Professional Documents
Culture Documents
Marcin Rudziński,
Wrocław, kwiecień 1998
Słowo wstępne
Prehistoria człowieka nie jest zagadnieniem, które powinniśmy
traktować dogmatycznie. Kilka lat temu przedstawiano hipotezę
„Mitochondrialnej Ewy” jako fakt. Obecnie teoria ta jest odrzucana.
Zaledwie kilka dni przed napisaniem tych słów gazety doniosły o
ponownym datowaniu fragmentu czaszki z Jawy, który przypisano
Homo erectus, istocie uważanej za przodka współczesnego
człowieka. Znalezisko to wydatowano teraz na 1,8 mln lat, co
wyraźnie umieszcza ten gatunek w Azji na długo zanim, jak
przypuszczano, opuścił on Afrykę.
Tego rodzaju informacje mogą być szeroko znane, mimo iż nie
spełniły oczekiwań niektórych paleoantropologów, ponieważ
ekscytują innych badaczy i nie zagrażają w zasadniczy sposób
spójności akceptowanego obrazu ewolucji człowieka. Co
zrobilibyśmy jednak, gdyby w pełni ludzką skamieniałość1 odkryto w
osadach datowanych na 2 mln lat? Czy uwierzono by w to
zadziwiające znalezisko? Być może pojawiłaby się nieodparta
presja, aby ponownie oszacować wiek warstw, przypisać kość
jakiemuś praludzkiemu gatunkowi, zakwestionować kompetencje
odkrywcy i ostatecznie zapomnieć o całym odkryciu.
1Skamieniałości – szczątki zwierzęce bądź roślinne, które pod wpływem różnych
czynników, w tym czasu, przybierają strukturę kamienia.
Philip E. Johnson,
School of Law,
University of California, Berkeley, USA,
autor książki Darwin on Trial
Przedmowa
Pełne wydanie Zakazanej archeologii liczy 952 strony. Stanowi więc
duże wyzwanie dla wielu Czytelników. Z tego względu Richard i ja
zdecydowaliśmy się wydać krótszą, łatwiejszą do czytania i bardziej
przystępną wersję tej książki.
Niniejsza edycja zawiera jednak niemal wszystkie przypadki
omówione w pełnej wersji. Nie podaliśmy tu natomiast przypisów ani
nie przedstawiliśmy szczegółowych analiz geologicznych i
anatomicznych dotyczących wielu odkryć. W krótszym wydaniu
Zakazanej archeologii możemy na przykład stwierdzić, że dane
stanowisko prehistoryczne1 jest uważane za późnoplioceńskie. W
pełnej wersji naszej książki dokładnie wyjaśniamy, dlaczego
wydatowano je w taki sposób, przytaczając wiele materiałów
źródłowych w postaci dawnych i współczesnych raportów
geologicznych zawierających ustalenia chronologiczne. Czytelnicy,
którzy chcą zapoznać się z tymi szczegółowymi informacjami, mogą
nabyć szersze wydanie niniejszej książki.
1 Miejsce, w którym istnieją ślady pobytu człowieka lub, według teorii ewolucji, jego
przodków. Ślady te mogą mieć postać zarówno szczątków badanych istot –
wówczas jest to stanowisko paleoantropologiczne – jak i produktów ich
działalności – wtedy mamy do czynienia, przynajmniej w nauce polskiej, ze
stanowiskiem archeologicznym. Czasami oba typy stanowisk występują
jednocześnie.
Michael A. Cremo,
Pacific Beach, Kalifornia,
26 marca 1994
Wstęp i podziękowania
W 1979 roku badacze Laetoli, stanowiska prehistorycznego
w Tanzanii we Wschodniej Afryce, odkryli ślady stóp w warstwach
popiołu wulkanicznego wydatowanych na ponad 3,6 mln lat. Mary
Leakey stwierdziła, że odciski te nie różnią się niczym od śladów
współczesnego człowieka. Podobną opinię wyrazili również inni
uczeni. Ich zdaniem świadczyło to jedynie o tym, iż przodkowie
ludzkiego gatunku sprzed 3,6 mln lat posiadali stopy
o niewiarygodnie współczesnej budowie. Jednak w opinii innych
badaczy, na przykład anatoma R. H. Tuttle’a z University of Chicago,
skamieniałe kości stóp znanych australopiteków1 z tego okresu
wskazują, że istoty te posiadały stopy, które przypominały wyraźnie
budowę kończyn małp człekokształtnych2. Nie można ich zatem
łączyć z odciskami w Laetoli. W artykule zamieszczonym w Natural
History z marca 1990 roku Tuttle wyznał: „Mamy tu do czynienia
z pewnego rodzaju tajemnicą”.
1 W myśl najbardziej rozpowszechnionych poglądów paleoantropologicznych istoty
Michael A. Cremo,
Pacific Beach, Kalifornia,
26 marca 1994
Część I
Odkrycia kwestionujące teorię ewolucji
Rozdział 1
Pieśń „Czerwonego Lwa” – Darwin i
ewolucja człowieka
Pewnego wieczoru 1871 roku członkowie brytyjskiego towarzystwa
wykształconych dżentelmenów „Czerwonych Lwów” zgromadzili się
w Edynburgu w Szkocji, aby ucztować wesoło, zabawiając się
humorystycznymi piosenkami i przemowami. Lord Neaves, znany
dobrze ze swoich dowcipnych wierszy, wystąpił przed
zgromadzonymi „Lwami” i zaśpiewał 12 zwrotek piosenki, którą
ułożył na temat Powstawania gatunków à la Darwin. Wśród nich
znalazła się i ta:
I dużym mózgowiem,
Darwin przemawia
Dopiero w 1871 roku Darwin przedstawił kolejną pracę, O
pochodzeniu człowieka, która wyrażała jego szczegółowe poglądy
na temat ewolucji ludzkiego gatunku. Wyjaśniając tę zwłokę, Darwin
napisał: „Przez wiele lat zbierałem informacje o początkach
człowieka bez jakiejkolwiek intencji publikowania czegoś na ten
temat, a raczej z postanowieniem nie wywoływania w ten sposób
uprzedzeń wobec moich poglądów. Wydawało mi się, że wystarczy
wspomnieć w pierwszym wydaniu O powstawaniu gatunków, iż
dzięki tej publikacji »na temat pochodzenia człowieka i jego historii
zostanie rzucone światło«, co oznacza, że ludzki gatunek również
należy włączyć w jakąś ogólną teorię, która weźmie pod uwagę
sposób, w jaki pojawił się on na Ziemi”.
W pracy O pochodzeniu człowieka Darwin wyraźnie zaprzeczył
szczególnej pozycji naszego gatunku. „W ten sposób dowiadujemy
się – powiedział – że człowiek jest potomkiem włochatego,
ogoniastego zwierzęcia czworonożnego, prawdopodobnie o
nadrzewnym trybie życia, zamieszkującego obszar Starego Świata1”.
Było to śmiałe stwierdzenie, choć brakowało mu najbardziej
przekonującego dowodu – skamieniałości gatunku przejściowego
między starożytnymi małpami człekokształtnymi a współczesnymi
ludźmi.
1 Pojęcie „Stary Świat” obejmuje obszar Europy, Afryki i Azji
Pikermi, Grecja
W Pikermi w Grecji, w pobliżu Równiny Maratońskiej, znajduje się
bogata w skamieniałości warstwa datowana na późny miocen
(Tortonian), badana i opisana przez wybitnego francuskiego
naukowca Alberta Gaudry’ego. W czasie Międzynarodowego
Kongresu Antropologii i Archeologii Prehistorycznej w 1872 roku w
Brukseli baron von Dücker poinformował, że złamane kości z
Pikermi dowiodły istnienia ludzi w miocenie. Współcześni naukowcy
wciąż uważają stanowisko w Pikermi za późnomioceńskie, co
datowałoby kości przynajmniej na 5 mln lat.
Von Dücker przebadał najpierw liczne kości z tego stanowiska,
które znajdowały się w Muzeum Ateńskim. Znalazł 34 fragmenty
szczęk antylopy i hippariona – wymarłego, trzypalczastego konia –
oraz 19 fragmentów kości piszczelowej i 22 części innych kości
dużych ssaków, między innymi nosorożca. Wszystkie znaleziska
nosiły ślady łamania w celu wydobycia szpiku kostnego. Zdaniem
von Dückera znajdowały się na nich „mniej lub bardziej wyraźne
ślady uderzeń wykonanych twardymi przedmiotami”. Von Dücker
zauważył też setki odłupków kościanych złamanych w ten sam
sposób oraz wiele czaszek hippariona i antylopy, które nosiły ślady
usuwania górnej szczęki w celu wydobycia mózgu. Krawędzie
złamań były ostre, co można interpretować jako ślad łamania
pozostawiony przez człowieka a nie powstały w wyniku ogryzania
kości przez zwierzęta mięsożerne lub wskutek działania ciśnienia
geologicznego.
Von Dücker udał się następnie do samego Pikermi, aby
kontynuować swoje badania. W trakcie pierwszych prac
wykopaliskowych znalazł kilkadziesiąt fragmentów kości hippariona
oraz antylopy i donosił, że około jedna czwarta z nich nosi ślady
celowego łamania. W tym kontekście można przypomnieć opinię
Binforda, według której w skupiskach kości łamanych przez
człowieka w trakcie wydobywania szpiku kostnego około 14-17%
kości nosi ślady nacięć powstałych w wyniku uderzeń. „Wśród kości
znalazłem również – powiedział von Dücker – zaostrzony na jednej
krawędzi kamień, którego rozmiary pozwalają łatwo trzymać go w
ręce. Jest zaostrzony na jednej krawędzi i doskonale przystosowany
do pozostawiania śladów, jakie znajdują się na kościach”.
Clermont-Ferrand, Francja
U schyłku XIX wieku Muzeum Historii Naturalnej w Clermont-Ferrand
we Francji otrzymało kość udową Rhinoceros paradoxus, na której
znajdowały się żłobienia. Okaz ten znaleziono w Gannat w
słodkowodnym wapieniu zawierającym skamieniałości zwierząt
typowych dla środkowego miocenu. Część naukowców uznała, że
zaobserwowane rowki są śladami zębów zwierząt.
Gabriel de Mortillet nie zgodził się jednak z tą interpretacją,
proponując swe zwykłe wyjaśnienie. W jego opinii znaki na kości
powstały wskutek nacisku kamieni przemieszczanych pod wpływem
ciśnienia geologicznego. Jednak opis śladów, przedstawiony przez
samego de Mortilleta, poddaje w wątpliwość tę hipotezę. Nacięcia
znajdowały się na końcu kości, w pobliżu powierzchni stawowej.
Według Lewisa Binforda, współczesnego specjalisty w dziedzinie
badań nad nacinanymi kośćmi, jest to miejsce, gdzie zwykle
znajduje się ślady po ćwiartowaniu ciała zwierzęcia.
De Mortillet stwierdził również, że znaki mają kształt „równoległych
rowków, nieco nieregularnych, poprzecznych do osi kości”. Badania
Binforda wykazały natomiast, że „nacięcia wyżłobione narzędziami
kamiennymi są najczęściej wykonywane piłującym ruchem ręki i
mają postać krótkich, często powtarzających się, lecz w przybliżeniu
równoległych znaków”.
Podobnie jak inni badacze Moir odkrył także nacinane kości oraz
narzędzia kościane na różnych poziomach utworu Cromer Forest
Bed – w warstwach od najmłodszych do najstarszych. Najmłodsze
poziomy tej formacji geologicznej mają około 0,4 mln lat, najstarsze
– przynajmniej 0,8 mln lat, a według niektórych współczesnych
naukowców nawet 1,75 mln lat.
Ilustracja 2.4. Trzy narzędzia kościane z
warstwy detrytusu leżącej poniżej Coralline
Crag, która zawiera materiały z okresu
rozciągającego się od pliocenu do eocenu.
Narzędzia te mogły więc mieć od 2 do 55 mln
lat.
Podsumowanie
Jest rzeczą całkiem niezwykłą, że tak wielu poważanych naukowców
z XIX wieku i początków naszego stulecia niezależnie od siebie,
wielokrotnie donosiło, że znaki znajdywane na kościach i muszlach
pochodzących z formacji geologicznych datowanych na miocen,
pliocen bądź wczesny plejstocen wskazują na działanie człowieka.
Wśród badaczy wysuwających takie opinie byli: Desnoyers, de
Quatrefages, Ramorino, Bourgeois, Delaunay i wielu innych.
Czy padli oni ofiarami oszustw? Być może tak. Jednak ślady nacięć
na skamieniałych kościach nie wydają się tak inspirujące i
atrakcyjne, aby uczynić je przedmiotem mistyfikacji. A może
wymienieni wyżej badacze ulegli wyjątkowemu zaburzeniu
umysłowemu, jakie cechowało XIX wiek i początki naszego stulecia?
A może dowody istnienia pierwotnych myśliwych występują
rzeczywiście w dużej liczbie na pozostałościach fauny z pliocenu i
wcześniejszych epok?
Przyjmując, że takie dowody faktycznie istnieją, można by zapytać,
dlaczego nie znajduje się ich dzisiaj. Odpowiedź jest prosta – nikt ich
dziś nie poszukuje. Świadectwa celowej pracy człowieka
pozostawione na kości łatwo mogą umknąć uwadze naukowca, który
nie stara się ich szukać. Jeżeli paleoantropolog jest przekonany, że
istoty ludzkie wytwarzające narzędzia nie istniały na przykład
w środkowym pliocenie, nie należy się spodziewać, iż poświęci on
dużo uwagi charakterowi znaków znajdujących się na skamieniałych
kościach z tego okresu.
Rozdział 3
Eolity – kontrowersyjne kamienie
Obok nacinanych i łamanych kości dziewiętnastowieczni naukowcy
odkryli w warstwach wczesnoplejstoceńskich, plioceńskich,
mioceńskich, a nawet starszych wiele kamiennych narzędzi oraz
broni. O znaleziskach tych donoszono w znanych czasopismach
naukowych i dyskutowano na naukowych konferencjach. Jednak
dziś prawie nikt o nich słyszał. Całe kategorie zabytków zniknęły z
pola widzenia.
Tymczasem udało się nam odkryć obszerny zbiór takich
„pochowanych” znalezisk. Przegląd zabytków, który przedstawiamy
poniżej, umożliwi nam podróż ze wzgórz Kentu w Anglii do doliny
Irrawady w Birmie.
Badacze z końca XIX wieku odkryli całe przemysły1 narzędzi
kamiennych, które na tle dzisiejszych poglądów ewolucyjnych
stanowią chronologiczne anomalie. Przemysły te można podzielić na
trzy typy: (1) eolity2, (2) proste narzędzia paleolityczne oraz (3)
rozwinięte narzędzia paleolityczne i neolityczne.
1 W archeologii – duże zespoły narzędzi cechujących się identycznymi bądź
zbliżonymi parametrami (takimi jak kształt, jakość obróbki, rozmiary, sposób
użytkowania itp.). Mimo różnych ujęć specjalistycznych pojęcie przemysłu w
konwencji popularnonaukowej można uznać za tożsame z określeniem „kultura
archeologiczna” – termin ten jest bardziej znany poza wąskim gronem specjalistów
(w archeologii dopiero grupa przemysłów tworzy kulturę archeologiczną)
2 Termin ten jest dziś w archeologii polskiej praktycznie nie stosowany
Syberia i Indie
Wiele narzędzi kamiennych, które mają około 2 mln lat, odkryto na
innych stanowiskach azjatyckich – na Syberii i w północno-
zachodnich Indiach.
W 1961 roku setki słabo obrobionych narzędzi otoczakowych
znalezio-no w pobliżu Gorno-Altaiska, nad rzeką Ulalinką na Syberii.
Zgodnie ze sprawozdaniem przedstawionym w 1984 roku przez
rosyjskich naukowców A.P. Okladinowa i L.A. Ragozina odkryto je w
warstwach datowanych na 1,5-2,5 mln lat.
Kolejny rosyjski uczony, Juri Mochanow, znalazł narzędzia
kamienne przypominające europejskie eolity nad rzeką Leną, w
Diring Jurlak na Syberii. Formacje, z których je wydobyto,
wydatowano metodą potasowo-argonową i metodą
paleomagnetyczną na 1,8 mln lat.
