Professional Documents
Culture Documents
W stęp
In te rn e t w Gazie: w yzw olenie sek su aln e jak o p o lity czn a k o n tr o la ..................7
CZĘŚĆ I
1. Ingolstadt, 1776 ........................................................................................17
2. Paryż, 1787 .................................................................................................31
3. L ondyn, 1 7 9 0 .............................................................................................47
4. Paryż, 1792 ................................................................................................ 57
5. L ondyn, 1 7 9 7 .............................................................................................79
6. L ondyn, 1812 ............................................................................................89
7. Paryż, 1821 ............................................................................................109
Część II
1. Paryż, 1 8 9 5 ............................................................................................. 119
2. C hicago, 1895........................................................................................ 125
3. B rem a, 1895 .......................................................................................... 137
4. G reenw ich Village, 1 9 1 3 ................................................................... 155
5. Z urych, 1914 ........................................................................................ 161
6. N ow y Jork, 1914 ................................................................................. 167
7. B altim ore, 1916.....................................................................................177
8. P aterso n, N ew Jersey, 1916................................................................183
9. N ow y Jork, 1 9 1 7 ...................................................................................207
10. W ersal, 1 91 9........................................................................................ 217
11. B altim ore, 1919...................................................................................223
12. B erlin, 1 9 1 9 ......................................................................................... 229
13. N ow y Jork, 1921 ................................................................................ 239
14. N ow y Jork, 1 9 2 2 ................................................................................ 247
15. M oskw a, 1 9 2 2 .....................................................................................263
16. M oskw a, 1 9 2 2 .....................................................................................277
17. M oskw a, 1 9 2 6 .....................................................................................287
18. W iedeń , 1 9 2 7 ...................................................................................... 293
19. N ow y Jork, 1 9 2 9 ................................................................................ 299
20. B erlin, 1 9 2 9 ......................................................................................... 305
21. B erlin, 1 9 3 0 ........................................................................................... 317
22. M oskw a, 1930 ...................................................................................... 321
23. W aszyngton, 1 9 3 0 ............................................................................... 329
24. N ow y Jork, 1 9 3 4 ...................................................................................343
25. N ow y Jork, 1 9 3 2 ...................................................................................355
C zęść III
1. N ow y Jork, 1 9 4 0 ...................................................................................367
2. N ow y Jork, 1941 .....................................................................................375
3. B loo m in gton , In d ian a, 1 9 4 2 .............................................................. 389
4. N ow y Jork, 1 9 4 7 .....................................................................................401
5. N ow y Jork, 1 9 4 7 .....................................................................................407
6. D a rtm o u th , 1 9 4 7 ................................................................................... 415
7. B loo m in gton , In d ian a, 1 9 5 0 .............................................................. 431
8. W aszyngton, D.C., 1957....................................................................... 447
9. S outh B end, In d ian a, 1 96 2..................................................................473
10. W aszyngton, 1 9 6 4 ............................................................................... 489
11. W aszyngton, 1965, Rzym , 1965.......................................................507
12. W aszyngton, listo p ad 1965............................................................. 529
13. Los A ngeles, 1966............................................................................. 541
14. N ow y Jork, 1 9 6 9 ................................................................................ 587
15. N o tre D am e, In d ian a, 1970............................................................ 595
16. H ialeah, Floryda, 1970..................................................................... 603
17. W aszyngton, 1 9 7 4 ............................................................................. 609
18. Filadelfia, 1976....................................................................................627
19. Evansville, In diana, 1981.................................................................643
20. W aszyngton, 1981 ............................................................................. 659
21. W aszyngton, 1 9 9 2 ............................................................................. 675
P rz y p is y .......................................................................................................701
B ib liog rafia................................................................................................. 731
WSTĘP
INTERNET W GAZIE:
WYZWOLENIE SEKSUALNE
JAKO POLITYCZNA
KONTROLA
A s k fo r this great Deliverer now, and fin d him
Eyeless in Gaza at the M ill with slaves,
H im self in bonds under Philistian yoke*
John M ilton, Samson Agonistes
Londyn 1996
0 zablokowanie mojego adresu, tak żeby stał się dla takich nadawców niedostępny,
ale w tedy właśnie od sam ego CompuServe otrzym ałem blue spam reklam ujący ich
pornograficzne serwisy. Quis custodiet ipsos custodes? To, co jest sprzedaw ane jako
usługa dostarczania poczty e-mail, okazuje się form ą stręczycielstwa. Na podstawie
tego, czego się dow iedziałem , w AOL jest jeszcze gorzej. Jeden z użytkow ników
tego serw isu on-line tw ierdzi, że codziennie zm uszony jest kasować ze skrzynki
pocztowej setki podobnych maili. Podczas niedaw nej rozpraw y sądowej, kiedy
zakw estion o w an o k o n sty tu cy jn o ść ustaw y C o m m u n ic a tio n s D ecency A c t\
CompuServe podpisał się po d opinią przyjaciela sądu (amicus curiae**), udzielając
poparcia osobom rozpow szechniającym pornografię. Jak było do przew idzenia,
znając nasz system prawny, trzyosobow y zespół sędziowski obradujący w Filadelfii
uznał CDA za ustawę sprzeczną z Konstytucją. Jeden z sędziów stwierdził, że „tak
jak siłą Intern etu jest chaos, tak też siła naszej w olności zasadza się na chaosie
1 kakofonii nieskrępow anej w ypow iedzi”.
Słowo „wolność” użyte przez jednego z wysokich urzędników system u jest
m artw e, gdyż to, o czym w istocie tutaj mówimy, jest zniewoleniem . Teza, którą
chciałbym przedstaw ić w mojej książce, jest prostym , ale m im o to rewolucyjnym
(a raczej kontrrew olucyjnym ) odw róceniem paradygm atu. Sprowadza się ona
do stw ierdzenia rzeczy oczywistej dla wszystkich, którym zdarzyło się odwiedzić
owe strony internetow e i przez H eather bądź Lisę zostać poproszonym o podanie
n u m e ru swej karty kredytowej. C hodzi m ianow icie o to, że pornografia, zarówno
dziś, jak i wczoraj, była i jest form ą przym usu, w ym uszenia finansowego. P o rn o
grafia to sposób nakłonienia ludzi do tego, żeby płacili, a z racji przym usow ego
charakteru owej transakcji niewiele różni się od han d lu narkotykam i. Inaczej niż
prostytucja, która jest rów nież transakcją opartą na w ew nętrznym przym usie,
pornografia ściśle wiąże się z technologią, zwłaszcza z kopiow aniem i przesyła
niem obrazów. Jako że historia pornografii wiąże się z historią postępu i rozwoju
(oczywiście technologicznego, nie zaś m oralnego), czerpanie korzyści z ludzkiego
uzależnienia w ciągu ostatnich dw ustu lat naszej rewolucyjnej epoki przybierało
coraz to bardziej jaw ną i jednoznaczną postać. To, co początkow o było zniew o
leniem przez grzech, przybrało w końcu postać przym usu finansowego, a to, co
pierw otnie akceptow ano jako transakcję finansową, stało się form ą politycznej
kontroli. Rewolucja seksualna dokonyw ała się rów nocześnie z tego rodzaju re
wolucją polityczną, która w ybuchła we Francji w roku 1789. O znacza to, że kiedy
używ am y pojęcia rewolucja seksualna, nie m ów im y o seksualnym w ystępku,
ł O sobom łamiącym ustawę groziła grzywna do stu tysięcy dolarów oraz kara więzienia do
dwóch lat. W roku 1997 zaskarżono ją do Sądu Najwyższego, który ją odrzucił jako nie
zgodną z Konstytucją Stanów Zjednoczonych (przyp. tłum.).
** „Opinia przyjaciela sądu” (amicus curiae) to znana w praktyce sądów zagranicznych i w kil
kudziesięciu sprawach także w Polsce forma wyrażania poglądu przez organizacje poza
rządowe na sprawę, którą rozpatruje sąd. Formułują ją na podstawie informacji i badań
pozyskanych w ramach działalności statutowej. „Opinia przyjaciela sądu” m a w założeniu
pom óc sądowi w dogłębnym rozpatrzeniu sprawy, tak aby uwzględnił on argum enty i p o
glądy, których strony postępowania mogą nie podnosić podczas procesu (przyp. tłum.).
IN TERN ET W GAZIE 9
ale raczej o jego racjonalizacji, której następstw em jest czerpanie z niego korzyści
finansowych, oraz o politycznym jego w ykorzystaniu jako form y kontroli.
Ponieważ jednym z nieuchronnych następstw seksualnego „wyzwolenia” jest
społeczny chaos, nieom al od samego początku owego wyzwalania konieczne stało
się w prow adzenie odpow iedniej kontroli. Ó w dynam iczny proces jest tem atem
niniejszej książki.
Nie jest tajem nicą, że żądza seksualna jest rów nież rodzajem uzależnienia.
M oja teza głosi, że obecna w ładza zdaje sobie z tego sprawę i wykorzystuje tę sy
tuację dla własnych korzyści. Innym i słowy, „wolność” seksualna jest w istocie
form ą kontroli nad społeczeństw em . W istocie zjawisko, o którym tutaj m ów i
my, m a u swych podstaw gnostyczny system dw óch prawd. Po pierwsze, praw dy
egzoterycznej, propagow anej przez władzę poprzez reklam ę, edukację seksual
ną, hollyw oodzkie filmy oraz system uniw ersytecki - inaczej mówiąc, praw dy
odnoszącej się do pow szechnej konsum pcji, prawdy, wedle której wyzwolenie
seksualne jest tożsame z wolnością. Po drugie, praw dy ezoterycznej, mówiącej
o sposobach oraz m etodach, jakie stosuje władza, czyli ludzie czerpiący korzyści
z „wolności”. Głosi ona coś dokładnie odw rotnego od pierwszej, a m ianowicie,
że wyzwolenie seksualne jest rodzajem spraw ow ania kontroli, sposobem na utrzy
m anie się rządzących u w ładzy dzięki w ykorzystyw aniu nam iętności i fascynacji
naiw nych ludzi, którzy utożsam iają się z tym i uczuciam i, jak gdyby rzeczywiście
były ich własnym i, oraz identyfikują się z władzą, rzekom o um ożliw iającą ich
zaspokajanie. Ludziom ulegającym tym niezdrow ym upo dobaniom dostarcza się
następnie stosow nych w ytłum aczeń, których m nóstw o znajdziem y na stronach
internetowych, tym sposobem przekształcając ich w potężną siłę polityczną. Dzieła
tego dokonują ci, którzy są doskonałym i ekspertam i w m anipulow aniu zalewem
treści wizualnych oraz tow arzyszących im uspraw iedliw ień.
Pierwsze nieśm iałe pom ysły dotyczące sposobu w ykorzystania seksu jako
form y spraw ow ania kontroli n ad społeczeństw em - p odobnie jak ekonom icz
ne idee leseferyzm u - pojaw iły się w dobie oświecenia. Skoro wszechświat jest
m aszynerią, w której najw ażniejszą siłą jest grawitacja, społeczeństw o również
stanow i rodzaj urządzenia napędzanego dążeniem do osiągnięcia partykularnych
korzyści, człowiek zaś przestaje być bytem uśw ięconym , stając się m echanizm em ,
którego siłą napędow ą jest zaspokajanie własnych nam iętności. Stąd niedaleko już
do wyciągnięcia wniosku, że człowiek m ający kontrolę nad swymi nam iętnościam i
zyskuje w ładzę n ad innym i.
Książka W hat Wild Ecstasy, historia rewolucji seksualnej pióra Johna Heiden-
ryego, jest jeszcze jednym przykładem historii liberalnej * - tym razem liberalnej h i
storii seksualności. W istocie liberalny charakter m ają wszystkie prace poświęcone
* Należy pamiętać, że stosowany przez autora term in „liberalny” ma w USA inne znaczenie
niż w Europie. Liberałowie to przeważnie zwolennicy lewicowej Partii Demokratycznej,
których poglądy najbliższe są europejskiej socjaldemokracji - antytradycyjnej i antyryn-
kowej. W Europie liberałami tradycyjnie określa się zwolenników wolnego rynku opartego
o system tradycyjnych wartości (konserwatywny liberalizm) (przyp. red.).
10 W STĘP
dziejom seksualnego w yzw olenia. Ich m o ra ł sprow adza się do stw ierdzenia
„Ludzie wszędzie po prostu chcą być w olni” albo do jego feministycznego wariantu:
„Dziewczyny zwyczajnie chcą się dobrze bawić”. To, że Linda Borem an M archiano
vel Linda Lovelace została pobita i zgw ałcona podczas kręcenia Głębokiego gardła,
nie m a tu nic do rzeczy. D ąży się do upow szechniania dogm atu głoszącego, że
seksualna rozpusta jest w yzw oleniem , a sięganie po nie jest sam o przez się uspra
wiedliwione, jeżeli więc naw et zdarzy się, że kilku ludzi przy okazji ucierpi (albo
zginie), w arto m im o wszystko cenę taką zapłacić.
H eidenry w ykłada swoje metafizyczne karty na stół w rozm aitych m iejscach
napisanej przez siebie książki. N a sam ym początku pow iada nam na przykład,
że chodzi tu o „sposób, w jaki funkcjonujem y od m niej więcej roku 1965, kiedy
to cząsteczki rew olty i ośw iecenia połączyły się, dając początek seksualnem u
W ielkiemu W ybuchowi”1. Innym i słowy, m am y tu oto klasyczne, oświeceniowe wy
jaśnienie wszystkiego. Tak jak w szechświat fizyczny w całej swej wspaniałości,
pięknie i uporządkow aniu nie jest w istocie niczym więcej niż przypadkow ym ru
chem m aleńkich, zderzających się ze sobą cząsteczek, tak też wszystko, co dzieje
się w społeczeństw ie - o d zjawisk ekonom icznych, p o w yzw olenie seksualne
- m a podobny charakter. W ytłum aczenie, które George W ill odnosi do kwestii
porządku ekonom icznego, John H eid en ry stosuje do dziedziny m oralności oraz
seksualności. Z am iast atom ów m am y atom istyczne jednostki, rolę graw itacji
jako przem ożnej siły sprawczej przejm ują nam iętności, a w m iejscu u p o rząd
kowanego w szechświata opisyw anego przez praw a fizyki m am y społeczeństwo,
które zm ienia się po d wpływ em m echanizm ów , takich jak wyzwolenie seksualne.
Jaki z tego w yłania się obraz? Ludzie w każdym m iejscu na Ziem i po p ro stu chcą
być w olni, a cóż lepiej oddaje ową w olność niż, dajm y na to, m asturbow anie się
przy oglądaniu w yuzdanych obrazków w „H ustlerze”?
O statni przykład jasno świadczy o tym , że wcale nie o w olności tu mowa,
lecz o pew nym rodzaju uzależnienia albo zniew olenia m oralnego, które może
dotykać zarów no jednostki, jak i kultury. W ten sposób jasno w idać przekłam ania
obecne w książce H eidenry ego. Rewolucja seksualna nie była oddolnym ruchem ,
nie zrodziła się ona w rezultacie połączenia „cząstek rewolty i oświecenia”, lecz
pow stała na m ocy decyzji klas rządzących Francji, Rosji, N iem iec i Stanów Zjed
noczonych, które w rozm aitych m om entach m inionych dw ustu lat postanow iły
tolerować pozam ałżeńskie zachow ania seksualne jako rodzaj rewolty, później zaś
jako form ę politycznej kontroli. Książka H eidenryego jest częścią powszechnej
mistyfikacji dotyczącej tego zagadnienia, nie zaś czymś, co m oże dostarczyć wy
jaśnień niezorientow anym . M im o to jed n ak jest cenna w tej m ierze, w jakiej jest
pozycją klasyczną, opisującą sposób, w jaki o d trzydziestu dw óch lat wyzwolenie
seksualne pełni rolę narzędzia sprawowania nadzoru nad społeczeństwem. Bernard
Berelson, który pracow ał u Rockefellerów, był badaczem okresu oświecenia i wcielał
jego tezy w życie, m anipulując opinią publiczną w latach sześćdziesiątych, głów
nie w okresie walki z Kościołem katolickim o legalizację antykoncepcji. Edward
Bernays był bratankiem Zygm unta Freuda i ojcem nowoczesnej reklamy. Obaj
IN TERN ET W GAZIE 11
których dokonał na przestrzeni życia. H istoria się jednak na tym nie kończy. Ludzie
kierow ani przez m otyw y p o d o b n e tym , jakie inspirow ały Kinseya, są w ykorzysty
w ani przez innych, zdolnych czerpać polityczne zyski ze świata, w którym w ar
tości m oralne zostały zdew aluow ane, a ich m iejsce w roli w yznacznika relacji
społecznych zajął pieniądz. Ci, którzy ulegają seksualnem u uzależnieniu, ale nie
akceptują św iatopoglądu „seksualnego wyzwolenia”, zostaną zdem askow ani. Ci,
którzy są m u przeciw ni, ale nie uczestniczyli w żadnych m ożliwych do ujaw nienia
seksualnych skandalach, zostaną potraktow ani protekcjonalnie i zignorowani. Ci,
którzy akceptują ideologię w yzw olenia seksualnego, m ogą postępow ać, jak im się
żywnie podoba, jednakże czyniąc tak, poddają się już seksualnej kontroli tych,
którzy sferę tę nadzorują.
Cały system, który nieuczciwie wychwala Heidenry, opiera się na podw ójnej
m oralności - autor korzysta z niej, lecz się do tego nie przyzna. Cytuje ze w szystki
m i pikantnym i szczegółami dem askujący Swaggarta artykuł zamieszczony w „Pen-
thouse”. Rzuca się jed n ak w oczy b rak w jego książce rów nie drastycznego tekstu,
także w ydrukow anego w „P enthouse”, k tó ry opisyw ał rom ans Billa C lintona
z G ennifer Flowers. Skoro „P enthouse” jest w iarygodnym źródłem in fo rm a
cji w pierw szym z przytoczonych przypadków , dlaczego nie jest nim w drugim ?
O dpow iedź jest oczywista. Atakowanie prezydenta Clintona nie idzie w parze z żad
nym celem politycznym , gdyż C linton popiera ideologię wyzwolenia seksualnego,
które kultura m ainstream u w ykorzystuje jako narzędzie spraw ow ania władzy nad
obywatelami. Rząd najpierw w im ię wyzwolenia prom uje seksualne uzależnienie,
następnie traktuje je jako rodzaj narzędzia władzy, której później używa do niszcze
nia każdej odpow iednio wpływowej jednostki przeciwstawiającej się tej ideologii.
W naw iązaniu do tego sam ego tem atu pozw ólm y sobie na następujący
m yślowy eksperym ent. W yobraźcie sobie reakcje prasy, gdyby K enneth Starr*
albo senator Jesse Helms** zostali przyłapani w męskiej toalecie na nagabyw aniu
i nam aw ianiu do nierządu podstaw ionego im agenta. A teraz pomyślcie, jak za
reagowałaby prasa, gdyby to sam o uczynił Barney Frank***. Dlaczego w pierwszym
przypadku podniósłby się wielki krzyk, a w d ru g im dziennikarze przeszliby nad
tym do porządku dziennego (jak wówczas, kiedy Frank poinform ow ał swoich wy
borców, że korzystał z usług męskiej prostytutki)? Dlaczego ten sam czyn jednocze
śnie m oże być oceniany jako odpychający i jako służący wyzwoleniu, w zależności
od polityki upraw ianej przez tego, kto go popełnia? O dpow iedź jest prosta: wy
zwolenie seksualne jest form ą politycznej kontroli. Frank i C linton są chronieni,
gdyż akceptują ideologię seksualnego wyzwolenia, Swaggarta zaś niszczy się za to
* Kenneth Starr, amerykański prawnik, pełnił funkcję sędziego Sądu Apelacyjnego i zastęp
cy prokuratora generalnego (przyp. tłum.).
** Jesse Helms (1921-2008), amerykański polityk, wieloletni senator Partii Republikańskiej
ze stanu Karolina Północna. Członek senatu w latach 1973-2003 (przyp. tłum.).
*** Barnett „Barney” Frank, polityk amerykański, działacz Partii Demokratycznej. W 1987 był
drugim w historii Izby deputowanym, który ujawnił publicznie swoją orientację homoseksual
ną. W 2009 zajął pierwsze miejsce na dorocznej liście pięćdziesięciu najbardziej wpływowych
amerykańskich gejów i lesbijek, przygotowywanej przez magazyn „Out” (przyp. tłum.).
IN TERN ET W GAZIE 13
samo, za co Larry go Flynta czyni bohaterem kultury. Jedyną rzeczą, która broni
Starra i H elm sa przed losem Bakkera i Swaggarta, jest życie, jakie obaj prowadzą.
Zajmijmy się teraz historią. Pomysł, że wyzwolenie seksualne może być wyko
rzystane jako rodzaj kontroli politycznej, nie jest now ą ideą. Idea ta stanowi sedno
opowieści o Sam sonie i Dalili. Przekonanie, że grzech jest form ą zniewolenia, jest
kluczowe dla dzieł św. Pawła. Św. A ugustyn w swoim opus m agnum - będącym
obroną chrześcijaństw a przed oskarżeniam i pogan głoszących, że przyczyniło się
ono do upadku Rzymu - podzielił świat na dwa państw a: Państw o Boże, które
po n ad siebie kocha Boga, oraz Państw o Człowieka, Państwo Ziem skie, które nad
Boga kocha same siebie. A ugustyn opisuje to drugie państw o jako pałające „żądzą
panow ania”, które zarazem „sam o jest p o d panow aniem żądzy panow ania”3. Li
bido Dom inandi, pragnienie dom inow ania, jest zatem dążeniem paradoksalnym .
N iezm iennie oddają się m u ludzie będący zniewoleni przez te sam e nam iętności,
które rozbudzają w innych, aby uzyskać n ad nim i władzę.
D ychotom ia, którą opisuje św. Augustyn, istnieje od zawsze. I będzie istniała
dopóty, dopóki istnieje człowiek. Rewolucjoniści okresu ośw iecenia nie stworzyli
żadnego now ego świata, nie stw orzyli rów nież now ego człowieka, który m iał
zaludnić ten now y w spaniały świat. O ni jedynie przyjęli św iatopogląd św. A ugu
styna i odw rócili jego w artości. „Kondycja człowieka m oralnego to stan pew ności
i spokoju, kondycją człowieka niem oralnego jest stan ustawicznego wzburzenia”4.
A utorem tych słów nie jest św. A ugustyn (aczkolwiek z całego serca by się z nim i
zgodził), lecz m arkiz de Sade. W sp o m in am ó tym po to, aby pokazać, że św.
Augustyn i de Sade reprezentują tę sam ą antropologię i taką sam ą racjonalną
psychologię. R óżnią ich natom iast w artości, które przypisywali praw dom obu
nauk. Dla Augustyna ruch był czymś złym, zaś dla rew olucjonisty Sadea odw iecz
ny ruch wywoływany gw ałtow nym i nam iętnościam i był rzeczą dobrą, poniew aż
podtrzym yw ał „konieczne w zburzenie, w jak im rep u b likanin pow inien stale
utrzym yw ać społeczeństw o, do którego należy”5.
To sam o da się pow iedzieć o ich rozum ieniu wolności. To, co jeden z nich
nazyw ał wolnością, drugi określał m ianem zniewolenia. Ale dychotom ia dwóch
państw A ugustyna - poniżającego siebie z m iłości do Boga oraz poniżającego
Boga w skutek uw ielbienia dla sam ego siebie i własnych nam iętności - to coś, na
co obaj m ogliby przystać.
Późniejsze w ydarzenia są historią zam ysłu zrodzonego z oświeceniowego
odw rócenia chrześcijańskich praw d. „P rzew rotnie usiłują naśladow ać Ciebie
ci wszyscy, którzy odryw ają się od Ciebie i przeciw Tobie się buntują”6 - pisze A ugu
styn w Wyznaniach, zwracając się do W szechmogącego. To samo m ożna powiedzieć
o oświeceniu, które m iało swój początek jako ruch zm ierzający do wyzwolenia
człowieka, a niem al z dnia na dzień przekształciło się w przedsięwzięcie zmierzające
do uzyskania nad n im kontroli. Niniejsza książka to opowieść o tej transform acji.
M ożna w niej w idzieć historię rew olucji seksualnej, now oczesnej psychologii
lub w ojny psychologicznej. Tym, co je w szystkie łączy, jest w ielopokoleniow e
przedsięwzięcie realizowane m etodą prób i błędów z zamysłem wypaczonym przez
14 W STĘP
nam iętności, a sprowadzające się do tych sam ych konkluzji, do jakich doszedł św.
A ugustyn po d koniec istnienia Rzymskiego Im perium . Człowiek m a tylu panów,
ile przywar, w ad i słabości. Sprzyjając im, w ładza działa na rzecz zniewolenia,
które m oże przyjąć postać kontroli politycznej. Pozostaje jedynie pytanie, czy owo
zniew olenie daje się wykorzystywać dla czerpania z niego korzyści finansowych
i politycznych, a jeśli tak, w jaki sposób m ożna to osiągnąć. Najlepszą m etodą
kontrolow ania ludzi jest ta, któ ra osiąga swe cele, pozostawiając ich całkowicie
nieśw iadom ym i faktu, że podlegają kontroli, a najlepszą drogą do tego jest syste
m atyczna m anipulacja ich pożądaniam i, albow iem człowiek się z nim i utożsam ia.
Broniąc ich, broni swojej „wolności”, którą zazwyczaj pojm uje jako nieograniczoną
m ożność zaspokajania własnych pragnień, nie rozum iejąc najczęściej, że niezwykle
łatwo jest m anipulow ać nim i z zew nątrz. M anipulacja ta służy dziś m rocznym
siłom do udoskonalania system u finansowego i politycznego nadzoru oraz eks
ploatacji. D ogłębnie rozum ieli to św. Paweł i św. Augustyn, nazywając zjawisko
owo „zniew oleniem przez grzech”. Książka ta, opisując spójną konstrukcję świato
poglądu opartego na zjawisku tym , wyjaśnia, w jaki sposób wyzwolenie seksualne
stało się form ą politycznej kontroli.
E. M ichael Jones
South Bend, Indiana
20 lutego 1999
CZĘŚĆ I
ROZDZIAŁ 1
INGOLSTADT, 1776
o czterech latach zwłoki, 7 sierpnia 1773 roku, papież Klem ens XIV
Spionage, któ ry um ożliw iał m u kontrolow anie adeptów w taki sposób, że nie byli
oni tego świadom i.
Ilum inaci zapew ne nie staliby się niczym więcej niż kolejnym baw arskim
bractw em , gdyby nie atm osfera epoki i przypadkow e, lecz szczęśliwe spotkanie
W eishaupta z pochodzącym z północnych N iem iec arystokratą o wyjątkowym
talencie organizacyjnym . W świecie niem ieckojęzycznym m asoneria pojawiła
się w roku 1737, kiedy w ham burskim pubie „Enlischen Taverne” pow stała pierw
sza niem iecka loża „A bsalom ”. Jeszcze tego sam ego roku w Berlinie otw arto lożę
„Aux trois aigles blancs”, a w 1740 roku „Aux trois globes”. W W iedniu w roku
1742 pow ołano do życia lożę „Aux trois canons”. W eishaupt, który od pew nego
czasu był zafascynowany m asonerią, w roku 1777 wstąpił w końcu do nowo otw ar
tej w M onachium loży Ścisłej O bserw y „Z ur Behutsam keit”. W 1780 roku, uczest
nicząc w spotkaniach frankfurckiej loży „Zur Rinigkeit”, W eishaupt poznał o cztery
lata odeń starszego Adolfa Freiherra von Knigge, który o d razu uległ jego urokowi.
Von Knigge przystąpił do m asońskiej loży Ścisłej O bserw y w Kasell w 1773 roku,
ale podobnie jak w ielu innych m asonów nie był zadow olony z zastanego przez
siebie status quo. M ierziły go skom plikow ane rytuały oraz nieustanne w ew nętrzne
niesnaski i kłótnie, które pow odow ały dzielenie się w olnom ularzy na coraz to nowe
grupy i odłamy. W organizacji ilum inatów stw orzonej przez W eishaupta, von
Knigge upatryw ał narzędzia, które pozwoli m u zlikwidować ów chaos, zaprowadzić
porządek i zreform ow ać coraz to bardziej skłóconą m asonerię.
Ponieważ następstw em W ojny Trzydziestoletniej był podział N iem iec zgod
nie z regułą „czyja władza, tego religia”, von Knigge, który 5 lipca 1778 roku został
członkiem ilum inatów , spow odow ał, że w istocie katolicka i baw arska organizacja
W eishaupta zyskała m ożliwość działania w protestanckich księstwach północnych
Niem iec. Dzięki tem u oraz zapałow i i organizacyjnym talentom von Kniggego,
liczba członków zakonu zaczęła w zrastać. Krótko po jego przystąpieniu do ilum i
natów, liczba adeptów w całych N iem czech w ynosiła już pięćset osób. Same liczby
jed n ak nie m ów ią wszystkiego. Von Kniggem u, być m oże dlatego, że był arysto
kratą, udało się sprawić, iż oprócz studentów W eishaupta do ilum inatów zaczęli
przystępow ać przedstaw iciele arystokracji oraz wpływowi biurokraci i myśliciele
z całego obszaru N iem iec. Von Knigge sprytnie w ykorzystywał istniejące już loże
m asońskie jako źródło pozyskiw ania now ych członków.
Kluczowym w ydarzeniem okazał się K onwent z W ilhelm sbad, czyli k o n
gres w olnom ularski, który obradow ał niedaleko H anau o d 16 lipca do 1 w rześnia
1782 roku. M iał on, jak się okazało, daleko idące konsekw encje nie tylko dla lóż
Ścisłej Obserwy, ale również dla wszystkich europejskich lóż. H enry de Virieu, w ra
cając z K onw entu w W ilhelm sbad, tak oto odpow iedział na pytanie swego przyja
ciela o tajne inform acje, z któ ry m i p o d o b n o m iał się tam zapoznać: „To wszystko
jest znacznie pow ażniejsze niż myślisz. Spisek został przygotow any tak starannie,
że jest praktycznie niem ożliw e, żeby Kościołowi i m onarchii udało się przed nim
ochronić”2. Nie m a pew ności, czy w łaśnie w W ilhelm sbadzie opracow ano pla
ny rewolucji francuskiej, niew ątpliw ie jed n ak był on w odą na m łyn iluminatów,
20 R O Z D Z IA Ł 1.
kiedy książę Bawarii, Karol Teodor wydał swój drugi edykt, w ym ierzony prze
ciwko tajnym stow arzyszeniom , loża M inerw y w Ingolstadt, teraz pozbaw iona
przyw ództw a W eishaupta, została rozwiązana. Bawarskie władze zażądały jego
ekstradycji i posunęły się nawet do tego, że wyznaczyły nagrodę za jego ujęcie.
W tej sytuacji W eishaupt uznał, że m usi wyjechać z Ratyzbony. W 1787 roku uciekł
do protestanckiego księstwa G otha, gdzie w raz ze swoja rodziną znalazł się pod
opieką księcia Ernesta II, który był jednym z członków jego organizacji. W ładca
przydzielił W eishauptow i stanow isko w swej radzie dw oru.
Gdyby bawarskie władze na tym poprzestały, ilum inaci najpraw dopodobniej
zostaliby całkiem zapom niani, a w jakiejś przeglądowej publikacji historycznej
pośw ięcono by im zapew ne tylko krótki przypis. Kiedy jednak ludzie rządzący
Bawarią znaleźli tajne d okum enty m ające związek z lożą w M onachium , podjęli
fatalną w skutkach decyzję o opublikow aniu tego, co odkryli. W ten sposób za
pew nili W eishauptow i i jego spiskow com wpływy, jakich oni sami nigdy nie byli
by w stanie uzyskać. W czerw cu 1785 roku w rzeczach osobistych Jacoba Lanza,
świeckiego księdza, który zginął rażony piorunem , odnaleziono ważne dokumenty.
Świadczyły one, że ilum inaci zam ierzali przejąć loże m asońskie. Później, w paź
dzierniku 1786 roku i w m aju roku 1787, po o d eb ran iu ilum inacie Franzowi
Ksawerem u Zwackowi stanow iska w radzie dw oru i zesłaniu go do miejscowości
Landsut, w jego dom u d okonano rewizji i odnaleziono kolejne dokum enty. Były
one świadectw em w ew nętrznej historii organizacji i ponad wszelką wątpliwość
udow odniły konspiracyjny charakter stowarzyszenia. Pierwszy zbiór dokum entów
opublikow ano nieom al natychm iast, bo już 12 października 1786 roku. W ywołały
one ogrom ne poruszenie, które trw ało latami.
O dkąd W olter w latach trzydziestych XVIII wieku podczas pobytu w A n
glii rozm iłow ał się był w fizyce N ew tona, oświeceniowi myśliciele dążyli do zastą
pienia chrześcijańskiego porządku społecznego i stworzenia zupełnie nowego ładu,
który m iał się opierać na zasadach „naukow ych”. Baron d ’H olbach, w traktacie za
tytułowanym System przyrody, który wywarł istotny wpływ na jego współczesnych,
napisał, że ludzkość jest nieszczęśliwa proporcjonalnie do stopnia, w jakim daje
się zwodzić system om teologicznym 4. Podobne opinie były dow odem , że osiem
nastow ieczny program rew olucyjny już się narodził, gdyż skoro człowiek jest nie
szczęśliwy z pow odu religii, autom atycznie szczęście zapewni m u zniesienie religii.
Aby to jednak było możliwe, trzeba także obalić m onarchie, które religię chronią.
W czasie, kiedy zaczęto publikow ać pierw sze d o k u m e n ty ilum inatów ,
W eishaupt ujaw nił swoje rew olucyjne intencje i zamiary. W ygłaszając mowę, za
tytułow aną Anrede an die neuaufzunehm enden Illum inatos dirigentes, dostarczył
swoim przeciw nikom niezbitych dowodów, że celem jego tajnego stowarzyszenia
było doprow adzenie do u p ad k u m onarchii i religii w całej Europie. Rossberg
nazwał Anrede „sednem ilum inatyzm u”. Profesor Leopold Alois Hoffm an, jeden
z czołowych przedstaw icieli ruchu antyrew olucyjnego, uważał, że patrząc wstecz,
z treści zaw artych w Anrede m ożna wywieść „całą rewolucję francuską oraz jej
najistotniejsze w ydarzenia”5.
22 R O Z D Z IA Ł 1.
Człow iek jest dziełem przyrody, żyje w p rzyrodzie i podlega jej praw om ; nie
m oże wryzwoli się z jej m ocy; naw et m yślą nie m oże wyjść poza nią. D arem nie
um ysł jego usiłuje w znieść się p o n a d granice św iata w idzialnego, zawsze zm uszony
je st doń p o w ró cić... C złow iek jest istotą czysto fizyczną; to, co nazyw am y czło
w iekiem m oralnym , nie jest niczym innym , jak tą sam ą istotą fizyczną, rozw ażaną
ze szczególnego p u n k tu w idzenia, to jest ze w zględu n a pew ne sposoby jej działa
n ia w ypływ ające z jej specyficznej k o n sty tu c ji... Z arów no jego czynności w idzial
ne, jak i niedostrzegalne ruchy pow stające w jego w nętrzu, a w yw ołane jego wolą
lu b m yślą są naturalny m i skutkam i i koniecznym i następstw am i jego w łasnego
m ech a n izm u oraz im pulsów udzielanych m u przez otaczające go b y ty ... w szystkie
nasze idee, p ragnienia i czynności są k oniecznym i skutkam i naszej istoty i w łaści
w ości, jak im i obdarzyła nas przyroda, oraz okoliczności, w k tórych każe n am się
znajdow ać i które z konieczności nas m odyfikują6.
Taki ciąg rozum ow ania doprow adził nas ostatecznie do behaw ioryzm u, ud o
skonalania m eto d i sposobów „prania m ózgów ” oraz stosowania środków psycho
tropow ych. Ż adna z tych m etod nie okazała się skuteczna, ale co ważniejsze, żadna
nie była dostępna rew olucjonistom , którzy w XVIII stuleciu byli członkam i tajnych
stow arzyszeń. W rezultacie ośw iecenie, b iorąc p o d uwagę prow adzoną przez
INGOLSTADT, 1776 23
jego przedstaw icieli działalność polityczną, sam o sobie rzucało kłody po d nogi,
a przyczyną był prym ityw izm przyjętej przez nie m aterialistycznej psychologii.
W eishaupt był dostatecznie inteligentny, aby ów m aterializm przekroczyć,
m im o iż opow iadał się za tą sam ą rew olucją polityczną, której życzyli sobie m a
terialiści. Jego system odrzucał prostacki m aterializm najbardziej znanych ośw ie
ceniowych myślicieli. W sw oim traktacie Pitagoras, czyli rozważania o sekretnej
sztuce władania światem oraz rządzącym i, W eishaupt przedstaw ia swój system
jako jedyny możliw y sposób w cielenia zasad i ideałów oświecenia:
Czy istnieje w iększa sztuka niż jednoczenie sam odzielnie m yślących ludzi
z czterech krańców św iata, z rozm aitych klas społecznych i różnych w yznań, bez
zadaw ania gw ałtu sw obodzie ich m yślenia, m im o iż różne m ają poglądy oraz n a
m iętności, i zintegrow anie ich n a stałe w jed n ą w spólną grupę, żeby ich zapałem
napełnić i tak otw artym i uczynić, iż najw iększe różnice m iędzy nim i znaczenia
nie mają; by rów ni sobie byli w pod p orząd k o w an iu , aby z w łasnej inicjatyw y wielu
działało jak jeden, czyniąc to z w łasnego przekonania, do czego żaden zew nętrzny
przym us zm usić by ich nie m ógł?8
Kiedy tajem nica istn ien ia tajnego stow arzyszenia wyszła n a jaw i stała się
pow szechnie znana, W eishaup przedstaw iał siebie jako zwykłego wychowawcę
i starał się bagatelizow ać swój system k o n tro li n a d ludźm i, stawiając niem al
znak rów ności m iędzy nim , a tym , co stara się robić każdy ojciec, wychowując
dzieci. O publikow ane d o k u m en ty zadaw ały je d n a k kłam jego zapew nieniom
o w łasnej niew inności. To, co p ro p o n o w ał W eishaupt, było nie tylko pogw ał
ceniem idei „bractw a”, na której opierały się loże m asońskie; stw orzony przez
niego system czerpał z osiągnięć organizacji uw ażanej za antytezę ośw iecenia.
Był n a w skroś jezuicki. B arru el napisał, że ilu m in aci są p o m o stem m iędzy
jezu itam i i m asonam i, ale w szystkie narzędzia kontroli, k tórym i Kościół p o
sługiw ał się do p an o w an ia n a d um ysłam i, były przez n ich stosow ane nie po to,
żeby doprow adzić ludzkie dusze do N ieba, lecz w celu stw orzenia raju na Ziem i.
Myśliciele okresu ośw iecenia w nieistniejącym już Towarzystwie Jezusowym w i
dzieli spraw ną m aszynerię k o n tro li n ad ludźm i, k tó ra przew yższała wszystko,
co p o d tym w zględem m iały do zaoferow ania w olnom ularskie loże. Ilum ina-
tyzm był rów nież tak ą m ach in ą, tyle że esprit de corps zakonu jezuitów został
o d a rty ze w szystkich religijnych naleciałości, dzięki czem u m ógł zostać użyty
dla realizow ania celów i ideałów ośw iecenia. To w łaśnie dostrzegli u ilum inatów
konserw atyści - i dlatego ich to przeraziło.
W ko n serw aty w n y m d z ie n n ik u „E u d em o n ia” o b u rzo n y au to r n apisał
w 1796 roku: „każdy, to m a w pam ięci obłudną m achinę byłych jezuitów, bez tru d u
odkryje ją u ilum inatów p o d in n ą nazw ą i innym służącą dążeniom . Niegdysiej
szymi jezuitam i kierow ał zabobon i przesądy, dzisiejszymi ilum inatam i kieruje
b rak wiary, ale cel jednych i dru g ich jest taki sam - pow szechne zdom inow anie
całej ludzkości”9.
24 R O ZD ZIA Ł 1.
O pinię publiczną niepokoiło oraz drażniło nie tyle to, że wedle pop u larn e
go wówczas przekonania i jezuici, i ilum inaci stawiali sobie za cel uzyskanie władzy
n ad światem , lecz środki, k tórym i ci d rudzy m ieli zam iar się posłużyć. W eishaupt
zapożyczył o d jezu itó w k o n cep cję k o n tro li lu d zk ich su m ień oraz spow iedź
sakram entaln ą i odarłszy je z pierw iastków religijnych, uczynił z nich system
zbierania inform acji, szpiegow ania i donosicielstw a. C złonków jego organizacji
uczono szpiegować siebie nawzajem ; o wszystkim , czego się dowiedzieli, mieli
inform ow ać przełożonych. W eishaupt w prow adził rów nież obow iązek prow a
dzenia zapisków w zeszytach, nazyw anych Q uibus Licet. A deptów zachęcano, aby
obnażali w nich w łasne dusze przed zw ierzchnikam i. O Quibus Licet powiedział,
że są one „tym sam ym , co jezuici nazyw ali spowiedzią”, a Zwackowi oznajm ił, iż
„zapożyczył tę koncepcję o d sodalicji jezuickich, gdzie co miesiąc, na osobności
przechodziło się bona opera”10.
Kiedy U tzenschneider zerw ał z ilum inatam i, ujaw nił właściwie to samo:
A dept wysyła owe com iesięczne rap o rty zw ane Q uibus Licet do prow incjała
o tytule Soli i do generała całego zakonu o tytule Primo. Tylko superiorzy i ge
nerał znają szczegóły, które są ta m om aw iane, gdyż w szystkie te listy przekazy
w ane są tam i z pow rotem p o m ięd zy p om niejszym i przełożonym i. W ten sposób
zw ierzchnicy dow iadują się wszystkiego, co w iedzieć p rag n ą".
W system ie Quibus Licet dostrzec m ożna pierw sze zarysy m etody szpiego
w ania, która stała się nieodłączną częścią kom unistycznej m etody nadzorow ania
i kontrolow ania ludzi i to zarów no w okresie, kiedy ich organizacyjne kom órki
działały w podziem iu, jak i wówczas, kiedy przejęły władzę; była ona również
jedną z cech państw a policyjnego, które kom uniści zbudow ali po objęciu rządów.
Stw orzony przez W eishaupta system n adzoru i kontroli szedł jednak jeszcze dalej.
O prócz wcielenia w życie zasady, że członkowie organizacji wzajemnie się szpiego
wali, W eishaupt był również autorem techniki, która zyskała nazwę Seelenspionage,
czyli szpiegowanie duszy. Dzięki niej wyżej postawieni w hierarchii ilum inaci mogli
zyskać wgląd w duszę adepta, dokonując analizy jego przypadkow ych zdawałoby
się gestów, wyrażeń lub słów, które zdradzały jego rzeczywiste uczucia. Von Knigge,
który był dobrze obeznany z ową m etodą, nazw ał ją Sem iotik der Seele.
W celu usystem atyzow ania tej wiedzy, W eishaupt, w sposób przypom ina
jący nieco m etodę, którą sto pięćdziesiąt lat później zastosował Alfred Kinsey,
opracow ał reguły dokum entow ania historii stanu psychiki rozm aitych członków
poszczególnych kom órek organizacji ilum inatów. Van D uelm en w poświęconej
INGOLSTADT, 1776 25
zakonow i ilu m in ató w książce zam ieścił re p rin t takiego dok u m en tu ; dotyczy
on Franza Ksawerego Zw acka z Ratyzbony. Jest to połączenie kinseyowskiej
„kroniki” seksualnej z teczkam i Stasi oraz ratingiem w iarygodności kredytowej,
a celem jego stw orzenia było uzyskanie kontroli n ad ko n k retną jednostką. Dzięki
inform acjom zapisanym w schludnych kolum nach, wyżej postaw ieni ilum inaci
m ogli dow iedzieć się, gdzie adept się urodził, kto należy do grona jego przyja
ciół, poznać cechy jego w yglądu fizycznego, uzdolnienia, skłonności i lektury,
datę wciągnięcia go do organizacji, a także pseudonim , który w niej nosił. Pod
nagłów kiem „M orale, charakter, w yznanie, skrupulatność” zapisano, że Zwack
jest człowiekiem „m iękkiego serca” i „tru d n o z nim dojść do porozum ienia, kiedy
dopada go m elancholia”. W części zatytułow anej „Uczucia prym arne” czytamy, że
jego w adą jest „pycha i łaknienie zaszczytów”, jest jed n ak rów nież człowiekiem
„uczciw ym , ale cholerycznym ze skłonnością do skrytości oraz opow iadania
0 własnej doskonałości”. Tych, którzy chcieliby wiedzieć, w jaki sposób k o n tro
lować i sterować Zwackiem, M assenhausen (pseudonim organizacyjny „Aleks”)
inform uje, że najlepsze rezultaty osiągnął, nadając ich w zajem nym kontaktom
aurę tajem niczości.
K iedy m a n u s k ry p ty ilu m in a tó w z o stały o p u b lik o w an e, w y k ształco n a
część społeczeństw a była ich treścią przerażona, ale też zafascynowana. Ludzi
z jednej strony przerażało grzeszne w dzieranie się rew olucjonistów takich jak
W eishaupt w najskrytsze zakam arki ludzkiej duszy, ale z drugiej fascynowały
perspektyw y pozyskania w ładzy nad osobam i, które przed nim i się otworzyły
dzięki upublicznieniu treści tych dokum entów . W ieland widział w ilum inatach
bazę dla przeprow adzenia reform atorskich zm ian w pedagogice politycznej oraz
podstaw ę politycznych reform . W ten sam sposób postrzegał to oczywiście rów
nież W eishaupt. Jego celem było stw orzenie p o rząd k u społecznego spójnego
z oświeceniow ą nauką i koncepcją obywatela jako jednostki wyem ancypow anej
od nadzoru w ładców działających in loco parentis. „Człowiek napraw dę oświecony
nie potrzebuje pana” - pisał W eishaupt. Ludźm i m ożna rządzić właściwie i dobrze
tylko wówczas, kiedy „nie m a już potrzeby, aby nim i rządzić”. W tym kontekście,
system W eishaupta zdradza wiele znam iennych podobieństw ze świeżo pow stałą
am erykańską republiką. Jej D eklaracja N iepodległości została ogłoszona nieco
p o n a d dwa m iesiące po założeniu organizacji iluminatów. System am erykański
był odzw ierciedleniem ideałów ośw iecenia, a wcielali je w życie angielscy p ro
testanci; w przyp ad k u ilum inatów identyczną filozofię realizow ali w praktyce
baw arscy katolicy. Jedni i d ru d zy czuli, że ludzkość osiągnęła próg dojrzałości
1 dlatego w ładcy byli już zbędni. Człowiek, osiągnąw szy oświecenie, m ógł już
sam odzielnie stanow ić o sobie.
Fatalny w skutkach błąd, k tó ry m obarczona jest zarów no ta, jak i inne
oświeceniowe koncepcje, polega na tym , że zakładają one zlikw idowanie norm
m oralnych kojarzonych z religią. W A m eryce ośw ieceniowe pryncypia uległy
złagodzeniu, nie doszło tam bow iem do ustanow ienia religii państwowej; roz
w iązanie to, w oparciu o cytat z listu Thom asa Jeffersona, nazw ano rozdziałem
26 RO Z D Z IA Ł 1.
Kościół został zam ieniony na nowy. Stary ład, ufundow any na naturze, tradycji
i objawieniu, zastąpiono now ym totalitarnym porządkiem , którego fundam en
tem była wola rządzących. Rozpad organizacji ilum inatów i usunięcie z niej von
Kniggego - który uznał, że now y porządek jeszcze trudniej zaakceptować niż stary
- pokazały, iż ów now y ład nie jest wolny od własnych w ew nętrznych problemów.
Jednak wiara w coraz skuteczniejsze techniki kontroli, bazujące na rozwijających
się środkach masowego przekazu, spowodowała, iż wyzbycie się tego złudzenia
było odw lekane w coraz to dalszą przyszłość.
Nosce te ipsum, nosce alios („poznaj sam ego siebie, poznaj innych”) - oto
m otto, które W eishaupt zaczerpnął od w yroczni delfickiej i przyjął za własne.
Ilum inaci byli rów nież ucieleśnieniem przekonania Bacona, że w iedza rów na
się władzy. W tym przypadku w iedza oznaczała znajom ość życia w ew nętrznego
konkretnego adepta i uczynienie z niej narzędzia jego kontroli i nadzoru. Gdyby
zasady te przenieść na funkcjonow anie państw a, zgodnie z regułam i działania
ilum inatów w iedza oznacza w ładzę polityczną. Propozycja W eishaupta to technika
niefizycznego przym usu, podobnego do przym usu stosow anego przez jezuitów,
teraz jed n ak podporządkow anego świeckiej utopii i wolnej od ograniczeń, które
Tow arzystw u Jezusow em u n ak ład ał Kościół. W osobach nadzorujących M a
schinenmenschen W eishaupt i von Knigge dostrzegli pierwsze kontury m achiny
państw a, która utrzym uje porządek poprzez spraw ow anie kontroli nad swoimi
obywatelam i w sposób niezauw ażalny dla znakom itej większości społeczeństwa.
Nawet gdyby W eishaupt i von Knigge nie zrealizowali swej wizji w prakty
ce, opublikow anie przez baw arskie w ładze w spom nianej dokum entacji m usiało
spowodować, że wcześniej lub później i tak wizja ta zostałaby urzeczyw istniona
przez innych. Raz wypuszczona w intelektualny eter koncepcja człowieka-maszyny
funkcjonującego w m aszynie-państw ie kontrolow anym przez podobnych jezuitom
naukowców-nadzorców zawładnęła wyobraźnią kolejnych pokoleń. Ludzie tacy jak
A ugust Com te starali się odzw ierciedlić ją w utopii, inni zaś ukazywali ją w postaci
dystpnii - jako przykład m ożna tu podać Aldousa Huxleya i Fritza Langa, którego
film Metropolis zdaje się być odzw ierciedleniem wizji W eishaupta.
W eishaupt, podobnie jak Gramsci, proponow ał nie tyle rewolucję polityczną,
co kulturow ą. C hciał „otoczyć m ożnych tej ziem i” legionem ludzi, którzy prow a
dziliby szkoły, kościoły, katedry, akadem ie, księgarnie i zasiadaliby w rządach.
Krótko mówiąc, m iała to być kadra rewolucjonistów mająca wpływy we wszystkich
ośrodkach władzy społecznej oraz politycznej i w ten sposób, w dłuższej perspekty
wie, wychow ująca społeczeństw o w duchu ideałów oświecenia. Van D uelm en d o
strzega związek m iędzy rewolucją kulturow ą, którą za pośrednictw em ilum inatów
proponow ał W eishaupt, i „m arszem przez instytucje”, k tóry uczestnicy w ydarzeń
z 1968 roku urzeczyw istnili około dwieście lat później. Powstanie kom unizm u
usunęło w cień fakt, że przez mniej więcej sto lat po zdobyciu Bastylii ilum inatyzm ,
zarów no w teorii, jak i w praktyce, był synonim em rewolucji. Jego spuścizna znala
zła jed n ak zastosow anie głów nie w praktyce. W tej jednej, niewielkiej organizacji
stosow ano in nuce dosłow nie wszystkie m echanizm y kontroli psychologicznej
28 R O Z D Z IA Ł 1.
wykorzystywane później w takiej samej m ierze przez prawicę i lewicę. Ilum inatyzm
stanow ił zatem now atorski system państw a policyjnego szpiegującego swoich
obywateli. O dnajdujem y w n im zastosow anie psychoanalizy uzasadnienie wy
korzystania testów psychologicznych, terapię polegającą na prow adzeniu dzien
nika, koncepcję historii seksualnej Kinseya, spontaniczną sam okrytykę dobrze
znaną z procesów prow adzonych p rzed kom unistycznym i sądam i, „m arsz przez
instytucje” Gram sciego, m anipulację pożądaniem seksualnym jako narzędziem
kontroli, co stało się później podstaw ą reklamy, a także zalążki „nauki” behawio-
ryzm u, która wedle słów Johna B. W atsona próbuje „przewidywać i kontrolow ać
zachow ania”. O statni przytoczony tu przykład nie pozostaw ia wątpliwości, że
jed y n ą w spólną rzeczą, k tó ra łączy w szystkie te zjawiska, jest żądza władzy.
System W eishaupta był system em kontroli i nadzoru. Z jednej strony stanowił
odzw ierciedlenie ośw ieceniow ych m arzeń, z drugiej zaś był jedynym spójnym
projektem rozw ijania i u d o sk o n alan ia te c h n ik kontrolow ania społeczeństw a.
W eishaupt naszkicow ał go w jego pierw otnych zarysach po n ad dwieście lat temu.
Jak wielu innych, którzy przyszli po nim , W eishaupt dążył do stw orzenia
technik kontrolow ania człowieka w celu zastąpienia nim i sam okontroli, na której
jem u sam em u zbywało. O burzenie w yw ołane opublikow aniem m anuskryptów
ilum inatów m iało tę dobrą stronę, że zm usiło do zastanow ienia się nad rozbieżno
ścią m iędzy głoszonym i przez W eishaupta zasadam i m oralnym i, a niem oralnością
jego czynów. W eishaupt uw ikłał się w rom ans ze swoją szwagierką, a kiedy ta za
szła w ciążę, próbow ał uniknąć odpow iedzialności, zmuszając ją do w ykonania
aborcji. W łaśnie ten czyn skłonił księcia Bawarii, Karola Teodora do nazw ania W e
ishaupta „łajdakiem , sprawcą kazirodztw a, m ordercą dziecka, zwodzicielem ludzi
oraz przyw ódcą spisku zagrażającego religii i państw u”. Książę użył najostrzejszych
określeń, ale były one odpow iednie z uwagi na popełnione przez W eishaupta czyny
i nie bardziej skrajne niż ideologia, któ rą jego p o d d an y próbow ał wcielać w życie.
Książę m iał słuszność, upatrując w W eishauptcie człowieka reprezentującego swo
im i poglądam i antytezę chrześcijańskiego państw a, której istotą była koncepcja
spraw ow ania kontroli n ad ludźm i - pragnienie, aby ich zdom inow ać, zam iast im
służyć. Św. Augustyn nazw ał pragnienie to libido dominandi. Skoro w wierze chrze
ścijańskiej ideałem jest służba o p arta n a m iłości (niezależnie od tego, do jakiego
stopnia wciela się ją w praktyce), jego odw rotność, reprezentow ana przez rew o
lucjonistów, oznaczać m oże jedynie hegem onię i suprem ację. Najskuteczniejsze
środki dla jej osiągnięcia wym yślano i opracow yw ano szczegółowo przez kolejne
dwieście lat. W eishaupt jed n ak uczynił pierw szy k rok na tej drodze, definiując
i ustalając pojęcia, które zyskały w alor autorytatyw ności. W alka o wyzwolenie bę
dzie m iała swój w ym iar sem antyczny; będzie rów nież bitwą o w ładzę nad duszami,
a kontrola i nadzór pozostają esencją rewolucyjnej praktyki, bez względu na to, jak
często pojęcie „wolność” używ ane jest dla uspraw iedliw ienia jej przeciwieństwa.
W 1787 roku, tym sam ym , w którym W eishaupt uciekł do księstwa G otha,
Bode, obecnie de facto przyw ódca ilum inatów n a w ygnaniu, ud ał się do Paryża
i spotkał tam z członkam i paryskiej loży „Les Am is Reunis”. Przeprow adził z nim i
INGOLSTADT, 1776 29
długie rozm ow y i dyskusje, podczas których, wedle własnej relacji, którą u m ie
ścił w prow adzonym przez siebie dzienniku, starał się zainteresow ać tamtejszych
m asonów tech n ik am i i d o k try n a m i ilum inatyzm u. Czy m u się to pow iodło,
czy też nie, pozostaje do dziś kw estią sporną. Faktem jest jednak, że rewolucja
francuska w ybuchła dw a lata po jego pobycie w Paryżu, to zaś spowodow ało, że
zdaniem wielu osób B odem u udało się przeszczepić baw arski ilum inatyzm na
terytorium Francji, a rew olucja 1789 roku była pierw szą z wielu kolejnych, k tó
re wybuchać będą, dopóki w niegdyś chrześcijańskiej Europie nie ostanie się żaden
tro n ani ołtarz. Profesor Leopold Alois H offm an z W iednia, jeden z czołowych
kontrrew olucjonistów swoich czasów, napisał: „Francuzi nie wymyślili koncepcji
światowej rewolucji. Ten h o n o r przysługuje N iem com . Francuzi m ieli jedynie
zaszczyt ją zapoczątkować... Comités politiques zorganizow ano tuż po pow staniu
ilum inatyzm u, który narodził się w N iem czech i stał się o wiele niebezpieczniejszy,
gdyż nigdy go stam tąd nie w ykorzeniono. Zszedł on jedynie do podziem ia, później
zaś zrodziły się z niego jakobińskie kluby”13.
B o d ezm arłw 1793 roku, a około roku 1795 - choć W eishaupt nadal pobierał
uposażenie w G otha i pisał książki aż do roku 1830 - wydawało się, że wszelka
działalność kojarzona z ilum inatam i jako spójną organizacją ustała. W izyta Bode
go w Paryżu, bez względu na jej bezpośrednie następstwa, dała początek koncepcji
znanej jako teoria spisku. W edle niej, o d czasów ilum inatów aż po bolszewicki
przew rót z 1917 roku rew olucja była prom ow ana przez jed n ą tylko organizację.
W ilson uważa to za „śm ieszne”, jednakże idea opartego na osiągnięciach nauki
sterow ania ludźm i - w ynikająca z analizy pom ysłów głoszonych pierw otnie przez
ilum inatów i upow szechniana przez te sam e siły, które im się przeciwstawiały -
śm ieszna nie jest. D aleko jej do tego, gdyż na wiele rozm aitych sposobów tworzy
ona intelektualną historię kolejnych dw ustu lat, które nadeszły.
ROZDZIAŁ 2
PARYŻ, 1787
czerw ca 1787 roku, kiedy Bode, ilum inata z W eim aru rozm a-
W wiał ze swymi m asońskim i braćm i w paryskiej loży „Les Amis
f ^ Reunis”, francuski arystokrata, D onatien A lphonse François de
Sade, rozpoczął pisanie pierwszej wersji powieści, która m iała
się stać jedn ą z najbardziej znaczących książek dziew iętnastow iecznej literatury.
Sade ostatecznie n adał tej niewielkiej, bo liczącej tylko sto trzydzieści osiem stron
publikacji tytuł Justine ou les M alheurs de la vertu („Justyna, czyli niedole cnoty”)
i, jak gdyby przeczuwając nieszczęścia, które za jej sprawą spadną na niego samego
i innych, w ypierał się jej od sam ego początku. Kiedy ukazanie się jego powieści
było już przesądzone, Sade napisał do Reinauda, swojego praw nika obdarzonego
anielską cierpliwością: „D rukują teraz m oją powieść, ale jest ona nazbyt n iem o
ralna, aby posyłać ją człowiekowi tak pobożnem u i przyzw oitem u jak ty ... Jeżeli
przypadkiem w padnie ci w ręce, spal ją i nie czytaj, w yrzekam się jej”1.
M arkiz de Sade, zanim zaczął pisać Justynę, która zyskała m u miejsce w p a
m ięci potom ności, przez dziesięć lat siedział w więzieniu. Oficjalnie nigdy nie
postaw iono m u żadnego zarzutu. Nigdy nie postaw iono przed sądem ani nie wy
d ano na niego w yroku skazującego za jakiekolw iek przestępstwo. Uwięziono go
na podstaw ie tak zwanego lettre de cachet, czyli nakazu aresztow ania, który m ógł
być - i w przypadku Sadea był - odnaw iany w nieskończoność, o ile władze uznały,
że w ięzień stanow i zagrożenie dla społeczeństwa. Sadea z pew nością za takie
go w łaśnie człowieka uw ażano, a przodow ała p o d tym w zględem jego własna
teściowa, którą - być m oże dlatego, że przez całe dorosłe życie m iała nad nim w ła
dzę - nazyw ano La Presidente. M adam e M ontreuil była prześw iadczona, że de
Sade jest potw orem i najpraw dopodobniej była bliska prawdy. M arkiz urodził się
i był wychowywany w wyjątkowo dekadenckiej arystokratycznej rodzinie, w równie
32 RO Z D Z IA Ł 2.
jest także czymś innym niż uw iedzenie, ono bow iem nie jest m anipulacją sek
sualnym w ystępkiem w celu realizow ania globalnych politycznych celów. Różni
się rów nież od prostytucji, ta bow iem jest m anipulacją seksualnym występkiem
dla zyskania korzyści finansowych. Rewolucja seksualna posługuje się jednym
i drugim , ale na znacznie większą, bardziej globalną skalę.
M ożna dowodzić, że biblijna opowieść o Samsonie i Dalili jest wczesnym
przykładem w ykorzystyw ania seksu dla celów politycznych, ale ona również nie
m a charakteru rew olucji seksualnej, chodziło w niej bow iem o w ykorzystanie
przez Filistynów „pięty achillesowej” wroga, m iała ona zatem ograniczony zakres.
M ożna twierdzić, iż k u ltu ry starożytnego Bliskiego W schodu, oparte na kulcie
płodności, których bóstw am i był Baal i A starte, stanow ią przykłady wyzwolenia
seksualnego będącego form ą politycznej kontroli. A utorzy hebrajscy tak właśnie
je postrzegali i stale ostrzegali swoich ziom ków przed niebezpieczeństw am i, jakie
niosły. O strzeżenia te częściej lekceważono, niż się do nich stosowano. Odpow iedź
na pytanie, czy rzeczywiście fundam entem tych kultu r była „rewolucja seksualna”,
niknie w pom roce dziejów.
Przypadek m arkiza de Sade, a patrząc dalej, rew olucji seksualnej, której
dopom ógł zaistnieć, jest inny. Jego źródła nie zaginęły w jakiejś mitologicznej
przeszłości, lecz są jasno i w yraźnie udokum entow ane oraz osadzone na tle h i
storycznym , które jest dobrze zbadane. Dzieło Sadea wywodzi się z tego samego
źródła, co rew olucja francuska. W obu w ypadkach do w ybuchu doprow adziły
identyczne czynniki i jed n o nie m ogło zaistnieć bez drugiego. Bez rewolucji nie
m a „wyzwolenia”. To w łaśnie idea „wyzwolenia” sprawia, że wszelkie rewolucje
są w ogóle możliwe. Rewolucja jest „wyzwoleniem” zrealizowanym w praktyce.
Pod tym w zględem rew olucja seksualna nie stanow i wyjątku. Doszło do niej we
Francji, gdyż seksualna m oralność zawsze była tam niska. W pewnej chwili owi
nieszczęśnicy, czyli masy, k tó ry m ograniczenia n atu ry m oralnej wydawały się
obcym i narzuconym przym usem , postanow iły rozładow ać atmosferę. P odpo
rządkowały więc swą m oralność własnym zachowaniom , ale dążąc do wyzwolenia,
osiągnęły stan dokładnie przeciwny.
W tym kontekście m arkiz de Sade był po prostu kimś, kto postępował zgodnie
z rozw iązłym i obyczajami swoich czasów i w yartykułow ał psychologiczne oraz
polityczne konsekw encje takiego biegu działań i w ydarzeń. Tym, co m u to um oż
liwiło, był pobyt w więzieniu. Jak pisał Lever: „W w ięzieniu (które w równym
stopniu służyło m u jako o ch ro n a i ograniczenie jego w olności) Sade wyzwolił
swój język i w ypracow ał własny styl. W otchłani sam otności, która go przerażała
(sam a w sobie i jako kara), ów koszm ar przem ieniony został w przedm iot pożąda
nia: tu narodziła się n ieo d p arta p otrzeba pisania połączona z niesam ow itą potęgą
języka. W szystko m usi być pow iedziane. Podstaw ow ą w olnością jest w olność
pow iedzenia wszystkiego”2.
29 lutego 1784 roku Sadea przeniesiono z V incennes do Bastylii do p o
m ieszczenia oznaczonego n u m erem trzecim . Cela ta znajdow ała się bliżej m uru
obronnego, po którym pozwalano m u czasem spacerować; była też przestronniejsza
34 R O Z D Z IA Ł 2.
i więcej w padało do niej światła. To właśnie w Bastylii pow stały w ażne dzieła
m arkiza. Stopień surow ości w arunków w ięziennego życia w schyłkowym okre
sie ancient regime u zależał od zasobności finansowej osoby osadzonej; więźnia
um ieszczano w ufortyfikow anym budynku, a koszty pobytu pokryw ał z własnej
kieszeni; m ógł sobie zam awiać jedzenie, jakie tylko chciał, m ógł rów nież sprow a
dzać dla siebie lektury. Pod koniec ancient regime u, wpływ filozofów na kulturę
do tego stopnia się zwiększył, że najbardziej w ywrotowe publikacje były dostępne
nawet dla więźniów. Jak pisze Lever: „za panow ania Ludwika XVI nie zdarzało się
już, aby ktokolw iek odm aw iał w ięźniom praw a do czytania W oltera”3. M arkiz de
Sade korzystał z m ożliwości zam aw iania interesujących go książek, bez względu
na to, do jakiego stopnia podw ażały one istniejący porządek. Jedynym wyjątkiem
były W yznania Rousseau; zakaz ten w yw ołał u m arkiza atak furii, której dał
upust w obecności żony, zajmującej się dostarczaniem m u żywności i książek.
M im o to Sade dostał do czytania w szystkie pow ieści W oltera i znał ich
treść na pam ięć, podobnie jak Niebezpieczne zw iązki pióra w spółczesnego m u
Laclosa, teksty filozoficzne b aro n a d ’H olbacha i jego System przyrody, który
pozostaw ał pozycją obow iązkow ą w księgozbiorach rew olucjonistów czasów
pierwszej rewolucji seksualnej, od W eishaupta po Shelleya. O prócz popularnych
pozycji literatu ry ośw ieceniow ej, m arkiz czytał rów nież ówczesne opow ieści
podróżnicze: Le Voyageur français ojca de la Porte, Voyages Cooka i Przyczynek
do podróży Bougainvillea D iderota. Ta ostatnia pozycja wpisuje się w tradycję
kulturow ego relatywizm u, który w XX wieku stał się głośny za sprawą M argaret
M ead i jej opublikowanej w roku 1927 pracy zatytułowanej Coming of Age in Samoa
(„D ojrzew anie na Samoa”) Cechą w spólną owych opowieści podróżniczych była
niezbyt zaw oalow ana próba geograficznego relatyw izow ania zasad m oralnych.
Ostatecznie, relatywizm kulturow y - który był źródłem owych publikacji bądź skut
kiem wywoływanym przez nie w um ysłach osób już wcześniej zdemoralizowanych
i szukających jakiegoś uzasadnienia tego - znalazł dla siebie miejsce w dziełach
podobnych do Justyny de Sade’a. Rodin w chwili detum escencji m ówi do jednej
ze swych m łodych ofiar: „Cnota nie należy do w artości bezwzględnych, jest je
dynie sposobem postępow ania, k tóry zm ienia się w zależności od klim atu, czyli
jest względny. To tym bardziej pozbaw ia ją w aloru pow szechnego obow iązyw a
nia. .. Nie m a na ziemi dwóch narodów , które byłyby cnotliwe w ten sam sposób,
a zatem cnota jest bezw artościow a, sam a w sobie nie jest dobrem i niczym nie
zasługuje na nasz kult”4.
Przeniesienie przez Sadea m otyw ów z podróżniczych relacji na wątki o cha
rakterze seksualnym w Justynie rzuca światło na topografię seksualnego wyzwolenia
oraz wszystkie jego najważniejsze dzieła jako jej podstawowe dookreślenie. U m oż
liwia nam również sform ułow anie wstępnej definicji seksualnego wyzwolenia, wy
nikającej z okoliczności, w jakich przyszło żyć jej prekursorow i - a nawet twórcy.
W yzwolenie seksualne jest połączeniem myśli oświeceniowej, czyli objaśniania
świata opartego na „nauce”, z m asturbacją. M asturbacja jest logicznym następ
stwem przebywania Sadea w więzieniu. Człowiekowi, którego aktywność seksualna
PARYŻ, 1787 35
Sadea, który jest kontekstem właściwym , new tonow ska nauka staje się uspraw ie
dliw ieniem dla seksualnej przyjem ności; w istocie jest to jej jedyny rzeczywisty
urok. W Justynie C lem ent po odbyciu stosunku seksualnego z Teresą m ów i jej:
Takie jest m oralne uspraw iedliw ienie ludzi, o których m ow a. Nie wątpię, że
z łatw ością m ożna je także znaleźć w u w arunkow aniach organicznych, a kiedy a n a
tom ia osiągnie poziom większej doskonałości, bez tru d u w ykaże zw iązek m iędzy
budow ą człowieka i jego w ro dzonym i u p odobaniam i. Pedanci, kaci, strażnicy w ię
zienni, praw odawcy, tonsurow any m otłochu! C óż wówczas poczniecie? Czym sta
ną się wasze praw a, m oralność, religia, szubienice, raje, bogow ie, piekło, gdy zo
stanie dow iedzione, iż taki czy inny obieg płynów, dany rodzaj tkanki, o dpow iedni
stopień zanieczyszczenia organizm u wystarczą, żeby uczynić człow ieka p rz ed m io
tem waszych kar lub pochw ał5.
Innym i słowy, m oralność jest zaledwie dynam iką płynów. Sade uważa, że
zostanie to ponad wszelką wątpliwość udow odnione dzięki przyszłem u postępowi,
który dokona się w m aterialistycznej fizjologii. Tymczasem jego czytelnicy m ogą
postępow ać tak, jakby odkrycie było to już z góry przesądzone. Taka była nadzieja
m arkiza de Sade i nadal tli się ona w tych, którym dziś bliskie są koncepcje i ideały
oświecenia. Jeśli jednak ów fragm ent poddać analizie bez odryw ania go od k o n
tekstu, stanowi on odzw ierciedlenie zauroczenia zw olenników ośw iecenia fizyką
New tona. Czyni ona m oralność zbędną, redukując złożoność życia i wszelkie
jego m oralne konotacje do m atem atycznej analizy ruchu materii. Postępki, które
otw ierały przed człowiekiem drogę do Nieba lub Piekła, zostały przez oświecenie
sprow adzone do kilku prostych wyliczeń związanych z dynam iką płynów. Dzieła
i życie m arkiza pokazują, iż ośw iecenie stało się dlań w sparciem w m asturbacji,
a w skutek recepcji jego tekstów odegrało dokładnie tę sam ą rolę dla przyszłych
pokoleń zwolenników seksualnego wyzwolenia. Kiedy dwieście lat później funkcja
głównego nośnika pornografii przypadła Internetow i, m asturbacja nadal stanowi
klucz do zrozum ienia seksualnego wyzwolenia. Zgodnie z tezam i Sadea libertyn
zawsze widzi w swoich seksualnych p artn erach użyteczne narzędzia, a to sprawia,
że nawet seks upraw iany z innym i zachowuje w istocie charakter masturbacyjny.
Być m oże właśnie dlatego Sallie Tisdale w swej książce Talk D irty to M e tak u p o
rczywie obstaje przy postaw ieniu znaku rów ności m iędzy m asturbacją a seksem.
Jej zdaniem wszelka aktyw ność seksualna to w gruncie rzeczy onanizm ; „W tym
sensie, wszystko w seksie jest m asturbacją - ciało drugiego człowieka to obiekt,
dzięki którem u przeżyw am y intensyw ną, lecz całkowicie w ew nętrzną przyjem
ność, a nasz orgazm jest sam ostanow ionym i niedzielonym z nikim u n iw e rsu m ...
To być m oże najlepiej tłumaczy, dlaczego orgazm y osiągane dzięki m asturbacji
są silniejsze i fizycznie głębiej odczuw ane niż te przeżyw ane z partnerem . Są one
po prostu bezpieczniejsze”6.
Przyjem ność osiągana w w yzw olonym seksie zyskuje na intensyw ności
poprzez związaną z nim odrazę dla prokreacji. W Filozofii w buduarze m adam e
Sainte-A nge m ów i do Eugenii: „M łoda ślicznotka w inna zajm ow ać się sp ra
PARYŻ, 1787 37
wam i rozkoszy, nie zaś rozm nażania. W spom nim y tu jedynie pobieżnie o m e
chanizm ie rozrodczym , żeby m óc zająć się dalej rozkoszą, która nie m a wszak
nic w spólnego z prokreacją”7. Także tu, jak i gdzie indziej, Sade przoduje w anali
zow aniu różnych obszarów dośw iadczenia i przekraczaniu wszelkich możliwych
granic i norm . Jego odraza dla żeńskich genitaliów jest wręcz legendarna, tłum aczy
ona rów nież jego w ybór sodom ii jako preferowanej form y seksualnej aktyw no
ści. Preferencje seksualne są jed n a k rów nież św iadectw em innych praw d o nim
jako człowieku. M izoginia Sadea m oże oznaczać skryw aną nienaw iść do m atki,
która w jego odczuciu porzuciła go, kiedy był dzieckiem ; m oże rów nież wynikać
z nieukryw anej nienaw iści do teściowej, która spow odow ała, że przez trzynaście
lat siedział w więzieniu; świadczy ona także o nienaw iści do natury, zwłaszcza jej
pierw iastka kobiecego jako przekaźnika nowego życia i, co za tym idzie, świa
dectw a istnienia Dawcy Życia. Siedząc zam knięty w celi, skazany na jedyną m oż
liwą w takich w arunkach form ę aktyw ności seksualnej, którą była m asturbacja,
Sade niezm iennie skłaniał się ku sodom ii oraz seksualnem u bluźnierstw u, które
zazwyczaj obejm ow ało profanację kom unijnych hostii. W obu w ypadkach jest
to przejaw sprzeciw u wobec natury, odrzucenia oraz zanegowania ustanow ionego
przez Stwórcę związku m iędzy m iłością i życiem. Częste używ anie przez Sadea
w jego pornograficznych pism ach pojęcia „N atura” nie m a jednoznacznego sensu,
jednakże zbiega się z tym , co N ietzsche, zapalony czytelnik dzieł m arkiza, nazwał
przew artościow aniem w artości. N atura, tradycyjnie oznaczająca celowość, została
zastąpiona przez jej ośw ieceniow ą wizję sprow adzającą się do zanegow ania owej
celowości. W tym d ru g im ujęciu N atura zawiaduje wszelką aktywnością; wynika
stąd, że nic takiego jak w olna w ola nie istnieje, a zatem pojęcia dobro i zło są tylko
urojeniem m inionej epoki.
W rezultacie wyzwolenie seksualne z istoty swojej staje się form ą dom inacji,
dzięki której silni m ogą robić ze słabszymi, co chcą. Poniew aż w antropologii Sa
d ea silny jest synonim em pierw iastka męskiego, a słaby żeńskiego, „wyzwolenie”
oznacza m ęską dom inację nad kobietam i. Wyzwolenie seksualne jest zatem zawsze
form ą kontroli, zgodnie z którą koncepcja n atury jako racjonalnej celowości, zakła
dającej, iż dobro i zło są m anifestacjam i praktycznego rozum u, zostaje zastąpiona
przez ideę n atu ry jako brutalnej siły. O znacza to rów nież, że urzeczyw istnianie
seksualnego wyzwolenia będzie wywoływało reakcję o charakterze fem inistycz
nym, gdyż przepojone lew icow ym i m rzonkam i kobiety najpierw m im ow olnie
po d p o rządk o w u ją się dom inacji, n astępnie zaś reagują bliżej nieokreślonym
gniew em , kiedy zaczyna się staw ać dla n ich jasne, że „wyzwolenie” w istocie
jest rów noznaczne z podporządkow aniem .
Wyzwolenie seksualne, co w idać na przykładzie ostatnich dw ustu lat, zawsze
szukało uspraw iedliw ienia i u zasadnienia dla praktyk m asturbacyjnych i pod
tym w zględem oświecenie m iało znaczenie kluczowe, stworzyło bow iem grunt
dla rew olucji seksualnej, a zarazem dla rewolucji politycznej we Francji. W obu
przypadkach m arkiz de Sade i jego dzieło m iały decydujące znaczenie. Aldous
Huxley, który w swoich pracach zajm ował się analizą tego, w jaki sposób wolność
38 RO Z D Z IA Ł 2.
seksualna m oże być w ykorzystyw ana dla celów politycznych, szuka źródeł tego
zjawiska właśnie w dziełach de Sadea oraz oświeceniowej „filozofii”. W Justynie
koncepcja prawdziwej, fizycznej n atu ry m oralności, zgodnie z tym , co przew i
dział d ’H olbach, czyni ją afunkcjonalną i w ten sposób um ożliw ia „wyzwolenie”
się od narzucanych przez nią ograniczeń. W rzeczywistości jednak, atrakcyjność
oświeceniowej fizjologii leży nie tyle w jej prawdziwości, ile w zaspokajaniu p o
żądania. W pow ieściach Sadea w yraźnie widać, że m aterializm głoszony przez
barona d ’H olbacha i La M ettriego jest tylko jeszcze jednym uspraw iedliw ieniem
i uzasadnieniem dla m asturbacji.
Huxley w Ends and M eans napisał: „Rzeczywistego pow odu, dla którego
m arkiz nie potrafi dostrzec w świecie żadnego znaczenia ani w artości, należy
upatryw ać w tych opisach cudzołóstw a, sodom ii i tortur, które przechodzą w fi
lozoficzne wywody, jakie zawarł w Justynie i Julietcie... Filozoficzne perory, które,
podobnie jak pornograficzne fantazje, w większości zostały przez niego napisa
ne w więzieniach oraz zakładach dla psychicznie chorych, stanow iły teoretyczną
podbudow ę dla jego erotycznych praktyk”8.
Inaczej niż Huxley, F rancine du Plessix G ray przyjm uje m asturbacyjne
fantazje Sadea za dobrą m onetę, tw ierdząc, że nauka - zgodnie z tym , co w tra k
tacie Człowiek-m aszyna tw ierdził La M ettrie - ujawniając praw dę o człowieku
przypadkow o p o d w ażyła m o ra ln o ść . W edług Gray, k tó ra za d o b rą m onetę
przyjm uje rów nież oświecenie, rozum dyktuje zachow ania, co oznacza, że Sade
najpierw przyjął za praw dę to, co m ów ił La M ettrie, później zaś, kiedy podobnie
jak d ’H olbach uznał, że rzeczywistym podłożem m oralności jest fizyczność, prze
łożył te tezy na praktykę:
Filozof, który nie odnajd u je w świecie żadnego znaczenia, nie zajm uje się w y
łącznie problem em czysto m etafizycznie. Dąży rów nież do tego, aby udow odnić, że
nie istnieje żaden uzasadniony pow ód, dla którego on osobiście nie p ow inien ro
bić tego, co chce, albo jego przyjaciele nie p o w in n i sięgać po władzę polityczną
i rządzić w taki sposób, jaki uznają za najkorzystniejszy dla siebie. Spontaniczne
- w przeciw ieństw ie do intelektualnych - pow ody w yznaw ania m aterialistycznych
d o ktryn m ogą być głów nie erotycznej natury, tak jak to było w przypadku La M et-
triego (przykładem m oże być jego liryczny opis łóżkow ych przyjem ności w La Vo
lupté i w zakończeniu C złow ieka-m aszyny), bądź przede w szystkim politycznej, tak
jak w przypadku Karola M ark sa1’.
Chyba żadna inna pow ieść nie przyczyniła się bardziej do upolitycznienia
seksu i seksualizacji polityki. W rezultacie w XIX stuleciu Justyna stała się biblią
orędow ników w yzw olenia seksualnego. Jej egzem plarz m iał w swojej bibliotece
Byron, a także Sw inburne. W latach dw udziestych XX w ieku surrealiści, którzy
uznaw ali de Sadea propagatora rewolucji, nadali m u przydom ek „Boskiego M ar
kiza”. Ponieważ w ielu uznało tę książkę za odrażającą i odstręczającą, niektórzy
uważali, że zainteresow anie nią rychło się skończy. Mylili się. W roku 1800 wydaw
ca Tribunal d’A ppallon wzywał policję, aby rekw irow ała i niszczyła egzemplarze
Justyny. „Sądzi pan, że to dzieło się nie sprzedaje. Jest p an w błędzie”18.
D nia 20 czerwca 1791 roku, m niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy Justyna
pojawiła się na straganach z książkam i, król Ludwik XVI uciekł z Paryża, w k tó
rym od roku przebyw ał jako internow any, odkąd trzydziestotysięczny tłum kobiet
z pikam i, na których pozatykane były głowy żołnierzy jego gwardii, odprow adził
go w raz z rodziną z W ersalu do stolicy. Król m iał nadzieję dotrzeć z najbliższymi
do ziem, których m ieszkańcy m ówili po niem iecku, skąd z pom ocą swego szwagra,
cesarza Austrii, pow róciłby do kraju na czele arm ii mścicieli. Udało m u się dojechać
aż do Varennes; tam tejszy u rzęd n ik rozpoznał go i u p ad ł przed nim na kolana,
ale ów bezw iedny akt h o łd u zdradził króla i wydał go w ręce rewolucjonistów.
C ztery dni później rodzinę królew ską p o d silną eskortą ponow nie sprow adzono
do Paryża. Kiedy konwój w jechał na Plac Rewolucji, jakiś człowiek wybiegł z tłu
m u, wskoczył na stopień królewskiej karocy i cisnął w ładcy na kolana jakiś list.
Człowiekiem , który ów list napisał i go dostarczył, był m arkiz de Sade, a sam list
szybko opublikow ano p o d tytułem Adres obywatela Paryża do króla Francuzów;
była to cezura wyznaczająca w kroczenie de Sadea w dziedzinę polityki i p ropa
gandy politycznej.
Sade inform ow ał w nim , bez w ątpienia wdzięcznego m u za to Ludwika: „Jeśli
pragniesz panow ać, panuj nad w olnym narodem . To n aród w ynosi cię na tron,
nie zaś Bóg W szechśw iata, jak lud w słabości swojej w ierzył”19.
Była to kolejna pom patyczna tyrada na tem at ateizmu; upodobanie do n ie
go w końcu sprow adziło na m arkiza kłopoty, kiedy R obespierre zdecydował, że
Francuzom , aby utrzym ać ich w ryzach, potrzeb n a jest Najwyższa Istota - oczy
wiście taka, która będzie odpow iadała jego program ow i. To wszystko było jednak
jeszcze sprawą przyszłości. Na razie Sade z zapałem oddaw ał się swojej największej
m iłości, czyli pornografii, a oprócz tego zajął się pisaniem politycznych traktatów.
W korespondencji pryw atnej Sade z jednej strony nazywa Ludwika XVI swoim
ukochanym królem , z drugiej zaś daje upust skrajnie republikańskim sentym en
tom , w zależności od tego, w jakim kierunku wieją w danej chwili polityczne wiatry.
N ierzadko listy były pisane w taki sposób, aby zadowolić cenzorów, którzy będą je
czytać, mogli oni bow iem sw obodnie otw ierać i kontrolow ać korespondencję oby
wateli podejrzew anych o brak lojalności wobec Republiki. Zdarzyło się także, że de
Sade zostawiał swoje listy na b ru k u w pobliżu swego dom u, aby znaleźli je policyjni
agenci; było tak, kiedy policja przyszła rewidować jego mieszkanie, szukając w nim
dow odów kontrrew olucyjnej postaw y m arkiza. M ichaud napisał: „Okrywszy się
44 R O ZD ZIA Ł 2.
hańbą wielu popełnionych przez siebie występków, Sade nie m ógł nie popierać re
wolucji, która w pew nym sensie usankcjonow ała zasady leżące u podstaw owych
przestępstw ”20. M im o to przesadą byłoby twierdzić, że w czasie rewolucji m iał
stałe i ugruntow ane poglądy polityczne. Nie m ożna też powiedzieć, iż wyzbył się
sym patii do własnej klasy społecznej, chociaż zrezygnował z przedrostka „de”
przed nazwiskiem i dem onstracyjnie przybrał republikańskie imię i nazwisko; był
teraz obywatelem Louisem Sade*. Kiedy 19 czerwca 1792 roku C ondorcet nakazał
spalić wszystkie genealogiczne d okum enty znajdujące się w państw ow ych archi
wach, Sade był tym przerażony. Nie na tyle jednak, aby zaprzestać nazywania siebie
obywatelem Sade, albo zrezygnować z postawy, którą trzeba nazwać politycznym
oportunizm em . „Jako literat czuję się zobow iązany jednego dnia pracow ać dla
jednej partii, drugiego dla innej, a to decyduje o pewnej zm ienności opinii, która
nie m a teraz wpływu na to, co myślę pryw atnie”21.
M arkiz w ybrał sobie m ieszkanie w Section de la Place V endôm e i szybko
zaczął brać czynny udział w zebraniach tamtejszej sekcji, która funkcjonow ała jako
jeden z kom itetów rewolucyjnych, których postanow ienia m iały obowiązującą moc
praw ną nie tylko w Paryżu, ale na tery to riu m całej Francji. Latem 1792 roku san-
kiuloci (sans culottes)** oraz „wściekli” (enrage)*** zdominowali zebrania odbywające
się w daw nym kościele kapucynów i zaczęli agitować za coraz to radykalniejszym i
krokam i, które należy podjąć przeciw m onarchii oraz uw ięzionem u królowi.
Rychło przyniosło to skutek w postaci w ydarzeń, które przeszły do historii jako
„m ordy w rześniow e” (1792). Przez kolejne sześć tygodni „obywatel Sade” słał
listy do swego inten d en ta Riperta, nakazując m u ukryć w bezpiecznym miejscu
dokum entację posiadłości i akty jej nadania, aby m óc udow odnić zarów no swoje
arystokratyczne pochodzenie, jak i praw o w łasności do m ajątku ziemskiego.
W tym sam ym czasie, kiedy Sade zabiegał o względy paryskiego m otłochu,
a jednocześnie podejm ow ał kroki dla upew nienia się, że jego arystokratyczny
tytuł i m ajątek pozostaną bezpieczne, doszło do niekontrolow anego rozwoju re
wolucyjnych w ydarzeń. 10 sierpnia 1792 roku o trzeciej nad ranem , pow stańcza
K om una Paryża zgrom adziła ludzi w okół ratusza; pom aszerow ali stam tąd na plac
du Carousel, znajdujący się naprzeciw ko Tuileries, gdzie przetrzym yw ano króla,
którego ochraniało cztery tysiące żołnierzy - głównie szwajcarskich gw ardzi
stów. Tłum , do którego o szóstej rano dołączyli delegaci sekcji z lewego brzegu
Sekwany, przestraszył się, w idząc liczebność i siłę oddziałów strzegących króla
i postanow ił zaczekać na posiłki. W ieść o tym rozeszła się lotem błyskawicy po
* Ściśle rzecz biorąc, w lipcu 1790 roku markiz odebrał kartę „obywatela aktywnego” (ozna
czoną num erem 596) Sekcji Place-Vendôme, wystawioną na nazwisko Desade. (przyp.
tłum.).
łł Sankiuloci (fr. sans-culottes - „nienoszący krótkich spodni”), pogardliwe określenie nada
ne podczas rewolucji biedocie paryskiej noszącej długie, luźne spodnie zamiast m od
nych wówczas obcisłych i spiętych pod kolanami, (przyp. tłum.).
ł ł ł Wściekli (fr. les enragés), najradykalniejsze lewicowe stronnictwo podczas rewolucji.
Domagali się stosowania terroru, powszechnego prawa wyborczego oraz wprowadzenia
ustroju republikańskiego (przyp. tłum.).
PARYŻ, 1787 45
całym Paryżu; siły rew olucyjne zaczęły ściągać z m iasta i zbliżać się do pałacu.
T łum urósł w końcu do dziesięciu tysięcy ludzi; dodatkow o podniosła go na duchu
dezercja wielu żandarm ów , którzy przyłączyli się do m otłochu i maszerowali wraz
z nim z kapeluszam i zatkniętym i na ostrzach bagnetów. Ludzka fala uderzyła na
bram y pałacu, przedarła się przez nie i zatrzym ała u stóp wielkich schodów; tam
doszło do ostatecznej rozprawy. Ktoś wystrzelił z okna na pierw szym piętrze,
a Szwajcarzy uznali to za sygnał do ataku i otworzyli ogień do tłum u, zabijając
około trzystu osób. Początkowo tłum się rozproszył, później cofnęli się Szwajcarzy.
Król, chcąc zapobiec m asakrze, nakazał gw ardzistom złożyć broń. To, co nastąpiło
potem , było gorsze od jatki, gdyż rozw ścieczony m otłoch zerw ał z bezbronnych
Szwajcarów ubrania, w ykastrow ał ich, odciął im głowy, nadział je na piki i obnosił
później po ulicach Paryża.
Po 10 sierpnia i napaści na Tuileries, wydawało się, że każdy kolejny akt
przem ocy wywołuje i napędza następny; przez najbliższy miesiąc m otłoch prze
m ierzał paryskie ulice, a najbłahsza pogłoska czy plotka była zarzewiem odwetu
na m asow ą skalę. 26 sierpnia wojska republikańskie poniosły klęskę pod Longwy;
2 w rześnia upadło Verdun. Przed w ojskam i angielskim i i oddziałam i kontrrew o
lucyjnym i droga do Paryża stanęła otw orem . Aby zm obilizować rew olucjonistów
do walki, D anton w ypow iedział w tedy sławne słowa: l’a udace, encore l’a udace, et
toujour l’a udace*. Entuzjazm, z jakim przyjęto przem ówienie D antona, natychmiast
przełożył się na konkretne działania. W niedzielę 2 w rześnia wozy wiozące stu
piętnastu bezbronnych, deportow anych duchow nych zostały napadnięte przez
tłu m i zaw rócone do Abbaye i klasztoru karm elitów, gdzie m nichom poderżnięto
gardła. Dzień później, 3 w rześnia, w tym sam ym w ięzieniu Abbaye, w którym za
m ordow ano duchow nych, m otłoch zlinczował księżniczkę de Lamballe. Dźgnięto
ją nożem w brzuch, obcięto piersi, a nastęnie głowę, którą nadzianą na pikę p o
niesiono ulicam i m iasta aż do Tempie, gdzie więziono królową M arię A ntoninę.
Tam pokazano m onarchini głowę księżniczki, aby mogła się jej dobrze przypatrzeć.
W łosy ofiary, już po dekapitow aniu, zostały utrefione przez fryzjera; przez cały
ten czas tłum w znosił woilgarne i obsceniczne okrzyki.
W ydarzenia 3 w rześnia Sade opisał nazajutrz w liście do Gaufridyego, ale
brak w nim w zm ianki, że seksualny sadyzm tych zbrodni m ógł mieć jakiś związek
z jego dziełam i. „W szystkim opo rn y m księżom poderżnięto gardła w kościołach,
gdzie ich przetrzym yw ano, w śród nich biskupow i Arles, najcnotliw szem u i naj
bardziej godnem u szacunku sp ośród wszystkich ludzi”” . Jeżeli nawet m asakra
ta w strząsnęła m arkizem , to na krótko. Pod koniec tego sam ego listu napisał: „Nic
nie może się rów nać z potw ornością tych rzezi, lecz były sprawiedliwe”2’. O statnia
linijka została zapew ne napisana z myślą o cenzorach, ale ów poruszający fakt
* Padły one na posiedzeniu zgrom adzenia i były częścią przem ówienia Dantona do dele
gatów: „Ktokolwiek odmówi osobistej służby lub złoży broń, poniesie karę śmierci. Gdy
zabrzmią dzwony, nie będzie to alarm na trwogę, ale wyzwanie rzucone wrogom naszego
kraju. Żeby ich pokonać panowie, trzeba nam śmiałości, jeszcze raz śmiałości i zawsze
śmiałości, a Francja będzie ocalona!” (przyp. tłum.).
46 R O Z D Z IA Ł 2.
pozostaje faktem . Sade wyznaczył trajektorię, na którą po pew nym czasie weszła
też rewolucja: o d w yzw olenia seksualnego do seksualnego sadyzm u i m ordu.
Seksualna żądza była paliw em , którym syciła się rew olucyjna pożoga, teraz zaś
ten sam pożar ogarnął także dom rew olucjonistów w krwawej orgii rzezi, która,
aby ocalić kraj przed autodestrukcją, w ym agała stłum ienia jej poprzez totalitarne
narzucenie ładu i porządku z zewnątrz.
ROZDZIAŁ 3
LONDYN, 1790
w kalw inizm , k tó ry pog łęb iła jeszcze lek tu ra dzieł R ousseau i H elw ecjusza.
D oprow adziło go to najpierw do p o rzucenia stanu duchow nego, a w roku 1787
do całkowitego odejścia o d chrześcijaństw a. G odw in czytał rów nież Priestleya,
ale w przeciw ieństw ie do niego nie zatrzym ał się w połow ie drogi do ateizm u i nie
przystał do unitarian. Stał się całkow itym sceptykiem , a po nieudanej próbie w y
konywania zaw odu nauczyciela zajął się karierą literacką, którą kontynuow ał przez
następne pięćdziesiąt lat.
W roku 1790, w następstw ie kazania wygłoszonego przez wielebnego Ri
charda Pricea, światek dziennikarstw a politycznego skupiony wokół G rub Street
żył fantazjow aniem i w yobrażeniam i obracającym i się w okół tem atu rewolucji we
Francji. Dotyczyło to zwłaszcza grupy wolnomyślicieli ze wschodniej Anglii. Wielu
z nich, podobnie jak G odw in, wyszło ze stanu kapłańskiego i zaczęło wykonywać
zawody świeckie, m iędzy innym i pisarzy i nauczycieli. W ordsw orth da później w y
raz euforii tam tych czasów w sław nym dwuwierszu, zam ieszczonym we wstępie
do poem atu Excursion: „Rozkoszą było żywym być o świcie./ Ale być m łodym ,
zaiste niebiańsko!”. Wydarzenia we Francji przyciągnęły uwagę Godwina. Ponownie
pogrążył się w lekturze dzieł oświeceniowych, które spowodowały, że utracił wiarę
i zaczął uczęszczać na zebrania członków radykalnych stowarzyszeń. W końcu
cały ów intelektualny ferm ent zaczął rodzić owoce.
W m aju 1791 roku, na krótko po przeczytaniu właśnie opublikowanej książki
Thom asa P ainea Prawa człowieka, G odw in zapisał w swoim dzienniku, że w ła
śnie w padł na pom ysł napisania obszernego dzieła, w którym „filozoficznie oprze
zasady polityki na niew zruszonym fundam encie, co przełam ie i unicestwi wszelkie
przeciw staw ności”1. W lipcu 1791 roku G odw in sprzedał ów pom ysł wydawcy-
-radykałow i Josephow i Johnsonow i, a we w rześn iu 1791 roku przystąpił do
pracy nad swoim rew olucyjnym opus m agnum i pośw ięcał się jej przez kolejne
szesnaście miesięcy. Książka G odw ina to właściwie angielska wersja tego samego
program u, którym pow odow ali się les philosophes m ieszkający po drugiej stro
nie Kanału: chodzi o odniesienie fizyki N ew tona do idei porządku społecznego.
Podstaw ow ym w arunkiem sform ułow ania tego program u było posiadanie wyjąt
kowo bujnej w yobraźni, myśliciel podejm ow ał bow iem próbę w yobrażenia sobie
i przedstaw ienia wszystkich ludzkich interakcji jako rezultatu przypadkow ych
zderzeń nieożyw ionych atomów. O dkrycie „podstaw ow ych zasad”, stanowiące
sedno tej wizji, oznaczało dewaluację wszystkiego, co ludzkość dotychczas uważała
za święte. W przypadku konkretnej rodziny rów nało się to zanegow aniu łączą
cych ją więzów i religii na rzecz obiektyw ności, co G odw in w pew nym m iejscu
porów nał do anioła z ogrom nej wysokości przyglądającego się Ziemi. T rudno nie
dostrzegać, że przyjęcie takich założeń w naturalny sposób skutkow ało niszcze
niem m oralności i od samego początku było po części pow odem akceptow ania
św iatopoglądu oświecenia; półtora wieku później w Ends and Means napisał o tym
A ldous Huxley. Pod w ielom a w zględam i dokładnie tak właśnie postrzegali dzieło
G odw ina zw olennicy tak lewicy, jak i prawicy. Konserwatyści krytykow ali je,
poniew aż negowało tradycyjne w artości, a radykałowie, na przykład Percy Shel-
LONDYN, 1790 49
ley, rom antyk i rew olucjonista, z tego sam ego p o w o d u je wychwalali. O prócz w ar
tości, które Shelley wiązał z wyzw oleniem seksualnym , jego poglądy są identyczne
z głoszonym i przez „A nti-Jacobin Review”. W roku 1797, kiedy gwiazda G odw ina
od dw óch lat nie świeciła już ta k jasno jak przedtem , w edług antyrew olucyjnego
stronnictw a: „Rozwiązłe życie seksualne [było] jednym z najważniejszych zm ian
na lepsze, w ynikających z Political Justice’2.
13 listopada 1791 roku, dwa m iesiące po rozpoczęciu pisania swego dzie
ła, G odw in poszedł na przyjęcie w ydane przez jego wydawcę; zam ierzał tam
przedyskutow ać pew ne kwestie n atu ry politycznej z T hom asem Paineem , czło
wiekiem, którego książka siedem m iesięcy wcześniej zainspirow ała G odw ina do
przystąpienia do pracy nad w łasną publikacją. N a przyjęciu była rów nież obecna
M ary W ollstonecraft, która w literackich kręgach L ondynu wsławiła się książką
zatytułow aną Vindication o f the Rights o f M en, będącą odpow iedzią na R ozw aża
nia Burke’a. G odw in uważał, że o Vindication zbyt wiele się mówi; jego zdaniem ,
W ollstonecraft, u p o jo n a w łaśnie zdobytą sławą, zm onopolizow ała toczącą się
dyskusję. Sama W ollstonecraft z kolei m iała powody, aby być gadatliwą. N a szczy
ty wyniosła ją - pod o b n ie jak G odw ina - kultura podziału i sprzeciwu. Teraz ona
- przynajm niej chwilowo - cieszyła się sławą, p o d o b n ą do tej, którą rok wcześniej
przyniosło G odw inow i opublikow anie Political Justice.
N a W ollstonecraft, p o d o b n ie jak innych literatów -dysydentów , o g ro m
ny wpływ m iały w ydarzenia we Francji. Podobnie jak G odwin, ona także, z myślą
0 kolejnej publikacji, wyciągała właśnie wnioski i konsekwencje z wolnomyślicielskiej
postawy i uznała, że skoro intelektualna burza się wzmogła, czas wyrzucić za b u r
tę resztę zbędnego, teologicznego bagażu. Nowo zdobyta sława także i na nią miała
odurzający wpływ. Teologiczny radykalizm znalazł swój wyraz w tym, co określa
się m ianem radykalizm u m oralnego, kiedy dysydenci skupieni wokół wydawcy
W ollstonecraft, Josepha Johnsona, zaczęli analizować i podw ażać powszechnie
przyjęte poglądy i przekonania, używając argum entu „rozum u”. Jego najdoskonal
szym odzwierciedleniem m iała być fizyka Newtona. W rezultacie obyczajowość
1 m oralność, przekazywane dotąd z pokolenia na pokolenie, stały się teraz wątpliwe.
Postawa ta znalazła swój oczywisty wyraz w odpow iedzi udzielonej przez
W ollstonecraft Burkeowi, który traktow ał tradycję jako antidotum na to, co właśnie
działo się we Francji. Ponieważ obrona Chwalebnej Rewolucji głoszona przez Bur
kea, zdaniem W ollstonecraft, sprow adzała się do uspraw iedliw iania zawłaszczenia
angielskiego tro n u i odebrania go praw ow item u dziedzicowi, W ollstonecraft m iała
za nic tradycję, której Burkę, jak tw ierdził, bronił. Innym i słowy, gdyby Burkę
był rzeczywistym orędow nikiem tradycji, nie m ógłby usprawiedliwiać reformacji.
G dyby zaś nie popierał reform acji, czy chciałby cofnąć Anglię do czasów, kiedy
„ludzie cześć boską chlebowi, jak Bogu, oddaw ali”? Skoro zaś Burkę w żadnym
bezpośrednim sensie nie chroni tradycji ani jakichkolw iek „wrodzonych odczuć”,
czego w istocie broni? W ollstonecraft odpow iada, że broni „bezpieczeństwa w ła
sności”, prawdziwej „definicji angielskiej w olności”, „egoistycznej zasadzie”, na
ołtarzu której „wszystko, co szlachetne, zostaje pośw ięcone”.
50 R O Z D Z IA Ł 3.
W wieku XIX spory dotyczące w łasności oraz kwestii n atu ry ekonom icznej
ulegną zaostrzeniu. W debacie Burke-W ollstonecraft podjęta też została kwestia
politycznego zabarw ienia rew olucji w A m eryce i we Francji, ale jej podstaw ą była
tradycyjna m oralność. M ary W ollstonecraft była co praw da politycznym i teolo
gicznym radykałem , ale jej poczucie m oralności i w ynikająca z niego postaw a
były równie tradycyjne, jak te, które reprezentow ał Burkę. W istocie właśnie to,
że byli do siebie p o d tym względem podobni, pozwoliło jej przedstaw ić w tym
sporze własne stanowisko w kwestii moralności. W miejsce obyczaju i „wrodzonych
odczuw ań”, które są naszym przew odnikiem , W ollstonecraft stawia rozum , który
jest „przew odnikiem nam iętności”, a oprócz tego w yróżnia nas i stawia ponad
zwierzętam i. „D oskonalenie um ysłu” to „żm udne zadanie, a ludzie kapryśni i p eł
ni tem peram entu, którym łatwiej jest się kierow ać im pulsem uczucia, starają się
przekonać siebie i innych, że jest to najbardziej naturalne”. Kiedy uczucia, popędy
i nam iętności biorą górę n ad rozum em , taki „chaotyczny stan um ysłu” nazyw a
m y szaleństwem , „rozum znika nie wiedzieć gdzie, targają nam i nieokiełznane
i sprzeczne nam iętności, a wszystko to jest okropieństw em i pom ieszaniem ”3.
Po udanym ataku na B urkea W ollstonecraft niejako na bis napisała jeszcze
bardziej kontrow ersyjną i polem iczną książkę Vindication o f the Rights o f Women
(„Wołanie o praw a kobiety”). Był to traktat feministyczny, pierw szy z wielu, jakie
później powstały. Ściągnęła nim na siebie gniew Horacego W alpolea, który nazwał
ją „hieną w spódnicy”. Wołanie zyskało jej rów nież reputację niebezpiecznej rady-
kałki, opinię p o d w ielom a względam i, przynajm niej w odniesieniu do jej psychiki
i m oralności, niezasłużoną.
Pewnych wskazówek na tem at jej nastroju z tam tych czasów dostarcza Mary,
A Fiction, powieść, którą mniej więcej w tym sam ym czasie przekazała Johnsonowi,
aby ją wydał. B ohaterka opow ieści przeżywa rom antyczną m iłość, ale poniew aż
obiekt jej uczuć um iera, postanaw ia żyć w sam otności. Pociesza się wówczas myślą,
że oto nadchodzi „świat, w którym nie będzie ani brania ślubów, ani wydawania
za m ąż” i poleca czytelnikowi przem yślenia W illiam a Paleya, zwłaszcza jego Prin
ciples o f M oral and Political Philosophy, którego rozum ienie cnoty - „czynienie
dobra ludziom w zgodzie z wolę Bożą i dla wiecznotrwałego szczęścia - zbieżne
jest z tym , które odnajdujem y w Katechizm ie B altim orskim . W liście do swojej
siostry Eweliny W ollstonecraft zaw iadam ia ją - podobnie jak tytułow a bohaterka
jej powieści M ary - że zdecydow ała poświęcić się pracy intelektualnej i w związku
z tym nigdy nie wychodzić za mąż: „nie m ogłabym teraz wyzbyć się intelektualnych
dążeń na rzecz dom ow ych w ygód”4.
Jak w id ać, była to b a rd z o tra d y c y jn a p o staw a, ale M ary W o llsto n e
craft w owym czasie nie obracała się w śród tradycjonalistów, a z upływ em lat daje
się dostrzec, że towarzystwo, w którym przebyw ała angielska polem istka, rzecz
niczka i orędowniczka rewolucji francuskiej, wywarło stopniowo negatywny wpływ
na jej m orale. Jak m ów i francuskie pow iedzenie, ryba się psuje od głowy; wydaje
się, że W ollstonecraft dostrzegała niebezpieczeństw o polegające na tym , iż jej
nam iętności m ogą być „pogonią za rzeczam i w yolbrzym ianym i przez w yobraź
LONDYN, 1790 51
nię, aż staną się one tylko w zniosłą ideą, która uchyla się przed poszukiw aniem
sensu i jest szyderstw em z przedstaw icieli filozofii eksperym entalnej, którzy za
mykają ów duchow y flogiston w ram ach m aterialnego dośw iadczenia”5. Jednak
dostrzegać niebezpieczeństw o, a uniknąć go, to dwie różne sprawy. W ollstonecraft
ani w dziedzinie m oralności, ani m entalnie i em ocjonalnie, radykałem nie była.
Reprezentowała postaw ę tradycyjną, zgodnie z którą to rozum sprawuje kontrolę
nad gw ałtow nym i nam iętnościam i. Postawa ta była dziedzictw em klasycznej,
chrześcijańskiej tradycji m oralnej, jed n ak niszczyły ją treści, które W ollstonecraft
przyswoiła sobie z lektury francuskich książek, a także towarzystwo, które dla
siebie wybrała.
G rono ludzi, którzy zbierali się u Josepha Johnsona i w ysłuchiw ali k a
zań wielebnego Pricea, upatryw ało w rewolucji francuskiej własnego zwycięstwa,
poniew aż w owym czasie, czyli w roku 1790, wydawała się ona bezkrw aw ym
trium fem wyznawanych przez nich zasad - i pod wielom a względami rzeczywiście
tak było. To W olterowi m ożna przypisać znaczną część zasług zapoczątkow ania
oświecenia; dokonał tego w latach trzydziestych XVIII wieku, upowszechniając we
Francji idee, z którym i zetknął się w Anglii. Rewolucyjna Francja była w idom ym
dow odem na to, że radykalne teorie wolnom yślicieli m ożna wcielać w życie. Nie
pow inniśm y przy tym zapom inać, że wolnomyśliciele wyznawali pogląd kalwinów
0 w rodzonej i całkowitej depraw acji człowieka, wynikającej z faktu, iż jego natura
została skażona przez grzech pierw orodny. Człowiek sam z siebie nie jest w stanie
osiągnąć niczego dobrego. Po U padku zostaliśmy zniewoleni przez grzech. Różnica
między kalw ińskim wolnom yślicielem a oświeceniowym philosophe była podobna
do tej, która według Perryego M illera dzieliła Jonathana Edwardsa* i Ralpha Waldo
Emersona**. Jedyną różniącą ich rzeczą była koncepcja grzechu pierw orodnego.
Ponieważ zgodnie z teologią kalw ińską i wolnomyślicielską, grzech pierw orodny
bez reszty zaw ładnął n aturą człowieka i stał się jej częścią, odrzucenie tej koncep
cji skutkow ało wizją odw rotną: ludzka natu ra m ogła w ten sposób natychm iast
przejść od o d iu m zepsucia do apoteozy. Jedyną rzeczą, w której i philosophe
1 wolnomyśliciel byli zgodni, było to, że odrzucali koncepcję trw ałości natury
człowieka. Kiedy wolnom yśliciele przestali zgadzać się z kalwińską interpretacją
grzechu pierw orodnego, stali się utopistam i. Stworzenie raju na ziem i było teraz
możliwe. Takie w łaśnie było przesłanie kazania Richarda Pricea:
* Sir Joshua Reynolds (1723-1792), malarz angielski, wybitny portrecista, tworzył także ob
razy historyczne, mitologiczne i pejzaże. Jeden z założycieli i pierwszy przewodniczący
Królewskiej Akademii Sztuki (1768-1790) (przyp. tłum.).
54 RO ZD ZIA Ł 3.
potoku jego słów, znajdyw ałam coś w artego zachow ania w pam ięci, stym ulu
jącego mój um ysł”. Uznając praw o p an i Fuseli do pow łoki cielesnej jej męża,
W ollstonecraft zgłaszała roszczenia do jego um ysłu. W edług niej, pokrew ieństw o
i zbieżność ich wzajemnych uczuć pozwalało jej zająć najważniejsze miejsce w jego
sercu oraz „jednoczyć się z jego um ysłem ”. W końcu nam iętność ta urosła do tego
stopnia, że W ollstonecraft nie była niem al w stanie zajmować się niczym innym.
Któregoś dnia poszła do pani Fuseli i oznajm iła jej, że pragnie stać się jednym
z jej domowników. W iedziała z pew nością, że taka propozycja w ykracza poza
przyjęte obyczaje, naw et w owych rewolucyjnych czasach i nawet w opinii tych,
którzy należeli do kręgu skupionego wokół Johnsona. M im o to jednak tak właśnie
uczyniła i pow iedziała pani Fuseli: „poniew aż jestem p onad kłam stw o i fałsz,
powiedzieć trzeba, iż propozycja ta bierze się ze szczerej sym patii, jaką żywię dla
pani męża, czuję bow iem , że nie potrafię żyć bez radości codziennego widzenia
go i rozm aw iania z nim ”7.
Pani Fuseli bez w ątpienia wierzyła w szczerość afektu panny W ollstonecraft
dla jej męża, ale praw dopodobnie nie była przekonana, że uczucie to pozosta
nie wyłącznie platoniczne i dlatego nie tylko odrzuciła propozycję W ollstonecraft,
ale zabroniła jej też wstępu do swego dom u i kontaktow ania się z jej najbliższymi.
Fuseli spokojnie i bez sprzeciwu na to przystał. T rudno powiedzieć, co W ollsto
necraft uznała za bardziej upokarzające: odrzucenie jej propozycji, czy też fakt, że
nam iętności do tego stopnia nią zawładnęły, iż była na tyle nieroztropna, aby ją
składać. Tak czy inaczej, czuła się upokorzona. Zaślepiły ją żądze, i to tak, że żonie
tego, którego pożądała, zaproponow ała ménage â trois. Kiedy bańka uczuć i nam ięt
ności pękła w zderzeniu z rzeczywistością, napisała do Josepha Johnsona: „Jestem
zwykłym zwierzęciem, a instynktow ne em ocje nazbyt często zagłuszają rady ro
zum u”8. Okazało się, że rozum bardziej ulega nam iętnościom niż dotąd sądziła.
Zam iast wycofać się i wyciągnąć w nioski z tego, do czego popycha ją Z eit
geist, W ollstonecraft, praw dopodobnie kierując się urażoną dum ą, zdecydowała
się popuścić cugli nam iętnościom i podążyć za duchem czasów do jego źródła.
Postanow iła pojechać do Paryża, aby na własne oczy zobaczyć tam tejszą rew olu
cję. Faktycznie już wcześniej planow ała tę podróż w spólnie z Fuselim i Josephem
Johnsonem , teraz jednak, kiedy w yjazd z Fuselim nie w chodził w grę, zadecydo
wała, że pojedzie sama. G odw in pisał, iż „jedynym celem tego przedsięwzięcia
było uspokojenie rozstrojonego um ysłu”9. Jeżeli w istocie tak było, lekarstwo
okazało się m ieć gorsze skutki niż choroba, ale nieprzyzw oita propozycja złożona
państw u Fuselim, świadczy o tym , że nie była wówczas w stanie tego przewidzieć
ani dostrzec. W ollstonecraft nie zw olniła m ieszkania w Londynie, dając jasno do
zrozum ienia, że jej pobyt w Paryżu potrw a około sześciu tygodni. Napisała książkę
o rewolucji i będąc nauczycielką, doradzała Francuzom , w jaki sposób pow inni
zm ienić obow iązujący w ich kraju system oświatowy, aby zbliżyć go do systemu
praktykow anego przez angielskich zw olenników oświecenia.
Nie zauważyła jednak, że przez pierwsze trzy lata francuska rewolucja stała
się czymś zupełnie innym , niż była początkowo. Rozpoczynając od wyzwolenia
LONDYN, 1790 55
błagam cię, abyś nie przyłączał się do m iałkiego stada rzucającego o d iu m na w iecz
n otrw ałe zasady, dlatego że któreś ze zwykłych narzędzi rew olucji okazało się zbyt
ostre. Dzieci zawsze zrobią sobie krzyw dę, kiedy sięgają p o ostre narzędzia. U b o
lewać należy, że na razie fale m orza opinii publicznej w zburzyć m oże jedynie sil
ny wiatr, gw ałtow ne poryw y n am ię tn o śc i1".
Innym i słowy, em ocje i nam iętności były politycznie niezbędne, aby w zbu
rzyć bezw ładne m asy i zm obilizow ać je do przyłączenia się do rewolucji. W liście
do Roscoe brakuje jednak jakiejkolwiek świadom ości, że owe nam iętności, raz roz
budzone, m ogą w ydostać się poza kontrolę rozum u. To sam o dotyczy tego, że
pozbaw ione kontroli em ocje m ogą wyrządzać krzywdę. Zam iast przyjąć za ostrze
żenie upokarzające odrzucenie jej awansów przez rodzinę Fuselich, W ollstonecraft
postanow iła całkow icie popuścić w odze swoim uczuciom i na oślep uwikłać
się w sytuację, którą z pow odu swego angielskiego wychowania i obyczajów błęd
nie oceniła i interpretow ała. Joseph Johnson zam ów ił u niej książkę o rewolucji
francuskiej. O kazała się ona jed n ą z najm niej udanych w dorobku W ollstonecraft.
Popełniła błąd, bo postanow iła opisać ją od sam ego początku, nie przedstawiając
jednocześnie w ydarzeń, które rozgryw ały się na jej oczach. Były też i inne powody,
56 RO ZD ZIA Ł 3.
dla których nie była w stanie zapoznać się z ow ym tekstem i przyjąć go do w iado
mości. Nigdy nie przyjęła poglądów m arkiza de Sade za własne i dlatego nie mogła
ot tak, po prostu przyklaskiwać tem u, czego była świadkiem - taką postawę łatwiej
jest bow iem przyjąć na odległość. W krótce wiedziała już dostatecznie dużo, aby
stwierdzić, że rewolucja, która w łaśnie wkraczała w swój krwaw y okres, odpow ia
da oczekiw aniom w ielebnego Pricea i ludzi z kręgu jego zwolenników. Zarazem
jednak nie potrafiła odrzucić własnych rewolucyjnych ideałów i przyznać racje
Burkeowi. R ezultatem takiej postaw y była niespójna książka, kom pletnie nietra-
fiająca w sedno rozgrywających się właśnie w ydarzeń.
Porażka ta m iała również przyczyny n atury osobistej. Tradycyjna m oralność
głosiła zawsze, że nam iętność i pożądanie zaćmiewają umysł. W przypadku m o
tywacji, którym i kierow ała się W ollstonecraft, podejm ując decyzję o wyjeździe do
Francji, rzeczywiście tak się rzeczy miały. Umowa, którą zawarła z Johnsonem na
napisanie książki, była po części następstwem kom prom itującego dla niej uwikłania
się w relacje z rodziną Fuseliego, ale także ledwie zawoalowanym pretekstem dla
seksualnej turystyki. „W Paryżu m ogę na jakiś czas wziąć sobie m ęża i rozwieść
się, kiedy m oje niestałe serce zatęskni znow u do starych przyjaciół”. T rudno o b ar
dziej jaskraw y dow ód na to, że W ollstonecraft całkowicie opacznie odczytywała
sytuację we Francji. D okładnie w chwili, kiedy seksualna nam iętność przeradzała
się tam w krw aw y chaos, ona najwyraźniej sądziła, że m oże tam dać upust sek
sualnem u pożądaniu, zaszaleć, a później bez najm niejszego szwanku wrócić do
kraju. D ośw iadczenie m iało jej dać bolesną nauczkę, ale w początkow ym okresie
swojej wycieczki na kontynent W ollstonecraft nie była chyba zdolna w inny spo
sób odrobić czekającej ją lekcji. Podobnie jak m arksiści, którzy na początku lat
dw udziestych XX wieku pielgrzym ow ali do Moskwy, W ollstonecraft postrzega
ła rewolucję francuską jako okazję dla zaspokojenia własnych nam iętności z dala
od oczu angielskiej opinii publicznej i w towarzystwie podobnych jej idealistów.
ROZDZIAŁ 4
PARYŻ, 1792
aby napisać książkę o rewolucji, nie poznaw szy uprzednio naw et elem entarnych
podstaw francuszczyzny, najsilniejsze w rażenia, które wówczas przeżywała, miały
czysto wizualny charakter. O dziewiątej rano 26 grudnia ujrzała króla Francji, który
przejechał p o d jej oknem . Uderzyła ją jego godność oraz cisza, którą podkreślał
jeszcze od czasu do czasu dźw ięk bębnów ; ogrom ne w rażenie wywarły też na
niej opustoszałe ulice oraz św iadom ość, że oto cały Paryż - tak sam o jak ona -
przygląda się zza zam kniętych okien królowi jadącem u na proces, a ostatecznie
podążającem u na śm ierć. M im o to W ollstonecraft pozostała rew olucjonistką.
Wielkie wrażenie wywarła na niej godność francuskiego ludu, którego język pozo
stawał dla niej wówczas całkowicie niezrozum iały - nie potrafiła „wydobyć z siebie
ani słowa” i była tak „oszołom iona otaczającym i ją dźw iękam i”, że „co wieczór”
kładła się do łóżka „z bólem głowy”1. „Pokłoniłam się m ajestatowi ludu” - n a
pisała do Johnsona - „szanując przyzw oitość jego zachowań, całkowicie zbieżną
z m oim i w łasnym i odczuciam i”. N astępnie - co tru d n o w ytłum aczyć, biorąc pod
uwagę jej republikańskie poglądy - w ybuchła płaczem na w idok króla „godniej
niż tego oczekiw ałam po jego charakterze siedzącego w dorożce wiozącej go na
spotkanie ze śm iercią”.
D uchow ą córką purytanów , którzy ścięli króla Karola, zbliżające się kró-
lobójstwo w strząsnęło bardziej niż się spodziew ała. W ollstonecraft powiedziała,
że unosząc w zrok znad listu, k tó ry właśnie pisała, „za przeszklonym i drzw iam i
naprzeciwko jej krzesła” ujrzała czyjeś oczy i - co bardziej prorocze - „wygrażające
jej zakrwawione dłonie”. Ponieważ nie m ógł to być któryś ze służących, których p o
mieszczenia znajdowały się w odległej od jej pokoju części budynku, Wollstonecraft
uznała, że były to w ytw ory jej pobudzonej w yobraźni - być m oże wizja wydarzeń,
które dopiero m iały nadejść. W yciągnęła stąd wniosek, że dobrze byłoby m ieć przy
sobie kota albo inne żywe stw orzenie jako antidotum na w szechobecne poczucie
śm ierci. „Śm ierć p o d w ielom a przerażającym i p o staciam i zaw ładnęła m oim i
fantazjam i. Kładę się do łóżka i pierw szy raz w życiu nie jestem w stanie zmusić
się do zdm uchnięcia świecy”2. Rychło m iała odkryć, że rewolucyjne nam iętności
zaczęły żyć w łasnym życiem.
21 stycznia 1793 roku, niecały m iesiąc po przyjeździe W ollstonecraft
Paryża, król Ludwik XVI został ścięty naprzeciw ko pozbaw ionego głowy posągu
swojego ojca; szafot ustaw iono na Placu Rewolucji, który dziś nosi nazwę Placu
Zgody (Place de la Concorde). W ollstonecraft najw idoczniej nie była świadkiem
egzekucji, w ydarzenia niezwykle przecież istotnego dla jej opracow ania pośw ięco
nego rewolucji - w liście do Ruth Barlow w spom ina o egzekucji tylko przelotnie,
a fragm ent, w którym owa w zm ianka się pojawia, pośw ięcony jest dywagacjom na
tem at tego, że w dalszym ciągu nie rozum ie języka francuskiego. W ollstonecraft
opuściła dotychczasowe miejsce zam ieszkania i przeprow adziła się do rodziny
Christie. O bracała się teraz głównie w środow isku anglojęzycznych radykałów,
Anglików i A m erykanów o zdecydow anie republikańskich zapatryw aniach.
Przebywając w Paryżu, odnow iła znajom ość z Thom asem Paine, który zbiegł
do Francji przed czekającym go w Anglii procesem sądowym. Również w Paryżu
PARYŻ, 1792 59
system oparty n a oszustw ie; a ludzie, którzy z p rem edytacją m ylnie osądzają sp ra
wy w łasnego codziennego życia, w każdej innej kw estii n ieu ch ro n n ie m uszą m ieć
ułom ny osąd ... P onadto m ałżeństw o jest spraw ą w łasności i najgorszą ze w szyst
kich jej odm ian. Tak długo, do p ó k i k o n k retn e instytucje zabraniają dw óm ludzkim
istotom podążać za głosem ro zu m u , p rzesądy są żywe i m ają się dobrze. D opóki
dążę, aby zawłaszczyć dla siebie kobietę o raz nie pozw olić sąsiadow i udow odnić,
że jego zasługa jest większa i zbierać tego owoce, w inien jestem p o dtrzym yw ania
najw strętniejszego ze w szystkich m o n o p o li3.
Pisząc te słowa, G odw in był jeszcze kawalerem . N a jego korzyść jako czło
w ieka należy zapisać, że kiedy zm ienił stan cywilny, zrew idow ał także swoje p o
glądy. Jako filozofowi jed n ak chwały m u to nie przynosi. Przekonania podobne do
przytoczonych powyżej skłoniły Leslie Stephena do stw ierdzenia, że jego filozofia
była m ydlaną bańką, która pękła w zetknięciu z rzeczywistością. Poglądy Godw ina
na tem at relacji m iędzy obu płciam i m iały korzenie w rewolucji we Francji, nie
pow inno więc zatem dziwić, że postrzeganie jej przez Anglików i ich stosunek
do tych w ydarzeń były przyczyną zarów no popularności oraz w yniesienia idei
G odw ina, jak i ich upadku.
Tuż po w ydaniu swej książki G odw in z dnia na dzień stał się sławny. Po uka
zaniu się jego pracy o sprawiedliwości politycznej odnotow ał w swoim dzienniku:
„Nigdzie nie byłem kim ś nieznanym ”. „Świecił jak słońce na firm am encie” - napi
sał o nim W illiam Hazlitt, a angielscy jakobini, niczym ćm y ciągnące do światła,
pukali do jego drzw i i poddaw ali się urokow i jego idei. W ordsw orth w liście do
pew nego studenta, rów nie m łodego jak on, doradzał mu: „Odłóż podręczniki do
chem ii i koniecznie przeczytaj G odw ina”4. D w a lata po w ydaniu książki angielscy
jakobini nadal znajdow ali się p o d przem ożnym w pływ em publikacji G odwina.
Radykał Crabb R obinson w roku 1795 napisał: „wiosną tego roku przeczytałem
książkę, która dokonała zw rotu w m oim m yśleniu i rezultacie odm ieniła bieg
PARYŻ, 1792 61
mego życia - książka ta, która często m iała ogrom ny w pływ na m łodych tego p o
kolenia, w niezasłużone popadła teraz zapom nienie... W pełni w niknąłem w jej
ducha, podziw iam ją p o n ad wszystkie inne i za nią gotów nawet jestem zostać
m ęczennikiem ”5.
Słowa R obinsona świadczą, że gw iazda G odw ina spadła z literackiego fir
m am entu rów nie szybko, jak na nim zabłysła. D okonało się to także za sprawą
W ordsw ortha, Southeya i C oleridgea; mieli oni rychło zm ienić opinię na tem at
Godw ina oraz zaprzeczyć wyznawanym w m łodości ideałom, których genezą w obu
przypadkach była rewolucja, na tym jed n ak historia się nie skończyła. M łodsze
pokolenie pisarzy rom antycznych, zwłaszcza zaś Shelley, m iało pod wieloma wzglę
dam i spełnić przewidywania Robinsona; zostali m ęczennikam i niepoham owanych
oraz nieznających żadnych ograniczeń pasji, uczuć i nam iętności.
Jednocześnie, jakby udow adniając słuszność tez B urkea i pom yłkę G o
dw ina, rewolucja we Francji skutkow ała okru tn y m i i n ader krw aw ym i eksce
sami. Z im ą 1792-1793 roku R obespierre najpierw podburzył paryski m otłoch
do splądrow ania m iejskich w ięzień i w ym ordow ania osadzonych w nich ludzi,
później zaś zadbał o um ocnienie swojej władzy. Klimat polityczny sprzyjał wtedy
błyskaw icznem u w yniesieniu ku władzy, ale także rów nie szybkiem u zakończeniu
kariery na szafocie. M arkiz de Sade uznał, że w polityce dokonał się szczególnie
dziw aczny i zdum iew ający zwrot, kiedy jego, najsławniejszego więźnia Bastylii,
nieoczekiwanie, z dnia na dzień, m ianow ano sędzią. 8 kwietnia 1793 roku Sade oraz
dziew iętnastu innych obywateli m ianow ano sędziam i w sprawie sfałszowanych
asygnat. „Nigdy nie zgadniesz” - napisał do G aufridyego - „Jestem sędzią, tak,
sędzią!... Oskarżycielem! Któż by się tego spodziew ał?... Jak widzisz, umysłowo
dojrzew am i zaczynam nabierać m ąd ro ści... Pogratuluj mi, a nade wszystko nie
zaniedbaj przysłania pieniędzy dla m onsieur le juge, w przeciw nym razie niech
m nie diabli, jeżeli na śm ierć cię nie skażę”6.
M arkiz de Sade zażartow ał w spraw ie skazania G aufridyego na śm ierć,
ale w m arcu 1793 roku w raz z ustanow ieniem kom itetów rewolucyjnych i try
bunału rewolucyjnego nie trzeba było być sędzią, żeby kogoś wpędzić w kłopoty
i ściągnąć m u na głowę realne niebezpieczeństw o. Po latach, kiedy arystokra
tycznym dziedzictw em i całym m ajątkiem m arkiza zarządzali M ontreuilow ie,
czyli rodzina jego żony, obywatel Sade zyskał stanowisko umożliwiające m u zemstę
za niespraw iedliw e potraktow anie. W yczuwając niebezpieczeństw o, które zawisło
nad całą rodziną, w apartam encie Sadea pojaw ił się jego sędziwy teść.
Również w m arcu 1793 roku we Francji doszło do pierwszego w ybuchu
zorganizow anego o p o ru przeciw ko Rewolucji. W sierpniu roku 1792 wszyscy
duchow ni, którzy odm ów ili złożenia przysięgi lojalności, zostali deportow ani.
G rupę takich właśnie duchow nych w ym ordow ano w Paryżu. Ci, którzy odm ówili
złożenia przysięgi i udało się im ujść śm ierci, zeszli do podziem ia. Prowadzili in
tensywną agitację przeciwko rewolucji; bunt tlił się, aż w końcu w ybuchnął płom ie
niem w zachodniej części kraju, kiedy władze usiłow ały wcielić do wojska trzysta
tysięcy m ężczyzn, aby walczyli przeciw ko obcym najeźdźcom . Kiedy na początku
62 R O Z D Z IA Ł 4.
m arca oznajm iono zam iary władz, w ybuchły zamieszki, a m ężczyźni w wieku
poborow ym pouciekali z m iast i w lasach organizow ali się w większe grupy. 11,12
i 13 m arca zaatakowali, zdobywając St. Florent, C hanzeaux, M achecoul i Challans,
później zaś także każde większe m iasto tego regionu. Siły republikańskie całkowicie
zaskoczyła nie tylko zaciekłość, z jaką pow stańcy walczyli, ale przede wszystkim
ich nieprzejednana w rogość w obec rewolucji. Po raz pierw szy rew olucja była
pow ażnie zagrożona i to nie za spraw ą obcych w ojsk opłacanych przez wygnaną
francuską arystokrację, lecz przez tych sam ych chłopów i rzemieślników, którzy
m ieli być jej najw ażniejszym i beneficjentam i. Z p u n k tu w idzenia republikanów,
fakt w ybuchu pow stania był tym bardziej zdum iew ający i konsternujący, że jego
inspiracją była w iara katolicka, z której ludzi tych jakże niedaw no wyzwolono.
W iosną 1793 roku, m niej więcej w ty m sam ym czasie, kiedy w W andei w ybu
chło pow stanie i około czterech m iesięcy po przybyciu do Paryża, kiedy w Anglii
na literackim firm am encie rozbłysła gwiazda G odw ina, a m arkiz de Sade rozpoczął
karierę sędziowską, M ary W ollstonecraft, wedle słów G odw ina, „weszła w ten ro
dzaj związku, którego skrycie pragnęło jej serce”7. Jej w ybrańcem był G ilbert Imlay,
am erykański aw anturnik „bez zobow iązań m ałżeńskich”, agent firm y Scioto Land
D evelopm ent, k tóry napisał dobrze przyjętą książkę o Kentucky, a w krótce po
niej wydał powieść The Emigrants („Emigranci”) będącą, w brew tytułowi, traktatem
o zaletach wolnej m iłości i rozw odu.
Romans m ógł był rozgorzeć natychm iast, nie była to jednak miłość od pierw
szego wejrzenia; w istocie, p o d w ielom a w zględam i rzecz m iała się dokładnie
odw rotnie. W ollstonecraft sp o tk ała Im laya u Barlow ów (G odw in podaje, że
u C hristiech) i uznała za aroganta oraz egocentryka, stopniow o jednak m agia
uczucia spow odow ała, że ośla głowa Denka* zm ieniła się i teraz W ollstonecraft
uznała, że Im lay jest nie tylko atrakcyjny, ale w ręcz nie sposób się m u oprzeć. 12
kw ietnia, kiedy Brytyjczycy pospieszyli z pom ocą kontrrew olucjonistom w Tu-
lonie, wszystkim cudzoziem com zakazano w yjazdu z Francji. Anglicy, obywatele
kraju pozostającego w stanie wojny z Francją, byli szczególnie narażeni na zadenun-
cjowanie oraz w trącenie do więzienia. A m erykanom , jako sojusznikom w rew olu
cyjnej walce Francuzów przeciw ko Anglii, aresztow anie nie zagrażało. Imlay, aby
uchronić i zabezpieczyć W ollstonecraft przed niebezpieczeństw em , zarejestrował
ją w amerykańskiej am basadzie jako swoją żonę, chociaż ślubu nie mieli. To fikcyjne
m ałżeństw o wydawało się być spełnieniem oczekiw ań W ollstonecraft, która gło
siła przecież, że chciałaby wziąć sobie m ęża tylko na jakiś czas. Stopniowo jednak
krótkotrw ałość związku stała się ostatnią rzeczą, jakiej by pragnęła. M ary padła
ofiarą nam iętności, o której niefrasobliw ie pisała w liście, w którym w spom inała
0 znalezieniu sobie m ęża „na trochę”. W owym czasie nadal była jeszcze dziewicą
1 rozw odząc się o uczuciach zw iązanych z seksualnością, opierała się głównie
na lekturach; nie liczyła się i nie brała p o d uwagę więzów, które chcąc nie chcąc
pow stają m iędzy osobam i utrzym ującym i kontakty seksualne. Bez względu na
Postać z dram atu Szekspira Sen nocy letniej (w oryg. „Bottom”, w niektórych przekładach
postać ta nazywana jest Spodkiem) (przyp. tłum.).
PARYŻ, 1792 63
zajmować się rewolucją, ani tym bardziej jej zrozum ieć. Jeżeli wyczuwała związek
m iędzy seksualnym i nam iętnościam i a krw aw ym i politycznym i w ydarzeniam i,
a dow odów n ań m iała w okół siebie aż nadto, zatrzym ała to wyłącznie dla siebie.
16 p aź d z ie rn ik a 1793 roku, dziesięć m iesięcy p o śm ierci m ęża, M arię
A ntoninę także zawleczono na szafot i ścięto. Tego m iesiąca M ary W ollstone-
craft w ybrała się pieszo z Neuilly do Paryża; przechodząc przez Plac Rewolucji
poślizgnęła się i om al nie upadła. Spojrzała p o d nogi i zobaczyła, że cały plac jest
śliski od krw i rozlanej podczas niedaw nych egzekucji. Nie była już w stanie nad
sobą zapanować, „uczuciom , które nosiła w duszy, dała wyraz pełnym oburzenia
krzykiem ”10. W tam tym czasie m ów ienie, co się myśli, było wysoce nierozw ażne
i niebezpieczne, szczególnie zaś w przypadku Angielki. G dyby zaniepokojony
towarzysz w porę jej stam tąd nie odciągnął, bardzo praw dopodobne, że jej krew
zmieszałaby się z tą, która pokryw ała b ru k placu. Terror szalał w najlepsze, a M ary
W ollstonecraft nie była już w stanie pojąć, co dzieje się wokół niej. Z pew nością
nie m iało to nic w spólnego z tezam i wielebnego Richarda Pricea, który porów
nał rewolucję francuską z bezkrw aw ą C hw alebną Rewolucją w Anglii. W ollsto
necraft przyjechała do Francji z p rzekonaniam i ukształtow anym i przez treści
zawarte w kazaniu Pricea. G dyby nie w dała się w rom ans z Imlayem, być może
zrewidowałaby część poglądów, którym dała wyraz w ataku na Burkea, dzięki tem u
zyskując bardziej realistyczny ogląd rozgrywających się wokół niej wydarzeń. Stało
się jed n ak inaczej i M ary nigdy w istocie nie zdołała zrozum ieć znaczenia tego,
czego była św iadkiem we Francji.
23 lipca 1793 ro k u d o k o n a ła się o stateczn a m etam o rfo za m ark iza de
Sade w republikanina - został przew odniczącym Sekcji Pik. Niecały miesiąc później
utracił to stanowisko; zm uszono go do rezygnacji, ponieważ odm ówił opowiedzenia
się za zastosow aniem „potw ornych, nieludzkich środków ”. Lever stawia hipotezę,
że m ogło tu chodzić o zniszczenie W andei albo przeniesienie M arii A ntoniny do
Conciergerie, co było rów noznaczne z posunięciem się o krok dalej w sprawie p o
stawienia jej przed trybunałem rew olucyjnym i skazaniem na śmierć. Okazuje się,
że autor 120 dni Sodomy zdaniem swoich kolegów-rewolucjonistów nie był dosta
tecznie żądny krwi. N a odchodne ocalił życie rodzinie Nontreuilów, umieszczając
ich na „liście oczyszczenia”. Ponieważ nie sprawdził się jako kat, Sade pow rócił do
filozofii i literatury, gdzie m ógł w p ełni dać upust swej zaciekłości. 9 października
1793 roku na quasi-religijnej uroczystości, podczas której palono kadzidła pod
popiersiam i zam ordow anych bohaterów, wygłosił Mowę do cieniów Marata i Le
Peletiera. O śm ielony odniesionym sukcesem, 15 listopada przypuścił frontalny
atak na religię; w tedy to sześć sekcji, łącznie z Sekcją Pik Sadea, odrzuciło wszel
ką religię za wyjątkiem religii wolności. Sade w zdragał się przed rozlewem krwi,
ale ateizm zawsze był m u bliski i p o d wielom a względami stanow ił rdzeń i sedno
jego przekonań bądź ich braku. Przed Konwentem powiedział:
już od daw na śm iał się p o tajem n ie z m ałpiarstw katolicyzm u, ale jeśli ośm ielał się
m ów ić głośno, m inisterialn y despotyzm rychło zm uszał go do m ilczenia w lochach
Bastylii. Jakże tyrania m ogłaby nie popierać przesądu? I jedno, i d ru g ie w ykarm iło
się w tej sam ej kołysce, oboje są dziećm i fanatyzm u, obojgu służyły bezużyteczne
istoty, kapłani w św iątyni i m onarchow ie na tronie, te sam e podstaw y mając, m u
siały w zajem nie się w spierać1
Pobudzenie zmysłów, nam iętności i w nioski rozum u łączą ludzi, ale w yobraź
nia to praw dziw y ogień u k radziony z niebios, żeby ożywić zim ne, z gliny ulepione
68 RO Z D Z IA Ł 4.
stw orzenie, źródło w szystkich tych pięknych uczuć, które prow adzą ku zachwytowi,
czyniąc ludzi otw artym i na innych dzięki otw arciu ich serc, nie zaś po to, aby wiedli
próżniacze życie, kalkulując, ile przyjem ności m oże dostarczyć im społeczeństw o18.
Kolejny raz stykam y się tutaj z obrazem , który pojawi się później we Fran
kensteinie. P od ty tu ł tej książki - „W spółczesny P rom eteusz” - naw iązuje do
elektryczności traktow anej jako ogień ukradziony z niebios. W przeciwieństwie
do B eniam ina F ran k lin a i podziw iających jego ek sperym enty les philosophes
W ollstonecraft niezm iennie stara się połączyć oświeceniowe w yobrażenia z m o
ralnym dziedzictw em Z achodu, którego m iejsce usiłowały zająć oświeceniowe
idee. Zam iast posługiwać się pojęciam i new tonow skim i, aby uzasadniać nim i brak
m oralności - na tym bow iem polegała istota oświecenia - W ollstonecraft cały czas
stara się rehum anizow ać pożądanie, łącząc je z głosem serca. Krytyka mężczyzn
jako takich, a Imlaya w szczególności, nadała jej dziełom ton bliski współczesnem u
fem inizm ow i, jednak istota jej argum entacji zm ierza w przeciw ną stronę: „Znasz
m oją opinię na tem at m ężczyzn, wiesz, że uw ażam ich za typow ych tyranów i że
najrzadszą rzeczą na świecie jest spotkać m ężczyznę, którego delikatność uczuć
pozw ala m u panow ać n ad pożądaniem ”19. Innym i słowy, m ężczyźni są tyranam i,
poniew aż nie potrafią panow ać n ad swym pożądaniem . To ono nim i rządzi. Po
stawa, którą W ollstonecraft przedstaw ia w swojej diatrybie skierowanej przeciwko
mężczyznom, podobnie jak jej atak na Burkea, opiera się na tradycyjnej moralności
i psychologii. Z adaniem rozum u jest panow anie n ad nam iętnościam i i poprzez
podporządkow anie ich sobie, uczynienie użytecznym i w ludzkich przedsięw zię
ciach, w taki sam sposób, w jaki człowiek niegdyś ujarzm ił konia, oswoił psa
i opanow ał ogień. Ci, którzy uczynić tego nie potrafią, są istotam i ludzkim i tylko
pozornie. Są również, o czym napisała jej córka we Frankensteinie, potw oram i.
„Czy zawsze będzie m nie to prześladow ało?” - pyta Imlaya - czy nigdy nie odnajdę
azylu, w którym zadowolona odpocznę? Jak możesz uwielbiać ciągłe fruwanie to tu
to tam , każdego kolejnego d nia w chodzić w nowy, zim ny i obcy świat? Dlaczego
owych ciepłych em ocji, za spraw ą których naw et teraz oczy zaszły m i łzami, nie
zwiążesz z pojęciem dom u? To tylko jest czułością i uczuciem - wszystko pozostałe
to jedynie człowieczeństwo naelektryzow ane w spółczuciem ”20.
Widzimy, że znów powraca tutaj pojęcie elektryczności, tym razem w połowie
drogi między jej objawieniem się za sprawą rewolucyjnego naukowca, Beniamina
Franklina, a postacią potw ora, którego stworzył doktor Frankenstein. Im dłużej
Wollstonecraft zastanawiała się nad osobowością Imlaya i jego zachowaniem, tym wy
raźniej widziała w nim typowego mężczyznę i ludzką pomyłkę, człowieka, którego
niepoham ow ane żądze i nam iętności uczyniły karykaturą tego, kim m ógłby być:
Jeśli zadziałała tu jakaś tajem nicza siła, to opierała się ona na tradycyjnym
przesłaniu Zachodu. Z anim zachcianki i pożądanie przem ienią się w miłość, muszą
zostać w ysublim ow ane przez rozum :
W iem , że zwykli ludzie o silnych, zdrow ych i niew ybrednych żądzach p o trz e
bują różnorodności, aby u n ik n ąć nudy, w yobraźnia bow iem nigdy nie użycza m a
gicznej różdżki, aby żądzę p rzem ienić w m iłość u m o cn io n ą przez rozum . O ch, mój
przyjacielu, nie znasz niew ym ow nej rozkoszy, cudow nej przyjem ności, która rodzi
się z h arm o n ii uczucia i pożądania, kiedy cała dusza i zmysły podporządkow ane
są żywej w yobraźni, która każde uczucie czyni delikatnym i ekstatycznym . Tak,
oto em ocje, nad którym i przesyt nie m a żadnej w ładzy i przyw ołania których n a
w et rozczarow anie pozbaw ić uro k u nie potrafi; bez w yrzeczenia jed n ak one nie
istnieją. O w e em ocje, silniejsze lub słabsze, w ydają m i się cechą w yróżniającą ge
niusza, podstaw ą sm aku oraz cudow nego delektow ania się p ięknem natury, o czym
stado zwykłych zjadaczy chleba oraz dzieciorobów na pew no nie m a pojęcia22.
Ale czy nie jest m ożliw e, że nam iętność przyćm iew a twój um ysł, tak jak to czy
ni z m oim ? - czy nie pow inieneś pow ątpiew ać, że owe zasady są w istocie tak
„wygórowane”, jak je określiłeś, i czy nie służą w yłącznie tw ojem u zadow oleniu?
Innym i słowy, czy słuszne jest nie mieć żadnych zasad w p o stępow aniu oprócz p o
dążania za sw ym i zachciankam i, d ep tan ia uczucia, które rozbudziłeś i oczekiwań,
które wyzwoliłeś?2’.
70 RO Z D Z IA Ł 4.
ponow nie chwycił za pióro i napisał klasyczną już dzisiaj mowę, uzasadniającą
istnienie w szystkich rew olucyjnych rządów. Z atytułow ał ją: Francuzi, jeszcze
jeden wysiłek, jeżeli chcecie stać się republikanami, któ rą ostatecznie dołączył,
i słusznie, do swego pornograficznego trak tatu Filozofia w buduarze. Sade, inaczej
niż W ollstonecraft, nie wyciągnął żadnych wniosków z surowej szkoły seksualnych
doświadczeń. Spłodził dzieci, ale ojcowskie dośw iadczenie ich narodzin jest czymś
abstrakcyjnym w porów naniu z tym , czego przy porodzie dośw iadcza matka. N aj
ważniejsza różnica m iędzy W ollstonecraft i Sadeem - odzw ierciedlająca różnice
m iędzy Anglią i Francją tam tych czasów - leżała w ich stosunku do m oralności.
W ollstonecraft zachow ała dostatecznie dużo z m oralnego dziedzictw a Zachodu,
aby stało się ono częścią jej życiowego dośw iadczenia; tradycyjne postaw y nadal
m iały dla niej konkretny sens. D ekadencja Sadea spow odow ała natom iast, że
przyjął za swoje takie poglądy polityczne, które w spółgrały z jego dekadencką
m oralnością.
Żadne z nich jed n ak nie było w stanie wykroczyć poza postaw y i idee, które
kultura Zachodu przekazała im w spadku. Sade potrafił co najwyżej postawić tra
dycyjne w artości na głowie, a to jest sednem i istotą wszystkich rewolucji, zarówno
politycznych, jak i seksualnych. „Kondycja człowieka m oralnego to stan spokoju
i pew ności, kondycja człowieka niem oralnego to stan ustaw icznego w zburze
nia, w jakim republikanin utrzym yw ać w inien stale społeczeństwo, do którego
należy” - napisał Sade. Słowa te m ogłyby zostać zapożyczone z Państwa Bożego św.
Augustyna, nie zaś z Filozofii w buduarze, skąd w istocie pochodzą. Celem Sadea
nie jest obalenie tego, co m iał do pow iedzenia św. Augustyn, lecz postaw ienie na
głowie sensu jego słów. Najważniejszym fragm entem dalszej części tego cytatu jest
stwierdzenie, że nieustanny niepokój „popycha” rew olucjonistę „i utożsam ia go
z nieustającym w zburzeniem , w jakim republikanin pow inien stale utrzym ywać
społeczeństw o, do którego należy”.
Św. A ugustyn w czasach upadku Im perium Rzymskiego zrewolucjonizował
i uwspółcześnił antyczną ideę wolności, łącząc ją z m oralnością. W dziele Państwo
Boże napisał: „Dlatego dobry człowiek, chociaż jest niew olnikiem , jest wolny, ale
człowiek nikczem ny, choćby był królem , jest niew olnikiem . Nie służy bowiem
tylko jednem u panu, ale, co jest gorsze, tylu panom , ile m a przyw ar”. Augustyn
zrew olucjonizow ał koncepcję wolności, łącząc ją z m oralnością: człowiek nie jest
niew olnikiem z natury ani za sprawą prawa, jak tw ierdził Arystoteles. W olność jest
funkcją jego m oralności. Człowiek m a tylu panów, ile m a przywar. To odkrycie
stało się fundam entem najbardziej wyrafinowanej postaci społecznej kontroli, jaką
znamy, a m arkiz de Sade był pierwszym , który sform ułow ał jej podstawowe zasady.
Podobnie jak św. A ugustyn, de Sade rów nież uważał, że w olność jest pochodną
m oralności. Dla m arkiza jed n ak w olność oznaczała wolę odrzucenia wszelkich
zasad m oralnych. Idea wyzwolenia człowieka z m oralności m iała daleko idące
konsekwencje, a wszystkie one były zbieżne z w ykorzystaniem seksu jako form y
społecznej i politycznej kontroli, której wizje przedstawił de Sade we wspom nianym
tekście Francuzi, jeszcze jeden w ysiłek....
72 R O ZD ZIA Ł 4.
Logika tego jest dostatecznie czytelna: ci, którzy chcieli wyzwolić człowieka
od nakazów ładu m oralnego, w skutek niepow odzenia musieli w jakiś sposób za
panow ać nad społeczeństw em , gdyż uw olnione libido n ieuchronnie prowadziło
je ku anarchii, czego dow odem były w ydarzenia we Francji. Rewolucyjne państwo
m usi szerzyć w śród swoich obywateli niem oralność, o ile pragnie podtrzym ać stan
ciągłego wzburzenia, który stanowi zarzewie rewolucji. M oralność oznacza spokój,
ten zaś kładzie kres rewolucyjnej gorączce. Dlatego właśnie państw o m usi pro m o
wać niem oralność. W ziąwszy p o d uwagę, że człowiek m a naturalną i niezm ienną
skłonność do szukania przyjem ności, niem oralnością kongenialnie służącą m an i
pulacji jest am oralność związana z seksualnością. Dlatego państw o rewolucyjne,
0 ile pragnie pozostać praw dziw ie rewolucyjne i pew nie sprawować władzę, musi
propagow ać seksualną rozwiązłość.
Oczywiście, w ciągu ponad dwustu lat techniki te stawały się coraz bardziej wy
rafinowane, aż ostatecznie doprowadziły do stworzenia świata, w którym ludzi nie
trzym a się w szachu siłą m ilitarną, lecz zręcznym m anipulow aniem ich żądzami
1 namiętnościam i. Aldous Huxley we wstępie do Nowego wspaniałego świata napisał:
„W miarę, jak zanika wolność polityczna i ekonomiczna, swoboda seksualna wydaje
się wzrastać w stopniu, który to kompensuje”. Twierdzenia Sadea korespondują z po
glądami Huxleya: najlepszym sposobem, aby ludzie nie zauważyli, że tracą wolność
polityczną, jest zaspokojenie ich seksualnych pragnień. Św. Augustyn i Sade zgodzi
liby się, że zachowania moralne mają pewne polityczne następstwa; oboje zgodziliby
się również, iż pewne polityczne następstwa mają też zachowania niemoralne. Na
pewno natomiast nie zgodziliby się w sprawie koncepcji idealnego państwa. Augustyn
stosuje w tej kwestii fundam entalne rozróżnienie. O to z jednej strony jest państwo
Boże, które w imię miłości do Niego zgodzi się na zagładę. Z drugiej zaś strony ist
nieje państwo ziemskie, które w im ię miłości do samego siebie zgodzi się tępić Boga.
Sade, apostoł ateizmu, był z pewnością rzecznikiem i orędownikiem drugiego z nich.
Ponieważ państw o Boże opiera się na chrześcijańskiej miłości i służebności jako
najwyższych ideałach, państwo ziemskie, jako jego przeciwieństwo, może opierać się
tylko na władztwie. Św. Augustyn jasno dał tem u wyraz na samym początku swego
dzieła: „Państwo ziemskie pożąda władzy nad światem i... chociaż narody chylą
kark w jego jarzmie, nim samym włada jego własna żądza władzy”.
Libido D om inandi, bo tak to brzm i w oryginale łacińskim , stanowi isto
tę rew olucyjnego państw a. Kiedy Lever przyw ołuje tekst Francuzi, jeszcze je
den w ysiłek... i uznaje, że jest on „niczym innym , jak sprow adzeniem do absurdu
teorii rewolucji i radykalnym szyderstw em z jakobińskiej filozofii”25, okazuje się
o wiele bardziej przenikliw y aniżeli sam tekst, który najwyraźniej swoją szczero
ścią w prow adza go w zakłopotanie. W Francuzi, jeszcze jeden w ysiłek... m arkiz de
Sade uzasadnia racje istnienia rew olucyjnego państw a, które jest nie do odróżnie
nia od augustiańskiego państw a ziemskiego, opiera się głównie na zaspokajaniu
nam iętności oraz libido dom inandi, jako ich najważniejszej postaci: „W zburzenie,
myśleli ci m ądrzy prawodawcy, nie jest stanem m oralnym ; m usi być jednak stanem
perm anentnym w republice”26.
PARYŻ, 1792 73
Potencjał kontroli oraz stanu w zburzenia zm ienia się jednak, kiedy seksu
alność zostaje uw olniona i zaczyna funkcjonow ać jako bodziec „ciągłego ruchu”.
W istocie, poniew aż rew olucyjny reżim opiera się na obaleniu m oralności, może
istnieć jedynie dzięki w ykorzystyw aniu seksualności w taki w łaśnie sposób. To,
co prezentuje się nieokrzesanem u m otłochow i jako wolność, jest w rzeczywisto
ści tylko form ą politycznej kontroli. M arkiz de Sade nie pozostaw ia co do tego
żadnych wątpliwości: „Likurg i Solon, w pełni prześw iadczeni, że skutkam i nie-
przyzwoitości jest utrzym yw anie obywatela w stanie niemoralnym, niezbędnym
dla funkcjonow ania republikańskiego rządu, nakazywali dziewczętom pokazywać
się nago w teatrze”27.
Postępow anie Sadea, p odobnie jak W eishaupta, jest odbiciem klasycznej
tradycji, tyle że postaw ionej na głowie. Pojęciem kluczowym, zarów no w przy
padku Sadea, jak i chrześcijańskiego Z achodu, jest pogląd, że stanem człowieka
m oralnego jest stan spokoju; poniew aż nie znajduje się w ruchu, nie sposób nim
kierować i kontrolow ać go z zew nątrz. N ieustanny ruch będący cechą rew olucjo
nisty jest jego buntem przeciwko porządkow i m oralnem u. Bunt ów stanowi z kolei
źródło ruchu, nosząc w sobie zalążek kontroli i podporządkow ania, wystarczy
bow iem m anipulow ać pożądaniam i rew olucjonisty poprzez kontrolow anie jego
nam iętności, a kiedy to się powiedzie, zyskuje się nad nim władzę. Sade łatwo
doszedł do tych samych wniosków.
Innym i słowy, żądza jest siłą, która uniem ożliw ia obyw atelom republiki
popadnięcie w bezw ład spokoju, będącego p o chodną stosow ania się do nakazów
i zasad porządku m oralnego. W tym m iejscu dochodzim y do próby objaśniania
nieznanego przez nieznane. O ba systemy polityczne są sam odzielne i niezależ
ne. M oralność w iedzie ku porządkow i - nam iętności prow adzą do rewolucji.
Z rew olucyjnego p u n k tu w idzenia żądza jest rzeczą dobrą, poniew aż żywi się
nią republikańskie w zburzenie i niepokój, republikanizm zaś także jest dobry, bo
on z kolei rozbudza żądzę. Tak więc m am y tu do czynienia ze zracjonalizow aniem
pożądania równocześnie jako narzędzia „wyzwolenia” i kontroli. Z tej perspektywy
to, co dotąd wydaw ało się patologią, jawi się jako społeczna norm a:
Jesteśmy przekonani, że skoro rozw iązłość jest n atu raln y m ciągiem tych skłon
ności, nie tyle chodzi o zw alczenie owej n am iętności, co o ułożenie sposobu sp o
kojnego jej zadow alania. M usim y więc się zająć uporządkow aniem tej dom eny
i zadbać o to, by obyw atel, którego p o trzeb a zbliży do przed m io tó w pożądania,
m ógł się z nim i do woli oddaw ać w szystkiem u, do czego nam iętn o ść go skłania,
nie kiełznając ich niczym , b o nie m a żadnej n am iętności w człowieku, która by
bardziej niż ta potrzebow ała rozw iniętej i pełnej sw obody251.
Ż adna nam iętność nie w ym aga rów nie wiele wolności jak seksualna rozwiązłość,
tu człowiek lubi rozkazywać, lubi, by go słuchano, lubi otaczać się niew olnikam i g o
tow ym i go zaspokoić na każde skinienie; otóż, za każdym razem , gdy nie pozw olicie
człowiekowi zaspokoić w skrytości potrzeby despotyzm u, jaką n atu ra w sercu jego
zaszczepiła, przerzuci się dla jej zaspokojenia n a otaczające go przed m io ty i w zbu
rzy ład społeczny. Dajcież, jeśli chcecie unik n ąć tego niebezpieczeństw a, wolny
upust tym żądzom tyranicznym , które go m im o woli nieu stan n ie trawią; zadow o
lony z m ożności spraw ow ania swej niewielkiej, ale pełnej w ładzy w w ąskim kręgu
h arem u m łodzieniaszków lub dziewcząt, które wasze starania i jego pieniądze m u
zapew niają, wyjdzie stąd szczęśliwy i pozbaw iony wszelkiej myśli szkodzenia społe
czeństwu, które tak gorliwie zapew nia m u środki wyżycia się29.
Jak widzimy, m arkiz w ykłada zasady system u, dzięki którem u w ładza może
zjednywać sobie grupy ludzi o rozm aitych zainteresow aniach seksualnych i w ten
sposób utrzym yw ać się u władzy. Jest w tym pew ien paradoks, po części oczywisty,
po części nie. Oczywisty polega na tym , że z chwilą kiedy człowiek uw alnia się
o d nakazów p orządku m oralnego, natychm iast podporządkow uje się despoty
zm owi tych, którzy wiedzą, w jaki sposób m anipulow ać jego pożądaniam i. O to
istota oświeceniowej władzy: nie zakazywać, ale umożliwiać, stym ulować ruch lub
niepokój i odpow iednio m anipulując ludzkim i pożądaniam i, sterować ich działa
PARYŻ, 1792 75
niam i. O to polityczny geniusz tego system u władzy, która opiera się na reklamie,
pornografii, badaniach opinii publicznej oraz innych in strum entach, za pom ocą
których kontroluje ona „wyzwolonego” człowieka.
