Professional Documents
Culture Documents
(1992) Rozmowy Z Mercem (127str) PDF
(1992) Rozmowy Z Mercem (127str) PDF
Nisargadatta Maharaj
ROZMOWY
Z MĘDRCEM
Biblioteka Wiedzy Potrójnej, 1992
Wersja elektroniczna: HB
Indyjski Mędrzec i Maurycy Frydman
Mędrcem w tych rozmowach jest indyjski guru Śri Nisarga‐
datta Maharaj (1897-1981). Maurycy Frydman (1901-1976) to
jego przyjaciel, który powo łał teksty rozmów do istnienia.
Nisargadatta pochodził z biednej wiejskiej rodziny i miał za
sobą tylko elementarną szkolną edukację. W 1918 r. przeniósł
się do Bombaju i tam otworzył najpierw kiosk, w którym sprze‐
dawał głównie papierosy, a potem niewielkie przedsiębiorstwo
handlowe. Ożenił się, został ojcem czworga dzieci – i oto pewne‐
go dnia w 1937 roku, nie uprzedziwszy nawet najbliższej rodzi‐
ny, wszystko porzucił i stał się wędrownym ascetą, poszukują‐
cym niezniszczalnych wartości. Resztę życia zamierzał spędzić
w Himalajach. Jednak po jakimś czasie ponownie osiadł w Bom‐
baju – teraz już jako nauczyciel prawd duchowych, guru, który
kieruje ludzi na drogę życia uznaną przez siebie za najbardziej
godną człowieka. Przybrał wtedy swoje nowe imię; przedtem
nazywał się Maruti Kampli.
On sam też miał swojego guru. Był nim Śri Siddharameshwar
Maharaj. Przed swoją śmiercią w 1936 roku guru powiedział
mu: „Jesteś Najwyższą Rzeczywistością. Nie wolno Ci wątpić
w moje słowa. Mówię Ci prawdę i według niej działaj.” „Potem
wszystko przyszło z wnętrza – niewzywane i nieoczekiwane”,
wyzna Nisargadatta.
S. Dikshit, wydawca angielskiej wersji „Rozmów z Mędrcem”*
stwierdza, że Indie są pod wieloma względami niezwykłym, za‐
dziwiającym krajem, lecz co najbardziej w nich zadziwia, to nie‐
przerwana ciągłość istnienia ludzi, którzy dobrowolnie wyrze‐
kają się wszelkich ziemskich dóbr i przywilejów, aby osiągnąć
nowy wymiar egzystencji, a gdy dojdą do wyzwolenia, wówczas
w swym umiłowaniu ludzi, którzy jeszcze tkwią w niewiedzy,
dzielą się z nimi swym cennym, najcenniejszym doświadcze‐
niem.
* Śri Nisargadatta Maharaj, I am THAT, Bombay 1973.
Ramana Maharishi powiedział kiedyś, że choćby zasięg mocy
guru był wielki jak ocean, uczeń otrzyma tylko tyle, ile zdolny
jest przyjąć. Jeśli przyjdzie z kubeczkiem, zaczerpnie tylko kube‐
czek. Od ucznia zależy, ile dóbr wyniesie.* Aurobindo Ghosh
twierdził, że guru nieustannie przekazuje uczniowi swoją świa‐
tłość, swoją moc, ile zaś uczeń zdo ła wchłonąć, zależy od pojem‐
ności jego „wewnętrznej czary”.
* A. Osborne, Ramana Maharishi and the Path of Self-Knowledge, London 1957, s.
140.
Wiele osób przychodziło do Nisargadatty ze swymi problema‐
mi. Rozmowy z nim obejmują szeroki, zróżnicowany zakres te‐
matów – od najogólniejszych zagadnień lozo cznych dotyczą‐
cych meta zyki poprzez kwestie utrwalenia pokoju na świecie,
aż do spraw natury tak osobistej jak nieszczęśliwa miłość, cho‐
roba, bunt przeciwko starości i śmierci. Jednak najważniejsze
swoje zadanie Nisargadatta upatrywał zawsze w tym samym –
chciał pomóc ludziom w wyzbyciu się niewiedzy co do swojego
rzeczywistego, przyrodzonego stanu, aby i oni także osiągnęli
ów nieznany im jeszcze wymiar egzystencji. Wszystko się wtedy
w ich życiu zmieni. Dostrzegać będą w każdej rzeczy jej boski za‐
lążek i wiedzieć będą, że cały świat wraz z nimi uczestniczy
w kosmicznej Jedności. Dojdą do prawdy, że indywidualny pier‐
wiastek duchowy (ATMAN) i duch wszechbytu (BRAHMAN)
stanowią Jedno.
