na wielkiej gumce krelarskiej. Janusz
rozpocz produkcj wytrychw, pozwalajcych na otwarcie zamkw we wszystkich Radach

Narodowych caego kraju. Barbara, Lesio i Bj~orn zwikszyli tempo robt


inwentaryzacyjnych. W zamienionym na pracowni najwikszym pokoju pensjonatu trzy
osoby kreliy w skupionym popiechu, czwarta osoba w pocie czoa odcinaa mikroskopijne
kawaki gumki, pita za dorzucaa akompaniament akustyczny w postaci nierwnomiernego
poklepywania. - Dziwi si, e nie zostaem zegarmistrzem - powiedzia Karolek z
wyranym niesmakiem do samego siebie. - Okazuje si, e mam talenty. Janusz obejrza
pod lamp kawaek adnie wygitego i wyklepanego drutu. - Wytrych jak lalka - powiedzia
z zadowoleniem. -

Jeszcze ze dwa i bdziemy mieli wszystkie rozmiary. Karolek spojrza na niego z


zainteresowaniem. - Mylisz, e ty te masz uboczne talenty? Moebymy to jako
wykorzystali?... - No przecie wanie zamierzamy! - Na lito bosk, przygotujmy to
dokadnie, eby si znw nie wygupi - powiedziaa Barbara. - Wemy pod uwag wszystkie
ewentualnoci. Pamitajcie, e w adnym wypadku nie wolno nam obudzi podejrze! Teraz byoby najlepiej, pki tam jest taki rejwach - powiedzia Lesio z alem. - Co ty! zaprotestowa Karolek. - Do pnej nocy na rynku peno ludzi i wszyscy nas znaj. eby nie
wiem co robi, zawsze kto ci moe zobaczy, jak wyazisz z rur z ratusza! Jak nie ludzie,
to dzieci. - Kretyski pomys, eby robi przedstawienie na balii - mrukn z dezaprobat
Janusz. Przewodniczcy Rady Narodowej po dugich wahaniach zdecydowa si
wykorzysta amfiteatralny rynek miasteczka jako sal widowiskow. Roboty byy w penym
toku. Na stromych zboczach montowano prowizoryczne siedziska, placyk na dole za wraz z
bali dla soni pokrywano deskami, majcymi stanowi scen. Wystajca ponad powierzchni
terenu balia stwarzaa wprawdzie pewne trudnoci, pokonano je jednake w ten sposb, e
cz sceny pozostaa podwyszona, reprezentujc sob ju to antresol zamkowej komnaty,
ju to rne poziomy kopalni, ju to pagrek w plenerze. Prace wykonywano w czynie
spoecznym, nie baczc w zapale i popiechu na por doby, istotnie wic o kadej niemal
godzinie dnia i nocy rynek by gsto zaludniony.

Zachwycone rozrywk wszystkie dzieci miasteczka i okolic utrudniay monta jeszcze


bardziej ni balia. - S trzy moliwoci - powiedziaa Barbara. - Zalenie od tego, kiedy
Zbyszek przywiezie astralon. Przed uroczystociami, w trakcie i po. Najgorzej jednak byoby
po, bo przewodniczcy oprzytomnieje i zacznie si upomina o matryc. - Przed te
niedobrze, bo za duo ludzi - powiedzia Karolek. - Najlepiej byoby w trakcie. - Uwaasz,
e si rozdwoimy czy co? - spyta z niesmakiem Lesio. - Niewane, co najlepiej, wane jak,
w kadym z tych trzech wypadkw - powiedzia stanowczo Janusz. - Zacznijmy
chronologicznie. Nad ranem jest najspokojniej, a w kadym razie nie ma tych cholernych
dzieci. Jedna osoba wejdzie do rodka, wamie si do szafy, znaczy, chciaem powiedzie,
otworzy j wytrychem, zabierze matryc... - I wyjdzie na oczach wszystkich z rur jak lufa
armatnia, co? - przerwa Karolek. - Przeciwnie. Nie moe wyj z rur, wykluczone. Rur
poda oknem drugiej osobie. - Okno przewodniczcego jest na pierwszym pitrze i wychodzi

akurat na rynek! - Ale ratusz to nie twierdza i ma wicej okien ni jedno - powiedziaa
Barbara. - Na drugim kocu budynku jest za przeproszeniem damski wychodek. Nawet jeli
wszystkie pokoje bd pozamykane, to tam bdzie otwarte. Przez tamto okno opuci si t
rur na d najlepiej na sznurku. - A jak podrzucimy z powrotem? - Tak samo. Kto
wejdzie bez rury, opuci sznurek i wcignie j na gr. Zamknie w szafie i cze. Rzeczywicie, nawet proste -

zgodzi si Karolek. - To waciwie zostaj tylko dwa problemy. eby nas nikt nie zobaczy i
eby przewodniczcy nie zorientowa si przez ten jeden dzie, e jej nie ma. - Zajmie si
go czym - powiedzia Lesio beztrosko. - Kto? - zaprotestowa Janusz. - Bdziemy zasuwali
jak szatany, ta jedna matryca to jest tydzie normalnej roboty. Kade p rki wane!
Gotykiem opisane po niemiecku! - Zbyszek - powiedziaa stanowczo Barbara. - Zostanie na
ten dzie i niech robi, co chce, ale musi go zaj. Niech go upije, niech z nim omawia
instalacje, wszystko jedno. Nie moe go dopuci do jego pokoju i koniec! - Bardzo dobra
myl - pochwali Janusz. - To jeszcze tylko pomylmy, jak to zrobi, eby nas na pewno nikt
nie zobaczy. Na chwil zapado milczenie. Cztery osoby wytay pami wzrokow,
przypominajc sobie szczegy rynku, ratusza i okolicznych zabudowa. - Te proste powiedzia nagle Lesio w natchnieniu. - Niech nas nawet zobacz, grunt, eby nas nie
poznali. - Znw garby? - zainteresowa si Karolek. - Niegupio mwi - rzek Janusz w
zamyleniu. - Wykorzystujmy nabyte dowiadczenia. Z napadem na pocig nikt nas nie
skojarzy, a wiemy, e milicja tam bya. Trzeba si jako przebra... - Lepiej - przerwaa
Barbara. - Trzeba si przebra tak, eby w razie czego wzili nas za kogo innego. Za kogo,
kto ma prawo tam przebywa. - Nocny str czy co w tym rodzaju?... Myl wszystkim
zainteresowanym wydaa si przednia, aczkolwiek sprecyzowanie osb, ktrych

obecno w ratuszu o wschodzie soca w nikim nie wzbudzi zdziwienia, przyszo z niejak
trudnoci. Spord wszelkich moliwoci wybrano wreszcie patrol milicji, palacza
centralnego ogrzewania, grup pijanych chuliganw i sprztaczki. - Milicji bym nie
ryzykowa - powiedzia Janusz. - Centralne ogrzewanie nie dziaa, bo jest lato, nie mwic o
tym, e w ogle go nie ma. Na chuliganw tu jest dziwny nieurodzaj i zostaj nam tylko
sprztaczki. - Przy czym ta, ktra pluje, od razu odpada - doda Karolek. - Nikt z nas nie
skurczy si do jej rozmiarw. - A ta druga jest w zaawansowanej ciy - uzupenia Barbara.
Na chwil znw zapado zatroskane milczenie. - Ha! - krzykn nagle Karolek z triumfem. Mam myl! Wszyscy, nie wyczajc Bj~orna, spojrzeli na niego z zainteresowaniem.
Karolek troch niepewnie spojrza na Barbar. - Tu jest kocielny - powiedzia. - On chodzi
taki przygarbiony i jeden z nas moe si przebra za niego. Chyba cierpi na bezsenno, bo
si plcze po nocach. Sam go widziaem, jak si przyglda wtedy, kiedy Janusz wyprawia t
orgi z przewodniczcym. A Barbara bdzie w ciy! - Zwariowae? - spytaa Barbara z
niewypowiedzian zgroz. - Przebierzesz si za t sprztaczk! Chustka na gow, okulary,
ona nosi okulary, ta cia i jakby kto co zobaczy, to najwyej pomyli, e ona te cierpi na

bezsenno. Razem wziwszy zobacz kocielnego ze sprztaczk i co to ma wsplnego z


nami? Janusz ubieg Barbar, ktrej na chwil zabrako gosu.

- wietna myl! Nie protestuj! W kocu wszystko jedno, jak bdziemy wyglda, moemy
si poprzebiera nawet za sonie! Grunt, eby nikt tego nie skojarzy z nami! My garby, a ona
w ciy!... - Zaraz, ale jeli kto zobaczy dwch garbatych, to co? - zaprotestowa Lesio. Dwch kocielnych?... Ten jeden si rozdwoi? - Co ci to obchodzi, niech si dziwi do
upojenia! Niech myli, co chce, byle z daleka od nas! - Sprztaczka wejdzie do ratusza,
kocielny bdzie czeka pod oknem... - Drugi kocielny przypilnuje na rynku... - I za tydzie
cay powiat bdzie wiedzia o gorszcym romansie sprztaczki w bogosawionym stanie z
kocielnym w dwch osobach. Kocielnego wyleje z roboty ksidz, a sprztaczk personalny.
Wycie chyba do reszty zgupieli...
Protest Barbary zgin w oglnej aprobacie. Bezzwocznie przystpiono do wyszukania
kamuflujcych strojw. Umiarkowanych rozmiarw garbki nadzwyczajnie upodobniy Lesia,
Karola i Janusza do rzuconego na er plotkom kocielnego, zdegustowana Barbara za w
mgnieniu oka zmienia stan. - Patrzcie, wyglda zupenie jak ywa! - zawoa zachwycony
Karolek. - Ty, przygnij troch kolana - poradzi mu Lesio, podczas gdy Barbara wrd
objaww ywioowego wstrtu wypltywaa si z przywizanej sznurkami poduszki. - Ten
kocielny jest niszy i w ogle niemody. Na pewno powczy nogami. Zaintrygowany
Bj~orn zada wyjanie. Przy pomocy dwch sownikw powiadomiono go o zamiarach
zespou, przyprawiajc

o wstrzs. Skrcony kurs posugiwania si wytrychami da nadspodziewanie dobre rezultaty


i brakowao ju tylko okularw dla Barbary_sprztaczki. - Trzeba zadepeszowa do
Zbyszka, eby przywiz z Warszawy - zadecydowa Janusz. - Piln, to zdy doj...
Kierownik pracowni sam przed sob usiowa ukrywa, i naczelny inynier powrci z
wizyty u zespou niepokjco odmieniony. Intrygujce sowa "niecko" i "gorme" nie zostay
wyjanione, naczelny inynier wykaza w tej kwestii dziwn obojtno, twierdzc, e
zapomnia o nie spyta, i kierownik pracowni wola nie wnika w to, co zaszo w czasie jego
podejrzanie krtkiej inspekcji. Nasuwajce mu si, wbrew woli, obrazy i przypuszczenia
wywoyway szum w uszach i zaburzenia w oddychaniu. Jeeli tajemnicza epidemia dotkna
nawet naczelnego inyniera, to waciwie nie widzia ju dla siebie miejsca na ziemi.
Naczelny inynier zaniedbywa obowizki subowe, prowadzc niezwykle ruchliwy tryb
ycia poza terenem biura. Co dziwniejsze, zaniecha stara o matryc drog urzdow. Co
jeszcze dziwniejsze, zada nagle od kierownika pracowni podpisu pod jednofazowym
projektem kurnika na tysic sztuk drobiu, uniemoliwiajc mu rwnoczenie wniknicie w
szczegy podpisywanego obiektu i odmawiajc wszelkich wyjanie. Bysk niepokojcej
determinacji w jego oku zniechci kierownika pracowni do zgaszania protestw. Kiedy
wreszcie nadesza do pracowni depesza treci: Prywez okulary byle jake mo_liwe slabe,

kierownik pracowni doszed do wniosku, e powinien zmieni zawd i zosta leniczym

w samym rodku najwikszego zadrzewionego obszaru na terenie kraju. Naczelny inynier


by czowiekiem niezwykle lojalnym, przy tym za sympatycznym i budzcym powszechn
yczliwo. Lojalno zmuszaa go do utrzymywania w bezwzgldnej tajemnicy
kompromitujcego dla zespou dramatu, nie mg zatem udziela zwierzchnikowi adnych
wyjanie. Szlachetno charakteru natomiast, nader wysoko ceniona przez cae otoczenie i
wszystkich znajomych, uatwia starania. Zaprzyjaniony osobnik w Instytucie Kartografii
poszed mu na rk i zarekomendowa magazynierowi, ktry obieca wyszuka w starych
zapasach kilka arkuszy astralonu formatu A_0, pod warunkiem wszake wywiadczenia mu
drobnej przysugi. Zaoywszy sobie mianowicie czas jaki temu kurz ferm, musia teraz
uprawomocni wstecznie nielegalnie wzniesiony kurnik, podpisujc post factum wykonany
projekt rk uprawnionej osoby... Wziwszy do pomocy Stefana, ktry wprawdzie nic nie
rozumia, ale zgodnie z poleceniem zaj oywion rozmow stranika w wejciu, naczelny
inynier najzwyczajniej w wiecie ukrad z Instytutu Kartografii trzy arkusze starego
astralonu. Zdenerwowany mnocymi si trudnociami i przeszkodami zesp porzuci
zajcia subowe niemal cakowicie, powicajc inwentaryzacj na korzy
przedstawienia, eby nie naraa si przewodniczcemu Rady Narodowej. Zamek lea
odogiem. Pomiary posuway si w wim tempie, a za to na okolicznych kach, drogach i
pagrkach rozbrzmieway wzniose sowa wstrzsajcego dramatu arystokratki i
proletariusza.