B ernard Berelson, przew odniczący organizacji Population Council pow o
łanej przez Dawida Rockefellera III, nawiązując do cytatu z W oltera, powiedział:
„Ludzie podnoszą głos przeciw filozofom i słusznie czynią, bo opinia jest królową
świata, a filozofowie rządzą królow ą”3". Berelsonowi m anipulow anie pożądaniam i
seksualnym i oraz opinią publiczną nie były obce. N a początku lat sześćdziesiątych
XX wieku prow adził badania opinii publicznej na tem at stosunku obywateli do
środków antykoncepcyjnych, co ostatecznie doprow adziło do ich ponow nego zale
galizowania w rezultacie słynnego procesu Griswold vs. C onnecticut. Nigdy jednak,
na przestrzeni wszystkich lat swej świetnej kariery nie zapom niał, ile zawdzięcza
filozofom oświecenia, którzy byli jego poprzednikam i w dziele m anipulow ania
ludzkim i pożądaniam i i poglądam i. „Opinia, królow a świata, nie podlega władzy
królów; to oni są jej pierw szym i niew olnikam i”31 - pisał, cytując Rousseau.
Jedyną w adą tego system u jest jed n ak to, że w gruncie rzeczy nie działa.
N am iętność zawsze dąży do rozbicia ustroju, który nie służy do niczego więcej
ponad system atyczne zaspokajanie potrzeb. I tak, uczniowie liceum , wychowy
wani w innych w artościach niż seksualny liberalizm , zastrzelili swoich kolegów,
a żaden z ekspertów nie potrafił zrozum ieć, dlaczego nie chcą uczestniczyć w seksu
alnym konsum pcjonizm ie. To, co przerażające, zarówno w sztuce, jak i w życiu, jest
dow odem , że m odel ośw ieceniow y nie funkcjonuje zgodnie z planem . Pojawienie
się potw ora niezm iennie sygnalizuje szerokie wdrażanie i urzeczywistnianie oświe
ceniowych ideałów, a każda z ośw ieceniow ych rewolucji m a własnego potw ora3’.
Wyzwolenie seksualne wiedzie do anarchii, chaosu i potworności, chaos zaś
nieuchronnie prowadzi do rozmaitych postaci społecznej kontroli. W ładza, która
prom uje próby okiełznania seksualnego pożądania - w znacznej mierze w taki sam
sposób, w jaki ujarzm iono parę, elektryczność oraz energię atomową - nigdy nie
może być pewna, że nam iętności, które „wyzwoliła”, nie obrócą się przeciw niej.
Zamiast pokoju opartego na ładzie wynikającym z akceptacji jakiegoś porządku, re
żimy rewolucyjne proponują nam „wyzwolenie” od ograniczeń moralnego porządku;
skutkiem tego jest chaos, później zaś rządy totalitarne. W dziele Sadea odnajdujemy
przewrotne potwierdzenie tez apostoła Jakuba, który w swoim liście opisał, w jaki
sposób dochodzi do zaistnienia w świecie okrucieństw i potworności. Namiętność
skłania do grzechu, a ten, kiedy osiągnie apogeum, niesie ze sobą śmierć. Droga,
która do tego prowadzi, i w tradycji klasycznej, i w myśli oświeceniowej jest taka
sama. Sade pozostaje w sporze ze św. Jakubem jedynie w kwestii wartości, które
uznaje za jej wyznaczniki. Obaj zgadzają się, że pożądanie seksualne pozbawione
ham ulców m oralności prow adzi do m orderstw , terro ru i śmierci. Sade jednak
uparcie postrzega owe zjawiska przez pryzm at seksualnego popędu, tak przem oż
nego i wszechogarniającego, że nie jest już w stanie widzieć w nich zła. Występek,
a nie własna korzyść, okazuje się siłą sprawczą, która z jednej strony kieruje ludźmi,
z drugiej zaś umożliwia rewolucjonistom m anipulowanie nim i i wykorzystywanie
76 R O Z D Z IA Ł 4.
ich dla własnych celów. Na tym polega wielkie odkrycie oświecenia. Osoby opanowane
seksualnym pożądaniem wiedzą, jak potężna to siła, a Sade to poświadcza. Genialność
myśli oświeceniowej polega na tym, że potrafiła uczynić z niej narzędzie politycznej
kontroli, a było to odkrywcze dlatego, że występek jako narzędzie władzy politycznej
jest instrum entem całkowicie niewidocznym. Ludzie zniewoleni przez własne nam ięt
ności widzą jedynie to, czego pożądają, nie dostrzegając więzów, które ich żądze im
narzucają. Wyzwolenie seksualne jest zatem idealną form ą kontroli właśnie dlatego,
że jej się zupełnie nie zauważa. Rzeczywistym geniuszem nie był w tym Sade, lecz ra
czej Adam Weishaupt, założyciel zakonu ilum inatów i pierwowzór literackiej postaci
W iktora Frankensteina. Genialność W eishaupta polega na posłużeniu się występkiem
jako narzędziem przew rotu i jednocześnie sprawowania kontroli nad społecznością.
Geniusz Sadea polega zaś na wyciągnięciu politycznych wniosków z m etod kontroli
stworzonych przez Weishaupta i zastosowania ich w polityce.
8 stycznia 1796 roku, trzy m iesiące po próbie sam obójczej, M ary W ollsto-
necraft, teraz już pogodzona z życiem, zwłaszcza zaś z tym , że będzie je wiodła
bez Imlaya, uczestniczyła w herbatce zorganizow anej przez jej now ą przyjaciół
kę, M ary Hays. Był tam rów nież obecny W illiam G odw in, wówczas u szczytu
sławy jako autor Political Justice oraz trzym ającej czytelnika w napięciu powieści
Things as They are: or, the Adventures o f Caleb Williams. W ollstonecraft i G odw in
spotkali się już na przyjęciu pięć lat wcześniej, ale sytuacja była w tedy odw rotna.
W ollstonecraft oprom ieniał blask sławy, a G odw in stał w jej cieniu. W yczerpana
i przygaszona pięciom a latam i udręki M ary nie próbow ała tym razem zdom i
nować rozmowy. Niew ykluczone, że przeżyte przez nią nieszczęścia podniosły
jej wartość w oczach Godwina, a jego właśnie pozyskana sława podziałała podobnie
na W ollstonecraft. Cokolw iek było tego pow odem , faktem jest, że zaczęli widywać
się częściej. Później W ollstonecraft przeprow adziła się do Somers Town, aby być
blisko G odw ina. 14 kw ietnia 1796 roku niezapow iedziana pojaw iła się w dom u
G odw ina przy C halton Street. O d tej chwili spotykali się codziennie, a w połowie
sierpnia ich kontakty m iały już także charakter seksualny. G odw in był w owym
czasie pochłonięty opracow yw aniem własnego system u kontroli urodzeń, który
m iał się okazać tyle sam o warty, co jego pom ysły na polepszenie w arunków życia
społeczeństwa. Rychło okazało się, że W ollstonecraft jest w ciąży. W rezultacie
para stanęła przed dylem atem . Czy pow inni pozostać w ierni swojej filozofii sek
sualnego ośw iecenia i zrezygnować z m ałżeństw a, które G odw in nazw ał wcześniej
„najw strętniejszym ze wszystkich m onopoli”? A może należałoby ugiąć się przed
społecznym i konw enansam i?
O statecznie konw enanse przeważyły; W ollstonecraft i G odw in pobrali się
29 m arca 1797 roku. Ślub odbył się w kościele św. Pankracego, w bezpiecznym
term inie przed rozw iązaniem , a p ara m ło d a przyznała przed przyjaciółm i, że nie
zrealizowali w praktyce tego, co głosili w teorii. M iało to daleko idące konsekw en
cje dla następnego pokolenia. M ary W ollstonecraft zachowyw ała się teraz nie jak
zapalczywa fem inistka, lecz niczym potulna żona. „Nigdy nie byłam tak bardzo
zadow olona z siebie, jak wówczas, kiedy ty jesteś zadow olony ze m nie”33.
PARYŻ, 1792 77
LONDYN, 1797
m aja 1797 roku, nieco p o n ad miesiąc po ślubie W illiam a G odw ina i M ary
Godwina. Barruel urodził się w roku 1741. W wieku piętnastu lat wstąpił do Towa
rzystwa Jezusowego. Kiedy w 1773 roku otrzym ał posadę nauczyciela na dworze
cesarskim w W iedniu, dowiedział się, że zakon jezuitów został rozwiązany. Barruel
przez pewien czas pracował za granicą jako nauczyciel, później zaś wrócił do Francji
i natychmiast włączył się do toczącej się tam K ulturkam pf która zaowocowała re
wolucją francuską. Kiedy Ludwik XVI wstąpił na tron, Barruel napisał na jego cześć
odę. Sprzedała się w nakładzie dw unastu tysięcy egzemplarzy, co zjednało m u
sympatię w kręgach rojalistycznych, a przysporzyło wrogów w śród les philosophes.
W 1781 roku ich niechęć pogłębiła publikacja kolejnej książki Barruela Les Helvien-
nes, która była bezpardonow ym atakiem na podstawowe idee myśli oświeceniowej.
Następnie Barruel zwrócił się przeciwko tej części duchowieństwa, która uważała, że
możliwe jest pójście na pewien kom prom is z oświeceniem i wydał La Genese selon
M. Soulavie. Książka ta spowodowała wyrzucenie ojca Soulavie ze stanowiska wy
kładowcy na Sorbonie, co skończyło się procesem sądowym, który Barruel zapewne
przegrał, ponieważ wszystkie istniejące egzemplarze La Genese... zostały zniszczone.
W tym samym okresie Barruel objął stanowisko redaktora „Journal ecclesiastique”
i kontynuował walkę z rewolucją. W sierpniu 1792 roku zamiast słów do głosu doszły
czyny. 10 sierpnia Barruel zawiesił wydawanie gazety, a kiedy w Paryżu doszło do
aktów przemocy, znanych jako „m asakry wrześniowe”, zaczął się ukrywać. Ze sto
licy wyjechał do N orm andii - powstanie w Wandei m iało wybuchnąć niecały rok
później - a stamtąd, w połowie września 1792 roku uciekł do Anglii.
U derzające są zbieżności życia M ary W ollstonecraft i Barruela. O boje wy
em igrowali w 1792 roku. W ollstonecraft wyjechała z Anglii do Paryża, żeby pisać
książkę o rewolucji, której dzisiaj nikt już nie czyta, a dla uczonych jest interesu
jąca jedynie ze względu na psychologiczne aspekty życia autorki. Barruel uciekł
do Anglii, żeby ratow ać życie, którego chciała go pozbawić ta sam a rewolucja,
którą chciała opiewać W ollstonecraft. Na w yspach wzięła go po d opiekę; rodzina
ClifFordów, jeden z najznam ienitszych i nonkonform istycznych angielskich rodów.
Barruel napisał w tedy książkę, która przez kolejne dwa stulecia m iała stanowić
klasyczny tekst potępiający i krytykujący rewolucję.
Składając niezam ierzony hołd dziełu Barruela i późniejszym wpływom jego
myśli, Daniel Pipes pośw ięcił m u cały rozdział swej wydanej w roku 1997 książki
Conspiracy, próbując w niej - rów nie arogancko, co nieuczciwie - uczynić Bar
ruela w spółodpow iedzialnym za holokaust i gułagi. Pipes nie w spom ina jednak,
że reżim sowiecki był logicznym i historycznym rozw inięciem ideologii zaczerp
niętej z dziedzictw a rewolucji francuskiej, którą Barruel zwalczał.
Podjęta przez Pipesa próba łączenia Barruela z nazistow skim reżim em jest
skrajną nieuczciwością i nadużyciem . Z jednej strony Pipes przyznaje, że na niem al
dwóch tysiącach stron, które liczy Historia jakobinizm u, ani razu nie pada słowo
„Żyd”, ale m im o to oskarża B arruela o antysem ityzm , pow ołując się na to, że m iał
on rzekom o otrzym ać list od W łocha o nazw isku Sim onini, w którym jego autor
napisał, iż za spiskiem, który doprow adził do w ybuchu rewolucji we Francji stali
Żydzi. Pipes utrzym uje, że Barruel „zaakceptow ał i upow szechniał”2 pogląd, iż
LO N D YN , 1797 81
za rew olucją stali Żydzi; tw ierdzi również, że stało się to pow szechnie wiadom e,
choć nie m a żadnego dow odu na poparcie tej tezy. Pipes cytuje jako źródło jakiś
bliżej nieokreślony francuski dziennik, ale pom ysł zaczerpnął z książki Nesty
W ebster World Revolution, która co praw da w spom ina o liście Sim oniniego, ale
stwierdza też, że Barruel nigdy się z jego treścią nie zgadzał. N ietrudno zrozumieć,
dlaczego Pipes pisze to, co pisze; przyjęcie jego p u n k tu w idzenia oznaczałoby
kom prom itację tw ierdzeń zaw artych w Historii jakobinizm u, wedle których winę
za rew olucje ponoszą les philosophes, m asoni oraz ilum inaci.
Dzieło Barruela ściągnęło na siebie gniew spadkobierców oświecenia, ponie
waż nie pozostaw ił suchej nitki na pseudonew tonow skim bełkocie, próbującym
opisać ludzką aktyw ność za pom ocą analogii zderzających się ze sobą atomów,
a ponadto ponow nie związał odpow iedzialność człowieka z ludzką wolą, co jego
im iennik, św. A ugustyn, uczynił był p ó łto ra tysiąca lat wcześniej. Rewolucje
były wywoływane przez ludzkie nam iętności, które wym knąwszy się spod kontroli,
szerzyły w kulturze zam ęt i spustoszenie.
N atura francuskiej rew olucji p o d o b n a do naszych nam iętn o ści i przyw ar; p o
w szechnie w iadom o, że natu raln y m i konsekw encjam i p obłażania im są nieszczę
ścia, których chciałoby się unik n ąć, ale o p ó r ten jest m ałoduszny i słaby; rychło
okazuje się, że nasze nam iętności oraz nasze przyw ary zwyciężają, i to one kierują
człow iekiem 4.
z którym łaska Boża nie jest p otrzebna do zbawienia, M althus natom iast, m im o
że był duchow nym anglikańskim , reprezentow ał pogląd wzięty z nauki Kalwina,
który głosił, iż każdy wysiłek podejm ow any dla polepszenia kondycji człowieka jest
bezcelowy, poniew aż jego natura jest skażona i zepsuta przez grzech pierworodny.
Czas m iał pokazać, że kwestią kluczową była tu „nam iętność łącząca obie
płcie”. M althus przytaczał liczby i twierdził, że jeśli aktyw ność seksualna ludzi
pozostanie na niezm ienionym poziom ie, w ynikający z niej przyrost naturalny
nieuchronnie przewyższy podaż żywności. G odw in twierdził, że późne zawieranie
m ałżeństw a i ograniczenia natu ry m oralnej ograniczą liczebność rodziny. N ieste
ty, jego argum entacja nie była przekonująca, poniew aż przeczyły jej i jego życie,
i dzieła, które wydawały się raczej naw oływ aniem do rozwiązłości, rozwodów,
aborcji, a nie do m oralnych ograniczeń. W im głębszy wdawali się spór i im w ię
cej starali się przytoczyć argum entów , tym jaśniejsze było, że nigdy nie dojdą do
porozum ienia. M althus, podo b n ie jak przed nim Burkę, pozw olił się zepchnąć do
defensywy oraz obrony zastanego stanu rzeczy, tudzież zapalczywego uspraw iedli
wiania ekonom icznych przywilejów, czy naw et bezw zględnego wyzysku słabych.
G odw in zaś odw oływ ał się do coraz bardziej utopijnych argum entów ; ich dyskurs
ugrzązł w koleinach, był jałow y i takim pozostał.
W roku 1801 teoria M althusa była już szeroko znana. Dwa lata kiepskich
zbiorów doprow adziły do upow szechnienia się nędzy. W porów naniu z rokiem
1793 ceny w zrosły o trzysta p rocent i chociaż p o dniesiono rów nież płace, d o
chody najbiedniejszych drastycznie spadły. Łagodzenie skutków klęski głodu
subw encjam i z publicznej kiesy zdaniem wielu podatników m ogło tylko pogor
szyć sytuację, więc jedynym wyjściem było dalsze redukow anie popytu. W roku
1800 w ydano rozporządzenie zabraniające piekarzom sprzedaw ania chleba przez
dwadzieścia cztery godziny o d ostatniego w ypieku - wszak w iadom o, że świeży
chleb sm akuje lepiej, więc biedni jedzą go więcej.
Ż adna ze stron nie m ogła wówczas przewidzieć, jaki będzie stosunek ich n a
stępców do sztucznej antykoncepcji. Kiedy ukazała się książka M althusa, antykon
cepcja była technicznie niew ykonalna i m oralnie odrażająca, ale w raz z upływem
czasu, rozwojem technologii i towarzyszącym m u upadkiem m oralności dowiodła
swojej użyteczności, a to pozw oliło obu stronom zjeść ciasteczko i m ieć ciastecz
ko. K ontrola urodzeń pozwoliła zw olennikom teorii M althusa skoncentrow ać się
na ograniczeniu ilości naro d zin ze szkodą dla wysokości zarobków i polepsze
nia w arunków pracy. Lewicowcom zaś um ożliwiła folgowanie seksualnym żądzom
i wykorzystyw anie utopijnych wizji w inżynierii społecznej. N a owo zbliżenie
stanowisk, które dokonało się za sprawą antykoncepcji, przyszło poczekać sto lat,
ale ostatecznie jego sym bolem stała się w spółpraca Margaret Sanger i Johna D. Roc
kefellera juniora. Przeciwstawne bieguny sporu: wyzwolenie i kontrola - wyzwole
nie seksualne i kontrola u rodzeń - pozostały antynom iczne, ale w taki sposób, że
jedno niezm iennie w zm acniało drugie w niekończącym się cyklu coraz większego
popełniony przez Adama był jedynie „złym przykładem”, a jego skutki nie przeszły na
potom stwo pierwszych rodziców i nie zepsuły trwałe natury człowieka (przyp. tłum.).
84 RO ZD ZIA Ł 5.
jest kilka napisanych tą sam ą ręką, co świadczy, że m a uczniów, rów nie przerażają
cych, jak ich m istrz. A utor opisuje sceny rozpusty, które n iedaw no m iały miejsce,
chełpiąc się, że p odał m ikstury, za po m o cą k tórych w yw ołał trw ający kilka godzin
pozór śm ierci u kobiet, które następnie na wszelkie m ożliw e sposoby w ykorzystał,
torturow ał i zm usił do wrypicia trzech w ielkich butli krw i. M am nadzieję odkryć,
kto jest autorem tych listów i ow ych zbrodni. M am pow ód, aby sądzić, że nie ujdzie
poszukiw aniom , które zarządziłem ".
Salpétriére - szpital w Paryżu. Początkowo była tam fabryka prochu. W 1656 roku na
mocy kwietniowego edyktu wydanego przez Ludwika XIV przekształcono go w przytułek
dla ubogich. Służył także jako więzienie dla przestępców, prostytutek, niepełnosprawnych
psychicznie, chorych psychicznie, epileptyków, libertynów (przyp. tłum.).
LONDYN, 1797 87
LONDYN, 1812
M inęły p o n ad dwa lata o d k ąd po raz pierw szy zetknąłem się z pańską n ieoce
n io n ą książką o spraw iedliw ości politycznej, która otw orzyła m ój um ysł n a świeże
i szersze poglądy; istotnie w płynęła na mój charakter i po staran n y m jej przeczyta
n iu stałem się m ądrzejszym i lepszym człow iekiem ... pana, jako m en to ra i kogoś,
kto uform ow ał m ój um ysł, zawsze będę darzył niekłam anym szacunkiem i czcią1.
G odw in żył wówczas w całkow itym zapom nieniu. Jeżeli jego nazwisko jesz
cze się gdzieś pojawiało, to jedynie przy okazji om aw iania szkodliwych wpływów
jakobinizm u na ducha Anglii, która była teraz gotowa do ostatecznej rozprawy
z jak o b iń sk im im p eriu m i jego cesarzem , N ap o leo n em B onaparte. G odw in
był więc w ustaw icznych tarapatach finansowych i n ietru d n o więc sobie w yobra
zić, że list Shelleya nie tylko m u pochlebił, gdyż świadczył, że m łodsze pokolenie
jednak o nim pam ięta, ale dał również nadzieję na pieniężne wsparcie i jakiś rodzaj
m ecenatu.
Shelley z kolei w seksualnej sferze swojego życia i poglądach na nie był
p o d o b n y do swego m istrza. C zytał G odw ina, będąc w rażliw ym i podatnym
na wpływy nastolatkiem , a w liście do jednej ze swoich wielbicielek nazwał insty
tucję m ałżeństw a „złem o bezbrzeżnym i nieogarnionym ogrom ie”2. Choć m iał
zaledwie kilkanaście lat, Shelley był tyleż wrażliwy, co lubieżny, a kiedy zauroczyła
go H arriet W estbrook, szesnastoletnia przyjaciółka jego siostry, która nie chciała
90 RO Z D Z IA Ł 6.
uczynić zadość jego w yobrażeniom o wolnej miłości, Shelley, podobnie jak niegdyś
jego m entor G odw in, w im ię zaspokojenia seksualnego pożądania postanow ił
zapom nieć o w łasnych zasadach i ożenić się z nią.
Kiedy Shelley stanął w końcu przed drzw iam i G odw ina, wydawało się, że
to duch roku 1793 przybrał postać wątłego m łodzieńca, arystokraty, wyglądającego
na m łodszego niż był. W połow ie lat dziewięćdziesiątych XVIII stulecia bieg wy
padków we Francji wydawał się w stępem do tego, co m iało się wydarzyć w Anglii.
Po drugiej stronie K anału trw ały rządy Terroru, a w Londynie 29 października
1795 roku, przy okazji otw arcia obrad parlam entu, tłum zaatakow ał królewską
karocę, śm iertelnie raniąc jednego z lokajów. Skutkiem tego było pojawienie się
św iadom ości zagrożenia oraz poczucia, że rew olucja jest gotowa zawitać do Anglii
i rozprzestrzenić się w całej Europie. W tej sytuacji rząd postanow ił zwalczać wszel
ką działalność w yw rotow ą prow adzoną zarów no w sferze myśli, jak i czynu.
Filozofia, niedaw no przyw rócona do łask angielskich czytelników za sprawą
W illiam a G odw ina, ojca Mary, stała się teraz określeniem negatyw nym , które
zyskało wydźwięk pod o b n y do tego, który term inow i philosophe nadał Barruel.
W illiam Saint Claire, biograf rodziny G odw inów i Shelleyów, napisał: „Filozofia
oznaczała dla W illiam a G odw ina i M ary W olstonecraft: ateizm , zdradę, redystry
bucję ekonom iczną i seksualną niem oralność”3.
Shelley przeczytał wszystkie klasyczne rew olucyjne teksty wywodzące się
z Francji. W związku z tym nie była m u obca rola, którą w rewolucyjnej polityce
odgryw ała elektryczność, zwłaszcza w takim ujęciu, w jakim pojm ow ał ją am e
rykański am basador we Francji, Beniam in Franklin. M iała ona nabrać nowego
znaczenia w relacji jego przyszłej żony, która przedstawiła Shelleya jako pierwowzór
tw órcy potw ora, W iktora Frankensteina. Shelley, p odobnie jak Frankenstein, był
„współczesnym Prom eteuszem ”, k tó ry zam ierzał uw olnić zniew olonych dzięki
opartej na naukow ych podstaw ach rewolucji. W poem acie Oda do wiatru za
chodniego Shelley otw iera się na m agiczny élan vital, który przenikając jego ciało,
przem ienia go, czyniąc podo b n y m bogom nadczłow iekiem , n adnaturalną istotą.
Thom as Jefferson Hogg, jego kolega z O xfordu, przerażony napisał:
E ksperym enty Shelleya i jego stosunek do nich ujm ują naiwnością, m ożna
go porów nać do chłopca bawiącego się zestawem „małego chemika”, który wierzy,
że jest na drodze do wynalezienia lekarstwa na którąś ze straszliwych chorób. To,
co robił, miało jednak też swoją grzeszną stronę: chciał eksperymentować na ludz
kich istotach, na samym sobie i swoich siostrach, a to świadczy o instrum entalnym
podejściu do ludzkiego życia, które najpełniej przejawiło się w seksualnej sferze jego
aktywności. Stworzony przez Frankensteina potwór mówi do niego: „Igrasz z życiem”.
M ary Shelley doskonale wiedziała, że zarzut ten m ożna postawić także jej mężowi.
Z jego punktu widzenia nauka była m anipulow aniem naturą w celu osiągnięcia
pożądanych przez siebie rezultatów. Decydujący krok, który uczynili La Mettrie
oraz de Sade, polegał na przeobrażeniu człowieka w maszynę, aby manipulować
nim w taki sam sposób, w jaki naukowcy traktują m aterię nieożywioną. Ponieważ
chrześcijaństwo stoi na stanowisku, że życie jest świętością, również i chrześcijaństwo
było postrzegane jako jedna z najważniejszych przeszkód na drodze do zaspokojenia
zakazanych pragnień. W konsekwencji Shelley i ludzie z jego otoczenia postrzegali
je jako wroga. Najważniejszą bronią, którą Shelley posłużył się dla przypuszczenia
ataku na chrześcijaństwo, rodzinę, małżeństwo, własność i władzę, była nauka. Nie
był niewiniątkiem , które bawi się w chemika, lecz raczej magiem o rewolucyjnych
poglądach i planach. Oto, co napisał ów m łody i am bitny chemik:
G odw ina zapisać trzeba, że nie dał na to zgody, ale też nie pow strzym ał Shelleya,
który „edukow ał” m łodą M ary zgodnie z zasadam i głoszonym i przez jej ojca, nie
biorąc przy tym p o d uwagę tego, czy G odw in jeszcze w nie w ierzy 26 czerwca
1814 roku udał się z M ary na grób jej m atki, gdzie w spólnie czytali listy Wollsto-
necraft i gdzie, po odesłaniu Jane, siostry Mary, uw iedzenie zostało dopełnione
i skonsum ow ane, a stało się to albo bezpośrednio na grobie, albo gdzieś w jego
pobliżu. N iedługo po tym M ary zgodziła się wyjechać z Shelleyem, co też uczynili,
zabrawszy ze sobą Jane, która m iała pełnić rolę tłum aczki.
Shelley został kochankiem Mary, ale też nie przestał być jej „nauczycielem”.
W ciągu kolejnych kilku m iesięcy przeczytała wszystkie książki, które wypaczyły
charakter i osobow ość Shelleya, a szczególnie w ażną pozycją w śród nich była
Historia jakobinizm u Barruela. Shelley polecił jej tę książkę nie z tego pow odu, że
zgadzał się z politycznymi poglądam i najsławniejszego jezuity-antyrewolucjonisty,
ale dlatego, że zaw ierała ona najlepsze i obszerne om ów ienie spisku ilum inatów
i nawiązywała do jego politycznych planów. Z am iarem Shelleya było reaktyw o
wanie zakonu.
To, czy Barruel dokładnie i celnie przedstaw ił rolę, jaką W eishaupt ode
grał w rewolucji francuskiej, nie m a tu znaczenia. Jego tezy były dla Shelleya
dogm atem , a kiedy podczas podróży poślubnej, której trasa w iodła w dół Renu
obok zam ku Frankenstein, omawiali dzieło Barruela, M ary również zaakceptowała
je. W iktor Frankenstein, podobnie jak W eishaupt, m iał związki z uniw ersytetem
Ingolstadt, ale nie studiow ał na nim prawa, lecz m edycynę, poniew aż ma ona
bliższy związek z tajem nicą życia, której Shelley poszukiw ał w elektryczności, oraz
zasadą kontroli, zapożyczoną z ilum inatyzm u, system u, o którym - zwierzając się
Leigh H unt - pow iedział, iż m oże on „ustanow ić racjonalną wolność na równie
silnej podstaw ie, jak ta, na której opierałyby się w izjonerskie pom ysły stworzenia
społeczności, w której panuje całkow ita rów ność”1'.
Shelley jednoznacznie pow iązał ilum inatyzm ze swoim rewolucyjno-nauko-
wym program em w liście do Leigh H unt, ale nie dopuścił do jakiejkolwiek dyskusji
na ten tem at z G odw inem , poniew aż poglądy te były po prostu nazbyt radykalne
i szokujące, aby o nich rozprawiać. W kontaktach z G odw inem Shelley w spom inał
0 swoim zafascynow aniu gnostyczno-m anichejską tradycją w sposób bardziej
zawoalowany i za przykryw kę służyła m u w tedy nauka. Być m oże czynił tak,
dlatego że pam iętał, iż G odw in o włos u n ik n ął procesu o działalność w yw roto
wą, a w ielu jego przyjaciół takiego szczęścia nie miało. W edług Barruela, nowo
przyjętego ilum inata nam aw iano do „studiow ania d oktryn dawnych gnostyków
1manichejczyków, co m ogło doprow adzić go do wielu istotnych odkryć na tem at
owej prawdziwej m asonerii”1". M ów iono m u także, że „wielkimi wrogami, których
napotka podczas tych dociekań, będą am bicja oraz inne przywary, za sprawą któ
rych ludzkość jęczy pod uciskiem książąt i duchowieństw a”11. Pam iętając o tym,
Shelley napisał do G odw ina: „Z aw ładnęło m n ą zam iłow anie do najbardziej
szalonych i najbardziej niepraw dopodobnych fantazji; stare księgi poświęcone
chem ii i magii, studiow ałem z bliskim wiary, pełnym zachwytu entuzjazm em ”12.
94 R O Z D Z IA Ł 6.
Shelley niechcący sam się zdradził; postaw ił obok siebie chem ię i magię,
a to wystarczyło, żeby przerazić G odw ina, k tó ry chyba uśw iadom ił sobie pełnię
konsekwencji, które w ynikały z przedstaw ionej przez Shelleya koncepcji. Jako że
oba systemy, chrześcijański i antychrześcijański, były w ew nętrznie spójne i anta-
gonistyczne, nic dziwnego, że zareagował przerażeniem : „m ówisz o obudzeniu ich
- wzejdą niczym sm ocze zęby zasiane przez K adm osa, a ich pierw szym czynem
będzie wzajem nie się zniszczyć”13.
G odw in był dostatecznie bystry, żeby zorientow ać się, iż chociaż Shelley
nigdy o tym jednoznacznie nie w spom niał (przynajm niej jem u), w zorcem dla
niego jest ilum inatyzm :
Shelley, kryjąc się z tym , sięgnął p o m asońską koncepcję rew olucyjnego b rac
tw a jako realnej postaci reform y organizacji. Pociągał go w niej zwłaszcza o k u l
tyzm , silna w spólnotow a solidarność, o raz „rozsiew anie” w yw rotow ych idei
politycznych. W koresp o n d en cji z G o d w in em ani razu nie w sp o m n iał o ilum ina-
tyzm ie, gdyż to by go zbulw ersow ało i przeraziło, ale w ty m sam ym liście poleca
pannie H itchener m iaro d ajn ą lekturę n a ten tem at, M em oirs Illustrating the History
o f Jacobinism pióra ojca B arruela, przekład w czterech tom ach, w ydany w latach
1797-1798. „Polecam ją tobie, k tó ra wiesz, jak rozpoznać praw dę”14.
i jest pierw szym , napisanym w języku angielskim traktatem pośw ięconym wy
zwoleniu seksualnem u. Zostało ono włączone do program u politycznego Shelleya
i zajm owało poczesne m iejsce w jego utopijnych koncepcjach. Ich istotą była pło
m ienna, najżarliwsza nadzieja, że „rozsądek przerw ie sprzeczną z naturą wojnę
z niezwyciężonym hufcem nam iętności”16. Innym i słowy, zgodnie z tym , o czym
Shelley zapew niał Hogg, rozum m iał dać się pogodzić „praw dziw ym zapam ięta
niem ”. To było takie proste, a przynajm niej takie się wydawało Shelleyowi w roku
1813.
Przyczyną owego konfliktu i nieszczęścia nie jest b u n t nieokiełznanych
nam iętności przeciw ko ograniczającem u je, ale jed n ak u kradkiem im ulegające
m u rozum ow i, lecz to, co Shelley określa słowem „Xtianity”. To ono usiłuje dławić
nam iętności, które są źródłem wszelkiego szczęścia na tej ziemi. Dlatego czarnym
charakterem owego dram atu jest religia „kapłana dogm atyczny ryk!/Ciężar jego
niszczącej klątw y”17.
Królowa M ab jest w zorcow ym p rzy k ład em ośw ieceniow ego p o em atu .
W szystko, co m usi uczynić poeta, aby na ziemi zaistniał raj, to odrzucić władzę
oraz autorytet duchow nych. Nie m oże pozwolić, żeby jego duszę skalała „pluga
wiąca wszystko tyrania”, co oznacza, iż pow inien „woleć w olność Piekła od niewoli
Nieba”18. Jeżeli początkujący rew olucjonista przyjm ie te poglądy za własne, resztę
załatwi nauka, eliminując choroby i wojny, zwłaszcza zaś konflikt m iędzy rozum em
i nam iętnością, który jest w ynalazkiem kapłanów -dogm atyków . K onsekwentny
zw olennik N ew tona m usi być ateistą - zdaje się m ówić Shelley - i dlatego nauka,
likwidując wiarę w Boga, pogodzi rozum z nam iętn o ścią19.
Aby stworzyć raj na ziemi, jedyne co m usi zrobić rew olucjonista, to wedle
słów pieśni, „działać naturalnie”.
Jeżeli w szechświat jest m aszyną, człow iek rów nież nią jest, kobieta zaś, jak
napisał Sade, jest „m aszyną rozkoszy”23. M ałżeństw o jest zatem tylko połączeniem
się atom ów w m olekułę, rozw ód zaś odw róceniem tego stanu i pow róceniem do
niego w lepszej i przyjem niejszej konfiguracji. Rzecz najważniejsza, czyli czas
trw ania dow olnego związku, opierać się będzie na uczuciu, co jest tylko innym
słowem określającym pożądanie i n am iętność, która - zgodnie z oświeceniową
skłonnością do racjonalizow ania w szystkiego - okazuje się zaskakująco zgodna
z „rozum em ”:
LONDYN, 1812 97
Jak długo zatem pow inien trw ać zw iązek seksualny? Jakie praw o p o w inno
określać rozm iar rozżalenia, które w yznaczać by m iało czas jego trw ania? M ąż
i żona pow inni pozostaw ać w zw iązku, d o p ó k i trw a ich w zajem na miłość: wszelkie
praw o, które m iałoby ich przym uszać do przed łu żan ia go poza ową chwilę, w której
ich uczucie wygasło, jest najnieznośniejszą tyranią, niegodną, aby ją znosić24.
M oralność ośw ieceniow a stała się w ten oto sposób kw estią kalkulacji
i to w dosłow nym znaczeniu tego słowa. Z daniem Shelleya, „związek płci jest
uświęcony tak długo, dopóki przynosi zadowolenie jego stronom i w naturalny
sposób ulega rozw iązaniu, kiedy jego wady przewyższą wypływające z niego d o
brodziejstw a”25. Czystość seksualna jest
p o d o b n a do naszych nam iętn o ści i przyw ar; pow szechnie w iadom o, że n atu raln y
m i konsekw encjam i pob łażan ia im są nieszczęścia, k tórych chciałoby się u niknąć,
ale o p ó r ten jest m ałodu szn y i słaby; rychło okazuje się, że nasze n am iętności oraz
nasze przyw ary zwyciężają, i to one kierują człow iekiem 32.
ale pow rócił pod zam askow aną postacią. Nieszczęścia, plagi i kataklizmy, które
opisują horrory, to praw dy m oralne, tyle że w stłum ionej postaci. H orror to m o
ralność na wspak; to ład m oralny oglądany przez lunetę przystaw ioną do oka jej
odw rotnym końcem . Frankenstein M ary Shelley i Historia jakobinizm u Barruela
opowiadają o tym sam ym , tyle że w radykalnie odm ienny sposób. Stwierdzenie, że
„rewolucja francuska w swojej istocie jest podobna do naszych namiętności i p rzy
war”, było oczywiście zaprzeczeniem Ośw iecenia oraz tradycji rodziny G odw in-
- Wollstonecraft. Tym sam ym jednak był również Frankenstein, gdyż obie te książki
opisują, jak dochodzi do tego, że „nieszczęścia są naturalnym i konsekw encjam i
pobłażania” nam iętnościom . Dzieło B arruela m ówi o tym w prost; Frankenstein,
podobnie jak wszystkie pozycje tego gatunku, czyni to pośrednio. Książka Barruela
jest ostrzeżeniem , Frankenstein wyrazem żalu - przepojony jest w yrzutam i sum ie
nia, lecz nie skruchą. Jest odzw ierciedleniem stanu umysłu M ary Shelley, zwłaszcza
z okresu po w ypadkach, do których doszło jesienią 1816 roku, i które pozostawiły
niezatarty ślad na jej psychice. M ary Shelley nie potrafiła odrzucić radykalnych
poglądów, które w jej rodzinie były tradycją, ani przyznać, że ów radykalizm jest
błędny, nie była jed n ak też w stanie przejść do porządku dziennego nad faktem,
że skutkiem jej działań była ludzka śmierć. Poczucie winy związało ją z Shelleyem,
czuła się odpow iedzialna za to, co uczyniła H arriet W estbrook i nie um iała się
z tym uczuciem uporać, poniew aż nie potrafiła się zdobyć na skruchę ani odwołać
do prowadzącej ku niej drogi, czyli do chrześcijaństw a. M ary Shelley nie mogła
już w rócić do swego daw nego radykalizm u ani pójść naprzód i poprzez skruchę
przyjąć tradycję klasycznej myśli chrześcijańskiej. Z am iast skruchy w ybrała p o
w ażanie u innych - to m iało być antid o tu m na radykalizm jej m atki, ojca i męża.
Pod w ielom a w zględam i epoka w iktoriańska wydaje się być dla niej stw orzo
na; w niem ałym stopniu sam a przyczyniła się do jej pow stania, gdyż jej apoteoza
Shelleya nadała m u postać w iktoriańskiego anioła z wyższych sfer.
Rola, jaką myśl B arruela odegrała w spoczywającej w dłoniach Shelleya
edukacji Mary, polega na tym , że była ona alternatyw ą dla filozofii oświeceniowej.
Historia jakobinizm u to książka, która nie tylko odrzuca oświecenie - Shelley rów
nież na now o o dkrył Szekspira - ale która jako jedyna czyni to tak wnikliwie
i szczegółowo w kategoriach klasycznej m oralności i klasycznego rozum ienia
polityki, która jest p o ch o d n ą m oralności. P onadto czyni to, odw ołując się do
przykładów zaczerpniętych z historii rewolucji francuskiej, którą Shelley, zgodnie
z credo ilum inatów , chciał przenieść na angielską ziemię, tw orząc siatkę terro ry
stycznych kom órek. Istotą jego p rogram u był rew olucyjny przew rót w dziedzinie
m oralności, który m iał być w stępem do przew rotu politycznego. Królowa Mab
jest dobrym przykładem odczytania i wzięcia za dobrą m onetę tez Helwecjusza*.
Poem at jest w yrazem nadziei, że nam iętność m ożna pogodzić z rozum em :
„rozsądek przerw ie sprzeczną z n atu rą wojnę z niezw yciężonym hufcem n am ięt
ności”. Dzięki lekturze B arruela M ary m ogła odczytać Helwecjusza na odw rót,
czyli przez pryzm at tradycji, któ rą on i Shelley mieli nadzieję unicestwić. Barruel
napisał o nim:
Helwecjusz raz będzie mówił nam, że jedyną zasadą, wedle której działania cnotli
we odróżnić m ożna od działań występnych, są prawa stanowione i ich użyteczność dla
ogółu. W innym miejscu powie, że „owa cnota, czyli uczciwość, w odniesieniu do jed
nostek jest jedynie nawykiem postępowania”; a w końcu, „że jeśli człowiek cnotliwy nie
jest na tym świecie szczęśliwy, mam y prawo wykrzyknąć, O cnoto, jesteś tylko czczym
snem ”. Ten sam sofista mówi także, że „wzniosła cnota oraz oświecona mądrość są li tylko
owocem namiętności, które zwiem y szaleństwem; czyli że głupota jest konieczną kon
sekwencją końca namiętności. Że powściąganie nam iętności oznacza zatem niszczenie
tego stanu. Że sumienie i wyrzuty sumienia są tylko przewidywaniem kar fizycznych,
na które przestępstwa nas wystawiają. Człowiek, który jest ponad to, bez wyrzutów su
mienia może dopuścić się czynu nieuczciwego, który służy jego korzyści. To, czy ludzie
są występni, m a niewielkie znaczenie, jeżeli tylko będą oświeceni. Płeć piękną autor ów
pouczy, że „Skromność jest tylko wynalazkiem wyrafinowanej lubieżności; - że moral
ność niczego z miłości nie pojmuje, bo to nam iętność tworzy geniusza i czyni człowieka
cnotliwym”. Dzieciom oznajmi, że „przykazanie kochania ojca i matki, bardziej wycho
wania, niż natury jest dziełem”. M ałżonkom powie, że „prawo, które skazuje ich na ży
cie razem, staje się barbarzyńskie i okrutne z dniem , kiedy przestają się kochać”33.
O statnie zdanie niew ątpliw ie dało M ary G odw in do myślenia. Było wszak
opisem tego, co w rodzinie G odw inów stało się tradycją - pom niejszaniem i d e
precjonow aniem instytucji m ałżeństw a; starsza generacja czyniła to, posługując
się teoretycznym i w yw odam i, a m łodsze pokolenie robiło to w praktyce. Tak
oto wyglądała „naukow a” dekonstrukcja m oralnej tradycji Z achodu, którą p ro
ponow ało oświecenie, a którą Barruel odczytał „na wspak”, czyli przetłum aczył na
język klasycznej etyki i polityki. W edług niego rew olucja francuska była skutkiem
nam iętności i kluczow ym etapem na drodze, która za spraw ą tychże prow adziła
ku śmierci. B arruel postrzegał rew olucję jako w ykalkulow any akt wyzwolenia
i rozpętania nam iętności, które m iały być narzędziem dokonania przew rotu.
Nie wzięto jed n ak p o d uwagę, jak destruktyw ne m ogą być owe siły, kiedy spuści
się je ze smyczy; wszelkie próby ich okiełznania okazały się nieskuteczne; tak było
podczas trw ania Terroru - logicznego następstw a wcielania w życie ideologii rew o
lucyjnej. D ekadencja m oralna zrodziła oświecenie, które było próbą racjonalizacji
nam iętności. Oświecenie z kolei doprow adziło do rewolucji, będącej przeniesie
niem jego idei do sfery polityki, rew olucja zaś doprow adziła do Terroru, będącego
logicznym rezultatem nieokiełznanych przez rozum nam iętności, prow adzących
do śmierci. Barruel w idział w rew olucji potw orność, która rozwijała się krok po
kroku, jak przew idyw ała to chrześcijańska filozofia w pism ach, takich jak list
św. Jakuba apostoła. M ary Shelley praw dopodobnie nie postrzegała tego w taki
sposób, ale zanim skończyła pisać Frankensteina, m iała już inne poglądy niż
Shelley. Frankenstein był jej pró b ą zrozum ienia n atu ry konfliktu m iędzy utopijną
oświeceniową wizją przyszłości a ładem m oralnym , stanow iącym istotę klasycznej
LONDYN, 1812 101
następstw i równie niew ykonalne (przynajm niej w przypadku tych, którzy uważali
siebie za ludzi postępow ych) odrzucenie złudzenia „wyzwolenia”, które do owych
konsekw encji doprow adziło. G enezą Frankensteina M ary Shelley była jej niezdol
ność do wyjścia poza tę sprzeczność.
Barruel w yraźnie stwierdził, że m ożliwość w ykorzystyw ania przyw ar i sła
bości jako narzędzia kontroli n ad ludźm i, leży w naturze człowieka:
Każdy głupiec m oże przyciągnąć ludzi do teatru, ale żeby ich stam tąd wyrwać,
trzeba już oratorskiego talen tu C hryzostom a*. Ten, kto dysponując podobnym i
zdolnościam i, głosił będzie rozpustę i bezbożność, zyska większy posłuch niż naj
w ym ow niejszy orator, dow odzący słuszności praw cnoty i m oraln o ści3“.
O drażające zjawisko przyrody; ateista pozbaw iony w yrzutów sum ienia, strasz
liwy hipokryta, pozbaw iony zdolności obrony prawdy, m a pełnię owej energii
i gorliwości w w ystępku, któ ra spiskow ców popycha ku bezbożności i anarchii.
N iczym złow różbna sow a od radosnych słonecznych p ro m ien i stroniąc, otula się
płaszczem ciem ności; histo ria zapam ięta w n im złego ducha, m ro czn e uczynki,
które popełnić zam ierzał, lub których się dopuścił39.
ł Mowa o Janie Chryzostomie (ok. 350-407 roku n.e.), greckim pisarzu, doktorze Kościoła,
uznawanym za największego mówcę chrześcijańskiego W schodu (stąd jego przydomek
„Złotousty”) (przyp. tłum.).
LONDYN, 1812 103
Z anim Shelley, M ary i Claire C lairm ont dołączyli do Byrona w willi Diodati,
ich wzajem ne relacje nazyw ano już „kazirodczym związkiem”. O kreślenie to n a
wiązuje do Rokoszu islamu oraz seksualnych kontaktów, które Byron i Shelley
utrzym ywali z przyrodnim i siostram i. W szystko wskazuje na to, że to, co szeptali
plotkarze, było zbieżne z intencjam i Shelleya, który w iedział - bo przeczytał o tym
u B arruela - że ilum inatyzm polega na rządzeniu ludźm i poprzez m anipulow anie
ich nam iętnościam i. W iele przem aw ia za tym , że próbow ał zastosować sposoby
iluminatów, łącząc je z podw ójnym kazirodztw em , usidlić w ten sposób najsław
niejszego wówczas poetę i zjednać go dla swoich rew olucyjnych celów.
Powiązanie kazirodztw a z aborcją prow adzi nas do sedna ezoterycznej gnozy
O świecenia. Podobieństw a m iędzy W eishauptem i późniejszym i zw olennikam i
rewolucji są nazbyt wyraźne, aby je pom inąć. W eźmy pierw szy z brzegu przykład:
Shelley utrzym yw ał stosunki seksualne ze swoją szwagierką, Claire Clairm ont.
Kiedy Claire po raz pierw szy spotkała się z Byronem , w yznała w ielkiem u poecie,
że sypia z Shelleyem, zaszła z nim w ciążę i usunęła dziecko. Powiedziała również,
że poniew aż wierzy w w olną m iłość, to Byron, jeżeli tylko zechce, może z nią robić
to samo, co Shelley. Byron był chyba zainteresow any jej propozycją, gdyż upraw iał
z nią seks i w końcu spłodził jej dziecko, ale rychło poczuł do niej odrazę, która
przytłum iła wszelki pociąg. Nazwał ją później „ateistką i m orderczynią”, a miało
to związek z ideologią ilum inatyzm u, którą przyjęła za spraw ą Shelleya, oraz fak
tem, że dokonała aborcji dziecka, którego ojcem był jej szwagier. W liście, w k tó
rym proponuje Byronowi, że zostanie jego m etresą, Claire pisze również, że jej
przyrodnia siostra M ary jest dodatkow ą zachętą, aby Byron zaczął z nią sypiać:
„Przypuszczam , że zakochasz się w niej. Jest bardzo ładna i miła, ty zaś na pew no
będziesz z tym szczęśliwy; nic nie m ogłoby sprawić m i większej przyjem ności.
Podw oję starania, żeby była zadow olona... zrobię wszystko, co m i każe, czy
to będzie dobre, czy złe”.
Byron był w owym czasie najw ybitniejszym angielskim poetą, Shelley zaś
chyba postanow ił wykorzystać w iedzę zaczerpniętą z dzieła Barruela i w ykorzy
stać Claire oraz perspektyw ę związku seksualnego z M ary najpierw jako sposób,
żeby zdobyć przychylność Byrona, później zaś zyskać nad nim władzę poprzez
m anipulow anie jego najsilniejszym i nam iętnościam i. Propozycja Claire, którą
zawarła w liście, była w istocie ofertą podw ójnego kazirodztw a ä la Weishaupt;
Byron i Shelley mieli sypiać z obiem a przyrodnim i siostram i. W eishaupt w padł
na pom ysł, aby ludzie przystępujący do ilum inatów pisali najpierw sekretną auto
biografię; później należało ich uzależnić od siebie szantażem oraz „potajem nym
zaspokajaniem ich nam iętności, durch begnugung ihrer leidenschaften im verborge
nen.. . A taki zw iązek może ponadto zadowolić tych spośród braci, których pociągają
zmysłowe przyjem ności”42. Byron cieszył się już złą sławą z pow odu rom ansu ze swą
przyrodnią siostrą Augustą. Perspektywa sypiania z tym i sam ym i przyrodnim i
siostram i, z którym i sypiał Shelley, otw ierała duchow e możliwości, nawiązujące
do sekretnego życia A dam a W eishaupta, założyciela kom órki rewolucyjnej, którą
Shelley m iał nadzieję wskrzesić, traktując to jako wstęp do prom etejskich zm ian
na podobieństw o rewolucji francuskiej. Rokosz islamu, poem at Shelleya pośw ięco
ny rewolucji, m iał początkow o dwoje głównych bohaterów - Laona i Cytnę, brata
i siostrę, którzy naw iązują kazirodczy związek, upatrując w nim źródła dobrej,
okultystyczno-rew olucyjnej mocy.
Kazirodztwo, którego również dopuścił się Weishaupt, zyskało duchow y w y
m iar i znaczenie w sekretnej gnozie globalnej rewolucji. W Narodzinach tragedii,
Nietzsche przyw ołuje postać Edypa: „Edyp m ordercą ojca, m ężem własnej m atki,
Edyp autorem rozw iązania zagadki Sfinksa! (...) tam , gdzie siły przepow iedni
i magii przerw ały klątwę współczesności i przyszłości, sztywne prawo indyw idu-
acji i w ogóle zasadniczy czar natury, tam jako przyczynę trzeba zakładać jakiś
niesłychany czyn w brew naturze — jak tu kazirodztw o”.
Jakże bow iem zm usić n atu rę do w ydania w łasnych tajem nic, jeśli nie przez
zwycięski w obec niej opór, to znaczy przez n ienaturalność? To ro zp o zn an ie w idzę
zaw arte w owej odrażającej troistości losu Edypa: ten sam , kto rozw iązuje zagad
LONDYN, 1812 105
kę n atu ry — owego dw oiście ukształtow anego Sfinksa — m usi też, m orderca ojca
i m ąż m atki, naruszyć tej n a tu ry najśw iętszy porządek. M it jakby n a m naw et p o d
pow iadał, że m ądrość, a zw łaszcza m ądrość dionizyjska, jest w ystępkiem wobec
natury, że ten, kto swą w iedzą strąca n atu rę w otchłań unicestw ienia, także na sobie
m usi dośw iadczyć likw idacji natury. „Szczyt m ąd ro ści zw raca się przeciw m ę d r
com: m ądrość jest zbrod n ią przeciw naturze”43.
G dyby celem było ujarzm ienie n atu ry poprzez jakiś gw ałtow ny i sprzeczny
z nią czyn - jak pow iedział Nietzsche: mądrość jest zbrodnię przeciw naturze
- kazirodztw o byłoby pierw szym ku niem u krokiem każdego początkującego
gnostyka-rew olucjonisty, a także tem atem przew o d n im angielskiej poezji ro
m antycznej. Zawsze chodziło jed n ak o zburzenie m oralnego ładu, a razem z nim
Bożej hegem onii n ad Ziem ią. Ezoteryczny wgląd sięga nieco głębiej. Ponieważ
praw o m o raln e jest jedynym g w arantem ludzkiej au to nom ii i nietykalności,
człowieka pozbaw ionego m oralności łatwo jest kontrolow ać, a ci, którzy prawo
to złamali, są najbardziej predestynow ani do pełnienia roli nadzorców ludzkości.
Był to dokładnie ten sam system, który w yłonił się z pism W eishaupta. W istocie,
interpretując myśl W eishaupta, Barruel stawia tezę, że funkcjonow anie kom órek
organizacji ilum inatów opierało się na podsycaniu nam iętności oraz planowym ,
stałym sterow aniu nim i. W arunkiem w stępnym takiego „wyzwolenia” było sys
tem atyczne burzenie ładu m oralnego, czyli, inaczej mówiąc, rewolucja. Owo w y
zwolenie m iało być jej nośnikiem przez kolejne dwieście lat.
Shelley przyjął interpretację Barruela i uznał za wzór, na podstaw ie którego
zam ierzał stworzyć w łasną kom órkę rewolucyjną; są dow ody na to, że sposobem
na wciągnięcie do niej Byrona m iało być uwiedzenie. W edług Barruela, W eishaupt
„najbezwzględniej, najzacieklej, najbardziej gorączkowo dążył do obalenia każdej
bez w yjątku religii, każdej w ładzy i wszelkiej własności. Pochlebiał sobie sądząc, że
to sam o pragnienie zaszczepi być m oże na całym świecie; nawet sam siebie w tym
upew niał”. Napisał także „rewolucja francuska jest tylko zw iastunem o wiele więk
szej i znacznie głębszej rewolucji”44.
Aby osiągnąć rewolucyjne cele, w pierw szym rzędzie należało pozyskać jako
adepta któregoś z wpływowych ludzi tego świata: „szukajcie także tych, których
spośród innych w yróżnia władza, szlachectwo, bogactw o albo wiedza, szlachciców,
możnych, bogatych, poszukujących. Nie cofajcie się przed zadawaniem bólu ani przed
niczym innym , co pozwoli pozyskiwać takich adeptów. Jeżeli nie nakłonię Niebios,
poruszę Piekło. Flectere si neąuas superos. Acheronta movebo”45. Następnie, kiedy
dzięki pozyskaniu inform acji o adepcie i na podstawie jego wyznań wiadomo już, co
jest jego największym pragnieniem i nam iętnością, należy nim i manipulować w taki
sposób, aby stały się narzędziem spraw ow ania nad nim kontroli. „Poznawajcie
osobliwe obyczaje i nawyki każdego, albowiem ktoś, kto wie, w jaki sposób wyko
rzystywać rządzące ludźm i nam iętności, potrafi ich nakłonić do wszystkiego”46.
W eishaupt darzył podziw em Ignacego Loyolę i dlatego ilum inaci pod w ie
lom a w zględam i naśladow ali jezuitów, a ich sposób rekrutow ania adeptów oraz
106 RO Z D Z IA Ł 6.
techniki spraw ow ania nad nim i kontroli, stanow iły parodię Ćwiczeń duchownych.
Przełożony jezuitów poznaw ał cudze winy dzięki rachunkow i sum ienia, były one
następnie wyznawane, a ich w ładza nad now icjuszem przestaw ała dzięki tem u
istnieć. Parodia rachunku sum ienia w w ydaniu iłum inatów polegała na tym, że
najpierw ustalano, co jest największą nam iętnością danego człowieka, a ilumi-
nata, który się nim opiekował, starał się ją podsycić i nią m anipulow ać, nie zaś
likw idować ją dzięki skrusze i odbyciu pokuty. R achunek sum ienia w rozum ieniu
iłum inatów jest w ykorzystyw any przez spow iednika jako narzędzie kontroli.
Kiedy adept podczas rytu ału przyjęcia do zakonu w yzna spow iednikow i swoje
przyw ary i występki, w iedza o jego nam iętnościach zostanie w ykorzystana jako
in strum ent spraw ow ania nad nim kontroli. Jeżeli zorientuje się, że adept ucieka się
do wybiegów i próbuje w jakiś sposób się sprzeciwiać, jego dawne grzechy będą wy
korzystane przeciw ko niem u w postaci szantażu, k tó ry p o d w ielom a względami
uznać m ożna za dem oniczne w ynaturzenie tajem nicy spowiedzi. „Poznawajcie
osobliwe obyczaje i nawyki każdego, albow iem ktoś, kto wie, w jaki sposób wy
korzystywać rządzące ludźm i nam iętności, potrafi ich nakłonić do wszystkiego”.
„Teraz go m am ” - pisze Barruel o nowo przyjętym członku zakonu iłum ina
tów - „Nie pozwolę m u, żeby nas skrzywdził; jeżeli zechce nas zdradzić, my także
ujaw nim y jego sekrety”47. A dept na próżno będzie się starał coś zataić. W krótce
odkryje, że najsekretniejsze okoliczności z jego życia, te, które z największą oba
wą pragnął ukryć, są dobrze znane pozostałym adeptom . Barruel twierdzi, że
do rewolucji francuskiej doszło po tym , jak francuskie loże m asońskie zostały
zdom inow ane przez iłum inatów i przejęte przez rewolucyjne kom órki Weishaupta.
Relacje m iędzy lożam i a ilum inatam i nie były jed n ak jednostronne. Dzięki lożom
W eishaupt przekonał się, że głów ną „korzyścią z uczestnictw a w TAJNYCH STO
WARZYSZENIACH” jest „sztuka poznaw ania ludzi i rządzenia nim i bez żadnych
ograniczeń”48. Ilum inaci mieli p otrójny cel: „nauczyć adeptów sztuki poznaw ania
ludzi; prowadzić ludzkość ku szczęściu i w ładać ludźm i w taki sposób, żeby tego nie
dostrzegali”49. W rzeczywistości wszystkie trzy cele zakładały to samo: uw olnienie
ludzkich nam iętności i kontrolow anie tych, którzy wyzbyli się sam okontroli, wy
nikającej z przestrzegania zasad porządku m oralnego.
Shelley m iał zatem wielkie plany. Jedyny szkopuł polegał na tym, że nic z nich
nie w ychodziło. W kulm inacyjnym m om encie intrygi w willi Diodati, kiedy M ary
udała się już na spoczynek, doszło do w ydarzenia, które całkowicie w ytrąciło
Jane C lairm ont z równowagi. Byron rozpoczął ów w ieczór od recytacji poem atu
C o leridgea Christabel. Podczas p oprzedniej dyskusji o tym poem acie, który
poeta recytow ał w m ieszkaniu Godwinów, kuląca się ze strachu za sofą M ary
pow iedziała Shelleyowi, że w pierw otnym zamyśle autora, zdeform ow anie ciała
lamii polegało na tym , że „m iała dwoje oczu na piersiach”. W izja ta stała się obsesją
Shelleya i spow odow ała, że tam ta noc w willi D iodati wywołała u niego rodzaj
umysłowego załam ania w najm niej odpow iednim m om encie, kiedy Byron m iał
zostać uwiedziony i w ten sposób dostać się we władzę Shelleya. Shelley nie potrafił
otrząsnąć się z halucynacji, w której brodaw ki piersi M ary przeistoczyły się w oczy.
LONDYN, 1812 107
Ponieważ pow szechnie uważa się, że oczy są oknam i duszy, dośw iadczenie wizji
nawiązującej do sam ośw iadom ości w chwili fizycznej rozkoszy świadczyć mogło
jedynie o nieczystym sum ieniu. We Frankensteinie, książce, która dopiero miała
zostać napisana, potw ór zapowiada: „Będę przy tobie podczas twojej nocy poślub
nej”. Innym i słowy, poczucie winy z pow odu złego potraktow ania H arriet, pierw
szej żony Shelleya, zniweczyło jego próbę odrodzenia ilum inatyzm u i uzyskania
kontroli nad Byronem . Podobnie jak wcześniej w w ypadku W eishaupta, plany
Shelleya rów nież pokrzyżow ało jego w łasne nieczyste sum ienie.
To był początek końca pierwszej rewolucji seksualnej. Kiedy M ary i Shel
ley w rócili jesienią do Anglii, pow itała ich tam w iadom ość o sam obójstw ie Fanny
Imlay, przyrodniej siostry Mary, a niedługo później dow iedzieli się o sam obój
stwie H arriet, pierwszej żony Shelleya, której ciało po sześciu tygodniach w yło
w iono na początku g ru d n ia z Serpentine*. Frankenstein jest psychologicznym
protokołem w ydarzeń tam tej jesieni, kiedy m arzenie o wyzwoleniu seksualnym
przekształciło się w poczucie winy, z którym ani Shelley, ani M ary G odw in nie
potrafili się uporać.
W Gotyku Kena Russela, filmowej opow ieści o sław nym spotkaniu Shelleya
z Byronem , jest scena, w której M ary G odw in siedzi sam otnie w pokoju i kartkuje
książkę, w której nagle napotyka pornograficzne ryciny. Książką tą jest oczywiście
Justyna pióra m arkiza de Sade. Wiemy, że w kw ietniu 1816 roku Shelley m iał jej
egzem plarz i wiem y również, że związał się z M ary w m aju tegoż roku, jest za
tem możliwe, że m iał wówczas tę książkę przy sobie. Również w sam ym tekście
Frankensteina pojawiają się ogniw a łączące go z Justynę, na przykład postać poko
jów ki o tym sam ym im ieniu. W powieści M ary G odw in Justyna zostaje stracona
za zbrodnię, której nie popełniła, a Justyna de Sadea rów nież ginie niewinnie.
We Frankensteinie dostrzec m ożna spełnienie fantazji de Sadea, ale nie m ają one
kształtu seksualnej utopii, jak chciałby Shelley, lecz potw ora, zrodzonego z poczu
cia w iny i przerażenia. To, czego początkiem było seksualne pożądanie, znalazło
swój koniec w przerażeniu i lęku, będącym i po części akceptacją m oralnego ładu,
którego M ary G odw in Shelley nigdy otwarcie nie uznała. Poczucie winy jest skałą,
na której rozbiła się pierw sza rew olucja seksualna.
12 lutego 1839 roku, dw adzieścia trzy lata po rozpoczęciu pracy nad Fran
kensteinem , M ary napisała: „Pam ięć pow oduje, że jestem całkow icie rozbita.
Nieszczęsna H arriet; jej sm u tn em u losowi przypisuję tak wiele własnych ciężkich
zgryzot, widząc w nich pokutę, o którą los u p o m n iał się za jej śm ierć Są jeszcze
inne wiersze, które chciałabym na zawsze w ym azać z ludzkiej pam ięci” - chodziło
o poem aty Shelleya, napisane w latach 1818-1822. „Z niew ym ow nym żalem i d rę
czącymi w yrzutam i sum ienia spoglądam na tam te czasy, przypuszczam bowiem,
że gdybym była bardziej św iadom a n atu ry jego uczuć i bardziej skora do tego,
aby je łagodzić, nie doszłoby do tego, co się stało”50. Shelley również nie potrafił
otrząsnąć się z poczucia winy wobec H arriet; w jednym z poem atów w spom niał
* Serpentine, sztuczne jezioro w londyńskim Hyde Parku, nazywane też rzeką Serpentine.
Powstało w roku 1730 (przyp. tłum.).
108 R O ZD ZIA Ł 6.
PARYŻ, 1821
R
ok po śm ierci ojca Barruela i na rok przed śm iercią Shelleya, 3 maja
1821 roku, pew ien m łodzieniec, niejaki Augustę Com te, spacerował po
ogrodach Palais Royale, ciesząc się piękną pogodą i podziw iając m ija
jące go m łode pary; w tedy to jego uwagę przyciągnęła m łoda kobieta.
Nazywała się Caroline M assin i była przyzwyczajona do tego, że przechadzający
się tam m łodzi mężczyźni posyłają za nią spojrzenia. M im o że wyglądała świeżo
i niew innie, była prostytutką, ale ów m łody człowiek w tedy jeszcze o tym nie wie
dział. Dała m u swój adres, a on poprosił ją o spotkanie.
Com te był o pięć m iesięcy m łodszy od M ary G odw in. U rodził się 19 stycznia
1798 roku, czyli 1 pluvióse’a roku VI, poniew aż we Francji, wówczas już po d rzą
dam i N apoleona, nadal obow iązyw ał kalendarz ustanow iony w raz założeniem
Republiki. Rodzice C o m tea byli żarliw ym i katolikam i oraz rojalistam i i chcieli
ochrzcić syna, ale o d roku 1793 kościoły pozostaw ały zam knięte, a chrzczenie
dzieci nadal było zabronione przez prawo. M im o takiego pochodzenia Com te
był nieodrod n y m dzieckiem rewolucji francuskiej. Jego rodzice chcieli zapewne
przekazać m u w iarę katolicką, ale jeżeli się o to starali, to rezultaty, jakie osiągnęli,
najpraw dopodobniej nie były do końca zbieżne z ich oczekiw aniam i. C om te był
jednak zajadłym antyrew olucjonistą, a jego system filozoficzny, zwany pozytyw i
zmem, był odpow iedzią na rewolucyjny zam ęt i chaos, którego doświadczył w m ło
dości. Z anim doszedł do pełnoletniości, w ładza we Francji przeszła w ręce czterech
kolejnych rządów, on zaś w idział, jak jego kraj (który w czasach, kiedy urodzili
się jego rodzice, był największą potęgą Europy) pustoszy żądny krw i francuski
m otłoch oraz grasujące p o jego ziem iach obce arm ie. C om te i jego szkolni ko
ledzy stworzyli w łasny oddział wojskowy, aby bronić ojczyzny przed rosyjską
arm ią. 30 m arca 1814 roku rosyjscy dragoni wkroczyli do m iasta i rozpędzili ich
110 RO Z D Z IA Ł 7.
jak uczniaków, którym i przecież byli. D w udziestu spośród nich zostało rannych,
a część dostała się do niewoli.
Jednak Com te, m im o całej swej nienawiści do N apoleona i rewolucji, nie
potrafił zaakceptować i przyjąć religii rodziców, to zaś oznaczało, że nie przyłą
czyłby się do żadnego ruch u o p o ru podobnego do tego, który pow stał w W andei.
W wieku czternastu lat C om te ostatecznie u tracił wiarę i uznał się za ateistę. O d
rzucając zarów no katolicyzm , jak i rewolucję, jedyne liczące się w owym czasie we
Francji siły polityczne, stw orzył rodzaj filozofii, a ostatecznie także religii, który
był ich osobliw ym połączeniem . Pozytywizm m ożna określić m ianem Kościoła
oświecenia. Myśl C om tea, zgodnie z jego intencją, m iała w istotnym stopniu
przyczynić się do uczynienia z szeroko rozum ianej socjologii systemu kontroli
i nadzoru, który p od koniec XX stulecia stał się na świecie dom inującą form ą
spraw ow ania władzy. A ldous Huxley nazwał pozytyw izm C om tea „katolicyzmem
pozbaw ionym chrześcijaństwa” - i p od tym względem C om te był podobny do
W eishaupta, który doceniał jezuicką duchowość, ale starał się w taki sposób zaanek
tować jej osiągnięcia, aby służyły m asonerii. Jeden i drugi zaczerpnęli z Kościoła
katolickiego to, co uważali za cenne, przenosząc to w inny, radykalnie odm ienny
kontekst, który całkowicie wypaczył pierw otny i rzeczywisty sens. Obaj dążyli do
popraw y „ludzkości”, dla obu najwyższą w artością była „nauka”, obaj też wyko
rzystali m echanizm y sam okontroli wyrastające z chrześcijańskiego pojm ow ania
ładu m oralnego, czyniąc z nich narzędzia kontroli nad społeczeństwem . H erbert
Croly - którego w latach osiemdziesiątych XIX wieku do am erykańskiego Kościoła
pozytywistycznego w prow adził ojciec, z pochodzenia Irlandczyk - pracował jako
dziennikarz, pełniąc obowiązki redaktora gazety „New Republic” i popularyzow ał
idee C om tea w USA, co, między innym i, przyczyniło się do przystąpienia Ameryki
do I wojny światowej, później zaś do zbudow ania am erykańskiego im perium . Croly
i „New Republic” byli gorącym i orędow nikam i behaw ioryzm u W atsona i jego rozu
mienia reklamy, czyli tw orzenia rynków krajowych, co z kolei oznaczało zniszczenie
lojalności etnicznej oraz znaczenia władz lokalnych w imię ogólnonarodow ego
konsensusu, który m iał wiele wspólnego z „Wolą O gółu” wychwalaną przez fran
cuskich rewolucjonistów. Croly i „New Republic” popierali również Johna Deweya,
z systemu oświaty publicznej pragnącego stworzyć ogólnokrajową całość, której
celem nie m iało już być przekazywanie wiedzy i um iejętności, lecz zaszczepianie
postaw uznanych za zgodne ze św iadom ością narodow ą oraz wolą ogółu.
Niewiele brakow ało, a C om te przyjechałby do A m eryki. Przygotowując się
do wyjazdu, poznaw ał język oraz myśl polityczną kraju, który, jak sądził, będzie
jego now ą ojczyzną, w ostatniej jed n ak chwili okazało się, że nie dostanie obie
canej posady i zam iast wyjechać, został sekretarzem H enri Saint-Sim ona. Dzięki
Saint-Sim onow i zetknął się z ideam i, które M arks i Engels nazywali socjalizm em
utopijnym bądź socjalizm em krytyczno-utopijnym . Myśl C om tea, podobnie jak
myśl Saint-Sim ona, była w ypadkow ą istniejących obok siebie intelektualnych
i kulturow ych prądów , które odw oływ ały się z jednej strony do katolicyzm u,
z drugiej zaś do rewolucji. Obaj przeżyli rozczarow anie rewolucją, która zawiodła,
PARYŻ 1821 111
Jak w idać, tragizm osobistego życia w ielkiego refo rm atora i tutaj doszedł do
głosu. Być m oże o d nieuleczalnej choroby psychicznej ocaliła go m iłość, ale
nie było dla niej m iejsca w system ie stw orzonym przezeń w celu zaprow adzenia
p o rządku w rew olucyjnym świecie, k tó ry w ym knął się sp od kontroli. Człowiek,
który żeby być zdrow y psychicznie, m usiał być kochany; wymyślił system, w k tó
rym nie znalazł m iejsca dla m iłości. Dlatego, zarów no on sam , jak i jego idee
przeniknięte są w szechobecną aurą szaleństw a.
M utatis m utandis to sam o pow iedzieć m ożna o innych utopijnych socjali
stach. Podobnie jak w w ypadku C om tea, ich koncepcje zrodziły identyczną potrze
bę ładu i porządku, której dośw iadczali w obliczu rozpow szechnionego zjawiska
społecznego rozkładu. Tak jak on, szukali w nauce tego, czego poprzednia władza
szukała w Kościele. Charles Fourier, podobnie jak C om te, antidotum na rew olu
cję szukał w oświeceniu, które było odpow iedzialne za jej w ybuch, a postępow ał
tak dlatego, że nigdzie indziej znaleźć go nie potrafił. F ourier oparł swoje teorie
społeczne na systemie, który traktow ał nam iętność jako ludzki odpow iednik siły
grawitacji N ew tona. W przypadku Fouriera bliższe jego intencjom było odw rot
ne postaw ienie sprawy, tw ierdził bow iem , że „wszystko, od atom u po galaktyki,
jest odw zorow aniem ludzkiej n am iętn o ści”3. Skutkiem owego zredukow ania
siły napędow ej ludzkiego życia do psychicznego odpow iednika subatom owej
cząstki, nam iętność zostaje oddzielona od duszy, rozum zaś pozbaw iony roli
narzędzia kontrolującego tę pierwszą. Jego m iejsce zajmuje wola, jednostkow a
bądź zbiorowa, tak jak w przypadku interesów klasowych. Skutek jest taki, że
m oralność w tradycyjnym rozum ieniu, zdolność rozum u do uchwycenia praw
dy w w ym iarze praktycznego porządku, zostaje oddzielona od swego racjonal
nego podłoża i zm uszona jest go szukać w „nauce”. W szystkie pow inności muszą
zostać uzasadnione em pirycznie, poniew aż w system ie filozofii pozytywnej o ich
ocenie decyduje rzeczywistość. Kiedy norm y m oralne pozbaw iono ich podłoża,
to sam o dotknęło rów nież zachow ań seksualnych. U topijni socjaliści musieli te
raz znaleźć dla m oralności seksualnej nowe uzasadnienia. Niestety, wszyscy oni
mieli oświeceniową, w oluntarystyczną w istocie wizję m oralności, później prze
jętą przez kom unistów tw ierdzących, że rodzina i religia są narzędziam i ucisku
klas posiadających, służącym i do utrzym ania władzy. Z chwilą kiedy nam iętność
zrów nano z abstrakcyjną, fizyczną siłą grawitacji, m oralność seksualna również
stała się funkcją innych sił, takich na przykład jak środki produkcji. W skutek
tego seksualne „obyczaje” m iały stać się płynne i wypływać z czegoś innego niż
m oralna determ inacja ludzi, którzy zawarli małżeństw o. Pod tym względem Fo
urier m iał wiele wspólnego z M arksem i Engelsem, którzy sporo od niego przejęli.
Sytuując m ałżeństw o i rodzinę w obszarze działania sił gospodarczych i eko
nom icznych, Fourier i m arksiści uznali „wyzwolenie” za jed n ą z najważniejszych
kwestii rodzinnego życia. Biorąc p od uwagę ich ekonom iczne założenia, wyciągnię
cie stąd określonych konkluzji dotyczących życia seksualnego było nieuniknione.
1 tak, na przykład, uznano, że m ałżeństw o w samej swojej istocie jest instytucją
aspołeczną i o partą na traktow aniu kobiety jako w łasności mężczyzny, tak więc
114 RO Z D Z IA Ł 7.
i zrewidow ał swoje rew olucyjne poglądy. Jego przem yślenia na ten tem at zawiera
książka Sztuka i rewolucja. Kiedy ją pisał, z przegranego politycznego rew olu
cjonisty stał się bardzo popularnym rew olucjonistą w sferze kultury, a to dzięki
stw orzeniu nowatorskiej chrom atyki oraz za sprawą opery Tristan i Izolda, która
na kolejne pięćdziesiąt lat zyskała status hym nu na cześć seksualnego wyzwolenia4.
Jednym z najzagorzalszych wielbicieli w agnerow skiego Tristana był ówczesny
uczeń gim nazjum , Friedrich Nietzsche, który później poświęcił całe życie (nie
którzy twierdzą, że rozm yślnie zaraził się syfilisem) głoszeniu idei, w myśl której
seksualna nam iętność jest form ą kulturowego terroryzm u. W drugiej połowie XIX
stulecia, kiedy na tronie Anglii zasiadała królow a W iktoria, a Francja nadal leczy
ła rany zadane krajowi przez rewolucję, idea wyzwolenia seksualnego pozostała
żywa niem al wyłącznie w Niem czech, a zjawisko to w dużej m ierze koncentrow ało
się wokół kolejnych wystawień Tristana i Izoldy - m ów i o tym w yraźnie Tomasz
M ann, którem u wyzwolenie seksualne również nie było obce.
N a przełom ie XIX i XX wieku istniały niewielkie grupy ludzi zafascyno
wanych dziełam i Nietzschego, który wyzwolenie seksualne w ujęciu W agnera
głosił w bardziej toksycznej, filozoficznej postaci. O prócz Bayreuth, gdzie w ier
ni wyznawcy W agnera mogli co roku oglądać i słuchać jego dzieł, było też inne
miejsce, do którego ściągali ludzie zainteresow ani ideą wyzwolenia seksualnego
i jej niem ieckim ujęciem. Mowa o położonym w północnych W łoszech uzdrowisku
Ascona, które przez pierwszą dekadę XX wieku było św iadkiem niemieckiej wersji
festiwalu W oodstock. Jednym ze słynnych w owym czasie m ieszkańców Ascony
był syn policjanta, niejaki O tto Gross, o którym Richard Noll napisał, że był
w ielkim łam aczem serc, szaławiłą, ulubieńcem arm ii kobiet, które - naw et jeże
li krótko - szalały za nim . Jedną ze swoich k o chanek-pacjentek doprow adził do sa
m obójstw a, in n a u m arła w podobnych okolicznościach. Jego w spółcześni opisyw a
li go jako człow iek błyskotliw ego, twórczego, charyzm atycznego i niespokojnego.
Był lekarzem -nietzscheanistą, psychoanalitykiem -freudystą, anarchistą, arcykapła
nem seksualnego w yzwolenia, m istrzem orgii, w rogiem p atriarch atu oraz ro zp u st
nym kokainistą i m orfinistą. K ochano go rów nie głęboko jak nienaw idzono, dla
jednych był czynnikiem zakaźnym , a dla innych uzdraw iającym . Był D ionizosem
o truskaw kow o-blond w łosach5.
W ywarł też w pływ na C arla Gustaw a Junga, naw et jako jego pacjent. Jung
i Freud wskrzesili ilum inatyzm w postaci psychoanalizy - i za ich sprawą pow ra
camy do głównego w ątku tej książki.
Część II
ROZDZIAŁ 1
PARYŻ, 1895
Trzeba czegoś więcej niż niejasne tw ierdzenia, aby odrzu cić św iadectw a ludzi,
którzy, jak B arruel i R obinson, dogłębnie badali tem at i całość planów iłum ina-
tów oraz ich realizację podczas rew olucji francuskiej przypisyw ali N iem com . Ani
W eishaupt, ani Knigge, ani nikt in n y sp o śró d znanych tw órców ilu m inatyzm u nie
był Żydem. C o więcej, o czym w spom nieliśm y, Żydzi nie m ogli zostać członkam i
stow arzyszenia bez uzyskania specjalnego zezwolenia. Ż ad en z czołow ych rew o
lucjonistów francuskich nie był Żydem , ani też żaden z członków spisku B abeufa2.
Historia ja kobinizm u B arruela jest być m oże źródłem teorii spiskowej, ale
jego zw olennicy rozm yślnie w prow adzili do jego myśli określone modyfikacje,
a jedną z najważniejszych, która dokonała się w XIX stuleciu, było utw orzenie
swoistej triady: ilum inata, m ason, Żyd. U trzym yw ała się ona w św iadom ości
społecznej przez całe XIX stulecie. W swojej historii teorii spiskowej Biberstein
cytuje list Sim oniniego, ale twierdzi, że skojarzenie Żyda ze spiskowcem dokonało
się za sprawą N apoleona, który w roku 1806 zwołał zgrom adzenie rabinów oraz
najważniejszych przedstaw icieli ludności żydowskiej z całej Europy i nazw ał je
S anhedrynem 3. Jeśli pam iętać, że wielu uważało N apoleona za A ntychrysta, jego
zarządzenie dało asum pt podejrzeniom , iż tajny żydowski rząd istniał już wcześniej
i opow iada się po stronie obozu rewolucyjnego.
W XIX wieku, kiedy we Francji utrzym yw ały się antyrew olucyjne nastroje
będące konsekwencją rewolucji francuskiej, kraj ten był najważniejszym ośrodkiem
antym asońskich postaw i poglądów. Skutkiem ustanow ienia związku „Żyd-mason”,
antysem ityzm stał się częścią antyrew olucyjnej ideologii. Ponieważ reakcjoniści
kojarzyli Żydów z tajnym i stow arzyszeniam i, takim i jak m asoneria, i uważali ich
za głównych orędow ników rewolucji z 1789 roku, w zrost nastrojów antyrewo-
PARYŻ, 1895 121
kultu, świętokradcze traktow anie hostii oraz inne występki. Fava był przyjacielem
Leona XIII; nazyw ano go „m łotem na m asonów ”, a według Bibersteina m iał wpływ
na treść H um anum Genus6. Jeżeli w istocie tak było, znam ienne w tejże encyklice
jest zarówno to, co w niej pow iedziano, jak i to, co w niej przem ilczano. Leon XIII
ani razu nie w spom niał w niej o Żydach i m ożna odnieść wrażenie, że za pom ocą
H um anum Genus papież starał się zapanować n ad obsesją na tem at tajnych stowa
rzyszeń i sprowadzić ją do jej locus classicus, czyli do Historii... Barruela. W H u
m anum Genus Leon XIII oczyszcza antym asoński i antyrewolucyjny ruch z anty
semickich naleciałości, które stały się jego udziałem na przestrzeni XIX stulecia.
H um anum Genus m ów i jasno, że „owoce, które sekta m asońska rodzi, za
bójcze są i gorzkie. Z najpew niejszych danych, na któreśm y się wyżej powołali,
narzuca się jeden w niosek, iż m ianow icie ostatecznym celem ich zam ierzeń jest:
obalić doszczętnie ład religijny i społeczny pow stały na gruncie instytucji chrześci
jańskich i zastąpić go now ym ładem , uform ow anym według ich założeń, których
podstaw ow e zasady i praw a zaczerpnięte zostały z naturalizm u”7.
Tyle na tem at celów m asońskiej sekty. Środkam i, którym i posługuje się
ona dla osiągnięcia swych dążeń są, zdaniem papieża, zepsucie oświaty, zepsucie
kultury i łączące się z tym zepsucie m oralności. Z daniem Leona XIII w świecie
skażonym przez grzech pierw orodny głów ną b ronią w arsenale masońskiej sekty
jest „ewangelia przyjem ności”. Głoszenie jej przez m asonów stanowi część spójnego
planu przejęcia politycznej w ładzy nad chrześcijańską Europą:
Tak się dzieje, że n ieu stan n ie patrzeć m usim y n a to, jak ludziom podsuw a
się liczne p o d n iety nam iętności, ja k szerzą się czasopism a i rozpraw y pozbaw io
ne w szelkiego um iarkow ania i w stydu, ja k na scenach przedstaw ia się ro zp u st
ne w idow iska, jak bezw stydnie dobiera się tem aty dzieł sztuki w edług praw ideł
tak zw anego w eryzm u, z jak im w yrafinow aniem w ymyśla się różne rodzaje życia
m iękkiego i w ygodnego, jak w reszcie w ynajduje się najróżniejsze ponęty, aby za ich
spraw ą uśpiona dzielność i cn o ta nie staw iały już op o ru . Tak haniebnie, lecz k o n
sekw entnie postępują ci, co odrzucają nadzieję niebieskiej nagrody, a wszelkie p o
jęcie szczęścia sprow adzają do rzeczy przem ijających i jakby w ziem i je to p ią ...
O to poniew aż tym ludziom chytrym i przebiegłym najpow ołniej są p osłuszni ci,
których duch osłabł i załam ał się w niew oli n am iętności, p rzeto znaleźli się w m a
sonerii tacy, którzy w ystąpili z propozycją, iż należy system ow o dążyć do tego, aby
najszersze w arstw y przepoić rozw iązłością bez żadnych ham ulców , gdyż w tedy
będą je m ieli całkow icie w sw ych rękach, jako narzędzie do w ykonania swych n aj
zuchw alszych zam ysłów 8.
nie w spom ina o iluminatyzm ie, ale jego opis strategii ówczesnych ilum inatów wiele
zawdzięcza autorow i „W spom nień”. O bjaśniając szkodliw y wpływ n ie k o n tro
lowanych nam iętności na ludzką duszę, Leon XIII odw ołuje się do psychologii
klasycznej, czyli tradycyjnego poglądu na charakter relacji m iędzy nam iętnością,
a kontrolą rozum u. Człowiek, za sprawą grzechu pierw orodnego, jest słaby i dla
tego bardziej p o datny na występek niż cnotę; m usi pogodzić się z życiem w stanie
ciągłej czujności i ustaw icznego m oralnego wysiłku:
Powyższy tekst jest odzw ierciedleniem diam etralnie odm iennej postawy
niż ta, której piętnaście lat później da wyraz Freud, za m otto swojego Objaśniania
marzeń sennych obierając Flactere si neąueo superos, Acheronta movebo - Jeśli nie
nakłonię niebios, poruszę piekło. Leon XIII jako najwyższy przedstawiciel niebios
okazał szczególne i niew zruszone przyw iązanie do tradycji. W czasie, kiedy Freud
pisał swoje dwie pierw sze książki, to sam o charakteryzow ało również cesarstwo
austro-w ęgierskie, Freud natom iast stworzył „rew olucyjną” psychologię, wedle
której nam iętności najpierw zadają kłam rozum ow i, a ostatecznie zdobywają
kontrolę nad rozum em . Po raz kolejny, tak jak w rewolucyjnej Francji, wrogiem
ustanow ione zostały nie grzeszne nam iętności, ale ich tłum ienie. Rozum, które
go odpow iednikiem był król, najpierw został zanegow any i osłabiony, a później
zrzucony z tro n u przez dziki m otłoch, którym od zawsze są ludzkie nam iętności.
O tym , że Freud św iadom ie opow iedział się po stronie tradycji rewolucyjnej,
świadczy rów nież cytat z W ergiliusza: Acheronta movebo. Zdaniem Petera Swale-
sa, Freud zapożyczył go od Ferdynanda Lasallea, rów nież Żyda i rewolucjonisty.
Użycie owego cytatu jako m otta do pierwszej książki Freuda dowodzi, że psycho
analiza była zawoalowanym zaakceptow aniem rewolucyjnej tradycji, która znów
dochodziła do głosu, albow iem sojusz, który pokonał N apoleona i po dw udziestu
kilku latach rewolucji przyw rócił ład i porządek w Europie, zaczął się rozpadać.
ROZDZIAŁ 2
CHICAGO, 1895
L
atem roku 1900, tego samego, w którym Objaśnianie marzeń sennych
ukazało się drukiem , John Broadus W atson, m łody nauczyciel z Greenvil
le w Południowej Karolinie, napisał do W illiam a Raineya H arpera, rektora
U niw ersytetu Chicago, prosząc go o przyznanie m u pełnego stypendium
bądź przyjęcie do pracy, tak aby był w stanie opłacić studia. W atson otrzym ał
licencjat na zdecydow anie m niej znanym F urm an College, uczelni kształcącej
kaznodziejów Południow ych Baptystów, teraz zaś zapragnął uczęszczać na „praw
dziwy uniw ersytet”, chciał bow iem zdobyć sobie pozycję w świecie, a u progu XX
stulecia stawało się oczywiste, że kluczem do życiowego sukcesu jest wykształcenie.
Jeżeli uznać, że P rzygody H ucka Finna są arch ety p iczn ą am erykańską
powieścią, to W atson wychow ał się w rodzinie, którą rów nież m ożna określić
tym m ianem . Jego m atkę (zm arła 3 lipca 1900 roku, m niej więcej w tym sam ym
czasie, w którym W atson napisał list do H arpera) charakteryzow ała m oralna
żarliwość i zapał w dow y Douglas, ojciec natom iast przypom inał Tatkę, nie tylko
dlatego, że dużo pił, ale rów nież z tego pow odu, że od czasu do czasu znikał w g łu
szy i spędzał wówczas czas z jedną ze swoich indiańskich konkubin. Kiedy John
m iał trzynaście lat, jego ojciec Pickens W atson zniknął na dobre, wychowanie
syna pozostaw iając na głowie m atki, która coraz bardziej pogrążała się w ty p o
wej dla tego regionu, em ocjonalnej religijności. O boje rodzice odcisnęli piętno
na osobowości W atsona, k tó ry z jednej strony stał się pijakiem i kobieciarzem ,
z drugiej zaś z całą żarliwością kaznodziei Południow ych Baptystów, poświęcił
się nowej religii: nauce jako takiej, a psychologii behaw ioralnej w szczególności.
W atson, urodzony w roku 1878, p o d w ielom a w zględam i był typow ym przedsta
w icielem pokolenia lat osiem dziesiątych XIX stulecia, będącym pierw ow zorem
pokolenia „nowej generacji”, które doszło do głosu w pierw szym dziesięcioleciu po
126 RO Z D Z IA Ł 2.
nej reformy, a publiczny system oświaty instytucją, gdzie dem okratyczna nauka
będzie wcielana w życie1. W przypadku Deweya była to oczywiście reakcja na
kolejne fale im igracji, które w tam tym czasie docierały do A m eryki z południow ej
i w schodniej części Europy. Dewey w idział w szkołach najważniejsze narzędzie
uspołeczniania, in stru m en t, dzięki którem u będzie m ożliwe ukształtow anie h o
m ogenicznego am erykańskiego obywatela, odartego z przynależności etnicznych
oraz więzi rodzinnych, identyfikującego się z postępow ym i, ogólnonarodow ym i
celami, w epoce m ass-m ediów artykułow anym i przez ludzi kształtujących opinię
publiczną. Szkoły pow in n y działać „w oparciu o psychologię, tak jak wielkie
fabryki funkcjonują w oparciu o nauki chem iczne i fizyczne”2. Dewey głosił, że
szkoły pow inny kształtow ać A m erykanów , czyli ludzi w ierzących w naukę, ale
też sceptycznych wobec instytucji stw orzonych przez ojców założycieli. W yrazem
owego sceptycyzm u były publikacje podobnych m u liberałów, takich jak W alter
Lippm ann, H erbert Croly, którzy znaleźli się na świeczniku dzięki pow staniu „New
Republic” i zbliżającej się wojny, do której W oodrow W ilson wciągnął Amerykę.
U niw ersytet w C hicago p o w stał w ro k u 1892, n a ro k p rze d W ystawą
Światową w tym mieście. W sparcie finansowe zapew nił m u John D. Rockefeller.
Uczelnia, podobnie jak jej patron, bardziej niż bezinteresow nym dociekaniem
praw dy zainteresow ana była konkretnym i i w ym iernym i osiągnięciam i. W atson,
z racji swojego usposobienia, z zapałem chłonął zasady oświeceniowej nauki,
a czynił to tak gorliwie, że rychło zwrócił na siebie uwagę wykładowców. Porzucił
filozofię i zajął się psychologią, którą pojm ow ano niem al wyłącznie w kategoriach
mechanistycznych. Uczył go Jacques Loeb, który przeprow adzał eksperym enty nad
sztucznym zapłodnieniem jajeczek jeżowców. W atson dow iedział się wówczas, że
człowiek jest jedynie „biologiczną m aszyną”, którą niebaw em , gdy tylko dopracuje
się kilka szczegółów, będzie m ożna replikować w laboratorium . Była to wizja ro
dem w zięta z Frankensteina M ary Shelley, ale o d arta z wszelkich ludzkich obaw
i przeczuć oraz gorzkich dośw iadczeń, które osiem dziesiąt lat wcześniej ówcześni
zwolennicy rewolucji seksualnej boleśnie odczuli na własnej skórze. Skoro człowiek
był „biologiczną m aszyną” pozbaw ioną wszelkich „instynktów ”, a tym bardziej
nieśm iertelnej duszy, stanow ił doskonałą tabula rasa, zapisywaną wyłącznie dzięki
krzyżow aniu jego dośw iadczeń oraz biologicznych uw arunkow ań. Nie był już
bytem, którym kierow ała rozu m n a dusza i którego m ożliwości rozwijały się w ze
tknięciu ze św iatem poznaw alnym zmysłowo, istotą zdolną w zgodzie z rozum em
zaprow adzać porządek we wszechświecie i, co za tym idzie, również we własnym
życiu. Stał się natom iast biologiczną m aszyną, którą m ożna dowolnie kształtować
i której reakcje były bezpośrednią odpow iedzią na bodźce napływające z zewnątrz,
a pozostające poza jego kontrolą. Jako że, zgodnie z ową koncepcją, człowiek nie
posiada duszy ani umysłu, a nawet - przynajm niej według W atsona - świadomości,
a jego biologiczne uw arunkow ania są takie, jakie są, jest on tylko tw orem ukształ
towanym przez czynniki zew nętrzne. Stąd już tylko krok do wyciągnięcia wniosku,
że ten, kto owe czynniki zew nętrzne kontroluje, zyskuje w ładzę nad człowiekiem.
W przypadku tak okrojonej wizji człowieka kwestią Jduczową było zrozum ienie
128 R O ZD ZIA Ł 2.
N ie rozum iem , jak ktoś, prócz n a d er prosto d u szn y ch osób, m oże brać się
za opisyw anie w łasnego życia. Każdy m a zbyt wiele do ukrycia, żeby pisać uczciwie
[autobiografię] - zbyt wielu rzeczy nie wie, aby je opisyw ać słowam i, naw et jeże
li niczego ukryw ać nie m usi. Pomysł, że opisujesz w łasne m łodzieńcze postępki
dzień po d n iu - cztery lata w college u - swoje zapatrzenie w siebie, to, jak tra k tu
jesz innych - sw oją m ałostkow ość, swoje m arzen ia o seksie! A utobiografie pisze
się albo po to, żeby pokazać swoje dobre strony, albo żeby p ognębić krytyków i za
m knąć im usta. G dyby osoba pisząca autobiografię uczciwie, dzień p o dniu, przez
sześć m iesięcy dokonyw ałaby n a sobie takich zabiegów, albo w k ońcu popełniłaby
sam obójstw o, albo p o p ad ła w zbaw ienną, b o dającą zap o m n ien ie depresję3.
O statni artykuł, k tóry napisał W atson (i który nigdy nie ukazał się drukiem ),
był próbą odpow iedzi na pytanie, dlaczego ani on, ani nikt z jego sławnych zna
jom ych nigdy nie targ n ął się na własne życie. Z powyżej przytoczonego fragm en
tu wynika, że m łodzieńcze życie W atsona pełne było m oralnego i uczuciowego
zamętu. Przeczytaw szy H u m ea (m niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy zarzucił
studiow anie filozofii), doszedł do p rzekonania, że rozum jest „niew olnikiem
pożądań”4. W tym przypadku, H um e zapew ne tylko u m ocnił go w tym , czego
doświadczył we w łasnym życiu. A życie to sprow adzało się do pobłażania i folgo
wania nam iętnościom pełnym gniew u i seksualnej pożądliw ości występującym
naprzem ian z krótkim i okresam i racjonalnych rozm yślań i medytacji. W Greenvil
le, jako m łody człowiek, był aktyw nym uczestnikiem „zwalczania czarnuchów ”,
na które władze chyba przym ykały oczy. Fakt, że W atson został za to aresztowany,
zdaje się świadczyć, że uczucia w ym knęły m u się w tedy spod kontroli; podobne
CHICAGO, 1895 129
Po przejściu załam ania nerwowego, którego dośw iadczył jesienią 1903 roku,
W atson postanow ił rozwiązać swoje seksualne problemy, biorąc potajem nie ślub
z dziew iętnastoletnią studentką, niejaką M ary Ickes. M iało to miejsce 26 grudnia
130 R O ZD ZIA Ł 2.
tego sam ego roku. W atson zawsze m iał słabość do kochających się w nim studen
tek i najpraw dopodobniej ożenił się z Ickes głów nie dlatego, że odrzuciła go inna
jego uczennica, p a n n a Vida Sutton. Kiedy jed n ak Sutton w róciła i oznajm iła, że
zm ieniła zdanie w sprawie propozycji, którą jej złożył, natychm iast nawiązali ro
mans. Harold, brat M ary Ickes, który później objął stanowisko Sekretarza Zasobów
W ewnętrznych w adm inistracji Franklina Roosevelta (jego syn zajmował podobne
stanowisko w adm inistracji C lintona), najw idoczniej znał się na ludziach. Nigdy
nie pogodził się z m ałżeństw em siostry, a kiedy doszły do niego plotki i pogło
ski, w ynajął detektywa, k tó ry przedstaw ił M ary dow ody zdrady jej męża. Nie był
to obiecujący początek związku, który ostatecznie zakończył się siedem naście lat
później, ale incydent ten pozw ala nam uzyskać pew ien wgląd w osobowość czło
wieka, który zyskał sławę, obiecując, że stw orzy techniki um ożliwiające nie tylko
przewidywanie, ale także kontrolow anie ludzkich zachowań. W atsonowi nigdy nie
udało się zapanow ać n a d w łasnym i zachow aniam i seksualnym i i dlatego zawsze
podlegał kontroli innych. Ulegał „bodźcom ” zawsze, kiedy zobaczył atrakcyjną
kobietę; kierow ały n im w yrzuty sum ienia, uczucie, którego nie potrafił przeko
nująco wytłum aczyć z perspektyw y behaw ioryzm u; tkw ił we władzy ludzi, którzy
chcieli wykorzystywać szczegóły jego życia seksualnego jako rodzaj w ym ierzone
go w niego szantażu. Nic zatem dziwnego, że kontrola ludzkiego zachow ania była
jednym z celów, które w yartykułow ał w sławnych w ykładach z roku 1913. Były one
podstaw ą jego książki Behawioryzm , w której W atson podkreślał, że psychologia
jest „czysto obiektyw ną, dośw iadczalną gałęzią n auk przyrodniczych”, a jej „ce
lem teoretycznym ” jest ni m niej ni więcej, tylko „przew idyw anie i kontrolow anie
lidzkich zachowań”.8
Zainteresow anie W atsona kontrolow aniem ludzkich zachowań w yrastało
z jego własnych dośw iadczeń, głównie życia seksualnego, które najczęściej w y
mykało m u się spod kontroli. Zygm unt Freud pow iedział, że Bóg to wywyższo
ny ojciec. W atson m usiał wziąć to sobie głęboko do serca. O dszedł od religii,
gdyż wcześniej to sam o uczynił jego ojciec. M oralność jest kojarzona z religią,
którą W atson kojarzył z kolei ze swoją bardzo em ocjonalną m atką. W życiu jego
ojca m oralność jako norm atyw ny przew odnik całkowicie zawiodła i tak samo
stało się w jego życiu. W tej sytuacji pozostała jedynie nauka: tylko ona dawała
szansę stw orzenia tech n ik sterow ania ludzkim i em ocjam i, a tego w łaśnie ro z
paczliwie poszukiw ał W atson. Psychologia dostarczyła odpow iednich narzędzi
kontroli, kiedy W atson odrzucił cały filozoficzny bagaż przeszłości i odkrył prawo
em piryczne, oparte na zachow aniu zwierząt. O panow anie przyrody prow adziło
do opanow ania ludzkich zachow ań, bow iem ludzie są m aszynam i biologicznym i
i pod tym względem niczym się nie różnią od szczurów. Seksualne reakcje W atsona
po d pew nym i w zględam i były więc - do czego nie chciał się przyznać - bardzo
podobne do reakcji, które m ógł zm ierzyć u szczurów. Były dogłębnie konform i-
styczne. Z am iast przyznać się do braku sam okontroli, W atson wolał stworzyć
szkołę psychologii głoszącą, że sam okontrola nie m a najm niejszego znaczenia.
„Bywa, że niejakim obrzydzeniem napaw a m nie usiłow anie podporządkow ania
CHICAGO, 1895 131
to, w jak dostojnym i wyrafinow anym obracał się środowisku.. Krótko po otrzym a
niu posady na M adison Avenue, kupił sobie farm ę w C onnecticut. Jego rozum ienie
szczęścia polegało na zatraceniu się w działaniu, co jest typowe dla amerykańskiego
pragm atyka i tak rychło całkowicie poświęcił się hodow aniu zwierząt i budow aniu
stodół, czyli w tym sam ym , co robił w czasach, kiedy był m łodzieńcem . W atsonowi
zawsze było bliżej do zw ierząt aniżeli do istot ludzkich; większą część pierwszego
dziesięciolecia XX w ieku spędził na studiow aniu zachow ań zwierząt. O prócz
laboratoryjnych szczurów obserw ow ał też ptaki na wyspie D ry Tortugas. Chciał
dociec podstaw ludzkich zachow ań i w oparciu o nie stworzyć psychologię, która
objaśniałaby to, co w życiu pryw atnym przysporzyło m u tylu problemów. W edług
Watsona: „Emocje, gdy je właściwie wykorzystać, zam iast nas niszczyć, m ogą nam
służyć”. Zdanie to dało jed n em u z jego biografów pow ód, aby stwierdzić:
się po d tą nazwą, jest tylko technikam i nadzoru, „in stru m entalną racjonalizacją,
służącą kontrolow aniu em ocji”12.
W roku 1914 W atson opublikow ał Behavior: An Introduction to Comparative
Psychology, podręcznik, co do którego żywił nadzieję, że zainteresuje on również
szersze rzesze czytelników. „Techniczne” aspekty nowej psychologii były jasno
form ułow ane niem al od samego początku książki: „zainteresowanie behaw iorysty
ludzkim i zachow aniam i to coś więcej, niż zainteresow anie widza - [behawiorysta]
chce kontrolow ać ludzkie reakcje w taki sam sposób, jak naukowiec dąży do za
panow ania nad innym i naturalnym i zjawiskami i sterow ania nimi. Przedm iotem
zainteresow ania psychologii behaw ioralnej jest przew idyw anie i kontrolow anie
ludzkiej aktyw ności”1'. Człowiek, zgodnie z tym , czego W atson nauczył się pod
kierunkiem Loeba na Uniwersytecie w Chicago, w najlepszym razie jest „złożo
ną biologiczną m aszyną, gotową do działania”14. A dusza i umysł? Odpow iedź
jest rów nie gładka: „W szystkie nasze problem y psychiczne i ich rozw iązania
m ożna rozpatryw ać w kategoriach bodźca i reakcji”15.
A jednak, w ow ym pędzie ku przekształceniu psychologii w naukę, będą
cą prostym odpow iednikiem chem ii i fizyki, nadal przeszkadzała W atsonowi
jego własna osobowość. W Behawioryzmie pisze o „żonach, «które nie rozumieją»
seksualnych pragnień, od których nie sposób uciec (na przykład w przypadku
m ałżeństw a z osobą niepełnospraw ną albo obłąkaną) z pow odu deform acji ciała
(perm anentnego poczucia niższości) i tem u podobnych przyczyń’1". Zapowiada, że
teraz rozwiązanie takich problem ów stanie się możliwe. Pod koniec książki pisze:
„Pewnego dnia w szpitalach będą nam pomagali zm ieniać osobowość, gdyż można
to uczynić równie łatwo, jak korygować kształt nosa, m usi tylko upłynąć trochę
czasu”17. Tym czasem jed n ak „nasze reakcje na stały bodziec są często chybione,
niezdolne m u sprostać; niszczą naszą psychikę i mogą powodować jej zaburzenia”18.
W atson nawiązuje tutaj do załam ania nerwowego, które przeszedł, do własnej
żony, która „nie rozum ie”, oraz w arunkow ania jako jedynej drogi wyzwolenia się
od „seksualnych pragnień, od których nie sposób uciec”. To, co osobiste, usuw a się
jednak na dalszy plan i ustępuje m iejsca tem u, co polityczne. Behawioryzm roz
wiąże problem y społeczne, gdyż psychologowie staną się socjotechnikam i. Do
takiej właśnie ew entualności entuzjastycznie odniósł się John Dewey, oznajmiając,
że „dobrze życzy” behaw ioryzm ow i. A kceptow ał polityczne konsekwencje w yni
kające z założeń psychologii behaw ioralnej, upatrując w nich nie tylko obalenia
poglądu o stałości ludzkiej n atu ry - „ostatniej ostoi w steczników ” - ale też speł
nienia przepow iedni C ondorceta o „przyszłości, w której o porządku ludzkim
decydow ać będzie n auka”19. W końcu doszło do tego, że koncepcje W atsona
propagowali najważniejsi przedstaw iciele lew icow o-liberalnego n u rtu nauk spo
łecznych oraz związana z nim i sieć przyznających subw encje fundacji i instytucji,
m ających w pływ na kształtow anie opinii publicznej, z którą W atson wcześnie
nawiązał kontakty.
Jesienią 1908 roku Watson dołączył do grona wykładowców Uniwersytetu Johna
H opkinsa w Baltimore, w stanie M aryland. Niedługo później John M ark Baldwin,
134 RO ZD ZIA Ł 2.
BREMA, 1895
sierpniu 1909 roku Zygm unt Freud wyruszył w brzem ienną w skut
Fakt, że Disraeli sam był Żydem, dodaw ało w iarygodności jego opowieściom
- rzecz paradoksalna i frapująca zarazem. C osim a W agner uznała za groteskowe, że
coś takiego napisał Żyd i powiedziała o tym swojemu mężowi. Powieści Disraeliego
oraz zawarte w nich rzekome dem askow anie żydowskich spisków obracał się wokół
stw ierdzenia, że „rasa jest wszystkim ” (H ouston Stewart C ham berlain zapożyczył
je od Disraeliego); było ono stałym tem atem dyskusji i rozm ów jeszcze cztery lata
później, kiedy ukazał się Tancred. Ponieważ Nietzsche należał w owym czasie do
bliskiego kręgu znajom ych W agnera, praw dopodobnie był świadkiem rozm ów
0 Żydach oraz tajnych stow arzyszeniach i być m oże rów nież w nich uczestni
czył. R ather analizuje hipotezę Jonesa, który pow stanie tajnego stowarzyszenia
złożonego ze zw olenników Freuda wiąże z pow ieściam i Disraeliego, i wskazuje,
że psychoanaliza była w istocie żydowskim spiskiem , zm ierzającym do obalenia
chrześcijaństw a. Phyllis G rosskurth tw ierdzi jednak, że pom ysł stw orzenia taj
nego stow arzyszenia czuwającego nad praw idłow ym rozw ojem psychoanalizy,
m ógł wyjść od samego Freuda. Podobnie jak Jones, cytuje ona oficjalne wyjaśnienie
dotyczące owego tajnego stowarzyszenia, ale nie zapom ina przytoczyć jego klu
czowych fragm entów, które on w swojej książce pom inął. „Jones zaproponow ał,
aby w okół Freuda ukonstytuow ać tajną radę, coś na w zór pretoriańskiej gwardii.
Oczywiście celem, o którym w prost się nie mówiło, było obserw ow anie Junga
1 składanie stosow nych rap o rtó w Freudow i. O dpow iedź Freuda (z 1 sierpnia
1912 roku) była n ad er entuzjastyczna”:
M oją w yobraźnią n atychm iast zaw ładnął twój pom ysł tajnej rady, złożonej
z najlepszych i najbardziej godnych zaufania ludzi, k tórych zadaniem byłoby, gdy
m nie już nie będzie, dban ie o dalszy postęp, rozwój i o bronę sprawy przed o so
bistym i atakam i oraz innym i niepom yślnym i w ydarzeniam i. Mówisz, że pom ysł
ten w yszedł od Ferencziego, ale możliwe, że to ja go zgłosiłem w lepszych czasach,
kiedy m iałem nadzieję, że Jung zgrom adzi w okół siebie oficjalnych przyw ódców
lokalnych stow arzyszeń. Dziś przykro m i to pow iedzieć, ale związek taki m usi zo
stać utw orzony bez Junga oraz w ybranych przew odniczących. Śm iem stwierdzić,
że łatwiej m i będzie żyć i łatwiej przyjdzie um ierać, w iedząc, że takie stow arzy
szenie istnieje i czuw a nad m o im dziełem . W iem , że w pom yśle tym jest także coś
142 RO ZD ZIAŁ 3.
chłopięcego, być m oże naw et rom antycznego, ale chyba da się go zaadaptow ać w taki
sposób, żeby sprostał w ym aganiom rzeczywistości. Popuszczę w odze w yobraźni,
tobie zaś pozostaw iam rolę C en zo ra9.
m łody Żyd chce p otom ka, k tó ry będzie jego m ścicielem i weźm ie pom stę na
„Rzymie”, obaw ia się jednak, że urodzi go niewłaściwa kobieta, a to zagrozi jego
karierze. To, że m łodzieniec m artw i się o swoją karierę ujaw nia się, kiedy rozm owa
schodzi na tem at „rasy”, czyli na kwestię żydowską: „W trakcie rozm owy weszliśmy,
nie w iem już, w jaki sposób, na tem at społecznego statusu rasy, do której obaj n a
leżymy; jego am bicje spowodowały, że zaczął rozw odzić się w skargach nad tym,
że jego pokolenie skazane jest (jak to ujął) na zm arnow anie, bo nie m oże rozwinąć
swoich zdolności ani zaspokoić potrzeb”10.
Wers rozpoczynający się od słowa excoriare m a tu istotne znaczenie. Pocho
dzi, jak w som niano, z Eneidy i jest częścią klątwy, którą D ydona rzuca na Eneasza,
założyciela Rzymu za to, że ją zdradził. Żydowscy rewolucjoniści, na przykład
Ferdynand Lasalle, używali tego cytatu, kiedy podnosili krzyk przeciwko „Rzym o
wi”, czyli Kościołowi katolickiem u i państw om , w których katolicyzm był religią
państwową. Konflikt m iędzy Rzymem i K artaginą m iał szczególne znaczenie dla
Freuda; utożsam iał się z Sem itą H annibalem , który w yruszył na podbój Rzymu.
R ather uważa, że Freud był p od wpływ em M ojżesza Hessa, prekursora syjonizm u
i socjalizm u, oraz nauczyciela Karola M arksa. Książka H essa zatytułow ana Rzym
i Jerozolima, była wczesnym odzw ierciedleniem narastających oczekiwań i ambicji
Żydów, zam ieszkujących chrześcijańską E uropę11.
M łody Żyd nie potrafi w iernie przytoczyć klątwy Dydony, co skłania Freuda
do pow rotu do kwestii żydowskiej. W ydobywa z pacjenta kolejne skojarzenia,
one zaś pow odują, że psychoanaliza w raca ponow nie do kwestii społecznych
i politycznych aspiracji Żydów: „Myślę teraz” - konty nuow ał m łodzieniec -
„o Szym onie z T rydentu, którego relikwie dwa lata tem u oglądałem w jednym
z tam tejszych kościołów. Myślę o oskarżaniu Żydów o rytualne składanie krw a
wych ofiar, za co w łaśnie teraz znow u się ich obw inia i broszurce Kleinpaula,
który w tych wszystkich rzekom ych ofiarach widzi inkarnacje, czyli rzec m ożna,
nowe w ydania Zbawiciela”12.
Rather uważa, że jest to nawiązanie do zjawiska oskarżania Żydów o rytualne
mordy, ale także do konkretnego przypadku sprawy Tiszy-Eszlara z roku 1882. Zwrot
„właśnie teraz” sugeruje jednak, że równie dobrze wypowiedź tę można by odnieść do
sprawy Dreyfusa. Alfred Dreyfus, oficer arm ii francuskiej, w roku 1894 został oskar
żony o zdradę, ale wyrok skazujący został zrewidowany w 1906 roku. Prosta prawda
jest taka, że obawy związane z żydowskim spiskiem w ostatnim dwudziestopięcioleciu
XIX stulecia były dosyć rozpowszechnione. Powieści Disraeliego są odzwierciedle
niem owej obsesji, lęku przed żydowsko-masońskim spiskiem dążącym do obalenia
istniejącego porządku i zastąpienia go rządam i Żydów nad światem, co wielu ludzi
utożsamiało z nadejściem Antychrysta. Obawy te z całą m ocą ujawniły się w sprawie
Dreyfusa, później zaś um ocniły się po zwołaniu syjonistycznego kongresu w Bazy
lei (1896), który był reakcją na oskarżenie i proces Dreyfusa; wówczas to Teodor
Herz wezwał do utworzenia żydowskiego państwa.
W dalszym toku psychoanalizy Freud dochodzi do wniosku, że am biw alent
ne uczucia m łodzieńca oraz zapom inanie przezeń w spom nianego w yrazu rodzi
144 R O ZD ZIA Ł 3.
podejrzenie, iż z jednej strony chce m ieć potom ka, który go pom ści, z drugiej zaś
tego nie chce, bo m ściciela m ogłaby urodzić osoba niewłaściwa i niepożądana.
„Sprzeciw ten w ynika ze stłum ienia, oraz z myśli, które m ogłyby wywoływać
odw rócenie uw agi”13.
O dw rócenie uwagi, ale od czego? W Degenerate M oderns om aw iam obja
śnienie Swalesa dotyczące tego w łaśnie fragm entu Psychopatologii życia codzien
nego, wedle którego żaden m łodzieniec w istocie nie istnieje. Freud przeprow a
dza psychoanalizę sam ego siebie i w zakam uflow any sposób czyni w yznania na
tem at w łasnego rom ansu z M inną Bernays (określiłem to m ianem syndrom u
D im m esdalea), który został skonsum ow any niedaleko T rydentu we w rześniu
1900 roku. Rom ans ten jest źródłem koncepcji kom pleksu Edypa, wedle której
„wszyscy m ężczyźni” pragną sypiać ze swymi m atkam i albo siostram i. Tak więc
m łodzieńcem owym jest sam Freud, a ów m łody człowiek m a w yraźną św iado
m ość swojego miejsca, które jako Żydowi zostało m u przypisane w społeczeń
stwie, a także tego, że nie jest w stanie nic na to poradzić, chyba że skapituluje
przed „Rzymem” i naw róci się na chrześcijaństw o. O ile kom pleks Edypa jest
przeniesieniem poczucia w iny Freuda i uczynieniem z niego „naukow ej” p ra
widłowości, a odkrycie rzeczywistej n atu ry człowieka wiąże się z uw olnieniem
go od wszelkiej w iny w tej sprawie, niezdolność zapam iętania kluczowego słowa
z wersu z Eneidy, zaczynającego się od „Excoriare”, jest zawoalowanym wyrazem
jego żydowskiej w rogości wobec Rzymu i, być m oże, skrytą próbą przekazania
czytelnikowi, co w obliczu tego niemożliwego do zaakceptow ania stanu rzeczy za
m ierza uczynić. W tym celu, aby zasugerować swoje intencje, chwyta się typowego
zabiegu, polegającego na odw ołaniu się do postaci literackiej, nigdy jednak nie
form ułuje ich w prost. Podobnie jak ów m łody człowiek będący zakam uflowanym
przedstaw ieniem jego samego, Freud jest pełen sprzeczności i am biw alentnych
uczuć. Chce znaleźć mściciela i jednocześnie go się obawia. Chce ujawnić i zarazem
ukryć plan zem sty oraz to, co jest pow odem jego resentym entu.
Freud posłużył się kom pleksem Edypa dla uspraw iedliw ienia swojego ro
m ansu z M inną Bernays, ale idea ta nie jest jego autorstw a. Na pom ysł koncepcji
kom pleksu Edypa nie w padł bynajm niej dzięki autoanalizie - jak tw ierdził i co
Jones upow szechnił w jego biografii - lecz zapożyczył ją od Nietzschego z Naro
dzin tragedii:
Edyp m ordercą ojca, m ężem w łasnej m atki, Edyp autorem rozw iązania zagadki
Sfinksa!... tam , gdzie siły przepow iedni i m agii przerw ały klątwę w spółczesności
i przyszłości, sztyw ne praw o indyw iduacji i w ogóle zasadniczy czar natury, tam
jako przyczynę trzeba zakładać jakiś niesłychany czyn w brew naturze — jak tu k a
zirodztw o. Jakże bow iem zm usić n aturę do w ydania w łasnych tajem nic, jeśli nie
przez zwycięski w obec niej opór, to znaczy przez n ienaturalność? To ro zp o zn a
nie w idzę zaw arte w owej odrażającej troistości losu Edypa: ten sam , kto rozw iązuje
zagadkę n atu ry — owego dw oiście ukształtow anego Sfinksa — m usi też, m orderca
ojca i m ąż m atki, naruszyć tej n a tu ry najśw iętszy porządek. M it jakby nam nawet
podpow iadał, że m ądrość, a zwłaszcza m ądrość dionizyjska, jest w ystępkiem wo-
BREMA, 1895 145
bec natury, że ten, kto swą w iedzą strąca n aturę w otchłań unicestw ienia, także
na sobie m usi dośw iadczyć likwidacji natury. „Szczyt m ądrości zw raca się przeciw
m ędrcom : m ądrość jest zb ro d n ią przeciw n a tu rz e 14.
myśli francuskiej”19. Skoro Freud był zaznajom iony z kontrow ersjam i dotyczącymi
„społecznego statusu rasy, do której obaj należym y”, w iedział również, że Żydów
oskarżano o przynależność do tajnego stow arzyszenia wywodzącego się z m aso
nerii albo ilum inatów ; m iał św iadom ość, że tajne stowarzyszenie z definicji jest
organizacją rewolucyjną, dążącą do obalenia istniejącego porządku i wiedział, że
osobą, na którą powoływali się wszyscy antysem iccy autorzy, był ojciec Barruel.
To, iż Barruel w swoim liczącym dwa tysiące dwieście stron dziele ani razu nie użył
słowa „Żyd”, nie zm ienia faktu, że czynili to ci, którzy się na niego powoływali.
Z anim Freud w 1902 roku napisał Psychopatologię życia codziennego, skojarzenie
Żyda z m asonem uległo rozszerzeniu, tw orząc triadę Ż yd-m ason-satanista. Vitz
twierdzi, że Freud w roku 1888 zawarł pakt z diabłem podczas Walpurgisnacht, co
było bezpośrednim naśladow nictw em sceny z Fausta G oethego.
W szystko to, zwłaszcza zaś naw iązanie do W ergiliusza i Goethego, św iad
czy o tym , że Freud nie był w istocie naukow cem -przyrodnikiem , lecz literatem
św iadom ie w ykorzystującym m otyw y i postaci stanow iące wspólne, literackie
dziedzictwo Zachodu. Koncepcję kom pleksu Edypa zawdzięczał Sofoklesowi i Nie-
tzschem u (do czego się oczywiście nigdy nie przyznał) i dokładnie tak samo, jak
A dam W eishaupt, którego postać opisał Barruel, w ykorzystywał wszelkie wpływy
i formy nacisku, którym i rozporządzał. Nasta Weber w World Revolution stawia tezę
0 bezpośrednim organizacyjnym powiązaniu łączącym iluminatów z bolszewikami;
teza ta była źródłem teorii spiskowej, która w trudnych ekonom icznie i politycznie
czasach znajdow ała niem ały posłuch. W ięcej pow ażnych argum entów m ożna
jednak przytoczyć na poparcie hipotez i tw ierdzeń odnoszących się do literac
kich wpływów ilum inatyzm u. O publikow anie w roku 1787 tajnych dokum entów
ilum inatów spowodowało, że książę Bawarii m im ow olnie zapew nił W eishauptowi
nieśmiertelność, czego on sam, m im o wszelkich organizacyjnych talentów, którymi
dysponow ał, sam odzielnie nigdy nie byłby w stanie osiągnąć. Memoirs pióra ojca
Barruela, rozsławiły go jeszcze bardziej, gdyż książka ta, która ukazała się na prze
łom ie stuleci, była nadzwyczaj poczytna we wszystkich tych krajach Europy, gdzie
została w ydana. Jak pam iętam y, M ary G odw in Shelley po przeczytaniu Barruela,
unieśm iertelniła W eishaupta, tw orząc postać doktora Frankensteina. Nawet tak
szczery i oddany rew olucjonista jak B uonarotti o spisku ilum inatów dowiedział
się nie dzięki b ezpośredniem u w prow adzeniu go w ich sekrety, ale, tak sam o jak
Shelley, za sprawą lektury książki Barruela. M am y tutaj na myśli wpływy stricte
literackie, nie zaś, jak m ów ią Niemcy, Drahtziehertheorie. Freud, tak jak Shelley
1 B uonarotti, o spisku ilum inatów, Żydów, m asonów i satanistów dow iedział się
z lektur, wszystkie one zaś odw oływ ały się do Barruela.
To, że Freud ani razu nie w ym ienia nazw iska Barruela, nie jest niczym
zaskakującym . Nie w spom niał w szak rów nież o N ietzschem , a już na pew no nie
przyznał się, że to jem u zawdzięcza koncepcję kom pleksu Edypa. W istocie rze
czy nigdy w prost nie w ym ienił żadnych osób ani dzieł, którym i się inspirował.
Był m istrzem w ukryw aniu drogi i szlaków swojego rozwoju oraz intelektual
nych osiągnięć. W liście do Fliessa, datow anym na 3 g ru dnia 1897 roku - a był
148 RO ZD ZIA Ł 3.
to okres wyjątkowo dla niego niespokojny i tru d n y - Freud łączy swoją żydowską
niechęć do Rzymu z postacią H annibala, którego podziw iał jako chłopiec, ale
zaraz po tym gw ałtow nie ucina dalsze w yw ody na tem at swoich skojarzeń, żeby
nazbyt czytelnie nie ujawniać czy to własnych intencji, czy to źródeł, na których się
opierał. „M oja tęsknota do Rzymu jest sam a w sobie wysoce neurotyczna. W iąże
się ona z postacią Semity H annibala, którego w czasach gim nazjalnych wielbiłem
jako bohatera, a tego roku nie zbliżyłem się do Rzymu bardziej niż, on to uczynił
po bitwie nad jeziorem Trazym eńskim . Poniew aż badam to, co nieświadom e,
stałem się bardzo interesujący dla sam ego siebie. Szkoda, że unika się m ówienia
0 rzeczach najbardziej osobistych: Das beste was D u w eisstj Darfts cłu den Buben
nich sagen. Cytat „I tak, coś poznał najw yraźniej/Pow iedzieć chłopcom wszak ci
nie wypada”* pochodzi z Fausta G oethego i po raz kolejny otrzym ujem y od Freu
da zakam uflow ane naw iązanie do czegoś, do czego otw arcie nigdy chyba by się
nie przyznał, aby nie stracić autorytetu. W pływu G oethego na Freuda nie sposób
przecenić i wielu autorów o tym pisze. W iększość jed n ak zapom ina w spom nieć,
że G oethe był ilum inatą, a jego zakonne imię brzm iało Abaris. G oethe był jednym
z tych pisarzy, którzy przystąpili do ilum inatów w czasach, kiedy organizacja dzia
łała, i to zdecydow anie różni go od Shelleya oraz innych, którzy zainteresowali się
nim i za sprawą lektur, przede w szystkim p o d w pływ em książki Barruela. Kiedy
W eishaupt zm uszony był uciekać z Bawarii, G oethe był jednym z tych, którzy
usilnie zabiegali o znalezienie m u jakiejś synekury (W. D aniel W ilson twierdzi, że
G oethe był podw ójnym agentem i szpiegował ilum inatów w służbie Karola A ugu
sta, księcia W eim aru, co m iało służyć utrzym aniu n ad nim i kontroli). O tajnych
stowarzyszeniach G oethe napisał w prost w swojej powieści Wilhelm M eister, ale
z identycznej tradycji w yrasta także Faust.
W liście do Fliessa Freud pisze o swoim pragnieniu podboju Rzymu, identyfiku
je się z Semitą Hannibalem, następnie zaś, poprzez nawiązanie do Goethego, twierdzi,
że niczego więcej powiedzieć nie może, bo gdyby to uczynił, utraciłby władzę i auto
rytet. Kiedy jednak wie się, o co rzeczywiście chodzi Freudowi, nie ma on żadnej nad
nam i władzy. Innymi słowy, psychoanaliza jako narzędzie m anipulacji funkcjonuje
1 sprawdza się tylko wtedy, kiedy działa w ukryciu. Dlatego właśnie z istoty swojej
m a konspiracyjny i spiskowy charakter. Spiski osiągają swoje cele jedynie wówczas,
kiedy ich istnienie udaje się zachować w pełnej tajemnicy. Z chwilą kiedy ich rzeczy
wiste cele zostają ujawnione, pozostają darem nym przedsięwzięciem. Vitz stwierdza,
że Freud spalił swoje pryw atne papiery nie raz, ale dwukrotnie, żeby zatrzeć ślady
i zmylić przyszłych badaczy jego dzieła. Jedynym bezpiecznym wnioskiem, jaki
można wyciągnąć z faktu powołania się Freuda na cytat z Goethego, jest ten oto, że
jeśli jakąś ideę bądź źródło uznawał za ważne (Das Beste was Du weisst) dbał o to,
żeby ich nie ujawniać (Durfts Du den Buben doch nich sagen).
Nie oznacza to oczywiście, że nie m a żadnych dowodów na to, że Freud czytał
Barruela i znał treść m anuskryptów iluminatów. Dowód ten zawiera się w tekście
ł J.W. Goethe, Faust, tłum. W. Kościelski, cyt. za: Dzieła zebrane, Warszawa 1956, t. III, s. 266
(przyp. tłum.).
BREM A, 1895 149
bystrych i energicznych m łodych ludzi. Nasi adepci m uszą być ujm ujący, in teresu
jący, pełni odw agi, śm iałości oraz inicjatywy; m uszą rów nież być giętcy i łatwi do
kierow ania, posłuszni, ulegli i towarzyscy. Szukajcie także tych, których spośród
innych w yróżnia władza, szlachectw o, bogactw o albo w iedza, szlachciców, m o ż
nych, bogatych, poszukujących. Nie cofajcie się p rzed zadaw aniem bólu, ani przed
niczym innym , co pozw oli pozyskiwać takich adeptów. Jeżeli nie nakłonię Niebios,
poruszę Piekło.
Flectere si nequas superas. Acheronta movebo2'.
N ajbardziej w tym w szystkim dręczy m nie to, że m oja władza nad naszym i
ludźm i ogrom nie na tym ucierpi, ujaw nię bow iem m oją słabą stronę, oni zaś nie
om ieszkają czuć się ode m nie lepsi za każdym razem , gdy będę im kazał o m o ral
ności i do cnoty oraz skrom ności nak łan iał21.
powstał, rozwijał się i był prom ow any przez oświecenie. C hristian Thom asius na
sam ym początku epoki oświecenia, w roku 1691 pisał o „ponow nym odkryciu
nauki, dobrze uzasadnionym i wysoce dla dob ra w spólnego niezbędnym ”; cho
dziło o to, że nauka „potrafi rozpoznaw ać to, co skryw ają ludzkie serca i czynić
to naw et w brew ich woli, na podstaw ie szczegółów ich codziennego obejścia”25.
Istotą psychoanalizy jest to, co czynił Freud, który jako wzorcowy psycho
analityk, jak sam o sobie napisał, odgryw ał rolę „ojca spow iednika”. M anipulacja
spow iedzią i rachunkiem sum ienia jest sednem ilum inatyzm u i dobrze u d oku
m entow anym faktem . A dam W eishaupt przez osiem lat był uczniem jezuitów.
Tworząc swoje tajne stowarzyszenie, sięgnął po pro stu po Ćwiczenia duchowne
Ignacego Loyoli, zaanektow ał dla swoich potrzeb jego koncepcję rachunku sum ie
nia i przekształcił ją w duchu ilum inatyzm u. Pod w zględem stosunku do jezuitów
W eishaupt jest wręcz m odelow ym przykładem am biwalencji. Nienawidził ich,
ale wyznał Friedrichow i M uenterow i, że jako m łody człowiek om al nie został
jednym z nich (dass er ais junger M ann „selbst nahe dabey war, Jesuit zu werden”)16.
O dzierając rachunek sum ienia z jego transcendentalnej treści i likwidując ogra
niczenia, które na spow iednika nakłada Kościół (zwłaszcza bezw zględny nakaz
i obow iązek dochow ania tajem nicy spowiedzi), W eishaupt uczynił ze spowiedzi
narzędzie m anipulacji i spraw ow ania kontroli nad ludźm i. Rachunek sum ienia,
pozbaw iony cech właściwych sakram entalnej spowiedzi, stał się tylko Seelenspio-
nage. Z am iast wyzwolić p enitenta od grzechu, uzależniał go od „spow iednika”,
um ożliwiał stosow anie wobec niego szantażu, częściej jed n ak m anipulow anie nim
dzięki w ykorzystaniu nam iętności i pragnień, które p enitent szczegółowo opisał.
Ilum inatyzm nie jest adaptacją duchow ości Ignacego Loyoli, ale jej w ypaczeniem .
W edług Barruela, W eishaupt „pogardzał dziećm i Benedykta, Franciszka
i Ignacego, [ale] podziw iał instytucje stw orzone przez ich świętych założycieli,
zwłaszcza zaś dzieło Ignacego, którego reguła tak wielu pełnych zapału ludzi, roz
proszonych po całym świecie zjednoczyła w dążeniu do tego samego celu i pod
tym sam ym przyw ództw em ”. Barruel pisze, że W eishaupt „zrozum iał, że m ożna
to przejąć, niczego w tym nie zm ieniając, a wykorzystywać w celach diam etralnie
odm iennych”27. A gethen cytuje jezuitę Baltazara G racjana, który w swojej w yda
nej w roku 1647 książce zatytułow anej Orocula m a n u a ły arte de Prudencja, wyja
śniał, „jak kontrolow ać innych, jak zyskać w pływ na ich wolę, dzięki znajom ości
ich u p o d o b ań i słabości. O bserw acja drugiego [człowieka] i dow iedzenie się
o nim wszystkiego, co możliwe, staje się najw ażniejszym narzędziem władzy”28.
Knigge, w spółpracow nik W eishaupta, techniki m anipulow ania niższym i rangą
ilum inatam i nazyw ał „sem iotyką duszy”: „Na podstaw ie oceny wszystkich tych
cech charakterystycznych, naw et p ozornie najdrobniejszych i najm niej ważnych,
m ożna wyciągać w nioski m ające ogrom ną w artość zarów no dla rezultatów ogól
nych, jak i w iedzy o istotach ludzkich, stopniow o zaś uzyskiwać dzięki tem u w ia
rygodne inform acje o sem iotyce duszy”29.
W eishaupt był przekonany, że jego psychotechniki są kluczem do zrozu
m ienia ludzkich istot dzięki zw róceniu uwagi na to, co dotychczas wydawało się
152 RO Z D Z IA Ł 3.
W śród ogrom nej rzeszy zakonników , którzy żyją zgodnie z przykazaniam i św.
Bazylego, św. B enedykta, św. D o m in ik a lub św. Franciszka, nie m a ani jednego,
któ ry nie byłby głęboko przekonany, że istnieje głos o wiele potężniejszy niż głos
jego zw ierzchnika; to głos sum ienia, głos Ewangelii i głos Boga. G dyby zw ierzchnik
nakazał którem uś z nich uczynić coś sprzecznego z p o w innościam i chrześcijanina
i uczciwego człowieka, wszyscy o n i uznaliby, że polecenie takie zw alnia ich ze ślu
bów posłuszeństw a. We w szystkich zakonach często się to przyw ołuje i jasno się
o tym m ów i, a w zakonie jezuitów czyni się to dobitniej i kategoryczniej niż w k tó
rym kolw iek innym . Z ak o n n ik o m nakazuje się być posłusznym przełożonem u, ale
jedynie wówczas, kiedy posłuszeństw o to nie przyw odzi do grzechu, ubi non cer-
neretur peccatum n .
Freud nie przyznał się, że koncepcję kom pleksu Edypa zaczerpnął z dzieła
Nietzschego, co, w brew intencjom W iedeńczyka, odsłania rzeczywiste jego źródło
oraz znaczenie. D okładnie tak sam o jest w przypadku zatajenia przez Freuda faktu,
iż skorzystał z psychotechniki stworzonej wcześniej przez iluminatów. Stanowi
to dow ód na to, że psychoanaliza nie m iała niczego w spólnego z m edycyną, nie
była terapią, lecz narzędziem kontroli nad psychiką - zakam uflow anym sposo
bem sterow ania ludźm i dzięki m anipulow aniu ich poczuciem w iny oraz n am ięt
nościam i i pożądaniam i. W iedzę o nich psychoanalityk pozyskiw ał za sprawą
naw iązania z pacjentem pseudo-konfesyjnej relacji. To w łaśnie oderw anie spo
B REM A, 1895 153
czerpać finansow e k orzyści z u w aln ian ia ich o d p o czu cia w iny za p o m ocą
psychoanalizy (bądź w m aw iania im tego) i w ten właśnie sposób zyskiwać nad
nim i władzę.
Psychoanaliza, pod o b n ie jak ilum inatyzm , stała się form ą kontroli nad spo
łeczeństwem , a jej celem było obalenie istniejącego porządku poprzez zniszczenie
funkcjonującego system u w artości m oralnych. D o czasu nadejścia prawdziwej
i ostatecznej rewolucji psychoanalitycy realizowali swe cele poprzez zaspokajanie
potrzeb „M urzynów ” i „złotych rybek”, których pieniądze m iały suto napełniać
kieszenie terapeutów -w yzw olicieli. Spowiedź dokonyw ana wedle założeń głoszo
nych przez terapeutów , kontynuatorów idei ilum inatyzm u, była zakam uflowaną
postacią kontroli i władzy, w żadnym razie nie medycyny. Spowiedź taka może mieć
dobroczynne skutki dla psychiki - nie zam ierzam tego kwestionować. W psycho
terapii Freud odkrył „naukową” wersję ilum inatyzm u; nie bazowała ona jednak na
osiem nastow iecznych pojęciach, poglądach i w yobrażeniach, lecz na tych, które
były właściwe jego czasom. M im o to jed n ak psychoanaliza zachowała form ę taj
nego stowarzyszenia, czego świadectw em jest w spom niana wyżej cerem onia w rę
czenia pierścieni z roku 1913, a jej cele były takie same, jak wszystkich innych
tajnych stowarzyszeń, które powstały od czasu założenia zakonu iluminatów. Freud,
podobnie jak W eishaupt, chciał wykorzystać ludzkie pragnienie wyspow iadania
się dla osobistych korzyści, ale p o nadto uczynić je rów nież częścią rewolucyjnej
strategii, zgodnej z tym , czego dow iedział się o judeo-m aęonnique tajnych sto
w arzyszeniach z antysem ickiej literatury końca XIX wieku. Dzięki Freudow i lęki
praw icy stały się przedm iotem zainteresow ania lewicy. Tworząc psychoanalizę na
bazie zapożyczeń w ątków tradycji rewolucyjnej, do czego się nigdy nie przyznał,
Freud stał się jednym z żydow sko-m asońskich wywrotowców, przed którym i
antysem ici od pew nego już czasu przestrzegali świat. Stworzył „żydowskie” tajne
stowarzyszenie, aby potajem nie zrealizować cel identyczny z tym , który wcześniej
był także celem ilum inatów. Było n im „obalenie tro n u i ołtarza”, czyli zniszczenie
istniejącego porządku w Europie. W ykorzystując swoich bogatych pacjentów dla
osobistych korzyści finansow ych i odgryw ając przed nim i rolę „spow iednika”,
Freud był także pro m o to rem „wyzwolenia” od n o rm m oralnych, nietzscheań-
skiego „przew artościow ania w szystkich w artości” i obalenia ładu społecznego,
opierającego się na zasadach i w artościach chrześcijańskich. Jedynymi regułam i,
obow iązującym i w psychoanalizie, są te, które ustanow ił Freud, a służyć one
m iały głównie, o ile nie wyłącznie, jego w łasnym korzyściom . Poczucie w iny jest
częścią ludzkiego istnienia, a tego W ebster zdaje się nie rozum ieć. Zachęcając do
zachowań, które je wywołują, psychoanalityk nawiązuje z pacjentem „wampirycz
ną” relację, polegającą na wykorzystywaniu go i „żywieniu” się nim . Jest całkowicie
i fundam entalnie sprzeczne z instytucją oraz sensem spowiedzi sakram entalnej,
ale zarazem nadzwyczaj p o d o b n e do praktyk ilum inatyzm u, za pom ocą których
A dam W eishaupt próbow ał zyskać w ładzę n ad ludźm i poprzez m anipulow anie
ich pożądaniam i, p ragnieniam i i nam iętnościam i.
ROZDZIAŁ 4
R
ok 1913 m ożna określić m ianem annus mirabilis. Poprzedzał w ybuch
I wojny światowej i właśnie w tedy doszła do głosu nowoczesność w sztu
ce. Pod tym względem m ożna go porów nyw ać tylko do roku 1921, kiedy
to ukazały się Ziem ia jałow a oraz Ulisses i kiedy rozwiązłość, za sprawą
pow ojennego upadku obyczajów i m oralności, zaczęła szerzyć się na szerok
W 1913 roku John B. W atson wygłosił na uniw ersytecie C olum bia cykl wyk
poświęconych behaw ioryzm ow i, konkurując z H enri Bergsonem, którego odczyty
i prelekcje odbyw ały się w mieście. Najważniejszym jed n ak w ydarzeniem owe
go roku był A rm ory Show, dzięki którem u N owy Jork i cała A m eryka zapoznały się
z now ym i trendam i, które po wojnie m iały zdom inow ać sztukę. Najsławniejszym
obrazem na tej wystawie było p łó tn o M arcela D ucham pa zatytułow ane A k t scho
dzący po schodach, przykład zastosow ania kubizm u wym yślonego przez Braque’a
i Picassa; pew ien A m erykanin nazw ał ów obraz eksplozją w fabryce dachówek.
Platon powiedział, że zm iany form muzycznych są zapowiedzią zm ian w p ań
stwie. To sam o m ożna odnieść do m alarstw a. Kubizm był oczywiście buntem
przeciw ko ładow i m o raln em u , ale now e p rą d y w sztuce były ta k o d m ien n e
od wszystkiego, co d o tąd znano, że niew ielu ludzi je rozum iało. Owi nieliczni
zamieszkiwali w G reenw ich Village i uważali, że reszta Nowego Jorku, powyżej
czternastej ulicy, jest „odcięta od Village niczym id o d ego"'. Porów nanie zdaje się
świadczyć, że teorie Freuda w pierwszej dekadzie XX w ieku szturm em zdobyły
sobie zw olenników w śród przedstaw icieli am erykańskiej bohemy. Pierwszym
„strzałem ” oddanym w publicznej kam panii, której skutkiem było to, że w latach
dw udziestych te rm in o lo g ia Freudow ska stała się częścią kulturow ego lingua
franca, było opublikow anie przez M axa E astm ana dw óch obszernych artykułów
poświęconych Freudow i; ukazały się one w roku 1915 w „Everybody’s M agazine”,
156 RO ZD ZIAŁ 4.
który w tam tym czasie docierał do sześciuset tysięcy czytelników. Eastm an, który
później przystał do kom unistów , a jeszcze później stał się zaciekłym antykom uni-
stą, przedstaw ił psychoanalizę jako now y sposób leczenia, „który, m oim zdaniem ,
może być w ażny dla setek tysięcy ludzi” jako m etoda usuw ania „m entalnych n o
wotworów. .. [dzięki której] odzyskacie zdrowie, wolność i energię”2. Jedyną rzeczą,
od której Eastm an nigdy się nie odciął, był jego seksualny libertynizm , i rychło
stało się oczywiste, że to on właśnie był siłą sprawczą akceptacji, którą teorie Freu
da zyskały sobie w śród przedstaw icieli artystycznej bohem y z G reenw ich Village.
W roku 1916 inny radykał, Floyd Dell, który w spółpracow ał z Eastm anem w „The
Masses”, p o d d ał się psychoanalizie. Stwierdził później, iż „w owym czasie każdy,
kto w iedział coś o psychoanalizie, był jej swoistym m isjonarzem ; nie sposób było
obracać się w kręgach związanych z G reenw ich Village i wiele o niej nie słyszeć”'.
Psychoanalitykiem Della był Samuel A. T annenbaum , gorliwy orędow nik wyzwo
lenia seksualnego, który uważał, że abstynencja seksualna m oże być szkodliwa dla
psychiki. Tannenbaum opow iadał się także za zalegalizowaniem prostytucji, sądził
bowiem, że kiedy m łodzi mężczyźni regularnie korzystają z usług prostytutek, roz
ładow ują dzięki tem u niebezpieczne pokłady „niezaspokojonego podniecenia”4.
Na „ewangelię” Freuda naw rócił się także pew ien m łody dziennikarz. N azy
wał się W alter Lippm an - ten sam, który później zyskał sobie przydom ek „proroka
now ego liberalizm u”. Lektura dzieł Freuda była dla niego nieom al religijnym
przeżyciem, rzecz zn am ienna w przypadku człowieka, k tóry w żadną religię, czy
to zorganizow aną, czy jakąkolw iek inną nie w ierzył i żadnej też nie wyznawał.
Lippm an niedaw no ukończył H arvard; szukając przykładu objawienia w spół
m iernego do jego odkrycia Freuda, uznał, że m ożna je porów nać tylko do tego, co
odczuw ało pokolenie jego rodziców, kiedy zapoznaw ało się z dziełam i D arw ina.
W 1914 roku Lippm an został zastępcą redaktora „New Republic” - sztanda
rowego organu prasowego nowego liberalizm u i na jego łam ach, wspólnie ze swoim
przyjacielem , A lfredem B oothem K uttnerem , jednym z pierwszych ludzi w USA,
którzy poddali się psychoanalizie prow adzonej przez ucznia W iedeńczyka, A.A.
Brilla, zaczęli drukow ać artykuły popularyzujące teorię Freuda. Za sprawą Lip-
pm ana freudyzm stał się konstytutyw ną częścią am erykańskiego liberalizm u;
był także jedną z koncepcji intelektualnych, którą Lippm an zastosował dla an a
lizowania problem ów społecznych. O n rów nież propagow ał freudyzm w salonie
M abel D odge i rychło zdobył dla niego bywających tam intelektualistów. Sama
M abel D odge rów nież była tak zafascynow ana freudyzm em , który m ógł wyjaśnić
jej biseksualizm , że z pom ocą Brilla bezzw łocznie p o d d ała się psychoanalizie.
Brill, człowiek ulegający seksualnym natręctw om i zawsze skłonny do opow iada
nia sprośnych dowcipów, był jeszcze bardziej jaw nym niż Freud orędow nikiem
seksualnego wyzwolenia. Lippm an zacytował go w jednym ze swoich artykułów:
„Prawidłowe życie seksualne wyklucza stanie się neurotykiem ”5.
Ow a w ym ów ka stanow iąca uspraw iedliw ienie dla zaspokajania seksualnych
pragnień była tym właśnie, co pragnęli usłyszeć dalecy od konw encjonalności
ludzie z Greenw ich Village, którzy w drugiej dekadzie XX stulecia przyjęli idee
G RE EN W IC H VILLAGE, 1913 157
Freuda. Z daniem jednego z obserw atorów , teorie freudowskie, jaw nie głoszące
seksualną sw obodę, stały się narzędziem , z którego korzystano, aby „uwolnić
am erykańską literaturę od pru d erii i innych społecznych ograniczeń... Niewy
kluczone również, że sw oboda pisania o seksie, którą łączono z innym i, zwycięży
łaby także bez Freuda. M im o to jed n ak literackie w ykorzystanie Freuda było ich
istotnym w zm ocnieniem , które pojawiło się w decydującym m om encie i w istotny
sposób towarzyszyło nadejściu epoki naszej literatury”6.
M niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy otw arto wystawę A rm ory Show,
dw udziestojednolatek Eddie Bernays za nam ow ą przyjaciół zaczął redagować
mało znane czasopism o „M édical Review o f Reviews”. Eddi zawsze nadstaw iał
ucha n a to, co m ów ią ludzie i być m oże dlatego, że freudow skie id z pow odzeniem
zaczęło dochodzić do głosu, zainteresowanie seksem rosło, a Eddie dostrzegł w tym
zjawisku sposobność zarobienia na nim pieniędzy. Pojął znaczenie słów jednego
z now ojorskich redaktorów , który 15 m arca 1913 oznajm ił, że w Am eryce wybiła
„sex-oclock”. W pierw szych m iesiącach 1913 roku Bernays otrzym ał recenzję
sztuki zatytułowanej Damaged Goods. A utorem sztuki był francuski dram atopisarz
Eugène Brieux. O pow iada ona historię człowieka, który zaraża się syfilisem, n a
stępnie żeni się i płodzi dziecko dziedzicznie obciążone tą sam ą chorobą. Recenzja
była frontalnym atakiem na ówczesną wrażliwość i jako taką w łaśnie odebrali ją
konserw atyw ni odbiorcy pisma.
Bernaysa ani to nie zraziło, ani nie przestraszyło. Skontaktował się z aktorem,
który był zainteresow any wystaw ieniem Damaged Goods, i zwrócił się do gazety
z prośbą o w sparcie finansowe dla tego przedsięwzięcia. Bernays napisał w tedy do
Richarda Benneta: „R edaktorzy «Médical Review o f Reviews» popierają pański
godny pochw ały zam iar zwalczania pruderii seksualnej w Stanach Zjednoczonych
poprzez wystaw ienie sztuki Damaged Goods. M oże p an liczyć na naszą pom oc”7.
O dpow iedź B enneta usatysfakcjonow ała Bernaysa do tego stopnia, że nie
zwłocznie zgodził wystawić poręczenie finansow e na koszty jej w ystawienia, co,
zważywszy na to, że zarabiał wówczas dw adzieścia pięć dolarów tygodniowo, było
nader odw ażnym posunięciem . Bernays intuicyjnie wyczuwał, że wyzwolenie sek
sualne m a własny rynek, on zaś m oże zacząć czerpać z niego m aterialne korzyści,
o ile z w ystaw ienia D am aged Goods uczyni cause célèbre. Sztuka ta pow inna stać
się sym bolem w olności w ypow iedzi w spraw ach związanych z seksualnością i aby
to uzyskać, Bernays zaczął zabiegać o poparcie grupy wpływowych nowojorczyków,
którzy podzielali jego p u n k t w idzenia. Jedną z pierw szych osób, wspom agających
utw orzony przez „M édical Review of Reviews” Sociological Fund Com m ittee,
którego celem była w alka z p ruderią, był sam John D. Rockefeller junior. Powie
dział on Bernaysowi, że „zło wynikające z prostytucji nie będzie zrozum iane d o
piero wówczas, kiedy m ożliwe będzie podjęcie szczerej rozm ow y na jego tem at”8.
Później zaczęły napływać setki czeków, a wysyłali je m.in. Rockefellerowie, Franklin
I). Roosevelt i jego m ałżonka, Eddie zaś znalazł się na prostej drodze, aby, jak sam
się później określił i co udow odnił w swym bardzo długim życiu (zm arł w w ie
ku stu trzech lat), stać się „ojcem public relations”. Jego zainteresow anie seksem
158 R O ZD ZIA Ł 4.
zaow ocow ało stw orzeniem przez B ernaysa pierw szej „front group”*, a także
zrobieniem kariery na fali reklam y oraz kreow ania w izerunku, która przetoczyła
się przez Stany Zjednoczone, zm ieniając je i czyniąc takim i, jakie znam y dzisiaj.
„Przykrywka” jako technika m anipulow ania opinią publiczną zdom inow ała życie
kulturalne XX wieku, a podstępy i wybiegi, dzięki którym w im ię interesów ekono
m icznych kam uflow ano tę m anipulację, stawały się coraz bardziej wyrafinowane,
aż doszło do tego, że „o b ecn ie... trzeba detektywa, żeby zdem askować interesow
ność, którą kierują się organizacje o tak niew innie brzm iących nazw ach jak Safe
Energy C om m unication Council (lobby antynuklearne), Eagle Alliance (lobby
pronuklearne), Coalition Against Regressive Taxation (ciężki transport drogowy)”9.
„Wszystko zaczęło się o d seksu” - stw ierdził Eddie, opisując swoją niezwykłą
karierę. Jej początki nie były jed n ak finansowo obiecujące. G dy tylko B ennet uzy
skał prawa do wystawienia sztuki, oznajm ił Bernaysowi, żeby się od niego odczepił.
„Nie potrzebuję już twojego cholernego [s/c/] społecznego funduszu”10 - napisał.
Bernays nie należał do ludzi, których coś takiego by załam ało; uznał, że pieniądze,
których nie zarobił, w arte są pozyskanej przy tej okazji w iedzy o m anipulow aniu
opinią publiczną i latem 1913 roku postanow ił towarzyszyć pew nem u m łodem u
człowiekowi w podróży do Europy, aby psychologiczne im plikacje tego, czego się
nauczył, om ów ić ze swoim wujem . M otyw em owej decyzji nie były tylko więzy ro
dzinne. W ujem Eddiego Bernaysa był Z ygm unt Freud.
Szczegółów rozmowy, którą dw udziestojednoletni Bernays, spacerując po
lasach w okół Karlsbadu, na tery to riu m mającej w krótce pow stać Czechosłowacji,
odbył ze swoim sławnym siedem dziesięciopięcioletnim w ujem , potom ni nigdy już
nie poznają. M im o to jej ogólny ton i treść są oczywiste. Bernays uczynił właśnie
pierw szy krok na drodze do m anipulow ania opinią publiczną poprzez odw ołanie
się do jej zainteresow ania seksem, a poniew aż jego wuj był w ybitnym autoryte
tem w spraw ach szeroko pojętej seksualności, Eddie chciał posiąść jego wiedzę
i zastosować ją w odniesieniu do masowego odbiorcy. „O czym kolwiek by m ów i
li” - pisze Tye - „wiadom ym jest, że kiedy Eddie jesienią 1913 roku pow rócił do
Nowego Jorku, był jeszcze bardziej niż przedtem zafascynowany now atorskim i
teoriam i W iedeńczyka, m ów iącym i o tym , w jaki sposób nieuśw iadom ione p o
pędy sięgające okresu dzieciństw a wpływają na ludzkie zachowania. Eddie był
przekonany, że zrozum ienie instynktów i symboli, które m ają wpływ na jednostkę,
pom oże m u kształtow ać zachow ania zbiorowe”11.
A nalizując intelektualne relacje m iędzy Eddiem i jego sławnym wujem , Tye
niestety nie ustrzegł się pew nych fałszywych opinii na tem at Zygm unta Freuda
i psychoanalizy, a to negatyw nie w płynęło na całość jego wywodów. Tye pisze
m iędzy innym i:
Bernays jest filozofem, nie tylko biznesm enem . Jest b ratan k iem innego w iel
kiego filozofa, dok to ra Z ygm unta Freuda. Inaczej niż jego w ybitny wuj, nie jest
znany jako praktykujący psychoanalityk, ale jed n a k n im jest, zajm uje się bow iem
nauką o procesach działania podśw iadom ości. Jego praca polega n a w pływ aniu na
nieuśw iadom ione akty um ysłu poprzez akty św iadom e. W ielki W iedeńczyk chce
uw olnić stłum ione libido jednostki; jego am erykański bratanek dąży do uw olnie
nia tłu m ionych pragnień zbiorow ości (i kierow ania n im i)13.
Kolejny raz, ale w tym sam ym tonie, Tye stawia tezę, że „o ile Freud dążył
do wyzwolenia ludzi od podśw iadom ych popędów i pragnień, Eddie chciał owe
nam iętności wykorzystywać”14.
Podobnie jak w analizie relacji m iędzy celam i Kinseya i Rockefellera, której
dok onał w spólnie z Jam esem Jonesem , Tye tw orzy dychotom ię tam , gdzie jej
nie m a. E ddie B ernays, chcąc w ykorzystyw ać seksualną nam iętność dla finan
sowych korzyści, nie m iał na myśli niczego innego niż jego wuj Zygm unt, który,
0 czym w yraźnie św iadczy przy p ad ek H oracego Finka, czynił to już od pew
nego czasu. N aw et sam Freud przyznał, że psychoanaliza nie jest praw dziw ą
m edycyną. W chw ilach nieco większej szczerości w obec swojego przyjaciela
1 pow iernik a W ilhelm a Fliessa, Freud nazyw ał pacjentów „złotym i rybkam i”
oraz „M urzy n am i”, dosyć jasn o sugerując, że psychoanaliza jest form ą k o n tro
low ania psychiki, k tó ra m a przynieść terapeucie w ym ierne korzyści finansowe.
Z asada owej transakcji była p ro sta i w m iejscach, tak ich jak G reenw ich Village,
przeprow adzano ją w ielokrotnie. W zam ian za przyzw olenie na zaspokajanie
seksualnych p o żąd ań i p rag n ień , pacjent dostaw ał „rozgrzeszenie” od psycho
analityka, k tó ry w ystępow ał w roli pseu d o spow iednika, a następnie m u za to
płacił. Bernays i jego sław ny wuj w ykorzystyw ali seksualne n am iętności ludzi,
żeby na tym zarabiać. Jedyna różnica m iędzy nim i polega na tym , że m łodszy
z nich czynił to w in n y sposób. Freud w yłudzał p ieniądze od poszczególnych
pacjentów na sesjach psychoanalizy, Bernays natom iast za pom ocą m ass-m ediów
starał się zm anipulow ać cały kraj, posługując się w ty m celu środkam i w łaści
wym i reklam ie oraz tech n ik o m kształtow ania w izerunku.
160 R O ZD ZIA Ł 4.
ZURYCH, 1914
ięć lat po przeprow adzeniu przez Junga kuracji M edilla M cC orm ic-
do jednej ze sw oich zam ożnych pacjentek. K obieta ta nazyw ała się Angelika
Bijur. Freud, czując, że oto pojaw ia się szansa, żeby się obłowić, w ykorzystał sy
tuację, każąc Frinkow i rozwieść się z żoną i poślubić Angelikę. Początkowo Frink
był tem u przeciwny, opierał się, ale po sześciu m iesiącach w końcu zgodził się
z punktem w idzenia Freuda i rozw iódł się. N ie był to jeszcze jed n ak koniec jego
seansów psychoanalitycznych z Freudem . W iedeńczyk zaczął wm awiać F rinko
wi, że ten odczuw a do niego pociąg seksualny, k tó ry objawia się w pragnieniu
Frinka, aby swojego m istrza uczynić „bogatym człow iekiem ”. „Twój zarzut, że nie
jesteś w stanie dostrzec własnej hom oseksualności, świadczy, iż nie rozum iesz
jeszcze swoich fantazji o uczynieniu m nie bogatym . Jeżeli wszystko potoczy się
dobrze, zam ienim y ów w yim aginow any dar w rzeczyw isty datek na rzecz w spie
rania psychoanalizy”4. Kolejny raz Freud w ykorzystywał relację lekarz-pacjent dla
finansow ych korzyści. O pisując sprawę Frinka, E d m u n d s stwierdza, że „Freud
otw arcie zachęcał do tego w yzw olenia seksualnego”5. W liście do byłego m ęża
Bijur, Freud tak oto opisuje psychoanalizę Frinka:
M iędzy rokiem 1909 a 1917 idee Freuda szybko zdobyw ały sobie uzn an ie n o
w ojorskiej inteligencji. Z d an iem jednego z obserw atorów , teorie freudow skie, jaw
ZURYCH, 1914 165
nie głoszące seksualną sw obodę, stały się narzędziem , z którego korzystano, aby
„uw olnić am erykańską literaturę od p ru d erii i innych społecznych o g ran iczeń ...
N iew ykluczone rów nież, że sw oboda pisania o seksie, k tó rą łączono z innym i, zwy
ciężyłaby także bez Freuda. M im o to je d n a k literackie w ykorzystanie Freuda było
istotnym w zm ocnieniem , które pojaw iło się w decydującym m o m encie i tow arzy
szyło nadejściu nowej epoki naszej literatu ry ”1".
C hciano dać się uwieść, a kiedy uw iedzenie się dokonało, pow iodło się tak
znakomicie, że przeszło to najśmielsze oczekiwania; jego końcowym skutkiem była
erozja oraz zniszczenie dotychczasowej am erykańskiej obyczajowości. Obiecano
naiw nym wyzwolenie, a jednocześnie dano skrytą w ładzę nas społeczeństw em
„niew idocznym rządzącym ”. K oncepcje ilum inatów okazały się najtrw alszym
spośród wszystkich spisków.
ROZDZIAŁ 6
R
ok 1914 w życiu M argaret Sanger okazał się p u n k te m zw rotnym .
W 1902 roku w wieku dw udziestu trzech lat wyszła za żydowskiego
architekta, W illiam a Sangera, a w roku 1910 przeprow adziła się razem
z nim do G reenw ich Village, gdzie niem al natychm iast stali się uczest
nikam i społecznego i intelektualnego ferm entu, który owym czasie był cech
miejsca. Krótko po przeprow adzce Sangerowie wstąpili do Partii Socjalisty
a rok później W illiam podjął zakończoną niepow odzeniem próbę ubiegania się
o urząd radnego.
Znacznie bardziej brzem ienne w skutki niż edukacja polityczna było dla nich
zapoznanie się z teoriam i intelektualnym i socjalistycznej awangardy. Sangerowie
zaczęli regularnie bywać w salonie Mabel Dodge, a tam poznali takie osobistości jak
John Reed, Carlo Tresca i E m m a G oldm an, a ta ostatnia, wedle słów Ellen Chesler,
zapoznała M argaret „z ideologią neom altuzjanizm u, m o dną podówczas pośród
* Tłum . A. Demkowska-Bohdziewicz.
168 RO ZD ZIA Ł 6.
co robiła, w ynikało tylko z jej egotyzm u, a taka perspektyw a była dla niej nie do
przyjęcia, zwłaszcza wówczas, kiedy jej w łasne dzieci zaczęły ją ganić.
Latem 1910 roku, m niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy Sangerowie prze
prowadzili się do G reenw ich Village, Peggy, jej trzecie dziecko, zachorow ała na
polio. Im bardziej M argaret angażowała się w rew olucyjną ideologię oraz rom anse
z wyznającymi ją mężczyznami, tym bardziej zaniedbywała dzieci. Latem 1913 roku
jej rom ans z W alterem Robertsem zbiegł się z pogorszeniem stanu zdrow ia Peggy.