Ramana Maharishi twierdził, że wszystkie pytania egzysten‐
cjalne zawierają się w tym jednym podstawowym: Kim ja je‐
stem? Podobnie twierdził Nisargadatta i pragnął, aby ludzie,
którzy słuchają jego nauk, doświadczyli tego, czego on doświad‐
czył. Ja jestem TYM. Ja (jednostka) jestem TYM (substancją uni‐
wersalną). Jestem BRAHMANEM.
„Poza Brahmanem nie ma nic. Wszystko, co inne jest niż Brah‐
man, jest złudą tylko, jak miraż na pustyni”, głosił, nawiązując
do najstarszych świętych tekstów, lozof z VIII wieku, Siankara,
który wywarł wpływ na całe późniejsze pokolenia przedstawi‐
cieli monistycznej Wedanty.*
* Atmabadha czyli poznanie duszy. Warszawa 1920, s. 31.
Jak wspomina Dikshit, wystarczyło siedzieć obok Nisargadat‐
ty i słuchać jego słów, aby znaleźć się poza czasem i przestrze‐
nią. To, co stanowiło treść jego pouczeń ma charakter ogólno‐
ludzki i niezmienny, zachowuje swój walor w każdym miejscu
i czasie. Problemy życia i śmierci, bólu i radości, celów i środ‐
ków, a nade wszystko świadomości człowieka ujmował Nisarga‐
datta wciąż w nowym świetle, prowadząc słuchaczy do coraz
wyraźniejszego uświadomienia sobie własnej dezorientacji
i niewiedzy. „Jeśli mądrość polega na zdolności odróżniania
prawdy od fałszu, wówczas Nisargadatta jest zaiste nauczycie‐
lem mądrości.”* Umiał on patrzeć na los człowieka z perspekty‐
wy „kosmicznej gry” i dzięki temu zupeł nie naturalne było dla
niego powstrzymywanie się od zgorszenia i potępienia. Wie‐
dział, że i święty był kiedyś grzesznikiem, a grzesznik dostąpi
kiedyś stanu uświęcenia. Jedynie czas ich dzieli, lecz właśnie
czas zniesie różnicę.
* Śri Nisargadatta Maharaj, op. cit. s. VIII.
Źródło cierpienia tkwi w umyśle. Dla Mędrca nie była to teo‐
ria. Mędrzec poznał we własnym doświadczeniu, że trzeba
umysł uwolnić od destrukcyjnych nawyków. Ze swym życzli‐
wym uśmiechem Nisargadatta wskazywał drogę wyzwalającą
od cierpienia. „I ta droga się sprawdza, gdy słuchacz uchwyci,
o co w niej chodzi.”
Księgi głoszą, że kto wyzbył się niewiedzy, ten prowadząc na‐
dal życie w świecie i włączając się aktywnie w bieg codziennych
zdarzeń, zachowa postawę kojącego dystansu. Trwać będzie
w wewnętrznej ciszy i pogodzie ducha. Kto bowiem jest praw‐
dziwym mędrcem? Jest to człowiek zadowolony i pogodny za‐
wsze, w powodzeniu i klęsce jednaki, panujący nad umysłem
swym i sercem, wyzbyty pożądania, chciwości i zawistnych od‐
ruchów, człowiek bez cienia nienawiści, w świadczeniu dobra
całkowicie bezinteresowny...
