Professional Documents
Culture Documents
ISBN 978-83-60807-50-7
www.waip.com.pl
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
SPIS TREŚCI 5
Spis treści
Wstęp 9
ROZDZIAŁ 6. Radio 95
SPIS TREŚCI 7
Bibliografia 380
SŁOWO WSTĘPNE 9
Słowo wstępne
Polityczna historia mediów nie jest terminem często stosowanym. Wśród powodów
tego stanu rzeczy można z pewnością wymienić wieloznaczność i złożoność zjawiska,
którego dotyczy. Mimo że uprawnione jest identyfikowanie jej z prowadzoną w prze-
szłości polityką medialną, nie znaczy to, że między obydwoma pojęciami można
stawiać znak równości.
Polityka medialna – w ujęciu historycznym – także nie jest praktyką całkiem
oczywistą ze względu na różnorodne kwestie składające się na jej materię. Mamy tu
do czynienia z takimi przenikającymi się wzajemnie zjawiskami, jak prawo prasowe
i karne, stosowana w różnych formach cenzura oraz reakcje na jej uciążliwość, wyzna-
wane przez państwo wartości (rzeczywiste lub fikcyjne) stanowiące podstawę do defi-
niowania wolności słowa i mediów, praktyka koncesyjna, limitowanie nakładów i liczby
tytułów związane z interesami dysponenta, propaganda, związki między mediami
a światem polityki, instytucje powołane do kierowania mediami oraz ich wpływ na
środowisko dziennikarskie, organizowanie obiegu informacji oraz dystrybucji prasy,
sterowanie dostępem do subwencji, reklam i ogłoszeń, a także innymi działaniami,
często bezprawnymi bądź lokującymi się na krawędzi prawa, podejmowanymi w celu
wpływania na zawartość mediów.
Mając to wszystko na uwadze, należy pamiętać o charakterze państwa pro-
wadzącego politykę medialną oraz stawianych sobie przez nie celach – innymi słowy
o oczekiwaniach formułowanych pod adresem prasy, radia i telewizji. Rzecz będzie
wyglądała inaczej w warunkach liberalnej demokracji, w której prawo stanowione
jest podstawą zasad życia społecznego, inaczej – mimo podobieństwa niektórych
instrumentów – w ramach państwa autorytarnego, jeszcze inaczej zaś – w ustroju
totalitarnym.
Polityczna historia mediów to zatem polityka medialna, ale nie tylko. To dzieje
poszczególnych tytułów, stacji radiowych i telewizyjnych nakłanianych do wpływania
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
SŁOWO WSTĘPNE 11
się odnosi w obrębie XX wieku. Jej układ odpowiada przyjętej periodyzacji politycz-
nej historii Polski i w związku z tym nie wymaga szerszego uzasadnienia. Narrację
otwiera okres poprzedzający wybuch I wojny światowej (rok 1900 traktowany jest
umownie) z odniesieniami do wydarzeń XIX wieku przywołanymi wówczas, gdy
wpływały one na sytuację późniejszą, zamykają zaś lata 1989–1990. Cezura taka ozna-
cza, że w Polsce wiek XX trwał krócej niż wynika to z rachuby kalendarza. Propozy-
cję tego rodzaju daje się jednak usprawiedliwić i zaakceptować, pamiętając, że rozpad
systemu komunistycznego w Polsce otwiera nowy etap, zarówno w dziejach państwa,
społeczeństwa, jak i mediów, dla którego to procesu koniec XX wieku nie stanowił
merytorycznego zamknięcia. Wydarzenia 1989 roku były początkiem działania mediów
w warunkach gwarantowanej prawnie i na ogół przestrzeganej wolności, stanowiły
zatem koniec ich historii, naturalnie wówczas, gdy rozumieć ją jako dopominanie się
i zmaganie o wolność.
Na specyfikę politycznej historii mediów składa się wiele czynników. W Polsce
w latach 1900–1989, występowały one w różnych proporcjach, kombinacjach i natężeniu.
Autor uznał więc za naturalne, że sytuacja ta znajdzie wyraz w narracji, co tłumaczy
pewną jej niekonsekwencję. Część poświęcona dwudziestoleciu międzywojennemu
różni się konstrukcyjnie od tej dotyczącej Polski Ludowej. W pierwszym wypadku
została wyodrębniona polityczna geografia prasy lat 1918–1926 i po przewrocie majo-
wym, w drugim nie jest to zaznaczone tak wyraźnie.
Uzasadnieniem takiego zabiegu jest różnorodność tytułów ukazujących się
w dwudziestoleciu oraz ich konfiguracja zmieniająca się pod wpływem tempa życia
politycznego. Ze zjawiskiem tego rodzaju nie mamy w zasadzie do czynienia po 1945
roku. O pewnej różnorodności można mówić tuż po wojnie, zaraz potem media (poza
wydawnictwami Kościoła katolickiego i z nim związanymi, niewolnymi zresztą od
ingerencji cenzury) straciły cechy indywidualne i zlały się w jednolity, zarządzany
odgórnie, a tym samym jednakowo zachowujący się system. Sytuacja zmieniła się
dopiero po 1976 roku, kiedy powstał niezależny obieg wydawniczy, którego konty-
nuacją – w pewnym sensie – była prasa „Solidarności”.
Liczba i rozległość zagadnień, jakie na ogół obejmuje termin „polityczna historia
mediów”, stoi w dramatycznej sprzeczności z możliwościami, nazwijmy je objętoś-
ciowymi, jakimi dysponuje autor – zwłaszcza poruszający się w szerszym spektrum
czasu. Nie wszystkie zatem zasługujące na uwagę kwestie zostały wyłożone z taką
dokładnością, na jaką zasługują, co przecież nie znaczy, że pomiędzy ilością a jakością
trzeba stawiać znak równości.
Autor ma nadzieję, że rekompensatą, jeśli w ogóle konieczną, okaże się to, iż
niniejsza książka jest pierwszym całościowym wykładem poświęconym związkom
polskich mediów z polityką na przestrzeni XX wieku.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
LATA 1900–1918 13
ROZDZIAŁ 1
Lata 1900–1918
W zaborze rosyjskim
W początku XX wieku w Królestwie Polskim tytuły, zwłaszcza te usiłujące zaj-
mować się polityką, nie miały łatwego życia. Od lat 70. XIX wieku trwał tu co prawda
nieprzerwany rozwój prasy, zarówno ilościowy, jak i jakościowy, okoliczności polity-
czne były jednak skrajnie niesprzyjające. Władze rosyjskie stosowały cenzurę prewen-
cyjną, przez co cała prasa – zarówno dzienniki jak i czasopisma – nie mogła poruszać
kwestii politycznych uznanych za sprzeczne z interesem Petersburga. Materiał prze-
znaczony do druku przesyłano do kontroli. Po zaakceptowaniu do druku w tekście
nie wolno było niczego zmieniać. De facto pisma redagował więc cenzor.
Warszawski Komitet Cenzury działający od roku 1890 na mocy Ustawy o cen-
zurze i prasie na szeroką skalę kontrolował słowo drukowane. W jego kompetencji
znajdowała się nie tylko cenzura czasopism i druków zwartych, ale także tytułów spro-
wadzanych z zagranicy oraz nadzór nad drukarniami. Kontrola tekstów przeznaczo-
nych do publikacji odbywała się na odbitkach korektowych. Na porządku dziennym
stało korumpowanie cenzorów – proceder ten prowadzony w imię przekonania, że
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
LATA 1900–1918 15
(1906 rok) stanie się trybuną, z której będzie się wychwalać zalety ubiegających się o man-
dat do Dumy (wśród których znaleźli się publicyści i wydawcy m.in. Świętochowski).
Przyszły za tym i zmiany warunków wydawniczych. W reakcji na przygotowania
do liberalizacji prawa prasowego w Rosji w lutym 1905 roku dziesięciu redaktorów
najważniejszych dzienników warszawskich wystosowało do Petersburga monit, w któ-
rym domagali się udziału strony polskiej w pracach komisji prasowej. W ślad za tym
wysunięto postulat zniesienia cenzury prewencyjnej w Królestwie oraz zależności
prasy od czynników administracyjnych. Tylko wtedy – zwracano uwagę – prasa zyska
swobodę, która „stanowi najistotniejszy warunek jego użyteczności społecznej”. W lis-
topadzie 1905 roku Konrad Olchowicz wyjechał do Petersburga w charakterze repre-
zentanta wydawców i redaktorów prasy warszawskiej domagających się liberalizacji
praktyk cenzuralnych.
Oczekiwania te stały się faktem. W listopadzie 1905 roku wszedł życie ukaz
(dekret carski) O tymczasowych przepisach o wydawnictwach periodycznych, który
wprowadzał nowe, lepsze z punktu widzenia prasy regulacje. Zniesiono cenzurę pre-
wencyjną, a system koncesyjny zastąpiono zgłoszeniowym. Pismo było teraz przed-
stawiane do kontroli nie w formie materiałów korektorskich, ale zamkniętego numeru
gotowego do kolportażu. Werdykt cenzora musiał zatwierdzić prokurator, a osta-
teczna decyzja należała do sądu. Jeśli władze uznały, że treść koliduje z przepisami
kodeksu karnego, zarządzały konfiskatę pisma, uruchamiając procedurę przeciw
redaktorowi odpowiedzialnemu. Takie działania podejmowano wówczas, gdy sąd,
mający również prawo do zawieszania poszczególnych tytułów, uznał, że treść pisma
podburza do strajków, świadomie rozpowszechnia fałszywe wiadomości, propaguje
nielegalne zgromadzenia i manifestacje oraz informuje o ruchach wojsk.
Za wymienione przestępstwa groziła kara grzywny lub więzienia do roku i czterech
miesięcy. W nieodległej przyszłości (czerwiec 1907) rozporządzenie to zostało zaost-
rzone poprzez wprowadzenie zakazu ogłaszania materiałów „wrogo usposabiających
do rządu”, pochwalania „działań występnych” oraz rozpowszechniania wiadomości
kłamliwych „wzbudzających wrogi stosunek do instytucji rządowych, urzędników
państwowych i wojska”.
Nowe prawodawstwo wprowadziło ułatwienia w procesie zakładania pism.
Osoby ubiegające się o ich otwarcie były zobowiązane do przedłożenia danych doty-
czących charakteru tytułu i jego tematyki, sylwetki redaktora odpowiedzialnego oraz
drukarni. Czas oczekiwania na decyzję nie przekraczał dwóch miesięcy.
Dzięki wejściu w życie nowego prawa twórcy prasy zyskali więcej pewności siebie,
mieli większą swobodę wypowiedzi co nie pozostawało bez wpływu na liczbę tytułów.
Przed wejściem ustawy w życie w Rosji (a więc nie tylko w Królestwie) ukazywało się ponad
190 pism polskich, w roku 1906 było ich ponad 310. Rozwój rynku prasowego był
widoczny zwłaszcza w Warszawie. Według oficjalnych danych, w Królestwie w 1906
roku powstało 137 tytułów (w tym w języku rosyjskim), z czego 100 w Warszawie.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
LATA 1900–1918 17
LATA 1900–1918 19
Sytuacja w Królestwie wpłynęła nie tylko na ożywienie rynku, to jest jego zasob-
ność, ale także na upolitycznienie prasy. Największą energią wykazywali się narodowcy,
dysponujący większymi możliwościami finansowymi. W 1905 roku Narodowa Demo-
kracja (ND) kupiła jeden z najpoczytniejszych dzienników warszawskich „Goniec
Poranny i Wieczorny” (25 tysięcy egzemplarzy). Dziennik wchodził w kolizję z cenzurą,
która reagowała decyzjami o zawieszeniu, stąd ukazywał się po różnymi tytułami,
m.in. jako „Dzwon Polski” „Goniec Mazowiecki” i „Goniec”. Po rozstaniu się ze stronni-
ctwem – z przyczyn politycznych – redaktora „Gońca” i tym samym utracie wpływów
w piśmie, kupiono inny dziennik warszawski – „Gazetę Polską” (1906), której redakcję
objął Roman Dmowski.
Dziennik ten, po zmianach tytułów, został zawieszony w marcu 1908 roku,
wobec czego narodowcy zdecydowali się na otworzenie kolejnego pisma – „Głosu
Warszawskiego”. W grudniu 1909 roku po przejęciu praw do „Gazety Warszawskiej”
(nieukazującej się od jakiegoś czasu) endecy zdecydowali się wznowić dziennik i wy-
dawać go w miejsce „Głosu Warszawskiego”. „Gazeta Warszawska” była odtąd naj-
ważniejszym tytułem stronnictwa. Redakcję objął Roman Dmowski, zdając ją po
jakimś czasie na rzecz Stefana Kozickiego. W „Gazecie” pisywali ideolodzy i działacze
ND – oprócz Dmowskiego m.in. Zygmunt Balicki, Bohdan Wasiutyński, Franciszek
Nowodworski i Jan Stecki. Zabrakło zmarłego w 1906 roku Popławskiego. Dziennik
ukazywał się w nakładzie około 6 tysięcy egzemplarzy, co nie zapewniało mu ren-
towności. Stałą pomoc finansową świadczył Władysław Zamoyski oraz zamożniejsi
członkowie i sympatycy stronnictwa.
We wrześniu 1912 roku narodowcy rozpoczęli wydawać dziennik przeznaczony
dla szerszego odbiorcy. Nosił on tytuł „Gazeta Poranna 2 grosze” (redaktor Antoni Sa-
dzewicz) i był przykładem sensacyjnego pisma o charakterze partyjnym. „Gazeta”
posługiwała się retoryką antysemicką, usiłowała docierać do sfer drobnomieszczańskich.
Pod wpływem sytuacji politycznej w Królestwie zaczęły powstawać pisma nie
tylko agitacyjne, ale również teoretyczno-programowe. Z myślą o takich właśnie funk-
cjach endecja założyła w Warszawie miesięcznik „Przegląd Narodowy”. W tym samym
czasie (1912) i z podobnych powodów zaczęła wydawać periodyk dla chłopów zaty-
tułowany „Ognisko”; początkowo redagował je Stefan Kozicki, później Jan Załuska.
Możliwości wydawnicze w połączeniu z liberalizacją polityki wewnętrznej w Ro-
sji spowodowały, że nowe pisma powstały nie tylko w Królestwie, ale i na Kresach
Wschodnich. W lutym 1906 roku z inicjatywy hrabiego Włodzimierza Grocholskiego
oraz grona ziemian z Podola i Wołynia uruchomiono „Dziennik Kijowski”. Redaktorem
pisma był m.in. Joachim Bartoszewicz, gazeta stawiała sobie za cel walkę o polskość
Kresów, przetrwała do końca 1919 roku (została zlikwidowana przez bolszewików).
W 1906 roku narodowcy założyli „Dziennik Wileński”, co oznaczało, że w Wilnie wy-
chodziły dwa codzienne polskie pisma – od września 1905 roku ukazywał się tam kon-
serwatywny „Kurier Litewski”, pierwsza polska gazeta od czasów powstania styczniowego.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Brak bibuły dla organizacji politycznej pod caratem – pisał Piłsudski – to brak krwi,
anemia, skazująca organizację na suchotniczy żywot, na niemożność wywierania szer-
szego wpływu na ludzi, na powolne wymieranie.
Słuszność tych słów potwierdziła rola, jaką pismo odegrało w okresie rewolucji
1905 roku. Po rozłamie w PPS, w rezultacie którego partia rozpadła się na dwie części:
PPS-Lewicę i PPS-Frakcję Rewolucyjną, „Robotnik” stał się pismem Frakcji. W 1906
roku jego drukarnia została ulokowana w Warszawie, w podziemiach domu handlo-
wego na rogu Nowego Światu i ulicy Foksal; żandarmeria rosyjska odkryła ją w 1908
roku. Druga poważna wsypa „Robotnika”, podobnie jak poprzednia, nie spowodowała
likwidacji pisma – jego druk przeniesiono pod Warszawę. Pismo redagowali m.in.
Witold Jodko-Narkiewicz, Leon Wasilewski oraz Feliks Perl.
Oprócz „Robotnika” PPS (Frakcja) podjęła próbę wydawania w Warszawie
codziennej „Gazety Ludowej”, rzecz upadła jednak po dwóch numerach. Inne par-
tyjne pisma były adresowane bądź do środowisk robotniczych, bądź miały charakter
programowy. Największy rozwój prasy socjalistycznej przypadł na 1905 rok i pozos-
tawał w związku z wydarzeniami w Królestwie. W marcu tego samego roku socja-
liści przejęli – nieformalnie – warszawski „Kurier Codzienny”, ale w grudniu władze
go zlikwidowały. PPS usiłowała docierać nie tylko do środowisk polskich, ale również
do stacjonujących w Warszawie oddziałów rosyjskich. Z myślą o nich wydawano dwa
czasopisma w języku rosyjskim.
Ze względów politycznych niektóre wydawnictwa ukazywały się poza Królestwem.
Takim pismem była krakowska „Trybuna” oraz programowy miesięcznik „Przedświt”,
LATA 1900–1918 21
którego pierwszy numer ukazał się w Warszawie, kolejne natomiast we Lwowie i Kra-
kowie.
Różnego rodzaju inicjatywom krajowym towarzyszył eksport do Królestwa prasy
i innej literatury politycznej (druków okazjonalnych, odezw, ulotek) produkowanych
poza zaborem rosyjskim. O ile w latach 1894–1901 PPS wydrukowała „w kraju” ponad
210 tysięcy egzemplarzy druków, w tym samym czasie z zagranicy sprowadzono ich
ponad 300 tysięcy.
Prasę socjalistyczną tworzyły przed 1914 roku wydawnictwa PPS (po 1906 roku
– jej dwóch frakcji) oraz Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL).
W końcu 1905 roku socjaldemokraci jawnie wydawali „Trybunę Ludową”, szybko jed-
nak zamkniętą przez władze.
Nie wszystkie swobody, które prasa zdobyła w 1905 roku, udało się później
zachować. Tym niemniej sytuacja, w jakiej funkcjonowała przed wybuchem I wojny
światowej, była nieporównanie lepsza niż na początku wieku. Warszawa stała się cen-
trum różnego rodzaju inicjatywy prasowych. O ich zakresie świadczy fakt, że w 1914
roku wychodziło w mieście 14 dzienników w języku polskim.
W zaborze austriackim
Sytuacja i geografia prasy w Galicji była rezultatem liberalnej polityki Wiednia
i specyfiki c.k. monarchii. Od lat 90. XIX wieku legalnie działały tam partie, a życie
polityczne toczyło się rytmem wyborczym. Oznaczało to, że oprócz prasy informa-
cyjno-publicystycznej ukazywały się tytuły polityczne, to znaczy reprezentujące inte-
resy stronnictw.
Rozwojowi prasy i jej względnej niezależności sprzyjało prawo prasowe. Ustawa
z 1862 roku nie przewidywała cenzury prewencyjnej, a Konstytucja (1867) głosiła
wolność prasy. O przestępstwach popełnionych w druku decydowały sądy. Procedura
karna w sprawach prasowych zakładała, że zatwierdzenie przez sąd decyzji prokura-
tora o konfiskacie nakładu musiało nastąpić w ciągu ośmiu dni. Korzystali z tego
wydawcy, którym z reguły do czasu wydania potwierdzenia wyroku udawało się roz-
prowadzić część lub nawet cały wydrukowany nakład.
Niską skuteczność konfiskat władze rekompensowały sobie karami finansowymi.
Każda osoba zakładająca dziennik lub czasopismo musiała wpłacić kaucję, która prze-
padała w momencie stwierdzenia popełnienia przestępstwa w druku. Kaucje nie obo-
wiązywały dla dwutygodników i miesięczników, stąd wydawcy tygodników stosowali
wybieg w postaci wydawania jednego czasopisma pod dwoma tytułami, co stwarzało
pozór edycji co dwa tygodnie. Instrumentem limitowania nakładu był progresywny
podatek płacony od jego wysokości, przez co wydawnictwa wysokonakładowe stawały
się nieopłacalne. Ograniczenia te, w tym zasadę obowiązkowej kaucji, zniesiono na
przełomie XIX i XX wieku.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
LATA 1900–1918 23
LATA 1900–1918 25
Z roli, jaką odgrywała prasa, zdawały sobie sprawę nie tylko środowiska polity-
czne. W czerwcu 1908 roku odbył się w Krakowie zjazd prasy polskiej, w którym wzięli
udział przedstawiciele Towarzystwa Dziennikarzy Polskich działającego w Galicji,
Warszawskiej Kasy Przezorności i Pomocy Literatów oraz poznańskiego Towarzy-
stwa Dziennikarzy i Literatów. Spotkanie okazało się pożyteczne dla uzgodnienia
form współpracy; pojawił się postulat powołania do życia Związku Prasy Polskiej.
W rezultacie we wrześniu 1908 roku powstał Związek Dziennikarzy Polskich (ZDP)
pojmowany jako stowarzyszenie trójzaborowe. Wśród celów, jakie stawiała sobie orga-
nizacja, była dbałość – w miarę możliwości – o kondycję prasy pojmowanej przez
Franciszka Rawitę-Gawrońskiego, prezesa Związku, jako instytucja „powołana do
strzeżenia interesów narodowych”, a nawet pełniąca niektóre funkcje państwa.
LATA 1900–1918 27
sądem, który oprócz grzywien orzekał więzienie lub areszt; wydawca „Gazety” za
kratkami spędził łącznie osiem miesięcy. Represje nie zdołały naruszyć podstaw finan-
sowych pisma i przyczyniły się do wzrostu popularności jego wydawcy – „Gazeta”
szeroko informowała o szykanach władz. Kiedy w 1901 roku Kulerski skończył odby-
wać karę w twierdzy Ploentzensee koło Berlina, abonenci dziennika otrzymali jego
portret. Redaktor zdołał oprzeć się represjom i przekuć je w polityczny sukces. „Het-
man ludu”, jak określali go najbliżsi współpracownicy, w 1903 roku (i cztery lata póź-
niej) wygrał walkę o fotel poselski w Sejmie Rzeszy, poszerzając zarazem zasięg swego
pisma, które stało się podstawą budowy koncernu prasowego (m.in. „Dziennik Gru-
dziądzki”, „Głos Ludu” w Poznaniu). W 1914 roku nakład „Gazety” wynosił 128 tysięcy
egzemplarzy, co oznaczało, że należał do najwyższych z osiąganych w tym czasie przez
polskie pisma, nie tylko na terenie zaboru pruskiego. Oprócz dzienników i czasopism
Kulerski wydawał kalendarze, śpiewniki, reprodukcje obrazów historycznych oraz
książki popularyzujące przeszłość (Dzieje narodu Polskiego, 1906).
Na początku XX wieku obszarem coraz aktywniejszej cyrkulacji prasy stawał
się Górny Śląsk. W 1901 roku zaczęło wychodzić pismo „Górnoślązak” pod redakcją
Wojciecha Korfantego, współpracującego także z innymi tytułami. W 1902 roku
redaktor trafił na cztery miesiące do więzienia za artykuł opublikowany w poznań-
skim tygodniku „Praca”, co nie wpłynęło jednak ani na jego poglądy, ani animusz pub-
licystyczny. „Górnoślązak”, którego redaktor naczelny był związany z Ligą Narodową,
angażował się w walkę z katolicką Partią Centrum i popierał bliskich sobie kandydatów
do sejmu w Berlinie. W 1903 roku zostały uruchomione mutacje pisma pod drażnią-
cymi władze niemieckie tytułami (m.in. „Straż nad Odrą”, „Dzwon Polski”). Praktyka
ta oraz zaangażowanie polityczne „Górnoślązaka” sprowadziły na pismo represje.
Oprócz rewizji w drukarni, redakcji i mieszkaniach redaktorów, chętnie orzekano
wyroki więzienia. W 1904 roku skazano dwunastu dziennikarzy pisma. Kłopoty finan-
sowe wywołane m.in. kosztami procesów doprowadziły do przejęcia pisma przez
Adama Napieralskiego i zmianę linii politycznej gazety. Nie oznaczały jednak kresu
aktywności Korfantego. W 1906 roku zaczął wydawać „Polaka”, a następnie lżejszy
„Kurier Śląski”. I te pisma oraz ich redaktorzy stali się przedmiotem represji, a Kor-
fanty stanął na skraju bankructwa. W 1910 roku oba tytuły przejęła spółka Napie-
ralskiego, który przed wybuchem wojny zyskał miano „króla prasy śląskiej”. Był
wydawcą, ale i działaczem politycznym – podobnie jak Korfanty posłem do parla-
mentu Rzeszy oraz do sejmu pruskiego.
Niemieckie prawo prasowe nie było nadmiernie restrykcyjne, co nie znaczy, że władze
nie dysponowały narzędziami reglamentacji i represji i że ich nie używały. Od 1848
roku nie istniała cenzura prewencyjna. Zgodnie z ustawą prasową z 1874 roku prasa
podlegała takim samym ograniczeniom jak obywatele państwa. Prawo dopuszczało
możliwość konfiskaty pism oraz pociągania do odpowiedzialności karnej redaktorów,
gdy wzywały one do „zbrodni stanu”, popełnienia przestępstwa, zagrażały spokojowi
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Wojna (1914–1918)
Wybuch I wojny światowej i prowadzone na ziemiach polskich działania wojen-
ne nie spowodowały pogromu prasy, ale warunki, w jakich przyszło jej funkcjono-
wać, nie pozostały bez wpływu na jej kondycję. Najgorzej było w pierwszym okresie
wojny. O ile w Warszawie w połowie 1914 roku, ukazywało się około 170 tytułów
(w tym 14 dzienników i ponad 60 tygodników), o tyle rok później ogólna liczba wszy-
stkich pism wynosiła mniej niż 60, a liczba dzienników spadła o połowę. Podobna
tendencja wystąpiła na terenie wszystkich ziem polskich. Według szacunkowych
danych, w początku 1915 roku ukazywało się około 25 procent tytułów w stosunku
do stanu z sierpnia 1914 roku.
Przyczyny nie we wszystkich wypadkach były politycznej natury, gdyż prasa nie
stała się celem represji ze strony władz. Już w pierwszym roku wojny dał się odczuć
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
LATA 1900–1918 29
LATA 1900–1918 31
LATA 1900–1918 33
Niemców; niektóre opublikował „Robotnik” (nr 297, 15 listopada 1918). Dotknięty za-
rzutami Czesław Jankowski, pisujący do dziennika, odpowiedział broszurą Na ostrzu
sprawiedliwości (1918).
O swoje interesy w Królestwie dbał także Wiedeń, usiłujący podtrzymywać
orientację na Austrię. Po zajęciu Warszawy przez wojska niemieckie do miasta przyje-
chał Ignacy Rosner starający się wpływać na sympatie prasy. Według niektórych prze-
kazów, „Kurier Polski” (i nie tylko ten dziennik) był pismem, którego przychylność
Rosner pozyskiwał przy pomocy środków finansowych.
Jesienią 1916 roku piłsudczycy, dla których orientacja na państwa centralne
zaczęła przechodzić do przeszłości, rozpoczęli wydawanie konspiracyjnego, a więc
całkowicie niezależnego od władz pisma „Rząd i Wojsko”. Jego redaktorem był Adam
Skwarczyński, a wśród czołowych współpracowników znaleźli się oprócz Hołówki,
Walery Sławek, Janusz Jędrzejewicz i Tadeusz Święcicki. Orientację propiłsudczy-
kowską przyjęła ukazująca się jawnie „Nowa Gazeta”, którą we wrześniu 1917 roku
kupił Bohdan Straszewicz, walcząc w niej o zniesienie cenzury.
Aczkolwiek centrum życia politycznego stanowiła Warszawa, obszarem aktyw-
ności i nowych inicjatyw wydawniczych była Galicja. W 1914 roku w Krakowie
powstał Naczelny Komitet Narodowy (NKN), który skupiał stronnictwa polityczne
orientujące się na Austrię i formalnie powołał do życia Legiony. W strukturze komi-
tetu powołano dwa biura prasowe. Jedno funkcjonowało w Wiedniu pod formalnym
kierownictwem Konstantego Srokowskiego, rzeczywistym zaś Mieczysława Szerera,
a jego zadaniem było informowanie prasy polskiej i austriackiej oraz docieranie
do opinii austriackiej (służył temu tygodnik „Polen”). Drugie usytuowane zostało
w Departamencie Wojskowym. Jego zadaniem było propagowanie idei legionowej oraz
informowanie o stanie spraw polskich w wymiarze wewnętrznym i międzynarodo-
wym. Biuro, którego siedzibą stał się Piotrków (tam też mieściła się jego drukarnia),
prowadziło działalność informacyjną za pośrednictwem własnych wydawnictw pra-
sowych (m.in. „Wiadomości Polskie” redagowane przez Stanisława Kota, „Dziennik
Narodowy”; oba pisma wychodziły w nakładzie 10 tysięcy egzemplarzy) oraz biule-
tynów, broszur i druków ulotnych. Opracowywało materiały wykorzystywane do
użytku własnego oraz całego aparatu politycznego NKN w zakresie jego działalności
krajowej i zagranicznej.
Trudno w sposób precyzyjny porównywać wpływ prasy obu orientacji – aktywi-
stycznej i pasywistycznej. Jej znaczenie mierzyć można przy pomocy kwalifikatorów
ilościowych, nie bez znaczenia dla recepcji były jednak nastroje ogółu społeczeństwa
wynikające z bieżącej sytuacji militarnej i politycznej. W początkowej fazie wojny
stosunkowo silne były nastroje prorosyjskie, które osłabły po 1915 roku, a wobec
słabnącej Rosji i jej sytuacji wewnętrznej stały się bezzasadne.
W wymiarze ilościowym przewagę miała prasa aktywistyczna (11 dzienników),
pasywiści dysponowali 6 dziennikami, ale to ich wydawnictwa (nie tylko dzienniki)
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ukazywały się w większej liczbie egzemplarzy. Relacja nakładów wynosiła około 180
tysięcy do ponad 50 tysięcy na korzyść wydawnictw o orientacji pasywistycznej.
Podział według kryterium geopolitycznego (orientacyjnego) różnicował prasę
głównie w latach 1915–1917. Po aresztowaniu w lipcu 1917 roku Józefa Piłsudskiego
oraz internowaniu legionistów orientacja na państwa centralne utraciła swój dotych-
czasowy charakter. Nie oznaczało to jednak, że władze niemieckie zrezygnowały
z propagowania oparcia sprawy polskiej o Berlin – wysiłki w tym kierunku czyniła
nadal „Godzina Polski”.
Kolejnego ciosu słabnąca orientacja aktywistyczna doznała w lutym 1918 roku,
kiedy to państwa centralne zawarły pokój z Ukrainą, do której przyłączono wschodnie
części Królestwa Polskiego (chełmszczyna). Reakcja na kolejny „rozbiór Polski”, gdyż
tak oceniano decyzję Berlina i Wiednia, była testem nie tylko dla wytrzymałości zwo-
lenników współpracy z Niemcami (do końca wojny los Polski wiązał z nimi Władysław
Studnicki, dając temu wyraz w swojej publicystyce), ale przede wszystkim dla wiary-
godności prasy i stopnia jej niezależności. Okazało się, że mimo dokuczliwości cenzury,
prasa jest w stanie wyartykułować, choć może nie w takiej formie jak tego chciała,
stanowisko wyrażające interes Polski i odczucia społeczne. „Godzina” informowała
początkowo, że porozumienie brzeskie przyjęto spokojnie, a nawet „z zadowoleniem”.
Powodem miało być spodziewane polepszenie zaopatrzenia w żywność dostarczaną
z Ukrainy. Dziennik wydrukował jednak orędzie Rady Regencyjnej do narodu polskiego,
protestujące przeciw przekształceniom terytorialnym i poinformował o dymisji powo-
łanego przez Radę rządu Jana Kucharzewskiego.
W lepszej sytuacji były inne tytuły. „Kurier Warszawski” w miarę możliwości
dawał wyraz prawdziwym nastrojom, pisząc o „ciężkim nieszczęściu narodowym”
oraz „ciosie strasznym i nieoczekiwanym” (13 i 15 lutego), apelował jednak o „jedność
i spokój”. 14 lutego „polskie” dzienniki, co podkreślono, na znak protestu ukazały się
tylko w edycjach porannych, podając jedynie odezwę Rady Regencyjnej i powody
ustąpienia gabinetu.
Stabilizacja sytuacji w Królestwie po zakończeniu działań wojennych, mimo
kryzysu gospodarczego, pozwoliła na poprawę kondycji prasy. Jesienią 1917 roku zare-
jestrowanych było 90 tytułów (z czego 76 wychodziło w Warszawie). Z inicjatywy
władz niemieckich ukazywało się ponad 30 tytułów, głównie czasopism urzędowych
wydawanych w języku polskim i niemieckim. Dane te dotyczą Generał-Gubernator-
stwa Warszawskiego, czyli mniej więcej połowy obszaru Królestwa Polskiego
W latach 1914–1918 prasa w Galicji znajdowała się w nieco lepszej sytuacji niż
w Królestwie, choć i tu dały o sobie znać skutki działań wojennych oraz wojennej
polityki prasowej. Ukazywały się wszystkie największe dzienniki krakowskie, z któ-
rych jeden – „IKC” – zwiększał nawet nakład oraz zasięg oddziaływania. Podobnie
było we Lwowie, choć miasto znalazło się w obszarze działań wojennych – zajęte we
wrześniu 1914 roku przez Rosjan zostało odbite przez wojska austro-węgierskie.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
LATA 1900–1918 35
ROZDZIAŁ 2
Prasa polityczna
1918–1926
zmieniać się na lepsze dopiero w latach 1924–1925. W 1923 roku, kiedy w tragicznej
sytuacji znalazły się finanse państwowe (hiperinflacja), doszło do dużego spadku
popytu na prasę, czego konsekwencją była bądź likwidacja wielu tytułów, bądź w lepszym
wypadku kłopoty finansowe, które odbijały się na wysokości nakładów i objętości
gazet. Aczkolwiek walka z inflacją zakończyła się sukcesem (reforma walutowa 1924),
nie było to jednak równoznaczne z dynamicznym wzrostem wynagrodzeń, które na
ogół utrzymywały się na poziomie niższym niż przed wojną. Bieda społeczeństwa
stanowiła jedną z barier, na którą natrafiały zarówno pisma codzienne jak i czaso-
pisma. Wątły system prenumerat wiążący się najczęściej z jednorazowym większym
wydatkiem skazywał gazety na uzależnienie od doraźnych preferencji nabywców i nie
wpływał na stabilizowanie sytuacji finansowej większości wydawnictw.
Przeszkodą w dystrybucji prasy była słabo rozbudowana sieć połączeń komu-
nikacyjnych – zarówno kolejowych jak i drogowych oraz zła jakość przemysłu poli-
graficznego. Dotyczyło to głównie wschodniej części kraju, znacznie lepiej było na
terenach byłego zaboru pruskiego.
Rozwojowi prasy nie sprzyjała geografia prasowa odziedziczona po czasach roz-
biorowych. W pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości dawały o sobie znać
negatywne skutki regionalizacji, które utrudniały wszelkie próby tworzenia gazet
o charakterze ogólnokrajowym, a zarazem wpływały na wysokość nakładów. Więk-
szość pism ukazujących się w Warszawie właśnie w stolicy sprzedawało od 30 do 50
procent nakładu, pozostała część rozchodziła się przede wszystkim na terenie byłego
Królestwa Polskiego. O bardziej zdecydowanym przekraczaniu przez prasę granic
rozbiorowych oraz o istnieniu tytułów o zasięgu ogólnopolskim będzie można mówić
dopiero w latach 30.
Trudności te do pewnego stopnia równoważyły czynniki działające stymulująco
na prasę, przyczyniając się do jej rozwoju – rozumianego zarówno w sensie ilościo-
wym, jak i odgrywanej przez nią roli (sprowadzała się one przede wszystkim do pro-
cesu budowy państwa i jego demokratycznego charakteru, czyli czynników natury
politycznej).
W chwili odzyskania niepodległości na terenie ziem, które znalazły się w gra-
nicach państwa polskiego, ukazywało się około 600 tytułów. Centrum wydawnicze
stanowiła Warszawa, gdzie w początku lat 20. wychodziła blisko połowa wyda-
wanych w Polsce pism. Dużymi ośrodkami, ale znacznie ustępującymi stolicy, były
województwo poznańskie (przede wszystkim Poznań), gdzie wychodziło ponad 160
tytułów, następnie lwowskie, krakowskie i łódzkie, w których także dominowały
stolice województw.
Polska dwudziestolecia międzywojennego nie była państwem jednolitym naro-
dowościowo. Co trzeci jej obywatel był przedstawicielem mniejszości narodowych,
które po 1918 roku zyskały możliwość wydawania prasy we własnych językach i z pra-
wa tego korzystały. Nie oznaczało to, że czytelnikami prasy polskiej byli wyłącznie
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Prawica i centrum
Endecja, największe ugrupowanie prawicowe początków niepodległości, dyspo-
nowała najzasobniejszym, partyjnym systemem prasowym. Jego podstawę stanowiły
dzienniki informacyjne, które w gestii stronnictwa znalazły się przed 1914 rokiem.
W listopadzie 1918 roku wznowiono zamkniętą w czasie wojny „Gazetę Warszawską”
(pod redakcją Zygmunta Wasilewskiego). Jej uzupełnienie, w sensie politycznym,
stanowiła warszawska „Gazeta Poranna 2 grosze”.
Do połowy lat 30. „Gazeta Warszawska” pełniła funkcję nieoficjalnego periodyku
stronnictwa. Z pismem mającym charakter poważnego, utrzymanego w tradycyjnej
konwencji dziennika politycznego współpracowali najwybitniejsi publicyści naro-
dowi, a zarazem prominentni działacze Narodowej Demokracji (Bohdan Wasiutyński,
Józef Hłasko, Marian Seyda), pisywał doń także senior polskiej publicystyki Aleksan-
der Świętochowski.
„Gazeta Poranna 2 grosze” redagowana przez Antoniego Sadzewicza była podob-
nie jak przed I wojną światową utrzymana w lżejszym tonie niż „Gazeta Warszawska”
i przeznaczona dla szerszego kręgu odbiorców. Tytuł tego agresywnego dziennika
posłużył przeciwnikom politycznym endecji do ukucia deprecjonującej ugrupowanie
nazwy „obozu dwóch groszy”.
Mimo że obszar dawnego Królestwa, w tym Warszawa, był terenem wpływów
politycznych Narodowej Demokracji, czego dowodziły wyniki wyborów, w połowie
lat 20. warszawskie dzienniki narodowe zaczęły popadać w kłopoty finansowe. W 1925
roku oba pisma połączono w „Gazetę Warszawską Poranną”, której redakcję objął
Mieczysław Trajdos. Niedługo potem dziennik wrócił do pierwotnej nazwy.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Taylor, Adama Grzymała Siedlecki i Adam Skałkowski, a więc znani już wówczas
ludzie pióra i naukowcy.
Ambicje i nadzieje, jakie przyświecały inicjatorom i redaktorowi dziennika, oka-
zały się mocno na wyrost. Gazeta co prawda szybko znalazła się w gronie najpo-
ważniejszych dzienników politycznych, głównie na skutek ciętego pióra redaktora
naczelnego, lecz nie zdołała zdobyć pozycji dziennika ogólnokrajowego. W 1924 roku
nakład spadł do 20 tysięcy egzemplarzy, a jesienią tego samego roku właściciele zde-
cydowali się sprzedać dziennik Wojciechowi Korfantemu. W efekcie dotychczasowy
redaktor naczelny opuścił redakcję wraz z większością zespołu, by w październiku 1924
roku założyć nowy dziennik – „Warszawiankę” (który również korzystał z materialnej
pomocy Ignacego Paderewskiego). Jednakże ani „Rzeczpospolita” pod nową redakcją,
ani nowe pismo Strońskiego nie odegrały takiej roli, na jaką liczono w 1920 roku.
„Warszawianka” miała te same przymioty, co poprzednie pismo Strońskiego, to
znaczy dobrą publicystykę redaktora naczelnego. Nie okazało się to jednak wystar-
czającym atutem i po niespełna czterech latach dziennik przestał wychodzić.
Redaktor obu dzienników był profesorem romanistyki, zarazem pierwszym
w Polsce nowoczesnym publicystą politycznym. Niesłychanie sugestywnym i potra-
fiącym w krótkiej formule ni to artykułu wstępnego, ni komentarza, zamknąć istotę
każdorazowego wystąpienia. Od początku lat 20. uchodził za jednego z najwybit-
niejszych publicystów, choć już wówczas zwracano uwagę, że dysponował talentem
przede wszystkim negatywnym. Był znakomity w krytyce i depopularyzowaniu kon-
cepcji bądź wydarzeń, które uważał za błędne. Jeśli dodać do tego zjadliwość i sty-
listyczną biegłość, zrozumiała okaże się niechęć, jaką okazywali Strońskiemu jego
przeciwnicy.
Środowiskiem politycznym, które weszło w dwudziestolecie z dużym bagażem
doświadczeń prasowych, byli konserwatyści. Po odzyskaniu niepodległości w Kra-
kowie nadal ukazywał się wydawany przez nich „Czas”, który po śmierci Rudolfa
Starzewskiego od 1920 roku redagował Antoni Beaupré. Z dziennikiem blisko współpra-
cował profesor Stanisław Estreicher, który w pierwszym okresie niepodległości był
jego głównym publicystą. Spod jego ręki wychodziła większość artykułów wstępnych
(na ogół niepodpisanych). To Estreicher był autorem głośnego tekstu Rokosz komen-
tującego zamach majowy. Po zwycięstwie piłsudczyków w maju 1926 roku miał ogra-
niczyć swoje wystąpienia, ale pozostał redaktorem politycznym dziennika.
„Czas” nadal uchodził za dziennik opiniotwórczy i elitarny, swego rodzaju insty-
tucję polityczną. Ksawery Pruszyński zwykł określać gazetę jako „owoc sojuszu pro-
fesorów z hrabiami”, czyli profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i bogatych
ziemian z Galicji Zachodniej. Ten mariaż oznaczał ponadpartyjną troskę o państwo,
u której podstaw leżała niezależność natury politycznej i materialnej. Estreicher,
Michał Bobrzyński i Władysław Leopold Jaworski, mając zawsze na względzie dobro
kraju, komentowali i interpretowali rzeczywistość społeczno-polityczną, Konstytucję
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Nieco lepiej powiodło się w Warszawie, gdzie w styczniu 1926 roku NPR zaczął
wydawać utrzymany w popularnej konwencji „Głos Codzienny”. Pismo spotkało się
początkowo z bardzo dobrym przyjęciem, nakład dochodził do 100 tysięcy egzem-
plarzy, w czym swój udział miała niska cena.
W 1919 roku NPR kupił od Adama Napieralskiego „Polaka”, wydawanego w Kato-
wicach. Zasłużona gazeta nie sprzedawała się dobrze – w połowie lat 20. nakład spadł
z ponad 20 do kilku tysięcy egzemplarzy.
Po odzyskaniu niepodległości interesy polityczne PSL „Piast”, podobnie jak przed
1914 rokiem, reprezentował krakowski „IKC”. Wydawało się, że to dużo, tym bardziej,
że ugrupowaniu sprzyjała przez pewien czas również „Gazeta Grudziądzka” Wikto-
ra Kulerskiego. Dziennik ten był wówczas największym pismem ludowym w Polsce,
ukazywał się w nakładzie do 80 tysięcy egzemplarzy
PSL „Piast” nie dysponowało jednak silną prasą partyjną. Działo się tak z powodu
kulturowej specyfiki sympatyków tego ugrupowania. Głównym partyjnym pismem
ludowców w latach dwudziestych pozostawał wydawany w Krakowie tygodnik „Piast”,
również w innych rejonach Polski stronnictwo dysponowało przeważnie czasopis-
mami. Inicjatywy zmierzające do zakorzenienia się w stolicy dały nikłe efekty. Urucho-
miony w 1924 roku dziennik „Echo Warszawskie” miał kilkunastotysięczny nakład
i przestał wychodzić w końcu 1926 roku.
Bardziej w centrum niż na lewicy sytuowało się kilka większych niepartyjnych
dzienników o inaczej sprecyzowanych sympatiach politycznych. W Warszawie takim
pismem był „Kurier Poranny” należący do Ludwika Feliksa Fryze. Kierownikiem poli-
tycznym i czołowym publicystą był związany z gazetą od 1904 roku Kazimierz Ehren-
berg. Dziennik nie ukrywał swych sympatii propiłsudczykowskich. „Kurier Poranny”
był jedynym pismem, w którym Komendant wypowiadał się w czasie, gdy nie brał
udziału w życiu politycznym, to jest od 1923 roku do maja 1926 roku. „Kurier” miał
pewien udział w przygotowaniu zamachu majowego. W styczniu i lutym 1926 roku
opublikował sześć wywiadów z marszałkiem Piłsudskim, kolejne zaś w kwietniu, co
uznawano za ewenement nie tylko z powodu ich treści, ale także dlatego, że Piłsudski nie
przepadał za kontaktami z prasą.
12 maja 1926 roku w „Kurierze” miał się ukazać skonfiskowany wywiad z Mar-
szałkiem, co tylko podgrzało atmosferę, podobnie jak ogłoszona dzień wcześniej
w wydaniu wieczornym dziennika („Przegląd Wieczorny”) informacja o napadzie na
dom Piłsudskiego w Sulejówku. Obie sprawy były ze sobą związane, potraktowano
je jako kolejne argumenty tłumaczące zbrojne wystąpienie Marszałka.
Pewną konkurencję dla „Kuriera Porannego” stanowił w Warszawie „Kurier Pol-
ski”. Liberalno-demokratyczny dziennik był postrzegany przez prawicę jako lewicowy
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Lewica
Wśród ugrupowań lewicowych najbardziej rozbudowanym, co nie znaczy, że
składającym się dużej liczby tytułów, systemem prasowym dysponowała PPS. Jej
głównym pismem był przez cały okres dwudziestolecia „Robotnik”. W listopadzie 1918
roku socjaliści przejęli, a właściwie zajęli siłą, warszawską redakcję i drukarnię „Godziny
Polski”. 12 listopada 1918 roku ukazał się pierwszy numer codziennego już „Robotnika”,
zachowującego ciągłość numeracji (292) liczonej od początku istnienia pisma.
„Robotnik” stanowił typowy przykład dziennika partyjnego o cechach gazety
ogólnoinformacyjnej. Podobnie jak w wypadku innych pism partyjnych, współpracow-
nikami gazety byli prominentni działacze wydającej je partii, a więc Kazimierz Pużak,
Zygmunt Zaremba, Tadeusz Hołówko, co nie znaczy, że w redakcji nie było dzienni-
karzy-polityków (Mieczysław Niedziałkowski) bądź „zwykłych” dziennikarzy (Jan
Maurycy Borski, szef działu zagranicznego). Dziennik, którym od listopada 1918 roku
do śmierci w 1927 roku kierował Feliks Perl, ukazywał się w niewielkim nakładzie (około
10–15 tysięcy egzemplarzy), jednak ze względu na pozycję polityczną PPS uchodził
na jeden z najpoważniejszych dzienników politycznych w kraju.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Wysokość nakładu wskazuje na to, że nie powiodła się próba uczynienia gazety
pismem ogólnokrajowym. Około połowy nakładu rozchodziło się poza Warszawą
(m.in. w formie mutacji), co nie wystarczało, by dziennik odgrywał tam taką rolę, jak
na rynku stołecznym.
Problem stanowił nie tylko nakład, którego mimo wysiłków nie udawało się pod-
wyższyć, ale i charakter gazety. „Robotnik” był tylko z nazwy dziennikiem kojarzącym
się ze środowiskami robotniczymi – czytali go głównie aktywiści partyjni i lewicująca
inteligencja. Zwrócono na to uwagę w połowie lat 20., zarzucając pismu, że jest „nudne,
jałowe, czcze i bezbarwne”. Jan Nepomucen Miller, autor tych słów i współpracownik
gazety, dodawał, że jeśli zdarzyło mu się „widzieć robotnika czytającego gazetę, to
był to z pewnością nie «Robotnik», a «Kurier Czerwony» lub «Express Poranny»”, czyli
dzienniki sensacyjne.
Drugim ważnym dziennikiem PPS był wydawany w Krakowie „Naprzód” reda-
gowany przez Emila Haeckera. I ta gazeta, podobnie jak „Robotnik”, nie dysponowała
wysokim nakładem (do 10 tysięcy egzemplarzy), ale podobnie do swego warszaw-
skiego odpowiednika liczyła się w mieście i regionie, w którym się ukazywała.
W grudniu 1918 roku socjaliści uruchomili we Lwowie „Dziennik Ludowy”,
który stał się oficjalną gazetą PPS w Małopolsce Wschodniej. Pismo redagował Artur
Hausner, a po nim Jan Szczyrek. Na Śląsku socjaliści mieli „Gazetę Robotniczą”.
Polityka prasowa socjalistów oparta była na pomyśle zakładania pism przede
wszystkim w większych skupiskach robotniczych oraz na tych terenach, gdzie PPS
cieszył się wpływami politycznymi. Nie wszystkie te inicjatywy przyniosły oczekiwany
skutek. W początku lat 20. PPS miała do dyspozycji łącznie 49 tytułów, a w roku 1926
– 51, licząc wraz z pismami organizacji afiliowanych. Tytułów wydawanych przez
partię było dużo mniej (8–10). Starano się docierać do środowisk wiejskich (m.in. tygod-
nik „Chłopska Droga”), wydawano pismo dla kobiet („Głos Kobiet”). Problemem była
niewielka liczba wpływowych dzienników oraz trudności w rozwoju tego typu wydaw-
nictw. Pod względem nakładów prasa ściśle związana z partią o łącznym rocznym
nakładzie około 5,5 miliona egzemplarzy (1924) znacznie ustępowała wydawnictwom
prawicy (ponad 61 milionów egzemplarzy) Nie było to spowodowane indolencją
w dziedzinie polityki prasowej, głównie niewielkimi możliwościami nabywczymi tych,
do których była adresowana prasa stronnictwa.
Drugie obok PPS ugrupowanie lewicowe, PSL „Wyzwolenie”, napotykało podobne
jak „Piast” trudności w dotarciu do swego zaplecza politycznego. Pismem pełniącym
funkcję centralną był tygodnik „Wyzwolenie” ukazujący się w nakładzie około 12 tysię-
cy egzemplarzy. Redagował je Maksymilian Malinowski przy współudziale innych
działaczy partii m.in. Juliusza Poniatowskiego. Stronnictwo wydawało kilka tytułów
o charakterze lokalnym.
Kłopoty, z jakimi borykała się prasa ludowa, brały się z rozdrobnienia ruchu. Włas-
ne pisma wydawała secesyjna Niezależna Partia Chłopska. Periodykami dysponowały
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
również mniej znaczące ugrupowania ludowe oraz partia komunistyczna. Jej wydaw-
nictwa zasługują na uwagę nie tyle ze względu na treść, schematyczną i ściśle przy-
legającą do aktualnej polityki Moskwy, ile na nielegalny charakter – przykładem może
być centralne pismo partii „Czerwony Sztandar”. Oprócz niego ukazywało się kilka
pism legalnych, przede wszystkim tygodników, z reguły efemerycznych i nisko-
nakładowych, niewydawanych pod szyldem KPRP a później KPP.
Prasa polityczna pierwszych lat niepodległości była odwzorowaniem życia poli-
tycznego, jednak hierarchia i znaczenie ugrupowań nie we wszystkich wypadkach
przesądzały o roli ich periodyków. Dzienniki dużych stronnictw, silnie obecnych w par-
lamencie liczyły się z tego właśnie powodu, co nie znaczy, że należy jednocześnie nisko
oceniać ich publicystykę. Liczyły się również, niekiedy niewspółmiernie do nakładu,
pisma mniejszych ugrupowań, skromnie, bądź zgoła wcale niereprezentowanych
w sejmie. Wymienić tu można periodyki konserwatystów – przede wszystkim zacho-
wawczy „Czas” oraz chadecką „Polonię”.
Prasa sensacyjna
Lata 1918–1926 były okresem dość dynamicznego rozwoju prasy, jej stymulato-
rem nie było jednak wyłącznie życie polityczne. W początku lat 20. coraz liczniejsza
stawała się grupa nowych czytelników. Nie dość dobrze przygotowanych do lektury
tradycyjnych periodyków politycznych, pracujących, a więc nie dysponujących dużą
ilością czasu na lekturę, wreszcie mniej zainteresowanych polityką w wydaniu partyj-
nym. Słowem – odbiorców traktujących prasę nie tylko i nie wyłącznie jako nośnik
informacji o najważniejszych wydarzeniach, ale i o sprawach, o których poważnie
dzienniki donosiły na marginesie: sensacjach politycznych, aferach kryminalnych
i obyczajowych. Czytelników oczekujących, że gazeta bądź czasopismo będzie nie
tylko informować o bieżących wydarzeniach, ale przede wszystkim będzie dostar-
czać im rozrywki.
Tu i ówdzie można spotkać się z opinią, że czytelnik prasy masowej nie lubi myś-
leć, a nawet taką, że nie lubi czytać. Stąd periodyki tego typu operują skomprymo-
waną, ułatwioną informacją i dużą liczbą ilustracji. Prasa przeznaczona dla takiego
odbiorcy jest określana mianem brukowej, rewolwerowej, sensacyjnej albo masowej.
Pisma, które można zaliczyć do tej kategorii, różnią się niekiedy od siebie pod względem
formalnym oraz sympatiami politycznymi, poziomem oraz intencjami wydawcy, mając
zarazem wiele cech wspólnych.
Pierwsza i najistotniejsza to maksymalna atrakcyjność, następstwem której jest
duży nakład, a co za tym idzie jak największy zysk wydawcy. Niekiedy – tak było w przy-
padku dwudziestolecia – prasie brukowej szło przede wszystkim o zaciekawienie
odbiorcy, w innych wypadkach także o przekazanie mu pewnego, z reguły dość upro-
szczonego obrazu świata. W Polsce lat 20. nie funkcjonował typ prasy sensacyjnej
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ROZDZIAŁ 3
Polityka prasowa:
prasa jako instrument
polityki
Prawo prasowe
Jednym z głównych zadań, jakie w sferze informacyjnej stanęły przez państwem
jesienią 1918 roku, było uporządkowanie prawa prasowego. Władze nie zdecydowały
się na jego ujednolicenie – postanowiono, że na terenie byłych zaborów będą obo-
wiązywały zmodyfikowane przepisy obowiązujące tam przed rokiem 1918. W lutym
1919 roku w byłym zaborze rosyjskim zaczął obowiązywać Dekret w przedmiocie
tymczasowych przepisów prasowych. Artykuł 1. stanowił, że „Prasa jest wolna. Wol-
ność prasy podlega tylko ograniczeniom, które są przewidziane w Kodeksie Karnym
lub określone w ustawach”. Artykuł 26. mówił, że „obraza przepisów prasowych” oraz
„przestępstwa za pomocą druku spełnione należą do właściwości sądów”. Dekret pod-
pisali Ignacy Paderewski (premier), Józef Piłsudski (Naczelnik Państwa) i Stanisław
Wojciechowski (minister spraw wewnętrznych).
W czasie trwania wojny polsko-bolszewickiej na terenie byłego zaboru rosyjskie-
go wprowadzono prawo wyjątkowe (sierpień 1919–maj 1921), które dawało władzom
uprawnienia w materii kontroli prasy i podejmowanych wobec niej sankcji.
Istotnym uzupełnieniem obowiązujących przepisów była uchwalona w marcu
1921 roku Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Gwarantowała ona obywatelom
prawo do nieskrępowanego głoszenia poglądów oraz wolność prasy. Artykuł 104.
Ustawy traktował o prawie do swobodnego wyrażania „myśli i przekonań” – o ile nie
naruszają one przepisów prawa. Artykuł 105., poręczając wolność prasy, zakazywał
jej cenzurowania oraz koncesjonowania druków o charakterze informacyjnym. Unie-
możliwiał także odbieranie periodykom debitu pocztowego, innymi słowy gwaran-
tował swobodę w ich rozpowszechnianiu na terenie całego kraju. Jeśli dodać do tego
gwarantowaną ustawowo swobodę w informowaniu o pracach sejmu (sprawozdania
z jawnych posiedzeń plenarnych i prac komisji, artykuł 31.), nie ulega wątpliwości,
że w początkach Drugiej Rzeczpospolitej prasa zyskała prawną podstawę działania,
która zapewniała jej dużą niezależność. Nie wydawał się ograniczać jej artykuł 124.,
dający rządowi, za zezwoleniem prezydenta, prawo do czasowego zawieszania wolności
prasy w warunkach wojny, zagrożenia wojną, w czasie rozruchów wewnętrznych bądź
„rozległych knowań o charakterze zdrady Państwa”.
Tryb polityki prasowej rozumianej represyjnie regulowały postanowienia kode-
ksu karnego. Po 1918 roku prawo karne nie zostało ujednolicone (do 1932), odwoływano
się zatem do przepisów dawnych państw zaborczych. Na ich podstawie ścigano prze-
stępstwa przeciw państwu, ustrojowi, władzom i polityce zagranicznej, porządkowi
publicznemu, religii, moralności oraz czci i godności osobistej. Na skalę represyjności
wobec prasy wpływały także sytuacja w kraju i temperatura życia politycznego. W 1923
roku liczba konfiskat była około trzykrotnie wyższa niż przed czterema laty.
Po uregulowaniu przepisów prawa prasowego zaczęto rozważać wprowadzenie
rozporządzeń pojmowanych jako oręż przeciw działaniom antypaństwowym, głównie
komunistycznym. Projekt jednego z takich aktów, z 1921 roku, zakładał kary ciężkiego
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
prasowe, pozostawały w ręku szefów rządów i były przez nich stosowane zarówno
w interesie państwa, jak i bliskich im ugrupowań. Premierzy decydowali o stopniu
i zasadach działań reglamentacyjnych, formach i zasadach finansowego wspierania
pism oraz o inspirowaniu ich treści. Oznaczało to, że władze prowadziły politykę pra-
sową, przy czym z pewnością trudno ją uznać za restrykcyjną, co nie znaczy, że bez-
interesowną.
W pierwszym okresie niepodległości rozporządzenia w tej sprawie nie wychodziły
jedynie od władz centralnych. Rządząca Wielkopolską Naczelna Rada Ludowa wpro-
wadziła zakaz rozpowszechniania „Robotnika” na terenie swojej jurysdykcji, w związku
z czym pismo nie docierało tam do marca 1919 roku. Powód był natury ewidentnie
politycznej – Naczelna Rada uznała dziennik za „bolszewicki i żydowski”.
Biorąc pod uwagę niskie nakłady oraz zazwyczaj nieduże przychody z reklam,
kwestią o ogromnym znaczeniu było pozyskiwanie przez prasę różnego rodzaju
ogłoszeń (np. sądowych i skarbowych), które okazywały się formą wsparcia mate-
rialnego. Aczkolwiek po listopadzie 1918 roku nie było to praktyką, w okresie później-
szym, poprzedzającym zamach majowy, władze sterowały przyznawaniem ogłoszeń
poszczególnym gazetom, faworyzując rzecz jasna te, które im sprzyjały.
Kiedy po przewrocie 1926 roku przeprowadzono kontrolę Biura Ogłoszeń i Reklam
PAT, za którego pośrednictwem dystrybuowano ogłoszenia państwowe, okazało się, że
sumy uzyskane z tytułu publikowania inseratów sądowniczych przez dzienniki sprzy-
jające władzy były wielokrotnie wyższe niż np. te, które zyskał propiłsudczykowskie
„Kurier Poranny” lub „Nowy Kurier Polski”. Zastosowano w tym wypadku ewidentny
klucz polityczny, ignorując – podkreślmy to – wysokość nakładów. „Kurier Poranny”
rozchodził się w większej liczbie egzemplarzy niż np. „Kurier Warszawski”, który
dzięki publikowaniu inseratów zyskał prawie pięciokrotnie większe wpływy.
Po 1918 roku w gestii rządu pozostawał przydział papieru gazetowego. Nie był to
towar reglamentowany, ale dostępny w ograniczonej ilości, w związku z tym przywilej
ten miał swoją wagę.
Podobnie rzecz się miała z inspirowaniem treści prasy. Z pewnością nie było to
zjawisko powszechne, to znaczy stosowane wobec dużej grupy tytułów przez wszyst-
kich kolejnych premierów. W kilku wypadkach można jednak mówić o ewidentnej
korupcji, to znaczy kupowaniu przez władze dyspozycyjności tytułów.
O początku istnienia niepodległego państwa władze z coraz większą wnikli-
wością gromadziły informacje o prasie. Początkowo działalność ta (wywiad prasowy)
pozostawała w gestii Policji Państwowej, później przeszła do Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych (MSW). Pewną rolę odgrywało również wojsko (II Oddział Sztabu
Generalnego), które metodami operacyjnymi gromadziło informacje dotyczące
wydawnictw istniejących i tych planowanych. Na trzy miesiące przed ukazaniem się
pierwszego numeru „Rzeczpospolitej” będący w fazie projektowania dziennik stał się
obiektem zainteresowania wywiadu. W materiałach na ten temat, oznaczonych jako
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
„ściśle tajne”, znalazły się informacje dotyczące sposobów finansowania pisma i udziału
w przedsięwzięciu czynników zewnętrznych oraz opinie o profilu politycznym gazety.
Zwracano uwagę, że głównym powodem założenia dziennika była, oprócz spodzie-
wanych profitów finansowych, „niechęć lub nienawiść do Naczelnika Państwa”, czyli
Józefa Piłsudskiego oraz ambicje polityczne założycieli pisma. W odnośnym rapor-
cie działania na rzecz założenia pisma określono mianem „skandalu”, a cel powołania
sprowadzony do chęci obalenia Naczelnika „jako ostatniego filaru liberalizmu i postępu
w Rzeczypospolitej”. Nie ulega wątpliwości, że ton raportu mógł skłaniać do podjęcia
odpowiednich działań wobec pisma.
Na mocy rozporządzenia z czerwca 1925 roku Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
zleciło wojewodom dość skrupulatne ewidencjonowanie prasy i jej pracowników.
Robiono to za pomocą kartotek, w których zbierano dokładne informacje o właścicielu
wydawnictwa, rzeczywistym kierownictwie redakcji, kierunku politycznym pisma
i jego treści, nakładzie, zasięgu i oddziaływaniu tytułu oraz podstawach finansowych.
Interesowano się kwestiami technicznymi (drukarnie), ale i osobami związanymi z pis-
mem – ich poglądami politycznymi, wykształceniem, stopniem fachowości, a nawet
stanem majątkowym i „poziomem moralnym”.
Nie ograniczano się przy tym wyłącznie do zbierania informacji o prasie – sta-
rano się na nią wpływać. Biuro Prasowe Oddziału II zgodnie z wytycznymi z 1919 roku
miało gromadzić wszystkie dane dotyczące kwestii militarnych oraz „inspirować prasę
w kierunku pożądanym dla wojskowości”. Zadanie to sprowadzało się do zamiesz-
czania w wybranych tytułach materiałów publicystycznych.
II Oddział pełnił funkcje cenzorskie, co można uznać za zrozumiałe w okresie pro-
wadzenia działań wojennych (1919–1920). Referaty prasowe działające w okręgach woj-
skowych (m.in. Kraków, Lwów, Lublin) kontrolowały informacje przesyłane prasie przez
Polską Agencję Telegraficzną (PAT). W 1919 roku w Biurze Prasowym służyli ludzie
pióra m.in. – Kazimierz Wierzyński, Emil Breiter oraz Juliusz Kaden-Bandrowski.
jej rangi, jak nakładów i liczby tytułów oraz ich ogólnego poziomu. Odzyskanie nie-
podległości nie oznaczało jednak, że prasa natrafiała wyłącznie na zjawiska ułat-
wiające jej rozwój. Paradoksalnie jedną z barier była polityka. Związki między prasą
a ugrupowaniami politycznymi powodowały stabilizowanie nakładów, których wiel-
kość limitowała liczba odbiorców, do których były adresowane poszczególne tytuły.
To zaś z kolei wpływało na finansową kondycję pism, których większość była zmuszona
bazować na subsydiach partyjnych wydawców. Trudno mówić o szerokim oddziaływa-
niu ideowym poszczególnych tytułów – były one czytane przez sympatyków partii – mamy
tu więc na ogół do czynienia ze zjawiskiem przekonywania przekonanych.
Podziałom na scenie politycznej, których odbiciem były rywalizacje wśród dzien-
ników i czasopism politycznych, odpowiadało, wzmagając je, czynne uczestnictwo
redaktorów naczelnych i publicystów w życiu politycznym. Oczywiste było to, że sym-
patie polityczne pism kierowały się ku listom wyborczym partii, z których do sejmu
wchodzili redaktorzy lub wydawcy gazet. Tak było z Marianem Dąbrowskim, który
w 1921 roku wszedł do sejmu z listy PSL „Piast”. Nie był to przypadek wyjątkowy.
Czynny udział w życiu politycznym brało wielu ludzi prasy, zarówno prawico-
wej jak lewicowej. O przykłady nietrudno – Ignacy Paderewski, posłowie do sejmów
wyłonionych w 1919 roku i/lub w 1922 roku: Zygmunt Berezowski, Józef Chaciński,
Wojciech Korfanty, Aleksander Zwierzyński, Władysław Rabski, Antoni Sadzewicz,
Marian Seyda, Stanisław Stroński, Marian Dąbrowski, Bogusław Miedziński, Tomasz
Arciszewski, Kazimierz Czapiński, Mieczysław Niedziałkowski, Zygmunt Zaremba,
Bolesław Koskowski (senat).
Praktyka ta kłóciła się nieco z normą konstytucyjną. Ustawa stanowiła bowiem
w artykule 23., że poseł „nie może być redaktorem odpowiedzialnym”, omijano ją jed-
nak, przybierając miano „redaktora” lub „dziennikarza”, ukrywając tym samym swój
rzeczywisty wpływ na pismo.