M im o przestróg i wym ów ek m ęża, że trzeba leczyć nogę córki, niczego w tej spra
wie nie uczyniono, później zaś M argaret zdecydow ała, że wyjazd do Paryża może
być korzystny dla jego kariery m alarskiej, którą w ybrał ze szkodą dla finansowego
bezpieczeństw a rodziny, ją sam ą zaś skłoni do zaprzestania praktykow ania wolnej
miłości, upraw ianej p o d płaszczykiem działalności rewolucyjnej. Żadne z tych
oczekiwań się nie ziściło. M argaret, m im o że uzyskała sposobność zapoznania się
ze stosow anym i we Francji m etodam i antykoncepcji, szybko poczuła się znużona
i znudzona pobytem w Paryżu; nagle zostaw iła m ęża oraz dzieci i pow róciła do
Nowego Jorku.
W ydaje się jednak, że stan zdrow ia Peggy leżał jej w owym czasie na sercu.
Pisywała do córki, zapew niała, że ją kocha, a naw et zaczęła o niej śnić; stałym
m otyw em tych snów była liczba sześć. Podczas podró ży pow rotnej do Nowego
Jorku wpadła na pom ysł wydawania gazety, którą nazwała „Women Rebel”; opowia
dała się ona m iędzy innym i za praw em kobiety do „bycia leniwą”, a także „prawem
do zerw ania”. Stopniow o w um yśle M argaret zaczęła rodzić się koncepcja nowej
idei, której fundam entem było coś szybciej i bardziej bezpośrednio przem aw ia
jącego do w yobraźni niż w alka o spraw iedliw ość społeczną dla klasy pracującej.
W roku 1914 Sanger nadal jed n ak wyznawała idee lewicy, a kiedy w kw iet
niu wynajęci przez Rockefellerów detektyw i zaatakow ali m iasteczko n am ioto
we, w którym mieszkały rodziny strajkujących górników z Kolorado, zabijając przy
tym kobiety i dzieci, zareagowała w sposób św iadczący o bezkrytycznej w ierności
lewicy. W ezwała do zabicia Johna D. Rockefellera juniora. D użo później, odnosząc
się do zarzutów sądowych, które w 1914 roku zm usiły ją do wyjazdu z kraju, w spo
m niała jedynie o rozsyłaniu pocztą m ateriałów dotyczących kontroli urodzin, ale
ani słowem nie zająknęła się o naw oływ aniu do zam ordow ania jednego z człon
ków rodziny Rockefellerów.
Nie m a w tym nic zaskakującego; Sanger w ow ym czasie była już na tyle
znana, że prasa chciała z nią robić wywiady, ale oprócz tego korzystała także
z pieniędzy przekazyw anych jej przez Rockefellera. W ciągu dziesięciu lat wiele
się zm ieniło: naw oływ anie do m o rd u było spraw ą przeszłości, a Rockefeller był
teraz jednym z jej najhojniejszych sponsorów. W ciągu całego jej życia tylko je d
na osoba przekazała jej więcej pieniędzy niż on. Był n im N oah Slee, drugi mąż
Sanger, który pośw ięcił cały swój majątek, aby w spierać sprawę, o którą walczyła.
K am ieniem filozoficznym owej alchem icznej tran sm u tacji była antykoncepcja
oraz sojusz lewicy z m ożnym i tego świata, który w tej kwestii okazał się nader
trwały. Mówi się, że w polityce możliwe są n ader egzotyczne przymierza; skoro tak,
170 RO Z D Z IA Ł 6.
M argaret w istocie nigdy nie przestała opłakiw ać Peggy i cierpieć z pow odu
poczucia winy, że nie była przy niej w o statn im ro k u jej krótkiego życia. Przez
całe lata, kiedy podróżow ała pociągiem , nie potrafiła, nie tracąc panow ania n ad
sobą, w ysiedzieć naprzeciw ko jakiejś m atki jadącej w tow arzystw ie córki i ta k sam o
było w innych m iejscach publicznych. W sw oim d zien n ik u pisała, że często cierpi
n a bezsenność, w snach zaś naw iedza ją obraz dziecka, które o d niej odchodzi,
a w tedy budzi się z płaczem 6.
niezbędnym dla praw idłow ego funkcjonow ania psychiki; innym i słowy, nabrała
charakteru obsesji. Jedno i drugie w ynikało z poczucia winy. Głównym celem
seansów spirytystycznych, w których uczestniczyła, było naw iązanie kontaktu
z Peggy i rozm ow a z nią - w tym znajdyw ała pociechę, głównie dlatego, że m edia,
do których się udaw ała, zawsze m ów iły jej to, co pragnęła usłyszeć. Interpretacja
Chesler, k tó ra d ostrzega zw iązek m iędzy poczuciem w iny z pow odu śm ierci
Peggy oraz sprawą kontroli urodzeń, rów nież jest słuszna. Sanger „m ogła teraz
zyskać poczucie, iż w ypełnia swe m acierzyńskie obowiązki, nie zbaczając przy
tym z obranej przez siebie drogi, jako że Peggy wciąż była przy niej - w rezultacie,
a może nawet w rzeczywistości - stanowiąc uspraw iedliw ienie dla jej zawodowych
poczynań”7.
Sprawa kontroli urodzeń służyła tem u sam em u celowi nie tylko w czysto
osobistym w ym iarze. Chesler podkreśla to, przyw ołując tw ierdzenie Sanger, że
„osobiste uczucia były konieczną ofiarą złożoną na ołtarzu «ideałów, które zawład
nęły um ysłem ». Nawet w listach z Billa napisanych zim ą 1914 roku jasno widać,
że już w tedy odkryła w sobie pow ołanie, będące uspraw iedliw ieniem dla niewy-
wiązywania się z roli żony i m atki”8.
W innym m iejscu Chesler słusznie zauważa, że: „dzięki pracy na rzecz k o n
troli urodzeń, [Sanger] m ogła przekuć osobiste, bardzo bolesne dośw iadczenia na
zew nętrzne sukcesy, i nikt by jej w tym nie pow strzym ał”9. Kiedy brakuje skruchy,
najczęstszym sposobem zagłuszania poczucia winy jest transform acja uczynku,
który stanow i jej źródło, i uczynienie z tego spraw y politycznej. W przypadku
M argaret Sanger i kobiet, które poszły za jej przykładem , krucjata na rzecz kontroli
urodzeń zdaje się być zaspokojeniem takiej właśnie potrzeby. Kiedy to nie w ystar
czyło, Sanger zajęła się okultyzm em i uczestniczyła w seansach, podczas których
Peggy m ów iła jej, że wszystko jest w porządku, a jeśli i to nie potrafiło zagłu
szyć w yrzutów sum ienia, zawsze pozostaw ał jeszcze D em erol i alkohol - środki
łagodzące duchow e cierpienie, po które w raz z upływ em lat sięgała coraz częściej.
M argaret pow tarzała wciąż niczym m antrę: „Jestem bogata; m am własny rozum;
mogę robić, co chcę”.
W ystępek seksualny nie jest jednak jedynym , który obciąża sumienie. Istnieje
siedem grzechów głównych i o ile w wieku XX wydaje się dom inow ać seksualna
nieczystość, w XIX stuleciu jej m iejsce zajm owała chciwość. W ojna liberalizm u
z istniejącym porządkiem m oralnym rozpoczęła się od negow ania jego związku
z ekonom ią i gospodarką. Kiedy to się udało, niszczenie m oralności seksualnej
było już tylko kwestią czasu. Pamiętajmy, że słowo „ekonom ia” wywodzi się z greki
i oznaczało gospodarstw o dom ow e albo rodzinę - obie te instytucje mają też wy
m iar finansow y i seksualny. Oikos ucierpiało p od jednym i p o d drugim względem.
Z asadniczym ogniw em była tutaj m asakra w Ludlow. E nsor i Johnson,
biografowie Rockefellera, podkreślają, że Junior był bardzo poruszony tym w yda
rzeniem ; pojechał naw et do K olorado i tańczył z żonam i swoich robotników, żeby
jakoś załagodzić skutki fatalnego rozgłosu, będącego następstwem wym ordow ania
ponad siedm iuset ludzi, w tym wielu kobiet i dzieci. Symboliczne gesty nie oznaczały
RO Z D Z IA Ł 6.
BALTIMORE, 1916
go zatem do Francji, w okolice linii frontu, niedaleko Nancy. Przez trzy kolejne
miesiące siedział tam zupełnie bezczynnie w bezpiecznej odległości od toczących
się działań wojennych; w końcu m iał tego dosyć i poprosił, aby go odesłano do
kraju. Podczas rejsu do kraju zobaczył, jak to rp ed a w ystrzelona w stronę statku,
którym płynął, przechodzi za jego rufą. Podczas pobytu w Europie utrzym yw ał
kontakty z brytyjskim i psychologam i, m iał rów nież liczne rom anse.
W ojna nie przyniosła m ajorowi W atsonowi żadnych większych sukcesów, ale
dla psychologii był to nad er korzystny okres. W ojna i behaw ioryzm były dla siebie
stworzone. W przeciwieństwie do germ ańskiej m etody introspekcji, behawioryzm
był pragmatyczny, am erykański i obiecyw ał dużą skuteczność. W czasie wojny
największym trium fem W atsona (o ile tak to m ożna określić) było opracow anie
testów na inteligencję; po zakończeniu działań wojennych rasistowscy eugenicy w y
korzystywali je dla udow odnienia, że znakom ita większość Amerykanów, zwłaszcza
zaś im igranci oraz ich rodziny, to ograniczeni um ysłow o idioci. N astępstw em tego
było m asow e uchw alanie przez legislatury stanow e przepisów o przym usowej
sterylizacji. Najsławniejszym przypadkiem zasądzenia ich do Sądu Najwyższego
była sprawa Buck vs. Bell, która sędziego H olm esa, członka składu orzekającego,
skłoniła do w yrażenia opinii, że „trzy pokolenia im becyli wystarczą”.
Człow iekiem najbardziej zaangażow anym na polu prom ow ania i w p ro
w adzania testów psychologicznych w w ojsku był przyjaciel i w spółpracow nik
W atsona, R obert M. Yerkes, który w 1917 roku otrzym ał stopień m ajora. W tym
sam ym roku w ybrano go przew odniczącym A m erykańskiego Towarzystwa Psy
chologicznego i tegoż roku m ianow ano także przew odniczącym Krajowej Rady
ds. Badań N aukow ych (N ational Research Council). W ojna okazała się kataliza
torem , który spow odow ał, że rząd, wielki biznes i nauka w spólnie zaangażowały
się w badania nad inżynierią społeczną, a zaraz po zakończeniu wojny projekt ten
objął także sektor cywilny. W m arcu 1919 roku w Raporcie Komisji Psychologicznej
Krajowej Rady ds. Badań Naukowych (Report o f the Psychological Committee ofthe
National Research Council) Yerkes z niejaką satysfakcją i dum ą zakom unikow ał,
że „dwa lata tem u inżynieria um ysłu była tylko m arzeniem nielicznych w izjone
rów; obecnie jest już dziedziną n auk technicznych i chociaż stworzyła ją wojna,
oczywiste jest, że będzie się rozwijała i znajdzie stałe zastosowanie w oświacie
oraz w przem yśle”2.
Jeśli w istocie tak było, głów ną zasługę w tej m ierze trzeba przypisać re
zultatom prac badawczych Yerkesa oraz jego w spółpracy z W atsonem . W iosną
1916 roku Yerkes otrzym ał list od uradow anego W atsona, który zaw iadam iał go,
że został zatrudniony jako konsultant ds. rekrutacji k ad r w W ilm ington Life In
surance Com pany. Inform ow ał rów nież, że prow adzi w łaśnie rozm ow y w sprawie
zawarcia podobnej um ow y o pracę z Baltimore and O hio Railroad i jest przekonany,
że rychło ją podpisze. Fuzja biznesu i nauki wydawała się rzeczą obiecującą dla obu
stron, zwłaszcza zaś dla przedstaw icieli środow iska akadem ickiego, którzy mogli
dzięki tem u w k onkretny sposób udow odnić biznesm enom swoją przydatność,
a jednocześnie, dzięki otrzym yw anym grantom , podnieść swój prestiż na uczelni.
BALTIM ORE, 1916
W atson prow adził już w owym czasie na Uniw ersytecie Johna H opkinsa zajęcia
z „psychologii reklam y” i m iał nadzieję rozszerzyć w przyszłości ich tem atykę
0 zagadnienia ekonom iczne, proponując kursy, podczas których przyszli m en a
dżerowie mieli zdobywać wiedzę o tym , w jaki sposób wykorzystywać zdobycze
psychologii dla kontrolow ania i sterow ania podległym i im pracow nikam i.
P ow o łan ie d o życia N R C stw o rzy ło p re c e d e n s, k tó ry zap o czątk o w ał
udział rządu w finansow aniu prac naukow ych, a jednocześnie dało początek p rak
tyce, wedle której to nie politycy, ale naukowcy, tacy jak Yerkes i W atson, p ro p o
nowali, w jaki sposób i na co owe subsydia wydawać. D o tego, że opinia publiczna,
a zwłaszcza kręgi biznesowe, zaczęły doceniać znaczenie oraz w artość psycholo
gii, w niem ałej m ierze przyczyniła się wojna. Yerkes i W atson stworzyli wrażenie,
że w czasach gwałtownych przem ian psychologia m iała istotny udział w kierowaniu
1 w ykorzystaniu m iliona żołnierzy, następnie zaś postaw ili tezę, że psychologia
behaw ioralna będzie teraz pom agała pracodaw com dobierać właściwych pracow
ników, um ożliw i zapanow anie n ad przestępczością, a ludzie dzięki niej zachowają
„uczciwość oraz zdrow ie psychicznie, a ich etykę i uczestnictw o w życiu społecz
nym utrzym a się na w ysokim , właściwie zorganizow anym poziom ie”'. Zam iast
zalecać pracodaw com zm ianę w arunków pracy, aby odpow iadały one ich pracow
nikom, głośno upom inającym się o swoje i coraz liczniej wstępującym do związków
zawodowych, behaw ioryzm obiecywał, że zm ieni pracow ników w taki sposób, iż
to oni dostosują się do wykonywanej pracy. Dla plutokratów była to propozycja,
której tru d n o było się oprzeć. G oodyear Tire and Rubber Com pany zainteresowała
się praktyczną stroną „inżynierii um ysłu”, a kom isja psychologiczna przy NCR
otrzym ała dużą dotację od Fundacji Rockefellera z przeznaczeniem na dalsze prace
nad testam i psychologicznymi. NRC p o d przew odnictw em Yerkesa i we w spółpra
cy z W atsonem odegrała zasadniczą rolę w prom ow aniu behaw iorystycznej wizji
kontrolow ania społeczeństw a w śród przedstaw icieli dopiero kształtującej się,
ale już pow iązanej ze sobą stru k tu ry interw encjonistycznego rządu, wielkiego
biznesu i nauki. Poufne m em orandum , w którym przedstaw iono cele działalno
ści NRC, podkreślało potrzebę stym ulow ania „rozw oju nauki i zastosow ania jej
osiągnięć w przem yśle”. Z godnie z intencjam i jej twórców, NRC pow stała „z in
tencją zorganizow ania instytucji badawczych w celu um ożliw ienia Stanom Zjed
noczonym , m im o ich dem okratycznej i indyw idualistycznej struktury, skuteczne
ukierunkow anie ich potencjału na osiągnięcie w spólnego celu”4. Inżynieria umysłu
m iała um ożliw ić pracodaw com o dróżnienie i w yszukanie wykwalifikowanych
pracow ników w śród tych, którzy pożądanych kwalifikacji nie posiadali, a je d n o
cześnie dać im m ożliw ość pom inięcia w tym względzie związków zawodowych
i w ypłacanie zatru d n io n y m przez nich ludziom niższych w ynagrodzeń. Twórca
behaw ioryzm u o d sam ego początku w idział w swojej teorii in strum ent kontroli
i w takim w łaśnie celu właściciele środków produkcji zaczęli go stosować w p rak
tyce. O ile pierw sze pokolenie psychologów, do którego zaliczali się G. Stanley Hall
i W illiam James, nadal obstaw ało przy zasadach m oralnych epoki wiktoriańskiej,
W atson uznał, że m oralność jest tylko reakcją na bodziec, którym jest panujący
180 R O ZD ZIA Ł 7.
ściam i (dożyła osiem dziesięciu lat; zm arła w roku 1952 tuż przed końcem epoki
stalinow skiego terro ru ). N iespełniona przez rew olucję obietnica powszechnej
miłości nadal zaprzątała jej myśli. W roku 1937, w apogeum stalinowskich czystek,
napisała do jednego ze swoich, niem łodych już towarzyszy:
syna. O pis w czesnego okresu jej życia, który zam ieściła w autobiografii, podobnie
jak wszystkie autobiografie, stanow i próbę uspraw iedliw ienia i uzasadnienia p o
czynionych przez nią wyborów:
państwa. Innym i słowy, korzyści z tego zam iast cara i klasy posiadaczy czerpała
teraz p artia kom unistyczna.
Kołłontaj z bliska przyglądała się procesow i i skutkom rozpadu dotychcza
sowego porząd k u społecznego oraz zm ianom społecznym , których źródłem było
uprzem ysłow ienie kraju. Z erw ała z liberalizm em , którego zw olennikam i byli jej
ojciec i mąż, a odpow iedzi na dręczące ją pytania zaczęła szukać u socjalistów.
W roku 1895 przeczytała skrócony p rzekład książki A ugusta Bebela Kobieta
i socjalizm; w roku 1918, we wstępie, który napisała do kolejnego w ydania tegoż
przekładu, nazw ała ją „kobiecą biblią”. Bebel, podobnie jak M arks i Engels, a przed
nim i socjaliści utopijni, Fourier i Saint-Sim on, rodzinę i instytucję m ałżeństw a
postrzegał jako organiczną część kapitalistycznego system u własności i wymiany.
Wedle tego poglądu kobiety były traktow ane jak własność, a m oralność stanow iła
tylko narzędzie spraw ow ania n ad nim i kontroli i czerpania z tego korzyści przez
ludzi, którzy je wyzyskiwali. Idąc dalej tym tokiem rozum ow ania, religia um acniała
m oralność, która z kolei ugruntow yw ała niespraw iedliw y wyzysk pracow nika.
Kobiety były szczególnie podatn e na wyzysk, bo wykorzystywano w tym celu ich
uczucia religijne. Z daniem Bebela, kobieta „cierpi na hipertrofię uczuć i duchow o
ści, dlatego łatwo ulega przesądom i w ierze w cuda - stanowi wyjątkowo podatny
g ru n t dla religii i wszelkiej szarlatanerii, łatwe narzędzie wszelkiej reakcji”4. Przy
takim oglądzie spraw y socjalistyczne rozw iązanie problem u było nader proste.
Trzeba zlikwidować własność, a wszystko sam o się ułoży. Oznaczało to, że tylko
i wyłącznie p od w arunkiem zniesienia własności relacje między przeciwnymi płcia
mi, czy to w m ałżeństw ie, czy poza nim , m ogą opierać się na m iłości, rozum ianej
przez Bebela jako „naturalny instynkt”, który zaspokoić m ożna rów nie prosto jak
inne naturaln e potrzeby, takie choćby jak głód, czy pragnienie.
Skoro likwidacja w łasności pow oduje, że m ałżeństw o nie jest już częścią w y
m iany ekonom icznej, m ożna budow ać swoje seksualne relacje z partn eram i tylko
na m iłości. Pow stanie wówczas rzeczywisty system m oralności seksualnej, gdyż
jego fundam en tem nie będzie własność, lecz „duchow e pow inow actw o”. Stosunki
seksualne bez duchow ego pow inow actw a i jedności są niem oralne. Takie po sta
wienie spraw y było rów noznaczne z pow ołaniem do życia całkowicie nowego
systemu m oralności, którego istotą i fundam entem były subiektywne stany umysłu,
one bow iem decydow ały w sferze seksualności o zachow aniu m oralności albo jej
braku. Inne wynikające stąd im plikacje były n ieuchronnym skutkiem przyjęcia
powyższego założenia. W sytuacji, kiedy człowiek nagle traci poczucie owej ducho
wej jedności, nie jest już związany „m ałżeństw em ” i m oże sw obodnie poszukiw ać
seksualnego zaspokojenia gdzie indziej, zwłaszcza u kobiety, która w nim owe
uczucie na pow rót rozbudzi. W żadnym m iejscu jed n ak nie wyjaśnia się nam ,
czym owe duchow e pow inow actw o różni się o d tradycyjnie rozum ianej gw ał
townej nam iętności. Cóż - w nowej epoce, w której w łasność nie m iała istnieć,
nie było potrzeby tego objaśniać, albow iem , jak napisał Shelley w Królowej Mab,
nam iętność i rozum w tej sprawie splatają się w jedność. To oczywiście oznacza,
że m ożna uspraw iedliw iać także najbardziej b ru taln e akty egoizmu, co zresztą
188 RO Z D Z IA Ł 8.
Shelley robił, a wszelkie rozw ażania na tem at aktualnego stanu spraw związa
nych z seksualnością trzeba odłożyć do czasu nadejścia i zakończenia rewolucji.
Kołłontaj to w łaśnie uczyniła. Sprzeczności, którym i żyła, m iały źródło w tym , że
była św iadkiem rewolucji, która rzeczywiście w ybuchła. W ynikały rów nież z tego,
że jako nowo m ianow any bolszewicki szef M inisterstw a Kobiet (Żenotdieł) m iała
nadać sens i wcielać w życie sprzeczności, które stworzyli socjaliści, m nożąc swoje
koncepcje w dziedzinie polityki seksualnej.
Przed rew olucją wyzwolenie kobiet oznaczało opuszczenie przez nie ro dzi
ny. Kołłontaj, podążając tropem m yślenia M arksa Engelsa i Bebela, stwierdziła,
że: „aby rzeczywiście być wolną, kobieta m usi odrzucić dzisiejszą, przestarzałą
i represyjną form ę rodziny, która jej ciąży”5. N apisała to, kiedy w stąpiła do partii
bolszewików, ale pogląd ten zaczerpnęła od M arksa, Engelsa i Bebela, których
jako m łoda żona i m atka czytała w połow ie lat dziew ięćdziesiątych XIX stulecia.
W Rękopisach ekonomiczno-filozoficznych z 1844 roku M arks napisał, że na
podstawie relacji m iędzy kobietą a mężczyzną „m ożna ocenić cały etap rozwoju
człowieka”. „Z charakteru owego związku m ożna wysnuć wniosek, do jakiego stop
nia istota ludzka, jako gatunek oraz jako byt jednostkow y stała się nim i do jakiego
stopnia siebie rozumie”6. Jeśli Marks i Engels faktycznie tak uważali, to ani jeden,
ani drugi daleko na tej drodze nie zaszli. Marks utrzymywał oparty na nierówności
i wyzysku związek ze swoją służącą; urodziła m u nieślubnego syna, którego nigdy
nie uznał. Engels również odczuwał pociąg seksualny do żeńskiej części klasy pra
cującej i często zm ieniał kochanki. Jako że m oralność włączyli do ekonomii, sami
pozbawili ją jakiejkolwiek ontologicznej sankcji. W rezultacie nie należy się dziwić,
że rewolucjoniści w relacjach z kobietam i zachowywali się brutalnie i traktowali je
źle. Rewolucja stała się usprawiedliwieniem ich osobistych występków seksualne
go wykorzystywania kobiet i taki właśnie charakter, mutatis mutandis, m iała dla
Kołłontaj, której przypadła tutaj podw ójna rola: ofiary i sprawcy. Rewolucja miała
odm ienić wszystko, obiecywała bowiem zm ianę stosunków własności, które były
podstawą innych ludzkich relacji i związków, w tym zwłaszcza małżeństwa. Kobiety
miały być z niego „wyzwolone”, czyli zwolnione z moralności, a to niezm iennie jest
także rodzajem zniewolenia. W owym czasie jednak nikt nie postrzegał tego w taki
sposób. „Dyktatura proletariatu dokona powszechnego zniszczenia własności prywat
nej, a to zlikwiduje podstawę męskiej dom inacji oraz ekonomicznych funkcji rodziny.
Kobiety będą wtedy pracowały jak mężczyźni, a pracując, staną się wolne. Organizacje
publiczne wezmą na siebie wszystkie wcześniej domowe obowiązki, w tym także wy
chowywanie dzieci”7. Małżeństwo będzie instytucją opartą na „seksualnej miłości”,
łączącej obie rów nopraw ne strony tego związku i wolną od wszelkich ograniczeń
za wyjątkiem tych, które małżonkowie sami ustanowią. Kiedy miłość się skończy,
skończy się także małżeństwo. „Jeśli moralne jest tylko małżeństwo oparte na miłości,
to jest nim tylko takie, w którym miłość trwa”8 - napisał Engels.
Ponieważ Engels doprow adził do przetłum aczenia Królowej M ab na p o
trzeby rewolucji 1848 roku, tezy, że pow tarzał to za Shelleyem, nie m ożna chyba
uznać za naciąganą. Shelley z kolei przejął ją o d G odw ina, który utrzym ywał, że
PATERSON, N E W JERSEY, 1916 189
małżeństw o jest tylko tak długo ważne, jak długo m ałżonkow ie się kochają. Na
tym polegała now a m oralność, którą Shelley w w yjątkowo brutalny sposób zasto
sował w praktyce w odniesieniu do swojej żony H arriet. Teraz wszyscy ci, którzy
podobnie postąpili ze swymi w spółm ałżonkam i - M argaret Sanger, Kołłontaj, Ines
sa A rm and, M ax Eastm an, C laude McKay, Carl Van Vechten - m ogli posłużyć się
nią jako uspraw iedliw ieniem po fakcie i upatryw ać w niej początku nowego świata.
Pod tym względem prym wiedli m arksiści, jako że ich życie upływało na dążeniu
do stw orzenia państw a, w którym wszelkie spory i konflikty zanikną. N ierzadko
owa wizja przyszłości służyła im dla uspraw iedliw ienia własnych teraźniejszych
grzechów - i to była głów na przyczyna, dla której zostali m arksistam i.
Stosunek seksualny pow inien być „osądzany” jako „upraw niony albo n ied o
zwolony” na podstaw ie tego, czy „wyrasta ze wzajem nej m iłości, czy też nie”. We
fragm encie, k tóry daje nam niejaki wgląd w życie seksualne autora, Engels pisze:
„Czas trw an ia indyw idualnej m iłości płciowej jest różny u różnych jednostek,
szczególnie u m ężczyzn, i w razie zupełnego w ygaśnięcia m iłości lub w yparcia
jej przez now ą n am iętn ą m iłość rozw ód jest dobrodziejstw em zarów no dla oba
stron, jak i dla społeczeństwa”9. M oralność seksualna w ujęciu socjalistycznym była
projekcją seksualnych praktyk ludzi, którzy tw orzyli teorię socjalizmu. Była też
pochodną winy, jaką odczuw ali z pow odu postępow ania wynikającego z ulegania
owym seksualnym n o rm o m m oralnym . „Rozw ód” w tym przypadku jest błogo
sław ieństw em dla „społeczeństw a” jedynie z p u n k tu w idzenia kogoś zm ęczonego
seksualnym p artnerem .
Kołłontaj, pod o b n ie jak Engels i Bebel, głosiła pogląd, że kobieta m oże w y
bierać tylko m iędzy m ałżeństw em a prostytucją, dw iem a postaciam i identycznego
zniewolenia. „Na naszych oczach ognisko dom ow e wygasa we wszystkich klasach
oraz w arstw ach ludności i oczywiście żadne sztuczne środki nie rozniecą jego
przygasającego płom ienia”. W yzwolenie od rod zin y oznaczało podjęcie pracy,
a to było rów noznaczne z pójściem do fabryki. Cała koncepcja rewolucyjnego
„wyzwolenia” zatoczyła koło - przynajm niej w teorii - kiedy Engels oznajm ił,
że „w arunkiem wyzwolenia kobiety jest w prow adzenie na pow rót rodzaju k o
biecego do p ro d u k cji społecznej”10. Innym i słowy, w yzw olenie kobiet będzie
możliwe tylko wtedy, kiedy zaczną one pracow ać poza dom em . „Wyzwolenie”
kobiet oznaczało p rzeniesienie korzyści w ynikających z ich pracy, czyli o d e
branie ich rodzinie, i przekazanie właścicielom fabryk, czyli kapitalistom , albo,
jak w przyp ad k u porew olucyjnej Rosji, państw u. W rezultacie teorie M arksa
i Engelsa dotyczące wyzwolenia kobiet, które Kołłontaj realizowała w praktyce,
nie były niczym więcej, jak form ą kontroli. W ujęciu teoretycznym , koncepcja
przeniesienia korzyści w ynikających z pracy kobiet na inny podm iot niż rodzina,
pojawiła się już w pism ach utopijnych socjalistów, a M arks i Engels tylko ją przejęli.
Teorie te realizow ali w praktyce rosyjscy m arksiści p o d przew odem Lenina, ale,
co paradoksalne, w późnym okresie kapitalizm u czyniły to także am erykańskie
feministki. Kiedy rosyjskie chłopki usłyszały o now ym systemie, który Kołłontaj i jej
ideowi przyjaciele zgotowali im w roku 1918, wcale nie powitały go z entuzjazm em .
190 R O ZD ZIA Ł 8.
zum ie on ich tru d n e położenie i nędzę, w prow adzi zmiany, których się domagali.
Zam iast tego kozacy strzegący pałacu przypuścili szarżę na tłu m i zaczęli strzelać
do nieuzbrojonych uczestników pochodu. N im dzień się skończył, życie straciło
ponad trzy tysiące ludzi, a Rosja uczyniła kolejny k rok na drodze do rewolucji.
Kołłontaj była tam podczas szarży kozaków i doskonale zapam iętała niedow ie
rzanie, z jakim chłopi i robotnicy przyjęli atak. W sp o m in a również, że w tam tych
czasach była już dobrze znaną rew olucjonistką.
Być m oże dlatego, że tak d o b rzeją znano, w roku 1908 znowu była zm uszona
uciekać z kraju i udać się na wygnanie, z którego pow róciła dopiero wówczas, kie
dy rewolucja obaliła carat. W g ru d n iu 1908 roku Kołłontaj - nadal członkini partii
m ienszewików - przekroczyła niem iecką granicę i naw iązała kontakty z tam tej
szymi rewolucjonistam i. Niemieccy socjaliści w większości wyprzedzali rosyjskich
i odnosiło się to rów nież do ich starań o pozyskiw anie kobiet dla sprawy rewolucji.
SPD, czyli niem iecka partia socjalistyczna, już w roku 1891 zaczęła wydawać gazetę
dla robotnic zatytułow aną „Die Gleichheit”. W N iem czech Kołłontaj poznała Różę
Luksem burg i Karola Liebknechta, przyszłych m ęczenników rewolucji, którzy pod
koniec I w ojny światowej najpierw przez krótki czas stali na czele Niemieckiej
Republiki Rad, później zaś zostali zabici przez wojsko, które, inaczej niż w Rosji,
zam iast udzielić poparcia rewolucji, zw róciło się przeciw niej.
W tym że roku 1908 i rów nież w N iem czech K ołłontaj poznała też Helenę
Stocker, w spółpracow niczkę doktora M agnusa H irschfelda, prekursora seksu
ologii, k tó ry w 1920 roku założył w Berlinie In stitu t fur M utterschutz. Ruch
kobiecy w N iem czech w yw arł ogrom ne w rażenie na Kołłontaj; w zorując się na
nim pow ołała do życia Żenotdzieł, organizację nazyw aną M inisterstw em Kobiet,
której celem była popraw a w arunków życia kobiet w ZSRR. To jed n ak naraziło
ją na zarzuty, że jest „fem inistką”, czyli osobą, która dobro swej płci przedkłada
nad interesy klasow e i rew olucyjne. Etykietka ta przylgnęła do niej na dobre,
m im o że była zawsze gorliwą orędow niczką spraw y rewolucji, należącą najpierw
do p artii m ienszew ików , a o d 1915 roku członkinią p artii bolszewickiej po d
przyw ództw em Lenina.
Krótko po przyjeździe do Niemiec, Kołłontaj - podówczas uderzająco piękna
trzydziestosześciolatka, która zachowała wyniesiony z dzieciństwa arystokratyczny
gust, a także sposób bycia i wysławiania się - zakochała się w kolejnym rosyjskim
em igrancie. Jej w ybrakiem był ekonom ista P iotr Piotrow icz Maslow. Ich związek
trw ał przez dw a lata. M usiał to być wyjątkowy okres w jej życiu, bo dwanaście lat
później, w roku 1922, kiedy zsyłano ją na dyplom atyczne wygnanie (m iała zostać
am basadorem w Szwecji - przyp. tłum .), a jej plany zm ian obyczajowości seksu
alnej przeciętnej rosyjskiej rodziny spełzły na niczym i rozwiały się niczym dym,
Kołłontaj napisała powieść, w której opisała ten rom ans, a także ówczesne realia
świata roku 1910. Książka ta, zatytułow ana Wielka miłość była kom pilacją h isto
rii jej związku z M aslowem oraz rom ansu Inessy A rm an d z Leninem . A rm and
była o dwa lata m łodsza od Kołłontaj, jej m atka była angielską aktorką, a ojciec
francuskim śpiewakiem operow ym . Po jego śm ierci m atka zabrała Inessę do Rosji,
194 R O ZD ZIA Ł 8.
gdzie pracow ała jako guw ernantka bogatej rodziny A rm andów . Inessa również
chciała zostać guw ernantką, ale zam iast tego wyszła za m ąż za A leksandra, naj
starszego syna z rodu A rm andów , rodząc m u czwórkę dzieci. Z anim bez reszty
oddała się rewolucji, zdążyła jeszcze urodzić piąte dziecko, ale jego ojcem był naj
praw dopodobniej W ładim ir, m łodszy brat jej m ęża, który nawiązał z nią związek
już po rozpadzie m ałżeństw a szwagierki. W ład im ir był rów nież rew olucjonistą
i najpraw dopodobniej to właśnie za jego pośrednictw em Inessa nawiązała kontakty
z rew olucyjnym podziem iem . P odobnie jak Kołłontaj, Inessa A rm and rozbiła
swoje szczęśliwe m ałżeństw o, które dało jej czworo dzieci, na skutek zdrady sek
sualnej, której dopuściła się z m łodszym bratem męża. To on także w prowadzał
ją w tajniki rew olucyjnego radykalizm u.
A rm and, tak sam o jak Kołłontaj uważała o d tąd m ałżeństw o za więzienie,
które - o ile kobiety m ają odzyskać w olność - należy unicestwić. Podobnie jak
ona, własne potrzeby psychiczne projektow ała na chłopki, które pragnęła „wyzwo
lić” po rewolucji. W przeciw ieństw ie do Kołłontaj nie żyła jednak dostatecznie
długo, aby naocznie przekonać się, jakie były owoce jej starań. W czasie wojny
domowej, która w ybuchła w 1918 roku, przenosiła się z m iasta do m iasta, potem
zachorow ała na cholerę i zm arła w 1920 roku. N a jej pogrzebie był obecny Lenin;
tw arz m iał zasłoniętą szalikiem, aby nie było widać, że płacze. Kołłontaj napisała
Wielką miłość trzy lata po śm ierci A rm and. Lenin już w tedy um ierał, a razem
z nim rewolucyjne oddanie dla spraw y „uskrzydlonego Erosa”, które było cechą
charakterystyczną dla pierw szych lat rewolucji. Książka ta, napisana przez kobie
tę, która na „w ygnaniu” wyzbyła się złudzeń, jest szczerym opisem wyzwolenia
przeżywanego od w ew nątrz; daje rów nież ciekawy wgląd w psychikę tych, k tó
rzy wyzwolili się z m oralności po to tylko, żeby zrozum ieć, iż w rezultacie stali się
niew olnikam i własnych nam iętności.
Bohaterką książki jest Natasza, rew olucjonistka oddana ważnej pracy partyj
nej, mieszkająca teraz we Francji, gdyż carskie represje po wydarzeniach rewolucji
1905 roku zm usiły ją do wyjazdu z kraju. W spom ina zakończenie swego rom ansu
z szefem partii, Siem ionem Siem ionowiczem . Siemion, podobnie jak Maslow, m a
chorow itą żonę, opiekującą się chorow itym i dziećmi. Pełna życia i energii Natasza
pociąga Siem iona i na jednym z partyjnych spotkań odbywających się poza m ia
stem dochodzi m iędzy nim i do zbliżenia. Siemion, chociaż pogardza „burżuazyjną
m oralnością”, nie potrafi jed n ak porzucić żony. Po części z pow odu skrupułów,
po części z pow odu w ym ogów życia podporządkow anego każdem u wezwaniu
partii, N atasza i Siem ion zrywają ze sobą. Ją cieszy początkow o pow rót do pracy,
potem jed n ak p opada w m elancholię i sm utek. Siem ion pisze do niej, że chciał
by wznowić ich rom ans. Uzyskał w łaśnie dostęp do pew nego profesora oraz jego
archiwów w G ’ville na p o łu d n iu Francji, gdzie spędzi całe trzy tygodnie. Pyta,
czy Natasza m ogłaby tam przyjechać. A przy okazji, czy nie zechciałaby zapłacić
za ich w spólny tam pobyt? W ątek wyzyskiwania kobiety przewija się od samego
początku książki, a Kołłontaj niewiele czyni, aby to ukryć. Siem ion Siemionowicz
jest typow ym radykalnym intelektualistą, k tó ry w ykorzystuje towarzyszy nie
PATERSON, N E W JERSEY, 1916 195
I pom yśleć, że to dla niego zostaw iłam pracę, w p ad łam w p otężne długi, ga
n iałam to tu, to tam , żeby tylko zorganizow ać tę p o d ró ż, traciłam głowę z radości,
a po chwili byłam w ręcz chora z n iepokoju - i pom yśleć tylko, że to on d ał coś, po
co w arto żyć, w ierzyć i niecierpliw ie czek ać... Ależ ja byłam głupia, jakaż głupia!19
zaczyna świtać jej myśl, że wolność, której żarliwie pożądała, jest w istocie w ię
zieniem. Kiedy dla N ataszy stało się jasne, że jest dla Siem iona tylko narzędziem
seksualnego zaspokojenia w czasie wolnym od zajęć z profesorem , „pobyt N ata
szy w G’ville gw ałtow nie nabrał charakteru dobrow olnego uwięzienia”20.
Kołłontaj natyka się tutaj na rzecz stanow iącą sedno seksualnego wyzwole
nia jako form y kontroli; chodzi o „dobrow olne uw ięzienie”. Ponieważ dla rew o
lucjonisty wola jest ważniejsza niż rozum , a dla m arksistów i nietzscheanistów
ostatecznie stanow i ona jego istotę, rew olucjonista nie um ie dostrzec, iż z w ła
snej woli zostaje zniewolony, a dzieje się tak, dlatego że nie potrafi zauważyć,
jaką rolę odryw ają w tym zniew oleniu jego własne nam iętności. R ew olucjoni
sta w idzi wyłącznie w łasne nam iętności, a poniew aż myśli jedynie o tym , jak je
zaspokajać, dyskredytując m oralność jako „burżuazyjny” wymysł, jest ślepy na to,
że one go zniewalają. Kiedy N atasza czyni Siem ionow i w yrzuty z pow odu jego
egoizmu, on odpow iada pytaniem : „Powiedz mi, czy ja kiedykolwiek zm uszałem
cię do zrobienia czegoś, czego zrobić nie chciałaś?”21. W idać tu, że Siemion steruje
Nataszą, m anipulując jej nam iętnościam i. W rezultacie m anipulacja ta pozostaje
niew idoczna, u kryta w cieniu w yborów dokonyw anych przez Nataszę. Jej zaś, w y
chowanej na socjalistycznej literaturze, brakuje psychologicznej wiedzy, która
pozw ala wyjaśnić, dlaczego nam iętność zaspokajana bez kontroli rozum u, czyli,
m ówiąc inaczej, bez zw racania uwagi na nakazy m oralności, ostatecznie prowadzi
do zniewolenia. Natasza, w przekonaniu, że wola jest najważniejsza, nie rozum ie,
że Siemion, m anipulując jej nam iętnościam i, podporządkow uje sobie jej wolę. Sie
m ion mówi: chcę tylko „całkowitej rów ności m iędzy nam i”. O dw ołanie się do reto
ryki rewolucyjnej w ytrąca Nataszy wszelkie argum enty; stoi jak oniem iała i potrafi
jedynie odpowiedzieć: „Nie ciągnijm y tego teraz. Przypuszczam , że m asz rację”22.
Jak widzimy, jest całkowicie bezbronna wobec m anipulow ania jej nam iętnościa
mi, poniew aż całkowicie i bez zastrzeżeń zaakceptow ała rewolucyjną retorykę
dotyczącą w olności i rów ności - dw óch elem entów rewolucyjnej triady, którą
kom uniści przejęli w spadku po rewolucji francuskiej. Rozum i rozsądek Nataszy
przyćm iła rewolucyjna ideologia, niebędąca niczym więcej, jak tylko racjonalizacją
pożądania i pragnień. Podporządkow ując je tem u, dała się schwytać w pułapkę
i stała się obiektem seksualnego i finansowego wykorzystywania, czego w związku
m ałżeńskim nigdy by nie zaakceptowała.
N iezd o ln a uciec o d tego, co nazyw a te ra z „śm iesznym , zniew olonym
istn ien iem ”23, zgadza się je d n a k n a kolejną schadzkę w innym m ieście i wydaje
n a to jeszcze więcej pieniędzy, k tó ry ch nie posiad a. W d ro d ze na to spotkanie,
na stacji kolejowej spotyka nieznajom ego, k tó ry w ypow iada opinie, jakich sam a
N atasza nie byłaby w stanie w ypow iedzieć; m ów i m ianow icie, że „wyzwolenie”
seksualne o g ranicza jed n o stk ę bardziej niż m ałżeństw o. Czekając n a przyjazd
Siem iona, w daje się w rozm ow ę z w ysokim m ężczyzną z niew ielką, krótko
przyciętą kw adratow ą b ro d ą i ciem nym i oczym a o energicznym spojrzeniu, k tó
ry w ydaje się jej „najsym patyczniejszy”. M ężczyzna zaczyna opow iadać o swojej
m atce, k tó ra jedzie tym sam ym pociągiem , co Siem ion, później stw ierdza, że
PATERSON, N E W JERSEY, 1916 197
N adal znajduję czas dla intym nych dośw iadczeń, u niesień i radości miłości.
Niestety, tak! M ów ię niestety, gdyż zazwyczaj pociągają one za sobą nazbyt wiele
starań, rozczarow ań i bólu, oraz dlatego, że n a p ró żn o traci się n a nie zbyt w ie
le energii. Jednak niezm ien n ie rozstrzygało o tym pragnienie, aby być p o znanym
i zro zum ianym przez m ężczyznę aż po najgłębsze, najbardziej skryte zakam arki
duszy, aby uznał we m n ie uparcie zdążającą do swego celu ludzką istotę. Pow ta
rzające się rozczarow anie przychodziło je d n a k aż nazbyt szybko, b o m ój przyja
ciel w idział we m nie jedynie kobiecość, z której chciał uform ow ać uległy rezonator
dla w łasnego ego. Pow tarzało się to do tego sto p n ia stale i niezm iennie, że zm uszo
n a byłam zerw ać te kajdany i czyniłam to z bólem w sercu, ale pow odow ana w łasną,
nieskrępow aną wolą. Później zostaw ałam sam a, ale im większe w ym agania staw ia
ło przede m n ą życie, im bardziej odpow iedzialna czekała m n ie praca, ty m w ięk
sza rosła we m nie tęsknota, aby otaczała m n ie m iłość, ciepło, zrozum ienie30.
Kiedy jed n ak ogarn ia ją fala nam iętności, nie o d rzu ca olśniew ającego u śm ie
chu życia, nie daje u p u stu hipokryzji i nie okryw a się w ytartym płaszczem kobiecej
cnotliw ości. Nie, w yciąga rękę do w ybranka i odch o d zi n a kilka tygodni, żeby pić
z czary m iłosnych radości i zaspokajać się, nie bacząc, jak jest głęboka. K iedy czara
zostaje opróżniona, o d rz u c a ją bez żalu i bez goryczy. I znów do p racy 11.
Co zaś się tyczy tej kobiety, oczywiste jest, że jej rewolucyjny entuzjazm to tylko
zaspokajanie seksualnej nim fom anii [sic/]. Kołłontaj, m im o że m iała wielu „m ężów ”
- najpierw była żona generała, a później m etresą tuzina mężczyzn - nadal jest n ie
zaspokojona. Poszukuje now ych form seksualnego sadyzm u. Chciałbym , żeby p rze
badał ją Freud oraz inni psychiatrzy. Byłaby dla nich zaiste rzadkim przypadkiem 32.
Bolszewicy mieli już dosyć sporów i w październiku 1917 postanow ili siłą
przejąć władzę. Po nocnej naradzie, w odpow iedzi na próbę zam knięcia przez
Kiereńskiego ich gazety, zaplanowali przejąć kom unikację i transport w Piotrogro-
dzie. W książce Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem John Reed opisuje tam to
spotkanie, kiedy na jego zakończenie Kołłontaj w spólnie z innym i, połykając łzy,
odśpiew ała M iędzynarodówkę, a „potężny śpiew huczał w sali, w yrw ał się przez
drzw i i okna i ulatyw ał ku spokojnem u niebu”4. Kołłontaj pow iedziała później,
że bolszewickich konspiratorów było tak niewielu, że wszyscy zmieściliby się na
* John Reed, Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem, tłum. W. Groszcz, Warszawa 1956, s. 74.
200 RO Z D Z IA Ł 8.
jednej kanapie, m im o tego jed n ak udało im się przejąć władzę, a kiedy to się stało,
przystąpili do przebudow y rosyjskiego społeczeństwa.
28 października Lenin m ianow ał Kołłontaj kom isarzem ludow ym ds. spo
łecznych. Ponieważ nie potrafiła naw et przekonać odźw iernego, żeby ją wpuścił
do budynku, nom inacja ta przyniosła m izerne bezpośrednie efekty, co jednak
zm ieniło się, kiedy bolszewicy zdecydow anie um ocnili się u władzy. W grudniu
1917 roku bolszewicy zalegalizowali rozwody. Kołłontaj stopniow o zaczęła przej
m ować ster urzędu spraw społecznych. Kiedy jego wcześniejsi pracow nicy odeszli,
zabierając przy tym klucze do sejfu, zagroziła im, że jeśli ich nie oddadzą, wtrąci
ich do więzienia. Jako że głów nym źródłem przychodów urzędu był m onopol na
produkcję kart do gry, A leksandra podwyższyła cenę tuzina talii z trzydziestu do
trzystu sześćdziesięciu rubli, a poniew aż w kraju kwitł hazard, pieniądze zaczęły
napływać szerokim strum ieniem ; kiedy zaś to się stało, rozpoczęła w prow adza
nie reform dotyczących pracy dzieci, urlopów m acierzyńskich i opieki zdrowotnej.
19 g rudnia 1917 roku, tego sam ego dnia, w którym bolszewicy zalegalizowa
li rozwody, Kołłontaj oznajm iła, że jej kom isariat zajmie się reorganizacją dom ów
dziecka; w w yniku rewolucji i w ojny dom owej w Rosji było podów czas siedem
m ilionów bezdom nych dzieci33.
W styczniu 1918 Kołłontaj nakazała, aby szpitale położnicze świadczyły
bezpłatne usługi wszystkim bez wyjątku kobietom . Ponieważ w kraju było wówczas
m nóstw o rannych i kalekich żołnierzy, podjęła sam odzielne postanow ienie o prze
jęciu klasztoru A leksandra Newskiego i przekształceniu go w szpital dla weteranów.
Decyzja ta była pow ażnym incydentem w stosunkach m iędzy państw em a Kościo
łem i Lenin skarcił Kołłontaj, mówiąc, że zbytnio się pospieszyła. W ódz rewolucji
zam ierzał skonfiskować kościelną własność, ale jeszcze nie wtedy i nie w taki
sposób. W ydarzenie to spowodowało, że jej stosunki z Leninem stały się dosyć
napięte. Pod wieloma względami Kołłontaj okazała się bardziej lewicowa od samego
Lenina, który zawsze, dążąc do osiągnięcia jakichś rewolucyjnych celów, czynił
to nader pragm atycznie. N a początku lat dwudziestych, kiedy zapoczątkował NEP
(Nową Politykę Ekonom iczną), zgodnie z którą państw o dopuszczało ograniczone
istnienie w łasności pryw atnej oraz sw obody dla przedsiębiorców, A leksandra
kolejny raz przeciw staw iła m u się na gruncie ideologicznym . Była także innego
zdania niż on w kwestii relacji m iędzy związkam i zaw odow ym i a partią; ściągnęła
tym sam ym na siebie wrogość Lenina i de facto została odsunięta od uczestnic
twa w życiu partyjnym .
Jej działania zyskały A leksandrze opinię osoby nierozważnej i lekkomyślnej,
dodatkow o u m ocnił ją rom ans, który nawiązała z siedem naście lat od niej m ło d
szym m arynarzem , Pawłem D ybenką. D ybenko pochodził z rodziny chłopskiej,
urodził się w 1889 roku na U krainie. W 1911 w cielono go do m arynarki, a rok
później w stąpił do partii bolszewików. W roku 1917, według słów Johna Reeda był
„olbrzym im , brodatym m arynarzem ze spokojną twarzą”34; poznał Kołłontaj w io
sną, kiedy przyjechał do H elsingfors, aby rozbudzać rew olucyjną św iadom ość
tam tejszych m arynarzy. O pisując niespokojne lato 1917 roku, napisała; „Nasze
PATERSON, N E W JERSEY, 1916 201
niekorzystne, wręcz zgubne dla kraju w arunki trak tatu z Brześcia-Litowska, który
kończył udział Rosji w I wojnie światowej, potw ierdziły się najgorsze podejrze
nia rosyjskich patriotów , a w kraju w ybuchła w ojna dom ow a, która m ogła na
zawsze zmieść bolszew ików z kart historii. D ybenko, zam iast czekać na uzyskanie
zezwolenia, w yjechał z M oskwy na rodzinną U krainę i tam zorganizow ał własne
oddziały, które z niejakim pow odzeniem walczyły z w ojskam i „białych” w spiera
nym i przez rządy Anglii i Francji.
Latem 1918 roku D ybenkę aresztow ano jako dezertera i zam knięto w w ię
zieniu. Tylko dzięki usilnym staraniom Kołłontaj został zwolniony za kaucją, ale
to, jak się okazało, jeszcze pogorszyło sprawę, gdyż zam iast stawić się na rozpra
wie w sądzie, D ybenko i Kołłontaj wyjechali do Piotrogrodu, żeby odw iedzić syna
Aleksandry. Przyw ódcy partyjni byli wściekli i chcieli, żeby D ybenkę rozstrzelać;
Lenin m iał jednak powiedzieć, że najodpowiedniejszą karą będzie skazanie Kołłon
taj i D ybenki na pięć lat wspólnego pożycia. W ykazał się przy tym wręcz proroczą
zdolnością przewidywania. W łaśnie ów incydent najpraw dopodobniej był źródłem
plotki głoszącej, że Aleksandrę i Pawła łączyła tak żarliwa namiętność, że podczas re
wolucji październikowej wyjechali na Krym, żeby spędzić tam miesiąc miodowy.
W rzeczyw istości, w tam ty m burzliw ym okresie historii Rosji spotykali
się tylko sporadycznie. Po części m ożna to w ytłum aczyć społecznym chaosem ,
który wywołała w ojna dom ow a, ale istniały rów nież głębsze tego przyczyny. O ka
zało się, że D ybenko i Kołłontaj nie potrafią żyć w spólnie na stałe. „Uskrzydlony
Eros”, m iłość „w biegu”, nie była tylko koniecznością w ym uszoną realiam i toczącej
się w Rosji wojny dom owej, ale jedynym sposobem , aby ich związek utrzym ał się
tak długo, jak trwał. Biorąc pod uwagę założenia, na których Bebel, M arks i Engels
oparli swoją koncepcję „prawdziwie m oralnych” relacji m iędzy kobietam i i m ęż
czyznami, dla osób przekonanych, że now a era oznaczać będzie pow stanie nowej
m oralności, rew olucja wiązała się z niem ałym brzem ieniem psychicznym . Teraz,
kiedy w łasność została zniesiona, nie było już w ym ów ki dla m iłosnych porażek.
Rom ans z D ybenką udow odnił jed n ak coś wręcz przeciwnego. W im większym
stopniu nam iętności uw alniały się o d ograniczeń burżuazyjnej m oralności, im
bardziej zyskiwały n a znaczeniu, tym trudniejsze stawały się związki i relacje
m iędzy „w yzw olonym i” obojga płci. W roku 1918, kiedy A leksandra wyszła
za D ybenkę, stało się jasne, że rew olucja nie rozw iązuje problem ów związanych
z obustronnym i relacjam i kobiet i mężczyzn. Co więcej, pogarszała je.
M niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy uw ikłała się w rom ans z D ybenką,
Kołłontaj napisała: „Nowa kobieta, kiedy kocha, nie potrzebuje wyłączności na
posiadanie [mężczyzny]”39. O kazało się, że łatwiej to było pow iedzieć niż realizo
wać w praktyce; kiedy Kołłontaj przyjechała do Odessy, okazało się, że D ybenko
zam ieszkał z dziew iętnastoletnią sierotą.
jed n ak nie zap om ina ani nie wybacza b rak u poszanow ania dla jej duchow ego „ego”
oraz uczuć40.
Gdyby w spom niana wyżej zdrada Dybenki była z jego strony odosobnionym
przypadkiem , K ołłontaj zapew ne przeszłaby n a d n ią do p o rządku dziennego,
tłum acząc ją sobie okolicznościam i i realiam i, które narzucała tocząca się w R o
sji w ojna dom ow a. D ybenko jed n ak zdradzał ją stale, w sposób nieom al już n ało
gowy i nie dbał naw et o zachow anie pozorów - kiedy m ieszkał u Kołłontaj, sypiał
z jej sekretarką. W obliczu ta k św iadom ego i zam ierzonego afrontu uczynionego
ich m iłości, Kołłontaj m ogła jedynie robić dobrą m inę do złej gry i konieczność
przedstaw ić jako zasługę. Stwierdziła, że w ierność nie m a żadnego znaczenia, a je
dynym, co napraw dę się liczy, jest zachowanie „niezależnego ja”, co, jak pamiętamy,
było uspraw iedliw ieniem zerw ania przez nią pierwszego m ałżeństw a i rozpoczęcia
działalności rewolucyjnej w połow ie lat dziew ięćdziesiątych XIX wieku. W ypo
wiadając się niejako w im ieniu „nowej kobiety”, napisała:
D la kobiety przeszłości niew ierność bądź u tra ta ukochanego były najw iększą
m ożliw ą katastrofą, zarów no w w yobraźni, jak i w rzeczywistości. Jednak dla b o h a
terki naszych czasów rzeczyw istym nieszczęściem jest u trata tożsam ości, w yrzek-
nięcie się dla ukochanego swojego „ego” w im ię u trzy m an ia m iłosnego szczęścia.
N ow a kobieta nie tylko zryw a zew nętrzne kajdany, przeciw staw ia się „więzieniu
m iłości”, ale obaw ia się także, iż m iłość, drzem iąca w niej ataw istyczna skłonność,
żeby być cieniem swego m ęża, m oże skusić ją d o wyzbycia się w łasnej tożsam ości,
zrezygnow ania z pracy, zaw odu oraz życiowych celów41.
na to, żeby zapom nieć o tym , co ją bolało. D zięki niej m ogła przestać myśleć
o cierpieniu, którego źródłem był związek z D ybenką, a p onadto wcielać w życie
idee rewolucji, czyli, p odobnie jak inni w yalienow ani intelektualiści, dokonywać
projekcji własnych pragnień i nam iętności na klasę pracującą, która z założenia
m iała ucieleśniać głoszone przez nią idee. D ążenie Kołłontaj do „zreform ow ania”
m ałżeństw a korespondow ało z konfliktam i i ostatecznym rozpadem jej związku
m ałżeńskiego z D ybenka. „Praca” zawsze kom pensow ała jej osobiste porażki.
Kiedy w końcu w roku 1923 uzyskała rozw ód, bez reszty zaangażowała się w n e
gocjacje pośw ięcone sprzedaży śledzi oraz foczych futer „Pracuję ze wszystkich sił.
Tak jest lepiej. To jest podstaw a”. Wcześniej jednak, w roku 1918, praca Kołłontaj
koncentrow ała się na „reform ow aniu” rosyjskiej rodziny.
16 listopada 1918 roku Kołłontaj pow itała p o n ad tysiąc delegatek, które
zjechały na Pierw szą W szechrosyjską Konferencję R obotnic i Chłopek. Ponie
waż w kraju trw ała w ojna dom owa, nie było w iadom o, czy biorąc pod uwagę chaos
na sowieckiej kolei i u tru d n ien ia w podróżow aniu po kraju, ktokolwiek na konfe
rencję przyjedzie, a jeśli tak, ile osób będzie w stanie n a nią dotrzeć. A leksandra
spodziew ała się trzystu delegatek i była zdum iona, kiedy pojawiło się ich niem al
czterokrotnie więcej. Były zziębnięte, głodne, ubrane w kożuchy oraz tradycyjne
ludowe stroje. Cel konferencji w yznaczało jej hasło: „poprzez praktyczne uczest
nictwo w budow aniu sowieckiego państwa do kom unizm u”. Treść i wymowa otw ie
rającego konferencję przem ów ienia Kołłontaj nie pozostaw ała wątpliwości, że jej
zdaniem , zakładanie rodziny oraz życie rodzinne nie jest uczestniczeniem w „bu
dow aniu sowieckiego państw a”. Pryw atnie, sw oim i w łasnym i obawam i podzieliła
się z Jacąuesem Sadoulem . O d roku 1908 przebyw ała poza granicam i Rosji. Nie
była chłopką, więc zastanawiała się, co m usi powiedzieć, żeby znalazło to akceptację
u kobiet, które odw ażnie, m im o szalejącej wojny dom owej, przyjechały z całego
kraju, żeby wysłuchać, co m a im do pow iedzenia. Rychło podjęła w tej sprawie
postanow ienie. W swoim przem ów ieniu postulow ała likwidację indyw idualnych
gospodarstw dom owych, a co więcej, odebranie owym kobietom dzieci, żeby mogły
się kształcić w państw ow ych szkołach. W ezwała rosyjskie chłopki, aby zm ieniły
swoje życie i nie były już dłużej uzależnione od m ężczyzn. Innym i słowy, zapro
ponow ała im, żeby stały się takie jak ona. Nawet jej biografki-fem inistki, które
z pew nością odnoszą się do jej koncepcji z większą przychylnością niż kobiety,
do których je w tam tym czasie adresowała, dochodzą do identycznego wniosku.
Kołłontaj własne potrzeby projektow ała na swoje słuchaczki. Żeby się „wyzwolić”,
m usiały żyć tak jak ona. Jak pisze Beatrice Fansw orth:
Jej przem ów ienie było tyleż zbiorem w ytycznych dla rosyjskich kobiet, co o d
zw ierciedleniem jej w łasnej przeszłości i p o trzeb y zerw ania em ocjonalnych więzi
z rodziną. W fascynujący sposób to, co m ów iła, było skróconą histo rią jej w łasne
go w yzwolenia, k tó ry m był rozw ód. N ieprzypadkow o rozpoczęła o d om ów ienia
przepisów praw a o rozw odach, które uchw alono kró tk o p o rew olucji p aźd ziern ik o
wej, i zachęcania kobiet, aby nie obaw iały się now o uzyskanej w olności43.
PATERSON, N E W JERSEY, 1916 205
„Zm ierzch rodziny” był zatem „projekcją osobistej walki Kołłontaj o nie
zależność z konw encjonalnie rozum ianym m ałżeństw em i życiem rodzinnym ”44.
Przygotowane przez Kołłontaj plany „zreform owania” rosyjskiej rodziny stanowiły
odzwierciedlenie jej własnych potrzeb psychicznych i były w istocie próbą p o d p o
rządkowania rosyjskich kobiet. Za podstaw ę wyzwolenia uznała rozwód, ponieważ
dla niej samej m iał on kiedyś takie właśnie znaczenie. Rosjanki trzeba wyzwolić
dzięki zatrudnieniu ich poza dom em - dokładnie tak samo, jak było w jej przypadku.
Pod tym względem koncepcje Kołłontaj nie były bardziej radykalne niż to co głosili
inni bolszewicy. Bucharin nazwał rodzinę tw ierdzą konserwatyzm u. Lilina, żona
Zinowiewa, napisała, że dzieci trzeba ratować przed ich własnymi rodzinam i: „In
nymi słowy, m usim y je upaństwowić. Będzie się je uczyło abc kom unizm u, a później
zostaną prawdziwym i kom unistam i. Naszym zadaniem jest zobligować matkę, aby
oddała swoje dzieci nam - radzieckiem u państw u”45. Lenin, który również prze
mawiał do kobiet podczas tej konferencji, zajął bardziej pragm atyczne stanowisko,
twierdząc, że rodzina jest niezbędna dla odpow iedniego wychowania i ukształto
wania dzieci. N apisany z radykalnych pozycji pamflet, który praw dopodobnie wy
szedł spod pióra Sabsowicza, głosił m iędzy innym i, że „jednym z pierwszych
skutków uspołecznienia naszej edukacji musi być to, żeby dzieci nie zamieszkiwały
ze swymi rodzicam i. O d ... urodzenia pow inny przebywać w specjalnych dom ach
dziecka, aby odsunąć je od szkodliwego wpływu rodziców i rodziny. Powinniśmy
mieć specjalne m iasta dzieci”46. Kołłontaj unikała podobnych sform ułowań, ale jej
program był tak sam o autorytarny. Nowe dziecko pow inno dorastać pod czujnym
nadzorem państw a i większość czasu spędzać w instytucjach państwowych, gdzie
odpow iednio wykształceni wychowawcy zrobią z niego komunistę.
Z aczynam y dostrzegać tutaj zbieżności m iędzy tym , co Kołłontaj głosi
ła w Związku Radzieckim , a tezam i Johna B. W atsona propagow anym i w Stanach
Zjednoczonych. O boje przyjęli tezy Pawłowa i uważali, że dziecko przychodzi na
świat jako tabula rasa, na której ludzie, odpow iadający za jego uw arunkow anie,
m ogą zapisać, co tylko uznają za pożądane. Skoro nic takiego, jak ludzka natura
nie istnieje, dzieci są w gruncie rzeczy tylko tym , czym się je uczyni. W tej sytuacji
pozostało jedynie odpow iedzieć na pytanie, czyim zadaniem m a być tak pojm ow a
ne kształtow anie dzieci. Co do tego bolszewicy byli zgodni. Ich zdaniem , rodzina
m iała na dzieci w pływ uwsteczniający, konserwatywny, oparty na atawizmach;
jej rolę m usi zatem przejąć państw o. Jedynym p rzedm iotem sporu był rodzaj
taktyki, którą w tym celu należy obrać. W jaki sposób odebrać dzieci rodzicom ,
nie wywołując ich buntu? W obu przypadkach reform a wychowania dzieci była
u krytą form ą kontroli nad społeczeństw em . Bolszewicy, którzy byli dobrym i be-
haw iorystam i, chcieli mieć nadzór nad w ychow yw aniem dzieci, aby w przyszłości
stały się posłusznym i w ładzy kom unistam i. O prócz tego chcieli także przekonać
kobiety, żeby zam iast z korzyścią dla swoich dzieci i m ężów pracow ać w dom u,
pracow ały dla nich w fabrykach.
Reakcja chłopek nie była tru d n a do przew idzenia. Podziękowały bolszew i
kom za reform ę rolną. Oznajmiły, że równe praw a są rzeczą dobrą, ale nie przekażą
206 RO ZD ZIAŁ 8.
Czy m łody Eastm an odczuw ał to samo, tego stwierdzić nie sposób. C zło
wiek, który to opowiada, jest kim ś innym niż ten, który m ógłby napisać opowieść
o w ierności wobec żony i dziecka. Został w yelim inow any na długo przedtem ,
zanim m ógłby ją opowiedzieć, a sama opowieść - Eastm an mówi o tym wyraźnie
- jest w istocie rzeczy uspraw iedliw ieniem dla życia, które dla siebie wybrał. Póź
niej napisał: „m ałżeństw o zawsze wydawało m i się brutalnym naruszeniem przez
państw o i społeczeństw o intym ności osobistej przestrzeni rom ansu”6. Eastm an
uznał, że nie „chce być związany. Tylko z siostrą, m atką innego chłopca, tylko z nie
odpowiedzialna wolnością mogę w pełni odczuwać sm ak jakiejkolwiek przygody”7.
Kiedy m łodzi m ałżonkow ie po długich i nieudanych wakacjach w E uro
pie wrócili do Nowego Jorku, postanow ili, że będą mieszkali i żyli razem, ale każde
po d własnym nazwiskiem - praktyka ta jest dzisiaj rozpow szechniona, ale w tam
N O W Y JORK, 1917 209
tych czasach była to nowość i rzecz na tyle niezwykła, że reporter „New York W ord”
uznał, iż w arto tem u poświęcić artykuł. Kiedy zjawił się na um ów ione spotkanie,
pani Eastm an skojarzyła m u się z dobrym N iem cem , solidnie okopanym na sek
sualnym froncie. Pod nagłów kiem No ‘M rs’ Badge o f Slavery Worn by the M iss/
Wife, „M iss-M rs Rauh Eastm an”, jak ją dalej nazywał, wyraziła następującą opinię:
„nasza postaw a wobec ślubnego nabożeństw a jest taka, że trzeba przez to przejść;
później zawsze m ożem y powiedzieć, że w to nie wierzymy. W naszym przypadku
było to zadośćuczynienie konw enansow i, gdybyśm y bow iem się m u sprzeciwili,
przyniosłoby to nam więcej kłopotów niż korzyści... Być może są tacy, którzy
nadal uważają m ałżeństw o za sakram ent, ale ten pogląd odchodzi w przeszłość”8.
Taka w ypow iedź m ogła bez w iększego echa przejść w N ow ym Jorku,
ale w Elm irze, rodzinnej m iejscow ości Eastm anów , w yw ołała falę oburzenia.
Pewien duchow ny m etodystyczny nawoływał: „Przeciw ko wężowi chuci i fałszu
niech wszyscy pow staną i niechaj m iecz m ęskiego i ojcowskiego h o n o ru zada
śmierć intruzow i, kalającemu drzewo życia”9. Inny ważny obywatel ujął rzecz mniej
kwieciście i napisał, że „profesor Eastm an i pan n a Rauh negują więzy uświęconego
małżeństwa, które przypieczętowali przysięgą, chociaż gdy ją składali, wiedzieli, że
przysięgają fałszywie”10. Po ponad trzydziestu latach Eastm an m ógł sobie pozwolić,
żeby śmiać się z reakcj i mieszkańców rodzinnego m iasta na jego ówczesny neoficki
fem inizm , ale w tam tych czasach dla jego rodziców był to z pew nością pow ażny
afront - oboje w szak byli duchow nym i.
Prawdziwie bolesne reperkusje tego w ydarzenia nadeszły jednak później,
kiedy Eastm an postanow ił postępow ać zgodnie ze swoim i przekonaniam i, które
negowały świętość m ałżeńskiej przysięgi. Latem 1913 roku Eastm an nawiązał
stosunki seksualne z żoną jednego ze swoich przyjaciół, a następnie, być może
dlatego, że postrzegał siebie jako nieustraszonego poszukiwacza prawdy, ujawnił
całą sprawę. Dla jego żony był to m iażdżący cios. O kazało się, że w istocie wcale
nie wierzyła w to, co m ów iła na potrzeby now ojorskich tabloidów. Wcześniej
ten sam przyjaciel odbył z nią rozmowę, podczas której wyznała m u, jak wiele
znaczy dla niej m ałżeństw o, a on z kolei poinform ow ał o tym Eastm ana w liście,
który dotarł do niego podczas podróży poślubnej. „Moje niem ądrze hołubione
przeświadczenie, że ów publiczny akt służyć m a li tylko osłonięciu intym nych ra
dości podróżow ania po Europie, a w najlepszym przypadku podjęciu ekspery
m entu w spólnego życia, absolutnie nie było jej przekonaniem ”11. Ida poważnie
potraktow ała zawarcie m ałżeństw a. Kiedy E astm an o w szystkim jej opowiedział,
usłyszał od niej: „M ax, nie m ogę tego znieść, nie m ogę tego znieść”. W edług
jego relacji, łapała pow ietrze jak człowiek rozciągnięty na kole tortur. O n z kolei
odczuw ał o g ro m n e w yrzuty sum ienia. „Byłem p rzerażony tym , co zrobiłem .
W przytłaczającym poczuciu grzechu zatraciłem wszelką równowagę, wszelką
dum ę, poczucie własnej tożsam ości, wszelki zdrow y rozsądek”12.
Eastm an pow inien był to przew idzieć, brak wszelako jakichkolw iek prze
słanek, że gdyby m iał tę św iadom ość, jego postępow anie byłoby inne. Być może
dlatego, że swoje w spom nienia pisał już jako człowiek ukształtowany przez wybory,
210 RO Z D Z IA Ł 9.
opisał m otyw ację, którym i kierow ał się, w stępując do partii; jako bezpośrednią
przyczynę p o d ał odrazę, która ogarnęła go nagle, podczas jednej z wielu przelot
nych seksualnych przygód.
E astm an, k tó ry na późniejszym etapie życia m iał stać się żarliw ym an-
tykom unistą, pośw ięcił wiele wysiłku, aby do swojego dążenia ku wyzwoleniu
seksualnem u dorobić rodzaj hedonistycznej filozofii. Jednak podskórnie zawsze
czuł, że być m oże wszystko to nie jest niczym innym , jak tylko poszukiw aniem
dla siebie uspraw iedliw ienia:
D ręczę się tak być m oże dlatego, że całe to „w yznanie” o b rak u m iłości do
niej jest tylko uspraw iedliw ianiem p rag n ien ia osiągania gdzie indziej fizycznych
i q u asi-rom antycznych satysfakcji bez u tracen ia p rzy ty m jej m iłości. Teraz, w z d u
m iew ający sposób, naw et całokształt naszych sto su n k ó w jaw i się m em u p ełn em u
skruchy sercu jako przew idujący, przebiegły, stały fortel m ojego m akiaw elicznego
intelektu, k tó ry pragnie realizow ać swój cel, u nikając przy ty m m o ralnego p o tę
p ien ia!14
Jednak m im o wszystko - poczucie w iny po w raca - dlaczego nie w yrzec się dla
niej tego, co spraw ia jej ból? M ogę jedynie odpow iedzieć, chociaż w pędza m nie
to w rozpaczliw y sm utek i w yrzuty sum ienia: W iem , że tego nie zrobię. Nie je
stem w ystarczająco bezinteresow ny. Posiądę zatem in n ą cnotę. Będę przynajm niej
zdecydow anie i otw arcie, ja k dorosły m ężczyzna, z pod n iesio n y m czołem k ro
czył w łasną d ro g ą17.
212 RO Z D Z IA Ł 9.
Eastm anowska religia uciechy jednak się nie sprawdzała. Max, który odrzucił
chrześcijaństwo, aby stać się „tw orem kolejnych poryw ów nam iętności”, czuł się
teraz rozdarty m iędzy tym i właśnie, sprzecznym i nam iętnościam i:
Związek ten nie był szczególnie radosny także dla Florence Deshon. Zim ą
zaszła w ciążę z C haplinem , ale poroniła. O prócz tego stanęła przed perspektyw ą
dokonania w yboru, z kim związać swój los: z E astm anem , czy z Chaplinem . Kiedy
ten ostatni nalegał, żeby w róciła z nim na Z achodnie W ybrzeże, a ona odm ów iła,
ich związek się rozpadł, a razem z nim , choć wówczas nie zdawała sobie z tego
sprawy, skończyła się także jej filmowa kariera. Postanow iła spędzić jakiś czas
z E astm anem , ale kiedy w róciła do Flollywood, przekonała się, że C haplin nie jest
już nią zainteresowany. Uraziła jego dum ę. Ponadto m usiała pogodzić się z faktem,
że błyskawicznego w yniesienia do statusu gwiazdy, które m iało m iejsce ubiegłej
zimy, nie zawdzięczała sw ojem u talentow i i urodzie, ale rom ansow i z Chaplinem .
O biecyw anych wcześniej ról filmowych nie otrzym ała. Przez jakiś czas studio
płaciło jej za sam o przebyw anie w H ollyw ood i nicnierobienie, rychło jednak
i ten kontrak t wygasł, a jej sytuacja była teraz gorsza niż kiedy tam wyjeżdżała
ubiegłej jesieni.
D rugą część swojej autobiografii Eastm an zatytułow ał Love and Revolution
(M iłość i rewolucja), nigdy jed n ak nie w ytłum aczył dokładnie, dlaczego je ze sobą
zestawił. To, że obie części tytułu się ze sobą łączą, wydaje się oczywiste choćby
z tego pow odu, że w tekście n ad er często i chętnie są w ym ieniane obok siebie.
Opow iadając o rom ansie z D eshon, Eastm an napisał: „W tym sm utnym czasie
uczestniczyłem w procesie zdobyw ania am erykańskich socjalistów dla bolszewi-
zm u”25. W m ajow ym i czerw cowym num erze (1920 roku) pism a „The Liberator”,
nie m niej seksualnie wyzwolony B ertrand Russel ogłosił swoje naw rócenie na ko
m unizm . Latem udał się z pielgrzym ką do nowej ziemi świętej, a jej skutek był taki,
że po tym nawróceniu, równie im pulsywnie dokonał apostazji - zdaniem Eastmana
był to jeden z najszybszych podobnych przypadków. M im o że wielu, w tym także
Eastm an, podążyło później taką sam ą drogą, wolta, której dokonał Russel chyba
nie wyw arła w rażenia na lewicy, ta bow iem najw idoczniej zdecydow ana była w i
dzieć w M oskwie narzędzie obalenia istniejącego status quo zarów no w kwestiach
dotyczących m oralności, jak i w spraw ach gospodarczo-ekonom icznych.
Eastm an, jak już mówiliśmy, nigdy nie sprecyzował, na czym polega związek
między miłością a rewolucją. To, co napisał w swojej autobiografii, wyraźnie jednak
świadczy o tym , że kiedy pierw sza z nich przysparzała m u coraz więcej kłopotów
i zm artw ień, proporcjonalnie do nich zwiększało się jego zainteresow anie drugą.
Eastm an był m aterialistą i jako taki uważał, że w raz ze zm ianą stosunków ekono
m icznych niejako sam e zm ienią się rów nież relacje m iędzyludzkie. Dosyć p ara
doksalne jest, że z teoriam i tym i zapoznał się za spraw ą Idy Rauh, swej pierwszej
żony, która p o d tym w zględem , jak się okazało, została złapana we własne sidła.
Oto, co pisze na ten tem at Eastm an:
to sposób n a zrealizow anie ideałów, o p arty się na tych sam ych faktach, k tó
re zdaw ały się czynić go niem ożliw ym do urzeczyw istnienia. Nie m uszę ju ż n i
weczyć w iedzą w łasnych m arzeń. N igdy więcej nie będę zm uszony zakrzyknąć:
„Chciałbym w ierzyć w Syna Bożego i Jego pono w n e przyjście!”26.
Eastm an znow u m iał słuszność w swoich przew idyw aniach, ale wówczas
jeszcze tego nie wiedział. Patrząc z perspektyw y całego stulecia i właściwego
m u pędu do masowej zagłady, najgorsze m iało dopiero nadejść. Kiedy dotarł do
Europy, nazbyt pochłaniały go w ydarzenia na konferencji w G enui oraz to, co
starali się uzyskać na niej bolszewicy, nie próbow ał więc wyjaśniać, jaki zachodzi
związek m iędzy jego życiem m iłosnym a sym patią dla rewolucji. Zainteresow anie
E astm ana polityką m iędzynarodow ą nie przeszkodziło m u jed n ak w naw iązaniu
kolejnego rom ansu. Być m oże śm ierć D eshon straszliwie go przygnębiła, ale jedna
z tłum aczek przydzielonych sowieckiej delegacji najw idoczniej zupełnie tego nie
dostrzegała. Być m oże w ynikało to z tego, że Elena Krylenko, kiedy w kraju szala
ła rewolucja, rów nież dośw iadczyła problem ów sercowych. „Byliśmy dosyć zajęci,
ale nie aż tak bardzo, żeby nie oddawać się żarliwym flirtom. Romansowali wszyscy,
z szefami delegacji na czele. Ale najbardziej absorbującym i sm utnym rom ansem
była niekłam ana m iłość, która łączyła m nie z W ładim irem Diwilkowskim, m ło
dym radzieckim attache przy am basadzie w Rzymie”28 - relacjonowała kobieta,
która m iała zostać dru g ą żoną Eastm ana.
Elena i M ax siedzieli na skale i spoglądali w m orze. O na nauczyła go ro
syjskiego słowa znaczącego „srebro”. Eastm an pisze, że „m iał w sercu sm utek po
utraconej m iłości, a m im o to rodziło się w nim pragnienie nowego doświadczenia”,
N O W Y JORK, 1917 215
WERSAL, 1919
K
iedy Eddi Bernays w 1918 roku w stępow ał do wojska, George Creel
napisał list do kom isji poborow ej, stwierdzając, że „stanowisko piasto
w ane obecnie przez pana Bernaysa [w Komisji Inform acji Publicznej]
jest o wiele w ażniejsze dla rządu niż jakikolw iek inny urząd, który
m ógłby pełnić”. Creel pożałow ał tego, co napisał, gdy Bernays, typowy karie
oznajm ił, że zam ierza pojechać na konferencję pokojow ą do Wersalu, „aby p rzed
stawiać prace Konferencji przez pryzm at zakrojonych na światową skalę działań
propagandow ych, upow szechniających am erykańskie ideały i osiągnięcia”1. Teraz,
kiedy w ojna dobiegła końca, republikanie zasiadający w Kongresie nie chcieli
już wilsonowskiej propagandy, za którą płacili podatnicy. Bernays nauczył się - po
części od wuja, po części na podstawie własnego doświadczenia, kiedy w czasie woj
ny, w Komisji Inform acji Publicznej zajmował się propagandą po d kierownictwem
Creela - że człowiek jest w ypadkow ą swoich nam iętności i pragnień, nad którym i
nie m a kontroli. Po wojnie, w p racy CrystallizingPublic Opinion, stwierdził: „Teorie
Freuda, na których p an M artin w dużym stopniu opiera się w swoich wywodach,
prow adzą do konkluzji, iż wypow iedź H en ry W atersona na tem at dław ienia tego,
co nowe, w rów nym stopniu odnosi się do tłu m ien ia indyw idualnych pragnień.
A ni jednego, ani drugiego zdławić się nie da”2. Człow iekiem nie pow oduje rozum ,
lecz nam iętność: cywilizacja, znaczenie tradycji, m oralność i religia od początku
dziejów toczyły skazaną na przegraną wojnę z ludzkim i nam iętnościam i. W iedzę
o tym Bernays w dużym stopniu zawdzięczał wujowi. Była to epoka rewolucji,
a wuj Zygm unt niew ątpliw ie był rew olucjonistą. Każdy, kto wie, w jaki sposób
skutecznie m anipulow ać nam iętnościam i, m oże je wykorzystać dla w prow adzania
zm ian w społeczeństw ie. U dow odniło to oświecenie oraz rewolucja francuska.
Z lekcji udzielonej przez wojnę w ynikało, a w krótce m iało to znaleźć zastosowanie
218 R O ZD ZIA Ł 10.
stał się ważnym autorytetem w dziedzinie teorii kom unikacji oraz wojny psycholo
gicznej, stworzenie CPI (Com m ittee of Public Inform ation) było „odpowiednikiem
powołania oddzielnego urzędu m inistra do spraw propagandy... odpowiedzialnego
za każdy aspekt pracy propagandow ej, zarów no w kraju jak i za granicą”5.
G dy w ojna się skończyła, Lippm an, Lasswell, Bernays i Creel swoją wiedzę,
którą zdobyli w procesie m obilizow ania kraju do ponoszenia wysiłku wojennego,
zaproponow ali do w ykorzystania biznesm enom . W iedza ta m iała teraz z narodu
uczynić arm ię konsum entów . Reklam a była elem entarną częścią liberalizm u. Lip
pm an, Dewey oraz Croly, ludzie, którzy założyli „New Republic”, widzieli w niej,
przynajm niej p o części, narzędzie wciągnięcia Stanów Z jednoczonych do wojny.
Bernays i L ippm an dostrzegli w reklam ie m ożliw ość praktycznego zastosowa
nia wiedzy i um iejętności, które nabyli w CPI w czasie wojny. W zrost znaczenia re
klam y oznaczał erozję autorytetu rodziców, tradycji oraz religii i zastąpienie ich
„nauką” oraz nazw am i tow arow ym i, którym naukow cy udzielili swojej aprobaty.
Oznaczało to wyniesienie W ilsona i jego koncepcji oraz unicestw ienie etnicznych
enklaw w interesie koncernów o zasięgu ogólnokrajow ym , a ze szkodą dla tego, co
lokalne i regionalne. Proces ten m ógł zapew ne dokonać się sam oistnie, ale wojna,
do której W ilson w ciągnął kraj, z pew nością go ułatw iła i przyspieszyła.
Podczas wojny, pracując w CPI, a później w reklam ie oraz public relations,
Bernays z pom ocą Lippm ana dokonali internalizacji sprzeczności liberalizm u oraz
jego koncepcji masowego człowieka; najważniejsza z owych sprzeczności dotyczyła
dychotom ii wolność-kontrola. Liberalizm wyzwolił człowieka od przesądów, choć
by takich jak w iara w Boga. Jednak, jeżeli Bóg nie istnieje, prawo m oralne również
zostaje zdyskredytow ane jako przesąd, wówczas zaś kontrola nad społeczeństwem
staje się rzeczą niezbędną, poniew aż przedm iot sam okontroli, czyli ludzkie p ra
gnienia i nam iętności, nie podlegają żadnem u bezpośredniem u ukierunkow aniu,
a oprócz tego likw iduje się wszystko, co trzym ało je w ryzach. Tak więc naturalną
konsekw encją liberalnej filozofii był społeczny chaos, a kontrola nad społeczeń
stwem rów nie n aturalnym następstw em realizow ania liberalnej polityki - jedno
nieuchronnie w ynikało z drugiego. Paradoks lewicowego liberalizm u polega na
tym , że najpierw prom uje nam iętności jako narzędzie wyzwolenia od tradycyjnej
m oralności i w iary w Boga, ale jest to tylko etap pośredni, po którym dokonuje
on narzucenia jeszcze bardziej drakońskiego porządku, ustanow ionego nie dla
korzyści duchow nych, ale naukow ców oraz ich bogatych sponsorów z kręgów
przem ysłu i władzy.
Z daniem M arvina Olaskyego, „podstaw ow ym przekonaniem Bernaysa był
brak w iary w Boga”. Bernays był przy tym doskonale św iadom , że „świat pozba
wiony Boga szybko ogarnie społeczny chaos. Dlatego uznał, że m anipulow anie
społeczeństw em przez specjalistów o d public relations jest uspraw iedliw ione,
gdyż tw orzy bogów wykreow anych przez człowieka, dzięki którym m ożna zyskać
m isterną kontrolą nad społeczeństw em oraz zapobiec katastrofie... Pociąganie
z ukrycia za sznurki było niezbędne nie tylko dla osobistych korzyści, lecz także
dla ratow ania społeczeństw a”6.
220 RO Z D Z IA Ł 10.
zdolnych pom óc „niew idocznym rządzącym ” powściągać kierujące się nam iętn o
ściami masy w ich karkołom nym i niebezpiecznym dążeniu do społecznego chaosu.
Po wojnie, która postaw iła go po przeciw nej stronie barykady niż Freuda, który
nigdy nie lubił A m erykanów , Bernays napisał: „Podstawowe elem enty ludzkiej
natury są stałe - są to pożądania, instynkty i w rodzone skłonności. Sprawne p o
służenie się nim i daje jednak nieskończenie wiele możliwości ich ukierunkow ania.
N aturę człowieka łatw o m ożna m odyfikow ać”10.
Pogląd o „nieskończenie w ielu” m ożliw ościach „m odyfikow ania” ludzkiej
natury nie m a niczego w spólnego ze starcem , który był teraz obywatelem niew iel
kiego państw a w ykrojonego z ziem pokonanego im perium . Przekonanie Eddiego,
że człowieka m ożna uw arunkow ać, było bardzo am erykańskie oraz pragm atyczne
i nie przekazał m u go jego sławny wuj. Bernays nie zapożyczył go od Freuda, lecz
nawiązywał tutaj do poglądów Johna B. W atsona.
ROZDZIAŁ 11
BALTIMORE, 1919
do niej liściki; w jednym z nich zadeklarował: „każdą kom órką [ciała] jestem
twój”, wyrażając tym sam ym najwyższy kom plem ent, na jaki zdobyć się może
psycholog niew ierzący w istnienie duszy1.
M ary W atson początkow o sądziła, że to zauroczenie skończy się podobnie,
jak inne rom anse jej męża. Kiedy jed n ak okazało się, że jest inaczej, postanow iła
przystąpić do działania. Ponieważ W atsonowie utrzym yw ali stosunki towarzyskie
z Rayneram i, postarała się, aby zaprosili ich na kolację. W pew nej chwili pow ie
działa, że W atson i Rosalie na pew no chcą porozm aw iać o pracy, w ym ów iła się
bólem głowy i wyszła z pokoju, następnie udała się do sypialni Rosalie, pobieżnie
ją przeszukała i znalazła listy m iłosne pisane przez jej m ęża do Rayner. U zbrojo
na w nie, spotkała się z jej rodzicam i i zaproponow ała im, aby wysłali córkę do
Europy. Kiedy Rosalie odm ów iła, M ary zw róciła się o pom oc do swego brata,
Johna Ickesa, który próbow ał wykorzystać listy jako narzędzie szantażu i nacisku
na Raynerów. G dy to się nie udało i stało się oczywiste, że John nie zam ierza prze
stać się widywać z Rosalie, M ary wystąpiła o rozwód. W iązało się to z niem ałym
skandalem , w szak naw et dzisiaj profesorow ie mają pow ażne nieprzyjem ności,
jeżeli rozniesie się, że sypiają ze stażystkami. W atson uważał chyba jednak, że jego
sława i pozycja są na tyle ugruntow ane, że G oodnow , rektor U niw ersytetu Johna
H opkinsa, nie zdobędzie się na to, żeby go w yrzucić z uczelni. Szybko okazało
się, że się mylił: w październiku 1920 roku G oodnow wezwał W atsona do swego
gabinetu i zażądał o d niego, żeby złożył wypow iedzenie. Jeżeli W atson łudził się
nadzieją, że dostanie pracę na innym uniw ersytecie, rozwiała się ona z chwilą
kiedy w listopadzie 1920 prasa zaczęła pisać o szczegółach jego rozw odu i listach
m iłosnych do Rosalie. D okładnie w tym sam ym czasie, kiedy sądził, że doko
nał w psychologii odkrycia na m iarę odkrycia atom u, jego akadem icka kariera
nagle została przerw ana, poniew aż nie potrafił zapanow ać nad w łasnym seksu
alnym pożądaniem . Nic dziwnego, że tym sam ym m niej więcej okresie oznajm ił,
iż zgadza się z teoriam i Freuda.
E ksperym enty nad uw arunkow yw aniem dzieci zyskały W atsonowi sławę
eksperta w dziedzinie ich w ychow yw ania, a cudzołóstw o z kolei uczyniło go
ekspertem w spraw ach seksu oraz m ałżeństw a. Nie ulega wątpliwości, że seks
niesłychanie zaprzątał jego myśli. W d om u wiele o n im rozpraw iał i pisywał arty
kuły na ten tem at do popularnych gazet. W 1928 roku na łam ach „Cosm opolitan”
oznajm ił, że w roku 1978 ludzie nie będą już zawierali małżeństw. O znaczałoby
to koniec tej instytucji, to zaś z kolei byłoby rów noznaczne z nadejściem rzeczywi
stej seksualnej wolności. W roku 1920, w najgorętszym okresie rom ansu z Rosalie
Rayner, W atson w w ywiadzie dla now ojorskiej gazety w yraził pogląd, że m łodzi
ludzie żyjący w roku 1920 są „zbyt rozgarnięci i m ądrzy, żeby w spraw ach natury
seksualnej poddaw ać się dyktatow i rodziców ”4. W atson popierał antykoncepcję
i zdecydowanie dawał wyraz przekonaniu, że mężczyźni i kobiety pow inni zawierać
m ałżeństwa w najlepszych latach życia, kiedy są w kwiecie wieku. W ynikało z tego,
że m ężczyźni p ow inni się żenić p o czterdziestce z kobietam i, które nie skończyły
jeszcze dw udziestu lat - tak jak to m iało miejsce w przypadku Johna W atsona
226 RO ZD ZIA Ł 11.
BERLIN, 1919
* Carl Theodor Dreyer (1889-1968), duński reżyser filmowy, uznawany za jednego z naj
większych mistrzów w historii kina. Kilka jego filmów: Męczeństwo Joanny d'Arc (z rolą
A ntonina Artauda), Wampir i Słowo (przy. tłum.).
BERLIN, 1919 231
i wysłał swojego asystenta, Ralpha H olm a, żeby skom pletow ał obsadę. H olm
szukał odpow iednich tw arzy p od paryskim i m ostam i oraz w ośrodkach A rm ii
Zbaw ienia i przyprow adził Dreyerowi polskiego dziennikarza Jana H ieronim ko,
którego ucharakteryzow ano na M agnusa H irschfelda.
Uwagę D reyera, w większym stopniu niż n iestrudzona walka H irschfelda
o zniesienie przepisów penalizujących sodom ię, zw rócił jednak on sam. 24 maja
1919 roku H irschfeld został filmową gwiazdą; w opow iadającym o hom oseksu
alistach filmie R icharda Osw alda Anders ais die A ndern („Inaczej niż inni”) za
grał w istocie sam ego siebie, wcielając się w postać sympatycznego, wykształconego
lekarza. Fabuła oparta została faktach z życia skrzypka Paula K oernera (grał go
C onrad Veidt, który zapłacił za to przym usow ą em igracją do Hollywood, za co
odegrał się na swoich prześladow cach, grając odrażającą postać nazistowskiego
oficera w Casablance). Veidt jest adorowany przez dwie kobiety, ale kocha się w bra
cie jednej z nich, który pada ofiarą szantażu i bliski jest popełnienia samobójstwa.
W tedy na ekranie in persona propria pojaw ia się M agnus H irschfeld i nie dość że
odw odzi m łodego człowieka od pójścia w ślady Veidta i pozbaw ienia się życia,
ale grając „wielkiego lekarza, którym był” - jak ujął to schlebiający m u biograf
- ocala „m łode życie, dzięki em patii i zrozum ieniu pom ógł m u wyjść z trudnej
sytuacji”, a oprócz tego przekonuje go, aby dołączył do krucjaty na rzecz zniesienia
„niegodziwego Paragrafu 175”-.
C hristo p h er Isherw ood w idział ten film w Instytucie i zapam iętał go, jeżeli
nawet nie cały to pew ną jego część:
Trzy sceny zapadły m i w pam ięć. Pierw sza to bal, na którym tancerze, sam i
m ężczyźni, przybrani są czym ś w rodzaju w ianuszków stokrotek. Postać grana przez
V eidta spotyka się z szantażystą, który go uw odzi i doprow adza do ruiny. Kolejna
scena to w izja, której dośw iadcza Veidt (przebyw ając w w ięzieniu?); widzi długą
procesję królów, poetów, naukow ców, filozofów i innych sławnych ofiar hom ofobii,
którzy kroczą powoli, ze sm utnie spuszczonym i głow am i. Każdy z nich w zdryga
się, kiedy przechodzi p o d tran sp aren tem , na któ ry m w idnieją słowa „P aragraf 175”.
W scenie finałowej pojaw ia się sam d o k to r H irschfeld. Zdaje się, że w tle leży ciało
Veidta, który popełnił sam obójstw o. H irschfeld w ygłasza przem ów ienie - czyli p o
jaw ia się m nóstw o napisów - apelujące o spraw iedliw ość dla Trzeciej Płci'
Jak widać, film ten był skrajnym przypadkiem hom oseksualnej agitki. Wolff,
m im o że sympatyzuje z celami, które przyświecały Hirschfeldowi i pisze, iż film ten
był przykładem rozkw itu sztuki i kultury w czasach Republiki W eimarskiej, czuje
się jednak zm uszona zauważyć, że wywołał on także bardzo nieprzychylną reakcję.
18 sierpnia 1920 roku, kiedy film ten zdążył się już zapisać w historii nie
mieckiego kina, rządowi cenzorzy zakazali jego rozpow szechniania, widząc w nim
elem ent hom oseksualnej propagandy, której celem było nadw ątlenie publicznej
m oralności. O prócz tego, że Anders ais die A ndern postaw ił tem at hom oseksu
alizm u na forum publicznym , m iał także inny skutek, a byl nim raptow ny wzrost
antysem ickich ataków nie tylko na H irschfelda, lecz w ogóle na Żydów jako
232 RO ZD ZIAŁ 12.
Republika W eim arska, która obiecała N iem com w olność, nie była w niczym
zakotw iczona. L udność, zwłaszcza zaś klasy średnie i m onarchiści, o drzucali re
wolucję. A ntysem ityzm przybierał na sile bardziej niż kiedykolwiek, gdyż n ieza d o
w olenie to spraw iło, że Żydzi, jak zwykle, obsadzeni zostali w roli kozła o fiarn eg o '.
Interpretacja W olff pom ija jed n ak fakt, że antysem ityzm nie był w N iem
czech zjawiskiem charakterystycznym dla tego kraju, ale rzeczywiście ogrom nie
podsyciło go to, że ludzie dostrzegali, iż Żydzi poprzez Kulturbolschewismus
przodow ali w podkopyw aniu niemieckiej m oralności, a ich bastionem była szero
ko rozum iana kultura. Z a stw orzenie takiego w rażenia największą odpow iedzial
ność ponosił M agnus Hirschfeld, który w oczach przeciętnego N iem ca wydawał
się ucieleśnieniem wszelkiego zła Republiki W eimarskiej. Gdyby Hirschfeld nie
istniał, H itler m usiałby go sam wymyślić, żeby uczynić sobie z niego narzędzie
dojścia do władzy.
Niecały m iesiąc po w ydaniu zakazu w yśw ietlania Anders ais die Andern,
gazeta „Das H am burg Echo” wezw ała do bojkotu w ykładu, który H irschfeld
m iał wygłosić 15 w rześnia w H am burgu. H irschfeld nie uląkł się gróźb, wykład
doszedł do skutku, a M agnus wyszedł z tej sytuacji bez najmniejszego szwanku. Nie
m iał już jednak tyle szczęścia, kiedy spróbow ał pow tórzyć to sam o w M onachium ,
ówczesnym m ateczniku nazistów. Stał się głów nym celem i obiektem ataków n a
zistowskiej propagandy, a w roku 1920 grupa nazistow skich studentów napadła
go na ulicy i brutalnie pobiła. Wydawca jego autobiografii poczynił w związku
z tym następującą uwagę:
W am pirza natura Hirschfelda była oczywistością nie tylko dla Carla Dreyera,
ale też dla większości osób, które blisko go znały. W istocie rzeczy, w filmie Wampir
Hirschfeld nie gra tytułowej postaci, ale lekarza, który pełni rolę pom ocnika w am
pira, co jest trafnym podsum ow aniem H irschfelda jako naukow ca - człowieka,
który oddał naukę na usługi pożądania. Jego seksualny apetyt był ponoć nienasy
cony, a wszystko co robił, służyło uspraw iedliw ieniu jego postępków przed sobą
sam ym i światem. G uenter M aeder pow iedział C harlotte Wolff, że „zmysłowość
[Hirschfelda] była rozbudzona do tego stopnia, iż nie potrafił utrzym ać rąk z dala
od atrakcyjnych m łodzieńców ””. O prócz wielu epizodycznych kontaktów seksu
alnych, tak charakterystycznych dla środow iska hom oseksualistów, Hirschfeld
utrzym yw ał dwa długotrw ałe związki z m ężczyznam i. Pierwszym z nich był chło
piec, którego p oznał w C hinach, drugim zaś niem iecki m łodzieniec Karl Giese,
BERLIN, 1919 233
który pracow ał jako jego asystent w Institut für Sexualwissenschaft. Isherw ood
pisze w swoich w spom nieniach, że Giese m iał „ładną, pociągłą tw arz”, na której,
kiedy odpoczyw ał, m alow ał się wyraz m elancholii.
W następstw ie wczesnego poczucia o d rzu cen ia przez ojca, którego efektem jest
o b ro n n e oddzielenie się o d m ęskości, h om oseksualista nosi w sobie poczucie sła
bości i nieudolności w odn iesien iu do cech kojarzonych z m ęskością, czyli władzy,
pew ności siebie i siły. N ieuśw iadom ione dążenie ku własnej m ęskości pow oduje,
że pociąga go m ęska siła. Jednocześnie, z p o w o d u bolesnych dośw iadczeń z ojcem ,
podejrzliw ie odnosi się do ludzi m ających w ładzę. K ontakt hom oseksualny jest
erotycznym pom ostem , dzięki k tórem u m ożliw e staje się wejście do szczególnego,
m ęskiego św iata8.
Giese, rzecz jasna nie m ógł „wyciągnąć” z Hirschfelda więcej męskości, której
tak łaknął, niż sam m u jej dawał, zatem, jak większość hom oseksualistów, starał
się jakość nadrobić ilością. Ponadto o d d ał się także innym form om perwersji.
Wolff, w typow y dla siebie, głupaw y sposób pisze, że:
Sprawy nie potoczyły się pom yślnie dla Giesego. Człowiek, którego nazywał
papą, okazał się w am pirem i jego też nim uczynił. Giese chciał zawsze studiować
m edycynę, ale burzliw y bieg w ypadków m u to uniem ożliw ił. Jak pisze Isherwood:
„w Berlinie w pow ietrzu unosił się strach - odczuw ało go wielu i m ieli słuszność -
ogarnął on rów nież C hristophera”. Isherw ood uznał, że być m oże „ulega własnym
fantazjom ”, bądź też, co było psychologicznie bardziej uzasadnione, że to one w y
w ołują w nim strach. Zaczęło m u się wydawać, że późno w nocy p o d jego dom em
zatrzym ują się ciężkie pojazdy, we w zorach tapety dostrzegał swastykę. W szyst
ko w ydawało się przybierać odcień brązu. Nazistow skiego brązu. Kolejny raz
234 R O ZD ZIAŁ 12.
na horyzoncie m ajaczyła Nemesis, tym razem jed n ak jej ucieleśnieniem nie był
Robespierre, ale A dolf Hitler.
Hirschfełd, przebywając na w ygnaniu we Francji, w spom inał ten okres, kiedy
trzy lata przed dojściem nazistów do w ładzy w jego instytucie leczono pacjenta,
który utrzym yw ał kontakty seksualne z E rnstem R óhm em , jednym z założycieli
NSDAP i szefem SA.
hom oseksualizm u zyskała taki status, że H itler stanął przed alternatywą: albo w y
korzysta ją przeciw ko swoim przeciw nikom , albo oni posłużą się nią przeciw
niem u. Z politycznego p u n k tu w idzenia sytuacja ta nie była już tak jednoznaczna.
G łówne partie lewicy, czyli SPD i kom uniści, w spólnie opow iadały się za równym i
praw am i dla hom oseksualistów i p o d koniec lat dw udziestych były w tej sprawie
bliskie spełnienia m arzenia H irschfelda o uniew ażnieniu zapisów paragrafu 175.
H itler m iał zatem tylko jedno wyjście: m usiał wykorzystać odrazę, jaką przeciętny
Niem iec żywił do w eim arskiej wersji hasła wyzwolenia gejów. O prócz tego, w d u
żej m ierze na skutek pobytu w więzieniu, do którego w trącono go po nieudanym
puczu w M onachium , H itler uznał, że m usi dojść do w ładzy drogą dem okratycz
ną, bez stosow ania siły. O znaczało to konieczność liczenia się z opinią publiczną
i m anipulow ania nią w sposób dla siebie najkorzystniejszy. Trzeba było w ykorzy
stać społeczny sprzeciw wobec drakońskich postanow ień Traktatu W ersalskiego,
lęk, jaki budziła kom unistyczna rewolucja i Kulturbolschewismus, oraz niechęć
do określonego rodzaju nowoczesności, której odzw ierciedleniem była m uzyka
Schoenberga, architektura G ropiusa, a nade wszystko seksuologia Hirschfelda.
H itler uw zględnił te czynniki w swoich rachubach i zapoczątkował głośną
kam panię w ym ierzoną przeciwko praw om dla homoseksualistów, obsesyjnie wręcz
skoncentrow aną na Hirschfeldzie, piętnując wszystko, co now oczesne, jako ży
dowskie, obce, internacjonalistyczne i rasow o zdegenerow ane. Fakt, że Berlin
niczym m agnes przyciągał hom oseksualistów , dał H itlerowi asum pt, aby głosić,
że now oczesność i degeneracja to jedno i to samo. Jeśli ktokolwiek pow ątpie
wał w jego słowa, jako ilustrację słuszności swoich tez H itler mógł zawsze powołać
się na przykład M agnusa H irschfelda zeznającego jako biegły w kolejnym procesie
o sodom ię albo organizującego następną m iędzynarodow ą konferencję w spra
wie seksualnej reformy. H itler posługiw ał się H irschfeldem jako narzędziem
dla um acniania swoich wpływów w śród przedstaw icieli klasy średniej, których
gorszyły seksualne ekscesy i skutki, jakie niosło to dla kraju osłabionego rew olu
cyjnym zagrożeniem ze W schodu i uginającego się p od ogrom nym finansowym
brzem ieniem reparacji w ojennych, nałożonych na N iem cy zgodnie drakońskim i
postanow ieniam i Traktatu Wersalskiego.
N aw et M ax H o d d an n , przychylny spraw ie „seksualnej reform y”, uznał,
że H irschfeld jest katalizatorem działań reakcji. M agnus stał się uosobieniem
dekadencji i jako jej sym bol był lepiej rozpoznaw alny niż Zygm unt Freud. Erw in
Haeberle, kolejny rzecznik praw dla hom oseksualistów, twierdzi, że „zdaniem Ho-
danna, H irschfeld jako Żyd, lewicowiec i orędow nik praw dla homoseksualistów,
prow okow ał reakcyjną opozycję”11. Naziści prześladow ali go nie tylko z racji jego
„niearyjskiego” pochodzenia, ale również „z pow odu otwartego okazywania ciągot
socjalistycznych i pacyfistycznych oraz zajm ow ania się seksuologią”12.
Praw a dla hom oseksualistów głoszone przez ich żydowskich orędowników,
takich jak M agnus H irschfeld, stw orzyły g ru n t dla wyniesienia H itlera do władzy,
a podstaw ę tego procesu, przynajm niej do roku 1933, w dużej m ierze stanowiła
niechęć, któ rą większość N iem ców żywiła wobec sw obody seksualnej obyczajów
236 RO ZD ZIA Ł 12.
W Republice W eim arskiej wszystko dom agało się darw inow skiego uza
sadnienia: zarów no hom oseksualizm , k tó ry H irschfeld uspraw iedliw iał odw o
łaniem się do D arw ina na pierwszej konferencji pośw ięconej reform ie seksu
alnej w 1921 roku, jak i atakow anie go, które głosił Hitler. Fakt, że H itler rok
później wezwał R óhm a do kraju, żeby rozpraw ił się z b untem w szeregach SA,
zdaje się świadczyć, że odrzucenie hom oseksualizm u była tylko cyniczną zagrywką
socjotechniczną. Lively i Abram s nie pozostaw iają wątpliwości, że przyw ództw o
partii nazistowskiej p o d względem orientacji seksualnej jego członków oraz sto
sowanej taktyki w dużym stopniu przypom inało organizację Q ueer Nation. M im o
to, rzeczywistością była także niechęć większości n aro d u do hom oseksualizm u,
którą naziści jakże skutecznie um ieli wykorzystywać. Dlatego nie sposób pom inąć
tu paradoksu, jakim jest pom ieszczenie oznaczone w M uzeum H olokaustu różo
wym trójkątem . H istorycznie rzecz biorąc, N iem cy nie były krajem antysemickim.
D ow odem na to jest fakt, że zam ieszkiw ało je ta k w ielu Żydów. N iem cy były
krajem ośw ieconym , kulturalnym i dlatego dla Żydów, którym bliskie były idee
oświecenia, stanow iły bezpieczną przystań. D ekadencja Republiki W eimarskiej
całkowicie to odm ieniła, głównie za sprawą różnego rodzaju nadużyć. Pod rząda
m i nazistów zarów no niechęć większości ludności do hom oseksualizm u, jak i ich
prześladow ania zaczęto wykorzystywać do politycznych rozgryw ek i traktow ać
skrajnie utylitarnie. Paradoksalnie, znani homoseksualiści, w jakiś sposób nazistom
pom ocni, nie byli nękani i zostaw iano ich w spokoju. Jednocześnie hom oseksu
BERLIN, 1919 237
alizm stał się dogodnym pretekstem dla pozbyw ania się niew ygodnych członków
opozycji; często dotyczyło to katolickich księży.
W 1935 roku naziści wnieśli popraw ki do zapisów paragrafu 175, które
penalizowały wszelkie zachow ania m ogące być św iadectwem hom oseksualnych
skłonności bądź chęci ich zaspokojenia. W rezultacie, intencja w prow adzenia
zm ian, polegających m iędzy innym i na nieprzypadkow ym pom inięciu wzm ianki,
że hom oseksualizm jest sprzeczny z naturą, jawi się jako oczywista. Naziści pod
płaszczykiem dbałości o seksualną m oralność m ogli teraz, bez żadnych prawnych
ograniczeń elim inow ać każdego, kto był im przeciwny. Nowe przepisy dały im
do rąk potężną broń, którą w ykorzystyw ali przeciw ko swoim w rogom . Nigdy
się nie dowiemy, ilu heteroseksualistów skazano na m ocy tego prawa, nie ulega
jednak wątpliwości, że naziści posługiw ali się fałszywym i zarzutam i o hom osek
sualizm, żeby usprawiedliwić uwięzienie albo przetrzym yw anie swoich przeciw ni
ków w areszcie. „Przepisy sform ułow ano na tyle sw obodnie, że m ożna było, i tak
się działo, wykorzystywać je przeciwko heteroseksualistom , których naziści chcieli
się p o zbyć... stosow ano je także stale przeciw ko katolickiem u duchow ieństw u”15.
Jak pisze Kogon: „Gestapo chętnie uciekało się do zarzutów o hom oseksualizm ,
jeżeli nie potrafiło znaleźć żadnego pretekstu dla wszczęcia postępow ania prze
ciwko katolickim księżom lub osobom , które krytykow ały nazistowską władzę”16.
W ten sposób przyw ództw o nazistow skie, w dużej części składające się
z homoseksualistów, m ogło teraz elim inować swoich przeciwników, oskarżając ich
o hom oseksualizm , a przy okazji hańbić ich imię. Jeżeli jakiś rzeczywisty h o m o
seksualista trafiał do obozu koncentracyjnego, to działo się tak po prostu dlatego,
że znalazł się po niewłaściwej stronie politycznej barykady, a nie z racji tego, że był
hom oseksualistą. Taktykę tę stosują dziś także w spółczesne ruchy hom oseksualne
- niedaw no publicznie ujaw niono hom oseksualne preferencje znanego kongres-
m ana, który głosow ał przeciw ko zalegalizow aniu hom oseksualnych małżeństw.
ROZDZIAŁ 13
Agencja J. W alter T hom pson rozpoczęła działalność pod koniec XIX wieku,
sprzedając wówczas m iejsca reklam owe w gazetach wydawanych przez m etody
stów, a reklam ow ano wtedy głównie leki, zwykle panacea na wszystko, leczące
każdą dolegliwość, od raka po bóle krzyża. Te „cudow ne” m ikstury zapewne
nie wyleczyły żadnej z chorób, na które cierpieli ich nabywcy, ale często zdarzało
się, że ludzie natychm iast po ich zażyciu odczuw ali w yraźną popraw ę stanu zdro
wia, a działo się tak, dlatego że głównym składnikiem wielu z nich było opium ,
kokaina albo w ysokoprocentow y alkohol. Coca Cola była początkowo tonikiem ,
a jej ożywcze działanie było skutkiem tego, że zawierała kokainę. Kiedy John B.
W atson m usiał wkuwać, przygotowując się do końcow ych egzam inów na U ni
wersytecie Chicago i uczył się dosłow nie całym i nocam i, m iał zawsze w pokoju
butelkę kokainow ego syropu Coli.
Rozwój i w zrost znaczenia reklam y nie były tylko odzw ierciedleniem prze
istaczania się A m eryki z kraju wiejskich i odizolow anych społeczności w państw o
ogólnokrajow ego ry n k u konsum enckiego: reklam a stanow iła siłę napędow ą
tego procesu. W roku 1850 w piekarniach w ytw arzano jedynie 10% spożyw ane
go w kraju chleba, a przytłaczającą większość tej liczby stanow iły jego specyficzne
dla danego regionu i społeczności odm iany, których nie poczytyw ano za chleb
pow szedni. W roku 1930 produkow any w piekarniach chleb stanow ił już 60 %
ogólnego spożycia. Była to zm iana znacząca, ale nadal skrom na, jeśli porów nać
N O W Y JORK, 1921 241
stało się w ytw arzanie niespotykanej dotąd ilości towarów, a to z kolei pociągnęło
za sobą potrzebę stw orzenia narzędzi um ożliw iających dostosow anie popytu do
podaży. D obrym przykładem tego zjawiska jest przem ysł tytoniowy. Pod koniec
XIX wieku tytoń był tow arem kupow anym przede wszystkim przez mężczyzn,
najczęściej w postaci cygar, które zręczni robotnicy rolowali ręcznie z tytoniowych
liści. W roku 1904 produkcja cygar była nadal trzynastokrotnie większa aniżeli
produkcja papierosów, która także została wym uszona przez konsumentów, wśród
których przeważali im igranci z Europy W schodniej. W 1885 roku James Buchanan
D uke w ykupił licencję na użytkow anie wynalezionej przez Bonsacka maszyny
do autom atycznej p rodukcji papierosów , k tó ra kosztem dw udziestu czterech
dolarów w ytw arzała ich tysiąc sztuk. A m erican Tobacco C om pany zaczęła p ro
dukow ać papierosy w tak wielkich ilościach, że now y system m arketingu stał
się koniecznością. W ten sposób pow stały papierosy Lucky Strike w charaktery
stycznym, w yróżniającym się spośród innych opakow aniu; teraz m ożna je było
agresywnie wprowadzić na rynek i w ten sposób zagospodarować zbyt wysoką wy
dajność produkcji, związaną z zastosow aniem urządzenia Bonsacka. Kiedy system
produkcji scalono z przem ysłem reklam ow ym , uzyskując tw ór o dostatecznym
potencjale finansowym, następnym logicznym krokiem było poddanie konsum en
tów odpow iedniej m anipulacji psychologicznej. W tym celu papierosom należało
przypisać w łasności odm ien n e od tych, które były kojarzone z cygarami. Istot
ną rolę odegrała tu wojna. Papierosy były łatwe w przechow yw aniu, a cygara nie.
W arunki i wym ogi pola walki m ogły zostać w ykorzystane dla zm iany nawyków
żołnierzy-palaczy. Po w ojnie konsum entom w m aw iano, że papierosy są p ro d u k
tem now oczesnym , cygara zaś starośw ieckim i ta właśnie próba m anipulow ania
gustam i konsum entów znalazła swoje ukoronow anie w jednej z najsławniejszych
i dziś już klasycznych kam panii reklamowych.
John B. W atson podjął pracę w agencji J. W alter Thom pson w styczniu
1921 roku, kiedy reklam a zaczęła jawić się kluczem do pow odzenia zakrojonych
na szeroką skalę przedsięwzięć, których celem było w chodzenie na ogólnokrajo
wy rynek poprzez prom ow anie rozpoznaw alnych produktów m arkow ych. Jako
że behaw ioryści pokroju W atsona przedstaw iali się jako przedstawiciele „nauki”
zdolnej przew idyw ać i kontrolow ać zachow ania człowieka, agencje reklamowe
potrzebow ały i poszukiw ały takich właśnie ludzi. G dyby W atson wierzył w Boga,
m ógłby uznać, że w yrzucenie go z U niw ersytetu Johna H opkinsa dokonało się
za sprawą O patrzności, gdyż dzięki tem u zjawił się na M adison Avenue w ła
śnie w tym czasie, kiedy przem ysł reklam owy był gotów użyć behaw ioryzm u i woj
ny psychologicznej do przypuszczenia szturm u na am erykańskie społeczeństwo.
Nie w iadom o, czy Stanley Resor wierzył w Boga, ale niewątpliwie potrafił
dostrzec i wykorzystać nadarzającą się okazję. Resor w 1900 roku ukończył u n i
wersytet Yale; uzyskał dyplom w dziedzinie historii i ekonom ii. Kiedy przeczytał
prace historyka Thom asa BucJdea, doszedł do przekonania, że ludzkie zachowania
m ożna ujm ow ać zbiorczo i przew idyw ać je w oparciu o praw a statystyki. Pod
przew odnictw em Resora, który przejął pakiet kontrolny firmy, agencja J. W alter
N O W Y JORK, 1921 243
Thom pson zyskała pozycję lidera w zestaw ianiu rozm aitych inform acji i danych
dem ograficznych, które zawierały spisy ludności. Jako że W atson od 1916 roku
propagow ał swoje teorie w kręgach wielkiego biznesu, Resor dostrzegł m ożliwość
połączenia behaw ioryzm u i reklamy, w idząc w tym sposób na kontrolow anie
i „hom ogenizow anie” coraz bardziej samowolnego społeczeństwa w imię korzyści,
które m iała z tego czerpać warstwa biznesmenów. Liberalizm musiał jakoś zaradzić
społecznem u chaosowi, wywołanem u jego polityką, a behaw ioryzm W atsona w p o
łączeniu z socjotechnikam i, które stw orzono i rozw inięto podczas wojny, wydawał
się tu właściw ym rozw iązaniem .
Istniała też jed n ak jeszcze jedna przyczyna, dla której Resor uznał, że w arto
zatrudnić W atsona. Przem ysł rządził się w łasnym etosem , w przytłaczającej w ięk
szości liberalnym . H om ogenizacja była zjawiskiem , które w znaczącym stopniu
objęło ludzi piastujących najw yższe stanow iska w reklam ie. C zęstokroć byli
oni synam i protestanckich duchow nych; m ieli zapał i żarliwość, które cecho
wały ich ojców, ale nie m ieli ich wiary. Uważali, że nauka jest w życiu lepszym
przew odnikiem aniżeli m oralność i zachwycały ich możliwości, które oferowała
ona w celu stw orzenia nowego, wspaniałego świata na m iarę, obraz i podobieństw o
ich własnych nam iętności. Człowiek jest tym , czym się go uczyni. Nie m a duszy
ani żadnej esencji. Coś takiego jak ludzka n atu ra nie istnieje. Człowiek to tylko
zbiór reakcji na bodźce, które nauka w coraz większym stopniu zdolna jest k o n
trolować, przede wszystkim dzięki tem u, że W atson odkrył fundam ent ludzkiej
osobow ości, k tó ry m jest o d ru c h w arunkow y, a także dlatego, że pojaw iły się
nowe potężne narzędzia m anipulow ania ludźm i, na przykład kino, które czekają
dopiero na pełne w ykorzystanie ich potencjału. Rozkwit reklam y był czymś więcej
niż jedynie w ykorzystyw aniem nowych technik psychologicznych, opartych na
św iatopoglądzie, który większość ludzi reklam y podzielała. Rozwojowi reklam y
towarzyszyło upow szechnianie w spom nianego św iatopoglądu i przedstaw ianie
go jako jedynego wartościowego. Pod w ielom a w zględam i związek ten był rze
czą zwyczajną, poniew aż reklam ow y b oom oznaczał przed wszystkim obalenie
tradycyjnych autorytetów . Tradycyjne odniesienia, na podstaw ie których doko
nyw ano w yborów - rodzice, przynależność etniczna, tradycja, religia - zanim
m asow a reklam a m ogła stać się skuteczna, m usiały zostać w yparte w bardzo
szerokiej, pankulturow ej perspektywie. Reklam a była form ą inżynierii społecznej,
która, jeśli m iała się powieść, wym agała w ykreow ania nowego człowieka. W prze
ciwieństwie do ludzi XIX stulecia: skrom nych, akceptujących tradycyjne ograni
czenia obow iązujące w lokalnych społecznościach i gotowych odm aw iać sobie
pewnych rzeczy w im ię większego dobra, now y człowiek, stworzony przez reklamę,
m iał być, wedle słów Popea, „reaktywny, łatwo ulegający wpływom i impulsywny”'.
O koło roku 1920 porozum ienia instytucjonalne, które nadal cechują am ery
kański przem ysł reklamowy, zostały już poczynione. W tedy również pojawiła się
ideologia reklamy. Jej propagatorzy przedstawiali reklamę jako siłę zdolną pogodzić
społeczną harm onię z osobistą wolnością w yboru. Przymus zastąpi perswazja. Ideał
liberalnego indyw idualizm u m ożna realizować w społeczeństwie zdom inow anym
244 RO ZD ZIA Ł 13.
mysł było to, że w idziano w nim g uru naukow ych technik psychologicznych,
zwłaszcza tych związanych z w ychow yw aniem dzieci. Jego praca polegała na tym ,
że występował jako naukowy ekspert, który wm awiał ludziom , że niemal wszystko,
co do tej pory robili, czynili niewłaściwie i źle - odnosiło się to także, a nawet
przede w szystkim do w ychowywania dzieci. W atson ogłaszał ludziom , że teraz
przyszedł czas, żeby odrzucili swoje staroświeckie, nienaukow e podejście i zaczęli
stosować się do tego, co m ówią naukowcy. Z daniem Buckleya, W atson „stał się
popularyzatorem psychologii jako narzędzia sam opom ocy dla tych, którym trudno
było przystosow ać się do now ych reguł p orządku społecznego, a dla pow stają
cej w tedy w arstw y planistów społecznych i korporacyjnych menedżerów, którzy
poszukiw ali naukow ych m etod kontrolow ania społeczeństwa, był orędow nikiem
inżynierii psychologicznej”'’.
Jeśli przyjrzeć się wizji świata proponow anej przez Resora, Bernaysa i Wat-
sona, n ietru d n o zauważyć jej paradoksy. N ieuchronną konsekw encją watsonow-
skiego postulatu zastąpienia „tradycyjnych w yznaczników ludzkich zachowań”
było przyjęcie na ich miejsce reżim u społecznej kontroli. K onsum entem , który, jak
sądzono, kierow ał się irracjonalnym i nam iętnościam i, przede wszystkim o cha
rakterze seksualnym , m ożna było m anipulow ać jedynie poprzez odw ołanie się do
autorytetów „naukowych” jako przeciw ieństw a praktycznego rozum u, który ufor
m owała tradycja, a przedstaw ianego teraz jako „irracjonalny”. Nauka pełniła rolę
„rozpuszczalnika” tradycyjnych zabezpieczeń ograniczających dotąd człowieka
i jego folgowanie w łasnym nam iętnościom , um ożliwiając m anipulow anie nim i
za pom ocą m etod kontroli behaw ioralnej. K am pania ta była kontynuow ana przez
całe dw udzieste stulecie w A meryce, a także w społeczeństw ach pretechnologicz-
nych we wszystkich zakątkach świata. Nowy liberalizm nadal funkcjonow ał jako
zarazem podpalacz i strażak: w im ię „nauki” i „wyzwolenia” rozbijał tradycyjne
kultury, a na ich m iejscu um ieszczał rozm aite form y kontroli nad społeczeństwem,
które opierały się na m anipulow aniu ludzkim i nam iętnościam i.
ROZDZIAŁ 14
iosną 1922 roku wydawnictwo H arcourt, Brace and Com pany opu
„surow ym i srogim ”’. Zdecydow anie bliższa była m u m atka, „o wiele bardziej
elastyczna i w yrozum iała”4. McKay w spom inał, że ojciec opow iadał m u afrykań
skie baśnie, ale był kategorycznie przeciw ny w yw odzącym się z Czarnego Lądu
anim istycznym w ierzeniom , które w tam tych czasach zdobywały sobie na rolniczej
Jamajce wielu gorliwych wyznawców. Z daniem jednego z jego biografów, „nigdy
nie utożsam iał się z tym szorstkim w obejściu zw olennikiem ostrej dyscypliny,
surow ym starotestam entow ym m oralistą, który zdom inow ał jego dzieciństw o”"’.
Wydawało się, że konflikt m iędzy ojcem i synem jest nieuchronny i p rę
dzej czy później rozgorzeje z całą intensyw nością, ale jednak do tego nie doszło,
gdyż kiedy C laude m iał sześć, m oże siedem lat, w ysłano go, żeby zam ieszkał
ze swoim starszym bratem U ’Theo. Spędził u niego siedem kolejnych lat. U ’Theo
odrzucił wiarę ojca, a Claude poszedł w jego ślady. Podobnie jak wielu innych
m ieszkańców brytyjskiego im perium , żyjących u schyłku XIX stulecia, U ’Theo
zachłysnął się toriam i D arw ina i uznał, że dzieło wielkiego przyrodnika oraz prace
jego zwolenników, takich jak H erbert Spencer, stanow ią antidotum na chrześci
jaństwo, które w świetle dokonywanych wówczas odkryć naukowych jawiło się
jako przestarzałe. Jak wielu jego w iktoriańskich współczesnych, IfT h e o pragnął
odrzucić chrześcijańskie dogm aty, ale zachow ać obyczaje, które w ich cieniu
się kształtowały. M łodszem u bratu pow iedział kiedyś, że „agnostyk pow inien
żyć w taki sposób, żeby chrześcijanie go szanow ali”6. C hciał „usunąć z chrześci
jaństw a m otyw y nadprzyrodzone, żeby rozbić jego dogm atyczną strukturę, ale
zachować po nim m oralną i duchow ą schedę”. „Żebym nie wiem jak się starał,
nauczania duchow nych i proroków nie m ogę uznać za nic innego, jak przesądy”7.
Jeśli wziąć pod uwagę, że McKay wyrastał w takiej duchowej atm osferze, nic
dziwnego, że biorąc przykład z brata, rychło rów nież zaczął uważać się za w olno
myśliciela. Surowa i niezłom na wiara, którą McKay jako dziecko przejął od ojca,
została w subtelny sposób podw ażona przez starszego brata, który przedstaw iał ją
jako zbiór pobożnych przesądów. Jako m łody Jamajczyk, McKay m iał do w yboru
trzy religijne opcje: purytańskie w yznanie klasy średniej, oparte na afrykańskim
anim izm ie wierzenia robotników rolnych, oraz racjonalizm wyższej klasy średniej
i ekspatriantów . Dawały m u one wiele rozm aitych możliwości w ybrania własnej
opcji, ale tylko do czasu, kiedy w latach trzydziestych odw iedził Hiszpanię i zetknął
się tam z katolicyzmem. W spom niane alternatywy, między którym i mógł wybierać,
kryły w sobie niem ożliw e do przezw yciężenia antynom ie m iędzy rozum em i w ia
rą, naturą oraz łaską. Znalazły one odzw ierciedlenie w twórczości McKaya; jego
postaci literackie tw orzą pary; jest to wyraz jego niezdolności do przezwyciężenia
owych dychotom ii i uczynienia ich częścią jednej, spójnej ludzkiej osobowości.
W powieści H om e to Harlem alter ego McKaya jest zarów no intelektualista Ray,
jak i hedonista Jake. Ani razu jednak, w żadnym ze swoich utworów, nie stworzył
on postaci, która łączyłaby w sobie obie te cechy. Inteligenci z jego utw orów zawsze
stawiali sobie pytanie, czy za intelektualne osiągnięcia nie przychodzi im płacić
nazbyt wygórowanej ceny ze szkodą dla własnej radości życia. Jednocześnie jego
postaci reprezentujące niższe warstwy społeczne potrafiły cieszyć się życiem, ale
N O W Y JORK, 1922 249
nie były go w stanie pojąć. Ta iście patow a sytuacja, którą przedstaw ił w swojej
twórczości, była odzw ierciedleniem im pasu sprzecznych w zajem nie opcji religij
nych, z którym i dane m u było zetknąć się w czasach dzieciństwa.
Kiedy jednak zaczął dorastać, coraz bardziej pociągał go światopogląd, który
najbardziej odpow iadał jego m arzeniom o przyszłej karierze. Chciał zostać poetą,
a jeśli to było jego powołaniem, wydawało się, że najkorzystniejszym i najodpow ied
niejszym dla niego wyznaniem będzie katechizm wolnomyślicieli. Istotny wpływ wy
warli na niego również ludzie, z którym i się zetknął. Wydaje się, że w przeciw ień
stwie do większości pisarzy, McKay był człowiekiem, który potrzebow ał mentorów.
Najczęściej rolę tę pełnili w jego życiu starsi, biali mężczyźni. Kiedy McKay miał
siedemnaście lat i pracował na Jamajce jako czeladnik kołodzieja, poznał angielskiego
ekspatrianta, W altera Jekylla i to jego właśnie wybrał sobie na pierwszego ze swoich
licznych białych mentorów. Na początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku Jekyll
poznał Roberta Louisa Stevensona. Walter Jekyll był racjonalistą i m iał naukowe
skłonności - podobnie jak sławna i nosząca to samo nazwisko postać z powieści
Stevensona. Jekyll, podobnie jak starszy brat McKaya, był zdeklarowanym w olno
myślicielem. A utor Harlem Shadows napisał o nim: „otworzył przede m ną nowy
świat m yśli... rozmaitych pisarzy z kręgu racjonalistów ”. Jekyll zapoznał McKaya
z pracam i Spencera, orędow nika społecznego darw inizm u, a ponadto z dziełami
Kanta, Schopenhauera, Spinozy oraz Nietzschego”.
Jekyll jednak, inaczej niż U ’Theo, nie był zw olennikiem koncepcji, aby w sy
tuacji, kiedy religijne dogm aty chwieją się i upadają, starać się m im o wszystko
zachować chrześcijańską m oralność. Ludzie, którzy najhałaśliwiej podważali i n e
gowali wiarę, nierzadko kierowali się także ukrytym i m otyw acjam i, które wiązały
się z ich w łasnym sposobem pojm ow ania tego, czym jest m oralność. Tak właśnie
chyba rzecz się m iała w przypadku Jekylla, który był hom oseksualistą i choć nie ma
pew ności, czy to za jego sprawą McKay po raz pierw szy nawiązał hom oseksualne
stosunki z mężczyzną, to raczej pew ne jest, iż to on zapoznał go ze sposobam i
intelektualnego uspraw iedliw iania takich zachow ań w oparciu o tradycję myśli ra
cjonalistycznej. C ooper tak oto przedstaw ia tę sprawę:
rów, które otrzym ał od Jekylla, McKay w yjechał stam tąd i przeprow adził się do
Harlem u, gdzie zajął się od samego początku źle rokującym przedsięwzięciem
poprow adzenia restauracji. W N ow ym Jorku założył własny biznes, a 30 lipca
1914 roku w Jersey City w stanie New Jersey ożenił się z pochodzącą z Jamajki
Eulalią Im eldą Lewars. M iał wówczas dw adzieścia trzy lata, jego restauracja znaj
dow ała się na Brooklynie, ale najw ażniejszym pow odem zafascynowania Nowym
Jorkiem był Harlem . Podobnie jak wielu czarnych, którzy zjechali tam z miasteczek
i farm Południa, rów nież McKay zachłysnął się charakterystyczną dla m etropolii
atm osferą sw obody obyczajów. H arlem stał się w tedy ośrodkiem najważniejszych
artystycznych i intelektualnych przedsięw zięć podejm ow anych w USA przez
M urzynów. McKaya jednak bardziej niż one pociągały uroki życia oraz korzy
stanie z nich. W edług C oopera, w jego restauracji kw itł „wszelki w ystępek”13.
„Życie na szerokiej stopie i złe prow adzenie interesów ” szybko spowodowały, że
został bez grosza przy duszy. R estauracja splajtowała. Istnieje oczywiście wiele
pow odów i przyczyn, które m ogą spow odow ać czyjeś bankructw o i nierzadko jest
to sytuacja przez bankrutującego niezaw iniona. O tym , że w przypadku McKaya
było jed n ak inaczej, świadczy jego list do Jamesa W eldona Johnsona z 10 m arca
1928 roku, w którym McKay prosi go, aby ze szkicu jego biografii, którą Johnson
przekazał do wydaw nictw a Harper&Row, usunąć wzm iankę o prow adzeniu przez
niego restauracji: „Pewne związane z tym okoliczności mogłyby zostać nagłośnione
i postaw ić m nie oraz inne osoby w niezwykle kłopotliwej sytuacji”14.
K rótko po plajcie restauracji rozpadło się rów nież m ałżeństw o McKaya.
W roku 1918, już z pew nego dystansu w spom inając ów okres, McKay napisał:
„Po sześciu m iesiącach m oja żona m iała dosyć Nowego Jorku i pow róciła na Ja
majkę”15, gdzie urodziła ich jedyne dziecko, Rhue H ope McKay. Claude nigdy jej
nie zobaczył. Pod koniec lat czterdziestych córka McKaya rozpoczęła studia na
uniwersytecie Colum bia. McKay, który przyjechał do m iasta, żeby wygłosić mowę
na cześć Jamesa W eldona Johnsona, zam ierzał przy tej okazji spotkać się z córką
po raz pierwszy, ale um arł, zanim do tego doszło. Córce nie było dane ujrzeć go
żywego, ale była obecna na jego pogrzebie.
Kiedy rodzina od niego się odw róciła, McKay zaczął nazywać m oralność
„praw em białego człowieka”. W autobiografii zatytułowanej Truant napisał o sobie,
że „podlegał in n em u praw u. O w ierność upom nieli się inni bogowie obcej, b ar
barzyńskiej postaci, nie zaś ponury, ubrany w surdut dżentelm en reprezentujący
Prawo M oralne tego kraju”16. W arto pam iętać, że McKay m ógł przyjechać do USA,
ożenić się i założyć własny interes wyłącznie dzięki znacznej pom ocy finansowej
ze strony swego białoskórego dobroczyńcy. O prócz tego, ów biały człowiek, naj
praw dopodobniej hom oseksualista, a z całą pew nością wolnomyśliciel, raczej nie
m ógł uchodzić za postać reprezentatyw ną dla wyznawców religii chrześcijańskiej,
którą McKay był skłonny odrzucić jako praw o białego człowieka. Jednocześnie,
o jego ojcu, w iernym orędow niku chrześcijańskiego praw a m oralnego, nie sposób
powiedzieć, że był białym. Skąd zatem to nieuzasadnione m ieszanie kwestii rasy
do kwestii jednoznacznie sprowadzającej się do seksualnej transgresji? Być może
252 RO Z D Z IA Ł 14.
Istotą m ałżeńskich problem ów M cKaya był oczyw iście jego hom oseksualizm .
N ow y Jork z jego ogro m n ą liczbą ludności oraz w ynikającą z tego an o n im o w o
ścią, pozw alał zaistnieć dużej, m im o że oficjalnie represjonow anej, h o m o sek su al
nej społeczności, której członkow ie regularnie, choć niejaw nie m ogli oddaw ać się
folgow aniu sw oim seksualnym gustom . M cKay uw ielbiał ów nieom al tajny aspekt
now ojorskiej rzeczyw istości, a po rozpadzie swojego m ałżeństw a, w jego życiu ero
tycznym pojaw iali się p a rtn erzy obojga p łc i17.
* Black Belt - region w południowej części USA. Nazwa ta początkowo odnosiła się do prerii
oraz żyznych obszarów środkowej Alabamy i pólnocnow schodniej części Missisipi. Póź
niej nazywano tak rolniczy obszar Południa, gdzie robotnikam i na plantacjach byli w prze
ważającej większości Afroamerykanie (przyp. tłum.).
** Rekonstrukcja - okres odbudowy amerykańskiego państwa, który trw ał w latach 1865-
-1877 (przyp. tłum.).
N O W Y JORK, 1922 253
O żeniłem się, kiedy uw ażałem , że dom ow e p artn erstw o jest czym ś m ożli
w ym w m o im życiu. Z decydow anie się je d n a k m yliłem , aż w k ońcu zrozum iałem ,
że z n atu ry jestem w ędrow cem , a n ieudom ow ienie m am we krw i. Nie potrafiłem
sprostać w ynikającym i z tego konsekw encjom chwili. Pragnąłem być w olny jak
p tak i odczuw ałem przem o żn ą p otrzebę, żeby znow u w ędrować. D okąd? Rosja
była dla m nie sygnałem . O g ro m n e w rzenie i wielki eksperym ent. Czego m ógłbym
się tam nauczyć? C o stam tąd w ynieść dla siebie sam ego i mojej pracy? W ew nętrzny
nakaz m ów ił mi: jedź tam i się przekonaj. Uciekaj z pułapki seksu i nędzy, o d p o
w olnego um ieran ia w dom u, ze ślepej uliczki użalania się n ad sobą sam ym , przed
podniecającą, synkopow aną fascynacją H arłem em , z dusznego getta św iadom ości
kolorow ych. Jedź, zam iast pozostaw ać w bezru ch u , ruszaj27.
McKay nie był w swoich odczuciach odosobniony. Koleje jego życia były
podobne do tych, które stały się udziałem większości ówczesnych radykałów. Przy
należność rasowa nie m iała absolutnie niczego wspólnego z niczym, co w tym istot
ne. W ykorzystyw ano ją jako pretekst dla atakow ania chrześcijańskiej m oralności
oraz kultury protestanckiej, która była jej urzeczyw istnieniem . Pod tym względem
losy McKaya były bardzo p o dobne do historii życia dziesięć lat od niego starszego
Carla Van Vechtena, białego pisarza zaliczanego do n u rtu harlem skiego renesansu,
autora Nigger Heaven. O n rów nież w yw odził się z rolniczej klasy średniej i w y
chow ał się w stabilnej i trwałej protestanckiej rodzinie. McKay, podobnie jak on,
ożenił się ze swoją dziewczyną z czasów wczesnej m łodości. Tak sam o jak Van
Vechten, krótko p o przyjeździe do Nowego Jorku porzucił żonę i zaczął karierę
jako literacki propagator now oczesnych trendów . I McKay, i Van Vechten byli bi-
seksualistam i, i gdy tylko oswoili się ze sw obodniejszą obyczajowością, którą coraz
bardziej otwarcie prom ow ano w N owym Jorku, dali upust swoim homoseksualnym
skłonnościom . O bu pociągał m o d ern izm i now oczesność, gdyż traktow ali go
258 RO Z D Z IA Ł 14.
jako uspraw iedliw ienie swojego postępow ania oraz stosunku do rodziny. McKay
najpierw skłaniał się ku socjalizm owi, a później kom unizm ow i, Van Vechten zaś
ku bardziej literackim przejaw om dekadencji, fascynow ała go rów nież m uzyka
Schoenberga i Strawińskiego. D rugi z nich w dziedzinie literatury był również wy
konawcą testam entu G ertru d y Stein. C zarny Jamajczyk McKay, podobnie jak Van
Vechten, który był białym , szukał w spraw ach rasow ych ideologicznego uspraw ie
dliw ienia dla własnej seksualnej rozwiązłości. W kładem Van Vechtena w proces
podw ażania chrześcijańskiej obyczajowości na gruncie rasowym była jego książka
Nigger Heaven, którą opublikow ano w roku 1926. D w a lata później w jego ślady
poszedł McKay; książkę H om e to Harlem czarna prasa oceniła najczęściej bardzo
krytycznie, upatrując w niej czarnej wersji Nigger Heaven. Z arów no Van Vechten,
jak i McKay obracali się w śród radykałów z G reenw ich Village z kręgów tak zwa
nego N iew innego B untu (Innocent Rebellion), k tó ry datuje się na lata 1912-1916.
Zaliczali się do nich E m m a G oldm an, M argaret Sanger, Eugene O ’Neill, John Reed,
M abel Dodge. Po w ybuchu rewolucji bolszewickiej 1917 roku wielu z nich, w tym
także McKay, czynnie zainteresow ało się kom unizm em .
Podstaw ą harlem skiego renesansu było właśnie owe przym ierze czarnych
z H arlem u z radykałam i z Greenwich Village. Do ich spotkania, na którym sojusz
ten w istocie się zrodził, doszło podczas przyjęcia pożegnalnego, które McKay wy
dał we wrześniu 1922 roku przed wyjazdem do Rosji. Pismo „The Liberator” współ
pracowało z „grupą wybranych osób, związanych z NAACP” przy zbiórce pieniędzy,
które m iały zostać wysłane McKayowi, żeby umożliwić m u wzięcie udziału w IV
zjeździe Trzeciej M iędzynarodówki Komunistycznej, który zwołano do Moskwy na
listopad. Wiele lat później James W eldon Johnson napisał do McKaya:
Często w spom inam y tam to przyjęcie z 1922 roku. Czy wiesz, że było to p ierw
sze, czysto tow arzyskie spotkanie białych i czarnych literatów ? Teraz p o d o b n e
przyjęcia są w N ow ym Jorku rzeczą zwyczajną, ale w ątpię, czy n a którym kolw iek
z n ich zebrało się bardziej reprezentatyw ne grono niż wtedy. Jak pam iętasz, byli
tam H eyw ood B roun, R uth H ale, E.R A dam s, John Farar, C arl Van D oren, Freda
Kirchwey, Peggy Tucker, Roy N ash, a z naszej strony ty, D ubois, [sic!] W alter W h i
te, Jessie Fauset, A rth u r Schom burg, J. R osam ond Johnson - myślę, że to przyjęcie
coś zapoczątkow ało28.
dawcą lew icow o-radykalnego pism a „The L iberator”, k tó ry wedle słów McKaya
był „ikoną radykałek”29.
W roku 1919, pracując w w agonach restauracyjnych linii Pennsylvania,
McKay pisywał wiersze, gdy jego napięty do granic m ożliwości rozkład zajęć m u
na to pozwalał, a jednocześnie poznaw ał w arunki życia w nowych czarnych gettach
m iast n a południow ym w schodzie kraju. W tym czasie poznał E astm ana za p o
średnictw em jego siostry Crystal, która była w tedy współwydawcą „The Liberator”.
Po opublikow aniu jednego z jego wierszy, C rystal zaprosiła McKaya do redakcji
pism a, żeby porozm aw iać o jego twórczości. Crystal, p odobnie jak jej brat, była
socjalistką i fem inistką, a p o n ad to jed n ą z założycieli AC LU*. McKay pow iedział
0 niej, że jest „najpiękniejszą białą kobietą, jaką dane m u było poznać”30 (zawsze
skory do w yrażania swoich opinii na tem at u ro d y białych kobiet, w 1937 roku
McKay napisał do Eastm ana, co sądzi o żonie Lenina: „Co do brzydoty K rup
skiej, nie ulega ona najm niejszej wątpliwości. Była najbrzydszą Rosjanką, jaką
kiedykolwiek w idziałem , i spraw iała na m nie w rażenie w pół śpiącego aligatora”).
Kiedy McKay p oznał Eastm anów, znalazł się w sam ym sercu am erykańskiego ra
dykalizm u, głoszonego przez pism o „The Masses”, które w tedy rów nież redagował
Eastm an. W edług tego ostatniego, celem czasopism a była „wałka o równość rasową
1 praw a kobiet, rozum ne relacje seksualne, a przede wszystkim antykoncepcja
i kontrola urodzeń”31.
E a s tm a n n ie b y ł p rz e k o n a n y , czy s o c ja lis ty c z n e m ille n iu m n a d e j
dzie w taki w łaśnie sposób, jak tego oczekiwali ci, którzy w ypatryw ali go najżar-
liwiej, m im o to jed n ak zgadzał się z jego celami. C laude McKay był po d w iel
kim w rażeniem osoby Eastm ana. Eastm an m iał w tedy trzydzieści sześć lat i był
jednym z najprzystojniejszych m ężczyzn swego pokolenia. W ysoki i szczupłej
postury, z przedw cześnie osiwiałymi, ale gęstym i w łosam i wyglądał znakom icie
i stale otaczał go krąg wielbicielek. Wedle tego, co sam o tym mówił, ochoczo z tego
korzystał. Jesienią i zim ą 1921 roku, kiedy jego rom ans z gwiazdą filmową Florence
D eshon rozgorzał na nowo, utrzym yw ał także erotyczne kontakty z trzem a innym i
kobietam i: „Myślę, że właśnie wtedy, kiedy odruchow o cofałem się przed m oją
nazbyt w ym agającą m iłością, zacząłem zyskiwać sławę kogoś w rodzaju biegłego
byronowskiego kochanka - D on Juana albo C asanovy - która towarzyszyła m i
długo i w pew ien sposób przeszkadzała w rzeczywistych rom ansach”32.
C laude McKay, którego p rag n ien ie literackiej sławy i seksualnego w y
zw olenia było zbieżne z dążeniam i E astm ana, nie potrafił się oprzeć urokow i
starszego i bardziej niż on oprom ienionego sukcesam i człowieka - kogoś, kim
on sam bardzo p ragnął się stać. Latem 1922 roku napisał do Eastm ana: „Kocham
twoje życie - bardziej niż tw oją poezję i bardziej niż twoją osobowość. To m oja
postaw a wobec wszystkich artystów. M oże to niezdrow e, ale życie fascynuje m nie
swymi nam iętnościam i”33. McKay kolejny raz i znow u ze starszym od siebie bia
łym naw iązał relację, w której ten drugi pełn ił rolę m entora. Eastm an, podobnie
* American Civil Liberties Union (ACLU) - amerykańska organizacja, której celem jest
ochrona praw obywatelskich gwarantowanych przez konstytucję (przyp. tłum.).
260 R O ZD ZIA Ł 14.
MOSKWA, 1922
Fotografia mojej czarnej tw arzy była pow szechnie znana p o śró d najwyżej p o
staw ionych członków sow ieckich władz. W yprow adzono m nie z dotychczasowego,
brzydkiego m ieszkania i um ieszczono w jed n y m z najw ygodniejszych i najlepiej
ogrzew anych m oskiew skich hoteli. Pow iedziano mi: „M ożesz zam awiać w ino i co
tylko zechcesz, zupełnie bezpłatnie”. Jakże je d n a k m iałem z tego korzystać, sko
ro, żeby sprostać ciągłym zaproszeniom na przyjęcia, potrzebow ałbym tysiąca ust
i tysiąca żołądków ? G dziekolw iek chciałem się udać, m iałem do dyspozycji sam o
chód. C okolw iek chciałem robić, robiłem to. C o m iałem ochotę pow iedzieć, m ó
w iłem . Pierw szy raz w życiu dośw iadczyłem , co to znaczy być uprzyw ilejow aną
osobistością. I to w O jczyźnie K om unizm u! Cieszyłem się tym !'
C hoć w tam tych czasach nie nazyw ano tego w taki sposób, McKay stał się
beneficjentem radzieckiej odm iany akcji afirm atywnej. Tak wówczas, jak i teraz
oznaczało to wejście w układ „coś za coś”. Faworyzowano go jako pisarza w zam ian
za popieranie sowieckiego reżimu. Za królewskie przyjęcie w Moskwie oczekiwano
od niego, że będzie krytykow ał Stany Z jednoczone i w ten sposób zjedna czarnych
dla sprawy kom unizm u. McKay, przynajm niej początkowo, nie m iał absolutnie
nic przeciw tem u. W ywiązując się z niepisanej umowy, napisał zbiór esejów za
tytułow any Negroes in America. Napisał tam m iędzy innym i: „Nasza epoka jest
epoką sztuki czarnych. Hasłem przew odnim świata sztuki jest dzisiaj «powrót
do prym ityw izm u»”. „Futuryści i im presjoniści zgodnie wywracają wszystko na
nice, próbując przyswoić sobie m ądrość prym ityw nych M urzynów ”4. Bolszewi
kom przyświecał ten sam cel, a świadczy o tym prom ow anie przez nich osoby
McKaya. Rychło jed n ak McKay, podobnie jak to często czynią beneficjenci akcji
afirm atywnych, zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście zasługuje na tyle uwagi
i atencji, którym i szczodrze obdarzali go bolszewicy.
M O SK W A 1922 265
N igdy nie zam ierzałem zakłam yw ać życia, jak czynią to w ygłaszający kazania
czarni św iętoszkow ie przystrojeni w pożyczone szaty zakłam anej białej przyzw o
itości. N ie m am żadnej obsesji na pun k cie seksu. W m o im pisan iu nie n aślad u
ję anglosaskiej pruderii. Nie w zniosłem się na ów wrysoki stopień cywilizowanej
kultury, gdzie m ogę osiągnąć sukces, pisząc rzeczy staran n ie w yabstrahow ane
od rzeczyw istości. Nie potrafię jed n ak aż tak sam sobie schlebiać, żeby tw ierdzić,
że Jake z H om e to Harlem to ja. M oje przeklęte białe w ykształcenie ograbiło m nie
ze znacznej części naturalnej w italności, czystej energii, prostej, nieostentacyjnej
siły Jakeow C zarnej R asy12.
Ocena, czy McKay m iał „obsesję na punkcie seksu”, czy też nie, zależy od tego,
jak to sformułowanie rozumieć; widać jednak, że umysł zaprzątały m u „zatkane fon
tanny”, które „nie m ogą w ytrysnąć” i inne metaforyczne nawiązania do wenerycznej
choroby. Jego twierdzenie, że „nie ma obsesji na punkcie seksu” jest mniej więcej tak
sam o prawdziwe, jak podtrzym yw anie tezy, że Home to Harlem nie m a charakteru
autobiografii. Ponadto do kwestii seksu niepotrzebnie i w sposób nieuzasadniony
miesza sprawę przynależności rasowej. W spom ina o „anglosaskiej pruderii”, oraz
„zakłamanej białej przyzwoitości”, następnie skarży się, stwierdzając: „przeklęte
białe w ykształcenie ograbiło m nie ze znacznej części naturalnej witalności, czystej
energii, prostej, pozbawionej buty siły Jakeow Czarnej Rasy”.
Pamiętając o osobistych doświadczeniach McKaya, trudno zrozumieć, na czym
opiera on tezę, że cechą przedstawicieli białej rasy jest pruderyjność w relacjach
seksualnych. W alter Jekyll, pierwszy spośród jego białych mentorów, najpraw dopo
dobniej wciągnął go w hom oseksualne stosunki, a jeśli nawet tak nie było, to z pew
nością zapoznał McKaya z poglądami i argumentacją, które je miały usprawiedliwiać.
Jekyll był również jedną z tych osób, na pom oc których McKay zawsze mógł liczyć.
To właśnie on udzielał m u wsparcia finansowego, dzięki którem u przyszły McKay
m ógł wyjechać do Stanów Zjednoczonych i osiąść w Harlemie.
Max Eastman, drugi z ważnych białych m entorów McKaya, z równym zapałem
popierał jego postawę i poglądy w kwestii wyzwolenia seksualnego. Najważniejszą
część swego „przeklętego białego wykształcenia” McKay zawdzięczał właśnie Jekyllowi
268 RO Z D Z IA Ł 15.
Seks nigdy nie był dla m nie w iększym problem em . Bawiłem się w seks jako
dziecko w zdrow y i nieszkodliw y sposób. Kiedy m iałem siedem naście, może
osiem naście lat, poznałem w pełni siłę p o p ęd u [seksualnego), a także dziw ne
aspekty i kom plikacje życia seksualnego. W yrastałem w rozleglej wiejskiej krainie
i chociaż problem y oraz kurioza seksualności rów nież i tam się pojawiają, są inne
niż te, które właściwe są m iastu. N igdy nie robiłem z seksu problem u. K iedy d o ro
słem , m iałem szczęście przeczytać wiele najrozm aitszych książek z biblioteki brata
i szybko stałem się intelektualnie obeznany z p roblem am i, które w iążą się z seksem.
Na płaszczyźnie fizycznej były one je d n a k ograniczone do m in im um . A im częściej
podróżow ałem , im bardziej posuw ałem się w latach i zyskiwałem coraz to więcej
dośw iadczenia, tym m niejsze się one staw ały".
M O SK W A 1922 269
McKay kolejny raz nazbyt gorliwie zaprzecza, a kwestia rasy znow u służy
m u za przykryw kę dla poczucia winy, której źródłem był seks. Faktem jest, że
problem y wiążące się z tą właśnie sferą życia wcale nie zm niejszały się „im częściej
podróżow ał, im bardziej posuw ał się w latach i zyskiwał coraz to więcej dośw iad
czenia”. Prawda, którą starał się zataić przed czytelnikami swojej autobiografii, była
dokładnie odw rotna. Skutkiem podróży i doświadczeń było zarażenie się syfilisem;
dręczyło go to bardzo, a świadectwem tego jest napisany przez niego poem at, który
św iadom ie zam ieścił w autobiografii, żeby czytelnik, który potrafi czytać m ię
dzy wierszami, m ógł dotrzeć do sedna jego rozterek. Wyjaśnienie: „źródłem moich
niepokojów ” była „św iadom ość rasowa” jest tak sam o nieprzekonujące. Nikt nie
m oże zaprzeczyć, że rasizm był w latach dw udziestych rzeczywistym problem em ,
a McKay dośw iadczył go na własnej skórze najpierw w postaci segregacji rasowej
na Południu, później zaś będąc św iadkiem rozwoju nazizm u w Niemczech. Nie
zapom inając o tym , tru d n o jednak uznać, że padł ofiarą rasizmu; w rzeczywistości
było dokładnie odw rotnie. O d początku kariery biali popierali go i promowali jako
pisarza, nierzadko, tak jak to m iało m iejsce w Związku Radzieckim , wyłącznie
dlatego, że był czarny. McKay nie był wcale ofiarą dyskrym inacji, ale korzystał
z tego, że go faworyzowano. Kiedy ostrzeżono go, żeby nie jechał do Zagłębia
Ruhry, gdyż stacjonują tam okupacyjne oddziały Senegalczyków, McKay udał się
do Berlina, gdzie przekonał się, że wstęp do tam tejszych pubów i kabaretów w jego
przypadku nie nastręcza najm niejszych przeszkód i nie naraża go na żadne nie
bezpieczeństwo. W N iem czech nie zauważył i nie doświadczył żadnych przejawów
antym urzyńskich uprzedzeń rasowych. To samo odnosi się do sposobu traktowania
jego osoby przez am erykańskich radykałów, na przykład Eastm ana, który przez
całe jego życie w spierał go finansowo i pom agał w literackiej karierze.
Rasa i seks w poglądach McKaya są ze sobą nierozerw alnie związane. Na
pierwszy rzut oka wydaje się, że to, co głosi, jest tylko pow tórzeniem odwróconych
o sto osiem dziesiąt stopni haseł i ideologii Ku Klux Klanu. „Biała” cywilizacja jest
zła; seksualnie wyzwolona „czarna” rasa jest dobra. W istocie jednak jest to bardziej
270 RO Z D Z IA Ł 15.
skom plikowane. Zza pokrzykiw ań na tem at rasy w yłania się uczucie rozczaro
w ania ta k zw anym w yzw oleniem seksualnym . W kwestii rewolucji seksualnej
McKay poszedł za przykładem swoich białych m entorów, a konsekw encją tego
była choroba w eneryczna. M im o to jed n ak nie potrafił stawić czoła problem ow i,
który w ynikał w szak z tego, że w ybrał postaw ę seksualnej nieodpow iedzialności.
Zam iast to uznać, za własne zaniedbania i błędy w olał obwiniać „białą” cywili
zację. W ten sposób przecierał szlaki, którym i podążyło za nim wielu innych.
Im pow szechniejsze we w spólnocie czarnych staw ały się rozm aite dysfunkcje
seksualne, tym bardziej jej przyw ódcy byli skłonni obw iniać za nie biały rasizm.
A frocentryzm pojawił się w tym sam ym czasie, kiedy w odizolowanym środowisku
czarnych instytucja rodziny przeżyw ała okres upadku. Przekonaniem o w artości
i niezależności k u ltu ry czarnych, podo b n ie jak patriotyzm em , posługiw ali się
często zwykli łajdacy, w idząc w n im dla siebie ostatnią deskę ratunku. McKay
nie był p o d tym w zględem wyjątkiem . Przyjęcie tezy o szczególnym dynam izm ie
związku m iędzy rasą a seksem m a tu kluczowe znaczenie i pod wieloma względami
stanowi locus classicus filozofii McKaya.
W listopadzie 1923 roku McKay opuścił paryski szpital wyleczony na tyle,
na ile było to m ożliwe w tam tych czasach, kiedy syfilis leczyło się precyzyjnie o d
m ierzonym i daw kam i trujących substancji. W g ru d n iu zarabiał na życie, pozując
nago w m alarskich atelier. Opisał to w swojej drugiej powieści zatytułowanej Banjo;
pojawia się w niej postać Raya, ta sam a, którą w H om e to Harlem uczynił swoim
autobiograficznym alter ego. Ray m ów i Banjo, tytułow em u bohaterow i książki,
że wszyscy studenci „byli zagorzałym i m o d ern istam i”. Dlatego też interesow ał ich
Ray, który p odobnie jak McKay dla kom unistów w M oskwie, był dla nich „czarną
ikoną”. W paryskim środow isku „zagorzałych m odern istów ” M urzyn zaczął być
synonim em „pierwotnej prostoty”. M iała ona w yraźnie seksualny wydźwięk, czego
świadectwem będzie now atorski obraz Pabla Picassa Panny z Awinionu, który co
praw da pow stał niem al dw adzieścia lat wcześniej, nim McKay zaczął w Paryżu
pozować tam tejszym studentom m alarstw a, ale dopiero wówczas udostępniono
go szerszej publiczności. Inspiracją dla Picassa była afrykańska rzeźba i maski,
ale te ostatnie um ieścił na tw arzach prostytutek, co bardzo odpow iadało białym
Europejczykom poszukującym rozm aitych sposobów podkopyw ania i negow a
nia własnego m oralnego dziedzictwa. Tytuł Panny z Aw inionu nawiązuje do bar-
celońskiej dzielnicy czerw onych latarni, nie zaś do francuskiego m iasta, będącego
niegdyś stolica papiestwa; charakterystyczne, że ów n u rt o w istocie seksualnym
charakterze, został zapoczątkow any w burdelu. Uznano, że Afryka to znacznie
ciekawsze odniesienie, a w ojeryzm , ew identnie w dziele Picassa obecny, m iał
zyskać dzięki tem u p ozory kulturow ego relatywizm u. Picasso zdawał się mówić,
że A fryka jest m iejscem bliskim natury, gdzie pozam ałżeńskie kontakty seksual
ne są rzeczą zwykłą, natu raln ą i, inaczej niż w Europie i A m eryce, nie w yw ołują
poczucia winy, lęków ani kompleksów.
Jako że Ray był św iadom y faktu, iż jego naturalność dla wielu jest atrakcyjna,
uznał, że będąc w Paryżu postrzegany jako „czarna ikona” m oże na tym zarabiać
M O SK W A 1922 271
znacznie więcej niż dotąd, o ile tylko fakt posiadania czarnego ciała uatrakcyjni
odpow iednio d o b ran y m i teo riam i z dziedziny krytyki sztuki. Ray tak o tym
m ówi w Banjo:
N iektórzy z nich pytali m nie, czy już wcześniej w idziałem afrykańskie rzeź
by. O dpow iedziałem , że tak i że m i się podobały. Pow iedziałem im , że w afry
kańskich rzeźbach najbardziej p o ru sza m n ie w rażenie doskonałego m istrzostw a
i spokojnej pew ności siebie, które we m n ie wrywołują. C hyba zaciekawiło ich, co
m iałem do pow iedzenia, a sam i dużo m ów ili o natu raln ej prostocie, kolorze i „czy
stej form ie” od C ezannea p o Picassa. Ich nagi dzikus szybko stawał się częścią tego,
co cyw ilizow ane16.
m ieszane uczucia, które w całej ich złożoności najlepiej o ddał w powieści Banjo.
