Professional Documents
Culture Documents
Frankl - Psychoterapia Dla Kazdego
Frankl - Psychoterapia Dla Kazdego
Frankl
Gertrudzie Paukner
poświęcam
Przedmowa
3. Postawa fatalistyczna
Czy choroba wieku miałaby być identyczna z tym, nad czym biedzi
się wszelka psychoterapia, z nerwicą? Czyżby cały nasz wiek miał
być nerwowo chory? Istnieje rzeczywiście książka F. C. Weinkego
pod tytułem: Der nervose Zustand, das Siechthum unserer Zeit
(Nerwowość, choroba naszego wieku). Książka ukazała się w Wiedniu,
u J. G. Heubnera w roku 53, ale nie w 1953, lecz 1853. Jak
widzimy, aktualność nerwicy nie jest zbyt świeżej daty: nie tylko
nasi współcześni są nerwowi!
Czy to twierdzenie jest prawdziwe? Otóż proroctwo o tym, że
organizm człowieka nie zniesie, powiedzmy, wzrastającej szybkości
pojazdów mechanicznych, że więc nie dorósł do postępu
technicznego, jest proroctwem fałszywym, choć nienowym. Kiedy w
ubiegłym stuleciu ruszyły pierwsze koleją żelazne, powagi
ówczesnej medycyny uznały za niemożliwe, aby człowiek mógł bez
szkody dla zdrowia znieść przyśpieszenie związane z podróżą
kolejową. A jeszcze przed niewielu laty wyrażano wątpliwość, czy z
punktu widzenia zdrowia będzie możliwe latanie samolotem o
szybkości ponaddźwiękowej. Teraz, kiedy te proroctwa i wątpliwości
okazały się fałszywe, widzimy, ile racji miał Dostojewski
określając człowieka jako istotę zdolną przywyknąć do wszystkiego.
Jako przyczyna "choroby wieku", w ogóle jako przyczyna choroby,
współczesne tempo nie wchodzi więc w żadnyni razie w rachubę.
Śmiałbym nawet twierdzić, że przyśpieszone tempo dzisiejszego
życia stanowi raczej, nieudaną wprawdzie, próbę samorzutnej
terapii. Łatwo rzeczywiście zrozumieć szalone tempo życia, jeśli
ująć je jako próbę samozagłuszania się: człowiek ucieka od
wewnętrznej nudy i pustki i rzuca się w szaleńczy wir. Wielki
psychiatra francuski Janet stwierdził u tych neurotyków, których
określił jako psychasteników, nazwany i opisany przez siebie
sentimen de vide, czyli poczucie jałowości i pustki. Otóż takie
poczucie pustki istnieje również w głębszym sensie przenośnym. Mam
na myśli poczucie pustki egzystencjalnej, poczucie bezcelowości i
beztreściowości życia.
Tego rodzaju poczucie jawnie owłada dziś wieloma ludźmi,
wystarczy przypomnieć, co w drugiej pogadance mówiłem o
uwarunkowaniu psychoanalizy przez epokę. Wspomniałem, że wówczas,
za życia Zygmunta Freuda, na pierwszym planie stała problematyka
seksualna, podczas gdy dziś problemem staje się nie tyle
nienasycenie seksualne, co niezaspokojenie egzystencjalne lub, aby
posłużyć się wyrażeniem psychiatry amerykańskiego, frustracja,
zawód w zakresie tego, co nazwałem wówczas dążeniem do sensu. I
teraz już wiemy: tempo służy współczesnemu człowiekowi do
zagłuszania frustracji, nienasycenia, niezaspokojenia jego dążenie
do sensu. Dzisiejszy człowiek przeżywa bowiem po wielokroć to, co
może najtrafniej wyraził Goethe kilku słowami w swym Egmoncie: Nie
wie, skąd wyruszył, tym mniej zaś, dokąd pędzi. I można by dodać:
im mniej ktoś wie o sensie egzystencji i celu własnej wędrówki,
tym bardziej przyspiesza tempo życia.
