You are on page 1of 284

JAN STANISŁAW OLBRYCHT

Prof. Dr med. Dr iur. h. c.


b. kierownik Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie

WYBRANE PRZYPADKI
Z PRAKTYKI
SĄDOWO-LEKARSKIEJ
ZABÓJSTWO, SAMOBÓJSTWO
CZY
NIESZCZĘŚLIWY WYPADEK

WARSZAWA 1964
^JTSTWOWY ZAKŁAD WYDAWNICTW LEKARSKICH
— ....

Redaktor naukowy Prof. Jan Sehn



Redaktor odpowiedzialny Dr Krystyna Pudłowska
*
Redaktor techniczny Jerzy Bielecki

Korektor Tomira Górecka

PAŃSTWOWY ZAKŁAD WYDAWNICTW LEKARSKICH — WARSZAWA 1964


Wydanie I. Nakład 2000 + 205 egz. Objętość: 26,4 ark. wyd. = 17,5 ark. druk.
Papier ilustrac. ki. III, 80g/m’, 70x100/1$. Oddano do składania w marcu 1964r.
Podpisano do druku i druk ukończono w lipcu 1964r. Zam. 285/64 G-49
DRUKARNIA UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO, KRAKÓW, CZAPSKICH 4
Cena zl 60.—
Mojej żonie dr med. Izabeli Lada-Olbrychtowej,
towarzyszce w mym życiu i w pracy,
książkę tę z wdzięcznością poświęcam
■__ _ r-. r AUTOR
[ OT’ATCT A ~ - £;'

uLUałacao^-^

PRZEDMOWA

W przypadkach zgonów wśród niewyjaśnionych, często tajemniczych


i zagadkowych okoliczności ustalenie, czy śmierć danej osoby nastąpiła
z samoistnych przyczyn chorobowych, czy też była ona śmiercią gwałtowną
stanowi niekiedy trudne zadanie. Jeszcze trudniejsza jest niewątpliwie od­
powiedź na pytanie, czy w przypadku śmierci gwałtownej była ona: na­
stępstwem nieszczęśliwego wypadku, samobójstwa, czy też zbrodniczego
działania obcej ręki. Drogi prowadzące do rozwiązania tych zagadnień zmie­
niały, rozwijały i doskonaliły się w miarę rozwoju wiedzy ludzkiej i po­
stępów tych wszystkich nauk, które służą realizacji celów zadań wymiaru
sprawiedliwości.
Szczególne miejsce wśród tych nauk zajmuje tradycyjnie nauka medy­
cyny sądowej. Opiera się ona na całokształcie wiedzy medycznej i stanowi
pomost łączący nauki przyrodnicze, powołane do ustalania faktów z nauką
prawa, której istotnym zadaniem jest także ich wartościowanie. W obu
dziedzinach rozstrzyga fakt i fakt góruje nad wszystkim. Chodzi przy tym
o fakty odnoszące się do zdarzeń przeszłych, które medycyna sądowa pracą
biegłych z tej dyscypliny wskrzesza i ożywia, rekonstruuje oraz ustala ich
kolejność, ciągłość, związek przyczynowy i znaczenie, czyli wnika w ich
genezę.
Dla osiągnięcia tego nie może ona dzisiaj ograniczyć się tylko do obrazu
anatomicznego stwierdzonego w toku oględzin i sekcji zwłok, który sam nie
zawsze stanowi wystarczająco pewne kryterium i dlatego musi uwzględniać
także wszystko, co ma związek z danym przypadkiem zgonu. Zmarły milczy
bowiem i od niego samego nie można się niczego dowiedzieć. Nakłada to
na współczesnego biegłego z zakresu medycyny sądowej obowiązek opierania
się w opiniach na całokształcie ustaleń faktycznych, dokonanych przez organa
wymiaru sprawiedliwości przy pomocy wszelkich środków dowodowych,
zarówno osobowych, jak i przede wszystkim — rzeczowych. Dowody rze­
czowe bowiem nie kłamią, nie ulegają sugestii i rejestrują wiele szczegółów
nie spostrzeżonych lub nie zapamiętanych przez świadka, które należy tylko
umiejętnie odczytać.
Dopiero logiczne rozważenie w tak przedmiotowy sposób ustalonych faktów
pozwala na zasadne różnicowanie między śmiercią z samoistnych przyczyn
chorobowych a śmiercią gwałtowną, a w tym ostatnim przypadku — między
nieszczęśliwym wypadkiem, śmiercią z własnej lub cudzej ręki.
Słusznie możemy być i jesteśmy dumni z naszego wymiaru sprawiedli­
wości. Ale nawet najdoskonalszy system nie wyklucza możliwości popełnienia
omyłek. Wiadomo bowiem, że errare humanum est. Wszelkie zaś omyłki spoty­
kają się z nieprzychylną opinią i krytyką społeczeństwa zarówno w przy­

3
padkach niewykrycia sprawcy, jak i przede wszystkim — w przypadkach
zasądzenia człowieka niewinnego. Praktyka poucza, że do powstania omyłek
sądowych przyczynia się nie tyle brak odpowiedniego wykształcenia przy-
rodniczo-biologicznego u prawników, ile opinie lekarskie, często nie stojące
na wysokości zadania i wykazujące braki. Niedostrzeganie tych braków
byłoby niewybaczalną krótkowzrocznością, ich przemilczanie — zasadniczym
błędem. Im bowiem większa jest odpowiedzialność biegłego sądowego, im
więcej się od niego wymaga, tym ostrzejsza powinna być nasza krytyka i jego
samokrytyka. Prawdy te należy przypominać ze szczerością i śmiałością. Jest
to śmiałość, która nie tchórzy przed przyznaniem się do błędów i obnaża
po to, aby mocje naprawić. Zresztą na błędach uczymy się — errando discimus.
Wybrane spośród wielu tysięcy przypadki podaję chronologicznie w takim
porządku, w jakim brałem w nich udział w mojej przeszło 50-letniej praktyce
sądowo-lekarskiej. Opierałem się na materiale źródłowym z oryginalnych
akt sądowych. Nie chodziło mi jednak o wydanie dosłownych tekstów źród­
łowych, lecz o naukowe opracowanie źródłowego materiału aktowego, przede
wszystkim z punktu widzenia lekarza biegłego sądowego. Tłumaczy to po­
trzebę opuszczenia kwestii dla nauki medycyny sądowej nie istotnych oraz
redakcyjnego dostosowania różnorodnego materiału aktowego do konstrukcji
zwartej książki i jednolitej konwencji pisarskiej. W tym ujęciu i opracowaniu
nie jest on formalnie dosłowny, ale pozostał w swej istotnej treści nie zmie­
niony i nie upiększony. Dlatego też wiernie oddaje przedmiotowe odbicie
stanu faktycznego, utrwalonego w aktach poszczególnych spraw sądowych.
Nazwiska biegłych żyjących i świadków, którzy brali udział w danej sprawie,
zastąpiłem inicjałami.
Po przedstawieniu sprawy według akt sądowych, umieszczam na końcu
każdego przypadku własne uwagi epikrytyczne, a na końcu książki — posłowie.
Gdyby przypadki ogłoszone w tej książce wzbudziły choć w drobnej mierze
zainteresowanie w sferach lekarskich i prawniczych oraz przyczyniły się do
dalszego udoskonalenia naszego wymiaru sprawiedliwości w sprawach,
w których chodzi o najwyższe dobra ludzkie, jak cześć, wolność, a nawet
życie — uważałbym zadanie publikacji za spełnione.
Przy pracy nad tą książką do szczególnej wdzięczności jestem zobowiązany
Prof, dr Janowi Sehnowi, dyrektorowi Instytutu Ekspertyz Sądowych za
podjęcie się żmudnej pracy redaktora naukowego i wykonanie jej z niezwykłym
oddaniem, dokładnością i ścisłością.
W końcu poczuwam się do miłego obowiązku złożenia serdecznego po­
dziękowania PZWL i drukarni UJ, że wydanie książki otoczyli wielką życzli­
wością oraz za jej staranny druk i piękną szatę.
AUTOR
SPIS TREŚCI

Zbrodnicze rozkawałkowanie zwłok........................................................................... 7


Zabójstwo, samobójstwo czy nieszczęśliwy wypadek........................................... 43
Upozorowane zabójstwo z lubieżności....................................................................... 61
Zabójstwo pod wpływem silnego wzruszenia i przy zmniejszonej poczytalności 163
Proces o zabójstwo bez zidentyfikowania zwłok................................................... 171
Zabójstwo w patologicznym upojeniu alkoholowym............................................... 180
Rzekome matkobójstwo.............................................................................................. 190
Rzekoma śmierć gwałtowna.......................................................................................201
Nieszczęśliwy wypadek a nie zabójstwo ............................................................... 220
Rzekome bratobójstwo w świetle dziesięciu wyroków sądowych........................ 230
Czy dzieciobójstwo?...................................................................................................... 258
Posłowie.......................................................................................................................... 271
ZBRODNICZE ROZKAWAŁKOWANIE ZWŁOK

W dniu 18 maja 1927 r. niejaka M. F. zawiadomiła Prokuraturę w Kra­


kowie, że jej córka Zofia, zamężna za Maciejem Paluchem, gospodarzem
w Dłubni pod Krakowem, w dniu 15 maja 1927 r. zaginęła. Zofia prowadzi
z Paluchem proces o separację i dlatego wraz z dziećmi mieszka w Krakowie.
W dniu 15 maja udała się na życzenie męża do ich wspólnego domu w Dłubni
i od tego czasu wszelki ślad po niej zaginął.
Śledztwo wszczęte na skutek tego doniesienia wykazało, co następuje:
Zofia i Maciej Paluchowie zawarli związek małżeński w roku 1921 i za­
mieszkali w Dłubni, gdzie gospodarowali na 6 morgach pola, stanowiących
własność Zofii. Już w kilka miesięcy po ślubie pożycie małżonków stawało
się coraz gorsze z powodu gwałtownego charakteru męża, który nie pracował,
przezywał żonę i bił ją. Zofia chcąc udobruchać męża, zapisała mu na jego
nalegania 1/i część swej posiadłości za obietnicę poprawy. Mimo to nie
zmienił on swego postępowania, maltretował dalej żonę i jej rodzinę. Z do­
chodów uzyskanych z gospodarstwa żył sam dostatnio, nie łożył na utrzy­
manie żony tak, że ta niejednokrotnie głodowała i musiała przyjmować
środki żywności od krewnych, a nawet od obcych. Nie znalazłszy w końcu
innego sposobu uwolnienia się od męża, wniosła w roku 1926 do Sądu w Kra­
kowie skargę o separację od łoża i stołu oraz o odwołanie darowizny z powodu
niewdzięczności męża. Sąd podzielając obawy Zofii, że ze strony męża grozi
jej niebezpieczeństwo, zezwolił jej tymczasowo na zamieszkanie z dzieckiem
osobno oraz przyznał odpowiednie alimenta. Wskutek tego Zofia odeszła od
męża i od lipca 1926 r. zamieszkała wraz z dzieckiem w Krakowie.
Paluch przychodził często do żony, prosił ją, by wróciła do domu i obie­
cywał poprawę. Zofia nie chciała się z początku na to zgodzić, znając już
dobrze swego męża. Na jego usilne nalegania i obietnice poprawy, po uro­
dzeniu w szpitalu w Krakowie drugiego dziecka we wrześniu 1926 r., wróciła
jednak do męża. Już w pierwszą noc podczas stosunku cielesnego Paluch
znęcał się nad nią, a gdy próbowała mu się opierać, pobił ją i groził jej nożem,
wobec czego na drugi • dzień zabrała dzieci i wróciła do swego mieszkania
w Krakowie. Paluch przychodził nadal do żony i próbował ją skłonić do
powrotu, grożąc jej wielokrotnie śmiercią, w razie gdyby miała jego żądaniu
odmówić. Zofia pozostała już teraz głucha na jego prośby i groźby. Ponieważ
od Palucha należały się jej płody rolne oraz pieniądze z tytułu alimentów,
przeto często przychodziła po nie do Dłubni. Z obawy przed mężem chodziła
zawsze w towarzystwie drugiej osoby i tego samego dnia wracała bezzwłocznie
do dzieci w Krakowie.
Ponieważ Paluch z wiosną 1927 r. przestał składać alimenta w Urzędzie
Gminnym w Dłubni, Zofia spotkawszy go z początkiem maja 1927 r. w Kra­
kowie upominała się o nie. Paluch oświadczył jej, że na razie pieniędzy nie
posiada, ale że maje wkrótce otrzymać za sprzedany grunt i polecił jej przy­
być dnia 15 maja 1927 r., w dzień jej imienin, do niego do Dłubni, gdzie
jej pieniądze wypłaci.

7
Zofia zgodziła się i udała dnia 15 maja z Krakowa do Dłubni. Przybyła
tam około godziny 2 popołudniu. Jako ostatnia widziała ją sąsiadka w chwili,
gdy Paluch wziąwszy żonę pod ramiona, wprowadził ją z ogrodu do domu.
Od tej chwili Zofia znikła i nikt jej więcej nie widział.
Gdy do 17 maja rano Zofia nie powróciła do Krakowa, gospodyni, u której
mieszkała, zaniepokojona dłuższą jej nieobecnością (co przedtem nigdy się
nie zdarzało, gdyż zawsze tego samego dnia wracała), udała się do Urzędu
Gminnego w Dłubni i zawiadomiła, że Zofia, która 15 maja wyszła z Kra­
kowa do Dłubni, dotychczas do domu nie wróciła. Takie samo doniesienie
złożyła ona w Komisariacie Policji w Krakowie w dniu 18 maja. Mieszkańcy
Dłubni zaczęli się bliżej interesować zniknięciem Zofii i wieść o tym dotarła
do jej matki M. F., która wniosła doniesienie do Prokuratury w Krakowie.
Funkcjonariusze policyjni prowadzący śledztwo na polecenie Prokuratury
stwierdzili, że Zofia w dniu 15 maja z domu swego męża w ogóle nie wyszła.
Był to dzień niedzielny i pogodny, toteż zarówno najbliżsi, jak i dalsi sąsiedzi
Paluchów siedzieli przed domami i w przydrożnych rowach do późnych go­
dzin nocnych i żaden z sąsiadów ani nikt w ogóle z mieszkańców Dłubni
już więcej Zofii nie widział. Ponieważ dom Paluchów znajdował się tuż przy
drodze publicznej, którą ona wracać musiała, dom zaś najbliższych sąsiadów
stał zaledwie w odległości 25 kroków od domu Paluchów, było prawie wy­
kluczone, aby nie zauważono jej wyjścia z domu. Mieszkańcy Dłubni
z początku tłumaczyli sobie fakt pozostania Zofii w domu tym, że małżon­
kowie się przeprosili i dlatego bliżej nie zajęli się tym faktem.
Oględziny domu Paluchów dokonane w dniu 20 maja przez funkcjo-
nariuszów policyjnych wykazały cały szereg plam krwawych, a w szczegól­
ności na komodzie, na desce leżącej w izbie mieszkalnej, dalej na drzwiach
izby i na drzwiach w sieni. Nadto znaleziono w skrzyni świeżo wypraną i jeszcze
mokrą koszulę, w izbie zaś wiszące na sznurze świeżo wyprane spodnie Pa­
lucha. Wreszcie obok pieca znaleziono siekierę, której stylisko było dokładnie
wymyte, a sama siekiera około obucha zardzewiała. Druga siekiera znajdu­
jąca się w izbie, była zabrudzona i zaprószona. Ponieważ ślady krwawe znaj­
dowały się w źle oświetlonych miejscach izby, udało się je wykazać i wykryć
dopiero po dokładnym oświetleniu latarką elektryczną całej izby.
Na podstawie zeznań sąsiadów ustalono, że Paluch w dniu 16 maja, a więc
w następny dzień po zniknięciu jego żony, mył skrzynię, prał spodnie i koszulę
oraz wysprzątał izbę, czego przedtem nigdy nie robił. Był on znany z nie­
chlujstwa, trzymał w izbie kozy, a sam spał na strychu. Mycie skrzyni i pranie
odzieży powtórzył jeszcze raz dnia następnego. W dniu tym w rozmowie zc
swym szwagrem wcale nic pytał o żonę, choć przedtem zawsze poruszał ten
temat.
Tc ustalenia oraz zeznania sąsiadki, że Paluch w dniu 17 maja o godzi­
nie 3 rano wracał do domu próżnym wozem od strony rzeki Dłubni i że ze
względu na wczesną porę nie mógł wracać z roboty, skłoniły funkcjonariuszów
policyjnych do wszczęcia poszukiwań zwłok zaginionej Paluchowej w rzece
Dłubni płynącej o około 800 kroków od domu Paluchów.
Już w pierwszym dniu (22 maja w południe) wyłowiono kawałek powłok
skórnych klatki piersiowej w kształcie trapezu (rye. 1), który — podobnie jak
i dalsze wyłowione części zwłok — poddałem badaniu w Zakładzie Medy­
cyny Sądowej w Krakowie. Jedną powierzchnię tego kawałka stanowiła tkanka
tłuszczowa, wśród której była widoczna przerwa ciągłości dokonana narzę­
dziem ostrym, 10 cm długa, sięgająca aż pod przeciwną powierzchnię. Stano­
wiła ją skóra, pozbawiona przeważnie naskórka, który zmacerowany od­
dzielał się z łatwością od skóry właściwej. Mniej więcej w samym jego środku

8
widoczna była dobrze zachowana brodawka sutkowa, l1/, cm wysoka,
1 cm średnicy licząca, otoczona ciemnobrunatną obwódką o średnicy 4 cm.
W tym miejscu i w najbliższym otoczeniu naskórek był dobrze utrzymany
i oddzielał się tylko z trudnością od skóry właściwej. Nigdzie nie stwierdzało

Rye. 1. * Sutek kobiecy: 1. Brodawka sutkowa. 2. Powierzchowne cięcie skórne.3. Resztki utrzymanego
naskórka

sic włosów, a z brodawki sutkowej nie dawała się wycisnąć żadna treść.
Brzegi badanego kawałka powłok skórnych wszędzie równe, gładkie, ukazy­
wały na podstawie trapezu kilka cięć skórnych. Nigdzie jednak nie stwier­
dzono podbiegnięć krwawych lub innych znamion przyżyciowych. Naciąwszy
najgrubsze miejsce zauważono wśród tkanki tłuszczowej jakby utkanie gruczo­
łowe, a badanie histologiczne stwierdziło utkanie, charakterystyczne dla

* Ryciny reprodukowane z klisz dostarczonych przez Autora.

9
gruczołu mlecznego. Badanie serologiczne przy użyciu swoistej precypityny
ludzkiej wypadło dodatnio.
Następnego dnia znaleziono skłębione wnętrzności brzuszne, nieco gnijące,
które po właściwym ich ułożeniu rozpoznano jako: śledzionę o wymiarach
10x7x2 cm, nigdzie nie uszkodzoną; dalej przecięty gładko w części wpu­
stowej żołądek o błonie śluzowej bladej, bez wybroczyn, nadżerek lub owrzo-
dzeń, zawierający kawałek ziemniaka strawionego; dalej sieć, część dwuna-

Ryc. 2. Część trzewiów brzusznych: 1. Zgięcie wątrobowe jelita grubego. 2. Jelito ślepe. 3. Śledziona
4. Esica

stnicy i część (60 cm) jelita czczego wraz z krezką, wypełnionego skąpą,
białoszarawą miazgą; wreszcie końcowy odcinek (14 cm) jelita biodrowego
i całe prawie jelito grube z wyjątkiem odbytnicy, zawierające skąpy, pół­
płynny, brunatnożółty kał, bez jakichkolwiek obcych i nieprawidłowych
zawartości (ryc. 2). Sieć, krezka i przyczepy sieciowe obfitowały w tkankę
tłuszczową. W dość długiej krezce esicy znajdowała się rana osełkowata 2 cm
długa, na P/2 cm rozwarta, posiadająca brzegi — podobnie jak i brzegi
wszystkich przerw — równe, gładkie, bez podbiegnięć krwawych lub innych
zmian przyżyciowych. Stan gnicia trzew przy uwzględnieniu pory roku

10
i środowiska, w jakim się one znajdowały, przemawiał, iż od śmierci mógł
upłynąć maksymalnie okres do 10 dni trwający.
Trzeciego dnia znaleziono przy drodze, wiodącej obok rzeki, 8 przywalo­
nych ziemią kawałków nieco gnijących wnętrzności, które już na pierwszy

Ryc. 3. Kawałki płuc: 1. Rany kłute płuc

rzut oka okazały się pociętymi kawałkami płuc (ryc. 3). Powierzchnie prze­
krojów były gładkie, a nadto niektóre kawałki wykazywały kanały kłute,
osełkowate, grubości gęsiego pióra. Miąższ płuc we wszystkich kawałkach
blady, suchy, wszędzie powietrzny, prawidłowej konsystencji i elastyczności,
nie okazywał żadnych zmian chorobowych, ani też podbiegnieć krwawych.
Pod mikroskopem stwierdziłem we wszystkich skrawkach wszystkich kawał­
ków obecność zatorów tłuszczowych. W 3/4 skrawków były one widoczne

11
w każdym polu widzenia każdego skrawka, zaś w 1/4 skrawków raz na kilka
pól. Stan gnicia odpowiadał okresowi 10—14 dni od chwili śmierci.
W dniu 30 maja wyłowiono z rzeki 5 kawałków jelita cienkiego różnej
długości (16, 19, 84, 136, 1675 cm), częściowo gnijącego, odciętego od krezki
(ryc. 4). Były one prawie puste, a resztki treści, powlekającej ich błonę ślu­
zową, posiadały zabarwienie ciemnozielone i konsystencję marmolady.
Z uwagi na nadmierną długość jelita i jego zawartość, tudzież cechy morfo­
logiczne, można było wykluczyć, aby to były jelita ludzkie. Przeprowadzone

Ryc. 4. Kawałki jelita bydlęcego

przeze mnie badania serologiczne przy użyciu precypityny ludzkiej, świńskiej


i bydlęcej dowiodły, iż były to kawałki jelita cienkiego bydlęcego.
W dniu 31 maja wyłowiono z rzeki lewe udo z lewym pośladkiem i częścią
narządów moczopłciowych (ryc. 5 i ryc. 6) w stanie rozkładu gnilnego,
odpowiadającego — przy uwzględnieniu pory roku i innych warunków
zewnętrznych — okresowi dwóch tygodni od chwili śmierci. W szczególności
skóra zarówno na pośladku, jak i na udzie była prawic w zupełności pozba­
wiona naskórka, który tylko w postaci bardzo nielicznych i małych wysepek
pokrywał obnażoną skórę właściwą. Górna powierzchnia przecięcia biegła
tuż obok spojenia łonowego nieco na zewnątrz od fałdu pachwinowego lewego,
dalej ponad grzebieniem kości biodrowej lewej i mniej więcej przez środek
kości krzyżowej i w końcu przez fałd międzypośladkowy. Ód tej głównej
powierzchni górnego przecięcia biegła z przodu, poprzecznie do osi długiej

12
Rye. 5. Pośladek i udo lewe od
strony zewnętrznej. 1. Odcięty ka­
wałek kłykcia zewnętrznego kości
udowej lewej

Ryc. 6. Pośladek i udo lewe od


strony wewnętrznej: 1. Ujście ze­
wnętrzne cewki moczowej. 2. Błona
śluzowa kiszki stolcowej. 3. Warga
sromowa mniejsza. 4. Warga sro­
mowa większa

13
uda, ku krętarzowi wielkiemu głęboka rana na przestrzeni 5 cm. W fałdzie
między udem a spojeniem łonowym stwierdzono wyraźnie dobrze utrzymaną
wargę sromową większą, o silnym owłosieniu, które przechodziło ku górze
w częściowo zachowane owłosienie wzgórka łonowego. Niektóre włosy fa-

Ryc. 7. Powłoki brzucha z narządami rodnymi od strony zewnętrznej: 1. Górna część pochwy*
2. Pępek. 3. Blizny poporodowe

listo-kręte, inne proste, wszystkie grube, koloru ciemno-czarno-blond, docho­


dzące do długości 4 cm. Ku wewnątrz dobrze utrzymana warga sromowa
mniejsza, dolny odcinek pochwy długości 5 cm, łechtaczka, ujście zewnętrzne
cewki moczowej, tudzież cała cewka moczowa z kawałeczkiem pęcherza
moczowego. Dalej ku tyłowi widoczna lewa ściana odbytnicy na przestrzeni
4 cm. Dolna powierzchnia przecięcia części miękkich uda przechodziła 8 cm

14
ponad powierzchnią stawową nasady kości udowej tak, że wskutek tego
wystawał na zewnątrz dolny odcinek kości udowej. Przecięcie biegło taraso­
wato przez tkankę skórną, podskórną i mięśnie aż do kości. Jej zewnętrzny
kłykieć był od strony tylnej gładko odcięty. Rzepki nie udało się stwierdzić.

Ryc. 8. Powłoki brzucha z narządami rodnymi od strony wewnętrznej: 1. Jajnik. 2. Macica. 3. Tylna
ściana powłok brzucha. 4. Otrzewna

Brzegi powierzchni przecięć równe, gładkie, zarówno w obrębie części mięk­


kich, jak i kości. Tkanka tłuszczowa podskórna dobrze rozwinięta, do P/2 cm
gruba, nie wykazywała nigdzie — tak jak i mięśnie — podbiegnięć krwawych.
Obwód uda w najgrubszym miejscu 59 cm, u dołu tuż ponad powierzchnią
dolnego przecięcia części miękkich 40 cm. Długość wyłuszczonej kości udowej
wynosiła 42 cm.

15
W dniu 1 czerwca wyłowiono dalsze wnętrzności w stanie gnicia (naskórek
zupełnie złuszczony). Okazało się, że był to wycięty kawałek powłok z lewej
strony brzucha z dobrze widocznym pępkiem i bliznami poporodowymi,
z którym za pomocą nie przeciętej otrzewnej były połączone narządy miednicy
kobiecej (ryc. 7 i ryc. 8). Wśród nich stwierdzono kawałek odbytnicy długości
14 cm, nie zawierający żadnej treści, o błonie śluzowej bladej. Górna po­
wierzchnia przecięcia odbytnicy odpowiada w zupełności powierzchni prze­
cięcia esicy w trzewiach brzusznych, wyłowionych w dniu 23 maja (ryc. 2),
dolna — powierzchni przecięcia w części odbytnicy znalezionej przy po­
śladku i udzie lewym (ryc. 6). Dalej stwierdzono górną część pochwy, długości
3 cm, o błonie śluzowej bladej, miernie pofałdowanej, o płytkich sklepieniach,
bez zmian chorobowych lub urazowych. Wreszcie stwierdzono macicę z przy­
datkami, tudzież prawie cały pęcherz moczowy z wyjątkiem nieznacznej tylko
jego części, przechodzącej w cewkę moczową i odpowiadającej powierzchniom
przecięcia tejże przy zachowanej cewce moczowej i kawałeczku pęcherza
moczowego, będących w związku z lewym udem i pośladkiem (ryc. 6).
Pęcherz moczowy próżny, o błonie śluzowej bladej, bez zmian chorobowych.
Macica i przydatki wolne. Ujście zewnętrzne macicy gwiazdkowatc z głębo­
kimi, starymi, wygojonymi wrębami. Część pochwowa macicy krótka. Jama
macicy od dna do ujścia zewnętrznego długości 7 cm, o błonie śluzowej
bladoróżowej, pokrytej skąpym śluzem. Mięsień macicy do 14 mm gruby.
Jajowody o przebiegu lekko krętym, drożne, bez zmian. Jajniki prawidłowej
wielkości, z większymi i mniejszymi pęcherzykami Graafa na przekrojach.
Przymacicza bez zmian. Nigdzie, a zwłaszcza w okolicy przerw ciągłości,
nie stwierdzono podbiegnięć krwawych.
W dniu 5 czerwca wyłowiono dalsze części zwłok, a mianowicie:
a) pośladek prawy i udo prawe (ryc. 9),
b) bark prawy i ramię prawe (ryc. 10),
c) podudzie prawe ze stopą prawą (ryc. 11),
d) podudzie lewe ze stopą lewą (ryc. 11).
Pośladek prawy i udo prawe wykazywały górną powierzchnię przecięcia,
biegnącą 5 cm poniżej fałdu pachwinowo-pośladkowego tarasowato ku kości
łonowej prawej, której oba ramiona były gładko przecięte. Powierzchnia
przecięcia biegła dalej wzdłuż grzebienia kości biodrowej prawej i przez kość
krzyżową prawie w jej linii środkowej, łącząc się na tylnej powierzchni uda
prawego z początkiem rany. Na skutek tego nie stwierdzało się części płcio­
wych zewnętrznych, ani ich otoczenia. Obwód uda wynosił w najszerszym
miejscu 59 cm. Dolna powierzchnia przecięcia części miękkich uda prawego
biegła okrężnie na pograniczu dolnej nasady i trzonu kości udowej dość równo
i w jednym poziomic aż do kości tak, że z rany wysterczała sama tylko dolna
nasada kości udowej. Nadto stwierdzało się rzepkę wraz z paskiem skóry sponad
kolana 15 cm długim i 3 cm szerokim. Na tym pasku skórnym, a także na
kości udowej ponad kłykciami, stwierdzono rynienkowate, poprzecznie do
długiej osi kości ułożone, powierzchowne rany, charakterystyczne dla działania
siekiery. Konfiguracja pośladka i uda typowo kobiece, zupełnie zgodne co do
wyglądu i wymiarów z poprzednio wyłowionym lewym udem i lewym po­
śladkiem (ryc. 5). Tkanka tłuszczowa podskórna dobrze rozwinięta, do 1 x/o cm
gruba; skóra właściwa pozbawiona naskórka; przy dotyku wyczuwało się
w obrębie części miękkich’ charakterystyczne trzeszczenie wskutek obecności
gazów gnilnych. Mięśnie brudnoczerwone, rozmiękłe, gnijące, nie wykazy­
wały — podobnie jak i skóra — nigdzie śladów reakcji przyżyciowych
a w szczególności podbiegnięć krwawych. Obwód uda ponad przecięciem

16
(dolnym wynosił 40 cm. Długość wyłuszczonej kości udowej wynosiła 42 cm,
a więc była zgodna z długością kości udowej lewej.
Bark i ramię prawe wykazywały górną powierzchnię przecięcia, biegnącą
3 cm ponad fałdem pachowym okrężnie, obnażającą prawą łopatkę, część
łopatkową obojczyka i odnośne gnijące mięśnie. Dolną ich cześć stanowiła
rana biegnąca okrężnie tuż ponad dolną nasadą kości ramieniowej prawej,
która sterczała z rany na zewnątrz. Skóra prawie w zupełności pozbawiona

Ryc. 9. Pośladek i udo prawe Ryc. 10. Bark i ramię prawe

naskórka, który w postaci kilku zaledwie wysepek wraz z kępkami włosów


koloru ciemnoblond był utrzymany w prawej pasze. Części miękkie wszędzie
rozłażące się, cuchnące, z licznymi pęcherzami gazów gnilnych. Nigdzie nie
stwierdzono podbiegnięć krwawych. Po wyłuszczeniu i przepiłowaniu prawej
kości ramiennej stwierdzono, że jej długość wynosiła 30,5 cm, że jama szpi­
kowa sięgała do szyjki chirurgicznej, chrząstka zaś pośrednia była zupełnie
zanikła i jedynie tu i ówdzie można się było dopatrzeć jej śladów.
Podudzie prawe wraz ze stopą prawą wykazywało górną powierzchnię
przecięcia o brzegach dość równych, biegnącą na wysokości powierzchni
stawowej kości goleniowej, która sterczała tylko nieznacznie na zewnątrz

Wybrane przypadki 2 17
z rany skórnej. Stopa drobna, jej długość od pięty do końca palców wynosiła
21 cm. Palec drugi wysterczał wybitnie ponad resztę palców, a zwłaszcza
ponad palec duży. Ani na podudziu, ani na stopie nie stwierdzono obecności
naskórka. Brak było również paznokci na palcach nóg. Części miękkie przy

Ryc. 11. Oba podudzia ze stopami: 1. Odcięty kawałek kłykcia zewnętrznego kości udowej lewej.
2. Nadmiernie długi palec drugi nogi

dotyku trzeszczące wskutek obecności gazów gnilnych, na przekrojach roz­


miękłe, brudnoczerwone, bez śladów podbiegnięć krwawych. Wyłuszczona
kość goleniowa prawa długości 33,2 cm.
Podudzie lewe wraz z lewą stopą było co do konfiguracji .wymiarów zu­
pełnie zgodne z podudziem i stopą prawą. Taki sam brak naskórka i paznokci
oraz stopień gnicia. Jedynie górna powierzchnia przecięcia biegła wyżej i nieco
skośnie od przodu ku tyłowi. Z niej wysterczała nieuszkodzona rzepka tudzież

18
kawałek kłykcia zewnętrznego kości udowej, który dawał się ściśle dopasować
do ubytku w tym miejscu na kości udowej lewej (ryc. 6). Brzegi i powierzchnie
przecięć dość równe, nigdzie krwią nie podbiegnięte.
Wreszcie w dniu 15 czerwca wyłowiono ostatnią część zwłok, a mianowicie
bark i ramię lewe (ryc. 12). Górna powierzchnia przecięcia biegła ponad
szczytem barkowym, dalej przez fałd pachowy i równolegle z wewnętrzną

Ryc. 12. Bark i ramię lewe. 1. Ślady po cięciach

powierzchnią łopatki, pozostawiając łopatkę w ścisłej łączności z ramieniem


lewym. Od tej głównej biegły drobne rany, oddzielając szereg płatów mię-
śniowo-skórnych. Dolna powierzchnia przecięcia biegła okrężnie ponad dolną
nasadą kości ramiennej, która obnażona sterczała na zewnątrz z rany. Skóra
w zupełności pozbawiona naskórka; części miękkie przy dotyku trzeszczące,
na przekrojach rozłażące się, z licznymi pęcherzami gazów gnilnych, cuchnące,
nigdzie krwią nie podbiegnięte. Długość wyłuszczonej kości ramiennej lewej
wynosiła 30,5 cm. Po jej przepiłowaniu stwierdzono, że jama szpikowa sięgała
do szyjki chirurgicznej, a chrząstka pośrednia była zupełnie skostniała i jedynie

2* 19
tu i ówdzie można było stwierdzać jej ślady. Jednym słowem ta sama kon­
figuracja ramienia, ta sama długość kości ramiennej, to samo zachowanie się
procesu kostnienia w główce kości ramiennej lewej, wreszcie ten sam sposób
rozkawałkowania jak w poprzednio wyłowionym barku i ramieniu prawym.
Jedynie stan gnicia był silniej zaznaczony i odpowiadał przy uwzględnieniu
pory roku i przebywaniu barku we wodzie mniej więcej 1-miesięcznemu
okresowi od chwili śmierci.
Z kolei przeprowadziłem badanie zajętych przez funkcjonariuszów P. P.
w mieszkaniu Paluchów dowodów rzeczowych w kierunku obecności krwi
ludzkiej. Spośród badanych części garderoby Palucha, a mianowicie dwóch
par spodni, marynarki, koszuli i paska, dała stwierdzić się krew (mikro-
spektrum Hchg) jedynie na jednej parze świeżo wypranych spodni w okolicy
kieszeni lewej. Jednak materiał do badania był tam tak skąpy, że nie można
było dokonać badania serologicznego celem określenia przynależności gatun­
kowej tej krwi. Także koszula Palucha posiadała ślady świeżego wyprania.
Natomiast udało się stwierdzić obecność krwi ludzkiej w 5 plamach na desce
z izby Palucha, dalej na 22 kawałeczkach wyciętych z komody, stojącej
w izbie, na 25 kawałeczkach wyciętych z drzwi izby oraz na 4 kawałeczkach,
wyciętych ze ściany stajni. W większości plamy te posiadały kształt kroplisty.
Na siekierze, na dnie skrzyni i na wycinkach z drzwi sieni nie udało się wy­
kazać obecności śladów krwawych.
W czasie aresztu śledczego Paluch pozostawał pod obserwacją psychia­
tryczną. Przez cały czas -wypierał się on stale zarzucanego mu czynu i twier­
dził, że o niczym nie wic i jest zupełnie niewinny. W tym jego wypieraniu
się winy można jednak było spostrzec w ciągu obserwacji pewne różnice.
I tak w pierwszym okresie przeczył, iżby wyławiane z rzeki Dłubni narządy
mogły pochodzić ze zwłok jego żony. Później, gdy mu zwrócono uwagę, iż
jest wykluczone, aby w tak głośnej sprawie żona nie zjawiła się po okresie
kilkumiesięcznej nieobecności oraz że znalezione części zwłok odpowiadają
w zupełności kobiecie wieku i wzrostu jego żony, a swym rozkładem gnil­
nym — czasokresowi jej zniknięcia, Paluch po długim namyśle wyraził przy­
puszczenie, iż żona namówiła «dwóch drabów, żeby go poćwiartowaliw, ale
widocznie przyszło między tymi trzema osobami do nieporozumień i «owi
drabowiew, chcąc się pozbyć niewygodnego świadka, żonę zamordowali
i poćwiartowali. Również na zwróconą mu uwagę, iż nienawiść, jaką żywił
do żony i ewentualne znalezienie krwi w jego domu będzie przemawiać
przeciwko niemu, z początku stanowczo wykluczał możliwość znalezienia
w jego domu śladów krwi ludzkiej, później zaś, gdy mu oznajmiono, że jednak
stwierdzono tam liczne ślady krwi ludzkiej, zmieszany oświadczył, iż to
widocznie krew z jego nosa. Gdy z kolei powiadomiono go, że badanie wyklu­
czyło powstanie śladów krwawych z krwotoku nosowego, Paluch podał, iż
są to wudocznie ślady krwi miesiączkowej żony, pozostałe jeszcze z czasów
wspólnego z nim mieszkania. Zresztą przez cały czas pobytu w więzieniu
i obserwacji psychiatrycznej Paluch zachowywał się stale jednakowo, był
najdokładniej pod każdym względem zorientowany, zasób jego wiedzy odpo­
wiadał w zupełności jego pozycji społecznej i otrzymanemu wykształceniu,
nie zdradzał najmniejszych zaburzeń w kojarzeniu, urojeń, złudzeń, omamów,
myśli natrętnych lub przymusowych, ani też jakichkolwiek zaburzeń pamięci.
Posiadał dostateczny krytycyzm i poczucie etyczne. Zawsze dobrze sypiał
i miał dobry apetyt, nie zanieczyszczał się, był zawsze spokojny, zrówno­
ważony, poddawał się łatwo regulaminowi więziennemu. W gestykulacji,
mimice twarzy, ubraniu i zachowaniu się nie okazywał niczego nieprawidło­
wego. Jednym słowem zachowywał się jak człowiek psychicznie normalny,

20
a również sam uważał siebie pod względem nerwowym i psychicznym za
osobę zupełnie zdrową. Obciążenia dziedzicznego nie dało się stwierdzić
w żadnym kierunku. Jedynie uderzającym rysem był niewzruszony spokój,
jaki zachowywał nawet przy omawianiu bardzo drażliwych dla niego kwestii,
dalej zupełny brak żalu z powodu straty żony, wreszcie pewna gadatliwość
i rozwlekłość opowiadania przy dobieraniu przy tym górnolotnych określeń
i frazesów. Badanie neurologiczne wypadło z wynikiem ujemnym. W narzą­
dach wewnętrznych nie udało się stwierdzić obiektywnie żadnych zmian
chorobowych. Paluch rozwijał się prawidłowo, był zawsze zdrów, żadnych
chorób, w szczególności połączonych z utratą przytomności lub z drgawkami,
a także chorób wenerycznych nie przechodził, średnio palił i tylko przygodnie
używał napojów wyskokowych. Ukończył 4 klasy szkoły ludowej; nauka
przychodziła mu z łatwością. Nauczył się także szewstwa. Ojcu pomagał
w gospodarstwie rolnym aż do czasu poboru go do wojska w roku 1913.
Wojnę światową przebył na froncie, jednak nie był ranny, ani kontuzjo­
wany, ani obłożnie chory. W roku 1921 ożenił się, lecz pożycie małżeńskie
stało się już po kilku miesiącach złe', i —jak to poprzednio zaznaczono —
doprowadziło do konfliktu między małżonkami.
Tak przedstawiał się pokrótce cały materiał, który stanowił dla mnie pod­
stawę do wydania orzeczenia w śledztwie, a później na rozprawie głównej
przed Sądem Przysięgłych w Krakowie przy współuczestnictwie kol. Dr Jan­
kowskiego. Korzystając z protokołu rozprawy, tudzież z udzielonych mi
uprzejmie przez obrońców oskarżonego profesora Prawa Karnego w Uniwer­
sytecie Jagiellońskim Dr Józefa Reinholda i adwokata Dr Tomasza Aschen-
brennera zapisków stenograficznych, podaję opinię, wydaną przeze mnie
na rozprawie głównej.
Na podstawie długotrwałej obserwacji psychiatrycznej i licznych badań
Macieja Palucha, tudzież na podstawie zeznań świadków i całego przewodu
sądowego można stwierdzić, że nie jest on dotknięty ani niedołęstwem psy­
chicznym, ani żadną chorobą psychiczną ostrą lub przewlekłą, ani też nie
wykazuje w żadnej dziedzinie swojej psychiki nieprawidłowości lub jakich­
kolwiek tego rodzaju odchyleń od normy, iżby go można było uważać za osobę
psychicznie chorą, niepoczytalną i za czyny swe nieodpowiedzialną. Również
ani dane autoanamnestyczne, ani wynik przedmiotowego badania i długo­
trwałej obserwacji psychiatrycznej nie dostarczyły najmniejszego dowodu lub
podejrzenia, iżby cierpiał on na jakiekolwiek przemijające zaburzenia psy­
chiczne. Dalej analiza zarzucanego mu czynu dowodzi, że nie był on wyni­
kiem żadnych patologicznych podniet, ani też zboczenia seksualnego lub
psychicznego, ponieważ rozkawałkowanie zwłok posiadało wyraźny charakter
defensywny w celu zatarcia śladów zbrodni. W końcu należy podkreślić, że
i sam oskarżony uważa się za człowieka najzupełniej psychicznie zdrowego.
Nie można jednak zaprzeczyć, że u oskarżonego dają się stwierdzić pewne
rysy psychopatyczne. Wszyscy świadkowie charakteryzują go jako człowieka
brutalnego. W toku przewodu sądowego ujawniono aż nadto jaskrawo jego
wzmożony seksualizm. Jest to w ogóle osobnik o silnych namiętnościach.
U osobników takich są silnie zaznaczone zarówno uczucia dodatnie, jak
i ujemne. Potrafią oni tak samo namiętnie kochać, jak i silnie nienawidzieć.
Rozprawa sądowa uwidoczniła dokładnie te rysy charakterologiczne oskarżo­
nego w stosunku do jego żony. Wreszcie do tych rysów charakterologicznych
należy również zaliczyć dziwaczny sposób wyrażania myśli przez oskarżonego
przy dobieraniu górnolotnych frazesów oraz jego gadatliwość.
Go do znalezionych w różnych odstępach czasu kawałków zwłok, są to
części zwłok ludzkich z wyjątkiem wyłowionych 30 maja pięciu kawałków

21
jelit, które przy bliższym badaniu, a zwłaszcza serologicznym, okazały się
jelitem cienkim bydlęcym. Za ludzkim pochodzeniem wszystkich innych
znalezionych kawałków zwłok przemawiają ich charakterystyczne cechy
anatomo-morfologiczne, a ponadto dodatni wynik badania serologicznego

Ryc. 13. Rozczłonowane części zwłok po złożeniu w jedną całość

przy użyciu swoistej precypityny ludzkiej, które przeprowadzono z częściami


zwłok, mogącymi budzić choćby najmniejsze wątpliwości co do ich przy­
należności gatunkowej.
Jak to uwidacznia fotografia znalezionych i złożonych obok siebie kawałków
zwłok (ryc. 13), składają się one z sutka kobiecego (nie wiadomo prawego

22
czy lewego), z ośmiu kawałków płuc, z żołądka razem z dwunastnicą i kawał­
kiem jelita czczego, ze śledziony, z końcowego odcinka jelita biodrowego
oraz prawie całego jelita grubego, z kawałka skóry brzucha razem z macicą,
przydatkami, górną częścią pochwy, prawie całym pęcherzem moczowym
i odbytnicą, dalej z uda lewego razem z pośladkiem lewym i częścią sromu
kobiecego, z uda prawego razem z pośladkiem prawym, z obu podudzi razem
ze stopami, wreszcie z obu ramion z barkami. Natomiast brakuje głowy
z szyją, klatki piersiowej z sercem, wątroby, nerek, nadnerczy, trzustki, znacz­
nego odcinka jelita cienkiego, tudzież obu przedramion i rąk.
Wszystkie te kawałki zwłok ludzkich posiadają gładkie i równe brzegi ran
skórnych, względnie tarasowato biegnące powierzchnie oddzieleń poszczegól­
nych części. Nadto obok głównych cięć stwierdza się niejednokrotnie cały
szereg drobniejszych ran lub powierzchownych rysów skórnych, a gdzie­
niegdzie obecność oselkowatych ran kłutych, zwłaszcza dobrze wddocznych
w krezce esicy i w płucach. Są to cechy dowodzące, że do rozkawałkowania
użyto narzędzia ostrego, tnącego, np. silnego noża. Cały szereg rynienkowa-
tych wcięć na kości udowej prawej, poprzecznie do jej osi długiej ułożonych
oraz powyżej w częściach miękkich tego uda, tudzież odłupania kłykcia kości
udowej lewej dowodzi, że użyto także ciężkiego tasaka lub siekiery. Wreszcie
charakterystyczne powierzchnie rozdzielenia kości miednicy, a zwłaszcza
kości krzyżowej w jej linii środkowej, dowodzą, że sprawca użył piłki do
przepiłowania tych kości.
Brak reakcji życiowej w okolicy przeprowadzonych cięć, jak skurczenia
się brzegów, podbiegnięć krwawych itp. przemawia za tym, że rozkawałko­
wanie nastąpiło po śmierci, a nie na żywym ciele.
Z kolei chodziłoby o rozstrzygniecie, jakiego rodzaju rozkawałkowanie zwłok
było w niniejszym przypadku, a w szczególności czy było ono zbrodnicze.
Przypadkowe rozkawałkowanie zwłok czy to w następstwie przejechania
i rozszarpania przez pociąg, albo w następstwie eksplozji materiałów wybu­
chowych, gazów kopalnianych, pęknięć kotłów, względnie działania wysokiej
ciepłoty, albo w następstwie poszarpania zwłok przez zwierzęta jak psy, świnie,
szczury itp., wreszcie rozkawałkowanie w następstwie zabiegów operacyjnych,
położniczych lub przy obdukcjach zwłok — można stanowczo wykluczyć,
ponieważ wspomniane przypadki rozkawałkowania zwłok posiadają bardzo
charakterystyczne, dla nich tylko swoiste, cechy i obrażenia. Wobec znalezienia
poszczególnych części zwłok w rzece zachodziłoby jeszcze pytanie, czy roz­
kawałkowanie zwłok nie nastąpiło wskutek ich rozkładu gnilnego, powodują­
cego oddzielenie się poszczególnych części zwłok w ich połączeniach stawo­
wych, albo w następstwie dostania się zwłok między tryby kół młyńskich lub
śrub parowców itp. I to przypuszczenie można stanowczo wykluczyć wobec
stosunkowo nieznacznego rozkładu gnilnego wyłowionych części zwłok, wobec
niekursowania na małej rzece żadnych statków lub łodzi motorowych oraz
wobec znalezienia wszystkich części zwłok powyżej młyna.
W przypadku niniejszym można stanowczo wykluczyć przypadkowe roz­
kawałkowanie zwłok i stanowczo przyjąć zbrodnicze ich rozkawałkowanie.
Zbrodniczego rozkawałkowania zwłok dowrodzi sposób przeprowadzenia
cięć, a w7 szczególności obecność obok głównego rozczłoniającego cięcia całego
szeregu powierzchownych cięć, biegnących równolegle do cięcia głównego,
jak to wyraźnie jest zaznaczone na kończynach dolnych i na sutku. Cięcia
te dowodzą, że narzędzie tnące przykładano kilkakrotnie i ponawiano nieudałe
próby rozkawałkowania w danym miejscu aż do skutku. Tego rodzaju cięć
nie spotyka się nigdy w przypadkowych rozkawałkowaniach zwłok. Dalej za
zbrodniczym rozkawałkowaniem przemawia brak reakcji życiowej w okolicy

23
przeprowadzonych cięć, a zwłaszcza podbiegnięć krwawych, chociaż z dru­
giej strony wiadomo, że podbiegnięcia krwawe mogą zostać wyługowane
przez wodę. Wreszcie zupełnie dokładna wzajemna przynależność i odpo­
wiadanie sobie znalezionych różnych części zwłok przemawia także za brodni-
czym rozkawałkowaniem.
Zbrodnicze rozkawałkowanie zwłok bywa dokonywane, jak tego uczy
doświadczenie sądowo-lekarskie, albo pod wpływem zboczenia seksualnego
czy psychicznego, albo i to częściej, celem usunięcia zwłok ofiary i zatarcia
w ten sposób śladów zbrodni. Zbrodniarz bowiem pozbawiwszy swą ofiarę
życia w inny sposób, np. przez uderzenie w głowę tępym narzędziem, ćwiar-
tuje jej zwłoki dlatego, aby zatrzeć ślady zbrodni. W tym celu porzuca je
na odludziu lub zakopuje w ziemi, wrzuca do wody, ukrywa w piwnicy lub
na strychu, zwęgla w piecu lub wysyła w kufrze pocztą albo koleją.
Pierwsze tak zwane ofensywne rozkawałkowania zwłok, stosunkowo bardzo
rzadkie, charakteryzują się sposobem ich wykonania, tudzież bezcelowością
i bezplanowością, które zaraz budzą podejrzenie, że rozkawałkowania dokonał
osobnik psychicznie chory lub płciowo zboczony. W przypadkach takich
sprawca dokonuje nieregularnego rozkawałkowania oraz zupełnie bezce­
lowo i bezmyślnie okalecza ich kawałki, rozrzuca poszczególne kawałki
zwłok w pobliżu miejsca czynu, nie stara się ukryć śladów swej zbrodni,
owszem — zatrzymuje przy sobie lub zanosi do domu poszczególne części zwłok.
Nadto sadystycznie zboczeni, głównie mordercy z lubieżności, godzą przede
wszystkim w jedną część ciała, a mianowicie w części płciowe. Kalka przykła­
dów najlepiej to objaśni. I tak w przypadku Comnika psychicznie chora pod
wpływem omamów słuchowych i myśli natrętnych pozbawiła życia swego
ojca za pomocą uderzeń siekierą, następnie poćwiartowała jego zwłoki i część
ich gotowała w garnku. W przypadku Lombrosa sprawca udusiwszy 14-letnią
dziewczynę wyrwał jej jelita i części płciowe, pogryzł uda, -wyssał z niej krew,
kawałek zaś łydki zaniósł do domu celem sporządzenia z niej pieczeni. W przy­
padku Meyera matka zabiła noworodka, oddzieliła głowę od reszty tułowia,
przecięła klatkę piersiową, wyjęła krtań, tchawicę, przełyk, tarczycę i płuca,
nacięła worek mosznowy, obdarła skórę z członka męskiego, na kadłubie zaś
wykonała cały szereg głębokich cięć.
W naszym przypadku sposób wykonania rozkawałkowania zwłok, dążność
do ukrycia poszczególnych ich części, z których tylko część została odnaleziona,
tudzież wszystkie inne uboczne okoliczności przypadku wykluczają, iżby
sprawca działał pod wpływem motywów seksualnych lub choroby psychicznej,
a przemawiają za tym, że dokonał on defensywnego rozkawałkowania zwłok
celem ich usunięcia i w ten sposób zatarcia śladów zbrodni. Ale przede wszyst­
kim przemawia za tym staranne ukrycie głowy. Jak bowiem uczy odnośna
kazuistyka sądowo-lekarska i kryminalna, sprawcy We wszystkich znanych
przypadkach zbrodniczego defensywnego rozkawałkowania zwłok dążą celem
utrudnienia rozpoznania ofiary przede wszystkim do zniszczenia lub staran­
nego ukrycia głowy albo do zniekształcenia jej nieraz w bardzo wyrafinowany
sposób, np. przez okaleczenie, oskalpowanie lub zwęglenie.
Sposób rozkawałkowania zwłok może czasem rzucać pewne światło na zawód
sprawcy. Tak np. rzeźnik Avinain pozbawił życia dwóch mężczyzn przez
uderzenie tępym narzędziem w głowę, a następnie poćwiartował ich zwłoki
na 6 części w zupełnie jednakowy sposób tak, że słusznie przypuszczano, iż
obu morderstw dokonała jedna i ta sama osoba. Nadto uderzała pewna
biegłość zawodowa w sposobie rozkawałkowania zwłok, która wskazywała, że
sprawca był rzeźnikiem. Wszystkie te wnioski okazały się rzeczywiście praw­
dziwe. W naszym przypadku rozkawałkowanie zwłok było wykonane przez

24
osobę bez znajomości budowy ciała, posiadanych np. przez rzeźników lub
osoby oddające się przygodnie temu zawodowi. Cięcia były bowiem przepro­
wadzone nie poprzez stawy, lecz w ich pobliżu i dopiero następowo przecho­
dziły przez stawy, dalej narzędzie tnące przykładano na kilka zawodów.
odłupano kłykieć zewnętrzny kości udowej lewej itp. Wszystkie te okoliczności
pozwalają na wysnucie wniosku, iż sprawca rozkawałkowania zwłok był
niewprawny.
Fakt/że części parzyste zwłok, a więc obie kończyny górne, oba uda z po­
śladkami i oba podudzia ze stopami są ze sobą najzupełniej zgodne pod
względem konfiguracji, cech morfologicznych, np. zbyt długiego drugiego
palca u nóg, oraz posiadają te same wymiary zarówno części miękkich, jak
i kości, dalej fakt, że powierzchnie przecięć zarówno narządów wewnętrznych,
jak części miękkich oraz kości ze sobą wzajemnie korespondują, poszczególne
zaś części zwłok odpowiednio ułożone najzupełniej sobie odpowiadają, wreszcie
harmonijny wzajemny stosunek wszystkich poszczególnych części zwłok
względem siebie dowodzą, że znalezione części zwłok ludzkich należą do
jednej i tej samej osoby.
Konfiguracja kończyn górnych i dolnych razem z pośladkami, słabo roz­
winięte nierówności na kościach w miejscach przyczepu mięśni, ale przede
wszystkim obecność przy udzie lewym zupełnie dobrze zachowanych obu
warg sromowych, łechtaczki i dolnej części pochwy, dalej obecność korespon­
dującej z nią górnej części pochwy razem z macicą i przydatkami, tudzież
obecność sutka kobiecego — dowodzą ponad wszelką wątpliwość, że są to
zwłoki kobiece. Ujście zaś zewnętrzne macicy, wykazujące stare, głębokie,
wygojone wręby i pęknięcia części pochwowej macicy, tudzież blizny poporo­
dowe w skórze brzucha, dowodzą, że owa kobieta już rodziła.
Włosy na wzgórku łonowym i na wardze sromowej większej zwłok posia­
dają zabarwienie ciemnoszatynowe. Ponieważ zaś, jak uczy codzienne do­
świadczenie, uwłosienie głowy jest zazwyczaj ciemniejsze od uwłosienia
na częściach płciowych, przeto należy przyjąć, że denatka była bru­
netką.
Określenie i obliczenie ogólnego wzrostu denatki jest możliwe na pod­
stawie długości znalezionych kości długich, a mianowicie kości udowych
(42 cm), ramiennych (30,5 cm) i goleniowych (33,2 cm). Metody te są
ogólnie w użyciu i dają dobre wyniki. I tak pierwszy prezes Polskiej Akademii
Umiejętności prof. Majer mógł z kości, znalezionych w katedrze na Wawelu,
oznaczyć długość ciała, która w zupełności odpowiadała wzrostowi króla
Kazimierza Wielkiego, podanemu przez historiografa Długosza. Także
stwierdzenie przez niego na jednej kości blizny kostnej potwierdzało toż­
samość kośćca, ponieważ, jak wiadomo, król ten miał złamać nogę na polo­
waniu w ostatnich latach swego życia. Niedawno prof. Papillau.lt w Paryżu
ex re ekshumacji i przewiezienia szczątków Juliusza Słowackiego do kraju
określił na podstawie długości kości udowej i goleniowej wzrost Słowackiego
na 165 cm. Otóż przeprowadzone przeze mnie obliczenia według metod
Manouvriera, Carusa, Langera, Roleta, Brianda i Chaude’a wykazują, że długość
całego kośćca denatki wynosiła około 155 cm. Do tej długości należy, zgodnie
z wynikiem odnośnych badań, dodać jeszcze 3—5 cm na części miękkie.
W ten sposób w'zrost denatki można określić w przybliżeniu na 158—
160 cm.
Wiek denatki można określić na podstawie zmian w jej układzie kostnym.
Zwłaszcza przebieg kostnienia glow'ki kości ramiennej daje dobrą podstawę
do określenia wieku, jak to wykazały badania prof. Wachholza, potwierdzone
także przez innych badaczy. Mianowicie chrząstka pośrednia, która oddziela

25
nasadę górną od trzonu kości ramiennej, kostnieje i znika u kobiet między
17 a 18, u mężczyzn zaś między 20 a 21 rokiem życia. Jej obecność oznacza
więc wiek niższy od wieku, w którym ona kostnieje. Jama szpikowa w kości
ramiennej dosięga swym górnym końcem wysokości szyjki chirurgicznej u ko­
biet w 28, u mężczyzn zaś około 30 roku życia, a wysokości szyjki anatomicznej
około 35 roku życia (demonstracje odpowiednich preparatów). Otóż rzut
oka na zdjęcie, przedstawiające przepiłowane górne połowy obu kości ramien-
nych denatki (ryc. 14), poucza, że chrząstka pośrednia między górną nasadą
a trzonem kości ramiennej jest już w zupełności skostniała, tak że jedynie tylko
tu i ówdzie można się domyśleć jej śladu, jama zaś szpikowa sięga do szyjki
chirurgicznej. Na podstawie tego obrazu anatomicznego można określić
wiek denatki na mniej więcej 28 lat.