Akcja książki rozgryw a się w starym porcie w Marsylii.
Podobnie jak w przypadku Hom e to Harlem, rów nież w Banjo pojawiają się
dwie zróżnicow ane postaci M urzynów, które odzw ierciedlają rozszczepienie oso
bow ości autora; z jednej strony jest to czarny intelektualista i poeta, z drugiej zaś
prosty, wyw odzący się z niższych w arstw społecznych M urzyn, kierujący się w ży
ciu wyłącznie w łasnym i nam iętnościam i. Ray, ten sam , który w H ome to Harlem
uosabiał McKaya-intelektualistę, spiera się i dyskutuje z Lincolnem Agippą Dailym,
zwanym Banjo. Ten ostatni jest w pow ieści w zorcow ym przykładem wolnego
i nieskrępow anego, czarnego ducha. Jake, odpow iednik Banjo w powieści Home
to Harlem, również pojawia się na ostatnich kartach kolejnej książki McKaya. I Ray,
i Jake, aby wieść żywot wędrowców, porzucili żony i rodziny. „Ray zm ienił się
bardzo, odkąd wyjechał z Am eryki. Cieszyła go rola czarnego wędrowca, którego
nie krepują żadne więzi rodzinne ani patriotyczne”19. Obaj należą do tej kategorii
ludzi, o których podsekretarz M oynihan będzie m ów ił czterdzieści lat później.
Jake inform uje Raya, że wcześniej w rócił do Felice i w spólnie wyjechali
z H arlem u do Chicago. Po dw óch latach pobytu w W ietrznym Mieście urodził
im się syn. W tedy postanow ili się pobrać. Po upływie kolejnych dw óch lat Jake
m iał już dosyć Chicago, więc w rócił do H arlem u. W krótce jednak zrozum iał, że
to nie zm iana m iejsca zam ieszkania była źródłem jego w ew nętrznych rozterek
i niepokojów. „Szybko zrozum iałem , że dla takiego facia, jak ja, to nic fajnego
codziennie łazić do pracy i co w ieczór w racać do dom u, do tej samej starej p o
duszki”20. Podstaw ow ym problem em był w jego przypadku popęd seksualny. Poza
tym, „za dużo roboty w dom u”21. Jake ostatecznie pogodził się z żoną, chociaż, jeśli
o to chodzi, nie jest jasne, co właściwie porabia w Marsylii. Ray jednak rozum ie go
doskonale, gdyż, jak się okazuje, dośw iadczał czegoś bardzo podobnego. „Jesteś
tysiąc razy ode m nie lepszy, Jake. N adal jesteś z rodziną i traktujesz to serio. Ja po
prostu od tego uciekłem ”. Ray przyznaje się, że zostaw ił żonę i dziecko, a następnie
zm ienia tem at rozmowy, proponując wypicie kolejnego drinka.
0 skomplikowanych uczuciach związanych z przynależnością rasową i seksem
McKay opow iada ustam i Raya. W sprawie wyzwolenia seksualnego Ray nie m a
jednoznacznej opinii. Z jednej strony podoba m u się sw obodne życie, które prow a
dzi w środow isku niższych warstw czarnej społeczności, z drugiej jednak nie jest
z tego pow odu wolny od w yrzutów sum ienia. W yraźnie czuje się niezręcznie, kiedy
m usi wyznać Jakeowi, że porzucił żonę i dziecko. Problem y związane z seksem roz
wiązuje w dużej m ierze tak samo, jak czyni to McKay w swojej autobiografii - szuka
dla nich racjonalnego usprawiedliwienia. Pisze, że „Ray nienaw idził cywilizacji”22.
Oczywiście, najbardziej m ierzi go w niej „zużyta dziewka białej m oralności”.
C hyba niczego tak nienaw idzę, jak m o raln o ści chrześcijan. Jest fałszywa, zd ra
dliwa, zakłam ana, W iem to, gdyż w tw oim białym świecie sam byłem jej ofiarą
1 w yciągnąłem z tego taki w niosek, że świat m usi się pozbyć fałszywej m oralności,
a przestrzegać przyzw oitości23.
M O SK W A 1922 273
Nie żyw ił takiej ufności w sto su n k u do A froam erykanów , którzy daw no tem u
siłą w yrw ani ze swego środow iska, wciąż pozbaw ieni korzeni, żyli p o śró d zjaw
i blednących cieni, scherlali z p o w o d u w ew nętrznego po g o d zen ia się z p ro tek cjo
n alnym traktow aniem , społecznym negatyw izm em , m ieszaniem się ras. A ni kie
dy w collegeu w A m eryce, ani kiedy stykał się z m u rzyńską inteligencją, nigdy
nie dośw iadczył naw et o d ro b in y prostego, naturaln eg o ciepła ludzi, którzy w sie
bie w ierzą, czuł to natom iast, przebyw ając p o śró d obdarty ch biedaków i społecz
nie zacofanych czarnych z jego rodzinnej wryspy. K olorow a inteligencja starała się
żyć w taki sposób, „żeby biali sąsiedzi d obrze o nas myśleli” i żeby m ogła zam iesz
kać na ładnych „białych” ulicach24.
się chorobą w eneryczną, okazało się, że w pew nym sensie, tw ierdzenie to było
bezwzględnie prawdziwe. W odniesieniu do tego, czego nauczył się od Jekylla
i E astm ana w kwestii uspraw iedliw iania seksualnych występków, stwierdzenie,
że „m oje przeklęte białe w ykształcenie ograbiło m nie ze znacznej części n a tu ra l
nej w italności... Czarnej Rasy”, jest czystą praw dą. C horoba w eneryczna może
m ieć takie w łaśnie następstwa.
ROZDZIAŁ 16
MOSKWA, 1922
esienią 1922 roku, m niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy C laude McKay był
J
fetowany w Związku Radzieckim jako „czarna ikona”, A leksandra Kołłontaj,
pierw sza kobieta-m inister w rew olucyjnym rządzie, w którym od roku 1917
piastow ała stanow isko kom isarza ludow ego do spraw społecznych, po raz
kolejny przygotow yw ała się do opuszczenia Rosji, tym razem w celu objęcia
placówki dyplom atycznej w Oslo, gdzie m iała pełnić funkcję radzieckiego am
basadora w Norwegii. N iem al dw adzieścia lat po wyjeździe z carskiej Rosji na
polityczne w ygnanie, teraz szykowała się, żeby udać się na kolejne, tym razem
z kraju rządzonego przez kom unistów . Jeśli wziąć p o d uwagę, jaki los spotkał
innych krytyków bolszewickiej polityki, kara, jaką jej w ym ierzono, była łagodna,
ale jed n ak była to kara. Kołłontaj niedaw no przegrała walkę z Leninem i Troc
kim , w której opow iadała się za zw iększeniem roli i znaczenia pracow niczych
związków zawodowych, i która w kręgach ortodoksyjnych m arksistów zyskała jej
negatyw ny przydom ek „syndykalistki”. Tym jednak, co rzeczywiście przyniosło
jej rozgłos i za co obw iniano ją jeszcze bardziej niż za syndykalizm , było propago
wanie fem inizm u oraz seksualnego wyzwolenia. Jej nazwisko stało się synonim em
seksualnego wyzwolenia, będącego pow odem , dla którego w pierwszych latach
bolszewickiej rew olucji do sowieckiej Rosji przyjeżdżali ludzie pokroju Maxa
E astm ana i C lau d ea McKaya. Teraz, kiedy w Rosji n adal panow ały ubóstw o
i chaos, skutkiem których było siedem m ilionów sierot, jedenaście m ilionów
zabitych bądź zm arłych, epidem ia chorób w enerycznych oraz większa niż za cza
sów carskich erupcja prostytucji seksualne wyzwolenie zyskało sobie złą sławę.
Świadectwem zm iany nastrojów jest stanow isko Zofii Smidowicz, następczyni
Kołłontaj na stanow isku przew odniczącej Żenotdiełu: „Nie wiem , dlaczego w nas,
na Północy, rozw inęły się takie afrykańskie chucie”1 - dziwiła się, nawiązując być
m oże aluzyjnie do C laudea McKaya i jego pięciu m in u t sławy, z których korzystał
jesienią 1922 roku.
278 RO ZD ZIAŁ 16.
koleniem m atki Aleksandry, która, jak pam iętam y, m iała przekonania liberalne,
oraz generacją jeszcze bardziej rad y k aln ie nastaw ionej córki autorki, której
ta nigdy przecież nie m iała. Olga, która stanow i literackie alter ego Kołłontaj, jest
zdecydow aną zw olenniczką „wolnej m iłości”. M atka Olgi, m im o że wyszła za m ąż
dw ukrotnie, opow iada się za m ałżeństw em m onogam icznym . Jeszcze inaczej do
m iłości podch o d zi przedstaw icielka trzeciego pokolenia, Żenią, córka Olgi, która
m a rom ans z kochankiem m atki, a uspraw iedliw iając swoje postępow anie, tłu m a
czy je w kategoriach m arksistow skich, jako logiczne rozw inięcie i konsekw encję
zniesienia w łasności pryw atnej, także w odniesieniu do seksu. Później zacho
dzi w ciążę i dokonuje aborcji, wszystko to bez najm niejszych w yrzutów sum ienia.
W postaci Ż eni Kołłontaj przedstaw ia wizję kobiety, jaką sam a zawsze pragnęła
być, ale nigdy nie udało jej się tego osiągnąć. Jest ona także odzw ierciedleniem
marksistowskiej w iary w to, że kiedyś w przyszłości, kiedy państw o jako instytucja
już niepotrzebna zacznie obum ierać, osłabnie rów nież instytucja rodziny, a razem
z n im i zaniknie wszelkie poczucie winy, którego źródłem są sprawy związane
z seksem. Żenią jest ucieleśnieniem kobiety, którą, w edług zapatryw ań Kołłontaj,
ona sam a pow inna się stać. W w yobrażeniu A leksandry jako behaw iorystki i wy-
znawczyni ekonom icznego determ in izm u odbija się przyszłe pokolenie, wolne
od cierpień w yw ołanych p oczuciem winy, gdyż pozbaw ione sum ienia. Ż enią
jest zw olenniczką „teorii szklanki w ody”, którą wymyśliła Kołłontaj, ale m im o
to w pow szechnym odbiorze nie jest jed n ak z nią kojarzona; sprowadza się ona
do stw ierdzenia, że popęd seksualny należy zaspokajać tak samo, jak pragnienie;
naturalnie i bez jakichkolw iek zaham ow ań.
W tym , co napisała w latach 1922-1923, Kołłontaj pozostała w ierna swej
koncepcji „uskrzydlonego Erosa”, czyli m iłości erotycznej z dow olną ilością
partnerów , ale pozbaw ioną przy tym wszelkiej zaborczości. W m iarę jednak, jak
artykuły A leksandry z roku 1923 ukazywały się drukiem , jej kom unistyczne siostry
zaczęły dostrzegać, że takie uspraw iedliw ianie seksualnej rozwiązłości w wymiarze
praktycznym nie przyniosło im wcale korzyści. W ykorzystywanie seksualne ko
biet w m iejscach pracy stało się zjawiskiem pow szechnym , liczebność prostytutek
była taka sam a, jak za caratu, a z pow odu w prow adzenia liberalnych przepisów
norm ujących rozwody, których projekt zgłosiła i doprow adziła do wcielenia w ży
cie Kołłontaj, kobiety porzucane przez m ężów nie m ogły liczyć z ich strony na
jakąkolw iek p om oc w u trzy m an iu dzieci. N ajw ażniejszym ow ocem rewolucji
seksualnej były zaw iedzione nadzieje i pow szechne rozczarowanie, które rychło
zm ieniło się w gniew, ten zaś koncentrow ał się w okół osoby Kołłontaj, po części
przynajm niej z racji rozgłosu, jaki sobie zyskała za sprawą swojej tw órczości lite
rackiej i publicystycznej. Jej elegancka proza i rów nie w ytw orny sposób ubierania
się spowodowały, że w idziano w niej przedstaw icielkę m inionych czasów oraz
znienawidzonej klasy społecznej; była zam ożną intelektualistką, która z racji nieza
leżności m aterialnej oraz odpow iednich koneksji rodzinnych nie ponosiła żadnych
dotkliw ych konsekw encji własnej rozwiązłości seksualnej. Co więcej, w dalszym
ciągu głosiła swoją ew angelię rozpusty kobietom , które owych konsekw encji
280 RO Z D Z IA Ł 16.
uniknąć nie mogły. Jakby i tego było mało, własne złe dośw iadczenia chciała uczy
nić norm atyw nym i, a to za sprawą w prow adzenia stosow nych przepisów prawa
o rozw odach, które stanowiło, że ich m ężow ie m ogą teraz owe kobiety porzucać.
Prawo rozw odow e z 1917 roku m iało być ich wyzwoleniem, ale w istocie rzeczy
nie dbało zupełnie o zabezpieczenie interesów kobiet. A rogancja Kołłontaj była
niew ybaczalna i kobiety rychło zaczęły o tym mówić.
26 lipca 1923 roku Paulina W inogradzkaja, daw na w spółpracow niczka Koł
łontaj z Żenotdiełu, jako pierw sza opublikow ała artykuł, w którym zaatakowała
swoją daw ną zw ierzchniczkę; później ukazało się wiele m u podobnych. Zdaniem
W inogradzkiej, „towarzyszka K ołłontaj.... zajm uje się teraz czysto teoretyczną,
literacką pisaniną o «uskrzydlonym , nieuskrzydlonym etc. Erosie»”2, podczas
gdy przeciętna kobieta, o wiele bardziej niż n ad reform ow aniem m iłości, głowi
się, jak m a wyżywić dzieci. Kołłontaj upraw ia „George Sandyzm”3, czyli ni mniej
ni więcej, stara się narzucić innym w łasne fantazje oraz poczucie winy, którego
źródłem był jej am oralny tryb życia rew olucjonistki. Czyni zaś to w odniesieniu
do ludzi, których potrzeby były całkowicie inne niż jej, ale których życie zostało
nieodw racalnie zrujnow ane przez głoszone przez nią i praktykow ane seksualne
aw anturnictw o.
Latem 1922 roku relacje Kołłontaj z D ybenką popsuły się jeszcze bardziej; ich
związek był już praktycznie nie do uratow ania. Idąc za radą Aleksandry, D ybenko
poszukał sobie kochanki, ale Kołłontaj nadal była o niego zazdrosna. Wcześniej
tego sam ego roku A leksandra otrzym ała list od pew nego m łodego kom unisty,
który prosił ją o w yszczególnienie zasad kom unistycznej m oralności. C hciał się
dowiedzieć, czy w sferze zachowań seksualnych obow iązują jakieś tw arde i trwałe
zasady postępow ania. Kołłontaj odpow iedziała m u, że nie istnieje nic takiego, jak
komunistyczny odpow iednik Dziesięciorga Przykazań. O tym, co jest m oralne, a co
nie, decyduje zbiorowość. „D opóki członek jakiejś zbiorowości, którą akceptuje
(może to być naród, klasa społeczna, partia), utożsam ia się z nią, nakazy owej
zbiorowości będą dla niego obligatoryjne”4. R ada iście rozbrajająca, jeśli wziąć
p o d uwagę, że osoba, która jej udzieliła, sam a była wówczas w konflikcie ze swoim
„kolektywem”. M im o że jej tw órczość z lat 1922-1923 ukazywała się w oficjalnych
kom unistycznych m ediach, opin ia politycznych w spółtow arzyszy A leksandry
stawała się jej zdecydow anie nieprzychylna, poniew aż w łaśnie w tedy kom uniści
zwracali się już przeciw ko koncepcji seksualnego wyzwolenia, którą w rewolucyj
nej Rosji kojarzono z nazw iskiem Kołłontaj. To, że w latach 1922-1923 ukazało
się tak wiele jej publikacji było cezurą; później już takiej m ożliwości nie miała,
tracąc jednocześnie dotychczasow ą pozycję wpływowej myślicielki politycznej,
orędow niczki seksualnego wyzwolenia.
Zofia Smidowicz, następczyni Kołłontaj na stanow isku szefowej Żenotdiełu,
kobieta, która chciała ochronić Rosjanki przed „afrykańskim i chuciam i”, wśród
fem inistycznie nastaw ionych biografek Kołłontaj zyskała sobie opinię dem ago
ga. Jednak to, co one nazywają „uprzedzeniam i”, w świetle niszczących skutków,
jakie seksualne wyzwolenie przyniosło rosyjskim kobietom , wydaje się raczej, że
M O SK W A 1922 281
odw oływała się ona po prostu do zwykłego zdrow ego rozsądku. W odpow iedzi
na list dziew iętnastoletniej kom som ołki Lidy, która napisała do niej z prośbą
0 radę w spraw ach seksu, Sm idow icz stw ierdziła, że kobieca m iłość „nie jest
przelotną nam iętnością, lecz złożonym procesem , obejm ującym urodzenie dzieci,
opiekow anie się nim i i wychowywanie ich”3. Podkreśliła również, że o pomyśle
zaw ierania m ałżeństw a z założenia bezdzietnego m ów ić nie w arto, gdyż jest
to n ader rzadkie zjawisko. Potępiła rów nież aborcję i to en masse, za wyjątkiem
sytuacji, kiedy urodzenie dziecka zagraża życiu m atki. W szelkie inne przypadki
1 pow ody usuw ania ciąży uznała za nieodpow iedzialne postępow anie m łodych lu
dzi, za którym kryje się pragnienie uniknięcia wzięcia na siebie obowiązków w sto
sunku do dzieci, które spłodzili. Z daniem nieprzychylnej jej Beatrice Fansw orth,
„im więcej Sm idowicz pisała, tym bardziej oczywiste było, że odrzuca koncepcję
kobiecej wolności seksualnej... Kreśliła patetyczne wizje poczekalni, w których,
czekając na aborcję, siedziały blade, w ym izerow ane dziewczyny, rozpaczliwie
pragnące zostać m atkam i. G dyby aborcja była nielegalna, mężczyźni nie czuliby
się uspraw iedliw ieni, «przymuszając» do niej swoje żony”6.
K ulm inacyjnym m om entem przypuszczonego na Kołłontaj ataku było w y
ciągnięcie z archiw ów i ponow ne opublikow anie w yw iadu, którego w roku 1920
Lenin udzielił Klarze Zetkin. To w łaśnie wówczas w ódz rewolucji przyw ołał i p o
tępił „teorię szklanki w ody”, którą już wcześniej kojarzono z życiem osobistym
i twórczością A leksandry Kołłontaj.
Lenin, p odsum ow ując swoją krytykę „teorii szklanki w ody”, stw ierdził,
że w jego przekonaniu „hipertrofia, szerząca się teraz w sprawach seksualnych nie
jest źródłem radości ani siły do życia, ona je odbiera. W dobie rewolucji to źle,
bardzo źle”8.
P ogląd y L en in a na sp raw y m ające zw iązek z seksem i sek su aln o ścią
są odzw ierciedleniem typow ego dla niego pragm atyzm u, którym wykazyw ał
się rów nież w przypadku innych kwestii o charakterze politycznym . W iadom o,
że chciał w pew nym zakresie zezwolić na przyw rócenie własności pryw atnej oraz
działalności niewielkich przedsiębiorstw i zakładów, których właścicielami byłyby
282 RO Z D Z IA Ł 16.
Clemens: „Chociaż sam a nigdy otw arcie tego nie aprobowała, jej twórczość była
jednak głów ną przyczyną rozwiązłości seksualnej m łodych ludzi w Rosji”11.
W odpow iedzi na artykuły, które A leksandra opublikowała w „Kom som ol-
skiej Praw dzie” oraz praw niczej gazecie „Raboczij Sud”, Smidowicz ponow nie
zaatakowała „niedow arzone poglądy towarzyszki K ołłontaj”12, odnosząc je jednak
do m oralności seksualnej jako takiej, nie zaś do znacznie bardziej szkodliwej
m oralności tak zwanej „nowej kobiety”. Jako że ataku na Kołłontaj nie sposób
było wywieść i przeprow adzić w oparciu o tradycyjnie rozum ianą m oralność,
kom uniści zm uszeni byli ograniczyć go do sp o ru prow adzonego w kategoriach
m arksistow sko-m aterialistycznych. Em ilian Jarosławski stwierdził, że wyzwolenie
seksualne głoszone przez Kołłontaj zachęca klasę robotniczą Związku Radzieckie
go do „m arnotraw ienia cennej energii nerwowej i seksualnej”13, która „znacznie
pożyteczniejsze zastosow anie znalazłaby przecież przy budow ie fabryk cem entu
oraz elektrow ni w odnych”. Kom uniści, tak sam o jak Lenin, musieli przem ycać
m oralność seksualną „tylnym i drzw iam i” - i to właśnie zrobili podczas sporu
z 1926 roku, kiedy debatow ano n ad kwestią instytucji m ałżeństwa. Z apocząt
kow ała ją A leksandra K ołłontaj, która podjęła kolejną, rozpaczliwą już próbę
obrony koncepcji rewolucji seksualnej i był to ostatni raz, kiedy pozw olono jej
otwarcie wypowiadać swoje poglądy w sprawach związanych z seksem. Pod koniec
g ru dnia 1925 roku, gdy A leksandra w róciła z Oslo do Moskwy, jej kariera i życie
zawodowe zawisły na włosku. Sowiecki reżim zam ierzał zrew idow ać przepisy
praw a małżeńskiego, którego zapisy Kołłontaj w spółtw orzyła w roku 1918.
D ebata n ad instytucją m ałżeństw a ujaw niła sprzeczności i konflikty istnie
jące w łonie rewolucyjnych władz. Rewolucję zainicjowali intelektualiści ze śro
dow iska cyganerii, którzy kierow ali się w życiu n ad er sw obodnie pojm ow aną
m oralnością, a swoje postępki usprawiedliwiali, głosząc, że to, co robią, czynią w in
teresie klasy robotniczej i chłopów. Kiedy rewolucja nareszcie zwyciężyła, a władza
przeszła w ich ręce, intelektualiści i środow isko szeroko rozum ianej cyganerii
narzucili bezzwłocznie własny system wartości m oralnych chłopom i robotnikom ,
ponoszącym największe niedogodności i ciężary rewolucji, których ekonom icznej
egzystencji dodatkow o zagroził teraz chaos będący skutkiem urzeczyw istniania
idei seksualnego wyzwolenia. Powołajmy się jeszcze raz na w ym ow ne świadectwo
fem inistycznie nastaw ionych biografek Kołłontaj. Jak pisze Clements:
Począw szy od roku 1918, coraz bardziej oczyw iste staw ało się, że przepisy p ra
w a z tak im rozgłosem w prow adzone w początkow ym okresie rewolucji, w istocie
tylko zwiększyły brzem ię spoczyw ające n a barkach kobiet. W spólna w łasność zo
stała zniesiona, co um ożliw iło m ężczyznom p o rzucanie żon i zaw łaszczanie całe
go rodzinnego dobytku. B rak jasn o sprecyzow anych przepisów o finansow ej o d p o
w iedzialności ojców w zględem ich dzieci oznaczał, że m ogli je zostawić w łasnem u
losowi, żona zaś m ogła otrzym ać stosow ną rekom pensatę w yłącznie na drodze są
dowej. Kobiety, które nie zarejestrow ały m ałżeństw a na d rodze urzędow ej - a było
takich bardzo dużo - znalazły się w jeszcze gorszej sytuacji, gdyż nie m iały żadnej
m ożliw ości w niesienia sprawcy d o sądu. C elow o zliberalizow ane przepisy praw a
284 RO Z D Z IA Ł 16.
m ałżeńskiego um ożliw iły zatem m ężczyznom prześladow anie zdanych n a ich łaskę
kobiet. W roku 1925 w ładze uznały, że trzeba zm ienić przepisy w taki sposób, żeby
obow iązek alim entacyjny został przy w ró co n y 14.
wanie praw a o rozw odach i alim entach, oraz zw olennikam i wyzwolenia seksual
nego w edług koncepcji Kołłontaj, którzy w łasne potrzeby przypisywali proletariu
szom, został rozstrzygnięty m ocą now ych przepisów z roku 1926. Przyniosły one
pew ne korzyści każdej ze stron. Rozwód był teraz łatwiejszy do uzyskania, gdyż
orzec go m ożna było na podstaw ie w niosku jednego z m ałżonków, a nie obojga,
jak dotychczas. G ospodarstw a chłopskie w yłączono spod egzekucji alimentów,
chroniąc je w ten sposób przed upadkiem . Przepisy rozw odowe z 1926 roku były
ostatnim radzieckim aktem praw nym , który brał p od uwagę interesy chłopstwa.
Stalin rychło zarządził przym usow ą kolektywizację rolnictw a oraz akcję przeciwko
„kułakom ” - precyzyjne znaczenie tego term in u nigdy nie zostało określone, ale
um ożliw iło to pow szechne rugow anie chłopów z ziemi, która była dotąd ich w ła
snością. Nowe praw o nie oznaczało rów nież zwycięstwa zw olenników seksualne
go wyzwolenia. Jak m ów ił Platon, dem okracja zawsze poprzedza tyranię. Stalin,
tak sam o jak Hitler, wykorzystał pow szechną niechęć rodaków do seksualnego
perm isyw izm u lat dw udziestych do narzucenia R osjanom tyrańskiego porządku
0 niew yobrażalnej wręcz opresyjności, któ ry trw ał w ZSRR dw ukrotnie dłużej niż
dyktatura H itlera w Niem czech. I w Rosji, i w N iem czech w prow adzenie dykta
torskich rządów było możliwe za przyzw oleniem szerokich mas, które nie chciały
już tolerow ać nadużyć i występków, będących konsekw encją wcielania w życie
koncepcji wyzwolenia seksualnego.
Kołłontaj rów nież zabrała głos w toczącym się sporze. N am aw iała partię,
aby nie ustaw ać w wysiłkach na rzecz wyzwolenia seksualnego i nie obstawać przy
dawnej m oralności. Kolejny raz odw ołała się do przyszłości, twierdząc, że obecne
tru dności są rzeczą zwykłą i charakterystyczną dla okresu przejściowego, w jakim
znajduje się kraj. Społeczeństw o pow in n o podążać w ytyczonym szlakiem , aż
dorośnie pokolenie, którego sym bolem była Żenią, bohaterka jej prozy. Broniła
systemu, który się nie sprawdzał i nawoływała, żeby dalej weń brnąc. Jednak w roku
1926 n aró d dośw iadczył już bolesnej lekcji seksualnej m oralności, w yciągnął
z niej w nioski i nikt już A leksandry nie słuchał. D ruga rew olucja seksualna d o
biegła końca, a pokonana Kołłontaj w róciła do pracy w dyplom acji i nigdy już nie
zabrała publicznie głosu w kw estiach dotyczących życia seksualnego.
Uparcie je d n a k trw ała przy swoim; w autobiografii napisała: „bez względu
na to, jakie zadania przyjdzie m i w ypełniać, jest dla m nie absolutnie jasne, że cał
kowite wyzwolenie kobiet pracujących oraz stw orzenie podstaw nowej m oralności
seksualnej zawsze pozostanie dla m nie nad rzęd n y m celem mojej działalności
1 całego m ojego życia”17. Trwała przy swoim , ale, jak się okazało, nie tak jednak
uparcie, gdyż po napisaniu powyższego fragm entu, nakazała wykreślenie go zanim
autobiografia ukazała się drukiem , obaw iała się bow iem , że takim i poglądam i
może narazić się Stalinowi.
Po I wojnie w światowej w N iem czech żywy był m it, że gdyby nie zdradziecki
cios w plecy, niezw yciężona niem iecka arm ia na pew no nie poniosłaby klęski.
H itler skw apliw ie go w ykorzystał. W Rosji porażk a w yzw olenia seksualnego
obrosła we w łasną Dolchstosslegende. Seksualna rew olucja została zdradzona
286 R O ZD ZIA Ł 16.
od w ewnątrz. W ilhelm Reich u dow odnieniu tej tezy pośw ięcił całą książkę, którą
zatytułował Die Sexualität im Kulturkampf, a zw olennicy rewolucji seksualnej z lat
sześćdziesiątych, kiedy praca Reicha znów stała się popularna, przyjęli jego w ytłu
maczenie zjawiska, którego inaczej sam i wytłum aczyć nie potrafili - chodziło o to,
dlaczego ludzie zwracają się przeciwko seksualnej „wolności”, a potem próbują w y
wołać kolejną seksualna rewolucję, której następstw a są równie przewidywalne.
W roku 1970, a zatem w czasie, kiedy w edług futurystycznych fantazji Koł-
łontaj instytucja rodziny m iała już przestać istnieć, a uśm iechnięte dzieci m iały
się wychowywać we w spaniałych kom unistycznych dom ach dziecka, G erm ain
G reer napisała książkę, w której cytuje Reicha i oskarża Partię K om unistyczną
0 zdradę prawdziwej rewolucji, która m a zawsze seksualny charakter:
Skrajne potępienie, z jakim już w roku 1926 potrak to w an o idee seksualnej oraz
etycznej rewolucji, nie zm niejszyło się m im o upływ u lat. W 1932 roku W ilhelm a
Reicha w ykluczono z szeregów N iem ieckiej P artii K om unistycznej, a berliński In
stytut M arksizm u i L eninizm u w sw oim obszernym historycznym opracow aniu p o
św ięconym niem ieckiem u ruchow i robotniczem u, ani słowem nie w spom ina o ru
chu Sekspolu*. Pewien w gląd w przyczynę nacisków, jakie za tym stoją, dostarcza
n am Die sexuelle Revolution W ilhelm a Reicha, z której wrynika coś, w co Kołłontaj
nie m ogła pozw olić sobie uwierzyć, to m ianow icie, że stłum ienie ru ch u na rzecz
nowej m oralności seksualnej jest pierw szym sym ptom em zdrady rew olucji18.
MOSKWA, 1926
My, którzy na w łasne oczy w idzieliśm y skutki w prow adzenia w Rosji now ych
przepisów praw a m ałżeńskiego, słowo Ehebolschewismus uznajem y za afront.
U nas w N iem czech, kiedy w ydaje się zgodę na m ałżeństw o, nadal obow iązuje
n ierów ne traktow anie z p u n k u w idzenia płci oraz statusu m ajątkow ego. M oim
zdaniem słuszne jest, że m ężczyzn i kobiet w Rosji nie obow iązują żadne d ek lara
cje, w ystarczy po prostu, że zarejestrują m ałżeństw o. K obieta i m ężczyzna m ogą też
zarejestrow ać rozw ód, kiedy ich związek kończy się, poniew aż przestali się kochać
288 RO ZD ZIA Ł 17.
bądź uznali, że już im nie o d pow iada ów związek. Również tak zw any „k o n k u
b in at” nie jest w Rosji karalny. Sowieci nie m ają też nic przeciw ko m ałżeństw u,
które opiera się na przyjaźni [K ameradschaftsehe], p a rtn erzy m uszą jed n ak p o in
form ow ać siebie naw zajem o chorobach w enerycznych i um ysłow ych w ystępują
cych w ich rodzinach. Fałszywe ośw iadczenie w tej sprawie podlega karze, ale nie
karze w ięzienia, tylko pracy w fabryce bądź grzyw nie w w ysokości tysiąca rubli.
Surowe obw arow ania Kameradschaftsehe w ydają mi się absolutnie n ieo d p o w ied
nie. Przepisy te zdecydow anie bardziej uzasad n io n e byłyby w o dniesieniu do
„praw dziw ego” m ałżeństw a, do którego najw yraźniej nie mają zastosow ania2.
W taki oto sposób nawet sam i hom oseksualiści odnosili się do „seksuolo
gii” w w ydaniu H irschfelda, popularyzow anej przez niego w Berlinie w latach
dwudziestych ubiegłego stulecia. Instytut H irschfelda, o czym oprócz Isherw ooda
przekonali się także i inni, w rzeczywistości był tylko pseudonaukow ą przykryw ką
dla hom oseksualnego burdelu. Isherw ood napisał o tym w swoich w spom nieniach
zatytułowanych Christopher and His Kind:
U rzędnik zapytał go o cel przyjazdu do N iem iec, on zaś m ógł zgodnie z prawdą
odpowiedzieć: „Szukam sobie ojczyzny, przyjechałem sprawdzić, czy tu ją odnaj
dę”7. Jego now a ojczyzna in potentia była pociągająca, poniew aż oferowała wiele
możliwości upraw iania seksu bez jakichkolw iek zobow iązań, wręcz anonim ow o.
Isherw ood pisze we w spom nieniach, że m iał potrzebę kontaktów seksualnych
z osobam i spoza własnej w arstw y społecznej, a niem ożność porozum iew ania
się w języku osoby, z którą uprawiał seks, dodatkow o go podniecała. Kiedy powrócił
do Niemiec, tym razem ze znacznie już lepszą znajom ością języka, „Christophero-
wi bardzo osobliwe wydało się, że potrafi sw obodnie wysławiać się po niem iecku
- osobliwe i trochę sm utne, gdyż przełam anie bariery językowej odarło z magii
jego w yobrażenia o N iem ieckim C hłopcu”".
M agia obrazu chłopca, k tóry sobie stworzył, polega na tym , że jest w nim ty
powo męska pew ność siebie, czyli to, na czym Isherw oodowi zbywało. Seks w życiu
Isherw ooda był realizacją bardzo konkretnej potrzeby i dlatego w jego przypadku
bezcelowe byłoby szukanie satysfakcji seksualnej w związku z kobietą, poniew aż -
i to jest istotą hom oseksualizm u - niczego, co dlań wartościowe, z niej nie „utoczy”.
Kobiety nie są „rom antyczne”. Isherw ood pyta sam ego siebie:
Kobiety natom iast, inaczej niż dla zwykłych mężczyzn, nie kojarzą im się
z pięknem ani z przyjem nością, lecz w yw ołują w nich dziw ne poczucie hete-
ronom icznego obowiązku. Są w yzw aniem , którem u hom oseksualista nie czuje
się w stanie sprostać, a co za tym idzie, uważa, że sym patia dla kobiet, chodzenie
z nim i, stosunki seksualne i zawieranie m ałżeństw a są obowiązkami, narzucanym i
m u z zew nątrz przez siły sprzeczne z jego praw dziw ym „ja”. Kiedy Isherw ood roz
myśla o „dziewczętach”:
w pada gw ałtow nie w szewską pasję. Przeklęty „Praw ie Każdy”. Państwo, Kościół,
praw o, prasa i zaw odow i m edycy orzekają i nakazują m i, że m am pożądać dziew
cząt. To sam o robi m oja m atka. Po cichu, p rym ityw nie pragnie, żebym się ożenił
i spłodził dla niej w nuki. Jej w ola jest w olą „Praw ie Każdego”, ale dla m nie oznacza
o na śm ierć. C hcę żyć w zgodzie z w łasną n a tu rą i znaleźć sobie miejsce, gdzie m ogę
być tym , kim jestem ... P rzyznam jed n ak , że naw et gdybym był p o d o b n y do nich,
i tak w alczyłbym z nim i w taki czy inny sposób. G dyby chłopcy nie istnieli, m u siał
bym ich sobie w ym yślić” .
Ponieważ seks jest dla hom oseksualisty przede wszystkim próbą pozyskania
męskości - której, jak sądzi, m u brak - od kogoś, kto jego zdaniem stanowi jej ucie
leśnienie, w jego przypadku stosunki seksualne z kobietam i mijają się z celem, gdyż
kobiety nie m ają tego, czego m u brakuje. Taka konstrukcja psychiczna pow oduje,
że seks staje się w istocie aktem o cechach stricte w am pirycznych. Polega on albo
na wysysaniu z obiektu pożądania esencji męskości, albo byciu w ykorzystyw a
nym w dokładnie taki sam sposób. Isherw ood pisze o tym w prost, choć w nieco
zawoalow any sposób, kiedy opow iada o Bubim, pierw szym obiekcie jego h o m o
seksualnych zalotów w Berlinie: „C hristopher chciał mieć Bubiego wyłącznie
dla siebie, na zawsze, posiąść go całkowicie, ale wiedział, że jest to niemożliwe
i absurdalne. G dyby był dzikusem , być m oże rozwiązałby ten dylemat, zjadając
Bubiego - nie uczyniłby to jednak z pow odów n atury kulinarnej, lecz magicznej”".
Isherw ood kolejny raz w spom ina o magii, tym razem o m agicznej postaci
kanibalizm u, dzięki którem u m ógłby „mieć Bubiego wyłącznie dla siebie, na za
wsze, posiąść go całkowicie”, innym i słowy, na zawsze przejąć od niego to, czego
m u brakuje. Kanibalizm , o czym świadczy przypadek Jeffreya D ahm era*, nie jest
niczym innym , jak skrajną postacią hom oseksualizm u. W obu przypadkach m am y
do czynienia z „magicznym” przejęciem pożądanych cech innego człowieka. W tym
kontekście kanibalizm jest częścią m echanizm ów psychicznych w am pira, głów
nego sym bolu kultury Republiki W eimarskiej. Kiedy rodzina się rozpada, syn nie
otrzym uje od ojca niezbędnego m u potw ierdzenia własnej męskości. W rezultacie
seks staje się dla niego drogą do nadrobienia owego deficytu. Zaczyna żywić się
drugą osobą, w jego fantazjach pojaw ia się czasem m otyw kanibalizm u, częściej
WIEDEŃ, 1927
(ojciec Reicha uzyskał tytuł w łasności do ziem i dzięki pom ocy jednego z krew
nych), edukacją W ilhelm a we w czesnym dzieciństw ie zajm ował się specjalnie
dla niego wynajęty nauczyciel, który przeprow adzał dośw iadczenia w dziedzinie
biologii oraz rozm nażania zwierząt.
W łasne doświadczenia Reicha w dziedzinie biologii oraz rozm nażania nabra
ły w ym iaru bardzo osobistego, kiedy w wieku jedenastu i pół roku m iał stosunek
seksualny z jed n ą z pokojówek. N iedługo później odkrył, że zainteresow ania jego
nauczyciela również wykraczają poza sferę teoretyczną; okazało się bowiem, że miał
on rom ans z jego m atką. Reich, k tóry om ów ił to w ydarzenie w jednym ze swo
ich wczesnych artykułów, przedstaw iając sam ego siebie jako jednego ze swoich
pacjentów, m iał chyba wówczas pow ażny dylem at, czy pójść za głosem im pulsu
i wiedzę o rom ansie wykorzystać dla szantażow ania m atki i zm uszenia jej, aby
utrzym yw ała z n im stosunki seksualne, czy też poinform ow ać o wszystkim ojca.
Ostatecznie w ybrał to drugie rozwiązanie. Jak m ożna było przewidzieć, ujawnienie
tego doprow adziło do nieszczęścia: m atka Reicha odebrała sobie życie. Znaczna
część w iny za tę śm ierć spoczywała na jego barkach, ale Reich konsekw entnie
przez całe swoje życie poczucie w iny za wszelkie zło wynikające z jego własnych
uczynków p rzerzucał na rozm aite zjawiska oraz instytucje, w tym przypadku
obarczył nią seksualną m oralność.
Krótko po śmierci m atki Reicha wysłano do gim nazjum w Czerniowcach,
stolicy Bukowiny, gdzie seksualne przyzwyczajenia, które nabył za sprawą pokojówki,
zaspokajał, uprawiając stosunki seksualne z prostytutkam i z miejscowego dom u pu
blicznego, do którego często uczęszczał i gdzie, jak później odnotował, widywał wielu
swoich gimnazjalnych nauczycieli. W roku 1915 świat znany Reichowi z dzieciństwa
został bezpow rotnie zniszczony, kiedy oddziały rosyjskiej arm ii zajęły ziemie, na
których znajdowała się jego rodzinna posiadłość. Reich wstąpił do austriackie
go wojska i walczył po stronie przegranych; w 1918 roku został zdemobilizowany,
zamieszkał w W iedniu, stolicy niegdysiejszego im perium, a teraz znacznie okrojonego
państwa. Zaczął studiować medycynę. Jeśli wziąć pod uwagę jego dotychczasowe
doświadczenia seksualne i zaburzone relacje z matką, nie może dziwić fakt, iż podczas
studiów znalazł się pod urokiem dokonań innego wywłaszczonego Żyda, pochodzą
cego ze wschodniego zakątka niedawnego im perium , którego stosunki z m atką miały
nader podobny charakter. Człowiekiem tym był Zygm unt Freud. 1 marca 1919 roku
Reich zanotował w swoim dzienniku: „Może m oja m oralność stoi z tym w sprzecz
ności, jednak na podstawie własnego doświadczenia oraz obserwacji siebie i innych
doszedłem do przekonania, że seksualność jest osią, wokół której obraca się całe życie
społeczne, a także życie duchowe jednostki”1.
Reichowi szybko uderzyła do głowy podniecająca atm osfera pow ojennego
W iednia. W stąpił do tow arzystw a m uzycznego Schoenberga m niej więcej w tym
sam ym czasie, kiedy kom pozytor ogłosił się odkryw cą techniki dw unastonono-
wej (dodekafonicznej). W W iedniu przebyw ał też W alter G ropius, który w ła
śnie w yjeżdżał do W eim aru, gdzie założył szkołę rzem iosła, sztuki użytkowej
i architektury Bauhaus, projektując stricte m odernistyczną architekturę. W stolicy
W IED EŃ , 1927 295
Austrii prężnie rozwijała się także psychiatria. Reich stał się w schodzącą gwiazdą
na firm am encie nowego ruch u psychoanalitycznego i praw dopodobnie dzięki
odziedziczonej po ojcu um iejętności traktow ania ludzi z góry i podporządkow y
wania ich sobie, rychło zaczął prow adzić stałą praktykę. Jedną z jego pacjentek
była zam ożna Żydówka, A nna Pink, z którą w czasie trw ania kuracji nawiązał
stosunki seksualne. Kiedy rodzice A nny dow iedzieli się o tym , Reich ożenił się
z nią, ale nigdy chyba w żaden sposób nie przyznał ani nie dał do zrozum ienia,
że takie w ykorzystanie pozycji terapeuty było nieetyczne.
M ałżeń stw o zam iast ustatk o w ać R eicha, u czy n iło go jeszcze bardziej
nieszczęśliwym. W spom inając tam te czasy, szczerze przyznał, że fakt, iż przed
zaw arciem m ałżeństw a m iał bardzo wiele seksualnych partnerek, w płynął na
zwiększenie praw dopodobieństw a oddaw ania się cudzołóstw u po poślubieniu
Anny. M im o to jednak, z tego skądinąd celnego spostrzeżenia nie potrafił w y
ciągnąć odpow iednich w niosków na tem at w łasnego postępow ania oraz postaw y
m oralnej. Zam iast tego wolał mówić o „seksualnym znudzeniu”, które pojawia się,
kiedy m ężczyzna (a raczej ktoś taki jak Reich) czuje, że związek m onogam iczny
go ogranicza. Z godnie ze schem atem , którego trzym ał się przez całe życie w coraz
to bardziej groteskow y sposób, własne zachow ania próbow ał tłum aczyć dotąd
nieznanym i, a odkrytym i przez siebie zasadam i funkcjonow ania ludzkiej n a
tury, z czego w ynikać m iało, iż wszystko, co dotąd poczytyw ano za seksualną
m oralność, nie jest w istocie niczym innym , jak wielkim spiskiem zm ierzającym
do psychicznego okaleczania ludzi. Pewnego razu Reich powiedział Richardowi
Sterbie, że jeśli przez jakiś czas nie upraw ia stosunków seksualnych, odczuw a
dotkliwy, fizyczny dyskom fort.
Nawet M yron Sharaf, bardzo m u życzliwy biograf, przyznaje, że tworzone
przez Reicha teorie służyły mu dla usprawiedliwiania własnych postępków. Zdaniem
Sharafa, Reich m iał skrajnie krytyczny stosunek do „przymusowej trwającej przez
całe życie m onogam ii” po części dlatego, że partner, którego wybieramy sobie, mając
dwadzieścia kilka lat, może już do nas nie pasować, kiedy mamy lat trzydzieści kilka,
gdyż w toku rozwoju psychicznego zmieniliśmy się. „Jest oczywiste, że kiedy wypo
wiadał się w taki sposób, w dużej mierze opierał się na własnych doświadczeniach”2.
Nic zatem dziwnego, że Reich zaczął rom ansow ać z licznym i kobietam i,
m iędzy innym i także z jed n ą ze swoich pacjentek, która zm arła w konsekwencji
zorganizow anego przez niego zabiegu aborcyjnego. Im dalej posuw ał się w sek
sualnych w ystępkach, tym bardziej starał się w ynikające z nich poczucie winy
przerzucić na innych. Przejawiało się to w najrozm aitszy sposób. M iewał ataki
szału z zazdrości; oskarżał w tedy żonę o uczynki, których sam się dopuszczał.
Jego zachow anie zaczęło rzucać się w oczy na tyle, że życzliwy m u Sharaf, który
przychylnie w yrażał się nawet o jego eksperym entach z „akum ulatorem orgonu”*,
obstaw ał przy ustanaw ianiu zasady z tego, co in n i poczytyw ali za „wadę”. Mieć ro
m ans to jedno; uczynić z tego zasadę - to drugie. Nie pom óc krew nej to jed n a rzecz;
tw ierdzić, że niew łaściw ym byłoby pom agać „pasożytow i”, a pieniądze należy w y
dać lepiej, to coś innego. O prócz tego obiekt dezaprobaty Reicha był także celem
jego gniew u. Babce nie należała się jego p om oc, co więcej, zasłużyła sobie na
um ieszczenie w przytułku'.
Im większe było jego poczucie winy, tym bardziej upierał się przy teore
tycznym uspraw iedliw ianiu zachow ań, które były jego źródłem . W rezultacie
przesadne w yolbrzym ianie przez niego roli orgazm u jako podstaw y zdrow ia psy
chicznego rychło stało się kłopotliw e dla innych psychiatrów, powodując, że zraził
tym do siebie swego byłego m entora, Paula Federna, ostatecznie zaś w połowie
lat trzydziestych doprow adziło do odebrania m u prawa w ykonywania zawodu
psychoanalityka.
Było to również pow odem jeszcze głębszego niż dotychczas zaangażow ania
się Reicha w politykę. Istniał ku tem u prosty i logiczny powód. Im większy opór wy
woływały jego egoistyczne zachowania i im gorzej przyjm ow ano wymyślane przez
niego teorie, które miały być ich uspraw iedliw ieniem , w tym szerszej skali Reich
ów problem postrzegał. Wedle niego, przyczyną jego zaburzenia nie było zablo
kowanie, będące cechą jego indyw idualnej psychiki, lecz w yrastało ono z kultury,
która generow ała je we wręcz pandem icznych rozm iarach. Blokada psychiczna,
polegająca na niezrozum iałych zaham owaniach w stosunku do zdrowego orgazmu,
była w istocie pow szechną cechą całej ludzkości i dlatego skutecznie ją zwalczać
m ożna jedynie z poziom u polityki, nie zaś, jak usiłują to robić psychoanalitycy,
poprzez terapię jednostek. Mając do w yboru podporządkow anie swoich pożądań
ładowi m oralnem u bądź też przeobrażenie świata w taki sposób, aby odpow iadał
jego występnym nam iętnościom , Reich bez w ahania opow iedział się za drugą
z tych m ożliwości i trw ał przy tym z uporem , k tóry z nieuchronną koniecznością
doprow adził go w końcu do m egalom anii i popadnięcia w psychozę. D okonał ży
wota w roku 1957 w więzieniu federalnym w Lewisburgu w Pensylwanii, ale równie
Twierdził również, że wiele chorób powoduje deficyt lub utrudniony przepływ przez or
ganizm tych mitycznych cząstek. Aby tem u zapobiec, Reich wymyślił „akum ulator orgo-
nowy” - maszynę, która miała stymulować przepływ orgonu i przyczyniać się do poprawy
ogólnego stanu zdrowia i zwiększenia potencji (przyp. tłum.).
W IEDEŃ, 1927 297
Podejście behaw ioralne ignorow ało kw estię racjonalności bądź irracjo n aln o -
ści, podkreślało natom iast plastyczność ludzkich zachow ań oraz ich po d atn o ść
na wpływy. N a gruncie rodzącej się w ówczas dziedziny public relations tezę tę p o d
kreślał sam E dw ard Bernays, b ratan ek Freuda. Pisał: „Umysł grupow y nie m y
śli w dosłow nym znaczeniu tego słowa. M iejsce myśli zajm ują w n im bodźce, naw y
ki, em ocje”. Bernays nak łan iał reklam odaw ców , aby „wytwarzali klientów ” w taki
sam sposób, jak produk u je się in n e dobra, w ty m przypadku, przerabiając surowce
em ocji na konsum pcyjn e naw^yki7.
przykładem posłużył się Bernays w swojej wydanej w 1928 roku książce zatytu
łowanej Propaganda. Stwierdził w niej, że „stosow anie psychoanalizy jako fu n d a
m entu reklam y jest obecnie pow szechne”. „Błyskotliwa analiza” dokonana przez
Brilla w odniesieniu do plakatu reklam y papierosów „jest być m oże pierw szym
przykładem jej zastosow ania w praktyce”.
Bernays m iał rację, kiedy stw ierdzał na stronach Propagandy, że „jeste
śmy rządzeni przez relatywnie niewielką liczbę osób - znikom ą cząstkę spośród stu
dw udziestu m ilionów - którzy rozum ieją procesy psychiczne i wzorce społeczne
m as”9. Ludzie ci „pociągają za sznurki sterujące św iadom ością zbiorową, w yko
rzystując stare i tw orzą nowe sposoby kiełznania świata i kierow ania nim ”10. Ci
„niew idoczni zarządcy” są niezbędni, „dla właściw ego funkcjonow ania życia
zbiorowego”11. Bez nich nie dałoby się „wyprowadzić porządku z chaosu”.
ROZDZIAŁ 20
BERLIN, 1929
K
iedy W ilhelm Reich w roku 1929 przyjechał do Berlina, Republika
W eim arska dożywała końca swych dni. W owym czasie był już także
ojcem i zgodnie z w łasnym p ro g ra m e m m obilizow ania m łodych
na rzecz spraw y w yzw olenia seksualnego i ru ch u sex-polu, wysłał
swoją córkę do kom unistycznego ośrodka kształcenia dzieci. Ewie, które
była A nna Pink Reich, zdecydowanie się tam nie podobało; jedzenie było kiepskie,
a pom ieszczenia brudne. W końcu w róciła do m ieszkania Reicha i postaw iła m u
ultim atum : „Jesteś kom unistą. Idź m ieszkać w ośrodku. Ja zostaję tutaj”1.
Incydent ten w żaden sposób nie ostudził zapału Reicha dla wykorzystywania
dzieci w celach politycznych. N adal posyłał Ewę na letnie obozy kom unistyczne
oraz m arsze i parady, w których uczestniczyła razem z innym i dziećmi. Podczas
jednego z takich m arszów Ewa i jej rów ieśnicy krzyczeli: „Głód! Głód! Dajcie
nam chleba!”; w tedy ktoś podszedł do niej, uszczypnął ja w policzek i powiedział,
że wcale nie cierpi głodu. Skłoniło ją to wówczas do przyznania przed sam ą sobą,
a później także przed innym i, że ów przechodzień pow iedział prawdę. „Nie jestem
głodna. Kłam ię”2.
W książce Massenpsychologie des Faschismus Reich opisuje podobne w yda
rzenie; na tyle zbieżne, że m oże stanow ić zakam uflow aną wersję tego, co spotkało
jego córkę. Identyczne p odejrzenia m ożna żywić w stosunku do podaw anego
przez niego przypadku pacjenta, którego przypadek opisał w artykule na tem at
kazirodztw a; tu jed n ak za postacią pacjenta krył się w istocie sam Reich:
D ziew czynka w w ieku m niej więcej siedm iu lat, któ rą św iadom ie w ychow yw a
no, nie w spom inając jej w żaden sposób o Bogu, niespodziew anie po czu ła przym us
o d m aw iania modlitw . M ów im y o przym usie, poniew aż wcale nie chciała się m odlić
i czuła, że to, co robi, jest złe. A oto, jakie jest tło owego w ew nętrznego przym usu
306 RO ZD ZIAŁ 20.
m odlenia się: dziecko m iało naw yk m astu rb o w an ia się przed zaśnięciem . Pewnej
nocy, z jakiegoś pow odu, bała się to zrobić, zam iast tego, pow odow ana im pulsem ,
uklęknęła przed łóżkiem i w yrecytow ała m odlitw ę p o d o b n ą do tej, przyw ołanej
powyżej. „Jeśli będę się m odlić, nie będę się bała”. Lęk pojaw ił się tego sam ego
dnia, kiedy po raz pierw szy zrezygnow ała z m asturbacji. Czy było to zatem sam o
odrzucenie? O jcu, do którego m iała całkow ite zaufanie, pow iedziała, że kilka
m iesięcy w cześniej, przebyw ając na w akacjach, m iał nieprzyjem ne przeżycie. Po
dobnie jak wiele dzieci, ona i pew ien chłopiec bawili się, udając, że m ają stosunek
seksualny („baw iliśm y się w m am usię i tatusia”). Nagle zobaczył ich inny chłopiec
i krzyknął: „wstydźcie się”. C hociaż rodzice tłum aczyli jej, że w takich zabawach
nie m a niczego złego, dziew czynka czuła w styd i, zam iast dalej się w to bawić, ma-
sturbow ała się przed pójściem spać. Pew nego w ieczoru, tuż zanim p oczuła przy
m us m odlenia się, w raz z kilkom a inn y m i dziećm i w racała z przyjęcia d o dom u.
W d rodze śpiewali rew olucyjne pieśni. N apotkali staruszkę, która w yglądem przy
p om inała jej czarow nicę z bajki o Jasiu i M ałgosi. Starsza kobieta krzyknęła na
nich: „N iech was diabli w ezm ą - b an d o ateistów ”. Tego w ieczoru, kiedy ponow nie
chciała się m asturbow ać, po raz pierw szy przyszło jej na myśl, że być m oże Bóg,
k tó ry w szystko w idzi i karze, rzeczywiście istnieje. P odśw iadom ie groźbę staru sz
ki skojarzyła z potępieniem , które wcześniej usłyszała o d chłopca. Zaczęła rów
nież walczyć z chęcią m asturbacji, o g arn ął ją lęk i aby go złagodzić, kom pulsyw nie
zaczęła się m odlić. M iejsce seksualnego zaspokojenia zajęła m odlitw a'.
śliwy świat, na którym panow ać będzie pokój. Identyczne w artości głosili jego
duchow i spadkobiercy w latach sześćdziesiątych, do czasu m orderstw a podczas
koncertu w A ltam ont oraz m orderstw popełnionych przez M ansona i jego grupę,
kiedy poglądy Platona na now o um ocniły swoją pozycję, a filmy, takie jak Obcy
i Halloween, zyskały sobie popularność jako część kulturowej reakcji na rewolucję
seksualną.
W Mass Psychology ofFascism („Psychologia mas wobec faszyzmu”) Reich
cały czas daje nam odczuć, że za jego akceptacją dla m asturbacji kryją się określone
cele. Toczył wszak wojnę z Kościołem katolickim o to, czyj system w artości zdom i
nuje kulturę. Jego starania, aby faszyzm łączyć z katolicyzmem - podobne próby p o
dejmowali później Paul Blanchard i Theodor A dorno - zakłamywały rzeczywistość,
gdyż nazizm był w istocie hom oseksualnym ożywieniem pogańskiego kultu. W Die
sexuelle Revolution Reich cytuje Gorkiego, którego opinia odzwierciedla w pewien
sposób opinię, jaką zyskali sobie naziści na forum m iędzynarodow ym : „W N iem
czech ukuto już slogan: «W ykorzeńcie hom oseksualizm , a faszyzm zniknie»”5.
Dzisiejsza polityka seksualna uw aża za zasadne wykreślać z pam ięci historycznej
praw dę o hom oseksualnych skłonnościach nazistów. Pogląd M ussoliniego, że
hom oseksualizm jest „il visio tedesco”, jest nadal w kulturze obecny, odnajdujem y
go na przykład w filmie Luchino Viscontiego Zm ierzch bogów. Apologeci takiego
podejścia do zagadnienia starają się zachować jednolity front i tw ierdzą teraz, że
hom oseksualiści byli ofiaram i holokaustu, a nie - o czym wyraźnie świadczy casus
szefa SA E rnsta R öhm a - członkam i partii, która ponosi za niego odpow iedzial
ność. Podążając śladem Reicha (lecz całkowicie przy tym ignorując przytoczone
przez niego dow ody przem aw iające przeciw ko hom oseksualistom ), pow ojenna
lewica przyjęła, że m istycyzm jest rów noznaczny z katolicyzm em , faszyzm zaś
był wyjątkow o szkodliwą postacią katolicyzm u. Pogląd ten jest szeroko rozpo
w szechniony na lewicy i po dziś dzień podzielany. Z godnie z przew idyw aniam i
Reicha, zawartym i w Massenpsychologie des Faschismus, Kościół katolicki pozostaje
czarnym charakterem tej psychodram y, a pow odem ku tem u jest to, że zakazuje
m asturbacji.
W róćm y do naszej dziew czynki. P rzym us m odlitew ny zniknął, kiedy uśw iad o
m iła sobie źródło swojego lęku; św iadom ość ta sprawiła, że znow u była w stanie
się m asturbow ać bez poczucia winy. O ile p rzypadek ten m oże wydawać się m ało
praw dopodobny, m a on jed n ak doniosłe znaczenie dla gospodarki seksualnej. Po
kazuje bowiem , w ja k i sposób m ożliwe je st zapobieganie m istycznem u skażeniu n a
szej m łodzieży [kursyw a E.M. Jones]7.
Kiedy rozm aw iam w m o im biurze o jej seksualnych potrzeb ach z kobietą zah a
m ow aną seksualnie, zderzam się z całym arsenałem jej w artości m oralnych. T ru d
no m i przebić się do niej i przekonać do czegokolwiek. Jeżeli je d n a k ta sam a kobieta
p o d d an a jest atm osferze zbiorow ości, jeżeli, n a przykład, uczestniczy w spotkaniu,
na którym , posługując się term in o lo g ią m edyczną, jasn o i otw arcie om aw ia się sek
sualne potrzeby, wówczas nie czuje się o n a osam otniona. Przecież in n i rów nież
przysłuchują się „rzeczom zakazanym ”. Jej indyw idualne zaham ow ania m oralne
kom pensow ane są zbiorow ą atm osferą seksualnej afirm acji, nowej, seksualno-
-ekonom icznej m oralności, któ ra m oże stłum ić (nie w yelim inow ać!) jej seksualną
negację, poniew aż i ona w sam o tn o ści m iew a p o d o b n e myśli. Potajem nie opłakuje
utraco n ą radość życia lub łaknie seksualnego szczęścia. Seksualna po trzeb a zyskuje
zakotw iczenie dzięki zaistnieniu w sytuacji zbiorowej; otrzym uje status społecznie
akceptowany. Jeżeli w łaściwie p o ru sza się tem at, p ragnienie seksualne okazuje się
o w iele silniejsze niż w ym óg ascetyczności i w yrzeczenia; jest bardziej ludzkie, b li
żej zw iązane z osobow ością, w p ełn i akceptow ane przez każdego. Nie jest to kw estia
pom ocy, ale uzm ysław iania zaham ow ań, w yciągania w św iatło św iadom ości walki
seksualności z m istycyzm em , d o prow adzania jej do p u n k tu przełom ow ego p o d
presją ideologii m asowej i przekładania tego n a działania społeczne13.
BERLIN, 1929 311
prom ow anej przez Pałac w jej książce p o d nazw ą cyberseksu i przedstaw ianej
przez nią jako wyzwolenie się od tłum ienia seksualności.
W książce Lisy Pałac odnajdujem y zw ierciadlane odbicie historii, którą
Reich przytacza w Psychologii mas wobec fa szyzm u . Pałac jest katoliczką, która
zarzuciła modlitwy, kiedy zaczęła się m asturbow ać; dziewczynka, o której pisał
Reich, była wychowywana w rodzinie kom unistycznej i przestała się masturbować,
kiedy zaczęła się m odlić. W obu przypadkach seksualny w ym iar walki politycz
nej m iędzy ośw ieceniem a Kościołem jest jasny i oczywisty. Państw em rządzi
ten, kto wyznacza obyczajowość seksualną. To pozostaje niezm ienne. Zm ieniają
się szczegóły, ale w skali m akro obraz pozostaje ten sam. Rewolucja seksualna,
która dokonała się w Stanach Zjednoczonych w latach sześćdziesiątych XX stu
lecia była pow tórką rewolucji, która w państw ach obszaru niemieckojęzycznego
trw ała w okresie m iędzy I a II w ojną światową. Z daniem Sharafa, Reich i jego
zw olennicy „chcieli odebrać Kościołowi katolickiem u kształcenie m łodzieży oraz
m ożliwość w pływ ania na um ysły m łodych. Przyświecała tem u idea stw orzenia
kom pletnej osobowości; celem było w ykreow anie «socjalistycznego człowieka»”17.
W alka ta przeniosła się na tery to riu m A m eryki, kiedy spora część kulturo
wych bolszewików, których wygnali naziści, znalazła schronienie w Stanach Z jed
noczonych. „Ostra polityczna polaryzacja m iędzy chrześcijańskim i socjalistami,
z ich wiejskim i, katolickim i w yborcam i, a socjaldem okratam i, których świecki
elektorat w yw odził się głównie z m iast”18 została przeniesiona do A m eryki, gdzie
przedstaw iciele podupadających protestanckich elit otworzyli drzw i swoich insty
tucji przed ludźm i pokroju Reicha, Paula Tillicha, Waltera Gropiusa i innych kultu
rowych bolszewików, gdyż widzieli w tym sposób na prow adzenie wojny z am ery
kańskim i katolikam i, którzy wtedy właśnie zbierali polityczne owoce długotrwałej
ekspansji dem ograficznej, a zwłaszcza gw ałtow nego przyrostu naturalnego, który
nastąpił po drugiej wojnie światowej, w latach 1946-1964. Rewolucja seksualna z lat
sześćdziesiątych była kontratakiem w ym ierzonym w odradzającą się i rosnącą w siłę
katolicką wspólnotę. W tam tym czasie celem apologetów seksualnego wyzwolenia,
było przekonanie katoliczek do stosow ania środków antykoncepcyjnych. W latach
dziew ięćdziesiątych XX wieku celem seksualnego wyzwolenia było nakłonienie
katolickich córek do upraw iania m asturbacji oraz przekonanie ich do pornografii.
W obu przypadkach stawką w tej grze była władza. W odniesieniu do pierwszego
z nich, chodziło o to, żeby odebrać Kościołowi kontrolę nad życiem seksualnym
katoliczek i w ten sposób osłabić polityczne znaczenie katolickiej wspólnoty,
której podstaw ą był w łaśnie jej bardzo w ysoki przyrost naturalny. To, że Kościół
tę bitwę przegrał, oznaczało, że seksualne w ykorzystyw anie kobiet zwiększy się
i przybierze ostrzejsze formy. W latach dziew ięćdziesiątych córki kobiet, które
używały antykoncepcji, były w ykorzystyw ane finansowo i seksualnie w jeszcze
skrajniejszy i bardziej jaw ny sposób niż wcześniej ich m atki. Na przestrzeni
owych trzyd ziestu lat jed y n ą rzeczą, któ ra uległa zm ianie, był zakres owego
zniewolenia. Z daniem Josepha M cCarrolla: „Ideologiczny projekt wyzwolenia
się od tłum ien ia seksualności poprzez kontakt z naruszającym i przyjęte norm y
BERLIN, 1929 313
obrazam i realizow any jest w m ediach, które ustaw icznie zawężają granice tego, co
niedozw olone, a co m ożna przedstaw ić, pow iedzieć, wyśpiewać, przedyskutow ać
i uznać za akceptow alne, oraz na uczelniach i w placów kach kształcących, gdzie
techniki nauczania i program y wykorzystuje się dla w pajania uczniom , aby un ik a
li racjonalnej sam okontroli emocji, wyobraźni, pragnień, dokonywanych w yborów
oraz w łasnych zachow ań”19.
„Wyzwolenie się o d tłum ienia seksualności” jest „przenoszone do nowego
system u edukacji poprzez wspólny, kolektyw ny rodzaj pracy grupowej i przybiera
tam postać ukrytej form y społecznej kontroli oraz psychicznej hom ogenizacji”,
którą prom uje się podczas zajęć z w ychow ania seksualnego, m ających na celu,
po d przykryw ką „bezpiecznego seksu”, popularyzow ać perm isyw ny stosunek do
m asturbacji. N iezależnie od płaszczyka, p o d którym się to ukryw a, skutek jest
taki sam: zasady m oralności przedstaw ia się jako przykład „ucisku”, pozbawiając
tym sam ym dziecko głosu rozum u, który jest w szak jego pierw szą linią obrony
przeciw ko w ykorzystyw aniu go:
Sam okontrola, zw łaszcza zaś skrom ność, czystość i w ierność w obszarze seksu
alności uw ażane są za „ucisk”, em o cjo n aln e zaburzenie o d którego społeczeństw o
oraz dzieci w w ieku szkolnym należy „wyzwolić”. Jednym z głów nych in s tru m e n
tów, które m ają um ożliw ić to „wyzwolenie”, jest k o n tak t z naruszającym i przyjęte
n o rm y obrazam i, m ającym i spow odow ać zaw ieszenie albo obejście racjonalnej sa
m okontroli, którą głosi chrześcijaństw o oraz tradycyjna, filozoficzna w iedza o m o
ralności i cn o tach 20.
Skoro m oralność jest form ą ucisku, oznacza to, że um ysł jest represyjny,
a jeżeli tak, człowiek m oże uzyskać wolność jedynie będąc irracjonalnym - kiedy
jed n ak takim się staje, jedyną rzeczą, jaka popycha go do działania, są osobiste
chęci, im pulsy i nam iętności. Rzecz jed n ak w tym , że kiedy człowiek poddaje
się nam iętnościom , traci kontrolę n ad sw oim postępow aniem . I dlatego właśnie
tego rodzaju w olność, co słusznie zauw ażono już przed wiekam i, staje się form ą
zniewolenia. O rędow nicy tak pojm ow anej wolności, czy zdają sobie z tego sprawę,
czy też nie, upow szechniają pew ien rodzaj kontroli n ad społeczeństw em , gdyż
m otyw ludzkiego działania, którym u p rzednio był rozum , zastępują teraz stym u
low aniem nam iętności. Ci zaś, którzy kontrolują bodźce stym ulujące, kontrolują
także tych, k tórzy się nim i kierują. C elem upow szechniania obrazów o treści
seksualnej jest w ładza n ad społeczeństw em . Jednostki rezygnujące z rozum u
są pow odow ane nam iętnościam i, te zaś finansow o i politycznie w ykorzystują
ludzie, którzy o upow szechnianiu owych obrazów decydują. Wyciągając z nich
zyski finansowe, przyczyniają się do w yboru n a odpow iedzialne stanowiska osób,
którzy rozłożą n ad nim i polityczny parasol - ta k oto system w ykorzystywania
finansowego przekształca się w form ę politycznej kontroli.
Istnieją jednak i inne tego konsekwencje. Jedna z lekcji, wynikających z doświad
czeń minionych dwóch tysięcy lat mówi wyraźnie, że ludzkimi namiętnościami można
sterowaćzzewnątrz.Platonrozumiałrolę,jakąmuzykamożeodgrywaćwmanipulowaniu
314 RO ZD ZIA Ł 20.
nauczenie się czegokolwiek. Zam iast tego w olał głosić, że tylko ci, którzy sprzy
jają dziecięcej m asturbacji, będą w stanie w ybuch owego dynam itu wyzwolić.
Konserwatyści, którzy cofają się w zaw stydzeniu przed takim w ykorzystywaniem
seksualności, naw et ci, którzy ukryw ają się p o d płaszczykiem m arksizm u i leni-
nizm u, nigdy nie będą zdolni posłużyć się tym społecznym dynam item i w peł
ni wykorzystać jego niszczącą potęgę.
Oczywiste jest, że w ykorzystanie w pełni „społecznego dynam itu”, o którym
pisał Reich, nie dokonało się za jego życia. D oszło do tego dopiero w latach sześć
dziesiątych, kiedy prace Reicha ponow nie zyskały popularność i zaczęto szeroko je
upow szechniać. W roku 1968 przez Berlin przetoczyła się rewolucja, a następnie
doszło do niej w A m eryce, nowej ojczyźnie Reicha, którego książki w ydatnie się
do tego przyczyniły.
19 sierpnia 1939 roku Reich wszedł na pokład statku „Stavanger Fjord”, ostat
niej jednostki, która w ypłynęła z N orw egii przed w ybuchem II wojny światowej.
T heodore Wolfe i W alter Briehl, dwaj am erykańscy studenci Reicha, przekonali
kierow nictw o New School for Social Research do w yasygnowania kilku tysięcy
dolarów z przeznaczeniem na jego pensję. Reich wcześniej starał się u Rockefelle
rów o finansow y grant na badania, ale jego prośba została odrzucona. O trzym ując
posadę w N ew School, nie bezpośrednio co praw da, ale jednak otrzym ał wsparcie,
o które się ubiegał.
Już w A m eryce Reich poprzez A lexandra Lowena nawiązał kontakt z Settle
m ent House, zw iązanym z U nion Theological Sem inary w Nowym Jorku, gdzie
podów czas m ieszkał Paul Tillich, rów nież uciekinier z nazistow skich Niemiec.
Lowen załatw ił Reichowi w ystąpienie przed ludźm i z U nion Theological Sem i
nary, gdyż czuł, że w yjaśniając społeczne im plikacje seksualnych problem ów
m łodych, Reich „m oże odm ienić świat”. W ilhelm prow adził teraz w N owym Jorku
działalność sex-polu i m iał pow iązania z pracow nikam i najbardziej prestiżowego
sem inarium w kraju.
Dzięki tem u jego znaczenie i wpływy rosły, rów nież za sprawą reichowskiej
terapii. P rom in en tn i kulturow i rew olucjoniści z Nowego Jorku jeden po drugim
zapoznaw ali się z koncepcjam i Reicha, m ów iącym i o tym , jak przez zm ianę
obyczajowości seksualnej obalić państw o. Paul G oodm an, autor książki Growing
Up Absurd, która w yw arła wielki w pływ na jego współczesnych, około roku 1945
był na terapii u A lexandra Lowena. G oodm an, k tóry był tak samo, a m oże nawet
bardziej rozw iązły niż Reich, napisał entuzjastyczną recenzję jego pracy, co tego
ostatniego skłoniło do spotkania się z nim osobiście. W latach czterdziestych Saul
Bellow po d d ał się terapii u jednego z uczniów Reicha i p o d w rażeniem osiągnięć
jego m istrza napisał Przypadki Augiego Marcha oraz Hendersona, króla deszczu.
N orm an M ailer nigdy nie p o d d ał się terapii Reicha, ale każdy, kto czytał jego
esej Biały M urzyn, w podkreślaniu przez niego znaczenia dobrego orgazm u jako
sum m um bonum dostrzeże inspirację pracam i Reicha.
ROZDZIAŁ 21
BERLIN, 1930
syfilis. Isherw oodow i udało się w ym knąć zarów no chorobie, jak i polującej teraz
na cudzoziem ców policji.
Karl Giese nie m iał aż tyle szczęścia. Uciekł do Francji z dużą częścią archi
wów H irschfelda, ale w roku 1938 pop ełn ił sam obójstw o. D okum enty nie zostały
jed n ak we Francji, lecz wylądow ały ostatecznie w Kinsey Institute w Blooming-
ton, w stanie Indiana.
ROZDZIAŁ 22
MOSKWA, 1930
I odw rotnie: dziecko, którego aktyw ność fizyczna jest całkow icie n ie sk ręp o
w ana, a n atu raln a seksualność uw alnia się w seksualnych zabaw ach, będzie zd e
cydow anie o d p o rn e na au to ry tarn e, ascetyczne wpływy. Polityczna reakcja m oże
oczyw iście ryw alizow ać z rew olucyjną edukacją, o ddziałując n a dzieci au to ry ta r
nie i pow ierzchow nie. N igdy je d n a k nie będzie tego w stanie uczynić w dziedzi
nie edukacji seksualnej. W dziedzinie życia seksualnego, tego, co m oże uzyskać
dla dzieci rew olucja społeczna, nie da im żadna reakcyjna ideologia ani o rientacja
polityczna. Procesje, m arsze, pieśni, sztan d ary i u n ifo rm y - p o d tym w zględem
jed n ak reakcja bez w ątpienia m a im do zaoferow ania więcej. I dlatego w łaśnie re
w olucyjne kształtow anie dziecka w ym aga u w olnienia jego biologicznej, seksualnej
aktyw ności. To jest bezdyskusyjne1’.
kiem na Boga i odw rotnie. „Surowy ojciec, który odm aw ia dziecku spełnienia jego
pragnień, jest przedstaw icielem Boga na ziemi, a w w yobraźni dziecka, w ykonaw
cą woli Boga”13. Działając w sex-polu, zwłaszcza w Berlinie, Reich zrozum iał, źe
najlepszym sposobem zaatakow ania system u społecznego, którego fundam entem
jest autorytet ojca uosabiającego w ładzę Boga na ziemi, będzie przekonać m łodych
ludzi, żeby zaczęli być seksualnie aktyw ni jeszcze przed zawarciem m ałżeństwa.
Najlepiej, gdyby nawiązali stosunki seksualne, ale m asturbację rów nież należy
popierać i po d w ielom a w zględam i jest ona naw et lepsza, gdyż łatwiej dla każdego
dostępna. Dziecko, które raz o d d a się zakazanym czynnościom seksualnym , n a
bywa „odporności” na uroki „reakcji” - tym słowem Reich był uprzejm y określać
m oralność. Jego zdaniem : „Dzieci nie w ierzą w Boga. Zwykle w iara ta ugruntow uje
się w nich dopiero wówczas, kiedy m uszą nauczyć się tłum ić pobudzenie seksualne,
którem u towarzyszy m asturbacja”14. Rzecz jasna, Reich wyciąga z tego tw ierdzenia
im plikacje n atu ry politycznej. Zachęcanie dzieci do m asturbow ania się było po
prostu jeszcze jednym sposobem blokow ania ich otw arcia na wiarę w Boga. Po
usunięciu z ich św iadom ości Boga znikał też autorytet ojca, a razem z nim cały
porządek społeczny opierający się na ładzie m oralnym , czyli jedyny rzeczywisty,
jaki istnieje. Innym i słowy zatem, m asturbacja była sposobem prow adzącym do
obalenia państw a. Stanowiła narzędzie rewolucji, choćby kom uniści gorąco tem u
zaprzeczali. K om uniści zdradzili rewolucję, kiedy odrzucili seksualne wyzwolenie,
co Związek Radziecki uczynić m usiał, jeżeli nie m iał się pogrążyć w anarchii. P o
w szechne odrzucenie m oralności seksualnej spow odow ało, że kraj znalazł się na
kraw ędzi anarchii i społecznego rozpadu, czem u dziwić się nie należy, gdyż, jak
podkreślał to od zawsze Kościół katolicki, m oralność seksualna jest fundam entem
społecznego porządku. Fakt, że kom isarze m ówili teraz dokładnie to samo, jeszcze
bardziej tylko rozsierdziło Reicha i u m ocniło jego chęć działania na rzecz rzeczy
wistej rewolucji, która m iała m ieć charakter do głębi seksualny:
W raz z w yelim inow aniem stan u spastyczności m ięśni genitalnych, idea Boga
i lęk p rzed ojcem n a zawsze tra cą swoją podstaw ę. W organizm ie człow ieka skurcz
m ięśni genitalnych stanow i nie tylko fizjologiczne um iejscow ienie religijnego
lęku, ale jest także źródłem p rzyjem nego niepokoju, k tó ry staje się rdzen iem k aż
dej religijnej m o raln o śc i... G en italn a nieśm iałość i przyjem ny niepokój są żyw ot
nym rdzeniem w szelkich antyseksualnych religii p atriarch aln y ch15.
że w istocie była to rewolucja w duchu Reicha. To ona oddała ster władzy w ręce
obecnie rządzących. To dlatego w ładze prom ują taki właśnie rodzaj zachowań,
czyniąc to poprzez rozpow szechnianie pornografii, zaś biuro Naczelnego Lekarza
Stanów Zjednoczonych jest nierozerw alnie związane z akcją prom ow ania aborcji
oraz antykoncepcji - a za rządów adm inistracji Clintona, także m asturbacji. Pod
koniec swojej kadencji Joycelyn Elders, pełniąca urząd Naczelnego Lekarza USA,
jasno stwierdziła, że edukacja seksualna i m asturbacja to jedno i to samo. Służą
one tem u sam em u celowi, czyli odejściu od m odlitw y oraz porządku społecznego
opartego na m oralności i autorytecie ojca. M asturbacja stanow i po prostu część
edukacji seksualnej i dlatego jednocześnie jest w cielaniem w życie rewolucji
społecznej. Ten pogląd pani Elders być m oże zaczerpnęła od Reicha, który w Die
sexuelle Revolution napisał:
WASZYNGTON, 1930
nadszedł czas, abyśm y w całym kraju zorganizow ali system atyczną kam p an ię p rz e
ciw ko obecnem u dysgenicznem u m n o żen iu się ludzi niepełnow artościow ych. S po
łeczeństw o zaczyna rozum ieć, że naukow a, k o n stru k ty w n a filantropia polega nie
tylko na otoczeniu opieką chorych, b iednych i zdegenerow anych, ale p odejm uje
też kroki w celu zapobieżenia n aro d zin o m dzieci skazanych na bycie nędzarzam i,
inw alidam i, degeneratam i bądź w szystkim i je d n o cześn ie1.
Pani Jones nigdy nie pokw apiła się wytłum aczyć, skąd wie, że niektóre dzieci
są z góry skazane „na bycie nędzarzam i, inw alidam i, degeneratam i, bądź jednym ,
d rugim i trzecim jednocześnie”, ale też w pew nym sensie bynajm niej nie m usiała
tego czynić. Narzędziem , dzięki którem u mogła, niczym zaglądając do kryształowej
330 RO Z D Z IA Ł 23.
C ontrol) doprow adziła do w prow adzenia stosow nych projektów ustaw do obu izb
Kongresu; ostateczna rozgryw ka w tej spraw ie była już zatem bliska.
R uch eu g en iczn y o p ierał się n a o b serw acji p rostego życiow ego faktu:
klasy wyższe przyzwyczaiły się do stosow ania antykoncepcji, ale jednocześnie
były całkowicie św iadom e tego, że inne grupy społeczne nie stosują jej wcale.
D ługofalow ym skutkiem posiadania niew ielu dzieci albo wręcz nieposiadania
ich, podczas gdy w innych grupach etnicznych rodziło się ich dużo (zjawisko
to określali term in em „zróżnicow ana płod n o ść”), skutkować będzie stopniow ą
utratą ich przew agi politycznej i ekonom icznej, co nie um knęło także uwadze
katolików - jednej z najbardziej aktyw nych politycznie grup uznaw anych przez
ówczesne elity za niew ygodne.
W ielebny John A. Ryan, profesor teologii m oralnej na Uniwersytecie Ka
tolickim i przew odniczący Krajowej Katolickiej Akcji D obroczynnej (N ational
C atholic Welfare Conference), zwykł był kończyć swe przem ów ienia potępieniem
antykoncepcji, czyniąc to w te oto słowa:
P onad siedem naście stuleci tem u w ielki chrześcijański pisarz T ertulian w sło
w ach pełnych triu m fu zw rócił się do ów czesnych klas wyższych, w ładców rzy m
skiego im perium : „Jesteśm y tu o d niedaw na, a je d n ak zapełniam y w asze m ia
sta, wyspy, forty, m iasteczka, obozy, pokolenia, dzielnice, pałac, senat, rynek;
zostaw iliśm y w am tylko wasze św iątynie”. Parafrazując go, ci, którzy odrzucają
kontrolę u ro dzeń, m ogliby pow iedzieć dzisiejszym klasom wyższym: „My ta k
że jesteśm y tu od niedaw na, ale ju tro będziem y większością. Z ajm iem y i o p a n u
jem y każdą sferę działalności: farmy, kantory, szkoły, w olne zawody, prasę, legi-
slaturę. Z dom inujem y je, gdyż p o naszej stronie będzie liczebność i inteligencja,
a nade w szystko m o raln a siła, aby walczyć, przetrw ać i trw ać. W am zostaw im y
bogów i boginie stw orzone przez was n a obraz i podobieństw o wasze, bóstw a b ez
troski, przyjem ności i m ierności. Pozostaw im y w am uciechy dekadencji oraz w y
rok skazujący was na w yginięcie”4.
John A. Ryan urodził się 25 m aja 1869 roku w Vermillon, dwadzieścia mil
na p o łudnie o d St. Paul, w stanie M innesota; był dziesięć lat starszy od M argaret
Sanger, ale p odobnie jak ona, w yw odził się z w ieloosobowej rodziny irlandzkich
im igrantów . W yrastał na farm ie w społeczności złożonej z im igrantów , dla k tó
rej reklam a jako narzędzie budow ania tożsam ości narodowej była czymś nie do
pom yślenia. W swojej autobiografii napisał:
i rządom te rro ru Robespierrea. Z daniem Ryana, „rew olucja francuska spow odo
wała rozpad daw nego system u społecznego, nie popraw iając w arunków bytowych
francuskiego ludu”7. O prócz tego kilka kolejnych złych zbiorów zubożyło rolnicze
obszary Anglii i to do tego stopnia, że żywność trzeba było sprowadzać zza granicy,
co spow odow ało zachwianie rów now agi handlow ej oraz w zrost zadłużenia. Co
najistotniejsze jednak, angielskie fabryki w łókiennicze zaczęły się m echanizować,
to zaś zwiększyło w ydajność produkcji i tw orzyło nie tylko nowe m iejsca pracy,
ale pow odow ało także w yrastanie zupełnie now ych m iast, zamieszkiwanych przez
ludzi pracujących w now o w ybudow anych fabrykach. N ow a technologia spow o
dow ała w zrost przyrostu naturalnego, ale zyski i korzyści w ynikające z m echani
zacji przem ysłu były w yłącznym udziałem właścicieli zakładów. Ruch luddystów
był w łaśnie jed n ą z form sprzeciw u przeciw ko now em u stanow i rzeczy. Zam iast
je d n ak protestow ać przeciw ko niespraw iedliw em u podziałow i dóbr, luddyści
niszczyli m echaniczne krosna, które pozbaw iały ich pracy.
Pierwsza część eseju poświęconego M althusow i napisana została w odpow ie
dzi n a utopijny trak tat W illiam a G odw ina, pośw ięcony sprawiedliwości społecz
nej, w który m auto r tw ierdził, że źródłem nędzy są wadliwe instytucje społeczne.
W edług G odw ina, rozw iązaniem problem u nędzy byłaby rów na i sprawiedliwa
dystrybucja dóbr, a proces ten m oże zapoczątkow ać rewolucja polityczna. W k o n
cepcjach M althusa i G odw ina m gliście pojaw ia się już zarys obecności sił, które
doprow adzą później do w ybuchu rew olucji w Rosji i ukształtow ania się dw ubie
gunow ego politycznego krajobrazu XX wieku: z jednej strony m am y socjalizm
nawołujący do rewolucyjnych zm ian społecznego porządku, z drugiej zaś ideologię
m altuzjańską, która w Anglii i USA zyska pozycję dom inującą, głosząc, że owe
przem iany społeczne niczego nie dadzą, gdyż w zrost liczby ludności zawsze prze
wyższy m ożliw ości w yprodukow ania odpow iedniej ilości żywności - dokładnie
tak, jak to już było w Anglii. W edle pierw szego z tych systemów, n atu ra ludzka
była całkowicie plastyczna, d rugi z nich proponow ał porządek społeczny będący
trw ałym następstw em stosow ania „żelaznych praw ”, niezm iennie korzystny dla
zam ożnych w arstw posiadających.
M althus d okonał ogólnej analizy współczesnej m u sytuacji ekonom icznej
A nglii i w dru g im w ydaniu swojej książki sform ułow ał sławne „prawo”, mówiące,
że przyrost naturalny zwiększa się w postępie geom etrycznym , a ilość żywności
przyrasta w postępie arytm etycznym . W yciągnął stąd wniosek, że żywności będzie
zawsze brakow ało, gdyż jej produkcja nie nadąży za rosnącym przyrostem liczby
ludności. W sytuacji, kiedy bogactw o kraju w zrasta, ale klasa pracująca w ogóle
nie partycypuje w w ynikających z tego korzyściach i nie staje się zamożniejsza,
zawsze oznacza to przyrost dem ograficzny i jednoczesne zm niejszenie zasobów,
z których m oże korzystać. Z daniem Ryana było to po prostu przekazanie w inny
sposób oczywistej treści, że w zrost produktyw ności nie przekłada się na rów
ny p o d z ia ł dóbr. W zro st zam ożności o znaczał rozwój przem ysłu, w którym
przyjm ow ano do pracy coraz to więcej ludzi, ale robotnicze płace pozostaw ały
na niezm iennie niskim poziom ie; populacja robotników zwiększała się, ale nie
334 RO Z D Z IA Ł 23.
towarzyszył tem u wzrost ich siły nabywczej. W rezultacie, ceny produktów rolnych
były nadal niskie, a produkcja rolnicza nie zwiększała się. Rychło doszło do tego,
że bogactw o zostało skoncentrow ane w rękach tak nielicznej grupy, iż w ym iana
ekonom iczna załam ała się, a zjawisko to okresow o pow tarzało się przez całe XIX
stulecie, a w iek XX rów nież nie był od niego wolny.
Z daniem Ryana, „prawo” M althusa było zwykłą ideologią przykrojoną na
potrzeby angielskiej klasy rządzącej, a także sam ospraw dzającą się przepowiednią.
Stało się uspraw iedliw ieniem ekonom icznej niespraw iedliwości, którym szerm o
w ano zarów no w Anglii, jak i w Ameryce. N adano m u charakter prawa podobnego
do tych, form ułow anych przez zw olenników N ew tona i w ten sposób nierów na
dystrybucja dóbr, będąca przykładem społecznej niesprawiedliwości, zyskała status
potw ierdzonego naukow o faktu, a co za tym idzie, stała się także uzasadnieniem
dla podtrzym yw ania niedopuszczalnie niespraw iedliw ego status quo. Praw dopo
dobnie nie było to intencją M althusa, ale jego idee szybko zaczęły żyć własnym
życiem i zam ożne w arstw y społeczeństw a angielskiego i am erykańskiego przyjęły
je jako racjonalną podstaw ę, tłum aczącą ich z g ru n tu niespraw iedliw ą praktykę
prow adzenia interesów. M althus ostatecznie wycofał się z własnych tw ierdzeń
głoszących, że ludzki przyrost dem ograficzny n ieuchronnie będzie podążał tra
jektorią pod o b n ą do w zrostu pogłow ia zwierząt, ale zanim do tego doszło, jego
koncepcje zostały zaanektow ane przez innych, głównie dlatego, że były korzystne
dla osób pragnących utrzym ać dotychczasow y stan rzeczy.
Ideologia m altuzjańska była zawsze wykorzystywana przez plutokratów, któ
rzy pracow nikom dom agającym się wyższych zarobków kazali raczej zastanawiać
się nad sposobam i „zm niejszenia nadw yżki dem ograficznej”, a przykładem tego
jest postać Scroogea z Opowieści wigilijnej Karola Dickensa. K ontrola urodzeń
była zawsze m ałtuzjańską odpow iedzią na robotnicze postulaty zwiększenia ich
płac, a w roku 1930 M argaret Sanger, dostrzegając po tem u odpow iednią okazję,
starała się wykorzystać W ielki Kryzys jako uzasadnienie dla jej wprowadzenia.
Rockefellerowie, będący wyrazicielam i konkretnych etnicznych interesów, zadbali
o sfinansow anie organizacji Sanger, któ ra m iała prom ow ać kontrolę urodzeń,
przedstaw iając ją jako sposób rozw iązania problem u nędzy, która pojawiła się
podczas Wielkiego Kryzysu; m iało to jednocześnie odwieść klasy pracujące od d o
m agania się wyższych zarobków. O to co Sanger pow iedziała o tym w Kongresie,
a zaczęła od cytow ania listu otrzym anego o d anonim ow ej kobiety, którą kryzys
ekonom iczny w pędził w biedę:
M ojego m ęża nie m a już p o n ad dw a tygodnie; poszedł szukać pracy i nie wiem,
gdzie teraz jest. C hodzę praw ie b oso i m am tylko dwie, b ardzo znoszone su k n ie ...
a m oja piętnastoletn ia córka jest o d stycznia w szpitalu. Dlatego, pani Sanger, jeżeli
m ój przygnębiający list, napisany w goryczy i n ied o statk u m oże p o m ó c w tym , żeby
inne żony i m atki m iały m niej dzieci, a więcej zdrow ego rozsądku i spokoju, na
litość boską, niechaj go p ani w ykorzysta8.
W A SZYN G TO N , 1930 335
List ten jest niewątpliwie poruszający, ale nie wynika z niego i nie jest oczy
wistym, że pow odem zubożenia tej kobiety była liczba posiadanych dzieci, i nie jest
też wcale oczywiste, że w przypadku, gdyby M argaret Sanger udało się wprowadzić
kontrolę urodzeń, mąż, o którym wspomina, dostałby godziwie wynagradzaną pracę,
dzięki której byłby w stanie utrzymać rodzinę. Ideologia M althusa najczęściej służyła
za wymówkę usprawiedliwiającą niew ypłacanie robotnikom przyzwoitej pensji,
ponieważ wedle ideologii tej, popraw a sytuacji materialnej robotnika jedynie zachę
cała go do płodzenia kolejnych dzieci, a co za tym idzie, powodowała tym większe
zubożenie. O d czasu sporu M althusa z G odw inem świat podzielił się na tych, którzy
uważali, że doszło do przeludnienia i liczebność populacji należy zmniejszać, oraz
tych, którzy twierdzili, że jest odwrotnie, a płace robotników trzeba podwyższać.
Na początku lat trzydziestych, po krachu na giełdzie, ponow nie rozgorzał
spór m iędzy M argaret Sanger, która była orędow niczką pierwszej z tych opcji,
a w ielebnym Johnem A. Ryanem, opow iadającym się za drugą z nich. W roku
1934 oboje w ystąpili przed K ongresem Stanów Zjednoczonych i wypowiedzieli
się w spraw ie projektu ustawy, która m iała zalegalizować środki antykoncepcyj
ne. W latach trzydziestych Sanger stała się zagorzałą zw olenniczką idei i celów,
które przyśw iecały ruchow i eugenicznem u, po części dlatego, że finansowali ją
najwięksi plutokraci, którym zależało na utrzym aniu niskich płac robotniczych,
po części z tego pow odu, że jej donatorzy zaangażow ani byli w zakam uflowaną
K ulturkam p f przeciw ko Kościołowi katolickiem u, a po części także z racji k o n
sekwencji w ynikających z jej w łasnego życia seksualnego i potrzeby uw olnienia
się od poczucia w iny wywołanej śm iercią córki, na co sposobem było uczynienie
z kontroli urodzeń najważniejszej spraw y jej życia. „The Birth C ontrol Review”
przejął tezy, a nawet term inologię eugeniki i uczynił z niej podstawę dla głoszonego
przez pism o program u wprowadzenia kontroli urodzeń. Mówiła o „narodzie czystej
krw i” i postulow ała także, aby „większą liczbę dzieci płodzili pełnow artościow i,
m niejszą zaś niepełnow artościow i” ludzie, ci ostatni definiowani byli na podstawie
kryteriów rasowych. Zaliczała do nich „Żydów, Słowian”, katolików i czarnych.
Była także entuzjastyczną zw olenniczką eugenicznej polityki Hitlera; udostępniła
łam y „The Birth C ontrol Review” Ernstow i Rudinow i z hitlerowskiego Instytutu
A ntropologii, Dziedziczności Ludzkiej i Eugeniki im. cesarza W ilhelm a.
Nic dziwnego zatem, że, występując przed Kongresem, Sanger przedstawiała
kontrolę urod zin jako rozw iązanie ekonom icznych tru d ności i bolączek kraju:
„M asa ludzi dom aga się pom ocy społecznej, zasiłków, miejsc pracy, które zajmują
in n i... Co stanie się z m ilionam i dzieci, których rodzice obecnie są bezrobotni?”9.
O dpow iedź na to pytanie jest dzisiaj oczywista, tak sam o jak odpow iedzi
na radykalne pytania stawiane w latach sześćdziesiątych przez tych, którzy obawiali
się konsekw encji „eksplozji dem ograficznej”. O dpow iedziało na nie życie. Dzieci
bezrobotnych przestały niedojadać z chwilą kiedy ich ojcowie dostali przyzw o
icie płatną pracę - i było to zjawisko niem al pow szechne, gdy po przystąpieniu
Stanów Zjednoczonych do II w ojny światowej, gospodarka am erykańska wyszła
z kryzysu i u m ocniła się.
336 R O Z D Z IA Ł 23.
Ryan ze swej strony argum entow ał, że przyczyną W ielkiego Kryzysu był
niski przyrost naturalny i niskie płace, czyli innym i słowy, nie eksplozja, ale im-
plozja dem ograficzna. Nie dość że liczebność populacji USA ulegała zmniejszeniu,
to równolegle kurczyła się też jej zdolność nabywcza, za co odpow iedzialne było
utrzym yw anie niskich płac, które zjawisko „podkonsum pcji” uczyniło problem em
błędnego koła, a ostatecznym tego rezultatem było kurczenie się gospodarki i to
warzyszące tem u stałe obniżanie się stopy życiowej społeczeństwa. W tej sytuacji,
kontrola u ro d zeń jedynie u m ocniłaby czynniki odpow iedzialne za pow stanie
zjawiska błędnego koła, które opisaliśmy powyżej. Nie rozwiązałaby ona problem u
nędzy, ale jeszcze ją pogłębiła. Nic więc dziwnego, że najostrzejsze słowa p o tę
pienia Ryana w ym ierzone były w łaśnie w owe rzekom e panaceum , które jeszcze
bardziej pogorszyłoby zapaść ekonom iczną. W w ystąpieniu przed Kongresem,
Ryan w ypow iedział się jasno i dobitnie:
O pow iadanie się za antykoncepcją jak o m eto d ą p o praw ienia losu biednych
i bezrobotnych oznacza odw racanie uw agi w pływ ow ych w arstw społeczeństw a
o d dążenia do spraw iedliw ości społecznej i zw alnianie ich z wszelkiej o d pow ie
dzialności za złą repartycję i in n e niepraw idłow ości społeczne. Nie m ożem y po
p ro stu - ci wszyscy, którzy m yślą jak ja - zgodzić się z tym , żeby biednych obcią
żać odpow iedzialnością za ich ciężkie położenie, ani n a to, żeby zam iast spraw ie
dliw ości ze strony w ładz i bardziej racjonalnego p o rząd k u społecznego, wym agać
od nich zm niejszenia swojej liczebności10.
nak spow odow ać, że nadal żyła w łasnym , chociaż utajonym życiem. 1 m arca
1934 roku, w kulm inacyjnym okresie debaty m iędzy Ryanem i Sanger, John D.
Rockefeller III, potom ek rodu Rockefellerów, napisał do swego ojca, nakłaniając
go, aby m im o zam knięcia Biura H igieny Społecznej, nadal w spierał finansowo
zarów no A m erykańską Ligę na rzecz K ontroli U rodzeń, która m iała otrzym ać
dziesięć tysięcy dolarów, jak i N arodow y K om itet na rzecz U chwalenia Prawa Fe
deralnego o K ontroli Urodzeń, którem u przew odniczyła Sanger, a który otrzym ać
m iał tysiąc dolarów dotacji. O znajm ił również: „poniew aż interesuję się kwestią
kontroli urodzeń, m am coś jeszcze do ośw iadczenia. D oszedłem jednoznacznie
do przekonania, że przynajm niej obecnie pośw ięcę się tej w łaśnie sprawie i będę
ją finansował, uw ażam bow iem , że jest to rzecz fu ndam entalna i podstaw ow a”12.
Klęska Sanger w starciu z Ryanem spow odow ała, że John D. Rockefeller
zaangażow ał się w pełni w eugeniczną krucjatę. Pojął on, jak potężną siłą stali
się katolicy, i zro zu m iał także, iż, aby ich pokonać, m usi dysponow ać jakąś
technologiczną przew agą, którą kupić m o żn a jedynie za ogrom ne pieniądze.
Biografowie rodziny Rockefellerów czynią zm ianę postaw y Rockeffellera bardziej
tajem niczą, niż w istocie była. Z daniem Johna Ensora H arra oraz Petera Johnsona:
John D. Rockefeller nigdy d o k ład n ie nie wyjaśnił, dlaczego tak b ard zo zain tere
sow ał się kw estią dem ografii i to o wiele w cześniej, niż stała się m o d n a i pow szech
nie uznaw ana za isto tn ą ... To decyzja Juniora o zam knięciu Biura spow odow ała,
że jego najstarszy syn głów nym obiektem sw oich zainteresow ań uczynił d em o g ra
fię i zaczął aktyw nie działać n a tym polu. W liście do ojca z 1934 ro k u w yraził
obawę, że żadna z organizacji Rockefellerów, w tym także fundacja, nie zajm uje
się w spieraniem bad ań i projektów dem ograficznych z pow odu „czynnika p ro p a
gandy i kontrow ersji, jakże często tow arzyszącego przedsięw zięciom zw iązanym
z ko n tro lą u rodzeń”.
fundacje finansow ane przez innych plutokratów pracow ały nad przełam aniem
oporów lekarzy wobec antykoncepcji; zajm ow ał się tym m iędzy innym i Robert
Latou D ickinson, przew odniczący w ydziału położnictw a A m erykańskiego To
warzystwa M edycznego.
9 czerwca 1937 roku A rth u r W. Packard, szef Davison Fund napisał do Johna
D. Rockefellera III, om awiając w n im dalekosiężne plany na przyszłość:
cow ników publicznych ośrodków zdrow ia, o piekunów socjalnych, lekarzy i p raw
ników dla tw orzenia m ąd ry ch pod staw zalecania antykoncepcji i zaznajam iania
z nią licznych rzesz lu d z i14.
W yróżniony fragm ent tej wypow iedzi nie pozostaw ia wątpliwości, że wa-
spowski establishm ent podjął ryzyko prom ow ania antykoncepcji, a polegało ono
n a tym , że ci sam i ludzie, po których Packard i Rockefeller najm niej oczekiwali
ograniczania liczebności swych rodzin, najbardziej byli do tego skłonni. M im o
tego niebezpieczeństw a, Rockefellerowie nie ustaw ali w staraniach propagow ania
korzystania z antykoncepcji w śród przedstaw icieli klas niższych i czynili to na
coraz większą skalę.
Trzy m iesiące po napisaniu uwag skierow anych do Johna D. Rockefellera
III, Packard otrzym ał list od pani R ichm ond Page z Filadelfii, w którym zawia
dam iała go, że antykoncepcja została właśnie zalegalizowana w am erykańskim
protektoracie P uerto Rico. List datow any był na 21 w rześnia 1937, a pani Page
napisała w nim również: „Co ciekawe, wszyscy członkow ie obu Izb są katolikam i,
a ustaw a została podpisana przez pełniącego obow iązki g ubernatora M enendeza
Ram osa, przy pełnej aprobacie gubern ato ra W inshipa. O statnio dow iedziałam
się, że celowo zaaranżow ano to w taki sposób, żeby pan Ramos podpisał ustawę
po d nieobecność gubernatora W inshipa, a to dlatego, iż w tej konkretnej sprawie
jego aprobata jako Portorykańczyka i katolika m iała większy ciężar gatunkow y”15.
Pani Page w spom niała rów nież, że p ortorykańscy plutokraci, czyli w łaści
ciele kom panii cukrow ych, w pełni popierali kam panię na rzecz kontroli urodzeń:
„W sierpniu pan Roig, szef jednej z najbogatszych i najpotężniejszych kom panii
cukrow ych P uerto Rico, na należących do niej gruntach otworzył dwie kliniki
antykoncepcyjne”16.
Pow odem napisania tego listu były oczywiście pieniądze. Pani Page chciała
się dow iedzieć, czy Rockefellerowie skłonni są sfinansować pow stanie w Puerto
Rico większej liczby tego rodzaju klinik, które w niedalekiej przyszłości stano
wiłyby rodzaj laboratoriów dla przedsięw zięć służących tem u sam em u celowi,
co w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli Rockefellerowie zechcą wyasygnować na
to fundusze, p ani Page m a już grupę osób chętnych do pracy w owych klinikach,
a są n im i kw akrzy z Filadelfii, którzy ju ż w cześniej w ykazali się osiągnięcia
m i w dziedzinie stosow ania eugeniki, zakładając kliniki kontroli urodzeń w Ap-
palachach. „W roku 1933, p o d kieru n k iem i nadzorem Friends H ealth Service,
klinika kontroli u ro d zeń rozpoczęła działalność w Logan, w Zachodniej W irginii,
jednym z największych i najbardziej zacofanych ośrodków zagłębia węglowego”17.
M ogło to zainteresować Rockefellerów, jako że na tym m ieli na tym obszarze kilka
kopalni i praw dopodobnie chcieli dla swoich pracow ników takich samych korzyści,
jakie M argaret Sanger obiecyw ała klasie pracującej w całym kraju - czyli zam iast
przyzwoitego w ynagrodzenia, zam ierzali dać im dostęp do antykoncepcji. Na
koniec pani Page zaproponow ała zorganizow anie spotkania Packarda z Clarencem
Gamble, dziedzicem fortuny Procter& G am ble, zagorzałym zwolennikiem kontroli
340 RO Z D Z IA Ł 23.
m ienia cztery zadania, które wciąż trzeba zrealizować. O prócz celu nu m er jeden,
czyli „prom ow ania antykoncepcji”, i celu n u m er dwa, a więc „badań nad antykon
cepcją”, w spom ina także o „prom ow aniu urodzeń”, czyli zw iększeniu przyrostu
naturalnego w określonych grupach. Packard nam aw ia do:
prom ow ania i nagłaśniania kw estii zw iększenia liczby uro d zeń w pew nych śro
dow iskach i grupach, gdzie w ażnym pro b lem em jest b ezpłodność, antykoncepcję
praktykuje się z katastrofalnym i skutkam i dla liczebności populacji lub stosow a
n a jest ona dla osobistej wygody, nie zaś z p ow odu w skazań m edycznych, cze
m u w średnim wieku, kiedy najbardziej p ragnie się m ieć dzieci, tow arzyszyć m oże
pojaw ienie się bezpłodn o ści2".
lutego 1934 roku, mniej więcej w tym sam ym czasie, kiedy M argaret Sanger
1 i John Ryan wiedli spór przed K ongresem , znacznie m niej już beztroski,
ale za to m ądrzejszy Claude M cKay pow rócił z dobrow olnego w ygnania
n a pokładzie statku „SS M agellanes”, który przyw iózł go z H iszpanii do
nowojorskiego portu. Jak m ożna się było spodziew ać po kimś, kogo najgłośniejszą
książką był H om e to Harlem, McKay, nie zwlekając, ruszył ku północnej części
m iasta i w ynajął pokój w budynku YM CA przy 135 ulicy. Pow rót do H arlem u
człowieka, który był jednym z inicjatorów i tw órców harlem skiego renesansu, nie
m ógł przejść niezauważony. W „A m sterdam News” ukazał się artykuł H enryego
M oona, który napisał, że dziesięcioletni pobyt na w ygnaniu uczynił z McKaya
„człowieka pełnego rezerw y z cynicznym błyskiem w oku”. Kiedy dziennikarz
zapytał o pow ód pow rotu pisarza, ten odpow iedział m u: „m urzyńscy intelek
tualiści przez całe lata głosili w szem i wobec, że mój pow rót jest w ykluczony”.
D odał, że w rócił do kraju „żeby udow odnić, że się mylą”1. Zaraz potem wyjechał
z H arlem u, żeby spędzić w eekend w C ro to n -o n -H u d so n ze swoim przyjacielem
M axem E astm anem .
Przez cały okres swojej pisarskiej kariery McKay uwikłany był w sprzeczności,
które m ylnie interpretow ał, a być m oże w ogóle ich nie rozum iał. Twierdził, że jest
ofiarą białego rasizm u, ale jego m entoram i i ludźm i, którzy go promowali, byli biali,
a jednym z nich był właśnie Max Eastm an. Dotyczyło to zresztą dosłownie wszyst
kich pisarzy należących do n u rtu zwanego harlem skim renesansem . Langstona
H ughesa lansow ała p ani Van de Vere Q uick, dla której był depozytariuszem jakiejś
bliżej nieokreślonej, mistycznej św iadom ości, mającej być cechą całej czarnej rasy.
Później jej rolę przejął hom oseksualista Carl Van Vechten, który przedstaw ił H u
ghesa wydawcom skłonnym opublikować jego pierwszy tom ik poezji. M uzyk H en
ry C ow der był pupilkiem N ancy C unard. Z ora Neal H urston bardzo chciała pełnić
344 RO ZD ZIAŁ 24.
* Négritude, fr., murzyńskość, kondycja, sytuacja Murzyna ze względu na jego rasę; cechy
charakterystyczne Murzynów (przyp. tłum.).
N O W Y JORK, 1934 345
M oje bad an ia pośw ięcone K ościołow i katolickiem u doprow adziły m nie do za
p o zn an ia się z istotnym i faktam i, których wcześniej nie znałem . I ta k n a przykład,
kiedy katolicyzm podbił Rzym, w swej nieskończonej m ądrości zlikw idow ał try b u -
n ę ł ł oraz lichwę. K apłani weszli do p ałac u trybunów , a K ościół w zorem C hrystusa,
* Friendship House (Dom Przyjaźni) - ruch pom ocy ubogim i wykluczonym, założony
przez C atherine Doherty, aktywistkę katolicką, działającą na rzecz sprawiedliwości ra
sowej. Pierwszy „dom” powstał na początku lat trzydziestych w Toronto, a w Harlemie
otw arto go w roku 1938 (przyp. tłum.).
** W oryg. „abolished «the tribune»”. McKay miał tu na myśli bazylikę, która jest teraz koja
rzona przede wszystkim z kościołem o określonym kształcie architektonicznym, wcześniej
jednak nazwa ta odnosiła się do budowli rzymskiej, uprzednio zaś greckiej. W Rzymie
pełniła ona rolę hali targowo-sądowej. Pierwszą z nich wzniesiono w Rzymie w roku 184
p.n.e. z inicjatywy Katona Starszego jako oficjalną siedzibę trybunów ludowych. Jej czę
ścią była trybuna umieszczona naprzeciw wejścia. Zasiadali na niej przedstawiciele władz
(pretor, urzędnicy sądowi). Symbolicznie likwidacja „trybuny” oznacza tutaj również k o
niec przedchrześcijańskiego porządku w Rzymie. Ponieważ w rzymskich bazylikach p ro
w adzono też handel, skojarzenie z wygnaniem przekupniów ze świątyni jest uprawnione,
ponieważ bazyliki zamieniano na kościoły (przyp. tłum.).
346 R O Z D Z IA Ł 24.
E astm ana, k tóry w ow ym czasie był już zawziętym antykom unistą, deklaracja
McKaya m ocno zbulwersowała:
Przez w szystkie te lata, tak im kosztem i z tak im h eroizm em przeciw staw iałeś
się pokusie skażenia swego um ysłu oraz m oralności i dołączenia do w yznawców
Stalina. Dlaczego chcesz to uczynić dla katolików? Czy nie lepiej um rzeć n ieu g ię
tym , w olnym i inteligentnym , jak im d o tąd byłeś? W idzieć cię idącego w ślady Hey-
w oda B rouna, byłoby czym ś w yjątkow o przy k ry m - całkow icie zadałbyś w tedy
kłam w szystkiem u, za czym się d o tąd opow iadałeś, a stalinistom dał d o k ład n ie to,
czego pragną. Czy nikt nie potrafi trw ać tw ardo przy praw dzie?6
Stanowisko Eastm ana jest zapow iedzią tego, które pięć lat później zajął Paul
Blanshard, kiedy stwierdził, że katolicyzm i stalinizm są rów nie totalitarne i tak
sam o wrogie „am erykańskiej w olności”. 30 czerwca McKay odpow iedział Eastma-
nowi, pisząc, że zawsze był religijny, „czego św iadectw em są moje wiersze”. Stwier
dził też, że nigdy nie był kom unistą. W świetle napisanych przez niego utworów,
takich na przykład jak Piotrogród: 1 maja 1923 roku, wiersz napisany przezeń po
corocznym pochodzie pierw szom ajow ym , kiedy to stał na trybunie honorowej
na Placu Urickiego obok Zinow iew a i innych funkcjonariuszy partyjnych, tru d n o
zrozum ieć, co m iał na myśli: „Jerozolim a blaknie w ludzkich um ysłach,/a święte
m iasta trzym ające ich w zniew oleniu/ now a myśl ludzkości w perzynę obraca/
Pogańskie święto, dzień święty dla w szystkich”7.
Podobnie jak Langstone H ughes, k tóry podczas przesłuchania w K ongre
sie w yparł się i potępił własny wiersz zatytułowany Żegnaj Chrystusie*, McKay rein-
terpretował własną przeszłość pod kątem swego nawrócenia, a na ile było ono rzeczy
wiste i prawdziwe, nie m a tu większego znaczenia. Inaczej niż to było w przypadku
Hughesa, McKaya nie poddaw ano żadnym zew nętrznym naciskom , nie m usiał
też bać się żadnych konsekwencji. W pryw atnym liście do przyjaciela dawał po
prostu wyraz swoim poglądom . Inni pisarze, podobnie jak Eastm an, uznali naw ró
cenie się McKaya za rzecz do tego stopnia niesm aczną, że nie m ogli pow strzym ać
się przed przypisyw aniem tem u jakichś ukrytych motywacji. Z daniem A rnolda
Ram persada, autora dw utom owej biografii Langstona Hughesa: „Niegdysiejszy ra
dykał zm arł w objęciach Kościoła katolickiego. Zaw iodły go tam choroba, nędza
i sam otność”8. C ooper nazywa jego naw rócenie „am biwalentnym ”, lecz „szczerym”.
McKay w żadnym ze swoich tekstów naw iązujących do jego naw rócenia się
na katolicyzm nie w spom ina jednak, że w latach czterdziestych Kościół katolicki
zdobył w USA bardzo silną kulturow ą pozycję. O dw ołajm y się do jednego tylko
przykładu; otóż we w spom nianym okresie katolicyzm ow i udało się zdom inow ać
Hollywood. W 1941 roku za najlepszy film roku uznano Pieśń o Bernardette (The
Song o f Bernardette)*, k tó ry p okonał w tejże rywalizacji Casablankę. Hollyw ood
być m oże przestraszyło się w tedy kija Legionu Przyzwoitości** oraz w pływ u tej
Film ten reżyserował H enry King, w rolach głównych wystąpili Jennifer Jones, William
Eythe i Charles Bickford. Akcja toczy się we Francji, w połowie XIX wieku. Bernadette,
m łoda, prosta dziewczyna ma widzenie „Pięknej Pani”. Ludzie z pobliskiego miastecz
ka są przekonani, że objawiła się jej Matka Boska. Urzędnicy miejscy robią wszystko, by
dziewczynę ośmieszyć, Kościół nie chce mieć z całą sprawą nic wspólnego. Historia Ber
nadette przyciąga jednak coraz większą uwagę mieszkańców i wpływa na przem ianę ich
życia (autor przy tym popełnia błąd: Pieśń o Bernardette to film z roku 1942, a Casablanca
z 1943 roku) (przyp. tłum.).
** Legion Przyzwoitości (Legion o f Decency) - organizacja założona w 1934 roku przez am e
rykański episkopat. Jej celem było monitorowanie produkowanych filmów i sprawdzanie
ich pod kątem przestrzegania zasad moralności, aby zapobiec powszechnej demoralizacji.
Nawoływała także katolików do bojkotu filmów niemoralnych. Inicjatorami jej powstania
byli m.in. arcybiskup Fred McNichols z C incinnati i biskup Bernard J. Sheil z Rockfordu.
Działalność Legionu poparli także żydzi i protestanci (przyp. tłum.).
N O W Y JORK, 1934 349
organizacji na Kodeks Produkcyjny*, ale oprócz tego skusiło się rów nież na m ar
chewką, a tą była w tym przypadku liczna potencjalna publiczność. Producenci
chcieli ją zwabić do kin rolam i Binga Crosbyego, B arryego Fizgeralda i Pata
O’Briena, którzy zagrali w zbudzające sym patie postaci katolickich duchow nych,
co w innym przypadku, zważywszy na poglądy dom inujące w postkodeksow ym
Hollywood, byłoby zupełnie niezrozum iałe. McKay p oddał się kulturow ym w pły
w om Kościoła w okresie, kiedy był on p o d tym względem u szczytu potęgi w USA.
16 października 1944 roku McKay napisał z Chicago do E astm ana, aby
poinform ow ać go, że pięć dni wcześniej został „ochrzczony w wierze katolickiej”.
W tym sam ym liście w dalszym ciągu broni i uzasadnia decyzję o przejściu na
katolicyzm oraz dokonuje krytyki protestantyzm u, którem u zarzuca „nadm ierną
skłonność do m o d ern izm u ”.
* Kodeks Produkcyjny, zwany też Kodeksem Haysa (Hays Code, Production Code, The Mo-
tion Picture Production Code of 1930) - spisany w latach trzydziestych XX wieku kodeks
zajmujący się dopuszczalnością scen przedstawianych w filmach produkowanych i dystry
buowanych w Stanach Zjednoczonych. Nazwa pochodzi od nazwiska Williama Harriso-
na Haysa, amerykańskiego polityka i dyrektora generalnego poczty, którem u powierzono
stworzenie kodeksu. Kodeks zabraniał m.in. pokazywania nagości czy zmysłowych tańców,
porodów, przedstawiania związków mieszanych (białych i kolorowych), nawiązywania do
nietypowych zachowań seksualnych na przykład homoseksualizmu, „instruowania”, jak
dokonywać przestępstw (np. włamań, podpaleń, przemytu). Zabronione było również
ośmieszanie religii i przedstawianie osób ją reprezentujących jako czarnych charakterów
bądź postaci komicznych oraz spożywanie alkoholu, o ile nie było to absolutnie wymagane
przez scenariusz (podobnie rzecz miała się na przykład z namiętnym i pocałunkam i). Ko
deks nakazywał, aby w pozytywnym świetle przedstawiać rodzinę i małżeństwo, zaś zdra
dę jako rzecz nieatrakcyjną, za którą człowieka może spotkać kara. Sceny zabójstw, tortur,
znęcania się nad dziećmi bądź zwierzętami miały zostać albo usunięte, albo stonowane,
aby nie gorszyły widzów (przyp. tłum.).
350 RO Z D Z IA Ł 24.
O soba E astm ana jest dosk o n ały m przy k ład em zjaw iska p rzechodzenia
od protestantyzm u na pozycje radykalnego „liberacjonizm u”, zarówno w dziedzinie
polityki, ja k i seksualności. McKay poszedł śladam i E astm ana oraz Jekylla - A n
glika, o którym w spom ina w liście - ale doprow adziło go to jedynie do zarażenia
się chorobą w eneryczną. Jeżeli naw et było to przyczyną buntu, który podniósł
przeciw ko nim , tow arzyszyła tem u jed n a k rów nież krytyka sytuacji, w której
katolicyzm jaw ił m u się jako jedyna realna alternatyw a dla rasizm u, wyzysku
ekonom icznego i doktrynalnego zepsucia, które, jego zdaniem , zapoczątkow a
ła reform acja. W katolicyzm ie dostrzegał urzeczyw istnienie ideałów M iędzy
narodów ki, za spraw ą których zw rócił się ku kom unizm ow i. Stanowił on także
an tidotum na nacjonalizm rasowy, którego M cKay był zw olennikiem po odejściu
od kom unizm u, a także na fałsz głoszonej przez ów n u rt troski o losy czarnych.
W nieopublikow anym tekście Right Turn to Catholicism McKay napisał:
Jezus C hrystus, kiedy nakazał sw oim apostołom : Idźcie i głoście św iatu ew an
gelię, o d rzucał koncepcję jakiegoś wyjątkow ego, szczególnie w ybranego naro d u
lub rasy. N ie m iała to być ew angelia im p erializm u, feudalizm u, kapitalizm u, so
cjalizm u, k o m u n izm u ani K ościoła narodow ego. To protestantyzm zapoczątkow ał
istnienie kościołów narodow ych. K ościół katolicki w yparł w ierzenia p lem ien
ne w czasach, kiedy królów i cesarzy uznaw ano za bogów. W Kościele katolickim
odnajduję to, czego nie m a w kapitalizm ie, socjalizm ie ani kom u n izm ie - jedyną
praw dziw ą M iędzynarodów kę P okoju i D obrej Woli n a Z iem i, dla w szystkich lu
dzi. I jako dziecku chrześcijaństw a, to m i w ystarcza. C hoćby naw et wielu białych
m iało w idzieć w ow ym dziecku wryrzutka.
Nasi biali, liberalni i radykalni „przyjaciele” nie pow iedzą M urzynom tej p raw
dy, poniew aż są biali i sprytni. K iedy liberał, zm arły senator Borah, próbow ał n am
tę praw dę przekazać, ściągnął na siebie gniew społeczności czarnych. Ja jednak, b ę
dąc jedny m z jej członków, m ogę bez żadnej obaw y stwierdzić, że my, M urzyni N o
wego Świata, nie jesteśm y tylko zagubioną cząstką naszej rasy, lecz rów nież zagubio
nym i ludźm i. Nie m am y duszy, którą m ożem y nazw ać naszą własną, gdyż uciekam y
o d siebie sam ych, a dokąd uciekam y - Bóg jeden w ie... Nasi przyw ódcy za o k re
śloną cenę i akceptację społeczną sprzedadzą czarnych dow olnej grupie białych12.
N igdy ich nie przytulaj i nie całuj, nigdy nie pozwalaj im siadać ci n a kolanach.
Jeżeli m usisz, pocałuj je jed en raz w czoło, kiedy przyjdą pow iedzieć d obranoc.
R ano przyw itaj się z nim i, podając im rękę. Pogłaszcz po głowie, jeżeli w czymś
tru d n y m spraw ią się w yjątkow o dobrze. W ypróbuj to. W ciągu tygodnia p rzek o
nasz się, jak łatwo jest być w sto su n k u do w łasnych dzieci doskonale obiektyw nym ,
a jednocześnie życzliwym. Będziesz b ard zo się w stydzić ckliwego, sen ty m en taln e
go sposobu, w jaki dotąd ich traktow ałaś6.
Bez względu na to, jakie intencje kierow ały W atsonem w chwili, gdy to pisał,
skutkow ać to m iało w yw ołaniem w m atkach zawstydzenia z pow odu okazyw a
nego dzieciom uczucia, gdyż uczucie nie jest naukow e, podobnie jak m iłość,
k tóra zdaniem W atsona - co najpraw dopodobniej w yw nioskow ał na p o d sta
wie w łasnych dośw iadczeń - opiera się na stym ulacji stref erogennych. M atki
nie pow inny naw et pokazyw ać się dzieciom częściej niż wym aga tego karm ienie
- oczywiście butelką - i zm iana pieluch, poniew aż zbyt częsty kontakt z m atką
buduje w dziecku niezdrow e o d niej uzależnienie. Tym spośród m atek, których
serce jest „nazbyt m iękkie” i czułe, sprzeciwiając się w szystkim naw oływ aniom
W atsona, zaleca on podglądanie potom stw a: „zróbcie jakiś otwór, przez który
będziecie m ogły widzieć dzieci, sam em u nie będąc w idzianym , albo posłużcie się
peryskopem ”7. Przy czym nowoczesna m atka, nawet gdy patrzy przez ów peryskop,
nie pow inna okazywać em ocji; pow inna „podejść do tej sytuacji jak wyszkolona
pielęgniarka albo lekarz i na koniec nauczyć się tego, aby nie używać słodkich
i pieszczotliwych określeń”8.
W atson przem aw iał jako ekspert w rzeczywistości, w której szkoła przejm o
w ała na siebie coraz większą rolę w nauczaniu i wychowywaniu dzieci w wymiarze,
który wcześniej przynależał rodzinie. Akceptując dyktat społeczeństwa technokra
tycznego i przenosząc go na g ru n t opieki nad dziećm i, now oczesna m atka m iała
ułatw iać tym sam ym sw ojem u p o to m stw u osiąganie sukcesów w przyszłości.
W edług Buckleya, „współczesne dziecko rychło przekona się, że rzeczywista siła
nie spoczyw a w rodzinie, lecz w rynku oraz w spieraniu przez niego społecznych
instytucji. O siągnięcie sukcesu zależało od akceptacji w artości korporacyjnego
porządku. Sam sukces natom iast zaczęto coraz bardziej postrzegać w kategoriach
um iejętności stylu życia w yznaczanego i egzemplifikowanego przez reklam ę”9.
Bez względu na to, jak obiecujące wydawać się m ogły naukowe m etody wy
chowywania dzieci, obarczały one ogrom nym obciążeniem matki, które stanęły oto
teraz przed następującą alternatywą: w iną zaniechania, w przypadku zignorowania
m etod wychowawczych zalecanych przez naukę bądź też wzięciem na siebie winy
za wszelkie braki i niedoskonałości psychiki dziecka, o ile nie zdoła tych m etod p ra
w idłow o zastosować. Stało się tak z bardzo prostego pow odu. W świecie W atsona
358 RO Z D Z IA Ł 25.
nie było m iejsca dla Boga, natury, k u ltu ry i tradycji, na których m ożna by się
oprzeć. Istn iał w n im tylko surow y m ateriał biologiczny oraz w arunkow anie,
a najważniejszą osobą, która m iała uw arunkow aniam i kierować, była m atka. Jeżeli
pojawiały się w nich jakieś błędy, w ina leżała p o jej stronie.
dów do czasu, gdy dał o sobie znać jego charakter, a raczej jego brak. W 1926 roku
został w yrzucony z uczelni na podstaw ie oskarżeń córki Bearda, która obw iniła
go o m olestow anie seksualne.
Incydent ten praktycznie położył kres naukowej karierze Watsona. Apogeum
jego wpływów przypadło na rok 1930, ale nie m iał już więcej niczego istotnego do
powiedzenia. Jego myśli w całości zaprzątał pom ysł napisania tekstu poświęconego
pow odom , dla których ludzie nie popełniają sam obójstw a. Temat ten stanowi
być m oże przesłankę do oceny ówczesnego stanu jego um ysłu. Z daniem Cohena,
W atsona dręczyły w tedy myśli sam obójcze, a kryzys ten zdołał przezwyciężyć
dzięki w yjazdow i z Nowego Jorku i przeprow adzce na farm ę w C onnecticut,
gdzie całkowicie pośw ięcił się hodow aniu zw ierząt11. W arto pam iętać, że W atson
pow iedział kiedyś, iż wszelkie próby pisania autobiografii praw dopodobnie m ogą
doprow adzić do sam obójstw a. Niew ykluczone, że nawiązywał w tedy do własnych
ówczesnych życiowych dośw iadczeń.
Cokolw iek było tego pow odem , W atson napisał do stu znanych i uznanych
osób, prosząc je o udzielenie odpow iedzi na pytanie, dlaczego uznają, że w arto żyć.
W szyscy adresaci udzielili m u odpowiedzi, w śród nich także Robert M. Yerkes, któ
ry napisał, że „m im o dolegliwości psychicznych, trudności i rozczarowań, uważam,
iż życie jest bardzo interesujące; to gra, w której m ierząc się własnym rozum em
z w szechśw iatem , częściej m ogę chyba wygrywać, aniżeli przegryw ać i cieszyć się
z podejm ow anego ryzyka”12. Yerkes napisał do W atsona w 1932 roku, nakłaniając
go do pow rotu do pracy badawczej. W atson nie m iał jednak ochoty w racać do
laboratorium . O dpow iedział Yerkesowi: „Niestety, obaw iam się, że dla m nie jest
już za późno, aby myśleć o pow rocie do pracy naukow ej”13. C ohen twierdzi, że
Yerkes nie zgłosił przy tym żadnych praktycznych propozycji, co jest o tyle dziwne,
że pow rót do bad ań naukow ych był jego pom ysłem .
W roku 1932 zaczęły pojawiać się pierw sze reakcje na idee głoszone przez
W atsona i jego brytyjskiego p o p u lary zato ra, B ertran d a Russela. W pow ieści
N ow y wspaniały świat A ldous H uxley zaatakow ał behaw ioryzm jako ideologiczną
podstaw ę „m iękkiego” totalitaryzm u przyszłości. Huxley znał A m erykę i z pew
nością nawiązywał do niej oraz do wizji W atsona, kiedy stwierdził, że seksualna
n am iętn o ść jest wyjątkowo skuteczną p ostacią kontrolow ania społeczeństw a,
poniew aż napotyka na najm niejszy o pór i przysw ajana jest nadzwyczaj skutecznie.
W ystępując w obronie swoich nam iętności, ofiara takiego systemu wierzy, że broni
istoty sam ego siebie, w rzeczywistości jed n ak broni interesów tych, którzy udzielili
jej przyzwolenia na ich zaspokajanie. W ten sposób rządy umożliwiające i w spiera
jące zaspokajanie owych nam iętności zyskują nad ludźm i władzę większą i głębiej
zakotw iczoną, niż inne są to w stanie osiągnąć. A ldous Huxley, który był znawcą
oświecenia, identyczne zjawisko dostrzegł w pism ach m arkiza de Sade, który
w idział w sobie apostoła praw dziw ie rew olucyjnej rewolucji, w ykraczającej poza
granice polityki oraz ekonom ii - rew olucji dotyczącej poszczególnych ludzi:
m ężczyzn, kobiet i dzieci, któ ry ch ciała m iały o d tą d stać się w spólną seksualną
360 R O ZD ZIA Ł 25.
Huxley m iał powody, aby pisać w ten sposób, poniew aż po roku 1795 w y
zwolenie seksualne przestało być częścią sił, które obaliły ancient regime, zaczęło
natom iast służyć utrzym aniu się przy w ładzy rewolucyjnego reżimu: „Rzeczy
wiście spraw nym państw em to talitarnym byłoby takie, w którym wszechwładne
polityczne kierow nictw o i jego arm ia zarządców spraw ow ałaby kontrolę nad
ludnością złożoną z niewolników, wobec których nie trzeba używać przym usu,
poniew aż kochają w łasne zniewolenie. W dzisiejszych państw ach totalitarnych
zadanie wyzwolenia w nich tej miłości jest zadaniem propagandzistów, redaktorów
gazet oraz nauczycieli szkolnych”.
Jako że najlepszym sposobem na to, żeby niew olnicy pokochali swe zniew o
lenie, jest sprawić, aby było ono przyjem ne; należy z seksu, który jest bez wątpienia
przyjem nością, uczynić form ę kontroli, a osiąga się to poprzez ustanow ienie p ań
stwa arbitrem w tej sferze, uwolniając ją od ograniczeń, tak aby ludzie korzystali
z niej według reguł ustanow ionych przez państw o, a nie przez porządek moralny.
Wówczas niew olnicy szybko przysięgną w ierność tem u, w czym widzą źródło oraz
gwarancję owych przyjem ności. Innym i słowy, państwo, poprzez przejęcie k o n
troli nad życiem seksualnym obywateli, zyskuje nad nim i władzę w sferze, która
jest ich najsłabszym punktem . Kontrola ta jest tak skuteczna, dlatego że nie jest
postrzegana jako kontrola, lecz jako „wolność” rozum iana w znaczeniu możliwości
zaspokajania występnych pożądań i pragnień. Zdaniem Huxleya, „najważniejszymi
Projektam i M anhattan przyszłości będą zakrojone na szeroką skalę, sponsorow ane
przez rząd badania nad tym , co politycy i naukow cy nazwą «problem em szczę
ścia» - innym i słowy, nad tym, jak spowodować, żeby ludzie pokochali własne
zniewolenie”. Huxley uważa, że transform acja ta w łaśnie dokonuje się w Ameryce:
wykonyw ał H adley C antril na zlecenie Public O pinion Research Project. Paul La-
zarfeld działał w Office o f Radio Research na Uniwersytecie Columbia. Obserwując
nazistów, Rockefellerowie doszli do przekonania, że od czasów I wojny światowej
mass m edia zwiększyły swoją siłę oddziaływ ania na opinię publiczną. Chcieli
teraz wykorzystać je do tego sam ego celu, jaki wcześniej realizowała CPI. Myśleli
o kam panii „profilaktyki dem okratycznej”, której obiektem m iały być w spólnoty
etniczne w Stanach Z jednoczonych, a celem uod p o rn ienie ich na propagandę
państw Osi oraz Rosji Sowieckiej. W roku 1939 Fundacja Rockefellera zorgani
zowała cykl tajnych sem inariów z ludźm i, którzy, ich zdaniem , byli czołowymi
akadem ickim i specjalistam i w dziedzinie teorii kom unikow ania się, a celem tego
przedsięwzięcia było wciągnięcie ich w dzieło um acniania am erykańskiej opinii
społecznej w przekonaniu o konieczności przystąpienia do wojny z nazistowskim i
N iem cam i. Ruch A m erica First p o d przew odnictw em ludzi, takich jak Charles
Lindbergh, starał się nie dopuścić do przystąpienia państw a do kolejnej wojny,
przypom inając o zniszczeniach, które spow odow ała I wojna światowa, ostatecznie
jednak ich protesty na nic się zdały. Izolacjoniści zostali po prostu pokonani, gdyż
okazało się, że nie m ają dostatecznego w pływ u na m edia i w rezultacie, na kształ
tow anie opinii publicznej. Zainteresow ania Rockefellerów skupiały się wówczas
na wojnie psychologicznej; połączenie zdobyczy behaw ioryzm u, reklam y oraz
teorii kom unikacji m iało zaowocować stw orzeniem potężnej broni, a to z kolei
m iało dalekosiężne konsekw encje dla państw a długo po zakończeniu wojny.
H arold Lasswell uważał, że Rockefeller Interests Inc., reprezentując anglo-
filską am erykańską elitę, pow inny „system atycznie grać uczuciam i m as w celu
ochrony dem okracji przed zagrożeniam i ze strony społeczeństw autorytarnych,
takich jak nazistowskie N iem cy oraz Związek Radziecki”17. Nie każdy się z tym
zgadzał. O dm ien n ą opinię w kwestii tego, czy A m eryka pow inna przystępować
do wojny, m ieli na pew no członkow ie ruchu A m erica First, ale sprzeciwiała się
tem u także część uczonych zajm ujących się teorią kom unikacji. D onald Slesinger,
były dziekan Uniwersytetu Chicago i uczestnik sem inariów Rockefellera uważał, że
uciekanie się do m etod psychologicznej m anipulacji nie jest niczym lepszym niż
to, czem u m iano nadzieję się przeciwstawić „Byliśmy skłonni [uczestnicy sem ina
rium] bez nam ysłu poświęcić prawdę i ludzką indyw idualność, żeby tylko wywołać
m asow ą reakcję na w ojenny bodziec. Myśleliśmy w kategoriach walczącej dykta
tu ry siły, którą ustanow ić m iała m anipulacja”18. Z daniem Simpsona, krytycyzm
ujaw niony wówczas przez Slesingera spowodował, że „przestał uczestniczyć w roc-
kefellerow skich sem inariach i zdaje się szybko tracić w pływ y w społeczności
akadem ickich specjalistów teorii kom unikacji”19.
W przypadku Yerkesa lekcja ta nie poszła na m arne. W 1940 roku było
oczywiste, że w ojna nie toczy się po myśli Brytyjczyków, a anglofilski am ery
kański establishm ent szukał sposobu, żeby przystąpić do wojny i im pom óc.
Ludzie ci chcieli też zintensyfikow ania b adań psychologicznych, a to oznaczało,
że coraz bardziej tracili cierpliwość do Yerkesa i jego zaangażow ania w badania
nad naczelnym i. W rezultacie, A lan Gregg, szef w ydziału medycznego Fundacji
N O W Y JORK, 1932 363
„nie dość było pokonać Niemcy. C hciał także zadać klęskę złu, za którym się one
opow iadały: im perializm ow i, m ilitaryzm ow i i autokracji. Zwycięska w ojna była
dla niego tylko w stępem do reform ow ania świata. A ośw iecony pokój m iał ko m
pensow ać krw aw ą ofiarę wojny i przełam ać m roczny krąg podejrzeń, nienawiści
i konfliktów ”4.
Rzeczy jed n ak nie potoczyły się zgodnie z tym, co zaplanował sobie Wilson.
W zrost znaczenia m iędzynarodow ej frakcji „an g lo -am erykańskiej” sprow a
dził na państw o pow ażny kryzys. Anglofilski establishm ent ze w schodu kraju,
praw dopodobnie przerażony m asow ym napływ em im igrantów z południow ej
i w schodniej części Europy, podjął starania zm ierzające do przew artościow ania
koncepcji określającej, co oznacza i z czym wiąże się bycie A m erykaninem . Teraz
najważniejszym tego w yróżnikiem było raczej kryterium przynależności etnicznej
lub rasowej, nie zaś intelektualne uznanie całego ciągu założeń i zasad, pośród
których jedn ą z najważniejszych była idea głosząca, że wszyscy ludzie są równi.
A m erykanam i byli teraz nie tyle ci, którzy owe zasady oraz w artości akceptowali
i żyli z nim i w zgodzie, lecz ludzie określonego pochodzenia, konkretnie biali,
anglosaksońscy protestanci. Kiedy do tego doszło, najważniejszą więzią przestało
być w spólne obywatelstwo, a jego m iejsce zajął interes etniczny. O znaczało to,
że Cabotow ie, Lodgeowie i Rockefellerowie w większym stopniu utożsam iali się
z ludźm i przynależącym i do tej samej w arstw y społecznej w Anglii, niż dajm y na
to z Żydam i czy też w łoskim i m ieszkańcam i Nowego Jorku, którzy, przybywszy
niedaw no do USA, stali się ich w spółobyw atelam i. Owa zm iana w obszarze lo
jalności byłaby rów noznaczna z przejściem od republiki do im perium i gdyby tej
grupie społecznej udało się przejąć stery rządzenia krajem , dokonałaby się w spo
sób naturalny.
O statnia wielka bitw a o to rozegrała się w przededniu II wojny światowej.
C ena wojny W ilsona, która kosztow ała sto m iliardów dolarów oraz sto tysięcy
zabitych, stała się w A m eryce źró d łem rozczarow ania i rozgoryczenia, które
sprawiło, że w latach dw udziestych pozycję dom inującą w USA zdobył sobie izo-
lacjonizm . Anglofile pozostaw ali odsunięci o d władzy do czasu, kiedy krach na
giełdzie z 1929 roku pozw olił dem okratom ponow nie wprow adzić się do Białego
D om u. Franklin D elano Roosevelt, p odobnie jak wcześniej prezydent W ilson, był
anglofilem, który doprow adził do przystąpienia A m eryki do kolejnego światowe
go konfliktu. W ielkim jego przeciw nikiem w tej sprawie był Charles Lindbergh,
przew odniczący kom itetu A m erica First.
W latach trzydziestych Charles Lindbergh, członkowie organizacji Am erica
First oraz wielu ich zw olenników na Środkow ym W schodzie pow ażnie zagra
żali hegem onii anglofilów w prow adzeniu polityki zagranicznej. Z m ieniło się
to dosłow nie w jednej chwili 7 g ru d n ia 1941 roku, kiedy Japończycy zaatakowali
am erykańską flotę w ojenną w Pearl H arbor, a Stany Z jednoczone przystąpiły
do wojny z państw am i Osi i stały się sojusznikiem Wielkiej Brytanii. O d tamtej
chwili aż po dziś dzień stery polityki zagranicznej pozostają w rękach angloftl-
skiego establishm entu.
N O W Y JORK, 1940 371
prow adziła agentów, ko ntrolow ała korespondencję, zakładała pod słu ch y telefo
niczne, przyzw alała na przem ycanie d o kraju m ateriałów propagandow ych, ro z
bijała publiczne zgrom adzenia, p o tajem n ie subsydiow ała gazety, stacje radiow e
i organizacje, dopuszczała się fałszerstw ... naruszała ustaw ę o cudzoziem cach, w ie
lo krotnie siłą w erbow ała m ary n arzy na statki i p raw d o p o d o b n ie zam ordow ała na
terenie kraju je d n ą albo więcej o sób5.
Kwatera BSC w N ow ym Jorku zajm ow ała całe dwa piętra Rockefeller Center. To,
że Stephenson nie płacił żadnego czynszu za tak prestiżow e lokum , zdaje się św iad
czyć, iż rodzina Rockefellerów oraz jej bogate fundacje sym patyzow ały z celami,
które sobie postaw ił, i chciały go wspierać, nie bacząc na to, czy działalność ta m iała
charakter zdrady bądź była sprzeczna z praw em . Pow ód był oczywisty. Cecil Rhodes,
założyciel R hodes Scholarship, w pierw szym z siedm iu swoich testam entów wezwał
do stw orzenia tajnego stow arzyszenia, którego celem m iało być (w edle jego słów)
„rozszerzenie brytyjskich rządów n a całym św iecie... oraz ostateczne odzyskanie
Stanów Z jednoczonych A m eryki jako integralnej części Im p eriu m Brytyjskiego”6.
jesienią 1941 roku przeszedł sam ego siebie i, z jednej strony, wym uszał na swoich
uczniach opow iadanie m u o szczegółach ich seksualnych zachow ań, z drugiej
zaś doradzał im w tychże sprawach, stosując się przy tym do założeń szkoły etyki
seksualnej Kinseya. Inform acje o działalności Ram seya dotarły w końcu do ro
dziców uczniów, którzy z kolei o tym , co się dzieje, pow iadom ili radę szkoły i za
żądali jego zw olnienia z pracy. R odziców szczególnie oburzyło to, że potajem nie
Ram sey zajm ował się edukacją seksualną ich dzieci. Kiedy zaś Ram sey zarzutom
nie zaprzeczył, jego los był już przypieczętowany. W g ru d niu 1941 roku na n a d
zwyczajnym posiedzeniu rada przegłosow ała w niosek o zawieszeniu Ramseya.
Kinsey, który później z pieniędzy Rockefellerów pokrył częściowo koszty prawnej
obrony Ramseya, w padł we wściekłość; dając jej upust, nie liczył się ze słowami
i nie pozostaw iał wątpliwości, kto jego zdaniem ponosi odpow iedzialność za ów
atak w ym ierzony w seksualną wolność. W liście z 23 stycznia 1942 roku napisał:
„Jeżeli teraz pozw olim y im na to w Peorii, precedens ten zachęci katolików, być
m oże tu w Bloom ingdale lub gdziekolw iek indziej, żeby próbow ać stosować id en
tyczną taktykę wobec nas tutaj oraz przeciwko całem u program ow i badaw czem u”8.
Niechęć Kinseya do katolików była dobrze znana, a opierała się na kilku
prostych faktach, które m iały związek z przynależnością etniczną. W aspowski
establishm ent uznał naukę, darw inizm i antykoncepcję za filary swoich przekonań,
a głów ną przeszkodą na drodze urzeczyw istnienia opartego na nich porządku
społecznego był Kościół katolicki, czego jaw nym dow odem była interw encja ojca
Ryana i jego wystąpienia przed K ongresem z roku 1934. Książka Paula Blansharda
zatytułow ana Catholic Problem m iała ukazać się dopiero za siedem lat, ale reakcja
Kinseya dow odzi, że w kwestii tego, kto jest ich w rogiem , członków jego klasy
społecznej cechow ała zadziwiająca jednom yślność. W ciągu kolejnych dziesię
cioleci stali się zgodni także co do tego, w jaki sposób ów problem rozwiązać.
W edług autora najnowszej biografii Kinseya, katolicy „jawili się m u [Kinseyowi]
jako grupa najbardziej żałośnie skonfliktow ana ze wszystkimi. Słowami, w których
pobrzm iew ał zarów no gniew, ja k i patos, stwierdził, że Kościół katolicki «zawsze
p o dkreślał n ien o rm aln o ść oraz zepsucie pozam ałżeńskich zachow ań seksual
nych»”9. Ponieważ Kinsey był „dzieckiem oświecenia”10, którego seksualna dew ia
cja zaw iodła na pozycje „radykalnego antyesencjalizm u”11, doszedł do w niosku,
że religia jest „podstaw ow ą przyczyną seksualnej represji” i z tego pow odu w roli
najwyższego arb itra m oralności m usi ją zastąpić nauka. Kinsey, zanim zyskał
sławę na początku lat pięćdziesiątych, rzadko wygłaszał wykład, nie w spom inając
otwarcie, że Kinsey Institute m a dru g ą co do wielkości kolekcję pornografii na
świecie. Rozbudziwszy w ten sposób ciekawość słuchaczy, oznajm iał sucho, że
największy zbiór pornografii znajduje się w W atykanie. Trzydzieści trzy lata po
śm ierci Kinseya John Barbour, publicysta religijny z Associated Press, nie dość że
nadal pow tarza to celowe kłam stw o, to pytany, skąd o tym wie, tw ierdzi nawet, że
jakiś anonim ow y autor z AP w idział ową kolekcję „gdzieś w podziem iach”. Paul
G ebhard, w spółautor R aportu Kinseya, śmiejąc się, przyznał później, że około roku
1940 pom ysł o watykańskiej kolekcji pornografii Kinsey zapożyczył od R oberta
374 R O Z D Z IA Ł 1.
Sum ieniu, które m ów i n am , że dziś, zajm ując określone stanow isko polityczne
m ożem y zyskać olbrzym ią, tw ard ą ja k gran it w yższość n ad całą w łasną p rzeszło
ścią, nie poprzez pokorę, sk ro m n o ść albo w inę, ale p o pro stu dzięki cnocie p rze
m iany całej swej osobow ości w surow iec do w ykorzystania przez m ach in ę Partii!4
H arlem stanow i być m oże „boski akt oskarżenia”, ale jednocześnie jest
jed n ak m iejscem ,
gdzie b ezustannie i bez m ożliw ości ucieczki oglądają zło dziejące się n a ich oczach,
tak że nie m a żadnego p rzero stu n am iętności, żadnego zw yrodnienia naturalnych
N O W Y JORK, 1941 379
popędów , z k tórym i nie zapoznałyby się p rzed dojściem do sześciu czy siedm iu lat.
Już to sam o dostatecznie oskarża w yrafinow aną, luksusow ą, ukryw ającą się zm y
słowość i rozpustę bogatych, któ ry ch grzechy zrodziły tę straszn ą dzielnicę. Skutek
jest p o d o b n y do przyczyny i raczej ją naw et w yolbrzym ia i H arlem jest p o rtre te m
tych, z w iny których taki stan rzeczy m ó g ł zaistnieć. To, co słyszane było tylko w ta
jem n icy pokoi sypialnych i w ap artam en tach ludzi bogatych, w ykształconych, k u l
turalnych i białych, głoszone jest tu otw arcie n a dachach H arlem u i pokazane jako
to, czym jest napraw dę, w całej swojej okropności, ta k ja k przedstaw ia się oczom
Boga, nagie i przerażające10.
Nie chodziło nam o upijanie się. Nie — pociągało nas to dziwne spędzanie czasu...
ogłuszanie się m uzyką jazzową, pulsującą w całym tym m orzu ciał i wiążącą je w za
jem nie ze sobą rodzajem m edium icznego fluidu. Przesiadywanie w tych huczących
salkach, z hałasem przelewającym się przez ciebie i rytm em drgającym i pulsują
cym w szpiku twoich kości, stawało się dziwną, zwierzęcą parodią m istycyzm u12.
W tym sam ym mniej więcej czasie, kiedy Thom as M erton wychodził z m etra,
zm ierzając do Friendship House, pew ien pochodzący z M assachusetts student
drugiego roku uczelni C olum bia, praw ie ju ż doszedł do pełni sił po tym , jak
zeszłej jesieni w m eczu futbolow ym zdarzyło m u się złamać nogę. Jack Kerouac,
podobnie jak M erton, był katolikiem . W przeciw ieństw ie do niego nie był jednak
konwertytą; urodził się we francusko-kanadyjskiej rodzinie wyznania katolickiego,
mieszkającej w przem ysłow ym m ieście Lowell. Rzec m ożna, że ci dwaj m łodzi
ludzie, których dzieliła siedm ioletnia różnica wieku, wystawieni byli na identyczne
bodźce płynące z otoczenia, a m im o to, drogi życiowe, które wybrali, różniły się
diam etralnie. N a uniw ersytecie C olum bia, który, w porów naniu z Cam bridge,
oznaczał dla M ertona k rok w tył, dokonało się jego naw rócenie. Ta sam a uczel
nia, na której studiow anie dla proletariusza z Lowell oznaczało z kolei awans nie
do przecenienia, była także scenerią czegoś, co określić m ożna m ianem dekon-
wersji Kerouaca, czyli odrzucenia przez niego katolicyzm u. O ba te w ydarzenia
duchow e dokonały się w cieniu H arlem u, a w tle towarzyszyły im dźwięki jazzu.
Mniej więcej rok wcześniej, jeden z kolegów Kerouaca ze studiów, zabrał go do
Apollo Theater w H arlem ie na występ Jim m yego Lunceforda*. W tedy to Kerouac
po raz pierw szy usłyszał czarnego m uzyka grającego na żywo i, jak pisze jego
biograf D ennis McNally, „natychm iast dał się porw ać to rn ad u am erykańskich
stosunków rasowych”13. Jack stał się jednym z „wyalienowanych białych, którzy
przynajm niej w erbalnie odrzucali rasizm i pow ażnie zainteresow ali się kulturą
afro-am erykańską, a czasem wręcz dali się ow ładnąć obsesji na jej punkcie”.
Zarów no M erton, jak i Kerouac pogardzali „białą” kulturą, czyli dom inującą
obyczajowością, obowiązującą w Am eryce w iatach czterdziestych. Kerouac jednak,
być może dlatego, że wychow ał się w katolicyzm ie, nie był tak skłonny jak M erton
do oddzielania jej od k u ltu ry jako takiej. Ten ostatni, m im o że czasam i zdarzało
m u się p o p ad ać w sen ty m en taln e idealizow anie C zarnych, podzielał pogląd
Baronessy, iż M urzyni pow inni czerpać z duchowej skarbnicy Kościoła katolic
kiego. W edług M ertona i Baronessy, katolicyzm i kom unizm , odpow iednio - siły
dobra i siły zła - ścierały się w walce o m urzyńską duszę. Jeżeli w ynik tej walki
pozostaw ał dla nich wątpliwy, to tylko za spraw ą wolnej woli, nie zaś dlatego, że
żywili jakiekolw iek wątpliwości co do tego, która opcja jest złem, a która dobrem .
W przypadku Kerouaca, przynajm niej w tam tym okresie jego życia, rzecz wy
glądała inaczej. Katolicyzm stanow ił elem ent „białej” kultury, której częścią też
były uniw ersytet C olum bia i Hollywood. Jeśli wziąć p o d uwagę charakter ta m
* Jimmie Lunceford (1902-1047) prowadził jeden z najważniejszych big bandów ery swingu,
(przyp. tłum.).
N O W Y JORK, 1941 381
tych czasów, w rażliw em u dziew iętnastolatkow i łatwo się było pogubić. Uczelnie
założone przez chrześcijan, często jako sem inaria, nadal funkcjonow ały in loco
parentis; w środow isku kulturalnych elit zakorzenił się m odernizm , ale nie opa
now ał on jeszcze instytucji, które w spierały uniwersytety. Ponadto kulturę ów
czesną cechow ała zdum iew ająca zdolność przysw ajania katolickiej pobożności,
otw artość i b rak uprzedzeń - rzecz nie do pom yślenia pięćdziesiąt lat wcześniej,
ale też i pó ł wieku później. W roku 1928 Ku Klux Klan prężył polityczne m uskuły
i w ystąpił przeciw ko Alowi Sm ithowi, którego sławne powiedzenie, wygłoszone
po przegraniu w yborów prezydenckich, „powiedzcie papieżowi, żeby rozpako
w ał walizki”, jest św iadectw em religijnego zapału, będącego jedną z przyczyn jego
porażki. W 1989 roku, używając taktyki, przy której blaknie ta przyjęta przez Klan,
now ojorscy hom oseksualiści próbow ali przerw ać wystąpienie kardynała Josepha
Ratzingera, w atykańskiego prefekta K ongregacji D oktryny i W iary. Rok później
ta sam a grupa hom oseksualistów posunęła się do aktu przem ocy, przywołującego
na myśl zamieszki wywołane sto lat wcześniej przez natywistów, wdarli się bowiem
podczas mszy do nowojorskiej katedry św. Patryka; najpierw zakrzyczeli kardynała
Johna O ’C onnora, który prow adził nabożeństw o, a później przeżute kom unijne
hostie wypluli na posadzkę świątyni.
W latach czterdziestych jed n ak sytuacja w yglądała inaczej, a katolicyzm
cieszył się pow szechnym społecznym szacunkiem , co w dziejach Stanów Zjed
noczonych było rzeczą bez precedensu. N a początku tejże dekady największymi
h o lly w o o d zk im i sukcesam i kasow ym i były filmy Going M y W ay oraz Pieśń
o Bernardetcie. O w a niezwykła estym a m iała jed n ak także swoją drugą stronę -
odpow iedzialność zbiorową. Zarów no Kerouac, jak i M erton, a zwłaszcza pierwszy
z nich, przyjęli istnienie takiego pow iązania, które było wszelako tylko pozorne.
W yciągnęli jed n ak z tego skrajnie odm ien n e konsekwencje. Kerouac nie potrafił
oddzielić katolicyzm u, a zwłaszcza jego chrześcijańskiego kodeksu m oralnego,
od tego, co na początku swojej kariery uzn ał za „białą” kulturę. Pod koniec życia
jednak, kiedy kontrkultura, którą sam przecież pom agał stworzyć, stawała się m u
coraz to bardziej obca, zaczął zbliżać się do katolicyzm u. M erton z kolei poszedł
całkowicie in n ą drogą, zwłaszcza zaś w kwestii m urzyńskiej. W swoich późnych
publikacjach, takich jak D om ysły współwinnego w idza, niem al całkowicie wycofał
się z m oralnej krytyki H arłem u, którą zaw arł w Siedmiopiętrowej górze. Przyćm iły
ją idee kształtującej się w łaśnie kontrkultury. O ile w połow ie lat czterdziestych
potępiał Hollywood, później znaczna część am erykańskiego katolicyzm u obarczo
na została przez niego zbiorow ą odpow iedzialnością oraz dom niem aniem winy.
W roku 1964 napisał:
Błędem , w któ ry popaść m ogą dzisiejsi katolicy, jest takie traktow anie k u ltu
ry, w której się urodzili, ja k gdyby jej tradycje - choć niem ające niczego w spólnego
z chrześcijaństw em - były częścią naszej religii. D o b itnym tego p rzykładem jest ak
ceptow anie przez część katolików am erykańskiej społecznej tradycji uprzedzeń ra
sow ych, całkow icie i grzesznie sprzecznej z nauką M istycznego C iała C h ry stu sa14.
382 RO Z D Z IA Ł 2.
U dał się na Tim es Square, nie m ając tam żadnych kontaktów i włóczył się po tych
barach na Ósmej Alei, które uznał za gejowskie. Całym i godzinam i i przy różnych
okazjach je obserwując, zauważył człowieka, który rów nież wydawał się uporczywie
tam krążyć. Podszedł do niego i powiedział: „jestem d r Kinsey z uniw ersytetu Indiana
i prow adzę badania nad zachow aniam i seksualnymi. Mogę ci postawić drinka?”.
Jak pisze Pom eroy „niem ożliw ością było... nie dowierzać tem u bystrem u,
pow ażnem u, przyjacielskiem u człow iekow i ze Środkow ego Z ach o d u ”. W edle
jego własnej relacji, H uncke zgodził się opow iedzieć Kinseyowi swoją historię
dopiero wówczas, kiedy ten zgodził się zapłacić m u za to dziesięć dolarów. W ysłu
chawszy w swoim pokoju hotelow ym opowieści Hunckego, która „z pewnością wy
różniała się bogactw em szczegółów i wielowątkowością, począwszy od pierwszego
jego dośw iadczenia, które m iał w wieku siedm iu lat”, Kinsey poprosił Hunckego
o pozw olenie na dokonanie pom iarów jego penisa. W yjął kartkę z narysow anym
na niej fallusem i w ytłum aczył m u, w jaki sposób m a na niej zaznaczyć długość
prącia - najpierw w spoczynku, a następnie w erekcji. O znajm ił też H unckem u,
że za każdą kolejną rozm ow ę zapłaci m u dwa d o lary Ted M organ stwierdził, że
B urroughs „jest chyba jedynym uznanym pisarzem , który m a swoje akta w Kinsey
Institute for Research In Sex G ender, an d R eproduction w Bloom igton w stanie
Indiana, zawierające seksualną historię jego życia, w tym także dane o rozm iarze
członka w stanie w zw odu i w stanie spoczynku”19. Być m oże M organ nie uznaw ał
W illiam a Faulknera za sławnego pisarza, ale jego akta również znajdują się w Bloo
m in g to n p o śró d innych, należących do znanych postaci życia literackiego, które
nie oparły się potrzebie pokazania i opow iedzenia wszystkiego ow em u „bystremu,
pow ażnem u, przyjacielskiem u człowiekowi ze Środkowego Z achodu”.
Kinseya ciągnęło do getta, do w ięzień oraz gejowskich barów - trzech naj
ważniejszych źródeł, z których czerpał relacje o ludzkim życiu seksualnym - a były
ku tem u dwa powody: przede wszystkim lubił różnorodność i urozm aicenie, które
tam odnajdyw ał - łasy był zwłaszcza na hom oseksualne zboczenia, po drugie zaś,
ludzie tego pokroju byli jedynym i, którzy chcieli z n im rozmawiać. W ziąwszy pod
uwagę, że rozm ów cy ujaw niali m u szczegółowe inform acje, rzeczy, które on sam
384 R O Z D Z IA Ł 2.
oraz jego w spółpracow nicy po dziś dzień otaczają zasłoną tajemnicy, oczywiste
jest, że tylko ludzie szczególnego pokroju gotowi byli zgodzić się na tego rodza
ju rozmowy. Psycholog A braham M aslow w artykule, który ukazał się w roku
1952 w kw ietniow ym num erze czasopism a „The Journal o f A bnorm al and Social
Psychology” wskazywał, że jest to „błąd dobrow olności” i stwierdził:
ogólnie rzecz ujm ując, b łąd p o p ełn ian y w b ad an iach n ad seksualnością, a polega
jący na w ykorzystyw aniu ochotników , pow oduje sztuczne zw iększenie procentu
osób przyznających się do niekonw encjonalnych albo nieakceptow anych zachow ań
seksualnych, takich jak m asturbacja, seks oralny, stosow anie p ettin g u dla o siągnię
cia orgazm u oraz przed i pozam ałżeńskie stosunki seksualne etc. Jest oczywiste, że
im bardziej ktoś jest nieśm iały i z am k n ięty w sobie, tym słabsza istnieje w n ich chęć
zachow ania pryw atności oraz akceptacji społecznej. W ydaje się, że osoby takie ra
czej nie zgłaszają się ochotniczo do b ad a ń n a d seksualnością, podczas których za
daje się im kłopotliw e pytania. Skłoniło to nas do w yciągnięcia w niosku, iż dane
procentow e p odane w b a d an iu są p ra w d o p o d o b n ie zawyżone i d opóki nie zostaną
p otw ierdzone, należy je do pew nego sto p n ia ignorow ać, poniew aż są obciążone
błędem dobrow olności20.
szczególnie hom oseksualiści, odczuw ali potrzebę zw ierzania się otw artem u na
nich, wszystko akceptującem u „naukow cow i” ze Środkowego Z achodu. Pom e
roy tak oto opisuje okoliczności, w których Kinsey pozyskiwał wywiady od ludzi
z okolic Tim es Square: „N iedaleko od hotelu, rozpoznaw szy w Kinseyu... lekarza
od seksu... pobiegła za nam i wysoka m urzyńska m ęska prostytutka”; zapytała:
„czem u nie zapytacie o m oją historię?”25.
