You are on page 1of 14

„FERDYDURKE” WITOLD GOMBROWICZ:

1.BOHATEROWIE:

Józio Kowalski - główny bohater powieści, ma trzydzieści lat. Jest pisarzem, ma już za sobą
debiut, Pamiętnik z okresu dojrzewania. Zostaje siłą wepchnięty przez Pimkę w dzieciństwo,
w czasy, kiedy miał piętnaście lat. Profesor poddaje swego ucznia procesowi „upupiania”.
Józio źle się czuje jako uczeń. Obserwuje swoich kolegów i podgląda ich sposoby na
wychodzenie z formy (wulgaryzmy, „pojedynki” itp.). Aktywnie próbuje przełamać formę,
którą przyjęli państwo Młodziakowie. Dzięki konsekwencji i uporowi udaje mu się
zdemaskować fałsz i sztuczność ich zachowania. Jednocześnie on sam pozbywa się „pupy”
staromodnego kawalera. Autor przedstawia bohatera także jako „upupionego” siostrzeńca.
Józio po wielu perypetiach ucieka z Bolimowa. Nie udaje mu się jednak wygrać z formą -
opuszcza dwór jako zakochany porywacz.

Pimko - nauczyciel języka polskiego w szkole dyr. Piórkowskiego.

Miętalski - pseudonim Miętus, uczeń szkoły Piórkowskiego, przywódca licznej grupy


chłopców, którzy sprzeciwiali się przyjętemu przez Pimkę i innych pedagogów obrazowi
niewinnej młodzieży.

Pylaszczkiewicz - zwany Syfonem, uczeń w szkole dyrektora Piórkowskiego zgadzający się z


wizją „niewinnej młodzieży”, szkolny prymus.

Zuta Młodziakówna - zgrabna, wysportowana, szczera i naturalna, „nowoczesna


pensjonarka”, stawiana Józiowi przez Pimkę za wzór młodości.

pani Młodziakowa - „kobieta dość otyła, lecz inteligentna i uspołeczniona, z bystrym i


bacznym wyrazem twarzy, członkini komitetu dla ratowania niemowląt lub zwalczania plagi
żebraniny dziecięcej w stolicy”.

inżynier Wiktor Młodziak - „uświadomiony urbanista, który kształcił się w Paryżu i stamtąd
przywiózł dryg europejski”, „pozbawiony przesądów czerstwy pacyfista i wielbiciel
naukowej organizacji pracy”.

pani Hurlecka - „ciotka cioteczno-cioteczna Józia” (jej matka była „cioteczną siostrą ciotki
ciotki matki Józia”), zamieszkująca z mężem Konstantym w szlacheckim dworku w
Bolimowie; mimo iż zdaje sobie sprawę z wieku Józia, traktuje go wciąż jak małe dziecko.

2.CZAS I MIEJSCE AKCJI:

Akcja powieści rozpoczyna się we wtorek rano, po przebudzeniu bohatera. Wydarzenia


rozgrywają się prawdopodobnie w, lub przed 1937 rokiem, gdyż narrator wspomina o
ukazaniu się swojego wcześniejszego zbioru opowiadań pt. Pamiętnik z okresu dojrzewania,
który został wydany w 1933 roku.Ferdydurke ukazała się w właśnie w 1937 roku. Akcja
pierwszej części rozgrywa się w ciągu jednego dnia w szkole, do której profesor Pimko
przyprowadza Józia. Część druga obejmuje kilkunastodniowe wydarzenia rozgrywające się
głównie na stancji, gdzie mieszka Józio, w domu Młodziaków. Część trzecia rozgrywa się w
ziemiańskim dworku ciotki Józia, pani Hurleckiej w Bolimowie. Wydarzenia obejmują dwa
dni. W ostatnim dniu Józio porywa Zosię i obydwoje uciekają.

3.GENEZA UTWORU I GATUNEK:

GENEZA: Ferdydurke została wydana w Warszawie w 1937 roku, aczkolwiek na stronie


tytułowej pierwszego wydania widnieje data 1938. Pierwotnie utwór miał być polemiczną
odpowiedzią na głosy krytyki, z jakimi spotkał się debiutancki zbiór opowiadań
Gombrowicza Pamiętnik z okresu dojrzewania.

GATUNEK - POWIEŚĆ AWANGARDOWA o następujących cechach:

autotematyzm (rozważania o istocie twórczości w przedmowie do Filiberta i Filidora);


nieprzezroczysta narracja (celowy „sztuczny” język);
posługiwanie się groteską jako zasadą konstrukcyjną świata przedstawionego i
sposobem interpretacji świata zewnętrznego;
odrzucenie realizmu (30-letni mężczyzna wtłoczony w ramy szkolne);
konstruowanie oryginalnego języka
parodie literackich stylów i konwencji
synkretyzm rodzajowy (elementy epickie: opowiadanie, opisy, elementy dramatyczne
- rozpisane na role partie - lekcja polskiego, element liryczne - wierszyki)
koncepcja pisania jako gry
walka z mitami (szkołą, tradycją, nowoczesnością)

4.PROBLEMATYKA:

Walka z formą: Forma jest wynikiem postaw, jakie przybieramy wobec innych ludzi oraz
postaw, jakie ci ludzie przybierają wobec nas. Jest to więc sztuczna konwencja, gra pozorów,
które jednostka przyjmuje jako wzór zachowania. Według Gombrowicza wszyscy udają przed
wszystkimi, każdy gra, nikt nie jest z nikim szczery.

W powieści Ferdydurke Gombrowicza autor przedstawia próbę walki z formą


trzydziestoletniego Józia, który nagle został z powrotem wepchnięty w dzieciństwo. Profesor
Pimko zmusza go do pójścia do szkoły, gdzie odbywa się proces „upupiania” dzieci i
młodzieży przez nauczycieli. „Upupianie” polega na ponownym wtrącaniu w dziecinność.
Szkoła ma produkować ludzi „upupionych”, „zielonych”, czyli niedojrzałych, niedorosłych,
niezdolnych do samodzielnego myślenia. W praktyce odbywa się to poprzez przyprawianie
młodzieży „gęby”, czyli właśnie narzucenia jakiejś formy.

