You are on page 1of 159

Spis

treści

Dedykacja

Motto

Wstęp

Dziennik szczęścia

część I

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

część II

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

część III

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

Podziękowania

Dodatki
Dodatek A

Dodatek B
Dla Caroline
Gdyby pechowiec sprzedawał parasole, przestałoby padać; gdyby sprzedawał
świece, słońce nigdy by nie zachodziło; gdyby robił trumny, ludzie przestaliby
umierać.
Powiedzenie żydowskie

Wrzućcie szczęściarza do morza, a wypłynie z rybą w zębach.


Przysłowie arabskie
Wstęp

Ludzie, którzy mają szczęście, spotykają idealnych partnerów, realizują swoje


życiowe ambicje, znajdują pracę dającą im zadowolenie – jednym słowem
prowadzą satysfakcjonujące i pełne życie. Mówimy o nich, że mają farta. Jednak
sukcesu nie zawdzięczają wcale wyjątkowym wysiłkom, zdumiewającym talentom
czy wybitnej inteligencji. Posiadają za to szczególną zdolność znajdowania się
w odpowiednim miejscu i czasie, a los częściej niż innym podsuwa im szanse do
wykorzystania. Ta książka opisuje pierwsze naukowe badania, które odpowiadają na
pytanie, dlaczego ludzie ci przez całe życie cieszą się przychylnością fortuny,
a także podsuwa kilka pomysłów, w jaki sposób każdy może zapewnić sobie
powodzenie w życiu.
Badania zajęły kilka lat; obejmowały wywiady i eksperymenty z udziałem setek
wyjątkowych szczęściarzy i pechowców. Rezultaty pozwalają nam radykalnie
zmienić spojrzenie na szczęśliwe i pechowe zrządzenia losu i na kluczową rolę,
jaką odgrywają one w naszym życiu. Ludzie nie rodzą się szczęściarzami czy
pechowcami. Po prostu szczęściarze, nie zdając sobie z tego sprawy, stosują cztery
podstawowe prawa, które pozwalają im pełniej korzystać z łask losu. Jeśli
zrozumiemy te prawa, zrozumiemy samą istotę szczęścia. A co ważniejsze, prawa te
będziemy mogli wykorzystać, aby zwiększyć liczbę szczęśliwych zdarzeń w naszym
życiu.
Książka prezentuje chyba najbardziej ulotnego „świętego Graala” ludzkości –
naukowo udowodniony sposób, jak zrozumieć i kontrolować „ślepy los” i jak
zjednywać sobie jego przychylność, innymi słowy: co robić, aby szczęście nam
sprzyjało.

Szczęście żółtodzioba

Od zawsze interesowały mnie rzeczy niezwykłe. Kiedy byłem dzieckiem,


fascynowała mnie magia i iluzja. W wieku dziesięciu lat potrafiłem już
„dematerializować” chustki do nosa i tasować talię kart tak, aby jej nie pomieszać.
Niedługo potem wstąpiłem do jednego z najbardziej znanych stowarzyszeń
iluzjonistów – londyńskiego Magic Circle. Jako dwudziestolatek zostałem
zaproszony do Stanów Zjednoczonych, do słynnego Magic Castle w Hollywood,
i dałem tam kilka przedstawień.
Szybko odkryłem, że dobry iluzjonista musi mieć sporą wiedzę na temat tego, co
dzieje się w ludzkich głowach. Zręczny magik potrafi odwrócić uwagę widowni,
wie, jak nie wzbudzić w niej podejrzeń i jak uniknąć rozpracowania triku przez
widzów. W miarę upływu czasu coraz bardziej interesowały mnie psychologiczne
zasady, które leżą u podstaw każdego magicznego przedstawienia. Właśnie dlatego
zapisałem się na Wydział Psychologii University College w Londynie i napisałem
doktorat z psychologii na University of Edinburgh. Potem założyłem własną
placówkę badawczą przy Hertfordshire University.
Prowadziliśmy tam badania nad różnorodnymi zjawiskami psychologicznymi.
Być może z powodu mojej „magicznej” przeszłości skłoniłem swój zespół do
zainteresowania się obszarami psychologii, które są uważane za dosyć niezwykłe.
Niektóre z tych prac obejmowały badanie mediów rozmawiających ze zmarłymi,
jasnowidzących detektywów, którzy utrzymywali, iż pomagają policji wykrywać
sprawców zbrodni, i uzdrawiaczy leczących choroby siłą własnej psychiki.
Badaliśmy również, jak zmienia się zachowanie ludzi, kiedy kłamią, w jaki sposób
iluzjoniści stosują psychologiczne triki, aby zwieść widownię, studiowaliśmy
sposoby rozpoznawania kłamstwa i oszustwa i prowadziliśmy kursy dla osób, które
chciały poprawić swoją umiejętność wykrywania nieuczciwości. Wyniki tych prac
publikowałem w czasopismach naukowych, prezentowałem je na konferencjach
i uczyłem ich praktycznego zastosowania ludzi biznesu, prowadząc dla nich
wykłady.
Kilka lat temu poproszono mnie, abym opowiedział publicznie o swojej pracy.
Wiele razy wygłaszałem już takie pogadanki, ale nie miałem pojęcia, że właśnie ta
radykalnie zmieni przyszły kierunek moich badań.
Postanowiłem urozmaicić wykład prostą sztuczką magiczną. Zamierzałem
pożyczyć od kogoś z publiczności dziesięciofuntowy banknot, włożyć go do jednej
z dwudziestu identycznych kopert i pomieszać je. Potem miałem poprosić tę osobę,
aby wybrała jedną z kopert, a następnie spalić pozostałych dziewiętnaście. W końcu
miałem otworzyć ocalałą kopertę, oddać pieniądze właścicielowi i pogratulować
mu trafnego wyboru.
Ale tego wieczoru przedstawienie było trochę dziwne. Pożyczyłem banknot od
pewnej pani z widowni, włożyłem go do koperty, przemieszałem koperty
i ułożyłem je w szeregu. Cały czas śledziłem banknot i wiedziałem, że jest
w pierwszej kopercie z lewej. Poprosiłem kobietę, aby wskazała kopertę,
i oczywiście byłem zachwycony, kiedy wybrała tę właściwą. Zebrałem pozostałe
koperty i podpaliłem je. Kiedy poszły z dymem, otworzyłem kopertę, która
pozostała, i oddałem kobiecie pieniądze.
Choć publiczność śmiała się i biła brawo, pani, która pożyczyła mi banknot,
wcale nie wyglądała na zaskoczoną. Zapytałem ją, co myśli o mojej sztuczce, a ona
wyjaśniła mi spokojnie, że takie rzeczy przydarzają jej się cały czas. Zawsze
znajdowała się we właściwym miejscu i w odpowiednim momencie, a fortuna
wyjątkowo jej sprzyjała zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.
Powiedziała, że nie ma pojęcia, dlaczego tak się dzieje; zawsze uważała, że ma po
prostu farta.
Zaintrygowało mnie jej wyznanie; zapytałem, czy jeszcze ktoś z widowni uważa
się za wyjątkowego szczęściarza lub pechowca. Kobieta w pierwszym rzędzie
uniosła rękę i opowiedziała, w jaki sposób pomyślnym zrządzeniem losu
zrealizowała wiele swoich życiowych ambicji. Mężczyzna z końca sali oznajmił, że
zawsze miał wyjątkowego pecha; był przekonany, że gdybym pożyczył banknot od
niego, ten z pewnością poszedłby z dymem. Poprzedniego dnia, na przykład, schylił
się, aby podnieść szczęśliwego pensa, uderzył głową w stół i omal nie stracił
przytomności.
Po wykładzie zacząłem rozmyślać o tym, czego się dowiedziałem. Dlaczego te
dwie kobiety miały tak wyjątkowe szczęście? A ten nieszczęśnik? Był po prostu
niezdarą czy może w jego pechu kryło się coś więcej? Postanowiłem
przeprowadzić na ten temat badania. Wtedy nie miałem jeszcze pojęcia, co mnie
czeka. Myślałem, że mój projekt obejmie kilka eksperymentów z paroma
dziesiątkami uczestników. W rzeczywistości badania trwały osiem lat i wzięły
w nich udział setki ludzi.
Ta książka to pierwsze kompletne podsumowanie moich badań. Zaczynam od
krótkiego opisu znaczenia szczęścia w naszym życiu – w jaki sposób chwilowy fart
może odmienić nasz los, jak kilkusekundowy uśmiech fortuny może nas
wprowadzić na drogę trwałej pomyślności i sukcesu i jak nawet najkrótsza pechowa
chwila może doprowadzić do porażki i strącić nas na dno. Potem omówię wstępne
prace badawcze i drogę, którą ostatecznie doszedłem do odkrycia czterech praw
leżących u podstaw życia pełnego szczęśliwych zdarzeń. Po szczegółowym
omówieniu każdego z tych praw opiszę oparte na nich techniki i ćwiczenia. Mogą
one pomóc odwrócić od siebie pecha i kreować własną pomyślność.
Ale zanim zaczniemy, chciałbym, abyśmy odpowiedzieli na kilka prostych pytań
o sobie.
Dziennik szczęścia

W wielu miejscach książki będę prosił o wypełnianie różnych kwestionariuszy


i wykonywanie ćwiczeń. Wiele z nich opiera się na testach psychologicznych, które
przeprowadziłem podczas moich badań z udziałem szczęściarzy i pechowców.
Proszę, notuj swoje odpowiedzi w specjalnym dzienniku szczęścia –
przeznaczonym wyłącznie do tego celu zeszycie formatu A5; powinien on mieć
przynajmniej sześćdziesiąt stron, najlepiej w linie. Twoje odpowiedzi pokażą
wyraźnie wpływ poszczególnych praw szczęścia na twoje życie i pomogą określić,
w jaki sposób najskuteczniej zjednać sobie przychylność fortuny.
ĆWICZENIE 1

Profil szczęścia
Pierwszy kwestionariusz jest bardzo prosty. U góry pierwszej strony dziennika
szczęścia umieść nagłówek „Profil szczęścia”. Z lewej wypisz w kolumnie liczby
od 1 do 12. Z prawej będziesz wpisywać liczby od 1 do 5, aby wskazać, do jakiego
stopnia podane niżej stwierdzenia są prawdziwe w odniesieniu do twojej
osobowości. Zastosuj następującą skalę:
1 – absolutnie nieprawdziwe
2 – nieprawdziwe
3 – nie wiem
4 – prawdziwe
5 – absolutnie prawdziwe
Przeczytaj uważnie każde stwierdzenie. Jeśli nie jesteś pewny, który stopień skali
najtrafniej cię opisuje, wpisz po prostu liczbę, która wydaje ci się najbardziej
odpowiednia. Nie zastanawiaj się zbyt długo nad stwierdzeniami i staraj się
odpowiadać szczerze.

Profil szczęścia
Stwierdzenie / Punktacja (1–5)
1. Czasami rozmawiam z nieznajomymi w kolejce w sklepie lub w banku.
(……………)
2. Nie mam zwyczaju zamartwiać się, nie niepokoję się o przyszłość. (……………)
3. Jestem otwarty na nowe doświadczenia, na przykład próbowanie nowych potraw
czy napojów. (……………)
4. Często słucham wewnętrznego głosu i przeczuć. (……………)
5. Stosowałem techniki pozwalające wzmocnić intuicję, takie jak medytacja czy po
prostu chwila namysłu w spokojnym miejscu. (……………)
6. Prawie zawsze spodziewam się, że w przyszłości spotkają mnie pomyślne
zdarzenia. (……………)
7. Staram się osiągnąć w życiu to, czego chcę, nawet jeśli szanse na sukces są
niewielkie. (……………)
8. Przeważnie spodziewam się, że ludzie, których spotykam, będą mili,
przyjacielscy i życzliwi. (……………)
9. Staram się dostrzegać jasną stronę każdego zdarzenia. (……………)
10. Wierzę, że nawet niepomyślne zdarzenia w ostatecznym rozrachunku przynoszą
pozytywny skutek. (……………)
11. Nie rozpamiętuję dawnych niepowodzeń. (……………)
12. Staram się uczyć na popełnionych błędach. (……………)

Kilka razy będziemy wracać do twoich odpowiedzi i użyjemy ich, aby naszkicować
twój osobisty profil szczęścia – określimy, do jakiego stopnia korzystasz z okazji
podsuwanych przez los, a co ważniejsze, jak możesz sprawić, aby było ich w twoim
życiu więcej.
CZĘŚĆ I

Badania wstępne
ROZDZIAŁ 1

Potęga szczęścia
Ludzie stanowczo przeceniają zarabianie pieniędzy. Do tego nie potrzeba mózgu. Najwięksi głupcy, jakich
znam, są najbogatsi. Prawdę mówiąc, uważam, że sukces w 95 procentach zależy od szczęścia, a w 5 od
umiejętności. Spójrzcie na mnie. Wiem, że wielu z moich podwładnych poprowadziłoby mój interes równie
dobrze jak ja. Ale oni nie dostali szansy – to jedyna różnica między nimi a mną.
Julius Rosenwald, były prezes Sears, Roebuck and Company

Szczęśliwy traf ma ogromne znaczenie w naszym życiu. Kilka pechowych sekund


może zniweczyć całe lata starań, a jeden uśmiech fortuny może nas zaprowadzić na
drogę sukcesu i pomyślności. Taki traf potrafi przekształcić nieprawdopodobne
w możliwe; od niego często zależy życie lub śmierć, bogactwo lub ruina,
pomyślność lub niedola.
John Woods, członek zarządu dużej firmy prawniczej, był o włos od śmierci,
gdy wychodził ze swojego biura w WTC w Nowym Jorku na kilka sekund przed
uderzeniem porwanego samolotu. I to nie jedyny raz, kiedy mu się poszczęściło.
Podczas zamachu bombowego na WTC w 1993 roku był na trzydziestym
dziewiątym piętrze, ale wyszedł z tego bez szwanku. W roku 1988 miał
zarezerwowane miejsce w samolocie Pan-Am, który eksplodował nad Lockerbie
w Szkocji – ale w ostatniej chwili odwołał rezerwację, bo dał się namówić na
udział w biurowym przyjęciu.
Szczęśliwe czy pechowe zrządzenia losu nie ograniczają się tylko do spraw życia
i śmierci. Może od nich zależeć również finansowe powodzenie lub bankructwo.
W czerwcu 1980 roku Maureen Wilcox kupiła bilety na loterie w dwóch stanach –
Massachusetts i Rhode Island. O dziwo skreśliła zwycięskie liczby z obu loterii, ale
nie wygrała ani centa. Liczby z Massachusetts wygrały loterię z Rhode Island, a te
z Rhode Island – loterię z Massachusetts. Innym graczom na loterii naprawdę się
poszczęściło. W 1985 roku Evelyn Marie Adams wygrała cztery miliony dolarów
w loterii stanu New Jersey. Cztery miesiące później znów wzięła w niej udział
i wygrała kolejne półtora miliona dolarów. Donald Smith miał chyba jeszcze
większego farta. Trzy razy wygrywał w loterii stanu Wisconsin – w maju roku
1993, czerwcu roku 1994 i lipcu roku 1995 – za każdym razem zdobywając
dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Szanse wygrania na tej loterii choćby jeden
raz wynoszą mniej niż 1:1 000 000.
Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Fart odgrywa też ogromną rolę w naszym życiu
osobistym.
Psycholog ze Stanford, Alfred Bandura, opisał kiedyś wpływ przypadkowych
zdarzeń na życie osobiste. Podkreślił zarówno ważność, jak i powszechność takich
zdarzeń, pisząc: „[…] niektóre z najważniejszych czynników kształtujących naszą
drogę życiową wynikają często z najbardziej trywialnych okoliczności”. Poparł
swój wywód kilkoma przykładami, z których jeden został zaczerpnięty z jego
własnego życia. Na studiach dyplomowych Bandura, znudzony lekturą, postanowił
zagrać z przyjacielem w golfa. Przypadek zrządził, że na polu obok znalazły się
dwie atrakcyjne golfistki; wkrótce grali już we czworo. Po meczu Bandura umówił
się z jedną z kobiet i w końcu ją poślubił. Przypadkowe spotkanie na polu
golfowym odmieniło całe jego życie.
W kolejnym przykładzie Bandura opisuje, jak w wyniku zwykłego
nieporozumienia Ronald Reagan poznał swoją przyszłą żonę, Nancy. Jesienią 1949
roku Nancy Davis zauważyła swoje nazwisko na liście sympatyków komunizmu,
którą opublikowano w hollywoodzkiej gazecie. Nancy wiedziała, że jej nazwisko
nie powinno się tam znaleźć i że nieporozumienie wynika z faktu istnienia innej
Nancy Davis, również aktorki. Niepokoiła się, że lista może mieć negatywny wpływ
na jej karierę, poprosiła więc swojego reżysera, aby przedyskutował tę sprawę
z prezesem Stowarzyszenia Aktorów Filmowych, Ronaldem Reaganem. Reagan
zapewnił reżysera, że rozumie sytuację i że cech będzie bronił Nancy, gdyby
ktokolwiek działał na jej szkodę w przekonaniu, że jest komunistką. Davis
poprosiła o spotkanie z Reaganem, aby dokładniej omówić problem. Spotkali się,
zakochali w sobie i po niedługim czasie byli już małżeństwem. Jedno szczęśliwe
spotkanie odmieniło ich życie na zawsze.
Kilku badaczy poruszało też zagadnienie wpływu szczęśliwych i pechowych
zdarzeń na wybór zawodu przez ludzi i na przebieg ich kariery. Oni również
zauważali, jak niebagatelny jest ów wpływ – wiele osób opowiadało, w jaki sposób
przypadkowe spotkania i okazje doprowadzały do istotnego zwrotu w ich karierze
lub do znaczącego awansu. Potężny efekt, jaki przypadek wywiera na zawodowe
życie ludzi, sprowokował jednego z czołowych amerykańskich doradców
zawodowych do następującej wypowiedzi:
Każdy z nas mógłby opowiedzieć wiele historii o tym, jak poważne, nieplanowane zdarzenia znacząco
wpłynęły na jego karierę, i o tym, w jaki sposób tysiące nieplanowanych drobiazgów wpłynęły na nią
choćby minimalnie. Nieplanowane zdarzenia mające na nas wpływ nie są rzadkością; dochodzi do nich
codziennie. Przypadek nie jest przypadkowy. Przypadek jest wszechobecny.

Tego typu czynniki z pewnością wpłynęły również na moją karierę. Kiedy miałem
osiem lat, poproszono mnie w szkole, żebym napisał pracę o historii szachów. Jako
pilny uczeń udałem się do miejscowej biblioteki, aby poszukać jakichś książek na
ten temat. Przypadkiem skierowano mnie do niewłaściwej półki, gdzie natknąłem
się na książki o sztuczkach magicznych. Zaciekawiony zacząłem czytać o sekretach
magików starających się dokazać niemożliwego. To było moje pierwsze zetknięcie
ze światem iluzji i wpłynęło ono na całe moje życie. Nie mam pojęcia, co by się
stało, gdybym został skierowany do właściwej półki i znalazł książki o szachach.
Być może nie zainteresowałbym się magią, nie wykształciłbym się na psychologa
i nie przeprowadził badań opisanych w tej książce.
Przypadek miał też niemały wpływ na karierę wielu sławnych ludzi biznesu.
Pod koniec swojej kariery Joseph Pulitzer odnosił ogromne sukcesy jako
biznesmen i znany filantrop. Był właścicielem jednej z największych gazet
Ameryki, pomagał w zbiórce funduszy na budowę postumentu, na którym stoi dziś
Statua Wolności, i ufundował znaną na całym świecie dziennikarską Nagrodę
Pulitzera. A jednak to wszystko mogłoby się nie wydarzyć, gdyby nie jeden
szczęśliwy przypadek. Pulitzer urodził się na Węgrzech. Jako młody człowiek był
chorowity i miał fatalny wzrok. Mając siedemnaście lat, przyjechał do Ameryki
jako imigrant bez grosza przy duszy. Bardzo trudno było mu znaleźć pracę, spędzał
więc mnóstwo czasu w miejscowej bibliotece, grając w szachy. Pewnego dnia
spotkał tam redaktora naczelnego lokalnej gazety. Ten zaoferował mu posadę
młodszego reportera. Po czterech latach nadarzyła się okazja wykupienia udziałów
w gazecie i Pulitzer skwapliwie z niej skorzystał. Decyzja była mądra – gazeta
zaczęła odnosić sukcesy i przynosiła mu znaczny zysk. Pulitzer przez całe życie
podejmował trafne decyzje, aż został redaktorem naczelnym, a w końcu
właścicielem dwóch najbardziej znanych dzienników swoich czasów. Pod koniec
kariery człowiek, który zaczynał jako biedny imigrant, stał się jednym z najbardziej
wpływowych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Całe jego życie mogłoby się
potoczyć zupełnie inaczej, gdyby nie przypadkowe spotkanie w sali szachowej
w bibliotece.
Również wielu innych ludzi biznesu przypisuje swój sukces przypadkowym
spotkaniom i uśmiechowi fortuny. Przykładem może być historia Barnetta
Helzberga Juniora. Do 1994 roku Helzberg stworzył sieć znanych w całej Ameryce
sklepów jubilerskich, o rocznych przychodach wysokości około trzystu milionów
dolarów. Pewnego dnia, przechodząc obok hotelu Plaza w Nowym Jorku, usłyszał,
że jakaś kobieta zawołała „Panie Buffett” do mężczyzny, który znajdował się obok
niego. Helzbergowi przyszło do głowy, że może to być Warren Buffett – jeden
z najbardziej znanych inwestorów w Stanach Zjednoczonych. Helzberg nie znał
Buffetta, ale czytał o finansowych kryteriach, które Buffett stosuje, kupując jakąś
firmę. Helzberg, któremu niedawno stuknęła sześćdziesiątka i który myślał
o sprzedaży interesu, uznał, że jego firma może zainteresować Buffetta.
Wykorzystał okazję, podszedł do nieznajomego i przedstawił się. Okazało się, że
mężczyzna to rzeczywiście Warren Buffett, a przypadkowe spotkanie przyniosło
niespodziewane owoce, gdyż jakiś rok później Buffett zdecydował się kupić sieć
sklepów Helzberga. A wszystko dlatego, że Helzberg szedł nowojorską ulicą akurat
w chwili, kiedy kobieta wołała Buffetta po nazwisku.
A w jaki sposób sam Buffett stał się jednym z najbogatszych Amerykanów?
W wywiadzie dla magazynu „Fortune” wyjaśnił, jak ważną rolę odegrał szczęśliwy
traf w początkach jego kariery. Kiedy miał dwadzieścia lat wyrzucono go z Harvard
Business School. Natychmiast poszedł do biblioteki, aby poszukać możliwości
dostania się do innej szkoły biznesu. Właśnie wtedy dowiedział się, że dwóch
profesorów, których pracę podziwiał, wykłada w Columbia University. W ostatniej
chwili złożył tam papiery i został przyjęty. Jeden z profesorów stał się z czasem
jego mentorem i pomógł mu rozpocząć błyskotliwą karierę biznesową. Buffett
stwierdził później: „Chyba najszczęśliwszym zrządzeniem losu w moim życiu było
to, że wyrzucono mnie z Harvardu”.
Znacząca rola szczęścia w karierach ludzi nie ogranicza się tylko do świata
biznesu. W 1979 roku hollywoodzki producent George Miller poszukiwał
zahartowanego w bitwach, poznaczonego szramami twardziela do głównej roli
w filmie Mad Max. W nocy przed przesłuchaniem Mel Gibson, wówczas jeszcze
nieznany australijski aktor, został napadnięty na ulicy przez trzech pijanych
mężczyzn. Na przesłuchaniu zjawił się poobijany i zmęczony, i Miller natychmiast
dał mu rolę. Brytyjska supermodelka Kate Moss miała równie wiele szczęścia. Na
początku lat dziewięćdziesiątych jechała z ojcem na wakacje. Kiedy stali w kolejce
do odprawy na lotnisku JFK, przechodzący obok łowca talentów zauważył jej
niezwykłą urodę. Moss została jedną z najlepiej zarabiających i najbardziej
rozchwytywanych modelek – a wszystko z powodu przypadkowego, szczęśliwego
spotkania.
Przypadek często ma wpływ na sukces aktorów i modelek – ale nie tylko. To
samo dotyczy naukowców i polityków.
Chyba najbardziej znanym przykładem takiego naukowego szczęśliwego trafu
jest odkrycie penicyliny przez sir Alexandra Fleminga. W latach dwudziestych
ubiegłego wieku Fleming pracował nad uzyskaniem skutecznych antybiotyków.
Jego badania obejmowały między innymi obserwacje pod mikroskopem bakterii
sztucznie wyhodowanych w płaskich, szklanych naczyniach, tak zwanych szalkach
Petriego. Gdy Fleming niechcący pozostawił jedno z naczyń nieprzykryte, dostała
się do niego odrobina pleśni. Przypadek zrządził, że pleśń ta zawierała substancję
niszczącą akurat ten typ bakterii, który był w szalce. Fleming zauważył efekt
działania pleśni i zajął się identyfikacją substancji odpowiedzialnej za ten proces.
W końcu odkrył antybiotyk i nazwał go penicyliną. Przypadkowe odkrycie
Fleminga uratowało życie wielu ludziom i zostało okrzyknięte jednym z kamieni
milowych w historii medycyny.
Przypadki i wypadki często zmieniały bieg nauki i odegrały ogromną rolę
w wielu odkryciach i wynalazkach, takich jak na przykład pigułka antykoncepcyjna,
promienie X, fotografia, bezodpryskowe szyby, syntetyczne słodziki, zapięcia na
rzepy, insulina czy aspiryna.
Istotną rolę, jaką szczęśliwy przypadek może odgrywać w polityce, ilustruje
kariera amerykańskiego prezydenta Harry’ego Trumana. Jako młody człowiek
Truman doświadczył wielu przeciwności losu. Po ukończeniu szkoły średniej
zamierzał pójść na studia, ale jego ojciec stracił niemal cały majątek w wyniku
nieudanego przedsięwzięcia i Truman spędził najlepsze lata młodości, orząc na
farmie swego dziadka. Tuż po zakończeniu I wojny światowej założył sklep
odzieżowy w Kansas City, ale znów miał pecha – zbankrutował z powodu recesji.
Dopiero kiedy dobiegał czterdziestki, los uśmiechnął się do niego po raz
pierwszy – przyjaciel namówił go, aby wystartował w konkursie na sędziego
stanowego, i niespodziewanie zdobył to stanowisko. Gdy miał czterdzieści dwa lata,
wystartował w wyborach na stanowisko przewodniczącego sądu i znów wygrał.
Kilka lat później został nominowany do Senatu Stanów Zjednoczonych – zwyciężył
po raz kolejny. W roku 1944 demokraci zrezygnowali z kandydatury ówczesnego
wiceprezydenta Henry’ego Wallace’a i wystawili Trumana jako swojego kandydata
na prezydenta. Wybory wygrał Franklin D. Roosevelt, ale zmarł niespodziewanie
zaledwie osiemdziesiąt dwa dni po objęciu urzędu i Truman został prezydentem.
Szczęście dopisywało mu w dalszym ciągu podczas pełnienia urzędu – dokonał
jednego z największych przewrotów w politycznej historii Stanów Zjednoczonych,
wygrywając w 1948 roku w wyborach prezydenckich z Thomasem E. Deweyem,
a kilka lat później wyszedł cało z próby zamachu na swoje życie przeprowadzonej
przez portorykańskich nacjonalistów. W swoich wspomnieniach napisał:
Popularność i rozgłos to nie wszystkie czynniki konieczne do wygrania wyborów. Jednym
z najważniejszych jest szczęście. Jeśli o mnie chodzi, szczęście zawsze było po mojej stronie.

Szczęście, ten popularny fart, odgrywa niezwykle znaczącą rolę w bardzo wielu
dziedzinach. Potrafi odmienić bieg zarówno naszego życia osobistego, jak
i zawodowego. Dla wielu osób jest to przerażająca myśl. Większość ludzi wolałaby
myśleć, że sami kierują swoją przyszłością. Starają się z całych sił osiągnąć
konkretne wyniki i uniknąć pewnych zdarzeń, ale to poczucie kontroli w dużym
stopniu jest iluzją. Ślepy traf stroi sobie z nas żarty mimo naszych najlepszych
intencji. Jest w stanie zmienić wszystko w ciągu kilku sekund – na lepsze lub na
gorsze. W każdej chwili, w każdym miejscu i bez ostrzeżenia.
Od ponad stu lat naukowcy badają wpływ inteligencji, osobowości, genów,
wyglądu i wychowania na nasze życie. Nie ma wątpliwości, że te prace pozwoliły
uzyskać głęboki wgląd w uwarunkowania ludzkich losów. Jednak mimo ogromu
wysiłku bardzo niewiele uwagi poświęcono kwestii szczęścia i pecha.
Podejrzewam, że psychologowie unikają tego tematu, ponieważ wolą – co jest
zupełnie zrozumiałe – badać czynniki, które łatwiej dają się mierzyć i kontrolować.
Zmierzenie inteligencji i opisanie kategorii ludzkiej osobowości jest stosunkowo
proste, ale jak zmierzyć szczęście i kontrolować przypadek?

ĆWICZENIE 2

Rola szczęścia w życiu


Na nowej stronie dziennika szczęścia zapisz liczbę między 1 a 7, żeby wskazać, do
jakiego stopnia, twoim zdaniem, szczęście miało wpływ na twoje życie. Zastosuj
następującą skalę: (1 – wcale, 7 – w dużym stopniu)
1 2 3 4 5 6 7
Teraz pod spodem, w kilku zdaniach, opisz:
W jaki sposób poznałeś swojego partnera.
W jaki sposób poznałeś najbliższego przyjaciela.
Główne czynniki, które wpłynęły na wybór twojego zawodu.
Najbardziej znaczące wydarzenie, które miało pozytywny wpływ na twoje życie.
Następnie zastanów się, jaki udział w tych wydarzeniach miało szczęście. Pomyśl,
w jaki sposób drobne zmiany – na przykład rezygnacja z pójścia na jakieś przyjęcie
czy spotkanie, wybór skrętu w lewo zamiast w prawo czy otwarcie gazety na tej,
a nie innej stronie – mogły wpłynąć na te wydarzenia, a być może nawet odmienić
całkowicie bieg twojego życia.
I w końcu, biorąc to wszystko pod uwagę, wróć do pytania na samym początku
ćwiczenia. Odpowiedz na nie jeszcze raz. Zapisz ponownie liczbę między 1 a 7, aby
określić, w jakim stopniu szczęście wpłynęło na twoje życie. Czy teraz liczba będzie
taka sama?
Większość ludzi, wykonując to ćwiczenie, zaczyna zdawać sobie sprawę z roli,
jaką szczęśliwy traf odegrał w ich życiu, i odpowiadając na pytanie po raz drugi,
wskazuje wyższą liczbę.

Sytuacja ta przypomina starą historyjkę o człowieku, który wie, że zgubił skarb


w jednym końcu ulicy, ale szuka go w drugim, bo tam jest jaśniej. Psychologowie
postanowili nie badać kwestii szczęścia, bo o wiele łatwiej jest badać inne
zagadnienia. Mnie jednak zawsze interesowały nietypowe obszary psychologii –
obszary, których inni badacze wolą unikać. W rezultacie często znajdowałem skarby
w miejscach, które inni ignorowali.
We wstępie do książki opisałem, jak zainteresowałem się zagadnieniem szczęścia
po usłyszeniu, jak ważną i zróżnicowaną rolę odegrało ono w życiu słuchaczy
jednej z moich pogadanek. Wkrótce potem postanowiłem przeprowadzić wstępne
badania dotyczące tego zagadnienia. Zacząłem od sondy, która miała wskazać, jaki
procent ludzi uważa się za szczęściarzy i pechowców i czy fart lub pech koncentruje
się tylko w jednej sferze ich życia, czy też ma wpływ na wiele różnych sfer. Wraz
z grupą studentów przez tydzień jeździłem o różnych porach do centrum Londynu.
Zapytaliśmy dużą liczbę przypadkowo wybranych przechodniów o rolę szczęścia
w ich życiu. Sonda była podzielona na dwie części. Najpierw pytaliśmy ludzi, czy
uważają się za szczęściarzy, czy za pechowców – to znaczy, czy pozornie
przypadkowe wydarzenia działają zwykle na ich korzyść, czy też wręcz przeciwnie.
Potem chcieliśmy wiedzieć, czy mają szczęście lub pecha w ośmiu różnych
obszarach życia, włączając w to życie zawodowe, związki osobiste, życie rodzinne,
zdrowie i finanse.

Przepytaliśmy bardzo zróżnicowaną grupę – mężczyzn i kobiety, osoby starsze


i młodsze. W rezultacie okazało się, że 50 procent ludzi twierdzi, iż stale dopisuje
im szczęście, a 14 procent uważa, że stale prześladuje ich pech. Innymi słowy, 64
procent (czyli prawie dwie trzecie) badanych uznało się za permanentnych
szczęściarzy lub pechowców.
Interesujące było, iż wśród badanych istniała silna tendencja do przypisywania
sobie szczęścia lub pecha w kilku różnych sferach życia. Ludzie, którym fortuna
sprzyjała w kwestiach finansowych, twierdzili, że sprzyja im ona również w życiu
osobistym, a ci, którym nie wiodło się w pracy, byli pechowcami również
w miłości.
To proste badanie pozwoliło nam stwierdzić, że w wypadku większości ludzi
doświadczane przez nich szczęście lub pech wykazują zdumiewającą konsekwencję.
Wyglądało na to, że niektórym los stale sprzyja, podczas gdy inni jak magnes
przyciągają nieszczęście. Co ciekawe, większość przepytanych osób była
przekonana, że ich szczęście lub pech zależą wyłącznie od przypadku. Życie
szczęściarzy było wręcz naszpikowane przypadkowymi okazjami – na przykład
spotkanie ukochanej osoby czy kolegi po fachu – z których zawsze wynikało coś
dobrego. Pechowcy również uważali, że wypadki i nieszczęścia stają na ich drodze
przypadkiem. Ja jednak nie byłem o tym do końca przekonany. Długoletnie studia
nad psychologią iluzji nauczyły mnie, iż rzeczy często nie są tym, czym się wydają,
a rzeczywistość bywa dziwniejsza i ciekawsza od iluzji.
Szczęście po prostu nie mogło być wynikiem przypadkowych zdarzeń. Zbyt
wielu ludzi permanentnie doświadczało uśmiechów losu czy pecha, aby to wszystko
miało zależeć wyłącznie od przypadku. Musiało być coś, co powodowało, że
jednym stale wiodło się w życiu doskonale, a innym fatalnie. Bardzo chciałem
zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego jednym pisany jest sukces, a innym
porażka? Czy wszyscy są częścią jakiegoś nieogarnionego, kosmicznego planu?
Czy dzięki jakimś parapsychicznym zdolnościom tworzą własne szczęście i pecha?
A może wyjaśnieniem są różnice w ich przekonaniach i zachowaniu? A przede
wszystkim – jeśli zrozumiemy, co się tak naprawdę dzieje, to czy będziemy w stanie
zwiększyć liczbę ludzi szczęśliwych?
Przeprowadzona sonda postawiła przede mną wiele interesujących pytań.
Postanowiłem poszukać na nie odpowiedzi.
ROZDZIAŁ 2

Szczęście i pech

Wyniki sondy ukazały, że większość ludzi uważa się za permanentnych szczęściarzy


lub pechowców i że ich szczęście czy pech dotyczy wielu różnych dziedzin życia.
To odkrycie spowodowało, że zapragnąłem dowiedzieć się czegoś więcej o naturze
szczęścia.
Uznałem, że najlepszym sposobem będzie przeprowadzenie badań naukowych na
grupach wyjątkowo szczęśliwych i pechowych ludzi. To podejście często stosowane
przez psychologów. Aby dowiedzieć się, w jaki sposób działa nasza pamięć,
naukowcy badają osoby o wyjątkowych zdolnościach zapamiętywania i te, które
mają z tym kłopoty. Ważnych odkryć w dziedzinie koordynacji wzrokowo-
ruchowej dokonano, badając wybitnych sportowców i żonglerów. Niektóre
tajemnice ludzkiego sposobu postrzegania rozwiązano dzięki pracy z uzdolnionymi
artystami i osobami niewidzącymi. Domyślałem się jednak, że znalezienie
wyjątkowych szczęściarzy i pechowców, którzy zechcieliby wziąć udział
w badaniach, wcale nie będzie łatwe. Nie bardzo wiedziałem nawet, od czego zacząć
poszukiwania.
Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że kilku dziennikarzy prasowych usłyszało
o sondzie, którą przeprowadziłem w Londynie, i zwróciło się do mnie z pytaniem
o możliwość napisania o mojej pracy artykułów dla różnych gazet i magazynów.
Poprosiłem ich, aby wspomnieli, że zamierzam prowadzić dalsze badania na ten
temat i że chciałbym nawiązać kontakt z osobami skłonnymi wziąć w nich udział.
Każdy opublikowany artykuł przynosił kilka kolejnych telefonów do laboratorium,
powoli zacząłem więc kompletować grupę szczęśliwych i pechowych ochotników.
W ciągu ostatnich ośmiu lat grupa ta powiększyła się o kolejnych szczęściarzy
i pechowców, którzy dowiedzieli się o moich badaniach z telewizji, radia czy
internetu. W sumie zebrałem wyjątkową grupę kilkuset kobiet i mężczyzn.
Najmłodszym uczestnikiem był osiemnastoletni student, a najstarszym
osiemdziesięcioczteroletni emerytowany księgowy. W grupie znajdowali się
reprezentanci najróżniejszych zawodów – biznesmeni, naukowcy, robotnicy,
nauczyciele, gospodynie domowe, lekarze, informatycy, sekretarki, handlowcy
i pielęgniarki. Wszyscy oni pozwolili mi obejrzeć pod mikroskopem swoje życie
i umysły. Z wieloma z nich przeprowadziłem długie wywiady; innych poprosiłem,
aby prowadzili dzienniki. Niektórych zapraszałem do laboratorium, żeby wzięli
udział w eksperymentach, części dałem do wypełnienia skomplikowane
kwestionariusze psychologiczne. W wyniku badań uzyskałem ogromną ilość
informacji. Z pomocą tych wyjątkowych ludzi powoli odkryłem tajemnicę
powodzenia w życiu.

Szczęściarze i pechowcy

Przede wszystkim chciałem się dowiedzieć, jak to jest mieć szczęście albo pecha.
Postanowiłem zapytać uczestników o kluczowe wydarzenia w ich życiu – ich
historie stanowią niezwykły dowód potęgi szczęśliwego i nieszczęśliwego trafu.
Jodie jest trzydziestosześcioletnią poetką z Teksasu. Uważa się za prawdziwą
szczęściarę – przypadkowe uśmiechy losu pomogły jej osiągnąć wiele
wymarzonych celów. Kilka lat temu Jodie postanowiła pójść za głosem serca
i odmienić swoje życie. Od wczesnej młodości chciała być pisarką i poetką.
W internecie natknęła się na stronę organizacji prowadzącej letnie spotkania
promujące i wspierające kobiety pisarki. Jodie od razu spodobała się atmosfera
panująca na tych spotkaniach i pomyślała, że chętnie poprowadziłaby na nich
wykłady. Kilka dni później spotkała przypadkiem założycielkę organizacji, zaczęła
z nią rozmawiać i wspomniała, że mieszka w Teksasie. Kobieta powiedziała, że
zamierza zorganizować tam jednodniową konferencję, i zapytała Jodie, czy
zechciałaby poprowadzić warsztaty. Jodie bardzo dobrze się spisała i została
poproszona o poprowadzenie wykładów na kolejnej konferencji.
Jodie znalazła również inną stronę internetową, zawierającą najświeższe
informacje o wydarzeniach poetyckich w różnych miastach Stanów Zjednoczonych.
Zauważyła, że na tej stronie nie ma żadnych doniesień z Teksasu, zaczęła więc
przysyłać swoje materiały. W rezultacie nawiązała stały kontakt z Billem,
założycielem strony. Pewnego dnia na odczycie poetyckim w Nowym Jorku
przypadkiem poznała Billa. W trakcie rozmowy Bill zapytał ją, czy nie mogłaby
przyjechać do Nowego Jorku i pomóc w organizacji kilku zaplanowanych
przeglądów poetyckich. Jodie była podekscytowana nadarzającą się okazją.
Jedynym problemem był brak mieszkania w Nowym Jorku. Wspomniała o tym
Billowi, a on wysłał wiadomość do wszystkich swoich internetowych znajomych.
Po kilku dniach Jodie dostała wiadomość od kobiety, która zaproponowała jej
pokój do wynajęcia w dobrej dzielnicy i po bardzo niskiej cenie. Jodie
przeprowadziła się do Nowego Jorku i teraz zarabia na siebie jako poetka i pisarka.
Jodie tak mówi o wpływie szczęśliwych zbiegów okoliczności na jej życie:
Mam wyjątkowe szczęście, które pomogło mi osiągnąć wiele najbardziej wymarzonych, najważniejszych
celów. Czuję, że mam całkowitą kontrolę nad życiem. Wszystko, czego pragnęłam, stało się faktem.
A kiedy postanowiłam obrać nowy kierunek, wszystko potoczyło się bardzo szybko. To niesamowite.

Życie trzydziestoczteroletniej Susan jest zupełnie inne. Jej pech zaczął się już
w dzieciństwie. Jako dziecko rozbiła sobie głowę o kamień, zrywając stokrotki.
Była uwalniana przez strażaków, kiedy noga utkwiła jej między prętami kraty,
została też uderzona w głowę tablicą, która spadła ze ściany budynku. Ale pech
Susan nie ograniczał się do jej młodych lat. Jako osoba dorosła ma pecha
w miłości. Kiedyś umówiła się na randkę w ciemno, ale jej partner miał wypadek
motocyklowy w drodze na spotkanie i złamał obie nogi. Następny partner wpadł na
szklane drzwi i złamał nos. Kościół, w którym miała wziąć ślub, spłonął podpalony
przez piromana dwa dni przed uroczystością.
Susan miała też zdumiewająco wiele wypadków, i to wcale nie drobnych. Kiedyś
upadła i złamała rękę. Wkrótce potem, w wyniku drugiego upadku, złamała nogę.
Zdając egzamin na prawo jazdy, wjechała w mur ogrodu i musiała zapłacić za
uszkodzenie auta, gdyż nie było ono ubezpieczone. Ale to nie koniec problemów
z prowadzeniem samochodu. Pewnego wyjątkowo pechowego dnia brała podobno
udział w ośmiu wypadkach w trakcie jednej podróży, liczącej niecałe osiemdziesiąt
kilometrów. Podczas jednego z wywiadów przyznała mi ze łzami w oczach: „Mało
kto chce wsiadać ze mną do samochodu, a kiedy idę do kogoś w odwiedziny, proszą
mnie, żebym usiadła i nie ruszała się z miejsca”.
Rozmowy z takimi pechowcami jak Susan często napełniały mnie smutkiem.
Ludzie ci najwyraźniej starali się z całych sił, aby ich życie było udane
i produktywne, ale wszystko jakby sprzysięgło się przeciwko nim. Sytuacja
wyglądała zupełnie inaczej, kiedy rozmawiałem ze szczęściarzami. Los uśmiechał
się do nich cały czas.
Jednym z największych szczęściarzy, którzy brali udział w moich badaniach, był
czterdziestodwuletni menedżer sprzedaży i marketingu, Lee. Fortuna sprzyjała mu
przez całe życie. Kiedy miał zaledwie szesnaście lat, najął się do pracy na farmie,
na wsi, gdzie się wychował. Pewnego razu, pomagając w polu, siedział z tyłu
wielkiego traktora ciągnącego bronę wirnikową. Przyjaciel postanowił zrobić małą
przejażdżkę. Nie zdawał sobie sprawy, że ruch traktora spycha Lee z siedzenia,
wprost na poruszające się ostrza. Podczas jednego z wywiadów Lee opowiedział
mi, co było dalej:
Nie miałem się czego złapać. Z prawej i lewej były obracające się koła traktora. Zrozumiałem, że zaraz
spadnę; pamiętam, jak rozglądałem się na obie strony i myślałem, że nie dam rady zeskoczyć, bo brona
jest za szeroka. Byłem przekonany, że ostrza potną mnie na kawałki. W chwili, kiedy zacząłem spadać,
nastąpiło szarpnięcie. Rzuciło mnie do tyłu. Ogniwo z nierdzewnej stali łączące traktor z broną nagle się
zerwało. Szef nie miał pojęcia, dlaczego tak się stało – kupił je tydzień wcześniej. Pomyślałem sobie:
„Lee, ależ miałeś szczęście”. I to szczęście już zawsze mi towarzyszyło.
Ojciec Lee był ogrodnikiem i projektantem zieleni; w młodości syn często
pomagał mu w pracy. Pewnego razu ojciec poprosił go o pomoc przy szczególnie
trudnym zleceniu. Lee wcale nie miał ochoty z nim iść, ale czuł, że powinien.
Poszedł z ojcem, poznał kobietę swoich marzeń i natychmiast się zakochał.
Wiedział, że są dla siebie stworzeni, i jego przeczucie okazało się niezwykle
trafne – są udanym małżeństwem od ponad dwudziestu pięciu lat.
Lee doskonale wiodło się również w interesach i wierzy, że fart odegrał znaczącą
rolę w jego drodze do sukcesu:
Zajmowałem się sprzedażą i marketingiem od ponad dwudziestu lat i w tej chwili jestem menedżerem
w dużej sieci sklepów sprzedających zabawki edukacyjne. Mam na koncie całą masę nagród i awansów
i dzięki moim wynikom powierza mi się naprawdę odpowiedzialne zadania. Szczęście miało ogromny
udział w moim sukcesie. Jakimś cudem zawsze znajduję się w odpowiednim miejscu i czasie. Nie wiem, co
przyciąga mnie do konkretnej firmy w chwili, kiedy akurat potrzebują tego, co mam do zaoferowania – ale
dziwię się tak ciągle.

Szczęście Lee przyniosło i jemu, i jego firmie ogromne korzyści finansowe. Dla
innych uczestników moich badań los nie był tak łaskawy. Przyjrzyjmy się historii
pięćdziesięcioczteroletniego wydawcy z Londynu, Stephena. Stephen przez całe
życie miał finansowego pecha. Czasami jego niepowodzenia były dość mało
znaczące, czasami miały poważniejsze konsekwencje.
Kupił kiedyś gazetę, do której dołączony był los-zdrapka i był przekonany, że
wygrał dużą sumę, ale w wyniku drukarskiej pomyłki tę samą nagrodę wygrało
ponad trzydzieści tysięcy osób i każda z nich otrzymała zaledwie kilka funtów.
W innym gazetowym konkursie Stephen wygrał dużą liczbę akcji i obligacji znanej
firmy. Niedługo później na giełdzie nastąpił niespodziewanie jeden z najgorszych
w historii krachów i z dnia na dzień akcje Stephena stały się niemal
bezwartościowe.
Kiedyś Stephen wynajął wolną część swojego biura prawnikowi, który
zaoferował się pomóc mu w papierkowej robocie. Przez pierwszych kilka miesięcy
wszystko szło dobrze, ale potem do Stephena zaczęły przychodzić monity
w sprawie niespłaconych rachunków. Odkrył w końcu, że prawnik ich nie płaci,
tylko przywłaszcza sobie pieniądze firmy. Stephen ciężko pracował, aby utrzymać
firmę, ale stres w końcu odbił się na jego zdrowiu. Mimo iż wcześniej nie
chorował, doznał nagle bardzo poważnego ataku serca i musiał ogłosić
bankructwo. Od tamtej pory nie pracuje.
Stephen żalił mi się:
Teraz nie mam ani firmy, ani pieniędzy. Zawsze dawałem z siebie wszystko i czasami myślę, że ktoś tam
w górze mógł mnie potraktować bardziej sprawiedliwie… uważam, że zasłużyłem na więcej, niż mi dano,
ale widocznie tak zostały rozdane karty.

Konkursy Lynne
Szczęście uśmiechnęło się do Lynne, kiedy przypadkiem natknęła się na artykuł
o kobiecie, której udało się wygrać kilka imponujących nagród w różnych
konkursach i losowaniach. Lynne postanowiła wysłać rozwiązanie krzyżówki
i wygrała dziesięć funtów. Kilka tygodni później wzięła udział w kolejnym
losowaniu i wygrała trzy sportowe rowery. Wkrótce potem poszła na rozmowę
w sprawie pracy – starała się o stanowisko nauczyciela na wieczorowym kursie dla
projektantów odzieży. Na biurku kobiety prowadzącej rozmowę kwalifikacyjną stał
słoik z kawą, z przylepionym kuponem konkursowym. Lynne zapytała, czy może
sobie wziąć etykietkę. Kobieta zapytała, po co jej to, Lynne opowiedziała więc, jak
wygrała kilka konkursów. Kobieta zaproponowała jej, by uczyła na dwóch
wieczorowych kursach – projektowania odzieży i wygrywania konkursów. Lynne
przyjęła propozycję. Zaczęła wysyłać o wiele więcej zgłoszeń konkursowych
i wygrała wiele nagród, w tym dwa samochody i kilka zagranicznych wycieczek.
Co ciekawe, wygrane konkursy pozwoliły Lynne zrealizować marzenie jej
życia – zostać pisarką. W 1992 roku opisała swoje doświadczenia w książce. Aby
zareklamować książkę, wydawca wysłał notatkę do lokalnej gazety, która
opublikowała artykuł na jej temat. Następnego dnia historią Lynne zainteresowały
się ogólnokrajowe dzienniki; Lynne zaproszono też do udziału w kilku programach
telewizyjnych i do napisania kilku artykułów prasowych o wygrywaniu konkursów.
W roku 1996 zadzwoniono do niej z redakcji dużego dziennika i poproszono, aby
redagowała dla nich codzienną kolumnę konkursową. Jej kolumna, zatytułowana
Wygraj z Lynne, była bardzo popularna i ukazywała się przez wiele lat.
Lynne spełniła wiele swoich życiowych ambicji, od ponad czterdziestu lat jest
szczęśliwą mężatką i ma wspaniałe życie rodzinne. Jak wiele osób biorących udział
w moich badaniach, uważa, że najważniejszą rolę w jej sukcesach odegrał
szczęśliwy traf.

Przeprowadziłem rozmowy z setkami uczestników badań, a potem przejrzałem ich


wypowiedzi, aby odkryć stałe elementy wpływu szczęścia i pecha na ich życie.
Analiza ta wykazała cztery główne różnice między pechowcami a szczęściarzami:
1. Szczęściarze bez przerwy natrafiają na korzystne sytuacje. Przypadkiem
spotykają ludzi, którzy wywierają dobroczynny wpływ na ich życie, umieją się
doszukać interesujących ogłoszeń w gazetach. W przeciwieństwie do nich
pechowcy rzadko doświadczają tego typu zbiegów okoliczności albo, jak
w wypadku Stephena, trafiają na ludzi, którzy mają negatywny wpływ na ich życie.
2. Szczęściarze instynktownie podejmują właściwe decyzje. Po prostu czują, kiedy
jakaś biznesowa decyzja jest słuszna albo że komuś nie powinno się ufać. Decyzje
pechowców często kończą się porażką.
3. Szczęściarze mają niezwykłą zdolność spełniania swoich marzeń i ambicji,
realizowania planów. I znów pechowcy są zupełnym przeciwieństwem – ich
marzenia i ambicje przeważnie pozostają w sferze fantazji.
4. Szczęściarze potrafią również przekształcać swojego pecha w szczęście.
Pechowcom brakuje tej umiejętności – ich niepowodzenia prowadzą wyłącznie do
katastrof i klęsk.

Różnice między dwiema grupami były uderzające, ale dlaczego tak się działo?
Dlaczego jednym wszystko w życiu się udawało, a innym wręcz przeciwnie?
Niektórzy autorzy wysuwają przypuszczenie, że pechowcy i szczęściarze mogą
wykorzystywać jakiś rodzaj parapsychicznych zdolności, dzięki którym sami
tworzą swój dobry czy zły los. Nietrudno zgadnąć, dlaczego sugerują coś takiego.
Weźmy na przykład Susan i Lynne. Być może szczęściarze tacy jak Lynne
wygrywają konkursy i losowania, bo dzięki zdolnościom parapsychicznym są
w stanie przewidzieć, który kupon wygra. Być może Susan ma podobne zdolności,
ale używa ich w autodestrukcyjny sposób, sprawiając, że wszystko działa na jej
niekorzyść.
Była to interesująca myśl, godna rzetelnego zbadania, ale wcale niełatwo
sprawdzić, czy szczęściarz jest lepszym medium niż pechowiec. Musiałem
zaaranżować sytuację, w której duża liczba wyjątkowo szczęśliwych i pechowych
ludzi zostałaby poproszona o odgadnięcie wyniku jakiegoś losowego wydarzenia.