Współczesne znaleziska z Indii zabierają nas w przeszłość sprzed
2 mln lat. Wiele odkryć narzędzi kamiennych dokonano w północno-
zachodnich Indiach w rejonie wzgórz Siwalik, które noszą nazwę od
imienia półboga Sziwy (w sanskrycie Śiva) – Pana sił niszczących
wszechświat. W 1981 roku Anek Ram Sankhyan z Anthropological
Survey of India znalazł narzędzie kamienne w pobliżu wioski
Haritalyanagar w późnoplioceńskiej formacji Tatrot datowanej na
ponad 2 mln lat. W tym samym utworze odkryto również inne
artefakty.
Wymienione powyżej syberyjskie i indyjskie znaleziska sprzed 1,5-
2,5 mln lat kwestionują standardowy pogląd, że Homo erectus był
pierwszym przedstawicielem linii Homo, który żył również poza
Afryką – od około 1 mln lat temu. Poniżej przedstawiamy przykład z
jeszcze bardziej odległej epoki. W 1982 roku K. N. Prasad z
Geological Survey of India doniósł o odkryciu w mioceńskiej formacji
Nagri w pobliżu Haritalyanagar, na pogórzu himalajskim w północno-
zachodnich Indiach, „słabo obrobionego, jednostronnego narzędzia
otoczakowego spełniającego funkcję ręcznej siekierki”. Prasad
stwierdził w swoim raporcie: „Narzędzie znaleziono in situ w trakcie
ponownych pomiarów grubości warstw geologicznych. Z
ostrożnością zbadano miejsce jego odkrycia, by wykluczyć
jakąkolwiek możliwość, że artefakt ten pochodzi z młodszych
horyzontów chronologicznych”.
Środkowe Włochy
W 1871 roku profesor G. Ponzi zaprezentował w Bolonii członkom
Międzynarodowego Kongresu Antropologii i Archeologii
Prehistorycznej raport o odkrytych przez geologów dowodach,
wskazujących na istnienie ludzi w okresie trzeciorzędu na terenie
środkowych Włoch. Świadectwa te składały się z narzędzi
krzemiennych, które posiadały ostrza. Znaleziono je w warstwach
brekcji datowanych na plioceńską fazę erozyjną Acquatraversan,
czyli na ponad 2 mln lat. Brekcja jest złożem zbudowanym z
fragmentów skał połączonych drobnoziarnistym spoiwem w postaci
stwardniałego piasku lub gliny.
Hueyatlaco, Meksyk
W latach sześćdziesiątych rozwinięte narzędzia kamienne (il. 5.8),
porównywalne z najlepszymi wyrobami człowieka z Cro-Magnon z
obszaru Europy, zostały odkryte przez Juana Armenta Camacho i
Cynthię Irwin-Williams w Hueyatlaco w pobliżu Valsequillo, około 121
km na południowy-wschód od miasta Meksyk. Artefakty kamienne o
nieco prostszym charakterze znaleziono na pobliskim stanowisku w
El Horno. Zarówno w Hueyatlaco, jak i El Horno pozycja
stratygraficzna narzędzi nie budziła wątpliwości. Znaleziska te są
jednak bardzo kontrowersyjne pod jednym względem. Grupa
geologów, która pracowała dla U. S. Geological Survey, wydatowała
je na około 250 000 lat. W skład tego zespołu badawczego
wchodzili: Harold Malde i Virginia Steen-McIntyre, oboje z U. S.
Geological Survey, i nieżyjący już Roald Fryxell z Washington State
University. Na przeprowadzenie swoich badań otrzymali oni dotację
od Narodowej Fundacji Nauki.
Naukowcy ci oświadczyli, że posłużyli się czteroma metodami
datowania, z których każda, niezależnie od innych, wydatowała
artefakty z Hueyatlaco na niezwykle wczesny okres. Metody, jakich
użyli były następujące: (1) metoda uranowa, (2) pomiar efektów
promieniotwórczego rozpadu pierwiastków, (3) metoda tefra-
hydracyjna oraz (4) badania nad wietrzeniem minerałów.
Jak można sądzić, otrzymany przez zespół geologów wiek około
250 000 lat dla meksykańskiego stanowiska wywołał duży spór.
Jeżeli zostałby zaakceptowany, zrewolucjonizowałby nie tylko
antropologię Nowego Świata, lecz cały obraz początków człowieka.
Przyjmuje się bowiem, że istoty ludzkie zdolne do wyrabiania
narzędzi o rozwiniętej obróbce, jakie znaleziono w Hueyatlaco,
powstały nie wcześniej niż około 100 000 lat temu w Afryce.
Próbując opublikować wyniki badań swojego zespołu, Virginia
Steen-McIntyre poddana była wielu społecznym naciskom i
napotkała liczne przeszkody. W notatce do współpracownika (10
lipca 1976 r.) napisała: „Dzięki zasłyszanej plotce dowiedziałam się,
że Hal, Roald i ja jesteśmy w pewnych kręgach uważani za
oportunistów szukających rozgłosu. Wciąż boleśnie to odczuwam”.
Bez żadnego powodu, przez lata wstrzymywano publikację artykułu
Steen-McIntyre i jej współpracowników na temat Hueyatlaco. Po raz
pierwszy zaprezentowano go na konferencji antropologicznej w 1975
roku. Wkrótce miał się ukazać w publikacji na temat tego
sympozjum. Cztery lata później Steen-McIntyre napisała do H. J.
Fullbrighta z Los Alamas Scientific Laboratory, jednego z redaktorów
książki, która raz na zawsze miała złamać stereotypowe poglądy:
„Nasz wspólny artykuł na temat stanowiska w Hueyatlaco jest
prawdziwą sensacją. Umieściłby człowieka na obszarze Nowego
Świata ponad 200 000 lat wcześniej niż sądzi wielu archeologów. Co
gorsza, narzędzia bifacjalne, jakie znaleziono in situ, przypisywane
są z reguły Homo sapiens. Zgodnie z obecną teorią Homo sapiens
nawet jeszcze nie istniał w tym czasie, a już z pewnością nie na
terenie Nowego Świata”.
Steen-McIntyre mówiła dalej: „Archeolodzy podnoszą dużą wrzawę
w sprawie Hueyatlaco – odrzucają nawet rozważanie tego problemu.
Dowiedziałam się pokątnie, że uważają mnie za osobę
niekompetentną, plotkarkę, oportunistkę, oszustkę i głupca.
Oczywiście żadna z tych opinii nie pomaga mojej zawodowej
reputacji! Jedyna nadzieja, jaka mi pozostała, by oczyścić moje
nazwisko, to opublikowanie artykułu o Hueyatlaco. Ludzie sami będą
mogli ocenić dowody”. Steen-McIntyre nie otrzymała żadnej
odpowiedzi na tę i inne prośby o informacje. Wycofała więc artykuł.
Nigdy jednak nie zwrócono jej rękopisu.
Ewolucyjne uprzedzenia
W świetle materiałów, które zaprezentowaliśmy, trudno wytłumaczyć
ciągły sprzeciw Holmesa i Sinclaira wobec znalezisk z Kalifornii. Nie
odkryli oni żadnych dowodów świadczących o dokonaniu oszustwa,
a ich sugestie o indiańskim pochodzeniu moździerzy i grotów
włóczni nie są zbyt wiarygodne. Współczesny historyk W. Turrentine
Jackson z University of California w Davis podkreślił: „W erze
gorączki złota Indianie zostali odsunięci od rejonu kopalń i rzadko
wchodzili w kontakt z poszukiwaczami złota z tego obszaru”.
Można zatem zapytać, dlaczego Holmes i Sinclair byli tak
zdecydowani odrzucać dowody istnienia Homo sapiens sapiens w
trzeciorzędzie, zaprezentowane przez Whitneya. Poniższe
stwierdzenie Holmesa odpowiada na to pytanie: „Gdyby profesor
Whitney docenił w pełni historię ewolucji człowieka tak, jak
rozumiemy ją dzisiaj, wahałby się głosić poglądy, które przedstawił,
pomimo imponującego szeregu dowodów, z jakimi się zetknął”.
Innymi słowy, jeżeli fakty nie zgadzają się z faworyzowaną teorią,
muszą zostać odrzucone, nawet jeśli stanowią „imponujący szereg
dowodów”.
Nietrudno zrozumieć, z jakich powodów naukowiec taki jak Holmes
zrobi wszystko, by poddać w wątpliwość znaleziska przesuwające
istnienie współczesnego gatunku człowieka zbyt daleko w
przeszłość. Dlaczego Holmes czuł się tak pewnie w swojej krytyce?
Jedną z przyczyn było odkrycie w 1891 roku, przez Eugène Dubois,
„człowieka jawajskiego” (Pithecanthropus erectus), obwołanego jako
bardzo poszukiwane dotąd brakujące ogniwo między współczesnymi
ludźmi a ich przypuszczalnymi, małpokształtnymi przodkami. Holmes
stwierdził: „Dowody Whitneya są całkowicie osamotnione [...]
oznaczałyby one, że ludzkość jest przynajmniej o połowę starsza od
Pithecanthropus erectus Dubois, którego można uważać za jedyną
początkową formę ludzkiej istoty”. Dla zwolenników
kontrowersyjnego „człowieka jawajskiego” (zob. rozdz. 8) wszelkie
dowody świadczące o wcześniejszym istnieniu Homo sapiens
sapiens musiały zostać skazane na odrzucenie, a Holmes był
jednym z głównych katów wykonujących naukowy wyrok. O
znaleziskach z Kalifornii powiedział: „Jest możliwe, że bez dalszego
potwierdzenia same stopniowo straciłyby swój punkt oparcia i
zniknęły, lecz nauka nie może sobie pozwolić na ten nudny proces
selekcji i pewne próby przyśpieszenia decyzji w tym zakresie są
niezbędne”. Używając wątpliwych argumentów, Holmes, Sinclair i
inni naukowcy zrobili wszystko, by tak się stało.
Alfred Russell Wallace, który dzieli z Darwinem wątpliwą zasługę
sformułowania teorii ewolucji, wyraził swoje przerażenie widząc, jak
dowody istnienia współczesnego gatunku człowieka w okresie
trzeciorzędu są z reguły „atakowane wszelkimi sposobami w postaci
wątpliwości, oskarżeń i kpin”.
Rozpatrując dokładnie materiały potwierdzające długą historię
ludzkiego gatunku w Ameryce Północnej, Wallace przykładał
znaczną wagę do relacji Whitneya, które opisywały ludzkie
skamieniałości i kamienne artefakty odkryte w warstwach
trzeciorzędowych na terenie Kalifornii. W związku z nieufnością, z
jaką w pewnych kręgach odbierano znaleziska ze złotonośnych
żwirów i inne podobne odkrycia, Wallace twierdził, iż „właściwym
sposobem traktowania dowodów starożytności człowieka jest ich
rejestrowanie i tymczasowe akceptowanie ich autentyczności, tak jak
praktykuje się to w przypadku szczątków innych zwierząt. Nie
należy, jak to się teraz zbyt często zdarza, lekceważyć ich, ponieważ
i tak nie zasługują na akceptację, lub narażać ich odkrywców na
niewybredne oskarżenia o to, że są oszustami bądź padli ofiarami
oszustw”.
Mimo opinii Wallace’a na początku XX wieku klimat intelektualny
faworyzował poglądy Holmesa i Sinclaira. Czy to możliwe, aby
istniały trzeciorzędowe artefakty kamienne, identyczne z
narzędziami współczesnych ludzi? Wkrótce relacje o takich
odkryciach stały się niewygodne, ich obrona okazała się niemodna
i najlepiej było o nich zapomnieć. Ewolucyjne uprzedzenia pozostają
do dziś tak silne, że nawet znaleziska, które nieznacznie kwestionują
dominujące obecnie poglądy na temat prehistorii człowieka, są
skutecznie ukrywane.
Rozdział 6
Dowody istnienia zaawansowanej kultury
w odległej przeszłości
Większość rozważanych dotąd odkryć wywołuje wrażenie, że jeśli
ludzie żyli nawet w odległej przeszłości, pozostawali na nieco
prymitywnym poziomie kulturowych i technologicznych osiągnięć.
Jeżeli posiadali dużo czasu, by doskonalić swoje umiejętności,
dlaczego nie znajdujemy zabytków dowodzących istnienia dawniej
rozwiniętej cywilizacji?
W 1863 roku Charles Lyell wyraził tę wątpliwość w książce Antiquity
of Man: „zamiast najbardziej prostej ceramiki czy narzędzi
krzemiennych [...] powinniśmy znajdywać rzeźby przewyższające
pod względem piękna arcydzieła Fidiasza lub Praksytelesa;
pogrzebane w ziemi linie kolejowe bądź przewody telegrafu
elektrycznego, dzięki którym najlepsi inżynierowie naszych czasów
mogliby zdobyć bezcenne informacje; urządzenia astronomiczne
i mikroskopy o bardziej zaawansowanej konstrukcji niż jakakolwiek
znana obecnie w Europie oraz inne dowody osiągniętej doskonałości
w sztuce i nauce”.
Poniższe relacje nie spełniają całkowicie tych wymogów, lecz
niektóre z opisanych znalezisk są z pewnością świadectwem
nieoczekiwanych osiągnięć. Część z nich jest nie tylko
zdecydowanie bardziej rozwinięta od narzędzi kamiennych, lecz
pojawia się również w kontekstach geologicznych daleko starszych
niż dotąd rozważane.
Raporty o tych niezwykłych odkryciach pochodzą, z nielicznymi
wyjątkami, z nienaukowych źródeł. Często niemożliwe jest również
zlokalizowanie samych zabytków, ponieważ nie zachowały się w
muzeach.
Nie jesteśmy pewni jak duże znaczenie należy nadawać tym
odkryciom. Na tle poglądów o ewolucji człowieka stanowią one
bardzo wyjątkowe anomalie. Mimo to przedstawiamy je tutaj, aby
nasz przegląd znalezisk był kompletny, zachęcając jednocześnie do
dalszych badań. Do niniejszego rozdziału włączyliśmy jedynie
próbkę opublikowanego materiału, którym dysponujemy. Biorąc pod
uwagę fragmentaryczność dostępnych nam relacji i fakt, że zabytki
tej kategorii są rzadko zachowane, można przypuszczać, iż
istniejąca grupa raportów na ten temat reprezentuje jedynie niewielki
fragment całkowitej liczby takich odkryć, dokonanych w ciągu
ostatnich kilkuset lat.
Wyjątkowe anomalie
Jak widzieliśmy, zdaniem niektórych uczonych gatunek przejściowy
między starożytnymi małpami człekokształtnymi a ludźmi istniał
nawet w miocenie i eocenie. Kilku śmiałych myślicieli wysunęło
wręcz pogląd, że żyły wówczas w pełni ludzkie istoty. Jednak teraz
mamy zamiar przenieść się do jeszcze bardziej odległych czasów.
Skoro większość naukowców miała problem z uznaniem istnienia
człowieka w trzeciorzędzie, możemy sobie tylko wyobrazić, jak
trudne byłoby dla nich poważne rozważanie przypadków
omówionych poniżej. My sami nie chcieliśmy początkowo
wspominać o tych znaleziskach, ponieważ wydają się bardzo
niewiarygodne. Można by jednak wtedy powiedzieć, że omawiamy
tylko te odkrycia, które świadczą o tym, w co już wierzymy.
Selekcjonowanie argumentów nie byłoby właściwym podejściem do
problemu.
W grudniu 1862 roku w czasopiśmie The Geologist ukazała się
krótka, ale intrygująca relacja: „W hrabstwie Macoupin w stanie
Illinois [USA] znaleziono niedawno kości człowieka w pokładzie
węgla leżącym na głębokości niemal 30 m i przykrytym ponad 60-
centymetrową warstwą łupku skalnego [...]. W chwili odkrycia kości
były pokryte skorupą czy też warstwą twardej, lśniącej substancji,
czarnej jak sam węgiel, lecz gdy ją zeskrobano, okazały się białe i
naturalne”. Węgiel, w którym znaleziono powyższy szkielet, ma 286-
320 mln lat.