Typowym przykładem „ugębiania” jest lekcja o Słowackim. Uczniowie nie mogą mieć
własnego, sprzecznego z ogólnie głoszonym poglądem, zdania. O Słowackim wolno
wypowiadać się jedynie z największą czcią, choć twórczość wieszcza jest dla młodzieży
całkowicie niezrozumiała i obca. Każdy, kto ośmieliłby się myśleć inaczej, będzie
prześladowany, niszczony, bowiem „Słowacki wielkim poetą był”.
Józio jest świadkiem rozpaczliwej próby wyzwolenia się z formy, jaką jest pojedynek na
miny między Miętusem a klasowym prymusem, Pylaszczkiewiczem, czyli Syfonem,
zakończony „zgwałceniem przez uszy” Syfona i ogólną bijatyką, czyli „kupą”, symbolizującą
katastrofę, bałagan i bezradność. Walka z formą jest z góry skazana na niepowodzenie.

Kolejny etap walki Józia z formą rozgrywa się na stancji postępowych inżynierostwa
Młodziaków. Proces „upupiania”, zainicjowany przez Pimkę, jest tu kontynuowany.
Młodziakowie stanowią nowoczesne małżeństwo i nieustannie manifestują swą niezależność
wobec wszelkich norm obyczajowych i moralnych, prawideł czy konwenansów. Do znanych
już środków wtrącania człowieka w formę, ugębienia go, dochodzi „łydka”, symbol tężyzny
fizycznej i erotycznej. Córka Młodziaków jest niezależną, wyzwoloną seksualnie kobietą.
Rodzice entuzjastycznie aprobują i pochwalają jej zachowanie. Jednak ta ich nowoczesność i
niezależność jest sztuczna, upozowana, co demaskuje Józio. Jego pobyt na stancji kończy się
kolejną bijatyką.

Po bijatyce na stancji Młodziaków Józio wraz z Miętusem uciekają na wieś. Tu w


ziemiańskim dworku Hurleckich, odbywa się trzeci etap borykania się z formą. Miętus, chcąc
zbratać się z parobkiem, każe dać sobie w gębę, co w efekcie staje się przyczyną rewolty
chłopskiej. Tak więc i tutaj dochodzi do totalnej bijatyki, „rewolucji”. Józio ucieka z córką
gospodarzy, wplątując się w kolejną formę, tym razem w infantylne sidła miłości.

Tak więc rozpaczliwa walka Józia jest z góry skazana na niepowodzenie. Gdy tylko udaje mu
się uciec przed jedną formą, natychmiast popada w drugą, nigdy nie może się od nich
uwolnić, nigdy nie jest sobą.

I tak, według Gombrowicza, dzieje się z każdym człowiekiem. Ludzie są wobec siebie
nieautentyczni upozowani, sztuczni, dążenie do autentyczności jeszcze bardziej cechy te
pogłębia. Przed formą nie ma ucieczki. Świat otaczający człowieka jest światem
chaotycznym, powodującym zagubienie się jednostki w rzeczywistości.

Słownik Gombrowicza:

„gęba” - sposób odbierania przez innych ludzi, które przylega do jednostki i staje się niejako
jej drugą naturą;

„forma” - konwencje, schematy, które jednostka przyjmuje jako wzór zachowania. Człowiek,
według Gombrowicza, zawsze musi wyrażać się w jakiejś formie;

„pupa” - dzieciństwo, niedojrzałość;

„upupienie” - wepchnięcie lub popadnięcie w niedojrzałość, infantylizacja;

„zielony” - niedojrzały, niedorosły;

„łydka” - erotyzm, tężyzna fizyczna o wyraźnym podtekście seksualnym.

5.STRESZCZENIE KRÓTKIE:
Powieść Ferdydurke dotyczy najogólniej mówiąc funkcjonowania jednostki w
społeczeństwie. Główny bohater powieści - Józio Kowalski, trzydziestoletni mężczyzna -
zostaje pewnego ranka zaprowadzony do szkoły przez profesora Pimkę. Szkoła jest miejscem
„upupiania”, poprzez wpajanie dobrych obyczajów i wychowywanie w stanie
„nieświadomości”. Chłopcy posługują się dziwnym językiem, używają archaizmów.
Uczniowie buntują się poprzez używanie wulgaryzmów, ale to tylko potwierdza ich
naiwność. W obronie niewinności staje tylko jeden z nich Syfon. Dochodzi do bójki.
„Nieuświadomiony” Syfon przegrywa i na następnej przerwie zostanie siłą uświadomiony.

Następnie Józio udaje się do domu nowoczesnej rodziny Młodziaków, gdzie walczy z formą
nowoczesności. Ich córka, Zuta, zostaje przedstawiona jako „nowoczesna pensjonarka”, jej
rodzice nie tolerują sztuczności, tolerują zasady, według których, ich zdaniem, żyje młode
pokolenie. Pani Młodziakowa obiecuje profesorowi, że oduczy Józia przybierania póz
(bohater stara się przyjąć pozę dorosłego, dojrzałego); po wspólnym posiłku Józio zostaje
zaprowadzony do pokoju sąsiadującego z pokojem Zuty. Józio stara się przełamać formę
nowoczesności, którą opanowana jest rodzina Młodziaków: bezskutecznie próbuje nawiązać
kontakt z Zutą; podczas obiadu nazywa Młodziakową „mamusią” - pierwsze małe
zwycięstwo; doprowadza do nocnej schadzki w pokoju Zuty (ona, jej adorator Kopyrda,
profesor Pimko) - zwycięstwo, forma „nowoczesności” zostaje przełamana, inżynier
Młodziak rzuca się na profesora, małżonkowie są oburzeni.

Józio opuszcza dom Młodziaków i razem z Miętusem wędruje za miasto. Spotykają panią
Hurlecką, ciotkę Józia, która zabiera chłopców do dworku w Bolimowie. Wpadają w nową
formę - życia ziemiańskiego. Po przełamaniu tej formy Józio opuszcza dwór i razem z Zosią,
swoją kuzynką, udaje się do Warszawy. Szybko się okazuje, że popadł w nową formę -
zakochanego, obrońcy kobiety oddanej mu w opiekę.

