You are on page 1of 40

Pamiętnik Literacki 2003, 1, s.

71-109

Teoria i lektura: niebezpieczne związki

Anna Burzyńska

http://rcin.org.pl
Pamiętnik Literacki XCIV, 2003, z. 1
PL ISSN 0031-0514

A N N A BU R ZYŃSK A

TEORIA I LEKTURA: N IEBEZPIEC ZN E ZW IĄZKI

Era czytelnika

Należę [...] do epoki „śmierci autora”. Reguły, które sobie


przyswoiłem w trakcie mej świetnej edukacji, głoszą, że pisarze
nie piszą, lecz są pisani. Przez język, przez rzeczyw istość ze­
wnętrzną, ale nade wszystko przez nas, bystrookich czytelni­
ków 1.

Podsum ow ując ostatnie 50-lecie w am erykańskich badaniach literackich, Vin­


cent B. Leitch pisał:
Od czasów W ielkiego Kryzysu aż do początków Ery Kosmicznej badacze literatury w Sta­
nach Zjednoczonych koncentrowali się albo na samym dziele literackim, albo na historyczno-
kulturowych kontekstach literatury - bądź też na jednym i drugim. Od w czesnych lat Ery Ko­
smicznej zainteresowania najważniejszych krytyków i teoretyków przesunęły się jednak w stronę
lektury i czytelnika. Rozkwit nurtów zorientowanych na czytelnika przejawiał się mniej lub
bardziej intensywnie w licznych i różniących się m iędzy sobą projektach krytycznych, w yw o­
dzących się z fenom enologii, hermeneutyki, strukturalizmu, dekonstrukcji i feminizmu [,..]2.

Rekapitulował zaś, posiłkując się opiniami autorek dwóch obszernych antolo­


gii, które dokum entują na bieżąco skutki owej przem iany:
To „rewolucyjne przesunięcie” od tekstu do lektury i od produktu do procesu otworzyło
nowe przestrzenie badawcze, skierowało na powrót uw agę w stronę kwestii znaczenia oraz
interpretacji, a także um ożliw iło wzbogacenie wiedzy o literaturze o zagadnienia etyczne i po­
lityczne1.

Również całkiem słusznie określał Leitch drugą połow ę XX wieku mianem


„ery czytelnika” . W przekonaniu autora Am erican L iterary C riticism fro m the
Thirties to the Eighties problem atyka lektury nie tylko połączyła bardzo różne,
a nierzadko naw et skonfliktowane ze sobą nurty, szkoły i stanow iska badawcze,
przyniosła też w yraźną zm ianę paradygm atu kulturow ego4. Dow odziła tego za­

' M. B r a d b u r y , D o c to r Crim inate. Przeł. E. K r a s k o w s k a . Poznań 1996, s. 32.


2 V. B. L e i tc h, Am erican L iterary C riticism from the Thirties to the E ighties. N ew York
1988, s. 211.
3 Ibidem, s. 212. Te antologie to The R eader in the Text: E ssays on Audience and Interpretation
(Ed. S. R. S u l e i m a n , I. C r o s m a n . Princeton 1980) oraz R eader-R espon se C riticism : From
F orm alism to P ost-stru ctu ralism (Ed. J. B. T o m p k i n s . Baltimore and London 1980).
4 L e i t c h, op. cit., s. 214.

http://rcin.org.pl
72 ANNA BURZYŃSKA

równo tasiem cow a lista nazw isk przyw oływ anych w książce5, jak i rozpiętość
geograficzna zjawiska. Istotnie, od początków lat siedem dziesiątych m inionego
stulecia jak Am eryka długa i szeroka niemal wszyscy stopniow o kierow ali swoją
uwagę w stronę czytelnika, pod koniec tej dekady zaś zainteresow anie nim osią­
gnęło apogeum. Co więcej, jeśli spojrzeć na okres późniejszy - w ypow iedź Leit-
cha liczy sobie ju ż niem al 15 lat - rozpoznania tego badacza okazują się równie
trafne. Gdy bowiem przywołać choćby przykłady dekonstrukcjonizm u, neoprag-
matyzmu, tzw. teorii czytelniczego rezonansu6, nowego historycyzm u, stale buj­
nie rozwijającej się psychoanalizy, a przede w szystkim zdecydow anie dom inują­
cych w ostatnich latach tendencji kulturalistyczno-etniczno-płciowo-seksualistycz-
nych (ujm ujących przecież problem atykę literatury z perspektyw y czytelniczek/
czytelników jak o przedstaw icielek/przedstaw icieli rozm aitych kultur, ras, grup
narodowościowych, płci, orientacji seksualnych, etc.), to łatw o zauw ażyć, że lek­
tura znajduje się nadal w sam ym centrum zainteresow ań am erykańskiej wiedzy
0 literaturze, a naw et skupia ona w sobie i, by tak rzec, w yprom ieniow uje z siebie
wszelkie pozostałe zagadnienia.
Jeżeli ponadto z obecnej perspektywy ocenić nie tylko w spom niane 50 lat
1 wnioski odnieść nie tylko do stanu amerykańskiego literaturoznawstwa, lecz spró­
bować ogarnąć m iniony w iek w badaniach literackich, uwagi Leitcha można bez
w ątpienia jeszcze bardziej uogólnić i rozszerzyć. C hociaż bow iem to nie najnow­
sza wiedza o literaturze odkryła rolę i rangę lektury, bo uczynili rzecz tę ju ż staro­
żytni (wystarczy przyw ołać słynny aforyzm Terentiana M aura)7, jednak faktycz­
nie całe XX -w ieczne literaturoznawstwo zostało zdom inow ane przez kwestie czy­
tania, a „the readerhood o f man” odsunęło na dalszy plan „królestw o A utora”8. Na
gruncie europejskim proces ten nastąpił znacznie wcześniej i przejaw iał się o wie­
le bardziej konsekw entnie i bardziej intensywnie niż w Stanach Zjednoczonych.
A jeśli przyjąć, że owo świadom e kierowanie uwagi literaturoznaw ców w stronę
czytelnika datować należy ju ż od samych początków ubiegłego w ieku i poszuki­
wać tego w łaściw ie we w szystkich liczących się orientacjach europejskiej wiedzy
o literaturze (od psychoanalizy, formalizmu rosyjskiego, poprzez praski struktu-
ralizm, Ingardenow ską fenom enologię czy B achtinow ską teorię dialogu, aż po
rozm aite odm iany herm eneutyki), jeśli za prekursorów przem ieszczenia kulturo­

5 L e i t c h {op. cit.) w ym ieniał m.in.: Davida Bleitcha, Stephena B ootha, Jonathana Cullera,
Judith Fetterley, Stanleya Fisha, J. H illisa M illera, Normana Hollanda, Sim ona Lessera, Paula de
Mana, Richarda Palmera, Mary Louise Pratt, Geralda Prince’a, Alana Purvesa, M ichela Riffaterre’a,
Waltera Slatoffa i W illiama Spanosa, a już sam o zestaw ienie tych nazw isk św iad czyło o podjęciu
problematyki lektury przez najw ażniejsze nurty teoretycznoliterackie w U SA .
fi M owa, oczyw iście, o nurcie badawczym „reader-respon se c ritic ism ”, którego nazwa jest
tak w łaśn ie najczęściej przekładana na język polski. Zob. np. p ierw sze na gruncie polskim
syntetyczne om ów ienie tego tematu w rozprawie M. L u b e l s k i e j A m erykańska teoria czy ­
telniczego rezonansu (reader-respon se criticism ) (w zb.: P o strukturalizm ie. W spółczesne badania
teoretyczn oliterackie. Red. R. N ycz. Wrocław 1992).
7 Przypomina o tym H. M a r k i e w i c z w monograficznym opracowaniu zagadnień recepcji
w wiedzy o literaturze pt. O dbiór i odbiorca w badaniach literackich (w: Wymiary dzieła literackiego.
Kraków 1984, s. 215).
8 Według udatnej, choć, niestety, nieprzetłumaczalnej gry słów w tytule studium Ch. B r o o k e -
- R o s e The R eaderhood o f Man (w zb.: The R eader in the Text). Określenie „królestwo Autora”
pochodzi od R. B a r t h e s ’ a (Śm ierć autora. Przeł. M. P. M a r k o w s k i. „Teksty Drugie” 1999,
nr 1/2, s. 248).

http://rcin.org.pl
TEO RIA I LEKTURA: N IEB EZPIEC Z N E ZW IĄZKI 73

wego uznać na naszym kontynencie Sartre’a, Pouleta czy Blanchota, jeśli nadto
rozkwit orientacji nastawionych na badanie literatury z perspektyw y czytelnika9
zlokalizow ać co najmniej 10 lat wcześniej, niż datuje to L eitch10, jeśli - wreszcie
- dodać do tego zarówno propozycje francuskich poststrukturalistów (zwłaszcza
B arthes’a, Derridy czy Kristevej), jak i nurty wywodzące się z poststrukturalistycz-
nej krytyki założeń nowoczesnej teorii", to śm iało m ożna uznać, że w europej­
skiej wiedzy o literaturze nie tylko ostatnie kilkadziesiąt lat, ale niem al cały wiek
XX okazał się „erą czytelnika”, a nawet że era ta nie skończyła się wraz z minio­
nym tysiącleciem, lecz wręcz przeciwnie - wchodzi dopiero w swoje lata dojrzałe.
Nie jest jednak, rzecz jasna, moim zadaniem referow anie stanu badań lekturo-
logii, zrobiło to ju ż z powodzeniem pokaźne grono w ybitnych komentatorów, kro­
nikarzy, przede w szystkim zaś twórców tego nurtu na gruncie polskim. Intereso­
wać mnie będą natom iast pewne okoliczności, a także osobliwości związane z pro­
cesem staw ania się pojęcia „lektura” kategorią dyskursu teoretycznoliterackiego.
Albo raczej - jak w tytule tego artykułu - relacje teorii (literatury) i lektury, nie
zawsze przybierające „pokojow y” charakter. A lbowiem w brew diagnozie Leitcha
owo zauw ażane przez niego znamienne zjawisko jednoczenia się pod sztandarami
lektury naw et całkow icie rozbieżnych opcji nie było wcale tak spójne w ew nętrz­
nie, jakby się mogło wydawać, a uwagę tę da się odnieść z pow odzeniem do sytu­
acji i w A m eryce, i w Europie. Najbardziej w yrazista cezura przebiegała jednak
nie pom iędzy poszczególnym i kierunkam i, lecz pom iędzy now oczesnym i i pono-
w oczesnym i teoriami literatury. Rzec by naw et m ożna, że jakkolw iek kategoriam i
lektury i czytelnika posługiwały się w XX wieku niemal wszystkie liczące się nurty,
to pod hasłam i tymi kryły się nie tylko różne sposoby rozum ienia roli i zadań
czytelników, nie tylko różne strategie czytania, ale naw et całkiem odm ienne świa­
topoglądy. C hociaż więc konieczność włączenia zagadnień lektury w obszar XX-
-wiecznej w iedzy o literaturze była właściwie dla w szystkich oczywista, jednak
wcale nieoczyw iste okazywało się m iejsce lektury.

„Zwolnić hamulec sensu”, czyli paradoks lektury

M iejsce lektury zostaje okryte tajemnicą i umyka w szel­


kiemu wyjaśnieniu. [BS 12] 12

Słusznie zauw ażył ju ż na początku lat siedem dziesiątych Roland Barthes, że


klasyczna krytyka literacka miała ów „przedm iot epistem ologiczny” zwany lektu­
rą w bardzo wyraźnej pogardzie:

9 P o cz ą w sz y od n iem ieck iej estetyki recepcji, poprzez sem iotyk ę strukturalną, teorię
komunikacji literackiej czy poetykę odbioru.
10 Tzn. w przedziale czasow ym pom iędzy końcem lat sześćd ziesiątych a latami o siem ­
dziesiątym i ub iegłego stulecia.
11 Z w łaszcza rozmaite odm iany badań kulturowych, fem inistycznych czy gejow skich.
12 O bjaśnienie skrótów użytych w artykule: BK = R. B a r t h e s : K rytyka i p ra w d a . Przeł.
W. B ł o ń s k a . W zb.: W spółczesn a teo ria badań literackich za g ran icą. A n to lo g ia . Oprać.
H. M a r k i e w i c z. T. 2. Kraków 1972; BP = P rzyjem n o ść tekstu. Przeł. A. L e w a ń s k a .
Warszawa 1997; BS = Sade, Fourier, Loyola. Przeł. R. Li s . Warszawa 1996. - C = J. C u 11 er,
K on w en cja i o sw o je n ie. Przeł. I. S i e r a d z k i . W zb.: Znak, styl, kow en cja. Wybór, w stęp
M. G ł o w i ń s k i . Warszawa 19 77. - D G = J. D e r r i d a : O g ram atologii. Przeł. B. B a n a s i ak.

http://rcin.org.pl
74 ANNA BURZYŃSKA

interesowała się przede wszystkim albo osobą autora, albo regułami tworzenia dzieła, biorąc
pod uwagę w zakresie bardziej niż skromnym czytelnika, którego zw iązek z utworem polegać
miał, jak sądzono, na prostej projekcji13.

W łączenie lektury (obok krytyki, interpretacji, analizy, teorii itp.) do słownika


nowoczesnego literaturoznaw stw a niosło ze sobą nie tylko poszerzenie repertuaru
rozm aitych aktyw ności zw iązanych z literaturą, lecz rów nież zm ianę punktów
widzenia, choć nie oznaczało wcale - bo m ożna by odwrócić tezę B arthes’a -
całkowitej elim inacji ani „osoby autora”, ani też „reguł tw orzenia dzieła” . Cho­
dziło raczej o dokonanie pewnych przem ieszczeń tak, by uw zględnić rozmaite
formy udziału czytelników w tworzeniu się znaczeń literatury. Proces, w którego
toku lektura staw ała się całkowicie upraw nioną kategorią now oczesnego dyskur­
su teoretycznego, m imo swojej rewolucyjności nie był w ięc - nie bez racji zauw a­
żała z kolei Susan R. Suleiman - hałaśliwym czy spektakularnym przewrotem ,
lecz raczej stopniow ą „zm ianą perspektywy, nowym sposobem w idzenia tego, co
istniało od zaw sze” 14, ale nie zawsze było w pełni doceniane. Bez w zględu też na
to, czy traktowano zagadnienie czytania jako tylko jeden z obszarów, czy ogłasza­
no jego pierw szeństw o, czy wreszcie, jak w przypadku słynnego m anifestu Hansa
Roberta Jaussa, postulowano konieczność przem odelow ania całej w iedzy o lite­
raturze tak, aby w yrażała ona punkt widzenia czytelnika15 - profity w ynikające
z takiej przem iany były dla większości badaczy oczywiste.
Zwrot w stronę lektury otwierał literaturoznawstwu nie tylko nowe perspek­
tywy badawcze. Lektura - zauważał to ju ż Ingarden - pozw alała w iedzy o litera­
turze odbudować utraconą więź z prawdziwym „życiem dzieła literackiego” (IP
58), przełam yw ała skłonności do jego autonom izacji, nadaw ała suchym wiązkom
teorematów w ym iar konkretny i praktyczny. Perspektywa czytania nie tylko uśw ia­
damiała anachroniczność tradycyjnej estetyki produkcji i przedstaw iania (licznych
tego dowodów dostarczał ju ż Jauss16), lecz także i to, że teoria literatury oderwana
od praktyk czytania stać się może po prostu m artw ą doktryną, której tezy prędzej

Warszawa 1999; DT = Ta dziw n a instytucja zw ana literaturą. Z J a c q u e s’em D errid ą rozm aw ia


D erek A ttridge. Przeł. M. P. M a r k o w s k i . „Literatura na Ś w ie c ie ” 1998, nr 11/12. - El =
U. E c o oraz R. R o r t y , J. C u l l e r , Ch. B r o o k e - R o s ę, In terpretacja i nadin terpretacja.
Red. S. C o 11 in i. Przeł. T. B i e r o ń . Kraków 1996. - EL = U. E c o , L e c to r in fa b u ła .
W spółdziałanie w in terpretacji tekstów narracyjnych. Przeł. P. S a l w a . Warszawa 1994. - I =
W. 1 s e r, A p e la ty w n a stru ktu ra tekstów . N ieokreślon ość ja k o w aru nek o d d zia ływ a n ia p ro zy
literackiej. Przeł. M. L u k a s i e w i c z. „Pamiętnik Literacki” 1980, z. 1. —IP = R. I n g a r d e n ,
O pozn aw aniu dzieła literackiego. Przeł. D. G i e r u 1a n k a. Warszawa 1976. D zieła filozoficzn e.
- RP = M. R i f f a t e r r e , P o d e jś c ie fo r m a ln e w nau kach h is to r y c z n o lite r a c k ic h . Przeł.
A. M i 1e c k i. W zb.: W spółczesna teoria badań literackich za gran icą, t. 4, cz. 2 (1992). - S =
J. P. S a r t r e , C zym j e s t lite ra tu ra ? W ybór sz k ic ó w k ry ty c zn o lite r a c k ic h . W ybór A. T a ­
t a r k i e w i c z . Przeł. J. L a 1e w i c z. Wstęp T. M. J a r o s z e w s k i . Warszawa 1968. L iczby po
skrótach wskazują stronice.
13 R. B a r t h e s , Teoria tekstu. Przeł. A. M i l e c k i . W zb.: W spółczesn a teo ria badań
literackich za gran icą, t. 4, cz. 2, s. 202.
14 S. R. S u l e i m a n , Introduction: Varieties o f A u dien ce-O rien ted C riticism . W zb.: The
R eader in the Text, s. 3.
15 H. R. J a u s s , H istoria literatu ry ja k o prow okacja dla nauki o literaturze. W: H istoria
literatury ja k o p row okacja. Przeł. M. L u k a s i e w i c z . P osłow ie K. B a r t o s z y ń s k i . Warsza­
wa 1999.
16 Ibidem , s 143.

http://rcin.org.pl
TEORIA I LEKTURA: N IEB EZPIECZNE ZW IĄZK I 75

czy później pow ędrują do lamusa. U aktyw nienie problem atyki lektury łagodziło
w pewnym sensie tęsknotę teorii za empirią, pozw alało odpierać ew entualne pre­
tensje o narcystyczne skłonności literaturoznawstwa, o ucieczkę od rzeczywistych,
dających się potwierdzić doświadczalnie kwestii. Dla teorii lektura była więc na
pewno kategorią nieodparcie atrakcyjną, rów nocześnie wszakże - bardzo kłopo­
tliwą. Lektura bowiem - jeśli użyć trafnego sform ułow ania znawczyni zagadnie­
nia - „bez wątpienia jedno z najgłębszych i najciekawszych doświadczeń wewnętrz­
nych człow ieka, dom aga się przede wszystkim refleksji nad sobą w aspekcie in­
dyw idualnym ” 17. Ten ostatni zaś, z całkiem oczyw istych względów, nie mógł się
zm ieścić w polu zainteresow ań nowoczesnej teorii.
Gdy z pew nego dystansu spojrzeć na krytyczną fazę poststrukturalizm u18, to
za je d n ą z niepodw ażalnych zasług tego nurtu uznać w ypada oznaczenie granic
i w skazanie słabych punktów tradycyjnej teorii literatury. Ów pow szechnie obo­
w iązujący m odel teorii (począw szy od jego narodzin w pozytyw izm ie - aż do
kulm inacji w pow ojennym strukturalizm ie francuskim ), który od jakiegoś czasu
bywa określany m ianem now oczesnego19, bez w zględu na swoje konkretne w cie­
lenia (fenom enologiczne, formalistyczne, strukturalistyczne itp.) zm ierzał nie tyl­
ko do system atyzacji, scalenia, obiektywizacji i uniw ersalizacji zjaw isk literac­
kich oraz do stworzenia neutralnego języka opisu20, lecz rów nież dążył do w łącze­
nia ow ych zjaw isk w układy opozycjonalne. M yślenie w kategoriach ustanow io­
nych przez platonizm biegunów nie tylko wszak odżyw ało w „opozycji binarnej”
- słynnym fetyszu strukturalistów - ale także fundowało ogólną konstrukcję poję­
ciow ą w szystkich odm ian nowoczesnej teorii21. Skoro więc w arunkiem sine qua
non now oczesnej teorii było bardzo staranne odgraniczenie od praktyki, historii,
a naw et od jej przedm iotu - literatury, skcro nie do pogodzenia były dla teorii
rozum i ciało, inteligibilność i zm ysłowość, naturalność i sztuczność, intymność
i pow szechność, jednostkow ość i ogólność (jeśli wym ienić tylko niektóre z opo­
zycji, w wielu m iejscach analizowane przez Derridę), skoro teoria pragnęła za
w szelką cenę spełnić wym ogi uniwersalności, obiektyw ności, autonom iczności
i metajęzykowej czystości, zwrot w stronę lektury i czytelnika przysporzyć jej mógł
ostatecznie całkiem konkretnych trudności. Tak napraw dę bow iem lektura w ca­
le nie poddaw ała się w yznaczonym arbitralnie opozycjom i uporczyw ie stawała
w poprzek restrykcyjnych podziałów, łącząc wszak w sobie starannie rozgrani­
czane przeciw ieństw a: teorię i praktykę, rozum i ciało, racjonalność i zmysłowość.
Inaczej niż interpretacja, analiza czy krytyka, lektura nieść m ogła także konotacje
w ręcz niebezpieczne dla teorii: spontaniczność, sw obodę, przygodność i potocz-

17 M. L u b e l s k a , L ektu ra lite ra c k a . (M ię d zy zro zu m ien iem a in te r p r e ta c ją ). W zb.:


P osłu giw an ie się znakam i. Red. S. Żółkiew ski, M. Hopfinger. W rocław 1991, s. 101. Autorka
zwracała tu bardzo w cześn ie uw agę na proces podporządkow ywania indywidualnych aspektów
lektury m akroujęciom teoretycznym .
18 W m oim przekonaniu mniej więcej od 1966 do 1985 roku.
19 Jako że znajdow ał on sw oje ugruntowanie w now oczesnej m yśli filozoficzn ej, a dawniej -
w platonizm ie.
20 Zob. R. N y c z , D ziedzin y zainteresow ań w spółczesn ej teo rii literatu ry. „Ruch Literacki”
1996, nr 1, s. 14.
21 N ajw cześn iej i najszerzej om aw iał ten problem J. D e r r i d a , zw ła sz cz a w książce
O g ra m a to lo g ii i w P ozycjach .