W grę wchodziły tu kwestie ideowe oraz obraza honorowa. Odwoływanie się do kode-
ksu Boziewicza w przypadku kontrowersji tego typu było co prawda zakazane, ale
mimo to stanowił on zbiór zasad postępowania. Trudno powiedzieć, że pojedynki
pomiędzy zwaśnionymi publicystami, których punktem wyjścia była obraza słowem
drukowanym lub znieważenie w miejscu publicznym wywołane obelgą w druku, stały
na porządku dziennym, były jednak dość powszechnie praktykowaną metodą załat-
wiania spraw. W październiku 1924 roku strzelali do siebie Władysław Rabski i obrażony
przezeń podejrzeniem o tchórzostwo wojewoda Stanisław Downarowicz. W tym czasie
pojedynkowali się również Adolf Nowaczyński i pułkownik Zygmunt Dzwonkowski.
W listopadzie 1924 roku pojedynek z generałem Stanisławem Szeptyckim stoczył
wielokrotnie brutalnie go atakujący Wojciech Stpiczyński, za co orzeczono wobec niego
karę więzienia.
Żaden ze znanych dziennikarzy bądź publicystów, którzy uznali za stosowne
bronić swego honoru bądź dochodzić praw szablą lub pistoletem, nie stracił życia.
Tym większym wstrząsem było zabójstwo redaktora „Kuriera Poznańskiego” Bolesława
Marchlewskiego. W sierpniu 1922 roku został on zamordowany w redakcji swojej
gazety przez Polaka germanofila, skazanego za oszczerstwa na tle politycznym z oskar-
żenia m.in. „Kuriera Poznańskiego”. Zabójstwo Marchlewskiego było pierwszym i jedy-
nym w okresie międzywojennym przypadkiem zbrodni popełnionej na dziennikarzu
z pobudek politycznych.
Niemal od momentu odzyskania niepodległości prasa stała się ważnym elemen-
tem życia publicznego, pełniąc poza swoją główną funkcją – informacyjną – szereg innych.
Będąc orężem partii politycznych, stawała się forum kształtowania programów ugru-
powań, była więc instrumentem formowania myśli politycznej, a tym samym kultury
politycznej społeczeństwa.
Czy wywiązywała się z tych ról odpowiedzialnie? Zdania są podzielone. W styczniu
1919 roku Józef Piłsudski dobrze rozumiejący znaczenie prasy, zwłaszcza politycznej,
wystawiał jej dość surową ocenę. Uznawał, że nie stanęła na wysokości zadania.
adresem Marszałka. W listopadzie 1925 roku już jako redaktor „Warszawianki” Stroński
został ponownie znieważony, tym razem przez grupę oficerów. Jego dziennik zareagował
komentarzem pt. Chamy i bandyci, czym poczuli się obrażeni… napastnicy. Do poje-
dynku nie doszło, a oficerów skazano za napaść na kary kilkutygodniowego aresztu.
Ostrość i brutalizowanie języka wypowiedzi były udziałem większości publi-
cystów politycznych zwłaszcza tych, którzy stawiali sobie za cel deprecjonowanie
niektórych pism bądź osób. Prym wiódł Adolf Nowaczyński, znakomity stylista balan-
sujący na krawędzi publicystyki kalumniatorskiej. W początku lat 20. ze szczególną
determinacją atakował „Kurier Poranny”, określając dziennik mianem „sutenera pra-
sowego”, „Kanału Porannego” i „Kirkuta Porannego”, dowodząc, że jest pismem „najo-
hydniejszym, plugawym, brudnym, prowadzonym jako przedsiębiorstwo wielko-
kapitalistyczne mające na celu wyciskanie pieniędzy z analfabetycznego motłochu
stołecznego”.
Zajadłość, która cechowała pisarstwo Strońskiego oraz Nowaczyńskiego, nie
oznaczała, że patent na agresywne dziennikarstwo miała wyłącznie prawica. Wśród
jej przeciwników nie brakowało publicystów, których pióro łączyło emocje splecione
z agresją. Od końca 1922 roku kampanię przeciw prawicy, a szczególnie przeciw prze-
ciwnikom Marszałka Piłsudskiego, prowadził Wojciech Stpiczyński. Po zabójstwie
prezydenta Narutowicza ostro atakował w „Głosie” prawicę narodową (Szał zbrod-
niarzy), nieustępliwie krytykując powstałą w maju 1923 roku koalicję endecji i PSL
„Piast”. Na efekty nie trzeba było długo czekać – w czerwcu tego samego roku sąd
zawiesił pismo i pociągnął Stpiczyńskiego do odpowiedzialności karnej. Represje te
nie tylko sympatycy Stpiczyńskiego oceniali jako surowe i powodowane względami
politycznymi – biorąc pod uwagę, że wobec prasy i publicystów prawicy ponoszących
odpowiedzialność za atmosferę towarzyszącą wyborom prezydenckim nie podjęto
w zasadzie jakichkolwiek działań.
Trudno jednak uznać, że Stpiczyński padł ofiarą poważnych restrykcji. Szybko
zdołał wznowić pismo (pod nazwą „Głos Opozycji”) i kontynuować krytykę władz.
We wrześniu 1923 roku „Głos” został ponownie zawieszony, tym razem za „niepo-
szanowanie władzy” (ponownie wznowiony jako „Głos Prawdy”). Władze nie rezyg-
nowały jednak z prób okiełznania krewkiego publicysty. W maju 1924 roku Stpi-
czyński stanął przed sądem i został skazany na trzy miesiące więzienia. Swoich praw
starały się dochodzić również osoby poszkodowane piórem redaktora „Głosu Prawdy”.
W 1925 roku Stpiczyński został skazany za obrazę generała Władysława Sikorskiego,
natomiast w marcu 1926 roku odpowiadał za zniesławienie generała Włodzimierza
Zagórskiego.
Publicystyka polityczna Stpiczyńskiego z lat 1922–1926 dowodzi tyleż ostrości
obyczaju polemicznego, co prób regulowania kwestii wolności wypowiedzi przez prawo.
Odpowiedzią na pytanie o ich skuteczność niech będzie informacja, że Stpiczyński
mimo kilku wyroków orzekających karę więzienia, nie spędził w nim ani jednego dnia.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Maj 1926
Prasa z pewnością nie odegrała kluczowej roli w czasie zamachu majowego, tym
niemniej w pewien sposób wpływała na bieg wypadków – zarówno przed walkami
w Warszawie, jak i w czasie ich trwania. Niekiedy stawał się wręcz ich ofiarą. 10 maja
na wiadomość, że funkcję premiera obejmie Wincenty Witos, Marszałek Piłsudski
podzielił się swoimi refleksjami na ten temat z „Kurierem Porannym” – numer z wywia-
dem miał ukazać się nazajutrz, a więc w dniu objęcia stanowiska przez Witosa. Komi-
sariat Rządu zdecydował o konfiskacie materiału na podstawie artykułu 154. kodeksu
karnego dotyczącego nieposzanowania i znieważania władzy. Sprawa przybrała sen-
sacyjny obrót, nie tyle ze względu na osobę udzielającą wywiadu, co z powodu trybu
procedowania. Inkryminowany numer „Kuriera Porannego” został skierowany do
rozpowszechniania po godz. 6 rano. O 11.30 w siedzibie redakcji zjawił się policjant
z ustnym oświadczeniem o konfiskacie. Oznaczało to, że konfiskata, orzekana na
wniosek Ministra Spraw Wewnętrznych przez Komisarza Rządu, była bezprawna,
bowiem wydający dyspozycję poseł Stefan Smólski nie był jeszcze zaprzysiężonym
ministrem, podobnie zresztą jak jego szef – Wincenty Witos. Formalne ukonstytuo-
wanie rządu nastąpiło po decyzji o zajęciu „Kuriera”. W proteście przeciw trybowi
wydania decyzji o konfiskacie do dymisji podał się szef Biura Prasowego MSW Mel-
chior Wańkowicz.
Sprawa wzbudziła oburzenie zwolenników Marszałka oraz zdziwienie postron-
nych obserwatorów. Okazało się, że wywiad zdecydowały się opublikować również
inne dzienniki, nie tylko warszawskie. Ukazał się on w „Kurierze Czerwonym”, „IKC”
i „Kurierze Wileńskim” oraz w „Republice” i „Głosie Polskim” w Łodzi. Każde z tych
pism było kolportowane bez przeszkód, natomiast „Kurier Poranny” skwapliwie
tropiono, dochodziło nawet do odbierania przez policję egzemplarzy czytanych na
ulicy. Podobnie było w Wilnie, gdzie poranny pociąg z Warszawy, którym dostarczano
gazetę, został obstawiony przez policję, w mieście natomiast bez przeszkód sprze-
dawano „Kurier Wileński”, w którym opublikowano wywiad. Co było powodem takiej
polityki, trudno dociec, nie można jednak wykluczyć niekompetencji, czy też braku
rozeznania władz niezdających sobie sprawy, że wywiad oprócz „Kuriera” wydrukowało
jeszcze pięć innych dzienników.
Mimo że treść wywiadu była publiczną tajemnicą, prasa trzymająca stronę
Marszałka podniosła larum, uznając konfiskatę za działanie bezprawne, noszące zna-
miona brutalnego naruszenia wolności słowa i prasy. Zwracano uwagę, że zajęto mate-
riał, w którym Piłsudski wykładał swoje opinie („Kurier Poranny” informował 12 maja,
że powodem konfiskaty było ogłoszenie „opinii Pierwszego Marszałka Polski o wyniku
przesilenia rządowego”) oraz to, że gabinet, który wydał nakaz konfiskaty, formalnie
jeszcze nie urzędował. Nagłaśniający sprawę „Robotnik” przypominał, że władze nie
interweniowały w nieodległej przeszłości, kiedy to prasa prawicowa „szargała – jak
pisał dziennik – Piłsudskiego w najnikczemniejszy sposób, w sposób wprost występny
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
niemający nic wspólnego z wolnością słowa. A jednak tych wyziewów kloaki prasowej
nie konfiskowano.” Dziennik informował, że na najbliższym posiedzeniu sejmu klub
PPS złoży interpelację w tej sprawie.
Wedle informacji podanych przez prasę, Piłsudski podszedł do konfiskaty w sposób
daleko spokojniejszy. Przyjął ją „wybuchem serdecznej wesołości” i komentarzem, że
to pierwsza od czasów rewolucji 1905 roku dotykająca go represja prasowa.
Na tym nie skończyła się rola prasy w przygotowaniach do zamachu. Popołudniowa
edycja „Kuriera” – „Przegląd Wieczorny” – przyniosła informację o zamachu doko-
nanym na dom Piłsudskiego w Sulejówku, co w połączeniu z konfiskatą sprawiało
wrażenie zorganizowanej akcji przeciw Komendantowi.
W czasie pierwszych dni walk w Warszawie żadna ze stron konfliktu nie miała
możliwości ani wpływania na opinie prasy, ani ich kontrolowania. 12 maja PAT rozesłała
do prasy oświadczenie rządu informujące, że „kilka oddziałów dało się pociągnąć do
złamania dyscypliny i wypowiedziało posłuszeństwo rządowi”. Prasa w ocenie wypad-
ków kierowała się własnymi sympatiami. PAT miała jednak pewne znaczenie, mogła
bowiem informować prasę europejską o sytuacji w Polsce, stąd zapewne przekona-
nie o konieczności jej opanowania. Według Wacława A. Zbyszewskiego, pełniącego
funkcję delegata MSZ w agencji, 13 maja PAT zajął półwojskowy oddział „Strzelca”
dowodzony przez Stefana Starzyńskiego, który nakazał przesłanie do wszystkich stolic
i redakcji, z którymi kontakt utrzymywała PAT, depeszy informującej o objęciu władzy
przez Marszałka Piłsudskiego.
Dowodem swobody zachowywanej w maju przez większość dzienników były
oceny „Robotnika” (i jego dodatków nadzwyczajnych), odnoszącego się entuzjastycznie
do inicjatywy Piłsudskiego i sukcesów jego oddziałów. Opinie te formułowane były
bez zachęt ze strony zamachowców, zajętych ważniejszymi sprawami.
Czynne zainteresowanie obu walczących stron poszczególnymi tytułami nie
należało – mimo to – do rzadkości. „Rzeczpospolita”, której redaktor (Stanisław Stroń-
ski zapamiętały przeciwnik Marszałka Piłsudskiego), 14 maja wyjechał do Poznania,
nie ukazywała się przez kilka dni, a siedzibę redakcji zajęli żołnierze Marszałka. Podob-
nie było z „Gazetą Warszawską”, która nie wychodziła 14 i 15 maja – i tu powodem
było zbrojne zajęcie redakcji przez oddziały wojskowe. Dziennik poinformował o tym
16 maja (nr 132).
Trudno wszelako twierdzić, że celem zamachowców było uzyskanie w czasie trwa-
nia walk kontroli nad prasą – było to niemożliwe choćby z powodu przebiegu „frontu”.
Formalnie sprawami prasowymi zajmował się w Komendzie Miasta Wojciech Stpiczyń-
ski, co nie znaczy, że był w stanie wywierać określony wpływ na oceny dzienników.
Z prasy pozawarszawskiej zwolennicy Marszałka bliżej zainteresowali się endeckim
„Dziennikiem Wileńskim”, który wystąpił przeciw zamachowi (Tragiczny obłęd, 13 maja).
W nocy z 14 na 15 oddział żandarmerii wojskowej i policji dokonał rewizji w redakcji
i drukarni pisma. Aresztowano redaktora naczelnego – Aleksandra Zwierzyńskiego
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ROZDZIAŁ 4
Prasa polityczna
1926–1939
1935 roku powstał „Dziennik Polski”. Podobnie jak w „Kurierze” dominującą rolę
odgrywali w nim działacze narodowi, którzy zdecydowali się przejść na stronę sanacji.
Z gazetą, którą do maja 1937 roku kierował Klaudiusz Hrabyk (później Stanisław
Starzewski), głównym publicystą politycznym był Zdzisław Stahl.
Większym sukcesem zakończyły się działania podjęte w Wilnie. Wykupienie
„Kuriera Wileńskiego” spowodowało, że władze mogły tratować pismo jako zależne
od siebie. Nakład dziennika nie był wysoki (około 4 tysięcy), ale gazeta liczyła się na
terenie północno-wschodniej Polski.
W efekcie zabiegów politycznych podjętych przez Marszałka Piłsudskiego, po
zamachu obóz rządowy zdecydowały się poprzeć środowiska konserwatywne. Sanacja
zyskała tym samym przychylność ich prasy, choć trudno mówić o akceptacji wszystkich
poczynań politycznych władz. „Czas” krytycznie odniósł się od aresztowań brzeskich,
nie był także zachwycony reformą oświaty, ograniczającą autonomię wyższych uczelni.
Z tych i nie tylko tych powodów prasa zachowawców stawała się obiektem krytyki ze
strony sanacyjnych radykałów. Pierwsze skrzypce wiodły w tych praktykach „Głos
Prawdy” i „Kurier Poranny” Wojciecha Stpiczyńskiego. Niechęć Stpiczyńskiego do
zachowawców prowadziła do konfliktów wykraczających poza spory prasowe – kon-
serwatyści grozili nawet wystąpieniem z BBWR. Po jednym z kolejnych ataków zdecy-
dowano o odsunięciu Stpiczyńskiego od kierowania „Głosem” – w styczniu 1929 roku
zastąpił go Adam Koc.
W pierwszych latach niepodległości prasa zachowawców nie dysponowała
szerokimi wpływami, stanowiła jednak oręż w walce z prawicą narodową oraz lewicą.
Jednak z biegiem czasu traciła cechy cennego sojusznika. Podobnie do innych tytułów
o charakterze partyjnym, również dzienniki konserwatywne zaczęły w latach 30.
przeżywać kłopoty. Dotyczyło to nie tylko „Czasu”, który niezmiennie przejawiał
ambicje bycia pismem elitarnym. Dziennik, tak jak dawniej, nie był wprost związany
ze stronnictwem konserwatywnym, choć osoby mające wpływ na program gazety
były działaczami Stronnictwa Prawicy Narodowej (Stanisław Estreicher i Konstanty
Grzybowski).
O ile po 1926 roku „Czas” utrzymywał jeszcze pozycję stojącego na wysokim
poziomie dziennika opinii i gazety, której siłą nie była liczba informacji i szybkość
ich podawania, ale jakość publicystyki, od początku lat 30. stopniowo tracił na zna-
czeniu. Procesu tego nie udało się zatrzymać mimo zmian personalnych (w 1930 roku
zastępcą redaktora naczelnego został Grzybowski) i prób uatrakcyjnienia pisma.
W 1933 roku powstał oddział warszawski dziennika, z którym współpracowali pub-
licyści młodszej generacji (m.in. Wacław A. Zbyszewski). Kłopoty finansowe (skutek
niewielkiego nakładu,) których nie udało się rozwiązać, przesądziły o przeniesieniu
pisma, od 1 stycznia 1935 roku do Warszawy. Operacja ta miała wymiar nie tylko
geograficzny – przenosinom „Czasu” towarzyszyło połączenie z kulejącym finansowo
„Dniem Polski”.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Opozycja
Do sytuacji politycznej zaistniałej po maju 1926 roku musiały dostosować się
partie opozycyjne. Niektóre z nich ze względu na wzrost liczby tytułów i nakładów
pism prorządowych, a także na to, że ich prasa stawała się obiektem coraz częstszych
interwencji cenzuralnych, zdecydowały się na działania, które miały zapobiec mini-
malizacji ich wpływów. Jeszcze przed zamachem podjęto wysiłki zmierzające do
uatrakcyjnienia „Gazety Warszawskiej”, która po połączeniu z „Gazetą Poranną 2 gro-
sze” („Gazeta Poranna Warszawska”), stała się pismem nieco lżej redagowanym, ale
wciąż typu partyjnego. Do połowy lat 30. jednym z głównych publicystów dziennika
był Adolf Nowaczyński, mistrz pamfletu i geniusz paszkwilu politycznego, rozdzie-
lający ciosy na lewo i prawo. W „Gazecie” podobnie jak po 1918 roku pisywali czołowi
działacze polityczni Narodowej Demokracji. Od 1925 roku dziennikiem kierował
Stefan Olszewski, a funkcję redaktora politycznego pełnił Stanisław Kozicki. Po śmierci
Olszewskiego we wrześniu 1935 roku i po zmianie nazwy (na „Warszawski Dziennik
Narodowy”) gazetę objął Stefan Sacha, należący do czołówki młodych działaczy SN.
Rola „Gazety” nie sprowadzała się wyłącznie do reprezentowania interesów
narodowej demokracji. Dziennik był miejscem edukacji dziennikarsko-publicystycznej
młodej generacji narodowców. Współpracowali z nim m.in. Stanisław Piasecki i Woj-
ciech Wasiutyński, którzy wkrótce rozstaną się nie tylko z „Gazetą” , ale także z właś-
ciwym starszej generacji narodowców sposobem myślenia.
Spadający nakład „Gazety Warszawskiej” (w 1933 roku 15 tysięcy, 30 procent zwro-
tów) i towarzyszące temu przekonanie, że model klasycznej prasy partyjnej wyczerpał
swoje możliwości, przyczyniły się do założenia kilku nowych dzienników bliskich
orientacji narodowej, ale nieodwołujących się do formuły pism w tradycyjny sposób
reprezentujących interesy Stronnictwa.
We wrześniu 1926 roku ukazał się w Warszawie pierwszy numer dziennika
„ABC”, który oznajmiał w podtytule, że „informuje wszystkich o wszystkim”. Pismo
było reklamowane za pomocą rozszyfrowanego tytułu („Aktualne, Bezpartyjne, Cie-
kawe”) jako atrakcyjne i żywo reagujące na rzeczywistość. Jego apartyjność była wybie-
giem podwójnym, „ABC” (redaktor Stanisław Strzelecki) było bowiem nieoficjalnym
pismem Obozu Wielkiej Polski, przybierając maskę tytułu oferowanego rozczaro-
wanym konwencją gazet otwarcie partyjnych. Historia dziennika była konsekwencją
związków między prasą a polityką. Po rozwiązaniu OWP sympatyzował on z jedną
z frakcji Obozu Narodowo Radykalnego, która wzięła nazwę od jego tytułu (ONR-ABC);
nie odchodząc od formuły pisma lżejszego kalibru.
„ABC” stanowiło przykład politycznego dziennika informacyjnego, sięgającego
niekiedy do metod stosowanych przez prasę sensacyjną. Celem wydawców było zrów-
noważenie przewagi osiąganej przez prasę brukową oraz przyciągnięcie czytelnika
mniej wybrednego. Zadanie to początkowo udało się zrealizować. Chodziło przy tym
nie tylko o wywalczenie mocnej pozycji w Warszawie. Do końca 1926 roku wydawcy
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Sikorski, jeden z filarów Frontu Mores, który co tydzień publikował w „Kurierze” artykuł
na ogół poświęcony sytuacji międzynarodowej w Europie.
Działania sanacji dały się we znaki także prasie chadeckiej, której najpoważniejszym
dziennikiem pozostała katowicka „Polonia”. Dziennik zyskał konkurenta w postaci
„Polski Zachodniej”, na dodatek był obiektem częstych ingerencji cenzuralnych. Mimo
to zdołał zachować swoją pozycję, ukazując się w nakładzie około 30 tysięcy egzempla-
rzy. Znaczącym zmianom nie uległa pozycja „Głosu Narodu”. Krakowski dziennik
pozostał wierny swoim chadeckim sympatiom politycznym i dość bliskim związkom
z Kościołem. W latach 1936–1939 polityczną linię pisma wyznaczały poglądy ks. Jana
Piwowarczyka, jego redaktora naczelnego; w lipcu 1939 roku redakcję objął Jerzy
Turowicz.
Trudności podobne do tych z początków niepodległości przeżywała centrowa
NPR. Stronnictwo pozostawało czynne na rynku prasy codziennej, co nie oznaczało,
że notowało sukcesy. W 1927 roku w Toruniu trzy razy w tygodniu zaczęła wycho-
dzić „Obrona Ludu”, którą kierował i w której pisywał Karol Popiel. Pismo to stało się
głównym tytułem NPR, osiągając nakład do 20 tysięcy egzemplarzy. Ugrupowanie
straciło natomiast „Polaka”, który przestał się ukazywać w tym samym roku. Kolejne
próby zakładania pism kończyły się niepowodzeniem bądź z powodów politycznych,
bądź niewielkiego zainteresowania.
Po maju 1926 roku niewiele zmieniło się na lewicy – dawną pozycję utrzymało
czołowe pismo PPS, czyli „Robotnik”. Po śmierci Feliksa Perla (1927) redakcję objął
Mieczysław Niedziałkowski, członek kierownictwa partii. Nie oznaczało to ani znaczącej
ewolucji charakteru pisma, ani zmiany najbliższych współpracowników.
Po okresie pewnego ożywienia prasy socjalistycznej, o jakim można mówić
w drugiej połowie lat 20., w latach 30. nasiliły się objawy kryzysu. Z jednej strony było
to spowodowane sytuacją gospodarczą, kryzys ekonomiczny poważnie dał się we
znaki robotnikom, do których były adresowane pisma partii, z drugiej – z wyczer-
pywaniem się formuły wydawnictw partyjnych. „Robotnik” tak jak dawniej zbierał
dużo krytycznych ocen. Zwracano uwagę, że pismo jest nieatrakcyjne, uznawano jed-
nak za wskazane podtrzymanie funkcji „Robotnika” jako dziennika informującego
szerszą liczbę odbiorców o poglądach kierownictwa partii. Gazeta drukowała prze-
mówienia sejmowe posłów PPS oraz artykuły wstępne o cechach programowych.
Zbyt niskiemu w stosunku do oczekiwań nakładowi (myślano nawet o 100 tysiącach
egzemplarzy) starano się zaradzić poprzez organizowanie Miesiąca Propagandy
„Robotnika”; w 1936 roku o połowę obniżono cenę dziennika. Nie przyniosło to jednak
specjalnych efektów – w drugiej połowie lat 30. nakład oscylował wokół 25 tysięcy
egzemplarzy.
Próbą wyjścia poza krąg dotychczasowych odbiorców prasy PPS-owskiej był
założony w 1932 roku „Głos Stolicy”, dziennik popołudniowy, redagowany według
jego pomysłodawców w sposób „żywy i barwny”. Inicjatywa ta nie przyniosła jednak
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Machina prasowa PPS w drugiej połowie lat 30. opierała się na pomyśle funkcjo-
nowania „Robotnika” – pisma centralnego z mutacjami w kilku większych miastach.
Chociaż nie sprzyjało to różnorodności, pozwoliło uchronić system od erozji i zwiększyć,
choć niewiele, jego oddziaływanie.
Swoją ofertę PPS wzbogacał wydawnictwami książkowymi i broszurowymi pub-
likowanymi nakładem Księgarni Robotniczej. Seria książkowa istniała przy miesię-
czniku „Światło”, działalność wydawniczą prowadziło Towarzystwo Uniwersytetów
Robotniczych.
Prasa PPS została wystawiona na próbę w październiku 1928 roku, kiedy to
w Warszawie zaczął wychodzić dziennik „Przedświt” nie mający stempla oficjalności,
to znaczy nie wyrażający stanowiska PPS. Gazetę założyły Jędrzej Moraczewski, który
po zamachu majowym swoje sympatie polityczne ulokował po stronie Józefa Piłsud-
skiego. Innymi słowy dziennik stał się organem środowiska występującego przeciw
opozycyjnej polityce PPS. Partia zareagowała ekspulsowaniem Moraczewskiego i roz-
wiązaniem popierającej go warszawskiej organizacji PPS, co doprowadziło do powstania
PPS-dawnej Frakcji Rewolucyjnej, o czym informował „Przedświt”.
Dziennik, nawiązujący tytułem do jednego z pierwszych polskich pism socja-
listycznych, nie stanowił konkurencji dla „Robotnika” – ukazywał się w kilkuty-
sięcznym nakładzie i był pozbawiony indywidualności publicystycznych, jakich nie
brakowało gazecie Niedziałkowskiego. Zachodziło jednak podejrzenie, że rozłamowa
frakcja zechce przejąć „Robotnika”. Lokal redakcji i drukarnia były przez pewien czas
ochraniane przez uzbrojoną bojówkę.
Moraczewski starał się nadać „Przedświtowi” atrakcyjny charakter, sam zresztą
sporo w dzienniku publikował, nie wystarczyło to jednak ani dla zdobycia przez pismo
szerszych wpływów, ani dla dłuższego utrzymania się na rynku. „Przedświt” przestał
wychodzić w początku 1931 roku.
W latach 30. tylko niewielkim zmianom uległa prasa ruchu ludowego. Po zjed-
noczeniu ugrupowań chłopskich, do którego doszło w 1930 roku, powstał „Zielony
Sztandar” – centralny tygodnik Stronnictwa Ludowego. Ze względu na swoją funkcję
pismo cieszyło się popularnością wśród działaczy ugrupowania, nie wyszło jednak
poza jego obręb, mimo starań podejmowanych przez Macieja Rataja, który kierował
tygodnikiem. Świadczył o tym nakład oscylujący w granicach 6 tysięcy egzemplarzy
Dawne znaczenie zachował tygodniowy „Piast”.
Podobnie jak w pierwszych latach niepodległości, pismem związanym z ludowcami
była „Gazeta Grudziądzka”. Nie oznaczało to, że stronnictwo mogło na nią w pełni liczyć.
Kulerski od początku lat 30. ostro stawał przeciw sanacji, ale jego dziennik najlepsze
lata miał już za sobą (nakład w 1938 roku wynosił około 13 tysięcy egzemplarzy). W tym
czasie założyciel „gazety” już nie żył (zmarł w 1935 roku), a pismo przejęło poznańskie SL,
przeniosło dziennik do Poznania i zmieniło jego tytuł na „Gazeta Ludowa”. Wpływ na jego
linię polityczną zyskał przywódca wielkopolskich ludowców Stanisław Mikołajczyk.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Prasa sensacyjna
Lata 30. przyniosły rozwój prasy sensacyjnej i zdecydowany wzrost zaintereso-
wania tego typu tytułami zarówno czytelników, jak i obozu rządzącego.
Warszawskie wydawnictwo prasy „czerwonej” rozwinęło się ze skromnego przed-
siębiorstwa działającego w dwóch pokojach i dysponującego jedną maszyną do pisania
w koncern „Prasa Polska” SA, wydający w latach 30. całą gamę wysokonakładowych
dzienników i czasopism. Przybyły dwa nowe dzienniki informacyjne – „Dzień Dobry”
i „Dobry Wieczór”, łączna liczba mutacji wzrosła do czternastu. Koncern przystąpił
do wydawania tygodników. „Cyrulik Warszawski” zyskał opinię jednego z najlepszych
pism satyrycznych w kraju, chętnie czytano „Panoramę 7 dni” oraz tygodnik „Kino”.
Dwa razy w tygodniu ukazywał się „Przegląd Sportowy”, który przez pewien czas
redagował Kazimierz Wierzyński. Nakład dzienników koncernu wraz z mutacjami
sięgał przed 1939 rokiem około 240 tysięcy egzemplarzy, co wyjaśnia zainteresowanie
okazywane „czerwoniakom” przez władzę.
Dzienniki koncernu zbudowane były na podobnej zasadzie. Przyciągały uwagę
atrakcyjną pierwszą stroną, na której ważne miejsce zajmowały ilustracje, oraz krzy-
kliwymi tyłami – miały zatem cechy typowych pism sensacyjnych. Normą „Kuriera
Czerwonego” było pomieszczenie na sześciokolumnowej stronie tytułowej średnio
20 not opatrzonych sensacyjnie brzmiącymi tytułami (każdy złożony czcionką o innym
kroju).
„Czerwoniaki” nie dysponowały zespołem dziennikarzy o szczególnej renomie,
wyróżniali się natomiast ich felietoniści: Stanisław Ćwierciakiewicz (autor felietonu
sądowego) oraz popularny „Wiech”, czyli Stefan Wiechecki. Redakcja pielęgnowała
jednocześnie współpracę, nawet okazjonalną, ze znanymi osobami. Była to praktyka
stosowana także przez inne pisma masowe obliczona na dotarcie do czytelnika ambit-
niejszego, ale zarazem wzmacniania prestiżu i poniekąd wiarygodności gazety. W „Ku-
rierze” pojawiały się nazwiska Zofii Nałkowskiej, Wilama Horzycy, Wincentego Rzy-
mowskiego oraz profesora Tadeusza Zielińskiego.
Właściciele koncernu zdecydowali się na wybudowanie w Warszawie nowoczes-
nego gmachu redakcji oraz drukarni. Do wybuchu wojny „Prasa Polska” dysponowała
zapleczem technicznym, z którym mógł konkurować tylko krakowski potentat Marian
Dąbrowski, właściciel „IKC”.
Nic też dziwnego, że dla władz warszawski koncern stanowił łakomy kąsek.
Sposobność do przejęcia stworzyły nienajlepsze wyniki finansowe „Prasy Polskiej”,
spowodowane nie tyle brakiem popytu na ofiarowywany towar, ile nie do końca prze-
myślaną polityką finansową. W efekcie koncern został przejęty przez spółkę, w której
kluczową rolę odgrywał Bogusław Miedziński należący do ścisłej elity obozu sana-
cyjnego.
Na podobnych zasadach co prasa „czerwona” funkcjonował „IKC”. I on był flagowym
pismem koncernu, którego siedziba dla podkreślenia dominacji nad „czerwoniakami”,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ale i wyższości Krakowa nad Warszawą, nosiła nazwę Pałacu Prasy. Kierujący przed-
siębiorstwem Marian Dąbrowski wydawał w latach 30. siedem pism, w tym dwa dzien-
niki (drugim obok „IKC” była popołudniówka „Tempo Dnia”, która ukazywała się od
1933 roku). Pozostałe pisma to m.in. satyryczne „Wróble na Dachu”, podróżniczy maga-
zyn „Na Szerokim Świecie” oraz sportowe „Tempo”. Na przełomie lat 20. i 30. nakład
„IKC” sięgał 200 tysięcy egzemplarzy, by przed wybuchem wojny spaść do 100 tysięcy.
Było to w dużym stopniu spowodowane skuteczną konkurencją prasy z podobnego
segmentu np. warszawskiej. Do 1939 roku dziennik Dąbrowskiego pozostał pismem
ogólnopolskim, lecz najlepiej rozchodził się na terenie Polski południowej.
Koncern zatrudniał w 1935 roku około 1400 osób, w tym blisko 200 w redakcjach
dzienników i czasopism. Dysponował jedną z najnowocześniejszych i najwydajniej-
szych drukarni w Polsce oraz oddziałami w największych miastach w kraju. Warszaw-
skim kierował popularny reportażysta Konrad Wrzos. „IKC” docierał za granicę m.in.
do Polaków osiadłych we Francji.
W początku lat 20. „IKC” nie mógł pochwalić się gwiazdorskim zespołem redak-
cyjnym, jednak przed końcem dekady sytuacja ta uległa zmianie. Ludwik Rubel, redak-
tor polityczny pisma, dbał o przyciągnięcie do dziennika osób o znanych nazwiskach,
niekoniecznie mających wcześniej związki z prasą. W „IKC” pojawił się znany ze scen
krakowskich teatrów aktor i reżyser Zygmunt Nowakowski. Jego felieton stał się nie-
bawem dla czytelników dziennika „artykułem pierwszej potrzeby”. Z pismem współpra-
cowali Witold Giełżyński oraz Ksawery Pruszyński, a na tematy niemieckie pisywał
Juliusz Mieroszewski. Wysokimi zarobkami Dąbrowski zachęcił do współpracy dobre
i znane pióra, co w takim stopniu nie udało się „czerwoniakom”. Odbiło się to na
zawartości „IKC”, który bez wątpienia może uchodzić za dziennik o najwyższym
poziomie wśród polskich tytułów sensacyjnych.
Nie oznaczało to, że „IKC” przechodził obojętnie obok wydarzeń stanowiących
sens istnienia prasy brukowej. Przykładem może być tzw. sprawa Gorgonowej, czyli
budzący niezwykłe namiętności i zainteresowanie poszlakowy proces o morderstwo
toczący się w początku lat 30. Dziennik Dąbrowskiego nie tylko eksploatował to wyda-
rzenie w celu zwiększenia nakładu, co przyniosło spodziewany efekt, ale występował
także w roli strony, zręcznie sterując emocjami nie bez odwoływania się do ksenofo-
bicznych nastrojów części swoich czytelników.
Koncernem o nieco mniejszych wpływach była łódzka Republika, która po 1926
roku przeszła na pozycje prorządowe, zarazem poszerzając zasięg swoich wydawnictw.
Czołowym pismem koncernu pozostała „Republika” przedstawiana jako dziennik
bezpartyjny, „organ gospodarczy, polityczny, społeczny i literacki”. Oprócz niego kon-
cern wydawał tytuły bardziej nastawione na pozyskanie masowego odbiorcy: „Express
Ilustrowany” (popularny dziennik poranny o 20 mutacjach regionalnych) oraz „Express
Wieczorny Ilustrowany” (według zapewnień reklamowych „czytany przez wszyst-
kich”). W 1931 roku Republika zaczęła wydawać nowy dziennik pod wiele mówiącym
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Warszawa) zwyciężyła lista BBWR, na którą padło ponad 166 tysięcy głosów. Biorąc
pod uwagę liczbę dzienników ukazujących się w stolicy, które bądź pozostawały
w pełnej dyspozycji od władz, bądź z innych powodów zdecydowały się poprzeć BBWR,
wynik ten można uznać za zrozumiały, co nie znaczy, że sumaryczna liczba nakładów
odpowiadała liczbie oddanych głosów – tych ostatnich było z pewnością więcej. Ina-
czej ma się już sprawa w wypadku endecji (Związek Ludowo Narodowy). Zajęła ona
w Warszawie drugie miejsce, zdobywając 98 tysięcy głosów. Biorąc pod uwagę liczbę
tytułów i nakłady prasy bezpośrednio związanej ze Stronnictwem, bądź stojącej na
stanowisku mu bliskim („ABC”) wynik ten można uznać za nienajlepszy. Zarazem
jednak bardziej proporcjonalny niż w wypadku BBWR wydaje się związek między nakła-
dami prasy związanej ze Stronnictwem a liczbą oddanych głosów.
O wiele większe zdziwienie może budzić wynik, jaki osiągnęli komuniści (trze-
cie miejsce), startujący jako Jedność Robotniczo-Chłopska. Na listę tę oddano blisko
65 tysięcy głosów. Pomijając fakt, że w Warszawie trudno było spotkać wyborców wiej-
skich, partia nie dysponowała w zasadzie oficjalnymi pismami, te zaś, które wydawała,
ukazywały się w niewysokich nakładach i były dystrybuowane nie tylko w stolicy.
Na czwartym miejscu uplasował się w Warszawie Blok Mniejszości Narodowych
(Żydzi), który uzyskał niemal 43 tysiące głosów. Na listę padło o sto głosów więcej niż
na listę PPS. O ile w pierwszym wypadku można uznać, że prasowe wpływy syjonis-
tów – oni bowiem głównie startowali z listy Bloku – odpowiadały liczbie głosów,
o tyle inaczej było w wypadku socjalistów. Nakład wydawnictw PPS kolportowanych
w stolicy był z pewnością mniejszy niż liczba głosów, jaką oddano na partię, choć
różnica nie była znacząca.
Sytuacja w Warszawie nie była niczym wyjątkowym. Brak prostej korelacji pomię-
dzy nakładami wydawnictw partyjnych a wynikami osiąganymi w wyborach można
zaobserwować w wypadku partii ludowych. W 1928 roku w centralnej Polsce na
PSL-Piast głosowało 305 tysięcy osób, zaś nakład pism, którymi dysponowało stron-
nictwo, nie przekraczał 60 tysięcy egzemplarzy. Jeszcze wyraźniejsza dysproporcja
wystąpiła w przypadku PSL-Wyzwolenie. Prasa Stronnictwa ukazywała się w nakła-
dzie około 40 tysięcy egzemplarzy, a zdobyło ono (również centrum kraju) 725 tysięcy
głosów.
Nie wchodząc w głębszą analizę zjawiska, można pokusić się o następujące wnio-
ski. Wysokość nakładów prasy poszczególnych stronnictw nie zawsze odpowiadała
liczbie głosujących na te partie, a tym samym trudno bronić tezy, że w skali ogólno-
krajowej prasowa zasobność ugrupowań politycznych stanowiła gwarancję sukcesu
wyborczego.
Dobrym przykładem są rezultaty osiągnięte przez PPS poza stolicą, na terenach,
gdzie nie można mówić o znaczącej obecności prasy socjalistycznej. Na przykład w okrę-
gu wyborczym nr 10 obejmującym powiaty Włocławek, Nieszawa i Lipno (woje-
wództwo warszawskie) na socjalistów padło ponad 50 tysięcy głosów na 188 tysięcy
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ukazywania się, ich znaczenia nie sposób pomijać. Stały się miejscem edukacji pisar-
skiej i politycznej generacji wchodzącej w życie publiczne na przełomie lat 20 i 30.
Ich redaktorzy i autorzy nawykli do niezależności od starszych uznali za oczywiste
chodzenie własnymi ścieżkami, co prowadziło do szeregu inicjatyw całkiem już doj-
rzałych. Pisma akademickie były początkiem obecności na rynku prasowym nowego
pokolenia pragnącego iść własną drogą i z reguły dość sceptycznie odnoszącego się do
istniejących periodyków.
„Bunt Młodych”, pismo organizacji akademickiej Myśl Mocarstwowa, którym
kierował Giedroyc, emancypowało się od środowiska akademickiego oraz zachowa-
wców, choć wiązano je z nim do końca dwudziestolecia. Organizacja prowadziła aktywną
działalność prasową, oprócz „Buntu” wydawała jeszcze kilka pism skierowanych do
różnych środowisk młodzieżowych.
Tym, czym dla młodych neokonserwatystów był „Bunt”, dla młodych naro-
dowców było czasopismo „Akademik Polski”. Wychodziło od 1927 roku, a jego re-
daktorami byli Bolesław Piasecki, Wojciech Wasiutyński, Wojciech Kwasieborski
i Włodzimierz Sznarbachowski. Kiedy w 1934 roku powstał ONR, w którym znalazło
się grono związane z „Akademikiem”, jego przywódcy uznali działalność prasową za
jedno z pierwszoplanowych zadań. Liczba tytułów, które zakładał ONR, pozostawała
w odwrotnej proporcji do ich trwałości. Oprócz „Szczerbca”, który de facto przejęty
został od Obozu Wielkiej Polski, młodzi wydawali „Nowy Ład” i „Sztafetę (październik
1933), która stała się organem ONR. Pismo próbowano przekształcić w dziennik
(nakład do 8 tysięcy egzemplarzy), ale skończyło się to uderzeniem władz w ONR.
Wszystkie późniejsze inicjatywy również nie okazały się trwałe – „Ruch Młodych”
i jego sprofilowane tematycznie odmiany „Ruch Kulturalny” (redaktor Onufry Bro-
nisław Kopczyński) oraz „Ruch Gospodarczy”. Niewiele dłużej utrzymał się dziennik
„Jutro” pod redakcją Wasiutyńskiego (1936–1937).
Narodowcy poznańscy wydawali „Awangardę”, która po ich aliansie z władzami
zmieniła tytuł na „Awangarda Państwa Narodowego”. Współpracownikiem pisma,
zanim nie odszedł do „Kuriera Porannego”, był Ryszard Piestrzyński. W końcu lat 30.
„Awangardę” redagował historyk Tadeusz Wojciechowski.
Przedsięwzięcia, o których wyżej, miały głównie charakter prawicowy. Wpraw-
dzie swoje organizacje akademickie (i pisma) miała młodzież lewicowa (Związek
Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej, tytuły „Głos Niezależny”, „Życie”) i ludowa, ale
projekty te nie rozwinęły się tak żywiołowo jak prawicowe.
W listopadzie 1936 roku zawiązał się Komitet Prasy Młodych. Z inicjatywą wy-
stąpili narodowi radykałowie i młodzi katolicy (grupa „Pro Christo”). Rzecz nie miała
istotniejszych następstw choćby dlatego, że trwano w sporach, które okazywały się
nierozwiązywalne. Nawoływania o wspólny front podejmowane m.in. przez „Bunt
Młodych” natrafiły na różnice nie do pokonania. Ich zapisem były polemiki toczone
przez „Bunt”, „Ruch Młodych” oraz poznański „Głos” (pismo Sekcji Młodych SN).
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ROZDZIAŁ 5
Czasopisma i polityka
CZASOPISMA I POLITYKA 89
ze strony czytelników. Te przewidywania nie okazały się trafne. „Tęcza” nie zdobyła tylu
czytelników, na ilu liczono i została przekształcona w miesięcznik który był popu-
larny jedynie na terenie Wielkopolski.
Dużo szersze oddziaływanie zapewnił sobie tygodnik „Pion” założony z inicja-
tywy władz w październiku 1933 roku. Redaktorem pisma formalnie podobnego do
„Wiadomości Literackich”, został Tadeusz Święcicki (naczelnik Wydziału Prasowego
Prezydium Rady Ministrów), którego po pewnym czasie zastąpił Roman Kołoniecki.
Przed wybuchem wojny pismo sygnowali Wilam Horzyca i Józef Czechowicz. W „Pio-
nie” pisywali autorzy rozmaitych przekonań, lecz ton nadawali ci z sympatią odnoszący
się do obozu władzy. Ferdynand Goetel drukował tu teksty, które złożą się na mocno
dyskutowaną książkę Pod znakiem faszyzmu (1938) oraz Jan Emil Skiwski, mający
objąć jesienią 1939 roku redakcję tygodnika. „Pion” nie był organem politycznym, a ra-
czej, szczególnie tuż przed wojną, trybuną pewnego stylu myślenia. Nie zmienia to
faktu, że jego celem było wyrażenie poglądów obozu rządzącego na kulturę oraz chęć
umocnienia wpływów władz w środowisku literackim.
Bardziej wyrazistą niż „Pion” przeciwwagą dla „Wiadomości” był wydawany od
stycznia 1935 roku tygodnik „Prosto z Mostu” – powstały z przekształcenia przez redak-
tora, publicystę i krytyka literackiego Stanisława Piaseckiego dodatku kulturalnego
dziennika „ABC”. „Prosto z mostu”, które wzięło nazwę od tytułu książki swego twórcy
i redaktora, było pismem o orientacji narodowej. Według nieodosobnionych opinii,
Piasecki zdecydował się na założenie tygodnika, by ograniczyć, jeśli nie wręcz przełamać,
pozycję Grydzewskiego. Jeśli tak było rzeczywiście, udało mu się to do pewnego stop-
nia. „Prosto z Mostu” zyskało poczytność, Piasecki uruchomił przy tygodniku serię
książkową, w 1938 roku ustanowił nagrodę literacką, pismo nie zagroziło jednak pozycji
„Wiadomości”.
„Prosto z Mostu” było pismem autorskim, zmieniającym się w miarę ewoluo-
wania zainteresowań jego redaktora. Tymczasem Piaseckiego coraz bardziej niż
literatura interesowała polityka, co nie znaczy, że tygodnik z konwencji społeczno-
-literackiej przeistoczył się w czysto polityczny. Kultura i literatura narodowa będące
wyrazem ideowego zaangażowania pisarza, a tym samym walka z kulturą niesłużącą
aksjologii narodowej, były wartościami uznawanymi w piśmie za priorytet i temu
przesłaniu oraz wynikającym z niego nacjonalizmowi i antysemityzmowi tygodnik
pozostał wierny do 1939 roku. Intencją redaktora „Prosto z mostu” było promowanie
młodej generacji pisarzy i publicystów związanych z szeroko pojętą ideą narodową
(sekretarzem pisma był Bronisław Świderski, w 1934 roku osadzony w Berezie Kar-
tuskiej z nr 2). Autorami tekstów politycznych był m.in. Jan Mosdorf, w piśmie pub-
likowali Konstanty Ildefons Gałczyński, Bolesław Miciński, Jerzy Pietrkiewicz, Jerzy
Andrzejewski, Zdzisław Broncel, Innocenty Maria Bocheński, ze starszej zaś gene-
racji – Adolf Nowaczyński. Wyrazem światopoglądu pisma były felietony Wojciecha
Wasiutyńskiego (Z biegiem czasu) oraz Karola Zbyszewskiego (Ryżowa szczotka).
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
CZASOPISMA I POLITYKA 91
punktem wyjścia. Z grona ich autorów wymieńmy przywołanych już Adolfa Bocheń-
skiego (Między Niemcami a Rosją, 1937), Włodzimierza Bączkowskiego (Grunwald
czy Pilawce, 1938), Stanisława Piaseckiego (Prawo do twórczości, 1936), Ksawerego
Pruszyńskiego (Podróż po Polsce, 1937) i Wojciecha Wasiutyńskiego (Między Trzecią
Rzeszą a Trzecią Rusią, 1939).
Wielkość incjatyw na prawicy (także w segmencie młodej prasy, o której była już
mowa), mógł sprawiać uzasadnione wrażenie, że na lewicy nie dzieje się zbyt wiele.
Lata 30. z pewnością nie były tu czasem ożywienia. W 1936 roku we Lwowie ruszyły
„Sygnały” (początkowo jako miesięcznik, później tygodnik). Redaktor Karol Kuryluk,
którego pismo zyskało opinię najlepszego periodyku lewicowego w okresie przed-
wojennym, stworzył zespół autorów, spośród których wypada wspomnieć o Jerzym
Putramencie, Jerzym Borejszy i Henryku Dembińskim.
Własne pismo w 1937 roku założył January Grzędziński, piłsudczyk krytycznie
odnoszący się do polityki sanacji, zwłaszcza po śmierci Marszałka Piłsudskiego.
„Czarno na Białem” stało się trybuną wypowiedzi dla przedstawicieli lewicowej inte-
ligencji, bliskim formującemu się Stronnictwu Demokratycznemu.
„Sygnały” i „Czarno na Białem”, choć ocierały się o politykę, były inicjatywami
niepolitycznymi, w tym znaczeniu, że ich wydawcami nie były organizacje polityczne.
Inaczej niż w wypadku „Miesięcznika Literackiego” Aleksandra Wata. Pismo było
wydawane z inspiracji Komunistycznej Partii Polski, która próby tego rodzaju podej-
mowała od lat 20. („Kultura Robotnicza”, „Nowa Kultura” 1922–1924). Mimo nie-
wielkiego nakładu (do 4 tysięcy egzemplarzy) i trudności cenzuralnych, ukazujący
się w latach 1929–1931 „Miesięcznik” został zauważony poza środowiskiem lewicy,
co nie znaczy, że zewsząd zbierał dobre oceny. Z popularyzowanego przez pismo
modelu literatury ideologicznie zaangażowanej kpił w „Wiadomościach Literackich”
Antoni Słonimski. „Miesięcznik” stał się forum wypowiedzi dla pisarzy, publicystów
i krytyków związanych z partią komunistyczną. Drukowali w nim Władysław Bro-
niewski, Andrzej Stawar, Izaak Deutcher. Likwidacja pisma oraz aresztowanie jego
redaktora i współpracowników stało się wydarzeniem komentowanym nie tylko
w świecie literackim.
Zamach majowy, którzy zmienił układ sił w prasie codziennej, wpłynął na grupę
czasopism politycznych powiązanych ze stronnictwami politycznymi. Uaktywnił nie
tylko środowisko piłsudczyków, które podobnie do innych zostało postawione przed
koniecznością sprecyzowania i zunifikowania swego programu. Służyć miał temu
wydawany już od czterech lat miesięcznik „Droga”, który po 1926 roku przybrał kształt
platformy formowania programu politycznego ugrupowania rządzącego. Pismo istot-
nie pełniło taką funkcję, co nie oznacza, że drukowali w nim wyłącznie politycy i że
poruszano w nim wyłącznie tematykę polityczną. W pierwszej fazie ukazywania się
„Drogi” styl nadawał jej Adam Skwarczyński, ideolog obozu piłsudczykowskiego,
a pismo stawiało przed sobą zadanie łączenia na płaszczyźnie ideowej sympatyków
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
CZASOPISMA I POLITYKA 93
RADIO 95
ROZDZIAŁ 6
Radio
Kolejny raz Marszałek wystąpił przez mikrofonem miesiąc później i był to jego
ostatni bezpośredni kontakt z radiem.
Z mocy koncesji radio stało do dyspozycji rządu w tym sensie, że premier bądź
szefowie resortów mieli prawo do codziennego przekazywania za jego pośrednic-
twem komunikatów urzędowych. Z możliwości tych nie korzystali jednak często.
W lutym 1928 roku wicepremier Kazimierz Bartel wygłosił odczyt pt. Działalność
rządu, w którym zapewniał, że rozpoczyna „stałe porozumiewanie się rządu ze spo-
łeczeństwem za pośrednictwem radia”. Deklaracja ta pozostała niespełnioną obietnicą.
Zamach majowy i zmiany polityczne w Polsce nie wpłynęły na obsadę perso-
nalną radia, w którym znalazło nawet zatrudnienie kilka osób związanych z esta-
blishmentem przedmajowym. Władze nie starały się uzależnić radia, ani tworzyć zeń
aparatu propagandowego, skłaniały natomiast do jego rozbudowy, pojmując jaką funk-
cję może pełnić stając się medium o zasięgu ogólnospołecznym. Przyrost abonentów
następował co prawda dość szybko (po wypadkach majowych było ich 23 tysiące,
w 1927 roku – 117 tysięcy), w Polsce nie działały jednak rozgłośnie regionalne, a pod
względem upowszechnienia radiofonii (liczba abonentów na 1000 mieszkańców) Polska
pozostawała daleko w tyle poza czołówką europejską. Budowa stacji regionalnych była
koniecznością, ale nie pozostawała bez związku z polityką. Na terenie Polski kończył
się zasięg stacji niemieckich zainstalowanych w Królewcu, Wrocławiu i Gliwicach, sta-
cji litewskiej (Kowno) oraz sowieckiej (Mińsk). W 1926 roku pokrywały one ponad
połowę terytorium kraju. Oba ościenne państwa (z ZSRS nadawano w języku polskim)
miały więc dostęp informacyjny do znacznej części polskiego społeczeństwa.
W 1927 roku zostały uruchomione rozgłośnie w Krakowie, Poznaniu i Katowicach,
w 1928 – w Wilnie, w 1930 – we Lwowie i w Łodzi. Poszedł za tym dalszy wzrost liczby
abonentów: w końcu 1930 roku było ich 245 tysięcy (w tym w Warszawie – 43 tysiąca).
Nie jest dziełem przypadku, że pierwsze stacje uruchomiono na południu i za-
chodzie, czyli tam gdzie docierał sygnał rozgłośni niemieckich. Po rozpoczęciu emisji
przez stację katowicką okazało się, że zagłusza ona rozgłośnię gliwicką, co wywołało
protesty władz niemieckich.
Inwestycją, która znacznie zwiększyła oddziaływanie radia, a zarazem – przez swoją
wyjątkowość – spopularyzowała je, była budowa ośrodka nadawczego w Raszynie
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
RADIO 97
pod Warszawą. W lutym 1931 roku zaczął on nadawać pełną mocą, stając się najsil-
niejszą stacją w Europie. Emitowany przez Raszyn program odbierano na 80 procen-
tach terytorium kraju.
Z podobną dynamiką radio rozwijało się w następnych latach. Choć w 1933 roku
z powodu kryzysu ekonomicznego tempo przyrostu abonentów spadło, już od następ-
nego roku ich liczba rosła. W 1935 roku wynosiła 374 tysiące osób, a w 1936 roku
– 491 tysięcy (70 tysięcy w Warszawie). Czynnikami mającymi wpływ na wzrost liczby
słuchaczy był koszt odbiornika (w 1930 roku rozpoczęto masową produkcję taniego
Detefonu) oraz opłata abonencka. Chociaż była ona stosunkowo wysoka (jedna z wyż-
szych w Europie), na rzecz radia przemawiała towarzysząca każdej nowince technicz-
nej moda. Nie bez znaczenia była też poprawa sytuacji gospodarczej kraju, stopniowo
wychodzącego z kryzysu.
W miarę wzrostu znaczenia radia, to znaczy jego zasięgu, władze przystąpiły
do działań mających na celu dokładniejsze niż dotąd opisanie jego zadań i funkcji.
W lipcu 1929 roku Ministerstwo Poczt i Telegrafu przydzieliło spółce nową koncesję
uprawniającą do eksploatacji urządzeń radiofonicznych oraz ich budowy. Rozpo-
rządzenie w sposób precyzyjny formułowało oczekiwania władz. Radio zostało zobo-
wiązane do nadawania bezpłatnie przez dwie godzinny dziennie „wiadomości lub
odczytów nadsyłanych przez instytucje państwowe”. Nie mogło rozpowszechniać
informacji, które „sprzeciwiały się” prawu, bezpieczeństwu publicznemu, porządkowi
społecznemu”, ale również „przemówień politycznych, partyjno-agitacyjnych i odezw
wyborczych”. Na mocy koncesji władze zyskiwały prawo do kontroli „materiału prze-
znaczonego do nadawania”, a kompetencja ta została scedowana na Ministerstwo
Spraw Wewnętrznych.
Nowej regulacji prawnej towarzyszyła polityka personalna mająca na celu uła-
twienie wpływania na program radia. Akt koncesyjny przewidywał powołanie Głów-
nej Rady Programowej, do której zadań należało kontrolowanie programów oraz ich
zatwierdzanie. Rada była ciałem mającym za zadanie kontrolować jakość programów
(komisje odczytowa, literacka, muzyczna, rolna), a nie ich zgodność z polityką władz,
mogła tym niemniej wpływać na ich treść (z mocy koncesji władzom przysługiwało
obsadzenie 5 z 9 miejsc w Radzie, z którego to prawa korzystały). Funkcję pierwszego
prezesa rady objął generał Julian Stachiewicz, należący do elity piłsudczykowskiej,
znaleźli się w niej także sympatyzujący z władzami pisarze – Juliusz Kaden-Band-
rowski oraz Wacław Sieroszewski.
Politykę uzależniania radia władze rozpoczęły w 1933 roku. Powodów z pew-
nością nie brakowało. Pierwszym było oddziaływanie – w końcu tego roku radio
miało ponad 300 tysięcy abonentów (prywatnych i instytucjonalnych), co oznaczało,
że w zasięgu jego wpływów pozostawało co najmniej milion ludzi, do których można
było dotrzeć niemal natychmiast. Współgrała z tym coraz większa informacyjna rola
radia, które przestawało być traktowane jako medium oferujące odbiorcy muzykę
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
i popularyzatorskie odczyty, ale także informację. Dowodem niech będzie rola, jaką
radio odegrało w Niemczech, stając się jednym z głównych instrumentów, z których
pomocą docierał do społeczeństwa Adolf Hitler – przed objęciem władzy w 1933
roku i później. Trudno mówić o inspiracji wzorcami niemieckimi, nie ulega jednak
wątpliwości, że pod ich wpływem polskie władze zdały sobie sprawę z politycznych
możliwości radiofonii.
Kolejnym powodem była państwowa ideologia sanacji. Skoro radio odgrywało
trudną do przecenienia rolę kulturalną, oświatową i informacyjną, powinno być insty-
tucją, na którą władze mają wpływ.
Rozgrywka o całkowite przejęcie radia rozpoczęła się w grudniu 1933 roku,
kiedy to po wcześniejszych zmianach personalnych, Minister Poczt i Telegrafów Emil
Kaliński wystąpił w sejmie z szeregiem zarzutów pod adresem dotychczasowego kie-
rownictwa Polskiego Radia. Dotyczyły one nieodpowiedzialnej polityki finansowej
oraz zbyt małej troski o rozwój radiofonii. Uważano, że radio z mniejszościowym
udziałem Skarbu Państwa rozwija się zbyt wolno i nie odpowiada „stanowisku Rzecz-
pospolitej w świecie”. W czerwcu 1935 roku minister Kaliński informował premiera,
że Polska pod względem liczby abonentów zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Euro-
pie, natomiast wysokość opłat za korzystanie z radia należy do najwyższych w świecie.
Miało to być spowodowane „egoistycznym” interesem prywatnych udziałowców
troszczących się bardziej o interes własny niż rozwój radiofonii w Polsce. Minister
nie omieszkał zaznaczyć, że mimo stałego wzrostu liczby posiadaczy radioodbiorni-
ków na tle innych państw europejskich Polska wypada źle. Pod względem liczby abo-
nentów (10 ma 1000 mieszkańców) nasz kraj znajdował się na 17 miejscu w Europie,
pozostając daleko w tyle np. za Danią i Wielką Brytanią (odpowiednio 140 i 120 na
1000 mieszkańców). Intencja wystąpienia nie budziła wątpliwości: tylko dominująca
pozycja państwa w radiofonii stanowi gwarancję jej prawidłowego rozwoju.
Problemem, który utrudniał władzom objęcie kontroli na Polskim Radiem, była
struktura portfela akcji spółki. Rząd posiadał 40 procent udziałów, co wobec dyspo-
nowania przez akcjonariuszy prywatnych akcjami uprzywilejowanymi przekładało
się na 33 procent głosów w Radzie Nadzorczej. Starania władz o zapewnienie sobie
pakietu większościowego rozpoczęły się w marcu 1933 roku, kiedy to wiceprzewod-
niczącym Rady Nadzorczej spółki został Roman Starzyński, pełniący jednocześnie
funkcję dyrektora gabinetu politycznego Ministerstwa Poczt i Telegrafów. Oprócz
niego w radiu zaczęło się pojawiać coraz więcej osób o sympatiach prorządowych.
Przejęcie pakietu akcji, co czyniło skarb państwa akcjonariuszem większościo-
wym, operacja przeprowadzona przy użyciu szeregu nacisków, nastąpiło w lipcu 1935
roku i oznaczało, że państwo stało się dysponentem Polskiego Radia, mając około
90 procent głosów w Radzie Nadzorczej. Pierwszym efektem były zmiany personalne.
W sierpniu 1935 roku podczas zebrania akcjonariuszy zdecydowano o powierze-
niu stanowiska Prezesa Rady Nadzorczej Arturowi Śliwińskiemu (po Leopoldzie
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
RADIO 99
Obok wzrostu liczby abonentów na rzecz siły radia działały jego zwiększające
się możliwości techniczne. Realizowano coraz więcej transmisji na żywo (w 1935 roku
było ich 120, w 1938 roku – około 500), dzięki czemu radio było bardziej sugestywne
niż prasa. Zwiększał się czas emitowanego programu (w 1929 roku było to 13,2 tysiąca
godzin rocznie, w 1935 – 29,3 tysiąca godzin).
Coraz większe możliwości radia już w początku lat 30. niepokoiły wydawców
prasy, głównie codziennej. Obawiano się, że rosnąca liczba odbiorników, a także
zmiany programowe – zwiększanie liczby serwisów informacyjnych oraz możliwość
słuchania stacji zagranicznych – spowodują spadek popytu na prasę informacyjną.
Niepokój ten można uznać za usprawiedliwiony, gdy pamiętać o tym, że radio było
de facto medium miejskim, a więc tym bardziej konkurującym z prasą codzienną,
której czytelnikami byli głównie mieszkańcy miast. Do sprawy wrócono w 1936 roku
– Związek Wydawców Dzienników i Czasopism zwrócił się wówczas do Ministra
Poczt o sprowadzenie działalności informacyjnej radia do granic wytyczanych przez
wymogi i interesy państwa oraz „wykluczenie z niej wszystkiego, co wpływa w spo-
sób niepożądany na rozwój czytelnictwa dzienników i czasopism”. Postulowano m.in.
ograniczenie liczby serwisów i czasu ich trwania do 15 minut dziennie oraz poro-
zumienie ze Związkiem Wydawców w sprawie czasu ich emisji, zmniejszenie nada-
wania wiadomości sportowych, nadawanie bez ograniczeń wyłącznie informacji, których
podanie do publicznej wiadomości leży w interesie państwa, nienadawanie natomiast
wiadomości niepolitycznych (kryminalnych, obyczajowych, lokalnych).
Były to propozycje nie do zaakceptowania nie tyle dla radia, ile dla władz. Związek
Wydawców zrzeszał kilkanaście podmiotów, które łącznie publikowały 77 dzienni-
ków i ponad 200 czasopism. Były wśród nich, obok prorządowych, dzienniki opozy-
cyjne – ograniczenie informacyjnej funkcji radia mogło zwiększyć na nie popyt, czym
władze nie były zainteresowane. Przeciw propozycjom prasy oficjalnie wystąpił
Roman Starzyński, uznając je za dyskryminujące. Negocjacje skończyły się w marcu
1937 roku podpisaniem porozumienia, które wydawcom prasy niewiele dało. Usta-
lono, że Polskie Radio zrezygnuje z nadawania reklam, swoje zadania informacyjne
realizować będzie w sposób możliwie mało szkodzący prasie oraz że będzie promować
jej czytelnictwo.
Radio stawało się coraz ważniejszym źródłem informacji dla obywateli, więc coraz
intensywniej wykorzystywano je do celów politycznych. Przed mikrofonami częściej
stawali przedstawiciele establishmentu. W 1936 roku przemówienia Marszałka Rydza-
-Śmigłego transmitowano sześciokrotnie, w 1937 roku – siedmiokrotnie. Radio prze-
prowadzało transmisje z wszystkich ważnych uroczystości państwowych, w tym
nominacji Rydza-Śmigłego na stanowisko marszałka – kierowało uwagę słuchaczy
na wydarzenia, których recepcja leżała w interesie władz.
Wraz ze wzrostem popularności i słuchalności radia władze stawały się coraz bar-
dziej wyczulone na treść programu. Premier Marian Zyndram-Kościałkowski oburzył
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
RADIO 101
się, kiedy w satyrycznym programie Lwowska Fala usłyszał słowa „Kościałkowski bez
troski”, uznając widocznie, że troska jest organicznie i niezbywalnie przypisana do
stanowiska szefa rządu. Interweniował, domagając się zwolnienia szefa rozgłośni we
Lwowie i likwidacji audycji, bijącej – nie tylko za sprawą politycznych złośliwości
– rekordy popularności. Przeciw zdjęciu Lwowskiej Fali protestowali zwykli słuchacze,
przedstawiciele instytucji państwowych i sfery kościelne. Premier ugiął się w marcu
1937 roku. Fala została jednak zdjęta z anteny. Powodem był dowcip o holenderskiej
krowie, który zbiegł się z wizytą w Polsce następczyni holenderskiego tronu. W tym
wypadku również protestowano – tym razem jednak przeciw przekroczeniu progu
dobrego smaku.
Dowodem politycznego znaczenia radia było przekazanie właśnie tą drogą
pierwszej informacji o powstaniu nowego sanacyjnego ruchu politycznego. W lutym
1937 roku deklarację powołującą Obóz Zjednoczenia Narodowego odczytał przed
mikrofonem jego przywódca pułkownik Adam Koc. Fakt, że o powstaniu OZN po-
informowano przez radio, zanim o wydarzeniu doniosła prasa, był powszechnie
komentowany – oto władze sięgnęły po nowoczesny, w zasadzie już masowy, środek
komunikowania. Nie ulegało tym samym wątpliwości, że rządzący traktują radiofonię
jako jeden z instrumentów władzy.
We wrześniu 1938 roku stanowisko dyrektora naczelnego Polskiego Radia objął
Konrad Libicki. Zmiana ta została wymuszona śmiercią Romana Starzyńskiego.
Libicki należał do pomajowej elity, przed objęciem kierowniczego stanowiska w radiu
prezesował Radzie Nadzorczej Radia, a od 1933 roku pełnił funkcję szefa PAT. Według
ludzi radia, Libicki był laikiem w sprawach zarówno programowych, jak technicz-
nych, a stanowisko zawdzięczał swojej pozycji w obozie władzy. Nawiasem mówiąc,
podobne zastrzeżenia wysuwano pod adresem poprzedniego dyrektora – Romana
Starzyńskiego, zarzucając mu niedocenianie wagi problemów technicznych.
Nominacja Libickiego zbiegła się z zaostrzeniem kursu w polityce wewnętrznej
oraz pogarszaniem się sytuacji międzynarodowej. Tuż przed wojną władze coraz chęt-
niej wykorzystywały radio, mając świadomość, że stało się już ono medium o pow-
szechnym oddziaływaniu. Na mocy porozumienia między Libickim a szefem OZN
generałem Stanisławem Skwarczyńskim radio nakłaniało do wzięcia udziału w wybo-
rach 1938 roku, udostępniając antenę działaczom obozu.