6.STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE:

Rozdział I. Porwanie

Jest wczesny wtorkowy ranek. Józef budzi się przepełniony „lękiem nieistnienia” i
„nierzeczywistości”. Miał przed chwilą koszmarny sen: śniło mu się, że poszczególne części
jego ciała wzajemnie się z siebie naśmiewają - niektóre bowiem należą do chłopca, jakim był
mając piętnaście lat, inne zaś należą do mężczyzny, jakim jest obecnie. Sen ten jest odbiciem
rzeczywistej świadomości bohatera, który czuje wewnętrzne rozdarcie między sobą jako
człowiekiem dojrzałym, a sobą jako niepoważnym i niedojrzałym jeszcze chłopcem. Przez
długi czas słyszał od swoich ciotek, że powinien się wreszcie określić - przyjąć jakąś wyraźną
rolę w społeczeństwie i wejść w dorosłe życie. Nigdy jednak nie potrafił tego uczynić. Chcąc
zachować pozory dojrzałości napisał książkę, ale ona również była wyrazem niedojrzałości
(taki charakter miał nawet jej tytuł - „Pamiętnik z okresu dojrzewania”). Snując wspomnienia
i analizując napotykaną wkoło siebie rzeczywistość dochodzi do wniosku, że jest otoczony
przez krytykujący jego niedojrzałość „gmin półinteligentów”, których nienawidzi i od których
ucieka do niższych sfer, czym daje w ten sposób dowód swej niedojrzałości. Użala się
również na swą niemożność zajmowania się we własnej twórczości sprawami podniosłymi i
„wielkimi”, co powoduje, że pisze właśnie na temat spraw niskich. Objawiająca się w ten
sposób niedojrzałość bohatera jest ciągle krytykowana przez tych, którzy uważają, że
rzeczywiście są dojrzali.

Józef postanawia więc zerwać ze swą niedojrzałością i wyzwolić w sobie dojrzałość, jednak
jego rozmyślania przerywa nagłe pojawienie się w pokoju zjawy - bliźniaczego obrazu
bohatera. Bohater jednak nie chce zaakceptować swej postaci i przepędza ją, poszukując dla
siebie innej formy istnienia. Jakby w odpowiedzi na to pojawia się znienacka profesor Pimko,
który spostrzega rozpoczęty brulion nowej książki Józefa i zaczyna czytać. Jego belferski
sposób traktowania wywołuje w Józefie paniczne przerażenie i równocześnie paraliżuje też
jego wolę. Bohater próbuje bronić swej twórczości przed zjadliwą krytyką, jednak
odpytywany po szkolnemu przez Pimkę czuje się tak, jakby ponownie zasiadł w szkolnej
ławce. Nie jest przez to w stanie sprzeciwić się belfrowi, który decyduje o umieszczeniu Józia
w szóstej klasie szkoły dyrektora Piórkowskiego. Po drodze na Pimkę napada mały piesek i
targa mu zębami nogawkę. Belfer ocenia „ujemnie psa” i podąża ze swym „więźniem” dalej.

Rozdział II. Uwięzienie i dalsze zdrabnianie

Całkiem już czując się jak młody chłopiec i tak też przez Pimkę traktowany, Józio dociera do
szkoły. Trwa właśnie długa przerwa i chłopcy znajdują się na podwórzu szkolnym, za płotem
zaś stoją obserwujące ich bacznie matki i ciotki. Młodzież posługuje się dziwnym językiem -
mieszaniną archaizmów wziętych z XVII-wiecznej polszczyzny (np. białogłowa, podwika)
oraz polskimi wyrazami, które mają łacińskie końcówki (np. kolegus, lekcjus polskus). W
rozmowie z jednym z pilnujących młodzieży belfrów Pimko odkrywa swój zamiar
podwyższenia „poziomu” naiwności wśród chłopców poprzez danie im do zrozumienia, że
nie wierzy, aby mogli w jakikolwiek sposób wykraczać przeciw dobrym obyczajom i
dobremu wychowaniu. Wprowadza następnie swój zamiar w czyn i osiąga cel. Józio - znając
zamysły Pimki - próbuje powstrzymać kolegów i zwrócić im uwagę, że przez swój bunt
(sprzeciwem młodzieży wobec chęci „upupienia” jej przez starszych jest przede wszystkim
używanie wulgarnych wyrażeń) tylko pogrążają się bardziej w naiwności, ale nikt go nie
słucha. Jedynym, który przyznaje się, że jest „nieuświadomiony” i staje w obronie pojęcia
niewinności jest Syfon. Jego wystąpienie jednak zostaje ostro skrytykowane przez Miętusa i
jego zwolenników. Dochodzi do bójki między przywódcami obu ugrupowań i ich
zwolennikami. Początkowo górą są liczniejsi zwolennicy Miętusa, jednak szalę zwycięstwa
przechyla „Marsz Sokołów”, śpiewany przez Syfona. Pieśń porywa większość chłopców, zaś
przeciwnicy Syfona wycofują się. Miętus z garstką swych zwolenników postanawiają siłą
„uświadomić” Syfona.

Zaczyna się lekcja. Bladaczka - nauczyciel języka polskiego - próbuje odpytywać z zadanej
lekcji, ale okazuje się, że tylko Syfon jest przygotowany. ale ten deklaruje, iż odpowiadać
może tylko przed wizytatorem (przeprowadzającym właśnie w szkole kontrolę). Nie mogąc
pokonać oporu uczniów nauczyciel zaczyna im wbijać do głowy, że powinni cenić
Słowackiego i zachwycać się jego twórczością, gdyż twórca ten „wielkim poetą był”.
Gałkiewicz próbuje się sprzeciwiać, twierdząc, że nic nie rozumie z poezji Słowackiego. Nad
klasą zawisa groźba „niemożności”. Wystraszony tym nauczyciel wzywa Syfona, aby
udowodnił wielkość Słowackiego. Trwająca kwadrans recytacja łamie w końcu opór
Gałkiewicza, jednak pozostali uczniowie tracą całkowicie zainteresowanie lekcją. Józio
pragnie uciec ze szkoły, jednak opanowuje go „niemożność” i nie rusza się ze swego miejsca.
Zrozumiał, że zgromadzeni w klasie chłopcy przybrali maskę - sztuczną formę, która nie
pozwala im uciec od szkoły. Ponadto nowa forma tak bardzo była zespolona z ich
osobowością, że uciekając przed szkołą musieliby uciekać przed sobą, a tego uczynić się nie
da.