Nasze ostatnie przykłady znalezisk-anomalii z czasów
poprzedzających okres trzeciorzędu nie są ludzkimi
skamieniałościami, lecz skamieniałymi śladami stóp
przypominającymi odciski stóp współczesnych ludzi. Profesor W. G.
Burroughs, dyrektor Wydziału Geologii w Berea College w Berrea, w
stanie Kentucky w USA, donosił w 1938 roku: „Na początku górnego
karbonu (epoki węgla) istoty, które chodziły na dwóch tylnych
nogach i posiadały niemal ludzkie stopy, zostawiły swoje ślady na
piasku plaży w hrabstwie Rockcastle w Kentucky. Był to też okres
znany jako epoka gadów. Zwierzęta poruszały się wówczas na
czterech nogach, czy też rzadziej przemieszczały się skacząc, a ich
stopy nie były podobne do stóp człowieka. Jednak w Rockcastle,
Jackson i kilku innych hrabstwach Kentucky, jak również od
Pensylwanii po Missouri włącznie, żyły wtedy stworzenia, które
chodziły na dwóch tylnych nogach i posiadały stopy przypominające
stopy istot ludzkich. Piszący te słowa udowodnił istnienie tych
stworzeń w Kentucky. Przy współpracy z dr. C. W. Gilmorem,
kustoszem Działu Paleontologii Kręgowców w Smithsonian
Institution, wykazano, że podobne istoty żyły w Pensylwanii
i Missouri”.
Górny karbon (faza Pennsylwanian) rozpoczął się około 320 mln lat
temu. Uważa się, iż pierwsze zwierzęta zdolne do chodzenia w
wyprostowanej postawie ciała, Pseudosuchian thecodonts, pojawiły
się około 210 mln lat temu. Te jaszczurkokształtne istoty, potrafiące
biegać na tylnych nogach, nie zostawiłyby co prawda żadnych
śladów ogona, gdyż nosiły go wysoko, lecz ich stopy w ogóle nie
przypominały stóp człowieka. Były raczej podobne do kończyn
ptaków. Naukowcy twierdzą z reguły, iż pierwsze istoty
małpokształtne pojawiły się dopiero około 37 mln lat temu, a
jakiekolwiek odciski stóp opisywane przez Burroughsa mogłyby
pochodzić co najwyżej sprzed 4 mln lat.
Burroughs powiedział: „Każdy ślad stopy ma pięć palców i wyraźny
łuk. Palce są rozdzielone jak u człowieka, który nigdy nie nosił butów
[...]. Stopa wygina się do tyłu, do pięty przypominającej ludzką piętę.
Podobne wygięcie można zaobserwować u człowieka”.
David L. Bushnell, etnolog ze Smithsonian Institution, wyjaśnił, że
ślady wyrzeźbili Indianie. Wykluczając tę hipotezę, Burroughs zbadał
je pod mikroskopem i zauważył: „Z powodu nacisku stóp tych istot
ziarna piasku w obrębie śladów są bardziej zbite niż na skale tuż
poza nimi [...]. Przyległy do wielu śladów piaskowiec uległ
wypchnięciu ku górze z powodu wilgotnego, luźnego piasku
rozepchniętego wokół stopy, gdy ugrzęzła w ziemi”. Burroughs
doszedł w ten sposób do wniosku, iż niemal ludzkie odciski stóp
zostały utworzone poprzez ściśnięcie miękkiego, wilgotnego piasku,
zanim przekształcił się on w skałę około 300 mln lat temu.
Obserwacje te potwierdzili inni badacze.
Według Kent Previette, Burroughs poradził się również rzeźbiarza.
Previette napisała w 1953 roku: „Rzeźbiarz stwierdził, że wykonanie
dekoracji rzeźbiarskiej w tego rodzaju piaskowcu nie mogło być
możliwe bez pozostawienia znaków pomocniczych. Powiększone
zdjęcia mikrofotograficzne i powiększone fotografie podczerwone nie
zdołały ujawnić żadnych »śladów rzeźbienia czy cięcia«”.
Sam Burroughs przestał nagle twierdzić, iż odciski pozostawili
ludzie. Jego relacja wywołuje jednak silne wrażenie, że były to
rzeczywiście ślady człowieka. Kiedy zapytano go o te znaleziska,
Burroughs powiedział: „Wyglądają na ludzkie. To czyni je
szczególnie interesującymi”.
Uczeni reprezentujący oficjalną naukę zareagowali niczym prorocy
na sugestię, iż te odciski stóp pozostawili ludzie. Geolog Albert G.
Ingalls powiedział w 1940 roku na łamach Scientific American:
„Jeżeli człowiek czy nawet jego małpi przodek bądź nawet wczesny
ssak, przodek tej małpiej istoty, żył już w karbonie w jakimkolwiek
kształcie, cała geologia tak bardzo myliłaby się, iż każdy geolog
powinien zrezygnować ze swojej posady i zostać kierowcą
ciężarówki. Z tego względu, przynajmniej teraz, nauka odrzuca
atrakcyjne wyjaśnienie, że te tajemnicze odciski w mule karbońskim
są śladami stóp człowieka”.
Zdaniem Ingallsa odciski pozostawił nieznany jeszcze rodzaj gada.
Jednak obecnie naukowcy nie przyjmują tej teorii poważnie.
Podobnie jak karboński człowiek, dwunożne gady karbońskie o
ludzkich rozmiarach również nie pasują do przyjętego schematu
ewolucji – sieją spustoszenie w poglądach na temat wczesnych
gadów, wymagając dużej liczby ewolucyjnych stadiów rozwojowych,
o których nic nie wiemy.
Ingalls napisał: „Tak czy inaczej, dopóki dwa plus dwa nie jest
siedem i dopóki nie okaże się, że Sumerowie posiadali samoloty
oraz radio, słuchając Amos and Andy, nauka wie, iż tych odcisków
nie pozostawił żaden człowiek żyjący w karbonie”.
W 1983 roku Moscow News przedstawiło krótką, ale intrygującą
relację o odkryciu śladu ludzkiej stopy obok olbrzymiego,
trzypalczastego odcisku dinozaura w skale jurajskiej, datowanej na
150 mln lat. Znaleziono go w Turkmenii, która stanowiła wówczas
południowo-wschodnią część ZSRR. Profesor Amannijazow,
korespondencyjny członek Akademii Nauk Turkmeńskiej SSR,
stwierdził, że choć ślad przypomina odcisk ludzkiej stopy, nie ma
żadnego ostatecznego dowodu, iż pozostawił go człowiek.
Powyższe znalezisko nie wzbudziło więc dużego zainteresowania
wśród uczonych. Takiego lekceważenia należy jednak oczekiwać,
gdy informacje na ten temat przekaże się społeczności naukowej
obwarowanej nienaruszalnymi teoriami. Znamy jedynie kilka
przypadków znalezisk stanowiących tak niezwykłe anomalie. Biorąc
jednak pod uwagę fakt, że o wielu tego rodzaju odkryciach
prawdopodobnie nikt nie pisze, można się tylko zastanawiać, ile
rzeczywiście ich dokonano.
Część II
Odkrycia uznawane za potwierdzenie
teorii ewolucji
Rozdział 8
„Człowiek jawajski”
U schyłku XIX wieku wpływowa część naukowej społeczności
zaczynała akceptować istnienie współczesnego gatunku człowieka w
pliocenie i miocenie, a być może nawet wcześniej.
Antropolog Frank Spencer powiedział w 1984 roku: „Na podstawie
gromadzonych znalezisk kostnych wydawało się, że w pełni ludzki
szkielet istniał daleko w przeszłości. Ten pozorny fakt doprowadził
wielu badaczy albo do porzucenia, albo do zmodyfikowania swoich
poglądów odnośnie ewolucji człowieka. Był wśród nich Alfred Russel
Wallace (1823-1913)”. Wallace dzieli z Darwinem wątpliwą zasługę
sformułowania teorii ewolucji.
Zdaniem samego Darwina Wallace dopuszczał się najgorszego
rodzaju herezji. Jednak Spencer zauważył, iż krytyka teorii ewolucji
ze strony Wallace’a „straciła trochę ze swojej mocy, jak również kilku
swych zwolenników, kiedy zaczęły krążyć informacje o odkryciu na
Jawie niezwykłej skamieniałości hominida”. Biorąc pod uwagę
szokujący sposób, w jaki wykorzystano znaleziska „człowieka
jawajskiego” do odrzucenia i ukrycia dowodów wskazujących na
bardzo starożytne pochodzenie współczesnego gatunku człowieka,
dokonamy teraz przeglądu ich historii.
Ekspedycja Selenki
Aby rozwiązać niektóre wątpliwości dotyczące szczątków
pitekantropa i ich odkrycia, Emil Selenka, profesor zoologii na
Uniwersytecie w Monachium, przygotował odpowiednio wyposażoną
ekspedycję na Jawę. Zmarł jednak, nim do niej doszło. Profesor
Lenore Selenka przejęła starania męża i w latach 1907-1908
przeprowadziła w Trinil prace wykopaliskowe, zatrudniając 75
pracowników, którzy mieli poszukiwać dalszych szczątków
Pithecanthropus erectus. Ogółem zespół geologów i paleontologów
Selenki przysłał do Europy 43 skrzynie ze skamieniałościami, lecz
nie zawierały one ani jednego fragmentu pitekantropa. Odkryto
natomiast ślady ludzkiej obecności – rozłupane kości zwierzęce,
węgiel drzewny i założenia palenisk. Znaleziska te skłoniły Lenore
Selenkę do wniosku, że współczesny gatunek człowieka i „człowiek
jawajski” istnieli w tym samym czasie, co burzyło, i nadal burzy,
ewolucyjną interpretację szczątków odkrytych przez Dubois.
Ponadto, w 1924 roku George Grant MacCurdy, profesor
antropologii w Yale, napisał w swojej książce Human Origins: „W
trakcie wyprawy Selenki w latach 1907-1908 [...] zabezpieczono ząb,
który zdaniem Walkoffa należał do człowieka. To trzeci ząb trzonowy
z koryta leżącego w pobliżu strumienia i ze starszych (plioceńskich)
osadów niż te, w których znaleziono Pithecanthropus erectus”.
Szczęka z Heidelbergu
Drugim, obok szczątków pitekantropa odkrytych przez Dubois,
znaleziskiem związanym z hipotezą o ewolucji ludzkiego gatunku
była szczęka z Heidelbergu. 21 października 1907 roku Daniel
Hartmann, robotnik pracujący przy wyrobisku piasku w Mauer,
niedaleko Heidelbergu w Niemczech, znalazł dużą kość szczęki na
dnie wykopu o głębokości prawie 25 m. Pracujący tu robotnicy
zwracali uwagę na pojawiające się szczątki kostne i odkryli
wcześniej wiele skamieniałości nie należących do rodzaju Homo.
Przekazali je Wydziałowi Geologii na pobliskim Uniwersytecie w
Heidelbergu. Odkrytą szczękę (il. 8.3) dostarczyli J. Ruschowi,
właścicielowi wyrobiska, który przesłał wiadomość dr. Ottonowi
Schoetensackowi: „Przez 20 długich lat szukał Pan śladu
»wczesnego człowieka« na moim wyrobisku [...] wczoraj znaleźliśmy
go. Na dnie wykopu odkryto jego żuchwę, zachowaną w dobrym
stanie”.
Profesor Schoetensack nazwał nową istotę Homo heidelbergensis,
datując ją w oparciu o towarzyszące skamieniałości na interglacjał
Günz-Mindel. W 1972 roku David Pilbeam stwierdził, że szczęka z
Heidelbergu „pochodzi z okresu zlodowacenia Mindel i ma 250 000-
450 000 lat”.
Niemiecki antropolog Johannes Ranke, przeciwnik teorii ewolucji,
napisał w latach dwudziestych, iż żuchwa z Heidelbergu należała
raczej do przedstawiciela Homo sapiens niż jego małpokształtnego
przodka. Nawet dziś szczęka z Heidelbergu pozostaje do pewnego
stopnia morfologiczną tajemnicą. Masywna żuchwa i wyraźny brak
brody są charakterystycznymi cechami Homo erectus, jednak
niektórzy współcześni aborygeni australijscy również posiadają
masywną żuchwę, a ich broda jest o wiele mniej rozwinięta.
Według Franka E. Poiriera zęby w szczęce z Heidelbergu są
bliższe pod względem rozmiarów zębom współczesnego Homo
sapiens niż azjatyckiego Homo erectus („człowieka jawajskiego” i
„człowieka pekińskiego”). T. W. Phenice z Michigan State University
napisała w 1972 roku: „niemal pod każdym względem zęby te
w zdumiewający sposób przypominają zęby współczesnego
człowieka, włączając w to ich wielkość i typy zakończeń”.
Współczesne opinie potwierdzają zatem pogląd Rankego, który
napisał w 1922 roku: „Mają one typowo ludzką budowę”.
Kolejną skamieniałością przypisywaną Homo erectus jest fragment
kości potylicznej z Vértesszo..llo..s, stanowiska
środkowoplejstoceńskiego na Węgrzech. Morfologia tego znaleziska
jest jeszcze bardziej intrygująca niż szczęki z Heidelbergu. David
Pilbeam napisał w 1972 roku: „Kość potyliczna z Vértesszo..llo..s nie
przypomina kości potylicznej Homo erectus, czy nawet archaicznego
Homo sapiens, lecz najwcześniejszego Homo sapiens sapiens.
Takie formy datowane są w innych miejscach na co najwyżej 100
000 lat”. Pilbeam uważał, iż znalezisko z Vértesszo..llo..s ma w
przybliżeniu tyle samo lat co szczęka z Heidelbergu, czyli 250 000-
400 000. Jeżeli kość potyliczna z Vértesszöllös rzeczywiście
przypomina kość potyliczną człowieka, potwierdza autentyczność
datowanych podobnie ludzkich szczątków szkieletowych, jakie
odkryto w Anglii – w Ipswich i Galley Hill (por. rozdz. 7).
Wracając jeszcze do problemu szczęki z Heidelbergu, należy
zwrócić uwagę na fakt, że okoliczności jej odkrycia były, mówiąc
skromnie, mniej niż doskonałe. Jeżeli na tym samym wyrobisku
piasku robotnik znalazłby szczękę człowieka, znalezisko to
podlegałoby bezlitosnej krytyce i wydatowano by je na nieodległy
okres. Naukowcy nie byli przecież obecni w chwili, gdy w Mauer
dokonywano odkrycia. Ponieważ jednak szczęka z Heidelbergu
mieści się, choć niedoskonale, w granicach ewolucyjnych
oczekiwań, potraktowano ją ulgowo.
Z powrotem na Jawę
Wyposażony w środki finansowe przez Carnegie Institution, von
Koenigswald powrócił na Jawę w czerwcu 1937 roku. Tuż po
przybyciu wynajął setki Jawajczyków i wysłał ich w teren, by za
wszelką cenę znaleźli dalsze skamieniałości pitekantropa. Tak też
się stało. Jednak w większości były to fragmenty szczęk i czaszek,
które pochodziły ze słabo określonych miejsc leżących na
powierzchni ziemi w pobliżu Sangiran. Z tego względu trudno
określić ich wiek.
W trakcie dokonywania większości odkryć w Sangiran von
Koenigswald pozostawał w Bandung, około 320 km od Sangiran.
Jedynie czasami, po otrzymaniu odpowiedniej wiadomości, udawał
się na miejsce danego odkrycia.
Pod koniec 1937 roku jeden z jawajskich pracowników von
Koenigswalda, Atma, przesłał mu kość skroniową, należącą
najwyraźniej do grubej, skamieniałej czaszki hominida. Przekazał
również informację, że znaleziono ją w Sangiran, w pobliżu rzeki Kali
Tjemoro – w miejscu, gdzie rzeka przecina piaskowiec formacji
Kabuh.
Von Koenigswald wsiadł do nocnego pociągu i przybył na miejsce
odkrycia następnego ranka: „Zmobilizowaliśmy tylu Jawajczyków, ilu
było można – powiedział – Przywiozłem ze sobą kość, którą mi
przysłano i pokazałem wszystkim. Obiecałem po 10 centów za każdy
następny kawałek czaszki. To było dużo pieniędzy. Za zwykły ząb
płaciliśmy tylko pół lub jednego centa. Utrzymywaliśmy tak niską
cenę, ponieważ musieliśmy płacić gotówką za każde znalezisko.