Ryc. 14. Przepiłowane górne połowy kości ramiennych denatki

Podać muszę, że po oznaczeniu wieku denatki podałem wynik badania


Sędziemu Śledczemu, który dopiero w szereg tygodni później otrzymał
metrykę chrztu zaginionej żony oskarżonego i przekonał się z niej, że
Zofia Paluchowa miała rzeczywiście 28 lat. Również Sędzia Śledczy zmie­
rzywszy wzrost siostry zaginionej, która miała być tego samego wzrostu co
zaginiona, przekonał się, że zgadza się on w zupełności ze wzrostem denatki,
określonym przeze mnie na 158—160 cm. Ową nawet na pierwszy rzut oka
podejrzanie wyglądającą, idealnie dokładną zgodność wyników badania na­
leży tłumaczyć tą szczęśliwą okolicznością, że denatka nie należała do osób
starszych. Gdyby bowiem miała ona np. ponad 35 lat, to wówczas wobec
braku czaszki i szkieletu kadłuba określenie jej wieku nawet w dużym przy­
bliżeniu byłoby bardzo trudne i wahałoby się w znacznych granicach.
Również tej szczęśliwej okoliczności, że części zwłoki denatki znajdowały
się w wodzie, należy zawdzięczać, iż można wysnuć dość pewne wnioski co
do czasu jej śmierci. Gdyby bowiem znalezione części zwłok znajdowały się
np. w ziemi, to z postępu ich gnicia nie dałoby się wysnuć żadnych stanowczych
wniosków co do czasu śmierci. Jak bowiem uczy doświadczenie sądowo-
lekarskie z kilku zwłok osób, zmarłych w tym samym czasie, a nawet z tej

26
samej przyczyny i pozostających w tych samych warunkach, jedne mogą
być jeszcze dość dobrze zachowane, podczas gdy inne okazują już bardzo
daleko posunięty rozkład gnilny. Tymczasem na zwłokach, -wydobytych
z wody, spotykamy zmiany zależne od czasu ich spoczywania w wodzie,
które pozwalają określić w przybliżeniu dość dokładnie czas śmierci danej
osoby. Zmiany te noszą nazwę «skóry praczek». Podobnie jak u praczek
skóra na rękach marszczy się, grubieje i bieleje pod wpływem moczenia rąk
w wodzie, tak samo powstaje ta zmiana na opuszkach palców zwłok już po
kilku godzinach spoczywania zwłok w wodzie. Po 1—2-dniowym leżeniu
zwłok w wodzie w porze gorącej, zmiana ta jest już wyraźna na całej dłoni
i podeszwie, zaś po 3—4 dniach także na grzbiecie rąk i stóp. Po 5—6 dniach
naskórek daje się przesuwać nad skórą rąk i stóp oraz złuszczać, a po 14 dniach
schodzi wraz z paznokciami w postaci rękawiczki (demonstracja odpowiednich
preparatów). Przypominam, że wyłowiony w dniu 22 maja, a więc w tydzień
po zaginięciu Zofii (15 maja) pierwszy kawałek zwłok, a mianowicie powłoki
klatki piersiowej z sutkiem, wykazywał jeszcze zachowany naskórek, który
jednak przy zmywaniu mułu oddzielał się z łatwością od skóry właściwej
z wyjątkiem najbliższej tylko okolicy brodawki sutkowej, gdzie oddzielał się
tylko z trudnością. Wyłowione w dniu 31 maja, zatem w 2 tygodnie od za­
ginięcia Zofii, lewe udo z lewym pośladkiem było już prawie w zupełności
pozbawione naskórka, który tylko w postaci bardzo nielicznych i drobniut­
kich wysepek pokrywał obnażoną skórę właściwą. Wreszcie wyłowione w dniu
5 czerwca części zwłok wykazywały zupełny brak naskórka, który na obu
stopach zeszedł wraz z paznokciami. Biorąc zatem pod uwagę zmiany po­
śmiertne jak: skóra praczek, oddzielanie się i złuszczanie naskórka, względnie
zupełny jego brak razem z paznokciami stóp, dalej stopień rozkładu gnilnego
kolejno znajdowanych części zwłok przy równoczesnym uwzględnieniu cie­
płoty i pory roku, należy przyjąć z jak największym prawdopodobieństwem,
że wszystkie te części zwłok leżały w wodzie aż do czasu ich wyłowienia
i badania — mniej więcej od połowy maja 1927 r.
Przy sekcji zwłok żołądka denatki stwierdziłem obecność w nim kawałka
ziemniaka wielkości fasoli, co pozwala na wysnucie stanowczego wniosku,
iż denatka ostatnio przed śmiercią jadła ziemniaki oraz oznaczenie w przy­
bliżeniu czasu, jaki upłynął od chwili spożycia tego pokarmu do jej śmierci.
Czas śmierci można oznaczyć, ale tylko w przybliżeniu, jeżeli będzie wiadomy
czas spożycia i rodzaj ostatniego posiłku przed śmiercią. Oznaczenie czasu
śmierci z obecności i z zachowania się pokarmów w żołądku, nawet całkiem
zdrowym, zależy od różnych czynników jak: od ilości i jakości pokarmu,
stopnia jego rozdrobnienia, od równoczesnej obecności wody w żołądku, od
postawy ciała, od wpływów mechanicznych i psychicznych. Obfite wypeł­
nienie żołądka pokarmem przemawia za tym, że śmierć nastąpiła niedługo
po jego spożyciu, natomiast skąpa ilość pokarmu lub pusty żołądek — za
śmiercią w dłuższy czas po spożyciu pokarmów. Otóż ilość pokarmu, stwier­
dzona w żołądku denatki była wprawdzie bardzo mała, lecz ponieważ żołądek
był przecięty, mógł się pokarm wydostać z łatwością na zewnątrz lub zostać
wypłukany przez wodę i tylko w jakimś zaułku żołądka mógł się zatrzymać
jedynie właśnie znaleziony kawałek ziemniaka. Co do jakości pokarmów, to
wiemy z odnośnych badań klinicznych, że pokarmy mięsne zalegają w żołądku
dłużej niż jarzyny. Inne wspomniane okoliczności, wpływające na opróżnia­
nie się żołądka z pokarmów, są w niniejszym przypadku nieznane. Przewód
sądowy wykazał jedynie, że Zofia jadła ziemniaki około godziny 1 w południe
i potem udała się pieszo do Dłubni, że nie cierpiała na żołądek ani na inne
schorzenia przewodu pokarmowego. W każdym razie biorąc pod uwagę naj­

27
bardziej niekorzystne wpływy, opóźniające opróżnianie się żołądka, należy
przyjąć, że żołądek denatki musiał być już opróżniony z ziemniaków naj­
później w 4 godziny po ich spożyciu.
Między spożyciem ziemniaków przez denatkę a jej śmiercią mogło więc
upłynąć co najwyżej 4 godziny.
Jeżeli by teraz zebrać to wszystko, co dały wyniki badań znalezionych części
zwłok, to można orzec, że znalezione w rozmaitych odstępach czasu kawałki
zwłok należą (z wyjątkiem 5 kawałków jelita bydlęcego) do jednej i tej samej
osoby, a mianowicie do kobiety liczącej 28 lat, która już rodziła, brunetki,
dobrze zbudowanej i odżywionej, 158—160 cm wysokiej, wykazującej charak­
terystyczny, zbyt długi palec drugi u nóg, wreszcie która ostatnio co
najwyżej 4 godziny przed śmiercią spożywała ziemniaki. Uwzględniając
te wyniki badań oraz porównując je z zeznaniami świadków, opisujących
Zofię Paluchową, dalej biorąc pod uwagę, że zmiany pośmiertne wyłowionych
kolejno części zwłok odpowiadają terminowi zniknięcia Zofii, że wreszcie
w tym czasie nie donoszono władzom o zaginięciu innej kobiety, trudno zaś
przypuścić możliwość ukrywania dorosłej, psychicznie zdrowej kobiety przez
tak długi szereg miesięcy — nie tylko nić nie sprzeciwia się przyjęciu, lecz
owszem wszystko przemawia za tym, że wyłowione w różnych odstępach
czasu z rzeki Dłubni kawałki zwłok ludzkich są częściami zwłok Zofii Palu­
chowej.
Pewne i stanowcze określenie przyczyny śmierci denatki jest niemożliwe
wobec braku głowy, szyi oraz szeregu narządów wewnętrznych. W każdym
jednak razie można stanowczo stwierdzić, że śmierć denatki nie wynikła
z przyczyn naturalnych, lecz że zmarła ona śmiercią gwałtowną. Jeżeli bowiem
denatka zmarłaby śmiercią naturalną, to nie miałoby celu i sensu rozkawałko­
wanie jej zwłok, tym bardziej, że rozkawałkowanie zwłok w niniejszym przy­
padku posiada wybitny charakter defensywny, tj. mający na celu zatarcie
śladów zbrodniczej śmierci denatki. Jakkolwiek atoli nie można pewnie i sta­
nowczo orzekać o rodzaju gwałtownej śmierci denatki, to jednak dokładna
analiza niniejszego przypadku, a w szczególności badanie mikroskopowe
znalezionych kawałków płuc, łącznie z doświadczeniem sądowo-lekarskim
z przypadków zbrodniczego rozkawałkowania zwłok, pozwala nie tylko na
snucie domysłów w tym względzie, lecz przeciwnie — nawet na orzekanie
z pewnym prawdopodobieństwem o rodzaju gwałtownej śmierci de­
natki.
Otóż badanie mikroskopowe każdego kawałka płuc denatki wykazało we
wszystkich skrawkach i w każdym prawie polu widzenia bardzo liczne i roz­
ległe zatory tłuszczowe. Obecność tak licznych i tak rozległych zatorów
tłuszczowych w płucach denatki dowodzi stanowczo, że doznała ona za
życia urazu lub urazów miażdżących kości, zawierających szpik lub niszczą­
cych tkankę tłuszczową lub wreszcie miażdżących i kości i tkankę tłuszczową
równocześnie. Zmiażdżony zaś tłuszcz został uniesiony prądem krwi żylnej
do serca prawego i przy najbliższym jego skurczu dostał się razem z krwią do
płuc, gdzie zatrzymał się jakby na sączku, dając w ten sposób widoczne
pod mikroskopem zatory tłuszczowe. Nadmienić należy, że zgodnie z wyni­
kami odnośnych badań eksperymentalnych i obserwacji przypadków sądowo-
-lekarskich wystarczy już bardzo krótki okres czasu (zaledwie kilka sekund
wynoszący) między doznaniem wspomnianych urazów a śmiercią, aby wy­
stąpiły zatory tłuszczowe. Ponieważ w niniejszym przypadku wszystkie
znalezione kawałki zwłok nie wykazywały żadnych śladów obrażeń o charak­
terze przyżyciowym, przeto nasuwa się logiczny wniosek, że uraz lub urazy,
które wywołały tak rozległe zatory tłuszczowe w płucach denatki, godziły

28
najprawdopodobniej w jej głowę. Również statystyka przyczyn śmierci
w znanych przypadkach zbrodniczego rozkawałkowania zwłok rzuca w tym
kierunku bardzo charakterystyczne światło. I tak ^iemke zestawił po rok
1918 wszystkie znane w naukowym piśmiennictwie światowym przypadki
zbrodniczego rozkawałkowania zwłok osób dorosłych i przekonał się, że tylko
w 12% przypadków jako przyczynę śmierci można było stwierdzić gwałtowne
uduszenie, zwłaszcza zagardlenie, natomiast w pozostałym odsetku przy­
padków stanowiły przyczynę śmierci rany kłute szyi i klatki piersiowej, po­
derżnięcie szyi, ale przede wszystkim miażdżące obrażenia czaszki. Tak
samo i ja od roku 1909 miałem sposobność w jedynym dotąd ocenianym przy­
padku zbrodniczego rozkawałkowania zwłok stwierdzić obrażenia czaszki
jako przyczynę śmierci ofiary. Chodziło o głośny przed kilku laty w Krakowie
przypadek pozbawienia życia matki przez własną córkę za pomocą uderzeń
siekierą w głowę. Następnie zbrodniarka odcięła ofierze nogi, aby zwłoki
lepiej zmieścić w kufrze koszykowym, który ze zwłokami wywiozła za miasto
w szczere pole i porzuciła. To, że obrażenia miażdżące czaszki jako przyczyna
śmierci w takich przypadkach są tak częste, jest zupełnie zrozumiałe i wytłuma-
czalnc. Uraz czaszki może być bowiem zadany ofierze jakimkolwiek narzę­
dziem tępym, nie budzącym podejrzeń i to zupełnie niespodziewanie, gdy
ofiara jest odwrócona, pochylona lub czymś zajęta. Ofiara ogłuszona takim
urazem pada nieprzytomna, nie może stawić oporu, ani też wezwać pomocy.
Potem zaś może się ona już z łatwością stać przedmiotem dalszego zbrodni­
czego działania celem zupełnego pozbawienia jej życia. Najczęściej są to
dalsze miażdżące urazy w głowę. I w niniejszym przypadku z uwagi na
obecność tak rozległych i licznych zatorów' tłuszczowych w płucach denatki,
należy przede wszystkim myśleć, że śmierć jej była wynikiem doznanych
urazów tępych, a nie przyjmować śmierci z uduszenia, poderżnięcia szyi lub
ran kłutych, choć ich stanowczo wykluczyć nie można wobec braku licznych
części zwłok.
W tym stanie rzeczy nic nie sprzeciwia się przyjęciu, iż sprawcą śmierci
denatki i rozkawałkowania jej zwłok mógł być i był najprawdopodobniej
jeden człowiek.
Z kolei nasuw’a się pytanie, gdzie dokonano pozbawienia życia denatki
i gdzie zwioki jej rozkaw'alkow'ano? Za miejscem czynu przemawiałaby
przede wszystkim obecność krwi ludzkiej, ponieważ rozkawałkowanie zwłok
musiało być połączone z jednej strony ze ściekaniem krwi ofiary na podłoże,
z drugiej zaś strony z rozpryskiwaniem się krwi na otoczenie i na sprawcę.
Rzeczywiście w domostwie oskarżonego znaleziono dużo śladów krwi ludz­
kiej. Muszę przy tym od razu podkreślić, że zupełnie nie brałem pod uwagę
śladów', zaznaczonych jako krwaw'e na sporządzonych przez policję szkicach
sytuacyjnych mieszkania oskarżonego, lecz wyłącznie ślady przysłane do
zbadania do Zakładu Medycyny Sądowej, w których obecność krwi i jej
pochodzenie gatunkowe zostały przedmiotowo, w sposób zupełnie ścisły
i pewny stwierdzone. Przypominam, że znaleziono około 60 śladów krwi
ludzkiej. I tak u góry na drzwiach izby jedna rozległa, nieregularna plama
na przestrzeni złotów'ki oraz cztery kropliste plamy, tudzież w postaci ścieka­
jącej smugi; dalej na 22 kawałeczkach wyciętych z komody, przeważnie
w postaci drobnych kropel, retort i wykrzykników'; dalej na 25 kawałeczkach,
wyciętych z drzwi izby, w postaci plam smugow'atychi zamazanych; dalej na
czterech kawałkach, wyciętych ze ściany stajni, w postaci dużych nieregular­
nych plam; wreszcie jeden ślad na świeżo wypranych spodniach oskarżonego.
Atoli w tym ostatnim śladzie było tak mało materiału, że już nie udało się
oznaczyć jego pochodzenia gatunkowego. Na innych przysłanych do badania

' 29
przedmiotach, a w szczególności na innych częściach garderoby oskarżonego
nie udało się wykazać śladów krwawych, co jednak nie wyklucza, że na nich
mogły się znajdować ślady krwawe, tym bardziej że zarówno koszula oskarżo­
nego, jak i druga para jego spodni były świeżo wyprane. Wszystkie te ślady
wykazywały jednakową łatwą rozpuszczalność, dowodzącą ich niedawnego,
mniej więcej kilkutygodniowego pochodzenia.
Jeżeli w niniejszym przypadku uwzględni się, że plamy krwawe posiadają
przeważnie kształt kroplisty i retort oraz wykrzykników, jaki powstaje przy­
padaniu kropel na powierzchnię pod kątem ostrym, dalej umiejscowienie
tych plam wysoko na bocznych ścianach lub na wysokich przedmiotach
i to w różnych miejscach domostwa oskarżonego, dalej brak jakichkolwiek
domieszek w śladach krwawych, wreszcie jednakową rozpuszczalność wszyst­
kich śladów — to wszystkie te okoliczności przemawiają przeciw temu, aby
ślady krwi ludzkiej znalezione w mieszkaniu oskarżonego mogły pochodzić
z krwotoku nosowego lub z krwi miesiączkowej, jak to się stara tłumaczyć
oskarżony.
Na tym zakończyłem moje wywody i następnie odpowiadałem na pytania
prokuratora i obrońców.
Prokurator: Pan profesor odłożył kilka przedmiotów jako nie wykazują­
cych śladów krwi. Czy na podstawie zbadania tych przedmiotów może pan
profesor wykluczyć obecność krwi na tych przedmiotach?
Biegły: Żadną miarą nie mogę tego uczynić. Jedynie bowiem pozytywne
wyniki badania chemicznego, widmowego i serologicznego dowodzą obec­
ności krwi, natomiast z ujemnego wyniku tych badań nie wolno wysnuwać
wniosków, że na badanym przedmiocie nie było krwi. Krew bowiem mogła
tam być, lecz została albo rozmyślnie usunięta np. przez wypranie, wywabie­
nie środkami chemicznymi, zniszczona przez prasowanie gorącym żelaz­
kiem itp. celem usunięcia i zatarcia śladów zbrodni, albo mogła ulec znisz­
czeniu przez różnorakie przypadkowe szkodliwe czynniki, zwłaszcza atmosfe­
ryczne jak: deszcz, wysoka ciepłota, naświetlenie, gnicie, przerośnięcie pleśnią,
rdzą itp. Jeżeli zwłaszcza kilka takich szkodliwych czynników działa równo­
cześnie, wówczas krew ulega bardzo szybko zniszczeniu lub tak daleko posu­
niętym zmianom, że już żadnym sposobem nie można jej wykazać. I najbar­
dziej ścisłe naukowe metody mają bowiem swoje granice, poza którymi nie
można już uzyskać pozytywnych wyników. Jeśli więc na jakimś przedmiocie
nie znaleziono śladów krwawych, to nie można twierdzić, że na tym przed­
miocie krwi nie było, lecz jedynie, że badanie nie dostarczyło dowodów, iżby
na nim znajdowała się krew. Zaznaczam, że w niniejszym przypadku przysłane
do badania części garderoby oskarżonego były świeżo prane, a jednak na jednej
parze świeżo wypranych spodni znalazłem krew. Atoli było jej już tak mało,
że nie udało się stwierdzić, czy była to krew ludzka, czy też innego pocho­
dzenia.
Prokurator: Prosiłbym o szczegółowe umotywowanie, dlaczego pan
profesor wyklucza powstanie śladów krwi z krwawienia miesiączkowego lub
z krwotoku nosowego?
Biegły: Krew miesiączkowa posiada pewne charakterystyczne dla niej
cechy. I tak nie zawiera ona wcale lub zawiera bardzo niewiele włóknika,
natomiast zawiera składniki z kobiecych dróg rodnych, a zwłaszcza bardzo
charakterystyczne nabłonki z glikogenem. Otóż w śladach krwawych, znale­
zionych w mieszkaniu oskarżonego, nie stwierdzono przy badaniu mikrosko­
powym charakterystycznych domieszek. Ponadto krew miesiączkowa nie
pozostawia śladów w postaci drobniutkich retort lub wykrzykników, jakie
stwierdzono na komodzie. Inne zaś większe ślady krwawe znajdowały się

30
wysoko nad drzwiami lub na ścianach. Jest fizycznie niemożliwe, aby kobieta
miesiączkująca mogła tak wysoko broczyć krwią. Wreszcie jest wykluczone,
aby denatka obracająca się jako modelka w kulturalnych sferach miejskich
nie nauczyła się używać w czasie miesiączki tamponów, pasów menstruacyj­
nych, waty itp., lecz chodziła i krwawiła po całym domostwie. Przeciwko
powstaniu owych śladów z krwotoku nosowego przemawia również cały szereg
okoliczności. Krew z krwotoku nosowego pozostawia ślady przede wszystkim
na podłodze, na przedniej części ubrania itp. Natomiast trudno przypuścić,
aby krwotok z nosa pozostawiał ślady rozmieszczone wysoko na ścianach lub
nad drzwiami. Po wtóre, jeżeli owe ślady miałyby pochodzić z krwawień
z nosa, na jakie rzekomo oskarżony cierpiał, to jest niezrozumiałe, dlaczego
żadnych w ogóle śladów krwi nie znaleziono na strychu, gdzie oskarżony sypiał
i jak się sam wyraził «pół żywota tam spędziłw. Wreszcie w czasie wielo­
miesięcznej obserwacji oskarżonego w czasie śledztwa nikt nie zauważył
u niego krwotoku z nosa, a również oskarżony nie zgłosił się ani razu z tego
powodu do wizyty u lekarza więziennego. Zaznaczyć zaś należy, że więźniowie
bardzo chętnie wyszukują choćby najmniejszy objaw chorobowy, aby móc
przerwać szarą monotonię życia więziennego i zgłosić się do lekarza. W końcu
jednakowa łatwa rozpuszczalność wszystkich śladów krwawych przemawia
przeciw temu, aby pochodziły one z różnych okresów czasu, a zwłaszcza
z czasu, gdy denatka mieszkała razem z oskarżonym, jak to on twierdzi,
a natomiast przemawia za tym, że są one niezbyt dawnej daty i powstały
mniej więcej przed 2—4 tygodniami. Wszystkie zatem powyższe okoliczności
przemawiają przeciw temu, aby znalezione w domostwie oskarżonego i jako
krew ludzka stwierdzone ślady krwawe pochodziły z krwi miesiączkowej lub
z krwotoku z nosa.
Prokurator: Czy możecie panowie na podstawie własnej praktyki lub
odnośnej literatury oznaczyć, jak długo może trwać podobne ćwiartowanie
zwłok jak w naszym przypadku i czy dużo krwi przy tym pozostaje?
Biegły: O ile chodzi o określenie czasu, potrzebnego do rozkawałkowania
zwłok, to z tą sprawą nie spotkałem się w dostępnym mi piśmiennictwie sądowo-
-lekarskim i kryminalistycznym. Natomiast sprawa oznaczania ilości wylanej
krwi jest dobrze znana i opracowana. Datuje się to od czasu głośnego procesu,
któiy toczył się z końcem ubiegłego stulecia z powodu rzekomego morderstwa
rytualnego w Polnie w Czechach. W owym przypadku lekarze, dokonujący
sekcji zwłok zamordowanej Agnieszki Hruzównej, orzekli, że ilość krwi,
wsiąkłej w ziemię, tudzież znajdującej się około zwłok na miejscu czynu, była
mniejsza od ilości krwi, którą Agnieszka Hruzówna musiałaby stracić z ran
odniesionych przy zamordowaniu i wysnuli stąd wniosek, że brakującej krwi
użyto do innych celów, możliwie do celów rytualnych. Przypadek ten dal
impuls do przeprowadzenia w berlińskim Zakładzie Medycyny Sądowej
przez prof. F. Strassmanna (a potem także przez szereg innych badaczy) prób,
mających na celu oznaczenie ilościowe krwi, znajdującej się na przedmiotach
lub w ziemi. Przekonano się przy tym, że o ile zwłoki znajdują się na piasku,
miękkiej ziemi, gnoju itp., to duża ilość krwi wsiąka bardzo szybko w takie
podłoże i pozostawia bardzo niewiele śladów. Przy tej sposobności należy
zaznaczyć, że ilość krwi człowieka oblicza się przeciętnie na 1/13 jego wagi,
jednak mimo największej nawet utraty krwi pozostaje w zwłokach zawsze co
najmniej 1/3 ogólnej ilości krwi, to znaczy, że można co najwyżej stracić
tylko 2/3 ogólnej ilości krwi. Jeżeli te dane, stwierdzone przez naukę, przenieść
na nasz przypadek, to okaże się, że denatka, kobieta 28-letnia, wzrostu
158—160 cm, musiała mieć mniej więcej 54—55 kg wagi, ilość zaś ogólna
jej krwi musiała wynosić około 4 kg. Ponieważ jednak izba, w której znale -

31
ziono największą ilość krwi, nie posiadała żadnej podłogi, a nawet ziemia
w niej była pokryta nawozem z powodu trzymania w tej izbie kozy, mogło
nawet bardzo dużo krwi wsiąknąć w nawóz i w ziemię i zniknąć bez śladu.
Jest niepowetowaną szkodą, że policja nie przysłała do badania znajdującej
się w izbie na ziemi dużej, brunatnej jakby kałuży, przysypanej popiołem,
która — być może — okazałaby się przy bliższym badaniu kałużą krwi.
Dodać wreszcie muszę, że pytanie pana prokuratora co do czasu potrzebnego
do rozkawałkowania zwłok dorosłej osoby i co do ilości wylanej przy tym krwi
zadałem sam sobie jeszcze w czasie śledztwa, a nawet starałem się dać na nie
odpowiedź na podstawie eksperymentu przeprowadzonego niedawno w Za­
kładzie Medycyny Sądowej. Miałem mianowicie do dyspozycji zwłoki młodego
osobnika, zmarłego śmiercią samobójczą przez postrzał w klatkę piersiową, po
które nikt się nie zgłaszał i które można było poćwiartować. Z łatwo zrozu­
miałych powodów nie mogłem powierzyć czynności rozkawałkowania tych
zwłok osobie zupełnie obcej i z konieczności zleciłem ją laborantowi zakłado­
wemu F. P., z góry zdając sobie sprawę, iż jako zajęty przy sekcjach zwłok
musi on posiadać pewną biegłość, której brakuje przeciętnemu człowiekowi.
Zwłoki umieściłem na skośnie ustawionym stole blaszanym z otworem, przez
który krew wydostająca się ze zwłok mogła spływać do podstawionego kalibro­
wanego słoja. Następnie poleciłem laborantowi, aby bez pośpiechu i przy
użyciu tylko jednego noża i jednej piłki rozkawałkował te zwłoki w ten sam
sposób, jak w naszym przypadku, tzn. aby odciął podudzia wraz ze stopami
w stawach kolanowych, uda razem z miednicą oddzielił w części lędźwiowej
od kadłuba, przepiłował miednicę w jej linii środkowej i oddzielił w ten
sposób uda z pośladkami, odciął następnie głowę od kadłuba, otworzył klatkę
piersiową i brzuch oraz pociął poszczególne narządy, wreszcie oddzielił oba
barki z ramionami od kadłuba i w stawach łokciowych. F. P. dokonał roz­
kawałkowania zwłok owego mężczyzny w przeciągu 25 minut i oświadczył
mi — co może zresztą powtórzyć po zawezwaniu go na rozprawę jako
świadka — że gdyby mógł był użyć siekiery, to rozkawałkowanie zwłok byłoby
o wiele szybciej skończone. W słoju zebrano 380 ml krwi, a licząc na jej
rozmazanie po stole jeszcze 100 ml, wynosiłaby ogólna ilość krwi mniej
więcej pół litra
.
* Również bardzo charakterystyczne było rozmieszczenie
krwi, a mianowicie znachodziła się ona prawie w całości pod zwłokami,
a poza tym zwalanie krwią ograniczało się jedynie do obu rąk, fartucha
i kilkunastu plam na podłodze w pobliżu stołu. Otóż biorąc pod uwagę
niedostateczność podstawy do wysnuwania wniosków z jednego tylko ekspery­
mentu, a równocześnie uwzględniając wszystkie inne okoliczności jak: użycie
także siekiery lub tasaka, dalej z jednej strony brak pośpiechu, lecz fachową
wprawę laboranta zakładowego, z drugiej zaś strony czynniki emocjonalne,
pośpiech celem jak najrychlejszego zatarcia śladów zbrodni oraz brak wprawy
u sprawcy, tudzież zakładając właśnie z powodu braku fachowej wprawy
u sprawcy nawet 4-krotnie dłuższy okres czasu potrzebny do rozkawałkowania
zwłok, nie popełni się wielkiego błędu, przyjmując, że czas potrzebny do roz­
kawałkowania zwłok denatki nie przekraczał 2 godzin, ilość zaś krwi, jaka się
ze zwłok wydostała, mogła wynosić pół litra, przy czym przeważna jej część
wsiąkła w ziemię i mogła zniknąć bez śladu, a tylko bardzo niewielka roz-
prysnęła się po otoczeniu i po sprawcy; tym bardziej miało to miejsce, o ile

* (Prot, sekcji nr 222/27). W późniejszych latach zrobiłem dwa dalsze eksperymenty, z których
zwłaszcza drugi jest bardziej miarodajny, ponieważ były to zwłoki osoby dobrze odżywionej i z dużym
zasobem krwi. Czas rozkawałkowania zwłok mężczyzny zmarłego na gruźlicę wynosił 18 minut,
zaś ilość krwi 500 ml (prot. sekc. nr 49/29). Czas rozkawałkowania zwłok powieszonego na mocy
wyroku (prot. sekc. nr 300/31) wynosił 20 minut, ilość zaś krwi 1400 ml.

32
psrawca użył siekiery. Niektóre plamy krwawe, stwierdzone w domostwie
oskarżonego, mają taki wygląd, jakby powstały od dotknięcia i zwalania
skrwawioną ręką. Odnosi się to przede wszystkim do dużych, rozmazanych
plam krwawych nad drzwiami w izbie i w stajni.
Prokurator: Proszę wyjaśnić, czym wytłumaczyć, że wszystkie części
zwłok znaleziono w wodzie, a tylko płuca i trzewia brzuszne znaleziono przy­
walone ziemią przy brzegu rzeki?
Biegły: Płuca i przewód pokarmowy zawierają powietrze i pływają na
powierzchni wody, natomiast inne części zwłok jak głowa, ramiona, nogi itp.
są bezpowietrzne i rzucone na wodę toną. Nasuwa się więc logiczny wniosek,
że płuca i trzewia brzuszne zostały dlatego przywalone gliną przy brzegu rzeki,
ponieważ rzucone do wody wypłynęłyby na jej powierzchnię.
Obrońca: Zabieram głos w sprawie orzeczenia psychiatrycznego i zapy­
tuję, czy spokój zupełny, jaki oskarżony okazywał, gdy wszyscy świadkowie
zeznawali przeciwko niemu, czy ten jego stan psychiczny można tłumaczyć
dodatnio dla niego? Czy czynu tak strasznego, o jaki jest on oskarżony, mógł
dokonać człowiek tak zrównoważony?
Biegły: Spokój jest rzeczą indywidualną, a czy spokój ten przemawia za
oskarżonym, czy przeciw niemu, tego nie mogę stwierdzić, ani też wysunąć
stąd żadnych -wniosków.
Obrońca: W związku z nieprzyznaniem się oskarżonego do zarzucanego
mu czynu, z nastawieniem przeciw niemu opinii wsi, tej vox populi, ponieważ
oskarżony przybył z obcej miejscowości do Dłubni i dlatego był ogólnie
nie łubiany, proszę mi powiedzieć, jak się pan zapatruje i jak się w ogóle
zapatruje nauka na wartość takich dowodów?
Biegły: Według dzisiejszego stanu nauki nie przywiązuje się zbytniej wagi
i znaczenia do przyznania się obwinionych, które w dawnych wiekach uważano
za królowę dowodów (regina probationum). Natomiast rozpatrując ewolucje
postępowania dowodowego w procesie karnym od pojedynku sądowego
i Sądów Bożych do psychologicznej oceny zeznań świadków i korzystania
z dowodów rzeczowych, należy dowody rzeczowe uznać za najbardziej
wartościowe i postawić je na pierwszym miejscu. Już choćby wynik badania
kawałków zwłok w niniejszej sprawie pozwala ocenić, jak dużą wartość przed­
stawiają dowody rzeczowe i jak ci «niemi świadkowiew mogą ujawnić wiele
szczegółów, których by nieraz nie spostrzegł i nie utrwalił w swej pamięci
świadek. Jestem przekonany, że nawet liczni świadkowie, przesłuchani na
okoliczność np. wieku lub wzrostu denatki nie podaliby tego tak dokładnie,
pewnie i zgodnie, jak to się uzyskało na podstawie przeprowadzonego badania
kośćca denatki. Toteż obecnie stoi się na stanowisku, że dowody rzeczowe
przedstawiają dziedzinę dowodową pierwszorzędnej wartości, stojącą o wiele
wyżej w porównaniu z dowodami osobowymi. Badania bowiem doświadczalne
nad psychologią zeznań wykazały, że zeznania świadków — pominąwszy
świadczących świadomie fałszywie pod wpływem złej woli — posiadają
mniejszą wartość, niż to się dość ogólnie przypuszcza. W zeznaniu mieszczą
się bowiem dwa, genetycznie różne pierwiastki, ściśle ze sobą złączone, a mia­
nowicie spostrzeżenie zmysłowe (pierwiastek fizjologiczny) i wnioski wysnute
z tego spostrzeżenia (pierwiastek intelektualny). Tymczasem wiadomo, że
zarówno zdolność spostrzegania, jak i zdolność wysnuwania wniosków jest
u poszczególnych osób indywidualnie rozmaicie rozwinięta zależnie od
sprawności tego, czy innego zmysłu, względnie od -wyrobienia intelektu
danej osoby. Ponadto na charakter zeznania świadka wpływają płeć, wiek,
warunki i czasokres obserwacji, stan psychiczny i fizyczny jak zmęczenie,
doznany uraz, przestrach, gniew itd. Toteż codzienna praktyka poucza, że

Wybrane przypadki 3 33
nawet bezpośrednio lub w krótki czas po powstaniu spostrzeżenia zmysłowego
wypowiedzi szeregu osób o tym samym fakcie są różne. Tak np. Heindl polecił
zjawić się zupełnie niespodzianie przez krótki czas (4 minuty) w klasach
szkolnych, koszarach, lokalach klubowych itp. jakiejś osobie wszystkim
nieznajomej, lecz zwracającej jakimiś szczegółami na siebie uwagę i następnie
wykluczywszy możliwość wpływania na siebie piszących zbierał opisy tej
osoby. Na podstawie 20 tysięcy odpowiedzi okazało się, że opisy były na
ogół bardzo mało trafne. Także bardzo charakterystyczny pod tym względem
jest często przytaczany przypadek Grossa, który będąc raz przy egzekucji
zauważył na rekach kata rękawiczki. Gdy po skończonej egzekucji zapytał
się członków trybunału, obecnych w czasie tracenia skazańca w bezpośredniej
bliskości, jakiego koloru rękawiczki miał kat, podano mu rozmaite kolory,
a jeden z obecnych zaprzeczył, iżby kat w ogóle miał rękawiczki.
Ponieważ między powstaniem spostrzeżenia zmysłowego a jego przekaza­
niem sądowi upływa zazwyczaj długi okres czasu, przyłączają się dalsze
momenty, które sprawiają, że dowody osobowe mają wiele ujemnych stron.
Przede wszystkim sam upływ czasu zaciera pierwotne spostrzeżenie tak, że
nie jest ono dokładne, lecz albo zdekompletowane, albo o zatartych i nie­
wyraźnych konturach. Następnie świadek przez ten czas, nieraz szereg mie­
sięcy wynoszący, powraca często myślami do krytycznego zdarzenia, analizuje
pierwotne spostrzeżenia, rozmawia na ten temat z rozmaitymi ludźmi, czyta
gazety, które daną sprawę przedstawiają pod rozmaitym kątem widzenia,
jednym słowem ulega sugestii własnej i sugestii zewnętrznej. Wszystkie te
momenty powodują uzupełnienia, zmiany łub nawet zniekształcenia pier­
wotnego własnego spostrzeżenia świadka, które w każdym razie będzie już
wykazywało wyraźne odchylenie od prawdy materialnej. Co więcej wpływy
sugestywne działają jeszcze nawet na sali rozpraw przy składaniu zeznań
przed sądem i jest faktem naukowo stwierdzonym, a mamy tego liczne przy­
kłady także na obecnej rozprawie, że odpowiedzi świadków na pytania stron
wykazują znacznie więcej odchyleń od prawdy materialnej niż zeznania,
w których świadek samodzielnie przedstawia przebieg danego zajścia.
Natomiast tych ujemnych stron dowodów osobowych nie posiadają dowody
rzeczowe, przez które —jak wiadomo — rozumie się najrozmaitsze przed­
mioty i substancje, znajdujące się na miejscu przestępstwa lub u podejrzanych
osób, a które noszą mniej lub więcej wyraźne znamiona, że stały w pewnym
związku z dokonanym przestępstwem. Przede wszystkim przy dowodach
rzeczowych odpada niebezpieczeństwo sugestii wskutek możliwości ich kon­
serwacji i izolacji nawet przez bardzo długi czas i zapewnienie im przez to
niezmienności faktycznej i prawnej. Ponadto w przeciwieństwie do braku
nieraz u świadków odpowiednich warunków zmysłowych i intelektualnych,
dalej nieodpowiednich warunków zewnętrznych dla ich obserwacji, ujemnego
wpływu czynników emocjonalnych na jakość ich obserwacji, niebezpieczeń­
stwa, iż świadek uległ złudzeniu zmysłowemu itd. — stwarza sobie biegły przy
badaniu dowodów rzeczowych odpowiednie warunki obserwacji i pracy;
zastosowuje odpowiednie i ścisłe metody badania; używa odpowiednich i do­
kładnych aparatów naukowych; jest wolny od sugestii i jest dla niego rzeczą
obojętną, czy wynik badania dowodów rzeczowych będzie się pokrywał z tezą
prokuratora lub obrońcy, czy też nie; otrzymuje takie samo wynagrodzenie
zarówno w razie dodatniego jak i ujemnego wyniku badania; przeprowadzone
przez niego badanie dowodów rzeczowych może być przez innych znawców
skontrolowane, a nawet powtórzone itd. itd. Naturalnie jest rzeczą samo przez
się zrozumiałą, że wyniki tych badań mają tylko wówczas wartość, o ile były
one przeprowadzone przez biegłych, którzy posiadają odpowiednie walory

34
osobiste oraz warunki zmysłowe i intelektualne, są specjalistycznie wykształ­
ceni i rozporządzają dużym doświadczeniem. Jeżeliby zatem skonkretyzować
odpowiedź na pytanie pana obrońcy, to w niniejszej sprawie nie tyle dowody
osobowe przemawiają przeciw oskarżonemu, ale przede wszystkim dowody
rzeczowe, które w sposób zupełnie obiektywny, na podstawie rzeczowej
analizy przedmiotowych śladów czynu pozwoliły dojść do zupełnie ścisłych,
pewnych i dających rękojmię prawdziwości wyników.
Obrońca: Przyzna jednak pan profesor, że o ile chodzi o dowody rzeczowe,
to należało przede wszystkim zbadać odciski palców?
Biegły: Nie ulega wątpliwości, że wśród dowodów rzeczowych odciski
palców wysuwają się na pierwszy plan i posiadają najbardziej decydujące
znaczenie. Odciski palców, pozostawione na miejscu czynu, są prawdziwym
biletem wizytowym sprawcy, a nawet jeszcze pewniejszym dowodem jego
bytności niż bilet wizytowy, ponieważ można wejść w posiadanie cudzej
wizytówki, ale nie można się podszyć pod cudzy odcisk papilarny palców.
Otóż w naszym przypadku jest wprawdzie o nich wzmianka w doniesieniu
policyjnym, a także są one zaznaczone na szkicach sytuacyjnych mieszkania
oskarżonego, jednak wobec nieprzeprowadzenia właściwej ekspertyzy daktylo-
skopijnej nie można wydać w tym względzie żadnego orzeczenia. Ale pomi­
nąwszy odciski palców, cały szereg innych dowodów rzeczowych, jak np.
stwierdzenie tak licznych śladów krwi ludzkiej posiada również pierwszorzędne
znaczenie dowodowe.
Obrońca: Czy jednak ślady te były przez policje dobrze odszukane, czy
postąpiono w tym wypadku według zasad kryminalistyki, a w szczególności
także zgodnie z wymaganiami podanymi przez pana w jego podręczniku
i czy wobec tego można przypisywać takie znaczenie tym śladom krwawym?
Biegły: Nie mogę zaprzeczyć, że w sprawie tak dużej wagi, jak obecna,
winien być na miejscu czynu lekarz biegły, który powinien zbadać wszelkie
ślady przestępstwa, dokładnie stwierdzić kształt śladów krwawych, ich ilość,
rozmieszczenie, charakter oraz wzajemny stosunek względem siebie, spo­
rządzić odpowiednie szkice i wówczas można by porobić dużo więcej spostrze­
żeń i wysnuć więcej wniosków jak, np. co do pozycji ofiary i sprawcy, kierunku
działania urazu, rodzaju użytego narzędzia, wielokrotności zadanych urazów,
kierunku oddalenia się sprawcy itd., niż to było możliwe na podstawie tych
tylko dowodów rzeczowych, które przysłano do zbadania Zakładowi Medycyny
Sądowej. Zresztą szeregu śladów, oznaczonych jako krwawe w doniesieniu
policyjnym, do Zakładu nie przysłano. I tak nie otrzymałem śladów na desce,
ogradzającej ziemniaki na ziemi w jednym kącie izby, dalej śladów na piecu
oraz i co najważniejsze nie otrzymałem tej ziemi, na której były ślady jakby
kałuży krwi przysypanej popiołem. Również niepowetowana szkoda, że nie
przysłano podejrzanych śladów, zauważonych przez jednego ze świadków
na wozie, którym oskarżony wracał wczesnym rankiem od rzeki Dłubni,
które wskazał świadek jako ślady krwawe, a komendant posterunku policyj­
nego uznał za pochodzące od gnojówki. Tymczasem nawet doświadczony
i wieloletnią praktykę w tym kierunku posiadający badacz może się omylić,
ponieważ wiele plam łudząco podobnych do krwi, okazuje się niejednokrotnie
po ścisłym laboratoryjnym badaniu plamami nie pochodzącymi od krwi.
I na odwrót, jeszcze częściej się zdarza, że plamy makroskopowo zupełnie do
plam krwawych niepodobne okazują się plamami krwawymi. Naświetlenie,
wilgoć, ciepłota, podłoże i najrozmaitsze inne szkodliwe wpływy powodują
bowiem, równolegle z przeobrażeniem się pod ich działaniem barwika krwi,
także zmianę zabarwienia plam na brunatne, szare, czarniawe itp. Nadto na
zmianę zabarwienia plam krwawych wpływa w znacznym stopniu zabarwie-

3* 35
nie podłoża, na którym się one znajdują, a wreszcie pierwotna barwa krwi
może być zakryta przez zwalanie lub zabrudzenie innymi substancjami.
Tak np. plamy krwawe na parkietach podłóg przedstawiają się prawie czarno,
zaś na tapetach złoconych wykazują zielonkawy odcień itp. Jak to już poprzód
wspomniałem, orzeczenie moje oparłem jedynie na dowodach przysłanych do
badania do Zakładu Medycyny Sądowej i na nich stwierdziłem łącznie około
60 śladów krwi ludzkiej, co do których nie może być najmniejszej wątpliwości.
Przysłane do badania dowody rzeczowe były bardzo starannie zdjęte, opako­
wane, podklejone na papier i etykietowane.
Obrońca: Co do tych śladów mam pewne wątpliwości, bo zanim one
dostały się do znawców, przechodziły przez szereg rąk i mogły ulec różnym
zmianom.
Biegły: Ja jestem odpowiedzialny za dowody rzeczowe tylko od tej chwili,
kiedy je otrzymałem do Zakładu.
(W tym miejscu przez przesłuchanie wywiadowców policyjnych wyjaśniono,
że z powodu słabego oświetlenia w domostwie oskarżonego śladów szukano
przy użyciu latarek elektrycznych, że je następnie wycięto z podłoża, naklejono
na papier i trzymano pod zamknięciem aż do chwili oddania do Zakładu
Medycyny Sądowej, tak że nikt ich w ręku więcej nie miał. Na drzwiach izby
było śladów o wiele więcej niż wycięto, a dół drzwi wyglądał jakby wymyty
miotłą).
Obrońca: Pan twierdził, że policja względnie sąd dostarczył panu do
badania pewną ilość odłamków drzewa, na których znajdowały się ślady krwi,
które poddano odpowiednim badaniom. Czy z tych odłamków drzewa mógł
się pan zorientować, w jakim kierunku krople krwi padały i jakie w ogóle
było ich położenie?
Biegły: Z tych wycinków, które są przylepione na papierze i oddają zupełnie
wiernie miejsca, z których zostały wycięte, a również z odpiłowanej z drzwi
splamionej deski można dokładnie powiedzieć, gdzie się znajdowały ślady
krwi.
Obrońca: Nam nie chodzi o to, w jakim miejscu były położone plamy,
nam chodzi o to, czy pan profesor może nam określić z całą stanowczością,
z jakiego położenia te plamy były wycięte i w jakim kierunku krew padała,
z góry, czy z dołu?
Biegły: Przysłano mi wśród wielu innych przeszło 20 śladów krwi z drzwi,
wiodących z izby do sieni oraz ze ścian stajni, na podstawie których wy­
kluczam, ażeby krew padała z dołu do góry, tylko twierdzę stanowczo, że padała
ona z góry na dół. Na desce mianowicie oderżniętej z drzwi była bardzo
charakterystyczna plama w postaci smugi, której dolny koniec, dokąd ściekła
krew, był grubszy oraz obok plam zamazanych był szereg plam w postaci
retort lub wykrzykników, których cieńszy koniec był zwrócony ku dołowi.
Plama smugowata powstaje wówczas, jeżeli kropla płynu pada prostopadle
na ścianę pionową i następnie ścieka po niej ku dołowi. Natomiast jeżeli
kropla płynu pada na jakąś płaszczyznę pod kątem ostrym, wówczas tworzą
się plamy w postaci retort, wykrzykników lub plamy owalne z kolczastymi
wypustkami po jednej stronie, przy czym ostre końce wszystkich tych plam
wskazują kierunek ich powstania (demonstracja).
Obrońca: A co pan twierdzi o śladach wyciętych z komody? Chodzi mi
o określenie, czy krople krwi padały z góry, z boku czy z dołu? Czy pan na
podstawie wycinków z plamami może określić położenie miejsca i sprawcy
czynu?
Biegły: Mogę stwierdzić tylko, że plamy krwi na wycinkach z komody
posiadają kształt przecinków czy retort, że powstać mogły albo od tryskania
krwi z przeciętej tętnicy, albo od co najmniej 2-krotnego uderzenia narzędziem
mordu w ranę, albo w następstwie odrywania się kropel krwi z podnoszonego
lub opuszczanego zbroczonego krwią narzędzia mordu, albo wreszcie od
strzepnięcia krwi ze skaleczonej lub zbroczonej krwią ręki i padały pod kątem
ostrym na drzwi komody. Która z tych możliwości zaistniała przy powstaniu
plam na komodzie, a tym samym jakie było położenie ofiary lub sprawcy
czynu itp., nie mogę podać, ponieważ nie znam całości obrazu rozmieszczenia
i ułożenia względem siebie poszczególnych śladów krwawych. Na podstawie
przeprowadzonej w czasie rozprawy wizji lokalnej, w której brałem udział
i w toku której szczegółowo oglądnąłem komodę, mogę jedynie orzec, że
krople krwi padały od środka izby na przednią ścianę komody i że padały
one od dołu ku górze i nieco na prawo.
Obrońca: Skąd pan profesor wie, że plamy te szły ku górze, podobnie
jak wycinki?
Biegły: Właśnie z tych wycinków.
Obrońca: A czy pan wie, z jakiej wysokości komody wycięte były ślady
krwi i czy pan profesor zna położenie poszczególnych wycinków drzewa,
na których znalazł pan te kropliste ślady krwi?
Biegły: Nie znam. Jednak nic w swoich wywodach nie zmienię ponadto,
co już powiedziałem. Widząc na komodzie wyłupane miejsca po śladach
krwawych mogę twierdzić, jak były w całości rozmieszczone na komodzie
ślady krwi i na podstawie tego orzec, że padały one od dołu ze środka izby
na komodę ku górze. Jeżeli bowiem chluśniemy płynem na ścianę od dołu,
to rozmieszczenie powstałych plam posiada kształt stożka o szerszej podstawie
zwróconej ku górze (właśnie jak na komodzie miało to miejsce), a na odwrót,
jeżeli wylejemy płyn od góry, to na ścianie powstają plamy w postaci stożka,
którego węższa podstawa jest zwrócona ku górze, szersza zaś ku dołowi.
Natomiast nie wiedząc, wskutek wycięcia z komody plam, jak były one wzglę­
dem siebie rozmieszczone i jakie było położenie poszczególnych plam, nie
mogę wysnuwać żadnych innych wniosków.
Obrońca: W swym orzeczeniu podał pan jako przyczynę śmierci przy­
puszczenie uderzenia denatki siekierą w głowę, nie wykluczając jednak śmierci
wskutek uduszenia. Proszę stanowczo wyjaśnić, czy pan wyklucza śmierć
z uduszenia?
Biegły: Zwracam uwagę, że z powodu braku głowy, szyi i szeregu narzą­
dów orzekać stanowczo jest rzeczą bardzo trudną, przypuszczać zaś można
wiele. Ja mogę stanowczo wykluczyć, aby denatka zginęła śmiercią naturalną
i—jak szeroko już motywowałem — mogę stanowczo stwierdzić, że zginęła
ona śmiercią gwałtowną. Zastrzegam się jednak co do rodzaju tej śmierci,
o którym nie mogę stanowczo orzec. Jedynie na podstawie bardzo licznych
zatorów tłuszczowych, stwierdzonych w płucach denatki, a dowodzących,
że doznała ona silnych urazów za życia, mogę przyjąć z wielkim prawdo­
podobieństwem, że denatka zmarła śmiercią gwałtowną wskutek doznanych
urazów, miażdżących szpik kości względnie tkankę tłuszczową. Ale czy de­
natka zginęła od siekiery, jak przypuszcza prokurator w akcie oskarżenia,
czy od innego narzędzia, czy urazów doznała w głowę, czy w inną część
ciała, tego stanowczo nie mogę powiedzieć, bo nie chcę przekroczyć tego,
co nauka może powiedzieć w tej kwestii.
Obrońca: Pan twierdził, że zatory tłuszczowe powstają głównie ze szpiku
kości długich, a jak wiemy kości długie stanowią kończymy górne i dolne.
Czy także kości płaskie, jak np. kości czaszki, posiadają ten sam rodzaj szpiku
co kości długie, czy też inny?
Biegły: Kości płaskie posiadają normalnie szpik czerwony, a kości długie

37
szpik żółty. Jednak zabarwienie szpiku zależy od szeregu patologicznych
czynników, a także od wieku danego osobnika. Największe zatory tłuszczowe
występują rzeczywiście po zmiażdżeniu kości długich nogi, natomiast wskutek
obrażeń kości płaskich np. czaszki — zatory tłuszczowe są znacznie mniejsze.
W płucach denatki stwierdziłem znaczną ilość zatorów tłuszczowych, jednak
nie mogłem rozróżnić, z jakiego one pochodzą szpiku, czy żółtego, czy czer­
wonego i dlatego na tej podstawie nic mogę określić, w którym miejscu za­
dano urazy denatce. Należy jeszcze podkreślić, że i w jednych i w drugich
kościach jest szpik, a jego zabarwienie żółte zależy od ilości tłuszczu, zabar­
wienie zaś czerwone od elementów czerwonych krwi. Z tego jednak nic
wynika, żeby szpik czerwony nie posiadał tłuszczu i daje on taki sam obraz
mikroskopowy przy badaniu na obecność zatorów tłuszczowych.
Obrońca: Czy jednak jest jakaś różnica między tymi zatorami?
Biegły: Przy badaniu mikroskopowym płuc barwi się Sudanem III na
kolor pomarańczowoczerwony zarówno szpik żółty, jak i szpik czerwony,
na skutek czego nie można rozróżnić, czy zatory tłuszczowe w płucach są
utworzone ze szpiku żółtego czy czerwonego.
Obrońca: Czy pan może stwierdzić, że w naszym przypadku zatory tłusz­
czowe pochodziły ze szpiku czerwonego?
Biegły: Ja mogę tylko stwierdzić, że w płucach denatki były obecne za­
tory tłuszczowe, jednak bez określenia, czy pochodziły one z tkanki tłuszczo­
wej, czy ze szpiku żółtego czy też czerwonego.
Obrońca: Czy denatka była niedokrewna?
Biegły: O ile chodzi o niedokrewność, to nie można w naszym przy­
padku wysnuwać daleko idących wniosków z uwagi na to, że kawałki zwłok
leżały w wodzie, która —jak uczy doświadczenie sądowo-lekarskie — może
łatwo wyługować z nich krew i uczynić je niedokrewnymi. W każdym jednak
razie śledziona denatki nie wykazywała niedokrewności, natomiast błona
śluzowa żołądka i jelit była wyraźnie blada. Jednak ta ostatnia okoliczność
pozwala nam jedynie stanowczo wykluczyć, ażeby śmierć denatki nastąpiła
z powodu otrucia jakimiś środkami żrącymi np. kwasami, ługami, solami
metali ciężkich itp.
Obrońca: Kiedy pan otrzymał do badania plamy krwi, względnie kiedy
one nadeszły do Zakładu?
Biegły: Jak to już, zdaje się, zaznaczyłem, dowody rzeczowe przyszły
na dwa zawody: raz 26 maja, a drugi raz 13 czerwca. W dniu 13 czerwca
otrzymałem 3 pary spodni, siekierę, pas i wycinki z domostwa oskarżonego,
wycinki zaś z komody otrzymałem w dniu 26 maja.
Obrońca: Kiedy pan zabrał się do badania dowodów rzeczowych?
Biegły: Dziś dokładnie tego nie pamiętam, ale o ile sobie przypominam
badania były przeprowadzone zaraz po wyłowieniu pierwszych kawałków
zwłok, ponieważ sprawa była bardzo głośna, a ja rozporządzałem wówczas
surowicą precypitującą ludzką, bydlęcą i świńską. Nadto musiałem badania
serologiczne kawałków zwłok wątpliwego pochodzenia także dlatego zaraz
przeprowadzać, ponieważ pora roku była gorąca, gnicie szybko postępowało,
a przed ukończeniem tych badań nie mogłem badanych kawałków zwłok
umieszczać w płynach konserwujących.
Obrońca: A w jaki sposób przeprowadzał pan badanie krwi, tudzież czy
zaraz po otrzymaniu śladów, czy dopiero później?
Biegły: Po nadejściu dowodów rzeczowych stwierdza się, czy pieczęcie
przesyłki są nienaruszone, potem wypakowuje poszczególne dowody rze­
czowe, ogląda dokładnie dany przedmiot, sporządza protokół stanu, w jakim
przyszedł, numeruje kolejno, a po stwierdzeniu i po opisaniu podejrzanych

38
plam przystępuje do właściwych badań fizyko-chemicznych i serologicznych.
Zależnie od materiału, którym się rozporządza i innych okoliczności zasto-
sowuje się tę czy inną metodę badania.
Obrońca: Mnie tu nie chodzi o technikę postępowania, lecz o konkretną
rzecz. Mianowicie twierdził pan w swym orzeczeniu, że krew w śladach była
łatwo rozpuszczalna. Otóż mam pytanie, w czym była ta krew łatwo rozpusz­
czalna i w którym dniu pan stwierdził, że jest ona łatwo rozpuszczalna?
Biegły: Przy badaniu serologicznym śladów krwi przekonałem się o ich
rozpuszczalności. Natomiast specjalnych badań, w czym ślady krwawe były
rozpuszczalne, nie przeprowadzałem, bo wartość tych badań jest bardzo
problematyczna. Wprawdzie świeża krew rozpuszcza się łatwo w wodzie,
w rozczynie fizjologicznym soli kuchennej, w rozczynach boraksu, sody itp.,
a krew zaś starszej daty — dopiero w silniejszych kwasach i zasadach, to jednak
zarówno rozpuszczalność śladów krwawych, jak i ich zabarwienie są zależne
od całego szeregu czynników, jak naświetlenie, wjlgoć, ciepłota, podłoże, na
którym się znajdują, itd., tak że na tej podstawie nie można zupełnie ściśle
określić wieku danego śladu krwawego. W każdym atoli razie przeprowadzając
badania serologiczne przysłanych plam krwawych przekonałem się, że umiesz­
czone w rozczynie 8,5 g soli kuchennej na litr wody rozpuszczały się łatwo
i ta łatwa rozpuszczalność przemawiała za niedawnym ich pochodzeniem,
mniej więcej sprzed 2—4- tygodni, atoli stanowczo i dokładnie nie można
określić wieku tych śladów.
(W tym miejscu po odczytaniu wszelkich zawnioskowanych dokumentów,
przewodniczący trybunału zamknął postępowanie dowodowe i zarządził
przerwę. Po przerwie obrona wnosi o ponowne otwarcie postępowania dowo­
dowego, ponieważ ma jeszcze pytania do biegłych lekarzy. Przewodniczący
uwzględnia ten wniosek).
Obrońca: Nie dotykając w niczym kwalifikacji czynu, nie stając na stano­
wisku ani zbrodni morderstwa, ani zbrodni zabójstwa, nie tangując wcale
tej kwestii, proszę, aby panowie znawcy zechcieli odpowiedzieć na pytanie,
czy oskarżony jest tego rodzaju typem psychopatycznym, u którego działanie
nawet nieprzyjazne względem żony mogło być wynikiem afektu względnie
jakiegoś gwałtownego wzburzenia, bez uprzednio na zimno powziętego złego
zamiaru? Czy ten typ, który przedstawia oskarżony, skłonny jest do gwał­
townych czynów?
Biegły: Jak to już zaznaczyliśmy, u oskarżonego stwierdziliśmy pewne
rysy psychopatyczne i określiliśmy go jako człowieka o silnych afektach
i namiętnościach. Z punktu widzenia lekarskiego jest u tego rodzaju osób
możliwa zarówno wielka miłość, jak i gwałtowna nienawiść. Zresztą już
codzienne doświadczenie uczy, że niejednokrotnie wielka miłość może się
przemienić w wielką nienawiść do poprzednio umiłowanej osoby. Tę naszą
charakterystykę oskarżonego potwierdziły także na rozprawie sądowej zezna­
nia świadków, według których oskarżony bywał nieraz bardzo czuły dla żony,
ale także często chwytał za siekierę, nóż czy biczysko. Mając to na uwadze
nie da się wykluczyć, że oskarżony mógł się dać unieść swoim namiętnościom
i porwać pod wpływem tej gwałtownej namiętności bez zastanowienia do
gwałtownego czynu. Nie stoi z tym w sprzeczności spokój, jaki oskarżony stale
okazuje, znamy bowiem miedzy innymi takie usposobienie u niektórych ludzi,
że nie następuje u nich reakcja nawet na silną podnietę; jeżeli jednak szereg,
choćby drobnych podniet, ciągle się powtarza, to te drobne podniety sumują
się i-następuje nieraz u takich osobników nadzwyczaj silna reakcja, niepro­
porcjonalnie duża do wywołującej ją małej podniety. Również u osobników
takich jest możliwe rozćwiartowanie zwłok ofiary jako refleksja celem zatarcia

39
śladów zbrodni po czynie, wynikłym ewentualnie z afektu. Znane są wypadki,
że po zabójstwie, popełnionym w pierwszym uniesieniu gniewu, ucinano
głowy i ćwiartowano ciało ofiary, a części te już to zakopywano, już to palono,
porzucano w lesie lub topiono w rzece czy stawie. Szereg takich przypadków
tzw. «gubienia ciał» celem utrudnienia z powodu braku głowy stwierdzenia
tożsamości zabitego (zgodnie z ówczesnymi wymogami prawnymi) opisuje
Władysław Łoziński w swej znanej książce pt. «Prawem i lewem». Reasu­
mując, należy zatem orzec, że stanu afektywnego u oskarżonego wykluczyć
nie można.
Trybunał postawił przysięgłym pytanie w kierunku zbrodni morderstwa.
Przysięgli po naradzie zwrócili się do Trybunału z prośbą o postawienie
ewentualnego pytania w kierunku zbrodni zabójstwa. Przewodniczący ogłosił
uchwałę Trybunału postanawiającą z urzędu zadać sędziom przysięgłym
pytanie ewentualne w kierunku zbrodni zabójstwa na wypadek zaprzeczania
pytania głównego w kierunku zbrodni morderstwa. Na podstawie jedno­
głośnego werdyktu przysięgłych w kierunku zbrodni zabójstwa Trybunał
skazał Macieja Palucha na 15 lat ciężkiego więzienia z obostrzeniami. Sąd
Najwyższy obniżył tę karę na 12 lat ciężkiego więzienia.
* *
*
Maciej Paluch odbywający karę w więzieniu w Nowym Wiśniczu wniósł
w dniu 27 października 1931 r. pismo do Prezydenta Rzeczypospolitej o daro­
wanie mu w drodze łaski reszty kary. W piśmie tym przyznaje się do popeł­
nienia czynu i pisze ogólnikowo o krytycznym dniu co następuje: «w szale
uniesienia rzuciłem się na żonę i silnym uderzeniem pozbawiłem ją życia.
Kiedy ochłonąłem z uniesienia i zobaczyłem już tylko trupa żony — przera­
żenie i rozpacz do reszty pomieszały mi zmysły i wiedziony siłą jakiegoś
panicznego strachu i obłędu zniszczyłem dowód swojego mimowolnego czynu,
topiąc trupa żony w rzecew.
W dniu 17 lipca 1933 r. Maciej Paluch złożył do protokołu w Sądzie Grodz­
kim w Wiśniczu tej treści zeznania: «Dnia 15 maja 1927 r. w niedzielę około
godz. 14 przyszła do mnie znowu moja żona, nie mówiąc wyraźnie, w jakim
celu. Ja wizytą tą się ucieszyłem, gdyż miałem nadzieję, że może w tym dniu
nastąpi między nami jakieś porozumienie. W dniu tym w zupełnej zgodzie
leżeliśmy aż do godziny 18., po czym żona moja wstała i nie była zdecydo­
wana co ma robić. Wtedy ja zacząłem ją usilnie namawiać, aby do mnie
wróciła wraz z dziećmi, ażeby odstąpiła od procesu separacyjnego i byśmy
razem żyli w zgodzie. Ona się na to w zasadzie zgodziła, ale stanowczo
zażądała, abym jej zapisał swój majątek. Ja się na to nie zgodziłem i wtedy
to żona moja się rozgniewała, zaczęła mnie wyzywać i przeklinać i w pewnej
chwili zagroziła, że mnie zabije siekierą. Rzeczywiście schyliła się po siekierę
leżącą koło pieca. Wtedy to ja porwałem ze stołu prawidło od buta i prawidłem
tym uderzyłem ją w kark. W chwili uderzenia jej przeze mnie była ona nachy­
lona w kierunku siekiery i chciała ją właśnie wziąć do ręki. Bezpośrednio
po uderzeniu jej przeze mnie, żona moja upadła na ziemię, a mnie wtedy ze
zdenerwowania polała się krew z nosa. Było to około godz. 19,30. Ja oblałem
się zimną wodą, aby zatamować krew z nosa i wyszedłem na dwór, by zawołać
jakiegoś sąsiada celem ratowania żony. U mojego sąsiada Mola drzwi były
zamknięte. Na ulicy również nikogo nie zauważyłem, przeto wróciłem do
domu, przy czym znajdowałem się w stanie silnego zdenerwowania. Wtedy
to uprzytomniłem sobie, że żona moja już nie żyje, gdyż nie dawała żadnych
oznak życia. Ogarnął mnie wtedy wielki żal, że żona moja już nie żyje, jak

40
również żal mi się zrobiło dzieci moich i wtedy to postanowiłem trupa żony
ukryć w tym celu, aby nikt nie mógł mnie posądzić o spowodowanie jej
śmierci. Wziąłem przeto nóż szewski i nożem tym żonę poćwiartowałem, po
czym poszczególne części ciała pozawijałem w szmaty i wrzuciłem do rzeczki
Dłubni. Dopiero po wrzuceniu jej ciała do rzeki zdałem sobie sprawę z tego,
że zrobiłem bardzo źle i czynu swego żałowałem. Na rozprawie w Krakowie
do winy się nie przyznałem dlatego — gdyż ta cała sprawa była dla mnie
bolesna, przy czym nie chciałem, by dzieci wiedziały, że jestem zabójcą ich
matki. Obecnie przyznaję się do winy i proszę o darowanie mi reszty kary».
Postanowieniem z dnia 17 grudnia 1937 r. zarządził Minister Sprawiedli­
wości warunkowe zwolnienie Macieja Palucha i w dniu 24 grudnia 1937 r.
został on zwolniony z więzienia w Wiśniczu.
Maciej Paluch, po opuszczeniu więzienia przebywał naprzód w Przytulisku
Braci Albertynów, a następnie handlował pustymi flaszkami, szmatami itp.
W tym czasie po niemałych trudnościach udało mi się przeprowadzić z nim
rozmowę.
Skłoniły mnie do tego dwie przyczyny. Pierwsza, że w związku z toczącym
się (prawie w tym samym czasie co proces Palucha) w Wiedniu podobnym
procesem wywołała ogromne poruszenie prośba o wznowienie innego sprzed
kilku lat procesu przeciwko jednemu z dwóch skazanych na dożywotnie
więzienie, a to z uwagi na orzeczenie profesorów medycyny sądowej doktorów
Reutera i Schwarzachera, iż rozkawałkowania zwłok nie może dokonać
jedna osoba * .
Druga, to chęć otrzymania od Palucha bliższych szczegółów pozbawienia
życia żony, sposobu, miejsca i czasu rozkawałkowania jej zwłok, ilości dobywa­
jącej się przy tym krwi, sposobu i miejsca ukrycia części zwłok itp. mających
znaczenie pod względem sądowo-lekarskim i kryminalistycznym oraz skon­
frontowania podań Palucha z opinią wydaną na rozprawie sądowej.
W czasie tej rozmowy Paluch wypowiadał się tak samo jak do protokołu
w Sądzie Grodzkim w Wiśniczu, o kłótni z żoną, o sposobie pozbawienia jej
życia przez uderzenie kopytem szewskim w tyłogłowie, o silnym wzruszeniu
i krwotoku z nosa. Przez godzinę medytował, co zrobić z trupem, po czym
zawlókł zwłoki do sieni i nożem szewskim odciął obie kończyny dolne. Nie
było to połączone z jakimś większym krwotokiem. Tułów z głową zawlókł
do stajni. Trwało to około pół godziny. W stajni owinął odcięte nogi w szmatę,
wyszedł z nimi nad rzekę Dłubnię i odwinąwszy ze szmat wrzucił je do rzeki
a sam ze szmatami powrócił do domu. Tu tym samym nożem odciął głowę,
przy czym w niezbyt dużej ilości wypływająca krew spływała w nawóz w stajni.
Z głową owiniętą w szmatę udał się inną drogą — aby nie wydeptać ścieżki —
nad rzekę i wrzucił ją do rzeki. Wobec jej nieznalezienia przypuszcza, iż
utknęła pod kamieniami. Powróciwszy odciął kończyny górne, a barki odrąbał
siekierą; również przy tym krwawienie było bardzo nieznaczne. Owinąwszy
kończyny górne w szmaty udał się znowu inną drogą nad rzekę i wrzucił je
do niej. Po powrocie otworzył brzuch i klatkę piersiową i wyjmował z nich
narządy. W jamie brzusznej było mało krwi. Natomiast dużo w klatce pier­
siowej. Krew tę wylał do nawozu. Pięć do sześciu razy wynosił zawinięte
w-szmatę wyjęte części ze zwłok i wrzucał je do rzeki. Około 1 w nocy był
gotów, czyli rozkawałkowanie zwłok i wrzucanie części do wody trwało od
20 do 1 godziny. Znużony poszedł następnie spać. Nazajutrz po godzinie
7 poszedł z siekierą nad rzekę, aby zobaczyć czy wszystko dobrze ukryte.
Zauważył wówczas na krzakach przybrzeżnych zaczepione jelita i płuca.