Szczęście na loterii

Wkrótce po tym, jak rozpocząłem badania, zadzwonił do mnie pewien producent


telewizyjny, który realizował nowy program popularnonaukowy i bardzo zależało
mu, aby program ten był interaktywny. Chciał, żeby widzowie nie tylko go oglądali,
ale żeby brali w nim udział. Umówiłem się na spotkanie z moim ówczesnym
asystentem Matthew Smithem i jeszcze jednym psychologiem zainteresowanym
badaniem zagadnienia szczęścia, doktorem Peterem Harrisem. Przyszedł nam do
głowy bardzo prosty sposób – dlaczego by nie poprosić widzów programu, żeby
spróbowali przewidzieć wygrane liczby w Narodowej Loterii Brytyjskiej?
Rozwiązanie było doskonałe. Będziemy mieć miliony widzów, więc na pewno na
nasz apel odpowie duża liczba osób, które zechcą wziąć udział w badaniu.
Losowanie liczb zależy wyłącznie od przypadku, a uczestnicy będą mieli niemałą
motywację, aby trafnie przewidzieć wyniki.
Program oglądało około trzynastu milionów widzów, pod koniec realizatorzy
puścili krótki film o naszym projekcie. Skontaktowali się z Susan i Lynne
i w skrócie przedstawili ich losy. Poprosili również o kontakt wszystkich, którzy
uważają się za wyjątkowych szczęściarzy czy pechowców i mają zamiar zagrać
w tym tygodniu na loterii. Spodziewaliśmy się kilkuset zgłoszeń. W krótkim czasie
odebraliśmy około miliona telefonów.
Pierwszemu tysiącowi chętnych wysłaliśmy prosty formularz. Aby wziąć udział
w loterii, trzeba nabyć kupon i wybrać sześć różnych liczb od 1 do 49. Jeden kupon
kosztuje funta, a uczestnicy mogą kupić dowolną ich liczbę. W naszym formularzu
poprosiliśmy wszystkich, aby wypełnili krótki kwestionariusz, który pozwoli nam
zakwalifikować ich do grupy szczęściarzy lub pechowców (patrz ĆWICZENIE 3)
i powie nam, jakie liczby wytypowali poszczególni uczestnicy.

ĆWICZENIE 3

Kwestionariusz szczęścia
Wraz z kolegami opracowaliśmy prosty kwestionariusz, pozwalający nam
jednoznacznie sklasyfikować uczestników jako szczęściarzy, pechowców
i neutralnych (to znaczy niezaliczających się do żadnej z dwóch pierwszych
kategorii). Przeczytaj go uważnie i zanotuj wyniki w dzienniku szczęścia, aby
dowiedzieć się, do której kategorii się zaliczasz.
Żeby wypełnić kwestionariusz, przeczytaj umieszczone poniżej dwa opisy i przy
każdym z nich zanotuj liczbę między 1 i 7, określającą, w jakim stopniu ten opis do
ciebie pasuje. Zastosuj następującą skalę. (1 – wcale nie pasuje, 7 – pasuje
doskonale)
1 2 3 4 5 6 7
Szczęściarz: Przypadkowe wydarzenia zwykle działają na jego korzyść. Częściej
niż inni wygrywa w loteriach fantowych i konkursach, często spotyka ludzi, którzy
okazują się w jakiś sposób pomocni, szczęście odgrywa dużą rolę w osiąganiu
przez niego celów i realizacji marzeń.
W jakim stopniu pasuje do ciebie ten opis?…………………………………..
Pechowiec: Jest przeciwieństwem szczęściarza. Przypadkowe wydarzenia zwykle
działają na jego niekorzyść. Nigdy nie wygrywa niczego w konkursach, często
bierze udział w wypadkach niewynikających z jego winy, ma pecha w miłości,
a w życiu zawodowym wciąż doświadcza niepowodzeń.
W jakim stopniu pasuje do ciebie ten opis?……….…………………………..
Punktacja
Na podstawie odpowiedzi uczestnicy są sklasyfikowani jako szczęściarze, pechowcy
i neutralni. Klasyfikacja jest bardzo prosta. Wystarczy obliczyć współczynnik
szczęścia, odejmując ocenę drugiego opisu (pechowiec) od oceny pierwszego opisu
(szczęściarz). Tak więc jeśli pierwszemu opisowi dałeś 5 punktów, a drugiemu
1 punkt, twój współczynnik szczęścia będzie wynosił +4. Jeśli jednak pierwszy opis
oceniłeś na 2, a drugi na 7, współczynnik szczęścia wyniesie –5. Spróbujmy jeszcze
raz: pierwszy opis 5, drugi opis 4, współczynnik szczęścia +1.
Jeśli twój współczynnik szczęścia wynosi +3 lub więcej, kwalifikujesz się do
grupy szczęściarzy. Jeśli wynosi –3 lub mniej, trzeba cię uznać za pechowca.
Wszelkie wyniki pośrednie kwalifikują cię jako neutralnego (to znaczy ani
szczęściarza, ani pechowca). Tak więc wskaźniki +4, –5 i +1 to odpowiednio
szczęściarz, pechowiec i neutralny.

Formularze zostały odesłane prawie natychmiast. Losowanie miało się odbyć za


kilka dni, musieliśmy więc działać szybko. Odpowiedzi przysłało ponad siedemset
osób. W sumie uczestnicy zamierzali kupić ponad dwa tysiące losów. Kiedy dzień
przed losowaniem skończyliśmy przetwarzać dane, zrozumieliśmy, że posiadamy
naprawdę cenne informacje.
Załóżmy, że naprawdę istnieje związek między fartem w grach losowych
i zdolnościami parapsychicznymi, że szczęściarze rzeczywiście trafniej przewidują
wygrane liczby. Gdyby tak było, to liczby, które wytypowali szczęściarze, powinny
się okazać zwycięskie. Aby więc wygrać na loterii, wystarczyłoby wyszukać liczby
najczęściej typowane przez szczęściarzy i omijane przez pechowców. Dopiero teraz
przyszło nam do głowy, że jeśli ta teoria jest słuszna, dane zebrane przez nas w tym
eksperymencie mogłyby nas uczynić milionerami.
Przedyskutowaliśmy etyczną stronę całej sprawy. Po chwili zaczęliśmy
analizować dane. Zauważyliśmy, że faktycznie niektóre liczby częściej były
wybierane przez szczęściarzy i omijane przez pechowców. Różnice były niewielkie,
mimo to mogły mieć kluczowe znaczenie. Po starannym przeanalizowaniu danych
wytypowaliśmy liczby, które uznaliśmy za najbardziej prawdopodobne: 1, 7, 17, 29,
37 i 44. Po raz pierwszy i jedyny kupiłem wtedy los na loterię.
Losowanie Narodowej Loterii Brytyjskiej odbywa się zawsze w sobotę
wieczorem i jest nadawane na żywo w telewizji, w porze największej oglądalności.
Jak zwykle w obrotowym bębnie umieszczono 49 kul, po czym wylosowano sześć
kul oraz jedną kulę „bonusową”. Wygrały liczby: 2, 13, 19, 21, 32, 45. Nie mieliśmy
ani jednego trafienia.
Ale czy szczęściarzom i pechowcom z naszego eksperymentu poszło lepiej?
Z siedmiuset uczestników jakiekolwiek pieniądze wygrało tylko trzydzieści sześć
osób, po równo z jednej i drugiej grupy. Tylko dwóm osobom udało się trafnie
wytypować po cztery liczby i wygrać po pięćdziesiąt osiem funtów. Jedna z tych
osób zaklasyfikowała się jako szczęściarz, druga jako pechowiec. W całej grupie
zarówno szczęściarze, jak i pechowcy nabyli średnio trzy kupony, wytypowali
trafnie jedną liczbę na każdym kuponie i stracili około dwóch i pół funta każdy.
W eksperymencie wzięły udział setki osób, które uważały się za szczęściarzy
i pechowców. Losowanie liczb w loterii było zupełnie przypadkowe
i nieprzewidywalne. Każdy z uczestników miał wysoką motywację, aby wygrać.
Gdyby szczęściarze byli obdarzeni zdolnościami parapsychicznymi, powinni
wytypować trafnie więcej liczb niż pechowcy i wygrać więcej pieniędzy. Okazało
się jednak, że nie wypadli oni ani lepiej, ani gorzej niż pechowcy. Prawie wszyscy
uczestnicy eksperymentu, łącznie ze mną, stracili niewielką ilość pieniędzy. Wyniki
wskazywały, że szczęście nie zależy od zdolności parapsychicznych.

ĆWICZENIE 4

Szczęście a satysfakcja życiowa

Kwestionariusz satysfakcji życiowej


To ćwiczenie ma wykazać, jak bardzo jesteś w tym momencie zadowolony z życia.
Na nowej stronie dziennika szczęścia zapisz w kolumnie następujące hasła:
Życie (ogólnie pojęte)
Życie rodzinne
Życie osobiste
Sytuacja finansowa
Zdrowie
Kariera zawodowa
Teraz obok każdego z haseł zanotuj liczbę między 1 i 7, określającą, w jakim
stopniu jesteś zadowolony z poszczególnych aspektów twojego życia. Zastosuj
następującą skalę (1 – bardzo niezadowolony, 7 – bardzo zadowolony):
1 2 3 4 5 6 7
Punktacja
Moje doświadczenia z tym kwestionariuszem wykazały, że poziom satysfakcji
życiowej u poszczególnych osób jest stosunkowo stabilny, nie zmienia się
z upływem czasu.
Podsumuj swoje wyniki i porównaj z poniższą skalą, aby przekonać się, czy twój
poziom satysfakcji życiowej jest niski, średni czy wysoki.
Niski: 6 – 26 punktów
Średni: 27 – 32 punktów
Wysoki: 33 – 42 punktów

Podczas badań dałem ten kwestionariusz około dwustu szczęśliwym, pechowym


i neutralnym osobom. Wyniki są ukazane na wykresie poniżej. Szczęściarze są
o wiele bardziej zadowoleni z różnych dziedzin swojego życia niż pechowcy
i osoby neutralne. Najbardziej niezadowoleni z życia są niezmiennie pechowcy.
Skoro nie chodzi o zdolności parapsychiczne, co jeszcze mogłoby wyjaśniać
różnicę między szczęściarzami a pechowcami? Byłem ciekaw, czy różnią się oni
pod względem inteligencji. Może osoby takie jak Jodie i Lee są po prostu
bystrzejsze niż ludzie tacy jak Susan i Stephen i dlatego odnoszą w życiu sukcesy?
Postanowiłem dowiedzieć się, czy rzeczywiście tak jest, prosząc grupę ludzi
o wypełnienie kwestionariusza szczęścia i poddanie się testom mierzącym dwa
rodzaje inteligencji. Takie testy są stosowane w tysiącach badań psychologicznych
na całym świecie i pozwalają przewidzieć, jak dobrze ludzie będą sobie radzić
w szkole, na studiach i w pewnych zawodach. Testy mierzyły werbalną
i niewerbalną inteligencję uczestników. Obliczyłem liczbę prawidłowych
odpowiedzi i porównałem wyniki szczęściarzy i pechowców. Obie grupy uzyskały
mniej więcej takie same wyniki w obu testach. W końcu porównałem wyniki
pechowców i szczęściarzy z wynikami osób neutralnych. I znów nie było różnic.
Rezultat eksperymentu był jasny – szczęście i pech nie są związane z inteligencją.

W stronę czterech praw szczęścia

Choć moje badania wykazały, że to, czy komuś dopisze szczęście, nie ma związku
ze zdolnościami parapsychicznymi ani inteligencją, zacząłem się zastanawiać, czy
umysł ludzki nie może na nie wpływać w jakiś inny sposób. Czy pechowcy
i szczęściarze mają takie samo podejście do życia? A jeśli nie, to czy ich punkt
widzenia jest odpowiedzialny za kreowanie pozytywnych i negatywnych wydarzeń
w ich życiu? Szczęście jest powszechnie uważane za zewnętrzną siłę: czasem los się
do nas uśmiecha, a czasem nie. A jeśli tworzymy własne szczęście? Jeśli pechowcy
i szczęściarze są odpowiedzialni za większość pomyślnych i niepomyślnych
zrządzeń losu, które stają im na drodze?
Pewną podpowiedź dał mi eksperyment z loterią. W formularzach wysłanych do
uczestników znajdowało się pytanie o ich oczekiwania co do wygranej. Wszyscy
zostali poproszeni o ocenę, do jakiego stopnia wierzą w swoją wygraną
w nadchodzącym losowaniu. Mieli po prostu zakreślić liczbę między 1 i 7. O ile
1 określało zupełny brak wiary, o tyle 7 oznaczało stuprocentową pewność
wygranej. Kiedy wraz z kolegami ponownie przeanalizowaliśmy rezultaty,
odkryliśmy coś zaskakującego. Jak wyżej zostało ukazane na wykresie, wiara
szczęściarzy w wygraną była ponad dwa razy większa niż wiara pechowców.

W wypadku gier losowych takich jak loteria oczekiwania niewiele pomogą.


Osoba, która święcie wierzy w wygraną, wypadnie tak samo jak ta, której
oczekiwania są niskie. Jednak życie to nie loteria. Często nasze oczekiwania mają
zasadnicze znaczenie. Od nich zależy, czy będziemy czegoś próbować, czy
będziemy wytrwali w obliczu niepowodzenia, jaki stosunek będziemy mieć do
innych i jak inni będą się odnosić do nas. Zbadanie tej tezy miało zasadnicze
znaczenie i przez kolejnych kilka lat koncentrowałem swoje wysiłki na
zrozumieniu, w jaki sposób zachowują się i myślą szczęściarze i pechowcy.
W końcu zidentyfikowałem psychologiczne mechanizmy, leżące u podstaw
czterech głównych różnic między tymi dwiema grupami ludzi. Są to cztery prawa
szczęścia. Każde z nich dzieli się na kilka pomniejszych reguł, których w sumie jest
12. Zrozumienie tych czterech głównych praw i 12 reguł stanowi klucz do
zrozumienia istoty życiowej pomyślności.
Cztery kolejne rozdziały szczegółowo opisują te prawa i reguły. Omówiłem
w nich najróżniejsze eksperymenty, które pozwoliły mi sformułować kolejne
prawa, i efekt, jaki wywarły one na życie szczęściarzy i pechowców. Swoje tezy
zilustrowałem licznymi przykładami z życia ludzi, którzy zechcieli wziąć udział
w moich pracach, a czytelnikom daję wiele okazji, aby mogli ocenić rolę opisanych
praw we własnym życiu.
Pora przejść do rzeczy. Pora odkryć nareszcie sekret szczęściarzy.
CZĘŚĆ II

Cztery prawa szczęścia

Gdzieś po drodze coś we mnie zaskoczyło, tak że teraz dostrzegam raczej jasną niż ciemną stronę wydarzeń.
Patrzę na wszystko wokół i myślę, jaka ze mnie szczęściara.
Michelle Pfeiffer
Być szczęściarzem to wierzyć we własne szczęście.
Tennessee Williams
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, ludzie po prostu mają szczęście albo nie.
Orson Welles
Myślę, że większość ludzi związanych z jakąkolwiek sztuką zastanawia się w duchu, czy dotarli na szczyt, bo
naprawdę są tacy dobrzy, czy dlatego, że mieli szczęście.
Katharine Hepburn
Pracowitość jest matką szczęścia.
Benjamin Franklin
ROZDZIAŁ 3

Pierwsze prawo szczęścia:


wykorzystuj przypadkowe okazje jak najlepiej

Szczęściarze tworzą, zauważają i wykorzystują przypadkowe okazje

W życiu szczęściarzy roi się od przypadkowych okazji. W poprzednim rozdziale


opisałem życie poetki Jodie, której szczęśliwe zbiegi okoliczności pomogły spełnić
marzenia i zrealizować życiowe ambicje. Przyjrzeliśmy się też Lee, menedżerowi,
który posiada niezwykłą umiejętność znajdowania się w odpowiednim miejscu
i czasie. Przypadkiem poznał on swoją przyszłą żonę, a swoje sukcesy w interesach
przypisuje w głównej mierze przypadkowym zrządzeniom losu. W końcu
poznaliśmy Lynne, „notorycznie” wygrywającą konkursy. Jej życie zmieniło się
zupełnie po przeczytaniu artykułu o kobiecie, która wygrała w ten sposób kilka
znaczących nagród. Lynne, Lee i Jodie to typowe przykłady szczęściarzy biorących
udział w moich badaniach. Choć wcale się o to nie starają, możliwości wręcz sypią
się im jak z rękawa.
Szczęściarze często są przekonani, że okazje te są wynikiem czystego przypadku.
Po prostu zupełnie niechcący otwierają gazetę w odpowiednim miejscu, natrafiają
na właściwą stronę internetową, przechodzą ulicą w odpowiednim momencie albo
idą na imprezę i spotykają właściwą osobę – ale moje badania wykazały, że te
pozornie przypadkowe zdarzenia są wynikiem psychologicznego profilu
szczęściarzy. Ich sposób myślenia i zachowania pomaga im tworzyć, zauważać
i wykorzystywać okazje. Odkryłem nieznane dotychczas techniki, które
szczęściarze stosują, aby zmaksymalizować rolę pozornie przypadkowych zbiegów
okoliczności. Zrozumiałem, że bycie we właściwym miejscu i czasie tak naprawdę
oznacza bycie we właściwym stanie umysłu.
Wendy jest czterdziestoletnią gospodynią domową. Uważa się za osobę
szczęśliwą w wielu dziedzinach życia, ale fortuna szczególnie jej sprzyja, jeśli
chodzi o wygrywanie konkursów. Wygrywa średnio trzy nagrody na tydzień.
Niektóre to zupełne drobiazgi, ale wśród nich wiele całkiem pokaźnych. W ciągu
ostatnich pięciu lat wygrała kilka dużych nagród pieniężnych i kilka drogich
wycieczek zagranicznych. Wydaje się, że wygrywa dzięki jakimś magicznym
zdolnościom – i nie jest jedyna. W poprzednim rozdziale opisałem przypadek
Lynne, która wygrała wiele znaczących nagród, w tym samochody i wycieczki. To
samo można powiedzieć o Joem. Tak jak Wendy i Lynne, Joe uważa się za
szczęściarza w wielu dziedzinach życia. Od czterdziestu lat żyje w udanym
małżeństwie i ma kochającą rodzinę. Ale wyjątkowo szczęści się mu w konkursach,
a jego ostatnie sukcesy to kilka telewizorów, dzień na planie znanego serialu i parę
wycieczek.
Na czym polega sekret Lynne, Wendy i Joego? Ich sposób na wygraną jest
zaskakująco prosty. Wszyscy oni biorą udział w dużej liczbie konkursów. Wendy co
tydzień wysyła około sześćdziesiąt zgłoszeń do konkursów pocztowych i około
siedemdziesiąt do konkursów ogłaszanych w internecie. Lynne i Joe również biorą
udział w około pięćdziesięciu konkursach tygodniowo, a ich szanse na wygraną
zwiększają się z każdym zgłoszeniem. Wszyscy troje doskonale zdają sobie sprawę,
że swoje „szczęście” tak naprawdę zawdzięczają dużej liczbie konkursów, do
których się zgłaszają. Wendy wyjaśnia to tak: „Jestem szczęściarą, ale swoją
pomyślność buduje się samemu. Wygrywam wiele nagród w konkursach i loteriach,
ale wkładam w to bardzo wiele wysiłku”. Joe mówi:
Ludzie wciąż mi powtarzają, jaki to ze mnie farciarz, skoro wygrywam tyle konkursów. Ale potem mówią,
że sami rzadko biorą w nich udział, a ja sobie myślę: „Cóż, skoro tak, to nie mają szans na wygraną”.
Twierdzą, że mam wyjątkowe szczęście, ale ja uważam, że każdy tworzy własne szczęście… jak ja to
mówię: „Żeby wygrać, trzeba grać”.

Byłem ciekaw, czy ta sama zasada może mieć zastosowanie również przy innego
rodzaju okazjach, które szczęściarze wciąż napotykają na swej drodze; czy w ten
sposób można wyjaśnić, dlaczego tak często spotykają na przyjęciach
interesujących ludzi i natrafiają w prasie na artykuły, które odmieniają ich życie?
Udało mi się dotrzeć do sedna sprawy i odkryć prawdę kryjącą się za iluzją. Moje
badania wykazały, że to wszystko można podsumować jednym, jedynym słowem –
osobowość.
O ludziach, którzy mają tendencję do myślenia i zachowywania się w podobny
sposób, mówi się, że mają taką samą osobowość. Koncepcja osobowości jest
centralnym punktem nowoczesnej psychologii i wiele czasu oraz wysiłku
poświęcono opracowaniu najlepszych metod klasyfikacji ludzkiej osobowości.
Choć często nie było to wcale proste, rezultaty są imponujące.
Po latach badań większość psychologów jest zgodna, że istnieje tylko pięć
zasadniczych wymiarów naszej osobowości, pięć podstawowych cech, które
odróżniają nas od siebie. Cechy te występują u ludzi starszych i młodszych,
u mężczyzn i kobiet, u przedstawicieli wielu różnych kultur. Cechy te są najczęściej
określane jako ugodowość, sumienność, ekstrawersja, neurotyzm i otwartość.
Porównałem osobowości szczęściarzy i pechowców, biorąc pod uwagę tych pięć
podstawowych cech. Pierwszą cechą, którą się zająłem, była ugodowość. Określa
ona stopień empatii i gotowości niesienia pomocy innym. Byłem ciekaw, czy
szczęściarze doświadczają w życiu tak wiele dobrego, bo chętnie pomagają innym
i w zamian otrzymują pomoc od nich. O dziwo, szczęściarze wcale nie wykazali
wyższego poziomu ugodowości niż pechowcy.
Drugą badaną przeze mnie cechą była sumienność. Jest to miara naszej
samodyscypliny, silnej woli i determinacji. Być może szczęściarzom lepiej wiedzie
się w życiu, bo po prostu pracują ciężej niż pechowcy. Ale znów okazało się, że
jeśli chodzi o sumienność, między szczęściarzami a pechowcami jest bardzo
niewielka różnica.
Obie grupy uzyskały jednak bardzo różne wyniki pod względem nasilenia
pozostałych trzech cech osobowości – ekstrawersji, neurotyzmu i otwartości.
Właśnie te różnice wyjaśniły, dlaczego szczęściarze wciąż napotykają okazje,
podczas gdy pechowcom nie trafiają się one prawie wcale. Te cechy osobowości
mają związek z kolejnymi regułami szczęścia, które opisuję poniżej.

REGUŁA PIERWSZA:

Szczęściarze budują i utrzymują potężną sieć szczęścia

Moje badania dowiodły, że szczęściarze osiągnęli o wiele wyższy niż pechowcy


wynik punktowy, jeśli chodzi o cechę osobowości zwaną ekstrawersją.
Ekstrawertycy są bardziej towarzyscy niż introwertycy. Lubią odwiedzać znajomych
i chodzić na przyjęcia, i często wybierają zawody polegające na pracy z ludźmi.
Introwertycy są o wiele bardziej zamknięci w sobie. Wolą spędzać czas we własnym
towarzystwie i największą przyjemność sprawiają im zajęcia wymagające
samotności, takie jak lektura dobrej książki.
Dodatkowe badanie wykazało, że ekstrawersja szczęściarzy znacząco zwiększa
prawdopodobieństwo wystąpienia w ich życiu korzystnych sytuacji. Działa to na
trzy sposoby – ekstrawertycy poznają wielu ludzi, są „magnesem towarzyskim”
i utrzymują stały kontakt ze znajomymi.
Tak samo jak Lynne, Joe i Wendy zwiększają prawdopodobieństwo wygranej,
uczestnicząc w dużej liczbie konkursów, tak szczęściarze ogromnie zwiększają
prawdopodobieństwo wystąpienia okazji przez fakt, że w swoim codziennym życiu
spotykają dużą liczbę ludzi. Zasada jest prosta. Im więcej ludzi poznają, tym większa
szansa, że natkną się na kogoś, kto będzie miał pozytywny wpływ na ich życie.
Weźmy na przykład Roberta, czterdziestopięcioletniego inżyniera z Anglii,
odpowiedzialnego za bezpieczeństwo samolotów. Robert jest prawdziwym
szczęściarzem i w jego życiu aż roi się od przypadkowych, korzystnych spotkań.
Kilka lat temu wraz z żoną wybrał się do Paryża na sylwestra. Zamierzali wrócić
samolotem kilka dni później, ale wszystkie loty odwołano z powodu śnieżycy.
Zapowiadało się, że śnieg nie przestanie padać przez wiele dni, Robert i jego żona
postanowili więc wrócić do Anglii promem i udali się do francuskiego portu
Boulogne-sur-Mer. Był jednak pewien problem, gdyż port przeznaczenia promu
znajdował się dość daleko od ich miasta, a śnieżyce sparaliżowały transport
publiczny, uniemożliwiając im dostanie się do domu po wyjściu na ląd w Anglii.
W chwili, kiedy omawiali swój problem, do poczekalni weszła inna angielska para,
która również zamierzała płynąć promem. Robert zaczął z nimi rozmawiać i ku
swemu zdumieniu odkrył, że mieszkają w tej samej okolicy. Zaproponowali, że
podwiozą jego i jego żonę. Tak oto w ciągu kilku minut problem Roberta został
rozwiązany.
Innym razem Robert wraz z żoną postanowili się przeprowadzić. Oglądali kilka
domów, ale żaden nie przypadł im do gustu. Pewnego dnia, idąc ulicą, Robert
zauważył znajomego agenta handlu nieruchomościami, który wychodził akurat
z biura. Robert mógł po prostu pójść dalej, ale nie zrobił tego – postanowił zapytać
agenta, czy ma coś interesującego. Mężczyzna odparł, że bardzo mu przykro, ale
nie może pomóc, i ruszył swoją drogą. Po kilku sekundach odwrócił się jednak
i zaproponował Robertowi obejrzenie domu, który właśnie został wystawiony na
sprzedaż. Robert natychmiast pojechał do tego domu, z miejsca się w nim zakochał
i kupił go tego samego dnia. Wraz z żoną mieszka w nim już od dwudziestu lat
i mówi o nim jako o domu ich marzeń.
Podczas rozmowy ze mną Robert określił się jako człowiek bardzo otwarty
i rozmowny. Powiedział mi, że stojąc w kolejce w supermarkecie, często zagaduje
ludzi obok i w ogóle chętnie wdaje się w pogawędki z nieznajomymi. Bardzo lubi
poznawać ludzi i spędzać z nimi czas – a im więcej osób poznaje, tym większe
szanse, że nawiąże kontakt z kimś, kto będzie miał dobroczynny wpływ na jego
życie.
Joseph, trzydziestopięcioletni student zaoczny, również napotykał na swej drodze
przypadkowe okazje, które miały wpływ na jego losy. Jako młody człowiek nie
palił się do nauki i wiecznie miał kłopoty z policją. Między dwudziestką
a trzydziestką kilkakrotnie trafiał do aresztu za drobne przestępstwa, nie potrafił też
zagrzać miejsca w żadnej pracy. Aż w końcu przypadkowe spotkanie odmieniło
jego życie. Pociąg, którym jechał, utknął między dwiema stacjami. Joseph z nudów
nawiązał rozmowę z kobietą siedzącą obok. Okazała się psychologiem. Zaczęli
rozmawiać o życiu Josepha, który przyznał się do swoich autodestrukcyjnych
skłonności. Kobieta była pod wrażeniem jego przenikliwości i umiejętności
nawiązywania kontaktu i zasugerowała mu, że byłby świetnym psychologiem.
Kiedy pociąg dojechał do stacji, rozstali się, ale pomysł kobiety utkwił Josephowi
w głowie. Dowiedział się, jakie wykształcenie i kwalifikacje są potrzebne, aby
uprawiać zawód psychologa. W końcu podjął decyzję, że odmieni całe swoje życie,
i zapisał się do college’u. W tej chwili studiuje psychologię na uniwersytecie i za
rok kończy studia. Powiedział mi: „Przekonałem się, że kiedy nawiązuje się
rozmowy z różnymi ludźmi, można z nich wynieść wiele dobrego. Uważam, że ma
to ogromny wpływ na naszą pomyślność”.
Wielu innych szczęściarzy opowiadało mi, że los ciągle się do nich uśmiecha
dzięki kontaktom z ludźmi, których codziennie spotykają na swej drodze. Spójrzmy
na przypadek Samanthy. Kilka lat temu pracowała jako młodsza sekretarka w firmie
prawniczej, ale w głębi duszy miała nadzieję, że uda się jej poszerzyć horyzonty
i dostać pracę w branży filmowej. Jedynym problemem było to, że nie miała
kontaktów ani bogatych krewnych, którzy mogliby jej pomóc. Pewnego
deszczowego popołudnia po wizycie u lekarza złapała taksówkę na Central Park
West w Nowym Jorku. Chciała wrócić do biura. Kiedy taksówka podjechała, do
Samanthy podszedł starszy mężczyzna i zapytał, czy może jechać razem z nią.
W czasie jazdy przez park Samantha, jako bardzo otwarta osoba, nawiązała
z mężczyzną rozmowę i dowiedziała się, że zajmuje on wysokie stanowisko
w wytwórni filmowej. Opowiedziała mu o swoich marzeniach, aby dostać się do
świata filmu, i że z radością podjęłaby każdą pracę, byle tylko zaczepić się w tej
branży. Mężczyzna umówił ją na spotkanie z kierownikiem personalnym w swojej
firmie, a ten natychmiast zaproponował jej posadę. Zaczęła jako sekretarka w dziale
prawnym, ale wkrótce przeniosła się na stanowisko bezpośrednio związane
z produkcją filmów. Teraz, pięć lat później, jest dyrektorem wykonawczym
wytwórni w Los Angeles i odnosi sukcesy. Wciąż doskonale potrafi wykorzystywać
okazje, które same wpadają jej w ręce.
Kolejna cecha, która pozwala szczęściarzom zwiększyć prawdopodobieństwo
fartownych trafów, jest nazywana „magnetyzmem towarzyskim”. Psychologowie
zauważyli, że pewni ludzie przyciągają do siebie innych. Kiedy takie „towarzyskie
magnesy” idą na przyjęcie czy spotkanie, nieznajomi sami zaczynają z nimi
rozmowę. Kiedy idą ulicą, ludzie często pytają ich o drogę czy godzinę. Z jakiegoś
powodu ludzie wręcz do nich lgną. Nikogo chyba nie zaskoczy fakt, że
„towarzyskimi magnesami” częściej są ekstrawertycy niż introwertycy.
Badania wykazały, że osoby takie przyciągają ludzi, ponieważ – choć nie zdają
sobie z tego sprawy – ich język ciała i wyraz twarzy są dla innych atrakcyjne
i zachęcające. Co ciekawe, szczęściarze ujawniają dokładnie takie same typy
zachowań. Poprosiłem kilku znajomych psychologów, żeby obejrzeli nagrania
wideo z wywiadów, które prowadziłem ze szczęściarzami i z pechowcami.
Usunąłem z nagrań ścieżkę dźwiękową, więc widzowie nie mogli wiedzieć, którzy
z moich rozmówców należeli do pierwszej, a którzy do drugiej grupy. Poprosiłem
kolegów, aby ocenili wygląd i zachowanie moich rozmówców podczas wywiadów.
Psychologowie policzyli, ile razy uśmiechały się poszczególne osoby, zmierzyli
długość kontaktu wzrokowego i zwrócili uwagę na użycie pewnych gestów.
Różnice między szczęściarzami i pechowcami były uderzające. Szczęściarze
uśmiechali się dwa razy więcej niż pechowcy i o wiele częściej nawiązywali kontakt
wzrokowy. Jednak największe różnice dotyczyły języka ciała, świadczącego
o „zamkniętej” lub „otwartej” postawie. „Postawa zamknięta” objawia się
krzyżowaniem rąk i nóg oraz odchylaniem się od rozmówcy. „Postawa otwarta” to
zupełne przeciwieństwo. Ludzie pochylają się w kierunku rozmówcy, nie krzyżują
rąk ani nóg i często pokazują otwarte dłonie. Szczęściarze wykazywali trzy razy
więcej „otwartych” zachowań niż pechowcy.
Wyraz twarzy i język ciała szczęściarzy przyciągają do nich innych ludzi,
i znów – im więcej osób poznają, tym większe mają szanse natrafienia na
przypadkową okazję. Z im większą liczbą osób gawędzą na przyjęciu, tym większe
jest prawdopodobieństwo, że spotkają swojego wymarzonego partnera. Z im
większą liczbą osób rozmawiają o interesach, tym większe szanse na poznanie
nowego klienta lub kogoś, kto będzie miał pozytywny wpływ na ich karierę.
Ale obraz wciąż jeszcze nie jest pełny. Istnieje jeszcze trzeci element, który
pomaga szczęśliwym ekstrawertykom zwiększyć prawdopodobieństwo wystąpienia
korzystnych sytuacji. Ten trzeci element odgrywa bodajże największą rolę w ich
sukcesach.
Szczęściarze potrafią tworzyć silne, długotrwałe więzi z poznanymi przez siebie
osobami. Są przystępni i przeważnie lubiani. Zwykle ufają ludziom i łatwo
nawiązują bliskie przyjaźnie. W rezultacie pozostają w kontakcie z o wiele większą
liczbą przyjaciół i znajomych niż pechowcy, i ta sieć znajomości przyczynia się do
tworzenia kolejnych „przypadkowych” okazji.
Weźmy przypadek Kathy, pięćdziesięcioletniej administratorki. Kathy uważa się
za prawdziwą szczęściarę we wszystkich sferach życia. Od dwudziestu trzech lat
żyje w udanym małżeństwie i ma dwoje zdrowych dzieci. Zawsze znajduje się we
właściwym miejscu i w odpowiednim czasie. Przerwała karierę, aby wychować
dzieci, ale kilka lat temu zaczęła rozważać możliwość powrotu do pracy. Nie była
pewna, czy jej umiejętności wciąż są poszukiwane na rynku pracy, zadzwoniła więc
do swojego starego przyjaciela z kręgów biznesowych i umówiła się na spotkanie.
Zapytała go o radę w sprawie swojego powrotu do zawodu; kiedy zaczęli
rozmawiać o jego ostatnim awansie, wspomniał, że niedługo będzie potrzebował
osobistej asystentki. Kathy powiedziała, że chętnie zacznie od tego poziomu,
zasugerował jej więc, aby złożyła podanie. Kiedy zaproponowano jej posadę,
zgodziła się. Obecnie, po sześciu latach, wciąż pracuje z przyjacielem i uwielbia
swoją pracę. Powiedziała mi, że swoje szczęście w znacznej mierze zawdzięcza
otwartemu stosunkowi do ludzi:
Kolekcjonuję ludzi, w ogóle lubię ludzi i z łatwością zawieram przyjaźnie. Staram się utrzymywać kontakt
ze znajomymi. Oczywiście nie da się być w kontakcie ze wszystkimi, ale staram się jak mogę.

Kathy zaczęła budować imponującą sieć przyjaciół i znajomych jeszcze w czasach


szkolnych. Z okazji swoich urodzin wydała kolację dla pięćdziesięciu najbliższych
przyjaciół. Utrzymuje kontakt z ludźmi z całego świata i ze wszystkich etapów
swojego życia.
Kathy nie była jedyną osobą, która podkreślała wagę stałych kontaktów
z przyjaciółmi i kolegami. W poprzednim rozdziale poznaliśmy Jodie, poetkę
mieszkającą obecnie w Nowym Jorku. Przez ostatnie dwa lata szczęście wyjątkowo
jej dopisywało, a przypadkowe okazje pomogły jej zrealizować wiele życiowych
marzeń i ambicji. Jodie zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia takich okazji,
nawiązując rozmowy ze spotkanymi ludźmi i utrzymując z nimi kontakt. Pozostaje
też w bliskim związku ze środowiskiem pisarzy i poetów; jest po imieniu z setkami
ludzi. Zapytałem ją o ten aspekt jej życia:
Moje kontakty z ludźmi są absolutnie szczere i autentyczne i naprawdę zależy mi na tych znajomościach.
Nie jestem pisarką, która zaszywa się we własnym domu. Naszym domem jest nasze środowisko, więc od
kiedy rozumiem, kim są moje bratnie dusze – kto mnie naprawdę wspiera, w czyim towarzystwie czuję się
jak w rodzinie – bardzo dbam o zachowanie więzi z tymi ludźmi i staram się utrzymywać z nimi kontakt.

Takie podejście bywa często bardzo efektywne, gdyż pomaga stworzyć i utrzymać
ogromną sieć szczęścia. Socjologowie oceniają, że każdy z nas zna średnio trzysta
osób, do których zwraca się po imieniu. Kiedy spotykamy kogoś i zaczynamy z nim
rozmawiać, jesteśmy tylko jeden krok, jeden uścisk dłoni od jego znajomych.
Załóżmy, że jesteśmy na przyjęciu i zaczynamy pogawędkę z kobietą o imieniu Sue.
Widzimy ją po raz pierwszy w życiu, ale wydaje się miła, wspominamy więc, że
myśleliśmy o zmianie pracy. Jest mało prawdopodobne, że Sue będzie w stanie nas
zatrudnić, ale może znać kogoś, kto mógłby to zrobić. Rozmawiając z Sue,
jesteśmy tylko jeden uścisk dłoni od trzystu osób, z którymi jest po imieniu. Sue
może nas przedstawić komuś, kto być może zna kogoś innego, kto będzie
zainteresowany zatrudnieniem nas. Jesteśmy zaledwie dwa uściski dłoni od mniej
więcej 300 × 300 osób. To dziewięćdziesiąt tysięcy nowych potencjalnych
„przypadkowych” okazji, tylko dzięki temu, że przywitaliśmy się z Sue.
Wróćmy do pięćdziesiątych urodzin Kathy i jej pięćdziesięciu gości
z najróżniejszych etapów jej życia. Załóżmy, że każda z tych pięćdziesięciu osób
jest po imieniu średnio z trzystoma osobami i że każda z nich również zna trzysta
osób. Siedząc przy swoim urodzinowym stole, Kathy była tylko jeden uścisk dłoni
od piętnastu tysięcy osób i dwa uściski dłoni od czterech i pół miliona ludzi! Jeśli
weźmiemy pod uwagę te wszystkie potencjalne kontakty, przestanie nas chyba
dziwić, że przypadkowe okazje odgrywają tak wielką, pozytywną rolę w życiu
Kathy.
Nie zdając sobie z tego sprawy, szczęściarze działają w sposób, który zwiększa
do maksimum prawdopodobieństwo wystąpienia przypadkowych okazji w ich
życiu. Rozmawiają z wieloma osobami i spędzają z nimi czas, przyciągają do siebie
innych i utrzymują kontakt ze znajomymi. Rezultatem jest potężna sieć szczęścia
i ogromny potencjał przypadkowych okazji. A przecież czasem wystarczy jeden
uśmiech losu, aby odmienić nasze życie.

Budowanie sieci szczęścia


Jessica jest specjalistką medycyny sądowej w Chicago. Całe jej życie jest jednym
wielkim pasmem pomyślnych zdarzeń:
Mam swoją wymarzoną pracę, dwoje cudownych dzieci i wspaniałego faceta, którego bardzo kocham. To
zdumiewające, ale kiedy spoglądam wstecz na swoje życie, dociera do mnie, że miałam fart w absolutnie
każdej dziedzinie. Kariera naukowa, przyjaźnie i znajomości, fakt, że zawsze znajdowałam się we
właściwym miejscu i czasie – nie potrafię wymienić choćby jednej sfery, w której by mi się nie
poszczęściło.

Jessica ma wyjątkowe szczęście w miłości. Zawsze z łatwością znajdowała


partnerów i tworzyła z nimi stabilne związki. Obecnie od siedmiu lat jest w związku
z człowiekiem, którego uważa za swój ideał. Podczas jednego z wywiadów
zapytałem ją, w jaki sposób poznała swojego obecnego partnera:
Poznałam go zupełnie przypadkiem, na proszonej kolacji. Pewnego wieczoru niespodziewanie zadzwoniła
do mnie przyjaciółka i zapytała, czy chcę z nią pójść na przyjęcie. Nie miałam zamiaru wychodzić tego
dnia, ale pomyślałam, że może być wesoło. Poszłyśmy na przyjęcie i tam spotkałam miłość mojego życia.
Jego też zaciągnął tam przyjaciel.
Poprosiłem Jessicę, aby mi wyjaśniła, skąd się bierze jej życiowy fart:
Duża część bierze się stąd, że po prostu bywam w wielu miejscach. Jeśli się udzielasz towarzysko i jesteś
aktywny, spotykasz mnóstwo ludzi i wchodzisz w nowe sfery. Często rozmawiam z nieznajomymi i myślę,
że to właśnie dzięki temu aspektowi mojej osobowości poznałam wielu przyjaciół. Zamiast się nudzić,
szukam interesujących ludzi. Jeśli idę na jakieś spotkanie czy imprezę, staram się znaleźć kogoś ciekawego
do rozmowy. Przyjaciele mówią, że ludzi do mnie ciągnie, bo ja sama się nimi interesuję. Ja nie tylko
mówię do ludzi, ale też ich słucham. W ogóle wkładam sporo wysiłku w nawiązanie kontaktu z innymi.
Wydaję też dużo przyjęć. Ludzie zwykle mówią rzeczy w rodzaju: „Och, to była świetna impreza,
wydajesz wspaniałe przyjęcia”. Staram się zapraszać dużo różnych osób – imprezy z tymi samymi ludźmi
robią się zbyt przewidywalne – i jest to świetny sposób, aby ludzie poznawali się nawzajem i wprowadzali
nowych znajomych do naszej paczki. Urządzam imprezę co dwa miesiące i to naprawdę wspomaga moje
szczęście, szczególnie jeśli chodzi o sprawy zawodowe i pomoc w życiowych kłopotach. Ludzie
podrzucają różne wskazówki w kwestiach finansowych itp., dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniami.
To przypomina grę losową. Jeśli spotykasz dwadzieścia osób tygodniowo, jest szansa, że trafisz na kogoś
interesującego. Więc głównie chodzi o zwiększanie swoich szans na przeżycie czegoś miłego, poznanie
kogoś miłego; trzeba się udzielać. Myślę, że bez tego trudno byłoby mieć szczęście.

REGUŁA DRUGA:

Szczęściarze podchodzą do życia na luzie


Istnieje jeszcze jeden zestaw „tajemniczych” technik, które szczęściarze
nieświadomie stosują i które działają na ich korzyść. Tym razem nie chodzi
o tworzenie przypadkowych okazji, ale o zdolność zauważania i wykorzystania
szans, które pojawiają się same z siebie. Główną zasadę można zilustrować za
pomocą prostej karcianej sztuczki. Wyobraź sobie, że zaprosiłem kilka osób na
kolację. Na stole położyłem pięć odkrytych kart. Proszę jednego z gości, aby
spojrzał na karty, wybrał jedną z nich i zapamiętał ją.
Następnie proszę gościa, aby wyszedł na kilka minut z pokoju. Zbieram karty,
spoglądam na każdą z nich i decyduję, którą z nich według mnie wybrał. Wkładam
tę kartę do kieszeni, a cztery kładę na stole. Zapraszam gościa z powrotem do
pokoju, proszę go, żeby spojrzał na karty i powiedział mi, czy jego karty brakuje.
Robiłem tę sztuczkę wiele razy i nigdy się nie pomyliłem.
Może i ty chcesz się w to zabawić? Wykonanie sztuczki karcianej w książce nie
jest łatwe, ale spróbujmy. Poniżej zamieściłem rysunki pięciu kart. Popatrz na nie,
wybierz jedną i zapamiętaj.
Masz kartę? Świetnie. A teraz wyobraź sobie, że wychodzisz z pokoju, a ja
chowam do kieszeni kartę, którą uznałem za właściwą. Zapraszam cię z powrotem
do pokoju i pokazuję ci cztery karty na stole. Zakładam, że twojej karty brakuje.
Cztery karty możesz obejrzeć w Dodatku A. Zajrzyj na koniec książki i sprawdź,
czy zgadłem.
I jak mi poszło? Czy znalazłeś swoją kartę? Muszę ci się wytłumaczyć. Jak się
zapewne domyśliłeś, to nie ma nic wspólnego z moimi zdumiewającymi
magicznymi zdolnościami. Ma za to wiele wspólnego z psychologią.
Opisana sztuczka działa dzięki bardzo prostej psychologicznej zasadzie – chodzi
o to, że zwykle zauważamy tylko elementy, które są dla nas istotne. Jeśli jeszcze nie
rozpracowałeś sekretu, spójrz ponownie na karty wydrukowane na poprzedniej
stronie. Zamiast wybierać jedną kartę, zapamiętaj wszystkie. A teraz wróć do
Dodatku A. Jak widzisz, są to zupełnie inne karty.
Którąkolwiek kartę wybrałeś z pierwszego zestawu, na pewno nie będzie jej
w dodatku. Poprosiłem cię, żebyś się skoncentrował i zapamiętał tylko jedną kartę.
Bez tego sztuczka by się nie udała. Ta jedna, jedyna karta stała się dla ciebie ważna,
a pozostałe zeszły na drugi plan. Kiedy spojrzałeś na karty w dodatku, zauważyłeś
zapewne tylko brak tej jednej karty, ale nie to, że pozostałe karty również się
zmieniły. To uderzająca demonstracja zasady mówiącej, że mamy tendencję do
skupiania uwagi na tym, co wydaje się nam ważne, i często ignorujemy inne
elementy otoczenia.
Zasada jest prosta, ale ma duże znaczenie, jeśli chodzi o kwestię przypadkowych
okazji i szczęścia. Bardzo często po prostu nie zauważamy możliwości, które nas
otaczają, bo jesteśmy zbyt skupieni na szukaniu czegoś innego.
Przeprowadziłem bardzo prosty eksperyment, chcąc bliżej zbadać to zjawisko.
Uczestnikom eksperymentu dałem gazetę i poprosiłem, żeby powiedzieli mi, ile jest
w niej zdjęć. Na pozór wszystko było oczywiste, nie było w tym żadnych
podchwytliwych trików – po prostu chciałem wiedzieć, ile zdjęć jest w gazecie.
Wszyscy uznali, że zadanie jest bardzo łatwe. Większości uczestników przejrzenie
gazety i policzenie zdjęć zajęło około dwóch minut. Kilku osobom nieco dłużej, bo
przekartkowali gazetę jeszcze raz i sprawdzili swoje obliczenia.
Tak naprawdę wszyscy mogli mi podać wynik w kilka sekund, bez zadawania
sobie trudu i liczenia. Dlaczego? Bo na drugiej stronie znajdowało się ogłoszenie:
PRZESTAŃ LICZYĆ – W TEJ GAZECIE SĄ 43 ZDJĘCIA. Nie była to mała notka
upchnięta gdzieś w rogu. Informacja zajmowała pół strony, a litery miały prawie
cztery centymetry wysokości. Był to ogromny napis, rzucający się natychmiast
w oczy. Ale nikt go nie zauważył; wszyscy byli zbyt skoncentrowani na liczeniu
zdjęć.
Przegapili też coś o wiele ważniejszego, a mianowicie możliwość wygrania stu
funtów. W połowie gazety umieściłem kolejny wielki napis. On również zajmował
pół strony i wielkimi literami oznajmiał: PRZESTAŃ LICZYĆ I POWIEDZ
PROWADZĄCEMU, ŻE TO ZAUWAŻYŁEŚ, A WYGRASZ 100 FUNTÓW. I znów
wszyscy, co do jednego, przegapili tę informację. Wciąż byli zbyt zajęci szukaniem
zdjęć. Najbardziej interesująca była obserwacja zachowania uczestników pod
koniec eksperymentu. Zapytałem ich, czy dostrzegli w gazecie coś niezwykłego.
Kiedy odpowiadali, że nie, prosiłem ich, aby przejrzeli gazetę jeszcze raz.
Natychmiast zauważyli pierwszą informację. Wiele osób śmiało się i dziwiło, że ją
przegapili. Na widok drugiej informacji byli jeszcze bardziej zdumieni i wyrażali to
zdumienie o wiele bardziej kwiecistym językiem.
Żaden z uczestników eksperymentu nie zauważył tak ważnych i oczywistych
okazji, ponieważ ich nie szukał.
Najważniejsze pytanie brzmi: jacy ludzie zauważają tego typu możliwości? Kto
jest w stanie zauważyć, że w mojej sztuczce karcianej wszystkie karty zostały
wymienione? Kto dostrzega możliwość wygrania stu funtów w eksperymencie
z gazetą? Odpowiedź jest związana z drugą główną cechą osobowości,
odróżniającą szczęściarzy od pechowców – neurotyzmem. Ludzie wykazujący niski
poziom neurotyzmu są spokojni i zrelaksowani, podczas gdy ludzie odznaczający
się wysokim jego poziomem są bardziej spięci i zestresowani.
Jak widać na kolejnym wykresie punktowym, w testach osobowości szczęściarze
wykazują o wiele niższy poziom neurotyzmu niż pechowcy. Może to decydować
o różnicach w zdolności dostrzegania okazji – aby je zauważyć, trzeba być
odpowiednio zrelaksowanym.

Psychologowie przeprowadzili wiele badań nad wpływem stresu na naszą


zdolność zauważania rzeczy, których nie szukamy. Podczas pewnego znanego
eksperymentu poproszono uczestników, żeby uważnie śledzili kropkę poruszającą
się w centrum ekranu komputerowego. Prowadzący bez ostrzeżenia wyświetlali
przez ułamek sekundy duże kropki na obrzeżach ekranu. Prawie wszyscy uczestnicy
je zauważali. Następnie przeprowadzono ten sam eksperyment z drugą grupą ludzi,
ale tym razem obiecano im wysoką nagrodę pieniężną za uważne śledzenie kropki
w centrum. W takich warunkach uczestnicy byli o wiele bardziej zestresowani całą
sytuacją. Bardzo mocno koncentrowali się na centralnej kropce i w rezultacie ponad
jedna trzecia nawet nie zauważyła dużych kropek pojawiających się na ekranie. Im
uważniej patrzyli, tym mniej widzieli.
Ponieważ szczęściarze przeważnie są bardziej zrelaksowani niż większość ludzi,
mają większe szanse zauważyć przypadkową okazję, nawet kiedy się jej nie
spodziewają. To właśnie oni dostrzegą ogłoszenia w eksperymencie z gazetą i duże
kropki na obrzeżach ekranu. Zdolność zauważania takich okazji wywiera znaczny
i pozytywny wpływ na ich życie.
Aby zilustrować naszą tezę, omówmy, w jaki sposób czynnik ten może wpłynąć
na pewien bardzo prosty aspekt szczęścia, a konkretnie na to, jak często znajdujemy
pieniądze na ulicy. Richard ma sześćdziesiąt siedem lat. Często znajduje na chodniku
monety, a nawet banknoty. Osiem lat temu postanowił odkładać znalezione
pieniądze do specjalnego kubka. Trzyma kubek w kuchni i ze zdumieniem
obserwuje, jak szybko się on zapełnia. Podczas jednej z rozmów Richard przyznał,
że zauważył dość dziwne zjawisko – ilość znalezionych pieniędzy ma bezpośredni
związek z jego nastrojem. Zauważył to, bo przez jakiś czas notował tę zależność –
ilość znalezionych pieniędzy zmieniała się zależnie od tego, czy był w dobrym
humorze, czy też był spięty lub smutny. To odkrycie ukazuje, jak ważną rolę
odegrały te czynniki w jego umiejętności dostrzegania okazji:
Nie znajdowałem pieniędzy, kiedy byłem przygnębiony albo myślałem: „Dzisiaj mi się nie chce”. Kiedy
spacerowałem ulicami zrelaksowany, w radosnym nastroju, znajdowałem je o wiele częściej, bo moje
zmysły były jakby bardziej wyostrzone. To dziwne. Nie chodzę po ulicach w poszukiwaniu pieniędzy, ale
kiedy nie myślę o niczym konkretnym, znajduję je o wiele częściej.

Zdolność szczęściarzy do zauważania okazji wynika z ich „wyluzowanego”


spojrzenia na świat. Nie chodzi o to, że spodziewają się natrafić na konkretne
możliwości – po prostu zauważają je, kiedy już się na nie natkną.
W przeciwieństwie do nich pechowcy są przeważnie bardziej spięci. To właśnie ci
ludzie, którzy są tak zajęci liczeniem zdjęć w gazecie, że nie zauważają okazji
natychmiastowego wygrania stu funtów. W prawdziwym życiu są cały czas skupieni
na tym, aby dotrzeć na czas na spotkanie, myślą o znalezieniu nowej pracy albo
martwią się swoimi problemami. W rezultacie strumień ich uwagi jest wąski
i skoncentrowany na jednym punkcie, a to z kolei powoduje, że mogą przegapiać
niespodziewane okazje, które codziennie ich otaczają.
Szczęściarze często opowiadają, jak odmienili swoje życie dzięki przypadkowo
zauważonym informacjom w prasie, na tablicach ogłoszeń czy w internecie.
W rozdziale 2. opisałem, jak życie Lynne zmieniło się, kiedy przeczytała artykuł
o kobiecie, która wygrała wiele nagród w konkursach. Artykuł zachęcił ją do
wzięcia udziału w kilku podobnych losowaniach. Wielu innych szczęściarzy opisuje
podobne doświadczenia. Spójrzmy na przypadek Diany,
trzydziestodziewięcioletniej profesor edukacji z Cambridge. Opowiedziała mi, jak
dzięki artykułowi w gazecie, który przypadkiem wpadł jej w oko, doszło do
pewnego bardzo ważnego epizodu w jej życiu:
Ogromny wpływ na moje życie miał pewien artykuł prasowy; była w nim mowa o problemach
wychowania przedszkolnego w Wielkiej Brytanii. Napisałam do autora, że w zupełności się z nim
zgadzam. Autor przysłał mi zaproszenie na spotkanie; okazało się, że jest związany z rządowym
komitetem doradczym do spraw edukacji. Zrobiłam na nich duże wrażenie i skończyło się na tym, że
prowadzę rządowy program na rzecz edukacji przedszkolnej.

Inni szczęściarze opowiadali, jak przypadkiem natrafiali na różne okazje w telewizji


lub radiu. Elizabeth, sześćdziesięciodwuletnia trenerka jogi, dużą część swojego
powodzenia przypisuje „magicznemu radiu”, które wciąż daje jej w prezencie
wspaniałe możliwości:
Włączam moje „magiczne radio” i bardzo często słyszę w nim dokładnie te informacje, które są mi akurat
potrzebne – zdarza się to tak często, że nie może to być przypadek. Jakiś czas temu rozwodziłam się i mój
adwokat powiedział, że potrzebny mi prywatny detektyw. Następnego dnia w lokalnym programie nadano
wywiad z szefem stowarzyszenia prywatnych detektywów. Zadzwoniłam więc do niego, a on polecił mi
detektywa, który mieszkał niedaleko mnie. Skontaktowałam się z tym człowiekiem i wynajęłam go –
okazał się naprawdę dobry. Innym razem chciałam poszerzyć swoje horyzonty, włączyłam radio
i usłyszałam, jak jakaś kobieta opowiada o fascynującym kursie socjologii w miejscowym college’u.
Zadzwoniłam więc do rozgłośni, zapytałam o szczegóły i kilka tygodni później zapisałam się na
tygodniowy, stacjonarny kurs socjologii, prowadzony w przepięknym zamku! Moje „magiczne radio”
często mi w ten sposób pomaga.