Metodą często stosowaną przez Nisargadattę, jak również
przez innych guru w rozmowach z ludźmi, jest podważanie ich
wiary w sensowność dotychczasowego sposobu życia. W ten
sposób guru chce uświadomić rozmówcy, jak złudne jest jego
poczucie bezpieczeństwa, jak kruche życiowe powodzenie, jak
mocno i beznadziejnie uwikłał się w zdradliwą sieć zależności
od zdarzeń. Te same prawdy ukazuje znana w Indiach opowieść,
którą S. Radhakrishnan uważa za alegorię zwykłego ludzkiego
losu.* Idąc spokojnie drogą, wędrowiec snuje plany, co uczyni po
osiągnięciu celu swej wyprawy. Nagle spostrzega, że goni go dzi‐
kie zwierzę. Chce znaleźć schronienie w wyschniętej studni, ale
na jej dnie czyha na niego smok z otwartą paszczą. Uczepia się
więc drzewka, które wyrasta ze szczeliny w murze studni. Nie
będzie jednak długo trwał tak zawieszony, bo już dwie myszy
podgryzają gałąź, na której wisi. Walczy o przetrwanie, miota
się między nadzieją a rozpaczą, czeka go jednak niechybnie
śmierć. A oto komentarz indyjskich lozofów do tej historii:
przeminąć musi wszystko, co w swej duchowej ślepocie cenimy,
my jednak niepomni tego, miast zmierzać do rzeczywistych
wartości zapewniających trwałe szczęście, zadowalamy się kro‐
plami miodu, które tra ają się nam nieraz wśród goryczy istnie‐
nia.
* S. Radhakrishnan, Filozo a indyjska, t.2, Warszawa 1959, s. 544.
A przecież, jak głosi Wedanta, człowiek może doznawać szczę‐
śliwości bez kresu. Tu guru wskazuje na siebie, gdyż doszedł do
takiego błogostanu, „jakiego nie może nam dać ani odebrać
świat”. Przestrzenny świat wielości, świat podlegający przemija‐
niu, świat przyczyny i skutku, świat chaosu i niezgody istnieje
tylko na niższych poziomach naszego doświadczenia. Przyjąć
ten świat jako zewnętrzne ramy i działać stosownie do naszego
w nim miejsca, patrząc na niego z wyżyn całkowitej bezpragnie‐
niowości – oto, czego by Mędrzec chciał nauczyć ludzi.
Pierwsze angielskie wydanie rozmów z Nisargadattą ukazało
się w Bombaju w 1973 r. W książce tej, zatytułowanej „I am
THAT” („Ja jestem TYM”), Nisargadatta potraktowany został
jako wyłączny autor dzieła, natomiast Maurycy Frydman wy‐
stępuje w niej skromniutko, tylko jako tłumacz oraz autor zwię‐
złej noty wyjaśniającej. Pisze w niej, że chociaż niełatwo jest tra‐
ć do małego czynszowego mieszkania Mędrca w ubogiej dziel‐
nicy Bombaju, wiele osób znajduje do niego drogę. Przychodzą
nie tylko Hindusi, którzy mogą swobodnie porozumiewać się
z nim w języku marathi, ale również cudzoziemcy, którzy naj‐
częściej mówią mu o swoich sprawach po angielsku lub w in‐
nym języku europejskim. Wówczas Frydman służy za tłumacza.
Po pewnym czasie uznaje rozmowy prowadzone z Nisargadattą
za tak interesujące i doniosłe, że zaczyna je nagrywać. W domu
na podstawie nagrań opracowuje ich jednolitą wersję angielską.
Potem z kolei przekłada je na marathi i zanosi Mędrcowi do au‐
toryzacji.
Frydman pisze, że poznał Nisargadattę kilka lat wcześniej i za‐
czął odwiedzać go regularnie, ujęty spontaniczną prostotą jego
sposobu bycia i najszczerszym zaangażowaniem, z jakim Mę‐
drzec dzielił się z ludźmi swoimi doświadczeniami.
W nocie Frydman wyraża nadzieję, że chociaż czytelnik po‐
znaje rozmowy w niezupeł nie dosłownym przekładzie, to po‐
zwolą one wczuć się w istotę tego fascynującego, obdarzonego
jasnym umysłem i wielkim sercem człowieka. Zawsze dobrze
jest spotkać kogoś, kto nas samych przerasta, mówi Frydman.
Daje nam to pojęcie, czym moglibyśmy być, gdybyśmy się nie lę‐
kali.