* Neue Freie Pressc. 1928. Nr 22375 i 22765.

41
Przyciągnął je do brzegu i odkopawszy siekierą ziemię zakopał nad brzegiem
rzeki, pociąwszy przedtem płuca siekierą. Ludzie przechodzili dość daleko
i nie zwracali na niego uwagi. Nieduże plamy krwawe na swej odzieży usunął
przez jej wypranie. Potem bał się już iść nad rzekę. Dowiedziawszy się zaś,
że wyłowiono pierś, był pewien, iż sprawa się wyjawi.
Te wypowiedzi Palucha pokrywają się z opinią wydaną na rozprawie sądo­
wej, z tym że jest mało prawdopodobne, aby tylko jedno uderzenie w potylicę
wywołało tak obfite zatory tłuszczowe w płucach; te informacje Palucha nie
wyjaśniają powstania charakterystycznych plam rozpryskowych krwi na ko­
modzie oraz nie pozwalają na określenie czasu potrzebnego do rozkawałko­
wania zwłok za jednym zawodem, ponieważ Paluch ćwiartował je na kilka
zawodów.
Dla wyjaśnienia tych i innych jeszcze szczegółów mających znaczenie pod
względem sądowo-lekarskim i kryminalistycznym, miałem odbyć z nim dalsze
jeszcze rozmowy, do których jednak z powodu różnych przeszkód nie doszło.
W dniu zaś 9 lipca 1960 r. znaleziono Palucha nieżywego w jego szopie na
tlejących szmatach. Wykonana w dniu 11 lipca 1960 r. sekcja jego zwłok
w Zakładzie Medycyny Sądowej w Krakowie wykazała jako przyczynę śmierci
zatrucie tlenkiem węgla.
ZABÓJSTWO, SAMOBÓJSTWO CZY NIESZCZĘŚLIWY
WYPADEK

Maria Bagińska, 21-letnia dziewczyna wiejska, ciesząca się dobrą opinią,


była od Nowego Roku 1932 zajęta w gospodarstwie Tauby S. i miała po­
zostać tam na służbie do końca 1932 r. Rankiem 23 grudnia 1932 znaleziono
w studni na obejściu Mozesa S., sąsiada Tauby S., zwłoki Bagińskiej, po­
śmiertnie stężałe, zupełnie odziane, ułożone głową w dół i zanurzone w wodzie
tak, że tylko nogi wystawały ponad powierzchnię wody. Studnia, o której
mowa, miała kształt walca o średnicy 87 cm, głębokości 3,10 m; dolna jej
część wypełniona była wodą do wysokości 68 cm. Studnia ocembrowana
o ścianach gładkich, jedynie na wysokości 17 cm od jej dna wystawał na
4—-8 cm do wnętrza studni pierścień dębowy o nierównej szerokości i brzegach
zaokrąglonych. Dno studni miękkie. Drewniana cembrowina nad studnią
sięga tylko do 50 cm wysokości. Wierzchni otwór studni w jednej połowie
przykryty stale umocowaną drewnianą, półkolistą pokrywą (ryc. 15 i 16).
Dochodzenia prowadzone pierwotnie w kierunku samobójstwa skierowano
po kilku dniach, przede wszystkim z uwagi na treść opinii obducenta zwłok
denatki, przeciw 27-letniemu Salomonowi i 30-letniemu Chasklowi S., synom
Tauby S., u której ze swą siostrą wspólnie mieszkali. Przeprowadzone przeciw
nim śledztwo ujawniło, że od lata 1932 obaj, a zwłaszcza Salomon, zaczęli
napastować Bagińską, a z początkiem jesieni 1932 Salomon S. przemocą
użył jej cieleśnie. Po pewnym czasie Bagińska poczuła się w ciąży i żaliła
przed świadkami S., J., L. i B. na Salomona S., mówiła, że będzie go pozywać
o alimenta, że «przykro jej, że będzie miała dziecko z Żydem». Również
świadkowie W. i F. słyszeli od innych, że Bagińska jest w ciąży, martwi się
z tego powodu, boi się matki i mówi, że się utopi. To samo słyszeli od innych
świadkowie S., K. i Kn. Na tydzień przed śmiercią Bagińska poszła ze świad­
kiem L. do spowiedzi. Ksiądz nie dał jej rozgrzeszenia, czym jednak miała
nie być zbytnio zmartwiona. Do świadka B. rzekomo w żarcie powiedziała,
że «jak służbę straci i do domu jej nie przyjmą, to sobie życie odbierzew.
Dzień 22 grudnia 1932 spędzała denatka na zwykłych zajęciach gospodar­
skich. Dnia tego urwał się łańcuch od studni Tauby S., tak że po wodę trzeba
było chodzić do studni sąsiada Mozesa S. Tenże czerpał wodę z tej studni dla
napojenia koni około godziny 22 i niczego w niej nie zauważył; naczerpanie
zaś wody byłoby niemożliwe w razie obecności w studni denatki, ponieważ
musiałaby ona zajmować całe wnętrze studni. Również jego pomocnica
domowa B. brała ostatni raz wodę z tejże studni w tym dniu około godziny 24
i niczego w niej nie zauważyła, a obawiając się pośliznięcia i wpadnięcia do
studni z powodu niskiej cembrowiny postawiła — jak to zwykle czyniła —
lampę w oknie od kuchni, położonym niedaleko studni.
Noc z 22 na 23 grudnia 1932 określają świadkowie przeważnie jako ciemną
i mglistą. Tej nocy około godziny 23 przechodził drogą obok domostwa
oskarżonych świadek P. i zauważył Chaskla S. jak ubrany w krótki brązowy
kożuszek zamykał furtkę (czemu tenże stanowczo przeczył). Wkrótce potem,
bo około godziny 24, przechodzili drogą obok domu Mozesa S. nocni Stróże

43
B. i S. i gdy znaleźli się w odległości kilku kroków od wspomnianej studni,
usłyszeli od jej strony brzęk naczyń, jakby wiader, i jakby «obijanie» żurawia
studziennego oraz zobaczyli ciemne sylwetki 2 osób, z których jedna wyższa
miała na sobie kożuszek, druga była w czarnym ubraniu. Osobnicy ci pobiegli

szybko, na podwórze domostwa Tauby S. Wedle podania stróża B. noc byia


ciemna, «ale na 8 metrów można było rozpoznać, czy to był człowiek, czy
bydlęw.
Wczesnym rankiem 23 grudnia 1932, gdy zauważono w kuchni nieobecność
Bagińskiej i nie rozebrane jej łóżko, udał się Salomon S. do domu S., u których.
denatka często przebywała i wypytywał się o nią, a Chaskiel S. szukał jej
u Mozesa S. Idąc ze swego domu do domu Mozesa S. nie zauważył przy
studni konewek będących własnością oskarżonych. Konewki te (puste)
spostrzegła chwilę później służąca B., która idąc z rana po wodę do studni
natknęła się na nie. Ona pierwsza zauważyła także zwłoki denatki leżące

44
w studni. Wypełniały one zupełnie jej dno tak, że ze względu na niski stan
wody było w tej sytuacji niemożliwe naczerpanie wody ze studni.
Na żądanie Mozesa S. wyciągnięto zwłoki Bagińskiej ze studni. Początkowo
próbowano przez 10—15 minut wyciągnąć je kulą czy osęką (według jednego

Ryc. 16. Dno i przekrój poziomy studni

ze świadków także grabiami), zaczepiając ją o ubranie, ale to się darło i zwłoki


spadły z powrotem do studni. Wobec tego wstawiono do studni drabinę
i po zejściu po niej uwiązano do nóg denatki sznur, za pomocą którego zwłoki
wyciągnięto, a następnie ułożono koło studni i nakryto słomą. Jeszcze przed
nakryciem jedyny świadek niejaka S. zauważyła we włosach denatki plewy
pszeniczne. Z uszu denatki lała się krew, twarz jej była zasiniała i.krwią
zwalana. Według zeznań kilku świadków po wyciągnięciu zwłok ze studni
głowa uderzyła o kamienie przy studni, tak że nawet przypatrujący się zwró­
cili uwagę, «że to przecież nie bydlę».
Tegoż samego dnia o godzinie 15,30 Dr B. dokonał przy świetle lampy

45
naftowej sądowo-lekarskich oględzin i otwarcia zwłok denatki, których pro­
tokół brzmi jak następuje:
Oględziny zewnętrzne: Zwłoki kobiety wzrostu średniego, w wieku lat
około 20, w stanie stężenia pośmiertnego. Zabarwienie skóry różowe, prze­
krwienia opadowego brak. Skóra wilgotna, pokryta w części brzusznej tzw.
gęsią skórką. Głowa uwłosiona włosami średnio długimi, koloru ciemno
szatynowego. Sutki dobrze rozwinięte, brodawki sutkowe duże, brzuch wy­
niosły'. Ręce rozłożone, prawa do góry, zaś lewa wzdłuż tułowia.
Oględziny wewnętrzne: Głowa: Po usunięciu włosów 4 cm powyżej lewego
ucha rana tłuczona 1 cm X 1/2 cm średnicy, z której wydobywa się za ucis­
kiem krwawy płyn. Prawy policzek i otoczenie prawej małżowiny usznej
wykazuje obrzęk miejscami siny, szczególnie powieki prawego oka i oto­
czenie prawej małżowiny usznej. Z otworu prawego ucha wydobywa się znaczna
ilość płynu krwawego. Powyżej prawego ucha olbrzymich rozmiarów krwiak
chełboczący około 12 cm średnicy. Na twarzy cały szereg drobnych podbiegnięć
krwawych około 1/2 cm średnicy, głównie na prawym policzku oraz drobne
otarcia naskórka i mała rana tłuczona na dolnej wardze. Po zdjęciu powłok
miękkich czaszki widoczny krwiak, zawierający powyżej pól szklanki płynnej
krwi oraz podbiegnięcie krwawe na całej połowie powłok prawej strony, się­
gające aż po kark oraz części prawego policzka. Po stronie lewej w okolicy
skroniowej podbiegnięcie krwawe 10 cm x 5 cm średnicy. Oba podbiegnięcia
koloru prawie czarnego. Po usunięciu kostnych powłok czaszki, opona miękka
lśniąca, gładka, przekrwiona; w miejscu odpowiadającym okolicy ciemie­
niowej dwa smugowate zgrubienia opony miękkiej symetrycznie względem
rowu mózgowego około 5 cm długie i 1 cm szerokie. Tkanka mózgowa na
przekroju lśniąca, blada.
Klatka piersiowa: Płuca po otwarciu klatki piersiowej wypełniają ją i nie
zapadają się. Opłucna wykazuje nitkowaty zrost dolnej części lewego płuca
z przeponą. Kolor opłucnej jasnoróżowy, brzegi zaokrąglone, przy badaniu
dotykiem wybitne trzeszczenie. Na przekroju płuca suche, za uciskiem wy­
dobywają się nieznaczne pęcherzyki. Serce rozmiarów prawidłowych. Komora
lewa po nacięciu koloru brunatnego, grubość ściany 2 cm, krwi zupełnie nie
zawiera. Komora prawa o ścianie 1/2 cm grubości, pusta.
Jama brzuszna: Brzuch wzdęty. Jama brzuszna po otwarciu wykazuje
położenie trzew prawidłowe. Żołądek wypełniony płynną treścią około
trzech litrów. Jelita, wypełnione treścią jelitową i gazami, są wzdęte. Śle­
dziona wielkości prawidłowej, koloru ciemnoczerwonego na przekroju.
Wątroba wielkości prawidłowej, na przekroju koloru brunatnego. Nerki
prawidłowej wielkości. Na przekroju rysunek wyraźny koloru szarego.
Pęcherz moczowy pusty. Macica wielkości odpowiadającej powyżej 4 mie­
siąca ciąży, koloru szarego. Po przecięciu macicy i błon płodowych wydobywa
się z wodami płodowymi płód płci męskiej około 18 cm długości. Resztę
narządów płciowych poza uszkodzeniem przedstawiającym tylko szczątki
błony dziewiczej znaleziono bez zmian.
Opinia: Uszkodzenie głowy, a mianowicie opisana rana tłuczona po
stronie lewej, krwiak i podbiegnięcie krwawe po stronie prawej zadane zo­
stały narzędziem tępym z dużą siłą, ale rany te nie pozostają w związku
z przypuszczalnym upadkiem do studni. Zwłoki denatki znalezione zostały
w studni głębokiej na 3 m 10 cm, zawierającej wodę do wysokości 68 cm,
której dno stanowi piasek i żwir średnio ziarnisty. Śmierć denatki nastąpiła
wskutek utonięcia, a to na podstawie obrazu płuc i skóry oraz faktu znalezie­
nia zwłok w studni, przy czym należy przypuszczać, że w czasie tonięcia
powstały uszkodzenia i obrażenia twarzy. Obrażenia zaś opisane na wstępie,

46
zadane w okolicę czaszki, powstały prawdopodobnie bezpośrednio przed
utonięciem i nie stanowią uszkodzenia powstałego przy utonięciu,lecz uszko­
dzenia powstały w innych warunkach, jako urazy zadane-płzez-Fnhą osobę.
Z uwagi na wynik pierwszych dochodzeń i treść opinii obducenta areszto­
wano Salomona S. i Chaskla S., których poddano zaraz oględzinom. Obaj
nie wykazywali jednak żadnych obrażeń ani na twarzy, ani na rękach.
W toku śledztwa w dniu 25 stycznia 1933 r. obducent Dr B. wydał jeszcze
dodatkową opinię następującej treści:
Stwierdzone rany na głowie, a w szczególności rana tłuczona powyżej
lewego ucha, opuchnięcie prawego oka, prawej małżowiny usznej i otocze­
nia, tudzież wielkich rozmiarów krwiak powyżej prawego ucha stanowią
uszkodzenia powodujące naruszenie narządów ciała trwające powyżej dni 20,
nawet mogły same przez się zagrażać życiu.
Urazy te jako umiejscowione na głowie mogły spowodować wstrząśnienie
mózgu, które w następstwie może sprowadzić śmierć.
Przy oględzinach szczegółowych mózgowia nie da się stwierdzić w danym
wypadku wstrząśnienia mózgu, gdyż zmiany te jako tylko funkcjonalne nie
dają na zewnątrz żadnego wyrazu anatomicznego. Uszkodzenia te zadane
zostały narzędziem twardym, tępym, z dużą siłą. Z umiejscowień tych ran
i obrażeń, ich odległości twierdzę, że nie mogły one powstać od jednorazowego
upadku denatki. Po śmierci oględziny wykazały, że kości czaszki były nie­
naruszone. Obraz płuc, w szczególności ich rozdęcie, wskazuje na to,że denatka
w wodzie oddychała, a więc żyła i że dopiero skutkiem uduszenia się w wodzie
nastąpiła śmierć.
Przy oględzinach zewnętrznych nic znalazłem na zwłokach nigdzie skrzepów
krwi, które mogłyby potwierdzić tezę, że denatka odniosła obrażenia jeszcze
przed upadkiem do wody.
Natomiast stwierdziłem krew płynną wydobywającą się z prawego ucha.
Wydobywanie się tej krwi pozostawało w łączności z urazem znajdującym
się po prawej stronie głowy wraz z krwiakiem.
Z początkiem lutego 1933 zajęta u Tauby S. w charakterze służącej Z. zna­
lazła w stodole w plewach pszenicznych sztabę żelazną, około 40 cm długą,
na 2 palce grubą oraz skrzep krwi wielkości pomarańczy, oblepionej plewami.
Pokazała to drugiej służącej G., po czym skrzep krwi wyrzuciły, sztabę zaś
zostawiły w stodole, skąd wkrótce zniknęła. Bezpośrednio po śmierci Bagińskiej
nie przeprowadzano rewizji w stodole. W stodole tej stał wóz Tauby S.,
którego pożyczał czasem od niej Mozes S. celem przewiezienia mięsa z rzeźni
do swojej jatki.
Wobec tych faktów i okoliczności, ujawnionych śledztwem, zarządzono
ekshumację i ponowną sekcję zwłok Bagińskiej. Dokonali jej w dniu 27 lutego
1933 r. doktorzy F. i T., którzy sporządzili następującej treści protokół
i opinię:
Oględziny zewnętrzne: Zwłoki niewiasty wzrostu średniego, której wieku,
z powodu zupełnego zniekształcenia rozkładem spowodowanego, określić
nie można. Stężenia pośmiertnego nie ma. Plam pośmiertnych rozpoznać
nie można. Naturalne otwory ciała nie zawierają żadnych obcych ciał. Po­
włoki skórne brązowoziemisto zabarwione, prawie w całości pokryte całunem
z białej pleśni, oślizgłe. Stwierdza się, że otwarcie tych zwłok już raz zostało
wykonane. Obrażeń zewnętrznych jako takich obecnie rozpoznać nie można.
Oględziny wewnętrzne: Po wyjęciu zupełnie rozłożonego mózgowia ze
sklepienia i podstawy czaszki i po usunięciu okostnej z kości czaszkowych,
spostrzega się na kościach czaszkowych, po stronie wewnętrznej tychże,
następujące obrażenia: 1) na sklepieniu czaszki po stronie lewej, na pogra­

47
niczu pomiędzy kością skroniową lewą a czołową lewą, szczelinowate pęknięcie
mniej więcej pionowo ciągnące się, jakie 2 cm długie, bez przemieszczenia
odłamków (ryc. 17); 2) na podstawie czaszki po stronie prawej, w zagłębieniu
czaszkowym średnim, szczelinowate pęknięcie kości skalistej prawej zygzako­
wato w luku przebiegające a sięgające prawne aż do siodełka tureckiego kości
klinowej, jakie 5 cm długie, bez przemieszczenia odłamków; 3) na kości
potylicznej po stronie prawej zygzakowate pęknięcie tejże, skośnie z góry ku
dołowa przebiegające, bez przemieszczenia odłamków, jakie 4 cm długie,
a sięgające prawie aż do kości skalistej prawej (ryc. 18). Więcej obrażeń kości
czaszkowych nie stwierdzono. Kości czaszkow'e prawidłowo utkane i ukształ­
towane. Ich grubość wynosi 4—7 mm. Na częściach miękkich oczasznej,
po stronie prawej, powyżej ucha, spostrzega się krwawe nacieczenie tkanek
miękkich podoczasznowych na znacznej przestrzeni. Innych obrażeń cielesnych
z powodu daleko posuniętego rozkładu gnilnego nie rozpoznano. Ponieważ

Ryc. 17. Złamanie kości pokrywy czaszki

badanie narządów wewmętrznych i w ogóle części miękkich przy tak daleko


posuniętym rozkładzie gnilnym było wręcz niemożliwe, przeto od badania
tego, jako bezcelowego i nie mogącego dać żadnych konkretnych rezultatów,
do opinii służyć mogących, odstąpiono. Przyczyną zaś tak znacznego roz­
kładu zwdok była przede wszystkim ta okoliczność, że zwłoki te już przed
przeszło 9 tygodniami poddane zostały sekcji. Biorąc pod uwagę wynik oglę­
dzin zewnętrznych i sekcji zwłok przez nas wykonanej, wynik sekcji zwłok
wykonanej przez Dr B., protokół przesłuchania dodatkowego Dr B., wreszcie
całokształt dotychczasowego śledztwa, zawartego w aktach sądowych śled­
czych, które przejrzeliśmy, wydajemy następującej treści
opinię: Przyczyną śmierci Marii Bagińskiej było uszkodzenie czaszki,
przedstawiające się jako rozległe wynaczynienie krwawe podoczasznowe,
połączone z pęknięciem kości podstawy czaszki po stronie prawej, w zagłę­
bieniu czaszkowym średnim i tylnym oraz wstrząśnienie mózgu, które temu
uszkodzeniu towarzyszyło.
Obrażenie to, które momentalnie utratę przytomności spowodować musiało,
było bezwzględnie śmiertelne, a powstało od urazu zadanego ze znaczną siłą
narzędziem twardym i tępym o dużej objętości i szerokiej powierzchni. Maria
Bagińska zmarła zatem śmiercią nagłą i gwałtowną. Okoliczność zatem,

48
że Marię Bagińską znaleziono w studni z głową w wodzie zanurzoną oraz
że sekcja przez Dr B. przeprowadzona wykazała w żołądku denatki znaczną
ilość płynu, nie pozostaje wcale w sprzeczności z powyższą tezą, albowiem
takie uszkodzenie czaszkowe byłoby niewątpliwie śmierć w stosunkowo
krótkim czasie sprowadziło, chociażby się Maria Bagińska wcale nie była do
wody dostała. Zarazem jednakże zaznaczamy, że nie da się zaprzeczyć,
że opadnięcie Marii Bagińskiej ze znacznej wysokości głową na twardą pod­
stawę mogło spowodować taki sam efekt uszkodzeniowy. Czy powyższe
uszkodzenie powstało przed, czy też po wpadnięciu Marii Bagińskiej do
studni, tego stanowczo rozstrzygnąć nie możemy, w każdym razie powstało
za jej życia.
Mogą tedy zachodzić następujące możliwości powstania powyższego uszko­
dzenia czaszki:
1) Maria Bagińska mogła się w zamiarze samobójczym rzucić do studni
z głową ku dołowi zwróconą;
2) denatka mogła, będąc nachyloną ku studni, przypadkowo z jakiegoś
powodu stracić przytomność i równowagę i w tym stanie runąć do studni;
3) jest możliwe, że Maria Bagińska została przemocą wtrącona przez osobę
trzecią, czy osoby trzecie w taki sam sposób tzn. głową na dół zwróconą do
studni;
4) wreszcie możliwe jest, że Maria Bagińska została naprzód ugodzona
w czaszkę przez osobę trzecią narzędziem twardym i tępym, że na skutek
tego ugodzenia straciła przytomność i że w tym stanie bezprzytomności
następnie została do studni wrzucona.
Analizując powyższe możliwości przedstawiamy rzecz, jak następuje:
ad 1) Dotychczasowe śledztwo prawie nie dało substratu, który by upraw­
niał do przyjęcia, że Bagińska nosiła się z zamiarem samobójczym, albowiem
tylko jeden świadek zeznał, że słyszał od innego świadka, do tej pory jeszcze
nie przesłuchanego, iż Maria Bagińska wyraziła się przed tym właśnie świad­
kiem, że się utopi. Okoliczność, że denatka była w odmiennym stanie, mogła
przecież stanowić motyw do pozbawienia się życia. Motyw ten uwypukla się
tym bardziej, ponieważ denatka w świetle zeznań szeregu świadków była
religijna i nie dostała przy ostatniej spowiedzi rozgrzeszenia z powodu tej
ciąży. Wykluczyć zatem stanowczo śmierci samobójczej nie można.
Ale z drugiej strony wiemy, że w środowisku, z którego pochodziła Maria
Bagińska, ciąża nieślubna jest zjawiskiem bardzo częstym, a przecież w prak­
tyce sądowo-lekarskiej nie słyszy się, aby taka ciąża miała być powodem
samobójstwa.
Sposób wykonania samobójstwa przez rzucenie się do studni uważamy za
dziwny. Studnia bowiem, którą na miejscu oglądaliśmy, a którą denatka
niewątpliwie znała, posiada zwyczajny słup wody około 70 cm wysoki, jest
zatem płytka; średnica ocembrowania studni jest mała i studnia ta jest do
połowy stale nakryta, a nakrycie jest umocowane; dostęp zatem do niej celem
wykonania samobójstwa uważamy za niewygodny. Wprawdzie szukanie
śmierci przez utonięcie należy do zjawisk częstych, ale samobójca szuka
zwyczajnie do wykonania swego zamiaru warunków możliwie wygodnych,
a więc przede wszystkim rzek (wszak w pobliżu płynie Dunajec) lub stawów
głębokich.
Reasumując więc, mamy jeden motyw za śmiercią samobójczą, a z drugiej
strony okoliczności przemawiające przeciwko takiej śmierci.
ad 2) Do przyjęcia, ażeby Maria Bagińska, skutkiem nieszczęśliwego wy­
padku, wpadła do studni, brak podstawy.
Jeżeli np. ktoś, który znajduje się w stanie upojenia alkoholowego, jest

Wybrane przypadki 4 49
nachylony nad studnią i traci wskutek zamroczenia alkoholowego równo­
wagę i runie do studni, to jest to rzeczą zrozumiałą i możliwą. Albo jeśli ktoś
nachylony nad studnią z powodu jakiegoś poważnego schorzenia organicznego
nagle zemdleje i w stanie omdlenia, straciwszy równowagę, wpadnie do studni,
to też jest rzeczą zrozumiałą i możliwą.
Skoro jednak Maria Bagińska ani nie była chorą, ani nie znajdowała się
w stanie upojenia alkoholowego, przeto nie ma podstawy do przyjęcia nie­
szczęśliwego wypadku.
ad 3) Wrzucenie przemocą dorosłego człowieka do studni nie jest wcale
rzeczą łatwą i trudno pomyśleć, aby ono dało się uskutecznić bez walki, bez
hałasu, krzyku, który by niezawodnie mieszkańcy okoliczni słyszeli. Zresztą
ślady walki musiałyby się ujawnić na napastniku, czy napastnikach i ofierze,
a to ślady w postaci podrapań, sińców, potarganej odzieży itp., a gdy tego
wszystkiego nie stwierdzono, przeto możliwości tej przyjąć nie należy.
ad 4) O wiele łatwiej udaje się wrzucenie dorosłego człowieka do studni
w sposób następujący:
Jedno uderzenie w głowę może spowodować utratę przytomności i omdlenie
ofiary, skutkiem czego staje się ona niezdolną do stawiania oporu i walki.
W tym stanie ubezwładnionym można oczy'wiście ofiarę o wiele łatwiej
wrzucić do studni bez krzyku, hałasu, bez budzenia okolicznych mieszkańców.
Lecz jest jeszcze do pomyślenia jako możliwy' i taki modus wpadnięcia do
studni: Maria Bagińska mogła, znajdując się przy studni z głową i górną
połową ciała ku studni nachyloną, zostać uderzoną przez osobę trzecią w głowę
narzędziem twardym i tępym. Na skutek tego uderzenia mogła stracić przy­
tomność, zemdleć. W stanie omdlenia mogła, straciwszy’ równowagę, następnie
spontanicznie, bez dalszego przyczynienia się. do tego osoby trzeciej, runąć
do studni.
W czerwcu 1933 odbyła się rozprawa główna przed Sądem Przysięgłych
w Tarnowie, na której wydali swe opinie wszyscy trzej wspomniani biegli.
Obrońca po obszernym i szczegółowym uzasadnieniu wniósł między’ innymi
z uwagi, «że opinie dotychczasowych biegłych Dr B. z jednej strony’ a Dr F.
i Dr T. z drugiej strony’ pozostają ze sobą w rażącej sprzeczności, ponadto
każda z tych opinii jest zasadniczo błędna i niedokładna» o przesłuchanie
innych biegłych. Trybunał oddalił ten wniosek, natomiast uwzględnił wniosek
o poddanie Salomona S. badaniu psychiatrów, wskutek czego jego sprawa
została wyłączona. Rozprawa sądowa przeciw Chasklowi S. toczyła się dalej.
Przysięgli po naradzie nad werdyktem uchylili się od zadecydowania o winie
Chaskla S., oznajmiając «że mają wątpliwości co do przyczyny śmierci
Bagińskiej, że wątpliwości te ich zdaniem wymagają wznowienia przewodu
sądowego, a w szczególności, że opinię co do przyczyny śmierci powinien wydać
profesor uniwersytetuw.
Trybunał dopuścił wznowienie przewodu sądowego i dowód z biegłego
w mojej osobie, żądając pisemnej opinii w następujących kwestiach:
1) czy’ Maria Bagińska poniosła śmierć przez utonięcie w studni, czy też
wskutek ran, odniesionych na głowie a w takim razie, których ran;
2) czy śmierć Marii Bagińskiej była samobójczą, czy przypadkową, czy'
też przeciwnie była wynikiem działania osoby trzeciej, a w takim razie, na
czym to działanie tej osoby trzeciej polegało, tudzież czy działanie to pocho­
dziło od jednej, czy też od więcej osób, a w takim razie ilu;
3) czy rany na głowie i twarzy powstały przed upadkiem do studni, czy też
wskutek upadku do studni, a jeżeli wskutek upadku do studni, czy przez
ugodzenie głową o ccmbrowanie studni lub o krąg dębowy' znajdujący się
na dole studni pod jej ocembrowaniem;

50
4) czy rany na głowic i na twarzy zadane zostały jednym czy też kilkoma
uderzeniami, a nadto jakim przedmiotem;
5) w jakiej pozycji znajdowała się Maria Bagińska w chwili odniesienia
tych ran;
6) na wypadek stwierdzenia, że rany na głowie pochodzą od kilku uderzeń,
czy uderzenia te były kolejne czy też równoczesne;
7) czy Maria Bagińska odniosła lub mogła odnieść te rany w czasie, gdy
wydobywano jej zwłoki ze studni lub w czasie, gdy je sekcjonowano lub kiedy
składano jej zwłoki na ziemię przy studni, a w takim razie, które rany.
Biegły ma wydać w ogóle opinię co do wszystkich innych dalszych, a zda­
niem jego ważnych okoliczności, dotyczących ustalenia przyczyny śmierci
Marii Bagińskiej.
Równocześnie przewieziono do Krakowa Salomona S. i tu przeprowa­
dziłem wspólnie z Dr Jankowskim jego obserwację i badanie psychiatryczne,
które stwierdziło, że Salomon S. jest psychicznie zdrowym.
W maju 1934 odbyła się druga rozprawa przed innym Sądem Przysięgłych
w Tarnowie przeciw braciom S. o zabójstwo Bagińskiej. Na rozprawie tej
obok trzech biegłych z pierwszej rozprawy, którzy powtórzyli poprzednie
swe opinie, orzekałem ustnie zgodnie z moją pisemną opinią, wydaną na
postawione mi przez Sąd pytania. W szczególności wywodziłem:
Na pytanie 1) Na wstępie muszę zaznaczyć, że swoją opinię opieram na
całokształcie sprawy, a więc na wyniku oględzin i sekcji zwłok Bagińskiej,
dokonanych przez Dr B. w dniu 23 grudnia 1932 oraz przez dr F. i T. w dniu
27 lutego 1933 i na dotychczasowych wynikach przewodu sądowego. Aczkol­
wiek bowiem przyznać musze, że pierwsza obdukcja zwłok denatki nie odbyła
się w'edlug wymagań nauki i rozporządzenia ministerialnego o dokonywaniu
oględzin sądowo-lekarskich zwłok, to jednak nie można przejść nad nią do
porządku. Jeżeli bowiem obducent podał przy pierwszej obdukcji, mimo złych
warunków' oświetlenia, takie drobne zmiany jak płeć i wzrost 4-miesięcznego
płodu, jakość i ilość treści żołądkowej, zrost nitkow'aty między podstawrą
płuca lewego a przeponą itp., to brak jest podstawy do twierdzenia, iżby
nic mógł spostrzec zmian w' płucach i to takich, jak ich rozdęcie i niezapadanie
się, suchość miąższu, zaokrąglenie brzegów' itp.
Otóż z protokołów' pierwszych i powtórnych oględzin zwłok denatki wynika,
że była ona osobą ogólnie zdrową, znajdowała się w okresie ciąży przeszło
4-miesięcznej i wykazywała dwojakiego rodzaju zmiany. Jedne — to obrażenia
części miękkich i kostnych głowy, drugie — to zmiany w przewodzie od­
dechowym i pokarmowym oraz na skórze, charakterystyczne dla utonięcia.
Rozpatrzmy naprzód obrażenia części miękkich i kostnych głowy. Przy
pierwszych oględzinach zwłok stwierdzono: 1) ranę tłuczoną powyżej ucha
lewego o wymiarach 1 X 0,5 cm z silnym podbiegnięciem krwawym w po-
wdokach czaszki po stronie lewej, 2) duży krwiak w powłokach czaszki po­
wyżej ucha prawego, przechodzący na policzek prawy i kark, 3) krwotok
z ucha prawego i wreszcie 4) szereg drobnych otarć naskórka i podbiegnięć
krwawych na policzku prawym oraz drobną rankę na w'ardze dolnej.
Przy oględzinach powtórnych zwdok denatki stwierdzono: 1) pęknięcie
kości sklepienia czaszki na pograniczu kości czołowej i skroniowej lewej,
a wdęc w miejscu odpowiadającym ranie zewnętrznej nad uchem lewym,
2) pęknięcie kości skalistej prawej, mieszczącej narząd słuchowy, co tłumaczy
stwierdzony przy pierwszych oględzinach zwdok krw'otok z ucha prawego,
i wreszcie 3) pęknięcie kości potylicznej po stronie praw'ej. Tych obrażeń
kości czaszkowych nie stwierdził pierwszy obducent dlatego, poniewraż nie
widząc krwotoku w'ew'nątrzczaszkowrego nie przypuszczał możliwości obraże­

4* 51
nia kości czaszki (aczkolwiek stwierdzony przez niego krwotok z ucha prawego
powinien był wzbudzić podejrzenie złamania kości podstawy czaszki) i nie
zdjął opony twardej z kości czaszkowych. Uczynili to dopiero obducenci przy
powtórnych oględzinach zwiok i dlatego znaleźli wspomniane obrażenia kości
czaszkowych. Takie obrażenia powłok czaszkowych i pęknięcia kości czaszko­
wych, jakie stwierdzono u denatki, powstają albo w następstwie działania
ze znaczną siłą narzędzi twardych, tępych lub tępo-krawędzistych o szerokiej
powierzchni, albo też w następstwie uderzenia głową ze znaczną siłą o tw5ardą
podstawy np. przy upadku z wysokości. W obu bowiem tych wypadkach
obrażenia mogą mieć ten sam charakter i obraz anatomiczny.
Tutaj należy zaznaczyć, że wymienione obrażenia, stwierdzone u denatki,
powstały za jej życia. Jedynie drobne otarcia naskórka na tw’arzy i mała rana
tłuczona na dolnej wardze, o których wspomina protokół sekcji zwdok, można
by uznać za powstałe po śmierci np. przy wydobywaniu zwłok ze studni lub
przy układaniu zwłok denatki na ziemi itp., ponieważ obrażenia te znajdo­
wał}5 się w obrębie opadowego przekrwienia i zasinienia twarzy. Natomiast
wszystkie inne obrażenia wykazywały wyraźnie silne podbiegnięcia krwawe,
dowodzące ich powstania za życia. Tak samo stwierdzenie przez pierwszego
obducenta krwotoku z ucha prawego denatki, jak złamanie kości skalistej
prawej i innych kości czaszkowych, stwierdzone przez obducentów5 przy
powtórnej sekcji zwłok, dowodzi, że złamania kości powitały za życia denatki.
Zresztą u osób młodych nie występują po śmierci obrażenia zwłaszcza kości
nawet przy bardzo silnych urazach. Są to rzeczy od dawna znane, jeszcze
z doświadczeń w tym kierunku robionych przed kilkudziesięciu laty przez
Caspra, który np. zwłoki 20-kilkuletniej dziewczyny, zmarłej wskutek uto­
nięcia, kazał trzykrotnie przejechać wozem zaprzężonym w parę koni i mimo
to nie stwierdził żadnych obrażeń; ani jedno żebro nie zostało złamane, ani
jeden narząd uszkodzony * . Także moje własne doświadczenie poucza, że
mimo przypadkowego nieostrożnego obchodzenia się służby zakładowej ze
zwłokami nie przychodzi poza banalnymi zewmętrznymi obrażeniami do
innych obrażeń zwdok. Z tych właśnie powodów5 można wykluczyć, aby
złamania kości czaszkowych denatki powstały wskutek nieumiejętnego wydoby­
wania zwłok ze studni lub składania ich na ziemi przy studni. Również żadne
z tych obrażeń nie mogło powstać przy sekcji zwdok denatki, w szczególności
zaś pęknięcie kości ciemieniowej lewej, ponieważ znajdowało sie ono od strony
blaszki wewnętrznej kości, w miejscu odpowiadającym ranie zewmętrznej
i przebiegało prostopadle do szwru strzałkowego.
Zmiany w przewedzie oddechowym i pokarmowym oraz na skórze denatki
polegały na nadmiernym wydęciu płuc, które po otwarciu klatki piersiowej
nie zapadały się, lecz przeciwmie wypełniały ją dokładnie, posiadały za­
okrąglone brzegi, były suche i nadmiernie powietrzne. W żołądku denatki
znajdowało się około trzech litrów płynnej treści, wreszcie na powłokach
skórnych jej brzucha była widoczna tzw. gęsia skóra. Zmiana ta jest znana
każdemu, kto wejdzie do zimnej wody. Wymienione zmiany, a w szczególności
zmiany w płucach, są charakterystycznymi i typowymi zmianami, stwierdza­
nymi w przypadkach śmierci z utonięcia.
Jeżeli teraz, mając na mvadze powyższe zmiany, stwierdzone przy obu
sekcjach zwłok denatki, mamy dać odpowiedź na pytanie, czy śmierć denatki
nastąpiła wskutek obrażeń głowy, w szczególności złamania podstawy czaszki,
czy też poniosła ona śmierć przez utonięcie w studni, to nie może ulegać naj-

* J- L. Casper C. Liman: Praktisches Handbuch der gerichtlichen Medizin. VI wydanie


Berlin. 1876, t. 2, s. 254. 3

52
mniejszej wątpliwości, że aczkolwiek obrażenia głowy denatki mogły być
nawet śmiertelne, przyczyną jej śmierci stało się utonięcie.
Należy bowiem podkreślić następujące fakty, stwierdzone nauką i doświad­
czeniem lekarskim:
a) takie zmiany, jakie stwierdzono w płucach zupełnie świeżych zwłok
denatki, powstają tylko wówczas, jeżeli osoba żywa dostanie się pod po­
wierzchnię wody. Natomiast o ile rzuci się do wody zwłoki i to jak w-naszym
przypadku do wody stosunkowo płytkiej, zmiany takie w płucach nigdy nie
powstaną;
b) śmierć przez utonięcie następuje bardzo szybko już w ciągu kilku minut;
c) obrażenia głowy, jakich doznała denatka, mogły, ale nie musiały, spro­
wadzić bezwarunkowo jej śmierć. Nie może się więc ostać twierdzenie drugich
obduccntów, że takie obrażenie czaszki, jakiego doznała denatka, «byłoby
niewątpliwie śmierć stosunkowo w krótkim czasie sprowadziło, chociażby
się Maria Bagińska wcale nic była do wody dostała». Z własnego doświad­
czenia jest nam bowiem znany cały szereg przypadków złamania kości pod­
stawy czaszki, które uległy wyleczeniu. Poucza o tym również piśmiennictwo
naukowe, że przytoczę tylko kilku autorów z .różnych krajów. I tak Schaack
stwierdził śmiertelność w złamaniach podstawy czaszki w 61%, Murney
w 69%, Burkhard w 62,2%, Frank w 44,8%, Cranden i Wilson w 44%, Lenar-
ment w 60 do 24%.
Mając na uwadze te fakty, potwierdzone nauką i doświadczeniem lekarskim,
dalej biorąc pod uwagę zmiany w zwłokach denatki oraz okoliczności znale­
zienia jej zwłok, nie mam wątpliwości, że denatka doznała za życia
obrażeń głowy, w szczególności zaś złamania kości czaszki, że obraże­
nia te musiały spowodować natychmiastową utratę przytomności, ale nie
spowodowały natychmiastowej śmierci i że denatka w stanie nieprzytomności,
ale żywa, dostała się głową pod powierzchnię wody w studni i tutaj poniosła
śmierć przez utonięcie, że zatem utonięcie było ostateczną przyczyną jej
śmierci.
Na pytanie 2) Odpowiedź na zasadnicze dla sprawy niniejszej pytanie, czy
śmierć gwałtowna Bągińskiej była wynikiem zbrodni, samobójstwa, czy też
wypadku, jest niemożliwa na podstawie samego tylko wyniku oględzin i sekcji
jej zwłok, ponieważ takie same zmiany mogą wystąpić zarówno u osoby,
która doznała urazu głowy i w ten sposób ogłuszona została następnie wrzucona
do studni, jak i u osoby, która w zamiarze samobójczym skoczyła głową na
dół do studni, jak wreszcie u osoby, która przypadkowo wpadła głową na
dół do studni.
Jak zawsze w podobnych przypadkach rozstrzygnięcie, która z tych trzech
możliwości zachodzi, musi się oprzeć z jednej strony na ogólnym doświad­
czeniu, pouczającym o częstości przypadków zbrodni, samobójstwa lub
nieszczęśliwego wypadku, z drugiej zaś — na rozważeniu okoliczności ubocz­
nych, stwierdzonych śledztwem, w wyniku wspólnych dochodzeń władz śled­
czych i biegłych sądowych. Im lepiej są dokonane oględziny i sekcja zwłok,
im dokładniej, szczegółowiej i umiejętniej jest przeprowadzone śledztwo, tym
łatwiej w każdygi przypadku śmierci gwałtownej o odpowiedź na pytanie:
zbrodnia, samobójstwo czy wypadek?
I w niniejszym przypadku wypadłaby odpowiedź łatwiej, gdyby pierwsze
oględziny i sekcja zwłok denatki byty dokonane w odpowiednich warunkach
oświetlenia oraz zgodnie z wymaganiami nauki i obowiązujących przepisów
prawnych o dokonywaniu oględzin sądowo-lekarskich zwłok; gdyby śledztwem
stwierdzono, czy poza świadkiem S. widział jeszcze ktoś plewy pszeniczne we
■włosach denatki; gdyby przeprowadzono poszukiwania i oględziny poza

53
miejscem znalezienia zwłok; gdyby oddano do badania sztabę żelazną oraz
skrzep krwi, znalezione w plewach pszenicznych w stodole oskarżonych,
celem oznaczenia pochodzenia gatunkowego tej krwi; gdyby odesłano do
zbadania odzież oskarżonych; gdyby stwierdzono, czy znajdowały się ślady
wleczenia i krwi na ścieżce i obok ścieżki, wiodącej do studni oraz na samej
studni itp.
W praktyce kryminalnej, podobnie jak w życiu codziennym, należy przede
wszystkim brać pod uwagę zjawiska wedle częstości ich wydarzania się i pa­
miętać, które z nich najczęściej, które zaś rzadziej się przytrafiają. Tylko
bowiem brak doświadczenia każę wysuwać na pierwszy plan zjawiska rzadkie
lub wyjątkowe, a zapominać o najczęściej się zdarzających. O ile chodzi
o zjawiska zbrodni, samobójstwa i wypadku, to statystyka stwierdza, że
śmierć gwałtowna jest najczęściej następstwem wypadku, rzadziej samo­
bójstwa, a najrzadziej zbrodni. W różnych krajach liczby statystyczne roz­
maicie określają ten stosunek. Nie rozporządzając polską statystyką, przytoczę
ostatnią statystykę austriacką z r. 1910 (Oesterreichische Statistik. Bewegung
der Bevblkerung im J. 1910. Wiedeń 1912, t. 92), zapewne niewiele odbiega­
jącą od dzisiejszych stosunków w naszej połaci kraju. Wykazuje ona, że
w Małopolsce na 100000 ludności przypadło zaledwie 2 do 3 przypadków
śmierci zbrodniczej, 5 przypadków samobójstw, a aż 22 przypadki śmierci
w następstwie nieszczęśliwego wypadku. Wszystkie te rodzaje gwałtownych
śmierci zdarzały się częściej u mężczyzn niż u kobiet, a mianowicie na śmierć
zbrodniczą jednej kobiety przypadało aż 6 przypadków śmierci mężczyzn,
na jedno samobójstwo kobiety przypadały 4 samobójstwa mężczyzn, stosunek
zaś śmierci kobiet do śmierci mężczyzn wskutek nieszczęśliwego wypadku
wynosił tylko 1:2. Nadto statystyki krajów zachodniej i środkowej Europy
pouczają, że śmierć zbrodnicza z utonięcia wynosi zaledwie kilka procent,
natomiast samobójcza śmierć z utonięcia zdarza się nieznacznie poniżej,
a w niektórych krajach nawet powyżej 50%, przy czym obok skoku z wyso­
kości i otrucia właśnie kobiety najczęściej pozbawiają się życia przez utonięcie.
I w naszym przypadku należy przede wszystkim rozważyć możliwość
śmierci Bagińskiej wskutek nieszczęśliwego wypadku, jako zdarzającego się
najczęściej. Najmniej wchodziłyby przy tym w rachubę «schorzenia orga-
niczne» lub «stan upojenia alkoholowego», wobec braku których obducenci
wykluczają możliwość wypadku, ale przede wszystkim całkiem zwyczajne
pośliznięcie się i wpadnięcie do studni. Woda wylewająca się zazwyczaj
przy studni marznie bowiem i tworzy śliską lodową powierzchnię, a cembro­
wina studni sięgająca tylko do wysokości 50 cm nie chroniła dostatecznie od
wpadnięcia. Toteż nic dziwnego, że świadek P. zeznała, iż w kilka dni po
krytycznej nocy pośliznąwszy się o mało co nie wpadła do studni, a świa­
dek B. — iż w razie potrzeby czerpania wody ze studni z obawy wpadnięcia
do niej stawiała naprzód lampę w oknie od kuchni i dopiero po oświetleniu
w ten sposób studni szła czerpać z niej wodę. W naszym przypadku przeciw
nieszczęśliwemu wypadkowi przemawia z jednej strony stwierdzony zezna­
niami kilku świadków fakt pozostawienia przez denatkę konewek przy studni,
z drugiej zaś strony stosunkowo mały otwór w nakryciu studiuj. Gdyby denatka
przyszedłszy do studni była się pośliznęła, to wpadłaby do niej razem
z konewkami, gdyby zaś w chwili wpadania do studni wypuściła konewki
z rąk, to znaleziono by je leżące a nie stojące obok studni; przede wszystkim
jednak denatka wpadłaby do studni razem z konewkami przy nabieraniu
wody i pochyleniu się w głąb studni. Stosunkowo mały otwór w nakryciu
studni, wynoszący 87x43,5 cm w najszerszych wymiarach, każę przyjąć,
iż przy przypadkowym wpadaniu do studni wystarczyłby jakikolwiek ruch

54
barkiem lub ręką, aby się zatrzymać. Temu przypuszczeniu nie sprzeci­
wiają się także wspomniane zeznania świadków P. i B. Co innego jest bowiem
obawa wpadnięcia lub powiedzenie «o mało co nie wpadłam do studni»,
a co innego rzeczywiste wpadnięcie do studni, które się jednak nie przydarzyło
dotąd nikomu. Z tych tedy powodów śmierć Bagińskiej w następstwie nie­
szczęśliwego wypadku jest nieprawdopodobną.
Jeżeli teraz z kolei rozpatrzymy możliwość samobójczej śmierci Bagińskiej,
to biorąc pod uwagę charakter obrażeń jej czaszki oraz charakterystyczne
i typowe dla śmierci z utonięcia zmiany w płucach, nie da się wykluczyć
możliwości, iż denatka w zamiarze samobójczym skoczyła głową na dół do
studni, uderzyła głową o ocembrowanie lub o pierścień dębowy poniżej tego
ocembrowania się znajdujący, odnosząc opisane poprzednio obrażenia głowy.
W ich następstwie straciła przytomność i w tym stanie bezprzytomności,
oddychając pod powierzchnią wody, zmarła z uduszenia przez zatkanie wodą
dróg oddechowych czyli wskutek utonięcia.
Za samobójstwem Bagińskiej przemawia także jej stan brzemienny, stwier­
dzony sekcją, ponieważ — jak uczy doświadczenie sądowo-Iekarskie —
ciąża nieślubna jest niejednokrotnie pobudką do pozbawienia się życia.
Ponadto cały szereg świadków zeznał, że bądź to bezpośrednio (św. B., S.,
J., L.), bądź to pośrednio (św. W., F., S., K., Kn.) słyszeli, iż denatka
martwiła się, że będzie miała dziecko nieślubne z Żydem, że boi się matki
i że sobie życie odbierze. Na tydzień przed krytycznym dniem poszła ze
świadkiem L. do spowiedzi i ksiądz jej nie dał rozgrzeszenia z powodu ciąży.
Wprawdzie niektórzy świadkowie zeznają, że denatka niezbyt przejmowała
się swoją ciążą i że tylko w żarcie groziła odebraniem sobie życia, jednak
wobec zeznań całego szeregu świadków, iż była ona cichą, moralną i reli­
gijną dziewczyną wiejską, fakt nieotrzymania rozgrzeszenia z powodu ciąży
nieślubnej nie mógł nie pozostawić w jej psychice żadnego wrażenia. Ale
gdyby nawet uznać, jak to czynią obducenci w swej opinii, motyw ciąży
nieślubnej za niewystarczający do popełnienia samobójstwa przez denatkę,
to należy pamiętać o powszechnie znanym fakcie, że w ogóle w bardzo
znacznym odsetku samobójstw nie udaje się wykryć motywu, dla którego
samobójca pozbawia się życia. Już jeden z pierwszych kryminologów Hans
Gross określił odsetek samobójstw bez znanego motywu na 37%, według
zaś najnowszych statystyk odsetek ten jeszcze się podniósł. Stąd jest zrozumiałe
żartobliwe życzenie Voltaire'a, żeby samobójcy pozostawiali na piśmie wy­
jaśnienie powodów, dla których odebrali sobie życie.
Statystyka poucza, że skok z wysokości i utopienie jest predylekcyjnym
i najczęściej przez kobiety stosowanym sposobem odbierania sobie życia
i dlatego nie można uważać samobójstwa przez rzucenie się do studni jako
za «dziwnc» i «niewygodne». Przeszło 3-metrowa głębokość studni i obecność
w niej w odległości 17 cm od dna, a 51 cm od powierzchni wody sterczącego
do wewnątrz studni dębowego pierścienia, są aż nadto wystarczające w razie
skoku do studni głową na dół dla powstania złamania kości czaszkowych,
jakich doznała denatka. Wszak codzienne doświadczenie poucza, że upadek
na twardą podstawę na skutek przypadkowego potknięcia się, upojenia alko­
holowego, potrącenia itp. może sprowadzić złamanie kości czaszkowych,
obrażenie mózgowia i śmierć danej osoby. Tym bardziej upadek z wysokości
może naruszyć te narządy i sprowadzić śmierć. Zależeć to będzie z jednej
strony od wysokości, z jakiej nastąpił upadek, z drugiej strony od ciężaru
spadającego ciała, wreszcie od podłoża, na które ciało upadło. Wszystkie te
warunki były w naszym przypadku w zupełności wystarczające do wywołania
stwierdzonych u denatki obrażeń głowy. Także inne wątpliwości, zawarte

55
w opinii obducentów, nie wytrzymują krytyki. I tak płytkość wody ułatwia
powstanie powyższych obrażeń; otwór w nakryciu studni był dość mały, lecz
dostateczny dla zmieszczenia się w nim osoby nawet znacznej tuszy i dlatego
właśnie mógłby być nazwany «niewygodnym» chyba tylko przy wpadnięciu
wypadkowym. Natomiast dla osoby, która powzięła zamiar rzucenia się do
studni, jest on wystarczająco wielki. O tym, że samobójca zwyczajnie nie
szuka dla wykonania zamiaru pozbawienia się życia warunków i sposobów
możliwie wygodnych, poucza codzienne doświadczenie sądowo-lekarskie.
Mieliśmy wielokrotnie sposobność sekcjonowania zwłok samobójców, którzy
utopili się w płytkiej Rudawie, mimo iż kilkaset metrów dalej płynęła głęboka
Wisła; albo którzy utopili się w dalej położonym stawie, mimo iż mieli bliższy
staw; albo którzy wybrali bardzo bolesną śmierć z oparzenia lub otrucia
środkami żrącymi, mimo iż mogli popełnić samobójstwo nie połączone
z bólami, np. przez powieszenie łub przez otrucie środkami nasennymi, do
których mieli tak samo łatwy dostęp, jak do środków żrących.
Zebrawszy zatem to wszystko widzimy, że nie ma żadnych danych, które
by nie pozwalały w niniejszym przypadku przyjąć samobójczej śmierci
Bagińskiej.
Wreszcie rozpatrzmy możliwość śmierci zbrodniczej Bagińskiej. Jak uczy
doświadczenie sądowo-lekarskie i odnośna statystyka, zabójstwa dokonane za
pomocą utopienia zdarzają się bardzo rzadko i dotyczą przeważnie dzieci.
Zbrodnicze utopienie osoby dorosłej jest tylko możliwe albo gdy się ją wtrąci
znienacka do wody, np. gdy sprawca ofiarę swą nie umiejącą pływać lekkim
nawet pchnięciem wtrąci do wody, albo po poprzednim jej ubezwładnieniu
np. po upojeniu alkoholem. Poza tymi przypadkami osoba dorosła będzie
się bronić przed wrzuceniem do wody i stawiać opór nie tylko jednemu, lecz
nawet kilku napastnikom, pozostawiając na sobie i u napastników ślady
stoczonej walki. W naszym przypadku denatka była osobą zdrową, silną,
przytomną, a zatem stawiłaby opór nawet kilku napastnikom, krzyczała,
broniła się, kopała, gryzła, drapała itp. Tymczasem w ciszy krytycznej nocy
nie słyszano takich krzyków i ani u denatki, ani u oskarżonych, których w tym
kierunku zaraz po wypadku badano, nie stwierdzono żadnych śladów sto­
czonej walki w postaci zadrapań, sińców, ukąszeń, potargania odzieży itp.
Częściej niż zbrodnicze utopienie zdarza się pozbawienie ofiary życia w jakiś
inny sposób i wrzucenie jej zwłok do wody. A więc sprawca po zadławieniu
swej ofiary', po jej otruciu, zastrzeleniu lub roztrzaskaniu jej głowy wrzuca
zwłoki do wody, aby zatrzeć ślady zbrodni albo upozorować samobójstwo lub
nieszczęśliwy wypadek. W naszym przypadku oględziny i sekcja zwłok denatki
nie stwierdziły innych rodzajów gwałtownej śmierci np. rany postrzałowej,
otrucia, zadławienia itd. Wchodziłaby w rachubę śmierć denatki za pomocą
zadania jej urazów tępych w głowę i wrzucenie jej zwłok do studni. I to przy­
puszczenie można stanowczo wykluczyć, ponieważ zmiany, stwierdzone
w płucach denatki, dowrodzą stanowczo, że nie zwłoki, lecz osoba żyjąca
dostała się do wody.
Pozostałaby jeszcze do rozważenia możliwość, że denatkę ogłuszono uderze­
niami w' głowy jakimś tępym narzędziem i następnie jako niezdolną do sta­
wiania oporu w'rzucono do studni. Zwłaszcza w'obec obecności we włosach
denatki plew pszenicznych oraz w'obec znalezienia w' stodole oskarżonych
wśród plew' pszenicznych sztaby żelaznej i skrzepu krwi, nasuwałoby się
uzasadnione przypuszczenie, że denatkę w stodole uderzono sztabą żelazną
w głowę i następnie w ten sposób ogłuszoną i nieprzytomną wyniesiono w nocy
ze stodoły i wrzucono do studni dla zatarcia śladów' zbrodni lub upozorowania
samobójstwa. Na przyjęcie tej koncepcji nie pozw'ala jednak cały szereg luk

56
w śledztwie oraz fakt, że przy pierwszej sekcji zwłok denatki nie stwierdzono
nawet śladu najmniejszego krwotoku wewnątrzczaszkowego. Zresztą o obec­
ności plew pszenicznych we włosach denatki po wyciągnięciu jej zwłok ze
studni zeznała jedynie świadek S., natomiast wszyscy inni świadkowie pytani
w tym kierunku zeznali, iż plew nie widzieli. Nadto świadek Mozes S. zeznał,
że wiadrem, używanym do czerpania wody, posługiwano się także przy na­
bieraniu plew. W tym stanie rzeczy nie da się wykluczyć możliwości przypadko­
wego dostania się plew do studni razem z wiadrem, a w dalszej konsekwencji
i do włosów denatki.
Sztabę żelazną i skrzep znalazły wśród plew pszenicznych w stodole oskar­
żonych służące Z. i G. dopiero w kilka tygodni po śmierci Bagińskiej, a miano­
wicie z początkiem lutego 1933 r. Niestety, wyrzuciły one ów skrzep krwi,
który według nich był wielkości i kształtu pomarańczy, a sztaba żelazna
znikła wkrótce w niewiadomy sposób. Wobec niepoddania tych tak ważnych
dowodów rzeczowych ścisłej ekspertyzie nie można wysnuć żadnego wniosku
co do przypuszczalnego pochodzenia gatunkowego owego skrzepu krwi.
Wobec zaś zeznań Mozesa S., iż czasem pożyczał wozu, stojącego w stodole
oskarżonych, celem przewiezienia mięsa z rzeźni, nie da się -wykluczyć, że
mogła to być krew zwierzęca.
Jest powszechnie wiadome, że przeniesienie zwłok osoby dorosłej lub osoby
znajdującej się w stanie nieprzytomności, zwłaszcza na dalszą odległość,
sprawia jednemu człowiekowi o przeciętnej sile fizycznej bardzo znaczną
trudność i zazwyczaj w takich razach podtrzymuje się zwłoki lub taką osobę
i wlecze po ziemi. W naszym przypadku śledztwo nie stwierdziło śladów
wleczenia. Jeżeliby zaś przyjąć, iż Bagińską niosły ze stodoły do studni dwie
osoby, co jest łatwiejsze do wykonania, to wówczas powinno by śledztwo
stwierdzić charakterystyczne ślady stóp dwóch osób idących obok siebie.
Nadto należy zwrócić uwagę, że Bagińska doznała zranienia powłok czaszko­
wych, które musiało krwawić, a zatem powinny by się znajdować ślady krwi
na drodze od stodoły do studni, na ubraniach niosących ją osób oraz na
studni. Tymczasem żadnych takich śladów nie stwierdzono. Wprawdzie
mógłby ktoś zarzucić, że ślady te jednak mogły były istnieć, lecz zostały
zniszczone przez sprawców zbrodni dla zatarcia śladów czynu. Przypuszczenie
to jednak musi się wydać całkiem nieprawdopodobne, ponieważ trudno
w nocy o tak dokładne usunięcie wszelkich śladów, iżby nie pozostały ani na
ścieżce, ani na studni, ani na ubraniach nawet najmniejsze ślady krwi, strzępki
materii z odzieży denatki, włosy, odciski stóp, palców itp.
Wreszcie ważnym dla tej kwestii jest fakt, iż obducent przy pierwszej sekcji
zwłok denatki nie stwierdził nawet najmniejszego krwotoku wewnątrzczaszko­
wego i dlatego nawet nie przypuszczając złamania kości czaszkowych — nie
zdjął opony twardej od kości, co uczynili dopiero obducenci przy powtórnej
sekcji zwłok. Ten brak krwotoku wewnątrzczaszkowego przemawia za tym,
że między chwilą doznania urazów w głowę a utonięciem i śmiercią denatki
upłynął bardzo krótki czas, a zatem także przeciwko temu, iżby denatka
doznała urazów w głowę w stodole i dopiero w jakiś czas potem została wrzu­
cona do studni. Natomiast fakty te wskazują raczej, że denatka wkrótce po
odniesieniu urazów w głowę utonęła i dlatego nie było czasu do powstania
krwotoku wewnątrzczaszkowego.
Jest samo przez się zrozumiałe, że ta ostatnia możliwość mogła zajść równie
dobrze przy skoku samobójczym denatki do studni, jak i przy zbrodniczym
uderzeniu jej w głowę jakimś tępym narzędziem, w chwili gdy znajdowała
się ona przy studni i wrzuceniu jej potem do tej studni. Natomiast nie wytrzy­
muje krytyki koncepcja przyjęta w ostatnim ustępie opinii obducentów, że