Rozdział III. Przyłapanie i dalsze miętoszenie

Dzwonek przerywa lekcję. Nauczyciel wychodzi, zaś uczniowie podejmują z zapałem


dyskusję na temat niewinności. Józio obserwując ich z boku i przysłuchując się dyspucie
dostrzega, że koledzy żyją w oderwaniu od rzeczywistości, że żyją w sztucznym świecie
tworzonym przez szkołę i sami stają się tak samo sztuczni w swoim zachowaniu i myśleniu.
Bohater dostrzega też, że Miętus z Myzdralem przygotowują się do „gwałtu” na Syfonie -
mają zamiar na siłę go „uświadomić”. Józio, aby temu zapobiec, próbuje po kryjomu
porozumieć się z obojętnym na wszystko Kopyrdą, ale ten nie okazuje zainteresowania.
Natomiast Miętusowi udało się podsłuchać rozmowę Józia z Kopyrdą. Miętus okazuje
gwałtownie swe niezadowolenie z próby przeszkadzania mu w realizacji planów. Józio
próbuje go skłonić do odstąpienia od zamiarów i proponuje wspólną ucieczkę, przedstawiając
koledze wizję swobodnego życia wśród parobków. Na moment Miętus zrzuca maskę
buntownika i staje się normalnym, sentymentalnym nieco chłopcem, jednak spostrzegają to
Syfon i jego zwolennicy i zarzucają Miętusowi zdradę propagowanych ideałów. Miętus
wzywa Syfona do podjęcia pojedynku na miny. Józio zostaje powołany na superarbitra
pojedynku. Obaj przeciwnicy dobierają sobie też po dwóch sekundantów. Przerwa kończy się,
a do klasy wchodzi stary nauczyciel języka łacińskiego i zaczyna odpytywać z zadanej lekcji -
tłumaczenia fragmentu pamiętników Juliusza Cezara. Okazuje się, że nikt oprócz Syfona nie
jest przygotowany. Nauczyciel nie może zrozumieć postawy uczniów. Gałkiewicz deklaruje
swą niemożność dostrzeżenia w tekstach antycznych jakichkolwiek wartości. Ten fakt
również jest dla nauczyciela niezrozumiały. Chcąc ratować sytuację wywołuje do odpowiedzi
Syfona, który gładko recytuje tłumaczenie. Po dzwonku Syfon i Miętus stają naprzeciw siebie
i zaczynają pojedynek na miny. Syfon początkowo zamierza się wycofać, jednak jeden z
uczniów przypomina mu o jego zasadach, które pomogą mu toczyć walkę z Miętusem, nie
posiadającym żadnych zasad. Zgodnie z ustaleniami Syfon ma prezentować miny „budujące i
piękne”, Miętus zaś ma odpowiadać minami „burzącymi i szpetnymi”.

W pewnej chwili Syfon staje w majestatycznej pozie z palcem wskazującym w niebo. Miętus
próbuje parodiować i ośmieszać tę „minę” na wszelkie możliwe sposoby, ale nie może
wyprowadzić przeciwnika z równowagi. W pewnym momencie rzuca się więc na niego i
przewraca na ziemię, siedząc zaś na jego piersi zaczyna szeptem „uświadamiać” Syfona. Ten
próbuje się na wszelkie sposoby wykręcić i głośno krzyczy, aby nie słyszeć szatańskich
podszeptów, jednak Miętus ma zbyt wielką przewagę. Scenę przerywa pojawienie się w
klasie niezwruszonego Pimki.
Rozdział VI. Uwiedzenie i dalsze zapędzanie w młodość

Podczas gwałtu, którego dopuszcza się Miętus na Syfonie pojawia się nagle w klasie Pimko i
jakby nie zauważając tego, co się dzieje, wmawia uczniom, że grzecznie bawią się piłką.
Następnie zabiera Józia, aby umieścić go w domu Młodziaków, którzy mają chłopca nauczyć
„naturalności”. Po drodze belfer wyjaśnia, że córka gospodarzy jest „nowoczesną
pensjonarką”, która ma nowego lokatora „wciągnąć w młodość”. Drzwi otwiera Zuta, która
informuje gości, że matki nie ma w domu, ale niebawem powinna wrócić. Potem pensjonarka
przestaje zwracać na nich uwagę. Pimko wraz z Józiem oczekuje przybycia pani
Młodziakowej. Belfer próbuje nawiązać z dziewczyną rozmowę, a po bezskutecznych
próbach zaczyna nucić jakąś arię operową, dając pannie do zrozumienia, że jest wobec niego
niegrzeczna. Przez cały ten czas, ale także i później - podczas rozmowy z Młodziakową, która
niedługo się pojawiła - Pimko robi z Józia staroświeckiego chłopca, który próbuje pozować
na dorosłego. Każde słowo belfra coraz bardziej pogrąża młodzieńca, który musi udawać, że
nie słyszy całej rozmowy, a jest każdym słowem nauczyciela „wpychany” w sztuczność i
zmuszony do udawania. Nie jest mu też w stanie pomóc świadomość intrygi, którą uknuł
przeciw niemu nauczyciel.

Gospodyni nie lubi sztucznych póz i pozorów, dlatego też obiecuje, że postara się, aby
oduczyć Józia przybierania póz. W pewnym momencie Zuta znienacka kopie Józia w nogę.
Belfer dostrzega to i wyrzeka na „dzikość, śmiałość, tupet powojennego rozpasanego
pokolenia”, jednak Młodziakowa tłumaczy, że to pokolenie po prostu żyje według innych
zasad właściwych nowym czasom. Pimko żegna się i wychodzi, gospodyni zaś pokazuje
Józiowi jego nowe mieszkanie - malutki, ale niezbyt przytulny, „nowoczesny” pokoik
przylegający do hallu, będącego zarazem pokojem Młodziakówny. Potem znika,
pozostawiając lokatora samego. Jest to „samotność z pensjonarką”, gdyż w hallu krząta się
Zuta.