Ale zrelaksowana postawa pomaga szczęściarzom nie tylko znajdować pieniądze na


ulicy czy nie przegapiać przydatnych informacji w gazecie lub radiu. Dokładnie ta
sama zasada ma zastosowanie, kiedy spotykają się i rozmawiają z ludźmi. Nie
chodzą na przyjęcia i spotkania specjalnie po to, żeby spotkać idealnego partnera
czy kogoś, kto zaproponuje im wymarzoną pracę. Są po prostu rozluźnieni, a przez
to bardziej wyczuleni na pojawiające się wokół możliwości. Idą na imprezę
i słuchają, co ludzie mają do powiedzenia. Widzą to, co naprawdę ich otacza,
zamiast szukać na siłę tego, co pragnęliby zobaczyć. W rezultacie są o wiele
bardziej otwarci na możliwości, które pojawiają się w naturalny sposób.
John, księgowy z Nevady, również opowiedział mi, jak natrafia na wiele okazji
właśnie dzięki temu, że jest zrelaksowany i nie trzyma się sztywnych założeń:
Mój fart zależy chyba po części od tego, że jestem luzakiem i otwieram się na wszystko, co mnie otacza,
zamiast szukać konkretnych rzeczy. Jakiś czas temu bardzo chciałem mieć naprawdę dobry samochód –
nowy model z małym przebiegiem. Gdybym pomyślał sobie: „Chcę używanego mercedesa z takim i takim
przebiegiem”, prawdopodobnie bym go nie znalazł. Ale odpuściłem sobie i nie zakładałem niczego.
Znalazłem świetny samochód w ogłoszeniach drobnych – to nie jest mercedes, ale dla mnie jest idealny.
Kiedy w lutym przeprowadziłem się do Las Vegas, od razu znalazłem idealny dom, choć obejrzałem
tylko dwa. Gdybym określił go zbyt szczegółowo, nigdy nie znalazłbym niczego odpowiedniego. Ale ja
nie byłem taki rygorystyczny, więc natychmiast znalazłem świetną chatę. Nauczyłem się, że gdybym miał
bardzo sztywne wymagania, nie miałbym tyle szczęścia. Ale ponieważ jestem wyluzowany i zdaję się na
los, wszystko wychodzi o wiele lepiej.

Podsumowując, szczęściarze doskonale potrafią dostrzegać wszelkie okazje, które


same z siebie pojawiają się na ich drodze. Nie szukają ich specjalnie, ale ponieważ
są zrelaksowani i podchodzą do życia na luzie, łatwiej im zauważyć, co wokół nich
się dzieje. Może się to wydawać ironią losu, ale nie starając się widzieć na siłę,
dostrzegają o wiele więcej.

ĆWICZENIE 5

Jakie przypadkowe okazje przegapiłeś w życiu?


Wróć myślą do ostatniej sytuacji, kiedy przegapiłeś możliwość rozmowy z kimś,
kogo nie znasz zbyt dobrze, a kogo chciałbyś poznać lepiej. Może na przyjęciu
dostrzegłeś kogoś, kto wydał ci się wyjątkowo atrakcyjny i miły, ale byłeś zbyt
nieśmiały, aby wykonać pierwszy ruch. A może słyszałeś jakiś fascynujący wykład,
ale nie miałeś okazji porozmawiać z prelegentem. Może na imprezie w firmie
widziałeś kogoś, o kim dużo słyszałeś, ale ten ktoś wyszedł, zanim zdążyłeś się
przedstawić. A może w sklepie ktoś przyciągnął twój wzrok, ale wydawało ci się, że
to nie jest odpowiedni czas i miejsce na nawiązanie rozmowy. Albo przyjaciel czy
kolega z pracy przedstawił cię swojemu znajomemu, ale tobie się śpieszyło i nie
miałeś czasu, żeby bliżej poznać tę osobę.
Na kilka chwil zamknij oczy i odtwórz w myśli tę sytuację. Przypomnij sobie, jak
ubrany był ten człowiek, jak się zachowywał, i powód, dla którego nie
wykorzystałeś okazji, aby go lepiej poznać. W kilku zdaniach opisz te wszystkie
szczegóły w swoim dzienniku szczęścia.
A teraz chciałbym, żebyś cofnął się w czasie i wyobraził sobie, że wszystko
potoczyło się zupełnie inaczej. Wyobraź sobie, że żyjesz w równoległym
wszechświecie, gdzie wszystko jest możliwe. Właśnie spotkałeś tę osobę i masz
okazję z nią porozmawiać. Może na przyjęciu zdobyłeś się na odwagę, żeby się
przywitać. Albo wpadłeś na schodach na wykładowcę po jego fascynującym
wykładzie. W sklepie sięgnąłeś po tę samą rzecz w tym samym momencie co
interesująca cię osoba, i zaczęliście rozmowę. Może na imprezie w pracy zdążyłeś
się przedstawić, zanim ten ktoś wyszedł. A może kiedy przyjaciel przedstawił ci
znajomego, nie śpieszyłeś się aż tak bardzo i miałeś czas pójść z nim na kawę.
W dzienniku szczęścia opisz w skrócie, w jaki sposób poznałeś tego człowieka.
Teraz wyobraź sobie, że nowy znajomy okazał się przystępny i miło się z nim
rozmawiało. Nawet więcej – spotkanie wypadło tak dobrze, że miało pozytywny
wpływ na twoje życie. Być może osoba na przyjęciu okazała się twoim
wymarzonym partnerem i zakochaliście się w sobie. Albo ze spotkania na schodach
wynikła możliwość wspaniałej kariery. Może osoba ze sklepu została twoim
najlepszym przyjacielem. A może dzięki rozmowie na imprezie w pracy ubiłeś
świetny interes. Puść wodze fantazji, wyobrażając sobie, jak to przypadkowe
spotkanie odmieniło twoje życie. Opisz w skrócie zbawienny efekt tego spotkania
w dzienniku szczęścia.
Ćwiczenie to ma zilustrować potęgę przypadkowych okazji; ma pokazać ci, że
nawet najdrobniejsze zdarzenie czy decyzja może mieć ogromny wpływ na twoje
życie. W rzeczywistości nie możemy naturalnie cofnąć się w czasie i zmienić
przeszłości. Nie można się w żaden sposób dowiedzieć, co by się stało, gdybyśmy
naprawdę poznali tę tajemniczą osobę. Można jednak zmienić przyszłość. Istnieją
różne techniki, dzięki którym można ogromnie zwiększyć prawdopodobieństwo
takich właśnie przypadkowych spotkań, jakie opisałeś w swoim dzienniku szczęścia.
Pierwszym krokiem, aby zastosować te techniki, jest dokładne zrozumienie
prostych, ale skutecznych teorii, na których się one opierają.

REGUŁA TRZECIA:

Szczęściarze są otwarci na nowe doświadczenia

Jest jeszcze trzeci i ostatni zestaw technik, które szczęściarze stosują, aby zwiększać
liczbę szczęśliwych trafów w swoim życiu. Techniki te wynikają z kolejnej istotnej
cechy osobowości, zwanej otwartością. Ludzie, którzy wykazują wysoki poziom
otwartości, uwielbiają zmiany i nowinki. Chętnie szukają nowych doświadczeń,
próbują nowych potraw i nowych sposobów robienia różnych rzeczy. Starają się
być niekonwencjonalni i lubią rzeczy nieprzewidywalne. Ludzie, którzy wykazują
niski poziom otwartości, są bardziej konwencjonalni. Starają się robić wszystko tak
samo, jak robili to w przeszłości. Wolą, żeby jutro było podobne do wczoraj i do
dziś, i nie przepadają za niespodziankami.
Jak pokazano na wykresie punktowym na s. 89, w testach osobowości
szczęściarze wykazują się o wiele większą otwartością niż pechowcy. Cecha ta
pomaga im zwiększyć prawdopodobieństwo napotkania przypadkowych okazji.
We wcześniejszej części rozdziału poznaliśmy Roberta, inżyniera awioniki,
któremu zawsze wychodziły na dobre przypadkowe spotkania. W jednym
z wywiadów Robert podkreślił swoje zamiłowanie do różnorodności w życiu:
Jeśli chodzi o wakacje, nigdy nic nie rezerwujemy. Po prostu lecimy, dokąd nam przyjdzie ochota,
i szukamy hotelu, dopiero kiedy jesteśmy na miejscu.

Eugenie to trzydziestodwuletnia gospodyni domowa. Przez całe życie poszukuje


nowych doświadczeń. Pracowała w wielu różnych miejscach i nigdy nie pojechała
na wakacje dwa razy w to samo miejsce. Należy do lokalnego klubu rękodzieła.
Podczas gdy większość jego członków trzyma się tego samego zajęcia, Eugenie
próbowała już wszystkiego, od ceramiki po szycie, od malowania porcelany po
projektowanie zasłon. Cały czas wypróbowuje nowe produkty – w jej domu pełno
jest różnych rodzajów płatków śniadaniowych, proszków do prania, dezodorantów
i past do zębów. Jak mi wyjaśniła, nawet wybierając się na cotygodniowe zakupy do
okolicznych sklepów, wciąż poszukuje nowych doświadczeń:
Gdybyś mi kazał co tydzień chodzić do tego samego sklepu i kupować te same produkty, chyba bym
oszalała. W jednym tygodniu idę do jednego sklepu, w drugim do drugiego, a w trzecim do jeszcze innego.

Wielu szczęściarzy biorących udział w moich badaniach naprawdę daleko posunęło


swoje dążenie do wprowadzania nowości i zmian w życiu. Jeden z uczestników
przed podjęciem ważnej decyzji robi listę różnych wariantów i rzuca kostką, aby
zdecydować, który z nich wybrać. Inny opisał mi specjalną technikę, którą
opracował, chcąc zmusić się do poznawania nowych ludzi. Zauważył, że kiedy idzie
na przyjęcie, przeważnie rozmawia z osobami jednego typu. Aby przerwać tę rutynę
i urozmaicić sobie życie, przed przyjściem na przyjęcie wymyśla sobie jakiś kolor,
a potem rozmawia tylko z osobami, które mają na sobie ubrania tego koloru. Na
jednym z przyjęć rozmawiał tylko z kobietami w czerwieni; na innym gawędził
wyłącznie z mężczyznami ubranymi na czarno.
Choć może się to wydawać dziwne, w pewnych okolicznościach takie zachowanie
może naprawdę spowodować wzrost liczby nadarzających się okazji. Wyobraźmy
sobie, że mieszkamy pośrodku wielkiego sadu pełnego jabłoni. Każdego dnia
musimy wyprawić się do niego i zebrać duży kosz jabłek. Przy kilku pierwszych
wyprawach nie ma znaczenia, gdzie postanowimy pójść. We wszystkich częściach
sadu będą jabłka, więc znajdziemy je wszędzie, gdziekolwiek zechcemy się udać.
W miarę upływu czasu będzie coraz trudniej znaleźć jabłka w miejscach, które już
odwiedziliśmy. Im częściej będziemy wracać w te same miejsca, tym mniej będzie
w nich jabłek. Ale jeśli postanowimy za każdym razem pójść w tę część sadu,
w której jeszcze nie byliśmy, albo nawet wybierać miejsca na chybił trafił, szanse
znalezienia jabłek będą o wiele większe.
Tak samo jest ze szczęściem. W życiu łatwo wyczerpać możliwości; wciąż
rozmawiać z tymi samymi ludźmi i w ten sam sposób, chodzić do pracy i z pracy tą
samą drogą, na wakacje jeździć w te same miejsca. Ale nowe doświadczenia,
czasem nawet zupełnie przypadkowe, zwiększają szanse natrafienia na nowe
możliwości. To jest jak pójście do nieznanej części sadu. Nagle dostrzegamy, że
wokół leżą setki jabłek.

Identyczne możliwości, różne postrzeganie

Podczas moich badań rozmawiałem z niezliczonymi szczęściarzami i pechowcami.


Ale najbardziej niezwykłe wywiady przeprowadziłem z pechową Brendą
i szczęśliwym Martinem. Brenda wciąż ulega wypadkom. Kilka lat temu potknęła
się o swojego psa i upadła na róg kanapy. Następnego dnia poczuła ból w boku. Ból
powoli stawał się coraz silniejszy, Brenda zaczęła mieć poważne problemy
z oddychaniem. Wizyta u lekarza wykazała, że z pozoru niegroźny upadek
spowodował zapadnięcie się płuca. Takie sytuacje są dość częste w życiu Brendy.
Pewnego razu wpadła na drzwi i złamała nadgarstek. Kilka minut po wizycie
u lekarza, który zdjął jej gips, przewróciła się i złamała drugi nadgarstek. Brenda
uważa się za wyjątkowo pechową osobę i sama mówi o sobie „chodząca katastrofa”.
Martin jest zupełnie inny. Kilka lat temu kupił los na loterię. Tego wieczoru leżał
w wannie, słuchając wyników losowania transmitowanego w telewizji. Kiedy
wyczytano pierwsze trzy jego liczby, Martin wyskoczył z kąpieli i pobiegł do
salonu. Nie mógł wprost uwierzyć we własne szczęście, kiedy wyczytano czwartą,
piątą i szóstą liczbę. Martin wygrał główną nagrodę – ponad siedem milionów
funtów, i chyba nic dziwnego, że uważa się za wyjątkowego farciarza.
Na początku rozmów poprosiłem Brendę i Martina, żeby opowiedzieli mi
o szczęśliwych i pechowych wydarzeniach, które ostatnio zaszły w ich życiu. Przez
lata badań zadałem to pytanie wielu szczęściarzom i pechowcom. Ale tym razem
sytuacja była inna. Tym razem już znałem odpowiedzi. Wiedziałem więcej
o ostatnich wydarzeniach w życiu Martina i Brendy niż oni sami. Nieświadomie
wzięli udział w eksperymencie, mającym na celu zbadanie zależności między
szczęściem a przypadkowymi okazjami.
W odróżnieniu od większości prowadzonych przeze mnie eksperymentów, ten
nie odbywał się w uniwersyteckim laboratorium. Miał miejsce podczas
zwyczajnego dnia z życia Brendy i Martina. Co więcej, został w całości sfilmowany.
Ten materiał filmowy i komentarze Brendy i Martina, wypowiedziane w trakcie
wywiadów, pozwoliły mi poczynić wiele ważnych spostrzeżeń, częściowo
wyjaśniających, dlaczego szczęściarze napotykają w życiu o wiele więcej
przypadkowych okazji niż pechowcy.
Kilka tygodni temu spotkałem się z producentką z BBC, która realizowała akurat
program na temat mojej pracy. Powiedziała mi, że wielu szczęściarzy
i pechowców – w tym Martin i Brenda – zgłosiło się do programu i wyraziło chęć
udziału w naszych eksperymentach. Chciałem pokazać widzom, w jaki sposób
szczęściarze kreują własne szczęście – postanowiłem dać Martinowi i Brendzie
dokładnie takie same możliwości i przekonać się, jak je wykorzystają. Nie chciałem
jednak robić tego w laboratorium. Pragnąłem przeprowadzić to doświadczenie
w prawdziwym świecie.
Choć pomysł sam w sobie był prosty, wymagał starannego zaplanowania, pewnej
liczby banknotów pięciofuntowych, czworga statystów i wielu kamer. Eksperyment
odbył się w kawiarni w pobliżu mojego uniwersytetu. Ekipa telewizyjna
zamontowała kilka kamer wzdłuż ulicy prowadzącej do kawiarni i w samym lokalu.
Poprosiliśmy Martina i Brendę, żeby poszli do kawiarni (oczywiście o różnych
godzinach) i poczekali tam, aż zjawi się ktoś z moich współpracowników.
I dla Martina, i dla Brendy opracowaliśmy dwie potencjalne „przypadkowe”
okazje. Na chodniku tuż przed drzwiami położyliśmy nowiutki banknot
pięciofuntowy. Oboje musieli przejść koło niego, żeby wejść do kawiarni – ale czy
zauważą pieniądze? Przemeblowaliśmy też wnętrze kawiarni tak, aby znajdowały
się w nim tylko cztery stoliki, i przy każdym posadziliśmy podstawioną osobę.
Jedna z nich była odnoszącym sukcesy biznesmenem; pozostałe nie wyróżniały się
niczym szczególnym. Wszyscy czworo zostali poinstruowani, aby zachowywać się
dokładnie tak samo w obecności Brendy i Martina. Czy nasi uczestnicy
wykorzystają okazję?
Uruchomiliśmy kamery i czekaliśmy na przybycie Martina i Brendy. Martin
zjawił się jako pierwszy. Natychmiast zauważył banknot, podniósł go i wszedł do
kawiarni. Zamówił kawę i przysiadł się do biznesmena. Po kilku minutach
przedstawił się i zaproponował mężczyźnie kawę. Biznesmen zgodził się i już po
chwili dwaj panowie rozmawiali w najlepsze. Kiedy Martin wyszedł z kawiarni,
położyliśmy na chodniku kolejny pięciofuntowy banknot i czekaliśmy na Brendę.
Nagle wyniknął drobny kłopot. Zamiast Brendy na ulicy pojawiła się kobieta
z wózkiem. Zauważyła pieniądze, podniosła je i poszła swoją drogą. Podejrzewam,
że była to niemała szczęściara, ale tego nigdy już się nie dowiemy. Umieściliśmy na
chodniku kolejny banknot i czekaliśmy dalej. Kilka minut później pojawiła się
Brenda. Nadepnęła na banknot i weszła do kawiarni. Podeszła do kontuaru,
zamówiła kawę i usiadła obok biznesmena. Ale w przeciwieństwie do Martina nie
odezwała się do nikogo ani słowem.
Po południu zapytałem oboje o szczęśliwe i pechowe przypadki, które miały
miejsce tego dnia. Brenda spojrzała na mnie zdziwiona i stwierdziła, że tego dnia
nic szczególnego jej się nie przydarzyło. Martin uraczył mnie barwną opowieścią,
jak to znalazł na ulicy pięć funtów i odbył miłą pogawędkę z biznesmenem
w kawiarni.
Identyczne możliwości. Różne postrzeganie.

ĆWICZENIE 6

Profil szczęścia – pierwsze prawo szczęścia


Wróćmy do twoich wyników w profilu szczęścia na stronie 17–18. Pierwsze trzy
pozycje kwestionariusza odnoszą się do reguł omówionych w tym rozdziale.
Pozycja pierwsza to najprostsza ocena poziomu twojej ekstrawersji, pozycja druga
określa, jak bardzo jesteś zestresowany, a pozycja trzecia ukazuje twoją otwartość
na nowe doświadczenia.
Punktacja
Spójrz na liczbę punktów, które przypisałeś tym trzem pozycjom, a potem dodaj je
do siebie, by otrzymać zsumowany wynik (jak na przykładzie poniżej). To jest twój
wynik dla pierwszego prawa szczęścia.
Teraz popatrz na skalę poniżej i sprawdź, czy twój wynik mieści się w przedziale
wyników wysokich, średnich czy niskich. Zanotuj w dzienniku szczęścia wynik
i przedział, w którym się on znalazł – będzie to ważne, kiedy zaczniemy omawiać,
w jaki sposób najlepiej powiększyć udział szczęścia w twoim życiu. (3–8 – wyniki
niskie, 9–11 – wyniki średnie, 12–15 – wyniki wysokie)
3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15
12 = wysoki
Poprosiłem wiele szczęśliwych, pechowych i neutralnych osób o wykonanie
profilu szczęścia. W pierwszych trzech pozycjach szczęściarze uzyskiwali zwykle
o wiele wyższe wyniki niż reszta badanych. Najsłabsze wyniki (jak widać na
wykresie) uzyskiwali pechowcy.
Podsumowanie rozdziału

Szczęściarze o wiele częściej niż pechowcy tworzą, zauważają i wykorzystują


przypadkowe okazje. Robią to na różne sposoby. Wdają się w rozmowy z większą
liczbą ludzi, gdyż są ekstrawertykami. Więcej osób inicjuje rozmowy z nimi
z powodu ich „towarzyskiego magnetyzmu”. Doskonale też potrafią utrzymywać
kontakt ze znajomymi. Są bardziej zrelaksowani niż pechowcy, dzięki czemu łatwiej
zauważają przypadkowe okazje w wielu różnych sferach. I ostatni element –
szczęściarze wprowadzają w swoje życie więcej różnorodnych i nowych
doświadczeń, co także zwiększa prawdopodobieństwo napotkania i maksymalnego
wykorzystania przypadkowych okazji.

PIERWSZE PRAWO SZCZĘŚCIA:

Wykorzystuj przypadkowe okazje jak najlepiej. Szczęściarze tworzą,


zauważają i wykorzystują przypadkowe okazje.
Reguły:
1. Szczęściarze budują i utrzymują potężną sieć szczęścia.
2. Szczęściarze podchodzą do życia na luzie.
3. Szczęściarze są otwarci na nowe doświadczenia.
Jak zwiększyć udział szczęścia w życiu

Opisane poniżej techniki i ćwiczenia pomogą ci skuteczniej tworzyć, zauważać


i wykorzystywać przypadkowe okazje. Przeczytaj tekst uważnie i pomyśl, w jaki
sposób wprowadzić te techniki w życie. W rozdziale 8. przedstawię szczegółowy
program, który podpowie ci, jak najlepiej wykorzystać te techniki, aby zwiększyć
udział szczęścia w swoim życiu.
1. Buduj i utrzymuj potężną sieć szczęścia.

Przypomnij sobie Roberta – szczęśliwego inżyniera odpowiedzialnego za


bezpieczeństwo samolotów. Robert wciąż spotyka ludzi, którzy mają pozytywny
wpływ na jego życie. Sekret jego sukcesu polega na tym, że lubi przebywać wśród
ludzi. Lubi spędzać czas z przyjaciółmi, chodzić na przyjęcia i rozmawiać
z nieznajomymi w kolejkach – a im więcej osób poznaje, tym większe
prawdopodobieństwo, że natrafi na „przypadkową” okazję. Na dodatek ludzie tacy
jak Robert są czymś w rodzaju „towarzyskich magnesów” – język ich ciała
przyciąga do nich innych. Staraj się bardziej świadomie używać mowy ciała
w towarzystwie znajomych i w pracy. Niech uśmiech stanie się twoim nawykiem.
Uśmiechaj się, gdy widzisz kogoś, z kim chcesz nawiązać kontakt. Ale nie próbuj
udawać, przywołując na twarz sztuczny uśmiech. Myśl o tym, co naprawdę czujesz.
Zmuś się też do przybrania „otwartej” postawy. Nie krzyżuj rąk ani nóg i trzymaj
dłonie z daleka od twarzy. Spróbuj nawiązać z kimś odpowiednio długi kontakt
wzrokowy wyrażający przyjazne uczucia. Otwórz się, próbuj przyciągnąć ludzi do
siebie – i traktuj to jak dobrą zabawę. Staraj się też nie zapominać, że szczęściarze
wkładają sporo wysiłku w utrzymanie kontaktu ze znajomymi. Pamiętasz Kathy,
która nazywa siebie „kolekcjonerką ludzi” i potrafi zaprosić na przyjęcie
urodzinowe pięćdziesięciu przyjaciół? Chcę, abyś poszedł w jej ślady. Nie szczędź
wysiłku, chcąc poznać większą liczbę osób, używaj języka ciała, żeby przyciągnąć
do siebie ludzi, i utrzymuj kontakt z przyjaciółmi i kolegami.
PROPONOWANE ĆWICZENIA
Do czterech razy sztuka

Zadanie na najbliższy miesiąc: chciałbym, abyś nawiązał rozmowę z człowiekiem,


którego znasz bardzo słabo albo wcale – przynajmniej jednym na tydzień.
Szczęściarzom przeważnie nie sprawia trudności pogawędka z obcymi, ale
większość ludzi ma z tym spore kłopoty. Oto kilka podpowiedzi, jak najlepiej się do
tego zabrać:
• Nie próbuj rozmawiać z ludźmi, którzy cię onieśmielają – nawiązuj rozmowy
z tymi, którzy wydają ci się mili i przystępni.
• Staraj się, aby twoje zagajenie nie wyglądało na sztuczne i wyreżyserowane –
wykorzystuj raczej naturalne, sprzyjające sytuacje, kiedy na przykład stoisz obok
kogoś w kolejce, jesteś akurat w tym samym dziale księgarni albo siedzisz obok
kogoś w pociągu czy samolocie.
• Aby przełamać lody, poproś tego kogoś o jakąś informację lub o pomoc. Możesz
na przykład zapytać o godziny otwarcia sklepu, w którym się akurat znajdujecie,
na ulicy możesz zapytać o kierunek albo o miejsce, gdzie serwują smaczne
jedzenie. Możesz też skomentować coś ładnego czy interesującego, co rzuciło ci
się w oczy. Na przyjęciu możesz pochwalić część czyjejś garderoby i zapytać,
gdzie była kupiona. Widząc, na przykład w kawiarni, że ktoś ma książkę, którą
miałeś zamiar przeczytać, zapytaj, co o niej sądzi. Staraj się zadawać raczej
otwarte niż zamknięte pytania. Pytania zamknięte to takie, na które można
odpowiedzieć krótkim „tak” lub „nie” – nie sprzyjają one nawiązaniu rozmowy.
Pytania otwarte wymagają dłuższych, bardziej opisowych odpowiedzi i często
w naturalny sposób pobudzają interakcję. Na przykład: „Czy lubi pan Tolkiena?”
to pytanie zamknięte, ale: „Co pan sądzi o Tolkienie?” to już pytanie otwarte.
• Jeśli upatrzona osoba wydaje się przystępna, rozbuduj zagajenie. Wyjaśnij,
dlaczego chcesz wiedzieć, do której czynny jest sklep, dlaczego chcesz się udać
w miejsce, o które właśnie pytasz albo dlaczego myślałeś o przeczytaniu tej
akurat książki. Jeśli pójdzie ci naprawdę dobrze, zaproponuj ponowne spotkanie.
Nie bój się bezpośredniości – po prostu zapytaj rozmówcę, czy nie zechciałby
pójść kiedyś na kawę, albo zaproś go na imprezę lub wyjście do kina ze
znajomymi.
• Co najważniejsze – nie bój się odrzucenia. Kilka pierwszych prób może się
skończyć tylko krótką wymianą zdań i niczym więcej. Nie bierz tego do siebie –
być może twój rozmówca był akurat zajęty albo nie miał ochoty na dłuższą
pogawędkę – nie poddawaj się. Po świecie chodzi mnóstwo ludzi i wielu z nich
bardzo się ucieszy, że uczyniłeś wysiłek, aby nawiązać z nimi rozmowę.
Zabawa w kontakt

Chciałbym, żebyś raz w tygodniu nawiązał kontakt z kimś, z kim nie rozmawiałeś
od dłuższego czasu. Wielu ludziom sprawia to trudność. Oto kilka pomysłów, jak to
zrobić.
Przejrzyj swój notes z adresami i zrób listę nazwisk i telefonów wszystkich osób,
z którymi od dość dawna nie rozmawiałeś. Przypomnij sobie znajomych z czasów
szkolnych, z pracy i z sąsiedztwa. Niech lista będzie jak najdłuższa. Kiedy będzie już
gotowa, raz w tygodniu urządź sobie dziesięciominutową „zabawę w kontakt”. Daj
sobie dziesięć minut na rozmowę z kimś, z kim od dawna nie rozmawiałeś. Wybierz
kogoś, podnieś słuchawkę i zadzwoń. Jeśli wybrany przez ciebie znajomy odbierze,
utnij sobie z nim pogawędkę – wyjaśnij, jak ci głupio, że się nie odzywałeś, zapytaj,
jak się miewa i co u niego słychać. Jeśli nie odbierze, szybko wybierz kolejnego
kandydata z listy i zadzwoń. Masz dziesięć minut na rozmowę z kimś, z kim nie
kontaktowałeś się od dawna. Zacznij już teraz.
2. Podchodź do życia na luzie.
Jak okazało się we wcześniejszej części rozdziału, osoby spięte mają zwykle bardzo
ograniczone pole uwagi, przez co często nie zauważają pojawiających się wokół
nich możliwości. Przypomnij sobie eksperyment z gazetą, który opisałem
wcześniej – wszyscy uczestnicy przegapili okazję wygrania stu funtów tylko
dlatego, że byli zajęci liczeniem zdjęć. Szczęściarze mają luźniejsze podejście do
życia i dlatego z łatwością zauważają otaczające ich okazje. Nie chodzi też tylko
o sposób patrzenia, ale i o to, gdzie się szuka. Przypominasz sobie może, że
szczęściarze często natrafiają na okazje, które odmieniają ich życie, w gazetach
i magazynach. Całe życie Lynne potoczyło się inaczej, kiedy w lokalnej gazecie
natknęła się na artykuł o kobiecie, która wygrała kilka nagród w konkursach.
Właśnie ten artykuł sprawił, że sama wygrała wiele nagród w konkursach i na
loteriach i zrealizowała swoje życiowe marzenie, aby napisać książkę. Inni
szczęściarze opowiadali o okazjach, na które natrafili, surfując po internecie
i słuchając radia. Chciałbym, abyś i ty zastosował tę technikę – bądź bardziej
zrelaksowany i otwarty na niezliczone okazje, które codziennie pojawiają się wokół
nas. Spróbuj spojrzeć na świat oczami dziecka – bez oczekiwań i uprzedzeń. Staraj
się widzieć to, co naprawdę cię otacza, a nie tylko to, czego się spodziewasz.
Rozluźnij się. Baw się życiem. Nie pozwól, żeby twoje oczekiwania ograniczały ci
pole widzenia. Jeśli idziesz na przyjęcie nastawiony wyłącznie na poszukiwanie
idealnego partnera, możesz przegapić wspaniałą okazję poznania przyjaciela na
całe życie. Pamiętaj, że otaczają cię niezliczone możliwości. Chodzi tylko o to, aby
patrzeć we właściwym kierunku i widzieć to, co naprawdę pojawia się przed twoimi
oczami.
PROPONOWANE ĆWICZENIE
Relaks, i do dzieła

Wielu szczęściarzy opisywało najróżniejsze techniki relaksacyjne, które stosują,


chcąc zmniejszyć stres. To ćwiczenie jest jedną z najlepszych takich technik
i pomoże ci wypracować podejście do życia na luzie, a także obniżyć napięcie ciała
i umysłu. Wykonaj je teraz i wracaj do niego za każdym razem, gdy będziesz się
czuć spięty i niespokojny.
Przede wszystkim znajdź sobie zaciszny pokój albo choćby kąt. Następnie
zamknij oczy i weź kilka głębokich oddechów. Teraz wyobraź sobie scenerię, która
działa na ciebie relaksująco. Może leżysz na zalanej słońcem plaży. A może
spacerujesz po leśnej polanie w letni dzień albo patrzysz na idealnie spokojną taflę
jeziora. Namaluj w głowie dowolny obraz, który sprawia, że czujesz się spokojny
i odprężony. Wyobraź sobie, jak by to było, gdybyś naprawdę się tam znalazł.
Usłysz szum fal bijących o brzeg, śpiew ptaków, szelest liści na wietrze. Poczuj
ziarenka piasku pod palcami albo zapach czystego, leśnego powietrza. Wyobraź
sobie wszystkie elementy otoczenia – nie tylko to, co chcesz poczuć czy usłyszeć,
ale wszystko, co cię otacza: dźwięki, kształty, kolory, zapachy.
Teraz wyobraź sobie, jak powoli opuszcza cię całe napięcie – przepływa przez
całe ciało i wycieka przez twoje dłonie i stopy. Zacznij od głowy. Rozluźnij mięśnie
twarzy, poczuj, jak opada z niej cały stres i napięcie. Teraz powoli poruszaj głową
z boku na bok, do przodu i do tyłu. Rozluźnij ramiona, opuść je swobodnie.
Łagodnie potrząśnij rękami i wyobraź sobie, jak napięcie odpływa przez końce
palców. Weź kolejny głęboki oddech i rozluźnij górną część ciała. Delikatnie
potrząśnij nogami i wyobraź sobie, jak się relaksują, uwalniają od napięcia.
Pozwól, aby przez kilka chwil uczucie całkowitego spokoju wypełniało twoje ciało.
W końcu powoli otwórz oczy i łagodnie powróć do rzeczywistości. Porównaj
swoje samopoczucie przed ćwiczeniem i teraz – czy nie czujesz się bardziej
zrelaksowany i otwarty? Taki stan ducha jest niezwykle istotny i ma potężny wpływ
na twoje ciało, umysł i w rezultacie pomyślność.
Im więcej razy powtórzysz to ćwiczenie, tym szybciej będziesz w stanie osiągnąć
ten dobroczynny stan ducha. Ilekroć poczujesz się zestresowany, po prostu znajdź
sobie wolną chwilę i zastosuj tę technikę. Będziesz zdumiony jej skutkami.
3. Bądź otwarty na nowe doświadczenia.

Szczęściarze maksymalizują prawdopodobieństwo wystąpienia przypadkowych


okazji dzięki temu, że są otwarci na nowe doświadczenia. Wiele osób zmienia trasę,
idąc do pracy i z pracy, niektóre zabawiają się rzucaniem kością, zdając się na los
przy podejmowaniu decyzji. Pamiętasz, jak porównując życie do zbierania jabłek
w sadzie, wyjaśniłem skuteczność takich zachowań w zwiększaniu liczby
przypadkowych okazji, które napotykamy w życiu? Zastosuj kilka podobnych
technik, a sam przekonasz się, co się stanie. Bądź otwarty na nowe doświadczenia,
zmieniaj przyzwyczajenia, spróbuj podjąć kilka drobnych decyzji za pomocą rzutu
kostką. Odwiedź nieznane części sadu i przekonaj się, ile jabłek tam znajdziesz.
PROPONOWANE ĆWICZENIE
Gra w kości

Zrób listę sześciu nowych doświadczeń – rzeczy, których nigdy przedtem nie
robiłeś, a których chętnie byś spróbował. Niektóre mogą być zupełnie proste, jak na
przykład wypróbowanie nowej potrawy czy odwiedzenie nieznanej restauracji. Inne
mogą być prawdziwą przygodą, jak skok na bungee czy lot na lotni. Może to być
nowa, spontaniczna zabawa, na przykład gra w minigolfa czy wycieczka do zoo.
Inne mogą wymagać większej wytrwałości, jak nauka nowego języka, udział
w jakimś wieczorowym kursie lub w zajęciach na siłowni, albo praca w charakterze
wolontariusza. Możesz wybrać też takie doświadczenie, które pozwoli ci poczuć się
lepiej we własnej skórze – jeśli nie umiesz pływać, bo boisz się wody, zapisz się na
lekcje pływania. A może to nowe doświadczenie pozwoli ci spełnić jakieś sekretne
pragnienie – jeśli od dziecka marzyłeś o przyłączeniu się do trupy cyrkowej, zapisz
się na weekendowy kurs dla klaunów.
Zrób listę takich nowych doświadczeń i ponumeruj je od 1 do 6. Poszukaj kostki
do gry. A teraz bardzo ważny moment – musisz złożyć przyrzeczenie. Musisz sobie
przyrzec, że rzucisz kostką i wykonasz zadanie, które wylosujesz. Nie wolno ci
zamienić go na inne ani wycofać się. W tej chwili wolisz może cofnąć się o krok
i zmienić doświadczenia na liście. W porządku, możesz to zrobić. Ale kiedy już
zdecydujesz się ostatecznie, musisz rzucić kostką i zrealizować wylosowane
zadanie.
A teraz zrób listę, rzuć kostką i baw się dobrze.
ROZDZIAŁ 4

Drugie prawo szczęścia:


słuchaj swojej intuicji

Szczęściarze podejmują trafne decyzje, słuchając swojej intuicji


i przeczuć

Marilyn, dwudziestosześcioletnia przedstawicielka handlowa, była typowym


pechowcem, jakich wielu wzięło udział w moich badaniach. Pech prześladował ją
w wielu różnych sferach życia, najbardziej jednak dotykał jej życia miłosnego.
Swojego pierwszego chłopaka, Scotta, poznała, pracując w barze w Hiszpanii. Scott
miał dziewiętnaście lat i właśnie przyjechał z Anglii na dwutygodniowe wakacje.
Pierwszego wieczoru wszedł do baru, w którym pracowała Marilyn; zaczęli
rozmawiać. Dobrze się czuli w swoim towarzystwie i przez te dwa tygodnie często
się widywali. Kiedy wakacje Scotta dobiegły końca, powiedział Marilyn, że się
w niej zakochał i chce przyjechać do Hiszpanii, żeby z nią być. Kilka tygodni
później przyjechał ze swoimi rzeczami i zamieszkał z nią.
Marilyn była przekonana, że spotkała idealnego partnera. Z początku wszystko
szło dobrze i wyglądało jak romans z bajki. Ale po kilku miesiącach idylla się
skończyła. Scott zaczął źle traktować Marilyn. Zrobił się samolubny, arogancki,
obrażał ją. Marilyn sądziła, że Scott źle się czuje tak daleko od domu i stąd biorą się
ich problemy. Zaproponowała, aby wrócili do Anglii; po kilku miesiącach polecieli
do Londynu. Marilyn miała nadzieję, że to naprawi ich związek. Niestety, było
jeszcze gorzej. Scott wciąż traktował ją fatalnie i sytuacja pogarszała się z dnia na
dzień. W końcu Marilyn zerwała z nim, kiedy odkryła, że spotyka się z innymi
kobietami.
Wkrótce potem poznała Johna. Nowy związek zaczął się bardzo dobrze, Marilyn
i John zamieszkali razem. I znów wszystko skończyło się katastrofą. Po kilku
miesiącach wspólnego mieszkania John stracił pracę i Marilyn musiała utrzymywać
ich oboje ze swojego niewielkiego studenckiego stypendium. John w końcu znalazł
posadę, ale często nie fatygował się nawet, aby pójść do pracy. Zaczął pożyczać od
Marilyn duże sumy pieniędzy, ale rzadko spłacał długi. Kiedy ich związek
ostatecznie się zakończył, John miał u Marilyn kilka tysięcy funtów długów.
Szczęściarze zwykle o wiele lepiej dobierają sobie partnerów. Jak wielu
szczęściarzy biorących udział w badaniach, Sarah miała ogromne szczęście
w miłości. Jeszcze jako studentka wstąpiła do szkoły oficerskiej i na pierwszych
zajęciach nawiązała rozmowę z młodym instruktorem, który uczył ją, jak
demontować i czyścić karabin. Oboje od razu wiedzieli, że są dla siebie stworzeni.
Sarah zerwała zaręczyny z poprzednim partnerem i wyszła za swojego instruktora.
Była to ryzykowna decyzja, ale Sarah nie miała wątpliwości, że dobrze robi. Czas
pokazał, że dokonała właściwego wyboru – od ponad dwudziestu siedmiu lat żyje
w udanym małżeństwie.
Co ciekawe, ta umiejętność podejmowania trafnych decyzji i dokonywania
właściwych wyborów manifestuje się też w życiu zawodowym szczęściarzy.
Obdarzają oni zaufaniem tylko uczciwych i rzetelnych kolegów czy klientów,
podejmują słuszne decyzje w kwestiach zawodowych i finansowych. Pechowcy –
wręcz przeciwnie. Mają tendencję do chybionych decyzji w interesach, ufają
nierzetelnym ludziom, kupują akcje tuż przed krachem na giełdzie i obstawiają
konie, które przewracają się na pierwszej przeszkodzie.
Kiedy zapytałem szczęściarzy i pechowców, na czym opierają swoje trafne
i nietrafne decyzje, nie bardzo potrafili wyjaśnić, skąd właściwie bierze się ich fart
czy też pech. Szczęściarze twierdzili, że po prostu wiedzą, kiedy decyzja jest
słuszna. W przeciwieństwie do nich pechowcy często uważali swoje chybione
decyzje za jeszcze jeden dowód, iż są skazani na porażkę. Postanowiłem zbadać,
dlaczego szczęściarze o wiele częściej niż pechowcy osiągają sukcesy w różnych
dziedzinach życia dzięki swoim decyzjom. Rezultaty podjętych badań wykazały
zdumiewające zdolności naszej podświadomości.
Zacznijmy od pewnego niezwykłego doświadczenia. Na stronie obok znajdują się
portrety i krótkie opisy sześciu wyimaginowanych analityków finansowych.
Wszyscy ci ludzie przez wiele lat inwestowali na giełdzie. Niektórzy z nich odnosili
sukcesy, inni nie. Chciałbym, abyś przeczytał wszystkie opisy, przyjrzał się
odpowiadającym im rysunkom i przez kilka sekund pomyślał, jaką osobą mógłby
być każdy z analityków. Kiedy już przyjrzysz się tym sześciu ludziom, wróć,
proszę, na tę stronę.
Przyjrzałeś się uważnie całej szóstce? Teraz przedstawię ci jeszcze dwóch
analityków. Wyobraź sobie, że obaj mają ci doradzić, jak najlepiej zainwestować
oszczędności. Widzisz ich po raz pierwszy i nic nie wiesz na ich temat. Chciałbym,
abyś zerknął na ich twarze i zdecydował, czyjej rady posłuchasz. Nie zastanawiaj
się zbyt długo – zerknij na nich, podejmij decyzję i wróć na tę stronę. Portrety tych
dwóch nowych analityków znajdują się w dodatku B.
Zapamiętaj, którego analityka wybrałeś. Ale zanim przeanalizujemy twój wybór,
musimy spojrzeć na wyniki wstępnych badań na temat tajemnicy trafnych decyzji
szczęściarzy.

REGUŁA PIERWSZA:

Szczęściarze słuchają swojego wewnętrznego głosu

Wziąłem pod uwagę wiele różnych czynników wpływających na sposób


podejmowania decyzji przez szczęściarzy i pechowców. Zbadałem, w jaki sposób
oceniają fakty, jak analizują różne warianty i w jaki sposób dokonują wyboru
między różnymi możliwościami. Z początku nie odkryłem prawie żadnych różnic
między tymi dwiema grupami. W końcu postanowiłem zbadać różnice dotyczące
dość tajemniczego składnika procesu decyzyjnego, jakim jest intuicja.

1. John został multimilionerem dzięki swojej zdolności trafnego i rzetelnego przewidywania zmian giełdowych.
2. Przez ostatnich 10 lat przewidywania giełdowe Billa zawsze okazywały się słuszne, co w rezultacie
przyniosło mu znaczne dochody.
3. Przewidywania giełdowe Erica zawsze były zawodne; zyskał sobie reputację wyjątkowo kiepskiego analityka.
4. Norman stracił duże sumy pieniędzy z powodu swojej słabej umiejętności przewidywania zmian giełdowych.
5. Jack ma niezwykłą zdolność przewidywania, które akcje pójdą w górę, a jego inwestycje przyniosły
milionowe zyski.
6. David zastanawia się nad zmianą zawodu, gdyż jego przewidywania rynkowe zawsze okazywały się chybione.
Większość uczuć stosunkowo łatwo zdefiniować – kiedy ktoś mówi, że jest
szczęśliwy, smutny, zły czy spokojny, przeważnie wiemy, co ma na myśli – ale
o wiele trudniej zrozumieć, o co dokładnie chodzi, gdy ktoś mówi o intuicji.
Problem leży po części w tym, że różni ludzie używają tego słowa w różnym
znaczeniu. Dla niektórych intuicja oznacza chwilowe olśnienia, które pojawiają się
jakby znikąd. Inni znów słowem „intuicja” określają jedną z form kreatywności.
Artyści, poeci i pisarze często odwołują się do swojej intuicji, mówiąc o procesie
tworzenia obrazów, wierszy czy książek.
Nie interesował mnie ten rodzaj intuicji. Chciałem zbadać, w jaki sposób
używamy jej przy podejmowaniu ważnych życiowych decyzji. Ciekawiło mnie
tajemnicze poczucie, że coś, co właśnie zrobiliśmy albo mamy zamiar zrobić, jest
słuszne lub nie; że człowiek, którego właśnie poznaliśmy, jest naszym idealnym
partnerem albo niegodnym zaufania szarlatanem; że nasza biznesowa decyzja
przyniesie zysk albo okaże się kompletną katastrofą. Zastanawiałem się, czy
szczęściarze używają swojej intuicji częściej niż pechowcy? A jeśli tak, to czy
słuchają jej we wszystkich aspektach swojego życia, czy tylko przy decyzjach
pewnego typu? Aby znaleźć odpowiedzi na te pytania, postanowiłem przeprowadzić
sondę. Poprosiłem ponad stu pechowców i szczęściarzy, żeby wypełnili krótki
kwestionariusz na temat roli intuicji w ich życiu. Uczestnicy mieli odpowiedzieć na
pytania, czy słuchają intuicji przy podejmowaniu decyzji dotyczących czterech
konkretnych sfer życia: kariery zawodowej, związków partnerskich, interesów
i finansów.
Rezultaty były fascynujące. Jak widać na wykresie na stronie 115, bardzo duży
odsetek szczęściarzy kierował się intuicją przy podejmowaniu decyzji w dwóch
z czterech wymienionych dziedzin. Prawie 90 procent szczęściarzy stwierdziło, że
ufa intuicji, jeśli chodzi o związki, a prawie 80 procent przyznało, że grała ona
główną rolę przy wyborze zawodu. Co ważniejsze, większy odsetek szczęściarzy
niż pechowców stwierdził, że ufa intuicji we wszystkich czterech dziedzinach.
Często różnice te były bardzo znaczące. Około 20 procent więcej szczęściarzy niż
pechowców kierowało się intuicją przy podejmowaniu ważnych decyzji
finansowych oraz w interesach.
Wyniki sugerowały wyraźny związek między życiową pomyślnością a intuicją.
O wiele więcej szczęściarzy niż pechowców polegało na intuicji przy
podejmowaniu ważnych życiowych decyzji. Sprawa była prosta – jeśli chodzi
o szczęście, intuicja ma znaczenie. Wyniki sondy przyniosły jednak więcej pytań niż
odpowiedzi. Czy przeczucia szczęściarzy były wyjątkowo trafne? Jeśli tak, to
dlaczego? I dlaczego pechowcy o wiele rzadziej niż szczęściarze podejmowali
decyzje intuicyjnie? Żeby dowiedzieć się czegoś więcej, trzeba było zagłębić się
w ludzką podświadomość.
Ponad sto lat badań psychologicznych przyniosło nam niemałą wiedzę na temat
naszego myślenia, uczuć i zachowania. Niektóre najbardziej zaskakujące
i fascynujące odkrycia dotyczyły roli podświadomości w naszym życiu
codziennym. Gdybym zapytał kogoś, dlaczego postanowił kupić akurat ten a nie
inny sweter czy też pomalować pokój na dany kolor, pewnie potrafiłby mi podać
sensowny powód. Może kupił sweter, bo podobał mu się jego wzór. Być może
wybrał akurat tę farbę, bo ten kolor daje mu poczucie ciepła i wygody. Zazwyczaj
wiemy, dlaczego dokonaliśmy takiego wyboru. Niezależnie od tego, czy decyzja
jest trywialna, czy znacząca, zdajemy sobie sprawę, co nami kierowało przy jej
podejmowaniu.
A przynajmniej tak się nam wydaje. Ale jeśli to tylko złudzenie? Jeśli na wiele
ważnych decyzji w naszym życiu miały wpływ czynniki leżące poza naszą
świadomością? Może to brzmieć jak intryga w scenariuszu filmowym albo teoria
spiskowa, ale wyniki niezliczonych psychologicznych eksperymentów wykazały, że
taka jest prawda. Jesteśmy świadomi tylko niewielkiej części czynników, które
wpływają na nasze myślenie, decyzje i zachowanie. Bardzo często kieruje nami
podświadomość.

Rozważmy, w jaki sposób podświadomość bezpośrednio wpływa na decyzje


niektórych ludzi. Wszyscy mamy marzenia i pragnienia. Większość chciałaby
znaleźć swojego idealnego partnera lub poznać prosty przepis na zarobienie góry
pieniędzy. W wypadku niektórych ludzi pragnienia te mogą mieć potężny wpływ na
ich sposób postrzegania świata – mogą powodować wręcz, że widzą oni raczej to,
co chcą widzieć, niż to, co naprawdę mają przed oczami. Ich pragnienie znalezienia
idealnego partnera może sprawić, że nie dostrzegają oczywistych oznak zdrady czy
niezgodności charakterów. Ich potrzeba zarobienia łatwych pieniędzy może ich
skłonić do inwestycji w ewidentny szwindel czy ryzykowne przedsięwzięcie.
Podświadomie jednak ludzie ci często zdają sobie sprawę, że sami się oszukują,
i wierzą w to, w co chcą wierzyć. W głębi duszy wiedzą, że coś jest nie tak, i często
to dziwne uczucie przejawia się właśnie jako intuicja – przeczucie czy wewnętrzny
głos mówi im, że okłamują samych siebie. Niektórzy słuchają tego wewnętrznego
głosu, a inni obstają przy swoim myśleniu życzeniowym i zaprzeczaniu oczywistym
faktom. Tak czy owak, jest to prosty przykład, w jaki sposób podświadomość może
wpływać na nasze myślenie, uczucia i zachowanie. Oczywiście daleko tu jeszcze do
pełnego obrazu – to tylko wierzchołek góry lodowej.
Wróćmy do przykładu ze swetrem i kolorem ścian. Wygląda na to, że zdajemy
sobie sprawę, dlaczego kupiliśmy to, co kupiliśmy. Do pewnego stopnia to zapewne
prawda. Kupiliśmy sweter, bo spodobał się nam wzór. Wybraliśmy farbę, bo
odpowiadał nam kolor. Ale dlaczego wzór na tym swetrze podoba się nam bardziej
niż wzory na innych swetrach? Dlaczego wolimy czerwoną farbę od różowej? Do
jakiego stopnia tymi preferencjami kieruje nasza podświadomość?

ĆWICZENIE 7

Rola intuicji w życiu


To ćwiczenie pozwoli ci ocenić, do jakiego stopnia intuicja, wewnętrzny głos
i przeczucia wpływają na twoje życie.
Na górze nowej strony dziennika szczęścia zapisz nagłówek: „Sytuacje,
w których cieszyłem się, że posłuchałem intuicji”.
Przypomnij sobie wszystkie okazje, kiedy miałeś silne, intuicyjne przeczucie na
temat jakiejś osoby lub sytuacji, posłuchałeś tego przeczucia i teraz cieszysz się, że
to zrobiłeś. Może kiedy spotkałeś po raz pierwszy twojego partnera, wiedziałeś od
razu, że jesteście sobie przeznaczeni, i teraz tworzycie trwały, szczęśliwy związek.
A może coś ci podszepnęło, że z pozoru bliski przyjaciel nie jest godny zaufania,
postanowiłeś nie dzielić się z nim jakąś wyjątkowo poufną informacją, a potem
dowiedziałeś się, że rzeczywiście plotkuje o tobie za twoimi plecami. Być może
przeczucie dotyczyło jakiegoś wydarzenia z twojego życia zawodowego. Może
byłeś pewny, że zmiana posady jest słuszna, i choć wszyscy doradzali ci coś wręcz
przeciwnego, posłuchałeś intuicji i znalazłeś twoją wymarzoną pracę.
Opisz w kilku zdaniach każde z tych wydarzeń w dzienniku szczęścia.
A teraz na górze kolejnej strony zapisz tytuł: „Sytuacje, w których nie
posłuchałem intuicji i teraz tego żałuję”.
Tym razem przypomnij sobie wszystkie wypadki, kiedy mimo silnego przeczucia
na temat jakiejś osoby lub sytuacji nie podjąłeś żadnego działania i teraz tego
żałujesz. Może czułeś, że twój partner nie jest ci wierny, ale trwałeś dalej
w związku, aby w końcu dowiedzieć się, że faktycznie byłeś zdradzany. A może
wszedłeś w jakiś interes mimo silnego poczucia, że coś jest nie tak, a teraz
wyrzucasz sobie, że nie posłuchałeś głosu wewnętrznego.
Spójrz na sytuacje opisane na tych dwóch stronach dziennika. Większość ludzi,
wykonując to ćwiczenie, dochodzi do wniosku, że intuicja odegrała kluczową rolę
przy podejmowaniu pewnych decyzji, czasem nawet najważniejszych w życiu. Wiele
osób zaczyna sobie też zdawać sprawę, że niektóre z największych porażek w ich
życiu wynikły z faktu, że nie posłuchali oni podszeptów swojego wewnętrznego
głosu. Wyobraź sobie, jak wyglądałoby twoje życie, gdyby takie intuicyjne
przeczucia były o wiele częstsze i bardziej precyzyjne. Gdyby faktycznie działały
jako godny zaufania dzwonek alarmowy, ostrzegający cię, kiedy coś jest nie tak,
a kiedy postępujesz słusznie.