57
Bagińska znajdująca się przy studni z głową i górną połową ciała nachyloną
ku studni, mogła zostać uderzona przez osobę trzecią narzędziem tępym
i twardym, wskutek tego uderzenia omdleć i w tym stanie omdlenia, stra­
ciwszy następnie równowagę, runąć do studni «spontanicznie bez dalszego
przyczynienia się do tego osoby trzeciejw. Jeżeli bowiem Bagińska byłaby
nachylona nad studnią i ktoś trzeci uderzył ją w głowę w tej pozycji, to
wówczas powinny się znaleźć obrażenia na tyłogłowiu. Następnie wobec tego,
że takie uderzenia nie miałyby chyba celów przyjaznych, lecz nieprzyjazne,
sprawca nie pozostawiłby swej ofiary po zadaniu jej ciosu w głowę w na­
chylonej pozycji, ponieważ obawiając się, czy ofiara nie odzyska przytomności
i nie zdradzi go, zadałby jej śmierć w inny pewny sposób np. przez zadławienie,
zadzierżgnięcie itp., ale przede wszystkim wrzuciłby swoją ofiarę do
studni.
Tak zatem, o ile by przyjąć zbrodniczą śmierć Bagińskiej, to wchodziłby
w rachubę jedynie następujący wariant: Bagińska znajdująca się przy studni
została znienacka uderzona w głowę jakimś narzędziem twardym, tępym lub
tępo-krawędzistym, w następstwie czego straciła przytomność i zdolność do
stawiania oporu i wzywania pomocy i w tym stanie zaraz wrzucona do
studni, w której utonęła.
AZa tą możliwością przemawiałyby zeznania świadków B. i S., że przecho­
dzący krytycznej nocy o godzinie 24 obok domostwa Mozesa S. usłyszeli
brzęk jakby wiader, chrobot żurawia i jakby wpadnięcie jakiegoś ciężaru do
studni oraz zobaczyli sylwetki dwóch osób, uciekających w kierunku pod­
wórza domu oskarżonych; osoba wyższa miała na sobie kożuszek, druga była
w czarnym ubraniu.
Dodać należy, że zeznania tych świadków uległy w toku procesu różnym
i to zasadniczym odchyleniom i dlatego — aczkolwiek nie można odrzucić
a limine takiej możliwości zbrodniczej śmierci Bagińskiej — to jednak należy
podnieść cały szereg zastrzeżeń. I tak należy przede wszystkim zgodnie ze
stanem dzisiejszej nauki podkreślić, że w ewolucji postępowania dowodowego
w procesie karnym okazały się bardziej wartościowymi dowody rzeczowe, że
natomiast dowody osobowe stały się już niejednokrotnie wątpliwą podstawą
wyroków sądowych. Pomijając liczne ujemne strony dowodów osobowych
należy zwrócić szczególną uwagę na grożące świadkowi największe niebezpie­
czeństwo złudzenia zmysłowego, zwłaszcza jeżeli obserwował on jakieś zja­
wisko wśród niekorzystnych warunków obserwacyjnych.
Jak widzieliśmy, śledztwo nie dostarczyło w naszym przypadku żadnych
dowodów rzeczowych, które mogłyby choćby tylko przemawiać za ostatnio
wspomnianą koncepcją zbrodniczej śmierci Bagińskiej. Trudno zaś przyjąć,
iż sprawcy udało się tak doskonałe zaaranżowanie i dokonanie zbrodni —
a więc zaczajenie się, dokładne i tak wymierzone uderzenie ofiary w głowę,
że nie mogła ona nawet krzyknąć, ostrożne wrzucenie ofiary do studni, ukrycie
narzędzia czynu oraz zatarcie wszelkich śladów zbrodni i to do tego w nocy —
aby nie pozostały najmniejsze materialne ślady czynu lub sprawcy. Chodzi
o ślady krwi, ślady wydeptanych stóp, strzępy odzieży, włosy, odciski palców itp.
w samej studni, na niej i na jej przykrywie, w otoczeniu i poza ścieżką do niej,
które powinny by się tam znajdować przy gwałtownym wrzuceniu denatki
do studni przez stosunkowo nieduży otwór w jej przykrywie.
O ile zaś chodzi o dowody osobowe, a mianowicie o zeznania świad­
ków B. i S., to pozostawiając ocenę wartości tych dowodów Trybunałowi,
należy tylko podnieść z punktu widzenia lekarsko-przyrodniczego, że warunki
dla przyjmowania wrażeń słuchowych były w krytycznym czasie dobre,
a dla przyjmowania wrażeń wzrokowych złe. Wrażenia słuchowe opisane

58
w zeznaniach świadków B. i S., mogły jednak powstać zarówno przy samo­
bójczym skoku denatki, jak i przy zbrodniczym wrzuceniu jej do studni
i dlatego nie mogą one mieć rozstrzygającego znaczenia dla na­
szego zagadnienia. Co się zaś tyczy warunków dla wrażeń wzroko­
wych, to wielokrotnie eksperymentalnie stwierdzono, że nawet przy pełni
księżyca można rozpoznać dobrze i to znane nam osoby najwyżej na
■odległość 15—16 metrów, jednak bez możności rozróżnienia drobnych
szczegółów.
Zebrawszy wszystko, co dotychczas powiedziano w odpowiedzi na pyta­
nie 2) należy jeszcze raz podkreślić, że w przypadku naszym, podobnie zresztą,
jak w znacznej części przypadków śmierci gwałtownej, nie można wyłącznie
na podstawie sekcji zwłok rozstrzygnąć, czy śmierć denatki była wynikiem
zbrodni, samobójstwa czy wypadku. Światło w tym kierunku mogą rzucić
jedynie okoliczności uboczne, przemawiające za łub przeciw tej, czy innej
możliwości. Okoliczności te zostały szczegółowo rozważone i to zarówno ze
stanowiska lekarsko-przyrodniczego, jak i ze stanowiska kryminalistycznego
i statystycznego, przy omawianiu każdej ze wspomnianych możliwości tak,
że na tej podstawie Trybunał będzie mógł wyrobić sobie własne zdanie. Na
tym atoli musi się już skończyć zadanie lekarza biegłego, jeżeli nie chce się
on narazić na zarzut przekroczenia granic swego zawodowego uprawnienia
lub usiłowania wpływania na zdanie Trybunału.
Odpowiedzi na pytania 3), 4), 5), 6), 7) mieszczą się już w znacznej
mierze w odpowiedziach na pytania 1) i 2). Dodatkowo więc należy tylko
zauważyć:
do pytania 3). Nie istnieją żadne dane, na podstawie których można by
stanowczo orzec, czy obrażenia głowy Bagińskiej powstały przed upadkiem
do studni, czy wskutek upadku do studni. Jeżeli się przyjmie, że powstały one
wskutek upadku do studni, to najlepiej tłumaczy się ich powstanie od uderze­
nia głową o dębowy pierścień na dole studni, -wystający spod ocembrowania
do środka studni w rozmaitej szerokości. Uderzenie głową w ów pierścień
w miejscu, gdzie schodzą się krawędzie, mogło wywołać stwierdzone u denatki
obrażenia na skroni prawej i lewej, połączone ze złamaniem kości czaszkowych.
Nie jest także wykluczone, że denatka przy upadku do studni mogła ugodzić
głową raz o kamienie czy betonowe ocembrowanie, drugi raz o krawędź
pierścienia dębowego.
do pytania 4). Obrażenia głowy denatki mogły powstać z uwagi na ich
rozmieszczenie nad obu skroniami zarówno od dwukrotnego uderzenia w głowę
narzędziem twardym, tępym lub tępokrawędzistym, jak i od upadku z wyso­
kości i uderzenia głową o nierówną, twardą podstawę pierścienia lub raz
o ocembrowanie drugi raz o pierścień dębowy.
do pytania 5). Nie istnieje żadna przedmiotowa podstawa dla możliwości
określenia pozycji, w jakiej znajdowała się Bagińska w chwili odnoszenia
obrażeń cielesnych.
do pytania 6). Tak samo brak jest wszelkiej przedmiotowej podstawy do
ścisłego i stanowczego określenia, czy urazy wywołujące obrażenia głowy były
kolejne, czy też równoczesne. Z uwagi na silniej zaznaczony wylew krwawy
w okolicy skroniowej prawej i krwotok z ucha prawego, a mniej rozległe pod­
biegnięcie krwawe nad stroną lew'ą można by tylko z bardzo słabym prawdo­
podobieństwem przyjąć, że uraz godzący wr prawdą stronę głowy był wcześniej­
szy, chociaż z drugiej strony równie dobrze mogło to być zależne od po­
wierzchni i siły urazu.
Na podstawie werdyktu przysięgłych Chaskiel S. został uniewinniony,
natomiast Salomon S. skazany na karę 10-letniego wiezienia. Obrona wmiosła

59
kasację. Jeszcze przed rozprawą kasacyjną, na której zatwierdzono wyrok
Sądu Przysięgłych, skazany targnął się na swoje życie przez poder­
żnięcie szyi.
* *
*
Przypadek ten, poruszający jedno z trudniejszych zagadnień sądowo-
lekarskich, czy mianowicie śmierć gwałtowna była wynikiem wypadku, czy
działania własnej, czy też obcej ręki — zasługuje na uwagę z kilku względów.
Wskazuje on na braki śledztwa, w sposobie wykonania sekcji zwłok i wyda­
waniu opinii oraz nasuwa szereg refleksji co do samej instytucji i obsady ławy
sądów przysięgłych oraz co do udziału w orzekaniu takiego czynnika «społecz-
nego» czy «obywatelskiego» jak sędziowie przysięgli.
Posłużył on już zresztą do omówienia tego zagadnienia na łamach fachowej
prasy prawniczej (T. Asc/ienbrenner: W sprawie reformy sądów przysięgłych
w Polsce na marginesie procesu Steinerów przed sądem przysięgłych w Tar­
nowie. «Głos Adwokatóww 1934, z. 5, s. 122—126). W artykule tym pisze
autor między innymi: «w czasie kiedy zawodowy sędzia, prokurator i obrońca
muszą często w dużym stopniu być obznajomieni z wynikami nauki i medy­
cyny sądowej, nie można kwestii orzekania o winie pozostawiać ludziom
zupełnie intelektualnie nie przygotowanym, często nie tylko do normalnych,
codziennych zjawisk życiowych, a cóż dopiero do orientowania się i rozwa­
żania problemów naukowych, ujmowanych syntetycznie np. w orzeczeniach
biegłych. (...) Nie można wymagać od sędziego półanalfabety, wsłuchującego
się w dwugodzinny wywód znakomitego profesora, by orzeczenie to należycie
rozumiał i nie można się nawet dziwić, gdy przysięgli po wysłuchaniu nauko­
wego wykładu konkretyzującego się w pewnych skrystalizowanych wnioskach
wychodzą na przerwę i jeden drugiego zapytuje «co właściwie ten profesor
mówiłw. Dlatego też tylko niskim stanem intelektualnym orzekających sędziów
przysięgłych, jak to miało miejsce w czasie procesu Steinerów w Tarnowie,
można sobie wytłumaczyć takie ich w prywatnych rozmowach powiedzenia,
jak «nic bójcie się matko, my wam żadnej krzywdy nie damy zrobić», albo
«czy winni, czy niewinni — to za to, że z katoliczką mieli stosunek i że «nasza»
dziewczyna musiała zginąćw.
Ponadto przypadek ten nakazuje także zastanowić się, czy słuszne jest
dotychczasowe stanowisko, aby biegły w takich przypadkach jak niniejszy
(a ma to miejsce w przeważnej ilości przypadków śmierci gwałtownej,
w których wyłącznie na podstawie samej sekcji zwłok nie ma przedmiotowego
dowodu czy była to śmierć wypadkowa, samobójcza czy też zbrodnicza
i światło w tym kierunku mogą rzucić jedynie tzw. okoliczności uboczne,
stwierdzone przez śledztwo) — nie wypowiadał swego własnego przekonania,
lecz ograniczał się jedynie do podkreślenia okoliczności, przemawiających
za lub przeciw tej lub innej możliwości śmierci gwałtownej.
Wreszcie warto zaznaczyć, że poza niniejszym przypadkiem w ciągu prze­
szło 50-Ietniej mej pracy sądowo-lekarskiej nie zdarzył mi się, a także nie
jest mi znany przypadek, aby przysięgli po zakończeniu rozprawy sądo­
wej odmówili głosowania nad werdyktem i sprawa musiała być po roku na
nowo rozpatrywana i sądzona przez inny sąd przysięgłych.
UPOZOROWANE ZABÓJSTWO Z LUBIEŻNOŚCI

Lwowski architekt inż. Henryk Zaremba miał chorą psychicznie żonę,


która została w 1923 r. umieszczona w Zakładzie dla Psychicznie Chorych
w Kulparkowie. Do opieki nad dziećmi z tego małżeństwa, mianowicie
9-letnią wówczas córką Elżbietą (Lusią) i około 6-letnim synem Stasiem i dla
prowadzenia gospodarstwa domowego zaangażował w 1924 roku 30-letnią
Emilię Małgorzatę Gorgonową. Była to Dalmatynka, która podczas I wojny
światowej (1916 r.) wyszła za mąż za bawiącego w Dalmacji lwowianina
Erwina Gorgona. Po zakończeniu wojny powrócili oni z 3-miesiecznym synem
do Lwowa i zamieszkali u rodziców Gorgona. W 1921 r. Gorgon opuścił
żonę i wyjechał do Ameryki, syn zaś wychowywał się u jego rodziców.
Między Gorgonową a Zarembą nawiązał się po krótkim czasie stosunek
miłosny, z którego w 1928 r. urodziła się córka Roma (Romusia).
Dzieci Zaremby z jego legalnego małżeństwa, zwłaszcza dorastająca Lusia,
patrzyły niechętnym okiem na stosunek łączący ich ojca z Gorgonową. Ze
zgodnych zeznań bardzo licznych świadków wynikało, że wzajemne stosunki
między Gorgonową a dziećmi stawały się z czasem coraz przykrzejsze, a nawet
wprost wrogie. Także stosunki między Zarembą a Gorgonową z czasem
oziębły z powodu wzajemnych podejrzeń o miłostki i zdradę. Zaremba —
kochając swe dzieci i ulegając wpływom Lusi oraz na skutek własnych prze­
myśleń — szukał dróg rozwiązania stosunku z Gorgonową. Ostatecznie doszło
do tego, że z początkiem grudnia 1931 r. wynajął on nowe mieszkanie przy
ul. Potockiego we Lwowie z myślą, że w nim zamieszka wraz z dziećmi, ale
bez Gorgonowej. Przeprowadzka do nowego mieszkania miała nastąpić
w dniu 1 stycznia 1932 r. Gorgonową uważała to za poważną zapowiedź
przekreślenia jej planów życiowych, tj. rozwodu Zaremby z chorą żoną i za­
jęcia jej miejsca. Okres świąt Bożego Narodzenia postanowiono spędzić
w willi Zaremby w Brzuchowicach, dokąd też na kilka dni przed świętami
zjechali: Zaremba, Lusia uczennica VI klasy gimnazjalnej, Staś uczeń
IV klasy gimnazjalnej i Gorgonową z Romusią.
Willa Zaremby (ryc. 19) była otoczona przeszło 2-metrowym murem,
w którym znajdowały się dwie bramy: większa frontowa i mniejsza tylna.
W pobliżu frontowej bramy w obrębie muru znajdował się domek, w którym
mieszkał z żoną ogrodnik Kamiński. Obok domku ogrodnika stała buda dla
psa Luxa. Był on wyjątkowo czujny i zły, tak że gdy ktoś obcy przechodził
obok willi, ścigał go wzdłuż ogrodzenia i oszczekiwał. Pewnego razu pokąsał
nawet pomocnicę domową oraz koleżankę Lusi. Na noc spuszczano go z łań­
cucha. W willi był jeszcze mały piesek pokojowy Reksuś; spał on w kuchni,
za dnia chodził po pokojach willi.
Na froncie willi znajdowała się weranda ze schodami z przodu i z jednego
boku. W ogrodzie naprzeciwko tej werandy stał postument z kamienną
figurą kobiecą. Z werandy frontowej wchodziło się do małego hallu, z którego
prowadziło jedno wejście do pokoju Lusi, drugie — do jadalni, gdzie sypiał
Staś Zaremba. Między werandą a hallem znajdowały się trójdzielne podwójne,
oszklone drzwi. Drzwi zewnętrzne miały od strony werandy ślepą, nieruchomą

61
całkę i otwierały się tylko klamką lub kluczem od strony hallu. W krytycznym
czasie na środku hallu stała choinka świąteczna, a pod ścianą pianino i stolik.
Jadalnia łączyła się drzwiami z pokojem Gorgonowej, a ten z sypialnią

Ryc. 19. Willa inż. Zaremby w Brzuchowicach. x—basen

r=
WysokoSć muru Z/-5 m

Skala d:300
E Plan Sytuo-cyjny

3 II
d I Drewniana siatka 1,S5 na niej siat­
ko druciana 85cm
3

O
Ii Garaż^lA
Mieszkanie
0 ogrodnika S
• 3

o jBasen
<n
Willa Zaremby
WysokoSć muruZm

Ryc. 20. Ogólny plan sytuacyjny willi inż. Zaremby

Zaremby. Między pokojem Lusi a hallem oraz między sypialniami Zaremby


i Gorgonowej były tylko framugi bez drzwi. Z sypialni Gorgonowej wiodły
jedne drzwi do łazienki, a przez nią do kuchni, drugie podwójne, oszklone —
na małą werandę. Drzwi zewnętrzne małej werandy miały od pola tylko ślepą,

62
Rye. 21. Rozmieszczenie śladów krwi i stóp
b kluczem od strony hallu. W krytycznym
i świąteczna, a pod ścianą pianino i stolik.
aokojem Gorgonowej, a ten z sypialnią

by w Brzuchowicach. x — basen

Skala A -300
Plan SytuO-cyjny

Dreujniana siatka 1,85 na niej siat­


ka druciana 85cm

I Garażuj C i

Mieszkanie
ogrodnika

zuacyjny willi inż. Zaremby

llem oraz między sypialniami Zaremby


drzwi. Z sypialni Gorgonowej wiodły
o kuchni, drugie podwójne, oszklone —
małej werandy miały od pola tylko ślepą,
Rye. 21. Rozmieszczenie śladów krwi i stóp
- i tvlko kl inika lub kluczem od strony hallu. W krytycznym
gałkę i otwierał} t r]ininka świąteczną, a pod ścianą pianino i stolik.
• K" '

Ryc. 19. Willa inż. Zaremby w Brzuchowicach. x—basen

WysoKoSC muru 2/5 m


Skala l:300
E Plan Sytuacyjny

c
<n

d x
*11
Drewniana siatka 1,55 na niej siat­
'll 3 ka druciana 85cm

o Garaz^l^

o Mieszkanie E
N ogrodnika 5
•SI

E
o
V. G Basen.
WWMlWjcr,

2
Wysokość muru 2m

Ryc. 20. Ogólny plan sytuacyjny willi inż. Zaremby


Zaremby. Między pokojem Lusi a hallem oraz między sypialniami Zaremby
i Gorgonowej były tylko framugi bez drzwi. Z sypialni Gorgonowej wiodły
jedne drzwi do łazienki, a przez nią do kuchni, drugie podwójne, oszklone —-
na małą werandę. Drzwi zewnętrzne małej werandy miały od pola tylko ślepą,

62 Ryc. 21. Rozmieszczenie śladów krwi i stóp oraz kału i włosów


gałk<
czasi
Jada

Za:
i C
jed
na

62
nieruchomą gałkę, a od strony pokoju były zamykane na klamkę i klucz. Od
zewnątrz można je było otworzyć tylko po wybiciu szyby, przez naciśnięcie
klamki lub przekręcenie'klucza. Drzwi wewnętrzne na małą werandę były
zamykane tylko na klamkę (ryc. 20 i 21).
Z boku willi, na drodze pomiędzy obiema wymienionymi werandami,
znajdowało się kilkuschodkowe zejście do piwnicy. Drzwi do niej miały
uszkodzoną klamkę i otwierały się tylko przez pchnięcie. Przed piwnicą
znajdował się przedsionek z prostokątnym zbiornikiem wody. Właściwa
piwnica składała się z trzech części. Boczne służyły do składania węgla,
w środkowej ze spadkiem ku przedsionkowi znajdował się od dłuższego czasu
nieczynny kocioł centralnego ogrzewania. Z tej środkowej części prowadziłr

Ryc. 22. Pokój Lusi

schody do korytarzyka między pokojem Lusi a schodkami wiodącymi na


piętro willi. Cały ten korytarzyk był zastawiony meblami, a drzwi prowadzące
z niego do pokoju Lusi zamknięte na klucz i od strony tego pokoju zastawione
bieliźniarką, nad którą wisiał duży obraz (ryc. 22) * .
Mniej więcej naprzeciwko zejścia do piwnicy znajdował się basen, z którego
czerpano wodę. Był on w krytycznym czasie zamarznięty i miał tylko w jednym
miejscu przeręblę do czerpania wody.
Po drugiej stronie murowanego ogrodzenia od frontu willi znajdował się
posterunek żandarmerii. Przed jego budynkiem paliła się na słupie lampa
elektryczna, która z odległości jakichś 40 metrów rzucała światło na frontową
werandę willi.
W okresie wakacji świątecznych Lusia wyjeżdżała dzień w dzień z Brzu-
chowic do Lwowa, w związku z przeprowadzką do nowego mieszkania przy
ul. Potockiego.
* W planie sytuacyjnym willi, który znajduje się w aktach sprawy (ryc. 21) nie zaznaczono tych
drzwi. Jest to oczywista pomyłka, czego dowodem jest fotografia ryc. 22, sporządzona podczas oględzin
sądowych na miejscu.

63
W dniu 29 grudnia 1931 r. ogrodnik Kamiński oczekiwał przy tylnej
bramce powrotu Zaremby ze Lwowa i widział, że klucz do tej bramki wisiał
jak zwykle na gwoździu po jej zewnętrznej stronie od pola. Ponieważ Zaremba
nie nadchodził, powrócił do swego mieszkania. W kilka minut później usłyszał
otwieranie bramki, wobec czego wyszedł z mieszkania i zobaczył Gorgonową,
która stała przy bramce i pytała go o klucz do niej. Klucza, który widział
przed kilku minutami, nie znalazł na zwykłym miejscu ani w czasie poszu­
kiwań wraz z żoną przy świetle lampy. Wobec tego podparł bramkę łomem
żelaznym i nazajutrz dorobił do niej nowy klucz.
W dniu 30 grudnia 1931 r. Lusia także wyjechała rano do Lwowa i po­
wróciła do Brzuchowic pociągiem około godziny 20. Wraz ze Stasiem, który
oczekiwał jej na dworcu, powrócili do domu i weszli do willi przez kuchnię,
a nie przez werandę frontową. Po ich powrocie wszyscy zasiedli między
20 a 21 godziną do wieczerzy. Jedli pierożki z mięsem. Gorgonową nie jadła,
czytała książkę. Po wieczerzy pierwsza poszła do swego pokoju i z książką
położyła się do łóżka. Następnie udał się do swego pokoju Zaremba. Zabrał
ze sobą Romusię, którą ułożył w swoim łóżku. Asystowali przy tym Lusia
i Staś. Ponieważ w pokoju było bardzo gorąco, Staś otworzył okno, po czym
z Lusią pożegnali ojca. Zaremba wyszedł jeszcze przez małą werandkę na
dwór, po powrocie do pokoju słuchał radia i zasnął o godz. 21.30.
Gdy Lusia ze Stasiem wracali z sypialni ojca przez sypialnię Gorgonowej,
leżała ona w łóżku i czytała książkę. Staś zauważył wówczas, że Gorgonową
miała na sobie kolorową koszulę koronkową. Na toalecie obok jej łóżka stała
świeca w lichtarzu. Staś i Lusia przeszli do jadalni, zamknęli za sobą drzwi,
przez jakiś czas siedzieli w jadalni, skąd przeszli do pokoju Lusi. Tu Staś
nastawił radio, Lusia poleciła przynieść służącej T. wodę, którą ta przyniosła
z kuchni. Staś wrócił do jadalni, położył się do łóżka i słuchał radia. Zauważył,
że w tym czasie świeciło się jeszcze w pokoju Gorgonowej, ponieważ dołem
drzwi przebijał pasek światła. Drzwi między jadalnią a hallem były otwarte.
W czasie gdy Lusia się myła, zasnął ze słuchawkami na uszach.
Po północy —jak się później okazało — obudził Stasia przeciągły jedno­
razowy skowyt psa. Krzyknął na Lusię i przypuszczając, że przyszli złodzieje,
wyjrzał przez okno na dwór, jednak niczego podejrzanego nie zauważył.
Nie słysząc odpowiedzi Lusi wstał z łóżka, podszedł do drzwi hallu i tam zo­
baczył między choinką a pianinem postać kobiecą. Wziął ją za siostrę i zawołał
■«Lusiu». Gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi zdenerwował się i pięściami
zaczął bić w drzwi. Wówczas owa postać przesunęła się bardzo cicho przez
odchylone drzwi na werandę, skręciła na lewo ku schodkom i znikła. Staś
widząc u niej brak nakrycia głowy, rozpuszczone włosy i kołnierz od futra,
uprzytomnił sobie, że jest to kobieta i przypuszczał w pierwszej chwili, że
chodzi o siostrę. Dopiero gdy postać skręciła na schodki, poznał po profilu
twarzy, że jest to Gorgonową. W hallu było dość jasno od lampy przed po­
sterunkiem żandarmerii i od odblasku śniegu.
Staś wpadł do pokoju Lusi i zobaczył na jej głowic poduszkę. Odrzucił
ją i zauważył, że Lusia leży we krwi, jest jeszcze ciepła, ma głowę skręconą
w prawą stronę, a na niej zakrzepłą krew. Wstrząsnął nią, głowa była bez­
władna. Zorientował się, że Lusia nie żyje. Wybiegł z pokoju i krzyczał
<<Lusia zabita». Gdy biegł przez jadalnię i znajdował się koło kominka usłyszał
od strony pokoju Gorgonowej lub ojca brzęk tłuczonego szkła. W progu
między jadalnią a pokojem Gorgonowej zauważył ojca w bieliźnie i Gorgo­
nową w futrze.
Zaremba słysząc krzyk Stasia «Lusia zabita» zerwał się z łóżka, zaczął
szukać zapałek i wtedy potrącił ręką i stłukł szklankę z wodą. Odbyło się to

64
bez brzęku, ponieważ szklanka tylko przewróciła się na stole. Po przebudzeniu
zdawało mu się, że widział w pokoju Gorgonowej koło toalety skuloną czarną
sylwetkę. Gdy po zapaleniu światła tvybiegl ze światłem ze swego pokoju,
zastał Gorgonową w brązowym futrze i w pantoflach. Pobiegł z lampą do
pokoju córki, za nim biegli Staś i Gorgonową. Staś chciał ratować siostrę
i robił sztuczne oddychanie. Ojciec rozpaczał i wołał «lekarza, wody». Gorgo-
nowa nie zbliżała się do Lusi, stała w hallu. Na polecenie Zaremby pobiegła
przez dużą werandę do mieszkającego w sąsiedztwie dr Cs., zadzwoniła na
służącego i wzywała pomocy lekarskiej.
W pokoju Lusi nie było na podłodze żadnych śladów śniegu lub wody.
Jedna mała kwatera okna była otwarta. Otwarta była także bieliźniarka,
jednak nie brakowało w niej żadnych rzeczy. Drzwi na frontową werandę
były otwarte i miały odsunięte rygle. Na ich stronie zewnętrznej nie było
śladów gwałtownego otwierania. Zimny pęd powietrza z otwartych drzwi
skłonił Zarembę do udania się do swego pokoju i wdziania spodni (później,
już po przybyciu dra Cs., Staś przyniósł ojcu także futro). Gorgonową po­
biegła tymczasem do mieszkania ogrodnika Kamińskiego i zapukawszy do
szyby wołała «panie ogrodniku wstawaj pan, bo nieszczęściem Ogrodnik
ubrał się i wraz z Gorgonową wszedł przez kuchnię do jadalni. Zastał tam
Zarembę, który zawiadomił go o zabójstwie córki. Kamiński wszedł do pokoju
Lusi, wziął ją za rękę i stwierdził, że zwłoki były jeszcze ciepłe. Zaremba
polecił Gorgonowej ponownie biec zaraz po dra Cs., a ogrodnikowi na poste­
runek żandarmerii. Ogrodnik uczynił temu zadość, zbudził wachmistrza T.
i zawiadomił go o zabójstwie Lusi. Wachmistrz T. wychodząc z posterunku
popatrzył na zegarek, który wskazywał 1 godzinę. Gdy wchodził do willi,
prosił ogrodnika Kamińskiego, aby przytrzymał psa. Dr Cs. idąc w kierunku
willi Zaremby słyszał szczekanie psa, obok którego stał Kamiński i zwrócił
się także do niego, aby psa przytrzymał. Następnie dr Cs. wszedł przez fron­
tową werandę do pokoju Lusi i zobaczył, że «miała ona pokrwawione czoło
oraz skrzepłą krew na twarzy; poza tym znajdowało się masę krwi na pościeli».
Po zbadaniu Lusi i stwierdzeniu jej zgonu zawiadomił o tym rozpaczającego
ojca, po czym wszyscy domownicy oraz dr Cs. i jego pasierb Cz., który wkrótce
po nim przyszedł do willi, rozważali na werandzie zabójstwo Lusi.
Rozmowa toczyła się na temat zaginionego klucza i otwartych drzwi na
werandę frontową, które Lusia przed spaniem zawsze sprawdzała oraz kto
mógł zabić Lusię wobec bliskości posterunku żandarmerii i obecności czujnego,
złego psa. Gorgonową oświadczyła, że pies mógł być skaleczony lub ogłu­
szony. I rzeczywiście Lux oglądany później przez Kamińskiego, a także przez
wachmistrza T. i aspiranta R. wykazywał ranę na łbie. Uczestników rozmowy
uderzyło, że Gorgonową wiedziała o zranieniu psa, że trzymała stale ręce
w rękawach futra zapiętego aż po szyję. Cz. zauważył, że spod jej futra wy­
stawała na około 30 cm od dołu koszula koloru seledynowego. Na polecenie
Zaremby, aby udała się do plączącej Romusi i ubrała się z uwagi na możliwość
przeziębienia się, Gorgonową oddaliła się na około 30 minut. Gdy wróciła
na werandę, Cz. nie widział już koszuli wystającej spod jej futra. Dr Cs. wtedy
zauważył, że od Gorgonowej «szedł zapach naftyw.
Tymczasem wachmistrz T. dowiedziawszy się o spostrzeżeniach Stasia
polecił Zarembie i Kamińskiemu, aby nikt nie wychodził z willi, a sam udał
się na posterunek, celem telefonicznego zawiadomienia policji. Po powrocie
z posterunku badał razem z ogrodnikiem i Stasiem ślady na śniegu. Były to
małe ślady, «dość niewyraźne, przysypane śniegiem, w pewnych miejscach
były jednak wyraźne i wyglądały tak jakby je ktoś zrobił, mając na nogach
buciki bez obcasów». Biegły one od werandy frontowej wzdłuż willi do małej

Wybrane przypadki 5 65
werandy, a na wysokości basenu i piwnicy zbaczały: jedne do basenu, diugie
do piwnicy. Były one najwyraźniejsze od ich rozgałęzienia i na dwóch stopniach
bocznej werandki. . . .
Następnie wachmistrz T. wszedł do piwnicy, lecz nikogo ani niczego
podejrzanego tam nie znalazł. W końcu obszedł on murowane ogrodzenie
całej posiadłości Zaremby i stwierdził, że śnieg ani na murze ani po obu jego
stronach nie był naruszony.
Ten brak śladów dookoła całej willi tak po wewnętrznej jak i po zewnętrznej
stronie muru nasunął wachmistrzowi T. podejrzenie, że sprawcy należy szukać
wśród domowników. Poddał on naprzód przesłuchaniu i oględzinom ogrodnika
Kamińskiego. Czynności te dały wyniki ujemne.
Gdy powrócił do willi, nadeszli zawiadomieni telefonicznie o zabójstwie
funkcjonariusze policyjni: starszy posterunkowy Sz. i przodownik N. Przy­
prowadzili oni dwóch stróżów nocnych, których postawili na warcie. Po nich
zjawili się około godz. 3.20 nadkomisarz Fr., aspirant R. i wywiadowca L.
i rozdzieliwszy role rozpoczęli czynności śledcze. Weszli oni frontową werandą
do hallu, gdzie zastali dwóch wartowników i starszego posterunkowego Sz.,
który pilnował pokoju Lusi. Zaremba siedział w jadalni ubrany w krótkie
futerko, Gorgonowa w swoim pokoju ubrana w futro brązowe, Staś ' >ył w tym
czasie na posterunku żandarmerii, gdzie przesłuchiwał go przodow-
nik N.
W toku oględzin pokoju Lusi przy świetle elektrycznej latarki, nie stwier­
dzono na zakurzonej podłodze żadnych śladów śniegu ani jego topnienia,
które pozostałyby od zaśnieżonego obuwia. Otwarta część okna w pokoju
była zbyt mała (38 cm szerokości), aby przez nią mógł ktoś wejść do pokoju.
Ramy i futryna okna oraz ściana pod oknem nie wykazywały żadnych za­
drapań lub rysów. Na zewnętrznym parapecie i gzymsie tego okna znajdowała
się cienka warstwa nie naruszonego śniegu.
W hallu przy wejściu do pokoju Lusi, w samym jego rogu, znajdował się
kał, a nad nim na ścianie trzy plamy krwawe. Kał i plamy wzięto w przecho­
wanie. Drzwi werandy frontowej były świeżo lakierowane i miały odsunięte
kryte rygle. Na listwie drzwi nie było żadnych śladów podważania, żadnych
zadrapań świeżego lakieru, ani żadnych śladów usiłowania gwałtownego
dostania się do wnętrza willi.
Po rozwidnieniu zbadano ślady na śniegu, które były częściowo przyprószone
śniegiem, lecz wskazywały dokładnie, że pochodzą od stóp obutych w pantofle.
Ślady te biegły od frontowej do małej werandy, komunikującej z sypialnią
Gorgonowej. W szklanych drzwiach zewnętrznych tej małej werandy szyba
była wybita na wysokości klamki. Kawałki szkła leżały zarówno przed
drzwiami jak i w sypialni Gorgonowej. Na murze po stronie lewej werandki
był ślad krwawy, który wyłupano z murem i wzięto w przechowanie.
W międzyczasie przodownik N., idąc po śladach stóp do piwnicy, zauważył
na jej drewnianych drzwiach ponad uszkodzoną klamką plamę krwawą.
Przy dalszych szczegółowych przeszukiwaniach piwnicy znalazł wilgotną,
jakby świeżo płukaną, zwiniętą w kłębek chusteczkę do nosa z kilkoma różo­
wymi plamkami. Leżała ona obok nieczynnego kotła centralnego ogrzewania,
pod paczką z grafitem, na zupełnie suchej posadzce. Chusteczka była mało
zabrudzona, mimo obecności na posadzce pyłu węglowego.
Wartownik M. idąc za śladami stóp do basenu znalazł przy przerębli
kawałek świecy z podejrzaną jakby krwawą plamą. Wywiadowca L. natrafił
żelaznymi grabiami na dnie basenu na twardy przedmiot, który mu się kilka
razy wyśliznął. W końcu udało mu się wyciągnąć z basenu żelazny dżagan
fryc. 23.. Na dżaganie nie zauważono śladów krwi. Dżagana używał ogrodnik

66
Kamiński do robienia przerębli. Ostatni raz widział on dżagan obok prze­
rębli na 3 lub 4 dni przed świętami Bożego Narodzenia.
Zaremba zapytany, czy w willi używa się świec podał, że jedna świeca
w lichtarzu znajduje się obok jego łóżka, druga na toalecie w pokoju Gorgo-
nowej. Tymczasem w tym pokoju świecy nie było, a lichtarz bez świecy stał
w jadalni na kredensie. Zaremba nie umiał wyjaśnić skąd on się tam znalazł.
Zaznaczył, że jego miejsce przy stole było naprzeciw kredensu, że wczoraj
także tam siedział i gdyby lichtarz ze świecą znajdował się na kredensie, byłby
go spostrzegł.
Zapytana następnie Gorgonowa, skąd świeca znalazła się koło przerębli
i w jaki sposób wpadł dżagan do basenu, nie mogła tego wytłumaczyć. Na jej
toalecie znaleziono resztki stearyny, pudełko zapałek i zapałkę wypaloną do
połowy, a w toalecie klucz od tylnej bramki.
Gorgonową zastano w futrze i w pantoflach. Na tylnej podszewce futra
znajdowały się ślady kału. Suknia i koszula koloru białego były czyste bez

Ryc. 23. Dżagan

plam. Pantofle koloru zielonego były mokre, z dużymi rdzawymi plamami.


Prawa ręka Gorgonowej wykazywała zranienia. Zapytana skąd pochodzi
skaleczenie jej ręki podała naprzód, że skaleczyła ją na szklance, którą stłukł
Zaremba zerwawszy się z łóżka na krzyk Stasia; potem, że na zbitym przez
nią kieliszku; wreszcie dowiedziawszy się o znalezieniu wybitej szyby
w drzwiach jej sypialni podała, iż wychodząc do basenu po wodę dla Lusi,
przy otwieraniu drzwi wybiła w nich szybę i przy tym skaleczyła rękę. Nie
umiała jednak wytłumaczyć dlaczego szła po wodę do basenu, mimo że woda
znajdowała się w kuchni, a nawet w miednicy w pokoju Lusi. Zapytana
o pantofle podała, że są one mokre, ponieważ biegła w nich do dr Cs. i po
wodę do basenu; zaś krew na pantoflach mogła pochodzić od ryby, którą
sprawiała na święta. Co do kału na podszewce futra podała, że z powodu
zepsutego klozetu załatwiała się na polu i przy tej sposobności powalała.
Zapytana co do znalezienia w piwnicy mokrej poplamionej krwią chusteczki
podała, że chusteczka mogła jej wypaść, gdy na kilka dni przedtem będąc
w okresie menstruacyjnym sprzątała piwnicę. W jaki jednak sposób chusteczka
znalazła się pod grafitem i dlaczego była mokra, skoro w otoczeniu było
sucho — nie umiała wytłumaczyć.
W pokoju Zaremby znaleziono flaszkę z naftą i ślady nafty koło pieca
a w piecu popiół. Gorgonowa podała raz, że naftę przyniosła z kuchni, aby
nalać do lampy i przy tej sposobności ją rozlała, drugi raz, że używała jej
do odkażenia ran na ręce, bo w domu nie było jodyny. Przy rewizji znaleziono
w łazience flaszeczkę z jodyną.

5* 67
W tym stanie dochodzeń aspirant R. udał się do Lwowa, skąd powrócił
na miejsce czynu z sędzią śledczym K., prokuratorem Kr., biegłym leka­
rzem D., fotografem i rysownikiem. Komisja ponowiła wizję lokalną i potwier­
dziła poprzednio ustalone fakty. Poza tym stwierdzono, że rozbita szyba
w drzwiach małej werandki była zupełnie wyjęta i tylko część kitu i gwoździki
pozostały w jej ramce. Zapytana Gorgonowa podała, że szkło z rozbitej szyby
świadomie zmiotła poza próg, bo jest «skrupulatna». Jednak przy drzwiach
znaleziono jeszcze kilka odłamków szkła, zaś koło progu na werandkę było
widoczne jaśniejsze miejsce charakterystyczne dla wycierania.
Po przeprowadzeniu wizji lokalnej biegły lekarz dr D. dokonał oględzin
Zaremby, Gorgonowej oraz zwłok denatki.
Przy oględzinach Zaremby stwierdzono brak jakichkolwiek obrażeń cie­
lesnych, natomiast na plecach, na boku po stronie lewej i na lewym rękawie
jego koszuli znaleziono liczne ślady krwi, a na kalesonach z okolicy odbyt­
nicy — świeże plamy kałowe.
Protokół oględzin Gorgonowej oraz opinia oparta na ich wynikach brzmią
jak następuje:
1) na grzbiecie ręki prawej, wzdłuż kości śródręcza, odpowiadającej
palcowi małemu, rana o brzegach ostrych, długości 1 cm, ziejąca na 4 mm,
drążąca przez grubość skóry (ryc. 24).
2) na grzbiecie tej samej ręki, na kości śródręcza, odpowiadającej palcowi
wskazującemu, rysowate przecięcie naskórka okrężnie przebiegające, długości
1 cm, linijne;
3) w okolicy nadgarstka prawego, po stronie grzbietowej u nasady kości
śródręcza odpowiadającej palcowi małemu cztery drobniutkie otarcia na­
skórka, rysowate, długości około 2 mm;
4) na przedramieniu prawym po stronie zewnętrznej, tuż ponad kostką
kości łokciowej, poprzeczna rana, długości 1 cm, prawie linijna, o brzegach
równych, gładkich, pokryta czarnym strupkiem, drążąca przez skórę;
5) równolegle do niej i ponad nią w kierunku dłoni, rysowate otarcie na­
skórka, długości 2 cm, linijne, o brzegach ostrych, przyschnięte;
6) więcej ku dłoni, a powyżej poprzedniego otarcia, drugie otarcie, skośnie
ku górze biegnące, długości 1,5 cm, linijne, o brzegach ostrych, również
świeżo przyschnięte;
7) tuż u nasady dłoni prawej poprzeczne, rysowate skaleczenie naskórka,
długości 2 cm, linijne, o brzegach ostrych, świeżo przyschnięte;
8) mniej więcej w środku nasady dłoni poprzeczne otarcie naskórka,
linijne, długości 1 cm, świeżo przyschnięte;
9) na dłoni, u nasady kości śródręcza, odpowiadającej środkowemu pal­
cowi, otarcie naskórka, wielkości ziarna siemienia, świeżo przyschnięte;
10) na podstawie palca wskazującego prawego, od strony kłykcia, otarcie
naskórka, długości 0,5 cm, szerokości 2 mm, gdzie naskórek lekko odstaje.
Zresztą po rozebraniu się badanej do naga nie stwierdza się żadnych
innych obrażeń na ciele — z tym, że tuż powyżej pośladka lewego od kręgo­
słupa, widać około 10 punktowatych kawałeczków zeschniętego kału i w tej
okolicy krew na koszuli.
Opinia'. Wszystkie powyższe uszkodzenia pochodzą od zadziałania jakimś
przedmiotem twardym, ostrym, możliwe — jak to badana podaje — przy
rozbiciu szyby, odłamkami szkła.
Zdrapane kawałeczki kału oddano sądowi jako «lico». Gorgonowa podała
na pytanie, że kałem zwalała ją Romusia, gdy spały razem.
O godz. 15 dokonał dr D. oględzin zwłok denatki. Leżały one na łóżku
na wznak, prawa kończyna dolna wyciągnięta, lewa ułożona na zewnątrz,

68
zgięta w kolanie. Obie kończyny górne zgięte w łokciach, o palcach
zaciśniętych, prawa uniesiona ku górze tak, że pięść znajduje się ponad
głową — lewa zaś odchylona od ciała na zewnątrz i opuszczona ku dołowi.
Cała twarz denatki, uszy i włosy, kark i całe plecy krwią zaschłą zwalane.
Na kończynach dolnych od tyłu i z boku widoczne plamy pośmiertne. Stężenie
utrzymane w szczękach, kończynach górnych i dolnych. Cała poduszka, tak

Ryc. 24. Obrażenia ręki Gorgonowej

samo prześcieradło pod zwłokami aż do kończyn dolnych zakrwawione.


Krew przeciekła przez materac i była widoczna na podłodze. Dolne ślady
krwi mają otoczkę jaśniejszą jakby od moczu. Dalej następuje w protokole
oględzin opis obrażeń, który tu pomijam z uwagi na ich dokładny opis w proto­
kole sekcji zwłok.
Następnie poddano oględzinom psa Luxa, u którego stwierdzono przecięcie
skóry na czole. Fotografowi zlecono dokonanie zdjęć, a rysownikowi wyko­
nanie szkiców sytuacyjnych całej willi i jej otoczenia. Po oględzinach zwłok
Lusi polecono je przewieźć do Zakładu Medycyny Sądowej we Lwowie celem
przeprowadzenia sekcji sądowo-lekarskiej.
Gorgonowa jako podejrzana o morderstwo a Henryk Zaremba o ucze-

69
tym pi/<'di, ii ,ti’diili ati \iiiiinl i 7/ we
L . Po.lariowiriiii ni Sędzii gn Mi di igii . ii'iliil /iiunil>,i 7/dom b
'.'Ml r. 7.7.'/lni'>i)y z. więzieniu.
'.Villa została opir< z< Iow.ma 1 /iihrzpiri ziimi piziz w/sta7/i'nie 7/arty
y/-'jre j. Straż poź.ai na wezwana nu puli < 1 1111 »u,• Iz,i» go śl< 'I' Lwowa,
p.-z ’ąpiła do wypompowania wody z liiinenii. I’o wypomjxrz/amu 7,'ody
. y/7 zjkanin ba',cmi nic znaleziono niczego potleji zanego.
'.’.'dniu 2 •,tycznia 1932 1. doe. I), i dr I’. dokonali w Zakładzie .Medycyny
Sądowej we Lwowie oględzin i sekcji zwłok denatki, Protokół tych czynności
treść następującą!
Oględziny zewnętrzne;
1. Zt-.łoki kobiety lat 17 liczyć mającej, dobrej budowy kośćca, miernego
odżywienia, 150 cm długie. Stężenie (rupie utrzymane w zupełności 7. szczęce,
'jzęścio7.o w kończynach. Rozlegle plamy pośmiertne, sinoczcrwone, na
.-.-Jej. each zwykłych, nacięciem jako (akie stwierdzone. Widoczne błony
śluzowe blade. Na powłokach dolnych obu oczu kilka punkcików atych. na
oku lewym ledwie dostrzegalnych, na prawym wyraźniejszych -wybroczynek
poć-tpojówkowych. W zewnętrznych przewodach słuchowych, w jamach
n-jscwych oraz w jamie ust nie stwierdza się krwi, nieznaczne ślady przy-
schniętg krwi stwierdza się u brzegów otworów' nosowych. Nadto obie małżo­
wy uszne, policzek w części tylnej po stronic prawej i prawa strona szyi,
dalej rylna powierzchnia obu barków' i ramienia prawego oraz ręka lewa
powalane niewielką ilością przyschniętej krwi. Sutki miernie rozwinięte,
ęarr.e. gruczoły sutkow'e wielkości około jaja kurzego. Brodawki sutkowe
urosnę, zupełnie płaskie, tak one jako też obwódki dokoła nich dość blado
brunatno pigmentow'ane. Z sutków za uciskiem wycisnąć się dają z otworu
brodawkowego oraz z otworów na obw'ódce sutkowej krople kleiste, mętnej
treści. Owłosienie w okolicy części płciowych zewnętrznych bujne, typu
kobiecego. W pachach owłosienie również wyraźnie rozwunięte. Linia biała
brzucha w.idoczna od pępka do spojenia łonowego.
2. Na ciele stwierdza się następujące ślady obrażeń:
a na czole po stronie lew'ej, trzy rany, a mianowicie dwie z nich leżą tuż
na lewo od linii środkowej czoła, na granicy owłosienia, ponad sobą i od-
dzielone są jedna od drugiej paskiem powłok czaszki, szerokości 1 cm. Rany
te biegną poprzecznie, dolna rana ma długość 3,5 cm, górna 4 cm. Obie
.-any zieją na około 1 cm; brzegi tych ran są przyschnięte i lekko nierówne,
co się uwidacznia zwdaszcza na tkance podskórnej. Obie te rany drążą do
kości, która jest odsłonięta, przy czym w dnie dolnej rany zaznacza się na
kości lekkie, powierzchowme, linijne draśnięcie, biegnące w kierunku rany,
tj. poprzecznie, długości około 1,5 cm. W górnej ranie nie stwierdza się
obmacywaniem śladów' uszkodzenia kości,
b; trzecia rana leży na zewnątrz od ran wyżej opisanych, w okolicy skro­
niowej lewej. Rana ta ma przebieg również poprzeczny, zaczyna się w od­
ległości 0,5 cm od zewnętrznego kąta górnej rany, poprzednio opisanej i leży
na tej samej prawie wysokości, co ona. Długość tej rany wynosi 4,5 cm, zieje
ona na około 1 cm; charakter brzegów' jej jest taki sam jak obu ran wyżej
opisanych, w dnie rany wudać mostek mięsny, przebiegający skośnie przez
dno rany'. Okolica tych trzech ran wyraźnie zasiniała. Brzegi ran po nacięciu
wykazują wyraźne, acz niezbyt rozległe podbiegnięcie krwawe,
c) po tej samej stronie czoła, co rany' wyżej opisane, znajduje się tuż nad
zewnętrznym odcinkiem luku brwiowego, ranka szczelinowata, długości
13 mm, dość powierzchowna, drążąca tylko przez skórę i tkankę podskórną
i nie dochodząca do kości. Ranka ta biegnie również, jak poprzednie rany,

70
poprzecznie i tak jak tamte wykazuje brzegi lekko nierówne, co wyraźnie
zaznacza się zwłaszcza w tkance podskórnej. Rankę okala u brzegów wąziutkie,
przyschnięte otarcie naskórka. Ranka ta po nacięciu wyraźnie krwią pod­
biegnięta,
d) tuż poniżej zewnętrznego końca luku brwiowego lewego poprzeczne
drobne otarcie naskórka, długości 14 mm, szerokości 3 mm, brunatne, per­
gaminowe przyschnięte, wyraźnie po nacięciu krwią podbiegnięte,

Ryc. 25. Obrażenia głowy Lusi

e) w dolnej części okolicy skroniowej lewej, na granicy owłosienia, około


2 palce poniżej najdłuższej rany pod 2 b) opisanej stwierdza się otarcie
naskórka, biegnące poprzecznie, długości 3 cm, szerokości 6 mm, pergaminowe
przyschnięte, brunatne. Otarcie to wyraźnie i głęboko krwią podbiegnięte,
przy czym po nacięciu wydobywa się z głębi powłok płynna krew,
fj palec poniżej zewnętrznego kąta oka lewego na policzku drobniutkie
otarcie naskórka, okrągławe, wielkości siemienia, krwawo podbiegnięte
(ryc. 25). . ....
Okolica czołowo-skromowa lewa, gdzie znajdują się wszystkie dotychczas
opisane obrażenia, lekko obrzękła.
g) cała okolica skroniowa prawa wyraźnie zasiniała i obrzękła, przy czym
zasinienie to przechodzi na policzek. W tkance podskórnej, względnie w samej
skórze w obrębie zasinienia tu i ówdzie punkcikowate wybroczynki. Zasinienie

71
to ponacinane w kilku miejscach wykazuje wyraźne, głębokie podbiegnięcie
krwawe,
h) w linii środkowej szyi, na wysokości chrząstki tarczykowej dwa po­
wierzchowne otarcia naskórka, miękkie, nie przyschnięte, leżące podłużnie,
przy czym górne z nich o połowę długości wyżej położone od dolnego, długości
każde około 1 cm, lekko łukowate, wypukłością łuku ku lewej stronie szyi
zwrócone. Nieznacznie powyżej i na prawo od tych dwu otarć widać trzecie
otarcie, również powierzchowne, długości około 1,5 cm, niewyraźnie odgrani­
czone, o zarysach niewyraźnych, nie mające charakteru łukowatego. I e trzy
otarcia nie wykazują po nacięciu wyraźnego podbiegnięcia krwawego,
i) na grzbietowej powierzchni drugiego i trzeciego palca ręki prawej, nad
stawami środkowymi, po jednym otarciu naskórka, wśród sińca, który roz-
leglejszy i wyraźniejszy jest na palcu drugim, przy czym i otarcie naskórka
na tym palcu jest większe, nieregularne, wielkości około małej fasoli, zaś na
palcu trzecim otarcie to jest drobniutkie, linijne, długości około 1/2 cm.
Oba otarcia wykazują po nacięciu wyraźne podbiegnięcie krwawe (ryc. 26).
3. Poza tym nie stwierdza się na ciele innych śladów obrażeń.
B. Oględziny wewnętrzne:
4. W powłokach czaszkowych po stronie wewnętrznej rozległy wylew
krwi skrzepłej, zajmujący okolicę czołowo-skroniową prawą i łączący się
z dość rozległymi podbiegnięciami krwawymi w okolicy czołowej lewej dokoła
ran i otarć naskórka, opisanych w powłokach pod 2a) oraz i). Na oponie
twardej, tj. między nią a kością w okolicy czołowej nieznaczna ilość płasko
rozlanej krwi, która odcina się ostro od dalszej części krwią nie pokrytej.
Między oponą twardą a oponami miękkimi na powierzchni półkul mózgo­
wych, jako też na podstawie mózgu płasko rozlana płynna krew. Opona
twarda bez zmian. Opony miękkie wyraźnie nastrzyknięte. Mózg prawidłowo
ukształcony. Na powierzchni jego szereg ognisk stłuczenia, powierzchownych,
a mianowicie na granicy płatu czołowego i ciemieniowego po stronie lewej,
na bocznej powierzchni płatu skroniowego lewego oraz na granicy bocznej
i dolnej powierzchni płatu potylicznego prawego. Po nacięciu tych ognisk
widać powierzchowne nadzianki krwawe w szarej substancji mózgu. Mózg na
przekrojach w krew miernie zasobny, w częściach swych zmian nic wykazuje.
Na kościach sklepienia czaszki stwierdza się następujące uszkodzenia:
Na kości czołowej w miejscu rany dolnej, wyżej pod 2a) opisanej, po­
przeczne, linijne, powierzchowne draśnięcie blaszki zewnętrznej, długości
około 1,5 cm. Rozstęp szwu wieńcowego w całej prawie jego rozciągłości,
z wyjątkiem części bocznych. Z prawej strony od końca rozstępu biegną ku
tyłowi dwa pęknięcia kości ciemieniowej, z których dolne zajmuje całą grubość
kości i uwidacznia się także na blaszce wewnętrznej, górne zaś widać wyraźnie
tylko na blaszce zewnętrznej. Pęknięcia te mają długość 3 i 4 cm. Od lewego
końca tego rozstępu odchodzą ku tyłowi również dwa, dość krótkie pęknięcia
kości ciemieniowej, niewyraźne na blaszce zewnętrznej, natomiast wyraźne
na blaszce wewnętrznej, długości 1,5 i 3 cm. Poza tym nie stwierdza się na
kościach sklepienia innych śladów obrażeń. Podstawa czaszki uszkodzeń nie
wykazuje. W zatokach żylnych opony twardej płynna krew.
5. W prawej jamie opłucnowej miernie rozległe zrosty, lewa wolna. Opłucna
lewa bez zmian. Opłucna prawa miejscami zgrubiała ze strzępami po rozer­
wanych zrostach, świeżych zmian nie wykazuje. Płuca prawidłowo ukształto­
wane, na przekroju prawe płuco żywoczerwono, lewe ciemhoczerwono za­
barwione; oba płuca wykazują powierzchnię przekroju wszędzie gładką, nic
wykazującą nigdzie ognisk chorobowych, miąższ wszędzie powietrzny, bez
zmian. W oskrzelach nieco śluzu. Błona śluzowa bez zmian.