Dzie lokalnego wielkiego wita wreszcie nadszed. Przystosowany do potrzeb sztuki


rynek robi imponujce wraenie, w czynie spoecznym uszyte stroje byy gotowe, zaproszeni
z dalszych okolic gocie zaczli si zjeda, a orkiestra straacka stroia instrumenty. W
godzinach popoudniowych uroczystoci rozpoczy si pochodem ku wejciom do starych
kopalni, gdzie tak przewodniczcy Rady Narodowej, jak i inne znakomite osobistoci day
ujcie talentom krasomwczym. Orkiestra odegraa kilka hymnw, gocie oficjalni wychylili
lampk wina, po czym pochd powrci do miasteczka, gdzie po krtkiej przerwie miao si
rozpocz przedstawienie. Po przedstawieniu przewidziane byy fajerwerki i bal w gospodzie
ludowej. O poranku dnia tego spad deszcz. Pada wprawdzie krtko, ale dostatecznie
obficie, eby udao mu si podmy nieco jedn z desek, imitujcych schodki w przejciach
midzy siedziskami na amfiteatralnym zboczu rynku. Jako pierwszy skorzysta z deski
nauczyciel wychowania fizycznego, czowiek mody i wygimnastykowany, ktre to cechy
sprawiy, i zjedajc a do proscenium na tylnych czciach ciaa, stuk sobie tylko okie
nie ponoszc adnych wikszych szkd. Natychmiast potem ustawiono obok deski dwch
harcerzy, ktrzy ostrzegali przybywajcych widzw przed niebezpieczestwem,
podtrzymujc troskliwie pod rami przeace przez puapk osoby starsze i mniej sprawne
fizycznie. Naczelny inynier przyby z astralonem ju o zmroku, kiedy akcja sztuki
znajdowaa si w penym rozkwicie. Na balii, na biskupim tronie, wypoyczonym z

kocioa, siedzia przewodniczcy Rady Narodowej i

omawia ze swoim dyrektorem technicznym, w cywilu miejscowym weterynarzem, kwesti


zapobieenia grocemu strajkowi, po drugiej stronie sceny za Barbara ze wstrtem
odrzucaa umizgi hrabiego Lesia. Gigantyczne dekoracje zasaniay cakowicie widok na
dolin i mieszczce si za nimi kulisy. Dwch niezwykle utalentowanych elektrykw tkwio
w supoazach na dwch najbliszych supach telegraficznych, gdzie zamontowane byy
reflektory, i zrcznie zmieniao barw i natenie wiate za pomoc rnokolorowej
bibuki. Kurtyna, wykonana wedug projektu Janusza w postaci nietypowo wysokich
prawanw, szybko rozstawianych przez przejtych swym zadaniem harcerzy, prawie
cakowicie speniaa swoje zadanie. Innymi sowy wszystko grao. Naczelny inynier,
zorientowawszy si w trakcie przejazdu przez miasteczko, i w pensjonacie nie zastanie
nikogo, zatrzyma samochd powyej rynku i uda si na przedstawienie. Trafi akurat na
przejcie z podmyt desk. Suba porzdkowa z chwil rozpoczcia sztuki przestaa peni
swoje obowizki i naczelny inynier, ktry usiowa zachowywa si cicho i nie zwraca na
siebie uwagi, z guchym hukiem run w d, wprost na bben orkiestry. Obruszone nogami
wielu osb deski mikko uginay si pod nim zwikszajc polizg, wok rozlegy si
okrzyki zaskoczenia i przestrachu, naczelny inynier, zjedajc, zmieni pozycj,
wyldowa gow ku przodowi i na zakoczenie jego podry trafiony znienacka bben
wyda z siebie grzmicy, ponury ton. Przewodniczcy Rady Narodowej w p sowa przerwa
skandaliczne propozycje gnbienia klasy robotniczej, a Barbarze i Lesiowi zabrako

tchu. - O rany, co tam si stao? - zaniepokoi si Karolek, czekajcy za kulisami swojej


kolejki wraz z Januszem i czci personelu pegieeru. - Jakie zamieszanie w orkiestrze zaraportowa Janusz, przytykajc oko do szpary w cianie zamkowej komnaty. - Kto chyba
zlecia z gry czy co?... Czekaj... Rany boskie, to Zbyszek!!! - Jest Zbyszek?! Zainteresowa si Karolek gwatownie i odepchn Janusza od szpary. - Dlaczego on wali w
bben?! - zdenerwowa si odepchnity Janusz. - Nawet jeli ma astralon, to niech nie
przerywa przedstawienia!... Naczelny inynier, usiujc si podnie, trafi w bben
jeszcze okciem i kolanem, wywoujc kilka nastpnych, potnych dwikw. Pomoc
najbliej siedzcych widzw umoliwia mu wreszcie przyjcie pozycji pionowej.
Oszoomiony nieco swoim nieprzewidzianym wystpem popiesznie wycofa si ku grze,
w miejsce, gdzie nie sigao ju wiato reflektora, i usiad w przejciu, tu powyej
zdradzieckiej deski. - Godzin dziennie wicej pracy! - zagrzmia weterynarz, nie baczc,
i jego rozmwca nie skoczy poprzedniego zdania. Przewodniczcy Rady Narodowej
jednake wyku si roli tak, jak nigdy niczego nie nauczy si w szkole, i odruchowo udzieli
teraz odpowiedzi zgodnej z tekstem sztuki. Instruktor K$o, ktry ju zacz oblewa si
zimnym potem, odetchn z ulg, niejaki brak sensu w wypowiedziach aktorw umkn
uwadze przejtych wypadkiem widzw i przedstawienie potoczyo si dalej bez

przeszkd. - Jest Zbyszek - wyszepta gorczkowo Lesio do Barbary, nie przerywajc


skadania pocaunkw na jej doni. - Cae miasto zauwayo - mrukna Barbara i odebraa
mu do. - Nudzisz mnie, hrabio... - Pani jeste tak zachwycajc - rzek Lesio arliwie i
znw zniy gos. - eby chocia da jaki znak, czy ma ten astralon... - Musi mie. Bez
astralonu by nie przyjecha... Pomidzy oporn arystokratk i natrtnym hrabi dao si
zauway jakie dziwne porozumienie, cakowicie niezgodne z treci wypowiedzi.
Zainteresowanie widzw wzroso. - Trzeba go tu jako cign - mwi rwnoczenie
Janusz do Karolka. - Id po niego! Przyprowad go tu, bo inaczej szlag nas wszystkich trafi
ze zdenerwowania! Ja zaraz wychodz na t cholern scen... Uwaga widzw, siedzcych
na samej grze, w pobliu ruchliwej deski, ulega niejakiemu rozproszeniu. Za swoimi
plecami ujrzeli ciemn posta, skradajc si wowym ruchem. Posta dotara a do
przejcia, przykucna i zacza dziwnie psyka. Dialog hrabiego z arystokratk straci na
ywoci, tak dama jak i wielbiciel przestali nagle interesowa si sob wzajemnie, a za to
zgodnie i z niezwykym nateniem jli wpatrywa si w ciemn gr widowni. Pierwsze
rzdy widzw zaczy si odwraca i w chwili kiedy Karolkowi udao si wreszcie znikn
w ciemnociach wraz z naczelnym inynierem, ju cay amfiteatr siedzia tyem do sceny,
instruktor K$o przemyliwa o samobjstwie, a przewodniczcy Rady Narodowej by bliski
autentycznej apopleksji. Na ukazujcego si

proletariusza rzucili si zgodnie nie tylko zakochana arystokratka, ale take niechtny mu
hrabia. Szmer gorczkowych sw dobieg a do orkiestry. - Ma astralon? - spytaa szeptem
Barbara. - Cholera wie - odszepn proletariusz. - Karol po niego poszed... - Crko moja,
oddal si! - zarycza przewodniczcy Rady Narodowej z doskonale odegranym
zdenerwowaniem i rozpacz. Wedug tekstu jednake oddali si musia hrabia.
Proletariusz i arystokratka okazywali nerwowe roztargnienie. - Musimy si jako
porozumie - szepta pgbkiem Janusz, nie reagujc na obelywe okrzyki kapitalisty. Moe w przerwie... Porozumienie byo utrudnione, ustawicznie bowiem kto z zespou
zmuszony by przebywa na scenie. Naczelny inynier posuy za baz, przekazujc
wiadomoci za kulisami. Zgoszono propozycje i w czasie przerwy midzy drugim a trzecim
aktem plany zostay uzgodnione ostatecznie. - Wszyscy ci, ktrzy gin, mog wyj
wczeniej - powiedzia Janusz. - Tylko ja musz zosta do koca jak idiota. Karol, ciebie
szlag trafia zaraz po hrabim, od razu po mierci przebierajcie si i lecie pod ratusz. Ja si
bd kania moliwie dugo... - Zatrzymaj przewodniczcego - powiedziaa Barbara. Przez cay czas trzymaj go za rk, to nawet dobrze wyjdzie. Ja uciekn natychmiast po
samobjstwie... - Nie mamy garbw i ciy - zaniepokoi si Karolek. - Zbyszek
przywiezie. Masz tu klucze. Wszystko przygotowane ley w pracowni... - I zjed troch
niej. Tam z tyu, poniej ratusza, w stron

kocioa, jest takie podwrze i dookoa komrki. Zostaw tam wszystko, bardzo dobre

miejsce do przebierania. Kocielny ma blisko do okna i tylko sprztaczka bdzie musiaa


oblecie ratusz w koo... - Gdzie Bobek? - zainteresowa si naczelny inynier. - Siedzi na
widowni. Upar si obejrze przedstawienie. - Moe go wywoa? On wie, gdzie co jest...
- Dosy ju byo zamieszania, nie robimy wicej! - Jed ju, jak rany Boga, bo nie
zdysz! Najlepsza chwila dzisiaj, w ogle jedyna okazja, baagan bdzie a do pojutrza!...
Dzwonek zawezwa artystw na scen. Naczelny inynier, wprowadzony w plany zespou
nader pobienie i oglnikowo, odda Karolkowi okulary i nie bardzo pojmujc, co waciwie
ma przywie, uda si do pensjonatu. Wjedajc pod gr strom serpentyn obserwowa
w sobie zadziwiajce zjawisko. Im dalej znajdowa si od wsppracownikw, tym bardziej
odzyskiwa przytomno umysu. Wprawdzie w zamian za to dotkliwiej daway si w nim
odczu kontakty z desk i bbnem, ale naczelny inynier wola ju to ni ten dziwny zamt
w mylach, do ktrego nie by przyzwyczajony. Wyj z samochodu potn rur astralonu,
znalaz w pracowni porzdnie zapakowany tob, z zaciekawieniem odbi na kawaku kalki
wykonan przez Karolka piecz i pozytywnie oceni dokonane przygotowania. Wolny,
uprztnity z wszelkich mieci st czeka na odbitk, wok w niezwykym porzdku
spoczyway niezbdne narzdzia pracy, piecz bya zrobiona bezbdnie i naczelny
inynier wzruszy si ogromem woonych w przedsiwzicie wysikw.

Poprzysig sobie stan na wysokoci zadania. Czwarty akt dobiega koca, kiedy uszu
zainteresowanych dobieg saby odgos warkotu silnika. Naczelny inynier przywiz stroje
wamywaczy. Oddalenia si samochodu nikt ju nie usysza, bal na zamku bowiem
zaguszy wszelkie inne dwiki. Porozumienie w ostatniej przerwie, midzy czwartym a
pitym aktem, byo wrcz niemoliwe. Za kulisami miota si z wypiekami na twarzy
instruktor K$o, przewodniczcy Rady Narodowej gwatownie stara si rozstrzygn
kwesti, czy aktorzy powinni si przebra w normalne ubrania, czy te raczej wzi udzia
w dalszych rozrywkach przyodziani historycznie, zainteresowany niezwykle gwn
bohaterk dygnitarz z wojewdztwa usiowa wedrze si za dekoracje, a najwiksz
rozterk prezentowa czuwajcy nad caoci sekretarz POP_u. Odpowiedzialny za
fajerwerki pirotechnik siedzia wanie na supie w charakterze elektryka i w aden sposb
nie mona byo sprecyzowa momentu, kiedy naley go zwolni z obowizkw, eby zdy
na wzgrze, gdzie jego niedowiadczony pomocnik pilnowa materiaw wybuchowych i
sprztu. Dziki wysikom sekretarza POP_u tym ostatnim problemem w kocu zajli si
wszyscy. - W tej sytuacji na kocielnego i sprztaczk nikt nie zwrci uwagi - szepta
gorczkowo Karolek. - Sami widzicie, co si dzieje. Sodoma i Gomora... - Zaraz po
przedstawieniu wszyscy polec na pagrek, do tych zimnych ogni - mwi z przejciem
Janusz. - Tutaj mao kto zostanie. Byle zdy! Od razu do Zbyszka... - O Boe, czy on
wzi

wytrychy! - niepokoia si Barbara. - Byy razem, w paczce... Dramat dobieg koca,


Barbara runa z zamkowej wiey, przewodniczcy Rady Narodowej pad, raony

apopleksj, elektryk_pirotechnik porzuci kolorowe bibuki i zjecha ze supa, zwracajc na


siebie uwag zaledwie nikej czci widzw, grzmice brawa napeniy bogoci dusz
instruktora K$o. Zainteresowanie nie malao i nikt na razie nie opuszcza widowni, wrd
kaniajcych si aktorw bowiem rozgryway si acz niepojte, to jednak nader atrakcyjne
sceny. Przewodniczcy Rady Narodowej si wywleka przed parawany opierajc si
rozpaczliwie gwiazd zespou, usiujc si rwnoczenie wyrwa trzymajcemu go
kurczowo proletariuszowi. Na pierwszy dwik okrzykw "autor, autor" instruktor K$o
wybieg wawo i wspomg zwierzchnika... Hrabia Lesio dotar do naczelnego inyniera
jako pierwszy z nieznacznym opnieniem i raczej przypadkowo. Naczelny inynier,
niedokadnie zaznajomiony z topografi terenu, pomyli podwrza i oczekiwa z toboem na
tyach posterunku MO. Na szczcie tdy wanie prowadzia droga do zaplanowanych
uprzednio komrek i przekradajcy si midzy budynkami Lesio wpad wprost na tob.
W chwil potem w to samo miejsce trafi Karolek, ktry zdajc sobie spraw, gdzie si
znajduje, na widok dwch majaczcych w ciemnoci facetw omal nie dosta ataku serca. O Boe! - jkn szeptem. - Dlaczego tu?!... Rbmy co, prdzej, tu jest milicja! Naczelny
inynier zdenerwowa si okropnie, niejasno czujc, e zawid. Lesio zdenerwowa

si jeszcze bardziej. Od strony rynku dobiega narastajcy szum i gwar. Tob przesunito w
najciemniejsze miejsce, w zielsko rosnce pod jakim parkanem. - Gdzie ta Barbara?! szepta rozpaczliwie Karolek. - Ju dawno si zabia, powinna tu by, rany boskie, nie mamy
czasu!... - Zaraz si zaczn fajerwerki! - jcza Lesio w zdenerwowaniu i ze zgroz. Wszystko poleci tam, a potem nam si zwal na gow. Tylko teraz!... - Zaczynajcie bez
Barbary! - zada z irytacj naczelny inynier. - Wykluczone!... Sprztaczka!... Musz
zobaczy sprztaczk!... - Gdzie ona si podziewa, na lito bosk?!... Barbara nie
nadchodzia z przyczyn od siebie niezalenych. Interwencja instruktora K$o umoliwia
przewodniczcemu Rady NArodowej wydarcie si z rk Janusza i wypchnicie na pierwszy
plan gwnej atrakcji zespou. Sekretarz POP_u zadba o wyeksponowanie proletariusza.
Trzymani z caej siy za rce przez autorw Barbara i Janusz kaniali si, przyjmowali
gratulacje i udzielali wywiadw przyoblekajc twarze w dziwne grymasy majce imitowa
umiechy. Otaczajcy ich zwarty krg wielbicieli wyklucza zniknicie z horyzontu.
Przewodniczcy Rady Narodowej przeywa najpikniejsze chwile swego ycia. W duszy
jego szalay wulkany wzrusze. Dowiedzia si wanie poufnie, e wadze zdecydoway
si obdarzy go nie tylko dyplomem uznania, ale take odznaczeniem pastwowym i
doznawane emocje rozpieray mu pier. Uczu potrzeb chwilowej samotnoci, wyran
konieczno przyjcia do siebie i opanowania uczu,

inaczej bowiem nie mgby dostatecznie godnie wystpi jako gospodarz miasta w dalszych
rozrywkach. Mia mgliste wraenie, i ujawnienie stanu euforii poprzez gromki piew,
frywolne podskoki i szlochy szczcia byoby w obliczu dostojnych goci co najmniej
niestosowne. Przemkn zatem przez rusztowania na tyach dekoracji i uda si do ratusza.