http://rcin.org.pl
76 ANNA BURZYŃSKA

ność dośw iadczenia oraz - rzecz jasna - groźbę subiektyw izm u i relatywizm u,
których tak bardzo obaw iał się już Ingarden.
Z perspektyw y nowoczesnej teorii szczególnie new ralgiczne byłyby zw łasz­
cza dwie właściw ości, a o ich istnieniu nie trzeba zapewne przekonyw ać nikogo,
kto choć raz zatopił się lekturze: swoboda w odczytyw aniu znaczeń i przyjem ­
ność czytania. Bardzo wcześnie zw racał uw agę na tę okoliczność Barthes, nazy­
wając to „paradoksem czytelnika” . Czytelnik bowiem tym - ja k sądził autor Sur
la lecture - różnił się od tradycyjnie pojętego interpretatora czy krytyka, że od­
szyfrowując przekaz zaw arty w tekście literackim m ógł jednocześnie „zwalniać
hamulec sensu”, „włączać jałow y bieg czytania”22 - a więc dow olnie tworzyć zna­
czenia, m nożyć je bez żadnych określonych reguł, dać się całkow icie pochłonąć
lekturze, złączyć się w jedno z czytanym dziełem 23. Balansując więc niebezpiecz­
nie na granicy projektu i przygody, lektura, paradoksalnie, m ogła tyleż być jedną
z naczelnych kategorii nowoczesnej teorii, co i wym knąć się spod jej władzy, nie
poddając się owym stale ponaw ianym wysiłkom system atyzacji, potrzebie pow ie­
dzenia wszystkiego, wyjaśnienia i uporządkowania, sprowadzenia do najprostszych
schematów. A najtrafniej tę jej właściwość w yraził Barthes: „o sensie, jaki lektura
nadaje dziełu jako significatum , nikt na świecie nic nie wie; m oże dlatego, że sens
ten, będąc pragnieniem , ustala się poza kodem języ k a” (BK 136).
Zatem na gruncie nowoczesnej teorii dzieje pojęcia „lektura” to nieprzerw any
ciąg starań, by nadać teoretyczną prawom ocność tej kategorii, a zarazem (i w grun­
cie rzeczy w tym sam ym celu) stale ponaw ianych wysiłków, by pozbawić ją z ko­
lei w szystkiego tego, co stanowiło jej niezbyw alne własności, a co przyniosło za­
grożenie lub - dosadnie, choć przy nieco innej okazji w yraził to Ingarden - spo­
wodowało „zanieczyszczenie” (IP 22) klarownej struktury pojęciowej nowoczesnej
teorii24. Dlatego lektura m ogła stać się - m ówiąc po derridow sku - „sym ptom em ”
pewnych nadużyć25. Derrida zresztą w ypow iadał się na ten tem at bardzo zdecydo­
wanie. W jego przekonaniu w szystkie metody zrodzone na gruncie nowoczesnej
teorii - nie tylko m etody analizy, w yjaśniania czy interpretacji, lecz także lektury
- zostały podporządkow ane jednej matrycy: logocentrycznej m etafizyce fundują­
cej ich opozycjonalną i wysoce zhierarchizow aną konstrukcję (DG 74). N iedo­
godności zw iązane z włączaniem kategorii czytania do dyskursu teoretycznego
były starannie przez ów dyskurs m askowane, a naw et po prostu usuw ane z pola
widzenia. Skłonność tę łatwo dawało się dostrzec ju ż w dziele głów nego sprawcy
XX-wiecznej kariery lektury.

22 R. B a r t h e s , Sur la lecture. W: O euvres com plètes. Ed. E. M a r t y . T. 3: 1974-1980.


Paris 1995, s. 383.
23 Zob. M. P. M a r k o w s k i , Ciało, które czyta, ciało, które p isze . W stęp w: R. B a r t h e s ,
S/Z. Przeł. M. P. M a r k o w s k i , M. G o ł ę b i e w s k a . Warszawa 1999.
24 Dla Ingardena takim „zanieczyszeniem w dziele sztuki literackiej” okazyw ało się pismo.
W przekonaniu Derridy podtrzym ywanie opozycji/hierarchii „ p ism o-m ow a” przez now oczesną
filozofię i w iedzę o literaturze było jednym z przejawów tego sam ego zjawiska: chronienia za
w szelką cenę nienaruszalności fundamentów teoretycznych tych dyscyplin. W spom inam o tym
także nieco dalej.
25 Określeniem tym posługiw ał się J. D e r r i d a (P o zy cje . R ozm ow y z H enri Ronsem, Julią
K ristevą, Jean-L ouisem H oudebinem i Guy Scarpettą. Przeł. A. D z i a d e k . Bytom 1997, s. 11)
w odniesieniu do „pism a”, uznając je za „sym ptom ” nadużyć m etafizyki obecności.

http://rcin.org.pl
TEO RIA I LEKTURA: N IEB EZPIECZN E ZW IĄZKI 77

„Fenomen posuwania się” i „fenomen ubywania” -


Ingardenowskie doświadczenie czytania

Opanowuje człow ieka jakaś bezradność [...]. [...] budzi


się pewne zdziw ienie, iż nie natrafiło się na znaczenie [...].
[IP 27]
Przy odpowiednio przeprowadzonej lekturze treść dzieła
jakby automatycznie organizuje się w wewnętrznie spójną, peł­
ną sensu całość w yższego rzędu, a nie jest jedynie nagromadze­
niem bezładnie razem pozrzucanych pojedynczych, wzajemnie
całkiem niezależnych sensów zdań. [IP 39]

O bw ieszczając hegem onię „readerhood o f m an” Christine Brooke-Rose na­


der słusznie rozpoczynała od podkreślenia zasług Rom ana Ingardena. Twórca li­
terackiej fenom enologii nie tylko raz na zawsze zadekretow ał fakt, że dzieło nie
czytane więdnie i usycha dzieląc los wszelkich przedm iotów m artwych. Pokusił
się bowiem także o i to, by wstępnie opisać dośw iadczenie lektury, a więc krok po
kroku odnotow ać w szystko to, „co się dzieje, kiedy zabieram y się do czytania” (IP
104), od m om entu gdy - jak odnotowywał z rozbrajającą skrupulatnością - „za­
stajem y w otaczającym nas realnym świecie książkę, zeszyt, zbiór kartek papieru
[...]” (IP 25).
Z taką sam ą pedantycznością starał się filozof zarejestrow ać wszystko, co za­
chodzi w trakcie czytania (IP 25-94), a także i to, co następuje ju ż po przeczyta­
niu literackiego dzieła sztuki (IP 139-142). Opisyw any przez Ingardena akt lektu­
ry miał charakter podwójnego ruchu (a zarazem podwójnej aktywności czytelni­
ka): czytanie było zarówno linearnym posuw aniem się w toku przebiegu faz, jak
i przybierało kierunek wertykalny - zstępujący. O bydw a te ruchy były ze sobą
bardzo ściśle zsynchronizow ane, choć przynosiły osobne problem y epistem olo-
giczne. Gdy chodziło o pierw szy rodzaj ruchu, zw racał filozof szczególnie uwagę
na czasow ość procesu czytania26, na przechow yw anie w „żywej pam ięci” czytel­
nika „m inionych faz” lektury (IP 103-104), na aktualizow anie w pam ięci prze­
szłych zdarzeń, o których opowiadał narrator (IP 123-136), opisyw ał zjawisko
„podw ójnego horyzontu czasow ego”, w ytwarzanego przez fragm enty ju ż prze­
czytane i fragm enty jeszcze nie czytane, na których tle rozpatryw ać należało daną
część (IP 104). W przypadku drugiego typu ruchu lektury badał proces zstępow a­
nia do w nętrza dzieła, a etapy owej wyprawy wyznaczały cztery operacje dokony­
wane przez czytelnika: uchw ytyw anie brzmień, rozum ienie sensów, aktualizacja
wyglądów, konkretyzacja przedm iotów przedstaw ionych (IP 26-73).
W spom inam o tym jednak nie po to, by inform ować o rzeczach aż nazbyt do­
brze znanych, a naw et nie tylko w celu zdekonstruow ania Ingardenow skiego dys­
kursu o lekturze, lecz raczej po to, by zwrócić uw agę na pew ną wyraźnie w idocz­
ną trudność rysującą się w fenomenologicznej teorii czytania, trudność charakte­
rystyczną dla w szystkich teorii nowoczesnych. „C zytanie dzieła sztuki literackiej
- pisze Ingarden poetycko - m ożna porównać do zw iedzania pew nego kraju, z tą

26 Zjawisku perspektyw y czasow ej w czytaniu p ośw ięcił zresztą Ingarden chyba najwięcej
miejsca - oprócz drobnych napomknień rozsianych po traktatach także cały rozdz. 2 : O poznaw aniu
dzieła literackiego.

http://rcin.org.pl
78 ANNA BURZYŃSKA

istotną różnicą, że ów »kraj« dzieła nie jest realny [...]” (IP 99). Zarówno to, jak
i wiele innych stwierdzeń, które napotkam y w pracach filozofa poświęconych li­
teraturze, sugeruje, że doświadczenie lektury może być przygodą obfitującą w roz­
m aite niespodzianki i zdarzenia. Jednocześnie wszakże niepostrzeżenie proces
czytania okazuje się tożsam y z procesem poznawania dzieła literackiego (IP 25),
wyposażonym w bardzo ściśle określony program, ju ż od początku restrykcyjnie
podporządkow any - w zgodzie z ogólnymi założeniam i koncepcji Ingardena -
wym ogom budowy strukturalnej dzieła27. Przygodność lektury jest niem al natych­
miast (nierzadko naw et w tym samym zdaniu) zniw eczona przez jej metodycz-
ność i ta zasada staje się nadrzędna w całym wywodzie autora. Z jednej strony,
Ingarden będzie usiłow ał podtrzym ać zdarzeniowy, nieprzewidywalny, procesu-
alny, a także dynam iczny charakter czytania28, z drugiej - praw ie natychm iast bę­
dzie w prow adzał elem enty ograniczające czy zatrzym ujące ów „naturalny” ruch
lektury. Świadczyć m oże o tym dobrze widoczna troska filozofa o znalezienie ele­
m entów stałych29, o wyznaczenie powtarzalnych i trwałych punktów oparcia. Ana­
lizując np. pierw szą z operacji poznawczych w toku czytania, Ingarden szczegól­
nie m ocno podkreśla prawidłow ość polegającą na „uchw ytyw aniu typowej posta­
ci znaków słow nych” (IP 25), nie zaś tego, co indywidualne. Akcentując więc
zdarzeniowy charakter czytania, a także jego status jako pewnego rodzaju doświad­
czenia30, próbuje jednocześnie owo doświadczenie uogólnić. Potw ierdza to nie
tylko w spom niana ju ż m etodyczność, lecz także w yraźna skłonność do obwaro-
w yw ania lektury szeregiem restrykcyjnych w arunków (np. czytanie musi być
„ m i l c z ą c e i s a m o t n e”31, „poniew aż wówczas przeżycia czytelnika uprasz­
czają się w sposób istotny”, IP 23). Spory fragment O poznaw aniu dzieła literac­
kiego (IP 23-24 ) pośw ięcony jest w gruncie rzeczy „w ysterylizow aniu” aktu lek­
tury - odizolow aniu go od ew entualnych wpływów zewnętrznych. Ze względu na
niektóre z tych w pływ ów bowiem - mówi Ingarden wprost - „czytane dzieło nie
może ju ż zostać poznane w swej czystości” (IP 24). Bardzo am biw alentnie po­
traktow any jest rów nież podm iot lektury, czytelnik, co do którego nb. Ingarden
dość często nie może się zdecydować, czy o jego przeżyciach opowiadać z per­
spektywy własnej - indywidualnego doświadczenia lektury, czy też z perspekty­
wy powszechnej i ogólnej, tj. każdego czytelnika32. Ponadto, z jednej strony, usi­
łuje autor O poznaw aniu dzieła literackiego opisać doznania i reakcje czytelnika
jako w ysoce naturalne, nieprzewidywalne, a nawet bardzo zm ysłowe. W takim
opisie nierzadko daje się on pochłonąć lekturze, zapom inając o Bożym świecie.
Służą temu określone zabiegi narracyjne, np.: „czytelnik udaje się w świat przed­

27 R. I n g a r d e n, Studia z estetyki. T. 1. Warszawa 1966, s. 13-65.


2,1 Św iadczą o tym choćby liczne uwagi na temat czytania jako ruchu i wzm ianki o dynam ice
lektury (np. IP 104), a także - o je j radykalnej czasow ości (IP 139).
29 Np.: „stale obecny jest czytelnikowi [!] fenomen posuwania się ku coraz to nowym częściom ,
resp. fazom dzieła, a niekiedy rów nocześnie z nim fenom en ubywania nie znanych jeszcze jego
c zęści”; „Ten podwójny horyzont jako horyzont jest stały” (IP 104).
30 Zob. choćby przyw oływ ane tu w cześniej słow a „co się dzieje, kiedy zabieramy się do
czytania?” (IP 104).
31 I n g a r d e n , Studia z estetyki, t. 1, s. 10.
32 Stąd równie częste m ieszanie w toku narracji pierwszej osoby liczby mnogiej i trzeciej
osoby liczby pojedynczej, bywa, że nawet w tym samym zdaniu, co daje efekty wręcz kom iczne -
zob. np. IP 139.

http://rcin.org.pl
TEORIA I LEKTURA: N IEBEZPIECZNE ZW IĄZKI 79

staw iony” (IP 126), „czytelnik niejako udaje się w przedstaw ioną przeszłość” (IP
124), „czytelnik płynie [...] z upływem przedstaw ionego (lub tylko współprzed-
staw ionego) w dziele czasu” , „w idzi” zdarzenia przeszłe (IP 124), „pow tarzający
się rytm m oże czytelnika [...] ukołysać” (IP 104) itp. Z drugiej strony jednak, ten­
że czytelnik obow iązany jest zachować trzeźwy dystans wobec w ciągającego go
nurtu zdarzeń. Pisze Ingarden:
jako czytelnicy musimy ustawić się do pewnego stopnia poza konkretnym, jednorazowym prze­
pływ em zdarzeń i nie m ożem y się w m yśli przenieść w określoną chw ilę, aby płynąć razem ze
strumieniem wypadków i oglądać je z bliska. [IP 126]

Co więcej, potrzebny jest ze strony czytelnika w ysiłek, by dzieło utrzym ać


w pewnej zm ieniającej się aktualności (IP 99), nie w spom inam tu ju ż o znanej
instrukcji do poszczególnych operacji w trakcie lektury. C ałkiem podobnie przed­
stawia się sprawa, gdy chodzi o kom petencje czytelnika. Z jednej strony - daje do
zrozum ienia Ingarden - jego reakcje są em ocjonalne, po prostu „ludzkie” : bywa
kapryśny, np. kieruje się „żywym zainteresow aniem ” (IP 47) lub „żywo pam ięta”
sens skondensow any (IP 101), z czego m ożem y w nosić, że ignoruje po prostu to,
co go nudzi. Bywa bezradny doznając „zaham owania albo nawet zacięcia się w pro­
cesie czytania” (IP 27). Popełnia błędy w rozum ieniu (IP 30) czy coś rozum ie
fałszyw ie (IP 31). Zdarza mu się „czytać między w ierszam i”, a co gorsza - „prze­
oczą niejako m iejsca niedookreślenia jako takie i m im o woli w ypełnia je określe­
niam i, do których [...] [go] tekst nie upoważnia” (IP 55). W naturalny, często od­
ruchow y sposób reaguje na trudności w odczytyw aniu, na dostrzeżone niespójno­
ści. W yjaśnia więc filozof:
Jeżeli [...] następne zdanie przypadkowo nie pozostaje w żadnym w yczuw alnym związku
z poprzednim, następuje zahamowanie prądu m yślow ego. H iatus ten wiąże się z pewnym mniej
lub bardziej żyw ym zdziw ieniem lub niechęcią. [IP 37]

Z drugiej jedn ak strony czytelnik wykazuje zdolności profesjonalisty, co filo­


z o f odnotow uje w tonie wysoce norm atywnym lub postulatyw nym . O pisywany
przez niego podm iot lektury podejm uje wszak „w ysiłek specjalnie syntetyzujące­
go uchw ycenia” (IP 140), dokonuje „trafnej percepcji (IP 141), „bez zająknienia
w ynajduje intencje znaczeniow e” (IP 36). Nie m oże rów nież pozw olić sobie na
to, by doszło do „istotnych nieraz przesunięć i przegięć w polifonicznym zestroju
jakości estetycznie doniosłych” (IP 105), musi stale przezw yciężać zaham ow ania
(IP 37), dokonyw ać „syntetyzującej obiektyw izacji” lub w ręcz „poprawnej obiek­
tyw izacji” (IP 47). M a także „wiernie uchw ycić” sens (IP 51), „utrafić bez trudu
we »w łaściw e« w danym utworze poetyckim znaczenie” (IP 72), „trafnie rozu­
mieć [m etafory] w ich w szczególny sposób m igoczącym i opalizującym sensie”
(IP 70), „zw iązać wszystkie warstwy dzieła w całość” (IP 73), dostrzec i uchw y­
cić „artystyczną jedność dzieła” (IP 23). W konsekw encji - podobnie jak dla arty­
sty, tak rów nież dla czytelnika podstawowym zadaniem okazuje się przeprow a­
dzenie „procesu estetycznego, a przynajm niej jego fazy w ytw órczej”, co znaczy:
„uzyskanie uczłonow anego zestroju jakościow ego o pew nej ostatecznej jakości
zestroju”33. W ten sposób wielorakość i bogactw o przeżyć czytelnika podlegają
uniform izacji, ba - naw et samo pojedyncze przeżycie okazuje się „złożone” , cho­

33 I n g a r d e n , Studia z estetyki, t. 1, s. 147.

http://rcin.org.pl
80 ANNA BURZYŃSKA

ciaż tworzy pew ną jedność (IP 27), „cała gra wypadków zostaje zobiektyw izow a­
na” (IP 49), zm ysłow ość zaś skutecznie wyelim inowana. Skoro ju ż naw et „pierw ­
sza funkcja czytania nie jest zwykłym i czysto zm ysłow ym spostrzeganiem , lecz
wychodzi poza nie poprzez skoncentrowanie nastaw ienia na to, co typow e” (IP
26), to co dopiero m yśleć o następnych! Lekturze zostaje odebrana także wszelka
prywatność, zw łaszcza gdy chodzi o operację tw orzenia znaczeń przez czytające­
go (IP 37). O statecznie w opisie jego zachowań i reakcji przym usy biorą górę nad
chęciam i, a obow iązki błyskaw icznie neutralizują wszelkie przejaw y swobody.
C zytelnik może np. dokonać „ukonstytuow ania pew nego przedm iotu estetyczne­
go” , ale tylko wtedy, gdy „zachow a się on stosownie w odniesieniu do dzieła [...]”
(IP 84). Ponadto - dopow iada Ingarden - zw łaszcza w sytuacji, gdy czytelnik ma
do czynienia z arcydziełem -
m u s i [...] być niejako w spółczującym z autorem i wykorzystującym pom oc je g o dzieła
w s p ó ł o d k r y w c ą tej osobliwej jakości wartości, która przyświecała pierwotnie autorowi
przy tworzeniu jego dzieła [...]. [IP 89; pierwsze podkreśl. A. B.]