Zwracano przy tym uwagę, by agitację na rzecz obozu prowadziły osoby z ze-
wnątrz. Ewidentnie związane z władzą radio, realizujące jej interesy, dbało tym samym
o zachowanie wizerunku instytucji zachowującej pewną niezależność i wiarygodność.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
RADIO 103
ROZDZIAŁ 7
Założenia, o jakich mowa, nie mogły być zrealizowane w krótkim czasie. Odpo-
wiedź na pytanie o początek wdrażania ich w życie nie przysparza trudności, natomiast
pytanie o to, kiedy stawiane sobie przez władze cele zostały zrealizowane jest daleko
trudniejsza. Nie oznacza to jednak, że wskazanie połowy lat 30. jako okresu, w którym
władze dysponowały własnym systemem medialnym oraz kontrolowały prasę opozycji,
byłoby grubym błędem.
W sensie administracyjnym zarządzanie polityką medialną po maju 1926 roku
nie uległo zasadniczym zmianom w stosunku do okresu wcześniejszego. Decyzje
w sprawach prasowych i informacyjnych podejmowali premier, minister spraw we-
wnętrznych i wojewodowie.
Podobnie jak w latach 1918–1926 nie zdecydowano się na powołanie resortu
zajmującego się zagadnieniami prasowo-informacyjnymi (ministerstwo informacji
bądź propagandy), choć taki pomysł był rozważany. W 1936 roku premier Felicjan
Sławoj Składkowski powierzył Wojciechowi Stpiczyńskiemu funkcję koordynatora
propagandy rządowej. Redaktor „Kuriera Porannego” miał ministerialne kompetencje,
tak też był tytułowany, choć formalnie resort nie powstał. Do pomysłu stworzenia urzędu
zarządzającego polityką informacyjną wrócono tuż przed wojną. W marcu 1938 roku
rząd powołał Komitety i Biura Koordynacji Planowania i Propagandy, których prio-
rytetem była przede wszystkim obronność państwa. Pełnomocnikiem rządu, a więc
osobą wpływającą na bieg prac Komitetów i Biur, był minister spraw wojskowych
generał Tadeusz Kasprzycki, a w skład gremium kierowniczego wchodzili reprezen-
tanci wicepremiera, ministerstwa spraw wojskowych i wewnętrznych oraz szefowie
sekcji prasowej (Tadeusz Żenczykowski), radiowej (Piotr Górecki), teatralnej, wydaw-
nictw książkowych oraz wystąpień publicznych (Melchior Wańkowicz). Powstanie tego
ciała było związane z sytuacją międzynarodową i coraz bardziej prawdopodobnym
konfliktem z Niemcami. Stanowiło przy tym dowód możliwości ingerowania czynni-
ków wojskowych w życie publiczne, a tym samym dowód roli, jaką ogrywała armia
(dotychczas nieformalnie) w polityce informacyjnej.
Scentralizowanie aparatu państwowego po 1926 roku niewątpliwie ułatwiało
podejmowanie decyzji. Przeszkodę w nadaniu klarowności polityce prasowej stanowił
złożony charakter obozu władzy i jego polityczna, a więc i personalna niejednolitość.
Zjawisko to istniało od 1926 roku, a z całą swoją mocą ujawniło się po śmierci Mar-
szałka Piłsudskiego, kiedy to system pomajowy wszedł w stan dekompozycji. Mimo
że po pewnym czasie obóz władzy uległ rekonsolidacji, do września 1939 roku składały
się nań dwa główne segmenty – firmowane przez prezydenta Mościckiego oraz gene-
rała, a od 1936 roku marszałka Rydza-Śmigłego. Zarówno walka polityczna po śmierci
Piłsudskiego, jak i konfiguracja, jaka wytworzyła się po jej zakończeniu, miały pewien
wpływ na decyzje podejmowane w stosunku do prasy.
Jeśli szukać różnic w stosunku do sytuacji sprzed maja 1926 roku, trzeba wspom-
nieć o jeszcze jednej kwestii. Były nią wpływy o charakterze w zasadzie nieformalnym.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Spośród pism, którymi posługiwały się władze w latach 30., niewątpliwe znacze-
nie polityczne miała „Gazeta Polska”. Dziennikowi nadano styl rzeczowego wyraziciela
polityki władz i z tej roli, mimo niewysokiego nakładu, wywiązywał się całkiem dobrze.
Korzystał z tego, że był pierwszym od 1918 roku pismem mającym stempel oficjalności.
„Gazeta” stała się nie jedynym, lecz głównym instrumentem w walce z opozycją.
W wywiadach z czołowymi przedstawicielami obozu (Piłsudski, Sławek) przedsta-
wiano cele polityki władz i usiłowano wykazać bezpodstawność krytyki ze strony
oponentów. Za sprawą „Gazety” władze demonstrowały swoją determinację i siłę,
niejednokrotnie dając do zrozumienia, że wysiłki opozycji skazane są na niepowodze-
nie. Tak było w 1930 roku w czasie walki z Centrolewem, w 1934 roku, gdy uzasad-
niano konieczność utworzenia obozu w Berezie Kartuskiej, oraz w 1935 roku, kiedy
przekonywano co do zasadności przyjęcia nowej konstytucji w proponowanym przez
piłsudczyków kształcie. Publicyści „Gazety” dowodzili, że rządy powstałe po zama-
chu 1926 roku są jedyną alternatywą dla Polski. W początku lat 30. „Gazeta” kwes-
tionowała demokrację parlamentarną i „sejmokrację”, pytając Brześć – czy Polska?,
a po 1935 roku namawiała do narodowej konsolidacji i skupienia się wokół marszałka
Rydza-Śmigłego.
Od 1936 roku marszałek stał się politykiem, którego kompetencje wykraczały
poza zakres, jakie dawały mu funkcja Głównego Inspektora Sił Zbrojnych oraz naj-
wyższy stopień wojskowy w państwie. Pomagały mu w tym niektóre tytuły – obok
„Kuriera Porannego” również „Polska Zbrojna”, dziennik, którego znaczenie rosło
w miarę coraz większego wpływu armii i jej wodza na sytuację wewnętrzną.
Wsparciem dla władzy była sprzyjająca mu prasa sensacyjna. Właściciele trzech
największych koncernów przeszli po maju 1926 roku na stronę rządową. Nie ozna-
czało to, że we wszystkich wypadkach można mówić o konformizmie, u którego pod-
staw leżały kwestie natury materialnej. Natychmiastowe poparcie, jakiego zarówno
warszawskie, jak i łódzkie dzienniki udzieliły w maju 1926 roku Piłsudskiemu, nie
wiedząc przecież, jaki będzie ostateczny rezultat zamachu, świadczą o tym, że kie-
rowano się nie wyrachowaniem a przekonaniami.
Nieco inaczej było w wypadku „IKC”. Dziennik bliski przed zamachem PSL
„Piast”, jesienią 1926 roku przeszedł na stronę sanacji, choć już w czasie wypadków
majowych nie trudno było odnieść wrażenie, że pod pozorem obiektywizmu gazeta
subtelnie sympatyzowała z Marszałkiem Piłsudskim. Można w tym wypadku mówić
nie tylko o sympatiach politycznych wynikających z diagnozy sytuacji w kraju i nie tylko
o efekcie nacisków politycznych. Należało unikać sytuacji, w których dochody przed-
siębiorstwa bądź szanse jego rozwoju mogłyby zostać narażone na szwank. Nie uszło
to uwadze obserwatorów i prześmiewców sceny politycznej. Marian Dąbrowski stał
się bohaterem jednej z krakowskich szopek, w której to na melodię Pierwszej brygady
śpiewał tak:
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Prawo prasowe
Podobnie jak w latach 1918–1926, po zamachu majowym prawną podsta-
wę decyzji o konfiskatach stanowiły obowiązujące przepisy państw zaborczych. Na
ich podstawie prawo chroniło państwo, jego ustrój i władze, porządek publiczny,
zewnętrzne interesy państwa, religię i moralność publiczną oraz cześć i godność
osobistą obywateli. Naruszanie którejś z tych wartości traktowano jako przestępstwo
prasowe.
Przepisy prawa stanowiły dla władz instrument kontroli prasy, tym lepszy
w użyciu, że mogący podlegać interpretacji zgodnej z ich bieżącym interesem. Spo-
sobne okazywały się zwłaszcza przepisy o rozpowszechnianiu nieprawdziwych
wiadomości. W tym wypadku zachodziła możliwość konfiskowania materiałów rze-
czywiście nieodpowiadających prawdzie, ale również uznawania za takowe opinii
krytycznych. Na mocy tego przepisu władze skrupulatnie zajmowały materiały
dotyczące tajemniczego zniknięcia generała Włodzimierza Zagórskiego (1927).
W 1931 roku sąd skazał na miesiąc aresztu redaktora odpowiedzialnego „Robotnika”
za opublikowanie rezolucji, w której stwierdzano, że rząd jest „zamaskowaną dykta-
turą kapitalistyczno-obszarniczą”.
Nie były to wszelako jedyne, mające umocowanie w prawie powody konfiskat.
Ścigano wypowiedzi będące w świetle prawa, tak jak przed 1926 rokiem, pochwałą
przestępstwa, skłaniające do waśni narodowościowych bądź szkodzące prowadzonej
przez państwo polityce zagranicznej.
Mimo że po maju władze miały do dyspozycji środki dyscyplinowania prasy,
uznano za konieczne zamianę prawodawstwa. W listopadzie 1926 roku ogłoszono
Dekret prasowy Prezydenta RP, który zaostrzał kary za zniesławianie władz i ich przed-
stawicieli oraz rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości. Treść rozporządzenia
stała się przedmiotem krytyki dziennikarzy i opozycji. Syndykat Dziennikarzy War-
szawskich uznał, że Dekret jest sprzeczny z artykułami Konstytucji poręczającymi
wolność prasy oraz „tradycjami wolnościowymi narodu polskiego”, uważając przy
tym za rzecz niedopuszczalną przekazanie wykroczeń prasy z jurysdykcji sądów wła-
dzom administracyjnym. Zaniepokojenie dziennikarzy wzbudziło wydane w cztery
dni po ogłoszeniu Dekretu rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych, który
upoważnił Komisarza Rządu na m.st. Warszawę do orzekania o przestępstwach prze-
widzianych w Dekrecie. Z związku z tym syndykat warszawski wraz z wydawcami
i redakcjami szeregu dzienników, m.in. „ABC”, „Dnia Polskiego”, „Piasta”, „Epoki”,
„Expressu Porannego”, „Głosu Prawdy”, „Kuriera Polskiego”, „Kuriera Porannego”,
„Kuriera Warszawskiego”, „Robotnika”, „Rzeczpospolitej” i „Warszawianki” zwrócił
się do sejmu o jego uchylenie. Jeszcze w listopadzie sprawę tę wniósł pod obrady izby
klub PPS.
Znamienne, że krytycznego zdania o rozporządzeniu prezydenta byli reprezen-
tanci niemal całej prasy, w tym sympatyzującej z rządem. W „Głosie Prawdy” (nr 116,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Sens owych dekretów, pokrótce, po chłopsku powiedziawszy, jest taki: będziemy mieli
w Polsce tyle wolności, ile Rządowi będzie się podobało i władzom jemu podległym.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
prawomyślność polskich obywateli wobec własnego Rządu większymi karami niż te,
które wystarczały obcemu rządowi do zapewnienia prawomyślności polskich poddanych.
Cenzura, represje
Prawo nie było jedynym narzędziem, jakie stosowano wobec prasy. Większe niż
dotąd konfiskaty notowały dzienniki partii opozycyjnych: w latach 1926–1935 „Robot-
nik” został skonfiskowany 570 razy, w tym w 1933 roku – 120 razy, a w 1934 – 104,
z czego wynika, że zajmowany był średnio co trzeci numer. W tym samym czasie
endecka „Gazeta Warszawska” konfiskowana była blisko 260 razy; w 1934 roku „Słowo
Pomorskie” zajęto 32 razy; ostro traktowana była prasa ukraińska (dziennik „Diło”)
oraz pisma narodowego radykalizmu. Według szacunkowych danych, w latach 30,
roczna liczba konfiskat przekraczała dwa tysiące.
Pisma opozycji z nadrukami „Po konfiskacie nakład drugi” bądź z białymi plama-
mi na pierwszej stronie stały się znakiem czasu. Ze szczególną gorliwością instrument
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ucisk wolnego słowa jest nie tylko niezgodny z ustawami, ale przede wszystkim
sprzeczny z interesem narodu i państwa polskiego.
siły obozu rządzącego, zwłaszcza po wejściu w życie nowej konstytucji, oraz doś-
wiadczenie wydawców, mających świadomość tego, co dla władz jest bezwzględnie
niecenzuralne i o co, w związku z tym, walka jest z góry przegrana. Potwierdzeniem
powyższego może być fragment exposé premiera Składkowskiego (czerwiec 1936),
w którym zaznaczył, że:
gdy się masowo konfiskuje to znaczy, że rząd boi się wszystkiego, co o nim piszą.
Mocny rząd nie potrzebuje się bać tego, co piszą. Mocny rząd nie potrzebuje masowych
konfiskat.
Polityka konfiskat, choć umotywowana prawnie, nie zawsze była zrozumiała dla
redaktorów i wydawców. Nie jest wykluczone, że był to zabieg świadomy, mający czynić
prasę ostrożniejszą i skłaniać ją do autocenzury. Trudno o skonstruowanie klucza,
jakim posługiwały się władze, orzekając o konfiskacie, z pewnością jednak pewną rolę
odgrywał czynnik geograficzny (a w zasadzie geopolityczny) oraz polityczna barwa
pism, choć można dostrzec odstępstwa od obu tych zasad. Prawdopodobny był świa-
domy brak kryteriów, choć nie sposób wykluczyć bałaganu prawnego oraz braku
korelacji pomiędzy decyzjami władz różnego szczebla i sądów oraz niesprawności
aparatu administracyjnego, czego ofiarą padała prasa. Niekiedy posuwano się do za-
biegów na granicy prawa. Opóźnianie poinformowania wydawcy o zawieszeniu pisma
skutkowało automatyczną konfiskatą nakładu wprowadzonego do obiegu po decyzji,
której wydawca nie był świadom.
W grudniu 1927 roku Komisariat Rządu postanowił o konfiskacie dzienników
„ABC”, „Gazety Warszawskiej” oraz „Robotnika” za podanie informacji o napadzie
na Adolfa Nowaczyńskiego. Informacja ta bez przeszkód ukazała się w innych tytułach
– m.in. w „Kurierze Porannym” i „Kurierze Warszawskim”. Analiza konfiskat prze-
prowadzonych we wrześniu 1930 roku dowodzi, że tekst dopuszczany do druku w jed-
nym piśmie, w innym prowadził do konfiskaty. Tak było w przypadku krakowskiego
„Naprzodu”, w którym zajęto artykuł przedrukowany z warszawskiego „Robotnika”.
Depesza o proteście warszawskiej Rady Adwokackiej w związku z aresztowaniami
brzeskimi została skonfiskowana w poznańskim dzienniku „Nowy Kurier”, choć ukazała
się bez przeszkód w innych pismach Wielkopolski i Pomorza. W „Kurierze Poznań-
skim” uległa konfiskacie odezwa Centrolewu, mimo że bez problemów ogłosiły ją
dzienniki warszawskie, natomiast przedruki z tego dziennika opublikowane przez
„Lwowski Kurier Poranny” zostały zajęte. Powodem takich niejednoznaczności bywały,
oprócz już wspomnianych, różnice jurysdykcyjne o genezie zaborowej. Wypowiedź
uznawana np. w byłym Królestwie za zgodną z prawem, na terenie byłego zaboru pru-
skiego tej właściwości była już pobawiona.
Dość szczególny wypadek przydarzył się „Naprzodowi”. Po konfiskacie dzien-
nik zaskarżył decyzję do sądu, który w inkryminowanym materiale nie dopatrzył się
„znamion czynu przestępczego”. Redakcja uznała więc, że tekst może drukować, po
czym władze zarządziły jego ponowne zajęcie – z tego samego powodu. Natomiast
w przypadku lwowskiego „Dziennika Ludowego” czynniki administracyjne nie zawia-
domiły redakcji o powodzie konfiskaty, co uniemożliwiło ukazanie się pisma, redak-
cja nie wiedziała, który tekst okazał się niecenzuralny. Inny dziennik zawiadomienie
o powodach konfiskaty otrzymał kilka godzin po zajęciu, co znacznie opóźniało edycję
pisma, powodując szkody finansowe.
Jednym z najbardziej charakterystycznych przykładów cenzuralnej gry z prasą
był szeroko komentowany przypadek endeckiego „Lwowskiego Kuriera Porannego”.
Pismo zostało zajęte wczesnym rankiem m.in. za artykuł zawierający informacje,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
które bez kłopotów podały pisma warszawskie. Redakcja zmieniła numer, usuwając
inkryminowane materiały, co nie uchroniło pisma od powtórnej konfiskaty, tym razem
z innego powodu (również przedruk, tym razem z „Kuriera Poznańskiego”). Dziennik
został przy tym poinformowany, że uchylona została decyzja o konfiskacie jednego
z materiałów. Przygotowano więc kolejną wersję, jednak i ona uległa konfiskacie. Tym
razem powodem było podtrzymanie decyzji o zajęciu tekstu, który najpierw skonfi-
skowano, później zaś dopuszczono do druku. Poinformowano jednocześnie redak-
cję, że cofnięciu ulega decyzja o drugiej konfiskacie i zajęte egzemplarze pisma można
ekspediować. Efektem wszystkich tych praktyk było trzy razy większe zużycie papieru
oraz znaczne opóźnienie dystrybucji – dziennik zamiast rano ukazał się po południu.
Konfiskaty miały głównie, choć nie wyłącznie, charakter polityczny. W obsza-
rze zainteresowania władz pozostawała przy tym dbałość o wizerunek rządzących.
W marcu 1935 roku na specjalnie polecenie ministra spraw wewnętrznych skonfi-
skowano numer tygodnika „Światowid”, który na pierwszej stronie zamieścił zdjęcie
Marszałka Piłsudskiego złamanego chorobą, z trudem wysiadającego z pociągu po
powrocie z pogrzebu siostry.
Najczęściej chodziło jednak o to, by eliminować polityczne oddziaływanie prasy.
„Zielony Sztandar”, główne pismo SL, stał się obiektem konfiskat od początku uka-
zywania się. Przy okazji jednego z pierwszych zajęć (maj 1931) policja zarekwirowała
17 tysięcy egzemplarzy. W pierwszym roku istnienia na 52 numery konfiskatą objęto
20. Kiedy w 1936 roku zaczął się ukazywać lewicowy „Dziennik Popularny” przedsię-
biorstwo „Ruch” odmówiło przyjęcia go do kolportażu, czemu towarzyszyły konfis-
katy (na 138 numerów pisma zajęto 32). Gdy po utworzeniu OZN „Dziennik” zaczął
prowadzić ostrą kampanię przeciw polityce władz, zdecydowano o jego likwidacji.
Gorliwość urzędników prowadziła niekiedy, choć były to wypadki incydentalne,
do zajmowania materiałów, które przychylnie odnosiły się do przedsięwzięć władz.
Powodem zajęcia było w takim wypadku to, że publikowała je prasa opozycyjna. W 1933
roku komentowano sprawę tak właśnie potraktowanego wydawanego w Nieświeżu
dwutygodnika narodowego „Wspólna Sprawa”.
Niekiedy, choć rzadko, konfiskaty traktowano jako zabieg uwiarygadniający
pismo. Tytuł mający kłopoty z cenzurą uchodził za niezależny, co miało podnosić
jego znaczenie. Trudno mówić o istnieniu segmentu prasy „pseudoopozycyjnej”, choć
zdarzały się wypadki tego typu. Dotyczyło to nie tylko tytułów mniej znaczących,
politykę taką prowadzili czasem wielcy wydawcy. Marian Dąbrowski polecał druko-
wanie w „IKC” materiałów niezgodnych z oficjalną linią w celu zademonstrowania
„opozycyjności” przydającej pismu estymy.
Praktyce zaskakiwania prasy konfiskatami towarzyszył obyczaj ostrzegania przed
upowszechnieniem pewnych wydarzeń, pod groźbą konfiskaty. Zajmowało się tym
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych poprzez codzienne telefonogramy kierowane do
urzędów wojewódzkich i niższych szczebli.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Osobną grupę zaleceń dla prasy stanowiły polecenia dla redaktorów naczelnych,
będące skutkiem nie tyle sugestii władz, co polityki prowadzonej przez właścicieli
poszczególnych tytułów. Tego typu zabiegi, upowszechnione po 1934 roku, zwłaszcza
w przypadku oficjalnych ostrzeżeń przed informowaniem o pewnych wydarzeniach,
można uznać za formę cenzury prewencyjnej. W wypadku mniejszych tytułów wydawcy
„dobrowolnie” przedstawiali materiały do kontroli w celu uniknięcia konfiskaty. Władze
administracyjne nie zawsze jednak z takich okazji korzystały; praktyka ta uniemożli-
wiała bowiem dolegliwą dla wydawcy konfiskatę, z punktu widzenia władz niekiedy bar-
dziej opłacalną niż sterowanie treścią pisma za sprawą kontroli prewencyjnej. Na ogół
jednak starano się informować, o czym nie należy pisać. Mieczysław Krzepkowski, redak-
tor „Ostatnich Wiadomości”, wspominał, że do redakcji dzwonił stosowny urzędnik
uprzedzając, że zarządzi konfiskatę, gdy dziennik poda daną wiadomość.
Wśród materiałów niedopuszczonych do druku w warszawskich „czerwonia-
kach” w latach 1935–1939 można znaleźć zarówno teksty poświęcone sprawom
zupełnie drobnym, jak i naprawdę istotnym. W 1935 roku Komisariat Rządu infor-
mował redakcje koncernu, że będzie zajmował materiały o niemającym charakteru
politycznego zabójstwie policjanta koło Berezy Kartuskiej, a także spekulacje dotyczą-
ce zmiany rządu na początku przyszłego roku. W 1936 roku zwracano uwagę, by w nie-
których wypadkach informacje podawać tylko z serwisem PAT (rozruchy bezrobotnych
we Lwowie), Ministerstwo Skarbu prosiło o nieinformowanie o szkodliwości palenia
papierosów, prokuratura zaś o niezamieszczanie szczegółów zajść antysemickich
w Mińsku Mazowieckim, do których doszło w czerwcu tegoż roku.
Od lipca 1936 roku warszawskie „czerwoniaki” przyjęły – wolno sądzić, że za
sprawą sugestii władz – pisownię Stronnictwo „Narodowe” bądź Stronnictwo „tak
zwane Narodowe”. Po jakimś czasie jeden z redaktorów naczelnych przypomniał o tej
normie, modyfikując ją tak, że przymiotnik narodowy miał być, oprócz użycia cudzy-
słowu, pisany z małej litery.
Wprowadzono, nadal mowa o zaleceniach dla prasy „czerwonej”, zasadę używania
zwrotu Wielki Marszałek w odniesieniu do Piłsudskiego, zwracając uwagę, by w przy-
padku wymieniania obu marszałków, to znaczy Piłsudskiego i Rydza-Śmigłego, nie
stosować jednak tego przymiotnika, gdyż mogłoby to być zrozumiane jako pomniej-
szanie Rydza. Eliminowano informacje o tragicznych wydarzeniach rodzinnych, m.in.
samobójstwie syna wojewody Beliny-Prażmowskiego oraz siostrzeńca Komisarza
Rządu Włodzimierza Jaroszewicza.
W 1938 roku w Warszawie skonfiskowano dzienniki różnych orientacji, w któ-
rych zamieszczono informacje mogące, zdaniem władz, podżegać do rozruchów an-
tysemickich oraz zwracające uwagę na antypolską politykę Niemiec. We wrześniu
Komisariat Rządu informował, że wszelkie informacje dotyczące Adama Doboszyń-
skiego, autora słynnego „marszu na Myślenice”, którego kolejny proces skończył się
orzeczeniem kary więzienia, mogą być podawane wyłącznie za serwisem PAT.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
miejsca po konfiskacie innym materiałem, co „ukrywało” represję, ale wymóg ten nie
we wszystkich wypadkach był stosowany.
Czynnikiem, jakim władze chętnie się posługiwały w przywoływaniu prasy do
porządku, to znaczy uległości, była polityka finansowa. Wśród represji tego rodzaju
często stosowanym zabiegiem było skrupulatne wykonywanie swoich obowiązków
przez urzędy skarbowe. Nagłe wezwanie do uregulowania należności orzeczone
zwłaszcza w trudnej sytuacji materialnej wydawnictwa kończyło się często natychmia-
stowym „zabezpieczeniem należności” przez np. zajęcie wyposażenia drukarni, co
mogło skutkować albo zawieszeniem wydawania pisma, albo przeniesieniem druku
do innego zakładu. We wrześniu 1930 roku taki los spotkał katowicką „Polonię”, której
wydawca do czasu uregulowania zobowiązań drukował dziennik w innym zakładzie.
Kontynuowano obyczaj gry ogłoszeniami, decydując o odcinaniu od nich wy-
dawnictw opozycyjnych. Niesłychanie przydatna okazała się w tym wypadku pozycja
PAT, która do 1939 roku zachowała monopol na dystrybucję reklam i ogłoszeń.
Do repertuaru środków oscylujących na granicy prawa należały dokuczliwości
czynione drukarniom. Władze budowlane i sanitarne przeprowadzały inspekcje,
zwracając uwagę na warunki pracy (natężenie hałasu), powołując się na skargi miesz-
kańców budynków, w których pracowały drukarnie, bądź niestosowanie się przez
właścicieli do obowiązujących przepisów. Groźba zamknięcia drukarni w wypadku
mniejszych zakładów skutkowała niekiedy zrywaniem przez nie współpracy z tytułami,
na które władze patrzyły nieprzychylnym okiem.
W 1930 roku na skutek skarg mieszkańców kamienicy przy Nowym Świecie 22
w Warszawie, w której mieściła się drukarnia dzienników „ABC” i „Wieczór War-
szawski”, wydział przemysłowy magistratu zalecił przebudowę klatki schodowej, insta-
lacji elektrycznej oraz taką dyslokację maszyny drukarskiej, która eliminowałaby hałas.
Okazało się przy tym, że mieszkańcom kamienicy przeszkadzał nie tylko hałas
maszyny, ale i zamieszanie wywoływane przez roznosicieli dzienników. W związku
z tym starostwo grodzkie wydało decyzję o nie wpuszczaniu ich na podwórze kamie-
nicy, obejmując zakazem również samochody dostawcze. W rezultacie wydawca uznał
za konieczne przeniesienie druku obu dzienników.
Jeśli władze dysponowały prawem do drukarń użytkowanych przez dzienniki
opozycyjne, czyniły z tego użytek. W końcu 1927 roku warunkowano dalszą dzierżawę
państwowej drukarni przez wydający „Robotnika” PPS, o ile partia poszłaby sama do
wyborów, nie zaś w niekorzystnym dla BBWR bloku z PSL „Wyzwolenie”.
Komisje budowlane nie odwiedzały wyłącznie drukarni pism politycznych. Spot-
kało to m.in. warszawski dziennik „Ostatnie Wiadomości”. W tym wypadku chodziło
o skłonienie wydawców do zamieszczenia w piśmie numeru listy BBWR w wyborach
do sejmu. Eksperyment ze szklanką wody ustawioną na stole w mieszkaniu nad
drukarnią gazety wykazał, że drgania będące skutkiem pracy maszyny rotacyjnej
zagrażają bezpieczeństwu budynku i jego mieszkańców. Orzeczono w związku z tym
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Lwów w drugiej połowie lat 30. był widownią niemal stałych demonstracji anty-
rządowych i antysemickich organizowanych przez młodzież narodową, co znajdowało
wyraz w polityce konfiskat, ale i zwiększało temperaturę polemik. Spokojniej było
w Wilnie, choć i tu w czerwcu 1938 roku do gabinetu Stanisława Mackiewicza w re-
dakcji „Słowa” wrzucono petardę. Druga niemal równocześnie eksplodowała przed
drzwiami jego domu. Domniemani sprawcy zostali ujęci, ale szybko ich zwolniono.
Agresja i pobicia nie były orężem stosowanym wyłącznie przez władze różne-
go szczebla, bądź działających spontanicznie jej sympatyków. Nową jakość, w złym
znaczeniu tego słowa, wniósł do życia publicznego ONR. Od momentu utworzenia
organizacji przemoc stała się jej znakiem rozpoznawczym – tak w obszarze czysto
politycznym, jak prasowym. Kolporterzy pism Obozu ścierali się na ulicach z kolpor-
terami prasy socjalistycznej, stanowiąc żywą reklamę poglądów pism, które dystrybu-
owali. Bezpośrednio po zamachu na ministra Pirackiego do Berezy zesłano czołowych
działaczy ONR. We wrześniu 1934 roku w związku z represjami wymierzonymi
w „Sztafetę” aresztowano Wojciecha Wasiutyńskiego.
W kwietniu 1937 roku sympatyk ONR wrzucił trzy petardy do redakcji żydowskie-
go „Naszego Przeglądu”, powodując znaczne straty materialne, we wrześniu w podobny
sposób zaatakowano siedzibę żydowskiego dziennika „5 rano”.
W tym samym roku, po podziale ONR na dwa konkurujące ze sobą odłamy
– ONR ABC oraz ONR Falanga, doszło do zaognienia na poziomie nie tylko poli-
tycznej, ale i prasowej rywalizacji obu środowisk. Po znieważeniu (spoliczkowaniu)
Tadeusza Gluzińskiego, publicysty „ABC” (maj 1937), napadnięty został związany
z dziennikiem Jan Korolec, następnie zaś Jan Wyszyński. Tym razem zdecydowano
o wymierzeniu chłosty – po ściągnięciu Wyszyńskiemu spodni dokonano jej za
pomocą trzcinowej laski. Wyrok wykonano na ulicy. We wrześniu tego roku zdemo-
lowana została siedziba redakcji dziennika „ABC”.
Poszkodowane środowisko nie pozostało dłużne. Jakiś czas potem dokonano
napadu na Wojciecha Kwasieborskiego, a następnie ciężko pobito Wojciecha Wasiu-
tyńskiego, działacza Falangi i redaktora „Ruchu Narodowego”.
Wypadki te, poza ilustracją tezy o zaostrzeniu metod walki politycznej, dowodzą,
że tak samo jak tuż po 1918 roku jedną z przyczyn antagonizmów prasowych był
czynny udział dziennikarzy i publicystów w życiu politycznym. Na listach posłów
i senatorów wybranych w 1928 roku i 1930 roku widnieją nazwiska polityków-pub-
licystów (albo publicystów-polityków) wszystkich ugrupowań politycznych. Większość
z nich, startując w wyborach, w rubryce „zawód” podawała: publicysta, dziennikarz,
bądź redaktor. Wymieńmy kilka nazwisk, idąc od prawa do lewa. Posłowie: Stanisław
Mackiewicz, Zygmunt Berezowski, Stanisław Stroński, Stefan Sacha, Stanisław Strze-
telski, Kazimierz Okulicz, Ludwik Rubel, Ryszard Piestrzyński, Stefan Mękarski, Jan
Stapiński, Kazimierz Bagiński, Norbert Barlicki, Ignacy Daszyński, Stanisław Dubois,
Kazimierz Czapiński, Adam Ciołkosz, Mieczysław Niedziałkowski, Zygmunt Zaremba,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
W sierpniu 1934 roku Ignacy Matuszewski został ranny w pojedynku (na pistolety)
z Wacławem Lednickim, broniącym honoru swego ojca, pomawianego o malwersacje.
Ostre ataki na Aleksandra Lednickiego pióra m.in. Matuszewskiego nie pozostawały
bez związku z jego samobójstwem (sierpień 1934). Pojedynkowi nie nadano większego
rozgłosu, prawdopodobnie na życzenie Komisariatu Rządu.
Nie wszystkie spory rozwiązywano zgodnie z kodeksem Boziewicza, to jest na
ubitej ziemi. W wypadku, gdy obaj skonfliktowani publicyści byli posłami, werdykt
wydawał sąd sejmowy. Tak było, kiedy Stanisław Mackiewicz zarzucił „Dziennikowi
Wileńskiemu”, że czerpie korzyści finansowe z wynajmu własnych pomieszczeń na
dom publiczny.
Inne spory regulowały sądy państwowe. W lutym 1937 roku Wojciech Wasiu-
tyński pozwał Mieczysława Grydzewskiego i Zbigniew Mitznera, zarzucając im
zniesławienie i obrazę dóbr osobistych za domniemanie, iż jest pochodzenia żydow-
skiego. Sąd częściowo uznał racje Wasiutyńskiego i skazał w trybie zaocznym obu
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
W Polsce robi się strasznie ciemno i duszno. Oszczercy i delatorzy zamkną wreszcie
wszystkich uczciwych ludzi w więzieniach, a sami zgubią ojczyznę.
Kampanie prasowe
Kampanie prasowe nie były zjawiskiem, które objawiło się w drugiej połowie
dwudziestolecia, podejmowano je już wcześniej, ale od końca lat 20. stały się częstsze
i bardziej zauważalne. Powodem bardziej niż inspiracją ze strony władz był rosnący
w siłę segment prasy sensacyjnej. W kampaniach wykorzystywano wszystkie pisma,
tym niemniej przegląd najważniejszych przedsięwzięć tego typu przeprowadzonych
w latach 1928–1938 dowodzi, że coraz istotniejszy był w nich udział tytułów sensa-
cyjnych.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Nie będziemy się z nimi spierać – pisała „Gazeta Polska” – co było tam, czy gdzie
indziej. Wiemy natomiast, co musi być w Polsce, bo my tak chcemy. (nr 168, 19 czerwca)
czy można tu mówić o kampanii. Jeśli tak, to tylko w wypadku powracającej do tego
tematu prasy narodowej.
Pierwszą i ostatnią zarazem w pełni nowoczesną kampanię medialną (ze zna-
czącym udziałem radia) zorganizowały władze w związku z zajęciem Śląska Zaol-
ziańskiego. Od drugiej dekady września 1938 roku problemowi zaczęto poświęcać
coraz więcej uwagi, przy czym bez trudu można dostrzec, że niektóre dzienniki
posługiwały się podobną, jeśli nie wręcz identyczną frazeologią. Ultimatum posta-
wione Pradze poprzedził szereg artykułów, w których zwracano uwagę na krzywdę
wyrządzaną Polakom mieszkającym na Zaolziu. 25 września „Polska Zbrojna” infor-
mowała w nagłówku, że „Ludność polska na Śląsku krwawo broni się przed terrorem
czeskich tyranów” (nr 265), dwa dni później „Gazeta Polska” donosiła, że Zaolzie bro-
czy krwią (nr 265). Zdecydowana większość wypowiedzi przybierała formę żądań
społeczeństwa domagającego się od władz rozwiązania palącego problemu. Głosom
prasy towarzyszyły wiece organizowane na terenie całego kraju. Relacje z ich prze-
biegu korespondowały z tonem wypowiedzi prasowych, zdając się je uwiarygodniać.
Jeden z największych wieców, w Katowicach, transmitowało radio w programie ogól-
nopolskim. W początku października przed mikrofonami wystąpili minister Józef
Beck oraz, dwukrotnie, marszałek Rydz-Śmigły.
Zajęcie Zaolzia przez oddziały wojska polskiego przedstawiono jako wielki suk-
ces, wypełnienie testamentu Marszałka Piłsudskiego oraz wydarzenie dowodzące siły
Polski. Sprawę w właściwym sobie stylu nagłaśniała prasa sensacyjna. 1 października
„IKC” na pierwszej stronie wielkimi literami informował: Zaolzie nasze (nr 273),
bacząc, by podkreślić swoje zaangażowanie i patriotyzm. Już po zajęciu Zaolzia gazeta
stawiała kwestię uregulowania granicy na terenie Spiszu i Orawy pisząc, że Co polskie
do Polski – wrócić powinno (nr 284, 14 października). Materiał fotograficzny przed-
stawiający „odzyskaną ziemię śląską” prezentowany był w ilustrowanych dodatkach
„IKC” (np. do nr 280, 10 października).
Rozegranie sprawy zaolziańskiej większość tytułów przedstawiała jako sukces
władz, ale również kwestię istotną z punktu widzenia polskiej racji stanu. Nie ulega
wątpliwości, że zabiegano, by uregulowanie problemu Zaolzia przedstawione zostało
w mediach jako realizacja postulatu narodowego, to jest wydarzenie dowodzące
jednomyślności narodu i władzy. Nie było to zresztą nadużycie, gdyż zdecydowana
większość społeczeństwa popierała politykę wobec Czechosłowacji. W prasie rządo-
wej nie omieszkano pochwalić się telegramem gratulacyjnym, jaki do prezydenta
Mościckiego nadesłał firmujący centrową opozycję Ignacy Paderewski.
***
Polityka prasowa sanacji po maju 1926 roku przyniosła zamierzony skutek,
trudno jednak by było inaczej, gdy pamiętać o rosnącej dysproporcji sił zmagających
się ze sobą stron. Walka toczyła się między częścią prasy a państwem wyposażonym
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
w argumenty ideowe, prawo i znaczące, możliwości finansowe. Już w początku lat 30.
pisma prorządowe zyskały ilościową przewagę nad opozycyjną, natomiast regulacje
prawne dały możliwość dość skutecznej kontroli mediów. Wypada pamiętać i o tym,
że na rzecz władz działał bijący w opozycję kryzys prasy partyjnej. Jej przeciwnikiem
okazały się więc tytuły rządowe i prorządowe, ale i zmiany preferencji czytelniczych.
Przewaga władz, jej instrumentarium i metody nie oznaczały, że przed wybu-
chem II wojny światowej wolność wypowiedzi należała w Polsce do przeszłości.
Gazety polityczne mogły mówić własnym głosem. Sanacja nie stawiała sobie za cel
likwidacji stronnictw opozycyjnych, co implikowało istnienie ich prasy. Nie dążyła
do osiągnięcia monopolu, ani zdławienia wolności słowa. Chciała sprawować kon-
trolę oraz dominować. Wpływ, jaki od połowy lat 30. władze miały na media, skłania
do wniosku, że w Polsce został wprowadzony, obowiązujący do września 1939 roku,
system mediów kontrolowanych, przy utrzymujących się możliwościach prezento-
wania przez prasę opozycji i pisma niezależne własnego zdania, ocen i interpretacji.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ROZDZIAŁ 8
II wojna światowa
Prasa konspiracyjna
Powstanie w okupowanej Polsce prasy konspiracyjnej było naturalną reakcją na
klęskę wrześniową oraz przejawem formowania się podziemia politycznego i zbroj-
nego. Dzięki prasie ugrupowania konspiracyjne docierały do społeczeństwa, a jedno-
cześnie gazety umożliwiały im przeciwdziałanie propagandzie władz okupacyjnych.
Choć pierwsze druki podziemne ukazały się niedługo po klęsce (w Krakowie
19 września – „Polska żyje”, w Warszawie 3 października – „Monitor Informacyjny”)
wydawcy prasy konspiracyjnej potrzebowali czasu, by swoje pisma postawić na odpo-
wiednim poziomie edytorskim i merytorycznym. Niezbędne były do tego dość znaczne
nakłady finansowe, tymi zaś dysponowały jedynie ugrupowania związane z władzami
na obczyźnie. W 1940 roku Komenda Główna ZWZ otrzymała z Londynu na działal-
ność prasową ponad 70 tysięcy dolarów; podobnie było w przypadku największych
działających w podziemiu stronnictw politycznych (SN, SP, SL, PPS).
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Można tu wymienić choćby „Sztukę i Naród” oraz „Drogę” redagowaną przez Ewę
Pohoską, także czasopisma satyryczne, żywiące się sytuacją wojenną i rzeczywistością
okupacyjną.
Okoliczności techniczne, w jakich powstawała prasa konspiracyjna, oraz trud-
ności w dostępie do informacji powodowały, że najczęściej spotykanymi tytułami były
tygodniki i dwutygodniki. Szacuje się, że ukazywało się około 10 pism codziennych
(krótkich biuletynów informacyjnych), żadne z nich nie wychodziło jednak przez cały
okres okupacji.
Nakłady wahały się od kilkunastu egzemplarzy pism wydawanych w początkach
okupacji metodami amatorskimi po 50 tysięcy, w jakim w pierwszych dniach powstania
warszawskiego rozchodził się „Biuletyn Informacyjny”. Wysokości nakładów jedynie
w przybliżeniu oddają zasięg odbioru. Normą było przekazywanie tajnych wydawnictw
z rąk do rąk, co znacząco zwiększało ich zasięg.
Sposób dystrybucji prasy podziemnej, trafiającej często do odbiorców przypad-
kowych, bądź pochodzących z różnych środowisk społecznych, powodował, że była
ona utrzymana na przystępnym poziomie. Dotyczyło to jednak przede wszystkim pism
ogólnoinformacyjnych. Periodyki polityczne bądź literackie, ukazujące się w mniejszych
nakładach, były kierowane do określonego odbiorcy, i nie obawiały się elitarności.
Powstanie warszawskie
Wyjątkowym czasem dla prasy konspiracyjnej było powstanie warszawskie.
Według szacunkowych danych, w sierpniu i wrześniu 1944 roku ukazywało się na
terenie miasta ponad 130 tytułów reprezentujących niemal wszystkie działające dotąd
w podziemiu organizacje polityczne i wojskowe. 2 sierpnia wyszedł pierwszy jawny
numer „Biuletynu Informacyjnego”, pismo ukazywało codziennie do początków paź-
dziernika, stając się najpoczytniejszą gazetą walczącego miasta – jego średni nakład
wynosił około 15 tysięcy egzemplarzy (pierwszy jawny numer ukazał się w nakładzie
przekraczającym 50 tysięcy). Codziennie wychodziła także „Rzeczpospolita Polska”
Delegatury Rządu. Tytuły znane czytelnikom sprzed powstania uzupełniły nowe,
założone po 1 sierpnia. Były to zarówno pisma ugrupowań politycznych, jak popularne
tytuły dzielnicowe, czytane przez żołnierzy i ludność cywilną.
Od sierpnia emisję programów rozpoczęła powstańcza radiostacja AK „Błyska-
wica”, na której częstotliwości audycje nadawała także Delegatura Rządu. Część audycji
„Błyskawicy” emitowano w języku angielskim. Rozgłośnia była jedynym w czasie
II wojny światowej radiem założonym i nadającym na terenie zajętym przez Niemcy.
Upadek powstania stanowił koniec większości pism konspiracyjnych. Przeno-
szenie wydawnictw ze zburzonej Warszawy do innych miejscowości okazywało się
zadaniem zbyt trudnym organizacyjnie. BIP zdecydował się na kontynuację wyda-
wania „Biuletynu Informacyjnego”. Po powstaniu pismo wychodziło początkowo
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
***
W czasie okupacji ukazywało się blisko 2 tysiące tytułów konspiracyjnych. Dużą
część stanowiły efemerydy oraz powielane biuletyny często o słabym poziomie i nie-
doskonałej jakości graficznej. Jednocześnie już w początkach okupacji powstała grupa
pism Delegatury, ZWZ-AK oraz stronnictw politycznych o trudnej do przecenienia
roli.
Prasa konspiracyjna szczególnie dynamicznie rozwinęła się w drugiej fazie wojny,
to jest w latach 1943–1944. Dowodem jest zarówno różnica w liczbie tytułów uka-
zujących w początku i końcu wojny, jak i technika, jaką je produkowano. W 1940 roku
na wydawanych wówczas blisko 230 tytułów, ponad 50 było drukowanych, a ponad
160 powielanych. W 1944 roku ukazywało się blisko 600 tytułów, z których druko-
wanych było ponad 180, powielanych zaś ponad 360.
Za podziemną działalność wydawniczą trzeba było płacić wysoką cenę. Straty
poniosła większość środowisk politycznych. Aresztowani i straceni zostali redaktorzy
„Walki” Stanisław Piasecki oraz Stefan Sacha, w Palmirach, tak jak Piasecki, został
rozstrzelany Mieczysław Niedziałkowski. W Oświęcimiu zginęli inni socjaliści – Nor-
bert Barlicki, Kazimierz Czapiński i Stanisław Dubois. Śledztwa gestapo nie przeżył
Jan Maurycy Borski, w egzekucji zginęła Ewa Pohoska. W czasie okupacji i powstania
warszawskiego zginęli inni redaktorzy „Sztuki i Narodu” – Onufry Bronisław Kop-
czyński, Wacław Bojarski, Andrzej Trzebiński i Tadeusz Gajcy.
Nadzieje, że czas powojenny będzie stanowił naturalne przedłużenie działal-
ności prowadzonej w podziemiu, dla większości ugrupowań (i ich prasy) ukazały się
złudne. Sytuacja polityczna, w jakiej znalazła się Polska, spowodowała, że prasa kon-
spiracyjna w swojej masie nie przeszła do działalności jawnej.
Poza krajem
Paryż i Londyn
Ukonstytuowanie się władz polskich na obczyźnie w końcu września 1939 roku,
postawiło na porządku dziennym kwestię polityki informacyjnej. Rząd generała Sikor-
skiego zdawał sobie sprawę z konieczności jej prowadzeniu, czemu sprzyjała obecność
poza krajem grupy dziennikarzy i publicystów. Nie była ona liczna, tym niemniej two-
rzyły ją osoby o znanych nazwiskach. Oprócz korespondentów, których wybuch wojny
zastał na Zachodzie (np. Wacław A. Zbyszewski, „Słowo”; Zbigniew Grabowski, „IKC”,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
***
Poza dużymi centrami – Paryżem, Londynem i Bliskim Wschodem – polskie
pisma ukazywały się praktycznie wszędzie tam, gdzie po wrześniu 1939 roku znaleźli
się polscy uchodźcy. Na Węgrzech, w Rumunii i w Szwajcarii, gdzie w 1940 roku inter-
nowana została Dywizja Strzelców Pieszych, oraz na najbardziej egzotycznych szlakach
polskich wędrówek (np. na Cyprze).
Specyficznym obszarem były Stany Zjednoczone, gdzie przed wojną ukazywała
się liczna prasa wychodźstwa ekonomicznego. Po wrześniu korzystali z niej emigranci
wojenni, traktując jako trybunę wypowiedzi, a zarazem sposób politycznego aktywi-
zowania Polonii. Dowody wyjątkowej aktywności dawał niechętny polityce Sikorskiego
i Mikołajczyka Ignacy Matuszewski pisujący do „Nowego Świata” oraz „Dziennika
Polskiego” (Detroit). Jego wypowiedzi (Wola Polski, 1942; O co walczymy?, 1943)
wyznaczały standardy myślenia o niepodległości, współgrając z tą publicystyką lon-
dyńską, która krytycznie odnosiła się do ugodowej polityki Zachodu wobec Moskwy.
Polityka medialna
W początkowym okresie wojny dla dużej części dziennikarzy i publicystów, którzy
znaleźli się poza krajem, warunki, w jakich ukazywała się prasa, były korzystniejsze
od tych, w jakich działali przed wojną. Choć wydawnictwa kontrolowało i cenzuro-
wało Ministerstwo Informacji, do połowy 1941 roku prasa nie napotykała w zasadzie
na poważniejsze próby ograniczania swobody wypowiedzi. Powodem był liberalizm
cenzury, dość powszechna akceptacja polityki rządu oraz brak poważnych różnic
w ocenie bieżących wypadków. Sprzyjało to nieskrępowanemu, w ramach pewnego
konsensusu, interpretowaniu rzeczywistości oraz rozważaniom poświęconym przy-
szłości. Zainteresowania tego typu można zresztą uznać za naturalne dla prasy odda-
lonej od kraju.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
doszło ze względu na rozwiązanie Rady, ale spodziewana sentencja wyroku nie wpłynęła
na postawę obwinionego.
Spalił również na panewce krytykowany przez Mackiewicza pomysł ukazywania
się tylko jednego tytułu, co nie znaczy, że stosunki między władzą a niezależną od
niego prasą uległy polepszeniu. Najlepszym przykładem była działalność „Cata”, który
pozbawiony możliwości wydawania własnego tytułu jesienią 1941 roku rozpoczął
edycję broszur stanowiących jego publicystyczną, ale i polityczną trybunę – (do końca
wojny ogłosił ich 36).
Stan ograniczanej okazjonalnie wolności wypowiedzi oraz stosunki rząd – prasa
uległy zmianie po podpisaniu układu Sikorski-Majski (lipiec 1941), którego treść
została przyjęta z rozczarowaniem przez sporą część opinii, nie tylko zresztą poza
krajem. Krytyka polityki wschodniej rządu powodowała coraz bardziej nerwowe reakcje
władz, które sięgnęły po środki mające na celu przywołanie do porządku pism ste-
rujących w stronę opozycji. „Wiadomościom Polskim” cofnięto rządową subwencję
oraz zakazano kolportażu w wojsku, podobne sankcje spotkały „Myśl Polską”.
Spowodowało to kolejne protesty. W grudniu 1941 roku przeciw praktykom
ograniczającym swobodę wypowiedzi i dystrybucji prasy wypowiedział się Związek
Dziennikarzy, którym w Wielkiej Brytanii kierował Zygmunt Nowakowski. Nomi-
nalny redaktor „Wiadomości” stał się odtąd przedmiotem coraz ostrzejszych ataków
ze strony władz. Po przedrukowaniu w wydawanym przez Niemców „Gońcu Kra-
kowskim” jednego z jego artykułów, krytycznego wobec polityki rządu, „Dziennik
Polski” zarzucił mu „współpracę” z prasą gadzinową, określając obelżywym mianem
„londyńskiego korespondenta koncernu Hansa Franka”. Do rozgrywki z Nowakowskim
zaprzęgnięto także radiostację „Świt”, co zresztą wywołało sprzeciw jej zespołu.
Rządowi coraz bardziej doskwierały niepodlegające reglamentacji broszury Mac-
kiewicza w związku z tym wiceminister spraw wojskowych generał Izydor Modelski
wpadł na pomysł pozbycia się publicysty z Wielkiej Brytanii. W marcu 1942 roku
zwrócił się on do brytyjskiej Security Service z propozycją natychmiastowego usunię-
cia z Wysp grupy osób, które przy pomocy jakoby „tajnej propagandy”, czynnie działały
na niekorzyść stosunków polsko-brytyjskich, dążyły do wywołania konfliktu z ZSRS
„przez rozsiewanie fałszywych pogłosek drukiem i słowem” oraz popełniały inne prze-
stępstwa (tworzenie tajnych organizacji, sianie defetyzmu, fermentu i demoralizacji
w armii). Generał zauważał, że chociaż działalność, o której informował, „nie znalazła
dotąd oddźwięku”, to nadal tolerowana może być „powodem niepokojów”. Dodawał,
że rząd polski nie dysponuje środkami mogącymi zapobiec dalszej działalności tej
grupy i deklarował poniesienie kosztów ich utrzymania poza Wielką Brytanią.
Pismo Modelskiego sytuowało Mackiewicza w grupie, w skład której wchodzili
m.in. generał Dąb-Biernacki, były premier Marian Zyndram-Kościałkowski, ale i ludzie
mediów – Konrad Libicki, Wyżeł-Ścieżyński oraz pułkownik Umiastowski. Brytyj-
czycy nie okazali się skłonni do współpracy, w związku z czym Mackiewicz mógł
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
nadal wydawać broszury, w miarę upływu czasu coraz krytyczniejsze wobec polityki
rządu.
Nie mogąc poradzić sobie z rosnącą krytyką, rząd zdecydował się na eskalowa-
nie represji. Kiedy w lutym 1943 roku w ukazującym się właściwie nielegalnie cza-
sopiśmie „Walka” (poniekąd kontynuacji „Jestem Polakiem”) ukazały się materiały
dowodzące fiaska polityki wschodniej rządu, aresztowani zostali, postawieni przed
sądem i skazani na kary więzienia jego redaktorzy – Adam Doboszyński i Zygmunt
Przetakiewicz. Uznano, też że „Dziennik Żołnierza” wywiera nieodpowiedni wpływ
na opinię publiczną. Dla ukrycia faktu likwidacji pisma połączono je z „Dziennikiem
Polskim”, który w związku z tym zmienił nazwę (od początku 1944 roku) na „Dziennik
Polski i Dziennik Żołnierza”.
Opisane powyżej metody były przejawem dość dramatycznego, ale zrozumiałego
paradoksu. Oto przedstawiciele przedwojennej opozycji (Sikorski, Mikołajczyk, Stroński,
Kot, generał Marian Kukiel), którzy kierowali polską polityką po klęsce wrześniowej,
uznali za stosowne odwrócenie ról. Sięgnęli po metody, których ofiarą padali, i które
krytykowali po maju 1926 roku. Byli przy tym przekonani, że wymuszanie posłuszeństwa
prasy, cenzura i ograniczenie jej wpływów, mimo że kompromituje wykonawców, jest
polityką prawomocną, usprawiedliwianą wyższymi racjami.
Inną sprawą jest to, że efekty tej praktyki okazały się dalekie od oczekiwań, co
nie znaczy całkowicie bezskuteczne. Polskim władzom w sukurs przychodzili bowiem
gospodarze, bardziej stanowczy i dysponujący groźniejszym instrumentarium. Bry-
tyjczycy od początku wojny niemiecko-sowieckiej z nerwowością reagowali na kry-
tyczne opinie pod adresem Stalina i jego polityki. Szło za tym ograniczanie swobody
wypowiedzi. Już jesienią 1941 roku brytyjskie Ministerstwo Informacji zażądało prze-
syłania do kontroli całego materiału przeznaczonego do druku w „Wiadomościach
Polskich”. Bezskutecznie sprzeciwiało się temu środowisko dziennikarskie. Zjazd
Związku Dziennikarzy RP w Londynie w kwietniu 1943 roku protestował przeciw
dyrektywom brytyjskim narzucającym ograniczenia w opisie i interpretacji stosunków
polsko-sowieckich. W uchwale wezwano Zarząd Związku do podjęcia kroków mających
na celu obronę „wolności prasy polskiej na emigracji”.
Kiedy pod koniec wojny polska prasa zaczęła coraz ostrzej krytykować politykę
Wielkiej Trójki za sposób rozwiązywania sprawy polskiej, Zachód zaś za aprobatę dla
oderwania Kresów Wschodnich i akceptację ograniczenia suwerenności na rzecz
Moskwy, rząd brytyjski zdecydował się, nie bez nacisków czynionych w tej sprawie
przez Kreml, na ostrzejsze posunięcie. W lutym 1944 roku po serii bezkompromi-
sowych artykułów Zygmunta Nowakowskiego „Wiadomościom Polskim” odebrano
przydział papieru, co oznaczało likwidację pisma. Argumenty przywoływane przez
Brytyjczyków sprowadzające się do tego, że tygodnik narażał na szwank jedność aliantów
i godził w stosunki brytyjsko-radzieckie, były śmieszne, biorąc pod uwagę nakład
pisma i jego zasięg. Zamknięcie „Wiadomości” spotkało się z nieprzychylnymi reakcjami
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
części, choć znikomej, brytyjskiej opinii i stało się przedmiotem dyskusji w parla-
mencie.
Nie zmieniło to jednak przekonania brytyjskiego Ministerstwa Informacji, że
należy zdecydowanie reagować w przypadku tytułów, których program pozostawał
w sprzeczności z interesami Londynu, czyli zagrażał jedności aliantów, pod którym
to pojęciem rozumiano politykę Wielkiej Trójki. Z podobnych powodów co „Wiado-
mości” w lipcu 1945 roku zawieszona została „Myśl Polska”.
Nie wszystkie ukazujące się na obszarze jurysdykcji rządu emigracyjnego tytuły
zostały podporządkowane centrali w Londynie – własny ton prezentowały wydaw-
nictwa Drugiego Korpusu, choć i w tym wypadku nie można mówić o pełnej swobo-
dzie interpretacji rzeczywistości. Kiedy po zwycięskich zmaganiach o Monte Cassino
w jednym z pism Korpusu ukazał się artykuł porównujący osiągnięcia kampanii
włoskiej i libijskiej, dotknięty nim generał Anders (uznał tekst za deprecjonowanie
jego osoby) rozkazał wyciągnięcie odpowiedzialności wobec „winnych”.
W końcowym okresie wojny prasa stawała się przedmiotem coraz dokładniejszej
kontroli cenzuralnej, doświadczała także podziałów wynikających ze stosunku do
polityki prowadzonej przez premiera Mikołajczyka. Opinia emigracyjna w większości
nie była skłonna akceptować polityki kompromisu ze Stalinem, mając przy tym, jak
wiemy, dość ograniczoną możliwość dawania wyrazu swojemu stanowisku. Jednym
z jej wyrazicieli stał się w tej sytuacji Stanisław Mackiewicz walczący piórem o Kresy
i niezawisłość (broszury Ziemie Północno-Wschodnie, 1943; Nie!, 1944).
Relacje pomiędzy prasą a rządem uległy zmianie po dymisji Mikołajczyka w paź-
dzierniku 1944 roku. Gabinet Tomasza Arciszewskiego prowadził politykę sprzeciwu
wobec pomysłów okrojenia terytorialnego Polski oraz pozbawianie jej niepodległości,
co pokrywało się z opiniami większości. Zmniejszeniu, ale nie zawieszeniu, uległ tym
samym nacisk na prasę ze strony Ministerstwa Informacji kierowanego przez Adama
Pragiera (PPS).
Odrębne zdanie reprezentowała nieliczna grupa skupiona wokół „Nowej Polski”
Słonimskiego. Inaczej patrzono tu na politykę rządu i postawy, które zaczęły przybie-
rać miano niezłomności. Stanowisko to było nieodległe współpracującemu z pismem
Ksaweremu Pruszyńskiemu, którego poglądy ewoluowały od antysowieckości (Pro-
mienie ultraczerwone, „Wiadomości Polskie” nr 23, 1941) do poszukiwania pola współ-
pracy ze Związkiem Sowieckim obejmującego zagadnienie korekty granic. Propozycje
zgłoszone przez Pruszyńskiego w tej sprawie (Wobec Rosji, „Wiadomości Polskie”
nr 40, 1942) wzbudziły debatę, której wnioski nie były przychylne koncepcjom pisarza,
ale nie wstrzymały ewolucji jego poglądów. W 1944 roku Pruszyński opublikował
esej Margrabia Wielkopolski stanowiący przysłonięte kostiumem historycznym popar-
cie dla polityki Mikołajczyka oraz realizmu w polityce, rozumianego jako koniecz-
ność porozumienia się z Rosją na zasadach kompromisowych. Publicystyka „Nowej
Polski” oraz perswazja Pruszyńskiego nie wpłynęły jednak na postawy emigracji.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Mimo zmiany rządu i polityki wobec prasy w mocy pozostały restrykcje wobec
„Wiadomości Polskich”. Mieczysław Grydzewski sięgnął wobec tego po metody
praktykowane od początku wojny przez Mackiewicza. Zaczął publikować serię przy-
pominających periodyk społeczno-polityczny almanachów, dając w nich wyraz prze-
konaniom swoim i czytelników nieistniejącego już pisma.
Opinie prasy polskiej w końcowym okresie wojny w zdecydowanej większości
były przejawem postawy niepodległościowej. Nie znaczyły jednak wiele w wymiarze
pozapolskim. Władze starały się od początku lat 40. docierać do opinii państw sojusz-
niczych, akcja ta nie dawała jednak spodziewanych rezultatów. Ministerstwo Informacji
przygotowywało specjalny serwis kierowany do prasy brytyjskiej, przesyłało infor-
macje i zdjęcia dotyczące sytuacji w kraju: zwracano uwagę na skalę terroru niemiec-
kiego (w tej sprawie ogłoszona została biała księga), podnoszono zasługi ZWZ-AK,
prezentowano wydawane w kraju wydawnictwa podziemne. W listopadzie 1941 roku
na zorganizowanej w Londynie wystawie prasy podziemnej ukazującej się we krajach
okupowanych przez Niemcy przedstawiono ponad 100 polskich tytułów.
W działaniach tych towarzyszył Ministerstwu Informacji jego wojskowy odpo-
wiednik – Dział Prasowy Wydziału Prac Kulturalno-Oświatowych MON, przy czym
wojsko koncentrowało się głównie na przedstawianiu wysiłku Polskich Sił Zbrojnych
na Zachodzie. Poprzez Sekcję Korespondentów Wojennych utrzymywało kontakt
z prasą obcą, organizowało konferencje dla jej dziennikarzy, umożliwiało odwiedzanie
polskich jednostek wojskowych. Z dziennikarzami zagranicznymi spotykał się kilka-
krotnie generał Sikorski – podczas konferencji zorganizowanej w styczniu 1943 roku
po raz kolejny mówił o zbrodniach niemieckich w Polsce.
Szczególną wagę przykładano do kontaktów z prasą zagraniczną osób, które
znały realia okupacyjne i przybyły z kraju. Z dziennikarzami spotykali się kurierzy
Jan Karski i Jerzy Lerski, a w końcowej fazie wojny Jan Nowak-Jeziorański, który po
upadku powstania wywiózł na Zachód materiały filmowe dokumentującego walkę
i życie Warszawy po 1 sierpnia 1944 roku.
Przedsięwzięcia mające na celu zdobycie przychylności opinii zagranicznej
podejmowane przez rząd nie przyniosły skutków. Owszem, społeczeństwo brytyjskie
solidaryzowało się z losem Polski, pamiętano o heroizmie lotników w bitwie o Anglię,
wyrażano uznanie za walkę w kraju, dostrzegano poświęcenie i ofiary. Nie było to jednak
równoznaczne z akceptowaniem polskich argumentów politycznych – tu zdecydowaną
przewagę miały racje, a przede wszystkim siła Stalina.
Podobnym skutkiem zakończyła się akcja propagandowa w Stanach Zjednoczo-
nych. Polish Information Center (PIC) w Nowym Jorku, tamtejsze przedstawicielstwo
Ministerstwa Informacji, docierało do prasy amerykańskiej poprzez biuletyn PAT
w języku angielskim oraz dwa periodyki przeznaczone dla środowisk opiniotwórczych
– „Polish Review” i „New Europe” (wydziałem prasowym PIC kierował Stanisław
Strzetelski).
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ROZDZIAŁ 9
Lata 1944–1947
sprowadzały się do zdobycia pełni władzy i jej wyborczej legalizacji. PPR skłaniały do
tego wymogi legitymizacyjne oraz ustalenia w sprawie polskiej poczynione przez Wielką
Trójkę podczas konferencji w Jałcie.
W polityce prasowej komuniści kierowali się nie tylko kryteriami taktycznymi
i administracyjno-ilościowymi, ale również światopoglądowymi, czyli dość swoistym
pojmowaniem takich terminów jak demokracja i wolność słowa (mediów). Ich zgodne
z desygnatem rozumienie zastąpili innym, mającym objaśniać nowe powinności oraz
ułatwiać walkę z przeciwnikami.
Koncepcja wolności została wyłożona już w lipcu 1944 roku w Manifeście Pol-
skiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Sprowadzała się do podpartego praktyką
twierdzenia, że nie ma i nie może być wolności dla przeciwników demokracji. Dekla-
rowano (z dodatkiem „uroczyście”) przywrócenie „wszystkich swobód demokratycznych”,
w tym wolności prasy, zastrzegając jednocześnie, że te nie mogą one służyć „wrogom
demokracji”. W praktyce oznaczało to, że racje innych, zwłaszcza te krytyczne wobec
polityki partii władzy, są kłamstwem i nie mają racji bytu. Istotne było nie co się mówi,
ale kto to robi.
Wykładnię tę, przykład odwracającej znaczenie pojęć nowomowy, z taką bowiem
mamy tu do czynienia, wypada uzupełnić wyjaśnieniem, że o tym, kto jest wrogiem,
kto nim zaś nie jest, decydowała – zarówno w 1944 roku jak i później – partia komu-
nistyczna, mając zawsze na względzie swoje długofalowe, ale i bardzo doraźne interesy
o różnym charakterze: zarówno ideologicznym, jak taktycznym.
W maju 1945 roku Jakub Berman – przez najbliższą dekadę nadzorca propa-
gandy – rozwinął i uzupełnił deklarację Manifestu twierdzeniem, że wolność prasy
zarezerwowana jest dla tych, którzy mają „odpowiedni stosunek do Polski, do pracy”,
odmawiał jej natomiast „reakcjonistom i faszystom”, oświadczając, że władza nie uznaje
„abstrakcyjnej wolności”. Prasą „antydemokratyczną” była zatem nie tylko ta, która
z założenia sprzyjałaby – tryb przypuszczający jest tu na miejscu, bowiem pisma takie
nigdy nie powstały – wrogom demokracji, ale i ta, która usiłowałaby wyrażać interesy
inne niż świata pracy, będąca na usługach „warstw pasożytniczych”.
Opinie Bermana podzielał Władysław Gomułka. Analizując kwestię wolności
prasy i odnosząc ją do wydawnictw PSL na wspólnym posiedzeniu KC PPR i central-
nego Komitetu Wykonawczego PPS we wrześniu 1946 roku zauważał, że „w dążeniu do
zrealizowania postulatu wolności słowa i prasy mieści się chęć poderwania podstaw,
na których opiera się demokracja”.
Według Gomułki, upominanie się o wolność krytyki sprowadzało się do stwo-
rzenia sobie przez opozycję „legalnej demagogicznej trybuny dla krytyki demokracji”.
Kiedy w czerwcu 1947 roku posłowie opozycyjnej i marginalizowanej już PSL pro-
testowali przeciw cenzurze ich przemówień sejmowych, upominając się o wolność
słowa, prominentny działacz PPR krzyknął: „Wy wolność słowa, jako wolność kłam-
stwa pojmujecie!”.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
SL i SD. O ile w 1945 roku PPS wydawała więcej tytułów niż PPR (choć komuniści dys-
ponowali pięcioma dziennikami, wobec czterech socjalistycznych) przy podobnej
wielkości łącznego nakładu, to już w 1948 roku przewaga prasy komunistycznej była
bardzo wyraźna, zarówno w grupie dzienników i czasopism oraz ich łącznego nakładu
(2,1 miliona egzemplarzy PPR wobec 0,7 miliona egzemplarzy PPS).
A zatem wszystkie funkcje odgórnie przypisywane prasie zostały zmistyfikowane
i stanowiły kamuflaż dla politycznej i indoktrynacyjnej roli, jaką jej powierzono. Jeśli
szukać rzeczywistego kryterium, według którego rozwijała się prasa i powodu, dla któ-
rego poszczególne partie dysponowały taką, a nie inną liczbą tytułów i wielkością na-
kładów, wypada wskazać na cele stawiane sobie przez komunistów.