Poza obwinianiem tempa jako przyczyny duchowego kryzysu
natrafiamy też na wielorakie inne próby wyjaśnienia "choroby
wieku". Mówi się na przykład o naszym wieku jako o wieku lęku, the
Age of Anxiety, albo - by przytoczyć tytuł znanej książki -
przedstawia się "Lęk jako chorobę Zachodu". Również i temu należy
się przeciwstawić. Chciałbym tylko wskazać na to, na co zwróciło
uwagę dwóch amerykańskich badaczy w "American Journal of
Psychiatry", że mianowicie dawne czasy, na przykład epoki
niewolnictwa, wędrówek ludów, wojen religijnych, palenia czarownic
czy wielkich epidemii - że wszystkie te "stare dobre czasy" chyba
również nie były bardziej wolne od lęku aniżeli nasza epoka. *
4. Egzystencja prowizoryczna
W ostatniej, trzeciej pogadance o psychoterapii, poruszyłem
zagadnienie, czy można w ogóle, a jeśli tak, to w jakim sensie
mówić zasadnie o patologii ducha wieku. Wstępnie a dość obszernie
omówiłem też to, o czym dziś ma być mowa, mianowicie główny objaw
choroby związanej z duchem wieku: fatalizm, przesądną wiarę we
wszechmoc losu; natomiast tylko wspomniałem o drugim objawie:
postawie polegającej na egzystencji prowizorycznej.
Przypomnijmy sobie, jak prowizorycznie żył człowiek w czasie
wojny, jak bardzo żył z dnia na dzień, ponieważ nigdy nie mógł
wiedzieć, czy jeszcze w ogóle dożyje następnego dnia. To nigdy
przecież nie było pewne: ani na froncie, w leju po bombie, ani na
tak zwanym zapleczu frontu (którego to zaplecza w tej wojnie jakby
już w ogóle nie było), a więc w schronie przeciwlotniczym; ani w
kraju wroga, w obozie jenieckim; ani w obozie koncentracyjnym.
Nigdzie nie było się pewnym dalszego życia - i w ogóle przeżycia.
Tak popadało się w stan egzystencji prowizorycznej, żyło po prostu
z dnia na dzień.
Człowiek, który prowadzi takie życie, żyje też zawsze życiem
popędów. Toteż można zrozumieć, że również na przykład w erotyce
rezygnowano na dalszą metę z życia godnego tej nazwy, z rozwijania
życia miłosnego godnego człowieka, lecz myślano jedynie o
wyzyskaniu chwili, aby nie przepuścić żadnej pożądanej okazji.
Wiele rozbitych później małżeństw, typowych małżeństw wojennych,
zawiązało się z takim nastawieniem. Dla zainteresowanych partnerów
życie seksualne było właśnie tym, czym być nie powinno: zwykłym
środkiem do celu: osiągnięcia rozkoszy, podczas gdy normalnie - i
idealnie - winno być środkiem wyrazu, wyrażania owej łączności
zwanej miłością.
Jeszcze nie wyzbyliśmy się postawy znamiennej dla egzystencji
prowizorycznej. Nadal ulega jej współczesny człowiek owładnięty
rodzajem fobii, lęku przed bombą atomową. Dzisiejszy człowiek jak
gdyby żył jeszcze zawsze z mysią o jej groźbie. Oczekuje jej z
lękiem. Lecz ten lęk, lęk oczekiwania, jak my klinicyści go
nazywamy, przeszkadza żyć życiem świadomym celu. Człowiek trwa w
prowizorycznej wegetacji nie dostrzegając, co przy tym traci - że
traci wszystko. Zapomina, jak bardzo miał rację Bismarck mówiąc
kiedyś: w życiu bywa jak u dentysty, wciąż sądzi się, że właściwy
moment dopiero przyjdzie, a tymczasem już jest po wszystkim. Jakże
niesłuszne jest takie nastawienie. Bo gdyby nawet nadejść miała
kosmiczna katastrofa trzeciej wojny światowej, nawet wówczas nasz
wysiłek każdego dnia i każdej godziny nigdy nie byłby daremny.
W ostatniej wojnie światowej przeżyliśmy ciężkich sytuacji pod
dostatkiem, i widzieliśmy ludzi, którzy nie bardzo mogli liczyć na
ujście cało, a mimo to, mimo świadomości konfrontacji ze śmiercią,
usiłowali robić co możliwe i wypełnić swoje zadanie. Nawet
śmiertelne zagrożenie w obozie koncentracyjnym - że włączę do
rozważań tylko tę jedną sytuację graniczną, jakby ją nazwał
Jaspers - nawet to śmiertelne zagrożenie nie upoważniało tych
ludzi do dostrzegania w swej sytuacji, w życiu obozowym, jedynie
prowizorium czy zwykłego epizodu: życie to było dla nich raczej
próbą sprawdzenia się, nieraz stawało się nawet punktem szczytowym
ich egzystencji, okazją do najwyższego wzlotu. * Pomyślmy tylko o
tym, co powiedział Hebbel: życie nigdy nie jest czymś, lecz zawsze
tylko okazją do czegoś. Skoro jednak spełniliśmy postawione sobie
zadanie, nie trzeba nam już się lękać, bo jeśli wierzyć Laotsemu,
spełnić zadanie to żyć wiecznie.