Ci zaś czytelnicy, którym się to nie uda - napom ina ju ż za chw ilę złowieszczo
autor O poznaw aniu dzieła literackiego - „znają [...] jedynie zimny, obojętny war­
tościowo, jakby m artw y szkielet dzieła sztuki” (IP 89). Tak jak przygodność lek­
tury zostaje bardzo szybko okiełznana, również ukonkretnienie dokonyw ane przez
czytelnika i jego nierzadko w zruszająca naturalność przeradzają się w perfekcyj­
ny profesjonalizm , a naw et bezduszny autom atyzm gestów. W szystko po to - bez
ogródek daje do zrozum ienia Ingarden - by proces czytania tekstu „postępow ał
bez trudu” (IP 37), by czytanie było „w łaściw e” (IP 131), by jeg o przebieg odzna­
czał się ciągłością i spójnością, a konieczne do w ykonania operacje dostosow y­
wały się do siebie i uzupełniały co najmniej tak, ,ja k sens zdania uzupełnia się
i dostosowuje się do sensu zdań poprzedzających” (IP 38). F ilozof um ieszcza więc
czytanie „w polu dośw iadczenia” (IP 140) i nadaje lekturze charakter praktyki -
po to jednak, aby natychm iast ją zobiektywizować i zracjonalizow ać (zob. zw łasz­
cza IP 46-80). Poruszając się wśród sprzeczności i ambiwalencji precyzyjny wszak
um ysł filozofa zdaje się wyczuwać (może naw et nieśw iadom ie), że coś jednak jest
nie w porządku. Podobnie jak w książce O dziele literackim , kiedy Ingarden eli­
m inuje zapis i uznaje w arstw ę brzm ieniow ą utworu za pierw szą w arstw ę jego fe­
nom enu34, odczuwa jednocześnie niedogodność tego stanowiska i wielokrotnie pró­
buje się z niego tłum aczyć, tak i w przypadku opisu fenom enu czytania usiłuje
niejako zatrzeć i zneutralizow ać problem atyczność przyjętych rozstrzygnięć. Słu­
żyć temu może np. wysoce kontrowersyjne rozgraniczenie czytania „biernego” (ina­
czej: „prostego”, „czysto pasywnego”, „odbiorczego”) i „czynnego” („aktywnego”)
(IP 40, 4 3 -4 4 )35. O statecznie bowiem w łaśnie owo „bierne”, nomen omen „od­
biorcze” czytanie okazuje się naturalne, swobodne, nieprzew idyw alne, pozbaw io­
ne restrykcyjnych wymogów, „czynne” zaś jest konsekw entną i zawsze zw ień­
czoną sukcesem realizacją drobiazgow ego program u. W yjaśnia Ingarden:

34 R. I n g a r d e n, O dziele literackim . B adania z p o g ran icza ontologii, teorii ję z y k a i filo zo ­


f ii literatury. Przeł. M. T u r o w i c z. Warszawa 1988, s. 58, przypis 3. Zob. też R. I n g a r d e n ,
Z teo rii dzieła literackiego. W zb.: P roblem y teorii literatury. Wybór H. M a r k i e w i c z . Wrocław
1967, s. 9, przypis 5.
35 Zob. też I n g a r d e n , Studia z estetyki, t. 1, s. 2 8 -3 2 .

http://rcin.org.pl
TEO RIA I LEKTURA: N IEB EZPIECZNE ZW IĄZK I 81

Przy czysto odbiorczym czytaniu [...] nie staramy się [..] uchw ycić, a w szczególności
ukształtować syntetycznie [przedmiotów]. Do tego w ogóle nie dochodzi i wskutek tego nie
dochodzi też do żadnej postaci - choćby tylko fikcyjnego - o b c o w a n i a z przedmiotami.
Ten czysto odbiorczy, jedynie przyjmujący i najczęściej także zm echanizowany sposób
czytania zdarza się stosunkowo często [...]. Wiemy w ów czas jeszcze, co czytamy, choć zasięg
rozumienia ogranicza się przy tym zw ykle do fazy czytanego w łaśnie zdania. Jednakże nie
zdajemy sobie sprawy z tego, o c z y m czytamy i j a k i e o n o p o s i a d a w ł a s n o ś c i .

w niektórych wypadkach cały wysiłek czytelnika polega jedynie na pom yśleniu s e n s u c zy ­


tanych zdań (bez czynienia zeń obiektu) i - jeżeli w olno tak pow iedzieć - na p o z o s t a n i u
w sferze ich sensu. Brak natomiast wysiłku duchowego, by od pom yślanych zdań przejść do
przynależnych do nich i zaprojektowanych przez nie przedmiotów. [1P 41]

F ilozof uzna więc za konieczne rozróżnienie „biernego” i „czynnego” czyta­


nia także ze w zględu na to, by wszystko, co zw iązane z doznaw aniem , ze zm ysło­
wym czy nawet cielesnym aspektem lektury starannie oddzielić od porządku inte-
ligibilnego, a następnie niedostrzegalnie usunąć z pola w idzenia. Będzie starał się
zatem przekonać, że jedynie przy „czysto odbiorczym ” czytaniu doznajem y lub
odczuwam y, z kolei dopiero przy lekturze „czynnej” dochodzi do spełnienia ak­
tów sygnitywnych, czyli do ujęcia przedm iotów jako sensu (IP 42), a następnie
„dotarcia do przedm iotów dom niem anych” (IP 43). N ietrudno się też dziwić, że
ostatecznie dokona Ingarden wyraźnego uprzyw ilejow ania czytania „czynnego”,
w którego toku czytelnik dociera do wszystkich w arstw i dzięki tem u zdolny jest
„uchw ycić c a ł e dzieło” (IP 44).
D oświadczenie lektury na gruncie fenomenologii ulega jednak nie tylko obiek­
tywizacji. Niem al równie niepostrzeżenie jak staje się ono w zorcow ym aktem
poznaw ania, tak przeradza się w konkretyzację (w aktualizację wyglądów i re­
konstrukcję przedm iotów przedstaw ionych)36, a następnie w interpretację, która
w m odelu Ingardenow skim jest wszak procesem w ynikającym z aktu konkretyza­
cji, nie zaś „tworem sam odzielnym ”37. Z kolei konkretyzację w ogóle tylko jeden
maleńki krok dzielić będzie od „konkretyzacji adekw atnej”, „oddającej dziełu spra­
w iedliw ość” , czyli takiej, w której czytelnik dociera do „idei” odsłaniającej mu
dane dzieło „w jego organicznej budow ie” (IP 88). Podobnie niepostrzeżenie czy­
telnicze reakcje na bodźce przerodzą się w operacje rozum ienia, te zaś - w inter­
pretację: „m yślenie sensu danego tekstu” (IP 36), „zrozum ienie sensów warstwy
znaczeniow ej dzieła” (IP 108). Nawet m ożna by pow iedzieć m ocniej: na gruncie
fenom enologii lektura w swojej przygodności i czasow ości, w całym swoim zm y­
słowym uposażeniu po prostu znika i pojawia się rozum ienie oraz interpretacja,
podobnie zresztą jak pism o (warstwa napisowa dzieła) znika dla głosu (warstwy
brzm ieniow ej), gdyż od razu i, rzecz jasna, z określonych pow odów zostaje „ujęte
jako w yraz” (IP 27). C zytanie przestaje być dynam icznym i otw artym procesem ,
a staje się aktem w pełni kontrolowanym i ograniczonym w ym ogam i skuteczno­
ści. Trudno się więc dziwić, że napisze następnie Jauss - w iem y uczeń Ingardena:
„za pośrednictw em czytelnika dzieło w stępuje w zm ienny horyzont dośw iadcze­
nia ciągłości, gdzie dokonuje się stała transform acja prostego odbioru w krytycz­

36 Zob. W. R a y , L iterary M eaning. From P henom enology to D econ stru ction. N ew York
1984, zw łaszcza rozdz. Ingarden an d Iser: R eading as C oncretization.
37 Zob. M. O s t r o w i c k i , Interpretacja. Hasło w: Słow n ik p o ję ć filozoficzn ych Rom ana
Ingardena. Red. nauk. A. J. N o w a k , L. S o s n o w s k i . Kraków 2001, s. 108.

http://rcin.org.pl
82 ANNA BURZYŃSKA

ne zrozum ienie [...]38, a cytat ten najlepiej pokaże konsekw encję fenomenologii:
to m ianowicie, ja k szybko „prosty odbiór” przerodzi się w „krytyczne rozum ie­
nie”, proces czytania zaś usunąć się musi w cień, by zaspokojone zostały interesy
ontoherm eneutyki39.
Nie m ożna, rzecz jasna, zarzucić niczego Ingardenowi - jego rozum ow anie
przebiegało wszak zgodnie z klasycznym i zasadam i fenom enologii. Od dośw iad­
czenia czytania, od percypow ania jego zjawiskowości przechodził filozof stop­
niowo do uchw ytyw ania cech istotowych, a następnie praw idłow ości i reguł lek­
tury. Ale w takim postępow aniu coraz bardziej przestaw ała być ona tym, czym tak
naprawdę była: intym nym , osobistym , nie skrępowanym rygoram i poprawności
doświadczeniem , którem u w przytulnym zaciszu głębokiego fotela oddaw ać się
mógł czytelnik. Stawała się natom iast aktem czytania, który coraz bardziej przera­
dzał się w perfekcyjnie zaprogram ow any akt odczytyw ania. Ten zaś to po prostu
nowa nazwa tradycyjnie pojętej interpretacji, nazwa, która li tylko tuszow ać miała
odwieczne restrykcje herm eneutyczne. Jednak, z drugiej strony, Ingardenowska
teoria czytania dzieła literackiego ujawniała również, że lektura nie poddaje się
łatwo ani obiektyw izacji, ani też uniwersalizacji, że nie daje się oderw ać od m iej­
sca i czasu, jak rów nież od indywidualnych predyspozycji czytającego, a najprost­
szych, znanych każdem u czytelnikow i doznań nie sposób w procesie czytania
oddzielić od przejaw ów określonej kom petencji. Pokazyw ała więc, że gdy chcieć
rzetelnie m ówić o lekturze (nie zaś o interpretacji, analizie, krytyce...), to nie da
się „odcedzić” teorii od praktyki, dośw iadczenia od jego ogólnych warunków,
empirii od rado, rozum u od ciała, tego, co inteligibilne, od tego, co zmysłowe.
U porczywa krzątanina Ingardena, jego wysiłki, żeby z procesu czytania w yelim i­
nować w szelką subiektywność, przygodność, indywidualność i konkretność, były
zatem wyraźnie podszyte lękiem przed ewentualnym i zagrożeniam i, na jakie m o­
gło narazić teorię oddanie się (bez reszty) lekturze. Zagrożeniom tym położą osta­
tecznie kres następcy Ingardena.

Czytanie jako „tworzenie kierowane”40, albo wolność w klatce


[...] czytelnik reaguje w sposób podsuwany przez tekst. [1263]

Prowadzi go niewątpliwie autor [...]. [S 191]

Dla kontynuatorów opcji fenom enologicznej, czy to dla S artre’a, Blanchota


lub D ufrenne’a41, czy też dla niem ieckich estetyków recepcji (Jaussa, Isera, Na-
um anna bądź Grim m a), czytanie ma ju ż konsekwentnie postać aktu42, którego prze­
bieg regulow any jest określonym i (ustalanym i zawczasu) zasadam i, którego sku­
teczność staje się wymogiem, a konkluzywność zostaje przewidziana z góry. Przede

38 J a u s s , op. cit., s. 142.


39 O kreślenia „ontohermeneutyka” lub „hermeneutyka ontologiczna” pochodzą od Derridy -
zob. np. jego O strogi. S tyle N ietzschego (przeł. B. B a n a s i a k. Gdańsk 1997, s. 6 6 , 8 0 -8 1 ).
40 Przywołuję tu znane sform ułowanie Sartre’a (S 391).
41 Zob. R a y, L iterary’ M eaning, cz. 1: The P henom enology o f Reading.
42 M im o że uparcie będą nazywać je procesem. Zob. np. W. I s e r , P roces czytania. P erspekty­
w afenom enologiczna. Przeł. W. B i a 1 i k. W zb.: W spółczesna m yśl literaturoznaw cza w R epublice
F ederaln ej Niem iec. A ntologia. Red. H. O r ł o w s k i. Warszawa 1986.

http://rcin.org.pl
TEORIA I LEKTURA: N IEB EZPIECZNE ZW IĄZK I 83

wszystkim zaś pow oływ any przez jiich do życia czytelnik ma coraz mniej swobo­
dy, a coraz więcej obowiązków. Lektura okaże się bow iem w tym przypadku bar­
dzo ściśle określonym zadaniem do wykonania: realizacją scenariusza wpisanego
w dzieło. Pow innością czytającego będzie odtw orzenie sensu jako „organicznej
całości” i w ydobycie „przedm iotu literackiego” z przyrodzonego mu „m ilczenia”
(S 190). I nie znajdzie się tu miejsca na chw ile słabości, na zm ęczenie czy też
jakąkolw iek przypadkowość. Dosadnie wyrazi to Jean-Paul Sartre napom inając
(na wszelki wypadek) niesubordynow anego czytelnika:
Jeśli będzie on nieuważny, zm ęczony, głupi lub rozproszony, to wym knie mu się w ięk­
szość stosunków, nie zdoła spowodować, by przedmiot „zajął się” (w takim sensie, w jakim
mówi się, że coś „zajęło się” od ognia; będzie w ydobyw ał z pomroki zdania, pojawiające się
jakby na los szczęścia). [S 189-190]

Nieco dalej spróbuje filozof trochę złagodzić swoje apodyktyczne sądy, doda­
jąc, żejed n ak :
nic się nie stanie, jeśli czytelnik nie stanie od razu na w ysokości tego m ilczenia43, jeśli - osta­
tecznie - nie w ym yśli go, jeśli następnie nie umieści i nie utrzyma w nim obudzonych przez
siebie słów i zdań. [S 190]

W prawdzie będzie nobilitow ał raz po raz tw órczy aspekt czytania, przekonu­


jąc, że jest ono w istocie „syntezą postrzegania i tw orzenia”, „odsłaniania w two­
rzeniu i tworzenia przez odsłanianie” (S 189), niemniej z całego dalszego wywodu
jasno da się odczytać bardzo konsekwentny projekt lektury i zdecydowane prefe­
rencje twórcy tego projektu. Między pracą autora a pracą czytelnika, m iędzy pisa­
niem a czytaniem naw iąże się ścisłe sprzężenie, każdą z tych praktyk nie bez racji
określi Sartre m ianem „dialektycznego korelatu” drugiej (S 189). Autor ustawi „słu­
py m ilowe” „porozdzielane pustką” - czytelnik będzie m iał za zadanie je połączyć
(S 191), jego lekturowa twórczość okaże się w olnością w nader ściśle określonych
granicach, wyznaczanych zarówno przez samo dzieło, jak i przez autora zawczasu
i skrupulatnie regulującego i kontrolującego „kreślone znaki” (S 183). Czytanie bo­
wiem - tak filozof podsumuje swoje wywody - „to indukcja, interpolacja i eks­
trapolacja, podstawy zaś tym operacjom dostarcza wola autora, podobnie jak wola
boska miała dostarczać - jak długo wierzono - podstaw indukcji naukowej” (S 199).
Sartre tak ja k Ingarden odw ołuje się do „ d o ś w i a d c z e n i a czytelnika”
(S 199) i przyznając lekturze charakter dośw iadczalny - niem al jednocześnie,
w tym sam ym zdaniu (jakby w obawie przed porwaniem się na niepew ne) zaprze­
cza jej ew entualnej dezynwolturze. Intencje autora nie są łatw e do rozszyfrow a­
nia, m ogą one stać się „przedm iotem przypuszczeń” :
istnieje pewne d o ś w i a d c z e n i e czytelnika. Przypuszczenia te są jednak poparte przez
naszą całkow itą pew ność, iż ukazane w książce piękno nie jest nigdy wynikiem przypadku.
[S 199]

Fakt to rów nież bardzo dobrze znany, żc Ingardenow ska fenom enologia czy­
tania w najw iększym bodaj stopniu zainspirow ała jeden z najprężniej rozw ijają­

43 Sform ułow anie to odnosiło się do fragmentu w cześn iejszego: „Przedm iot [...] literacki
realizuje się wpraw dzie p o p r z e z język , lecz nigdy nie jest dany w języku; przeciw nie, z natury
jest m ilczeniem , zaprzeczeniem słow a” (S 190).

http://rcin.org.pl
84 ANNA BURZYŃSKA

cych się w XX w ieku lekturologicznych nurtów wiedzy o literaturze - niem iecką


estetykę recepcji. Bez tej ostatniej zaś nie tylko nie w ezbrałyby tak potężną falą
am erykańskie nurty badające literaturę z perspektyw y czytelnika (zresztą uczci­
wie zw racają na to uw agę autorki obydwu przyw oływ anych wcześniej antologii),
lecz zapew ne nie uzyskałaby odpowiedniej dawki energii poetyka odbioru, zali­
czana do najw ażniejszych nurtów polskiej XX-wiecznej teorii literatury. Wiemy
też, że chyba najw iększy w pływ na następców Ingardena w yw arła jeg o myśl wy­
pow iedziana przy okazji wspom nianych ju ż rozw ażań o „aktyw nym czytaniu”.
Finałem tego czytania m iało stać się bow iem - przypom inam tylko dla uporząd­
kowania wyw odu - przejście od uchw ycenia intencjonalnych stanów rzeczy (przy­
należnych do odpow iednich zdań) „do przedm iotów (rzeczy, procesów ), które
w tych stanach rzeczy się odsłaniają” (IP 44).
A żeby zaś zaś po odkryciu i - s it venia verbo - odbudow aniu w arstw y przedm io­
tów, w jej nieraz skomplikowanej budowie, osiągnąć estetyczną percepcją, trzeba koniecznie
[...] wyjść nawet poza tę warstwę, a w szczególności poza różne szczegóły w niej explicite
w yznaczone przez sensy zdań, i w niektórych kierunkach uzupełnić to, co przedstawione.
I w t y m [uzupełnianiu] czytelnik okazuje się do pew nego stopnia w spółtw órcą literackiego
dzieła sztuki. [IP 44]

Dzieje się tak, poniew aż - kontynuował filo z o f- „O dbiorcze akty poznawcze


splatają się [...] z twórczym i aktami intencjonalnego w ytw arzania rzeczyw istości
przedstaw ionej” (IP 51).
Zarówno dla Ingardena, jak i dla jego naśladow ców konkretyzacja była abso­
lutną koniecznością, dzieło bowiem z natury schem atyczne ożyw ało dopiero w te­
dy, gdy ujaw niało się w m nogości konkretyzacji; owych różniących się od siebie
konkretyzacji mogło być wiele, bo wpływały na to i predyspozycje odbiorcy, i esprit
du tem ps, i przede w szystkim samo dzieło44. Teoria konkretyzacji daw ała więc
przyzw olenie czytelnikow i na jego w łasną aktywność. U pew niany w przekona­
niu, iż to on jest właściw ym tw órcą znaczeń literatury, iż on nadaje jej sens, tym
samym - dekretow ał to niewątpliwie już m anifest Jaussa - urastał czytelnik do
rangi najważniejszej figury życia literackiego. Owo przyzw olenie na w spółtw o­
rzenie tekstu przez czytelnika, uznane za jedno z w iększych osiągnięć Ingarde-
nowskiej teorii literatury, przynosiło niew ątpliw ie wiedzy o literaturze perspekty­
wę bardzo kuszącą. Od początku było jednak jasne, że gdy tylko na scenę w ejdzie
hasło „tw órczość”, wiązać się z tym m uszą nieuchronnie kłopoty. N atychm iast
pojawi się bow iem problem swobód i ograniczeń czytania lub - jak to trafniej
określił Ingarden - „problem granic zm ienności konkretyzacji”45. W prow adzając
więc postulat aktyw nego i kreatywnego udziału czytelnika (już nie konsum enta,
lecz w spółtw órcy dzieła) należało jednocześnie natychm iast ograniczyć przy­
znane mu prawa. Nie om ieszkał tego uczynić ju ż sam Ingarden. Bo jakkolw iek
dostrzegał w czytelnikach „naturalne skłonności” do w ychodzenia poza dzieło
(IP 55), a naw et twierdził:
chcąc uzyskać [w uzasadnionych wypadkach] e s t e t y c z n ą percepcję (Erfassung) d zie­
ła, w procesie obiektyw izow ania przedmiotów przedstawionych często m usim y w ychodzić

44 Zob. I n g a r d e n , O d ziele literackim , s. 428, 430. Zob. też B. D z i e m i d o k, K on krety­


za cja estetyczn a. H asło w: Słow nik p o ję ć filozoficzn ych R om ana Ingardena.
45 I n g a r d e n , O d zie le literackim , s. 433.

http://rcin.org.pl
TEO RIA I LEKTURA: N IEB EZPIECZN E ZW IĄZKI 85

znacznie p o z a to, co jest explicite zawarte (effektiv) w warstwie przedmiotowej sam ego dzie­
ła. [IP 53]

Dopow iadał jednak: „M usim y te przedm ioty ukonkretyzow ać przynajm niej


w tej mierze i w tych granicach, w jakich się tego dom aga samo dzieło” . Ono bo­
wiem realizow ać ma „w szystkie warunki do konkretyzacji” (IP 53). N ieco dalej
Ingarden przekonyw ał również, że pow innością czytelnika jest odkrycie pierw ot­
nego zam ysłu autorskiego (IP 89) oraz że zachodzi konieczność uzgodnienia do­
konywanej przez czytelnika konkretyzacji z intencją tw órcy (IP 58) albo z „w ar­
stw ą znaczeniow ą” (IP 57). Bądź przynajm niej - że „aktualna intencja” „rozum ie­
jącego aktu m yślow ego” czytelnika przem ienić się w inna w intencję, „która jest
identyczna z intencją słowa lub zdania w ystępującego w tekście” (IP 36). I choć
„w łasna w spółtw órcza czynność czytelnika”, a także jego „z własnej inicjatywy
i w yobraźni” w ypełnianie miejsc niedookreślenia „m om entam i w ybranym i” zda­
wały się budzić w filozofie w yraźną aprobatę, a naw et nikłe przejaw y sym patii
(IP 56), to jednak gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, że czytelnik m oże wykazać
się nadm ierną swobodą, „puścić po prostu »wodze fantazji« i uzupełnić dane przed­
m ioty szeregiem nowych m om entów ”, zaraz dodawał:
płynie [ze sw obody w konkretyzacji] szczególne niebezpieczeństw o dla poprawnego rozum ie­
nia literackiego dzieła sztuki i jego wiernego uchw ycenia estetycznego. N ależy przeto zwrócić
na to szczególn ą uwagę przy badaniu obiektywności, resp. prawdziwości poznania dzieła lite­
rackiego. [IP 56]

N iem al w ięc w tedy gdy ustanaw iał Ingarden czytelnika kreatorem , natych­
m iast ograniczał jego twórcze dążenia46. W tej samej chw ili, w której nakłaniał go
do działania, zalecał daleko posuniętą pow ściągliw ość47. K onkretyzacje nie m u­
siały być zgodne z autorskim projektem, ale też nie mogły być zdane na sw obod­
ne upodobania „konsum enta”, co więcej - wiele z nich należało uznać po prostu
za niewierne, a zatem bezwartościowe. Mimo więc deklarowanego przyzwolenia
na czytelniczą twórczość, na plan pierwszy wysunęły się od razu: „odpowiednie
ukonkretyzowanie” (IP 56), „adekwatna percepcja i trafna ocena” (IP 58) oraz bezwar-
tościow ość zbyt sw obodnych konkretyzacji (IP 57). I, oczyw iście, nietrudno było
znaleźć echo tych poglądów u niem ieckich estetyków recepcji, zw łaszcza w roz­
praw ach W olfganga Isera, który stwierdzał np. z niew zruszonym przekonaniem :
miara nieokreśloności tekstu literackiego tworzy k o n i e c z n y stopień w olności, jaki m u s i
przysługiwać czytelnikow i w akcie komunikacji, aby „przesłanie” zostało o d p o w i e d n i o
przyjęte i przetworzone. [I 269; podkreśl. A. B.]