Wrd dwikw orkiestry, gwaru i okrzykw tumy ruszyy na pobliskie wzgrze, a


przewodniczcy wbieg do swego gabinetu. Pad na fotel, drcymi ze wzruszenia domi
otworzy szuflad swego biurka i wyj piersiwk jarzbiaku. Ju po chwili rozkoszne
ciepo ukoio jego wzburzone nerwy, wzmagajc w zamian uczucie dumy i szczcia.
Wszystko, co przey tego wieczoru, straszne momenty, zwizane z grzmicym przybyciem
ostatniego widza, ktry zlecia po schodach od samej gry, z dziwnym roztargnieniem
zespou, ktry omal nie pooy sztuki, z komplikacjami z pirotechnikiem, odpyny gdzie
w dal, a pozostaa tylko wiadomo odniesionego sukcesu. Zachannie zuytkowa
zakrtk od butelki po raz drugi, potem po raz trzeci i czwarty... Barbary cigle nie byo. Z
ciemnoci wynurzy si obok Lesia i Karolka naczelny inynier, wygldajcy co chwila na
ulic, zirytowany, zdenerwowany i peen wtpliwoci. - Wszyscy poszli! - wyszepta
gorczkowo. - Jak macie kra, to ju! Zaraz rusz te zimne ognie, widno si zrobi, na
lito bosk, kiedy wy to zdycie wykreli, pieczcie mielicie podrzuci z powrotem!...
Do bezadne i pene napicia sowa naczelnego

inyniera na nowo uwidoczniy wszystkie trudnoci i wzmogy niepokj. Sytuacja robia si


powana. Pprzytomny z przejcia Lesio nerwowo rzuci si do rozpltywania tobou.
Trzscymi si rkami Karolek mocowa na nim garb, sam rwnoczenie obsugiwany
przez naczelnego inyniera. - Prdzej, do diaba, tu kto moe przyj! - szepta z
gniewem naczelny inynier. - Co za kretysk organizacj tu macie! - Barbara! - jcza w
panice i oszoomieniu Karolek. - Barbara miaa wej! Jako sprztaczka! W ciy!... Idcie ju! - pogania naczelny inynier. - Wejd sam, do cholery, po schodach chodzi nie
potrafisz?!... - Chode wreszcie! - ponagla Lesio. Karolek czu narastajce oszoomienie.
Koniecznie chcia wyjani wspkolegom, i pomidzy pobytem w raruszu kocielnego i
sprztaczki istnieje pewna rnica, ale nie by w stanie znale odpowiednich sw. Klcza
przed toboem, tulc do siebie poduszk, zaopatrzon w liczne sznurki. - Ale Barbara... Co z
tym zrobi.. Kto musi by sprztaczk!... - upiera si rozpaczliwie. - No wic w to
sam, do diaba, co za rnica, w kocu! - zniecierpliwi si Lesio. - On ma racj - popar go
naczelny inynier, zdenerwowany do ostatecznoci. - Przebierz si za t sprztaczk, skoro
trzeba! To ju wszystko jedno! Karolek straci gow do reszty. Przy pomocy naczelnego
inyniera, nie zdajcego sobie sprawy z tego, co czyni, uwiza na sobie potn bu,
zaoy chustk i wycign z kieszeni

okulary. - Nic nie widz! - zaprotestowa z jkiem, przyoywszy je do oczu. - Co ty


przywiz, wszystko zamazane. - Nie byo sabszych. Idcie ju do wszystkich diabw!
Popilnuj na rynku! Karolek zrezygnowa z oporu. Chwyci klucz i wytrychy i wybieg na
ulic za Lesiem. Obaj nerwowym truchtem obiegli ratusz od tyu, Lesio zatrzyma si pod
upatrzonym oknem, a Karolek pody dalej, w kierunku wejcia. W tym momencie
wanie strzeliy sztuczne ognie. Przewodniczcy Rady Narodowej w swoim gabinecie
zachysn si jarzbiakiem. W duszy czu ju upragniony, godny spokj, w gowie za

pierwsze, wzmagajce si w do szybkim tempie szmery, jednake w mgnieniu oka zdoa


uwiadomi sobie, i powinien by w tej chwili nie tu, w zaciszu swego miejsca pracy, lecz
tam, wrd zaproszonych i fetowanych dostojnikw. Czas relaksu przelecia zbyt szybko.
Wstrznity wasnym, skandalicznym niedopatrzeniem zerwa si z miejsca i nie chowajc
butelki, nie zamykajc biurka ani pokoju, gwatownie kaszlc, popdzi na d. W progu
ratusza zatrzyma si, odetchn wieym powietrzem, przymkn oczy i trwa tak chwil
nieruchomo, wci jeszcze pokasujc i usiujc opanowa nagy zamt w umyle.
Skradajcy si pod cian Karolek dotar do drzwi budynku z bijcym sercem, zwolni i z
trzymanego w rku pku elastwa wyowi waciwy klucz. Ju zamierza wej na
schodki, kiedy usysza kaszel i stan jak wryty. Serce zamaro mu w klatce piersiowej, w
gowie za migna sposzona myl o koniecznoci upodobnienia si do

sprztaczki, gwatownie wyszarpn zatem z kieszeni okulary i woy je na oczy, dziki


czemu przesta widzie cokolwiek. Zastyg nieruchomo tam, gdzie sta, z pustk w umyle,
cakowicie pozbawiony inwencji twrczej. Rakietnice znw strzeliy z gromkim hukiem.
Przewodniczcy Rady Narodowej unis powieki i oto oczom jego w purpurowym blasku
ukaza si garbaty Karolek w damskiej chustce na gowie, w okularach i w dziewitym
miesicu ciy. Karolek nadal nie widzia nic, poza czerwon powiat, w ktrej
zamajaczya mu jaka niewyrana zmaza. Zmaza wydaa z siebie co jakby jk. Nie
wiedzia, co zrobi, tkwi zatem dalej nieruchomo w tym samym miejscu. Przewodniczcy
Rady Narodowej zareagowa pierwszy. wiadomy lekkiego naduycia kojcego nerwy
rodka, wydawszy z siebie jk, zamkn ponownie oczy i potrzsn gow z nadziej, i
niepojta halucynacja zniknie z jego pola widzenia. Rozpaczliwym ruchem zasoni przy tym
twarz doni. wiadkiem strasznej dla obu stron sceny by naczelny inynier. Oderwany od
wsppracownikw i pozostawiony sam sobie stopniowo odzyskiwa przytomno umysu.
W chwili kiedy w czerwonym blasku ujrza na schodach ratusza przewodniczcego Rady
Narodowej, naprzeciwko niego za dziwnie wygldajcego Karolka, uwiadomi sobie
istnienie czego takiego jak rnica pci i zrobio mu si niedobrze. Teraz dopiero poj, jak
kopotliwa okazaa si nieobecno Barbary. Mnie jednak opanowa wstrzs i wkroczy
do akcji. Purpurowa powiata znika i ciemno, ktra po niej zapada, wydaa si
intensywniejsza.

Przewodniczcy Rady Narodowej, odsoniwszy oblicze, ostronie spojrza. Straszliwe


widziado spenio wida jego skryte nadzieje, na jego miejscu bowiem ujrza majaczcego w
mroku zwyczajnego czowieka. Naczelny inynier stanowczym gestem uj pod rami
gospodarza miasta. - Nie wiem, jak tam si idzie do tych fajerwerkw - powiedzia, a w
gosie jego dwicza ton rozpaczliwej determinacji. - Bd bardzo wdziczny, jeli mnie
pan zaprowadzi. Zamiary przewodniczcego byy cakowicie zgodne z yczeniem osobnika,
ktry w dodatku wyda mu si znajomy, aczkolwiek nie wiedzia skd. W obawie, i moe to
by ktry z zaniedbanych dostojnikw, gorliwie posuy mu za przewodnika, niewiadom,

i naczelny inynier postanowi ju sobie w razie odmowy zawlec go na miejsce


uroczystoci si. Karolek usysza gos naczelnego inyniera i jego ogupienie nieco
zmalao. Dwie zmazy, sabo widoczne w wietle na nowo wybuchajcych fajerwerkw,
zniky sprzed jego olepionych okularami oczu. Drzwi ratusza pozostay otworem. Karolek
potkn si na schodkach i z nie zamierzonym impetem wpad do rodka budynku. Gabinet
przewodniczcego okaza si rwnie otwarty, tak jak drzwi wejciowe. Przez okno wpadao
do wiato tym razem zielone, wytrych znakomicie pasowa do zamka szafy, a pieczcie w
otwartej szufladzie same pchay si w rce. W kilka minut pniej Lesio z bijcym sercem
i zwinit w rur odbitk przemyka si zaukami do samochodu naczelnego inyniera, a
Karolek pod drzwiami ratusza przeywa rozterk, nie wiedzc, czy zamkn je, czy
pozostawi

otworem. Przeszkadzajce mu okulary znw woy na oczy, i nic nie widzc waha si z
kluczem w doni. Tak go zastali Barbara i Janusz, ktrym dopiero teraz udao si wydrze
ze szponw instruktora K$o i grona wielbicieli. Na widok stojcej na schodkach budynku
postaci zatrzymali si jak raeni piorunem. - Rany Boga, ta sprztaczka!... - wyszepta w
przeraeniu Janusz. - Jezus Mario, to Karol!... - wyszeptaa w chwil pniej Barbara
tonem bezgranicznego osupienia. Janusz przyjrza si bystrzej i z pewnym wysikiem
uwierzy wasnym oczom. - Czycie zupenie zidiocieli? - spyta sabo, wyranie czujc,
jak od myli o zamianie Karolka w sprztaczk w zastpstwie Barbary mci mu si w
gowie. - Kurze wycieram, bo to si rano nie zdy - powiedzia Karolek dziwnie piskliwie.
Uczyni jaki niezdecydowany ruch, potkn si i zlecia ze schodw, przy czym spady mu
okulary. - Kurze wycieram... - zacz znw tym samym nienaturalnym dyszkantem i nagle
pozna przyjaci. - A, to wy - powiedzia normalnym gosem. - Mylaem, e ludzie...
Barbara zapaa oddech. - Na lito bosk, komu do ba strzelio, eby ty si przebiera za
sprztaczk?! - jkna. - eby to Lesio, tobym si nie dziwi... - doda Janusz wci
jeszcze oszoomiony. - Nie wiem - powiedzia Karolek nerwowo, podnoszc si z ziemi. Samo wyszo. Mia ju najzupeniej dosy wszystkiego. W nieco chaotycznych, acz
krtkich sowach powiadomi przyjaci o

sytuacji i tak Janusz, jak i Barbara odzyskali przytomno umysu. - Zamyka zdecydowa Janusz. - Pieczcie gdzie? - Mam w kieszeni. - To tym bardziej zamyka.
Lepiej, eby tam na razie nikt nie wchodzi. Odbijemy od razu i podrzuci si z powrotem. Ja tam wicej nie wchodz! I w ogle mam dosy tej ciy! Miaa by Barbara!... Dobrze, ja tam wejd... Uspokj si, rany boskie, nie rozbieraj si teraz! Pryskajmy std!...
W godzin pniej nowa sprztaczka zakrada si do ratusza i podrzucia pieczcie z
powrotem do szuflady. O pierwszej po pnocy syte wrae tumy kady si na spoczynek,
w pensjonacie z wodotryskiem osiem rk krelio rwnoczenie ze wszystkich stron na
jednym stole, a naczelny inynier dokonywa nadludzkich wysikw, usiujc nakoni
przewodniczcego Rady Narodowej do powrotu do miejsca zamieszkania. Przewodniczcy z

chwalebnym uporem wykazywa entuzjastyczn ch penienia obowizkw subowych i


dy w stron ratusza, naczelny inynier za cign go w stron przeciwn, nie majc
cakowitej pewnoci, czy kradzie zostaa ju w peni dokonana. Okoo trzeciej nad ranem
naczelny inynier zwyciy. A do nastpnego wieczoru przewodniczcy Rady Narodowej
bezskutecznie usiowa pozby si niezwykle uciliwego interesanta z Warszawy.
Wywieziony samochodem poza obrb nie tylko miasta, ale nawet powiatu, w oszoomieniu
wysuchiwa zaskakujcych i po wikszej czci sprzecznych ze sob propozycji naczelnego
inyniera, spoywa posiki w nie znanych sobie lokalach,

bada gboko roww przydronych i oglda napotykane po drodze urzdzenia sanitarne.


Narastajcy bl gowy przeszkadza mu zebra myli i zrozumie, po co waciwie to
wszystko czyni. Wlokcy go ze sob facet wykazywa si olniewajc inwencj i rzadko
spotykanym niezdecydowaniem, ktre zmuszao go do ustawicznych zmian kierunku jazdy,
zawracania, bdzenia, kluczenia i obracania si w kko. Przewodniczcy Rady Narodowej
przesta w kocu cokolwiek pojmowa, przesta sucha, zaniecha nawet protestw i w
ponurym milczeniu marzy tylko o tym, eby wreszcie powrci do wasnego domu, pooy
si w cichym i spokojnym miejscu, dosta zimny okad na udrczon gow i przymkn
oczy.
Naczelny inynier wykona powierzone mu zadanie precyzyjnie i bezbdnie. O drugiej w
nocy cay zesp otar pot z czoa i triumfujcym wzrokiem wpatrzy si w odtworzon
matryc. Triumf by nieco przymiony drobnym i mao znaczcym zaniedbaniem. - Brae
te pieczcie, jak chciae - powiedzia z wyrzutem Janusz do Karolka. - Nie moge spojrze,
czy jaka nie zostaa? - Spojrze mogem, ale nic nie byo wida - odpar Karolek niepewnie.
- Wszystko mi przeszkadzao, a te okulary s do niczego. - W ogle nie wiadomo, czy ta
piecz tam jest - powiedziaa niechtnie Barbara. - Pewno j maj w stray poarnej. - Do
stray poarnej nie bdziemy si wamywa, ale teraz trzeba bdzie sprawdzi. Jak jest, to si
rbnie, odbije, a jutro podrzucimy przy byle okazji. Na starannie wykrelonej matrycy
brakowao maej, troch

niewyranej piecztki inspektora ochrony przeciwpoarowej. Po krtkim namyle


postanowiono zabra matryc do ratusza i przy okazji podrzucenia ukradzionej odbitki
przyoy na poczekaniu piecztk we waciwym miejscu. Zaoszczdzao to dalszych
wysikw i denerwujcych komplikacji. Niezwykle pracowita sprztaczka znw wesza do
ratusza. Z okna damskiej toalety opad sznurek. Garbaty Lesio przywiza do sznurka
potny rulon. Garbaty Janusz kry si na rynku w cieniu balii. Garbaty Karolek pilnowa
wylotu ulicy na tyach budynku. Naczelny inynier czeka na skraju miasteczka przy
samochodzie. Po kwadransie rozleg si warkot silnika i cay zesp, stoczony wraz z
matryc w syrenie Stefana, dy z powrotem do pensjonatu, gdzie wci skruszony Bj~orn
przygotowywa nieco spnion kolacj. - Zawiadamiam was, e mielimy lepe szczcie -

powiedziaa Barbara, upychajc pod nogami zdjt z siebie poduszk. - Nie wiem, co bymy
zrobili, gdyby ten przewodniczcy nie urn si i nie zostawi wszystkiego otworem. aden
wytrych nie pasuje ani do szuflady, ani do drzwi jego pokoju, specjalnie sprawdziam. Zamki
s zepsute i ciko chodz. Pasuje tylko ten do szafy, bo tam jest bardzo porzdny, nowy
zamek...
Rozbudzone rol hrabiego dawne uczucia Lesia na nowo optay jego wyobrani. Ogie
ich wprawdzie nieco przygas i sia ulega zmniejszeniu, wci jednak tliy si w jego duszy,
tyle e wyraz ich uleg jakby zmianie. Ruiny zamku nasuway romantyczne skojarzenia i
oczom jego jawiy si obrazy rozmaitych bohaterskich czynw.