Prawidłowości te dotyczyły także środowiska dziennikarskiego. W grudniu 1945
roku prezes Związku Dziennikarzy RP definiował redakcje pism jako „zwarty, zhar-
monizowany w pracy aktyw społeczno-ideowy”. Truizmem jest twierdzenie, że w kon-
statacji tej zawierała się aprobata dla sytuacji politycznej i „nowego” modelu prasy.
Wysiłkom propagującym zmistyfikowany w istocie rzeczy rodzaj prasy towa-
rzyszył proces uzależniania lub przejmowania przez władze wszystkich instytucji
stanowiących otocznie mediów. Funkcję głównej agencji prasowej pełnił Polpress
(od października 1945 roku jako Polska Agencja Prasowa), będący formalnie agencją
niepartyjną, w rzeczywistości zaś pozostając na usługach władzy i kierowaną przez
działaczy PPR. Co prawda podlegający Ministerstwu Informacji Polpress/PAP nie był
jedyną agencją prasowa – własnymi dysponowały PPR (Robotnicza Agencja Prasowa,
RAP) oraz PPS (Socjalistyczna Agencja Prasowa, SAR), działała także Zachodnia
Agencja Prasowa, jednak z upływem czasu przyjmował wymiar oficjalnej wyroczni.
Nie inaczej było z przedsiębiorstwem kolportażowym „Ruch”. Podporządkowując
je Ministerstwu Informacji, władze zyskiwały monopol w dziedzinie dystrybucji prasy.
W 1945 roku rozpoczęto przejmowanie poligrafii. Protesty przedwojennych
właścicieli na niewiele się zdały i większość zakładów została albo znacjonalizowana,
albo uzależniona od władz. Towarzyszyło temu rozciągnięcie nadzoru nad produkcją
i rozdzielnictwem papieru gazetowego. Dobro to, po wojnie częściowo importowane
z ZSRS, podlegało ścisłej kontroli sprawowanej przez służby państwowe – niedobo-
rami papieru tłumaczono często limitowanie nakładów, przy czym ograniczenia te nie
dotyczyły prasy wydawanej przez PPR.
Wszystko to, co składało się na zasady polityki prasowej komunistów, było –
wbrew pojęciom, jakim posługiwali się rządzący – projektem wyraźnie antydemokra-
tycznym. Dodajmy, że było jednocześnie praktyką pozaprawną. Podstawę polityki wobec
prasy stanowiła przywrócona nienormatywnym w rozumieniu formalno-prawnym
postanowieniem Manifestu PKWN Konstytucja z 1921 roku. Teoretycznie obowiązy-
wała do stycznia 1947 roku, kiedy to część jej postanowień, jednak nie te odnoszące się
do wolności prasy, weszła w skład Małej Konstytucji obowiązującej do lipca 1952 roku.
Przypomnijmy, że Ustawa z 1921 roku zakazywała cenzurowania prewencyjnego
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Cenzura
Instytucją decydującą o politycznym obliczu mediów była cenzura. Centralne
Biuro Kontroli Prasy organizowano przy pomocy sowieckich specjalistów od września
1944 roku. Początkowo cenzura była powiązana – w sensie organizacyjnym, i oczywiś-
cie także politycznym – z aparatem terroru. Formalnie Centralne Biuro utworzono na
mocy rozporządzenia Ministra Bezpieczeństwa Publicznego ze stycznia 1945 roku
przy szefie tego resortu. Na mocy wydanego w marcu 1945 roku rozporządzenia zez-
wolenie cenzury było niezbędne nie tylko do drukowania materiałów o charakterze
informacyjnym (gazety, biuletyny, czasopisma), ale także do dokonywania przedru-
ków z gazet, czasopism i książek oraz publikowania podręczników, kalendarzy, prac
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
naukowych, literatury pięknej, sztuk teatralnych, poezji i pieśni, haseł, ulotek, odezw
i apeli, ogłoszeń różnego typu, rysunków, karykatur i sprawozdań miesięcznych (np.
gospodarczych). Druk gazet i czasopism był możliwy wyłącznie po podpisaniu przez
redaktora naczelnego i cenzora arkusza korektowego oraz przystawieniu pieczątki
„Zezwala się na drukowanie”.
W listopadzie 1945 roku po zabiegach podjętych przez premiera Edwarda Osóbkę-
-Morawskiego (PPS), świadomego niezręczności, jaką było kierowanie cenzurą przez
szefa aparatu terroru (był nim Stanisław Radkiewicz z PPR), ale także zainteresowa-
nego tym, by nieco zmniejszyć jego wpływy, Biuro zmieniło nazwę na Główny Urząd
Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (GUKPPIW), który został podporządkowany
Prezydium Rady Ministrów. Formalnie Urząd został powołany w lipcu 1946 roku
decyzją rządu. Do jego zadań należał „nadzór” nad prasą i jej rozpowszechnianiem,
przede wszystkim jednak jej kontrola. Miała ona za zadanie – zgodnie z Dekretem po-
wołującym GUKPPIW – nie dopuszczać do godzenia w ustrój państwa, uprawiania
propagandy wojennej, ujawniania tajemnic państwowych, działania na szkodę polityki
zagranicznej państwa, naruszania prawa i dobrych obyczajów oraz „wprowadzania
w błąd opinii publicznej przez podawanie wiadomości niezgodnych z rzeczywistością”.
Ogólnikowość wszystkich zadań, zwłaszcza pierwszego i ostatniego, dawała instytucji
szerokie pole manewru.
Szefem urzędu do połowy 1948 roku był komunista Tadeusz Zabłudowski, a insty-
tucja podlegała nadzorowi Jakuba Bermana sprawującego w PPR pieczę nad prasą
i propagandą, ideologią i kulturą oraz aparatem terroru. Wysiłki Osóbki-Morawskiego
przyniosły zatem efekty co najmniej połowiczne, co nawiasem mówiąc, ilustrowało
pozycję szefa rządu i jego partii.
Struktura administracyjna cenzury przypominała strukturę Ministerstwa Infor-
macji i Propagandy. Powołano Wojewódzkie Biura Kontroli Prasy i ich powiatowe
ekspozytury. W szybkim tempie rosła liczba pracowników urzędu – na początku 1946
roku centrala i filie terenowe zatrudniały 375 osób, a pod koniec – 535. Rozrost apa-
ratu napotykał jednak na przeszkody. W sprawozdaniu z pracy swojej instytucji szef
cenzury zwracał uwagę, że praca w urzędzie wymaga odpowiedniego wykształcenia
i wyrobienia politycznego. Ale to nie wszystko – również dużej „wytrzymałości ner-
wowej i fizycznej”. Pierwszy aspekt można, jak się zdaje, tłumaczyć odrażającymi treś-
ciami, z którymi musieli stykać się cenzorzy, drugi, co zostało zaznaczone w cytowanym
dokumencie, koniecznością pracy nocami w drukarniach. Ciężkie warunki pracy
i nienajlepsze uposażenie zmuszały do zatrudniania „pracowników mniej kwalifiko-
wanych”, co miało „zrozumiały wpływ na poziom pracy cenzorskiej”. Autor doku-
mentu nie precyzuje, niestety, co rozumie pod pojęciem „poziom” – nadgorliwość
i przesadną skrupulatność, czy odwrotnie, zbytnią pasywność cenzorów nie do końca
rozumiejących treści materiałów, z którymi mieli do czynienia, co mogło powodować
przeoczenia lub wręcz brak ingerencji.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
„Czytelnik”
Spółdzielnia Oświatowo-Wydawnicza „Czytelnik” powstała we wrześniu 1944
roku. Miała publikować książki – głównie literaturę piękną – oraz dzienniki i czaso-
pisma. Przedsięwzięcie, które usiłowano przedstawiać jako niezależne, służące przede
wszystkim polskiej kulturze, w rzeczywistości ściśle współgrało z polityką władz i było
jej przejawem. „Czytelnik” kierowany przez Jerzego Borejszę, człowieka o wpływach
daleko wykraczających poza kompetencje wynikające ze stanowiska, które pełnił, stał
się w latach 1945–1947 największym wydawcą prasy. Na początku 1947 roku spółdziel-
nia wydawała 12 dzienników, w tym „Rzeczpospolitą” uchodzącą za półoficjalny organ
rządu, oraz 20 czasopism przeznaczonych dla różnych środowisk i odbiorców. Znaj-
dowały się wśród nich periodyki społeczno-polityczne, którym w okresie powojennym
powierzano najważniejsze zadania m.in. „Odrodzenie”, „Przekrój”, „Kuźnica”, literacka
„Twórczość” oraz regionalna „Odra”. Nakładem spółdzielni ukazywały się satyryczne
„Szpilki”, przeznaczony dla dzieci „Świerszczyk”, „Przyjaciółka” oraz tygodnik o ujmującym
tytule „Na Straży Demokracji”, pismo Milicji Obywatelskiej i funkcjonariuszy MBP.
Łączny jednorazowy nakład wszystkich tytułów (dzienników i czasopism) wynosił
w końcu 1946 roku ponad 700 tysięcy egzemplarzy. Na przełomie lat 1947 i 1948
dzienników „czytelnikowskich” było już 20 (nie licząc mutacji) o nakładach wahających
się od 3, 4 tysięcy w małych miastach, do 180 tysięcy w wypadku „Życia Warszawy”.
Profil polityczny tych publikacji był odbiciem charakteru wydawnictwa. Borejsza
lubił podkreślać, że jego firma nie jest ekspozyturą żadnej partii politycznej, a prasa
wydawana przez „Czytelnika” „służy idei demokracji”. Nieco inaczej widziała to partia
komunistyczna, co nie znaczy, że jej oceny przedostawały się do opinii publicznej.
Według PPR, prasa „czytelnikowska” miała „transmitować zasady i kierunki peperow-
skiego programu przeobrażeń ustrojowych”. Innymi słowy pisma te, w sensie polity-
cznym, nie odbiegały od tych, których wydawcami była PPR, choć starano się, by
odróżniały się od prasy firmowanej przez partię: sprawiały wrażenie bardziej obiek-
tywnych i zdystansowanych, miały lżejszą formułę i były mniej przesycone ideologią.
O „bezstronności” prasy koncernu świadczyła nie tylko jej treść, ale i przynależność
organizacyjna szefa oraz redaktorów niektórych gazet. Borejsza od 1929 roku był
członkiem KPP (m.in. szefem pionu propagandy), od 1944 roku członkiem PPR
(zastępca członka KC), w październiku 1948 roku został zastępcą kierownika Wydziału
Propagandy, Kultury i Oświaty KC. Kierujący „Życiem Warszawy” Wiktor Borowski
był członkiem KPP od 1926 roku, a PPR od roku 1944.
Obsługą informacyjną prasy „czytelnikowskiej” zajmowała się powołana w 1944
roku Agencja Prasowo-Informacyjna, co nie oznaczało, że nie korzystano z serwisów
Polpress/PAP.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Radio
W sierpniu 1944 roku komuniści uruchomili stację nadawczą o małej mocy
potocznie nazywaną „Pszczółką”. Stanowiło to wstęp do rozwoju radiofonii niemal
całkowicie zniszczonej w okresie wojny. Przedsiębiorstwo Państwowe Polskie Radio
zostało powołane dekretem PKWN z 22 listopada 1944 roku. Dokument precyzował
obowiązki odbudowywanej radiofonii – należało do nich emitowanie komunikatów
i obwieszczeń rządowych oraz „obiektywne informowanie społeczeństwa o sprawach
państwowych i działalności władz” oraz zagadnieniach społecznych, politycznych,
kulturalnych i gospodarczych.
Utworzenie Polskiego Radia nie oznaczało objęcia jego zasięgiem całego kraju.
Szacowano, że w 1945 roku liczba abonentów wynosiła 168 tysięcy (wobec ponad
miliona w 1938 roku). Na części terytorium kraju toczyły się jeszcze działania wojenne,
w ruinie była większość instalacji nadawczych. W styczniu 1945 roku zaczęła nadawać
rozgłośnia w Krakowie, w lutym w Katowicach i Bydgoszczy, w marcu w Poznaniu.
W 1946 roku emisję rozpoczęły Wrocław, Toruń, Łódź i Szczecin. W Warszawie pro-
gram emitowano początkowo z Pragi, a od kwietnia 1945 roku retransmitowano go
z lewobrzeżnej części miasta, równocześnie odbudowywano instalacje nadawcze
w Raszynie. Nie we wszystkich wypadkach było to równoznaczne z uruchomieniem
rozgłośni w pełnym tego terminu znaczeniu (Wrocław nadawał za pośrednictwem
radiostacji w Gliwicach), tym niemniej dowodziło wagi, jaką przywiązywano do radio-
fonizacji.
W końcu 1946 roku liczbę odbiorników szacowano na około 500 tysięcy (milion
abonentów radio osiągnęło w początku 1949 roku), nie znaczy to jednak, że nie przy-
wiązywano wagi do jego możliwości informacyjnych i propagandowych. Nie przy-
padkiem zadbano o to, by szybko radiofonizować Ziemie Odzyskane i nie przypad-
kiem Bolesław Bierut wygłosił swoje exposé objaśniające kulturalną politykę państwa
podczas uroczystego otwarcia rozgłośni wrocławskiej (listopad 1947).
Tak jak inne media pozostające w gestii władz, Polskie Radio zostało włączone
do realizowania zadań propagandowych. Gwarantem miało być podporządkowanie
radiofonii resortowi informacji (choć kluczowe decyzje, tak jak w wypadku prasy,
podejmował Jakub Berman) oraz obsada kluczowych stanowisk przez członków PPR.
Od listopada 1944 roku dyrektorem Polskiego Radia był Wilhelm Billig, przedwo-
jenny komunista, członek KPP, który w czasie wojny pracował w sowieckim radiu,
później zaś w rozgłośni Związku Patriotów Polskich. Podobne biografie miały inne
osoby należące do ścisłego kierownictwa (m.in. Stanisław Nadzin, Zygmunt Młynarski,
Jerzy Pański). Dbano przy tym o obecność dawnych pracowników, których nazwiska
świadczyć mogły o zachowaniu ciągłości radia przedwojennego (najbardziej liczyli
się spikerzy, zwłaszcza Tadeusz Bocheński, którego głos dobrze pamiętano sprzed
września).
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Dziennikarze
W obszarze zainteresowania PPR od początku pozostawało środowisko dzien-
nikarskie. Straty wojenne skłaniały do szybkiego zwiększania jego liczebności, ale i do
nadania mu innego niż przed wojną charakteru, co warunkowały cechy „nowej prasy”.
Określało to zadania stawiane przed Związkiem Zawodowym Dziennikarzy RP (ZZD).
Było oczywiste, że władza nieakceptująca niezależności mediów nie zgodzi się na nie-
zależność stowarzyszenia dziennikarzy, a także na to, by zadania przypisywane prasie
były różne od oczekiwań kierowanych pod adresem dziennikarzy.
Jedną z pierwszych kwestii na styku ZZD – rząd była sprawa dostępności do
zawodu. Związek nie dawał się początkowo przekonać do idei wolnego dostępu, postu-
lując uruchomienie studiów dziennikarskich, czyli wprowadzenie cenzusu wykształcenia.
Nie znaczy to, że otwarcie przeciwstawiano się zmianom w strukturze społecznej
środowiska. Godząc się na „nową prasę”, musiano się godzić na „nowych dziennikarzy”.
Pomysłem forsowanym głównie przez PPR było otwarcie drogi do zawodu przed-
stawicielom wsi i klasy robotniczej. Miało to być rękojmią związku mediów i ludowej
władzy.
Postulat budowania „nowego dziennikarstwa” nie oznaczał odtrącania dzien-
nikarzy przedwojennych, zwłaszcza tych znanych. Także tych, którzy jak Ksawery
Pruszyński, Józef Winiewicz i Antoni Słonimski w 1945 roku zdecydowali się na
powrót z emigracji. Wszystkich ich przyjęto z honorami, znamienne jednak, że żaden
z nich nie zdecydował się na trwały związek z prasą. Winiewicz rozpoczął karierę
w MSZ, Pruszyński w służbie dyplomatycznej (nie łamiąc pióra), Słonimski został
przedstawicielem Polski w UNESCO (Paryż).
Dyskusjom o powinnościach dziennikarzy pracujących w prasie „nowego” typu
aranżowanych na forum ZZD towarzyszyło postępujące ubezwłasnowolnienie orga-
nizacji. Tuż po wojnie związek sprawiał jeszcze wrażenie do pewnego stopnia nieza-
leżnego od władz, co nie znaczy, że nie wyrażał poparcia dla zadań stawianych przed
prasą. Formułował je prezes ZZD Józef Wasowski, osoba zaangażowana politycznie,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
poseł do Krajowej Rady Narodowej, członek władz SD. Wasowski odpowiadał w tym
czasie figurze akceptowanego dziennikarza. Stanowił sposobny łącznik z „postępową”
prasą przedwojenną – w redagowanej przezeń „Epoce” pisywał powojenny minister
spraw zagranicznych Wincenty Rzymowski, również członek SD.
Zaangażowanie Wasowskiego na rzecz budowy „nowej prasy” oraz jego aktywność
w ZZD były traktowane instrumentalnie i nie uchroniły ani prasy, ani środowiska
dziennikarskiego i jego prezesa przed postępującym uzależnieniem. Podczas zjazdu
Związku Zawodowego Dziennikarzy w Szczecinie w listopadzie 1947 roku przyjęto
uchwałę, w której ZZD opowiadał się za „nierozerwalnymi związkami ze światem
pracy”, definiując się jako „integralną część ruchu pracowniczego i robotniczego”.
Wybrano także nowe władze (Wasowski zmarł w październiku 1947 roku), które
zdecydowano obsadzić według klucza partyjnego. W wydziale wykonawczym zasiadło
czterech przedstawicieli PPR, czterech z PPS, dwóch z SL oraz jeden z SD. W iden-
tyczny sposób zostało obsadzone prezydium Związku, co oznaczało, że stał się on nie
tyle reprezentantem dziennikarzy, co dziennikarzy partyjnych. Następcą Wasow-
skiego został Henryk Lukrec, również działacz SD, co miało stwarzać pozór, że ZZD
nie jest opanowany przez PPR. W zmieniającej się sytuacji politycznej nowy prezes
nie spełniał wszystkich oczekiwań, a i sam nie chciał sprowadzić się do roli wyko-
nawcy poleceń – formalnie kierował organizacją do 1950 roku. Kolejnymi szefami
stowarzyszenia dziennikarzy byli już bez wyjątku członkowie PZPR.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ROZDZIAŁ 10
Reglamentacja, represje,
mistyfikacje
wówczas szefa Wydziału Prasy PSL, nakład dziennika zbliżał się do 200 tysięcy egzem-
plarzy i miał szansę na podwojenie tej liczby. Na przeszkodzie stanął jednak zade-
kretowany przez władze limit nakładu, ograniczony do 70 tysięcy w dni powszechne
i 80 tysięcy w niedziele. W okresie poprzedzającym referendum (czerwiec 1946)
nakład „Gazety” obniżono do 62 tysięcy egzemplarzy. Kontrolę narzuconego odgór-
nie nakładu ułatwiał fakt, że dziennik był drukowany w upaństwowionej drukarni
pozostającej w gestii Ministerstwa Informacji i Propagandy.
W rezultacie „Gazeta Ludowa” stała się najbardziej rozchwytywanym pismem
w Polsce, co doprowadziło do spekulacyjnego obrotu tym tytułem. Kolporterzy sprze-
dawali egzemplarze po cenie dwu-, a nawet czterokrotnie wyższej od nominalnej
(2 zł), niekiedy zaś jeszcze wyższej. Bagiński wspominał, że za egzemplarz kupiony
na ulicy zapłacił 50 zł.
Zaniżanie nakładu nie było jedyną formą reglamentacji dziennika. Ograniczono
liczbę punktów sprzedaży pisma (w Warszawie do czterech kiosków). W marcu 1946
roku, zajmujący się dystrybucją prasy „Czytelnik”, zerwał z PSL umowę na kolportaż
„Gazety” i wszystkich innych wydawnictw Stronnictwa.
Od pierwszego numeru treść dziennika poddano drobiazgowej kontroli cenzu-
ralnej. Cenzor, który wprost masakrował przedkładany mu materiał, był kontrolerem
zawartości, ale i współredaktorem pisma – sugerował zmiany, bądź sam je wprowa-
dzał. Interesowały go przede wszystkim informacje i komentarze o charakterze poli-
tycznym – konfiskował wszystkie materiały dotyczące nadużyć władzy, zwłaszcza
aparatu terroru. Z nadzwyczajną wnikliwością czytano materiały poświęcone Związkowi
Sowieckiemu, zatrzymując je, jeśli nie gloryfikowały polityki Moskwy. Skrupulatnie
przeglądano także teksty, w których „Gazeta” powoływała się na opinie prasy zachodniej.
Według Kazimierza Bagińskiego, czasami niedopuszczano do druku nawet 75
procent materiałów, ingerując we wszystkie formy (nawet odpowiedzi redakcji na
pytania czytelników). Wśród uzasadnień ingerencji najczęściej figurowały adnotacje:
„niezgodne z prawdą”, „bezpodstawne oskarżenie”, „bezpodstawne twierdzenie”, „nie-
sprawdzona wiadomość mogąca mieć niepożądany wydźwięk”, „antysowieckie” (np.
gdy informowano o handlu, jakim trudnili się żołnierze Armii Czerwonej wracający
z Niemiec).
Łączna liczba konfiskat miała wynosić ponad 4 tysiące w ciągu dwóch lat uka-
zywania się pisma. Informacje te potwierdzają dane cenzury, według których w 1946
roku Urząd dokonał w sumie blisko 7,5 tysięcy ingerencji, z czego ponad 3,4 tysiąca
w tytułach PSL. O ile w prasie PPR, PPS, SD i SL skonfiskowano w całości 63 arty-
kuły, to w prasie PSL – 493. Przez liczbę i rodzaj ingerencji „Gazeta Ludowa” została
w zasadzie sparaliżowana. Zauważył to peperowski „Głos Ludu”, szydząc w grudniu
1946 roku, że „Gazeta” „ostatnimi czasy poszarzała”. Odpowiedź informująca o przy-
czynach tego stanu rzeczy (cenzura oraz aresztowanie Augustyńskiego i kilku osób
z redakcji) utrzymana w bardzo powściągliwym tonie uległa konfiskacie.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Fale kłamstw, bez możności ich sprostowania czy zaprzeczenia im, zupełny brak
odpowiedzialności, pozbawianie konstytucyjnych gwarancji praw wolności słowa i zgro-
madzeń i brak gwarancji osobistej – wszystko to stworzyło atmosferę kłamstwa, moral-
nego upadku i zastraszenia.
„Łagodna rewolucja”
Część działań, o których wspomniano wyżej, mieściła się w polityce „łagodnej
rewolucji”, zabiegu, którego prasa stała się bardziej instrumentem niż celem. Autorem
terminu był Jerzy Borejsza, tytułując tak (właściwie: Rewolucja łagodna) swój artykuł
w tygodniku „Odrodzenie” (nr 10–12, 1945). Pismo to stało się jednym z głównych,
ale nie jedynym, polem realizowania założeń „łagodnej rewolucji”, której istotą była dość
liberalna polityka kulturalna. Chodziło o przełamanie nieufności i obaw inteligencji
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
twórczej oraz zjednania jej dla nowej rzeczywistości. Tolerowano względne zróżni-
cowanie światopoglądowe i estetyczne, odwoływano się do haseł demokracji i postępu.
Twórcy, zwłaszcza ci skłaniający się do marksizmu, zyskali w czerwcu 1945 roku
„Kuźnicę”, miesięcznik, a później tygodnik (redaktor Stefan Żółkiewski) nawołujący
do laicyzacji życia i „powrotu do realizmu”. Środowisko „Kuźnicy” używało dla opisu
tego, co działo się w Polsce, pojęcia „rewolucja”. Przypisywano jej cechy zabiegu do-
konywanego „systemem naukowym, w majestacie praworządności”, zapewniając
jednocześnie, że jest zjawiskiem na wskroś rodzimym (a więc nie zewnętrznym).
Stwarzano wrażenie, że uczestnikami życia kulturalnego mogą być wszyscy ludzie
pióra i artyści bez względu na poglądy polityczne oraz wojenne i przedwojenne zaan-
gażowanie. Wszyscy, którym bliska była idea kultury demokratycznej, stojącej na
wysokim poziomie artystycznym. Ci, którzy uznawali za dopuszczalne bądź zrozu-
miałe nadanie literaturze roli wychowawczej, chcący odbudowywać „psychikę narodu”
okaleczoną i zrujnowaną przez wojnę.
Nie tylko „Odrodzenie” posługiwało się w pierwszych latach powojennych pojed-
nawczym tonem, tłumacząc to, co się stało w Polsce po wojnie i starając się zyskać
akceptację twórców – podobnie było w wypadku „Nowin Literackich” oraz założonego
w Krakowie w kwietniu 1945 roku „Przekroju”. Redaktorem tego ostatniego został
Marian Eile, który naukę robienia zajmującego pisma pobierał przed wojną u Mieczy-
sława Grydzewskiego w „Wiadomościach Literackich”. „Przekrój” poniekąd nawiązywał
do to tej tradycji – był tygodnikiem kulturalno-społecznym, ale lekkim, sprawiającym
wrażenie skomponowanego z myślą o oczekiwaniach odbiorcy. Pełniącym przy tym
rolę polityczną. W jednym z pierwszych numerów wydrukowano fragment powieści
Stalin Henri Barbusse’a. Chętnie wykorzystywano satyrę, za sprawą której depre-
cjonowano dawny świat, podkreślając tym samym wartość nowego. W styczniu 1947
roku Jerzy Borejsza ogłosił w tygodniku (nr 92) poświęcony Stanisławowi Mikołaj-
czykowi artykuł Primadonna jednego sezonu, czym nie pozostawiał wątpliwości co
do politycznych sympatii pisma. „Cywilizacja «Przekroju»” zyskała, pytanie czy za
sprawą treści, czy formy, sporą liczbę zwolenników, czego wyrazem był rosnący nakład
pisma, sięgający w 1948 roku 200 tysięcy egzemplarzy.
Na tym tle autentyczniej wyglądał dwutygodnik literacko-społeczny „Warszawa”,
zbliżony do PSL, z którym duże nadzieje wiązała Maria Dąbrowska.
Łagodność „łagodnej rewolucji” nie oznaczała zgody na przekraczanie granic,
poza którymi myśl stawała się naprawdę wolna. O pewnych sprawach ani nie można
było rozmawiać wprost, ani ujawniać swoich przekonań. Wśród tematów tabu były
te, które wypaczano i reglamentowano w prasie codziennej – Armia Krajowa, polityka
ZSRS wobec Polski po 17 września 1939 roku oraz zbrodnia katyńska.
W okresie powojennym władze zaczęły prowadzić – nie tylko w prasie – „politykę
historyczną”, której celem była zmiana świadomości, zabieg, który już niebawem
przemieni się w próbę zmiany tożsamości. Historia miała służyć teraźniejszości,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Pozbycie się tego bagażu miało być krokiem na drodze do odnalezienia się
w nowej sytuacji „w ludowym społeczeństwie przyszłości”. Inteligencja nie miała już
– tak jak dawnej – funkcjonować w próżni społecznej, miała być intelektualną elitą
„chłopsko-robotniczego narodu”, nie zaś „arystokratyczną warstwą społeczną”.
Celem tych wywodów była próba wpisania jej w nowe warunki polityczne. Odżeg-
nując się od marksistowskiego pojmowania dziejów, argumenty zwolenników „nowej
inteligencji” torowały drogę do akceptacji deterministycznego pojmowania rzeczy-
wistości, namawiały do aprobaty nowego miejsca i powinności grupy. Postulując
wyznaczony przez logikę biegu dziejów związek inteligencji z „warsztatem pracy”,
naturalny w wypadku robotników i chłopów, skłaniały przedstawicieli warstwy do
przyjęcia funkcji klienta władzy, która po likwidacji ziemiaństwa (reforma rolna 1944)
uzależniała od siebie przestrzeń produkcji materialnej i duchowej.
Każde NIE Polaka, to TAK dla niemieckich dążeń odwetowych, to TAK dla pro-
tektorów Niemiec.
zawierać w sobie mogło kilka kwestii – likwidację senatu w jego kształcie przedwo-
jennym, w kształcie, jaki nadawała mu Konstytucja z 1921 roku, wreszcie koncepcję
parlamentu jednoizbowego. W rzeczywistości chodziło nie o jedno- czy dwuizbo-
wość, ale o zamanifestowanie poparcia dla PSL, czyli dezaprobaty dla komunistów,
choć nie można było tego pisać wprost.
W „Gazecie” z 30 czerwca (nr 178) ukazał się artykuł W ostatniej chwili, w któ-
rym dziennik wyrażał wiarę w „zdrowy instynkt społeczeństwa, w decyzję podjętą
przez rozum i serce”. Tak było również po ogłoszeniu sfałszowanych wyników głoso-
wania. „Gazecie” nie zezwolono ani na opublikowanie materiałów podważających
oficjalne rezultaty, ani na zamieszczenie protestu PSL. Dziennik nie opublikował
komentarzy dotyczących wyników oficjalnych, zamieścił jedynie oficjalne oświad-
czenie Generalnego Komisarza Głosowania Ludowego (nr 191, 13 lipca), który nie
stwierdził jakichkolwiek uchybień w trakcie trwania referendum oraz liczenia głosów.
Oznaczało to, że zarzuty zawarte w pozostającym tajemnicą publiczną proteście PSL
„nie znajdują potwierdzenia”.
Metody, jakich użyto w referendum i ich sfałszowany rezultat przesądzały wynik
wyborów do sejmu. Kampania rozpoczęła się jesienią, a środki, jakimi dysponował
Blok Stronnictw Demokratycznych (PPR,PPS, SL,SD), były nieporównywalne z możli-
wościami rozbitego PSL. Do końca roku Ministerstwo Informacji i Propagandy roz-
prowadziło 10 milionów broszur, 28 milionów ulotek, 2 milionów plakatów i afiszy,
260 tysięcy gazetek informacyjnych, 105 tysięcy odezw oraz 29 tysięcy haseł. Wybory
w styczniu 1947 roku, których wynik sfałszowano podobnie jak referendum, zakoń-
czyły się zwycięstwem bloku. Na jego listę miało paść 9 milionów głosów, na PSL
1,1 miliona (27 posłów na 444 miejsc w sejmie).
Tak oto kończył się pierwszy etap powojennej historii Polski, a tym samym etap
polityki prasowej dopuszczającej zadekretowany pluralizm i zróżnicowanie w warun-
kach nierównych możliwości i bezwzględnej kontroli cenzuralnej oponentów władz.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ROZDZIAŁ 11
Stalinizm (1948–1956)
Bitwa. Tam – bezrobocie, strajki, głód.
Tu – praca, natchniony traktor.
Tworzy historię zwycięski lud.
Chwała faktom.
Władysław Broniewski, Słowo o Stalinie (1953)
Kult przywódców kreowano nie tylko przy użyciu słowa. Gazety i czasopisma
zamieszczały ich wizerunki. W końcu lat 40. wykształcił się kultywowany w później-
szym okresie sposób przedstawiania sylwetek rządzących. Obok portretów powszechną
metodą było prezentowanie przywódców w przypisanej im roli, w czasie wystąpień
publicznych, w pozach i konfiguracjach, które nie budziły wątpliwości, co do ich zaanga-
żowania, sympatii, jaką się cieszyli oraz nadrzędnej pozycji. Od tej normy odstępo-
wano tylko wówczas, gdy pozwalała na to konwencja prezentowania poszczególnych
osób. Nie dziwią zatem zdjęcia Bieruta w towarzystwie dzieci lub z małą sarenką
w ramionach. Kontrolę prezentowanego wizerunku przywódców, ale i całego materiału
fotograficznego zamieszczanego w prasie, ułatwiało powołanie do życia w 1951 roku
Centralnej Agencji Fotograficznej. CAF był odtąd jedyną agencją, która zaopatrywała
prasę w serwis fotograficzny.
Efekty wszystkich tych zabiegów znalazły odbicie w treści i formie materiałów
publikowanych w prasie oraz emitowanych w radio. Klimat polityczny w kraju, pod-
porządkowanie mediów władzy, propagandowe funkcje i język, jaki im narzucono,
spowodowały śmierć publicystyki. Teksty ubiegające się o to miano były wyprane z in-
dywidualizmu, schematyczne i podobne do siebie – odwoływały się bowiem do tych
samych pozytywnych i negatywnych wzorców.
Cele, jakie stawiano machnie propagandowej, można było osiągnąć, izolując
odbiorcę od dopływu jakichkolwiek informacji z zewnątrz. W końcu lat 40. przestała
ukazywać się prasa podziemia antykomunistycznego, realną konkurencją były nato-
miast nadające z Zachodu rozgłośnie radiowe (BBC, „Głos Ameryki”, Radio „Mad-
ryt”, a od maja 1952 roku – Radio „Wolna Europa”.) Za ich zagłuszanie zabrano się na
skutek monitów i działań ze strony Moskwy. Uchwałę w tej materii rząd ZSRS podjął
w październiku 1951 roku. Zdecydowano o zagłuszaniu wrogich rozgłośni z terenu
ZSRS oraz Polski, której pomoc w tym zakresie świadczyła oddelegowana grupa
radzieckich specjalistów. Oznaczało to, że decyzję podjęła Moskwa, Warszawa zaś
wprowadzała ją w życie. W końcu 1953 roku urządzenia zagłuszające były rozmie-
szczone w 11 miejscowościach na terenie całego kraju. Używano także stacji prze-
nośnych, transportowanych na samochodach. W końcu 1951 roku do zagłuszania
wykorzystywano dziewięć nadajników, w sierpniu 1953 roku – 29, we wrześniu 1955
roku było ich już 249.
W opinii władz „ochrona radiowa” spełniała swoje zadanie. Zdaniem Jakuba Ber-
mana, zagłuszanie dobrze przysłużyło się kampanii przed wyborami do sejmu w 1952
roku, neutralizując wrogie komentarze. Według danych Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego, skuteczność „ochrony” wynosiła ponad 80 procent, a w przypadku War-
szawy i Śląska przekroczyła 90 procent. Wskaźniki te nie dotyczyły „Wolnej Europy”,
którą ze względu na długi czas emisji i powtarzanie audycji dawało się zagłuszać jedy-
nie w 60 procentach. Trudno uznać te dane za prawdziwe, wynika z nich bowiem, że
możliwość słuchania audycji emitowanych z zagranicy była mocno, a w niektórych
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Dziennikarze, cenzura
Zadania stawiane przed mediami realizować mieli dziennikarze nowego typu,
co oznaczało, że z wolna przestają być przydatni ci, których jeszcze kilka lat temu
uważano za cennych. Przykładem był Ksawery Pruszyński. W 1946 roku „Czytelnik”
wydał jego nadal aktualny esej historyczny Margrabia Wielkopolski, w którym orędował
za mile widzianym przez władze realizmem. W końcu tego roku „Rzeczpospolita”
(nr 322) opublikowała wywiad Pruszyńskiego z Bolesławem Bierutem dotyczący
stosunków między państwem a Kościołem.
Zdając sobie sprawę, że cenzura i warunki polityczne są dla jego pisarstwa barierą
nie do przebycia, Pruszyński wygaszał aktywność publicystyczną. W sierpniu 1948
roku objął stanowisko ministra pełnomocnego w ambasadzie RP w Hadze. Zginął
w wypadku drogowym w Niemczech (czerwiec 1950 roku) w nie do końca jasnych
okolicznościach.
Przypadek Pruszyńskiego ilustruje przybierającą na sile tendencję do odcina-
nia środowiska dziennikarskiego od okresu przedwojennego. Znalazło to wyraz w nie-
zaliczaniu do stażu pracy okresu zatrudnienia w prasie przed wojną. Na przełomie
lat 40. i 50. w mediach przeprowadzono weryfikację, przenosząc na niższe stanowiska
lub wręcz usuwając z pracy tych, którym zarzucano służbę w AK bądź pracę w „nie-
postępowych” tytułach sprzed 1939 roku. Nie znaczy jednak, że była to norma, liczyła
się przede wszystkim dyspozycyjność i stosunek do systemu.
O potrzebie wykształcenia nowej generacji dziennikarzy, zarówno w sensie metry-
kalnym, co politycznym, mówiono zaraz po wojnie i plan ten realizowano w okresie sta-
linowskim. Podstawową cechą miała być pełna identyfikacja z polityką partii. Dziennikarz,
zgodnie z przesłaniem Lenina, miał być „żołnierzem na froncie walki ideologicznej”,
a mówiąc innymi słowy, w pełni oddanym funkcjonariuszem, identyfikującym się z zada-
niami, które przed nim stawiano. Kryterium przydatności, bardziej niż fachowość,
stanowiły lojalność i konformizm. Ważną kwestią okazywało się pochodzenie społeczne.
Tę sprawę trudno było regulować odgórnie, co nie znaczy, że nie można było jej zaradzić.
Ruch „korespondentów robotniczo-chłopskich” nadawał prasie autentycznie ludowy
charakter, wiązał ją ze sprawami robotników i chłopów, a zarazem czynił strukturę pocho-
dzenia społecznego bardziej właściwą, to jest mniej inteligencką. Według SDP natural-
nym „zasobem” kadrowym dziennikarstwa mieli być „przede wszystkim robotnicy i chłopi”.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
się w praktykę ograniczania liczby tytułów prasy partyjnej niefirmowanej przez komu-
nistów, toteż oprócz względów ekonomicznych można podejrzewać, że do jej pod-
jęcia przyczyniły się naciski ze strony PZPR. Do 1957 roku SD dysponowało jednym
dziennikiem – wydawanym w Bydgoszczy „Ilustrowanym Kurierem Polskim”, prze-
jętym po fuzji z SP. Pismo sprzedawało się w liczbie około 40 tysięcy egzemplarzy
i przynosiło straty. Likwidację „Kuriera” Stronnictwo zrekompensowało sobie edycją
„Tygodnika Demokratycznego”, który wychodził od czerwca 1953 roku w nakładzie
około 10 tysięcy egzemplarzy.
Stworzona w latach 1948–1950 scena polityczna określiła charakter obowiązują-
cego w Polsce Ludowej systemu prasowego. Z założenia, po części także z nazwy, PZPR
miała reprezentować i wyrażać interesy całego narodu, głównie jednak klasy robot-
niczej, ZSL – chłopów, SD zaś – inteligencji, drobnych wytwórców i rzemieślników.
Własnymi pismami dysponowały i inne istotne instytucje systemu politycznego
– wojsko („Żołnierz Wolności” założony w 1950 roku w miejsce „Polski Zbrojnej”)
oraz związki zawodowe („Głos Pracy”, 1951).
Nie zapomniano o ludziach młodych. Po zunifikowaniu organizacji młodzie-
żowych zdecydowano o założeniu dziennika, który miał być trybuną młodych. Wśród
proponowanych tytułów rozważano „Trybunę Młodzieży”, co miało wskazywać na
podobieństwo nowego pisma do „Trybuny Ludu” i tłumaczyć jego cele. Ostatecznie
zdecydowano się na nazwę „Sztandar Młodych” – dziennik zaczął wychodzić w maju
1950 roku jako pismo Związku Młodzieży Polskiej.
Przedsięwzięcia konsolidujące nie pozostały bez wpływu na całościowy obraz
prasy. Zadania, jakie jej stawiano, oraz sytuacja polityczna („zjednoczenie”) doprowa-
dziły do zmian o charakterze ilościowym. Na przełomie lat 40. i 50. uległa odwróce-
niu widoczna od 1944 roku tendencja wzrostu liczby tytułów. W 1947 roku ukazywało
się ich 777, w 1948 – 880, zaś w 1949 – 670. Proces ten trwał w początku lat 50.
W 1951 roku ukazywało się 537 dzienników i czasopism; ich liczba nie uległa więk-
szym wahaniom do 1953 roku. Rosły natomiast w ogromnym tempie nakłady. W kwiet-
niu 1949 roku łączny jednorazowy nakład dzienników PZPR-owskich kształtował się
na poziomie około 2,2 miliona egzemplarzy. W połowie 1950 roku wynosił już 4,1 mi-
liona egzemplarzy. W tym samym roku jednorazowy nakład wszystkich dzienników
i czasopism wynosił 12,5 miliona egzemplarzy, rok później – 14,5 miliona egzemplarzy,
a w początku 1952 roku – 16 milionów.
Towarzyszyła temu centralizacja wydawnicza. Od końca lat 40. redakcje pism
przenoszono do Warszawy, doświadczyły tego m.in. „Odrodzenie” i „Twórczość”.
W 1948 roku w stolicy ukazywała się około połowa gazet i czasopism, trzy lata później
już 70 procent ogólnej liczby dzienników.
Polityka ta z punktu widzenia władzy była zjawiskiem logicznym i zasadnym.
Uniformizacja, jakiej uległa prasa pisząca o tym samym w bardzo podobnym tonie,
czyniła oczywistym postulat zmniejszenia liczby tytułów. Mniejszą liczbą tytułów,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
których redakcje znajdowały się w jednym miejscu, poręczniej było zarządzać, a wzrost
nakładów zapewniał – teoretycznie – ogólną dostępność prasy.
Zwiększenie nakładów nie oznaczało jednak wzrostu popytu. Mamy tu do czy-
nienia z rzeczywistą, zapowiadaną przez komunistów dekomercjalizacją, a jedno-
cześnie kolejną fikcją. W założeniu prasa nie miała przynosić dochodów, miała pełnić
funkcje polityczne. Cena gazet kalkulowana była nisko, nie odzwierciedlała kosztów
ich produkcji. Deficyt pokrywany z kasy państwowej notowały w zasadzie wszystkie
przedsiębiorstwa wydawnicze PZPR (RSW „Prasa”), „Czytelnik” oraz ZSL i SD.
Z księżyca brano również kalkulacje wysokości nakładów, opierając je na nie-
istniejącym w rzeczywistości zapotrzebowaniu. Nie było to skądinąd niczym dziwnym,
jeśli pamiętać o treści tak dzienników, jak czasopism. W obu wypadkach dominowały
propagandowe schematy, sloganowa publicystyka oraz przemówienia i uchwały. Prasa
mówiła o władzy i jej polityce, a nie o problemach społecznych, robiła to na dodatek
w sposób nużący i nieatrakcyjny.
Trudno o wiarygodne dane, wszystko wskazuje jednak na to, że oficjalnie poda-
wane wysokości nakładów, jeśli odpowiadały prawdzie, nie były skorelowane z popy-
tem, nawet wówczas, gdy był on sztucznie kreowany. Taką praktykę stosowano od
1947 roku, wprowadzając zasadę obowiązkowej prenumeraty niektórych tytułów dla
członków PPR. W okresie późniejszym prenumeratorami prasy PZPR stały się insty-
tucje, urzędy państwowe i zakłady pracy. W 1952 roku „Trybuna Ludu” ukazywała się
w średnim nakładzie 502 tysięcy egzemplarzy, z czego 361 tysięcy rozchodziło się drogą
prenumeraty zakładowej. Czy było to równoznaczne z poczytnością – można wątpić.
Jeśli nawet liczba osób i instytucji prenumerujących w połączeniu z liczbą egzem-
plarzy sprzedawanych w kioskach z grubsza odpowiadała wysokości nakładów, wiele
świadczy o tym, że prasa, zwłaszcza partyjna, nie cieszyła się zainteresowaniem. Nie
można wykluczyć, że to właśnie spowodowało, iż od 1953 roku nakłady zaczęły spadać.
Porażka była tym dotkliwsza, że od końca lat 40. przystąpiono do poszerzania
audytorium czytelniczego. Chodziło przede wszystkim o dotarcie do robotników
i wsi. Poza wspomnianą już zasadą prenumerat zakładowych rozpowszechniano
gazetki ścienne. Od 1950 roku wydawano je we wszystkich większych zakładach pracy.
Poprzez własne materiały gazetki takie miały uzupełniać wydawnictwa wysokona-
kładowe. Według opinii ZZD:
Gazetki ścienne, będące swoistą formą pracy partyjnej i związkowej, tworzone samo-
rzutnie przez masy pracujące – stanowią potężny czynnik organizacyjny, mobilizacyjny
i wychowawczy.
Podjęte w końcu lat 40. starania mające na celu dotarcie do odbiorcy wiejskiego
miały kilka przyczyn. Pamiętano o sympatii wsi do mikołajczykowskiego PSL, roli Koś-
cioła, a także niechęci do kolektywizacji. W Państwowych Gospodarstwach Rolnych
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
W tym czasie z prezesury Spółdzielni został zwolniony Borejsza, wyraźnie już odsuwany
na boczny tor. Dobiegał końca żywot „Rzeczypospolitej”, dziennika rządu – pismo
przestało wychodzić w grudniu 1950 roku.
Zwieńczeniem tych zabiegów było przejęcie w 1951 roku Instytutu Prasy „Czy-
telnika” przez PZPR-owską RSW „Prasa”. Nie oznaczało to zatarcia charakteru dzien-
ników „czytelnikowskich” (przykładem może służyć „Życie Warszawy”) i całkowitego
ich upodobnienia do prasy PZPR, oznaczało wszelako zwiększenie potencjału komu-
nistycznego koncernu. Z zainteresowaniem przyglądano się nie tylko dziennikom
„Czytelnika”. Wprowadzanie estetyki realizmu socjalistycznego musiało pociągnąć
za sobą przeorganizowanie grupy tygodników społeczno-kulturalnych. Po likwidacji
„Nowin Literackich” (1948) pisma zupełnie nieprzydatnego wówczas, gdy niczego
już nie trzeba było udawać zdecydowano o zamknięciu ukazującej się w Katowicach
„Odry” (luty 1950). Jej redaktor, Wilhelm Szewczyk, miał prowadzić „karygodną poli-
tykę z punktu widzenia przemian dokonujących się w Polsce”. Podobny los spotkał
dwutygodnik „Warszawa”, zlikwidowany także w 1950 roku.
W końcu lat 40. okazało się, że swoich zadań nie wypełniają należycie dwa tygod-
niki, do których po 1944 roku przywiązywano największe znaczenie. Mowa o „Odro-
dzeniu” oraz „Kuźnicy”. Zostały połączone, czyli zlikwidowane, a w 1950 roku na ich
miejsce powołano do życia tygodnik „Nowa Kultura”. W 1951 roku patronat nad pis-
mem objął Związek Literatów Polskich. Rok później powstał nowy tygodnik tego typu
– „Przegląd Kulturalny”, którego redakcję objął Jerzy Andrzejewski.
W tym czasie (1950) zdecydowano o wydawaniu tygodnika kulturalnego w Kra-
kowie („Życie Literackie”) oraz o przeniesieniu do Warszawy miesięcznika „Twórczość”.
Jego redaktorem, tak jak „Przeglądu”, został pisarz (a precyzyjniej – poeta) Adam
Ważyk, dla którego założenia socrealizmu były, podobnie jak dla Andrzejewskiego,
wyznaniem wiary. Z tytułów założonych w okresie powojennym ukazywał się „Prze-
krój” nadal redagowany przez Eilego. Nie zdecydowano sie na przenosiny ani na daleko
idącą ewolucję formuły. Nie znaczy to, że pismo miało zaspokajać czyjeś gusta. Miało
– tak jak inne – indoktrynować.
Tygodnikiem, do którego władze przywiązywały największe znaczenie, była
„Nowa Kultura”. Pismo o tytule nawiązującym do ukazującego się w dwudziestoleciu
komunizującego czasopisma stało się centralnym – według ówczesnej terminologii
– kulturalnym periodykiem ideologicznym. Zadania, jakie przed nim postawiono, były
dość oczywiste, pamiętając, że socrealizm był już wówczas traktowany jako konwen-
cja bez alternatywy. „Nowa Kultura” skupiała wokół założeń realizmu socjalistycznego
literaturę i inne sztuki, zajmowała się teatrem, twórczością filmową oraz plastyką.
Reprodukowała obrazy eksponowane na ogólnopolskich wystawach malarstwa. Pro-
wadziła kampanie ideowe, wystawiała oceny, mobilizowała i organizowała środowisko,
pilnując jego wymuszonego zaangażowania. Przypominała o wartościach wzoro-
twórczej sztuki radzieckiej, pełniąc powinność sowietyzacyjną. Podobnie do prasy
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Radio
Od końca lat 40. coraz większego znaczenia zaczęło nabierać radio. W paździer-
niku 1949 roku zdecydowano o powołaniu II programu, uznając, że wymaga tego
rosnące audytorium słuchaczy (w początku 1949 roku rejestrowano w Polsce milionów
abonentów). Tworzono nowe rozgłośnie (proces ten trwał po 1956 roku), bądź ich
ekspozytury (Kielce, Białystok, Koszalin, Olsztyn, Zielona Góra, Opole, Rzeszów).
Treść programów radiowych nie różniła się w sensie politycznym od artykułów
dominujących w prasie. Podczas jednej z konferencji programowych kierownictwa
radia uznano, że radiofonia „musi być organem partyjnym” oraz oddziaływać mobi-
lizująco, kiedy indziej postulowano jej „ubojowienie”.
Zadaniom tym i tym podobnym została podporządkowana struktura programu
oraz jego charakter. W końcu 1950 roku audycje informacyjno-polityczne zajmowały
ponad 13 procent programu, co nie oznaczało, że reszta była wypełniona treścią nie-
dotyczącą polityki. Cztery lata później czas trwania tego typu audycji w programie
I wynosił ponad 21 procent, literackich ponad 6 procent, dziecięcych i szkolnych
ponad 10 procent. Podobnie wyglądała struktura programu II.
W 1949 roku stopniowo usunięto audycje religijne, priorytetom politycznym pod-
porządkowując programy literackie, słuchowiska i teatr radiowy. Ważna rola przypadła
zainaugurowanej w październiku 1948 roku Wszechnicy Radiowej – audycja nawiązująca
do tradycji przedwojennego Działu Odczytowego miała za zadanie we właściwy dla tam-
tego czasu sposób prezentować wiedzę. Zabieg ten sprowadzał się do popularyzowania
nowej wizji przeszłości Polski i dziejów powszechnych, historii ruchu robotniczego,
podstaw materializmu dialektycznego i zgodnego z nim poglądu na świat. Jednym z poru-
szanych w audycjach tematów była historia ZSRS. Zagadnieniu temu poświęcono rów-
nież odrębne programy realizowane przez Redakcję Audycji Popularyzacji ZSRS. O randze,
jaką nadano Wszechnicy, świadczy fakt przeniesienia jej poza przestrzeń radiową.
Wykłady były drukowane, powołano oddziały wojewódzkie, aktywizowano słuchaczy.
Audycją, która najpełniej wyrażała idee radiofoni stalinowskiej była Fala 49
oferująca głównie komentarze polityczne, będąca radiową ekspozyturą walki z wie-
lopostaciowym wrogiem. Fala, dla której pracować miały „najlepsze pióra” – jak posta-
nowiono podczas jednej z narad kierownictwa Radia – stała się forum aktywności
Wandy Odolskiej. Przed wojną pracownica rozgłośni Polskiego Radia w Baranowi-
czach, od 1945 roku Odolska była członkinią PPR, później PZPR. W przygotowywanych
przez siebie felietonach głównie „ujawniała” i „obnażała”. Jej wystąpienia o wspom-
nianej już, trudnej zaiste do zapomnienia charakterystyce, stały się rozpoznawczym
znakiem radia w okresie stalinowskim.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Pewną miarą znaczenia Fali 49 był zamach na jej spikera, Stefana Martykę, do-
konany we wrześniu 1951 roku. Grupa osób oskarżonych o jego zabójstwo (niektóre
z nich związane były z redakcją „Sztandaru Młodych”) została postawiona przed
sądem, co nie znaczy, że wyjaśnione zostały wszystkie okoliczności zabójstwa. Kary
były wysokie – orzeczono pięć wyroków śmierci (wykonano cztery), karę dożywocia,
w dwóch wypadkach po 15 lat więzienia. W czasie procesu (kwiecień 1952) okazało
się, co nie było zaskoczeniem, że zamachowcy należeli do nielegalnej, bardziej kry-
minalnej niż politycznej organizacji „Kraj”, a ich mocodawcą była ambasada ame-
rykańska w Warszawie. W czasie wojny jedna z oskarżonych utrzymywała kontakt
z gestapo, a w przestępczej działalności korzystano z pomocy osób duchownych.
Wanda Odolska ogłosiła w „Trybunie Ludu” artykuł Z nienawiści do sztuki
i prawdy, którego tytuł sugerował motywy zabójstwa. W sukurs przyszli jej inni, m.in.
Artur Międzyrzecki, który w „Świecie” (nr 39, 1953), dał świadectwo oburzenia, a jed-
nocześnie popis dziennikarstwa demaskującego. Sprawcami mordu były faszystow-
skie kanalie „bez ojczyzny i sumienia”, „ludzie dnia wczorajszego”, oficerowie za-
leszczyckiej szosy i kolaboranci, ale i zewnętrzni wrogowie – „terroryści z «Głosu
Ameryki», tchórzliwi mordercy Murzynów Południa, czcigodni inspiratorzy zbrod-
niczego strzału…”
Trumnę Martyki wystawiono w Teatrze Narodowym (któremu dyrektorował),
hołd zmarłemu miało oddać 25 tysięcy osób. Rzecz otrzymała stosowną oprawę. Prze-
mawiając w czasie uroczystości pogrzebowych, Włodzimierz Sokorski uznał za
konieczne odnieść się do działalności programowej zagranicznych stacji radiowych.
Takiej funkcji władze nie chciały jednak tolerować. Codziennością stały się boje
toczone przez redakcję z cenzurą o każde słowo, kończone coraz częściej wymuszanymi
ustępstwami albo brakim zgody na druk. Zdarzało się, że gdy cenzura zajmowała wię-
kszość tekstów, redakcja poświęcała numer lub jego część kwestiom postronnym,
ufając, że będzie to czytelne dla odbiorów pisma. Tak było w marcu 1952 roku, gdy
„Tygodnik” (nr 13) zajął się, z konieczności, przyrodą Tatr i Podhala.
Zespół pisma, odczuwając coraz agresywniejszą postawę władz, zdecydował się
na rozwiązania kompromisowe, nieodległe od metody, jaką przyjął Kościół kierowany
od 1948 roku przez prymasa Stefana Wyszyńskiego. Taktyka ta sprowadzała się do
ustępowania tam, gdzie nie naruszało to tożsamości pisma i nie podważało sensu
jego ukazywania się. Kompromis miał zatem wyraźnie określoną granicę, a zespół
pamiętał o nadrzędnej dewizie postępowania jaką było – nie kłamać. Komuniści byli
świadomi filozofii przyjętej przez „Tygodnik”. Okazją do zmuszenia pisma do rozstania
się z zasadami stała się śmierć Stalina w marcu 1953 roku. Władze usiłowały zmusić
„Tygodnik” do zamieszczenia hołdowniczego, odredakcyjnego nekrologu podobnego
pośmiertnym panegirykom, jakie zamieściły inne gazety i czasopisma, w tym wyda-
wane przez PAX. Zażądano jednocześnie zmian personalnych, dając do zrozumienia,
że stosunki między pismem a władzą, ulegną poprawie po odejściu z zespołu Jerzego
Turowicza oraz Stanisława Stommy. Pożądana okazała się wyraźna deklaracja poli-
tyczna sprowadzająca się do potępienia polityki Prymasa Wyszyńskiego i Watykanu
oraz przyłączenie się do ataku na przebywającego w więzieniu biskupa Czesława Kacz-
marka. Wydaje się, że sprawę nekrologu Stalina uznano za pretekst do uzależnienia
pisma. Ciągnące się negocjacje, podczas których „Tygodnik” reprezentował Antoni
Gołubiew, władze zaś Antoni Bida, szef Urzędu do Spraw Wyznań, dobrze znający
pismo z czasów, kiedy stał na czele GUKPPIW (1949–1950) oraz Franciszek Mazur,
członek Biura Politycznego KC, w którego gestii leżała polityka wobec Kościoła, nie
przyniosły rezultatu. Zespół nie zdecydował się na przekroczenie granicy, poza którą
„Tygodnik” stałby się narzędziem polityki władz.
Przypieczętowało to los pisma, ostatni nr (8/414) ukazał się 8 marca 1953 roku.
Likwidacja była nader osobliwa, „Tygodnik” został bowiem nie tyle zamknięty, ile
odebrany dotychczasowej redakcji i nieoficjalnie oddany Stowarzyszeniu PAX. Uka-
zywał się więc nadal, nie będąc jednakże tym, czym był do tej pory. Pierwszy numer
po wznowieniu ukazał się z datą 12 lipca 1953 roku i był pozbawiony numeracji.
Kolejny oznaczony został jako 10/416, co sugerowało kontynuację i łączność z „Tygod-
nikiem” „prawdziwym”. Pismo redagował komitet z Janem Dobraczyńskim na czele.
Oblicze „nowego” „Tygodnika” objawiło się po aresztowaniu prymasa Wyszyń-
skiego we wrześniu 1953 roku. Pismo opublikowało wówczas na pierwszej stronie
komunikat rządu, stanowiący przykład nowomowy najwyższej próby. Uzasadniając
uwięzienie, o którym w komunikacie nie wspominano, czyniono prymasa winnym
łamania porozumień między Kościołem a państwem oraz „wytwarzanie atmosfery
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Większym problemem była reakcja Watykanu, który w czerwcu 1955 roku potę-
pił przekonania Piaseckiego zawarte Zagadnieniach oraz tygodnik „Dziś i Jutro”, obie
pozycje umieszczając na liście wydawnictw zakazanych. W tej sytuacji jedynym wyjściem
było zamknięcie pisma, na co jednak zgody nie wyraziły władze, uważając, że podda-
wanie się woli Watykanu byłoby objawem uznania jego wpływu na sytuację w Polsce.
PAX znalazł się w trudnej sytuacji, gdyż organizacji groziła ekskomunika. Piasecki
usiłował wyjść z sytuacji, planując połączyć „Dziś i Jutro” z „Tygodnikiem Powszech-
nym”, na co władze również nie wyraziły zgody. Dopiero w maju 1956 roku, a więc
już w okresie destalinizacji, w miejsce inkryminowanego tygodnika PAX powołał do
życia nowy tytuł – „Kierunki”.
się o prowadzenie przez prasę „żywej rozmowy partii z masami”, z czego wynikało,
że tematyka taka nie jest nudna i zaciekawi odbiorcę. W ślad za tym Sektor Prasy zaczął
zwracać uwagę na brak interesujących publikacji na temat wydajności pracy i obniżki
kosztów produkcji.
Wobec takich środków zaradczych było raczej oczywiste, że prasa nie ulegnie
metamorfozie, co nie znaczyło, że była taka jak dawniej. Przyzwolono na poszerze-
nie jej krytycyzmu, rezerwując go jednak dla wybranych i na ogół mało istotnych
zagadnień. Próbowano ją ożywić i uczynić mniej jednorodną. Efekty tych zabiegów
trudno dostrzec w wydawnictwach partyjnych, łatwiej w prasie niesygnowanej przez
PZPR. W 1951 roku zaczął wychodzić ilustrowany magazyn „Świat”, który natych-
miast zyskał poczytność, bardziej przez atrakcyjną szatę graficzną (duża liczba foto-
grafii) niż wartość merytoryczną. Polityczna publicystyka pisma nie wyróżniała się
niczym szczególnym, czego świadectwem był numer poświęcony Bolesławowi Bie-
rutowi z okazji 60. rocznicy jego urodzin (1952, nr 15). Idąc tym tropem w 1954 roku
uruchomiono magazyn dla młodzieży „Dookoła Świata” rozchwytywany na pniu.
Zdaniem Leopolda Tyrmanda, „szmatę” tę czytano dlatego, że w 95 procentach była
naśladownictwem prasy bulwarowo-rynsztokowej przy 5 procentach propagando-
wego haraczu.
Wydarzeniem, które pośrednio wpłynęło na korektę polityki medialnej, były
wystąpienia pułkownika Józefa Światły w Radiu „Wolna Europa”. Były funkcjonariusz
MBP, króry zbiegł na Zachód rozpoczął cykl audycji we wrześniu 1954 roku, do końca
roku codziennie zasiadając przed mikrofonem. Ujawniał zbrodnie komunistów, mówił
o standardzie życia establishmentu partyjnego nieporównywalnym z egzystencją
zwykłych ludzi skłanianych do coraz większego wysiłku. Rewelacje Światły dostawały
się do kraju nie tylko drogą radiową. W lutym 1955 roku około miliona broszur z tek-
stem jego wystąpień rozrzucono za pomocą specjalnych balonów. Tą samą drogą
wyekspediowano oprócz biuletynu „Wolna Europa” wyznania Seweryna Bialera, rów-
nież uciekiniera z PRL, Folwark zwierzęcy George’a Orwella, przekład dokumentów
watykańskich potępiających PAX i książkę Bolesława Piaseckiego oraz tekst „tajnego”
referatu, który Nikita Chruszczow wygłosił na XX Zjeździe KPZR. O skali przedsię-
wzięcia realizowanego w latach 1955–1956 świadczy liczba przesłanych materiałów,
która oscylowała w granicach 3 milionów egzemplarzy.
Władze reagowały na „wojnę balonową” ostrzeżeniami przed dotykaniem za-
trutych jakoby przesyłek i ich konfiskowaniem. Organizowano wystawy sprzętu, za
pomocą którego zrzucano ulotki, definiując go jako „szpiegowski”. Instrukcja MBP
z lutego 1955 roku nakazywała „zabezpieczenie” terenu na wypadek kolportażu ulotek
oraz podjęcie działań mających na celu ujawnienie kolporterów. Do wojewódzkich
i powiatowych ogniw partii rozesłano informację będącą dowodem bezsilności, a zara-
zem ilustracją ówczesnego języka:
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
była to taktyka władz usiłujących innymi niż dotąd metodami dotrzeć do młodzieży,
czy też „Po Prostu” korzystało z opieki formującej się w partii frakcji liberalnej, zain-
teresowanej głębszą korektą systemu.
Wykształcenie się w PZPR dwóch skrzydeł – liberalnego oraz dogmatycznego
(potocznie „puławianie” i „natolińczycy”) – przyspieszył XX zjazd radzieckiej partii
komunistycznej (luty 1956), podczas którego Nikita Chruszczow wygłosił referat,
w którym ujawnił zbrodnie Stalina i zapalił zielone światło dla destalinizacji. Temu prze-
łomowemu wydarzeniu towarzyszyła śmierć Bolesława Bieruta (marzec 1956) – nowym
I Sekretarzem został Edward Ochab, skłonny do odchodzenia od polityki terroru i re-
presji. Wiosną 1956 roku władze ogłosiły amnestię dla więźniów politycznych, w marcu
ze stanowiska sekretarza Komitetu Centralnego odszedł Jakub Berman, który dwa mie-
siące później całkowicie usunął się z życia politycznego.
Na położenie mediów coraz bardziej wpływała sytuacja polityczna w kraju.
Odwilż przechodziła w destalinizację, co sprzyjało poszerzaniu swobody wypowiedzi
i próbom uwalniania się od nadzoru i kontroli. Nowe władze stanęły wobec zjawiska,
z którym nie miały wcześniej do czynienia. Próbom emancypowania się prasy (w tym
dzienników partyjnych) towarzyszył konflikt w partii, sprzyjający wygrywaniu tytułów
do własnych celów przez walczące ze sobą frakcje oraz postępująca radykalizacja
nastrojów społecznych. Zdawano sobie przy tym sprawę, że media pozostają jednym
z najważniejszych instrumentów władzy. Dowodził tego rosnący popyt na prasę.
Częściowo samorzutne, częściowo zaś oficjalne liberalizowanie polityki medial-
nej nie oznaczało, że rezygnowano z wykorzystywania mediów do kształtowania
wyobrażeń i uprawiania polityki. Przykładem relacjonowanie i ocena wydarzeń w Poz-
naniu w czerwcu 1956 roku. Rewolta robotnicza, która miała charakter polityczno-
-ekonomiczny i okazała się eksplozją nagromadzonej niechęci do praktyki systemu
oraz warunków życia, w prasie i radiu została przedstawiona w sposób właściwy
ówczesnemu rozumieniu powinności mediów. Na marginesie wypada zauważyć, że
wykształcony został wówczas w Polsce model protestu, który uległ powtórzeniu w grud-
niu 1970 roku i w czerwcu 1976 roku, oraz towarzyszący mu sposób przedstawiania
go w mediach.
Na wypadki w Poznaniu władze zareagowały następnego dnia, 29 czerwca, ko-
munikatem PAP, który opublikowała większość dzienników. Uznano, że wydarzenia
były dziełem „agentów imperializmu” i „reakcyjnego podziemia”, które wykorzystały
trudności ekonomiczne w zakładach produkcyjnych Poznania. Do „zaburzeń” nie-
przypadkowo miało dojść w czasie trwania Międzynarodowych Targów Poznańskich.
Intencją sprawców było „rzucenie cienia” na dobre imię Polski oraz utrudnienie
współpracy międzynarodowej. Rozruchy miały charakter „szeroko zakrojonej i staran-
nie przygotowanej akcji prowokacyjno-dywersyjnej”. W podobnym tonie był utrzymany
komentarz „Trybuny Ludu” (Prowokacja, nr 180, 29 czerwca), w którym zapowiadano
obezwładnienie „zbrodniczej ręki”, która dopuściła się zamachu. U dołu pierwszej
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
strony dziennika opublikowano zdjęcie ludzi pracujących przy budowie drogi (tytuł
Chłopi budują drogę).
Następnego dnia prasa przyniosła tekst słynnego przemówienia premiera Józefa
Cyrankiewicza Do ludu Poznania. Szef rządu stwierdził w nim m.in., że ofiary w ludziach
to skutek działania „prowokatorów”, a robotnicy Poznania stawili czoło „napastnikom”.
Wyraził „najgłębszy smutek” z powodu śmierci „bohaterskich” żołnierzy, milicjantów
i pracowników bezpieczeństwa. W końcu zapowiedział „odrąbywanie” rąk tym wszyst-
kich, którzy ważą się je podnieść na władzę ludową, odwołując się do metafory obecnej
w komunikacie PAP.
Ogólnej ocenie wypadków podporządkowano dokładniejszy opis ich przebiegu.