Nic też dziw nego, że badacze niem ieccy nie zajęli się propagow aniem haseł
o tw órczej potencji czytelnika. Wręcz przeciw nie - ich uw agę zaprzątały przede
wszystkim: określanie liczby i rodzaju „zabiegów sterujących” (1270), ocena „tech­
nicznych w arunków rozstrzygających o sterow aniu reakcjam i czytelnika” (I 271),
ustalanie „repertuarów struktur [nieokreśloności]” (1269), a także opisyw anie nie­
podw ażalnych „danych tekstow ych” lub „podstaw recepcyjnych”48. I choć grani­

46 Czasem naw et w jednym i tym samym zdaniu, np. IP 56.


47 Zob. O s t r o w i e k i , loc. cit.
4f( Zob. M a r k i e w i c z, op. cit., s. 220.

http://rcin.org.pl
86 ANNA BURZYŃSKA

ca owych sw obód/przym usów czytającego zaczęła bardzo szybko przypominać tę


między talerzem a talerzykiem , czyli m ówiąc wprost - nie sposób jej było precy­
zyjnie wyznaczyć, to jednak nagrom adzenie wyrazów: „konieczny”, „m usi” i „od­
pow iednio”, m ówiło samo za siebie, paląca potrzeba „w stępnej determ inacji re­
cepcji”49 pochłonęła zaś ostatecznie zarówno swobodę, jak i m ożliw ości twórcze.
„N ieokreśloność” nadzwyczaj szybko została zastąpiona znaczeniem (1280), lektu­
ra przestaw ała być „żywym dośw iadczeniem ” , a przeradzała się w „hermeneu-
tyczną operację” (I 273), pisany tekst okazywał się jedynie „cieniem ” jego „nie
sform ułowanej podstaw y” (I 275), w której istnienie w ierzono tak m ocno, jak bar­
dzo chciano ją odzyskać. W ten sposób stare upiory (dzieło, autor, intencja czy
prawda) pow racały w innym przebraniu, efektow niejszym i przynoszącym złu­
dzenie niew ym uszonego luzu.
W spom niany ju ż Jaussow ski dekret z 1967 roku, naw ołujący do radykalnego
przeorientowania historii literatury w historię recepcji i oddziaływ ania, najbardziej
wym ownie pokazyw ał dającą się łatwo dostrzec praw idłow ość. Zarów no bowiem
na gruncie bliskiej Jaussowi estetyki recepcji, jak i na gruncie poetyk odbioru,
mnożących się w latach siedem dziesiątych i osiem dziesiątych m inionego stule­
cia, zm iana perspektyw y m iała być w rzeczywistości podtrzym aniem dotychcza­
sowego status quo, tyle że wszystko zostało odwrócone do góry nogam i. Intencja
autorska przybrała postać im plikowanego czytelnika, odw ieczne rygory herme-
neutyczne w róciły jako „moc sterow nicza” tekstu, postulow ana subiektywizacja
okazywała się zakonspirow aną obiektywizacją, teoria zaś w ygrała potyczkę z lek­
turą. Przewidywał to zresztą sam Jauss ju ż na początku swojej niezw ykle inspiru­
jącej literaturoznaw ców rozprawy:
Analiza literackiego doświadczenia czytelnika m oże uniknąć grożącego jej psychologi-
zmu, jeśli opisze odbiór i oddziaływanie dzieła w dającym się zobiektyw izow ać system ie o cze­
kiwań, który to system w przypadku każdego dzieła w historycznym m om encie jego pojaw ie­
nia się określony jest przez uprzednie rozumienie gatunku, przez formę i tematykę uprzednio
znanych dzieł oraz przez opozycję języka poetyckiego i praktycznego50.

C zytelnik, który pozostaw ał tu wciąż wiernie, acz goniąc resztkam i sił, na


placu boju, okazyw ał się istotą głęboko niezaradną - m arionetką w rękach ciągle
w szechw ładnego autora. Poddany rozm aitym „im plikacjom ” , zdeterm inow any
ściśle określonym i wzorcam i kom unikacji i „kontroli gatunkow ej” , miał w łaści­
wie do spełnienia tylko jed n ą rolę: sprawnie wykonać partyturę dzieła (jedno z ulu­
bionych określeń postfenom enologicznych teorii lektury) pod dyktando jego au­
tora51. Estetyka recepcji zdawała się całkowicie zapominać o nie tak dawnych szum ­
nych postulatach usunięcia z pola widzenia przestarzałej „Kunst der Interpretation",
którą oskarżał np. Iser w jednym z najsłynniejszych m anifestów szkoły o „szu­
fladkującą gorliw ość” , zanikającą „z reguły dopiero w ówczas, gdy udało się usta­

49 O kreślenie M. N a u m a n n a , użyte w artykule L iteratu ra i p ro b le m y j e j recepcji (przeł.


K. K r z e m i e n i o w a . „Pamiętnik Literacki” 1980, z. 1, s. 289).
50 J a u s s , op. cit., s. 145.
51 N ajlepszym przykładem takiego ujęcia czytelnika okazała się książka W. I s e r a The Im-
p lie d R eader. Pattern o f Com m unication in P rose Fiction from Bunyan to B eckett (Baltim ore and
London 1974). O kreślenie „kontrola gatunkowa” pochodzi w łaśnie z niej.

http://rcin.org.pl
TEO RIA I LEK TURA: N IEB EZPIEC Z N E ZW IĄZKI 87

lić znaczenie treści tekstu i potwierdzić jego ważność przez odw ołanie się do tego,
co ju ż było w iadom e” (I 259).
Przesuwając punkt ciężkości z „w ydobyw ania” sensu na „nadaw anie” go, es­
tetyka recepcji pozornie aktywizow ała czytelnika i we własnym m niem aniu wzno­
siła się (przynajm niej tak się wydawało Iserowi) ponad postponow aną „sztukę
interpretacji”, o czym usilnie przekonyw ał autor A pelatyw nej struktury tekstów ,
uznając w tym m om encie za sw oją sojuszniczkę Susan Sontag (m ogło się to zda­
rzyć chyba tylko jem u!) (I 259-261). Dokonania szkoły z Konstancji nie miały
jednak nic wspólnego z głoszoną przez autorkę Przeciw interpretacji erotyką sztuki
(choć, być może, takie w łaśnie były ukryte pragnienia badaczy niem ieckich), m ia­
ły natom iast bardzo wiele wspólnego ze zdecydow anie odrzucaną przez pisarkę
herm eneutyką52. Przede wszystkim jednak coraz mniej w spólnego z w szelką ero­
tyką zdaw ał się m ieć nieszczęsny podm iot lektury - zobiektyw izow any, zunifiko­
wany, a zarazem zmumifikowany, konsekwentnie odzierany z wszelkich cech ludz­
kich, pozbaw iany zmysłów, pragnień, ciała - stawał się bezw olnym szkieletem,
znikającym cieniem , obdarzonym (na osłodę) szum nym m ianem „superczytel-
nika”.

Poetyki lektury, czyli danse macabre

Tekst chce [...]. Czytelnik musi [...]. [EL 76, 73]

„G odny sługa sem iozy” (El 44) - określenie czytelnika, jakie zaproponował
Um berto Eco, wyrażało właściw ie wszystko, a przykład badacza w łoskiego był
bardzo reprezentatyw ny dla nurtu funkcjonującego pod nazw ą „poetyki lektury” .
Poetyki te, zrodzone na gruncie strukturalno-semiotycznej teorii komunikacji, przy­
niosły bowiem takie ujęcie problem ów lektury, przy którym Ingardenowsko-Ise-
rowskie m arzenia o czytelniczym wypełnianiu miejsc niedookreślenia okazywały
się całkiem niewinne, co więcej - bardzo liberalne. Głównym celem poetyk nie było
przecież - o czym dobrze wiemy - wypracowanie narzędzi przydatnych do opisu
rozmaitych praktyk lektury, lecz opisanie algorytmu lektury modelowej. A w kon­
sekwencji - realizacja jednego z głównych pragnień strukturalistów : „fantastycz­
nego zam ysłu totalnej kontroli”53 nad czytaniem. Opcja sygnow ana nazwiskam i
Eca czy też R iffaterre’a (a wcześniej Levi-Straussa bądź Jakobsona) bez w ątpie­
nia bardzo wiele zaw dzięczała fenom enologii, lecz ostatecznie zaprzepaściła je d ­
ną z jej najw ażniejszych zdobyczy. Na gruncie fenom enologii bowiem czytelnik,
chociaż prow adzony za rękę przez autora, zachow yw ał przynajm niej złudzenie
w olności, w łączając do program u dzieła sensy pochodzące ze swojej własnej św ia­
domości. Czytelnikowi wykreowanemu przez poetyki lektury pozostawało już tylko
zadanie rekonstrukcji zasadniczo niezmiennej struktury tekstu oraz jej w ew nętrz­
nych relacji sem antycznych. Przedsięwzięcie wym agające w prawdzie sporej zręcz­

52 O dw ołuję się tu do słynnego tekstu S. S o n t a g P rze c iw in terpretacji {przeł. M. O l e j ­


n i c z a k . „Literatura na Ś w iecie” 1979, nr 9). Zob. też G. G r i m m , R ecepcja a interpretacja.
Przeł. K. J a c h i m c z a k. W zb.: W spółczesna teoria badań literackich za gran icą, t. 4, cz. 1.
53 Trafne określenie L. B e r s a n i e g o , użyte w artykule C zy istn ieje nauka o literaturze?
(przeł. E. P s z c z o ł o w s k a. „Pamiętnik Literacki” 1974, z. 3, s. 335).

http://rcin.org.pl
88 ANNA BURZYŃSKA

ności (nazywanej przez strukturalistów bardzo chętnie „kom petencją”), lecz w isto­
cie rzeczy całkow icie odtw órcze54.
Eco w wielu m iejscach w ykładał swój projekt poetyki czytania, szczególnie
zaś rozwinął to zagadnienie w książce Lector in fabuła. W racając w niej do jednej
ze swoich najw cześniejszych prac55, uczony już na samym w stępie określał pielę­
gnowany konsekw entnie przez lata punkt widzenia. Interesow ał się odpow iedzią
na pytanie staw iane rów nież przez fenomenologów:
jakim sposobem dzieło sztuki, z jednej strony, domaga się swobodnej ingerencji interpretacyj­
nej sw oich odbiorców, a z drugiej - odznacza się cechami strukturalnymi, które pobudzają
i porządkują zarazem ciąg je g o interpretacji. [EL 5]

Zafascynow any był w ięc początkowo - jak sam to nazyw ał - „fenom enologią
dośw iadczania »otw artości«” , czyli innymi słowy: czytelniczym doznaniem przy­
zw olenia tekstu na w ielość i różnorodność interpretacji. O statecznie jedn ak w y­
siłki badacza przybrały raczej postać precyzowania „form y czy też struktury otwar­
tości” (EL 6), zatem - trzeba to powiedzieć wprost - skierowały się w stronę zdecy­
dowanego ograniczania swobody lektury. Uwaga autora Lector in fa bu ła, skupiona
na swoistym dialektycznym związku zachodzącym między dziełem a czytającym
lub (jak ów zw iązek Eco określił później) między „intencją dzieła” a „intencją czy­
telnika”56, zw racała się coraz bardziej ku poznawaniu roli „intencji dzieła” w akcie
lektury, punkt ciężkości zaś przemieszczał się konsekwentnie od owego wspom nia­
nego „pobudzania” czytelnika ku „porządkowaniu jego interpretacji” . Mimo że w po­
czątkowej fazie swoich poszukiwań Eco wyraźnie odżegnywał się np. od kuriozal­
nych stwierdzeń C laude’a Lévi-Straussa, dla którego niezbyw alną cechą dzieła
literackiego było właśnie nie jego „otwarcie”, lecz „zam knięcie” (na inwencję czy­
telniczą)57, i choć bardzo krytycznie oceniał słynną analizę Baudelaire’owskich Kotów
(którą papież strukturalizm u przeprow adził był w spólnie z Jakobsonem ), to je d ­
nak w późniejszych w ypow iedziach - we wspom nianej pracy L ector in fa b u ła czy
w słynnej The Lim its o f Interprétation - prezentow ał ju ż postaw ę w cale nie tak
bardzo odm ienną od dyskredytow anych wcześniej sposobów m yślenia.
W prawdzie staw iał Eco - sam to podkreślał - na czytelnika jak o „aktyw ny
czynnik interpretacji” , jed n ak że czytelnik ten, będący „częścią generatyw ne-
go obrazu sam ego tekstu” (EL 9), a nawet częścią jego „planu generatyw nego”
(EL 97), nazyw any przez autora nie bez racji Czytelnikiem M odelow ym , okazy­
wał się w brew w szelkim pozorom tylko kolejnym paraw anem - tym razem dla
uznawanej przez ortodoksyjnych strukturalistów konieczności respektow ania nie­

54 Zob. J. C u l l e r , The P u rsu it ofSigns. Sem iotics, Literature, D econ stru ction. Ithaca, N ew
York, 1981, zw łaszcza rozdz. S em iotics as a Theory o f Reading.
55 Mam na m yśli D zieło otw arte. F orm a i nieokreśloność w p oetykach w spółczesn ych (przeł.
J. G a ł u s z k a , L. E u s t a c h i e w i c z , A. K r e i s b e r g , M. O l e k s i u k . Wyd. 2. Warszawa
1994).
56 Np. w El 6 3 -6 4 , a także w rozprawie The Lim its o f In terpretation (B loom ington 1990,
passim ).
57 Przekonyw ał C. L é v i - S t r a u s s (C onversazion i con Lévi-Strauss, F oucault e Lacan.
M ursia-M ilano 1969, s. 8 1 -8 2 . Cyt. za: EL 6-7): „przedmiot [...] raz stw orzony przez autora ma
twardość, by tak się wyrazić, kryształu”. Przypisywał w ięc literaturze bardzo „ściśle określone
w ła ściw o ści” - dopow iadał Eco - których odkrycia podjąć się miała analiza strukturalna, mająca
charakter rekonstrukcji, a w ięc wykluczająca inwencję czytelnika.

http://rcin.org.pl
TEO RIA I LEKTURA: N IEB EZPIECZNE ZW IĄZK I 89

naruszalnej struktury tekstu. A więc - użyję tu przew rotnie sform ułow ania Eca -
owych „ściśle w yznaczonych w łaściw ości, które w inna wydobyć analiza” i na ich
podstaw ie (tak przynajm niej wierzono jeszcze w latach sześćdziesiątych m inio­
nego stulecia) dzieło całkowicie określić (EL 6-7). Ponadto: kw estionow any przez
badacza „autor” - prawodawca, a zarazem nadzorca procesu dekodow ania zna­
czeń - raz po raz przypom inał o sobie, mimo że stanow czo i w ielokrotnie odże­
gnyw ał się Eco od konieczności brania pod uwagę jeg o intencji. Twierdził np., iż
to „strateg nakreśla model przeciw nika” (EL 77), i choć próbow ał przekonywać,
że ow ym „strategiem ” jest sam tekst, jednak w gruncie rzeczy m ów ił po prostu
0 zam yśle autorskim , używ ając tylko nieco innego języka. M im o sporych w ysił­
ków, jakie podejm ow ał Eco, by zaprezentować siebie raczej jako rzecznika „otw ar­
tości” , a nie „zam knięcia” dzieł literackich, książka Lector in fa b u ła okazała się
szczególnie mocno podporządkowana przywołanemu przeze mnie ironicznie mottu:
„Tekst chce [...]. Czytelnik musi [...]”. Sam zaś jej autor najbardziej wym ownie
ujaw niał swoje rzeczyw iste intencje w następujących sform ułowaniach:

Oto w ięc ruszamy naprzód i ów czytelnik, zaw sze stojący z boku tekstu czy raczej sie­
dzący mu na karku albo depczący po piętach, um ieszczony zostaje w tekście. Jest to sposób, by
okazać mu zaufanie, lecz jednocześnie by ograniczyć go i kontrolować. [EL 15]

Naturalnie, czytelnik empiryczny, by zrealizować się jako Czytelnik M odelow y, musi


w ypełnić pewne obowiązki „filologiczne”: ma w ięc obow iązek odtworzenia z jak najwięk­
szym przybliżeniem kodów nadawcy. [EL 92]

Superczytelnik, którego pow oływ ał do istnienia Eco, okazyw ał się w isto­


cie jednocześnie i panem, i sługą. Z jednej strony, dysponow ał perfekcyjną kom ­
petencją, kom pletnym zasobem wiedzy i nieograniczoną m ocą ożyw iania tekstu
(EL 75). Z drugiej jednak - był indywiduum w całości „przewidzianym przez tekst”
(EL 76), stw orzonym (w ygenerow anym ) przezeń (EL 80), kierow anym i zdeter­
m inow anym w ym ogam i jego niepodważalnej spójności. C zytelnik pow inien dys­
ponow ać kom petencją ju ż nie tylko językow ą, lecz także sytuacyjną, jego „profil
intelektualny” miał być określony ,jedynie przez rodzaj operacji interpretacyj­
nych [...], rozpoznanie podobieństw, wzięcie pod uwagę pew nych gier” (EL 89).
1 próżne okazyw ało się przekonywanie, że tekst literacki m ógł się stać w tej opty­
ce „niezw ykle otw arty” (EL 82), czytelnik zaś - zostać tw órczym m oderatorem
jeg o „leniw ego m echanizm u” (EL 75). W ystarczyło bowiem spojrzeć na schem a­
ty skonstruow ane przez autora Lector in fa b u ła (zob. np. EL 105), by włos się
zjeżył na głowie. Lektura rozdziałów w rodzaju: J a k tekst p rzew iduje czytelnika
lub A u to r i czytelnik ja k o strategie tekstow e, daw ała raczej podstawy, aby sądzić,
że w zam yśle Eca to nie literatura, lecz właśnie czytelnik jest bezw olnym przed­
m iotem , poddanym praw om przebiegłego i zm yślnego urządzenia - tekstu. „Tekst
jest m echanizm em , który ma za zadanie wytworzyć swojego m odelow ego czytel­
nika” (El 63), a ten z kolei jest „idealnym odpow iednikiem autora m odelow ego”
(El 65) - przekonyw ał wszak badacz i przytoczone tu cytaty zapew ne również nie
w ym agają komentarzy.
O statecznie lektura stawała się w tym ujęciu hipostazą gram atyki tekstu, do­
brze znanej z wielu innych m anifestów strukturalno-sem iotycznych, realizacją jego
planu generatyw nego - jak po nowem u określał to Eco - a także sposobem docie­

http://rcin.org.pl
90 ANNA BURZYŃSKA

rania do tekstow ych struktur głębokich. I chociaż autor Lector in fa b u ła obficie


i w wielu m iejscach rozw odził się nad m ożliw ościam i „w spółdziałania” (EL 262)
czytających w kreow aniu dzieła literackiego oraz nad koniecznością w ytępienia
strupieszałych dem onów „epistem ologicznego fanatyzm u”, przybierających po­
stać ju ż to „m etafizycznego realizm u” (hegem onii autora), ju ż to „nieograniczo­
nej sem iozy” (absolutnej dom inacji czytelnika) (El 4 5 -6 5 )58 - w gruncie rzeczy
popadał w kolejną, dobrze w idoczną skrajność. W tej koncepcji bow iem lektura
zatracała całkow icie charakter procesu czytania tekstu, staw ała się natom iast po­
prawnym dekodow aniem lub po prostu „w łaściw ą” interpretacją: „sem antyczną
aktualizacją tego, co tekst jako strategia chce pow iedzieć” (EL 262).
Jeszcze bardziej restrykcyjne wym ogi nałożone na czytanie dało się znaleźć
w poglądach innego przedstaw iciela poetyk lektury - M ichela R iffaterre’a. Po­
cząw szy od pierw szych prac aż do późniejszych59, tyleż stał on na dobrze ju ż nam
znanym stanowisku, że „zjawisko literackie nie tkwi w sferze relacji autora z te­
kstem , ale - tekstu z czytelnikiem ” (R 290), ile w ytrw ale zm ierzał do stworzenia
projektu „generalnej M etodyki Czytania o zasięgu uniw ersalnym , zarów no przed­
m iotowo, ja k podm iotow o”60. Stanowczo i konsekw entnie przyjm ow any przez
R iffaterre’a „strukturalny punkt w idzenia” (R 299) m usiał zaow ocow ać nie tylko
skutkam i w postaci lansow ania przekonań o koniecznej sensow ności poszczegól­
nych elem entów utworu, które narzucają się „uwadze czytelnika jedynie jako część
spójnej całości” (R 298), czy o uchw ytyw aniu utworu ,ja k o całości organicznej”
(R 299), lecz rów nież ogólnym nastaw ieniem badacza tak do czytelnika, jak i do
aktu czytania. Dla R iffaterre’a tekst stawał się dziełem sztuki dopiero wówczas,
kiedy „kontrolow ał zachowanie odbiorcy”, i choć autor Essais de stylistique struc­
turale opatryw ał ten wymóg kwalifikatorem: „w pewnym stopniu” (R 301), to nie­
trudno było dostrzec, że - jak na rasowego strukturalistę przystało - w łaśnie m oż­
liwości spraw ow ania owej kontroli przez tekst interesują badacza w istocie naj­
bardziej. We w czesnych rozważaniach nad zagadnieniam i stylu61 oraz w nowszych
pracach pośw ięconych interpretacji62 poszukiw ał Riffaterre przede w szystkim sy­
gnałów autorskiej „kontroli dekodow ania” w akcie czytania (uznając kontrolę tę
właśnie za sw oisty i niezbyw alny m echanizm stylu indyw idualnego). Skupiał za­
tem uw agę na elem entach ograniczających swobodę percepcji podczas dekodo­
wania (Kryteria analizy stylu), badał procesy sterow ania lekturą, a w szczególno­
ści - norm y i w zorce tekstowe (.Kontekst stylistyczny), określał system y deskryp-
tywne i schem aty tem atyczne powstające w trakcie czytania (P odejście fo rm a ln e
w badaniach historycznoliterackich). Stworzony przez niego czytelnik coraz bar­
dziej przypom inał perfekcyjnie zaprogramowanego robota, którego poczynania ni­
gdy nie m ogą być spontaniczne, lecz zawsze „zgodne z kliszam i system u” (R 313).