Wyranie widzia uwizion w wiey pikn kasztelank i ratujcego j z opresji


zakochanego rycerza, brodatych rozbjnikw, napadajcych dam w karocy, urwanego z
acucha niedwiedzia lub te tygrysa i rzucajcego si na z oszczepem dzielnego giermka,
ewentualnie jaki pojedynek w szrankach... Zwycizca w pojedynku, zakochany rycerz,
herszt rozbjnikw i dzielny giermek nieodmiennie mieli rysy twarzy, ktre codziennie
widywa w lustrze. Wiea leaa w ruinie i na wizienie nie nadawaa si w najmniejszym
stopniu, tygrysw nie byo nawet na lekarstwo, w zastpstwie rozbjnikw za mogli co
najwyej wystpi miejscowi chuligani, jak na chuliganw dziwnie lamazarni i mao
agresywni. Prozaiczna rzeczywisto nie dostarczaa pomocnych rekwizytw i chcc nie
chcc Lesio musia poprzesta na marzeniach. Prace inwentaryzacyjne zbliay si ku
kocowi. O zachodzie soca cay zesp przerwa zajcia subowe, w nieowietlonym
zamku bowiem szybciej zapada zmrok, utrudniajcy pomiary. Barbara, Karolek, Janusz i
Bj~orn wypoczywali na skraju zagajnika w pobliu miasteczka, jedzc zdobyte z trudem
przez Barbar pomidory i czekajc na Lesia, ktry zosta obarczony zadaniem oddania do
wulkanizacji dtki skutera. Przed nimi, na agodnie nachylonym zboczu rozcigaa si
kwiecista ka, na rodku ki za pas si mody buhaj. - eby ich jako zachci do tej
turystyki, to to byaby cika forsa - mwi Janusz, posypujc sol pomidora. - Wszystko
bdzie, hotel na zamku, baseny, zwiedzanie kopalni, macie pojcie, jak by to mona
zareklamowa? - Baseny maj wszdzie -

powiedzia niechtnie Karolek. - Ten hotel na zamku i kopalnie to moe rzeczywicie jest
co... - Nic nie maj, a reklamuj - przerwaa Barbara. - I ludzie jed. Tylko my wszystko
ukrywamy zamiast pokazywa. Przytomny facet od reklamy to jest to, czego nam najbardziej
brakuje! - Co by trzeba wykombinowa wicej - powiedzia Karolek w zadumie. - Podobno
jeden Amerykanin urzdzi sobie w Janowcu wesele. Rozpowszechni haso: tylko wesela w
polskich zamkach daj nam maximum zadowolenia! - I upi za to potworne pienidze, bo
inaczej wyda im si mao atrakcyjne... Cay obiekt amortyzuje si w dwa lata, a reszta to ju
czysty zysk. Macie pojcie? Wygrywamy wojn o turystyk, mamy zlecenia na dziesi
najbliszych lat, oglny rozwj budownictwa... - A tego faceta od reklamy ju masz? przerwaa zgryliwie Barbara. Narastajcy entuzjazm przywid nagle jak podcity kwiat.

Karolek wepchn do ust caego pomidora i z uraz zagulgota co niezrozumiaego. Janusz


niechtnie wzruszy ramionami. Na przeciwlegym skraju ki ukaza si Lesio. Pozby si
dtki i szed teraz z wolna w kierunku przyjaci, cakowicie zaabsorbowany scen ucieczki
na karym rumaku z kasztelank w objciach. Pogo prowadzi nader niesympatyczny m
kasztelanki. - Tak si spokojnie pasie, a jak przyjdzie co do czego, to nie wiadomo, co mu
do ba strzeli - powiedzia nagle z niesmakiem Janusz. Obserwujcy Lesia Barbara i Karolek
poczuli si zaskoczeni t uwag. Lesio szed wprawdzie powoli i z pochylon gow,
jednake odlego jego twarzy

od bujnej trawy bya do dua. Nic nie wskazywao na to, eby mia si w tej chwili
poywia. - Dlaczego uwaasz, e on si pasie? - spytaa Barbara z nieskrywanym
zainteresowaniem. - No a co robi? Widzisz przecie, e re traw! - Ja nie widz zaprotestowa Karolek. - Idzie i niczego nie zrywa. Teraz Janusz poczu si zaskoczony. Zgupiae czy co? Co ma zrywa? Mord re, bezporednio! Barbara i Karolek
wytrzeszczyli oczy na Lesia w przekonaniu, e jakie jego ruchy umykaj ich uwadze. - Ty
widzisz, eby on co ar? - spytaa Barbara nieufnie. - Nie widz - odpar stanowczo
Karolek. - Idzie i nawet si nie schyla. Jemu chyba te pomidory zaszkodziy i ma
halucynacje. Janusz oderwa wzrok od buhaja i spojrza ze zdumieniem na Karolka. - O
czym wy mwicie? - spyta podejrzliwie. - O Lesiu. Idzie i nic nie re... - A, o Lesiu! Co
wy, ja mwi o tym buhaju!... Buhaj pas si spokojnie jak baranek. Idcy przez sam rodek
ki zamylony Lesio zblia si do niego coraz bardziej. W sercach zespou zaczo budzi
si zainteresowanie. - Nie wiedziaem, e on jest taki odwany - zdziwiw si Karolek. Co ty? On go chyba nie widzi... - Siedmy cicho - mrukna Barbara. - Moliwe, e nie
widz si nawzajem. - Podobno buhaja trzeba zapa za nasad ogona i przekrci powiedzia z oywieniem Janusz. - Pooy si i ani drgnie. - I tak ley dalej, nawet jak si
puci? - zaciekawi si

Karolek. - Niezupenie. W tym wanie trudno, bez pomocy z zewntrz trzeba ju tak
potem siedzie do koca ycia. - Tego trzymajcego czy buhaja? - To ju mniej wicej
wszystko jedno. - W razie czego skoczysz i zapiesz?... Janusz z politowaniem popuka si
palcem w czoo. Lesio szed nadal w zadumie i ju by na rodku ki. Buhaj podnis gow i
popatrzy na niego. Nawet z odlegoci kilkudziesiciu metrw wida byo, i wyraz jego
spojrzenia jest mao yczliwy. - Ten animal. Dobra jest? - spyta znienacka Bj~orn,
przysuchujcy si dotychczas caej rozmowie z wielk uwag. - Nie bardzo... - mrukn
Karolek. - Zaley do czego - odpar rwnoczenie Janusz. - Da si upiec i zje. - Teraz? zaciekawi si Bj~orn. - Teraz to chyba lepiej nie - odrzek Janusz i w tonie jego pojawi si
cie niepokoju. Ju od dobrych kilku chwil buhaj przesta si poywia. Zniy eb i
obserwowa Lesia, przy czym wyglda troch tak, jakby pcznia. Lesio uczyni rkami jaki
niezrozumiay gest, lew machn przed sob, a praw opdzi si od czego od tyu. Grono
przygldajcych mu si przyjaci zamaro w bezruchu. Dziwny gest najwyraniej w

wiecie obudzi w buhaju yw niech. Nagle zniy eb jeszcze bardziej, zatupa nogami,
prychn i wystartowa. Fontanna ziemi i trawy trysna w gr wraz z wyrwanym bez
adnego wysiku kokiem, a dudnicy grzmot kopyt zabrzmia zowrogo. Lesio usysza za
sob ttent pogoni, prowadzonej przez

niesympatycznego ma, i mimo woli odrobin przypieszy kroku. Cay zesp jak jeden
m poderwa si na rwne nogi. Gwatowne gesty i ostrzegawcze krzyki najwidoczniej
zirytoway buhaja, bo przypieszy biegu. Lesio podnis gow i zrozumiawszy zachowanie
wsppracownikw jako wybuch nieuzasadnionego entuzjazmu na jego widok, zdziwi si
tak, e przystan, nieco zdezorientowany. Niebezpieczestwo z tyu nadlatywao z
przeraajc szybkoci. - Uciekaj!!! - dar si Janusz. - Uciekaj, jak rany!!! - Obejrzyj
si!!! - wrzeszcza Karolek, wykonujc dzikie skoki. Do Lesia wreszcie co dotaro.
Obejrza si i ujrza tu za sob rozpdzon gr, zionc ogniem z pyska i byskajc
wciekymi lepiami. Zdrtwia tylko na uamek sekundy, po czym natychmiast wystartowa
do szaleczego galopu na dwa metry przed buhajem. Szczciem wystartowa nie wprost, a
nieco pod ktem, co zmusio gonicego potwora do zmiany kierunku. Zyskawszy w ten
sposb kilka metrw gna rozpaczliwie przed siebie, dudnic prawie tak samo jak buhaj.
Kasztelanki i rumaki wyleciay mu z gowy, na moment migna myl o corridzie i
torreadorach, po czym wszystko zniko, a pozostao tylko paniczne przeraenie. - Zabije go!
Jezus Maria, zabije go! - jczaa tragicznie Barbara. - Rbcie co, czego stoicie?!!! Zarzut
by cakowicie niesuszny. Nikt z obserwatorw straszliwego widowiska nie sta. Wszyscy
jak jeden m skakali, machali rkami, tupali nogami, biegali w kko, a nawet prbowali w
atakach straceczej odwagi wypadw na k, usiujc

odwrci od Lesia uwag rozwcieczonego buhaja. Zdawao si, e nic go ju nie uratuje,
potwr zia furi tu za jego plecami. Nagle rozpdzony Lesio trafi nog w kretowisko i
pad, szorujc brzuchem po trawie. Buhaj przelecia nad nim, wyhamowa dobre dwadziecia
metrw dalej, wykona byskawiczny zwrot i znw ruszy. Jednake dopingowany dzikimi
okrzykami przyjaci Lesio zdy si zerwa, rwnie wykona byskawiczny zwrot i pogna
w przeciwnym ni dotd kierunku, to znaczy wprost ku nim. Zagajnik, na ktrego skraju
spoczywao spracowane grono, by niewielki i cakowicie pozbawiony starodrzewa. Mode
brzzki, przeplatane rwnie modymi sosenkami, nie stwarzay adnej moliwoci wspicia
si na bezpieczn wysoko. Istniaa jednak pewna szansa, i zahamuj nieco pd
rozszalaego zwierza. Nim jeszcze zziajany, przeraony, poblady ze zgrozy Lesio dopad
pierwszych krzeww, ju cay zesp rozprysn si w panice, kryjc si za co grubszymi
pniami. Buhaj na skraju zagajnika istotnie przyhamowa. Gniewnym i krwawo byskajcym
okiem potoczy wok, ujrza zwikszon liczb niesympatycznych dla indywiduw,
prychn wciekle i zaszarowa na olep. - Janusz, uwaga!!! - wrzasn ostrzegawczo
zgodny chr. Janusz wykona wdziczny pls wok modej brzzki. - Barbara!!!... rozlego si rozpaczliwie w chwil potem. - Rany boskie, czy on si nigdy nie zmczy?! -

jcza Karolek, odrzucany si odrodkow od zbawczego pnia, ktry po raz sidmy obiega
wokoo.

- To bardzo... O rany!!!... Wytrzymae zwierz!... - dysza Janusz w odpowiedzi. Cay


zesp z niezwykym oywieniem bawi si w co w rodzaju komrek do wynajcia,
byskawicznie zmieniajc miejsca chwilowego pobytu za pomoc kangurzych skokw.
Rozweselenia igraszk nie dawao si dostrzec na adnym obliczu. Buhaj mia niespoyte
siy, a zagajnik ograniczone wymiary i nie byo sposobu opuci go, bo midzy nim a drog i
pierwszymi zabudowaniami widniaa otwarta przestrze. - Co mu strzelio do ba
powiedzie, e nie wiadomo, co mu do ba strzeli! - ziaja z wyrzutem Karolek pod adresem
Janusza. - W z godzin wymwi!... - Zap go!!! - daa rozpaczliwie Barbara. - Za ten
ogon!... I przekr... - Sama zap! - dysza z gniewem Janusz. - Do cholery, co to bydl we
mnie widzi?!!! Z niewiadomych przyczyn buhaj cakowicie da spokj Lesiowi i szarowa
gwnie na Janusza. W przeciwiestwie do napastnika zesp opada z si. We wszystkich
duszach zalgo si okropne przekonanie, e ju do koca wiata skazani s na pobyt w
przekltym zagajniku w towarzystwie uparcie atakujcego potwora. I oto nagle sta si cud.
Na ce ukaza si niemody osobnik w pogniecionym kapeluszu z gazk leszczyny w rku.
Bez obaw i zbytniego popiechu przeby pastwisko i przygldajc si ciekawie igraszkom
wrd drzew zbliy si do buhaja. - No, no, malutki - powiedzia karcco i z lekkim
niezadowoleniem. - Pjd tu, pjd tu. Nie uciekaj. No pdzi tu, mwie. Zioncy ogniem z
pyska potwr nagle dziwnie zagodnia.