Przeprowadzono bardzo wiele badań mających wyjaśnić zależność preferencji od


podświadomości; dały one naprawdę zaskakujące wyniki. W jednym z powszechnie
znanych eksperymentów pokazano uczestnikom dużą liczbę bazgrołów na kartkach
papieru. Była to po prostu seria bezsensownych wzorów. Chwilę później badacze
pokazali wszystkim kolejną długą serię bazgrołów. Niektóre pokrywały się z tymi,
które uczestnicy widzieli wcześniej, pozostałe były zupełnie inne. Każdy
z uczestników został poproszony, aby zidentyfikował rysunki, które już widział
oraz te, które według niego są nowe. Badacze odkryli, że bazgroły są trudne do
zapamiętania i że uczestnicy nie są w stanie wskazać, które są które.
Następnie prowadzący poprosili uczestników o wskazanie, które bazgroły
bardziej im się podobają. Niektóre rysunki bardziej przemawiały do badanych, inne
zupełnie nie robiły na nich wrażenia. Badacze odkryli jednak coś zaskakującego –
nie zdając sobie z tego sprawy, uczestnicy niezmiennie twierdzili, że wolą bazgroły,
które widzieli w pierwszej części eksperymentu. Nie zapamiętali ich świadomie, ale
z jakiegoś powodu właśnie te bardziej im się podobały. Chyba jeszcze bardziej
interesujący był fakt, że uczestnicy podawali najróżniejsze powody, aby uzasadnić
swoje decyzje. Niektórzy twierdzili, że wybrali te a nie inne bazgroły, bo wydawały
im się ładniejsze z estetycznego punktu widzenia, inni mówili, że po prostu „coś
w nich było”. O dziwo, prawie nikt nie odgadł prawdziwego czynnika, który
wpłynął na ich wybór – czyli że woli bazgroły, które widział wcześniej.
Odkrycia tego nie można zbagatelizować i uznać za przypadek, gdyż
psychologowie wielokrotnie potwierdzali to zjawisko, zarówno w laboratorium,
jak i poza nim. Efekt ten nie ogranicza się tylko do bazgrołów. Wszyscy, nie zdając
sobie z tego sprawy, „wolimy” rzeczy, które widzieliśmy wcześniej. Zjawisko to ma
wpływ na wiele aspektów naszego myślenia i zachowania. To jeden z powodów, dla
których firmy wydają miliony na kampanie reklamowe, aby ich produkty wciąż
były widoczne. Podświadomość kieruje większością wyborów dokonywanych
codziennie: od swetrów, które kupujemy, po kolor, na jaki malujemy pokój, od
produktów, które wybieramy, po sklepy, do których chodzimy.
Zdarzyło ci się mieć silne przeczucie na temat osoby, którą ci właśnie
przedstawiono? Nie wiesz, o co dokładnie chodzi, ale czujesz, że w tym człowieku
„coś jest”. To „coś” może być pozytywne – z miejsca polubiłeś nowego znajomego
albo czujesz, że możesz mu ufać. Uczucie może też być negatywne – nie masz
pojęcia czemu, ale po prostu nie ufasz temu komuś. Od takiego intuicyjnego
wrażenia często zależy, jak długo z kimś rozmawiamy, czy mamy ochotę jeszcze się
z nim spotkać, czy mu ufamy i czy chcemy z nim robić interesy. Wyniki
najnowszych eksperymentów sugerują, że tego typu decyzje również zależą od
tajemniczych podszeptów naszej podświadomości. Niektóre z tych eksperymentów
były prowadzone bardzo niedawno. Jeden został nawet przeprowadzony w ciągu
ostatnich piętnastu minut i wziąłeś w nim udział.
Pamiętasz różnych analityków finansowych, których widziałeś we wcześniejszej
części rozdziału? Było to proste ćwiczenie pozwalające przekonać się, czy
podświadomość ma wpływ na twoje odczucia na temat ludzi. Poprosiłem cię, abyś
przyjrzał się portretom sześciu wyimaginowanych analityków. Niektórzy odnieśli
sukces, inni wręcz przeciwnie. Potem poprosiłem cię, żebyś spojrzał na portrety
dwóch kolejnych analityków i zdecydował, czyjej rady byś posłuchał, gdybyś miał
zainwestować swoje oszczędności. Spójrz jeszcze raz na dwa rysunki w dodatku B.
Sądzę, że przyjąłbyś sugestie analityka 1, a odrzucił radę analityka 2. Moje
przewidywanie opieram na wynikach podobnego eksperymentu, który
przeprowadziłem w laboratorium. Wtedy 90 procent uczestników wybrało analityka
1. Rezultaty wykazały, że moje założenie sprawdza się w większości wypadków. Ale
okazało się też, że większość badanych nie wie, dlaczego dokonała takiego wyboru.
Ta demonstracja bazuje na eksperymencie przeprowadzonym przez psychologa
Thomasa Hilla i jego współpracowników na University of Tulsa. Twarze
pierwszych sześciu analityków dobrano tak, aby istniał wyraźny związek między ich
wyglądem a odnoszonymi sukcesami lub ich brakiem. Osoby o wydłużonych
twarzach (tzn. niskie czoło, wyżej osadzone brwi) zostały opisane jako odnoszące
sukcesy, a osoby o krótkich twarzach (tzn. wysokie czoło, niżej osadzone brwi)
dostały etykietkę nieudaczników. Choć nie zdawałeś sobie z tego sprawy, twoja
podświadomość mogła wykryć te różnice, a potem wpłynąć na twoją ocenę dwóch
nowych analityków. Analityk 1, którego wybiera większość ludzi, ma wydłużoną
twarz. Poprzedni analitycy o wydłużonych twarzach zostali opisani jako odnoszący
sukcesy, i to mogło podświadomie wpłynąć na twój wybór. Mogłeś pomyśleć, że
twoja decyzja była przypadkowym trafieniem albo że przeczucie podpowiedziało
ci, który analityk jest bardziej kompetentny, ale tak naprawdę decyzja ta mogła być
wynikiem zdumiewającej zdolności podświadomego rozpoznawania określonych
wzorców.
Oczywiście w tych eksperymentach zastosowano bardzo uproszczone i sztucznie
wymyślone wzorce twarzy. W mojej demonstracji dobrzy analitycy mieli
wydłużone twarze, a źli twarze krótkie. W prawdziwym świecie tak nie jest
i pomylilibyśmy się, oceniając człowieka wyłącznie po kształcie jego twarzy. Tak
naprawdę jednym z celów eksperymentu Thomasa Hilla i jego kolegów było
wykazanie, w jaki sposób takie uproszczone myślenie może nas wyprowadzić na
manowce. Badacze chcieli udowodnić, że gdy zobaczymy kilka osób, które akurat
przypadkiem odpowiadają jakiemuś wzorcowi, mamy tendencję do
generalizowania i przykładania tego wzorca do ludzi, których poznamy
w przyszłości.
Ten sam mechanizm może jednak zaowocować przeczuciami, które okażą się
o wiele bardziej trafne. W rzeczywistości osoby pewnego typu zachowują się
w określony sposób, a nasza podświadomość ma niesamowitą umiejętność
wykrywania tych wzorców i włączania dzwonka alarmowego, kiedy dana sytuacja
czy osoba wydaje się jej niepewna. Moje wywiady sugerowały, że szczęściarze
bardzo często dobrze wychodzą na słuchaniu swojego wewnętrznego głosu.
W przeciwieństwie do nich pechowcy często ignorują swoje przeczucia, a potem
tego żałują.
Opowiadałem wcześniej o pechowej Marilyn. Była ona w życiu w dwóch
poważnych związkach, ze Scottem i z Johnem. Obydwa okazały się katastrofą.
Zapytałem Marilyn, czy miała jakieś przeczucia co do tych związków, jeszcze
zanim się zaczęły. Powiedziała mi, że jej wewnętrzny głos nie tylko do niej mówił,
ale wręcz krzyczał. Kiedy Scott przyleciał do Hiszpanii, Marilyn wyszła po niego
na lotnisko. Opisała, jak intuicja podpowiadała jej, że coś tu jest bardzo nie
w porządku:
Zobaczyłam, jak idzie przez halę z wózkiem bagażowym, i instynkt powiedział mi: „Schowaj się, nie
pozwól, żeby cię zobaczył, uciekaj stąd”. Scott nie zauważył mnie, a ja pomyślałam: „Nie, nie podchodź
do niego, po prostu wyjdź i wsiądź do samochodu”.

Marilyn zignorowała swoje przeczucie i teraz tego żałuje. Co ciekawe, podobne


przeczucia nawiedzały ją przez cały czas, kiedy mieszkała ze Scottem w Hiszpanii.
Ale zamiast ich posłuchać, żyła nadzieją i czekała, aż Scott dojrzeje:
Kochałam go, ale nie za to, kim był, tylko za to, kim chciałam, żeby był. Kochałam go za swoje
wyobrażenia na jego temat. Spoglądałam w przyszłość i miałam nadzieję, że kiedyś dorośnie.

Wbrew przeczuciom, że coś jest nie tak, Marilyn pozostała ze Scottem prawie
półtora roku. Jej drugi związek, z Johnem, również skończył się nieszczęśliwie.
I znów Marilyn jest przekonana, że jej przeczucia co do tego związku były trafne,
ale ona po prostu ich nie słuchała:
Wiedziałam, jaki jest John i że cały czas mnie okłamuje. Bez przerwy wymyślał różne dziwaczne
historyjki, a ja byłam pewna, że nie są prawdziwe. Nie ufałam mu od pierwszego dnia naszego związku,
nigdy mu nie ufałam… ale ciągnęłam ten związek, bo czułam się samotna. Londyn potrafi być
koszmarnym miejscem do życia i chyba potrzebowałam drugiego człowieka.

Nie chodzi tylko o miłość. Wielu pechowców opowiadało mi, że żałują, iż nie
posłuchali intuicji również w innych sferach życia. Szczęściarze wręcz przeciwnie –
często opisywali, jak zaufali intuicji i odnieśli sukces. W rozdziale 2. poznaliśmy
Lee, odnoszącego sukcesy menedżera, który przy różnych okazjach unikał
poważnych wypadków. Żywo tkwi w pamięci Lee silne przeczucie, którego
doświadczył, kiedy poznał swoją żonę. Intuicja od razu podpowiedziała mu, że są
dla siebie stworzeni. Jego przeczucie okazało się wyjątkowo trafne – są udanym
małżeństwem od dwudziestu pięciu lat.
Nie tylko Lee podczas moich badań opisywał tego typu wydarzenia. Na początku
tego rozdziału opowiedziałem wam o Sarze, która natychmiast wiedziała, że
poznała mężczyznę swoich marzeń w szkole oficerskiej. Linda,
czterdziestopięcioletnia nauczycielka, opisała mi bardzo podobne doświadczenie.
Jako dwudziestoparolatka była zaręczona z mężczyzną, którego poznała w Kenii.
Wróciła do Anglii po swój dobytek, po czym wyruszyła z powrotem do Kenii, aby
wziąć ślub. Podróż statkiem powinna trwać o wiele krócej, ale niespodziewane
zamknięcie Kanału Sueskiego spowodowało, że była uwięziona na statku przez
miesiąc. Na pokładzie poznała jednego z pasażerów i po prostu wiedziała, że to
mężczyzna z jej snów. Odwołała ślub w Kenii, wyszła za nową miłość swojego
życia i od wielu lat jest szczęśliwą mężatką.
Intuicja, przeczucia i podpowiedzi wewnętrznego głosu grają czasem w życiu
szczęściarzy ogromną rolę. Niekiedy wręcz zależy od nich życie lub śmierć.
Eleanor jest dwudziestoczteroletnią tancerką z Kalifornii. Jest przekonana, że
szczęśliwe przeczucie uratowało jej życie. Pewnej nocy jechała do domu rodziców,
kiedy zauważyła za sobą motocyklistę. Z jego dość dziwnego sposobu prowadzenia
wywnioskowała, że się zgubił. Kiedy podjechała pod dom rodziców, motocyklista
zatrzymał się przy jej samochodzie. Eleanor opowiada, co nastąpiło potem:
Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale kiedy opuściłam szybę, natychmiast wiedziałam, że zanosi się na coś
niedobrego. To było bardzo silne przeczucie. Doświadczyłam czegoś takiego już kilka razy w życiu i od
razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Nagle zrobiło mi się bardzo zimno. Ten człowiek nie podniósł osłony
kasku. Wyglądało to groźnie, no i ten dziwny chłód nie wiadomo skąd. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale
wiedziałam, że on ma broń i chce mnie zabić.

Nie była pewna, co zrobić, ale wiedziała, że nie wolno jej wysiąść z samochodu.
Powoli sięgnęła do kluczyka i uruchomiła silnik. Motocyklista jakby stracił
pewność siebie i odjechał. Kiedy weszła do domu, zadzwoniła na policję
i opowiedziała, co się stało. Dwa dni później, w sąsiednim mieście policjant
zatrzymał tego samego motocyklistę. Zatrzymany wyciągnął pistolet i zabił
policjanta. Policja złapała motocyklistę później i odkryła, że był członkiem gangu
i życie ludzkie nie miało dla niego żadnej wartości. Eleanor jest przekonana, że jej
intuicyjna decyzja, aby uruchomić silnik, uratowała jej życie.
David, trzydziestodwuletni londyńczyk, przez większą część życia pracował na
budowach. W jednym z wywiadów opisał, jak przeczucie ocaliło go od poważnego
urazu, a może nawet od śmierci.
Pracowałem na dachu pewnego londyńskiego pałacu. Był to wielki dach, pełen wież i wieżyczek. Była
zima, dopiero co przestał padać śnieg, a ja pracowałem w różnych miejscach dachu. Zauważyłem, że część
dachu, wielkości jakichś sześciu metrów kwadratowych, była wpuszczona dobre dwa metry poniżej
głównego poziomu. Była też przykryta grubą warstwą śniegu i wyglądała jak cała reszta poszycia. Już
miałem tam wskoczyć, kiedy coś mnie powstrzymało. Nie wiem czemu, ale po prostu nie skoczyłem.
Zamiast tego kontynuowałem przegląd dachu. Dopiero kiedy wróciłem do środka i przechodziłem
tamtędy, spojrzałem w górę i zobaczyłem, że ta studnia była w rzeczywistości wielkim świetlikiem –
potężnym, oszklonym oknem w dachu. Było przykryte śniegiem, więc nie widziałem szyby, ale gdybym
wtedy skoczył, przeleciałbym przez nią i spadł dwadzieścia metrów w dół, w sam środek spiralnej klatki
schodowej. Co najdziwniejsze – to, że nie wskoczyłem do tej studzienki, było absolutnie wbrew mojej
naturze. Nie wiem czemu, ale coś mnie powstrzymało.

Choć David nie zdawał sobie z tego sprawy, jego podświadoma wiedza na temat
konstrukcji budynków wywołała szczęśliwe przeczucie, które ocaliło mu życie.
Inni szczęściarze opisywali, w jaki sposób intuicja pomaga im osiągać sukcesy
w pracy. Lee przypisuje dużą część swojego sukcesu trafnym przeczuciom odnośnie
do potencjalnych klientów i pracowników. Opowiedział mi, że pewnego razu tak
bardzo zaufał swojej intuicji, że nie słuchał nawet opinii kolegów:
Zadzwonił do nas potencjalny klient, chcąc uzyskać pewne informacje, ale wszyscy oprócz mnie uważali,
że nie warto z nim nawet dyskutować. Porozmawiałem z tym człowiekiem. Szukał pewnej konkretnej
rzeczy. Było w tym coś takiego, nie mam pojęcia co, że pomyślałem sobie: „Muszę zdobyć to, czego chce
ten człowiek”. Zająłem się więc tą sprawą, choć zamówienie było bardzo małe. Wszyscy twierdzili, że
tracę czas, ale ja uparłem się, że zrealizuję dla niego to zamówienie. Pracowałem do pierwszej w nocy, by
zdobyć to, czego chciał, i nawet osobiście mu to dostarczyłem. W ciągu dwunastu miesięcy zrobiłem
z tym człowiekiem interesy na sto czterdzieści tysięcy funtów. Firma była zachwycona. Jestem dobrym
sędzią ludzkiej osobowości i nauczyłem się ufać swojej intuicji. Szkoliłem też nowych pracowników do
działu marketingu i ci, których oceniłem jako dobry materiał, zwykle rzeczywiście okazywali się bardzo
dobrzy w swoim fachu.

W poprzednim rozdziale poznaliśmy Roberta, inżyniera awioniki, którego praca


polega na wykrywaniu usterek samolotów. Duże samoloty to bardzo
skomplikowane maszyny i czasami odnalezienie usterki może być bardzo trudne
i czasochłonne, ale Robert posiada umiejętność intuicyjnego odgadywania, w czym
tkwi problem.
Zajmuję się awioniką – instrumentami pokładowymi, elektryką, radiem, przetwornikami, przekaźnikami,
czarnymi skrzynkami itp. Czasami, jeśli problem jest poważny i skomplikowany, człowiek drapie się po
głowie i myśli: „O co tu, do licha, chodzi?” Po wielu latach pracy z samolotami często dzięki intuicji
potrafię bezbłędnie zidentyfikować niesprawną część – nie wiem, może dlatego, że tak dobrze je
poznałem. W całym tym ogromnym systemie potrafię wskazać palcem, co jest nie tak.

Jego koledzy często spędzają długie godziny, sprawdzając najróżniejsze systemy,


które mogą być niesprawne, ale Robert po prostu ufa swojej intuicji, która
podpowiada mu, gdzie szukać najpierw. I zazwyczaj jego przeczucia okazują się
zdumiewająco trafne. Jego intuicja bierze się z długich lat pracy. Jego
podświadomość nauczyła się o awionice więcej, niż Robert sam podejrzewa,
i dlatego nie jest on w stanie wyjaśnić trafności swoich decyzji w racjonalny
sposób.
James pracuje w dużym banku; jego zadaniem jest negocjowanie wysokich
kredytów dla przedsiębiorstw. Wśród kolegów ma opinię farciarza. Podczas jednej
z rozmów ze mną przyznał, że swoje szczęście w dużej mierze zawdzięcza zaufaniu
do własnej intuicji:
Często muszę podejmować ważne decyzje, czy przyznać kredyt potencjalnym klientom, i wtedy
zazwyczaj polegam na intuicji. Zwykle traktuję ją jak coś w rodzaju dzwonka alarmowego – wskazówkę,
aby poczekać z decyzją i dowiedzieć się o kliencie czegoś więcej. Kiedyś zwróciła się do mnie pewna
firma z prośbą o wysoką pożyczkę. W ich dokumentach nie znalazłem niczego niepokojącego, a ich
negocjatorzy dobrze wypadali na spotkaniach, ale ja czułem, że coś jest nie tak, i ociągałem się
z podpisaniem umowy. Wszyscy radzili mi, abym im dał tę pożyczkę, ale ja postanowiłem poczekać
jeszcze kilka dni i kazałem swoim pracownikom sprawdzić ich bardziej szczegółowo. Przejrzeliśmy
bardzo dokładnie całe sterty dokumentacji i przeprowadziliśmy dodatkowy wywiad na temat firmy. I nagle
ukazał się nam zupełnie inny obraz. Firma miała poważne problemy finansowe, choć z początku zdołała je
przed nami ukryć. Wycofałem się i odrzuciłem ich wniosek. Była to jedna z mądrzejszych decyzji w mojej
karierze – kilka tygodni później informacje, do których dotarliśmy, ukazały się w prasie i wokół firmy
rozpętał się niemały skandal.

Intuicja odegrała dużą rolę również w moim życiu. Kilka lat temu poproszono mnie
o wygłoszenie wykładu na konferencji biznesowej zorganizowanej przez duży
bank. Mój wykład zaplanowano na taką godzinę, że byłem zmuszony przenocować
w hotelu przy centrum konferencyjnym. Kiedy meldowałem się w hotelu,
recepcjonista poprosił mnie o kartę kredytową, aby pobrać należność za pokój.
Byłem w takiej sytuacji setki razy i zwykle bez zastanowienia podaję swoją kartę,
ale tym razem coś mnie zaniepokoiło. Nie miałem pojęcia, dlaczego poczułem się
tak nieswojo, ale po prostu nie miałem ochoty dać recepcjoniście karty. To uczucie
było tak intensywne, że postąpiłem wbrew swoim zwyczajom i zapłaciłem za pokój
czekiem. Następnego dnia wygłosiłem wykład i wróciłem do domu. Kilka tygodni
później na mojej automatycznej sekretarce pojawiła się dość tajemnicza wiadomość
od organizatorki konferencji. Kobieta prosiła mnie, żebym sprawdził, czy na moim
wyciągu bankowym nie ma jakichś nieprawidłowości. Sprawdziłem wyciąg –
wszystko było w porządku. Oddzwoniłem do organizatorki, zapewniłem ją, że nie
ma żadnego problemu, i zapytałem, o co chodzi. Wyjaśniła mi, że pracownik hotelu
został niedawno aresztowany za udział w wyłudzeniu dużych sum za pomocą
sfałszowanych kart kredytowych. Kilku uczestników konferencji, którzy zatrzymali
się w hotelu, padło ofiarą oszusta i ich karty kredytowe zostały obciążone na duże
kwoty. Prawdopodobnie moje długoletnie badania na temat psychologii kłamstwa
sprawiły, że podświadomie rozpoznaję sposób zachowania nieuczciwych ludzi.
Recepcjonista widocznie właśnie tak się zachowywał i stąd moje uczucie, że coś jest
nie w porządku. Tak czy inaczej, intuicja pozwoliła mi zaoszczędzić sporo czasu,
kłopotu, a być może i pieniędzy. O ironio, tematem konferencji były metody
wykrywania nieuczciwości w biznesie!
Moje rozmowy ze szczęściarzami dowodzą, że potrafią oni lepiej podejmować
intuicyjne decyzje, niż robią to pechowcy. Często decyzje te dotyczą ludzi
spotykanych w życiu prywatnym i zawodowym. Czasami są związane
z wykonywanym zawodem. Przeczucia szczęściarzy są niejednokrotnie
zdumiewająco trafne. A co ciekawe, oni sami nie wiedzą, co leży u podstaw ich
sukcesu. Dla większości to po prostu fart. W rzeczywistości wszystko to jest
sprawką zdumiewających mechanizmów ich podświadomości.
Ostatnia faza moich badań nad intuicją pechowców i szczęściarzy wykazała, że
każdy może się nauczyć lepiej wykorzystywać własną intuicję, aby w przyszłości
podejmować bardziej trafne decyzje.

REGUŁA DRUGA:

Szczęściarze wzmacniają swoją intuicję

Na początku tego rozdziału przedstawiłem zarys moich badań nad związkiem


szczęścia z intuicją. Zapytałem szczęściarzy i pechowców, jak często się nią
posługują, i określiłem, których sfer ich życia najczęściej dotyczą intuicyjne
decyzje. W rezultacie dowiedziałem się, że szczęściarze słuchają intuicji o wiele
częściej niż pechowcy, i to w wielu ważnych dziedzinach życia, takich jak interesy,
finanse, związki partnerskie czy wybór zawodu. Kiedy przygotowałem pierwotny
kwestionariusz, zdałem sobie sprawę, że pytanie, jak często ktoś słucha
podpowiedzi wewnętrznego głosu, to tylko część układanki. Chciałem się też
dowiedzieć, czy szczęściarze podejmują jakieś działania, chcąc pomóc swojej
intuicji. Przed napisaniem kwestionariusza przejrzałem najważniejsze książki
i materiały akademickie na ten temat i stworzyłem listę najczęściej omawianych
technik wspomagających intuicję. Lista obejmowała wiele metod, takich jak
oczyszczanie umysłu ze zbędnych myśli, medytacja czy kontemplacja w spokojnym
miejscu. W trakcie drugiej części badań pokazałem tę listę pechowcom
i szczęściarzom i poprosiłem, aby wskazali, czy stosują regularnie którąś z tych
technik.
I znów rezultaty okazały się fascynujące. Wykres powyżej pokazuje, że wśród
stosujących wymienione techniki jest o wiele więcej szczęściarzy niż pechowców.
Niektóre różnice były uderzające – na przykład 20 procent więcej szczęściarzy niż
pechowców przyznało, że uprawia medytację.
Rozmowy przeprowadzone ze szczęściarzami potwierdziły, jak wielki wpływ na
ich życie mają te techniki.
Nancy jest sześćdziesięcioczteroletnią pielęgniarką z Dallas. Szczęście dopisuje
jej w wielu sferach życia. Pielęgniarstwo studiowała dzięki zdobytemu stypendium
naukowemu i zawsze bez trudu znajdowała posady, które dawały jej satysfakcję:
Kiedy przyjechałam do Dallas, znalazłam sobie idealną pracę. Prowadziłam program opieki nad osobami
starszymi i sama byłam swoim szefem. Układałam sobie grafik i mogłam robić to, co lubię najbardziej.
Zajmowałam się tym przez ponad 10 lat. Dwa lata temu zapytałam dyrekcję szpitala, czy mogę założyć
przychodnię dla dzieci z problemami w nauce. Dali mi wolną rękę. Byłam chyba jedyną osobą z całej,
wielotysięcznej rzeszy pracowników, która mogła dosłownie robić, co chce – oczywiście wiązało się to
z dużą odpowiedzialnością, ale była to wymarzona praca.

W przeszłości Nancy nie we wszystkich dziedzinach życia była taką szczęściarą.


Największego pecha miała w miłości. Teraz, spoglądając wstecz, przyznaje, że nie
ufała swojej intuicji i stąd brał się jej pech.
Mojego męża poznałam zaraz po studiach. Z początku nawet mi się nie podobał, ale on nie dawał za
wygraną i w końcu się poddałam. Kiedy się z nim spotykałam, moja intuicja wciąż wysyłała mi sygnały
ostrzegawcze. Wiedziałam, że robię źle, nawet w dniu naszego ślubu. To nie było udane małżeństwo, choć
byliśmy ze sobą przez trzydzieści siedem lat i mamy pięcioro dzieci. Wiele razy miałam wszystkiego dość,
ale tkwiłam dalej w tym układzie. W końcu znalazłam dość siły, aby powiedzieć: „Wiesz, to po prostu nie
ma sensu”, i odeszłam od niego. To była słuszna decyzja i byłam bardzo szczęśliwa sama z moimi
dziećmi – mam z nimi naprawdę świetny kontakt.
Po rozpadzie małżeństwa byłam w kilku związkach. I znów intuicja ostrzegała mnie, ale ja nie słuchałam.
Z żadnego z tych związków nic nie wyszło. Teraz jednak jest zupełnie inaczej. Zaczęłam naprawdę słuchać
wewnętrznego głosu. Zaczęłam uczyć pielęgniarstwa psychiatrycznego i przeczytałam mnóstwo na temat
psychologii. Teraz wiem o wiele więcej, jestem bardziej świadoma i mądrzejsza, a moje osądy i decyzje są
bardziej trafne. W końcu się czegoś nauczyłam i nie zaangażowałam się w układ, który nie byłby dla mnie
dobry. Słucham swojej intuicji.

Nancy nie słucha ślepo swoich przeczuć; traktuje je raczej jako ostrzeżenie, aby
postępować ostrożnie:
Intuicja wspierała moje szczęście na wiele różnych sposobów. Kiedy siedzę obok kogoś na zebraniu czy
spotkaniu, po prostu wiem, czy mogę mu ufać. Kiedy szukałam samochodu, dokładnie wiedziałam,
któremu sprzedawcy mogę zaufać, a od którego lepiej trzymać się z daleka. Rozpoznaję też ludzi, którzy
czegoś ode mnie chcą, i nie zadaję się z nimi, bo wysysają ze mnie energię.
Ale nie chodzi tylko o ludzi, których spotykam. Dwa razy zatrzymałam się przed znakiem stopu, mimo że
normalnie jechałabym dalej. Zahamowałam, choć droga była wolna. Intuicja kazała mi się zatrzymać –
nagle przyszło mi do głowy: „Ktoś może przejeżdżać przez to skrzyżowanie”. I za każdym z tych dwóch
razy samochód przejeżdżał tuż przed moim nosem. Gdybym się nie zatrzymała, uderzyłby prosto we mnie.
Myślę, że w obu wypadkach intuicja uratowała mi życie.

Nancy opisała różne techniki, które stosuje, żeby wspomóc swoją intuicję:
Kiedy dzwoni dzwonek alarmowy, zwalniam tempo i uważnie przyglądam się sytuacji. Czasami oddaję się
medytacji. Zwykle wyciszenie umysłu przychodzi mi dość trudno, staram się jednak osiągnąć wewnętrzny
spokój i często słucham wskazówek pojawiających się w snach. Jakiś czas temu podjęłam pracę
w hospicjum, choć biorąc pod uwagę karierę zawodową, był to krok wstecz. Kilka miesięcy temu miałam
sen; poznałam w nim pewną kobietę, która była doradcą politycznym. Pomyślałam, że miała bardzo
ciekawe życie i że powinnam o niej napisać, bo to może zainteresować innych. Kiedy się obudziłam, sen
wciąż tkwił mi w głowie, więc zapisałam się na kurs pisarstwa. Najwyraźniej intuicja podpowiada mi, że
praca w hospicjum to był zły pomysł. Pomyślałam sobie: „Dlaczego to robię, skoro nie jestem do tego
przekonana?”. Teraz zastanawiam się poważnie nad rezygnacją z pracy w hospicjum; chcę poświęcić więcej
czasu na pisanie.

Inni szczęściarze również opowiadali mi, że stosują różne techniki wspomagające


intuicję. Jonathan ma czterdzieści lat i jest dyrektorem w firmie organizującej
międzynarodowe wystawy. W jego karierze wiele razy następowały szczęśliwe
zwroty, a od dwudziestu lat żyje w udanym małżeństwie. Ma również reputację
człowieka, który „ma dobrego nosa”, jeśli chodzi o decyzje biznesowe:
Jakieś dwa i pół roku temu wpadłem na pomysł, który mógł przynieść spore korzyści mojej firmie.
Chodziło o całkiem nową formę sponsoringu i zarządzania inwestycjami. Po prostu zauważyłem lukę na
rynku i złożyłem propozycję. Miałem przeczucie, że w biznesie wystawowym jest duże zapotrzebowanie
na coś takiego. Miałem wiele różnych pomysłów, ale czułem, że ten jest najlepszy. Firma z początku
podeszła do tego niechętnie, ale w końcu wdrożyła projekt. Odzew rynku okazał się niesamowity.

Podczas rozmowy ze mną Jonathan opowiedział również, w jaki sposób medytacja


pomogła mu wzmocnić intuicję:
Kilka lat temu zacząłem uprawiać medytację transcendentalną. Medytuję regularnie; dwa razy dziennie
przez dwadzieścia minut śpiewam mantrę. Namówił mnie do tego mój przyjaciel. Wyjaśnił mi, że to
doskonały sposób na uzyskanie kontaktu ze swoim wewnętrznym „ja”. Taka medytacja ma przynieść
różne dobroczynne efekty – wzmóc energię, poprawić koncentrację, fizjologię itp. W moim wypadku ma
ona właściwie jeden zasadniczy skutek, a mianowicie wzmocniła moją intuicję i przyniosła szczęście.
Pomaga mi wsłuchiwać się w wewnętrzny głos w najróżniejszych kwestiach: jak postępować z klientem,
jakie decyzje podejmować w pracy, kiedy słuchać własnych przeczuć. I nie chodzi tylko o decyzje
zawodowe – w innych sferach życia medytacja też mi pomaga. Ostatnio omal nie kupiliśmy domu, ale
przeczucie kazało mi się wycofać w odpowiednim momencie.

Milton, trzydziestoczteroletni nauczyciel z San Diego, również opowiedział mi, jak


ważną rolę w jego życiu odgrywa intuicja i w jaki sposób pogłębia ją za pomocą
medytacji:
Z intuicją ma się kłopoty tylko wtedy, kiedy się jej nie słucha. Jest jak motyl przelatujący przez umysł. Jeśli
słuchasz jej tylko jednym uchem, dzieją się niedobre rzeczy, a ty myślisz sobie: „Do licha, dlaczego nie
uważałem?”. Musisz ją złapać jak motyla. Ja od zawsze uprawiałem medytację. To naprawdę pomaga, bo
pozwala puścić wodze fantazji i robić rzeczy, których normalnie nie byłoby się w stanie zrobić. Człowiek
jest bardziej zrelaksowany, wolny. Medytacja poprawia nasze odczuwanie, dzięki niej ma się lepszą intuicję
i więcej szczęścia.

ĆWICZENIE 8

Profil szczęścia – drugie prawo szczęścia


Pora powrócić do profilu szczęścia ze strony 17–18. Stwierdzenie czwarte oraz
piąte z kwestionariusza odnoszą się do reguł opisanych w tym rozdziale.
Stwierdzenie czwarte mówi, w jakim stopniu słuchasz swoich przeczuć, a piąte
dotyczy użycia technik wzmacniających zdolności intuicyjne.
Stwierdzenie / Przykładowa punktacja (1–5)
4. Często słucham wewnętrznego głosu i przeczuć. (2)
5. Stosowałem techniki pozwalające wzmocnić intuicję, takie jak medytacja czy po
prostu chwila namysłu w spokojnym miejscu. (1)
Suma punktów dla pierwszego prawa szczęścia (3)
Punktacja
Spójrz na liczbę punktów, które przypisałeś tym dwóm stwierdzeniom, a potem
dodaj je do siebie, aby otrzymać zsumowany wynik (jak na przykładzie poniżej). To
jest twój wynik dla drugiego prawa szczęścia.
Teraz popatrz na skalę poniżej i sprawdź, czy twój wynik mieści się w przedziale
wyników wysokich, średnich czy niskich. Zanotuj w dzienniku szczęścia wynik
i przedział, w którym się on znalazł – będzie to ważne, kiedy zaczniemy omawiać,
w jaki sposób najlepiej powiększyć udział szczęścia we własnym życiu. (2–4 –
wyniki niski, 5–7 – wyniki średni, 8–10 – wyniki wysokie)
2 3 4 5 6 7 8 9 10
3 = niski
Poprosiłem wiele szczęśliwych, pechowych i neutralnych osób o wykonanie profilu
szczęścia. W tych dwóch pozycjach szczęściarze uzyskują zwykle o wiele wyższe
wyniki niż pozostali. Najsłabsze wyniki (jak widać na wykresie poniżej) uzyskiwali
pechowcy.

Podsumowanie rozdziału

Pechowcy mają tendencję do podejmowania błędnych decyzji – ufają


nieodpowiednim ludziom i źle wybierają zawód. W przeciwieństwie do nich
szczęściarze posiadają niezwykłą umiejętność rozpoznawania rzetelnych
i uczciwych osób, a ich decyzje w interesach przynoszą zyski i pozytywne efekty.
Rozbieżności te wynikają z różnego sposobu wykorzystania intuicji przy
podejmowaniu ważnych życiowych decyzji. Pechowcy zwykle nie polegają na
swoich przeczuciach i wewnętrznych podszeptach. Nie chodzi o to, że są pozbawieni
intuicji, ale po prostu nie ufają jej, nie słuchają, co mówi ich wewnętrzny głos.
Szczęściarze wręcz przeciwnie – słuchają intuicji i traktują ją jako dzwonek
alarmowy, który ostrzega, aby zatrzymać się i starannie przemyśleć sytuację. Wielu
szczęściarzy podejmuje aktywne działania, chcąc wzmocnić swoje zdolności
intuicyjne – stosują medytację, oczyszczają umysł z nieistotnych myśli. Wiedzą, że
warto ufać swoim przeczuciom i rozwijać intuicję. Dzięki temu podejmują bardziej
trafne decyzje i zwiększają udział szczęścia w swoim życiu.

DRUGIE PRAWO SZCZĘŚCIA:

Słuchaj swojej intuicji. Szczęściarze podejmują trafne decyzje, słuchając


swojej intuicji i przeczuć.
Reguły:
1. Szczęściarze słuchają swojego wewnętrznego głosu.
2. Szczęściarze wzmacniają swoją intuicję.
Jak zwiększyć udział szczęścia w życiu

Opisane poniżej techniki i ćwiczenia pozwolą ci zwiększyć liczbę trafnych decyzji


podejmowanych za pomocą intuicji i przeczuć. Przeczytaj je uważnie i pomyśl,
w jaki sposób wprowadzić je w życie. W rozdziale 8. przedstawię szczegółowy
program podpowiadający, jak najlepiej wykorzystać te techniki, aby zwiększyć
udział szczęścia w swoim życiu.
1. Słuchaj swojego wewnętrznego głosu.
Przypomnij sobie moje badania na temat szczęścia i intuicji. Wykazały one, że
szczęściarze ufają intuicji w kwestiach zawodu, pracy, finansów i związków,
i najczęściej dobrze na tym wychodzą. Pamiętasz zapewne, jak Lee ubił świetny
interes dla swojej firmy dzięki temu, że posłuchał przeczucia na temat klienta, i jak
intuicja uratowała życie Eleanor, kiedy obok jej samochodu zatrzymał się
tajemniczy motocyklista. Pechowcy są ich przeciwieństwem – często opowiadają, że
nie posłuchali własnych przeczuć, a potem żałowali swoich decyzji, jak na przykład
Marilyn, która wikłała się w nieszczęśliwe związki, choć wewnętrzny głos wręcz
„krzyczał”, aby tego nie robiła. Słuchaj swojego wewnętrznego głosu i staraj się
rozważyć, co ma ci on do powiedzenia. Traktuj go jak dzwonek alarmowy –
bodziec, żeby zatrzymać się i starannie przemyśleć sytuację czy decyzję.
PROPONOWANE ĆWICZENIA
Wizyta w jaskini pustelnika

Na pewno niejednokrotnie znajdziesz się w sytuacji, kiedy będziesz musiał podjąć


decyzję i zechcesz posłuchać, co twój wewnętrzny głos ma do powiedzenia na temat
wszystkich możliwych wariantów. Ilekroć będziesz w takiej sytuacji, spróbuj
wykonać następujące ćwiczenie.
Poszukaj zacisznego pokoju i wygodnego krzesła lub fotela. Usiądź, zamknij
oczy i weź kilka głębokich oddechów. Wyobraź sobie, że jakaś magiczna siła
przeniosła cię przed wejście do jaskini na odludnej górze. Wchodzisz do jaskini
i nagle czujesz się zrelaksowany i zadowolony. Jesteś bezpieczny, kompletnie
odizolowany od świata zewnętrznego. Jesteś spokojny, wyciszony. Wyobraź sobie,
że w kącie jaskini siedzi staruszek. Zaprasza cię, abyś usiadł naprzeciw niego
i opisał wszystkie warianty decyzji – ale nie chce słuchać o faktach i liczbach,
zyskach i stratach, logice i rozsądku. Nie obchodzi go też, co sądzą inni ani co ci
mówi poczucie obowiązku. Chce, żebyś opisał wyłącznie twoje uczucia związane
z każdą z możliwości – chce wiedzieć, w którą stronę skłania się twoje serce.
Rozmowa będzie całkowicie poufna, więc możesz być absolutnie szczery. Nie
zastanawiaj się, co powiedzieć – po prostu to powiedz. W tej chwili. Na głos.
Powiedz staruszkowi, co naprawdę czujesz. A teraz powoli otwórz oczy.
Co powiedziałeś staruszkowi o możliwych wariantach? Ku któremu z nich
skłaniasz się wewnętrznie? I jak to się ma do obiektywnej strony każdej opcji?
Jeśli fakty i twoje odczucia są zgodne, to masz gotową odpowiedź. Jeśli odkryłeś,
że któraś możliwość cię niepokoi, choć fakty wskazują, iż jest właściwa, to może
lepiej byłoby jeszcze raz przemyśleć sytuację. Daj sobie trochę czasu i zastanów się
poważnie, zanim ruszysz naprzód. Może zdecydujesz się zignorować fakty
i postąpić zgodnie z podszeptem intuicji – a może na odwrót. Cokolwiek
postanowisz, masz przynajmniej pewność, że wysłuchałeś swojego wewnętrznego
głosu.
Decyzja, stop!

Aby poznać swoje prawdziwe odczucia na temat różnych możliwości, po prostu


wybierz jedną z nich i zapisz ją na kartce. Jeśli na przykład nie jesteś pewny, czy
zakończyć związek, napisz do swojego partnera list, w którym wyjaśniasz, że z nim
zrywasz. Jeśli nie wiesz, czy zwolnić się z pracy – śmiało, napisz list rezygnacyjny.
A teraz zatrzymaj się. Jak się czujesz teraz? Trzymasz w rękach swoją przyszłość.
Naprawdę chcesz wysłać ten list czy może coś w środku mówi ci, że to niesłuszne
posunięcie? Czy to twoja intuicja, czy po prostu boisz się zmian? Co mówi ci
wewnętrzny głos, kiedy już wszystko jest postanowione?
2. Staraj się wzmocnić swoją intuicję.

Moje badania na temat szczęścia i intuicji wykazały też, że szczęściarze podejmują


różne działania, żeby wspomóc swoją intuicję. Niektórzy po prostu wyciszają
umysł, inni poświęcają sporo czasu na bardziej konkretne formy medytacji. Jeszcze
inni szukają spokojnego miejsca do zadumy albo przestają myśleć o problemie, by
wrócić do niego później. Wiele z tych technik jest bardzo prostych i zastosowanie
ich w życiu nie wymaga wiele wysiłku. Spróbuj tych, które najbardziej do ciebie
przemawiają, i przekonaj się, co z tego wyniknie.
PROPONOWANE ĆWICZENIE
Medytacja – to jest to

Wielu farciarzy uważa, że medytacja to najprostsza metoda na poprawienie intuicji.


Nie chodzi o to, żeby wsłuchiwać się w przeczucia podczas samej medytacji.
Medytacja to czas na oczyszczenie umysłu ze zbędnych myśli, które nas
rozpraszają. Dopiero po takiej sesji, kiedy umysł jest jasny i wyciszony, intuicja
osiąga szczytową formę.
Poszukaj sobie zacisznego pokoju i wygodnego siedzenia. Zamknij oczy
i wykonaj ćwiczenie relaksacyjne opisane na stronie 104. Kiedy już ogarnie cię
spokój, zacznij powtarzać w myśli jakieś słowo albo zdanie. Nieważne, co to
będzie – może to być imię przyjaciela, kilka wersów piosenki albo nawet tytuł tej
książki. Chodzi o to, by przez jakiś czas powtarzać tę „mantrę” i w ten sposób
oczyścić umysł ze wszystkiego innego. Skup myśli na wybranym słowie czy zdaniu
i postaraj się, by nie błądziły po innych tematach. Z początku nie będzie to wcale
łatwe, ale nie poddawaj się – pamiętaj: trening czyni mistrza. Z czasem będzie ci
coraz łatwiej skupić myśli i osiągnąć stan wyciszenia. Po mniej więcej dziesięciu
minutach takiej koncentracji otwórz oczy.
Spróbuj wykonywać to ćwiczenie trzy razy w tygodniu, poświęcając na nie około
dwudziestu minut – i przekonaj się, jak wpłynie ono na twoje życie.
ROZDZIAŁ 5

Trzecie prawo szczęścia:


spodziewaj się najlepszego

Szczęście zależy od tego, czy gotowi jesteśmy dostrzec nadarzające się okazje.
Oprah Winfrey
Największym szczęściarzem jest ten, kto wierzy we własne szczęście.
Niemieckie przysłowie

Oczekiwania wobec przyszłości pozwalają szczęściarzom spełniać


marzenia i realizować ambicje

Wszyscy mamy jakieś marzenia i ambicje. Niektórzy chcą odnieść oszałamiający


sukces w biznesie, wygrać na loterii albo podróżować po świecie. Inni noszą
w sercu sekretne pragnienie, aby zostać sławnym pisarzem, artystą czy gwiazdą
filmu. Większość ludzi pragnie udanego związku, wielu chciałoby znaleźć pracę,
która będzie im sprawiać radość, wszyscy chcemy być zdrowi.
Moje badania wykazały, że marzenia i ambicje szczęściarzy często się spełniają,
podczas gdy pechowcy rzadko osiągają w życiu to, czego pragną.
Pech Clare zaczął się już we wczesnym dzieciństwie.
Mój ojciec był bardzo zapracowany, a mama często przebywała w szpitalu. Zajmowała się nami babcia,
i przed szkołą musiałam wykonywać różne prace domowe. Kiedy inne dzieci szły się bawić, ja musiałam
przez cały czas pracować i nie wychodziłam na dwór, więc nigdy nie miałam przyjaciół ani kolegów do
zabawy. Byłam przekonana, że tracę całe moje dzieciństwo, i uważałam, że babcia jest zbyt surowa.
Czułam, że to nie fair.

Clare miała pecha w różnych dziedzinach życia, z karierą zawodową i życiem


miłosnym włącznie. Bardzo chciała znaleźć pracę, która dawałaby jej satysfakcję,
i próbowała swoich sił w reklamie i w sprzedaży czasopism. Ale w żadnej pracy nie
osiągnęła szczególnych sukcesów, nie znalazła też takiej, którą naprawdę by lubiła.
Clare zawsze pragnęła też stworzyć pełen miłości, trwały związek. Za swojego
pierwszego męża, Kena, wyszła w wieku dwudziestu lat i miała z nim dwoje dzieci.
Po kilku latach Ken zaczął fizycznie znęcać się nad Clare i sypiać z innymi
kobietami.
W roku 1988 Ken zginął niespodziewanie w wypadku spadochronowym. Przez
wiele lat Clare miała trudności z poznawaniem nowych ludzi, ale w końcu spotkała
Dicka. Niestety Dick był bezrobotny, więc Clare musiała utrzymywać ich oboje
i dzieci. Trzy lata temu Dick zostawił ją dla innej kobiety. Po kolejnym okresie
samotności Clare poznała Donalda. Związek zaczął się dobrze, ale Donald wkrótce
stał się obsesyjne zazdrosny i nie można było się z nim porozumieć. Clare i Donald
pozostali przyjaciółmi, ale nie są już razem. Clare znów jest samotna
i nieszczęśliwa.
W przeciwieństwie do niej pięćdziesięciojednoletni Erik jest wyjątkowym
szczęściarzem. On też próbował wielu różnych zawodów. Pracował jako goniec
w biurze, górnik w kopalni węgla, taksówkarz i krupier. I wszystkie te prace
sprawiały mu radość:
Uwielbiałem wszystkie moje prace. Jedną z rzeczy, które najbardziej lubię w życiu, jest prowadzenie
samochodu, i kiedy byłem taksówkarzem, dostawałem pieniądze za jeżdżenie cudzym, ładnym
samochodem. Lubię też grać w karty. Pracowałem w kasynie jako krupier, mogłem więc grać cudzymi
pieniędzmi, bez żadnego ryzyka – to był idealny układ. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek robił
coś, co nie dawało mi przyjemności.

Erik również marzył zawsze o wspaniałym związku i szczęśliwej rodzinie. Ale


odwrotnie niż w wypadku Clare, jego marzenia się spełniły. Erik poznał swoją żonę
czterdzieści lat temu i od razu wiedział, że są sobie przeznaczeni. Są szczęśliwym
małżeństwem, mają troje dzieci i siedmioro wnucząt. Erik tak opowiada o swoim
życiu rodzinnym:
Wnuki są dla nas prawdziwym skarbem, nasze życie jest tak pełne… Zawsze powtarzam ludziom: „Nigdy
nie spotkacie większego szczęściarza ode mnie”. Jestem pewien, że jakiś Anioł Stróż – nazywam go tak
z braku lepszego słowa, opiekuje się mną.

Clare i Erik są typowymi przykładami ludzi biorących udział w moich badaniach.


Choć ich marzenia i pragnienia są podobne, marzenia pechowców zwykle pozostają
ulotną fantazją, podczas gdy szczęściarze z łatwością osiągają w życiu wszystko,
o czym marzą.
Moje badania wykazały, że szczęściarze nie realizują swoich marzeń i ambicji
wyłącznie dzięki przypadkowi. Nie jest też prawdą, że wyłącznie złośliwość losu
przeszkadza pechowcom osiągnąć to, czego pragną. Zdolność lub niezdolność do
osiągania zamierzonych celów wynika z fundamentalnej różnicy w podejściu
jednych i drugich do samych siebie i do życia.

REGUŁA PIERWSZA:
Szczęściarze wierzą, że los zawsze będzie im sprzyjał
Wszyscy mamy jakieś oczekiwania wobec przyszłości. Niektórzy spodziewają się,
że zawsze będą szczęśliwi i zdrowi; inni są przekonani, że ich życie będzie pełne
nieszczęść i smutków. Niektórzy wierzą, że znajdą swoją wymarzoną drugą połowę;
inni sądzą, że są skazani na kolejne nieudane związki. Niektórzy są pewni, że
doskonale poradzą sobie w pracy, inni spodziewają się, że zawsze pozostaną na
najniższym szczeblu drabiny kariery.
Pozwól, że zadam ci kilka pytań o przyszłość. Na skali od 0 do 100 procent –
gdzie 0 procent oznacza, że dane wydarzenie nigdy nie nastąpi, a sto procent
oznacza całkowitą pewność, że ono nastąpi – jakie są szanse, iż zrealizujesz swoje
życiowe ambicje? Dwadzieścia procent? Pięćdziesiąt procent? Siedemdziesiąt? A co
sądzisz na temat przyszłych wakacji? Myślisz, że będziesz się świetnie bawić?
Bardzo chciałem się dowiedzieć, jak mają się do siebie oczekiwania szczęściarzy,
pechowców i ludzi, którzy nie uważają się ani za szczególnie szczęśliwych, ani zbyt
pechowych. Kiedy zadałem te pytania szczęściarzom i pechowcom, usłyszałem
kilka zdumiewających odpowiedzi.
Zapytałem uczestników, jak oceniają prawdopodobieństwo wystąpienia w ich
przyszłym życiu różnych pozytywnych wydarzeń. Niektóre pytania były
sformułowane dość ogólnie, jak na przykład pytanie o realizację życiowych
planów. Inne były bardziej precyzyjne i dotyczyły prawdopodobieństwa np.
spędzenia wspaniałych wakacji czy niespodziewanej wizyty dawno niewidzianego
przyjaciela. Niektóre pytania dotyczyły wydarzeń, na które uczestnicy mieli
wpływ – na przykład utrzymania dobrych stosunków w rodzinie, a inne wydarzeń,
które były całkowicie poza ich kontrolą, jak na przykład niespodziewany prezent
w postaci pięćdziesięciu funtów.

ĆWICZENIE 9

Pozytywne oczekiwania
Oto kwestionariusz używany do oceny pozytywnych oczekiwań uczestników moich
badań. Poświęć kilka chwil na wypełnienie go i przekonaj się, jak wyglądają twoje
wyniki w porównaniu z wynikami szczęściarzy, pechowców i osób neutralnych (to
znaczy tych, które nie uważają się ani za wyjątkowo szczęśliwe, ani za szczególnie
pechowe).
Na górze nowej strony dziennika szczęścia zapisz nagłówek „Pozytywne
oczekiwania”. Teraz narysuj pionową linię przez środek strony. Po lewej wypisz
w kolumnie litery od a do h. Następnie przeczytaj wszystkie stwierdzenia zawarte
w kwestionariuszu i po prawej stronie zapisz liczbę między 0 a 100, wskazującą,
jakie są szanse, że w którymś momencie twojego życia nastąpi wymienione
wydarzenie (0 oznacza, że nie wierzysz, aby miało ono w ogóle nastąpić, a 100
całkowitą pewność, że kiedyś nastąpi).
Możesz zapisać jakąkolwiek liczbę między 0 i 100, ale pamiętaj – im wyższa
liczba, tym wyżej oceniasz prawdopodobieństwo danego wydarzenia. Nie
zastanawiaj się zbyt długo nad żadną pozycją i staraj się odpowiadać szczerze.
Stwierdzenie / Prawdopodobieństwo (0–100)
a. Ktoś powie mi, że jestem utalentowany.
b. Będę wyglądać młodo na swój wiek, kiedy będę starszy.
c. W przyszłe wakacje będę się świetnie bawił.
d. Dostanę 50 funtów na własne przyjemności.
e. Osiągnę przynajmniej jeden z życiowych celów.
f. Stworzę lub utrzymam dobre stosunki z rodziną.
g. Odwiedzi mnie przyjaciel z daleka.
h. Będę podziwiany za swoje osiągnięcia.
Punktacja
Aby obliczyć wynik, po prostu dodaj do siebie liczby, które napisałeś w prawej
kolumnie, i podziel sumę przez 8 (jak na przykładzie poniżej).
Dałem ten kwestionariusz do wypełnienia dużej grupie ludzi.
Stwierdzenie / Prawdopodobieństwo (0–100)
a. Ktoś powie mi, że jestem utalentowany. (85)
b. Będę wyglądać młodo na swój wiek, kiedy będę starszy. (12)
c. W przyszłe wakacje będę się świetnie bawił. (55)
d. Dostanę 50 funtów na własne przyjemności. (48)
e. Osiągnę przynajmniej jeden z życiowych celów. (80)
f. Stworzę lub utrzymam dobre stosunki z rodziną. (80)
g. Odwiedzi mnie przyjaciel z daleka. (95)
h. Będę podziwiany za swoje osiągnięcia. (75)
Suma (530)
Wynik (suma podzielona przez 8) (66,25)
Dałem ten kwestionariusz do wypełnienia dużej grupie ludzi.
Niskie wyniki: od 0 od 45
Średnie wyniki: od 46 do 74
Wysokie wyniki: od 75 do 100
I jak wyglądają twoje oczekiwania na przyszłość?

Jak ukazano na wykresie na stronie 155, wiara szczęściarzy w powodzenie


w przyszłości była o wiele większa niż pechowców. Przeciętnie szczęściarze mieli
90 procent pewności, że w najbliższe wakacje będą się świetnie bawić, 84 procent
pewności, że osiągną przynajmniej jeden z życiowych celów, i około 70 procent, że
dostaną pięćdziesiąt funtów do wydania na własne przyjemności. Wszystkie te
procentowe wartości były u nich o wiele wyższe niż u pechowców.

Wysokie oczekiwania szczęściarzy nie ograniczały się do niektórych pytań. Byli


oni pewni wystąpienia zarówno wydarzeń opisanych ogólnie, jak i tych bardziej
konkretnych; tych, na które mają wpływ, i tych poza ich kontrolą. Ogólnie rzecz
biorąc, szczęściarze mieli zdumiewająco wysokie oczekiwania, jeśli chodzi
o wszystkie wydarzenia wymienione w kwestionariuszu. Byli głęboko przekonani,
że ich przyszłość okaże się wspaniała.
Chciałem zbadać także negatywne oczekiwania szczęściarzy i pechowców,
zapytałem ich więc o prawdopodobieństwo wystąpienia różnych negatywnych
wydarzeń, jak na przykład ulicznej napaści czy uciążliwej bezsenności.
Podobnie jak poprzednio, uczestnicy mieli oszacować prawdopodobieństwo na
skali od 0 procent do 100 procent, i znów między obiema grupami wystąpiły
ogromne różnice. Ale tym razem wyższe wyniki osiągnęli pechowcy.

