Professional Documents
Culture Documents
Kozietulski i inni
Tom pierwszy
Warszawa 1967
Opracowanie graficzne
MIECZYSŁAW KOWALCZYK
Wydanie pierwsze
Mojej żonie
Halinie Mikołajskiej
ZIELONE TECZKI
Witamy was
Witamy was
Jezeliscie nasi
Kochajcie nas
Kochajcie nas
Witamy was
Witamy was
Jezeliscie wrogi
Szanujcie nas
Szanujcie nas
Do zwycięstw przywykli
Wkraczamy do was
Obejścia względnego
Żądamy po was
Do zwycięstw przywykli
Wkraczamy do was
Polacy po świecie
Wojujemy was\
My za Polskę naszą
I za sławę naszą
Wojujemy was...
]jp B ® Są © ^
ZABAWY PANICZÓW
14
15
16
2 — Kozietulski t. I 17
18
19
20
21
22
23
25
271
29
31
MERWSI NAK)LEOŃCZYCY
eży przede mną stare wydawnictwo angielskie, antologia
satyry i karykatury antynapoleońskiej. Cała historia genialnego
Korsykanina wyszydzona w rysunkach współczesnych mu dzien-
nikarzy londyńskich. Oto ważny dla naszej opowieści rok 1804,
okres przeobrażeń ustrojowych we Francji. W kwietniu tego
roku senat ogłosił dożywotniego Pierwszego Konsula dziedzicz-
nym cesarzem Francuzów. Republika zmieniła się w cesarstwo.
Ileż tematów dla reakcyjnej satyry europejskiej! Sławni gene-
rałowie republikańscy — synowie oberżystów, adwokatów i ma-
łomiasteczkowych rzemieślników — przymierzają u krawców
haftowane stroje dygnitarzy dworskich! Mistrzowie ceremonii
starego dworu wersalskiego opracowują program uroczystości
koronacyjnych dla mordercy księcia d'Enghien! Sprowadzony
z Włoch papież ma osobiście namaścić skronie francuskiego
antychrysta! Niezłomny demokrata Beethoyen wymazuje z Sym-
fonii Heroicznej dedykację, ofiarowaną niegdyś generałowi Bo-
naparte. Czyż to wszystko nie oznacza ostatecznej likwidacji
rewolucji i obłaskawienia raz na zawsze groźnego zdobywcy?
Fura śmiechu dla starej Europy królów i cesarzy! Złote czasy
dla karykaturzystów londyńskich!
34
36
dotkliwe.
37
38
39
fP
41
42
i Napoleonem.
43
44
45
46
47
48
4 — Kozietulski 1.1
49
59
51
52
53
Towarzystwa następstwa.
54
55
56
57
58
59
Generał Pletz
pójdzie preczl
60
61
Błonie, 19 grudnia
Warszawa, 20 grudnia
63
64
5 — Kozietulski t. I
65
dobrą uznał".
66
67
68
nie będą mieli ze mnie żadnej pociechy, jeżeli zostanę przy-
wieziony do Polski pod przymusem i oświadczę Polakom, że
nie jestem wolny. »A więc, dobrze—odrzekł mi Fouche—
damy sobie radę bez pana«. W kilka dni później ukazała się
w prasie odezwa do Polaków, podpisana moim nazwiskiem.
Chciałem natychmiast zaprotestować w gazetach, ale nie po-
zwolono mi na to. Wtedy napisałem do ministra Fouchego co
następuje: »Przeczytałem w gazetach odezwę do Polaków, pod-
pisaną moim nazwiskiem. Ale nie pochodzi ona ode mnie.
Uważam za swój obowiązek oświadczyć to panu jako ministro-
wi Cesarstwa Francuskiego, jednocześnie proszę, abyś zechciał
powiadomić o tym cesarza«".
69
70
71
swego do Napoleona, iż tenże ogłosi natychmiast niepodległość
Polski i da jej króla, na którego wysuwał (początkowo — M.B.)
ks. Czartoryskiego... Na poparcie swoich żądań książę twier-
dził, iż mylnym byłoby sądzić, jakoby Polacy nie mieli nic do
stracenia, przerzucając się na stronę Napoleona, że owszem
poświęcają nadzieje, które im czyni cesarz Aleksander od wstą-
pienia swojego na tron, iż odbuduje ich ojczyznę w dawnych
jej granicach... Że przeto podnosząc broń przeciwko Aleksan-
drowi na głos Napoleona, mają prawo żądać od niego pewnych
rękojmii na przyszłość".