Oniemiay z przeraenia i oczekujcy krwawej masakry zesp zamar w bezruchu na swoich


stanowiskach obronnych. Waciciel bez adnych przeszkd uj wlokcy si za buhajem
postronek. - Pastwo zdranili zwierz - powiedzia jakby z wyrzutem. - Ale dla niego to i
dobrze, jak se troch pobiega... Ruszy z powrotem przez k, a agodny jak baranek potwr
potulnie ruszy za nim, odprowadzany spojrzeniem piciu par penych zgrozy i
niedowierzania oczu. cile rzecz biorc tylko cztery pary oczu wyraay zgroz. Pita para
oczu kontrastowaa z nimi wyrazem nieskrywanego zachwytu. Pita para oczu naleaa do
Bj~orna. - Pikna kraj, animals, pikna draka! - wykrzykiwa z entuzjazmem, wracajc do
domu wraz z caym, powczcym nogami zespoem. - Ja bd mwi moje friends! Ferie do
Polska! Nim wreszcie zamilk pod fontann, ze wszystkich jego okrzykw dao si
wywnioskowa niezbicie, i polskie walki z bykami wydaj mu si znacznie bardziej
atrakcyjne ni hiszpaskie. Hodowanie na kach dzikich, napastujcych turystw zwierzt
uzna za pomys znakomity, nigdzie wicej nie stosowany. Jeszcze tego samego wieczoru
zasiad do pisania entuzjastycznych listw do wszystkich znajomych osb, nie kryjc, i
zamierza nakania ich do zwiedzenia kraju, w ktrym mona zay wieych, oryginalnych,
niezwykle atrakcyjnych rozrywek.
Wypowiedzi Bj~orna daway wiele do mylenia. Coraz bardziej zaprztnity nowym
problemem zesp koczy inwentaryzowa szcztki barokowego kominka. - Ja wam

powiem, e to nie

jest takie gupie - rzek Janusz, budzc echo w sali, zwanej niegdy rycersk. - Ten buhaj
zrobi nam niez reklam. A propos, gdzie Bobek? - Pisze zachcajce listy - odpar
Karolek. - Namwiem go, eby nie przestawa. Te uwaam, e to lepsze ni wszelkie
wysiki Orbisu. W urzdowe reklamy to oni nie wierz, a jak napisze prywatnie, to p
Europy bdzie si tu pchao. - Powinnimy mie zamwienia, zanim jeszcze skocz
budow - powiedziaa z nadziej Barbara. - Tyle, e to potrwa - zatroska si Janusz. - Boj
si, e do tego czasu zapomn... - Mogliby ju zacz przyjeda... - Tu?! - Nie, gdzie
indziej. Byle gdzie. Dewizy nam si przydadz. A w ogle to nie wiem, czy jeden buhaj to
nie za mao. Moe by jeszcze co zorganizowa? Dzikie winie na przykad albo co?...
Wszystkie spojrzenia mimo woli skieroway si na Lesia z wyrazem oczekiwania. Lesio
przerwa na chwil staranne odrysowywanie szczegw kominka. - Cocie zgupieli czy
co? - powiedzia z niesmakiem. - Skd ja wam wezm dzikie winie? - A skd wzie
buhaja? - odpar zachcajco Karolek. - Tobie si zawsze udaj takie jakie dziwne rzeczy,
wysil si troch. Jak nie winie, to ewentualnie co innego. Lesio wzruszy ramionami
niechtnie, porwna swj rysunek z modelem i nagle odczu wstrzs. W umyle jego jasnym
blaskiem rozbysa wiadomo zmiany, jaka zasza w jego egzystencji w cigu ostatnich
dwch lat. Stopniowo, jakby etapami czy moe pitrami, przeby olbrzymi drog! Ju nie
jest uwaany za niedorozwinitego idiot, zaka

pracowni, niewydarzonego pgwka, ktremu si nic nie udaje! Przeciwnie, oto zesp
wsppracownikw patrzy na niego z szacunkiem, z nadziej, z yczliwym podziwem, od
niego oczekuje si dostarczenia poytecznych atrakcji... Cokolwiek uczyni, wszystko wydaje
si teraz cenne, ciekawe, przydatne... Ci tutaj domagaj si od niego jakiego pomysu,
wielkiego, wspaniaego pomysu, ktry przyniesie poytek caemu krajowi, wzbogaci skarb
pastwa i wzmoe chwa ojczyzny. Dzikie winie...? wi nie ma, ale co trzeba wymyli!
Nie moe przecie zawie pokadanego w nim zaufania! Podnis gow znad rysunku i
spojrza na przyjaci, oywiony now, jeszcze niedokadnie sprecyzowan myl. - Lochy powiedzia popiesznie. - Tu s lochy. Chwil trwao milczenie. - Lochy s bardzo
niebezpieczne - powiedzia ostrzegawczo Janusz. - Szczeglnie, jak maj mae. Rzucaj si
na kadego. Barbara i Karolek zgodnie odczuli jakie dziwne oszoomienie. Obydwoje
wiedzieli wprawdzie, e locha to jest maciora dzika, ale w pierwszej chwili wydao im si, i
Lesio ma raczej na myli tereny poniej zamkowych piwnic. Wizja lochw, lgncych mae i
rzucajcych si na kadego, odebraa im gos. Lesio popatrzy na Janusza wzrokiem
cakowicie pozbawionym wyrazu. - One s chyba stare - powiedzia troch niepewnie. - I w
ogle dlaczego mae?... - No, mae - wyjani Janusz niecierpliwie. - Warchlaki. Nie wiem,
czy stare mog mie, ale przecie s i mode! Teraz Lesio odczu oszoomienie,

Barbara i Karolek wymienili spojrzenia. - Jeden z nich zwariowa - powiedziaa Barbara z


trosk. - Nie wiem, ktry. - Mnie si wydaje, e obaj - odpar Karolek z gbokim
przekonaniem. - O co wam chodzi? - zdziwi si Janusz. - Chyba dobrze mwi, nie?
Warchlaki. Lochy maj warchlaki. - Nie, to my mamy lochy - zaprotestowa sabo Lesio i
Janusz przyjrza mu si nagle z nieukrywanym zdumieniem. - Loch... - zacz Karolek. Locha - poprawi Janusz. - Ratunku - powiedziaa beznadziejnie Barbara. Nastpne kilka
wsplnych wysikw pozwolio wyjani drobne nieporozumienie. Bez alu porzucono
kwesti dzikich wi, powicajc si rozwaaniu nowo odkrytej atrakcji. - Skd w ogle
wiesz, czy tu s lochy? - zainteresowa si Janusz. - Nie robilimy jeszcze podziemi. - Obio
mi si o uszy. To znaczy mwi mi jeden taki. cile biorc pastuch z tutejszego pegieeru,
bardzo stary. Podobno s lochy, maj poczenie ze star kopalni, w dawnych czasach
trzymali tam winiw, a kto nawet zamurowa on. - Dlaczego? - zaciekawi si Karolek.
- Nie wiadomo dokadnie. S dwie wersje. Jedna, e bya potwornie brzydka i chorowita i
chcia si jej pozby, a druga wrcz przeciwnie. Bya pikna i moda, jego nie chciaa, a za to
reflektowaa na wielbicieli. - Gbur - zawyrokowaa Barbara. - W kadej wersji. - Gbur, nie
gbur, myl jest nieza - rzek Janusz. - Kto to wykombinowa? - Nie wiem - odpar Lesio. Ja
nie. Ten pastuch z pegieeru

pewnie te nie. Ludzie mwi. - A skd waciwie wzie tego pastucha z pegieeru? spyta Karolek. - Dotrzymywa mi towarzystwa, jak malowaem dekoracje. To bardzo miy
czowiek... Po stosunkowo krtkiej naradzie cay zesp nie tylko zgodnie, ale wrcz z
zapaem postanowi zbada tereny poniej piwnic. Dojrzay namys wykaza niezbicie, i
jedynie prawdziwe, autentyczne, w miar monoci wilgotne, mroczne i niewygodne lochy
mog stanowi element, przycigajcy rozgrymaszonych, rozwydrzonych i niedorzecznie
wymagajcych turystw dewizowych. Wycieczka przez podziemia, w ktrych w kadym
miejscu mona bez trudu zama nog, zabdzi lub te dosta w gow odamkiem
osypujcej si skay - oto jedyna niewtpliwa emocja dla znudzonych kapitalistw, ktrym
dobrobyt doszcztnie poprzewraca w gowie. - A poza tym co oni za lochy maj tam u
siebie - rzek Lesio wzgardliwie. - Wejdzie si do piwnicy, troch wilgoci na murach, czasem
co tam kapie, wielkie rzeczy. Nawet zabdzi nie ma gdzie, wszdzie wiato, e nie
wspomn o toaletach... U nas to przynajmniej! - Jeszcze nie wiemy, jakie te nasze... - To si
dowiemy! - Aby tylko znale wejcie - westchn z nadziej Karolek. - Dalej ju pjdzie
samo... Dugie, wytrwae i znacznie dokadniejsze, ni wymagaa tego zwyka
inwentaryzacja, poszukiwania w piwnicach przecigny si daleko poza zaplanowany okres.
Kierownik pracowni by zdania, e zesp dawno ju powinien by ukoczy prace w terenie
i wrci do biura. Prno jednak sa alarmujce listy i telegramy,

prno grozi wstrzymaniem wysyek pieninych. W odpowiedzi doczeka si jedynie


Bj~orna, ktrego wyjanienia wzmogy jego niepokj i zdenerwowanie. Bj~orn promienia
zachwytem i opowiada jakie dziwne rzeczy. W jego relacjach tajemnicze, mroczne komnaty

i walki z bykami mieszay si ze szkieletami piknych kobiet i jakim starym czowiekiem,


cakowicie kierownikowi pracowni nie znanym. Przywiezione odbitki i matryce niezbicie
wiadczyy, i zesp wykona inwentaryzacj sumiennie, dokadnie, szczegowo i
cakowicie j ukoczy. Najwyszy czas byo przystpi do projektowania. - Co oni tam
jeszcze robi? - powiedzia zdenerwowany kierownik pracowni do naczelnego inyniera. Pan tam by, panie Zbyszku, czy tam s jakie atrakcje? Dlaczego oni nie wracaj? I co to za
jaki stary czowiek? - Pojcia nie mam - odpar w zadumie naczelny inynier. - Nic tam nie
ma, mae miasteczko i pegieer. Boj si, e co wymylili... Przesuchany dokadniej Bj~orn
potwierdzi wczeniejsze wypowiedzi. - Bardzo stary czowiek - powiedzia z naciskiem, po
czym powtrzy to kilkakrotnie w rnych jzykach. - Jedna dama, pikna, moda, ona jest
szkielet. On wie. Ten stary czowiek. Ona jest locha, szkielet. Tajemnicze lochy
spowodoway na nowo zamt w umysach, tym razem kierownika pracowni i zaskoczonego
naczelnego inyniera. Rozmowa telefoniczna z Januszem, ktry usiowa wyjani
nieporozumienie, wynike z rnicy midzy lochem i loch, zamt ten wydatnie zwikszya.
Kierownik pracowni

absolutnie nie mg si zorientowa, czy ma wczy do projektu rezerwat dzikw, czy


zamkowe podziemia. Naczelny inynier nie zdradza zbytniej ochoty do rozwiania jego
wtpliwoci. Po dugich niepokojach, rozwaaniach i namysach stao si jasne, e nie
pozostaje nic innego, jak tylko uda si na inspekcj. Wczesnym sobotnim popoudniem
kierownik pracowni ruszy w drog swoim samochodem, wiozc ze sob naczelnego
inyniera, ktry nie wiadomo dlaczego wydawa si jaki nieswj i peen rezerwy. Kierownik
pracowni czu narastajce zdenerwowanie i wszelkimi siami stara si unika przewidywa i
przypuszcze, co te zastanie na miejscu...
Wejcie do lochw odnaleziono w najniej pooonej piwnicy. Jeden z kamieni posadzki by
ruchomy. Stpn na Lesio i Karolek w ostatniej chwili zdoa uratowa go przed upadkiem
w mroczn gb. Kamie przekrcono i podparto innymi kamieniami, starannie
zabezpieczajc wejcie przed zamkniciem. - Co tu moe by? - rozwaa Karolek,
owietlajc gbok, czarn czelu elektryczn lamp grnicz na bardzo dugim sznurze,
podczon do samochodowego akumulatora wypoyczonego z miejscowego POM_u. - Jak
to co? Lochy oczywicie - odpar Janusz ze zdziwieniem. - Co za gupie pytania zadajesz? Nie, nie to. Ja mam na myli, co tu moe by w przyszoci. Jak to wykorzysta? Wszystko
jest w doskonaym stanie, sami widzicie, im gbiej, tym lepiej zachowane, szkoda by
marnowa. Co tu moe by? - Winiarnia - odpar stanowczo

Lesio. - Samo si nasuwa. Istotnie, pomieszczenie stanowio niegdy niewtpliwie cz


piwnic na wina. W jedn ze cian wmurowane nawet byo kilka olbrzymich beczek. - Nie
wiem - powiedzia z wahaniem Karolek. - Mnie to raczej pasuje na jaskini gry. Tu i tam
obok, tylko troch przejcie poszerzy. Ruletka i inne takie... - A przegrani mog si od razu
rzuca gow naprzd tutaj, prosto w d? - spytaa zgryliwie Barbara, wskazujc czelu

pod kamieniem. - On ma racj - powiedzia z alem Janusz. - Na jaskini gry tu jest bardzo
dobra atmosfera. Ale co z tego, nie zgodz si. Chyba poprzestaniemy na winiarni. - A tam,
w dole, to co? - A co tam w dole, to musimy zobaczy... - Czy my nie przesadzamy? zaniepokoi si nagle Karolek. - Tam chyba trzeba zej z jakim zabezpieczeniem albo co.
Powinno si mie sprzt i wicej ludzi i w ogle powinien to robi wykonawca. Teoretycznie masz racj - przyznaa Barbara. - Ale w praktyce wszyscy wiemy, jak jest.
Nikomu si nie bdzie chciao, zaczn si rozmaite korespondencje, zezwolenia,
zatwierdzenia, ruszy caa biurokracja i nie powiem, co z tego wyjdzie. Jeeli chcemy
cokolwiek osign, musimy im podetkn pod nos cay, gotowy materia. Podziemia nie
byy przewidziane w projekcie i jeli sami tego nie zrobimy, pozostan nie wykorzystane. A
ja uwaam, e przynajmniej jeden obiekt powinien by przyzwoicie wykoczony! Do tego
brakorbstwa! Skoro zaczlimy, to doprowadmy do koca! W gosie Barbary narasta
szlachetny zapa, ktry powoli