W 1976 r., wkrótce po śmierci Frydmana, ukazało się w Bom‐
baju drugie, rozszerzone wydanie,* zawierające tym razem dwie
obszerne przedmowy całkowicie poświęcone jego osobie.
W tych tekstach Maurycemu Frydmanowi oddana zostaje spra‐
wiedliwość jako współ twórcy „I am THAT”.
* I am THAT, Conversations with Sri Nisargadatta Maharaj translated by Maurice
Frydman, Part II, Bombay 1976.
Nasuwa się pytanie, z czego żył, skoro zrzekł się pracy zarob‐
kowej. Odpowiedź jest prosta. Gdy wziął na siebie dobrowolne
ubóstwo, znalazł, tak jak to w Indiach bywa, swego anio ła stró‐
ża. Była nim pani Hiralai B. Petit, którą poznał w aśramie Maha‐
rishiego. Przez 30 lat zapewniała mu ona minimum dóbr mate‐
rialnych. Potrzeby jego były zresztą bardzo skromne. Nosił tani
ubiór z białego płótna samodziałowego, a odżywiał się głównie
jarzynami i owocami, najczęściej surowymi. Pani Petit pocho‐
dziła z zamożnej rodziny parsów, słynącej w Bombaju ze swej
dobroczynności, m.in. z założenia domu sierot i szpitala dla
ubogich. Frydman korzystał z jej gościny. Kiedy w styczniu 1966
r. odwiedziłam go w Bombaju, gospodarstwem zajmowała się
młoda niepeł nosprawna kobieta o imieniu Marta, której nie
można jednak nazwać służącą, ponieważ była traktowana jak
członek rodziny. Była tam również Maggie, przybrana córka
Frydmana i pani Petit. Jako dwumiesięczne niemowlę Maggie
umierała z wycieńczenia na skutek nieuleczalnej, jak się zdawa‐
ło, wady przewodu pokarmowego. Karmiąc ją po kropelce wyci‐
skanym własnoręcznie sokiem owocowym, Frydman przywró‐
cił ją do życia. Odtąd wychowywała się u nich.
Pant charakteryzuje Frydmana jako człowieka, który łączył
w sobie najszlachetniejszy rodzaj współczucia i życzliwości z ta‐
lentem wytrwałego, kompetentnego działania, a było to najczę‐
ściej działanie niosące ulgę w cierpieniu. Jego reakcja na czyjeś
nieszczęście była odruchowa, spontaniczna. Wypływała z do‐
broci serca.
Pant pisze, że rad jest, iż dzięki drugiemu wydaniu „Rozmów
z Mędrcem”, może sławić Maurycego Frydmana. W ciągu czter‐
dziestu lat przyjaźni wciąż na nowo utwierdzał się w tym, że
Frydman to Mahatma – Człowiek Wielki Duchem. Choć urodził
się w dalekiej Polsce, zaliczyć go trzeba do długiego ciągu indyj‐
skich mędrców i świętych.
Dikshit skupia uwagę na innych cechach osobowości Frydma‐
na. Pisze, że zapoznawał się on z indyjską lozo ą, spotykał in‐
dyjskich mędrców, wnikał w ich wskazania, odwiedzał aśramy
i brał udział w aśramowym życiu, ale nie traktował siebie jako
nawróconego na jakąś określoną wiarę. Umysł miał otwarty,
stronił od dogmatów. Nie znosił hipokryzji. Obcy mu był wszelki
przymus, nawet psychiczna presja w imię dyscypliny duchowej.
Bardzo ważną postacią, już od lat młodzieńczych, był dla niego
Krishnamurti. Brało się to zapewne ze wspólnego im obu non‐
konformizmu i ducha opozycji. Krishnamurti uczynił Frydma‐
na radykalniejszym w krytyce zinstytucjonalizowanej pobożno‐
ści i czysto obrzędowych praktyk religijnych. Frydman uważał,
że prawdziwa religijność opiera się na autentycznym przeżyciu,
a nie na a rmacji usłyszanych dogmatów. Dogmaty ludzi dzielą
i ograniczają umysł. W sobie należy znaleźć to, co jest religijną
prawdą. Medytację rozumiał jako wysiłek prowadzący do samo‐
poznania.