72
73
74
75
76
77
78
i————.- i9
^^^^^^HMBP^^^Iiii^^^^^wuttriiJHHRM^
79
80
6 — KOzietulski t. I
81
82
83
84
85
86
87
89
90
91
NARODZINY SZWOLEŻERÓW
93
94
95
7 — Kozietulski t. I
97
98
99
dała o sobie znać zwiększonym zapotrzebowaniem na szarpie,
wozy, żywność oraz napadami głodnych maruderów. W przy-
wożonych od czasu do czasu gazetach warszawskich, obok spra-
wozdań z uroczystych obchodów zwycięstwa iławskiego, rzu-
cały się w oczy dramatyczne rozkazy dzienne cesarza, z ape-
lami do rozproszonych i zdemoralizowanych oddziałów Wielkiej
Armii. Po miastach i wsiach roiło się od agentów koalicji, rozsie-
wających pogłoski o bliskim już powrocie Prusaków i o koncen-
tracji wojsk austriackich przy granicy Polski. Wszystko to za-
ostrzało spojrzenie na teraźniejszość i zmniejszało zaufanie do
przyszłości. Wieści o wizycie generała Kleista w Ostródzie i o
nagłej „niełasce" Krasińskiego musiały Walickich bardzo za-
niepokoić. Przekazując bawiącej w stolicy starościnie będzińskiej
list brata z roszczeniami do kupca Abrahamka, pani Klemen-
tyna dawała matce oględnie do zrozumienia, że „sprawa Polski
nie wygląda za dobrze".
100
101
102
Arcole, Jan Sułkowski uczestniczył w tych samych bitwach, ale
po stronie przeciwnej, jako porucznik ułanów w gwardii au-
striackiej.
103
104
106
107
Po balecie do Szyllera
Nowych kolegów prosiłem,
Dobrze mi szla karyera
Razem się z nimi upiłem...
109
110
111
112
8 — Kozietulski t. I 113
114
115
116
117
Wszystko to bardzo denerwowało Krasińskiego. Zaprzyjaź-
niony z Ludwikiem Osińskim i innymi postępowymi literatami
warszawskimi, „pierwszy napoleończyk" od dawna już deptał
po piętach oportunistycznemu „wieszczowi Poniatowskich",
a jesienią 1805 roku—po Austerlitz—zgłosił nawet wniosek
o wykluczenie Molskiego z Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Na-
leży też przypuszczać, że właśnie Krasiński był najgorliwszym
kolporterem, a może nawet inspiratorem jadowitych wierszy-
ków, ośmieszających starego panegirystę, jak: „Idzie Molski
w ręku oda do Chrystusa, do Heroda" albo: „Jakikolwiek jest
los Polski, zawsze wiersze pisze Molski"...
118
119
121
122
124
125
126
Ale lipiec i sierpień nie były już dla Jana Leona Hipolita tak
beztroskie jak maj i czerwiec. Rozżalona na cesarza Warszawa
zmieniła też stosunek do cesarskich szwoleżerów. Ich piękne
mundury przestały wzbudzać zachwyty na ulicach i w lokalach
publicznych. Dawnym Przyjaciołom Ojczyzny zaczęto zarzucać
brak patriotyzmu i „zaprzedanie się Napoleonowi". Spotykały
ich afronty ze strony mniej dystyngowanych kolegów z innych
jednostek. Coraz częściej i coraz złośliwiej nazywano ich „pań-
skim wojskiem".
127
128
9 — Kozietulski t. I
129
Tak więc już po raz czwarty w ciągu roku Jan Leon Hipolit
Kozietulski, konno i zbrojne, wyrusza z Warszawy na podbój
Wielkiej Przygody. Zapłakana starościna będzińska powiewa
z powozu mokrą chustką. Błyszczą w słońcu obnażone szable.
Biało ubrani trębacze podnoszą do ust srebrzyste fanfary. Stu
trzydziestu siedmiu szwoleżerów podejmuje Marsz pułku gwardii,
ułożony niedawno przez porucznika Józefa Załuskiego:
130
W HISZPANII
135
136
137
„3 września 1807
138
139
140
Ml
143
143
144
145
147
148
149
150
152
153
154
155
156
157
158
159
160
11 — Kozietulski t. I 161
162
163
164
165
166
167
170
171
172
173
174
175
176
12 — Kozietulski t. I
177
178
179
181
182
183
184
być tak podli, żeby dla jakiegoś zysku powiększali liczbę nie-
szczęśliwych. O mój Jasiu, czyliż nie potrzebaby się wyrzec
nazwiska Polaka... Ale to nie powinno Cię desperować, bo
choć cnota ma zawsze i wszędzie swoją zasługę, ale w liczbie
uchybiających więcej ma jeszcze blasku..."
185
186
187
188
189
190
191
192
196
197
198
a&iiHHHlte^ '•.••••
(^"^"'•'"'^y.iima^^^rt
199
200
201
202
203
204
•shiżba szpitalna.