Kinsey stał się w zorem do naśladow ania dla całego pokolenia burzycieli
seksualnego porządku m oralnego, w tym także dla M astersa, Johnsona oraz Hugh
Hefnera, który mówił, że prace Kinseya były dla niego inspiracją do założenia
„Playboya”. Jako że rozm awiali z nim jedynie ludzie seksualnie wyzwoleni, raporty
Kinseya stanow ią odzw ierciedlenie aliansu bohem y i getta w jednej z jego najczyst
szych postaci. Kiedy Kinsey postanow ił przedstaw ić uzyskane przez siebie wyniki
badań jako odnoszące się do wszystkich bez wyjątku, apologeci wyzwolenia seksu
alnego pow itali jego rap o rty z zapałem i gorliwością, świadczącym i o nieczystym
sum ieniu. M ax E astm an, przedstaw iw szy swoje własne instynkty jako w istocie
„lubieżne”, napisał: „kiedy d r K insey w Zachowaniach seksualnych m ężczyzny
opublikow ał swoje w yniki badań statystycznych, nie wywołały one we m nie ani
cienia zaskoczenia, czy też niew iary”26. T rudno się tem u dziwić - Kinsey w istocie
opisywał przecież zachow ania ludzi p okroju E astm ana i postępujących dokładnie
tak samo, jak on. Biały M urzyn N orm an a M ailera m ógłby odnosić się do nocnych
eskapad Kinseya i Pom eroya w okolice Tim es Square. Obaj byli „m iejskim i aw an
turnikam i, którzy włóczyli się nocą, w ypatrując jakiegoś w ydarzenia egzemplifi
kującego zachow ania zgodne z obyczajowością czarnych, które pasow ałoby do ich
tez”27. Z daniem M ailera pojaw ienie się „ hips tera”', „białego M urzyna” stanowiło
przełom w dziejach dw udziestow iecznej lewicy. O pisując dziesięciolecie, którego
początkiem była publikacja R aportu Kinseya (1948), końcem zaś ukazanie się
powieści K erouaca W drodze oraz pojaw ienie się beatników jako zjawiska kultury
masowej, M ailer stwierdził, że
pojaw ienie się h ip ste ra je st pierw szym pow iew em drugiej w ty m stuleciu rewolucji,
która w szelako nie dąży do czynów i bardziej racjonalnej, sprawiedliw ej d y stry
bucji d ó b r [jak kom unizm ], lecz cofa się ku bytow i oraz tajnikom ludzkiej siły,
nie pro m u je kolektyw ności, k tó ra okazała się totalitarna, lecz w raca d o n ihilizm u
tw órczych poszukiw aczy przygód... Ta pierw sza rew olucja... była św iadom a, fau-
stow ska i d arem na, w yw ołana w im ien iu p roletariatu, ale w w iększym sto p n iu sta
now iła chyba w yraz naukow ego narcyzm u, k tó ry odziedziczyliśm y w sp ad k u po
XIX stu le c iu ... druga rew o lu cja... postaw iłaby m aterializm na głowie, św iadom ość
podporząd k o w ała instynktow i. H ipster, zb untow ana kom órka w ciele naszego sp o
łeczeństw a, na tyle, na ile w ystarcza m u n a to odw agi, w sw oim życiu i w sw oim
działaniu kieruje się głosem instynktów 28.
BLOOMINGTON, INDIANA,
1942
tajem nice, oni jed n ak o n im nie wiedzieli niczego... Kinsey ufundow ał swe życie
na zasadzie mówiącej, że w iedza to władza. D oskonale rozum iał, że ich w yznania
dają m u przew agę... Udzieliwszy owych wywiadów, odsłonili własną pryw atność,
ów akt zaufania spow odow ał, że m usieli teraz polegać na jego zobow iązaniu się
do zachow ania poufności”3.
Jones, opisując spotkanie Kinseya z trzem a m ędrcam i, operuje retoryką psy
choseksualnej kontroli, ale ani razu nie w spom ina o fakcie najbardziej oczywistym,
czyli o tym , że odkąd szefowie fundacji opow iedzieli Kinseyowi o najintym niej
szych szczegółach ich życia seksualnego, m ogli stać się obiektem szantażu, gdyby
kiedyś przyszło im na myśl w strzym ać dotacje. Tak jak najbardziej p o d atn i na
oszustwo są ludzie, którzy sami się go dopuścili, tak też za pom ocą seksu najłatwiej
m anipulow ać tymi, którzy chcą w ykorzystać go jako środek do kontrolow ania
innych. W tym przypadku Yerkes i jego koledzy weszli do pułapki, doskonale
zdając sobie sprawę z tego, co robią. Kinsey pow iedział później przyjacielowi, że
Yerkes i pozostali „wszędzie okazywali, że są to badania, na które czekali od ponad
dwudziestu lat”4. W edług Jonesa, Yerkes „nigdy nie zrezygnował z dążenia do swego
celu w ykorzystania CRPS dla popierania naukow ców zdolnych dostarczyć w iary
godnych danych, które pom ogłyby społeczeństw u zrozum ieć i kontrolować ludzkie
zachowania seksualne [kursywa E.M. Jones]”5. Kinsey nie dość że um ożliwił Yerke-
sowi rozszerzenie bad ań prow adzonych przez CRPS o te prow adzone na ludziach
i dotyczące ich seksualności, co w owym czasie stanowiło tabu, ale też spowodował,
że Yerkes zachow ał stanowisko, odszedł bow iem od „bezinteresow nego posze
rzania wiedzy, zgodnie z ideam i nauki i niem al zupełnie niezależnie od w artości
społecznych, jej zastosow ań i ryzyka” na rzecz czegoś wówczas znacznie bliższego
sercu Fundacji Rockefellera, czyli „inżynierii biologicznej”.
C h risto p h e r Sim pson w swojej książce Science o f Coercion w ykazał, że
bezpośrednim celem tego rodzaju badań było doprow adzenie do klęski państw
Osi, a krótko później pokonanie m iędzynarodow ego k om unizm u podczas zim
nej wojny. Jednak zim na wojna, w przeciw ieństw ie do II wojny światowej, nie
była w ojną wypow iedzianą. M ożna przyjąć, że zakończyła się ona w roku 1989,
dla A rystotelesa jed n ak byłoby to tw ierdzenie o tyle niepokojące i kłopotliwe,
że właściwie nie w iadom o dokładnie, kiedy się ona zaczęła - jedynym punktem
odniesienia jest tutaj przem ów ienie C hurchilla i ono właśnie pełni tę funkcję,
ale w istocie było ono nie tyle jej rozpoczęciem, co wyartykułowaniem tego, że trwa.
W tym liberalnym spisku uczestniczyły OSS/CIA, fundacje, m edia, oraz środowiska
akadem ickie i zwykle to one decydow ały o tym , w jaki sposób i przeciwko kom u
owe badania wykorzystywać. Oczyw istym ich celem byli kom uniści, ale w m iarę
upływ u czasu okazywało się, że wiele spośród tych tajnych operacji wym ierzonych
jest także przeciw ko określonym g ru p o m ludności Stanów Zjednoczonych, które,
z p u n k tu w idzenia osób prow adzących w ojnę psychologiczną, należało zm anipu
lować albo przekonać do swoich racji.
Innym i słowy, personalia to zaledwie jed n a strona m edalu. Bez pieniędzy
Rockefellerów, które opłaciły m u drogę do sławy, doktor Kinsey ze swymi h o
BLO O M IN G TO N , IN D IA N A , 1942 391
nie orientow ali się, co w istocie się dzieje, dopóki nie było za późno. Kinsey był
D ionizosem , oni zaś Penteuszem (postacią z Bachantek Eurypidesa). Przez cały
czas wydaw ało się im, że m ają go w swojej władzy, jem u zaś, aby odw rócić sytu
ację na swoją korzyść, wystarczyło tylko zapytać, czy nie m ieliby ochoty zobaczyć
kobiet tańczących nago na zboczu wzgórza.
N a tym właśnie polegało standardow e postępow anie z vipam i przyjeżdżają
cymi wizytować instytut w Bloom ington. „Chciałbym, abyś na tyle dokładnie zapo
znał się z naszą biblioteką oraz zbiorem m ateriałów o charakterze erotycznym, żeby
zrozum ieć ich znaczenie dla projektu badawczego jako całości” - napisał Kinsey do
Alana Gregga, szefa Wydziału N auk M edycznych Fundacji Rockefellera, a zarazem
człowieka, od którego zależało finansow anie jego badań8. 6 lutego 1947 roku Gregg
przyjechał do B loom ington. Jak pisze Jones, „Kinsey z w yraźnym zadowoleniem
pokazywał gościowi rozm aite książki, zdjęcia oraz rysunki”'1. N ietrudno zrozumieć
zadow olenie Kinseya, jeśli pam iętać, że dzięki pieniądzom i aprobacie Fundacji
Rockefellera m ógł zaspokajać w łasne natręctw a. Kinsey wiedział, jak wykorzystać
seks do uzyskania w ładzy n ad G reggiem , a za jego pośrednictw em także nad
praktycznie nieograniczonym i zasobam i finansow ym i, którym i zarządzał.
K ulm inacyjnym m o m en tem każdej w izyty w B loom ington było oczy
wiście wydobycie przez Kinseya ze swojej ofiary dokładnej relacji na tem at jej
życia seksualnego (wiele z tych osób pozw alało się naw et fotografować podczas
czynności seksualnych, ale był to wyjątek, nie reguła). Yerkes złożył taką relację
przed przyjazdem Gregga do B loom ington i odtąd, bez względu na to, jak źle
Kinsey go traktow ał, czuł się w obow iązku udzielać m u swego poparcia. W tym
kontekście natychm iast nasuw a się na myśl słowo „szantaż”. Poznawanie tajników
czyjegoś życia seksualnego było dla Kinseya sposobem zdobyw ania władzy nad
ludźm i, a naukow cy przekonani, że seksualna m oralność jest tylko staroświecką
pozostałością m inionych czasów, bywali jego najłatwiejszą zdobyczą. W yciąganiu
od ludzi opowieści o ich pożyciu seksualnym od zawsze towarzyszyło niebez
pieczeństw o w ykorzystania ich do szantażu, i tu właśnie, oprócz chorobliwych
zainteresowań Kinseya, należy chyba szukać przyczyny gorliwości, z jaką je zbierał.
Kiedy już je uzyskał, zapisywał najintym niejsze szczegóły życia osób publicznych,
ludzi, dla których skandal oznaczał zwykle zrujnow anie całej kariery. O prócz tego
m ógł rów nież użyć tych inform acji dla wykorzystywania ich słabości, co sprawdza
się zwłaszcza w odniesieniu do hom oseksualistów.
Wykorzystując seks jako narzędzie podporządkow yw ania sobie ludzi, Kinsey
nie ograniczał się tylko do osób z kierow nictw a fundacji. W ten sam sposób, przed
ukazaniem się Zachowań seksualnych mężczyzny, potraktow ał przedstawicieli prasy.
D ziennikarzy zaproszono do Bloom ington, w stępnie zm anipulow ano, pokazując
im m ateriały pornograficzne, później zaś poproszono o podpisanie „kontraktu”,
na m ocy którego Kinsey m iał m ieć wgląd w każdy artykuł, zanim ten ukazał się
drukiem - wszystko to oczywiście w im ię zachow ania naukowej ścisłości. Aby już
do końca zagw arantow ać sobie władzę nad ową entuzjastycznie nastaw ioną grupą
oświeconych myślicieli, Kinsey przekonał ich, żeby opow iedzieli m u o sekretach
BLO O M IN G TO N , IN D IA N A , 1942 393
to zniewolenie przez własne nam iętności, czyli, żeby użyć bardziej współczesnego
term in u - seksoholizm . N a tym w łaśnie polega strategia zam ieszczania treści
pornograficznych w Internecie; to nic innego, jak odm iana m etod opracowanych
przez CIA w ram ach operacji psychologicznych nakierow anych na sterow anie
elitami. Telewizja to propaganda dla mas. K om putery to propaganda dla elit12.
Kinsey zrobił to sam o z wysoko postaw ionym i urzędnikam i fundacji, uczony
m i i dziennikarzam i, zapew niając sobie, że publikacja raportu o zachow aniach
seksualnych mężczyzny będzie najw iększym pijarow skim w yczynem w historii
A m eryki. Uzyskał to dzięki seksualnej m anipulacji, ale przyczyniło się do tego
także zastosow anie m eto d w alki psychologicznej, które w latach sześćdziesiątych
były narzędziem realizowania jego idei w praktyce. M anipulacj a seksualna była sine
qua non now ą zdobyczą, służącą kontroli n ad społeczeństwem , którą specjaliści
od wojny psychologicznej doskonalili podczas II wojny światowej; sprawdzała
się ona jed n ak jedynie w społeczeństw ie, którego obyczajowość seksualna była
sw obodniejsza niż to, co w latach pięćdziesiątych było praw nie dozwolone. D la
tego w łaśnie w latach sześćdziesiątych pojaw iła się potrzeba zm iany przepisów
praw nych dotyczących obrazy m oralności i antykoncepcji.
W styczniu 1943 roku R obert M. Yerkes w rócił do Nowego Jorku i przed
Alanem Greggiem wychwalał Kinseya p o d niebiosa. Pajęczyna, którą Kinsey oplótł
tych ludzi, aby ich sobie podporządkow ać, była na tyle delikatna, że wówczas ża
den z nich nie uśw iadam iał sobie naw et jej istnienia. Yerkes był pełen entuzjazm u
dla pracy Kinseya i m iał nadzieję, że Gregg zgodzi się na jej długofalowe subsy
diowanie; m ożliwość ta była n ad er pociągająca rów nież dla niego samego, gdyż
przyznanie takich dotacji dla Kinseya było rów noznaczne z długoterm inow ym i
grantam i dla CRPS. M niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy Yerkes spotkał się
z Greggiem, Kinsey poznał doktora Roberta Latou Dickinsona, człowieka od dawna
oddanego idei seksualnego wyzwolenia i autora książki poświęconej antykoncep
cji. D ickinson m iał też związki ze Światowym Kongresem Reform y Seksualnej
M agnusa H irschfelda. Poniew aż D ickinson, niezależnie od Yerkesa, rów nież
chwalił Kinseya przed Greggiem , zwiększenie subsydiów wydawało się sprawą
przesądzoną. W m aju 1943 roku NRC ogłosiło, że Kinsey otrzym ał grant w w yso
kości dw udziestu trzech tysięcy dolarów na kontynuow anie zbierania materiałów,
które później w ykorzystał w swoich raportach. Rychło sum ę tę podniesiono do
czterdziestu tysięcy dolarów rocznie. Fundacja Rockefellera, zanim w roku 1954
zaprzestała finansow ania Kinseya, w pom pow ała w Instytut Kinseya setki tysięcy
dolarów. Instytut ten w 1941 roku, tuż po przydzieleniu pierwszej wielkiej dotacji,
na podstaw ie specjalnej um ow y zyskał status sam odzielnej jednostki IU. O dtąd,
przez kolejne pięćdziesiąt lat, dzięki pieniądzom ze szkatuły publicznej, Instytu
towi Kinseya udaw ało się m ieć ciastko i zjadać ciastko - w roku 1990 sam a tylko
legislatura Indiany przyznała m u pięćset tysięcy dolarów rocznej dotacji, ale m im o
to, przez cały ten czas Instytut zachow yw ał taką postawę, jakby materiały, za które
zapłacił stan, m ożna było utrzym yw ać w sekrecie przed opinią publiczną, a dostęp
do nim m iało nieliczne grono certyfikow anych specjalistów Instytutu Kinseya.
BLO O M IN G TO N , IN D IA N A , 1942 395
z Kinseyem i dzięki tem u ten ostatni spotkał się z m ężczyzną, którego Jones n a
zywał „panem X”, ludzie Kinseya zaś „panem G reenem ”. Inne źródła identyfikują
go jako urzędnika rządow ego Rexa Kinga, nienasyconego seksualnego dewianta,
który, oprócz utrzym yw ania innych kontaktów seksualnych, m olestow ał też dzieci
- wedle jego własnej relacji było ich około ośm iuset17. Fakt, że szczegółowo opi
sywał swoje występki, w oczach Kinseya uczyniły go tym bardziej interesującym .
W m aju 1944 Kinsey napisał m u jednoznacznie; „W żadnym razie nie wolno ci
zniszczyć tw oich m ateriałów ”18.
Kinsey interesow ał się p an em X także z innych powodów, a jednym z nich
było to, że zdawał się on być ucieleśnieniem Kinseyowskiego ideału „prawdziwego
mężczyzny”, czyli człowieka wyzbytego wszelkich m oralnych hamulców. Zdaniem
Kinseya, pan X był „naukow ym skarbem ”19, innym i słowy, żywym dow odem p o
tw ierdzającym , że jego koncepcja seksualności jest nie tylko teoretycznie możliwa,
ale znajduje ucieleśnienie w człowieku, k tóry chce się teraz podzielić z Kinseyem
sw oim i w spom nieniam i aktów seksualnego m olestow ania. To jakby „drugi D ar
win” od k ry ł seksualny odpow iednik „zaginionego ogniwa”20.
K ontakt z p anem X m iał je d n a k rów nież niepokojące aspekty. N ajw ażniej
szym z nich było to, że Kinsey w najlepszym razie p o su nął się do prom ow ania
działalności przestępczej, w najgorszym zaś sam rów nież się jej dopuścił. Victor
Nowlis rozpoczął pracę w Instytucie Kinseya w czerw cu 1944 roku z żoną i dw oj
giem dzieci. Nowlis był katolikiem , ale był też protegow anym Yerkesa. D rugi z tych
faktów spow odow ał, że Kinsey zm uszony był przejść do porządku dziennego nad
pierw szym i zatrudnić Nowlisa w im ię utrzym ania dotacji. Być m oże również
z tego pow odu Flelen Nowlis była jedyną spośród pracujących w Instytucie k o
biet, która nie opow iedziała Kinseyowi o swoim życiu seksualnym i jedyną osobą
sprzeciwiającą się „skali kontroli, którą jego [Kinseya] zdaniem pow inien on mieć
nad swym i w spółpracow nikam i”21.
W październiku 1944 roku Nowlis towarzyszył Kinseyowi, Clydeowi M ar
tinow i i W ardellowi Pom eroyow i w w ypraw ie do C olum bus w Ohio, gdzie m ieli
grom adzić kolejne relacje ludzi opisujące ich życie seksualne, podczas której K in
sey „wydawał się folgować pew nem u rodzajow i zachow ań hom oseksualnych”22.
Nowlis był zdum iony, że naw et on nie dostrzegał do tej pory, do jakiego stopnia
pozostali te zachow ania podzielali.
Nowlis, poniew aż nie był uw ikłany z Kinseyem w żadne kontakty o podłożu
seksualnym , potrafił też zobaczyć inne rzeczy. Pana X uw ażał za „potw ora” i od ra
dzał włączanie jego historii do raportu o mężczyznach, Kinsey jednak zdecydowany
był ją uwzględnić. Jako że p an X nadal m olestow ał dzieci, podejm ując takie, a nie
inne postanow ienie, Kinsey jeszcze bardziej uw ikłał się w działania o charakterze
przestępczym. Jones twierdzi, że gdyby do Yerkesa dotarło, co się dzieje, NRC i Roc
kefellerowie obcięliby pom oc finansow ą dla Kinseya. M im o to jednak, poniew aż
Yerkes był m entorem Nowlisa, wcześniej odw iedzał instytut i w idział materiały,
które w owym czasie najpraw dopodobniej obejm ow ały również dzieci, wydaje
się oczywiste, że Rockefellerowie wiedzieli, że Kinsey jest uw ikłany w działalność
398 R O Z D Z IA Ł 3.
sprzeczną z praw em i albo przeszli nad tym do porządku dziennego, albo uznali,
że jest ona niezbędna dla realizacji ich planów.
W m arcu 1945 roku Kinsey zaproponow ał p anu X pensję z pieniędzy Rocke
fellerów, aby ten m ógł wziąć urlop i zająć się opracowywaniem dostarczonych przez
siebie materiałów. Jones przyznaje, że pan X był „drapieżnym pedofilem”23, a Kinsey,
zatrudniając go, okazał „wielką m oraln ą słabość”24, dalej pisze jednak, iż „Kinsey
opisy przestępczych czynów pana X przetransponow ał na dane naukow e”25. To,
czy dane zebrane w trakcie oddaw ania się w ynaturzonym praktykom seksualnym
m ożna uznać za naukowe, stanow iło tem at do osobnej dyskusji, zwłaszcza kiedy
zaczęto stawiać pytania o źródła owych danych dotyczących dziecięcej seksual
ności. Przez cały ten czas udział Fundacji Rockefellera w działalności przestępczej
stawał się coraz większy. O burzenie tym faktem zostało w większości przykryte
i zniwelowane zniesieniem przepisów praw nych wym ierzonych przeciwko dew ia
cyjnym praktykom seksualnym , do czego walnie przyczyniły się raporty Kinseya,
ale sprzeciw społeczny przeciw ko m olestow aniu dzieci pozostał, a tabela o n u m e
rze trzydzieści cztery, zam ieszczona w studium Kinseya, potw ierdza, że podczas
zbierania danych opublikow anych w tej pracy ktoś bez skrupułów oddaw ał się
praktykom m olestow ania dzieci.
Pisanie książki pośw ięconej m ęskim zachow aniom seksualnym rozpoczął
Kinsey latem 1945 roku i kontynuow ał je przez kolejne dw a lata. Twierdził, że
jego rap o rt „jest przede wszystkim opisaniem tego, co robią ludzie”26, nigdy je d
nak nie pokw apił się poinform ow ać narodu, którzy ludzie co robią. U trzym ując,
że jego rap o rt jest tylko przedstaw ieniem postępow ania przeciętnego człowieka,
podczas gdy w rzeczywistości opierał się on na jego osobistej fascynacji obyczajami
osób pokroju pana X, Kinsey dostarczył doskonałego narzędzia podkopyw ania m o
ralności oraz zwiększenia politycznej kontroli, będącego konsekwencją tej zmiany.
3 k w ietn ia 1946 ro k u n a sp o tk a n iu zarządców F undacji R ockefelle
po w ysłuchaniu szczegółowej relacji na tem at prac prow adzonych przez Kinseya,
przyznano m u trzyletnią dotację w bezprecedensow ej wysokości stu dw udzie
stu tysięcy dolarów. G dy tylko Kinsey otrzym ał ów grant, zatrudnił fotografów
C larencea Trippa i W illiam a D ellenbacka na etatach „stałych członków obsady
Instytutu”. Zakupił rów nież bardzo drogi sprzęt fotograficzny, który Tripp i Dal-
lenback wykorzystywali do robienia zdjęć Kinseyowi, członkom personelu oraz
ochotnikom spoza Instytutu podczas oddaw ania się przez nich czynnościom sek
sualnym . Instytut Kinseya stał się w ten sposób częścią pornograficznego biznesu,
a finansow ała to Fundacja Rockefellera. Jedyną osobą, która uznała to za rzecz nie
do przyjęcia, był W arren Weaver, członek rady fundacji, który stał się zawziętym
przeciw nikiem Kinseya. W późniejszym liście, datow anym na 7 m aja 1951 roku,
kiedy rada fundacji była głęboko podzielona w sprawie Kinseya i gotowa z nim
zerwać, W eaver przypom niał kolegom , że on był przeciwko finansow aniu p o rn o
grafii, to zaś oznacza, że ludzie ci m ieli pełn ą św iadom ość, na co wtedy szły te pie
niądze. Stawiał też zarzut, że „biblioteka literatury erotycznej stała się tak ważna, że
stw orzono i w yposażono kom pletne laboratorium fotograficzne oraz zatrudniono
BLO O M IN G TO N , IN D IA N A , 1942 399
na pełen etat fotografa (m ało brakow ało, a pow iedziałbym , pornografa), którem u
płacono rocznie cztery tysiące osiem set dolarów ”27.
W eaver kończy swój list stw ierdzeniem : „z pełnym uzasadnieniem pow ie
dzieć m ożna, że RF opłaca ową kolekcję erotyki, a także działania bezpośrednio
z nią powiązane. Ja zaś uw ażam , że nie m usim y ani nie pow inniśm y tego robić”28.
Czym w istocie były owe „działania bezpośrednio z nią pow iązane”, wyszło
na jaw później. W roku 1980, w artykule, k tóry ukazał się w przeznaczonym dla
hom oseksualistów piśm ie „The Advocate”, Samuel Steward ujawnił, że filmowano
go podczas sadom asochistycznych stosunków hom oseksualnych29. 8 października
1998 roku angielski Kanał 4 w yem itow ał film dokum entalny w reżyserii Tim a
Tatea, zatytułow any Tajna historia pedofilów Kinseya. Clarence Tripp, człowiek
zatrudniony przez Kinseya za pieniądze Rockefellerów, opisuje tam wydarzenie,
podczas którego pan X (czyli p an G reen) m iał stosunek seksualny z dzieckiem,
„które zgodziło się na kontakt seksualny”. Tripp nie w spom niał jednak, że według
praw a dziecko nie może wyrazić zgody na kontakt seksualny z osobą dorosłą. O p o
w iada za to, że dziecko „krzyknęło, kiedy rzeczywiście do tego doszło”, gdyż „było
bardzo m łode i m iało niew ielkich rozm iarów genitalia, a G reen był w yrośniętym
m ężczyzną o w ielkim przyrodzeniu, więc był problem z dopasow aniem ”30. Jeżeli
Tripp, zgodnie z tym , co pow iedział, był św iadkiem odbyw ania takich stosunków,
to najpraw dopodobniej rów nież je filmował, gdyż na tym polegała jego praca.
To zaś oznacza, że niepokój W eavera był jak najbardziej uzasadniony - Rockefel
lerowie płacili za film owanie m olestow ania dzieci.
Z czasem, kiedy Kinsey coraz częściej przywoływał nazwisko Rockefellerów,
a ich zaangażow anie w jego działalność pogłębiało się, sponsorzy Kinseya stawali
się coraz bardziej niespokojni i m ieli ku tem u uzasadniony pow ód. W brew swojej
intencji, aby pozostać anonim ow ym i, ukrytym i w cieniu inspiratoram i społecz
nych przem ian, Fundacja Rockefellera w yciągnięta została w blask reflektorów,
a wszystko to głównie za sprawą m anipulacji Kinseya, której pow odem było z kolei
dążenie do legitymizacji tego, co robił. 27 m arca 1943 roku senator H arry S. T ru
m an z M issouri na forum Senatu Stanów Zjednoczonych oskarżył Rockefellerów
0 zdradę z pow odu prow adzenia przez nich interesów z niem ieckim koncernem
I.G. Farben. N iebaw em w tych sam ych salach znów usłyszano p o d o b n y głos
1w 7dużej m ierze było to następstw em obsesyjnego dążenia Kinseya do okryw ania
swoich w ynaturzonych ram ion płaszczem społecznej aprobaty.
ROZDZIAŁ 4
L
atem 1947 roku Thom as M erton i Jack Kerouac ukończyli pisanie swoich
książek. Obie wylądowały w rękach tego samego redaktora, Roberta Giroux,
który świeżo po zakończeniu obowiązkowej służby wojskowej w m ary
narce wojennej pracow ał wówczas w w ydaw nictw ie H arcourt, Brace and
Com pany. W ciągu roku autobiografia M ertona stała się bestsellerem 1948 roku
i najlepiej sprzedającą się książką w całej karierze Giroux. Powieść K erouaca The
Town and the C ountry ukazała się dopiero rok później; m iała um iarkow anie przy
chylne recenzje i średnio się sprzedaw ała. Latem 1947 roku dw udziestopięcioletni
K erouac postanow ił jed n ak wyruszyć w autostopow ą włóczęgę po kraju, czyniąc
z niej tem at jedynego swojego bestsellera, powieści W drodze, której pierwsze wy
danie ukazało się w roku 1957. O bie te książki, każda n a własny sposób, m iały
o g ro m n ą siłę oddziaływ ania. Siedm iopiętrowa góra była katolickim bestselle
rem w kraju, w którym , w edług M ichaela M otta, członkowie Kościoła katolickiego,
„będący osobam i publicznym i - z kilkom a w yjątkam i - woleli bagatelizować fakt,
że są katolikam i”. W ydanie książki zbiegło się w czasie z uzyskaniem przez biskupa
Fulton statusu gwiazdy telewizji, co sam o w sobie w przypadku katolickiego bi
skupa było rzeczą niezwykłą. Siedmiopiętrowa góra dała pow ód do wielu dyskusji
prow adzonych w środow iskach intelektualistów , a w G ethsem ane, klasztorze
trapistów niedaleko Bardstow n w Kentucky, gdzie M erton szukał schronienia
przed w spółczesnym światem, stale brakow ało wolnych miejsc dla gości, którzy
chcieli tam przenocow ać.
N ic nie św iadczy o tym , że K erouac czytał autobiografię M ertona, ani
że zainteresow ało go jej przesłanie. W tym sam ym czasie, kiedy M erton pisał
0 „ciem nym tyglu” H arlem u z jego „haszyszem , dżinem , szaleństwem , histerią
1 syfilisem”, z tego, co M erton postrzegał jako m urzyński występek, Kerouac czynił
now ą religię hedonizm u, co w rezultacie doprow adziło do pojaw ienia się najpierw
402 R O Z D Z IA Ł 4.
danie rynku, aby zorientow ać się, jaki pow inien być nakład pierwszego w ydania
książki o zachowaniach seksualnych autorstw a entom ologa z Uniwersytetu Indiana.
Początkowo ustalono go na dziesięć tysięcy egzemplarzy, ale przed ukazaniem się
publikacji, do czego doszło 5 stycznia 1948 roku, p o dniesiono go do dw udziestu
pięciu tysięcy sztuk. 15 stycznia Saunders zam ów ił szósty d o d ru k - łącznie sto
osiem dziesiąt pięć tysięcy egzemplarzy. Była to rzecz w przypadku w ydaw nictw
m edycznych niespotykana. Książka nosiła tytuł Zachowania seksualne mężczyzny,
ale nazyw ano ją R aportem Kinseya. Dwieście tysięcy egzem plarzy pierw szego
R aportu Kinseya sprzedało się w dw a miesiące p o ich wejściu na rynek. Nic chyba
lepiej nie unaocznia charakteru m oralnych wyborów, przed którym i stał wówczas
am erykański naród, niż ten oto fakt, iż zarówno katolicki konwertyta, który odsunął
się od świata i schronił w klasztorze w Kentucky, jak i zawzięty antykatolicki fana
tyk, który w okresie pow ojennym najbardziej chyba przyczynił się do podw ażenia
seksualnej m oralności, stali się autoram i bestsellerów, adresując je do tych samych,
skonfliktowanych w ew nętrznie czytelników.
Latem i jesienią 1947 ro k u K insey sięgnął p o narzędzie kontroli, które
stw orzył i któ re d oskonale spraw dziło się w p rzy p ad k u fundacji, stosując je
tym razem w odniesieniu do prasy, przy okazji zaś dokonał rzeczy uznawanej
za największy pijarowski wyczyn w historii Am eryki. M etoda była prosta: zaprosił
dziennikarzy do Bloom ington, pokazał im m ateriały pornograficzne i skłonił do
opow iedzenia m u o ich życiu seksualnym . Lawrence Sounders uznał, że um ie
jętności Kinseya w radzeniu sobie z prasą graniczyły z cudem 2.1 jakby tego było
m ało, Kinsey skłonił też dziennikarzy do podpisania trzynastopunktow ej umowy,
która daw ała m u decydujące słowo w sprawie napisanych przez nich artykułów.
Patrząc z perspektyw y czasu, jasne jest, że w chwili ukazania się R aport K in
seya przeczytało go niew ielu ludzi. D ziennikarze zostali wzięci na smycz, zanim
uzyskali do niego dostęp, później zaś, p o d okiem Kinseya, m usieli w taki sposób
cenzurow ać swoje artykuły, żeby Kinsey zezwolił na ich opublikowanie. W re
zultacie w prasie pojaw iło się m nóstw o pochlebczych recenzji, które całkowicie
pom ij ały wszelkie niedostatki książki. W roku 1954 grupa statystyków z miażdżącą
precyzją wykazała niereprezentatyw ność prób i danych, które przedstaw ił Kinsey.
Aby to zobrazow ać, posłużym y się jednym tylko przykładem : swoje tw ierdzenie,
że ortodoksyjni Żydzi są najm niej seksualnie aktyw ną ze wszystkich grup religij
nych w USA oparł Kinsey na próbie liczącej pięćdziesiąt dziewięć osób z całych
Stanów Z jednoczonych i w szystkie one m iały wyższe w ykształcenie. Kinseya
przedstaw iano jako całkowicie zwyczajnego, oddanego rodzinie człowieka, którego
jedynym dążeniem jest dotarcie do naukowej prawdy. Jedną z prawdziwych rzeczy
na jego tem at, które m im o ch o d em wówczas zostały ujaw nione, jest stw ierdzenie,
że „żaden z typow ych w ystępków go nie dotyczy”. Ponieważ, nie licząc innych rze
czy, jedną z jego ulubionych prak ty k było w sadzanie sobie szczoteczki do zębów
do cewki moczowej i film ow anie siebie w trakcie tego zabiegu, w istocie tru d n o
powiedzieć, żeby było to stereotypow e. W rezultacie m ieliśm y do czynienia z ja
skraw ym przykładem dziennikarskiego zaślepienia i nierzetelności. Nawet po
404 R O ZD ZIA Ł 4
trzydziestu dw óch latach nikt chyba nie dostrzegł, że tabela num er trzydzieści
cztery z rap o rtu dotyczącego kobiet jest św iadectw em działalności przestępczej,
a więc m olestow ania i znęcania się n ad dziećmi.
To, dlaczego arcywnikliwi i spostrzegaw czy ludzie z „New York Timesa”
ignorow ali, zatajali bądź pom ijali ten fakt, m ożna wytłum aczyć zakulisowymi
pow iązaniam i tej gazety z raportem . A rth u r Hays Sulzberger, wydawca „New
York Tim esa”, zasiadał w zarządzie Fundacji Rockefellera, kiedy ta zadecydowała
o przyznaniu pieniędzy na finansow anie eksperym entów Kinseya, więc byłoby
co najm niej rzeczą niezręczną i kłopotliw ą przyznać, iż środki te zostały wyko
rzystane dla działalności przestępczej. Tak więc sprawę zam ieciono p o d dywan.
Powiązania łączące „New York Tim esa”, Rockefellera i Kinseya są jeszcze jednym
przykładem konfliktu interesów, który um ożliw ił i spowodował, że Raport Kinseya
stał się bestsellerem .
4 stycznia 1948 roku, w niedzielę poprzedzającą ukazanie się tom u om
wiającego zachow ania seksualne m ężczyzn, „New York Tim es” zam ieścił jego
panegiryczną recenzję pióra H ow arda A. Ruska, szefa centrum medycznego na
U niw ersytecie N ow ojorskim . Rusk zignorow ał zaw arte w Raporcie oczywiste
dow ody przestępczych zachow ań i w m aw iał am erykańskiem u społeczeństw u,
że wszystko, czego ich nauczono o seksie, było błędne, co właśnie udow odniła
„nauka”, a św iadectw em tego są dane statystyczne, które przedstaw ił Kinsey. Było
to tw ierdzenie w oczywisty sposób fałszywe, ale Rusk m iał także do pow iedze
nia rzeczy zgodne z praw dą. Poinform ow ał czytelników gazety, że „kraj czekają
głębokie zm iany obyczajowe”3. Była to słuszna diagnoza i odzwierciedlała zam iary
socjotechników, którzy przygotowywali grunt po mające dokonać się zmiany, a R a
p o rt Kinseya traktow ali jako ich najważniejszą część. Rockefellerowie interesowali
się inżynierią społeczną, chcieli m anipulow ać seksualnością, a Raport Kinseya m iał
być narzędziem , które przy obojętnej postaw ie kultury m edialnej, w niedalekiej
przyszłości to umożliwi.
K rótko po opublikow aniu R aportu Kinseya, na fali potajem nie m anipulo
wanych przychylnych głosów prasy, C arnegie Institute wyasygnował środki na
utw orzenie A m erykańskiego Instytutu Praw a (A m erican Law Institute), który
m iał być edukacyjną filią A m erykańskiego Stowarzyszenia Praw ników (A m e
rican Bar Association). Głów nym zadaniem ALI m iała być prom ocja czegoś, co
określano m ianem „wzorcowego kodeksu karnego”, a jednym z celów wzorcowego
kodeksu karnego było zniesienie zapisów dotyczących występków seksualnych.
W tym sam ym roku, kiedy ukazał się R aport Kinseya i założono A m erican Law
Institute, który m iał wprowadzać w życie jego ustalenia poprzez zm ianę przepisów
karnych w każdym ze stanów, M orris Ernst, praw nik z ACLU opublikow ał książkę
o partą na w ynikach R aportu Kinseya. Jeśli wziąć pod uwagę czas potrzebny na
przygotow anie jej do w ypuszczenia na rynek, inform acje w niej w ykorzystane
m ógł uzyskać wyłącznie z poufnych źródeł inform acji. Jego praca, zatytułow ana
American Sexual Behavior and the Kinsey Raport wyszczególnia pięćdziesiąt dwa
przestępstw a seksualne, które, zdaniem autora, należało wykreślić ze stanowych
N O W Y JORK, 1947 405
kodeksów karnych; zaliczył do nich m iędzy innym i sodom ię oraz rozpow szech
nianie pornografii. Judith Reism an napisała o książce Ernsta: „Trzeba jasno p o
w iedzieć”, że „nie m ogłaby dotrzeć do czytelników tak szybko bez wcześniejszych
uzgodnień i w spółdziałania potężnych jednostek i instytucji, w tym wpływowych
agentów m edialnych z Fundacji Rockefellera”4. Ernst, który pozostałą część roku
1948 spędził, zabiegając o p o p arcie ACLU dla p ro p o n ow anych przez siebie
zm ian, nie pozostaw ił wątpliwości, że dla proponow anej przez niego destabilizacji
porządku m oralnego podstaw ow e znaczenie m iał R aport Kinseya: „Całe nasze
praw o i obyczaje w sferze seksualności opierają się na zaprzysięgłym dążeniu do
ochrony rodziny, której podstaw ą jest ojciec. Jednak zachow ania ujaw nione przez
R aport Kinseya całkowicie odbiegają o d tego, co ogół przyjm ow ał za właściwe
i dopuszczalne”5. Rene G uyon, francuski praw nik i pedofil, w roku 1948 również
opublikow ał książkę wzywającą do restrukturyzacji zasad m oralności seksualnej.
Podobnie jak praca Ernsta, zawierała ona m ateriały zaczerpnięte z Raportu Kinseya
udostępnione przed datą jego oficjalnego ukazania się. W stęp napisał orędow nik
Kinseya, H arry Benjam in. N ieustannie, do głów niczego niepodejrzew ających
A m erykanów w bijano jedno i to samo: „Jeżeli nie chcem y zamykać oczu na praw
dę albo zam knąć w w ięzieniach dziew ięćdziesiąt pięć procent męskiej populacji,
m usim y całkowicie zrewidować nasze praw ne i m oralne kodeksy”. Kiedy ludzie
z różnych źródeł słyszą taki sam przekaz, zaczynają skłaniać się ku przekonaniu,
że jest on prawdziwy. W rezultacie pijarow skich zabiegów Instytutu Kinseya,
Fundacji Rockefellera, „New York Timesa” i wszystkich w spółpracow ników OSS,
teraz uczestniczących w prow adzeniu walki psychologicznej w fundacjach, na
uczelniach oraz w mass m ediach, ludzie zewsząd zaczęli słyszeć to samo. W re
zultacie w ich postaw ach stopniow o dokonała się zm iana, polegająca na odejściu
od tradycyjnej m oralności i akceptacji opartych na biologii i eugenice poglądów
szarych em inencji z ukrycia sterujących kulturą.
ROZDZIAŁ 5
en n eth Rose do tego stopnia wziął sobie do serca sugestię A rtu ra Pac-
C ru sea w stosunku do polityki prow adzonej przez partię, był zainspirow any przez
lewicę bojkot Apollo Theater za wyśw ietlanie w nim antykom unistycznej satyry
Ninoczka*, z G retą G arbo w roli głównej. Decyzję w tej sprawie podjęła „kom u
nistyczna wierchuszka ze śródm ieścia”, która w ym ogła podporządkow anie się jej
na „uległym przyw ództw ie m urzyńskim z H arlem u”. C ruse nazywa ów incydent
„niedorzecznym ”, obrazuje o n bow iem do jakiego stopnia to, co było ważne dla
kom unistów , rozm ijało się z tym , co było istotne dla przeciętnych m urzyńskich
m ieszkańców H arlem u, którym film z G arbo był całkowicie obojętny.
Pod koniec lat czterdziestych g ru n t p o d istotną zm ianę w stosunkach między
M urzynam i i lewicą był już przygotowany. Komuniści, którzy mieli dotąd m onopol
na kwestię relacji m iędzy czarnym i i białym i, tracili go, poniew aż nie wychodzili
naprzeciw p otrzebom żadnej ze stron. C zarni nie widzieli żadnych korzyści z boj
kotow ania Ninoczki, a białych A m erykanów bardziej interesow ało to, co M urzyni
są w stanie w nieść do k u ltu ry niż ich aktyw ność na rzecz kom unistycznej partii,
którą w sferze k u ltu ry postrzegano jako coraz bardziej zbędnego pośrednika.
M ichael H arrin g to n opisuje zmiany, które dokonały się wówczas w w ym iarze
politycznym :
W latach trzydziestych był k ró tk i okres, kiedy w ydaw ało się, że kom unistów
i B rotherho od o f Sleeping C ar Porters** R andolpha łączy ta sam a idea ru ch u k la
sowego czarnych i białych robotników . N o rm a n Thom as, tow arzysz R andolpha,
odegrał kluczow ą rolę w tw o rzen iu n a P o łu d n iu w spólnego zw iązku dzierżawców
i ubogich farm erów , sam R andolph zaś stał się najw ażniejszą postacią czarnych
zw iązków zaw odowych. K iedy je d n a k organizow ał ru ch M arszu n a W aszyngton
i zm usił R oosevelta do w prow adzenia antydyskrym inacyjnych przepisów w p rze
myśle zbrojeniow ym , kom uniści, o d k ąd został zaatakow any Związek R adziec
ki fanatycznie popierający II w ojnę światową, oskarżyli go, że jest „faszystą”. Po
II w ojnie światowej, ko m u n iści byli zaciekle prześladow ani przez dem okratycz
nych liberałów, takich jak H a rry T ru m an i H u b e rt H um phrey, a także Joe M cCar-
thy; część zbrodni stalinow skich została potw ierd zo n a przez C hruszczow a i p artia
utraciła niem al w szystkie swoje dotychczasow e wpływy, tak p o śró d białych, jak
i czarnych A m erykanów 5.
To, co działo się na froncie politycznym , afortio ri dokonyw ało się również
na froncie kulturow ym . Polityka Partii K om unistycznej w Stanach Zjednoczonych
była coraz bardziej oderw ana o d dążeń i białych, i czarnych obywateli. Czarni
nie chcieli rewolucji, tylko popraw y swojej sytuacji i zm iany obow iązujących
przepisów w prow adzonych po w ojnie secesyjnej, a biała inteligencja, dla której
* Film jest antystalinowską komedią, wyreżyserowaną przez Ernsta Lubitscha. Główne role
zagrali Greta Garbo i Melvyn Douglas. Film zarobił 2,2 miliona dolarów i zebrał pozy
tywne recenzje. Była to jedna z najsłynniejszych kreacji Grety Garbo, a jednocześnie jej
ostatni trium f ekranowy. Za rolę Ninoczki Garbo dostała nominację do Oscara. Łącznie
film uzyskał cztery nom inacje (przyp. tłum.).
** Pierwszy związek zawodowy utworzony przez Czarnych w USA; inicjatorem jego powsta
nia był Asa Philip Randolph (przyp. tłum.).
410 R O Z D Z IA Ł 5.
w zorcem byli M argaret Sanger i M ax E astm an, uznała teraz, że bardziej niż p o
praw a sytuacji ekonom icznej klasy pracującej interesuje ją kwestia wyzwolenia
seksualnego. W rezultacie obie strony postanow iły zrezygnować z niepotrzebnego
pośrednika, którym stała się partia. K om unizm stał się ideologią nieadekw atną
do sytuacji, poniew aż w przededniu zim nej wojny nie um ieścił na swoich sztan
darach ani spraw y segregacji rasowej, ani seksualnego wyzwolenia. M urzyn jako
paradygm at seksualnego w yzw olenia p o d noszony w latach dw udziestych przez
m odernistów , a w latach trzydziestych przejęty o d nich przez kom unistów , nagle
stał się sym bolem , którego ciężar przew yższał zdolność lewicy do sprawowania
nad nim kontroli - św iadectw em tego była kariera Richarda W righta oraz książka
Ellisona Invisible Man.
Jack Kerouac, zapewne po części intuicyjnie wyczuwając ową zm ianę w ukła
dzie sił oraz now ą atm osferę pow ojennych czasów, um iejętnie ją wykorzystał.
M urzyn, który uw olnił się spod p atro n atu kom unistów , w coraz większym stop
niu był w stanie dyktować w łasne w aru n k i na rynku kulturalnym i nawiązywać
do w yobrażeń pow stałych w okresie H arlem skiego Renesansu, co zdecydow anie
lepiej odpow iadało uw arunkow aniom am erykańskiej sceny kulturalnej i było bar
dziej pociągające niż to, co teraz m iała do zaproponow ania lewica. Innym i słowy,
kom unistyczny ogon przestał kręcić psem . Lewica zdecydowała się strącić Partię
Kom unistyczną z piedestału, a w jej dotychczasowej roli coraz częściej ustaw iała
sobie M urzynów ; ich sprawa daw ała największą szansę zdyskredytow ania spo
łecznego i m oralnego status quo, k tó ry ich zdaniem należało zdelegitymizować.
N orm an M ailer w roku 1957 napisał w Białym M urzynie, że „jedyną rewolucją,
m ającą jakiekolw iek znaczenie dla dw udziestego wieku, będzie rew olucja sek
sualna”6. N astępnie zaś, form ułując w niosek, który kształtow ał się w um ysłach
lewicowców p o d koniec lat czterdziestych, stwierdził, że „H ipster wywodzi się
od M urzyna”7. Jazz, „filozofia funkcjonująca w podśw iatach amerykańskiego życia”
„przeniknął do k u ltu ry ” i m a „subtelny, ale przem ożny w pływ na pokoleniow ą
awangardę”, której głów nym kanonem jest „niew iara w społecznie ujednolicone
przekonania jednostek, trw ałą rodzinę i zbożne życie uczuciowe”8. Transform acja
ta dokonyw ała się przez p o n ad dw adzieścia lat. Zaczęła się w latach trzydziestych,
a zakończyła p o d koniec pięćdziesiątych.
Przełom ow ym okresem był koniec lat czterdziestych, kiedy Jack Kerouac wy
ruszył w swoją podróż. Z am iast Biggera Thom asa, m urzyńskiego bohatera Native
Son, który chciał zostać kom unistą, głów ną postacią powieści W drodze jest Sal
Paradise, biały, k tó ry wolałby być M urzynem .
Kerouac opisał swój pobyt w Denver, gdzie odw iedził go R obert Giroux, ten
sam redaktor, który w spółpracow ał z Thom asem M ertonem przy Siedmiopiętrowej
górze; om aw iali w tedy zmiany, które trzeba w prow adzić do pierwszej powieści
K erouaca The Town and the City:
W pew ien fioletowy w ieczór szedłem cały obolały p o śró d św iateł D w udziestej
Siódm ej i W elton, w dzielnicy kolorow ych w D enver, żałując, że nie jestem M urzy-
N O W Y JORK, 1947 411
n em , czując, że najlepsze stro n y św iata białych nie m ają dla m n ie dosyć ekstazy,
dosyć życia, radości, ubaw u, m ro k u , m uzyki, nie m ają dosyć n o cy 9.
i skończyło się to tym , że nie osiągnął niczego. W XIX stuleciu przesiąknięty ideami
niem ieckiego idealizm u E m erson doprow adził już podupadający unitarianizm
do jego logicznych konsekw encji, sytuujących go poza obrębem chrześcijaństwa.
W XIX wieku protestantyzm w Stanach Zjednoczonych przeżywał kryzys podobny
do tego, który d o tk n ął go w w iktoriańskiej Anglii. W iara utraciła związek z oby
czajowością, pozostaw iając jej w yznaw ców na łasce hipokryzji, co spowodowało,
że rewolucja obyczajów stała się rzeczą nieuniknioną. W czasie prywatnej rozmowy
M arka Twaina z przyjaciółką, kiedy w yjaśnił jej, w co wierzy, ona zapytała go,
dlaczego nie ujaw nia swoich poglądów drukiem . O dpow iedział jej na to pytaniem:
Z apytałem ją, czy spotkała kiedyś in teligentną osobę, któ ra pry w atn ie w ie
rzy w N iepokalane Poczęcie - rzecz jasna, nie spotkała; zapytałem także, czy było
jej dane zobaczyć, żeby jakiś inteligentny człow iek m iał dość śm iałości, aby p u
blicznie zadeklarow ać swoja niew iarę w tę bajkę i ogłosić to d ru k iem . Oczywiście,
nikogo takiego nie sp o tk ała14.
Powyższy fragm ent pochodzi z pierw szego tom u biografii M axa Eastm ana.
Z naszego p u n k tu w idzenia koleje jego życia są bardzo pouczające. Zaczął karierę
jako socjalista i wydawca pism a „The Masses”, następnie przeszedł na bolszewizm,
którym jednak rozczarow ał się, widząc, jaki obrót przyjęła rosyjska rewolucja. Pod
koniec lat czterdziestych był już zażartym antykom unistą, a później pisywał w „Re
ader’s Digest” i „N ational Review”. Przez cały ten czas jednak, zm ieniając barw y
polityczne, pozostał zdecydow anym zw olennikiem rewolucji seksualnej. Eastm an
był synem dwojga kongregacyjnych duchow nych. Żona Twaina uczęszczała do ich
kościoła. U rodzony w roku 1880 E astm an należał do m odernistycznego pokole
nia, które problem u traty w iary w prow adziło na arenę publiczną. Kiedy Eastm an
i ludzie jego generacji opow iadali się za w olną m iłością, kontrolą urodzeń czy
bolszew izm em , intelektualiści starszego pokolenia, tacy jak M ark Twain, besztali
ich za niedostatek dyskrecji, ale nie za głoszenie czegoś, co ich zdaniem byłoby
niedopuszczalne m oralnie.
„Biały” Kościół protestancki, zrodzony p o d znakiem etnocentryzm u, prze
gryw ał też walkę o zachow anie doktrynalnej integralności. Poniew aż oświecenie,
które protestantyzm zaakceptow ał rów nie chętnie, jak inne zjawiska k u ltu ro
we, wierzyło w „postęp”, czyli uw ażało, że m oralność jest relatyw na i zm ienia
się w zależności o d obiektyw nych okoliczności historycznych, grzechy przeszło
ści w przyszłości bez tru d u m ogły się stać zaletami. Jako że dosłow nie wszyscy
czarni A m erykanie w yrastali w tejże samej protestancko-ośw ieceniow ej kulturze
i większość z nich poznała chrześcijaństw o za pośrednictw em któregoś z p rote
stanckich Kościołów, n ieuchronnie m usiało dojść do postaw ienia znaku rów ności
m iędzy „białym” i chrześcijaninem . Stało się tak, poniew aż chrześcijaństw o koja
rzono z w yznaniam i protestanckim i. Gdy stało się „białe”, zaczęło się sekularyzować
i padło ofiarą pseudonaukow ych ideologii rasistowskich. D oktryna chrześcijańska
została podporządkow ana ideologiom , takim jak darw inizm oraz pow iązanym i
414 R O Z D Z IA Ł 5.
DARTMOUTH, 1947
Biblioteki K ongresu, gdzie przez kilka kolejnych miesięcy poświęcił się zgłębianiu
tajników katolickiej teologii m oralności. N apisał później: „Zdałem sobie sprawę,
że natrafiłem na najlepszy tem at w całej mojej dziennikarskiej karierze”3.
W swoich w spom nieniach p o m in ął jed n ak fakt, że to, co w swoim w yda
nym w 1949 roku bestsellerze Am erican Freedom and Catholic Power określił m ia
nem „katolickiego problem u”, nurtow ało także wielu przedstawicieli jego warstwy
społecznej i środowiska. Bezpośrednim pow odem owego zaniepokojenia był wyrok
Sądu Najwyższego z 1947 w sprawie znanej jako Everson vs. Board of Education,
kiedy to skład sędziowski większością głosów pięć do czterech w uzasadnieniu wy
roku napisanym przez sędziego H ugo Blacka uznał, że stan New Jersey może
zwrócić rodzicom uczniów szkół katolickich koszty ich autobusow ego dojazdu
i p ow rotu ze szkoły. W yrok ten wyw ołał oburzenie w środow iskach już wcześniej
obawiających się w zrostu politycznej siły am erykańskich katolików i dał pow ód
licznym artykułom i w stępniakom redakcyjnym ukazującym się w całym k ra
ju, w których przedstaw iano go jako upadek am erykańskiej dem okracji, po n ie
waż opiera się ona na uspołecznieniu, które, jak w ykazał John Dewey, dokonuje
się w placów kach szkół publicznych.
Sprawa Everson vs. Board o f E ducation była inspiracją dla pow stania orga
nizacji Protestants an d O th er A m ericans U nited for the Separation of C hurch and
State (Protestanci i Inni A m erykanie Z jednoczeni na rzecz Rozdziału Kościoła
i Państwa). Blanshard uznał tę nazw ę za „niezręczną” i ostatecznie zm ieniono
ją na zgrabniejszą: A m ericans U nited for the Separation o f C hurch and State
(A m eryka Z jadnoczona na na rzecz Rozdziału Kościoła i Państwa). Blanshard
został jej rzecznikiem i głównym przedstaw icielem w walce przeciwko rzekom em u
przejm ow aniu kraju przez katolików. Posługując się term inologią z czasów nie
daw no zakończonej wojny, Blanshard tw ierdził, że Kościół katolicki sym patyzuje
z faszyzmem , a niew ykluczone nawet, że sam jest kryptofaszystow ską organizacją
i na dow ód tego przytaczał zapisy um ów konkordatow ych, które Kościół podpisał
z frankistow ską H iszpanią, W łocham i M ussoliniego i hitlerow skim i Niem cam i.
W swojej drugiej książce, pośw ięconej tem u sam em u zagadnieniu, zatytułow a
nej C om m unism , Democracy and Catholic Power, zaatakował Kościół, zarzucając
m u totalitaryzm w stalinow skim znaczeniu tego słowa. W atykan i Krem l nazwał
„dw iem a największym i dyktaturam i na świecie”4 i podaw ał także w wątpliwość
bonafides jednego z am erykańskich partn eró w w antykom unistycznej krucjacie.
W sp o m n iał później, że „jednym z podstaw ow ych celów napisania tej książki
było obalenie wyśw iechtanego tw ierdzenia, podnoszonego przez Kościół kato
licki w A m eryce, że z racji tego, iż był on ta k zawziętym w rogiem kom unizm u,
pow inno się go teraz darzyć szacunkiem jako przyjaciela dem okracji. W yciągną
łem z tego zrozum iały wniosek, że dem okracja pow inna wystrzegać się obu tych
postaci totalitarnych rządów ”5.
Sprawa Everson vs. Board o f E ducation zaowocowała nie tylko pow staw a
niem organizacji podobnych do P rotestants an d O th er Am ericans, ale skłoniła
też A m erykańskie Towarzystwo U nitariańskie do zorganizow ania w W aszyng
D AR TM O U TH , 1947 417
dla uspraw iedliw ienia cudzołóstw a. K rutch co praw da naw oływ ał później do za
chow yw ania większej dyskrecji i m niejszej ostentacyjności w jego praktykow aniu,
B lanshard uznał jednak, że on i jego żona nigdy nie m ieli przed sobą niczego do
ukrycia. Zawarli w tej sprawie um ow ę. „Po urodzeniu się naszych dzieci staliśmy
się typow ym i uczestnikam i seksualnej rew olucji lat dw udziestych, bez wstydu
i z radością odrzucaliśm y tradycjonalistyczne seksualne tabu”. Pod koniec życia
Blanshard stw ierdził proroczo, że „świat poszedł w nasze ślady - czyli jak i my
zatracił m oralność”14.
Blanshard, zanim napisał te słowa, był trzykrotnie żonaty. M iał wiele poza-
m ałżeńskich rom ansów, a utrzym ując je w relacjach interpersonalnych, przejawiał
cechy, które określić trzeba m ianem pew nej gruboskórności, a naw et brutalności:
Nie m ogę pow iedzieć, że m oje pozam ałżeńskie życie seksualne ch arak tery zo
w ała w rażliwość lub polot; tru d n o je naw et nazw ać cyw ilizowanym . Podniecony
seksualnie sam iec z n atu ry nie jest łagodnym zw ierzęciem . Jest coś bardzo o k ru t
nego w egoistycznym m ęsk im instynkcie, żeby zabiegać o p o żąd an ą kobietę z sza
leńczym zapałem , posiąść ją, a następnie porzucić. Ulegając tem u in stynktow nem u
zachow aniu, zdarzało się, że zadaw ałem głębokie ran y [kobietom ], nie w pełn i zd a
jąc sobie spraw ę z w łasnego w iaro ło m stw a15.
jednostek”20. Książka ta jednak nigdy nie powstała, być może dlatego, że Blanshard,
jak sam o sobie pisze, nie m iał „naw et dostatecznej wiedzy, żeby popularyzow ać
cudze idee”21, ale możliwe rów nież z tego pow odu, iż w okresie pow ojennym nie
p otrafił stawić czoła konsekw encjom w yznaw anych przez siebie poglądów na
eugenikę. Jednak dw adzieścia pięć lat później bez zm rużenia oka przyjął euge-
niczną ideologię nazistów. „Hitler, głosząc eksterm inację «niepełnosprawnych»
i definiując niepełnospraw ność w taki sposób, żeby zaliczyć do tej kategorii Żydów
i liberałów, cofnął ruch na rzecz jakości człowieka o pokolenie wstecz”22. Blanshard,
p o d obnie jak Rockefellerowie, w pełni akceptow ał d oktrynę ruchu eugenicznego,
ale tak sam o jak oni uważał, że należy zm ienić taktykę, gdyż po tym , co - kie
rując się identycznym i zasadam i - zrobił Hitler, było to koniecznością. Teraz to,
co H itler próbow ał wym usić siłą, m iało zostać zrealizow ane dzięki zastosowaniu
now ych, wypracow anych przez W atsona, Barneysa i grupę finansowanych przez
Rockefellerów ekspertów od „teorii kom unikacji” m eto d perswazji, której narzę
dziem i nośnikiem były mass media. Blanshard, równie zawzięcie jak Hitler, pragnął
uniem ożliw ić prokreację „niepełnospraw nych” i, aby to zrealizować, m iał do dys
pozycji z jednej strony behaw ioryzm W atsona, z drugiej zaś pragm atyzm Deweya,
który był rozw inięciem psychologii W atsona i służył jej zastosow aniu w polityce.
Blanshard p oznał Deweya, kiedy w roku 1917 studiow ał na Uniwersytecie
C olum bia. N iem al naty ch m iast zaangażow ał się w u praw ianie socjotechniki
inspirow anej jego pracam i. W iosną 1918 roku Blanshard i jego brat Brand zo
stali w ybrani uczestnikam i „wyjątkowego sem inarium pośw ięconego filozofii,
prow ad zo n y m p rzez Johna D ew eya na U niw ersytecie C o lum bia”23. Jednym
z jego kolegów był tam A lbert C. Barnes, bogaty ekscentryk z Filadelfii, który
zbił ogrom ny m ajątek na produkcji m aści do oczu „Argyll” i dzięki tem u zgro
m adził rów nie im ponującą kolekcję sztuki im presjonistów, którą, pilnie strze
żoną, trzym ał w swojej posiadłości w Bała Cynwyd w Pensylwanii i pokazywał
tylko nielicznym w ybrańcom . Socjotechniczne teorie D eweya zafascynow ały
go do tego stopnia, że zaproponow ał, aby sem inarium odbyw ało się w pew nym
budynku w Filadelfii, gdzie m ogliby eksperym entow ać na polskich katolikach.
Blanshard przedstaw ia Barnesa jako „fanatycznego, nieom al niezrów now ażonego
psychicznie wielbiciela Johna Deweya i B ertranda Russella”, o sam ym projekcie
pisze zaś, że chodziło w nim o „stw orzenie czasowego ośrodka dla im igrantów ”.
Eksperym ent rozpoczęto tego sam ego lata, w którym w ystawiono przedstaw ie
nie Tygiel narodów, opisane przez W altera Lippm ana w Public Opinion. Z am iar
Barnesa, żeby odebrać Polakom poczucie ich przynależności narodow ej i odwieść
ich od lojalności względem swoich duchow nych, spalił na panewce, a Blanshard
i jego brat Brand wynieśli z tego poronionego eksperym entu niechęć do katolickich
m niejszości narodow ych i pragnienie zgłębiania m eto d socjotechniki, n a rozwój
której przez resztę stulecia, gdy w yniesiono ją już do rangi nauki o społeczeństwie,
asygnow ano sute gratyfikacje.
W roku 1925 B lanshard pojechał do Rosji, aby na własne oczy przyjrzeć
się realizacji najw iększego dw udziesto w ieczn eg o p rzedsięw zięcia in żynierii
422 R O Z D Z IA Ł 6.
na uczelniach całego kraju było to, że ludzie z OSS, którzy nie przeszli do CIA,
a objęli wysokie stanow iska w kierow niczych grem iach m ass mediów, podzielali
poglądy i obaw y Paula Blansharda. Rekrutow ani z grona członków elitarnych
klubów, na przykład Skull and Bones, n a najlepszych uczelniach, takich jak Yale
i zatrudnien i w przem yśle telekom unikacyjnym oraz fundacjach no n profit, lu
dzie ci, którzy psychologię w ykorzystywać chcieli jako broń, wywodzili się z tej
samej grupy etnicznej, co Blanshard, a w kwestiach dotyczących seksu i katolików
podzielali jego liberalne poglądy i uprzedzenia.
W rezultacie katolicy czuli się dotknięci i oburzeni. Konflikt był nieuchronny.
W roku 1947 na uniwersytecie Fordham , podczas uroczystości rozdania dyplomów,
kardynał Francis Spellm an z archidiecezji nowojorskiej, m ów ił o odradzaniu się
natyw izm u i stwierdził, że „fanatyzm kolejny raz atakuje żyw otne organy naj
wspanialszego państw a na Ziem i, naszej ukochanej A m eryki”. M im o że Spellman
pow iedział to przed ukazaniem się w „The N ation” artykułów Blansharda, uznał
on później atak kardynała na Am erican Freedom and Catholic Power za okolicz
ność, dzięki której książka ta stała się bestsellerem . Spellm an wyczuwał narastanie
antykatolickich nastrojów i wiedział, że wynikają one z niezadow olenia i zanie
pokojenia w aspów w zrostem politycznej siły katolików. Jej źródłem był przyrost
naturalny, a eksplozja dem ograficzna, której początek przypadł na rok 1946 i która
utrzym yw ała się przez kolejnych trzynaście lat, stanow iła realne zagrożenie (czego
dow odem był w ybór Johna F. K ennedyego na prezydenta), że o ile decydować
b ędą o tym ściśle dem okratyczne reguły, waspow ska elita zostanie w ym azana
z m apy politycznej kraju. Kiedy ukazały się artykuły Blansharda, katolicy przypu
ścili kontratak, naw ołując do bojkotu „The N ation”. Pism o odpow iedziało kontr
kontratakiem ; utw orzono ad hoc k om itet n a rzecz obrony „The N ation” - na
jego czele stanął poeta A rchibald McLeish, a w skład kom itetu weszli ówcześni
przedstaw iciele liberalnej elity, na czele z Eleanor Roosevelt i L eonardem B ern
steinem . Ulegając katolickim naciskom , zwłaszcza zaś presji ze strony kardynała
Spellm ana, Cyrus Sulzberger nie zgodził się na reklam ow anie książki na łam ach
„New York Timesa”. W ojna kulturow a już się rozpoczęła, ponieważ jednak toczono
ją w zgodzie z realiam i tam tych czasów, była to skryta walka m iędzy pozornym i
sojusznikam i uczestniczącym i w antykom unistycznej krucjacie. I wtedy, i później
była to niejaw na w ojna psychologiczna, w której kwestie związane z seksem sta
now iły główny podtekst owej K u ltu rka m p f i, m im o że podskórnie obecne, nigdy
jed n ak nie pojaw iały się w gazetowych nagłówkach. Jak pisał Blanshard w swojej
autobiografii, „w tam tym czasie m iałem naw et poczucie, że najpow ażniejszą skazą
katolickiej polityki była seksualna hipokryzja i ucisk”28. Blanshard występował w te
dy w obronie niedaw no opublikow anego R aportu Kinseya, wskazując, że Krajowa
Rada Kobiet Katolickich w roku 1948 określiła go m ianem „obrazy amerykańskiego
n aro d u ”29. W spom niał również o legislacyjnych kam paniach, jakie toczyły się w ca
łym kraju, opisując klęskę próby uchw alenia w 1948 roku „popraw ki w sprawie
k ontroli urodzeń”, którą „w całym M assachusetts przedstaw iano jako niem oralne
praw odaw stw o i przepisy w ym ierzone przeciw ko dzieciom ”. Blanshard w ysnuł
424 RO Z D Z IA Ł 6.
stąd w niosek, że „sprzeciw Kościoła w obec kontroli urodzeń stał się obecnie naj
w ażniejszym elem entem jego postaw y w kw estiach związanych z seksualnością”.
Blanshard stara się stworzyć w rażenie, że pom ysł antykatolickiej kru cja
ty wyszedł od niego, oczywiste jest jednak, że był on tylko częścią większego ru
chu i w żadnym razie nie m oże pretendow ać do m iana jego inicjatora. Jasne
jest rów nież, że ludzie niegdyś pracujący w OSS, w spólnie z innym i specjalista
m i w dziedzinie m anipulacji psychologicznej, wszczęli w prasie debatę na tem at
m oralności seksualnej oraz system u oświatowego, który m iał je upowszechniać,
m ając w zanadrzu z góry przygotow ane tezy i ostateczny jej wynik. W obliczu tak
zorganizowanego i zm asow anego ataku katolicy byli po prostu bez szans. Ale i tak
z perspektyw y czasu w alka ta wydaje się prow adzona fa ir w porów naniu z tym,
do czego doszło dw adzieścia lat później, kiedy naw et katolickie ośrodki i organy
opiniotw órcze zostały zm anipulow ane od w ew nątrz. Sim pson m ów i wyraźnie, że
środow isko pracow ników w yw iadu było w USA n ad er specyficzną grupą, której
przyświecały w yraźne i bardzo k o n k retn e cele. Ludzie ci w dużej części wywodzili
się z uniw ersytetu Yale, a zwłaszcza z sekretnych stowarzyszeń, jak w spom niane
Skull and Bones; większość swoich osiągnięć i w iedzy na tem at m etod prow adze
nia wojny psychologicznej OSS zawdzięczało badaniom , które w latach trzydzie
stych finansow ała Fundacja Rockefellera. W ielu pracow ników OSS przeszło po
jej utw orzeniu do CIA, spora ich liczba zajęła się jed n ak teorią kom unikacji, która
jest eufem istycznym określeniem wojny psychologicznej. Czynili to nie tylko jako
naukowcy-teoretycy, lecz działali także tam , gdzie ich um iejętności m iały większe
i konkretne zastosow anie w praktyce. W roku 1953 jeden z byłych pracow ników
O W I napisał, że jego koledzy są teraz:
w ydaw cam i „Tim ea”, „Look”, „F ortune” i kilku dzienników , red ak to ram i w „H oli
day”, „C oronet”, „Parade”, „Saturday Review, „D enver P ost”, „New O rleans Tim es-
-Picayune” i innych pism ach; szefam i „Viking Press”, „H arp er & B rothers”, „F arrar”
„Straus an d Young”; laureatam i trzech holyw oodzkich Oscarów, jed en dw u k ro tn ie
otrzym ał N agrodę Pullitzera, in n y jest szefem rad y nadzorczej CBS, a około tu zi
n a z nich piastuje kierow nicze stanow iska w m ediach; jed en z n ich jest głów nym
autorem przem ów ień E isenhow era, a kolejny szefem m iędzynarodow ego w ydania
„R eaders D igest”; co najm niej sześciu to w spólnicy w dużych agencjach rek lam o
wych, kilku jest uznanym i socjologam i30.
Część czytelników, którzy zgadzają się z każdym faktem przyw ołanym przeze
m n ie na tych stronach, m oże je d n a k kw estionow ać sens om aw iania obecnie tych
kw estii publicznie z pow o d u krytycznej sytuacji m iędzynarodow ej, gdy d e m o k ra
cje zachodnie stają do walki z rosyjskim kom unistycznym agresorem . W oleliby
oni, aby do czasu zażegnania obecnego kryzysu nie m ów ić o antydem okratycz
nym program ie W atykanu, uw ażają bow iem , iż K ościół katolicki, m im o w szyst
kich jego przew in, jest niezbyw alnym b astio n em stojącym n a d rodze w ojującego
kom unizm u. Szanuję szczerość takiego p ostaw ienia spraw y i p o dzielam p rzek o n a
nie większości A m erykanów , że rosyjskiej agresji trzeba stawić zdecydow any opór.
N ie w ierzę jednak, że lęk przed je d n ą z auto ry tarn y ch potęg uspraw iedliw ia zaw ar
cie kom prom isu z drugą, zwłaszcza zaś wrtedy, gdy m oże o n zostać w ykorzystany
dla um o cn ien ia się w wielu pań stw ach klerykalnego faszyzmu. Oczywiście w tym
kraju akceptacja jakiejkolw iek p ostaci au torytarnej w ładzy osłabia d u ch a d em o
kracji, a naruszenie dem okratycznego p o rz ąd k u m oże posłużyć innym za prece
dens. W dłuższej perspektyw ie zdolność obrony am erykańskiej d em okracji przed
k om unistyczną dyktaturą m usi opierać się n a w olności k u ltu ry 33.
D A R TM O U TH , 1947 427
m ianem „zróżnicow anej płodności”. Przyrost naturalny katolików był wyższy niż
protestantów , i gdyby stan taki się utrzym ał, Stany Zjednoczone rychło stałyby
się państw em katolickim , a perspektyw a taka w przedstaw icielach rządzącej w ar
stwy w aspów wywoływała dreszcz przerażenia. „Jakie są rzeczywiste perspektyw y
przejęcia władzy w USA przez katolików ?” - pytał Blanshard.
D w adzieścia lat tem u B ertran d Russell pow iedział, że jego zd an iem Ko
ściół rzym sko-katolicki zdom in u je Stany Z jednoczone „w ciągu kolejnych pięć
dziesięciu albo stu lat siłą zwykłej liczebności”. W ielu katolickich przyw ódców
podchw yciło tę przepow iednię. O jciec James M. Gillis, red ak to r pism a „Catholic
W orld” w roku 1929 przew idyw ał, że „n im w ym rze obecne m ło d e pokolenie, A m e
ryka będzie głów nie katolicka”14.
n atu ry środow isk establishm entu CIA, fundacji i świata akadem ickiego wynika
jasno, że tym i, którzy prow adzili w ojnę psychologiczną i tym i, którzy obawiali
się „problem u katolickiego”, byli faktycznie ci sam i ludzie. O znaczało to, że kiedy
Rzym w spółdziałał ze Stanam i Zjednoczonym i w antykom unistycznej krucjacie,
jako siła polityczna działał w tym kraju na własną szkodę. Stawało się to tym b ar
dziej oczywiste, kiedy fundacje kontrolow ane przez Rockefellera, później zaś rząd
Stanów Zjednoczonych, a na koniec O rganizacja N arodów Zjednoczonych coraz
aktywniej angażowały się w prom ow anie kontroli urodzeń. W połow ie lat sześć
dziesiątych katolicy, którzy uważali się za patriotycznych antykomunistów, również
zaczęli optować za tym sam ym , co było przecież jaw nie sprzeczne z nauczaniem
Kościoła. Jaskrawość tej antynom ii łagodziło tylko to, że był to proces stopniow y
i rozłożony w czasie.
D oktor Tom D ooley jest jeszcze jednym przykładem katolika-antykom u-
nisty, którego w ow ym czasie p rom ow ało CIA. Św iadectw em jego pow iązań
z N otre Dam e, kolejnym źródłem pieniędzy z fundacji, które wykorzystyw ano
do kw estionow ania stanow iska Kościoła katolickiego w sprawie antykoncepcji,
jest list Dooleya do T heodore H esburgha, ówczesnego prezesa N otre D ame, któ
rego kopia znajduje się w grocie sanktuarium w Lourdes. Jednocześnie ta sam a
CIA, która prom ow ała Dooleya, zam ieszana była w zabójstwo Ngo D inh Diema,
antykom unistycznego prezydenta W ietnam u, lecz jednocześnie „złego” katolika.
N a początku lat sześćdziesiątych antykom unizm stał się skutecznym narzędziem
uporania się z „katolickim problem em ”. Kiedy Stany Z jednoczone czynniej zaan
gażowały się w propagow anie kontroli urodzeń na całym świecie, Rzym powoli
doszedł do w niosku, że bardziej niż wrogów pow inien się obawiać przyjaciół.
W rezultacie W atykan zrezygnow ał z uczestnictw a w antykom unistycznej k ru
cjacie na rzecz Ostpolitik.
W róćm y jed n ak do Stanów Zjednoczonych: nadzieje katolików rozbudzo
ne w yrokiem z 1947 roku w sprawie Eversona pogrzebało w ydane rok później
orzeczenie w procesie M cCollum vs. School Board. A utorem jego uzasadnienia
był rów nież Hugo Black, tym razem jed n ak uznał, że w ykorzystanie budynków
szkół publicznych przez g ru p y w yznaniow e stanow i n aru szen ie zasady ro z
dzielenia K ościoła od państw a. W sw oich w sp o m n ien iach B lanshard chwali
Sąd Najwyższy i nazywa go „jedyną instytucją w W aszyngtonie, która podjęła
kwestię rozdziału państw a o d Kościoła”37. Blanshard zatem podziw iał Sąd i było
to uczucie odw zajem nione. H ugo Black był gorliw ym czytelnikiem jego książek,
a w swojej bibliotece m iał w yeksponow any egzem plarz Am erican Freedom and
Catholic Power. W roku 1957 syn Blacka napisał o ojcu: „M iał nieufny stosunek
do Kościoła katolickiego. Czytał wszystkie książki Paula Blansharda, ujawniające
nadużycia w ładzy w Kościele katolickim ”38. Hugo Black w spólnie z W illiam em
O. D ouglasem , który porzucił swoją pierw szą żonę m niej więcej w tym samym
czasie, kiedy ukazały się książki Kinseya i Blansharda, później zaś w iódł żywot
libertyna, by w końcu jako siedem dziesięciolatek ożenić się z osiem nastoletnią
kelnerką, stanowili intelektualne przyw ództw o w Sądzie Najwyższym za kadencji
430 R O Z D Z IA Ł 6.
przew odniczącego W arrena. Jak pisze Blanshard, sąd stał się w tedy politycznym
nośnikiem trzeciej rewolucji seksualnej, tej, której początkiem był - przynajm niej
z praw nego p u n k tu w idzenia - w yrok w sprawie R otha z roku 1957, kontynuacją
orzeczenie w procesie G risw old vs. C onnecticut wydane w 1965 roku znoszące
zakaz sprzedaży środków antykoncepcyjnych, a ukoronow aniem rozstrzygnię
cie w sprawie Rose vs. W ade z 1973 roku. D opełnienie rewolucji m iało miejsce rok
później, kiedy H enry Kissinger napisał NSSM 200 (N ational Security Study M e
m o randum ), d o kum ent D epartam en tu Stanu, który kontrolę globalnego wzrostu
populacji uczynił jednym z filarów polityki zagranicznej USA.
ROZDZIAŁ 7
BLOOMINGTON, INDIANA,
1950
dostęp do swoich poufnych archiw ów i dając do ręki broń, którą dyrektor FBI
m ógł wykorzystywać do szantażow ania swoich przeciw ników 3. Cokolwiek było
tego przyczyną, H oover w czasie, kiedy m ógł Kinseyowi zaszkodzić najbardziej,
niczego przeciw ko niem u nie uczynił.
Samo to jednak, że dał do zrozum ienia, iż m ógłby to zrobić, wystarczyło,
żeby ludzie z Fundacji Rockefellera zaczęli reagować wyjątkowo nerwowo. W e
aver zaprotestował, kiedy FR w 1946 weszła w biznes pornograficzny, przyznając
Kinseyowi pieniądze na zatru d n ien ie Trippa i D allenbacka oraz zakup kam er
i sprzętu potrzebnego do film owania ludzi podczas upraw iania seksu. Teraz ten
sam W eaver w roku 1950 ponow nie napisał do zarządu, przypom inając, że cztery
lata wcześniej powiedział, iż „z pełnym uzasadnieniem powiedzieć m ożna, że RF
opłaca ową kolekcję erotyki, a także działania bezpośrednio z nią powiązane”4.
O znajm ił zarządowi, że Fundacja Rockefellera jest zam ieszana w propagowanie
działalności przestępczej, teraz zaś FBI przygląda się Kinseyowi oraz jego badaniom .
W październiku 1950 roku, m niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy FBI
szykowało się do rozpracow ania Kinseya w B loom ington, południow a piękność,
niejaka Bettie Page, spacerow ała now ojorską plażą na C oney Island; zauważy
ła w tedy czarnego ciężarowca i spodobało się jej jego ciało. Uczucie to m usiało być
obopólne, poniew aż Jerry Tibbs, podnoszący ciężary policjant, który am atorsko
parał się także fotografią, zapytał Page, czy pracow ała już kiedyś jako m odelka.
Odpowiedziała, że nie, ale skwapliwość, z jaką przyjęła złożoną przez niego p ro p o
zycję robienia jej zdjęć, wskazywała, że nie m ów iła m u prawdy. Ponieważ zgodziła
się przyjść do jego studia, nie m iało to już większego znaczenia i Tibbs nie ciągnął
dłużej tego tem atu. Na dolnym M anhattanie było wtedy m nóstw o loftów, które
z pow odu powojennej recesji m ożna było tanio wynająć. W ojna przyniosła rów
nież inne zm iany i w Nowym Yorku zam ierzano się na nich dorobić. Podobnie jak
podczas wojny secesyjnej, która stworzyła okazję wykorzystywania seksualnych
ciągot żołnierzy i robienia na tym pieniędzy - co było pow odem wprowadzenia
przez prezydenta Lincolna pierwszych w historii kraju przepisów zakazujących nie
m oralnych zachowań - w czasie II wojny światowej rozkręcił się biznes polegający
na rozprow adzaniu i sprzedaw aniu am erykańskim żołnierzom w różnych rejonach
świata plakatów ze skąpo odzianym i „pin up girls” oraz hollywoodzkimi aktorkami.
Po zakończeniu wojny popyt na nie bynajm niej nie ustał, ale wzrósł, podsycany
przez zjawiska i w ydarzenia, których częścią był rap o rt Kinseya. Towarzyszył
tem u wzrost popytu na nagość. Początki lawiny pornografii, która zalała kraj w la
tach siedem dziesiątych, wyglądały skrom nie i różniły się od niej tak, jak źródła
A m azonki różnią się od jej ujścia, ale kierunek przyszłych zm ian został wytyczony
już wtedy. Problem em była bierność wobec tego rodzaju obsceniczności i niedo
strzeganie, jakie skutki będzie to m iało dla kultury. Im powszechniejsze stawało
się to zjawisko, tym m niej rozum iano, co w istocie oznacza.
W roku 1948, czyli m niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy Bettie Page roz
poczynała karierę najpopularniejszej „p in -u p girl” w N ow ym Jorku, R ichard
W eaver w Ideas Have Consequences napisał:
BLO O M IN G TO N , IN D IA N A , 1950 433
Zdjęcia Bettie Page, wedle późniejszych standardów bardzo niew inne, stano
wiły ważny w yznacznikow ej degradacji. Jedno z nich dotarło do rą k lrv in a Klawa,
człowieka, który zbił fortunę na sprzedaw aniu żołnierzom plakatów pin-up girls.
Klaw dostrzegł potencjał Page i rychło sam zaczął ją fotografować. Po wojnie wzrósł
popyt na to, co Klaw określał m ianem „D am sel-in-distress” („M łódka w n ied o
li”), czyli w izerunków związanych i zakneblow anych kobiet przeznaczonych dla
ludzi o upodobaniach sadom asochistycznych. W krótce zaczęła do nich pozować
także i Page. Klaw nie ukazyw ał nagości, ale czasy były, jakie były, „fotografów”
nie brakow ało i Bettie szybko zgodziła się także na robienie jej aktów. N iedługo
później zaczęła występować w film ach kręconych na ośm iom ilim etrow ej taśmie,
o tytułach w stylu Dziewczyna z dżungli przyw iązana do drzewa. Oglądając zdjęcia\
Page po pięćdziesięciu latach o d ich zrobienia, m ożna zapytać, o co ten cały hałas,
ale trzeba zdawać sobie sprawę, że najważniejszy jest tutaj fakt, iż człowiek w spół
cześnie oglądający te zdjęcia już nie odczuw a emocji, które w intencji ich twórców
m iały wywoływać. Pornografia jest zjawiskiem, które opiera się na ustaw icznym
przekraczaniu granic, a te, które obowiązywały w roku 1950, zostały przesunięte na
tyle daleko, że dziś nikt już nie dostrzega, gdzie przebiegały. Zobojętnienie stało się
głów nym politycznym problem em naszych czasów. Stało się również narzędziem ,
dzięki którem u nasi nadzorcy utrzym ują w ładzę polityczną.
Richard Foster, autor publikacji The Real Bettie Page, pisze o zjawisku zobo
jętnienia, ale nie podaje żadnego spójnego jego wyjaśnienia, ponieważ sam również
m u uległ. Nie zdając sobie spraw y z konsekw encji tego, co mówi, stwierdza, że „po
jakim ś czasie cała ta cielesność przestaje nas ekscytować”6. Foster pisze to z p o
zycji redaktora pism a dla dziewcząt, które zam ieściło zdjęcia Bettie, ale równie
dobrze m ógłby napisać te słowa, odnosząc je do k u ltu ry jako takiej. M ógłby także
odnieść je do sam ego siebie, ale najw ażniejsze jest tutaj to, że ludzie, którzy zobo
jętnieli, nigdy nie uświadam iają sobie przebiegu tego procesu. Zauważają po prostu,
że w izerunki, które kiedyś m iały n a nich potężną siłę oddziaływ ania, teraz są już
jej pozbaw ione. Szukają zatem kolejnej podniety, przekraczają następne granice,
434 R O Z D Z IA Ł 7.
łam ią kolejne tabu pojawiające się na ich drodze i po równi pochyłej własnej lubież-
ności podążają ku śmierci. Najwyżej postaw ieni przedstawiciele liberalnych władz
spowodowali, że w kulturze zaczęła funkcjonow ać bezprecedensow a w historii
ilość w izerunków , obrazów i film ów naruszających przyjęte n o rm y Uczynili
to w nadziei czerpania korzyści ze zniszczenia dotychczasowego porządku, ko n
centrując się na tym , aby ludzka alienacja przynosiła w ym ierne zyski finansowe,
tak jak to jest z pornografią. W yw ołano w ten sposób reakcję łańcuchow ą, ale nikt
chyba nie wie, w jaki sposób ją przerw ać. W rezultacie, kiedy niekontrolow ane
żądze biorą górę, ludzie popadają w obłęd albo dopuszczają się m orderstw .
Tak właśnie stało się w przypadku Bettie Page. O d osiem nastego roku prow a
dziła rozwiązłe życie. W szkole średniej była jed n ą z najlepszych uczennic w klasie
i zam ierzała zostać nauczycielką. W połow ie lat pięćdziesiątych, kiedy dobiegała
czterdziestki, zapadła na chorobę psychiczną. Nie była w stanie ukończyć żadnego
z w ielu kursów biblijnych, na które się zapisała i stanow iła zagrożenie dla życia
i zdrow ia ludzi ze swego otoczenia. Foster przytacza zwykłe w takich razach
freudow skie w ytłum aczenia tego faktu, w tym także najbardziej przekonujące -
zgodne z teorią uw iedzenia, którą Freud w swoim czasie jed n ak odrzucił - czyli
takie oto, że będąc dzieckiem , była seksualnie m olestow ana przez ojca. N ie sposób
pom niejszać traum y towarzyszącej takim dośw iadczeniom i dlatego w tym przy
padku należy przyjąć, że w raz z upływ em czasu jej znaczenie dla psychiki stawało
się coraz większe, co z kolei pozw ala przypuszczać, że trau m a ta funkcjonow ała
jako w spom nienie przesłonow e dla czegoś bardziej związanego z teraźniejszością,
a konkretnie, dla jej zachow ań seksualnych w dorosłym życiu.
0 ile skutki zachow ania um iarkow ania są kulturow o relatywne, konsekw en
cje lubieżności takie nie są. O statecznym i następstw am i rozwiązłości, zgodnie
z p o rząd k iem rzeczy, jest rozp ad osobow ości. Nasze „ja” konstytuują relacje
z innym i; rem edium na traum ę, której pow odem był w ystępek ojca, polegający
na złam aniu zasad owego porządku, m ógł być w yrozum iały i em patyczny mąż,
z którym Betty pozostaw ałaby w stałym , m onogam icznym związku - jej życie
potoczyło się jed n ak inaczej. Łatwe zarabianie pieniędzy za sesje fotograficzne
m usiało wiązać się z zaw ieraniem rów nie łatwych i błahych związków z m ężczy
znam i, w pewnej chwili jed n ak rzeczywistość psychiczna doszła do głosu, a kiedy
to się stało, nam iętności sw obodnie w ytw orzone przez „ja” zaczęły dom inow ać,
a ona nie była już w stanie ich kontrolow ać.
1 sierpnia 1951 roku E.E. Cox z Georgii oznajm ił w Izbie Reprezentantów,
że „zgłosił rezolucję w sprawie pow ołania specjalnej kom isji dla przeprow adze
nia wnikliwego i całościowego śledztw a oraz spraw dzenia fundacji oświatowych
i dobroczynnych, a także innych podobnych organizacji zwolnionych od opłacania
podatków federalnych”7. Przechodząc do konkretów , Cox przytoczył przypadek
„m urzyńskiego poety L angstona H ughesa”, niegdyś protegow anego C arla Van
Vechtena i jednego z przedstaw icieli H arlem skiego Renesansu, którego m otorem
napędow ym była chorobliw a fascynacja białych życiem seksualnym czarnych
m ieszkańców H arlem u. Cox poinform ow ał deputow anych, że H ughes jest auto
BLO O M IN G TO N , IN D IA N A , 1950 435
rem wiersza Żegnaj Chrystusie, w którym zw raca się do Jezusa słowami: „Spadaj
stąd teraz/Z rób m iejsce dla now ego faceta bez żadnej religii/Prawdziwego faceta
o nazw isku/M arks K om unista Lenin C hłop Stalin R obotnik Ja”. O znajm ił też, że
o Hughesie „m ów i się ostatnio, iż jest «poetą-rezydentem » na subsydiow anym
przez Rockefellera Uniwersytecie w Chicago”. Co więcej, był też „beneficjentem
stypendium G uggenheim a w 1935 roku, a w latach 1931 i 1941 stypendiów fu n
dacji Rosenwalda”. Cox pytał, dlaczego fundacje firm ow ane nazw iskam i w iodą
cych kapitalistycznych rodów w kraju przydzielały dotacje kom unistom pokroju
Langstona H ughesa. Cox oskarżał o to zwłaszcza Fundację Rockefellera, „której
fundusze są w ykorzystyw ane dla finansow ania osób pryw atnych oraz organizacji
m ających na celu w prow adzenie k o m unizm u do szkół pryw atnych i publicznych,
szkalowanie A m eryki i w ychw alanie Rosji”. W ynika z tego, że Fundacja Rockefel
lera „ponosi część w iny za w pychanie chińskich profesorów i studentów w objęcia
kom unizm u w latach poprzedzających w ybuch czerw onej rewolucji w C hinach”8.
Cox resztę krótkiego czasu, jaki m u jeszcze pozostał do przeżycia, poświęcił
kierow aniu swoich uwag p o d niew łaściw ym adresem . Z anim w iersz H ughesa
zyskał sobie niezasłużoną sławę, jego auto r przestał już być kom unistą. W istocie
nigdy nie był n ikim więcej, jak tylko zwykłym oportunistą. Szukając wsparcia
u ludzi bogatych i wpływowych - czy była to pani Van de Vere, która telepatycz
nie nawiązywała kontakt z jego afrykańską duszą, czy kom uniści, którzy w latach
trzydziestych hołubili m urzyńskich pisarzy - H ughes zawsze m ów ił im to, co p ra
gnęli usłyszeć. Skoncentrow anie się na kom unizm ie przysłoniło też inkw izytorom
z Kongresu, w tym także Coxowi, to, co w istocie działo się w fundacjach, które
niewątpliwie angażowały się w działalność wywrotową, nie w taki jed n ak sposób,
jak Cox to sobie wyobrażał. Najw ażniejszym brakiem i ułom nością dochodzeń
prow adzonych przez Coxa, a później przez Reecea, był niedostatek wyobraźni.
Jeden i drugi nie byli po pro stu w stanie dopuścić do siebie myśli o istnieniu
spisku innego niż kom unistyczny To, że najbogatsze am erykańskie rody w imię
u trzym ania etnicznej hegem onii zaangażow ały się na rzecz seksualnego przew ro
tu, wykraczało poza zdolności pojm ow ania Coxa. N iedługo później Cox zmarł.
Sytuacja uległa względnej popraw ie, kiedy na scenę w kroczył jego następca, C ar
roll Reece z Tennessee, ale Kom isja Reecea trw ała w identycznym ideologicznym
zaślepieniu. Jeżeli w kraju dokonyw ał się przew rót, niechybnie m usieli za tym stać
kom uniści. Coxowi i Komisji Reecea brakow ało nawet odpow iedniego słownictwa
dla określenia i opisania działalności wywrotowej, finansowanej przez fundacje.
W rezultacie ich ustalenia nieodw racalnie nabrały posm aku nieadekw atności i sta
ły się m ało w iarygodne w odbiorze. M edia dodatkow o ten aspekt wyolbrzymiły,
one zaś były z kolei w dużej m ierze opanow ane przez byłych pracow ników OSS,
którzy zatrudnili się w nich, żeby prow adzić w ojnę psychologiczną w ym ierzoną
przeciw ko niczego niepodejrzew ającym w spółobyw atelom .
Ponieważ członkowie komisji Coxa i Reecea nie znali słownictwa opisującego
seksualną kontrolę, żadnej z nich nie udało się nazwać ani opisać przew rotu, k tó
ry wówczas się dokonywał. Kom isja Reecea pow ołała się na dow ody zebrane przez
436 R O Z D Z IA Ł 7.
swoją poprzedniczkę, czyli Komisję Coxa, świadczące o tym, „że powstał, sterowany
przez Moskwę, konkretny spisek m ający na celu przeniknięcie do am erykańskich
fundacji i wykorzystanie ich środków dla finansow ania kom unistycznej p ropa
gandy oraz pow iększania kom unistycznych wpływów w naszym społeczeństwie”.
Stwierdziła również, że udow odnione jest, iż „spisek ten do pewnego stopnia się
pow iódł”9. Skoncentrow anie się na kom unistycznym spisku sprawiło, że fundacje
m ogły „zejść z celownika” i uniknąć odpow iedzialności, poniew aż wywołano w ra
żenie, że były ofiarą obcych wpływów, podczas gdy w rzeczywistości realizowały po
prostu cele konkretnej warstwy społecznej, skrytego ethnosu, który pozostawał poza
polem w idzenia śledczych. Komisja Reecea stw ierdziła nawet w pew nym miejscu,
że zarząd Fundacji Rockefellera „nie był w pełni świadomy tego, co się dzieje”10.
Innym i słowy, Fundacja Rockefellera nie m iała pojęcia, na co są wydawane jej
pieniądze. „Podobnie jak inni pow iernicy tak rozbudow anych fundacji, większość
decyzji pozostaw iali swoim pracow nikom , funkcjonariuszom fundacji”11. O ile
argum entację taką w ogóle m ożna zastosować w odniesieniu do innych bogatych
am erykańskich rodów, z pew nością jest ona zupełnie bezpodstaw na w przypad
ku rodziny Rockefellerów, której członek, John D. Rockefeller III sprawie eugenicz-
nej kontroli populacji poświęcił całe swoje życie i przez czterdzieści kolejnych lat
ze skrupulatnością m enadżera niższego szczebla zarządzał funduszam i rodzinnym i
oraz środkam i własnymi za pośrednictw em organizacji Population Council. A rgu
m entacja ta m iałaby pew ne podstaw y w przypadku rockefellerowskich dotacji dla
Institute for Pacific Relations, ale na pew no nie w odniesieniu do pieniędzy, które
otrzym ał Kinsey. Jak wiadom o, Kinsey nie był kom unistą, a Fundacja Rockefellera
z pełną świadom ością udzielała m u w sparcia finansowego - doskonale wiedząc
także i o tym, że dopuszcza się czynów przestępczych - poniew aż dane i inform acje
pozyskiwane przez Kinseya były pom ocne w wojnie etnicznej, jaką ludzie ci to
czyli ze swoimi przeciw nikam i. Z tego samego pow odu dotowali także organizację
Planned Parenthood. W ywrotowcom z fundacji daleko było do św iatopoglądu ko
munistycznego - stali na przeciwległym krańcu politycznego spektrum . Reprezen
towali rządzącą warstwę plutokratów, którzy dążyli do obalenia dem okratycznych
instytucji, poniew aż rozum ieli, że w dem okracji w ładza polityczna jest pochodną
demograficznej liczebności - która w ich przypadku, za sprawą antykoncepcji oraz
eugeniki, ulegała gw ałtow nem u zm niejszeniu. Ludzie ci mieli świadom ość, że pod
tym względem są stroną przegrywającą.
Jeżeli pow iernicy Fundacji Rockefellera nie m ieli św iadom ości, co dzieje się
na zebraniach zarządu, kres tego nadszedł 2 października 1951 roku, kiedy F un
dacja otrzym ała list od Coxa, wzywający do udostępnienia jej akt dla państwowej
kontroli12. Każdy z członków zarządu, który wcześniej przestrzegał, że poczynania
Kinseya m ogą w pędzić Fundację w kłopoty, m ógł teraz powiedzieć: „A nie m ó
wiłem ?”. Fundacja, której nade wszystko zależało na działaniu w cieniu, została
ustaw iona w pełnym świetle reflektorów przesłuchań w Kongresie i w ystaw iona
na w idok publiczny. Nieco p o n ad dw a tygodnie później, 18 października, o d p o
w iedziano na list Coxa, że „Fundacja Rockefellera nigdy nie przyznała żadnych
BLO O M IN G TO N , IN D IA N A , 1950 437
dotacji ani p anu Hughesowi, ani jego pracom ”13. 31 października D ean Rusk n a
pisał do Coxa, prosząc go o zwłokę i wyjaśniając, że w czterdziestoletniej historii
Fundacji Rockefellera udzieliła o n a grantów na łączną kwotę p o n ad czterystu
siedem dziesięciu m ilionów dolarów, a szczegółowe sprawdzenie, w jaki sposób
zostały one wydatkow ane, w ym aga wnikliwej kontroli księgowej.
D nia 4 kw ietnia 1951 roku, kiedy zebrał się zarząd Fundacji Rockefellera,
oficjalne pism o od Coxa było jeszcze sprawą przyszłości i m iało nadejść dopiero
za p ó ł roku, ale w sprawie tej wszystko zostało już zważone, policzone i rozdzielone,
a działalność Kinseya spotkała się ze zdecydow anym sprzeciwem. Ż aden spośród
now ych członków zarządu nie przekazał wcześniej Kinseyowi relacji na tem at
swojego życia seksualnego i to w łaśnie ci ludzie, którym przew odził John Foster
Dulles, postaw ili sprawę na o strzu noża. O statecznie stanow isko A lana Gregga
przeważyło, nie tyle z pow odów m erytorycznych, ile z racji jego wieku i szacunku,
jakim się cieszył. D otacje dla Kinseya uchw alono stosunkiem głosów dziewięć do
siedm iu, ten ostatni jed n ak na pew no uśw iadom ił sobie, że jeśli wziąć po d uwagę
tak niewielką przewagę, jego dni w Fundacji są policzone. W gru d n iu 1951 roku,
krótko po tym , jak Komisja Coxa skontaktow ała się z fundacją, ASA wydała n e
gatyw ną ocenę praw idłow ości bad ań statystycznych zam ieszczonych w raporcie
Kinseya, a C o rn er starał się jakoś ratow ać sytuację, twierdząc, że statystyki w ba
daniach Kinseya nie mają większego znaczenia, podczas gdy w istocie całe badania
n a nich właśnie się opierały. Skoro R aport Kinseya nie odzw ierciedlał dokładnie
zachowań seksualnych przeciętnych Amerykanów, był całkowicie bezwartościowy.
Inaczej mówiąc, ASA, wbrew inspirow anym przez fundację ocenom , oznajm iło po
prostu, że R aport Kinseya jest ta k obciążony błędam i, że nie m a żadnej wartości.
Szefowie Fundacji Rockefellera, m im o że zaniepokojeni kwestią Kinseya,
nie zam ierzali jed n ak zm ieniać swej długofalowej strategii w ykorzystywania sek
su jako narzędzia kontroli tylko dlatego, że dane statystyczne przytaczane przez
Kinseya nie były popraw ne. Z am iast odrzucić jego badania, Fundacja Rockefel
lera skoncentrow ała się teraz na działaniach w obszarze praw a, tw orząc nowe
organizacje m ające lobbow ać za zm ianam i praw a karnego w oparciu o ustalenia,
0 których fundacja w iedziała, że są oszustw em . Począwszy od roku 1950, Funda
cja Rockefellera dotow ała A m erican Law Institute, w spom agając i nagłaśniając
jego projekt w zorcowego kodeksu karnego. M anfred S. G uttm acher, brat Alana
G uttm achera, który objął stanow isko prezesa organizacji Planned P arenthood
1 w związku z tym w iedział od w ew nątrz, co tam się dzieje, w spom niał, że dąże
niem Rockefellerów była zm iana przepisów praw a krajowego, zwłaszcza zaś tych
jego zapisów, które odnosiły się do w ykroczeń seksualnych; stanow iło to część ich
długofalowej strategii. W wydanej w 1968 roku książce zatytułowanej The Role
o f Psychiatry and. the Law G uttm acher napisał, że:
ale w ow ym czasie d r A lan Gregg, człow iek wielkiej m ądrości, d o rad ził Fundacji,
aby w strzym ać się z tym , gdyż n au k i społeczne osiągną niedługo poziom , dzięki
k tó rem u będą m ogły og ro m n ie się tem u przysłużyć. N ajw idoczniej In sty tu t d o
szedł do w niosku, że czas ten ju ż n a d szed ł14.
że p raw o ... przyjm uje w adliw e psychologiczne założenia, takie jak „wolna wola”
lub przekonanie, że k ara m a w artość odstraszającą; przynależą one d o kategorii
psychologicznych, które są tyleż sztuczne, co starośw ieckie, w ykorzystując pojęcia
takie jak „prem edytacja”, „afekt”, „wola”, „niepoczytalność”, „zam iar” ; i naw et kiedy
dopuszcza jako dow ód św iadectw a ekspertów psychiatrów , n a przykład w kwestii
odpow iedzialności, staw ia pytania, któ ry ch naukow iec nie m oże uznać za sensow
ne i trafne ani odpow iedzieć n a n ie w kategoriach naukow ych; w k o ń cu zaś z tego
BLO O M IN G TO N , IN D IA N A , 1950 439
pow odu, że chociaż funkcją praw a m a być kontrolow anie określonych zachow ań,
o drzuca ono albo nie w p ełn i korzysta z pom ocy, któ rą zapew nić m u m oże n o w o
czesna n a u k a 1'.
Zjednoczonych i pozbyć się Eisenhow era, oraz tych, którzy dążyli do usunięcia
Roberta H itchinsa, rektora U niw ersytetu Chicago”. M im o poparcia ze strony całej
czwartej władzy, Fundacja Rockefellera „była dosyć zaniepokojona”22.
20 sierpnia 1953 roku ukazał się raport Kinseya dotyczący kobiet i wraz z jego
opublikow aniem jego autor znalazł się u szczytu sławy. 24 sierpnia 1953 roku na
okładce „T im eu” ukazało się podretuszow ane zdjęcie Kinseya, na którym próżno
by szukać w idocznych na innych jego fotografiach z tam tego okresu wyraźnych
oznak choroby będącej konsekwencją wyjątkowo rozpustnego życia. W tym samym
num erze znalazł się także pośw ięcony jego osobie artykuł, który przedstaw iał go
jako oddanego swej pracy naukow ca oraz prawego, w iernego rodzinie dom atora.
M im o to jednak recepcja tom u poświęconego kobietom nie była równie przychylna
jak ta, z którą spotkał się raport na tem at mężczyzn. Po części niewątpliwie dlatego,
że wybijała się w nim w yraźna hom oseksualna niechęć do kobiet. W odczuciu
Kinseya, kobiety były w istocie „oziębłymi seksualnie moralistkam i, dobrow olnym i
narzędziam i społecznej kontroli”23. Bill D allenback, fotograf Kinseya, uważał, że
tom pośw ięcony kobietom jest typow ym przykładem „nienaw istnego stosunku do
kobiet”, „z n a tu ry ” właściwego hom oseksualistom 24. Stosunek Kinseya do kwestii
m olestowania dzieci również zaczął wywoływać kontrowersje: „Gdyby dziecko nie
było kulturow o uw arunkow ane, wątpliwe, czy oferty seksualne stanowiłyby dla
niego pow ód do niepokoju”25. W ielki naukow iec doszedł do w niosku, że kobiety
i mężczyźni „zdecydow anie do siebie nie pasują”26. To również daje do myśle
nia w sprawie jego seksualnych skłonności. G dyby Kinsey poszedł za ich głosem,
tom o kobietach nigdy by nie pow stał. Zam iast tego po raporcie pośw ięconym
m ężczyznom napisałby książkę o hom oseksualizm ie, gdyż ten tem at był znacznie
bliższy jego sercu. W ciągu dw óch pierw szych tygodni od ukazania się raportu
0 kobietach zawarł um ow ę z hom oseksualną organizacją M attachine Society na
grom adzenie relacji opisujących życie seksualne jej członków.
O d tej chwili jed n ak świat Kinseya zaczął się walić. Po kilku m iesiącach
od ukazania się jego zdjęcia na okładce m agazynu „Time” Komisja Reecea w m arcu
1954 oznajm iła w yraźnie, że zam ierza wezwać go na przesłuchanie. Stwierdzi
ła rów nież, że chce przesłuchać tych, którzy wspierali go finansowo, to zaś ozna
czało, że dotyczy to także Rockefellerów, którzy wedle dokum entacji zarządu ich
fundacji doskonale zdawali sobie sprawę, że uczestniczyli w działalności przestęp
czej. 10 m aja 1954 roku Komisja Reecea rozpoczęła przesłuchania w Kongresie.
O pinia publiczna odczytała to jako sygnał, że Rockefellerowie są kom unistam i
1 uznała to za całkowicie niew iarygodne. O prócz tego, w skutek pechow ego dla
kom isji zbiegu okoliczności doszło wówczas do długiej serii ważkich w ydarzeń,
które odw róciły społeczną uwagę o d przebiegu jej prac. Należały do nich prze
słuchania przed kom isja M cC arthy ego, które trw ały w tym sam ym czasie, sprawa
Brown vs. Rada Szkolna w Topeka i w yrok Sądu Najwyższego w kwestii desegregacji
oraz upadek tw ierdzy D ien Bien P hu we francuskich Indochinach. D odajm y do
tego wrogie nastawienie prasy do wszystkiego, co członkowie Komisji Reecea mieli
do przekazania, oraz skłonność m ediów do uciekania od wszystkiego, co naprawdę
BLO O M IN G TO N , IN D IA N A , 1950 447
istotne, a okaże się, że zainteresow anie seksualnym przew rotem oraz seksualną
kontrolą zachow ań było praktycznie żadne. M im o ideologicznych ograniczeń
antykom unistycznej krucjaty, o d których Reece także się nie wyzwolił, jego rozu
m ienie przew rotu było głębsze i bardziej wnikliwe niż Coxa, dostrzegał bowiem, że
nie oznacza on natychm iastow ej rew olucji, ale sprzyjanie ten d en cjo m , które p o
przez zepsucie i alienację n ieu ch ro n n ie prow adzą do niszczenia zasad. We w spół
czesnym społeczeństw ie przew ró t to nie gw ałtowny, niszczycielski w ybuch, lecz
stopniow e podkopyw anie fu n d am en tó w p rzek o n ań i o dchodzenie o d n ic h ... Jeśli
przyjąć now oczesne znaczenie słow a „przew rót”, nie będzie przesadą tw ierdzenie,
że w obszarze n au k społecznych wiele w ażnych projektów badaw czych najhojniej
sponsorow anych przez fundacje, m a w yw rotow y ch arak ter27.
Słabością C arrolla Reecea była niem ożność wyjaśnienia, kim są „oni” oraz
jakie m ają poglądy i dlatego w szystko k ład ł na karb k om unizm u, posuw ając
się w tym na tyle daleko, iż całkiem pow ażnie tw ierdził, że kom uniści ze Związku
Radzieckiego bez jej w iedzy infiltrow ali Fundację Rockefellera. M im o to w padł
n a tro p czarnych charakterów i dostrzegł ich działalność, choć nie potrafił odkryć
zamiarów, k tórym i się kierowali, ani przekonać Kongres i opinię publiczną, żeby
cokolwiek w tej sprawie uczynić. R ozum iał także, że istotnym problem em było
bogactw o będące w ich posiadaniu. Reece porów nał fundacje do zakonu tem pla
riuszy i przychylnie w yrażał się o papieskiej decyzji obalenia jego potęgi. Przywo
ływał też w erdykt sędziego Brandeisa w sprawie w zrostu ich skoncentrow anej siły
ekonom icznej i cytow ał jego stw ierdzenie, że fundacje są „państw em w państwie
i to na tyle potężnym , że istniejące zwykłe siły społeczne i gospodarcze są niew y
starczające, żeby sobie z nim i poradzić”. Poniew aż dysponow ały m ajątkiem p a ń
stwowym, a jednocześnie nie podlegały zarządzaniu publicznem u, fundacje mogły
funkcjonow ać niczym „kapitał inwestycyjny” lokow any w w ywrotowe koncepcje
i nie podlegać kontroli ani restrykcjom ze strony państw a. Kapitał ów m iał także
istotny wpływ na zm iany społeczne. Reece, jako koronny tego przykład przytacza
dane dotyczące dotacji, jakie Rockefellerowie przyznali Kinseyowi:
pojaw iło się w ezw anie skierow ane do w ładz uczelni, aby p odjęły stosow ne działa
n ia um ożliw iające stu d en to m rozładow yw anie p o p ę d u seksualnego zgodnie z „ n a
ukow ym i faktam i” ustalonym i w tej p racy32.
Hobbs odniósł się także do w ątku dotyczącego m olestow ania dzieci, sprawy
kom pletnie pom iniętej przez m edia, gdy w roku 1948 ukazał się pierw szy tom
R aportu dotyczący zachow ań seksualnych mężczyzn:
Rychło stało się jasne, że ludzie bardzo bogaci będą niezadow oleni, jeżeli śledz
tw o [Reecea] posunie się zbyt daleko, a „najbardziej cenione” gazety w kraju, blisko
pow iązane z ow ym i bogaczam i, w zw iązku z w yboram i oraz d o tacjam i n a k am p a
nię w yborczą, nie zainteresują się jego ustaleniam i i nie uznają ich za w arte publicz
nego upow szechnienia38.
oraz ew identnie stym ulujące seksualnie treści uspraw iedliw iono w artościam i
społecznie pozytyw nym i, a to za spraw ą kilkakrotnie pow tórzonych naw iązań do
życia M artina Luthera Kinga; nigdzie nie w yjaśniono jednak, czy i dlaczego m ogło
to m ieć jakikolw iek związek ze szw edzkim i bohateram i filmu.
W roku 1957, kiedy w ydano orzeczenie w sprawie Rotha, ruch praw obywa
telskich stał się kw intesencją liberalnego sposobu pojm ow ania „realizow ania w ar
tości społecznych”. Nic więc dziwnego, że przedsiębiorczy Szwedzi włączyli je do
jednego z w yprodukow anych przez siebie filmów pornograficznych, aby nie ścigało
ich prawo. W 1957 roku ruch praw obywatelskich, wykorzystując czarnych jako
paradygm at seksualnego wyzwolenia, odziedziczony w spadku po H arlem skim
Renesansie z lat dw udziestych, był na najlepszej drodze do stania się najw ażniej
szym narzędziem szerzenia w kraju m oralnej destabilizacji. Białym w spólnotom
kościelnym , zwłaszcza tym z południow ej części USA, odm aw iano m oralnej w ia
rygodności z pow odu popierania przez nie segregacji rasowej; był to początek w y
korzeniania i rugow ania wszelkich postaw i zachow ań, które finansow ani przez
fundacje socjotechnicy uznali za niepożądane i godne potępienia. Co oczywiste,
zaliczyli oni do nich rów nież chrześcijańskie zakazy i nakazy odnoszące się do
życia seksualnego. O ile ruch praw obywatelskich uznam y za węższy koniec klina
podw ażającego i dew aluującego m oralność, o tyle jego drugim i szerszym ko ń
cem była rewolucja seksualna. To, czego początkiem była troska o losy czarnych,
ewoluowało i przerodziło się w odrzucenie seksualnej m oralności.
F u n d a c jo m dla w sp ie ra n ia ich w yw rotow ej d z iałaln o ści nie byli p o
trzebni kom uniści; ich zaangażow anie się w socjotechniczne m anipulacje nie
było ciosem w ym ierzonym w protestanckie związki w yznaniow e, jako że one
sam e, w brew własnej nauce i tradycji, stały się ich aktyw nym i uczestnikam i.
0 swoim ojcu, wielebnym R obercie W. Spikeu, członku prestiżowego protestanc
kiego stowarzyszenia Światowej Rady Kościołów odpow iedzialnego za głoszenie
1 prom ow anie zgodnej koegzystencji ras, Paul Spike powiedział: „ojciec um acniał
m n ie w byciu b u n to w n ik ie m ...W jego oczach praw a obywatelskie były tylko
jednym z fragm entów wielkiej, społecznej, technologicznej, seksualnej oraz m o
ralnej rew olucji”10. Spike snuje naw et domysły, że jego ojciec „praw dopodobnie
p o d pew nym i w zględam i chciał być” taki, jak o n 11. A na czym to polegało? Spike
m łodszy pow iada nam : „m oim i ulubionym i są pisarze z n u rtu beatników ”. I dalej:
„M am specjalną półkę ze zbiorem ich dzieł. Kerouac, G insberg, C orso”12. Białą
kulturą, którą za pośrednictw em ojca przejął Paul Spike, był zsekularyzowany
protestantyzm . Jego u p adek dokonał się nie tyle za spraw ą ludzi spoza tego kręgu,
lecz protestanckich duchow nych, którzy przestali wierzyć w przesłanie i naukę re
prezentow anych przez siebie Kościołów. D o tej grupy duchow nych zaliczali się
ludzie pokroju Spikea oraz Paula Tillicha, którego żona relacjonowała ich wypady
do Smali Pardise w Flarlemie, gdzie ona i jej m ąż, czcigodny protestancki teolog,
oglądali pokazy erotyczne z udziałem przedstaw icieli różnych ras. Dla nich „czar-
ność” oznaczała nie tyle obalenie chrześcijańskiej m oralności - choć to z pewnością
także - lecz jego m oralne uspraw iedliw ienie w im ię spraw iedliwości społecznej
450 R O ZD ZIA Ł 8.
dla M urzynów. Ze w spom nień Paula Spikea jasno w ynika jednak, że w środow i
sku artystycznej i intelektualnej aw angardy m odernistyczna koncepcja M urzyna
jako paradygm atu seksualnego w yzw olenia utorow ała drogę akceptacji dla ruchu
obrony praw obywatelskich. „Mój ojciec” - pisze Paul Spike - „faktycznie znał
Ginsberga, C orso oraz innych wczesnych beatników ”13. Spike starszy poznał ich,
kiedy był pastorem kościoła Judson M em orial; funkcję tę pełnił od końca lat
czterdziestych do roku 1955. Jego posługa duszpasterska w śród przedstawicieli
bohem y Greenw ich Village przebiegała, jeśli tak to m ożna określić, „dw utorow o”,
zam iast bow iem przybliżać ich C hrystusow i, Spike przystał do nich i sam zaczął
głosić „teologię bohem y”. W edle św iadectw a jego syna, R obert W. Spike prze
szedł w Judson przem ianę „z konserw atyw nego baptysty na m odernistycznego
pioniera na bezdrożach pow ojennego am erykańskiego społeczeństw a... Stając
się rew olucjonistą, został buntow nikiem . Był jednym z najbardziej radykalnych
duchow nych w am erykańskim Kościele”14. „Jest bardziej niż ktokolw iek inny ty
pow ym przedstaw icielem lat sześćdziesiątych”. Spike m łodszy w spom ina rok 1963
i waszyngtoński m arsz ruch u obrony praw obywatelskich, nazywając je „jednym
z największych w ydarzeń w swoim życiu”. Jego ojciec m iał wówczas powiedzieć:
„po raz pierw szy w mojej posłudze duchow nego m iałem poczucie, że Kościół jest
tam , gdzie jego miejsce, na sam ym środku ulicy. Było to eschatologiczne przeży
cie, którego dośw iadczałem przez cały ten dzień”15. „M am nadzieję, że wiesz, że
m asz wspaniałego ojca” - te słowa Spike ju n io r usłyszał od Floyda McKissicka,
szefa CORE* - „twój ojciec jest wielkim człowiekiem. Gdyby nie on, prawie nikogo
z obecnych tu białych nie byłoby dziś na tym m arszu”16.
Należałoby jed n ak spytać, w im ię poparcia jakiego postrzegania M urzyna
m aszerow ali obaj Spikeowie. Jak utrzym uje Paul Spike, ich w yobrażenie było wy
padkow ą poglądów i idei żywych w Greenwich Village pod koniec lat czterdziestych
XX wieku. R obert zaczerpnął je bezpośrednio o d beatników, Paul za pośrednic
tw em dzieł Ginsberga, K erouaca i innych oraz z trzeciej ręki, za pośrednictw em
tekstów Boba Dylana. („Tej w iosny słucham wyłącznie Dylana” - napisał Spike
na początku 1965 roku). A sam Dylan? „Początkowo inspirow ali m nie Ginsberg
i Kerouac” - stwierdził artysta17. Z anim Kerouac dowiedział się, kim jest Bob Dylan,
był już nazbyt chory, żeby się nim interesow ać i skrytykować jako „jeszcze jednego
pieprzonego ludow ego śpiewaka”18. Thom as M erton, który nieco lepiej zapoznał
się z jego twórczością, był p o d znacznie większym, pozytyw nym w rażeniem lu
dowego śpiewaka z H ibbing w M innesocie. Zauroczył się nim do tego stopnia,
że kiedy Jean M aritain, sławny francuski tom ista, przyjechał do G ethsem ane, aby
odw iedzić sławnego m nicha, M erton złożył m u n ad er wątpliwy hołd, puszczając
m u płytę D ylana Highway 61 Revisited, co M aritain przyjął z zakłopotaniem , o ile
nie irytacją. M ott pisze, że M erton starał się przedstaw ić D ylana jako am erykań
skiego François Villona, jed n ak raczej bez pow odzenia19.
Postaci M urzynów w pow ieści Kerouca W drodze są przedstaw ione w spo
sób będący w ypadkow ą wpływów rewolucji kulturalnej lat sześćdziesiątych n ie
m al w tym sam ym stopniu, jak m urzyńscy bohaterow ie H arriet Beecher Stowe
kreow ani byli przez nią p o d w pływ em idei abolicjonistów z poprzedniego stulecia.
Co ciekawsze, w powieści Kerouaca postaci M urzynów stanowią tylko tło. W drodze
opow iada po prostu o przygodach Sala i Deana (odpow iednio Jacka Kerouaca oraz
N eala Cassadyego), a jeżeli w opow ieści tej pojaw ia się jakiś czarny, to wyłącznie
jako funkcja jakiegoś ich zapotrzebow ania. Czarni byli depozytariuszam i wartości,
które Sal i D ean starają się im przypisywać. D ean przyznaje, że nie m a bladego p o
jęcia, co dzieje się w głowach M urzynów, których widuje, ale niewiedza ta jest tylko
czynnikiem potęgującym m echanizm projekcji. W czasie jednej z ich transkonty-
nentalnych wypraw, kiedy om al nie potrącili sędziwego M urzyna jadącego wozem
ciągniętym przez muły, Neal stw ierdza filozoficznie: „W tej głowie tłuką się myśli,
za które dałbym sobie uciąć ostatnią rękę, żeby je poznać. G dyby tak m óc zajrzeć
do tej głowy i dowiedzieć się, co też ten biedaczysko myśli o tegorocznej rzepie
i o szynce”20. Innym i słowy, C assady nie wie, co kołacze się w głowie napotkanego
przez nich M urzyna, a konkretniej, chodzi tu o to, że cokolwiek by sobie on nie
myślał, blaknie to w p orów naniu z tym , co m ożna by m u przypisać. Cassady był
jed n ą z najważniejszych postaci pow ojennej rewolucji kulturalnej w USA. Był
najbliższy koncepcji K erouaca mówiącej o białym człowieku urzeczywistniającym
„m urzyńskie” w artości. Po opublikow aniu W drodze (1957), C assady stał się
pierw ow zorem beatnika, później zaś jednym z pionierów ruchu hippisowskiego,
dołączył bow iem do Kena Keseya i razem z nim w yruszył w kolejną podróż przez
Stany Zjednoczone, tym razem w pom alow anym w psychodeliczne w zory auto
busie, z którego co jakiś czas w ychodził, żeby żonglować m łotkam i i rozdawać
ludziom LSD. Thom as Wolfe u p am iętn ił ten okres życia Cassadyego w swojej
książce The Electric Kool A id Acid Test
W innym fragm encie W drodze Sal i D ean „skum ali się na koniec z M urzy
nem im ieniem W alter”21. Trzej pijani mężczyźni w epchnęli się w środku nocy do
sypialni Waltera; w łóżku leżała jego żona. W przeciw ieństwie do żon Cassadyego
i m atki Kerouaca, połow ica W altera nie m iała nic przeciwko takiem u zachowaniu:
Z ona była jakieś piętnaście lat starsza o d W altera, najsym patyczniejsza kobieta
p o d słońcem . N astępnie m usieliśm y włączyć przedłużacz n a d jej łóżkiem , a w szyst
ko w uśm iechach. N ie zapytała naw et W altera o to, gdzie był, któ ra jest godzina,
o nic. W k o ńcu zainstalow aliśm y się w k u ch n i z ty m przedłużaczem ... Ż o n a W alte
ra nie przestaw ała się uśm iechać, kiedy pow tarzaliśm y cały ten w ariacki m anew r.
N ie odezw ała się ani słow em 22.
Już na ulicy D ean przedstaw ia ją jako w zór kobiety, której sam poszukuje, czyli,
innym i słowy, osoby, która nie będzie przeciw staw iała się ani krytykow ała jego
niedojrzałego braku odpow iedzialności.
- W idzisz, stary, to jest praw dziw a kobieta. A ni jednego cierpkiego słowa, ani
jednej skargi, żadnych fochów. Jej stary m oże w rócić o dow olnej p orze w środku
nocy, z kim tylko zechce, p o gadać sobie w kuchni, napić się piw a i wyjść też, kiedy
zechce. Taki dom to praw dziw a tw ierdza dla mężczyzny. I w skazał tę kam ienicę23.
Kerouac, p odobnie jak M erton, widzi, że w getcie pojawia się m nóstw o sek
sualnych patologii, że jest ono nękane plagą narkotyków oraz alkoholizm u, w prze
ciwieństwie jed n ak do tego drugiego, w łaśnie dlatego getto uważa za atrakcyjne.
Niegdysiejszym katolikom , Kerouacowi i C assadyem u, M urzyn dostarcza uspra
wiedliw ienia ich własnej seksualnej nieodpow iedzialności. To, że fantazjowanie
0 m urzyńskiej kobiecie jako osobie zawsze otw artej na spełnianie seksualnych
zachcianek pozostanie tylko w sferze niespełnienia, gdyż nie jest możliwe do re
alizacji, wydaje się w nioskiem oczyw istym i nieuchronnym . M im o to zostaje ono
poddane weryfikacji i swoistem u spraw dzianow i w powieści Kerouaca Podziemni,
która opow iada o jego rom ansie z zam boską M ardou Fox.
„Na Boga, m uszę zadać się z tą kobietką” - m ówi Kerouac, widząc Fox sie
dzącą na zderzaku sam ochodu zaparkow anego przed barem San Remo w G reen
wich Village. I dodaje znam ienne słowa: „m oże także dlatego, że jest M urzynką”.
Dla niego byłoby jed n a k lepiej, gdyby trzym ał się z dala od czarnych kobiet.
Tak jak wówczas, kiedy pew nego razu w D enver m urzyńska dziewczyna wzię
ła go om yłkowo za Joe. Kiedy bow iem dokonał seksualnego podboju i zdobył
M ardou Fox, pisze: „Budzę się... i w idzę obok siebie m urzyńską kobietę, śpiącą
z na w pół rozchylonym i wargami, niewielkie skrawki białej poduszki prześwięcają
m iędzy czarnym i w łosam i i czuję niem al w stręt, rozum iem , jaka ze m nie bestia,
że m am choćby cień tego rodzaju u czu cia... więc chce m i się natychm iast wyjść,
żeby «wrócić do pracy»”24.
W ten sposób seks z przedstaw icielką innej rasy nie okazuje się wcale nie
ziem skim przeżyciem , którego oczekiw ał Kerouac. Nie różni się od kontaktów
seksualnych z białym i kobietam i, a o tym , czy jest to akt nierządny, czy nie, de
cyduje stan cywilny partnerów . N ieziem skie dośw iadczenie, jakim m iał być seks
z M urzynkam i, konfrontuje ostatecznie K erouaca z tym i sam ym i odw iecznym i
zagadnieniam i zw iązanym i z m iłością, pośw ięceniem oraz odpow iedzialnością
za rodzinę, które tak bardzo odstręczały go, kiedy sypiał z białym i kobietam i.
Kerouac m usiał uczyć się na w łasnych błędach, żeby zrozum ieć, iż rasa w żaden
sposób nie wpływa na w ym iar m oralny stosunku seksualnego. Kategorie rasowe
nie m ogą zastąpić znacznie istotniejszych kategorii m oralnych, określających to,
co słuszne, i to, co występne. Seksualne w yuzdanie było źródłem poczucia winy
1odrazy, a odm ien n a rasa partn erk i i „rom antyzm ” getta z jego uciecham i i „czar-
nością” tylko w niew ielkim sto p n iu były w stanie złagodzić uczucia, których
doświadczył następnego ranka.
W A SZ Y N G T O N , D.C., 1957 453
„jako pó łk rw i M urzy n k a jesteś w pew nym sensie pierw szą kobietą, istotą k o
biecości, i dlatego jesteś najbardziej, najpierw otniej i najpełniej p ełn a czułości
i m acierzyńskości” — a teraz bolesne rozczarow anie i tow arzyszący m u utracony
am erykański nastrój: „Raj jest w Afryce”, d o d ałem kiedyś — w tym jed n ak m o
m encie odw racam się w swej urażonej nienaw iści i ta k drepczę z n ią p o Pricea, ile
kroć spostrzegam M eksykankę albo M urzynkę, m ów ię w d u ch u do sam ego siebie:
454 R O Z D Z IA Ł 8.
„kurew ki”, w szystkie są takie sam e, zawsze p róbują cię oszukać i okraść — przy
w ołując wszystkie m oje związki z nim i w przeszłości — M ardou, czując spływające
ze m nie fale nienaw iści, nie odzyw a się ani słow em 21’.
Raj jest być m oże w Afryce, oczywiste jest jednak, że ten konkretny rom ans
z konkretną M urzynką stanie się kolejnym Rajem U traconym . Percepied staje się
odrażający w oskarżeniach, które stawia i n ietru d n o dopatrzeć się w nich pew ne
go rodzaju rasizm u, będącego po prostu projekcją rozgoryczenia człowieka, który
odm ów ił podporządkow ania się praw u m oralnem u, teraz zaś nie potrafi zdobyć
się na skierow anie swojego potępienia tam , gdzie w inien to był uczynić. Rzeczą
ciekawą byłoby prześledzić, czy owe szybkie wycofanie się z krzyżow ania ras
m a swoje źródło w kulturze Południa (jak zdaje się sądzić Faulkner), to jednak
jest tem at na odrębną książkę. W przypadku Kerouaca C zarny Raj przeistoczył
się w długą podróż, której towarzyszyło głębokie poczucie winy, „szalona potrzeba
pójścia do dom u, neurotyczne lęki, kac, przerażenie”. Podziem ni są odzw iercie
dleniem tego, co w cyganerii uznaw ał za najbardziej odpychające, widząc w niej
„Klasę Gadaczy próbującą zracjonalizow ać swoje istnienie na podstaw ie, m oim
zdaniem prym ityw nego, niem al lubieżnego, nagrzanego m aterializm u”. W je d
nym z wielu m om entów otrzeźw ienia, które podkreślają jeszcze bardziej ogólny,
mętny, narkotyczny charakter prozy K erouaca, pisarz przyznaje ze sm utkiem :
„a teraz jeszcze odtrąciłeś m iłość m ałej kobietki, gdyż m iałeś akurat ochotę napić
się jeszcze jednego”27.
To, że jego rom ans z zam boską skończy się fiaskiem, nie m ogło być żadnym
zaskoczeniem , poniew aż w roku 1953 Kerouac m iał już za sobą kilka nieudanych
związków. W listopadzie 1950 roku p o zn ał Joan Haverty, atrakcyjną kobietę,
z którą po d wpływ em im pulsu ożenił się przed upływ em miesiąca. Joan praco
w ała w dom u handlow ym i czytywała powieści nadające się do w ykorzystania
jako scenariusze do filmów, a Jack oddaw ał się pisaniu. O trzym ał w łaśnie tysiąc
dolarów zaliczki na poczet swojej powieści The Town and the City, m arzył o ży
ciu, w którym będzie m ógł sie oddaw ać wyłącznie pisarstwu. Rzeczy jednak nie
potoczyły się zgodnie z jego oczekiw aniam i. W m aju 1951 roku R obert G iroux
odrzucił rękopis, który w ostatecznej wersji m iał stać się powieścią W drodze, i tego
sam ego m iesiąca Joan pow iadom iła go, że jest w ciąży. W strząs, jakim była dla
niego u trata pozycji jako pisarza oraz finansowego wsparcia, którego udzielała mu
żona, zbiegł się z koniecznością przyjęcia na siebie odpow iedzialności ojca rodziny
i zarabiania na chleb na norm alnej posadzie, a to było już dla niego nazbyt wiel
kim pośw ięceniem . Kerouac, co było dla niego typowe, po prostu w yprowadził
się w tedy z dom u. D ennis M cNally napisał, że „wizja ośm iogodzinnej niewolniczej
harów ki dla utrzym ania dziecka, przy jego stanie wrażliwości, to było dla niego
zbyt wiele”28. Z am iast poszukać pracy, Kerouac w olał zakwestionować swoje oj
costwo. W edług M cNallyego, „uznał, że to nie jego dziecko i wobec najbliższych
przyjaciół zdecydow anie w yparł się ojcostwa”29. Janet M ichele Kerouac urodziła
się 16 lutego 1952 roku. Kerouac nie przekazał na utrzym anie dziecka ani centa
W A SZYN G TO N , D.C., 1957 455
seksem, narkotykam i, alkoholem i pobrzm iew ającym w tle tego wszystkiego jaz
zem. Biali mogli tego dokonać, nie mieszając się z przedstawicielami innych ras, ale
czynnik rasow y w nosił rodzaj elem entu metafizycznego, który był im niezbędny
dla uspokajania nieczystego sum ienia. W pew nym m om encie Jack/Sal m ów i do
N eala/D eana, którego nazyw ał „jezuitą” i „m inistrantem ”: „Nie m ożesz tak p ło
dzić dzieci po całym kraju. Te biedne istoty będą później bezradne. M usisz dać
im w życiu szansę”12. Podobne do tej refleksje zostają jed nak szybko odrzucone;
Sal i D ean wędrują po kraju od jednego getta do kolejnego (gdzie niepraw ość zdaje
się nie być już piętnow ana) i podążają do Meksyku, gdzie z kolei odnosi się to do
zażywania narkotyków. W Lonesome Traveller (tytuł książki w ym ow nie oddaje
stan ducha jej autora) Kerouac napisał: „to odczuw anie życia przez fellachów,
nieprzem ijająca radość ludzi nieuw ikłanych w wielkie dylem aty cywilizacyjne
i kulturow e - znajdziesz to niem al wszędzie, w M aroku, całej A m eryce Łaciń
skiej, w Dakarze, w Kurdystanie”33.
W powieści W drodze Sal opisuje „jeżdżenie po całym świecie i docieranie do
miejsc, gdzie człowiek nareszcie poznaje sam siebie w śród indiańskich fellachów
tego świata, nieodzow ny tru d ludzi napraw dę pierw otnych, skamlącą ludzkość,
która ciągnie się w pasie rów nikow ym wokół brzucha świata”34. Kiedy Sal i Dean
docierają do Meksyku, wszystkie kwestie metafizyczne zostają sprowadzone do
kilku prostych pytań: „Hej, mały, m asz m a-ri-hu-anę?”35 - to na początek, później
zasięgną inform acji, jak daleko jest do najbliższego burdelu. Już w dom u publicz
nym Sal usiłuje „się oswobodzić, żeby się zająć ciem noskórą szesnastolatką, która
siedziała po drugiej stronie sali, w patrując się m arkotnie we własny pępek przez
otw ór w krótkiej koszulowej sukience”36. Kolorowa dziewczyna okazuje się jednak
dla niego nieosiągalna, m usi więc zadowolić się jedną z M eksykanek, która sym bo
licznie nie m a aż takiej wartości. W tle słychać muzykę seksualnej rewolucji, „rytm
m am bo to rytm konga znad Kongo, rzeki Afryki i całego świata; tak napraw dę jest
to rytm świata”37. D om publiczny to terminus ad quem tej powieści. Symbolizuje
aspiracje i dążenia jej głównych bohaterów; w istocie jest to koniec drogi; „dziwny raj
tysiąca i jednej nocy, który wreszcie znaleźliśm y przy końcu trudnej, jakże trudnej
drogi”. O feruje seks bez poczucia winy, gdyż przepojony jest ideą solidarności
ze światem uciskanych. Jest to seks oderw any od świadom ości społecznej, kultu
ry, „kwestii cywilizacyjnych”. Dzięki odpow iedniej dawce narkotyków, seksu oraz
głośnej m uzyki nieom al udaje się zagłuszyć głos sum ienia, nagle jednak wdziera
się w to dźwięk z rzeczywistego świata. Sal mówi, że „skądś dobiegł płacz tulonego
do snu niemowlaka, co m i przypom niało, że jestem w Meksyku, a nie w jakimś
pornograficznym, haszyszowym śnie na jawie w niebie”38. Płacz dziecka przypom ina
Salowi, że seks m im o wszystko m a jednak swoją wagę i konsekwencje, to zaś skłania
naszych bohaterów do ponow nego w yruszenia w drogę. Jedynym sposobem na
zagłuszenie praw dy jest wskoczyć do sam ochodu, podkręcić radio na fuli i skręcić
sobie kolejnego zawierającego opium jointa o wielkości cygara.
Jeżeli tak wygląda niebo, to w dużej m ierze przypom ina ono M urzyńskie
Niebo Carla Van V echtena opisane przez niego dwadzieścia lat wcześniej. D om
W A SZ Y N G T O N , D.C., 1957 457
w którym wystąpił „beatnik” M aynard G. Krebs. Jego postać, oprócz skąpej koziej
bródki i poobcinanych koszulek, cechow ał przem ożny w stręt do jakiejkolwiek
pracy. Film u na podstaw ie pow ieści W drodze nigdy nie nakręcono, m im o że
M ort Sahl był tym zainteresowany. Kerouac chciał, żeby rolę główną zagrał M arlon
Brando, ale zam iast tego całe przedsięw zięcie zredukow ano do nakręcenia serialu
Route 66, który spraw iał w rażenie rozbudow anej reklam y chevroleta corvette,
nie zaś historii w ypraw y w poszukiw aniu „radochy negatywów ”. Był opowieścią
o W anderlust z sam ochodem w roli głównej i na dodatek w ypranym z wszelkiej
postaci seksualnych natręctw, które uczyniły ją psychicznym im peratyw em . „The
Village Voice” w ychwalał W drodze jako „punkt zborny nieuchw ytnego ducha
b u n tu tych czasów”40. Filozoficzny w ym iar owej transform acji najlepiej chyba
ukazał N orm an Mailer. W eseju Biały M urzyn, który ukazał się rów nież w roku
1957, zdem entow ał większość n ieporozum ień i przekłam ań stw orzonych wokół
beatu przez kulturę m asow ą, tw ierdząc, że „wzorcem h ipstera jest M urzyn”41.
A żeby czytelnik nie myślał, że m ów i o jakim ś konkretnym M urzynie, wyjaśnił,
iż on sam i jego pokolenie hipsterów za szczególnie pociągające uważają obyczaje
seksualne istniejące w getcie.
W połow ie lat pięćdziesiątych, w raz ze śm iercią Stalina i odrzuceniu jego
spuścizny przez Chruszczow a, kiedy pow oli zaczęły wychodzić na jaw dow ody
popełnionych przez Stalina m asow ych zbrodni, kom unizm utracił swą dotych
czasową pozycję, jaką m iał w kręgach zachodnich intelektualistów. Jednak to, co
stanowiło genezę jego sukcesu - a więc b u n t przeciw Bogu oraz ładowi m oralnem u,
przed w ybuchem I wojny światowej wypisany na sztandarach pierwszego pokolenia
m odernistów - nadal było żywe i, co więcej, rozkw itało jak nigdy dotąd. W roku
1917 dążenie do rewolucji seksualnej utorow ało drogę dla akceptacji k o m u n i
zm u w środow isku am erykańskich radykałów, teraz zaś pragnienie to stało się
jeszcze silniejsze. W yzwolenie seksualne, przed I w ojną światową będące przyw i
lejem nielicznych, po II w ojnie światowej stało się obsesją nadzwyczaj wielu ludzi.
Kiedy zaś bolszewizm przestał być m o torem lewicy, obiektem jej zainteresow ania
stał się M urzyn postrzegany jako paradygm at now o w yzw olonego człowieka,
z tym że wyzwolenie to m iało bardziej seksualny niż ekonom iczny charakter.
M urzyńskie getto zaczęło oddziaływ ać na resztę społeczeństwa za pośrednictw em
muzyki, ale najbardziej pociągający w n im był rozpad życia rodzinnego, który je
charakteryzow ał. W edług N orm ana Mailera:
obecność hipstera jako filozofii żywej w subśw iatach am erykańskiego życia zapew ne
m a swoje źródło w jazzie i jego gw ałtow nym w kroczeniu do kultury, w subtelnym ,
ale głębokim w pływie, jaki w yw arł n a b ra k w iary pokolenia aw angardy... w sp o
łecznie jed n o ro d n e koncepcje m onogam ii, trw ałej rodziny oraz zbożnego życia
erotycznego42.
Mailer, który pisał to w roku 1957, skutecznie zanegował tym sam ym prawo
utożsam iania się z w łasną rasą każdem u M urzynow i, który pragnął prowadzić
życie zgodne z nakazam i m oralności w pełnej, nierozbitej rodzinie, w niesam o
w ity wręcz sposób antycypując to, co m iało wydarzyć się trzydzieści lat później,
kiedy NAACP identyczną m etodą próbow ała zdyskredytować sędziego Clarencea
Thom asa. Sednem tej spraw y jest kwestia winy. W edług M ailera, „M urzyn został
zm uszony (kursywa E.M. Jones) do eksploracji wszystkich tych m oralnych pustko
wi cywilizowanego życia, które autom atycznie potępia się jako naruszające prawo,
złe, jako przejaw niedojrzałości, patologii, autodestrukcji albo zdepraw ow ania”44.
Poniew aż M urzyna zm uszono do tego, co M ailer i in n i chcieli czynić z własnej
i nieprzym uszonej woli, był on w olny od winy. Był ofiarą rasizmu. Stając się je d
nak ofiarą społecznej niespraw iedliw ości, stawiał p o d znakiem zapytania wszelką
m oralną w iarygodność porząd k u społecznego, który sprow adzał go do tej roli.
D zięki m oralnej dyskredytacji białego społeczeństw a, będącej konsekw encją
aprobow ania przez nie segregacji rasowej, biały naśladowca, który przejm ow ał
obyczaje seksualne panujące w m u rzyńskim getcie, m ógł czuć się zw olniony
z wszelkiego poczucia winy. W szak była to także tylko jego reakcja na zdem orali
zowane społeczeństwo. Biały M urzyn stoi z boku i wyraża swój aplauz dla czarnego
M urzyna, który kroczy „w tym innym kierunku, gdzie wszystkie sytuacje są równie
uzasadnione”. M ailer niew ątpliw ie znajduje jakieś pośrednie pocieszenie w fakcie,
że „pośród najgorszego w ynaturzenia, rozpusty, nierządu, narkotykowego nałogu,
460 RO Z D Z IA Ł 8.
gwałtów, chlastania brzytw ą, szkłem rozbitej butelki, itd., itp., M urzyn odkrył
i w ypracow ał m oralność dna”45. „H ipsterzy” byli „now ą generacją poszukiwaczy
przygód, miejskich aw anturników , którzy nocą w ynurzali się z dom ów w poszuki
w aniu doznań zgodnych ze swym rozum ieniem kodeksu postępow ania czarnych.
H ipster przejął egzystencjalne synapsy M urzyna, a ze względów praktycznych
m ożna go było uważać za białego M urzyna”46.
Prawdziwi M urzyni nie interesow ali ludzi pokroju Mailera. Jego zaintere
sowanie ograniczało się jedynie do tych, którzy pragnęli stać się sym bolem tego
samego, co on, czyli seksualnego wyzwolenia. Dlatego, jeśli jakiś M urzyn, tak jak
Clarence Thom as, pragnie wieść m oralne życie, mieć rodzinę, wierzyć w Boga lub
żywić w dzięczność dla sióstr zakonnych, które były jego nauczycielkam i w szkole
podstaw ow ej, bądź też robi coś, co M ailer potępia jako „skwerowskie”, usuwa
się go z w idoku, tak aby zniknął ludziom z oczu. Osiąga się to oczywiście dzięki
pom ocy innych M urzynów, którzy chcą w tym w spółuczestniczyć jako seksual
ni rewolucjoniści.
Ciekawym przypadkiem jest w tym kontekście historia Eldridge’a Cleave -
ra, który zaczynał jako skazany praw om ocnym w yrokiem gwałciciel, a później,
z dnia na dzień, dzięki napisanej przez siebie książce Soul on Ice stał się nagle
literackim zjawiskiem. Pod koniec lat sześćdziesiątych Cleaver był M urzynem
du jour, identycznie jak Langston H ughes w czasach H arlem skiego Renesansu,
a Claude McKay podczas IV Kongresu Trzeciej M iędzynarodówki Komunistycznej,
poniew aż skwapliwie chciał w spierać seksualną rewolucję, a przy tym wychwa
lał wszystkich tych, których wychwalać należało. Podobnie jak biedny dzierżawca
z powieści Niewidzialny człowiek, Cleaver został wyniesiony na piedestał z pow odu
swoich seksualnych występków. Stał się rzecznikiem przem aw iającym w im ieniu
swojej rasy właśnie dlatego, że był gwałcicielem i chciał głosić, że „gwałt jest ak
tem pow stańczego b u n tu ”. W pod o b n y m duchu pisał N orm an Mailer. Cleavera
prom ow ano, gdyż zgodził się zostać w ykorzystany jako m ięso arm atnie we fron
talnym ataku na seksualną m oralność. N apisał dokładnie to, co chciała usłyszeć
lewica: „Radow ało m nie, że o drzucam i depczę praw o białego człowieka, jego
system w artości i to, że p ohańbiłem tę kobietę”47. Po lekturze tekstów M ailera et
consortes dla nikogo nie pow inno być zaskoczeniem , że także ich radow ała taka
postawa. O kreślenie m oralności seksualnej „praw em białego człowieka” służy
ło relatywizacji w artości i łagodziło w yrzuty sum ienia wywołane dopuszczaniem
się dalszych występków.
We wstępie do Soul on Ice Maxwell G eism ars określa Cleavera m ianem „jed
nego z największych odkryć lat sześćdziesiątych”; to „czarną duszą, «skolonizowa
n a » .. . przez opresyjne białe społeczeństw o, które swoją ciasną, ograniczoną wizję
życia przedstawia jako odwieczną prawdę”. M im o to jednak najważniejszym atutem
Cleavera jest „laurentyjski seksualny m istycyzm ” oraz to, że zawsze dostrzega
seksualny rdzeń każdego zjawiska społecznego (lub rasow ego)”48. Cleaver ze swej
strony gotów jest odw zajem niać pochwały. Rewanżuje się pochw ałą dla wszystkich
dobrych ludzi, czyli tych czynnie zaangażow anych w rewolucję kulturalną, która
W A SZYN G TO N , D.C., 1957 461
Zniknięcie ojca sprawiło, że nic już nie stało na przeszkodzie, aby patologie
życia w getcie stały się udziałem Cleavera, a popełnione przestępstwa zaprowadziły
go do więzienia. „Osobistą fascynację postacią Józefa Stalina” przypisuje Cleaver
tem u, że Stalin rów nież m iał autorytarnego ojca. Jego zaangażow anie się w le
wicową politykę zaczęło się jed n a k dopiero później, po tym , jak rozpad rodziny
doprow adził go do uw ikłania się w działalność przestępczą, która zaprowadziła
go do w ięzienia. N ietru d n o dostrzec, że to patologia obecna w jego rodzinie
zawiodła go w konsekw encji do więziennej celi, a jego dośw iadczenia nie były
czymś nietypow ym na tle losów czarnych rodzin w latach czterdziestych oraz
początku lat pięćdziesiątych. Z nękany ojciec m iał poczucie godności i żądał dla
siebie odrobiny szacunku, a kiedy m u tego odm ów iono, uznał, że m usi odejść.
Za odebranie m u tego w dużej części odpow iedzialność ponosiło społeczeństwo.
Kiedy zbuntow ana rodzina odm ów iła m u okazania choćby resztek szacunku, d o
prow adziło go to do tego, że nie m ógł lub nie chciał tego dłużej znosić i po prostu
odszedł. Główną bazą i źródłem wyzwania rzuconego rodzicielskiemu autorytetowi
i władzy była część pow ojennego pokolenia - rów ieśnicy Cleavera, grupa, która
coraz powszechniej zaczęła przejm ow ać wzorzec zachow ań ukazanych w powieści
Kerouaca W drodze. G dy Kerouac w yruszał autostopem w podróż do Denver,
aby dołączyć tam do N eala Cassadyego, Cleaver m iał wówczas dwadzieścia lat.
„R adochy negatyw ów ” w getcie, seksualna rozwiązłość, narkotyki, przestępczość,
m agia sam ochodów były zanegow aniem władzy rodziców i w ypełniały pustkę,
która pojaw iała się po odejściu ojca. Z chwilą kiedy rolę oraz pozycję ojca zaczęły
przejm ow ać gangi z getta, uw ikłanie się m łodych w działalność przestępczą jeżeli
nawet nie było nieuchronne, to z pew nością łatwe do przew idzenia. Zrozum iałe
jest rów nież, że działalność ta m ogła przybierać p ostać czynnego u czestnic
tw a w polityce. Podobnie jak w czasach rewolucji francuskiej, w ięzienie zyskało
status sym bolu niepraw ości ustanow ionego porządku. M arkiza de Sade uwolniono
z Bastylii, aby p o p arł i zatw ierdził jego now ą postać i tak sam o postąpiła lewica,
kreując podo b n ie myślącego M urzyna, aby legitym izow ał now y porządek lub
przynajm niej partię C zarnych P anter w kró tk im okresie jej istnienia.
Co ciekawe jednak, w życiu Cleavera rodzina zwyciężyła z ideologią. Przez
cały okres swego pobytu na w ygnaniu, najpierw na Kubie, a później w Algierii
i Francji, pozostał w ierny w łaśnie jej, najbardziej przecież kontrrew olucyjnej
instytucji; w ytrw ał w zw iązku m ałżeńskim i nie rozbił go. W brew pozie, jaką
przyjął w Soul on Ice w stosunku do białych kobiet - „O ddałbym dziesięć czarnych
dziwek, żeby dobrać się do białej k obiety... U wielbiam b ru d n e m ajtki białych
kobiet”53, Cleaver ożenił się z K athleen Neal, M urzynką o bardzo jasnej karnacji;
ślub odbył się w roku 1967. Z p u n k tu w idzenia lewicowych polityków, jej przy
należność rasow a m iała m niejsze znaczenie niż fakt, że Cleaver swój związek
m ałżeński utrzym ał. Jego obsesja n a tle białych kobiet brała się przede wszystkim
z tego, że był M urzynem osadzonym w w ięzieniu w świecie, w którym wszystkie
bez w yjątku plakaty z pin -u p girls przedstaw iały kobiety białe. „Playboy” na swo
ich rozkładów kach również zam ieszczał niem al wyłącznie zdjęcia przedstawicielek
464 R O Z D Z IA Ł 8.
białej rasy. W ykorzystanie białej kobiety-bogini było dla niego po prostu jednym
ze sposobów zaatakow ania Boga białego człowieka, czyli Boga chrześcijan. W Soul
on Ice napisał: „Ten, k tó ry oddaje cześć D ziewicy M aryi, pożąda pięknej, głupiej
blondynki. A ta, która tęskni za ukołysaniem w ram ionach Jezusa, da się zabić
za niebieskie oczy i białe ram iona typow ego am erykańskiego chłopca”54. W ten
sposób napaść czarnego gwałciciela na białą kobietę staje się sposobem na przy
puszczenie ataku na m oralne zakazy „boga białego człowieka”.
O wiele większe znaczenie w kontekście jego rewolucyjnego św iatopoglą
m iał jed n ak fakt, że nie dość że przez wszystkie te lata pozostaw ał w związku
m ałżeńskim z tą sam ą kobietą, to oprócz tego urodziła m u ona dwoje dzieci.
C leaver w spom ina, że ich u ro d zin y były dla niego p u n k te m zw rotnym i ce
zu rą w yznaczającą zerw anie z m arksistow ską ideologią. O dejście od ateizm u
i zaangażow ania w sprawę lewicy uzn ał za jedyną drogę prow adząca do m urzyń
skiego wyzwolenia.
i seks. M urzyni byli potrzebni jako przykryw ka walki o wyzwolenie seksualne. Tym
z nich, którzy „wyznawali im ię Jezusa C hrystusa”, doradzano, aby pozostali we
Francji; Eldridge Cleaver dośw iadczył tego na własnej skórze.
Ku swem u zaskoczeniu Cleaver odkrył, że „m oi starzy przyjaciele w ygryw a
li w ybory i otrzym ywali lukratyw ne stanowiska. W ybierano ich do Kongresu; inny
z kolei został w icegubernatorem Kalifornii; część z nich była teraz burm istrzam i
miast, które niegdyś stały w pożodze. Nowy w spaniały świat; wygląda na to, że w ła
śnie powstaje”. W szystko to dało Cleaverovi nadzieję, że dokonają się zm iany na
lepsze. W krótce jed n ak zrozum iał, że dotyczy to tylko czarnych o określonych
poglądach. Kiedy zw rócił się do swych ziom ków z prośbą o pom oc w pow rocie do
kraju, pow iedziano mu: „Czarni u w ładzy nie chcą o tobie słyszeć, Eldridge. Nie
m a dla ciebie miejsca, zostań po p ro stu n a stałe tam , gdzie jesteś, bądź czarnym
Francuzem i zajadaj francuskie ciasteczka”59.
Cleaver w spom ina, że rada ta była dla niego „niczym w yrok - skazanie na
kolejny pobyt w w ięzieniu”. Tym razem jed n ak strażnikam i stali się jego dawniejsi
towarzysze, którzy na fali rewolucji kulturalnej porobili kariery, on zaś przebywał
poza krajem i bezskutecznie optow ał za rew olucją polityczną. W roku 1980 Mick
Jagger zapytał W illiam a Burroughsa: „Czym jest ta rew olucja kulturalna, o której
mówicie?”. „Czy zdajesz sobie sprawę” - odrzekł Burroughs, zwracając się do niego
„jak do opóźnionego w rozw oju dziecka”, „że trzydzieści czy czterdzieści lat tem u
czteroliterow e słowo nie m ogło pojaw ić się w druku? Pytasz, czym jest rewolucja
kulturalna? D o cholery, człowieku, jak ci się zdaje, co m y robim y przez wszystkie
te lata”60. Rewolucja kulturalna om inęła Cleavera, ale we w łasnym życiu, dzięki
opow iedzeniu się za m onogam ią i w ytrw aniu w niej, udało m u się doprow adzić
do rewolucji duchowej.
W roku 1959 lub 1960, kiedy odsiadyw ał w yrok w San Q uentin, Cleaver
przeczytał Siedmiopiętrową górę T hom asa M ertona. W owym czasie Cleaver był
katolikiem („W ybrałem kościół katolicki, gdyż chodzili tam wszyscy M urzyni
i M eksykanie. Biali chodzili do protestanckiej kaplicy”), ale odstręczała go wizja
zakonnego życia, które w jego rozum ieniu było rów noznaczne ze skazaniem sam e
go siebie na więzienie. M erton go „zafrapow ał”, ale Cleaver „nie potrafił dać wary
jego żarliwej obronie stanu zakonnego”61. „Powiem to w prost”, napisał, relacjonując
opinię, jaką m ieli w tej sprawie in n i w ięźniow ie osadzeni w San Q uentin, „uw a
żaliśmy, że M erton jest n a swój sposób stuknięty”.
M im o to jed n ak duże w rażenie w yw arło na nim „opisanie przez M ertona
H arlem u, now ojorskiego czarnego getta”, zwłaszcza zaś ten oto jego fragm ent:
„Co nie zostało pożarte, H arlem ie, w tw oim ciem nym tyglu przez haszysz, dżin,
obłęd, histerię i syfilis?”, k tó ry później przytoczył w Soul on Ice. W rażenie to nie
było jed n ak dostatecznie silne i głębokie, aby pow strzym ać go przed zostaniem
czarnym m uzułm an in em „przykutym przez D iabła na dnie grobu”, czy też za
pobiec jego późniejszej fascynacji m arksizm em . Cleaver nigdy nie wytłum aczył,
dlaczego porzucił katolicyzm i przeszedł na islam, żeby zostać z kolei m arksistow
skim rew olucjonistą, G dyby jed n ak dogłębnie naw et studiow ał M ertona, niewiele
W ASZYN G TO N , D.C., 1957 467
człowieka, k tóry uw ażał się za pustelnika, nie było ich wcale mało, rychło do
w iadywali się, że m ają przynieść ze sobą skrzynkę piwa albo butelkę whiskey.
M erton najpierw pił, a następnie szedł popływ ać w tow arzystwie jednej lub kilku
kobiet z grupy osób, które gościł. Pewnego razu, m ówiąc o goliardach, których
obsceniczną średniow ieczną poezję w Carm ina Burana opatrzył m uzyką Carl
Off, nazw ał ich „beatow ym i m n ich am i”. Był na najlepszej drodze, żeby sam em u
stać się jednym z nich.
W książce Catholic Counter Culture In America 1933-62 James Terence Fisher
nazywa Kerouaca i M ertona „ostatnim i katolickim i rom antykam i”. M erton został
„beatowym m nichem ” p o d w pływ em rodzącej się kontrkultury, dla której w zor
cem były „radochy negatyw ów ” oraz obyczaje panujące w gettach, osłabiające
instytucję ro d zin y i niszczące seksualną m o ralność. K iedy p o d koniec życia
M erton założył periodyk poetycki „M onks P ond”, nalegał na Kerouaca, aby do
niego pisał. Ten jednak, w m iarę ja k zbliżał się do kresu życia, wydawał się coraz
bardziej skłaniać w stronę katolicyzm u, w którym w yrastał jako dziecko (M erton
i Kerouac zm arli w odstępie niecałego roku). G dy jed n a z jego m etres uczyła go
m alować, pisarz upierał się przy sporządzaniu jednego po drugim serii portretów
ówczesnego papieża, Jana XXIII. Innym razem , będąc w podobnie religijnym
nastroju, obstaw ał przy tw ierdzeniu, że określenie „Beat” w ywodzi się od słowa
„Beatitude” (błogosławieństwo).
W wywiadzie dla CBS, sceptycznie nastaw iony Mike Wallace zapytał: „Ma
pan na myśli to, że beatnicy chcą się zaprzeć samych siebie?”. Kerouac odparł: „Tak.
W ie pan, Jezus pow iedział, że aby ujrzeć Królestwo Niebieskie, trzeba się siebie
zaprzeć”65. W innym program ie telewizyjnym Kerouac oznajm ił, że codziennie
m odli się do „braciszka, który um arł, do swojego ojca, do Buddy, do Jezusa C hry
stusa, do Dziewicy M a ry i... m odlę się do tych pięciu osób”. Jeżeli m ożna to uznać
za katolicyzm, a w pew nym sensie w istocie nim był, to zakwalifikować go m ożna do
niezwykle synkretycznej jego odmiany. Kerouac odszedł od praktykow ania wiary,
kiedy na początku lat czterdziestych w yjechał do Nowego Jorku w poszukiw a
n iu „radochy negatyw ów ” W roku 1953 seksualne ekscesy, alkohol, narkotyki
i ogólna rozpusta spowodowały, że odczuł potrzebę posiadania jakiejś duchowej
alternatywy, drogi wyjścia, ale na pew no nie czegoś, co oznaczałoby konieczność
całkowitego wyrzeczenia się swoich występków. W rezultacie zwrócił się ku buddy
zmowi. Jak pisze Fisher: „Kerouac w ybrał buddyzm jako usprawiedliwienie swoich
lęków przed sukcesem i światem, gdyż nie istniała żadna zdatna do tego katolicka
alternatyw a”66. W w yborze K erouaca łatwiej jed n ak dopatrzyć się duchow ego
kom prom isu. Potrzebna m u była duchow ość pozbaw iona ciężaru m oralności;
nauka katolicka, z jej potępieniem rozpusty i pijaństw a, była dla niego nie do
przyjęcia. Z Buddą jako swym przew odnikiem Kerouac w całkowitej sam otności
zaszywał się w lasach, niczym strażak na wieży, skąd w ypatryw ać m a pożarów.