Rozdział VII. Miłość

Chcąc pokazać, że nie jest staromodny i zaprzeczyć w ten sposób opinii Pimki, Józio próbuje
nawiązać z Młodziakówną rozmowę. Przestaje się liczyć dla niego Pimko, Miętus, szkoła i
dorosłość, której jeszcze niedawno za nic by się nie wyrzekł, chce udowodnić, że również jest
„nowowczesny”. Korzystając z okazji, że zadzwoniła do niej koleżanka, inna „nowoczesna
pensjonarka”, młodzieniec swobodnie wchodzi do przedpokoju, gdzie znajduje się telefon i
bez słowa czeka na zakończenie rozmowy. Próbuje w ten sposób uzyskać jej akceptację.
Młodziakówna przerywa na chwilę rozmowę, ale traktuje lokatora obojętnie. Józio powraca
zatem do siebie, po chwili podejmuje kolejną próbę udowodnienia, że nie jest pełnym
sztuczności pozerem. Wchodzi do hallu pogrążonego w mroku zapadającego właśnie
zmierzchu i zatrzymuje się bez słowa w pobliżu czyszczącej właśnie buty Młodziakówny.
Przez moment zaskoczona dziewczyna jest niepewna, jak ma traktować gościa i jest o krok od
okazania mu sympatii, jednak po chwili przybiera obojętny ton chłodnej grzeczności i
pytaniem „Czym mogę służyć?” zmusza Józia do wycofania się. Jednak powraca po
niedługim czasie do pokoju pensjonarki, która tym razem zarzuca mu złe wychowanie.

Józio czuje, że nie może pozwolić jej wyjść z takim przeświadczeniem dotyczącym jego
osoby i bez słowa posuwa się krok w krok za nią. Dziewczyna cofa się przed nim i zaczyna
okazywać strach. Scenę przerywa niespodziewane pojawienie się Miętusa, który przyszedł
odwiedzić kolegę w jego nowym mieszkaniu. Gość swymi minami, które pozostały mu po
pojedynku z Syfonem, usiłuje dopuścić się gwałtu na służącej. Chwilę później jednak
wkracza do pokoju Młodziakówny i od razu zwraca uwagę na nową „gębę” kolegi. Józio
zabiera gościa do swego pokoju, gdzie ze łzami w oczach opowiada o swej miłości do
pensjonarki i wszystkich zajściach tego popołudnia. Zwierza się też, że ma trzydzieści lat i
pragnie pozbyć się „gęby” przyprawionej przez Młodziakównę. Miętus jednak nie wierzy
zapewnieniom Józia dotyczącym jego wieku. Informuje go też, że za pensjonarką ugania się
już inny „nowoczesny” kawaler - Kopyrda. Gość wychodzi, zamierzając jeszcze przejść przez
kuchnię, gdzie przebywa służąca Młodziaków, która wzbudziła zainteresowanie Miętusa
między innymi tym, że pochodzi „z ludu”.

Rozdział VIII. Kompot

Od następnego rana zaczął się dla Józia czas wiejącej nudą monotonii szkolnej: rano chodził
do szkoły, a potem wracał na obiad do Młodziaków. Doszedł do wniosku, że pragnąc zbliżyć
się do córki swych gospodarzy, łatwiej osiągnie swój cel będąc uczniem niż trwając przy swej
dorosłości. Dał się zatem szkole pochłonąć do tego stopnia, że nawet nauczyciele i dyrektor
polubili go. Józio próbował równocześnie nawiązać bliższe stosunki z Kopyrdą i wydobyć
sekret relacji jego z Młodziakówną, jednak ten ignorował nowego kolegę i odnosił się do
niego z większym jeszcze lekceważeniem niż do innych. W międzyczasie Syfon, nie mogąc
zapomnieć o uświadamiających słowach wypowiedzianych przez Miętusa pamiętnego dnia,
powiesił się. Poza tym nic nie zakłóciło monotonii Józiowego życia. Aż do pewnego obiadu,
który bohater jadł - jak zwykle - wraz z Młodziakami. Pani Młodziakowa przez cały czas
starała się okazywać swą „nowoczesność” i miała dużą satysfakcję z wyszukiwania
kontrastów pomiędzy swoimi „powojennymi” poglądami a postawami swego
„staromodnego” lokatora (w takiej opinii o Józiu utwierdzał ją przede wszystkim Pimko
odwiedzający od czasu do czasu dom Młodziaków). Tego dnia gospodyni wspomniała o
chłopcu, który odprowadzał ich córkę i aby okazać, że nie ma zamiaru w niczym krępować
swej córki posunęła się aż do namawiania jej na romans z rówieśnikiem, nie wykluczając
możliwości urodzenia przez Młodziakównę nieślubnego dziecka.

Posuwając się coraz dalej w demonstracji liberalizmu swych poglądów matka i ojciec
przekonywali córkę, że nie mają nic przeciwko temu, aby Młodziakówna o nieślubne dziecko
się postarała, gdyż przecież taki jest styl życia znanej z nowoczesności młodzieży
amerykańskiej. Wtrącone w pewnym momencie przez Józia słowo „mamusia”
wypowiedziane słodkim i ciepłym tonem wytrąciło z równowagi inżyniera, który zaczął
znienacka chichotać, a przez to dotknęło wreszcie zarówno córkę, jak i matkę. Młodziakowa
zaczęła się od tego momentu obawiać, że Józio może wywierać poważniejszy wpływ na
psychikę i sposób myślenia pensjonarki, obawa ta przywróciła młodzieńcowi zdolność oporu
wobec ciągłego „upupiania” go przez Młodziaków i Pimkę, jego czyny i myśli wyostrzyły się,
mógł zniszczyć wreszcie nowoczesność pensjonarki. Mógł działać.

Rozdział IX. Podglądanie i dalsze zapuszczanie się w nowoczesność

Józio zastanawia się, w jaki sposób mógłby skazić „styl nowoczesny” Młodziakówny, aby
tym samym uwolnić się „spod magii pensjonarskiej”. Dochodzi do wniosku, że najlepszym
sposobem będzie podglądanie córki gospodarzy przez dziurkę od klucza. Przed
przystąpieniem do realizacji swego planu wychodzi na chwilę przed dom i daje siedzącemu
na ulicy żebrakowi 50 groszy w zamian za to, że będzie on do wieczora trzymał w zębach
zerwaną z drzewa gałązkę. Po powrocie do pokoju Józio obserwuje uważnie pannę, próbując
przyłapać ją na zachowaniu, które do jej nowoczesności nie pasuje.