205
206
208
(4 — Kozietulski t. I 309
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
KAMPANIA AUSTRIACKA
221
222
223
224
15 — Kozietulski t. I
225
226
Kiedy Jan Leon Hipolit pisał ten list, główny oddział pułku,
pod osobistym dowództwem Wincentego Krasińskiego, znaj-
dował się już przy cesarzu. Szwoleżerowie Krasińskiego] dogo-
nili Napoleona w miejscowości Braunau w ostatnich dniach
kwietnia; tam połączono ich z francuskimi oddziałami gwardii
konnej w jeden pułk marszowy, który miał odtąd stale to-
warzyszyć cesarzowi jako jego osobista eskorta. Jadący z pierw-
szym oddziałem Józef Załuski obszernie opisuje dalsze pery-
petie szwoleżerów w drodze do Wiednia:
227
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
16 — Kozietulski t. I 241
okropnie leje..."
343
244
245
246
247
249
250
251
253
254
255
256
17 — Kozietulski t. I
267
* Dzień odpoczynku.
258
Kozietulski t. I
259
WARSZAWSKI URLOP
260
261
262
II
263
264
266
267
269
270
271
niejsze dni. Nazwisko Poniatowskiego było na ustach całej
Warszawy; entuzjazmowano się na jego temat tak samo po-
wszechnie, jak niegdyś powszechnie go potępiano. Zwycięska
kampania galicyjska promowała dawnego „pana Szarmanckie-
go" na zbawcę ojczyzny i pierwszą osobę w Księstwie. Kiedy
pojawiał się na posiedzeniach Rady Stanu, prezes Stanisław
Kostka Potocki i za nim inni ministrowie powstawali z miejsc.
Kiedy w czasie obrad z rzadka zabierał głos, zaczynając zawsze
z urzekającą skromnością od słów: „Ja w swoim głupim ro-
zumie sądzę..." — słuchano go w uroczystym skupieniu. Król
Fryderyk August za zasługi wojenne przyznał mu półtoramilio-
nową donację w dobrach, zdobytych na Austriakach. Pomimo
ogólnej biedy w kraju, wiadomość o tym przyjęto bez szemra-
nia. Szlachetna bezinteresowność księcia-ministra była wszyst-
kim znana. Wiedziano, że od chwili objęcia urzędów w Księstwie
nie pobrał ani grosza ze skarbu publicznego. Swoją pensję
generalską i ministerialną przekazywał w całości na rzecz
wojska. W kanenhauzach warszawskich jeszcze ciągle wspomi-
nano niezłomną postawę księcia podczas ostatniej kampanii.
Kiedy podchodził z wojskami pod Kraków, car Aleksander
próbował raz jeszcze przeciągnąć go na swoją stronę, propo-
nując mu za odstąpienie od Napoleona nagrody wyższe niż ta,
którą otrzymał obecnie od Fryderyka Augusta. Z sekretnymi
propozycjami carskimi przysłano wtedy do księcia jednego
z jego najserdeczniejszych przyjaciół — magnata litewskiego
Eustachego Sanguszkę. Ale Poniatowski nie zważał ani na
przyjaźń, ani na „pieczęć tajemnicy": Sanguszce zagroził
internowaniem, o propozycjach Aleksandra powiadomił Na-
poleona. Warszawiacy wiedzieli ponadto, że głównie dzięki
stanowczości i odwadze osobistej Poniatowskiego Kraków
został zdobyty dla Księstwa Warszawskiego. Za to samo wy-
baczono „panu Szarmanckiemu" wszystkie grzechy przeszłości;
S72
274
Kozietulski t. I
275
276
278
Taka była owa piękna Emka Potocka, taka była jej czcigod-
na mamusia i tacy byli Emki adoratorzy. Patriotyzm kapryśnej
pannicy przejawiał się głównie w tym, że uwodziła bohaterów
wojen o niepodległość. Generał Michał Sokolnicki, jeden z głów-
nych zwycięzców kampanii galicyjskiej, zakochał się w niej
bez pamięci. Sędziwy kombatant ośmieszył się podobno przed
całą Polską, błagając swą wybrankę na klęczkach o wzajemność
na którymś z balów puławskich.
—Kozietulski t. I
279
;2&1
282
* błękitne.
* rózga
283
284 .
285
286
287
288
289
290
291
SPIS RZECZY
Zielone teczki
PROLOG
Zabawy paniczów . .
Pierwsi napoleończycy .
Napoleon w Warszawie
Narodziny szwoleżerów .
13
34
63
93
SZWOLEŻERSKIE LATA
W Hiszpanii .
Kampania austriacka
Warszawski urlop .
135
221
260