W „Trybunie Ludu” (nr 181, 30 czerwca) uznano autentyczność manifestacji robotni-
ków ZISPO, w ramach której dostrzeżono „obcą organizację”, usiłującą manifestację
robotniczą „przechwycić” i „przekształcić” w zdarzenie o cechach prowokacji.
W ocenach tych zwraca uwagę całkowicie sprzeczny z rzeczywistością opis
wydarzeń. Uznano za konieczne, by nie podawać prawdziwych powodów wydarzeń,
posługując się kategorią wroga zewnętrznego po raz kolejny sprzymierzonego z reakcją
rodzimą. Z informacji przekazanych przez prasę i radio trudno było się dowiedzieć,
jakie cele stawiali sobie manifestujący robotnicy, zanim ich zgromadzeniem posłużyć
się mieli agenci i prowokatorzy. Nie podano prawdziwej liczby ofiar, mówiąc początkowo
o 38 zabitych. Wielokrotnie podkreślano natomiast „pełne odpowiedzialności oby-
watelskiej” zachowanie się sił porządkowych. Autorem tych komentarzy w większości
przypadków był cenzor. Według Krzysztofa Kąkolewskiego, z przygotowanej na gorąco
przez dziennikarzy „Sztandaru Młodych” 15-stronicowej relacji z wydarzeń dla cen-
zury strawne okazało się jedynie półtorej strony – udało się jednak ocalić postulat
„wyciągnięcia wniosków” z tego, co się stało.
Opisy i diagnozy wypadków od początku łączono z informacjami o trwającej
w kraju wytężonej pracy. W końcu czerwca prasa poinformowała o sukcesie hand-
lowym Targów Poznańskich oraz o przekroczeniu planów wydobycia przez śląskie
kopalnie. Nie omieszkano podkreślać, że w Poznaniu panuje „pełny spokój”. Załogi
tamtejszych zakładów pracy domagały się surowego ukarania sprawców zajść. Wyraz
„żalowi i oburzeniu” dawały, według prasy, nie tylko zakłady Poznania. Obowiązko-
wym tematem pierwszy stron stały się informacje o protestach i głosach potępienia
formułowane na zebraniach i wiecach w całym kraju.
Trudności z oceną wypadków poznańskich miały tygodniki. „Nowa Kultura”
w numerze z 1 lipca nie wspomniała o nich słowem, drukując na pierwszej stronie pocz-
tówkową fotografię Wybrzeża Adriatyckiego. W kolejnym numerze (8 lipca) pierwszą
stronę zdobiło zdjęcie rolników koreańskich zbierających ryż oraz zapowiedź, że ana-
liza wydarzeń ukaże się w „następnych” numerach, co nie nastąpiło.
Rewolta poznańska była protestem przeciw warunkom życia w Polsce, w tym
ograniczeniom wolności – czego wyrazem było m.in. zniszczenie aparatury zagłuszającej
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ROZDZIAŁ 12
W Polsce Gomułki
(1956–1970)
Zaiste w socjalizmie prasa jest gorsza niż sam socjalizm
Stefan Kisielewski (1968)
Odwrót od Października
Według rozpowszechnionej opinii, jesienią 1956 roku na pierwszy plan walki
ze stalinizmem uosabianym przez partyjną konserwę wysunęło się „Po Prostu”. Z twier-
dzeniem tym można zgodzić się jedynie częściowo, tygodnikowi towarzyszyły bowiem
i inne tytuły korzystające z rozluźniającego się gorsetu cenzury. Wśród dzienników
bojowością wyróżniał się „Sztandar Młodych”, wolę zmian demonstrowały „Nowa
Kultura” i „Przegląd Kulturalny”.
Emocje ogarniające prasę brały się z kilu powodów, nie tylko z tego, że można
było sobie pozwolić na więcej. Były rezultatem rozstawania się z „socjalizmem” dużej
liczby dziennikarzy i pisarzy. Wiatrem w żagle wszystkich tych, którzy chcieli wyzwo-
lić się z pętli uzależnienia, tracąc wiarę w ideologiczne zaklęcia i „leninowski” model
prasy, było przekonanie, że upominanie się o jej autonomię jest w istocie walką
o demokratyzację życia publicznego. W lecie 1956 roku niektórzy zaczęli mówić o tym
wprost (Wilhelmina Skulska, Krzysztof Wolicki, Dyskusja o prasie, „Przegląd Kultu-
ralny” 1956, nr 36).
Inny niż dotychczas ton można było usłyszeć w Polskim Radiu. W mniejszym
stopniu było to zasługą Włodzimierza Sokorskiego kierującego tą instytucją od kwietnia
1956 roku, w większym postawą zespołu. Ale i nowy prezes przyznawał, że dotychczas
radio było całkowicie niesamodzielne, a jego program stanowił „wykładnię wysiłków
partii i państwa”. Na spotkaniach i naradach pracowników w końcu października i lis-
topadzie 1956 roku solidaryzowano się z Węgrami i domagano się prawa do mówienia
o tym, co dzieje się w Budapeszcie, upominano o radiofonię będącą „organem opinii
publicznej”, żądano odsunięcia tych, którzy „zasłużyli na nienawiść słuchaczy”. Kończył
się czas radia Wandy Odolskiej i audycji „kontrpropagandowych” w stylu Fali 49,
którą zastąpiła podobna, ale inna zarazem, Fala 56.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Nie ulega przy tym wątpliwości, że to „Po Prostu” najsilniej atakowało pozostałości
mijającej epoki. Tygodnik zaangażował się w tworzenie Klubów Młodej Inteligencji
(w początku 1957 roku miało ich być około 250), Dyskusyjnych Klubów Filmowych,
wspierał ideę samorządu oraz rad robotniczych w zakładach pracy, widząc w tym
drogę do budowy podmiotowości społeczeństwa. W końcu października 1956 roku
przy piśmie powstała seria wydawnicza Biblioteczka „Po Prostu”, która miała dostar-
czyć „broni w walce o nowy socjalistyczny model życia społecznego”.
Przed VIII plenum partii (19–21 października 1956 roku) i w czasie jego trwania,
kiedy na stanowisko I sekretarza PZPR wybrano Władysława Gomułkę, a do central-
nych władz partii weszli przedstawiciele frakcji liberalnej, niektóre tytuły zyskały nie-
mal pełną swobodę wypowiedzi. Tak było z „Życiem Warszawy”, gdy odpowiedzialny
za dziennik cenzor zaprzestał kontroli pisma, dając redakcji do zrozumienia, że nie
dysponuje instrukcjami przełożonych. Ferment i dezorientacja ogarnęły więc nie tylko
dziennikarzy, ale i kontrolerów. W czasie trwania VIII plenum na zebraniu partyj-
nym w warszawskiej centrali GUKPPiW podjęto uchwałę w sprawie „ograniczenia
kompetencji cenzury”. Niezależność manifestowały niektóre tytuły – zespół „Nowej
Kultury” sam zdecydował o wyborze redaktora naczelnego, powołując na to stano-
wisko Wiktora Woroszylskiego. Podobnie było w „Sztandarze Młodych”, którego
dziennikarze w listopadzie 1956 roku wybrali kolegium redakcyjne.
Nastroje społeczne grożące wybuchem poważniejszym niż wypadki w Poznaniu
kazały zastanowić się nad polityką wobec rozgłośni nadających do Polski z Zachodu.
W listopadzie 1956 roku w czasie antykomunistycznych zamieszek w Bydgoszczy
zniszczono urządzenia zagłuszające, wznoszono hasła podobne do tych z Poznania,
śpiewając hymn państwowy i pieśni religijne. Problem nie był łatwy do rozwiązania,
zagłuszanie prowadzone było nie tylko z terenu Polski, ale także ZSRS i Czechosłowacji.
25 listopada 1956 roku w „Trybunie Ludu” ukazała się informacja o zaprzestaniu
zagłuszania, z zaznaczeniem, że „zdarzające się jeszcze wypadki zakłóceń mają swe
źródło w stacjach zagłuszających znajdujących się poza terenem naszego kraju”.
Władze zakończyły „ochronę radiową”, co nie oznaczało, że słuchać można było bez
przeszkód. Trudno stwierdzić, na ile decyzja ta rzeczywiście polepszyła jakość odbioru,
co skłania do pytania, czy nie był to gest bez istotnego znaczenia obliczony wyłącznie
na uspokojenie opinii publicznej.
Październikowe nastroje społeczne i słabość centrum kierowniczego skłaniały
do wniosku, że w Polsce w efekcie zmian politycznych wykształcił się nowy model
funkcjonowania mediów – będących nadal własnością władzy, ale zarazem jakoś od
niej niezależnych. Przekonania tego rodzaju dość szybko zweryfikowała polityka
Gomułki, który takiego stanu rzeczy nie zamierzał aprobować, mimo że prasa, nie
tylko ta partyjna, przyjęła jego wybór z autentycznym entuzjazmem. „Nowa Kultura”
pisała o Czterech dniach, które wstrząsnęły Polską (nr 44), „Świat” o wyjątkowych
Trzech dniach, dziennikarze „Sztandaru Młodych” sami kolportowali specjalny dodatek
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Cóż to oznaczało? Nic innego niż to, że prasa nie może rościć sobie prawa do
wyrażania opinii społeczeństwa, że władza chce w niej widzieć swój instrument. Już
bez ogródek Gomułka mówił o tym na forum partii po spotkaniu z SDP. Prasa, w jego
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
opinii, nie oddawała „linii kierownictwa partii”, zapowiedział więc koniec „przeko-
nywania” i zastosowanie „innych środków”.
Oceny I Sekretarza coraz silniej zwracającego uwagę na zagrożenie ze strony
rewizjonizmu, czyli przekonań tych członków partii lub jej sympatyków, którzy uważali
za wskazaną prodemokratyczną ewolucję systemu, zaczęły uzupełniać działania admi-
nistracyjne. W lutym 1957 roku naczelne instancje partii formułowały ostrzeżenia
przed rewizjonizmem w języku bliskim tego, jakiego używano w okresie minionym.
Rewizjoniści, podważając podstawy marksizmu-leninizmu, zaprzeczając socjalisty-
cznemu charakterowi ZSRS i krytykując PZPR „pławili się w negacji” i „spełzali na
pozycje kapitulanckie”. Podczas IX plenum (maj 1957) poświęconego głównie walce
z zagrożeniem rewizjonistycznym Gomułka definiował je podobnym językiem, wspo-
minając o fałszywym komentowaniu „uchwał i decyzji kierownictwa partyjnego” oraz
o „pełzającej nieufności i rozróbkach personalnych”.
Uaktywniono i zreorganizowano zajmujące się prasą oraz propagandą agendy
KC. W listopadzie 1956 roku powołano Biuro Prasy (kierownik Artur Starewicz),
współdziałające z Wydziałem Propagandy i Agitacji KC, któremu szefował Andrzej
Werblan. Według ocen Biura, na początku 1957 roku prasa nadal „nie odbijała linii
partii”. Pisma partyjne nie dawały należytego odporu krytyce minionego okresu, to
zaś uznawane było za „bicie w cały marksizm i w całą partię”. We wrześniu postulatem
pierwszej potrzeby okazywało się ograniczenie „ofensywy klerykalizmu”, czujność
wobec niebezpieczeństwa „bloku akowsko-winowsko-klerykalnego” oraz „sojuszu
akowsko-chadeckiego”, zauważano próby „rehabilitowania sanacji”.
Walkę ze złem zaczęto od początku, czyli od wzmocnienia cenzury, która na
powrót stawała się głównym narzędziem kontroli treści. Mijał czas, kiedy ta kluczowa
dla systemu instytucja sparaliżowana sprzecznymi dyrektywami nie mogła działać
ze względu na „zbyt dużą ilość materiałów szkodliwych”. Obsada personalna została,
co prawda zmniejszona (w 1955 roku w urzędzie pracowało 419 osób, w 1958 – 345),
wzmocniona za to rewolucyjna czujność. W lutym 1957 roku prezesem GUKPPiW
został Czesław Skonecki, działacz KPP, członek PPR/PZPR, w czasie wojny założyciel
partii należący do tzw. grupy inicjatywnej. W latach 1955–1957 Skonecki pełnił funkcję
zastępcy redaktora naczelnego „Trybuny Ludu”, co znaczyło, że znał dobrze specyfikę
prasy. Na stanowisku szefa cenzury dotrwał do śmierci (1964 roku), z czego wnosić
można, że do jego pracy nie zgłaszano poważniejszych zastrzeżeń.
Po uporządkowaniu pracy Urzędu przyszła kolej na weryfikację tych redaktorów
i dziennikarzy, którzy uważali, że Październik wyznaczył nowe standardy wolności
i niezależności. Na pierwszy ogień poszła „Trybuna Ludu”, gdyż problemy sprawiał,
ku zaskoczeniu Gomułki, i ten tytuł. Zespół pisma usiłował odpowiedzieć sobie na
pytanie, czyim pismem na być „Trybuna” – I Sekretarza, Komitetu Centralnego, czy
może całej partii, skłaniając się ku rozwiązaniu ostatniemu, co dla Gomułki było nie
do przyjęcia.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Ostatni numer „Po Prostu” wyszedł 30 czerwca 1957 roku, po przerwie waka-
cyjnej tygodnik już się nie ukazał. Według szefa cenzury Czesława Koneckiego, któ-
ry we wrześniu wnioskował o zawieszenie „Po Prostu”, „linia pisma” była sprzeczna
z „linią partii i jej kierownictwa”. Tygodnik miał zmierzać do „podważania podstaw
ideologicznych ustroju, do głoszenia teorii burżuazyjnej integralnej demokracji” oraz
„szerzenia zamętu w społeczeństwie w celu przygotowania gruntu pod tzw. drugi
etap naszego października”.
Zamknięcie pisma doprowadziło w Warszawie do dwudniowych demonstracji
i starć studentów z milicją. Protesty i wiece zdławiono siłą – zginęło dwóch manife-
stantów, rannych zostało ponad 170 osób (w tym 95 milicjantów), zatrzymano 536
osób. „Trybuna Ludu” (nr 280, 9 października) informowała, że w mieście doszło do
awantur z aktywnym udziałem „wyrostków i mętów wielkomiejskich”, rzecz jasna
„warcholskie wybryki” potępiły załogi stołecznych zakładów pracy. Przeciw brutalne-
mu tłumieniu wystąpień i tendencyjnym ocenom tygodnika nieistniejąca już redakcja
zaprotestowała w liście przesłanym do KC.
Ekscesy milicyjne – pisano – należy ocenić w tych warunkach jako akt godzący
w elementarne wymogi demokracji socjalistycznej.
O dolegliwości, jaką było „Po Prostu”, świadczą sankcje wobec zespołu. Z par-
tii usunięto dziesięciu członków redakcji. Zadbano o to, by byli dziennikarze tygod-
nika nie od razu znaleźli nową pracę i by przez jakiś czas nie publikowali, zapomi-
nając o etosie swojego dawnego pisma.
Sprawę „Po Prostu” podsumował Gomułka podczas kolejnego spotkania z dzien-
nikarzami, 5 października 1957 roku W obecności premiera Józefa Cyrankiewicza,
Jerzego Morawskiego, sekretarza KC odpowiedzialnego za propagandę i Artura Stare-
wicza I sekretarz powtórzył zarzuty stawiane tygodnikowi – pismo aspirowało, jego
zdaniem, do rodzaju „posłannictwa”, „zeszło z pozycji socjalizmu”, weszło natomiast
„w łożysko likwidatorskie”. Opiniom tym przyklasnęło kilku obecnych redaktorów,
m.in. Leon Kasman, według którego tygodnik został zamknięty zbyt późno, a SDP
stało się szkodliwym „ośrodkiem opozycyjnym”.
Klimat spotkania, wnioski do których doszedł Gomułka i język, jakiego używał,
pozwalają sądzić, że zamykało ono etap popaździernikowego ujarzmiania mediów.
Do końca 1957 roku Gomułka uporał się z tym, co stanowiło dla niego problem zaraz
po dojściu do władzy, to znaczy z żywionym przez prasę przekonaniem, że raz na zawsze
zdołała ona poszerzyć skalę wolności wypowiedzi. Potwierdzeniem były dezyderaty
X plenum (24–26 października 1957 roku), w czasie którego I Sekretarz pouczył dzien-
nikarzy, że ich wysiłki powinny służyć „umacnianiu” i „mobilizowaniu”, a nie „roz-
siewaniu rozczarowania socjalizmem”. Wolność słowa, przypomniał Gomułka, nie
mogła być wolnością do „kłamstwa i oszczerstwa”.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
(...) mogą spełniać swoją rolę, mogą znaleźć należne im miejsce i mogą stać się
samodzielni z pełnymi możliwościami rozwijania swojej inicjatywy tylko wtedy, jeżeli
zajmą pozycję zgodną z tą zasadniczą polityką partii. Taką jest realna sytuacja. Sprawa
stoi ultymatywnie: żadnej swobody nie będzie i być nie może.
W tym samym czasie zakończyło egzystencję pismo, które zyskało sławę dla-
tego, że w zasadzie nie powstało. Od jesieni 1956 roku grupa pisarzy i poetów nosiła
się z projektem założenia miesięcznika kulturalno-społecznego, mającego nosić tytuł
„Europa”. O zamiarze poinformowano władze i uzyskano wstępną zgodę, powołano
zespół, któremu przewodził Jerzy Andrzejewski, a w jego skład wchodzili m.in. Paweł
Hertz, Marek Hłasko, Mieczysław Jastrun, Henryk Krzeczkowski, Zygmunt Mycielski,
Adam Ważyk i Juliusz Żuławski; przygotowano pierwszy numer. Mimo że władzom
nie podobał się tytuł, a zastrzeżenia budziły też zainteresowania przyszłych autorów,
wydawało się, że przedsięwzięcie dojdzie do skutku – charakter i treść miesięcznika
była zresztą na bieżąco uzgadniana z Jerzym Morawskim. W listopadzie 1957 roku,
dosłownie w ostatnim momencie, tuż przed przystąpieniem do druku pierwszego
numeru, RSW „Prasa” poinformował redakcję o odstąpieniu od wydawania pisma.
Nie zakończyło to jednak historii „Europy”. Z PZPR na znak protestu przeciw polityce
kulturalnej wystąpili Jerzy Andrzejewski, Stanisław Dygat, Mieczysław Jastrun, Jan
Kott, Paweł Hertz, Adam Ważyk i Juliusz Żuławski. Było to kontynuacją rozpoczę-
tego w latach 1955–1956 procesu rozstawania się intelektualistów z komunizmem,
a także dowodem wpływu, jaki mogą mieć pisma de facto nieistniejące.
Wzięcie mediów w karby nie oznaczało jednak ani końca polityki represyjnej,
ani zgody na praktyki popaździernikowe niektórych tytułów i dziennikarzy. Poddana
centralnej dyspozycji cenzura odzyskiwała dawny wigor i sprawność. Pracownikom
Urzędu, którzy zdawali się zapominać, że Październik się skończył, przypominano
o tym w sposób niebudzący wątpliwości. W sierpniu 1958 roku dyrektor departamentu
wydawnictw periodycznych GUKPPiW monitował swoich podwładnych, że „niepo-
kojąco wzrasta liczba przeoczeń”, co wynikało z niestosowania się do obowiązujących
zapisów. Dodawał, że ich nieprzestrzeganie „pociągnie za sobą konieczność stosowa-
nia sankcji dyscyplinarnych”. W przeglądzie interwencji w czasopismach katolickich
z sierpnia i września 1958 roku podkreślano „ciągły wzrost liczba ingerencji”, co wyjaś-
niano „wzmożoną ofensywnością kleru na różnych odcinkach życia społecznego”. Nie
lepiej było w końcu 1958 roku. W prasie i publikacjach katolickich „kontynuowano
ofensywę”, co wyrażało się, zdaniem urzędu, atakami na marksizm oraz politykę lai-
cyzacji. Ingerowano w treść „Tygodnika Powszechnego”, ale i lokalne wydawnictwa
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
-kulturalnych spadły o 73 tysięcy egzemplarzy, mimo że w tym czasie pojawiło się kilka
nowych tytułów o wysokich nakładach – np. tygodnik „Kulisy” (215 tysięcy).
Popaździernikowa liberalizacja znajdowała wyraz w polityce wobec Kościoła.
Wolność odzyskał Prymas Wyszyński, a trzy dni później, 31 października, Gomułka
zgodził się przyjąć przedstawicieli dawnego „Tygodnika Powszechnego”. Podczas spot-
kania zdecydowano o przekazaniu pisma prawowitym właścicielom, zapadła jedno-
cześnie decyzja o wznowieniu „Znaku” (zaczął wychodzić co miesiąc od czerwca
1957 roku). Prasa katolików nieskompromitowanych współpracą z reżimem stali-
nowskim uwiarygodniała destalinizację i zwrot w polityce wobec Kościoła.
Pierwszy numer drugiej edycji „Tygodnika” ukazał się 25 grudnia 1956 roku
w nakładzie 50 tysięcy egzemplarzy – tak jak przez zamknięciem pismo redagował
Jerzy Turowicz. Dla odróżnienia od PAX-owskiego kolejne numery wznowionego
„Tygodnika” oznaczane był gwiazdką, wrócono do numeracji sprzed przejęcia przez
PAX. W oświadczeniu ogłoszonym w pierwszym „nowym” numerze uznawano
doniosłość VIII plenum, ale deklarowano jednocześnie, że programem pisma jest
służba „Polsce i Kościołowi” – „służba człowiekowi i jego prawdziwym potrzebom”.
Decyzja o przywróceniu „Tygodnika” przyszyła Gomułce o tyle łatwo, że nie
było potrzeby dalszego rozbudowywania koncernu Bolesława Piaseckiego. 16 paź-
dziernika 1956 roku, a więc na kilka dni przed VIII plenum, szef PAX-u ogłosił
w „Słowie Powszechnym” artykuł pt. Instynkt państwowy, który został odebrany jako
obrona porządków stalinowskich. Stowarzyszenie i jego przywódca stali się obiektem
dość powszechnej antypatii. Jej najostrzejszym bodaj przejawem był artykuł Leopolda
Tyrmanda Sprawa Piaseckiego („Świat”, 1956, nr 47), demaskujący rolę PAX-u i osobę
jego szefa, stanowiący zarazem miarę wolności wypowiedzi tego czasu.
Spotkanie zespołu „Tygodnika Powszechnego” z Gomułką zaowocowało nie
tylko odzyskaniem pisma. Środowisko zdecydowało się zaangażować politycznie i,
za zgodą I Sekretarza, wystawić swoich kandydatów w zbliżających się wyborach do
sejmu (styczeń 1957). Podobnie jak wcześniej były to nie tyle wybory, ile głosowanie
na kandydatów władz, uznano jednak, że udział w nich jest przejawem poparcia dla
Gomułki i Października. W rezultacie w sejmie powstał Klub Posłów „Znak”, do którego
weszli m.in. Stefan Kisielewski i Stanisław Stomma. Dawano tym wyraz przyjętej
przez zespół obu pism – „Tygodnika” i „Znaku” – filozofii neopozytywizmu. Została
ona zdefiniowana przez obu posłów jako założenie, zgodnie z którym, mimo nadal
mocno ograniczonej wolności i braku pluralizmu, należy robić coś „pozytywnego” –
poprzez uczestnictwo w życiu publicznym wpływać, w miarę możliwości, na niektóre
aspekty polityki wewnętrznej państwa.
„Tygodnik” przyjął po Październiku zasadę, którą można rozumieć jako przedłużenie
realizmu, jakim pismo legitymowało się zaraz po wojnie, wychodząc z założenia, że
nie stanowiąc zagrożenia dla jego tożsamości neopozytywizm ustabilizuje i w pew-
nym sensie zalegalizuje obecność środowiska w życiu politycznym. Stanisław Stomma
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Zmodyfikowano ofertę pism dla kobiet („Zwierciadło”, maj 1957 roku), zdecydo-
wano się zwiększyć segment poświęcony problematyce regionalnej –„Panorama Północy”,
sierpień 1957 roku (od 1954 roku ukazywała się „Panorama. Śląski Tygodnik Ilustro-
wany”). Klimat polityczny służył powstaniu kilku pism lżejszego kalibru. Od lutego
1957 roku ukazywały się przywołane już „Kulisy”, tygodnik redagowany przez zespół
„Expressu Wieczornego”, a od marca 1957 roku zaczęła wychodzić satyryczna „Karuzela”.
Renesans, choć krótkotrwały, przeżywała w okresie przełomu prasa studencka.
W latach 1955–1957 powstało 18 nowych tytułów, z których większość szybko zam-
knięto. Kiedy wydawało się, że pamięć o „Po prostu” należy do przeszłości, zaczął uka-
zywać się, w formule magazynu ilustrowanego, tygodnik „ITD” (październik 1960)
będący, ze względu na baczną uwagę cenzury, cieniem tego, czym było zlikwidowane
trzy lata wcześniej pismo.
W latach 1956–1958 system prasowy został odświeżony i zmodernizowany,
w jakimś sensie bardziej przystosowany do oczekiwań odbiorców, powstało szereg
interesujących tytułów. Władze godziły się jednak na ich wydawanie tylko wtedy, gdy
miały pewność, że nowopowstałe pisma nie będą im przeszkadzać, bądź, że będzie je
można stosunkowo łatwo unieszkodliwić. Jeśli takiej pewności nie miały, podejmowały
decyzje uwzględniające własne racje – tak było w przypadku „Europy” i „Polityki”.
Tygodnik „Polityka” zaczął wychodzić w lutym 1957 roku i miał stanowić oręż
partii mającej kłopoty nie tylko z „Po prostu”, ale i z „Nową Kulturą”, „Przeglądem
Kulturalnym” i nienarodzoną „Europą”. Wśród powodów założenia „Polityki” spotyka
się różne opinie. Według jednych, pismo miało zastąpić zlikwidowaną „Trybunę Wol-
ności”, która stała się forum partyjnego betonu, wedle innych – neutralizować niepo-
słuszne tygodniki (głównie „Po prostu”) i zmniejszyć negatywne wrażenie na wypadek
branej pod uwagę jego likwidacji. Zdaniem Leopolda Tyrmanda, „Polityka” była nie-
udaną próbą kradzieży znaczenia „Po Prostu”, „jedynego ośrodka prawdziwej walki
o prawdziwe coś, jaki marksiści polscy poczęli i powili z własnego łona”. Powstaniu
pisma towarzyszyła atmosfera najróżniejszych domniemań, pojawiały się plotki, że
jest drukowane w Moskwie.
Tak, czy inaczej, tygodnik był „nasz” – jak określił go Gomułka – czyli dyspozy-
cyjny. Pisał to, co władze uznawały za pożyteczne i dopuszczalne. Punktem wyjścia
posłuszeństwa „Polityki” był sposób, w jaki definiowano wolność słowa, czemu tygod-
nik poświęcił uwagę już w pierwszym numerze, sytuując zjawisko w „warunkach dykta-
tury proletariatu”. Podobnym kluczem interpretacyjnym posługiwano się wobec tego,
co stało się w Polsce jesienią 1956 roku. Chciano w „Polityce” bronić zdobyczy Paź-
dziernika przed „reakcją”, destrukcją i rewizjonizmem. Zgodnie z tą filozofią, zagrożeniem
nie było więc ograniczanie zakresu wolności słowa, a jego poszerzanie. W bodaj naj-
trafniejszej ocenie nowego pisma zamieszczonej w pozostającym z nią w zasadniczym
sporze „Po prostu” zauważano, że „Polityka” nie jest uczestnikiem „ruchu odnowy”,
a jego nadzorcą, jest czymś „zewnętrznym”. Pierwsze numery „Polityki” redagowanej
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
przez Stefana Żółkiewskiego, a następnie (od czerwca 1958 roku) przez Mieczysława
F. Rakowskiego, rzeczywiście sprawiały wrażenie, jakby pismo pochodziło z minio-
nego okresu. Nie zyskiwało przez to sympatii i tym samym zainteresowania – w 1957
roku rozchodziło się w nakładzie około 6 tysięcy egzemplarzy, niewiele lepiej było
w 1958 roku, kiedy przy nakładzie 25 tysięcy egzemplarzy notowało nawet 50 procent
zwrotów.
Marksista – dowodził – nie ogranicza się do wołania o wolność, lecz pyta: wolność
dla kogo, wolność, w jakich warunkach, wolność w czyim interesie?
A sekretarz z całą pewnością do takich nie należał. Pod koniec dekady, w czer-
wcu 1968 roku, w podobnym duchu tłumaczył ideę wolności Edward Gierek. Bliski
rozumowaniu Gomułki zapewniał, powtarzając to, co w tej materii mówiono od końca
wojny, że nie ma i nie będzie „niczym nieograniczonej wolności słowa dla wrogów
socjalizmu”.
Dekretując tak pojmowaną swobodę wypowiedzi, nie poprzestawano w wysiłkach
zmierzających do identyfikacji świata dziennikarskiego z systemem politycznym.
Służyła temu dbałość o utrzymywanie pełnej dyspozycyjności SDP, zwiększanie upar-
tyjnienia środowiska oraz powierzanie dziennikarzom mandatów poselskich. Po
wyborach 1961 roku w ławach poselskich zasiadło 19 dziennikarzy, w tym szefowie
„Trybuny Ludu” Leon Kasman (1948–1968 członek KC) oraz „Życia Warszawy” Henryk
Korotyński (1958–1962 zastępca członka KC). W sejmie kadencji 1961–1965 znaleźli
się nie tylko dziennikarze partyjni. Mandat zachowali Stefan Kisielewski i Stanisław
Stomma, po raz pierwszy posłem został Tadeusz Mazowiecki, redaktor „Więzi”.
Zasada łączenia stanowisk redaktorów kluczowych tytułów ze stanowiskami we
władzach partii dotyczyła szefostwa SDP. W 1968 roku prezes Stowarzyszenia Sta-
nisław Mojkowski, od tego roku także redaktor naczelny „Trybuny Ludu” oraz poseł
na sejm, został członkiem KC. W końcu 1969 roku wszyscy szefowie terenowych
dzienników PZPR byli członkami SDP. Jeden – Maciej Szczepański, kierujący „Try-
buną Robotniczą” – pełnił funkcję zastępcy członka KC. Na siedemnastu redakto-
rów, szesnastu było członkami plenów Komitetów Wojewódzkich partii, a jedenastu
członkami egzekutyw KW.
Ubezwłasnowolnianie środowiska dziennikarskiego szło w parze z eskalacją
represji. W lutym 1962 roku zapadła decyzja o likwidacji Klubu Krzywego Koła. Forum
to zostało powołane do życia siedem lat wcześniej nie bez udziału MSW, było tym nie-
mniej miejscem nieskrępowanej wymiany myśli. Zamknięcie Klubu zbiegło się z pro-
cesem Anny Rudzińskiej (początek lutego 1962 roku), podobnie jak Rewska oskarżonej
o utrzymywanie kontaktów z Jerzym Giedroyciem. Rozprawa toczyła się przy drzwiach
zamkniętych i zakończyła się orzeczeniem kary roku więzienia. W ogłoszonej przez
prasę notatce PAP, Rudzińska została oskarżona o podjęcie się „za 170 dolarów”
przekładu książki, „której treścią było szkalowanie Polski i innych krajów socjalisty-
cznych”. Giedroycia, który rzecz miał wydać, przedstawiano jako „byłego dwójkarza”.
Sprawie nadano szerszy wymiar, pisały o niej „Życie Warszawy”, „Sztandar Młodych”,
„Słowo Powszechne”, „Echo Krakowa” i oczywiście „Trybuna Ludu”.
Przed aresztowaniem Rudzińskiej zatrzymano i skazano Andrzeja Markiewicza,
byłego pracownika PAX-u, który publikował w „Kulturze” i przesłał Giedroyciowi
materiał dotyczący przeszłości Bolesława Piaseckiego.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Pismo jest przerażające. Czegoś podobnego nie było nawet w okresie stalinowskim.
W zespole redakcyjnym same szmaty najgorszego gatunku.
List 34
Klimat wczesnych lat 60. coraz bardziej odległy od tego z jesieni 1956 roku
skłaniał do protestu i oporu. Powodów dostarczały nie tylko gorliwość cenzury, ale
także ograniczenia w przydziale papieru, co znajdowało wyraz w zmniejszających się
nakładach książek i czasopism. Sprawę tę w styczniu 1964 roku poruszył Zarząd SDP.
W styczniu i lutym na forum ZLP po raz kolejny otwarcie krytykowano zaostrzającą
się cenzurę oraz postulowano założenie nowego czasopisma kulturalnego. Mówili
o tym pisarze i publicyści Antoni Słonimski i Paweł Jasienica oraz Stanisław Mackie-
wicz, Stefan Kisielewski i Melchior Wańkowicz.
Jeszcze przez zebraniami ZLP od końca 1963 roku grupa pisarzy zastanawiała
się nad daniem wyrazu niezadowoleniu z polityki kulturalnej i medialnej władz, które
przekroczyłoby ramy organizacji twórczych. Protestowi postanowiono nadać formę
listu. Zdecydowano, że podpiszą go osoby najbardziej znane, reprezentujące różne
środowiska, w związku z czym przybierze on wyraz memoriału wartości bliskich nie
tylko pisarzom. List opracowany przez Antoniego Słonimskiego podpisały 34 osoby.
W marcu 1964 roku przesłano go na ręce premiera Józefa Cyrankiewicza. Składał się
z dwóch zdań:
Sygnatariuszami byli pisarze, naukowcy oraz ludzie prasy – m.in. Stefan Kisie-
lewski, Stanisław Mackiewicz, Melchior Wańkowicz oraz Jerzy Turowicz.
Reakcja władz była charakterystyczna tyle dla ówczesnego sposobu uprawiania
polityki, co dialogu i języka, jakim był prowadzony. Protest nie został ogłoszony w kra-
jowych mediach, upowszechniło go natomiast Radio „Wolna Europa”. W związku
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
nie może być przeciwnikiem ustroju socjalistycznego. Pisarz stał się ciałem obcym
w Związku Literatów Polskich.
Zwraca uwagę wspólnota biografii represjonowanych. Wyjąwszy Karsov byli to
ludzie w podeszłym wieku (Grzędziński w 1965 roku – 75 lat, Miller również), któ-
rzy – z wyjątkiem Millera – przeszli przez emigrację, a edukację obywatelskiej aktyw-
ności pobierali w II Rzeczpospolitej.
Agentura
Pozyskiwanie do współpracy z policją polityczną osób ze środowiska dzienni-
karskiego nie było procederem nowym – rozpoczęło się zaraz po wojnie. Agentura
okazywała się użyteczna, o czym świadczył udział SB w wykrywaniu i represjono-
waniu osób, które nie uznawały za stosowne dostosowywać się do reguł narzucanych
przez władze. Tajni współpracownicy otrzymywali częściej zadania rozpracowywa-
nia zespołów redakcyjnych niż podejmowania działań zapobiegających publikacji
materiałów szkodliwych dla władz – o to dbała cenzura.
MSW nie dysponowało w mediach dużą, w porównaniu z liczebnością środo-
wiska, liczbą agentów. Z materiałów ministerstwa wynika, że w końcu 1969 roku
współpracowało 70 dziennikarzy, co wydaje się liczbą niewielką. W większych miastach
liczba tajnych współpracowników przedstawiała się następująco: w Warszawie 4 osoby,
w Łodzi – 6, w Katowicach – 5, a w Krakowie – 1, we Wrocławiu – 1. Powodem tego
stanu rzeczy nie musiała być niechęć do współpracy bądź nikłe umiejętności wer-
bunkowe oficerów SB, a raczej wysoki stopień upartyjnienia środowiska. MSW, przy-
najmniej teoretycznie, nie pozyskiwało do współpracy członków PZPR, nie znaczy
to jednak, że nie odstępowano od tej zasady – świadczą o tym przypadki Kazimierza
Koźniewskiego („Przekrój”, „Polityka”) oraz Zbigniewa Sołuby, redaktora naczelnego
„Expresu Wieczornego”.
Milenium
Pierwsza z dwóch wielkich kampanii, które władze prowadziły w latach 60., była
związana z przygotowaniami Kościoła do obchodów tysiąclecia chrztu Polski. Powody
jej podjęcia były więcej niż zrozumiałe. Milenium, choć może nie wprost, podważało
„socjalistyczny” charakter współczesnej Polski, definiując jej mieszkańców jako kato-
lików, a tym samym delegitymizując formalnie niezalegalizowaną przecież komuni-
styczną władzę.
Działania mające osłabić wydźwięk obchodów milenijnych podjęto już w 1957 roku.
Szły one w parze z przygotowaniami Kościoła i były na nie odpowiedzią. Milenium
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
problemu – z pewnością nie w imieniu państwa i jego władz, ani społeczeństwa. Koś-
ciół miał prowadzić własną politykę, niezwiązaną z interesami kraju, w którym działał
i zamieszkujących go obywateli. Więcej nawet, „uwłaczał narodowej godności” oraz
„policzkował” naród. Dla „Żołnierza Wolności” Orędzie oznaczało „rozgrzeszanie
hitlerowskich ludobójców”. Przedmiotem krytycznych uwag I Sekretarza stał się Jerzy
Turowicz, redaktor „Tygodnika Powszechnego”, który poparł i bronił wystąpienia
biskupów. W styczniu 1966 roku Gomułka poświęcił jego poglądom dłuższe prze-
mówienie ogłoszone m.in. przez „Trybunę Ludu”.
Uzupełnienie głównego porządku kampanii tworzyły informacje o nasilających
się w Niemczech Zachodnich tendencjach odwetowych i neofaszyzmie. Próbowano
wpajać przekonanie, że polski episkopat daleki jest od entuzjazmu dla odnowy poso-
borowej, że prymas właściwie sabotuje politykę papieża, dystansując się od jego apelu
w sprawie zakończenia wojny w Wietnamie.
Polemiki prowadzono z dokumentem, którego treści nie znała duża część spo-
łeczeństwa, powtarzała się więc sytuacja z Listem 34. Według władz, odpowiedzial-
ność za ten stan rzeczy spadała na episkopat. W grudniu 1965 roku tekst Orędzia
ogłosił tygodnik „Forum” publikujący przedruki z prasy zagranicznej. Zostało ono skró-
cone i celowo przeinaczone, na co uwagę zwróciło „Życie Warszawy”, stojące w pier-
wszym szeregu dzienników atakujących Kościół.
Zwieńczeniem kampanii milenijnej były obchody tysiąclecia państwa zorgani-
zowane 22 lipca 1966 roku. Samozadowolenie okazywane przez przywódców partii
i państwa mogło sugerować, że z propagandowego starcia z Kościołem zwycięsko
wyszła władza, szybko okazało się jednak, że były to jedynie pobożne życzenia. Kam-
pania milenijna, niczym nie szkodząc Kościołowi, brew intencjom jej inicjatorów,
wzmocniła autorytet i pozycję prymasa Wyszyńskiego.
mediów, które uznane zostały za stronników Izraela, ale także wszyscy, który występo-
wali przeciw polityce partii. Młodzież studencka protestująca przeciw zdjęciu Dziadów
w Teatrze Narodowym (styczeń 1968) oraz podobnie myśląca grupa pisarzy, dająca
wyraz swemu niezadowoleniu z polityki kulturalnej i zaostrzającej się cenzury (zebra-
nie Oddziału Warszawskiego ZLP w lutym 1968 roku), dyrektor Rozgłośni Polskiej
Radia „Wolna Europa” oraz redaktor paryskiej „Kultury”. Syjonistami byli redaktorzy
Encyklopedii Państwowego Wydawnictwa Naukowego odpowiedzialni za skanda-
liczne, zdaniem „partyzantów”, hasło dotyczące hitlerowskich obozów koncentra-
cyjnych. W tym wypadku, nie bez powodu, zdecydowano się przywołać nazwiska
byłego cenzora Tadeusza Zabłudowskiego, Stefana Staszewskiego, Jerzego Baumirttera
(radio, „Trybuna Ludu”) oraz byłego naczelnego „Nowej Kultury” – Paweł Hoffmana.
Miało to dawać do zrozumienia, że rozprawa z „syjonizmem” jest także rozprawą
z nierozliczonym stalinizmem.
„Syjonizm”, który potępiano i z którym walczono, stał się najbardziej pojemną
i uniwersalną formą wroga peerelowskiej propagandy. Identyfikowano go z postawą
„antynarodową” i „antypatrioptyczną”, sytuowaną blisko „kosmopolityzmu”. Wpisy-
wano w jego figurę poszczególnych ludzi, książki, filmy, politykę, rządy państw – bez
dbałości o sens i logikę. „Syjonizm” łączył cele stawiane sobie przez wrogów zewnętrz-
nych – Izrael, Republikę Federalną Niemiec i Stany Zjednoczone – oraz wewnętrznych.
Stalinowcy szli tu pod rękę z organizatorami zajść na Uniwersytecie (dziećmi „ban-
krutów politycznych pochodzenia żydowskiego”), protestującymi pisarzami oraz
rewizjonistami pozostającymi w sojuszu z „klerykałami”.
Według jednego z propagandystów PAX-u, linia polityczna „Znaku”, którego
posłowie protestowali w sejmie przeciw represjom wobec młodzieży studenckiej, była
„w jakiejś mierze stykiem syjonizmu z politycznym klerykalizmem”. W jednym sze-
regu ustawiano wszystkich tych, który ośmielili się myśleć inaczej i dawać temu wyraz.
Osoby, które oklaskiwały Dziady Kazimierza Dejmka, należały, wedle redaktora naczel-
nego „Życia Literackiego” Władysława Machejka, do „klaki” mającej charakter „anty-
radziecki i prosyjoniostyczny”. Po agresji na Czechosłowację (sierpień 1968) okazało
się, że można dostrzec podobieństwa między „reakcją”, która chciała wyrwać kraj ze
wspólnoty socjalistycznej, a inspiratorami Marca.
W kampanii antysjonistycznej można wyróżnić dwie fazy – od wojny sześcio-
dniowej do początków marca 1968 roku oraz od marca 1968 roku do końca czerwca,
kiedy to uległa złagodzeniu. Da się w niej również zauważyć dwa poziomy. Ten, któ-
rego przejawem było dawanie odporu „obiektywnemu”, w co zdawał się wierzyć
Gomułka, zagrożeniu syjonistycznemu i ten, który pod przykrywką walki z syjoniz-
mem był przejawem ofensywy nacjonalistycznej frakcji w PZPR.
W obu wypadkach w centrum uwagi pozostawał wielopostaciowy wróg, ale
pobocznymi celami stawały się niektóre tytuły, które według „partyzantów” nie przy-
łączając się do chóru, obnażały swoją „prawdziwą” naturę. Dla moczarowców takim
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
zaświadczali tak różniący się od siebie obserwatorzy , jak Stefan Kisielewski i Mie-
czysław F. Rakowski. W kwietniu 1968 roku redaktor „Polityki” zauważył, że:
Takiego dna, jakie osiągnęło w tych dniach dziennikarstwo polskie, to jeszcze nigdy
historia nie zapisała.
kłamstwo (...) deprawuje człowieka. (...) Posługiwanie się kłamstwem nie tylko
szkodzi dobru wspólnemu, ale prowadzi do podważenia podstaw życia społecznego
(...). Poszukiwanie i głoszenie prawy jest środkiem obrony przed poddaniem człowieka
w niewolę (...). Pisarze, publicyści, ludzie pióra, apelujemy do Was: Piszcie prawdę,
brońcie prawdy, we wszystkich dziedzinach życia i nauki.
młodzież zachowuje się niezgodnie z oczekiwaniami, ktoś popełnił błędy i musi ponieść
odpowiedzialność. W sprawie tej wypowiedziało się zresztą SDP. W czerwcu 1968
roku podjęto uchwałę, w której stwierdzano, że:
ani istniejący model prasy, ani dotychczasowy stan naświetlania problemów młod-
zieży na łamach prasy masowej nie mogą zabezpieczyć realizacji tych zadań, które Partia,
jako przewodnia siłą narodu polskiego stawia w obecnej chwili przed całym aktywem
społecznym odpowiedzialnym za wychowanie młodego pokolenia Polski Ludowej.
Ruch
W końcu lat 60. protestowano nie tylko jawnie, konkretny kształt przybrała
wówczas tajna, antykomunistyczna organizacja Ruch. We wrześniu 1969 roku zaczął
wychodzić jej „Biuletyn” redagowany przez Emila Morgiewicza i Andrzeja Czumę.
Pismo to było pierwszym od końca lat 40. periodykiem podziemnym. Ukazało się
zaledwie sześć numerów w nakładzie po około 400 egzemplarzy, równie niewielki
był zasięg oddziaływania. Powstanie „Biuletynu” miało jednak znaczenie, dowodziło
bowiem prób przełamywania monopolu informacyjnego, a więc tego, że niezależna
prasa może być miejscem prezentowania myślenia wolnego od cenzuralnych defor-
macji.
W lecie 1970 roku Ruch został rozbity aresztowaniami. Proces odbył się w naprze-
łomie września i października 1971 roku – posypały się długie wyroki, najsurowszy
otrzymał Andrzej Czuma skazany na 7 lat więzienia (Morgiewicz na 4 lata). Idea prasy
w pełni niezależnej nie została jednak pogrzebana. Wrócono do niej sześć lat później.
Grudzień 1970
W końcu 1970 roku polskie media sprawiały wrażenie, jakby życie codzienne
w kraju toczyło się spokojnym rytmem. Sprawcą tego pozoru była cenzura uważnie
przyglądająca się (w sprawozdaniach pisano o „poważnych ingerencjach”) publika-
cjom dotyczącym sytuacji na rynku wewnętrznym. Eliminowano z nich wszystko, co
wskazywało na braki lub niedostatki, a tym bardziej na niezadowolenie społeczeństwa.
Nie można wykluczyć, choć to dywagacja, że ujawnianie trudności, i tak przecież widocz-
nych gołym okiem, spowodowałoby inną reakcję na podwyżki cen (nazywane „zmianą
cen detalicznych szeregu artykułów”) ogłoszone w grudniu 1970 roku, to znaczy
pozwoliło na uniknięcie rozlewu krwi.
Metody propagandowe, po jakie sięgnęły wówczas władze, stanowiły kolejny
dowód tego, jak dalece polityka Gomułki z końca dekady różniła się od klimatu, w któ-
rym obejmował władzę przed czternastu laty oraz tego, jak polityka informacyjna
z grudnia 1970 roku bliska była tej z czerwca 1956 roku. Wyjątek stanowiła próba zablo-
kowania wiadomości o tym, co działo się w Trójmieście i Szczecinie. W kilka godzin
po rozpoczęciu rozruchów w Gdańsku, w poniedziałek 14 grudnia, wprowadzono
ścisłą blokadę komunikacyjną. Przerwane zostały połączenia telefoniczne i teleksowe.
Zdecydowano o zamknięciu obszaru miasta dla korespondentów zachodnich agencji
prasowych, ograniczając im przy okazji swobodę poruszania się po kraju, zmieniono
część połączeń kolejowych i lotniczych, kontrolowano jadące na Wybrzeże samo-
chody. Obostrzenia dotknęły portu gdańskiego, który został zamknięty – kapitanowie
niektórych statków oczekujących na redzie dostali polecenie wypłynięcia w morze
(dotyczyło to około dwudziestu jednostek).
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Media w statystyce
Od przełomu lat 50. i 60. w Polsce stopniowo rosła liczba tytułów oraz nakłady
i objętość prasy. W 1958 roku ukazywały się 923 gazety i czasopisma, w tym 53 dzien-
niki o jednorazowym łącznym nakładzie 21,4 miliona egzemplarzy. W 1962 roku
liczba tytułów wynosiła 1100 (53 dzienniki), cztery lata później – 1418 (nadal 53
dzienniki), by w końcu dekady wzrosnąć do 1685 (54 dzienniki), większy był również
łączny nakład i wynosił 30 milionów egzemplarzy.
Interpretacja tych danych nie nastręcza problemów. Władze ustabilizowały
liczbę tytułów prasy codziennej, zezwalając na zwiększanie segmentu czasopism oraz
stopniowo podnosiły nakłady prasy codziennej i czasopism. Tendencja ta jest widoczna
w przypadku „Trybuny Ludu”. W 1958 roku dziennik ukazywał się w nakładzie 217
tysięcy egzemplarzy, w 1962 roku – 262 tysięcy, 1966 – 323 tysięcy, a w 1969 – 405 ty-
sięcy egzemplarzy.
Lata 1955–1956 były czasem emocji politycznych, w których cieniu powstawało
nowe medium, czyli telewizja. Program eksperymentalny nadawano od kwietnia 1955
roku przez dwie, trzy godziny dziennie. Rok później powołano Warszawski Ośrodek
Telewizyjny i zaczęto tworzyć ośrodki terenowe (Łódź, Poznań, Katowice, Kraków).
W styczniu 1958 roku na antenie pojawił się Dziennik. Telewizja wchodziła na drogę,
która w ciągu dziesięciu lat zaprowadzi ją do roli najważniejszego środka komuni-
kowania. W grudniu 1960 roku Komitet do spraw Radiofonii „Polskie Radio” zmienił
nazwę na Komitet do spraw Radia i Telewizji „Polskie Radio i Telewizja”. W 1958 roku
w Polsce było zarejestrowanych 84 abonentów telewizyjnych, na początku lat 60.
– 425 tysięcy. Skokowy wzrost tej liczby nastąpił w latach 1964–1965 za sprawą
relatywnego spadku cen odbiorników oraz możliwości odbioru programu na coraz
większym obszarze kraju. W 1963 roku liczba abonentów wynosiła 959 tysięcy, w 1965
– 2,1 miliona, w 1968 roku 3,4 miliona, a rok później 3,8 miliona. Mimo że większą część
telewizorów rejestrowano w miastach (2,9 miliona), zasięg oddziaływania telewizji
nie budził wątpliwości. Wydłużał się także czas emisji – w 1966 roku był on prawie
sześciokrotnie większy niż w 1955 roku.
Stabilizacji uległa natomiast liczba abonentów radia. W 1958 roku było ich
4,4 miliona, w 1965 roku – 5,6 miliona i wielkość ta utrzymała się na niezmienionym
poziomie do 1969 roku. W latach 1955–1960 wydłużał się czas emisji, by później ulec
skróceniu i utrzymywać się w latach 1965–1966 na poziomie około 30 procent wyższym
niż w poprzedniej dekadzie.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ROZDZIAŁ 13
Dekada pomyślności
(1970–1980)
Idzie nowe?
W polityce medialnej początku lat 70. nietrudno dostrzec elementy stylu nowej
ekipy rządzącej. Nowy I Sekretarz o wiele lepiej niż Gomułka rozumiał rolę mediów,
a chcąc zaskarbić sobie i utrzymać popularność, umiał je wykorzystywać sposobniej
niż poprzednik.
Jedną z różnic w stosunku do lat 1956–1970 było przydawanie mniejszego zna-
czenia kategorii wroga wewnętrznego. Figury tej nie odesłano do lamusa, sięgano
jednak po nią rzadziej. W październiku 1971 roku Mieczysław F. Rakowski, szef „Poli-
tyki”, zanotował w swoim Dzienniku, że Polska:
Polityka medialna lat 70. nie mogła nie objąć środowiska dziennikarskiego.
Podobnie jak wcześniej traktowano je przedmiotowo. Lojalność identyfikowaną jako
pełna dyspozycyjność utożsamiano z członkostwem w PZPR. Dbano więc, by rósł
współczynnik upartyjnienia, zwłaszcza dziennikarzy funkcyjnych, bądź wchodzących
w skład władz SDP różnego szczebla. W połowie lat 70. członkowie PZPR stanowili 90
procent osób zasiadających w zarządach oddziałów stowarzyszenia. W przypadku dele-
gatów na IX zjazd SDP (wrzesień 1974) wskaźnik ten wynosił 94 procent. Kandydatury
wszystkich delegatów uzgadniano z instancjami partyjnymi, aprobował je Wydział Pro-
pagandy. Kryteria te obowiązywały przy wyborach do centralnych władz stowarzysze-
nia. W 1974 roku w trakcie wyborów do Zarządu Głównego SDP doszło do skreślenia
z listy kandydatów „niektórych towarzyszy o uznanym autorytecie zawodowo-poli-
tycznym”. Takim wypadkom starano się przeciwdziałać, nie znaczyło to jednak, że przy-
zwalano, by we władzach SDP zasiadały osoby bez aprobaty partii. W 1974 roku nowym
prezesem został Jan Mietkowski, a do liczącego 70 osób Zarządu Głównego weszło
59 członków partii. Hasło „pełnej identyfikacji wszystkich dziennikarzy z polityką PZPR”
po raz kolejny znalazło odbicie w rzeczywistości. Potwierdził je kolejny zjazd (1978),
na którym stanowisko prezesa SDP powierzone zostało Józefowi Bareckiemu, pełniącemu
funkcje redaktora naczelnego „Trybuny Ludu”, od 1976 roku członka KC PZPR.
Trzymając w garści dziennikarzy, którzy in gremio nie sprawiali wrażenia, by ta
sytuacja specjalnie im przeszkadzała, władze mogły sobie pozwolić na gesty wobec
inteligencji twórczej. W politykę tę wpisywało się wyjście naprzeciw postulatom śro-
dowiska pisarskiego formułowanym w latach 60. Najpierw, w maju 1971 roku, założono
miesięcznik „Literatura na Świecie”, przynoszący przedruki autorów, którzy nie we
wszystkich przypadkach mogli liczyć na wydanie w Polsce swoich książek. Redakto-
rem pisma został Wacław Kubacki, którego niebawem zastąpił współpracujący z SB
Wacław Sadkowski.
W lutym 1972 roku ukazała się „Literatura”, nowy tygodnik społeczno-kulturalny
zbudowany na gruzach zamkniętej w 1971 roku „Współczesności”. Pismo redagował
Jerzy Putrament, od czasów powojennych pisarz-nadzorca twórców i literatury. Ku
zaskoczeniu tygodnik okazał się być pismem zarówno ciekawym, jak i nieprzezna-
czonym do uprawiania natrętnej propagandy. Był odpowiedzią na nowe czasy i nowe
wyzwania. Publikował teksty pisarzy i publicystów, którzy do tej pory nie cieszyli się
sympatią władzy, zajmował się najnowszą literaturą zachodnią, w tym tą śmiałą oby-
czajowo, co nie mieściło się w normach gomułkizmu, stanowił forum sprawiających
wrażenie autentycznych dyskusji.
Po grudniu 1970 odetchnął, choć z pewnością nie głęboko i nie na długo, „Tygod-
nik Powszechny”. Tu znakiem nowego był powrót Stefana Kisielewskiego skazanego na
niebyt w marcu 1968 roku. Od końca marca 1971 roku felieton Kisiela był jak dawniej,
forum myśli niepoddającej się okolicznościom, na przeszkodzie czemu stała gorliwość
cenzora. Jego ołówek i nożyczki mierzyły się nie tylko z felietonistyką Kisielewskiego.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
W kwietniu 1972 roku („Tygodnik Powszechny”, nr 14) ukazał się wywiad z pisarzem
z okazji czterdziestolecia jego działalności publicystycznej, z którego cenzura zdjęła
blisko połowę, przeinaczając przy okazji wymowę tekstu.
Trudno zatem mówić o zmianie stanowiska wobec pisma, bardziej o wycofaniu
się z praktyk marcowych. Na fenomen „Tygodnika” w latach 70. składała się obec-
ność autorów o światopoglądzie odległym od katolicyzmu. Pisał tu Antoni Słonim-
ski, autor felietonu sąsiadującego z rubryką Kisiela, okazjonalnie współpracował Wik-
tor Woroszylski, który systematycznie drukował w „Więzi”. Te dwa nazwiska, przed-
stawiciela inteligencji laickiej oraz poety w dobie stalinizmu gorliwie wyznającego
socrealizm, budowały inny niż dotychczas wymiar tytułu. „Tygodnik” stawał się nie
tylko trybuną inteligencji katolickiej – był forum niezależnej myśli, wyrażał opinie
także tych, którzy rozstali się z marksizmem lub dawali wyraz swojej samodzielności.
Jeśli mowa o „swobodach” początku lat 70. nie sposób nie wspomnieć o książce,
którą można uznać za ewenement tamtych czasów. W 1971 roku Bogdan Cywiński
opublikował w wydawnictwie „Więź” esej historyczny Rodowody niepokornych trak-
tujący o postawach ideowych polskiej inteligencji przełomu XIX i XX wieku. Książka
miała ponadczasowy wymiar, wpłynęła na sposób myślenia, wzmogła nonkonfor-
mizm i sprzyjała aktywizowaniu sprzeciwu. Przypominała cnotę nieposłuszeństwa
w myśleniu wpisaną w etos inteligencki, zagubioną, choć z pewnością nie przez wszyst-
kich, po 1945 roku. Zdawała się poszerzać pole wolności, a więc i świadomość tego,
co można robić w warunkach jej braku.
Politykę pojednawczych gestów wobec inteligencji jeszcze przed tym, zanim się
skończyła, prowadzono w granicach, których nie wolno było przekraczać. Wśród pra-
cowników i współpracowników państwowej prasy, radia i telewizji nie było miejsca
na osoby przejawiające daleko idącą samodzielność oraz na takie, które dawały wyraz
swoim przekonaniom, jeśli były one różne od oficjalnych. W 1973 roku przerwano
w „Polityce” druk Alfabetu wspomnień Antoniego Słonimskiego. Była to kara za wy-
stąpienie poety podczas zjazdu PEN-Clubu w Sztokholmie. W tym samym roku
z pracy w Polskim Radiu (Redakcja Słuchowisk) zwolniono Kazimierza Orłosia. Tu
powodem było opublikowanie w paryskim Instytucie Literackim powieści Cudowna
melina. Pisarz wyrzucony został także z redakcji „Literatury” oraz objęty zakazem
druku. W 1975 roku „Polityka” rozstała się z Andrzejem Szczypiorskim za podpis
pod tzw. Listem 15, domagającym się praw dla Polaków mieszkających w ZSRS. Mie-
czysław F. Rakowski, redaktor naczelny „Polityki”, zakazał dziennikarzom swego pisma
angażowania się w jakiekolwiek działania niezależne podjęte w Polsce po 1976 roku.
Odnoszono i inne sukcesy. Redakcję „Szpilek” (1975 roku) objął Witold Filler,
który w 1968 roku dał się poznać jako osoba raczej pozbawiona poczucia humoru,
choć propagandowo nader przydatna. W 1976 roku redaktorem naczelnym „Odry”
w wyniku sprawnie przeprowadzonej przez SB „kombinacji operacyjnej” został Wal-
demar Kotowicz.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Aluzje władz dających do zrozumienia, że znają RWE od podszewki ani nie zakłóciły
funkcjonowania radia, ani nie zmieniły zasięgu jego odbioru. Były natomiast kolejnym
dowodem dokuczliwości rozgłośni, skutecznie przeciwdziałającej praktyce mono-
polizowania wpływu na społeczeństwo. Nawiasem mówiąc, dla zminimalizowania
szkodliwości RWE władze PRL podejmowały działania nie tylko w przestrzeni pro-
pagandowej. Do połowy lat 70. przywódcy PRL kilkakrotnie zabiegali o zamknięcie
RWE, m.in. w trakcie spotkań dyplomatycznych na najwyższym szczeblu. W maju
1971 roku, czyli niedługo po ujawnieniu się Czechowicza, do rządów USA i RFN wy-
stosowano noty w sprawie likwidacji rozgłośni. Do sprawy powrócono w czasie wizyty
w Warszawie prezydenta Richarda Nixona na przełomie maja i czerwca 1972 roku
oraz rewizyty Gierka w USA (październik 1974), a także podczas wizyty I Sekretarza
we Francji (październik 1972). Poruszono wówczas także kwestię „Kultury” oraz
„innych ośrodków wrogiej propagandy”. Wszystkie te usiłowania pozostawały w związku
z misją Czechowicza, ale i z sytuacją międzynarodową. Korzystając z odprężenia sto-
sunkach Wschód–Zachód, władze PRL chciały doprowadzić do zamknięcia radia.
Nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, tak samo zresztą jak ponawiane próby
skompromitowania Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
Propaganda sukcesu
„Propaganda sukcesu” to termin opisujący cele i środki działań informacyjnych
podjętych przez władze w początku lat 70. Pojęcie odnosi się wyłącznie do dekady
gierkowskiej, co może sugerować prowadzenie w tym czasie jakiejś nowej, to znaczy
innej niż wcześniejsza polityki propagandowej. Takie stawianie sprawy jest nie do
obrony. Sens zabiegów informacyjnych podjętych po grudniu 1970 roku nie odbiegał
znacząco od tych podejmowanych wcześniej, przypominając pod pewnymi wzglę-
dami wzory z lat 50., czyli czasów forsownej industrializacji. W porównaniu z okresem
wcześniejszym (latami 60.) zmianie uległy proporcje, zastosowanie innego instru-
mentarium, to znaczy telewizji oraz odejście od batalii z wrogiem wewnętrznym
w roli głównej. Do retoryki tego rodzaju nie powrócono zasadzie nawet po 1976 roku,
czyli wówczas, gdy figura taka zmaterializowała się w osobie opozycji demokratycznej.
Sięgnięto wówczas po wypróbowany oręż kampanii dyskredytującej, głównie Komi-
tet Obrony Robotników (KOR), ataki nie ułożyły się jednak w zwarty „kampanijny”
porządek wypowiedzi towarzyszących działalności KOR. Było to o tyle zrozumiałe,
że impet ataków mógł sugerować znaczenie, jakie władze przywiązują do środowiska,
przeciw któremu były kierowane, to zaś kolidowało z tezą skupienia całego narodu
pod egidą partii oraz I Sekretarza.
Trwająca dekadę „propaganda sukcesu” – wielowątkowa, permanentna kampania
medialna – była zabiegiem na pozór zręcznym i pragmatycznym. Brak wewnętrznego
przeciwnika skłaniał do przekonania o powszechnym poparciu dla nowego przywódcy
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
instruktaż kontrolny. Podkreślano „postęp”, jaki dokonał się od 1945 roku, uwypu-
klając przyspieszenie ostatnich pięciu lat. Jubileusz PRL uświetniano oddawaniem
do użytku szeregu obiektów. Istny ich wysyp nastąpił w lipcu 1974 roku, kiedy otwarto
m.in. Port Północny w Gdańsku, w Warszawie zaś Trasę Łazienkowską i Wisłostradę.
Podobnie było w następnych latach. W grudniu 1975 roku media relacjonowały odda-
nie do użytku Dworca Centralnego w Warszawie, co nie było równoznaczne z zakoń-
czeniem jego budowy. Podkreślano, że budowniczowie, chcąc uczcić zbliżający się
VII zjazd PZPR, wyprzedzili plan o 33 miesiące.
Inwestycją, która ogniskowała uwagę środków przekazu, była budowa Huty
Katowice. Kombinat stał się symbolem tempa i jakości rozwoju, a informacje o jego
zdolnościach produkcyjnych współgrały z podkreślającymi potencjał przemysłowy
PRL. Budowa była oczkiem w głowie I Sekretarza, a właściwie pomnikiem stawianym
przezeń sobie samemu Gierek kilkakrotnie, zawsze w obecności kamer, doglądał
postępów prac. W 1974 roku na budowie kombinatu wizytującemu Polskę z okazji
jubileuszu Leonidowi Breżniewowi wręczono tytuł „honorowego członka załogi”. Huta
była tematem, do którego stale powracała PKF – z okazji wizyty przywódcy ZSRS
ukazała się jej specjalna, kolorowa edycja. Wiosną 1976 roku kluczową informacją
w mediach było rozpoczęcie produkcji przez pierwszy wielki piec.
Dla propagowania sukcesów polityki Gierka wykorzystywano jego aktywność
na arenie międzynarodowej. W porównaniu z latami 60. zaszła tu zauważalna różnica,
I Sekretarz składał dużo więcej wizyt zagranicznych niż Gomułka, Polska natomiast
gościła szereg przywódców świata zachodniego. Skłaniało to do nadawania Gierkowi
formatu polityka o międzynarodowym wymiarze, cieszącego się w świecie dobrą opinią.
Treściom „propagandy sukcesu” zostały przyporządkowane formy przekazu.
Zgodnie z zasadą, że czołową rolę informacyjną ma pełnić telewizja, rozbudowano
główny program informacyjny. Jesienią 1976 roku Dziennik emitowany o 19.30
stał się Wieczorem z dziennikiem, którego czas emisji wydłużono do 70 minut. Audy-
cja prowadzona przez trzech dziennikarzy zazwyczaj zaczynała się od informacji
poświęconych I sekretarzowi przy zastosowaniu pełnej tytulatury (I Sekretarz Komitetu
Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej towarzysz Edward Gierek).
Dominowała w niej krajowa tematyka polityczna i ekonomiczna (nawet do 90 pro-
cent zawartości). Dziennik stał się wizytówką tego, co oficjalnie dzieje się w kraju oraz
sposobu informowania społeczeństwa. Pokazywał szybko modernizującą się Polskę,
i gospodarską troskę I Sekretarza. Brak umiaru i schemat prezentowania rzeczywis-
tości z pewnością nie sprzyjał recepcji, czego wyrazem były potoczne określenia
Wieczoru mianem Godziny dobrobytu albo Wieczoru trzech króli. Na początku 1973
roku Stefan Kisielewski zauważał, że w przeciwieństwie do Polski w mediach krajów
zachodnioeuropejskich o gospodarce mówi się niewiele, za to gospodarka tam „idzie”.
W Polsce natomiast głównie się mówi, na domiar złego w sposób „maniakalny, pseudo-
naukowy, mętniacki, nie tykając istoty rzeczy”.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
należy wpisać artykuł dotyczący przyjaźni z ZSRS oraz „kierowniczej” roli partii w bu-
dowie socjalizmu. W mediach ukazało się na ten temat szereg identycznych wypowie-
dzi, bezpodstawnie, jak zwykle w takich wypadkach, nazywanych „ogólnonarodową
dyskusją”. Wzmacniano je listami od obywateli, którzy spontanicznie deklarowali
pełne poparcie dla proponowanych poprawek. Ich nasilenie było wprost proporcjo-
nalne do protestów przeciw zmianom, które jednak nie przedostawały się na pierw-
sze strony gazet.