58 Zob też. E c o , The Lim its o f Interpretation, s. 24.


59 Np. M. R i f f a t e r re: E ssais de stylistiqu e stru ctu rale. Paris 1971; S em iotics o f P oetry.
N ew York 1978; La P roduction du texte. Paris 1979; In terpretation an d U n decidability. „N ew
Literary H istory” 1980, nr 2.
60 R. N y c z , Tekstowy świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze. Warszawa 1993, s. 85.
61 M. R i f f a t e r r e: K ryteria analizy stylu. Przeł. 1. S i e r a d z k i. „Pamiętnik Literacki” 1972,
z. 3; K ontekst stylistyczny. Przeł. I. S i e r a d z k i . Jw.
62 C hodzi tu z w ła sz c z a o w sp om n ian ą ju ż pracę R i f f a t e r r e ’a In te rp r e ta tio n a n d
U ndecidability.

http://rcin.org.pl
TEORIA I LEKTURA: NIEBEZPIECZNE ZW IĄZKI 91

Trudno jednakże było się temu dziwić, skoro posługując się kategorią lektury dą­
żył wszak autor Interpretation and Undecidability do przeforsow ania własnej skraj­
nie m onistycznej i niewzruszenie optym istycznej herm eneutyki, w której ram ach
akt odczytywania znaczeń określały i determ inowały param etry poprawności, kom ­
pletności, całościowości. W łaściwe odczytanie, a tylko takie interesow ało bada­
cza, miało zostać całkowicie podporządkowane literalnem u wym iarow i dzieła oraz
jego strukturze. I nie było tu m iejsca na wątpliw ości lub - nie daj Boże! - porażki.
Ewentualna niepew ność co do możliwości określenia referentu w yniknąć m ogła
tylko z błędów i nieuzasadnionych racjonalizacji, jakakolw iek zaś nierozstrzygal-
ność czy niezrozum iałość - stać się jedynie przejściow ą, rychło usuniętą prze­
szkodą63.
Koncepcje Eca i R iffaterre’a ujawniały w spom nianą ju ż praw idłow ość, dają­
cą się dostrzec w rozwoju teorii lektury. Ewolucja myśli autora Lector in fa bu ła
pokazywała, w jaki sposób jego teoria, pomyślana w duchu respektowania w ym o­
gów nowoczesnej matrycy pojęciowej, nie mogąc poradzić sobie z kw estią sw obo­
dy czytania zmierzała ku zamykaniu lektury i ograniczaniu jej swobód, a w efekcie
- sprawowaniu nad nią całkowitej kontroli. Pozorami lekturowej lekkości „przy­
kryw ane były” konkretne przymusy: konieczność popraw nego i skutecznego de­
kodow ania, znoszenie wszelkich napięć i przeciw ności64, a naw et - jak przyzna­
w ał Eco - „tłum ienie indywidualnych niechęci” (EL 77). C zytelnik zatracał więc
całkow icie przyw ileje decydenta: poddany wym ogom potw ierdzania zakładanej
ju ż na w stępie czytelności dzieła65, miał jedynie zdobyw ać orientację pośród roz­
m aitych kodów, reguł i konwencji66. O drzucona ze wstrętem lektura rzeczyw ista,
przekształcona na gruncie teorii w lekturę potencjalną, błyskaw icznie przybrała
postać lektury idealnej, rządzonej bardzo restrykcyjnym i wym ogam i. Ta zaś oka­
zyw ała się służebniczką nie tylko herm eneutyki, lecz w ręcz superherm eneuty-
ki67. Jej najw iększą zaletą miała być bowiem ju ż naw et nie tylko „adekw atna w y­
kładnia” czy „w łaściwa interpretacja”, ale - w edług dosadnego określenia C ullera
- w zniesienie się „ponad interpretację” i m ożliwość całkow itego okiełznania jej
ew entualnej dezynw oltury68. Trudno się więc było dziwić, że zapoznając się z te­

63 Zob. N y c z , Tekstowy św iat, s. 85, 117. - C u l l e r , The P ursuit o f Signs, rozdz. R iffaterre
a n d the Sem iotics o f P oetry.
64 Zob. M. P. M a r k o w s k i , Interpretacyjne rE C O lekcje. „Znak” 1996, nr 12, s. 130.
65 Łatwo to dostrzec np. w bardzo w yraźnie nacechow anej strukturalno-sem iotycznym
sposobem m yślenia definicji pojęcia „lektura”, znajdującej się Słowniku term inów literackich (red.
J. S ł a w i ń s k i . Wyd. 2, poszerz, i popr. Wrocław 1989, s. 250). Lektura jest tu definiow ana jako
„przede w szystkim pochodna faktu, iż dzieło literackie tak jest skonstruowane, że zakłada czytelność
(lisib ilite )”, i to czyteln ość „postuluje czynny udział odbiorcy”, jednakże w bardzo ściśle w y ­
znaczonych granicach, jest bow iem udział ten „określony przez w łaściw ości tekstu”.
66 Zob. J. C u l l e r , Structuralist Poetics. Structuralism, Linguistics an d the Study o f Literature.
London 1975. Do rozdziału tej książki, przełożonego na język polski pt. K on w en cja i o sw ojen ie
(w: C), odw ołuję się w dalszym ciągu wywodu.
67 Taki stosunek do czytelnika w idoczny jest zw łaszcza u hermeneuty E. D. H i r s h a Jr.
( Validity in Interpretation. Chicago and London 1967); fragment tej rozprawy został przetłumaczony
pt. Rozum ienie, interpretacja, krytyka (przeł. K. B i s k u p s k i . W zb.: Znak, styl, konw encja).
Zob. też E. D. H i r s c h Jr., The Aim s o f Interpretation. C hicago and London 1976 (fragm ent w
przekładzie na język polski: Trzy w ym iary herm eneutyki. Przeł. P. P a r l e j . W zb.: W spółczesna
teoria badań literackich za g ran icą, t. 4, cz. 1 (1992)).
68 N aw iązuję do pracy J. C u l l e r a B eyond Interpretation (w . The P ursuit o f Signs).

http://rcin.org.pl
92 ANNA BURZYŃSKA

go rodzaju poglądam i pytał nieco dram atycznie Robert Crosm an: czy czytelnicy
rzeczywiście tw orzą znaczenia?69 I choć jego odpow iedź była tw ierdząca, to na
gruncie sem iotyk strukturalnych i ortodoksyjnych herm eneutyk niew iele się w tej
kwestii zm ieniło. Lektura „pod specjalnym nadzorem ” system atycznie przeradza­
ła się w „m etodyczne odczytyw anie” literatury, które, niestety, przestaw ało mieć
cokolwiek w spólnego z lekturą. Dobrze znany konflikt rom antyczny m iędzy na­
miętnościami a „szkiełkiem i okiem ” jeszcze raz dał znać o sobie, co z kolei słusznie
kom entow ał R ichard Rorty:
Typowymi wytw órcam i odczytań m etodycznych są ludzie, którym brak tego, co Ker-
mode nazywa za Valerym „apetytem na poezję”. Przykładem m oże być antologia odczytań
Jądra ciem ności Conrada, którą ostatnio przeglądałem [...]. Jeśli się nie m ylę, żadnego z kryty­
ków Jądro ciem ności nie zachw yciło ani nie wytrąciło z normalnych kolein życia. Nie odnio­
słem wrażenia, żeby ta książka w iele dla nich znaczyła, żeby obchodził ich Kurtz, Marlow czy
tajemnicza kobieta, której „w łosy były upięte w kształt hełmu”. Postacie te i cała książka zm ie­
niły cele autorów antologii w takim samym stopniu, w jakim próbka pod m ikroskopem zm ie­
nia cele histologa. [El 105]™

O statecznie w ięc połączone siły fenomenologii, sem iotyki strukturalnej, teo­


rii kom unikacji i herm eneutyki zgodnie wyrugow ały poza granice teoretycznego
dyskursu to, co dla lektury wydawać by się mogło najważniejsze: przygodny cha­
rakter czytania, tw órczą sw obodę czytelnika oraz doznaw aną przez niego przy­
jem ność. Inspirow ane socjologicznie koncepcje nastaw ione na „m akroujęcia” -
słusznie pisała M agdalena Lubelska - „w nadziei spełnienia innych celów: typo­
logii publiczności literackiej [...] i nowej teorii tekstu z punktu w idzenia czytelni­
ka lub uwzględniającej kom unikacyjny charakter literatury”, pom inęły wszystko,
co św iadczyłoby o tożsam ości i niepowtarzalnych cechach osobniczych czytelni­
ka: „indyw idualny tem peram ent, doświadczenie [...], jeg o życiow ą sytuację”71.
Zaspokajając swoje najbardziej żyw otne interesy, teorie now oczesne skoncentro­
w ały się na arbitralnych rozróżnieniach między lekturą rzeczyw istą a lekturą ide­
alną, m iędzy praktycznym a teoretycznym wym iarem czytania, m iędzy jego kon­
kretnością a potencjalnością, jednostkow ością a pow szechnością. I nietrudno do­
strzec, które z członów w ym ienionych tu naprędce opozycji zyskiw ały najw iększe
preferencje. Jednocześnie tym sam ym gestem, którym teorie owe czyniły z lektu­
ry podstaw ę swoich dociekań, zarazem odbierały czytaniu w szystko, co w istocie
stanowiło o jego specyfice. Anektując kategorię lektury, czyniły ją skuteczną „przy­

69 R. C r o s s m a n, D o R eaders M ake M eaning? W zb.: The R e a d er in the Text.


70 Badacze skupieni w okół amerykańskiego neopragmatyzmu (zw łaszcza R. Rorty oraz S. Fish),
a także w ok ół w sp om n ian ego na początku tych rozważań nurtu „re a d e r-re sp o n se c ritic is m ”
(szczególnie D. Bleich i N. Holland) zupełnie inaczej ujmują kw estię lektury, w moim przekonaniu
- o w iele bardziej ow ocnie, inspirująco, bez m istyfikacji teoretycznych. Osobnym tematem jest
problematyka lektury na gruncie psychoanalizy literackiej, nurtu, który nie dając się przyporządkować
ani now oczesnem u, ani ponow oczesnem u paradygmatowi teoretycznem u - prezentuje również
oryginalne i sw oiste podejście do omawianych zagadnień. Z powodu braku miejsca w tym tekście,
i tak już bardzo obszernym, nie m ogę owych wątków szerzej komentować. Niedostatek ten postaram
się zrekom pensować w przygotowywanej przeze mnie książce pt. Anty-Teoria (literatury), w której
znajdzie się również niniejszy artykuł. Zainteresowanych odsyłam do wspomnianej już rozprawy
L u b e l s k i e j A m erykańska teoria czytelniczego rezonansu (reader-response criticism ), również
tam znajduje się obszerna biliografia przedmiotu.
71 L u b e l s k a , L ektura literacka, s. 100.

http://rcin.org.pl
TEO RIA I LEKTURA: N IEB EZPIECZNE ZW IĄ ZK I 93

kryw ką” dla własnej restrykcyjności. Za trafny kom entarz do tej sytuacji posłużyć
może diagnoza autorki Lektury literackiej:
Tym czasem pom inięcie dziejących się [w akcie lektury] zdarzeń i pojawiających się tam
wątków jest skazaniem się - gdy chce się m ówić o lekturze i czytelniku - na m ówienie o m eto­
dologiach: konwencjonalnych, uproszczonych, naiwnych, ludycznych, trywialnych i tych g łę­
bokich, wyrafinowanych, naukowych, które traktują dzieło literackie [...] z dziw aczną w szech­
stronnością72.

Robiąc na gruncie nowoczesnej wiedzy o literaturze niezw ykłą i spektakular­


ną karierę, lektura przeradzała się powoli w swoje całkow ite zaprzeczenie. Trud­
no zatem było się dziwić stanowczem u stwierdzeniu B arthes’a z cytowanej ju ż na
wstępie Teorii tekstu, gdzie przekonywał on, że to dopiero tw orzona przez niego
koncepcja literatury „prowadzi do ustanow ienia n o w e g o przedm iotu episte-
m ologicznego: l e k t u r y ”73.
W jak i sposób przyw rócić twórczy charakter czytaniu? Jak wypreparow any
szkielet - kategorię czytelnika - przyoblec z pow rotem w ciało? Jak ponownie
uczynić lekturę przygodą? Te problem y postaw ią przed sob ą w łaśnie m yśliciele
ponowocześni. A w ich użyciu pojęcie „lektura” stanie się zarazem swego rodzaju
narzędziem „rozbiórki” fundamentów nowoczesnej teorii i sposobem dem istyfi-
kacji jej złudzeń.

„Dyscyplina lektury, która ma się narodzić”, albo wyzwalanie czytelnika

[...] przebywamy pewną drogę w ewnątrz tekstu Rousseau.


Trasa ta zaoszczędzi nam z pew n ością trudu tworzenia jakiegoś
o g ó l n e g o z e s t a w i e n i a . [DG 2 1 9 -2 2 0 ; podkreśl. A. B.]

Teoria tekstu [...] poszerza w nieskończoność swobodę lek­


tury74.

W książce O gram atologii Derrida stwierdził dość kategorycznie, jakby uprze­


dzając późniejszą diagnozę B arthes’a:
Żaden m odel lektury nie wydaje się nam aktualnie na miarę tego tekstu, który będziem y
chcieli odczytać jako tekst, a n iejak o dokument. Chcem y przez to pow iedzieć - zmierzyć się
z nim w pełni i ściśle, z pom inięciem tego, co czyni ten tekst j u ż b a r d z o c z y t e l n y m
[...]. [DG 205; podkreśl. A. B.]

Uwaga ta pojaw iła się na marginesie lektury Wyznań R ousseau, gdy starał się
odkryć Derrida taki sposób czytania, który nie będzie „szukać p r a w d y z n a ­
c z o n e j przez pism a [Rousseau] (prawdy m etafizycznej lub praw dy psycholo­
gicznej)” (DG 205) i który nie będzie „przekraczał tekstu ku czem uś innemu niż
on, ku desygnatow i” (DG 216). Co znam ienne - w ypow iedź D erridy nie dotyczy­
ła tekstu stricte literackiego, a jednak to właśnie ten fragm ent z O gram atologii
uznany został za m anifest nowej „dyscypliny lektury” (DG 205). W brew dąże­
niom przedstaw icieli estetyki recepcji i poetyki odbioru, których w ysiłki determ i­
nował regulatyw ny ideał czytelności, Derridę kw estia czytelności zdaw ała się nie

72 Ibidem , s. 103.
73 B a r t h e s, Teoria tekstu, s. 202. Pierwsze podkreśl. A. B.
74 Ibidem .

http://rcin.org.pl
94 ANNA BURZYŃSKA

obchodzić wcale. W prost przeciwnie: to właśnie nieczytelność tekstu, wszystko,


co stawiało w nim opór, w ychodziło zdecydowanie na plan pierwszy. N ie znaczy­
ło to w szakże - ja k chętnie interpretowano D erridow ską lekturologię - że nieczy­
telność uznaw ał filozof za jedynie w artościow ą cechę literatury. To, iż nieczytel­
nym m iejscom tekstów literackich poświęcał znacznie więcej uwagi, oparte by­
ło na przekonaniu, że m iejsca te (z całkiem zrozum iałych względów ) tworzyły
sw oistą siłę napędow ą procesu czytania75. Dlatego przystępując do lektury pism
R ousseau rozpoczynał D errida od prow okującego ośw iadczenia o świadom ym
pom ijaniu wszystkiego, co w tekście czytelne. Gest ów nie tylko bowiem sygna­
lizować miał ogólny charakter zapatrywań filozofa na kwestie lektury, lecz rów­
nież sytuował go od razu w pozycji polemicznej wobec dogmatów nowoczesnych
teorii.
Dla Derridy najw ażniejsze stało się to, co podążając za nim określić by można
jako otw ieranie lektury76. Akcentując bardzo mocno w pracy O gram atologii war­
tość nie odtw órczego, lecz „w ytw órczego” czytania, przyznaw ał on jednocześnie,
że taka lektura narażona być m oże - z oczywistych pow odów - na ryzyko m ów ie­
nia „niem al czegokolw iek” (DG 216). Jednakże - swoje najgłębsze przekonanie
zawarł filozof zarówno w tej, jak i w wielu późniejszych wypowiedziach czy w kon­
kretnych lekturach tekstów - należało po prostu podjąć to ryzyko. Każda bowiem
ze staw ianych dotychczas barier - tw ierdził - „zawsze tylko c h r o n i ł a lekturę,
nigdy jej nie o t w i e r a ł a ” (DG 216). W praktykach Derridy lektura zbliżać się
miała tak bardzo, jak to m ożliw e, do rzeczywistego dośw iadczenia czytelnika,
podejm ującego ryzyko błądzenia po tekście, akceptującego zdarzeniow ość i przy­
godny charakter swoich wysiłków. Także podkreślał filozof procesualny i nigdy-
-nie-zakończony charakter czytania, stanowczo odżegnując się od przym usu jego
efektyw ności, od konieczności przewidywania rezultatów, a czynił to odwołując
się do znanych, z góry przyjętych kryteriów praw om ocności lektury. Zarówno gdy
szło o w spom niany ju ż postulat zgodności czytania (jako tw orzenia znaczeń) z za­
m ysłem autora, jak i gdy w grę wchodziły wymogi obiektyw ności i prawdziwości
odczytań, D errida w ypow iadał się w sposób zdecydowany:
Lektura powinna zaw sze mieć na w zględzie pewien niedostrzegalny dla pisarza stosunek
m iędzy tym, czym - spośród schem atów języka, jakiego używa - on sam rządzi, a tym, czym
nie rządzi. Stosunek ten nie jest pewnym ilościow ym rozdzieleniem cienia i światła, słabości
i siły, lecz strukturą znaczącą, jaką lektura krytyczna powinna w ytw orzyć. [DG 216]

[lektura nie m oże] przekroczyć tekstu ku czemuś innemu niż on, ku desygnatowi (rzeczyw isto­
ści m etafizycznej, historycznej, psycho-biograficznej itd.) lub ku znaczonemu usytuowanemu
poza tekstem, którego zawartość mogłaby mieć m iejsce poza językiem [...]. [DG 2 1 6-217]

Ta ostatnia teza, kulm inująca w słynnym, wielokrotnie i na różne sposoby ko­


m entowanym zdaniu: „Nie ma poza-tekstu [Il n y a p as de hors-texte]” (DG 217),
wym ierzona była zwłaszcza przeciwko tym wszystkim m odelom czytania, które
(jak np. m odel Ingardena czy Sartre’a) pom ijały czy też - często tak określał to

75 Na temat Derridowskiej koncepcji lektury zob. M. P. M a r k o w s k i e g o Efekt inskrypcji.


Jacques D errida i literatura (B ydgoszcz 1997) oraz mój artykuł pt. Lekturograjia. Filozofia czytania
w edłu g J a c q u e s’a D e rrid y („Pam iętnik Literacki” 2000, z. 1).
76 Szerzej piszę o tym w książce D ekonstrukcja i in terpretacja (K raków 2 001) oraz we
wspom nianym wyżej artykule.

http://rcin.org.pl
TEO RIA I LEKTURA: NIEBEZPIECZNE ZW IĄZK I 95

Derrida - „zacierały” językow y poziom tekstu po to, by dotrzeć do dom niem ane­
go desygnatu.
Bez w ątpienia więc twórca dekonstrukcji nakładał również na proces lektury
pewne wym ogi, wyrażające się choćby stosowaniem nakazów bądź zakazów: „po­
w inna” - „nie m oże” . Wymogi te jednak były śladow ą częścią jego zam ysłu albo
raczej stanowiły konieczne m inim um racjonalizacji podejm ow anych przez filozo­
fa praktyk czytania. Dla Derridy bowiem czytanie łącząc w sobie w nierozerw al­
nym splocie skrom ny teoretyczny projekt i praktykę było przede wszystkim ak­
tywnością, dzianiem się, procesem , ruchem - wszystkim tym, co w cielało rów nie
często używ ane przez niego określenie: „zdarzenie lektury”77. To, co najbardziej
charakterystyczne dla refleksji teoretycznej Derridy i co zespala poszczególne ele­
m enty jego projektu, okazywało się przede wszystkim poszukiw aniem m ożliw o­
ści uniknięcia jakichkolw iek program ów poprzedzających proces czytania i zara­
zem - kw estionow aniem w szelkich ogólnych m etodologii, sztucznych m odeli
czytelnika, a także m inim alizow aniem teoretycznych restrykcji nakładanych na
lekturę. Gdy więc chodziło o relację autor-czytelnik, nie elim inow ał filozof roli
intencji autorskiej, ale też nie uznawał jej za główne kryterium przesądzające o traf­
ności odczytania tekstu78. Jednak kiedy Derrida m ów ił o tak często podnoszonej
przez tradycyjnych teoretyków lektury kwestii relacji m iędzy dziełem a czytelni­
kiem, wzbraniał się przed ferowaniem ostatecznych wyroków i przed uogólnianiem.
W yrażał wszak przekonanie, że „dzieło staje się [...] instytucją form ującą swoich
czytelników , nadającą im kom petencję, której dotąd nie posiadali” (DT 224). Po­
zornie w ypow iadał tu autor O gram atologii przekonania bliskie zarówno przed­
staw icielom estetyki recepcji, jak i poetyki odbioru. Z jed n ą tylko, lecz bardzo
znaczącą różnicą: był przeświadczony, że nie istnieje żadna uniw ersalna kom pe­
tencja czytelnika, przejaw iana przez niego w ogólnie pojętym akcie lektury. To
bowiem „perform ancja dzieła” - dopowiadał - k a ż d o r a z o w o i za każdym
razem i n a c z e j „w ytw arza lub ustanawia, formuje lub w ynajduje now ą kom ­
petencję dla czytelnika lub adresata” (DT 225). Z oczyw istych względów daleki
od przekonań D erridy był także koncept czytelnika „im plikow anego” czy - tym
bardziej - „superczytelnika”, obca była filozofowi naw et jakakolw iek ogólna idea
czytelnika, gdyż stwierdzał: „Z definicji czytelnik nie istnieje. Z pew nością nie przed
dziełem jako jego bezpośredni »odbiorca« [...], którego kompetencji nie sposób usta­
lić” (DT 224).
Derrida uważał, że nie ma żadnych absolutnych i uniw ersalnych reguł lektu­
ry, przeciwnie: stanowi ona całkow icie jednostkow e dośw iadczenie, czytelnik zaś
- to określenie sam ego filozofa może najlepiej oddaw ało jego zam ysł - je st po
prostu każdorazow o „ w y n a j d o w a n y przez dzieło” (DT 224). Tego rodzaju
poglądy m usiały jed n ak sprow okow ać do podjęcia kolejnych etapów dyskusji
na tem at granic i m ożliw ości czytania, zarzucano bow iem tw órcy d ek onstruk­
cji, że opow iadając się po stronie daleko posuniętych sw obód lektury oraz indy­
w idualizacji czytelników , nakłania on jednocześnie do anarchii. D errida zap rze­
czał stanow czo takim stw ierdzeniom i podkreślał, że dekonstrukcyjny sposób