zacz si udziela pozostaym czonkom zespou. - W rewolucyjny nastrj popada mrukn Janusz. - Ale racj masz, faktycznie... - Dopki wszyscy nie popadniemy w
rewolucyjny nastrj, dopty wiecznie bdzie co nawalao! - zawoaa Barbara z ogniem. Trzeba zrobi odpowiednie przygotowania - owiadczy Karolek energicznie. - Liny, wiato,
ywno... Ju nastpnego dnia zgromadzono w piwnicy cay sprzt pomocniczy. Sprzt
pomocniczy stanowiy cztery latarki elektryczne wraz z zapasowymi bateriami, dwa zwoje
lin, przypominajcych okrtowe, jeden oskard, jeden duy motek, paczka redniej wielkoci
gromnic, dwa kilo kiebasy, dziesi tabliczek czekolady, kilo cukru w kostkach, dwa
termosy z kaw, osiem butelek wody sodowej, pudeko kredy szkolnej i co w rodzaju
drabinki sznurowej, dugoci trzech metrw. - Dlaczego kupie gromnice? - spytaa z
niesmakiem Barbara. - Przewidujesz nasze miertelne zejcie czy co? - Woskowe - odpar
Karolek, pomagajc Januszowi zamocowa sznurow drabink. - Woskowe wiece s lepsze
ni te zwyczajne, a nie byo innych woskowych, tylko gromnice. Nie bd przesadna.
Czworo odkrywcw kolejno, z pewnym trudem, zeszo w d po sznurowej drabince. W
wietle zwisajcej z gry lampy grniczej da si ujrze korytarz o kamiennym sklepieniu,
prowadzcy gdzie w dal. Na cianie korytarza widniaa wielka, wskazujca kierunek,
strzaa. - Wyglda dosy wieo - powiedzia z lekkim zdziwieniem Janusz. - Nie ma wicej
ni

pidziesit lat. Kto tu by czy co? Nikt z zespou nie zdy mu odpowiedzie, nad
gowami bowiem rozleg si nagle potny, guchy huk, od ktrego zadray mury. Lampa
grnicza rozkoysaa si na sznurze. Cztery pary oczu spojrzay w gr i ujrzay widok
straszny. Otwarty uprzednio kamie posadzki opad na swoje poprzednie miejsce. Wyjcie z
podziemi byo zamknite na gucho. - Jak to si mogo sta? - spyta Karolek po chwili
nieprzyjemnego milczenia. - Kto kopn?... - powiedzia Lesio niepewnie. - Co ty? Tam
nikogo nie byo! - Ten trzpie wylecia - powiedzia Janusz i podnis gruby, elazny,

zardzewiay bolec, ktry zlecia z gry wraz z kawakami pokruszonego kamienia. Ukruszyo si. Na tym elazie chodzi. Z drugiej strony ma pewnie takie samo. - Popatrzcie,
a lampa nie zgasa! - zdziwi si Lesio. - Co miaa zgasn, nie ucio sznura, to nie zgasa.
Przynajmniej mamy dobre owietlenie. - Co teraz bdzie? - zaniepokoia si Barbara,
kontemplujc z zadart do gry gow, tak jak i reszta zespou, zamknity otwr. - Da si to
otworzy? - Cholera wie - odpar Janusz. - Jakby pchn z dou, to chyba pjdzie.
Czekajcie, sprbuj. Karol, przytrzymaj drabink. - Sznurowa drabinka zwisaa z gry wraz
z lamp, przycinita opadym kamieniem. Janusz wspi si na ni, wyty siy i pchn.
Szczebel drabinki pk. - Moe on si lepiej oprze na nas - zaproponowa Lesio, kiedy
Janusz z Karolkiem pozbierali si z ziemi. - Na nic - odpar Janusz ponuro. - Ani drgnie.
Zdaje si,

e bez tego trzpienia nie ruszy. - No to jak to sobie wyobraasz? Zostaniemy tu na zawsze?
- No dobra, sprbujmy...
Po kwadransie wysikw wszelka nadzieja otwarcia wyjcia z podziemi zgasa definitywnie.
Cztery serca uderzyy niepokojem. - To co robimy? - spyta bezradnie Karolek. - Zdaje si,
e susznie kupie gromnice - mrukn Lesio. - Idiota - powiedziaa z niesmakiem Barbara.
- Teraz ju chcc nie chcc musimy znale drugie wyjcie. Sam mwie, e ten pastuch
mwi, e jest wyjcie przez kopalni. - Kopalni prawdopodobnie dawno szlag trafi powiedzia Janusz. - Ale rzeczywicie, nie ma innej rady. Idziemy! - I nawet kierunek mamy
zaznaczony... - Latarki zgasi. Niech si pali tylko jedna. Diabli wiedz, jak to daleko... Suchajcie, a moe lepiej zosta tutaj i poczeka, a nas znajd? Zabdzimy w tych
kazamatach i co? - Za trzysta lat znajd nasze szkielety... - powiedzia Lesio rzewnie. ywa dusza nie wie, e tu jestemy. - Gupi, Bobek wie. - Bobka nie ma. - Jest, mia
jecha na par godzin i zaraz wraca. Zobaczy, e nas nie ma, i zainteresuje si. Zorganizuj
ekspedycj... - Kiedy? Tydzie minie! - No to co? ywno mamy, napoje mamy... - I
bdziemy tu siedzie, jak idioci, przez tydzie pod tym kamieniem? To ju lepiej jako ten
czas wykorzysta!... Po stosunkowo krtkiej wymianie sprzecznych zda zdecydowano si
i. Zaznaczy przebyt drog, patrze na

zegarek i w razie czego wrci. Wykute w cianach strzay napeniay otuch. Podzielono
pomidzy siebie ywno i sprzt i ekspedycja ruszya. Lochy zachoway si w
zdumiewajco dobrym stanie. Dugi korytarz doprowadzi do czego w rodzaju studni,
zaopatrzonej w elazne klamry, na dnie studni otwar si nastpny korytarz, schodzcy
stromo w d, ktry zamieni si w kocu w kamienne stopnie. - Chyba schodzimy do
rodka ziemi - zauway Lesio z niezadowoleniem. - Przecie bylimy na pagrku. Jak
mamy i doem, to doem - powiedzia Karolek. - Nie lecie tak, bo nie nadam!
Schodzcy na czele Janusz zwolni nieco. Zadaniem Karolka byo podkrelanie kred
wykutych w kamieniu strza, ktre w razie potrzeby wskazayby dtrog powrotn. - Jako

dziwnie mao wilgoci - powiedzia Janusz. - I powietrze cakiem wiee... Nietypowe lochy!
- A mwiam, e to trzeba wykorzysta - mrukna z satysfakcj Barbara. - Czekajcie, a
gdzie ten szkielet? - zainteresowa si Karolek. - Jaki szkielet? - Tej ony. Skoro j
zamurowa pod zamkiem, to chyba ju j minlimy? - Diabli wiedz. A w ogle co ty
chcesz, szkielet jest gdzie w cianie, zamurowany. Nie bdziemy teraz opukiwa murw,
znajdzie si kiedy indziej. Kamienne stopnie skoczyy si. Przewenie korytarza
wygldao jak drzwi. Janusz przekroczy je pierwszy, unis nad gow latark i zatrzyma si
jak wronity w ziemi. Idca za nim Barbara wpada mu na plecy. - Co ci si... - zacza i

nagle zamilka. Za drzwiami znajdowaa si niewielka komnatka, niska i ciasna. W


grobowym milczeniu zamary ze zgrozy zesp wpatrzy si w bielejcy pod cian niewielki
stosik koci i wymalowan nad nimi, na kamiennym murze, trupi czaszk. - Niech ja
skonam... - wyszepta Janusz. Jeszcze przez chwil trwaa straszna cisza. - To chyba tu... powiedzia Lesio drcym gosem. - Ta ona... - Jaka dziwna ta ona - rzeka nagle Barbara
krytycznie i zapalia swoj latark, rzucajc na koci janiejszy snop wiata. - Nie chc
przesdza, ale wedug mojego rozeznania, to s eberka wieprzowe... - Co?! - eberka
wieprzowe. A to obok to jest tak zwana gicz. aden czowiek nie ma takich koci.
Atmosfera wyranie zelaa. Po bliszym obejrzeniu stosik koci straci swoje makabryczne
oblicze. Na trupi czaszk przestano zwraca uwag. - Nie wiem, kto tu ar eberka i gicz,
ale efekt jest bardzo dobry - powiedzia Karolek z zapaem. - Jakby co, to czaszk mona
zostawi i opowiada, e tu wanie znaleziono szkielet ony. Albo jakiego winia.
Patrzcie, nawet jakie elaza le. Wizie umar z godu przykuty do ciany... - Te elaza
te dziwne - powiedzia Janusz podejrzliwie. - Wedug mnie to jest zwyczajny szlakbor.
Jeszcze nie syszaem, eby kto winiw przykuwa szlakborem... - Nie bd drobiazgowy
- powiedziaa stanowczo Barbara. - Karol ma racj; przy okazji stworzymy legend zamku.
Jasne, e ona i wizie i nie wacie

si twierdzi inaczej! Idziemy dalej. Ktrdy? Z komnatki prowadziy dwa wyjcia. Po


krtkich poszukiwaniach odnaleziono na cianie wskazujce kierunek strzay. Korytarz
zakrci pod ktem prostym i cay zesp znw stan, zaskoczony nastpnym widokiem.
Wzdu korytarza sza gruba, eliwna rura, ginca w cianie. - Wszystko rozumiem powiedzia Janusz z mieszanin niesmaku i satysfakcji. - To jest ten przewd wod_kanu,
ktry leci a do zamku. Zdaje si, e odmwilimy stanowczo szukania tego w terenie...
Budzca niesmak czonkw zespou rura towarzyszya im w drodze do dugo. W pobliu
rodka ziemi oddalia si w lewo, zesp za ruszy w prawo. Mie dotychczas, wygodne,
stosunkowo obszerne i suche lochy zmieniy nagle swj charakter i przeksztaciy si
niepokojco w nierwnomiernie ciasny korytarz. - Do tej pory to byo wszystko dobrze wystka ponuro Janusz, przeac na czworakach przez tajemniczy zwa skamieniaej ziemi.
- Zdaje si, e dopiero teraz zobaczymy prawdziwe lochy. - O rany! - jkn Karolek. wie troch do tyu! Nic nie wida, walnem si w ciemi! - Nie wal gow o strop, bo tu

si moe co zawali - powiedzia Lesio ostrzegawczo. Zaczepi nog o co wystajcego i


run w d ze zwau rkami naprzd. Rce zagbiy mu si w lisk ma o niemiej woni. Jezus Mario, czekajcie! - zakwili aonie i z przestrachem. - Tu jest takie... Takie ajno...
Zesp zawrci. Ze ciany posypao si troch kamieni. - Przestacie si wygupia, bo to
si rzeczywicie zawali - zdenerwowaa si Barbara. - O

Boe, co tak mierdzi?! - Lesio - wyjani Karolek. Polizn si w mazi i usiad nagle obok
Lesia. - Rany boskie, co to? Co ty tutaj rozdyda?! - Nie, to ju byo... Aromatyczna ma
skupiona bya w niewielkich kauach na do dugiej przestrzeni. Kolejno poliznli si na
niej jeszcze Barbara i Janusz. Zdenerwowanie zespou wzrastao i wzrastaa te wilgo. Po
cianach pyny ju strumyczki wody, a pod nogami mlaskao grzskie boto, kiedy w
wietle latarki Janusza ukazao si rumowisko, cakowicie zagradzajce dalsz drog. Przed
rumowiskiem ziaa czarna studnia, prowadzca prosto w d. - No i co teraz? - spyta
Karolek z niedorzecznym zaciekawieniem. Janusz powieci w d, usiujc zajrze do
studni. - A bo ja wiem? Albo zazimy, albo wracamy. - Ktrdy wracamy? Przez to
mierdzce?! - No a jak? Znasz inn drog? Zreszt, co ci za rnica, cay czas mierdzimy
nie gorzej ni tamto smarowido. - No i co z tego, e wrcimy, skoro nie mamy wyjcia powiedziaa z niechci Barbara. - Czy wy macie pojcie, jak dugo ju si tu bkamy?
Prawie sze godzin! - A! - oywi si nagle Lesio. - To dlatego ja jestem taki godny!
Ciemno pozwolia mu nie dostrzec penych niesmaku spojrze, jakimi zgodnie obrzuci go
cay zesp. Gd w tych warunkach wydawa si doznaniem cakowicie niestosownym.
Uwaga Lesia sprawia jednake, i poczuli go wszyscy. Po namyle i dokadniejszym
obejrzeniu studni zdecydowano si kontynuowa ekspedycj.

Znaleziono miejsce dla zamocowania liny. - Zejd pierwszy - powiedzia z rezygnacj


Janusz. - Niech nikt z was nie schodzi, dopki nie krzykn, e mona. - Niech ci rka
boska broni krzycze! - zaprotestowaa gwatownie Barbara. - Widzisz, e tu si ju co
zawalio. Jak krzykniesz, to zawali si reszta. - No dobra, to szarpn lin trzy razy. Czekajcie - powiedzia Karolek niepewnie. - A moe rzeczywicie warto przedtem co zje.
Nie wiadomo, co jest na dole... Posiek, zoony z kiebasy, czekolady i wody sodowej,
spoyto siedzc na ziemi z nogami opuszczonymi w gb czarnego otworu. Termosw z kaw
Barbara nie pozwolia dotkn. - Nie wiadomo, co jeszcze bdzie - powiedziaa
zowieszczo. - Kawa musi zosta na czarn godzin. - Nie bardzo mog sobie wyobrazi,
eby byo jeszcze czarniej - westchn Lesio melancholijnie. - A swoj drog, znalelimy
sobie najadniejsze miejsce na piknik - zauway Karolek. - Musielimy chyba upa na
gow, eby tu wazi - mrukn Jnausz. - Trzeba byo doj tylko do rurocigu i wraca. Jakby nam si ten kamie nie zamkn, tobymy pewnie wrcili... Opasany jedn lin
Janusz zszed po drugiej, na ktrej powizano wzy co ptora metra. Trzy szarpnicia day
znak pozostaym na grze, e droga wolna, wycignito pierwsz lin i opasano ni z kolei
Barbar. Karolek mia schodzi ostatni, bez asekuracji. - Nie martw si, jakby lecia, to ci

zapiemy -

pocieszy go Lesio. - Z dwojga zego wol lecie bez tej liny ni z ni - odpar trzewo
Karolek. - Najwyej zami nog, a ta lina, jakby co, to nie ma siy, przetnie na p... Na dole
bya woda. Korytarz schodzi wci nie, a wody byo coraz wicej. Ciasnota miejsca nie
pozwalaa przyj pozycji wyprostowanej. Odkrywcz ekspedycj zacza ogarnia ponura
rozpacz. - Cukier zamoknie - mrukn Karolek widzc, jak idcy przed nim Janusz pogra
si w odzie powyej pasa. - To nie go wyej - odpar z irytacj Janusz. - Nie masz
wikszych zmartwie? Nie zdy powiedzie nic wicej, potkn si bowiem o podwodn
przeszkod, wpad z gow w czarn ciecz i zgubi latark. Zrezygnowawszy ju po krtkiej
chwili z beznadziejnego macania, wzi latark Lesia. Przeszkoda stanowia jakby prg.
Dalsz drog mona byo odbywa jednynie na czworakach, przy czym pomidzy
powierzchni wody, a stropem pozostawao miejsce na nieca twarz. Karolek posuwa si
naprzd w kucki, w uniesionych doniach chronic torb z cukrem. - Dugo tak jeszcze? wystka. - Wszystko mi ju zdrtwiao!... - Zdaje si, e dalej jest wyej - pocieszya go
niepwnie Barbara. - Ju widz tych turystw z Zachodu, jak si tdy czogaj - wysapa
Janusz jadowicie. Poziom wody zacz si obnia. Imitacja korytarza zmienia nieco
kierunek i ja wznosi si nieznacznie w gr. Prowadzcy ekspedycj Janusz zatrzyma si,
usiad na niewielkim zwale kamieni i otar z czoa pot i boto. - Nie wiem jak wy, ale ja
zamierzam odpocz - powiedzia