Jednym z ostatnich akordów „propagandy sukcesu” był sposób relacjonowa-
nia wyprawy w kosmos majora Mirosława Hermaszewskiego w dniach 27 czerwca
– 3 lipca 1978 roku. Podnoszono, że był pierwszym Polakiem w przestrzeni kos-
micznej, dając jasno do zrozumienia, że wyprawa była odbiciem, i wyznacznikiem
międzynarodowej pozycji Polski oraz jej możliwości. Poczucie narodowej dumy
łączono z „wartościami internacjonalistycznymi”, kosmiczna eskapada była wyrazem
„przyjaźni polsko-radzieckiej”. Cały kraj pokryły plakaty informujące o wyprawie,
a telewizja uruchomiła specjalne „Studio Kosmos” relacjonujące jej przebieg. Nie
omieszkano dokładnie wymienić przedmiotów, jakie Hermaszewski, którego tytułowano
„kosmonautą-badaczem”, zabrał na pokład. Były to fotografie Edwarda Gierka i Leo-
nida Breżniewa, ziemia z pola bitewnego pod Lenino, miniaturowe wydania Mani-
festu PKWN, Manifestu komunistycznego oraz faksymile dzieła Kopernika, znaczki
VI i VII zjazdów partii, proporzec Huty Katowice, proporczyki różnych organizacji,
w tym PZPR, Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej oraz Ludowego Wojska Pol-
skiego, a także herby polskich miast wojewódzkich. W komentarzach podkreślano,
że wszystkie te przedmioty miały charakter „symboliczny”.
Nagłośnienie wyprawy miało całkiem prozaiczne, powiedzieć można wcale nie
kosmiczne, powody. Chodziło o to, żeby Polacy na możliwie długi czas odwrócili uwagę
od kłopotów i trudności dnia codziennego. Stąd emocje towarzyszące wyprawie zde-
cydowano podtrzymywać po jej zakończeniu. Służyła temu uchwała sejmu, którego
gościem był kosmonauta, nieprzypadkowo w przeddzień święta 22 lipca. Sejm wyraził
przekonanie, że lot Hermaszewskiego dowodził przemian, jakie „za prawą socjalizmu,
pod kierownictwem PZPR, dokonały się w życiu naszego narodu i państwa”. Do końca
lipca pierwszy Polak w kosmosie podróżował po kraju – złożył wizytę w Hucie Kato-
wice, co odnotowała prasa i PKF, odwiedził pola bitew Ludowego Wojska Polskiego,
składał kwiaty pod pomnikami, wszędzie „spontanicznie” zatrzymywany przez miej-
scową ludność. Po zakończeniu objazdu kraju kosmonauta-badacz odleciał na zlot
młodzieży do Hawany.
Zamknięciem kampanii wypełniających dekadę lat 70. były obchody związane
z 35-leciem PRL (1979). Ich założenia, zatwierdzone przez Biuro Polityczne, miały
służyć „pogłębieniu edukacji historycznej i politycznej społeczeństwa” i być konty-
nuacją, jak to określano „akcji polityczno-propagandowych” 60. rocznicy rewolucji
październikowej, 35. rocznicy powstania ludowego wojska polskiego, 30. rocznicy
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
„zjednoczenia polskiego ruchu robotniczego i 60. rocznicy założenia KPP. Celem nad-
rzędnym było „ukazanie drogi”, którą naród polski przebył pod przywództwem PZPR.
Kampania miała również pełniej i głębiej „oświetlać współczesne procesy rozwoju
kraju”.
Nie tylko język, jakim posługiwano w kampanii, i nie tylko jej treść były wystar-
czającymi powodami do tego, by ją ignorować. Polacy z coraz większym niepokojem
patrzyli na to, co działo się w gospodarce i w ich portfelach, czemu nie mogły zaradzić
zaklęcia zapewniające, że „budowa silnej, zasobnej i gospodarnej Polski gwarancją
naszego bezpieczeństwa i pomyślnego rozwoju”.
Styl „propagandy sukcesu” utrzymywały władze do końca dekady, będącej ich i jej
końcem. Nawet wówczas, gdy powszechnie zdawano sobie sprawę, że sytuacja gos-
podarcza jest fatalna, media zachowywały optymistyczny ton. Mankamenty takiego
sposobu informowania zauważano już kilka lat przez załamaniem gospodarczym. Było
jasne, że władza traci kontakt z rzeczywistością i ulega propagandowemu samozau-
roczeniu. Głosy krytyczne pod adresem „propagandy sukcesu” prowadzonej w warun-
kach kryzysu padały nawet na odprawach organizowanych w KC, nie przyniosło to
jednak większego skutku. Sterując mediami i narzucając im swoją wolę, ekipa Gierka
zdawała się wierzyć w to, co widziała na ekranie telewizora i czytała w gazetach.
Czerwiec 1976
Od 1975 roku rzeczywistość realna PRL coraz bardziej kontrastowała z tą, jaką
przedstawiano w mediach. Pogarszało się zaopatrzenie w żywność, co było skutkiem
narastającej dysproporcji pomiędzy wzrostem płac a rosnącą od nich wolniej podażą
artykułów rolnych. Chcąc zapobiec pustoszeniu półek sklepowych, władze stanęły przed
koniecznością wprowadzenia podwyżki cen żywności. Operacja była nadzwyczaj deli-
katna, zdecydowano się więc przeprowadzić ją z należytą ostrożnością. W Wydziale
Prasy KC opracowano tezy „tematów węzłowych”, które miały uprzystępniać media.
Głównym przesłaniem miała być ekonomiczna „konieczna niezbędność” – jako to ujęto
– wzrostu cen. Prasa, radio i telewizja dostały polecenie wyjaśniania zakresu i wielkości
podwyżek, zasady obliczania rekompensat oraz ich dobroczynnych skutków dla gos-
podarki (miała być „stymulatorem dla rozrostu produkcji rolnej”). Tę ostatnią kwestię
uważano za stosowne tłumaczyć ideą sojuszu robotniczo-chłopskiego, którego sens
uznano za niezbędne przypominać. O tym jak relacjonować wprowadzenie podwyżek
instruowano redaktorów naczelnych i komentatorów. Zalecono podkreślanie, że pod-
wyżki nie mają charakteru drenażowego, a poświęcona im publicystyka powinna
zawierać „rzeczową, faktograficzną argumentację”, unikać natomiast argumentów
stosowanych w 1970 roku, choć nie precyzowano, które z ówczesnych uzasadnień
miano na myśli. Za optymalny uznawano „ton bezpośredniej rozmowy ze społeczeń-
stwem na zasadzie jego współuczestnictwa i współodpowiedzialności za sprawy kraju”.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Opozycja
Powstanie w Polsce pozacenzuralnego, niezależnego obiegu wydawniczego było
związane z działalnością opozycji demokratycznej, która zaczęła formować się w połowie
1976 roku. Uprawnione są jednak rozważania, czy o istnieniu prasy, a właściwie tytułu
opozycyjnego – chodzi tu o „Tygodnik Powszechny” – nie można mówić już wcześ-
niej. W pojęciu opozycyjności prasy (mediów) mieści się ograniczona choćby nieza-
leżność i wynikająca z niej możliwość głoszenia poglądów krytycznych wobec władz.
Czy tak było w wypadku „Tygodnika”? Odpowiedź nie może być jednoznaczna. To,
że redakcja pisma żywiła przekonania antykomunistyczne, co nie było równoznaczne
z możliwością prezentowania tego stanowiska, dla nikogo nie było tajemnicą. W publi-
cystyce „Tygodnika” u progu lat 70. można było znaleźć, tak jak poprzednio, deklara-
cje świadczące o realistycznym (neopozytywistycznym) podejściu do rzeczywistości.
Za wyznaczniki sytuacji, w jakiej znajdowała się Polska, pojmowano sojusz z ZSRS,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
socjalistyczny sposób gospodarowania oraz kierowniczą rolę PZPR, ale także to, że
większość obywateli PRL była katolikami. Związki pisma z Kołem „Znak” były potwier-
dzeniem jego postawy. Jednocześnie zarówno redaktorzy „Tygodnika”, jak i jego czy-
telnicy, zdawali sobie sprawę, że granice krytycyzmu wobec polityki partii wyznacza
cenzura. Bez względu zatem na przekonania pisma, mogło ono publikować tylko to,
co akceptowano do druku.
Władze dały ostrą odprawę posłom „Znaku” za ich stanowisko w marcu 1968 roku,
ale z okazji 25-lecia PRL zdecydowały się niektórych „znakowców”, w tym osoby z kręgu
„Tygodnika”, uhonorować. Najwyższe odznaczenia państwowe w 1969 roku dostali
Stanisław Stomma, Jerzy Turowicz, Andrzej Micewski oraz Tadeusz Mazowiecki.
Linię polityczną pisma można identyfikować z wymuszonym okolicznościami
realizmem, co nie oznacza, że nie sposób odszukać w „Tygodniku” różnie wyrażanej
kontestacji i opozycyjności. Na jej rzecz przemawiali niektórzy autorzy, którzy bez
względu na to, o czym i jak pisali, traktowali druk w „Tygodniku” jako wyraz swojej
niezależności. Była już mowa o współpracy z „Tygodnikiem” Antoniego Słonimskiego.
W pierwszej połowie lat 70. w jego ślady poszli inni: Jerzy Andrzejewski, Paweł Hertz,
Julia Hartwig i Artur Międzyrzecki. W piśmie znajdowali miejsce ci, którzy z powodów
politycznych byli zwalniani z innych tytułów. Taki sposobem w „Tygodniku” znalazł
się Piotr Wierzbicki usunięty w 1977 roku z „Literatury” za publikowanie w obiegu
niezależnym. „Tygodnik” był więc platformą wypowiedzi kontestatorów systemu,
który to termin nie obejmował wyłącznie osób związanych z Kościołem.
Charakter pisma tworzyły postawy jego autorów oraz redakcji zdeterminowa-
nej w obronie wartości zwalczanych przez komunistyczną władzę. „Tygodnik” był
pismem w szczególny sposób traktującym przeszłość, usiłującym postrzegać ją w per-
spektywie losów narodu, zwracać uwagę na jego ciągłość i tradycję. Składało się to
na etos pisma i nie pozostawało niezauważone przez cenzurę. W połowie lat 70. defi-
niowała ona „Tygodnik” jako tytuł „specyficzny” i „nieporównywalny z innymi – jeśli
chodzi o klimat i założenia redakcyjne”. Reakcją była aktywność reglamentacyjna.
W drugiej połowie lat 70. „Tygodnik” był pismem najczęściej (obok „Polityki”) narażonym
na ingerencje. W latach 1975–1980 ich liczba wynosiła średnio ponad 20 miesięcz-
nie, ale zdarzały się miesiące, gdy wynosiła 50 i więcej (listopad, grudzień 1978 roku).
Trudno powiedzieć, do kiedy „Tygodnik” działał zgodnie z założeniami neopo-
zytywizmu wypracowanymi w 1956 roku, kiedy natomiast, poprzez fazę kontestacji,
stał się pismem przybierającym postawę opozycyjną. Zmiana zaszła w połowie lat 70.,
a wśród jej powodów z pewnością istotną rolę odegrała nie tylko polityka władz, ale
także powstanie opozycji demokratycznej. W styczniu 1976 roku krytycznie w spra-
wie zmian w Konstytucji wypowiedziało się Koło „Znak”. Miesiąc później Stanisław
Stomma wstrzymał się od głosu w czasie uchwalania przez sejm nowelizacji Konsty-
tucji. Opinia publiczna odebrała to jako gest rejtanowski, władze natomiast jako prze-
jaw opozycji, której tolerować nie zamierzała – cenzura nie zezwoliła na podanie tej
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Gdy nie ma wolności słowa – pisano – nie ma swobodnego rozwoju kultury naro-
dowej. Gdy wszystkie publikacje przed ukazaniem się podlegają cenzurze państwowej,
a wydawnictwa i środki masowego przekazu są kontrolowane przez państwo – obywatele
nie mogą świadomie ustosunkować się do decyzji władzy państwowej, ta zaś nie wie,
jaki jest stosunek społeczeństwa do jej polityki. Szczególnie groźne następstwa państwo-
wego monopolu publikacji oraz działania cenzury prewencyjnej występują w literaturze
i sztuce, które nie pełnią swych społecznie doniosłych funkcji. Dlatego związkom pra-
cowniczym, stowarzyszeniom twórczym, religijnym i innym należy umożliwić powołanie
niezależnych od państwa wydawnictw i czasopism. Dlatego należy znieść cenzurę pre-
wencyjną, a odpowiedzialność w wypadu naruszenia ustawy prasowej egzekwować
tylko w drodze postępowania sądowego.
co znacząco utrudniała czujność cenzury, ale także katolicyzmu, ustawiając się w roli
sceptycznego obserwatora stosunku „Tygodnika” do działalności Kościoła w Polsce
oraz reform posoborowych. Jego felieton, od którego na ogół zaczynano lekturę
„Tygodnika”, był przede wszystkim odbierany jako trybuna osobliwego sporu z sys-
temem. To, co pozostawało z felietonistyki po lekturze cenzora, przez niezależną inte-
ligencję traktowane było jako dekalog jej „postaw ideowych i poznawczych”.
Miarą szkodliwości wypowiedzi Kisielewskiego były prowadzone w cenzurze
badania języka felietonisty mające na celu wychwycenie wszystkich aluzji i sformuło-
wanych nie wprost odniesień do rzeczywistości. W instrukcjach cenzorskich zacho-
wał się słownik określeń używanych przez „Kisiela”, mający pomagać cenzorom we
właściwym zrozumieniu intencji autora.
Felietonista, który wielokrotnie dawał wyraz swojej bezkompromisowości, nie
zgadzał się na narzucenie mu pozycji przegranego. W 1972 roku wydał w Paryżu (wy-
dawnictwo Editions du Dialogue oo. Palotynów) tom felietonów, zamieszczając w nim
również te skonfiskowane przez cenzurę (Sto razy głową w ściany). Kolejny przegląd
jego pisarstwa ukazał się w Londynie w 1974 roku (Materii pomieszanie) – i w tym
wypadku książka zawierała materiały zakwestionowane przez cenzurę.
O obecności Kisielewskiego w „Tygodniku” nie decydował on sam. Wpływ miały
na to odgórne zalecenia okresowo skazujące go na niebyt. Po ukazaniu się Listu 59
pisarz notował w Dzienniku, że zrezygnował z publikowania i przygotowuje się na
„długą, pustą przerwę”. Przewidywania te nie potwierdziły się, co nie oznaczało zwięk-
szenia tolerancji cenzury, tym bardziej, że nazwisko pisarza znalazło się pod listem
intelektualistów poświęconym wydarzeniom radomskim (List 15). I w tym wypadku
wspomniano o braku swobody wypowiedzi i możliwości dyskusji.
Od 1976 roku Kisielewski przyjął zasadę drukowania tekstów zdjętych przez
cenzurę w „Tygodniku” w paryskiej „Kulturze”. Z potyczek wychodził z tarczą – docie-
rał do czytelnika, choć nie zawsze najprostszą i najkrótszą drogą.
Przełomem w walce o prawo do wolności słowa drukowanego stało się powsta-
nie zorganizowanej opozycji. Wcześniej forum dyskusji nad jej właściwościami i celami
stała się paryska „Kultura”, w której (pod pseudonimem) wypowiadali się m.in. Jacek
Kuroń, Zdzisław Najder, Stefan Kisielewski oraz Henryk Krzeczkowski. W 1975 roku
nakładem Giedroycia ukazała się mieszcząca się w tym nurcie rozważań rozprawa
Jakuba Karpińskiego (sygnowana Marek Tarniewski) Ewolucja czy rewolucja.
Coraz bardziej natarczywe upominanie się o wolność słowa spowodowało, że
nie przez przypadek w jednym z pierwszych dokumentów programowych Polskiego
Porozumienia Niepodległościowego (PPN), które powstało w maju 1976 roku, poru-
szono właśnie tę kwestię. Działalność cenzury uznano za sprzeczną z deklaracją Kon-
stytucji w tej sprawie, a jednocześnie „obelgę rzucaną w twarz narodowi”.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Boć wycina się – zauważał – zdania bez wiedzy publiczności, zmuszając autora,
żeby sygnował to, czego nie napisał. Słowo «cenzura» to za dużo dla nich zaszczytu!
Działania Urzędu nie sprzyjały weryfikowaniu opinii tego typu. W 1975 roku Kisie-
lewski konstatował, że w „Tygodniku Powszechnym” ukazują się „żałosne szczątki” jego
felietonów „pisanych już z cenzurą wewnętrzną!, „cenzura tnie, jak zwariowana”. Dość
podobne uwagi można znaleźć w dzienniku redaktora naczelnego „Polityki”. W początku
czerwca 1976 roku Rakowski ubolewał, że cenzura „bije rekordy interwencji”, co ozna-
czało, że wszystkie dyskusyjne publikacje poświęcone newralgicznym zagadnieniom
zajmowano bądź przesyłano do zaopiniowania Wydziałowi Prasy, Radia i Telewizji.
Dokuczliwość i drobiazgowość kontroli powodowała, że w szczególnych wypad-
kach autorzy, którym uniemożliwiono dyskutowanie ze sobą w prasie, wymieniali
listy, bądź przesyłali sobie skonfiskowane teksty. W taki sposób Mieczysław Rakowski
rozmawiał z profesorem Janem Szczepańskim, którego wypowiedź ukazała się w „Try-
bunie Ludu”, z którym to dziennikiem nie wolno było, wzorem dawnych lat, polemi-
zować. Po konfiskacie w kwietniu 1978 roku artykułu przeznaczonego do „Więzi”
Tadeusz Mazowiecki przesłał odbitkę Rakowskiemu z informacją o powodach takiej
formy komunikacji.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Świadomość istnienia cenzury, kontakt i toczone z nią boje nie były równozna-
czne ze świadomością tego, jakim całościowym celom służy działalność Urzędu, to
jest, w jakim stopniu jej zakazy i represje kreują oraz deformują wyobrażenia o rze-
czywistości. Ten stan rzeczy uległ zmianie po wyjeździe, a w zasadzie ucieczce z Pol-
ski Tomasza Strzyżewskiego, pracownika krakowskiego oddziału cenzury. Zabrane
przez niego materiały ilustrujące zakres i treść zabiegów reglamentacyjnych władz
ukazały się drukiem w 1977 roku nakładem NOWEJ, wydał je również londyński
„Aneks” pod tytułem Czarna księga cenzury.
Obraz spustoszeń wynikających z ogłoszonych zapisów i instrukcji Urzędu
z połowy lat 70. poruszał nawet tych, którzy mieli z nim stały kontakt. Po lekturze
dokumentu Stefan Kisielewski zauważał, że wydawało mu się, iż o cenzurze wie wszy-
stko, okazywało się jednak, że wie mało. Tchnie z tego „czyste szaleństwo – notował
– i to ruskie, średniowieczne, bizantyjsko-azjatyckie”. Szaleństwo to objawiało się tym,
że cenzura okazywała się mechanizmem nie tylko defensywnym, to znaczy broniącym
interesów władzy, ale także ofensywnym, bądź, inaczej mówiąc, kreatywnym. Elimi-
nacja niektórych informacji przy wyolbrzymieniu znaczenia innych tworzyła z PRL
i świata socjalistycznego oazę spokoju, ładu i dostatku, obszar wydający się mienić
pastelowymi barwami. Wyróżnione miejsce w tej konstrukcji zajmował ZSRS. Według
zaleceń z 1975 roku uzgadnianych między KC a GUKPPiW, „problemy Związku
Radzieckiego, zagadnienie jego zewnętrznego rozwoju i współpraca polsko-radziecka
powinny zajmować eksponowane miejsce w prasie, radio i TV”.
Piorunujące wrażenie, jakie robiła lektura dokumentów wywiezionych przez
Strzyżewskiego, było spowodowane nie tyle treścią „zapisów” i instrukcji, ile zebra-
niem ich w jednym miejscu. To, o czym dotychczas wiedzieli pojedynczy autorzy, nabrało
wymiaru syntezy o przerażającej wymowie. Ilustrując zainteresowania cenzury, doku-
menty te mówiły nie tylko o niej, ale i systemie politycznym, który powołał ją do życia
i traktował jako instrument władzy.
W czasie, w którym materiały cenzury przestawały być tajemnicą – w marcu 1977
roku – PRL ratyfikowała Międzynarodowe Pakty Praw Człowieka (uchwalone przez
ONZ w 1966 roku). Artykuł 19, pkt 2 współtworzącego ten dokument Paktu Praw
Obywatelskich i Politycznych stanowił, że:
ROZDZIAŁ 14
Finał (1980–1989)
Sierpień ’80
Władza, a więc i media, zdawały się nie zauważać strajków, które zaczęły ogar-
niać Polskę w pierwszych dniach lipca 1980 roku. Przyjęto nienową zasadę, w imię
której prasa, radio i telewizja były kroniką działań partii i rządu oraz „rytmicznej”
i „wytężonej” pracy całego społeczeństwa. „Trybuna Ludu” informowała o odzna-
czeniu Edwarda Gierka medalem Instytutu Badania Praw Człowieka w Strasburgu
(za zasługi w krzewieniu pokoju i praw obywatelskich) oraz relacjonowała wizytę
premiera Edwarda Babiucha w Jeleniej Górze, podczas której zwiedził on rynek oraz
fabrykę maszyn papierniczych „Fampa”. Z informacji tych wynikało, że rozprzestrze-
niające się strajki są dla władzy jakby niezauważalne.
Doniesienia i komentarze prasowe wzmacniano przekazem telewizyjnych pro-
gramów informacyjnych, z których wynikało, że w kraju nie dzieje się nic, co może
budzić niepokój. „Dziennik Telewizyjny” oraz „Trybuna Ludu” donosiły, że „inicjatywy
załóg robotniczych sprzyjają realizacji zadań”, sprawnie jak zwykle przebiegała akcja
żniwna. 19 lipca w „Trybunie” ukazał się artykuł Ludzie pragną porządku – porządek
zależy od ludzi, z którego nie wynikało, że trwają strajki, a jedynie że wpływ na to, co
dzieje się w kraju, mają przede wszystkim obywatele, a remedium na bolączki jest
jedno – „spokojna, normalna i wytężona” praca.
O tym, że w Polsce sytuacja nie jest, mówiąc oględnie, zgodna oczekiwaniami
rządzących, widz, słuchacz i czytelnik z oficjalnych mediów mógł się dowiedzieć dopiero
w połowie sierpnia, czyli wówczas, gdy trwał już strajk w Stoczni Gdańskiej, który
niebawem rozlał się na cały kraj. 15 sierpnia „Trybuna” (nr 193) poinformowała o „zakłóce-
niach w rytmie pracy”, co znaczyło, że sytuacja jest poważna. Potwierdziło to transmi-
towane przez telewizję i ogłoszone w prasie przemówienie premiera, który wspomniał
o trwających od lipca „okazyjnych przerwach w pracy”. Słowo strajk nie przechodziło
przez usta władzy, nie mogło się więc pojawiać w mediach. Sięgnięto po wypróbowane,
co nie znaczy, że skuteczne metody o charakterze dydaktycznym. W „Trybunie” obok
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
To, co stało się w Polsce w sierpniu 1980 roku, to znaczy powstanie „Solidar-
ności” będącej nie tylko niezależnym związkiem zawodowym, ale także ruchem
społecznym, wpłynęło na sytuację polityczną, a więc i na politykę medialną. Trzeci
z 21 postulatów opracowanych przez Międzyzakładowy Komitet Strajkowy w Stoczni
Gdańskiej dotyczył przestrzegania zagwarantowanej w Konstytucji wolności słowa,
druku i publikacji, nierepresjonowania niezależnych wydawnictw oraz udostępnienia
mediów „przedstawicielom wszystkich wyznań”. Sprawami cenzury zajęli się również
strajkujący stoczniowcy ze Szczecina, żądając jej zniesienia. Nie ulega jednak wątpli-
wości, że to Stocznia Gdańska stała się rozsadnikiem walki o wolność słowa i wolnej
prasy. Od 23 sierpnia ukazywał się tam „Strajkowy biuletyn informacyjny »Solidar-
ność«” informujący o bieżących wydarzeniach, którego zasięg wykraczał poza teren
zakładu.
W Porozumieniach kończących gdański strajk podpisanych 31 sierpnia strony
zgodziły się co do tego, że rząd w terminie trzech miesięcy wniesie do sejmu projekt
ustawy o cenzurze. Miała ona w ogólnym założeniu chronić państwo, czyli jego bez-
pieczeństwo i interesy międzynarodowe, ochraniać uczucia religijne i wartości osób
niewierzących oraz zapobiegać rozpowszechnianiu treści szkodliwych obyczajowo.
Wspominano o możliwości zaskarżania decyzji cenzury do Naczelnego Sądu Admi-
nistracyjnego. Zamiary te oznaczały daleko idącą zmianę funkcjonowania cenzury.
Jej rola miała zostać ograniczona i sprowadzać się do stania na straży interesów pań-
stwa i jego obywateli. Orzeczenia urzędu miały być pozbawione dowolności i pod-
dane kontroli prawnej. Ustalono również, że działalność prasy, radia i telewizji powinna
służyć wyrażaniu różnorodności myśli, poglądów i sądów. Związek zaznaczał swoje
prawo do „wyrażania opinii” i posiadania własnych wydawnictw. W zasadzie wszystkie
te kwestie staną się obszarem sporu między władzą a „Solidarnością” trwającego do
momentu wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 roku.
W sukurs ustaleniom sierpniowym przyszły postulaty zgłaszane przez Komi-
tet Porozumiewawczy Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych. Pod koniec września
1980 roku skierował on do rządu Memoriał dotyczący działania i charakteru cenzury.
W sprawie zabrał głos także Kościół, zajmując stanowisko w Memoriale Konferencji
Episkopatu Polski (październik 1980 roku). Rozpoczynało się starcie, które miało
ograniczyć omnipotencję GUKPPiW.
Przejawem nowego była bardziej liberalna polityka koncesyjna. W 1981 roku
ukazało się, poza „Tygodnikiem Solidarność”, o którym będzie jeszcze mowa, kilka pism
społeczno-literackich. Jesienią 1980 roku ukonstytuował się powolny władzom, ale
manifestujący przywiązanie do Kościoła Polski Związek Katolicko-Społeczny (PZKS),
który wydawał tygodnik „Ład” redagowany przez Janusza Zabłockiego. Krakow-
skie środowisko literackie, które nie ceniło sobie współpracy z „Życiem Literackim”,
i w związku z tym upominało się o nowy periodyk tego rodzaju, doczekało się „Pisma”.
W Warszawie zaczęło się ukazywać „Meritum”, a w Katowicach kwartalnik „Studio”.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Zmiany w polityce medialnej były widoczne nie tylko dzięki nowym tytułom
i walce z cenzurą. Sierpień 1980 roku okazał się gwoździem do trumny ekipy Edwarda
Gierka, wymusił więc roszady w aparacie propagandowym. Ze świata krajowej poli-
tyki odszedł Jerzy Łukaszewicz, autor budzącej uśmiech politowania jeszcze przed
sierpniem „propagandy sukcesu”. We wrześniu 1980 roku Józef Klasa zastąpił Kazi-
mierza Rokoszewskiego na stanowisku szefa Wydziału Prasy, Radia i Telewizji KC. Nie
zaniechano przy tym kolejnych reorganizacji aparatu propagandy i kontroli mediów.
W październiku 1981 roku w strukturze KC powołano Wydział Informacji, którego
kierownictwo powierzono Jerzemu Majce. W grudniu 1980 roku nadzór nad propa-
gandą objął Stefan Olszowski.
Krach Gierka i fiasko „propagandy sukcesu” najboleśniej uderzyło w Macieja
Szczepańskiego. W końcu sierpnia 1980 roku, jeszcze przed zakończeniem strajków,
został on odwołany z prezesury Komitetu ds. Radia i Telewizji. Ale to nie wszystko
– oskarżony o nadużycia finansowe, niegospodarność oraz wielkopański styl życia
został usunięty z PZPR oraz postawiony przed sądem i skazany w styczniu 1984 roku
na 8 lat więzienia oraz przepadek mienia.
Zastępcą Szczepańskiego w Komitecie do spraw Radia i Telewizji został na krótko
Józef Barecki, którego w 1980 roku zastąpił Zdzisław Balicki. Barecki objął zaś, rów-
nież nie na długo, funkcję rzecznika prasowego rządu.
Szefowanie przez Bareckiego Radiokomitetowi wymusiło zmianę na stanowisku
redaktora naczelnego „Trybuny Ludu”, w sierpniu został nim Wiesław Bek. Gazeta
nadal, przynajmniej formalnie, była najważniejszym dziennikiem w kraju, w 1980
roku jej nakład przekroczył milion egzemplarzy, a w 1981 roku osiągnął 1,15 miliona.
Ruch kadrowy nie objął natomiast jednego z najważniejszych stanowisk, czyli
szefa cenzury. Nadal (od 1972 roku) kierował nią Stanisław Kosicki. Jego oddanie
i doświadczenie przydało się w nowych czasach i zostało docenione. Kosicki prze-
trwał do końca istnienia cenzury instytucjonalnej w Polsce. Zszedł wraz z nią ze sceny
w czerwcu 1990 roku, stając się tym samym najdłużej urzędującym pogromcą wolnego
słowa w PRL.
SDP, dziennikarze
Rotacje personalne na szczytach władzy, naturalne i praktykowane wcześniej,
po sierpniu 1980 roku nie budziły takiego zainteresowania jak dawniej. Zdawano
sobie sprawę, że kwestią daleko istotniejszą od tego, kto sprawuje nadzór nad mediami,
jest zmiana polityki informacyjnej oraz emancypacja środowiska dziennikarskiego.
Traktowane jako własność władzy i niecieszące się w związku z tym autorytetem
społecznym, zdecydowało się upomnieć o swoje prawa. Już w końcu września 1980
roku Zarząd Główny SDP podjął decyzję o zwołaniu nadzwyczajnego zjazdu Stowa-
rzyszenia, którego celem, „powinno być” – jak zauważano – omówienie „całokształtu
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Cenzura
Po sierpniu 1980 roku zakres swobody wypowiedzi ewoluował adekwatnie do
demokratyzacji życia politycznego. Odczuwalnie zelżała cenzura, co nie oznaczało,
że Urząd zrezygnował z wpływania na treść mediów. Za jego pośrednictwem władze
kreowały wizerunek wydarzeń w kraju, tym niemniej zakres podejmowanej tematyki
i możliwości interpretacyjne uległy znacznemu poszerzeniu. Sprzyjał temu pluralizm,
działalność „Solidarności” i jej prasa oraz wydarzenia o charakterze pozapolitycznym,
jak przyznanie Czesławowi Miłoszowi literackiej Nagrody Nobla i jego wizyta w Polsce
w czerwcu 1981 roku. Wymusiło to na władzach (a tym samym cenzurze) zniesienie
blokady przynajmniej części informacji dotyczących życia kulturalnego i literackiego
poza krajem. W PRL ukazały się, choć nie wszystkie, książki Miłosza, który po wybra-
niu statusu emigranta publikował w Instytucie Literackim Jerzego Giedroycia.
Do swoich naturalnych funkcji wracał język. Słowom przywracano jednozna-
czność i uwalniano je z tego, co Ryszard Kapuściński nazwał „niedomównikami”.
Większe możliwości nie spowodowały zaniechania walki o daleko idące ogra-
niczenie kompetencji cenzury. Jesienią 1980 roku rozpoczęły się wstępne rozmowy
w sprawie nowelizacji prawa o cenzurze. Interes społeczny reprezentował w nich
zespół, w którego skład wchodzili przedstawiciele Komitetu Porozumiewawczego
Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych (przewodniczący profesor Klemens Szaniawski)
oraz SDP (Dariusz Fikus, Kazimierz Dziewanowski). Strona rządowa grała na wstrzy-
manie i uparcie nie godziła się na poważniejsze modyfikacje, przede wszystkim na
odstąpienie od prewencyjnego trybu kontroli, usiłując bronić instrumentarium Urzędu
wszędzie tam, gdzie było to możliwe (oponowano np. przeciw praktyce automatycznego
zwalniania do druku materiału już raz opublikowanego). Negocjacje zakończono
w połowie stycznia 1981 roku, w kwietniu projekt ustawy został przesłany do sejmu,
a Ustawa o kontroli publikacji i widowisk uchwalona 30 lipca z datą wejścia w życie
1 października.
Mimo że nie udało się osiągnąć wszystkiego, o co walczono, Ustawa była rozwią-
zaniem lepszym niż stan sprzed jej przyjęcia. Na wstępie (art. 1, pkt 1) zaznaczono, że
PRL „zapewnia wolność słowa i druku w publikacjach i widowiskach. W Artykule 2.
wymieniono wartości, wobec których wolność wypowiedzi nie miała zastosowania.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
„Tygodnik Solidarność”
Niemal od momentu powstania „Solidarność” upominała się o prawo prowa-
dzenia działalności wydawniczej i dostęp do mediów. Od jesieni 1980 roku żywioło-
wo powstawały gazetki i biuletyny zakładowe, których liczba (według niektórych
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
szacunków, nawet 3 tysiące tytułów do końca 1981 roku) nie rekompensowała niskich
nakładów, ani ograniczonego zasięgu. Stanowiły siłę, której wyrazem był I Ogólno-
polski Zjazd Prasy Związkowej, w styczniu 1981 roku tym niemniej „Solidarność”
uporczywie domagała się zgody na uruchomienie ogólnokrajowego periodyku o wyso-
kim nakładzie. Podczas spotkania delegacji „Solidarności” z premierem Józefem Piń-
kowskim w październiku 1980 roku ustalono, że władze wyrażą zgodę na wydawa-
nie takiego tytułu. Spierano się o nakład, który zdaniem związku miał wynosić milion
egzemplarzy, na co strona rządowa nie chciała się zgodzić, oraz o termin premiery
pisma. Władze celowo opóźniały sfinalizowanie sprawy i dopiero w końcu grudnia
Stefan Olszowski uznał, że można wydać pozytywną decyzję. Była ona jednak obłożona
kilkoma zastrzeżeniami.
Pismo miało mieć charakter społeczno-związkowy, nakład około 500 tysięcy
egzemplarzy, a związek miał przedłożyć skład kierownictwa redakcji. Władze warun-
kowały zgodę na uruchomienie tytułu od zlikwidowania istniejących dotychczas wy-
dawnictw „Solidarności” przeznaczonych do użytku wewnątrzzwiązkowego. Był to
na przełomie 1980 i 1981 roku podstawowy kapitał medialny „Solidarności”, trudno było
zatem zaakceptować takie żądania. Oprócz biuletynów związek dysponował wyda-
wanymi w 15 tysiącach egzemplarzy tygodnikami „Solidarność Jastrzębie” i „Jedność”
(Szczecin) oraz tygodniową rubryką w gdańskim „Dzienniku Bałtyckim” redagowaną
przez Lecha Bądkowskiego.
W finałowym okresie negocjacji, dzięki zapobiegliwości Służby Bezpieczeństwa,
władze znały przymiarki do obsady redakcji pisma. Ochotę na nie mieli KOR-owscy
doradcy związku, co nie specjalnie podobało się Lechowi Wałęsie. Rozpatrywano
kandydaturę Andrzeja Micewskiego dzielącego się swoimi refleksjami na temat pisma
z SB, ale ostatecznie na początku stycznia 1981 roku uzgodniono, że redaktorem zosta-
nie Tadeusz Mazowiecki, który kierował pracami Komisji Ekspertów podczas sierp-
niowego strajku w stoczni, a następnie doradzał władzom „Solidarności”. Pomagali mu
Bogdan Cywiński, Kazimierz Dziewanowski, Krzysztof Wyszkowski, Artur Hajnicz,
w zespole znaleźli się też dziennikarze i publicyści z „Kultury” (Krzysztof Czabański,
Małgorzata Niezabitowska), „Polityki”, „Więzi” i działacze warszawskiego KIK.
Pierwszy numer „Tygodnika Solidarność” ukazał się na początku kwietnia 1981
roku. Zgodnie z oczekiwaniami pismo od razu zdobyło czytelników – 300 tysięcy
nakładu rozchodziło się momentalnie, bez zwrotów. Zadanie stojące przed nowym
pismem nie było łatwe – wiedziano, że będzie się ono cieszyło popularnością i zaufa-
niem, które nakładały nań specjalne obowiązki, ale jednocześnie zostanie poddane
cenzurze, a więc nie będzie mogło mówić, wszystkiego i o wszystkim.
Na dwa tygodnie przed inauguracją SB rozpoczęła „sprawę obiektową «Walet»
na «Tygodnik Solidarność»”. Miała ona „neutralizować, demaskować i przeciwdziałać”
wykorzystaniu pisma „do działalności antypaństwowej przez grupy antysocjalistyczne
i inne wrogie elementy”. Działania te były, z perspektywy władz, zasadne. W ciągu
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
dziewięciu miesięcy swego pierwszego istnienia „Tygodnik” brał udział w życiu pub-
licznym, dając wyraz stanowisku związku. Pisał o przeszłości dawnej i bliższej w spo-
sób, w jaki dotąd jawnie nie wolno było tego robić, ujawniał praktyki zabijania słowa
(Barbara Łopieńska, Ja cenzor, nr 6), był kroniką walki o niezależność mediów. Po wejś-
ciu w życie znowelizowanej ustawy o cenzurze odwołał się od ingerencji GUKPiW do
NSA (listopad 1981 roku) i wygrał. Był to pierwszy w historii PRL proces z cenzurą, wzo-
rzec postępowania dla innych tytułów (Joanna Strzelecka, Cenzura przed sądem, nr 33).
Niesprawiedliwością byłoby twierdzić, że „Tygodnik” był w 1981 roku jedyną
enklawą niezależności. Za fenomen wśród prasy codziennej uchodziła „Gazeta Kra-
kowska” (do końca 1980 roku „Gazeta Południowa”) dziennik Komitetu Wojewódz-
kiego PZPR redagowany przez Macieja Szumowskiego. Pismo sprawiało wrażenie
wolnego, kierującego się zasadą prawdy i rzetelności – stało się zjawiskiem bez pre-
cedensu spośród pism partyjnych. „Gazeta” popierała ideę struktur poziomych w PZPR,
uderzając w leninowskie założenie centralizmu demokratycznego, domagała się ucz-
ciwej debaty o partii, orędowała za zwołaniem jej nadzwyczajnego zjazdu, pisała
o skażeniu środowiska naturalnego. Na dodatek cieszyła się popularnością. Za „swoje”
pismo uważało ją 53 procent czytelników, a ufało jej 89 procent odbiorców. „Trybuna
Ludu” mogła się pochwalić tylko 5,5 procentami sympatii w kategoria „moja” gazeta.
te nie były o wiele wyższe i wynosiły odpowiednio 16 procent i 18 procent, tym niemniej
nieco wzrosły.
Trzymanie mediów w garści nie było wszelako pozbawione sensu. W miarę
zaostrzania się napięcia w kraju postępującego od wypadków bydgoskich w marcu
1981 roku, środki przekazu, zwłaszcza telewizja, znakomicie nadawały się do kreo-
wania interpretacji wydarzeń zgodnych z politycznymi celami władz.
Zadania, jakie stawiano przed mediami, zostały wsparte zmianami kadrowymi.
Na czele Wydziału Prasy, Radia i Telewizji po krytykowanym za ugodowość Józefie
Klasie stanął w czerwcu 1981 roku Lesław Tokarski. W lipcu nowym prezesem Komi-
tetu do spraw Radia i Telewizji został Władysław Loranc. W tym samym czasie, po
śmierci Jerzego Wójcika, redaktora naczelnego „Życia Warszawy”, dziennik objął
Zdzisław Morawski. Z powodów politycznych doszło do zmiany na stanowisku redak-
tora naczelnego „Kuriera Polskiego”. W sierpniu rzecznikiem prasowym rządu został
Jerzy Urban.
Uznano za konieczne powetowanie sobie powstania „Tygodnika Solidarność”.
W maju 1981 roku zaczął wychodzić tygodnik „Rzeczywistość”, wyrażający sposób
myślenia i tęsknoty partyjnego betonu. Nakład pisma wynosił 150 tysięcy egzemplarzy,
a jego redaktorem naczelnym został Henryk Tycner.
Posunięcia, za którymi stał Stefan Olszowski, były oznaką zwierania przez par-
tię szyków i propagandowego przygotowania do rozprawy z „Solidarnością” oskarżaną
o zaostrzanie sytuacji w kraju i obarczaną odpowiedzialnością za pogarszającą się sytua-
cję gospodarczą. Od czasu wydarzeń bydgoskich media fałszowały rzeczywistość, rea-
lizując narzucone im zadanie przedstawienia „Solidarności” w roli organizacji działającej
na niekorzyść społeczeństwa i polskiej racji stanu. Tłumiono przy tym z coraz większą
bezwzględnością głosy piętnujące takie praktyki. Odezwa SDP wydana pod wrażeniem
wypadków w Bydgoszczy (Nasz głos w sprawach publicznych), apelująca o rozwagę,
została nadana przez radio tylko jeden raz, po czym zdjęta z anteny z polecenia cenzury.
Odnotowało ją jednak kilka dzienników, w tym „Życie Warszawy”.
Na początku sierpnia 1981 roku PAP opublikował depeszę ewidentnie przeina-
czającą sens oświadczenia „Solidarności” (autorstwa Andrzeja Gwiazdy) w sprawie
rozmów z rządem. Dziennikarze telewizji i radia otrzymali instrukcje, że w materiałach
reporterskich przedstawiających opinie społeczne mają dominować głosy krytyczne
wobec związku. Poprzez dobór jednostronnych opinii prasy zagranicznej na temat
sytuacji w Polsce usiłowano stworzyć wrażenie, że to, co dzieje się w kraju, jest wynikiem
zaniepokojenia na całym świecie.
Na politykę medialną władz Oświadczeniem z 10 sierpnia 1981 roku zareago-
wało SDP. Zwrócono w nim uwagę na toczącą się kampanię dezinformacyjną oraz na
to, że media są zmuszane do działań sprzecznych z ich rolą „środków porozumienia
społecznego”. W podobnym tonie utrzymany był komunikat grupy dziennikarzy Pol-
skiego Radia z 11 sierpnia.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Nie mamy już wpływu – oświadczali – na to, co ukazuje się na antenie (...). Za
naszymi plecami w nagrane audycje wmontowywane są komentarze, na których pub-
likację nigdy byśmy się nie zgodzili, pozbawia się nas prawa do publikowania stanowiska
wszystkich stron, nakazuje umieszczać agresywność audycjach komentarze, które
naszym zdaniem nie służą społeczeństwu, usuwa informacje prawdziwe.
Protesty te na niewiele się zdały – władze nadal robiły wszystko, by media, zacho-
wywały się zgodnie z ich zaleceniami. Przekonał się o tym zespół „Sztandaru Młodych”.
W czasie II tury zjazdu „Solidarności” (przełom września i października 1981 roku)
dziennik zdecydował się opublikować wywiad z Jackiem Kuroniem. Tekst został zaak-
ceptowany do druku przez redaktora naczelnego pisma Jacka Nachyłę, ale w sprawę
wdała się cenzura, pytając – o 4 rano – czy publikacja była uzgodniona z Wydziałem
Prasy. Sprawa była kłopotliwa. Kuroń był główną „siłą antysocjalistyczną”, ale obo-
wiązywała już nowa ustawa o cenzurze, wywiad nie zawierał natomiast niczego, co
uzasadniałoby ingerencje lub niedopuszczenie do druku. Koniec końców rozmowa
poszła (wydanie z 9–10 października), co nie znaczy, że władze skapitulowały. Odwołano
redaktora naczelnego i mocą perswazji spacyfikowano redakcję, z którą spotkał się
Stefan Olszowski.
Dwa miesiące później z dziennikarzami, i nie tylko z nimi, rozmawiano już przy
użyciu innych metod i innym językiem.
Media, które po sierpniu 1980 roku próbowały dzięki postawie pracujących w nich
dziennikarzy odzyskać wiarygodność i szacunek społeczny, stały się szczególną ofiarą
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
tego, co wydarzyło się w grudniu 1981 roku. Sposób prowadzenia działalności infor-
macyjnej regulowało Obwieszczenie Rady Państwa oraz Dekret o stanie wojennym.
Na mocy pierwszego rozporządzenia (pkt 2) bez zgody „właściwych organów” zakazano
rozpowszechniania wszelkiego rodzaju wydawnictw, publikacji i informacji „każdym
sposobem” oraz użytkowania urządzeń poligraficznych. Dekret zawierał podobnie
brzmiące postanowienie i dodatkowo stanowił, że kolportowanie fałszywych wiado-
mości mogących wywołać „niepokój publiczny lub rozruchy” było zagrożone karą
pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 5 lat.
Z mocy prawa stanu wojennego przestała się ukazywać większość gazet i cza-
sopism. 13 grudnia wyszły dwa centralne dzienniki – „Trybuna Ludu” oraz „Żołnierz
Wolności” oraz wojewódzkie dzienniki PZPR. Wśród zatrzymanych w nocy z 12 na
13 grudnia znalazło się około stu dziennikarzy (na około 8 tysięcy czynnych zawodowo),
niektórzy zdecydowali się ukrywać.
Od momentu wprowadzenia stanu wojennego przekaźnikiem o kluczowym zna-
czeniu stał się Dziennik telewizyjny, pomyślany jako źródło informacji, forum objaś-
niania nieuchronności tego, co się stało, oraz walki z przeciwnikami socjalizmu w kraju
i za granicą. Zadania te oznaczały konieczność współpracy z wojskiem, SB oraz urzę-
dem rzecznika rządu. Wszystkie te instytucje wspomagały redakcję materiałami, za
pomocą których usiłowano uzasadnić nieodzowności wprowadzenia stanu wojen-
nego, a jednocześnie zdeprecjonować przywódców „Solidarności” i prowadzoną przez
nich politykę oraz, szerzej, wszystkie środowiska, które uznawano za wrogie. Propa-
ganda wracała więc na stare tory, posiłkując się kategorią wroga, do której od czasu
zakończenia II wojny światowej odwoływały, z różną intensywnością, w zasadzie
wszystkie ekipy rządzące. Spiker w mundurze był realnym wyrazem kłamstwa oraz
obowiązków, jakie przypisano mediom.
Po 13 grudnia Dziennik stał się uosobieniem polityki stanu wojennego i tym
samym zaskarbił sobie powszechną antypatię. Dawano temu wyraz w ulotkach i pla-
katach podziemnej „Solidarności”, a także manifestacyjnym opuszczaniem mieszkań
podczas jego emisji. Spacery rozpoczynające się o 19.30 były oznaką stosunku do
„wojennych” mediów. Bojkot nie przybrał jednak form ogólnospołecznych – był
bardziej sekwencją manifestacji niż działaniem o charakterze trwalszym i głębszym.
Widownia telewizyjna zmniejszyła się co prawda w stosunku do 1981 roku, nie na
tyle jednak, by można mówić o powszechnym odwróceniu się od programu. W 1981
roku oglądalność Dziennika wynosiła 58 procent, w 1982 i 1983 roku – 52 procent,
a w 1985 – 50 procent.
Lepiej dawało sobie radę również dotknięte bojkotem radio. Uruchomiło audycję,
która przyciągnęła miliony młodych słuchaczy, niewykluczone, że z intencją kanali-
zowania ich nastrojów. W kwietniu 1982 roku w III programie ruszyła Lista przebojów
prowadzona przez Marka Niedźwieckiego. Nie wszystkie piosenki były akceptowa-
ne przez władze, a Służba Bezpieczeństwa usiłowała wpływać na ich zestaw (próby
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
eliminacji Mniej niż zero zespołu Lady Pank), audycja zyskała jednak ogromne powo-
dzenie przez swoją autentyczność.
Dowodem sprzeciwu wobec kłamstwa były nie tylko wieczorne przechadzki,
bojkot i słuchanie zabronionej muzyki. Na murach miast pojawiły się plakaty „WRON
won!” (w niektórych wersjach nawet „WRON won za Don”), wizerunki generała Jaru-
zelskiego w dużych, czarnych okularach oraz wrony stylizowanej na hitlerowską
„gapę”. Były one bardziej widoczne niż plakaty i ulotki kolportowane przez władze.
Zarząd Propagandy i Agitacji GZP wyprodukował kilkadziesiąt plakatów w nakładzie
około 500 tysięcy egzemplarzy oraz 300 ulotek o nakładzie 660 tysięcy egzemplarzy.
Szacuje się, że po 13 grudnia łączny nakład ulotek powstałych sumptem wyposażonego
w drukarnie polowe wojska sięgnął 2,5 miliona egzemplarzy.
Wysiłki reżimu, sprzężone siły prasy, radia, telewizji i PKF, która w pierwszym
wydaniu z 1982 roku oznajmiała, że „powraca poczucie dyscypliny i bezpieczeństwa”,
nie przyniosły spodziewanych efektów. Prymitywna i nudna propaganda uosabiana
przez Dziennik, w którym obligatoryjnie czytano w całości komunikaty z posiedzeń
Biura Politycznego, nie znajdowała aprobaty. Zauważano to, acz okazjonalnie na naj-
wyższych szczeblach. Według jednej z takich opinii przekaz, jakim posługiwała się
telewizja, sprowadzał się do formuły „półinteligent, który wie, mówi do ćwierćinte-
ligenta, który nie wie”. Taka konwencja informowania została tym niemniej uznana
za optymalną, dobrze oddając fachowość speców od propagandy, ale także mentalność
rządzących. Kiedy wiadomo już było, że w październiku 1983 roku Lech Wałęsa dostanie
pokojową Nagrodę Nobla, telewizja (decyzję podejmował m.in. generał Jaruzelski)
„wyprzedzająco” wyemitowała materiał pt. Pieniądze nagrany przy pomocy Biura
Studiów SB, w którym Lech Wałęsa zastanawia się, co zrobić z milionem dolarów.
Program ten nie pomógł jednak w zdeprecjonowaniu nagrody i jego laureata. Równie
bezowocne okazały się protesty rządu PRL przekazywane krajowej i zagranicznej opi-
nii za pośrednictwem Jerzego Urbana.
Społeczeństwo nie wierzyło władzy, nie wierzyło więc i jej mediom. Rządzący
dowodnie przekonali się o tym po zabójstwie Grzegorza Przemyka w maju 1983 roku,
gdy w prasie ukazywały się jednobrzmiące, kłamliwe komunikaty („Trybuna Ludu”)
oraz w czasie wizyty papieża w czerwcu tego samego roku, którą przedstawiano w spo-
sób przećwiczony cztery lata wcześniej, ufając, że to, co pokazane w telewizji, wpłynie
na społeczną recepcję wydarzenia.
Oblicza normalizacji
W momencie uznania przez władze, że militarny aspekt stanu wojennego zakoń-
czył się sukcesem, przystąpiono do polityki „normalizacji”. Cóż ona oznaczała? Na ogół
przekonywanie społeczeństwa, że życie w kraju wraca do normy, choć w rzeczywis-
tości było dalekie od „normy”, za którą władze uznawały monopolistyczny charakter
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
przywiązywały do mediów, było to, że SDP dostąpiło tego zaszczytu jako pierwsze,
po nim dopiero przyszła kolej na stowarzyszenia aktorów (ZASP) i pisarzy (ZLP).
Likwidacja SDP była sprawą zaprawdę niecierpiącą zwłoki – chodziło o organizację
występującą w imieniu gwałconej wolności słowa i niezależności mediów, występującej
w imieniu upokarzanych i represjonowanych dziennikarzy.
Wstępem do uderzenia były informacje „Trybuny Ludu” o toczącej się w środo-
wisku dziennikarskim dyskusji poświęconej jego przyszłości. 19 marca 1982 roku
decyzją prezydenta Warszawy SDP zostało rozwiązane. W uzasadnieniu podano, że
powodem było podejmowanie przez stowarzyszenie „przedsięwzięć sprzyjających
demontażowi państwowych i społecznych instytucji informacji publicznej”. Dalej
sprawy potoczyły się szybko. Dzień po ogłoszeniu decyzji o rozwiązaniu odbyło się
spotkanie około 100 dziennikarzy, na którym zdecydowano o powołaniu nowej orga-
nizacji. Ponieważ zgodnie z prawem stanu wojennego nie wolno było zwoływać zebrań,
ani gromadzić się w miejscach publicznych, wystąpiono z odpowiednim podaniem,
które po pozytywnym rozpatrzeniu dało możliwość debatowania w atmosferze pozba-
wionej cienia nielegalności. Rezultatem było powołanie do życia Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (SDPRL), na którego czele stanął
Klemens Krzyżagórski. Nowopowstała organizacja nie pozostawiała złudzeń, co do
jej politycznego charakteru. Komitet założycielski wystosował na ręce generała Jaruzel-
skiego pismo informujące o swoim ukonstytuowaniu się, co mogło, całkowicie zresztą
bezzasadnie, sugerować, że generał o sprawie nie był poinformowany. Opracowano
również Deklarację, w której opowiadano się za programem PZPR oraz „linią poro-
zumienia narodowego” sformułowanego przez partię, deklarowano wolę służenia
życiu publicznemu poprzez wiarygodną informację oraz publicystykę uwzględniającą
różne nurty myślenia, ale służącą „interesom socjalizmu”.
Na utworzenie SDPRL, które zyskało miano „duperelu”, „stary” związek zarea-
gował Listem otwartym, w którym przypominano, że nadal obowiązuje dziennikarski
kodeks obyczajowy i nikt nie jest władny zwalniać z jego postanowień.
Słowa te okazały się prorocze, choć nie wszyscy, do których były adresowane,
wzięli je sobie do serca. W czerwcu 1983 roku odbył się I zjazd SDPRL, dwa lata
później w skład stowarzyszenia wchodziło, według oficjalnych danych, około 70 procent
dziennikarzy zrzeszonych w SDP. Tak poradzono sobie z odpowiedzią na leninowskie
pytanie: „Co robić?” nurtujące, jak się okazało po 13 grudnia, część środowiska jeszcze
w czasie działania SDP kierowanego przez Bratkowskiego i Fikusa.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
większym nakładzie. Za paradoks można uznać to, że tytuł mający dowodzić „nor-
malizacji”, nie ostał się długo. Redaktorowi naczelnemu nie w głowie była jakakolwiek
niezależność, co nie znaczyło, że jego pomysły przypadły do gustu nadzorcom życia
kulturalnego. W marcu 1985 roku Koźniewskiego zastąpił Klemens Krzyżagórski,
tygodnik zmienił niebawem tytuł na „Kultura”, udając w rzeczywistości nieistniejące
związki z dawną, to jest przedgrudniową „Kulturą”. Nie przyczyniło się to jednak ani
do wzrostu jego atrakcyjności, ani poczytności.
Sytuacja powojenna wymusiła na niektórych tytułach konieczność zmiany for-
muły. Zastanawiał się nad tym m.in. Jerzy Putrament, redaktor naczelny „Literatury”, od
początku 1982 roku urzędujący w swoim gabinecie, ale nie bardzo mający czym kierować.
Pismo zmieniło cykl wydawniczy (stało się miesięcznikiem) oraz format, do pewnego
tylko stopnia nawiązując do siebie sprzed stanu wojennego.
Spore zmiany zaszły w redagowanym nadal przez Władysława Machejka „Życiu
Literackim”, z którego na przełomie lat 1981–82 odeszła blisko połowa zespołu. Pismo
zaczęło stawać się miejscem wypowiedzi partyjnych twardogłowych, co znalazło odbicie
w nakładzie – w latach 1982–1986 wynosił on do 60 tysięcy egzemplarzy przy docho-
dzących do 40 procent zwrotach.
W maju 1982 roku zaczął się ukazywać „Tygodnik Powszechny”. To, że został
wznowiony później niż inne czasopisma, miało być efektem niezłożenia specjalnego,
odrębnego od miesięcznika „Znak”, podania. Pismo od pierwszego numeru swojego trze-
ciego wcielenia starało się demonstrować niezgodę na to, co stało się w Polsce 13 grudnia.
Zmieniona została kolorystyka winiety – białe litery na czarnym tle, negatyw poprzed-
niej, miały w sobie coś żałobnego, a informacyjna rubryka Obraz tygodnia zaczynała
się od przypomnienia o tym, który tydzień obowiązuje stan wojenny. Rzecz oczywista,
a jednak ważna, gdyż kolidująca z tezą „normalizacji”.
„Tygodnik” wyrażał przekonania nie tylko w ten sposób. Pierwszy po stanie
wojennym numer otwierał tekst księdza Józefa Tischnera z mottem z Norwida:
Unicestwić narodu nikt nie podoła, bez współdziałania obywateli tegoż narodu.
Otóż okres przedostatni był tak rozpieszczający wolnością słowa, tak rozbestwił mnie
pod względem publicystycznym, że nie mam ochoty wracać do niepełnych zdań (...)
i teraz miałbym wskoczyć znowu pomiędzy Koźniewskich, Urbanów, Passentów?
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
i współczesnych czasów, kiedy „socjalizm” był zagrożony przez koalicję „różnej maści”
zewnętrznych i wewnętrznych wrogów.
W polityce medialnej prowadzonej po 13 grudnia łatwo dostrzec zasadę pod-
porządkowania tytułów gazet i czasopism geografii politycznej. Swoją prasą dyspono-
wała PZPR i stronnictwa sojusznicze, osobne tytuły miały rząd i PRON. Nie sposób
w tym pseudozróżnicowaniu nie dostrzec fikcji podobnej do tej, która cechowała całe
życie polityczne. Tak jak władze, które przynajmniej oficjalnie mówiły jednym językiem,
tak prasa partyjna, w kwestiach zasadniczych tożsama była z tą, która wyrażała stano-
wisko rządu lub PRON-u. Jeśli w sferze politycznej podejmowano działania eliminujące
środowiska mające odmienne zdanie i cele (tzw. skrzydła), znajdowało to odbicie
w prasie. Operacja cięcia „skrzydeł” w partii, znalazła wyraz w niezadowoleniu zarówno
z linii dogmatycznej „Rzeczywistości” jak i „Zdania”, uchodzącego za miesięcznik par-
tyjnych liberałów skupionych w krakowskim klubie „Kuźnica”.
Przegląd pism, które powstały w 1982 roku, uzupełniały „Wprost” i „Przegląd
Tygodniowy”. Pierwsze wydawane w Poznaniu było pomyślane jako tygodnik regio-
nalny. „Przegląd” świadomie nawiązywał natomiast do pisma ukazującego się pod
tym tytułem po powstaniu styczniowym, trybuny pozytywistycznych wystąpień Ale-
ksandra Świętochowskiego. W pierwszym numerze zespół pisma deklarował, że wzo-
rem pozytywistów będzie zajmować czynną postawę, ale także kontynuować „trady-
cje polskiej lewicy”. Oba tygodniki nie wyróżniały się niczym szczególnym, pozos-
tając pod ścisłą kontrolą władz tak jak pozostałe tytuły. Miały stanowić dowód na
„otwartość”, były gestem wobec tych dziennikarzy, którzy zdecydowali się szukać
powodzenia w rzeczywistości pogrudniowej, W przypadku „Przeglądu” zaświadczanie
normalności udało się tylko w części, o czym świadczyły zmiany na stanowisku redak-
tora naczelnego. Po Aleksandrze Rowińskim funkcję tę krótko sprawował Zbigniew
Tempski (zmarł w marcu 1984 roku), następnie zaś Artur Howzan.
Grudniowa i pogrudniowa polityka odbiła się negatywnie na wszystkich mediach.
W 1982 roku zmniejszyła się liczba osób korzystających ze środków masowego ko-
munikowania (w stosunku do 1981 roku). Powodem była przede wszystkim treść, choć
w przypadku prasy pewną rolę odgrywała podwyżka cen. „Trybunę Ludu” z powodów
politycznych przestało kupować 53 procent tych czytelników, „Politykę” – 44 procent,
a „Gazetę Krakowską” (już bez Macieja Szumowskiego) – 20 procent.
W najwidoczniejszy sposób ucierpiały jednak tygodniki, których wymuszona
ołówkiem cenzora szarość i monotonia kontrastowała z atrakcyjnością sprzed 13 grud-
nia. Zauważali to nawet ci, którzy w pełni identyfikowali się z polityką władz, co nie
oznaczało, że uznawali za możliwe zmienić ten stan rzeczy. Metodą uatrakcyjnienia
tego segmentu, a raczej przyciągnięcia większej liczby czytelników stały się z biegiem
czasu teksty (w tym przedruki) poświęcone problematyce obyczajowej.
Przy założeniu, że „normalizacja” musi objąć wszystko, co składa się na środki
komunikowania, w jej orbicie znalazł się także język, jakim posługiwały się media.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
„Solidarności” uznano za zjawisko szkodliwe. W lipcu 1983 roku sejm dokonał w związku
z tym zmiany Ustawy z 1981 roku. Poszerzono katalog zakazów, zabraniając rozpo-
wszechniania treści, które „zagrażały bezpieczeństwu państwa” oraz były dla niego
niebezpieczne „w inny sposób”. Zredukowano listę publikacji zwolnionych od kon-
troli wstępnej. Dotyczyło to biuletynów poświęconych statutowej działalności oraz
wznowień publikacji, które już uzyskały zezwolenie na druk. Kontrolą zostały objęte
uprzednio z niej zwolnione „wystawy plastyczne i fotograficzne o charakterze arty-
stycznym”.
Rygory nowej ustawy uzupełniała praktyka cenzury, która powróciła do stan-
dardów przedsierpniowych. Ołówek cenzora szturmował wszystko, co wchodziło
w konflikt z przyjętymi przez władze ocenami. W początku 1985 roku w czasie pro-
cesu zabójców księdza Jerzego Popiełuszki cenzura dbała o to, by opinie formułowane
przez media, były kalką oficjalnej interpretacji i, co za tym idzie, konfiskowała sugestie,
obecne głównie w prasie katolickiej, że nie wszyscy sprawcy zasiedli na ławie oskarżonych.
Eliminowano domniemania, że uprowadzenie i zabójstwo było kierowane przez osoby
z kierownictwa MSW. Niedopuszczono do druku protestów przeciw atakom na Kościół
ze strony sprawców zabójstwa, ani takich wypowiedzi, które uznawano za apoteo-
zowanie zamordowanego księdza.
W sprawozdaniach Urzędu dążenia do wyjawienia pełnych okoliczności zabój-
stwa księdza Popiełuszki określano terminem wykształconym przez cenzurę w latach
50 –„ofensywność prasy katolickiej”, której skutecznie przeciwdziałano. W styczniu
1985 roku 61 procent ingerencji w materiałach o charakterze politycznym dokonano
w prasie katolickiej, w lutym wskaźnik ten wynosił 54 procent. W ciągu roku najmniej
ingerowano w sierpniu – 158 razy (w tym 27 tekstów skonfiskowano w całości), naj-
więcej w marcu – 306 (44 konfiskaty całościowe). Były to wielkości niewiele mniejsze
niż rok wcześniej. W 1984 roku największa miesięczna liczba ingerencji wynosiła 398,
najmniejsza – 285; największa miesięczna liczba tekstów w całośći niedopuszczonych
do druku – 69, najmniejsza – 28.
W znowelizowanej Ustawie o cenzurze pozostawiono możliwość zaznaczania
ingerencji cenzorskich, ale z prawa tego korzystały jedynie czasopisma katolickie.
Czytając gazety i czasopisma wydawane przez RSW i te pokaleczone zaznaczeniami,
można było odnieść wrażenie, że tylko marginalna liczba tytułów usiłuje zachowy-
wać się niezgodnie z obowiązującą literą prawa, inne natomiast, wzorem deklaracji
SDPRL, w pełni popierają linię socjalistycznej odnowy.
W ślad za nowelizacją ustawy o cenzurze weszło w życie Prawo prasowe, uchwa-
lone przez sejm w styczniu 1984 roku. Otwierające akt przepisy ogólne (Art. 1) infor-
mowały, że:
Prasa korzysta zgodnie z Konstytucją PRL z wolności słowa i druku, realizuje prawo
obywateli do informacji i oddziaływania na bieg spraw publicznych.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Z artykułu tego można było się również dowiedzieć (pkt 3), że:
Nie jest łatwo oceniać wpływ prasy podziemnej na społeczeństwo, co nie zna-
czy, że nie można podjąć tego rodzaju prób. Według badań przeprowadzonych
w połowie lat 80., w społeczeństwie malała grupa definiowana jako „kontestatorzy
panującego ładu politycznego” (w 1984 – 23 procent, w 1985 – 16 procent dorosłej
populacji), rosła natomiast, i to znacznie, grupa „milczącej mniejszości” (z 21 pro-
cent w 1984 roku do 33 procent w 1985 roku). Nie jest wykluczone, że zmiany te były
związane ze zmiejszającą się liczbą cyrkulujących tytułów prasy niezależnej, choć
trudno tu o kategoryczność.
Czasopisma nie były jedyną formą oporu. Po grudniu 1981 roku w podziemiu
nadal wydawano książki i broszury (NOWA, Głos, Krąg, Przedświt, Oficyna Libe-
rałów, Most). W 1982 roku ukazało się 77 tytuły, rok później – 236, w 1985 – 242. Na
podobnym poziomie kształtowała się w latach 1983–1985 produkcja broszur.
Po 13 grudnia uznano, że przełamywać omnipotencję władz można przy pomocy
słowa mówionego. Pierwszą audycję podziemnego radia nadano w kwietniu 1982
roku w Warszawie – mimo ograniczonego zasięgu zrobiła ona duże wrażenie. Była
sugestywniejszym niż prasa wyrazem oporu i nadziei. Sygnał dźwiękowy radia, słowa
wypowiadane przez Zofię Romaszewską na tle melodii Siekiera, motyka… zagranej
na flecie przez spikera Janusza Kleczkowskiego, niemal od razu nabrał wymiaru legen-
darnego. Z tego też powodu podziemne radio stało się wyzwaniem dla SB, która
uznała je za wyjątkowo groźnego przeciwnika. Pomocą pelengacyjną w namierzaniu
nadajników służyło wojsko. Zabiegi mające na celu szybkie unieszkodliwianie radia
warte były zachodu nie tylko dlatego, że miało ono, mimo krótkiego czasu emisji, sto-
sunkowo duże audytorium. Niektóre audycje emitowano na częstotliwości fonii dzien-
nika telewizyjnego, co już samo w sobie, pomijając treść przekazywanych informacji,
było propagandową kompromitacją władz.