72
Rye. 26. Obrażenia ręki Lusi
6. Worek osierdziowy pusty. Serce wielkości odpowiedniej. Osierdzie bez
zmian. W jamach serca płynna krew. Wsierdzie, zastawki, naczynia główne
i mięsień sercowy bez zmian.
7. Błona śluzowa jamy 'ust, gardła, przełyku i krtani czysta, blada, bez
zmian. Błona śluzowa tchawicy wyraźnie nastrzykana, zresztą czysta, bez
zmian. W tkance podskórnej i w mięśniach szyi nie stwierdza się wylewów
krwawych.
8. Ułożenie trzew w jamie brzusznej prawidłowa. Otrzewna bez zmian.
9. W żołądku mierna ilość treści pokarmowej. W jelitach treść właściwa.
Błona śluzow7a przewodu pokarmowego bez zmian.
10. Wątroba, śledziona, trzustka, nerki i nadnercza prawidłowo ukształto­
wane, na przekroju w krew dość zasobne, bez zmian.
11. Kości tułowda i kończyn nie uszkodzone.
12. Z części płciowych sączy się krew, a nadto najbliższa okolica pośladków7
i wewnętrzna powierzchnia ud powalane przyschniętą krwią. Wobec tego
wydobyto je w całości dla dokładniejszego zbadania. Zaznacza się, że w7 okolicy
części płciowych, wr szczególności na wewnętrznej powierzchni ud, w7 pachwi­
nach i na w7zgórku łonowym nie stwierdza się żadnych śladów7 obrażenia,
a nadto dokładne zbadanie tych okolic oraz włosów na sromie nie wykazuje
śladów7, które by mogły pochodzić od nasienia męskiego. Badanie części
moczo-płciowych wykazuje co następuje: Pęcherz moczowy bez zmian.
Wargi duże miernie rozwinięte, łechtaczka bardzo malutka, wargi małe
zaledwie zaznaczone. W dolnej części sromu nietknięte, półksiężycowate
więzadełko międzywargow7e. Między więzadełkiem a błoną dziewiczą po
stronie lew7ej zauważa się otworek wielkości siemienia, przez który wprowa­
dzona cieniutka sonda w7chodzi na parę mm w głąb. Tkanka brzegów tego
otworka różow7a, jednak bez wyraźnego podbiegnięcia knvawego. Błona dzie­
wicza o charakterze błony strzępiastej, budowy brodaw7kow7atej, przy czym
niektóre strzępy są cienkie, długości do 1/2 cm, w postaci kosmyków7. Otwór
w błonie dziewiczej w7 całości nieregularny tak obszerny, że palec wchodzi
weń z łatwością. Wręby w błonie dziewiczej są różnej głębokości, a specjalnie
u dołu jeden w7rąb dochodzi aż do podstawy. Po przecięciu pochwy wzdłuż
stwierdza się w7 jej dolnej części treść krwawą, w górnej śluz, który specjalnie
na ujściu zewnętrznym macicy jest brudnordzawo zabarwiony. Błona śluzowa
górnej części pochwy blada, bez zmian. Na tylnej ścianie dolnej części pochwy,
tuż za błoną dziewiczą, wykazującą w7 tym właśnie miejscu najgłębszy w7rąb,
stwierdza się ubytek błony śluzowej, wielkości blisko grosza, okrągławy,
którego dno stanowi tkanka strzępiasta, jednostajnie różowo zabarwiona,
bez wyraźnego podbiegnięcia krw7aw7ego. Z tego ubytku można wejść zgłębni­
kiem do jamy, leżącej między tylną ścianą pochwy a przednią kiszki stolcowej,
wielkości opuszki palca, a po przecięciu tylnej ściany pochwy nad tą jamą
odkrywa się ją w zupełności i stwierdza, że na przestrzeni 1 złotówki jest
ściana pochwy odłuszczona, przy czym ściany tej jamy utworzone są z tkanki
postrzępionej, czenvonej, przesiąkniętej barwikiem krwi, jednak również bez
wyraźnego podbiegnięcia krwawego. Ponadto w odległości 1 cm od górnego
brzegu ubytku wyżej opisanego, od strony prawej znajduje się szczelino­
watą, lekko łukow7atą, poprzecznie ułożoną przerwę w ciągłości ściany pochwy,
o brzegach gładkich, krwią nie podbiegniętych, w którą w7prowadzony zgłębnik
dochodzi do wyżej opisanej jamy. Badając w dalszym ciągu kiszkę stolcową,
która jest nie uszkodzona, zauw7aża się w miejscu odpowiadającym dokładnie
wspomnianej jamie, ograniczone sinawe zabarwienie, które przedstawia się
jako silniejsze nacieczenie barwikiem krwi, ewentualnie naw7et płaskie pod­
biegnięcie krwawe. Z miejsca tego wycięto kaw7ałek do badania mikroskopo­

74
wego, celem przekonania się czy to jest istotnie podbiegnięcie krwawe. —
Macica mała, ujście zewnętrzne przedstawia drobny otworek okrągły, o brze­
gach gładkich, w macicy sporo śluzu bez domieszki krwi, błona śluzowa
blada, bez zmian. Trąbki bez zmian. W lewym jajniku ciałko pomenstruacyjne
z dość grubą już otoczką żółtawą, z jądrem krwi skrzepłej. Przeprowadzono
badania wydzieliny pochwy, wziętej z różnych miejsc, oraz treści macicy na
ewentualną obecność nasienia męskiego, przy czym nie znaleziono nigdzie
plemników, a reakcja Florence’a wypadła ujemnie.
Na tej podstawie biegli doc. D.idrP. wydali następującą tymczasową opinię'.
Denatka zmarła wskutek rozległego pęknięcia kości sklepienia czaszki,
przebiegającego głównie wzdłuż szwu wieńcowego, połączonego z wylewem
krwi do jamy czaszki i z licznymi rozrzuconymi ogniskami stłuczenia mózgu.
Zewnętrznie na głowie stwierdzono dwie grupy obrażeń:
a) po stronie lewej szereg ran i otarć naskórka, ułożonych poprzecznie,
podobnych między sobą, które powstały z działania urazów narzędziem
tępokrawędzistym i to urazów zadanych z niezbyt wielką siłą tak, że tylko
z jedną z tych ran połączone było odosobnione i drobne pęknięcie samej
zewnętrznej blaszki kości czołowej;
b) po stronie prawej głowy stwierdzono rozległe podbiegnięcie krwawe
w okolicy skroniowej, przechodzące na policzek bez rany zewnętrznej, które
powstało wskutek urazu tępego, zadanego ze znaczniejszą siłą i do tego
to właśnie urazu samego przez się należy odnieść niewątpliwie pęknięcie
sklepienia czaszki z jego następstwami.
Nadto stwierdzono na dwóch palcach ręki prawej ślady działania urazu
tępego.
Wreszcie stwierdzono rozlegle obrażenia części płciowych, co do genezy
i znaczenia których zastrzegają sobie podpisani wyjaśnienie na później, aż do
czasu ukończenia odpowiednich badań.
Badanie histologiczne skrawków wyciętych ze zwłok denatki, przeprowa­
dzone przez Kierownika Zakładu Anatomii Patologicznej prof, dra Witolda
Nowickiego, dało następujące wyniki:
I. Skrawek, wycięty z przedniej ściany odbytnicy w miejscu, w którym
znajdowała się czerwonawa plama o rozlanych granicach:
Utkanie błony śluzowej odbytnicy, jednak pośmiertnie zmienionej ze
złuszczającym się nabłonkiem pokrywkowym i gruczołowym; miejscami błona
śluzowa pośmiertnie źle się barwi. Błona podśluzowa wiotka, miejscami jest
porozdzierana, podobnie mięśniówka w warstwie powierzchownej i głębokiej.
Nigdzie nie stwierdza się wśród tkanki pozanaczyniowej krwi (ciałek krwi
czerwonych), jak również zmian zapalnych lub w ogóle zmian przyżyciowych.
II. Skrawek, wycięty z miejsca przedarcia i rozdarcia tuż przy tylnej
ścianie pochwy:
Tkanka składa się z warstwy porozdzieranej mięśniówki i tkanki łącznej
bardziej wiotkiej, odpowiadającej błonie podśluzowrej. Nigdzie nie stwier­
dzono w tej tkance i w mięśniówrce krwi, względnie ciałek czerwonych krwi
wolno pozanaczyniowo umiejscowionych, jak również zmian zapalnych lub
w ogóle zmian przyżyciowych.
Badanie krwi pobranej przy sekcji zwłok denatki co do przynależności
grupowej, przeprowadzone przez dr P. wykazało, że należała ona do grupy A.
Przeprowadzone przez tego biegłego badanie mikrochemiczne i mikro-
spektralne rdzawych plam na dżaganie dało wynik ujemny.
Po przeprowadzeniu tych badań laboratoryjnych obducenci wydali co do
użytego narzędzia zbrodni i co do obrażeń stwierdzonych w częściach płcio­
wych denatki dodatkową opinię następującej treści:

75
Jak już w pierwszej opinii zaznaczono, należy obrażenia stwierdzone przy
sekcji na głowie denatki pod względem charakteru i sposobu ich powstania
podzielić na dwie grupy:
Do jednej grupy należy obrażenie w postaci rozległego podbiegnięcia krwa­
wego bez rany zewnętrznej na skroni prawej przechodzącego na policzek
i połączone z rozległym, śmiertelnym pęknięciem sklepienia czaszki — do
drugiej grupy szereg ran tłuczonych i otarć naskórka w okolicy czołowej i skro­
niowej lewej. Obrażenie pierwszej grupy zadane zostało narzędziem tępym.
Obrażenia drugiej — narzędziem tępokrawędzistym. Jeżeli uwzględni się
rodzaj i postać narzędzia, to należy przyjąć, iż nie jest wykluczone, że obie
te grupy obrażeń mogły być zadane jednym i tym samym narzędziem,
tj. dżaganem. Jednakże odmienny charakter obu tych grup obrażeń wskazuje
na to, że sposób użycia tego narzędzia i zadawania urazów musiał być w obu
grupach różny. Pierwsze obrażenie mogło powstać na skutek silnego uderzenia
płaską, szeroką powierzchnią dżagana i to — wobec zupełnego braku uszko­
dzenia naskórka — możliwie nie bezpośrednio w ciało, lecz przez jakiś miękki
przedmiot, przykrywający głowę i twarz, np. kołdrę, koc itp. — Co się zaś
tyczy drugiej grupy obrażeń, to w rozważaniu możliwości powstania ich od
tego samego narzędzia, tj. dżagana, należy podnieść następującą, już w pierw­
szej opinii wspomnianą, okoliczność: Wszystkie te obrażenia były niezbyt
głębokie i aczkolwiek drążyły częściowo aż do kości, nie były jednak —
oprócz nieznacznego draśnięcia kości w jednej ranie — połączone z większymi
obrażeniami w postaci złamań, względnie wgnieceń kości. Okoliczność tę
przy uwzględnieniu wielkości, kształtu i dość znacznego ciężaru dżagana
(2,185 g) wytłumaczyć by można jedynie w ten sposób, iż urazy zadane tu
były z nieznaczną siłą jedną z bocznych, tępych krawędzi dżagana, częścią
jego bliższą ostrza, przy czym ciosy były krótkie i szybko po sobie następujące,
zadawane raczej tylko w kierunku stycznej do powierzchni lewej strony głowy,
podczas gdy cały ciężar narzędzia, może odsuniętego obronnym ruchem de­
natki, uderzał w poduszkę.
Jak zaznaczono w protokole sekcyjnym, w otoczeniu opisanego tamże
obrażenia pochwy, nie stwierdzono przy badaniu makroskopowym pod­
biegnięcia krwawego, a tylko jedno miejsce w dnie obrażenia i odpowiednio
położone na przedniej ścianie kiszki odchodowej, wykazywało odgraniczone
ciemniejsze zabarwienie krwawe, które makroskopowo mogło nasuwać przy­
puszczenie, że pochodzi od podbiegnięcia krwawego. Wycięte z odpowiednich
miejsc skrawki do badania mikroskopowego, które zostało przeprowadzone
w Instytucie Anatomii Patologicznej przez Prof, dra Nowickiego nie stwier­
dziło w tych skrawkach żadnych wylewów krwawych. Należy więc przyjść
do wniosku, że obrażenie stwierdzone w pochwie denatki powstało już po
jej śmierci, względnie w agonii, tj. w czasie, kiedy krążenie i ciśnienie krwi
było już tak słabe, że wylewająca się z naczyń krew nic mogła wniknąć
w tkanki. Za powstaniem tego obrażenia w agonii, a nie już zupełnie
po śmierci, przemawiać może ta okoliczność, że ilość krwi wylanej
z części płciowych — jak tego dowodzą oględziny pościeli — była
znaczna.
Te obrażenia części płciowych pochodzą od wciśnięcia z dużą siłą jakiegoś
ciała tępego do pochwy, przy czym rozległość głównego obrażenia pochwy,
jego charakter, dalej kształt obrażenia drobniejszego w pochwie, odpowia­
dający odciskowi paznokcia, przemawiają za tym, że obrażenia te powstały
przez wciśnięcie do dróg rodnych denatki palca. Zaznacza się przy tym jeszcze
raz, że ani w częściach płciowych ani w ich otoczeniu nie stwierdzono śladów
nasienia męskiego, przy czym podnosi się i tę okoliczność, że pod działaniem

76
prącia w stanie wzwodu ewentualne obrażenia części płciowych miałyby zu­
pełnie inny charakter.
W dniu 2 stycznia dr W. i Op. pobrali od Gorgonowej krew celem jej
zbadania grupowego i oznaczyli, że należy ona do grupy «0».
W dniach 3 i 4 stycznia 1932 r. komisja sądowo-lekarska dokonała szczegóło­
wych oględzin całej willi Zaremby. Przeszukano wszystkie pokoje na parterze
i na I piętrze oraz strych, piwnicę, łazienkę i spiżarkę willi. Zabrano do
badania:
a) z pokoju denatki ślady krwi na pościeli, na dyw7anie nad łóżkiem, ze
ściany koło wezgłowia, koło pieca i przy wejściu do hallu oraz włosy znajdujące
się na pościeli denatki;
b) z hallu plamę na futrynie drzwi prowadzących na werandę;
c) z werandy plamę na listwie drzwi zewnętrznych koło klamki;
d) z sypialni Gorgonowej kawałek szkła z małego flakonika, 2 klamki mosię­
żne i kawałek drzewa z drzwi wiodących na werandkę z plamami krwa­
wymi ;
e) z sypialni Zaremby kalesony i koszulę oraz kilka włosów z poręczy fotela
i sukni kobiecej. Nadto ustalono na płycie marmurowej konsoli oraz na
podłodze koło pieca obecność plam od nafty. Wreszcie z pieca pobrano kilka
łyżek popiołu;
f) na werandce wypreparowano z muru na wysokości 1,5 m plamę krwawą;
g) z drzwi wiodących do piwnicy wycięte nad klamką drzazgi poplamione.
W dniu 5 stycznia 1932 r. dr Sz. i D. przeprowadzili badanie ginekolo­
giczne Gorgonowej i na podstawie jego wyników wydali następującą opinię:
Badana jest wieloródką, porody odbyła przed dłuższym czasem, obecny
stan części rodnych nie wskazuje na ciąże, tym bardziej że badana podaje,
iż miała menstruację około 1/2 zeszłego miesiąca.
W dniu 5 stycznia 1932 r. w krypcie O. O. Bernardynów odcięto z głowy
denatki pasemko włosów. Włosy te, podobnie jak włosy Gorgonowej oraz
znalezione w pokoju Lusi i Zaremby włosy, poddał badaniom dr P. i stwierdził,
że z wyjątkiem znalezionych na fotelu w pokoju Zaremby trzech tworów,
z których jeden był włosem zwierzęcym, a dwa nie były w ogóle włosami,
wszystkie inne były włosami ludzkimi oraz że włosy odcięte z głowy Gorgo­
nowej i z głowy7 denatki były zarówno przy badaniu makroskopowym jak
i mikroskopowym bardzo podobne do siebie «tak, że niepodobna określić,
od której z tych kobiet pochodzą znalezione włosyw.
Zebrane w7 niniejszej sprawne dowody rzeczowe zbadali w laboratorium
chcmiczno-lekarskim i higieniczno-bakteriologicznym «Serovac» w7e Lwowie
zaprzysiężony chemik — znaw7ca dr W. i lekarz — chemik dr Op. i już pod
datą Lwów, dnia 6 stycznia 1932 r. przesłali następującej treści sprawozdanie:
Dnia 2 stycznia br. zostały nam doręczone przez sędziego śledczego R. I.
następujące materiały jako dowody rzeczowe: 1) futro damskie brązowe
w pasy z podszewką półjedw7abną, podniszczoną, 2) para zielonych sukien­
nych damskich pantofli, 3) kał w pudełku, 4) śwńeca (stearynowa) napoczęta,
5) stanik-bluzka damska, 6) chusteczka do nosa damska, wedle zapodania
znaleziona w7 piwnicy z węglem, silnie zabrudzona miałem węglowym i po­
kryta rdzawymi plamami, 7) koszulka dziecinna dzienna, 8) koszulka dzie­
cinna nocna, 9) koszula nocna męska Henryka Zaremby, tudzież jego ka­
lesony, 10) koszula damska dzienna, mocno krwią w dolnych częściach
poplamiona, tudzież ręcznik flanelowy (opaska) silnie brudno-krw7awo po­
plamiony, 11) koszula damska dzienna, 12) koszula damska nocna (z crepe
de chine), 13) chusteczka do nosa znaleziona w kieszeni marynarki Henryka
Zaremby, wykazująca rdzawe plamy, 14) probówka mała z krwią pobraną

77
przez biegłego dra Op. z żyły łokciowej prawej ręki obwinionej Rity Gorgo­
nowej, 15) zeskrobiny ze ściany znad łóżka denatki — z okolicy głowy,
16) kawałki skrzepów krwi zebrane z poduszki, na której spoczywała głowa
denatki, 17) skrzepy krwi drobne zebrane wraz z wełną z dywanu znad
łóżka denatki, 18) skrzep krwi, zebrany z poszewki kołdry z okolicy lewego.
boku łóżka, 19) kawałek drewienka zapałki umazanego krwią, znaleziony na
podłodze w odległości 1/2 metra od łóżka denatki, 20) zeskrobiny ze ściany
koło pieca po prawej stronie arkadowego wyjścia z pokoju denatki do hallu,
21) drzazga z futryny drzwi wewnętrznych, wiodących z hallu na werandę,
22) wycinek z frontu ramy drzwi (ponad klamką) zewnętrznych wiodących
z hallu na werandę, 23) drzazga wycięta z drzwi prowadzących do piwnicy,
24) drzazga z drzwi zewnętrznych, wiodących z werandki do pokoju Gorgo-
nowej, 25) wycinek muru ze ściany lewej od wejścia na werandce, 26) drzazga
z drzwi kuchennych, 27) dwie (2) klamki mosiężne z podwójnych drzwi,
wiodących z werandki do pokoju Gorgonowej, 28) szczerb szkła z flakonu,
pochodzącego z pokoju Gorgonowej, 29) książka nieoprawna Ludwiga pt.
«Ameryka», pochodząca z pokoju Gorgonowej, 30) popiół z pieca w pokoju
Henryka Zaremby, przechowany w blaszanym lakierowanym pudełku,
31) widokówka nie zapisana z plamami o charakterze rozpryskowym.
Dowody rzeczowe od Lp. 15 do 31 zebrał biegły dr W. podczas wizji lo­
kalnej na miejscu zbrodni w willi w Brzuchowicach dnia 3 stycznia br.
Badanie rozpoczęliśmy od stwierdzenia, jaką grupę krwi posiada obwiniona
Gorgonowa. W tym celu przy pomocy standartowych izoaglutynin wiedeń­
skich firmy Państwowego Instytutu Seroterap. «Haemotest» orig. L. kontr.
423 i 432 — stwierdziliśmy, iż krew Gorgonowej należy do grupy 0. Kontrole
przeprowadziliśmy krwinkami osobników o ustalonym typie A. B. 0.
Otrzymawszy dnia 4 stycznia z rąk Sędziego śledczego opinię dra P.,
stwierdzającą, iż krew denatki Elżbiety Zarembianki należy do grupy A,
rozpoczęliśmy badania przekazanych nam dowodów rzeczowych, przy czym
zaznaczamy, że przy badaniu plam krwawych posługiwaliśmy się próbą
benzydynową, jako orientacyjną, następnie zaś przeprowadzaliśmy badania
chemiczno-mikroskopowe (próba heroinowa Teichmanna) i fizykalną widmową.
Przy określaniu przynależności grupowej poszczególnych plam krwi posługiwa­
liśmy się metodą mikroskopową, używając bądź skrzepów, bądź wyciągów
(transfert) w zestawieniu z zawiesinami krwinek typu A i B w lecytynowym
roztworze fizjologicznym soli kuchennej.
1) Futro damskie. Znajdujące się na podszewce futra na wysokości łopatek
pleców, piersi (zwłaszcza po stronie prawej) i na podszewce prawego rękawa
plamy, zaledwie widoczne gdzieniegdzie, wykazały niewątpliwie obecność
barwika krwi próbą benzydynową, heminową i widmową. Stwierdziliśmy
ponadto, że nawet w miejscach podszewki, gdzie plam bezpośrednio nie było
widać, występuje pod wpływem ucisku, względnie przesuwania twardym
przedmiotem, zabarwienie rdzawoczerwone, które przeglądane pod lupą
przedstawia się jako pyłek, reagujący pozytywnie na próby chemiczne, mikro­
skopowe i fizykalne. Ta okoliczność wskazuje, że znajdujące się na powierzchni
podszewki futra utajone plamy krwi zostały niejako wtarte w materiał przy
użyciu czynników mechanicznych i wody, tym bardziej, że gdzieniegdzie
warstwa watoliny, leżącej pod podszewką, wykazuje obecność barwika krwi.
Sporządzone z plam wyciągi wykazały przynależność krwi na podszewce
futra do grupy A. Kontrole z zawiesinami krwinek grupy A, B, 0 wypadły
zgodnie. Na tylnej i dolnej części podszewki futra widnieje plama wymia­
rów 3x8 cm, której wyciąg w fizjologicznym roztworze soli wykazuje przy
pomocy prób chemicznych i mikroskopowych, a to próby skatolowej i urobili-

78
nowej obecność składników kału. Znajdujące się na podszewce futra roz­
pryśnięto białe plamy, zwłaszcza po stronie lewej, nie pochodzą od świecy, lecz
z białej farby lakierowej.
2) Pantofle nie wykazały obecności plam pochodzących od barwika krwi.
3) Kał w ilości około 200 g uformowany, zbitości gęstej papki, barwy
ciemnogliniastej, woni swoistej, ostrej, nie stanowi materiału dowodowego,
gdyż jego identyfikacja wobec szczupłości materiału porównawczego na
podszewce futra jest niemożliwa do przeprowadzenia.
4) Na świecy stwierdzono w połowie jej długości i na powierzchni jej
podstawy minimalne ślady barwika.
5) Stanik-bluzka damska ma dwie plamy w okolicy pachy prawej i jedną
rozlaną w okolicy pachy lewej. Wyciąg z tych plam wykazał przynależność
krwi do grupy «0».
6) Chusteczka do nosa damska wykazuje na licznych plamach obecność
barwika krwi, pomimo ich zapierania i uwalania miałem węglowym. Do
identyfikacji krwi materiał tenże nie nadaje się.
7) Koszulka dziecinna dzienna posiada jedną plamę krwawą rozlaną,
która do identyfikacji nie nadaje się.
8) Koszulka dziecinna nocna posiada krwawe plamy na rękawie prawym
u dołu, w okolicy piersi po stronie prawej i na karku. Przynależność grupowa
krwi z tych plam określona została jako typ 0.
9) Koszula nocna męska Henryka Zaremby ma krwawe plamy, rozmiesz­
czone na rękawie lewym powyżej łokcia i w okolicy lewej łopatki. Przyna­
leżność grupowa krwi z tych plam określona została jako typ 0.
10) Koszula damska dzienna, tudzież ręczniczek. Wyciągi z miejsc zapla-
mionych z obu przedmiotów w fizjologicznym roztworze soli kuchennej
wykazują w polu widzenia pod mikroskopem liczne przybłonki płaskie,
gdzieniegdzie leukocyty i zdenaturowane ciałka krwi, dają zatem typowy
obraz krwi menstruacyjnej.
11) Koszula damska dzienna wykazuje plamy świeżej krwi w linii pachowej
prawej, cztery plamy w okolicy bioder, nadto przestrzenie krwawe rozlane.
Wyciąg plam z okolicy bioder i boku wykazał przynależność krwi tejże do
grupy 0.
12) Koszula nocna damska wykazuje niewyraźną zapraną plamę krwi,
której określenia grupowego nie przeprowadzaliśmy.
13) Chusteczka do nosa damska, taka sama jak pod 6), znaleziona w kieszeni
Zaremby, nieco przybrudzona, wykazuje tylko plamki pochodzące od
rdzy.
14) Probówka z krwią Gorgonowej; jak podaliśmy we wstępie krew Gorgo-
nowej należy do grupy 0.
15) Zeskrobiny ze ściany znad łóżka denatki z okolicy głowy wykazują
próbami chemiczną i mikroskopową barwik krwi. Badanie przynależności
grupowej dało wynik wątpliwy.
16) Kawałki skrzepów krwi zebrane z poduszki denatki zawierają krew
grupy A. . ...
17)
, 18), 19) tj. skrzepy krwi z dywanu, poszewki kołdry i z zapałki za­
wierają krew grupy A.
20) Zeskrobiny ze ściany koło pieca w pokoju denatki tak samo jak plamy
pod 15).
21) Drzazga z futryny drzwi wewnętrznych hallu nie wykazuje barwika
krwi.
22) Wycinek z frontu ramy drzwi werandy zawiera barwik krwi; identy­
fikacja z powodu szczupłości materiału z wątpliwym wynikiem.

79
23) Drzazga wycięta z drzwi, prowadzących do piwnicy, zawiera barwik
krwi; identyfikacja tejże krwi dała również wynik wątpliwy.
24) Drzazga z drzwi werandki wykazuje barwik krwi; wynik badań dla
określenia przynależności grupowej wątpliwy.
25) Wycinek muru z werandki tak samo jak pod 15) i 20).
26) Drzazga z drzwi kuchennych zawiera barwik krwi; skąpy materiał
nie pozwolił na przeprowadzenie identyfikacji.
27) Dwie klamki mają na powierzchni po jednej plamce krwawej, której
przynależność określiliśmy jako typ 0.
28) Szczerb szkła zawiera jedną plamkę krwi; identyfikacji nie przeprowa­
dziliśmy.
29) Książka wykazuje jedynie na stronicy 95 u dołu brunatną plamkę
wielkości główki od szpilki; barwika krwi w niej nie stwierdzono.
30) Popiół z pieca z pokoju Zaremby badany mikroskopowo nie wykazał
ani śladów krwi, ani utkania tekstyliów.
31) Widokówka z plamami o charakterze rozpryskowym; plamy pochodzą
z barwika krwi mocno rozcieńczonej. Wynik badania, przeprowadzonego
celem identyfikacji krwi, był wątpliwy.
Nadto podajemy, że biegły dr W. w czasie wizji lokalnej w dniu 3 bm.
stwierdził w obecności komisji na podłodze koło pieca w pokoju Zaremby
widoczne plamy tłuste, pochodzące niewątpliwie z nafty (węglowodorów),
a nadto zbadał, że znajdująca się na marmurowej płycie konsoli w tymże
pokoju masa płynna wielkości 50-groszówki jest naftą, wreszcie że poręcz
fotela umazana lepką masą i niteczkami tkaniny w niej tkwiącymi, barwika
krwi nie zawiera.
Opinia. W przekazanych nam dowodach rzeczowych, jak to wynika
z treści powyższego sprawozdania, mieliśmy do czynienia z dwoma różnymi
typami krwi, a mianowicie: z przynależnością do grupy A (denatka) i grupy 0
(Gorgonowa).
I. Stwierdzamy, że na podszewce futra Gorgonowej (poz. 1) znajduje się
krew grupy A.
II. Stwierdzamy, że krew na kołdrze, poduszce, dywanie znad łóżka i na
zapałce (16, 17, 18, 19) przynależy do grupy A.
III. Stwierdzamy, że na obu klamkach drzwi wiodących do pokoju Gorgo­
nowej, na koszuli nocnej Zaremby, na staniku Gorgonowej, na koszulce
nocnej dziecka i na koszuli Gorgonowej (poz. 27, 9, 5, 8, 11) znajduje się
krew grupy 0.
IV. Nie możemy ustalić przynależności grupowej krwi znajdującej się
w plamach na ścianach pokoju denatki i lakierowanych futrynach drzwi
prawdopodobnie z tego powodu, że i tak skąpa ilość materiału na wymie­
nionych miejscach, mogła ulec zdenaturowaniu działaniem wapna, lakieru,
zapraw.
V. Stwierdzamy, że na dolnej części podszewki futra Gorgonowej znajduje
się plama kałowa, że natomiast białe plamy nie pochodzą od świecy.
W dniu 8 stycznia dokonano ponownie szczegółowych poszukiwań za dowo­
dami rzeczowymi zarówno w samej willi, jak i w domku ogrodnika Kamiń-
skiego i znaleziono w kuchni willi nóż ze śladami podobnymi do krwi, na
chodniku prowadzącym od tylnej furtki skrzep krwi oraz na szybie okna w domu
ogrodnika Kamińskiego, w którą Gorgonowa pukała budząc ogrodnika,
ślady krwi z włoskami. Dowody te tegoż dnia otrzymali do badania ci sami
biegli, którzy już 9 stycznia 1932 r. przesłali następujące sprawozdanie:
I. Nożyk deserowy 17,5 cm długi w kościanej oprawie z arabskim wersetem,
posiada po obu stronach ostrza rdzawe większe i mniejsze plamy.

80
II. Kawał szyby szklanej z widocznymi w 3 miejscach plamkami krwa­
wymi i smugami zalewowymi o kierunku pionowym, tudzież dwoma tkwiącymi
w nich włoskami.
III. Wilgotny, bladoczerwono zabarwiony skrzep krwi umieszczony w pa­
pierze umazanym krwią.
Badanie powyższych dowodów rzeczowych wykazało co następuje:
ad I) Na ostrzu noża znajdujące się plamy wykazały próbami chemiczną
i mikroskopową obecność rdzy. Ani na ostrzu ani na trzonku śladów krwi nie
znaleźliśmy.
ad II) Na szybie przy pomocy prób chemicznej i mikroskopowej stwierdzi­
liśmy barwik krwi, określić jednakowoż przynależności grupowej tej krwi nie
zdołaliśmy stanowczo z bardzo skąpego zresztą materiału, z powodu wyługo­
wania aglutynin wodą prawdopodobnie deszczową.
Znajdujące się na szybie włosy długości 22 mm są barwionym włosem
zwierzęcym.
ad III) Po stwierdzeniu w skrzepie włóknika i wyługowaniu częściowo
z barwika ciałek krwi, sporządziliśmy wyciąg, który poprzenosiliśmy «tran-
sfert» na szkiełka przedmiotowe i osuszyliśmy przy pomocy motorka elektrycz­
nego. Badania tą drogą uzyskanych preparatów, w drodze mikroskopowej,
przy pomocy zawiesiny krwinek grupy A i grupy B -w lecytynowym roz­
tworze fizjologicznym soli kuchennej, pozwoliły ustalić, że w skrzepie tym
znajduje się krew grupy 0, gdyż aglutynacja wystąpiła i z krwinkami A
i z krwinkami B.
Opinia. Na przesłanym nożu śladów krwi nie ma. Identyfikacja krwi pod
względem przynależności grupowej na szybie dała wynik wątpliwy. Krew
w skrzepie przynależy do grupy 0.
Wreszcie pobrano odbitki dłoni Gorgonowej, Zaremby, Stasia Zaremby,
ogrodnika Kamińskiego, jego żony i służącej T. Przeprowadzone w Komendzie
Głównej P. P. w Warszawie badanie śladów linii papilarnych ujawnionych
na ścianie w pokoju Lusi wykazało, że pokrywają się one w zupełności z liniami
papilarnymi prawej dłoni Stasia i «nie ulega najmniejszej wątpliwości, że
właśnie Stanisław Zaremba mając dłoń powalaną krwią dotykał ściany
i pozostawił ślady utrwalone w odbitkach fotograficznych».
Organa śledcze opierając się na powyższych faktach przyjęły następującą
koncepcję. Brak śladów po obu stronach murowanego ogrodzenia willi,
nie naruszony śnieg na parapecie okna w pokoju zamordowanej, zbyt małe
okno dla dostania się przez nie do tego pokoju, brak śladów włamania
w drzwiach willi, obecność czujnego, złego psa dowodzą, że zabójstwa Lusi
nie mógł dokonać nikt obcy, a tylko ktoś z domowników, w szczególności zaś
Gorgonowa z uwagi na jej wrogi stosunek do Lusi, która była przeszkodą
w zamierzonym ukształtowaniu przyszłego życia Gorgonowej. Postanowiła
ona w przeddzień wprowadzenia się Zaremby do nowego mieszkania, które
miało dla niej pozostać zamknięte, usunąć przeszkodę dzielącą ją od Zaremby.
Przygotowawszy narzędzie czynu, tj. dżagan, przyszła krytycznej nocy,
podczas gdy wszyscy w willi byli pogrążeni w głębokim śnie, ze swego po­
koju przez jadalnię, w której spał Staś Zaremba, oraz przez hall do pokoju
Lusi i tu kilku uderzeniami w głowę pozbawiła ją życia. Dla upozorowania
wtargnięcia obcego sprawcy otwarła okno -w pokoju Lusi, dla upozorowania
zaś jego ucieczki po zabójstwie — otwarła drzwi werandy. Otworzywszy te
drzwi natknęła się na psa Luxa, który przybiegł do otwartych drzwi i być
może chciał wejść do środka. Nie mogąc do tego dopuścić Gorgonowa uderzyła
go w łeb. Ponieważ uderzenie nie pochodziło od obcego — lecz od domownika,
pies nie szczekał i nie rzucał się na napastnika lecz zaskowyczal z bólu. Skowyt

Wybrane przypadki 6 81
obudził Stasia, który wstał z posłania i zbliżył się do hallu, w którym stała
Gorgonowa. Mając zamknięty odwrót do swej sypialni przez jadalnię była
ona zmuszona uciekać przez drzwi frontowej werandy, aby jak najszybciej
znaleźć się w swej sypialni. Biegnąc tam natrafiła na zamknięte drzwi małej
werandki, w których musiała wybić szybkę obok klamki, otworzyć drzwi
kluczem od wewnątrz i skaleczyć sobie przy tym prawą rękę.
Znalazłszy się w swej sypialni, miała możność i czas na krzyk Stasia pobiec
ku pokojowi Lusi. Następnie wychodząc kilkakrotnie z willi (do dra Cs., do
ogrodnika Kamińskiego i po wodę) miała sposobność ukrycia dżagana przez
wrzucenie go do basenu. Przy tej sposobności zgubiła świecę obok przerębli.
Brocząc ze skaleczonej ręki pozostawiała ślady krwi na drzwiach małej
werandki i obok na murze, na futrze, na drzwiach do piwnicy ponad klamką,
na szybie w domu ogrodnika, w którą pukała.
Klamka w drzwiach piwnicy była zepsuta i otwierano je przez pchnięcie.
Gdyby do piwnicy wszedł ktoś obcy, chwyciłby przede wszystkim za klamkę.
Gorgonowa schowała w piwnicy, pod paczką grafitu, własną chusteczkę do
nosa. Była ona jeszcze mokra, nosiła wyraźne ślady prania z krwi. W jej
otoczeniu nie było w piwnicy wilgoci. Tłumaczenie Gorgonowej, że chusteczki
tej używała w okresie menstruacyjnym i zgubiła ją przy sposobności robienia
porządków w piwnicy, nie może się ostać, bo w takim razie chusteczka nie
byłaby mokra i schowana, lecz leżała swobodnie. Szyba w oknie ogrodnika
Kamińskiego była tylko pęknięta a nie strzaskana, przeto Gorgonowa od tej
szyby nie mogła skaleczyć ręki. Czyli pukała do tego okna i pozostawiła na
szybie ślady krwi, mając już skaleczoną rękę od wybicia szyby w drzwiach
małej werandki.
Funkcjonariusze policyjni zastali Gorgonową w białej czystej koszuli nocnej,
czyniącej wrażenie, iż w niej nie spano. Staś przechodząc wieczorem przez
sypialnię Gorgonowej zauważył, że miała ona na sobie kolorową, a nic białą
koszulę, a także świadek Cz. zauważył dwukrotnie, że spod futra Gorgonowej
wystawała koszula koloru seledynowego. Nasuwa to wniosek, iż ta kolorowa
koszula, z uwagi na możliwość istnienia na niej śladów krwi i kału została
spalona. Przemawiało za tym znalezienie w pobliżu pieca śladów rozlanej
nafty, wyczuwanie od Gorgonowej przez dr Cs. zapachu nafty oraz jej pole­
cenie palenia w piecu i wybrania popiołu.
Znalezienie kału w hallu i możliwość zwalania koszuli kałem należy tłu­
maczyć załamaniem się psychicznym sprawczyni; miejsce zaś znalezienia
kału w hallu wskazywało, że był on oddany w pozycji stojącej przy oparciu
się o mur.
Prokuratura Sądu Okręgowego we Lwowie sporządziła obszerny akt oskar­
żenia z dnia 19 lutego 1932 r., w którym przytacza okoliczności stwierdzone
w śledztwie i kończy: «W powyżej przedstawionym stanie rzeczy znajduje
akt oskarżenia przeciw Emilii, .Margericie Gorgonowej pełne uzasadnienie.
Historia jej życia z Zarembą i jej stosunek do denatki stworzyły podatne tło
i zrozumiałe pobudki tego czynu. Nie dokonał go żaden obcy sprawca, a spo­
śród domowników mogła go dokonać tylko Gorgonowa. Po pierwsze nikt
inny nie miał żadnego interesu w usunięciu Elżbiety Zarembianki ze świata,
po drugie zaś żaden, choćby najdrobniejszy, szczegół śledztwa nie wskazuje
na nikogo innego jako na sprawcę. Natomiast cały szereg niezachwianych
dowodów oplótł oskarżoną Gorgonową nierozerwalnym logicznym kołem,
wskazując na nią jako na sprawczynię czynu, za który też winna ona zgodnie
z niniejszym aktem oskarżenia przed Sądem odpowiadać».
Obrońca Gorgonowej dr Maurycy Axer wniósł przeciwko aktowi oskarżenia
sprzeciw, który Sąd Okręgowy we Lwowie na posiedzeniu niejawnym w dniu

82
4 marca 1932 r. postanowił odrzucić. Również prośby obrońcy o pobranie
krwi Gorgonowej celem dokonania analizy przez lekarza Fryderyka G. Sąd
nic uwzględnił jako niczym nieuzasadnionej. Wreszcie nie uwzględnił Sąd
wniosku obrońcy o odwołanie rozprawy wyznaczonej na 25 kwietnia 1932 r.
z powodu stanu podgorączkowego, ciąży i wyczerpania fizycznego i psychicz­
nego Gorgonowej, ponieważ przeprowadzone w dniu 20 kwietnia 1932 r.
konsyliarne badanie Gorgonowej przez lekarzy: Emila D., Stefana M.
i Jadwigę Sz. nie stwierdziło poza powiększoną macicą sięgającą do pępka
i lekkim obrzmieniem gruczołu tarczykowego żadnych zmian, które by nie
pozwoliły jej wziąć udziału w rozprawie sądowej; w szczególności jej tablica
gorączkowa wykazywała, że od 14 dni temperatura ciała wahała się od
36 do 36,5° C.
W dniu 25 kwietnia 1932 r. rozpoczęła się rozprawa główna przed Sądem
Okręgowym we Lwowie jako Sądem Przysięgłych przeciwko Gorgonowej
oskarżonej o zbrodnię morderstwa. Oświadczyła ona w swych wyjaśnieniach,
że nie poczuwa się do czynu zarzucanego jej aktem oskarżenia. Następnie
nakreśliła swe przeżycia aż do krytycznego wieczoru w sposób podany
w śledztwie. W szczególności wyjaśniła, że «O godz. 9.30, a może 10 zasnęła.
Zaremba zgasił światło przedtem. Ona zbudziła się na krzyk Stasia, który
wydawał z siebie ryki, że Lusię zabili, czy też zamordowali. Wtedy zerwała
się z łóżka, wpadła do jadalni. Było zimno, a ona była tylko w koszuli zwykłej
białej, bez haftów, cofnęła się więc i zarzuciła na siebie futro. W czasie kiedy
wdziewała futro, Zaremba wyszedł w koszuli z palącą się świecą. Gdy po raz
pierwszy skoczyła do drzwi jadalni były one zamknięte; gdy Staś wpadł do
jej pokoju i pobiegł do ojca, drzwi były otw'arte. Gdy Staś wpadł do jej pokoju,
zapytała go «co się stało», on jednak nie zatrzymał się i pobiegł do ojca.
Gdy nadszedł Zaremba w koszuli i ze świecą, w pokoju oskarżonej i w sypialni
światła nie było, «wszyscy pobiegliśmy do pokoju dzieci i zauważyliśmy, że
nieboszczka leżała na łóżku oblana krwią». Zaremba począł wołać «lekarza —
wody». Nie wiedziała co robić. Do pokoju Lusi weszła wraz z Zarembą.
Denatka leżała z głow'ą rozwaloną, a Zaremba rzucił się na jej łóżko z rykiem.
W pokoju panował półmrok, paliła się jedynie świeca. Twarz denatki zoba­
czyła od razu, twarz była cała zalana krwią. Zaremba rzucił się koło łóżka
na kolana, Staś stał u nóg obok bieliźniarki. Oskarżona wróciła do swego
pokoju, wdziała pantofle i wybiegła po lekarza przez werandę, która prowadzi
do jej pokoju. Czy drzwi za sobą zamknęła, nie wie. Miała na nogach pantofle
sukienne, zielone z zieloną obwódką. Biegnąc po doktora, skierowała się do
głównej bramy, zobaczyła, że nie ma klucza, więc pobiegła przez ogród do
tylnej bramy. Wzięła klucz ze ściany (przy bramie), ale była tak zdenerwo­
wana, że nie mogła drzwi otworzyć, pobiegła więc do ogrodnika i zapukała,
wołając «nieszczęście — żandarmeria». Nie pamięta, co ponadto powiedziała.
Następnie pobiegła z powrotem do kuchni tylnymi drzwiami, wzięła klucz,
który wisiał na futrynie, i pobiegła przez swój pokój do bramy głównej; czy
była ona otwarta, czy zamknięta, nie pamięta; wie tylko, że przekręciła
gałkę. Udała się do dr Cs.; znajdujące się tam psy zaczęły szczekać i wyszła
służąca pytając co się stało. Odpowiedziała «prędko lekarza — morderstwo
w willi Zaremby». Następnie wróciła przez główną werandę. Zaraz zapytała
co się dzieje, czy żyje, czy nie i nie czekając na odpowiedź weszła do swego
pokoju do toalety, a następnie przez małą werandę po wodę. Kiedy chciała
otworzyć drzwi zauważyła, że one ciężko się odsuwają i w pośpiechu pchnęła
je tak silnie, że ręką wybiła w nich małą szybkę tak iż ręka przeszła na drugą
stronę. Przyniosła wodę i wtedy zauważyła miednicę z wodą w pokoju denatki
i kompres na jej głowie. Potem wybiegła ponownie z domu, po drodze na

6* 83
ścieżce spotkała ogrodnika, który oświadczył, żc żandarmeria zaraz przyjdzie.
Pytał czy jest to kradzież — oskarżona odpowiedziała, że morderstwo, że
trzeba iść po żandarmerię. Oboje z ogrodnikiem pobiegli na posterunek
żandarmerii i tam komuś powiedziała, żc popełniono morderstwo. Wróciwszy
zastała już dra Cs. Wszyscy mówili, żc nic ma co ratować, bo już nic żyje.
■-Wyszliśmy na werandę i tam dr Cs. powiedział, żc to zabił ktoś z domowych,
znający teren i rzucił podejrzenie na ogrodnikaw. Zaremba na to odpowiedział,
dajcie mu spokój, to nasz człowiek, on tego nic zrobiłw. Na werandzie była
żona ogrodnika, nadszedł Cz., żandarmeria, jakiś pan... nic zdawałam sobie
sprawy». ^Przesłyszało mi się, że dziecko płacze, poszłam do dziecka, a wró­
ciwszy na werandę uprzytomniłam sobie, żc psa nic ma. Wyszli, by szukać
psa. Pies leżał w budzie skulony i wyjść nic chciał. Wróciliśmy na werandę
i ktoś powiedział, że pies ma rozbitą głowę. Dr Cs. poszedł. Kazałam Zarembie
położyć się na kanapie — nie chciał. Powiedział mi, bym poszła do dziecka.
Dziecko płakało. Do pokoju weszła kucharka i zaczęła rozmawiać o tym, kto
mógł być sprawcą. Poprosiłam ją do drugiego pokoju, bo chciałam dziecko
uśpić». Zaremba przychodził do pokoju od czasu do czasu. Lampa zaczęła
gasnąć, wzięłam ją i poszłam do kuchni po naftę. Wzięła ścierkę, by nią
usunąć szkło zbite pod werandą. Potem nalała naftę do lampki, a chcąc
umyć ręce zauważyła, że ma całą rękę skaleczoną. Wpadło jej na myśl, że
to ze stłuczonej szyby. Siadła na progu swego pokoju, była przemoknięta,
było jej zimno. Nadszedł Zaremba, któremu pokazała rany na ręce i powie­
działa, że to również ze szklanki, którą on rozbił. Wróciła potem do jadalni.
Dziecko się znów zbudziło i Zaremba kazał jej iść do dziecka. Dziecko wołało
wody, kazała służącej iść po wodę, ale ona nie chciała. «Poszłam sama, ale
posterunkowy, czy ktoś z osób cywilnych powiedział, że nie wolno wychodzić.
Gdy powiedziałam, że woda ma być dla dziecka, posterunkowy pozwolił na
dostarczenie wody ze studni».
Na pytanie przewodniczącego oskarżona wyjaśniła, że nie zdaje sobie sprawy,
dlaczego chodziła po wodę, skoro było za późno. Czyniła to bez zastanowie­
nia, gdyby była zauważyła, że woda jest niepotrzebna, nie byłaby szła.
Dlaczego służącej nie posiała, nie wie. Nie było jej pod ręką. Nie zdaje sobie
sprawy z tego, czy wtedy trzymała garnuszek w lewej czy w prawej ręce.
W jaki sposób odpryski szyby znalazły się w pokoju, tego nie wie —- była zde­
nerwowana; może gdy wysunęła rękę z powrotem, niektóre odpadki wpadły
do pokoju. Przeczy, by najpierw na śledztwie powiedziała, że rękę skaleczyła
zbitą szklanką. Zeznania Stanisława Zaremby, że biegnąc do ojca zastał
ją w futrze zna: twierdzi, że «to nieprawda». Przeczy również temu, by Staś
mógł widzieć, jaką koszulę miała na sobie, gdy przechodził wieczorem przez
jej pokój, ponieważ leży zawsze w łóżku nakryta. Miała 14 koszul, której
z nich brak, nie wie. Co do śladów kału na swym ciele wyjaśnia «możliwe,
że się gdzieś powalałam, nie wiem». Gdyby tak było jak lekarz mówił, to po­
winna być powalana w tym miejscu, gdzie kał być powinien, a nie tam gdzie
go znaleziono. Przeczy, by w śledztwie mówiła, że kał pochodzi od dziecka
Romy i twierdzi, że była pewnie przy przesłuchaniu źle zrozumiana. Możliwe,
że futrem gdzieś się powalała, gdyż wychodziła na stronę na dworze. O tym,
że dżagan był w przerębli nie wiedziała. Nie wie jak wytłumaczyć znalezienie
mokrej chustki w piwnicy. Dwa dni przedtem była w piwnicy celem zrobienia
porządków, zlała gruz wodą, by go zgarnąć i może przy tej pracy chusteczka
jej wypadła. Chusteczka z pewnością nie wykazuje śladów krwi — znaleziono
ją podeptaną, zresztą mogła być powalana krwią, bo mogła jej używać
w czasie choroby okresowej. Chusteczka mogła być mokra, ponieważ piwnica
zachodzi wodą.

84
Krew na futrze może pochodzić tylko z jej ręki, bo do denatki się nie zbliżała.
Naftę nalewała do lampy i rękę odkażała. Palić w piecach kazała dopiero rano,
bo było zimno. Przeczy, by mówiła do siebie «Boże, Boże co ja zrobiłamw —
natomiast mówiła «Boże, Boże co robić», miała na myśli dziecko, pogrzeb,
trumnę, nie wiedziała co począć.
Na pytania oskarżyciela wyjaśnia, że krytycznej nocy chciała biec przez
główną bramę, ale ta była zamknięta. Wprawdzie znaleziono klucz od tej
bramy w szufladzie jej toaletki, ale ona nie wiedziała, że on się tam znajdował.
Mimo że zawiadomiono już posterunek żandarmerii biegła tam, ponieważ
chciała sprostować to co powiedział ogrodnik na posterunku a mianowicie,
że nie zaszła kradzież lecz morderstwo. W Wigilię jedna świeca była w pokoju
Zaremby, a druga zdajc się w jej pokoju. W jej lichtarzu była duża świeca —
gdzie się podziała, nie wie. Że jest podejrzewaną wywnioskowała ze słów
dra Cs., który jej pierwszy to powiedział: «zdaje się, że pani powiedziała to
komuś, że pani to zrobiła».
Na pytanie Przewodniczącego twierdzi, że miała jedną długą, żółtą koszulę.
O tym, że drzwi od werandy były otwarte krytycznej nocy, nie wiedziała;
dowiedziała się o tym dopiero później. Lichtarza przy łóżku nie miała, czytała
przy lampie. Przy świecy, którą dała jej Lusia, czytać nie mogła, więc posta­
wiła ją na kominku w jadalni. Zapałek przy łóżku nie miała. Lampę wieczorem
zapaliła w swojej sypialni,może zapałki były w jej pokoju.
Przesłuchani następnie świadkowie opisali w swych zeznaniach stosunki
panujące w rodzinie Zarembów, w szczególności wrogie stosunki między
Gorgonową a Lusią oraz zeznali o faktach stwierdzonych na miejscu czynu
i ich ówczesnym tłumaczeniu przez Gorgonową. W szczególności Staś Za­
remba zeznał, «że na posterunku opowiadał wszystko jak było, powiedział,
że w owej postaci w hallu poznał oskarżoną z profilu i po włosach. Z twarzy
widział tylko nos, ale poznał profil oskarżonej. Był tak zdenerwowany i roz­
targniony, iż zapomniał zaraz po odkryciu morderstwa powiedzieć, że to
była oskarżona. Powiedział to dopiero na posterunku, gdzie nikt mu tej myśli
nie podsunął, mówili mu tylko «mów prawdę». Pierwszemu powiedział o tym
panu R., mówił o tym i wywiadowcy. Twierdzi, że gdy owa postać wysunęła
się z hallu, drzwi na dwór były otwarte i tak odchylone, że drzwi nie otwierała,
tylko wprost przcszła».
W szóstym dniu rozprawy (30. IV) biegli lekarze doc. D. i dr P. wydawali
opinię co do obrażeń i przyczyny śmierci denatki, zgodną z ich orzeczeniami
pisemnymi. Na wniosek obrony Przewodniczący polecił biegłemu doc. D.
opuścić salę rozpraw na czas zeznań dr P. na temat możliwości użycia dżagana
jako narzędzia czynu. Obaj biegli — niezależnie od siebie — nie wykluczyli
możliwości użycia dżagana jako narzędzia zbrodni z uwagi na charakter
obrażeń, mimo że nie stwierdzili na dżaganie śladów krwi nawet najściślej­
szymi metodami. Według oświadczenia dr P. krew z dżagana mogła zniknąć,
«jeżeli go bezpośrednio rzucono do basenu. Krew mogła z niego zejść, jeżeli
jeszcze nie skrzepła, jeżeli skrzepła, to raczej by na nim zostaław. Według
doc. D. «gdyby tylko warstwa krwi skrzepła, to może się ona po 8 godzinach
leżenia w wodzie znaleźć na dżaganie, czy na skrwawionym narzędziu
w ogólności. Nieraz już w czasie 10 sekund krew zaczyna krzepnąć, zdarza sic
jednak krew, która po 10 i 15 minutach nie krzepnie. Jest to zatem indy­
widualne i zależy od krwi danego osobnika».
Na wniosek obrony Przewodniczący zwrócił się do biegłych drów D. i P.,
aby oglądnęli ręce oskarżonej celem stwierdzenia, czy rana w pochwie denatki
mogła pochodzić z jej rąk, w szczególności czy otwór zrobiony w pochwie
odpowiada objętości palca ręki oskarżonej. Po oglądnięciu ręki przez oby-

85
dwóch biegłych doc. D. oświadczył, że ranka w pochwie denatki była większa
niż pałce oskarżonej. Jednak palcami oskarżonej można było tę rankę spowo­
dować, co uzasadnia doc. D. tym, że wycięto narządy płciowe denatki i otwór
bez oparcia szkieletowego może się wydawać większy, zresztą małym palcem
można zawsze zrobić większy otwór.
Następnie biegły chemik dr- Op. omawiał wyniki badania dowodów rze­
czowych zgodnie z pisemną opinią, podkreślając, że ślady krwi badano metodą,
która dziś jest poddana krytyce naukowej. Nie jest wykluczone, że ślady krwi
na futrze oskarżonej należą do grupy 0, bo ilość materiału oddana do badania
była minimalna. Siadów krwi znalezionych na szybie Kamińskiego z po­
wodu ich znikomej ilości nie zbadano i nie ustalono, do jakiej należą
grupy-
Biegły dr W. oświadczył, że przyłącza się do opinii dra Op. i dodał, że plamy
na podszewce futra oskarżonej mogą należeć zarówno do grupy A, jak i do
grupy 0. Na pytanie oskarżyciela odpowiedział, «że nie może dać decydującej
odpowiedzi, czy plamy krwi na oknie Kamińskiego były świeże, czy dawne».
Na pytanie obrońcy oświadczył «że przy badaniu futra oskarżonej nie posługi­
wano się metodą biologiczną, ponieważ nie było to objęte pytaniami sędziego
śledczego, że zatem nie jest zbadane czy na futrze była krew zwierzęca, czy
człowieka». Na pytanie jednego z przysięgłych biegły dr Op. podał, że krew
na poduszce denatki należy bezwarunkowo do grupy A, zaś co do plam na
futrze nie może dać pewnej odpowiedzi ze względu na to, iż plamy te były
zmienione. Przy rzeczach choćby już minimalnie denaturowanych istnieją
wątpliwości. Wszystkie rzeczy badano jedną metodą, do badań inną metodą
nie ma we Lwowie odpowiednich środków.
W związku z wypowiedziami biegłych obrońca złożył wniosek:
1. O zarekwirowanie akt karnych przeciw N. N. w sprawie kradzieży
popełnionej w willi Hęnryka Zaremby w czasie pobytu jego w więzieniu
śledczym — na dowód, że mimo psa, który strzeże dostępu, włamano się
i kradzieży dokonano.
2. O zarekwirowanie akt karnych przeciw N. N. w sprawie zamordowania
Józefy Neuwehr na Lewandówce — na dowód, że uśmiercono ją w sposób
identyczny i zadano jej te same obrażenia organów płciowych, co by pośrednio
wskazywało na tożsamość sprawcy.
3. O poddanie Stasia Zaremby badaniu psychologicznemu i psychiatrycz­
nemu w związku z jego różnymi zeznaniami, a w szczególności czy świadek
ten jako urodzony z matki, która obecnie znajduje się w zakładzie dla umysłowo
chorych, może zeznawać prawdę.
4. O poddanie oskarżonej zbadaniu psychiatrycznemu celem stwierdzenia,
czy i o ile czyn zarzucony popełniła, nie działała w stanie zamroczenia, wy­
kluczającego zły zamiar, ile że przeszłość oskarżonej nie daje żadnej podstawy
do przypuszczenia, iżby ona przy pełnej świadomości mogła dokonać czynu
tak brutalnego.
5. O przesłuchanie w charakterze biegłego insp. P. P. Piątkiewicza z War­
szawy na okoliczność, że w kryminalistyce jest znaną rzeczą, że zbrodniarz
zawodowy oddaje kał w miejscu popełnienia zbrodni, co jest zabobonem, że
nie zostanie odkryty.
6. O przesłuchanie w charakterze biegłego artysty-malarza Andrzeja
Pronaszki na okoliczność jak rozmaicie wyglądają kolory zależnie od na­
świetlenia.
7. O zażądanie z Instytutu Meteorologicznego wyjaśnienia, jakie były
warunki atmosferyczne i jakie oświetlenie w nocy z dnia 30 na 31 grudnia
1931 — oraz o ponowienie wizji lokalnej przy takich samych warunkach

86
ro
świetlnych, jakie panowały krytycznej nocy, celun r.stwjprdzcma^Jż^ej roz-^f
poznanie osoby, o jakim twierdzi Stanisław Zaremba^ ^śyłcCjificmoźlii- “
wością.
8. O poddanie ponownemu zbadaniu futra oskarżonej oraz innych przed­
miotów ze śladami krwi, w szczególności również świecy, przez Państwowy
Zakład Higieny w Warszawie (chodzi również o biologiczne zbadanie tych
przedmiotów).
9. O przesłuchanie w charakterze świadka kupca Józefa J., który dnia
poprzedniego zgłosił się do obrońcy i oświadczył gotowość złożenia zeznań na
okoliczność, że świadek Bronisława B. służyła u niego i została wydalona
z powodu kradzieży i częstego kłamstwa nałogowego.
10. O zasięgnięcie wywiadu w Prokuraturze Sądu Okręgowego w Kato­
wicach celem stwierdzenia, że świadek Halemba był karany: za zbrodnię
zgwałcenia, za zbrodnię szantażu, za lekkie uszkodzenie ciała, za bezprawne
noszenie orderów, za zwyczajną kradzież, dwa razy za oszustwo i wymuszenie,
w której to sprawie wyznaczono rozprawę na czerwiec br. W łączności wnosi
o zarekwirowanie akt sprawy karnej na okoliczność, że Halemba trudnił się
szantażem i że podczas rewizji znaleziono u niego deklaracje kobiet, które
zobowiązały się mu oddać cieleśnie, w każdej porze, na każde żądanie
i w każdym miejscu.
Na rozprawie w dniu 2 maja 1932 Przewodniczący oświadczył, «że dnia
poprzedniego zgłosili się do niego jako Przewodniczącego Trybunału biegli
di' Op. i dr W. i prosili o ponowne wysłuchanie ich opinii, co motywowali
tym, że opinia ich została źle zrozumiana, a ze sprawozdań prasowych mogło
się odnieść wrażenie, że nie przeprowadzili oni badań krwi na podstawie do
dyspozycji stojących im metod i nie mogą wreszcie wydać definitywnego
orzeczema».
Następnie Przewodniczący udzielił głosu dr W., który wyjaśnił, że prze­
prowadzono badanie krwi metodą Lattesa, której ivyniki były przez wiele lat
miarodajne dla sądu. Przyznaje, że metoda ta została zastąpiona inną, która
w pewnych poszczególnych wypadkach kwestionowała wyniki tamtej. Miano­
wicie u wielu dzieci krew nie wykazuje obecności aglutyniny. Także u dorosłych
zdarzają się takie wypadki, ale bardzo rzadko. Stara metoda nie została
obalona, ustalono tylko pewne zastrzeżenia. Wyniki ich badań za pomocą
metody Lattesa stwierdziły, że krew na futrze oskarżonej należy do grupy «A».
Biegły stoi na tym stanowisku i w tej kwestii cofnąć się nie może, ani nie chce,
bo jest przekonany, że metoda, za pomocą której do tego wniosku doszedł,
wystarcza. Później dowiedział się o metodach, które wyniki tamtej kwestio­
nują. Jeżeli tamta metoda była zła, to wynika z tego, że przez szereg lat na
całym świecie orzeczenia sądowe były «justitzmordami».
Z kolei zabrał głos biegły dr Op., który oświadczył, że nie cofa się ze stano­
wiska, iż na futrze oskarżonej stwierdzono obecność krwi należącej do
grupy «A», a jedynie uważa, że z powodu zdenaturowania plam należałoby
w interesie prawdy poddać ten obiekt i drugiej próbie. W odpowiedzi na
pytanie oskarżyciela dr W. wyjaśnił, że plamy na plecach i w prawym rękawie
futra były rozmazywane i wycierane.
Po rozpatrzeniu wniosku zgłoszonego w dniu 30 kwietnia Trybunał dopuścił
jedynie dowód z wywiadu w Prokuraturze Sądu Okręgowego w Katowicach
co do karalności i z akt spraw karnych Halemby oraz postanowił przesłać
Państwowemu Instytutowi Higieny w Warszawie: 1) brązowe futro oskar­
żonej, 2) świecę, 3) chustkę do nosa, 4) dwie klamki, 5) szkło z szyby okna
w domu ogrodnika Kamińskiego, 6) odłamek muru z werandy prowadzącej
do sypialni oskarżonej, 7) drzazgi z drzwi piwnicznych i kuchennych, 8) ze-

87
skrobiny z muru okalającego basen — celem przeprowadzenia badań krwi
tak pod względem biologicznym jak i identyfikacji na grupy oraz wydania
w tej mierze opinii.
Celem przeprowadzenia tych dowodów Przewodniczący zarządził przerwę
rozprawy do dnia 14 maja 1932.
W dniu tym odczytano akta spraw karnych świadka Halemby oraz dwa
protokoły badania dowodów rzeczowych, przeprowadzonych w Państwowym
Zakładzie Badania Żywności i Przedmiotów Użytku w Warszawie i w Pań­
stwowym Zakładzie Higieny w Warszawie.
Treść protokołu Państwowego Zakładu Badania Żywności brzmi jak
następuje:
Protokół badania sądowo-biocliemicznego dowodów rzeczowych w sprawie
Emilii, Małgorzaty Gorgonowcj, a mianowicie: I) futra damskiego, 2) świecy,
3 chusteczki, 4) dwóch klamek, 5) wycinka z muru werandki do pokoju
oskarżonej, 6) zeskrobin z muru okalającego basen, 7) kawałka drewna
w dwóch częściach z drzwi do piwnicy, 8) kawałka drewna z drzwi prowa­
dzących z korytarza do kuchni, 9) szyby w kilku kawałkach — nadesłanych
w dniu 4 maja 1932 r. za pośrednictwem Państwowego Zakładu Higieny,
przez Sąd Okręgowy we Lwowie wraz z pismem z dnia 2. V. 1932 r. w celu
ustalenia, czy plamy na wyżej wymienionych przedmiotach pochodzą z krwi
ludzkiej czy też zwierzęcej. Przedmioty te nadesłano w pace papierowej,
związanej sznurkiem i zaopatrzonej w siedem pieczęci lakowych z napisem:
Sąd Okręgowy we Lwowie.
Sposoby i wyniki badania:
W celu ustalenia, czy plamy na wyżej wymienionych obiektach są plamami
krwi, zastosowano metody badań chemicznych: Teichmanna, benzydynową
oraz fizyczno-mikrospektralną. W tym celu małe skrawki materii z dwóch
różnych miejsc prawego rękawa futra, z kilkunastu miejsc lewej, prawej
górnej i środkowej połowy tegoż futra, z watoliny, z chusteczki, zeskrobmy
z klamek, świecy, z muru małej werandki, muru okalającego basen, dwóch
kawałków drewna z drzwi do piwnicy, kawałka drewna z drzwi prowadzących
z korytarza do kuchni oraz kilku kawałków szyb — wytrawiono oddzielnie
roztworem fizjologicznym, a po przesączeniu każdy z tych roztworów po­
dzielono na części: a), b), c). Części a) i b) poddano badaniom chemicznym
i fizycznym, część c) badaniom biologicznym.
Prjba benzjdynowa. Części przcsączów a) zalano najpierw roztworem benzy­
dyny. a następnie zakwaszono kw'asem octowym i zaprawiono 3°o wodą
utlenioną. W tych warunkach wystąpiło zabarwienie zielone, przechodzące
w niebieskie, charakterystyczne dla krwi w roztworach z plam: na dwóch
różnych miejscach prawego rękawa futra, na chusteczce, na murze z werandki
oraz na kilku kawałkach szyb.
P/ia Teichmanna. Części przesączu b), po odpreparowaniu na łaźni wodnej,
przeniesiono na szkiełka przedmiotowe i przykryto szkiełkami nakrywkowymi,
po czym wkroplono między oba szkiełka po kilka kropli bezwodnego kwasu
octowego. Następnie całość ogrzewano ostrożnie na łaźni wodnej aż do
ulotnienia się kwasu octowego. W tych warunkach utworzyły się płaskie,
romboidalne tabliczki chloru hematyny, tzw. kryształki Teichmanna, charak­
terystyczne dla krwi w roztworach z plam: na dwóch różnych miejscach pra­
wego rękawa futra, na chusteczce, na murze z werandki do pokoju oskarżonej.
Badania biologiczne. Dla rozeznania, czy plamy krwi stwierdzone na po­
wyższych przedmiotach próbami chemicznymi pochodzą z krwi ludzkiej,
zastosowano metodę biologiczno-precypitacyjną Uhlenhutha. Polega ona na
r.-m. że surowica krwi otrzymana z królika, któremu kilkakrotnie wstrzy­