ĆWICZENIE 10

Negatywne oczekiwania
Oto kwestionariusz stosowany do oceny negatywnych oczekiwań uczestników
badań. Poświęć kilka chwil na jego wypełnienie i przekonaj się, jak wyglądają twoje
wyniki w porównaniu z wynikami szczęściarzy, pechowców i osób neutralnych.
Na górze nowej strony dziennika szczęścia zapisz nagłówek „Negatywne
oczekiwania”. I znów narysuj pionową linię przez środek strony i po lewej wypisz
w kolumnie litery od a do h. Teraz przeczytaj wszystkie stwierdzenia za-warte
w kwestionariuszu i po prawej stronie zapisz liczbę między 0 a 100, wskazującą,
jakie są szanse, że w którymś momencie twojego życia nastąpi wymienione
wydarzenie (0 oznacza, że nie wierzysz, aby miało ono w ogóle nastąpić, a 100
całkowitą pewność, że kiedyś nastąpi).
Możesz zapisać jakąkolwiek liczbę między 0 i 100, ale pamiętaj – im wyższa
liczba, tym wyżej oceniasz prawdopodobieństwo danego wydarzenia. Nie
zastanawiaj się zbyt długo nad żadną pozycją i staraj się odpowiadać szczerze.
Stwierdzenie / Prawdopodobieństwo (0–100)
a. W przyszłości będę miał dużą nadwagę.
b. Codziennie będę miał poważne kłopoty z zaśnięciem.
c. Dokonam złego wyboru zawodu.
d. Wpadnę w alkoholizm.
e. Będę cierpiał na głęboką depresję.
f. Będę próbował popełnić samobójstwo.
g. Zostanę napadnięty.
h. Zachoruję na zapalenie opon mózgowych.
Punktacja
Aby obliczyć wynik, po prostu dodaj do siebie liczby, które napisałeś w prawej
kolumnie, i podziel sumę przez 8 (jak na przykładzie poniżej).
Stwierdzenie
a. W przyszłości będę miał dużą nadwagę. (15)
b. Codziennie będę miał poważne kłopoty z zaśnięciem. (25)
c. Dokonam złego wyboru zawodu. (40)
d. Wpadnę w alkoholizm. (2)
e. Będę cierpiał na głęboką depresję. (3)
f. Będę próbował popełnić samobójstwo. (5)
g. Zostanę napadnięty. (30)
h. Zachoruję na zapalenie opon mózgowych. (5)
Suma (125)
Wynik (suma podzielona przez 8) (15,62)
Dałem ten kwestionariusz do wypełnienia dużej grupie ludzi.
Niskie wyniki: od 0 od 45
Średnie wyniki: od 46 do 74
Wysokie wyniki: od 75 do 100
I jak wyglądają twoje oczekiwania na przyszłość?

Badanie wykazało, że pechowcy o wiele wyżej niż szczęściarze ocenili


prawdopodobieństwo wystąpienia w ich życiu wszystkich wydarzeń wymienionych
w kwestionariuszu. Od samobójstwa po bezsenność, od złego wyboru zawodu po
nadwagę – pechowcy byli o wiele bardziej przekonani, że właśnie im się to
przydarzy.

Te proste zestawy pytań ukazały, że szczęściarze i pechowcy patrzą na świat


w zupełnie inny sposób. Szczęściarze wierzą, że ich przyszłość będzie jasna, widzą
ją różowo. Według pechowców przyszłość będzie ponura i mroczna.
Na początku tego rozdziału przedstawiłem pechową Clare i szczęśliwego Erika.
Jak wiele osób biorących udział w badaniach, Clare i Erik mieli podobne marzenia
i ambicje. Oboje pragnęli stworzyć pełen miłości związek i znaleźć pracę, która
będzie im sprawiała radość. Jednak marzenia Clare pozostały w sferze fantazji,
podczas gdy Erik osiągnął wiele życiowych celów z niemal magiczną łatwością.
Clare i Erik również wypełnili kwestionariusze oczekiwań. Clare bardzo wysoko
oceniła prawdopodobieństwo wystąpienia w jej życiu negatywnych wydarzeń,
a Erik był równie pewien, że doświadczy wszystkiego, co dobre. Różnice między
ich ocenami były zdumiewające. Clare oceniła, że ryzyko poważnej nadwagi
wynosi w jej wypadku sześćdziesiąt procent, gdy Erik stwierdził, że u niego jest to
absolutnie nieprawdopodobne. Był też pewien, że będzie się świetnie bawił
w najbliższe wakacje, podczas gdy Clare oceniła swoje szanse w tym względzie
zaledwie na dziesięć procent. Ta różnica oczekiwań dała się wyraźnie wychwycić
również podczas rozmów, jakie z nimi przeprowadziłem. Jak wielu pechowców,
Clare była święcie przekonana, że urodziła się pechowcem i że przyszłość chowa
dla niej w zanadrzu wyłącznie nieszczęścia i cierpienie:
Poszłam kiedyś do wróżki, która stwierdziła, że urodziłam się po niewłaściwej stronie Wagi. Powiedziała,
że Waga to jedyny znak, który ma negatywną i pozytywną stronę, a ja urodziłam się po tej negatywnej.
Myślę, że wszystko, co zrobię, pójdzie źle. Za każdym razem, kiedy chcę kupić los na loterię, myślę
sobie: „Po co, i tak nic nie wygram”. W połowie lat osiemdziesiątych napisałam dwie książki i teraz jestem
w trakcie pisania kolejnej. Ale zaczęłam ją jakieś półtora roku temu, a od roku nad nią nie pracowałam –
mam wprawdzie nadzieję, że zostanie wydana, ale nie bardzo w to wierzę.

W przeciwieństwie do niej Erik widział swoją przyszłość w o wiele jaśniejszych


barwach:
Ile razy się do czegoś zabieram, wierzę, że mi się uda. Jestem przekonany, że wszystko będzie dobrze.
Oczywiście nie zawsze się to sprawdza, ale nawet wtedy złe wydarzenia obracają się na dobre
i ostatecznie jestem zadowolony. Niektórzy nie zdają sobie sprawy ze swojego szczęścia. Wyglądają przez
okno i mówią: „O rety, znowu pada”. A ja widzę deszcz i myślę: „Świetnie, jutro wzejdą moje kwiatki”.

To zdumiewające, jak różne są oczekiwania szczęściarzy i pechowców. Te różnice


są właśnie kluczem do zagadki, dlaczego ci pierwsi realizują swoje marzenia
z niezwykłą łatwością, podczas gdy drudzy rzadko zdobywają w życiu to, czego
pragną. Zanim wyjaśnię, dlaczego oczekiwania mają tak ogromny wpływ na nasze
życie, ważne, abyś zrozumiał, skąd się bierze ta różnica spojrzenia w przyszłość.
Wyobraź sobie, że kilka tygodni temu złożyłeś podanie o wymarzoną pracę
i właśnie dostałeś list z zaproszeniem na rozmowę. Po otwarciu koperty przez
chwilę zastanawiasz się, jakie masz szanse na otrzymanie tej posady. Możesz się
zastanawiać, o co zostaniesz zapytany, czy posiadasz odpowiednie umiejętności
i czy uda ci się dobrze wypaść na rozmowie. Odpowiedź na te pytania raczej nie
sprawi ci kłopotu. Przecież wiesz, czy potrafisz się przygotować do rozmowy,
wiesz, czy masz odpowiednie kwalifikacje i czy umiesz się skutecznie
zareklamować.
Ale jest też wiele czynników, które o wiele trudniej przewidzieć. Możesz spóźnić
się na rozmowę z powodu nieprzewidzianej przeszkody, na którą nie będziesz mieć
żadnego wpływu. Możesz wypaść nie najlepiej, bo będziesz przemoczony przez
nagłą ulewę. Możesz na wstępie zrobić złe wrażenie, bo potkniesz się o dywan
i przewrócisz tuż po wejściu do pokoju. Takich wypadków nie jesteś w stanie
przewidzieć. Mogą się one wydarzyć lub nie.
A teraz wyobraź sobie, jak by to było, gdybyś był wyjątkowym szczęściarzem
lub pechowcem. Jeśli masz szczęście, te wszystkie nieprzewidywalne wydarzenia
będą działać na twoją korzyść. Zjawisz się punktualnie, pogoda będzie piękna,
a rogi dywanów będą leżały płasko na podłodze. Jeśli masz pecha, wszystko
sprzysięgnie się przeciwko tobie. Nie zdążysz na czas, na niebie zbiorą się burzowe
chmury, a dywany będą złośliwie zadzierać rogi. Prawdę mówiąc, negatywny obrót
tych pozornie nieprzewidywalnych wydarzeń jest jedną z niewielu pewnych rzeczy
w życiu pechowca.
To jeden z powodów tak drastycznej różnicy między oczekiwaniami szczęściarzy
i pechowców. Szczęściarze są przekonani, że wszelkie nieprzewidywalne
i niekontrolowane wydarzenia będą działać na ich korzyść. Pechowcy wręcz
odwrotnie – wydarzenia, zarówno te znajdujące się pod ich kontrolą, jak i poza nią
będą zawsze działać przeciwko nim. A jak przekonaliśmy się w rozdziale 2.,
szczęście przejawia się we wszystkich aspektach życia. Nie chodzi tylko o rozmowy
kwalifikacyjne – szczęście dotyczy również naszego zdrowia, kariery i dobrobytu.
Szczęściarze są przekonani, że dla nich słońce nigdy nie zajdzie, a pechowcy
spodziewają się burzowych chmur nad głową tak w życiu prywatnym, jak
i zawodowym.
Jest jeszcze jedna przyczyna tak ekstremalnie różnych oczekiwań szczęściarzy
i pechowców. Większość ludzi opiera swoje postrzeganie przyszłości na
wydarzeniach z przeszłości. Jeśli w przeszłości byliśmy zdrowi, prawdopodobnie
na przyszłość będziemy oczekiwać tego samego. Jeśli w przeszłości dobrze
wypadaliśmy na rozmowach kwalifikacyjnych, to pewnie spodziewamy się, że
w przyszłości pójdzie nam równie dobrze. Pechowcy myślą dokładnie tak samo.
Pechowcy są przekonani, że jeśli ich samolot raz wylądował z opóźnieniem, to
spóźni się i następnym razem. Jeśli w przeszłości „oblewali” rozmowy o pracę, to
na kolejnych wypadną równie fatalnie. Ale co się dzieje, kiedy pechowca spotka
szczęśliwe wydarzenie, a szczęściarza pech? Można by pomyśleć, że ich
oczekiwania wobec przyszłości zmienią się choć odrobinę.
W rzeczywistości dzieje się coś bardzo dziwnego. Szczęściarze postrzegają
pechowe wydarzenia jako jednorazowe przypadki. Po prostu bagatelizują je i nie
pozwalają, aby miały one wpływ na ich oczekiwania. Pechowcy są przekonani, że
każdy uśmiech losu w ich życiu jest krótkotrwały, a po nim natychmiast nastąpi
„przepisowa dawka” pecha. Poznaliśmy wcześniej pechową Clare. Była
nieszczęśliwa w miłości i nigdy nie mogła znaleźć pracy, z której byłaby
zadowolona. Zapytałem ją, jak szczęśliwe wydarzenia wpływają na jej oczekiwania
wobec przyszłości:
Jestem przekonana, że po każdym pozytywnym wydarzeniu musi nastąpić coś złego. Gdyby spotkało mnie
szczęście, byłabym naprawdę zdumiona – przecież ciągle mam pecha. Myślę, że gdybym wygrała
pieniądze na loterii, spodziewałabym się, że ktoś mi je zabierze albo dowiem się, że tak naprawdę nic nie
wygrałam, czy coś w tym stylu. Tak właśnie czuje się ktoś, kto całe życie ma pecha. Po prostu nie wierzy,
aby mogło go spotkać coś dobrego.

Pechowcy, z którymi rozmawiałem, nieodmiennie wyrażali właśnie takie


przekonanie. Jedna z uczestniczek stwierdziła:
Wydaje się niemal, że jeśli zaczyna mi się układać, zaraz przyjdzie ktoś w wielkich buciorach, rozdepcze
mnie i powie: „O nie, ona się za dobrze bawi” – i znów będzie po staremu. Jak tylko zaczynam się choć
trochę lepiej czuć, natychmiast zostaję z powrotem wdeptana w ziemię. Bez przerwy zastanawiam się, co
mnie spotka za chwilę, co czyha za rogiem. Pewnie nie powinno się tak myśleć. Powinno się myśleć: „Jak
miło, mam nadzieję, że to będzie trwać i trwać”, ale ja po prostu tak nie potrafię.

Pechowcy są przekonani, że wszelki fart, jaki spotyka ich w życiu, wkrótce


przeminie, a ich przyszłość w dalszym ciągu będzie ponura i nieszczęśliwa.
Szczęściarze bagatelizują wszelkie nieszczęśliwe wydarzenia, uznając je za
przejściowe. Dzięki temu są w stanie utrzymać swoje przekonanie o świetlanej,
szczęśliwej przyszłości.
Jak oddziałują te tak różne punkty widzenia na nasze życie? Nasze oczekiwania
mają potężny wpływ na nasz sposób myślenia, zachowania i uczucia. Od nich może
zależeć nasze zdrowie, stosunek do innych i stosunek innych do nas. Moje badania
wykazały, że specyficzne oczekiwania pechowców i szczęściarzy mają ogromny
wpływ na ich losy. Wyjątkowy sposób, w jaki szczęściarze patrzą w przyszłość,
sprawia, że o wiele efektywniej od innych potrafią realizować swoje marzenia
i cele – tak samo pechowcy, zakładając z góry, że ich przyszłość będzie
nieszczęśliwa, zamykają sobie drogę do realizacji swoich życiowych pragnień.
Wszystko sprowadza się do jednej i tej samej zasady – skrajne oczekiwania
potrafią działać jak samospełniające się przepowiednie.
Wyobraź sobie, że właśnie przeprowadziłeś się do innej dzielnicy i jesteś trochę
przygnębiony, bo masz trudności z poznawaniem nowych ludzi. Dla zabawy
postanawiasz wybrać się do wróżki, aby się dowiedzieć, co przyniesie ci
przyszłość. Wróżka bierze od ciebie pieniądze, zagląda w szklaną kulę i mówi
z uśmiechem, że twoja przyszłość maluje się w jasnych barwach. Mówi, że za kilka
miesięcy będziesz mieć wielu bliskich, lojalnych przyjaciół. Przepowiednia dodaje
ci otuchy i wychodząc od wróżki, czujesz się o wiele szczęśliwszy niż przed wizytą.
A ponieważ jesteś zadowolony i pełny otuchy na przyszłość, częściej się
uśmiechasz, częściej wychodzisz z domu i częściej rozmawiasz z ludźmi. Krótko
mówiąc, zaczynasz się zachowywać w sposób, który znacznie zwiększa twoje
szanse na nowe znajomości. Po kilku tygodniach przekonujesz się, że rzeczywiście
otacza cię krąg bliskich przyjaciół, i chętnie polecasz innym twoją wróżkę.
Możliwe jednak, że wróżka wcale nie zajrzała w przyszłość – tak naprawdę
pomogła ci ją ukształtować. Jej słowa wpłynęły na twoje oczekiwania wobec życia
towarzyskiego, a to z kolei zmieniło twoje zachowanie i sprawiło, że miały one
większą szansę się ziścić. Twoje oczekiwania zadziałały jak samospełniająca się
przepowiednia.
Badania wykazały, że takie samospełniające się przepowiednie potrafią wpływać
na wiele sfer naszego życia. W pewnym sławnym eksperymencie psychologowie
powiedzieli amerykańskim nauczycielom szkół średnich, że niektóre dzieci z ich
klas zostały zidentyfikowane jako obdarzone szczególnymi zdolnościami, które
jeszcze się nie ujawniły, i że dzieci te prawdopodobnie w przyszłości będą
wybitnymi uczniami. Tak naprawdę nie wyróżniały się one niczym szczególnym –
zostały wybrane losowo. Przez kilka miesięcy badacze obserwowali, jaki wpływ na
uczniów będą mieć oczekiwania ich nauczycieli. Nie zdając sobie z tego sprawy,
nauczyciele dawali tym uczniom o wiele więcej zachęty i pochwał i pozwalali im
zadawać na lekcjach dodatkowe pytania. W efekcie przypadkowo wybrane
„uzdolnione” dzieci uczyły się o wiele lepiej i uzyskiwały wyższe niż pozostałe
dzieci wyniki w testach na inteligencję. Pod wpływem swoich oczekiwań
nauczyciele zachowywali się w sposób, który sprawił, że oczekiwania te sprawdziły
się w rzeczywistości.

Potęga oczekiwań
Nasze oczekiwania wpływają na wiele aspektów naszego sposobu myślenia
i zachowania. Rzućmy okiem na zdanie:
NAJLEPSZE KASZTANY SĄ
SĄ NA PLACU PIGALLE
Większość ludzi czyta to zdanie jako „Najlepsze kasztany są na Placu Pigalle”. Ale
jeśli przyjrzymy się uważnie, przekonamy się, że tak naprawdę brzmi ono
„Najlepsze kasztany są są na Placu Pigalle”. Nie spodziewamy się jednak, że wyraz
„są” wystąpi w zdaniu dwa razy z rzędu, czytamy więc raczej to, czego się
spodziewamy, a nie to, co jest naprawdę napisane.
Kolejny eksperyment udowodnił, że oczekiwania ludzi mogą wpłynąć na czas ich
reakcji. Jego uczestnicy zostali losowo podzieleni na dwie grupy. Osoby
z pierwszej grupy miały naciskać włącznik w chwili, kiedy zapali się światło.
Poproszono je, aby starały się z całych sił. Osoby z drugiej grupy poproszono, aby
wyobraziły sobie, że są pilotami myśliwca, zdolnymi do błyskawicznych reakcji.
Dostały identyczne zadanie jak pierwsza grupa – miały naciskać guzik, kiedy tylko
zapali się światło. O dziwo, osoby z drugiej grupy reagowały o wiele szybciej niż
te z pierwszej. Były przekonane, że dobrze wypadną, i ich oczekiwania wpłynęły na
ich zachowanie. Dokładnie tak samo szczęściarze spodziewają się, że dobrze sobie
poradzą w życiu, i oczekiwania te mają ogromny wpływ na ich sukcesy.

Samospełniające się przepowiednie dotyczą nie tylko osiągnięć dzieci w szkole.


Mają one wpływ na nasze zdrowie, zachowanie w miejscu pracy, na nasz stosunek
do innych i innych do nas. Można wręcz stwierdzić, że praktycznie cały czas
wpływają na wiele aspektów naszego życia. Moje badania wykazały, że skrajnie
różne oczekiwania szczęściarzy i pechowców mają ogromny potencjał jako
samospełniające się przepowiednie – a to z kolei wyjaśnia, dlaczego marzenia
szczęściarzy tak często się spełniają, podczas gdy w wypadku pechowców jest
wręcz odwrotnie.

REGUŁA DRUGA:

Szczęściarze dążą do celu, nawet jeśli szanse na sukces są niewielkie,


i nie poddają się w obliczu porażki
Pomówmy o najbardziej bezpośrednim wpływie samospełniających się
przepowiedni na losy szczęściarzy i pechowców. W poprzednim podrozdziale
przedstawiłem sposób myślenia pechowców na temat przyszłości – są oni często
przekonani, że ich przyszłe życie będzie pełne porażek i nieszczęść. Są pewni, że
obleją egzaminy i nie znajdą satysfakcjonującej pracy. A co gorsza, wierzą również,
że nie są w stanie w żaden sposób zapobiec przyszłym nieszczęściom. Są
przekonani, że urodzili się pechowcami i że przez całe życie pech ich nie opuści.
Takie przekonanie może sprawić, że szybko stracą nadzieję i zwyczajnie się
poddadzą.
Można to zilustrować prostym przykładem. We wcześniejszych rozdziałach
poznaliśmy szczęśliwych „wygrywaczy” konkursów: Lynne, Joego i Wendy.
Wszyscy troje wygrali wiele nagród, a swoje szczęście przypisują głównie faktowi,
że biorą udział w dużej liczbie konkursów. Jak mówi Joe: „Żeby wygrać, trzeba
grać”. Wielu pechowców opowiadało mi, że nigdy nie biorą udziału w konkursach
i loteriach, ponieważ są pewni, że przez swojego pecha i tak nic nie wygrają. Lucy,
dwudziestotrzyletnia studentka, powiedziała mi podczas wywiadu:
Pamiętam, że nawet jako dziecko nie zgłaszałam się do konkursów, bo nigdy nic nie wygrałam. Kiedy
miałam siedem lat, w mojej szkole odbył się uroczysty apel. Rodzice byli na widowni. Mama zgłosiła
mnie do loterii; kiedy wywołano zwycięzcę, okazało się, że to ja. Ale to nie ja wzięłam w tym udział,
tylko moja mama. Według mnie to ona wygrała, a nie ja.

Widać z tego jasno, w jaki sposób oczekiwania pechowców zmieniają się


w samospełniające się przepowiednie. Nie biorąc udziału w konkursach i loteriach,
pechowcy ograniczają do minimum szanse wygranej. Dokładnie to samo dotyczy
innych aspektów ich życia. Brak jakichkolwiek prób odmiany losu w prosty sposób
przekształca niskie oczekiwania pechowców w żałosną rzeczywistość.
Pewna pechowa studentka z długą listą oblanych egzaminów opowiedziała mi, co
myśli o czekającej ją za kilka miesięcy sesji:
Jestem przekonana, że nie zdam tych egzaminów. Często zupełnie się załamuję i myślę: „Nie ma sensu się
męczyć, i tak obleję”. W przeszłości kilka razy w ogóle nie poszłam na egzamin, bo uznałam, że nie ma
sensu. Czasem nawet nie powtarzałam materiału, bo byłam przekonana, że i tak nie zdam.

Inny pechowiec opowiadał, że nie jest w stanie znaleźć pracy. Poprosiłem go, aby
opisał mi, jak widzi swoją przyszłość:
Wiem, że nigdy nie znajdę pracy, więc tak naprawdę już nawet nie próbuję jej szukać. Dałem sobie spokój.
Kiedyś co tydzień przeglądałem gazety w poszukiwaniu ofert, ale teraz myślę – po co? I tak nie znajdę
niczego odpowiedniego, a nawet jeśli, to coś pójdzie nie tak, i na tym się skończy. Mam pecha, i tyle. Tak
to już ze mną jest.

Te wypowiedzi stanowią wymowną ilustrację, w jaki sposób pechowcy sami


powodują dużą część swojego pecha. Jeśli nie idą na egzamin, jest pewne, że go nie
zdadzą. Jeśli nie próbują szukać pracy, pozostaną bezrobotni. Jeśli niechętnie
chodzą na randki, zmniejszają swoje szanse na znalezienie partnera. Ich opowieści
stanowią również dowód potęgi samospełniających się przepowiedni. Pechowcy są
tak głęboko przekonani o czekającej ich porażce, że często nie podejmują żadnych
działań, żeby osiągnąć cel, a to z kolei przekształca ich oczekiwania
w rzeczywistość.
W trakcie badań przeprowadziłem prosty eksperyment, aby sprawdzić, w jaki
sposób oczekiwania szczęściarzy i pechowców wpływają na ich wytrwałość
w dążeniu do celu – rozwiązania prostego zadania. Zarówno szczęściarzom, jak
i pechowcom pokazałem dwie łamigłówki. Obie składały się z dwóch
przeplecionych ze sobą kawałków drutu. Wyjaśniłem, że w jednej z łamigłówek da
się rozdzielić kawałki, a w drugiej jest to niemożliwe, ale nie powiedziałem, która
jest która. Następnie wyjaśniałem każdemu uczestnikowi, że wcześniej rzuciłem
monetą, aby zdecydować, którą łamigłówkę dam mu do rozwiązania, po czym
wręczałem mu jedną z łamigłówek. W rzeczywistości wszyscy dostali taką samą.
Prosiłem uczestników, aby przyjrzeli się łamigłówce i stwierdzili, czy da się ją
rozłożyć, czy też nie. Rezultaty były zdumiewające. Ponad 60 procent pechowców
stwierdziło, że łamigłówki nie da się rozłożyć (w wypadku szczęściarzy było to
zaledwie 30 procent). Jak w wielu sferach życia, pechowcy poddali się, zanim
w ogóle zaczęli.
Byłem ciekaw również, w jaki sposób oczekiwania szczęściarzy wpływają na ich
zachowanie. Wydawało mi się możliwe, że ich przekonanie o pozytywnym wyniku
na przykład rozmowy kwalifikacyjnej czy egzaminu zaowocuje zbytnią pewnością
siebie, tak że nie przygotują się należycie. O dziwo, moje przypuszczenie zupełnie
się nie potwierdziło. Oczekiwania wobec przyszłości bynajmniej nie popychały
szczęściarzy do ryzykownych zachowań. Wręcz przeciwnie – ich pozytywne
oczekiwania motywowały ich do aktywnego kierowania własnym życiem.
Próbowali osiągnąć to, czego pragnęli, nawet jeśli prawdopodobieństwo sukcesu
było niewielkie.
Właśnie takie podejście stało się źródłem jednego z najszczęśliwszych zwrotów
w mojej karierze. Wkrótce po podjęciu pierwszej pracy w akademii dostałem e-
mail, który zmienił moje życie. Otrzymali go prawie wszyscy pracownicy naukowi
z niemal wszystkich brytyjskich uniwersytetów. Wysłała go grupa producentów
telewizyjnych i dziennikarzy, którzy chcieli promować naukę, organizując
gigantyczny naukowy eksperyment, w którym mogłaby uczestniczyć publiczność.
List wyjaśniał, że eksperyment zostanie przeprowadzony przez telewizję BBC
i gazetę „Daily Telegraph” i dotrze do ponad osiemnastu milionów osób. Naukowcy
zostali poproszeni o przedstawienie propozycji, jakiego typu mógłby to być
eksperyment. Natychmiast przyszło mi do głowy, że byłoby interesująco
przeprowadzić ogromne badanie na temat wykrywania kłamstwa. Szybko zrobiłem
kilka notatek, jak sobie to wyobrażam – widzom można by zaprezentować krótki
film z udziałem kogoś, kto kłamie lub mówi prawdę, i poprosić, aby telefonicznie
odpowiedzieli, czy według nich pokazana osoba jest uczciwa, czy nie. Można by też
zamieścić tekstową wersję filmu w gazecie i poprosić czytelników, by
odpowiedzieli na to samo pytanie. Mało brakowało, a nie wysłałbym mojego
pomysłu, bo zdałem sobie sprawę, że tysiące naukowców nadeśle swoje propozycje
i że mam bardzo małe szanse, aby wybrano akurat mój projekt. Ale po
zastanowieniu uznałem, że jeśli się nie zgłoszę, na pewno nie wygram, i wysłałem
e-mail ze swoim pomysłem. Kilka tygodni później ku swojej wielkiej radości
dowiedziałem się, że moja propozycja została przyjęta.
Mój eksperyment został przeprowadzony na żywo w BBC i wydrukowany
w „Daily Telegraph”. Okazał się wielkim sukcesem – wzięły w nim udział tysiące
osób. Jakiś czas potem opublikowałem wyniki w jednym z czołowych światowych
periodyków naukowych, a w następnych latach byłem kilka razy zapraszany do
pomocy w opracowaniu i przeprowadzeniu innych eksperymentów na wielką skalę.
A wszystko to dlatego, że zdecydowałem się przedstawić swój pierwszy pomysł
mimo przekonania, że szanse na sukces są niewielkie.

Szczęście, samospełniające się przepowiednie i zdrowie


Samospełniające się przepowiednie mogą mieć poważny wpływ na jeszcze jeden
istotny aspekt życia pechowców i szczęściarzy – na ich formę fizyczną. Badanie
opisane we wcześniejszej części rozdziału pokazało, że wielu pechowców
spodziewa się doświadczyć w przyszłości najróżniejszych problemów
zdrowotnych, na przykład nadwagi, uciążliwej bezsenności czy alkoholizmu. Co
gorsza, często żywią oni głębokie przekonanie, że nie są w stanie zrobić nic, aby
temu zapobiec. Urodzili się pechowcami i wierzą, że jako pechowcy są skazani na
nieszczęścia i choroby. W przeciwieństwie do nich szczęściarze są przekonani, że
zawsze będą sprawni i zdrowi. Wierzą, że jeśli chodzi o zdrowie, szczęście będzie
im dopisywać, tak jak w pozostałych sferach życia.
Liczne badania wykazały, że tego typu oczekiwania mogą mieć znaczący wpływ
na ludzkie zdrowie. Tak jak niektórzy pechowcy nie fatygują się na egzaminy
w przekonaniu, że i tak obleją, czy nie szukają pracy, bo są pewni, że jej nie znajdą,
tak ludzie przekonani, że zachorują, nie widzą sensu w dbaniu o zdrowie. Nie
próbują rzucić palenia. Nie zawracają sobie głowy ćwiczeniami ani zrównoważoną
dietą. Nie dbają o profilaktykę i nie chodzą do lekarza, kiedy źle się czują. Wierzą,
że są skazani na choroby i że nic na to nie poradzą. Ale co z ludźmi, którzy bardziej
optymistycznie patrzą w przyszłość? Czy ich wiara we własny fart nie popycha ich
do ryzykownych zachowań? Może beztrosko palą nałogowo papierosy, ponieważ
wierzą, że nigdy nie zachorują na raka? A może są tak pewni, że nie złapią żadnej
choroby przenoszonej drogą płciową, że ryzykują współżycie seksualne
z przygodnymi partnerami, na dodatek bez zabezpieczenia? Badania dowiodły, że
takie założenia są dalekie od prawdy. Osoby o pozytywnych oczekiwaniach wobec
przyszłości zwykle podejmują działania zapewniające im lepsze zdrowie. Częściej
ćwiczą, stosują zbilansowaną dietę, dbają o profilaktykę i stosują się do porad
lekarzy.
Wpływ takich przekonań i zachowań trudno bagatelizować. Fińscy badacze
zaklasyfikowali ponad dwa tysiące mężczyzn do trzech grup – w skład grupy
„negatywnej” wchodzili mężczyźni przekonani, że ich przyszłość maluje się
w czarnych barwach; grupę „pozytywną” charakteryzowało o wiele bardziej
optymistyczne spojrzenie w przyszłość; grupa „neutralna” składała się z tych,
których oczekiwania nie były ani specjalnie pozytywne, ani szczególnie negatywne.
Badacze obserwowali wszystkie grupy przez sześć lat i przekonali się, że w grupie
„negatywnej” występuje o wiele większe ryzyko śmierci z powodu raka, chorób
serca i różnych wypadków niż w grupie „neutralnej”. Natomiast w grupie
„pozytywnej” śmiertelność była o wiele niższa niż w dwóch pozostałych grupach.
W rozdziale 3. przekonaliśmy się, że pechowcy są o wiele bardziej zestresowani
niż szczęściarze i osoby neutralne. Te różnice także mogą prowadzić do
samospełniających się przepowiedni, które z kolei wywierają znaczny wpływ na
fizyczne samopoczucie i zdrowie pechowców i farciarzy. Badania udowodniły, że
osoby wyjątkowo zestresowane są często bardzo podatne na różnego rodzaju
wypadki, zarówno w domu, jak i w miejscu pracy. Ludziom zestresowanym trudno
jest się skoncentrować na tym, corobią; często myślą raczej o swoich problemach
i zmartwieniach, zamiast o tym, co dzieje się wokół nich. Nic więc dziwnego, że
pechowcy tak często ulegają wypadkom. Dowiedziono również, że wysoki poziom
stresu może osłabić system immunologiczny organizmu, przez co jesteśmy
bardziej narażeni na choroby. Mówiąc krótko, czarnowidztwo pechowców
wywołuje u nich niepokój i stres, a to z kolei może prowadzić do wyższej niż
średnia podatności na wypadki i choroby. Szczęściarze są zupełnym tego
przeciwieństwem. Mają o wiele bardziej „wyluzowane” podejście do życia, są więc
mniej podatni na choroby związane ze stresem i rzadziej ulegają wypadkom.
W grę wchodzi tutaj nie tylko ogólny wysoki poziom stresu. Wierzenia
i przekonania pechowców sprawiają, że mogą oni odczuwać szczególnie silny
niepokój w pewnych określonych momentach życia. Autorzy artykułu
opublikowanego w „British Medical Journal” dowiedli, że Amerykanie
pochodzenia chińskiego i japońskiego wykazują o siedem procent wyższą
śmiertelność z powodu przewlekłych chorób serca w czwartym dniu każdego
miesiąca. Wśród pozostałych Amerykanów nie odnotowano takiego wzrostu.
Badacze stwierdzili, że podwyższoną śmiertelność powoduje nasilenie stresu, jako
że wielu Chińczyków i Japończyków uważa liczbę cztery za pechową. Zjawisko to
nazwano efektem Baskerville’a. Charles Baskerville, bohater powieści Pies
Baskerville’ów Arthura Conan Doyle’a, umiera na atak serca z powodu silnego
stresu.
Nie sugeruję bynajmniej, że zdrowie pechowców i szczęściarzy zależy wyłącznie
od ich nastawienia do życia – pewne typy chorób nie są w żaden sposób związane
z naszymi przekonaniami i zachowaniem. Nie można jednak zaprzeczyć, że wiara
w dobry lub zły los, jaki czeka nas w przyszłości, może mieć ogromny wpływ na
wiele aspektów naszego zdrowia.

Pozytywne oczekiwania szczęściarzy często motywują ich do wytrwałości, nawet


w obliczu przeciwności losu. Na początku tego rozdziału poznaliśmy Erika. Erik
zrealizował wiele życiowych celów – stworzył pełen miłości związek, ma
szczęśliwe życie rodzinne i zawsze bez trudu znajdował pracę, która dawała mu
satysfakcję. W rozmowie ze mną podkreślał, jak istotne według niego jest aktywne
dążenie do realizacji własnych ambicji:
Każdy sam, dzięki swojej postawie tworzy własne szczęście. Jeśli siedzisz w domu i nic nie robisz, nic nie
przyjdzie do ciebie samo. Ale jeśli pracujesz na swoje szczęście, na pewno cię ono znajdzie. Święcie wierzę
w to, że jestem szczęściarzem. I chociaż są chwile, że życie nie wygląda tak różowo, wiem, że wszystko
będzie dobrze. Jeśli tylko nie przestajesz walczyć… jeśli tylko wytrwale starasz się rozwiązać problem
i znaleźć jakieś wyjście, przekonasz się, że los w końcu się uśmiechnie i pomoże ci przez wszystko przejść.

Podobne poglądy wyrażało wielu szczęśliwych uczestników badań, między innymi


Marvin, trzydziestotrzyletni prywatny detektyw. Marvin miał przez całe życie
wyjątkowy fart i zawsze udawało mu się osiągać cel, nawet jeśli szanse były
niewielkie. Swoje sukcesy w dużej mierze przypisuje pozytywnemu nastawieniu
wobec przyszłości i wyraźnie podkreśla, że aby zdobyć coś w życiu, trzeba się
postarać:
Po prostu wiem, że w końcu wszystko będzie dobrze. Wiem, że wygram na loterii. Może nie dziesięć
milionów funtów, ale na pewno znaczną sumę. Trzeba próbować. Jeśli nie kupisz losu, to na pewno nie
wygrasz. Tak samo jest z innymi sprawami w życiu. Jeśli spodziewasz się szczęścia, będziesz miał
szczęście. To kwestia stanu umysłu. Moi rodzice mieli na mnie ogromny wpływ – wyrosłem
w przekonaniu, że mogę osiągnąć wszystko, co zechcę, jeśli tylko będę wystarczająco mocno wierzył
w siebie i myślał pozytywnie.

Wytrwałość Marvina z pewnością się opłaciła. Mimo oblanego egzaminu ze


stolarki złożył podanie o pracę w dużej stoczni. Na rozmowę przyszedł pełen
energii i nadziei. Kadrowca ujął jego entuzjazm – Marvin został zatrudniony jako
stolarz. Po jakimś czasie postanowił zostać prywatnym detektywem. Mimo braku
odpowiedniego przeszkolenia i doświadczenia napisał do wszystkich agencji
detektywistycznych w swoim regionie. Nie dostał ani jednej odpowiedzi, ale zamiast
się poddać, założył najlepszy garnitur i wybrał się z wizytą do biura jednej
z największych agencji w regionie. Tak się złożyło, że kiedy wszedł, w holu stał
akurat szef firmy. Zaczęli rozmawiać. Marvin zrobił dobre wrażenie i dostał
wymarzoną posadę. Kilka godzin później wyszedł do domu z firmową papeterią
i wizytówkami w kieszeni.
Postanowiłem eksperymentalnie zbadać wpływ nastawienia pechowców
i szczęściarzy na ich wytrwałość przy rozwiązywaniu trudnej łamigłówki.
Eksperyment został przeprowadzony jako część programu telewizyjnego,
przedstawiającego moje badania nad szczęściem. Zaprosiłem do swojego
laboratorium kilku pechowców i szczęściarzy. Pokazałem im ogromną układankę,
którą wytwórnia telewizyjna stworzyła specjalnie na potrzeby programu. Składała
się ona z serii elementów, które dopasowane do siebie tworzyły wielki sześcian.
Wyjaśniałem uczestnikom, że kiedy wyjdą z pokoju, rozmontuję sześcian, a potem
pojedynczo poproszę ich do laboratorium, aby spróbowali go poskładać. Mieli na
to dowolną ilość czasu. Nie powiedziałem im, że rozwiązanie tej łamigłówki jest
prawie niemożliwe. Byłem ciekaw, jak długo będą próbować, zanim się poddadzą.
W eksperymencie wzięło udział troje szczęściarzy i troje pechowców. Dwoje
z nich już znasz – to Martin i Brenda z rozdziału 3., którzy brali udział
w eksperymencie w kawiarni. Jak pamiętasz, podczas eksperymentu Martin znalazł
pięciofuntowy banknot, który podłożyliśmy na ulicy, a potem nawiązał rozmowę
z biznesmenem w kawiarni. Jak sobie poradzi z naszą układanką? Brenda nie
zauważyła banknotu i nie odezwała się do nikogo w lokalu – ciekawe, jak długo
będzie próbowała rozwiązywać łamigłówkę? Oprócz Martina i Brendy
zaprosiliśmy jeszcze cztery osoby. Pechowiec Craig miał opinię człowieka
podatnego na wypadki, a na wakacjach spotykały go same nieszczęścia. Atrakcyjna
tancerka Sam miała pecha w miłości. Spotykała się z wieloma mężczyznami, ale
jeszcze nie znalazła wymarzonego partnera. Bernard był zawodowym alpinistą,
który cudem unikał lawin i upadków w górach całego świata, a Peter dwa razy
wygrał w konkursach duże sumy pieniędzy.
Obserwowałem ich zmagania z układanką na monitorze. Na pierwszy ogień
poszedł Martin. Spodziewałem się, że jako szczęściarz wykaże się niemałą
wytrwałością. Wszedł do laboratorium, policzył elementy, stwierdził, że jednego
brakuje i o dziwo uznał, że nie ma sensu zabierać się do układania, bo zadanie jest
niewykonalne! Widocznie trochę już zapomniał, jak się buduje z klocków, ponieważ
jego obliczenia były błędne i mylił się, sądząc, że łamigłówka jest nie do
rozwiązania. Był to dość niepokojący wstęp – zacząłem się martwić o swoją teorię.
Na szczęście wszyscy pozostali uczestnicy potwierdzili moje przewidywania.
Pechowcy Craig, Sam i Brenda poddali się po niecałych dwudziestu minutach;
szczęściarze Bernard i Peter starali się o wiele dłużej. Po półgodzinie było dla mnie
jasne, że żaden z nich nie ma zamiaru zrezygnować. Wszedłem do laboratorium
i zapytałem ich, czy nie chcą się poddać. Obaj poprosili o więcej czasu. W końcu
postanowiłem przerwać ich wysiłki, ale zapytałem, jak długo jeszcze staraliby się
rozwiązać łamigłówkę. Obaj odparli, że nie poddaliby się, dopóki nie wykonaliby
zadania, niezależnie od tego, jak długo miałoby to potrwać.
Moje badania wykazały, że oczekiwania szczęściarzy i pechowców są
odpowiedzialne za ich sukcesy i porażki w realizacji życiowych celów. Pechowcy
zakładają, że wszystko pójdzie źle, więc często poddają się, zanim w ogóle zaczną
działać, i nie są wytrwali w obliczu niepowodzenia. Szczęściarze spodziewają się,
że los będzie im sprzyjał, przez co o wiele częściej osiągają swoje cele, nawet jeśli
szanse są niewielkie, i wykazują o wiele większą wytrwałość. Te różnice są
powodem wielu szczęśliwych i pechowych wydarzeń w ich życiu – wydarzeń, które
z pozoru są wyłącznie kwestią przypadku. Od nich może zależeć wygrana na loterii,
zdany egzamin czy znalezienie kochającego partnera.

REGUŁA TRZECIA:

Szczęściarze spodziewają się udanych stosunków z innymi

W poprzednim rozdziale opisałem efekt, jaki skrajnie różne oczekiwania


szczęściarzy i pechowców wywierają na ich myśli, uczucia i zachowanie;
stwierdziłem, że szczęściarze aktywnie starają się osiągać swoje cele i nie poddają
się łatwo w obliczu porażki. Ale jest jeszcze jeden element układanki potrzebny do
uzyskania całościowego obrazu: jeszcze jeden rodzaj samospełniającej się
przepowiedni, która wyjaśnia, dlaczego szczęściarze, w przeciwieństwie do
pechowców, często realizują swoje marzenia. Chodzi o sposób, w jaki zachowują
się wobec innych i w jaki inni odpowiadają na ich zachowania.
Podstawową zasadę może zilustrować prosty przykład. Wyobraźmy sobie, że
idziesz na randkę w ciemno, zaaranżowaną przez przyjaciela. Nie znasz osoby,
z którą masz się spotkać, ale przyjaciel powiedział ci, że jest to ktoś miły, przyjazny
i otwarty. Zastanówmy się, w jaki sposób te oczekiwania mogą wpłynąć na twoje
zachowanie.
Wyobraź sobie, że wchodzisz do restauracji, odnajdujesz właściwy stolik
i siadasz naprzeciw twojego partnera. W tej chwili w niesamowitym tempie dzieje
się kilka rzeczy. Krok pierwszy – jako że spodziewasz się osoby miłej i przyjaznej,
uśmiechasz się. Krok drugi – osoba przy stoliku, widząc twój uśmiech, słusznie
zakłada, że cieszysz się ze spotkania. Krok trzeci – nastawia się do ciebie
pozytywnie, ponieważ ty jesteś pozytywnie nastawiony do niej. Krok czwarty – jako
że twój partner lub partnerka czuje pozytywne nastawienie, odwzajemnia twój
uśmiech. Krok piąty – widok uśmiechu potwierdza twoje wrażenie, iż jest to
rzeczywiście miła osoba. Wszystko to, choć nie zdajesz sobie z tego sprawy, dzieje
się w ciągu pierwszych kilku sekund spotkania, zanim którekolwiek z was powie
choćby słowo.
To bardzo prosty przykład na to, w jaki sposób nasze nastawienie wywołuje
zachowania, które zmieniają nasze oczekiwania w rzeczywistość. Spodziewasz się
spotkać kogoś miłego i uśmiechasz się. Twój partner odwzajemnia uśmiech,
stwierdzasz więc, że faktycznie jest miły. Łatwo sobie wyobrazić sytuację
odwrotną – przypuśćmy, iż ostrzegano cię, że partner ma opinię człowieka dość
niemiłego. Wobec tego niezbyt cieszy cię umówiona randka i nie uśmiechasz się na
powitanie. Siłą rzeczy twój partner nie uśmiecha się do ciebie, a to wzmacnia twoje
przekonanie, że faktycznie jest niemiły. Nastawienie to potężna siła. Nasze
oczekiwania wobec innych wpływają na nasze zachowanie w stosunku do nich,
a tym samym determinują ich reakcje na naszą osobę. Ludzie sprowokowani
naszym podejściem przeważnie zachowują się zgodnie z naszymi oczekiwaniami,
a skutki tej samospełniającej się przepowiedni wybiegają daleko poza pierwszy
uśmiech przy pierwszym spotkaniu.
Przeanalizujmy kilka kolejnych minut twojej randki w ciemno. Po wymianie
pierwszych uśmiechów rozpoczyna się rozmowa. Przed spotkaniem dowiedziałeś
się, że twój partner jest otwarty i ekstrawertyczny. I znów twoje nastawienie wpłynie
na przebieg spotkania. Możesz go zapytać, czy był ostatnio na jakiejś udanej
imprezie albo czy lubi rozmawiać z ludźmi. Twoje zachowanie znów wpływa na
jego zachowanie. Zadane przez ciebie pytania zachęcą go do rozmowy o imprezach
i spotkaniach i raczej nie wspomni, że tak naprawdę uwielbia czytać książki
i spędzać czas w samotności. Po raz kolejny twoje oczekiwania sprowokowały
partnera do zachowań, które je potwierdzają.
Dokładnie ta sama zasada sprawdza się w przypadku interakcji pechowców
i szczęściarzy z innymi ludźmi. Szczęściarze spodziewają się, że każdy, kogo
spotkają, będzie interesujący, zadowolony z życia i towarzyski. Zakładają, że ich
interakcje z ludźmi będą udane i owocne. U pechowców jest odwrotnie. Wierzą, że
są skazani na znajomości z ponurakami i nudziarzami. Te skrajnie różne
oczekiwania wpływają na reakcje innych i na dłuższą metę odgrywają ogromną
rolę w kształtowaniu prywatnych i zawodowych stosunków pechowców
i szczęściarzy.
W miejscu pracy szczęściarze oczekują od otaczających ich ludzi, że będą
produktywni i kompetentni, że każde spotkanie przyniesie im sukces i pożytek.
Pechowcy nie spodziewają się po swoich kolegach i klientach zbytniej znajomości
rzeczy i nie oczekują, że interakcje z nimi będą udane. Badania wykazały, że jeśli
chodzi o interesy, takie oczekiwania mają duże znaczenie.
Podczas jednego z doświadczeń osobom odpowiedzialnym za zatrudnianie
pracowników pokazano wiele podań o pracę i poproszono ich, aby ocenili
kandydatów jako nadających się na dane stanowisko lub nie. Następnie sfilmowano
ich rozmowy z poszczególnymi kandydatami. Kiedy zatrudniający mieli dobre
zdanie o kandydacie, byli bardziej przyjaźni, udzielali mu większego wsparcia,
rozmawiali z nim bardziej swobodnie. Kiedy spodziewali się, że kandydat ma
mniejsze kwalifikacje, nieświadomie zachowywali się o wiele mniej przyjaźnie. Nie
wspierali go, a ton całej rozmowy był bardziej zniechęcający. Różnice te
powodowały, że również kandydaci zachowywali się w różny sposób. Ci, którzy
mieli do czynienia z pozytywnie nastawionym rozmówcą, nawiązywali z nim lepszy
kontakt, więcej się uśmiechali i ogólnie robili dużo lepsze wrażenie. Mówiąc
w skrócie, nastawienie zatrudniającego wpływało na zachowanie kandydata.
Pozytywne oczekiwania pomogły wydobyć z ludzi to, co najlepsze; negatywne –
wręcz przeciwnie.
Inna seria badań ujawniła, że oczekiwania kierownictwa mają olbrzymi wpływ na
produktywność załogi. Menedżerowie o pozytywnym nastawieniu do podwładnych
motywują ludzi wokół siebie do osiągania jak najlepszych wyników, podczas gdy ci
o niskich oczekiwaniach sprawiają, że pracownicy są zniechęceni i nieproduktywni.
Zjawisko to odkryto w wielu różnych typach przedsiębiorstw i na wszystkich
szczeblach, od ubezpieczeń po telekomunikację, od zarządów firm po najniższe
stanowisko w hierarchii. W świecie biznesu oczekiwania często działają jak
samospełniające się przepowiednie.
Efekty takich samorealizujących się oczekiwań nie ograniczają się jednak do
biznesu. W pewnym eksperymencie poproszono mężczyzn, aby przeprowadzili
dziesięciominutową rozmowę telefoniczną z kobietą. Przedtem pokazano im jedną
z dwóch fotografii i powiedziano im, że jest to zdjęcie ich rozmówczyni. Jedno
zdjęcie ukazywało bardzo atrakcyjną, a drugie bardzo nieatrakcyjną panią.
W rzeczywistości wszyscy rozmawiali z tą samą kobietą. Jednak ci, którzy wierzyli,
że rozmawiają z piękną kobietą, byli o wiele bardziej otwarci i towarzyscy niż ci,
którzy byli przekonani, że rozmawiają z brzydulą. Co więcej, ich zachowanie
wpływało na reakcje ich rozmówczyni. Badacze dali później do odsłuchania innym
uczestnikom „żeńską” połowę rozmowy i poprosili ich, aby na podstawie
wypowiedzi kobiety ocenili, czy jest ona atrakcyjna. Słuchacze przeważnie oceniali
ją jako atrakcyjną, kiedy rozmawiała z mężczyzną, który był przekonany o jej
urodzie – i na odwrót. Oczekiwania mężczyzn prowokowały ich do określonych
zachowań, co z kolei powodowało, że kobieta zachowywała się zgodnie z tymi
oczekiwaniami.
Dokładnie w ten sam sposób różne oczekiwania pechowców i szczęściarzy
wywierają ogromny wpływ na ich interakcje z ludźmi.
Przyjrzyjmy się przypadkowi Jill z północnej Kalifornii. Jill ma dwadzieścia trzy
lata i jest bezrobotna. Miała pecha w wielu dziedzinach życia, ale szczególnie źle
wypadają jej rozmowy o pracę:
Zawsze miałam pecha. Próbowałam znaleźć przyzwoitą pracę, chciałam zarabiać na życie i wypracować
sobie drogę na szczyt, ale w tej chwili koniunktura jest naprawdę fatalna, więc kiedy rok temu skończyłam
college, nikt nie szukał pracowników. Przez ostatni rok szukałam naprawdę wytrwale. Wiem, że mogę być
cennym pracownikiem. Wiem, że jestem bystra, mam wiele do zaoferowania i do powiedzenia, moje
zdolności interpersonalne są naprawdę niezłe. Odbyłam jakieś dwadzieścia pięć rozmów kwalifikacyjnych
na różne stanowiska, od akwizytora po PR, ale nigdy nie zaproponowano mi pracy. Czasami myślę, że już
nigdy nie będzie lepiej, że taki już mój los. Bo niezależnie od moich starań nic nigdy nie idzie po mojej
myśli. Zaczęłam nabierać przekonania, że mam pecha i że już nigdy nie znajdę pracy. A przez to gorzej
wypadam na rozmowach. Ostatnio kiedy idę na rozmowę, zastanawiam się, po co ja tu w ogóle przyszłam,
skoro i tak nikt mnie nie zatrudni. A potem myślę, że muszę się starać dużo bardziej niż osoba przede mną,
stresuję się – a ludzie potrafią wyczuć zdenerwowanie. I nie wiem, co powiedzieć, żeby dobrze wypaść,
a może wiem, tylko właściwe słowa nie przechodzą mi przez gardło, bo jestem cała w nerwach.

W wypadku szczęściarzy sprawa wygląda zupełnie inaczej. Wielu z nich


opowiadało mi, w jaki sposób ich pozytywne oczekiwania pomogły im osiągnąć
sukces w wielu sferach życia. Przypomnijmy sobie Lee – kilkakrotnie
wspominałem, jakim jest szczęściarzem. Zawsze szczęśliwym trafem udawało mu
się uniknąć poważnego wypadku, żonę poznał zupełnie przypadkowo, ale szczęście
dopisuje mu przede wszystkim w interesach: Lee odnosi sukcesy jako menedżer
sprzedaży i marketingu, a za swoją pracę dostał wiele nagród i pochwał.
W poprzednim rozdziale cytowałem jego wypowiedź, w której przypisuje swoje
sukcesy intuicji, ale to jeszcze nie cała historia. Lee aktywnie kreuje swoje
pozytywne oczekiwania wobec przyszłości, stosując technikę, którą nazywa
„wymarzaniem”:
Kiedy czegoś chcę, staram się to sobie wymarzyć. Stosowałem ten sposób w interesach, kiedy brałem
udział w konkursach na najlepszego sprzedawcę. Marzyłem, że wygrywam konkurs i otrzymuję nagrodę.
Przyłapywałem się na tym, że nawet w nocy śnię o tym. Nieważne, że do rozstrzygnięcia brakowało
jeszcze nawet sześciu miesięcy; ja wytrwale marzyłem. Zanim podniosę słuchawkę telefonu, planuję
rozmowę. Siadam i koncentruję się na osobie, z którą mam rozmawiać. Wyobrażam sobie, że jest do mnie
pozytywnie nastawiona. Niezależnie od tego, czy znam tę osobę, czy nie, próbuję sobie wyobrazić, jak
mówi do mnie to, co chcę usłyszeć. Wspominałem o moim „wymarzaniu” na wielu kursach – ludzie śmiali
się ze mnie i pewnie uważali za wariata! Ale kiedy tego spróbowałem, kwoty moich transakcji nagle
zaczęły rosnąć, więc robię to dalej. Ludzie reagują na mnie pozytywnie, osiągam sukcesy – jestem pewien,
że coś w tym musi być.
Dzięki swojej technice Lee kreuje we własnym umyśle pozytywne oczekiwania na
temat interakcji z innymi. Te oczekiwania często działają jak samospełniające się
przepowiednie, sprawiając, że jego cele i ambicje realizują się w rzeczywistości.
Jeśli chodzi o życie prywatne szczęściarzy, również często słyszałem z ich ust, że
poznając kogoś, zakładają, iż osoba ta będzie interesująca i atrakcyjna i że ich
stosunki będą się układać jak najlepiej. To kolejne potencjalne samospełniające się
przepowiednie. Być może najbardziej niezwykły i uderzający przykład stanowi
wypowiedź Andrei, dwudziestopięcioletniej administratorki z Napa w Kalifornii.
W jednym z wywiadów Andrea tak opisała swoje bajkowe życie:
To dziwne. Wszystko zawsze działało na moją korzyść. To wspaniałe, bo wiem, że gdziekolwiek pojadę,
znajdę pracę i mieszkanie – do tej pory zawsze tak było. To daje mi ogromną pewność siebie i łatwość
podróżowania. Wszędzie, gdzie się pojawię, z łatwością znajduję pracę. Od pierwszej posady, którą
dostałam w wieku szesnastu lat, zawsze wyglądało to tak samo – po prostu wchodzę i natychmiast dostaję
pracę.
W życiu miłosnym też zawsze miałam szczęście. Zaczęłam chodzić na randki, kiedy miałam jakieś
piętnaście lat. Nie jestem nieatrakcyjna, ale nie jestem też szczególną pięknością, mimo to jakimś cudem
zawsze miałam dostęp do mężczyzn, którzy na zdrowy rozum nie powinni nawet na mnie spojrzeć.
Wystarczy, że usiądę i z kimś porozmawiam. To może być mężczyzna absolutnie poza moją ligą – siadam
obok niego i natychmiast zaczynamy rozmawiać. Spotykałam się z samą śmietanką, z mężczyznami
uznawanymi przez wszystkich za zabawnych, silnych, interesujących i dynamicznych. Właśnie się
zaręczyłam, a mój narzeczony jest absolutną wygraną na loterii.