W maju i czerwcu 1982 roku solidarnościowe radiostacje odezwały się w Poz-
naniu, Gdańsku, Krakowie i Wrocławiu (Radio Solidarność Walcząca), nie obyło się
jednak bez wpadek. Po aresztowaniu inicjatorów radia, najpierw Zofii Romaszew-
skiej, a w sierpniu 1982 roku Zbigniewa Romaszewskiego, emisje w Warszawie na
pewien czas ustały, po czym wznowiono je i kontynuowano do 1989 roku. W pierw-
szym okresie o czasie nadawania informowano przy pomocy ulotek. Nie była to metoda
najlepsza, gdyż wiadomość ta docierała do SB, która mogła przygotować się do akcji
zatrzymania osób obsługujących urządzenia nadawcze. W związku z tym zdecydo-
wano, by audycję nadawało kilku „emiterów”. Miało to minimalizować możliwość
wykrycia radia, choć oczywiście czyniło operację trudniejszą logistycznie. We wspom-
nianej informacji MSW (grudzień 1982 roku) mówiono o likwidacji 11 radiostacji,
w tym studia radiowego w Gdańsku i warsztatu produkcji urządzeń nadawczych
w Warszawie.
W lutym 1983 roku odbył się proces osób zaangażowanych w uruchomienie
podziemnego radia. Zbigniew Romaszewski został skazany na 4,5 roku więzienia,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
jego żona na 3,5 roku. Wobec pozostałych pięciu oskarżonych sąd orzekł kary od
siedmiu miesięcy do 2,5 roku więzienia. Wysokość wyroków potwierdzała skalę
niebezpieczeństwa, jakim było niezależne radio. Aresztowania dotknęły także radio-
wców wrocławskich, co jednak nie spowodowało przerwania emisji programów.
W Dziennikach Mieczysława Rakowskiego znajduje się wzmianka, z której
wynika, że pod Radio „Solidarność” podszywała się SB, informując o odwołaniu zapla-
nowanych strajków i manifestacji. Jeśli tak było rzeczywiście, można mówić o radiu
kryptokonspiracyjnym. Założenie go przez MSW zaświadczało autorytet podziem-
nego nadawcy i podkreślało jego wpływ. Nie inaczej było w przypadku wydawnictw
podziemnych. Z inicjatywy Biura Studiów SB powstała Międzyregionalna Komisja
Obrony „Solidarności”, wydająca drukowane w MSW pismo „Bez Dyktatu”. Nie był
to jedyny tytuł „podziemny” wydawany przez SB.
Finał (1986–1989)
Kolejnym nieudanym testem polityki informacyjnej władz okazał się brak zaufa-
nia do relacji dotyczących skutków awarii w elektrowni atomowej w Czarnobylu
w kwietniu 1986 roku. Jerzy Urban zapewniał co prawda, że kierownictwo partii i pań-
stwa „z całą powagą skupiło zainteresowanie” na zjawisku przesuwającego się nad
Polską obłoku radioaktywnego, na niewiele się to jednak zdało. Opóźnienie podania
informacji o katastrofie do publicznej wiadomości oraz pokrętne i niesprawiające
wrażenia prawdziwych opinie o skutkach awarii przyczyniły się do gremialnego słucha-
nia rozgłośni nadających z Zachodu, co dowodziło, że Polacy nie wierzyli przekazom
sygnowanym przez władze.
Na zmiany w polityce medialnej, które można dostrzec w 1986 roku, wpływ miał
jednak nie tylko efekt Czarnobyla. Zła sytuacja gospodarcza oraz gorobaczowowska
pierestrojka skłaniały ekipę generała Jaruzelskiego do liberalizacji polityki wewnętrz-
nej (amnestia dla więźniów politycznych). Badania opinii publicznej wskazywały na
systematyczne pogarszanie się nastrojów społecznych i rosnące niezadowolenie.
W 1984 roku sytuację gospodarczą za dobrą uznawało 11 procent badanych, trzy lata
później – 6 procent; natomiast za złą, odpowiednio 38 procent i 69 procent. Eksperci
KC PZPR wskazywali, że 20-procentowy wskaźnik optymizmu społecznego grozi
wybuchami niezadowolenia – taki poziom przybrał on jesienią 1987 roku. Rok wcześ-
niej sytuację w kraju za złą i bardzo złą uznawało 58 procent badanych.
Nie można wykluczyć, że asumpt do korekty polityki informacyjnej dały nie
tylko względy politycznej natury, choć one z pewnością przeważały. Polskie społeczeń-
stwo dawało znać, że chętnie wejdzie w kontakt z rodzajem kultury lżejszej, wolnej
od tematyki politycznej. Dowodem tego była przechodząca najśmielsze oczekiwania
popularność brazylijskiego serialu Niewolnica Isaura emitowanego w telewizji w 1985
roku. Wskaźniki oglądalności (81 procent) i odsetek wystawionych szmirowatemu
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
– po raz kolejny w dziejach PRL polityka informacyjna szła za wypadkami, nie potra-
fiąc ich przewidzieć, wyprzedzić i zneutralizować.
Wzorem dawnych czasów uznawano za konieczne zwracać uwagę, że „99 pro-
cent społeczeństwa normalnie pracuje”, rozdzielać „słuszny protest” wynikający z sytuacji
gospodarczej od postulatów politycznych (legalizacja „Solidarności”), straszyć dra-
matycznymi następstwami strajków, mającymi charakter „antynarodowy”, zalecać
mediom przechodzenie „od argumentów racjonalnych do emocjonalnych”. Z troską
stwierdzono, że w środkach masowego przekazu „nie widać partii”, postulując danie
głosu „działaczom i aktywistom”, zadanie Wydziału Propagandy KC widziano w „stałym
roboczym kontakcie i pracy z zespołami dziennikarskimi”. Na marginesie warto dodać,
że w opinii generała Jaruzelskiego, Rakowski zdawał się być w dziedzinie propagandy
fachowcem dużej miary. Informując o decyzji przekazania mu nadzoru nad polityką
informacyjną, generał uznał, że powierzenie mu „tak ważnego odcinka (...) nie wymaga
argumentacji”.
Wydarzeniem, które stało się sensacją wielkiego kalibru i które potwierdziło
medialne słabości władzy, była telewizyjna debata 30 listopada 1988 roku pomiędzy
Lechem Wałęsą a Alfredem Miodowiczem, szefem zależnych od PZPR związków
zawodowych (OPZZ) utworzonych w 1982 roku przy okazji delegalizacji „Solidar-
ności”. Rozmowa, z której zdaniem większości widzów, zwycięsko wyszedł Wałęsa,
była dowodem demokratyzowania się stosunków politycznych, a przy okazji nieumie-
jętności władz w posługiwaniu się mediami.
Rezultaty debaty okazały się odwrotne do zamierzeń. Władze przyczyniły się,
wbrew własnemu interesowi, do zmiany wizerunku Wałęsy. Dyskusja dowiodła, że nie
był zależnym od doradców figurantem, co wielokrotnie sugerowano, ale samodzielnym
politykiem będącym wyrazicielem oczekiwań społecznych, a tym samym naturalnym
partnerem do rozmów z władzą. Czyniła bezpodstawne zarzuty stawiane dotychczas
opozycji i samemu Wałęsie, co odbierało władzom resztki wiarygodności. Telewizja
przestawała być tubą propagandową PZPR – stawała się miejscem ścierania opinii oraz
dyskusji uwolnionej od ideologicznego i cenzuralnego gorsetu. Poza swoimi doraźnymi
konsekwencjami debata Wałęsa – Miodowicz była zapowiedzią tego, że w rozmowach
Okrągłego Stołu status mediów stanie się jednym z tematów negocjacji.
Okrągły Stół
W sprawach medialnych postulaty strony społecznej przystępującej na początku
lutego 1989 roku do rozmów Okrągłego Stołu były zbieżne z tym, czego środowiska
niezależne i „Solidarność” domagały się po Sierpniu. Chodziło o ograniczenie roli
cenzury i jej kontrolę, odejście od monopolu partii w mediach, umożliwienie opozycji
prowadzenia działalności wydawniczej. Waga tych postulatów była bliska wszystkim
identyfikującym się z programem opozycji, w tym ludziom „Tygodnika Powszechnego”,
którzy weszli w skład Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie: Krzysztofowi
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Pomocą dla prasy opozycji była wywalczona przy Okrągłym Stole nowelizacja
Prawa prasowego, dokonana w końcu maja oraz Ustawy o kontroli prasy, w efekcie
czego spadła liczba interwencji cenzorskich (1988 – 2528; 1989 – 1505).
Okazało się jednak, że liczba narzędzi medialnych i czas antenowy nie odegrają
istotnej roli. Mniej przydatna władzy okazała się cenzura, która – mając mniejsze
pole do popisu – robiła, co mogła. W okresie przedwyborczym w „Gazecie” w każdym
numerze urząd dokonywał średnio kilku ingerencji dotyczących głównie krytycznych
opinii o przywódcach partii i państwa,z ustroju PRL oraz uznawanych za godzące
w sojusz z ZSRS.
Władze prowadziły kampanię anemicznie, a na dodatek z dostrzegalnym bra-
kiem wiary we własne siły. Z pewnością swoją rolę odegrały tu nastroje wśród dzien-
nikarzy radia i telewizji, badane w kwietniu 1989 roku przez MSW. Z przesłanego
generałowi Jaruzelskiemu raportu wynikało, że dominują nastroje „pesymizmu,
zwątpienia i frustracji”, jakże różne od urzędowego optymizmu objawionego w począ-
ku 1988 roku podczas hucznie obchodzonej 30. rocznicy powstania Dziennika tele-
wizyjnego.
Z pomysłu wyborów „niekonfrontacyjnych”, którym posługiwała się władza,
wynikały nieprzekonywujące zachęty do głosowania na PZPR. Hasła wyborcze, które
w maju zaczęła drukować „Trybuna Ludu”, budziły politowanie i były odbierane jako
dowód nerwowej bezradności (PZPR gwarantem godności narodu, Nie zabijaj poczę-
tej demokracji, Z nami pewniej, PZPR – postęp i porozumienie, Naród chce zmian –
PZPR je zapewni).
W szranki wyborcze po stronie władzy stanęli dziennikarze (m.in. Andrzej Bilik
– szef Dziennika telewizyjnego i Grzegorz Woźniak, prezenter Dziennika). Podobnie
jak w wypadku innych kandydatów nie eksponowano ich partyjnej przynależności,
powszechnie wiadomo było jednak, że głosowanie na nich i im podobnych kandyda-
tów oznaczało nie zmianę, o czym zapewniały slogany, a przedłużenie stanu rzeczy,
którego społeczeństwo przedłużać nie chciało. Wybory pojęte zostały jako plebiscyt
„za” lub „przeciw” PZPR, której to konwencji partia nie potrafiła przełamać. Władza,
która propagandę pojmowała jako piętnowanie wroga i operowanie hasłami, i której
obca była walka na argumenty, nie potrafiła odnaleźć się w warunkach swobodnej
wymiany idei, mimo że na czele rządu stał od października 1988 roku Mieczysław
Rakowski, człowiek znający specyfikę mediów.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
ROZDZIAŁ 15
jednakże zwrot ku dawności był zrozumiały, gdy pamiętać o przyjętym przez emigra-
cję obowiązku walki ze zniekształceniami i ideologizacją przeszłości w kraju.
Polityczny charakter emigracji powodował, że jej pisma stały się domeną pub-
licystów politycznych – Stanisława „Cata” Mackiewicza, Zygmunta Nowakowskiego,
Wacława i Karola Zbyszewskich czy Wojciecha Wasiutyńskiego. W Londynie i pomniej-
szych centrach politycznych emigracji zaznaczyli swoją obecność ci, którzy opuścili kraj
po 1945 roku (Józef Mackiewicz, Wiesław Wohnout, Zygmunt Zaremba, Tadeusz Żen-
czykowski), a także ci, którzy przebywali poza Polską od początku wojny, lecz dopiero
po jej zakończeniu (w Londynie lub poza nim) nadali swojemu pisarstwu bądź dzia-
łaniom redaktorskim większy lub inny niż dotychczas wymiar (Aleksander Bergman,
Zdzisław Broncel, Juliusz Mieroszewski, Ryszard Piestrzyński, Zdzisław Stahl, Stanisław
Strzetelski, Bolesław Wierzbiański). Osobna uwaga należy się Władysławowi Studni-
ckiemu, seniorowi pisarstwa politycznego, który po wojnie zamieszkał w Londynie.
Wszyscy oni wnieśli do dziennikarstwa i publicystyki, a niektórych wypadkach także
do pisarstwa politycznego, niemały udział. Publicystyką, w tym polityczną, parali się
także politycy, naukowcy, byli wojskowi, pisarze i poeci. Wymienić tu wypada Stani-
sława Strońskiego, socjalistów Adama Pragiera (Puszka Pandory, Londyn 1969)
i Adama Ciołkosza (Walka o prawdę. Wybór artykułów 1940–1978, Londyn 1983),
narodowca Tadeusza Bieleckiego, Ignacego Matuszewskiego (zmarłego w 1946 roku,
Wybór pism, Nowy Jork 1952) oraz Józefa Łobodowskiego.
Wydawanie w formie zwartej tekstów ogłoszonych wcześniej w czasopismach
dowodziło ich specjalnego traktowania, tworząc z nich osobny nurt piśmiennictwa.
Książkom zbierającym publicystykę wojenną i powojenną (Nowakowskiego Z księgi
zażaleń pielgrzymstwa polskiego, Bruksela 1949) tuż po wojnie towarzyszyła obfita
literatura broszurowa. Emigracja kontynuowała za jej sprawą zainteresowania sprzed
1945 roku oraz starała się realizować zadania doraźne, np. wtedy gdy nakłaniała do
nieulegania namowom repatriacyjnym.
Zdecydowana większość profesjonalnych publicystów należała do Związku
Dziennikarzy RP, któremu honorowo przewodniczył Stroński, co bez entuzjazmu
przyjmowali ci, którzy pamiętali jego publicystykę z 1922 roku. Związek, organizacja
o charakterze zawodowo-twórczym oraz samopomocowym, w końcu lat 40. zrzeszał
niemal 500 dziennikarzy prasowych i radiowych, pracujących nie tylko w Wielkiej
Brytanii. Długoletnim prezesem w okresie powojennym był Bolesław Wierzbiański,
później funkcję tę pełnili Ludwik Rubel, Aleksander Bregman, Antoni Dargas oraz
Paweł Hęciak. Tuż po wojnie Syndykaty Dziennikarzy Polskich działały w okupowanych
Niemczech oraz Stanach Zjednoczonych.
Tak jak wszystkie organizmy społeczne emigracji, Związek zajmował jednozna-
czne stanowisko polityczne. Opowiadał się za niepodległością Polski i protestował
przeciw dławieniu wolności słowa. Podczas walnego zjazdu w grudniu 1953 roku
uchwalono rezolucję przeciw aresztowaniu prymasa Wyszyńskiego. W październiku
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
1956 roku podjęto uchwałę dotyczącą sytuacji prasy i dziennikarstwa w kraju, w której
zwracano uwagę, że mimo „tak zwanej odwilży nie nastąpiły żadne istotne zmiany
w ustosunkowania się reżimu do sprawy wolności prasy”.
Tytuły, które ukazywały się w Londynie w okresie powojennym, w wielu wypadkach
były kontynuacjami pism o wojennym rodowodzie. Najlepszy przykład stanowił tu
„Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, który po 1945 roku stał się wyrazicielem opinii
emigracyjnej. „Dziennik” wychodził w Londynie, co nie oznaczało, że gazeta cyrkulo-
wała wyłącznie na terenie Wielkiej Brytanii. Miała odbiorców we wszystkich większych
skupiskach polskich, a tym samym pozycję jednego z najważniejszych pism powojen-
nej emigracji.
Program polityczny „Dziennika”, któremu patronował generał Władysław Anders,
oraz sposób postrzegania i interpretowania przez gazetę rzeczywistości można iden-
tyfikować z niezłomnością, a więc bezwzględnym sprzeciwem wobec sytuacji, w jakiej
znalazła się Polska po zakończeniu wojny. Ten sposób myślenia i postawa polityczna
sprowadzały się do odrzucenia skutków porozumień jałtańskich. Niepodległościowy
i antykomunistyczny „Dziennik” przynosił obraz świata odpowiadający poglądom
jego czytelników stanowiąc podstawowe źródło informacji o wydarzeniach w kraju
i świecie.
Linia polityczna „Dziennika” wyznaczana przez powojenne dzieje Polski i poli-
tyczną sytuację w świecie nie oznaczała, że jego treść nie ulegała zmianom. Już kilka
lat po wojnie pismo coraz większą uwagę zaczęło poświęcać sprawom wewnątrzemi-
gracyjnym. Te dwa porządki, stosunek do kraju oraz życie wychodźstwa, uformowały
charakter gazety na długie lata. Od 1959 roku sobotnie wydanie „Dziennika” stanowił
publicystyczny, utrzymany na wyższym poziomie „Tydzień Polski”, na którym pieczę
sprawował Wacław Zagórski.
W okresie powojennym, a więc w czasie, kiedy „Dziennik” redagował Tadeusz
Horko (od 1947 do 1959 roku), nakład pisma oscylował w granicach 30 tysięcy egzem-
plarzy. W następnych latach nieco zmalał, gazeta nie straciła jednak na popularności.
W 1959 roku redakcję objął Aleksander Bregman, jeden z najwybitniejszych publi-
cystów średniego (jak na warunki emigracyjne) pokolenia – autor tekstów dotyczących
spraw polskich oraz problematyki międzynarodowej. W 1958 roku opublikował wie-
lokrotnie wznawiany esej historyczny Najlepszy sojusznik Hitlera. Studium o współpracy
niemiecko-sowieckiej, co nie znaczy, że unikał prób łączenia przeszłości ze współczes-
nością, skłaniając do patrzenia na rzeczywistość powojenną w sposób różny od tego,
jaki – w niektórych kwestiach – emigracja uznawała za obligatoryjny. Sugerował, by
nie zamykać Niemców w figurze wroga, namawiał do spojrzenia nowym okiem na
przeszłość stosunków polsko-niemieckich, do wyzwolenia się od fatalizmu odwiecz-
nego konfliktu i działania na rzecz pojednania. Taka propozycja złożona przez Breg-
mana w książce Jak świat światem? Stosunki polsko-niemieckie wczoraj, dziś i jutro
(1964) wywołała w Londynie burzę protestów i największą, jeśli mierzyć ją liczbą
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
wypowiedzi, debatę prasową. Gromy, jakie spadły na głowę autora, były przejawem
postaw usankcjonowanych doświadczeniami historycznymi. Potwierdzały widoczną
od zakończenia wojny wolę myślenia resentymentami chętnie posiłkującym się mar-
tyrologią.
Natomiast za rzecznika tych wszystkich, którzy pojmowali emigrację jako straż-
nika wartości i pamięci o przeszłości można uznać Zygmunta Nowakowskiego, popu-
larnego felietonistę „Dziennika”. Był on uosobieniem niezłomności pojmowanej nie
tylko jako postawa polityczna, ale i opieka nad tradycją. Emigracyjną publicystyką
Nowakowskiego rządziła nostalgia. Żal za dawnością powodował, że bronił (nie on
jeden) jej zapamiętanych kształtów, uznając, że w ten sposób broni bliskich mu zna-
czeń polskości. Jego felietony drukowane w „Dzienniku” układały się w wyznanie
wiary emigranta politycznego, który egzaltację patriotyczną przedkładał nad wymogi
politycznego realizmu. Atakował wszystkich, których uznawał za wrogów bądź nie-
przyjaciół Polski, zarówno Niemców, Ukraińców i Rosjan, jak komunistów i Witolda
Gombrowicza nakłaniającego do wyzwalania się z polskości. Zasługi na rzecz tak
pojmowanych powinności spowodowały, że felieton Nowakowskiego („Emigrejtana”)
nazywano „dzwonem Zygmunta”. W 1963 roku ukazał się tom jego emigracyjnej felie-
tonistyki (Lajkonik na wygnaniu. Felietonów sto i jeden 1950–1962).
Mocną stroną „Dziennika” w latach 40. i 50. były artykuły najwybitniejszych
osobistości londyńskiego świata publicystyki, kultury i nauki. Później, podobnie do
innych pism, gazeta zaczęła słabnąć. Powodem była trudność w znalezieniu godnych
następców. W latach 1962–1973 „Dziennikiem” kierował Wiesław Wohnout, a następ-
nie, również przez ponad dekadę (1973–1984), Karol Zbyszewski. Mimo niższego
poziomu pismo zachowało dawny charakter, będąc dla londyńskich Polaków czymś
więcej niż tylko codziennym przeglądem informacji.
Znane nazwiska pojawiające się w „Dzienniku” stanowiły atut w walce z kon-
kurencją. Po wojnie podjęto w Londynie dwie próby założenia drugiego obok „Dzien-
nika” pisma codziennego. W listopadzie 1946 roku Ludwik Rubel uruchomił „Słowo
Polskie” wydawane z myślą o przybywających na Wyspy żołnierzach 2. Korpusu.
„Słowo” przetrwało do czerwca 1947 roku. Jeszcze krótszy był żywot gazety założonej
przez Tadeusza Horkę oraz Leszka Kirkiena, którzy w końcu lat 50. odeszli z „Dziennika”
i rozpoczęli wydawanie konkurencyjnego „Kuriera Polskiego”. Pismo upadło po mie-
siącu, nie zdoławszy pozyskać czytelników. „Dziennik” pozostał tym samym jedynym
pismem codziennym emigracji politycznej.
W jakimś sensie odpowiednikiem „Dziennika” w grupie tygodników była „Gazeta
Niedzielna”. Wydawana w Londynie od 1949 roku przez Katolicki Ośrodek Wydaw-
niczy „Veritas” przy współudziale Polskiej Misji Katolickiej w Anglii odwoływała się
do tradycji przystępnych pism katolickich, dzięki czemu zyskała poczytność (nakład do
8 tysięcy egzemplarzy). Tygodnik redagował początkowo Józef Kisielewski, a następnie
Jan Bielatowicz, starając się nadać mu charakter nie tylko pisma religijnego. W latach
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Łamy naszego pisma są otwarte dla pisarzy wszystkich obozów, jak my służących
sprawie swobody myśli i słowa. Pragniemy wedle naszych najlepszych intencji zapewnić
możliwość wypowiedzenia się tym, którzy piórem walczą o wolną, całą i niepodległą
Polskę.
„Wiadomości”, tak jak ich poprzednie wcielenia, stały się pismem o cechach
szczególnych. Na łamach tygodnika spotykali się niemal wszyscy pisarze i publicyści,
którzy po wojnie znaleźli się na obczyźnie. Na tematy polityczne pisywały osoby
różnych poglądów, które łączyła determinacja w dawaniu wyrazu niezgodzie na wyrok,
jakim dla Polski było zakończenie wojny. Do rzędu pierwszych autorów można zali-
czyć Zygmunta Nowakowskiego, Stanisława Mackiewicza, Adama Pragiera oraz Józefa
Mackiewicza, Józefa Wittlina, Ferdynanda Goetela, Jana Lechonia, Kazimierza Wie-
rzyńskiego, Józefa Łobodowskiego i Mariana Kukiela.
„Wiadomości” stały się, nie jedynym co prawda, lecz z pewnością jednym z naj-
ważniejszych, miejscem kształtowania się sposobu i stylu myślenia emigracji nieprze-
jednanej. Świadczy o tym stosunek do Jałty i sytuacji w rządzonej przez komunistów
Polsce oraz skrupulatność, z jaką Grydzewski rekonstruował dzieje Polaków w ZSRS
podczas wojny (świadectwa generała Andersa i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego).
„Wiadomości”, mówiąc oględnie, nie podzielały punktu widzenia Stanisława Mikołaj-
czyka, którego wyjazd do kraju w 1945 roku pojmowały jako żyrowanie formalnie
tylko niepodległego statusu Polski. Wybór dokonany przez byłego premiera rządu
w Londynie identyfikowały jako zdradę, nie odmawiając sobie stosownego powita-
nia Mikołajczyka po jego ucieczce z Polski (Wacław A. Zbyszewski, Pan Mikołajczyk
z powrotem, 1947, nr 85/86). Środowisko skupione wokół pisma poparło w 1947 roku
uchwałę Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w sprawie niedrukowania w kraju,
a w 1951 roku tygodnik ostro zaatakował Czesława Miłosza po publikacji w paryskiej
„Kulturze” jego tekstu (Nie) wyjaśniającego okoliczności i powody wybrania statusu
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
emigranta. Głos zabrali wówczas Sergiusz Piasecki (Były paputczik Miłosz, 1951,
nr 44/292), a nawet Grydzewski (w swojej rubryce Silva Rerum), na ogół rzadko wypo-
wiadający się w sprawach doraźnych. W 1956 roku „Wiadomości” stały się trybuną
wypowiedzi dla tych wszystkich, którzy zmiany zachodzące w Polsce uznali za dru-
gorzędną kosmetykę systemu.
Pismo wyrażało sposób myślenia tych wszystkich, którzy twardą niezłomność
pojmowali jako naturalną postawę emigranta politycznego. Ale nie tylko. „Wiado-
mości” odegrały istotną rolę w formowaniu stosunku emigracji do przeszłości. Usiłowały
ocalić niewolną od nostalgii pamięć o dawności, walczyły o przywrócenie ziem wschod-
nich, podkreślając ich znaczenie. Z drukowanych w tygodniku tekstów wspomnienio-
wych, polemik i listów do redakcji można ułożyć zarówno subiektywne dzieje Polski,
ale także zbiorową biografię generacji „założycieli” emigracji. Hołdując zasadom wier-
ności i konieczności obrony wartości narodowych pismo broniło tradycjonalistycznie
pojmowanej polskości, w próbach jej rewidowania widząc zagrożenie narodowej
tożsamości.
Zadanie, jakie pismo Grydzewskiego wzięło na siebie w okresie powojennym,
spowodowała, że „Wiadomości” stały się instytucją życia kulturalnego i politycznego
emigracji. Tygodnik wyznaczał standardy myślenia, budował hierarchię dokonań pub-
licystycznych i literackich. W zorganizowanym w 1955 roku konkursie na najbardziej
cenionego pisarza zwyciężyli tyleż prozaicy, co publicyści – „Cat” Mackiewicz przed
Józefem Mackiewiczem i Zygmuntem Nowakowskim. Trzy lata później, wzorem lat
przedwojennych, stworzono nagrodę „Wiadomości” dla najlepszej książki polskiego
pisarza wydanej poza krajem które przyznawało jury wybrane przez czytelników.
Na losach pisma zaważyła, oprócz jego poglądów, specyfika społeczna emigracji.
Od lat 60. pismu zaczęło ubywać audytorium, kurczyło się także środowisko piszących.
W drugiej połowie lat 60. w tygodniku pojawili się autorzy, którzy świeżo opuścili
kraj, np. Jan Kott, Henryk Grynberg oraz Leopold Tyrmand (pierwodruk Dziennika
1954), jeszcze później tacy jak Wojciech Wasiutyński (felieton Beczka Danaid), którzy
przed 1939 roku, ale jeszcze i po wojnie byli wyznawcami wartości obcych tygodni-
kowi Grydzewskiego. Wzmocnienia nie były jednak wystarczające do utrzymania
dawnego poziomu.
Przed śmiercią Grydzewskiego w 1970 roku tygodnik prowadził Michał Chmie-
lowiec, zaś od 1974 roku – Stefania Kossowska. Zmiany na stanowisku redaktora nie
spowodowały ewolucji programu pisma. Do końca – przestało wychodzić wiosną
1981 roku – pozostało wierne wartościom, które uznało za niezbywalne.
Powojenna popularność „Wiadomości” wpłynęła na sytuację wydawanych w Lon-
dynie tygodników o podobnym profilu, pozbawionych takiej charyzmy i zaplecza auto-
rskiego jak pismo Grydzewskiego. W 1946 roku przestał się ukazywać miesięcznik
„Nowa Polska” wydawany w Londynie od czterech lat przez Antoniego Słonimskiego.
Pod koniec wojny zespół nie chciał dostrzegać wyłącznie negatywów sytuacji, w jakiej
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
znalazł się kraj. Po likwidacji „Nowej Polski”, której rząd w Londynie nie był skłonny
wspierać finansowo, do kraju wróciła grupa jego autorów (m.in. Ksawery Pruszyński)
oraz redaktor naczelny.
W tym samym roku, kiedy zlikwidowano miesięcznik Słonimskiego, własne
pismo – tygodnik „Lwów i Wilno” – założył Stanisław Mackiewicz. Periodyk ten, zgod-
nie z tytułem, był adresowany do wszystkich, którzy nie pogodzili się z utratą Kresów
i gotowi byli szukać dróg wiodących do ich odzyskania. Redaktor „Lwowa i Wilna”
był tyleż wspaniałym publicystą, co pisarzem historycznym. Obdarzony znakomitym
piórem z równą swobodą poruszał się w polskim średniowieczu i czasach znacznie
późniejszych, problematyce międzynarodowej, politycznej historii Francji i dziejach
rosyjskiej literatury. Przymioty swego talentu ujawnił we „Lwowie i Wilnie”, nadając
pismu, jak niegdyś „Słowu”, własny styl.
„Cat” był także, a w zasadzie chciał być, politykiem. W 1954 roku został premie-
rem rządu na obczyźnie, na stanowisku tym nie zanotował jednak sukcesów i szybko
(w 1955 roku) ustąpił. Z pasją zaangażował się w wyjaśnianie afery Bergu, czyli kom-
promitującej emigrację współpracy z amerykańskim wywiadem (O sąd obywatelski
nad handlarzami śmiercią, 1954 roku), co nie pozostało bez wpływu na decyzję powro-
tu do Polski w 1956 roku, której jednym z powodów było dyskusyjne przekonanie, że
polityczna rola emigracji dobiegła końca (Na trzeźwo, „Tygodnik”, 1956, nr 21).
Zanim jednak wyjechał, „Cat” zaprosił do współpracy z „Lwowem i Wilnem”
sędziwego Władysława Studnickiego oraz swego brata – Józefa Mackiewicza, które-
go wojenną współpracę z prasą niemiecką rozpatrywał w 1945 roku sąd dziennikar-
ski, w zasadzie uwalniając go od zarzutów. Ogłoszone w tygodniku teksty dotyczące
postaw w czasie II wojny światowej oraz kierowane przeciw Mackiewiczowi zarzuty
o kolaborację doprowadziły do długoletniego konfliktu pisarza i publicysty ze środo-
wiskami poakowskimi. Antykomunistyczny pryncypializm Mackiewicza i jego bez-
kompromisowość nadały jego postawie cechy wyjątkowe, co nie znaczy, że powszechnie
akceptowane. W 1955 roku pisarz przeniósł się z Londynu do Monachium, ale w sto-
licy emigracji pozostał dzięki swej beletrystyce i publicystyce, choć wydawał także
w paryskim Instytucie Literackim. W latach 50. stał się podobnie jak „Cat” jednym
z najpopularniejszych autorów „Wiadomości”. Było to już po zamknięciu „Lwowa
i Wilna” (pismo upadło w 1950 roku z powodów finansowych).
Dłużej niż „Lwów i Wilno” wychodził katolicki tygodnik „Życie” redagowany przez
Jana Tokarskiego oraz Józefa Kisielewskiego. Pismo było najlepszym emigracyjnym
periodykiem o charakterze religijnym. Założone w 1947 roku początkowo koncentro-
wało uwagę na sytuacji Kościoła w Polsce i na świecie, by z biegiem czasu ewoluować
ku formule bardziej otwartej i podejmować również kwestie natury pozareligijnej. Zwo-
lennikiem takiego modelu pisma był prowadzący je w pierwszej połowie lat 50. Jan Bie-
latowicz, dzięki któremu tygodnik rozbudował dział polityczny oraz literacki. „Życie”
usiłowało początkowo zachować bezstronność ideową, lecz orientacje polityczne części
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
jego redaktorów i autorów – Jędrzeja Giertycha, Mariana Emila Rojka, oraz Wojciecha
Wasiutyńskiego – sprawiły, że było postrzegane jako bliskie narodowej prawicy.
Tygodnikiem polityczno-społecznym o dużym znaczeniu do początku lat 60.
był „Orzeł Biały”. Od czasów wojennych pismo prowadził Ryszard Piestrzyński, a tygod-
nik uchodził za wyrażający poglądy środowiska politycznego generała Andersa i byłych
żołnierzy 2. Korpusu. W wymiarze politycznym pismo przyjęło postawę niezłomną
i stało na straży wartości uznawanych za niepodlegające rewizji. Krytyczne wobec
jakichkolwiek prób zmiany stosunku do kraju polemizowało z paryską „Kulturą”, m.in.
piórem Ryszarda Wragi, przedwojennego współpracownika Giedroycia z „Buntu
Młodych”, oraz Zdzisława Stahla. W 1964 roku pismo zostało przejęte przez Stowa-
rzyszenie Polskich Kombatantów i straciło dotychczasowy charakter.
Wyróżniający się segment prasy emigracyjnej stanowiły periodyki partii po-
litycznych. Nie nadawały one tonu całości i były mniej widoczne niż tygodniki spo-
łeczno-kulturalne, co wcale nie musi wydawać się zjawiskiem niezrozumiałym lub
paradoksalnym. Odbiorcą nie był tu ogół, lecz głównie środowiska skupione wokół
stronnictw. Nie odbierało to pismom politycznym szerszego wpływu, choć z pew-
nością nie był on porównywalny z tym, jakie przypisać można np. „Wiadomościom”.
Adresowane do specjalnego grona czytelników miały za zadanie bardziej ich ideową
konsolidację i utrzymanie kontaktu ze ugrupowaniem, które reprezentowały, niż szersze
oddziaływanie.
Pisma partyjne były miejscem kształtowania myślenia politycznego, nierzadko
również uprawiania dobrej publicystyki, a ich model nie odbiegał od konwencji wypra-
cowanej w czasie wojny. Stronnictwo Narodowe wznowiło w początku 1946 roku „Myśl
Polską”, którą redagowali Marian Emil Rojek, później zaś Tadeusz Bielecki, Wojciech
Wasiutyński (od 1947 do 1958 roku, kiedy to przeniósł się do Stanów Zjednoczonych)
oraz Antoni Dargas. Miesięcznik trzymał poziom (publicystyka Wasiutyńskiego), ale
– czemu trudno się dziwić – był dość jednostronny w oglądzie rzeczywistości. Podobny
w sensie formalnym był socjalistyczny „Robotnik” (do 1950 roku „Robotnik Polski
w Wielkiej Brytanii”) redagowany w okresie powojennym przez Adama Ciołkosza,
uznający się za spadkobiercę „Robotnika” wydawanego przez PPS przed 1939 roku
(kontynuował nawet jego numerację). W 1959 roku z powodu konfliktu w partii Ciołkosz
opuścił redakcję, a wpływ na pismo zyskał Zygmunt Zaremba.
Zarówno SN jak PPS poza głównymi pismami publikowały tytuły niskonakładowe
na ogół o charakterze biuletynów, skierowane głównie do swoich działaczy.
Działalności prasowej nie poniechali piłsudczycy skupieni w Lidze Niepodległości
Polski – od 1947 roku wydawali miesięcznik „Za Wolność i Niepodległość”, w którym
pisywali m.in. Michał Grażyński i Klaudiusz Hrabyk.
Tytuły, o których wspomniano wyżej, tak jak wydające je ugrupowania, stały na
stanowisku antyjałtańskim, co różniło je od PSL-owskiego „Jutra Polski” (redaktor
Stanisław Młodożeniec, a następnie Franciszek Wilk), które wbrew stanowisku większości
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
***
Po zakończeniu wojny ukazywały się setki pism powołanych do życia przez remi-
grację polityczną (tylko w Wielkiej Brytanii w latach 1939–1964 założono ok. 400
tytułów), lecz te o niepodważalnym znaczeniu, niezłym poziomie oraz szerszym
zasięgu sprowadzić można do kilkudziesięciu tytułów. Podzielić je można na dwie
grupy. Pierwszą tworzyła ścisła czołówka, to znaczy kilkanaście pism o zakresie ogól-
noemigracyjnym, a więc obecnych we wszystkich większych skupiskach polskich w świe-
cie. Zaliczyć do nich można z pewnością „Kulturę” i szereg tytułów ukazujących się
w Londynie – „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, „Wiadomości”, „Orła Białego”
oraz, mimo niskich nakładów, periodyki ugrupowań politycznych („Myśl Polska”,
„Robotnik”, „Jutro Polski”). Drugą grupę tworzyły pisma o zasięgu niewykraczającym
poza opiniotwórcze środowiska polskie w poszczególnych krajach,. Za przykład mogą
tu posłużyć australijskie „Wiadomości Polskie”, nowojorski „Nowy Dziennik”, wychodzące
w Niemczech „Ostatnie Wiadomości” oraz „Związkowiec”.
Jak już wspomniano, czasopisma założone w czasie wojny bądź bezpośrednio
po jej zakończeniu od końca lat 50. zaczęły przeżywać trudności wynikające z za-
wężającego się audytorium. W miarę ubywania odbiorców prasa traciła rację bytu,
zyskiwała natomiast kłopoty (vide „Wiadomości”, ale i inne tytuły). Dla młodszego po-
kolenia i dla nowych przybyszów z kraju, tych którzy dotarli na Zachód po 1956 roku,
a zwłaszcza w końcu lat 60., tytuły powojenne należały do świata jeśli nie zamkniętego,
to na pewno uznawanego za obcy. Emigranci „marcowi” pisali co prawda do pism „nie-
złomnych”, lecz przybysze z kraju nie stanowili silnego wzmocnienia czytelniczego.
W końcu lat 80. liczba londyńskich pism pamiętających czasy wojenne spadła do
kilku tytułów.
Wizje Polski i metody odzyskania przez nią suwerenności oraz racje zapisane
w prasie emigracji zostały potwierdzone w różnym stopniu. Nie wszystkie nadzieje
zostały spełnione, nie wszystkie zaprezentowane w publicystyce koncepcje i oceny
okazały się trafne. Bez względu na skalę błędów, wynikających nierzadko z trudności
rozstania się z dawnymi, zakorzenionymi w dwudziestoleciu poglądami i nawykami
myślowymi oraz niezadawnionymi animozjami, prasa okazała się istotną częścią życia
politycznego i społecznego poza krajem.
kolejne numery „Kultury”. Nie była on już dodatkiem do książek, a w pełni suweren-
nym miesięcznikiem o szerokich zainteresowaniach, w obrębie których mieściła się
zarówno wyjątkowo zajmująca redaktora polityka, jak literatura, kwestie społeczne
i gospodarcze oraz najnowsza historia Polski.
Giedroyc chciał, by „Kultura” – w odróżnieniu od pism ukazujących się w Lon-
dynie – docierała nie tylko do czytelnika emigracyjnego, ale i krajowego, by w miarę
możliwości wpływała na sytuację w Polsce. Takie założenie łączył ze specyficznym
pojmowaniem funkcji pisma. Stanowiło ono dla redaktora instrument działania poli-
tycznego, narzędzie inspirujące poglądy i postawy wobec rzeczywistości. Pod tym
względem „Kultura” bliska była „Buntowi Młodych” i „Polityce”.
Jednym z imperatywów programu „Kultury” była pewność, że nadzieje na powrót
do sytuacji przedwrześniowej żywione przez Polaków z Londynu są płonne. Giedroyc
dał temu wyraz, wydając w 1949 roku reportaż Aleksandra Janty Wracam z Polski.
Numer „Kultury” (1948, nr 12) z fragmentem tego tekstu w Londynie został przyjęty
z nieskrywaną niechęcią, jeśli nie wręcz z oburzeniem (Z. Nowakowski, Wielki spo-
wiednik, „Wiadomości”, 1949, nr 16/17) i na polecenie generała Władysława Andersa
wycofany z punktów sprzedaży.
Redaktor nie dawał jednak za wygraną. Powojenna sytuacja polityczna Polski
i Europy była tak dalece różna od tej sprzed 1939 roku, że reakcje tego typu tylko
utwierdzały go w przeświadczeniu, że do lamusa trzeba odłożyć metody działania
uprawiane w dwudziestoleciu. Giedroyc wychodził z założenia, że linia pisma, którym
kierował, nie tylko może, ale wręcz musi ulegać zmianom, w imię przekonania, że
szansą powodzenia wszelkiej działalności politycznej jest pozostawanie w kontakcie
z rzeczywistością. Zdawał się także pamiętać o tym, że realność sprawy, o którą się
walczy, wynika nie z zawartości projektu, a możliwości wcielenia go w życie. „Kultura”
zmieniała więc poglądy, nie zmieniając zasad i celów, którym służyła, to jest suwe-
renności Polski. Przyjęła regułę angażowania się w wiele, niekiedy nieprzystających
do siebie konceptów, wspólnych przekonaniem, że służą prodemokratycznej i pro-
niepodległościowej zmianie.
W okresie powojennym miesięcznik stał na stanowisku popierania przez emi-
grację amerykańskiej polityki wobec ZSRS, czego wyrazem była niezrealizowana
propozycja sformowania międzynarodowej brygady składającej się emigrantów z kra-
jów Europy Środkowo-Wschodniej i wysłania jej do Korei (1951, nr 11/49). Wyraziw-
szy swe wątpliwości (czego przejawem była broszura Melchiora Wańkowicza Klub
trzeciego miejsca z 1949 roku), „Kultura” mówiła w tej sprawie innym głosem niż Lon-
dyn, który uznawał za zasadne trzymanie sprawy polskiej z dala od zaogniającego się
konfliktu Moskwa–Waszyngton. Na przełomie lat 50. i 60. miesięcznik porzucił idee
zaangażowania uznając, że geopolityczną szansą dla Polski jest stworzenie neutral-
nego pasa w Europie Środkowej, obejmującego także Niemcy.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Ewoluowała również polityka wobec kraju. W połowie lat 50. Giedroyc uznał,
że zmiany zachodzące po śmierci Stalina dają szansę na głębszą liberalizację, co dowo-
dziło plastyczności systemu. W związku z tym zachęcał do popierania przemian
i w miarę możliwości – ich wzmacniania. Stąd deklarowanie poglądów lewicowych
– bardziej taktyka niż światopogląd pisma i jego redaktora. Otworzyło to możliwość
uznania Października 1956 roku za fakt o niepodważalnej doniosłości politycznej
i udzielenie poparcia Władysławowi Gomułce wynikającego z przekonania, że będzie
on prowadził politykę zgodną ze społecznymi oczekiwaniami. W listopadzie 1956
roku jako dodatek do „Kultury” ukazał się stenogram przemówienia wygłoszonego
przez Gomułkę na wynoszącym go do władzy VIII plenum KC z poprzedzającym je
wstępem Juliusza Mieroszewskiego. Sformułowano w nim oczekiwania i udzielono
kredytu zaufania – ale niebezwarunkowo.
Stanowisko wobec Października przyniosło efekty, o jakie chodziło Giedroy-
ciowi. Jego pismo zaczynało być traktowane jako zewnętrzna opozycja o wymiernym
rezonansie w kraju. Obradujący na przełomie listopada i grudnia 1956 roku Zjazd
Związku Literatów Polskich podjął uchwałę w sprawie zniesienia ograniczeń w roz-
powszechnianiu prasy emigracyjnej, upominając się o „Kulturę”.
Po podjęciu przez Gomułkę polityki rozmijającej się ze społecznymi oczekiwa-
niami i likwidacji „Po Prostu”, „Kultura” cofnęła kredyt zaufania. Pismo nadal trakto-
wało jednak krajową rzeczywistość za punkt wyjścia wszelkich interpretacji i pomysłów.
Program sformułowany około 1956 roku, określany mianem ewolucjonizmu, zakładał,
że motorem sytuacji w kraju powinno być stopniowe i wyważone żądanie demokra-
tyzujących reform. Społeczeństwo dysponuje bowiem środkami nacisku na władzę
i może ten nacisk wzmagać. Władzy natomiast w warunkach popaździernikowych
trudno będzie sięgnąć po metody stosowane w okresie stalinowskim. A więc – pro-
ponowała „Kultura” – nie zajmujmy się planami zlikwidowania komunizmu, lecz
działajmy w tym kierunku. Jak? Wprowadzając go w ewolucyjny dryf i przyspieszając
zmianę jego oblicza. Naruszając jego spoistość doktrynalną, w imię przekonania, że
ideologia jest praktycznie jego jedyną legitymacją. Poprzez przybranie roli opozycji
lewicowej usiłujmy poddawać go modernizującej terapii. Krok po kroku przechodźmy
do fazy, w której realny socjalizm, pozbawiony swoich represyjnych właściwości, stanie
się demokratyczny; innymi słowy przestanie być tym, czym był.
Swoim działaniom Giedroyc chętnie nadawał formę „polityki kulturalnej”, a więc
tworzenia warunków do dialogu i dyskusji. Miała ona objaśniać, zachęcać, ośmielać, być
bodźcem emancypacyjnym, służyć nadwątlaniu fundamentów ideowych systemu oraz
obnażaniu istoty rzeczywistości komunistycznej. Tworzyć przekonanie, że komunizm
w sensie doktrynalnym nie jest konstrukcją nienaruszalną, że może być kwestionowany,
a przez to tracić swą magnetyzującą moc, która dla części krajowych intelektualistów
stanowiła wytłumaczenie ich co najmniej bierności.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Środkiem realizacji tego pomysłu była publikowana przez Instytut Literacki kla-
syka literatury antykomunistycznej. Książki kwestionujące praktykę komunizmu
z perspektywy lewicowej, prace Arthura Koestlera, George’a Orwella, Howarda Fasta,
Milovana Dżilasa, Ignazio Silonego oraz Aleksandra Weissberga-Cybulskiego.
Giedroyc nie zapominał o polskich autorach kontestujących komunizm, choć
wybór nie był tu wielki, nad czym ubolewał. Najbardziej cenił marksistów krytyku-
jących marksizm, ci cenniejsi byli niż apostaci. Dlatego właśnie liczył na polityczne
wypowiedzi Aleksandra Wata, wydał pisma Andrzeja Stawara (1961), antysowieckie
wiersze Broniewskiego (1962) i studium Róży Luxemburg o rewolucji rosyjskiej
z przedmową Adama Ciołkosza.
Najbardziej cenne, gdyż przychodzące z kraju, były prace Władysława Bieńkow-
skiego, w październiku 1956 roku człowieka bliskiego Gomułce, później coraz bardziej
się od niego oddalającego. Jego Motory i hamulce socjalizmu (1969) Giedroyc określił
mianem „bomby atomowej”. Miał nadzieję, że z autora „da się jednak zrobić (...) alter-
natywę liberalną w partii”.
Redaktor zwracał uwagę na odmienny od polskiego i innych „demoludów” model
socjalizmu jugosłowiańskiego. Opublikował Program Związku Komunistów. „Kul-
tura” i jej książki miały tworzyć przestrzeń idei, która ze względów merytorycznych,
ale i za sprawą wielości pozycji, z jakich analizowała realny socjalizm, skłaniałaby do
uwalniania się spod władzy materializmu dialektycznego, pomagała wyzwalać się
z bierności i intelektualnego konformizmu.
Prowadzenie polityki „krajowej” w okresie twardego stalinizmu było możliwe
w dość ograniczonym zakresie. Składała się na nią przede wszystkim wysyłka „Kultu-
ry” i książek, niekiedy w okładkach imitujących druki debitowe, legalnie dopuszczo-
nych do rozpowszechniania w kraju. Następnym pomysłem było wysyłanie (m.in.
z Paryża, Londynu, Nowego Jorku i Toronto) na prywatne adresy w kraju listów zawie-
rających przedruki materiałów ogłoszonych w „Kulturze”, wyrażających stanowisko
redakcji w kwestiach uznanych za szczególnie ważne. Zamiar ten zyskał kształt realny
w 1954 roku i był kontynuowany do końca lat 60. (rzecz przybrała rozmiar czterdziestu
edycji). Listy uzupełniały obecność pisma w kraju, co ważniejsze jednak odbierały
ich adresatom – pisarzom, dziennikarzom i naukowcom – dobre samopoczucie,
uświadamiały, co się działo w Polsce i na świecie, doprecyzowywały stanowisko pisma,
stawały się moralnym zobowiązaniem adresata.
Miarą obecności „Kultury” w kraju była liczba ataków na pismo, a także proce-
sów i represji wobec jego krajowych współpracowników. Bodaj najpełniejszy wyraz
dolegliwości, jakie sprawiała „Kultura”, zawarł Władysław Gomułka w swoim słyn-
nym przemówieniu wygłoszonym w marcu 1968 roku:
W 1971 roku debiutował w „Kulturze” Leszek Kołakowski, który esejem Tezy o nadziei
i beznadziejności (6/285) potwierdził analizowane wcześniej przez Mieroszewskiego
właściwości totalitaryzmu – nie napotykając na opór społeczny system ten, sam z siebie,
staje się coraz agresywniejszy.
W połowie lat 70. „Kultura” stała się forum wypowiedzi dla przedstawicieli demo-
kratycznej opozycji, drukowali w nim m.in. Adam Michnik i Zdzisław Najder. Od 1976
roku pismo wspierało inicjatywy opozycji demokratycznej, pomagało jej materialnie,
organizowało akcje w obronie represjonowanych. Z entuzjazmem usprawiedliwio-
nym swoją postawą po 1956 roku przyjęło powstanie „Solidarności”, co nie znaczy,
że bez zastrzeżeń akceptowało politykę związku i jego przywódcy.
Miesięcznik Giedroycia nie był, zgodnie z tytułem, całkowicie owładnięty polityką.
Za sprawą Czesława Miłosza, Witolda Gombrowicza, Gustawa Herlinga-Grudziń-
skiego, Andrzeja Bobkowskiego, Józefa Wittlina, Józefa Mackiewicza, Czesława Stra-
szewicza „Kultura” można postrzegać jako pismo literackie, z którym oprócz pisarzy,
współpracowali eseiści i krytycy (Jerzy Stempowski, Konstanty Jeleński, Józef Czapski).
Nie znaczyło to jednak, że jego redaktor nadmiernie cenił wypowiedzi wolne od ładun-
ku politycznego.
W „Kulturze” dużą wagę przywiązywano do kwestii stosunków polsko-żydow-
skich. Giedroyc uporczywie walczył z rozpowszechnionym na Zachodzie stereotypem
Polaka-antysemity, zarazem nie szczędził zachęt do głębszego przyjrzenia się zja-
wisku, nie godząc się z obiegową na emigracji tezą, że jest on wyłącznie produktem
polityki PZPR.
Szczególnym zainteresowaniem redaktora „Kultury” była najnowsza historia Pol-
ski. Od 1962 roku nakładem Instytutu Literackiego ukazywał się kwartalnik „Zeszyty
Historyczne” zawierający oprócz opracowań o charakterze naukowym dział wspom-
nień i recenzji. Giedroyc podchodził do przeszłości w inny sposób niż praktykowany
w Londynie. Nie szukał w niej martyrologii oraz dowodów tego, że mimo klęsk, racja
moralna i polityczna była zawsze po polskiej stronie. Usiłował patrzeć z dystansem, trak-
tować przeszłość jako lustro błędów, nie unikać kwestii trudnych. Podróże w przeszłość
nie służyły więc jedynie jej odkrywaniu i przypominaniu, ale również opisywaniu pol-
skich zachowań, ich krytyce i rewizji. Tak było w przypadku wydarzeń odległych w czasie,
ale i niedawnych, np. polityki prowadzonej poza krajem w okresie powojennym.
Nie wszystkie inicjatywy wydawnicze lat 70. i 80. ulokowały się w Londynie lub
Paryżu. Od 1983 roku w Berlinie Zachodnim wychodził „Archipelag” redagowany
przez Aleksandra Więckowskiego – miesięcznik poświęcony zagadnieniom politycz-
nym i kulturze Europy Środkowej oraz kwestii stosunków polsko-niemieckich. W Ber-
linie ukazywał się także „Pogląd”, pismo Komitetu Obrony „Solidarności”, które poprzez
edycję w języku niemieckim („Meinung”) usiłowało wychodzić poza krąg odbiorców
polskich.
W Niemczech w 1985 roku został wydany i przesłany do kraju łudząco podobny
do oryginału numer „Szpilek”. Dokonane w nim porównanie generała Jaruzelskiego
do Adolfa Hitlera zostało oprotestowane przez rzecznika rządu PRL.
Pisma emigracji lat 80. różniły się zainteresowaniami i zapatrywaniami politycz-
nymi swoich redaktorów i autorów, łączyła je jednak idea przeciwstawienia się porząd-
kowi stanu wojennego, sympatia dla ruchu „Solidarności” i uzasodniona wiara w to,
że są ważnym elementem kultury wolnego słowa. Wszystkie starały się docierać do kraju
– niekiedy w zminiaturyzowanej formie, ułatwiającej pokonywanie granicznych kon-
troli celnych.
Idąc śladem „Kultury”, tytuły te zrywały z modelem pisma, którego miejsce wyda-
wania determinowało krąg autorów, odbiorców i zainteresowań. Usiłowały łączyć
kulturę emigracji i kraju, wychodzić poza obręb spraw czysto polskich, wprowadzając
do obiegu zachodnią refleksję z zakresu literatury, myśli politycznej i filozoficznej.
Odpowiedzią na pytanie o efekty tych wysiłków był niemały krąg współpraco-
wników, zarówno tych z kraju, jak i tych, którzy na początku lat 80. znaleźli się poza
nim. Dowodem ambicji i możliwości wydawców „solidarnościowych” były uruchomio-
ne przy niektórych tytułach serie wydawnicze („Aneks”, „Puls”, „Archipelag”, „Pogląd”).
Nakładem „Aneksu” ukazała się Czarna księga cenzury PRL oraz stenogramy tajnych
posiedzeń najwyższych gremiów PPR/PZPR. Do nowych technik przekazu odwołał
się „Kontakt”, który z inicjatywy Mirosława Chojeckiego produkował filmy dokumen-
talne rozpowszechniane na kasetach wideo – jeden z nich został poświęconych pary-
skiej „Kulturze”.
Rola pism nowej emigracji nie sprowadzała się więc wyłączne do ich istnienia
i na ogół bardzo dobrego poziomu. Stały się organizatorami myślenia oraz aktywności
politycznej najnowszej fali emigracyjnej. Dzięki operatywności ich wydawców i redak-
torów (np. Chojeckiego oraz redakcji „Aneksu”) do kraju docierał sprzęt poligraficzny
przeznaczony dla podziemia solidarnościowego (ukryty w transportach z pomocą
humanitarną). Staraniem niektórych („Aneks”) ukazywały się przedruki czasopism
drugoobiegowych („Krytyka”, „Res Publica”).
Nie wszystkie z pism założonych w początku lat 80. przetrwały próbę czasu. Te,
które żywiły przekonanie, że spotkają się z dobrym przyjęciem w kraju, przeniosły się
w tam po 1989 roku, tak było w wypadku „Aneksu” „Pulsu” i „Zeszytów Literackich”.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Radio
BBC, „Głos Ameryki”, Radio „Madryt”
Radiofonia dowiodła swojej wyjątkowej przydatności już w okresie wojny. Była
dla emigracji w zasadzie jedynym narzędziem informacyjnym, umożliwiającym obec-
ność w kraju. Nie inaczej było po wojnie. Wprowadzenie debitu pocztowego, czyli nie-
dopuszczenie do Polski druków z zagranicy powodowało, że radio utrzymywało swoje
ogromne znaczenie.
Nie zaprzestała emisji sekcja polska BBC, kierując się polityką programową
podobną do tej, która stanowiła podstawę jej serwisu w latach wojny (po 1945 roku
BBC nadawała w 36 językach). Prawda, bezstronność, równowaga i wrażliwość były
zasadami przyświecającymi BBC od czasu jej powstania. Dochowanie im wierności
oznaczało, że program BBC był powściągliwy w ocenach polskiej rzeczywistości we-
wnętrznej i nie operował w zasadzie komentarzem. Rozgłośnia nie wchodziła w pole-
miki w mediami reżimowymi, przedstawiała obiektywne informacje i opinie (często
zaczerpnięte z przeglądów prasy), używała nieemocjonalnego języka, równoważyła
relacje pomiędzy informacjami dotyczącymi Polski i spraw międzynarodowych, nie
chcąc sprawiać na słuchaczu wrażenia, że jego kraj stanowi punkt odniesienia wyda-
rzeń. Sekcją Polską BBC kierowali w okresie powojennym Józef Zarański, Zbigniew
Błażyński, Jan Krok-Paszkowski, Krzysztof Pszenicki i od końca lat 80. Eugeniusz
Smolar. W połowie lat 80. wskaźnik audytorium BBC przekraczał 30%.
Zasady, jakimi kierowała się BBC, oraz fakt utrzymywania stosunków dyploma-
tycznych między Wielką Brytanią a PRL powodowały, że wpływ emigracji londyń-
skiej na programy stacji był znikomy. Nie znaczy to jednak, że BBC dystansowała się
od polskiego Londynu, czego świadectwem była współpraca ze stacją przedstawicieli
tamtejszego świata kultury i nauki.
W czasie wojny w 1942 roku działalność rozpoczęła rozgłośnia „Głos Ameryki”
(Voice of America), która dwa lata później nadawała w 50 językach, w tym także po
polsku. Odbiór stacji w Polsce wzrósł w końcu lat 40., kiedy siedzibą sekcji polskiej
stało się Monachium. „Głos” prezentował stanowisko polityczne rządu Stanów Zjed-
noczonych. Szczególną rolę odgrywał w okresie zimnej wojny, będąc jednym z głównych
amerykańskich instrumentów propagandowych. Program „Głosu Ameryki” składał
się z serwisów informacyjnych obejmujących najważniejsze wydarzenia polityczne ze
szczególnym uwzględnieniem informacji dotyczących świata komunistycznego oraz
analizy i komentarzy wydarzeń politycznych, uwzględniał wydarzenia w kraju i zawierał
informacje o życiu politycznym i kulturalnym emigracji (przegląd prasy). W sekcji
polskiej (Monachium) pracowali m.in. Michał Chmielowiec, Jan Erdman oraz Wacław
A. Zbyszewski. W początku lat 80 „słuchalność” Voice wynosiła około 45 procent.
Inaczej niż w wypadku BBC i „Głosu Ameryki” wyglądały relacje pomiędzy
emigracją a sekcją polską Radia Madryt (Radio Nazional de Espana). Stacja zaczęła
nadawać na początku 1949 roku, z miejsca zyskując sobie w kraju spory rezonans,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Siłę rażenia relacji Światły wzmocniła broszura ze skrótem jego wystąpień, którą
od lutego 1955 roku ekspediowano do Polski za pomocą specjalnie skonstruowanych
balonów. Była to kolejna odsłona akcji ulotkowej, realizowanej przez Amerykanów.
W latach 1951–1956 do Polski, Czechosłowacji i Węgier przesłano tą drogą około
300 milionów druków (nakład broszury Światły oscylował w granicach 1 miliona
egzemplarzy).
Jeszcze przed wydarzeniami poznańskimi w czerwcu 1956 roku, które RWE
dokładnie relacjonowała, rozgłośni słuchała duża część dorosłej populacji Polaków,
traktujących ją jako ważne, alternatywne źródło informacji. Było oczywiste, że stacja
zdobywa wpływ na poglądy i postawy sporej części społeczeństwa. Dowodziły tego
późniejsze pomiary tzw. słuchalności. Według Jana Nowaka-Jeziorańskiego, w 1960
roku RWE słuchało regularnie 40 procent ludności Polski. W następnych latach ten
odsetek szybko rósł. W 1968 rokuw czasie wydarzeń marcowych 67 procent osób po-
wyżej 14 roku życia nastawiało swoje radioodbiorniki na „Wolną Europę” co najmniej
dwa razy w tygodniu. W czasie interwencji państw Układu Warszawskiego w Cze-
chosłowacji w sierpniu 1968 roku oraz podczas wypadków na Wybrzeżu w grudniu
1970 roku odsetek ten oscylował wokół 80 procent.
Za tymi wynikami tymi stały atrakcyjne pod względem formalnym audycje, w któ-
rych komentowano i analizowano wydarzenia w Polsce i w świecie. Oprócz serwisów
informacyjnych (10-minutowe dzienniki emitowane były początkowo 15, a później
19 razy dziennie) oraz audycji komentujących (Fakty, wydarzenia, opinie; Panorama)
rozgłośnia oferowała programy poświęcone współczesnej kulturze polskiej i obcej
(Okno na Zachód; Kwadrans literacki) oraz najnowszej historii (Gawędy pod dębem).
Pozamonachijskie oddziały, którymi dysponowało radio, m.in. w Nowym Jorku (w latach
1951–1955 kierował nim Stanisław Strzetelski), Londynie i Paryżu oraz sieć korespon-
dentów, umożliwiały wzbogacanie programu nie tylko w sensie informacyjnym. Przed
mikrofonami radia zasiadali ludzie pióra, naukowcy i świadkowie historii, mieszka-
jący w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych.
„Wolna Europa” była rozgłośnią inną niż te, które nadawały do Polski z Zachodu,
stąd oczywista wydaje się refleksja dotycząca jej swoistości medialno-politycznej. Uwagi
tego rodzaju stają się koniecznością wówczas, gdy chcemy odpowiedzieć na pytanie
o charakter radia i wtedy, gdy próbujemy zrozumieć jego znaczenie oraz determinację
zwalczających go na wszelkie możliwe sposoby władz PRL.
W odróżnieniu od innych, tylko pozornie podobnych do niej stacji, RWE, nie
było rozgłośnią „reprezentującą” (tak jak BBC, „Głos Ameryki”, sekcja polska radia
francuskiego), czyli mówiąc najkrócej, rzeczniczką wartości i celów państwa, w imieniu
którego nadawało. Przybrało funkcje radia „substytucyjnego”, a więc takiego, którego
zadaniem było zastępowanie mediów kraju, do którego kierowało program. Początek
tego typu radiofonii stanowiło RIAS (Radio in Amercian Sector), amerykańska rozgłośnia
adresowana do Niemców zamieszkujących także sowiecką strefę okupacyjną. RWE
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
nie było więc pierwsze, co nie znaczy, że nie zmodyfikowało formuły uruchomionej
przez Amerykanów w 1946 roku
Ponieważ specyfika programowa radiofonii „substytucyjnej” nie jest przedmio-
tem nazbyt częstych dociekań, przyjrzyjmy się jej powinnościom. RWE miało być,
i było, alternatywą dla mediów reżimu, ale nie tylko przełamywać ich monopol. Struk-
tura programu nie odbiegała od założeń (tzw. ramówki) „zwykłego” radia, które na
dodatek starało się nawiązywać do tradycji radiofonii przedwojennej. Program wypełniały
serwisy informacyjne, komentarze, audycje kulturalne i muzyczne, słuchowiska (w tym
radiowa powieść w odcinkach), rozrywka (Podwieczorek przy mikrofonie) i sport.
Te ostatnie pozycje, wśród których na prawach odrębności można wymienić sygnał Hej-
nału mariackiego, uwiarygodniały polityczną część programu, dowodząc, że słuchacz
miał do czynienia nie z tyle instytucją polityczną, czy wręcz propagandową, ile „nor-
malnym”, „swoim” radiem, informującym także o sprawach niedotyczących polityki.
Teksty najciekawszych audycji i inne materiały autorstwa pracowników rozgłośni
ukazywały się drukiem w wydawanym od 1963 roku miesięczniku „Na Antenie”.
Biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej działało RWE, oczywistym było, że radio
„substytucyjne” musiało dbać o jakość i wiarygodność informacji, w szybkości ich
podania upatrując sens rywalizacji z mediami reżimowymi. Stąd brała się koniecz-
ność pozyskiwania informacji, których źródła pozostają nie do końca znane. Były
nimi zachodnie agencje prasowe mające swoich korespondentów w Polsce oraz „tajni
i świadomi” – wedle określenia profesora Bartoszewskiego – współpracownicy krajowi
(do których należał i on). Niekiedy informacjami służyli przedstawiciele PRL-owskiego
establishmentu, usiłujący używać radia do walki ze swoimi przeciwnikami. Nie ozna-
czało to jednak, że rozgłośnia dawała się traktować instrumentalnie, wykorzystując
tego typu serwis jedynie wówczas, gdy uważała to za zgodne ze stawianymi sobie
celami. Tak było w początku lat 60., kiedy RWE zaczęło mówić o formującej się w PZPR
frakcji partyzanckiej skupionej wokół generała Mieczysława Moczara.
RWE było radiem mówionym o opiniotwórczym przesłaniu, usiłowało być jed-
nak atrakcyjnie dla słuchaczy. Jedynie w początkach działalności posługiwało się języ-
kiem walki propagandowej. Później, po 1956 roku, został on stonowany, sprawiając
wrażenie spokojnego i rzeczowego, będącego przeciwwagą dla agresywnego i operującego
niezmiennymi schematami żargonu propagandowego, którym miały zwyczaj posługi-
wać się media krajowe nie tylko w latach 50. Jeśli mowa o języku, warto podkreślić jeszcze
jedno – starano się pamiętać o zmianach, jakim podlegał on w kraju. Brał to pod uwagę
Zdzisław Najder, zatrudniając „krajowców”, którzy znaleźli się poza Polską, podobnie
zresztą jak on sam, po 13 grudnia 1981 roku.
Istotę „substytucyjności” RWE stanowiło przedstawianie się jako rozgłośnia pol-
ska („mówią Polacy do Polaków” – anonsował spiker w inauguracyjnym programie),
choć w zasadzie niełatwo powiedzieć, kogo w rzeczywistości reprezentowało. Z pew-
nością nie jakieś konkretne w sensie politycznym środowisko polityczne, jeśli nie
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
liczyć zespołu radia, który takim środowiskiem był do pewnego stopnia. Tworząc je,
Jan Nowak-Jeziorański uznał za konieczne zebranie osób o różnej orientacji świato-
poglądowej, związanych ze wszystkimi ugrupowaniami politycznymi działającymi
poza krajem, co nie oznaczało, że zadania, jakie im powierzano, sprowadzały się do
reprezentowania ich interesów na antenie. Zasada „parytetu” przestała obowiązywać
w okresie późniejszym, kiedy stronnictwa te odgrywały już rolę co najwyżej symbo-
liczną. Do lat 70. w radiu pracowało wiele osób mających za sobą służbę w AK (obok
Nowaka, m.in. Tadeusz Żenczykowski).