77 Zob. M a r k o w s k i , Efekt inskrypcji, s. 3 5 4 -3 6 7 .


78 Podobnie zresztą jak nie uważał kryterium zgodności z prawdą za przesądzające o trafności
interpretacji.

http://rcin.org.pl
96 ANNA BURZYŃSKA

czytania nie jest w cale rodzajem całkow icie „w olnej interpretacji, opartej na fan­
tazjach czytelnika” . „N ikt nie jest tak w olny - m ów ił w prost - by m ógł czytać,
ja k chce”79. C zytelnik prócz w łasnej inw encji pow inien rów nież m ieć na uw a­
dze określony kontekst historyczny bądź uw arunkow ania kulturow e, a także -
dopow iadał gdzie indziej - w szystko to, co utw ór będąc niezaprzeczalnie je d ­
nostkow ym i w yjątkow ym zdarzeniem dzieli jedn ak ze w szystkim i innym i utw o­
rami przynależnym i do danego gatunku, konw encji literackiej lub tradycji (DT
217-218). Co w takim razie decydować m iało o wartościow ości danej lektury?
Jeśli w ogóle prawom ocne jest pytanie o wartość czytania, to, oczywiście, nie mogą
określać tej w artości żadne arbitralnie ustalone kryteria, lecz - tak najprościej da
się wyrazić przekonanie twórcy dekonstrukcji - coś na kształt wolnej konkuren­
cji. A w ięc nie odw oływ anie się do kryteriów w rodzaju praw da/fałsz (czy -
odpowiednio - zgodność/niezgodność z zam ysłem autora), ale raczej sam oczynna
selekcja odczytań i w ypieranie słabszych przez silniejsze, bez odgórnych zasad
regulacji80.
Przedstawiając swój stosunkowo nikły (od strony założeń teoretycznych), je d ­
nak zdecydow any (w odrzucaniu tradycyjnych dogm atów teoretycznych obwaro-
wujących praktyki czytania) projekt lektury w iedział Derrida, że w szystkie te do­
gm aty bardzo m ocno zapadły ju ż w świadom ość badaczy literatury. Dlatego nie
tylko przekonyw ał o słuszności własnych poglądów konkretnym i praktykam i czy­
tania81, lecz próbow ał też dowieść potrzeby radykalnych zm ian w poglądach na
czytanie. W przedsięw zięciu tym sekundow ał mu najw ierniej Barthes. Także i on,
staw iając lekturę zarów no w centrum sw oich zainteresow ań, ja k i sw oich prak­
tyk, przekonany był, iż należy, po pierw sze, uw olnić ją od „ham ulców bezpie­
czeństw a”82, które nałożyła na nią now oczesna teoria literatury, po drugie zaś -
na pow rót „uczłow ieczyć” lekturę, nadać jej spontaniczność i naturalność utra­
coną za spraw ą teorii. W tym celu należało zrobić przede w szystkim dwie rze­
czy: przyw rócić czytaniu tw órczy charakter, zagubiony na drodze od fenom eno­
logii do strukturalizm u, a po w tóre - zrehabilitow ać zdyskredytow aną zm ysło­
w ość, cielesność i przyjem ność czytania. O bydw a te zadania zy sk ają absolutny
priorytet w poststrukturalistycznych rozważaniach nad kondycją lektury. Pierwsze
zaś polegać będzie na przeprow adzeniu osobliw ej argum entacji: otóż uznanie
„pisanego” statusu literatury nada teoretyczną praw om ocność nowej „dyscypli­
nie lektury” .

79 J. K e a r n s , K. N e w t o n , An Interview with Jacques D errida. W: A. E a s t h o p e, British


P oststructuralism sin ce 1968. London 1988. Cyt za: N y c z , Tekstowy św iat, s. 91. Bardzo podobnie
w ypow iadał się rów nież P. d e M a n („ ...d la m nie tak, skoro nazyw am się de Man... ”. Z Paulem
d e M anem rozm aw ia R o b ert Moynihan. Przeł. A. P r z y b y s ł a w s k i . „Literatura na Ś w ięcie”
1999, nr 10/11, s. 249): „N ie ma [...] prawomocnej lektury. [...] N ie oznacza to, że przy lekturze
m ożesz pow iedzieć cokolw iek bądź”.
80 Zob. N y c z , Tekstowy św iat, s. 91. I również w tym przypadku m ożna by przywołać głos
d e M a n a (loc. cit.): „każda lektura tekstu m oże zostać zakw estionow ana, »zironizowana« [...]
przez inną lekturę. W iąże się to z figuratywnością języka w tej m ierze, w jakiej figuratywność ta
jest nierozstrzygalna lub nie prowadzi do prostego wzorca zn aczen iow ego”.
1,1 S zczegóło w o om awiam je w przywoływanych tu ju ż pracach: L ekturografia oraz D ekon-
stru kcja i interpretacja.
82 B a r t h e s , Śm ierć autora, s. 250.

http://rcin.org.pl
TEORIA I LEKTURA: N IEB EZPIECZN E ZW IĄZKI 97

Czytanie, czyli pisanie

[...] p o w i n n i ś m y c z y t a ć t a k , j a k się pisze:


wtedy „wielbim y” literaturę... [BK 120]

C zytanie jest m etaforą pisania. [P. de Man, C zytan ie


(Proust)]

Pismo się czyta. [J. Derrida, S ygnatu ra - zd a rzen ie -


kontekst ]83

Zarówno Derrida, jak i Barthes uważali, że konieczność zm iany poglądów na


lekturę wynika przede wszystkim z przem yśleń na tem at kondycji języka literatu­
ry nowoczesnej. Jej zerwanie z tradycyjną strukturą przedstaw iania, dzięki czemu
literatura przestała być odzw ierciedleniem świata, a zaczęła kreow ać autonom icz­
ną rzeczyw istość językow ą, uznane zostało za decydujący krok na drodze do od­
rzucenia now oczesnych modeli lektury. W ram ach tradycyjnej w iedzy o literatu­
rze czytanie - podkreślał szczególnie m ocno Barthes - było jedynie „gestem pa­
sożytniczym , reaktyw nym dopełnieniem pisania”, podrzędnym i wtórnym wobec
literatury. N ależało mu przywrócić w łaściw ą rangę: „aktu lekseologiczno-lekseo-
graficznego” , którego podm iotem stanie się czytelnik-krytyk-artysta w jednej
osobie84.
W przekonaniu Derridy do największych, by tak rzec, epokow ych grzechów
nowoczesnej myśli o literaturze trzeba zaliczyć uporczyw e nadaw anie jej statusu
„m ow y”, a zarazem pom ijanie tego, że literatura pozostaw ała bytem „pisanym ” .
O w ą niem al pow szechną tendencję filozof bardzo dobrze rozum iał: wszak to tw o­
rząca fundam enty now oczesnej estetyki m etafizyka obecności konsekw entnie
uprzyw ilejow yw ała „m ow ę” wobec „pism a”, uznając po prostu (począw szy od
Platona) tę pierw szą za bliższą zarówno sensowi, jak i sam ym rzeczom. R ozum ie­
jąc pow ody takiej skłonności i skrupulatnie badając jej przejaw y w całej historii
filozofii, Derrida nie m ógł zaakceptować tego, co uznawał za jedno z najw ięk­
szych fałszerstw m yśli zachodniej: za strategię służącą ochronie interesów m etafi­
zyki obecności85. M owa i pismo nie oznaczały bowiem , w przekonaniu filozofa,
jedynie technicznych środków przekazu, lecz dwa potężne m odele kom unikacji,
a w ybór któregokolw iek z nich pociągał za sobą określone konsekw encje. Owej
presji poddana była także nowoczesna wiedza o literaturze, tradycyjnie poszuku­
jąca w literaturze-m ow ie niczym nie zakłóconego przekazu i w yrazu - „transpor­
tu” treści, a tym sam ym - jak określał to autor O gram atologii - przeprow adzają­
ca swoje dow odzenia za cenę „zacierania” języka. Jak uznanie literatury za mowę
przynosiło, zdaniem Derridy, złudzenie całkow icie drożnego („przechodniego” -

83 P d e Ma n , C zytanie (Proust). Przeł. M. P. M a r k o w s k i . „Literatura na Ś w iecie” 1999,


nr 10/ 11, s. 104. - J. D e r r i d a , Sygnatura - zd a rzen ie - kontekst. Przeł. B. B a n a s i ak.
W: P ism o fd o zo fii. Wybór i przedmowa B. B a n a s i a k. Kraków 1992, s. 238.
84 B a r t h e s , S/Z, s. 45. Pisał on też: „chodzi o to, by z czytelnika uczynić już nie odbiorcę,
lecz wytw órcę tekstu” (s. 38), a słowa te tylko pozornie przypominały Satre’owską formułę „czytania
jako tw orzenia”. Barthes nie miał tu bow iem na m yśli „tworzenia kierow anego” przez instrukcję
tekstu, lecz znacznie bardziej sw obodny proces lekturowej tw órczości. O wa koncepcja (zarówno
literatury, jak i lektury) była zdecydow anie wym ierzona przeciw poglądom Sartre’a.
85 Szerzej om awiam to zagadnienie w książce D ekonstrukcja i interpretacja.

http://rcin.org.pl
98 ANNA BURZYŃSKA

pow iadał B arthes86) kanału sensu, treści, prawdy, a w konsekw encji niczym nie
zakłóconej m ożliw ości dotarcia do pozajęzykowych desygnatów , tak przyznanie
literaturze statusu pism a sym bolizować miało li tylko językow e lub formalne, a za­
razem kreacyjne aspekty przekazu, dla wygody usuw ane na m argines przez m eta­
fizykę, wiedzę, teorię, przede w szystkim zaś przez tradycyjną herm eneutykę.
O ile więc, jak pamiętamy, w teorii Ingardena pism o i druk znikały niemal
natychm iast z pola widzenia, by zrobić m iejsce brzm ieniu, a następnie „w yrazo­
w i” (nosicielow i znaczenia) (IP 26) czy sensowi (IP 27)87, o tyle D errida i Barthes
pism o właśnie uczynili konstytutyw ną w łaściw ością literatury. U znanie literatury
za „przedm iot napisany [1’objet ecrit]” (BK 122) służyć m iało jednak nie tylko
stw orzeniu dogodnych w arunków dla teorii tekstu, choć to pism o w łaśnie - słusz­
nie utrzym yw ał M ichel Foucault - „przynosiło intensyw ny nam ysł nad ogólnymi
w arunkam i w szelkiego tekstu, warunkam i przestrzeni, w której się on rozprasza,
i czasu, w którym się rozw ija”88. Dla myślicieli francuskich z lat sześćdziesiątych
m inionego stulecia „pism o/pisanie [<ecriture]” było przede w szystkim synonim em
procesu twórczego, danego niejako w jego „nagiej” postaci, tw orzenia in statu
nascendi, a w ięc zarazem stanowiło sygnał wzm ocnionej, bo „czystej” kreatyw ­
ności. Pojęcie „ecriture” oznaczać m iało więc i kres m im esis (jako odtwórczości),
i triu m f kreacyjnych potencji języka literackiego, a jeśli przyw ołać ulubione pary
pojęć poststrukturalistów francuskich - sygnalizow ało koniec ery „odtw arza­
nia” i początek „w ytw arzania”89 jako zasady obejm ującej tak literaturę, jak i jej
czytanie.
W ywody D erridy w tej kwestii spotykały się bardzo w yraźnie z przem yśle­
niami B arthes’a, Sollersa czy Kristevej: dla nich w szystkich bow iem „pisanie”
było i form ułą antym im etyczną (pism o z natury nie ma charakteru im itacyjnego,
nie odtw arza niczego istniejącego uprzednio, konstytuuje się sam o), i stawało się
synonim em trwałej dyspozycji wytwórczej, „aktyw nej” „nieskończonej przestrze­
ni” pow staw ania znaczeń90, gotowości do ciągłego ich produkow ania. Przyznanie
literaturze statusu „pism a” - gest zdaniem myślicieli francuskich całkow icie upraw­
niony, a naw et oczyw isty - nadać m iało jednak przede w szystkim teoretyczną pra­
w om ocność now em u ujęciu lektury. „Zapis - stanowczo stw ierdzał Derrida - [to]
głos sprzeciw u żądający nowej lektury [Scription contra-diction a relir]”91. Jak
najw ażniejszą w łaściw ością literatury „pism a” były dla autora O gram atologii owe

86 Np. w pracy P isa rze i p iszą c y (przeł. J. L a 1e w i c z. W: M it i znak. Eseje. Wybór, słow o
w stępne J. B ł o ń s k i . Warszawa 1970, passim).
87 W ynikało to, oczyw iście, z logocentrycznego charakteru filozofii Ingardena. Zob. I n g a r ­
d e n , Studia z estetyki, t. 1, s. 13-65.
88 M. F o u c a u l t , Kim j e s t autor? Przeł. M. P. M a r k o w s k i . W: P ow iedzian e, napisane.
S zaleń stw o i literatura. Wybór i oprać. T. K o m e n d a n t . P osłow ie M. P. M a r k o w s k i . War­
szawa 1999, s. 203.
89 Albo - odpowiednio - koniec „konsumpcji” i początek „produkcji”. Zob. też J. K r i s t e v a,
Sém éiotikè. Recherches p o u r une sém analyse. Paris 1969. - P. S o 11 e r s, L ogiqu es. Paris 1968. -
T héorie d ’ensem ble. Paris 1968, s. 9. W m anifeście grupy (D ivision de l ’en sem ble) podkreśla się
bardzo w yraźnie, że „écriture" oznacza 'w ytwarzanie’, a nie 'reprezentację’.
90 Sformułowania S o l l e r s a (op. cit., s. 13-14) zostały użyte także w e w spom nianym zbiorze
Théorie d 'en sem ble (s. 401, 404).
91 J. D e r r i d a, La D issém ination. Paris 1972, s. 182. Zob. też: D e r r i d a, P ozycje, s. 8 6 ,
przypis 6 .

http://rcin.org.pl
TEORIA I LEKTURA: N IEBEZPIECZNE ZW IĄZKI 99

wspom niane kreatyw ne potencje, tak również lektura (już nie służebniczka, lecz
w pełnym tego słowa znaczeniu partnerka literatury) miała stać się procesem praw ­
dziwie tw órczego w ytw arzania znaczeń. Derrida i Barthes bardzo dobrze zdawali
sobie spraw ę z tego, że uznanie literatury za „pism o” m ogło nie tylko położyć
tamę mimetologizm owi, podmiotywizmowi, kom unikacjonizm owi i hermeneutycz-
nym uroszczeniom , lecz również - rozpatrywane jako coś w rodzaju „quasi-pod-
stawy” - stanow ić punkt wyjścia innej (niż tradycyjne) teorii czytania. Teoria ta
miała bowiem głów nie uwzględniać praktyczne konsekw encje w ynikające z „»nu­
klearnych« cech wszelkiego pism a” : z właściwej mu m aterialnej trwałości, po­
w tarzalności (iterow alności), z m ożliw ości „oderw ania od »pierw otnej« chęci
pow iedzenia” i rezygnacji z „przynależności do skończonego i stwarzającego okre­
ślony przym us kontekstu”92, a zatem - z dawania sposobności do przeszczepiania
w rozm aite konteksty, oraz z „cytatow ości”93 i rozprzestrzeniania.
Biorąc pod uw agę szczególne w łaściw ości literatury jak o „bytu pisanego”
D erridow sko-B arthes’owski projekt czytania przyjął dwa podstaw ow e założenia:
przyrodzoną, rzec by m ożna, „nieobecność przedm iotu odniesienia, a nawet zna­
czonego sensu”94 (czyli także - skorelowanej z nim i intencji znaczeniow ej) i -
analogicznie - nieobecność nadawcy i adresata. Z założeń tych w ynikać m iała
niem ożliw ość ustanow ienia jakiegokolw iek trwałego, stabilnego, zw łaszcza zaś
uniw ersalnego przedm iotu odniesienia, uogólnionego sensu, a przede w szystkim
- uniw ersalnego m odelu autora/czytelnika (nadawcy i odbiorcy). A kceptacja „pi­
sanego” statusu literatury niosła więc konsekw encję bardzo w ażną dla rozum ienia
natury czytania: sens przestaw ał być zaw artą w dziele „praw dą” , którą należy od­
kryć, staw ał się natom iast ciągiem zainicjow anych przez owo dzieło różnorod­
nych i zm iennych historycznie, a także kontekstowo, procesów w ytw arzania (nie
zaś odtw arzania) sensu. Nie trzeba zapewne dodaw ać, że inną nazw ą tych proce­
sów była tak dla B arthes’a, jak i dla Derridy w łaśnie „lektura”, a cały ten wywód
przywrócić m iał jej utracony dynamiczny, twórczy i radykalnie procesualny cha­
rakter. I w przekonaniu obu myślicieli trwałość znaku pisanego - niezbyw alna
właściw ość literatury - um ożliw iała lekturze ow ą „produkcyjną” żyw otność, po ­
nieważ w tym przypadku żaden z m ożliwych sensów nie m ógł być ostateczny i raz
na zawsze określony. Pisanie bowiem - najtrafniej zapew ne w yrażał to Derrida -
jest „w ytw arzaniem znam ion, które same staną się rodzajem m aszyny w ytw arza­
jące j”95.
Konsekwencje te dość wcześnie i bardzo trafnie ocenił Jonathan Culler, choć
akurat w tym m om encie prezentował je niejako wbrew sobie. Już nawet sam fakt
uznania literatury za pismo w sensie czysto fenomenalnym - uważał autor Structu-
ralist Poetics - prowadzi do przeformułowania myślenia o literaturze, gdyż:

Fizyczne przedstawienie tekstu nadaje mu niezm ienność odróżniającą go od zw ykłego


obiegu komunikacji, w którym realizuje się mowa, a to odróżnienie ma zasadnicze konsekwencje
dla badania literatury. [C 146]

92 J. D e r r i d a , P ism o i telekom unikacja. Przeł. J. S k o c z y l a s . „Teksty” 1975, nr 3,


s. 84, 91.
93 Ibidem , s. 92.
94 Ibidem , s. 8 8 .
95 Ibidem , s. 83.

http://rcin.org.pl
100 AN NA BURZYŃSKA

Przypom inał także Culler: Platon odrzucał pisanie, poniew aż słowo pisane
jest oderwane i uwolnione od konieczności zaistnienia w akcie kom unikacji, a tylko
to stanowi wyłączne źródło znaczenia i prawdy. Tymczasem „W łaśnie [...] od­
dzielenie, ta niezależność słowa pisanego, jest jed n ą z konstytutyw nych cech lite­
ratury” (C 147). A utor Structuralist Poetics w ybierał uczciw ie i skrupulatnie naj­
w ażniejsze sugestie w ynikające z przem yśleń Derridy, np.:
Pisanie jest wykonywaniem trwałego znaku tworzącego z kolei coś w rodzaju maszynerii
produkcyjnej, której moja nieobecność w najmniejszym stopniu nie przeszkodzi w funkcjono­
waniu i wzyw aniu do lektury, w oddawaniu się lekturze i ponownem u pisaniu... Pisanie bo­
wiem , aby być pisaniem, musi „działać” i nadawać się do czytania, nawet gdy ten, kogo nazy­
wamy autorem, jest czasow o nieobecny albo gdy nie podtrzymuje tego, co napisał, tego, co
z całą pew nością podpisał... Pisarz czy podpisujący jest w stosunku do tego, co napisane, w tym
samym położeniu co czytelnik. Ta podstawowa dążność w łaściw a pisaniu jako tworowi powta­
rzalnemu, tworowi oderwanemu od czyjejkolwiek pełnej odpow iedzialności, oderwanemu od
św iadom ości jako ostatecznego punktu odniesienia, osieroconem u i od urodzenia pozbaw ione­
mu pom ocy ojcow skiej, skłonność ta jest właśnie tym, co Platon potępiał w F ajdrosie96.