Andrea najwyraźniej posiada magiczną zdolność błyskawicznego tworzenia


silnych, pozytywnych związków z poznanymi osobami. Zapytałem ją, czego
oczekuje, kiedy poznaje nowych ludzi. Jak wielu szczęściarzy, powiedziała mi, że
liczy na to, iż ludzie będą wobec niej otwarci, przyjacielscy i troskliwi. Choć może
się to wydać dziwne, takie nastawienie do ludzi zrodziło się w niej w dość
niezwykły sposób:
Kiedy miałam siedem lat, umarła moja mama. Można by pomyśleć, że to najgorsza rzecz, jaka może
spotkać dziecko. Przez długi czas tak właśnie myślałam, ale teraz postrzegam śmierć mojej matki jako
dziwne błogosławieństwo. Wszyscy nauczyciele uważali, że powinni bez przerwy być dla mnie mili,
zatem poświęcali mi więcej czasu i więcej mi pomagali. Każdy dorosły, z którym miałam do czynienia,
traktował mnie z największą dobrocią i szacunkiem. Takie były moje pierwsze wrażenia z kontaktów
z dorosłymi i nadały one mojemu życiu zupełnie nową barwę. Oczekuję od ludzi, że będą mili i pomocni.
Chyba dlatego, że w każdym widzę dobrego człowieka, przynajmniej na początku. Zmieniam zdanie
dopiero wtedy, kiedy ktoś na to zasłuży.

Utrata matki we wczesnym dzieciństwie spowodowała w życiu Andrei cały szereg


pozytywnych kontaktów z dorosłymi. Te doświadczenia sprawiły, że teraz, jako
osoba dorosła, spodziewa się po ludziach samych dobrych rzeczy, a to z kolei
powoduje pozytywne reakcje innych na nią. To dobitny przykład, w jaki sposób
nastawienie staje się samospełniającą się przepowiednią i pomaga farciarzom
realizować marzenia.
ĆWICZENIE 11

Profil szczęścia – trzecie prawo szczęścia


Pamiętasz swój profil szczęścia ze strony 17–18? Pozycje szósta, siódma i ósma
odnoszą się do reguł omówionych w tym rozdziale. Pozycja szósta pozwala ocenić,
czy pozytywnie widzisz swoją przyszłość, pozycja siódma odpowiada na pytanie,
czy próbujesz osiągać cel mimo niewielkich szans na sukces, a pozycja ósma
określa twoje nastawienie do interakcji z innymi ludźmi.
Punktacja
Spójrz na liczbę punktów, które przypisałeś tym trzem pozycjom, a potem dodaj je
do siebie, aby otrzymać ostateczny wynik. To jest twój wynik dla trzeciego prawa
szczęścia.
Stwierdzenie / Przykładowa punktacja (1–5)
6. Prawie zawsze spodziewam się, że w przyszłości spotkają mnie pomyślne
zdarzenia (3)
7. Staram się osiągnąć w życiu to, czego chcę, nawet jeśli szanse na sukces są
niewielkie. (4)
8. Przeważnie spodziewam się, że ludzie, których spotykam, będą mili,
przyjacielscy i życzliwi. (4)
Suma punktów dla trzeciego prawa szczęścia (11)
Teraz popatrz na skalę poniżej i sprawdź, czy twój wynik mieści się w przedziale
wyników wysokich, średnich czy niskich. Zanotuj w dzienniku szczęścia wynik
i przedział, w którym się on znalazł – będzie to ważne, kiedy zaczniemy omawiać,
w jaki sposób najlepiej powiększyć udział szczęścia we własnym życiu. (3–9 –
wyniki niskie, 10–11 – wyniki średnie, 12–15 – wyniki wysokie)
3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15
11 = średni
Poprosiłem wiele szczęśliwych, pechowych i neutralnych osób o wykonanie profilu
szczęścia. W omawianych trzech pozycjach szczęściarze uzyskiwali zwykle o wiele
wyższe wyniki niż reszta badanych. Najsłabsze wyniki (jak widać na wykresie niżej)
uzyskiwali pechowcy.
Podsumowanie rozdziału

Wydaje się, że szczęściarze i pechowcy żyją w dwóch różnych światach. Pechowcy


niezależnie od nakładu starań nie są w stanie osiągnąć swoich celów, podczas gdy
szczęściarze bez wysiłku realizują życiowe marzenia i ambicje. Moje badania
wykazały, że te dwie grupy ludzi mają zupełnie różne oczekiwania wobec
przyszłości. Pechowcy są przekonani, że ich przyszłość będzie ponura i że nie są
w stanie nic na to poradzić. Szczęściarze to ich zupełne przeciwieństwo. Są pewni,
że przyszłość będzie wspaniała i że chowa ona dla nich w zanadrzu wszystko, co
najlepsze. Te niezwykłe, skrajnie różne przekonania wywierają znaczący wpływ na
ich sposób myślenia i zachowania. Od tego właśnie spojrzenia na przyszłość zależy,
czy będą próbowali osiągać swoje cele i czy wykażą się wytrwałością w obliczu
niepowodzenia; jak będą się zachowywali w stosunku do innych i jak inni będą
reagować na ich zachowania. To z kolei przekształca ich oczekiwania
w samospełniające się przepowiednie, które wpływają na ich życie osobiste
i zawodowe. Szczęściarze nie realizują swoich marzeń dzięki ślepemu losowi,
a pechowcy nie są z góry skazani na porażkę w dążeniu do celu. Za ich sukcesy
i porażki w dużej mierze są odpowiedzialne właśnie przekonania. Pechowcy
i szczęściarze mają bardzo określone oczekiwania wobec przyszłości i oczekiwania
te mają moc kształtowania ich przyszłych losów.

TRZECIE PRAWO SZCZĘŚCIA:

Spodziewaj się najlepszego. Oczekiwania wobec przyszłości pozwalają


szczęściarzom spełniać marzenia i realizować ambicje.
Reguły:
1. Szczęściarze wierzą, że los zawsze będzie im sprzyjał.
2. Szczęściarze dążą do celu, nawet jeśli szanse na sukces są niewielkie, i nie
poddają się w obliczu porażki.

3. Szczęściarze spodziewają się udanych stosunków z innymi.


Jak zwiększyć udział szczęścia w życiu

Opisane poniżej techniki i ćwiczenia pomogą ci stworzyć bardziej pozytywne


oczekiwania wobec przyszłości, a tym samym spełnić twoje marzenia i ambicje.
Przeczytaj je uważnie i pomyśl, w jaki sposób wprowadzić je w życie. W rozdziale
8. przedstawię szczegółowy program, podpowiadający, jak najlepiej wykorzystać te
techniki, aby zwiększyć udział szczęścia w życiu.
1. Staraj się wierzyć, że los zawsze będzie ci sprzyjał.

Szczęściarze bardzo optymistycznie spoglądają w przyszłość. Spodziewają się, że


będzie im się wiodło we wszystkich sferach życia, zarówno w sytuacjach, na które
mają wpływ, jak i w tych, które znajdują się poza ich kontrolą. Takie oczekiwania
silnie wpływają na ich losy – działają jak samospełniające się przepowiednie
i sprawiają, że marzenia stają się rzeczywistością. Przypomnij sobie prywatnego
detektywa Marvina – pomyśl, w jaki sposób jego pozytywne oczekiwania pomogły
mu w podjęciu wymarzonej pracy. Zapewne pamiętasz też Erika, któremu szczęście
dopisało w miłości i pomagało przez całe życie wykonywać zawody, które
sprawiały mu radość. Erik zawsze postrzega przyszłość w jasnych barwach. Kiedy
za oknem widzi deszcz, myśli: „Świetnie, jutro wzejdą moje kwiatki”. Chciałbym,
abyś każdego ranka pomyślał przez chwilę, w jaki sposób Marvin i Erik tworzą
swoje szczęście. Pamiętaj – szczęściarze wierzą, że przyszłość niesie im wyłącznie
pomyślność. Przekonaj samego siebie, że twoja przyszłość będzie jasna i pełna
szczęśliwych wydarzeń. Wypracuj własne realistyczne, pozytywne oczekiwania.
Twórz je krok po kroku, a sam się przekonasz, co z tego wyniknie.
PROPONOWANE ĆWICZENIA
Afirmacja szczęścia

Proste afirmacje mogą mieć dobroczynny wpływ na nasze myśli i uczucia. Wielu
szczęściarzy zaczyna dzień od przypomnienia sobie, jakimi są szczęściarzami.
Chciałbym, abyś przez kilka najbliższych tygodni każdego ranka powtarzał sobie
na głos następujące afirmacje:
„Jestem szczęściarzem i dziś czeka mnie kolejny dobry dzień”.
„Wiem, że w przyszłości czeka mnie jeszcze więcej dobrych rzeczy”.
„Zasługuję na szczęście i dziś spotka mnie jakieś pomyślne wydarzenie”.
Z początku możesz się czuć trochę dziwnie, ale spróbuj – wkrótce sam poczujesz
różnicę.
Wyznaczanie celów

W ćwiczeniu tym chodzi o skierowanie oczekiwań na właściwy tor poprzez


identyfikację własnych celów. Na górze nowej strony dziennika szczęścia zapisz
następujące nagłówki:
„Cele krótkoterminowe”
„Cele średnioterminowe”
„Cele długoterminowe”
Teraz stwórz trzy listy. Pierwsza lista powinna zawierać twoje cele na najbliższą
przyszłość – te, które chcesz zrealizować w ciągu miesiąca. Na drugiej powinny się
znaleźć cele na najbliższe pół roku. I w końcu ostatnia – to lista celów na najbliższy
rok i dłużej.
Dla większości ludzi to dość trudne zadanie. Oto kilka wskazówek, które mogą
się okazać pomocne:
• Pomyśl o celach we wszystkich aspektach swojego życia – co chciałbyś osiągnąć
w sferze osobistej i zawodowej?
• Postaraj się określić cele tak szczegółowo, jak to tylko możliwe – zamiast
zapisywać ogólne zdanie w stylu: „Chciałbym być szczęśliwy”, spróbuj się
głębiej zastanowić i określić, co by cię uszczęśliwiło – może mógłby to być
udany związek albo praca, z której byłbyś zadowolony. Spróbuj jeszcze bardziej
sprecyzować te kwestie, określając na przykład, o jakim partnerze marzysz albo
jakiego typu praca dałaby ci największą satysfakcję. Tak szczegółowo wytyczone
cele są o wiele bardziej efektywne niż te określone ogólnie.
• Najważniejsze jest, aby twoje cele były osiągalne. Szczęściarze mają wysokie
oczekiwania wobec przyszłości, ale nie próbują dążyć do tego, co niemożliwe.
Próbuj wyznaczać cele, które leżą w zasięgu twoich możliwości. Pamiętaj, że
zawsze możesz wrócić do listy i zmodyfikować ją, kiedy tylko osiągniesz któryś
z celów. Realizuj ją powoli, krok po kroku.
• Może się również okazać pomocne wyznaczenie ostatecznego terminu dla
najważniejszych celów. Ale niech te terminy będą realistyczne i wykonalne.
Ta lista przedstawia twoje oczekiwania – cele, które zamierzasz osiągnąć, licząc
na własne szczęście. Zaglądaj do niej regularnie i monitoruj własne postępy.
2. Staraj się dążyć do celu, nawet jeśli szanse na sukces są niewielkie, i nie poddawaj
się w obliczu porażki.
We wcześniejszej części rozdziału przekonaliśmy się, że czarnowidztwo
pechowców każe im rezygnować, zanim w ogóle zaczną cokolwiek robić. Nie
chodzą na randki, więc nigdy nie znajdą swojej drugiej połowy. Nie pojawiają się
na egzaminach, więc jest pewne, że ich nie zdadzą. Nie pozwól sobie myśleć w ten
sposób. Niech twoje pozytywne oczekiwania motywują cię do prób osiągnięcia
celu, nawet jeśli szanse na sukces wydają się mizerne. Przypomnij sobie też
eksperymenty z łamigłówkami. Szczęściarze byli gotowi próbować aż do skutku,
nawet w obliczu poważnych przeciwności. Staraj się myśleć jak oni. Możesz robić
przerwy czy próbować nowych dróg dotarcia do celu, ale bądź wytrwały, nie
poddawaj się, dopóki twoje marzenia i ambicje się nie spełnią.
PROPONOWANE ĆWICZENIE
Analiza kosztów i korzyści

Sami farciarze przyznają, że zmotywowanie się do wytrwałości w obliczu porażki


czasem bywa trudne. Niektórzy opowiadali mi, że ilekroć mają ochotę się poddać,
wykonują następujące ćwiczenie.
Najpierw zapisz swój cel w dzienniku szczęścia i narysuj pionową linię przez
środek strony. Jedną kolumnę zatytułuj „korzyści”, a drugą „koszty”.
A teraz wyobraź sobie, że los się do ciebie uśmiecha i osiągasz swój cel.
Wyobraź sobie, że odnosisz sukcesy, że dostajesz od życia wszystko, czego chcesz.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sen staje się jawą. W kolumnie
„korzyści” zanotuj wszelkie korzyści, które wynikną z osiągnięcia celu. Staraj się
uwzględnić wszystko: że osiągnięcie celu poprawi ci samopoczucie, wzbogaci
twoje osobiste lub zawodowe życie, że przyniesie ci zysk, nada twojemu życiu
znaczenie albo pomoże ludziom, na których ci zależy. Dodaj do listy wszystko, co
ci przyjdzie do głowy – każdy profit, pożytek i dobrodziejstwo, które spłynie na
ciebie, gdy osiągniesz cel.
Następnie w kolumnie „koszty” zanotuj tych kilka rzeczy, które będziesz musiał
zrobić, aby osiągnąć sukces. Może trzeba będzie wysłać jeszcze parę listów, faksów
i e-maili, zatelefonować tu i ówdzie. Może będziesz musiał pójść na jeszcze parę
spotkań. Może trzeba będzie zmienić niektóre przyzwyczajenia.
A teraz zrób krok do tyłu i popatrz na obie listy. Znów wyobraź sobie, że
osiągasz cel, i porównaj koszty z korzyściami. Większość osób wykonujących to
ćwiczenie stwierdza, że korzyści znacznie przewyższają koszty, i znajduje w tym
motywację do działania.
3. Spodziewaj się udanych stosunków z innymi.

Szczęściarze mają pozytywne oczekiwania, również jeśli chodzi o ich interakcje


i związki z innymi. W życiu osobistym spodziewają się, że otaczający ich ludzie
będą interesujący i szczęśliwi. Pamiętasz Andreę, która zawsze miała w życiu farta
i spotykała się ze wspaniałymi mężczyznami – „samą śmietanką”, jak to określiła.
Tajemnica sukcesu Andrei nie ma nic wspólnego z urodą czy wypchanym
portfelem. Wszystko sprowadza się do jej pozytywnych oczekiwań. Andrea zakłada,
że ludzie, których spotyka, są mili, przyjaźnie nastawieni i pomocni. I za każdym
razem jej oczekiwania się sprawdzają. Ta sama technika ma zastosowanie w miejscu
pracy. Szczęściarze spodziewają się, że ich interakcje z kolegami i klientami będą
miłe i owocne. Pamiętasz Lee? Odnosi sukcesy w biznesie dzięki umiejętności
„wymarzania” – dokładnie obmyśla rozmowy telefoniczne i spotkania, zanim do
nich dojdzie, i wyobraża sobie, że jego rozmówcy są do niego pozytywnie
nastawieni. I znów jego pozytywne oczekiwania działają jak samospełniające się
przepowiednie. Spróbuj zastosować takie samo podejście jak Lee i Andrea –
wyobrażaj sobie pozytywne interakcje i spodziewaj się najlepszego od otaczających
cię ludzi – możesz być zaskoczony, jak wpłynie to na twoje życie.
PROPONOWANE ĆWICZENIE
Wizualizacja szczęścia

W trakcie badań często słyszałem od szczęściarzy, że wyobrażają sobie, jak


wszystko idzie po ich myśli. Ilekroć staniesz w obliczu jakiegoś ważnego
wydarzenia – rozmowy o pracę, zebrania czy randki – spróbuj wykonać podane
niżej ćwiczenie i sam przekonaj się, co się stanie.
Poszukaj sobie spokojnego miejsca i wygodnego siedzenia. Zamknij oczy
i zrelaksuj się. Weź głęboki oddech i oczyma duszy postaraj się zobaczyć
nadchodzącą sytuację. Wyobraź sobie miejsce, ludzi, którzy prawdopodobnie tam
będą, widoki i dźwięki, które będą cię otaczać.
A teraz wyobraź sobie pomyślny przebieg wydarzeń. Jeśli wizualizujesz
rozmowę o pracę, wyobraź sobie, jak okazujesz się kompetentny i profesjonalny.
Pomyśl, jakie pytania możesz usłyszeć, i wyobraź sobie, że udzielasz błyskotliwych
odpowiedzi. Jeśli wybierasz się na randkę, wyobraź sobie, że jesteś pewny siebie
i na luzie. Jeśli czeka cię trudne zebranie, wyobrażaj sobie, że wszyscy są
pozytywnie nastawieni i chętni do współpracy. Spróbuj wyobrazić sobie sytuację tak
szczegółowo, jak tylko zdołasz. Pomyśl, w co będziesz ubrany i jak będziesz się
zachowywać. Spróbuj przewidzieć, co mogą powiedzieć inni i jak im odpowiesz.
Spróbuj dla zabawy spojrzeć na sytuację z ich punktu widzenia, a potem znów
popatrzyć na wszystko swoimi oczami.
A co najważniejsze, skup się na tym, jak z pomocą szczęścia osiągasz swój cel.
Teraz powoli otwórz oczy i zamień twoje oczekiwania w rzeczywistość.
ROZDZIAŁ 6

Czwarte prawo szczęścia:


zamień swojego pecha w szczęście

Szczęściarze potrafią przekształcić swojego pecha w szczęście

Do tej pory poznaliśmy trzy prawa, które pozwalają szczęściarzom tworzyć własne
szczęście – ale przecież ich życie też nie jest usłane różami. Czasami nawet
największym szczęściarzom staje na drodze pech i negatywne wydarzenia. Badając,
w jaki sposób szczęściarze radzą sobie ze złym zrządzeniem losu, odkryłem
czwarte prawo szczęścia: niezwykłą umiejętność przekształcania pecha w szczęście.
W Japonii powszechny jest pewien szczęśliwy talizman, laleczka zwana Darumą.
Nosi ona imię buddyjskiego mnicha, który, jak głosi legenda, tak długo siedział
pogrążony w medytacji, że jego ręce i nogi zniknęły. Daruma ma kształt jaja
z ciężkim, zaokrąglonym dolnym końcem. Kiedy próbujesz go przewrócić, zawsze
wstaje z powrotem. Szczęściarze przypominają takiego Darumę. To nieprawda, że
nigdy nie doświadczają nieszczęść. Ale kiedy spotka ich pech, zawsze potrafią się
podźwignąć. Moje badania wyjaśniły, dlaczego tak się dzieje. Zupełnie jakbym
zajrzał do środka Darumy i odkrył, dlaczego szczęściarze podobnie jak ta lalka
chwieją się, ale nigdy nie upadają. Sekret przekształcania pecha w szczęście leży
w czterech technikach, które opiszę. Razem tworzą one niemal niezniszczalną
tarczę, chroniącą szczęściarzy przed pociskami i strzałami, które miota w nich
złośliwy los.
REGUŁA PIERWSZA:

Szczęściarze zawsze widzą pozytywną stronę swojego pecha

Spójrz na obrazek. Widać na nim dwoje ludzi, którzy wydają się nieszczęśliwi. Ale
jak z wieloma sprawami w życiu, wszystko jest kwestią punktu widzenia. Obróć
książkę do góry nogami i spójrz na obrazek jeszcze raz. Teraz oboje wyglądają
o wiele weselej. Sytuacja się nie zmieniła, zmieniło się tylko twoje spojrzenie na
nią. Szczęściarze stosują tę samą sztuczkę, kiedy spotyka ich pech. Odwracają świat
do góry nogami i spoglądają na sytuację w inny sposób.
Wyobraź sobie, że wybrano cię do reprezentacji kraju na igrzyska olimpijskie.
Walczysz dzielnie w swojej konkurencji i zdobywasz brązowy medal. Jak sądzisz,
bardzo by cię to ucieszyło? Podejrzewam, że większość z nas byłaby
uszczęśliwiona i dumna z takiego osiągnięcia. Teraz wyobraź sobie, że cofasz się
w czasie i jeszcze raz startujesz na tej samej olimpiadzie. Tym razem sprawiasz się
jeszcze lepiej i zdobywasz srebrny medal. Czy teraz byłbyś tak samo uradowany jak
za pierwszym razem? Większość z nas sądzi, że srebrny medal uszczęśliwiłby nas
bardziej niż brązowy. I nic dziwnego. W końcu medal odzwierciedla nasz wynik –
srebrny medalista jest lepszym sportowcem niż brązowy.
Ale badania sugerują, że sportowcy, którzy zdobyli brązowy medal, czują się
szczęśliwsi niż ci, którzy zdobyli srebro – powodem jest sposób, w jaki postrzegają
swoje osiągnięcie. Srebrni medaliści koncentrują się na tym, że gdyby postarali się
odrobinę bardziej, mogliby zdobyć złoto. Natomiast brązowi medaliści skupiają się
na fakcie, że gdyby wypadli choć trochę gorzej, w ogóle nie stanęliby na podium.
Taką skłonność do wyobrażania sobie, co mogłoby się wydarzyć, zamiast
zadowalania się tym, co naprawdę zaszło, psychologowie nazywają myśleniem
kontrfaktycznym.

ĆWICZENIE 12

Pech czy fart?


Przeczytaj poniższe scenariusze i wyobraź sobie, że te sytuacje przydarzyły się
tobie. Na nowej stronie dziennika szczęścia zapisz własną ocenę każdego
scenariusza – do jakiego stopnia wydaje ci się on szczęśliwy lub pechowy. Zastosuj
skalę od –3 do +3, a poniżej w kilku słowach uzasadnij swoją ocenę.
Scenariusz 1: Wyobraź sobie, że zatrzymujesz się gwałtownie na czerwonym
świetle i uderza w ciebie samochód jadący za tobą. Twój samochód jest poważnie
uszkodzony, a ty masz drobny uraz kręgosłupa szyjnego.
Jak oceniłbyś to wydarzenie, gdyby spotkało ono ciebie?
wyjątkowy pech –3 –2 –1 0 +1 +2 +3 wyjątkowe szczęście
Dlaczego?
Scenariusz 2: Wyobraź sobie, że musisz zaciągnąć kredyt bankowy. Umawiasz się
z pracownikiem działu kredytów i wyjaśniasz mu sytuację. Pracownik wyraźnie się
śpieszy i odmawia ci pożyczenia całej kwoty, ale mówi, że jest gotów dać ci kredyt
wysokości połowy sumy, o którą prosiłeś.
Jak oceniłbyś to wydarzenie, gdyby spotkało ono ciebie?
wyjątkowy pech –3 –2 –1 0 +1 +2 +3 wyjątkowe szczęście
Dlaczego?
Scenariusz 3: Wyobraź sobie, że zgubiłeś portfel z pewną ilością gotówki, kartami
kredytowymi i kilkoma przedmiotami, mającymi dla ciebie wartość sentymentalną.
Następnego dnia ktoś odnosi portfel na policję, a policja zwraca go tobie. Kiedy
zaglądasz do środka, okazuje się, że gotówka i karty kredytowe zniknęły, ale
przedmioty osobiste są na miejscu.
Jak oceniłbyś to wydarzenie, gdyby spotkało ono ciebie?
wyjątkowy pech –3 –2 –1 0 +1 +2 +3 wyjątkowe szczęście
Dlaczego?
Punktacja
Spójrz na oceny, jakie dałeś tym trzem scenariuszom. Pechowcy zwykle przypisują
im dwie lub trzy negatywne oceny, podczas gdy szczęściarze zwykle dają dwie lub
trzy pozytywne oceny.
Popatrz teraz na uzasadnienie ocen. Co mówią one o sposobie twojego patrzenia
na to, co się dzieje w twoim życiu? Pechowcy chętniej skupiają się na negatywnych
aspektach i piszą, że przebieg wydarzeń mógłby być lepszy. Szczęściarze widzą
raczej pozytywne strony i stwierdzają, że sprawy mogłyby się potoczyć o wiele
gorzej.
Ten rozdział wyjaśnia, w jaki sposób różne sposoby postrzegania negatywnych
wydarzeń wpływają na umiejętność przekształcania niepowodzenia w powodzenie.
Byłem ciekaw, czy szczęściarze stosują myślenie kontrfaktyczne, aby złagodzić
ciosy, które negatywne zdarzenia zadają ich psychice. Zastanawiałem się, czy
zawsze wyobrażają sobie, że mogło być gorzej, dzięki czemu mniej dotkliwie
odczuwają własne niepowodzenia i nieszczęścia. Żeby się tego dowiedzieć,
postanowiłem przedstawić szczęściarzom i pechowcom kilka czarnych scenariuszy
i sprawdzić, jak na nie zareagują. Badanie to przeprowadziłem we współpracy
z moim ówczesnym asystentem Matthew Smithem i psychologiem, doktorem
Peterem Harrisem. Wróciliśmy do opisów pechowych doświadczeń, o których
uczestnicy opowiadali nam podczas wywiadów i w listach, i na ich podstawie
stworzyliśmy kilka nieskomplikowanych scenariuszy.
Pierwszy opierał się na artykule, który wpadł mi w ręce na początku moich
badań. Opisywał serię fatalnych zdarzeń, jakich doświadczył kilka miesięcy
wcześniej mężczyzna imieniem Ronald. Do stojącego na peronie Ronalda podszedł
w pewnej chwili kompletnie obcy człowiek i strzelił do niego z pistoletu. Ronald
próbował go powstrzymać; wywiązała się szamotanina, podczas której napastnik
wyciągnął nóż i ugodził Ronalda w twarz. Był to brutalny i zupełnie przypadkowy
atak. Ronald po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu w niewłaściwym
momencie. W liście do mnie Ronald napisał, że z jednej strony miał prawdziwego
pecha, iż został zaatakowany, ale z drugiej strony miał też niemałe szczęście, bo
gdyby kula z pistoletu odbiła się od jego krtani w prawo, a nie w lewo, poważnie
uszkodziłaby mu struny głosowe. Historię Ronalda wykorzystaliśmy w pierwszym
scenariuszu, użytym w naszym eksperymencie.
Poprosiliśmy szczęściarzy i pechowców, aby wyobrazili sobie, że są w banku
i czekają na swoją kolej. Nagle do pomieszczenia wchodzi uzbrojony bandyta,
oddaje strzał i kula trafia ich w ramię. Zapytaliśmy, czy wydarzenie to byłoby w ich
mniemaniu pechowe, czy szczęśliwe. Mieli je ocenić, stosując następującą skalę:
wyjątkowy pech –3 –2 –1 0 +1 +2 +3 wyjątkowe szczęście

Różnice między ocenami szczęściarzy i pechowców były zdumiewające.


W poprzednim rozdziale poznaliśmy Clare, która miała za sobą cały szereg
zerwanych związków i nigdy nie znalazła satysfakcjonującej pracy. Clare uznała, że
postrzał w ramię podczas napadu na bank to wyjątkowo pechowe wydarzenie,
oceniła je na –3 i stwierdziła, że trzeba być takim pechowcem jak ona, aby znaleźć
się w banku akurat w takim momencie.
W rozdziale 2. opisałem nieszczęśliwe życie Stephena, wydawcy z Londynu.
Stephen miał wyjątkowego pecha w sprawach finansowych – wielokrotnie
przechodziły mu koło nosa okazje zarobienia dużych pieniędzy, a nieuczciwy
prawnik doprowadził jego firmę do bankructwa. Stephen ocenił scenariusz na –2
i stwierdził:
To dziwne pytanie – jak ktoś może uznać tę sytuację za szczęśliwą? No, chyba że lubi, kiedy ktoś do
niego strzela.

Szczęściarze oceniali scenariusz o wiele wyżej i często spontanicznie komentowali,


że sytuacja mogła wyglądać o wiele gorzej. Nasz dobry znajomy, Lee, zapytany, czy
postrzał podczas napadu na bank to szczęśliwe czy pechowe wydarzenie, bez
zastanowienia ocenił scenkę na +3. Uzasadnił to następująco:
Przecież kula mogła mnie zabić od razu – jeśli trafiła tylko w ramię, to ciągle jeszcze mam szansę.

W poprzednim rozdziale przedstawiłem ci prywatnego detektywa Marvina, któremu


optymistyczne spojrzenie w przyszłość pomogło zrealizować wiele marzeń
i ambicji. Podobnie jak Lee, Marvin uznał, że miałby wyjątkowe szczęście, gdyby
bandyta postrzelił go w ramię. On też ocenił sytuację na +3. Jego komentarz daje
nam pewne pojęcie, skąd się bierze jego szczęście:
To prawdziwy fart, bo przecież mógłbym dostać w głowę – a tak mogę sprzedać swoją historię do gazet
i zarobić trochę pieniędzy.

W drugim scenariuszu uczestnicy mieli sobie wyobrazić, że niechcący poślizgnęli


się na obluzowanym chodniku na schodach, spadli piętro niżej i skręcili kostkę. Tak
jak poprzednio poprosiliśmy wszystkich, aby ocenili sytuację, stosując naszą skalę.
Znów okazało się, że szczęściarze i pechowcy postrzegają to wydarzenie
w zupełnie różny sposób. Clare oceniła sytuację na –3 i stwierdziła:
Coś takiego przydarzyło mi się na przyjęciu u znajomej. Potknęłam się o chodnik na schodach i spadłam na
inną koleżankę – trafiłam ją obcasem w twarz. W drodze do szpitala nasz samochód wpadł w poślizg.
Wszystkie trzy wylądowałyśmy na ostrym dyżurze.

Z kolei Lee i Marvin ocenili wypadek jako wyjątkowo szczęśliwy i ocenili go na +3.
Obaj uznali, że skręcona kostka to naprawdę drobiazg, bo przecież mogli sobie
skręcić kark albo złamać kręgosłup.
Różnica między szczęściarzami i pechowcami była zdumiewająca. Wielu
pechowców, wyobrażając sobie wymyślone przez nas scenki, widziało w nich
wyłącznie nieszczęście i pecha. Szczęściarze prezentowali przeciwne stanowisko.
Nieodmiennie dostrzegali jasną stronę każdej sytuacji i spontanicznie stwierdzali,
że mogło być o wiele gorzej. Taki punkt widzenia podnosił ich na duchu
i utwierdzał w przekonaniu, że mają w życiu wyjątkowe szczęście.
Skrajnie różne spojrzenie pechowców i szczęściarzy na negatywne wydarzenia
dawało się zauważyć w wielu rozmowach, jakie z nimi przeprowadziłem. Agnes,
artystka ze Szkocji, jest wyjątkową szczęściarą w życiu prywatnym, los sprzyja jej
również w karierze. Kilka razy w życiu zdarzyło się jej stanąć twarzą w twarz ze
śmiercią. Jako pięcioletnie dziecko potknęła się i wpadła głową w ognisko. Kiedy
miała siedem lat, obok jej domu pękła rura i gaz zaczął się ulatniać do pokoju,
w którym spała. Kilka lat później, bawiąc się nad morzem, niemal utonęła, kiedy
wpadła do niewidocznego zagłębienia w dnie. Jako nastolatka została potrącona
przez samochód.
O dziwo, te wszystkie wypadki i urazy nie stłumiły jej optymizmu. Agnes
doskonale potrafi tłumaczyć sobie, że każde z tych wydarzeń mogło mieć o wiele
gorsze skutki. Dzięki temu nie traci ducha i uważa się za szczęściarę. Kiedy
opowiedziała mi o historii z ogniskiem, dodała, że jej dziadek właśnie je zgasił, co
uchroniło ją przed znacznie poważniejszymi obrażeniami. Opisując wypadek
z gazem, powiedziała, że uratowało ją przyzwyczajenie do sypiania z głową pod
kołdrą, gdyż dzięki temu jej płuca nie wchłonęły śmiertelnej dawki gazu. W końcu,
kiedy mówiła o tym, jak potrącił ją samochód, stwierdziła, że właśnie wyjechał zza
rogu i jechał dość powoli. Agnes wierzy, że nie miała pecha, doświadczając tych
wszystkich zdarzeń, ale szczęście, że je przeżyła.
Szczęściarze zwykle spontanicznie wyobrażają sobie, że pech, który ich spotkał,
mógł mieć o wiele gorsze skutki – w ten sposób poprawiają sobie samopoczucie,
a to z kolei sprawia, że nie tracą optymistycznego spojrzenia w przyszłość i szans
na dalszy ciąg szczęśliwego życia.
Jednak myślenie kontrfaktyczne to nie jedyny sposób na utwierdzanie się
w przekonaniu, że „mogło być gorzej”. Szczęściarze często porównują się z innymi
ludźmi, których los doświadczył o wiele mocniej. Główną ideę takiego sposobu
myślenia można zilustrować za pomocą prostego złudzenia optycznego. Spójrz na
dwa rysunki poniżej.

Czarne koło na rysunku 1 wydaje się większe niż to na rysunku 2. W rzeczywistości


są identyczne i tylko nam się wydaje, że różnią się wielkością, ponieważ nasz mózg
automatycznie porównuje oba koła z otoczeniem. Koło po lewej stronie jest
otoczone przez małe kółka, więc w porównaniu z nimi wydaje się stosunkowo duże.
Koło po prawej otaczają większe koła, zatem wydaje się ono relatywnie mniejsze.
Porównywanie siebie z innymi, mniej lub bardziej szczęśliwymi od nas ludźmi,
działa na tej samej zasadzie.
Wyobraź sobie, że czarne koła przedstawiają twoją pensję w dwóch różnych
miejscach pracy. Koła szare to pensje twoich kolegów. Rysunek 1 to twoje pierwsze
miejsce pracy, a rysunek 2 – drugie. W obu miejscach zarabiasz dokładnie tyle
samo – oba czarne koła są tej samej wielkości. Ale w rzeczywistości będziesz to
odczuwać zupełnie inaczej. W pierwszej pracy zarabiasz więcej od kolegów, więc
z psychologicznego punktu widzenia będziesz w tej sytuacji o wiele bardziej
usatysfakcjonowany. W drugiej pracy koledzy zarabiają więcej niż ty, więc
prawdopodobnie nie będziesz już tak zadowolony ze swojej pensji.
Jeśli chodzi o spojrzenie na pechowe wydarzenia w życiu, szczęściarze
i pechowcy często stosują takie „relatywne” myślenie. Kilka stron wcześniej
pisałem o Clare, która zawsze dostrzegała wyłącznie negatywną stronę
przedstawionych przeze mnie scenariuszy. Clare ma również tendencję do
wyolbrzymiania swojego pecha przez porównywanie się z osobami, które wydają
się jej bardziej szczęśliwe. Podczas jednej z rozmów opowiedziała mi, dlaczego źle
się czuje w swojej obecnej pracy:
Jeśli w pracy coś idzie nie tak, zawsze wychodzi na to, że to moja wina, nigdy cudza. Wciąż widzę, jak
moim kolegom wszystko pomyślnie się układa: kupują samochody, jeżdżą na wakacje, chodzą do klubów,
dostają wolne – a ja nie mogę sobie pozwolić na urlop i ciągle się zastanawiam: „Dlaczego ja?”.

Szczęściarze starają się raczej umniejszać znaczenie niepomyślnych wydarzeń,


porównując się z ludźmi, którzy mieli mniej szczęścia niż oni. Wyjątkowo
przemówił do mojej wyobraźni przykład Miny, jednej z uczestniczek moich badań.
Mina dorastała w Polsce i spędziła w niej pierwsze lata II wojny światowej.
Okupanci często urządzali uliczne łapanki i wywozili duże grupy ludzi do więzień
i obozów koncentracyjnych. Pewnego dnia Mina cudem uniknęła łapanki, gdyż
udało jej się szybko schować w małym podwórku. Niestety, jej rodzina i wielu
przyjaciół nie miało tyle szczęścia. Nic dziwnego, że te wydarzenia pozostały na
zawsze w jej pamięci i wciąż kształtują jej spojrzenie na życie:
Ilekroć dzieje się coś złego, myślę o ludziach, który mieli – lub mają – o wiele gorzej ode mnie,
o ludziach, których zabrano do obozów koncentracyjnych albo których okaleczyła wojna. Czasem przez
chwilę wydaje mi się, że mam pecha w tym czy w tamtym, ale potem przypominam sobie tych wszystkich
ludzi i straszliwe cierpienia, które musieli znosić, i dociera do mnie, że miałam o wiele więcej szczęścia.

Mówiąc w skrócie, szczęściarze łagodzą emocjonalne ciosy doznawane w wyniku


pechowych wydarzeń, wyobrażając sobie, że sytuacja mogłaby wyglądać jeszcze
gorzej, i porównując się z ludźmi, dla których los był o wiele mniej łaskawy.

REGUŁA DRUGA:

Szczęściarze wierzą, że wszelkie pechowe wydarzenia w przyszłości


wyjdą im na dobre

Jest jeszcze jedna niezwykle ważna technika, która pozwala szczęściarzom


przekształcać pecha w fart – i ludzie stosują ją od tysięcy lat.
Starożytna przypowieść mówi o mądrym wieśniaku, który rozumiał, że pozornie
pechowe wydarzenia potrafią na dłuższą metę obrócić się na dobre. Pewnego dnia,
kiedy jechał konno, jego wierzchowiec nagle zrzucił go na ziemię. Wieśniak upadł
tak fatalnie, że złamał nogę. Po kilku dniach sąsiad przyszedł użalić się nad jego
nieszczęściem, ale mądry wieśniak odparł: „Skąd wiesz, że to nieszczęście?”.
Tydzień później mieszkańcy wsi urządzali wielkie święto, ale z powodu złamanej
nogi wieśniak nie mógł wziąć udziału w uroczystościach. I znów sąsiad wyraził
współczucie z powodu jego pecha, a wieśniak odpowiedział: „Skąd możesz
wiedzieć, czy to pech?”. I rzeczywiście, w czasie uroczystości wybuchł straszliwy
pożar, w którym zginęło wielu ludzi. Sąsiad zrozumiał, że wieśniak miał rację,
gdyż pozorny pech, który go prześladował, ostatecznie uratował mu życie.
Wielu szczęściarzy ma bardzo podobne podejście do pechowych wydarzeń,
których doświadczają. Kiedy spoglądają wstecz na swoje życie, często koncentrują
się na korzyściach, które wynikły z ich pecha. W rozdziale 3. poznaliśmy Josepha,
trzydziestopięcioletniego studenta, który dzięki okazji podsuniętej przez los
odmienił swoje życie na lepsze. Joseph doskonale potrafi też przekształcać swojego
pecha w szczęście. W tej chwili studiuje psychologię, jest zadowolony z życia i nie
wchodzi już w konflikty z prawem. Kiedy był młodszy, jego życie wyglądało
zupełnie inaczej. Wciąż miał kłopoty z policją; w końcu został aresztowany przy
próbie włamania do biurowca i wylądował w więzieniu. Spoglądając wstecz, Joseph
jest przekonany, że to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przydarzyły mu się w życiu:
Jako dwudziestoparolatek szwendałem się z dwoma innymi chłopakami; razem popełnialiśmy różne
drobne przestępstwa. Pewnej nocy postanowiliśmy się włamać do biurowca. Ja wspiąłem się na dach i nie
wiem czemu, ale nagle dostałem lęku wysokości. Uruchomił się alarm i tamci dwaj uciekli, ale ja nie
mogłem się ruszyć. Zanim się obejrzałem, przyjechała policja i zgarnęła mnie. W sądzie dali mi cztery
miesiące odsiadki. Kiedy już byłem w więzieniu, dowiedziałem się, że moi dwaj kumple poszli na kolejną
robotę i wzięto ich za jakichś innych miejscowych rzezimieszków, którzy byli znani z tego, że noszą broń.
Policja myślała, że są uzbrojeni, i zaczęła strzelać. Jeden z moich kolegów został poważnie ranny – już
nigdy nie wstanie z wózka inwalidzkiego – a drugi zginął. To, że wylądowałem w więzieniu, było
prawdopodobnie najlepszą rzeczą, jaka mi się mogła przydarzyć.

Co ciekawe, ja sam też często obserwowałem u siebie podobne zjawisko. Kiedy


jeszcze występowałem jako magik, jedno z najbardziej pechowych wydarzeń
w życiu na dłuższą metę przyniosło mi ogromne szczęście. Zostałem zaproszony
do Kalifornii, gdzie miałem wystąpić w bardzo prestiżowym klubie
iluzjonistycznym – Magic Castle w Hollywood – i bardzo chciałem zrobić dobre
wrażenie. W drodze na miejsce postanowiłem zatrzymać się na kilka dni w Nowym
Jorku. W tym czasie wszystkie rekwizyty do moich sztuczek mieściły się w małej
walizce, którą z oczywistych powodów zawsze miałem przy sobie. Postanowiłem
przekąsić coś w barze szybkiej obsługi i położyłem walizkę na krześle obok siebie.
Chwilę później w drugim końcu baru wybuchło jakieś zamieszanie; popatrzyłem
w tamtą stronę, aby zobaczyć, co się dzieje. Kiedy spojrzałem znów na krzesło,
okazało się, że walizka została skradziona. Były w niej wszystkie rekwizyty do
mojego numeru, a do występu zostało tylko kilka dni. Co gorsza, wiele rekwizytów
było nie do zdobycia. Musiałem szybko coś wymyślić – trzeba było zmienić całe
przedstawienie. Poszedłem do sklepu, kupiłem kilka talii kart i wróciłem do hotelu.
Tej nocy przekonałem się, co znaczy powiedzenie „Potrzeba jest matką
wynalazków”. Pracowałem do świtu, wymyślając nowe triki przy użyciu dostępnych
materiałów. Przećwiczyłem kilka sztuczek, których nie robiłem od lat,
i wymyśliłem dwie zupełnie nowe. Moje nowe przedstawienie było o wiele lepsze
niż pierwotne, a sztuczki, które wymyśliłem, zostały później nagrodzone za
oryginalność przez kolegów występujących ze mną. Nigdy nie chciałoby mi się
poświęcić czasu i wysiłku na wymyślanie trików, gdyby nie ukradziono mi walizki.
Choć w pierwszej chwili nie zdawałem sobie z tego sprawy, utrata walizki była
jednym z najszczęśliwszych wydarzeń w mojej karierze magika.
Szczęściarze stosują tego rodzaju myślenie, aby złagodzić emocjonalne skutki
spotykającego ich pecha. Spoglądając wstecz i koncentrując się na korzyściach,
które wynikły z ich pozornego pecha w przeszłości, zachowują wiarę w siebie
i w przyszłość. Kiedy spotyka ich pech, patrzą perspektywicznie i wierzą, że
ostatecznie wszystko wyjdzie im na dobre.

REGUŁA TRZECIA:

Szczęściarze nie rozpamiętują swojego pecha

Pechowcy mają tendencję do rozpamiętywania pechowych wydarzeń, które ich


spotkały. Jak to ujęła jedna z uczestniczek badań:
To prawie tak, jakby ktoś rzucił na mnie klątwę. Są takie chwile, że nie wiem, w którą stronę się obrócić.
Wielu nocy nie przespałam, martwiąc się tym wszystkim, co poszło nie tak, nawet kiedy nic nie mogłam na
to poradzić. Zastanawiam się, czym sobie na to zasłużyłam.

Szczęściarze postępują odwrotnie. Puszczają w niepamięć przeszłość i koncentrują


się na przyszłości. Z rozdziału 4. dowiedzieliśmy się, w jaki sposób medytacja
pomaga Jonathanowi wzmocnić intuicję i osiągnąć szczęście w życiu prywatnym
i zawodowym. Jonathan jest znany również z tego, że potrafi czerpać korzyści ze
swojego pecha:
Mój szef wiele razy stwierdzał, że jakimś cudem zawsze spadam na cztery łapy. Czasami sprawy układają
się niezbyt pomyślnie, ale ja jakoś zawsze odbijam się od dna i wszystko działa na moją korzyść.

Co ciekawe, Jonathan opowiadał mi też, jak medytacja pomogła mu odciąć się od


niektórych pechowych wydarzeń, które go w życiu spotkały:
Myślę, że medytacja pozwala mi uzyskać właściwą perspektywę. Mogę się wyłączyć, wyciszyć, a kiedy
zrelaksowany wracam do rzeczywistości, widzę wszystko zupełnie inaczej. Pomaga mi to zrozumieć, że
skoro nie mogę zmienić sytuacji, nie ma sensu się nią przejmować. Jeśli możesz podjąć jakieś działanie
i zaradzić kłopotom, zrób to; ale jeśli nic nie możesz poradzić – na przykład kiedy stoisz w korku na
autostradzie – to lepiej o tym zapomnij i uspokój się. Czasem potrafię po prostu odpuścić sobie i zapomnieć
o sprawie. Nie należę do ludzi, którzy rozpamiętują niepowodzenia. Zwykle staram się osiągnąć cel
i najczęściej go osiągam, ale jeśli mi się nie udaje, budzę się następnego ranka i jakoś się z tym godzę.
Mówię sobie: „No dobra, nic na to nie poradzę i nie ma sensu o tym myśleć”. I żyję dalej.
Nie tylko Jonathan wspominał, jak ważna jest umiejętność „odpuszczania sobie”.
Linda miała w życiu szczęście i zrealizowała wiele swoich marzeń i ambicji.
Zapytałem ją, jak radzi sobie z pechem, który staje jej na drodze. Ona również
podkreśla rolę medytacji, która pomaga jej zapominać o pechowych wydarzeniach
z przeszłości:
Chodziłam kiedyś na zajęcia z buddyjskiej medytacji i to mi naprawdę pomagało. Nauczyłam się
zapominać o tym, co mnie gnębiło albo szło nie po mojej myśli. Trzeba umieć po prostu zostawić niedobre
doświadczenia za sobą i starać się nimi więcej nie martwić. Dla mnie to bardzo łatwe; nie rozpamiętuję
własnych niepowodzeń.

Seth jest prawnikiem z Nowego Jorku. Zauważył, że dużą część swojego


powodzenia zawdzięcza pozornie niekorzystnym sytuacjom. W dzieciństwie miał
sporą nadwagę i często był wyśmiewany z powodu swoich rozmiarów. Jako młody
człowiek zapisał się do Klubu Grubasów. Na pierwszym spotkaniu poznał swoją
idealną partnerkę – przez rok chodzili razem na spotkania, kilka lat później pobrali
się i od tej pory są razem. To nie jest jedyny przykład jego umiejętności
przetrwania, a nawet czerpania korzyści z własnego pecha.
Kiedy patrzę wstecz, widzę, że wiele pechowych wydarzeń w moim życiu to były w gruncie rzeczy
pozytywne doświadczenia, z których wiele się nauczyłem – choćby tylko tego, że mogę się obejść bez
czegoś, co uważałem za niezbędne do życia. Przez ostatnich kilka lat mieliśmy poważną recesję na
giełdzie. Podjąłem kilka fatalnych decyzji i straciłem około dwóch milionów dolarów. Myślałem, że to
będzie dla mnie druzgocące przeżycie, ale ostatecznie jakoś wytrzymałem – to nie był koniec świata.
Pomogło mi to spojrzeć z właściwej perspektywy na pieniądze oraz ich znaczenie w moim życiu. Przecież
ciągle miałem pracę, zdrowie, rodzinę i żonę.
Bardzo rzadko przejmuję się przeszłością. Staram się raczej szukać skarbu w górze śmieci i nie pogrążam
się w rozmyślaniach na temat negatywnych aspektów tej czy innej sprawy. Raczej skupiam się na dobrych
stronach każdej sytuacji i na tym, w jaki sposób mogę na niej skorzystać.

Te tak skrajnie różne podejścia pechowców i szczęściarzy do negatywnych


wydarzeń mają ogromny wpływ na uczucia i myśli pojawiające się w następstwie
takich wydarzeń.
Badania wykazały, że ludzie, którzy rozpamiętują pechowe wydarzenia,
zaczynają odczuwać smutek. Natomiast ci, którzy koncentrują się na pozytywnych
wydarzeniach z przeszłości, są o wiele radośniejsi. Nie chodzi tu tylko o wpływ
wspomnień na nastrój. Także nastrój wpływa na pamięć. Za pomocą pewnego
bardzo sprytnie obmyślonego eksperymentu psycholog James Laird i jego koledzy
z Clark University zbadali wpływ emocji na pamięć. Poprosili uczestników, aby
przeczytali dwa krótkie teksty. Pierwszym był bardzo smutny wstępniak z gazety na
temat niepotrzebnego zabijania delfinów podczas połowów tuńczyka; drugi
stanowiło zabawne opowiadanko Woody’ego Allena.
Badacze zastosowali genialną technikę, chcąc wprowadzić ludzi w smutny lub
wesoły nastrój. Połowę grupy poprosili, aby trzymała ołówek w poprzek między
zębami, ale tak, by nie dotykać go wargami, dzięki czemu ich twarze zmuszone były
do uśmiechu. Druga połowa miała trzymać ołówek wyłącznie wargami, tak by nie
dotykał zębów, przez co siłą rzeczy badani robili smutną minę. Kiedy ludzie na siłę
przywołują na twarz uśmiech, naprawdę czują się weselsi – i odwrotnie, ponura
mina wywołuje ponury nastrój. W końcu wszystkim wręczono drugi ołówek
i poproszono ich, żeby zapisali wszystko, co zapamiętali z obu tekstów. Rezultaty
były niezwykłe. Ludzie zmuszeni do uśmiechu pamiętali mnóstwo faktów
z opowiadania Woody’ego Allena, a o wiele mniej z przygnębiającego artykułu. Ci,
którzy zostali zmuszeni do ponurej miny, niewiele pamiętali z zabawnego tekstu, za
to o wiele więcej z historii o delfinach. Ich nastrój wpłynął na zdolność
zapamiętywania informacji. Dokładnie tak samo dzieje się z naszymi
wspomnieniami – kiedy spoglądamy wstecz w radosnym nastroju, przypominamy
sobie raczej wydarzenia pozytywne. Kiedy czujemy się nieszczęśliwi,
rozpamiętujemy niepomyślne momenty naszego życia.
Ta dwukierunkowa zależność między nastrojem i wspomnieniami wyjaśnia,
dlaczego niechęć szczęściarzy do rozpamiętywania niepowodzeń z przeszłości
pomaga im utrzymać ich optymistyczne spojrzenie na życie. Kiedy pechowcy po raz
enty przeżuwają wszystkie złe chwile, czują się tym bardziej nieszczęśliwi i smutni.
To z kolei prowokuje ich do rozmyślania o życiowym pechu, co przygnębia ich
jeszcze bardziej. W ten sposób spirala nakręca się sama, wciągając ich coraz głębiej
i głębiej w otchłań pesymizmu. Ich wspomnienia wpływają na ich nastrój, który
z kolei wywołuje takie, a nie inne wspomnienia.
Szczęściarze nie dają się wciągnąć w ten zaklęty krąg dzięki temu, że potrafią
zapomnieć o niepomyślnych wydarzeniach i zamiast tego skupić się na swoim
farcie. Ich pozytywne wspomnienia poprawiają im nastrój, a to z kolei prowokuje
ich do kolejnych dobrych wspomnień. Zamiast wciągać ich w spiralę pesymizmu,
połączenie wspomnienia–nastrój działa na ich korzyść, utwierdzając w nich
poczucie szczęścia.