W ostatnich latach życia, jak wspomina Dikshit, Frydman jak
gdyby stracił swoje cechy rebelianta. Przygasł w nim tempera‐
ment polemisty. Przyjął, że najcenniejsza wiedza spływa na
człowieka w ciszy serca i umysłu. Teraz on – podobnie jak misty‐
cy – zaczął żyć z poczuciem, że „Wszystko jest Jednym, a Jedno
jest Wszystkim”.
W tym właśnie okresie Frydman spotkał Nisargadattę i po‐
przez to spotkanie jego nie znajdująca dotąd spokoju, wciąż piel‐
grzymująca dusza dotarła do miejsca swego przeznaczenia. Dik‐
shit opowiada, że po raz pierwszy, odkąd poznał Frydmana, było
w nim coś z poddania się i pokory. To już nie dawny buntownik
zjawiał się w izbie Nisargadatty, lecz przyjaciel Mistrza, który
podziela jego nauki. Osłabiony chorobą odwiedzał Mędrca tak
długo, jak długo starczało mu sił. Gdy przemawiał Nisargadatta,
zamieniał się cały w słuch. Zdarzało się, że sam zadawał jakieś
pytanie, nie dlatego wszakże, aby jemu potrzebne były nowe
wyjaśnienia Mistrza, ale na pożytek innych obecnych. Kiedyś za‐
pytał, jak człowiek, który posiadł Wiedzę, przyjmuje starość z jej
dolegliwościami i ze świadomością rychłego końca. Nisargadat‐
ta odpowiedział: ”Im starszy staje się człowiek, który posiadł
Wiedzę, tym więcej w nim szczęśliwości i spokoju. Jest jak po‐
dróżnik, który zbliża się do celu ze swoim bagażem. Opuszcza
pojazd bez żalu.”
Pant pisze, że w parę godzin po śmierci Frydmana jego ciało,
w obecności Nisargadatty oraz innych bliskich mu osób, spopie‐
lone zostało w piecu kremacyjnym przez żar elektryczny. „Pier‐
wiastki wróciły do swego pierwotnego stanu”. Nisargadatta na‐
ucza – kontynuuje Pant – że w przypadku świętego, po tym, co
nazywamy śmiercią, przestaje on istnieć, podobnie jak woda
z rzeki przestaje istnieć jako rzeka, gdy wpłynie do morza. Ginie
nazwa, giną kształ ty, ale woda – złączona w Jedno z morzem –
pozostaje. Gdy umiera święty, jego dobroć i mądrość stają się
częścią skarbnicy całej ludzkości i pomagają innym w rozwoju.
Rozsiane dziś po świecie idee Gandhiego pozostają żywe. Tak
samo, po zycznym odejściu Maurycego, jego duch służby i po‐
święcenia, wyzbyte egoizmu działania, wrażliwość na cudzy ból
i ciągła troska o czyjeś dobro powinny, w odczuciu Panta, stać
się naszym wspólnym, zobowiązującym dziedzictwem.
W 1972 r. Maurycy Frydman przesłał mi świeżo wydaną anto‐
logię, zatytułowaną „The Mind of J. Krishnamurti”,* zawierającą
również jego wypowiedzi. Oto kilka cytatów:
* The Mind of Krishnamurti, ed. L.S.R.Vas, Bombay 1971.
Rozmówca: Bez pomocy Boga nie da się nic zrobić. Nawet pan
nie siedziałby tutaj i do nas nie przemawiał.
Maharaj: Wszystko jest dziełem Boga. Ale jakie to ma znacze‐
nie dla mnie, jeśli ja niczego nie pragnę? Co Bóg mógłby mi dać
lub odebrać? Co moje – jest moje, i było moje, nawet gdy Boga
jeszcze nie było. Oczywiście świadomość istnienia, poczucie, że
jestem, to coś bardzo subtelnego, jak pyłek. Tu jest moje miejsce,
nikt mi go nie dawał. Ziemia jest moja. To, co na niej rośnie, na‐
leży do Boga.
R: Czy Bóg wydzierżawił ziemię od pana?
M: Bóg jest mi oddany i zrobił to wszystko dla mnie.
R: A czy poza panem nie ma Boga?