Skutkowało to poczuciem osam otnienia, które na pow rót pchało go do barów oraz
uczestniczenia w pijackich bójkach na ulicach m iasta. Jeżeli tak wygląda dyscyplina
duchowa, tru d n o wyobrazić sobie, co m ogłoby być jej przeciwieństwem. Buddyzm
W A SZYN G TO N , D.C., 1957 469
praktykow any przez „beatów ” nie był jednak surow ym doskonaleniem się, a już
n a pew no nie w dziedzinie m oralnej. I to w łaśnie stanow iło o jego atrakcyjności.
Ted M organ, opisując zauroczenie W illiam a B urroughsa buddyzm em , twierdzi, że
U padek katolickiego apostolatu M urzynów był pow odem podw ójnej szkody.
Przede wszystkim , katoliccy intelektualiści w toku rewolucji kulturalnej, która
uczyniła z M urzyna paradygm at wyzwolenia, zatracili swoją katolicką tożsamość.
K erouac i M erton to postaci reprezentatyw ne dla wczesnej i późnej fazy tego
procesu. Kerouac w ykorzystał obraz M urzyna w sposób, który za sprawą ruchu
beatnikow skiego przyjął się w kulturze. M erton, który w latach czterdziestych
m iał św iadom ość m oralnego w ym iaru problem u, uległ liberalnej tendencji do
całkowitego zarzucenia pojęcia seksualnej m oralności. M urzyni rów nież na tym
ucierpieli. Przyw ódcy czarnej m niejszości, na fali sukcesu, którego źródłem były
kolejne zwycięstwa ruch u praw obywatelskich, zapom nieli o w ym iarze m oralnym
całego zagadnienia. Z chwilą kiedy M urzyna uczyniono dysponentem m oralnej
legitymizacji w świecie świeckim, u tracono z pola w idzenia fakt, że przyczyny roz
padu rodziny, wynikającego z seksualnej niem oralności, tkw ią w patologiach wy
stępujących w getcie.
W połow ie lat sześćdziesiątych za jaw nie św iętokradczy poczytyw ano p o
gląd, że katolicy, oprócz bran ia udziału w oficjalnie usankcjonow anych m arszach
i protestach w obronie praw obywatelskich, m ogą wnieść własny w kład w dzieło
kształtow ania relacji i stosunków rasowych. Thom as M erton jest p o d tym wzglę
dem tylko reprezentantem całego pokolenia katolickiego duchow ieństw a w USA.
W ielebny George H. D unne SJ opisał swoje w rażenia z m arszu w M ontgom e
ry, w Alabamie. „Przeciętny m ieszkaniec A labam y żyje w przekonaniu, że w r u
chu praw obywatelskich uczestniczą jedynie pedały, beatnicy i kom uniści. Trzy
dziewczyny z w łosam i «na topielicę», dokładnie w stylu Joan Baez, które, kiedy
dem onstracja już się rozeszła, w idziałem idące boso ulicą za Jamesem Baldwinem,
m oim zdaniem tej opinii nie podw ażają”69.
Nie m ógł jej rów nież podw ażyć James Baldwin, k tóry nie taił, że jest h o m o
seksualistą. Czy ojciec D u n n o tym w iedział, tego nie m ożem y być pewni. W tym
konkretnym przypadku m ożem y być jed n ak całkowicie spokojni o cnotę owych
trzech dziewcząt, z w yglądu podobnych do Joan Baez. Z akonnik jednoznacznie
m ylnie interpretuje jed n ak przesłanie tego m arszu. W jawnej sprzeczności z oczy
wistym św iadectw em w łasnych zm ysłów stw ierdza bowiem: „Nie chodziło w nim
o w olność bycia b eatn ik iem ..., ale o w olność M urzyna z A labamy cieszenia się peł
nią praw w ynikających z am erykańskiego obywatelstwa”70. W świetle świadectwa
sam ego ojca D u n n e a jest rzeczą niepraw dopodobną, aby trzem m łodym dam om
chodziło w istocie o coś rów nie abstrakcyjnego. Bycie beatnikiem było sposobem
korzystania z seksualnego wyzwolenia, a jednocześnie żyw ieniem przekonania, że
postępow anie takie prow adzi do zw iększenia praw wyborczych. Jeżeli dziewczęta
te spałyby z białym i rasistam i lub m akleram i, ich sum ienie m ówiłoby im co innego.
Ellen Tarry, czarnoskóra pisarka, która przybyła do H arlem u p o d koniec lat
dwudziestych, kiedy H arlem był jeszcze m odny, siedem dziesiąt lat później uznała,
że czarni „nie m ają orędow nika” i stan taki utrzym uje się od czasu śm ierci w ie
lebnego Johna LaFarge’a S.J., red ak to ra pism a „A m erica”, założyciela Catholic
Interracial C ouncil M ovem ent (Ruch Katolickiej Rady Międzyrasowej) i człowieka,
W A SZYN G TO N , D.C., 1957 471
M ałe dziecko, które w ciem nościach kinow ej sali ogląda film, obserw ując grę
aktorów oraz rozwój fabuły, uw aża je za rzeczyw istość. W idzi działania ludzi w rze
czyw istym świecie, nie zaś aktorów odgryw ających udaw ane role. Jego em ocje
narastają w sposób, który opisano. Z ap o m in a o tym , co go otacza. Traci zwykłą
kontrolę n ad sw ym i uczuciam i, postęp o w an iem i m yślam i. Identyfikuje się z tym,
co dzieje się na ekranie i zatraca się w filmie. Jego „stan em ocjonalny m oże osią
gnąć taką intensyw ność, że naw et p o dejm ow any przez nie wysiłek, żeby się z niego
otrząsnąć, m oże przynieść n a d er niew ielki skutek”. Rządzi n im to, co o g ląd a1.
w prow adzania jako k ry te riu m m o raln o ści tego, co użyteczne, w ygodne, zgodne
z dobrem rasy, interesam i klasow ym i albo potęgą państw a. W ten sposób tw orzy
się i upow szechnia system y filozoficzne, m o d y literackie o raz d o k try n y polityczne.
Próbuje się zastępow ać chrześcijański p o rząd ek m o raln y tak zw aną etyką sytuacyj
n ą albo etyką indyw idualistyczną, często potęp ian y m i przez Piusa XII, a ostatecz
nie potępionym i dekretem Świętego O ficjum w lutym 1956 roku. P odejm uje się
także próby zastąpienia idei Boga, sankcji i obow iązku etyką niezależną (to znaczy
o d erw aną od chrześcijańskiej m o raln o ści)2.
tavianiego pośw ięcony ładow i m o ralnem u należy odczytywać jako atak na obie
strony zim now ojennego konfliktu. Już niebaw em stało się tak, że ataki na oficjal
nego sojusznika Kościoła w antykom unistycznej krucjacie zyskały pierw szeństw o
nad w ystąpieniam i w ym ierzonym i w ich rzekom ego wspólnego wroga. O ttaviani
atakuje ludzi kreujących „rzekom e sprzeczności... pom iędzy sztuką a m oralnością,
bądź pom iędzy w olnością w ypow iedzi i sum ieniem ”3, czyniąc pośrednio aluzję
do coraz silniej atakow anego Legionu Przyzwoitości, k tó ry w obliczu zdecydo
wanych starań H ollyw ood o w prow adzenie ludzkiej nagości na ekrany, walczył
o zachow anie standardów m oralnych w filmie. O ttaviani atakuje też wszelkie
„błędy poniżające ludzką g o dność p o d fałszyw ym pretekstem osw abadzania
człowieka z wszystkich więzów, w jakiś sposób ograniczających jego rzeczywistą
naturę. Ład m oralny m a określony cel, jest nim nie tylko prow adzenie człowieka
ku jego rzeczyw istem u przeznaczeniu, ale także jego obrona przed wszystkimi
doktrynam i i praktykam i, które uzależniają go od poglądów, m ód i nam iętności
sprzecznych z godnością jego rozu m u ”4.
P o d p o rz ą d k o w a n ie u m y słu n a m ię tn o śc io m sp rz ec zn y m z ro zu m em
było w łaśnie istotą działań podejm ow anych w latach pięćdziesiątych przez spe
cjalistów od wojny psychologicznej. Celem i istotą reklam y było sprawienie, żeby
zaw arty w niej przekaz nie podlegał racjonalnej kontroli um ysłu, tak aby zm ani
pulow ać nabywcę i skłonić go do kupienia rzeczy całkowicie m u zbędnej, bądź
też dokonania zakupu tow aru z innych przyczyn niż jego użyteczność. W latach
pięćdziesiątych ludzie w yszkoleni przez OSS oddali swoje um iejętności i o d k ry
cia w znakom icie opłacaną służbę am erykańskim korporacjom , które wykorzy
stywały je do w ym uszania na klientach dokonyw ania w yborów nieleżących w ich
interesie. Jak pisze Simpson:
W iemy, ile energii w dzisiejszych czasach pośw ięca św iat m ody, k in a i prasy,
by w strząsnąć podstaw am i chrześcijańskiej m oraln o ści w tych kw estiach, zupełnie
jakby szóste przykazanie należało uznać za przebrzm iałe i w p ełn i folgować wszelkim
476 R O Z D Z IA Ł 9.
nam iętnościom , naw et sprzecznym z naturą. S obór będzie m iał coś d o pow iedze
nia w tej sprawie. Nazwie i ostatecznie p otępi w szystkie pró b y w skrzeszenia p o g ań
stw a i w szystkie dążenia, które p o d płaszczykiem psychoanalizy chcą uspraw iedli
wić naw et to, co jest b ezp o śred n io sprzeczne z p o rząd k iem m o ralnym '’.
M oskwę tru d n o było uw ażać za lidera świata mody, nie m ożna też było
przyjąć, że jest ona znaczącym p ro d u cen tem filmów. Z arzuty kardynała ogól
nie w ym ierzone są w Z achód oraz k onkretnie w Hollywood. O ttaviani potępia
„współczesny świat” niem al in toto, w raz z jego hołdow aniem „technicznem u
postępow i, m odelam i życia i coraz w iększym arsenałem narzędzi propagandy
oraz reklam y”, i naw et na soborze pow szechnym , o którym m ów i się, że otworzył
okna Kościoła na pow iew liberalizm u, czynił to w sposób, który Paula Blansharda
skłoniłby do stw ierdzenia: „A nie m ów iłem ?”.
Pow inniśm y pam iętać, że propaganda i reklam a były specjalnością am ery
kańskiego rządu oraz CIA, oficjalnie sojuszników W atykanu w wojnie z k om uni
zm em . Jednak na początku lat sześćdziesiątych, w czasach Soboru W atykańskiego
II, przym ierze to należało już do przeszłości. Zostało zerw ane głównie dlatego,
że coraz bardziej oczywiste stawało się, iż „propaganda i reklam a”, przed którym i
ostrzegał O ttaviani, są wykorzystywane znacznie skuteczniej przeciwko katolikom
niż kom unistom . O znaki tego było widać po obu stronach. W przypadku W atykanu
była to Ostpolitik, w przypadku Rockefellerów prow adzona przez nich kam pania
na rzecz stosow ania środków antykoncepcyjnych - zapow iadało to nadejście
now ych czasów, epoki, której ukoronow aniem była zorganizow ana po d auspicja
m i O N Z bukaresztańska K onferencja na rzecz Z aludnienia i Rozwoju, podczas
której W atykan zawarł sojusz z kom unistycznym i państw am i bloku w schodniego
i Trzecim Światem, aby zablokować starania Rockefellera o w prow adzenie na ca
łym świecie m altuzjańskich kw otow ych ograniczeń dotyczących liczby urodzeń.
N a początku lat sześćdziesiątych zainteresow anie Johna D. Rockefellera
III ponow nie dało o sobie znać, a było to spow odow ane przez kilka przyczyn.
Po pierwsze, Kościół katolicki był teraz jedynym przeciw nikiem jego kam panii
n a rzecz eugeniki. Z chw ilą kiedy głów ne K ościoły p rotestanckie złagodziły
swoje stanow isko w spraw ach związanych z seksualnością, jedyną przeszkodą na
drodze w prow adzenia na całym świecie polityki Rockefellera stali się katolicy.
Rockefellerowi dały też do m yślenia wieści o zbliżającym się zw ołaniu soboru
powszechnego. Jego biografowie, H arr i Johnson, w spom inają, że „pontyfikat Jana
XXIII, w ybranego papieżem w roku 1958, zdaw ał się zapow iadać złagodzenie
doktryny rzym sko-katolickiej”. W pierw szych latach siódm ej dekady XX w ie
ku w środow isku liberalnych katolików uw ażano za przesądzone, że Kościół
złagodzi swoje stanow isko w kwestii kontroli urodzeń. G dyby rzeczywiście m iało
do tego dojść, John D. Rockefeller III zam ierzał uczynić wszystko, co w jego mocy,
aby się do tego przyczynić.
Z ainteresow anie to było je d n a k obopólne. W tym sam ym czasie, kiedy
Rockefeller szukał m ożliw ości realizacji sw oich interesów poprzez osłabianie
SO U T H BEND, IN D IA N A , 1962 477
Jest w tym kraju trzydzieści m ilionów katolików, któ rzy utrzy m u ją bardzo w ie
le collegeow i uniw ersytetów . Instytucje te nie należą d o faw oryzow anych przez
zespół fundacji, a zw iązani z n im i uczeni m ają niew ielką szansę n a pozyskanie
od fundacji dotacji na b adania. Być m oże istnieje u zasad n io n y p o w ó d takiej dys
krym inacji. Jeżeli tak, nie p o trafię odgadnąć, na czym o n polega. To praw da, insty
tucje katolickie zostały zaliczone do instytucjonalnych donatariuszy, dla których
Fundacja Forda przeznaczyła o statn io o g ro m n ą sum ę pieniędzy, co zasługuje na
najbardziej entuzjastyczną społeczną aprobatę. Jednak w p rzy p ad k u specjalnych,
indyw idualnych dotacji, o d nalezienie w gronie don atariu szy instytucji katolickiej
jest zaiste rzadkością7.
testanckich i żydowskich duchow nych”, która m iała się odbyć rankiem 25 paździer
nika w jednym z now ojorskich hoteli, a jej p rzedm iotem m iało być „om ówienie
kwestii regulacji płodności w kontekście świadom ego rodzicielstwa oraz przyrostu
naturalnego”. N a zakończenie Canfield przedstaw ił kilka „bardzo ogólnych pytań”,
które m ogłyby zostać przedyskutow ane na w spom nianym spotkaniu, na przykład,
„jaki jest ogólny stosunek zw olenników różnych św iatopoglądów do „problem u
zaludnienia”, a także: „jakie są m ożliw ości - w łonie sam ych w spólnot religijnych
oraz m iędzy w spólnotam i religijnym i a federacją Planned P arenthood - ideowego
i praktycznego w spółdziałania w obszarze tych jakże żyw otnych kw estii”9.
24 lipca Canfield otrzym ał odpow iedź, jed n ak nie od ojca 0 ’Briena, lecz
od G eorgea Shustera, w spółpracow nika ojca H esburgha z N otre D am e, in fo rm u
jącą go, że nie m oże być m ow y o uczestnictw ie 0 ’Briena w organizowanej przez
Planned P arenthood konferencji:
Przy obecnym stanie spraw jest rzeczą niem ożliw ą, aby katoliccy księża oraz
świeccy, którzy przestrzegają zaleceń (a niew ątpliw ie o n ich p an u chodzi), uczest
niczyli w sp otkaniu sponsorow anym przez P lan n ed P arenthood. N a to nie p rzy
szła jeszcze pora. O soby zaproszone m uszą uzyskać zezw olenie n a uczestnictw o
o d now ojorskiej kurii, a w ydaje się, iż nie m a m ożliw ości, aby jej odpow iedź była
pozytyw na10.
O prócz tego, konferencja pow inna dać „okazję katolikom do przedstaw ienia
swojego stanow iska niekatolikom , zwłaszcza zapoznania nas, w dogłębny sposób,
z niemożliwymi niem al do przezwyciężenia ograniczeniam i w stanowisku Kościoła
oraz działaniam i w zakresie których dokonanie zm ian jest możliwe”13.
Zdaniem Notesteina, tego rodzaju konferencja nie mogłaby co prawda wpłynąć
na zm ianę treści nauczania Kościoła w kwestii kontroli urodzeń, m ogłaby jednak
„Przy tych założeniach” - dodaje N otestein - „jest rów nież ważne, abyśmy
do uczestniczenia w konferencji nie w ybierali reprezentatyw nych katolików, lecz
tych, którzy zajm ują stanow isko ja k najbardziej zbliżone do naszego. Pow inniśm y
dążyć do zwiększenia naszych wpływ ów w tej właśnie grupie”15. Innym i słowy,
Rada ds. Z aludnienia była skłonna sfinansować spotkanie na uczelni N otre Dame
p o d tym w arunkiem , że zaproszeni do udziału w n im zostaną jedynie „liberalni”
katolicy, czyli osoby skłonne działać na rzecz zm iany stanowiska Kościoła w kwestii
kontroli urodzeń. N otestein sugeruje nawet, aby „pom inąć takie osoby ja k ojciec
Z im m erm an” z pew nością m ając na myśli A nthonyego Z im m erm ana SVD, zna
SO U T H BEND, IN D IA N A , 1962 481
nego przeciw nika kontroli urodzeń. W innym liście do Rockefellera datow anym
na 2 sierpnia N otestein ponow nie sprzeciw ia się zapraszaniu „reprezentatyw nych
katolików ”. Jedynymi, którzy m ają być zaproszeni, są katolicy „zajm ujący stano
wisko jak najbardziej zbliżone do naszego”.
pytania, oraz - co łatwo się dom yślić - jakich należy udzielać na nie odpowiedzi.
U niżoność, z jaką H esburgh zaakceptow ał w arunki postaw ione przez Rockefel
lera, pozw ala sądzić, że akadem icka w olność była w istocie pretekstem , którym
posłużono się, żeby uniw ersytet N otre D am e m ógł otrzym ać dotacje z fundacji.
W swoich w spom nieniach H esburgh opowiada, że bronił am erykańskiego teologa
Johna C ourtneya M urraya przeciw ko kardynałow i O ttavianiem u. To doskonały
przykład sposobu m yślenia H esburgha. A kadem ickie sw obody są rów noznaczne
z bronieniem katolików przed wpływem Rzymu. O znacza to również uległą akcep
tację wszelkich przedsięwzięć zw olenników eugeniki, czy będzie to antykoncepcja,
czy akcja afirm atyw na, którą H esburgh p o p arł w latach siedem dziesiątych przy
okazji sprawy Bakkego. W roku 1962, kiedy ostatecznie ustalano plany konferencji
na uniwersytecie N otre D am e, H esburgh ani razu nie sprzeciwił się w arunkom
narzucanym przez Radę, która m iała decydow ać o tym , kto będzie m ógł w niej
uczestniczyć. Nie sprzeciwił się także tem u, że narzucono mu, jakie m ateriały będą
na niej prezentow ane, kto będzie zaproszony (lub nie będzie), i jakie będą tem aty
dyskusji. W m em orandum zatytułow anym Kilka swobodnych propozycji w sprawie
Konferencji na Notre D am e C anńeld napisał: „Uczestnicy konferencji pow inni
om ów ić kwestię tego, czy wyznawcy jakiejkolw iek w iary m ają prawo inicjować
i wpływać na proces stanow ienia praw a inaczej niż jako jednostki, wyrażające
tylko w łasne poglądy”.
Nie trzeba być geniuszem , aby przew idzieć odpow iedź na tak tendencyjnie
postaw ione pytanie. Liberalnie nastaw ieni katolicy mieli publicznie oświadczyć, że
ich sprzeciw wobec antykoncepcji jest „osobisty” i nie m arzą nawet o narzucaniu
swoich poglądów innym , a już na pew no nie zam ierzają wpływać na stanowienie
stosownego prawa. Istotne jest, że Rockefeller nie m iał wtedy poczucia, że jest w sta
nie nakłonić Kościół do zm iany jego nauczania w sprawie antykoncepcji; później
jed n ak zm ienił opinię w tej sprawie. M im o to uważał, że Rada ds. Z aludnienia
m oże przekonać liberalnych katolików, aby głosili swoim mniej oświeconym współ
wyznawcom , że jako katolicy nie m ają żadnego interesu we w pływ aniu na proces
stanow ienia am erykańskich przepisów dotyczących antykoncepcji. O rganizacja
P lanned P arenthood podjęła już działania w celu zniesienia przepisów zabrania
jących stosow ania antykoncepcji w stanie C onnecticut. Był to jed n ak dopiero
początek. Leo Pfeffer powie później, że finansow anie antykoncepcji przez władze
stanowe było adresow ane przede wszystkim do społeczności m urzyńskiej i dla
jej w łasnego dobra. G łów ną przeszkodą na drodze do realizacji tych planów był
sprzeciw Kościoła katolickiego.
Canfield stale podkreślał, że w sprawie antykoncepcji rozsądni katolicy -
czyli tacy, którym zależało na pieniądzach Rockefellera - pow inni zatrzym ać swoje
opinie dla siebie. Taki był cel konferencji, a przyjm ując pieniądze od Rady ds. Z a
ludnienia na narzuconych przez nią w arunkach, H esburgh pokazał, że przyzwolił
na takie rozwiązanie. U czestnicy konferencji m ieli zrozum ieć, że „jeśli jakaś wspól
nota religijna próbow ałaby wpływać na ustanaw ianie prawa, staw iałoby to pod
znakiem zapytania zasadę tolerancji”. W edług Canfielda, pow odem , dla którego
SO U T H BEND, IN D IA N A , 1962 483
do udziału w konferencji, jakie książki będą tam om aw iane, jakie w toku dyskusji
p ad n ą pytania i jakie odpow iedzi - ojciec H esburgh uznał, że naruszane są akade
m ickie swobody uczelni. Jego czujność w kwestii uczelnianych wolności całkowicie
zniknęła, kiedy zaczął m ieć do czynienia z Rockefellerami, narzucającym i m u
znacznie surowsze w arunki niż te, które stawiali kardynał O ttaviani albo W atykan.
Polityka nieposiadania przeciw ników po lewej stronie m iała przynieść kilka daleko
idących konsekwencji. Po pierw sze, sw obody akadem ickie zostały zdefiniowane
jako de facto praw o do przekonyw ania do seksualnego wyzwolenia. O dnosiło się
to nie tylko do uczelni katolickich, lecz do wszystkich szkół wyższych w kraju.
Polityczna p o praw ność to w ostatecznym ro zrach u n k u w ykorzystanie świata
akadem ickiego dla uspraw iedliw iania inżynierii seksualnej. Po drugie, działalność
H esburgha doprow adziła do tego, że Kościół utracił kontrolę nad uniw ersytetem
N otre Dame; ideologią dom inującą zam iast katolicyzm u stał się tam liberalizm .
Po trzecie, wyzwolenie seksualne zem ściło się na N otre Dam e, gdyż od roku 1967,
po deklaracji niezależności uczelni od Kościoła, wydział teologiczny zaczęła nękać
fala skandali seksualnych. We w rześniu 1987 roku wielebny Niels K. Rasm ussen
OP, szef katedry liturgii, został zastrzelony i znaleziony m artw y w piw nicy swojego
dom u. W okół ciała rozrzucona była hom oseksualna pornografia, akcesoria sado-
m asochistycznego seksu oraz b roń autom atyczna. Uczelnia N otre D am e chciała
urządzić Rasmussenowi katolicki pogrzeb - wbrew jego w yraźnem u życzeniu, które
pozostaw ił w liście pożegnalnym - ale uroczystości żałobne przerw ała w iadom ość
o podłożeniu bom by i znajdujący się w kam pusie kościół p od wezwaniem Najświęt
szego Serca opustoszał. Sprawa Rasm ussena jest tylko najbardziej spektakularnym
przykładem spośród wielu seksualnych skandali, które w ybuchały w N otre D am e
z taką regularnością, że już n ik t się nim i specjalnie nie gorszył21. W rezultacie,
szantaż stał się pow szechnym , jeżeli nie uznanym sposobem zastraszania, co nie
pozostało bez w pływ u na uczelniane władze, które łam iąc katolickie zasady, zm ie
niły uczelnię w narzędzie środow iska waspów, ze szkodą dla katolickich interesów
politycznych i kulturalnych.
K ongresm ena C arrolla Reecea z Tennessee potęga fundacji takich jak Ford,
Carnegie i Rockefeller zaniepokoiła do tego stopnia, że doprow adził do przesłu
chań w Kongresie, których celem było zbadanie roli, jaką odegrały one w osłabianiu
dem okratycznych instytucji Stanów Zjednoczonych. W połowie lat pięćdziesiątych
było jasne, że CIA, fundacje i siły antykatolickie były głęboko uw ikłane w „czarne
operacje”, czyli działania w ym ierzone przeciw ko obyw atelom Stanów Z jedno
czonych, co stanow iło jaw ne naruszenie prawa. Praktyki te um ożliw iła groźba
kom unizm u, a teraz każdy, kto sprzeciw iał się celom i dążeniom tych sił, bądź
groził, że ujaw ni stosow ane przez nie metody, stawał się dla nich celem. Boleśnie
przekonał się o tym sam kongresm an Reece. To jed n ak był przypadek dotyczący
jednostki. Celem tych operacji były też ludzkie zbiorowości, a w sytuacji, kiedy
„czarne operacje” tolerow ane były z racji w ew nętrznego zagrożenia kom unizm em ,
oczywiste było, kto będzie ich następną ofiarą. Katolicy. W ojna psychologiczna
prow adzona przeciw ko Kościołowi w Stanach Zjednoczonych wiązała się z walką
486 R O Z D Z IA Ł 9.
0 antykoncepcję, a jej apogeum przypadło w połowie roku 1965, kiedy Sąd Najwyż
szy w ydał w yrok w sprawie G risw old vs. C onnecticut, a senator E rnest G ruening
z Alaski zaczął prow adzić przesłuchania w sprawie przeludnienia i środków, jakie
zam ierza podjąć rząd, aby ten problem rozwiązać.
Jak pisze Sim pson:
Bernard Berelson był z wykształcenia bibliotekarzem, ale pod koniec lat czter
dziestych uznaw ano go za specjalistę w dziedzinie public relations i eksperta od m a
nipulow ania opinią publiczną. Rok po ukazaniu się książki Blansharda, poświęconej
katolickiej potędze, Berelson wspólnie z M orrisem Janowitzem wydali pracę Public
Opinion and Com m unication, jedno z fundam entalnych dzieł poświęconych teorii
komunikacji. Było to wyraźną oznaką, że techniki wojny psychologicznej udoskona
lane podczas II wojny światowej będą teraz wykorzystywane przeciwko am erykań
skiem u społeczeństw u, jako narzędzie kontrolow ania poprzez manipulowanie nim
za pośrednictw em nowych mediów, czyli radia i telewizji. Główne założenie swej
książki um ieścił Berelson we wstępie do niej: „postępująca sekularyzacja oznacza,
że coraz więcej obszarów życia staje się otw arte raczej na opinię niż boskie prawo
1 na kom unikow anie się, nie zaś na objawienie. Postępujące uprzemysłowienie to nie
tylko zwiększenie liczby osób um iejących pisać i czytać; oprócz tego zapewniło nam
ono techniczne urządzenia dla masowego kom unikow ania się”23.
Celem sekularyzacji było pom niejszenie wszystkich życiowych imperatywów
do poziom u „opinii”, które nie są odzw ierciedleniem m oralnych absolutów ani
boskiego praw a. Kiedy „sekularyzacja” ta stała się faktem, ludzie kontrolujący
„opinię” zaczęli kontrolow ać kraj. Berelson jest rów nie szczery w sprawie źródeł
nowej nauki o o p in ii publicznej:
Jak wielka była to skala, m iało się to niedługo okazać. Z anim jednak do tego
doszło, należało dokonać określonych zm ian w obszarze tego, co uznawano za treści
nadające się do przekazyw ania. W roku 1959 Berelson napisał, że „«wielkie idee»,
które dziesięć i dw adzieścia lat tem u dały potężny im puls badaniom w dziedzinie
kom unikow ania się, w istotnym stopniu uległy wyeksploatowaniu. Na ich miejscu
nie pojawiły się żadne nowe idee o porów nyw alnym ciężarze gatunkow ym . Jeste
śm y na płaskow yżu”25. D roga zejścia z niego jest oczywista dla kogoś, kto uważnie
przeczytał książkę Berelsona z 1950 roku, zwłaszcza zaś fragm ent, w którym autor
stwierdza: „obecnie w A m eryce istnieje rzeczywisty proreligijny m onopol na tre
ści dostępne szerokiej publiczności”26. Przekonania religijne stanow ią ipso facto
przeciw ieństw o opinii i dlatego właśnie idee nie poddają się m anipulacji ludzi
kontrolujących m edia inform acyjne. W tej sytuacji niezbędne było dokonanie
przeniesienia sporych obszarów myśli ze sfery religii do sfery opinii; jeżeli rze
czywiście m iał się dokonać jakikolw iek znaczący przełom w spraw ow aniu władzy
politycznej opartej na m anipulow aniu ludźm i za pośrednictw em mediów, była
to rzecz absolutnie konieczna. Najw ażniejszym obszarem myśli religijnej, który
należało przenieść do królestwa „opinii”, była m oralność seksualna, w tedy bowiem
m ogli ją kształtow ać specjaliści o d wojny psychologicznej, tacy jak Berelson, oraz
ci, którzy go opłacali, czyli Rockefellerowie.
I dokładnie to właśnie się stało. W latach sześćdziesiątych, kiedy Hollwo
starało się doprow adzić do uchylenia kodeksu produkcyjnego i w prow adzenia
nagości na ekran y kin, B erelson pracow ał ciężko dla Johna D. Rockefellera,
przeprow adzając badania opinii publicznej, a celem tego była zm iana stosunku
A m erykanów do antykoncepcji. O biektem szczególnego zainteresow ania były
postaw y katolików, których opiniam i Berelson m anipulow ał za pom ocą zestawu
sugerujących odpow iedzi pytań, które postaw ił katolikom po w ystąpieniu papieża
Pawła VI na forum O rganizacji N arodów Zjednoczonych w 1964 roku. Pytanie
nu m er osiem ankiety, którą w tedy opracow ał Berelson, brzm iało: „Kościół rzym-
sko-katolicki nie aprobuje wielu m etod kontroli urodzeń. Czy uważasz, że Kościół
pow inien zm ienić swoje stanow isko w tej sprawie?” N ietrudno dociec, jak pow in
na wyglądać praw idłow a odpow iedź na to oraz inne, tendencyjne pytania tam
postaw ione, których celem było zasugerowanie, że Kościół pow inien znacząco
zm ienić swoje nauczanie w kwestii zaludnienia.
Rada ds. Z aludnienia podejm ow ała zakulisowe działania także w innych
sprawach. Dzięki konferencji na uniw ersytecie N otre D am e zatrudniony tam
socjolog D onald B arrett naw iązał kontakt z Radą ds. Z aludnienia i wystąpił do
niej o przydział dotacji finansowej. Rada, co jest kolejnym przykładem istnienia
ścisłych pow iązań m iędzy fundacjam i, o których pisałem wcześniej, przekazała
w niosek Barreta Fundacji Forda, ta zaś w połow ie lat sześćdziesiątych przyznała
m u grant w wysokości pięciuset tysięcy dolarów. Sytuacja stała się jeszcze bardziej
zawikłana, kiedy Barrett, po części dzięki pom ocy H esburgha, uzyskał nom inację
na członka ustanow ionej przez Pawła VI kom isji ds. kontroli urodzeń. W ten
sposób ktoś, kto otrzym yw ał pieniądze od establishm entu fundacji, który w tym
sam ym czasie podejm ow ał starania o zm ianę zapisów am erykańskiego prawa oraz
488 RO Z D Z IA Ł 9.
WASZYNGTON, 1964
kraju. Wolność była ideą w yniesioną z okresu niewolnictwa i przem awiała nie tylko
do potom ków niewolników, lecz rów nież do tych, którzy widzieli w tym ruchu
przykład społecznego postępu. Ludzie XX wieku, stulecia nieudanych, utopij
nych eksperym entów , które w w ielu przypadkach opierały się na pojęciu rasy,
p o d tym względem okazali się m ało pojętnym i uczniam i. Sm utne dośw iadczenia
sprzed dw udziestu-trzydziestu lat całkowicie przysłoniła im euforia chwili oraz
przekonanie, że Południe to zacofanie, kom prom itacja i zło.
N igdy przed tem konserw atyzm , k tó ry zdom inow ał kiedyś am erykańską
politykę w konsekw encji nieudanej polityki zagranicznej prezydenta W ilsona, nie
był postrzegany z taką dezaprobatą. Cóż takiego chcieli zachow ać ci Południow
cy? Jeżeli było to coś innego niż niespraw iedliw ie zdobyte przywileje rasowe,
z pew nością nie było obecne w głów nym nurcie św iadom ości ówczesnej am ery
kańskiej opinii publicznej. O prócz tego, jak m ożna było przedstaw iać Barryego
G oldw atera jako obrońcę w spólnego dobra i społecznego porządku? Czy było
to możliwe w odniesieniu do G eorgea W allacea. Nie. Nie w roku 1964. W tedy
konserw atyzm był synonim em reakcji, której najw iększym grzechem było to,
że w ystępow ała przeciw ko zacnym M urzynom z Południa i ich dążeniu do uzy
skania politycznego rów noupraw nienia. To sam o poczucie sprawiedliwości, które
trzydzieści lat później pogw ałcone zostało akcją afirmatywną*, naruszyła wówczas
skandaliczna pró b a odm ów ienia M urzynom należnych im praw.
M im o to jednak, panujące wówczas raczej życzliwe i liberalne nastaw ie
nie wobec kw estii rasowej w niew ielkim tylko stopniu m oże przysłaniać fakt,
że ruch na rzecz praw obywatelskich już w roku 1964 osiągnął większość celów,
dla których pow stał, później zaś gonił resztkam i sił. Praw ne usankcjonow anie
segregacji rasowej zostało uchylone. Ruch praw obywatelskich w ykorzystał cały
swój autorytet m oralny dla przeprow adzenia kam panii na Południu, która w prze
ważającej części została przez niego wygrana, jed n ak na bardzo krótko. Teraz jego
uczestnicy łam ali sobie głowę, co robić dalej, co m ożna wyrazić m niej dram atycz
nie, mówiąc, że po pro stu znaleźli się na rozdrożu. Stanęli przed pytaniam i: czy
pow inni skoncentrow ać swoje wysiłki na m etodach i sposobach działania, które
sprawdziły się w przeszłości? Czy p ow inni nawoływać do uchw alenia kolejnych
ustaw i przepisów, odpow iadających na postulaty p odnoszone podczas dem o n
stracji i protestów, które odbyw ały się na Południu? A m oże należałoby rozsze
rzyć ruch, tak aby włączyć do niego rzesze M urzynów z dużych m iast Północy,
których problem y wydają się szczególnie zadaw nione i tak czy owak wiążą się
z szybko uchylanym i przepisam i praw Jima Crowa?* * Bayard Rustin, by odwołać
się do jednego tylko przykładu, po zam ieszkach w H arlem ie (1964.) znalazł pracę
stu dw udziestu m ieszkającym tam nastolatkom .
K ilka tygodni później pracow ało nadal zaledwie dw u n astu z nich. Pew ien ch ło
piec pow iedział R ustinow i, że więcej niż pięćdziesiąt dolarów tygodniow o, które
zarabiał, m oże w ygrać w bilard; inny z kolei m ógłby zarobić p o n a d sześćdziesiąt
dolarów na sprzedaży „traw ki”; a jeszcze in n y zrezygnow ał z czteroletniego koszy
karskiego stypendium n a je d n y m z liczących się uniw ersytetów , gdyż w olał zostać
alfonsem 1.
Rodzina jest fundam entem naszego społeczeństwa. Bardziej niż jakikolwiek inny
czynnik kształtuje postawy, nadzieje, w artości i ambicje dziecka. Kiedy rodzina się roz
pada, zazwyczaj poszkodow anym i są dzieci. G dy dzieje się to na masową skalę, szkodę
ponosi społeczeństwo. Zatem , jeżeli nie podejm iem y działań na rzecz um ocnienia ro
dziny, stworzenia warunków, które sprawią, że większość rodziców nie rozstanie się,
cała reszta, a więc szkoły i place zabaw, pom oc publiczna i pryw atne wsparcie, nie wy
starczą nigdy, żeby całkowicie zlikwidować krąg braku nadziei i niedostatku4.
m ogli w yrażać swój sprzeciw oraz potępienie wojny. Jako w yjaśnienie czasem
podaje się rów nież zam ieszki w Watts*, ale to one sam e są w ydarzeniem , które
nadal dom aga się wyjaśnienia. Ruch obrony praw obywatelskich stanął w obliczu
coraz bardziej paradoksalnej sytuacji: im więcej zwycięstw odnosił na polu usta
wodaw czym i praw nym , tym bardziej rosło napięcie pośród rzesz przeciętnych
czarnych m ieszkańców m iast na Północy. N iektórzy uważali, że ruch rozbudził
oczekiwania, którym nie był w stanie sprostać. W końcu naw et sam M artin Luther
King nie był w stanie zapobiec aktom przem ocy, które ostatni organizow any przez
niego m arsz wywołał w M em phis. Powstanie w getcie okazało się wyjątkowo szko
dliwe dla lansow anego w izerunku spokojnych, nieuciekających się do przem ocy
M urzynów, szczutych przez policję psam i w m iastach Południa. Latem 1965 roku,
kiedy po czytaniu projektu fundam entalnej ustaw y o praw ach obywatelskich,
krótko później w ybuchły zam ieszki w W atts, zaczęło stawać się oczywistym, że
nikt nie m a przekonującego wyjaśnienia pow odu, dla którego do aktów przem ocy
czarnych doszło tuż po tak znaczących legislacyjnych zwycięstwach.
Być może właśnie zdum ienie i konsternacja popchnęły sekretarza prasowego
Billa M oyersa do przekazania R aportu M oynihana dw óm w aszyngtońskim felie
tonistom , Evansowi i Novakowi. M ożliwe też, że M oyers udostępnił im Raport
M oynichana, gdyż uważał, że najlepszym w ytłum aczeniem zam ieszek w m iastach
Północy jest patologia rodziny. Tak czy inaczej, kiedy ich artykuł ukazał się w d ru
ku, zaczęto dokładniej przyglądać się sprawie, lewica zaś coraz głośniej zaczęła
m ów ić o swoich zastrzeżeniach.
Yancey i R ainw ater w swoich rozw ażaniach starają się przekonać czytelnika,
że sednem spraw y był problem PR. Rzecz polegała na tym , że R aport M oynihana
był dokum entem stw orzonym i przeznaczonym dla niewielkiej grupy funkcjona
riuszy rządow ych, później zaś upublicznili go dziennikarze, którym zależało na
jak największym rozgłosie i dlatego w artykułach uw ypuklili najbardziej te jego
aspekty, które m ogły wywołać gw ałtow ną reakcję czytelników. Z daniem Yanceya
i Rainwatera, artykuł Evansa i N ovaka z 18 sierpnia 1965 roku opatrzony d ra
stycznym i w treści cytatam i - na przykład „ujaw nia brzydką praw dę o położeniu
M urzynów w wielkich m iastach” - „był najbardziej b rzem ienną w skutki publi
kacją związaną z raportem ”. Ich zdaniem , także najbardziej szkodliwą. Największą
szkodą, którą przyniósł artykuł, było odw rócenie uwagi opinii publicznej od za
wartych w raporcie propozycji dotyczących bezrobocia, skierowanie jej na sform u
łow ania i treści odnoszące się do „zapaści m urzyńskiej rodziny”. W ynika z tego, że
skuteczniejsze zabiegi pijarowskie mogłyby zapobiec klęsce. O cena ta opiera się na
spostrzeżeniu, że rzeczywisty sens propozycji został m ylnie odebrany, podczas gdy
analiza sprzeciwu wskazuje, że praw dą m ogło być coś wręcz przeciwnego. Sprzeciw
p o d n ió sł się z tego pow odu, że jego krytycy aż nadto dobrze zrozum ieli przesła
nie rap o rtu oraz ze względu na to, że był o party na źródłach i danych dla lewicy
* Zamieszki w Watts miały miejsce w sierpniu 1965 roku w dzielnicy Watts miasta Los A n
geles. Trwały z dużym natężeniem przez sześć dni. Trzydzieści cztery osoby zginęły, ponad
dwa tysiące było rannych, aresztowano prawie cztery tysiące osób (przyp. tłum.).
W ASZYN G TO N , 1964 497
niew ygodnych. W tej sprawie krytycy rap o rtu okazali się bardziej przenikliw i niż
jego obrońcy. Yancey i R ainw ater starali się obciążyć w iną wysokich urzędników
m inisterialnych, k tó ry m zależało na zw iększeniu budżetów jednostek, w k tó
rych pracowali. Kiedy jed n ak bliżej przyjrzeć się siłom przeciw nym Raportow i
M oynihana, w idać jak na dłoni, że opozycja wobec niego była znacznie szersza
i kierowała się pow ażniejszym i pow odam i. Stawka w tej grze była znacznie wyższa
niż okazja do zw iększenia bud żetu któregoś z departam entów . Im więcej czyta się
tekstów stanow iących podstaw y tego dokum entu, tym bardziej rzuca się w oczy,
do jakiego stopnia ich treści sprzeczne są z w artościam i, za którym i opow iadał
się ruch praw obywatelskich i jego liberalni zwolennicy.
Jeden z najw ażniejszych z n ich, k tó ry p o stan o w io n o przeoczyć, kiedy
zarzucano M oynihanow i, że jest białym rasistą, stanow i praca E. Franklina Fra-
ziera, czarnoskórego socjologa z H ow ard University, k tó ry był kolegą ze studiów
Langstona H ughesa i Thurgooda M arshalla. Frazier tw ierdzi, że na wiele dziedzin
życia murzyńskiej rodziny fatalny wpływ m iało niewolnictwo, R ekonstrukcja oraz
pozbaw iona j akiegokolwiek zakotwiczenia egzystencj a w przemysłowych m iastach
Północy. Frazier ostatni z tych czynników z wielu pow odów uważa za najbardziej
niszczący. Łącznym rezultatem wszystkich tych historycznych zaszłości było osła
bienie instytucji rodziny oraz skarlenie m oralne - rzecz, którą Yancey i Rainwater
próbują pom niejszać. Frazier nie bagatelizuje skutków niew olnictw a, segregacji
i rasizm u, m im o to jed n ak jasno stwierdza, że patologie, które wówczas się p o
jawiły, nie znikną w raz z zanikiem okoliczności, w których powstały. Zrodziły
się w tam tych w arunkach i systemach społecznych, ale zaczęły żyć własnym życiem.
W opracow aniu naukow ym zatytułow anym The Negro Family In the Uni
ted States Frazier tw ierdzi, co następuje: „W now ym środow isku [czyli stanach
Południa] p o p ęd seksualny M u rzy n a... przestał podlegać kontroli społecznej
i podporządkow any został jedynie zew nętrznej kontroli pana oraz pragnieniom
i postaw om tych, z którym i w chodził w związki... Z chwilą kiedy popędu seksual
nego mężczyzn nie ograniczała już afrykańska obyczajowość i tradycja, kierow ała
nim tylko okresow a potrzeba zaspokojenia seksualnego pożądania”7.
Pod w ielom a w zględam i Frazier zdaje się wyżej oceniać okres niew olnictw a
niż czasy tuż po jego zniesieniu, a to pow odu stabilności porządku społecznego
oraz więzi istniejących wówczas m iędzy niew olnikiem i jego panem . „Kiedy jarzm o
niew olnictw a zostało zdjęte, nic już nie krępow ało w łóczęgowskich skłonności
i dzikich żądz pozostaw ionych sam ym sobie mas. D aw na zażyłość m iędzy panem
i niew olnikiem , na której w okresie niew olnictw a opierał się ład moralny, została
bezpow rotnie zniszczona... Rozwiązłe związki seksualne i ciągłe zm ienianie współ
małżonków, stały się regułą w śród zdem oralizow anej części wyzwolonej m u rzyń
skiej ludności”8. A lternatyw ą dla tego społecznego chaosu była tradycyjna rodzina,
której głową był ojciec, posiadająca jakąś przynoszącą dochód własność, częstokroć
farmę. Ten m odel rodziny był właściwy dla zapew nienia sobie życia we względnym
dobrobycie zarów no p o zniesieniu niew olnictw a, jak i w okresie Rekonstrukcji.
Em ancypacja nie wywarła większego w pływu na ten stan. Kto m iał trw ałą, stabilną
498 RO Z D Z IA Ł 10.
Z dezorganizow ane ro d zin y nie zapew niały zaspokojenia ich [dzieci] potrzeb
em ocjonalnych, nie w ykształciły w n ich także zdyscyplinow ania oraz naw yków
niezbędnych dla osobistego ro zw o ju ... Jako że szerząca się w śród M urzynów d ez
organizacja rodzin y w ynika z faktu, iż ojciec nie jest w stanie sprostać oczekiwanej
przez am erykańskie społeczeństw o roli, jaką p o w in ien odgryw ać w życiu rodziny,
złagodzenie tego pro blem u w ym aga takich zm ian w m u rzy ń sk im i am erykańskim
społeczeństw ie, które um ożliw ią czarnoskórem u ojcu w ypełnianie przypisanej
m u ro li11.
* Helis Kitchen, znana również jako Clinton albo Midtown West, dzielnica M anhattanu.
Niegdyś Helis Kitchen była jednym z ośrodków nowojorskiego świata przestępczego,
zwłaszcza irlandzkiej mafii (przyp. tłum).
500 RO Z D Z IA Ł 10.
W interesie tak d o b ra publicznego, jak pryw atnego, leży, ażeby panow ały pokój
i zgoda; aby całe życie kierow ane było przykazaniam i B oskim i i praw am i n a tu
ry; aby życie ro d zin n e o pierało się n a poszanow aniu ładu i na czci dla religii; aby
tak w życiu pryw atnym , jak publicznym kw itła p ełn a m oralność; aby święcie p rze
strzegano spraw iedliw ości i b y n ik t nie krzyw dził bliźniego bezkarnie; aby wreszcie
m ężne rosły pokolenia ku p o d p o rze p a ń stw a14.
R aport M oynihana z tradycji konserw atyw nej, której „w iodącym założeniem jest,
iż genezą patologii społecznych są nie tyle zasadnicze w ady systemy, ile u ło m n o
ści konkretnych jednostek oraz grup, uniem ożliw iające im przystosow anie się
do system u... Dlatego receptą na to nie jest zm iana systemu, ale ludzi nieprze-
strzegających jego zasad i n o rm ”20. Jencks, który w tam tym czasie w spółpracow ał
z w aszyngtońskim Instytutem Studiów Politycznych (Institute o f Policy Studies)
i dlatego wiedział, co mówi, stwierdził, że „radykałowie u trzym ują..., iż angażowa
nie się w tego rodzaju spraw y [czyli na przykład dbanie o rodzinę] jest pierwszym
krokiem w k ierunku [świata roku] 1984 (to wrogie nastaw ienie wydaje się w dużej
m ierze wywodzić z obawy, że rząd podejm ie próbę narzucania powściągliwości
i w ierności seksualnej - w artości, które zdaniem niem al wszystkich krytyków
są znacznie przeceniane)”21.
L iberalna lewica w idziała w R aporcie M oynihana próbę zlikw idow ania
ciężko przez nią wywalczonych seksualnych swobód. Uważali to za postulat, k tó
ry w celu um ocnienia m urzyńskiej rodziny p roponuje przestrzeganie m oralności
seksualnej rozm yślnie odrzuconej po to, aby w łaśnie stać się częścią oświeconej
seksualnie lewicy. Jedną z głównych przyczyn uczynienia przez lewicę głównym
ośrodkiem swojego zainteresow ania M urzynów było to, że M urzyni (lub raczej
ich część) prow adzili niczym nieskrępow ane życie seksualne, całkowicie wolne
od poczucia winy. Liberałowie w roku 1965 chcieli postawić na getto i nic w tym
dziwnego, gdyż wcześniej przecież czynili dokładnie to samo. Ich fascynacja M u
rzynam i w yrastała z zainteresow ania m urzyńskim jazzem oraz wszystkim tym , co
składało się na w yobrażenia na ich tem at podsycane przez białych, dążących do
obalenia społecznego porządku. W istocie rzeczy ich opinia na tem at M urzynów
była taka sama, jak K u-Klux-Klanu, tyle że z dokładnie odw róconą skalą w arto
ści. Dla liberała bow iem sw obodne życie klasy niższej pozostającej w kontakcie
z prym ityw ną (seksualną) naturą, było lepsze niż żywot zgodny z „białą” (chrześci
jańską) m oralnością. Liberał, niczym b ohater powieści Jacka Kerouaca W drodze,
spacerow ał po korytarzach K ongresu albo Fundacji Forda „pragnąc być M urzy
nem ” i poszukując „radochy negatyw ów ”. M urzyn to now y zbiór zasad, nowa
„ewangelia”, zgodnie z którą odpow iedzialność za rodzinę należało odrzucić dla
„ekstazy, radości, ubawu, m roku i m uzyki”. Podobnie jak Ku-Klux-Klan, lewica
była gotowa odebrać m oralnie żyjącem u M urzynow i praw a do identyfikowania się
z w łasną rasą i jako niew ygodnego całkowicie usunąć go w cień. „Prawdziwym”
M urzynem , tym , którego zbuntow ani biali pragnęli naśladować, był alfons i seksu
alny ogier. M urzyńskość oznaczała seksualną rozpustę pozbaw ioną poczucia winy.
Tuż po przyjeździe do Nowego Jorku Paul Tillich, liberalny protestancki
teolog, uchodźca z nazistow skich N iem iec, znalazł się w bardzo podobnej sytu
acji. H istoria ta wiąże się z jego żoną H annah, której w spom nienia z druzgocącą
jednoznacznością dem askują seksualny rodow ód m odernizm u; ich opublikowanie
bardzo nadw yrężyło reputację Tillicha jako teologa, a odzyskanie jej kosztowało
go wiele wysiłków. D okądkolw iek podróżow ali Tillichow ie lub gdziekolw iek
przeprow adzali się, m ieli w zwyczaju pierw sze swoje kroki w now ym m iejscu
W ASZYN G TO N , 1964 503
poczuli się nią dotknięci. W.E.B. D ubois i inni utyskiwali, że jedynym i M urzynam i,
m ającym i wstęp do środow iska literackiego białych są ci, którzy schlebiają pogoni
białych m odernistów do pogrążania się w dekadencji.
We w spom nieniach napisanych po śm ierci Tillicha Rollo M ay pisze o w pły
wie, jaki Paulus w yw arł na jego życie, odkąd w styczniu 1934 roku poznał go w se
m inarium U nion Theological Seminary. „Poczułem , że ogarnia m nie fala w olno
ści - wolności od jałow ych studenckich dywagacji”. W iększość tych głupawych
dyskusji dotyczyła kwestii istnienia Boga i Jego praw a m oralnego. „Poczułem
się także wolny od dokuczliwego w ew nętrznego przym usu, aby wierzyć” - pisze
dalej May, a później opisuje niektóre z owych „jałowych dywagacji”, od których
się uw olnił dzięki naukom Tillicha:
Niczego się o d ciebie nie w ym aga - żadnej idei Boga, żadnego d o b ra w tobie,
żadnej religijności, bycia chrześcijaninem , bycia m ąd ry m czy m oralnym . Jedyne,
czego się żąda, to abyś był otw arty i skłonny przyjąć to, co jest ci ofiarow ane, now y
Byt, Byt m iłości, spraw iedliw ości i prawdy, k tó ry objaw ia się w Tym, Którego ja rz
m o jest słodkie, a brzem ię lekkie25.
W A SZYN G TO N , 1964 505
WASZYNGTON, 1965,
RZYM, 1965
poniew aż istnienie tych przepisów uniem ożliw iało p ań stw u zachęcanie do stoso
w ania antykoncepcji, co w ydaje się coraz bardziej palącą koniecznością. Ludzie
o średnich d ochodach i ludzie zam ożni, żonaci i nieżonaci, stosują antykoncepcję;
b iedni m ają dzieci. K iedy ubodzy, często członkow ie m niejszości rasow ych, korzy
stają z zasiłków, płacący p o d atk i A m erykanie b u n tu ją się i oczekują o d państw a,
żeby coś z tym zrobiło... Rząd krajow y uczynił to już częścią swojego pro g ram u
p o m o cy dla państw słabo rozw iniętych, ale Stany Z jednoczone nie m ogły zrobić
tego sam ego u siebie, jak długo praw a stanow e zakazyw ały takich p raktyk'.
W rezultacie liberałow ie prow adzili podw ójną grę. Posłużyli się kwestią ra
sową, żeby obalić przekonanie, iż porządek społeczny jest w jakiś sposób zależny
od ładu m oralnego, następnie zaś wykorzystali rozluźnienie m oralności seksualnej
dla prow adzenia eugenicznej kam panii w ym ierzonej w tych samych czarnych,
którzy do rozluźnienia obyczajów najbardziej się przyczynili. Południe akceptowało
segregację, a wszyscy tam byli chrześcijanam i; dlatego chrześcijaństw o zostało
zdyskredytow ane jako przem oc i nie m oże m ieć nic do pow iedzenia o tym , w jaki
sposób pow inno być zorganizow ane społeczeństwo. Główne wyznania protestanc
kie w pełni zgadzały się z tą strategią, naw et jeśli pozornie wydawało się, że im
szkodzi, poniew aż one rów nież były spragnione seksualnego wyzwolenia i to do
tego stopnia, że kiedy głów ne kościoły protestanckie je d n ak ostatecznie w tej
kwestii skapitulowały, kom pensując to sobie, zintensyfikowały działania na rzecz
sprawiedliwości rasowej.
D rugi elem ent podw ójnej g ry lewicowych liberałów wiązał się z eugeniką.
Kiedy porządek społeczny został nadw ątlony przez liberałów wykorzystujących
kwestię rasową jako przykryw kę dla seksualnego wyzwolenia, środki antykoncep
cyjne przedstaw iono jako rem edium na wysokie koszty zasiłków i innej pom ocy
społecznej, poniew aż redukow ałyby one liczbę czarnej ludności, czyli odbiorców
tejże. C zarni, k tó ry ch w ykorzystano jako pretek st do zm iany obyczajow ości
społecznej, stali się pierw szym i ofiaram i tej zmiany, poniew aż zostali uznani
za „beneficjentów ” szerokiej p om ocy rządowej, która najczęściej służyła tylko
jako pretekst dla uspraw iedliw ienia antykoncepcyjnej eugeniki. W yrok w sprawie
G riswold vs. C onnecticut był tu w ażnym przełom em . Teraz rząd m ógł rozwijać
program y k ontroli p rzyrostu naturalnego, nie w chodząc przy tym w konflikt
z praw am i stanowym i.
Być może zachęcony tym pasm em sukcesów Rockefeller w swojej walce o an
tykoncepcję postanow ił posunąć się o krok dalej. Zdecydował, że stawi czoła prze
ciwnikowi w jego m ateczniku. Dzięki pom ocy ojca Theodore Hesburgha, rektora
U niwersytetu N otre D am e i członka zarządu Fundacji Rockefellera, załatwił sobie
audiencję u papieża Pawła VI, który w owym czasie zastanawiał się nad kwestią
kontroli urodzeń i, zgodnie z oświeceniowym spojrzeniem na historię, m ógł się
okazać jeszcze bardziej liberalny niż Jan XXIII, który różnił się od swoich poprzed
ników, jak dzień się różni od nocy. H esburgh, o którym m ówi się, że „jego poglądy
na sprawę zaludnienia były zdecydow anie liberalne, choć w pew nych aspektach
nie posuw ał się tak daleko jak Rockefeller”2, był niezwykle szczęśliwy, że m ógł m u
W A SZYN G TO N , 1965, R Z YM , 1965 509
M oim zdaniem , jeżeli K ościół nie obejm ie w tej sprawie przew odnictw a, będzie
to m iało dwie konsekw encje: p o pierwsze, obecne, coraz silniejsze dążenie ku sta
bilizacji populacji będzie postępow ało, obejm ow ało kraj po kraju, bez całościowego
n ad zo ru i ukierunkow ania, zwłaszcza w sferze m oralnej; po drugie, jeśli w olno m i
to pow iedzieć otw arcie, K ościół nie będzie m iał udziału w sprawie o fu n d am en tal
nym znaczeniu dla jego członków i dla d o b ra całej ludzkości. Fali pow odziow ej nie
m ożna zatrzym ać ani spow olnić, m ożna nią jed n ak pokierować. Poniew aż gorą
co w ierzę w doniosłość roli, któ rą Kościół m a do o degrania w dzisiejszym , niesp o
kojnym świecie, jestem głęboko zatroskany, patrząc na rozwój sytuacji, któ ra w d łu ż
szej perspektyw ie, jak sądzę, przyniesie szkodę pozycji Kościoła na całym świecie7.
Ciekawe, jakie myśli pojawiały się w głowie papieża, kiedy czytał te słowa. Czy
było to uczucie w dzięczności za ocalenie go oraz jego Kościoła przed zm ieceniem
przez pow odziow ą falę postępu i historii? A m oże było to coś podobnego raczej
do włoskiej wersji pow iedzenia: „Skoro jesteś tak cholernie bogaty, dlaczego nie
jesteś m ądry?”. Tak czy inaczej, w iem y z historii, że papież propozycję Rockefellera
odrzucił. H istoria pokazuje również wyraźnie, że wielu liberalnych katolików w Sta
nach Zjednoczonych było o wiele bardziej skłonnych niż papież, aby spełniać
życzenia Rockefellera, zwłaszcza w takich przypadkach, kiedy prow adzone przez
nich instytucje m iały szansę skorzystać z hojności jego samego bądź którejś z jego
fundacji. D obrym tego przykładem jest ojciec H esburgh, k tó ry zorganizow ał
spotkanie Rockefellera z Pawłem VI.
W ASZYN G TO N , 1965, R Z Y M , 1965 511
Szczególnie w ażny był ostatni punkt. Zaw ierał jed n ą z tez, których przyjęcie
Rada ds. Z aludnienia uczyniła w arunkiem sponsorow ania przez nią Konferencji
N otre D am e z 1962 roku. Teraz, mirabile dictu, przedstaw iono ją tak, jakby grupa
„odpowiedzialnych” katolickich uczonych, zastanawiając się nad wyzwaniami, jakie
stoją przed katolicką teologią, doszła sam odzielnie do identycznego przekonania.
M im o istnienia głębokich, zakam uflow anych wzajem nych pow iązań i zależności,
zarówno osobistych, jak i tych związanych z pozyskiwaniem pieniędzy, m im o faktu,
że identyczne idee zostały zaprezentow ane przez tak wydawałoby się św iatopoglą
dowo odległe od siebie kręgi, zostało to przypisane tem u, że wielkie um ysły zawsze
podążają podobnym i drogam i. Jak zobaczymy, pogląd, że katolicy nie pow inni
przeciwstawiać się finansow aniu przez rząd środków antykoncepcyjnych, jeszcze
przed końcem lata 1965 roku zostanie nagłośniony ponow nie.
Idee, które znalazły swoje odzw ierciedlenie w toku konferencji z 1965 roku,
nie były oczywiście w yłączną dom en ą Rockefellera i Rady ds. Zaludnienia. Latem
1965 roku strony zainteresowane tą kwestią starały się wypracować konsensus. I tak,
na przykład, jednym z sygnatariuszy ośw iadczenia z N otre D am e był absolwent
i członek zarządu tejże uczelni, Thom as P. Carney. W czasie trw ania konferencji
C arney piastow ał stanow isko wiceprezesa ds. badań i rozw oju chicagowskiej C.D.
Searle Company, dużej firm y farm aceutycznej, starającej się wówczas o w prow a
dzenie na rynek pigułki antykoncepcyjnej. Kiedy treść obrad konferencji w N otre
D am e została upubliczniona, W illiam a Bentleya Balia, praw nika z H arrisbur-
ga w Pensylwanii, wyjątkowo oburzyła towarzysząca jej hipokryzja. Bali był także
doradcą praw nym Pensylwańskiej Akcji Katolickiej i z tego względu napisał list
do jej przew odniczącego, arcybiskupa Johna Króla, ordynariusza archidiecezji
filadelfijskiej. Stwierdziwszy, że konferencja w N otre D am e „niczego nie posunęła
do przodu”, Bali opisał historię katolickiego lekarza, który był uczestnikiem konfe
rencji „i było oburzony tym, co tam usłyszał”, a był to m iędzy innym i „zintegrowany
atak na stanow isko przyjęte przez Wasze Ekscelencje, w którym posunięto się
nawet do tego, że pow iązano m nie z nim w z góry przygotow anym dokum encie”11.
„Konferencji przew odniczył” - pisał dalej Bali - „absolw ent N otre Dam e
o nazwisku Carney, który jest wiceprezesem Searle, największego chyba producenta
środków antykoncepcyjnych w USA”12.
Podczas obrad konferencji na N otre Dam e, przy om aw ianiu kwestii k o n
troli urodzeń, szanse w ypow iadania się nie były rów ne dla wszystkich, nie było
tam również bezstronnych obserwatorów. O prócz łasych n a granty naukowców,
firm y farm aceutyczne m iały na niej także własnych przedstawicieli, którzy mieli
zadbać o to, żeby rezultaty obrad były zgodne z ich oczekiwaniami. Uczelnia Notre
D am e wydawała się bardzo zadow olona z tej współpracy. W roku 1967 Thomas
Carney, któ ry trzydzieści lat wcześniej uzyskał n a N o tre D am e m agisterium
z chem ii, został m ianow any członkiem zarządu tego uniw ersytetu, a w 1969 roku
otrzym ał od niego ty tu ł d o k to ra honoris causa. W m aju 1971 roku otrzym ał
N agrodę Edw arda Fredericka Sorina, najwyższe w yróżnienie przyznaw ane przez
N otre D am e A lum ni A ssociation (Stowarzyszenie A bsolwentów N otre Dame).
514 R O ZD ZIA Ł 11.
W iększość prasy katolickiej pow itała opublikow any z opóźnieniem kom uni
kat z utrzym yw anych w sekrecie obrad konferencji N otre Dam e, jakby to była p a
pieska encyklika. M onsignore George W .Casey w artykule zamieszczonym w „The
Boston Globe”: „Jako czytelnik po raz pierw szy stykam się z tym , że komisja
złożona z odpow iedzialnych teologów m oralnych i socjologów, obradująca pod
katolickim patronatem , wydaje publiczną deklarację, w której dopuszcza, chociaż
z pew nym i zastrzeżeniam i, stosow anie antykoncepcji”1’. Na Caseyu duże wrażenie
zrobiła śm iałość ośw iadczenia z N otre D am e - i nie m iał na to wpływ u fakt, że
pow stała w sekrecie siedem m iesięcy wcześniej. To, że opublikow ano ją jesienią
1965 roku, poczytyw ał za oznakę zbliżających się zm ian. Skoro ci ludzie mogą
pow iedzieć coś takiego i nie ponieść za to żadnych konsekwencji, oznacza to, że
to nauczanie Kościoła m ożna zakwestionować. Innym i słowy, Casey w większym
stopniu odniósł się do sposobu rozpow szechniania oświadczenia, roli, jaką odgry
wały w tym m edia, oraz do reakcji Kościoła, nie zaś do treści sam ego dokum entu
lub rozum ow ania, które było uzasadnieniem jego tez. Fakt, iż oświadczenie zo
stało podpisane przez specjalistów, którzy twierdzili, że są katolikam i, skutkowało
odw róceniem uwagi od kwestii jego treści, jako że większość ludzi nie uważała
się za ekspertów. Reakcja na deklarację z N otre D am e była rów nież świadectwem
lojalności żywionej przez katolików wobec instytucji działających pod patronatem
Kościoła. W tam tym czasie większość ludzi praktycznie utożsam iała uniw ersytet
N otre D am e z K ościołem , a fundacje sponsorujące konferencję w ykorzystały
to w stopniu m aksym alnym . Z aufanie dla katolickich instytucji, przekonanie, że
Sobór W atykański II zainicjow ał w Kościele zmiany, które w łaśnie się dokonują,
a także kam pania m edialna zorganizow ana przez Rockefellera i innych, którzy bili
na alarm i ostrzegali społeczeństw o przed nadchodzącą eksplozją dem ograficzną,
skutkow ały w yw ołaniem w ludziach poczucia, że oto dokonuje się coś n ieo d
wracalnego, coś, czego niczym procesu lodow acenia pow strzym ać nie sposób,
a stosunek do antykoncepcji jest w yznacznikiem tego, czy popłynie się z prądem ,
czy zostanie zm iecionym przez falę przem ian. M onsignore Casey, odnosząc się do
kwestii antykoncepcji, stwierdził: „Widać oznaki tego, że biorąc p o d uwagę to, co
uczyniono bądź czego zaniechano w odniesieniu do owego palącego problem u,
najbardziej doceniana będzie reform a i odnow a, której dokonał papież Jan”14.
Jednym z przejawów tego, że starania Rockefellera i Rady ds. Z aludnienia
przynoszą efekty, było to, że rząd zaczął angażować się po ich stronie. O dkąd prezy
dent Johnson w 1965 roku w orędziu o stanie państw a opow iedział się za kontrolą
urodzeń, sześć m iesięcy później, w czerw cu 1965 roku, uczynił to także sąd, w y
dając w yrok w sprawie G risw old vs. C onnecticut. Po jego ogłoszeniu latem tego
samego roku, senator z Alaski E rnest G ruening przew odniczył senackiej komisji,
która prow adziła posłuchania w sprawie tak zwanej „eksplozji dem ograficznej”.
C hodziło w nich o osiągnięcie dw óch celów: przede wszystkim, przestraszenie
społeczeństw a zagrożeniam i w ynikającym i z przeludnienia, kreśląc w tej sprawie
najbardziej złowieszcze scenariusze, oraz organizację przesłuchania w taki sposób,
aby wypowiedzi ludzi występujących przed kom isją G rueninga były jednom yślne
W A SZYN G TO N , 1965, R Z YM , 1965 515
przem ów ić w im ieniu Kościoła; był nim jezuita z Georgetown, D exter Hanley. Ball
i Król ze swej strony zaczęli podejrzew ać, że N C W C dąży do osłabienia ich pozycji
W przededniu sierpniow ego term in u przesłuchania Bali, który m iał wy
stąpić przed kom isją jako rzecznik katolickich biskupów, zaw iadom ił Króla, że
12 sierpnia do popraw ek ustaw y o rów nych szansach ekonom icznych, na prośbę
senatora Clarka, dołączono konkretne um ocow ania dla działań na rzecz kontroli
urodzeń. Pozostałą część swego listu Bali pośw ięcił zaw iadom ieniu Króla, jakie
kroki podjęła (lub nie) N W C W w kwestii dotow ania przez rząd środków anty
koncepcyjnych oraz wyliczył w ady i zaniechania jej polityki zarzucane przez niego
p u nkt po punkcie m onsignore Hurleyowi:
Dlatego, chociaż jako katolik trw am zdecydow anie przy m o ich podstaw ow ych
przekonaniach m oralnych, uw ażam , że m ogę poprzeć rządow y p rogram , k tó
ry w im ię uzasadnionej tro sk i o edukację, zdrow ie i do b ro b y t gw ałtow nie rosnącej
populacji, pozw ala każd em u obyw atelow i dokonać całkow icie w olnego m o raln e
go w yboru w kw estii planow ania rodziny i pom aga m u go urzeczyw istnić22.
* Brzemię białego człowieka ( The White Mans Burden) - tytuł wiersza Rudyarda Kiplinga
opublikowanego po raz pierwszy w 1899 roku. Napisany on został w kontekście am ery
kańskiego podboju Filipin i innych kolonii hiszpańskich. Wiersz ten opisuje misję kra
jów kultury chrześcijańskiej polegającą na walce z głodem i chorobami, upowszechnianiu
oświaty, wprowadzeniu swej administracji, zdobyczy techniki i chrześcijańskich obycza
jów. Tytuł ten stał się sloganem, używanym do uzasadnienia kolonizacji jako misji hum a
nitarnej (przyp. tłum.).
522 RO Z D Z IA Ł 11.
„New York Tim esa”, był przyjem nie zaskoczony w ystąpieniem Balia, przynaj
m niej początkowo. W artykule, k tó ry ukazał się dw a dni po posłuchaniu Balia,
Cogley, nie dość że w spom niał, iż Bali w swoim w ystąpieniu „oparł się m ocno
n a orzeczeniach Sądu Najwyższego”, ale dał jeszcze do zrozum ienia, że argum ent
0 przym usow ym charakterze kontroli u rodzeń sponsorow anej przez rząd był ar
gum entem przekonującym . Decyzja Balia, by ogień zwalczać ogniem , wydawała
się przynosić owoce, przynajm niej w odniesieniu do Cogleya, który przytoczył
pogląd, że czyjeś praw a m usiałyby zostać naruszone, a tym kim ś niechybnie
m usiałby być „klient”. Jego zdaniem , „fakt, że obywatel jest ustaw iony na pozycji
«Jdienta» w szechpotężnego rządu wystawia go na niebezpieczeństw a «podatności
na delikatną presję»”25. Wydaje się, że Cogney oczekiwał po Ballu, że ten w imieniu
biskupów przypuści frontalny atak na niemoralne aspekty kontroli urodzeń, a kiedy
okazało się, że jest inaczej, nieco go to wytrąciło z równowagi.
W ciągu kilku d n i jed n ak C ogney zm ienił zdanie na tem at w ystąpienia Balia
1 zaczął go atakować, zarzucając m u, że w ystąpił przed komisją, podając fałszy
we rekom endacje. Ponieważ nie m ógł raczej odw ołać tego, co napisał o treści wy
stąpienia Balia, postanow ił zakwestionować to, w czyim im ieniu ten przem aw iał26.
C ogney dał do zrozum ienia, że Bali kłam ał, tw ierdząc, że przem aw ia w im ieniu
am erykańskich hierarchów. A rtykuł Cogneya roił się od insynuacji i powoływania
się na nieokreślone źródła, ale jego intencja był oczywista. Zdyskredytow ać Balia
tw ierdzeniem , że nie reprezentow ał stanow iska katolików.
Nie podając żadnych nazwisk, C ogney napisał także: „Co najm niej jeden
członek zarządu adm inistracyjnego N ational C atholic Welfare Conference, jedy
nego ciała upraw nionego do przem aw iania w im ieniu am erykańskich biskupów,
nie w iedział nic o tym , aby to ośw iadczenie zostało im przedstaw ione do auto
ryzacji”27.
W niedzielę 29 sierpnia 1965 roku, tuż po wystąpieniu Bali przed Komisją
Grueninga, kardynał Patrick 0 ’Boyle wygłosił w waszyngtońskiej katedrze pod we
zwaniem św. M ateusza kazanie zatytułowane Kontrola urodzeń a polityka społeczna.
Było ono szeroko om awiane w prasie, a jego konsekwencje dały się odczuć w kulu
arach władzy. Kościół w osobie kardynała 0 ’Boyle’a zajął stanowisko wobec progra
m u walki z ubóstw em i starań rządu, aby z tru d n y m położeniem biednych w ogóle,
a m urzyńskich biednych w szczególności, uporać się, stosując środki z arsenału
eugeniki. Kazanie to było oczywistą próbą wytyczenia wyraźnej granicy między
tym, co dopuszczalne, a tym, co nie do przyjęcia, a wiązało się to z pojawieniem się
propozycji, aby program y związane z kontrolą urodzeń włączyć do budżetu walki
z ubóstwem.
Kardynał 0 ’Boyle zaczął kazanie od stw ierdzenia, że „w Stanach Z jedno
czonych postęp w dziedzinie spraw iedliw ości rasowej i społecznej jest niem al
niezwykłym ”28. K azanie 0 ’Boyle’a m iało uśw iadom ić w ładzom , że niezależnie
od jego wyjątkowości i tego, jak „świętą” sprawą stał się ru ch praw obywatelskich,
Kościół katolicki nie zam ierza tolerow ać go jako frontu na rzecz zdobyw ania
akceptacji społecznej dla kontroli urodzeń.
W ASZYN G TO N , 1965, R Z Y M , 1965 523
M im o tych niew ątpliw ych konstytucyjnych przeszkód, p rojekt jest teraz w se
nackiej podkom isji ds. p o m o cy zagranicznej, któ ra oficjalnie i b ezpośrednio w łą
cza rząd federalny w pro gram y o g raniczania liczby u ro d zeń , w ty m także w u p o
w szechnianie inform acji i m ateriałów , które finansuje się ze środków publicznych...
W niektórych m iastach p ró bow ano łączyć pro m o w an ie kontro li u ro d zeń z now ym
p rogram em zw alczania ubóstw a na podstaw ie tego, że, ja k to ujął jed e n z sen ato
rów, „w p rzypadku biednych istnieje większe niż w o d n iesien iu do innych g ru p
praw dopodobieństw o, że b ę d ą m ieli liczne ro d zin y ”29.
„To” - zagrzm iał z am bony Boyle - „nie jest spraw ą rządu. Wybór, ile dzieci
pow inna m ieć jakaś para, jest wyłącznym , osobistym praw em małżonków. Jeżeli
zdarzy się, że są biedni, ich praw o do tego nie jest przez to m niejsze”.
Granica kom prom isów została w yraźnie zakreślona. Kościół udzieli poparcia
prom ow anem u przez ruch praw obywatelskich program ow i walki z ubóstwem oraz
zw iązanem u z tym rozszerzeniem zakresu pom ocy społecznej udzielanej przez
państw o tylko wówczas, jeżeli zwiększenie jej nie będzie wiązało się z naruszaniem
praw a m oralnego. Jeżeli granica ta zostanie przekroczona, rząd m oże spodziewać
się zdecydow anego protestu katolików. Tego w łaśnie o d samego początku oba
wiali się zw olennicy sekularyzacji. Rockefellera i jego popleczników z Rady ds.
Z aludnienia interesow ali jedynie ci katolicy, którzy byli gotowi sprzeniewierzyć
524 RO Z D Z IA Ł 11.
starczającego pow odu, aby norm y podane przez papieża Piusa XII, a odnoszące się
do tej sprawy, uznawać za przedaw nione, a przez to nieobowiązujące”.
Kończąc w ygłaszanie hom ilii, kardynał 0 ’Boyłe powiedział: „Jeżeli w przy
szłym tygodniu poproszą was, abyście poświęcili jed n o ze swych dzieci, aby złago
dzić «eksplozję dem ograficzną», które z nich w ybierzecie?... W szczytnej historii
tego wspaniałego kraju m ieliśm y lepszych przew odników Wielkiego Społeczeństwa
niż czterej jeźdźcy sztucznej kontroli urodzeń, aborcji, sterylizacji i eutanazji...
To filozofia defetyzm u i rozpaczy”33.
W liście w yrażającym zadow olenie ze sposobu, w jaki przyjęto jego kazanie,
0 ’Boyle w spom niał o oburzeniu, jakie wywołała jego w zm ianka o W ielkim Społe
czeństwie, które przyw ołał w negatywnym kontekście. Oczywiście nie było to z jego
strony zam ierzone Jeśli adm inistracja Johnsona kontynuow ałaby dotychczasow y
kurs, m usiałaby rozwiać wątpliwości Kościoła co do swoich szczerych intencji
m oralnych. M im o to jednak, 0 ’Boyle wziął sobie do serca krytyczne uwagi w tej
sprawie i z kolejnych publikacji kazania usu n ął w zm iankę o W ielkim Społeczeń
stwie. Przesłanie w nim zaw arte było i tak dostatecznie jasne.
Jesienią 1965 roku Bali, Król i 0 ’Boyle wspólnie opracowywali politykę mającą
udaremnić angażowanie się rządu Stanów Zjednoczonych w kwestię kontroli urodzeń.
29 października Bali m iał czteroipółgodzinne spotkanie z kardynałem w Waszyngto
nie, podczas którego przedstawił trzy możliwe do przyjęcia strategie wobec program u
kontroli urodzeń. Pierwsza to „pokojowa koegzystencja”, której orędownikiem był,
zdaniem Balia, m onsignore Hurley i NCW C. Na rzecz przyjęcia takiej polityki argu
m enty były identyczne z tymi, które za najbardziej przekonujące uznawali liberałowie,
czyli współpraca ekum eniczna, pokój obywatelski i uniknięcie niebezpieczeństw
związanych z w drażaniem program u walki z ubóstwem. Realizowanie jej najmniej
zaszkodziłoby interesom liberałów związanymi z korzyściami, jakie dawałoby im
państw o opiekuńcze, ponieważ w rezultacie usunęłaby ona Kościół z pola walki.
Opcja num er dwa była polityką ograniczonego oporu, której orędownikiem był
ojciec Hanley. Przeciwstawiałaby się ona w prow adzeniu w życie rządowych pro
gram ów kontroli urodzeń, chyba że uchwalono by stosowne przepisy zakazujące
stosowania przym usu, chroniące pryw atność i zakazujące aborcji oraz sterylizacji.
Do obu tych możliwości Bali był nastawiony sceptycznie; uważał, że ruch na rzecz
kontroli urodzeń stał się już tak potężny, iż w żaden sposób nie da się już go kontro
lować, jeśliby zaś napłynęły do niego fundusze rządowe, praktycznie wymknie się
spod wszelkiej kontroli, w tym także instytucji powołanych do jego kontrolowania.
Takie same zastrzeżenia m iał w stosunku do drugiej możliwości. Przywołał przy tym
przykład organizacji Planned Parenthood jako dowód, że prawnie określone środki
kontroli, których ustanow ienia dom agał się Hanley, nawet jeżeli zostają przyjęte
na papierze, w praktyce okazują się zupełnie bezużyteczne. W ram ach program u
Economic O pportunity Planned Parenthood wystąpiła o grant w wysokości dzie
więćdziesięciu tysięcy dolarów z przeznaczeniem na tworzenie miejsc pracy w Filadel
fii w rejonie zamieszkałym w stu procentach przez ludność murzyńską, a położonym
w północno-środkow ej części miasta. Ponadto, ludzie zatrudnieni do jego realizacji
526 R O Z D Z IA Ł U .
n a kontrolę urodzeń jeszcze nie m a, a oprócz tego wiedział już ponad wszelką w ąt
pliwość, że Shriver i O EO będą nadal finansowali program y kontroli urodzeń,
poniew aż wycofanie się z tego byłoby dla nich większym zagrożeniem politycznym
i praw nym niż kontynuow anie tej działalności. Bali wyciągnął z tej sytuacji okre
ślone wnioski, a najważniejszy z nich sprow adzał się do tego, że wszelkie dalsze
próby perswazji są bezcelowe, a biskupi pow inni zastanowić się, czy najlepszą drogą
dla urzeczyw istnienia ich celów nie pow inien być proces sądowy. W ziąwszy pod
uwagę sprzeciw Kongresu wobec popraw ki Clarka, rozw iązanie takie m ogło mieć
szanse pow odzenia. O prócz tego Bali uznał, że na początku 1964 roku biskupi
przegapili doskonałą ku tem u okazję, ale m im o to nie m ają innego w yboru, jak
tylko przeciwstawić się forsow anym przez OEO p rogram om kontroli urodzeń,
poniew aż, „jeśli żadnego o p o ru przeciw ko p rogram om OEO nie będzie, w całych
Stanach Zjednoczonych Planned Parenthood będzie prow adziła swoją działalność
na koszt społeczeństwa”. Z chwilą kiedy takie program y zostaną uruchom ione, ich
zakres będzie się stale poszerzał, obejm ując aborcję, sterylizację oraz „reglam enta
cję potom stw a”, zakładającą, że każdy obywatel pow inien zostać wysterylizowany,
chyba że otrzym a od rządu zezwolenie na posiadanie dzieci. Pomysł ten był nagła
śniany w m ediach za spraw ą ludzi p okroju W illiam a Shockleya, laureata nagrody
Nobla, którą otrzym ał za w ynalezienie tranzystora, co bardzo szybko wykorzystał
jako okazję dla coraz donośniejszego nawoływania do stosowania eugeniki rasowej.
Podobnie jak przedtem , także i teraz przeciwnicy Kościoła mieli nad nim przewagę
niem al na w szystkich frontach, niem niej reakcja Kongresu na przesłuchanie Balia
i kazanie 0 ’Boyle’a daw ały powody, by nie tracić nadziei.
Nadzieja ta okazała się płonna i krótkotrwała. Zdaniem Balia, jesienią 1965 roku
przed biskupami otworzyła się historyczna okazja, jednak głównie za sprawą celowe
go opóźniania sprawy przez prawników NCW C zimą nie podjęto żadnych działań,
a Kościół „uczynił historyczny krok w miejscu”. W maju 1966 roku Bali wyraził
przekonanie, że „wielu z przerażeniem spojrzy kiedyś na to, co można jedynie określić
m ianem historycznego zaniedbania”. Z jego punktu widzenia szczególnie irytujący
był fakt, że NCW C uciekała przed każdym, najsłabszym nawet przeciwnikiem, „legią
kapokowych smoków” - jak napisał w liście do arcybiskupa Króla. Gdyby Kościół
zdecydował się przedstawić rządową kontrolę urodzeń jako rzecz zagrażającą prawu
do prywatności, m iał szansę pozyskania dla swego stanowiska dużej części opinii
publicznej. Tymczasem jednak Bali - jak sam stwierdził - prowadził najczęściej
jednoosobow ą krucjatę, a w tym samym czasie ojciec Charles W helan, z poparciem
NCW C, głosił wszem i wobec, że obawy związane z angażowaniem się rządu w kwe
stię kontroli urodzeń są bezpodstaw ne i absurdalne. Zdaniem Balia, frakcja Hanleya
i W helana do tego stopnia obawiała się „narzucanie katolickiej m oralności” innym,
że własnoręcznie otworzyli drzwi przed aborcją, sterylizacją oraz eugeniką rasową
- wszystko to w imię pokoju z liberałami. Z coraz bardziej przesyconych gniewem
listów Balia skierowanych do Króla na pierwszy plan wybija się uczucie niedowierza
nia. „Cała ta sprawa rządowej kontroli urodzeń stała się dla m nie czymś podobnym
do śmierci. Przyglądasz się jej i nie możesz uwierzyć”.
ROZDZIAŁ 12
Spike był hom oseksualistą, który i jako duchowny, i jako ojciec rodziny p ro
wadził podw ójne życie. Sprawa M urzynów była dla niego narzędziem do uspraw ie
dliwienia swoich seksualnych słabości. To sam o czynili ludzie z warstwy waspów,
odkąd zaczęli finansować H arlem ski Renesans. To wystarczy, aby rozbudzić poczu
cie winy. Ale chodzi tu także o coś jeszcze. Biali anglosascy protestanci odkrywali dla
siebie własne wersje „czarnych uciech”, a jednocześnie wykorzystywali program wal
ki z ubóstw em do ukrytego eugenicznego ataku, którego celem było zm niejszenie
przyrostu naturalnego czarnych, oraz udarem niania wszelkich inicjatyw, takich jak
R aport M oynihana, których celem było um ocnienie m urzyńskiej rodziny. Biorąc
to wszystko pod uwagę, Spike oraz członkowie Krajowej Rady Kościołów byli w inni
czynów, które poruszyłyby naw et najbardziej zatwardziałe sum ienia.
Nowoczesność oznacza wyzwolenie seksualne. W yzwolenie seksualne rodzi
poczucie winy. Dla tych, którym obca jest skrucha, jedyny sposób, żeby jakoś u p o
rać się z w yrzutam i sum ienia, to oddać się działalności społecznej, która je uśm ie
rza. Zaangażow anie się w ruchy społeczne, takie jak ru ch praw człowieka, ruch
proaborcyjny czy ru ch na rzecz rów nych praw dla hom oseksualistów , pozwala
uciszać głos sum ienia. Stosunki m iędzy liberalną lewicą a przyw ództw em ruchu
praw obywatelskich były rodzajem symbiozy. Poczucie winy, wynikające z reali
zow ania celów i planów lewicy, które zawsze wiązały się z jakąś form ą seksualne
go wyzwolenia, łagodziło zaangażow anie się w walkę o „sw obody” dla Murzynów,
to zaś z kolei oznaczało niezm iennie jakiś w ariant eugenicznej sterylizacji, której
celem było zm niejszenie p rzy ro stu natu raln eg o czarnych oraz osłabienie ich
siły politycznej będącej jego wypadkową. Paul Spike pow iedział o swoim ojcu:
„D ziałając na rzecz w yzw olenia czarnych A m erykanów , sam stał się w olny”.
Uczestnictw o w słusznej polityce rasowej pozw alało m u usprawiedliwiać przed
sam ym sobą konkretne seksualne występki, których się dopuszczał. Dotyczyło
to zwłaszcza jego hom oseksualizm u. W alka o w olność oznaczała, że jego sum ienie
m om entalnie uw alniało się od brzem ienia, którego źródłem było prow adzenie
podw ójnego życia. D ziałalność społeczna na rzecz M urzynów była środkiem
znieczulającym , k tó ry łagodził obciążone seksualnym i w ystępkam i sum ienia
ludzi liberalnej lewicy. R aport M oynihana zachwiał istotą owej skomplikowanej
psychicznej równowagi, zagroził ujaw nieniem seksualnej genezy popierania przez
liberałów spraw y m niejszości m urzyńskiej oraz m echanizm u, który sprawiał,
że dzięki poczuciu w iny białych, czarni w ym uszali kolejne ustępstw a na swoich
seksualnie wyzwolonych sojusznikach. Nie w olno było dopuścić, aby to wyszło
na jaw. W rezultacie, liberałow ie i lewica w spólnie przeciwstawili się koncepcji
prom ow ania trw ałości rodziny, czego nieu ch ro n n y m skutkiem było szerzenie
się w m urzyńskich rodzinach zjawisk i zachow ań patologicznych. Liberałowie
postanow ili utrw alić stan istniejący w getcie i wykorzystać je jako bastion obrony
seksualnego wyzwolenia.
Przyw ództw o ru ch u praw człowieka nie było tutaj oczywiście wyjątkiem.
O ni rów nież podlegali tym sam ym praw om m oralnym ; łatwo wykazać na ko n
kretnym przykładzie, że angażowali się w sprawę wyzwolenia seksualnego równie
534 RO Z D Z IA Ł 12.
głęboko, jak liberalna lewica. Bayard Rustin, podobnie jak Spike, był hom osek
sualistą. Rustin, bliski w spółpracow nik A. Philipa Randolpha, przew odniczącego
B rotherhood o f Sleeping C ar Porters i najbardziej znanego czarnego przywódcy,
był wcześniej członkiem Związku M łodzieży Kom unistycznej, a na początku lat
sześćdziesiątych został skazany za upraw ianie seksu z dw om a m ężczyznam i w za
parkow anym sam ochodzie. Czarni, jak widać, rów nież potrzebow ali solidnego
oparcia m oralnego, aby uspokoić swoje sum ienia, dokładnie tak samo, jak biali.
W rezultacie z rów ną gorliw ością przeciw staw iali się w szelkim inicjatyw om ,
zakładającym konieczność odnow y obyczajów. Kiedy w przyw ództw ie czarnych
do głosu zaczęli dochodzić radykałow ie, m niej skrajnie nastaw ieni czarni przy
w ódcy woleli zachowywać się biernie, poniew aż seksualnie odbiegali od norm y
i zdawali sobie sprawę, że radykałow ie o tym wiedzą.
D obrym tego przykładem jest sytuacja, w jakiej znalazł się M artin Luther
King. W 1965 roku King poleciał do Miami, aby uczestniczyć w finansowanym przez
Fundację Forda szkoleniu um iejętności przywódczych, które przeznaczone było dla
czarnoskórych duchownych. W iększość czasu King spędził zam knięty w hotelowym
pokoju, być m oże z pow odu konfliktu, który om ów im y poniżej. Jednym z zapro
szonych mówców był D aniel Patrick M oynihan, którego raport King poparł kilka
miesięcy wcześniej. W liście do jednego z kierow ników Fundacji Forda M oynihan
napisał później, że na spotkaniu panow ała „skrajnie w roga atm osfera”. D odał też:
„po raz pierw szy w życiu znalazłem się w otoczeniu przesyconym czymś wręcz
bliskim szaleństwa... Przew odniczenie zebraniu spoczywało w rękach nieom al
obłąkanych czarnych radykałów, którzy przez cały czas wygłaszali niepraw dy
(o m nie, o Stanach Zjednoczonych, o prezydencie, o naszej historii, etc. etc.) bez
jednego głosu sprzeciwu. King, A bernathy i Young siedzieli tam przez cały czas,
całkowicie nie wykazując chęci (przynajm niej w mojej obecności), aby powiedzieć
choćby słowo w obronie nieużywania przemocy, integracji i unikania konfliktów”15.
King, który w iosną p o p arł inicjatywę prezydenta, nie m ógł uczynić tego
samego teraz, poniew aż, jeśli chodzi o jego życie seksualne, on także m iał coś do
ukrycia. W rezultacie czarnoskórzy przyw ódcy skapitulowali przed radykałam i,
a ru ch praw człowieka, zam iast zrezygnować z seksualnego wyzwolenia, wybrał
drogę utrw alan ia patologii w ystępujących w m urzyńskich rodzinach. Garrow
m ówi jasno, że reputacja Kinga jako kobieciarza była pow szechnie znana w przy
wództwie SCLC, a także poza nim . Na dow ód tego przytacza artykuł, który ukazał
się jeszcze w latach pięćdziesiątych na łam ach poczytnego krajowego dziennika
czarnej m niejszości „The Pittsburgh C ou rier”, w którym ostrzega się „znanego
duchow nego z głębokiego Południa, człowieka, który za sprawą swojej walki o pra
wa obywatelskie trafił na pierw sze strony gazet”, żeby „uważał, co robi”. Jak pisze
Garrow: „gazeta ujawniła, że biali segregacjoniści wynajęli detektywów., w nadziei
«wywołania skandalu, który wywoła przyłapanie go w hotelow ym pokoju z k o
bietą niebędącą jego żoną, podczas jednego z jego wyjazdów do m iast na północy
kraju»”. Dlatego właśnie King nie m ógł przeciwstawić się oczernianiu M oynihana
na spotkaniu duchow nych w M iam i. W kw estiach seksualnych, w dokładnie tych
W ASZYN G TO N , LISTO PAD 1965 535
sam ych ich aspektach, które p odnosił R aport M oynihana, King nie m ógł się w y
powiadać. Zbyt wiele m iał na sum ieniu. Radykałowie doskonale znali jego słabość
i wykorzystali ją z korzyścią dla siebie.
D o kwestii seksualności King m iał bardzo am biw alentny stosunek. Z jednej
strony, jeśli spotykał się z zarzutam i, próbow ał usprawiedliwiać swoje zachowania.
Kiedy przyjaciele podjęli kiedyś tem at, jak pisze Garrow, „jego kom pulsywnego
seksualnego atletyzmu”, King odpowiedział: „Przez dwadzieścia pięć do dwudziestu
siedm iu dni w m iesiącu nie m a m nie w dom u. Pieprzenie się jest form ą rozła
dow yw ania napięcia”16. Publicznie jed n ak King głosił chrześcijańskie poglądy na
seks. Podczas jednego z kazań w ygłoszonych w kościele baptystów powiedział:
Seks jest głęboko uświęcony, o ile w łaściwie jest w ykorzystyw any a ... m a ł
żeństw o jest najw iększym przyw ilejem człow ieka w ty m oto sensie, że przez nie
i w n im Bóg daje człow iekowi sposobność w spom ożenia G o w Jego stw órczym
dziele. D latego w żadnym razie seksu nie w olno nadużyw ać w sensie n iep rzestrze
gania zw iązanych z n im ograniczeń, jak czyni się to we w spółczesnym św iecie17.
W łaśnie ów rozdźw ięk m iędzy jego życiem pryw atnym a tym , co głosił p u
blicznie, wystawiał Kinga na niebezpieczeństwo, że jeśli radykałowie zechcą, m ogą
postaw ić m u zarzut hipokryzji. J. Edgar Hoover, stojąc na przeciwległym skraju
politycznego spektrum , stosował podobne form y szantażu, co było źródłem stałego
niepokoju zarów no dla sam ego Kinga, jak i dla jego zwolenników. Niewiele było
trzeba, aby tego rodzaju zarzuty postawili m u ludzie z jego własnego ruchu. Nic więc
dziwnego, że wolał zachować milczenie.
King w swoich kazaniach bardzo często, zam iast zająć jasne stanowisko
i opow iedzieć się albo za opcją chrześcijańską, albo poglądam i zw olenników w y
zwolenia seksualnego, dawał wyraz rozterkom z życia pryw atnego, które wynikały
z antynom ii istniejącej m iędzy jego skłonnościam i a przekonaniam i: „Ponieważ
są w nas dwa «ja», w ojna dom ow a toczy się w duszy nas wszystkich” - pow ie
dział w kościele Ebenezera. „To jest w ew nętrzna schizofrenia... D oświadczam y
jej wszyscy” - oznajm ił w innym kazaniu. „Bywa, że każdy z nas m a poczucie, że
jest w nim dok to r Jekyll i m ister Hyde”. Jednak, „Bóg nie sądzi nas na podstaw ie
oderw anych od siebie incydentów lub poszczególnych błędów, które popełniamy,
lecz bierze p o d uwagę całokształt naszego życia”18.
Nic dziw nego, że to, co nazw ane zostało teorią w yboru podstawowego,
znalazło u z n a n ie K inga. Jest o n a p o ciąg ająca d la ludzi, któ rzy nie potrafią
kontrolow ać sw oich złych nawyków, ale też dla tych, którzy czują się w yalieno
w ani i zagrożeni z p o w o d u prow adzenia podw ójnego życia. King m iał p o trze
bę w spom inania o sw oim w ew nętrznym konflikcie w wygłaszanych przez siebie
kazaniach, a oprócz tego interesow ały go rozm aite teorie, dzięki którym m ógłby
uspraw iedliw ić i uzasadnić swoje postępow anie. G arrow przytacza w ypow iedź
osoby, która podkreśla, że King „chciał poznaw ać różne systemy m yślenia o Bogu,
które m ógłby pow iązać dla uspraw iedliw ienia i zaspokajania swoich skłonności
536 RO Z D Z IA Ł 12.
- skłonności ukształtow anych przez jego doświadczenia”. Kiedy zapoznał się z teo -
riam i Schleierm achera, k tó ry „podkreśla p ry m at dośw iadczenia nad wszelkim
zew nętrznym autorytetem ”, King napisał do jednego ze swoich daw nych profeso
rów z sem inarium , że Schleierm acher „trącił strunę, której dźw ięk pobrzm iew a
także w m oim dośw iadczeniu”19.
G arrow zauważa też, że uganianie się Kinga za kobietam i było stałym pow o
dem napięć w jego m ałżeństw ie i dodaje, że w okresie poprzedzającym jego śmierć
było ono bliskie zerw ania i zakończenia rozw odem . Jeden ze współpracow ników
Kinga powiedział: „Gdyby ten człowiek żył, jego m ałżeństw o by nie przetrw a
ło, wszyscy tak uważają”20. Kinga ciągnęło w dwie, skrajnie sobie przeciwne strony,
a zjawisko to zostało niezwykle precyzyjnie opisane w R aporcie M oynihana. King
jako osoba publiczna walczył o zniesienie segregacji na Południu, ale ten sam
King jako osoba pryw atna u podabniał się do nieobecnego, seksualnie nieo d p o
wiedzialnego ojca, co zdaniem M oynihana było głów nym pow odem społecznych
patologii występujących w gettach Północy.
Trzy jego zw iązki rozw inęły się do p o zio m u czegoś więcej niż przypadkow ych
jednodniow ych przygód; przez n iem al dw a o statnie lata King coraz bardziej zbli
żał się do jednej z tych kobiet, z któ rą w idyw ał się praw ie codziennie. W łaśnie
ten związek, bardziej niż m ałżeństw o, stawał się em ocjonalnym ośro d k iem życia
Kinga, co jed n ak nie zakończyło jego incydentalnych rom ansów , będących stałym
elem entem jego po d ró ży 21.
Obie strony tego seksualnego rów nania „były głodne seksualnego potw ierdze
nia i zrozum ienia”25.1 to do tego stopnia, że z perspektyw y czasu określenie M artina
Luthera Kinga „wspólnota miłości” nabrało całkowicie nowego znaczenia. „Pokole
nie, które zachłysnęło się ideam i zaczerpniętym i z teologii egzystencjalnej i filozofii,
odm ieniło koncepcję „w spólnoty m iłości”, przekształcając ją w przeświadczenie
posiadające m oc przeobrażania ludzkich relacji... Panowało poczucie, że «wspól
nota miłości» czarnych i białych stała się nam acalną rzeczywistością w intym ności
sypialni”26. Evans podaje, że pew ien m urzyński przyw ódca powiedział o białych
ochotniczkach, że „większość z nich spędziła to lato na plecach, oddając się nie
tylko pracow nikom SNCC, ale każdem u, kto przyszedł... tam , gdzie byłem szefem
projektu, w ciągu trzech tygodni wyrzuciliśm y z zespołu białe kobiety, gdyż chciały
puszczać się w całym mieście”. Z daniem Evans, „zewsząd wyzierało poczucie winy,
a za nią czaił się gniew ”27. G niew ten z kolei dał początek feminizm owi, przepisom
aborcyjnym , aktywizm owi hom oseksualistów, akcji afirm atywnej i całej kulturze
b u n tu podsycanego poczuciem winy, w ynikającym z prow adzonego życia seksu
alnego oraz rozm aitych posunięć, które w rezultacie dawały pow ody do szantażu.
Sytuacja ta znalazła swoje apogeum jesienią 1964, po zakończeniu kam pa
nii na rzecz rejestracji wyborców. W listopadzie tegoż roku, m niej więcej w tym
sam ym czasie, kiedy D aniel P atrick M oynihan obudził się w środku nocy z go
tow ym pom ysłem now ego ukierunkow ania ruch u praw obywatelskich, Stokely
Carm ichael, podczas wyjazdu edukacyjno-rekreacyjnego dla pracow ników SNCC,
zapoznawał swoje białe wielbicielki ze swymi poglądam i na miejsce kobiet w ruchu.
Realizował w ten sposób procedurę (n u m er 24), której szczegóły przedstaw iono
na zebraniu. D o kum ent zatytułow any był „Procedura SNCC (Kobiety w R uchu)”;
nazw iska jego autorek (Casey H ayden, poprzedniczka Jane Fondy w roli żony
Tim a, oraz M ary King, której m ąż zam ordow ał później A llarda Lowensteina,
napisały go po dyskusji, jak ą przeprow adziły z M ary Valerą) „na ich prośbę
zostały zatajone”. Po całym d n iu zajadłych sporów i dyskusji, C arm ichael zabrał
grom adkę swych wielbicielek i butelkę w ina na nabrzeże nad Zatokę Meksykańską.
Zapytawszy je retorycznie o pozycję kobiet w ruchu, sam sobie odpowiedział,
mówiąc: „jedyną pozycją kobiet w SNCC jest pozycja w ypięta”28.
538 RO Z D Z IA Ł 12.
Evans pisze dalej, że „docinek C arm ichaela przez większość tych, którzy
to słyszeli, został odebrany jako św ietny żart. Nawiązywał do seksualnych wy
czynów z poprzedniego lata - do w szystkich m łodych białych kobiet, które m iały
ponoć spędzić tam to lato «na plecach»”2“'. M ary King, chociaż nie zgadza się
z w iększością ocen i opinii w yrażanych przez Evans, uważa, że uwaga C arm ichae
la w tam tym czasie była rzeczywiście śmieszna. „Wszystkie pękałyśm y ze śm iechu”
- napisała w swoich w spom nieniach.
Śm ieszna czy nie, uwagę tę często uw aża się za początek otw artej wojny
m iędzy płciam i, której n ad an o nazw ę ru ch u fem inistycznego. Kobiety dobrze
odrobiły lekcję. Dla w ym uszania ustępstw w oparciu o poczucie seksualnej winy
m iały naw et lepszą pozycję niż czarni. Evans odbierała nauki z pierwszej reki.
O pisuje jed n ą z konferencji, podczas której „Polityka m oralizow ania osiągnęła
kolejne wyżyny, gdy m oralizm klasy średniej zderzył się z m oralnością słusznego
g n ie w u ... Za każdym razem , kiedy konferencja kapitulow ała przed żądaniam i
czarnych, większość białych witała to z entuzjazm em w dem onstracyjnej aprobacie
dla oskarżeń, które na nich rzucano”30.
M ary King nie stara się zasiać niezgody w popraw nej politycznie koalicji
fem inistek i czarnych; jed n ak fakty przytoczone w jej książce wskazują, że źródłem
fem inizm u było seksualne wykorzystywanie kobiet praktykow ane w ruchu obrony
praw obywatelskich - i p o d tym w zględem ona i Sara Evans są zgodne. King uw a
ża, że kontakty seksualne z przedstaw icielam i innej rasy były podłożem czarnego
separatyzm u, poniew aż od M urzynek, które pracow ały w ruchu, odchodziło wielu
ich dotychczasow ych partnerów , a wszystko to za sprawą zbyt dużej liczby łatwo
dostępnych białych liberałek lekkiego prow adzenia się.
od koniec m arca 1966 roku Thom asa M ertona przyw ieziono do szpi
to również, że m edia m ają dostęp do niego - dla człowieka, który w ybrał dla siebie
życie m nicha, skrył się przed św iatem i zam knął w pustelni w lasach rolniczego
Kentucky, m iało to w ażkie konsekwencje.
N ieprzerw any stru m ień odw iedzających, których M erton gościł, pozwala
sądzić, że stopnia jego odosobnienia nie sposób porów nać z tym , który był udzia
łem O jców Pustyni. Ponadto, po przejściu przez niego terapii psychoanalitycznej
u doktora G regoryego Zillborga - w ydarzenie to było zapowiedzią pojaw ienia
się w jego pracach zalewu psychoanalitycznego żargonu - M erton i jego pustelnia
stali się celem odw iedzin rozm aitego au toram entu głodnych duchowego rozwoju
celebrytów, którzy chcieli spędzić czas ze sławnym m nichem i autorem . Latem
1959 roku N atasha Spender, żona poety Stephena Spendera, „przyjechała z M argot
D ennis, dziewczyną z wybrzeża”1. Z godnie ze swoim zwyczajem M erton zabrał
nieco jedzenia i picia, i zaprow adził gości nad jeden z pobliskich stawów, gdzie
M argot „przeistoczyła się, przyjm ując postać przypom inającą Najadę, uśmiechającą
się pierw otnym uśm iechem spoza kosm yków m okrych, luźno wiszących włosów”
i poszła się kąpać, oczywiście bez kąpielowego kostium u. Jeśli chodzi o zacho
wywanie ascezy, M ertona tru d n o raczej uznać za drugiego Szymona Słupnika;
nie dorów nyw ał w tym naw et sw oim w spółbraciom z klasztoru trapistów, m im o
że fakt, iż pozw olono m u m ieszkać w pustelni, m ógłby wskazywać na to, że było
odw rotnie. Jego słabość ujaw niła się, kiedy zadurzył się w uczennicy szkoły pie
lęgniarskiej, którą w swoich dziennikach nazywa M.
Przyjaciele M ertona, James M cLaughlin i N icanor Parra, zawieźli go 5 maja
na lotnisko w Louisville, gdzie
M. i ja znaleźliśm y chw ilę tylko dla siebie, w yszliśm y stam tąd, poszukaliśm y zacisz
nego m iejsca, usiedliśm y na traw ie z dala o d ludzkich spojrzeń i kochaliśm y się do
granicy ekstazy. To było piękne, w spaniale jest tak m o cn o kochać i być kochanym
i m óc to w szystko pow iedzieć bez najm niejszego lęku i zaham ow ań (co nie ozna
cza, że doszło m iędzy n am i do seksualnego zbliżenia)2.
a Psychology o f Being opublikow ana została rok później, czyli w 1962 roku, stali
się dw om a czołow ym i orędow nikam i tak zwanej psychologii hum anistycznej,
nazywanej rów nież psychologią trzeciej siły. Nawiązywała ona do terapii opartej
na osiągnięciach F reuda i W atsona, była jed n ak bardziej „ukierunkow ana na
klienta”. W terapii stosowanej przez Rogersa klient sam odzielnie rozwiązywał
swoje problemy, przy m inim alnej tylko ingerencji terapeuty-przew odnika, który
unikał udzielania m u jednoznacznych odpow iedzi - chodziło o prow adzenie
pacjenta ku prawdzie, którą on zna, ale nie chce jej do siebie dopuścić. Terapię
tę nazyw ano rów nież p o radnictw em niedyrektyw nym . Powstała na początku lat
czterdziestych jako - zdaniem W.R. C oulsona, asystenta Rogersa - „alternatyw a
dla behaw ioryzm u w laboratorium , a psychoanalizy Freuda w klinice”.4
W roku 1965 C arl Rogers zaczął rozprow adzać w niektórych zakonach
na obszarze Los Angeles pracę zatytułow aną The Process o f the Basic Encounter
Group. Jednym z odbiorców tego d okum entu nadzwyczaj zainteresow anego jego
treścią były siostry z zakonu Sióstr Niepokalanego Serca Najświętszej M aryi Panny.
Nic w tym zaskakującego, bow iem niepokalanki z Kalifornii już wcześniej zyskały
sobie opinię „now atorskich”. N a początku lat sześćdziesiątych siostra Aloyse, prze
łożona zakonu niepokalanek, zaprosiła do poprow adzenia zajęć rekolekcyjnych
holenderskiego psychologa i duchow nego A driana van Kaama; na czas ich trw ania
„wszystkie reguły zgrom adzenia zostały zawieszone”5. Skutki takiego nowatorstwa
nie były tru d n e do przew idzenia. Dzięki kontaktom z psychologam i zakonnice
uśw iadom iły sobie, „jak bardzo dyktatorscy są ich zw ierzchnicy i, co za tym idzie,
do jakiego stopnia one sam e są niesam odzielne, uległe oraz bezradne, kiedy przy
chodzi im poruszać się w zew nętrznym świecie”6. W iosną 1965 roku kardynała
Jamesa M clntyrea, arcybiskupa archidiecezji Los Angeles zaniepokoiło, że znaczna
liczba sióstr niepokalanek zwraca się z prośbą o zwolnienie ich z zakonnych ślubów.
Czas m iał pokazać, że słowo „znaczna” to określenie w tym przypadku względne.
Krótko później liczba próśb składanych przez zakonnice o anulow anie ich ślubów
zakonnych urosła do rozm iarów potopu, a głów ną tego przyczyną był trening
uwrażliwiający prow adzony w zakonie w ram ach Innow acyjnego Program u E du
kacyjnego. N im eksperym ent dobiegł końca, zgrom adzenie niepokalanek przestało
istnieć, pozostaw iając przyszłym pokoleniom do przem yślenia ów przypadek,
będący klasycznym przykładem fiaska źle rozum ianej odnowy, podjętej w następ
stwie okoliczności tow arzyszących Soborowi W atykańskiem u II.
Patrząc na to z perspektyw y czasu, każdy, kto zapoznał się z pracą Rogersa,
od samego początku pow inien zdawać sobie sprawę z takiej możliwości. W lipcu
1969 roku nieco zm ieniona wersja The Process o f the Basic Encounter Group poja
wiła się w periodyku „Psychology Today”, tym razem jako artykuł zatytułowany
Com m unity: The Group Comes o f Age. Rogers napisał w nim:
być przedm iotem pow ażnego niepokoju sam ych uczestników i . .. w ielkim zagroże
niem dla ich w spółm ałżonków .
fornijskim stylu; rozbierały się i upraw iały seks z innym i zakonnicam i. Zam iast
podczas zajęć uw ażnie analizować tekst Rogersa, zwłaszcza fragm ent mów iący
o tym , że grupy psychoterapeutyczne często wyzwalają w ich uczestnikach „uczu
cia m ające p odtekst seksualny”, i postępow ać zgodnie z regułam i dochow ania
ślubu czystości, niepokalanki w im ię now atorstw a i otw artości postanowiły, że
m uszą pobrać lekcje ludzkich nam iętności w kosztow nej szkole doświadczenia.
W im ię otw artości, z życia konw entu w yrugow ano religijny ascetyzm. C ordova
przestła chodzić na m szę o 6:30 rano, poniew aż o d zakonnic nie w ym agano już,
aby w niej uczestniczyły. Kiedy praktyka religijna zniknęła z ich życia, zakonnice
zwróciły się o pom oc do siebie nawzajem. Rozkwitały przyjaźnie, a w atm osferze
tam tych czasów niektóre z nich nieuchronnie stawały się związkami seksualnymi.
To oczywiście oznaczało, że życie w konw encie utraciło duchow ość i stało się nie
uporządkow ane. W iosną 1967 roku C ordova zauważyła, że wiele zakonnic w ogóle
już nie chodzi na msze. O znaczało to początek
w ielu szczególnych przyjaźni, całej su b k u ltu ry w łasnej i obcej grupy, tego, kim były
i w jaki sposób, oraz tego, jak m o żn a p o p ro stu w ym igiw ać się o d wszystkiego. Dla
osam otnionej po stu lan tk i w żałosnym , pozbaw ionym m iłości świecie, było to ab
surdalnym zgorszeniem . P rzestałam kochać Jezusa i niepokalanki, które zd rad zi
ły i wyszydziły m oją n ie w in n o ść... Pogrążałam się w grzęzaw isku zaw iedzionych
nad ziei... O d zawsze chciałam być zakonnicą. Teraz nią byłam i to było p iek ło 10.
Inne siostry niepokalanki m iały p o dobne dośw iadczenia. Siostrę M ary Ben
jam in, kiedy w 1962 roku w stępow ała do now icjatu, podobnie jak Jean Cordovę
548 RO Z D Z IA Ł 13.
odwieźli do klasztoru jej liczni katoliccy krewni. Sam ochód kombi, którym przyje
chali, wypełnili szczelnie, „niczym drużyna bejsbolu”. Tak sam o jak Jean Cordova,
M ary Benjam in została w ysłana do Im m aculate H eart College, gdzie cztery lata
później, latem 1966 roku, poproszono ją „o wzięcie udziału w treningu uwrażliwia
jącym ”12. W swojej grupie psychoterapeutycznej siostra M ary poznała Ewę, „m oc
no zbudow aną, śniadą kobietę o dużych brązow ych oczach i czarnych włosach”.
Wziąwszy pod uwagę ducha tam tych czasów, rozwój tej znajom ości był równie
łatwy do przew idzenia, co w przypadku Jean Cordovy: „Zakon nie zakazywał już
pewnych przyjaźni, zaczęłyśmy utrzym yw ać kontakty seksualne”13 - w spom ina
siostra Mary. Szukała rady u księdza, ale ten, najw idoczniej rów nież już zainfe
kow any ówczesną atm osferą, „odm ów ił osądzenia m oich uczynków. Powiedział,
że to do m nie należy zdecydować, czy są one dobre, czy złe. O tw orzył drzwi, a ja
przez nie przeszłam , uśw iadam iając sobie, że jestem sam odzielna” Kiedy siostra
M ary powiedziała Ewie, że „obawia się, że się w niej zakochała”, Ewa odpowiedziała:
„Wspaniale! Cieszm y się tym !”14.
O kazało się jednak, że związek siostry M ary z Ewą nie przyniósł im w ie
le radości. Kiedy nabrał charakteru seksualnego, rychło doszło do zerw ania, ono
zaś przyspieszyło jej zerw anie z Kościołem. Siostra Mary, podobnie jak większość
lesbijek, zaczęła nawiązywać wiele krótkotrw ałych związków, a jednym z nich
okazała się przynależność do Kościoła. „Kochając Ewę, byłam w coraz to większej
sprzeczności z celami istnienia zakonu, regułą posłuszeństw a i służby Kościołowi.
Zaczęłam podejm ow ać decyzje niew ynikające z poczucia winy, ale zgodne z tym,
co podpow iadała m i intuicja oraz m ądrość ciała. Zaczęłam rów nież z większą
obiektyw nością postrzegać Kościół. Rządzili nim ludzie, a nie Bóg. W ierność
Kościołowi nie była już m oim przeznaczeniem , lecz w yborem ”13.
Gdyby siostra M ary zapoznała się wcześniej z pracam i Reicha, zrozumiałaby,
że z chwilą kiedy zaczęła folgować seksualnym zachciankom , jej zerw anie z Ko
ściołem było przesądzone i w ybór niewiele m iał z tym wspólnego. O dkąd w swoim
postępow aniu zaczęła kierow ać się hom oseksualnym pożądaniem , odejście z Ko
ścioła stało się nieuchronne. A jako że później głęboko zaangażowała się w sprawę
fem inizm u, zabrakło jej intelektualnych narzędzi, aby przeanalizować i zrozumieć,
co jej się przydarzyło. Postrzegała teraz wszystko w kategoriach „wyzwolenia”
z ucisku, a poniew aż kultura, w której żyła, m iała kilkusetletnią tradycję przed
stawiania życia zakonnego jako form y ucisku, nic dziwnego, że i ona widziała
je w taki sposób. Jeżeli jakieś m roczne siły przyspieszyły odejście siostry M ary
z konw entu i porzucenie przez nią w iary katolickiej, hom oseksualizm , który stał
się ośrodkiem jej życia, zastępując pełniący dotychczas tę rolę katolicyzm , sku
tecznie uniem ożliw ił jej ich zrozum ienie. Zaczęła myśleć kategoriam i lesbijskimi,
które wykluczały wszelkie inne w ytłum aczenia tego, co jej się przydarzyło.
Jean O ’Leary, podobnie jak Jean Cordova, w stąpiła do konw entu w roku
1966 i tak sam o jak ona natychm iast zetknęła się z now ym i zasadam i funkcjo
now ania „odnow ionego” zakonu: „cały czas przebyw ałyśm y razem , na treningu
uw rażliw iającym i grupie terapeutycznej prow adziłyśm y gorące, niekończące
LOS ANGELES, 1966 549
się rozm ow y o m iłości, nadziei i filozofii”16. Tak sam o jak w dw óch poprzednich
przypadkach, „głęboko em ocjonalne rozm ow y” o „wielkich myślicielach i psy
chologii współczesnej” w iodły nieuchronnie do wyzwolenia w ich uczestniczkach
uczuć o charakterze seksualnym , to zaś rów nie n ieuchronnie prow adziło je do
podejm ow ania życia seksualnego, co z kolei, kiedy oczywiste stawało się, że siostry
postępują w sposób sprzeczny ze swymi zakonnym i ślubam i, m usiało skutkować
kryzysem w iary Stawały wówczas przed koniecznością dokonania w yboru: albo
dostosować życie do zasad, albo zasady dostosow ać do prow adzonego przez siebie
życia. W przypadku tych, które nie pow róciły do seksualnej abstynencji, skutek
tego m ógł być tylko jeden. Z godnie z tym , co przew idział Reich w Psychologii
mas wobec fa szy zm u , u trata w iary była jed n ą z n ieuniknionych konsekw encji
niedozw olonej aktyw ności seksualnej. Jean O ’Leary, tak sam o jak siostra Mary,
zwróciła się o duchow ą radę do księdza, ten jednak, p odobnie jak we wcześniej
om aw ianym przypadku, sam był psychologiem , którego sprow adzono do zakonu,
aby prow adził grupy psychoterapeutyczne, a to one przecież były katalizatorem
seksualnej aktyw ności zakonnic i źródłem problem u. Nic zatem dziwnego, że
na żadną duchow ą pom oc z tej strony nie m ożna było liczyć, a Jean O ’Leary n a
wiązała kolejny rom ans, tym razem z opiekunką sióstr nowicjuszek, później zaś
opuściła zakon i jako jego surogat w ybrała dla siebie aktyw ną działalność w ruchu
politycznym lesbijek.
M niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy Jean O ’Leary folgowała swoim
seksualnym p o p ęd o m , Abe Maslow, jed en z tw órców szkoły psychologicznej,
której m etody wyzwoliły w niej oraz pozostałych zakonnicach chęć zaspokajania
pragnień seksualnych, zm ienił zdanie w kwestii samego zjawiska oraz problematyki
związanej z prow adzeniem g rup psychoterapeutycznych. O to, co zapisał w swoim
dzienniku: „Od daw na w kwestii tego orgiastycznego i dionizyjskiego rodzaju
kształcenia jestem w nieustannej rozterce”. Maslow nie zawsze żywił tego rodza
ju wątpliwości. W artykule z 1949 roku zam ieszczonym w „Journal of Psychology”
napisał: „M ogę dowieść em pirycznie, że w naszej kulturze najzdrow szym i oso
bam i. .. są przede w szystkim (zwłaszcza) poganie, przede wszystkim (zwłaszcza)
ludzie zawierzający instynktow i, przede w szystkim (zwłaszcza) akceptujący swą
zwierzęcą naturę”.
Trzy lata przed tym , jak praca Carla Rogersa pośw ięcona grupom psychote
rapeutycznym zaczęła krążyć w śród zakonnic z Los Angeles, A braham Maslow 17
kw ietnia 1962 roku wygłosił w ykład dla sióstr z college’u Sacred H eart, żeńskiej
szkoły katolickiej w stanie M assachusetts. Pod tą sam ą datą zanotow ał w dzien
niku, że spotkanie było dużym „sukcesem ”, ale to w łaśnie go zaniepokoiło: „Nie
pow inny m i przyklaskiwać, ale atakować. Gdyby były w pełni świadom e, co robię,
zrobiłyby [to]”17.
Dlaczego sądził, że zakonnice pow inny atakować jego poglądy, staje się oczy
wiste, jeśli zapoznać się z treścią wpisów, których dokonał w dzienniku mniej wię
cej w tym sam ym czasie. M aslow wiedział, że grupy psychoterapeutyczne są tok
syczne dla katolików w ogóle, a dla katolickich osób zakonnych w szczególności.
550 RO Z D Z IA Ł 13.
Każdy, kto propagow ał je w śród katolików, ipso facto niszczył w nich wiarę, nawet
jeżeli robił to w im ię wyzw olenia i z taką w łaśnie intencją. Dla liberalnych żydów
i protestantów zakonnice były podręcznikow ym przykładem osób, które należy
„wyzwolić”, ale dla katolickiego życia zakonnego i ślubów, na których się opiera
ło, wyzwolenie m ogło oznaczać tylko unicestw ienie. 25 lutego 1967 roku Maslow
zapisał w dzienniku: „Być m oże głupcom potrzeba zasad, dogm atów, obrzędów
etc.”. Dalej czyni notatkę, żeby dla biblioteki Brandeis zam ówić książkę zatytuło
w aną Life am ong the Lowbrows. Z robił to być m oże dlatego, że zdaniem jej autora:
„ograniczeni um ysłowo klienci lepiej się zachow ują oraz lepiej się czują, jeżeli
są katolikam i i przestrzegają wszelkich reguł i zasad”. Ponieważ zakonnice nie były
ograniczone umysłowo, oznacza to, że w ich przypadku „sam orealizacja” oznacza
sprzeniew ierzenie się ślubom zakonnym , utratę w iary i zerw anie z Kościołem.
Być m oże właśnie z tego pow odu M aslow uznał, że jego wykład z 1962 roku nie
pow inien znaleźć akceptacji sióstr. O n, k tó ry pracow ał w centrali N ational Tra-
ining Laboratories w Bethel w stanie M aine, gdzie dzięki grantom z Office o f Naval
Research (U rzędu Badań Naukowych M arynarki W ojennej) zorganizowano grupy
psychoterapeutyczne, wiedział doskonale, że pow stały one jako narzędzie w wojnie
psychologicznej, a efekty ich funkcjonow ania z zam ierzenia m iały być właśnie
takie, jak m iało to m iejsce w przypadku zakonnic; przeprow adzenie eksperym entu
na siostrach m iało jed n ak należeć do Carla Rogersa.
W roku 1965, a zatem ty m sam ym , w którym Rogers zaczął rozprow a
dzać w śród sióstr niepokalanek swoją pracę na tem at niew ielkich grup psycho
terapeutycznych i m niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy zakonnice zaczęły
odchodzić z konw entu, M aslow zanotow ał w dzienniku:
To, co było praw dą w odniesieniu do kultury, było nią także a fortiori w przy
padku zakonów religijnych w Kościele katolickim . Z m ieniła się cała kultura
- w istocie rzeczy, po upow szechnieniu się grup psychoterapeutycznych - nigdzie
jednak zm iana ta nie objawiła się równie dram atycznie, jak w Kościele, tam bowiem
doprow adziła ona do dosłow nie rozum ianego zniszczenia zakonów, które pró b o
wały z psychoterapią eksperym entow ać. Po odkryciu swojego w ew nętrznego ja,
zakonnice podejm ow ały decyzję o odejściu z zakonów i podjęciu życia seksualnego,
aczkolwiek nie zawsze w tej kolejności. Trzydzieści lat później w spółpracow nik
Rogersa, W. R. Coulson, napisał:
LOS ANGELES, 1966 551
Przejaw em owej m ocy oddziaływ ania były naw rócenia, będące skutkiem
uczestniczenia w w arsztatach Rogersa. Pew ien katolicki duchow ny w 1960 roku
był uczestnikiem pięciodniow ego w arsztatu. Po jego zakończeniu porzucił stan k a
płański, żeby studiow ać psychologię u Rogersa, k tó ry był facylitatorem tej grupy.
Z darzało się to w ielokrotnie. O w arsztacie, w k tó ry m brał udział ksiądz, napisał on,
że początkow o p o d ch o d ził do niego sceptycznie, ale „w środę ... zaczęło się dziać
coś dla m nie nowego, intrygującego, upajającego, ale też przerażającego... było [to]
niczym piękne narodzin y do now ego istn ie n ia... nie w iedziałem , do jakiego sto p
nia byłem nieśw iadom y w łasnych najgłębszych uczuć i tego, jak cenne m ogą być
one dla in n y c h ... N igdy w cześniej, p rzed uczestnictw em w zajęciach w grupie, nie
dośw iadczałem «siebie» z taką intensyw nością”19.
Ksiądz m ógł tego nie zauważyć, ale Maslow i Rogers zajmowali się seksualną
inżynierią zachowań. Katolickie osoby zakonne, które m iały prowadzić ascetyczne
życie, dowiadywały się, że pow odem ich ascezy jest m iłość i em pirycznie dośw iad
czały „miłości”, o której uprzednio rozm aw iały tylko w kategoriach abstrakcyjnych
i w ysublim ow anych. W iększość z nich całkowicie w ytrącało to z równowagi.
Skuteczność oddziaływ ania grupy psychoterapeutycznej opierała się na zam ierzo
nym przełam yw aniu seksualnych zakazów, które um ożliw iają zwykłe, codzienne
życie. Z chwilą kiedy ograniczenia te znikały, ogrom ny przypływ emocji, które
pojawiały się, aby w ypełnić tę pustkę, wydawał się przypom inać miłość, którą
chrześcijanie p ow inni darzyć swoich bliźnich, ale w istocie rzeczy, było to bliższe
nieskrępow anem u libido, które facylitator m ógł teraz wykorzystać jako energię
um ożliwiającą dokonanie pożądanego aktu inżynierii społecznej. M aslow zresztą
nigdy nie ukryw ał, że seks to narzędzie socjotechniki. We fragm encie jego książki
Eupsychian M anagem ent (później usu n ięty m przez redaktorów i przyw róco
nym w roku 1998 w publikacji M aslow on M anagem ent) czytamy:
W roku 1967 Maslow, pisząc o sam orealizacji, która m iała być rezultatem
uczestniczenia w grupach psychoterapeutycznych, a stała się po prostu częścią
„esaleńsko-dionizyjskiego” przedsięwzięcia, nazyw ał ją „bzdurą S.A.”’*. Rok przed
zgonem, we wszystkich tych działaniach wyczuwał już woń „szaleństwa i śmierci”22.
O baw y w yrażane przez tw órców psychologii hum anistycznej nie były
podzielane przez ich znacznie bardziej entuzjastycznie nastaw ionych epigonów,
bardziej skłonnych prow adzić terapię „na kanapie, w dosłow nym tego słowa
znaczeniu”, zw łaszcza jeżeli chodziło o zakonnice, aniżeli troszczyć się o konse
kw encje, jak ie dla rzeczy w yższych niosły tego rodzaju zachow ania. W książce
H ollyw ood P riest będącej zapisem w spom nień paulisty** i producenta telew izyj
nego, w ielebnego Elw ooda „B uda” K iesera, autor opisuje spotkanie z zakonnicą
nazyw aną tu „G enevieve”, którą poznał w roku 1964 w dom u rekolekcyjnym
niepokalanek w Santa Barbara24 (w opow ieści K iesera odnajdujem y w iele po
dobieństw do historii Jam esa F. T. Bugentala, jednego z uczniów Rogersa, który
Latem 1967 roku urosło to już do takich rozm iarów, że H arry znalazł dla
Genevieve innego terapeutę. „Jesienią jed n ak zaczęli widywać się poza zajęciami
terapeutycznym i, a ich kontakty seksualne uległy zintensyfikow aniu”. Genevieve
opow iadała o tym Kieserowi, k tó ry z jednej strony dośw iadczał teraz „czysto
męskiej zazdrości”, z drugiej zaś pałał oburzeniem z pow odu tak jaskrawego n a
ruszenia relacji m iędzy lekarzem a pacjentką.
Terapeuta H arry był rzecz jasna wówczas m ałżonkiem innej kobiety, k tó
rą ostatecznie porzucił, żeby ożenić się z siostrą Genevieve. Ojciec Kieser zaś
554 R O ZD ZIA Ł 13.
U działem nas obojga była rew olucja seksualna, któ ra w latach sześćdziesią
tych była zjaw iskiem dotykającym całe am erykańskie społeczeństw o, a także
K ościół katolicki. D otychczasow y konsensus społeczny i kościelny w łaśnie zaczy
nał ulegać rozpadow i. Po o b u stro n ach negow ano władze, w ierzenia i instytucje.
Podw ażano dogm aty, o d rzu can o pew niki, kw estionow ano prawdy, sk rupulatnie
analizow ano w artości i pow szechnie łam an o zasady. Rewolucja seksualna n ab ra
ła rozpędu, a jej najw ażniejszym przesłaniem w ydaw ało się hasło: jeżeli coś ci sp ra
w ia przyjem ność, rób to 28.
Kieser nie tylko dał się porw ać rewolucji seksualnej lat sześćdziesiątych, ale
też z bliska obserwował jej m echanizm y napędowe, m im o to jednak pozostał ślepy
na to, co miał tuż przed oczami. Stosownego wyjaśnienia potrafiłby m u udzielić
W ilhelm Reich. Rozwiązłość i śluby zakonne nie idą ze sobą w parze. Ludzie, którzy
doświadczyli jednego i drugiego, m uszą w końcu dokonać wyboru. Ponieważ seks
tego rodzaju silnie uzależnia, dokonywany w ybór był często zaprzeczeniem ślubów
służenia Kościołowi, które składa każda osoba zakonna. Seks był najskuteczniej
szym sposobem „wyzwolenia” zakonnic z „niewoli” konwentu. Jak w 1976 roku
powiedział Leo Pfeiffer, rewolucja kulturalna lat sześćdziesiątych była wojną między
oświeceniem (popieranym przez liberalnych protestantów oraz Żydów) a Kościołem
katolickim. Seks stanowił po prostu najskuteczniejszą broń, po którą oświecenie
sięgnęło w tej walce. Reich opisał, jak wykorzystywać seks do niszczenia wiary reli
gijnej, zwłaszcza w środowisku osób duchownych. Uczynił to w swoim opus magnum,
Psychologii mas wobec faszyzm u. Powrót zainteresow ania tą książką pojawił się
mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Kieser łamał sobie głowę nad postępowaniem
siostry Genevieve. Kieser jednak nie czytał Reicha, a nawet gdyby czytał, najpraw do
podobniej nie byłby w stanie go zrozumieć. Powód tego jest dosyć prosty. Kieser do
tego stopnia przesiąkł sposobem rozum owania swoich prześladowców, że nie potrafił
pojąć, co na jego oczach działo się z siostrą Genevieve i jej zakonem. Z racji tego,
że siostra Genevieve była m u bliska, stał się w istocie głównym sprawcą jej upadku
jako osoby zakonnej i niejasno zdawał sobie z tego sprawę: „Czuję się w jakiś sposób
za to odpowiedzialny: gdybym podjął inną decyzję, czyjej decyzja również byłaby
inna?”29. Kiedy do tego doszedł, było już jednak za późno.
Kieser heroicznie starał się pojąć, co się dzieje, ale zawsze ponosił klęskę,
gdyż kategorie myślenia, które przyjął, skutecznie m u to uniemożliwiały. Któż może
być przeciwny wyzwoleniu, naw et jeżeli oznacza ono złam anie zakonnych ślubów?
Za każdym razem , kiedy Kieser podejm ow ał próbę zrozum ienia postępow ania
zaprzyjaźnionej z nim zakonnicy, zwodziły go na m anowce kategorie rozumowania,
które zaczerpnął z psychologii „głębi” i za ich spraw ą w pędził ją tylko w kłopoty.
LOS ANGELES, 1966 555
sobie zyskać nazwę „cichej rew olucji” w oświacie. Z daniem C oulsona, przedsta
wiciele „WBSI nie byli jedynym i ludźm i z zewnątrz. Zjechali tam również inni
konsultanci, którzy usłyszeli, że zakonnice są gotowe poddać się psychologicznym
eksperym entom ”’4.
Już sam a w zm ianka o „psychologicznych eksperym entach” brzm i złowiesz
czo, ale dodać trzeba, że siostry nie m iały nic przeciw tem u, aby posłużyć za świnki
morskie. Apogeum potęgi ich zakonu zbiegło się w czasie z bezprecedensowym zja
wiskiem politycznej akceptacji dla katolików, czego najdobitniejszym przykładem
był w ybór Johna F. K ennedyego na prezydenta. W chwili rozpoczynania realizacji
projektu Zakon N iepokalanego Serca liczył pięćset sześćdziesiąt sióstr i prow adził
sześćdziesiąt szkół. Podobnie jak w przypadku ogółu żeńskich zgrom adzeń zakon
nych, do których należało wówczas w całych Stanach Zjednoczonych sto osiemdzie
siąt sześć tysięcy zakonnic, dla niepokalanek był to okres największego rozkwitu
tak pod względem ich liczebności, jak i znaczenia, a osiągnięto to wszystko w ciągu
dw udziestu lat, które m inęły o d zakończenia II wojny światowej.
Jako że sukcesy zakonu Sióstr N iepokalanego Serca Najświętszej M aryi
Panny w czasie i m iejscu zbiegły się z apogeum kariery C arla Rogersa, nawiązanie
kontaktów m iędzy nim i było rzeczą przesądzoną. Rogers, który tak sam o jak Paul
Blanshard urodził się w roku 1902, podobnie jak on we w czesnym wieku dojrza
łego chciał być duchow nym , ale po dw óch latach pobytu w U nion Theological
Seminary, podobnie jak Blanshard, zrezygnował z kapłaństw a na rzecz studiów na
Uniwersytecie Colum bia. W przeciwieństwie do Blansharda, Rogers nie zetknął się
podczas studiów z Deweyem , ale przejął ducha jego poglądów za pośrednictw em
jego uczniów. Jeden z nich, W illiam H. K ilpatrick, prow adził zajęcia z teorii w y
chow ania w sposób podo b n y do m etod stosow anych później na zajęciach grup
psychoterapeutycznych. Dla nich obu nauka na U niwersytecie Colum bia (Blan
shard studiował tam socjologię, a Rogers psychologię) stała się drogą do osiągnięcia
tego, co protestanccy liberałow ie obiecywali, ale nie byli w stanie zrealizować.
W latach trzydziestych Rogers pracow ał jako psycholog w Rochester w stanie
Nowy Jork i tam nieom al przypadkow o odk ry ł m etodę pom agającą pozytyw nie
motywować neurotyków . Polegała ona na tym , aby prow adzić ich, zadając im
delikatnie naprow adzające pytania o spraw y będące podłożem neurotycznych
zachowań. Rogers nazw ał swoje odkrycie „odpow iedzią objaśniającą”, W książce
zatytułowanej Counselling and Psychoterapy: Newer Concepts In Practice pisał:
G łów nym celem d orad cy jest p om óc klientow i w wyzbyciu się nadw rażliw ości
na krytykę, poczucia, że sw oich postaw nie należy ujaw niać, obaw, że do rad ca m oże
go skrytykow ać, coś sugerow ać albo nakazyw ać. Jeżeli ten cel zostanie osiągnięty,
k lient zyskuje m ożność ujrzen ia sytuacji taką, jaką jest o n a w rzeczyw istości, bez
p otrzeby uspraw iedliw iania się i przyjm ow ania postaw y o b ro n n e j’5.
Coraz bardziej oczywiste staje się, że to, jak początkowo się przedstawiają, jest
tylko fasadą, maską. D opiero kiedy ostrożnie ujawniają prawdziwe uczucia, pojawiają
558 RO Z D Z IA Ł 13.
się jako rzeczywiste osoby. Rozdźwięk m iędzy zew nętrzną skorupą a skrytą w niej
osobą, z upływ em godzin staje się coraz wyraźniejszy. Stopniowo tw orzy się poczucie
prawdziwego kom unikow ania się, a osoba dotąd skryta całkowicie za m urem , który ją
oddziela od innych, ujaw nia niewielką część swoich prawdziwych uczuć38.
Czy siostry niepokałanki były „rzeczywistymi osobam i”? A m oże kryły się
każda za swoją „fasadą”? N a jakiej podstaw ie Carl Rogers m ógł rozstrzygnąć,
czy nie cierpią na zaburzenia umysłowe? Pytania te m ają w artość terapeutyczną
jedynie wówczas, kiedy odnoszą się do osoby cierpiącej na zaburzenia umysłowe.
W każdym innym przypadku zastosow ana przez niego term inologia odwołuje
się do socjotechniki. C arl Rogers rów nie dobrze m ógł przyjąć, że zakonnice
są um ysłow o chore tylko na podstaw ie tego, że były zakonnicam i, ale w takim
przypadku terapia w oczywisty sposób w kracza w dziedzinę polityki (albo religii),
a Rogers wcale nie stara się ich wyleczyć, ale zm ienić w taki sposób, aby stały się
czymś, jego zdaniem , lepszym niż zakonnice. Nawet jeżeli postanow iłby uczynić
z nich „lepsze” zakonnice, m ógłby to zrobić, jedynie przyjąwszy uprzednio okre
ślone założenia, w ynikające z jego własnej oceny tego, co uw aża za dobre i złe
politycznie, ale nie psychologicznie, poniew aż zakonnice ani nie były chore, ani
sam Rogers takiej diagnozy im nie postaw ił. Jeśli chcem y zrozum ieć wszystkie
oceny wartościujące przedstaw ione przez Rogersa w opisie grupy terapeutycznej,
m usim y j e osadzić w konkretnym kontekście. Jeżeli klient j est neurotykiem , kontek
stem jest jego zdrowie. Jeżeli jest zdrow y - a tak zapew ne było w przypadku sióstr
niepokalanek - kontekst jest stricte polityczny, to zaś, co określa się m ianem terapii,
jest w istocie socjotechniką, bez w zględu na to, na ile terapeuta lub facylitator
jest, wedle swoich zapew nień, „niedyrektyw ny”. Słowa Rogersa w yraźnie świadczą
o tym , że jego nastaw ienie do grup terapeutycznych jest właśnie polityczne, czyli,
inaczej mówiąc, nie postrzega ich w kategoriach terapii, ale socjotechniki.
W roku 1968, czyli po dw óch latach funkcjonow ania Innow acyjnego P ro
gram u Edukacyjnego, Rogers i C oulson zauważyli, że dzieje się coś złego. Na tym
etapie P rogram u już p o n ad trzysta sióstr zgłosiło chęć w ystąpienia z zakonu,
a konw ent podzielił się na dwie w rogie sobie grupy walczące o zawładnięcie jego
m ajątkiem . Frakcja postępow a zaangażowała się także w kam panię m edialną wy
m ierzoną w kardynała M clntyrea. Jedynym sposobem , żeby Program przedstawić
jako sukces, było przejęcie pijarowskiego żargonu, który w owym czasie w ykorzy
stywano do opisyw ania w ojny w W ietnam ie. W ten sposób, pow tarzając slogan
ówczesnej propagandy tłumaczącej obecność am erykańskich wojsk w Indochinach,
stw ierdzono, że Rogers m usiał zniszczyć zakon, aby go ocalić. Innow acyjny P ro
gram Edukacyjny m ożna by nazw ać sukcesem , o ile najw ażniejszą jego intencją
było doprow adzenie zakonu do upadku.
C oulson w końcu publicznie przeprosił za swoją działalność i stał się gło
śno wyrażającym swoje opinie przeciw nikiem tego, co głosił w latach sześćdzie
siątych. Rogers natom iast zam iast przeprosin wolał w ybrać obronę przez atak.
W latach 1969-1970, kiedy pisał książkę o grupach psychoterapeutycznych, tw ier
dził, że jego oponenci są prawicowym i oszołom am i. Niestosowność i absurdalność
LOS ANGELES, 1966 559
tak zaciekłego atakow ania przeciw ników politycznych pozw ala przypuszczać, że
działalność grup terapeutycznych o d sam ego początku m iała określone cele poli
tyczne. Jeżeli jed n ak ta k rzeczywiście było, niew yćw iczone oko nie było w stanie
tego zauważyć. Pod tym względem Rogers był typow ym przykładem odw ołania się
do angielskiego sposobu myślenia, zgodnie z którym , naw iązując do pow iedzenia
N ew tona, „nie staw ia się hipotez”, jednakże w ukryciu, za fasadą tej deklaracji,
tw orzył skom plikow any system n ad zo ru i kontroli. „Ujmując to m ym i własnymi
słowami, grupy psychoterapeutyczne to droga do większej osobistej niezależno
ści, redukcji skrywanych uczuć, większej gotowości do w prow adzania zmian, więk
szego sprzeciwu wobec instytucjonalnego skostnienia”39. Próżno jednak będziem y
szukali wyjaśnienia, w jaki sposób, nie stosując kryteriów m edycznych, Rogers
potrafi orzec, że jakaś instytucja jest skostniała. Z dalszej dyskusji w yłania się tyl
ko w yraźny obraz jego politycznych przeciwników, którzy w czasie, kiedy Rogers
pracow ał z siostram i z zakonu niepokalanek, oskarżali go o „pranie m ózgów ”.
Z daniem Rogersa, „wszystkie rodzaje intensyw nego tren ingu psychologicznego
były obiektem najbardziej zjadliwych ataków środow isk prawicowych i reakcyj
nych. W edług nich jest to «pranie mózgów» oraz «indoktrynacja»”40.
Odwracając sytuację, Rogers zarzucił swoim krytykom , iż prawica szykuje
się do zaw ładnięcia krajem , ujaw niając tym sam ym , że jego „terapia” m a jednak
związek z polityką. W ydaje się, że d r Rogers, w brew zasadzie N ew tona, stawiał
jed n ak hipotezy i m iały one bardzo w yraźne zabarw ienie polityczne:
O becnie m ożliw ość przejęcia w ładzy przez skrajną praw icę wydaje się bardziej
praw d o p o d o b n a niż uzyskanie jej przez skrajną lewicę. W obu tych przypadkach
jed n ak grupy psychoterapeutyczne zostałyby zlikw idow ane, gdyż spraw ą kluczo
w ą nie będzie już w olność, lecz bezw zględny nadzór. N ie sposób w yobrazić sobie
istnienia g ru p psychoterapeutycznych w dzisiejszej Rosji czy naw et w C zechosło
w acji, choć są dowody, że w ielu ludzi w tych krajach tęskni za tak ą w łaśnie sw obo
dą w ypow iedzi, którą one um ożliw iają... Jeżeli w kraju dojdzie d o dyktatorskiego
przew rotu - a tak a przerażająca perspektyw a rysuje się coraz w yraźniej - w ów
czas w szystkie tendencje korzystne dla rozw oju intensyw nych tren in g ó w psycho
logicznych zostaną zdław ione i unicestw ione41.
które zdają się być poza naszą kontrolą, szukają „wroga”, aby n a n im sk o n cen tro
wać nienaw iść. W różnych okresach historycznych „wrogiem ” takim byw ały na
przykład czarow nice, dem ony, k om uniści (pam iętacie Joego M cC arthyego?), teraz
zaś jest n im edukacja seksualna, tren in g uwrażliwiający, „areligijny h u m an izm ”
i inne w spółczesne d em o n y 42.
C zynnikiem , któ ry ro zro st ten czyni jeszcze bardziej niezw ykłym , jest jego
całkow ita, żyw iołow a spontaniczność. W brew o stry m w ypow iedziom p rzed sta
wicieli praw icy (o który ch w sp o m n ę poniżej), nie był i nie jest to „spisek”. W ręcz
przeciw nie. Ż ad n a g ru p a ani organizacja nie prom ow ała rozw oju ru ch u gru p sp o
tk aniow ych... N ie było żadnego finansow ania jego upow szechniania ani ze strony
fundacji, ani ze stro ny rząd u 43.
bodziec, zachow yw ali się w sposób całkow icie przew idyw alny”44. Inaczej niż
W atson i Freud, Lewin stał na stanow isku, że „na ludzką zdolność podejm ow ania
decyzji m oże wpływać wiele innych czynników ”45. W przeciw ieństw ie do Freuda
i W atsona, Lewin uważał, że nasze postanow ienia i decyzje są w ynikową wielu
czynników, w istocie całego ich splotu, na który składają się „m ałżeństw o oraz re
lacje rodzinne, lęki i nadzieje, neurozy i zdrow ie psychiczne, sytuacja zawodowa
oraz grono przyjaciół”46.
Być może w łaśnie dlatego, że działaniam i jednostek kieruje cały splot czyn
ników psychologicznych i psychicznych, Lewin tw ierdził, że najskuteczniejszym
narzędziem w pływ ania na indyw idualne zachow ania człowieka są grupy i śro
dow iska społeczne. W latach czterdziestych w raz ze swym w spółpracow nikiem
Ronem Lippittem postanow ił to udow odnić, eksperym entując na grupie członków
YMCA z Iowa City. Kiedy w ybuchła wojna, naukow cy tacy jak Lewin i Lippitt,
dotąd częściowo odcięci o d św iata w swoich pracow niach, stopniow o zaczęli
angażować się w b adania nad w ojną psychologiczną. Jak pisze Kleiner: „Wojna
była potężnym katalizatorem rozwoju n auk społecznych w A m eryce (i Anglii),
poniew aż odciągnęła badaczy uniw ersyteckich o d ich teoretycznych dociekań.
Pracowali w spólnie n ad problem am i rzeczywistego świata, takim i jak zachowanie
dobrego m orale wojska, rozwój technik wojny psychologicznej i poznaw anie ob
cych k u ltur”47. W ojną psychologiczną zajm ow ał się rów nież asystent Lewina, Ken
Benne, który, pod o b n ie jak Blanshard, studiow ał na uniw ersytecie Colum bia i był
uczniem Johna Deweya. Stopniowo naukowcy pracujący nad zagadnieniam i wojny
psychologicznej doszli do w spólnego przekonania, że, jak m ówi Kleiner, „zm iany
społeczne należy przeprow adzać inteligentnie - w żadnym razie nie przy użyciu
siły, m anipulacji ani poprzez chciwy wyzysk”48. G rupy spotkaniow e były po prostu
najskuteczniejszym , jakie dotąd w ypracow ano naukow ym narzędziem zm ian spo
łecznych dokonyw anych poprzez m anipulację lub nacisk środowiskowy. To, w jaki
sposób się nim posłużono, było uzależnione od priorytetów społecznych warstwy,
która je wymyśliła, a po zwycięskim zakończeniu II w ojny światowej ludzie ci
przestali zajmować się faszyzm em i skoncentrow ali się na „problem ie katolickim ”,
konkretnie zaś, na dem ograficznym zagrożeniu, które katolicka nauka w sprawach
płci stanow iła dla utrzym ania w USA hegem onii w arstw y białych, anglosaskich
protestantów .
D rugim , najw ażniejszym źródłem idei G rup Spotkaniow ych była szkoła
terapii Gestalt, stw orzona przez Fritza Perlsa i Paula G oodm ana, której tezy i zało
żenia były tak sam o sprzeczne z katolicką m oralnością seksualną, jak przekonania
upow szechnianie przez w aspów w ram ach prow adzonej przez nich wojny psycho
logicznej. Terapia G estalt w dużym stopniu opierała się n a poglądach W ilhelm a
Reicha, który uważał, że nieskrępow ana aktyw ność seksualna to najlepszy sposób,
aby odwieść ludzi o d w iary w Boga. Kiedy Rogers naw iązał kontakty z siostram i
niepokalankam i, Perls był g uru w Esalen, położonym o cztery godziny jazdy na
północ od Los Angeles. Jego m etody były doskonale znane w całej Kalifornii;
upow szechniał je sam Perls w Esalen oraz uczeń Reicha, A leksander Lowell,
562 RO Z D Z IA Ł 13.
którego koncepcja bioenergetyki opierała się na Reicha idei przebicia „zbroi m ię
śniowej” klienta i w ten sposób w sparcia go w walce z seksualną represją oraz jej
transcendentnym odpow iednikiem , czyli w iarą w Boga. M ichael W eber w książce
zatytułowanej Psychotechniken: Die Neuen Verführer w coraz częstszym w prow a
dzaniu technik grup spotkaniow ych do niem ieckiego sem inarium upatruje konia
trojańskiego, a celem tego jest, jego zdaniem , rozm yślne niszczenie religijnego
pow ołania, osłabianie Kościoła protestanckiego i katolickiego w Niem czech oraz
doprow adzenie do zwycięstwa św iatopoglądu ateistycznego. Ź ródeł wzmożonego
ataku na instytucję życia zakonnego w N iem czech szuka w N ational Training
Laboratories: „We w rześniu 1963 roku w Schliersee w O berbayern trzydziestu
niem ieckich nauczycieli wzięło udział w trzytygodniow ych w arsztatach prow a
dzonych przez N ational Training Laboratories. Celem tej grupy treningowej było
«wpłynięcie» na ich au torytarny sposób nauczania”49. Z daniem W ebera, Innow a
cyjny Program Edukacyjny realizowany u sióstr niepokalanek był częścią tej samej
kam panii zmierzającej do sparaliżow ania życia zakonnego. Trzydzieści lat później
grupy treningow e stały się w N iem czech trw ałym elem entem procesu kształcenia
duchow nych. W eber uważa, że grupy spotkaniow e są w istocie form ą m anipulacji
seksualnej: „Seksualność odgryw a kluczową rolę w procesie kształcenia księży
opartym na grupow ym tren in g u psychologicznym , program ie, który obejmuje
seksualizację uczestniczącej w n im osoby”50. W edług Reicha, seksualizacja jest
„śm iertelnym w rogiem religii”. O znacza to, że polityczne wyzwolenie, o którym
myślał, możliwe jest „tylko poprzez zniszczenie seksualnej represji i wyobcowanie
dziecka z jego relacji z rodzicam i”. To samo odnosi się do osób zakonnych, dlatego,
zdaniem W ebera, m asowe włączanie w sem inariach treningów psychologicznych
opartych na grupach spotkaniow ych w proces kształcenia duchow nych jest w stę
pem do zastosowania wobec zakonów strategii, której przyświecają prawdziwie re-
ichowskie cele, czyli seksualizacja jako preludium do całkowitego zniszczenia.
M im o protestów Rogersa, K leiner wykazuje, że grupy spotkaniow e nie tylko
m iały związek z w ojną psychologiczną, ale też z praniem mózgów:
m iędzy obozam i jeńców w ojennych a życiem zwykłych obywateli USA, dopóki nie
przyjrzał się z bliska najbardziej prestiżowym am erykańskim ośrodkom kształcenia
kadry kierowniczej, takim jak Crotonville, należący do General Electric, oraz Sands
Point, własność k oncernu IBM. Ponieważ zasady i nakazy obowiązujące w ewnątrz
korporacji stworzyły efektywną form ę kontrolow ania jednostki przez otoczenie,
co jest w arunkiem skuteczności technik używ anych na grupach spotkaniow ych,
Schein doszedł do w niosku, że grupy treningow e spraw dzą się także w świecie
korporacji. Schein co praw da już o tym nie w spom niał, ale kolejny wypływający
z tego w niosek jest naw et jeszcze bardziej oczywisty. W konw encie kontrola o to
czenia jest jeszcze ściślejsza niż w wielkich korporacjach, tak więc jest to idealne
środow isko dla praktyki pran ia m ózgów przez grypy spotkaniowe.
O statecznie R o b ert Blake, kolejny członek zespołu NTL, wcielił teorie
Scheina w życie, organizując pierw szy trening uw rażliw iający w Bayway, rafinerii
należącej do Standard Oil z New Jersey, koncernu znanego później jako Esso. Blake
spędził półto ra roku w Tavistock, głów nym brytyjskim ośrodku badań nad wojną
psychologiczną. W Tavistock dla grup spotkaniow ych znaleziono znacznie szersze
spektrum zastosow ań niż w N ational Training Laboratories w Bethel w stanie
Maine. W przeciw ieństw ie do swego am erykańskiego odpow iednika w Tavistock
bardziej interesow ano się tech n ik am i spraw ow ania kontroli niż „doznaniam i
szczytowym i”*. Być m oże w łaśnie dlatego, jak pisze Kleiner, Blake uśw iadom ił
sobie, że we wszystkich grupach treningow ych, „bez względu na to, jak bardzo
niedyrektyw nym stara się być prowadzący, jest o n /o n a jed n ak nieco dyktatorski/a,
i to naw et bardziej (bo robi to delikatnie) niż najsurow szy CEO, poniew aż k o n
trola, którą spraw uje n ad grupą pozostaje ukryta”52. Pow iązania m iędzy Erikiem
Tristem z Tavistock, D ouglasem M cG regorem z MIT, K urtem Lewinem, twórcą
NTL, i R obertem Blakeem dają niejakie pojęcie o tym , jak bliskie były wzajem ne
kontakty specjalistów od wojny psychologicznej oraz ich związki z pow staniem
grup spotkaniow ych, będące z kolei ściśle zespolone z realizow aniem interesów
anglofilskiej elity intelektualnej, która je pow ołała do życia.
28 listopada 1953 roku d oktor Frank O lson, am erykański naukow iec w
skowy, został znaleziony m artw y na chodniku przy now ojorskim hotelu „Statler”.
Kilka dni później orzeczono, że p opełnił sam obójstw o. D w adzieścia dw a lata po
tym w ydarzeniu Komisja Rockefellera, pow ołana przez prezydenta Forda dla zba
dania nielegalnych operacji CIA przeprow adzanych na terytorium kraju, ogłosiła,
że O lson był obiektem eksperym entu CIA, w trakcie którego podano m u dawkę
LSD. Komisja Rockefellera uznała, że O lson wyskoczył z okna hotelu w stanie
psychozy wywołanej przez LSD, ale Erie, syn O lsona, uważa, że jego ojciec został
zamordowany, poniew aż nie godził się na eksperym enty na ludziach i m iał zam iar
ujaw nić wszystko, co w iedział na ten tem at. Z daniem Erica O lsona, „wykorzysty
w anie halucynogenów , elektrow strząsów oraz innych praktyk w celu uzyskania
kontroli nad zachow aniam i człowieka, to w przypadku CLA odpow iednik Projektu
M anhattan [budow a bom by atom ow ej]”53. W edług brytyjskich autorów:
D obitnie św iadczy to, że bardzo istotną część funduszy finansujących uniw ersy
teckie badania n ad psychologią społeczną oraz rozlicznym i aspektam i roli środków
m asow ego przekazu w pierw szym piętnastoleciu zim nej w ojny była b ezpośrednio
kontrolow ana lub ich p rzydział w znacznej m ierze zależał o d decyzji niewielkiej
grupy osób, które z zapałem w spierały kastow e operacje psychologiczne, w i
dząc w nich po II w ojnie światowej narzędzie polityki zagranicznej i_w ew nętrz
nej. Ludzie ci spraw ow ali w ładzę poprzez sieć w zajem nie pow iązanych kom itetów
i kom isji, łączących najw ażniejsze środow iska naukow e z kręgam i fu n k cjo n ariu
szy w ojska i w yw iadu. Był to św iat praw ie całkow icie zam knięty dla ludzi spoza tej
sfery; dokum entacja ich d ziałań oraz procesy pod ejm o w an ia decyzji byw ały czę
sto utajnione, a w niektórych p rzypadkach sam o istnienie ciał koordynujących ich
działania stanow iło tajem nicę państw ow ą58.
LOS ANGELES, 1966 565
Byli to ludzie, których socjolog C. W right M ills w ym ienił w książce The Power
Elite (1956). Stany Z jednoczone, napisał Mills, nie są rządzone przez ogół obyw a
teli, jak m ów i teoria dem okracji, ale przez bogatą elitę anglosaksońskich p ro te sta n
tów, absolw entów uczelni Ligi Bluszczowej. W o g n iu zjadliw ych kom entarzy, k ry
tycy, często zim now ojen n i liberałow ie, gorąco zaprzeczali, że taka elita istnieje60.
Los Angeles. John Cogley, felietonista „New York Tim esa” piszący o sprawach
związanych z religią, który m iał w krótce dokonać aktu apostazji i porzucić ka
tolicyzm, napisał cykl artykułów w duchu oświeceniowej pseudom oralności, co
zresztą cechowało większość relacji prasowych na ten tem at. O siostrach niepoka-
lankach wyraził się, że są „liberalnym światłem w ultrakonserw atyw nych m rokach
archidiecezji Los Angeles”, a starania M clntyrea zm ierzające do pow strzym ania
zakonu przed sam ozagładą skom entow ał jako „rów nie głupie, jak próby niedo
puszczenia do w schodu słońca”70.
W ten sposób upew niona w swojej słuszności przez „New York Tim es”
oraz zachęcona zapew ne przez grupy spotkaniow e do pełnej otw artości, siostra
A nita nadal otw ierała duszę przed okazującym i jej zrozum ienie reporteram i,
którzy w im ię odnow y popychali zakon ku sam ozagładzie. Tuż po ukazaniu się
jej wypowiedzi w „New York Tim es”, siostra A nita udzieliła wywiadu Johnowi
Dartowi z „Los Angeles Times”; konflikt z kardynałem określiła tam jako „znaczący
przełom ” dla rzym skokatolickich zakonnic w Ameryce. Powiedziała, że „odnow a
ta będzie m iała większe znaczenie dla całej am erykańskiej społeczności religijnej
katoliczek niż jakakolwiek inna dotychczas ogłoszona”71. Zauważywszy, że „wszyst
kie nowe środki z n atu ry swej są eksperym entalne”, jej zdaniem „nie m a pow odu
sądzić, że owe innow acje, które okazały się pożyteczne, nie będą w prow adzone na
stałe”72. Co zaś do stroju zakonnego, C aspary uznała, że żadnego z nich nie m ożna
uznać za norm atyw ny, a „siostry w ykonujące rozm aite zajęcia, m ogą nosić różne
habity, odpow iednie dla wykonywanej przez siebie pracy”73. Pismo „Commonweal”
napisało, że siostry niepokalanki zamierzają dokonać daleko idącego przeoriento
wania w spólnotow ego życia i nazw ał ich propozycje „przełom ow ym i”.