Początkowo Młodziakówna odrabia lekcje i nie okazuje w żaden sposób tego, że wie, iż jest
podglądana. Jednak odgłos przełknięcia śliny, który dobiega z sąsiedniego pokoju, wytrąca ją
z równowagi. Po kilku minutach, dając Józiowi do zrozumienia, że jest jej obojętne, czy ktoś
ją obserwuje, czy też nie, pociąga głośno nosem. Podglądacz odpowiada zza drzwi w
podobny sposób. Dalsze zabiegi przerywa nagłe wkroczenie do pokoju Józia pani
Młodziakowej, która widziała rozmowę chłopca z żebrakiem i wiąże oba fakty z
przygotowywanym zamachem na niezależność i nowoczesność jej córki. Józio jednak do
niczego się nie przyznaje. Panna korzysta z okazji i wychodzi do miasta. Inżynierowa również
wychodzi, spiesząc na zebranie swego komitetu.

Bohater zostaje w domu sam i postanawia zwiedzić sypialnię Młodziaków. Aby skazić
nowoczesność tego pomieszczenia, tańczy dookoła znajdujących się tam sprzętów, po czym
udaje się do hallu. Tutaj spostrzega, że w „tenisowym pantoflu” znajduje się goździk. Po
chwili namysłu wrzuca do tego pantofla muchę pozbawioną uprzednio nóg i skrzydeł. Potem
przegląda korespondencję dziewczyny. Znajduje wiele mniej lub bardziej wulgarnych listów
napisanych przez studentów i uczniów, ale jest tam też wiele kart zapisanych przez dorosłych
mężczyzn, z których każdy starał się pensjonarce przypodobać przez zwracanie uwagi na
własną „chłopięcość”. Najbardziej jednak zainteresował Józia list od Pimki. Belfer nie mogąc
znieść śmiało przez Młodziakówny manifestowanej niewiedzy dotyczącej Norwida i jego
poezji wzywa pannę na najbliższy piątek do siebie, aby uzupełnić te rażące luki w jej
wykształceniu. Józio wyraźnie widzi, że jest to tylko wybieg ze strony belfra, który szuka
pretekstu do spotkania z Młodziakówną sam na sam. Chwilę później bohaterowi wpada
jeszcze w ręce zwięzły liścik od Kopyrdy, w którym ten nowoczesny chłopiec bez
skrępowania proponuje pensjonarce spotkanie w całkiem jednoznacznym celu. Józio -
naśladując pismo Młodziakówny - pisze do Pimki i Kopyrdy jednobrzmiącą wiadomość:
„Jutro, w czwartek o 12-ej w nocy zastukaj do okna z werandy, wpuszczę. Z.”. W ten sposób
bohater chce ośmieszyć zarówno belfra, jak i nowoczesnego młodzieńca.
Rozdział X. Hulajnoga i nowe przyłapanie

Następnego ranka Józio czai się w pobliżu łazienki, aby móc obserwować swoich gospodarzy
podczas porannej toalety. Najpierw pojawia się Młodziakowa, która wychodzi z WC
„dumniejsza niż weszła”. Po niej zajmuje kabinę inżynier, jego zachowanie jest wręcz
chamskie. Chwilę później - stojąc już pod drzwiami łazienki - popędza małżonkę. Wreszcie
nadchodzi Młodziakówna, która bierze zimny prysznic. Zimna woda szybko wyciąga ją ze
stanu nocnego „rozmamłania”, które Józio miał zamiar oglądać celem częściowego
wyzwolenia się spod uroku młodej pensjonarki.

Bohater czuje, że po raz kolejny został pokonany, lecz oczekuje z niecierpliwością punktu
kulminacyjnego swego planu - północnej wizyty dwóch amantów. Dzień mija bez
interesujących wydarzeń. Zbliża się północ. Wszyscy znajdują się już w swoich pokojach. Do
okna Młodziakówny puka Kopyrda. Panna daje mistrzowski popis nowoczesności: nie
okazuje najmniejszego zdziwienia i bez większych ceregieli wpuszcza chłopaka do pokoju.
Natychmiast też wpija się w jego usta. Razem padają na tapczan. Ich gorące pieszczoty
przerywa stukanie w szybę. Jest to niemniej podniecony od swego poprzednika Pimko.
Początkowo nie dostrzega z powodu ciemności stojącego w kącie ucznia. W tym momencie
Józio okrzykiem „Złodzieje!” ściąga do pokoju rodziców pensjonarki. Obaj amanci ukrywają
się w szafach. Początkowo Młodziakowie sądzą, że jest to fałszywy alarm lub intryga uknuta
przez Józia, ale ten otwiera pierwszą szafę i ich oczom ukazuje się Kopyrda. Rodzice jednak
nie okazują wielkiego zdziwienia, a nawet zdają się tolerować - naturalną w ich rozumieniu -
sytuację. Kiedy jednak chwilę później otwarta zostaje druga szafa, z której wychodzi jąkający
się belfer, nie wiedzą, jak się zachować. Miary dopełnia pojawienie się w oknie zarośniętej
twarzy należącej do żebraka, który przyszedł po odbiór przyrzeczonych mu przez Józia
pieniędzy.

Korzystając z zamieszania Pimko i Kopyrda próbują się wymknąć z pokoju, ale Młodziak ich
zatrzymuje. Zwraca się z pretensjami do nauczyciela. Ten próbuje się niezręcznie tłumaczyć
korzystając z podsuniętego przez Józia pomysłu, że próbując zaspokoić nagłą potrzebę
naturalną wszedł przypadkiem do najbliższego ogrodu i w tej niezręcznej sytuacji dostrzegła
go Zuta. Musiał przed nią udawać, że przyszedł z wizytą. Inżynier nagle policzkuje
nauczyciela, ten zaś wyzywa Młodziaka na pojedynek. Razem z nauczycielem usiłuje się
wymknąć Kopyrda, jednak inżynier rzuca się na niego. Rozpoczyna się kotłowanina, w którą
zostają kolejno wciągnięci wszyscy obecni. Tylko Józio nie bierze udziału w bójce. Dochodzi
do wniosku, że uwolnił się już od Pimki i Młodziaków, postanawia więc odejść. W kuchni
zatrzymuje go Miętus, który właśnie miał schadzkę ze służącą. Józio nie życzy sobie
towarzystwa, ale kolega przyłącza się mimo to do niego i proponuje, aby pojechali na wieś,
gdzie będzie można bez przeszkód znaleźć jakiegoś parobka i zbratać się z nim. Józio nie
sprzeciwia się i podążają dalej razem.

