Professional Documents
Culture Documents
Pacyfik
Pacyfik
Czuję.
Boję się. Chyba po wszystkim. Woda pluska wokół mnie. Nigdy wcześniej jej nie
słuchałem tak długo i tak blisko. Wciąga mnie, Muszę się rozłożyć na tafli.
Przetrwać. Boli mnie...
Ciążące ubranie złożę w kłębek, podtrzymuje mi już nogi na powierzchni. Leżąc mniej
się męcze, lecz szybicje marznie głowa. Może to i lepiej. Odejdę z bólu w sen...
Jeszcze nie.
Firmament jest mi nie znany. Odległy. Chiałem keidyś znać paręgwiazd. Chodziłem za
nimi zostawiając dostępne dobra za dnia. Przegapiłem je. Tak. Chciałbym wtedy
więcej kochać.
Ja...
Ocean jest przejmująco zimny. Boli. Nie mogę się wydostać. Opływa mnie...
Mama. Ciekawe czy jesteś jeszcze. Być może już nie. Step, Wołga, Dniepr, Bug - tak
szedł ich stalowy pochód. Tak. Czy ja bełkoczę? Przecież nawet nie mówię...
Wszystko poszło na dno. Widzę falę jedynie dzięki gwiazdom zarysowującym linię
horyzontu.
Statki rozpłynęły się na nim w mroku. Wrodzy i mordercy. Rasy pacyficznej wbrew
swojemu mianu. Wbrew temu nowemu. Tak pustę są słowa...
Zostaniemy pomszczeni? Jak myślisz macie? Nie słyszysz? Ja też. Choć tobie trudniej
w tej puszce w głębinach...
A ja odpływam, choć woda jest spokojna...
Mimo, że gaśnie mi niebo, widzę je jaśniej. Boże, czemu zwracamy się do ciebie
dopiero przy ujściu życia? Przyjmij mnie. Nic złego nie zrobiłem. Nie chciałem.
Wybacz mi, przebacz...
Przez czarne judasze powiek zapadłych widzę linię. Linie świateł. Nie, to komety,
światła ciągną się za nimi. Lecą. Pędzą. Dziesiątki, setki. Z wschodu na zachód. A
może z zachodu na wschód? Taka zagwozdka. Godna kartografa czy filozofa. A ja
poeta. Niedorzeczny...
Jestem sam, spokojny. Jak mój ocean. Żałuję wielu rzeczy. Nie zdążę chyba ich sobie
przypomnieć. Nawet i tych ostatnich. Nie mam sił. Już nie ma celu, choć chciałbym
resztką woli jeszcze i więcej! Nie odchodzić. Nie zdążę. Drętwieje.
Już nie boli. Nie mogę myśleć. Myśli. Myśli, myśli mi uciekają.
Ciepło.
Wnętrze.
Tracę.
Nie boli.
Cicho.
Ciemno.
Pustka.
Nie czuję.