Gdy jakiś Jawajczyk znalazł na przykład trzy zęby, nie szukał
dalszych, dopóki ich nie sprzedał. Z tego powodu musieliśmy kupić
olbrzymią masę pękniętych, bezwartościowych szczątków zębów i
wyrzucić je w Bandung – jeżeli zostawilibyśmy je w Sangiran,
Jawajczycy ponownie oferowaliby je nam na sprzedaż”.
Umotywowani w ten sposób pracownicy szybko znaleźli pożądane
fragmenty czaszki. Von Koenigswald wspominał później: „Na
brzegach małej rzeki, niemal suchej o tej porze roku, leżały
fragmenty czaszki, wymyte z piaskowców i łupków, które zawierały
faunę cechującą Trinil. Z całą gromadą podnieconych Jawajczyków
wdrapaliśmy się na stok, zbierając po drodze każdy kawałek kości,
jaki mogliśmy dostrzec. Obiecałem wcześniej po 10 centów za każdy
fragment należący do tej czaszki. Nie doceniłem jednak zdolności
moich ciemnoskórych pracowników do robienia »dużych interesów«.
Rezultat był przerażający! Za moimi plecami łamali większe
fragmenty na kawałki, by zwiększyć liczbę okazów do sprzedaży!
[...]. Zebraliśmy około 40 fragmentów, z których 30 należało do
czaszki [...]. Utworzyły dobrze rozpoznawalne, niemal kompletne
sklepienie czaszki pitekantropa. Teraz, w końcu, znaleźliśmy go!”.
Skąd von Koenigswald wiedział, że fragmenty znalezione na
powierzchni wzgórza należały rzeczywiście, jak twierdził, do
środkowoplejstoceńskiej formacji Kabuh? Być może Jawajczycy
znaleźli czaszkę w innym miejscu, rozbili ją, jeden kawałek przesłali
von Koenigswaldowi, a resztę rozrzucili na brzegach Kali Tjemoro.
Von Koenigswald zrekonstruował czaszkę na podstawie 30
znalezionych fragmentów. Nazwał ją pitekantrop II i przesłał wstępny
raport Dubois. Jego czaszka była o wiele bardziej kompletna niż
oryginalne sklepienie czaszki znalezione przez Dubois w Trinil. Von
Koenigswald sądził, że Dubois zrekonstruował czaszkę pitekantropa
ze zbyt niskim czołem. Uważał, iż fragmenty, które odnalazł
pozwalały na bardziej „ludzką” interpretację.
Dubois przyznał w międzyczasie, że jego oryginalny
Pithecanthropus erectus był jedynie wymarłą małpą człekokształtną i
nie zgodził się z rekonstrukcją von Koenigswalda. Oskarżył go
publicznie o oszustwo. Cofnął później to oskarżenie i stwierdził, że
błędy, jakie dostrzega w rekonstrukcji von Koenigswalda,
prawdopodobnie nie zostały dokonane umyślnie.
Poglądy von Koenigswalda zdobywały jednak poparcie. W 1938
roku Franz Weidenreich, kierownik wykopalisk „człowieka
pekińskiego” w Zhoukoudian, oświadczył w prestiżowym
czasopiśmie Nature, że nowe znaleziska von Koenigswalda
udowodniły ostatecznie, iż pitekantrop był przodkiem istot ludzkich
a nie gibona, jak twierdził Dubois.
W 1941 roku jeden z Jawajczyków von Koenigswalda przesłał mu z
Sangiran do Bandung fragment olbrzymiej żuchwy. Zdaniem von
Koenigswalda kość ta posiadała wyraźne cechy szczęki przodka
ludzkiego gatunku. Nazwał nowego hominida Meganthropus
paleojavanicus („olbrzymi człowiek starożytnej Jawy”), ponieważ
odkryta żuchwa była dwa razy większa niż typowa szczęka
współczesnego człowieka.
Badając szczegółowo bezpośrednie relacje, nie znaleźliśmy
dokładnego opisu miejsca, w którym odkryto to znalezisko ani
nazwiska czy też imienia odkrywcy. Jeżeli von Koenigswald opisał
dokładnie okoliczności tego odkrycia, stanowi to dobrze strzeżoną
tajemnicę naukową. Omawiał bowiem problem megantropa
przynajmniej w trzech raportach, jednak w żadnym z nich nie
informował o szczegółach pierwotnej lokalizacji skamieniałości.
Powiedział jedynie, że pochodzi ona z formacji Putjangan, lecz nie
podał dalszych informacji. Z tego względu na temat megantropa
wiemy tak naprawdę tylko tyle, iż jakiś Jawajczyk, którego nazwiska
czy choćby imienia nie znamy, przesłał fragment szczęki von
Koenigswaldowi. Ze ściśle naukowego punktu widzenia wiek
znaleziska pozostaje tajemnicą. Tym niemniej, w opinii von
Koenigswalda megantrop był olbrzymim hominidem, stanowiącym
boczną gałąź głównej linii ewolucji Homo sapiens sapiens.
Von Koenigswald znalazł również skamieniałości w postaci dużych
zębów, przypominających zęby człowieka. Przypisał je jeszcze
większej istocie, nazwanej Gigantopithecus. Jego zdaniem
gigantopitek był dużą małpą, która żyła stosunkowo niedawno. Mimo
to Weidenreich, po zbadaniu szczęk megantropa i zębów
gigantopiteka, przedstawił kolejną teorię. Stwierdził, że oba te
hominidy były przodkami ludzkich istot. Według Weidenreicha Homo
sapiens rozwinął się z gigantopiteka poprzez megantropa i
pitekantropa. Każdy następny gatunek był mniejszy od
poprzedniego. Większość współczesnych naukowców uważa jednak
gigantopiteka za odmianę małpy, żyjącej od środkowego do
wczesnego plejstocenu i nie powiązanej bezpośrednio z
człowiekiem, natomiast szczęki megantropa klasyfikuje się obecnie
jako skamieniałości o wiele bardziej przypominające „człowieka
jawajskiego” (Homo erectus) niż początkowo sądził von
Koenigswald. W 1973 roku T. Jacob stwierdził, że megantropa
można zaliczyć do australopiteków. Jest to intrygująca hipoteza,
ponieważ zgodnie ze standardowymi poglądami australopiteki nigdy
nie opuściły swojej afrykańskiej siedziby.
Ujawnione fałszerstwo?
W tym samym czasie angielski stomatolog Alvan Marston zadręczał
brytyjskich uczonych pytaniami na temat znalezisk hominida z
Piltdown. Jego zdaniem nosiły one w sobie jakąś tajemnicę. W 1935
roku Marston odkrył w Swanscombe ludzką czaszkę, która
znajdowała się wśród skamieniałych kości 26 gatunków
środkowoplejstoceńskich zwierząt. Pragnąc, by znalezisko to uznano
za „najstarszego Anglika”, Marston zakwestionował wiek
skamieniałości z Piltdown. W 1949 roku przekonał Kennetha P.
Oakleya z British Museum, aby ten zbadał kości ze Swanscombe i
Piltdown nowo wynalezioną metodą fluorową.
Okazało się, że czaszka ze Swanscombe zawiera tę samą ilość
fluoru co skamieniałości zwierząt odkryte na tym samym stanowisku.
Potwierdzało to jej środkowoplejstoceńskie pochodzenie. Wyniki
badań szczątków z Piltdown wprawiały w zakłopotanie.
Oakley miał najwyraźniej własne wątpliwości odnośnie „człowieka z
Piltdown”. Wraz z Hoskinsem, współautorem raportu z 1950 roku na
temat metody fluorowej, napisał: „anatomiczne cechy eoantropa
(zakładając, że materiał reprezentuje jedną istotę) zupełnie nie
spełniają naszych oczekiwań wobec wczesnoplejstoceńskiego
hominida, które zrodziły się pod wpływem odkryć z Dalekiego
Wschodu i Afryki”.
Oakley zbadał skamieniałości odkryte w Piltdown, by określić czy
czaszka i szczęka „człowieka z Piltdown” należały rzeczywiście do
tego samego osobnika. Zawartość fluoru w czterech znalezionych
początkowo kościach czaszki wynosiła 0,1-0,4%, a w przypadku
szczęki – 0,2%, co wskazywało na to, że szczątki należały do jednej
istoty. Badania kości z drugiego stanowiska przyniosły podobne
rezultaty. Oakley doszedł do wniosku, iż znaleziska „czło-wieka z
Piltdown” pochodzą z interglacjału Riss-Würm, który datowałby je na
75 000-125 000 lat. Takie datowanie jest późniejsze niż przypisany
im pierwotnie wiek wczesnoplejstoceński, wciąż jednak stanowi
chronolo-giczną anomalię dla ludzkiej czaszki z terenu Anglii. Jak już
wspominaliśmy, zgodnie z obecnymi teoriami Homo sapiens sapiens
powstał bowiem w Afryce co najwyżej 100 000 lat temu i dopiero
około 70 000 lat później przywędrował do Europy.
Ustalenia Oakleya nie usatysfakcjonowały Marstona. Jego zdaniem
szczęka i czaszka z Piltdown należały do całkowicie odmiennych
istot. Opierając się na swojej wiedzy medycznej i stomatologicznej,
Marston stwierdził, że czaszka należała do dorosłego człowieka,
ponieważ jej szwy były zrośnięte, natomiast szczęka, z
nierozwiniętymi zębami trzonowymi, pochodziła od młodej małpy
człekokształtnej. Marston uznał ponadto, iż ciemne zabarwienie
kości, interpretowane jako świadectwo ich wczesnego pochodzenia,
było wynikiem konserwacji znalezisk przez Dawsona w roztworze
dwuchromianu potasu.
Wysuwane ciągle przez Marstona wątpliwości przyciągnęły w
końcu uwagę J. S. Weinera, antropologa z Oxfordu, który dał się
wkrótce przekonać, że nie wyjaśniono jeszcze wszystkich kwestii
związanych ze skamieniałościami z Piltdown. Weiner doniósł o
swoich podejrzeniach W. E. Le Gros Clarkowi, kierownikowi
Wydziału Antropologii na Uniwersytecie w Oxfordzie. Początkowo Le
Gros Clark był sceptyczny. 5 sierpnia 1953 roku Weiner i Oakley
spotkali się z nim w British Museum. Oakley wyciągnął z sejfu
znaleziska z Piltdown. Można było je teraz zbadać. Weiner pokazał
wówczas Le Gros Clarkowi ząb szympansa, który wziął z muzealnej
kolekcji, spiłował i następnie odpowiednio zabarwił. Podobieństwo
do zębu trzonowego z Piltdown było tak uderzające, że Le Gros
Clark uznał za słuszne gruntowne zbadanie wszystkich
skamieniałości z Piltdown.
Kości „człowieka z Piltdown” ponownie poddano badaniu metodą
fluorową, tym razem przy użyciu nowoczesnych technik. Zawartość
fluoru w trzech fragmentach czaszki wynosiła teraz 0,1%, natomiast
w przypadku szczęki i zębów – zaledwie 0,01-0,04%. Ilość fluoru
wzrasta wraz z upływem czasu, dlatego otrzymane wyniki
wskazywały, że czaszka jest o wiele starsza. Skamieniałości nie
mogły więc należeć do tej samej istoty.
Jak widzimy, badania przeprowadzone metodą fluorową przez
Oakleya wykazały w pierwszym przypadku, iż czaszka i szczęka są
sobie współczesne, później okazało się, że nie pochodzą z tych
samych czasów. Drugi zestaw analiz przeprowadzono przy użyciu
nowoczesnych technik badawczych i to przyniosło pożądany
rezultat. Taka sytuacja zdarza się dość często w paleoantropologii
czy też archeologii – naukowcy przeprowadzają badania, następnie
je powtarzają lub ulepszają swoje metody, dopóki nie osiągną
pożądanego wyniku. Wówczas przerywają dalsze prace. W takich
przypadkach wydaje się, iż działają tendencyjnie, zgodnie z
teoretycznymi założeniami.
Skamieniałości z Piltdown zbadano również metodą azotową. Kości
czaszki zawierały 0,6-1,4% azotu, szczęka – 3,9%, a niektóre zęby –
4,2-5,1%. Fragmenty czaszki nie miały zatem tyle samo lat co
szczęka i zęby, a to również dowodziło, że badane skamieniałości
należały do różnych istot. Współczesna kość zawiera około 4-5%
azotu i jego ilość zmniejsza się wraz z upływem czasu. Szczęka i
zęby były więc o wiele młodsze niż czaszka.
Wyniki badań przeprowadzonych metodą fluorową i azotową wciąż
pozwalały sądzić, iż przynajmniej czaszka pochodzi ze żwirów w
Piltdown. Jednak w końcu i ona stała się przedmiotem podejrzeń.
Raport British Museum stwierdzał: „Dr G. F. Claringbull
przeprowadził rentgenowską analizę krystalograficzną tych kości i
zbadał, że ich główny składnik mineralny – hydroksyapatyt – został
częściowo zastąpiony gipsem. Badania nad warunkami chemicznymi
w glebie podpowierzchniowej i wodzie gruntowej Piltdown wykazały,
iż taka wyjątkowa przemiana nie mogła zajść w sposób naturalny
w żwirze. Dr M. H. Hey wykazał zachodzenie tego procesu w wyniku
sztucznego zabarwienia żelazem w pełni skamieniałych kości
poprzez moczenie ich w mocnych roztworach siarczanu żelaza.
Kości czaszki zabarwiono więc sztucznie, tak by pasowały do żwiru,
i »podłożono« w miejscu odkrycia ze wszystkimi innymi
znaleziskami”.
Mimo argumentów przedstawionych w raporcie British Museum
nadal można przypuszczać, że czaszka pochodziła rzeczywiście ze
żwirów w Piltdown. Wszystkie jej fragmenty były całkowicie
przesiąknięte żelazem, co spowodowało ciemną barwę kości,
szczęka natomiast, również uważana za przedmiot oszustwa,
cechowała się jedynie powierzchniowym zabarwieniem. Ponadto
analiza chemiczna pierwszych fragmentów czaszki odkrytych przez
Dawsona wykazała bardzo wysoką zawartość żelaza, która wynosiła
8% przy zaledwie 2-3% w przypadku szczęki. Kości czaszki mogły
zatem ulec zabarwieniu (przenikającym całą kość i zwiększającym
ilość żelaza do 8% w stosunku do całkowitego składu mineralnego
kości) wskutek długiego zalegania w bogatych w żelazo żwirach
Piltdown. Szczęka, z zaledwie powierzchniowym zabarwieniem i o
wiele mniejszą ilością żelaza, wydaje się pochodzić z innego źródła.
Jeżeli fragmenty czaszki pochodziły ze żwirów w Piltdown i nie
zostały sztucznie zabarwione, jak podejrzewał Weiner i jego
współpracownicy, w jaki sposób wyjaśnić obecność w nich gipsu
(siarczanu wapnia)? Być może Dawson użył związków
siarczanowych (razem z dwuchromianem potasu lub oddzielnie)
podczas chemicznej konserwacji znalezisk, zamieniając część
hydroksyapatytu w gips.
Gips mógł się również zebrać wówczas, gdy czaszka znajdowała
się jeszcze w ziemi. Naukowcy z British Museum stwierdzili, że
stężenie siarczanów w Piltdown jest zbyt niskie, by tak się stało.
Według M. Bowdena siarczany występują w wodach gruntowych w
wysokości 63 części na milion, a żwir cechuje się zawartością
siarczanów w ilości 3,9 miligramów na 100 gram. Bowden przyznał,
iż stężenia te nie są wysokie, lecz jego zdaniem mogły być znacznie
wyższe w przeszłości. Oakley również mówił o wyższych dawniej
stężeniach fluoru w wodzie gruntowej, aby wyjaśnić zbyt dużą ilość
tego pierwiastka w ludzkich kościach z Castenedolo.
Znaczący jest fakt, że szczęka z Piltdown w ogóle nie zawierała
gipsu. Obecność gipsu we wszystkich fragmentach czaszki i jego
brak w szczęce potwierdza hipotezę, iż czaszka pochodziła
rzeczywiście ze żwiru w Piltdown, a szczęka z innego źródła.