83
knięto krew ludzką, daje zmętnienie z białkiem krwi ludzkiej. Z żadnym
innym gatunkiem białka lub krwi zmętnienie to nie występuje. Badania prze­
prowadzono w sposób następujący: roztwór c) zupełnie klarowny, po odpo­
wiednim rozcieńczeniu roztworem fizjologicznym, rozlano do sterylizowanych
probówek, następnie zaprawiono potrzebnymi ilościami surowicy precypita-
cyjnej. W celach kontroli przeprowadzono równolegle cały szereg prób
z czystą surowicą ludzką i z czystymi surowicami otrzymanymi z konia,
królika i świni. W tych warunkach otrzymano bardzo charakterystyczne dla
białka ludzkiego zmętnienie w roztworach z plam: na dwóch różnych miejscach
prawego rękawa futra, na chusteczce, na murze z werandki oraz słabo dodatni
odczyn w roztworze z szyb i w kontrolnym roztworze surowicy ludzkiej.
Ponieważ w roztworach z plam: na kilkunastu miejscach lewej i prawej
górnej i środkowej połowy futra, na watolinie, na klamkach, na świecy, na
kawałku drewna z drzwi do piwnicy, na kawałku drewna z drzwi prowa­
dzących z korytarza do kuchni oraz na zeskrobinach muru okalającego ba­
sen —- próby benzydynowe i widmowe wypadły ujemnie, badań biologicznych
części c) tych przedmiotów nie przeprowadzono. Badanie widmowe plam
na kilku kawałkach szyb dało wynik ujemny.
Orzeczenie: Z badań powyższych wynika, że plamy na dwóch różnych miejscach
prawego rękawa futra, na chusteczce, na murze z werandki do pokoju oskar­
żonej — pochodzą z krwi ludzkiej. Natomiast plamy na kilkunastu miejscach
lewej i prawej górnej i środkowej połowy futra, na watolinie, na klamkach,
na świecy, na kawałku drewna z drzwi do piwnicy, na kawałku drewna z drzwi
prowadzących z korytarza do kuchni oraz na zeskrobinach muru okalającego
basen — nie pochodzą ani z krwi ludzkiej ani zwierzęcej. Plamy na kilku
kawałkach szyb pochodzą może z białka ludzkiego, jednak z powodu małej
ilości materiału badanie nie mogło stwierdzić, czy wspomniane białko po­
chodzi od krwi.
Badanie dodatkowe. Odwirowany osad wyciągu plam z chusteczki wykazał
obecność wielokątnych nabłonków, co nie wyklucza możliwości, że plamy
na chustce pochodzą z krwi menstruacyjnej.
Pozostałe wyciągi i wycinki z plam przekazano Państwowemu Zakładowi
Higieny w celu określenia przynależności grupowej. Obiekty wraz z wyni­
kami badania oraz poszewkę Lusi Zarembianki, nadesłaną dodatkowo
do Państwowego Zakładu Higieny, zwraca się Sądowi Okręgowemu we
Lwowie. Orzeczenie podpisali chemicy dr L. i dr Sz. oraz dyrektor Za­
kładu inż. Ż.
Treść drugiego protokołu zawiera na wstępie: «Uwagi ogólne w sprawie
organizacji badań plam krwi w Państwowym Zakładzie Higieny w War-
szawiew, następującej treści: 1
Badania sądowe wykonuje się z urzędu w Państwowym Zakładzie Badania
Żywności w Oddziale Chemii Sądowej, znajdującym się w tym samym
gmachu co Państwowy Zakład Higieny. Ściślejsze badania serologiczne,
mające na celu określenie przynależności grupowej plam krwi, wymagające
specjalnej techniki i przygotowania, wykonuje się w Państwowym Zakładzie
Higieny w Oddziale Badania Surowic i Szczepionek Działu Bakteriologii.
W sprawne Emilii Gorgonowej Oddział Chemii Sądowej Państwowego Za­
kładu Badania Żywności wykonał jak zwykle badania chemiczne, mikro-
spektralne i zwykłe badania serologiczne w celu stwierdzenia przynależności
gatunkowej krwi otrzymanej z plam (tzn. badania biologiczne). Wyniki tych
badań przesyła Zakład Badania Żywności jednocześnie z niniejszą ekspertyzą.
Wycinki lub części nadesłanych przedmiotów7, w których badania Państwo­
wego Zakładu Badania Żywności wykazały obecność krwi ludzkiej, zostały

89
następnie przekazane Państwowemu Zakładowi Higieny w celu bliższego
określenia własności grupowych danego wyciągu. Zaznaczam, że wybór
materiału do badań był dokonywany wspólnie przez Dyrektora Zakładu Ba­
dania Żywności i przeze mnie. Załączony protokół zawiera wyniki badania
chemicznego względnie biologicznego, dokonanego w Zakładzie Badania
Żywności i badań na przynależność grupową, dokonanych przeze mnie.
(prof. L. Hirszfeld).
W protokole podano następnie szczegółowy opis metod stosowanych w celu
stwierdzenia przynależności grupowej plam krwi, w następującym porządku
odpowiadającym ich czułości.
1. Metoda zahamowania hemolizy krwinek barana przez surowice odpor­
nościowe anty-A. Metoda ta jest 10-krotnie czulsza niż metoda 2 i musi być
uważana na najlepszą i najbardziej swoistą metodę współczesną. Może być
stosowana jedynie do grupy A.
2. Metoda absorpcji, czyli swoistego zahamowania izoaglutynacji. Dobra,
choć mniej czuła niż metoda pierwsza. Może być stosowana jedynie przy
uwzględnieniu warunków ilościowych, zarówno do grupy A, jak i grupy B.
3. Metoda określania izoaglutynin makroskopowo lub mikroskopowo.
Moim zdaniem może być dla plam krwi użyta jedynie jako metoda po­
mocnicza, przy czym stwierdzenie obecności izoaglutynin pozwala tylko na
wnioski negatywne, że danego elementu grupowego we krwinkach danego
osobnika nie ma.
W badaniach nadesłanych obiektów, stosowana była w pierwszej linii
metoda pierwsza, jako najczulsza. Metoda druga była stosowana między
innymi w celu stwierdzenia, do jakiej grupy krwi należała Lusia Zarembianka.
Metoda trzecia, tj. określenie izoaglutynin, zarówno drogą badań mikrosko­
powych jak i makroskopowych, była wykonana z wyciągiem krwi Lusi Za-
rembianki.
W dalszej części protokół zawiera następujące uwagi o kontrolach nie­
zbędnych przy określaniu własności grupowych w wyciągach plam krwawych:
Dla właściwej interpretacji wyżej wymienionych badań niezbędne jest
uwzględnienie całego szeregu kontroli. Są one konsekwencją zjawiska, że nie
tylko krew, ale i cały ustrój człowieka zawiera elementy grupowe. Można je
wykazać w narządach, w płynach ustrojowych, w pocie, we łzach, w ślinie,
w moczu, nasieniu itp. Własności grupowe można stwierdzić również w nie-
zakrwawionych przedmiotach, o ile są one przepojone płynami ustrojowymi.
Badania specjalne przeprowadzone przeze mnie i przez moich współpra­
cowników, wykryły własności grupowe w używanej bieliźnie, w kieszeniach
spodni, chustkach do nosa, pończochach itp. Zwykle własności grupowe,
stwierdzane w wyciągach z używanej bielizny, są identyczne z grupą osobnika,
który danej bielizny używał. Czasami zauważa się jednak w używanych przed­
miotach, np. chustkach do nosa, elementy grupowe inne, niż te, które posiada
osobnik, który ostatnio chustki używał. Jest to prawdopodobnie związane
z poprzednim używaniem danej sztuki bielizny, np. chustki do nosa, przez
osobników należących do innej grupy. Chcąc stwierdzić zatem, czy obecność
elementu grupowego w danym obiekcie związana jest przyczynowo z obec­
nością krwi, należy przeprowadzić badania na obecność elementu grupowego
równolegle w miejscach zakrwawionych i nie zakrwawionych.
Zagadnienie, które należy rozpatrzyć w związku z ekspertyzą bieżącą,
polega na tym, jak długo stwierdzić można w plamach własności grupowe.
Należy tu odróżnić stwierdzenie grupy za pomocą badań izoaglutynin i za
pomocą bezpośredniego zbadania elementów grupowych. Co się tyczy tych
pierwszych, to według mego doświadczenia izoaglutyniny często giną już

90
przy wysuszaniu i wyługowaniu plam, zaś po kilku miesiącach zwykle nie
dadzą się więcej stwierdzić. Badania plam krwi Lusi Zarembianki potwier­
dzają to spostrzeżenie, ponieważ nie udało się w wyciągach krwi stwierdzić
obecności izoaglutynin. Natomiast własności grupowe, stwierdzane metodami
1 i 2, utrzymują się znacznie dłużej, aczkolwiek i one mogą ulec pewnemu
osłabieniu. W związku z bieżącą ekspertyzą wykonano badanie porównawcze
plamy krwi grupy A, wysuszonej 1,5 roku temu i przechowywanej w nor­
malnej temperaturze pokojowej ze świeżą krwią tego samego osobnika.
Badanie wykazało mniej więcej 4-krotne osłabienie elementu A, tym nie­
mniej obecność jego mogła być bez żadnej wątpliwości stwierdzona. W przy­
padku bieżącym posiadamy dobrą kontrolę, ponieważ porównać możemy
krew na poszewce denatki z krwią na przedmiotach oskarżonej Emilii Gorgo-
nowej. Ponieważ oba rodzaje plam krwi pochodzą z tego samego czasu i były
przechowywane w takich samych warunkach, porównanie wyciągów krwa­
wych pozwala na bezpośrednie wnioski.
Po tych ogólnych uwagach protokół zawiera następujące wyniki badań
przedmiotów nadesłanych w związku ze sprawą Emilii Gorgonowej:
1. Krew oskarżonej Emilii Gorgonowej należy do grupy 0. Izoprzeciw-
ciała normalne, znajdujące się w surowicy, wykazują pewne rzadko spotykane
odchylenia od normy, mianowicie przy użyciu odpowiednio rozcieńczonych
krwinek surowica krwi oskarżonej nie aglutynuje w większych koncentracjach
krwinek A, podczas gdy aglutynacja krwinek B przebiega normalnie. Przy
określaniu własności grupowych krwi oskarżonej jedynie na mocy badania
jakościowego izoaglutynin za pomocą bardzo rozcieńczonej zawiesiny krwi­
nek A i B, określenie mylne krwi oskarżonej, jako A byłoby nieuzasadnione.
2. Krew Lusi Zarembianki należy do grupy A.
3. W futrze oskarżonej, na podszewce i watolinie nie stwierdzono krwi
grupy A.
4. W chustce do nosa stwierdzono dużą ilość elementu grupowego A.
Obecność składnika A w chustce do nosa nie musi być związana przyczynowo
z obecnością krwi, ponieważ ten sam element A wykryto w częściach chustki,
w których obecność krwi została wykluczona za pomocą badań mikrospektro-
skopowych.
5. W plamie krwi na murze, oznaczonej Nr 5, elementu grupowego A nie
stwierdzono.
Po odczytaniu protokołów badań w obu Zakładach i ich opinii oskarżyciel
oświadczył, «iż wobec tego, że biegli wydali w toku śledztwa jasne orzeczenie,
na rozprawie zaś podnieśli wątpliwości, które następnego dnia sprostowali
oraz wobec tego, że dwie .instytucje warszawskie wydały dwie sprzeczne
opinie — uważa, że przysięgli nie mogą się opierać na sprzecznych opiniach
i dlatego wnosi o zwrócenie się do Wydziału Medycznego Uniwersytetu Jana
Kazimierza we Lwowie celem wypowiedzenia się co do orzeczenia biegłych
oraz ustalenia związku między ranami na ciele denatki a dżaganem. Wydział
Medyczny winien porównać opinię biegłych i wyjaśnić z czego wynikły
wątpliwości. Następnie winien zbadać ślady na przedmiotach i stwierdzić,
czy pochodzą one od krwi oraz krew tę zidentyfikować. Gdyby to nie udało
się uskutecznić, Wydział powinien zbadać wszystkie opinie o krwi i wyjaśnić
na czym polegają sprzeczności».
Obrońca oświadczył, że nie ma sprzeczności wśród biegłych oraz sprzeciwił
się wnioskowi o ponowne poddanie badaniu dowodów rzeczowych.
Trybunał po naradzie odmówił wnioskowi oskarżyciela i ogłosił przewód
sądowy za zamknięty. Na podstawie werdyktu przysięgłych (9 głosów «tak»,
trzy «nie») Trybunał wydał wyrok skazujący oskarżoną Emilię Gorgonową

91
na karę śmierci za to, «że w nocy z 30/31 grudnia 1931 r. w zamiarze zabicia
Elżbiety Zaremby w taki zdradziecko podstępny sposób przeciw niej dzia­
łała, że skutkiem tego śmierć tej ostatniej nastąpiła».
Na skutek kasacji oskarżonej Sąd Najwyższy uchylił 21. VII. 1932 r. ten
wyrok z powodu odrzucenia przez Trybunał wniosków obrony:
1) o ujawnienie na rozprawie akt w sprawie kradzieży popełnionej w willi
Zaremby wkrótce po morderstwie Lusi, które miały stwierdzić, że pies Lux
nie jest tak czujny i zły, aby obcy człowiek nie mógł się dostać do willi;
2) o ujawnienie na rozprawie akt sprawy o morderstwo popełnione na
osobie Józefy Neuwehr w identyczny sposób i w krótkim przeciągu czasu
jak na Zarembiance, co mogło świadczyć o dokonaniu obu morderstw przez
tę samą osobę;
3) o poddanie świadka Stanisława Zaremby badaniom celem stwierdzenia
jego siły spostrzegawczej i stopnia prawdomówności;
4) o przesłuchanie w charakterze biegłego Inspektora Policji Państwowej
Piątkiewicza na stwierdzenie istnienia wśród zawodowych zbrodniarzy
omówionego we wniosku zabobonu;
5) o przesłuchanie w charakterze świadka Józefa J., mającego stwierdzić
nałogowe kłamstwo świadka Bronisławy B.;
6) o poddanie Gorgonowej badaniu psychiatrycznemu.
Sąd Najwyższy wskazał także, że w wyroku brak jest ustalenia czynu przy­
pisanego oskarżonej. Wyrok bowiem ustala tylko ogólnikowo, że oskarżona
«w taki zdradziecko podstępny sposób działała, że skutkiem tego śmierć
nastąpiła», nie podając, na czym to działanie polegało. Tak sformułowany
wyrok nie może mieć mocy orzeczenia sądowego i wobec tego Sąd Najwyższy
uchylił go i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania Sądowi Okręgowemu
w Krakowie.
W związku z tym Sąd Okręgowy we Lwowie przesłał akta sprawy i dowody
rzeczowe Sądowi Okręgowemu w Krakowie. Gorgonowa, która 20 września
1932 urodziła córkę, została w listopadzie przewieziona ze Lwowa do Więzienia
Karno-Śledczego w Krakowie. Pismem z dnia 4 sierpnia 1932 Sąd Okręgowy
w Krakowie ustanowił biegłymi w sprawie Gorgonowej lekarzy dr Olbrychta
i dr Jankowskiego oraz zarządził przeprowadzenie przez nich obserwacii
psychiatrycznej i badania Gorgonowej. W dniu 4 listopada 1932 Sąd przesłał
do Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie dowody rzeczowe, «które wy­
magają zbadania dla znalezienia na nich krwi i ustalenia grupy A (Lusia
Zarembianka) względnie grupy 0 (Gorgonowa)». W Zakładzie krakowskim
przeprowadzono również badanie kału oraz dowodów rzeczowych za­
bezpieczonych w czasie oględzin sądowych w Brzuchowicach w dniach
17 i 18 marca 1933.
W dniu 6 marca 1933 rozpoczęła się przed Sądem Okręgowym w Krakowie
jako Sądem Przysięgłych ponowna rozprawa przeciwko Gorgonowej. Po
zaprzysiężeniu stenografów oraz odczytaniu aktu oskarżenia i wyroku Sądu
Najwyższego Gorgonowa oświadczyła na pytanie przewodniczącego, że do
zarzucanego jej czynu się nic poczuwa i że będzie składała wyjaśnienia
w formie odpowiedzi na pytania przewodniczącego.
Po zadaniu jej takich pytań Gorgonowa nakreśliła znane już dzieje swego
życia, stosunki panujące w domu Zaremby oraz zdarzenia dnia 30 grudnia
1931 aż do chwili, «gdy nagle zbudził ją krzyk Stasia, który wpadł do jej
pokoju, krzycząc «Lusię zabili». Wbiegła tak jak stała w koszuli i boso do
jadalni, ale zaraz cofnęła się, wzięła futro, które leżało na łóżku na jej nogach
i pobiegła do pokoju Lusi razem ze Stasiem i Zarembą. Przedtem słyszała
jeszcze w pokoju Zaremby hałas stłuczonej szklanki.

92
W pokoju Lusi zatrzymała się ledwie sekundę, gdyż Zaremba wołał «lekarza,
wody». Wróciła do swego pokoju, wdziała pantofle i wyszła na podwórze
małą werandką ze swej sypialni, by pójść po lekarza dr Cs. Brama główna była
zamknięta, wobec czego przebiegła do tylnej bramy, nie mogła jej otworzyć,
zapukała do okna ogrodnika, wołała, aby szedł po żandarma, bo się nie­
szczęście stało. Nie czekała, aż Kamiński wstanie, bo była zdenerwowana.
Wróciła do kuchni, gdzie wisiał klucz od głównej bramy, zabrała go i przez
małą werandkę pobiegła do dr Cs., zaalarmowała służącego, iż w willi po­
pełniono morderstwo, wzywała, by doktor Cs. przyszedł i nie czekając na niego,
powróciła do domu główną werandą. Spotkała Zarembę, który na jej pytanie
czy Lusia żyje powiedział «nie wiemw. Wzięła więc dzbanek i pobiegła po
wodę, a gdy wróciła spostrzegła, że już jest woda w miednicy. Zamoczyła.
ręcznik i przykładała go do głowy denatki. Ponieważ dr Cs. jeszcze nie było,
wyszła przed próg domu, zobaczyła Kamińskiego i pobiegła z nim po żandar­
merię. Po powrocie zastała już dr Cs., który mówił, że to musiał zrobić ktoś
z domowników; wtedy zobaczyła na werandzie otwarte okno. Nagle dr Cs.
zapytał gdzie jest pies? Znaleźli go skulonego w budzie, miał skaleczoną głowę.
Idąc do basenu po wodę pchnęła silnie drzwi, które nie chciały się otworzyć.
Miała w ręce dzbanek i tą ręką uderzyła drzwi; czy się wtedy skaleczyła
nie wie, bólu nie odczuła. Drzwiami tymi 2 razy przedtem wychodziła;
dlaczego za 3 razem się zacięły, nie może wytłumaczyć. Matę odsunęła spod
drzwi, gdy biegła po lekarza. Szybę wybiła, gdy za trzecim razem wychodziła
z dzbankiem po wodę; dzbanek wzięła z pokoju Zaremby. Nie może wyjaśnić,
skąd się wzięła krew na szybie u ogrodnika. Może się skaleczyła, gdy przy
wstawaniu z łóżka zbiła kieliszek wenecki. Jest też możliwe, że skaleczyła się
na szklance, którą zbił Zaremba, a o którą oparła rękę, idąc do jego pokoju
po wodę. Wtedy też uświadomiła sobie, że ma skaleczoną rękę, boją zabolało.
Może się skaleczyła zbierając odłamki szkła z ziemi. Klucza od bramki nie
wzięła, gdy biegła po lekarza, gdyż nie wiedziała o nim, nie mogła pamiętać
w takim momencie o szczegółach. Ponieważ Kamiński myślał, że popełniono
kradzież, nie spieszył się z wezwaniem żandarma. Dopiero gdy powiedziała
mu, że to morderstwo, poszli razem po żandarma. Na szklance zadrasnęła
się już wtedy, gdy wróciła z wodą. Widocznie zadrasnęła się i na szybie i na
szklance. Fakt, że wewnątrz pokoju były odłamki szkła z szyby, tłumaczy tym,
że wtedy gdy wyciągała rękę, ze zbitej szyby wpadły odłamki do środka po­
koju. Odłamki te z podłogi i z szyby sama sprzątnęła, by się więcej nie kale­
czono. Spieszyła z pomocą Lusi w ten sposób, że pobiegła po wodę, lekarza
i żandarmerię. Polała sobie ręce naftą dla odkażenia. Spała w białej koszuli,
nie zmieniała jej. Następnie ubrała się w suknie, ponieważ było zimno, a była
tylko w koszuli i w futrze.
W piecu zapalono rano około 10, bo było zimno. Słów «Boże, Boże co ja
zrobiłam» nie powiedziała, tylko mówiła «Boże, Boże co tu robićw, a miała
na myśli pogrzeb i w jaki sposób dziecko (Romę) usunąć. Naftę do lampy
nalewała sama, a nie służąca, bo służącej wtedy nie było. Pies spał stale na
werandzie i aby mu nie było zimno, położyła mu matę. Gdy wieczoru krytycz­
nego ścieliła sobie łóżko, widziała jeszcze psa na swej werandzie, która stale
jest otwarta od zewnątrz. Potem psa więcej nie widziała.
Chusteczka znaleziona w piwnicy jest jej własnością, a fakt znalezienia jej
w piwnicy tłumaczy tym, że 2—3 dni przed morderstwem robiła porządek
w piwnicy, polewała podłogę wodą i wymiotła ją. Przy tej sposobności musiała
jej chusteczka wypaść. Piwnica zachodziła wodą podskórną, stąd chusteczka
była mokra. Krew na chusteczce mogła pochodzić z nosa lub dziąsła, ponieważ
często wówczas krwawiła, nie wyklucza też możliwości, że chusteczkę mógł

93
ktoś inny zgubić. Do jej bielizny miał każdy dostęp i nawet jej koszule mógł
ktoś inny używać. Jest więc możliwe, że i Lusia mogła zgubić chusteczkę
w piwnicy, bo tam chodziła. Krew na niej mogła być krwią Lusi.
Obecność krwi na rękawie prawym futra tłumaczy zranieniem ręki. Nie
może wytłumaczyć, skąd się wzięła świeca przy przerębli, możliwe jest, że
ją miała, gdy poszła po wodę, nie pamięta tego.
Nie może wytłumaczyć, skąd się wziął kał na jej ciele. Możliwe jest, że
się powalała, gdy kucnęła, bo klozet był popsuty.
Którędy obcy sprawca mógł się dostać do willi nic wic. W jaki sposób
dżagan wpadł do wody, nie może wytłumaczyć, może przez potrącenie nogą,
ale ona go nie strąciła.
Dlaczego wychodząc po wypadku dwa razy do głównej bramy wybrała
dłuższą drogę naokoło przez ogród, wytłumaczyć nic może i podajc, że nie
zdawała sobie sprawy z tego. Brzęk, który Staś słyszał, pochodzi pewnie ze
stłuczonej szklanki lub kieliszka, który ona zbiła lub może z jednego i dru­
giego. Z domu wychodziła 4 razy: po wodę i po lekarza, do ogrodnika i po
żandarma. Drzwi od werandki nie odemknęły się, bo przeszkadzała albo mata,
która leżała pod drzwiami, albo może jakiś gruz. Zresztą nie wic co było
przeszkodą. Po wodę poszła z czajnikiem od herbaty. Wzięła go z pokoju
Zaremby. Z wodą wróciła do pokoju Lusi, Zaremba musiał to widzieć.
Na uwagę Przewodniczącego, że Staś zeznał, iż usłyszał brzęk już wtedy,
gdy biegł do ojca, odpowiedziała, że szczegółów nic jest w stanic zapamiętać.
Na zarzut, że nie ratowała ona Lusi, wyjaśnia, że udała się po lekarza, po wodę
i żandarma. Krew grupy 0 na koszuli Zaremby pochodzi widocznie ze skale­
czonej ręki. Powalała go w chwili, gdy Zarembę pocieszała. W sypialni
Zaremby sie nie świeciło. Zaprzecza, aby coś wycierała na podłodze, siedziała
tylko na progu między swoim a pokojem Zaremby, może nakładała poń­
czochę i tylko to mógł Staś zauważyć.
Na wezwanie Przewodniczącego, by pokazała koszulę seledynową, oskar­
żona pokazuje jedną koszulę seledynową bez paska oraz drugą z koronką.
Podaje, że długiej koszuli na pasku nie posiada. Kieliszek stłukła, ale nie wie,
czy się nim poraniła, z początku nie wiedziała, że ma skaleczoną rękę, bo było
ciemno. Jedna świeca świeciła się w całym mieszkaniu i sama była zdenerwo­
wana.
Na pytanie sędziego przysięgłego podaje, że inicjatywę zawezwania policji
dała sama, ponieważ Zaremba wołał tylko «lekarza, wody». Sama poszła po
żandarma i poleciła ogrodnikowi, aby wezwał policję. Luxa kupiła przed
3 łaty. W dwa dni przed świętami, a nie na dzień przed wypadkiem, wpadło
jej na myśl wziąć matę dla psa z powodu mrozów. Przedtem mata była we
Lwowie. Na dwa dni przed mordem chciała zamknąć bramę, ale klucza nie
było. Zapytany Kamiński powiedział jej, że jeszcze 10 minut przedtem klucz
wisiał. Na drugi dzień dorobił on inny klucz. W kuchni wisiał stale klucz od
piwnicy i od bramy frontowej.
W związku z pytaniem prokuratora nie umie wytłumaczyć, dlaczego po­
biegła do tylnej bramy, widząc, że główna jest zamknięta, a nie pobiegła po
klucz od bramy, który wisiał w kuchni. Po odczytaniu przez Przewodniczą­
cego jej odmiennych zeznań złożonych w śledztwie, wyjaśnia, że po wodę
poszła, zanim udała się do żandarmerii. Nie może też wyjaśnić, w jaki sposób
powalała się kałem. Przypuszcza, że to Roma ją powalała, gdy z nią spała.
Krew na pantoflach pochodzi widocznie z ryby, którą sprawiała na Wilię.
Skąd się wzięła krew na futrze z tyłu tego nie wie. Stwierdza, że niczego nie
zmywała z futra.
Po wodę do basenu poszła, ponieważ w kuchni wody nie było, a skąd T.

94
wodę wzięła, tego nie wie. Może u Lusi w pokoju była woda. Nie wic gdzie
był czajnik, wodę jednak z niego zużyła na obmycie sobie rąk. Ponieważ był
pusty wzięła go, aby przynieść w nim wodę. Resztki zbitej szyby wyjmowała
i zmiotła w kąt rozsypane kawałki dopiero o godzinie 8 rano, gdy było już
jasno. Fakt, że niektóre odłamki szyby wpadły do pokoju, wyjaśnia w ten
sposób, że widocznie cofając rękę w futrze z wybitej szyby pociągnęła za sobą
części szkła. Szkło znalezione pod toaletą pochodziło ze zbitego kieliszka.
W pokoju Zaremby siedziała z Romą pół godziny, a potem zbierała szkło
i wtedy to zauważyła skaleczoną rękę. Przeczy jakoby T-nej mówiła, że bierze
naftę do odkażenia ręki, naftę potrzebowała do lampy, a nie dla dezynfekcji
ręki. Wtedy bowiem o zranieniu jeszcze nie wiedziała. Rękę odkażała naftą,
ponieważ nie wiedziała w ogóle, że jodyna jest w domu. Ani Staś ani Kamińska
nie pytali jej, czy jest zraniona, nie mówiła im też, że słyszała «krzyk z pola»
i dlatego szybę wybiła.
T-nej mówiła o złodziejach, ponieważ dwa miesiące przed tym popełniono
w domu kradzież, zabrali druty i rzeczy. Wtedy policja też śladów nie zna­
lazła.
Lusia przyniosła jej dwa dni przed mordem wysoką świecę. Jak świeca
dostała się do przerębli, nie wie. Może Staś sobie świecą narty smarował.
Stwierdza, że świecą nie świeciła w domu, Lusia przyniosła jej palącą świecę,
którą ona zaraz zgasiła. Latarkę elektryczną miała w futrze, które obecnie nosi.
Rzadko jej używała. Przed wyjściem na policję, gdy ją aresztowano, wypadła
latarka i stłukła się. Nie jest prawdą, aby mówiła, że latarka ta była zepsuta.
Możliwe, że zgubiła chusteczkę w piwnicy. Czemu chusteczka była wci­
śnięta w paczkę, nie wie, nie schowała jej. Do F. powiedziała ze złości, że
krwawe ślady na chustce pochodzą z periodu lub z dziąsła. Faktycznie jednak
chustki nigdy do tego celu nie używała.
Następnie zgodnie z decyzją Sądu Najwyższego Tiybunał zarządził zbada­
nie Stanisława Zaremby przez biegłych psychiatrów dr Jankowskiego
i dr Olbrychta celem ustalenia, czy posiada on odpowiedni stopień rozezna­
nia; ponadto Trybunał wezwał psychologa di' Marcina Zielińskiego celem
ustalenia stopnia prawdomówności tego świadka. Obrona złożyła wniosek
o powołanie dwóch psychologów, który Trybunał załatwił odmownie, ponieważ
przepis art. 130 § 1 Kpk. * nie może być stosowany do badania psychologicz­
nego.
W dniu 17 marca 1933 dokonano szczegółowych oględzin brzuchowickiej
willi Zaremby, w pełnym składzie Sądu, z udziałem oskarżycieli, obrońców,
biegłych dr Jankowskiego, dr Olbrychta i Zielińskiego oraz świadków Stani­
sława i Henryka Zarembów, sędziego śledczego K. oraz funkcjonariuszów P.P.,
którzy brali udział w dochodzeniu i śledztwie.
Na podstawie oględzin, zeznań Zaremby i wyjaśnień oskarżonej stwierdzono,
że plan willi złożony w aktach jest zasadniczo zgodny z rzeczywistością,
a rozkład mebli w poszczególnych pokojach w chwili czynu odpowiadał
rozkładowi przedstawionemu na tym planie.
W czasie oględzin środkowa część posadzki w piwnicy z kotłem centralnego
ogrzewania była zamoknięta. W związku z tym funkcjonariusz policji zeznał,
że przed dwoma dniami był w tej piwnicy i cała środkowa część była zupełnie
sucha, co może potwierdzić obecny ogrodnik willi Zaremby — Zarański.
To naprowadza go na domysł, że piwnica została obecnie rozmyślnie zalana
wodą. Ta środkowa część piwnicy ma lekki spadek ku przedsionkowi, mimo

* Obecnie art. 117 § 1 Kpk.

95
to z części mokrej nie ścieka tam woda i między częścią mokrą a przedsionkiem
jest sucha przerwa.
Z piwnicy środkowej prowadzą schody do korytarzyka między pokojem
Lusi a schodami, wiodącymi na piętro willi. Na końcu schodów znajdują się
drzwi zamknięte na klucz, które zastał także i nocy krytycznej zamknięte.
Cały korytarz był i jest zastawiony meblami, a drzwi do pokoju Lusi zamknięte.
W pokoju Lusi stała na tych drzwiach bieliźniarka, a nad nią wisiał duży
obraz. Drzwi z korytarza na trzecią werandę oraz drzwi z korytarza do jadalni
są zamknięte i tak je zastał R. krytycznej nocy. Okoliczności te potwierdził
również Henryk Zaremba.
Następnie dokonano na miejscu szeregu prób i pomiarów celem ekspery­
mentalnego odtworzenia i ustalenia:
— czasu potrzebnego do przejścia na dworze szybkim krokiem od drzwi
wielkiej do drzwi małej werandy (2 próby: 91/5 i 92/5 sekundy),
— czasu przebycia szybkim krokiem od wielkiej werandy do basenu, stąd
do piwnicy, a z niej do miejsca znalezienia chusteczki, którą położono w tym
miejscu, stamtąd zaś do małej werandy (321/2 sekundy),
— czasu, jaki upłynął od usłyszenia przez Stasia skowytu psa, do chwili
gdy postać z hallu zaczęła wychodzić na werandę (22’/5 sekundy), jaki Staś
potrzebował na udanie się do Lusi, próby ratowania jej, uświadomienie sobie,
że Lusia nie żyje i że trzeba zawiadomić o tym ojca (283/5 sekundy), a w końcu
na wybiegnięcie z pokoju Lusi do momentu usłyszenia brzęku tłuczonego
szkła (S’/s sekundy),
— wiele czasu od przebudzenia Zaremby krzykiem Stasia do chwili po­
dejścia Gorgonowej i dotknięcia Zaremby (302/5 sek.),
— z udziałem Stasia drogi przebytej przez niego z pokoju Lusi do sypialni
oskarżonej (16 kroków),
— z udziałem oskarżonej jej drogi do głównej bramy, stąd do furtki, pod
okno domu Kamińskiego, stamtąd do kuchni i przez nią do swojej sypialni,
a w końcu ponownie do głównej bramy po dr Cs.,
— z udziałem oskarżonej sposobu pukania do okna u Kamińskiego i zdej­
mowania klucza przy furtce (słaby szelest).
Wszystkie podane czasy ustalono na podstawie pomiarów stoperem kon­
trolowanym przez biegłego dr Jankowskiego.
Zapytany Zaremba zeznał, że faktu zbicia szklanki nie pamięta, nie słyszał
też upadku szklanki na ziemię. Szklanka nie spadła ze stołu, skoro go woda
nie oblała (a był bosy). Oskarżona także nie słyszała zbicia szklanki u Za­
remby, natomiast zbiła kieliszek w chwili, gdy usłyszała krzyk Stasia i obudzona
usiadła na łóżku. Wyjaśniła ona i okazała, jak znalazła zbitą szklankę na stole
w sypialni Zaremby. Większe ilości szkła znalazła na stoliku, a tylko małe
kawałki z górnej części szklanki na ziemi. Dno szklanki z ostrymi szczerbami
stało na brzegu stołu i o nie zraniła się w ciemności grzbietem i bokiem ręki.
Stosownie do wyjaśnień Zaremby, reprodukujących stan rzeczy w chwili
jego zbudzenia się, nakryto stół w jego sypialni podłużną kapką i postawiono
na nim szklankę napełnioną wodą. Równocześnie przygotowano odtworzenie
zbicia szyby werandki przez oskarżoną, tak by jedno zbicie następowało prawie
bezpośrednio po drugim. Próby ze szklanką dokonano 4 razy, gdyż dopiero
przy silnym uderzeniu po raz czwarty spadła na ziemię i zbiła się. Sędziowie
przysięgli siedzący w jadalni oświadczyli na zapytanie Przewodniczącego,
że słyszeli słaby dźwięk rozbijanego jakiegoś naczynia szklanego. W kilka
sekund po zbiciu szklanki oskarżona na polecenie Przewodniczącego wybiła
ręką w dwóch rękawiczkach szybki w oknie zewnętrznym werandki, jedną
tuż przy klamce i drugą wyżej. Pierwsze wybicie nastąpiło przy otwartych,

96
drugie zaś przy zamkniętych drzwiach między sypialnią oskarżonej a jadalnią.
Pierwsza szybka została wybita za drugim uderzeniem od wewnątrz, druga
za trzecim od zewnątrz. Przysięgli oświadczyli, że dźwięk rozbijanej szyby
za pierwszym i drugim razem był bez porównania silniejszy, niż dźwięk
zbitej szklanki, i dawał charakterystyczny brzęk spadających wielu odłamków
szkła. Wobec uwagi oskarżonej, że brzęk szyb musiał być słabszy, gdyż w jej
sypialni były meble, a między drzwiami werandki poduszki, Trybunał po­
stanowił ponowić próbę na drugi dzień przy odpowiednim urządzeniu.
Staś Zaremba zapytany przez Przewodniczącego czy wrażenia akustyczne,
odniesione krytycznej nocy, przypominają obecnie brzęk zbitej szklanki, czy
zbitej szyby oświadczył, że brzęk rozbijanego szkła, który słyszał krytycznej
nocy, był taki sam jak brzęk rozbitych dzisiaj szyb.
Następnie ustawiono pianino i drzewko na miejscach, które wskazał Staś,
i stwierdzono, że lampa elektryczna przy budynku żandarmerii pali się.
Oskarżona stanęła przed szklanymi drzwiami werandy ubrana w brązowe
futro. Zgaszono wszystkie światła w jadalni. Nastąpiła zupełna ciemność.
Lampa od żandarmerii rzuca słabe światło. Noc była bezksiężycowa, śniegu
na przestrzeni okalającej willę Zaremby nie było.
Świadkowie Staś i Henryk Zaremba oraz F. i R. oświadczyli, że pokaz
odbywa się w zupełnie innych warunkach świetlnych i atmosferycznych niż
panowały krytycznej nocy, gdyż wtedy na skutek obfitego śniegu było znacznie
widniej, a także i odblask lampy elektrycznej od żandarmerii był silniejszy.
Członkowie Trybunału i przysięgli obserwują z miejsca wskazanego przez
Stasia w jadalni przez szyby obu szklanych drzwi oskarżoną stojącą na
werandzie. Wedle ich relacji nikt z obserwujących nie poznał, że tam stoi
oskarżona, a tylko kilka osób widziało sylwetkę człowieka stojącego i przesu­
wającego się. Zapytany przez Przewodniczącego Staś Zaremba oświadczył,
że w tej chwili nie poznaje oskarżonej, jednak krytycznej nocy ją poznał,
«bo było całkiem inaczej», przez co rozumie inne warunki świetlne i atmo­
sferyczne.
W następnym dniu stosownie do wniosku obrony przystąpiono do ponow­
nego zbadania drzwi wiodących z hallu na werandę oraz ustalenia, w jaki
sposób były one otwarte krytycznej nocy. Okazało się, że drzwi zewnętrzne
mają w środkowej kwaterze kryte rygle, a na obu bocznych kwaterach —
niekryte zasuwy od wewnątrz. Świadek R. wyjaśnił, że po przybyciu do
willi krytycznej nocy widział kryte wewnętrzne rygle odsunięte. Dalsze za­
suwy w bocznych kwaterach były zasunięte. Zamek od drzwi był całkiem
wpuszczony. Górny rygiel zewnętrznych drzwi zachodził do otworu, dolny
zaś nie był spuszczony, ponieważ w ziemi otworu nie było. Drzwi były wówczas
półotwarte. Na listwie nie było żadnych śladów gwałtownego otwierania drzwi.
Gdyby ktoś gwałtownie drzwiami szarpnął, powstałby dobrze słyszalny trzask
i zamek byłby wysunięty. Wobec tego, zdaniem świadka R., otwarcie drzwi
można było wytłumaczyć tylko upozorowaniem gwałtownego otwarcia.
Zaremba wyjaśnił R. krytycznej nocy, że nikt nie przekręcał klucza w zamku
po wypadku. Następnie Henryk Zaremba okazał, że zastał jedną kwaterę
drzwd na oścież otwartą, przy czym w obecności doktora Cs. zauważył, że
kryte zasuwy były odsunięte.
Następnie wypuszczono psa z budy, zatrzymując go w ogrodzeniu. Każdy
przysięgły oraz czlonkowde Trybunału podchodzili do ogrodzenia i obserwo­
wali zachowanie się psa. Pies w pewnych chwilach szczekał i rzucał się na
siatkę. Gdy oskarżona przystąpiła do ogrodzenia, pies w pierwszej chwili
krótko szczeknął, jednak następnie, gdy’ zawołała «Luxiu, Luxiu», uspokoił
się szy’bko i wyszedł na jej rozkaz do budy.

Wybrane przypadki 7 97
Z kolei członkowie Trybunału i przysięgli sprawdzili, czy jest możliwe zo­
baczenie posągu naprzeciw werandy z miejsca, w którym krytycznej nocy stał
Staś i miał poznać Gorgonową, przy drzwiach z hallu na werandę otwartych
w sposób podany przez Zarembę. Okazało się, że z tego miejsca figura nie
jest widoczna, gdyż zasłaniają ją ramy drzwi.
Następnie udano się jeszcze raz do piwnicy dla obejrzenia jej stanu, przy
czym stwierdzono, że część piwnicy, gdzie stoi kocioł, jest nadal silnie za­
moknięta.
Zbadano również drogę z willi Zaremby do domu dr Cs. Czynność tę roz­
poczęto z udziałem oskarżonej, która wskazywała drogę Przewodniczącemu.
Po przebyciu około połowy drogi obrońca dr Axer sprzeciwił się temu i za­
kazał oskarżonej iść dalej. Na skutek tego przemierzyli drogę członkowie
Trybunału i przysięgli bez udziału oskarżonej i jej obrońcy. Idąc przeciętnym
krokiem przebyto ją w 6 minutach i 58 sekundach, odmierzonych stoperem
przez biegłego dr Jankowskiego. W chwili rozpoczęcia drugiego marsza
obrońca dr Axer odezwał się: «teraz będzie bieg maratoriski». W związku
z jego zachowaniem się podczas całej tej czynności Trybunał skazał dr Axera
na grzywnę w kwocie 100 zł.
Wobec tego, że oskarżona zarzuciła, iż pokaz tłuczenia szyb odbył się
poprzedniego dnia w innych warunkach, niż krytycznej nocy, gdyż wówczas
między drzwiami werandowymi były poduszki, które niezawodnie tłumiły
brzęk szkła, przeto w myśl poprzedniego postanowienia Trybunału przystą­
piono ponownie do przeprowadzenia tego pokazu. W tym celu wsadzono
między drzwi poduszki i polecono oskarżonej, by z czajnikiem w ręce zbiła
szybę w drzwiach tak, jak to wedle jej twierdzenia miało miejsce krytycznej
nocy. Drzwi od sypialni oskarżonej do jadalni zamknięto. W jadalni zgroma­
dzili się przysięgli, członkowie Trybunału i strony. Oskarżona dokonywała
pokazu pod kierunkiem Przewodniczącego. Przysięgli stwierdzili, że szkło
wybitej szyby znalazło się na werandce na zewnątrz drzwi oraz że w jadalni
słychać było dobrze brzęk rozbitych szyb, mimo że drzwi były zamknięte.
Także Staś Zaremba zapytany przez Przewodniczącego podał, że brzęk,
który słyszał krytycznej nocy, odpowiadał brzękowi wybijanych obecnie szyb.
Nadto w Brzuchowicach zostali przesłuchani różni świadkowie, m. in. sędzia
śledczy K., funkcjonariusze policyjni Sz., R., ogrodnik Zarański i jego żona.
Zarańscy zeznali zgodnie, że przed przyjazdem Tiybunału oglądali piwnicę
i zastali ją zupełnie suchą. Zarański zeznał ponadto, że także przez cały czas
pracy w willi, tj. od października 1932, wody w piwnicy nie widział, żadnej
wody zaskórnej tam nie ma.
Dalszy ciąg rozprawy odbywał się w Krakowie. Przesłuchano licznych
dalszych świadków na okoliczności stosunków panujących w domu Zaremby
oraz stosunku Gorgonowej do Lusi i Zaremby. Ponadto Trybunał na wniosek
obrony postanowił dopuścić dowód z oględzin piwnicy w willi Zaremby
przez sędziego śledczego we Lwowie z udziałem biegłego celem wydania
opinii, czy w piwnicy tej, zwłaszcza w okolicy kotła do centralnego ogrze­
wania. istnieje woda zaskórna oraz zażądać wyjaśnień z Instytutu Meteorolo­
gicznego Politechniki we Lwowie oraz Komendy Lotniska Wojskowego we
Lwowie co do warunków atmosferycznych krytycznej nocy i w okresie tygodnia
przed 31 grudnia 1931 r.
W dniu 28 marca 1933 docent Uniwersytetu Jagiellońskiego, dr medycyny
i filozofii Marcin Zieliński, który przeprowadził badanie psychologiczne
Stanisława Zaremby, celem stwierdzenia «stopnia spostrzegawczości i prawdo­
mówności ze względu na wiek dziecinny i obarczenie dziedziczne», wydał
następującej treści opinię:

98
Na zasadzie analizy psychologicznej czynności psychicznych, która wraz
z charakterystyką rozwoju osobniczego i oświetleniem dziedziczności psycho­
logicznej, może dać nam całokształt struktury psychicznej i osobowości
badanego, stwierdzam, że Stanisław Zaremba, lat 15, przy prawidłowo
rozwiniętej budowie, o rysach asteniczno-atletycznych przedstawia obraz
psychiki odpowiadającej przeciętnej normie tego wieku pod względem roz­
woju intelektualnego i uczuciowości. Dla uwypuklenia właściwości badanego
trzeba podkreślić bystrość spostrzegania zmysłowego, zwłaszcza wzrokowego
również w dziedzinie barw, sprawność uwagi trwale i równo działającej,
jako dobrej podstawy do zapamiętywania i pamięci. W pewnym przeciwień­
stwie do tak znacząco rozwiniętych zdolności spostrzegania, zapamiętywania
i pamięci, stoi niżej jakość skojarzeń, wolniejsze tempo kombinowania i do­
chodzenia do syntetycznych wniosków, co jednak razem pod względem
poziomu myślenia osiąga wiek inteligencji lat 15 wedle skali metrycznej
Bineta. Uczuciowość jego mało ekspresywna i raczej jednostronna, o tempera­
mencie flegmatycznym, nie podlega większym wahaniom, nie zdradza
w każdym razie żadnych odchyleń chorobowych. Na tle tego rodzaju uczu­
ciowości, nie rozwija się jak widzimy w tym wypadku sugestywność u osobnika,
obdarzonego wybitną sprawnością spostrzegania i pamięci.
Sprawa wieku badanego, który stoi na przełomie okresu dziecięcego i mło­
dzieńczego, nie odgrywa większej roli w charakterystyce jego osobowości,
a tu właśnie wypada podnieść realne i konkretne nastawienie uczuciowości
wobec przypisywanego ogólnie wiekowi dojrzewania-rozbudzenia wyobraźni.
Obarczenie dziedziczne, w szczególności wpływ choroby matki na umy-
słowość badanego, nie zaznaczyły się w dotychczasowym jego życiu. Schorzenie
psychiczne matki zalicza się do rzędu konstytucyjnych, a więc dziedzicznie
uwarunkowanych spraw chorobowych, ale nie posiada cech, jak zresztą
także inne cierpienia konstytucyjne psychiczne, bezpośredniej dziedziczności.
Podobieństwa psychologiczne z matką mieszczą się w granicach typu charak-
teriologicznego, nie odbiegającego od normy.
Jeżeli w świetle przeprowadzonej charakterystyki psychologicznej przy­
stąpimy w myśl zlecenia Sądu Najwyższego do oznaczenia «stopnia spostrze­
gawczości i prawdomówności świadka Stanisława Zaremby ze względu na
wiek dziecinny i obarczenie dziedziczne», to przeprowadzone badania
z uwzględnieniem danych dziedziczności i rozwoju osobniczego pozwalają
przyznać wymienionym właściwościom należyte ugruntowanie i uzasadnienie
psychologiczne w osobowości badanego.
Stopień spostrzegawczości badanego należy uważać za bardzo dobry wobec
odpowiedniej sprawności spostrzegania zmysłowego, uwagi i zapamiętywania.
Dla oświetlenia elementów psychologicznych prawdomówności prawidłowa
spostrzegawczość badanego jako zdolność wiernego odtwarzania rzeczywistości
ze swoją przewagą nad darem kombinacyjnym i syntezą myślową, nie jest
bez znaczenia i nie może być pominięta. Sprzężone w tym wypadku z roz­
rostem spostrzegawczości ubóstwo wyobraźni i skupienia zainteresowań około
rzeczy konkretnych nie stanowią podatnego materiału dla zmyślania i kłamli­
wości, a także obserwacja badanego w czasie doświadczeń, rozprawy w Kra­
kowie i w Brzucho wicach nie dostarczyła jakichkolwiek spostrzeżeń i poszlak
w tym kierunku.
Następnie wspólnie z dr Jankowskim złożyliśmy na podstawie przepro­
wadzonego badania psychiatrycznego i obserwacji Stanisława Zaremby
w czasie dotychczasowej rozprawy oraz na podstawue studium akt sprawy
obszerne sprawozdanie z następującą końcowrą opinią:
1. Stanisław Zaremba jest psychicznie zdrowym, prawidłowo rozwiniętym

7* 99
młodzieńcem, u którego także żadnych znamion cielesnego czy też psychicz­
nego zwyrodnienia się nie stwierdza.
’ ’-'w-• ny
*.i ładnych danych do przypuszczenia, aby Stanisław Zaremba
cierpią ue \ 'o wiek na jakieś sporadyczne, przemijające zaburzenia świado-
ni<yC1p Ja S ^olwuek inne wyjątkowe stany psychiczne.
• a , ze Stanisław Zaremba pochodzi z matki notorycznie psychicznie
c orej me zaznaczył się dotychczas w jego psychice w żaden ujemny sposób,
w szczego nosci - żadnym zwyrodnieniem psychicznym. .
° nosc Stanisława Zaremby do robienia spostrzeżeń jest zupełnie
prawi O"a, zwolnione jest tylko wypowiadanie się, czyli formułowanie tych
spostrzeżeń w mowie, a także tok jego myślenia i zdolność kombinacji. ,
ec y te jednak mają znaczenie pewnej odrębności czy też właściwości
charakterologicznej i nie mogą być żadną miarą interpretowane w znaczeniu
jakiegokolwiek zamącenia czynności psychicznych.
o. W tym stanie rzeczy nic nie stoi na przeszkodzie przesłuchaniu Stani-
s awa Zaremby w. charakterze świadka pod przysięgą.
o. Badany Stanisław' Zaremba bowiem jest w zupełności zdolnym do ze­
znania prawdy przedmiotowej, ze stanowiska psychiatrycznego rzecz biorąc.
Ocena natomiast wiarygodności zeznań Stanisława Zaremby, jako prze­
kraczająca kompetencję biegłych lekarzy, pozostawiona być musi samemu
Sądowi jako instancji do takiej oceny jedynie powołanej.
Z polecenia Sądu przeprowadziliśmy także z dr Jankowskim wielomie­
sięczną obserwację i badanie psychiatryczne Gorgonowej i złożyliśmy z nich
bardzo obszerne sprawozdanie, zawierające następującą końcową opinię:
Studium akt, badanie stanu psychicznego, wielomiesięczna obserwacja
stanu umysłowego oskarżonej Gorgonow'ej w więzieniu oraz 3-tygodniowa
obserwacja jej zachowania się w' czasie rozprawy głównej, upoważniają do
stanowczego wmiosku, że oskarżona jest w zupełności psychicznie zdrową
obecnie i że w jej życiu nie znajduje się nigdzie takich epizodycznych choćby
momentów, które by pełną wartość jej władz psychicznych mogły były pod­
dawać w jakąkolwiek wątpliwość. Przez całe swe życie nie ulegała ona nigdy
żadnym wyjątkowym stanom psychicznym przejściowym, nie cierpiała i nie
cierpi na żadne urojenia czy złudzenia zmysłowa, nie zdradza żadnych
znamion niedorozwoju lub zwyrodnienia.
Jest ona osobą o inteligencji stosunkowo wysokiej, umyśle bystrym, kry­
tycznym, spostrzegawczym, obdarzoną sprawnością psychiczną i orientacją
niezwykłą, pozwalającą jej nawet w najtrudniejszych sytuacjach na logiczne
i pewne uchwycenia myśli.
Uderzającą jest jej siła i odporność psychiczna, z jaką wytrzymuje cci
trzech przeszło tygodni napor ciężkiego oskaiżenią, me załamując się ani
na chwilę i to po 15 miesiącach więzienia śledczego.
Inteligencja i bystrość jej umysłu zasługują na tym mocniejsze podkreślenie,
że zapas jej wiadomości szkolnych jest stosunkowo bardzo ubogi, czemu się
zresztą i dziwić nie można, skoro całe jej wykształcenie ograniczało się jedynie
do kilku lat nauki klasztornej w Sarajewie. .
Pomimo to wrodzonym sprytem, inteligencją i bystrą orientacją potrafi
ona zawsze swe braki pokrywać, nie mając na ich usunięcie czasu czy ochoty.
Pamięć jej jest bardzo dobra, me wykazuje żadnych chorobliwych luk
,UOprócz?n\elektualnej strony psychiki oskarżonej M Gorgonowej należy
• szczególnie uwzględnić stronę uczuciową i nastrojową. Zachowanie
jeszcze ' ? prawy a także i stan aktów' dowodzą, ze badana jest osoba
nami“nSh, usposobieniu gwałtownym, wybuchowym, przy

100
czym jednak wybuchy te, nawet w formie ostrej, nie wkraczają w granice
patologiczne.
Sądząc z tego, co nam wiadomo o kobietach na Bałkanie, oskarżona nie
odbiega od typu kobiecego pospolicie tam spotykanego i odznacza się właści­
wościami charakterologicznymi wspomnianymi wyżej, które mąż jej w liście
z Ameryki do Sądu we Lwowie pisanym przypisuje «gorącej krwi południowej».
Podnieść jeszcze należy, że sama oskarżona ma pełne poczucie zdrowia
psychicznego i że nigdy żadną chorobą psychiczną się nie broniła i nie broni,
a w czasie licznych badań i długiej obserwacji nie starała się na swoje władze
psychiczne rzucić jakikolwiek cień lub badających w jakiś sposób w błąd
wprowadzać, co się u kobiet psychiatrycznie badanych stosunkowo często
spotyka.
W ten sposób uznajemy M. Gorgonową za psychicznie zupełnie zdrową
i za czyny swoje w zupełności odpowiedzialną.
W dniu 31 marca 1933 wydawał opinię jako biegły z zakresu kryminali­
styki i kryminologii inspektor P. P. Piątkiewicz co do oddawania kału w miej­
scu popełnienia przestępczego czynu. Działają w takich przypadkach następu­
jące momenty: naturalna potrzeba, zabobon, że dopóki kał jest ciepły, to
przestępca jest bezpieczny, złośliwe uszkodzenie miejsca popełnienia czynu.
Skoro kał był oddany przy samej ścianie, to musiało to nastąpić w pozycji
półstojącej. Kryminologia właściwie nie zna tzw. morderców zawodowych.
Obserwacje robiono tylko na zawodowych włamywaczach. Kryminologia nie
zna takich wypadków, aby morderca (nie rabunkowy) zostawił kał na miejscu
zbrodni. Niemcy pozostawiają kał w kącie pokoju lub pod oknem, a Francuzi
i Włosi — na łóżku. Ścisłej granicy terytorialnej nie da się jednak przepro­
wadzić, ponieważ wpływy i zwyczaje z jednych państw rozszerzają się na
kraje sąsiednie. Następnie na pytanie obrony co do znanych w świecie prze­
stępców sposobów unieszkodliwienia psa, podał biegły, że znane są różne
sposoby. Najlepszym sposobem na ostrego psa jest posmarowanie butów
i spodni wydzieliną suki; wtedy pies obwąchuje człowieka i nic mu nie zrobi.
Jeżeli zaś chodzi o psa mniej złośliwego, najprostszym sposobem jest «przeku-
pienie go», np. kiełbasą.
Na dalsze pytania obrony, czy pies reaguje na zapach świeżej krwi, jeżeli
ma dostęp do miejsca, gdzie ta krew pozostaje, podaje biegły, że zależy to od
odżywiania i przyzwyczajenia psa. (Pies przeważnie powinien lubić świeżą
krew). Jeżeli tego przyzwyczajenia nie ma, to gdy pies nie ma dostępu do
miejsca, skąd czuje krew — nie szczeka, ale możliwe jest u niego pewne pod­
niecenie.
Biegłemu okazano odłamki zbitej szyby werandki z pokoju oskarżonej.
Po oglądnięciu biegły oświadczył, że widzi kawałki szyby z kitem, na której
są charakterystyczne wyłamania muszelkowate po stronie listewki. Wynika
z tego, że szyba została uderzona od strony kitu, czyli jeżeli kit znajdował się
od strony zewnętrznej, to i uderzenie nastąpiło od zewnątrz. Na pytanie
obrony, po której stronie padają odłamki szkła przy uderzeniu z zewnątrz,
podał biegły, że odłamki mogą padać w obie strony, ale przeważnie padają
w stronę kierunku uderzenia. W stronę przeciwną mogą zaś wtedy padać,
gdy szyba zostanie wybita np. łokciem, który cofając może za sobą pociągnąć
parę kawałków wybitej szyby.
W dniu tym Trybunał postanowił zaprzysiąc Stanisława Zarembę i prze­
słuchać go jako świadka, który po prawnym upomnieniu, pouczeniu i za­
przysiężony zeznał na pytania Przewodniczącego: Słyszał, że przychodzili
różni panowie do Brzuchowic, niektórych sam widział, ale ich nie znał.
Świadek widział zaadresowane koperty oskarżonej do różnych panów, które

101
to koperty znalazła siostra. Raz też przyjechał do Brzuchowic jeden pan i gdy
ojciec nadchodził, świadek zwrócił uwagę oskarżonej, żc ojciec idzie, po czyni
ten pan wyszedł drugą furtką. Słyszał pogróżki oskarżonej skierowane do Lusi.
Oskarżona mówiła: «Ty małpo», innym razem znowu «ja wam zrobię niedługo
wielką tragedię», a następnie «pójdziesz na Kulparków i zobaczymy co z tobą
będziew. Oskarżona podjudzała ojca przeciw Lusi opowiadając, żc ta chodzi
z chłopcami, co jednak było nieprawdą. Innym razem po kłótni w Brzucho-
wicach prosiła świadka, aby przesunął stolik przed drzwi u wylotu schodów
tak, że gdyby ktoś szedł musiałby go trącić. Było to mniej więcej rok przed
wypadkiem. Podczas jakiejś kłótni znowu oskarżona krzyczała, że wszystkich
pozabija — w ogóle kłótni takich było wiele.
Krytycznego wieczoru Romusia chciała spać z Lusią, ale oskarżona nie
pozwoliła i w końcu ojciec wziął Romusie do siebie. Owej nocy zbudził się
na skutek skowytu psa, wołał kilka razy na siostrę, gdy nie usłyszał odpo­
wiedzi, wstał, zbliżył się do szyby i zobaczył postać, którą z początku uważał
za Lusię. Gdy jednak postać ta się nie odzywrała, w zdenerwowaniu walił
pięścią w szybę, po czym postać stojąca między choinką a pianinem wysunęła
się na werandę. Po ruchach, po kształtach, po włosach, po futrze i po pod­
niesionym kołnierzu poznał, że owrą postacią jest oskarżona. Gdy zobaczył
postać za pierwszym razem, to ona nie ruszała się, stała w miejscu, a gdy się
wysunęła to nie widział, aby otwierała drzwi od werandy. Drzwi zatem
musiały być widocznie otw'arte. Pobiegł do pokoju siostry, zauważył, że
poduszka, która leżała na nogach, teraz leżała na głowic Lusi. Gdy poduszkę
odsunął i złapał Lusię za głowy, zobaczył, że jest bezwładna. Uświadomił
sobie, iż siostra została zabita. Na chwilę zrobiło mu się słabo. Jednak zaraz
pobiegł po ojca krzycząc, że Lusia zabita, a gdy znajdował się obok kominka
w jadalni, usłyszał brzęk szkła. Brzęk ten odpowiadał brzękowi przy próbie
zbicia szyby podczas oględzin w Brzuchowicach.
Na progu pokoju między jadalnią a pokojem oskarżonej zobaczył ojca,
który był w bieliźnie oraz oskarżoną, która była już w futrze. Wraz z ojcem
pobiegli do pokoju Lusi, a oskarżona szła za nimi i stanęła na progu pokoju
Lusi. Świadek i ojciec ratowali Lusię.
Wspólnie z T. badali ślady na śniegu; były to małe ślady, znać było samą
podeszwy. Badali oni również ogrodzenie dookoła po stronie wewnętrznej
i zewnętrznej oraz okna w pokoju Lusi — ale żadnych śladów' nie znaleźli.
O tym, że w owej sylwetce poznał oskarżoną, opowiedział najpierw Kamiń-
skiemu, potem R. i jakiemuś żandarmowi. Krytycznego wieczoru, gdy oskar­
żona leżała w łóżku, przechodził przez jej pokój i zauważył, że oskarżona
miała na sobie koszulę kolorową z odcieniem seledynowym. Drzwi od w'erandy
zamykała zazwyczaj Lusia; czy i tej nocy zamknęła drzwi, tego nie wie. Gdy
po morderstwie wszyscy stali na werandzie, oskarżona oddaliła się na jakie
pół godziny. W każdym razie nieobecność jej trwała dłużej aniżeli kwadrans.
Świecę w lichtarzu widział zawrze na toaletce w pokoju oskarżonej. Także
krytycznego wieczoru, gdy wracał do swego pokoju idąc przez sypialnię
oskarżonej, widział świecę w tym lichtarzu w pokoju oskarżonej.
Na rozprawie w dniu 1 kwietnia 1933 odczytano pismo Obserwatorium
Politechniki Lwowskiej z danymi meteorologicznymi dla Lwowa za czas od
23. XII. do 31. XII. 1931 następującej treści: «W ciągu tych dni księżyc
świecił przez całą noc, wschodząc coraz później. Dnia 24 grudnia była pełnia,
a w nocy z 31 grudnia 1931 na 1 stycznia 1932 ostatnia kwadra. Ponieważ
dnia 30 grudnia księżyc wschodził około północy i był blisko ostatniej kwadry,
a niebo było zachmurzone, przeto noc była dość ciemna, rozjaśniona jednak
pokrywą śnieżnąw. Pismo Posterunku Meteorologicznego przy 6. Pułku