M: Jakże może znajdować się poza mną? Świadomość „jestem”
to korzeń, a Bóg to drzewo. Kogo mam czcić i za co?
R: Czy jest pan pobożny, czy też jest pan przedmiotem uwiel‐
bienia?
M: Ani jednym, ani drugim. Jestem samym uwielbieniem.
R: Za mało jest pobożności na świecie.
M: Ciągle chciałby pan naprawiać świat. Czy naprawdę sądzi
pan, że świat czeka na to, aby pan go zbawił?
R: Nie wiem, jak wiele mógłbym zrobić, ale chcę spróbować.
Czy pan uważa, że niesłusznie?
M: Czy istnieje jakiś świat bez pana? O świecie wie pan wszyst‐
ko, ale nic o sobie. Jest pan środkiem swojego działania i nie dys‐
ponuje innymi środkami. Dlaczego nie zatroszczyć się o środki,
zanim będzie pan myślał o samym działaniu?
R: Ja mogę czekać, ale świat nie może sobie na to pozwolić.
M: Cóż za niedorzeczny pogląd! Nie wnikając w samego siebie,
zmusza pan świat do czekania.
R: Czekania – na co?
M: Na kogoś, kto by go uratował.
R: Bóg kieruje światem. Bóg go zbawi.
M: To pan tak uważa. Czy Bóg powiedział panu, że świat jest
jego dziełem i przedmiotem jego troski, a nie pańskiej?
R: Dlaczego miałby być przedmiotem wyłącznie mojej troski?
M: Proszę to rozważyć. Któż inny poza panem może znać
świat, w którym pan żyje?
R: Pan go zna. Każdy człowiek go zna.
M: Czy istniał ktoś taki spoza pańskiego świata, kto panu
o tym powiedział? Ja i inni mnie podobni pojawiamy się w pań‐
skim świecie na jedno mgnienie oka i znikamy. Wszyscy jeste‐
śmy zdani na pana łaskę i niełaskę.
R: Nie jest aż tak źle! Istnieję przecież w pańskim świecie, tak
jak pan istnieje w moim.
M: O moim świecie nie ma pan najmniejszego pojęcia. Żyje
pan w świecie przez siebie stworzonym całkowicie zaślepiony.
R: Całkowicie? Ale czy naprawdę tak być musi?
M: W świecie, który jest dla pana więzieniem, pojawia się czło‐
wiek mówiący, że stworzony przez pana świat bolesnych
sprzeczności nie jest ani ciągły, ani trwały, że opiera się na nie‐
porozumieniu. Doradza, ażeby wydostał się pan z niego tą samą
drogą, którą pan wszedł, zapominając o tym, czym pan jest.
A więc wyjść z niego można tylko przez samopoznanie.
R: Jakie by to miało znaczenie dla świata?
M: Gdy będzie pan wolny od świata, będzie pan mógł coś dla
niego zrobić. Dopóki jest pan jego więźniem, jest pan bezradny.
Więcej nawet – cokolwiek by pan czynił w swoim stanie, pogar‐
szałoby to sytuację.
R: Prawość uczyni mnie wolnym.
M: Prawość uszczęśliwi z pewnością pana i ten pański świat.
I co z tego, jeśli nie jest to świat realny? Wszystko przeminie.
R: Bóg mi dopomoże.
M: Aby dopomóc, Bóg musi wiedzieć o pańskim istnieniu.
Tymczasem pan i pański Bóg znajdujecie się w stanie snu.
W tym stanie mogą pana spotkać ciężkie cierpienia. Nikt o tym
nie będzie wiedział i nikt nie będzie mógł pomóc.
R: A więc wszystkie moje wątpliwości, moje poszukiwania
i badania są bezużyteczne?
M: Zachował się pan, jak człowiek znużony zbyt długim snem.
Ale są oznaki, że się pan budzi i wychodzi ze stanu sennego za‐
mroczenia. Proszę nie stawiać sobie więcej pozornych proble‐
mów, nie stawiać pytań, na które odpowiedź jest panu z góry
znana.
R: Nie zawsze znam odpowiedź.
M: Zna pan z całą pewnością. Werbalne problemy domagają
się werbalnych odpowiedzi.
R: A jak dojść do odpowiedzi prawdziwej?