Rozdział XIII. Parobek, czyli nowe przechwycenie


Józio i Miętus idą razem w stronę przedmieścia. Poczynając od dzielnicy willowej przechodzą
przez coraz biedniejsze rejony. Miętus bez ustanku usiłuje wśród licznych przechodniów
odnaleźć prawdziwego, szczerego parobka, jednak wszyscy mieszkańcy miasta - od bogatych
mieszczan przez studentów aż do obdartych i wychudłych robotników - posiadają mniej lub
bardziej sztuczne „gęby”. Dwaj koledzy wychodzą poza miasto, choć Józio obawia się
otwartej i wyludnionej przestrzeni. Przechodzą następnie przez kilka opustoszałych wiosek,
aż w końcu trafiają na zabudowania, z których dobiega ich szczekanie. Okazuje się, że oprócz
psów odgłosy te wydają też wieśniacy, którzy udając psy próbują się bronić „przed
uczłowieczeniem, zbyt intensywnie stosowanym” wobec nich przez miejskich inteligentów.
Sytuacja staje się niebezpieczna, gdyż chłopców otacza coraz większa gromada wieśniaków,
którzy szczują się wzajemnie na przybyszów i zaczynają ich gryźć. Z opresji wybawia
młodzieńców ciotka Józia - pani „Hurlecka z domu Lin”. Wraca właśnie samochodem do
dworku w Bolimowie, gdzie zamieszkuje wraz ze swym mężem - wujem Konstantym oraz
Zosią i Zygmuntem - kuzynami Józia. Podczas jazdy ciotka nie przestaje gadać, na przemian
wspominając czasy Józiowego dzieciństwa i opowiadając o losach całej bliższej i dalszej
rodziny. Dopiero z jej ust zdumiony Miętus przyjmuje wiadomość, że jego kolega ma
rzeczywiście trzydzieści lat.

Po przyjeździe do Bolimowa goście zadają grzecznościowe pytanie o zdrowie gospodarzy. W


odpowiedzi słyszą rozwlekłe wypowiedzi o chorym sercu ciotki, reumatyzmie wuja
Konstantego, anemii i skłonności do przeziębień u Zosi, oraz o wszelkich prawdziwych i
prawdopodobnych dolegliwościach dokuczających domownikom. Rozmowę przerywa „stary
sługa Franciszek”, który oznajmia, że podano do stołu. Wszyscy udają się na kolację. W
pewnej chwili Miętus zamiera w bezruchu, gdyż w lokajczyku usługującym przy stole
rozpoznaje z zachwytem poszukiwanego od tak długiego czasu prawdziwego parobka. Jego
cechą charakterystyczną była specyficzna „gęba” - „nie twarz, która gębą się stała, lecz gęba
która nigdy nie zyskała godności twarzy”. Po kolacji rodzina zasiada w saloniku. Znów
zaczyna się bezsensowna rozmowa, która ciągnie się aż do spoczynku. W pokoju gościnnym,
Miętus zachwyca się lokajczykiem. Zwierza się też ze swej niepohamowanej żądzy
„pobratania” się z parobkiem. Na dźwięk dzwonka służący pojawia się w pokoju. Miętus
próbuje się z nim „bratać” wydając mu rozmaite polecenia, ale po chwili rezygnuje z
bezskutecznych prób. Oddaje inicjatywę Józiowi i prosi go o pomoc w swym
przedsięwzięciu. Józio wypytuje służącego o jego imię, wiek i krewnych. Walek odpowiada
na pytania tonem dość obojętnym. Ożywia się dopiero słysząc pytanie o to, czy „bierze w
gębę od dziedzica”. Józio wali lokajczyka z całej siły w policzek. Parobek jest zachwycony
tym ciosem. Józio wypędza go chwilę później z pokoju. Miętus okazuje swe niezadowolenie z
takiego obrotu sprawy.

Wchodzi kuzyn Zygmunt, który pyta, kto strzelał z pistoletu, a dowiedziawszy się, że był to
odgłos policzka wymierzonego słudze przez Józia, zaczyna traktować swego kuzyna z
większym niż dotychczas szacunkiem i przyjaźnią. Miętus w międzyczasie wychodzi z
pokoju. Pojawia się z powrotem dopiero koło północy. Okazało się, że „bratał się” z
Walkiem, każąc mu bić się po twarzy. Kiedy w końcu parobek spełnił życzenie Miętusa,
pojawiła się Marcyśka, „dziewka kuchenna” i dała wyraz swojemu zdumieniu dziwactwami
„jaśnie pana”. Po niedługiej chwili, kiedy służący nieco się rozochocili Miętus usłyszał też
wiele szyderczych słów odnoszących się do rozmaitych fanaberii gospodarzy, którzy „nie
robiom, cięgiem ino żrom i żrom, (...) chorujom, wylegujom się, po pokojach chodzom i
gadajom cosik”, „bardzo som pażerne i łakome - do góry brzuchem leżom i choroby majom z
tego”.

Leżąc w łóżku Józio zastanawia się, jakie będą konsekwencje, że Franciszek przyłapał na tej
rozmowie Miętusa i parę służących. Stary sługa był też świadkiem policzkowania Miętusa
przez Walka. Ta refleksja prowadzi Józia do wniosku, że w rzeczywistości jedyną drogą do
„poprawnego” współżycia panów i sług jest uświęcone tradycją „mordobicie” służących,
które ukazuje „chamom” ich właściwe miejsce i nie dopuszcza do szkodliwego z nimi
spoufalenia.

Rozdział XIV. Hulajgęba i nowe przyłapanie

Następnego ranka ciotka wypytuje Józia o wydarzenia minionego wieczora związane z osobą
Miętusa. Józio jednak bagatelizuje podejrzenia ciotki o lewicowe poglądy Miętusa i wyraża
swe wątpliwości. Aż do obiadu czas upływa w leniwym rytmie. Po obiedzie wuj Konstanty
rozmawia na osobności z Józiem i zastanawia się czy Miętus nie jest pederastą i dlatego tak
spoufala się z Walkiem. Józio jednak wyprowadza wuja z błędu i tłumaczy, że kolega po
prostu „brata się jako chłopiec z chłopcem”.