W pięciu fragmentach czaszki znalezionych przez Dawsona, zanim
do prac wykopaliskowych dołączył Woodward, znajdował się
ponadto chrom, co może być efektem konserwacji kości w
dwuchromianie potasu. Kolejne fragmenty czaszki, odkryte wspólnie
przez Dawsona i Woodwarda, nie zawierały chromu. Znajdował się
on natomiast w szczęce. Jego obecność w żuchwie była
najwyraźniej wynikiem zastosowania techniki barwienia polegającej
na użyciu związku żelaza i dwuchromianu potasu.
Podsumowując wszystkie fakty, okazuje się, że czaszka mogła
rzeczywiście pochodzić ze żwirów w Piltdown i zostać całkowicie
nasycona żelazem wskutek długiego zalegania w ziemi. Przez ten
sam okres, w wyniku działania siarczanów w żwirze i wodzie
gruntowej, pewna ilość fosforanu wapnia kości przekształciła się w
siarczan wapnia (gips). Niektóre fragmenty czaszki Dawson
namoczył później w dwuchromianie potasu, co wyjaśniałoby
obecność w nich chromu. Okazy znalezione wspólnie przez
Dawsona i Woodwarda nie zostały zakonserwowane w ten sposób i
stąd nie zawierały tego pierwiastka. Z drugiej strony, szczękę
zabarwiono sztucznie żelazem, czego rezultatem była jedynie
powierzchniowa zmiana barwy. Technika barwiąca polegała tu na
użyciu związku chromu, który tą drogą znalazł się w szczęce, lecz
nie spowodowała wytworzenia się gipsu.
W przeciwnym wypadku, jeżeli zaakceptujemy opinię, że
zabarwienie żelazem fragmentów czaszki (jak również szczęki) było
wynikiem mistyfikacji, musimy przyjąć, iż oszust użył trzech różnych
metod barwiących: (1) Według naukowców z British Museum
podstawowa technika polegała na zastosowaniu roztworu siarczanu
żelaza z dwuchromianem potasu jako utleniaczem, a jej produktem
ubocznym był gips (siarczan wapnia). Wyjaśniałoby to obecność
gipsu i chromu w pięciu zabarwionych żelazem fragmentach czaszki
znalezionych początkowo przez Dawsona. (2) Cztery fragmenty
czaszki odkryte wspólnie przez Dawsona i Woodwarda zawierały
gips, lecz nie było w nich chromu. W tym przypadku metoda
barwiąca nie polegałaby na użyciu dwuchromianu potasu. (3)
Szczęka zawierała z kolei chrom, ale brak było w niej gipsu, musiała
więc zostać zabarwiona trzecią techniką, polegającą na
zastosowaniu związków żelaza oraz chromu i nie wytworzającą
gipsu. Trudno zrozumieć, dlaczego oszust miałby użyć tak wielu
metod, skoro wystarczyłaby jedna z nich. Należy się również
zastanowić, z jakich powodów niedbale zabarwiłby szczękę, w
daleko mniejszym stopniu niż czaszkę, ryzykując w ten sposób
wykrycie całej mistyfikacji.
Relacja naocznego świadka jest dodatkowym dowodem
świadczącym o tym, że czaszka pochodziła rzeczywiście ze żwirów
w Piltdown. Mabel Kenward, córka Roberta Kenwarda, właściciela
Barkham Manoru, napisała list do The Telegraph, który
opublikowano 23 lutego 1955 roku. Panna Kenward powiedziała w
nim: „Pewnego dnia, kiedy robotnicy kopali nienaruszony żwir, jeden
z nich znalazł coś, co nazwał orzechem kokosowym. Rozbił to
swoim kilofem, wziął kawałek, a resztę wyrzucił”. Szczególnie
znaczące jest tu stwierdzenie, iż żwir był nienaruszony.
Nawet sam Weiner napisał: „nie można tak łatwo odrzucić relacji o
robotnikach kopiących żwir i ich »orzechu kokosowym«, traktując ją
jako czysty wymysł, możliwą do przyjęcia plotkę, rozpuszczoną po
to, by dostarczyć prawdopodobnego wyjaśnienia odnośnie
pochodzeniu okazów [...]. Być może robotnicy znaleźli część
czaszki, ale wciąż nie jest wykluczone, że to, co odkryli nie było pół
skamieniałym eoantropem, lecz niemal współczesnym i całkiem
zwykłym pochówkiem”. Weiner stwierdził, iż oszust, ktokolwiek nim
był, mógł następnie zamienić odkryte rzeczywiście kości na
obrobione chemicznie fragmenty czaszki. Jeżeli jednak robotnicy
mieli do czynienia z „niemal współczesnym i całkiem zwykłym
pochówkiem”, gdzie znajdowała się reszta kości? Ostatecznie
Weiner uznał, że robotnicy znaleźli tylko fałszywą czaszkę, która
została wcześniej podłożona. Tym niemniej Mabel Kenward
zapewniała, iż powierzchnia ziemi w miejscu, gdzie robotnicy kopali
żwir, była nienaruszona.
Robert Essex, nauczyciel nauk ścisłych, bezpośredni znajomy
Dawsona w latach 1912-1915, przedstawił interesującą relację na
temat szczęki z Piltdown lub, jak się okazuje, szczęk z Piltdown.
Essex napisał w 1955 roku: „Kolejna szczęka z Piltdown, o której nie
wspomniał dr Weiner, o wiele bardziej przypominała szczękę
człowieka niż małp człekokształtnych i to ona najprawdopodobniej
należała do niewątpliwie ludzkiej czaszki. Osobiście widziałem i
miałem w ręku tę szczękę. Wiem, kto przyniósł ją w torbie do biura
Dawsona”.
Essex przedstawił następnie dalsze szczegóły. Pracował wówczas
jako nauczyciel nauk ścisłych w miejscowej szkole średniej,
położonej w pobliżu biura Dawsona. Essex powiedział: „Pewnego
dnia, kiedy przechodziłem obok, zawołał mnie jeden z urzędników,
którego dobrze znałem. Chciał mi pokazać połowę skamieniałej
szczęki, znalezionej z trzema mocno przytwierdzonymi do niej
zębami trzonowymi. Przypominała ona bardziej szczękę człowieka
niż małp człekokształtnych. Kiedy zapytałem, gdzie ją odkryto,
usłyszałem odpowiedź: »Piltdown«. Według urzędnika, z którym
rozmawiałem, szczękę przyniósł w torbie na narzędzia jeden z
robotników. Gdy szukał pana Dawsona, poinformowano go, że pan
Dawson zajęty jest w sądzie. Zostawił więc torbę i powiedział, że
jeszcze wróci. Po jego odejściu urzędnik otwarł torbę i zobaczył
szczękę. Kiedy przechodziłem obok, zawołał mnie. Ostrzegłem go, iż
lepiej odłożyć z powrotem to znalezisko. Pan Dawson nie byłby
zadowolony, jeśli dowiedziałby się o tym. Usłyszałem potem, że po
powrocie robotnika pan Dawson wciąż był w sądzie. Robotnik wziął
zatem swoją torbę i odszedł”. Essex widział później fotografie
szczęki z Piltdown. Jego zdaniem nie była to ta sama szczęka, którą
ogladał w biurze Dawsona. Przekazał tę informację British Museum.
Odkrycie ludzkiej szczęki wydaje się potwierdzać pogląd, że
czaszka człowieka znaleziona w Piltdown pochodziła rzeczywiście z
tamtejszych żwirów. Nawet jeśli przyznamy, iż wszystkie pozostałe
kości z Piltdown są przedmiotem oszustwa, to o ile czaszkę odkryto
in situ, można stwierdzić, że mamy przed sobą kolejny przykład
szczątków Homo sapiens sapiens z późnej fazy środkowego
plejstocenu lub wczesnej fazy późnego plejstocenu.
W poszukiwaniu winnego
Większość współczesnych badaczy całkowicie akceptujących
pogląd, że wszystkie skamieniałości i narzędzia z Piltdown są
efektem mistyfikacji, starała się zidentyfikować oszusta. Weiner i
Oakley, podobne jak inni uczeni, obarczyli winą Dawsona, amatora-
paleontologa. Woodward, naukowiec z zawodu, został rozgrzeszony.
Wydaje się jednak, iż dokonanie oszustwa z Piltdown wymagało
rozległej wiedzy specjalistycznej i zdolności wykraczających poza
umiejętności Dawsona. Należy pamiętać, że skamieniałości
„człowieka z Piltdown” znaleziono razem z wieloma kośćmi
wymarłych ssaków. Uczony, który miał dostęp do rzadkich
skamieniałości i wiedział jak je wyselekcjonować oraz zmodyfikować
tak, aby sprawiały wrażenie autentycznego skupiska fauny o
odpowiednim wieku, musiał więc brać udział w tej mistyfikacji.
Niektórzy badacze próbowali obwiniać Teilharda de Chardina.
Studiował on przecież w kolegium jezuickim w pobliżu Piltdown i
poznał Dawsona już w 1909 roku. Weiner i jego współpracownicy
uznali, że znaleziony w Piltdown ząb wymarłego słonia – Stegodon –
pochodzi z północno-afrykańskiego stanowiska, które Teilhard de
Chardin mógł odwiedzić w latach 1906-1908, gdy pracował jako
wykładowca na Uniwersytecie w Kairze.
Woodward jest kolejnym podejrzanym. Osobiście wykopał niektóre
skamieniałości. Jeżeli zostały podłożone, powinien był to zauważyć.
Można więc podejrzewać, iż sam brał udział w dokonywaniu
oszustwa. Ponadto, ściśle strzegł dostępu do oryginalnych
skamieniałości z Piltdown, przechowywanych pod jego opieką w
British Museum. Być może próbował nie dopuścić innych
naukowców do wykrycia dowodów mistyfikacji.
Ronald Millar, autor The Piltdown Men, podejrzewał Graftona Elliota
Smitha. Smith nie lubił Woodwarda, mógł więc chcieć go oszukać i w
tym celu przygotował bardzo dobrze obmyślony podstęp. Podobnie
jak Teilhard de Chardin, przebywał w Egipcie i miał dostęp do
skamieniałości, które mogły zostać podłożone w Piltdown.
Frank Spencer, profesor antropologii w Queens College na City
University of New York, oskarża w swej książce o oszustwo z
Piltdown Sir Arthura Keitha, kustosza Hunterian Museum of the
Royal College of Surgeons. Keith sądził, że współczesny gatunek
człowieka rozwinął się wcześniej niż twierdzili inni naukowcy.
Zdaniem Spencera pogląd ten skłonił Keitha do uknucia spisku z
Dawsonem i spreparowania dowodów popierających hipotezę o
wcześniejszym pochodzeniu ludzi.
Kolejny podejrzany to William Sollas, profesor geologii w
Cambridge. Mówi o nim w nagraniu magnetofonowym angielski
geolog James Douglas, który zmarł w 1979 roku w wieku 93 lat.
Sollas nie lubił Woodwarda, ponieważ Woodward krytykował
rozwiniętą przez niego metodę wykonywania gipsowych odlewów
skamieniałości. Douglas wspomina, że przesłał Sollasowi do Boliwii
zęby mastodonta, jakie znaleziono w Piltdown. Sollas otrzymał także
dwuchromian potasu, związek chemiczny użyty najwyraźniej do
zabarwienia wielu znalezisk z Piltdown. Z kolekcji Oxfordzkiego
muzeum „pożyczył” również kilka zębów człekokształtnej małpy.
Według Douglasa Sollas cieszył się w tajemnicy, gdy Woodward padł
ofiarą fałszerstw z Piltdown.
Jeżeli jednak „człowiek z Piltdown” stanowi przedmiot oszustwa,
prawdopodobnie mamy tu do czynienia z czymś więcej niż tylko z
osobistą zemstą. Zdaniem Spencera dowody „zostały tak
przygotowane, by oparły się naukowym badaniom i by promowały
ściśle określoną interpretację zapisu skalnego istot ludzkich”.
Profesjonalny naukowiec mógł dokonać mistyfikacji z tego względu,
iż odkrycia, jakich dokonano do początku XX wieku, nie pasowały do
teorii o ewolucji człowieka. Darwin opublikował swą pracę O
powstawaniu gatunków w 1859 roku i niemal natychmiast
spowodował rozpoczęcie poszukiwań skamieniałości łączących
Homo sapiens z człekokształtnymi małpami mioceńskimi.
Odsuwając na bok znaleziska wskazujące na obecność ludzi w
pliocenie i miocenie, nauka dysponowała zaledwie szczątkami
„człowieka jawajskiego” i szczęką z Heidelbergu. Jak widzieliśmy w
rozdziale 8., zwłaszcza hominid z Jawy nie cieszył się jednomyślnym
poparciem społeczności naukowej. Od samego początku wysuwano
złowieszcze sugestie, że niemal małpia czaszka nie należała w
rzeczywistości do prawie ludzkiej kości udowej, znalezionej w
odległości około 14 m od czaszki. Ponadto wielu angielskich i
amerykańskich uczonych, na przykład Arthur Smith Woodward,
Grafton Elliot Smith oraz Sir Arthur Keith, rozwijało inne poglądy na
temat ewolucji ludzkiego gatunku. Ich zdaniem powstanie niemal
ludzkiej czaszki o wysokim czole poprzedzało wykształcenie się
szczęki przypominającej szczękę człowieka. Pitekantrop posiadał
jednak czaszkę o niskim czole, charakterystyczną dla małp
człekokształtnych.
Podobnie jak wielu współczesnych naukowców pozwoliło sobie na
spekulacje odnośnie tożsamości i motywów działania
domniemanego sprawcy oszustwa z Piltdown, my również
chcielibyśmy przedstawić próbne wyjaśnienie zaistniałych zdarzeń.
Rozważmy następujący scenariusz. Robotnicy pracujący w Barkham
Manor odkryli rzeczywiście autentyczną czaszkę środkowo-
plejstoceńską w sposób opisany przez Mabel Kenward. Jej
fragmenty przekazano Dawsonowi, który miał regularny kontakt z
Woodwardem, powiadamiając go o tym. Woodward rozwijał własną
teorię na temat ewolucji człowieka i bardzo niepokoił go fakt, że po
50 latach badań brakowało w nauce dowodów świadczących o
ewolucyjnym rozwoju naszego gatunku. Zaplanował więc oszustwo i
wykonał ten plan. Nie działał w pojedynkę, lecz w porozumieniu z
wybranymi uczonymi z British Museum, którzy pomagali mu w
zdobyciu odpowiednich znalezisk i przygotowaniu ich tak, aby oparły
się badaniom niewtajemniczonych naukowców.
Sam Oakley, który odegrał dużą rolę w ujawnieniu mistyfikacji,
napisał: „Materiał z Trinil [»człowiek jawajski«] był przerażająco
niekompletny i zdaniem wielu uczonych, nie mógł potwierdzać
poglądu Darwina o ewolucji człowieka. Czasami zastanawiam się,
czy to aby nie nadmierna chęć odkrycia bardziej możliwego do
przyjęcia »brakującego ogniwa« utkała splątaną sieć motywów
stojących za Oszustwem z Piltdown”.
Weiner również wziął pod uwagę tę możliwość: „Ktoś w szalony
sposób pragnął pomóc teorii ewolucji poprzez dostarczenie
»rekwizytu« »brakującego ogniwa«” [...]. Piltdown mogło być
nieodparcie atrakcyjne dla pewnego fanatycznego biologa, aby
dokonać tego, co Natura stworzyła, lecz czego nie zachowała”.
Nieszczęśliwie dla hipotetycznych spiskowców, odkrycia, jakich
dokonano w ciągu kilku następnych dziesięcioleci, nie potwierdzały
koncepcji reprezentowanej przez mistyfikację z Piltdown. Wielu
naukowców zaakceptowało nowe okazy „człowieka jawajskiego” i
„człowieka pekińskiego”, jak również znaleziska australopiteków z
Afryki, jako dowody hipotezy o małpoludzkim przodku z niskim
czołem. Sama idea „człowieka z Piltdown” o wysokim czole miała
zostać poddana w wątpliwość i odrzucona.