102
Lotniczym we Lwowie podało, «że noc z 30 na 31 grudnia 1931 nic była
księżycowa tylko dość jasna, pomimo drobnych opadów śnieżnych, wskutek
średniej postawy chmur i pokrycia gruntu szatą śnieżnąw.
Następnie biegły sądowy z dziedziny hydrotechniki inż. Kazimierz P.,
który dokonał badania piwnicy Zaremby, przedłożył obszerne sprawozdanie
z przeprowadzonych badań i wydał następującą opinię: W piwnicy nie istnieje
woda zaskórna. Powierzchnia podłogi piwnicy leży 1,198 m powyżej zwier­
ciadła wody znalezionego w basenie w czasie wizji lokalnej, a 1,618 m po­
wyżej dna basenu. Zwierciadło wody zaskórnej leży 1,223 m poniżej dna
piwnicy. Stwierdzam, że woda zaskórna nie mogła się dostać do piwnicy,
a ponadto, że dno piwnicy swoją konstrukcją (warstwa asfaltu) zabezpiecza
ją dostatecznie przed dostaniem się do niej wód zaskórnych. Wobec po­
wyższego również w nocy z 30 na 31 grudnia 1931 woda zaskórna w piwnicy
znajdować się nie mogła. Piwnica w obecnym stanie jest sucha. Na pytanie
sędziego przysięgłego, czym wytłumaczyć, że w czasie oględzin sądowych
część piwnicy, w której znajduje się kocioł, była zupełnie mokra, biegły podał,
że woda ta mogła być tylko pochodzenia zewnętrznego, a wykluczone jest,
aby to była woda zaskórna.
W tymże dniu obducenci doc. D. i dr P. wydawali opinię co do obrażeń na
ciele Lusi, prócz obrażeń jej części płciowych. Co do przyczyny śmierci
denatki obaj biegli powtórzyli opinię podaną w protokole sekcyjnym oraz
podali zgodnie, że denatka mogła skończyć zupełnie bez krzyku oraz że
kolejność urazów może być podana tylko z prawdopodobieństwem; pewności
nie ma, jak razy po sobie nastąpiły. Biegłym okazano dżagan, przy czym
dr P. podał na pytanie Przewodniczącego, że dżaganem tym mogły być
zadane takie obrażenia, jakie miała denatka. Co się tyczy siły, z jaką mogły
być te obrażenia zadane, to potrzeba nieznacznej siły, ponieważ dżagan waży
przeszło 2 kg i zadane nim razy z większą siłą spowodowałyby pogruchotanie
czaszki. Doc. D. wyjaśnił, że jeżeli chodzi o dżagan jako o narzędzie zbrodni,
to należy zaznaczyć, że dżagan jest ciężki, waży przeszło 2 kg. Jeżeli tego
rodzaju narzędziem uderza się w głowę, to zwykle przychodzi do załamania,
a czasem nawet do pogruchotania kości czaszki. Jeżeli jednak takim narzę­
dziem uderza się z niedużej odległości, z nieznaczną siłą, to wówczas można
wywołać obrażenia bez zmian w kościach czaszki. Z tego więc względu dża-
gana nie wyklucza. Dużą jednak wątpliwość nasuwa rana po lewej stronie
głowy, połączona z równym linijnym, bardzo wąskim draśnięciem kości.
Tego rodzaju draśnięcie może powstać przez uderzenie ostrą krawędzią ja­
kiegoś przedmiotu, może również powstać przez pociągnięcie po powierzchni
kości jakimś ostrym wystającym szczerbem. Dżagan posiada wszystkie kra­
wędzie tępe i dlatego wyklucza się wywołanie tej rany krawędzią dżagana.
Można jednak tutaj brać pod uwagę jakiś wystający szczerb. Szczerby w dża-
ganie są przeważnie przytępione i tego rodzaju równe draśnięcie linijne,
wprawdzie nie jest wykluczone, ale trudne jest jego powstanie, ponieważ
linia draśnięcia może być nierówna. Z tego względu jest mało prawdopodobne,
ażeby rana ta została wywołana dżaganem. Należy stwierdzić, że na dżaganie
nie stwierdzono śladów krwi. Był on pokryty starą ciemną rdzą, nigdzie nie
było widać śladów, jakby świeżej, jasnożółtej rdzy. Jeżeli przedmiot żelazny
powala się krwią i po pewnym czasie wrzuci do wody, krew częściowo ulega
rozpuszczeniu, częściowo w miejscach zetknięcia z powierzchnią przedmiotu
rozkładowi, tworząc jakby powłokę jasnożółtej rdzy, częściowo, zwłaszcza
w zagłębieniach, pozostaje nie zmieniona, a czasem nawet po 40 godzinach
leżenia przedmiotu w wodzie krew można wykazać spektralnie. Na
dżaganie nie znaleziono śladów krwi, był pokryty ciemną, starą rdzą,

103
z tego więc względu jest mało prawdopodobne, aby dżagan był narzę­
dziem zbrodni.
Na uwagę Przewodniczącego, że oświadczenie doc. D. niezupełnie pokrywa
się z opinią dr P., ten ostatni podał, że jego zdaniem, jeżeli dżagan leżał przez
8 godzin w wodzie oraz mógł być przedtem z krwi dokładnie otarty i oczysz­
czony za pomocą wody i szmaty, to daje to powód do przypuszczenia, że krew
z niego mogła być usunięta. Doc. D. zaznaczył, że to oczyszczenie musiałoby
być bardzo dokładne, musiałoby być uczynione mokrą chustką, przy równo­
czesnym użyciu wody, bo jednorazowe nie wystarcza i zawsze pozostawia
smugi.
Sekcja zwłok odbywała się z udziałem obu biegłych i protokół obaj pod­
pisali. Odczytano opinię dodatkową, podpisaną przez obu biegłych oraz na
zgodny wniosek stron — opinię obu biegłych, złożoną na rozprawie głównej
we Lwowie. Doc. D. wyjaśnił, że to co słyszał obecnie z protokołu rozprawy
jest skrótem, przy którym zaszła pomyłka, ponieważ zeznał, że krzepnięcie
trwa kilka minut, a nic sekund. Nie widzi on sprzeczności między protokołem
podpisanym przez niego i dr P., a obecnymi ich zeznaniami. Na pytanie
sędziego przysięgłego, czy sprawca uderzył dżaganem silnie, czy też słabo,
podał, że jeżeli się przypuści, iż rany zostały zadane dżaganem, to uderzenie
mogło być zadane z niedużej odległości i z niedużą siłą. O ile by krew na
dżaganie była, to przez to, że dżagan tarzano w mule i wyciągano po ścianie
basenu — krew ta nie byłaby zeszła, poza tym dżagan był chropowaty,
a krew pozostaje nawet na płaskich powierzchniach.
Przy sekcji nie robiono pomiarów długości ran i nie przymierzano narzędzia
zbrodni, ponieważ rany po śmierci się zmieniają. I tak żadna z ran nie odpo­
wiada ani grubości ani szerokości ostrza lub krawędzi dżagana.
Na pytanie, czy temperatura wpływa na krzepnięcie krwi, biegły wyjaśnił,
że w tym wypadku chodzi o przyspieszone krzepnięcie krwi, a to z tego względu,
że krew po zadawaniu ran mieszała się z sokiem tkankowym, w którym są
czynniki znacznie przyspieszające krzepnienie krwi.
Wątpliwość czy czwarta rana została zadana dżaganem, wyrazili oni w proto­
kole sekcji, ponieważ jest tam warunkowo powiedziane —jeżeli się przyjmie
dżagan jako narzędzie zbrodni. Biegły robił szereg doświadczeń, od czasu gdy
napisali protokół sekcji aż do czasu rozprawy we Lwowie, i dlatego tam wyło­
niły się dopiero te wątpliwości, o których w śledztwie nie mówił. Doświad­
czenia robił różnymi przedmiotami żelaznymi, różnej wielkości, o powierzch­
niach gładkich i nierównych z zagłębieniami. Brał pod uwagę czas pozostania
w wodzie danego narzędzia, uwzględniał rozmaity skład wody i różną tempe­
raturę, oczywiście poprzednio dane narzędzie zostało posmarowane krwią.
Doświadczenia te robił nie tylko dżaganem, który pochodził z willi Zaremby,
ale z innymi przedmiotami żelaznymi, miał nawet do dyspozycji dżagan
zbliżony do tego dżagana z willi. Brał także pod uwagę różne gatunki żelaza
czy stali.
Zmiana sposobu trzymania dżagana przy zadawaniu ran przez-sprawcę
jest możliwa. Kierunku uderzeń nie da się stwierdzić. Sprawca musiałby
trzymać dżagan w środku. Wówczas oprócz siły uderzenia musiałby działać
i ciężar dżagana.
W końcu podał na pytanie Prokuratora, że gdyby dżagan, jak to już wspo­
mniał, był dokładnie oczyszczony z krwi, to może na nim nie być śladów krwi.
Przez dokładne zmywanie wodą, przy pomocy chustki, można przedmiot
tak oczyścić, że potem krew się na nim nie znajduje.
Doc. D. na pytanie Prokuratora wyjaśnił, że inne obrażenia denatki, oprócz
draśnięcia linijnego po prawej stronie głowy, nie budzą wątpliwości co do

104
użycia dżagana jako narzędzia zbrodni. Eksperymenty swoje co do rysów
na czaszce robił na zwłokach i na zwierzętach.
Na pytanie czy gdy powalał przedmiot cienką warstwą krwi i włożył go do
wody — znajdował potem spektralnie krew, wyjaśnił, że aby wykazać spek­
tralnie krew musi ona przed wrzuceniem do wody skrzepnąć w grubszej war­
stwie. Można spektralnie krwi nie wykazać, jeżeli przedmiot wrzuci się do
wody przed skrzepnięciem krwi, ale ślady jasnej rdzy spotyka się na przed­
miocie bez względu na czas wydobycia przedmiotu od chwili wrzucenia go
do wody. Biegły przeprowadził przeszło 300 doświadczeń i w żadnym wypadku
nie zdarzyło się, aby tej jasnej rdzy na przedmiocie nie było, nie wyklucza to
jednak ewentualności, że mogą zajść jakieś warunki specjalne, w których śla­
dów tych nie będzie. W rdzawych plamach na dżaganie spektralnie krwi
nie wykazano.
Na pytanie Prokuratora, czy obrażenia zadane na kościach czaszki po
śmierci musiałyby tak samo wyglądać, jak zadane za życia przy użyciu tego
samego narzędzia, podał biegły, że obrażenia na głowie zadane za życia
połączone są z podbiegnięciem krwawym tkanki. Po śmierci zaś obrażenia te
nie wykazują podbiegnięcia krwawego.
Na pytanie Prokuratora skierowane do dr P., dlaczego nie miał wątpli­
wości co do tej czwartej rany, tj. draśnięcia linijnego kości czaszki w czasie
sekcji, a wątpliwości te wyszły na jaw dopiero na rozprawie głównej, podał,
że przy sekcji obaj biegli byli zdania, że wszystkie obrażenia mogły powstać
pod działaniem dżagana, jeśli jednak chodzi o wątpliwości, to mieli je od
początku i to jest też zaznaczone w stylizacji sentencji pierwszego orzeczenia.
Wątpliwości te wzmogły się w toku doświadczeń. Doc. D. pokazywał biegłemu
wyniki swych prób i doświadczeń.
Stłuczenie po prawej stronie, odpowiednie do rozległego sińca na skórze
i w tkance podskórnej, należy tłumaczyć urazami, działającymi w prawą
stronę.
Warunki doświadczeń, przeprowadzonych na zwłokach, są zasadniczo
prawic równe wynikom ewentualnych doświadczeń na żywych istotach.
Na pytanie obrony doc. D. podał, że:
1) czwarta rana połączona z Unijnym draśnięciem prawdopodobnie nie
pochodzi od uderzenia dżaganem,
2) ponieważ rezultat próby widmowej był negatywny, ma wątpliwość czy
dżagan został użyty jako narzędzie zbrodni,
3) kwestii plam rdzawych poprzednio nic poruszał, ponieważ musiał mieć
znacznie więcej doświadczeń ilościowych, aby móc poprzeć swoje zdanie.
W międzyczasie dokonał szeregu doświadczeń i podtrzymuje swoje twierdze­
nie, że niektóre przedmioty wykazywały krew, względnie nie wykazywały
krwi spektralnie, ale rdzawa plama była zawsze, jeżeli więc dżagan byłby
użyty jako narzędzie zbrodni, to po wrzuceniu go do wody musiałyby być
na nim ślady jasnej rdzy, a takich śladów na dżaganie nie było.
Wobec powyższych wątpliwości, jest rzeczą mało prawdopodobną, ale nie
wykluczoną, że dżagan był narzędziem zbrodni. Jeżeli tego rodzaju ciężkim
narzędziem uderzy się w czaszkę, to może przyjść do złamania kości czaszki,
ale jeżeli się tym narzędziem uderzy z niedużej odległości i z niedużą siłą,
to można wywołać obrażenia bez złamania.
Na pytanie, skierowane do dr P. czy zgadza się z wywodami doę.D., podał
on, że nie zgadza się z opinią doc. D. co do tej czwartej linijnej rany, ponieważ
uważa, że ta rana z draśnięciem mogła też pochodzić od dżagana. Słów
użytych w swej opinii: «jest mało prawdopodobne, prawie wykluczone, by
ta czwarta rana była zadana uderzeniem dżagana» nie podtrzymuje tak sta­

105
nowczo, ponieważ to jest za silnie powiedziane. Uważa, że jest mniej prawdo­
podobne, aby rana ta powstała od działania dżagana, natomiast podtrzy­
muje wyrażenie, «że jest to możliwe». Na pierwszej rozprawie zbyt silnie
podkreślił wątpliwość co do powstania czwartej rany od dżagana. Z początku
przekonały go doświadczenia doc. D., następnie jednak po rozważeniu sprawy
i przeczytaniu odnośnej literatury doszedł do przekonania, że tych doświad­
czeń nie można uważać za ścisłe, ponieważ były przeprowadzane na zwłokach,
względnie na czaszkach wymacerowanych, a doświadczenia na zwłokach nie
odpowiadają wynikom, które można otrzymać w rzeczywistości na żywych
istotach. Rzeczy te są już znane i biegły zwracał uwagę doc. D., że jego do­
świadczenia nie odpowiadają rzeczywistości, ponieważ wykonywał je w wa­
runkach, które nie mogą dać wyników.
Na pytanie obrony, od czego zależy szybkość krzepnięcia krwi, podał doc. D.,
że jest to rzecz indywidualna, zależna od zewnętrznych warunków, np. zetknię­
cia się z nierówną powierzchnią. Co do doświadczeń zaznacza jeszcze, że nie
ma innych sprawdzianów, tym bardziej że wynik ich zgadza się z teorią.
Nalotu rdzy na żelazie wrzuconym do wody chemicznie nie badał. Doświad­
czenia swe przeprowadzał na różnych narzędziach. Przez oczyszczenie rozumie
mechaniczne pocieranie narzędzia ścierką przy pomocy wody. Demonstruje
narzędzia, na których przeprowadzał swe doświadczenia, i wyjaśnia sposób
przeprowadzenia tych doświadczeń. Różne narzędzia pociągał krwią, wrzucał
do wody o różnych temperaturach i wydobywał je w różnych odstępach czasu.
Na pytanie Przewodniczącego dr P. wyjaśnił, że na dżaganie powinno być
mało krwi, a jest to prawdopodobne dlatego, że rany były tłuczone. Doc. D.
nie zgodził się z tym twierdzeniem i podał, że na dżaganie powinna była być
gruba w'arstw’a krwi, ponieważ nastąpiło przecięcie naczyń krwionośnych,
przy'czym krew obficie tryska.
Z kolei ja wydałem następującej treści opinię:
Przewbd sądowy wykazał, że u denatki Lusi Zarembianki były poruszone
z pierwotnego położenia jedynie głowa oraz ręce, natomiast reszta ciała
pozostała nie poruszona aż do oględzin zwłok w dniu 31. XII. 1931 o godz.
3 po południu. A mianowicie Stanisław' i Henryk Zarembowie ruszali głową
denatki, próbując czy denatka żyje; Stanisław Zaremba wykonywał celem
ratowania denatki ruchy rękoma, robiąc sztuczne oddychanie; sierżant T.
badał tętno denatki; dr Cs. badał tętno na ręce i osłuchiwał serce. Na specjalne
w tym kierunku pytania wszyscy zeznali, że denatki od pasa w dół nie odkry­
wali i nie ruszali. O ile więc nie można wnioskować o pieiwvotnym położeniu
rąk i głowy denatki, ponieważ zostały one poruszone, o tyle można twierdzić,
że reszta ciała pozostała w pierwotnym położeniu aż do oględzin zwłok de­
natki. Położenie to zostało utrwalone na fotografii i szczegółowo opisane
w protokole oględzin. Z protokołu tego, a znajduje to potwierdzenie na zdjęciu
fotograficznym, wynika, że zwłoki leżą na wznak, prawa kończyna dolna wy­
ciągnięta, lewa zaś ułożona na zewnątrz, zgięta w' kolanie. Wszędzie utrzy­
mane stężenie pośmiertne. Od tyłu i z boku zwłok widoczne plamy pośmiertne.
Cała poduszka pod zwłokami zakrwawiona, a tak samo prześcieradło pod
zwiokami aż do kończyn dolnych powalane zeschłą krwią, która przeciekła
przez materace i którą widać na podłodze. Po odwróceniu zwłok ku ścianie
zauważono dwie duże plamy krwi na prześcieradle, oddalone od siebie
10 cm, dolna z otoczką jaśniejszą jakby od moczu. W protokole tym znaj­
duje się jeszcze opis obrażeń, który jednak z natury rzeczy jest dokładniejszy
w protokole oględzin i sekcji zwłok denatki.
Ponieważ oględziny i sekcja zwłok denatki oraz dodatkowe badania histolo­
giczne, mikroskopowe, mikrochemiczne i serologiczne zostały przeprowadzone

106
w Zakładach Medycyny Sądowej i Anatomii Patologicznej Uniwersytetu we
Lwowie bez zarzutu, w myśl ostatnich wymogów nauki, przeto ich wyniki
pozwalają na zupełnie pewne i stanowcze orzeczenie:
Denatka była osobą dobrej budowy, miernego odżywienia, wzrostu 150 cm.
Przy sekcji zwłok obok nieznacznych śladów przyschniętej krwi na brzegach
otworów nosowych stwierdzono zwalanie przyschniętą krwią także małżowin
usznych, policzka prawego, prawej strony szyi, obu barków i ramienia pra­
wego oraz lewej ręki. Pod spojówkami obu oczów znajdowały się punkciko-
wate wybroczyny. Denatka nie wykazywała żadnych zmian rozwojowych lub
chorobowych w narządach wewnętrznych, które by tłumaczyły jej zejście
śmiertelne. W żołądku denatki znajdowała się mierna ilość treści pokarmowej.
W lewym jajniku okazywała ciałko żółte pomenstruacyjne dowodzące, iż
denatka znajdowała się w okresie pomiesiączkowym. Nadto w prawej jamie
oplucnowej wykazywała miernie rozległe zrosty, będące następstwem przeby­
tego kiedyś zapalenia opłucnej, które to jednak zmiany były sprawą banalną
i nie stały w żadnym związku przyczynowym ze śmiercią denatki.
Natomiast oględziny i sekcja zwłok denatki stwierdziły cały szereg zmian
urazowych: na głowie, na szyi, na prawej ręce i w częściach płciowych.
Co do obrażeń głowy, denatka wykazywała po stronie lewej czoła,
na granicy owłosienia trzy rany o mniej więcej tym samym charakterze,
a mianowicie o brzegach miażdżonych, nierównych, z mostkami tkanki
w dnie ran. Rany te drążyły do kości, a nadto jedna z nich, a mianowicie
dolna, wykazywała lekkie, powierzchowne, linijne draśnięcie kości na prze­
strzeni około 1,5 cm. Długość pierwszej rany wynosiła 4 cm, rany dolnej
pod nią 3,5 cm oraz rany trzeciej, leżącej w odległości 0,5 cm na zewnątrz
od górnej rany — 4,5 cm. Ponadto po tej samej stronie czoła, co rany wyżej
opisane, znajdowały się bardziej powierzchowne obrażenia, a mianowicie
nad łukiem brwiowym lewym powierzchowna, szczelinowata ranka 13 mm
długa, również o brzegach nierównych, z naskórka otartych oraz otarcie
naskórka poniżej luku brwiowego 14 mm długie, dalej otarcie naskórka na
skroni lewej 3 cm długie, w końcu drobniutkie otarcie naskórka wielkości
siemienia na policzku lewym poniżej kąta zewnętrznego oka. Wszystkie te
otarcia naskórka wykazywały wyraźne podbiegnięcia krwawe. Nadto cała
okolica skroni prawej była wyraźnie zasiniała, obrzękła i krwią podbiegnięta,
przy czym zasinienie to przechodziło także na policzek prawy (ryc. 25).
Po zdjęciu powłok czaszki, przy oglądaniu ich po stronie wewnętrznej,
stwierdzono rozległe podbiegnięcie krwawe w okolicy wszystkich ran skroni
lewej, tudzież w okolicy skroni prawej oraz czoła. Kości czaszki wykazywały,
poza wspomnianym draśnięciem blaszki zewnętrznej kości czołowej, rozstęp
całego szwu wieńcowego oraz pęknięcia na obu kościach ciemieniowych,
które, jak to zaznaczono na rycinie i preparacie, biegną po dwa ku tyłowi
i posiadają długość 3 do 4 cm. Innych uszkodzeń kości czaszki nie stwierdzono.
Między kośćmi a oponą twardą znajdowała się w okolicy czoła nieznaczna
ilość wynaczynionej krwi. Natomiast między oponą twardą a oponami mięk­
kimi wszędzie, a więc zarówno na sklepistości mózgu, jak i na jego podstawie,
znajdowała się wynaczyniona płynna krew. Na powierzchni mózgu, a miano­
wicie na granicy lewego czołowego, ciemieniowego i skroniowego płata,
stwierdzono szereg ognisk stłuczenia mózgu. Podobne ogniska znajdowały się
na bocznej i dolnej powierzchni płata potylicznego po stronie prawej. Ta
zmiana dowodzi, że uraz godził przeważnie w stronę lewą czaszki, a wywołał
ogniska stłuczenia po przeciwnej stronie, tj. w prawym płacie potylicznym
wskutek kontrakontuzji (contre-coup).
Biorąc pod uwagę powyższe obrażenia głowy, a w szczególności charak-

107
terystycznc brzegi obrażeń skórnych, dalej rozstęp szwu kostnego i pęknięcia
obu kości ciemieniowych, wreszcie krwotok międzyoponowy i stłuczenie
mózgu — nic ulega żadnej wątpliwości, że obrażenia czaszki były zadane
narzędziem tępokrawedzistym, twardym. O ile określenie np. narzędzia
klującego lub postrzału jest łatwe z uwagi na plastyczność kości czaszkowych,
o tyle zupełnie stanowcze i pewne określenie narzędzia tępokrawędzistego
nie zawsze się udajc, ponieważ narzędzi takich jest bardzo wiele i mogą one
dawać zupełnie podobne obrażenia. Tylko wyjątkowo udajc się określić
stanowczo rodzaj użytego tępokrawędzistego narzędzia. Tak np. na pod­
stawie charakterystycznych dwóch otworów w czaszce Ginalskicgo, w głośnej
przed kilku laty sprawie przeciwko Ręczmieniowi, mogłem stanowczo orzec, że
toobrażenieczaszki zostało zadane młotkiem, a dostarczonymi potem mlotckzu-
pełnie dokładnie odpowiadał obrażeniom stwierdzonym w czaszce (ryc.27i28).
W niniejszym przypadku chodziłoby przede wszystkim o rozstrzygnięcie,
czy owym narzędziem tępokrawedzistym nic był dżagan, wyłowiony z basenu.
W tym celu robiłem szereg doświadczeń z dżaganem, przekonawszy się
przedtem, że nie wykazywał on śladów krwi. Mianowicie uderzałem dżaganem
w rozmaitych pozycjach w głowy zwłok, które były przeznaczone dla celów
naukowych. Z doświadczeń tych okazało się, że podobne jak u denatki obra­
żenia czaszki otrzymuje się wówczas, jeżeli zadajc się je dżaganem ujętym
w środku i godzącym w głowę stępionym ostrzem (ryc. 29). Doświadczenia
te mają jednak tylko znaczenie orientujące, ponieważ zupełnie inna jest
rozszczepialność tkanek pod wpływem urazu za życia, a inna na zwłokach.
Jedynie dowodową moc posiadałyby doświadczenia dokonane przy użyciu
dżagana na człowieku żyjącym, za które — gdybym nawet natrafił na kandy­
data na samobójcę, który by się zgodził na podobny eksperyment — nie­
wątpliwie sam znalazłbym się na ławie oskarżonych. W każdym razie powyższe
orientacyjne doświadczenia na zwłokach pozwoliły mi wyjaśnić pewną kwestię
wzbudzającą z początku wątpliwość, czy mianowicie obrażenie poniżej luku
brwiowego mogło powstać od urazu tak ciężkim narzędziem jak dżagan.
Wydawało mi się bowiem z początku, że uderzenie dżaganem poniżej brwi
powinno było wywołać pęknięcie gałki ocznej, czego jednak obducenci nie
stwierdzili. Również i przy moich eksperymentach urazy dżaganem w to
samo miejsce nie wywołały uszkodzenia gałki ocznej, co musiałoby niewątpli­
wie nastąpić nawet na zwłokach.
Ponieważ denatka doznała kilka uderzeń w głowę, zatem już po pierwszej
ranie była zbroczona krwią i dalsze uderzenia musiały niewątpliwie powaląć
krwią narzędzie mordu. Zresztą także w czasie oględzin w Brzuchowicach
stwierdziłem na ścianie u wezgłowia łóżka ślady krwi dowodzące, że powstały
one od zbroczonego narzędzia. O ile by więc dżagan wchodził w rachubę
jako narzędzie mordu, powinien wykazywać ślady krwi. Tymczasem badanie
dżagana na obecność śladów krwawych, przeprowadzone przez dr P. we
Lwowie, wykazało na nim liczne, nierównomiernie rozrzucone plamy rdzy,
lśniącej gdzieniegdzie brązowo, jednak po zeskrobaniu tych plam i badaniu
metodą mikrochemiczną i mikrospektralną krwi nie stwierdzono. Wobec
ujemnego wyniku tych badań wolno jedynie orzec, że badanie nic dostar­
czyło dowodu, iżby na dżaganie znajdowały się ślady krwawe. Jeżeli bowiem
był np. drobniutki ślad krwi z dużą ilością rdzy i właśnie to miejsce badano
metodą mikrochemiczną, która często zawodzi w razie obecności rdzy, mogło
badanie wypaść ujemnie. Nadto badanie mogło natrafiać na trudności
techniczne z powodu licznych nierówności, zagłębień, zaułków i pokładów
rdzy, w których mogły pozostać ślady krwi. Nie mam najmniejszej podstawy
do twierdzenia, że na dżaganie była krew, jednak możliwości takiej nic można

108
Rye. 27. Włamanie na kościach czaszki od młotka

Ryc. 28. Identyfikacja narzędzia z przypadku ryc. 27

109
a limine wykluczyć. Jak bowiem przy omawianiu innych dowodów rzeczowych
zobaczymy, udało mi się wykryć krew na przedmiotach nie tak trudnych do
badania, jak dżagan, lecz gładkich, równych, chociaż poprzednio znawcy
uznali, że przedmioty te nie wykazują plam krwawych. Dżagan znajdował się
w sądzie lwowskim a potem w krakowskim do listopada 1932 r., a więc prawie
rok, zanim się dostał w moje ręce z innymi dowodami rzeczowymi. Ze prze­
bywał on w wilgotnym miejscu, za tym przemawiała obecność obfitych pleśni
na wszystkich prawie dowodach rzeczowych oraz gruby pokład rdzy brunatnej
i czerwonawej na dżaganie. Przeprowadzone przeze mnie badania na obecność
śladów krwi na dżaganie wypadły z wynikiem ujemnym, co jest zrozumiałe
wobec obfitej rdzy i długiego upływu czasu. Ponieważ jednak dżagan został
■wydobyty z mułu basenu przez 10—15-krotne wyciąganie grabiami po murze

Ryc. 29. Doświadczalne obrażenia czaszki wywołane dżaganem

basenu, mniej więcej w 10 godzin po popełnieniu zbrodni, zachodziło pytanie,


czy ewentualnie tak długie przebywanie dżagana w zimnej wodzie oraz owe
manipulacje przy jego wydobywaniu nie spowodowały zniknięcia obecnych
ewentualnie na nim śladów krwi.
Ponieważ wszelkie teoretyczne rozważania i dedukcje na ten temat nie
posiadają żadnego praktycznego znaczenia, a wszystko rozstrzyga ekspery­
ment, dokonałem szeregu doświadczeń w sposób następujący:
Przy pierwszych próbach walałem dżagan obficie krwią ludzką ze zwłok,
następnie w różnie długim czasie, nawet do godziny, suszyłem go aż do zupeł­
nego zaschnięcia śladów krwawych. Potem dżagan pokryty zaschniętą krwią
umieszczałem w wielkim, mniej więcej 30-litrowym naczyniu, wypełnionym
wodą wodociągową, po czym w różnych odstępach czasu, wahających się
od 20 minut do 5 godzin od chwili włożenia dżagana do wody, wyjmowałem.
go z niej i po osuszeniu na wolnym powietrzu w temperaturze pokojowej
badałem w kierunku obecności śladów krwawych, jednak zawsze z wynikiem

110
ujemnym, mimo zastosowania nawet najczulszych metod. Ta grupa ekspery­
mentów nie miała jednak decydującego znaczenia, ponieważ były one robione
z krwią ze zwłok.
W dalszych próbach brałem krew ludzką otrzymaną przez nakłucie palca
lub żyły żywego człowieka. Jeżeli krwią tą zwalałem dżagan i jeszcze przed
jej skrzepnięciem wrzuciłem go do wody, to nigdy po wydobyciu dżagana
z wody po upływie 10 godzin nie znajdowałem na nim krwi. Jeżeli po powa-

Ryc. 30. Krwiak nadtwardówkowy powstały bez uszkodzenia kości czaszki

laniu dżagana krwią czekałem aż krew na nim skrzepnie, co trwało od kilku


do kilkunastu minut i następnie dopiero wrzucałem go do wody, to — o ile
krew skrzepła w cienkiej warstwie i plamy był}' mało lub miernie rozległe —
badanie na krew wypadało z wynikiem ujemnym. Jedynie wówczas, gdy
gruba warstwa skrzepłej krwi powlekała dżagan, udawało się wykryć krew
nawet mimo przebywania dżagana w wodzie przez więcej niż 10 godzin. Wobec
wyników tychdoświadczeńinne byłyjuż bezprzedmiotowe dla niniejszej spraw}'.
Nadto należy jeszcze zwrócić uwagę na to, że u osób młodych są kości
giętkie i oporne. Mam tu preparat z przypadku, w którym po urazie w głowę
przyszło do pęknięcia naczynia oponowego i krwiaka nadoponowego, a kości
czaszki były nienaruszone (ryc. 30). Ponieważ część obrażeń denatki drążyła

111
- z d^l z.iui ty * li oblużeii n.r.l*. p .t‘,7.inii, lim1
~ ar.:'z..'-, * i oi,in' n,r.l <n I',i i po',',’in/') uniż..
po .ta r.'aAtix,
z- ięźkim dźagatirm u mai
* * j p/r//i
* i /.< hm t' ryłyby
'- wlaluatiia, a ni*' *
p», I' nie i>i h/.'i i ■ '’.ienco-
-g ’ - nń :.h 7. zbyt .iliie udri zriiia na piat;)-. lub długimi km •/,
• - J y.ołały wielokrotne nlizniikaiiia i zmiażdżenia ko/. cza.zkowych.
mtrąt poyżtzc okoli * znoś
* i pod uwagę, należy p/zyj;/. ż" r.arzęuzie mordu
- -- narzędziem tępokrawędziulyni, twardym i że jakkol'//ieź potiadamy
z.’t'i'j dowodu ( jak to zazwyczaj ma miejiic *- przy ’ego rouza u narzę-
tnm . iż narzędziem mordu byl dżtigan, to z drugiej -.‘ror.y nie istnieje
tmt żaden przeciwdowód, który by pozwalał na wykluczenie tego dżagana
;m rmrzędzia mordu.
mterąjąc się na całokształcie sprawy nic ulega najmniej.ze; wątpliwości,
rmiemelr.e obrażenia głowy były zadane denatce przez osobę drugą. Z uwagi
—z. zzz zz. it obrażenia na głowic po stronie lewej znajdują ię r.a stosunkowo
mmf. ograniczonej przestrzeni i wszystkie są w tyrn samym kierunku uło­
mne. ni? nie sprzeciwia się przyjęciu, że sprawcą była jedna osoba. Również
m nie sprzeciwia się przyjęciu, żc sprawcą zbrodni mógł równie co orze być
mężczyzna, jak i kobieta. Z uwagi na wielki stosunkowo ciężar dżagana
—Im g wystarczyło już uniesienie ku górze i opuszczenie go nawet z niezbyt
min nakładem siły, aby wywołać wspomniane obrażenia czaszki. O ile
ent-mi t oskarżoną, to świadkowie zeznali w czasie rozprawę-, że odznaczała
nę cna drżą siłą, rąbała drzewo, przesuwała sama ciężkie meble :tp. Doko­
nane zaś przez nas w czasie obserwacji psychiatrycznej pomiar;.' jej siły wy-
mm_ " na dynamometrze 60 kg w prawej ręce, a zatem jak na kobietę — siłę
cale znaczną.
agi na to, że zwalanie zwłok zaschłą krwią znajdowało się, jak to
:r derma protokół sekcji zwłok denatki, przeważnie po prawej stronie ciała,
zz me t gniska kontrakontuzyjne w mózgu przemawiały za działaniem urazu
m .e- ej ku prawej stronie głowy, przyjąć należy, iż denatka doznała naprzód
-cernea lewą stronę czaszki, gdy spała na prawym boku, zwrócona ku
1 macie, Pierwsze uderzenia były silniejsze, drążyły do kości, następnie energia
z:z' osłabła tak, że następne obrażenia były już jedynie powierzchownymi
ranami - zględnie otarciami naskórka, drobniutkie zaś, wielkości siemienia,
mar—e naskórka na policzku lewym mogło było nawet powstać przy nie-
imrcźnym odkładaniu narzędzia mordu. Spływająca z ran krew ściekać
mm przy tej pozycji na prawdą stronę ciała. Następnie denatka po jakimś
zzatie t d zadania jej obrażeń w lewą stronę mogła była najprawdopodobniej
zacząć powracać do przytomności, poruszyć się, zmienić pozveje. a wówczas
ara ta, nie spodziewając się tych oznak tlejącego jeszcze życia, pochwycił
narzędzie mordu i uderzył nim denatkę silnie w prawą stronę głowy, naj-
pra' dtpoćobniej przez włosy, część pościeli itp. oraz przez odruchowo wy-
. miętą dla obrony prawą rękę, za czym przemawiają: obecność rozległego
ń.a na prawej połowde głowy, jednak bez rany zewnętrzne], oraz obrażenia
na ualcach ręki prawej, tudzież wywołał silny rozstęp szwu wieńcowego oraz
rthłą śmierć. Za tym przypuszczeniem (obok wspomnianych faktów' prze-
ma- .da również ogólne doświadczenie sądowo-lekarskie, że nawet znaczne
a zrażenia głowy nie muszą koniecznie po sprow adzeniu bezprzytomności
d.ttrt'.adzać do śmierci, lecz że przytomność może nawet po jakimś czasie
■ -rótić. Tak np. głośny przed 3 laty morderca z Dusseldorfu Kairten wśród
licznych swych ofiar uderzył cztery kobiety młotkiem w głowę, wwwołując
nich rozlegle włamania kości czaszkow ych. Każda z tvch kobiet po pierwszym
zaraz urazie upadła cicho, bez wydania najmniejszego głosu, bezprzytomnie
na ziemię, ale u wszystkich powracała wkrótce przytomność. Dwie z tych
ofiar odzyskały przytomność, zanim jeszcze Kiirten przygotował się do odbycia
z nimi aktu cielesnego, i obie prosiły go o darowanie im życia.
Dodać jeszcze należy, że tak rozległe obrażenia czaszki, połączone z krwo­
tokiem wewnątrzczaszkowym i obrażeniem mózgowia, stały się przyczyną
śmierci denatki. Śmierć jej mogła nastąpić już nawet po upływie kilku minut
od zadania urazów, ale dokładne określenie tego czasu jest niemożliwe. Jak
bowiem uczy doświadczenie lekarskie, jedni ludzie z obrażeniami głowy —
jak u denatki — giną prawie natychmiast, drudzy nawet z większymi obraże­
niami czaszki umierają dopiero po dłuższym czasie, a nawet pozostają przy
życiu. Tak np. znany w Krakowie krytyk muzyczny wskutek upadku i przeje­
chania przez tramwaj na ul. Sławkowskiej utracił oko, rękę, odniósł złamania
kości czaszki i mimo najgorszej prognozy dotąd żyje. Nadto należy wziąć pod
uwagę możliwość następowego uduszenia denatki przez przykrycie otworów
oddechowych poduszką, co tym rychlej już w ciągu kilku minut musiało
sprowadzić śmierć.
O ile chodzi o określenie czasu śmierci denatki, to możemy się
opierać z jednej strony na fakcie, iż pierwsi świadkowie, którzy ją badali,
określili ciepłotę zwłok jako letnio-ciepłą, podczas gdy wywiadowca L. podał,
że po godz. 4 zwłoki były już zimne. Dr P. przy sądowo-lekarskich oględzinach
zwłok denatki, dokonanych o godz. 3 po południu 31 grudnia 1931, stwier­
dził wszędzie wyraźnie zaznaczone stężenie pośmiertne oraz wyraźne plamy
pośmiertne. Wreszcie przy sekcji zwłok denatki znaleziono w jej żołądku
jeszcze mierną ilość treści pokarmow-ej, z przewodu zaś sądowego wynika,
iż spożyła ona kolację, składającą się z pierożków^ z mięsem, między godziną
8—9 wieczorem. Biorąc wszystkie powyższe dane pod uwagę przyjąć należy
zgodnie z doświadczeniem sądowo-lekarskim, że nic nie sprzeciwia się przy­
jęciu, iż śmierć denatki nastąpić mogła między godziną 12 a 12.30 wr nocy.
Co do obrażeń szyi, to stwierdzono u denatki przy sekcji zwiok 3 po­
wierzchowne otarcia naskórka, leżące w środku szyi W' kierunku podłużnym,
lekko łukowate, zwrócone wypukłością łuku ku lewej stronie szyi. Wszystkie
te otarcia naskórka nie posiadały podbiegnięcia krwawego. Z uwagi na to,
że zarówmo ich umiejscowienie, jak i brak podbiegnięcia krwrawego przema­
wiają przeciwko temu, iżby pochodziły one od dławienia, dalej z uwagi na
to, że dokonujący na miejscu czynu oględzin zwiok denatki dr D. nie stwier­
dził na jej szyi żadnych śladów obrażeń, przyjąć należy, że stwierdzone
później we Lwowie obrażenia na szyi są przypadkowe powstałe po jej śmierci,
np. przy przenoszeniu zwłok denatki.
Co do obrażeń ręki prawnej, to stwierdzono na grzbietnej powierzchni
drugiego i trzeciego palca nad staw'ami środkowymi międzyczłonowymi —
zasinienia oraz otarcia naskórka, wyraźnie podbiegnięte krwią. Powyższe
obrażenia powstały niewątpliwie za życia denatki od działania narzędzia
tępego, względnie tępokrawydzistego, a z uwagi na typowre umiejscowienie
i w łączności z obrażeniami czaszki nic nie sprzeciwia się przyjęciu, iż powstały
one w chwili, gdy denatka wykonała ruch obronny, zasłaniając się ręką przed
ciosem godzącym w głowę.
Zbierając wszystko co powiedziałem i odpowiadając na konkretne pytania
co do przyczyny śmierci denatki, charakteru zadanych jej obrażeń (z wyjąt­
kiem obrażeń części płciowych) i użytego narzędzia, stwierdzam, iż nie ulega
wątpliwości, że przyczyną śmierci były rany tłuczone czaszki, połączone
z rozstępem szwu wieńcowego i pęknięciem kości ciemieniowych, krwotokiem
międzyoponowym i stłuczeniem mózgowia. Nadto z uwagi na przykrycie
twarzy denatki poduszką i stwierdzenie wybroczynek podspojów^kowych, nie

Wybrane przypadki 8 113


da się wykluczyć następowej śmierci z uduszenia. Obrażenia czaszki powstały
w następstwie działania urazów, zadanych narzędziem tępokrawędzistym,
a nic nie sprzeciwia się przyjęciu, iż to samo narzędzie tępokrawędziste godzące
przez włosy lub części pościeli wywołało obrażenia po prawej stronie głowy
bez rany zewnętrznej. Aczkolwiek nie ma pozytywnego dowodu, iż użytym
narzędziem był dżagan, to jednak nie można go wykluczyć jako narzędzia
mordu. W szczególności nie może przeczyć temu nieznalezienie na dżaganie
śladów krwi oraz obecność pęknięcia względnie zadrapania na kości czołowej
w dolnej ranie.
Co do braku śladów krwi na dżaganie, to należy podnieść, że nie można
ze 100-procentową pewnością twierdzić, iż krwi na nim nie było, a jedynie,
że badanie nie dostarczyło dowodu, iżby na dżaganie znajdowały się ślady
krwi. Jak już bowiem podnosiłem, krew mogła się znajdować na dżaganie,
ale skutkiem trudnych warunków badania i niezbyt czułej metody mogła
nie zostać wykryta. Ale jeżeliby nawet przyjąć, że faktycznie śladów krwi na
dżaganie nie było, to brak ten daje się z łatwością wytłumaczyć. Zarówno
bowiem moje doświadczenia, jak i doświadczenia doc. D. są w zupełności
zgodne, iż w razie wrzucenia do wody narzędzia zwalanego krwią, która
jeszcze nie skrzepła, znika ona zawsze z narzędzia bez śladu po upływie
10 godzin. Ale jeżeli nawet krew skrzepła na dżaganie, to o ile plamy były
niezbyt duże i w cienkiej warstwie, to również nie dawało się stwierdzić
widmowo krwi na narzędziu wydobytym po 10 godzinach z zimnej wody.
Jedynie w wypadkach, gdy plamy były w grubej warstwie i zupełnie skrzepłe,
nie znikały one z narzędzia i nawet po upływie dłuższego czasu niż 10 godzin
dawały się wykazać widmowo jako krew.
Zasadniczym zatem momentem w tych doświadczeniach jest: 1) czy krew
skrzepła przed dostaniem się narzędzia do wody, czy też nie oraz 2) czy
plamy były w cienkiej warstwie.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę krzepnięcie krwi, to jego czas waha się w dość
znacznych granicach. Jest to zależne od całego szeregu czynników, a nawet
od metod badania, bo niektóre metody np. Biirkcra określają przeciętnie czas
krzepnięcia krwi na 7 do 10 minut, a inne metody np. Fonia-Stephana
określają początek krzepnięcia normalnie od 7 do 14 minut, koniec zaś od
15 do 25 minut przy 30° C. Jaki był u denatki czas krzepnięcia krwi, zwolniony
czy przyspieszony, tego naturalnie nie wiemy. Z innych czynników wpływa­
jących na czas krzepnięcia krwi podniósł doc. D. zmieszanie krwi z sokiem
tkankowym, co wpływa na skrócenie czasu krzepnięcia krwi. Nie przecząc
temu należy podkreślić, że narzędzie mordu miażdżąc tkanki styka się z nimi
na stosunkowo niedużej przestrzeni, natomiast brocząca lub tryskająca z uszko­
dzonych naczyń krwionośnych krew może zwalać narzędzie bez znaczniej­
szego zmieszania się z sokiem tkankowym. Natomiast podnosząc tylko tę
okoliczność nie podkreślił doc. D. ważniejszej okoliczności, a mianowicie
wpływu temperatury na czas krzepnięcia krwi. Jest bowiem powszechnie znany
wpływ temperatury na czas krzepnięcia krwi. Mianowicie niska temperatura
opóźnia, a nawet zupełnie wstrzymuje krzepnięcie krwi. W naszym przypadku
wykazał przewód sądowy, że wobec utrzymującego się śniegu krytycznej nocy
temperatura na zewnątrz willi musiała wynosić co najmniej 0°Ć. W sypialni
Henryka Zaremby było według określania świadków bardzo ciepło, tak że
przed spaniem musiano wietrzyć pokój. Świadkowie zeznali, że po odkryciu
morderstwa w pokoju denatki było chłodno, że okno w tym pokoju było
częściowo otwarte. Otwarte były również drzwi z hallu na werandę, tak że
Henryk Zaremba czując ciąg zimnego powietrza i chłód, udał się do swojej
sypialni, aby wdziać spodnie, a potem z tego samego powodu syn jego Sta­

114
nisław odział go w futro. Wszystkie te okoliczności świadczą, że temperatura
w sypialni denatki była co najmniej chłodna, a taka temperatura, jak to wia­
domo z odnośnych badań, opóźnia wybitnie czas krzepnięcia krwi. Tak
np. z badań Szabuniewicza przy zastosowaniu precyzyjnego aparatu wynika,
że czas krzepnięcia krwi — wynoszący przy temperaturze 20° C (zatem cie­
płocie dobrze opalonego pokoju) 9 minut 15 sekund — przedłuża się już
przy temperaturze 13°C (zatem w temperaturze średnio chłodnego pokoju)
do 19 minut 30 sekund. Takie same wyniki podaje największa powaga w ba­
daniach nad krzepliwością krwi prof. Biirker, według którego przy tempera­
turze 13,7° C czas krzepnięcia krwi wynosił 18^2 minuty, zaś przy tempera­
turze + 6,3° C nawet po upływie 45 minut krew nie krzepnie. Jeżeli to będziemy
mieli na uwadze oraz fakt, że zadanie śmiertelnych obrażeń denatce, a także
obrażeń jej części płciowych, można było dokonać w ciągu kilku, a co najwyżej
kilkunastu minut, to — przyjmując dżagan jako narzędzie mordu — nie da
się wykluczyć, że krew na dżaganie przed wrzuceniem go do basenu mogła
być jeszcze nie skrzepła i wobec tego w wodzie w ciągu 10 godzin bez śladu
zanikła.
Co do drugiej okoliczności, tj. cienkiej warstwy krwi, należy zauważyć,
iż nie da się wykluczyć możliwości istnienia na dżaganie nielicznych i w cien­
kiej warstwie śladów krwi z następujących powodów: a) urazy godziły w część
ciała stosunkowo niezbyt obfitującą w naczynia krwionośne, b) część krwi
wobec wielokrotnego użycia narzędzia zbrodni została strzepnięta, jak o tym
świadczą charakterystyczne rozpryskowe krople krwi, stwierdzone na ścianie
u wezgłowia łóżka denatki, c) część krwi mogła zostać starta przy uderzeniu
przez pościel, włosy itp. w prawą połowę głowy, d) zresztą, jak uczą odpo­
wiednie eksperymenty i odnośna kazuistyka, narzędzia mordu nie muszą
być znacznie krwią poplamione; np. w sprawie przeciw Gackowej, sądzonej
przed obecną sprawą, siekiera mimo zadania nią kilkunastu ran w głowę
denata wykazywała drobne i nieliczne plamy krwawe, e) nie da się także
wykluczyć, iż krew z narzędzia mogła zostać rozmyślnie lub przypadkowo
starta przez sprawcę, zanim dojrzała u niego myśl porzucenia narzędzia
w basenie, f) za niezbyt silnym splamieniem narzędzia krwią przemawiałoby
także niestwierdzenie jej śladów na podłodze hallu i werandy, na schodach i na
śniegu. Ślady krwi nawet mimo prószenia śniegu są na nim długo widoczne,
jak to wynika z obserwacji myśliwskich przy tropieniu farbującej zwierzyny.
Co do owych plam rdzawoczerwonych, jakie doc. D. stwierdzał stale na
żelaznych przedmiotach splamionych krwią i przebywających następnie
w wodzie, należy zauważyć, iż w plamach tych nie wykazał on krwi widmowo,
a zatem nawet najczulszą metodą. Ponieważ on sam nie potrafi dotąd podać,
do czego należy odnieść powstanie owych plam, oraz nie zbadał, czy również
jakieś inne substancje nie wywołują podobnych plam, wreszcie ponieważ
owe doświadczenia nie zostały opublikowane i jeszcze nie są skontrolowane,
zatem byłoby przedwczesne na tej podstawie w przypadku kryminalnym
wysnuwać jakieś ścisłe wnioski. Owe badania, nawet bardzo ciekawe z punktu
naukowego i mogące ewentualnie kiedyś w przyszłości uzyskać znaczenie
praktyczne, są dopiero zapoczątkowane, nie ukończone i nie skontrolowane.
Dopiero po wytrzymaniu próby życia będą one mogły pretendować do metod,
mogących mieć zastosowanie w praktyce sądowo-lekarskiej.
W końcu pozostaje do omówienia owo draśnięcie na kości czołowej w dolnej
ranie. I ta okoliczność nie może również przemawiać przeciwko dżaganowi
jako narzędziu mordu. Jak bowiem uczy doświadczenie, urazy zadane nawet
tępym narzędziem, a tym bardziej tepokrawędzistym, żelaznym, jakim jest
dżagan, wywołują niejednokrotnie draśnięcia, szczeliny lub powierzchowne

8* 115
pęknięcia kości. Doświadczeniom zaś robionym na czaszkach zwłok nie
można przypisywać żadnej wartości, ponieważ wiadomo, że inaczej wyglą­
dają obrażenia, zadane w tych samych warunkach za życia, a inaczej po
śmierci. Fakt, że na czaszkach zwłok jedynie ostre narzędzie wywołało po­
dobne draśnięcia, jakie stwierdzono na głowic denatki, nie przesądza, że
u żywego człowieka mogło je wywołać inne nie tylko ostre narzędzie. W ogóle
z doświadczeń robionych na zwłokach nie wolno wysnuwać stanowczych
wniosków co do obrażeń za życia. Tak np. nadzwyczaj silny uraz w czaszkę
zwłok wywoła co najwyżej powierzchowne draśnięcie kości, podczas gdy u ży­
wego ten sam uraz wywołałby zupełne zdruzgotanie czaszki. Są to rzeczy
od dawna znane i doczekamy się wnet 100-letniego jubileuszu doświadczeń
robionych w tym kierunku przez Caspra *.
Wreszcie należy zauważyć, że lekarz biegł}7 powinien syntetycznie ujmo­
wać zagadnienia, a nie upierać się jedynie przy jednym szczególe. Jeżeli
weźmiemy pod uwagę, że u denatki na małej stosunkowo przestrzeni stwierdza
się wszystkie obrażenia w jednym kierunku ułożone, to trudno przypuścić,
aby wszystkie obrażenia — z wyjątkiem tego obrażenia z draśnięciem — były
zadane jednym narzędziem, dla zadania zaś owej krytycznej rany użyto
narzędzia ostrego. Jeszcze trudniej przyjąć, aby sprawca wyjął naprzód
jedno narzędzie tępokrawędziste, zadał nim wszystkie inne obrażenia, a potem
drugie narzędzie ostre i tak dokładnie nim wycelował, że wypadło ono idealnie
w rym samym miejscu i idealnie równolegle ze wszystkimi innymi obrażeniami.
Przeczy zresztą temu przyjęciu fakt, że rana w powłokach skórnych ma wy­
bitny charakter rany tłuczonej o brzegach miażdżonych. Trudno zatem wy-
myśleć takie narzędzie, które by z jednej strony na tępo miażdżyło skórę,
a w głębi rany na ostro raniło kość. Jedynie logiczne i zgodne z doświadcze­
niem sądowo-lekarskim — przy uwzględnieniu wszystkich obrażeń na gło­
wie — jest przyjęcie, że użyto jednego i tego samego narzędzia tępokrawędzi-
stego, które zależnie od siły uderzenia oraz sposobu działania wywołało raz
głęboki rozległy wylew krwawy w powłokach skórnych z rozstępem szwu
kostnego, innym razem głęboką ranę sięgającą do kości z powierzchownym
jej draśnięciem, innym razem głęboką ranę bez uszkodzenia kości, innym
wreszcie razem głębokie otarcie naskórka.
W dalszym ciągu rozprawy za zgodą stron odczytano protokół sekcji zwłok
Józefiny Neuwerównej, po czym obducenci doc. D. i dr P. przedstawili —
zgodnie z protokołem sekcji — sprawozdanie i opinię co do obrażeń części
płciowych Lusi Zarembianki.
Na pytanie Prokuratora biegły dr P. podał, że wr większości przypadków
medycyna sądowa nie ma możności na podstawie obrazu sekcyjnego stwierdzić
stanowczo i pewnie, czy w jakimś przypadku zachodzi mord istotny z lubież-
ności, w ścisłym słowa tego znaczeniu, czy też jest to mord zwykły z obraże­
niami części płciowych w celu upozorowania mordu seksualnego. Obrażenie
zadane małym palcem może być wńększe. Z pozycji zwłok nie można wniosko­
wać co do obrażeń narządów7 płciowych. Zwłoki denatki mogły zostać w poło­
żeniu w jakim były, gdyby tam był mord seksualny.
Doc. D. wyjaśnił, że u Józefy Neuwer były inne rany i tam można było
przyjąć działanie członka w stanie wzwodu, u Lusi zaś jest to wykluczone;
poza tym zgadzał się z wywodami dr P.
Na pytanie obrońcy dr P. wyjaśnił, że cechą mordu z lubieżności jest
pośpiech w wykonaniu, jest to ogólnie panujący pogląd. W przybliżeniu
można z wielkości obrażenia wnioskować o wielkości narzędzia, którym doko-

* Por. s. 52.

116
nano czynu. W danym wypadku nie może podać, iloma lub jakimi palcami
czynu dokonano, ani czy dokonała go osoba dorosła czy też dziecko. Poza
tym zgadza się w zupełności z opinią doc. D. w sprawie uszkodzeń ciała
Neuwerównej, przy czym zaznacza, że on sekcję jej zwłok widział, a wyko­
nywał ją doc. D. Również zgadza się z doc. D., że obrażenia Neuwerównej
zostały zadane jej za życia. Reasumując stwierdza, że nie ma żadnych danych,
aby obrażenia u Neuwerównej były podobne do obrażeń u Lusi. Tam doko­
nano bowiem obrażeń za życia, przy czym wykluczono użycia do tego palca,
na co wskazuje charakter obrażeń (rozległe pęknięcia) i brzegów ran (równe).
Przy uszkodzeniu palcem tego rodzaju obrażenia nie mogły być zadane.
Doc. D. przyłączył się do powyższych wywodów z tą zmianą, iż nie wie, czy
obrażenia u Neuwerównej nie mogły być dokonane palcem, poza tym zgadza
się, że obrażenia Neuwerównej zostały zadane za jej życia, przy czym nie
jest wykluczone działanie członka w stanie wzwodu.
Z kolei ja wydawałem następującą opinie co do obrażeń części płcio­
wych Lusi Zarembianki:
Dopiero oględziny i sekcja zwłok denatki, przeprowadzone w Zakładzie
Medycyny Sądowej we Lwowie, stwierdziły sączenie krwi z części płciowych
denatki i zwalanie krwią najbliższej okolicy sromu, tj. pośladków i wewnętrznej
powierzchni ud. Natomiast nie stwierdzono żadnych śladów obrażeń na udach,
w szczególności charakterystycznych 'dla gwałtu, ani obecności nasienia, i to
tak w zewnętrznych, jak i wewnętrznych częściach płciowych. Dowodem tego
jest ujemny wynik badania mikroskopowego i mikrochemicznego. Między
wędzidełkiem a błoną dziewiczą po lewej stronie znajdowała się ranka wiel­
kości siemienia, o brzegach ostrych, bez podbiegnięcia krwawego. Sama
błona dziewicza (strzępiasta) wykazywała u dołu głęboki wrąb, sięgający do
jej podstawy.
Tuż za błoną dziewiczą i poza wspomnianym głębokim wrębem znajdował
się na tylnej ścianie pochwy otwór okrągławy, wielkości prawie grosza,
a w odległości 1 cm ku górze i na prawo od owego otworu — lekko łukowata,
poprzeczna, szczelinowata przerwa ciągłości. Przez obie te rany wchodziło
się do jamy wielkości opuszki palca, leżącej w przegrodzie między pochwą
a kiszką stolcową. Dno i ściany tej jamy były strzępiaste. Wszystkie powyższe
obrażenia nie wykazywały podbiegnięć krwawych, a także badanie mikrosko­
powe przeprowadzone przez znakomitego anatomopatologa prof. Nowic­
kiego nie wykazało nigdzie w miejscach obrażeń pozanaczyniowej krwi, ani
zmian zapalnych lub w ogóle zmian przyżyciowych. Ten wynik badania
dowodzi stanowczo, że obrażenia części płciowych denatki powstały już po
jej śmierci. Co więcej, wobec wyniku badania mikroskopowego można także
wykluczyć, aby obrażenia części płciowych denatki powstały w chwilijej agonii.
Za agonalnym, czyli schyłkowym powstaniem tych obrażeń, nie może przema­
wiać fakt, jak przyjmują obducenci, że ilość krwi wylanej z części płciowych de­
natki była znaczna, za czym także miałyby przemawiać oględziny jej pościeli.
Przy grzbietnym położeniu zwłok, a w takim znaleziono denatkę, części płciowe
są bowiem nisko ułożone i objęte przekrwieniem opadowym. Wiadomo zaś
od dawna, że rany w obrębie przekrwienia opadowego broczą. Zresztą prze­
ważna ilość krwi, która przesiąkła nawet materac, pochodziła z obrażeń
głowy denatki. Według protokołu oględzin zwłok na miejscu ich znalezienia
była skrwawiona poduszka i prześcieradło aż do kończyn dolnych, a dopiero
poniżej w odległości 10 cm była na prześcieradle druga plama krwawa,
która zdaniem dokonującego oględzin dr D. robiła wrażenie, iż powstała od
krwi zmieszanej z moczem. Jest to zupełnie możliwe, ponieważ w chwili
śmierci denatka mogła oddać mocz — a krew sącząca potem ze zranionych

117
po jej śmierci części płciowych wsiąkała w plamy z moczu i stąd istniała
jaśniejsza obwódka plamy krwawej.
Poza nie ulegającym żadnej wątpliwości i mającym w niniejszej sprawie
pierwszorzędne znaczenie faktem, że obrażenia części płciowych denatki
powstały już po jej śmierci, chodzi o odpowiedź na drugie, równie ważne
pytanie, w jaki sposób powstały te obrażenia.
Przyczyny obrażeń sromu i pochwy mogą być bardzo różnorodne. Z uwagi
na wynik sekcji reszty narządów rodnych denatki można stanowczo wykluczyć,
aby obrażenia jej części płciowych miały swe źródło w porodzie, zabiegach
chirurgicznych, zabiegach w celu spędzenia płodu itp. Przede wszystkim atoli na-
suwa się pytanie, czy obrażenia te nie są następstwem spółkowania. Znany jest
powszechnie fakt, że nawet spółkowanie w sposób prawidłowy może wywołać
niektóre z rodzajów obrażeń części płciowych. Niejako fizjologicznym obra­
żeniem jest przerwanie samej błony dziewiczej, najczęściej w miejscach
odpowiadających liczbom 5 i 7 na tarczy zegara albo u samego jej dołu lub
rzadziej także gdzie indziej. Zdarzają się także przypadki, w których przer­
wania błony dziewiczej przechodzą na sąsiedztwo. Jeżeli zachodzi bardzo
znaczny niestosunek części płciowych, np. przy spółkowaniu dorosłego
mężczyzny z małą dziewczynką, przychodzi do poszarpania pochwy i kiszki
stolcowej, do przerwania krocza i wytworzenia w ten sposób jamy łączącej
światło pochwy ze światłem kiszki stolcowej. Jeżeli błona dziewicza jest
bardzo twarda i niepodatna albo jeżeli zachodzi niestosunek części płciowych
partnerów, albo jeżeli sam akt odbywa się w sposób brutalny lub nieumie­
jętny — obok szeregu innych jeszcze momentów —jak podniecenie płciowe,
upojenie alkoholem, zmniejszona elastyczność tkanek itp. — wówczas stwierdza
się także inne obrażenia części kobiecych płciowych, jako następstwo spółko­
wania. Doświadczenie lekarskie uczy, że w takich razach spotyka się na­
stępujące obrażenia: członek męski odrywa u podstawy błonę dziewiczą
'nie mogąc przerwać jej od otworu w błonie dziewiczej) i drąży w okolicy
wejścia do pochwy w głąb na krocze, przebija niejednokrotnie aż do odbytnicy
i wytwarza przetokę przedsionkowo-odbytniczą. Najczęściej zdarzają się przy
spółkowaniu obrażenia pochwy, które — z uwagi na specjalne warunki
anatomiczne oraz momenty statyki pochwy i topografii stosunku płciowego —
spotyka się prawie z reguły na jej tylnym sklepieniu. Inne sklepienia pochwy
są mniej narażone na uraz i rzadziej ulegają okaleczeniu, przy czym obra­
żenia sklepień bocznych są najczęściej przedłużeniem przerwania sklepienia
tylnego. Czasem z tej samej przyczyny jest uszkodzone także przednie skle­
pienie pochwy, jednak zdarza się ono tylko wyjątkowo. Cechą charaktery­
styczną obrażeń tylnego sklepienia pochwy, powstałych przy stosunku płcio­
wym, jest ich poprzeczny przebieg z dążnością do okrążania. Poza tymi rodza­
jami obrażeń spotyka się jeszcze wyjątkowo, zwłaszcza przy bardzo wąskich
pochwach, jako następstw’0 spółkow ania, długie, lińijne, biegnące równolegle
do długiej osi pochwy pęknięcia jej ściany, zaczynające się za błoną dziewiczą,
a kończące w tylnym sklepieniu, umiejscowione zazwyczaj tuż z boku tylnej
kolumny fałdów pochwowych. Poza długością obrażenia te charakteryzują
się tym, że są zawrze pojedyncze. Skoro bowiem na skutek niestosunku części
płciowych przyjdzie raz do pęknięcia ściany pochwy, to przy dalszych ruchach
członka ten niestosunek znika i co najwyżej pierwotne pęknięcie ściany,
ewentualnie nawet nieduże, powiększa się. Stąd pochodzą owe nieraz przez
całą długość pochwy biegnące przerwy ciągłości. Mechanizm ten tłumaczy
równocześnie, dlaczego nigdy nie następuje now-e pęknięcie. Wreszcie należy
podkreślić jako bardzo charakterystyczną cechę obrażeń pochwy, powsta­
łych przy spółkowaniu, że posiadają one równe i gładkie brzegi, które są wrręcz

118
podobne do obrażeń zadanych narzędziem ostrym. Toteż zdaniem autorów,
zajmujących się tym zagadnieniem, można — w razie stwierdzenia miażdżo­
nych brzegów obrażeń pochwy — wprost wykluczyć, aby obrażenia te były
następstwem spółkowania.
Obrażenia części płciowych denatki nie posiadają ani jednej cechy charak­
terystycznej dla obrażeń powstałych przy spółkowaniu. I tak u denatki
istniały 3, a nawet 4 obrażenia: jedno przed błoną dziewiczą, drugie stano­
wiło przedarcie błony dziewiczej, dwa dalsze znajdowały się za błoną dzie­
wiczą. Brzegi i dno głównego obrażenia pochwy były strzępiaste, a nie gładkie.
Wreszcie obrażenia pochwy były zupełnie atypowo umiejscowione, bo w sa­
mym dolnym odcinku pochwy. Tymczasem doświadczenie lekarskie uczy,
że zdarzają się one tutaj tylko wyjątkowo i to wtedy, gdy istnieje przegroda
pochwowa (septum vaginale) i przerywa się razem z błoną dziewiczą przy
pierwszym stosunku płciowym. Wszystkie powyższe momenty pozwalają
zatem stanowczo twierdzić, że obrażenia stwierdzone w częściach płciowych
denatki są zupełnie niecharakterystyczne dla obrażeń, jakie powstają przy
spółkowaniu, i że nie powstały one w następstwie spółkowania.
Przerwa ciągłości w błonie dziewiczej oraz główne obrażenia w dolnym
odcinku pochwy (o dnie i brzegach miażdżonych i szarpanych) dowodzą,
że działał tu uraz, zadany narzędziem tępym, twardym, zaokrąglonym.
Natomiast mała, płytka ranka kłuta na zewnątrz błony dziewiczej i łukowata
poprzeczna rana o brzegach gładkich na prawo od głównej rany miażdżonej
w pochwie przemawiałyby za działaniem bardziej ostrego narzędzia. To
równoczesne istnienie obok siebie obrażeń o obu charakterach, a zwłaszcza
łukowata rana w pochwie, nakazuje myśleć przede wszystkim o palcu, którego
paznokieć mógł wywołać obie rany o brzegach ostrych, właściwa zaś opuszka
palca — przerwę błony dziewiczej i ranę okrągłą, przechodzącą w jamę
w przegrodzie pochwowo-odbytniczej, o dnie i brzegach szarpanych i miaż­
dżonych. Celem wyjaśnienia tego zagadnienia robiłem cały szereg doświadczeń
na zwłokach kobiecych przeznaczonych do badań naukowych. Pierwsze próby
przemawiały raczej przeciw użyciu palca, ponieważ nie udawało się nie tylko
palcem, lecz także tępym kawałkiem drzewa, tępym trzonkiem noża itp.
wywołać obrażeń pochwy, a jedynie nieco bardziej ostro zakończonym
kołkiem, gałkowymi nożyczkami itp. Ponieważ atoli doświadczenie przepro­
wadzono na zwłokach starszych kobiet, eksperyment zaś posiada tylko wów­
czas wartość, gdy istnieją jednakowe warunki, czekałem na całkiem
świeże zwłoki młodych dziewcząt (jak w niniejszymi przypadku: denatka
lat 17, obrażenia części płciowych zadane zaraz po jej śmierci). Wreszcie
nadarzyła się sposobność otrzymania całkiem świeżych, jeszcze ciepłych
zwłok 16-letniej dziewczyny, a potem nieco starszych zwłok dziewczyny
20-letniej. W obu razach udało się za pomocą palca wywołać obrażenia części
płciowych, całkiem przypominające obrażenia stwierdzone u denatki. W pierw­
szym przypadku obok rany miażdżonej w przegrodzie pochwowo-odbytniczej
wystąpiło kilka ran łukowatych o brzegach ostrych, gładkich; w drugim —
szerokie przerwanie błony' dziewiczej oraz kanał miażdżony, drążący przez
tylną ścianę pochwy' w przegrodę pochwowo-odbytniczą. Dodać jeszcze
muszę, że chcąc się uchronić od zarzutu, iż przy' eksperymencie mogłem
działać pod -wpływem pewnego nastawienia i autosugestii, poleciłem wykonać
ten eksperyment asystentowi Zakładu dr B., który nie znał akt sprawy i któremu
tylko ogólnie powiedziałem, -w jakim kierunku ma godzić palec * .
* Z tych samych powodów dokonał eksperymentu z dżaganem drugi asystent krakowskiego Za­
kładu Medycyny Sądowej lekarz P., który otrzymał tylko fotografię obrażeń głowy denatki i miał się
zorientować co do położenia tych obrażeń, aby uderzać dżaganem w te same mniej więcej miejsca.