ĆWICZENIE 13

Reakcja na pecha
To ćwiczenie ma pokazać, w jaki sposób reagujesz na problemy i niepowodzenia.
Na nowej stronie dziennika szczęścia odpowiedz szczerze, jak zareagowałbyś na
opisane poniżej sytuacje.
Ale proszę, nie pisz, co chciałbyś myśleć i zrobić w danej sytuacji. Poświęć kilka
minut na wyobrażenie sobie, że to przydarzyło ci się w rzeczywistości, a potem
zapisz naprawdę szczerą odpowiedź.
Sytuacja 1: Oblałeś egzamin na prawo jazdy, choć podchodziłeś do niego cztery
razy.
Jak zareagowałbyś, gdyby naprawdę ci się to przydarzyło?
Sytuacja 2: Co roku od trzech lat starasz się o awans w pracy, ale za każdym razem
twoja prośba jest odrzucana.
Jak zareagowałbyś, gdyby naprawdę ci się to przydarzyło?
Sytuacja 3: Trzy razy próbowałeś naprawić kapiącą rurę w suficie, ale za każdym
razem tylko pogarszałeś sytuację.
Jak zareagowałbyś, gdyby naprawdę ci się to przydarzyło?
Interpretacja
Zadałem te pytania wielu szczęściarzom, pechowcom i osobom neutralnym. W ich
odpowiedziach zauważyłem pewne stałe elementy.
Pechowcy odpowiadali przeważnie, że po prostu poddaliby się i nauczyli żyć
z tym problemem. Nie przyszło im do głowy, aby zastanowić się, dlaczego
w przeszłości im się nie powiodło, brali za to pod uwagę nieefektywne sposoby
rozwiązania problemu, na przykład odwoływanie się do przesądów.
W przeciwieństwie do nich szczęściarze odpowiadali raczej, że staraliby się
wytrwale dążyć do rozwiązania problemu, zamiast się poddawać, że potraktowaliby
te doświadczenia jako okazję do uczenia się na błędach z przeszłości i że
próbowaliby znaleźć nowe, bardziej konstruktywne rozwiązania, na przykład
zasięgnięcie porady fachowca czy posłużenie się myśleniem lateralnym.

REGUŁA CZWARTA:

Szczęściarze podejmują konstruktywne działania, aby zapobiec


niepowodzeniom w przyszłości

Wyobraź sobie, że poszedłeś na trzy randki, ale wszystkie zakończyły się porażką.
Albo że odbyłeś trzy rozmowy w sprawie pracy, ale za każdym razem odrzucano
twoje podanie. Albo szedłeś do supermarketu, żeby kupić jakąś część garderoby,
znajdowałeś dokładnie to, czego szukałeś, by chwilę później odkryć, że przy kasach
są długie kolejki. Jak zareagowałbyś na takie sytuacje? Próbowałbyś dalej czy
dałbyś sobie spokój? Przedstawiłem takie scenariusze wielu szczęściarzom
i pechowcom biorącym udział w moich badaniach. Chciałem się dowiedzieć, jak te
dwie grupy zachowują się w obliczu niepowodzeń i kłopotów. Poprosiłem
wszystkich, żeby opisali, co czuliby w takich sytuacjach, a co ważniejsze, jak
postąpiliby dalej. Rezultaty pozwoliły mi poznać kolejną regułę psychologii
szczęścia.
W poprzednim rozdziale pisałem o tym, w jaki sposób oczekiwania szczęściarzy
i pechowców wpływają na ich wytrwałość w obliczu przeciwności losu. Pechowcy
byli przekonani, iż poniosą porażkę, przez co często nawet nie starali się wytrwale
dążyć do celu. W przeciwieństwie do nich szczęściarze byli pewni sukcesu i nie
ustawali w swoich dążeniach.
Dokładnie taka sama różnica występowała w ich reakcjach na niepowodzenie.
Pechowcy najczęściej odpowiadali, że po prostu by się poddali. Na moje pytanie
o reakcję na trzy nieudane randki jeden z pechowców odpowiedział:
Nic bym nie zrobił. Pewnie pomyślałbym, że widocznie tak już musi być. Skoro te trzy randki nie wyszły,
to nie próbowałbym następnych.

Kiedy pechowcy wyobrażali sobie, że z wymarzoną częścią garderoby idą do kasy


i widzą długą kolejkę, stwierdzali na przykład:
Pewnie płakałabym przez tydzień i dała sobie spokój albo stałabym w tej kolejce, wiedząc, że kiedy
przyjdzie moja kolej, kasa się zepsuje i będzie po sprawie. Wtedy pewnie dostałabym napadu wściekłości.

Szczęściarze byli o wiele bardziej uparci. W głębi duszy byli święcie przekonani, że
pech nie jest ich przeznaczeniem – widzieli go raczej jako wyzwanie, któremu
trzeba sprostać i które w przyszłości może przynieść im więcej szczęścia.
Wyobraziwszy sobie trzy nieudane randki, jeden ze szczęściarzy napisał:
Próbowałbym i próbował, aż do skutku. Nie można się zniechęcać, trzeba dążyć do celu. Nie można tak
łatwo się poddawać. Życie stawia przed nami różne przeszkody, ale trzeba patrzeć ponad nimi,
w przyszłość.

Inny szczęściarz tak zareagował na scenariusz z trzema niepomyślnymi rozmowami


w sprawie pracy:
Wzruszyłbym tylko ramionami i próbował dalej. Natychmiast wysłałbym podania w kolejne miejsca.
Podejrzewam, że jeszcze tego samego dnia napisałbym więcej podań, żeby czuć, że robię coś
pozytywnego.

Odpowiedzi szczęściarzy i pechowców na moje pytania ukazały jeszcze jedną


ważną różnicę. Szczęściarze podchodzili do pechowych sytuacji w dużo bardziej
konstruktywny sposób. Pechowcy rzadko wspominali, że staraliby się odkryć,
dlaczego w przeszłości im się nie powiodło. Nie chcieli wyciągać wniosków ze
swoich błędów, co zwiększało prawdopodobieństwo, że powtórzą je w przyszłości.
Natomiast szczęściarze często spontanicznie stwierdzali, że potraktowaliby swoje
porażki jako okazję, aby się czegoś nauczyć. Jeden ze szczęściarzy tak napisał
o trzech nieudanych randkach:
Aby w przyszłości wypaść lepiej, chętnie dowiedziałbym się od tej trzeciej dziewczyny, co ze mną jest nie
tak… jeśli faktycznie coś jest nie tak.

Inny szczęściarz podobnie podszedł do nieudanych rozmów kwalifikacyjnych:


Prawdopodobnie napisałbym do osoby prowadzącej rozmowę i zapytał, jaki popełniłem błąd.
Poprosiłbym o kilka wskazówek i zadbał o to, aby następnym razem wszystko było jak trzeba.

Tak więc szczęściarze wytrwale dążą do celu i bardziej konstruktywnie podchodzą


do swoich niepowodzeń, co pozwala im przekształcać pecha w szczęście. Czasami
jednak prezentują jeszcze jeden typ podejścia do problemu – chyba najlepiej można
go zilustrować za pomocą następującej zagadki. Wyobraź sobie, że daję ci
świeczkę, pudełko pinezek i kartonik zapałek. Twoim zadaniem jest przymocować
świeczkę do ściany w taki sposób, by można ją było zapalić. Niektórzy ludzie
wbijają pinezki w ścianę i usiłują ustawić na nich świeczkę. Inni próbują stopić za
pomocą zapałek dół świeczki i przylepić ją do ściany. Żaden z tych sposobów nie
jest skuteczny. W rzeczywistości tylko niewielka liczba osób wpada na właściwe
rozwiązanie – wysypują pinezki z pudełka i dwiema z nich przyczepiają je do
ściany. Wtedy z łatwością można ustawić świeczkę na pudełku i zapalić ją. To proste
i skuteczne rozwiązanie. Ale wymaga pomysłowości i elastyczności myślenia. Aby
na nie wpaść, ludzie muszą spojrzeć na otrzymane przedmioty
w niekonwencjonalny sposób. Dla nich pudełko zawierające pinezki nie jest tylko
pudełkiem – może być również świecznikiem. Znajdują rozwiązanie dzięki
umiejętności niekonwencjonalnego podejścia do problemu. Odnoszą sukces,
ponieważ potrafią – jak można by żartobliwie powiedzieć – uwolnić swoje myślenie
z pudełka.
Niektórzy szczęściarze stosowali właśnie takie podejście do trzech pechowych
scenariuszy, które im przedstawiłem w moim eksperymencie. Kiedy pech stanął im
na drodze do celu, odkrywali nowe sposoby rozwiązania problemu. Na pytanie
o trzy nieudane randki pewna szczęściara odpowiedziała:
Myślę, że zamiast próbować na siłę, na jakiś czas dałabym sobie spokój z mężczyznami i porobiła coś
z koleżankami albo z facetami, z którymi się tylko przyjaźnię. Po prostu odpuściłabym sobie i pozwoliła,
aby sprawy potoczyły się bardziej naturalnie – a nie tylko randka, randka, randka z kolejnymi
mężczyznami.

Inna osoba zasugerowała pomysłowy sposób poradzenia sobie z kolejką przy kasie:
…można po prostu podejść do kasjerki i poprosić, żeby przechowała tę rzecz do jutra, kiedy będzie się ją
mogło odebrać. Czasami się na to godzą.

Pechowcy rzadko wpadali na takie pomysły. Kiedy pech zamykał im raz obraną
drogę, woleli raczej wrócić do domu niż poszukać alternatywnej trasy. Prawdę
mówiąc, tylko jeden pechowiec zdobył się na odpowiedź w pewnym sensie
kreatywną i nowatorską. Co ciekawe, zamiast przezwyciężyć swojego pecha,
postanowił wyeliminować problem, zmieniając własne oczekiwania wobec życia.
Kiedy zapytałem go, jak zareagowałby na trzy nieudane randki, zastanawiał się
przez chwilę, po czym nagle uniósł głowę, uśmiechnął się i odparł, że
prawdopodobnie zostałby księdzem.
W moich wywiadach z pechowcami i szczęściarzami odnajdowałem dokładnie
takie same reakcje na rzeczywiste niepowodzenia, spotykające ich w życiu.
Pechowcy często nawet nie próbowali się uczyć na błędach czy wynajdywać nowe
sposoby radzenia sobie z pechem. Byli przekonani, że nie są w stanie nic poradzić
i po prostu muszą to jakoś wytrzymać.
Spójrzmy na przypadek pewnej pielęgniarki imieniem Shelley. Miała bardzo
szczęśliwe dzieciństwo, a staż pielęgniarski odbywała w znanym szpitalu. Po zdaniu
egzaminów podróżowała po całym świecie i prowadziła niemal bajkowe życie.
W końcu zupełnie przypadkiem poznała swojego męża, Paula. Paul całe życie był
pechowcem i Shelley wierzy, że „zaraził” ją swoim pechem. Nagle jak z rękawa
posypały się nieszczęścia – kłopoty ze zdrowiem, bezrobocie, śmierć.
Shelley kupiła swój pierwszy samochód w 1983 roku. Tak się nieszczęśliwie
złożyło, że kilka tygodni później zmarł jej mąż, a wkrótce po jego pogrzebie
Shelley miała pierwszy wypadek samochodowy. Trauma z powodu śmierci męża
w połączeniu z szokiem po wypadku zaowocowały czterotygodniową utratą
pamięci, więc teraz Shelley bardzo mętnie przypomina sobie, jak do niego doszło.
Ale jest pewna, że to nie ona spowodowała wypadek, tylko jej samochód był
pechowy. Doskonale za to pamięta, co się stało, kiedy kupiła drugi samochód:
Pierwszy wypadek wydarzył się, kiedy samochód przede mną nagle i bez ostrzeżenia skręcił w lewo
i urwał mi reflektor. Wzięłam winę na siebie, bo prawo mówi, że musiałam być za blisko. Następnym
razem uderzyłam w samochód jadący z przodu, kiedy ostro zahamował. Wypadek numer trzy –
wjechałam w nasyp kolejowy. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Zwyczajnie sięgnęłam po coś na siedzenie
pasażera, a samochód zjechał z drogi i uderzył w nasyp. Potem potłukłam światła na skrzyżowaniu.
Miałam tego dość. Pozbyłam się tego auta.

Pierwszy wypadek w trzecim samochodzie wydarzył się, kiedy Shelley zahaczyła


paskiem buta o pedał hamulca i uderzyła w samochód jadący z przeciwka. Choć
Shelley wini tamtego drugiego kierowcę, obie zainteresowane firmy
ubezpieczeniowe orzekły, że była to jej wina.
Po takich doświadczeniach większość ludzi podałaby w wątpliwość własną
umiejętność prowadzenia samochodu. Wypadki przydarzyły się w trzech różnych
samochodach i w większości przypadków uznano Shelley za winną, ale ona upiera
się, że wszystkiemu winien jest jej pech i pechowe samochody. Jest przekonana, że
nic nie może poradzić na swój problem. Po prostu tak już jest.
Nawet jeśli pechowcy próbują odwrócić od siebie pecha, często uciekają się do
metod, które trudno nazwać konstruktywnymi. Zamiast podnieść swoje umiejętności
jazdy samochodem, Shelley usiłowała odmienić swój los, pomagając innym:
Często się zdarza, że wszystko, za co się zabierzesz, kończy się katastrofą. Zupełnie tak, jakby siły, które
to powodują – czymkolwiek one są – uwzięły się na ciebie i nie wiedziały, kiedy przestać. Myślałam, że to
może kara za jakąś winę, i próbowałam ją odkupić. Latami opiekowałam się chorą, starą matką, ratowałam
zwierzęta, angażowałam się w działalność charytatywną. Ale choćbym nie wiem co zrobiła, nic nie szło
tak jak trzeba. Przez wiele lat katalogowałam w dziennikach różne pechowe wydarzenia, czekając, kiedy
ta zła passa minie. Nigdy nie minęła, więc je wyrzuciłam.

Shelley nie jest jedyną pechową osobą, która bezskutecznie próbowała radzić sobie
z pechem. W rozdziale 5. opisałem nieszczęśliwe życie Clare. Clare sporo
chorowała, nie lubiła żadnej ze swoich posad i była bardzo nieszczęśliwa
w miłości. Podczas jednego z wywiadów zapytałem ją, czy próbowała
w jakikolwiek sposób zmniejszyć swojego pecha. Opowiedziała mi, jak próbowała
odmienić swój los za pomocą przesądów:
Trzy czy cztery miesiące temu dostałam list od wróżki oferującej mi pomoc. Pisała, że nie miałam
szczęśliwego dzieciństwa i podobne rzeczy, a ja pomyślałam sobie: „Hm, skąd ona to wie?”. Kiedy się
teraz nad tym zastanawiam, podejrzewam, że to był po prostu standardowy list, który w końcu musiał do
kogoś pasować. Tak czy inaczej, dałam się nabrać i wysłałam jej pieniądze – trzydzieści trzy funty, a ona
odesłała mi szczęśliwe liczby na loterię. Oczywiście były na nic. Napisała mi, że te liczby przyniosą mi
niewypowiedziane bogactwa. Skreśliłam je – prawdę mówiąc, cały czas je skreślam – ale na razie na nic
się nie zdały i niczego nie wygrałam.

Wiara w tego rodzaju przesądy jest przeważnie raczej nieszkodliwa, jednak podczas
pewnej rozmowy przekonałem się, że może ona mieć o wiele bardziej dramatyczny
i negatywny wpływ na życie pechowców.
Przyjrzyjmy się historii Paula, siedemdziesięciopięcioletniego emerytowanego
sprzedawcy. Jeszcze jako nastolatek Paul, zafascynowany przesądami, natknął się na
starą książkę o astrologii, z której dowiedział się, że jego „szczęśliwa” liczba to
trzy. Postanowił wypróbować tę rewelację. Wybrał się na miejscowy tor wyścigów
konnych, przejrzał listę koni, które miały biegać tego dnia, i postawił na kilka koni,
które były wymienione jako trzecie w kolejności w każdym wyścigu. Paul
opowiedział mi, co stało się potem:
Ku mojemu zdumieniu trzy z tych koni wygrały i wyszedłem z wyścigów z dużą sumą pieniędzy
w kieszeni – przewyższającą moją roczną pensję. Wtedy wydawało mi się, że jestem największym
szczęściarzem na ziemi. Kiedy teraz patrzę wstecz, myślę, że to był najbardziej pechowy dzień w moim
życiu. W tamtych czasach byłem strasznie przesądny i nabrałem przekonania, że to naprawdę moja
szczęśliwa liczba.

Przez następnych kilka tygodni Paul obstawiał wiele koni z trzecich miejsc na
listach wyścigowych. Konie nie wygrywały, więc Paul przerzucił się na wyścigi
psów. Chodził na tor co wieczór i obstawiał każdego trzeciego psa w co trzecim
wyścigu. Wystarczył miesiąc, aby Paul stracił wszystkie wygrane za pierwszym
razem pieniądze. Jednak zamiast wyciągnąć wnioski ze swoich błędów, wciąż
polegał na horoskopie i stawiał duże sumy na konie i psy wymieniane na trzecim
miejscu list. Cały czas tracił duże sumy na wyścigach i musiał szukać sposobów,
żeby jakoś pokrywać swoje długi. W końcu wierzyciele zajęli jego meble, a Paul
wraz z rodziną został eksmitowany za niepłacenie czynszu. Wiele lat później Paul
potrafi spojrzeć krytycznie na swoje życie i dostrzega, że wiara w zabobony
przyniosła mu pecha – wciąż gra na wyścigach, ale teraz woli polegać na własnym
osądzie niż na „szczęśliwych” liczbach.
Zaintrygowany tymi rozmowami, przeprowadziłem systematyczne badania na
temat przesądów, w które wierzyli uczestnicy mojego projektu. Chciałem się
dowiedzieć, czy pechowcy są bardziej przesądni niż szczęściarze.
Poprosiłem wszystkich badanych, aby na skali od 1 (nieprawda) do 7 (prawda)
wskazali, czy według nich liczba 13 jest pechowa, czy czują niepokój, kiedy stłuką
lustro, i czy wierzą, że czarny kot przebiegający drogę przynosi pecha. Rezultaty
wykazały, że pechowcy są o wiele bardziej przesądni niż szczęściarze, co
potwierdziło moje spostrzeżenie, iż próbując odmienić swój pechowy los, często
uciekają się do nieefektywnych metod.
Moje wywiady dostarczyły kolejnych dowodów, że szczęściarze stosują bardziej
konstruktywne podejście, chcąc odwrócić od siebie pecha. Opisywałem wcześniej
życie prywatnego detektywa Marvina. Jak wielu szczęściarzy, Marvin podkreśla, jak
ważne jest, aby mieć kontrolę nad własnym losem i próbować przezwyciężyć pecha,
kiedy ten już stanie nam na drodze:

Kiedy ludzie mówią mi, że nie lubią swojej pracy, odpowiadam: „Skoro nie podoba ci się twoja praca, to ją
rzuć”. Niektórzy stwierdzą: „Nie mogę jej rzucić, jestem na nią skazany. Mam pecha i nie znajdę innej”. Ale
ja nie uznaję takiego myślenia. Według mnie jeśli człowiek nie jest zadowolony z tego, co robi, to powinien
się postarać to zmienić. Bo jeśli zmienisz pracę na coś, co sprawia ci radość, poczujesz się lepiej we własnej
skórze i będziesz szczęśliwszy.

Hilary ma czterdzieści sześć lat. Jest lekarką z Berkeley w Kalifornii. Jej życie
bynajmniej nie było usłane różami, ale Hilary uważa się za szczęściarę.
Nie chodzi o to, że znajduję pieniądze na ulicy czy wygrywam na loteriach. Chodzi raczej o to, że
w naprawdę ważnych sferach mojego życia wszystko się zawsze układało i zauważyłam, że poza kilkoma
wyjątkami wszystkie złe rzeczy, które spotkały mnie w życiu, zawsze obracały się na dobre.

Mimo trudnego dzieciństwa staram się kierować własnym losem i nie zwalam
moich niepowodzeń na pecha. Wolę przejąć inicjatywę niż patrzeć bezczynnie, jak
sprawy zbaczają z kursu. Trudne lata dzieciństwa sprawiły, że choćby nie wiem co,
staram się zdobyć w życiu to, czego chcę.
Kiedy skończyłam medycynę, przyjęto mnie na staż w szpitalach uniwersyteckich
Stanford, Yale i Johna Hopkinsa. W 1984 roku skończyłam staż i podpisałam
kontrakt z małym szpitalem; miałam pracować jako patolog. Jakiś tydzień przed
rozpoczęciem pracy sprzedałam większość mebli, a resztę kazałam przewieźć do
mojego nowego domu. I wtedy zadzwonił do mnie dyrektor; powiedział, że szpital
został sprzedany dużej korporacji i że mój kontrakt jest nieważny, bo on nie
zarządza już tą placówką. Tak więc nie miałam kontraktu ani pracy. Byłam
załamana. Nieco później dowiedziałam się, że szpital w Bay Area szuka personelu
na oddział zajmujący się nową, ale szybko rozwijającą się gałęzią medycyny. Nigdy
nie myślałam o zmianie specjalizacji, ale złożyłam podanie i dostałam pracę. Teraz
nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić coś innego. Patrząc z perspektywy, wiem,
że nie byłam stworzona na patologa i byłabym nieszczęśliwa, gdybym trzymała się
tej drogi. Tak więc coś, co wydawało się katastrofą, okazało się naprawdę
wspaniałym zrządzeniem losu.
Wiele przeprowadzonych przeze mnie rozmów potwierdziło spostrzeżenie, że
szczęściarze szukają nowatorskich dróg rozwiązywania problemów. W rozdziale 4.
poznaliśmy Jonathana, który za pomocą medytacji wzmacnia swoją intuicję.
Wspomniałem też, że jest on znany z umiejętności przekształcania swojego pecha
w szczęście i potrafi odciąć się od wszelkich niepomyślnych wydarzeń. Jonathan
opowiedział mi również, że nie poddaje się łatwo w obliczu niepowodzeń,
a szukanie nowatorskich rozwiązań sprawia mu satysfakcję:
Mój dziadek, Niemiec z pochodzenia, miał takie powiedzonko, które w luźnym tłumaczeniu brzmi:
„Naszej rodzinie wszystko przychodzi z trudem, ale w końcu przychodzi”. Zawsze powtarzam moim
dzieciakom, że nie można się poddawać. Czasem trzeba walczyć, a w końcu się uda. Myślę, że
odziedziczyłem takie nastawienie po dziadku – jeśli jest choćby jeden procent szans, nie rezygnuję. Jestem
też dość elastyczny. Nie określiłbym siebie jako człowieka twórczego w potocznym znaczeniu tego
słowa – nie jestem uzdolniony muzycznie ani artystycznie. Ale zawsze starałem się myśleć kreatywnie, nie
zamykać się w ciasnym, oczywistym rozumowaniu. To prawdziwe wyzwanie i uwielbiam to – koncentruję
się na problemie, ale staram się docierać do rozwiązania nietypowymi drogami – niekoniecznie tą
najbardziej oczywistą.

Historia Emily
Najbardziej chyba przemawiającym do wyobraźni przykładem tego, jak można
obrócić pecha na swoją korzyść, jest opowieść Emily. Emily ma czterdzieści lat,
pochodzi z Kolumbii Brytyjskiej i obecnie pracuje w firmie wydawniczej
w Pensylwanii. Jest przekonana, że większość szczęśliwych wydarzeń w jej życiu
wyniknęła z tych, które wydawały się najbardziej pechowe.
Kiedy byłam mała, rodzice zmusili mnie do chodzenia na zbiórki czegoś w rodzaju żeńskiego oddziału
harcerstwa. Spotkania odbywały się w miejscowym kościele; była tam jedna ściana, wysoka na jakieś
dziesięć metrów, na którą łatwo się było wspiąć. Pewnego razu chciałam się popisać i wlazłam na nią. Jak
tylko dotarłam na górę, usłyszałam, jak gwoździe boazerii wysuwają się ze ściany. To było jak
w horrorze – cztery gwoździe wyszły z tynku i spadłam na ziemię. Mogłam się zabić, ale tylko
rozharatałam sobie nogę. Nie mogłam chodzić przez sześć miesięcy, ale przynajmniej nie zginęłam.

Kiedy Emily miała trzydzieści dwa lata, pracowała w pewnej galerii sztuki
w Kolumbii Brytyjskiej. Pewnego wieczoru wracała późno do domu na rowerze.
Kiedy wjechała w boczną uliczkę, z ciemności wyłonił się samochód ze
zgaszonymi światłami i ruszył prosto na nią. Uderzył w przednie koło roweru,
przewrócił go, potrącił Emily i uciekł. Emily doznała poważnych urazów głowy,
ale znowu jej pech okazał się nie tak pechowy:
W Kolumbii Brytyjskiej ubezpieczenia samochodowe podlegają administracji rządowej, więc mogłam
wystąpić o odszkodowanie, choć nie znałam numeru rejestracyjnego tego wozu. Dostałam trzydzieści
tysięcy dolarów kanadyjskich. To pozwoliło mi dokonać kilku pozytywnych zmian w życiu, które
rozważałam już od jakiegoś czasu. Wyjechałam z Kanady do Stanów Zjednoczonych i znalazłam pracę
w przemyśle wydawniczym. Więc dzięki temu strasznemu wydarzeniu, które omal nie skończyło się moją
śmiercią, zaczęłam nowe życie.

Taki schemat wydarzeń powtarzał się wielokrotnie w życiu Emily. Pech często staje
jej na drodze, ale jej podejście i zachowanie sprawia, że negatywne doświadczenia
obracają się na dobre:
Zeszłej wiosny roztrzaskałam sobie rzepkę w kolanie, ale moje ubezpieczenie tego nie obejmowało.
Ledwie mogłam chodzić i kuśtykałam o lasce przez pięć miesięcy. Wszyscy mówili: „O mój Boże! A ty
mieszkasz na trzecim piętrze!”, a ja odpowiadałam: „Nic nie szkodzi, naprawdę mogę trochę zwolnić
i posiedzieć w spokoju przez kilka miesięcy, wszystko w porządku. Odwiedź mnie, jeśli masz ochotę”.
Zamiast jęczeć, że nie mogę potańczyć czy pojeździć na rowerze, staram się cieszyć z tego, co mogę
robić.
Mam sposoby na radzenie sobie z moim pechem. Myślę sobie: „Cóż, mogę leżeć tutaj i gryźć się
w nieskończoność albo starać się myśleć pozytywnie i znaleźć sposób, jak poradzić sobie z tym, co
przyniósł mi los”. Jeszcze kilka lat temu zdarzało mi się budzić w środku nocy – męczyły mnie wymioty
z nerwów, mdłości, bezsenność, tak że następnego dnia byłam zupełnie do niczego. Ale teraz traktuję to
jak coś w rodzaju treningu. Kiedy budzę się spanikowana, zlana zimnym potem, myślę sobie: „Jest czwarta
nad ranem, w tej chwili nie możesz zrobić nic, aby zaradzić sytuacji. Weź więc głęboki oddech i idź spać.
Daj sobie spokój”.
Niektóre najwspanialsze zwroty w moim życiu wynikły z największych nieszczęść. W miarę jak staję się
coraz starsza, nie ryzykuję już tak często – nie mam już takiej ochoty stawiać wszystkiego na jedną kartę –
ale martwię się, że jeśli do reszty stracę ducha przygody, stracę też korzyści, które z tego wynikają. Więc
staram się znaleźć złoty środek – nie stracić chęci do eksperymentów i przygód, ale jednocześnie
ryzykować w rozsądnych granicach.
Życie jest, jakie jest. Ludzie mogą sobie mówić: to jest szczęście, a to pech – ale według mnie tylko od
człowieka zależy, jak postrzega wydarzenia.

Szczęściarze mają dużo bardziej konstruktywne podejście do pechowych wydarzeń,


które spotykają ich w życiu. Podejmują konkretne działania, nie poddają się i biorą
pod uwagę alternatywne rozwiązania. Wszystko to pozwala im zwiększyć szansę
uchronienia się przed niepowodzeniami w przyszłości.

ĆWICZENIE 14

Profil szczęścia – czwarte prawo szczęścia


Pora wrócić do profilu szczęścia ze strony 17–18. Stwierdzenia numer 9, 10, 11 i 12
z kwestionariusza odnoszą się do reguł omówionych w tym rozdziale. Stwierdzenie
9. to pytanie, czy potrafisz dostrzegać pozytywne aspekty wydarzeń w twoim życiu,
stwierdzenie 10. określa twoją umiejętność perspektywicznego spojrzenia na
pozornie negatywne zdarzenia, stwierdzenie 11. dotyczy skłonności do
rozpamiętywania porażek z przeszłości, a 12. – umiejętności uczenia się na błędach.
Punktacja
Spójrz na liczbę punktów, które przypisałeś tym czterem pozycjom, a potem dodaj
je do siebie, by otrzymać zsumowany wynik (jak na przykładzie poniżej). To jest
twój wynik dla czwartego prawa szczęścia.
Stwierdzenie / Przykładowa punktacja (1–5)
9. Staram się dostrzegać jasną stronę każdego zdarzenia. (5)
10. Wierzę, że nawet niepomyślne zdarzenia w ostatecznym rozrachunku przynoszą
pozytywny skutek. (4)
11. Nie rozpamiętuję dawnych niepowodzeń. (5)
12. Staram się uczyć na błędach, które kiedyś popełniłem. (4)
Suma punktów dla czwartego prawa szczęścia (18)
Teraz popatrz na skalę poniżej i sprawdź, czy twój wynik mieści się w przedziale
wyników wysokich, średnich czy niskich. Zanotuj w dzienniku szczęścia wynik
i przedział, w którym się on znalazł – będzie to ważne, kiedy zaczniemy omawiać,
w jaki sposób najlepiej zwiększyć udział szczęścia w swoim życiu. (5–10 – wyniki
niskie, 11–16 – wyniki średnie, 17–20 – wyniki wysokie)
4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20
18 = wysoki
Poprosiłem wiele szczęśliwych, pechowych i neutralnych osób o wykonanie profilu
szczęścia. W tych czterech pozycjach szczęściarze uzyskiwali zwykle o wiele
wyższe wyniki niż reszta badanych. Najsłabsze wyniki (jak widać na wykresie
poniżej) uzyskiwali pechowcy.
Podsumowanie rozdziału

Szczęściarze nie rodzą się wyposażeni w magiczną umiejętność przekształcania


pecha w fart. Tak naprawdę, często nie zdając sobie z tego sprawy, stosują cztery
psychologiczne techniki, które pozwalają im przetrwać, a czasem nawet skorzystać
na pechowych wydarzeniach. Po pierwsze, wyobrażają sobie, że ich sprawy
mogłyby się potoczyć o wiele gorzej i porównują się z ludźmi, którzy mieli mniej
szczęścia niż oni. Po drugie, starają się patrzeć perspektywicznie i zakładają, że
z ich pecha na pewno wyniknie coś dobrego. Po trzecie, nie rozpamiętują swoich
nieszczęść i niepowodzeń. Po czwarte, wierzą, że są w stanie zaradzić swoim
kłopotom – nie poddają się, szukają alternatywnych rozwiązań i uczą się na
własnych błędach. Te cztery techniki razem wzięte wyjaśniają ich niezwykłą
zdolność radzenia sobie z pechem, który staje im na drodze, a nawet wyciągania
z niego korzyści.

czwarte prawo szczęścia:

Zamień swego pecha w szczęście. Szczęściarze potrafią przekształcić


swojego pecha w szczęście.
Reguły:
1. Szczęściarze zawsze widzą pozytywną stronę swojego pecha.
2. Szczęściarze wierzą, że wszelkie pechowe wydarzenia w przyszłości wyjdą im na
dobre.
3. Szczęściarze nie rozpamiętują swojego pecha.
4. Szczęściarze podejmują konstruktywne działania, aby zapobiec niepowodzeniom
w przyszłości.
Jak zwiększyć udział szczęścia w życiu

Opisane poniżej techniki i ćwiczenia pomogą ci przekształcić twojego pecha


w szczęście. Przeczytaj je uważnie i pomyśl, w jaki sposób wykorzystać je w życiu.
W rozdziale 8. przedstawię szczegółowy program podpowiadający, jak najlepiej
stosować te techniki, aby zwiększyć udział szczęścia w swoim życiu.
1. Staraj się widzieć pozytywną stronę swojego pecha.

Szczęściarze starają się dostrzec pozytywną stronę każdego pechowego wydarzenia.


Wyobrażają sobie, że mogło być o wiele gorzej. Pamiętasz Marvina, który uznał, że
miałby szczęście, gdyby spadł ze schodów i skręcił kostkę zamiast karku?
Szczęściarze porównują się też z ludźmi, dla których los był mniej łaskawy.
Przypomnij sobie Minę, która łagodzi efekty pechowych wydarzeń, porównując się
z ludźmi, którzy zostali doświadczeni przez los podczas II wojny światowej.
Spróbuj myśleć jak Marvin i Mina i na wszystko, co cię spotyka, staraj się spojrzeć
od jaśniejszej strony.
PROPONOWANE ĆWICZENIE
Szukanie skarbu w górze śmieci

Poprosiłem szczęściarzy, aby opowiedzieli mi, co pomaga im dostrzec pozytywną


stronę każdego nieszczęścia i niepowodzenia, jakie staje im na drodze. Oto techniki,
które wymieniali najczęściej:
• Pomyśl, że sprawy mogły się potoczyć o wiele gorzej. Miałeś wypadek
samochodowy? Na szczęście wyszedłeś z niego żywy. Spóźniłeś się na spotkanie?
Przecież mogłeś wcale na nie nie dotrzeć.
• Zadaj sobie pytanie, czy niepowodzenie, które cię spotkało, rzeczywiście ma
znaczenie. Nie dostałeś awansu? Ale czy to wpłynie na naprawdę ważne aspekty
twojego życia, takie jak zdrowie czy stosunki z ludźmi? Zgubiłeś portfel
z kartami kredytowymi? Ale czy to naprawdę ma znaczenie, wziąwszy pod uwagę
całokształt twojego życia?
• Porównaj się z tymi, którzy mają mniej szczęścia. Wypadł ci dysk? Tysiące ludzi
na świecie cierpi z powodu o wiele poważniejszych chorób. W porównaniu z nimi
twój problem jest śmieszny.

Ilekroć dopadnie cię pech, stosuj te techniki, aby poprawić sobie samopoczucie.
2. Pamiętaj, że wszelkie pechowe wydarzenia w przyszłości mogą ci wyjść na
dobre.

Szczęściarze patrzą na swojego pecha perspektywicznie – kiedy przytrafia im się


coś złego, zakładają, że ostatecznie wszystko obróci się na dobre. Przypomnij sobie
Josepha, który uważa, że trafiając do więzienia, miał prawdziwe szczęście. Staraj
się myśleć tak jak on – patrz w przyszłość i pamiętaj, że z każdego pecha może
wyniknąć coś dobrego.
PROPONOWANE ĆWICZENIE
Feniks z popiołów

Wielu ludzi, których spotkało nieszczęście, twierdzi, że na dłuższą metę pomogło


im to przewartościować własne życie i dostrzec rzeczy, które naprawdę są dla nich
ważne, takie jak rodzina i przyjaciele. Kiedy zdarzy ci się coś złego, poświęć kilka
chwil na przemyślenie, jaki może z tego wyniknąć pożytek. Spróbuj sobie
wyobrazić, że twoje niepowodzenie to tylko odskocznia, niezbędna do wybicia się
i osiągnięcia wspaniałego sukcesu. Załóżmy, że właśnie wyszedłeś z rozmowy
o pracę, która okazała się kompletną katastrofą. Ale przecież rynek pracy wciąż stoi
przed tobą otworem, a teraz masz motywację, aby złożyć kolejne podania, i może
znajdziesz lepszą posadę niż ta, o którą się starałeś. A może na przyjęciu, na które
się wybierasz, ktoś zaproponuje ci wspaniałe stanowisko, a ty będziesz mógł
skorzystać z tej niesamowitej okazji.
Teraz zadaj sobie dwa pytania. Gdzie jest napisane, że te pozytywne wydarzenia
nie nastąpią naprawdę? I gdzie jest napisane, że z twojego niepowodzenia nie
wyniknie coś dobrego? Odpowiedź na oba pytania brzmi: „Nigdzie”. Nie masz
pojęcia, co tak naprawdę niesie ci przyszłość. Pewne jest tylko jedno: sprawy
niemal na pewno potoczą się lepiej, jeśli nie pozwolisz, żeby niepowodzenia
zniszczyły twój optymizm.
3. Nie rozpamiętuj swojego pecha.

Szczęściarze nie zadręczają się negatywnymi zdarzeniami z przeszłości, ale


koncentrują się na szczęściu, którego już doświadczyli i które czeka ich
w przyszłości. Jeśli pech staje ci na drodze, staraj się go nie rozpamiętywać, sam się
przekonasz, co z tego wyniknie.
PROPONOWANE ĆWICZENIE
Odwracanie uwagi
Niektórzy szczęściarze opowiadali, że kiedy spotyka ich pech, czują się lepiej, jeśli
przez jakieś pół godziny dają upust negatywnym emocjom – niektórzy płaczą, inni
wyżywają się na worku treningowym, jeszcze inni wychodzą na otwartą przestrzeń
i wrzeszczą – ale wszyscy zgadzają się, że nie wolno rozpamiętywać swojego
pecha. Oto kilka wskazówek, jak odwrócić własną uwagę od negatywnych
wydarzeń:
• Idź na salę gimnastyczną – ćwiczenia to świetny sposób na zapomnienie
o problemach, a poza tym wysiłek fizyczny poprawia nastrój.
• Poświęć około dwudziestu minut na wspominanie jakiegoś pozytywnego
wydarzenia z przeszłości – czegoś, co naprawdę cię uszczęśliwiło. Jeśli to
możliwe, obejrzyj zrobione wtedy zdjęcia. Przeżyj tę chwilę jeszcze raz
i przypomnij sobie, jak się wtedy czułeś.
• Posłuchaj muzyki – oczywiście wybierz taką, która poprawi ci nastrój, i postaraj
się w nią wczuć jak najgłębiej.
• Umów się ze znajomymi i porozmawiaj z nimi o tym, co się dzieje w ich życiu.
4. Podejmij konstruktywne działania, aby zapobiec niepowodzeniom w przyszłości.

Szczęściarze podchodzą do swoich problemów konstruktywnie. Zamiast polegać na


przesądach, wytrwale dążą do celu, uczą się na błędach i wynajdują nowe, twórcze
sposoby radzenia sobie z kłopotami. Nie bądź jak Shelley, która miała kilka
wypadków samochodowych, ale nie zrobiła nic, aby poprawić swoje umiejętności
prowadzenia i przypisywała wszystko własnemu pechowi i przeklętym
samochodom. Naśladuj szczęściarzy, którzy wyciągają wnioski ze swoich błędów.
Kiedy pech staje ci na drodze, rób to, co robią szczęściarze – przejmuj kontrolę nad
sytuacją i zmagaj się z problemem w konstruktywny sposób.
PROPONOWANE ĆWICZENIE
Pięć kroków do rozwiązania

Konstruktywne podejście do problemu wymaga pięciu podstawowych kroków.


Kiedy spotka cię pech, wykonaj je wszystkie i przekonaj się, co z tego wyniknie.
• Po pierwsze, nie zakładaj nigdy, że nic nie poradzisz na swój problem. Postanów
sobie, że przejmiesz nad nim kontrolę – nie bądź ofiarą pecha.
• Po drugie, zrób coś od razu – nie w przyszłym tygodniu, nie jutro, ale w tej
chwili.
• Po trzecie, zrób listę możliwych działań. Bądź kreatywny. Uwolnij myślenie
z pudełka. Spróbuj spojrzeć na sytuację z różnych punktów widzenia. Wymyśl tyle
możliwych rozwiązań, ile zdołasz, nieważne, jak absurdalne czy głupie mogą ci
się wydawać. Zapytaj przyjaciół, co oni zrobiliby na twoim miejscu. Wciąż
dodawaj do listy nowe pomysły.
• Po czwarte, zdecyduj, co zrobić, aby ruszyć z miejsca. Rozważ wszystkie możliwe
rozwiązania. Zastanów się, ile czasu zajmie ci każde z nich? Czy masz
odpowiednią wiedzę i umiejętności, żeby wprowadzić je w życie? Co może
wyniknąć z zastosowania każdego z nich?
• Po piąte i najważniejsze, zacznij rozwiązywać problem. Oczywiście czasem
rozwiązanie może wymagać, abyś trochę poczekał, zamiast rzucać się na łeb, na
szyję w coś nieprzemyślanego. W porządku, jeśli tylko to czekanie jest częścią
planu akcji, a nie zwykłym odwlekaniem. Bądź też przygotowany na to, żeby
zmodyfikować twoje rozwiązanie zależnie od rozwoju wydarzeń. Cierpliwość
i elastyczność to również ważne aspekty dążenia do szczęścia. Ale najważniejsze
jest, abyś skupił się na rozwiązaniu, zamiast koncentrować się na samym
problemie.

PODSUMOWANIE
Cztery prawa

i dwanaście reguł szczęścia

PIERWSZE PRAWO SZCZĘŚCIA:

Wykorzystuj przypadkowe okazje jak najlepiej.

Szczęściarze tworzą, zauważają i wykorzystują przypadkowe okazje.


Reguły:

1. Szczęściarze budują i utrzymują potężną sieć szczęścia.

2. Szczęściarze podchodzą do życia na luzie.

3. Szczęściarze są otwarci na nowe doświadczenia.

DRUGIE PRAWO SZCZĘŚCIA:


Słuchaj swojej intuicji.

Szczęściarze podejmują trafne decyzje,

słuchając swojej intuicji i przeczuć.


Reguły:

1. Szczęściarze słuchają swojego wewnętrznego głosu.

2. Szczęściarze wzmacniają swoją intuicję.

TRZECIE PRAWO SZCZĘŚCIA:

Spodziewaj się najlepszego.

Oczekiwania wobec przyszłości pozwalają szczęściarzom spełniać


marzenia i realizować ambicje.
Reguły:
1. Szczęściarze wierzą, że los zawsze będzie im sprzyjał.
2. Szczęściarze dążą do celu, nawet jeśli szanse na sukces są niewielkie, i nie
poddają się w obliczu porażki.
3. Szczęściarze spodziewają się udanych stosunków z innymi.

CZWARTE PRAWO SZCZĘŚCIA:

Zamień swego pecha w szczęście.

Szczęściarze potrafią przekształcić swojego pecha w szczęście.


Reguły:
1. Szczęściarze zawsze widzą pozytywną stronę swojego pecha.
2. Szczęściarze wierzą, że wszelkie pechowe wydarzenia w przyszłości wyjdą im na
dobre.
3. Szczęściarze nie rozpamiętują swojego pecha.
4. Szczęściarze podejmują konstruktywne działania, aby zapobiec niepowodzeniom
w przyszłości.
CZĘŚĆ III

Kreowanie własnego szczęścia


ROZDZIAŁ 7

Co to jest szkoła szczęścia

Moje badania wymagały przeprowadzenia wielu eksperymentów, zrobienia setek


wywiadów z uczestnikami i przejrzenia tysięcy kwestionariuszy. Udało mi się
odkryć tajemnicę szczęścia. Okazało się, że nie jest ono żadną magiczną zdolnością
ani darem od bogów. Tak naprawdę jest to stan umysłu, sposób myślenia
i zachowania. Ludzie nie rodzą się szczęściarzami czy pechowcami, ale tworzą
szczęście i pecha poprzez swoje myśli, uczucia i działania. Prawdziwą rewelacją
jest to, że sekret szczęśliwego życia da się wyjaśnić za pomocą czterech prostych
psychologicznych praw. Pierwsze z nich wyjaśnia, w jaki sposób osobowość
szczęściarzy pomaga im tworzyć, zauważać i wykorzystywać pozornie
przypadkowe okazje. Prawo drugie mówi, że umiejętność podejmowania trafnych
decyzji w dużej mierze zależy od tego, czy umiemy słuchać swojej intuicji
i wewnętrznego głosu. Trzecie prawo tłumaczy, w jaki sposób oczekiwania
szczęściarzy zmieniają się w samospełniające się przepowiednie i pomagają im
realizować marzenia. Czwarte i ostatnie prawo wyjaśnia, jak dzięki prężnej,
kreatywnej postawie szczęściarze przekształcają swojego pecha w pomyślność.
Im więcej rozmyślałem o swoich badaniach, tym bardziej byłem przekonany, że
w tej układance brakuje jeszcze jednego elementu. Psychologia nie polega
wyłącznie na zrozumieniu myślenia, uczuć i zachowań ludzi. Chodzi również
o zmiany, transformacje, o to, jak sprawić, aby życie ludzi było szczęśliwsze
i przynosiło im więcej satysfakcji. Czy cztery odkryte przeze mnie prawa mogą
zostać wykorzystane do zwiększenia udziału szczęścia w ludzkim życiu? Czy
możliwe jest nie tylko zrozumienie szczęścia, ale także tworzenie go?
Ludzie od wieków szukali skutecznego sposobu zapewnienia sobie łask fortuny.
Talizmany i amulety odnajdowano dosłownie we wszystkich cywilizacjach, od
zarania dziejów. Odpukiwanie w niemalowane drewno ma źródło w pogańskich
rytuałach, które miały zapewnić przychylność dobrotliwych i potężnych drzewnych
bóstw. Kiedy o ścianę oparta jest drabina, tworzy ona naturalny trójkąt, który kiedyś
uważano za symbol Trójcy Świętej. Przechodząc pod drabiną, rozłamujemy całość
Trójcy i sprowadzamy na siebie pecha.
W 1996 roku Organizacja Gallupa zapytała tysiąc Amerykanów, czy są przesądni.
Ponad połowa, bo 53 procent respondentów, odparła, że są przynajmniej odrobinę
przesądni, a 25 procent przyznało, że bardzo wierzą w przesądy. W innym badaniu
72 procent uczestników przyznało się do posiadania przynajmniej jednego amuletu
na szczęście. A mamy podstawy sądzić, że nawet te tak wysokie wyniki ukazują
tylko wierzchołek góry lodowej – badania sugerują bowiem, że wielu ludzi
niechętnie przyznaje się do wiary w przesądy. Z wielu przeprowadzonych sond
wynikło na przykład, że tylko około 12 procent osób unika przechodzenia pod
drabiną. Jeden z brytyjskich badaczy zainteresował się, czy wynik ten odzwierciedla
rzeczywisty poziom przesądnych wierzeń i zachowań. Aby to sprawdzić, ustawił
drabinę pod ścianą w ruchliwym centrum miasta i ze zdumieniem odkrył, że ponad
siedemdziesiąt procent przechodniów wolało zaryzykować wyjście na jezdnię niż
przejście pod drabiną.
Przesądy przechodzą z pokolenia na pokolenie. Przekazali nam je nasi rodzice,
a my przekażemy je naszym dzieciom – ale dlaczego trwają? Odpowiedź leży
w potędze szczęścia. Od najbardziej zamierzchłych czasów ludzie wiedzieli, że
szczęście i pech mogą odmienić ich życie; że kilka sekund pecha może przekreślić
całe lata pomyślności, a jeden uśmiech losu może nam zaoszczędzić wiele ciężkiej
pracy. Przesądy to nasze próby kontrolowania tej najbardziej nieuchwytnej siły,
a niezniszczalność tego rodzaju wierzeń odzwierciedla ogrom ludzkiego
pragnienia, aby zjednać sobie jej przychylność. Mówiąc w skrócie, przesądy
powstały i przetrwały, ponieważ obiecują realizację najbardziej nieosiągalnego
z marzeń – sposób na zapewnienie sobie pomyślności.
Jest tylko jeden problem. Przesądy są nieskuteczne. W poprzednim rozdziale
stwierdziłem, że to pechowcy, a nie szczęściarze mają tendencję do przesądnych
zachowań. Kilku innych badaczy również testowało skuteczność tych
przedwiecznych wierzeń i nie znalazło na nią dowodów. Moje ulubione studium
w tej dziedzinie to dość dziwaczny eksperyment, przeprowadzony przez ucznia
szkoły średniej, Marka Levina. W niektórych krajach czarny kot uważany jest za
dobry omen, w innych za zły. Levin był ciekaw, czy rzeczywiście szczęście
człowieka zmienia się, gdy czarny kot przebiegnie mu drogę. Chcąc się tego
dowiedzieć, poprosił dwie osoby, aby przetestowały swoje szczęście w prostej grze
w rzucanie monetą. Następnie „poproszono” czarnego kota, aby przeciął im drogę,
po czym uczestnicy badania znów rzucali monetę. Żeby uzyskać „dane
porównawcze”, Levin powtórzył eksperyment z udziałem białego kota. Po wielu
kocich spacerach i rzutach monetą Levin stwierdził, że ani czarny, ani biały kot nie
mają żadnego wpływu na to, czy uczestnicy mają szczęście, czy nie.
Przesądy nie działają, ponieważ są oparte na anachronicznym i błędnym sposobie
myślenia. Pochodzą z czasów, kiedy ludzie uważali szczęście za tajemniczą siłę,
którą można kontrolować tylko za pomocą magicznych rytuałów i dziwnych
zachowań. Dzięki moim badaniom odkryłem prawdziwy sekret szczęścia i byłem
ciekaw, czy można wykorzystać to odkrycie, by „poprawić” ludzki los. Czy można
pechowca zmienić w szczęściarza? Czy można ze szczęściarza zrobić jeszcze
większego szczęściarza?
W sylwestra 1999 roku stałem na nabrzeżu Tamizy w Londynie, otoczony
tysiącami ludzi, którzy przyszli tu świętować nadejście nowego milenium. Zbliżała
się północ, a ja zastanawiałem się, czy nie nadszedł czas, aby wypróbować bardziej
naukowe podejście do problemu, nad którym ludzkość głowiła się od tysięcy lat.
Chciałem sprawdzić, czy nie udałoby się znaleźć nowych dróg, które
poprowadziłyby ludzi w stronę szczęśliwszego życia. Techniki, które miałem na
myśli, nie miały nic wspólnego z trzymaniem kciuków, pukaniem w niemalowane
drewno czy unikaniem drabin. Chciałem ich raczej namówić, żeby wyjęli amulety
z kieszeni i umieścili je w swoich umysłach.
Postanowiłem przekonać się, czy można zwiększyć udział szczęścia w życiu
ludzi, ucząc ich myślenia i zachowania właściwego szczęściarzom. Chciałem ich
posłać do szkoły szczęścia i sprawdzić, czy będą szczęśliwsi, gdy wprowadzą
w życie moje prawa szczęścia i techniki, o których tu czytałeś.
Projekt dzielił się na dwie główne fazy. W pierwszej spotkałem się
z uczestnikami badań i w rozmowie w cztery oczy wyjaśniłem każdemu z nich, na
czym polega mój dość niezwykły eksperyment. Dałem też każdemu z nich dziennik
szczęścia, zawierający wiele kwestionariuszy i ćwiczeń, które ty poznałeś już,
czytając tę książkę. W końcu poprosiłem ich o wypełnienie trzech kwestionariuszy.
Pierwszy był profil szczęścia ze strony 17–18 – miał on ocenić, w jakim stopniu
uczestnicy zgadzają się ze stwierdzeniami dotyczącymi poszczególnych reguł
szczęścia. Drugi był kwestionariusz szczęścia ze strony 48. Na tym arkuszu
znajdowały się opisy typowego szczęściarza i pechowca, oraz pytanie, w jakim
stopniu uczestnicy utożsamiają się z tymi dwiema charakterystykami. Trzeci był
kwestionariusz satysfakcji życiowej ze strony 51–52 – z jego pomocą uczestnicy
mieli ocenić stopień swojego zadowolenia z życia ogólnie pojętego oraz
z poszczególnych jego sfer – stosunków rodzinnych, życia osobistego, sytuacji
finansowej, zdrowia i kariery zawodowej. Jeśli sumiennie wykonałeś kolejne
ćwiczenia z książki, masz już za sobą wszystkie trzy kwestionariusze.
Kwestionariusze szczęścia i satysfakcji życiowej dały mi precyzyjną i obiektywną
ocenę poziomu szczęścia i zadowolenia uczestników, zanim wcielili oni w życie
cztery prawa szczęścia.
Kiedy uczestnicy wypełnili kwestionariusze, przeprowadziłem z nimi wywiady
na temat znaczenia szczęścia w ich życiu. Rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy;
pytałem, czy uważają się za szczęściarzy, czy pechowców, czy szczęście lub pech
manifestują się szczególnie w jakichś konkretnych sferach ich życia, czy są
towarzyscy, czy słuchają intuicji itd. Poprosiłem ich także o wykonanie wielu
ćwiczeń opisanych w tej książce, na przykład „Pech czy fart?” ze strony 205–206
czy „Reakcja na pecha” ze strony 223–224.
W końcu opisałem im cztery prawa i dwanaście reguł szczęścia i wyjaśniłem,
w jaki sposób szczęściarze stosują je w życiu: jak ich osobowość pomaga im
tworzyć, zauważać i wykorzystywać okazje (pierwsze prawo szczęścia); jak
podejmują trafne decyzje za pomocą swojej intuicji (drugie prawo szczęścia);
w jaki sposób ich oczekiwania pomagają im spełniać marzenia (trzecie prawo
szczęścia) i w jaki sposób ich aktywna postawa pozwala im przekształcać pecha
w szczęście (czwarte prawo szczęścia). Skrótowo omówiłem teorie, na których
opierają się te prawa, i zilustrowałem je przykładami zaczerpniętymi z rozmów
z uczestnikami badań, a także wynikami moich eksperymentów. Krótko mówiąc,
przedstawiłem im streszczenie informacji, które znasz już z poprzednich
rozdziałów książki.
W drugiej fazie projektu, mniej więcej tydzień po pierwszej rozmowie, znów
spotkałem się z każdym z uczestników. Zapoznałem ich z technikami, o których
czytałeś pod koniec rozdziałów dotyczących praw szczęścia, i poprosiłem, aby
wprowadzili je w życie w najbliższym miesiącu – na tym właśnie polegało główne
założenie mojej szkoły szczęścia. Aby się dowiedzieć, jak dokładnie była
skonstruowana ta część projektu, przeczytaj kolejny rozdział. Wyobraź sobie, że
sam bierzesz w nim udział.
ROZDZIAŁ 8

Lekcje szczęścia

Witaj w szkole szczęścia. Znasz już prawa i reguły leżące u podstaw szczęśliwego
życia i przestudiowałeś praktyczne techniki, które pomogą ci myśleć i zachowywać
się jak szczęściarze. Chciałbym, abyś zastosował te techniki przez najbliższy
miesiąc i przekonał się, czy udział szczęścia w twoim życiu wzrośnie. Aby
zwiększyć skuteczność kursu, przeprowadzę cię krok po kroku przez pięć kolejnych
etapów.