Za czyny, jakich dokonujemy, rzadko wznosi się komuś pomnik, a
pomnik też nie trwa wiecznie. Jednakże każdy czyn jest swoim
własnym pomnikiem! A nie tylko z tego, cośmy uczynili, lecz i z
tego, cośmy kiedykolwiek przeżyli, "żadna na świecie siła nie może
nas ograbić", jak mówi poeta. Paru dni szczęścia, które przeżyła,
dajmy na to, wdowa po żołnierzu, już nie można wymazać. Nie da się
cofnąć niczego, co się raz zdarzyło. Czy tym bardziej nie chodzi
we wszystkim o to, aby czegoś światu przysporzyć? Choćby to było
coś bardzo przelotnego - przeszłość je przechowuje i chroni przed
zapomnieniem, przed działaniem czasu i ratuje jako swój dorobek. W
przeszłości nic nie zatraca sią bezpowrotnie, raczej wszystko
zostaje zachowane bez uszczerbku. Zazwyczaj człowiek widzi tylko
ściernisko znikomości, przeocza zaś pełne spichrze przeszłości.
5. Masa i "Wódz"
Dopisek
8. Hipnoza
10. O bezsenności
We wszystkim tym gra rolę nie tylko lęk przed chorobą, lecz i
pragnienie zdrowia. Co dzieje się, jeśli absolutyzuje się zdrowie?
Otóż z tą samą chwilą jest się już chorym, chorym na hipochondrię.
Kto na przykład troszczy się nadmiernie o swój zdrowy sen, jest
już bezsenny. Zdrowy sen zakłada bowiem pewną beztroskę i
odprężenie - podczas gdy hipochondryk na punkcie snu czyha z
napiętą uwagą na zaśnięcie. Dubois porównał kiedyś sen do gołębia,
który, właśnie kiedy chce się go schwytać, odlatuje. Po prostu
istnieją rzeczy, które winny pozostać spontanicznym efektem, a nie
można o nie zabiegać. Kto na gwałt chce osiągnąć efekt, temu on
się wymyka.
Efekt to tyle co sukces. Również kto usilnie ubiega się o
zawodowy sukces, komu zależy nie na dokonaniu czegoś, lecz na
znaczeniu, na dojściu do wysokiej pozycji, ten pozbawia się
sukcesu. Każdy "czuje intencję i jest tym zdegustowany": od razu
przejrzał tego, kto goni za znaczeniem.
Jednakże nie tylko "dążenie do znaczenia" - jak nazywa to
psychologia indywidualna Alfreda Adiera - zawodzi się na sobie.
Również "zasada przyjemności" - wysunięta, jak wiadomo, przez
psychoanalizę - stoi sama sobie na zawadzie. Twierdzi się
powszechnie, że człowiek dąży do sukcesu i do szczęścia. Ale i
jedno, i drugie jest mylne i opaczne. Również szczęście zamyka się
przed nami, w miarę jak za nim gonimy, i im bardziej człowiek
wysila się na doznawanie przyjemności, im bardziej mu idzie o samą
przyjemność, tym bardziej się od niej oddala. Ujawnia się to
szczególnie w nerwicy seksualnej. Ten jednak, kto nie myśli ani o
sukcesie, ani o użyciu, kto w ogóle me myśli o sobie samym, lecz z
miłością oddany jest jakiejś sprawie czy osobie, jakiemuś dziełu,
czy jakiemuś człowiekowi - znajduje to wszystko wokół siebie,
zarówno sukces jak i przyjemność. I w miarę jak oddał się komuś
lub czemuś, jakiejś osobie czy jakiejś sprawie, w tej mierze, w
jakiej się oddał, będzie mu dane to, czego wcale nie szukał:
zdrowie - sukces - szczęście. Musiał najpierw zapomnieć o samym
sobie, gdyż wedle pięknego powiedzenia Bernanosa w zapomnieniu o
sobie samym spoczywa łaska.
15. Melancholia
16. Schizofrenia
22. Spirytyzm