Czas mijał, a trudności przy konstruowaniu odpowiedniej linii
ewolucyjno-genealogicznej hominidów wzrastały. W krytycznym
momencie żyjący jeszcze spiskowcy, związani z British Museum,
zdecydowali się działać. Werbując nieświadomych
współpracowników, zaczęli systematycznie ujawniać oszustwo,
którego sami dokonali na początku wieku. Być może to właśnie
wówczas niektóre znaleziska zostały dodatkowo zmodyfikowane
przy pomocy chemicznych i fizycznych środków, tak aby pogląd o
mistyfikacji był bardziej wiarygodny.
Hipoteza o grupie spiskowców z British Museum, dokonujących
oszustwa i następnie je ujawniających, wielu osobom wyda się
bardzo nieprawdopodobna. Opiera się ona jednak na takiej samej
liczbie dowodów co inne oskarżenia. Obwiniono tak wielu
poszczególnych naukowców brytyjskich, w tym niektórych uczonych
z British Museum, że nasze wyjaśnienie nie powiększa w
rzeczywistości kręgu podejrzanych.
Być może w British Museum nie było żadnych oszustów. Mimo to,
zdaniem wielu uczonych, osoba z naukowym wykształceniem,
działając w pojedynkę lub w grupie, dokonała udanej mistyfikacji.
W opinii Gavina De Beera, dyrektora British Museum of Natural
History, metody użyte do ujawnienia oszustwa z Piltdown
„umożliwiłyby dokonanie podobnego fałszerstwa, praktycznie
niemożliwego do wykonania”. Posiadając jednak wiedzę o
współczesnych, chemicznych i radiometrycznych, technikach
datowania, można by dokonać mistyfikacji, która nie byłaby łatwo
wykrywalna. W rzeczywistości nie możemy być pewni, czy w jednym
z wielkich muzeów świata nie czeka na ujawnienie kolejne oszustwo
w stylu Piltdown.
W tym kontekście przypadek Piltdown jest nadal szkodliwy. Tym
niemniej, zgodnie z naszą obecną wiedzą, incydenty tego typu
zdarzają się rzadko. Istnieje jednak inny, bardziej podstępny i
powszechny rodzaj oszukiwania – rutynowe redagowanie i
reklasyfikowywanie danych, stosownie do nieugiętych, teoretycznych
uprzedzeń.
Vayson de Pradenne z École d’Anthropologie w Paryżu napisał w
swej książce Fraudes Archèologiques (1925): „Często spotyka się
ludzi nauki owładniętych uprzedzeniami, którzy bez dokonywania
wielkich oszustw nie wahają się interpretować obserwowanych
faktów w taki sposób, aby pasowało to do ich teorii. Uprzedzony
badacz może sobie na przykład wyobrażać, że prawo postępu
w przemysłach prehistorycznych musi być wszędzie widoczne i
zawsze w najdrobniejszych szczegółach. Widząc w tej samej
warstwie zarówno starannie wykończone narzędzia, jak również
inne, bardziej prymitywne artefakty stwierdza, iż muszą tu istnieć
dwa poziomy – niższy z okazami o gorszej obróbce. Będzie
klasyfikował swoje znaleziska zgodnie z ich typem, a nie warstwami,
w których je znalazł. Jeżeli u podstawy wszystkich osadów znajdzie
dobrze opracowane narzędzie, uzna, że trafiło tam wskutek
przypadkowej intruzji i musi być powtórnie przypisane miejscu
pochodzenia poprzez włączenie go do grupy znalezisk z wyższych
poziomów. Będzie to prawdziwe oszustwo w postaci błędnej
prezentacji stratygrafii odkryć – oszustwo oparte na uprzedzeniach,
choć dokonane mniej lub bardziej nieświadomie przez człowieka
działającego w dobrej wierze, którego nikt nie nazwałby oszustem.
Często tak się zdarza i jeśli nie wymieniam tu żadnych nazwisk, nie
robię tego dlatego, że ich nie znam”.
Taka sytuacja ma miejsce nie tylko w British Museum, lecz we
wszystkich muzeach, uniwersytetach i innych ośrodkach
badawczych na całym świecie. Mimo iż każdy pojedynczy przypadek
filtracji wiedzy wydaje się mało istotny, łączny efekt tego procesu jest
druzgocący. W zasadniczy sposób pomaga on zniekształcić i
przesłonić obraz początków i starożytności człowieka.
Duża ilość danych wskazuje, że istoty ludzkie takie jak my żyły w
bardzo odległej przeszłości, w każdej epoce, jaką chcemy tylko
badać – w pliocenie, miocenie, oligocenie, eocenie i wcześniej.
Szczątki małp człekokształtnych i stworzeń małpo-człekokształtnych
również pochodzą z tych samych czasów. Być może zatem
wszystkie rodzaje hominidów współistniały ze sobą przez całą
historię świata. Jeżeli rozważymy wszelkie dostępne świadectwa,
taki jest właśnie obraz przeszłości, jaki się przed nami wyłania.
Jedynie poprzez eliminowanie dużej liczby znalezisk – zostawiając
tylko te skamieniałości i artefakty, które odpowiadają przyjętym z
góry założeniom – można zbudować ewolucyjną sekwencję zdarzeń.
Nieuzasadnione usuwanie odkryć – odkryć zbadanych tak starannie,
jak nie zbadano niczego co jest obecnie oficjalnie akceptowane –
stanowi oszustwo dokonywane przez naukowców pragnących
utrzymać pewien teoretyczny punkt widzenia. To oszustwo nie jest
najwyraźniej efektem świadomie zorganizowanego spisku, jak w
przypadku mistyfikacji z Piltdown (o ile rzeczywiście mamy tutaj z nią
do czynienia). Jest to raczej nieunikniony rezultat społecznego
procesu filtracji wiedzy, który ma miejsce w obrębie społeczności
naukowej.
Mimo to, choć w paleoantropologii może dojść do nieświadomego
popełnienia wielu oszustw, przypadek Piltdown pokazuje, że ta
dziedzina nauki zna również najbardziej przemyślany i wyrachowany
rodzaj mistyfikacji.
Rozdział 10
„Człowiek pekiński” i inne znaleziska z
Chin
Po odkryciu „człowieka jawajskiego” i „człowieka z Piltdown” nie
ustalono jeszcze ostatecznej wersji ewolucji ludzkiego gatunku.
Skamieniałości Pithecanthropus erectus znalezione przez Dubois nie
zdobyły pełnej akceptacji wśród społeczności naukowej, a
znaleziska z Piltdown jedynie skomplikowały całe zagadnienie.
Naukowcy z niecierpliwością czekali na następne ważne odkrycia,
które jak mieli nadzieję, wyjaśniłyby ewolucyjny rozwój rodziny
człowiekowatych. Wielu badaczy uważało, że upragnione
skamieniałości hominidów zostaną odnalezione w Chinach.
Starożytny język chiński określał skamieniałości jako „kości smoka”.
Chińscy aptekarze sądzili, że posiadają one leczniczą moc i przez
wieki rozcierali je na proch do produkcji leków. Z tego powodu
chińskie apteki stanowiły dla wczesnych, zachodnich paleontologów
nieoczekiwany teren poszukiwań.
W 1900 roku dr K. A. Haberer zebrał od chińskich aptekarzy
skamieniałości ssaków i wysłał do Uniwersytetu w Monachium, gdzie
zostały zbadane i skatalogowane przez Maxa Schlossera. Wśród
otrzymanych kości Schlosser znalazł „trzeci ząb trzonowy z lewej
strony górnej szczęki, należący do człowieka bądź nieznanej dotąd
małpy antropoidalnej”. Odkryto go na obszarze Pekinu. Schlosser
stwierdził wówczas, że Chiny będą odpowiednim miejscem do
poszukiwań prymitywnego człowieka.
Zhoukoudian
Wśród badaczy, którzy zgodzili się z opinią Schlossera, był Gunnar
Ander-sson, szwedzki geolog pracujący dla Geological Survey of
China. W 1918 roku Andersson przybył do miejsca o nazwie
Chikushan – Wzgórze Kurzych Kości – w pobliżu wioski
Zhoukoudian (dawniej Czukutien) około 40 km na południowy-
zachód od Pekinu. Na ścianie starego kamieniołomu wapienia, z
której wybierano materiał, dostrzegł szczelinę wypełnioną czerwoną
gliną i zawierającą skamieniałe kości, co wskazywało na obecność
zasypanej przez wieki, starożytnej jaskini.
W 1921 roku Andersson ponownie przybył do Chikushan.
Towarzyszył mu Otto Zdansky, austriacki paleontolog przysłany do
pomocy, oraz Walter M. Granger, z Amerykańskiego Muzeum Historii
Naturalnej. Ich pierwsze, wspólne prace wykopaliskowe nie były zbyt
owocne – odkryli jedynie niemal współczesne skamieniałości.
Miejscowi wieśniacy przekazali wówczas Zdansky’emu informację
o leżącym nieopodal miejscu, gdzie można znaleźć większe „kości
smoka”. Było to w pobliżu małej stacji kolejowej w Zhoukoudian.
Zdansky odkrył tu kolejny kamieniołom wapienia, którego ściany,
podobnie jak w przypadku pierwszego, posiadały szczeliny
wypełnione czerwoną gliną i złamanymi kośćmi. Andersson przybył
na miejsce i znalazł pęknięte fragmenty kwarcu. Jego zdaniem, były
to bardzo prymitywne narzędzia. Kwarc nie występował tu
naturalnie, Andersson doszedł więc do wniosku, że okazy kwarcu
musiał przynieść hominid. Zdansky nie zgodził się z tą interpretacją.
Jego współpraca z Anderssonem nie układała się zresztą zbyt
dobrze. Andersson był jednak przekonany co do słuszności swojej
opinii. Patrząc na ścianę wapienia, powiedział: „Mam przeczucie, że
leżą tu szczątki jednego z naszych przodków i wystarczy go tylko
znaleźć”. Poprosił Zdansky’ego, by nadal przeszukiwał zasypaną
jaskinię „dopóki nie będzie pusta, jeśli zajdzie taka potrzeba”.
W 1921 i 1923 roku Zdansky, nieco niechętnie, przeprowadził
krótkie prace wykopaliskowe. Odkrył ślady wczesnego przodka
człowieka – dwa zęby, dolny przedtrzonowiec i górny trzonowiec,
datowane wstępnie na wczesny plejstocen. Wraz z innymi
skamieniałościami przesłano je statkiem do Szwecji w celu dalszego
zbadania. W 1923 roku, po powrocie do Szwecji, Zdansky
opublikował artykuł na temat swojej pracy w Chinach, jednak bez
żadnej wzmianki o zębach.
Sprawa ucichła do 1926 roku. Wówczas to następca tronu Szwecji,
który był prezesem Szwedzkiego Komitetu Badań nad Chinami oraz
patronem badań paleontologicznych, zaplanował odwiedzić Pekin.
Profesor Wiman z Uniwersytetu w Uppsali zapytał Zdansky’ego,
swojego dawnego studenta, czy nie znalazł czegoś interesującego,
co można by pokazać księciu. Zdansky przesłał Wimanowi raport z
fotografiami na temat zębów znalezionych w Zhoukoudian. J.
Gunnar Andersson przedstawił jego relację na spotkaniu w Pekinie,
w którym uczestniczył następca tronu. O samych zębach Andersson
powiedział: „Przodek człowieka, o jakim mówiłem, został
odnaleziony”.
Davidson Black
Davidson Black, młody, kanadyjski lekarz mieszkający w Pekinie,
również uważał, że zęby odkryte przez Zdansky’ego reprezentują
wyraźny dowód istnienia przodka ludzkiego gatunku.
W 1906 roku Black skończył szkołę medyczną na Uniwersytecie w
Toronto. O wiele bardziej niż medycyna interesowała go jednak
teoria ewolucji. W jego opinii człowiek powstał w północnej Azji.
Black pragnął wyjechać do Chin, aby znaleźć skamieniałości, które
udowodniłyby tę hipotezę. I Wojna Światowa opóźniła jego plany.
W 1917 roku Black przyłączył się do kanadyjskiego, wojskowego
korpusu medycznego. W tym czasie jego przyjaciel dr E. V. Cowdry
został mianowany na kierownika Wydziału Anatomii w pekińskim
Union Medical College. Szkoła ta należała do Fundacji Rockefellera.
Cowdry poprosił dr. Simona Flexnera, dyrektora fundacji, by Black
został jego asystentem. Flexner wyraził na to zgodę i w 1919 roku,
po zwolnieniu z wojska, Black przybył do Pekinu. W Union Medical
College robił wszystko, aby zmniejszyć zakres należących do niego
obowiązków medycznych. Chciał skupić się na swym prawdziwym
zainteresowaniu – paleoantropologii. W listopadzie 1921 roku udał
się na krótką ekspedycję w północne Chiny. Później nastąpiły dalsze
wyprawy. Przełożeni Blacka nie byli zadowoleni.
Jednak stopniowo Fundacja Rockefellera zaakceptowała jego
punkt widzenia. Warto przyjrzeć się wydarzeniom, które
spowodowały tę zmianę.
Pod koniec 1922 roku Black przedłożył dr. Henry’emu S.
Houghtonowi, dyrektorowi Union Medical College, plan ekspedycji
do Tajlandii. W doskonały sposób powiązał swoje uwielbienie do
paleoantropologii z misją szkoły medycznej. Houghton napisał do
Rogera Greene’a, kierownika do spraw finansowych szkoły:
„Chociaż nie mam pewności czy projekt Blacka jest rzeczywiście
praktyczny w swym charakterze, muszę przyznać, że wywarł na
mnie duże wrażenie [...] wykazując istotny związek między naszym
wydziałem anatomii, a różnymi instytucjami i ekspedycjami, które
prowadzą w Chinach ważne prace bliskie badaniom
antropologicznym. Biorąc to pod uwagę, popieram jego prośbę”.
Widzimy więc jak istotny był czynnik prestiżu – zwykła medycyna
wydaje się być przyziemna w porównaniu z quasi-religijnym
poszukiwaniem sekretu początków człowieka – poszukiwaniem,
jakie od czasów Darwina pobudzało wyobraźnię naukowców na
całym świecie. Houghton dał się wyraźnie przekonać. Wyprawa
odbyła się w 1923 roku, w czasie letniego urlopu Blacka, lecz nie
przyniosła żadnych rezultatów.
W 1926 roku Black wziął udział w spotkaniu naukowym, na którym
J. Gunnar Andersson przedstawił następcy tronu Szwecji raport na
temat zębów trzonowych znalezionych przez Zdansky’ego w
Zhoukoudian trzy lata wcześniej. Podekscytowany tą relacją, Black
przyjął propozycję Anderssona, by dalsze prace wykopaliskowe w
tym miejscu były prowadzone wspólnie przez Geological Survey of
China i wydział Blacka na pekińskiej Union Medical School. Dr
Amadeus Grabau z Geological Survey of China nazwał
poszukiwanego hominida „człowiekiem pekińskim”. Black poprosił o
pieniądze z Fundacji Rockefellera i ku swojej radości otrzymał hojną
dotację.
Na wiosnę 1927 roku badania w Zhoukoudian były już prowadzone,
akurat w środku chińskiej wojny domowej. W ciągu kilku miesięcy
starannych wykopalisk nie odkryto żadnych szczątków przodka
człowieka. Ostatecznie, wraz z początkiem zimnych, jesiennych
deszczy kończących pierwszy sezon prac, znaleziono ząb hominida.
W oparciu o to znalezisko i dwa zęby, o których donosił poprzednio
Zdansky (teraz w posiadaniu Blacka), Black zdecydował się ogłosić
odkrycie nowego rodzaju skamieniałego hominida. Nazwał go
Sinanthropus – „człowiek z Chin”.
Black pragnął pokazać światu swoje znalezisko. W trakcie podróży
z nowo odkrytym zębem zauważył, że nie wszyscy podzielali jego
entuzjazm wobec sinantropa. W 1928 roku, na corocznym spotkaniu
Amerykańskiego Stowarzyszenia Anatomów, niektórzy jego
członkowie ostro skrytykowali Blacka za utworzenie nowego gatunku
na podstawie tak niewielu dowodów.