M: Stawiając prawdziwe pytania. Nie należy żonglować słowa‐
mi, ale śmiało podjąć życie zgodne z własnym powo łaniem.
Człowiek gotowy umrzeć za prawdę, osiągnie prawdę.
R: Mam jeszcze inne pytanie. Istnieje osoba oraz znawca tej
osoby. Istnieje także świadek. Czy znawca i świadek są tym sa‐
mym, czy też są to odrębne stany?
M: Znawca i świadek są dwojgiem albo jednością. Gdy znawca
i to, co znane, jest rozróżniane i oddzielane, świadek również
występuje oddzielnie. Kiedy to, co znane, i znawca są jednością,
świadek także jednoczy się z nimi.
R: Kto to jest dżniani? Czy jest on świadkiem, czy Najwyż‐
szym?
M: Dżniani jest jednym i drugim. Jest on bytem i wszechświa‐
domością. W stosunku do świadomości ludzkiej jest on dosko‐
nałą wszechświadomością. W stosunku do wszechświata – czy‐
stym bytem.
R: A co z osobą? Kto pojawia się pierwszy: osoba czy znawca?
M: Osoba to coś bardzo małego. W rzeczywistości to tylko
składnik. Trudno o niej nawet powiedzieć, że istnieje sama w so‐
bie. Niedostrzegana – właściwie nie istnieje. Nie jest niczym in‐
nym, jak tylko cieniem umysłu, sumą wszystkich wspomnień.
Czysty byt odbija się w zwierciadle umysłu jako poznanie. To, co
pozostaje, przybiera kształt osoby na podstawie pamięci i nawy‐
ków. Jest to tylko cień lub projekcja znawcy na ekranie umysłu.
R: Jest więc zwierciadło i jest odbicie w zwierciadle. A gdzie
znajduje się słońce?
M: Słońce to Najwyższy.
R: Musi ono być świadome.
M: Nie jest świadome ani nieświadome. Proszę nie myśleć
o nim w kategoriach świadomości czy nieświadomości ludzkiej.
Jest ono samym życiem, zawiera jedno i drugie, i jest poza nimi.
R: Życie jest takie mądre. Jak może ono być nieświadome?
M: Mówi się o nieświadomości, gdy w pamięci występuje luka.
W rzeczywistości istnieje tylko świadomość. Całe życie jest
świadome, a cała świadomość jest żywa.
R: Nawet kamienie?
M: Nawet kamienie są świadome i żywe.
R: Mój kłopot polega na tym, że skłonny jestem przeczyć ist‐
nieniu tego, czego nie mogę sobie wyobrazić.
M: Mądrzej byłoby zaprzeczyć istnieniu tego, co pan sobie wy‐
obraża. Przecież wyobrażenia są nierealne.
R: Czy wszystkie wyobrażenia?
M: Wyobrażenia oparte na wspomnieniach są nierealne. Przy‐
szłość nie jest zupeł nie nierealna.
R: Jaka część przyszłości jest więc realna, a jaka nie?
M: Realne jest to, czego nie można przewidzieć i co nie jest
spodziewane.
15. – 29 czerwca 1970
Ś
R: Świat jest pełen pożądań. Każdy czegoś pragnie. Kto właści‐
wie pragnie, osoba czy jaźń?
M: Jaźń. Wszelkiego rodzaju pragnienia, święte czy bezbożne
pochodzą z jaźni. Wszystkie one wspierają się na poczuciu „je‐
stem”.
R: Rozumiem to w przypadku pragnień pobożnych, uświęco‐
nych (satjakama), które mogą być w jaźni wyrazem Bytu – Świa‐
domości – Szczęśliwości (Satczitananda). Ale niecne i bezbożne
pożądania?
M: Wszelkie pragnienia zmierzają do szczęścia. Ich rodzaj i ja‐
kość zależą od warunków psychicznych (antahkarana). Gdzie
dominuje gnuśność (tamas), spotykamy wypaczenia. Wraz
z energią (radżas) wzrastają namiętności. Przy zachowaniu
umiaru (sattwa) bodźcem pragnień jest dobra wola, współczu‐
cie, chęć dopomagania ludziom a nie zdobywania szczęścia dla
siebie. Najwyższy jest poza tym wszystkim, a jednak dzięki jego
nieskończonej hojności każde godziwe pragnienie może być
speł nione.