Pojawia się Franciszek, który skarży się na karygodne spoufalenie Walka z Miętusem i na to,
że w rozmowie z gościem lokajczyk ośmielił się wygadywać rozmaite rzeczy na swych
chlebodawców. Wszyscy szukają Miętusa, którego już od dłuższego czasu nie ma. Po jakimś
czasie Miętus ukazuje się na skraju lasu. Towarzyszy mu parobek. Z daleka widać, jak
przybysz z miasta mizdrzy się do służącego i wtyka mu w rękę pieniądze. Walek - wołany
przez Zygmunta - ucieka w las. Miętus przyłącza się do towarzystwa, które odbywa spacer po
zagajniku. Gospodarze - a szczególnie wuj Konstanty - kpią z postawy Miętusa i jego
upodobań. W odpowiedzi Konstanty słyszy, jak gość szydzi z jego przygody z dzikiem i
gajowym (ze strachu przed dzikiem pan wskoczył na plecy gajowego, gdyż w pobliżu nie
było drzew), której to przygody Walek był świadkiem i miał ją zachować w tajemnicy.
Konstanty postanawia zwolnić parobka z posady lokaja. Miętus wykrzykuje jeszcze kilka
obelg i ucieka w las. Józio próbuje go dogonić.

W oddali widać Zosię. Ostrzeżona przez Józia ucieka, co powoduje, że Miętus rzuca się za
nią w pogoń. Józio dogania kolegę, który potknął się o korzeń i przewrócił. Miętus przemawia
chłopską gwarą i zachowuje się jak prosty wieśniak. Józiowi udaje się doprowadzić go do
domu. Po umieszczeniu kolegi w pokoju bohater spotyka swego kuzyna, który oznajmia wolę
Konstantego: obaj chłopcy będą spożywać posiłki w swoim pokoju, następnego zaś rana
powrócą do Warszawy. Zygmunt chce jeszcze spoliczkować Miętusa, aby doprowadzić do
pojedynku, ale ojciec (Konstanty), który właśnie nadszedł, twierdzi że raczej należałoby dać
niesfornemu chłopakowi „po pupie”.
Zza okna dobiegają szydercze śpiewy i śmiechy dziewek służących i parobków. Wuj chwyta
w rękę rewolwer, ale w ostatniej chwili powstrzymuje go ciotka. Józio wraca do pokoju, gdzie
zastaje kolegę, który lamentuje nad losem Walka i wyraża zamiar pozostania razem z
parobkiem we wsi. Później zmienia zamiar i chce zabrać lokajczyka do Warszawy. Słysząc
nocą, jak dziedzic strzela na postrach, Józio postanawia niezwłocznie uciekać. Ponieważ
Miętus nie chce się nigdzie ruszyć bez parobka, przekrada się po północy przez uśpiony dom,
aby odnaleźć i porwać parobka. Zastanawia się nad celowością takiego postępowania. Uważa,
że lepsze i bardziej naturalne byłoby porwanie Zosi, jednak nie zmienia planów. Odnaleziony
w kuchni parobek zrazu nie chce wędrować do Warszawy, ale przekonuje go silny argument
w postaci wymierzonego mu policzka. Razem z Józiem przekradają się cicho do pokoju,
jednak na ich drodze staje wuj Konstanty. Chwilę później pojawia się też Zygmunt i lokaj
Franciszek niosący świecę. Józio kryje się za kotarą, ale nie udaje mu się w porę wciągnąć
tam lokajczyka. Walek zostaje posądzony o próbę kradzieży sreber. Pod tym pozorem
zarówno Konstanty jak i Zygmunt odpłacają mu wielkim „mordobiciem” za odkrycie ich
tajemnic.

Potem zaczynają tresurę lokaja każąc mu usługiwać przy posiłku i demonstrując przed nim
swoją „pańskość”. Józio obserwuje to wszystko zza kotary, ale nie ma odwagi się ujawnić. W
pewnym momencie zjawia się Miętus, który rzuca się na Konstantego. Wuj wraz z
Zygmuntem mają zamiar spuścić chłopakowi lanie w obecności gapiących się przez okno
wieśniaków i służących. Miętus chowa się za Walkiem, który znienacka „grzmotnął po
mordzie Konstantego”. W ten sposób sługa zrównał się z panem. Na ten widok do pokoju
wtargnęła ciżba chłopska, która również pragnęła „bratać się” z panami. Józio wymyka się z
kotłowaniny i ucieka, zdając sobie równocześnie sprawę z tego, że nie może się uwolnić od
swej „dziecięcej pupy”. W ogrodzie zatrzymuje go Zosia. Józio zabiera ją ze sobą, dochodząc
do wniosku, że „porwanie” jej jest jedynym sposobem uniknięcia tłumaczenia obcym całego
zajścia i swego w nim udziału. Rankiem wyznaje jej miłość i wmawia pannie, że porwał już
kilka minut później. Zosia zaczyna wierzyć w historię z porwaniem i zapomina o
wydarzeniach, które rozegrały się na folwarku. Józio zaś zamierza jedynie w drodze do
Warszawy posługiwać się nią jak parawanem.

Ratując w ten sposób pozory dojrzałości jest zmuszony cierpieć ciągłe zwierzenia Zosi,
przekonanej o jego uczuciach względem niej, która całkiem otwiera przed nim swe serce. W
pewnym momencie okazuje się, że znajdują się we dwoje na całkowitym odludziu. Józio
pragnie się od dziewczyny uwolnić, ona zaś coraz bardziej się do niego przytula. Chłopak
broni się przed nią coraz słabiej, aż w końcu ulega. Jako podsumowanie narrator stwierdza, że
„nie ma ucieczki przed gębą jak tylko w inną gębę, a przed człowiekiem schronić się jedynie
można w objęcia innego człowieka”. Na końcu umieszczony został następujący dwuwiersz:

„Koniec i bomba

A kto czytał, ten trąba!”.

You might also like