ETAP PIERWSZY:

Deklaracja szczęściarza

Pierwszy etap polega na podpisaniu przez ciebie specjalnej deklaracji


szczęściarza – krótkiego oświadczenia, że w ciągu miesiąca postarasz się wdrożyć
kilka proponowanych przeze mnie technik. Ta deklaracja ma dać odpowiedź na
jedno proste pytanie – czy naprawdę jesteś gotów poświęcić trochę czasu i wysiłku,
żeby szczęście zagościło w twoim życiu? Jeśli odpowiedź brzmi „nie”, to nie ma
sensu kontynuować naszych „lekcji”. Nie mam magicznej różdżki, którą mógłbym
z miejsca zamienić cię w szczęściarza. To nie na tym polega. Jeśli jednak jesteś
gotów choćby spróbować wprowadzenia kilku zmian w swoje myślenie
i zachowanie, to chciałbym, abyś przepisał na nowej stronie swojego dziennika
szczęścia następujące zdanie:
„Chcę powiększyć udział szczęścia w swoim życiu i jestem gotów/gotowa
wprowadzić niezbędne zmiany w sposobie mojego myślenia i zachowania”.
Teraz podpisz się pod deklaracją.
Dziękuję.

ETAP DRUGI:

Konstruowanie profilu szczęścia


Pamiętasz zapewne, że na początku książki wypełniłeś arkusz pod tytułem profil
szczęścia i wyliczyłeś wyniki dla każdej z czterech sekcji kwestionariusza (zajrzyj
na koniec rozdziałów numer 3, 4, 5 i 6). Odszukaj te cztery wyniki, a potem
przerysuj do dziennika szczęścia poniższą tabelę i wypełnij ją. (Jeśli nie jesteś
pewny, jak powinna ona wyglądać, niżej zamieściłem tabelę przykładową).
Prawo / Twój wynik / Przedział wyniku – Niski/Średni/Wysoki
Wykorzystuj przypadkowe okazje jak najlepiej
Słuchaj swojej intuicji
Spodziewaj się najlepszego
Zamień swego pecha w szczęście
Przykład
Prawo / Twój wynik / Przedział wyniku – Niski/Średni/Wysoki
Wykorzystuj przypadkowe
okazje jak najlepiej / 12 / Wysoki
Słuchaj swojej intuicji / 3/ Niski
Spodziewaj się najlepszego / 11/ Średni
Zamień swego pecha w szczęście / 18 / Wysoki
Ta tabela pozwala w szybki i prosty sposób sprawdzić twój wynik dla każdego
z czterech praw szczęścia. Pokazuje również, z którym z nich masz kłopoty
w chwili obecnej. Kiedy będziesz próbował „poprawić” swoje szczęście, ta
informacja podpowie ci, które techniki powinieneś zastosować przede wszystkim.
Jeśli na przykład twój wynik dla drugiego prawa szczęścia jest niski, powinieneś
zwrócić większą uwagę na swoją intuicję. Jeśli uzyskałeś średni wynik dla trzeciego
prawa szczęścia, na pewno nie zaszkodzi ci też poprawienie twoich oczekiwań
wobec przyszłości. Jeśli twoje wyniki dla pierwszego i czwartego prawa szczęścia
są wysokie, prawdopodobnie nie ma potrzeby zwiększania liczby przypadkowych
okazji w twoim życiu ani poprawiania umiejętności przekształcania pecha
w szczęście.

ETAP TRZECI:

Wprowadzanie technik w życie

Po omówieniu każdego prawa szczęścia wyszczególniłem techniki i ćwiczenia,


które pomogą ci myśleć i zachowywać się jak szczęściarz. Przyjrzyj się tym, które
odnoszą się do prawa lub praw wymagających twojej szczególnej uwagi. Czytając
je, zastanów się, jak mógłbyś zastosować je w ciągu najbliższych czterech tygodni.
Jeśli na przykład powinieneś popracować nad intuicją (drugie prawo szczęścia),
spróbuj wykonać ćwiczenie pod tytułem „Wizyta w jaskini pustelnika” i „Decyzja,
stop!”. Możesz też spróbować kilku prostych kroków wzmacniających intuicję,
wykonując ćwiczenie „Medytacja – to jest to”.
Jeśli jednak masz kłopoty z oczekiwaniami wobec przyszłości (trzecie prawo
szczęścia), przejrzyj ćwiczenia odnoszące się do poszczególnych reguł tego prawa
(na przykład „afirmacja szczęścia” i Wizualizacja szczęścia), a następnie spróbuj je
zastosować.
Poniżej zamieściłem spis wszystkich ćwiczeń zawartych w książce, aby ułatwić ci
odnalezienie technik i ćwiczeń, które najskuteczniej pomogą ci odmienić własne
życie.

SPIS ĆWICZEŃ

Pierwsze prawo szczęścia: aby wykorzystywać przypadkowe okazje


jak najlepiej…
1. Buduj i utrzymuj potężną sieć szczęścia.
Do czterech razy sztuka
Zabawa w kontakt
2. Podchodź do życia na luzie.
Relaks, i do dzieła
3. Bądź otwarty na nowe doświadczenia.
Gra w kości

Drugie prawo szczęścia: aby nauczyć się słuchać swojej intuicji


i przeczuć…
1. Słuchaj swojego wewnętrznego głosu.
Wizyta w jaskini pustelnika
Decyzja, stop!
2. Staraj się wzmocnić swoją intuicję.
Medytacja – to jest to

Trzecie prawo szczęścia: aby podnieść swoje oczekiwania…


1. Staraj się wierzyć, że los zawsze będzie ci sprzyjał.
Afirmacja szczęścia
Wyznaczanie celów
2. Staraj się dążyć do celu, nawet jeśli szanse na sukces są niewielkie, i nie
poddawaj się w obliczu porażki.
Analiza kosztów i korzyści
3. Spodziewaj się udanych stosunków z innymi.
Wizualizacja szczęścia
Czwarte prawo szczęścia: aby przekształcić swojego pecha
w szczęście…
1. Staraj się widzieć pozytywną stronę pecha.
Szukanie skarbu w górze śmieci
2. Pamiętaj, że wszelkie pechowe wydarzenia w przyszłości
mogą ci wyjść na dobre.
Feniks z popiołów
3. Nie rozpamiętuj swojego pecha.
Odwracanie uwagi
4. Podejmij konstruktywne działania, aby zapobiec niepowodzeniu
w przyszłości.
Pięć kroków do rozwiązania

ETAP CZWARTY:

Dziennik szczęścia

Na razie omówiliśmy trzy etapy szkoły szczęścia. Na etapie pierwszym prosiłem


cię o napisanie krótkiej deklaracji, w której wyrażasz wolę odmiany swojego życia.
Na etapie drugim przejrzeliśmy twój profil szczęścia i zorientowaliśmy się, które
z praw szczęścia przyniesie ci najwięcej korzyści. Na etapie trzecim omówiliśmy
techniki i ćwiczenia, które pomogą ci myśleć i zachowywać się tak, jak zachowują
się szczęściarze. Teraz przechodzimy do etapu czwartego. To kluczowa część
procesu, polegająca na prowadzeniu dziennika szczęśliwych wydarzeń, które
spotkają cię w ciągu najbliższego miesiąca.
Ponumeruj 30 stron dziennika szczęścia od 1 do 30. Wieczorem każdego dnia
poświęć kilka chwil na zanotowanie szczęśliwych wydarzeń. Nie ma potrzeby
pisania długiego elaboratu na temat każdego dnia – wystarczy zanotować kilka słów
opisujących szczęście, które cię spotkało. Odnotuj tak wiele szczęśliwych epizodów,
jak tylko się da. Zapisuj wydarzenia, które wydają się trywialne i te o wiele
ważniejsze.
Każdego ranka spójrz na notatki z poprzedniego dnia.

ETAP PIĄTY:

Ostatnie wskazówki
Każdą sesję kończę następującymi wskazówkami:
• Po pierwsze, nie śpiesz się. Tworzenie szczęśliwego życia musi zająć trochę czasu.
Zacznij od nawiązania kontaktu z kilkoma osobami, odrobinę uważniej słuchaj
wewnętrznego głosu, wprowadź trochę więcej optymizmu w swoje oczekiwania.
Po jakimś tygodniu w twoim życiu prawdopodobnie pojawi się odrobinę więcej
szczęśliwych zdarzeń. To zadziała jak katalizator niezbędny do dalszych zmian.
Te drobne zdarzenia sprawią, że powoli zaczniesz myśleć i zachowywać się tak,
jak zachowują się szczęściarze. To z kolei pomoże ci wykorzystywać w życiu
prawa szczęścia w trochę większym stopniu – i proces będzie postępował. Powoli,
ale skutecznie odmienisz swój los na lepsze.
• Po drugie, pamiętaj, że szczęściarze nie rodzą się szczęściarzami, a ich sukcesy
nie są darem bogów. Tak naprawdę, nie zdając sobie z tego sprawy, szczęściarze
wytworzyli sposób myślenia, który pozwala im osiągać sukcesy i satysfakcję
z życia. Czasem stosują te techniki tak skutecznie, że wydaje się, jakby to sam los
wyznaczył ich do lepszego życia. Ale szczęściarze są takimi samymi ludźmi jak
wszyscy. Są tacy sami jak ty – a teraz, skoro już wiesz, jak to robią, wierzę, że i ty
możesz być taki jak oni.

Wystarczy tylko odrobina wysiłku, do której zobowiązałeś się w deklaracji


szczęściarza.
ROZDZIAŁ 9

Wręczenie dyplomów

Szczęście raz jest, raz go nie ma. Jeśli akurat go brak, a ty, nie poddając się, mimo wszystko idziesz –
z pewnością napotkasz szczęście i będziesz gotowy je przyjąć.
Robert Collier

Z każdym z uczestników szkoły szczęścia spotkałem się mniej więcej cztery


tygodnie po drugiej rozmowie i uciąłem sobie z nim długą pogawędkę, aby
dowiedzieć się, co się z nim działo. Podczas tego ostatniego wywiadu poprosiłem
uczestników, żeby przejrzeli swoje dzienniki szczęścia i odpowiedzieli mi szczerze,
czy w ich życiu wydarzyło się więcej szczęśliwych epizodów, czy było ich mniej,
czy może ich liczba pozostała taka sama. Pod koniec rozmowy dałem im również
do wypełnienia kwestionariusz szczęścia i kwestionariusz satysfakcji życiowej.
Dzięki temu mogłem na różne sposoby przeanalizować rezultaty projektu. Po
pierwsze, w czasie końcowej rozmowy uczestnicy opowiedzieli mi własnymi
słowami, jaki wpływ na ich życie miało zastosowanie czterech praw szczęścia. Po
drugie, porównałem wyniki kwestionariuszy szczęścia i kwestionariuszy satysfakcji
życiowej, wypełnionych na początku badań i podczas ostatniej rozmowy, aby
obiektywnie ocenić, czy uczestnicy faktycznie są teraz szczęśliwsi i czy wzrósł
poziom ich satysfakcji z poszczególnych sfer życia.
W tym rozdziale przedstawiam wyniki mojej szkoły szczęścia. Imiona i losy
niektórych „uczniów” poznałeś już wcześniej; o niektórych uczestnikach
przeczytasz po raz pierwszy.

Historia Patricii

Patricia ma dwadzieścia osiem lat; jest jedną z pierwszych uczestniczek szkoły


szczęścia. Na naszym pierwszym spotkaniu opowiedziała mi, że była pechowcem,
odkąd sięga pamięcią.
Kilka lat temu zaczęła pracę jako stewardesa w znanych liniach lotniczych
i szybko zyskała sobie wśród kolegów reputację osoby przynoszącej pecha.
Podczas jednego z jej lotów pewna rodzina upiła się i zaczęła się tak awanturować,
że samolot musiał lądować nieplanowo, aby wysadzić ją z pokładu. Jakiś czas
potem inny samolot, którym leciała Patricia, został trafiony piorunem. Kilka
tygodni później w kolejnym samolocie doszło podczas lądowania do awarii
systemu hamulcowego i maszyna przemknęła po pasie startowym ścigana przez
wozy strażackie.
Pech Patricii dotyczy również kilku innych sfer jej życia, a szczególnie
transportu. Kiedy w jej nowiutki samochód stojący na parkingu uderzyły trzy inne
auta, Patricia wymieniła go na kolejny, i niemal natychmiast wjechała na znak
drogowy. Jak wielu pechowców, Patricia często spóźnia się z winy różnych
środków lokomocji. Wierzy, że jest chodzącym wcieleniem pecha i że sama jej
obecność przynosi innym nieszczęście. Ostatnio nawet nie życzy znajomym
powodzenia, ponieważ uważa, że w przeszłości jej życzenia kilka razy przyniosły
im pecha na ważnych rozmowach kwalifikacyjnych i egzaminach. Podczas
pierwszej rozmowy z Patricią poprosiłem ją, aby opowiedziała mi, jak się czuje,
kiedy doświadcza pechowych wydarzeń:
Myślę sobie: „O Boże, znowu. Dlaczego raz nie może się stać coś miłego?”. Niemalowane drewno jest
zmorą mojego życia, bo bez przerwy w nie pukam, modląc się, aby tym razem stało się coś dobrego.
Mam pecha nawet przy zakupach. Jeśli już zobaczę coś, co mi się podoba, to w sklepie nie ma mojego
rozmiaru albo trafia mi się egzemplarz z wadą.

Zapytałem ją również, czy wierzy, że pech kiedykolwiek ją opuści. Patricia


pokręciła głową i stwierdziła, że według niej niektórzy po prostu rodzą się
pechowcami i że nie są w stanie nic na to poradzić. W jej profilu szczęścia
wszystkie cztery prawa szczęścia uzyskały bardzo niskie wyniki.
Kiedy zapytałem ją o zawierane przyjaźnie i kontakty ze znajomymi, wyjaśniła,
że przeprowadziła się z innej części kraju i ma bardzo niewielu znajomych.
Przyznała również, że oddaliła się od wielu przyjaciół i jest do niczego, jeśli
chodzi o utrzymywanie kontaktu z ludźmi.
Jak wielu pechowców stwierdziła też, że często nie słucha swojej intuicji, a potem
tego żałuje. Chyba najbardziej jaskrawym potwierdzeniem tych słów była historia
jej pierwszego poważnego związku:
Myślę, że po prostu znalazłam się w niewłaściwym miejscu i czasie i poznałam mężczyznę, z którym nie
powinnam była się wiązać. Byłam z nim przez cztery i pół roku. Był maniakiem kontroli; doszło do tego,
że nie mogłam sama wybierać sobie ubrań, bo on robił to za mnie. Miał fatalną opinię, jeszcze zanim
zaczęłam z nim chodzić. Już po dwóch tygodniach przyjaciele zaczęli mi mówić, że źle robię, i powtarzali
mi to przez jakieś dwa lata, ale w końcu dali sobie spokój. Czasami miewam przeczucia, ale nie jestem
pewna, czy ich słucham. Chyba za mało ufam samej sobie, żeby zawierzyć własnej intuicji.

Patricia spodziewała się też, że będzie nieszczęśliwa w przyszłości, i nie umiała


sobie radzić ze swoim pechem. Zadałem jej pytania, które usłyszeli inni uczestnicy
badań – na przykład jak zareagowałaby na trzy nieudane randki. Odpowiedziała mi
w sposób typowy dla pechowców:
Pewnie ryczałabym skulona na podłodze, myśląc: „Pomocy, jestem do niczego”. Wszystko, co mi się
przydarza, zawsze widzę z najgorszej strony i długo się tym zadręczam. Potrafię leżeć bezsennie w nocy,
rozmyślając o moich niepowodzeniach albo tłucze mi się po głowie coś, co przytrafiło mi się dziesięć lat
temu, i myślę: „Żałuję, że to powiedziałam”.

Pod koniec rozmowy poprosiłem Patricię, aby wypełniła kwestionariusz szczęścia


i na skali od 1 do 7 oceniła, w jakim stopniu pasują do niej opisy typowego
szczęściarza i pechowca. Charakterystykę szczęściarza oceniła na „2”, a pechowca
na „6”. Aby obliczyć jej współczynnik szczęścia odjąłem ocenę opisu pechowca od
oceny opisu szczęściarza. Wskaźnik Patricii wyniósł –4, została więc
zaklasyfikowana jako pechowiec.
Następnie Patricia wypełniła kwestionariusz satysfakcji życiowej. Na skali od 1
do 7 miała określić stopień swojego zadowolenia z życia jako całości oraz
z poszczególnych jego obszarów, takich jak zdrowie, finanse, rodzina itd. Jej oceny,
prezentowane na wykresie poniżej, powiedziały mi wyraźnie, że jest mocno
niezadowolona z wielu aspektów swojego życia.

Na naszym drugim spotkaniu przedstawiłem Patricii moje poglądy na temat


szczęścia, po czym przedyskutowaliśmy, w jaki sposób mogłaby wprowadzić
w życie kilka prostych, „szczęśliwych” technik. Rozmawialiśmy o tym, jak ważna
jest umiejętność słuchania wewnętrznego głosu (drugie prawo szczęścia, reguła
pierwsza), pozytywne oczekiwania wobec przyszłości (trzecie prawo szczęścia,
reguła pierwsza) i jak można oduczyć się rozpamiętywania niepowodzeń
z przeszłości (czwarte prawo szczęścia, reguła trzecia).
Po miesiącu Patricia spotkała się ze mną ponownie. Była o wiele radośniejsza
i mniej spięta; z zadowoleniem wyjaśniła mi, że jej życie uległo niezwykłej
przemianie. Nareszcie wszystko zaczęło iść po jej myśli:
Jestem pod wrażeniem. Naprawdę. Nie sądziłam, że to zadziała, ale zadziałało. Wszystko się zmieniło.
Czuję się jak zupełnie inny człowiek. To niesamowite, mój pech prawie całkiem mnie opuścił. To dla mnie
prawdziwa odmiana.
Po naszej rozmowie dotarło do mnie, że niektórzy zupełnie inaczej postrzegają szczęście. Do tej pory nie
przyszło mi to do głowy. Nie sądziłam, że są ludzie, którzy uważają się za prawdziwych szczęściarzy,
zdumiało mnie, że ktoś może myśleć w ten sposób. A skoro już przejrzałam na oczy, pomyślałam sobie:
„Nie widzę powodu, żebym i ja tak nie mogła”. W miarę upływu czasu działo się coraz więcej dobrych
rzeczy i coraz mniej złych. Wtedy zaczęłam odczuwać zmiany. Z początku były to drobiazgi, ale
poprawiły moje nastawienie do życia, i wszystko zaczęło powoli działać.
W pierwszym tygodniu poszłam sobie kupić płaszcz, który widziałam kilka tygodni wcześniej. Miałam
takiego pecha przy zakupach, że wręcz zaczęłam się ich bać. Pomyślałam, że są małe szanse, aby ten
płaszcz jeszcze na mnie czekał, ale postanowiłam zmusić się i pojechać. Weszłam do sklepu i płaszcz
wciąż tam był. Został tylko jeden, ale był w moim rozmiarze, więc go kupiłam. To się nigdy przedtem nie
zdarzyło, to bezprecedensowy wypadek. No i zawsze uciekały mi autobusy, a przez ten cały tydzień
autobus zawsze podjeżdżał na przystanek, kiedy się zjawiałam. Nie odjeżdżał mi sprzed nosa, udawało mi
się do niego wsiąść. Przedtem nigdy nie mogłam złapać autobusu, choćby raz w tygodniu. A teraz nie mam
z tym problemu. To niesamowite.
Po pierwszym tygodniu pomyślałam: „Ciekawe, kiedy to się skończy?”, ale ku mojemu zdumieniu ta
dobra passa trwała. To się po prostu działo. Po jakimś czasie przestałam się nad tym zastanawiać. To
naprawdę odmieniło moje życie.
Na przykład któregoś dnia rodzice zrobili mi niespodziankę i kupili mi komputer, ale czegoś tam
brakowało. Normalnie dałabym sobie spokój i zostawiła to tak, ale tym razem zdecydowałam się
zamienić swojego pecha w fart. Postanowiłam pojechać do miasta po tę brakującą część. Pojechałam
samochodem. Była sobota po południu, straszny ruch, a ja od razu znalazłam miejsce do parkowania. Idąc
do sklepu, przypomniałam sobie, że nie wzięłam ze sobą pieniędzy. Odwróciłam się i zobaczyłam
bankomat. I działał! Kiedy w końcu dotarłam do sklepu, właśnie go zamykali, ale udało mi się zagadać
sprzedawcę, tak że wpuścił mnie do środka i kupiłam tę część – i to ostatnią, jaką mieli na składzie. Takie
rzeczy nigdy mi się nie zdarzały, to zdumiewające. Byłam naprawdę zaskoczona i zachwycona, i miałam
ochotę wszystkim o tym opowiedzieć.

Patricii udało się zastosować drugie i trzecie prawo szczęścia. Opowiedziała mi, jak
ważną rolę w jej transformacji odegrała intuicja i pozytywne oczekiwania:
Spróbowałam wzmocnić swoją intuicję, poświęcić chwilę na wsłuchanie się w mój wewnętrzny głos. Dzień
po wizycie w sklepie komputerowym coś mi przemknęło przez głowę; coś powiedziało mi, że powinnam
zapisać swoją pracę na komputerze. Zrobiłam to, a po chwili komputer nagle się zawiesił! Ale moja praca
była zapisana, więc nie stało się nic złego.
Pozytywne myślenie o przyszłości też mi pomogło. Z początku zmuszałam się rano do myślenia
o afirmacjach – „Dziś będzie naprawdę szczęśliwy dzień” i tak dalej – ale po jakimś czasie zaczęło mi to
przychodzić jakby podświadomie, automatycznie. W miarę upływu czasu nabierałam coraz większej
wprawy. Mój chłopak i rodzice też zauważyli zmianę. Teraz o wiele bardziej optymistycznie patrzę
w przyszłość, co jest naprawdę zdumiewające, bo skłonienie mnie do pozytywnego myślenia to spore
osiągnięcie. I naprawdę przynosi to wspaniałe efekty. Już nie uważam się za tak beznadziejnego pechowca.

Patricia przekonała się, że kiedy nie rozpamiętuje swojego pecha, przejmuje


inicjatywę i dostrzega pozytywną stronę każdego zdarzenia, nie przeżywa już tak
boleśnie pechowych wydarzeń. Udało jej się też wypracować bardziej
konstruktywne podejście do niepowodzeń.
Udało mi się spojrzeć z innej strony na kilka wydarzeń z przeszłości. Nie jestem już tak przesądna
i przestałam bez przerwy odpukiwać w niemalowane drewno.
Oczywiście nie wszystko idzie tak gładko – zepsuł mi się samochód, a telewizor nagle po prostu przestał
działać, ale już nie zauważam takich drobiazgów. Przestałam zatruwać sobie nimi głowę. I to naprawdę
duża odmiana, bo mój pech nie dołuje mnie już tak jak kiedyś. Przedtem na przykład spóźniałam się na
autobus, potem zdarzała się kolejna rzecz w tym stylu, a potem pechowe wydarzenia sypały się jak
z rękawa, aż naprawdę miałam wszystkiego dość. Teraz, jeśli ucieknie mi autobus, potrafię powiedzieć
sobie, że to nieistotne, że to zupełny drobiazg w porównaniu z różnymi naprawdę ważnymi rzeczami.
Właściwie nawet o tym nie myślę. Dzięki temu czuję, że mam o wiele większą kontrolę nad wydarzeniami.
Zaczęłam odrobinę bardziej panować nad własnym życiem, nie czekam bezradnie, aż coś się stanie.
Dawniej, zanim wzięłam udział w projekcie, kiedy zepsuł mi się samochód, myślałam: „Oczywiście, to
musiało się przytrafić mnie, nigdy nikomu innemu”. Teraz myślę: „No dobra, jak sobie z tym poradzić?”.
Takie myślenie jest bardziej pozytywne i konstruktywne. Mówię sobie: „W porządku, jakie działania muszę
teraz podjąć? Trzeba to załatwić, więc nie ma się co rozczulać, bo to do niczego nie prowadzi – po prostu
trzeba wziąć się do roboty”.
Kilka tygodni temu potrzebowałam sukienki, bo wybierałam się na dyskotekę. Poszłam na zakupy
i znalazłam sukienkę, która mi się naprawdę podobała, ale nie kupiłam jej od razu. Pomyślałam sobie:
„Wrócę tu za tydzień; to będzie taki test na szczęście. Jeśli sukienka ciągle tu będzie, wtedy ją kupię”.
Wróciłam więc za tydzień i sukienki nie było! Dawniej wybiegłabym wściekła ze sklepu, obraziłabym się
na cały świat, wpadłabym w dołek i pewnie nie poszłabym na tę dyskotekę. Ale teraz spojrzałam na to
z jaśniejszej strony i pomyślałam: „Trudno, poszukam czegoś innego”. I rzeczywiście znalazłam o wiele
lepszą sukienkę; była tańsza i wyglądała fantastycznie. Humor mi się poprawił i poszłam na dyskotekę
w doskonałym nastroju.

Na zakończenie poprosiłem Patricię, aby przypomniała sobie poziom swojego


szczęścia sprzed udziału w moim projekcie i oceniła, w jakim stopniu się on
zmienił. Patricia stwierdziła, że jej szczęście „urosło” o 75 procent. W końcu
poprosiłem ją, by jeszcze raz wypełniła kwestionariusz szczęścia i satysfakcji
życiowej. Przed udziałem w projekcie jej współczynnik szczęścia wynosił –4. Teraz
urósł do +3. Patricia z pechowca zamieniła się w szczęściarza. A co najważniejsze,
jej kwestionariusz satysfakcji życiowej wykazał, że po szkole szczęścia była
naprawdę zadowolona ze wszystkich aspektów swojego życia
.

Historia Carolyn

Podczas naszych pierwszych spotkań w szkole szczęścia Carolyn opisała swojego


pecha, który prześladował ją przez całe życie.
Moje nieszczęścia nie chodzą parami. Moje chodzą dziewiątkami, dwunastkami, szesnastkami,
dwudziestkami. Pewnego razu zaledwie w ciągu trzech dni zdarzyło mi się tyle pechowych rzeczy, że
trudno uwierzyć. Bawiąc się z moją trzynastoletnią córką, wpadłam do jaskini i uderzyłam o kamienie
głową i plecami. Uznałam, że nie stała mi się wielka krzywda, i wróciłam z córką do domu – prowadziłam
samochód ponad trzysta kilometrów. Tego samego wieczoru przewróciłam się, znów uderzyłam się
w głowę i zafundowałam sobie wstrząśnienie mózgu. Następnego ranka poszłam do lekarza. Zapisał mi
leki, ale aby je zażywać, musiałam jeść trzy razy dziennie. Następnego dnia złamałam sobie ząb, jedząc
chipsy, i miałam problem z regularnym spożywaniem posiłków. Potem cofnęłam samochód tak
niefortunnie, że uderzyłam w drzewo i narobiłam sporo szkód. W niedzielę nie mogłam się ruszyć.
Okazało się, że uszkodziłam sobie krzyż, ale leki na wstrząśnienie mózgu przytępiły ból, tak że nie
zauważyłam tego od razu. Musiałam trzy tygodnie leżeć w łóżku. I tak wygląda całe moje życie.
W miłości też mam pecha. Mój pierwszy partner był brutalem. Wszyscy wiedzieli, że ten związek nie ma
sensu. Rozstaliśmy się, gdy byłam w trzecim miesiącu ciąży, bo przestałam sobie radzić z tą sytuacją.
Powiedziałam mu, że jestem w ciąży, a on kazał mi się wynosić. Nigdy więcej go nie widziałam. Potem
poznałam innego faceta i urodziłam kolejne dziecko. Był istnym księciem z bajki, nosił mnie na rękach, ale
kiedy z nim zamieszkałam, zamienił się we wstrętną ropuchę. Na urodziny złamał mi nos.
W sprawach finansowych mam pecha jak mało kto. Moja ciotka miała raka piersi i opiekowałam się nią
przez cztery lata. Byłyśmy bardzo zżyte, zapytałam ją więc, czy zgodzi się, żebym kupiła od niej dom.
Przedyskutowałyśmy sprawę i obie uznałyśmy, że to dobry pomysł. Wzięłam ogromny kredyt pod
hipotekę, aby zapłacić ciotce. W dniu, kiedy przyszły papiery, ciotka nie wyglądała najlepiej. Zabrałam ją
do lekarza, okazało się, że ma udar mózgu i nie czuje się na tyle dobrze, żeby pójść do notariusza
i podpisać dokumenty. Dwa tygodnie później umówiłam kolejne spotkanie z notariuszem, ale tego ranka
ciocia miała kolejny, poważniejszy wylew i nie doszła już do siebie. Tak więc straciłam ciotkę, dom
i miałam na głowie niezły finansowy bałagan do uporządkowania.
Mój pech dotyka też ludzi, a nawet zwierzęta wokół mnie. Pod koniec zeszłego roku moja najlepsza
przyjaciółka zmarła nagle, a mojego kota przejechała ciężarówka. W sylwestra pomyślałam sobie: „To
ostatnia noc w roku, nic się już nie może stać, niedługo będzie nowy rok, nowy początek, i postarasz się,
żeby ten rok był lepszy niż poprzedni”. Późno w nocy zadzwonił telefon; okazało się, że mój kuzyn
właśnie umarł na zakrzep w płucu.

Na koniec naszej rozmowy poprosiłem Carolyn, aby wypełniła kwestionariusz


szczęścia i kwestionariusz satysfakcji życiowej. Jej współczynnik szczęścia wyniósł
–3, a poziom zadowolenia z wielu sfer życia był raczej niski.

Przedyskutowaliśmy, w jaki sposób Carolyn może wprowadzić w swoje życie


wszystkie cztery zestawy „szczęśliwych” technik. Jak ma nauczyć się podchodzić do
życia na większym luzie (pierwsze prawo szczęścia, reguła druga), spodziewać się
szczęścia w przyszłości (trzecie prawo szczęścia, reguła pierwsza), patrzeć na
pozytywną stronę swojego pecha (czwarte prawo szczęścia, reguła pierwsza)
i podejmować konstruktywne działania, aby uniknąć pecha w przyszłości (czwarte
prawo szczęścia, reguła czwarta).
Kiedy Carolyn wróciła do mnie po miesiącu, była zupełnie inną osobą:
To wszystko było dla mnie niespodzianką. Kiedy zaczęłam, nie byłam pewna, czego się spodziewać. Ale
potem, zaledwie po kilku tygodniach, wszystko się zmieniło. Mam o wiele więcej szczęścia; nawet moi
przyjaciele zauważyli różnicę. O wiele częściej się uśmiecham. Mam o wiele bardziej pozytywne
nastawienie, już nie myślę, że zawsze będę miała pecha, i zaraziłam tym myśleniem mojego najlepszego
przyjaciela. On też już nie uważa, że nic ze mnie nie będzie. To miłe. Ogólnie czuję się szczęśliwsza,
radośniejsza. I bardzo się cieszę z tych zmian. Kiedy patrzę wstecz, to wszystko wydaje się bardzo dziwne.
Moje życie naprawdę się zmieniło.

Carolyn przypisuje dużą część tych zmian swojemu nowemu, pozytywnemu


spojrzeniu w przyszłość (trzecie prawo szczęścia, reguła pierwsza):
Zaczęłam od pozytywnych oczekiwań. Powtarzałam afirmacje, zrobiłam listę celów i wyobrażałam sobie,
jak odnoszę sukcesy. Wmawiałam sobie, że uda mi się wszystko, za co się zabiorę. Pewnego wieczoru
poszłam na bingo i wygrałam. Tydzień później znów poszłam i znów wygrałam. Dwa tygodnie z rzędu!
Przedtem wygrywałam mniej więcej raz na pół roku. Kilka tygodni później poszłam jeszcze raz i po raz
kolejny wygrałam. Mój przyjaciel też miał pecha, więc dałam mu listę ćwiczeń, którą dostałam od ciebie.
Powiedziałam: „Spróbuj przez tydzień”. Wygraliśmy sporo pieniędzy w bingo, a nawet rozbiliśmy bank
w „jednorękim bandycie”. Potem postawiliśmy na wyścigach konnych i wygraliśmy kupę forsy. To było
wspaniałe. Od wieków się tak dobrze nie bawiłam.

Podobnie jak Patricii, Carolyn bardzo pomogły techniki pozwalające złagodzić


emocjonalne skutki pecha. Nauczyła się też bardziej konstruktywnie podchodzić do
swoich niepowodzeń.
Szukanie dobrych stron każdego wydarzenia bardzo poprawiło mi samopoczucie. Nawet kiedy prowadzę
samochód, nie jestem już taka spięta. Udało mi się też uniknąć kilku wypadków. Codziennie jeżdżę odebrać
córkę ze szkoły. Czasami naprawdę działa mi to na nerwy i potrafię być wręcz agresywna. Dziś rano jakaś
kobieta omal we mnie nie wjechała, a ja, zamiast rzucić jej wściekłe spojrzenie i zacząć przeklinać,
wzruszyłam ramionami i pojechałam dalej. Pomyślałam sobie: „Miałam szczęście”. Nie denerwuję się już
tak bardzo na innych kierowców, więc prowadzę o wiele spokojniej i pewniej.
Kilka tygodni temu postanowiłam zająć się rozwiązaniem kilku poważnych problemów, przemyśleć, jak się
za nie zabrać, zamiast zwalać wszystko na pecha. Mój dom się sypie, więc zadzwoniłam do urzędniczki ze
spółdzielni mieszkaniowej. Nie oddzwoniła do mnie, więc zadzwoniłam jeszcze raz, ale ona ciągle nie
chciała ze mną rozmawiać, bo była zbyt zajęta. Zamiast sobie odpuścić, postanowiłam być uparta.
Pomyślałam, jak ogromną zmianą na lepsze byłby remont domu, a mnie będzie to kosztować tylko
telefon czy dwa. Dzwoniłam więc dalej. Zadzwoniłam do biura i zażyczyłam sobie rozmowy z kimś
z szefostwa. Połączyli mnie z asystentką prezesa; porozmawiałam z nią i wyjaśniłam, co mi leży na
wątrobie. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła do urzędniczki, która nie chciała ze mną rozmawiać,
i przekazała jej moją skargę. Kilka dni później obie przyjechały do mnie i zgodziły się na wykonanie
wszystkich niezbędnych prac na mojej posesji. Zjawił się rzeczoznawca i kierownik ekipy budowlanej.
W zeszłym tygodniu skończyli prace w ogrodzie i teraz zajmą się wszystkimi pracami remontowymi,
których wymaga dom. Czekałam na to trzy i pół roku, a teraz dopięłam swego, bo uwierzyłam, że jestem
szczęściarą, zamiast zakładać, że nic się nie zmieni.

Na koniec rozmowy Carolyn uznała, że jej szczęście wzrosło o 85 procent.


Końcowy kwestionariusz szczęścia wykazał, że jej współczynnik szczęścia wzrósł
z –3 do +6, a kwestionariusz satysfakcji życiowej ukazał ogromną poprawę we
wszystkich sferach życia.
Inni absolwenci

Patricia i Carolyn to typowe przykłady wielu pechowców, którzy zapisali się do


szkoły szczęścia.
Na początku projektu także Robert uważał się za pechowca. Jego wakacje kilka
razy okazały się kompletną katastrofą, nigdy też nie wygrał żadnego konkursu.
Z rozmowy ze mną wyszedł z twardym postanowieniem, że postara się zwiększyć
liczbę szczęśliwych okazji w swoim życiu (pierwsze prawo szczęścia, reguła
pierwsza, druga i trzecia). Kiedy wrócił po kilku tygodniach, opowiedział mi,
w jaki sposób „szczęśliwe” techniki pomogły mu zrealizować ten cel:
Twoje rady naprawdę działały, więc korzystałem z nich cały czas. Powtarzałem sobie: „Spróbuj, dlaczego
nie!”. Na przykład jednego dnia zapowiedzieli w radiu konkurs. Powiedzieli, że osoba, która zadzwoni
jako dziewiąta, usłyszy proste pytanie i jeśli odpowie, wygra płytę CD. Kiedy usłyszałem pierwszą
zapowiedź, nie zadzwoniłem, ale kiedy powiedzieli o tym znowu, pomyślałem: „No dobra, to też jest
okazja, dlaczego nie?”. Wiedziałem, że mam małą szansę na wygraną, ale powiedziałem sobie: „To tylko
koszt jednej rozmowy, a fajnie by było usłyszeć się w radiu”. Zadzwoniłem więc. I przypadkiem byłem
dziewiąty, więc puścili mnie na antenę. Prowadzący zadał mi pytanie, odpowiedziałem prawidłowo
i wygrałem płytę Cher! To było świetne, a ponieważ puścili mój telefon z pięciominutowym opóźnieniem,
obdzwoniłem mnóstwo znajomych, żeby im powiedzieć: „Szybko, szybko, włączcie radio, zaraz będę na
antenie”.
W następnym tygodniu słuchałem programu bardzo wcześnie rano i znów ogłosili taki konkurs. Tym razem
byłem bardziej zdecydowany. Zadzwoniłem raz, ale byłem dopiero drugi, więc spróbowałem jeszcze raz,
i trafiłem. Znów puścili mnie na antenę, zadali pytanie i wygrałem kolejną płytę! Nigdy przedtem nie
wykorzystywałem takich okazji.

Pod koniec projektu Robert uważał się za szczęściarza i stwierdził, że jego


szczęście wzrosło o 40 procent.
W rozdziale 4. opisałem pechowe życie Marilyn, która tkwiła w nieudanych
związkach mimo podszeptów intuicji. Chętnie zgodziła się wziąć udział w szkole
szczęścia. Po kilku tygodniach była o wiele lepiej nastawiona do życia i stwierdziła,
że jej szczęście wzrosło o 40 procent. Poprawę tę zawdzięczała głównie
zwiększeniu liczby szczęśliwych okazji (pierwsze prawo szczęścia) i wypracowaniu
pozytywnych oczekiwań wobec przyszłości (trzecie prawo szczęścia).
Postanowiłam przejąć kontrolę nad własnym życiem i wprowadzić w nie trochę różnorodności. Zaczęłam
nową pracę jako konsultantka do spraw reklamy w pewnym czasopiśmie i uwielbiam to. Postanowiłam też,
że zacznę urządzać imprezy. Pierwsza w przyszły weekend. Na dodatek wysłałam zgłoszenie do reality
show. Poprosili mnie, żebym nakręciła krótki film na wideo i przysłała im. Więc wyobraziłam sobie, że
jestem szczęściarą, i zastanowiłam się, jaki film mógłby im się spodobać. W końcu wlazłam do wielkiego
pudła, poprosiłam kogoś, żeby obwiązał je wstążką i nakręcił, jak wyskakuję z niego i krzyczę:
„Niespodzianka! Oto wasz zwycięski film, patrzycie właśnie na pierwszego członka ekipy”. To trwa
zaledwie kilka minut – opowiadam trochę o sobie i o tym, dlaczego chcę wystąpić w tym programie. Jeśli
wezwą mnie na rozmowę, będę zachwycona. Wiem, że świetnie się do tego nadaję. W zeszłym roku też
próbowałam, ale wtedy czułam się naprawdę nieszczęśliwa, mój film był koszmarny, moje zgłoszenie też,
po prostu nie zaprezentowałam się najlepiej. Sprawy na froncie męsko-damskim też idą ku lepszemu – mam
nowego chłopaka. Po raz pierwszy w życiu usiadłam i bardzo starannie przemyślałam, co mówi mi intuicja.
I przekonałam się, że odbieram go bardzo pozytywnie. Wręcz idealnie! Niedługo jedziemy do Paryża.
A na urodziny urządził mi przyjęcie niespodziankę. To fantastyczne. Jestem naprawdę, naprawdę
szczęśliwa w tym związku, 10 punktów na 10.

Historia Josepha

Bardzo chciałem się też dowiedzieć, czy można ze szczęściarza zrobić jeszcze
większego szczęściarza, więc cieszyłem się z każdego, który zechciał wziąć udział
w moim projekcie.
W rozdziałach 3. i 6. opisałem losy Josepha, trzydziestopięcioletniego studenta
zaocznego. We wczesnej młodości Joseph bez przerwy miał kłopoty z policją, ale
rozmowa z przypadkowo poznaną w pociągu panią psycholog odmieniła jego
życie. Na kobiecie duże wrażenie zrobiła przenikliwość Josepha i trafna ocena jego
własnej osobowości, zasugerowała mu więc, że byłby świetnym psychologiem.
Joseph postanowił przejąć kontrolę nad własnym losem, sprawdził, jakie
kwalifikacje są potrzebne, aby zostać psychologiem i ostatecznie zdecydował się
wrócić do szkoły. Joseph potrafi też doskonale zamieniać swojego pecha
w szczęście.
W rozdziale 6. opisałem, w jaki sposób łagodzi niekorzystny wpływ pecha na
psychikę, spoglądając na wydarzenia z perspektywy – przytoczyłem jego
wypowiedź, w której sam ocenia swój pobyt w więzieniu jako szczęśliwe zrządzenie
losu. Kiedy zaprosiłem go do udziału w szkole szczęścia, był na ostatnim roku
studiów – miał nadzieję wkrótce zdobyć dyplom psychologa i znaleźć pracę
w nowym zawodzie.
Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, aby omówić mój projekt, poprosiłem
Josepha o wypełnienie kwestionariusza szczęścia i satysfakcji życiowej. Chyba
nikogo nie dziwi, że był bardzo zadowolony ze swojego życia, a jego
współczynnik szczęścia wynosił +5. Ale czy dałoby się jeszcze poprawić te wyniki?
Kiedy opowiedziałem Josephowi o technikach, za pomocą których szczęściarze
tworzą swoje szczęście, Joseph szybko zorientował się, że sam praktykuje wiele
z nich – zgodził się jednak zastosować je bardziej świadomie i systematycznie
w ciągu najbliższych tygodni. Stwierdził, że skorzystałby przede wszystkim, gdyby
nauczył się skuteczniej łagodzić wpływ pecha na psychikę (czwarte prawo
szczęścia, reguła pierwsza, druga, trzecia i czwarta). Przedyskutowaliśmy też,
w jaki sposób mógłby zwiększyć liczbę nadarzających się okazji i lepiej je
wykorzystać (pierwsze prawo szczęścia, reguła pierwsza, druga i trzecia).
Gdy po miesiącu spotkałem się z nim ponownie, opowiedział mi, co się z nim
działo przez ten czas. Najpierw pochwalił się, w jaki sposób udało mu się poprawić
umiejętność dostrzegania pozytywnych aspektów niepowodzeń (czwarte prawo
szczęścia, reguła pierwsza):
Przydarzyło mi się kilka pechowych sytuacji i pewnie by mnie one przygnębiły, gdybym nie potrafił
dostrzec, że może z nich wyniknąć coś pozytywnego. Przedtem też nie było źle, ale teraz jestem w tym
naprawdę dobry. Teraz zawsze widzę pozytywną stronę każdego wydarzenia – zawsze.
Pewnego dnia wróciłem do domu i żona powiedziała mi, że muszę porozmawiać z synem, bo został
przyłapany na kradzieży czegoś do jedzenia w szkolnym barku. Zrobił coś takiego po raz pierwszy i całe
szczęście, że został złapany, bo teraz mogę mu wytłumaczyć, że nie tędy droga. Więc ta odrobina pecha
wyjdzie mu na dobre. Miał szczęście, że go przyłapali, bo kiedy mnie samemu, wiele lat temu upiekło się
za pierwszym razem, doszedłem do wniosku, że jestem niezwyciężony, i kradłem dalej.
Na moim roku była pewna studentka, Jackie. Nie znałem jej zbyt dobrze, ale wiedziałem, że wykryto
u niej raka płuc i miała chemioterapię. Wkrótce zmarła. Bardzo mnie to zasmuciło, ale pomyślałem sobie:
„No cóż, chłopie, może to ostrzeżenie – wiesz, że paliła jak lokomotywa, ty też palisz i od dawna
zamierzałeś to rzucić. Może to dobry moment”. Więc teraz poważnie przymierzam się, aby rzucić palenie
i trochę zadbać o zdrowie.

Josephowi udało się też ogromnie zwiększyć liczbę nadarzających mu się okazji
(pierwsze prawo szczęścia, reguła pierwsza, druga i trzecia):
Przez ostatnie tygodnie miałem sporo szczęścia, jeśli chodzi o przypadkowe okazje – z początku były to
drobiazgi, ale jest coraz lepiej. Któregoś dnia mijałem innego studenta. Słabo go znam, ale pomyślałem, że
zatrzymam się i pogadam z nim. Powiedziałem „cześć”, a on spytał, co u mnie słychać. Powiedziałem mu,
że chodzę na kurs statystyki, ale kiepsko mi idzie i wykładowca polecił mi pewną książkę, która niestety
jest bardzo droga. A on powiedział, że ma tę książkę, i dał mi ją za darmo, bo sam już skończył ten kurs.
Kilka tygodni temu wracałem do samochodu na parkingu i zobaczyłem na ziemi kawałek papieru.
Normalnie minąłbym go, ale potraktowałem tę sytuację jako okazję! Trąciłem papier butem, aby
sprawdzić, czy nie jest to przypadkiem kupon na loterię albo coś w tym rodzaju. Pod spodem był banknot
dwudziestofuntowy. Kiedy go podniosłem, okazało się, że tak naprawdę to pięć dwudziestek – w sumie
stówa w gotówce. Tak po prostu sobie leżały.
A najlepsza wiadomość jest taka, że zaproponowano mi pracę. Pracuję jako wolontariusz w organizacji
pomagającej ludziom z problemami w nauce integracji ze społeczeństwem. Usłyszała o mnie inna instytucja
charytatywna; napisali do mnie, że proponują mi pracę z osobami, które chcą żyć w społeczeństwie, ale
mają problemy z uczeniem się; moje zadanie miało polegać na odwiedzaniu takich ludzi i ocenie
poszczególnych przypadków. Napisali, że przez pierwszy rok mogą mi zaproponować płatne pół etatu. To
idealny układ, bo to tylko trzy godziny dziennie przez cztery dni w tygodniu, i praca nie będzie
kolidowała z zajęciami na uniwersytecie. To dokładnie taka praca, o jaką mi chodziło; właśnie tego
zawsze chciałem.
W ogóle wszystko wypadło wspaniale, o wiele lepiej, niż się spodziewałem. I świetnie się przy tym
bawiłem. Zawsze optymistycznie patrzyłem w przyszłość, ale teraz moje nastawienie jeszcze się
poprawiło. Inni też zauważyli we mnie zmianę. Odbierają mnie bardziej pozytywnie.

Joseph uznał, że jego szczęście wzrosło o 50 procent. Jego współczynnik szczęścia


wzrósł z +5 do +6, a wyniki ostatniego kwestionariusza satysfakcji życiowej
pokazały, że jest jeszcze bardziej zadowolony z życia.

Podsumowanie

W sumie osiemdziesiąt procent uczestników szkoły szczęścia stwierdziło, że ich


szczęście wzrosło, i ocenili ten wzrost średnio na czterdzieści procent. Po
zakończeniu projektu współczynniki szczęścia „uczniów” wykazały, że pechowcy
stali się szczęściarzami, a szczęściarze jeszcze większymi szczęściarzami. A co
najważniejsze, jak widać na wykresie poniżej, wszyscy byli o wiele bardziej
zadowoleni ze wszystkich aspektów swojego życia.
Prowadząc wcześniejsze badania na temat szczęścia, przewidywałem, że ludzie
powinni być w stanie zwiększyć udział szczęścia w swoim życiu, jeśli będą myśleć
i zachowywać się jak szczęściarze. Szkoła szczęścia udowodniła, że moje
przewidywanie było słuszne. Ludzie pechowi stali się szczęśliwi, a szczęściarze są
jeszcze większymi szczęściarzami. Wystarczył miesiąc, aby uzyskać zdumiewające
efekty. Ludzie tworzyli więcej przypadkowych okazji, podejmowali więcej trafnych
decyzji, mobilizowali się do realizacji swoich ambicji i nauczyli się zamieniać
pecha w szczęście

Ku szczęśliwszej przyszłości

Na początku tej książki opowiedziałem, w jaki sposób zawód magika estradowego


doprowadził mnie do zainteresowania się naukową psychologią. Jako iluzjonista
musiałem rozumieć, w jaki sposób moja publiczność postrzega świat, aby móc ją
zwodzić i zabawiać swoimi sztuczkami. Teraz, kiedy odkryłem tajemnicę szczęścia,
rozumiem, że istnieje o wiele głębszy związek między moim poprzednim zajęciem
i tematem moich badań. Będąc magikiem, sprawiałem, że w oczach widzów
niemożliwe stawało się możliwe. Przedmioty znikały w powietrzu i unosiły się
wbrew prawu grawitacji. Ludzie przecięci na pół wyłaniali się ze skrzyń cali
i zdrowi. Na kilka chwil sprawiałem, że świat stawał się inny. Tak samo moje
badania nad szczęściem dowodzą, że rzeczywistość można zmieniać. Ukazują,
w jaki sposób ludzie mogą skutecznie odwrócić od siebie pecha, w jaki sposób
mogą zmieniać się i rozwijać, zostawić za sobą przeszłość i wyruszyć ku
szczęśliwszej, piękniejszej przyszłości.
Jednak w przeciwieństwie do sztuczek magika, ta transformacja nie jest ulotną
iluzją, zręcznym oszustwem. To trwała, rzeczywista zmiana, oparta na czterech
potężnych psychologicznych prawach. Nie wymaga też wtajemniczenia w żadne
zawiłe arkana ani wieloletniej, wytrwałej praktyki. Wystarczy tylko zrozumienie
teorii opisanych w tej książce i szczere pragnienie, aby wprowadzić w życie cztery
prawa szczęścia i odmienić swój los na lepsze.
Odkrywanie sekretów szczęścia było długą, ale satysfakcjonującą podróżą. Od
tysięcy lat ludzie rozumieli, jak ważne jest powodzenie w życiu, ale zakładali, że
jest ono mistyczną siłą, na którą można wpływać tylko za pomocą przesądów
i rytuałów. Próbowali zjednywać sobie tę siłę, nosząc amulety, pukając
w niemalowane drewno i unikając trzynastek. Jednak żadna z tych metod nie
działała, ponieważ tego rodzaju przesądy wynikają z niezrozumienia istoty
szczęścia. Naukowe badania dowiodły, że prawdziwym kluczem do jego tajemnicy
są cztery podstawowe psychologiczne prawa. W książce tej opisałem nie tylko
teorię, na której opierają się te prawa, ale i praktyczne techniki, pomagające
wprowadzić je w życie. Techniki te mogą wzbogacić twoje życie i sprawić, że
będzie ono szczęśliwsze. Mogą zmienić pechowca w szczęściarza, a szczęściarza –
w jeszcze większego szczęściarza.
Oczywiście od ciebie zależy, czy zechcesz je zastosować. Tylko ty możesz
zdecydować, czy chcesz zmienić sposób myślenia i zachowania. Jednak zanim
podejmiesz decyzję, rozważ, jaki wpływ na twoje życie osobiste i zawodowe może
mieć dodatkowy łut szczęścia: w jaki sposób okiełznanie fortuny może ci pomóc
w zbudowaniu szczęśliwego życia rodzinnego i kręgu wiernych przyjaciół; jak
może ci ułatwić znalezienie wymarzonej pracy i idealnego partnera; jak może
sprawić, że twoje życie będzie zdrowe, pełne radości i satysfakcji. Wprowadzenie
niezbędnych zmian nie będzie trudne ani czasochłonne. Wystarczy tylko, abyś
szczerze pragnął się zmienić i spojrzeć na życie w zupełnie nowy sposób. Twoja
przyszłość nie jest wykuta w kamieniu. Nie urodziłeś się wyposażony w określony
„przydział” szczęścia. Możesz się zmienić. Możesz sam tworzyć okazje i sprawić,
że częściej będziesz się znajdować we właściwym miejscu i czasie.
Jeśli chodzi o szczęście, przyszłość leży w twoich rękach.
I zaczyna się właśnie teraz.
Podziękowania

Pragnę podziękować następującym osobom za pomoc w prowadzeniu opisanych tu


badań i w napisaniu tej książki: dr Caroline Watt, dr. Matthew Smithowi, dr.
Peterowi Harrisowi, dr Emmie Greening, dr Wendy Middleton, Clive’owi
Jeffriesowi i Helen Large. Jestem też ogromnie wdzięczny organizacjom, które
pomogły sfinansować i wspierały mój projekt: Leverhulme Trust, Hertfordshire
University i BBC. Napisanie tej książki nie byłoby możliwe bez przewodnictwa
i fachowych rad mojego agenta Patricka Walsha i redaktorów: Kate Parkin, Anny
Cherrett i Jonathana Burnhama. Ale przede wszystkim dziękuję setkom szczęściarzy
i pechowców, którzy zechcieli wziąć udział w moich badaniach i podzielić się
swoimi fascynującymi doświadczeniami życiowymi.

Stwierdzenie / Przykładowa punktacja (1–5)


1. Czasami rozmawiam z nieznajomymi w kolejce w sklepie lub w banku. (5)
2. Nie mam zwyczaju zamartwiać się, nie niepokoję się o przyszłość. (4)
3. Jestem otwarty na nowe doświadczenia, na przykład próbowanie nowych potraw
czy napojów. (3)
Suma punktów dla pierwszego prawa szczęścia (12)
Dodatki
Dodatek A
Dodatek B

You might also like