po długim, wyczerpójącym dniu położyłam się na łóżku i nie mogłam zasnąć wziołam tabletki na sen. W tę noc przyśniło mi się zupełnie coś innego co było punkten zwrotnym w moim życiu. Nagle znalazłam się w sama w jakimś misteczku nie było żadnej żywej duszy tylko ja. Szłam różnymi krętymi, długimi uliczkami między starymi budynkami. Niektóre domu wyglądały jak sklep, jedne były otwarte inne były zamknięte a w oknach było tylko widać ludzi leżących w trumnach. Pełne niepokoju twarze ludzi błagały mnie o pomoc a ja nic nie mogłam z tym zrobić. Po chwili zatrzymałam się przy pewnej trumnie w której leżała mała dziewczynka. Miała ona 6 lat i była bardzo podobna do mnie kiedy byłam w jej wieku. Wystaraszyłam się. Zaczełam biec, uciekałam co sił w nogach biegłam przez ciemny las i w pewnym momencie znowu ją zobaczyłam. Wołała mnie żebym się razem z nią pobawiła ale ja nie słuchałam jej i biegłam dalej przed siebie. Prawdopodobnie nie zapamiętałam bym tego snu tylko gdyby nie fakt że powtarzał się on kilka razy lecz w ostatnim czasie był on trochę inny. Tylko wtedy kiedy dziewczynka zawołała mnie podeszłam do niej wziąłam ją za rękę i pobiegliśmy w głąb lasu. W pewnym momencie wybudziłam się ze snu. Obudziłam się ale nie na moim łóżku i nie w moim domu było tam ciemno i strasznie. Wtedy doszło do mnie że leżę w trumnie w miasteczku.