W literaturze więc - konkludow ał starając się wiernie oddać przekonania Der­


ridy - „m am y najm niejsze prawo do ham owania gry różnic przez odw ołanie się
do określonego zam iaru kom unikacyjnego, który m iałby okazać się praw dą czy
źródłem znaku” (C 149). Chociaż w dalszym ciągu tego wyw odu bardzo mocno
dał się odczuć w yraźny (na tym etapie rozwoju poglądów ) lęk C ullera przed cał­
kowitym odżegnaniem się od przym usu „czytelności” i potrzeby „upraw dopodob­
niania”, zw łaszcza zaś od mocnej potrzeby um ieszczenia niesubordynow anych
ruchów literatury-pism a w szczelnej sieci konwencji, a tym sam ym jej „osw oje­
nia”, jak głosił zresztą tytuł przywoływanego rozdziału książki C ullera (C 146), to
jednak w przytoczonych tu w ypowiedziach niemal bezbłędnie daje się rozpoznać
coraz silniejszy wpływ poglądów Derridy.
Równie trafnie podejm ow ał zam ysł autora O gram atologii inny badacz - Jo­
seph Riddel:
,É critu re" to nie [...] nazwa fizycznego znaku pisania - to [...] podwójność, której pismo
jest zaw sze znakiem, znakiem nie mającym żadnego signifié z wyjątkiem innego znaku. Stąd
też wytw órcza funkcja écriture, która podobnie jak différance zapoczątkowuje przez dokony­
wane w łaśnie odtworzenie podwójną grę. N ieograniczoność „literatury” nie jest ukrytą pełnią
języka, lecz jego rozchwiewającą i temporalizującą funkcją. „Literatura” to ani tekst pełny, ani
pusty, ani obecność, ani nieobecność. [...] „Literatura” [...] jest najczystszą funkcją sam o-sy-
mulującego ruchu pisania. „Literatura” to pisanie - „figura” funkcji w ytw órczej, a w ytw orzo­
ny tekst to tylko jej pozór, ïdksym \\Q ,fac-sim ile, „roznosiciel”97.

To, że „pism o” w ujęciu Derridy stawało się „procesem i ruchem stw arzają­
cym zróżnicow ania, które »trzym ane w zanadrzu« są przechow yw ane w celu póź­
niejszej prezentacji i użycia”98, że właściw a pism u była owa stała „gotowość w y­

96 J. D e r r i d a , M arges de la p h ilosoph ie. Paris 1972, s. 376. Cyt. za : C 148. Ta książka


Derridy, do której bardzo często odw ołuje się Culler, została niedawno opublikowana w polskim
tłumaczeniu pt. M argin esy filo z o fii (przeł. A. D z i a d e k , J. M a r g a ń s k i , P. P i e n i ą ż e k .
Warszawa 2002).
97 J. N. R i d d e l , O d H eideggera do D errid y aż p o p rzypadek: p o d w o jen ie a ję z y k (poetycki).
Przeł. M. B. F e d e w i c z. „Pamiętnik Literacki” 1987, z. 4, s. 295. Przedruk w zb.: D ekonstrukcja
w badaniach literackich. Red. R. N y c z . Gdańsk 2000.
98 Ch. J o h n s o n , D errida. Przeł. J. H o ł ó w k a. Warszawa 1997, s. 57.

http://rcin.org.pl
TEO RIA I LEKTURA: NIEBEZPIECZNE ZW IĄZKI 101

tw órcza” i otwartość na rekontekstualizacje, uzasadniało nie tylko przekonania


0 nieprzerw anej dyspozycji literatury do wytwarzania sensu („pisania”), lecz rów ­
nież przekonania o takiej samej wytwórczej potencji czytania. Słusznie też dopo­
wiadał John Lechte:
W istocie o ile tradycyjna krytyka literacka m ogła w ykazyw ać tendencję do poszukiwa­
nia prawdy (sem antycznej, poetyckiej bądź ideologicznej) literackiego tekstu napisanego przez
kogoś innego i, odnosząc się z respektem wobec „prymatu” ow ego tekstu, sytuowała się na
drugim planie, o tyle Derrida obraca „pierwotny” tekst w źródło nowej inspiracji i twórczości.
Krytyk/czytelnik przestaje już po prostu interpretować tekst (co skądinąd nigdy nie było do
końca prawdą), ale staje się sam odzielnym pisarzem99.

U czynienie „pism a” - „nieskończonego w ytw arzania” swego rodzaju kom u­


nikacyjnym „m odelem ” literatury i „zasadą” lektury pow odow ało dalsze konse­
kwencje: konotację i denotację zastąpić miała niekontrolow ana „m nogość” (BK
1 1 8 -1 22)100, m onosem ię i polisem ię zaś -„ d y sem in a cja” (rozplenienie) sensów 101.
Ta ostatnia okazyw ała się (znów) jednym z następnych, „niesynonim icznych”
określeń „pism a” 102. Derridowskiej, a także B arthes’owskiej wizji lektury odpo­
wiadać m iała radykalizacja tradycyjnych modeli sem antycznych. Zarówno tekst
literacki, jak i tekst lektury przybierały charakter w ręcz „edredoniczny” 103 - sta­
w ały się niew yczerpyw alne, ich znaczeniotwórcze m ożliw ości zdaw ały się nie­
przerw anie odrastać, pączkując we wszystkich m ożliw ych kierunkach (niczym
w „kłączu” D eleuze’a) pleniącym i się nieprzerw anie sensami. Trafnie odnotow y­
wał to z kolei David Hoy, twierdząc, że „tam, gdzie herm eneutyka osiąga granicę
swych m ożliw ości, dysem inacja dopiero się rozpoczyna104. W tym w łaśnie m iej­
scu m ożna było zapoczątkow ać „czytanie” , przybierające ostatecznie także cha­
rakter „pism a” - „rozpleniającego procesu, odsuniętego od obecności” 105. A więc
czytanie tekstu zam iast interpretacji dzieła106.
Rzetelnie D erridow ską w izję pism a-lektury kom entow ała Barbara Johnson,
rów nież w yprow adzając ją z doświadczenia nowoczesnej literatury:
Derridowską teoria pisma dokonuje pewnego zwrotu po to, by stać się faktycznie teorią
czytania. M otto do L ’Ecriture et la différence je st cytatem z Mallarmégo: ,£ e tout sans nou­
veauté q u ’un espacem en t de la lecture [W szystko bez zmian z wyjątkiem pewnej spacjalizacji
czytania]”. Jakie znaczenie miało wprowadzenie „przestrzeni” do czytania? Dla Mallarmégo
oznaczało to nadanie istotnej funkcji materialności pisma - m iejscom nie zapisanym („blanks”),
krojom czcionki, rozm ieszczeniu tekstu na stronicy, znakom przestankowym. Jednak również

99 J. L e c h t e , P anoram a m yśli w spółczesnej. O d strukturalizm u do postm odernizm u. Przeł.


T. B a s z n i a k . Warszawa 1999, s. 192.
100 Zob. też B a r t h e s, S/Z , s. 40, 44.
101 Znane określenie D e r r i d y, używane zw łaszcza w cytowanym już tomie La Dissem ination.
102 Zob. D e r r i d a , Sygnatura - zdarzen ie - kontekst, s. 238.
103 D e r r i d a w P ozycjach (s. 79) m ówi o rozplenieniu uniem ożliw iającym zniszczen ie „edre-
dona »sym b oliczn ości«”. Posługując się metaforą „edredona” (sp ecyficzn ego rodzaju kaczego pu­
chu), zaczerpniętą z utworów Lautreamonta, filo zo f przywołuje kojarzone z nią: niewyczerpalność,
ciągłe odrastanie itp. Zob. też trójgw iazdkowy przypis tłumacza na s. 105.
104 D. H o y, P ow rót wielkiej teorii w naukach humanistycznych. Red. Q. Skinner. Przeł. P. Ł o-
z o w s k i. Lublin 1998, s. 6 8 . Zob. też N y c z, Tekstowy św iat, s. 47.
105 D e r r i d a, Sygnatura - zdarzen ie - kontekst, s. 239.
106 Zob. istotne dla tej problematyki rozróżnienia R. B a r t h e s ’a (O d d z ie la do tekstu. Przeł.
M. P. M a r k o w s k i . „Teksty Drugie” 1998, nr 6 ).

http://rcin.org.pl
102 ANNA BURZYŃSKA

pociągało za sobą badanie syntaktycznych i sem antycznych dw uznaczności na drodze do w y­


twarzania w ielości często skonfliktowanych ze sobą znaczeń jednej i tej samej wypow iedzi.
„Znaczenie” tekstu M allarmćgo, podobnie jak znaczenie snu, nie m oże być intuicyjnie uchwy-
tywane jako całość, musi być rygorystycznie rozpracowywane przez śledzenie każdej nitki
w sieci relacji. To, co Derrida uogólnia i analizuje, w innych pracach jest tą w łaśnie „spacjali-
zacją”, którą próbował zm aksym alizow ać Mallarmé. [...] Dlatego, z punktu widzenia Derridy,
„czytanie” wym aga w łączenia się w „inną” logikę struktur sem antycznych utrwalonych w pi­
saniu, które m ogą, lecz nie m uszą być w zgodzie z tradycyjną logiką znaczenia, tożsam ości,
św iadom ości lub intencji. Wymaga to poważnego potraktowania elem entów pomijanych, prze-
oczanych lub w ręcz wykluczanych w standardowych odczytaniach. Podobnie jak Freud tłuma­
czy marzenia senne i pomyłki językow e, uznając je za konieczne do odczytania, a nie za nadają­
ce się do odrzucenia jako nonsensowne lub błędne, tak Derrida dostrzega siły znaczące w lukach,
marginesach, figurach, echach, dygresjach, nieciągłościach, sprzecznościach i dwuznacznościach
tekstów. Ten, kto pisze, pisze więcej (lub mniej, lub inaczej), niż myśli. W ysiłek czytelnika pole­
gać ma raczej na czytaniu tego, co napisane, niż na zam yśle intuicyjnego odkrycia tego, co
m iało być przekazane107.

Spełniało się w ięc w ten sposób także marzenie B arthes’a: literatura sam a przy­
nosiła w zorzec (albo raczej dośw iadczenie) swojego czytania. Idea czytania, która
w yłaniała się z praktyk dekonstrukcji i z doświadczeń francuskiego poststruktu-
ralizm u, była więc w gruncie rzeczy radykalizacją modernistycznego kreacjonizmu.
Ponowoczesne dośw iadczenie lektury - paradoksalnie - najwięcej zawdzięczało
now oczesnem u dośw iadczeniu języka poetyckiego. W nim to bow iem dostrzegali
poststrukturaliści francuscy praw dziw ą kolebkę naszej w spółczesności. Katego­
ria lektury, zastępując ostatecznie kategorię interpretacji, sygnalizować miała przede
wszystkim sprzeciw w obec teleologii (a więc wobec zakładanej z góry konklu-
zyw ności), wobec konieczności w eryfikacji kryteriów „popraw ności”, wobec teo­
retycznej predeterm inacji skuteczności, wobec instancji autoryzujących. Słowem:
przeciw staw iała się zw łaszcza ontoherm eneutycznym m odelom interpretacji. Dla
postststru k turalistów w ejście czytelnika „na scenę” było jed n o zn aczn e - jak
w otwierającym te rozw ażania cytacie z Bradbury’ego - ze „śm iercią autora”. Słyn­
ne B arthes’owskie „uśm iercenie autora” to zarazem „narodziny czytelnika”, a więc
rów nocześnie uw olnienie interpretacji od (niektórych) herm eneutycznych przesą­
dów. „Lektura” jed nak oznaczała nie tylko rozluźnienie przym usów odczytyw a­
nia. W przekonaniu poststrukturalistów francuskich niosła ze sobą także trium fal­
ny pow rót tego, o czym (jak pisał Barthes ju ż w 1967 roku) nauka o literaturze
zdaw ała się całkow icie zapom inać: prawa do doznaw ania przyjem ności czytania.
A dzięki temu „na scenie czytania” pojawić się m ogło ciało. O czyw iście - ciało
czytelnika.

„Przenicowany Pan Teste”, albo intymność uprawomocniona

Rozkosz lektury ręczy za sw oją prawdę. [BS 11]

W przyw oływ anej uprzednio książce Lector in fa b u la Eco w yrażał swoje cał­
kowite désintéressem ent dla pewnych kwestii, które, jak należało sądzić (a suge­
rował to przybrany przez niego ton), nie były po prostu w pełni godne uwagi praw ­

107 B. J o h n s o n , Writing. W zb.: C ritic a l Terms f o r L iterary Study. Ed. F. L e n t r i c c h i a ,


T. M c L a u g h l i n . C h icago and London 1990, s. 4 5 -4 6 .

http://rcin.org.pl
T E O R IA I L E K T U R A : N IE B E Z P IE C Z N E Z W IĄ Z K I 103

dziwego badacza. A nalizując m ianowicie zagadnienie „aktyw nego w spółdziała­


nia” czytelnika i tekstu, wypełniania przez czytelnika pustych miejsc oraz łącze­
nia tego, co znajduje się w owym tekście, z siecią naw iązań intertekstualnych,
nadm ieniał Eco, że posunięcia takie dawać m ogą - przyw oływ ał tu B arthes’a -
„przyjem ność, a w szczególnych przypadkach naw et i rozkosz obcow ania z teks­
tem ” . Jego sam ego w szakże - dopowiadał - tego rodzaju rozw ażania nie interesu­
ją (EL 5-6). To więc, co dla B arthes’a stanowiło istotne cechy lektury: niem ożli­
wość rozdzielenia porządku inteligibilnego i zm ysłow ego, podm iotu i przedm io­
tu, dla Eca okazywało się całkow icie rozłączne. Teoria (now oczesna) i lektura raz
jeszcze ujawniały swoje niezbyt bezpieczne związki. W łaściwość, która przez wielu
badaczy uznaw ana była za niezbyw alną cechę pierw szej, okazyw ała się niem ożli­
wa do przyjęcia dla drugiej. Słusznie więc stw ierdzał kom entator pism B arthes’a:
Teoretycy literatury, gdy m ów ią o lekturze, nieodm iennie opow iadają historię niew cielo-
nego umysłu, który albo stara się zrekonstruować relacje m iędzy znaczeniam i sam ego ju ż g o ­
tow ego i zam kniętego od wewnątrz tekstu (wariant strukturalistyczny), albo stara się w ów
tekst, skonstruowany w postaci otwartego scenariusza, wprowadzić sens zrodzony w jego św ia­
dom ości (wariant, powiedzmy, fenom enologiczny). N igdy natomiast nie zdarza się teoretykom
interpretacji dojść do najbardziej oczyw istego wniosku: że czyta przede w szystkim nasze cia­
ło, które zajmuje pozycję taką lub inną, które cierpnie i zm usza do przerwania lektury, które
czuje głód zwabione zapachami z kuchni i rzuca w kąt książkę, które staje się areną w spo­
mnień, asocjacji, nasłuchu, dreszczy i wszystkich innych doznań zm ysłow ych , o których teo­
retycy zgodnie m ilczą. C zyż nie jest zdumiewający fakt, iż tworzy się teorię lektury, zapom ina­
jąc o tym, bez czego lektura w ogóle nie byłaby m ożliw a ? 108

Bez w ątpienia fakt ten był zdumiewający, choć, oczyw iście, wytłum aczalny,
jeśli przywołać raz jeszcze ogólny model nowoczesnej teorii, dla której wszelkie
jednostkow e dośw iadczenia, wszelkie „fenom eny uparcie lokalne” 109 stanow ić
m ogły na tyle istotne zagrożenie, iż zostaw ały usunięte poza m argines zaintereso­
wania. Przyjem ność lektury, ponieważ nie dała się zm ierzyć, policzyć, w pisać
w schemat, uogólnić, jako że jej specyfika mogła w yrazić się jedynie w niepow ta­
rzalności, w przygodności stanu, w subiektywności doznania, w intymności prze­
żyw ania, w reszcie - przekonyw ał Barthes - w zm ysłow ości rozkoszy cielesnej,
nie m ogła być m ile w idziana na gruncie nowoczesnej teorii, autor L ector in fa b u ła
zaś, także i w tym przypadku, wiernie strzegł jej interesów. Jednak problem , który
staw iał słusznie przyw ołany tu przez niego Barthes, nie zaw ierał się przecież tyl­
ko w banalnej konstatacji, że czytelnik tym się różni od interpretatora czy krytyka,
iż znacznie częściej odczuw a ów stan, jaki nazwać m ożna przyjem nością lektury.
Szło raczej o coś innego: jeżeli m ianowicie praw dą jest, że czytelnik tej przyjem ­
ności dośw iadcza, to czy należy brać ją pod uwagę próbując tw orzyć teorię lektu­
ry? Lub inaczej: czy teoria m oże włączyć do swego dyskursu „przyjem ność” nie
przeradzając się w swoje całkow ite zaprzeczenie?
Już w rozpraw ie O d nauki do literatury - w owym najbardziej poststrukturali-
stycznym z rzekom o strukturalistycznych tekstów - B arthes w yrażał w tym w zglę­
dzie stanow isko dość zdecydowane. Naw oływ ał wręcz, aby w cielić do nauki o li­
teraturze pojęcie „przyjem ność”, o którym dotąd w stydliw ie m ilczała. „Przyjem ­

108 M a r k o w s k i , Ciało, które czyta, ciało, które p is z e , s. 28. Zob. też tego autora Występek.
E seje o p isan iu i czytan iu (Warszawa 2001, s. 103-104).
109 T. E a g 1e t o n, Iluzje postm odernizm u. Przeł. P. R y m a r c z y k . Warszawa 1998, s. 100.

http://rcin.org.pl
104 AN N A BURZY ŃSK A

ności języ k a - podkreślał - nigdy nie były poważnie cenione” 110. Dopowiedzm y:
nie m ogły być poważnie cenione na gruncie teorii now oczesnej i nowoczesnego
modelu nauki, tak samo skrupulatnie rozdzielających rozum i ciało, inteligibilne
i zm ysłow e, jak praw dę i fałsz, podm iot i przedm iot, racjonalność i em pirię itp.
Uzupełniał więc słusznie Barthes:
Gdyby [...] w ypow iedź naukowa odważyła się badać to, co nazwać można „Erosem ję zy ­
ka” - musiałaby odm ów ić sobie wszelkich przywilejów, jakimi otoczona jest przez społeczną
tradycję1“ .

Jednak w ocenie B arthes’a owo staranne usuwanie z pola zainteresow ań teo­


rii w szystkiego, co kojarzy się z cielesnością, zm ysłow ością, przyjem nością, ne­
gowanie „erotycznej w pew nym sensie natury w iersza (literatury)” 112 było tyleż
zrozum iałe, co absolutnie nie do zaakceptowania. Na poparcie swoich przekonań
przytaczał więc autor Teorii tekstu opinię Samuela Taylora C o leridge’a, dającą się
nie tylko odnieść do wierszy, lecz również rozciągnąć na całość praktyk literac­
kich: „W iersz to utw ór będący przeciw staw ieniem dzieła naukow ego ze względu
na to, iż bezpośrednim jego przedm iotem jest nie prawda, lecz przyjem ność” 113.
Co więcej - analogiczną opinię m ożna w ypowiedzieć o lekturze. O ile bowiem
należy się zgodzić, że w przypadku tradycyjnych modeli teorii, interpretacji czy
krytyki literackiej są spraw ą istotną zagadnienia praw dziw ości bądź fałszywości
sądów, o tyle najbardziej naw et tradycyjna idea lektury nie pow inna - to najgłęb­
sze przekonanie B arthes’a - ignorować kwestii przyjem ności czytania. Uwidocz­
niał się tu jednak kolejny paradoks: doświadczanie owej przyjem ności było przecież
doznaniem głęboko intymnym, osobistym, tajemniczym, niewyrażalnym i nieprze-
kazywalnym. Barthes natomiast starał się dowieść, iż przeniesienie tej intymności
w sferę dociekań teoretycznych jest najzupełniej możliwe - oczyw iście przy zało­
żeniu, że całkow icie się zmieni obow iązujący model teorii. D yskredytow ał zatem
tradycyjne m odele teoretyczne, biorąc pod uwagę w łaśnie uporczyw e tłumienie
przez nie hedonistycznych aspektów obcow ania z literaturą. Stw ierdzał:
w e w szystkich analizach socjo-ideologicznych zapomina się (to normalne, bo są to hermeneu­
tyki oparte w yłącznie na poszukiwaniu signifié) o cudownym zapleczu pisania: o rozkoszy.
R ozkoszy, która eksploduje przez w ieki, wbrew pewnym tekstom pisanym tym czasem na cześć
najsmutniejszej, najbardziej przygnębiającej filozofii. [BP 49]

W opinii B arthes’a, zw łaszcza ontoherm eneutyczne w ym ogi poszukiw ania


znaczonego i w szystkie związane z tym restrykcje nakładane na czytanie czyniły
z niego jedynie konieczność, odbierając mu tym samym w szelką zdolność daw a­
nia przyjem ności. Próbował więc m yśliciel „w yobrazić sobie estetykę (o ile słowo
to zupełnie nie straciło na wartości) opartą do końca (całkowicie, ostatecznie, w każ­
dym sensie) na p r z y j e m n o ś c i k o n s u m e n t a ” (BP 72). Estetyka ta okazy­
wała się znów po prostu inną nazw ą B arthes’owskiej teorii lektury. Autor Przy­
jem n o śc i tekstu daw ał do zrozum ienia, że przeniesienie uwagi w stronę zagadnień
lektury i przyjęcie perspektyw y czytelnika nie tylko poszerza horyzonty badaw ­

110 R. B a r t h e s, O d nauki do literatury. W: M it i znak, s. 323.


111 Ibidem.
112 Ibidem , s. 322.
113 Cyt. za: B a r t h e s , O d nauki do literatury, s. 322.

http://rcin.org.pl
T E O R IA I L E K T U R A : N IE B E Z P IE C Z N E Z W IĄ Z K I 105

cze literaturoznaw co w, lecz w ręcz niweczy tradycyjny m odel teorii. C zytelnik


bowiem - ów, jak go określał, „przenicow any Pan Teste” - to jednostka, która:
Obala wewnętrzne bariery, uwarunkowania klasow e, zakazy [...]; m iesza w szystkie ję z y ­
ki, nawet uznawane za niekompatybilne; znosi w m ilczeniu każde oskarżenie o nielogiczność,
o niewierność [...]. Jednak taki antybohater istnieje: jest nim czytelnik tekstu w chwili odczu­
wania przyjem ności. [BP 7 -8 ]