Rozgłośnia nie reprezentowała emigracji jako takiej, usiłowała raczej sprawiać
wrażenie instytucji wyrażającej ideę niepodległości i polski interes narodowy, trudno
było jej jednak powoływać się na jakieś konkretne zaplecze polityczne. Nie była radiem
emigracyjnym w tym sensie, że ani nie została założona z inicjatywy emigracji, ani nie
informowała stale i szczegółowo o jej programie, co było trudne, ze względu na jej
postępujące od początku lat 50. rozbicie i skłócenie. Nigdy nie miała upoważnienia
do przemawiania w imieniu rządu i prezydenta na obczyźnie, tym niemniej w audycji
Przywódcy emigracji mówią do kraju zabierali głos przedstawiciele władz i stronnictw
politycznych.
Warto przypomnieć, że jeszcze przed monachijską inauguracją i w pierwszym
okresie działalności, radio było ostro atakowane przez część polskiej prasy i środo-
wisk politycznych poza krajem. Powodem tych ataków było przekonanie, że rozgłoś-
nia będzie wyrażać amerykański interes polityczny, a nawet nawoływać do zachowań
insurekcyjnych, czemu emigracja legalistyczna była zdecydowanie przeciwna. Obawy
te okazały się nie mieć pokrycia w programie rozgłośni, a niektórzy z tych, którzy wzięli
udział w kampanii podważającej sens uruchomienia RWE (np. Zygmunt Nowakowski
widzący w radiu „miecz w ręku szalonych dzieci z Broadwayu”), niebawem stanęli
przed jego mikrofonami.
RWE nie było więc w rozumieniu instytucjonalnym rozgłośnią emigracyjną, nie
było też w wymiarze politycznym stricte amerykańskie. Przekonywało, że jest polskie,
odwołując się do bliżej niesprecyzowanego pojęcia. Usiłowało – powiedzmy od razu,
że skutecznie – wypowiadać się w imieniu społeczeństwa w kraju i artykułować jego
cele. W jednej z audycji emitowanych podczas wypadków na Wybrzeżu w grudniu
1970 roku Jan Nowak mówił:
Staramy się być głosem tych robotników, studentów, pisarzy, chłopów, inteligencji,
tych wszystkich, którzy nie mogą dziś sami powiedzieć głośno wszystkiego, co czują
i myślą.
reżimu. Radio, bardziej pośrednio niż wprost, negowało prawowitość ustroju Polski
Ludowej. Zwracało uwagę na niezgodność teorii z praktyką, pokazywało prawdziwe
oblicze systemu, objaśniało, dlaczego jest taki, jaki jest, odsłaniało powody absurdów
gospodarki centralnie sterowanej, wyrażało niezadowolenie społeczne i podważało
zaufanie obywateli do władzy, a tym samym usiłowało obniżać stopień jej społecznej
akceptacji, czyli działało destabilizująco. Innymi słowy, choć niebezpośrednio, wpływało
na życie polityczne kraju, w jakimś stopniu wywierało nacisk na politykę komunisty-
cznej władzy.
Również bardziej pośrednio niż bezpośrednio wzmacniało wewnętrzny opór
wobec systemu, bez względu na to, czy w kraju istniała opozycja i czy treść programów
pozostawała w związku z treścią polityki prowadzonej przez zorganizowaną opozycję.
Od 1976 roku, czyli po powstaniu opozycji instytucjonalnej, informowało o jej działal-
ności, wzmacniając tym samym zakres jej oddziaływania.
Pełniąc wszystkie te funkcje i powinności, kierowało się kodeksem etycznym,
zgodnie z którym treść przekazu nie mogła być odczytywana przez odbiorcę jako
zachęta lub instruktaż do bezpośredniego działania mogącego narazić go na represje.
Radio nie mogło instruować, to znaczy usiłować, bezpośrednio lub pośrednio, wpływać
na zachowania odbiorcy i nie mogło „podżegać”, co stale zarzucała mu propaganda
komunistyczna, czyli zachęcać słuchaczy do podejmowania bezpośrednich działań.
Dotyczyło to tak audycji poświęconych zagadnieniom współczesnym, jak historycz-
nym, i było skrupulatnie egzekwowane, nawet wówczas, gdy autorzy audycji posługi-
wali się opiniami zewnętrznymi.
„Substytucyjność”, co oczywiste, zakładała uwzględnianie potrzeb i oczekiwań
szerokiego audytorium. Radio starało się docierać do różnych grup społecznych (audycja
dla rolników Droga przez wieś Tadeusza Chciuka) oraz do środowisk identyfikujących
się z władzą (List do komunisty autorstwa m.in. Gustawa Herlinga-Grudzińskiego).
Chodziło przy tym nie tylko o zaspokojenie bieżących potrzeb informacyjnych bądź
wsparcie interpretacyjne, pomagające odbiorcy bronić się przed naciskiem propa-
gandy komunistycznej. Także o ochronę pamięci o przeszłości, wzmacnianie naro-
dowej tożsamości i tradycji, obronę religii i Kościoła.
Rozgłośnia uprawiała „politykę kulturalną”, uznając zwłaszcza literaturę za efek-
tywny instrument polityki w wydaniu czystym. W tym wypadku korzystało z dorobku
emigracji, przedstawiając na antenie (audycja Na czerwonym indeksie) książki wydane
przez oficyny działające poza krajem (w tym Instytut Literacki Giedroycia). Szeroko
informowało o życiu kulturalnym na Zachodzie, uwypuklając jego zróżnicowanie i plu-
ralizm. Z rozgłośnią współpracowało szereg pisarzy i artystów m.in. Gustaw Herling-
-Grudziński, Czesław Straszewicz, Tadeusz Nowakowski, Roman Palester, którzy byli
autorami audycji kulturalno-literackich. Specjalnością stacji były dyskusje poświę-
cone literaturze krajowej i emigracyjnej organizowane w Monachium oraz w studiu
londyńskim i nowojorskim.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Wspominając o recepcji, nie sposób pominąć kwestii tzw. słuchalności. Przy jej
szacowaniu a zwłaszcza ocenianiu, dobrze jest kierować się nie tylko wskaźnikami
ilościowymi, ale także charakterystyką populacji (wiek, wykształcenie, przynależność
społeczna, pole aktywności społecznej). Wypada także zwrócić uwagę na stopień
zagłuszania radia, co dowodziło, że rozgłośnia doskwierała władzom. Podobnie rzecz
się miała z atakami propagandowymi na RWE (zarówno w wymiarze ilościowym, jak
i jakościowym), świadczącymi o jej znaczeniu i zasięgu. Wzmacniały je wyroki sądów
orzekane za kierowanie i współpracę z radiem (śledztwa wobec Władysława Barto-
szewskiego i Stanisława Salmonowicza, kara śmierci dla Zdzisława Najdera, 10 lat
więzienia dla Józefa Szaniawskiego za przekazywanie informacji) oraz ustawiczne
zainteresowanie rozgłośnią ze strony peerelowskiej policji politycznej, która nie usta-
wała w werbowaniu pracowników radia, zajmując się rozgłośnią aż do początków
września 1989 roku.
Analiza wszystkich czynników składających się na fenomen oddziaływania RWE
nie jest sprawą prostą. Przykładem służą niektóre wypowiedzi Jana Nowaka, który
wielokrotnie zwracał uwagę, że październik ’56 był konsekwencją audycji Światły.
Oznacza to, że bez jego rewelacji przesłanych do kraju przez radio w Polsce nie
doszłoby do głębokiej destalinizacji i objęcia władzy przez Gomułkę. Jest to twierdze-
nie nie do przyjęcia, co nie znaczy, że to, co mówił Światło przed mikrofonami RWE,
należy traktować lekko.
Nie mniejszy problem stanowi wielkość audytorium radia. Mamy w tym wypadku
do czynienia na ogół z brakiem precyzyjnej informacji, co jest przedmiotem badania
– wszyscy dorośli Polacy, czy może tylko posiadacze radioodbiorników – oraz z sze-
regiem różniących się danych. Od podawanych przez Jana Nowaka (np. 40 procent
w latach 60., 67 procent w marcu 1968 roku), do będących efektem badań instytucji
krajowych – maj 1969 – 20 procent, listopad 1973 – mniej niż 8 procent, 1980 – 48
procent, 1981 – 53 procent, styczeń 1983 – 17 procent. Jeszcze inne wartości przy-
wołuje badacz niezależny (Jaques Semelin), jego zdaniem w 1984 roku słuchalność
miała wynosić 66 procent. Uśredniając te dane, można przyjąć, że radia ze stałą sys-
tematycznością słuchało 40–50 procent dorosłych Polaków. Wszystkie statystyki
wykazują skokowy wzrost słuchalności w warunkach kryzysów politycznych (1968,
1970, 1976, 1980), co dowodzi traktowania RWE jako źródła informacji daleko bar-
dziej wiarygodnego niż media kontrolowane przez władze PRL.
Nie dysponując materiałami pomocnymi w weryfikacji powyższych danych,
trudno je komentować, a więc i tłumaczyć różnice w szacunkach. Wypada wszelako
zwrócić uwagę, że informacje o proweniencji PRL-owskiej, choć w ich wiarygodność
wolno wątpić, nie musiały być fałszowane z tego choćby powodu, że nie podawano
ich do publicznej wiadomości. Chyba, co nie jest wykluczone, że zaniżanie wskaźników
miało służyć poprawie samopoczucia przywódców Polski Ludowej.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Bibliografia
Lata 1900–1918
I. Syntezy, opracowania, monografie, dzienniki, bibliografie
„Głos” 1886–1899. Bibliografia zawartości, red. M. Stokowa z zespołem, Zakład Narodowy im.
Ossolińskich, Wrocław 1955.
„Głos” 1900–1905. Bibliografia zawartości, red. S. Wojtasiewicz, Zakład Narodowy im. Ossoliń-
skich, Wrocław 1954.
„Krytyka” 1899–1914. Bibliografia zawartości, opr. W. Suchodolski, Zakład Narodowy im. Osso-
lińskich, Wrocław 1953.
Brykalska M., Aleksander Świętochowski, t. 1–2, PIW, Warszawa 1987.
Czapliński M., Adam Napieralski 1861–1928. Biografia polityczna, Zakład Narodowy im. Osso-
lińskich, Wrocław 1974.
Dybczyński T., Józef Piłsudski jako publicysta i historyk, wydane nakładem Związku Rezerwistów,
Warszawa 1934.
Grosfeld L., Polityka państw centralnych wobec sprawy polskiej w I wojnie światowej, PWN,
Warszawa 1962.
Gzella G., Procesy sądowe redaktorów „Gazety Grudziądzkiej” (1894–1914), „Rocznik Historii Prasy
Polskiej” (dalej: RHPP) 2007, nr 2.
Jakubowska U., Prasa narodowej demokracji w dobie zaborów, PWN, Warszawa 1988.
– , Twórca „Kuriera poznańskiego” (Marian Seyda), „Kwartalnik Historii Prasy Polskiej”
(dalej: „KHPP”) 1992 nr 3–4.
Jankowski Cz., Na ostrzu sprawiedliwości, skł. E. Wende, Warszawa 1918.
Jarowiecki J., Prasa ugrupowań politycznych we Lwowie w okresie autonomii galicyjskiej (1867–1918),
w: Kraków Lwów. Książki, czasopisma, biblioteki XIX i XX wieku (dalej: Kraków Lwów), t. V,
red. J. Jarowiecki, Wydawnictwo Naukowe AP, Kraków 2001.
Kmiecik Z., Prasa polska w rewolucji 1905–1907, PWN, Warszawa 1980.
– , Prasa warszawska w latach 1908–1918, PWN, Warszawa 1981.
– , Tygodnik „Prawda” w latach 1908–1915, „Przegląd Humanistyczny” 1976, nr 2.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
BIBLIOGRAFIA 381
Lata 1918–1939
I. Syntezy, opracowania, monografie
„Niepodległość” (1929–1939). Pismo, twórcy, środowisko, red. P. Samuś, Novum, Płock 2007.
Adamczyk A., Bogusław Miedziński(1891–1972). Biografia polityczna, Adam Marszałek, Toruń
2000.
Andrzej Paczkowski, „Geografia polityczna” prasy polskiej 1918–1939, „Rocznik Historii Czaso-
piśmiennictwa Polskiego” (dalej: „RHCzP”) 1970, nr 4.
Brzoza Cz., Polityczna prasa krakowska 1918–1939, Rozprawy habilitacyjne – Uniwersytet Jagie-
loński, Kraków 1990.
Chmielewska L., Wincenty Rzymowski (1883–1950). Biografia publicysty i polityka, Europejskie
Centrum Edukacyjne, Warszawa 2008.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Cieślikowa A., O radio dla Kresów. Radiofonizacja i plany budowy rozgłośni Polskiego Radia na
Wołyniu w latach 30. XX w. „Z dziejów polskiej radiofonii” 2005/2006, nr 2.
Comte H., Zwierzenia adiutanta. W Belwederze i na Zamku, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza,
Warszawa 1976.
Figiel W., Syndykat Dziennikarzy Krakowskich 1933–1939, „Zeszyty Prasoznawcze” 1980, nr 4.
Habielski R., Dokąd nam iść wypada? Jerzy Giedroyc od „Buntu Młodych” do „Kultury”, Więź, War-
szawa 2006.
Gołota J., Jędrzej Moraczewski. Pierwszy premier II Rzeczpospolitej, Ostrołęckie Towarzystwo Naukowe
im. Adama Chętnika, Ostrołęka 2002.
Jakubowska U., Oblicze ideowo-polityczne „Gazety Warszawskiej” i „Warszawskiego Dziennika Naro-
dowego” w latach 1918–1939, PWN, Warszawa 1984.
Jarowiecki J., Typologia i statystka prasy lwowskiej w latach 1864–1939, w: Kraków Lwów, t. IV, red.
J. Jarowiecki, Wydawnictwo Naukowe WSP, Kraków 1999.
Jaruzelski J., Stanisław „Cat” Mackiewicz 1896–1966. Wilno, Londyn, Warszawa, Instytut Kultury,
Warszawa 1994.
Kaszuba E., System propagandy państwowej obozu rządzącego w latach 1926–1939, Adam Marszałek,
Toruń 2004.
Kwiatkowski M. J., Narodziny Polskiego Radia. Radiofonia w Polsce w latach 1918–1929, PWN,
Warszawa 1972.
Lechicki Cz., Krakowski „Głos Narodu” w latach 1914–1939, „Studia Historyczne” 1973, nr 3.
Majchrowski J., Silni–zwarci–gotowi. Myśl polityczna Obozu Zjednoczenia Narodowego, PWN,
Warszawa 1985.
Mazur G., Życie polityczne polskiego Lwowa 1918–1939, Księgarnia Akademicka, Kraków 2007.
Miazek R., Przeminęło z radiem. Opowieść o Zygmuncie Chamcu – założycielu i pierwszym dyrek-
torze Polskiego Radia, Wydawnictwo Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania, Rzeszów
2005.
Mysłek W., Kościół katolicki w Polsce w latach 1918–1939. Zarys historyczny, Książka i Wiedza,
Warszawa 1966.
Na śląskiej fali 1927–1977, red. W. Szewczyk, Śląsk, Katowice 1977.
Nałęcz D. i T., Prasowa działalność piłsudczyków, „KHPP”, 1979 nr 4.
Nałęcz D., „Droga” jako platforma kształtowania się ideologii piłsudczyków, „Przegląd Historyczny”,
1975 z. 4.
– , Zawód dziennikarza w Polsce 1918–1939, PWN, Warszawa 1982.
Notkowski A., Pod znakiem trzech strzał. Prasa Polskiej Partii Socjalistycznej w latach 1918–1939,
Wydawnictwo Edukacyjne, Kraków 1997.
– , Prasa prowincjonalna Drugiej Rzeczpospolitej (1918–1939), PWN, Warszawa 1982.
– , Prasa w systemie propagandy rządowej. Studium techniki władzy, PWN, Warszawa 1987.
Notowski A., Władyka W., Państwo–partie–prasa w Drugiej Rzeczpospolitej, „KHPP” 1982 nr 3/4.
Orzechowski M., Wojciech Korfanty. Biografia polityczna, Zakład Narodowy im. Ossolińskich,
Wrocław 1975.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
BIBLIOGRAFIA 383
Paczkowski A., Prasa codzienna Warszawy w latach 1918–1939, PIW, Warszawa 1983.
Paczkowski A., Prasa polska w latach 1918–1939, PWN, Warszawa 1980.
– , Prasa w kulturze politycznej Drugiej Rzeczpospolitej. Problemy i propozycje badawcze,
„KHPP” 1980 z. 2.
– , Prasa w kulturze politycznej Drugiej Rzeczypospolitej. Problemy i propozycje badawcze,
„KHPP” 1980 nr 2.
– , Prasa w życiu politycznym Drugiej Rzeczpospolitej, „Dzieje Najnowsze” 1978 nr 3.
– , Prasa polityczna ruchu ludowego (1918–1939), PWN, Warszawa 1970.
Pelpliński W., Prasa pomorska w Drugiej Rzeczpospolitej 1920–1939. System funkcjonowania i obli-
cze społeczno–polityczne prasy polskiej, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1987.
– , Oblicze społeczno–polityczne „Słowa Pomorskiego” w latach 1920–1939, Zakład Narodowy
im. Ossolińskich, Wrocław 1978.
Piątkowski L., Związek Radziecki w publicystyce polskiej 1922–1928. Społeczeństwo, polityka, gospo-
darka, Wydawnictwo UMCS, Lublin 1992.
Pietrzak J., Radykalny piłsudczyk. Biografia Wojciecha Stpiczyńskiego, Semper, Warszawa 2001.
Pietrzak M., Reglamentacja wolności prasy w Polsce (1918–1939), Książka i Wiedza, Warszawa
1963.
Poczet dziennikarzy i publicystów polskich XX wieku, „KHPP” 1992 nr 3–4.
Przybylski H., Chrześcijańska Demokracja i Narodowa Partia Robotnicza w latach 1926–1937,
PWN, Warszawa 1980.
Pyka G., Polityka w twórczości Ksawerego Pruszyńskiego, Uniwersytet Śląski, Katowice 1981.
Rudnicki Sz., Obóz Narodowo Radykalny, Czytelnik, Warszawa 1985.
Rudziński E., Informacyjne agencje prasowe w Polsce 1926–1939, PWN, Warszawa 1970.
Seniów J., W kręgu piłsudczyków. Poglądy ideowo–polityczne „Gazety Polskiej”(1929–1939), Wydaw-
nictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 1998.
Śliwa M., Myśl polityczna Mieczysława Niedziałkowskiego (1893–1940), PWN, Warszawa 1980.
Tobera M., Antyskamandryta (Stanisław Piasecki), „KHPP” 1992 nr 3–4.
Toczek A., Krakowski „Naprzód” i jego polityczne oblicze 1914–1934, Wydawnictwo Naukowe WSP,
Kraków 1997.
Trepiński A., Cenzura w prasie warszawskiej przed drugą wojną światową, „RHCzP” 1972 nr 1.
Turek W., Arka Przymierza. Wojciech Wasiutyński 1910–1994. Biografia polityczna, Arcana, Kra-
ków 2008.
Ujazdowski K. M., Żywotność konserwatyzmu. Idee polityczne Adolfa Bocheńskiego, Iskry, War-
szawa 2005.
Waingertner P., „Naprawa” 1926–1939. Z dziejów obozu pomajowego, Semper, Warszawa 1999.
Wierzbicka M., Problematyka „Przełomu” w latach 1926–1935, „RHCzP” 1963, t. 3, z. 1.
Władyka W., Krew na pierwszej stronie. Dzienniki sensacyjne Drugiej Rzeczpospolitej, Czytelnik,
Warszawa 1982.
Wrona G., Konfiskaty prasy krakowskiej w latach 1932–1939, „RHPP” 2007, nr 1.
Żarnowski J., Polska Partia Socjalistyczna w latach 1935–1939, Książka i Wiedza, Warszawa 1965.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
II. Źródła
1. Prasa
„Prasa” (1930–1939); gazety i czasopisma przywoływane w tekście.
BIBLIOGRAFIA 385
Lata 1939–1945
I. Syntezy, opracowania, monografie
Cieślikowa A., Prasa okupowanego Lwowa, Neriton, Warszawa 1997.
Ciołkoszowa L., Publicystyka, w: Literatura polska na obczyźnie 1940–1960, t. 2; wyd. staraniem
Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, pod red. Tymona Terleckiego, B. Świderski, Londyn
1965.
Cytowska E., Szkice z dziejów prasy pod okupacją niemiecką (1939–1945), PWN, Warszawa 1986.
Golka B., Prasa konspiracyjna ruchu ludowego 1939–1945, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza,
Warszawa 1975.
Hryciuk G., „Gazeta Lwowska” 1941–1944, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław
1992.
Korboński S., Polskie państwo podziemne, Instytut Literacki, Paryż 1975.
Kowalik J., Czasopiśmiennictwo, w: Literatura polska na obczyźnie 1940–1960, t. 2; wyd. staraniem
Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, pod red. Tymona Terleckiego, B. Świderski, Londyn
1965.
Król C. E., Propaganda i indoktrynacja narodowego socjalizmu w Niemczech 1919–1945. Studium
organizacji, treści, metod i technik masowego oddziaływania, Rytm, Warszawa 1999.
Kunert A. K., Ilustrowany przewodnik po Polsce podziemnej 1939–1945, PWN, Warszawa 1996.
Kwiatkowski M. J., Polskie Radio w konspiracji 1939–1944, PIW, Warszawa 1989.
– , Wrzesień 1939 w Warszawskiej Rozgłośni Polskiego Radia, PIW, Warszawa 1984.
Lewandowska S., Polska konspiracyjna prasa informacyjno–polityczna 1939–1945, Czytelnik,
Warszawa 1982.
– , Prasa okupowanej Warszawy 1939–1945, IH PAN, Warszawa 1992.
– , Prasa polskiej emigracji wojennej 1939–1945, Czytelnik, Warszawa 1993.
Mazur G., Biuro Informacji i Propagandy SZP–ZWZ–AK 1939–1945, PAX, Warszawa 1987.
Musialik W., Michał Grażyński 1890–1965. Biografia polityczna, Instytut Śląski, Opole 1989.
Ney-Krwawicz M., Komenda Główna Armii Krajowej 1939–1945, PAX, Warszawa 1990.
Nowak J. (Jeziorański Z.), Kurier z Warszawy, Odnowa, Londyn 1978.
Prasa polska 1939–1945, red. J. Jarowiecki, PWN, Warszawa 1980.
Urbański A., Jeden system – dwie publiczności. Niemiecka propaganda w okupowanej Warszawie
w latach 1939–1944, w: Instytucje-publiczność-sytuacje lektury, t. 3, red. J. Kostecki, BN, War-
szawa 1991.
Winnicka H., Tradycja a wizja Polski w publicystyce konspiracyjnej, Ludowa Spółdzielnia Wydaw-
nicza, Warszawa 1980.
Wójcik W., Prasa gadzinowa Generalnego Gubernatorstwa (1939–1945), Wydawnictwo Naukowe
WSP, Kraków 1988.
Lata 1945–1989
I. Syntezy, opracowania, monografie, słowniki
Artyści a Służba Bezpieczeństwa. Aparat bezpieczeństwa wobec środowisk twórczych, red. R. Klemen-
towski, S. Ligarski, IPN, Wrocław 2008.
Andrzejewski M., Marzec 1968 w Trójmieście, IPN, Warszawa–Gdańsk 2008.
Bafia J., Prawo o cenzurze, Książka i Wiedza, Warszawa 1983.
Bartoszcze R., Komunikowane masowe w Polsce w latach 1980–1981. Zarys problematyki, „Edukacja
Polityczna”, 1990 z. 15.
Bębenek St., Myślenie o przeszłości, PIW, Warszawa 1981.
Bikont A., Szczęsna J., Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu, Pruszyński i Spółka, War-
szawa 2006.
Był taki dziennik „Sztandar Młodych”, red. W. Borsuk, Nowy Świat, Warszawa 2006.
Cenckiewicz S., Gontarczyk P., „Słowo harcerza”. Kazimierz Koźniewski (1919–2005), agent „33”
i tygodnik „Polityka”, „Arkana” 2007 nr 74–75.
Centkowski J., Z dziejów prasy Stronnictwa Demokratycznego w Polsce Ludowej, „Materiały pomoc-
nicze do historii dziennikarstwa Polski Ludowej” (dalej: „Materiały”), Uniwersytet Warszawski,
t. VI, Warszawa 1976.
Ciborska E., Dziennikarze z władzą (nie zawsze) w parze, Elipsa, Warszawa 1998.
Ciećwierz M., Polityka prasowa 1944–1948, PWN, Warszawa 1989.
Cieśliński M., Piękniej niż w życiu. Polska Kronika Filmowa 1944–1994, Trio, Warszawa 2006.
Dudek A., Reglamentowana rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988–1990,
Arcana, Kraków 2004.
Dudek A., Pytel G., Bolesław Piasecki. Próba biografii politycznej, Aneks, Londyn 1990.
Eisler J., List 34, PWN, Warszawa 1993.
Fijałkowska B. Polityka i twórcy (1948–1959), PWN, Warszawa 1985.
–, Borejsza i Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce, Wyższa Szkoła Pedago-
giczna w Olsztynie, Olsztyn 1995.
Fik M., Kultura polska po Jałcie. Kronika1944–1981, Polonia, Londyn 1989.
Friszke A., Opozycja polityczna w PRL 1945-1980, Aneks, Londyn 1994.
– , „Tygodnik Solidarność” 1981, „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej” 2005 nr 7–8.
– , Zaczęło się od „Robotnika”, „Gazeta Wyborcza” 29–30 IX 2007.
Goban-Klas T., Niepokorna orkiestra medialna. Dyrygenci i wykonawcy polityki informacyjnej
w Polsce po 1944 r., tłum. Anna Minczewska- Przeczek, Oficyna Wydawnicza Aspra-Jr, War-
szawa 2004.
Główny Urząd Kontroli Prasy 1945–1949, opr. D. Nałęcz, Instytut Studiów Politycznych PAN, War-
szawa 1994.
Grabowska A., Łódzki marzec, w: „Kultura” (Paryż) 1969, nr 5/260.
Holzer J., „Solidarność”1980–1981. Geneza i historia, Instytut Literacki, Paryż 1984.
Jagiełło M., Próba rozmowy, t. 1 Szkice o katolicyzmie odrodzeniowym i „Tygodniku Powszechnym”
1945; t. 2 „Tygodnik Powszechny” i komunizm 1945–1953, BN, Warszawa 2001
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
BIBLIOGRAFIA 387
Jakubowski J., Struktura o zadania komórki organizacyjnej KC PZPR zajmującej się prasą (1949–1972),
„Materiały”, t. XII, Warszawa 1988.
Janowski W., Kochański A., Informator o strukturze i obsadzie personalnej centralnego aparatu
PZPR 1948–1990, red. K. Persaka, Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2000.
Karpiński J., Dziwna wojna, Instytut Literacki „Pomost”, Paryż-Warszawa 1990.
– , Portrety lat. Polska w odcinkach 1944–1988, Polonia, Londyn 1989.
Kledzik M., Rzecz o „Rzeczpospolitej”, Presspublica, Warszawa 2006.
Korotyński H., Spotkania Władysława Gomułki z dziennikarzami, „Zeszyty prasoznawcze” 1986
nr 2.
Kościński P., Powstanie „Kuriera Polskiego” i przemiany w prasie Stronnictwa Demokratycznego
w latach pięćdziesiątych, „Materiały” t. XVII, Warszawa 1992.
Kozieł A., Studium o polityce prasowej PZPR w latach 1948–1957, Uniwersytet Warszawski, War-
szawa 1991.
– , Za chwilę dalszy ciąg programu… Telewizja Polska czterech dekad 1952–1981, Oficyna
Wydawnicza Aspra-Jr, Warszawa 2003.
Krajewski A., Między współpracą a oporem. Twórcy kultury wobec systemu politycznego PRL
(1975–1980), Trio, Warszawa 2004.
Krawczyk A., Pierwsza próba indoktrynacji. Działalność Ministerstwa Informacji i Propagandy
w latach 1944–1947, Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 1994.
Kwiatkowski M. J., Powojenna odbudowa Polskiej Radiofonii, „Materiały”, t. 1, Warszawa 1971.
Kupiecki R., „Natchnienie milionów”. Kult Stalina w Polsce 1944–1956, WSiP, Warszawa 1993.
Kuśnierski S., Propaganda polityczna PPR w latach 1944–1948, Książka i Wiedza, Warszawa 1976.
Kwiek J., Marzec 1968 w Krakowie, Księgarnia Akademicka, Kraków 2008.
Łatyński M., Nie paść na kolana: szkice o opozycji lat czterdziestych, Piechur, Warszawa 1987.
Łopieńska B. N., Porwanie „Europy”, „Res Publica” 1987 nr 2.
Łopieńska B. N., E., Stare numery, Aneks, Londyn 1986.
Majchrzak G., Z dziejów „Tygodnika Solidarność”. Rozpracowanie „Tygodnika Solidarność” przez
Służbę Bezpieczeństwa 1980–1982, IPN, Warszawa 2007.
Marzec 1968. Trzydzieści lat później, red. M. Kula, P. Osęka, M. Zaremba, t.1–2, PWN, Warszawa 1998.
Mazur M., Kampania prasowa w związku z wydarzeniami w Radomiu i Ursusie w czerwcu1976, „Prze-
gląd Historyczny” 2002, nr 2.
Mazur M., Propagandowy obraz świata. Polityczne kampanie prasowe w PRL 1956–1980, Trio,
Warszawa 2003.
– , Polityczne kampanie prasowe w okresie rządów Władysława Gomułki, Lubelskie Towa-
rzystwo Naukowe, Lublin 2004.
Micewski A., Współrządzić czy nie kłamać? PAX i Znak w Polsce 1945–1976, Libella, Paryż 1978
Mielczarek T., Od „Nowej Kultury” do „Polityki”. Tygodniki społeczno–kulturalne i społeczno–poli-
tyczne PRL, Wydawnictwo Akademii Świętokrzyskiej, Kielce 2003.
Myśliński J., Mikrofon i polityka. Z dziejów radiofonii polskiej 1944–1960, IBL, Warszawa 1990
Natanson J., Tygodnik „Odrodzenie” 1944–1950, PWN, Warszawa 1987.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Opozycja w PRL. Słownik biograficzny 1956–1989, t. 1–3, red. Jan Skórzyński, Ośrodek „Karta”,
Warszawa 2000–2006.
Osęka P., Syjoniści, inspiratorzy, wichrzyciele. Obraz wroga w propagandzie Marca 1968, Żydowski
Instytut Historyczny, Warszawa 1999.
Orłoś K., O wolności słowa i o cenzurze po ratyfikacji paktów praw człowieka, „Zapis” 1977 nr 4.
Paczkowski A. (jako Jakub Perkal), Polityczna historia prasy w Polsce w latach 1944–1984, w: 40 lat
władzy komunistycznej w Polsce, red. I. Lasota, Polonia, Londyn 1986.
Paczkowski A., Cenzura 1946–1949. Statystyka działalności, „Zeszyty Historyczne” 1996 nr 116.
– , Wojna polsko–jaruzelska. Stan wojenny w Polsce 13 XII 1981–22 VII 1983, Pruszyński i
Spółka, Warszawa 2006.
Pawlicki A., Kompletna szarość. Cenzura w latach 1965–1972. Instytucja i ludzie, Trio, Warszawa 2001.
Payrehin M., Społeczny obieg informacji w warunkach stanu wojennego w Polsce, „Edukacja Poli-
tyczna” 1990 z. 15.
Persak K., Sprawa Henryka Hollanda, Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2006.
Pokorna-Ignatowicz K., Telewizja w systemie politycznym i medialnym PRL. Między polityką
a widzem, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2003.
Polska 1986–1989: koniec systemu. Materiały międzynarodowej konferencji, Miedzeszyn 21-23
października 1999, t. 1, 3, red. P. Machcewicz; A. Dudek, A. Friszke, Trio, Warszawa 2002.
Radzikowska Z., Z historii walki o wolność słowa w Polsce. Cenzura w PRL w latach 1981–1987,
Universitas, Kraków 1990.
Rafalska D., Między marzeniami a rzeczywistością. Tygodnik „Po prostu” wobec głównych proble-
mów społecznych Polski w latach 1955–1957, Neriton, Warszawa 2008.
Rokicki K., Służba Bezpieczeństwa wobec inteligencji od Października’56 do Marca ’68, „Pamięć
i Sprawiedliwość” 2006 nr 2/10.
Siedlecka J., Kryptonim „Liryka”. Bezpieka wobec literatów, Prószyński i Sk-a, Warszawa 2008.
Skórzyński J., Jesień 1988. Gra na przeczekanie, „Zeszyty Historyczne” 2008 nr 165.
Słomkowska A., Koncepcje na temat nowego modelu prasy i roli dziennikarstwa w latach 1944–1945,
„Materiały”, z. X, Warszawa 1978.
– , Prasa w PRL. Szkice historyczne, PWN, Warszawa 1980.
Solidarność podziemna 1981–1989, red. A. Friszke, ISP PAN, Warszawa 2006.
Stola D., Kampania antysyjonistyczna w Polsce 1967–1968, Instytut Studiów Politycznych PAN,
Warszawa 2000.
Tom specjalny z okazji 40–lecia „Trybuny Ludu”, „Materiały” t. XIX, Warszawa 1988.
W służbie propagandy. Polska Agencja Prasowa w latach 1944–72 – wybór dokumentów i biuletynów,
red. Renata Piasecka–Strzelecka, Wydawnictwo Akademii Świętokrzyskiej, Kielce 2007.
Władyka W., Na czołówce. Prasa w październiku 1956 roku, PWN, Warszawa 1989.
Władyka W., Polityka i jej ludzie, Spółdzielnia Pracy „Polityka”, Warszawa 2007.
Wrona J, Kampania wyborcza i wybory do Sejmu Ustawodawczego 19 stycznia 1947 roku, Wydaw-
nictwa Sejmowe, Warszawa 1999.
Ziółkowska A., Proces Melchiora Wańkowicza 1964, Nowe Wydawnictwo Polskie, Warszawa 1990.
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
BIBLIOGRAFIA 389
II. Źródła
1. Prasa
„Prasa Polska” (wybrane numery z lat 1947–1989); gazety i czasopisma cytowane w tekście.
Rudzińska A., O moją Polskę. Pamiętniki 1939–1991, Wydawnictwo Akademickie Centrum Gra-
ficzno-Marketingowe Lodart S.A., Warszawa–Łódź 2003.
Sprawozdanie Wojewódzkiego Urzędu Informacji i Propagandy w Kielcach za rok 1946, „Materiały”,
z. IX, Warszawa 1978.
Stenogram Nadzwyczajnego Zjazdu Delegatów Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich 29–31 paź-
dziernika 1980 r., bdimw.
Tajne dokumenty Biura Politycznego i Sekretariatu KC. Ostatni rok władzy 1988–1989, red. S. Perz-
kowski, Aneks, Londyn 1994.
Torańska T., Oni, Aneks, Londyn 1985.
Tyrmand L., Dziennik 1954, Polonia Book Fund, Londyn 1980.
– , Fryzury Mieczysława Rakowskiego, „Kultura” (Paryż) 1967 nr 10/240.
– , Kopanie i mówienie, „Kultura” (Paryż) 1968 nr 5/247.
Unger L., Intruz, Warszawa 2003.
Wieczorkowski A., Mój PRL, KAW, Warszawa 2001.
Wspomnienia niekontrolowane. Z historii PRL – Dziennikarze, cz. II, opr. J. Waglewski, Słowo–
Obraz–Terytoria, Warszawa 2006.
Zabłocki J., Dzienniki 1956–1965, t. I, Warszawa 2008.
Zakrzewski T., Dziennik telewizyjny. Grzechy i grzeszki, Książka i Wiedza, Warszawa 2003.
Żakowski J., Pół wieku pod włos, czyli życie codzienne „Tygodnika Powszechnego” w czasach heroicz-
nych, Znak, Kraków 1999.
BIBLIOGRAFIA 391
Emigracja 1945–1989
I. Syntezy, opracowania, monografie
50 lat Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Materiały sesji jubileuszowej, red. D. Nałęcz, NDAP,
Warszawa 2003.
Aktualność przesłania paryskiej „Kultury” w dzisiejszej Europie. Zbiór studiów, red. Ł. Jasina,
J. Kłoczowski, A. Gil, Towarzystwo Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej, Lublin 2007.
Berberyusz E., Książę z Maisons–Laffitte, Marabut, Gdańsk 1995.
Chwastyk-Kowalczyk J., Londyński „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” 1944–1989. Gazeta
codzienna jako środek przekazu komunikatów kulturowych, Wydawnictwo Uniwersytetu
Humanistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego, Kielce 2008.
Dopóki jest „Dziennik” – jestem, red. K. Bzowska, wstęp R. Habielski, Polska Fundacja Kulturalna,
Londyn 2000.
Habielski R., Dokąd nam iść wypada? Jerzy Giedroyc od „Buntu Młodych” do „Polityki”, Towarzystwo
„Więź”, Warszawa 2006.
– , Niezłomni, nieprzejednani. Emigracyjne „Wiadomości” i ich krąg 1940–1981, PIW, Warszawa 1991.
Hofman I., Ukraina, Litwa, Białoruś w publicystyce paryskiej „Kultury”, „Forum Naukowe”, Poznań 2003.
Korek J., Paradoksy paryskiej „Kultury”. Styl i tradycje myślenia politycznego, Wydawnictwo Uniwer-
sytetu Marii Curie-Skłodowskiej Lublin 2000.
Kowalczyk A. S., Giedroyc i „Kultura”, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1999.
Piątkowska-Stepaniak W., „Nowy Dziennik” w Nowym Świecie. Pismo i jego rola ideowo polityczna,
UO, Opole 2000.
Pomian K., W kręgu Giedroycia, Czytelnik, Warszawa 2000.
Semelin J., Wolność w eterze, tłum. H. Abramowicz, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-
-Skłodowskiej, Lublin 1999.
Tarka K., Mackiewicz i inni. Wywiad PRL wobec emigrantów, LTW, Łomianki 2007.
Urban G. R., Radio „Wolna Europa” i walka o demokrację. Moja wojna w czasach zimnej wojny,
tłum. M. Antosiewicz, Prószyński i S-ka, Warszawa 2000.
Wejs-Milewska V., Radio Wolna Europa na emigracyjnych szlakach pisarzy: Gustaw Herling-
Grudziński, Tadeusz Nowakowski, Roman Palester, Czesław Straszewicz, Tymon Terlecki,
Arcana, Kraków 2007.
Indeks osobowy
Kołakowski Leszek 240, 365, Krupski Janusz 302 Libera Antoni 366
366 Krzeczkowski Henryk 239, Libicki Konrad 101, 110,
Kołoniecki Roman 90 300 146, 166
Konecki Czesław 238, 254 Krzepkowski Mieczysław Lieberman Herman 115
Konopiński Michał 23 126, 185 Limanowski Bolesław 128,
Konwicki Tadeusz 240, 302, Krzywoszewski Stefan 44 137
303 Krzyżagórski Klemens 324, Lipiński Wacław, płk 146
Kopczyński Onufry 326, 333 Lipski Jan Józef 258
Bronisław 87, 158 Kubacki Wacław 285 Lisiecka Alicja 252
Korab-Kucharski Henryk 72 Kucharzewski Jan 34 Lityński Jan 301
Korboński Stefan 160 Kukiel Marian 167, 350, 354 Loranc Władysław 273, 318
Korczak Janusz 102 Kulerski Wiktor 26, 35, 43, Lukrec Henryk 188
Korfanty Wojciech 27, 76, 131, 137 Lutogniewski Tadeusz 272
40, 42, 54, 60, 127, 134, Kulik Ewa 335 Luxemburg Róża 361
137, 193 Kuroń Jacek 300, 320
Korolec Jan 136 Kwasiborski Józef 221 Ł
Korotyński Henryk 211, Kwasieborski Wojciech 87, Łapicki Andrzej 206, 344
224, 248, 279 136 Łatyński Marek 378
Kosicki Stanisław 279, 311 Kwaśniewski Aleksander 330 Łobodowski Józef 347,
Koskowski Bolesław 42, 60, Kwiatkowski Michał 165, 356 350, 369
62, 67, 77, 86 Łopieńska Barbara 317
Kossowska Stefania 351 L Łuczywo Helena 335, 342
Koszutska Halina 272 Lanka Józef 110 Łukasiewicz Jerzy 282
Kot Stanisław 33, 159, 167 Laskownicki Bronisław 23, Łukasiewicz Juliusz 31
Kott Jan 239, 351 110 Łukaszewicz Jerzy 311
Kowalska Anka 301 Laskowski Janusz 160
Kowalski Józef 72 Lasota Eligiusz 237 M
Kozicki Stanisław 39, 76 Laval Pierre 122 Machejek Władysław 326
Kozicki Stefan 19, 137 Lechoń Jan 350, 357 Macierewicz Antoni 302, 336
Kozłowski Krzysztof 342, Lechowicz Włodzimierz 243 Mackiewicz Józef 149, 347,
344 Lednicki Aleksander 64, 137 350, 351, 352, 366,
Kozłowski Leon 138, 151 Lednicki Wacław 137 Mackiewicz Stanisław, „Cat”
Kozłowski Maciej 251 Legutko Ryszard 336 41, 75, 115, 132, 135,
Koźmian Stanisław 23 Lemańska Helena 273 136, 137, 139, 146, 150,
Koźniewski Kazimierz 259, Lenin Włodzimierz 204, 151, 159, 160, 161, 164,
261, 325 210, 262 165, 166, 168, 170, 228,
Krok-Paszkowski Jan 368 Lerski Jerzy 169 240, 255, 257, 258,
Król Marcin 302, 342, 339 Leski Marek (pseud. Ryszarda 259, 260, 347, 350, 351,
Królikowski Józef 333 Legutki) 336 352, 355, 357
Kruczkowski Leon 240 Lewandowski Antoni 48 Majka Jerzy 311
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Maksimow Władimir 363 Mikołajczyk Marian 231 Mroczyk Piotr 319, 334, 378
Makuszyński Kornel 39, 53 Mikołajczyk Edward 281 Mrozowski Feliks 110
Malinowski Maksymilian 45 Mikołajczyk Stanisław 80, Mrówczyński Tadeusz 272
Małachowski Aleksander 160, 163, 167, 168, 173, Mycielski Józef 23
334, 340 191, 350, 354, 356, 369 Mycielski Zygmunt 239, 272
Małcużyński Karol 333 Miller Jan Nepomucen 45, Mysłek Wiesław 272
Marchlewska Zofia 179 259, 260, 261 Myślik Tadeusz 328
Marchlewski Bolesław 39, 61 Miłosz Czesław 207, 302,
Marchlewski Julian 179 314, 350, 366, 365 N
Markiewicz Andrzej 248 Minc Hilary 205 Nachyła Jacek 320
Martyka Stefan 220 Minc Julia 179, 205 Nadzin Stanisław 186
Mateja Tadeusz 355 Miodowicz Alfred 341 Najder Zdzisław 300,
Matuszewski Ignacy 71, 137, Miroszowa Halina 340 330, 365, 371, 375,
159, 163, 170, 347, 357 Mitzner Zbigniew 79, 137, 376, 377, 378
Matuszewski Stefan 178 184 Nałkowska Zofia 30, 81
Matwin Władysław 236 Młodożeniec Stanisław 354 Napieralski Adam 27, 32, 43
Matyasik Jan 42, 73 Młynarski Zygmunt 186 Narutowicz Gabriel 57, 58,
Maziarski Jacek 334 Moczar Mieczysław 252, 59, 62, 63
Mazowiecki Tadeusz 245, 267, 371 Naszkowski Marian 272
248, 250, 298, 304, 316, Moczarski Kazimierz 158, Niećko Józef 155
342, 344, 345 243 Niedziałkowski Mieczysław
Mazur Franciszek 222 Moczulski Leszek 303 44, 60, 78, 80, 134, 136,
Mejbaum Wacław 39 Modelski Izydor 166 158
Meller Hubert 273 Modzelewski Karol 317 Niedźwiecki Marek 321
Mentzel Zbigniew 366 Mojkowski Stanisław 248, Niekrasow Wiktor 363
Meysztowicz Aleksander 41 279 Niemira Stanisław
Mękarski Stefan 136, 164 Mokrosińska Krystyna 319 (ps. Jana Nepomucena
Micewski Andrzej 298, 316 Mołotow Wiaczesław 152 Millera) 260
Michałowski Zygmunt 377 Moraczewski Jędrzej 52, 80, Niemojewski Andrzej 53
Michnik Adam 301, 342, 133 Niewiadomski Eligiusz 58
344, 365 Morawiecki Kornel 336, 366 Niezabitowska Małgorzata
Miciński Bolesław 90 Morawski Jerzy 231, 234, 316, 344
Miedziński Bogusław 60, 64, 238, 239, 242 Nixon Richard 288
71, 81, 107 Morawski Zdzisław 318 Noskowski Witold 41
Mieroszewski Juliusz 82, Morgiewicz Emil 274 Nowaczyński Adolf 31, 39,
162, 347, 355, 357, 360, Mosdorf Jan 90 53, 61, 63, 76, 88, 90, 93,
364 Mostowicz Arnold 272 133
Mietkowski Jan 285 Moszyński Jan 75 Nowak-Jeziorański Jan
Międzyrzecki Artur 220, Mościcki Ignacy 20, 50, (właśc. Jeziorański
272, 298 106, 143 Zdzisław) 169, 268, 287,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
288, 345, 354, 375, 369, Palester Roman 373 Potocki Józef 18
370, 372, 376 Pańciewicz Jerzy 73, 135, 161 Praga Rafał 184
Nowakowski Tadeusz 373 Pańczak Wacław 356 Pragier Adam 159, 168, 170,
Nowakowski Zygmunt 82, Pański Jerzy 186 347, 350
160, 161, 164, 165, 166, Pasternak Borys 362 Pruszyński Ksawery 40, 75,
167, 347, 349, 350, 351, Pasternak Leon 152 82, 88, 91, 138, 159, 161,
357, 372 Pawlikowska-Jasnorzewska 165, 168, 187, 210, 352
Nowicki Andrzej J. 179 Maria 88 Pruszyński Mieczysław 91
Nowodworski Franciszek 19 Perl Feliks 20, 44, 78 Przemyk Grzegorz 322
Perski Ludwik 187 Przetakiewicz Zygmunt 167
O Perzyński Włodzimierz 39, Przyboś Julian 272
Obarski Adam 243 53 Pszenicki Krzysztof 368
Obarski Mieczysław 110 Piasecki Bolesław 87, 139, Putrament Jerzy 92, 240,
Ochab Edward 213, 229 194, 195, 212, 221, 223, 254, 326
Odojewski Włodzimierz 374 224, 226, 244, 245, 248 Pużak Kazimierz 44
Odolska Wanda 206, 220, Piasecki Sergiusz 170, 351
232 Piasecki Stanisław 76, 77, R
Okulicz Kazimierz 136, 137 90, 91, 92, 121, 155, 158 Rabski Władysław 42, 60,
Olchowicz Konrad 16, 18, Pieńkowska Alina 302 61, 64
42, 121, 193 Pieracki Bronisław 131, Raczkiewicz Władysław 161
Olszewski Stefan 76, 135, 136, 139, 140, 141 Raczyński Edward 159, 369
Olszowski Stefan 266, 267, Piestrzyński Ryszard 72, Raczyński Roger 41
269, 271, 311, 316, 318, 87, 136, 162, 347, 353 Radkiewicz Stanisław 180
320, 323 Pietrkiewicz Jerzy 90, 138, Radomski Jerzy 62
Onyszkiewicz Janusz 317, 161 Radziwiłł Janusz 41, 75
342 Piłsudski Józef 15, 20, 25, Rakowski Mieczysław F.
Orłoś Kazimierz 286 30, 34, 35, 43, 50, 51, 56, 236, 242, 247,249, 267,
Orwell George 226, 302, 57, 61, 63, 65, 66, 67, 80, 277, 283, 286, 304, 325,
340, 361 86, 92, 95, 99, 105, 112, 327, 338, 341, 344
Osęka Andrzej 336 116, 118, 122, 125, 126, Rataj Maciej 80, 115
Osmańczyk Edmund 319, 135, 141, 142, 164, 281 Rawita-Gawroński
327 Pińkowski Józef 316 Franciszek 26
Osóbka-Morawski Edward Piwowarczyk Jan, ks. 78, 193 Rek Tadeusz 155
180, 193 Pohoska Ewa 157, 158 Rem Jan (ps. Jerzego Urbana)
Ostrowski Radosław 333 Pomian Andrzej 354 330
Poniatowski Juliusz 45, 139 Rembieliński Jan 93, 121
P Popiel Karol 43, 78, 94, 193 Reymont Władysław 53, 64
Paczkowski Jerzy 138 Popiełuszko Jerzy ks. 331 Rojek Marian Emil 353
Paderewski Ignacy 39, 40, Popławski Jan Ludwik 18, Rokoszewski Kazimierz
51, 60, 143 19, 24 282, 311
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Roliński Bogdan 279 Sikorski Władysław, gen. 44, Sopicki Stanisław 159, 161,
Romanowicz Tadeusz 23 52, 63, 77, 150, 158, 159, 164
Romaszewska Zofia 337 161, 163, 164, 165, 167 Sowula Grzegorz 366
Romaszewski Zbigniew Silone Ignazio 361 Srokowski Konstanty 23, 35,
338 Siniawski Andriej 362, 363 86
Rosner Ignacy 33, 44 Skalski Ernest 313, 327 Stachiewicz Julian, gen. 97
Rostworowski Wojciech 41 Skałkowski Adam 39 Staff Leopold 64
Roszkowski Janusz 273, Skiwski Jan Emil 72, 90, 150, Stahl Zdzisław 71, 347, 353
280, 339 151 Stalin Józef 167, 169, 191,
Rowiński Aleksander 328 Składkowski Felicjan Sławoj, 208, 222, 224, 227, 229,
Różański Józef 205 gen. 67, 106, 122, 165 249, 369
Rubel Ludwik 82, 136, 162, Skonecki Czesław 235 Staliński Tomasz (ps. Stefana
347, 349 Skotnicki Zbigniew 207 Kisielewskiego) 266
Rudnicki Edmund 146 Skulska Wilhelmina 232 Stampfl Stanisław 272
Rudzińska Anna 248, 259 Skulski Leopold 98 Stapiński Jan 24, 136
Rydz-Śmigły Edward 25, Skwarczyński Adam 33, Starewicz Artur 235, 238,
67, 72, 100, 102, 106, 44, 53, 86, 92, 93 239, 249, 267, 271
112, 126, 143 Skwarczyński Stanisław, gen. Starzewski Rudolf 22, 40
Rzepecki Jan 153 101 Starzewski Stanisław 74
Rzymowski Wincenty 29, Sławek Walery 33 Starzyński Mieczysław 71
31, 81, 138, 140, 188 Sławiński Janusz 336 Starzyński Roman 99, 101,
Słonimski Antoni 88, 89, 110
S 92, 138, 159, 162, 168, Starzyński Stefan 66, 138,
Sacha Stefan 73, 76, 136, 187, 207, 241,257, 258, 146
155, 158 267, 286, 298, 351 Stasiak Leon 271
Sadkowski Wacław 285 Smogorzewski Kazimierz Stasiński Piotr 336
Sadzewicz Antoni 19, 38, 72, 159 Staszewski Stefan 213, 236,
60, 73 Smolar Aleksander 363, 366 265
Salmonowicz Stanisław 253, Smolar Eugeniusz 366, 368 Stawar Andrzej 92, 361
376 Smolar Grzegorz 272 Stecki Jan 19
Sałaciński Bohdan 354 Smolar Nina 366 Stempowski Jerzy 365
Sapieha Adam 142 Snopkiewicz Jacek 319, Stomma Stanisław 193,
Sarna-Obozowicz 342 221, 222, 244, 248,
Krystyna 205 Sokołów Florian 72 250, 298, 342, 344
Semelin Jaques 376 Sokorski Włodzimierz 220, Stpiczyński Wojciech 61,
Seyda Marian 26, 38, 39, 232, 236, 241, 258, 280 63, 66, 72, 74, 106, 141
60, 77, 137, 159, 170 Sołuba Zbigniew 261, 268, Straszewicz Bohdan 33, 44,
Sidre Georges 249 272 53, 54
Siemek Józef 254, 279 Sołżenicyn Aleksander Straszewicz Czesław 160,
Sieroszewski Wacław 53, 97 362, 363 365, 373
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Indeks tytułów
gazet i czasopism, stacji radiowych, kronik filmowych
oraz audycji radiowych i telewizyjnych
Dziennik Polski (Detroit) 357 Express Poranny 45, 48, Gazeta Południowa 282, 317
Dziennik Polski (Lwów) 74, 114, 140, 141, 146, 184 Gazeta Poranna 2 grosze 19,
107, 138, 146 Express Poznański 272 31, 38, 58, 64, 73, 76
Dziennik Polski (Kraków) 272 Express Wieczorny 184, Gazeta Poranna Warszawska
Dziennik Polski (Londyn) 195, 243, 246, 261, 272 76, 137
161, 163, 164, 165, Express Wieczorny Gazeta Poranna (Lwów) 132
166, 167, 170 Ilustrowany 82 Gazeta Robotnicza 45, 272
Dziennik Polski i Dziennik Gazeta Warszawska 17, 31,
Żołnierza 348, 349, F 38, 53, 62, 64, 66, 76, 120,
350, 354, 358 Fakty i Myśli 245 122, 124, 133, 135
Dziennik Popularny 79, 125, Fala 49 219, 220, 232, 281 Gazeta Warszawska
140, 175 Fala 56 232 Poranna 38
Dziennik Poranny 148 Film 280 Gazeta Wspólna 147
Dziennik Powszechny 41 Fołks-Sztyme 272 Gazeta Współczesna 282
Dziennik Poznański 26, 41, Forum 264 Gazeta Wyborcza 342, 343,
75 344
Dziennik Radomski 148 G Głos (Warszawa) 63
Dziennik Starogardzki 131 Gadaninki starego doktora Głos (Poznań) 87
Dziennik Telewizyjny 291, 102 Głos (drugi obieg) 302, 336
319, 321, 322, 339, 343, Gazeta 5 Groszy Głos Ameryki (Voice of
344 dla Wszystkich 83 America) 209, 220, 368,
Dziennik Wileński 39, 41, Gazeta Białostocka 282, 284 370, 374
66, 67, 135, 137 Gazeta Bydgoska 39 Głos Codzienny 43
Dziennik Żołnierza 162, Gazeta Dźwiękowa 334 Głos Kobiet 45
167, 348 Gazeta Grudziądzka 26, 27, Głos Lubelski 148
Dziennik Żołnierza APW 43, 80, 131 Głos Ludu 27, 175, 183, 190,
162 Gazeta Kielecka 108 194, 200
Dzień Dobry 17, 81 Gazeta Krakowska 243, Głos Narodu 23, 29, 42, 78,
Dzień Polski 41, 74, 86, 114 272, 282, 328, 334 132
Dzień Pomorski 73 Gazeta Ludowa 20, 54 Głos Nauczycielski 272
Dziś i Jutro 194, 223 Gazeta Ludowa (po 1945) Głos Niezależny 87
189, 191, 192, 199, 201, Głos Polski (Łódź) 65
E 214 Głos Polski (Paryż) 159,
Echo 156 Gazeta Lwowska 148, 150 161, 164,
Echo Krakowa 248 Gazeta Niedzielna 349, 350 Głos Polski (Toronto) 357
Echo Warszawskie 43 Gazeta Polska (1919) 44, 53 Głos Pracy 215, 319
Ekran 245, 272 Gazeta Polska (1929–1939) Głos Prawdy 63, 67, 71, 73,
Epoka 71, 114 70, 71, 72, 75, 107, 108, 74, 113, 114, 134, 141
Europa 239, 246 109, 111, 123, 138, 141, Głos Robotniczy 267, 272
Express Ilustrowany 82, 131 143, 159 Głos Stolicy 78
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Głos Warszawy 156 Jedność Robotnicza 32 358, 357, 361, 362, 363,
Głos Wolnej Polski 369 Jedynka 281 365, 367
Głos Wolnych Polek Jestem Polakiem 161, 167 Kultura (Warszawa) 250,
(radiostacja) 160 Jutro 87 279, 313, 325
Głos Wybrzeża 272, 333 Jutro Polski 161, 354, 358 Kultura (Warszawa od 1985)
Głos Ameryki 220 Jutro Pracy 111 326, 334
Godzina Polski 32, 34, 44 Kultura Niezależna 336
Goniec Codzienny 149 K Kultura Robotnicza 92
Goniec Krakowski 39, 148, Kalendarz Rycerza Kurier Codzienny 20, 42,
154, 166 Niepokalanej 84 185, 215
Goniec Pomorski 131 Karta (w II Rzeczpospolitej) Kurier Czerwony 45, 48, 65,
Goniec Warszawski 77, 127, 123 81
145 Karta 336 Kurier Częstochowski 148
Gość Niedzielny 223, 334 Karuzela 246, 272 Kurier Informacyjny
Górnoślązak 27 Kierunki 224 i Telegraficzny 48
Kino 81 Kurier Lwowski 24, 73, 134
H Kobieta i Życie 272, 284 Kurier Łódzki 42
Hodowca gołębia Kolumny Młodych 221 Kurier Narodowy 42
pocztowego 212 Konfrontacje 340 Kurier Polski
Horyzonty 356 Kontakt 366, 367 (w II Rzeczpospolitej)
Kontynent 363 35, 43, 64, 73, 114, 150,
I Kontynenty 162
Ilustracja Polska 77 – Nowy Merkuriusz 355 Kurier Polski
Ilustrowany Kurier Kos 336 (dziennik SD po 1945)
Codzienny (IKC) 23, 29, Kreuzburger Zeitung 54 243, 255, 267, 272, 318,
24, 34, 35, 43, 47, 48, 65, Kronika 355, 356 323, 333
67, 75, 79, 81, 83, 110, Kronika Diecezji Kurier Polski (Bagdad) 162
112, 113, 125, 143, 159 Wrocławskiej 240 Kurier Polski
Ilustrowany Kurier Polski Kronika Polski i Świata 94 (Buenos Aires) 357
(w Generalnym Krytyka 15 Kurier Polski (Londyn) 349
Gubernatorstwie) 148 Krytyka (drugi obieg) 302, Kurier Poranny 17, 18, 43,
Ilustrowany Kurier Polski 336, 367 55, 63, 64, 65, 66, 67, 71,
(Bydgoszcz) 192, 195, 215 Ku Wolnej Polsce 162 72, 73, 74, 75, 87, 106,
Informacja Solidarności 335 Ku zwycięstwu 155 111, 112, 113, 114, 124,
Insurekcja 153 Kulisy 244, 246 134, 137, 141
ITD 246, 330 Kultura (w II Rzeczpospoli- Kurier Poznański 26, 39,
tej) 94 61, 72, 77, 124, 125
J Kultura (Paryż) 240, 252, Kurier Radomski 148
Jazz 245 259, 260, 265, 268, 288, Kurier Szczeciński 275
Jedność 316 300, 301, 353, 355, 356, Kurier Śląski 27
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Odrodzenie (1982–) 327 Polityka (1957–) 236, 242, Przegląd Kulturalny 218,
Opinia 108 246, 249, 250 , 253, 254, 232, 241, 250, 256
Opinia (drugi obieg) 303 256, 261, 266, 267, 269, Przegląd Polski 22
Orędownik Wielkopolski 83 277, 283, 286, 298, 313, Przegląd Poranny 17
Orzeł Biały 162, 353, 355, 314, 316, 328, 333, 359 Przegląd Poranny
356, 358 Polonia 42, 46, 73, 78, 123, i Wieczorny 31
Ostatnie Wiadomości 129, 133, 134, 139, 164, 193 Przegląd Socjalistyczny 184,
(Warszawa) 83,126, 129 Polska Kronika Filmowa 214
Ostatnie Wiadomości 187, 199, 204, 206, 208, Przegląd Sportowy 81
(Mannheim) 356, 358 211, 224, 273, 290, 292, Przegląd Tygodniowy 328
293, 296 Przegląd Wieczorny 43, 66
P Polska Walcząca 159, 162 Przegląd Wszechpolski 24,
Pałka Młodych 267 Polska Zbrojna 70, 72, 107, 25, 93
Panorama 7 dni 81 112, 134, 141, 143 Przekrój 185, 196, 217, 218,
Panorama dnia 339 Polska Zbrojna (po 1945) 256, 261, 267, 272
Panorama Północy 246, 195, 215 Przełom 111
267, 272 Polska żyje 152 Przełom (w Generalnym
Panorama. Śląski Tygodnik Polska Zachodnia 73, 78 Gubernatorstwie) 151
Ilustrowany 246, 256 Poradnik Przez walkę do zwycięstwa
Państwo i Prawo 240 mleczarsko-jajczarski 212 155
Państwo Polskie 156 Poradnik Rolnika 243 Przyjaciel Ludu 24
Perspektywy 269 Poranek 17 Przyjaciel Żołnierza 243
Perspektywy Polskie 272 Poranek z radiem 281 Przyjaciółka 185, 272, 284
Piast 24, 43, 80, 114 Powściągliwość i Praca 334 Pszczółka 186
Piast (po 1945) 189, 192 Poznańskie Wiadomości Puls 302, 366, 367
Pielgrzym 131 Kościelne 240
Pion 90, 91 Praca 27 R
Pismo 310 Prawda 15, 18, 29, 31 Radio i Telewizja
Po Prostu 228, 233, 237, 238, Prawda (dziennik Radio in Amercian Sector
243, 246, 250, 252, 360 Komunistycznej Partii 370
Pobudka 94 Związku Sowieckiego) Radio Madryt 368, 369
Podbipięta 93 214, 225 Radio Nazional de Espana
Poezja 258, 272, 280 Prawda Wileńska 152 368
Pogląd 367 Prawo i Pięść 267 Razem 272
Polak 17, 24, 25, 27, 43, 78 Prawo i Życie 245, 267 Reforma 23, 156
Polemiki 354 Prąd 357 Republika 49, 65, 82
Polen 33 Problemy 91 Res Publica (1920) 57
Polish Review 169 Prosto z Mostu 90, 91, 138 Res Publica 302, 339, 367
Polityka (1937–1939) 91, Przedświt 80 Robotnik (do 1939) 15, 20,
93, 123, 138, 195 Przegląd Katolicki 334 32, 44, 55, 57, 65, 70, 78,
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
79, 80, 114, 120, 124, 127, S Szpilki 255,258, 272, 284,
129, 134, 139, 155, 175 Skrzydlata Polska 260 286, 367
Robotnik (po 1945 w kraju) Słowo (Warszawa) 14 Sztafeta 136, 139
175 184, 201, 213, 214 Słowo (Wilno) 41, 67, 75, Sztandar Młodych 215, 220,
Robotnik (drugi obieg) 302, 86, 115, 131, 132, 136, 230, 232, 233, 236, 248,
335 139 146, 267, 309, 319, 330
Robotnik Polski w Wielkiej Słowo (Paryż) 159, 160, Sztuka i Naród 157, 158
Brytanii (następnie 161, 164
Robotnik) 161, 353, 354, Słowo Ludu 296 Ś
358 Słowo Narodowe 73, 35 Świat 64
Robotnik Polski we Francji Słowo Polskie 23, 29, 35, Świat (po 1945) 220, 243,
160 39, 73, 132, 156, 272, 244
Robotnik Wiejski 111 349, 356 Światło 94
Robotnik Wybrzeża 302 Słowo Pomorskie 39, 73, Światło (Francja) 356
Ruch Gospodarczy 87 120, 134 Światowid 125
Ruch Kulturalny 87 Słowo Powszechne 195, Świerszczyk 185, 270
Ruch Młodych 87 223, 244, 248, 254, 267 Świt (radiostacja) 160, 166
Ruch Muzyczny 221, 272 Solidarność Jastrzębie 316
Ruch Narodowy 136 Solidarność Walcząca 336 T
Ruch Związkowy 302 Spotkania 302, 336 Teki Historyczne 354
Rycerz Niepokalanej 84 Sprawa Polska 17 Teleexpress 339
Rząd i Wojsko 33 Sprawy Krajowe 354 Telewizja nocą 340
Rzecz Ogólna 57 Sprawy Międzynarodowe 354 Tempo Dnia 82
Rzecz Polska 57 Sprawy Narodu 155 Tęcza 89, 90
Rzecz Powszechna 57 Stolica 243, 267 Trybuna Ludowa 20,
Rzecz Społeczna 57 Strajkowy biuletyn 21, 25,
Rzeczpospolita informacyjny Trybuna Ludu 205, 213,
(w II Rzeczpospolitej) „Solidarność” 310 215, 220, 225, 228, 230,
39, 40, 42, 55, 57, 66, Straż nad Odrą 27 231, 233, 235, 236, 238,
61, 64, 114, 134 Strażnica 54 243, 247, 248, 256, 265,
Rzeczpospolita (1944–1950) Strzelec 25 272, 275, 276, 279, 282,
185, 205, 210 Studio 310 283, 285, 304, 306, 308,
Rzeczpospolita (1982–) 327, Studio 2 281 311, 317, 319, 321, 343,
329, 339, 345 Studio Kosmos 293 264, 267, 324, 327, 328,
Rzeczpospolita Polska Sygnały 92 344, 354, 378
(konspiracja wojenna) Sygnały dnia 281 Trybuna Mazowiecka 214,
155, 157 Syrena 356 323
Rzeczpospolita Polska Szczerbiec 87 Trybuna Robotnicza 248
(Londyn) 354 Szpilki (w II Rzeczpospolitej) Trybuna Robotnicza 79,
Rzeczywistość 328 185 205, 243, 272, 280, 282
R. Habielski, Polityczna historia mediów w Polsce w XX wieku, Warszawa 2009
ISBN 978-83-60807-50-7, © Copyright by WAiP 2009
Żołnierz Wolności 215, Życie (Londyn) 352, 353 218, 236, 243, 248, 264,
264, 267, 321 Życie Literackie 218, 265, 267, 272, 279, 283, 296,
Żółta Mucha 134 310, 326, 334 318, 319
Życie 87 Życie Warszawy 185, 201, Żywią i Bronią 155