stanowczo. - Zdaje si, e najgorsze mamy za sob. - Wnioskujc z konfiguracji terenu powiedzia Karolek w zadumie - jeeli to ma i przez kopalni... To powinno schodzi w
d, przechodzi pod potokiem, a potem i w gr na tym drugim zboczu. Ta woda to chyba
bya pod potokiem. - Idziemy dziesi godzin - powiedziaa Barbara. - Przyjmujc dwa
kilometry na godzin, mamy za sob dwadziecia kilometrw... - Zwariowaa? Jakie dwa?
P kilometra na godzin, to jeszcze uwierz! - Mwi przecitnie! Na pocztku nam si szo
szybciej! - Suchajcie, czy wy wierzycie, e my std kiedykolwiek wyjdziemy? - spyta
nagle Lesio pospnie. W teje chwili druga latarka zgasa. Straszliwa ciemno w
poczeniu ze straszliwymi sowami nie spowodowaa wybuchu paniki tylko dlatego, e
wszystkim czonkom zespou odebrao na moment dech i gos. Barbara i Karolek nerwowym
ruchem chwycili rwnoczenie swoje latarki i dwa snopy wiata przeciy mrok. - Jak
jeszcze raz powiesz co takiego, to kto jak kto, ale sam moesz przesta wierzy, e std
wyjdziesz - powiedzia Janusz zowrogo. - Osobicie si o to postaram... Ruszono w dalsz
drog. Lekkie wzniesienie korytarza napenio otuch przeraone serca. Coraz bardziej
wyczerpany zesp szed i szed, przeazi na czworakach, przeczogiwa si, potyka,
przewraca i lizga. Wygld zewntrzny czworga odkrywcw prezentowa si coraz gorzej.
Ze stropu i cian ze zowieszczym szelestem osypyway si kamienie. W macierzystym
korytarzu jy pojawia si coraz liczniejsze rozgazienia

i odnogi. Tempo posuwania si naprzd zmalao, trzeba byo bowiem za kadym razem
sprawdza, w ktrej z czarnych jam znajduje si zbawienna strzaa. - Jacy to genialni ludzie
byli - powiedzia Karolek z wdzicznoci. - Ja bym im pomnik postawi za te strzay. - Do
strza to nie bardzo podobne, ale grunt, e jest - zgodzi si Janusz. - Macie pojcie, co by
byo, gdyby tego nie byo? - Tydzie bdzenia murowany - przytakn Lesio. Kamienne
stopnie prowadziy teraz w gr. Korytarz rozszerza si i przybiera niekiedy posta
niewielkich komnatek. W kadej z komnatek rozlegay si niespokojne szepty i gorczkowo
poszukiwano dalszego cigu drogi, wskazywanej strza. Czas pyn...
Kierownik pracowni i naczelny inynier przybyli do pensjonatu z wodotryskiem pnym
popoudniem. W pensjonacie zastali wycznie Bj~orna, przed trzema dniami poegnanego w
Warszawie. - Gdzie tamci? - spyta naczelny inynier. Bj~orn okaza jakie dziwne
zdenerwowanie. - Oni chodzi do zamek - rzek troch niepewnie. - Wizyta do locha.
Kierownik pracowni i naczelny inynier wymienili zaniepokojone spojrzenia. - Jak to
locha? - spyta mimo woli kierownik pracowni. - Czy tam w kocu s te dziki czy nie? Kiedy poszli? - spyta naczelny inynier, ignorujc wtpliwoci zwierzchnika i pospnie
marszczc czoo. - Rano. Dzjewjec godzyna. Oni wszystko ma. Latarnia i woda, i kiebasa, i
dwa sznura.

Naczelny inynier jkn. Kierownik pracowni patrzy na Bj~orna w osupieniu. - Nic nie
rozumiem - powiedzia z cieniem pretensji. - Dlaczego kiebasa? Karmi dziki kiebas?
Moe on co myli? - Ja nie myli - odpar z uraz Bj~orn. - Wizyta do locha duga. Uwaga,
niebezpiecz...ynstwo. Oni robi reklame dla turisty. Ja te. Kierownik pracowni poczu si do
reszty skoowany. Naczelny inynier zdenerwowa si w najwyszym stopniu. - Poszli
zwiedzi lochy - wyjani. - Jezus Mario, chyba zupenie oszaleli. To jest to uzupenienie
inwentaryzacji, o ktrym nie chcieli mwi! Co im do gowy strzelio!? - Jedmy tam! zada poblady kierownik pracowni. Bj~orn doprowadzi zwierzchnikw do piwnicy. W
najniej pooonym pomieszczeniu znaleziono wielki akumulator samochodowy, do ktrego
podczony by dugi sznur. Sznur gin w spoinie pomidzy kamieniami posadzki. - Co to
znaczy, na lito bosk - zdenerwowa si kierownik pracowni. - Dlaczego tu jest takie co?
Co oni zrobili? - Zeszli na d - rzek pospnie naczelny inynier. - Podnieli chyba ten
kamie. Tam mog chyba by jakie schody albo co w tym rodzaju. Sprbujemy... Prby
uniesienia kamienia nic nie day. Brak elaznego bolca unieruchomi go gruntownie. O
wypadniciu bolca nie wiedzia ani naczelny inynier, ani kierownik pracowni, ani Bj~orn,
aden z nich zatem nie umia odgadn, jakim sposobem zesp wszed w podziemia. Moe weszli jak inn drog? - powiedzia naczelny

inynier z odrobin nadziei. - Moe ju wyszli i s w domu?... W pogronym w


ciemnociach pensjonacie nie byo ywego ducha. Wszystko wskazywao na to, i zesp
zagin w lochach. - Jeeli nie wrc do rana, trzeba natychmiast organizowa ekspedycj

ratunkow - powiedzia stanowczo naczelny inynier. - Zawiadomi milicj, stra poarn,


cign ewentualnie pogotowie grnicze... eby chocia byo wiadomo,, ktrdy tam
weszli!... Kierownik pracowni wyranie poczu, jak co go dawi w gardle...
Zaginiony zesp sta w bardzo ciasnym fragmencie korytarza. Dwie latarki wieciy w
gr, na czterech twarzach zaschnita skorupa bota skrywaa blado, cztery pary oczu
rozpaczliwie usioway dojrze jak moliwo ratunku. - Cay czas si czego takiego
spodziewaem - powiedzia ponuro Janusz. - Tam bya taka studnia w d, to niby dlaczego tu
nie ma by takiej studni w gr? - Ta jest troch wygodniejsza - powiedzia Karolek
niepewnie. - Skosem idzie... - Tote w samym kominie ju by si jako weszo. Tylko jak si
tam dosta? Otwr prawie pionowego szybu wznosi si dwa metry nad gowami, gadko
wykute ciany nie daway punktu oparcia. - Sprbuj wbi oskard - zaproponowa Karolek. W kocu uprawiasz przecie taternictwo! - Uprawiaem - sprostowa Janusz. - Dziesi lat
temu i tylko przez jedne wakacje. Tu by si przyda raczej jaki grotoaz. W co ten oskard
wbij, w kogo z was? W lit ska nie wejdzie! - Tam wyej s dziury! - Tote tam wyej
bdzie atwo, tylko tu jest problem!

- Wygupilimy si rekordowo - powiedziaa z niesmakiem Barbara. - To byo bezgraniczne


kretystwo wazi tutaj. Cud, e w ogle yjemy! - Odnosz wraenie, e troch niemrawo
yjemy... - Nie ma siy, robimy yw piramid - zadecydowa stanowczo Janusz. Nastawcie si duchowo i nie krcie bami, jak na was wejd. Barbara, wie dwiema
latarkami razem!... ywa piramida zawalia si zaledwie trzykrotnie. Za czwartym razem
oskard utkwi w spoinie. - Popatrzcie, jak mymy inteligentnie skompletowali sprzt powiedzia Lesio z nabonym wzruszeniem. - Stjcie tu i czekajcie - rozkaza Janusz. - I nie
stjcie pod dziur, bo co moe zlecie. Wezm lin i sprbuj gdzie tam zamocowa.
Dobrze, e wzilimy dwie... Aha, supy trzeba zawiza! Przy pomocy liny przebyto komin
etapami. Na grze cay zesp poczu, e jest u kresu si i u progu histerii. Dalsz drog
zagradza zwisajcy, czciowo zawalony strop, obok ktrego mona si byo przesun
tylko z najwikszym trudem. Nike lady wskazyway, e niegdy podtrzymywao go
drewniane stemplowanie. - Kopalnia - wyszepta Karolek. - Mwmy szeptem... - Nic nie
mwmy - wyszepta Janusz. - Ostronie, o nic nie zawadzi. To wisi na sowo honoru. - Ja
pjd ostatnia - wyszeptaa dramatycznie Barbara. - To wszystko moja wina... - Idiotka wyszepta z przekonaniem Janusz. Nic nie szepczc Lesio stanowczym gestem uj Barbar
za rami i pchn na miejsce za Januszem. Z najwiksz ostronoci, wowym ruchem,

pojedynczo, zesp przecisn si obok rumowiska. Zaledwie stanowicy stra tyln Karolek
znalaz si obok przyjaci, zaledwie nabrano w puca nieco stchego powietrza, eby
odetchn z ulg, ju co stkno gucho i reszta zwisajcego stropu runa w d.
Rumowisko zasypao drog ostatecznie. - W ostatniej chwili zdylimy - rzek Janusz, idc
dalej, wci w gr. - Teraz ju koniec, musimy wyle tdy, gdzie by to nie byo. Drogi z
powrotem nie ma. - Czy wy macie jeszcze siy? - spyta beznadziejnie Karolek. - Moe

bymy tu odpoczli albo co? - Chcesz tu spa? - zdziwi si Lesio z niesmakiem. - Mnie si
wydaje, e ju niedaleko. - Spa to nie, ale moe chocia napijemy si tej kawy... - To
zaraz, jak si skocz te schody. Moe na grze bdzie adniej? Nieregularne, kamienne
stopnie cigny si w nieskoczono. Gdzieniegdzie napotykano jakby podesty, od ktrych
zaczynay si odgazienia korytarza. Strza ju nie byo, ale zesp konsekwentnie dy w
gr. Stopnie skoczyy si wreszcie i nowy korytarz, ktry ukaza si w wietle latarki
pozwoli przyj pozycj pionow. Cakowicie wykoczeni odkrywcy pokrzepili si kawk z
termosw i cukrem w kostkach. Tak smak, jak aromat cukru pozostawiay wiele do yczenia,
Karolkowi nie udao si bowiem uratowa go w peni przed zamokniciem. Nikt jednake
zbytnio nie grymasi. Dalsza droga doprowadzia do nowej komnatki. Z komnatki
prowadziy korytarze w cztery rne strony. Strza brakowao. Zesp zatrzyma si w
niezdecydowaniu. - Co teraz? - spyta Lesio. - Mam wraenie, e czuj

wiee powietrze - powiedziaa Barbara niepewnie. - Nie wiem skd. - Z zewntrz. - A


gdzie jest zewntrz? - Trzeba zapali wiec - poradzi Karolek. - Zobaczymy, co ten
pomie zrobi. Zapalenie gromnicy napotkao pewne trudnoci. Poumieszczane w
kieszeniach zapaki zamoky i nie nadaway si do uytku. Przez chwil rozwaano
moliwo uzyskania iskry z bateryjki elektrycznej, po czym nagle Barbara wydaa okrzyk i
signa rkami do wosw na czubku gowy. - Padnijcie przede mn na twarz! - zadaa
stanowczo. - Jak tylko zobaczyam wod, przypiam sobie zapaki spink do wosw. Suche
jak pieprz! - Widziaem w yciu suchszy pieprz - zauway krytycznie Janusz. - Ale moe
si dadz zapali... Zapony trzy gromnice. Uniesiono je w gr u wylotw trzech
korytarzy, czwarty bowiem, ten, ktry doprowadzi do komnatki, nie wchodzi w rachub.
Tylko jeden pomie wykazywa niejakie tendencje do odchylania si ku rodkowi
pomieszczenia. - Idziemy tdy! Stamtd pynie powietrze! Karol, na wszelki wypadek pisz
kred po cianach!... wieo powietrza wyranie wzrastaa. Po kilkunastu metrach
korytarz zwzi si i obniy. Janusz na czworakach przecisn si przez ciasn dziur i oto
czogajca si za nim Barbara ujrzaa, e wierzga dziwnie nog, przy czym wydao jej si, e
co krzyczy. Na wszelki wypadek cofna si nieco i trafia butem w Lesia. Janusz tkwi
tyem w otworze, rkami za zapiera si o jakie korzenie, wszelkimi siami usiujc nie
zlecie po stromym,

zalesionym zboczu, ktre nie tyle ujrza, ile wyczu w atramentowej ciemnoci nocy. Ludzie, wyszlimy! - stka radonie. - Niech skonam, wyszlimy! Rany Boga, lec! Koniec
cholernych lochw!!! - Co mwisz? Nie sysz! - dopytywaa si zdenerwowana Barbara. Uwaga, cofn si! Jakie niebezpieczestwo! Leso cofn si ku Karolkowi, wok ktrego
byo troch wicej miejsca. - Co tam si dzieje, nie wiem co - powiedzia niespokojnie. Barbara kopie i co krzyczy. Karolek oderwa si od mazania kred po cianie. - Jezus
Mario, moe si wali?!... Nie rozumiejc poczyna Janusza, Barbara na wszelki wypadek
chwycia go za wierzgajc nog. Janusz zawis na zboczu gow w d, latarka wypada mu

z rki, potoczya si i zgasa. Trzymajca go za nog Barbara wyczogaa si na zewntrz,


zachysna szczciem, pucia nog i zjechaa za Januszem w d. Wysuwajcy si za nimi
Lesio usysza w dole tajemnicz kotowanin, szarpn si gwatownie i run za
przyjacimi. Jako ostatni przyby Karolek. Podrapany, potuczony, peen szczcia i ulgi
zesp siedzia w kucki na stromym skalistym zboczu, trzymajc si jakiego pieka. - Noga
moja nie postanie wicej w adnej piwnicy - powiedziaa uroczycie Barbara. - Nie chc
sysze o lochach! Niech sobie ci turyci robi, co chc, beze mnie! - To by niewtpliwy cud
- stwierdzi Karolek. - W ogle nie rozumiem, jak nam si udao wyj z tego z yciem. Nad wariatami zawsze Opatrzno czuwaa - powiedzia

Janusz. - Ja wam powiem, e jakbymy byli wszyscy pijani, toby ta droga przeleciaa
piewajco. - Rany boskie, jaki ja godny jestem! - jkn Lesio. - Gdzie my waciwie
jestemy? - zainteresowa si Karolek. - Nie wszystko ci jedno? Grunt, e na ziemi.
Zorientujemy si, jak si rozwidni. A propos, ktra godzina? - Za pitnacie pierwsza odpara Barbara, owietlajc zegarek latark. - Popatrzcie, bylimy tam niecae szesnacie
godzin. - Mnie si zdawao, e szesnacie lat. Chyba s chmury na niebie, bo cholernie
ciemno... - Suchajcie, do witu jeszcze najmarniej trzy godziny. Jak s chmury, to nawet
wicej. Nie bdziemy tu przecie siedzieli przez trzy godziny... - To sprbujmy zej na d.
- Ciemno, jak w pysk da. Poamiemy sobie rce i nogi... - Przywimy lin do tego pieka!
wiecc wrd egipskich ciemnoci ostatni ocala latark, przytrzymujc si wzajemnie i
asekurujc lin, zesp j schodzi w d. Strome zbocze skoczyo si wreszcie. Nogi
wyczuy gadk, tward nawierzchni. - Popatrzcie, szosa! - Ciekawe, ktra. Gdzie my
moemy by, do cholery? - Tu jest d, a tu gra... W ktr stron idziemy? - W adn powiedziaa stanowczo Barbara. - Ja mam do. Chcecie, to idcie, a ja tu poczekam. Ng nie
czuj, rk nie czuj, w ogle nic nie czuj! - Ja przeciwnie, wszystko czuj w nadmiarze powiedzia Karolek. - Ona ma racj, ja te nigdzie nie id. Tu gdzie mona zaczeka...
Lesio zaszczka zbami.