23 października 1967 roku siostra A nita pow iadom iła M clntyrea, że kie
row nictwo zakonu sióstr niepokalanek „jednogłośnie zatw ierdziło wyniki tajnego
głosowania treści całego dok u m en tu ”74. C aspary pospieszyła także poinform ow ać
Jego Em inencję, że nowa reguła, przyjęta w łaśnie przez zakonnice, jest „głęboko
chrześcijańska i odzw ierciedla ten rodzaj zakonnego życia we w spólnocie, które
m u się pośw ięcam y”75. Nie wiemy, czy kardynał uznał, że siostry się poświęcają,
z pew nością jednak now a reguła, którą m u przedstaw iono, nie w zbudziła w nim
entuzjazm u. O dpow iedział siostrze Anicie, że nie zam ierza pozwalać, aby „nasze
konwenty zamieniły się w hotele albo internaty dla kobiet”76. Caspary z kolei wróciła
do sióstr i pow iadom iła je, że reakcja kardynała jest „negatyw na”. W tedy właśnie
zakonnice jako pierwsze zaczęły mówić, że je „wyrzucono”, co błyskawicznie p o d
chwyciła prasa. 15 listopada „N ational C atholic R eporter” obwieścił na pierwszej
stronie: „M clntyre chce wyrzucić 200 zakonnic”. Praw da jednak wyglądała inaczej:
kardynał powiedział siostrom , że skoro nie chcą zaakceptować reguł postępowania
ustanow ionych przez niego w archidiecezji, m ają pełną swobodę, aby ją opuścić.
A ndrew Greeley, który w roku 1965 odw iedził niepokalanki i bardzo spodobał
m u się ich sposób życia w zakonie, wziął stronę zakonnic i oświadczył, że reguła,
którą siostry przedłożyły kardynałow i M clntyreow i „była rozsądna oraz w ywa
żona i tą drogą, o ile m ają przetrw ać, będą m usiały podążyć wszystkie zakony”77.
LOS ANGELES, 1966 569
Ojciec Kieser rychło rów nież został uw ikłany w tę walkę. O drzucenie przez
M clntyrea zm ienionej reguły zakonnej niepokalanek, odpow iednio nagłośnione
przez sym patyzujące z nim i m edia, zostało przyspieszone przez w ybuch zm aso
wanego b u n tu części duchow ieństw a diecezji. Kieser, na przykładzie zaprzyjaź
nionej z nim siostry Genevieve, m iał m ożność obserw ow ania z bliska, jakie skutki
m iało dla zakonnic uczestniczenie w grupach psychoterapeutycznych i grupach
spotkaniow ych, a m im o to nie potrafił zrozum ieć, że na jego oczach dokonuje
się atak w ym ierzony w zakon. Bezkrytycznie przyjął za dobrą m onetę to, w jaki
sposób sprawę tę przedstaw iały m edia i zaślepiony przez ten sposób m yślenia,
dołączył do walki przeciw ko „uciskowi zakonnic”, stając się członkiem dziw nego
tw oru, który określił m ianem „podziem nego kościoła”: „Sprowadziliśm y p o stę
pow ych prelegentów z innych części kraju, staraliśm y się nakłonić kardynała do
zw ołania synodu diecezjalnego, robiliśm y wszystko, aby wesprzeć znajdujący
się p o d obstrzałem zakon Sióstr N iepokalanego Serca Najświętszej M aryi P an
ny, w ukryciu odpraw ialiśm y msze”78. Los siostry Genevieve najwidoczniej niczego
Elw ooda Kiesera nie nauczył, gdyż pojechał do Esalen i zatrzym ał się tam , żeby
poznać w łasne „podziem ne” ja. Pobyt Fritza Perlsa, g u ru terapii G estalt w Esalen
zbliżał się w tedy ku końcow i. W 1970 roku przeniósł się on do Kanady, gdzie
nad jeziorem C ow ichan założył własny G estalt Kibbutz. Po przejściu poważnej
operacji chirurgicznej, Perls nie m ógł już ścierpieć w kłutych w żyły w enflonów
i zaczął je wyciągać. D o sali, gdzie leżał, weszła w tedy pielęgniarka, która kazała
m u przestać i leżeć spokojnie. Perls odpow iedział jej: „Zam knij się, nie będziesz
m i mówić, co m am robić”, po czym w stał z łóżka i u p adł m artw y na podłogę.
W ostatnich dniach pobytu w Esalen jego ulubioną m eto dą diagnozow ania sek
sualnego stłum ienia było w suw anie języka w usta klientów, zarów no kobiet, jak
i mężczyzn; robił to w ram ach sesji pośw ięconej francuskim pocałunkom . Jeżeli
spotkał atrakcyjną kobietę, która wydaw ała się cierpieć na tę przypadłość, prosił,
żeby się rozebrała i wzięła z nim w spólną kąpiel w jednym z gorących źródeł.
Ojciec Kieser nie pisze, czy Perls zdiagnozow ał u niego stłum ienie seksu
alne; nie m ówi także, jaki był w ynik jego pobytu w Esalen. W spom ina tylko, że
po wyjeździe stam tąd:
K rótko po tym , jak został Bogiem , Lyon, k tó ry w owym czasie był p ra
cow nikiem oświaty publicznej oraz autorem publikacji zatytułowanej Learning
to Feel, Feeling to Learn: H um anistic Education fo r the Whole M an, został aresz
towany za przestępstw a seksualne i w krótce po tym przystąpił do pisania książki
0 „uzależnieniu o d seksu”. Kiedy w iadom ość o jego aresztow aniu ukazała się
na pierwszej stronie „W ashington P o s t85, Lyon stracił rządow ą posadę i został
osadzony w więzieniu, gdzie d oznał kolejnego oświecenia: uznał, że jed n ak nie
jest Bogiem i naw rócił się na chrześcijaństwo. O becnie Lyon nie m a w dom u ani
jednej książki o psychologii, gdyż obaw ia się, że m ogą też zatruć kogoś innego
1w yrządzić jeszcze więcej szkód.
James K avanaugh cieszył się k rótkim rozgłosem w połow ie lat sześćdziesią
tych, po napisaniu zapom nianego dziś bestsellera zatytułowanego A M odern Priest
Looks at His O utdated Church, w którym naw oływ ał m iędzy innym i, aby Kościół
zaaprobował antykoncepcję. Krótko po ukazaniu się tej książki Kavanaugh przestał
być now oczesnym księdzem , zrzucił sutannę i został psychoterapeutą. N iedługo
później przestał także być terapeutą, poniew aż jego zezwolenie na wykonywanie
zaw odu zostało zawieszone, kiedy oskarżono go o m olestow anie seksualne p a
cjentek86. W roku 1970 trzynastu uczniów i zw olenników Rogersa pow ołało do
życia O środek Terapii Uczuć (patrząc z perspektyw y czasu, trzeba uznać, że była
to nader odpow iednia nazw a), planując stworzyć jego filie w Europie, ale plany
te udarem n ił skandal, w rezultacie którego cała trzynastka stanęła przed kalifor
nijską Radą Lekarską; części z nich zarzucono m olestow anie seksualne pacjentek
i zm uszanie tych, które zaszły z nim i w ciążę do dokonyw ania aborcji87.
Pow odów łez Carla Rogersa m ogło być więcej. M niej więcej w tym samym
czasie, kiedy dow iedział się o rozpadzie m ałżeństw a córki, dotarła do niego in
form acja, że tren in g uw rażliw iający jest w prow adzany na uczelniach jako zajęcia
obowiązkowe. Polityczny przew rót, o którym m arzył, w łaśnie się dokonywał, ale
nie za sprawą praw icow ych oszołomów, przed którym i ostrzegał swoich czytel
LOS ANGELES, 1966 573
Zawsze uważałem, że ludzie, wedle swojego życzenia, m ogą wybierać taką czy inną
drogę. Sama myśl o tym , że istnieje obowiązek zapisania się na te zajęcia, a co za tym
idzie, także do grupy spotkaniowej, budzi m oje głębokie o burzenie... obecnie jestem
zaangażowany w jedno z najpoważniejszych starć w m oim zawodowym życiu, aby uzy
skać wolność, rzeczywistą wolność, dla pewnej grupy, którą zdarzyło m i się polubić.
I to dlatego byłem taki płaczliwy i zdenerwowany, kiedy w zeszłym tygodniu mówiłem
o wartości wolności. A jeśli myślicie, że był to z mojej strony rodzaj gry, że z pasją m ó
wiłem o wolności i jednocześnie zmuszałem was, żebyście tu byli, jeśli tak myślicie, nie
znacie mnie. Nikt nie będzie uczestniczyć w tych zajęciach, poniew aż są przym usowe88.
Carl Rogers uw ażał z pew nością, że grupie m ożna zaufać, ale jego przekona
nie opierało się bardziej na „wierze” niż racjonalnym osądzie, do którego doszedł
po starannym przeanalizow aniu faktów. Rogers, p odobnie jak jego intelektualny
poprzednik Ralph W aldo E m erson, był ekskongregacjonalistą, dla którego ko n
cepcja grzechu pierw orodnego po prostu przestała istnieć. To była jego religia,
a kiedy przestał doradzać osobom w oczywisty sposób chorym , wówczas ludziom
o bardziej tradycyjnych, augustiańskich poglądach, którym zdarzyło się trafić do
jego grupy spotkaniow ej, n arzucał własne przekonania, czyniąc to po d płaszczy
kiem pozostaw ienia im pełnej swobody. A rnold G reen w artykule Social Values
and Psychotherapy (W artości społeczne a psychoterapia), który ukazał się w roku
1946 w periodyku „Journal o f Personality”, całą koncepcję grup spotkaniowych
uznał za form ę społecznej kontroli. „Rogers utrzym uje” - pisał G reen - „że nie
m oże dążyć do żadnych m oralizatorskich ani w ynikających z sądów w artościu
jących celów. Co ciekawe jednak, w każdym poszczególnym przypadku uznaje
za sukces, kiedy klient utożsam ia się z dążeniam i, które znalazłyby gorącą aprobatę
u każdego m etodystycznego duchow nego”91.
Rogers poczuł się d otknięty tą krytyką i odniósł się do niej w prost w swojej
książce Client-Centered Therapy, która ukazała się pięć lat później.
się utrzym uje, rzeczywiście niedyrektyw na, nadal pozostaje „w arunkow aniem
in strum entaln y m ”. O tym , jak subtelnie Rogers p otrafił m anipulow ać ludźm i,
świadczy opisany przez niego przypadek czterdziestoczteroletniej kobiety, „przez
całe swoje życie całkowicie zdom inow anej przez m atkę”93. Ponieważ jest ona „zbyt
zastraszona, żeby powiedzieć matce, iż spędziła wieczór z przyjacielem (Georgem),
którego kocha”94, Rogers postanaw ia wyzwolić ją o d m atki i robi to najpraw do
podobniej w rów nie przem yślny sposób, jak wyzwalał zakonnice od konw entu,
czyli udzielając swego poparcia wszelkim w yborom skutkującym uchyleniem się
od odpow iedzialności albo zerw aniem rodzinnych więzi w im ię wartości, które na
pierw szym m iejscu stawiają „niezależność”. Kobieta, o której mowa, w końcu o d
chodzi od siedemdziesięciokilkuletniej m atki i przeprow adza się do samodzielnego
m ieszkania. Rogers gorąco chwali jej postępow anie, używając przy tym określeń
nawiązujących do w artości, które chce propagować: „W końcu odcięła pępow inę
i zdobyła się (z pew nością nie bez tru d u ) na to, żeby powiedzieć: «Jestem odrębną
od ciebie osobą». Teraz napraw dę świętuje swój D zień N iepodległości, jej czwarty
lipca”95. Cóż to jest, jeżeli nie przykład „przekazyw ania sygnałów sugerujących
przyjęcie określonych kulturow ych w artości”?
Jeżeli opuszczenie m atki oznacza jednocześnie odrzucenie porządku m oralne
go w sprawach związanych z życiem seksualnym , jest to cena, którą, zdaniem Carla
Rogersa, kobieta ta pow inna zapłacić. Rogers zastanawia się, czy grupa spotkaniowa
zm ieniła jej postaw ę w obec relacji m iędzy kobietą a m ężczyzną, odw odząc ją
od ortodoksyjnej m oralności? Czy spraw iła, że stała się niestabilna em ocjonalnie?
Bez w ątpienia, odpow iedzią na te w szystkie pytania m usi głośne tak! O kazało się,
że jest strasznie destabilizująca; w yw ołała głębokie poczucie bycia nieszczęśli
w ym oraz stan depresji; zm ieniła jej relacje z m atk ą w taki sposób, że d o p ro w a
dziła m atkę do histerii; w yw ołała gw ałtow ne fluktuacje jej reakcji em ocjonalnych;
spow odow ała, że jej m iłosne uczucia dla żonatego m ężczyzny stały się dla niej b a r
dziej akceptow alne96.
Rogers nigdy nie używ ał słów takich, jak „dobry” i „zły”, ale jego terapia,
podobnie jak cała działalność, opiera się na jego rozum ieniu tych pojęć. Terapia
niedyrektyw na z pow odzeniem przełam yw ała bariery obronne, które wznoszą
neurotycy, aby nie dopuścić do siebie praw dy o sobie samych, której z jednej
strony pragną, z drugiej zaś nie chcą. I dlatego w łaśnie w przypadku stosowania
jej wobec osób zdrowych, jako form a socjotechniki i kontroli okazywała się nawet
jeszcze skuteczniejsza.
LOS ANGELES, 1966 577
ona jest, która przenikała każdego z nas”'02. Czymkolwiek była, skłoniła Rogersa do
chwilowej refleksji nad tym, co transcendentne: „Jestem zmuszony uznać, że jak wielu
innych nie doceniałem znaczenia owego mistycznego, duchowego w ym iaru”.
Thom as C. O den, dostrzegając skłonność Rogersa do przedstaw iania reli-
gii w sposób, który niezm iennie stawiał ją w opozycji do wszelkich struktur in
stytucjonalnych oraz hierarchii, dostrzegł w akceptacji takiej postaw y przez ludzi
narodziny nowej postaci osiem nastow iecznego pietyzm u i opisał to w w yda
nej w 1972 roku książce Intensive Group Experience: The New Pietism. Cechą wspól
ną grup spotkaniow ych i pietyzm u jest, jego zdaniem , przekonanie, że religii nie
należy kojarzyć z żadną instytucją. Jest ona raczej odm ienną form a świadomości,
która dzięki starannie ukonstytuow anym przeżyciom em ocjonalnym stym ulow a
nym przez udział w grupie religijnej um ożliwia „bezpośrednie, transcendentalne
dośw iadczenie Boga, jak to się dzieje na przykład podczas pozbawionego liturgii
spotkania kwakrów, którego istotą są spontaniczne, potw ierdzające w iarę wy
powiedzi, wynikające z poczucia obecności i inspiracji D ucha Świętego, czy też,
jak w przypadku m etodystów , za spraw ą uw alniającego em ocje przebudzenia.
W każdym z w ym ienionych przykładów rzeczywiste dążenie do zm iany porządku
społecznego m usi w yrastać z osobistego przeżycia i dośw iadczeń jednostki. Kiedy
postawa taka zaczyna się upow szechniać, przybiera postać ruchów politycznych,
tak jak to było w przypadku abolicjonizm u w Nowej Anglii. W ten sposób zarówno
pietyzm, jak i grupy spotkaniow e zawsze podkreślały wyższość doświadczenia nad
posłuchem dla autorytetów. Jedynym uznaw anym przez nie autorytetem jest siła
działająca w ukryciu, a objawiająca się głosem ducha - D ucha Świętego albo ducha
jednostki. Rzeczą najważniejszą jest doprow adzenie do zm iany świadomości, która
z kolei prowadzi do zm ian kulturowych i w dużej m ierze wynika z erotycznych oraz
mistycznych doświadczeń jednostek, kiedy dochodzi do „spotkania”. Śladem Odena
poszedł Michael Weber, który dostrzegł podobieństw a między treningiem uwrażli
wiającym a pietystyczną postacią spowiedzi powszechnej. „Ojcem Spowiednikiem,
zgodnie z luterańską koncepcją kapłaństw a wszystkich w iernych, m oże być teraz
kobieta albo brat; oto grupa, która wysłucha i uzdrawia, która chroni i akceptuje.
Penitent zostaje wyzwolony z m roków konfesjonału i zimnej cnotliwości osobistego
duchowego doskonalenia się”101.
W eberowskie ujęcie zdem okratyzowanej spowiedzi ujaw nia związek między
pietyzm em a ilum inatyzm em , dostrzeżony rów nież przez innych. Agethen zauwa
ża, że istniał on „przede wszystkim w protestanckich landach północnych Niemiec”,
gdzie pietyzm i ilum inatyzm najszybciej się rozwijały, a ich rozprzestrzenienie się
doprow adziło do pow szechnego zaakceptow ania idei oświecenia. Ilum inatyzm
i pietyzm cechow ała skłonność do psychologistycznej autoanalizy i sofistyki
psychologicznego ujęcia stosow anego w odn iesien iu na przykład do skruchy
za grzechy oraz woli ich wyznawania, co z kolei opierało się na rachunku sum ienia
i obserw acji sam ego siebie104. W szystko to za pośrednictw em praktyk religijnych
osiem nastow iecznych sekt religijnych, takich jak kwakrzy, zostało przejęte i stało
się częścią psychicznego zakresu tren in g u uwrażliwiającego.
LOS ANGELES, 1966 579
był duchow nym ze środkow ego zachodu; w yrósł w wielkiej tradycji am erykańskiej
i utożsam iał się z w ielką, liberalną tradycją am erykańskiego protestantyzm u, tra
dycją myśli R alpha W aldo E m ersona, sp o tk ań kw akrów i w spólnego budow ania
stodół. Być m oże nie było to spraw ą przypadku, że ta k wiele innych osób zw ią
zanych z N TL - Lee B radford, Ken B renne, R on Lippitt i Carl Rogers, sławny
orędow nik g ru p treningow ych - w yw odzili się z p odobnych środow isk ... Tradycyj
ny pietyzm religijny to siła (rozum iana jako legitym izacja m o ralna) i u k ierunkow a
nie zabiegów socjotechnicznych - oba te elem enty o d sam ego początku były cechą
grup spotkaniow ych, co nie u m k n ęło uw adze specjalistów o d p ran ia m ózgu, takich
jak Edgar Schein, który był doskonale świadomy, że określone ćw iczenia i zadania
staw iane przez prow adzącego, m ogą praktycznie zm usić grupę do intensyw niejsze
go kom unikow ania się tu i teraz oraz w iększego zaangażow ania em ocjonalnego106.
Jako że konfesyjne aspekty grup treningow ych czyniły z nich form ę ilum i-
natyzm u, oznaczało to rów nież, iż były rodzajem społecznej kontroli, ale po n ie
waż postrzegano je przez pryzm at am erykańskiego pietyzm u, ludzie, którzy owe
techniki stosowali, m ogli rozgrzeszać się z wszelkich nieczystych intencji - i tak
chyba było w przypadku Carla Rogersa. O n po prostu jedynie wyzwalał zakon
nice z ich konwentów, gdzie były niew olnicam i Babilońskiej Nierządnicy. Skoro
Luter w taki sam sposób znalazł sobie żonę, dlaczego więc wychowani w tej samej
tradycji A m erykanie m ieliby uważać to za naganne? G rupy treningow e dokonały
zdem okratyzow ania ilum inatyzm u. Były także typow ym produktem angielskiej
doktryny, która unikała jaw nego stosow ania siły i dla osiągnięcia celów wolała
posługiw ać się tajem nym i stow arzyszeniam i, działającym i na sposób m asonerii.
580 R O ZD ZIA Ł 13.
Carl Rogers w roli prowadzącego grupę zawsze przedstaw iał się jako ten, któ
ry do niczego swoich klientów nie zm usza i był p o d tym względem klasycznym re
prezentantem nie tylko angielskiego św iatopoglądu, ale też ruchów religijnych,
będących jego odzw ierciedleniem , oraz tajnych stowarzyszeń, które w prow adzały
go w życie. Podobnie jak N ew ton, Rogers nie stawiał hipotez. Terapia, którą przed
stawiał jako niedyrektyw ną i skoncentrow aną na kliencie, była jednak m etodą
stosow aną przez ilum inatów dla uzyskania psychicznej kontroli nad jednostką
poprzez finezyjne m anipulow anie jej uczuciam i (epigoni Rogersa nie posługiwali
się już m anipulacją rów nie subtelnie jak on). Czyniąc grupy spotkaniow e form ą
egzoterycznego wyzwolenia a jednocześnie tajem nej kontroli, Rogers zapropo
now ał coś w pełni zgodnego z w łasną tradycją religijną oraz spuścizną etniczną.
Kiedy zaś zastosował swoje m etody na chętnej i niczego niepodejrzewającej grupie
kalifornijskich zakonnic, w ykorzystał ową technikę w sposób całkowicie zgodny
z interesam i w arstw y etnicznej, której był członkiem i która w tam tym czasie była
już zaangażowana w kulturow ą wojnę dom ow ą w ym ierzona przeciwko Kościołowi
katolickiem u.
Rogers o własnej przynależności etnicznej w ypow iadał się jeszcze bardziej
niechętnie niż o swoich poglądach religijnych, ale Natalie Rogers, w sobie właściwy
sposób, uzupełnia tę lukę. W Emerging W oman napisała:
N ikt nie będzie w iedział, d okąd zm ierzam , d opóki nie zajdę n a tyle daleko, że
nikt ju ż m n ie nie zatrzym a... I w istocie, w dużej m ierze tak im w łaśnie sposobem
idę przez życie. N ikt (śm ieje się Rogers) nie będzie w iedział, d okąd zm ierzam , d o
póki nie zajdę na tyle daleko, że nikt ju ż m n ie nie zatrzym a, to jed n a rzecz... ale nie
lubię także, kiedy ktoś m i w ty m p rzeszk ad za... To dziw ne słowo w ty m m iejscu,
gdyż w ydaje się dysonansem , ale p o d ążam nią p o n iek ąd u k ra d k ie m 112.
W tym sam ym wywiadzie Rogers pow iedział, że pom ysł nieingerow ania
zapożyczył od sw oich rodziców i n ad ał tem u rew olucyjny w ym iar: „Jednym
z najbardziej fascynujących aspektów sprawowanej nade m n ą władzy rodziciel
skiej było to, że robiono to tak delikatnie, iż nie w ydaw ała się ona przym usem .
Byłem grzecznym chłopcem , ale m iałem w rażenie, że tak właśnie pow inno być.
Nie wydawało m i się, że jestem taki w brew własnej woli”.
Bennis: „To pięknie. M arks pow iedział, że oznaką zniewolenia jest to, że
człowiek nie zdaje sobie z niego spraw y”.
Rogers: „Jest w tym dużo praw dy”113.
M ów iąc to, R ogers n ajw y raźn iej z a p o m n ia ł, że m o ra ln e zachow anie
jest rzeczą naturalną, poniew aż, jak m ów i Pismo, jest ono wypisane w ludzkim
sercu. W czasie, kiedy u dzielał tego w yw iadu, Rogers całkow icie już przejął
pogląd W atsona, że człowiek nie m a żadnej określonej natury. W szystkie jego
cechy są skutkiem uw arunkow ania, a każda m etoda i technika w arunkow ania
jest potencjalnie pran iem m ózgu. Rogers jednak, w przeciw ieństwie do W atsona,
582 RO Z D Z IA Ł 13.
także dla innych; m oja skuteczność w pracy dorad cy i terap eu ty zwiększyła się o sto
procent. Zacząłem się stawać... O wiele większą nadzieję pok ład am teraz w przyszło
ści człowieka. Skoro bow iem potrafim y dotknąć siebie naw zajem jako osób, tak jak
to się dzieje na grupach spotkaniow ych, wówczas dla każdego z nas rozpoczyna się
„odkupienie”; otrząsam y się z przypom inającej śm ierć egzystencji sam otności oraz
pom niejszenia, stając przed m ożliw ością dośw iadczania p ełni życia. Mogę praw dzi
wie pow iedzieć ludzkości „tak”, gdyż w głęboko osobisty sposób, w którym głębia
uczucia dorów nuje głębi przem yśleń, dane m i było odkryć, że każdy człowiek na
świecie jest niew yczerpaną skarbnicą życia i m iłości, któ rą trzeba jedynie otworzyć,
aby stała się nam dostępna dla w łasnego ubogacenia i dla pokrzepienia in n y ch 115.
Strach, który przygnał m n ie tutaj w p oszukiw aniu ochrony, stracił swą moc.
K onw ent m ógł ju ż teraz jedynie m n ie ograniczać. C ałą duszą dośw iadczałam głodu
życia, które odtrąciłam jako dziecko. Przyszedł czas, by to nadrobić. C zułam się jak
długodystansow iec, który m a w łaśnie wybiec na pierw szą m ilę m a ra to n u 118.
Larrym , który we śnie ssał kciuk. Uprawiała tam też seks z innym i mężczyznami,
od których zaraziła się pasożytam i przenoszonym i drogą płciową. Później, znu
dzona kochankiem , w dała się w jeszcze bardziej przelotne rom anse z lesbijkami,
aż w końcu, za podszeptem politycznych i duchow ych prądów, których nigdy nie
była w stanie pojąć, „ogłosiła się lesbą”. W tedy zaczęła poszukiwać lesbijskiego
odpow iednika w spólnoty, którą porzuciła, odchodząc z konw entu Sióstr N ie
pokalanego Serca Najświętszej M aryi Panny. W połow ie lat osiem dziesiątych
znowu m ieszkała sam otnie, czasem w rozstaw ianym w lasach nam iocie, gdzie,
jak tw ierdziła, w chodziła w kontakt z ducham i.
Życie A nn Cam pbel po opuszczeniu klasztoru w 1971 roku potoczyło się
bardzo podobną koleją. Pierwsze dośw iadczenie seksualne m iała w 1969 roku;
m iała wtedy trzydzieści lat. Skutki tego kroku były zbieżne z tym , co przewidziałby
W ilhelm Reich:
Person w La Jolla, ojciec Kieser postanow ił poddać się terapii prow adzonej przez
terapeutę „o ogólnej orientacji egzystencjalno-jungow skiej, która wzbudziła moją
sym patię”1” . Jak pisze Kieser, terapeuta
od koniec lat sześćdziesiątych Jack Kerouac cieszył się sławą twórcy ruchu,
więcej w tym samym czasie, kiedy Kerouac po raz ostatni występował w telewizji,
inny członek zespołu „Fugs”, Tuli Kupferberg, poznał jugosłowiańskiego filmowca
D uśana Makavejewa. Makavejew przebywał w Nowym Jorku, gdyż otrzym ał wła
śnie grant od Fundacji Forda. Po spotkaniu z Kupfenbergiem i jego przyjaciółmi
Makavejew w padł na pom ysł zrobienia filmu dokum entalnego z gatunku „realizują
cych wartości społeczne”, czyli inaczej mówiąc, pełnego nagich kobiet uprawiających
seks. Miał to być film poświęcony postaci W ilhelma Reicha, ponieważ Nowy Jork
był wówczas centrum świata kultury i z tego powodu właśnie tutaj powinien dokonać
się jego wielki powrót. Reich zm arł w roku 1959 w więzieniu w Lewisburgu, w stanie
Pensylwania, skazany za sprzedaż „akumulatorów orgonu” Amerykańskiej Agencji ds.
Żywności i Leków. U m arł w przekonaniu, że prezydent Eisenhower wysyła nad wię
zienie samoloty wojskowe, żeby m u dodać ducha, i nadal mając nadzieję, że otrzyma
dotację od „Rockerfellows” na swoje badania orgonu. Reich, który dziesięć lat później
powrócił z martwych, nie był jednak reinkarnacją człowieka, który sprzedawał aku
m ulatory orgonu i popierał prezydenta Eisenhowera, lecz tym, który w roku 1930
organizował w Berlinie ruch „sex-polu”.
W roku 1969, N ow a Lewica ponow nie o d k ry ła prace Reicha. C hoć ich
autor nie żył już od dziesięciu lat, to jed n ak nie m iało znaczenia. Reich, którego
dokonania postanow ili prom ow ać kulturow i rewolucjoniści, przestał pisać i publi
kować w 1933 roku. 4 stycznia 1971 roku C hristopher Lehm ann-H aupt napisał re
cenzję kolejnego w ydania (Farrar Straus) Psychologii mas wobec faszyzm u, co było
świadectwem , że „pow rót” Reicha zaczyna być traktow any pow ażnie. „Wilhelm
Reich, austriacki seksuolog i w ynalazca tak zwanego akum ulatora orgonowego,
pow rócił” - ogłosił L ehm ann-Flaupt, który w tejże samej recenzji postaw ił tezę,
że Reich był ojcem m łodej kultury, rewolucji seksualnej i ru ch u feministycznego.
Ponadto lepiej niż M arcuse łączył dokonania Freuda z filozofią M arksa, o czym
świadczyć m iało zwłaszcza jego „credo, że człowiek seksualny to człowiek wyzwo
lony od autorytetów , religii oraz m ałżeństw a”. Innym i słowy, poglądy Reicha wy
dają się „bardzo sensow ne”, a przynajm niej są takie dla kogoś, kto sympatyzuje
z celami rewolucji seksualnej. L ehm ann-H aupt był do tego stopnia zauroczony re-
ichowską wizją seksualnego wyzwolenia, że postanow ił naw et zrewidować swoje
poglądy na jego teorię orgonu. „Być m oże czas ponow nie przemyśleć wszystkie
dokonania W ilhelm a Reicha” - pisze w zakończeniu swojej recenzji.
C ztery m iesiące później, 18 kw ietnia 1971 roku, „New York Tim es” wrócił
do sprawy Reicha, tym razem poświęcając jego myśli obszerny artykuł w niedziel
nym magazynie. W Wilhelm Reich: The Psychiatrist as Revolutionary David Elkind
opisywał, jak studenccy k om unardzi w Berlinie obrzucali policję egzem plarzam i
Psychologii mas wobec fa szy zm u w m iękkiej opraw ie (czy to, że nie rzucali w nich
książkam i w tw ardych okładkach, w ynikało z dobrego serca, czy może z oszczęd
ności?). Reich znow u „staje się postacią żywą w całej Europie, przez studentów
dom agających się reform społecznych jest traktow any jak bohater lub święty”,
a „wielu m łodych A m erykanów ” „odkryw a teraz, że Reich jest w dużej m ierze
ich w zorem rew olucjonisty”. I to właśnie było tu najważniejsze, poniew aż jego
N O W Y JORK, 1969 589
Seksualno-ekonom iczne dośw iadczenia kliniczne uczą nas, że ci, którzy nigdy
nie m ieli odw agi się m asturbow ać, m ają najm niej k orzystne rokow ania. U czucia
seksualne są tłu m io n e (przez pew ien czas naw et z p ow odzeniem ), genitalia p o z o
stają nieużyw ane, a kiedy a u to ry tarn e społeczeństw o w k o ń cu zezw ala n a uzyska
nie spełnienia, genitalia zaw odzą, gdyż „zardzew iały”2.
W ten sposób am erykańscy rew olucjoniści zajm ow ali się upew nianiem
się, że ich genitalia nie „zardzew iały”, um acniając w sobie jeśli nie wolę obalenia
państw a, to z pew nością „odwagę do m asturbow ania się”. M akawejew dużą część
swego filmu pośw ięcił osiągnięciom Betty D odson, „znanej autorce rysunków
erotycznych oraz m alarce erotycznych obrazów ”, której specjalnością było uczenie
kobiet m asturbacji, gdyż dzięki niej czują się one „no w iesz... bardzo w yzwolo
ne”3. Aby zasugerować historyczną ciągłość wpływ ów Reicha, na ekranie w idzim y
napisy: „Berlin, 1 m aja 1931 ro k u ... Belgrad, 1 m aja 1971 roku”, po czym pojawia
się Betty D odson i opow iada o pew nej kobiecie, która uczestniczyła w jednej
z „tych grup w yzw olenia kobiet, grupie rozw ijania św iadom ości... napraw dę nie
m iała żadnego dośw iadczenia w m asturbacji, żadnego o tym pojęcia! Była po
trzydziestce... nie m asturbow ała się, była całkowicie uzależniona o d ... mężczyzny,
partnera, który zapew niał jej orgazm , co sam o w sobie jest już o h y d n e ... zaczęła
się m asturbow ać i była zaskoczona... niektórym i rzeczam i, których przy tym
doświadczała, a jej orgazm stał się o wiele silniejszy”4.
590 RO Z D Z IA Ł 14.
N a wypadek, gdyby czytelnik filmu nie w idział, D avid E lkind podniósł ten
sam tem at w artykule w „New York Tim esie”: „Reich zauważył, że zawsze, kiedy
pacjent inform ow ał go, że m asturbując się, osiągnął pełne zadowolenie, sym ptom y
jego zaburzeń słabły. Reich postanow ił zatem poddać psychoanalizie poczucie winy
pacjenta z pow odu m asturbow ania się. Z chwilą kiedy owe chroniczne poczu
cie w iny ulegało zm niejszeniu i pacjent był w stanie m asturbow ać się regularnie
i z pełnym zaspokojeniem , objawy zaburzeń ustępow ały do poziom u, który w stop
niu dotąd dla niego niem ożliw ym do osiągnięcia pozw alał m u wywiązywać się
z pracy oraz udzielać się towarzysko”5. W filmie pojaw iły się oczywiście sceny
erotyczne z udziałem szczodrze obdarzonej przez naturę Mileny, która uprawia seks
z żołnierzam i, a następnie wygłasza kwestie, będące typowo reichowskim bełkotem,
na przykład: „Tkanka ciała pozbaw iona życiowej energii zm ienia się w tkankę
now otworow ą. Rak to h isteria kom órek skazanych na śmierć. Rak i faszyzm są ze
sobą blisko spokrew nione”6. M ateriał filmowy o m asturbacji, jak się okazuje, nie
jest tak stymulujący, jak rzeczywista aktyw ność seksualna.
Film Makawajewa wyznaczał szczyt pośm iertnej popularności Reicha. Tech
niki m anipulacji pow stałe na bazie reichow skich analiz były udoskonalane w pla
cówkach takich, jak Esalen; robili to ludzie pokroju Fritza Perlsa, a stosow ano
je w m iejscach w ydaw ałoby się zupełnie nieoczekiw anych, na przykład w sem i
nariach duchow nych. Perls zapoznał się z pracam i Reicha dzięki Paulowi Go-
odm anow i i w spólnie stw orzyli terapię G estalt, któ ra była o p arta na teoriach
Reicha, zwłaszcza w odniesieniu do funkcjonow ania „zbroi m ięśniowej”. M ichael
W eber twierdzi, że teorie Reicha poprzez terapię G estalt Perlsa stały się w końcu
przykryw ką dla kontroli społecznej, która w yrządziła wiele szkód w niem ieckich
zakonach, co było zresztą zgodne z przew idyw aniam i Reicha. Równie d estruk
cyjny wpływ wywarły one w am erykańskich środow iskach korporacyjnych oraz
akadem ickich, gdzie ćw iczenia służące „przełam yw aniu lodów ”, na przykład cho
dzenie z zawiązanym i oczam i, stały się częścią rep ertu aru środków m anipulacji
psychicznej. „Wyzwalanie od represji” stało się potężnym narzędziem społecznej
kontroli, zarów no w m ałych grupach, jak i w m ass m ediach.
Elizabeth W urtzel nie w spom ina o Reichu w swoich wydanych w latach
dziew ięćdziesiątych w sp o m n ien iach , zatytułow anych Bitch, ale pisze w nich
o fem inizm ie, który był, co udow odnione zostało w książce Kate Millet, egzote-
rycznym reichianizm em . Sesje rozw ijania św iadom ości z lat siedem dziesiątych
były, jak pow iedział Makawejew, bezpośrednim przedłużeniem ruchu „sex-polu”
stw orzonego przez Reicha w latach trzydziestych XX wieku. W urtzel jednak wiele
miejsca pośw ięca om aw ianiu w ykorzystyw ania seksu jako narzędzia społecznej
kontroli, co w sobie tylko właściwy sposób określa m ianem „władzy cipki”7.
„D alila m iała d o b ry p o m y sł...U cieleśn ia ona klęskę m ęskich p rero g a
tyw w kwestii kontrolow ania ludzkich uczuć”8. H istoria Samsona i Dalili to, według
W urtzel, „pierwszy przykład” tego, co dziś nazywam y polityką seksualną. Samson
jest niezwyciężonym w ojow nikiem , o czym boleśnie przekonali się Filistyni, ale
z pow odu nam iętności do Dalili staje się „niewolnikiem własnego penisa”9i w rezul
N O W Y JORK, 1969 591
tacie łatwo zostaje pokonany. Seks jest postacią politycznej kontroli - to lekcja, którą
z klęski i upadku Sam sona w yniósł Izrael, a m otyw ten stale przewija się w Biblii,
zwykle w postaci bolesnej nauczki, czyli na przykład m ilitarnej porażki w następ
stwie idolatrii, będącej pretekstem dla folgowania seksualnej rozwiązłości.
W urtzel jest tutaj bliska prawdy. Ale czy rzeczywiście? N ajpierw wychwala
Dalilę jako „p rekursorkę w szystkich silnych, now oczesnych, zdecydow anych
ko b iet... kobiet, które po prostu wiedzą, czego chcą”, czyli takich, jaką pragnie
być także W urtzel, później jed n ak wobec obiektu swoich pochw ał zgłasza wiele
zastrzeżeń. W urtzel podziw ia kobiety, które posługują się seksem jako bronią,
zwłaszcza zaś pod o b a jej się postać grana przez M adonnę w filmie Sidła miłości:
„ona zabija cipką”. Jednocześnie jed n ak jest pełn a obaw, kiedy stara się zastosować
tę lekcję do w łasnego życia. Po raz kolejny spraw a zostaje sprow adzona do relacji
m iędzy kontrolą a władzą, rozum em i zachcianką. Czy ci, którzy ulegają własnym
pożądaniom , m ają n ad nim i władzę, czy też to one rządzą nimi?
„Jestem całkowicie w olna” - m ów i n am p an n a W urtzel
i jak długo trw a m oje życie, dysponuję p ełn ią potęgi. Przekroczyłam trzydziest
kę w czasach, gdy kobieta po raz pierw szy w histo rii m oże czuć się rów nie niezależ
n a i w olna o d w szelkich więzów, ja k ja. A je d n a k m im o owej p ełn i w ładzy n ad sobą,
którą rozporządzam , nie będąc bezw olnym d o d atk iem do jakiegoś mężczyzny, idę
przez życie, czując się ogólnie bardzo b e z ra d n a 10.
Pam iętam , jak brałam z półki rodziców książkę Lookingfor Mr. Goodbar w żół
tej, m iękkiej opraw ie i czytałam ją kilkakrotnie; pam iętam , ja k prześladow ał m nie
obraz nagiej kobiety w łóżku, wykrwaw iającej się na śm ierć. P am iętam rów nież
obraz jej siedzącej w barze, popijającej białe wino, udającej, że czyta książkę i cze
kającej, żeby po derw ać jakiegoś obcego mężczyznę, obraz, na k tó ry cieniem kładła
się m oja w iedza o tym , co się z nią stanie. Jej śm ierć w jak im ś sensie w ydawała mi
się właściwa dla aktu przypadkow ej przem ocy. M iało to chyba także im plikacje
dotyczące m ojego w łasnego życia, m ężczyzn, barów, w ina i obcych ludzi w przy
szłości, która jaw iła m i się niew yraźnie. Nie potrafiłabym w ytłum aczyć, na czym
polegało zagrożenie, które wówczas odczuw ałam , kuląc się n a perkalow ej sofie ro
dziców i czytając tan i paperback, a jed n ak to w łaśnie czu ła m 13.
Dalszy ciąg w ydarzeń jest jed n ak jasny. D em okrata, który odrzuca wszel
kie ograniczenia, w pogoni za seksualnym zaspokojeniem zm ienia się w tyrana,
niosącego innym w ystępek i przerażenie. „Rozpad dobrze uporządkow anej duszy
nie wiedzie do braku ładu albo pom ieszania, lecz do zdem oralizowanego porządku.
W ydaje się, że Platon był przenikliw ie św iadom duchow ości zła i fascynacji, która
budzi tyrański porządek”15.
Mówiąc m etaforycznie, tyran to nałóg. Innym i słowy, to nam iętności, które
dom agają się zaspokojenia i rządzą rozum nym bytem , który pow inien je k o ntro
lować. M ożna tyrana jed n ak rozum ieć także bardzo dosłow nie - jako człowieka,
który rządzi innym i, zepsutym i przez własne nam iętności, sterując tym i samymi
nam iętnościam i. Człowiek, którym władają jego żądze, jest także we władzy tego,
który m anipuluje jego pożądaniam i. Ogólnie uważa się, że tyrania jest krótkotrw ała
i w ten sam sposób myślimy także o tyranach. Robespierre, Hitler, Stalin - wszyscy
oni doszli do w ładzy na fali sprzeciw u wobec dem okratycznego amoku. Rządy
Stalina, patrząc na nie z perspektyw y długości ludzkiego życia, tru d n o jednak
uznać z krótkotrw ałe. A myśląc o nim , zaczynam y dostrzegać jeszcze bardziej
niepokojącą możliwość. Co będzie, jeśli zjawi się ktoś na tyle przebiegły, żeby
zdem oralizow any porządek utrzym ać na zawsze?
Pierwszą zasadą, którą trzeba uznać, jest to, że „życie seksualne nie jest
sprawą pryw atną”, m ów i Reich. „Seksualna przebudow a człowieka, m ająca za
pew nić m u zdolność do przeżyw ania pełni seksualnej przyjem ności, nie m oże
być pozostaw iona indyw idualnej inicjatywie, gdyż jest to kardynalny problem
całości społecznej egzystencji... C ała populacja musi zyskać bezpieczne poczucie,
że rewolucyjne przyw ództw o robi wszystko, co w jego mocy, żeby zagwarantować
seksualną przyjem ność bez ograniczeń, bez żadnych «jeśli» ani «ale»”16.
W ażkim i praw dziw ym pytaniem , które postaw ił A ldous Huxley jest pyta
nie o to, czy władza, która „norm alność nazywa w ynaturzeniem , a w ynaturzenie
norm alnością” będzie na tyle sprytna, aby wypracować takie techniki zniewalania,
które uczynią je na tyle przyjem nym , że nikt już nie dostrzeże tego h o rro ru ani
nie zechce m u się przeciwstawiać.
ROZDZIAŁ 15
kontroli. Powszechnie uznaw ane zakazy były uprzednio nagm innie łam ane w nie
legalnych gazetkach lub n a scenie. Sąd Najwyższy, w ydając w yrok w sprawie
Rotha uznał, że treści obsceniczne nie przynależą chronionego przez Pierwszą
Poprawkę obszaru w olności słowa i prasy, ale okazało się, że ustanow iona przez
sędziów definicja tego, co obsceniczne, praktycznie uniem ożliw iała jej stosowanie.
W yznacznikiem bow iem m iało być to, „czy w przypadku przeciętnego człowieka,
stosując współczesne standardy społeczności, przew odni m otyw owego materiału,
traktow anego jako całość w yw ołuje w nim lubieżne zainteresow anie”. Sąd później
dodatkow o osłabił jeszcze restrykcyjność w łasnego orzeczenia, wyjaśniając, że
przez społeczność należy rozum ieć cały kraj, a nie jakąś konkretną, geograficznie
określoną jednostkę, taką jak hrabstw o albo okręg wyborczy. W konsekwencji
niezdecydowanej postaw y Sądu Najwyższego kraj został zalany m ateriałam i o tre
ściach obscenicznych, które rozsyłano drogą pocztow ą, a w niektórych m iastach
całe ich kw artały stały się siedliskam i obsceniczności i pornografii, rządzonym i
przez środow iska przestępcze, które ciągnęły z tego zyski. Z adanie uporania się
z pierw szą falą tego ataku spadło na barki polityków 1.
Senator Karl M undt z Południow ej D akoty pow iedział na jednym z przesłu
chań: „podejrzew am , że połow a adresow anych do m nie listów pochodzi od matek
zrozpaczonych faktem , że poczta dostarcza to do ich dom ów i nie m a sposobu,
żeby z tym skończyć. M am poczucie, że ci, którzy lam entują i krzyczą o cenzurze,
kierują się w tym innym i pow odam i niż o brona konstytucyjnych praw. M am
nadzieję, że odrzucicie ich argum enty. To fałszywy pretekst, za którym kryją się
ludzie, którzy nie chcą otw arcie i m erytorycznie opow iedzieć się za tym pluga
stwem. .. Próbują się chować za szlachetnym i argum entam i, jednocześnie taplając
się w błocie, a ich starania zm ierzają do u m ocnienia i zw iększenia przestępczości
m łodocianych w tym kraju”2.
Kwestią podstaw ow ą - i wówczas, i teraz - były i są skutki oddziaływ ania
pornografii na tych, dla których nie jest ona przeznaczona. M undt zwraca się do
tych, którzy „powiadają, że ludzi norm alnych ona nie pociąga, a ludzie anorm alni
m ają słuszne praw o otrzym ać pocztą, co chcą. Rzecz jed n ak w tym , że w całym
kraju jest ona w ysyłana norm alnym dzieciom z norm alnych rodzin, a rodziny
te nie wyrażają życzenia, aby z norm alnych ludzkich istot zm ieniać się w ludzi
anorm alnych”.
Było oczywiste, że nikt nie zam ierza wyjść przed szereg i argum entow ać
na korzyść pornografii - wówczas jeszcze nie - ale zapanow anie nad sytuacją
u tru d n iała niezdecydow ana postaw a zarów no liberałów, jak i konserwatystów.
Lawrence Speiser, dyrektor w aszyngtońskiego oddziału A m erican Civil Liberty
U nion, wezwał do zapoczątkow ania badań naukow ych, które „określą, czy istnieje
zwykła zależność m iędzy czytaniem i oglądaniem nieprzyzwoitych materiałów,
a popełnianiem przestępstw i innym i antyspołecznym i zachow aniam i”. Dopóki
nie stało się oczywiste, że Kongres, nie oglądając się na opinię ACLU i tak powoła
stosowną komisję, A m erican Civil Liberty U nion zdecydowanie przeciwstawiała się
tem u pomysłowi. Ustępując przed tym , co nieuchronne, Speiser postanow ił nadać
N O TR E DAM E, IN D IA N A , 1970 599
działaniom kom isji kieru n ek zbieżny z interesam i ACLU (taktyka ta okazała się
o wiele skuteczniejsza), wyznaczając „naukowe” kryteria dla wyżej w spom nianych
badań. „Jeśli p otrzebne jest opracow anie naukowe, pow inniśm y wystrzegać się
tego, co nim nie jest”3. N a czym polega „naukow ość” m iało w krótce okazać się
oczywiste, gdyż Komisja Lockharta po nauki i konsultacje w spraw ach związanych
z seksualnością udała się nie gdzie indziej, tylko do Instytutu Kinseya.
Upadek współczesnego konserw atyzm u znalazł swoje odzwierciedlenie w ze
znaniu felietonisty Jamesa J. Kilpatricka, podów czas redaktora pism a „R ichm ond
News Leader”, k tó ry pisywał rów nież do „W ashington Evening Star”. „Jeśli każecie
m i wybierać m iędzy b ru d am i a cenzurą, wybiorę b ru d y ” - pow iedział przed Ko
misją. „Brudy są przynajm niej w idoczne i m ożna ich unikać, posprzątać, zakryć
farbą albo zaakceptow ać jako brzydko pachnący dopust w olnego społeczeństwa.
D ziałania cenzury natom iast nie zawsze daje się dostrzec; możecie doświadczyć
jej skrytego działania. Ci z nas, którzy w ierzą w w olne społeczeństwo, a wszyscy
za nim jesteśmy, p ow inni akceptować społeczeństw o otw arte na idee, które dla nas
są nie do przyjęcia”4. K ilpatrick skrytykow ał także przepisy przeciw ko obscenicz-
ności, ale jego opinie były tak przesycone m oralnym i intelektualnym agnostycy-
zm em , że nie w ykroczyły poza bezw artościow e sugestie. W tam tym historycznym
m om encie konserw atyzm w USA stał się tożsam y z libertarianizm em , wedle
którego wszelka ingerencja w sferę zachow ań uw ażanych za osobiste i pryw atne
jest całkowicie nieupraw niona. Trzeba było kolejnych p iętnastu lat gorzkich d o
św iadczeń, żeby ludzie uśw iadom ili sobie, że pornografii do tej kategorii zaliczyć
nie m ożna. Przede w szystkim bow iem jest ona w ielkim interesem , ponadto zaś
jednym z głównych źródeł antyspołecznych czynów i zachowań.
Przeszedłszy stosow ne szkolenie w Insty tu cie K inseya, kom isja doszła
do w niosku, że „na nieprzyzw oitych film ach nie sposób zbić wielkiego m ająt
ku”5. W owym czasie cały przem ysł pornograficzny był w arty pięćset m ilionów
dolarów, ale kiedy Kom isja M eesea postanow iła napraw ić szkody w yrządzone
przez Komisję Lockharta, jego obroty w ynosiły już do ośm iu m iliardów dola
rów rocznie. O prócz tego Komisja L ockharta stw ierdziła, że „wzorce zachowań
seksualnych są bardzo stabilne i k ontakt z m ateriałam i erotycznym i nie wpływa
n a nie w żaden znaczący sposób”. O pierając się na badaniach przestępczości sek
sualnej przeprow adzonych w D anii, kom isja doszła do w niosku, że „zwiększony
dostęp do m ateriałów o treściach stricte seksualnych przekłada się na spadek
liczby popełnianych przestępstw seksualnych”. W podsum ow aniu raportu Komisja
L ockharta uznała, że „nie m a żadnego dow odu na to, iż kontakt z m ateriałam i
o charakterze seksualnym odgryw a istotną rolę jako przyczyna przestępstw lub
zachowań przestępczych m łodzieży i osób dorosłych. Komisja nie może stwierdzić,
że kontakt z m ateriałam i erotycznym i jest czynnikiem sprawczym przestępstw
lub w ykroczeń o charakterze seksualnym ”6.
W ten sposób komisja, która z woli Kongresu m iała ukrócić pornografię, stała
się tubą przem ysłu pornograficznego, za jej pośrednictw em upow szechniającym
libertyńskie frazesy i an tyrodzinną propagandę. Przekaz był jasny; pornografia
600 RO ZD ZIAŁ 15.
m łodocianego przestępcy seksualnego, który nie m iałby takich wydaw nictw przy
sobie, w dom u lub w swoim sam ochodzie”11.
Stwierdzenia zawarte w zeznaniach Hilla i Linka m iały potw ierdzenie w rze
czywistości. Nawet pom inąw szy „dobrodziejstw a”, będące konsekw encją p iętn a
stoletniego okresu rozpow szechniania pornografii na skalę masową - co zawdzię
czam y Komisji L ockharta - dow odów na to, że pornografia rzeczywiście stanowi
przyczynę zachow ań dewiacyjnych, od sam ego początku było aż nadto. Badania
przeprow adzone przez Proppera, a opłacone z funduszy Komisji, w grupie m ło d
szych chłopców wykazały „daleko posuniętą zależność m iędzy (a) wiekiem, w k tó
rym oglądali zdjęcia przedstaw iające stosunek seksualny, a (b) wiekiem, w którym
sam i rozpoczynali życie seksualne... Propper, który przeprow adził badania na
g rupie czterystu siedem dziesięciu sześciu p en sjo n ariu szy zakładów po p raw
czych, wielokrotnie podkreślał związek m iędzy wysoką podatnością na pornografię
a «rozwiązłością seksualną» i dew iacyjnym i zachow aniam i osób w bardzo m ło
dym wieku oraz przynależnością do grup, w których występował wysoki wskaźnik
przestępczości i zboczeń seksualnych”12.
Powołując się na opracow ania Davisa i Brauchta, H ill uznał, że oglądanie
pornografii jest „najpoważniejszym wyznacznikiem seksualnych dewiacji w grupie
osób m łodych, narażonych na jej o d działyw anie... O gólnie rzecz biorąc, kontakt
z pornografią w pod g ru p ie ludzi m łodych wiązał się z różnorodnym i, przedw cze
snym i heteroseksualnym i oraz dew iacyjnym i zachow aniam i seksualnym i”1’.
Badania przeprow adzone przez M oshera i Katza, które również sponsorowała
komisja, „wyraźnie potwierdzają tezę, że agresja wobec kobiet wzrasta, jeżeli służy ona
instrum entalnem u zaspokojeniu pobudzenia seksualnego (będącego następstwem
oglądania pornografii”14. O pracow anie Goldsteina, również zlecone przez kom i
sję, wykazało, że gwałciciele to grupa wykazująca najwyższy współczynnik „skłon
ności do masturbow ania się” pod wpływem pornografii, zarówno w przypadku osób
dorosłych (osiemdziesiąt procent), jak i nastolatków (dziewięćdziesiąt procent). Biorąc
pod uwagę przestępstwa, za jakie zostali osadzeni w więzieniu, zdaje się to świadczyć
o tym, że pornografia (oraz towarzysząca jej m asturbacja) nie służy jako katharsis,
nie zapobiega przestępczości seksualnej ani nie „trzyma ich z dala od ulicy”. O siem
dziesiąt procent gwałcicieli wyraziło „chęć naśladowania aktu seksualnego, którego
byli świadkami bądź zobaczyli go w m ateriałach pornograficznych, z którym i mieli
styczność”. Zapytani, czy tuż po ich obejrzeniu albo niedługo później rzeczywiście
to uczynili, trzydzieści procent ankietowanych odpowiedziało „tak”15.
Hill i Link skrytykow ali następnie przyjęte przez kom isję opracow ania,
na podstaw ie których sform ułow ała swoje stanowisko, zwłaszcza zaś sławetne
badania K utchinskyego, które rzekom o wykazały, że po zalegalizowaniu w Danii
pornografii liczba popełnianych tam przestępstw seksualnych znacząco spadła.
Oto, co w zdaniu odrębnym napisali na ten tem at H ill oraz Link:
stygm atyzacji, gdzie tw ard ą pornografię sprzedaje się w każdym kiosku stojącym
n a rogu ulicy oraz w „p o rn o -” czy też „sex-shopach”, k tó ry m i usiane jest m iasto,
gdzie pokazy seksu n a żywo są legalne i w ykorzystyw ane w publikacjach cod zien
nych gazet, gdzie pro stytu tk i blokują ch od n ik i i m achają z otw artych okien, w takim
społeczeństw ie dziw i m n ie niep o m iern ie, że w ogóle m ów i się tam o jakichkolw iek
przestępstw ach seksualnych... Jedyną przyczyną trzydziestojednoprocentow ego
statystycznego spadku p rzestępstw seksualnych jest fakt, że to, co uprzed n io u z n a
w ano za czyn przestępczy, jest teraz ignorow ane, bądź uznaw ane za legalne16.
O dkąd skończyła osiem naście lat, Bettie Page prow adziła rozpustny tryb
życia. W szkole średniej była jedną z najlepszych uczennic i chciała zostać nauczy
cielką. W połow ie lat pięćdziesiątych, kiedy dobiegała czterdziestki, zapadła na
chorobę psychiczną. Nie potrafiła ukończyć żadnego z licznych kursów biblijnych,
na które się zapisywała i stanow iła zagrożenie dla życia i zdrow ia osób ze swego
otoczenia. Foster przytacza zwykłe w takich razach freudow skie w ytłum aczenia
tego faktu, w tym także najbardziej przekonujące - zgodne z teorią uwiedzenia,
którą Freud w swoim czasie jed n ak o drzucił - czyli takie oto, że będąc dzieckiem,
była seksualnie m olestow ana przez ojca. Nie sposób pom niejszać traum y towarzy
szącej takim dośw iadczeniom i dlatego w tym przypadku należy przyjąć, że wraz
z upływ em czasu jej znaczenie dla psychiki stawało się coraz większe, co z kolei
pozw ala przypuszczać, że funkcjonow ała ona jako w spom nienie przesłonow e
dla czegoś bardziej zw iązanego z teraźniejszością, a konkretnie, dla jej zachowań
seksualnych w dorosłym życiu.
O ile skutki zachow ania um iarkow ania są kulturow o relatywne, konsekw e
cje lubieżności takim i nie są. O statecznym i następstw am i rozwiązłości, zgodnie
z porządkiem rzeczy, jest rozpad „osobow ości. Nasze „ja” konstytuują relacje
z innym i; rem edium na traum ę, której pow odem był w ystępek ojca polegający
na złam aniu zasad owego porządku, m ógł być w yrozum iały i em patyczny mąż,
z którym Betty pozostaw ałaby w stałym , m onogam icznym związku - jej życie
potoczyło się jed n ak inaczej. Łatwe zarabianie pieniędzy za sesje fotograficzne
m usiało wiązać się z zaw ieraniem rów nie łatwych i błahych związków z m ężczy
znam i, w pew nej chwili jed n ak rzeczywistość psychiczna doszła do głosu, a kiedy
to się stało, nam iętności sw obodnie w ytw orzone przez „ja” zaczęły dom inow ać,
a ona nie było już w stanie ich kontrolować.
W roku 1957 Bettie w ypadła po prostu z nowojorskiego rynku „pin-up girls”
i przeprow adziła się na Florydę, gdzie związała się z trzynaście lat od niej młodszym
mężczyzną. W końcu wzięli ślub, ale, p odobnie jak to bywało z wcześniejszymi jej
m ałżeństw am i, ten związek rów nież nie p o trw ał długo, a każdy rozpad kolejnego
związku przyczyniał się do osłabienia spoiwa jej osobowości. Wówczas, podobnie
jak wiele innych kobiet, Bettie poszukała pociechy w religii. G dyby żyła w czasach,
kiedy święty Paweł pisał list do rozpustnych K oryntian, podczas religijnych obrzę
dów m usiałaby mieć nakrytą głowę i zam knięte usta. Bettie nie m iała dzieci. Kiedy
dobiegała czterdziestki z pew nością uśw iadom iła sobie, że już m ieć ich nie będzie
i niejako kom pensując to sobie, zaczęła hodow ać rośliny. „Skrupulatnie podlewała
i dbała o rośliny, jakby były jej dziećm i, których nigdy nie m iała”1 - pisze Foster.
Religia, którą w końcu przyjęła Bettie, m iała niewiele wspólnego moralnością
tradycyjnie przypisyw aną chrześcijaństw u. Bettie nadal była na tyle ładna, żeby
poderw ać mężczyzną na potańców ce - i to właśnie zrobiła w M iam i, kiedy pozna
ła rozw iedzionego technika telefonicznego H arryego Leara. N adal chciała wyjść
za mąż, i dopięła swego, ale nie była w stanie utrzym ać tego małżeństwa, poniew aż
jej choroba psychiczna psuła relacje m iędzy m ałżonkam i, aż wreszcie zniszczyła
je ostatecznie. M im o iż n a wielu kursach biblijnych poznaw ała teologię, doszła
H IALEAH , FLORYDA, 1970 605
do przekonania, że jest siedm iu bogów, a była tego pew na, poniew aż zam knię
ta w łazience prow adziła z nim i długie rozmowy. Po jednaj z takich wyjątkowo
długo trw ających konferencji, która m iała m iejsce w d o m u pewnej sędziwej w d o
wy w Kalifornii, Bettie w ybiegła z łazienki z zębatym nożem do krojenia chleba
i zaczęła dźgać n im sąsiadkę, praw ie ją zabijając.
B ettie m iała wówczas czterdzieści dziew ięć lat. Policjant orzekł, że jest
psychicznie chora, a jego ocenę p o tw ierd ził w yrok sądu, k tó ry skazał ją na p o
byt w zakładzie psychiatrycznym . Czym że j ed n ak j est ch oroba psychiczna? Psy
chiatrzy ze szkoły Thom asa Szasza określenie „choroba psychiczna” porów nują
do pow iedzenia, że Bóg m a zapalenie w yrostka robaczkow ego. Um ysł nie m oże
być chory, nie jest bow iem bytem fizycznym. W epoce F reuda znaczyło to tyle
co uniew innienie oraz „zwycięstwo k u ltu ry terapeutycznej”, by przyw ołać w tym
m iejscu sform ułow anie użyte przez Philipa Rieffa. Co oznacza choroba psychicz
na? Prócz tego, że zachow anie człow ieka przestaje spełniać kryteria, w edług
których społeczeństw o ocenia je jako cyw ilizow ane, te n stan um ysłu oznacza
także niezdolność „ja” do łączenia dośw iadczeń i p rag n ień w spójny wzorzec
zachowań. W przypadku osoby zdrowej, jej „ja” panuje nad pragnieniam i, w przy
p ad k u osoby chorej dzieje się o d w rotnie. C zterdziestodziew ięcioletnia Bettie
znalazła się w sytuacji, kiedy p rag n ien ia - zw iązane z p o żądaniem seksualnym
i agresją - zaw ładnęły jej „ja”. B ettie robiła po p ro stu to, co kazały jej głosy, czyli
nam iętności, któ re w ym knęły się sp o d kontroli. Z am iast przyznać, że rozpusta
n ieu chronnie przyw odzi człow ieka do w łaśnie takiego stanu, k u ltura prom ująca
seksualną rozw iązłość wolała twierdzić, że szalony jest potw ór, którego stworzyła,
aby folgować am oralnym zachciankom . Bettie jako osoba niepoczytalna została
u zn an a za n iew in n ą i w ysłano ją do szpitala psychiatrycznego. M ów iono, że jest
„chora psychicznie”, podczas gdy trafniejszą diagnozą byłoby stw ierdzić, że jej
„ja” załam ało się p o d ciężarem p o żąd ań i doszło do tego, że to one, a nie „ja”,
zaczęły rządzić jej zachow aniem .
Kultura, która uczyniła z Bettie Page swoją ikonę, raczej się do tego nie
przyzna, gdyż oznaczałoby to, że była w spó łw in n a jej upadku. Z am iast tego
jedynym w ytłum aczeniem radykalnego zerw ania ciągłości osobow ości aż do
poziom u rozpadu m a być, jak słyszymy, to, że sypiała z tym i wszystkim i m ęż
czyznam i i zbzikowała. Przy tym wszyscy prześlizgują się nad szkodam i, jakie
od pięćdziesięciu lat w yrządza pornografia w um ysłach tych, którzy ją oglądają.
Mówi się nam też, że Bettie uwielbiała horrory, ale jej biograf rozum ie związek
m iędzy seksem a h o rro rem dokładnie ta k sam o, jak o n a - kobieta skazana, aby
jej życie potoczyło się torem , którego nie rozum iała.
Konsekwencje w prow adzania tego rodzaju zachow ań w obręb szeroko rozu
mianej kultury ponieśli rów nież inni. Philip C ushm an w „A m erican Psychologist”
pisze o historycznej trajektorii, która zwykle cechuje „wyzwolenie” przez wigów
seksualności i określana jest m ian em „w yodrębnienia pustego „ja”. W przeci
w ieństw ie do „ja” w iktoriańskiego, które w yznaczają związki pow stałe dzięki
przestrzeganiu praw a m oralnego,
606 R O ZD ZIA Ł 16.
C ushm an stw ierdza też, że „ja”, które pojaw iło się po zakończeniu II woj
ny światowej, jest „puste p o części z racji u traty rodzinnej w spólnoty i tradycji.
Jest to „ja” poszukujące „poczucia nieustannego zaspokajania go przez dobra
konsum pcyjne, kalorie, przeżycia, polityków, rom antycznych partnerów i em pa-
tycznych terapeutów starających się zwalczyć typowe dla tej epoki, narastające
poczucie w yobcow ania i rozbicia”.
K ulturow y p a ra d y g m a t zo b o jętn iałej d ek ad en cji, którego ta k obaw iał
się W eaver w pracy Idee m ają konsekwencje, stał się w ięc norm ą. Socjotech-
nicy w ykreow ali świat, w którym seksualne ekscesy coraz częściej kończą się
popadnięciem w obłęd, poniew aż jed n ak kulturow e in stru m en tariu m zaakcep
towało tę zm ianę, nazywając ją „wyzwoleniem”, rzadko zdarza się, aby zjawisko
to opisywano w sposób dokładny i przenikliwy. Zobojętnienie, będące rezultatem
upow szechniania niem oralnych zdjęć, filmów i obrazów, którem u początek dały
plakaty z Bettie Page, zm ieniło ludzi w seksualne potwory.
K rótko przed zatrzym aniem Bettie Page przez policję z Hialeah, m łoda ko
bieta nazwiskiem Linda Borem an leżała na kozetce przed dom em swoich rodziców
niedaleko Fort Lauderdale na Florydzie, dochodząc do zdrowia po wypadku sam o
chodow ym . O dw iedził ją wówczas jej szkolny kolega z New Jersey i przedstaw ił ją
swemu przyjacielowi, Chuckow i Traynorowi. Traynor był sześć lat starszy od Lindy
i w ydał jej się średnio przystojny. Z nacznie lepiej jed n ak prezentow ał się w oczach
Lindy jego sam ochód, ciem noczerw ony jaguar XKE, gdyż nie był to wóz podobny
do tych, którym i jeździli chłopcy, z którym i się um aw iała na randki. Traynor różnił
się od nich także w inny sposób, ale o tym Linda jeszcze wówczas nie wiedziała.
L inda B o rem an w ychow ała się w Y onkers. Jej ojciec był p olicjantem ,
a m atka wysłała ją do szkoły katolickiej. Podczas pobytu tam Linda początkowo
chciała zostać zakonnicą, później jed n ak zm ieniła zdanie; zapragnęła wyjść za mąż
i założyć rodzinę. W Traynorze dostrzegła szansę na uw olnienie się spod kurate
li rodziców. Jak się m iało okazać, w padła w ten sposób z deszczu po d rynnę. Na
pierwszych kilku randkach nic się nie wydarzyło. Później jed n ak szybko to się
zm ieniło. Traynor przekonał Lindę do upraw iania seksu i za każdym razem , kiedy
ulegała jego żądaniom , o n dom agał się więcej; jego seksualne zachcianki stawały
się coraz bardziej perw ersyjne i dziwaczne, a zniew olenie Lindy stopniow o się
pogłębiało. Seksualne żądania, które wysuwał Traynor, były m etodą niszczenia
„ja”, zgłaszającego w obec tych prak ty k m oralny sprzeciw. Kiedy to się udało,
seksualna p artn erk a stała się seksualnym obiektem , a obiekt seksualny stał się
z kolei niewolnicą.
H IA LE AH , FLORYDA, 1970 607
H opkinsa, protegow anego Kinseya, który gotów był świadczyć, że film odwołuje
się do w artości społecznych. Sędzia jed n ak nie wziął tego p o d uwagę, oznajm ił
bow iem , że „to gardło należy podciąć”, po czym 7 m arca 1973 roku wydał werdykt
skazujący i obciążył w innych grzyw ną w wysokości dw óch m ilionów dolarów.
Zastanawiając się nad znaczeniem owych wydarzeń, W illiam Pechter, publi
cysta „C om m entary” zdobył się jedynie na stwierdzenie, iż, jego zdaniem, świadczy
to o tym , że „chcem y pornografii. C hcem y jej, ale nie chcem y się przyznać, że jej
chcem y i dlatego wolimy, żeby udaw ała sztukę albo pojaw iała się w jakim ś innym
społecznie szanow anym kostium ie”10.
ROZDZIAŁ 17
WASZYNGTON, 1974
sty czn iu 1974 roku, kiedy L inda Lovelace w ciąż p rzy ciąg a
a liczbą ludności w swoim czasie da n am o sobie znać. Próby pow strzym ania go,
popraw ienia sytuacji, rów nież okażą się nieskuteczne. W wielu krajach zapanuje
głód. Pod koniec tego okresu m oże pojawić się pow szechna klęska głodu. C ier
pienia i rozpacz d o tk n ą nas na niespotykaną dotąd skalę”4.
Indie rzeczywiście poważnie ucierpiały, ale nie z pow odu braków żywności,
ale działalności ludzi pokroju Roberta McNamary. Ogłaszając swoja receptę na roz
wiązanie problem u „przeludnienia”, M cNam ara oznajmił, że „planowanie rodziny
musi być wprow adzone w sposób hum anitarny, ale na m asową skalę”. Postulaty
pana M cNam ary zostały zrealizowane w pięćdziesięciu procentach: program y pla
nowania rodziny w drażano w Indiach na masową skalę, ale trudno uznać, aby ro
biono to w sposób hum anitarny. Masowe sterylizacje przeprowadzano bez zgody
lub wiedzy nieszczęsnego chłopstwa; w zam ian daw ano im w p o darunku radio
tranzystorowe, wielu z tych ludzi zmarło później w wyniku infekcji. Jest to jedna z naj
czarniejszych kart historii ruchu eugenicznego, trudno więc dopatrywać się w nim,
jak chcieli niektórzy, najwspanialszego ruchu społecznego XX stulecia. O d połowy
1975 roku, kiedy to Indira Ghandi ogłosiła wprowadzenie stanu wyjątkowego, do jego
zakończenia i upadku jej rządu w m arcu 1977 roku wazektomii poddano sześć i pół
miliona mężczyzn, w większości przypadków wbrew ich woli; na skutek powikłań
pooperacyjnych zm arło ich tysiąc siedm iuset siedemdziesięciu czterech5.
W listopadzie 1976 roku, w szczytowym okresie w spom nianej akcji m asowe
go okaleczania ludzi, M cN am ara poleciał do Indii, żeby wesprzeć tam tejsze m in i
sterstwo zdrowia oraz kibicować wcielaniu w życie program ów planowania rodziny.
Pochwalił także indyjski rząd za „polityczną wolę i determ inację” w staraniach
na rzecz rozwiązywania, jak to nadal określał, „problem u przeludnienia”.
Z godnie z m em o ra n d u m K issingera, podstaw ow ym elem entem am ery
kańskiego p ro g ram u kon tro li u ro d zeń p o w in n a być o d pow iednia m otyw acja
i zdecydowanie w działaniach. N ajważniejszych jego zw olenników w Kongresie
pow inno się zachęcić „do um acniania pożądanych postaw tych członków K ongre
su, którzy obecnie popierają am erykańskie działania na polu demografii, oraz do
przekonyw ania do tego innych”6. Kolejnym kluczow ym aspektem sprawy jest rola
m ultilateralnych instytucji, tak ich jak O rganizacja N arodów Zjednoczonych,
których udział w rozdzielaniu am erykańskich funduszy pom ocow ych pozwoli
uprzedzić staw ianie USA zarzutów stosow ania „im perializm u antykoncepcyjne
go”. W opracow aniu podkreślono na przykład, że trzynaście państw - adresatów
antykoncepcyjnej interw en cji (Indie, B angladesz, Pakistan, N igeria, Meksyk,
Indonezja, Brazylia, Filipiny, Tajlandia, Egipt, Turcja, Etiopia i Kolumbia) - przy
jęło już „otw arte stanow isko” w kwestii udzielenia im pom ocy w ograniczaniu
przyrostu naturalnego. Jednakże w innych państw ach, w odniesieniu do których
interw encja ta m a w ysoki priorytet - takich jak na przykład Indie i Egipt - „pom oc
am erykańska jest ograniczona z racji charakteru stosunków politycznych oraz
dyplom atycznych, zaś w przypadku Nigerii, Etiopii, M eksyku i Brazylii z pow odu
braku zdecydow anego zainteresow ania ich rządów dla program ów ogranicza
nia liczby ich ludności”7. W takich przypadkach, o ile państw a te sobie życzą,
612 RO ZD ZIA Ł 17.
przyniosła tylko pogorszenie i tak już złej sytuacji dem ograficznej. Powód, dla
którego kontrola u ro d zeń nie spraw dziła się w Afryce, jest bardzo prosty. W M a
lawi nie m a d o chodu rozporządzalnego; w Burkina Faso nie m ożna posłać kobiet
na studia prawnicze. Twoja żona nie m ogłaby dostać pracy jako nauczycielka na
godziny w Kenii czy pracow ać w m arkecie K -M art w Liberii. Nie dość że nie ist
nieje tam żadna nadw yżka dochodów , ale nie m a tam rów nież żadnej nadwyżki
ludności; w istocie, każde dosłow nie państw o subsaharyjskie cierpi na zbyt małe
zaludnienie i to w łaśnie jest głów ną przyczyną panującego tam głodu i ubóstwa.
Najskuteczniejsze in stru m en ty obniżenia przyrostu naturalnego - zam ożność,
m odernizacja, fem inizm , oświata etc. - w krajach biednych nie mają zastosowania.
Gdyby kraje uprzem ysłow ione chciały rzeczywiście uczciwie wspom agać rozwój
państw biednych, m ogłyby doprow adzić w nich do zm niejszenia liczby urodzeń,
ale poniew aż celem kontroli urodzeń było pozbaw ienie tych krajów ekonomicznej
i politycznej dźw igni rozwoju, jaką był i jest dla nich w ysoki przyrost naturalny,
kam pania na rzecz antykoncepcji całkowicie spaliła tam na panewce. M ieszkańcy
biednych afrykańskich krajów po prostu nie mieli niczego do stracenia, gdyż w ich
sytuacji jedynym rzeczyw istym m ajątkiem były dzieci i one też stanow iły ich
jedyną gw arancję p o m o cy na stare lata. W rezultacie, jedynym osiągnięciem
orędow ników w prow adzania tam kontroli urodzeń był, jak napisał jeden z nich,
„swąd palonej gum y”. Nie mogli się rów nież pochw alić tym , że zasiane przez nich
ziarno zaczęło kiełkować w Afryce, gdyż fundacje nie potrafiły znaleźć żadnego
sposobu ani m etody perswazji, mogącej skłonić Afrykańczyków do rezygnowania
z posiadania dzieci, które nadal były przez nich postrzegane jako dobrodziejstwo.
Bank Światowy oczywiście wm uszał tym krajom stosow ne pożyczki, ale ponieważ
nie skutkowały one podniesieniem tam stopy życiowej do odpowiedniego poziomu,
ona także na nic się zdały.
Peter J. D onaldson w książce Naturę Agains Us cytuje notatkę sporządzoną
przez Johna Sullivana, człowieka, który uczestniczył w realizowaniu program ów
kontroli urodzeń. N otatka zatytułow ana jest „Swąd palonej gum y” i nawiązuje do
prośby o dotację w wysokości pięćdziesięciu tysięcy dolarów dla ekspozytury w N e
palu z przeznaczeniem na zorganizow anie i dopilnow anie spalenia prezerwatyw,
których term in przydatności do użycia m inął i dlatego należy je zniszczyć12. D o
naldson, o czym należy pam iętać, był zdecydow anym zw olennikiem program ów
kontroli urodzeń i sam czynnie w prow adzał je w życie. O to jego opinia:
W ciągu kilku lat, o dkąd NSSM 200 stała się podstaw ą polityki zagranicz
nej Stanów Z jednoczonych - szybko, gdyż już pod koniec lat siedemdziesiątych
- skuteczność program ów AID zaczęli kwestionować ci, którzy je wprowadzali.
D onaldson podkreśla, że w roku 1990, kiedy ukazała się jego książka, środow i
sko ludzi w drażających program y kontroli urodzeń m iało poczucie darem ności
swych starań. D aw ne rozw iązania, spopularyzow ane przez Reim verta Ravenota
i jego następcę w AID, którym za prezydentury Reagana był Peter M cPherson,
mające za podstaw ę podaż, po prostu się nie spraw dzały i w większości wypadków
jedynym ich rezultatem , jak napisał John Sullivan, był w łaśnie ów „swąd palonej
gum y”. D onaldson w spom ina, że aby skłonić go do przem yślenia stosowanych
m etod, do dyrektora p ro g ram u w ysłano rysu n ek satyryczny przedstaw iający
pracow nika A ID łopatą w yrzucającego z h elikoptera stosy prezerw atyw oraz
pigułek antykoncepcyjnych, ale nie wyw arło to zam ierzonego w rażenia na adre
sacie, być m oże dlatego, że w żarcie tym było zbyt wiele prawdy, żeby ją przyjąć
do wiadomości. Kiedy jednak ludzie wdrażający program y kontroli urodzeń doszli
do wniosku, że Trzeci Świat nie jest szczególnie zainteresowany „planow aniem ro
dziny”, w coraz większym stopniu zaczęli koncentrow ać się na przym usow ym
ograniczaniu liczby urodzeń realizowanym w sposób, który zastosowano w Indiach
i nadal stosuje się w C hinach. W roku 1994 oenzetow ska Konferencja na rzecz
Z aludnienia i Rozwoju w Kairze przyznała w istocie, że nie sprawdziło się „pla
nowanie rodziny” w sposób, którego satyrycznym odw zorow aniem był rysunek
człowieka w yrzucającego łopatą kondom y z helikoptera, a przym usow a „kontrola
urodzeń”, którą praktykow ano w Azji, rów nież zawiodła. W miejsce obu tych
nieudanych rozwiązań, które cechowała toporność, m arnow anie pieniędzy i nie
odłączny przym us, funkcjonariusze O N Z podjęli w Kairze kolejną próbę obniżenia
przyrostu naturalnego krajów rozwijających się, ale tym razem usprawiedliwieniem
ich działań m iał być fem inizm , „zdrow ie kobiety”, i „postęp”.
Czytając częstokroć pesym istyczne raporty ludzi realizujących program y
kontroli urodzeń, szybko dochodzi się do w niosku, że jeżeli chodzi o stosunek do
kontroli urodzeń, istnieją na świecie dwie odm iennie zorientow ane społeczności.
Kiedy jakiś kraj osiąga pew ien poziom dobrobytu lub m odernizacji (albo jedno
i drugie), m ałżeństw a decydują się na posiadanie mniejszej liczby dzieci, ponieważ
potom stw o jest dla nich obciążeniem ekonom icznym . W kręgach specjalistów
zajmujących się kontrolow aniem przyrostu naturalnego zjawisko to nosi nazwę
„transform acji dem ograficznej. Kiedy dokonuje się ono w jakim ś państw ie, ogra
niczenie liczebności rodziny pojaw ia się niejako autom atycznie; zanim jednak do
tego dojdzie, czyli inaczej mówiąc, zanim dany kraj osiągnie w spom niany poziom
zam ożności, żadne ilości prezerw atyw ani pigułek nie zm niejszą przyrostu n atu
ralnego - i tak w łaśnie dzieje się teraz w Afryce, ku zm artw ieniu i zakłopotaniu
dem ografów obawiających się konsekw encji wysokiego afrykańskiego wskaźnika
urodzeń. Zdaniem D onaldsona, dla zaistnienia transform acji demograficznej wy
starczy dziś znacznie mniejszy poziom zam ożności niż to było wcześniej, nie neguje
on jednak istnienia owej prawidłowości.
W ASZYN G TO N , 1974 615
Po wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Roe vs. W ade (1973) zaczęto prze
ciwstawiać aborcję antykoncepcji, co sam o w sobie nie jest wolne od hipokryzji
i fałszu; tak było w okresie rządów adm inistracji Reagana i Busha, które w kontek
ście stale rosnących nakładów na ograniczenie przyrostu naturalnego w krajach
Trzeciego Świata przedstaw iały antykoncepcję jako zwycięstwo prawa do życia.
Skoro na tym polegać m a zwycięstwo biednych, wystarczy ono za wszelkie ich
klęski. Skutkiem tych cynicznych politycznych zabiegów był sam onapędzający
się system , w k tó ry m siły antyaborcyjne um acniały kontrolę urodzeń w imię
zwalczania usuw ania ciąży. K onserwatysta i „obrońca życia” Newt G ingrich latem,
po rewolucji republikańskiej 1994 roku, kiedy p arlam ent zaprzestał finansowania
program u planow ania rodziny Title-X, a przyznał środki na finansowanie kontroli
urodzeń, osobiście przeciw tem u zaprotestował. D onaldson przywołuje przypadek
Jamesa Buckleya, konserw atysty i tw órcy polityki M exico City, który w roku 1982
jako podsekretarz stanu, doradca w spraw ach bezpieczeństwa, nauki i technolo
gii, „odgryw ał istotną rolę w walce o uchronienie budżetu AID przed cięciami
U rzędu ds. A dm inistracji i Budżetu”14. Inform ation Project for Africa stwierdza,
że w Kolumbii „wczesny program populacyjny ugrzązł w fali powszechnej krytyki
bez szans na realizację”. Tak było do czasu aż organizacja Planned P arenthood
wymyśliła debatę o aborcji [i] owa staran n ie zaplanow ana dyw ersja opłaciła się.
A borcja szybko stała się głów nym p rzed m io tem sporu, a przeciw nicy kam panii
na rzecz kontroli u ro d zeń przestali m ów ić o niej jako o program ie depopulacji.
W porów naniu ze sztucznie n ag łośnionym „problem em aborcyjnym ”, finansow a
ni przez USA zw olennicy antykoncepcji wydawali się m niejszym złem. P om ysło
daw cy „globalnej rod zin y ” m ogli nareszcie zająć się w prow adzaniem do użytku
szerokiego w achlarza środków antykoncepcyjnych, które wcale nim i nie były -
pigułek poronnych, spirali antykoncepcyjnej, pew nych środków przyjm ow anych
ustnie, w kładek h orm o n aln y ch oraz zastrzyków ... To zagranie n a odciągnięcie
uwagi okazało się na tyle użyteczne, że na początku lat osiem dziesiątych rzecznik
Planned P aren th o o d m ógł ogłosić w alne zwycięstwo, m ów iąc, że przyw ódcy reli
gijni w K olum bii „rozsądnie” zaniechali sprzeciw u we w szystkich spraw ach z w y
jątkiem ab o rcji15.
Tak więc, aby nie stawiać spraw y na głowie, ale przedstaw ić ją we właści
wym porządku i perspektyw ie, pow iedzieć trzeba, że rewolucja seksualna w USA
była w ew nętrznym odpow iednikiem politycznej socjotechniki, którą poza granica
m i Stanów, w pozostałych częściach świata nazywano kontrolą urodzeń. Na pierw
szy rzut oka wydaje się, że m am y tu do czynienia z dw iem a odrębnym i spraw a
mi; w przypadku kontroli urodzeń zostaje ona narzucona z zewnątrz, w przypadku
„rewolucji seksualnej” jest to zjawisko w ew nętrzne i znajdujące w kraju przychylną
akceptację swych ofiar, które dokonują tego w yboru w im ię „wyzwolenia”. Różnica
ta, chociaż jaskrawa, nie jest tu jed n ak najważniejsza. Istotę owej dychotom ii lepiej
oddaje rozbieżność m iędzy retoryką a rzeczywistością. Program y ograniczania
liczby urodzeń zawsze oficjalnie przedstaw ia się jako coś pożytecznego, ale w d o
kum entacji tajnej pisze się jasno, że celem ich jest osłabienie krajów, w których
są realizowane. Próby p rzerzucania m ostów nad przepaścią dzielącą retorykę
od rzeczywistości znajdują odzw ierciedlenie w książkach, takich jak Bitter Pills
D onalda Warwicka, w której autor ujawnia, że „chociaż prawdziwym celem polityki
państw a było obniżenie w skaźnika urodzeń w Kenii, oficjalnym uzasadnieniem
dla program ów planow ania rodziny było zwiększenie odstępów między kolejnymi
porodam i, w im ię popraw y stanu zdrowia”16tamtejszej populacji. To naprow adza
nas na podstawową herm eneutyczną zasadę odczytywania rzeczywistego znaczenia
i sensu kontroli urodzeń: zdrowie jest zawsze uspraw iedliw ieniem i przykrywką
dla zm niejszania przyrostu naturalnego w danym kraju.
Praw da ta pozw ala nam zauważyć kolejne pew niki, na przykład to, że przy
rost naturalny nie jest dla kraju obciążeniem , ale jego atutem - wynika to jasno
z ekspertyz wojskowych. W kolejnych m em orandach Rady Bezpieczeństwa N a
rodow ego z połow y lat siedem dziesiątych rozpatryw ano konsekwencje spadku
przyrostu naturalnego w Stanach Zjednoczonych przy jednoczesnym jego w zro
ście w krajach Trzeciego Świata:
Sytuacja dem ograficzna Stanów Z jednoczonych jest zła, ale jeszcze gorzej
jest w krajach europejskich, gdzie liczba u rodzeń spada naw et poniżej progu za
stępow ania odchodzącej generacji następnym pokoleniem . N iedostatki zasobów
ludzkich w państw ach NATO doprow adzą do „zw iększenia napięć w kwestii
podziału ponoszonych d o tąd o b ciążeń... i naw et wysoce praw dopodobne jest,
że sojusz zm ieni swoją przyszłą strategię obronną”24.
Zgodnie z poglądam i D arw ina i jego zw olenników rzeczywista groźba spad
ku wskaźnika u rodzeń pojaw ia się jed n ak wówczas, kiedy liczebność innej p o p u
lacji w tym sam ym czasie nie spada, ale rośnie, tak jak dzieje się to w przypadku
Północy i Południa. M ieszkańcy półkuli południow ej m ogą bow iem w ciągu kilku
pokoleń w yprzeć bogatych sąsiadów z p ó łn o cy i zająć ich miejsce. Afryka, jako
kontynent o najwyższym przyroście naturalnym , jest źródłem najpoważniejszych
obaw. Opracow anie NRB stwierdza, że „w latach 1985-2030 populacja Afryki w zro
śnie więcej niż podw ójnie i będzie liczyła m iliard dwieście tysięcy mieszkańców,
czyli około szesnaście i p ó ł p rocent ludności świata. Nigeria, która w 1988 roku
m iała w przybliżeniu sto trzy m iliony mieszkańców, w edług prognoz w roku 2009
podw oi, w 2024 potro i tę liczbę; w 2035 roku będzie ona czterokrotnie wyższa,
zatem w ciągu pięćdziesięciu lat przysporzy populacji świata trzysta dwanaście
m ilionów ludzi. Spodziew ane jest, że w roku 2035 liczba ludności Nigerii bę
dzie większa niż w Stanach Zjednoczonych i w Zw iązku Radzieckim łącznie,
zajmując pod tym w zględem trzecie m iejsce na świecie”25.
Tak więc w ynika z tego, że O N Z oraz am erykańscy rzecznicy kontroli u ro
dzeń zapom nieli poinform ow ać kobiety Trzeciego Świata, iż przyrost naturalny jest
zjawiskiem korzystnym , nie zaś obciążeniem , jak im to przedstaw iano, a wzrost
liczby ludności Afryki oraz jej spadek w USA bardzo niepokoi am erykańskich woj -
skowych. Analizując w yrażane przez nich obawy, poznajem y kilka podstawowych
praw d odnoszących się do kwestii zaludnienia. Po pierwsze: prom ow anie pro g ra
m ów kontroli u rodzeń leży w żyw otnym interesie Stanów Zjednoczonych, nie
zaś w interesie krajów, do których kierują one taką pom oc. Stany Zjednoczone
starają się w ten sposób utrzym ać pozycję oraz potęgę, poniew aż w skaźnik u ro
dzeń w kraju jest bardzo niski. To z kolei prow adzi do dodatkow ych wniosków.
Na przykład takiego oto, że odpow iednia liczba ludności stanow i ekonom icz
ny w arunek w stępny zam ożności oraz m ilitarnej potęgi. Nawet arm ie korzysta
jące z najnowszych osiągnięć technicznych m uszą m ieć zaplecze w postaci dużej
liczby ludności zatrudnionej w przem yśle produkującym zaaw ansowane tech n o
logicznie rodzaje broni bądź pracującej na rzecz zakładów z nim powiązanych.
Ekspansji Zachodu, zapoczątkow anej odkryciem Nowego Świata przez Kolumba,
towarzyszyła bezprecedensow a ekspansja demograficzna, bez której kolonizowanie
now ych ziem po pro stu byłoby niemożliwe. Rozwój technologiczny przyczynił
się znacznie do zbudow ania dom inującej pozycji Z achodu, ale zgodnie z tym , co
pow iedział Julian Sim on, postęp i rozwój techniczny jest zjawiskiem związanym
ze w zrostem dem ograficznym . Jego stałą są ludzie w ytw arzający dobra na p o
trzeby swych rodzin. Im większa ich liczba, ceteris paribus, tym większy m ajątek
W A SZYN G TO N , 1974 619
K ontrola u ro d zeń to mit. M ity jed n ak tw orzy się przede wszystkim po to,
aby wierzyły w nie tłumy. Prawdy zastrzeżone zostają dla utajnionych wojskowych
dokumentów. O prócz tej, że ludzie wytwarzają majątek i tą drogą osiągają dobrobyt,
tworząc świat „nieograniczonych zasobów ” (określenie Sim ona), na przestrzeni
XX stulecia objawiła się rów nież jeszcze jed n a praw da, a mianowicie, że osiągnię
cie określonego stopnia dobrobytu skutkuje zm niejszeniem liczebności rodzin.
W roku 1944 król Anglii Jerzy VI pow ołał do życia Królewską Komisję ds.
Z aludnienia, która m iała zbadać problem spadku krajowego przyrostu natu ral
nego i jego skutków dla W spólnoty Brytyjskiej. Pierw szym ustaleniem komisji
było stw ierdzenie, że Brytyjczycy zaprzestali tw orzenia rodzin wielodzietnych.
W szystko inne, wszelkie pozostałe zjawiska dem ograficzne były tego następstwem.
Pow szechne stosow anie kontro li u ro d zeń jest niew ątpliw ie faktem , a nasze
badania jego przyczyn w ykazują, że chociaż jej zakres i skuteczność m ogą się
zm ieniać, żadne zm iany w środow isku społecznym w obecnych okolicznościach
najpraw dopodobniej nie skłonią m ężczyzn i kobiet do zaniechania stosow a
nia środków kontroli urodzeń. Ta fu n d am en taln a - i decydująca - postaw a w o
bec w spółczesnego życia p o w in n a zostać u zn an a za p u n k t wyjścia dla rozw ażań
dotyczących p raw dopod o b n eg o przyszłego tre n d u dem ograficznego211.
który w środow isku sukcesorów M althusa i tak był już niski - ale m iało to sens jako
kontratak w ym ierzony w krajow ych przeciwników. Ponieważ zaś w rogiem była
dla nich każda społeczność, w której utrzym yw ał się w ysoki poziom dzietności,
upow szechnianie kontroli u rodzeń um acniało ich pozycję w prow adzonej przez
nich rewolucyjnej walce o zm ianę istniejących w zorców kulturow ych na inne,
bardziej odpow iadające ich celom.
Najważniejszym w ew nętrznym przeciw nikiem neom altuzjańskich rew olu
cjonistów był oczywiście Kościół katolicki. Pierw sza krajow a kam pania na rzecz
kontroli urodzeń w ym ierzona była w katolików oraz czarnych, poniew aż były
to społeczności o najwyższym wskaźniku przyrostu naturalnego. Kontrola urodzeń,
zanim w yeksportow ano ją za granicę, została zastosow ana w ojczyźnie. Seksual
na rew olucja lat sześćdziesiątych była zatem w istocie dem ograficznym atakiem
na katolików, który przeprow adzono na tyle skutecznie, że w ciągu dziesięciu lat
skutecznie zneutralizow ał on wszelką opozycję i sprzeciw wobec eugenicznych
m etod rządzenia. W ystarczy rozejrzeć się wokół, aby zrozum ieć, że w odniesieniu
do stanowiska katolików sprzeciwiających się w prow adzaniu kontroli urodzeń, atak
ten m iał wręcz porażającą skuteczność. Pod w ielom a w zględam i m ożna uznać go
za bezprecedensow ą i genialnie zrealizowaną kam panię dezinform acji. Siłą spraw
czą pow ojennego wyżu dem ograficznego byli przede w szystkim katolicy. Zgodnie
z przew idyw aniam i N arodow ej Rady B ezpieczeństw a, w zrost liczby ludności
um ocnił USA jako potęgę gospodarczą i m ilitarną. W roku 1960 prezydentem zaja
dle antykatolickiego kraju, jakim były Stany Zjednoczone, po raz pierwszy wybrany
został katolik. D em ograficzne „M ane, tekel, fares” zostało już w ypisane na murze.
Stany Zjednoczone były na drodze do stania się krajem katolickim, a przynajm niej
tego właśnie na pew no najbardziej obawiali się zorientow ani w dem ografii, by
nie rzec m ający na jej punkcie obsesję, neom altuzjanie. W tedy kres tem u wszyst
kiem u położyła jed n ak antykoncepcja, któ ra zakończyła okres dem ograficznego
boom u, a oprócz tego dokonała też podziałów w ew nątrz katolickiej opozycji, która
była jej przeciwna. Czarni przegrali dem ograficzne wojny lat sześćdziesiątych, a klę
ska ta m iała jeszcze bardziej dram atyczny charakter. W konsekw encji w drażania
zorientow anych na antykoncepcję program ów zwalczania „ubóstwa”, zniszczono
m urzyńską rodzinę. P rocent nieślubnych dzieci zwiększył się z dw udziestu do
siedem dziesięciu. Przyw ódcy czarnych stali się najpierw zakładnikam i fundacji,
takich jak Fundacja Forda, które finansow ały ru ch praw obywatelskich, później
zaś zakładnikam i rządu federalnego. W połow ie lat siedemdziesiątych sukcesorom
M althusa udało się zdom inow ać rząd i zyskali m ożność urzeczyw istniania swoich
eugenicznych teorii, czyniąc z nich jego oficjalną politykę. Kontrola urodzeń, która
początkow o była narzędziem podporządkow yw ania sobie przeciw ników w kraju,
teraz służyła tem u sam em u celowi poza granicam i USA.
Tymczasem ta sam a neom altuzjańska kam pania prow adzona w kraju skutko
wała stałym spadkiem przyrostu naturalnego i w zrostem zróżnicowania dzietności,
który był przecież podstaw ow ą przyczyną jej rozpoczęcia. Paradoksalnie, gdyby
sukcesorzy M althusa rzeczywiście skoncentrow ali swoje wysiłki na podniesieniu
624 R O ZD ZIAŁ 17.
standardu życia w Trzecim Świecie (jak oficjalnie utrzym ywali), mogliby doprow a
dzić tam do spadku przyrostu naturalnego, co przecież było ich dążeniem . Rzecz
jed n ak w tym , że ludzie ci, którzy m ienili się posiadaniem szerokich horyzontów,
byli w rzeczywistości niezwykle krótkow zroczni.
N astępstw a neom altuzjańskiej rew olucji lat sześćdziesiątych okazały się
totalną katastrofą. W kraju doprow adziły do zniszczenia czarnej rodziny oraz osła
bienia dem okratycznych instytucji, a wyzwolenie seksualne stało się narzędziem
politycznej kontroli, z czego nieliczni tylko zdawali sobie sprawę, a dosłownie
nikt nie m iał pojęcia, co zrobić, żeby z tym skończyć. W polityce zagranicznej
była to również katastrofa, ale innego rodzaju, dotknęła bow iem głównie naszych
„przyjaciół”, czyli wszystkich, którzy dali AID w olną rękę w ich kraju. W połowie
lat osiem dziesiątych Indira G andhi, A nw ar Sadat, szach Iranu oraz Ferdynand
M arcos zostali pozbaw ieni urzędu, zm arli, zostali zabici albo wygnani ze swego
kraju. Łączyło ich to, że ze szkodą dla własnych obywateli zgodzili się wdrażać
zaproponow ane przez A m erykanów m etody kontroli urodzeń, a ich narody, co
było do przew idzenia, zareagowały na to w bardzo gw ałtow ny sposób.
Indira G andhi w 1984 roku została zam ordow ana przez swego własnego
ochroniarza; identyczny los spotkał A nw ara Sadata, k tóry - jak pisze jeden z jego
biografów - „przechw alał się, że David i Nelson Rockefellerowie, szefowie Chase
M anhattan Bank oraz Robert M cNam ara, prezes Banku Światowego, są jego osobi
stymi przyjaciółmi i dlatego może wykorzystać swoje pryw atne kontakty w świecie,
żeby doprow adzić do gospodarczego przełom u”. Sadat w iedział, jaki los spotkał
szacha, podobnie jak on przyjaciela Rockefellerów, którego żona, tak sam o jak
żona Ferdynanda M arcosa, patronow ała irańskiem u program ow i kontroli u ro
dzeń. Los, który spotkał Sadata, bliższy był jed n ak losu Indiry G andhi niż szacha
Iranu. 6 października 1981 roku Sadat zginął z ręki m łodego oficera artylerii, który
spodziew ał się, że w ten sposób zapoczątkuje w Egipcie rządy islamistów, tak jak
dwa lata wcześniej stało się to w Iranie.
W edług Freda Schiecka, w latach osiem dziesiątych szefa m anilskiego o d
działu A m erykańskiej Agencji ds. M iędzynarodow ego Rozwoju (AID), Imelda
M arcos wyraziła „bezpośrednie, osobiste i oficjalne zainteresow anie” w drażaniem
na Filipinach program ów kontroli urodzeń, zarządzając procesem rozdaw ania ro
dakom pigułek antykoncepcyjnych, prezerw atyw oraz w kładek dom acicznych
o łącznej w artości siedem dziesięciu m ilionów dolarów 14. Z czasem jednak i ona
zaczęła uśw iadam iać sobie, że działalność AID w jej kraju może mieć katastro
falne następstw a i dla niej osobiście, i dla wszystkich, którzy brali w tym udział.
W połowie 1985 roku, na rok przed upadkiem rządu M arcosa, Im elda pow ie
działa Schieckowi, że po cichu będzie w spółpracow ała z nim dalej, ale oficjalnie
m usi wycofać swoje poparcie dla kontroli urodzeń, poniew aż stała się ona bardzo
źle widziana. Dwa lata później pracow nicy AID skarżyli się, że rząd A quino „płasz
czy się przed Kościołem”, co oznaczało, iż nie zam ierza on kontynuow ać polityki,
która doprow adziła do upadku rządu M arcosa15.
Przym us nigdy nie spraw dza się w dłuższej perspektywie, a już z pewnością
nie w tak osobistej i delikatnej sprawie, jaką jest posiadanie dzieci; nieliczenie się
W ASZYN G TO N , 1974 625
z ludźm i zawsze skutkuje ich sprzeciwem. O prócz tego jed nak wydaje się, że suk
cesorzy M althusa sam i urzeczyw istnili scenariusz w ydarzeń, którego najbardziej
się obawiali; dostrzegł to Alfred Sauvy, który przestrzegał, że m altuzjańska p ro
paganda oraz lęk przed „przeludnieniem ” najbardziej uderzą w ludzi najbardziej
niechętnie nastaw ionych do posiadania dzieci.
Być m oże jest to po prostu inny sposób pow iedzenia, że cisi posiądą ziemię.
ROZDZIAŁ 18
FILADELFIA, 1976
Kościół, którego Pfeffer nienaw idził (i nie jest to chyba nazbyt m ocne słowo),
to instytucja, którą p o zn ał jako żydowski im igrant z Nowego Jorku. W okresie,
kiedy dorastał i rozpoczynał wykonywanie zawodu praw nika, Kościół katolicki był,
jego zdaniem , „jedną z najpotężniejszych, a być m oże jedyną potężną siłą politycz
ną w kraju”. Był to czas, kiedy, m ów iąc jego słowami, „Pius XI i Pius XII władali
katolickim światem, a kardynał Spellm an rządził w Stanach Zjednoczonych. Mój
stosunek do Kościoła katolickiego ukształtow ał się jeszcze przed epoką Soboru
W atykańskiego II i Jana X XIII”2.
We w spom nieniach zam ieszczonych w „C om m onw eal” w spom ina o w y
m ówkach, które czyniła m u córka, kiedy w brew swojej woli jednak nie „wyszła
za m ąż za oficera-katolika z A labam y”, poniew aż był on dla niego ucieleśnieniem
katolicyzmu, wojska oraz Południa Stanów, czyli wszystkiego, czego Pfeffer w A m e
ryce nie znosił. W innym miejscu w spom nień opow iada o w rażeniu, jakie wywarły
na nim , jako m łodym człowieku, katolickie szkoły:
C zęsto w idyw ałem dzieci ustaw ione w szeregach i m aszerujące oddzielnie k la
sami. W szystkie były białe; każdą z g ru p stanow ili sam i chłopcy lub sam e dziew
częta; wszyscy chłopcy u b ran i byli w ciem noniebieskie spodnie i białe koszule,
a w szystkie dziew częta w ciem noniebieskie sw eterki i białe bluzki; w szystkie n a
uczycielki były białe i nosiły identyczne zakonne h ab ity ’.
Kiedy już zaczął o tym mówić, pow ody swojej niechęci wobec Kościoła przed
stawiał coraz bardziej otwarcie, wyliczając przy tym pełną wrogości litanię w ykro
czeń Kościoła przeciw ko liberalnem u Weltanschauung. Pfefferowi nie podobało
się, że Kościół był przeciw ny konstytucyjnej Popraw ce o R ów noupraw nieniu;
denerw ow ało go, że „wśród dzieci przed szkołą parafialną przy drodze do m ego
biura rzadko w idziałem czarne twarze”; nie podobało m u się, że W atykan nadal ob
staje przy dogm acie nieom ylności papieża i H um anae Vitae, wydanej w 1968 roku
encyklice papieskiej zabraniającej stosow ania antykoncepcji; przeciwstawiał się
nawet praktyce chodzenia do spowiedzi przed pierwszą kom unią („Wiem, że to nie
m oja sprawa, ale zapytał m nie pan o to, niepraw daż?” - dodał, zdając sobie sprawę,
że jego nienaw iść naw et wedle przyjętych przez niego standardów wymyka m u się
spod kontroli)4. Pfeffer nie lubił Kościoła z pow odu jego rozm iarów i z pow odu
jego jedności, w ew nętrznej spójności oraz pow szechności, gdyż stanow iły one
o jego politycznej potędze. Nie lubił go rów nież dlatego, że był, jak mówił, „m o
nolityczny”, gdyż, jego zdaniem , „m onolityczność” „prowadzi do autorytaryzm u”5.
Pfeffer nie m iał nic przeciw ko religii jako takiej; był przeciw ny jedynie re-
ligiom „m onolitycznym ” i „autorytarnym ”, czyli tym , m ającym dostateczną siłę,
aby m ieć coś do pow iedzenia w kwestii tego, jak p ow inna w yglądać obyczajo
wość i kultura. Ale naw et to nie do końca oddaje istotę sprawy. James H itchcock
zauważył, że ani sam Pfeffer, ani lew icow o-liberalne m edia nie zaprotestowały,
kiedy Sąd Najwyższy w roku 1973 ustanow ił obow iązującym w kraju praw em sta
nowisko w sprawie aborcji dosłow nie identyczne ze stanow iskiem Zjednoczonego
630 RO ZD ZIA Ł 18.
ł Cud jest historią kobiety, która zachodzi w ciążę z mężczyzną, uważanym przez nią za św.
Józefa (przyp. tłum.).
632 RO ZD ZIAŁ 18.
ale sam je dystrybuow ał. Dwa przytoczone powyżej przykłady nie są oczywiście
jedynym i, które unaoczniają, jak wyglądała sytuacja przed i po rewolucji; łączy je
także związek przyczynowy. Prawo m usiało się zm ienić, poniew aż rewolucjoniści
chcieli, żeby rząd i władze czynnie włączyły się w upow szechnianie antykoncepcji.
Z daniem Pfeffera:
chcą innej A m eryki; takiej, w której jed n o stk a cieszy się m aksym alną sw obodą
myśli i w yrażania sw oich poglądów , gdzie stosuje się antykoncepcję, zachęca do
kontroli urodzeń i unika się rodzenia dzieci niechcianych bądź takich, którym
nie sposób zapew nić odpow iedniej opieki, A m eryki uznającej i respektującej p ra
wo kobiety do rozporządzania w łasnym ciałem , gdzie życie seksualne osób d o
rosłych odm iennej albo tej samej płci pozostaje w yłącznie ich pry w atn ą sprawą,
instytucje rządow e unikają w szelkich postaci religijności, szkoły publiczne wolne
są od sekciarstwa, a obyw ateli nie zm usza się, aby walczyli w wojnie, którą uważają
za niem oralną, ani w jakiejkolw iek in n ej11.
FILADELFIA, 1976 633
Tego sam ego m iesiąca, kiedy Leo Pfeffer wygłosił wykład o zwycięstwie
świeckiego hum anizm u, proklam ując triu m f ośw iecenia nad Kościołem katolic
kim, ten ostatni, jak gdyby pragnąc potw ierdzić światu, że został pokonany, ogłosił
uroczyste obchody dw usetnej rocznicy pow stania Stanów Zjednoczonych; miały
one przebiegać p o d hasłem „Cali to A ction” (W ezwanie do działania). Jeśli sprze
ciw Charlesa C u rran a wobec encykliki H um anae Vitae w latach sześćdziesiątych
m ożna uznać za odpow iednik zdobycia Bastylii, „Cali to Action” da się porów nać
do przysięgi złożonej w sali do gry w piłkę*. Działania, których kulm inacją były wy
darzenia, do których doszło na konferencji „Cali to A ction”, obradującej w D etroit
od 20 do 24 października 1976 roku, rozpoczęły się dw a lata wcześniej. Biskupi
byli zainteresow ani uczestnictw em w obchodach dw ustulecia państw a, kraj je d
nak nie był w nastroju do świętowania. Afera W atergate, złożenie urzędu przez
prezydenta N ixona oraz trw ająca i niekończąca się w ojna w W ietnam ie całkowicie
zaprzątały w tedy uwagę obywateli. Podczas gdy takie w łaśnie w iadom ości w ypeł
niały w ieczorne dzienniki telewizyjne i koncentrow ały na sobie zainteresow anie
A m erykanów , rew olucja kulturalna, która rozpoczęła się w połow ie lat sześć
dziesiątych, nadal dążyła do realizow ania swych celów, tyle że mniej rzucającym i
się w oczy sposobam i.
Na początku lat sześćdziesiątych koncepcja „niew idocznych zarządców ”
Eddiego Bernaysa, którzy sterują społeczeństw em za p o m ocą in stru m en tó w
i narzędzi k u ltu ry była już częścią intelektualnego dziedzictw a pew nej liczby
organizacji żydowskich, a te wykorzystywały ją w kam panii na rzecz likwidacji
m odlitw y w szkołach publicznych. Później tym i sam ym i m etodam i posłużyło się
Hollyw ood w w ojnie przeciw ko Kodeksowi Produkcyjnem u i Legionowi Przy
zwoitości, której stawką było kontrolow anie przem ysłu filmowego. Na początku
lat sześćdziesiątych kluczową kwestią sporną była obecność nagości na ekranach
kin. H ollyw ood poczuło się finansow o zagrożone przez telewizję, która odbierała
jej rodzinną publiczność, oraz przez nowe magazyny erotyczne, takie jak „Playboy”,
powstające po opublikow aniu rap o rtu Kinseya; zam ieszczały doskonałe technicz
nie kolorow e fotografie, a po ogłoszeniu w yroku Sądu Najwyższego w sprawie
Rotha, ocierały się o granice pornografii, sprawdzając, jak daleko m ogą się jesz
cze posunąć. Pod w ielom a w zględam i była to kontynuacja wojny, jaką República
W eim arska stoczyła z Kulturbolschewismus, z tą wszakże różnicą, że tym razem
konserw atyści nie stawili żadnego skutecznego oporu. Rolę tę starali się przyjąć
na siebie katolicy, ale u tru d n iały to im zdom inow ane przez Żydów mass m edia
oraz podziały we w łasnych szeregach, które pojaw iły się po zakończeniu obrad
Soboru W atykańskiego II. Leo Pfeffer w iedział, że katolicy zostali w ym anew ro
wani i starał się to przedstaw ić możliwie delikatnie: „A m erykańska diaspora, po
części dlatego, że w ielu Żydów, proporcjonalnie o wiele więcej niż przedstawicieli
ł Przysięga w sali do gry w piłkę została złożona 20 czerwca 1789 roku przez posłów Stanu
Trzeciego, którzy nie zostali wpuszczeni na salę obrad Stanów Generalnych. Zebrani uro
czyście przyrzekJi nie rozchodzić się do czasu, gdy Francja nie otrzyma nowej konstytucji
(przyp. tłum.).
634 R O ZD ZIA Ł 18.
innych w yznań, m a kom ercyjne i zawodowe pow iązania z kinem oraz rozm aitym i
m ediam i, jest zdecydow anie negatyw nie nastaw iona do krucjaty na rzecz m oral
ności oraz cenzury w sztuce i literaturze”, którą w połowie stulecia zapoczątkowali
irlandzcy katolicy12. Jako że w latach sześćdziesiątych główne w yznania prote
stanckie zrezygnow ały z roli arbitrów w kwestiach związanych z seksualnością
i ewangelicy nie stanow ili już liczącej się siły politycznej, bitwa o hollywoodzki
Kodeks Producencki była w istocie starciem żydów z katolikam i; m ów ił o tym
Pfeffer w swoim wykładzie pośw ięconym zwycięstwu świeckiego hum anizm u:
„Po I wojnie światowej, am erykańscy katolicy pochodzenia irlandzkiego zaczęli
przew odzić walce z tym , co nieprzyzw oite... katolickie organizacje, takie jak
Krajowy Legion Przyzw oitości... stały się najbardziej wojowniczo nastawionym i
i najskuteczniejszym i w kraju obrońcam i m oralności oraz cenzury”13.
Po kilku nieudanych próbach, do których zaliczyć m ożna film Billy W ildera
Pocałuj mnie głuptasie, który wszedł na ekrany w roku 1964, rok później Hollywood
udało się w końcu złam ać zapisy kodeksu w obrazie Ely Landaua The Pawnbro-
ker. W filmie tym kobieta grająca czarną prostytutkę rozpina bluzkę i pokazuje
piersi; było złam anie rozdziału siódm ego, p o d ro zd ziału drugiego Filmowego
Kodeksu Produkcyjnego i jednego z ostatnich tabu dotąd nienaruszonych przez
Hollywood. O pow iadając historię złam ania postanow ień kodeksu produkcyjnego,
przedstaw iam ją zwykle z perspektyw y Legionu Przyzwoitości, który w filmie tym
nie w idział zw iastuna pow ażnej sztuki filmowej, lecz, jak pow iedział jeden z jego
członków, m onsignore Thom as Little, „otwarcie przed pozbaw ionym i skrupułów
operatoram i możliwości szybkiego zarobienia pieniędzy”14. Kolejne siedem lat
historii kina udow adnia, że Little i Legion mieli rację, gdyż niewielka początkowo
strużka w postaci sekwencji filmowych, w których pojawiały się nagie piersi, zm ie
niła się w istny potop ekranowej nagości, czego ukoronow aniem było pojawienie
się na ekranach Głębokiego gardła (1973) oraz produkcji Diabeł w pannie Jones,
dwóch filmów pornograficznych, które tam tego roku znalazły się na szczycie listy
najbardziej dochodow ych produkcji.
Lato 1965 było zatem okresem , kiedy siły „wyzwolenia” odniosły dwa wiel
kie zwycięstwa i natychm iast posłużono się nim i jako narzędziam i społecznej
kontroli. Przem ysł filmowy m ógł teraz wykorzystywać nagość dla przyciągnię
cia widzów do kin, a rząd posługiw ać się antykoncepcją jako instrum entem roz
w iązywania problem ów społecznych. To pierw sze doprow adziło do znaczące
go rozkwitu przem ysłu pornograficznego, który zm ienił oczekiwania seksualne
mężczyzn w sposób w yjątkowo szkodliwy dla kobiet, drugie zaś do zniszczenia
tradycyjnej koncepcji finansowego utrzym yw ania rodziny, w następstw ie czego
kobiety opuściły dom ow e zacisze i weszły na rynek pracy. W ciągu trzydziestu
lat dokonała się zm iana polegająca na tym , że m ężczyzna przestał być jedynym
żywicielem rodziny, a na pieniądze, które kiedyś zarabiał sam odzielnie, mąż
i żona m usieli pracow ać w spólnie. Za obu p o d an y m i powyżej przykładam i
m ajaczy w idm o zniew olenia, co jest rzeczyw istością także w w ym iarze szer
szym, poniew aż „wyzwolenia” te w obu przypadkach zaowocowały pow staniem
FILADELFIA, 1976 635
podstaw ow ą jest, aby aborcja była łatwo dostępna za niew ygórow aną opłatą” oraz
„Zgoda rodziców i w spółm ałżonka nie pow inna być w ym agana”30.
Rice pisze także, że Fundacja Rockefellera w spiera C en tru m Praw ne ds.
Z aludnienia (Population Law C enter), dawniej Instytut Prawa K onstytucyjnego
Jamesa M adisona (James M adison C onstitutional Law Institute), który, zdaniem
Ricea, „odgryw a kluczową rolę zm ienianiu am erykańskiego praw a w taki sposób,
żeby zezwalało ono na aborcję”. W drugiej połow ie 1974 roku Fundacja Rocke
fellera przyznała instytutow i grant w wysokości pięćdziesięciu tysięcy dolarów
na „program dotyczący praw a ludnościow ego”. Rice w ym ienia także podobną
dotację przyznaną w 1972 roku i uw aża to za szczególnie znam ienne, gdyż „w roku
1972 Instytut Prawa Konstytucyjnego Jamesa M adisona sporządził proaborcyjną
apelację w procesie Roe vs. Wade, a w powiązanej z nią sprawie Doe vs. Bolton
sporządził główne proaborcyjne pism o procesow e oraz zebrał i przedstaw ił argu
m enty praw ne związane z m edycznym aspektem tejże spraw y”31.
Ojciec Hesburgh przez cały ten czas był członkiem rady dyrektorów Fundacji
Rockefellera. Dlatego tru d n o pojąć, co m iał na myśli, m ówiąc że „fundacja nie
m a niczego w spólnego z aborcją”. Po ukazaniu się artykułu Ricea, kiedy National
C atholic News Service poprosił H esburgha o w yjaśnienia, odm ów ił wszelkich
dalszych kom entarzy
10 lipca 1978 roku John D. Rockefeller zginął w w ypadku sam ochodo
wym. M iał wówczas siedem dziesiąt dw a lata. Sześć m iesięcy później, 26 stycznia
1979 roku, jego brat N elson zm arł w tajem niczych okolicznościach, w które za
m ieszana była jego sekretarka.
D w adzieścia lat p o pierw szych o b ch o d ach organizow anych przez Cali
to A ction, 6 m arca 1996 roku biskup Fabian Bruskewitz z Linoln w stanie N ebra
ska otrzym ał list napisany na papierze firm ow ym z logo Call to Action Nebraska,
zawiadamiający go o utw orzeniu Call to Action Nebraska, „filii organizacji krajowej
Call to A ction”. W łaśnie on był zapew ne b ezpośrednim pow odem sławnej dziś re
akcji biskupa. Jednym z sygnatariuszy listu był John Krejci, profesor socjologii
U niwersytetu Wesleyan w Lincoln. Ó w list oraz zbliżająca się dw udziesta rocznica
konferencji Call to A ction w D etroit skłoniły Bruskew itza do obłożenia eksko
m uniką Call to A ction oraz kilku innych ugrupow ań i organizacji z jego diecezji.
11 kw ietnia 1996 roku James M cShane, reprezentujący Call to A ction, spotkał się
z biskupem , aby przedstaw ić m u swoje racje. Jak sam przyznał, niewiele zdołał
uzyskać. Kiedy Shane poskarżył się na surow ość kary, biskup Bruskewitz zbył jego
żale, mówiąc, że jej „ciężar łatwo m ożna udźw ignąć posłuszeństw em i skruchą”32.
ROZDZIAŁ 19
R dzieje się coś złego. O d listopada był tym czasow o zatrudniony w przed
siębiorstwie Tri-State Repair przy rem oncie budynku firmy na 1201 E.
Tennessee Street w miejscowości Evansville w stanie Indiana. O d cza
su, kiedy został objęty program em resocjalizacyjnym hrabstw a V andenburgh,
mieszkał w Rescue H ouse, dom u pobytu dla byłych więźniów. Schiro aresztowano
za gwałt, ale nigdy go za to nie skazano, chociaż m iał na swoim koncie wyroki
za inne przestępstw a. Jakimś trafem , kiedy go zw alniano i kierow ano do dom u re
socjalizacyjnego w Evansville, nie wzięto pod uwagę zawartości jego akt krym inal
nych. W 1978 roku Schiro oskarżono o gwałt na siedem nastoletniej dziewczynie
z Mt. C arm el (Indiana), ale zarzuty oddalono. Ken H ood, dyrektor Rescue House
m iał później pow iedzieć, że gdyby wiedział, że Schiro jest przestępcą seksualnym,
nigdy nie zgodziłby się, aby objąć go program em resocjalizacyjnym. We wrześniu
1980 roku nikt chyba jednak nie wiedział, że Schiro, w edług jego własnych wyli
czeń, dopuścił się już dziew iętnastu albo dw udziestu gwałtów.
Schiro był także alkoholikiem i narkom anem ; leczenie, które przeszedł pod
koniec 1980 roku i na początku 1981 roku koncentrow ało się na uw olnieniu go
od dw óch w spom nianych nałogów. Schiro chodził na spotkania AA i wydawało
się, że czyni postępy. Niestety, m iał także jeszcze jeden nałóg, dla leczenia k tó
rego nie stw orzono w tedy jeszcze żadnego program u leczenia. Był uzależniony
od pornografii. W edług M ary Lee, którą poznał w m aju 1979 roku i z którą żył do
czerwca 1980 roku, kiedy został osadzony w w ięzieniu, Schiro zawsze m iał przy
sobie jakieś w ydaw nictw a pornograficzne. Jej zdaniem , nie m ógł bez tego żyć,
podobnie jak bez m asturbow ania się, co robił przeciętnie dziesięć albo dw ana
ście razy dziennie. W ciągu wszystkich tych lat wykształciły się w nim stałe sche
m aty zachowań, a pornografia i m asturbacja były ich integralną częścią. M ary Lee
644 RO ZD ZIA Ł 19.
* Chodzi o filmy, za których obejrzenie płaci się dwadzieścia pięć centów (ang. quarter, czyli
„ćwiartka” to jedna czwarta dolara; przyp. tłum.).
EVAN SV ILLE, IN D IA N A , 1981 645
tę kobietę. 4 lutego nie był już w stanie oprzeć się pożądaniu. M ary Lee zeznała, że
kiedy Schiro obudził się tam tego ranka, wiedział, że dzieje się coś złego. Powiedział,
że uczucie, które odczuw a, staje coraz silniejsze i boi się, że stanie się coś złego.
4 lutego 1981 roku wywołane oglądaniem pornografii obsesje Schira stopnio
wo brały go we władanie. Nieubłaganie stawał się aktorem własnego pornograficz
nego filmu. Przez cały dzień w pracy Schiro odurzał się wdychaniem przemysłowe
go rozpuszczalnika. Po wyjściu z pracy o 14.30 poszedł do pobliskiej tawerny, gdzie
ukradł pół kw arty whisky. Butelkę zabrał do pornograficznej księgarni i opróżnił
ją tam podczas zwykłego rytuału oglądania najpierw czasopism dla dorosłych,
później zaś pornograficznych filmików. D oktor Frank O sanka, psycholog zajm u
jący się przypadkam i m olestow ania dzieci oraz zjawiskiem pornografii, zeznał
na procesie Schira, że filmiki te zawierały więcej treści sado-m asochistycznych
i były bardziej zorientow ane na przem oc i gwałt niż jakiekolwiek inne filmy p o r
nograficzne dostępne w sklepach handlujących takim i m ateriałam i. Im bardziej
Schiro zatruw ał sobie psychikę pornografią, tym agresywniej się zachowywał.
Pewnego razu, zapom niaw szy się ubrać, obnażony wybiegł z kabiny, w której
oglądał „filmiki za grosik”, żeby rozm ienić u kasjerki pieniądze. Kobieta z obsłu
gi wydała m u drobne, a on wrócił, żeby wykupić m ożliw ość oglądania kolejnych
filmów. N astępnym razem zrobił to samo, ale teraz zachowywał się agresywnie
i został w yrzucony ze sklepu. W tedy ruszył w kieru n k u dom u na 1210 Tennessee
Street, żeby się spotkać z kobietą, która kiedyś wyszła odebrać pocztę w samych
tylko m ajtkach i górze od piżamy.
Nigdy nie udało mu się na nią natknąć. Zam iast niej zastał jednak w m ieszka
niu jej współlokatorkę. Był wieczór i Laura Jane Luebbehusen zdążyła już przebrać
się w szlafrok. Popijała drinka, oglądała telewizję, później zamierzała wziąć kąpiel
i położyć się spać. Przyjechała do Evansville z Ferdinand w Indianie, niewielkiego
miasteczka położonego pięćdziesiąt m il na południow y wschód. Pracowała w fir
m ie Charles Chips jako kierowca ciężarówki. Była lesbijką i m ieszkała z m łodszą
i ładniejszą od siebie kobietą, którą Schiro dostrzegł z okna budynku, w którym
pracował. Ta, której szukał, nazywała się D arlene Hooper. Pracowała jako hostes
sa w Executive Inn w Evansville. Była kiedyś mężatką, a noc 4 lutego spędziła właśnie
z byłym mężem. Istnieją dow ody na to, że lesbijski związek Luebbehusen i H ooper
był bliski rozpadu. Na karteczce, którą po odkryciu zbrodni znaleziono w koszu
na śmieci, Luebbehusen napisała do H ooper: „Kochanie, naprawdę cię kocham
i nie chcę, żebyś odeszła. M usimy przestać ze sobą walczyć. Kocham cię. Laura”2.
O 21.30 Schiro zapukał do drzwi dom u na 1210 Tennessee Street. „Zepsuł
się sam ochód” - oznajm ił Luebbehusen. „M ogę skorzystać z telefonu? Chciałbym
zadzwonić do taty”.
„Jasne” - oparła Jane i w puściła go do m ieszkania.
Gdyby M ary Lee zapoznała się wcześniej z raportem Komisji Lockharta, wie
działaby, że „kontakt z m ateriałam i erotycznym i nie m a żadnego wpływu na posta
wę m oralną”3, a „zwiększony dostęp do m ateriałów o treściach stricte seksualnych
przekłada się [przynajm niej w Danii] na spadek liczby popełnianych przestępstw
646 RO ZD ZIA Ł 19.
seksualnych”4. M iałaby rów nież okazję dow iedzieć się, że „badania wykazują, iż
przestępcy seksualni w okresie dorastania m ieli m niejszy kontakt z m ateriałam i
erotycznym i niż pozostali dorośli”. Na koniec, posiadłaby cenną wiedzę, że „ba
dania em piryczne podjęte w celu w yjaśnienia tej kwestii nie przyniosły żadnego
dow odu na to, że k o n tak t z m ateriałam i o charakterze seksualnym odgryw a
istotną rolę jako przyczyna przestępstw, lub zachow ań przestępczych m łodzieży
oraz osób dorosłych”5.
Ponieważ jed n ak M ary Lee nie zapoznała się ze szczytnymi ustaleniam i
R aportu Lockharta, pozostało jej tylko przeprow adzić w łasne badania em pi
ryczne, w toku których była nieustannie bita i straciła dwa przednie zęby, gdyż
zachow ania Schira, p o d w pływ em niekontrolow anych nam iętności, które wy
zwalała w nim pornografia, stawały się coraz bardziej agresywne, wręcz furiackie.
N a podstaw ie jej zeznań m ożna z pierwszej ręki dow iedzieć się, jak pornografia
zm ienia zachow ania człowieka, podsycając w n im nam iętności do tego stopnia,
aż osiągają one takie natężenie, że wym ykają się wszelkiej racjonalnej kontroli.
M ary Lee zauważyła pow tarzalność „tego sam ego schem atu”; najpierw oglądanie
filmów pornograficznych, później picie alkoholu i zażywanie narkotyków, a na
koniec dewiacyjne praktyki seksualne. Kiedy ów schem at uległ utrw aleniu, m oż
na było przew idzieć zachow ania Schiro. „Weźmy na przykład, że rozmawiamy,
gadam y sobie, oglądam y telewizję albo coś w tym rodzaju, a on ni stąd ni zowąd
się wkurza, jakbym pow iedziała coś, co m u się nie podoba, sama nie wiem, po
prostu nagle bum i m u odbija”. W łaśnie podczas jednej z podobnych, niem ożli
wych do przew idzenia scysji, M ary Lee straciła dw a przednie zęby. Innym razem
Schiro posiniaczył jej żebra i podbił oko. Jeszcze innym razem ugryzł ją a później
gonił po ulicy. „To było straszne” - opow iadała przed sądem - „Zachowywał się
jak opętany przez złego d u c h a ... śm iał się niem al nieludzkim śm iechem i wciąż
pow tarzał «nie uciekniesz przede m ną»”6.
Schiro, gdy bywał przytom niejszy, zdawał sobie chyba sprawę z tego, że stał
się niew olnikiem w łasnych chorych nam iętności. Kiedyś, gdy znowu zaatakował
Mary, pow tarzał jej: „to ty m nie do tego zmuszasz. Ja tego nie chcę, ale nie mogę
przestać, a ty m nie do tego zm uszasz”7.
Zeznanie Lee to obrazow y przykład tego, w jaki sposób pornografia zniewala
swoje ofiary.
W iedział, że ludzie m ów ią, że to jest złe, i w iedział, że ktoś, kto jest norm alny,
nie robi takich rzeczy i on nie chciał ich robić. Ale nie potrafił przestać. C oś we
w nątrz niego m u na to nie pozw alało. Nie m iał jed n ak n ad tym żadnej kontroli,
gdyż nienaw idził tego, co robi. Płakał i m ów ił, „dlaczego ja to wszystko robię? Po
m óż mi przestać. C o m am zrobić, żeby z tego wyjść? Nie chcę już tego robić”. Chciał
być taki, jak facet z sąsiedztw a, wiecie, taki, co m a sam o ch ód w garażu i psa. N iena
w idzę tego, co zrobił, ale nie m ogę pow iedzieć, że nienaw idzę Toma, gdyż w iem, że
jest chory. Nie potrafił przestać robić tego wszystkiego, co zrobił.
EVANSVILLE, IN D IA N A , 1981 647
Ten sam wzorzec zachow ań pow tórzył się podczas spotkania z Laurą Jane.
Dzięki kłam stw u, że zepsuł m u się sam ochód, udało m u się wejść do jej m iesz
kania; potem nam ów ił ją do upraw iania seksu. Później bez żadnego konkretnego
pow odu rozgniewał się na nią i zaczął ją bić po głowie najpierw butelką, a następnie
jakim ś m etalow ym przedm iotem . Laura Jane walczyła z nim , dopóki jej nie udusił.
W tedy przeciągnął zwłoki do salonu i odbył z m artw ą kobietą stosunek analny.
Lee w swoim zeznaniu powiedziała, że robiąc to, „cały czas płakał i mówił: «Boże,
powstrzym aj m nie. Nie pozwól m i tego robić. Proszę, pom óż mi. Boże, po prostu
nie um iem przestać»”*.
Proces Schira przyciągnął um iarkow aną uwagę, gdyż toczył się w połowie lat
osiemdziesiątych, kiedy trw ały posłuchania przed Komisją Meesea. Ogólnie jednak
świadectwa ludzi, których pornografia doprow adziła do popełnienia m orderstw a
lub innych przestępstw, były zatajane przez m edia, one bow iem chciały przedsta
wiać m asturbow anie się przy oglądaniu pornografii jako rzecz nie tylko zupełnie
nieszkodliwą, ale też jako przejaw wolności. Podobnie postąpiono z zeznaniam i
seryjnego m ordercy Teda Bundy ego, który na kilka godzin przed swoją egzekucją
pow iedział doktorow i Jemesowi D obsonow i, że to pornografia doprow adziła go
do tego, co zrobił. W ydawca evanvillskiej gazety, k tó ry wręczył m i egzemplarz
autobiografii Schira, oznajm ił, że pornografia nie m iała żadnego w pływ u na
postępow anie Schira, chociaż jej autor i jego dziew czyna tw ierdzą coś wręcz
przeciwnego. Zatajanie praw dy trw a nadal i dzieje się tak z kilku powodów. Po
pierwsze, przem ysł wydawniczy inwestuje dzisiaj ogrom ne pieniądze w p o rn o
grafię i nie leży w jego interesie uśw iadam ianie ludziom , że prow adzą działalność,
która polega na ich zniew alaniu. Po drugie, „wyzwolenie” jest przecież wielkim
m item założycielskim oświecenia. G dyby wyszło na jaw, że wyzwolenie seksualne
prow adzi do zniew olenia, wówczas ci, którzy szerm ują n im dla własnej korzyści,
utraciliby możliwość kontroli ludzkich zachow ań. Na koniec zaś, nikt nie chce
przyznać, że nam iętności m ogą w ym knąć się nam spod kontroli, poniew aż jest
to sprzeczne z kluczow ym , prom etejskim m item oświecenia. Benjam in Franklin
ujarzm ił energię elektryczną i zaprzągł ją w służbę ludzkości, seksualni rew olucjo
niści wyzwolili energię seksualną z ograniczeń, jakie nakładała na nią m oralność.
Powiedzieć teraz, że „wyzwolone” nam iętności to w istocie bezwzględni władcy,
którzy zniew alają tych, którym zawdzięczają swe uw olnienie, oznaczałoby za
przeczyć uświęconej d o ktrynie oświeceniowej myśli. Dlatego właśnie świadectwa
ukazujące praw dę w tej sprawie są zatajane.
Trzynaście godzin po tym , jak Schiro pojaw ił się na progu budynku przy
Tennessee Street, D arlene H ooper znalazła zm altretow ane zwłoki Laury Jane,
leżące na podłodze salonu tuż przy drzw iach wejściowych do ich mieszkania.
Stężenie pośm iertne już się rozpoczęło. Twarz i włosy ofiary były pokryte krwią.
Poplam ione krw ią dżinsy leżały kilka stóp dalej. Skórzana kurtka i podkoszulek
były ow inięte wokół szyi ofiary, która została zgwałcona, kiedy jeszcze żyła, której
zadawano ciosy w głowę butelką i m etalow ym przedm iotem i na koniec uduszono.
M orderca jed n ak na tym nie poprzestał. M artw a już kobieta została zgwałcona
648 RO Z D Z IA Ł 19.
także po śmierci, a sprawca odbył ze zwłokam i stosunek analny. Biorąc pod uwagę
stan um ysłu Schiro oraz w ew nętrzną logikę pornografii, to, że kogoś zabije, było
jedynie kwestią czasu. Śm ierć jest lejtm otyw em wszystkich pornograficznych
praktyk. Nekrofilia to tylko logiczne rozw inięcie ukrytych w niej tendencji. Są
ludzie, którzy giną z własnej ręki na skutek sam ouduszenia się podczas masturbacji,
są tacy, którzy m ordują swoje ofiary, zwłaszcza dzieci, gdyż obawiają się, że zostaną
schwytani; są tacy, którzy przypadkow o zabijają swoje ofiary w trakcie w ynatu
rzonych praktyk; są wreszcie tacy, jak Schiro, który, zdaniem psychologa Franka
Osanka, „naoglądał się tylu inscenizowanych scen stosunków seksualnych oraz
m orderstw , że po prostu sam m usiał tego spróbow ać”1'.
Osanka napisał: „Po kilku rozm owach z nim , doszedłem ostatecznie do w nio
sku, że chciał zabić tę kobietę, już kiedy tam wszedł i po prostu go o to zapytałem:
«Chciałeś ją zabić?», a [on odpowiedział] «Tak». Wcale się tego nie wypierał. Kiedy
zaś zapytałem , dlaczego, odparł, że nigdy przedtem tego nie zrobił”1".
Czyny i zachow ania Thom asa Schira m ożna wywieść od rodzaju oglądanej
przez niego pornografii. Koleje jego życia przypom inają drogę rozwoju pornografii
po 1961 roku. Pewnego dnia roku 1967, tego samego, w którym pow ołano Komisję
Lockharta, która m iała zająć się ukróceniem obscenów i pornografii, sześcioletni
Tom Schiro znalazł w dom u filmy należące do jego ojca. Jeden z nich nosił tytuł
Bedtime; był to stary pornograficzny film, nakręcony w latach II wojny światowej.
Relacje o tym , w jaki sposób Schiro zapoznał się z jego treścią, są rozbieżne. Sam
Schiro twierdzi, że wyświetlił m u go ojciec. Ten jednak utrzym uje, że Schiro zna
lazł go sam odzielnie. Jedno jest pewne; odkąd Schiro go obejrzał, już nigdy go nie
zapom niał. Był nim zafascynowany i to rów nież nigdy się nie zmieniło. C zterna
ście lat później, kiedy zam ieszkał z M ary Lee, upierał się, żeby i ona go zobaczyła.
Zapam iętała, że film był stary i „poszarpany na m ilion kawałków. Chyba pow ie
dział, że pochodzi z czasów II wojny św iatow ej... ale powiedział, że od wielu lat
go ogląda”. Z daniem Osanki: „Bedtime to film ukazujący leżących w łóżku kobietę
i m ężczyzną, którzy oddają się rozm aitym praktykom seksualnym . Znaczącym
elem entem filmu jest to, że kam era wciąż w raca, aby pokazać twarz tej kobiety”.
„Wyraz tw arzy kobiety jest taki, że przez cały czas wygląda, jakby odczuwała
dyskom fort, dośw iadczała bólu i jakby było to dla niej nieprzyjem ne dośw iadcze
nie, a jednocześnie jej ciało z zachwytem reaguje na seksualną stymulację; jednak
na tw arzy w idoczny jest grym as, gniew albo ból, więc sprawia to wrażenie, że roz
koszuje się bólem , który sprawia jej seks”11. Była to lekcja wychowania seksualnego,
której Schiro m iał nigdy nie zapom nieć. O sanka dopytyw any w kwestii wyrazu
tw arzy kobiety przyznał, że m oże on tyleż oznaczać ból, co w stręt albo nawet
znudzenie. Sześcioletni Schiro zobaczył coś, czego nie był w stanie zrozumieć.
Żadne z jego dośw iadczeń nie m ogło posłużyć jako w eryfikator tego, z czym się
zetknął i jakie wyciągnął z tego wnioski. Nie było nikogo, kto by m u uświadom ił,
że film ten był tylko plugawym zniekształceniem rzeczywistego znaczenia ludzkiej
seksualności. Dla Schiro stał się eksplikatorem seksu. Lekcja ta znalazła swoje p o
tw ierdzenie później, kiedy Schiro zaczął się stykać z coraz bardziej w ynaturzoną
EVANSVILLE, IN D IA N A , 1981 649
i pełną przem ocy pornografią. Był to bodziec na tyle potężny, że zm uszał Schiro
do konkretnych zachow ań, pow odow ał, że życie stało się naśladow nictw em fikcji.
Schiro zinternalizow ał ów film jako pierw szą i najm ocniej na niego oddziałującą
lekcję w ychow ania seksualnego, jego zachow ania nabrały charakteru sam ospraw-
dzającej się przepow iedni. Seks oznaczał przem oc i ból, Schiro jednak uznał, że
m im o to, ofiara z radością to akceptuje. Kiedy zaczął urzeczyw istniać swoje ero
tyczne fantazje, jedynie utw ierdziło go to w jego w ypaczonym przez pornografię
pojm ow aniu seksu.
Zdaniem Osanki:
To, co się stało z Tom em , przydarza się wielu pedofilom , czyli osobom , które
notorycznie m olestują dzieci, to zaś oznacza, że kierow ał nim psychoseksualny p o
pęd, będący rezultatem przedw czesnego, niekontrolow anego zetknięcia się z m a
teriałam i erotycznym i, zanim fizycznie i psychologicznie gotów był zintegrow ać
je w swojej osobow ości. Wiele jego późniejszych zachow ań seksualnych, w tym sek
sualna agresja, jest odtw arzaniem treści tego filmu. I tak n a przykład, w przypadku
podglądactw a nie m a wielkiej różnicy m iędzy p odglądaniem przez okno, które jest
ekranem , i m asturbow aniem się, a m asturbow aniem się przy oglądaniu film u12.
tej sprawy, już choćby poprzez sam fakt propagow ania przyjętych przez nią usta
leń, stanow ił typow y przykład sposobu reagow ania liberałów na raport komisji,
stwierdził, że „w erotyce kobiety są płcią dyskrym inow aną, a wynika to z supremacji
mężczyzn”16. W niosek był z tego taki, że więcej sprośności uczyni A m erykę lepszą.
Nie trzeba było długo czekać, aby rzeczywistość udow odniła, że praw dą jest
coś dokładnie odw rotnego. W roku 1973, w raz z pojaw ieniem się na ekranach
Głębokiego gardła, filmy pornograficzne zdobyły sobie prawo obywatelstwa w świa
dom ości społecznej. Dzięki lew icow o-liberalnej prasie, która starała się pozyskać
społeczny szacunek dla kobiety oddającej się na szerokim ekranie najbardziej wy
naturzonym aktom seksualnym , odtw arzająca postać głównej bohaterki Linda
Lovelace z d nia na dzień zyskała status celebrytki. N ora E phron napisała artykuł,
którym zacytowała wypowiedź Lovelace: „D oskonale bawiłam się, kręcąc ten film.
Nie m am żadnych zaham ow ań w seksie. M am nadzieję, że każdy, kto pójdzie go
obejrzeć, w yzbędzie się części swoich zaham ow ań”17.
W latach siedem dziesiątych coraz bardziej oczywiste stawało się, że uw ol
nienie seksu od w szelkich ograniczeń oznacza jego przem ianę w coś innego.
W tam tym czasie, sadom asochizm rozpow szechnił się do tego stopnia, że zo
stał wykorzystany w kam panii reklamowej płyt Rolling Stonesów. I am Black and
B luefrom the Rolling Stones, and I love it - głosił napis na ustawionych w H ol
lywood billboardach przedstaw iających skrępow aną liną kobietę z siniakam i na
udach. Stopniowo coraz wyraźniej było widać, że seks nie pozostanie tym , czym
był. W roku 1976 na ekrany wszedł film Snuff, w którym znalazła się scena zam or
dow ania kobiety i rozczłonkow ania jej ciała, wyw ołująca seksualne podniecenie
u oglądających go widzów. O braz ten sprowokował pierw szy zakrojony na szeroką
skalę i nagłośniony przez m edia protest przeciw ko pornografii od czasu, kiedy
Komisja L ockharta ogłosiła światu, że dzięki większej dostępności pornografii
A m eryka będzie lepszym m iejscem . Fem inistki z całego kraju oprotestow ały
Snuff. W San Francisco w 1978 roku organizacje fem inistyczne zorganizowały
m arsz w dzielnicy czerw onych latarni. W 1979 roku w Nowym Jorku organizacja
Kobiety Przeciwko Pornografii co dwa tygodnie organizow ała protesty i akcje
inform acyjne połączone z obchodzeniem 42. ulicy oraz Times Square. A ndrea
D w orkin i C atherine A. M ackinnon zabiegały o w prow adzenie w Indianapolis
i M inneapolis przepisów delegalizujących pornografię, która, ich zdaniem , była
pogw ałceniem praw kobiet.
W połow ie lat osiem dziesiątych było ju ż je d n a k oczywiste, że kw estia
sto su n k u do p o rn o g rafii w yw ołała w ło n ie ru c h u fem inistycznego podziały
i konflikty. Z naczna część fem inistek, głównie lesbijek, nie widziała w pornografii
niczego złego, gdyż sam a z niej korzystała. M ackinnon zaatakow ano na łam ach
m iesięcznika lesbijek „Off o u r Backs”. K om entując artykuł Alice H enry na tem at
pornografii, który ukazał się w listopadow ym num erze pism a, Sharon Page z C hi
cago chwali autorkę oraz redakcję pism a „za przerw anie milczenia i pokazanie, że
nie wszystkie radykalne feministki zgadzają się z antypornograficznym i wywodami
oraz strategią M ack in n o n /D w o rk in ... Pornografia i erotyka mogę - o ile się o to
652 R O ZD ZIA Ł 19.
Jeśli jed n ak przyjrzeć się rzeczyw istem u życiu praw dziwych gwałcicieli, wy
jaśnienie ich zachow ań nie m a wcale takiego w aloru ogólności, a ich przyczy
na wydaje się leżeć raczej po stronie nam iętności, które kum ulow ały się za sprawą
sztucznych stymulacji, takich jak narkotyki i pornografia, wywierających wyjątko
wo szkodliwy wpływ na ich osobowość. Kiedy M ary Lee opisywała przed sądem
seksualne praktyki Schiro, w yjaśniła w istocie, że w ypaczona seksualność, którą
pokazuje i którą podsyca pornografia, sam a w sobie prow adzi do popełnienia
gwałtu. O to jak Lee opisywała swoje pożycie m iłosne: „Po prostu leżał na m nie
i pom pow ał, aż skończył i zsunął się ze m nie. Próbow ałam m ówić «nie», ale on nie
uznawał «nie»”. Innym i słowy, gwałciciel to ktoś, kto nie uznaje „nie”. Siłą napędową
życia Toma Schiro były stym ulow ane pornografią fantazje, które z czasem stawały
się coraz bardziej dziw aczne i w coraz większym stopniu zaczęły nim kierować.
Jego uzależnienie od narkotyków i alkoholu uczyniło go jeszcze podatniejszym na
chęć urzeczyw istnienia w praw dziw ym życiu scen, na oglądaniu których spędzał
tyle czasu. Kiedy zaś zrobił to po raz pierwszy, obudziło się w nim nieprzeparte
pragnienie uczynienia tego raz jeszcze i kolejny raz w coraz bardziej w ynaturzony
sposób; w kroczył na rów nię pochyłą.
O pow iadając o jednym ze swych najwcześniejszych w spom nień, napisał:
„Pam iętam , jak chodziłem do księgarń i przeglądałem magazyny dla kobiet i albu
m y i m iałem nadzieję, że są w nich rozbierane zdjęcia. Zacząłem zaglądać w okna.
To było podniecające... W siódm ej klasie zacząłem palić trawkę. Zawsze często
płakałem , głównie z tego pow odu, że nie m iałem przyjaciół”24.
Ojciec daw ał m u niew iele w skazów ek m oralnych. Kiedy złapano go na
podglądactw ie, a ojciec przyjechał p o niego na p o steru n ek policji, Schiro usły
szał od niego jedynie: „Jeśli będziesz chciał sobie popieprzyć, zwróć się do m nie.
Załatw im y ci jakąś dziwkę, to lepsze niż podglądanie przez okno”. M im o że ścią
gnął wstyd na całą rodzinę, Schiro kolejny raz u n ik n ął jakiejkolwiek kary. „Nie
sądzę, żebym dostał jakąś karę albo coś z tych rzeczy” - dodaje Schiro. Zdaniem
psychologa Franka O sanki, Schiro nabrał złych nawyków, które nieuchronnie
potęgow ały się, w chodząc w kolejne etapy:
Uzyskanie dojścia do m agazynów dla kobiet, które są łatw o d ostępne [um oż
liwiło m u] czytanie w nich ogłoszeń o innych publikacjach i w yszukiw anie ich.
W przeszłości skutkow ało to tym , że nastolatek w tajem n icy p rzed w szystkim i je
chał do jakiegoś pornograficznego kina d rive-in albo, jak to zrobił Schiro, w cho
dził jakoś w u k ład z dorosłym , k tó ry m iał takie m ateriały i ta k jak Schiro, sty
m ulow ał się n im i seksualnie, aby n a koniec dotrzeć do którejś z księgarni dla
EVANSVILLE, IN D IA N A , 1981 655
dorosłych. Tam stykał się ze znacznie ostrzejszym i i coraz bardziej w y n atu rzo n y
m i treściam i, co m oim zd an iem jest niebezpieczne, ale dzisiaj nie trzeb a naw et
przechodzić przez w szystkie te fazy. O becnie w w ypożyczalniach video, które nie
są księgarniam i dla dorosłych, jest zatrzęsienie film ów oznaczonych p o tró jn y m
znakiem „X”; w w ypożyczalniach film ów dla całej ro d zin y jest w y odrębniony dział
z tym i w łaśnie film am i. A wiele z nich zaw iera b rutalniejsze sceny niż te sp rzed a
w ane w księgarniach dla dorosłych25.
W kw ietniu 1977 rok u przeprow adziliśm y się [do Indiany]. Potem zaczą
łem wciągać kokainę. W szyscy myśleli, że jestem głupi i m am n iew yparzoną gębę.
Kiedy próbow ałem pow iedzieć ludziom jakiś kom p lem en t, zawsze w ychodziło na
to, że kogoś obraziłem . Nie w iem , ile dziew czyn przeleciałem w P rinceton. Może
osiem . N ie w iem , kiedy w padłem na pom ysł, żeby gwałcić, ale to m nie podniecało.
Pewnej nocy poszedłem do Mt. C arm el, żeby pozaglądać w okna i poszukać dziew
czyny, k tó rą zgwałcę. Z nalazłem . W cześniej zawsze jeździłem bez celu sam o ch o
dem i [m asturbow ałem się] zaczepiałem dziew czyny p rzy drodze, pytałem o d ro
gę w jakieś m iejsce. To było jak nałóg. N ie m ogłem przestać. R obiłem to tyle razy.
C odziennie. Podniecało m n ie to.
prow adziła ku śmierci. W ielebny Richard Roach, teolog m oralny z uniw ersytetu
M arquette, postrzega seks jako sytuację „albo, albo”. O drzucenie nadanego jej
przez Boga celu n ieuchronnie prow adzi do dem oralizacji, której ostatnie lata dają
oczywiste świadectwo.
z dziew czynam i bardzo m nie podniecały, zawsze je oglądałem . Pam iętam , że kiedy
podnieciłem się oglądaniem m agazynów i filmów, nachodziła m nie chęć, żeby k o
goś zgwałcić. Zawsze kiedy się [m asturbow ałem ] m yślałem o gwałcie i kobietach,
które zgw ałciłem ; rozpam iętyw ałem , jakie to było podniecające i ból na ich tw a
rzach. D reszcz em ocji, po d n iecen ie27.
WASZYNGTON, 1981
Wówczas właśnie Judith Reism an zetknęła się z pracam i Alfreda Kinseya. Po raz
pierwszy, ale bynajm niej nie ostatni.
23 lipca 1981 roku Reism an wygłosiła referat zatytułow any The Scientist as
a Contributing Agent to Child Sexual Abuse: A Preliminary Study, w której jako
pierw sza od trzydziestu dw óch lat przyw ołała dane na tem at seksualności dzieci,
zawarte w tabelach o d n u m eru trzydzieści do trzydzieści cztery, zam ieszczo
nych w pośw ięconym m ężczyznom , pierw szym tom ie rap ortu Kinseya. Reisman
postawiła pytanie, w jaki sposób m ożna było uzyskać te informacje, nie popełniając
przestępstw a. W cześniej napisała do Paula G ebharda, w spółautora w spom niane
go wyżej tom u rap o rtu Kinseya, prosząc go o dodatkow e inform acje dotyczące
danych ze w spom nianych tabel. G ebhard odpisał, że pozyskano je od rodziców,
nauczycieli szkolnych, kilku hom oseksualistów oraz „części ludzi Kinseya”, k tó
rzy wykorzystując „m anualne i oralne techniki”, odnotow yw ali liczbę orgazmów,
które, jak tw ierdzili, potrafili wywołać u dzieci do drugiego roku życia i starszych1.
Na spotkaniu w Jerozolim ie obecni byli dosłow nie wszyscy liczący się specjaliści
i badacze seksualności człowieka, ale reakcją na to, co usłyszeli, było ponure, p eł
ne zaskoczenia m ilczenie, które przerw ał dopiero pew ien szwedzki dziennikarz,
który głośno dał w yraz zdum ieniu, że zgrom adzeni na sali eksperci nie m ają na
ten tem at niczego do pow iedzenia.
M ilczenie to je d n a k było zrozum iałe. N iem al każdy z obecnych na sali
powoływał się na Kinseya jako na swojego m entora, a cześć osób wiedziała n a
wet, że w trakcie prow adzonych przez niego badań dopuszczano się przestępstw.
W szyscy doskonale wiedzieli, że badania Kinseya są fundam entem ich „nauki”,
czy. inaczej m ów iąc, legitym izują w szystkie ich doko n ania. C ały ten dom ek
z kart opierał się w łaśnie na pracach Kinseya. Jeżeli jego osiągnięcia zostałyby
zdyskredytow ane, zagroziłoby to seksualnem u im perium stw orzonem u po jego
śmierci, od którego teraz zależał przecież ich codzienny byt. Później, kiedy za
częto mówić, że R eism an dostała rządow e pieniądze na udow odnienie swych tez
i w ykazanie związku m iędzy w ykorzystyw aniem dziecięcej seksualności przez
Kinseya i robieniem tego sam ego przez „Playboya”, „P enthousea” i „Hustlera”,
zdum ione m ilczenie przekształciło się w pełną determ inacji, zakulisową akcję.
W edług Reisman: „Instytut Kinseya potajem nie zagroził Uniwersytetowi A m e
rykańskiem u w ytoczeniem procesu, jeżeli zezwoli na kontynuow anie m oich
prac”2. Reism an ujaw niła ten oraz inne fakty, kiedy podjęła starania, żeby pozwać
Instytut Kinseya o zniesław ienie i zeznaw ała przeciw ko June Reinish, ówczesnej
szefowej Instytutu. N ieśw iadom a kroków, jakie podjęto przeciwko niej, krótko po
otrzym aniu dotacji zauważyła, że są kłopoty z jej rzeczywistym wypłaceniem . 22
sierpnia 1983 roku Pam ela Swin, dyrektor ds. badań i rozwoju w OJJDP napisała
do Regneryego, inform ując go, że projekt Reism an sprow adza się do ograniczo
nego przeglądu literatury badawczej i OJJDP m oże to zrobić kosztem czterdziestu
do sześćdziesięciu tysięcy dolarów. O d lipca do g ru d n ia 1983 roku R obert Heck,
nadzorujący projekt Reisman z ram ienia OJJDP, kilkakrotnie mówił jej, że napotyka
na dziwne biurokratyczne utrudnienia. Aby przyspieszyć wypłacenie dotacji, Heck
662 RO ZD ZIA Ł 20.
ł Komiks ten przez kilka lat był publikowany w „Hustlerze”. Tytułowy Chester m olestu
je seksualnie dzieci. Określenie „Chester the M olester” przeszło do języka potocznego
i oznacza osobę odrażającą z wyglądu, molestującą dzieci, ale też pozera i dziwaka, który
lubi zaczepiać małe dzieci (przyp. tłum.).
664 RO ZD ZIA Ł 20.
w kom iksie nie ma żadnych przykładów m olestow ania. Z nam ienne, że kilka lat
później ten sam kom iks w łączono do dow odów w procesie jego autora D ainea
Tinsleya, który został oskarżony, a następnie skazany za m olestowanie seksual
ne własnej m ałoletniej córki.
W edług Sysan Trento, „nikt nie pom ógł Reism an przygotować się do prze
słuchań”. W rezultacie stanęła przed kom isją nieśw iadom a jej rzeczywistego celu,
którym , zdaniem Trento, było lansow anie się w prasie w chodzących w jej skład
polityków. O jaką kon k retn ie prasę chodziło i po czyjej stronie w tej sprawie
opow iedziała się prasa, tego już Trento nie mówi. Później, kiedy Reisman dow ie
działa się, że H ow ard M etzenbaum udzielił w yw iadu m agazynowi „Penthouse”,
uznała, że pow inna w tedy powołać się na konflikt interesów i odm ów ić stawienia
się przed komisją.
Berendzen, rektor AU, na przesłuchaniach przed podkom isją niechętnie
ale jednak bronił Reism an, pow ołując się na w olność i sw obodę naukowych d o
ciekań, kiedy jednak w rócił na UA, na uczelni podjęto działania zm ierzające do
utrącenia projektu, a przynajm niej dokonania w nim radykalnych zm ian. Gdy
tylko AU potw ierdziła odebranie grantu, Komisja ds. Etyki zażądała od Reisman,
żeby w swoich badaniach, prow adzonych za pieniądze z dotacji nie recenzowała
ani w żaden sposób nie nawiązywała i nie odnosiła się do prac Kinseya. 10 w rze
śnia M yra Sadker i Frank Turaj spotkali się z Reisman i przedstaw ili jej nowy plan
organizacyjny projektu, który daw ał Sadker całkowitą kontrolę nad jego realiza
cją. Sadker nazw ano w n im „dyrektorem ds. badań” oraz „pierwszym autorem ”
projektu. Reism an nie zgodziła się na to i zagroziła im w ytoczeniem procesu.
9 października wicerektor M ilton G reenberg spotkał się z Reisman i poinform ow ał
ją, że uczelnia z dużą niechęcią zajm uje się przydzielonym jej grantem . O prócz
tego pow iedział w prost, że jego zdaniem nie m a żadnego dow odu na to, iż to, co
m ożna zobaczyć na stronicach „Playboya”, „Penthousea” i „H ustlera” m a jakikol
wiek wpływ na ludzkie zachowania. „Wszyscy pani koledzy czytają te magazyny,
bez względu na to, co p ani ustali, nikt pani nie posłucha” - powiedział Greenberg.
Ataki ze strony „Playboya” oraz „H ustlera” przyniosły w ym ierny skutek:
dotacja dla Reism an została obcięta do wysokości dw ustu tysięcy dolarów, ale
to nie zadowoliło krytykujących sam fakt jej przyznania. 10 grudnia 1984 roku
upow szechniono tę oto w ypow iedź Raleya, która znalazła się w artykule United
Press International: „zakres tego projektu pow inien zostać zm niejszony rok temu,
pow inno się go zredukow ać do zera”. W 1985 roku, krótko po odejściu ze stano
wiska szefa personelu obsługi podkom isji, Raley napisał wyjątkowo napastliwy
artykuł zatytułow any Reism ans $734 000 Thril”, w którym zaatakował Reisman.
O publikow ał go „Penthouse” w num erze z listopada 1986 roku, a towarzyszyły
m u rysunki krytykow ane przez Reisman.
W tym sam ym czasie nie słabły ataki prasowe, którym początek dał artykuł
zam ieszczony na pierwszej stronie „W ashington Post” 3 m aja 1985. Tym razem,
p o d płaszczykiem finansow ej o d p o w ied zialn o ści k o n ty n u o w an o kam panię,
która wcześniej doprow adziła do ocenzurow ania projektu, lecz nie do cofnięcia
W ASZYN G TO N , 1981 665
dotacji. Prasa robiła wszystko, żeby jeszcze przed ich ukończeniem , całkowicie
zdyskredytować w yniki badań prow adzonych przez Reisman. Na pierwszy rzut
oka m ogło wydawać się, że reakcja ta jest rażąco niew spółm ierna do przyczyny,
która ją wywołała, później jed n ak okazało się, że adm inistracja Reagana zam ierza
przedsięwziąć własne, zakrojone na szeroką skalę działania przeciwko pornografii
i w tym kontekście atak na Reisman uznać m ożna za uderzenie wyprzedzające, wy
m ierzone w inicjatywę, która dopiero pojawiła się na horyzoncie wydarzeń. Celem
ataków m ediów było ośmieszenie lub zbagatelizowanie zajmowania się pornografią
i przedstaw ienie takich przedsięw zięć jako m arnow ania pieniędzy podatników .
13 m aja w m agazynie „Time” przytoczono słowa Raleya: „Nie potrzeba żadnych
badań, żeby stw ierdzić, że dziecięca pornografia jest złem . Robiąc coś w tej spra
wie, m ożem y skorzystać z określonej p om ocy”1. Raley nie pow iedział jednak,
że R eism an zajm uje się d okum entow aniem w ykorzystyw ania dzieci w trzech
największych pism ach erotycznych - „Playboyu”, „Penthousie” i „Hustlerze” -
i bardzo wątpliwe jest, żeby chciał skorzystać z jakiekolw iek pom ocy w atakowaniu
ich, zwłaszcza odkąd jeden z jego artykułów opublikow ał „Penthouse”. W tym
kontekście przyczyna tak zachowawczej postaw y staje się oczywista.