Black nadal jednak podróżował. W USA pokazał odkryty ząb
Alesowi Hrdlicce. Następnie pojechał do Anglii, gdzie spotkał się z
Sir Arthurem Keithem i Sir Arthurem Smithem Woodwardem. W
British Museum rozdawał odlewy zębów trzonowych „człowieka
pekińskiego” innym badaczom. Takie działanie propagandowe jest
konieczne, by zwrócić uwagę społeczności naukowej na nowe
odkrycie. Nawet dla naukowców umiejętności polityczne nie są więc
bez znaczenia.
Po powrocie do Chin Black doglądał wykopalisk w Zhoukoudian. W
trakcie kilkumiesięcznych poszukiwań nie odkryto niczego. Mimo to,
Black napisał do Keitha 5 grudnia 1928 roku: „Wydaje się, że
ostatnie dni naszych prac sezonowych są magiczne, gdyż ponownie,
dwa dni przed zakończeniem badań Bohlin znalazł in situ prawą
połowę żuchwy sinantropa z trzema stałymi trzonowcami”.
Ślady kanibalizmu
15 marca 1934 roku znaleziono martwego Davidsona Blacka przy
jego biurku. Przyczyną zgonu był atak serca. Black ściskał w ręce
swoją rekonstrukcję czaszki „człowieka pekińskiego”. Krótko po jego
śmierci kierownictwo Kenozoicznego Laboratorium Badawczego
przejął Franz Weidenreich, który napisał obszerną serię raportów na
temat znalezisk sinantropa. Zdaniem Weidenreicha skamieniałe
szczątki osobników tego gatunku, zwłaszcza ich czaszki,
wskazywały, iż padli oni ofiarami kanibalizmu.
Większość kości „człowieka pekińskiego” z jaskini w Zhoukoudian
stanowiły fragmenty czaszek. Weidenreich zaobserwował, że żadna
z tych stosunkowo kompletnych czaszek nie posiada w całości
centralnej części podstawy. Zauważył też, iż we współczesnych
czaszkach melanezyjskich „te same uszkodzenia pojawiają się
wskutek rytualnego kanibalizmu”.
Obok brakujących fragmentów podstawy czaszki Weidenreich
zauważył inne ślady, które można było przypisać świadomemu
użyciu siły. Niektóre czaszki nosiły na przykład ślady po
uderzeniach, jakie „mogą pojawić się jedynie wówczas, gdy kość jest
wciąż plastyczna”, co wskazuje, że „opisane rany musiały zostać
zadane za życia osobnika lub wkrótce po jego śmierci”. Część z
niewielu długich kości sinantropa znalezionych w Zhoukoudian
posiadała ponadto ślady wskazujące, zdaniem Weidenreicha, na
rozłamywanie ich przez ludzi, być może w celu wydobycia szpiku
kostnego.
W opinii Weidenreicha odkrycie przede wszystkim fragmentów
czaszek wynika z faktu, iż z wyjątkiem kilku kości długich jedynie
głowy przynoszono do jaskiń: „Niezwykłej selekcji kości [...]
dokonywał sam sinantrop. Polował na własnych krewnych jak na
inne zwierzęta i wszystkie ofiary traktował tak samo”.
Według niektórych współczesnych naukowców zaprezentowana
przez Weidenreicha interpretacja skamieniałych szczątków
„człowieka pekińskiego” jest błędna. Binford i Ho podkreślili, że
podstawa czaszek hominidów, które przenosi żwir rzeczny ulega
częściowo starciu. Jednak czaszki odkryte w Zhoukoudian nie były
najwyraźniej transportowane w ten sposób.
Zdaniem Binforda i Ho to zwierzęta mięsożerne przynosiły do jaskiń
kości sinantropa, lecz Weidenreich napisał w 1935 roku:
„Przenoszenie przez [...] zwierzęta drapieżne jest niemożliwe [...] na
kościach powinny być wówczas widoczne ślady gryzienia i
ogryzania, a tego nie stwierdzono”. Weidenreich sądził, że
kanibalizm wśród osobników sinantropa jest najbardziej
prawdopodobnym wyjaśnieniem.
Marcellin Boule, dyrektor Instytutu Paleontologii Człowieka we
Francji, przedstawił kolejną możliwość – na „człowieka pekińskiego”
polowała bardziej inteligentna istota. Boule uważał, że mała
pojemność puszki mózgowej hominida z Zhoukoudian oznacza, iż
nie był on wystarczająco inteligentny, aby krzesać ogień oraz
wyrabiać kamienne i kościane narzędzia, jakie odkryto w jaskini
razem ze śladami ognia.
Jeżeli sinantrop stanowił łup bardziej inteligentnego myśliwego, kto
nim był i gdzie znajdowały się jego kości? Boule zwrócił uwagę na
fakt, że w Europie jest dużo jaskiń, w których odkryto wiele
artefaktów paleolitycznych, lecz „w bardzo niewielu miejscach
znajdywane są czaszki bądź szkielety wytwórców tych artefaktów”.
Hipoteza o bardziej inteligentnym gatunku hominida, który polował
na sinantropa, nie może więc zostać wykluczona tylko dlatego, że w
Zhoukoudian nie znaleziono jeszcze jego skamieniałych kości. W
poprzednich rozdziałach przedstawiliśmy znaleziska z innych części
świata, które stanowią całkowicie ludzkie szczątki szkieletowe, a
datowane są tak samo jak „człowiek pekiński” z Zhoukoudian bądź
nawet na czasy wcześniejsze. Na przykład pozostałości w pełni
ludzkich szkieletów z Castenedolo we Włoszech pochodzą z
pliocenu, sprzed ponad 2 mln lat.
Skamieniałości znikają
Jak wspomnieliśmy poprzednio, odpowiedź na wiele pytań
dotyczących „człowieka pekińskiego” może być trudna, ponieważ
jego oryginalne skamieniałości nie są już dostępne do dalszych
badań. W 1938 roku kierowane przez Weidenreicha wykopaliska w
Zhoukoudian wstrzymano z powodu wojny partyzanckiej w
okolicznych Western Hills. Kiedy II Wojna Światowa rozgorzała na
dobre, Weidenreich wyjechał do USA, zabierając ze sobą zbiór
odlewów skamieniałości sinantropa. Był to kwiecień 1941 roku.
W lecie tego samego roku oryginalne kości zapakowano do dwóch
skrzynek i dostarczono pułkownikowi Ashurstowi z amerykańskiej
Marine Embassy Guard w Pekinie. Na początku grudnia skrzynki
umieszczono w pociągu jadącym do portu Chinwangtao, gdzie miały
zostać załadowane na amerykański statek President Harrison w
ramach ewakuacji Amerykanów z Chin. Jednak 7 grudnia pociąg
został przechwycony i nigdy ich już później nie widziano. Po II
Wojnie Światowej chiński rząd komunistyczny kontynuował prace
wykopaliskowe w Zhoukoudian, dodając kilka nowych skamieniałości
do przedwojennych odkryć.
Intelektualna nieuczciwość
W artykule na temat Zhoukoudian, opublikowanym w czerwcu 1983
roku w Scientific American, dwóch chińskich naukowców, Wu
Rukang i Lin Shenglong, w nieuczciwy sposób zaprezentowało
dowody świadczące rzekomo o ewolucji ludzkiego gatunku.
Wu i Lin przedstawili dwie tezy: (1) Pojemność puszki mózgowej
sinantropa wzrastała od najniższej warstwy w Zhoukoudian
(datowanej na 460 000 lat) do najwyższej (datowanej na 230 000
lat), co wskazywało na jego ewolucję w kierunku Homo sapiens. (2)
Charakter i występowanie różnych typów narzędzi kamiennych w
poszczególnych warstwach również świadczyły o ewolucyjnym
rozwoju sinantropa.
Na poparcie pierwszego założenia Wu i Lin przeanalizowali
objętość mózgu sześciu dość kompletnych czaszek „człowieka
pekińskiego”, jakie odkryto w Zhoukoudian. Ostatecznie stwierdzili:
„Pojemność najwcześniejszej czaszki wynosi 915 cm3, czterech
późniejszych – przeciętnie 1075 cm3, a w przypadku chronologicznie
najmłodszej – 1140 cm3”. Na tej podstawie doszli do wniosku, że
„mózg sinantropa zwiększył się o ponad 100 cm3 w czasie
zamieszkiwania jaskini”.
Wykres w Scientific American ukazywał miejsca odkryć i rozmiary
czaszek ze stanowiska 1 w Zhoukoudian (Tabela 10.1, Kolumna A).
Jednak w opisie tego wykresu Wu i Lin pominęli wyjaśnienie, że
najwcześniejsza czaszka (III), znaleziona w warstwie 10, należała do
dziecka, które według Franza Weidenreicha zmarło w wieku 8 bądź
9 lat, a zdaniem Davidsona Blacka – 11-13 lat.
Wu i Lin nie wspomnieli również, iż pojemność puszki mózgowej
odkrytej w warstwach 8. i 9. (czaszka X) wynosiła 1225 cm3, co
stanowi 85 cm3 więcej niż w przypadku najmłodszej czaszki (V),
znalezionej w warstwie 3. Kiedy weźmiemy pod uwagę wszystkie
dane (Tabela 10.1, Kolumna B), widać wyraźnie, że mózg sinantropa
nie ulegał stałemu wzrostowi w okresie między 460 000 a 30 000 lat
temu. Obok ewolucyjnych zmian pojemności czaszki Wu i Lin
zauważyli w Zhoukoudian tendencję do występowania coraz
mniejszych narzędzi w coraz młodszych osadach jaskiniowych.
Donosili również, iż znalezione na późniejszych poziomach
materiały, z których wykonywano narzędzia, posiadają wyższą
jakość od materiałów odkrytych we wcześniejszych warstwach.
Młodsze poziomy cechowała większa ilość kwarcu o lepszej jakości,
występowało tu więcej krzemienia i mniej piaskowca.
Jednak zmiana technologicznych umiejętności danej populacji nie
musi automatycznie oznaczać jej fizjologicznego rozwoju. Z tego
względu, wbrew opinii Wu i Lin, występowanie różnych rodzajów
narzędzi kamiennych w poszczególnych warstwach Zhoukoudian nie
może ostatecznie określać ewolucyjnego rozwoju „człowieka
pekińskiego”.
Raport Wu i Lin, a zwłaszcza teza o wzrastającej pojemności
puszki mózgowej sinantropa w trakcie zamieszkiwania przez niego
jaskini w Zhoukoudian, pokazuje, iż nie należy bezkrytycznie
akceptować wszystkich poglądów i informacji na temat ewolucji
ludzkiego gatunku, jakie zamieszcza się w czasopismach
naukowych. Wygląda na to, że ogół uczonych jest tak bardzo
oddany swojej ewolucyjnej doktrynie, iż jakikolwiek artykuł, który
potwierdza tę teorię, może zostać przyjęty bez głębszej analizy.
Datowanie morfologiczne
Choć Zhoukoudian jest najbardziej znanym stanowiskiem
paleoantropologicznym w Chinach, znajduje się tam wiele innych
miejsc, gdzie odkryto skamieniałości hominidów: wczesnego Homo
erectus, Homo erectus, neandertalczyków i wczesnego Homo
sapiens, co pozornie sugeruje ewolucyjną sekwencję rozwojową.
Jednak sposób jej skonstruowania budzi wątpliwości.
Jak widzieliśmy w naszej dotychczasowej dyskusji na temat
skamieniałych szczątków ludzi i ich rzekomych przodków, w
większości przypadków nie ma możliwości bardzo precyzyjnego
określenia wieku tych kości. Znaleziska umieszcza się w obrębie
tego, co zdecydowaliśmy się określić jako „możliwy zakres
chronologiczny”, który w zależności od zastosowanych metod
datowania może być dość szeroki.
Do metod tych zalicza się badania chemiczne, radiometryczne,
geomagnetyczne, analizę stratygrafii stanowiska, szczątków
zwierzęcych, typów narzędzi oraz morfologii kości hominidów. Warto
zauważyć, że różni naukowcy, stosując te same metody, osiągają
często odmienne zakresy chronologiczne dla tych samych okazów.
Jeżeli nie chcemy bezkrytycznie przyjmować ostatniego datowania,
musimy wziąć pod uwagę wszystkie zaproponowane rozwiązania
chronologiczne.
Niestety w tym momencie mogą pojawić się trudności. Wyobraźmy
sobie, że uczony czyta kilka raportów o dwóch skamieniałościach
cechujących się odmienną budową. Na podstawie analizy
stratygraficznej i porównań towarzyszących im szczątków
zwierzęcych datuje się je w przybliżeniu na ten sam okres, który
trwał jednak kilkaset tysięcy lat. Powtarzane przez różnych
naukowców badania paleomagnetyczne, chemiczne i
radiometryczne dają szeroki zakres sprzecznych ze sobą datowań w
obrębie tego okresu. Niektóre wyniki badań wskazują, iż pierwsza
skamieniałość jest starsza, inne natomiast świadczą o
wcześniejszym pochodzeniu drugiej kości. Analizując wszystkie
dane chronologiczne na temat tych dwóch znalezisk, nasz badacz
dostrzega, że ich „możliwe zakresy czasowe” wyraźnie kolidują ze
sobą. Innymi słowy, w ten sposób nie da się określić, która
skamieniałość jest starsza.
Co należy zrobić? Jak pokażemy, w niektórych przypadkach
naukowcy zdecydują, wyłącznie w oparciu o swoje ewolucyjne
przekonania, że okaz bardziej przypominający budowę małp
człekokształtnych powinien zostać przesunięty do wczesnej części
swego „możliwego zakresu chronologicznego”, tak aby nie
znajdował się w obrębie tego fragmentu zakresu, który koliduje z
chronologią znaleziska bardziej przypominającego morfologię
szkieletu człowieka. W ramach tej samej procedury bardziej ludzki
okaz może zostać przesunięty do późniejszej części swego zakresu
chronologicznego. W ten sposób dwie skamieniałości są rozdzielone
w czasie. Pamiętajmy jednak, iż takie porządkowanie znalezisk
opiera się przede wszystkim na ich budowie i ma na celu
zachowanie ewolucyjnej progresji hominidów. Nie byłoby dobrze –
według założeń ewolucyjnych – gdyby dwa gatunki, jeden uważany
powszechnie za przodka drugiego, żyły w tym samym czasie.
Tabela 10.1. Dane świadczące rzekomo o
wzroście ewolucyjnym pojemności puszki
mózgowej sinantropa z Zhoukoudian w Chinach
Kryptozoologia
Według niektórych uczonych badanie problemu „dzikiego człowieka”
podlega autentycznej gałęzi nauki nazywanej kryptozoologią.
Kryptozoologia (termin ten został utworzony przez francuskiego
zoologa Bernarda Heuvelmansa) obejmuje naukowe badanie
gatunków, o których istnieniu donoszono, lecz nie w pełni je
udokumentowano. Greckie słowo kryptos znaczy „ukryty”, określenie
kryptozoologia znaczy więc dosłownie: „nauka o ukrytych
zwierzętach”. Istnieje nawet Międzynarodowe Towarzystwo
Kryptozoologii, w zarządzie którego znajdują się biolodzy, zoolodzy i
paleontolodzy z uniwersytetów i muzeów na całym świecie. Celem
tego towarzystwa, jak stwierdzono w wydawanym przez niego
czasopiśmie Cryptozoology, jest „badanie, analiza, publikowanie i
dyskutowanie wszystkich problemów dotyczących zwierząt o
nieoczekiwanym kształcie czy też rozmiarze lub występujących
niespodziewanie w czasie bądź przestrzeni”. Typowe wydanie
Cryptozoology zawiera zwykle jeden lub więcej artykułów
napisanych przez naukowców na temat „dzikich ludzi”.
Czy jest rzeczywiście możliwe, by nieznany gatunek hominida żył
na naszej planecie? Wielu osobom trudno będzie w to uwierzyć z
dwóch powodów. Istnieje powszechne mniemanie, że każdy skrawek
Ziemi został całkowicie przebadany, a uczeni posiadają wiedzę o
wszystkich żyjących na niej gatunkach zwierząt. Oba te założenia są
jednak niewłaściwe.
Nawet w takich państwach jak USA istnieją wciąż rozległe, odludne
i rzadko odwiedzane przez ludzi obszary. Szczególnie w północno-
zachodniej części tego kraju znajdują się gęsto zalesione, górzyste
tereny, które choć sporządzono ich mapy z powietrza, nie są często
penetrowane przez człowieka na ziemi.