A ntybohater ten, jakkolw iek rozważany na płaszczyźnie teorii, nie był ju ż


wcale konstruktem teoretycznym , a jego reakcji nie dało się ani zaprogram ow ać,
ani też do końca przewidzieć. Również autor nie zdołał całkow icie zapanować
nad reakcjam i czytelnika czy też wpisać ich w spraw nie skrojony scenariusz-dzie-
ło. C zytelnik, o którym myślał Barthes (i o którym m ów ił Derrida), nie okazywał
się bynajm niej kolejną bezduszną i bezcielesną hipostazą popraw nego odczyta­
nia. Nie był to także jakiś everyreader, lecz po prostu sam Barthes czy Derrida
oddający się lekturze i próbujący opisać własne doznania. Zm ieniły się tu całko­
wicie układy (podziały/hierarchie) ustanawiane przez now oczesną teorię między
autorem a czytelnikiem, którzy poczęli zastępować się rolami, tak że niejednokrot­
nie nie sposób odróżnić jednego od drugiego. Nie następowało między nimi rów ­
nież owo dialektyczne sprzężenie, o jakim zgodnie pisali fenomenolodzy i struktu-
raliści, lecz raczej m iała miejsce relacja uwodzenia lub - jeśli odwoływ ać się po­
lem icznie do daw nych rozróżnień - „dialektyka pożądania” . Barthes wyraził to
wprost:
C zy pisanie z przyjemnością upewnia mnie - mnie, pisarza - o przyjem ności m ojego
czytelnika? W żaden sposób. M uszę szukać czytelnika („poderwać” go), n i e w i e d z ą c ,
g d z i e j e s t . Tak tworzy się przestrzeń rozkoszy. N ie potrzebuję drugiej „osoby”, lecz prze­
strzeni: w ejścia w dialektykę pożądania, n i e p r z e w i d y w a l n o ś c i rozkoszy [...]. [BP 9]

B arthes’owski „dyskurs przyjem ności” dał więc kolejną sposobność do złą­


czenia w jedno i zlikw idow ania tradycyjnej hierarchiczności pisania i czytania.
Lektura stała się dla B arthes’a po prostu sposobem dośw iadczania „radości pisa­
nia”, nie zaś przym usem poszukiwania treści, paraliżującym w szelką przyjem ­
ność. M yśliciel opow iadał o tym m.in. w trakcie lektury tekstów S ade’a, Fouriera
i Loyoli, przekonując, że taka właśnie praktyka czytania pozw ala „przekraczać
p r a w a , jak ie społeczeństw o, ideologia, filozofia sobie nadają, aby być w zgo­
dzie z sobą w beznam iętnym nurcie historycznego rozum ienia” (BS 13). Apolo-
gią najdalej posuniętej sw obody czytania, swego rodzaju m anifestem głoszącym
konieczność w ydobycia na pow ierzchnię zakazanych przez teorię doświadczeń,
stała się słynna, choć bez w ątpienia skandalizująca książka Przyjem ność tekstu,
w której tytułow a „przyjem ność” doprowadzona została do apogeum - do ero­
tycznej rozkoszy lektury. Jedyne typologie, jakie m iały praw o się tam pojawić,
odw oływ ały się bądź do nudy czy oziębłości, bądź przeciw nie: do przyjem ności
lub rozkoszy, będących tyleż w łaściw ością tekstów literackich, co udziałem czy­
tającego. Przyjem ność lektury podw ażała konstrukcje pojęciow e, teorie oraz ideo­
logie, ustanaw iała zaś własne prawa, w łasną prawdę, w łasną obiektyw ność. Wy­
wody B arth es’a przeczyły niem al w szystkim tradycyjnym poglądom na kwestie
czytelnika i lektury. Oto najbardziej wym owne cytaty:
W opowiadaniu smakuje mi zatem nie sama treść i nawet nie jeg o struktura, ale ślady
paznokciem , jakie zostawiam na powierzchni: tu przebiegam, tu przeskakuję, tu podnoszę g ło ­

http://rcin.org.pl
106 AN NA BU RZY Ń SK A

wę, tu zapadam się w otchłań. Nie ma to nic w spólnego z głębokim rozdarciem, jakie tekst
rozkoszy odciska w samym języku, nic również z prostą czasow ością jego lektury. Są dwa
sposoby czytania: pierw szy zmierza wprost do powikłań anegdoty, zakłada ciągłość tekstu
i nie uw zględnia zabaw z językiem (gdy czytam Juliusza V em e’a, robię to szybko, zatracam
się w dyskursie, choć mojej lekturze nie grozi żaden słow ny o b s u w - w tym sensie, jaki to
słow o miewa w speleologii); druga lektura niczego nie pomija: rozważa, lgnie do tekstu, czyta,
by tak rzec, przykładnie i w uniesieniu, i w każdym m om encie widzi w tekście rodzielający
języki asyndeton - a nie anegdotę: nie interesuje jej (logiczna) ekstensja, rozwijanie kolejnych
prawd, lecz nawarstwianie się znaczenia114; jak przy grze w łapki podniecenie bierze się tu nie
z ciągłego przyspieszania, lecz z narastającego zam ieszania (to wertykalność języka i jego de­
strukcji): kiedy każda dłoń unosi się nad inną dłonią (a nie kolejno uderza jedna p o drugiej),
powstaje luka i znika podmiot gry - podmiot tekstu. [BP 19-20]

Przyjemność tekstu nie liczy się z ideologią. J e d n a k to zuchwalstw o wynika nie z li­
beralizmu, lecz z perwersji: tekst, jego lektura są rozwarstwione. Przekroczona zostaje tu i roz­
bita j e d n o ś ć m o r a l n a , której społeczeństw o żąda od w szelkiego ludzkiego tworu. C zy­
tamy tekst (przyjem ności) tak, jak mucha lata po pokoju, gw ałtownym i zrywam i, pozornie
celow ym i, pośpiesznym i i niepotrzebnymi, ideologia przemyka po tekście i jego lekturze jak
rumieniec po twarzy (niektórzy zasmakowali erotycznie w tej czerw ieni) [...], w tekście przy­
jem ności przeciwstawne siły nie podlegają stłumieniu, ale stawaniu się - nic nie jest naprawdę
antagonistyczne, wszystko jest mnogie. Lekko traktuję mroki reakcji. Na przykład w P łodn o­
ści Zoli ideologia jest rażąca i wyjątkowo obleśna: naturyzm, fam ilializm , kolonializm . N ie
s z k o d z i , czytam dalej. Czy to skrzywienie obrazu jest banalne? M oże raczej warto docenić
zaskakującą gospodarność, z jaką się dzieli podmiot, kiedy podziela lekturę i opiera się zaraź­
liwej opinii, m etonim ii zadowolenia: czyżby przyjemność uczyła o b i e k t y w n o ś c i ? [BP
7 7 -7 8 ]

Bez w ątpienia książka B arthes’a nosiła znam iona prowokacji i dla tradycyj­
nie nastaw ionych badaczy stała się po prostu obrazą instytucji krytyki literackiej.
N iepokoje w yw ołane P rzyjem nością tekstu były jed nak całkiem uzasadnione.
Rzecznicy uznanych sposobów pisania o literaturze nie mogli wszak nie zauw a­
żać tego, co dostrzegał autor tej książki ju ż na pierw szy rzut oka: lektura bowiem
okazywała się w gruncie rzeczy czymś w rodzaju wirusa rozsadzającego od środ­
ka opozycjonalną i w ew nętrznie zhierarchizow aną konstrukcję pojęciow ą now o­
czesnej teorii. Przyjm ując perspektywę czytania, nie sposób dłużej utrzymać owych
sztucznie ustanow ionych przeciw ieństw i hierarchii. Przyjem ność czytania i pisa­
nia niweczyła po prostu wielki „m it »versus«” (BP 68), jądro nowoczesnej teorii.
W szczególności nie m ożna było oddzielić podm iotu od przedm iotu. Barthes
pisał więc, że czytelnik sam jest m ieszaniną języków , które przenikają się w dzie­
le115 i dzięki tem u właśnie przestaje istnieć wszelki dystans, a podm iot zatapia się
w czytaniu. Lektury bowiem nie dokonuje się i nie przeprowadza, tak jak dokonu­
je się interpretacji albo analizy. Lekturze trzeba się poddać i oddać, ona w ciąga
i pochłania, pozw ala się zatracić i zapom nieć, o czym, jak pam iętamy, napom ykał
także Ingarden, od razu w szakże dyskredytując tę ew entualność. Barthes jednak
w iedział dobrze, iż lektura w nosząc do teorii to w szystko, co było zakazane w jej
tradycyjnym m odelu, stawała się najlepszym sposobem jego podważenia. Pisał
w Przyjem ności tekstu:

114 W oryginale: sig n ifia n ce" . Zwracam na to uwagę, ponieważ termin sig n ifia n c e ” ma w kon­
cepcji Barthes’a zupełnie inny sens niż sig n ific a tio n ”, tj. 'zn aczen ie’. Zob. K. K ł o s i ń s k i ,
Signifiance. Wstęp do pism Rolanda B a rth es’a o muzyce. „Pamiętnik Literacki” 1999, z. 2.
115 Zob. M a r k o w s k i , Ciało, które czyta, ciało, które p isze , s. 30.

http://rcin.org.pl
T E O R IA I L E K T U R A : N IE B E Z P IE C Z N E Z W IĄ Z K I 107

Przychodzi taki dzień, w którym czujemy potrzebę poluzowania teorii, przem ieszczenia
dyskursu, idiolektu, który się powtarza i nabiera zwartości, aby doznał wstrząsu przez jego
kw estionowanie. [BP 93]

Lektura przynosiła szansę nie tylko na skom prom itow anie teorii, lecz również
na swego rodzaju transgresję - wyjście (wbrew pozorom ) z tek stu "6, z zaklętego
kręgu języka. O znaczała bowiem przywrócenie konkretności, cielesności, „perso-
nalności” nie tylko czytelnikow i, lecz także autorowi. B arthes’ow ska w izja lektu­
ry nie odm aw iała wcale racji bytu owemu ścisłemu pow iązaniu czytelnika z auto­
rem , o czym przekonywała tradycyjna teoria literatury. Autor jednak nie był tu poj­
mowany jako kontroler sensu i nadzorca jego deszyfracji, lecz jako ten, do kogo ma
się głęboko osobisty, a nawet namiętny stosunek. Przestając być kategorią tracił on
autorytet i m ożliw ość petryfikacji, w zamian zaś zyskiw ał cielesność i zm ysło­
wość. Doznanie rozkoszy tekstu w czytaniu - przekonyw ał Barthes -
niesie ze sobą również przyjacielski powrót autora. Powracający autor nie jest oczyw iście tym,
którego zidentyfikow ały instytucje (historia i nauczanie literatury, filozofia, dyskurs K ościo­
ła), nie jest to nawet bohater biografii. Autor, który w ychodzi ze sw ego tekstu i wchodzi w na­
sze życie, nie posiada spójności; jest prostą w ielością „oczarowań”, m iejscem kilku zapamięta­
nych szczegółów , a oprócz tego źródłem żyw ych olśnień pow ieściow ych, przerywaną pieśnią
słodyczy [...]; to nie osoba (cywilna, moralna), to ciało. [BS 10]

Bo jeśli za sprawą jakiejś przebiegłej dialektyki trzeba, aby w Tekście - niszczycielu


każdego podmiotu - istniał podmiot do kochania, to jest on rozproszony, trochę jak popiół
rzucony na wiatr, po śmierci. [BS 11]

Przez to -"kończył górnolotnie - w toku lektury zdarzyć się m oże „ n i e f r a ­


s o b l i w e w t a r g n i ę c i e i n n e g o s i g n i f i a n t: białej mufki S ade’a, dzba­
nów z kwiatam i Fouriera, hiszpańskich oczu Ignacego” (BS 11).
Dzięki B arthes’owi i Derridzie czytanie zyskiwało status tw órczości, podm io­
tom lektury przyw rócono ciała, przyjem ność przestała być grzechem , a intym no­
ści i jednostkow ości dośw iadczenia nadano gwasz-teoretyczną praw om ocność.
Zw róciw szy zaś lekturze wszystkie te przynależne jej atrybuty, teoria ponowoczes-
na postaw iła ją na pow rót w centrum zainteresow ania w iedzy o literaturze.

Tylko lektura
Tylko lektura jest m iłością i pragnieniem wobec dzieła:
czytać to pragnąć dzieła, to chcieć być dziełem , to odrzucać
w szelkie dublowanie dzieła innym słow em niż to, które doń nie
należy. [BK 136-137]

„P ozostaje jeszc ze ostatnie złudzenie, którego trzeba się w yzbyć - pisał


Barthes w 1966 roku - krytyk w niczym nie może zastąpić czytelnika” (BK 135).
„B liska w ięź pom iędzy lekturą a krytyką - wy wodził prow okacyjnie Paul de Man
15 lat później - stała się ju ż banałem we w spółczesnych badaniach literackich” 117.
C ytaty te bardzo dobrze obrazują sens przemiany, która nastąpiła nie tylko w m y­

116N aw iązuję do artykułu R. B a r t h e s ’a Wyjścia z tekstu {przeł. M. P. M a r k o w s k i ) ,


zam ieszczon ego w tom ie je g o prac krytycznych pt. Lektury (przeł. K. K ł o s i ń s k i , M. P. M a r ­
k o w s k i , E. W i e 1 e ż y ń s k a. Warszawa 2001).
117 D e M a n , C zytan ie (Proust), s. 91.

http://rcin.org.pl
108 AN NA BU RZY ŃSK A

śleniu o lekturze, nie tylko w myśleniu o krytyce literackiej, lecz również w rozu­
mieniu zadań teorii literatury. Przekonując o nieusuwalnej przepaści pom iędzy kry­
tykiem a czytelnikiem , Barthes miał na myśli tradycyjny model krytyki literackiej,
taki, który dziedziczył wszystkie ułomności po teorii nowoczesnej, a przede wszyst­
kim starał się opisać dzieło literackie językiem mu obcym. Wyższość czytelnika nad
krytykiem - tak jak w um ieszczonym tu motcie - brała się z możliwości zespolenia
się tego pierwszego z dziełem: z namiętnego stosunku do literatury, z zaspokajania
dzięki niej pragnień i czerpania przyjem ności. Pisał więc autor K rytyki i praw dy.
Próżno [krytyk] chełpić się będzie, że użycza głosu, choćby z największym szacunkiem,
lekturze innych, że sam jest tylko czytelnikiem , któremu inni czytelnicy poruczyli wyrażenie
w łasnych uczuć z uwagi na jeg o w iedzę lub trafność sądu, słow em , że reprezentuje prawa
sp ołeczności do dzieła. [BK 135]

Tak w ięc „dotknięcie” tekstu - nie oczym a, lecz stylem - otwiera między krytyką a lektu­
rą przepaść, która jest przepaścią, jaką każde znaczenie tworzy m iędzy sw oim brzegiem zna­
czącym a sw oim brzegiem znaczonym . [BK 136]

Stw ierdzenie, że zarów no Derridowska, jak i B arthes’owska m yśl o czytaniu


literatury narodziła się z dotkliw ego niedosytu: z uświadom ienia sobie nieadekwat-
ności tradycyjnych m odeli lektury wobec bogactwa, różnorodności i wielorakości
procesów znaczeniow ych, zachodzących w tekstach literackich, oraz z odczucia
ich nieprzystaw ania do dośw iadczeń czytelników, chyba należy ju ż w chwili obec­
nej do oczyw istości. Obydwaj uczeni jednak równie stanow czo protestow ali nie
tylko przeciw ko zafałszow yw aniu lektury, lecz także przeciw ko przyznaw aniu ko­
m entatorow i czy krytykow i literackiem u „spokojnej posady strażnika cm entarne­
go” (S 178). Obydwaj też ostatecznie stanęli na stanowisku, że owo przyw rócenie
twórczej m ocy krytyce literackiej dokonać się może właśnie wtedy, gdy zrezy­
gnuje się z uznanych m etod krytyki, nakładających na literaturę „ham ulce sensu”,
a zacznie się po prostu praktykow ać twórcze czytanie. O ile więc jeszcze w trak­
cie rozw ażań nad kw estiam i krytyki i prawdy rozdzielał Barthes trzy dyscypliny
zw iązane bezpośrednio z literaturą: Naukę, K rytykę i Lekturę, a czynił to w zgo­
dzie z tradycyjnym m odelem wiedzy o literaturze, kultywującym przekonanie o ist­
nieniu indyferentnej, aseptycznej nauki i tropiącej praw dę krytyki, różniących się
diam entralnie od lektury, o tyle w finale tych roważań w yrażał nadzieję na ich
zespolenie w praktyce pisanio-czytania - praktyce p a r excellence literackiej. Ta­
kiej, w jakiej nie będzie ju ż m ożna „dublować dzieła literackiego słowem , które
doń nie należy” , a zatem zdoła się osiągnąć praw dziw ąjednorodność i zespolenie
z literaturą. K rytyka literacka m iała więc ostatecznie dostąpić statusu lektury, co
dla B arthesa było aktem najwyższej nobilitacji. Jego wysiłki na drodze pokony­
w ania dystansu m iędzy krytyką a lekturą pokazyw ały zarazem kierunek, w któ­
rym zm ierzała ponow oczesna refleksja o literaturze - dążenie do zniesienia arbi­
tralnie narzuconych dystansów i barier.
Trafnie podsum ow yw ał te wysiłki Josue V. Harari, podkreślając, że poststruk-
turalistyczna teoria literatury jako „pism a” (a w konsekwencji - „tekstu”) „sprze­
ciw iała się tradycyjnym skłonnościom do rozdzielania czytania od pisania i trak­
tow aniu ich jako operacji osobnych” 118. Istotnie: o ile w poglądach teoretyków

118 J. V. H a r a r i , Textual F actions/Textual F ictions. W zb.: Textual S trategies. P ersp ectives


in P o st-stru c tu ra list C riticism . Ed., introd. J. V. H a r a r i . Ithaca 1979, s. 39.

http://rcin.org.pl
T E O R IA I L E K T U R A : N IE B E Z P IE C Z N E Z W IĄ Z K I 109

tradycyjnych dom inow ało przekonanie o radykalnym dualizm ie i całkow itej od­
m ienności praktyk pisania i czytania literatury, jedynie pow iązanych ze sobą dia­
lektycznie“ 9, o tyle zdaniem poststrukturalistów praktyk tych nie dało się całko­
wicie rozróżnić i oddzielić, podobnie jak - przekonyw ał o tym zw łaszcza Derrida
- nie dało się rygorystycznie rozróżnić „perfomancji i kom petencji, w ytw órcy i od­
biorcy, ale też: adresata i sygnatariusza, pisarza i czytelnika” (DT 225).
Pojawiająca się zarówno w pracach B arthes’a i Derridy, jak i Kristevej zbitka
„écriture-lecture [lekturo-pisanie]” jednoczyć więc miała w tej samej sensotwór-
czej praktyce tekst i komentarz, pisanie i czytanie, porządek rozum ienia i porzą­
dek w yrażania120. Derrida podkreślał to ju ż podczas czytania Platona, podaw ał
przykłady tego rodzaju praktyki także w lekturach tekstów literackich - Mallarmé-
go, Celana, Ponge’a, Joy ce’a itp. Barthes czytając S a rra sin e ’a B alzaka m ówił
0 „ponow nym pisaniu [re-écriture]” tekstu w lekturze121. Owo „ponow ne pisanie”,
które znam y rów nież (choć w nieco innej w ersji) z B orgesow skiego P ie r r e ’a
M en a rd a , m iało jed n ak charakter szczególny: nie było to bow iem odtw orze­
nie (prze-pisanie), ale wykreowanie lub - jakby powiedział Derrida - „powtórzenie
z różnicą” .
Stając się w ięc kategorią dyskursu teoretycznoliterackiego, lektura przeobra­
żała także ów dyskurs od środka. Myśliciele postm odem y, rezygnując z atrybutów
narzuconych owej kategorii przez modele nowoczesne, nie pozbawiali jej prymatu
w refleksji o literaturze. Wręcz przeciwnie: poststrukturalizm potwierdził ostatecz­
nie i um ocnił znaczenie lektury - już nie jako martwej kategorii, lecz jako żywej
1 dynamicznej praktyki. Poddając intensywnej krytyce niem al w szystkie dotych­
czasowe term iny teorii literatury (łącznie z tradycyjnym i ujęciam i lektury i czy­
telnika), na polu bitw y - jeśli wolno użyć takiego określenia - pozostaw ił właśnie
czytanie. I trudno się temu dziwić; skoro - jak pisał Barthes - „tylko lektura”
m iała być w yrazem prawdziwej miłości do literatury, to oczyw iste, że po odrzuce­
niu takich kategorii, jak „dzieło” , „autor” oraz „interpretacja” , pozostała t y l k o
lektura albo raczej: czytanie i pisanie.
Tę brzem ienną w skutki przemianę antycypował ju ż odkrywca przyjem ności
czytania - w czasach dość odległych, lecz bardzo ważnych dla teraźniejszości
wiedzy o literaturze. Tak oto bowiem (warto by zakończyć jednym z najpiękniej­
szych zdań jego K rytyki i praw dy) słowo oplotło się wokół książki - „ c z y t a ć , p i ­
s a ć : cała literatura to przejście od jednego do drugiego z tych pragnień” (BK 137).

119 Dobrym przykładem jest teoria Sartre’a. Autor Czym j e s t literatura? wielokrotnie podkreśla,
że pisanie i czytanie to osobne praktyki, całkow icie się różniące. Sam akt pisania traktuje Sartre
także zdecydow anie dualistycznie, starannie od siebie oddzielając przedm iot i akt, znak i desygnat.
Zob. S 161-209.
120 Zob. np. R. B a r t h e s , E crire la lecture. W: Le B ruissem ent de la langue. E ssa is critiqu es
IV. Paris 1984. Zob. też tego autora Teorię tekstu (s. 196).
121 B a r t h e s , S/Z, s. 45.

http://rcin.org.pl

You might also like