- Zimno jak diabli. Dostaniemy zapalenia puc... - Mona rozpali ognisko. - Zejdmy z
tej szosy - powiedzia Janusz. - Tu jest jako agodniej, zbierzmy troch patykw i rozpalmy
ognisko. Wszdzie wilgo, to nie bdzie poaru. Upieczemy sobie na patykach t resztk
kiebasy. Szkoda, e nie wzilimy z p litra... - Co? - spyta nagle Lesio. - Jak to nie
wzilimy? Przecie ja mam piersiwk! - I dopiero teraz to mwisz?!... - Tak mi chodzio
po gowie, e co miaem powiedzie i nie pamitaem co... Resztkami si zesp zebra w
ciemnociach kupk patykw, gazi i kory. Szczkanie zbami rozbrzmiewao coraz
dwiczniej. Po kwadransie ogie zapon, wydzielajc z siebie mie ciepo i posza w kurs
piersiwka Lesia, dostarczajc miego ciepa take i do wewntrz. Zwyciska, ale miertelnie
wyczerpana ekspedycja odkrywcza ulokowaa si w ciasno zbitej gromadzie wrd jakich
gstych, spltanych krzeww, u jej stp za pono niewielkie ognisko. Zmczone, acz
radosne gosy jy przycicha, coraz rzadziej ktra rka dorzucaa opau do ognia i wreszcie

bogi sen spyn na czworo cudem uratowanych odkrywcw.


Zdenerwowanie kierownika pracowni wzrastao z godziny na godzin. O uoeniu si do
snu nawet nie myla. Nie mogc sobie znale miejsca chodzi po caym pensjonacie i
usiowa opanowa okropne dawienie w krtani. Ciar odpowiedzialnoci za ycie
podlegych mu pracownikw przytacza go jak gra myskich kamieni, a groz atmosfery
zwiksza fakt, e nie umia zapali zgaszonego przez

Bj~orna wiata. Jedyny jasny punkt stanowia maszynka elektryczna w kuchni dziaajca z
nie znanych mu przyczyn. Niebo zakryway chmury i wok pensjonatu panowaa ciemno
absolutna. Nadesza pnoc. Naczelny inynier uda si na spoczynek i kierownik pracowni
poczu si rozpaczliwie samotny. Posiedzia chwil w jednym z pokoi, z gorycz pomyla, e
cokolwiek si stanie, niezalenie od przyczyn nieszczcia, wszystko bdzie na niego, zerwa
si i znw j spacerowa po budynku. Wyjrza przez jedno okno, przez drugie, ujrza
gbok czer, wyszed na may balkonik, zawieszony nad niewidocznym ogrdkiem i
wpatrzony w czer z rozpacz rozwaa moliwoci ratowania zespou. Sta, rozmylajc,
do dugo. Zmarz i przenikna go zimna wilgo, zamierza wic cofn si do wntrza,
kiedy nagle usysza jakie dwiki. Dwiki wyday mu si podobne do ludzkich gosw. Z
bijcym sercem wychyli si, nasuchujc w napiciu, ale gosy nie zbliay si. Dobiegay z
niewielkiego oddalenia wci z tym samym nateniem. Za krzewami byskao chwilami
nike wiateko. Kierownik pracowni wybieg z balkoniku i wpad do pokoju naczelnego
inyniera. Naczelny inynier lea na ku w ubraniu, a w ciemnoci jarzy si ognik jego
papierosa. - Panie Zbyszku, tam co sycha! - zawoa nerwowo kierownik pracowni. Moe to oni wracaj? Naczelny inynier poderwa si w mgnieniu oka. Obaj z
kierownikiem pracowni, potykajc si w ciemnociach, wybiegli na balkonik. Wychyleni
przez porcz usiowali co dosysze i co dojrze.

Gosy szemray niewyranie za gstymi krzewami i wiateko byskao raz mocniej, raz
sabiej. Nikt nie przedziera si przez zarola i nie podchodzi do pensjonatu. - To nie oni rzek pospnie naczelny inynier. - Jakby tu byli, toby wrcili do domu. Kto tam si krci w
lesie. - O tej porze? I w tak pochmurn noc? Kto to moe by? - Pewnie hippiesi. Pokazao
si ju troch tego w Polsce, a oni podobno lubi takie dziwne warunki bytowania. Od
strony gosw powia wiatr i przynis ze sob jak niemi, trudn do sprecyzowania wo.
Naczelny inynier powszy. - Czuje pan? - spyta z lekkim wstrtem. - Tak, to chyba
rzeczywicie hippiesi - odpar kierownik pracowni z alem. - Pal narkotyki. C za okropny
smrd, jak oni to mog wytrzyma! - Jakby siarkowodr... I jaka zgnilizna. Musz by
beznadziejnie brudni... - Boe drogi, co im do gowy strzelio, eby bada lochy! - jkn
kierownik pracowni. - Tam si mogo co zawali! Mogo ich przysypa! - Sprawdziem
dokumentacj - powiedzia naczelny inynier. - Lochy zostay wykorzystane na
przeprwadzenie instalacji. A do potoku... wie pan, to schodzi w d... a do potoku wszystko
powinno by w bardzo dobrym stanie. W zeszym roku pracoway tam ekipy hydraulikw,

pod ziemi zaoyli sobie baz, siedzieli po osiem godzin, jedli... Podobno porobili nawet
jakie znaki na murach... Nieco wyej jest studzienka rewizyjna, moe wyjd przez t
studzienk. - Moe wyjd... - Niech pan idzie spa, to nie ma sensu. Nic nie pomoemy
wygldaniem, a jutro musimy by w peni si. Trafi przecie do

domu. Kierownik pracowni teoretycznie przyzna racj naczelnemu inynierowi, nie by


jednake w stanie pooy si do ka. Zdrzemn si na krtko w ubraniu snem
niespokojnym i mczcym, budzi si ze co chwila i wreszcie, okoo pitej rano, poczu, e
duej nie wytrzyma w bezruchu. Za oknem wstawa ju pochmurny dzie. Kierownik
pracowni wyszed rzed pensjonat, przyjrza si szosie, po czym przeszed na drug stron, do
ogrdka i zatrzyma si na schodkach, beznadziejnie rozgldajc wokoo. Jego kroki obudziy
naczelnego inyniera, ktry rwnie spa w ubraniu, niepokojony okropnymi widziadami.
Zszed na d i stan za plecami kierownika pracowni. - Nie wrcili... - powiedzia
kierownik pracowni gucho. - Pi po pitej - powiedzia naczelny inynier. - O sidmej
musimy by ju na dole, w milicji. Poranny wietrzyk znw przynis osobliwie nieznon
wo. Kierownik pracowni mimo woli pocign nosem. - Od rana pal narkotyki powiedzia z nie skrywanym obrzydzeniem. - To powinno by wzbronione. Zatruwaj
powietrze. - Moe s po prostu do tego stopnia brudni - zauway naczelny inynier i chcc
cho na chwil odwrci uwag zwierzchnika od przygnbiajcego tematu, doda: Chodmy zobaczy. Jeli chc pali to dziwne wistwo, to niech si z tym wynios gdzie
indziej. Obaj zeszli w mokr traw i z pewnym wysikiem, nieco okrn drog przedarli si
przez zarola. Wrcili na miejsce, skd noc dobiegay gosy i byskao wiato, rozchylili
gste krzewy i zamarli w

absolutnym bezruchu. Pod imponujcym krzakiem zdziczaych porzeczek spali bogim


snem przeraajco brudni, obszarpani, mierdzcy: Barbara, Karolek, Lesio i Jnausz, sodko i
czule przytuleni do siebie. U stp ich widnia popi wygasego ogniska. Po niesychanie
dugiej chwili naczelnemu inynierowi i kierownikowi pracowni udao si odzyska wadz
nad sob. Wci jednak nie byli pewni, co bierze w nich gr: bezgraniczna ulga czy
niebotyczne zdumienie. - Na lito bosk, dlaczego nie wrcili do domu?! - zawoa
naczelny inynier, gwatownie wydostajc si z krzeww. - Ukrywaj si przed nami?!...
Kierownik pracowni rzuci si na odzyskanych wsppracownikw jak wilczyca na swoje
mode. Przed pochwyceniem ich w objcia powstrzyma go tylko koszmarny smrd. Wyrzuty
mieszay si w jego sowach z okrzykami szczcia. Wyrwani znienacka ze snu badacze
lochw w osupieniu patrzyli na oszalaego ze szczcia zwierzchnika, w ogle nie pojmujc,
gdzie s i co si dzieje... - Kto mg przypuszcza, e jestemy koo domu - powiedzia z
niesmakiem Janusz, kiedy wszyscy, umyci ju i przebrani, zasiedli do w peni zasuonego
posiku. - Mylelimy, e to jaka nieznana okolica, i nie mielimy ju siy bka si w
ciemnoci. - Dlaczego, do diaba, nie zapalilicie wiata? - spytaa z gniewem Barbara. Byoby wida!... - Miaem nadziej, e wzrok si przyzwyczai i uda mi si zobaczy co na

zewntrz - wyzna z zakopotaniem kierownik pracowni. - A poza tym prbowaem, ale aden
kontakt nie dziaa... Jasny dzie powrci wszystkim

przytomno umysu. Zdradzono zwierzchnikom przyczyn przeprowadzonych bada.


Kierownik pracowni zarazi si szlachetnym zapaem podwadnych i wyrazi zgod na
wczenie do projektu podziemnych korytarzy, od razu mylc nad sposobem uzyskania
aprobaty instancji nadrzdnych. Bj~orn czterokrotnie usysza sprawozdanie z wyprawy,
domagajc si relacji od kadego z jej uczestnikw oddzielnie. Naczelny inynier pogry
si w rozmylaniach nad skadem chemicznym substancji o tak niezwykle trwaej woni... W
drog powrotn do Warszawy wyruszyli wszyscy razem, przy czym Barbara, Karolek, Lesio i
Bj~orn zostali wepchnici do samochodu kierpwnika pracowni, naczelny inynier za wraz z
Januszem posuyli si skuterem Wodka. - Musi pan z nim jecha, panie Zbyszku powiedzia kierownik pracowni konspiracyjnym szeptem. - Za adne skarby wiata nie
zostawi nikogo z nich samopas. Nie wiem, co im jeszcze moe przyj do gowy...
Spychacze i koparki przystpiy ju do pracy na agodnie nachylonych zboczach, zapalajc
blaski szczcia w oku przewodniczcego Rady Narodowej, kiedy kierownik pracowni
otrzyma grub kopert z zagranicy. Przebywajcy ju na onie ojczyzny Bj~orn donosi o
osignitych sukcesach. - Nic z tego nie rozumiem - powiedzia kierownik pracowni do
naczelnego inyniera, odczytujc po raz trzeci list, pisany w poowie po polsku, a w poowie
po angielsku. - Co on ma na myli? Niech pan popatrzy. Pisze, e zrobi wszystko, eby
zrekompensowa ten okropny bd... Jaki bd? e narazi zesp na taki wstyd i takie

straszne przestpstwo... Jakie przestpstwo, na lito bosk? Zrobi nam reklam w caej
Skandynawii i wszystkie biura podry maj ju w planach Polsk... Rzeczywicie, podobno
pcha si do nas potworna ilo turystw i ju byem pytany kilkakrotnie, czy co wiem o
tym, bo wszyscy jako cel wycieczki wymieniaj nasze obiekty. Przecie tych obiektw
jeszcze nie ma! Zamek ma zamwienia na rne uroczystoci... Jakie urodziny, wesela...
chyba na pi lat naprzd! Orbis kieruje tych cudzoziemcw na razie do innych
miejscowoci, dla nas to jest sukces, bo ju teraz wida zwikszony napyw dewiz i w ogle
ta reklama to bezcenna rzecz, ale co go napado? Skd mu si to wzio? Naczelny inynier
okaza niejakie zakopotanie. - No... wie pan... O ile pamitam, to on chyba zgubi przez
niedopatrzenie cz dokumentacji... inwentaryzacyjnej... I zesp musia to odtwarza.
Bardzo si tym przej i podobno obiecywa, e postara si o rekompensat. Wiedzia, e nam
zaley na turystyce i reklamie... - No dobrze, ale jakie przestpstwo?! - Pewnie sobie co
le przetumaczy. Chodzio mu zapewne o win... Kierownik pracowni z pewn
nieufnoci przyj wyjanienie naczelnego inyniera i przystpi do przejrzenia nadesanych
wraz z listem prospektw, naczelny inynier za popiesznie zorganizowa konferencj
zainteresowanego tematem zespou. Po naradzie zdecydowano wtajemniczy zwierzchnika w
minione wydarzenia, nie wnikajc jednake zbytnio w ich niektre szczegy.

Wzajemne zaufanie i yczliwo znw zapanoway w pracowni. Zawarte w prospektach


pienia pochwalne i wyrazy zachwytu mogy zaspokoi najbardziej wygrowane wymagania.
Kierownik pracowni poczu si w peni usatysfakcjonowany. Dusza jego pogrya si w
upojeniu, a przyszo janiaa przed nim na ksztat zorzy polarnej. Jednego tylko nigdy nie
zdoa zrozumie. Dlaczego mianowicie skandynawskie biura podry jako gwn atrakcj
pobytu w Polsce reklamoway walki bykw. O ile udao mu si zorientowa, do walk mia
by uywany specjalnie hodowany gatunek bykw grskich...

You might also like