R: A jakie pragnienia można uznać za godziwe?
M: Pragnienia, które niszczą swoje podmioty lub przedmioty,
oraz takie, których nie sposób zadowolić, są same w sobie
sprzeczne i nie mogą być speł nione. Tylko pragnienia, których
motywacją jest miłość, życzliwość i współczucie, są dobroczyn‐
ne zarówno dla podmiotu, jak i dla przedmiotu. I tylko takie
mogą być speł nione.
R: Wszystkie pragnienia wywo łują ból – i te bezbożne i te
święte.
M: Nie taka sama jest ich bolesność. Namiętność powoduje
cierpienie, współczucie – nigdy. Cały świat dąży do speł nienia
wszystkich życzeń zrodzonych ze współczucia.
R: Czy Najwyższy zna siebie? Czy jest On świadomy?
M: Czynnik, który jest źródłem wszystkiego, musi także
wszystkim dysponować. Cokolwiek wypływa z niego, musi
znajdować się w nim w postaci zalążka. Jak każde nasienie w ca‐
łej masie innych nasion zawiera wszystkie uprzednie doświad‐
czenia swego gatunku i nosi w sobie zapowiedź niezliczonych
lasów, tak i Nieznany obejmuje wszystko, co było lub mogło być,
a także to, co będzie lub być może. Nieograniczone pole stawa‐
nia się jest otwarte i dostępne – przeszłość i przyszłość współży‐
ją i łączą się w odwiecznej teraźniejszości.
R: Czy żyje pan w Najwyższym Nieznanym?
M: A czy mógłbym żyć gdzie indziej?
R: Jak to się dzieje, że mówi pan w ten sposób o sobie?
M: W moim umyśle nigdy nie powstaje pożądanie.
R: A więc jest pan nieświadomy?
M: Wręcz przeciwnie! Dysponuję peł nią świadomości, ale po‐
nieważ żadne pragnienia ani lęki nie dostają się do mego umy‐
słu, panuje we mnie doskonała cisza.
R: Kto zna tę ciszę?
M: Ona sama siebie zna. Jest to cisza milczącego umysłu. Cisza
obezwładnionych namiętności i pożądań.
R: Czy miewa pan niekiedy pragnienia?
M: Pragnienia są tylko falami w umyśle. Należy je śledzić i po‐
znawać. Pragnienie jest jednym z wielu zjawisk. Nie odczuwam
potrzeby zaspokajania go, nic w tym kierunku nie podejmuję.
Wolność od pragnień oznacza, że nie ma przymusu, aby je za‐
spokajać.
R: Dlaczego pragnienia w ogóle powstają?
M: Ponieważ ludzie wyobrażają sobie, że się urodzili i umrą, je‐
śli nie będą martwić się o swoje ciało. Pragnienie ucieleśnionej
egzystencji jest główną przyczyną udręki.
R: A jednak tak wiele indywidualnych istnień (dziwa) umiej‐
scawia się w ciałach. Z pewnością nie jest to przypadek, musi
w tym być jakiś cel. Ale jaki?
M: Aby poznać samą siebie, jaźń musi skonfrontować się ze
swoim przeciwieństwem – bezjaźnią. Pragnienia prowadzą do
doświadczeń życiowych, a doświadczenia do zdolności rozpo‐
znawania, do niezależności i wreszcie do wyzwolenia poprzez
samopoznanie. Czym ostatecznie jest wyzwolenie? Jest to zrozu‐
mienie, że znajdujemy się poza narodzinami i śmiercią. Przez za‐
pomnienie kim jest i wyobrażanie siebie jako stworzenia śmier‐
telnego, człowiek przysparza sobie tak wiele różnych trudności.
Trzeba obudzić się jak ze złego snu.
R: Czy trzeba cierpieć, aby się obudzić?
M: Budzi dociekanie. Nie trzeba czekać na cierpienie. Lepiej
medytacją przeniknąć wprost do szczęścia, aby umysł znalazł
się w harmonii i spokoju.
18. – 25 lipca 1970 r.