Ponadto każdego roku odkrywana jest zadziwiająca liczba nowych
gatunków zwierząt – około 5 000 według skromnych szacunków. Jak
można podejrzewać, znaczna ich większość, mniej więcej 4 000, to
owady. Heuvelmans stwierdził jednak w 1983 roku: „Całkiem
niedawno, w połowie lat siedemdziesiątych, każdego roku
odkrywano około 112 nowych gatunków ryb, 18 gatunków gadów,
około 10 gatunków płazów, tę samą liczbę gatunków ssaków i 3 lub
4 nowe gatunki ptaków”.
Afryka
Rdzenni mieszkańcy kilku krajów leżących w zachodniej części
kontynentu afrykańskiego, takich jak Wybrzeże Kości Słoniowej,
przekazują relacje o gatunku pigmejopodobnych istot pokrytych
czerwonawymi włosami. Przybysze z Europy również je spotykali.
Relacje o „dzikim człowieku” pochodzą także z Afryki Wschodniej.
Kapitan William Hitchens donosił w 1937 roku: „Kilka lat temu
zostałem wysłany na oficjalne polowanie na lwa na tym terenie (lasy
Ussure i Simibit po zachodniej stronie równin Wembare). Czekając
na leśnej polanie na tego ludożercę, zobaczyłem dwie brązowe,
pokryte futrem istoty, które wyszły z gęstego lasu na jednej stronie
polany i zniknęły w zaroślach po jej drugiej stronie. Przypominały
małych ludzi. Miały około 1,2 m wzrostu, szły w wyprostowanej
postawie ciała, lecz były pokryte brunatnymi włosami. Miejscowy
myśliwy przypatrywał się im z mieszanymi uczuciami strachu i
zdumienia. Powiedział, że są to agogwe – mali, włochaci ludzie,
których widział już nie raz w życiu”. Czy były to jedynie
człekokształtne lub zwierzokształtne małpy? Nie wydaje się, by
Hitchens, czy też miejscowy myśliwy, nie mogli rozpoznać takich
małp. Wiele relacji o agogwe pochodzi z Tanzanii i Mozambiku.
Z terenu Kongo i okolic pochodzą relację o kakundakari i kilomba.
Stworzenia te mają około 1,7 m wysokości, są pokryte włosami i
chodzą w wyprostowanej postawie ciała jak ludzie. Na przełomie lat
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Charles Cordier, zawodowy łowca
zwierząt pracujący dla wielu zoo i muzeów, szedł za śladami
kakundakari w Zairze. Pewnego razu kakundakari wpadł w jedną ze
swoich pułapek na ptaki. „Upadł na twarz – powiedział Cordier –
obrócił się, siadł prosto, ściągnął pętlę ze stóp i odszedł, nim
znajdujący się w pobliżu Afrykańczyk mógł cokolwiek zrobić”.
Relacje o takich istotach pochodzą również z południowej Afryki.
Pascal Tassy z Laboratorium Paleontologii Kręgowców i Człowieka
napisał w 1983 roku: „Philip V. Tobias, obecnie członek zarządu
Międzynarodowego Towarzystwa Kryptozoologii, powiedział
pewnego razu Heuvelmansowi, że jeden z jego współpracowników
ustawił pułapki, by schwytać żyjących australopiteków”. Philip V.
Tobias, anatom z Afryki Południowej, jest dużym autorytetem w
dziedzinie badań nad australopitekami.
Według standardowych hipotez ewolucyjnych ostatnie
australopiteki wymarły około 750 000 lat temu, Homo erectus mniej
więcej 200 000 lat temu, a od czasu wyginięcia neandertalczyków,
około 35 000 lat temu, jedynie współczesny gatunek człowieka –
Homo sapiens sapiens – zamieszkuje obszar całego świata. Mimo to
duża liczba relacji na temat spotkań z różnymi rodzajami „dzikich
ludzi” w wielu częściach naszego globu zdecydowanie kwestionuje
te typowe poglądy.
Szkielet Recka
Pierwszego znaczącego odkrycia afrykańskiego dokonano na
początku naszego stulecia. W 1913 roku profesor Hans Reck z
Uniwersytetu w Berlinie prowadził badania w Wąwozie Olduwai w
Tanzanii, wówczas Niemieckiej Afryce Wschodniej. Gdy jeden z jego
afrykańskich pracowników poszukiwał skamieniałości, zobaczył
kawałek kości wystający z ziemi. Po usunięciu powierzchniowego
rumowiska skalnego znalazł fragmenty całego, w pełni ludzkiego
szkieletu osadzonego w skale. Zawołał Recka, który wydobył
znalezisko w litym bloku twardego osadu. Aby wydobyć z niego
szczątki szkieletu, w tym kompletną czaszkę (il. 12.1), konieczne
było użycie młotków i dłut. Po oddzieleniu od skały szkielet
przetransportowano do Berlina.
Ilustracja 12.1. Czaszka należąca do
szkieletu człowieka znalezionego w 1913 roku
przez H. Recka w Wąwozie Olduwai w Tanzanii.
Narodziny australopiteków
W 1924 roku Josephine Salmons zauważyła w domu przyjaciela
skamieniałą czaszkę pawiana, stojącą nad kominkiem. Salmons
studiowała anatomię na University of Witwatersrand w
Johannesburgu w Afryce Południowej, wzięła więc czaszkę i
pokazała swojemu profesorowi dr. Raymondowi A. Dartowi.
Przekazane Dartowi znalezisko pochodziło z kamieniołomu
wapienia w Buxton w pobliżu miasta Taung, około 320 km na
południowy-zachód od Johannesburga. Dart poprosił swojego
przyjaciela, geologa dr. R. B. Younga, aby zbadał kamieniołom w
poszukiwaniu dalszych skamieniałości. Young znalazł w Buxton bryły
kamienne zawierające kości i przesłał je Dartowi.
Dwie paczki ze skamieniałościami przybyły do domu Darta tego
samego dnia, w którym miało się tam odbyć wesele jego przyjaciela.
Żona Darta błagała go, by zostawił je w spokoju do końca
uroczystości, lecz Dart otworzył pakunki. W drugiej paczce odkrył
coś, co go zadziwiło: „Znalazłem naprawdę kompletny odcisk
wnętrza czaszki. Miał takie rozmiary jak u dużego goryla”. W chwilę
potem odkrył fragment skały zawierający kości twarzy.
Gdy goście weselni odeszli, Dart rozpoczął żmudną pracę
oddzielania kości od skały macierzystej. Nie posiadając
odpowiednich narzędzi, użył drutów do szycia swojej żony, by
dokładnie odłupać kamień. „Wyłoniła się przede mną – napisał –
twarz małego dziecka, dziecka z wszystkimi zębami mlecznymi i
wyrzynającymi się stałymi zębami trzonowymi. Wątpię, czy żyli
kiedykolwiek rodzice bardziej dumni ze swego potomka, niż byłem ja
w czasie tych świąt Bożego Narodzenia, z powodu mojego dziecka z
Taung”.
Po oddzieleniu kości od skały Dart zrekonstruował czaszkę (il.
12.4). Opisał mózg „dziecka z Taung” jako niespodziewanie duży, o
objętości około 500 cm3, podczas gdy średnia objętość mózgu
dużego samca dorosłego goryla wynosi zaledwie 600 cm3. Dart
zauważył również brak wału nadoczodołowego i uznał, że zęby
przypominają pod pewnymi względami zęby człowieka.
Zaobserwował także, iż foramen magnum – otwór, w który wchodzi
rdzeń kręgowy – znajduje się raczej w pobliżu środka podstawy
czaszki, podobnie jak u człowieka, niż w jej tylnej części, co cechuje
z kolei dorosłe małpy człekokształtne. Na tej podstawie doszedł do
wniosku, że odkryta istota chodziła w wyprostowanej postawie ciała,
a to jego zdaniem oznaczało, iż znalezisko z Taung reprezentuje
przodka ludzkiego gatunku.
Dart przesłał odpowiedni raport do Nature. „Odkrycie to –
powiedział – ma zna- czenie, ponieważ pokazuje wymarły gatunek
małp człekokształtnych stanowiący przejście między żyjącymi
antropoidami a człowiekiem”. W oparciu o towarzyszące
skamieniałości zwierząt oszacował wiek swego „dziecka z Taung” na
1 mln lat i nazwał je Australopitecus africanus – „południowa małpa
Afryki”. Jego zdaniem australopitek ten był przodkiem wszystkich
innych hominidów.
W Anglii Sir Arthur Keith i Sir Arthur Smith Woodward przyjęli raport
Darta z najwyższą ostrożnością. Keith uważał, że australopiteka
należy łączyć z szympansami i gorylami.
Grafton Elliot Smith był jeszcze bardziej krytyczny. W maju 1925
roku, w wykładzie wygłoszonym na University College, stwierdził: „To
pech, że Dart nie miał żadnego dostępu do czaszek młodych
szympansów, goryli bądź orangutanów, w wieku odpowiadającym
okazowi z Taung. Gdyby taki materiał był mu dostępny, zdałby sobie
sprawę, że ułożenie i sposób trzymania głowy, kształt szczęk oraz
wiele szczegółów nosa, twarzy i czaszki, na które się powoływał, by
udowodnić swoją opinię, iż australopitek był blisko spokrewniony z
człowiekiem, wyglądało w istocie rzeczy identycznie jak u młodego
goryla i szympansa”. Krytyka Smitha pozostaje uzasadniona nawet
do dziś. Jak zobaczymy, mimo powszechnego kultu australopiteków
jako przodków ludzkiego gatunku niektórzy uczeni nadal wątpią, czy
taka opinia jest właściwa.
Ilustracja 12.4. Po lewej: Czaszka „dziecka z
Taung”, młodego australopiteka z Afryki
Południowej. Po prawej: czaszka młodego
goryla.
Zinjantrop
Kolejnych ważnych odkryć dokonał Louis Leakey i jego druga żona,
Mary. 17 lipca 1959 roku Mary Leakey natrafiła w warstwie Bed I
Wąwozu Olduwai, na stanowisku FLK, na rozbitą czaszkę młodego
hominida płci męskiej. Kiedy połączono jej fragmenty, okazało się, że
istota ta miała grzebień kostny – krawędź biegnącą wzdłuż
wierzchołka czaszki. Pod tym względem przypominała
Australopithecus robustus. Mimo to Leakey stworzył nowy gatunek
hominida, częściowo z tego powodu, że zęby odkrytej istoty były
większe niż u australopiteków masywnych z terenu Afryki
Południowej. Nazwał go Zinjanthropus boisei. Słowo Zinj oznacza
Afrykę Wschodnią, a boisei odnosi się do Charlesa Boise’a, który we
wczesnym okresie, obok innych osób, finansował prace Leakeyów.
Razem z czaszką Leakey znalazł artefakty kamienne, co skłoniło go
do nazwania zinjantropa pierwszym wytwórcą narzędzi kamiennych i
stąd pierwszym „prawdziwym człowiekiem”.
Leakey stał się na pewien czas pierwszoplanową postacią
paleoantropologii. Narodowe Towarzystwo Geograficzne przydzieliło
mu fundusze, opublikowało bogato ilustrowane artykuły,
zorganizowało specjalne programy telewizyjne i podróże po całym
świecie, w trakcie których mógł promować swoje odkrycia.
Jednak mimo wielkiego rozgłosu panowanie zinjantropa było
bardzo krótkie. Biograf Leakeya Sonia Cole napisała: „Rzeczywiście,
aby zapewnić sobie dalsze poparcie, Louis musiał przekonać
Narodowe Towarzystwo Geograficzne, że zinjantrop jest
prawdopodobnym kandydatem na »pierwszego człowieka« – ale czy
musiał nadstawiać głowę aż tak daleko? Nawet laik patrząc na
szczątki tego hominida, nie mógł dać się oszukać: zinjantrop, z
grzebieniem na wierzchołku czaszki podobnym do grzebienia goryla
i z niskim czołem, o wiele bardziej przypominał masywne
australopiteki z obszaru Afryki Południowej niż współczesnego
człowieka, z którym, mówiąc szczerze, nic go nie łączy”.
Homo habilis
W 1960 roku, mniej więcej rok po odkryciu zinjantropa, syn Leakeya,
Jonathan, znalazł w pobliżu czaszkę kolejnego hominida (OH 7).
Obok czaszki grupa skamieniałości OH 7 obejmowała kości ręki. W
tym samym roku znaleziono również kości stopy (hominid OH 8). W
następnych latach dokonano dalszych odkryć, w większości zębów,
fragmentów szczęk i czaszek. Skamieniałym osobnikom nadano
barwne przydomki: „Dziecko Johnny”, „George”, „Cindy” i „Twiggy”.
Niektóre kości znaleziono w dolnej części poziomu Bed II Wąwozu
Olduwai.
Philip Tobias określił pojemność puszki mózgowej OH 7 na 680
cm3, czyli o wiele więcej niż u zinjantropa (530 cm3), a nawet więcej
niż w przypadku największej czaszki australopiteka (w przybliżeniu
600 cm3). Było to jednak o około 100 cm3 mniej niż u najmniejszego
osobnika Homo erectus.
Louis Leakey stwierdził, że dopiero teraz natrafił na prawdziwego
wytwórcę narzędzi z dolnych poziomów Olduwai, na rzeczywiście
pierwszego „prawdziwego człowieka”. Większy mózg tego hominida
potwierdzał jego status. Leakey nazwał znalezioną istotę Homo
habilis, „zręczny człowiek”.
Po odkryciu Homo habilis zinjantrop został przeklasyfikowany na
Australopithecus boisei, nieco bardziej masywną odmianę
Australopithecus robustus. Oba te gatunki australopiteków posiadały
grzebienie kostne i zdaniem paleoantropologów nie były przodkami
ludzi, lecz stanowiły boczne gałęzie ewolucji, które nie rozwijały się
dalej.
Występowanie grzebieni kostnych komplikuje nieco hipotezy
ewolucyjne. Samce goryli i niektóre samce szympansów również
posiadają ten element w budowie czaszki, natomiast samice tych
gatunków są go pozbawione. Z tego powodu Mary Leakey
powiedziała w 1971 roku: „Należy poważnie rozważyć możliwość, że
A. robustus i A. africanus reprezentują samca i samicę jednego
gatunku”. Jeśli to wyjaśnienie miałoby okazać się słuszne,
oznaczałoby, iż całe pokolenia specjalistów namiętnie myliły się w
ocenie znalezisk australopiteków.
Louis Leakey uważał, że odkrycie Homo habilis w Wąwozie
Olduwai, istoty żyjącej w okresie wczesnych australopiteków, lecz
posiadającej większy mózg, doskonale potwierdza jego pogląd, że
australopiteki nie były przodkami człowieka (il. 12.6). Stanowiłby
jedynie boczną gałąź w ewolucji ludzkiego gatunku. Tym samym
Homo erectus, uważany za potomka australopiteków, również
zostałby usunięty z drzewa genealogicznego Homo sapiens sapiens.
Jak jednak interpretować znaleziska neandertalskie? W opinii
niektórych naukowców neandertalczycy reprezentowali gatunek
przejściowy między Homo erectus a Homo sapiens. Leakey podał
natomiast inne wyjaśnienie: „Czy nie jest możliwe, że stanowili oni
odmiany powstałe w wyniku krzyżowania się Homo sapiens i Homo
erectus?”. Można by wysunąć zarzut, że w wyniku takiego procesu
pojawią się hybrydy, które nie będą zdolne do rozmnażania się.
Jednak Leakey zwrócił uwagę na fakt, iż amerykański bizon krzyżuje
się ze zwykłym bydłem, dając płodne potomstwo.
Wydanie II
Wrocław 2018
ISBN: 978-83-60170-91-5
Korekta:
Elżbieta Rogowska
Ilustracje na okładce:
Krystyna Szczepaniak
Druk i oprawa:
Wrocławska Drukarnia Naukowa Polskiej Akademii Nauk
Wydawnictwo PURANA
ul. Agrestowa 11, 55-330 Lutynia
tel.: 71 35 92 701, 603 402 482
e-mail: biuro@purana.com.pl
www.purana.com.pl
Facebook: FB Wydawnictwo Purana