20 m aja 1985 roku nowo m ianow any p ro k u rato r generalny Edwin Meese
zwołał w D epartam encie Sprawiedliwości w W aszyngtonie konferencję prasową
i przedstaw ił skład osobow y Komisji ds. Pornografii przy Prokuratorze G eneral
nym. Powołano ją rok po podpisaniu przez prezydenta Reagana Ustawy o O chronie
Dzieci (1984). M eese oznajm ił, że „prezydent w yraził takie życzenie w związku
z licznym i zarzutam i i skargam i form ułow anym i w obec pornografii, odnotow y
wane w całym kraju. Celem kom isji jest ocena wpływu, jaki pornografia wywarła
na społeczeństw o w ciągu m inionych piętnastu lat, zwłaszcza w kontekście treści
odnoszących się do przem ocy oraz upow szechnienia się pornografii w innych m e
diach, takich jak kaseta wideo, telefon a naw et k o m p u ter”. Celem Komisji M eesea
było także „rozpoznanie natury, stopnia upow szechnienia i wpływu pornografii
na społeczeństw o w Stanach Zjednoczonych oraz przedstaw ienie prokuratorow i
generalnem u konkretnych wskazówek dotyczących skuteczniejszych, zgodnych
z konstytucyjnym i gw arancjam i, sposobów ograniczania rozpow szechniania się
pornografii”. W zakres zainteresow ań kom isji w chodziło również „zapoznanie
się z dostępnym i, em pirycznym i i naukow ym i dow odam i dotyczącym i związku
m iędzy dostępem do m ateriałów pornograficznych a zachow aniam i antyspołecz
nym i oraz w pływ em produkow ania i upow szechniania dziecięcej oraz dorosłej
pornografii na dzieci”. Ponieważ wydawało się to nawiązywać do projektu Reisman,
nagle stało się jasne, dlaczego w sprawie przydziału jednego grantu podniesiono aż
taką wrzawę. W roku 1985 seksualny perm isyw izm towarzyszący upowszechnianiu
się pornografii był już na tyle ugruntow any, że przeciętny obywatel był przeciwny
tylko pornografii dziecięcej. 1 dlatego, jeżeli m iało dojść do postaw ienia tam y
szerzeniu się pornografii, to tylko na fali sprzeciw u wywołanej seksualnym wy
korzystyw aniem dzieci. Komisja zakończyła prace rok po pierwszym posiedzeniu,
które zorganizow ano w Chicago 24 i 25 lipca 1985 roku.
666 RO Z D Z IA Ł 20.
zawsze wyw ołuje niestabilność psychiki, która z czasem się pogłębia; zaczyna się
od am oralnego seksu, a kończy na byciu m altretow anym , bywa też, że finałem tej
drogi jest śm ierć. Friedan stw ierdziła w swoim w ystąpieniu, że „największą nie-
przyzw oitością w A m eryce jest m ordercza przem oc”, ale nie zająknęła się nawet
o tym , że w roku 1986 dow ody jednoznacznie wskazujące na to, że owa m ordercza
przem oc wypływa z libido, z którego zdjęto ograniczenia wynikające z zasad m oral
ności, były dostępne dla każdego; istniały w postaci świadectw, tych właśnie, które
ośw iadczenie Friedan m iało „przykryć” i wyciszyć. O to co przed Komisją M eesea
pow iedziała jedna z kobiet, której udało się wyzwolić od przymusowej prostytucji:
S utener w szystkim nam robił zdjęcia pornograficzne. Filmował, jak upraw ia
my z n im seks, a gdy nas b ru taln ie bił, nagryw ał nasze krzyki i błagania. Bywało,
że groził nam śm iercią. Później w ykorzystyw ał te n agrania, żeby nas upokarzać
i w naszej obecności puszczał je sw oim przyjaciołom , żeby się podniecać i zastra
szać nas oraz inne kobiety, które sprow adzał do d o m u 7.
ese’a, w którym pow inny uczestniczyć grupy nacisku zdolne skupić na sobie uwagę
m ediów i odw rócić ją od ustaleń Reism an oraz w strząsających świadectw ludzi,
takich jak Linda Borem an. Nowa strategia zakładała naw iązanie bezpośrednich
kontaktów z decydentam i i wywieranie na nich wpływu „przyjacielską” perswazją.
16 m aja 1986 roku Playboy Enterprises wystąpiło do sądu federalnego z p o
zwem przeciwko prokuratorow i generalnem u i członkom prokuratorskiej komisji
ds. pornografii. W lipcu 1986 roku w piśm ie „Esquire” ukazał się artykuł Sanforda
Ungara, w którym auto r zaatakował Komisję M eesea. U ngar napisał, że Meese jest
m ałom iasteczkow ym rotarianinem , który pogubił się w m eandrach w aszyngtoń
skiej polityki. Co więcej, zarzucił M eeseem u, że stara się przypodobać tym samym
ludziom , którzy pogardzają jego przekonaniam i. Po odejściu z publicznego radia,
Ungar został szefem działu public relations w waszyngtońskiej agencji lobbingowej
C ray and Co. Meese i jego żona U rsula byli blisko zaprzyjaźnieni z rektorem AU
B erendzenem oraz Bobem G rayem , prezesem w spom nianej już waszyngtońskiej
agencji public relations. Przem ysł m asturbacyjny w obliczu zagrożenia zwrócił
się w łaśnie do Gray and Co.
Na kontrofensyw ę nie trzeba było długo czekać. 30 maja 1986 roku Alfred
Regnery zrezygnow ał ze stanow iska szefa OJJDP. 5 czerwca 1986 roku, niecałe
dwa m iesiące od złożenia przez S outhland C o rp o ratio n deklaracji, że w sklepach
sieci 7-Eleven nie będzie się sprzedaw ało czasopism erotycznych, Steve Johnson
z agencji Gray and Co. napisał list do Johna M. H arringtona, wiceprzewodniczącego
Council for Periodical D istributors Associations, dziękując m u za udział w ubie-
głotygodniow ym spotkaniu. W zebraniu, o którym mowa, uczestniczyli też w spół
pracujący z Gray and Co. Frank M ankiew icz i Ray Argyle. Johnson i H arrington
omówili problemy, które już pow stały lub pojaw ią się w rezultacie zaleceń Komisji
M eesea, która swój rap o rt końcow y m iała przedstaw ić przed upływem miesiąca,
oraz bieżącą i długofalową strategię, jaką należało przyjąć w celu zdyskredytowania
prac komisji. Przem ysł wydawniczy pow ołał ad hoc kom isję nazw aną Koalicją
M edialną, której zadaniem było torpedow anie starań i prac Komisji M eesea. Lista
członków Koalicji M edialnej to prawdziwe „who’s w ho” przem ysłu wydawniczego.
Znalazły się na niej: A m erican Booksellers A ssociation, A ssociation o f A m erican
Publishers, Council of Periodical Distributors, International Periodical Distributors
Association oraz N ational Coalition of College Stores. O znaczało to, że część z tych
organizacji m a bezpośredni interes w sprzedaży pornografii. Jest o tym w zm ian
ka w liście Johnsona, k tóry napisał, że interesy finansowe Koalicji Medialnej należy
ukryć poprzez skierowanie uwagi opinii publicznej na kwestie związane z Pierwszą
Poprawką. O kazało się, że nie będzie to łatwe ani tanie, gdyż, omawiając koszty
takiego przedsięw zięcia, Johnson oszacował je w stępnie na siedem dziesiąt pięć
tysięcy dolarów m iesięcznie. W arto także pam iętać, że agencja Gray and Co. była
tylko jedną z kilku agencji PR, z których usług korzystała Koalicja M edialna.
To sam o ugrupow anie - we w spółpracy z praw nikiem ACLU M ichaelem
Bam bergerem i w spólnie z fundacją Freedom to Read, ACLU, Association of A m e
rican University Presses, NYCLU oraz w ydaw nictw em St. M artins Press, w którym
670 RO Z D Z IA Ł 20.
później ukazała się apologia pornografii pióra W endy M cElroy zatytułow ana
XXX - w ystąpiło w roli amicus curie, sporządzając opinię przychylną dla Paula Iry
Ferbera, który w roku 1981 stawał przed sądem oskarżony o rozpow szechnianie
dziecięcej pornografii. Te same organizacje, z Bam bergerem jako swym reprezen
tantem , wytoczyły proces m iastu Indianapolis, poniew aż uchw aliło ono przyjęcie
przepisów, których autorką była fem inistka C atherine M ackinnon, stanowiące, że
pornografia jest dyskrym inacją seksualną.
Johnson stw ierdza w yraźnie, że skuteczność działań Koalicji M edialnej jest
ograniczona przez fakt postrzegania jej jako grupy występującej w obronie w ła
snych interesów finansow ych. Z d an iem Johnsona, „stw orzenie... szerokiego
frontu nacisku oraz pow ołanie j ego kraj owego rzecznika przyczyniłoby się do roz
proszenia w rażenia, że przeciw nicy istnienia Komisji chronią w łasne interesy
finansowe, bądź są nastaw ieni «pro pornograficznie»”. Johnson zaproponował, aby
Koalicja M edialna wyznaczyła swoim „rzecznikiem krajow ym [osobę] niem ającą
bezpośrednich związków z przem ysłem wydaw niczym ”, poniew aż „pom ogłoby
to osobom opiniotw órczym , decydentom oraz opinii publicznej w zrozum ieniu,
że w istocie nie chodzi tutaj o pornografię, ale o sw obody gw arantow ane przez
Pierw szą Poprawkę”.
W skład u g ru p o w a n ia p o d k iero w n ictw em b ez stro n n eg o „rzecznika”,
„weszliby naukowcy, działacze ruch u praw obywatelskich, przyw ódcy religijni,
liderzy lokalni oraz przyw ódcy społeczni, politycy, osoby zarządzające firm am i
i fundacjam i, autorzy i wydawcy, felietoniści, kom entatorzy i ludzie show bizne
su. G rupa ta m ogłaby przyjąć nazw ę «A m erykanie na rzecz Prawa do Czytania»,
lub «A m erykanie na rzecz Konstytucyjnej W olności»”. W illiam Buckley napisał
później, że agencja G ray and Co. zadzw oniła do niego w sprawie sporu wokół
pornografii, dając do zrozum ienia, że powyższe plany zaczęto już wcielać w życie.
Ostatecznie koalicja m edialna zdecydowała, że nowe ugrupow anie pow inno nosić
nazwę „A m erykanie na rzecz Konstytucyjnej W olności”. Z daniem Susan Trento,
organizacja ta była „m arionetkow ą grupą lobbingow ą, jed ną z zakamuflowanych
inicjatyw, w organizow aniu których celowała G ray and Co.”8.
W edług Johnsona, plan G ray and Co. polegał na przyjęciu następującej
strategii: przede wszystkim należało zaprzeczać, że pornografia w „jakikolwiek
sposób stanow i przyczynę zachow ań agresywnych i przestępczych”, co było prze
cież istotą św iadectw kobiet składanych przed Komisją M eesea. Wysyp książek
pisanych przez lesbijki i fem inistki (szczegółowo sprawę tę om aw iam później),
który nastąpił w latach dziewięćdziesiątych, był rozw inięciem tej właśnie stra
tegii, realizowanej na koszt tego sam ego przem ysłu, k tóry firm ie Gray and Co.
płacił siedem dziesiąt pięć tysięcy dolarów m iesięcznie za dyskredytow anie Re-
ism an i Komisji M eesea. W latach dziew ięćdziesiątych do propagow ania tezy,
że pornografia jest nieszkodliw a, przem ysł ów przestał wykorzystywać agencje
public relations, a zam iast tego zaczął płacić kobietom za pisanie książek, w k tó
rych głosiły, że pornografia pom ogła im uzyskać seksualną niezależność, gdyż do
tego, żeby osiągać orgazm , m ężczyźni nie byli im już niezbędni. Innym aspektem
W ASZYN G TO N , 1981 671
kam panii Gray and Co. w ym ierzonej w Komisję M eesea było głoszenie tezy, że
pornografia „odw raca naszą uwagę od rzeczywistych problem ów ekonom icznych
i społecznych”, a oprócz tego forsowanie opinii, że Komisja M eesea jest „sterowana
przez grupę ekstrem istów religijnych, których taktyka i cele w oczywisty sposób
nie są reprezentatyw ne dla głównego n u rtu opinii publicznej”.
O prócz prow adzenia kam panii public relations, którą kierować m iał Frank
Mankiewicz, Johnson zaproponow ał w swoim liście, aby za pośrednictw em agencji
Gray and Co., oraz jej najważniejszego lobbysty, G ary Hymela, który był „głównym
doradcą przew odniczącego K ongresu, T hom asa P. 0 ’Neilla” i w związku z tym
dzięki swej „wiedzy i kontaktom w parlam encie m iał dostęp do procesu p o d ej
m ow ania decyzji ustaw odaw czych oraz adm inistracyjnych”, podjąć starania zm ie
rzające do w yw ierania bezpośredniego w pływ u na prawodawców. W końcow ym
fragm encie listu, k tó ry uznać m ożna za jaw nie n iem ąd ry lub brutalnie cyniczny,
Johnson zapewnia H arringtona, że lobbyści z Gray and Co. „nawykli do współpracy
z personelem naszego działu public relations w organizow aniu na rzecz naszych
klientów ogólnokrajow ych kam panii oddolnego lobbingu”.
Celem takiej kam panii jest stw orzenie w rażenia szerokiego „oddolnego”
poparcia, a przecież Johnson sam przyznaje w tym sam ym liście, że „ustalenia
oraz zalecenia Komisji [Meesea] najpraw dopodobniej znajdą szeroką akceptację
społeczną”. W społeczeństwie, które m ieni się być dem okratycznym , najważniejsze
było, aby finansowe interesy osób i instytucji czerpiących zyski z m anipulow ania
seksualnością ukryć za fasadą „oddolnego” poparcia. Kłam stw o to nieodłączny
elem ent tego rodzaju m anipulacji, bez niego nie m oże się ona udać.
List Jo h n so n a dobrze u kazyw ał sp o só b d z ia ła n ia system u p o lity czn e
go w Stanach Zjednoczonych, ale oprócz tego m ów ił też o tym , jak w ram ach tego
systemu funkcjonuje skom ercjalizowane pożądanie seksualne. Istotą republiki jest
oddanie sprawie dob ra wspólnego. Istotą im perium jest władza - władza, której
nie sprawuje naród, lecz jed n a z frakcji n ad inną. Podstaw ą istnienia republiki
jest cnota, fun d am en tem im perium jest żądza. Im p eriu m to politycznie zorga
nizow ana pożądliw ość. Każda z frakcji stara się wykorzystać potęgę państw a dla
zaspokojenia w łasnych pożądań. W m iarę jak politycy kolejno zaczynają gonić
za pieniędzm i, żeby zapewnić sobie m an d at lub reelekcję, o porządku państw a
zaczynają decydow ać ci, którzy m ogą zapłacić najwięcej. To oni kontrolują pożą
dania. Tak więc, aby zapew nić sobie pozostanie u władzy, podsycają nieposkro
m io ną pożądliw ość w przekonaniu, że ostateczny rezultat działań, które w istocie
są transakcjam i finansow ym i, będzie dla nich korzystny. W ilhelm Reich uważał,
że jedynie socjalizm zapew nia seksualną wolność, a nieograniczona wolność sek
sualna prow adzi do socjalizm u. O kazało się, że się mylił. Kapitalizm o wiele lepiej
spraw dził się w w ykorzystyw aniu seksualnej pożądliw ości, a system polityczny,
który stworzył, jest o wiele skuteczniejszy w przekształcaniu poprzez wyzysk eko
nom iczny, seksualnego pożądania w kontrolę polityczną. W latach dziew ięćdzie
siątych nieskrępow ana pożądliw ość stała się koniecznością płacenia za to, co wcze
śniej było dostępne za darm o. O znaczało to zdegradow anie wszystkich aspektów
672 RO Z D Z IA Ł 20.
życia do pew nej postaci konsum pcjonizm u oraz prom ow anie - w imię wolności
- duchowego i ekonom icznego zniewolenia. O statecznie zw olennicy oświecenia
uwierzyli w to, co tw ierdził święty Augustyn, który w Państwie Bożym powiedział,
że człowiek służy tylu panom , ile m a przywar, ale nadali tem u zdaniu inne znacze
nie. Oświecenie, przyjm ując w istocie identyczną koncepcję, dokonało po prostu
odw rócenia wartości. Aby uzyskać ekonom iczną i polityczną władzę nad ludźmi,
prom ow ało i um acniało ich przywary. Platon m iał rację: taka wolność prowadzi
do zniewolenia. W yzwolenie seksualne było rodzajem politycznej kontroli.
W tym sam ym czasie, kiedy rozpoczy n ała się w sp o m n ian a pijarow ska
kam pania, w OJJDP trw ały czystki. 16 czerwca odszedł James W ootton, które
go zm uszono do rezygnacji ze stanowiska; niedługo później objęto go również
śledztwem FBI - wszystko po to, aby jeszcze bardziej go zastraszyć. N a miejsce
W oottona przyszła Pam ela Swain, któ ra w sierpniu 1983 roku, tuż po przyjęciu
projektu Reism an, nielegalnie udostępniła prasie swoją negatyw ną ocenę jej p ra
cy. A pogeum kam panii dyskredytow ania kom isji przypadło na lipiec 1986 roku,
kiedy Komisja M eesea opublikow ała swój rap o rt końcowy, a jej przewodniczący,
prokurator generalny Edw in Meese, p o d naciskiem Boba Graya zdystansował się
od treści rap o rtu opatrzonego jego w łasnym nazw iskiem . Zdaniem Trento, „były
prokurator Kalifornii, sławny z bezkom prom isow ości, zgodził się stanąć przed
ludźm i i powiedzieć, że «Playboy» i «Penthouse» nie są nieobyczajne. Oznajm ił,
że w m łodości czytywał «Playboya»”9. „Kiedy uśw iadom iono mu, jakie głupstwo
popełnił, szybko się z tego wycofał. N araziło go to na śm ieszność” - pow iedział
jeden z członów kierow nictw a agencji Gray and Co. M im o prowadzonej przez nią
działalności, a m oże w łaśnie dlatego, że ją prow adziła, Gray and Co. otrzym ała
dotację z D epartam entu Sprawiedliwości na prom ow anie innych program ów m ini
sterstwa. W raporcie Komisji wzm ianka o badaniach Reism an została sprowadzona
do liczącego trzy linijki przypisu. Ż adne z większych i znanych w ydaw nictw nie
chciało podjąć się jego publikacji; ostatecznie zrobił to wydawca specjalizujący
się w książkach kucharskich - dzięki niem u opinia publiczna zyskała dostęp do
ustaleń Komisji M eesea.
10 listopada 1986 roku bądź około 10 listopada Pam ela Swain przyzn
Judith Reism an, że chociaż AU przez dziewięć m iesięcy przetrzym yw ał jej spra
w ozdanie i zm ieniał jego treść, OJJDP postanow iło, że za trzy dni jego okrojo
na wersja zostanie przyjęta. Reisman dano trzy dni na dostarczenie jej oryginalnego
spraw ozdania do OJJDP. N awiązując do rozm ow y telefonicznej z Reisman, Swain
oświadczyła, że zgodnie z ustawą o dostępie do inform acji, spraw ozdanie w ciągu
dziesięciu dni m usi zastać opublikowane i podane do w iadom ości prasy i opinii p u
blicznej. Oczywiście nie było to zgodne z prawdą. 13 listopada 1986 roku Reisman
dostarczyła cztery popraw ione, liczące po tysiąc sześćset stron egzemplarze spra
w ozdania dyrektorom OJJDP - Verne’owi Spiersowi i Pam eli Swein. Załączono do
nich pięć bardzo pozytyw nych opinii i listów od recenzentów. Zam iast cieszyć się,
że publiczne pieniądze nie zostały zm arnowane, Spiers w ciągu dwudziestu czterech
godzin (lekceważąc zapisy ustaw y o dostępie do inform acji) przekazał wszystkie
W ASZYN G TO N , 1981 673
cztery egzem plarze rap o rtu do dyspozycji Uniw ersytetu Am erykańskiego. OJJDP
opublikow ało wyłącznie niepopraw ioną wersję spraw ozdania i ona właśnie została
pow szechnie skrytykow ana w prasie. 29 października 1991 roku kolejny dyrektor
OJJDP, R obert Sweet junior, powiedział, że badania R eism an to „solidna praca,
dostarczająca wysokiej jakości inform acji w skom plikow anej i trudnej dziedzinie,
sporządzona w sposób naukow y i niebudzący zastrzeżeń”10.
Na początku listopada D epartam ent Sprawiedliwości zabiegał o zawarcie
ugody w sprawie pozw u sądowego, złożonego przeciw ko D epartam entow i przez
„Playboya”, proponując m u w ydanie ośw iadczenia, że m agazyn ten nigdy nie
został uznany za nieobyczajny. O św iadczenie takie było jed n ak w istocie bez
znaczenia. O bsceniczność, która niegdyś była ścigana z urzędu i nigdy nie w cho
dziła w zakres sw obody wypowiedzi gw arantow anej przez Pierwszą Poprawkę,
teraz, w następstw ie w yroku Sądu Najwyższego w sprawie Rotha oraz późniejszych
orzeczeń sądow ych w sprawie pornografii, została p o d nią podciągnięta i utraciła
znaczenie jako term in prawny. W konsekw encji orzeczenia w sprawie Rotha,
państw o m ogło teraz ścigać praw nie jedynie tw ardą pornografię, gdyż tylko ona
była teraz uznaw ana za obsceniczną, ale naw et i to zostało zarzucone, kiedy w ła
dzę w kraju objęła adm inistracja C lintona. „Playboy” jed n ak zabiegał o kolejne
ustępstwa. W krótce po tym , jak D epartam ent Sprawiedliwości przedstaw ił swoją
propozycję ugody, M eese oświadczył publicznie, że jako m łody człowiek czyty
wał „Playboya” i „Penthouse” i nie uw aża ich za obsceniczne. C ztery miesiące
po podjęciu próby załagodzenia sprawy, w m arcu 1986 roku Meese, przem aw ia
jąc w Filadelii, oznajm ił zgrom adzonem u tłum ow i: „W m oim przekonaniu, nie
m a takiego sądu, który uznałby, że «Playboy» i «Penthouse» spełniają ustaloną
przez Sąd Najwyższy definicję obsceniczności. Nie uw ażam , że są w nich treści,
które należy ścigać praw nie”. Meese oczywiście odw ołuje się tutaj do zrewidowanej
definicji obsceniczności, w prow adzonej w następstw ie w yroku w sprawie Rotha,
nie zaś do jej wcześniejszego rozum ienia, ustalonego w wyroku w sprawie Regina
vs. H icklin, a stanowiącego, że „o tym , czy coś jest obsceniczne, decyduje to, czy
m ateriał, którem u zarzuca się obsceniczność, m oże deprawować i psuć tych, k tó
rych um ysły są p o d atn e na takie niem oralne wpływy, oraz to, w czyje ręce może
dostać się tego rodzaju publikacja”11. K onserw atyści przejęli przesłanki, którym i
kierow ali się kulturow i rewolucjoniści. To wszystko, w połączeniu z presją, jaką
potrafił posługiw ać się W aszyngton, jeżeli uznał, że podstaw a jego władzy zo
stała zagrożona, spow odow ało, że Meese w yparł się treści raportu opatrzonego
jego w łasnym nazw iskiem .
19 listopada 1986 roku H ow ard Kurtz z „W ashington Post” opublikow ał ar
tykuł opatrzony tytułem Wadliwe, bezużyteczne opracowanie za 734 000 dolarów.
Kilka dni później w artykule zam ieszczonym w „Chronicie o f H igher Education”,
George A. Com stock, profesor kom unikacji społecznej na uniwersytecie Syracuse,
którego jako eksperta z zew nątrz poproszono o ocenę projektu, napisał, że AU
zm anipulow ał spraw ozdanie Reism an, pom ijając kluczowe ustalenia, które autor
ka zam ieściła w swojej wersji raportu. C om stock uznał, że A m erican University
674 RO ZD ZIA Ł 20.
„zupełnie nie był zainteresow any w jego ukończeniu”. „The Chronicie” stwierdził,
że „negatyw ny rozgłos postaw ił uniw ersytet w niew ygodnej dla niego sytuacji”.
Nawet jeśli tak było, niedaleka przyszłość m iała pokazać, że uczelnia szyb
ko znajdzie się w o wiele bardziej niew ygodnym dla siebie położeniu. W maju
1990 roku rektor AU B erendzen został aresztow any za przeprow adzenie „trzy
dziestu do czterdziestu” obscenicznych rozm ów telefonicznych z trzydziestotrzy-
letnią kobietą, która odpow iedziała na ogłoszenie w sprawie opieki nad dzieckiem
um ieszczone przez Berendzena w lokalnej gazecie. W rozm ow ach z nią Berendzen
nie tylko „bardzo szczegółowo” om aw iał stosunki seksualne z dziećmi, „ale też
zaoferował m nie i m ojem u mężowi dzieci jako seksualnych niew olników ”12. Be
rendzen opow iadał rów nież ze szczegółami o swojej „rozległej kolekcji pornografii
dziecięcej na kasetach w ideo”1'. 23 m aja 1990 roku w yrokiem Sądu Okręgowego
H rabstw a Fairfax B erendzen został uznany w innym p o pełnienia dw óch prze
stępstw obscenicznych rozm ów telefonicznych. W ram ach resocjalizacji Berendzen
przebywał w Klinice Z aburzeń Seksualnych w Szpitalu Johna H opkinsa, w której
pracow ał doktor John W. Money, człowiek, który w roku 1973, zeznając w sądzie,
oświadczył, że oglądanie takich filmów jak Głębokie gardło „m oże mieć walor
oczyszczający ludzkie pożycie seksualne”14. M im o że został skazany, Berendzen
otrzym ał od UA m ilion dolarów zadośćuczynienia i zachował stanowisko profe
sora uczelni.
ROZDZIAŁ 21
WASZYNGTON, 1992
o n tratak ze strony przem ysłu wydawniczego nie był dla Komisji Me-
K esea zaskoczeniem ani nie zbił jej z tropu, inaczej niż zaprzaństwo jej
przew odniczącego. Praktycznie wszystkie zalecenia Komisji M eesea
zostały uw zględnione w przepisach praw nych. Alan Sears, który był
jej członkiem , pom agał rów nież w tw orzeniu projektu uregulow ań prawnych,
które w ynikały z ustaleń poczynionych w trakcie jej prac. Pierwszym zaleceniem
Komisji było pow ołanie specjalnej jednostki federalnej, której zadaniem m iało być
sądow ne ściganie przestępstw obrazy m oralności. W latach osiem dziesiątych i na
początku lat dziewięćdziesiątych działania te przyniosły w ym ierny skutek w postaci
zaham owania, a nawet zm niejszenia fali pornografii. Kolejne m iasta doprowadzały
do zam ykania na swoim terenie sklepów sprzedających m ateriały pornograficzne.
Southland C o rp o ratio n zakazała sprzedaw ania w sklepach 7-Eleven „Playboya”,
„P enthousea” i „H ustlera”, co spow odow ało gw ałtow ny spadek wysokości ich
nakładów . Z d an iem Searsa, Floryda była na najlepszej drodze, żeby stać się
stanem całkowicie w olnym od pornografii - w yjątkiem było tam tylko jedno
hrabstw o, w którym p rokurator okręgow y odm ów ił w noszenia oskarżeń o obrazę
m oralności. C hodziło o hrabstw o Dade, gdzie u rząd p rokuratora okręgowego
pełniła Janet Reno, która po objęciu w 1992 roku prezydentury przez W illiam a
Jeffersona C lintona, została m ianow ana P rokuratorem G eneralnym USA. W yda
rzenie to było sygnałem końca federalnego ścigania pornografii. A dm inistracja
C lintona, w brew obietnicom składanym podczas pierw szej kam panii w ybor
czej, wysłała przem ysłow i w ydaw niczem u jasny kom unikat, że m oże bezkarnie
przystąpić do pornograficznej ekspansji. I tak właśnie się stało.
Z chwilą kiedy zagrożenie ściganiem z oskarżenia federalnego zniknęło,
przem ysł m asturbacyjny przeszedł do zakrojonej na szeroką skalę pankulturow ej
ofensywy, której celem było wprowadzenie pornografii do głównego nurtu kultury.
676 RO ZD ZIA Ł 21.
W ram ach tejże ofensywy pow stały filmy, takie jak Boogie Nights i Skandalista
Larry Flynt - propagandów ki przem ysłu m asturbacyjnego. W przypadku drugie
go z nich, autorzy wzięli sobie do serca wywody agencji Gray and Co. na tem at
Pierwszej Poprawki, gdyż jego początek przypom ina filmy erotyczno-kom ediow e,
zakończenie zaś to sądow y m elodram at, w którym Larry Flynt oznajm ia widzom ,
że niczyje praw a nie są bezpieczne, jeżeli jem u nie będzie wolno sprzedawać p o r
nograficznych magazynów.
Boogie Nights to z kolei opowieść o Johnie H olm esie, gwieździe filmów p o r
no, zam ieszanym w bru taln e m orderstw o i zm arłym na AIDS. Film Boogie Nights
praw dziwie ukazuje rzeczywistość - na tyle prawdziwie, że Holm es nikogo nie
m orduje i nie um iera na AIDS. Jest zakwalifikowany jako film klasy R, co oznacza,
że nie m a w nim cienia pornografii. Pod koniec filmu Holm es pow raca na łono
„rodziny” producentów i aktorów filmów porno, którzy, choć biorą narkotyki,
sprawiają o wiele sym patyczniejsze w rażenie niż członkowie biologicznej rodziny
Holmesa. W żadnej recenzji napisanej w USA nie podniesiono prostego faktu,
dostrzeżonego przez prasę niem iecką, a m ianow icie, że „sukces Boogie Nights
czyni drugą stolicę filmu po przeciwnej stronie wzgórz Hollywood [czyli tam,
gdzie ulokow anych jest dziew ięćdziesiąt p rocent w ytw órni filmów p o rn o g ra
ficznych] m iejscem odpow iednim dla kulturalnego towarzystwa”1. Fakt, że coś
tak oczywistego m ogło zostać stw ierdzone jedynie w niem ieckim czasopiśmie,
świadczy tym , jak głęboko sięgają w zajem ne pow iązania obu tych przem ysłów
i obrazuje, do jakiego stopnia produkcja pornografii i jej obrona stały się częścią
istnienia całego przem ysłu medialnego. M arianne W ellershof w artykule zam iesz
czonym w „Spieglu” napisała, że „jest tylko kwestią czasu, kiedy filmy porno zaczną
znow u być wyświetlane w zwykłych kinach”2.
Filmy kinowe i wysyp w spom nień pisanych przez kobiety to jedynie dwa
elem enty ofensywy kulturowej, której celem było przyw rócenie pornografii pozycji
utraconej pod koniec lat osiem dziesiątych za sprawą działalności fem inistek, ta
kich jak M ackinnon i D w orkin, oraz dzięki pracom i ustaleniom Komisji Meesea.
Uczelnie rów nież zwarły szeregi i połączyły siły, organizując liczne konferencje,
które m iały zapew nić pornografii akceptację środow isk naukowych. Perform erka
A nnie Sprinkle pokazała klipy pochodzące z jej pornograficznych filmów wideo
na konferencji zorganizow anej na Uniwersytecie K alifornijskim w Santa Cruz,
której nad an o nazw ę „Exposed”*. W ystąpiła tam w spólnie z Elizabeth Birch,
szefową ogólnokrajowej organizacji hom oseksualistów H um an Rights C am paign
(K am pania na rzecz Praw Człowieka). Prezydent C linton, dając do zrozum ienia,
że seksualni dew ianci są kluczow ą grupą jego wyborców, pojawił się na kw e
ście HRC i wystąpił na okładce pism a tej organizacji. Sprinkle i Birch wspólnie
pokazały, w jaki sposób pornografia staje się narzędziem politycznej kontroli.
Sprinkle prezentow ała zebranym m ateriały pornograficzne, a Birch opow iada
ła, w jaki sposób jej organizacja karała tych spośród członków Kongresu kadencji
1994 roku, którzy głosowali za przyjęciem Ustawy o O bronie Rodziny. W ładza,
czego ilustracją są subsydiow ane przez państw o uczelnie, najpierw zachęca oby
wateli do aktyw ności seksualnej, a następnie karze ich za to groźbą ujaw nienia ich
postępków (czyżby stąd wzięła się nazw a konferencji?), jeżeli nie zechcą uczestni
czyć w wykorzystyw aniu występku do celów politycznych. Korzystając z tego, że
jego siedziba znajduje się „po przeciwnej stronie wzgórz H ollyw ood”, w samym
środku obszaru, gdzie ulokował się filmowy przem ysł pornograficzny, Uniwersytet
Kalifornijski na początku sierpnia 1988 roku zorganizow ał w N orthridge pierwszą
coroczną światową konferencję na tem at pornografii. Jej uczestnicy m ogli oglądać
na żywo seksualne przedstaw ienia, które odbyw ały się w pom ieszczeniach hotelu,
które wynajęto na potrzeby konferencji. Pod koniec 1997 roku na Nowojorskim
Uniwersytecie Stanow ym (SUNY) odbyła się konferencja zatytułow ana „Revol
ting Behavior” („Odrażające zachow anie”), która wywołała duże zainteresow anie
mediów, po części przynajm niej dlatego, że jeden z członków zarządu uczelni po
zakończeniu konferencji zażądał odw ołania ze stanow iska dyrektora kam pusu
New Paltz. D ruga kadencja adm inistracji C lintona upływ ała pod znakiem zado
m aw iania się pornografii na uczelnianych kam pusach. 29 m arca 1999 roku James
Atlas napisał o tym na łam ach „New Yorkera”, stwierdzając, że „usankcjonow anie
pornografii przez w ykładowców jest teraz potw ierdzonym faktem”1. Atlas, jako
jedna z najważniejszych osób aktyw nie przykładających do tego rękę, w spom i
na w swoim artykule o Lindzie W illiam s, głównej prelegentce na konferencji
o pornografii w N orthridge, której książkę zatytułowaną Hard Core, Power, Pleasure
and the Frenzy o f Visible określa m ianem „erudycyjnej i dobrze uargum entow anej
oceny filmów pornograficznych”4. Jego zdaniem , „Linda W illiams stawia tezę, że
obecność pornografii na wyższych uczelniach w naturalny sposób w yrasta z faktu,
że polityka stanow i jeden z przedm iotów ich zainteresow ań”. Atlas jednak oczy
wiście nie pisze już o tym , w jaki sposób pornografia staje się form ą politycznej
kontroli, a nie robi tego przede wszystkim z tego pow odu, że zaślepiają go kom unały
establishm entu, który wm awia ludziom , że pornografia jest rodzajem wyzwolenia.
Podobnie jak większość autorów wypowiedzi sponsorow anych przez w iadom y
przemysł, które pojaw iły się po opublikow aniu rap o rtu końcowego Komisji Me-
esea, Atlas i W illiam s za wszelką cenę starają się udow odnić, że kobiety nie tylko
lubią pornografię, ale w istotny sposób są także zaangażowane w jej wytwarzanie.
Atlas posuw a się naw et do stw ierdzenia, że „kobiety zaczynają kontrolow ać środki
produkcji pornografii”5.
Jak gdyby w celu podsycania tego złudzenia, ten sam przem ysł wydawniczy,
który w latach osiemdziesiątych zwrócił się do agencji Gray and Co. o pom oc w dys
kredytow aniu Komisji M eesea, w latach dziew ięćdziesiątych sfinansował wysyp
kobiecych m em uarów , z k tó ry ch treści je d n o z n a c zn ie w ynikało, że kobiety
są zdeklarowanym i odbiorczyniam i pornografii, poniew aż jest im pom ocna w m a
sturbacji. W artykule Women Behaving Badly, k tóry ukazał się w 1997 roku w lu
tow ym w ydaniu m agazynu „Vanity Fair”, M ichael Schnayerson pisał o „nowej
fali autorek w spom nień, w większości m łodych i atrakcyjnych osób, [które] opi
sują intym ne szczegóły dotyczące ich życia seksualnego, alkoholizm u, zaburzeń
678 RO ZD ZIA Ł 21.
dzięki - a nie m im o - tem u, że oddziaływ ał na m nie cały ten seks. Seksualne obrazy
i myśli, k tórym i zarzucały m n ie rock and roli, pornografia, telewizja, hollyw oodzkie
filmy i w irtualna przestrzeń, sprawiły ostatecznie, że poczułam się raczej wyzwolo
na niż prześladow ana, bardziej ośw iecona niż p rzerażo n a... Kiedy zrozum iałam ,
jak wykorzystywać pornografię i doszłam do tego, w jaki sposób należy patrzeć na
erotyczne obrazy i w ykorzystywać w łasną seksualną w yobraźnię, aby przem ienić
pożądanie w sam odzielnie uzyskany orgazm , m oje życie uległo nieodw ołalnej i p o
zytywnej zm ia n ie ... Pierwszy raz w życiu, p oczułam się seksualnie niezależna7.
Innym i słowy, sam otni nieudacznicy pow inni się czuć w porządku, gdyż
fajna, ładna, inteligentna (um ie obsługiw ać kom puter), obeznana z w irtualem
dziewczyna, taka jak Lisa Pałac, m asturbuje się p odobnie jak oni i czuje się z tym
na tyle doskonale, że napisała książkę, żeby podzielić się z nim i swoim szczęściem.
M im o swej pretensjonalności, książka Pałac nie jest tylko rozbudow aną reklam ą
przem ysłu pornograficznego, k tó ry do czasu objęcia władzy przez ekipę C lintona
i przed pojaw ieniem się In tern etu przeżyw ał pow ażny regres. Pałac pisze, że „do
skonale nadaw ała się do upraw iania w irtualnego seksu”, poniew aż „nie chodziłam
z nikim do łóżka, lubiłam się m asturbow ać i potrafiłam używać klaw iatury”8.
680 R O ZD ZIA Ł 21.
całościowy obraz rzeczywistości, a nie tylko jego drobny wycinek. N iektóre z nich
jednak, i wcześniej, i obecnie, m iały przebłyski takiej św iadom ości, powoływały
się bow iem na kogoś, kto go rozum iał, na przykład kogoś takiego jak W ilhelm
Reich. W Psychologii mas wobecfaszyzm u, której przekład ukazał się w USA w roku
1949 i która w latach siedem dziesiątych znacząco w płynęła na poglądy wielu osób,
Reich napisał: „Seksualnie rozbudzone kobiety, jako takie uznane i zaakcepto
wane, spow odow ałyby całkowity upadek autorytarnej ideologii”1“. M odernizm
- zarów no w tej sprawie, jak i w każdej innej - to praw dy antyku postaw ione na
głowie. To, co w intencji Eurypidesa było ostrzeżeniem , Reich i Nietzsche uczy
nili zachętą. Reich, głównie już pośm iertnie, odegrał w tym kluczową rolę. Był
filozofem „seksualnej rewolucji” (to jego określenie) i nauczycielem tego, w jaki
sposób seksualne dewiacje m ożna wykorzystywać w polityce. Die Sexualität im
K ulturkam pf - tak brzm i oryginalny tytuł książki Reicha, który przetłum aczono
jako Seksualna rewolucja. Z m iana ta daje do m yślenia. Książka pośw ięcona roli
seksualności w wojnie kulturowej zm ieniła się w coś, co m iało być opisaniem p o
wszechnej oraz oddolnej rewolucji, podobnej do rewolucji am erykańskiej, która
stworzyła Stany Zjednoczone. Rzecz jasna, w rzeczywistości nie było m iędzy nim i
żadnego podobieństw a.
Książka Sallie Tisdale Talk D irty to M e jest rozbudow aną wersją artykułu,
który ukazał się w roku 1992 w lutowym num erze m agazynu „H arper s”. W zam ie
rzeniu m iał on objaśniać „głęboką filozofię seksu”, ale p odobnie jak książka Pałac,
jest jeszcze jedną pow iastką dla dziewcząt - z tą tylko różnica, że nie m a w niej
mowy o kom puterach. „To cudow na i straszna chwila dla każdej z nas” - unosi
się Tisdale,
Tisdale wychwala pracę Betty D odson, która w roku 1974 napisała książkę
o m ało zaskakującym tytule LiberatingMasturbation. Z daniem Tisdale, jest to „ra
dosny, bezw stydny pean na cześć dochodzenia do orgazm u w zaciszu własnego
pokoju”12. Pochwała wyzwolenia szybko jednak zm ienia się w zwykły konsum pcjo
nizm , który tego rodzaju ludzie uznają za odstręczający, kiedy reklam y namawiają
ich do zakupu pasty do podłóg, ale nie wówczas, gdy wykorzystuje się je w celu
nakłonienia ich do kupna w ibratora. Tisdale posługuje się wówczas takim samym
bezsensow nym bełkotem : „A w ibratory spraw iają, że kobiecy orgazm zawsze
jest równie szybki, łatw y do osiągnięcia, w ielokrotny i prosty jak każdy męski
orgazm . To są m aszyny rew olucji”13.
682 RO Z D Z IA Ł 21.
Zacznijm y od tego, iż nie jest bynajm niej oczywiste, że kobiety pragną „szyb
kich, łatwych do osiągnięcia, w ielokrotnych” orgazmów, nie zaś tych, będących
odzw ierciedleniem m iłości i życia. Jedyną rzeczą, jakiej m asturbujące się kobiety
nigdy nie podważały, są zasady konsum pcjonizm u oraz sposób, w jaki siły ry n
kowe stały się m o to rem rew olucji seksualnej. To dlatego ich proza tak często
sprawia w rażenie, jakby pisały ją po obejrzeniu reklam w telewizji śniadaniowej.
Tisdale nie m a być m oże pojęcia, że istotą seksualności jest obopólność - żadna
z m asturbujących się kobiet tego nie praktykuje, a przynajm niej o tym nie mówi,
ale potrafi jed n ak zauważyć, na czym m oże zrobić interes. M im ow olnie kreśli nam
precyzyjny obraz dokonań „seksualnych m aszyn”. W yzwolenie seksualne oznacza
po prostu przeniesienie seksu ze sfery m iłości i rodziny do sfery handlu, gdzie
m ożna na nim zarobić. Prostytutki zawsze były obeznane z tego rodzaju transakcją
i biznesem . „Po prostu, jako dobrze zorganizowany, wielomilionowej w artości
interes, trzeba go traktow ać serio” - pisze Tisdale, sugerując tym samym, że w prze
ciwnym w ypadku, być m oże nie traktow ałaby seksu pow ażnie14. „Pornografia jest
odzw ierciedlaniem wolnego rynku - ikony konserw atystów ”15. A jeśli kobiety chcą
być traktow ane serio, m uszą się sprzedaw ać zgodnie z zasadam i funkcjonow a
nia w olnego rynku. Innym i słowy, m uszą zacząć w spierać sklepy z pornografią.
Jedynym sposobem po szerzenia zakresu porn o g rafii jest wejście kobiet w obręb
jej m urów i rozsunięcie ich na zew nątrz, aby uczynić ta m więcej przestrzeni. W iem ,
że łam ię zasady, kiedy w chodzę d o sklepu dla dorosłych, gdzie m oje pojaw ienie
się budzi zdziw ienie albo szczerą n ie c h ę ć ... I w iem , że jeżeli więcej kobiet wejdzie
po p ro stu do tego sklepu, św iat oraz ów bardzo m ęski sposób p ostrzegania kobiet
zacznie się zm ien iać16.
Sens tego jest oczywisty. Kobiety zm ienią świat, stając się seksualnym i kon-
sum entkam i. „Pornografia m usi się zm ieniać, ulepszać i to kobiety spowodują,
że stanie się lepsza, ale nie wtedy, jeżeli będą ją ignorow ać”17. Tisdale nam aw ia
po prostu czytelniczki do częstego odw iedzania sklepów z pornografią - wszyst
ko to, rzecz jasna, w im ię wyzwolenia, ale okazuje się, że ten rodzaj wyzwolenia
napędza ogrom ne pieniądze w iadom em u przem ysłowi, a w dzisiejszych czasach
- dobie fuzji - należą do niego studia filmowe, telewizja, w ysokonakładow e cza
sopism a oraz now ojorskie dom y wydawnicze, takie jak ten, który wydał książkę
Tisdale. Patrząc na nie z p u n k tu w idzenia przynależności do określonego gatunku
literackiego, seksualne m em uary najbardziej pasują do kategorii płatnych ogłoszeń
politycznych.
Na tym jed n ak nie koniec. M asturbujące się kobiety pokroju Tisdale aspi
rują do przedstaw iania nam całościowego ujęcia sprawy, to znaczy politycznego
i ekonom icznego wyzwolonego aspektu oraz ich w zajem nych relacji. Pornografia
jest rzeczą dobrą, gdyż „likw iduje tradycyjnie przypisyw aną kobiecie pasyw
ność, wytw arza em ocjonalny ferm ent, pobudza do introspekcji i ukazuje świat
bez tradycyjnej rodziny... Ukazuje seks jako Rewolucję”18.
W ASZYN G TO N , 1992 683
Rewolucja oznacza w tym przypadku tyle, że przem ysł opłacający pism aków
pokroju Tisdale i Pałac zam ierza uwolnić kobiety z „więzów” m oralności. W yzwo
lenie seksualne kolejny raz okazuje się form ą kontroli. W olność ponow nie zostaje
utożsam iona z konsum pcjonizm em ; oznacza podporządkow anie własnych zacho
wań finansow ym interesom przem ysłu m asturbacyjnego, do którego należy firma,
która wydała książkę Tisdale. M asturbacja to także dobry interes, poniew aż jej
przesłanie głosi: „przestań się opierać pragnieniu”19. Tym ostatnim stw ierdzeniem
panna Tisdale zdradza nam clou całej sprawy. Nie m ów i jednak, że m asturbacja
tw orzy świat bezw olnych konsum entów , których folgowanie przyjem nościom
prow adzi do coraz większego uzależnienia i alienacji, czyli jednocześnie do coraz
bardziej pogłębiającego się nałogu pornografii oraz fantazji, które ona wyzwa
la. W imię wyzwolenia k onsum ent pornografii staje się coraz bardziej odcięty
od wszelkich ludzkich kontaktów, także tych z płcią przeciw ną, które norm alnie
prow adzą do zawarcia m ałżeństw a, posiadania dzieci oraz w spółtw orzenia spo
łeczności zapewniających ludziom niezależność i wsparcie. W szystko to zostaje
unicestwione przez seksualizację kultury, którą prom uje pornografia i masturbacja.
W tym sensie m asturbacja i pornografia są oczyw istym i narzędziam i społecznej
kontroli. W świecie, w którym seks nie prow adzi do zawarcia m ałżeństw a ani
posiadania dzieci, może skutkować jedynie alienacją, uzależnieniem i śmiercią. Ci,
którzy sterują kulturą konsum encką, starają się stym ulow ać pragnienia dające się
zaspokoić jedynie środkam i, nad którym i władzę m a kontrolujący, pobierając za nie
stosow ną opłatę. Człowiek uzależniony od własnych przyw ar uczy się je kochać,
a jednocześnie darzyć nienawiścią samego siebie. Ci sami, którzy go zniewolili, p o
święcają czas i pieniądze na przekonywanie go - m iędzy innym i za pośrednictw em
książek, o których m ow a - że osiągnął najwyższy stopień wyzwolenia, podczas
kiedy w rzeczywistości sam sobie nałożył pęta. Taki właśnie jest cel wszystkich
tych uspraw iedliw ień ideologii i racjonalizacji przedstaw ianych w „Playboyu”
i gdzie indziej. Filozofia dnia codziennego zanikła i to rów nież jest celem książek
takich, jak Talk D irty to Me. Z achęcanie do m asturbacji to po prostu jeszcze jeden
sposób degradow ania życia i miłości dla osiągnięcia finansowych korzyści, innym i
słowy: rugow anie „poziom ego” związku m iędzy m ałżonkam i w tym sam ym wieku
oraz związku „wertykalnego”, łączącego nas z przyszłymi pokoleniami. M asturbacja
to skrajna postać solipsyzm u, a w konsekw encji najdoskonalsza form a kontroli.
M asturbacja zam yka p rzed człow iekiem w szelkie m ożliw ości rzeczyw istego
kontaktu z innym i, pozostaw iając m u tylko jed n ą drogę zaspokojenia, którą k o n
troluje pornograf, a osoba m asturbująca m oże realizować wszelkie swoje fantazje
i zachcianki tak długo, dopóki na jej karcie kredytowej są jakieś środki.
W przeciw ieństw ie do wyzwolenia seksualnego z lat ubiegłych, kiedy na
przykład w latach sześćdziesiątych w im ię wolnej m iłości i wolnych związków
prom ow ano niew ierność i cudzołóstw o, współczesne wyzwolenie seksualne doby
lat dziewięćdziesiątych oznacza jedno i niem alże tylko jedno - m asturbow anie się
przy oglądaniu pornografii. Jeśli się nad tym zastanow ić, pow ód tego jest raczej
banalny: m asturbow anie się przy oglądaniu pornografii jest bardziej zyskowne niż
684 R O ZD ZIA Ł 21.
dwie poprzednie m ożliwości; jest także bardziej lukratyw ne niż jakakolwiek inna
form a aktyw ności seksualnej, w tym także związana z nim prostytucja. W czasach,
kiedy dzięki postępow i technologii obrazy nabierają coraz większego realizmu,
gdy każdy z nich m ożna dostarczyć drogą elektroniczną do dom u każdego, kto
m a kom puter, a w przyszłości, każdego posiadacza odbiornika TV, możliwości
finansowego w ykorzystania tego zjawiska są zbyt wielkie, aby je ignorować. Za wy
zyskiem finansow ym idzie kontrola polityczna - to on otw iera kolejne drzwi. Być
m oże właśnie dlatego Tisdale tak uporczyw ie stara się uczynić m asturbację syno
nim em seksu. Jej zdaniem , seks m a w istocie charakter m asturbacyjny: „W tym
sensie, każdy rodzaj seksu jest m asturbacją - ciało innego człowieka jest obiektem,
dzięki którem u osiągam y intensyw ną, lecz całkowicie w ew nętrzną przyjem ność,
a nasz orgazm jest sam otw orzącym siebie w szechświatem... Być m oże właśnie
to najlepiej wyjaśnia, dlaczego orgazm y osiągane m asturbacją m ogą być silniej
sze i intensyw niej fizycznie odczuw ane niż te dzielone z partnerem . Są po prostu
bezpieczniejsze”20.
Ponownie m am y tu do czynienia z bezsensow nym podejściem , które stawia
znak równości między seksem a ciastem z pudełka. Autonom ia seksualna definiowa
na jest w sposób zrów nujący ją z seksualną alienacją i zniewoleniem , a jedynym , co
czyni owe wywody po części zrozum iałymi, to kom unały rodem z M adison Avenue
i ACLU. Tak jak w przypadku aborcji, którą przedstaw ia się jako bezpieczniejszą
niż urodzenie dziecka, pornografia pokazyw ana jest jako bezpieczniejsza aniżeli
małżeństwo. W rów naniu tym nie uw zględniono jednak agresji oraz skłonności do
przemocy, jaką wywołuje ona w osobach od niej uzależnionych. „Co zaś do kwestii
pornografii jako wzorca stosow ania przemocy, nie dość że takie obrazy tru d n o
znaleźć, to w m oim przekonaniu pogląd ten zakłada istnienie o wiele większej
liczby osób skłonnych do czynnej agresji niż świadczy o tym rzeczywistość. A ile
m orderstw popełnia się z powodów, za którym i stoi religia?”21.
To doprow adza nas do kolejnego celu, jaki przyśw iecał pisaniu i w ydawa
niu tego rodzaju książek dla kobiet, czyli ich roli w atakach przypuszczanych na
Komisję M eesea i w spółpracujące z nią fem inistki. Identyczne zasady stosow ano
także w innych przypadkach. Jeżeli chce się osłabić pozycję Kościoła katolickiego,
najlepszym sposobem jest stworzyć grupę lobbingow ą, na przykład podobną do
organizacji Katolicy n a rzecz W olnego W yboru, którą sponsorują firmy farm a
ceutyczne produkujące środki antykoncepcyjne. Jeżeli chce się zaprzeczyć poglą
dowi, że pornografia jest przyczyną m altretow ania kobiet, najlepiej będzie, jeżeli
zrobi to w łaśnie kobieta. W szystko, o czym w trakcie przesłuchań przed Komisją
M eesea opow iedziały kobiety, których dośw iadczenia były podobne do przeżyć
Lindy Borem an, zostało w ym azane ze św iadom ości kulturow ej m em uaram i ma-
sturbujących się pań. Jak pisze Pałac:
Czy C huck Traynor był potw orem ? Zam iast uczciwie odpowiedzieć na to py
tanie, Pałac pom ija m ilczeniem wszelkie relacje o cierpieniach kobiet, które m iały
podobne dośw iadczenia jak Linda Borem an; ani słowem nie naw iązuje także do
świadectw wielu innych przedstawicielek swojej płci, które składały zeznania przed
Komisją M eesea i opowiedziały, że były m altretow ane przez swoich partnerów ,
którzy swoimi czynam i starali się naśladow ać to, co wcześniej ujrzeli na ekranie.
Zam iast pow iedzieć praw dę o ludziach, którzy ucierpieli z pow odu pornografii,
Pałac próbuje łączyć Komisję M eesea z „opresyw nym i” latam i pięćdziesiątymi.
Kto tak napraw dę chciałby p o w ro tu do, dajm y n a to, lat pięćdziesiątych, kiedy
czarni m usieli jeździć z tyłu autobusu, kiedy sen ato r Joe M cC arthy niszczył lu
dziom życie, polując na d o m n iem an y ch kom unistów , kiedy ludzie woleli raczej
um rzeć niż przyznać się do depresji, wyjść z ukrycia, leczyć się z alkoholizm u albo
poruszać jakieś drażliw e kwestie, gdyż rzeczyw istość przeczyła w ychuchanem u o b
razow i typow ej am erykańskiej rodziny? Ja na p ew no bym tego nie chciała21.
Nie chciał też tego przem ysł, którego staraniem została w ydana książka
Pałac, a pow ód był oczywisty. D ziałalność Komisji M eesea pow ażnie zaszkodziła
am erykańsk iem u przem ysłow i pornog raficzn em u . We w szystkich książkach,
o których w spom inam , autorki piszą o D w orkin i M ckinnon, które w wielu spra
wach padły ofiarą własnych ideologicznych skrajności, ale jednocześnie stworzyły
zupełnie nowy front walki z pornografią, którego podstaw ą były poglądy lewicowe,
co na pew ien czas uniem ożliw iło w iadom em u przem ysłow i podjęcie skutecz
nych przeciw działań. O prócz fem inistycznego ataku na pornografię, działacze
utożsam iający się z przeciw ną stroną politycznego spektrum z coraz większym
pow odzeniem organizow ali bojkoty całodobow ych sklepów i sklepików, dzięki
czem u w iatach osiem dziesiątych sprzedaż „Playboya”, „Penthousea” i „H ustlera”
gw ałtow nie spadła.
W ilhelm Reich znacznie w yraźniej niż większość ludzi dostrzegał związek
m iędzy rewolucją seksualną o rew olucyjną polityką, na pew no zaś znacznie b ar
dziej klarow nie niż kobiety, które cytowały go w swoich m em uarach. Sallie Tisdale
czytała jego prace. Podobnie jak przeciętny student jest dostatecznie inteligentna,
żeby zrozum ieć, co pisze Reich, ale już nie na tyle bystra, aby ogarnąć całość sy
tuacji, czyli dojrzeć konsekwencje, jakie z filozofii Reicha płyną dla kobiet oraz
kultury dążącej do „wyzwolenia z ucisku”.
Stosunek Tisdale do Reicha m a rów nież w ym iar bardzo osobisty. Jako że
urodziła się tego sam ego roku, kiedy on u m arł w więzieniu, nie m iała szansy,
686 R O ZD ZIA Ł 21.
aby się z nim przespać. M ogła jed n ak zrobić coś innego: w wieku szesnastu lat
pojechała na letni obóz i tam przeszła terapię, prow adzoną zgodnie z w ytycznymi
Reicha. Tisdale pisząc o tym , nie wdaje się w żadne szczegóły, ale wydaje się, że
to, co tam się działo, m ogłoby podpadać p o d oskarżenie o m olestow anie nielet
nich, gdyby w cześniejsze regulacje praw ne dotyczące tego przestępstw a nadal
pozostaw ały w mocy.
Nawet teraz, dwadzieścia lat później, kiedy spotykam jedną z osób, które razem
ze m ną uczestniczyły w terapii, aby wyjaśnić, co w związku z tym czuję, wystarczy, mi
użyć słowa „grupa”. Terapia Reicha była tru d n a, brutalna, silnie oddziałująca i niebez
pieczna; była bolesna fizycznie, a czasem em ocjonalnie niszcząca. Skuteczni, niem al
naw iedzeni terapeuci, którzy prow adzili z nam i fizyczne i psychologiczne ćwiczenia,
mające na celu przebicie naszej zbroi mięśniowej i em ocjonalnej, być może wyrządzili
m i tyleż złego, co i dobrego. W m oim krótkim życiu byli jed n ak pierwszymi i jedyny
m i dorosłym i, którzy rozm awiali ze m ną, widząc we m nie istotę seksualną i dostrze
gając nie tylko to, że jestem seksualna, lecz również, że cierpię z pow odu seksualności
- że seks jest rzeczą ważną, zasadną i rzeczywistą. W edług Reicha „ciało sam o daje
świadectwo prawdzie”. Moi reichowscy terapeuci byli pierwszym i ludźm i w m oim ży
ciu, którzy mów ili m i praw dę o m oim w łasnym ciele24.
Jakie to były prawdy, o tym już Tisdale nie napisała. Szczegóły jednak nie
są najważniejsze. W czasach, kiedy idee Reicha przeżyw ały renesans w Stanach
Zjednoczonych, zm ienił on Sallie Tisdale i uczynił ją tym , kim jest obecnie. I do
tego sprowadza się cała ta historia, jej początek, rozw inięcie i zakończenie. O na
sam a jed n ak dom aga się objaśnienia. Reich, znany z tego, że podniósł sprawę
seksualności m łodocianych, w tym także m asturbacji, wymyślił terapię, która sek-
sualizowała dzieci, ale oprócz tego wskazał rów nież drogę politycznego wykorzy
stywania dzieci. To właśnie spotkało Sallie Tisdale, chociaż ona sam a nie rozum ie,
co w istocie się jej przydarzyło. Filozofia ta była podstaw ą rewolucji seksualnej
lat sześćdziesiątych, a jej polityczne aplikacje są nadal doskonalone przez ludzi,
którzy być m oże są inteligentniejsi od Tisdale, być m oże nie, ale wciąż zajmują
się politycznym i konsekw encjam i w tedy ustalonych zasad. Innym i słowy, Reich
był człowiekiem, który w iedział, w jaki sposób politycznie wykorzystywać seks.
W latach dziewięćdziesiątych reichowska ideologia sekspolityki stała się częścią p o
tocznej filozofii lewicy, a adm inistracja Clintona uczyniła z niej narzędzie kontroli.
Tuż po objęciu u rzęd u prezydent C linton, oprócz dopuszczenia h o m o
seksualistów i biseksualistów do pełnienia służby wojskowej, uchylił większość
antyaborcyjnych rozporządzeń przypisanych do finansowanych przez rząd Sta
nów Zjednoczonych program ów kontroli u rodzeń, które zostały ustanow ione
przez adm inistrację Reagana, a następnie przedstaw ione przez nią na konferencji
O N Z w M eksyku w 1984 roku. A dm inistracja C lintona opow iadała się również
za zniesieniem zakazu bezpośredniego finansow ania przez USA program ów abor
cyjnych realizowanych za granicą. Po czym, jakby postępując zgodnie z zasadą,
że czyny nie pow inny przem aw iać dobitniej niż słowa, rzecznik Białego D om u
W A SZYN G TO N , 1992 687
Dee Dee Myers w kw ietniu 1993 roku zapew niła prasę, że adm inistracja C lintona
postrzega aborcję jako „część całościowego podejścia do polityki demograficznej”25.
Nieco więcej niż m iesiąc później, 11 m aja 1994 roku, T im othy W irth, p o d
sekretarz stanu ds. problem ów globalnych w D epartam encie Stanu USA, wygłosił
przem ów ienie, w którym skrytykow ał rządy niezgadzające się ze stanow iskiem
adm inistracji C lintona w kwestii aborcji i niew yrażające woli w spółpracy w tej
sprawie. Stwierdził, że „zasłaniają się obroną suw erenności”. „To trudne, ale m u
sim y rów nież d o k ład n ie przedyskutow ać spraw ę a b o rc ji... O pow iadam y się
za praw em do decydow ania o liczbie dzieci i częstotliwości ciąż, w tym także
za dostępem do bezpiecznej aborcji”26.
W styczniu 1994 roku pow tórzył to sam o i podkreślił, że „prawo do decy
dow ania o liczbie dzieci i częstotliwości ciąż” uw zględnia rów nież aborcję. D ał do
zrozum ienia, że takie sam o prawo pow inny m ieć kobiety na całym globie: „do roku
2000 w szechstronne planow anie rodziny m usi być dostępne dla każdej kobiety na
świecie” - i to w łaśnie stało się celem adm inistracji C lintona.
16 m arca 1994 roku w ram ach przygotow ań do konferencji O N Z pośw ięco
nej kw estiom zaludnienia i rozwoju, która m iała się odbyć we w rześniu w Kairze,
D epartam ent Stanu wysłał depeszę do wszystkich swoich zagranicznych placówek
dyplom atycznych i konsularnych z prośbą o „interw eniow anie na wyższym szcze
blu dyplomatycznych” w celu zdobyw ania poparcia dla priorytetow ych elem entów
stanowiska USA, które zostanie przedstaw ione w Kairze. Było w śród nich „zapew
n ien ie ... dostępu do bezpiecznej aborcji”. W depeszy poinform ow ano am erykań
skich dyplom atów na całym świecie, że „zdaniem Stanów Zjednoczonych, dostęp
do legalnej i dobrowolnej aborcji jest fundam entalnym prawem wszystkich kobiet”.
Znalazła się w n im rów nież uwaga, że „obecne regulacje są niewystarczające, p o
nieważ dopuszczają aborcję jedynie w przypadku zajścia w ciążę w w yniku gwałtu,
bądź kaziro d ztw a... Delegacja Stanów Z jednoczonych [na konferencję w Kairze]
będzie rów nież bardziej zdecydow anie podkreślać wagę i znaczenie dostępu usług
aborcyjnych”27.
W kw ietniu 1994 na posiedzeniu Komisji Przygotowawczej, które odbyło
się w Now ym Jorku, m im o taktyki zastraszania przyjętej przez doktora Freda Sai
i wyśm iew ania stanow iska obecnych na niej organizacji pozarządowych, nie udało
się przełam ać im pasu, do którego doprow adziły spory o ostateczny kształt proabor
cyjnych sform ułow ań zaw artych w tekście przygotow yw anej deklaracji. O brady
przerw ano, a sporne fragm enty tekstu pozostaw iono w nawiasach; ich ostateczną
treść m iano ustalić w trakcie w rześniow ych obrad w Kairze. Jeden z członków
delegacji W atykanu określił now ojorskie spotkanie m ianem „konfrontacyjnego”,
z racji „wysoce napastliw ych uwag czynionych przez przew odniczącego Freda Saia
p o d adresem Stolicy Apostolskiej”28.
„K ażde w y stąp ien ie p rzed staw iciela Stolicy A p ostolskie spotykało się
z ironicznym i lub sarkastycznym i kom entarzam i [Saia], Daw ał wyraz irytacji,
że Stolica A postolska w ogóle zabiera głos”. Delegaci uznali, że takie zachowanie
„jest całkowicie sprzeczne z przyjętą etyką bezstronnego przew odniczącego”29.
688 R O ZD ZIA Ł 21.
5 kw ietnia 1994 roku papież Jan Paweł II dał wyraz niezadow oleniu i braku
akceptacji dla kierunku, w jakim zm ierzała konferencja w Kairze. W ysłał do p re
zydenta C lintona list, w którym stwierdził, iż istnieje „pow ód do obaw, że [projekt
dokum entu końcowego] m oże spow odow ać szkodę m oralną, skutkującą pow aż
nym regresem hum anitaryzm u, a pierwszą tego ofiarą będzie człowiek”. „Koncepcja
seksualności, będąca podstaw ą tego tekstu, jest całkowicie indywidualistyczna;
do tego stopnia, że m ałżeństw o jawi się w nim jako coś przebrzm iałego”. Czytając
ów dokum ent, papież odniósł „niepokojące w rażenie, że coś jest nam narzucane,
a m ianow icie styl życia typow y dla pew nych m arginalnych grup wew nątrz rozw i
niętych społeczeństw, społeczeństw m aterialnie bogatych i zsekularyzowanych. Czy
państw a bardziej ceniące n aturalne w artości, m oralność oraz religię, bez protestu
przyjm ą taką wizję człowieka i społeczeństw a?”’0.
Brutalne prom ow anie aborcji przez adm inistrację C lintona m usiało pocią
gnąć za sobą nieoczekiw ane skutki. N ikt z otoczenia prezydenta nie spodziew ał
się tak zdecydow anego protestu papieża. Na początku czerwca 1994 roku podczas
podróży po Europie, której oficjalnym celem było m iędzy innym i uczestniczenie
prezydenta w obchodach rocznicy lądow ania aliantów w N orm andii, C linton
odbył spotkanie z Janem Pawłem II, a po jego zakończeniu oznajmił, że osiągnięto
znaczący postęp na drodze łagodzenia różnic m iędzy obu stronam i. Oświadczenie
to zostało zdem entow ane przez W atykan, który stwierdził, że nic takiego nie miało
miejsca. W uporządkow anym i układnym świecie protokołu dyplomatycznego tak
otw arte zaprzeczenie słowom ważnego gościa było w ydarzeniem bez precedensu31.
B ezpośrednim skutkiem tego łgarstw a w przypadku adm inistracji C linto
na było um ocnienie się w przekonaniu, że konferencja będzie przebiegała pod
znakiem konfliktu. Latem 1994 roku w prasie regularnie zaczęły się ukazywać
doniesienia o sporze m iędzy W atykanem a Białym D om em . W przededniu k a ń
skiej konferencji włączył się w to rów nież rzecznik prasow y Stolicy Apostolskiej,
Joaquin Navarro-Valls, który oświadczył w „Wall Street Journal”:
Ojciec Święty b ro n i nie tyko katolickiej wizji życia i rodziny. W istocie rzeczy
o d nosi się do spraw y kluczowej, w której ludzkość m usi dokonać w yboru. Kwestia
ludzkiego życia i zaludnienia w iąże się ze w szystkim i innym i. Fałszywy k ro k p ro
w adzi tu do ogólnego zaburzenia ładu cywilizacji. Jak pow iedział A rystoteles, m ały
b łąd n a początku staje się w ielkim na końcu. O taki b łąd w łaśnie tu chodzi.
narażały się na groźbę finansowej zapaści. O prócz tego adm inistracja Clintona
zrobiła w rezultacie więcej dla polepszenia stosunków m iędzy m uzułm anam i
i chrześcijanam i niż ktokolwiek inny w ciągu m inionych dw ustu lat. W sum ie było
to pasm o wielkich sukcesów, tyle że przez nikogo nieprzew idzianych.
W sposób, któ ry stał się typow y dla tej adm inistracji, Biały D om zbyt późno
dostrzegł, jaki popełnił błąd, a kiedy, chcąc jakoś z tego wybrnąć, próbow ał imać się
kłamstwa, jedynie pogorszył sytuację. Zadufanie skutkujące porażką i krętactw am i
stało się jego znakiem rozpoznaw czym i po d tym w zględem konferencja w Kairze
nie była wyjątkiem . 25 sierpnia 1994 roku dosłow nie w przededniu konferen
cji, w iceprezydent Al G ore zwołał w N ational Press Club konferencję prasową, na
której zapew nił zgrom adzonych tam dziennikarzy, że adm inistracja C lintona „nie
dążyła, nie dąży i nie będzie dążyła do ustanow ienia żadnego m iędzynarodow ego
praw a do aborcji”; wszelkie tw ierdzenia, jakoby było dokładnie odw rotnie, nazwał
„oburzającym i insynuacjam i”32.
Było to śm iałe posunięcie ze strony adm inistracji, zwłaszcza że ludzie p a
m iętali przecież jej zaangażow anie na rzecz aborcji, które spotkało się z równie
zdecydow anym kontrposunięciem W atykanu. Jeśli przem ow a G orea w zam ierze
niu m iała być gestem pokojow ym , to taktyka ta zaw iodła na całej linii. Po kilku
dniach nadeszła odpow iedź z W atykanu, którą „New York Times” nazwał „bez
przykładnym osobistym atakiem na w iceprezydenta Ala G orea, oskarżającym go,
że fałszywie przedstaw ił intencje zgrom adzenia w odniesieniu do sprawy aborcji”33.
„Projekt dok u m en tu w sprawie zaludnienia, którego głównym patronem
są Stany Zjednoczone, jest w rzeczyw istości sprzeczny z ośw iadczeniem pana
G orea”34 - pow iedział rzecznik prasow y W atykanu, Joaąuin Navarro-Valls.
W ypowiedź ta m iała również ten aspekt, że W atykan po raz pierwszy wskazał
na adm inistrację C lintona jako na inicjatora proaborcyjnych koncepcji zawar
tych w w spom nianym dokum encie. „Times” zauważył, że nie zdarzyło się dotąd,
aby W atykan „publicznie i im iennie zaatakow ał am erykańskiego dostojnika”35.
To już drugi raz tam tego lata Stolica A postolska złam ała protokół dyplomatyczny,
odnosząc się z nazw iska do konkretnych osób i w obu przypadkach sprowadzało
się to w istocie do nazw ania kłam cam i prezydenta i wiceprezydenta najpotężniej
szego światowego m ocarstw a.
Nic dziw nego zatem, że prasa uznała to spotkanie za bardzo intrygujący
m ateriał. R ejterada G o rea była rów nież sygnałem , że adm inistracja C lintona
zorientow ała się, iż oto kolejny raz zadufanie zaprow adziło ją w ślepą uliczkę.
C linton, któ ry w ygrał w ybory prezydenckie, otrzym ując m niejszą liczbę głosów
niż M ichael D ukakis w 1988 roku, nabrał zwyczaju kreślenia wizji w spaniałych
program ów , zupełnie nie biorąc p o d uwagę kosztów ich w prow adzenia, kiedy zaś
pojawiały się oznaki, że jego pom ysły napotykają na znaczący sprzeciw, wycofywał
się z nich, kiedy zaś przegryw ał kolejną bitwę, tw ierdził, że uzyskał to, co chciał.
Oświadczenie wygłoszone przez G orea w Kairze zbiegło się w czasie z odrzuceniem
pierw szego projektu ustaw y o zw alczaniu przestępczości oraz odrzuceniem przez
Kongres rządow ego projektu ustaw y o ubezpieczeniach zdrowotnych.
690 RO Z D Z IA Ł 21.
Tok m yślenia Kapłana skażony jest błędem , obecnym także w znanym slo
ganie: „papież zakazuje kontroli urodzeń; m iliony cierpią głód”, a polegającym na
tym , że w niosek, do którego dochodzi, nie w ynika z przedstaw ionych przesłanek.
Jaka dokładnie jest przyczyna anarchii panującej w Afryce Zachodniej? Czy rze
czywiście jest nią przeludnienie? A m oże po p ro stu załam anie się m oralnego
porządku? Pod koniec artykułu Kapłan zaprzecza w łasnym tezom , opisując prze
ludnione m uzułm ańskie „slum sy” w Turcji, gdzie reguły życia wyznacza islam,
instytucja rodziny pozostaje nienaruszona i rezultacie Kapłan sam czuje się tam
całkowicie bezpiecznie.
chciałoby się dodać, rozum u ludzi nie przyćm iew a nam iętność. Być m oże dlate
go współczesne odpow iedniki M argaret Sanger były tak skore sięgać po totalitarną
kontrolę nad zachow aniam i seksualnym i praktykow anym i w różnych częściach
świata. Najwidoczniej sądziły innych na podstaw ie własnych doświadczeń. Ponie
waż próby zachow ania sam okontroli skończyły się w ich przypadku całkowitym
fiaskiem, doszły do przekonania, że nikom u innem u rów nież to się udać nie może.
Niewykluczone, że to właśnie stanowi w ytłum aczenie zainteresow ania prezydenta
C lintona kontrolą u rodzeń jako substytutem sam okontroli.
Poprzez prom ow anie antykoncepcji anim atorzy kontroli urodzeń doprow a
dzili jednak do urzeczyw istnienia tego, czego się obawiali. Propagując antykoncep
cję, podw ażyli porządek moralny, podw ażając porządek moralny, obalili rozum ,
a obaliwszy rozum , zlikwidowali nie tylko jedyne ograniczenie destrukcyjnych
nam iętności, ale też ludzką zdolność racjonalnego planow ania, jaką liczbę dzieci
pow inno się mieć.
L ew ico w o -lib eraln y reżim uw ielbia zastęp o w ać m o ra ln o ść tech n ik ą.
W XX wieku ta w łaśnie skłonność była pow odem długiego łańcucha nieszczęść.
Reżim lubuje się w odgryw aniu jednocześnie roli podpalacza i straży pożarnej,
a konferencja w Kairze nie była od tej zasady wyjątkiem. Rozpowszechniając środki
antykoncepcyjne, zburzono porządek m oralny i doprow adzono do anarchii, przed
którą chciano się ustrzec. Sam reżim do tego stopnia jest zaślepiony przez swoje
nieokiełznane nam iętności, że jedyna rzecz, jaką jest w stanie zaoferować jako
światowy strażak, to polew anie benzyną własnego, stojącego w płom ieniach domu.
W illiam Jefferson Clinton, zanim zasiadł na drugą kadencję w Białym Dom u,
stał się wzorcowym przykładem człowieka oświecenia. Niezdolny kontrolować wła
snych chuci, pośw ięcił życie, aby poprzez m anipulow anie żądzam i innych i wcią
ganie ich w ten sam rodzaj zniewolenia, zyskać nad nim i władzę. W jaki sposób
przekładać się to m oże na politykę, stało się oczywiste, kiedy C linton uwikłał
się w rom ans z M oniką Lewinsky. Jest to podręcznikow y przykład tego, w jaki
sposób ludzie rządzący środkam i m asowego przekazu m ogą wykorzystać seks
dla uzyskania politycznych korzyści. W szystko zaczęło się od tego, że prezydent
Stanów Zjednoczonych pozw olił sobie na obm acyw anie kobiety, która przyszła
do jego gabinetu z prośbą o wyświadczenie politycznej przysługi. Linda Tripp,
pracow niczka służby cywilnej, która za rządów adm inistracji Busha rozpoczęła
pracę w Białym D om u, stopniow o pozw oliła w ciągnąć się w sieć kłam stwa, którą
otoczył się C linton, aby zapew nić sobie trw anie przy władzy. Tripp zauważyła,
że z gabinetu prezydenckiego w ychodzi kobieta; jej u branie było w nieładzie.
Linda oświadczyła później - co naraziło ją na oskarżenie o kłam stwo - że ko
bieta ta odbyła stosunek seksualny z prezydentem . Przysięgła sobie, że po raz
drugi nie popełni tego samego błędu i zaczęła nagryw ać swoje rozmowy. Kiedy
postępow anie w sprawie m olestow ania seksualnego Pauli Jones nabierało tem pa,
Tripp uśw iadom iła sobie, że znalazła się w bardzo niew ygodnej sytuacji, która
zawsze staje się udziałem podw ładnych niem oralnej władzy. Jeżeli skłamie, tak
jak to zrobiła adm inistracja i do czego nakłaniała swoich pracowników, może
W ASZYN G TO N , 1992 693
„Skoro ja m ogę robić z innym i, co chcę, oni m ogą robić to sam o ze m ną”. W tedy
zaczęliśmy sobie uśw iadam iać, dlaczego n aturalną konsekwencją seksualnego wy
zwolenia jest horror.
O gólna anarchia, do której doprow adziło seksualne wyzwolenie, jest funk
cją władzy. Tam, gdzie brak m oralności, m ożni zawsze unik ną kary za morderstwo,
gdyż ich pragnienia są najważniejsze, a jedynym wyznacznikiem dobra i zła staje się
potęga i władza. Tak więc albo siła staje się praw em , albo uznajem y nadrzędność
zasad m oralnego porządku, który nie m y stworzyliśmy. Trzeciej drogi nie ma. Jeżeli
demos odrzuca porządek m oralny, jest to ipso facto gw arancją jego zniewolenia,
gdyż demos ipso facto nie jest ani bogaty, ani potężny, po prostu dlatego, że jest
tym , czym jest. W ten sposób wyzwolenie seksualne staje się form ą politycznej
kontroli, o czym dobitnie świadczy druga kadencja rządów adm inistracji Clintona.
Lud, który przez wszystkie te lata karm ił się papką płynącą z ekranów tele
wizorów, myśli, że należy do tej samej klasy, co ludzie, którzy nim rządzą. Wierzy,
że m a takie sam e przywileje, jak oni. Ale to niepraw da. Świat, w którym władca
jest nagradzany za to, że kłam ie, to świat, w którym jego poddanych karze się
za m ów ienie prawdy. O tym właśnie boleśnie przekonała się Linda Tripp. Na tym
świecie jedyną obroną biedaków będzie zawsze praw o m oralne funkcjonujące jako
część praw a świeckiego. Porządek m oralny to rów nież jedyna droga i sposób, aby
naród zagw arantow ał sobie należne m u prawa. Jeśli bow iem porządek ów zostaje
zniszczony, jedyną rzeczą, którą m ożna zaproponow ać w jego miejsce, jest siła
- ona zaś stanow i dom enę łudzi bogatych i potężnych. W Trojlusie i Kressydzie
A gam em non m ów i o świecie, w którym nie m a „rangi”, czyli o takim , w którym
nie istnieje porządek - moralny, polityczny czy muzyczny. W tym świecie „syn wy
rodny ojcu śm ierć zgotuje”, gdyż dobro i zło zastąpiła siła:
Jeżeli dobro i zło utraciły znaczenie, pozostaje tylko siła. W świecie przez
nią rządzonym bogaci będą nagrodzeni za swoje występki, biedni zaś karani za ich
cnoty. Lekcja, jaką pow inniśm y w yciągnąć z prezydentury Clintona, procesu O.J.
Simpsona, w yroku w sprawie Roe vs. W ade i rewolucji seksualnej, która w yniosła
obecny reżim do władzy, jest prosta: bogaci i potężni m ogą uniknąć kary za m o r
derstwo. Demos nie protestuje, gdyż jest zbyt otępiały i otumaniony, aby zrozumieć,
że wyzwolenie seksualne jest form ą politycznej kontroli.
W g ru d n iu 1998 roku Izba R eprezentantów wszczęła procedurę usunięcia
prezydenta z urzęd u za popełnienie krzywoprzysięstwa. Z anim do tego doszło,
C linton w ykorzystał wszystkie dostępne m u siły i środki, żeby zm obilizow ać
zw olenników seksualnego perm isyw izm u, w idząc w tym sposób na zachow anie
urzędu. Jego polityka od samego początku, gdy tylko objął stanowisko i zniósł
ograniczenia aborcji oraz um ożliw ił hom oseksualistom służbę w wojsku, była po
prostu prom ow aniem seksualnej rewolucji. W spierał ją z oczywistych, osobistych
powodów, ale rów nież dlatego, że lepiej niż jakikolw iek inny prezydent rozum iał,
iż seksualny perm isyw izm m oże wykorzystać dla własnych politycznych korzyści.
Poniew aż w znacznej części finansowego wsparcia udzielało m u Hollywood, w ie
dział również, że n aró d wydający na pornografię m iliardy dolarów rocznie nie
zareaguje powszechnym oburzeniem , a tym bardziej gniewem, dlatego że prezydent
Stanów Zjednoczonych odegrał w G abinecie O w alnym scenkę rodem z filmów
porno. C linton bardzo starał się zjednyw ać sobie hom oseksualistów i był pierw
szym prezydentem , który wygłosił do nich przem ów ienie - w tym przypadku do
przedstawicieli K am panii na rzecz Praw Człowieka. C linton doszedł do władzy,
udzielając p o parcia ich ideologii i nie m iał zam iaru tego zm ieniać z pow odu
skandalu wokół jego rom ansu z M oniką Lewinsky.
10 w rześnia „Salon M agazine”, dziennik, k tó ry podczas trw ania procedury
im peachm entu przyjął na siebie rolę organu adm inistracji Clintona, podał in
form ację, że adm inistracja w celu utrzym ania w ładzy jako jedną z m ożliwości
działania bierze p o d uwagę realizację „tak zwanego scenariusza Sądnego D nia”.
Ó w „scenariusz” to „straszliw y A rm agedon, gdy osobiste grzeszki wszystkich
- republikanów , dem okratów , dziennikarzy zostaną ujaw nione w przypadku w y
ciągnięcia na forum publiczne zdrad m ałżeńskich Clintona”. Kilka dni później
„Salon”, zgodnie z zapowiedzią, rozpoczął realizację „scenariusza Sądnego Dnia,
opisując rom ans, który trzydzieści lat wcześniej m iał H enry Hyde, przew odni
czący kom isji sądowej, która rozpatryw ała sprawę usunięcia prezydenta z urzędu.
„Wszyscy zostaną ukarani. To będzie totalna katastrofa” - pow iedział H enry Jaffe,
dziennikarz „Salon M agazine”
Kiedy C linton odm ów ił odejścia ze stanow iska, dziennikarze nie m ieli in
nego wyjścia, ja k tylko go poprzeć - znał przecież ich seksualne grzeszki. Kiedy
trw ał skandal wokół sprawy Lewinsky, Toni M orrison nazwała Clintona pierwszym
czarnym prezydentem USA, sugerując tym sam ym , że wszyscy czarni to seksualni
degeneraci. M niej więcej w tym sam ym czasie A lan Dershow itz z W ydziału Prawa
U niw ersytetu H arvarda oznajm ił, że ci, którzy w ierzą w wyzwolenie seksualne,
m uszą poprzeć C lintona, w przeciw nym bow iem razie czeka nas praw icow y
zam ach stanu. Stopniowo, kiedy liczba zarzutów stawianych prezydentow i ro
sła, w postaw ie środow isk opiniotw órczych dała się zauważyć subtelna zmiana.
M aureen Dow d, której po zm ianie frontu w sprawie C lintona przyznano N agrodę
698 RO Z D Z IA Ł 21.
Społeczeństw o nie m oże istnieć, o ile gdzieś nie jest u stanow iona siła k o n tro lu
jąca wolę i pragnienie; a im jest słabsza w człow ieku, tym silniejsza m usi być poza
nim . O dw ieczny stan rzeczy stanow i, że ludzie pozbaw ieni sam okontroli nie m ogą
być w olni. Ich nam iętno ści w ykuw ają dla nich kajdany45.
PRZYPISY
Wstęp
1 John Heidenry, W hat Wild Ecstasy: The Rise and Fall o f the Sexual Revolution, New
York: Simon & Schuster, 1997, s. 12.
2 Ibid., s. 405.
3 Św. Augustyn, Państwo Boże, tłum. ks W. Kubicki, Kęty 2002, s. 20
4 Marquis de Sade, Justine, Philosophy in the Bedroom, & Other Writings, compiled and
translated by Richard Seaver and Austryn W ainhouse, New York: Grove Press, 1965,
s. 315 [wyd. pol. D.A.F. de Sade, Justyna czyli nieszczęścia cnoty, tłum . M. Bratuń, Łódź
1987],
5 Ibid.
6 Św. Augustyn, Wyznania, tłum . Z. Kubiak,Warszawa 1978, s. 31,
Część I
1 Richard van Duelmen, Der Geheimbund der Illuminaten, Stuttgart: From m ann-H ol-
zbooog, 1975, s. 25.
2 A. Barruel, Memoirs Illustrating the History o f Jacobinism, Fraser, Mich.: Real View
Books, 1995, s. 648.
3 Van Duelmen, s. 71-72.
4 Por. P-H. D’Holbach, System przyrody czyli prawa świata fizycznego i moralnego, tłum.
K. Szaniawski, 1.1, Warszawa 1957, s. 7 10.
5 M anfred Agethen, Geheimbund und Utopie: Illuminaten, Freimaurer und deutsche Spa-
etaufklaerung: M it einem Geleitwort von Eberhard Schmitt, München: R. O ldenbourg
Verlag, 1984, s. 106.
6 D’Holbach, s. 53-55.
7 Ibid., s. 61-62 [ostatniego zdania brak w polskim przekładzie - przyp. red.].
8 Van Duelmen, s. 112.
5 Ibid., s. 127.
10 Agethen, s. 192.
11 Van Duelmen, s. 92.
12 Ibid., s. 122.
13 Ibid., s. 95.
Rozdział 2
1 Francine du Plessix Gray, A t Home with the Marquis de Sade, New York: Simon &
Schuster, 1998, s. 316.
2 Maurice Lever, Sade: A Biography, New York: Farrar, Strauss, Giroux, 1993, s. 343.
3 Ibid., s. 340.
4 Sade, s. 544 (tłum . M. Bratuń).
5 Ibid., s. 124.
6 Sallie Tisdale, Talk Dirty to Me: An Intimate Philosophy o f Sex, New York: Anchor-
Books, 1994, s. 281.
PRZYPISY
Wstęp
1 John Heidenry, W hat Wild Ecstasy. The Rise and Fall o f the Sexual Revolution, New
York: Simon & Schuster, 1997, s. 12.
2 Ibid., s. 405.
3 Św. Augustyn, Państwo Boże, tłum. ks W. Kubicki, Kęty 2002, s. 20
4 Marquis de Sade, Justine, Philosophy in the Bedroom, & Other Writings, compiled and
translated by Richard Seaver and Austryn W ainhouse, New York: Grove Press, 1965,
s. 315 [wyd. pol. D.A.F. de Sade, Justyna czyli nieszczęścia cnoty, tłum. M. Bratuń, Łódź
1987],
5 Ibid.
h Św. Augustyn, Wyznania, tłum. Z. Kubiak,Warszawa 1978, s. 31,
Część I
1 Richard van Duelmen, Der Geheimbund der llluminaten, Stuttgart: From m ann-H ol-
zbooog, 1975, s. 25.
2 A. Barruel, Memoirs Illustrating the History o f Jacobinism, Fraser, Mich.: Real View
Books, 1995, s. 648.
’ Van Duelmen, s. 71-72.
J Por. P-H. D’Holbach, System przyrody czyli prawa świata fizycznego i moralnego, tłum.
K. Szaniawski, 1.1, Warszawa 1957, s. 7-10.
' M anfred Agethen, Geheimbund und Utopie: llluminaten, Freimaurer und deutsche Spa-
etaufklaerung: M it einem Geleitwort von Eberhard Schmitt, München: R. Oldenbourg
Verlag, 1984, s. 106.
D’Holbach, s. 53-55.
7 Ibid., s. 61-62 [ostatniego zdania brak w polskim przekładzie - przyp. red.].
s Van Duelmen, s. 112.
9 Ibid., s. 127.
Agethen, s. 192.
11 Van Duelmen, s. 92.
12 Ibid., s. 122.
13 Ibid., s. 95.
Rozdział 2
1 Francine du Plessix Gray, A t Home with the Marquis de Sade, New York: Simon &
Schuster, 1998, s. 316.
2 Maurice Lever, Sade: A Biography, New York: Farrar, Strauss, Giroux, 1993, s. 343.
3 Ibid., s. 340.
J Sade, s. 544 (tłum. M. Bratuń).
5 Ibid., s. 124.
* Sallie Tisdale, Talk Dirty to Me: An Intimate Philosophy o f Sex, New York: Anchor-
Books, 1994, s. 281.
702 PR ZYP ISY
7 Sade, s. 201.
8 Aldous Huxley, Ends and Means: An Inquiry into the Nature o f Ideals and into the M eth
ods Employed fo r Their Realization, New York & London: H arper & Brothers Publish
ers, 1937, s. 314.
9 Gray, s. 170.
10 Ibid., s. 148.
11 Sade, Justyna, s. 125.
12 Ibid., s. 127-128.
13 Huxley, s. 315.
14 Lever, s. 351.
15 Ibid., s. 421
16 Gray, s. 316.
17 Lever, s. 382.
18 Ibid., s. 387.
19 Ibid., s. 415.
20 Ibid., s. 397.
21 Ibid., s. 402.
22 Ibid., s. 430.
23 Ibid., s. 430.
Rozdział 3
1 William Godwin, Enquiry concerning Political Justice, New York: H am m ondsw orth
Penguin, 1985, s. 11.
2 Ibid., s. 14.
3 Mary Wollstonecraft, A Vindication o f the Rights o f Men with a Vindication of the Rights
o f Woman and Hints, Cambridge: Cambridge University Press, 1995, s. 28.
4 Mary Wollstonecraft, Collected Letters o f M ary Wollstonecraft, Ithaca, N.Y.: Cornell
University Press, 1979, s. 36.
5 Ibid., s. 33.
6 William St. Clair, The Godwins and the Shelleys: The Biography o f a Family, New York:
W.W. N orton & Co., 1989, s. 44.
7 William Godwin, Memoirs o f Mary Wollstonecraft, New York: Greenberg Publisher,
1927, s. 184.
8 Wollstonecraft, Letters, s. 38.
9 William Godwin, Memoirs o f the Author of a Vindication of the Rights of Woman, New
York: Garland Publishing, Inc. 1974, s. 10Ó.
10 Claire Tomalin, The Life and Death o f Mary Wollstonecraft, New York: Harcourt, Brace,
Jovanovich, 1974, s. 119-20.
Rozdział 4
1 Wollstonecraft, Letters, s. 225.
2 Ibid.
3 St. Clair, s. 81.
4 Godwin, Political Justice, s. 7-8.
5 Ibid., s. 12.
5 Lever, s. 440.
7 Godwin, Memoirs, s. 103.
8 Claire Tomalin, The Life and Death o f Mary Wollstonecraft, New York: H arcourt Brace
Jovanovich, 1974, s. 123.
9 Wollstonecraft, Letters, s. 40.
111 Godwin, Memoirs, s. 116.
11 Lever, s. 448.
12 Wollstonecraft, Letters, s. 236.
13 Ibid.
14 St. Clair, s. 105.
15 Tomalin, s. 185.
PRZYP ISY 703
16 Ibid., s. 185.
17 Ibid., s. 189.
18 Wollstonecraft, Letters, s. 263.
Iv Ibid., s. 273.
2.1 Ibid., s. 289.
21 Ibid., s. 291.
22 Ibid., s. 321.
23 Ibid., s. 321.
24 Ibid., s. 322.
25 Lever, s. 476.
26 Sade, s. 315.
27 Ibid., s. 316.
28 D.A.F. Sade, Francuzi, jeszcze jeden wysiłek, jeżeli chcecie stać się republikanami, tłum.
Jerzy Lisowski, „Twórczość”, 12, 1970, s. 96.
2‘J Ibid., s. 96.
311 Bernard Berelson, M orris Janowitz (eds.), Public Opinion and Communication, Glen
coe: Ih e Free Press, 1950, s. 4.
31 Ibid.
32 E. Michael Jones, Monsters from the Id, Dallas: Spence, 2000.
33 Wollstonecraft, Letters, s. 47.
Rozdział 5
1 A. Barruel, Memoirs Illustrating the History o f Jacobinism, Fraser, Mich.: Real View
Books, 1995, s. xix.
2 Daniel Pipes, Conspiracy: How the Paranoid Style Flourishes and Where it Comes From,
New York: The Free Press, 1997, s. 74.
3 Barruel, s. 209.
4 Ibid.
3 Lever, s. 497.
" Ibid., s. 503.
7 Ibid., s. 529.
K Ibid., s. 530.
9 Ibid., s. 525.
1.1 Ibid.
" Ibid.
12 Ibid., s. 556.
Rozdział 6
1St. Clair, s. 315.
2Ibid., s. 321.
3Ibid., s. 194.
4 Richard Holmes, Shelley: The Pursuit, s. 44-45.
5 Holmes, s. 46.
" Barruel, s. 13.
7 Ibid., s. 17.
8 Holmes, s. 47.
11Ibid., s. 52.
10
Barruel, s. 463.
11
Ibid.
12
Holmes, s. 103.
13
Ibid., s. 122.
14Ibid., s. 126.
13
Ibid., s. 209.
Geoffrey Matthews (ed.), The Poems o f Shelley, London: Longman, 1989, s. 311, wers 18
i n.
1 Ibid. s. 322, wers 64 i n..
P R Z Y P IS Y
18
Ibid., s. 339, wers 193 i n.
19
Ibid., s. 391 i n.
20
Ibid., s. 354. wers 62 i n.: „Wszystko jest wolne od trwogi: człowiek utracił/swój straszliwy
przywilej i staje/równy pomiędzy równymi: szczęście/i Nauka, choć późno, rozświetlają
ziemię/pokój raduje rozum, zdrowie leczy ciało;/choroba i przyjemność już nie cho
dzą w parz e/rozum i namiętność już ze sobą nie walczą;/oswobodzone, na ziemię zsyłają/
wszystkie podległe im moce, i berło/ ogromnego królestwa przejmują;/ a każdy kształt
i materii postać /siłę jej śle wszechwładzy umysłu,/który z jej mrocznej skarbnicy klejnot
prawdy bierze/ aby swój raj pokoju przyozdobić./O szczęśliwa Ziemio, urzeczywistnio
ne Niebol/odrzuciła nieuprawnioną moralność,/Nie pęta już namiętności nieulękłych
skrzydel./ani Boga piętnem nie niszczy rozum u./ wówczas szczęsne wzburzenie pewnie
zadziałało/rozum się uwolnił; choć namiętność dzika przez kręte doliny i łąki drzewami
otulone popłynęła./plotąc girlandę najdziwniejszych kwiatów/jednak jak pszczoła która
do królowej wraca,/najpiękniejszymi czoło siostry ozdobiła,/a ona, łagodna i rozumna,
ucałowała figlarne dziecię / które już nie drży przed złamanym kijem”.
21
Ibid., s. 354, wersy 76-86. „Wtedy, owa słodka niewola, która jest wolnością samą/
i najsubtelniejszą więzią uczucia krępuje pokrewne ludzkich dusz skłonności,/nie p o
trzebuje kajdan tyrańskiego prawa;/Owe delikatne i nieśmiałe drgnienia/ z pierwotnej
skromności natury wyrosły,/i z niezachwianą wiarą odsłoniły/jej świtającej miłości ro
snącą tęsknotę,/niewymuszoną mdłą i samolubną czystością/ tą cnotą tanio cnotli
wych,/którzy pysznią się sobą nieczuli, oziębli”.
22
Ibid., s. 360.
23 Sade, s. 605.
24
Matthews, s. 368.
25
Ibid., s. 370.
26
Ibid., s. 372-73.
27
Ibid., s. 409.
28
29
Ibid., s. 415.
30
Ibid., s. 416-17.
31
St. Clair, s. 366.
32
Barruel, s. 209.
33
Ibid., s. 74.
34
Ibid., s. 56.
35
Ibid., s. 833-34.
36
Ibid., s. 820.
37
Lester G. Crocker, Naturę and Culture: Ethical Thought in the French Eniightenment,
Baltimore: The Johns Hopkins Press, 1963, s. 328.
38
Barruel, s. 115.
39
Ibid., s. 400.
40
Ibid., s. 401.
41
42
Ibid., s. 418.
43
Fryderyk Nietzsche, Narodziny Tragedii z Ducha Muzyki, cyt. za: http://filozofiauw.
wdfiles.com /local--files/teksty-zrodlow e/N ietzsche% 20N arodziny% 20Tragedii% 20
z%20Ducha%20Muzyki.pdf
44
Barruel, s. 773.
45
46
Ibid., s. 419.
47
Ibid., s. 449.
48
Ibid., s. 454.
49
Ibid., s. 623.
50
Ibid.
51 Emily W. Sunstein, Mary Shelley: Romance and Reality, Boston: Little, Brown, & Co,
1989, s. 343.
52
Sunstein, s. 370.
P R ZYP ISY 705
Rozdział 7
1 Boris Sokoloff, The „Mad” Philosopher Auguste Comte, W estport, Conn.: Greenwood
Press, Publishers, 1961, s. 77.
2 Sokoloff, s. 147-48.
3 Dietrich E. Franz, Saint-Simon, Fourier, Owen: Sozialutopien des 19. Jahrhunderts, C o
logne: Pahl-Rugenstein, 1988, s. 73.
4 Pisałem o tym w innej publikacji: Dionysos Rising: The Birth o f the Cultural Revolution
out o f the Spirit o f Music, San Francisco: Ignatius, 1994.
5 Richard Noll, The Aryan Christ: The Secret Life o f Carl Jung, New York: Random House,
1997, s. 71.
Część II
Rozdział 1
' James Billington, Fire in the Minds o f Men, New York: Basic Books, 1980, s. 99 [wyd.
poi. Płonące umysły. Źródła rewolucyjnej wiary, tłum. I. Szuwalska, Wektory, Wrocław
2012, s. 116],
2 Nesta Webster, World Revolution: The Plot against Civilization, Boston: Small, Maynar
Company, 1921, s. 307.
3 Johannes Rogalla von Biberstein, Die These von Verschwoerung 1776-1945: Philosophen,
Freimaurer, Juden, Liberate und Sozialisten als Verschwoerer gegen die Sozialordnung,
Frankfurt/M : Peter Lang, 1976, s. 160.
4 Biberstein, s. 194.
5 Ibid.
6 Biberstein, s. 195.
7 Papież Leon XIII, encyklika Humanum Genus, s. 7.
s H umanum Genus, s. 11-12.
9 Ibid., s. 11.
Rozdział 2
1 Kerry W. Buckley, Mechanical Man: John Broadus Watson and the Beginnings o f Behav
iorism, New York: The Guilford Press, 1989, s. 29.
2 Ibid., s. 31.
3 Ibid., s. 178.
4 David Cohen, /. B. Watson: The Founder o f Behaviorism, Boston and London: Rout-
ledge & Kegan Paul, 1979, s. 135.
5 Buckley, s. 93.
6 Ibid., s. 85.
7 Ibid., s. 45.
8 Ibid., s. 74.
9 Ibid., s. 73.
10 Ibid., s. 120.
11 Ibid., s. 121.
12 Ibid.
13 J.B. Watson, Behaviorism, New York: W. W. N orton company, 1930, s. 11.
14 Ibid., s. 269.
15 Ibid., s. 22.
16 Ibid., s. 26.
17 Ibid., s. 302.
18 Ibid. s. 26.
19 Buckley s. 84.
20 James H. Jones, Alfred C. Kinsey: A Public/Private Life, New York: W. W. N orton &
Company, 1997, s. 419-20.
21 Ibid., s. 419.
706 PR Z YP ISY
Rozdział 3
1 C.G. Jung, Memories, Dreams, Reflections, New York: Vintage, 1961, s. 10.
2 Ibid.
3 E. Michael Jones, Degenerate Moderns: M odernity as Rationalized Sexual Misbehavior,
San Francisco: Ignatius Press, 1993, s. 153 i n.
4 Richard Noll, Aryan Christ, s. 91.
5 Ibid.
6 Peter Swales, Freud, Filthy Lucre, and Undue Influence, „Review of Existential Psychol
ogy and Psychiatry”, 23, 1997, s. 115.
7 Phyllis Grosskurth, The Secret Ring: Freud’s Inner Circle and the Politics o f Psycho analy
sis, New York: Addison-Wesley Publishing Company, Inc., 1991, s. 47.
8 L.J. Rather, Disraeli, Freud, and Jewish Conspiracy Tlieories, „Journal of the History
of Ideas”, 1986, s. 117.
9 Grosskurth, s. 47.
10 Sigmund Freud, The Psychopathology o f Everyday Life, New York: W.W. N orton and
Co., 1965, s. 9.
" Rather, s. 119.
12 Freud, Psychopathology, s. 9-10.
13 Ibid., s. 14.
14 Fryderyk Nietzsche, Narodziny Tragedii z Ducha M uzyki, cyt. za: http://filozofiauw.
w dfiles.com /local--files/teksty-zrodlow e/N ietzsche% 20N arodziny% 20Tragedii% 20
z%20Ducha%20Muzyki.pdf
15 E. Fuller Torrey, Freudian Fraud: The Malignant Effect o f Freud’s Tlwory on American
Thought and Culture, San Francisco: H arper Collins Publishers, 1992, s. 6.
16 Jeffrey Moussaieff Masson (ed.), The Complete Letters o f Sigmund Freud to Wilhelm
Fliess, 1887-1904, Cambridge, Mass.: Harvard University Press, 1985, s. 371.
17 Ibid.
18 J.M. Roberts, The Mythology o f Secret Societies, s. 197.
19 Roberts, s. 193.
20 Barruel, s. 600.
21 Ibid., s. 419.
22 Ibid., s. 401.
23 Ibid., s. 402.
24 M anfred Agethen, Geheimbund und Utopie: Illuminaten, Freimaurer und deutsche
Spaetaufklaerung, M ünchen: R. O ldenbourg Verlag, 1984, s. 210.
25 Ibid., s. 211.
lb Ibid., s. 189.
27 Barruel, s. 404.
28 Agethen, s. 210.
29 Ibid., s. 205.
30 Ibid., s. 212.
31 Ibid.
32 Barruel, s. 405.
33 Ibid., s. 432.
34 Richard Webster, Why Freud Was Wrong: Sin, Science, A nd Psychoanalysis, New York:
Basic Books, 1995, s. 336.
Rozdział 4
1 E. Fuller Torrey, Freudian Fraud: The Malignant Effect o f Freud’s Theory on American
Thought and Culture, New York: H arper Collins Publishers, 1992, s. 23.
2 Ibid., s. 24.
3 Ibid., s. 25.
4 Ibid.
5 Ibid., s. 28.
6 Ibid., s. 29.
P R ZYP ISY 707
7 Larry Tye, The Father o f Spin: Edward L. Bernays and the Birth o f Public Relations, New
York: Crown Publishers, 1998, s. 6.
8 Ibid., s. 7.
9 Ibid., s. 8.
10 Ibid.
11 Ibid., s. 9.
12 Ibid., s. 97.
13 Ibid., s. 107.
14 Ibid., s. 197.
15 Edward L. Bernays, Propaganda, New York: H. Liveright, 1928, s. 97.
Rozdział 5
1 Noll, s. 200.
2 Swales, s. 119.
3 Ibid., s. 129.
4 Lavinia Edmunds, His Master’s Choice, „Johns Hopkins Magazine”, April 1988, s. 45.
5 Ibid. s. 42.
6 Ibid.
7 Ibid. s. 45.
8 Swales, s. 131.
9 Torrey, s. 18.
10 Ibid., s. 29.
Rozdział 6
1 Ellen Chesler, Woman o f Valor: Margaret Sanger and the Birth Control M ovement in
America, New York: Simon & Schuster, 1992, s. 86.
2 Ibid., s. 91.
3 Ibid.
4 Ibid.
5 Ibid., s. 104.
6 Ibid., s. 133.
7 Ibid., s. 136.
8 Ibid., s. 97.
9 Ibid., s. 136.
10 Tye, s. 253.
11 Chesler, s. 193.
12 Ibid., s. 191.
Rozdział 7
1 Watson, Behaviorism, s. 41.
2 Buckley, s. 99.
3 Ibid., s. 97.
4 Ibid., s. 100.
5 Ibid., s. 97.
6 Walter Lippmann, Public Opinion, New York; Collier-Macmillan Ltd., 1922, s. 57-58.
7 Buckley, s. 99.
8 Ibid., s. 111.
9 Ibid., s. 82.
10 Ibid., s. 84.
Rozdział 8
1 Alexandra Kollontai, The Autobiography o f a Sexually Emancipated Communist Wom
an, New York: Herder and Herder, 1971, s. 7.
2 Barbara Evans Clements, Bolshevik Feminist: The Life o f Aleksandra Kollontai, Bloom
ington: Indiana University Press, 1979, s. 252.
708 PR ZYP ISY
Rozdział 9
1 Max Eastman, Enjoyment o f Living, New York: H arper & Brothers Publishers, 1948,
s. 586.
2 Ibid.
3 Ibid.
4 Ibid., s. 360.
5 Ibid., s. 393.
PR ZYP ISY 709
6 Ibid., s. 363.
7 Ibid., s. 362.
8 Ibid., s. 380.
9 Ibid., s. 381.
10 /bid.
11 Ibid.
12 ft/d.
13 Ibid.
14 7b/d.
15 /bid.
16 Ibid.
17 /bid.
18 Ibid.
19 /bid.
2U /bid.
21 Ibid.
22 /bid.
23 Ibid.
24 /bid.
25 /bid.
26 Ibid.
27 /bid.
28 Ibid.
29 /b id .
Rozdział 10
1 Tye, s. 19.
2 Edward L. Bernays, Crystallizing Public Opinion, New York: Liveright Publishing C or
poration, 1923, s. 101.
3 Ibid., s. 102.
4 Ibid., s. 121.
5 Christopher Simpson, Science o f Coercion: Communication Research and Psychological
Warfare J945-1960, New York: Oxford University Press, 1994, s. 15.
6 Tye, s. 98.
7 Edward L. Bernays, Propaganda, New York: Horace Liveright, 1928, s. 31.
8 Simpson, s. 18.
9 Tye, s. 95.
10 Bernays, Crystallizing, s. 150.
Rozdział 11
1 John B. Watson, Psychological Care o f Infant and Child, New York W.W. N orton & C om
pany, Inc.: 1928, s. 14.
2 Buckley, s. 73.
3 Ibid., s. 124.
4 David Cohen, J.B. Watson: The Founder o f Behaviourism, Boston and London: Rout-
ledge & Kegan Paul, 1979, s. 250.
5 Cohen, s. 258.
6 Buckley, s. 115.
7 Ibid., s. 118.
8 Cohen, s. 251.
Rozdział 12
1 David Bordwell, The Films o f CarTTheodore Dreyer, Berkeley: University of California
Press, 1981, s. 217.
2 Charlotte Wolff, Magnus Hirschfeld: A Portrait o f a Pioneer in Sexology, London & New
York: Q uartet, 1986, s. 70.
710 P R ZYP ISY
3 Christopher Isherwood, Christopher and His Kind 1929-1930, New York: Farrar, Straus,
Giroux, 1976, s. 34.
4 Wolff, s. 193.
5 Magnus Hirschfeld, Von einst bisjetzt: Geschichte einer homosexuellen Bewegug 1897-
1922, Berlin: Verlag Rosa Winkel, 1986, s. 211.
6 Wolff, s. 196.
7 Isherwood, s. 26-27.
8 Joseph Nicolosi, Reparative Therapy o f Male Homosexuality, Northvale, N.J.: Jason A r
onson, 1991, s. 103.
9 Wolff, s. 432.
10 Scott Lively, Kevin Abrams, The Pink Swastika: Homosexuality in the N azi Party, Keizer,
Ore.: Founders Publishing Cors. 1995.
11 Erwin J. Haeberle, Swastika, Pink Triangle and Yellow Star - the Destruction o f Sexology
and the Persecution o f Homosexuals in Nazi Germany, „The Journal of Sex Research” 17,
no 3, s. 271.
12 Ibid.
13 Ibid., s. 273.
14 Ibid., s. 280.
15 Lively, s. 96.
16 Ibid.
Rozdział 13
1 Daniel Pope, The Making o f Modern Advertising, New York: Basic Books, Inc., 1983,
s. 183.
2 Ibid., s. 258.
3 Ibid., s. 14.
4 Ibid., s. 76.
5 Ibid., s. 282.
6 Buckley, s. 133.
Rozdział 14
1 Claude McKay, A Long Way from Home, New York: Arno Press and The New York
Times, 1969, s. 148.
2 Ibid., s. 149-50.
3 Wayne Cooper, Claude McKay: Rebel Sojourner in the Harlem Renaissance, a Biography,
Baton Rouge, La.: Louisiana State University, 1987, s. 9.
4 Ibid.
5 Ibid., s. 10.
6 Ibid., s. 14.
7 Ibid., s. 15.
8 Ibid., s. 28.
9 Ibid., s. 30.
10 Ibid., s. 65.
11 Ibid. s. 68.
12 Ibid. s. 69.
13 Ibid., s. 70.
14 Ibid., s. 73.
15 Ibid., s. 73.
16 Ibid., s. 75.
17 Ibid.
18 Claude McKay, Home to Harlem, Boston: N ortheastern University Press, 1987, s. 274.
19 Ibid., s. 263.
20 Cooper, s. 258.
21 McKay, Home, s. 265.
22 Ibid., s. 272.
P R ZYP ISY 711
23 Cooper, s. 31.
24 McKay, Home, s. 300.
25 Ibid.
26 Ibid., s. 301.
27 McKay, A Long Way, s. 150.
28 Cooper, s. 169.
29 Ibid., s. 138.
30 McKay, A Long Way, s. 29.
31 Eastman, The Enjoyment o f Living, s. 419.
32 Eastman, Love and Revolution, s. 247.
33 Claude McKay, C orrespondence at the James Weldon Johnson collection at the Beineke
Library at Yale University, 25 lipca, 1919.
34 Cooper, s. 101.
35 Eastman, The Enjoyment o f Living, s. 438.
36 Eastman, Love and Revolution, s. 325.
37 Ibid. s. 338.
38 Ibid., s. 340.
39 Ibid., s. 341.
Rozdział 15
1 Cooper, s. 172.
2 McKay, A Long Way from Home, s. 168.
3 Ibid., s. 170-71.
4 Cooper, s. 187.
5 McKay, A Long Way from Home, s. 230.
6 Ibid., s. 231.
7 Ibid.
8 Ibid., s. 234.
9 Cooper, s. 192.
10 McKay, A Long Way from Home, s. 231. „Moja dusza to przez zarazę nawiedzone m ia
sto,/Gdzie wszędzie nędza trium fuje /Pełne próżnych nadziei i ludzkiej żałości./Dziwne
cierpienia ciche tu mają schronienie,/Ścieki spod ziemi wybijają szlamem/I wstrętną
swą zawartość roznoszą w zaułkach./Krwioobieg jego blokują./Trwa przed miłością,
nadzieją, litością zamknięte, Moja dusza to przez zarazę nawiedzone miasto ... /Z
licznych jego fontann już woda nie tryska;/W przeklętych rurach wzbiera się ipieni,/
W śród naniesionego szlamu, mulastego brudu,/I szlocha w miękkim, płynnym ile,/I
ulic miasta więcej nie spłukuje./W szystko w nim zapuszczone i od wewnątrz zgniłe,/
Czyste wody w kam ienne wysokie jego brzegi biją/Wściekle, lecz przebić się do we
w nątrz nie potrafią:/Zatkane fontanny wytrysnąć nie m ogą,/Pienią gniewnie po mula-
stym brudzie”.
11 E. Michael Jones, Degenerate Moderns, s. 153 i n. Dręczony poczuciem winy duchow
ny, w kluczowej scenie książki H aw thornea Szkarłatna litera, jednocześnie ujawnia
i skrywa swój grzech, obnażając pierś na rynku, pod osłoną nocy.
12 McKay, A Long Way from Home, s. 229.
13 Ibid., s. 233-34. „Był czas, gdy szczęśliwe jak ptaki,/m alutkie dzieci śmiały się i w dłonie
klaskały;/a dobre wiatry w chm urach ich słowa słyszały/iku ziemi na wszystkie szczę
śliwe strony wiały, aby nieść/tę muzykę przez pola kwiatów pachnące./O, słodko w tam
tych czasach głosy dzieci brzm iały/zanim zatrute deszcze nastały”.
14 Ibid., s. 244.
15 Ibid., s. 245.
16 Claude McKay, Banjo: A Story without a Plot, New York: H arcourt Brace Jovanovich,
Inc. 1929, s. 130.
17 Ibid.
18 Cooper, s. 245.
19 McKay, Banjo, s. 136.
20 Ibid., s. 292.
712 P R ZYP ISY
21 Ibid., s. 293.
22 Ibid., s. 163.
23 Ibid., s. 268.
24 Ibid., s. 320.
23 Ibid., s. 290.
26 Langston Hughes, The Big Sea: An Autobiography, New York: Hill and Wang, 1940,
s. 19.
Rozdział 16
1 Farnsworth, s. 355-56.
2 Clements, s. 233.
3 Ibid.
4 Ibid., s. 222.
3 Farnsworth, s. 358.
6 Ibid., s. 360.
7 Porter, s. 446.
8 Ibid.
9 Ibid., s. 446.
111 Ibid., s. 448.
11 Clements, s. 446.
12 Porter, s. 445.
13 Ibid., s. 447.
14 Clements, s. 236.
15 Farnsworth, s. 342.
16 Ibid., s. 347.
17 Kollontai, Autobiography, s. 47-48.
18 Ibid., s. xii.
19 Porter, s. 413.
20 Clements, s. 252.
Rozdział 17
1 Adolf Hitler, Mein Kampf, München: Zentralverlag der NSDAP, F. Eher, Nachf., 1941,
s. 751.
2 Wolff, s. 234.
3 Ibid. s. 244.
4 Isherwood, s. 17.
5 Ibid., s. 16.
6 Ibid. s. 17.
7 Ibid., s. 12.
8 Ibid., s. 10.
9 Ibid., s . l l .
111 Nicolosi, s. 207.
11 Ibid. s. 164.
12 Ibid., s. 213.
13 Isherwood, s. 12.
14 Ibid., s. 5.
15 Nicolosi, s. 157.
16 Ibid., s. 24.
17 Ibid. s. 163.
Rozdział 18
1 Myron Sharaf, Fury on Earth: A Biography o f Wilhelm Reich, New York: St. M artin’s
Press, 1983, s. 56.
2 Ibid., s. 119.
3 Ibid., s. 120.
PR ZYP ISY 713
4 Ibid., s. 149.
5 Ibid., s. 151.
6 Ibid., s. 89.
7 Ibid., s. 129.
Rozdział 19
1 Tye, s. 33.
2 Ibid., s. 30.
I Ibid., s. 33.
4 Ibid., s. 31.
5 Ibid., s. 23.
Ibid., s. 28. V.
7 Buckley, s. 139.
* Tye, s. 42.
’ Edward L. Bernays, Propaganda, New York: Horace Liveright, 1928, s. 9-10.
10 Ibid.
II Ib id .,s.\2 .
Rozdział 20
1 Sharaf, s. 193.
2 Ibid.
3 Wilhelm Reich, The Mass Psychology o f Fascism, New York: Farrar, Straus &Giroux,
1970, s. 154.
4 Sharaf, s. 193.
5 Wilhelm Reich, The Sexual Revolution: Toward a Self-Regulating Character Structure,
New York: Farrar, Strauss and Giroux, 1974, s. 220.
6 Reich, Mass Psychology, s. 154.
7 Ibid., s. 155.
8 Ibid., s. 170.
9 Ibid., s. 182.
10 Ibid., s. 178.
11 Ibid., s. 182.
12 Ibid., s. 183.
13 Ibid., s. 187.
14 Lisa Palac, The Edge o f the Bed: How Dirty Pictures Changed my Life, New York: Little,
Brown and Company, 1998, s. 7.
15 Ibid., s. 15.
16 Ibid., s. 14-15.
17 Sharaf, s. 61.
18 Ibid., s. 123.
19 Joseph McCarroll, „Transgressive Imagery,” wywiad udzielony Verein Psychologishen
M enschenkenntnisse, Zurich.
2,1 Ibid.
21 Reich, The Sexual Revolution, s. 202.
22 Reich, Mass Psychology, s. 188.
Rozdział 21
1 Joachim C. Fest, Hitler: Eine Biographie, Frankfurt: Propyläen, 1975, s. 131.
Rozdział 22
1 Reich, The Sexual Revolution, s. 175.
2 Ibid., s. 269.
3 Ibid., s. 207.
4 Ibid., s. 193-94.
5 Ibid., s. 197.
714 P R ZYP ISY
6 Ibid., s. xviii.
7 Ibid., s. 185.
8 Ibid., s. 162.
“ Ibid., s. 181.
10 Ibid., s. 186.
" Ibid., s. 186.
12 Ibid., s. 253.
11 Reich, Mass Psychology, s. 151.
" Ibid., s. 150.
15 Ibid., s. 151.
Reich, Sexual Revolution, s. 267.
Rozdział 23
1 Rockefeller Archives, Officeof the Messrs. Rockefeller, Medical Interests Birth C on
trol Organizations - General1930-39, III 2K Box 1 list od Eleanor Dwight Jones,
przewodniczącej American Birth C ontrol League do Lawrence’a B. Dunhama, dyrek
tora Bureau of Social Hygiene 11/5/30.
2 Ibid.
! Ibid.
4 John A. Ryan, Social Doctrine in Action: A Personal History, New York and London:
H arper Brothers, 1941, s. 267.
r> Ibid. s. 5.
" Ibid., s. 267.
John Ryan, The Catholic Encyclopedia, New York: the Universal Knowledge Founda
tion, 1911.
* Chesler, s. 327.
9 Elasah Drogin, Margaret Sanger: Father o f Modern Society, Coarsegold, Cal.: CUL Pub
lications, 1979, s. 96.
111 Ibid.
11 Paul R. Ehrlich, The Population Bomb, New York: Ballantine Books, 1968, s. 1.
12 Rockefeller Archives, III 2K Box 1 Office of the Messrs. Rockefeller, Medical Interests
Birth Control Organizations - General 1930-39, JDR III do Jr. 3/17/34.
" Rockefeller Archives, Office of the Messrs. Rockefeller, Medical Interests Birth Control
Organizations - General 1930-39, Packard do JDR III 6/9/37III 2K Box 1.
14 Ibid.
15 Rockefeller Archives, Office of the Messrs. Rockefeller, Medical Interests Birth Control
Organizations -G eneral 1930-39, Mrs. Richmond Page do A. W. Packard9/21/37, III
2K Box 1.
Ibid.
17 Ibid.
IK Rockefeller Archives, III 2K Medical Interests, Planned Parenthood Box 4 139.22.
19 Ibid.
211 Rockefeller Archives, III 2K Medical Interests, Planned Parenthood Box 4 139.22, n o
tatka od A rthura W. Packarda 6/29/43.
21 Rockefeller Archives,MedicalInterests Folder, Planned Parenthood Federation
of America 1947-49 folder 139.22, notatka do JDR Jr.od A rthura W.Packarda w:
Planned Parenthood, 3/13/47.
Rozdział 24
1 Cooper, s. 291.
2 McKay, Banjo, s. 250.
' Claude McKay, Right Turn to Catholicism, niepublikowane, ms., McKay mss, Lily Li
brary, Indiana University, Bloomington, Indiana.
4 Ibid., s. 19-20.
5 Ibid., s. 18.
(’ McKay, korespondencja, zbiór James Weldon Johnson w: Beineke Library w Yale U ni
versity, list z 7 czerwca, 1944, Max Eastman do Claude McKay.
PR ZYP ISY 715
7 McKay, A Long Way from Home, New York: A rno Press and The New York Times, 1969,
s. 224.
8 Arnold Rampersad, The Life o f Langston Hughes, New York: Oxford University Press,
1986.
9 McKay, Right Turn to Catholicism.
10 McKay, korespondencja, zbiór James Weldon Johnson w: Beineke Library w Yale U ni
versity, list z 16 października, 1944, Claude McKay do Maxa Eastmana.
11 Ibid.
12 McKay, Right Turn to Catholicism.
13 McKay, Home to Harlem, Boston: N ortheastern University Press, 1987, s. 99.
14 Rockefeller Archives, III 2K Medical Interests Planned Parenthood Box 4 139.22, n o
tatka z 26 grudnia, 1944 od A rthura W. Packarda.
15 Ibid.
16 Ibid.
17 Rockefeller Archives, Medical Interests Folder, Planned Parenthood Federation
of America 1947-49, folder 139.22, notatka do JDR Jr. od A rthura W. Packarda,
w: Planned Parenthood, 3/13/47.
Rozdział 25
1 Buckley, s. 153.
2 Ibid.
3 John B. Watson, Psychological Care o f Infant and Child, New York W.W. N orton & Com
pany, Inc., 1928, s. 4.
4 Ibid., s. 12.
5 Ibid., s. 12-13.
6 Ibid., s. 81-82.
7 Ibid., s. 85.
8 Ibid.
9 Buckley, s. 143.
10 Watson, Care, s.41-42.
11 David Cohen, /. B.Watson: The Founder o f Behaviourism, Boston and London: Rout-
ledge 8c Kegan Paul, 1979, s. 260.
12 Ibid., s. 265.
13 Ibid.
14 Aldous Huxley, Brave New World, New York: M odern Library, 1946, s. x.
15 James H. Jones, Alfred Kinsey: A Public/Private Life, New York: N orton, 1997, s. 422.
16 Tye, s. 111.
17 Christopher Simpson, Science o f Coercion: Communication Research and Psychological
Warfare, 1945-1960, New York: Oxford University Press, 1994, s. 23.
18 Ibid.
19 Ibid.
20 Jones, s. 423.
21 Ibid.
22 Ibid.
23 Ibid., s. 424.
Część III
Rozdział 1
1 Thomas E. Mahl,Desperate Deception, Washington:Brassey’s, 1998, s. 6.
2 Michael Hunt, Ideology and Foreign Policy, New Haven and London: Yale University
Press, 1987.
3 Ibid., s. 137.
4 Ibid., s. 134.
716 P R ZYP ISY
5 Mahl, s. 16.
6 Carroll Quigley, Tragedy and Hope: A History o f the World in Our Time, New York:
Macmillan, 1966.
7 Mahl, s. 37.
8 Jones, s. 472.
9 Ibid., s. 525.
111 Ibid., s. 532.
11 Ibid., s. 531.
12 E. M. Jones, Degenerate Moderns, s. 92.
Rozdział 2
1 Thomas Merton, The Seven Storey Mountain, New York: Harcourt, Brace, and C om
pany, 1948, s. 146.
2 Ibid., s. 147.
3 Richard Grossman, red., The God that Failed, Salem, N.H.: Ayer Company, 1949, s. 241.
4 Ibid.
5 Grossman, s. 238.
6 Thomas M erton, Seven Storey Mountain, cyt. za. wyd. poi. Siedmiopiętrowa góra, tłum.
M. M orstin-Górska, Kraków 1972 s. 161.
7 Ibid., s. 163.
8 Ibid., s. 345.
9 Ibid.
111 Ibid., s. 346.
" Ibid., s. 348.
12 Ibid., s. 157.
Dennis McNally, Desolate Angel, New York: Random House, 1979.
14 Thomas M erton, Conjectures o f a Guilty Bystander, Garden City, N.Y.: Image Double
day, 1968.
15 McKay, Banjo, s. 14.
16 Wardell Pomeroy, Dr. Kinsey and the Institute fo r Sex Research, New York: H arper and
Row, 1972.
17 Jack Kerouac, On the Road, cyt. za wyd. poi.: W drodze, tłum. A. Kołyszko, Warszawa,
1993, s. 131.
18 McNally, s. 233.
19 Ted Morgan, Literary Outlaw: The Life and Times o f William S. Burroughs, New York:
Henry Holt and Co., 1988.
20 Abraham Maslow, James M. Sakoda, Volunteer Error in the Kinsey Study, „The Journal
of Abnormal and Social Psychology”, 47, 2, April 1952, s. 26.
21 Judith A. Reisman, Edward W. Eichel, Kinsey, Sex and Fraud: The Indoctrination
o f a People, Lafayette, La.: H untington House, 1990, s. 221.
22 Ibid.
23 Pomeroy.
24 Ibid., s. 222.
25 Ibid.
2h Max Eastman, Love and Revolution, s. 100.
2' Norm an Mailer, Advertisements for Myself, New York: G. P. Putnam ’s Sons, 1959.
28 Mailer, s. 363.
Rozdział 3
1 Jones, s. 433.
2 Ibid., s. 440.
3 Ibid., s. 433.
4 Ibid., s. 437.
5 Ibid., s. 422.
6 Ibid., s. 463.
7 Ibid., s. 479.
PR ZYP ISY 717
8 Ibid., s. 457.
9 Ibid., s. 458.
10 Ibid., s. 643.
11 Ibid., s. 515.
12 Por. Esther Dyson, The net is a great medium fo r conspiracy, while television is best fo r
propaganda, „Release” 2.0, s. 49.
13 Jones, s. 438.
14 Ibid., s. 440.
15 Rockefeller Archives, RG.1.1 Series 200 Box 40, folder 457.
16 Ibid.
17 Tim Tate, Secret History: Kinsey’s Pedophiles, Yorkshire TV: Channel 4, 10/8/98.
18 Jones s. 508.
19 Ibid., s. 512.
2,1 Ibid. s. 513.
21 Ibid., s. 490.
22 Ibid., s. 491.
23 Ibid., s. 510.
24 Ibid.
25 Ibid.
26 Ibid., s. 518.
27 Judith Reisman, Kinsey: Crimes and Consequences, Arlington, Va.: Institute for Media
Education, 1998, s. 84.
28 Ibid.
29 Samuel Steward, Remembering Dr. Kinsey: Sexual Scientist and Investigator, „The Advo
cate”, November 13, 1980, s. 21.
30 Tate.
Rozdział 4
1 Jones, s. 463.
2 Ibid., s. 547.
3 Ibid., s. 566.
4 Reisman, s. 191.
5 Ibid., s. 91.
Rozdział 5
1 Rockefeller Archives, III 2K Medical Interests Planned Parenthood Box 4 139.22.
2 Ibid.
3 Nancy C unard (ed.), Negro: an Anthology, edited and abridged, New York: Frederick
UngarCo., 1970, s. xxxi.
4 Harold Cruse, The Crisis o f the Negro Intellectual, New York: W illiam M orrow & Co.,
1967, s. 15.
5 Michael H arrington, The Long Distance Runner: A n Autobiography, New York: H enry
Holt and Co., 1988),
6 N orm an Mailer, Advertisements fo r Myself, New York: G.P. Putnam ’s Sons, 1959, s. 325.
7 Ibid., s. 340.
8 Ibid.
9 Kerouac, W drodze, s. 104.
10 Ibid. s.104
11 Ibid. s. 104
12 N orm an Podhoretz, The Know-Nothing Bohemians, „Partisan Review”, Spring, 1958,
cyt. za: McNally, s. 350.
13 Cyprian Davis, The History o f Black Catholics in the United States, New York: Crossroad,
1990, s. 259.
14 Max Eastman, The Enjoyment o f Living, s. 476.
718 P R ZYP ISY
Rozdział 6
1 Paul Blanshard, Personal and Controversial: An Autobiography, Boston: Beacon Press,
1973, s. 189.
2 Ibid.
3 Ibid., s. 191.
4 Ibid., s. 209.
5 Ibid.
6 John McGreevy, Thinking on One’s Own: Catholicism in the American Intellectual Imagi
nation 1928-1960, „The Journal of American History”, June 1997, s. 121.
Blanshard, Personal, s. 250.
8 Ibid., s. 6.
9 Ibid., s. 24.
10 Ibid., s. 115.
11 Ibid., s. 32.
12 Ibid., s. 113.
13 Ibid.
14 Ibid., s. 114.
15 Ibid.
16 Ibid., s. 282.
17 Ibid., s. 223.
18 Ibid.
19 Ibid.
211 Ibid., s. 224.
21 Ibid.
22 Ibid., s. 226.
23 Ibid., s. 51.
24 Ibid., s. 95.
23 Ibid., s. 99.
2* Ibid.
2' Ibid., s. 100.
28 Ibid., s. 208.
29 Ibid., s. 135.
30 Simpson, s. 28-29.
31 Ibid., s. 22.
32 McGreevy, s. 113.
33 Paul Blanshard, American Freedom and Catholic Power, s. 6.
34 Ibid., s. 284.
35 Ibid., s. 284, s. 286.
3(’ McGreevy, s. 97.
37 Blanshard, Personal, s. 222.
38 McGreevy, s. 126.
Rozdział 7
1 Jones, s. 632.
2 Ibid., s. 633.
3 Ibid.
4 Reisman, s. 84.
Richard Weaver, Ideas Have Consequences, Chicago: The University of Chicago Press,
1948, s. 10.
6 Richard Foster, The Real Bettie Page: The Truth about the Queen o f the Pinups, Secaucus,
N.J.: Birch I.ane Press, 1997, s. 164.
7 Rockefeller Archives, R.G 3.2 Series 900, box 14, folder 85.
8 Ibid.
9 Rene A. Wormser, Foundations: Their Power and Influence, New York: The Devin-Adair
Company, 1958, s. 174.
10 Wormser, s. 47.
PRZYPISY 719
" Ibid.
12 Rockefeller Archives, Ibid.
13 Ibid., Ibid.
14 Riesman, s. 190.
15 Ibid.
Ibid., s. 192.
17 Ibid. s. 193.
18 Rockefeller Archives, Ibid.
Jones, s. 722.
20 Rockefeller Archives, Ibid.
21 Rockefeller Archives, Ibid., Investigating the Foundations, „The Reporter”, November
24, 1953.
22 Jones, s. 723.
23 Ibid., s. 677.
24 Ibid., s. 678.
23 Ibid., s. 689.
2.1 Ibid.,!,. 693.
Wormser, s. 184, s. 186.
25 Ibid., s. 32.
29 Ibid., s. 94-95.
3(1 Ibid., s. 100.
31 [ones, s. 734.
32 Wormser, s. 101.
” Ibid.
34 Ibid., s. 351.
15 Ibid.
Ibid., s. 355.
37 Riesman, s. 264-65.
,s Ibid., s. 260.
Jones, s. 738.
4.1 Ibid., s. 753.
Rozdział 8
1 William W. Van Alstyne, Firsf Amendment: Cases and Materials, Westbury, N.Y.: The
Foundation Press, 1991, s. 679.
2 Ibid.
3 Ibid. s. 681.
4 Ibid.
’ Ibid.
" Leo Pfeffer, God, Caesar, and the Constitution, Boston: Beacon Press, 1975, s. 311.
Van Alstyne, s. 691.
s Ibid., s. 692.
4 Reisman, s. 241.
10 Paul Spike, Photographs o f M y Father, New York: Alfred A. Knopf, 1973, s. 63.
11 Ibid.
12 Ibid., s. 10.
11 Ibid.
" Ibid., s. 32.
13 Ibid., s. 25.
Ibid., s. 27.
1 McNally, Desolate Angel, s. 307.
McNally, s.308.
Michael Mott, Vie Seven Mountains o f Ihom as Merlon, Boston: Houghton Mifflin,
1984, s. 461.
20 Kerouac, W drodze,, s. 137.
21 Ibid., s. 246.
P R Z Y P IS Y
Ibid.
Ibid., s. 246.
Jack Kerouac, Podziemni tłum. J. W itt, Poznań 1995.
25
Ibid.
26
Ibid., s. 119.
27
Ibid., s. 105.
28
McNally, s. 135.
29
Ibid.
30
Ibid., s. 330.
31
Kerouac, W drodze, s. 303.
32
Ibid., s. 305.
33
Jack Kerouac, Lonesome Traveler, New York: McGraw-Hill, 1960, s. 22.
34
Keruac, W drodze, s. 338.
35
Ibid. s. 339
36
Ibid., s. 347-348.
37
Ibid., s. 346.
38
Ibid., s. 351.
39
Ibid., s. 365.
40
McNally, s. 241.
41
Mailer, Advertisements fo r Myself, s. 340.
42
Ibid.
43
44
Ibid., s. 348.
45
46
Ibid., s. 341.
47
Eldridge Cleaver, Soul on Ice, New York: Ramparts Books, 1968, s. 14.
48
Ibid., s. xv.
49
Ibid., s. 16.
50
Ibid., s. 75.
51
Eldridge Cleaver, Soul on Fire, Waco: Word Books, 1976, s. 90.
52
Cleaver, Soul on Fire, s. 111.
53
Cleaver, Soul on Ice, s. 159.
54
Ibid., s. 161.
55
Cleaver, Soul on Fire, s. 135.
56
Ibid., s. 97.
57
Ibid., s. 208.
58
Ibid., s. 196.
59
Ibid., s. 210.
60
Morgan, s. 557.
61
Cleaver, Soul on Ice, s. 33.
62
Thomas M erton, Conjectures o f a Guilty Bystander, Garden City, N.Y.: Doubleday Im
age, 1968, s. 74.
63
Ibid., s. 112.
64
Ibid.
65
McNally, s. 246.
66 James Terence Fisher, Catholic Counter Culture in America 1933-62, Chapel Hill: U ni
versity of N orth Carolina Press, 1989, s. 229.
67
Morgan, s. 487.
68
Fisher, s. 205 i n.
69
America, April 8, 1965, s. 660.
70
Ibid.
P R ZYP ISY 721
Rozdział 9
1 Public Opinion and Communication, Bernard Berelson i M orris Janowitz (eds.), Glen
coe, 111.: The Free Press, 1950, s. 403.
2 Preparatory Reports Second Vatican Council, Philadelphia, The W estminster Press,
1965, s. 51.
3 Ibid.
4 Ibid.
5 Simpson, Coercion, s. 3-4.
6 Preparatory Reports, s. 51.
7 Wormser, s. 235.
8 Theodore Hesburgh folder, w: Population Council Files, Rockefeller Archives, POP
Council files, box 49, folder 73.
9 Ibid.
10 Ibid.
" Ibid.
12 Ibid.
13 Ibid.
14 Ibid.
15 Ibid.
16 Ibid.
17 Ibid.
18 Ibid.
19 Ibid.
20 Ibid.
21 E. Michael Jones, Requiem fo r a Liturgist, „Fidelity”, January 1988.
22 Simpson, Coercion, s. 102.
23 Berleson, s. ix.
24 Ibid.
25 Simpson, Coercion, s. 89.
26 Berleson, s. 457.
27 Robert McClory, Turning Point: The Inside Story o f the Papal Birth Control Commis
sion, and How Humanae Vitae Changed the Life o f Patty Crowley and the Future o f the
Church, New York: Crossroad, 1995, s. 162.
Rozdział 10
1 Lee Rainwater and William L. Yancey, The M oynihan Report and the Politics o f Contro
versy, Cambridge, Mass.: The M IT Press, 1967, s. 12.
2 Ibid., s. 25.
I Daniel Patrick M oynihan, The Moynihan Report, „Com m entary”, February 1967, s. 31.
4 Ibid.
5 Ibid.
6 David J. Garrow, Bearing the Cross:Martin Luther King, Jr. and the Southern Christian
Leadership Conference, New York: W illiam M orrow & Co., 1986, s. 375.
7 E. Franklin Frazier, The Negro Family in the United States, Chicago and London: The
University of Chicago Press,1939, 1966, s. 19.
8 Ibid., s. 78.
9 Ibid., s. 130.
10 Ibid., s. 249.
II Ibid, s. 100.
12 Rainwater, Yancey, s. 20.
13 Leon XII, Rerum novarum #20, tłum. ks. Jan Piwowarczyk.
14 Rerum Novarum, #53.
15 Rerum Novarum, #82.
16 Rerum Novarum, #91.
17 Rainwater, Yancey, s. 162.
18 Ibid.
19 Ibid.
722 PR ZYP ISY
20 Christopher Jencks, „New York Review of Books”, O ctober 14, 1965, cyt. za: Rainwater,
Yancey, s. 444.
21 Ibid.
22 H annah Tillich, From Time to Time, New York: Stein and Day, 1973, s. 176-7.
21 Rollo May, Paulus: Reminiscences o f a Friendship, New York: H arper and Row, 1973,
s. 88-89.
24 Ibid.
25 Ibid., s. 98.
26 Ibid., s. 99.
Rozdział 11
1 Pfeffer, God, Caesar, s. 96.
2 H arr and Johnson, Rockefeller Century, s. 169.
3 Rockefeller Archive Center, Special Collections RAC Population Council Register, In
dex RM. JDR III do H enry ego Cabota Lodge’a juniora 8/13/70.
4 Rockefeller Archives, JDR III do papieża Pawła VI 7/16/65.
5 Ibid.
6 Ibid.
7 Ibid.
8 Ibid.
9 Hansjakob Stehle, Die Ostpolitk des Vatikans, Munich: Piper, 1975, s. 359.
10 JDR III do papieża Pawła VI, 7/16/65.
11 Źródłem tych materiałów są dokum enty dotyczące kard. Króla, tzw. Kroi Papers z ar
chiwów archidiecezji Filadelfii, Box 21, foldery dotyczące kontroli urodzin, William
Bentley Ball list do Króla, 6/30/66.
12 Ibid.
13 Rt. Rev. George W. Casey, Birth Control Is Waiting in the Wings, „The Boston Pilot”,
O ctober 9, 1965.
14 Ibid.
15 William B. Ball, Population control: Civil and constitutional Concerns, „Journal of Reli
gion and Public Affairs”, 1967, s. 13.
16 Ibid.
17 Ibid., s. 14.
18 Krol Archives, foldery dotyczące kontroli urodzin, Ball do Króla i W righta 16 sierpnia
1965.
19 Ibid.
20 Kroi Archives, Box 29, folder 2, Ball do Króla, sierpień 1965.
21 Ibid. Vagnozzi do Króla, 8/26/65.
22 Kroi Archives, foldery dotyczące kontroli urodzin, oświadczenie wielebnego Dextera L.
Hanleya, S.J. złożone przed komisją G rueninga, wtorek, 24 sierpnia, 1965.
23 Kroi Archives, foldery dotyczące kontroli urodzin, oświadczenie Williama B. Balia, 24
sierpnia, 1965.
24 Kroi Archives, Box 29, folder 2, oświadczenie Williama B. Balia złożone przed komisją
Grueninga, wtorek, 24 sierpnia, 1965.
25 John Cogley, Bishops’ Unanimity on Birth control Bill in doubt, „New York Times”, Au
gust 30, 1965.
2,1 Ibid.
17 Ibid.
28 Krol Archive, foldery dotyczące kontroli urodzin,, Birth control and Public Policy" ka
zanie wieł. Patricka A. O’Boyle’a, katedra św. Mateusza, niedziela, 29 sierpnia 1965.
29 Ibid.
30 Ibid.
31 Ibid.
32 Ibid.
33 Ibid.
34 Kroi Archives, Box 29, folder 2, Król do Balia 11/2/65.
PR ZYP ISY 723
Rozdział 12
1 Paul Blanshard, Personal and Controversial: An Autobiography, Boston: Beacon Press,
1973, s. 261.
2 Rainwater and Yancey, s. 200.
3 Ibid.
4 Moynihan, Commentary,, February, 1967, s. 31.
5 Ibid.
6 Robert W. Spike, The Freedom Revolution and the Churches, New York: Association
Press, 1965.
7 Ibid.
8 Robert W. Spike, „Fissures in the Civil Rights Movement,” Christianity and Crisis, Feb
ruary 21, 1966, s. 18-21.
9 Ibid.
10 Paul Spike, Photographs o f m y Father, New York: Alfred A Knopf, 1973, s. 62.
11 Ibid., s. 63.
12 Ibid., s. 83.
13 Ibid.
14 Shelby Steele, The Content o f our Character, New York: St. M artin’s Press, 1990, s. 78.
15 Garrow, s. 598-599.
16 Ibid., s. 375.
17 Ibid., s. 376.
18 Ibid., s. 587.
19 Ibid., s. 638-39, n. 39.
20 Ibid., s. 617.
21 Ibid., s. 375.
22 Ibid., s. 586.
23 Sara Evans, Personal Politics, New York: Alfred A. Knopf, 1979, s. 60.
24 Ibid., s. 78.
25 Ibid., s. 79.
26 Ibid.
27 Ibid., s. 82.
28 Mary King, Freedom Song: A Personal Story o f the 1960s Civil Rights Movement, New
York: William M orrow and Co., 1987, s. 452.
29 Evans, s. 88.
311 Ibid.
31 Mary King, s. 464-65.
12 Ibid., s. 465.
Rozdział 13
1 Michael W. Higgins, Heretic Blood: The Spiritual Geography o f Thomas Merton, Toron
to: Stoddart Publishing Company, 1998, s. 209.
2 Ibid., s. 218.
3 Ibid., s. 221.
4 Rozmowa z W.R. Coulsonem , czerwiec 1999.
5 Msgr. Francis J. Weber, His Eminence o f Los Angeles: James Francis Cardinal McIntyre,
tom II, Mission Hills, Calif.: Saint Francis Historical Society, 1997, s. 419.
6 Ibid.
7 Rosemary Curb, Nancy M anahan (eds.), Lesbian Nuns: Breaking Silence, Tallahassee,
Fla.: Naiad Press, 1985, s. 3.
8 Ibid., s. II.
9 Ibid.
10 Ibid., s. 13.
11 Ibid., s. 14.
12 Ibid., s. 183.
13 Ibid., s. 187.
14 Ibid.
P R Z Y P IS Y
15
Ibid., s. 188.
16
Ibid., s. 233.
17
Abraham Maslow, Journals, s. 157.
18
Ibid., s. 166-68,
19
Carl Rogers, Carl Rogers on Encounter Groups, New York: H arper & Row, 1970, s. 75.
20
Maslow, Journals, s. 951.
21
Ibid., s. 1089.
22
Ibid., 17 maja 1969 r.
24
Elwood Kieser, Hollywood Priest: A Spiritual Struggle, New York: Doubleday 1991,
s. 158.
25
James F.T. Bugental, Intimate Journeys: Stories from Life-Changing Therapy, San Fran
cisco: Jossey-Bass Publishers, 1990.
26
Kieser, s. 160.
27
Ibid., s. 169.
28
Ibid., s. 160.
29
Ibid., s. 170.
30
Ibid., s. 161.
31
32
Ibid., s. 162.
33
Ibid., s. 169.
34
W.R. Coulson, Good-bye, M ary Edith, niepublikowany m anuskrypt wypowiedzi przed
stawionej na: 27th Mile HI Congress, Catholic Archdiocese of Denver, Denver, C olo
rado, 2/16/96.
35
W.R. Coulson, The Role o f Psychology in Current Educational Reform, niepublikowa
ny m anuskrypt wypowiedzi dla Empire State Taskforce for Excellence in Educational
Methods, New Paltz, New York, 12/13/97.
36
Carl Rogers, Carl Rogers on Encounter Groups, s. 4.
37
W. R. Coulson, „Rejoinder,” Measure, s. 8.
38
Rogers, Carl Rogers on Encounter Groups, s. 8
39
Ibid., s. 12.
40
Ibid., s. 11.
41
Ibid., s. 159-60.
42
Ibid., s. 12.
43
Ibid., s. 10.
44
Art Kleiner, Tiie Age o f Heretics: Heroes, Outlaws and the Forerunners o f Corporate
Change, New York: Currency Doubleday, 1996, s. 31.
45
Ibid.
46
47
48
Ibid., s. 33.
49
Michael Weber, Psychotechniken - die neuen Verfuehrer: Gruppendynamki - die pro-
grammierte Zerstoerung von Kirch und Kultur, Stein am Rhein/Schweiz: Christiana,
1997, s. 36, tłumaczenie: E. M. Jones
50
Ibid., s. 135.
51
Kleiner, s. 48-49.
52
Ibid., s. 53.
53
Kevin Dowlings, Philip Knightley, The Spy Who Came Back from the Grave, „Night and
Day: The Mail on Sunday Review”, 23 August, 1998, s. 11.
54
Ibid., s. 13.
55
Simpson, Coercion, s. 53 i n.
56
John T. McGreevy, Thinking on One’s Own: Catholicism in the American Intellectual
Imagination, 1928-1960, „Journal of American H istory”, June 1997, s. 97.
57
Ibid.
58
Simpson, Coercion, s. 61.
59
Ibid.
60
Thomas Mahl, Desperate Deception, W ashington, D.C.: Brassey’s, 1998, s. 5.
61
Ibid., s. 6.
PR ZYP ISY 725
Rozdział 14
1 Fight Power with Spontaneity and Humor: A n interview with Dusan Makavejev, „Film
Q uarterly”, W inter 1971, s. 3.
2 Reich, The Sexual Revolution, s. 109.
3 Dusan Makavejev, WR: Mysteries o f the Organism: A Cinematic Testament to the Life
and Teachings o f Wilhelm Reich, New York: Avon Books, 1972, s. 57.
4 Ibid., s. 70.
5 David Elkind, Wilhelm Reich: Vie Psychiatrist as Revolutionary, „New York Times M ag
azine”, April 18, 1971, s. 25.
6 Makavejev, s. 31.
7 Elizabeth Wurtzel, Bitch: In Praise o f Difficult Women, New York: Doubleday, 1998,
s. 48.
8 Ibid., s. 46-47.
9 Ibid., s. 48.
10 Ibid., s. 89.
11 Ibid., s. 89-90.
12 Katie Roiphe, Last Night in Paradise: Sex and Morals at the World’s End, New York:
Random House, 1998, s. 11.
13 Ibid., s. 127.
14 Eric Voegelin, Order and History, Volume Vuee: Plato and Aristotle, Baton Rouge: Loui
siana State University Press, 1957, s. 126.
15 Ibid., s. 127.
16 Reich, Sexual Revolution, s. 278.
Rozdział 15
1 HR 2525, Ustawa powołująca komisję znaną jako Komisja ds. Obsceniczności i P orno
grafii. Posiedzenie z 20-24 kwietnia 1967, Waszyngton. Przewodniczący: Dominiek V.
Daniels.
2 HR 2525, s. 3.
3 Ibid.
4 HR 2525, s. 23.
5 Raport Komisji ds. Obsceniczności i Pornografii, Wprowadzenie Clive Barnes, New
York: Random House, 1970, s. 22.
6 Ibid., s. 32.
7 Ibid., s.3.
8 Ibid., s. 446.
9 Ibid., s. 457.
10 Ibid., s. 458.
11 Ibid., s. 637.
12 Ibid., s. 465.
13 Report, s. 466-467.
14 Ibid., s. 469.
15 Ibid., s. 469.
16 Ibid., s. 618.
17 D olf Zillman, Jennings Bryant, Effects o f Massive Exposure to Pornography, [w:j Neil
Malamuth, Edward D onnerstein (eds.), Pornography and Sexual Aggression, Orlando,
FL: Academic Press, 1984, s. 134.
PRZYP ISY 727
Rozdział 16
1 Foster, s. 118.
2 Bruce Thornton, Eros: The Myth o f Ancient Greek Sexuality, Boulder, Colo.: Westview
Press, 1997, s. 17.
3 Foster, s. 119.
4 Linda Lovelace, Ordeal, New York: Berkley Books, 1981, s. 50.
5 Ibid.
6 Ibid., s. 113.
7 Ralph Blumenthal, „NYT Magazine”, January 21, 1973, s. 28 i n.
8 Ibid.
9 Ibid.
10 William Pechter, Deep Tango, „Com m entary”, 56, 1973, s. 64-66.
Rozdział 17
1 Robert S. McNamara, The McNamara Years at the World Bank: Major Policy Addressed
of Robert S. McNamara 1968-1981, Baltimore, Md.: Johns Hopkins University Press,
1981, s. 47.
2 Julian Simon, The Ultimate Resource, Princeton, N.J.: Princeton University Press, 1981,
s. 64.
3 Ibid.
4 Ibid., s. 47.
5 Excessive Force: Power, Politics and Population Control, W ashington, D.C.: Information
Project for Africa, 1995, s. 187.
6 NSSM 200, s. 117. D okum ent ten jest dostępny w internecie na stronie: http://www.
africa2000.com
7 Ibid., s. 15.
8 Ibid., s. 127-28.
9 Ibid., s. 121.
10 Ibid., s. 106.
11 Ibid., s. 114.
12 Peter J. Donaldson, Nature Against Us: The United States and the World Population
Crisis 1965-1980, Chapel Hill: University o f N orth Carolina Press, 1990, s. 85.
13 Ibid., s. 85-86.
14 Ibid., s. 17.
15 Rozmowa z Elizabeth Liagin Sobo.
16 D onald Warwick, Bitter Pills: Population Policies and their Implementation in Eight De
veloping Countries, Cambridge: Cambridge University Press, 1982, s. 13.
17 Population and National Security: A Review o f U.S. National Security Policy 1970-1988,
Washington, D.C.: Inform ation Project For Africa, 1991.
18 Ibid.
19 Ibid.
2,1 Ibid.
21 Ibid.
22 Ibid.
23 Por. http://www.africa2000.com, zwłaszcza: National Security Council Under Secretar
ies Committee Population Task Force First Progress Report, 1976.
24 Ibid.
25 Population and National Security: A Review o f U.S. National Security Policy 1970-1988,
Washington, D.C..: Inform ation Project For Africa, 1991.
20 Julian Simon, The Ultimate Resource, Princeton, NJ: Princeton University Press, 1981,
s. 69.
27 Ibid., s. 71.
28 Royal Commission on Population Report Presented to Parliament by Command o f his
Majesty, June 1949. London: His Majesty’s Stationery Office, Cmd. 7695, s. 43-44.
29 Ibid., s. 134.
30 Ibid., s. 136.
728 P R ZYP ISY
31 Ibid., s. 219.
32 Ibid.
33 Ibid., s. 227.
34 Katherine Ellison, Imelda: Steel Butterfly o f the Philippines, New York, McGraw-Hill,
1988, s. 138.
35 Ibid.
36 Excessive Force, s. 207.
Rozdział 18
1 Leo Pfeffer, The ‘Catholic’ Catholic Problem, „Commonweal”, August 1975, s. 302-5.
2 Ibid., s. 304.
3 Ibid, s. 303.
4 Ibid., s. 304.
5 Ibid., s. 303.
6 James Hitchcock, Years o f Crisis, San Francisco: Ignatius, 1985, s. 197.
7 Pfeffer, Commonweal, s. 304.
8 Ibid., s. 303.
9 Leo Pfeffer. God, Caesar, and the Constitution, Boston: Beacon Press, 1975, s. 97.
111 Ibid., s. 20.
11 Ibid., s. 20-21.
12 Leo Pfeffer, Issues that Divide: 1he Triumph o f Secular Humanism, „Journal of Church
and State”, 19, Spring 1977, s. 211.
13 Ibid.
14 E. Michael Jones, John Cardinal Krol and the Cultural Revolution, South Bend, Ind.:
Fidelity Press, 1995, rozdz. 6.
15 Michel Schooyans, Power over Life Leads to Domination of Mankind, St. Louis, Mo.:
Central Bureau, Catholic C entral Verein of America, 1996, s. 36.
lh Ibid., s. 55-56.
17 Ibid., s. 56.
18 Ibid., s. 59.
19 Mark Winiarski, Detroit: 1,300 vote hopes raise fears, „National Catholic R eporter”, 13,
no. 3, s. 1.
20 Ibid.
21 Ibid.
22 Thomas Stahel, More Action than they Called for, „America”, November 6, 1976, s. 292-
96.
21 Winiarski, NCR, s. 1.
24 Bishops across the Nation Give Wide Response to 'Call to Action' Assembly, p o dsu
mowanie w OSV, „Our Sunday Visitor”, November 14, 1976.
25 Thomas C. Fox, „Made in Detroit,” Commonweal, November 19, 1976, s. 747.
26 Winiarski, NCR, s. 1.
27 Heinrich Denifle, Luther and Lutherdom, Somerset, Oh.: Torch Press, 1917, s. 3.
28 Rockefeller Archives, Population Council, Box 49, Oscar Harkavy, szef Ford Founda
tion do Dudleya Kirka, szefa Population Council, 18 grudnia, 1964.
29 Charles E. Rice, „Observer”, April 20, 1977.
311 Ibid.
31 Ibid.
32 James McShane, „Memo”, 11 April, 1996.
P R ZYP ISY 729
Rozdział 19
1 Akta postępowania w Sądzie Najwyższym stanu Indiana, Thomas N. Schiro vs. Stan
Indiana, zeznanie Mary T. Lee, 1457.
2 Ibid., 563.
' Raport Komisji ds. Obsceniczności i Pornografii, s. 31.
4 Ibid.
5 Ibid.
6 Akta, 1457.
7 Ibid.
s Ibid., 1429.
9 Wywiad z Frankiem Osanką, sierpień 1985.
10 Ibid.
" Ibid.
12 Ibid.
13 Ibid.
14 Akta, 1576.
13 Ibid.
16 Raport Komisji ds. Obsceniczności i Pornografii, s. 3.
17 Nora Ephron, Crazy Salad, New York: Borzoi, 1975, s. 66.
18 „Off our Backs”, May 1985, s. 27.
14 Ibid.
20 Ibid.
21 Ibid.
22 Schiro, autobiografia.
23 Susan Brownmiller, Against Our Will: Men, Women, and Rape, New York: Simon and
Schuster, 1975.
24 Schiro, autobiografia.
23 Osanka, wywiad.
26 Schiro, autobiografia.
27 Ibid.
Rozdział 20
1 Reisman, Kinsey: Crimes and Consequences, s. xx.
2 ibid., s. xxi.
3 „Time”, High priced ogling, May 13, 1985.
4 Reisman vs. Thornburgh, 175.
5 'The Meese Commission Exposed: Proceedings o f a National Coalition Against Censorship,
Arlene F. Carmen, Colleen Dewhurst, Lisa Duggan, Betty Friedan, Richard Green, Le-
anne Katz, Max Lillienstein, Barry Lynn, A nn Welbourne-Moglia, D onal Mosher, Eve
Paul, H arriet Pilpel, A nthony Schulte, Kurt Vonnegut, Briefing Komisji ds Pornografii
Prokuratora Generalnego, 16 stycznia, 1986, s. 42.
6 Ibid.
7 Raport Końcowy Komisji ds Pornografii Prokuratora Generalnego, Washington, D.C.:
U.S. D epartm ent of Justice, lipiec 1986., s. 810.
s Susan Trento, The Powerhouse: Robert Keith Gray and the Selling o f Access and Influence
in Washington, New York: St. M artin’s, 1994, s. 198.
4 Ibid.
10 Raport Reisman jest cytowany na stronie internetowej D epartam entu Sprawiedliwości:
http://www.ncjrs.og/database.htm
11 David Lowenthal, No Liberty fo r License: The Forgotten Logic o f the First Amendm ent,
Dallas: Spence Publishing Company, 1997, s. 97.
12 „Time”, May 7, 1990.
13 „People”, May 14, 1990.
14 Paul L. Montgomery, Johns Hopkins Professor Lauds ‘throat’ as a ‘cleansing film , „New
York Times”, January 3, 1973.
730 P R Z YP ISY
Rozdział 21
1 M arianne Wellershoff, Ein Star von 30 Zentimetern, „Spiegel”, January 23, 1998, s. 236.
2 Ibid.
3 James Atlas, „The Loose Canon: W hy Higher Learning Has Embraced Pornography,”
New Yorker, March 29, 1999, s. 60.
4 Ibid..
5 Ibid., s. 64.
6 Lisa Palac, The Edge o f the Bed: How Dirty Pictures Changed M y Life, New York: Little,
Brown and Company, 1998, s. 110.
7 Ibid., s. 35.
8 Ibid., s. 102.
9 Ibid., s. 110.
10 Reich, Mass Psychology, s. 105.
11 Sallie Tisdale, Talk Dirty to Me: An Intimate Philosophy o f Sex, New York: A nchor
Books,, 1994, s. 21.
12 Ibid., s. 37.
13 Ibid., s. 116.
14 Ibid., s. 123.
15 Ibid.
16 Ibid., s. 148.
17 Ibid., s. 155.
18 Ibid., s. 159.
19 Ibid., s. 221.
20 Ibid., s. 281.
21 Ibid., s. 135.
22 Palac, s. 148.
23 Ibid., s. 156.
24 Tisdale, s. 288.
25 Clinton Socio-sexual Agenda Spurs Religious Backlash, „Human Events”, September 16,
1994, s. 1.
26 Ibid.
27 Ibid.
28 Rozmowa z delegatem, 9/94.
29 Ibid.
311 „Wall Street Journal”, August 15, 1994.
31 Alan Cowell, Vatican Says gore is Misrepresenting Population Talks, „New York Times”,
September 1, 1994, s. 1
32 „Human Events”, September 16, 1994, s. 1
33 Cowell, s. 1.
34 Ibid., s. A9.
35 Ibid., s. I.
36 Robert Kaplan, The Coming Anarchy, „The Atlantic M onthly”, February 1994 (tłum. J.
M. Szymański).
37 Ibid.
38 Julian Simon, The Ultimate Resource, Princeton, N.J.: Princeton University Press, 1981,
s. 177.
39 Ibid., s. 179.
40 Patricia Smith, W hat Happens When the Spin Outweighs Sin?, „South Bend Tribune”,
February 4, 1998, s. A5.
11 Maureen Dowd, Power o f Attorney, „New York Times”, September 20, 1998.
42 A nthony Lewis, Christian Right Determined to Bring Clinton Down, „South Bend Tri
bunes”, O ctober 11, 1998, s. A5.
43 Ibid.
44 Hollywood still adores Clinton, „South Bend Tribune”, September 28, 1998.
45 Reisman, s. vi.