119
Z powyższych eksperymentów zatem widać, iż nic nie sprzeciwia się przy­
jęciu, że obrażenia części płciowych denatki mogły być zadane palcem.
Obrona postawiła na rozprawie we Lwowie tezę, że w przypadku śmierci
Lusi chodzi o morderstwo z lubieżności i na poparcie tej tezy zażądała akt
w sprawie śmierci 12-letniej Józefy Neuwerównej, która na Lewandówce pod
Lwowem miała rzekomo zginąć w identyczny sposób jak Lusia Zarembianka.
Otóż przede wszystkim należy podkreślić z naciskiem, że nie każde mor­
derstwo, które na pierwszy rzut oka robi wrażenie, iż wynika z popędu płcio­
wego, jest morderstwem z lubieżności w ścisłym tego słowa znaczeniu. A więc
nie należą tu przypadki, w których sprawca dokonując gwałcenia kobiety
natrafia na jej opór i przełamując go w brutalny sposób pozbawia swą ofiarę
życia. Na przykład sprawca dla stłumienia krzyku ofiary zatyka górny odcinek
jej dróg oddechowych i dusi ją w ten sposób albo natrafiając na przeszkodę,
np. w postaci wąskości sromu, rozrywa go i sprowadza śmierć ofiary z upływu
krwi. Tak samo nie należą tu przypadki, w których sprawca po dokonaniu
zgwałcenia zabija swą ofiarę, aby się pozbyć jedynego świadka swej zbrodni.
Do właściwych morderstw z lubieżności należy zaliczyć tylko te przypadki,
w których sprawca chcąc zaspokoić swą żądze płciową i dokonać aktu płcio­
wego kaleczy, dusi lub w inny sposób pozbawia życia swą ofiarę, albo przy­
padki, w których samo pozbawienie ofiary życia, widok płynącej krwi, jej
bulgotanie, drgawki przedśmiertne i konanie ofiary zastępują sprawcy akt
płciowy i doprowadzają u niego do w'zw'odu oraz do wytrysku nasienia. Stąd
też jest zrozumiałe, że dla mordercy z lubieżności jest obojętne, czy ofiara
jest młodą dziewczyną czy staruszką, piękną czy brzydką lub ułomną kobietą,
młodym chłopcem czy zgrzybiałym starcem. Spraw'ca w takim okresie nad­
miernie wygórowanej pobudliwości płciowej rzuca się na pierwszą lepszą
napotkaną osobę.
Morderstw' z lubieżności dokonują osobnicy dotknięci najwyższym stopniem
zboczenia płciowego, zwanego sadyzmem, który polega na popędzie pastwie­
nia i znęcania się nad osobą, wzbudzającą pożądliwość płciową. Okrucieństwo
bowiem i lubieżność płciowa są psychologicznie bardzo blisko spokrewnione.
Jeszcze w granicach fizjologicznych może namiętne całowanie przejść w roz­
kosz kąsania. Natomiast już w granicach patologicznych leży szczypanie,
kłucie, biczowanie, kaleczenie, pozbawienie życia ofiary, cw'iartow'anie jej
zwłok, ssanie krwi, a nawet pożeranie części jej ciała.
Przypadki morderstw' z lubieżności nie należą do zbyt częstych, aczkolwiek
znane są od starożytnych czasów' aż po czasy najnowsze. Bywają popełniane
przez ciężkich degeneratów', alkoholików lub osobników dotkniętych różnymi
postaciami chorób psychicznych, najczęściej przez epileptyków. Z cesarzy
rzymskich stał się głośny Nero, który miał się rzucać na przywiązane do słupa
ofiary i kaleczyć ich obnażone części płciowe. W XV wieku marszałek
Francji Gilles de Rays miał w przeciągu 8 lat pozbawić życia około 800 ludzi,
którym podrzynał gardła, kawałkował ich ciała, wyrywał wnętrzności i z roz­
koszą przypatrywał się ich konaniu, a części zwłok ofiar przechowywał
w swych zamkach jako relikwie i lubieżnie je całował i pieścił. W XIX wieku
znamy głośnych morderców z lubieżności w Anglii (Jack the ripper, Kuba
Rozpruwacz), we Włoszech (Verzeni) i we Francji (Vacher). Ale przede
wszystkim najbardziej typowym i najlepiej pod względem naukowym zba­
danym przykładem mordercy z lubieżności jest Niemiec Piotr Kiirten, zwany
potworem z Dusseldorfu.
Był to syn ciężkiego alkoholika. Od pierwszego skazania w 16 roku życia
popełnił długi szereg kradzieży, podpaleń i przestępstw seksualnych, których
liczba wr jednym tylko roku 1929 dochodzi do 23. W 1930 r. został tylko przez

120
przypadek zdemaskowany, aresztowany i skazany na karę śmierci, którą
wykonano przez ścięcie w 1931 r.
Kiirten był badany według ostatnich wymogów nauki, odznaczał się dużą
inteligencją i doskonałą pamięcią (tak np. daty jego podpaleń nawet sprzed
kilku lat zgadzały się co do minuty z zapiskami wyjazdów straży pożarnej),
przyznał się z najdrobniejszymi szczegółami do swych przestępstw (79),
sprawdzonych następnie w dochodzeniach, przeto przytoczenie pewnych
szczegółów z jego życia może pozwolić zorientować się w kwestii mordu z lu-
bicżności i ocenić, czy w przypadku zbrodni brzuchowickiej można przyjąć
tło seksualne.
Kiirten już jako 9-letni chłopak z przyjemnością przypatrywał się męczeniu
psów przez oprawców. W 13 roku życia łowiąc w lesie zwierzęta został
ukąszony w palec przez wiewiórkę. Chcąc się od niej uwolnić ścisnął wie­
wiórkę za szyję i wówczas doznał wytrysku nasienia. W tymże czasie próbował
obcować z owcą, a gdy się to nie udało, przebił ją nożem i w tym momencie
przyszło u niego do wytrysku nasienia. Przez 2 do 3 lat postępował w ten
sposób. Potem dopiero miewał stosunki płciowe z kobietami. Wkrótce jednak
przekonał się, że przy prawidłowym stosunku płciowym nie przychodziło
u niego do wytrysku nasienia i dlatego szukał jakiejś specjalnej podniety.
Najczęściej włóczył się w godzinach wieczornych po lesie lub nad Renem
i w czasie rozmowy ze spotkaną ofiarą chwytał ją nagle i znienacka oburącz
za szyję i dławił tak długo, aż przychodziło u niego do wytrysku nasienia,
po czym ofiary swe porzucał. Czasem spółkował z ofiarą i wśród spółkowania
dławił ją. Jeżeli samo dławienie nie wystarczało do zaspokojenia płciowego,
zadawał ofierze rany kłute, nieraz bardzo liczne w razie opóźniania się wy­
trysku, albo podrzynał szyję ofiary albo w 4 przypadkach uderzył ofiarę
młotkiem w głowę. Przede wszystkim bowiem widok krwi, jej szum i ciepło
sprowadzały u Kiirtena stale zadowolenie płciowe. Było dla niego obojętne,
czy chodziło o kobietę, mężczyznę czy zwierzę. Dowodzą tego między innymi
jego następujące wypowiedzi: «Z Hahnówną miała się rzecz podobnie. Także
tutaj przy obcowaniu płciowym nie znalazłem żadnego zadowolenia i do­
piero później przy dławieniu przyszło ponownie do wzwodu, a następnie,
gdy po zadaniu rany w szyje szumiała krew, a ja z rany piłem tę krew, nastąpił
wytrysk. Wypiłem jednak za dużo krwi, ponieważ przyszło do wymiotów.
Hahnówna żyła jeszcze mimo dużej utraty krwi. (...) Pijany mężczyzna siedzi
na ławce, ja nadszedłem od tyłu, uderzyłem go ostrzem siekiery, on się wy­
wrócił, ja schowałem się i widziałem, że krwawił. Wówczas przyszło do
wytrysku nasienia. (...) Także z łabędziem w ogrodzie publicznym było tak.
Ja włóczyłem się często w nocy po tym ogrodzie i zauważyłem na wiosnę
1930 r. łabędzia śpiącego na brzegu. Odciąłem mu szyję, a krew trysła wysoko.
Z pozostałego kawałka szyi piłem krew i miałem wówczas wytrysk nasienia».
Również widok pożaru i łuny, bieganina, krzyk i rozpacz ludzi w czasie
pożaru wywoływał u Kiirtena wzwód i wytrysk, jak to wynika z jego opisu:
«Jeżeli ludzie przy tym biegali i krzyczeli, to było dla mnie rozkoszą. Także
jaskrawa łuna w nocy działała drażniąco na mnie».
Już na podstawie przytoczonych przypadków, a odnosi się to również do
całej kazuistyki morderstw z lubieżności, jest widoczne, że sprawca popełnia
morderstwo z lubieżności albo zamiast aktu płciowego, albo wśród aktu
płciowego, albo po akcie płciowym, albo wreszcie przed podjęciem aktu
płciowego.
Morderstwo z lubieżności dokonane zamiast aktu płciowego, stanowi rodzaj
ekwiwalentu i jest najbardziej patologiczną, ale i najbardziej klasyczną po­
stacią tego zboczenia płciowego.

121
Morderstwo z lubicżności, popełnione przez sprawce wśród aktu płciowego,
ma na celu wzmożenie pobudzenia płciowego i przyspieszenie opóźniającego
się wytrysku nasienia. Zdarza się to zwłaszcza u chronicznych alkoholików.
Przypadek morderstwa z lubicżności z tej grupy oceniał przed laty dla Kra­
kowskiego Wydziału Lekarskiego prof. Wachholz- Chodziło w nim o śmier­
telne zadławienie pewnej prostytutki przez mężczyznę, zwanego dusicielem,
który wśród obcowania płciowego dławił swoje partnerki i był z tego powodu
unikany nawet przez prostytutki. Denatka nie wiedząc o tym padła ofiarą
jego zboczenia. Morderstwa w czasie spółkowania może sprawca także do­
konać wskutek gwałtownego uniesienia się z powodu oporu, stawianego przez
ofiarę.
Przypadki morderstwa z lubieżności, dokonane po odbytym spółkowaniu,
dowodzą, że żądza płciowa sprawcy nie została jeszcze zaspokojona dopiero
co odbytym aktem płciowym i nadal się utrzymywała. W tym razie mor­
derstwo jest niejako równoważnikiem powtórnego aktu płciowego, którego
sprawca nie mógł odbyć z przyczyn fizycznych.
Wreszcie wyjątkowo tylko morderca z lubieżności zabija swą ofiarę jeszcze
przed przystąpieniem do aktu płciowego; w tym bowiem razie musi spół-
kować z konającą lub ze świeżymi zwłokami. Zdarza się to wówczas, gdy
sprawca chce w ten sposób podniecić swą osłabioną zdolność płciową albo
gdy trafia na czynny lub bierny (np. wskutek niestosunku części płciowych)
opór ze strony ofiary.
Te ostatnie przypadki wchodzą już w zakres nekrofilii, czyli hańbienia zwłok,
a więc zboczenia polegającego na zaspokajaniu popędu płciowego na zwło­
kach. Zboczenie to, posiadające w swej etiologii elementy sadystyczne, maso­
chistyczne i fetyszystyczne, ma kilka podgrup, a przede wszystkim: nekro-
stuprum, czyli obcowanie ze zwłokami, nekrosadyzm, czyli kaleczenie zwłok, i nekro-
phagia, czyli pożeranie zwłok. Nekrofilia nie jest tak bardzo rozpowszechniona
jak to się przyjmuje i chociaż literatura na ten temat nie jest zbyt mała, to
jednak istnieje tylko bardzo mało zupełnie ścisłych i autentycznych obser­
wacji. Natomiast w literaturze beletrystycznej i pseudonaukowej odgrywa
nekrofilia znaczną rolę. Już Herodot wspomina o niej w swojej historii.
Natomiast nie ulega wątpliwości, że nekrofilia najczęściej jeszcze występuje
w postaci symbolicznej lub imaginacyjnej. Nekrofilik doznaje zaspokojenia
płciowego, gdy obcuje z osobą żywą, która tylko udaje zmarłą. Tak np. znane
są w Paryżu domy publiczne z pokojem przybranym w kir, na środku pokoju
trumna w otoczeniu kandelabrowi wieńców, w trumnie leży bez ruchu wybie­
lona i oziębiona okładami lodowymi prostytutka, która udaje zmarłą. Zbo­
czeńcy dopiero wśród tych akcesoriów doznają pobudzenia i dokonują aktu
płciowego.
Osobną grupę hańbienia zwłok stanowią przypadki będące wynikiem za­
bobonnej wiary, że zabranie części zwłok i umieszczenie ich w domostwie
chroni przed nieszczęściem, chorobami, nieurodzajem itp. Dużo jest znanych
i opisanych przypadków, w których dla powyższych celów wygrzebywano
zwłoki, zabierano ich części, wytapiano z tłuszczu ze zwłok świece, przy
użyciu których można rzekomo okradać spokojnie, ponieważ śpiący się nie
budzą.
Atoli przypadki obu tych grup nie mają nic wspólnego z właściwą
nekrofilią.
Prawdziwa nekrofilia zwłaszcza w postaci nekrostuprum zdarza się naj­
częściej u osobników, u których popęd płciowy z tych czy innych powodów
był długo hamowany i nie mógł być zaspokojony. Znane są więc przypadki,
że narzeczony, któremu umiera narzeczona, chce przynajmniej raz dokonać

122
z nią aktu płciowego, albo zakonnicy, dozorujący zwłok żołnierze po długo­
trwałym oblężeniu dokonywali aktów płciowych ze zwłokami kobiecymi;
albo pracownicy prosektoriów, zwłaszcza osobnicy dotknięci alkoholizmem
przewłocznym lub padaczką, mieli dokonywać podobnych czynów.
Bloch podaje, że jeden ze znanych ministrów austriackich polecał dostarczać
sobie z Wiener Allgemeines Krankenhaus do prywatnego mieszkania zwłoki
kobiece, ponieważ miał się zajmować z amatorstwa anatomią. Później wydało
się, że shańbił on kilka zwłok kobiecych.
Epaulard opisał przypadek nekrofilii u grabarza Ardissona, ciężko dzie­
dzicznie obciążonego, umysłowo tępego osobnika, który wykopywał zwłoki,
uprawiał z nimi różne zboczenia płciowe, zabierał je ze sobą, ukrywał w słomie
i obcował z nimi nawet mimo gnicia, dopóki nie zdradziła go woń gnilna.
Ale najgłośniejszym i wszędzie jako przykład cytowanym jest przypadek
sierżanta Bertranda. Bertrand, już od dziecka zamknięty w sobie i lubiący
samotność, okazywał popęd do niszczenia wszystkiego, zabijania zwierząt
i do onanii. Jako kilkunastoletni chłopak dokonywał na zwłokach rozmaitych
zwierząt rozcięcia brzucha i wyrywania wnętrzności, potem przypatrywał
się temu i onanizował. Następnie robił to samo ze zwłokami ludzkimi, które
wygrzebywał (nieraz wśród dużych trudności), następnie obcował z nimi
fizycznie, wyrywał z rozprutego szablą lub scyzorykiem brzucha wnętrzności.
Gdy przy przeskakiwaniu muru cmentarnego zranił się, schwytano go i cała
sprawa wyszła na jaw. Umieszczony w zakładzie dla psychicznie chorych
z wolna otępiał jako schizofren.
W ogóle według obecnych zapatrywań opisane w dawniejszej literaturze
przypadki nekrofilii robią wrażenie, że chodziło w nich o ludzi psychicznie
chorych, tylko że najczęściej nie byli oni dokładnie obserwowani i badani
według dzisiejszych wymogów nauki. Według obecnych zapatrywań nekrofilia
jest prawie z reguły jednym z objawów chorób psychicznych, a przede wszyst-
tkim schizofrenii, idiotyzmu, paraliżu postępującego lub epileptycznego
zamroczenia.
Jeżeli teraz w świetle powyższych rozważań na temat morderstwa z lubież-
ności i nekrofilii rozpatrzyć przypadek brzuchowicki, to okazuje się, że nekro­
filię z zabobonu można od razu wykluczyć, wobec tego, że ze zwłok denatki
nie zabrano najmniejszej ich części. Chyba nikt również nie przypuści, iż
jakiś nekrofilik dowiedział się, że właśnie przed chwilą popełniono morderstwo
w willi i zjawił się tam, aby zaspokoić swą żądzę płciową, bo przecież szukałby
zwłok raczej na cmentarzu czy w trupiarni. Nekrostuprum, tj. obcowanie
ze zwłokami, można wykluczyć, ponieważ obrażenia części płciowych denatki
zupełnie nie wykazują cech obrażeń, powstałych przez obcowanie płciowe.
Przy nekrosadyzmie, tj. kaleczeniu zwłok, obrażenia są zupełnie inne. Sprawca
rozpruwa brzuch, wyrywa wnętrzności, wycina sutki lub srom zewnętrzny itp.
Tymczasem w przypadku Lusi znaleziono obrażenie pochwy, mające wska­
zywać na dokonanie aktu płciowego.
O ile wreszcie chodzi o pozostałe omówione postacie mordu z lubieżności,
to również można je wykluczyć. I tak można stanowczo wykluczyć, aby
sprawca po odbvtym spółkowaniu z denatką, nie zaspokojony dopiero co
odbytym aktem płciowym, zadał jej śmiertelne obrażenia głowy. Mielibyśmy
bowiem wówczas obraz świeżej defloracji, ewentualnie charakterystyczne dla
spółkowania świeże obrażenia pochwy, ślady nasienia męskiego itp. Tymczasem
w naszym przypadku nie mamy żadnych charakterystycznych dla spółko­
wania obrażeń części płciowych denatki i co najważniejsze — stwierdzone
obrażenia zostały niewątpliwie zadane już po śmierci denatki, podczas gdy
obrażenia głowy — za jej życia.

123
Z tych samych powodów można także stanowczo wykluczyć, aby sprawca
w czasie spółkowania z denatką — celem wzmożenia pobudzenia płciowego
i przyspieszenia wytrysku nasienia — zadał jej śmiertelne obrażenia głowy.
Wreszcie jeżeliby przyjąć, że sprawca zamiast aktu płciowego zadał śmier­
telne obrażenia w głowę śpiącej denatki i przypatrując się jej śmierci, doznał
pobudzenia płciowego, to byłoby zupełnie niezrozumiałe, dlaczego dokonywał
obrażenia pochwy, mającego imitować obrażenia powstałe po akcie płciowym.
Ale ponadto cały szereg innych okoliczności przemawia przeciw przyjęciu
morderstwa z lubieżności i nekrofilii w niniejszym przypadku.
Sprawcy dokonują bowiem takich zbrodni na pustkowiu lub odludziu,
a nie wchodzą do zamieszkałej willi, w której każdym pokoju ktoś spał,
a w kuchni nawet świeciła się przez całą noc lampa. W tych rzadkich przy­
padkach, w których morderstwa z lubieżności dokonano w domostwie,
chodziło z reguły o mieszkania prostytutek. Jeżeliby jednak nawet przyjąć
tak bezczelnie odważnego, a równocześnie tak kolosalnie podnieconego pożą­
daniem płciowym mordercę, iż nie wahał się wejść do zamieszkałej willi,
to wobec tego, że osoba ofiary nie odgrywa w takich przypadkach roli,
szukałby raczej ofiary tam, gdzie ją mógł spotkać, a więc — z uwagi na palące
się światło—raczej w kuchni.
Dalej odnośna kazuistyka uczy, że mordercy z lubieżności dławią, podrzy­
nają szyję lub zadają rany kłute swym ofiarom, bo przede wszystkim widok
krwi wywołuje u nich zaspokojenie płciowe. Natomiast morderstwa z lubież­
ności przez zadanie ofiarom ran tłuczonych głowy, jak w naszym przypadku,
należą wprost do niesłychanie rzadkich wyjątków, w których owe obra­
żenia były zadawane ofiarom zawsze na odludziu, w lesie itp., a nic w za­
mieszkałym domostwie.
Ponadto wszyscy sadyści czy nekrosadyści wykazują w swoim postępo­
waniu pewną stereotypowość. A więc jedni stale napadają dziewczęta i obci­
nają im warkocze, inni napadają kobiety i zadają im rany kłute w brzuch,
inni wreszcie przy akcie płciowym dokonują tych samych czynności sady­
stycznych, np. kąsają, dławią, inni w końcu mordują w identyczny sposób
swe ofiary i w identyczny sposób ćwiartują ich zwłoki. Stąd Francuzi wprowa­
dzili nawet (od Lacassagne’a) dla tych przestępstw nazwę crimes a repetition.
Zarzuciłby może ktoś, że Kiirten, ten klasyczny sadysta, był wyjątkiem. Tak
jednak nie jest, ponieważ sam on przyznał, że zmieniał sposób mordowania
swych ofiar. Z jednej strony z powodu złamania (w kręgosłupie jednej z ofiar)
sztyletu, z drugiej — ponieważ w ten sposób chciał rozmyślnie wzbudzić
u władz policyjnych podejrzenie, iż morderstw dokonywała szajka złożona
z kilku osób i w ten sposób zabezpieczyć się przed odkryciem. Tak zatem jest
charakterystyczna dla przestępstw sadystycznych pewna stereotypia oraz
pewna seryjność. Tymczasem ani dawniej, ani potem we Lwowie i w okolicy
Lwowa nie powtęrzyły się podobne zbrodnie. Bliższa zaś analiza przypadku
Neuwerównej wykazuje, że nie był on nie tylko identyczny, ale nawet podobny
do przypadku Lusi Zarembianki.
Następnie bardzo charakterystyczną cechą morderstw z lubieżności jest
pozostawienie ofiary w pozycji rozkracznej nóg, z uniesionymi do góry
sukniami, z odsłoniętym sromem i widocznymi śladami zadanych obrażeń.
Na ten szczegół zwracają uwagę wszyscy autorzy. Nawet bowiem w pozo­
stawieniu zwłok swych ofiar we wspomnianej pozycji przejawia się seksualny
sadyzm sprawcy. Widocznie jeszcze nawet widok okaleczonych zwłok sprawia
im rozkosz. Tymczasem w naszym przypadku zwłoki były przykryte, nogi
wyprostowane, a jedynie lewa noga od strony pokoju nieco odgięta. Biorąc
pod uwagę umiejscowienie łóżka i ową pozycję zwłok należy przyjąć, że

124
sprawca z boku łóżka od strony pokoju odgiął lewą nogę denatki celem za­
dania jej opisanych już obrażeń części płciowych, bo w ten sposób mógł się
dostać do pochwy. Wprowadzając palec na oślep skaleczył lekko paznokciem
przedsionek sromu, a wszedłszy raz do pochwy wywołał przez szereg pchnięć
palcem trzy dalsze, już szczegółowo omówione obrażenia pochwy. Ponieważ
obrażenia pochwy zostały niewątpliwie zadane już po śmierci denatki, przeto
i to odchylenie lewej nogi, dokonane po jej śmierci, nadal się utrzymało i przez
stężenie pośmiertne zostało utrwalone. Podkreślić zaś należy, iż przewód są­
dowy ustalił, że tylko ręce i głowę denatki ruszano, natomiast reszta ciała
była aż do oględzin lekarskich nie poruszana.
Dalej łóżko denatki nie wykazywało żadnych śladów czy to zwalania
obuwiem, czy to zmięcia pościeli, które by musiały wystąpić, gdyby sprawca
dokonywał na zwłokach czynów lubieżnych.
Wreszcie, jak uczy odnośna kazuistyka i doświadczenie sądowo-lekarskie,
morderstw z lubieżności a tym bardziej shańbienia zwłok dokonują przede
wszystkim psychicznie chorzy, płciowi zboczeńcy lub ciężcy degeneraci.
W przeciwieństwie do okaleczeń zwłok zadawanych w celach defensywnych
dla zatarcia śladów zbrodni, kiedy to sprawca kaleczy, niszczy lub ukrywa
przede wszystkim głowę ofiary, sprawcy okaleczeń zwłok na podłożu choroby
psychicznej lub zboczenia płciowego kaleczą przede wszystkim brzuch i części
płciowe, zupełnie nie starają się tego ukryć, zabierają nawet ze sobą części
zwłok i właśnie wskutek tego zostają często wykryci. Jest więc dziwne,
żeby w naszym przypadku sprawca nie pozostawił najmniejszych śladów swego
pobytu, czego zwłaszcza po psychicznie chorym trudno się spodziewać.
Jeżeli się zbierze wszystkie wspomniane, a także uwzględni inne momenty,
jak brak śladów rabunku lub włamania oraz szereg innych momentów,
których analiza wykracza poza kompetencję lekarza biegłego, to musi się
przyjść do stanowczego przekonania, że w niniejszym przypadku nie było
morderstwa seksualnego, lecz przeciwnie, że było to zwykłe morderstwo,
które sprawca usiłował upozorować jako morderstwo seksualne. To rzekome
morderstwo z lubieżności zostało w dość nieumiejętny sposób sfingowane, ponie­
waż sprawca nawet nie pozostawił swej ofiary w tak charakterystycznej dla mor­
derstw z lubieżności pozycji, z odkrytymi częściami płciowymi i rozkraczonymi
nogami. Przypadki symulowania morderstw z lubieżności są znane i jest
opisany ich szereg. Przytoczę tylko dwa bardzo charakterystyczne. I tak
żona pewnego robotnika, katowana przez męża, postanowiła uwolnić się od
niego i opuścić go. Nie chciała jednak pozostawić na pastwę gwałtownego
ojca 71/2-letniej córeczki i dlatego postanowiła pozbawić dziecko życia. W tym
celu wyprowadziła je na pustkowie, zerwała garść trawy, wepchnęła ją córce
do gardła i w ten sposób udusiła. Następnie chcąc upozorować, że na jej
dziecku dokonano mordu z lubieżności, ułożyła jego zwłoki w pozycji roz-
kracznej, odsłoniła srom i palcem przebiła części płciowe. W drugim przypadku
pewien robotnik zniewolił 18-letnią dziewczynę i zamordował ją w celu po­
zbycia się jedynego świadka przestępstwa. Następnie, aby upozorować mord
z lubieżności, obnażył zwłoki, nadał nogom pozycję rozkraczną i wsadził
do pochwy koniec parasolki * .
U nas w Polsce, o ile mi wiadomo, nie zdarzają się sfingowane morderstwa
z lubieżności, a w każdym razie należałyby do niesłychanie rzadkich wyjątków.
Gdzie więc należałoby szukać sprawcy sfingowanego mordu seksualnego,
dokonanego na Lusi Zarembiance w sposób tak nieumiejętny, nie należy

* Okazałem fotografię przedstawiającą pozycję zwłok owej dziewczyny według pracy Wulffena
Der Sexualverbrechcr.

125
to do kompetencji lekarza biegłego. Odpowiedź na to pytanie będzie musiał
znaleźć Sąd.
Na pytanie prokuratora, czy istnieje pewna analogia między morderstwem
dokonanym na Neuwerównej i na Lusi, odpowiedziałem, że przy morder­
stwach z lubieżności istnieje pewna seryjność. We Lwowie i w okolicy, ani
przedtem, ani potem, nie zdarzyły się podobne przypadki morderstwa. Mor­
derstwo na Neuwerównej różni się zupełnie od morderstwa dokonanego na
Lusi. Obrażenia części płciowych u Neuwerównej powstały za życia, jak
o tym świadczyły krwawe ich podbiegnięcia, zaś obrażenia te u Lusi zostały
zadane po śmierci. Poza tym u Neuwerównej stwierdzono ślady zgwałcenia.
Toteż przychylam się w zupełności w tej kwestii do opinii biegłych drów D. i P.,
iż między tymi dwoma przypadkami nie ma żadnego związku. Wykluczone
jest przypuszczenie policji, iż obrażenia u Neuwerównej zostały zadane hakiem.
Na pytanie obrońcy, w jaki sposób można wskazać pierwszego mordercę
seksualnego, skoro według biegłego istnieje pewna seryjność, podałem, że
seryjność jest wykluczona, gdy albo sprawcę złapano, albo wyjechał, albo
umarł i dlatego nie mógł popełnić dalszych czynów zbrodniczych. Kiirten
był wyjątkiem o tyle, że nie tylko podrzynał gardła swym ofiarom, ale także
zabijał je młotkiem i — jak już wyjaśniłem — robił to z konieczności, po­
nieważ złamał mu się sztylet, a poza tym chciał zmylić policję, iż morderstw
tych dokonała nie jedna i ta sama osoba, lecz cała szajka.
Na dalsze pytania obrony, czy inni mordercy seksualni stosują różne metody,
podałem, iż nie ma całkowitego podobieństwa, ale sposób dokonania zbrodni
jest podobny i nie jest prawdopodobne, aby morderca seksualny ograniczył
się tylko do przebicia błony dziewiczej palcem. Pośpiech zaś przy morder­
stwach seksualnych nie jest koniecznym warunkiem.
Na pytanie obrony, jak długo utrzymuje się ciepłota ciała zwłok, wyjaśni­
łem, że ciepłota zwłok po śmierci utrzymuje się rozmaicie, ścisłego czasokresu
podać nie można, ponieważ zależy to od szeregu czynników, jak od ciepłoty
otoczenia zwłok, tzn. jeżeli ciepłota ta jest niska, zwłoki prędzej stygną niż
np. w ciepłej izbie lub pod pierzyną. Ważny także jest moment, którą część
ciała bierze się pod uwagę, ponieważ znany jest fakt, że najpierw stygną
te części ciała, które są najbardziej oddalone od serca. Ręce zwłok Lusi —
jak zeznał Staś — były jeszcze ciepłe, mimo że nie były przykryte i że dlatego
utrata ciepła powinna w nich szybciej nastąpić niż w tych częściach ciała,
które były przykryte. Doświadczenie uczy, że zwykle w przeciągu 3—4 godzin
po zgonie ręce są już zimne. L. podał, że zastał zwłoki zimne, co zgadza się
też z ogólnym doświadczeniem, iż zwłoki stają się zimne do 4 godzin,
a L. właśnie przyszedł o godz. 4 rano.
Na pytanie obrony, czy zachodzi tu błąd, bo jeżeli L. znalazł zwłoki o go­
dzinie 4 zimne, to z tego nie wynika jeszcze, żeby już o 3 nie były one zimne,
podałem, że pierwszym, który badał zwłoki, był Staś Zaremba, potem T.,
potem dr Cs. I świadkowie ci, którzy tam kolejno chodzili, stwierdzili, że
zwłoki były letnie.
W tym miejscu obrońca dr Axer oświadczył, że jeżeli świadkowie znaleźli
o godz. 1.30 zwłoki ciepłe, to z tego nie wynika, że o godz. 3 nie były już
zimne, może nawet o godzinie 1 były zimne. Oświadczyłem na to, że jeżeli
zwłoki były o 1.30 ciepłe, to niemożliwe jest, aby o godzinie 1 były zimne
i że «trzeba upaść na głowę, aby przyjąć, że najpierw zwłoki były zimne,
a potem ciepłew.
Obrońca dr Axer zareagował na tę moją wypowiedź oświadczeniem, że
jeżeli powiedział «o godzinie pierwszej», to mogło to być przemówienie,
miał bowiem na myśli godzinę czwartą, a wobec wyrażenia biegłego pod jego

126
adresem, iż upad! na głowę, prosił o uchwałę Trybunału, biorącą go w obronę
z powodu obraźliwego wyrażenia prof, dr Olbrychta. Oświadczyłem, iż nie
miałem zamiaru nikogo obrażać, a na podchwytliwe pytanie musiałem tak
odpowiedzieć.
Dyskusję, jaka wywiązała się między mną a dr Axerem, przerwał Prze­
wodniczący, który po naradzie Trybunału ogłosił postanowienie odmawiające
wnioskowi obrońcy dr Axera o wzięcie go w obronę z powodu mojego rzekomo
obraźliwego wyrażenia pod jego adresem. W uzasadnieniu postanowienia
wskazano, że obrońca dr Axer istotnie wyraził się, że jeżeli zwłoki były
o 1.30 ciepłe, to o godzinie 1 może były zimne. Tego rodzaju wyrażenie mógł
biegły uznać za tak bardzo nielogiczne i niestosowne, że mógł się czuć obrażony
tym, że mu je w ogóle zadano. Dlatego jego zareagowanie na to pytanie
w obronie swojej godności nie było tak nieodpowiednim, by wymagało wzięcia
w obronę obrońcy dr Axera. Jego oświadczenie, że mógł się przemówić, jest
obojętne, gdyż dr Olbrycht nie mógł znać myśli dr Axera.
Po ogłoszeniu postanowienia obrońca dr Axer złożył następujące oświad­
czenie: Ponieważ przy pierwszym pytaniu skierowanym do biegłego prof.
dr Olbrychta otrzymał odpowiedź obraźliwą, chociaż sięprzemówił, i ponieważ
ze strony Trybunału nie otrzymał zadośćuczynienia, o jakie prosił, i ponieważ
zachodzi obawa, że dalsze pytania do biegłego sprowokują go do odpowiedzi,
której by dać nie chciał, przeto oświadcza imieniem obrony, że ta rezygnuje
z dalszego prawa pytania prof, dr Olbrychta. Natomiast obrona składa
następujący wniosek:
Ekspertyza, złożona wczoraj przez biegłego prof. Olbrychta zarówno na
posiedzeniu jawnym, jak i niejawnym'
,
* zmusza obronę do jej zakwestiono­
wania i do podniesienia zarzutów, iż ekspertyza ta nie była podyktowana
obiektywizmem, a przeciwnie zabarwiona na niekorzyść oskarżonej. Upo­
ważnia obronę do tego twierdzenia nie tylko fakt, że biegły dr Olbrycht
powołał się dwukrotnie na swoje nastawienie, któremu nie chciał się poddać.
albowiem nie chciał się poddać pewnej autosugestii, o której sam wczoraj
wspominał, ale także fakt, że dr Olbrycht pewne okoliczności, które mają dla
sprawy znaczenie mniejsze, rozmyślnie podkreślił i podniósł, natomiast inne
okoliczności, które by miały większe znaczenie i przemawiały za oskarżoną
albo pomijał milczeniem, albo też traktował jako coś ubocznego, nie mającego
dla sprawy większego znaczenia. Nie chcąc, by obronę spotkał zarzut, że
operuje tylko zdaniami a nie faktami, zgłasza do protokołu wszystkie te za­
rzuty, jakie podnosi ona przeciwko ekspertyzie biegłego i przeciw samemu
biegłemu.
Stwierdzone zostało po raz ostatni, że ciało Lusi było ciepłe o godzinie
wpół do drugiej. Fakt, że o godz. 4 było ono zimne dla każdego człowieka
myślącego logicznie nie świadczy o tym, iżby ono nie było już zimne o go­
dzinie 3, 2.30, albo o drugiej. O godzinie 1.30 było ono ciepłe. Powołuje się
obrona na stanowisko Koberta, który zna wypadki, że tracenie temperatury'
trwa 8—10 godzin, a według prof. Wachholza utrata temperatury zwłok
odbywa się w 3 i pół do 4 godzin. Zatem logika mówi, że jeżeli o godz. 1.30
ciało było ciepłe, to mord nie nastąpił o 3 godziny wstecz, ale mógł nastąpić
o 12.30, 11.30 a nawet 10.30. Z argumentu ciepła można tylko wnosić, że
mord nastąpił w czasie późniejszym od wpół do 11.
Jako drugi argument podniósł prof. Olbrycht, że w żołądku denatki znajdo­
wała się treść. Jeżeli w żołądku znajdowała się treść, a kolacja była o godz. 9,

* Część rozprawy, na której poruszano zagadnienia z zakresu seksuologii, była prowadzona na


zarządzenie Sądu przy drzwiach zamkniętych.

127
to jest to dowodem, że mord nastąpił po kolacji, a nie w czasie normalnym,
kiedy żołądek swą treść oddaje. Z tego wnosząc mógł on nastąpić o godz. 9,
10, 11 i 12.30, w każdym razie oznacza cały okres wstecz do chwili, kiedv
denatka spożyła kolacje.
Trzeci argument biegłego o plamach pośmiertnych, które skonstatowano
o godz. 1, a które występują w 3 do 10 godz. po śmierci, świadczy o tym, że
o godzinie 1 plamy były, nie świadczy czy były o 12.10, 6 lub 8. Z tych lo­
gicznych przesłanek, które podniósł dr Olbrycht, wynika, że mord mógł
być popełniony w czasie od położenia się do snu, aż do chwili, kiedv morder­
stwo odkryto. Biegły' orzeka, że nie sprzeciwia się przyjęciu godziny 12, 12.30,
ale nie sprzeciwia się też przyjęciu godz. 11 czy wpół do 11.
Ze stanowiska medycyny sądowej należałoby stwierdzić, że nic nie sprze­
ciwia się przyjęciu tego czasu. Następnie, jeżeli biegły sądowy opiera się
w swej ekspertyzie na zeznaniach Stasia, które zostały przez obronę zakwestio­
nowane, to obrona stwierdza, że biegłemu nie wolno opierać się na takich
zakwestionowanych zeznaniach. Dalej ze stanowiska medycyny sądowej
należałoby stwierdzić, że mord został popełniony wpół do 1. Ponieważ biegły
stwierdził, że nic nic sprzeciwia się przyjęciu godz. 12 i 12.30, sugeruje się
przez to sędziom przysięgłym, że jakoby ta właśnie godzina odgrywała jakąś
specjalną role w tym wypadku.
Jako drugi zarzut przeciw ekspertyzie prof. Olbrychta podnosi obrona to,
że biegły stwierdził, iż zbadanie dżagana próbą widmową, którą ten dżagan
został zbadany przez biegłego dr P., nie daje podstawy do twierdzenia, że
tam krwi nie było. Obrona nie wchodzi w to, czy biegły, o ile ten dżagan
zbadał, również powie, że jego opinia w tym wypadku nie jest pewna. Jeżeliby
nawet tak było, to przecież istnieje pewien procent prawdopodobieństwa,
pewna możliwość, ale biegł}' nie podniósł tych możliwości, zbagatelizował
zupełnie jakoby dżagan był badany na krew, chociaż profesor nie powiedział
nic konkretnego w tym kierunku, bo nie przewidział nic pozytywnego, ani
nic negatywnego. Powołał się tylko na to, że w sądzie lwowskim i krakowskim
lica czynu są podobno źle przechowywane, że wilgotnieją. Powiedział to,
chociaż widocznie nic wiedział, że w lwowskim sądzie są one przechowywane
w pokoju ciepłym i suchym i nie zdarzył się jeszcze wypadek, aby stamtąd
przyszedł dowód rzeczowy w innym stanie, aniżeli go tam złożono. Prof. Ol­
brycht powiedział dalej, że biegły dr P. badał dżagan po kilku miesiącach,
albowiem też nie wiedział, że w rzeczywistości został on zbadany już 7 stycznia.
Zatem to czy jest tam wilgoć, czyjej nie ma, w tym wypadku nie ma żadnego
znaczenia.
Wreszcie zastanawiał się biegły nad czasami krzepnięcia krwi i wbrew
temu, co powiedział dzisiaj, że nie wolno cytować tylko jednego autora, ale
należy powoływać się na różnych autorów — tego właśnie nie uczynił, bo nie
uwzględnił w swym parere takiego znakomitego autora jak Wulffen, a w szcze­
gólności nie powołał się na Schillinga, który powiada, że krew krzepnie po
6 minutach, a cytował tylko kilku autorów, którzy przyjmują ten czas na
4—5 cza* 6 minut. Dalej nie powołał się prof. Olbrycht na Biirkcra ani też
nie wspomniał Nagelego, który na tysiąc wypadków przy tej temperaturze
stwierdza krzepnięcie krwi w ciągu 5—5*/ 2 min., tzn., że powołał się
inaczej, aniżeli podaje autor. Stwierdza obrona zatem, że biegły prof. Olbrycht
przeszedł do porządku dziennego nad tymi autorami, których prace prze­
mawiają na korzyść oskarżonej. Poza tym prof. Olbrycht nie wyjaśnił należycie
całego procesu krzepnięcia krwi, który w tym wypadku odbywał się wśród
specyficznych warunków. Wpływ tkanki mięsnej według fachowych specja­
listów jest nadzwyczajny w procesie krzepnięcia krwi. I nad tym przeszedł

128
prof. Olbrycht również do porządku dziennego, bo to przemawia za oskar­
żoną.
Dalej twierdzi obrona, iż prof. Olbrycht przyjął, że w czasie popełnienia
mordu był chłód w pokoju, jakkolwiek do tego nie miał żadnych danych.
Nie wiedząc bowiem jak długo był pokój otwarty, nie można powiedzieć,
jaka temperatura była w tym pokoju w półtorej godziny przedtem.
Następnie prof. Olbrycht orzekł z całą stanowczością, że zranienie części
rodnych nastąpiło po śmierci denatki. Biegły powiada, że nie można stwier­
dzić u człowieka, jak długo trwa proces konania. Jeżeli przyjmie się, że sprawca,
jeżeli zabił uderzeniem i czekał aż proces konania się skończył, a potem do­
piero uszkodzenia dokonał, to musiał przez kilkanaście, a nawet przez kilka­
dziesiąt minut być w tym pokoju. Nie wytłumaczył również biegły braku
kropel krwi na śniegu. Prof. Olbrycht przeszedł do porządku dziennego nad
doświadczeniami doc. D. Obrona rozumie, że doświadczenia są tylko do­
świadczeniami i nie mogą stanowić reguł naukowych, ale biegły prof. Olbrycht
zeznając w kwestii mordu seksualnego powoływał się sam na doświadczenia,
a nie na reguły, według których sprawca musi postępować tak a nie inaczej.
Wreszcie prof. Olbrycht w swym przemówieniu imputował dwom biegłym
jakoby twierdzili, że do mordu użyto dwóch narzędzi. Takie twierdzenie ze
strony biegłych nigdy nie padło i słaba nawet imaginacja pozwala każdemu
człowiekowi wyobrazić sobie, że może istnieć jedno i to samo narzędzie, które
zadaje różne obrażenia.
W końcu biegły prof. Olbrycht oświadczył wczoraj na rozprawie niejawnej
co następuje: «mordy seksualne, symulowane w Polsce się nie zdarzająw,
a dzisiaj dodał: «o ile wiemn. Wskazywanie mordercy wychodzi poza zakres
biegłego sądowego, ale również tego rodzaju przemówienie, zapatrywanie
i wyrażanie wykracza grubo poza zakres, poza obowiązki biegłego sądowego.
Te wszystkie okoliczności upoważniałyby obronę w całej pełni do tego,
by złożyła wniosek o wyłączenie tego biegłego. Obrona jednak nie korzysta
z tego, ponieważ wie, że sprowadzenie innego biegłego przewlekałoby sprawę.
Jednakże obrona prosi, aby zwrócono uwagę sędziów przysięgłych, że nie
jest rzeczą biegłych wskazywanie mordercy, a rzeczą sędziów przysięgłych
nie jest również szukanie przestępcy, ale orzeczenie, czy oskarżona jest winna *
.
Przewodniczący zwrócił uwagę sędziom przysięgłym, że to ostatnie twier­
dzenie obrony odpowiada ustawie, a zarazem zapytuje obronę, czy ta stawia
jeszcze jakieś wnioski w tej kwestii. Obrona oświadcza, że żadnych wniosków
nie stawia.
Trybunał zakreślił obronie termin do przedstawienia wszystkich tych
zarzutów na piśmie. Ponieważ obrona pisma takiego nie wniosła, przeto
poprosiłem o odczytanie zarzutów ze stenogramu. Po stwierdzeniu, że zostały
one wciągnięte do protokołu rozprawy w brzmieniu podanym poprzednio
według stenogramu (k. 372—-376) i wyrażeniu na to zgody przez Przewodni­
czącego — odpowiadałem na poszczególne zarzuty, jak następuje:
1. Oziębienie zwłok zależy od całego szeregu czynników i dzisiaj nie po­
trzeba tego przytaczać, ponieważ nie zawsze jest możliwe ustalenie tych czyn­
ników. Jest niemożliwe z zupełnie ścisłą pewnością dokładne określenie czasu,
w jakim odkryte części zwłok stają się już zimne. Czasokresy wahają się w dość
dużych granicach, przy czym kończyny, nos, ręce odkryte są już niejedno­
krotnie w czasie agonii chłodne, a już w niedługim czasie po śmierci mogą być
wyraźnie chłodne. Na odwrót (również zależnie od czynników, zwłaszcza

* Obrona oparła swój wniosek na odpowiedniku (art. 343} obecnego art. 304 Kpk., według którego
po przeprowadzeniu każdego dowodu strony mają prawo zabierać glos w celu złożenia wyjaśnień.

Wybrane przypadki 9 129


zewnętrznych) oziębienie się zwłok może następować i po kilku godzinach.
Przeciętnym jest okres 3 do 4 godzin i ten przyjmuje też prof. Wachholz
w swym podręczniku, nie jako własną obserwację, lecz powołuje się na
obserwacje Haberdy i G. Strassmanna (Beitrage zur Gerichtlichen Medizin).
Podkreślić należy w naszym przypadku, że mamy ściśle i pewnie przewo­
dem sądowym ustalone dwa momenty: z jednej strony fakt, że po odkryciu
morderstwa zwłoki były niewątpliwie ciepłe, z drugiej strony fakt, stwierdzony
także przez szereg świadków, funkcjonariuszy P. P., że po godzinie 4 zwłoki
były zimne. Gdybyśmy operowali tylko pierwszym faktem (ciepłota rąk),
to wówczas można by mieć wątpliwości, czy śmierć nie nastąpiła o 1, czy 12,
czy 11. Ponieważ jednak mamy stwierdzone dwa fakty, możemy oprzeć nasze
orzeczenie w granicach bardziej pewnych.
Jak żadne zjawisko w przyrodzie nie odbywa się w drodze rewolucji, lecz
ewolucji, tak samo między dwoma sprzecznymi zjawiskami, jak życie i śmierć,
nie ma nagłych przeskoków, lecz są wolne przejścia. Gdy jedne tkanki za­
mierają, inne utrzymują się jeszcze przy życiu, a zatem również oziębienie
zwłok nie następuje nagle, lecz zwłoki z wolna chłodnieją. Jeżeli zatem zwłoki
o godzinie 1.30 zostały uznane przez lekarza jako jeszcze całkiem ciepłe, jest
zupełnie jasne, że ani o godzinie 2, ani o 2.30 nie mogły one nagle być zimne,
ponieważ opadająca temperatura czyni zwłoki najpierw letnimi, później
chłodnymi, później bardziej chłodnymi, później całkiem chłodnymi, aż
wreszcie całkiem zimnymi. Na pytanie czy zwłoki o godzinie 3 były
zimne, jest tylko odpowiedź: nie możn^i wykluczyć, iż o godz. 3
mogły być zimne. Nie zmienia to jednak poprzedniej tezy. Jeżeli weźmiemy
okres 3—4 godzin na ochłodzenie się zwłok, musimy przypuścić, że śmierć
mogła nastąpić o godzinie 12. W pierwszym mym orzeczeniu nie było twier­
dzenia pozytywnego z nastawieniem i subiektywizmem, iż śmierć nastąpiła
między godziną 12 a 12.30, lecz twierdziłem ostrożnie, iż nic nie sprzeciwia
się przyjęciu, że śmierć mogła nastąpić między godziną 12 a 12.30. Zarzut
zatem braku obiektywizmu jest niczym nie poparty.
2. Sekcja zwłok stwierdziła w żołądku niedużą ilość resztek pokarmowych.
Określenie czasu śmierci na podstawie wypełnienia żołądka treścią jest również
możliwe tylko w przybliżeniu, ponieważ zależy to od szeregu okoliczności,
a przede wszystkim od tego, co dana osoba jadła w ostatniej chwili. Jak
wiadomo, pokarm mięsny dłużej się trawi i potrzebuje dłuższego czasu do
opuszczenia żołądka i przejścia do dalszego odcinka przewodu pokarmowego,
aniżeli np. pokarm jarzynowy. Następnie zależy to od tego, czy pokarm był
dokładnie zżuty, czy też nie, czy był równocześnie wprowadzony do żołądka
płyn w większej ilości, czy też nie, dalej od osobniczych właściwości i siły
motorycznej żołądka, który indywidualnie szybciej albo wolniej przesuwa
treść pokarmową w dalsze odcinki przewodu pokarmowego, a nawet zależy
to od stanu psychicznego i fizycznego danej osoby itp. W każdym razie biorąc
pod uwagę fakt, że denatka między godz. 8 a 9 wieczorem spożyła pierożki
z mięsem, a z drugiej strony fakt oparty na doświadczeniu klinicznym o szyb­
kości opróżniania się żołądka z pokarmów, należy przyjąć, że stwierdzona
sekcją nieduża ilość pokarmu dowodzi, iż denatka już strawiła większość tej
kolacji. Pożywienie, które spożyła, opuszcza żołądek po upływie 3 do 4 godzin
przy najmniej optymalnych warunkach. Sprawa zatem zachowania się treści
w żołądku denatki pozwala na ocenę w przybliżeniu czasu jej śmierci na
godz. 12—12.30 w nocy. Naturalnie, że pewniej mógłbym się w tym kierunku
wypowiedzieć, gdyby mi dano prawo zapytania obducenta, ile było tej treści,
i wtedy bardziej zdecydowanie brzmiałaby opinia w tym kierunku.
3. Przewód sądowy ustalił, że dopiero dr D. przy oględzinach zwłok dnia

130
31 grudnia 1931 o godzinie 13 stwierdził stężenie trupie i plamy pośmiertne.
Natomiast nikt inny, w szczególności dr Cs., nie podał, aby stwierdził plamy
pośmiertne na ciele denatki. Twierdzenie obrońców, że o godz. 1 plamy
pośmiertne denatki były już widoczne, jest zatem gołosłowne. Faktu tego
bowiem nikt na rozprawie nie stwierdził. Gdyby denatka o godz. 1 w nocy —-
jak twierdzi obrońca dr Axer — okazywała plamy pośmiertne, to musiałaby
być nieboszczką przed udaniem się na spoczynek, ponieważ plamy pośmiertne
rozwijają się przeciętnie między 3—10 godzinami po śmierci.
Na kwestię zeznań Stasia Zaremby można zapatrywać się tak czy inaczej.
Kwestię tę jednak w swoim orzeczeniu psychiatrycznym pominąłem i wraz
z dr Jankowskim pozostawiłem ocenie Sądu, czy można polegać na jego zezna­
niach, czy też nie. Wyraziłem się w formie nadzwyczaj ostrożnej, że o ile
wziąć pod uwagę, iż na twarzy denatki znachodziła się poduszka oraz iż
stwierdzono sekcją wybroczyny podspojówkowe, to nie da się wykluczyć
możliwości następowej śmierci przez uduszenie. Jest zatem nieuzasadnione
twierdzenie obrońcy, jakobym się opierał na zeznaniach Stasia, ponieważ ani
razu nic wypowiedziałem słowa Staś w związku z tym zagadnieniem. Nie ma
więc mowy o sugerowaniu, jeżeli chodzi o datę śmierci, w szczególności zaś
o stwierdzenie czy na podstawie sekcji zwłok można przyjąć godzinę 12.30.
Ważne tutaj są 4 momenty: stężenie pośmiertne, plamy pośmiertne, kwestia
małej ilości pokarmu w żołądku i kwestia ciepłoty zwłok. Kumulując te rzeczy
można określić, że nic nie sprzeciwia się przyjęciu czasu śmierci na godz.
12.30 w nocy.
4. Następnie stwierdzam, iż nie można ze 100% pewnością twierdzić, że
na dżaganie krwi nic było i że z punktu widzenia naukowego w razie ujemnego
wyniku badania mikrochemicznego i spektralnego wolno tylko wysnuwać
wniosek, że ujemny wynik tych badań nie dostarczył dowodu, iżby na dżaganie
znajdowały się ślady krwi. Tylko takie wnioski ogólne w razie ujemnego wyniku
badania na krew jakichkolwiek przedmiotów są z punktu widzenia naukowego
dopuszczalne. Krew bowiem może ulegać całemu szeregowi przeobrażeń,
może ulec połączeniu z kwasami, solami, rdzą, wapnem i zniszczeniu przez
najrozmaitsze szkodliwe czynniki, np. przerośnięcie pleśnią, procesy gnilne
tak iż, nie da się już żadną metodą wykazać czy na danym przedmiocie znaj­
dowała się faktycznie krew. Na odwrót mogą być przy badaniu warunki
technicznie trudne, albo wykonujący badanie może być mało wprawnym
i nie wykazać krwi, chociaż faktycznie się ona tam znajduje. Na przykład
znawcy warszawscy nie wykryli krwi na gładkich przedmiotach, a mimo to
na tych przedmiotach wykryłem krew i dołączyłem spektrofotogramy. Na
dżaganie były trudne warunki badania, ponieważ był on pokryty grubą
warstwą rdzy, posiadał szereg nierówności, zatem nie można wykluczyć,
że krwi nie było, a można tylko wysnuć wniosek, że ujemny wynik badania
nie dostarczył dowodu, by na nim znachodziły się ślady krwi. Dżagan ten
aż do listopada 1932 r. był razem z innymi dowodami rzeczowymi w sądzie
lwowskim i krakowskim, po czym dopiero otrzymałem go do badania. Po
otwarciu dowodów rzeczowych okazało się, że dżagan był przerosły pleśnią.
Także na futrze znachodziły się zielone kolonie pleśni. Nadto dżagan był
pokryty ciemnobrunatną, starą rdzą i śladami świeżej rdzy. Twierdziłem tylko
ogólnie, że przedmioty te dostały się do moich rąk po pobycie we Lwowie
i Krakowie dopiero w listopadzie 1932 r. Twierdziłem, że znajdowały się
w wilgotnym miejscu i nie wchodziłem w to, czy było to we Lwowie czy
w Krakowie. Gdzie te przedmioty uległy zawilgoceniu, nie wiem. We Lwowie
znajdowały się one w ciągu całych miesięcy, w Krakowie zaś były krótko
w przechowaniu Sądu, ponieważ w krótki czas po ich przybyciu do Krakowa

9* 131
otrzymałem je do badania. Wykluczam i powołuję się na protokół rozprawy,
iż nie powiedziałem, że biegły dr P. badał dżagan po kilku miesiącach, podczas
gdy faktycznie dżagan ten został badany w dniu 7 stycznia 1932 r.
5. Co do dalszego zarzutu stwierdzam, iż w swym orzeczeniu wskazałem,
że krzepnięcie krwi jest zależne od szeregu czynników i od metodyki badań.
Przytaczałem jako przykład czas określony metodą Biirkcra oraz metodą
Fonia-Stefana. Na zapytanie sędziego przysięgłego Krowickicgo przyto­
czyłem wedle książki przeciętne czasy krzepnięcia krwi według metody
Schulza. Fonia-Stefana, Miliana i Wierzuchowskicgo. Stanowczo zastrzegam
się, jakobym przytaczał czas krzepnięcia krwi według Biirkcra inaczej niż on
podaje. Przytaczałem mianowicie według oryginalnej pracy Biirkcra, ogło­
szonej w Archivfur Physiologic T. II, str. 56, a nie jak obrona z drugiego jakiegoś
źródła. Przytaczam dosłownie, że w rubryce «Gerinnungszeit in Minuten» jest
wyraźnie powiedziane «in 45 Minuten keine Gerinnungn, a w rubryce «Tcmpe-
raturen» —6,4°C oraz następnie czas krzepnięcia 18,5 minut, a odpowiednia
temperatura 13,7° C. Nadto o ile chodzi o zarzut, iż nie przytoczyłem Nac-
gelego czy Schillinga, to można robić jeszcze sto innych takich zarzutów,
ponieważ jeszcze stu innych autorów określało ten czas i może w Kołomyi,
gdzie Huculi zasiadają na ławie przysięgłych, można stosować tego rodzaju
metodę obrony, aby cytować pewne źródła, pewnych autorów, które mają
podkreślać jakieś szczegóły.
Jest powszechnie znane, przy czym powołuję się na podręcznik prof.
Wachholza, iż jeżeli wkrótce po śmierci pobierzemy krew ze zwłok, to zacho­
wuje się ona tak samo jak za życia, tak samo krzepnie. Są to badania Aschoffa
i jego szkoły. Ponadto zeznali świadkowie w czasie rozprawy, że krew prze­
siąkła przez materac i poduszkę. Jeżeliby krew skrzepła, toby przesiąknąć
nie mogła. W miejscach, w których zadane były Lusi rany, nie ma prawie
mięśni, lecz tylko skóra; pozostałe obrażenia nie dochodziły do mięśni, bo
były to tylko otarcia naskórka. Aczkolwiek nie można zaprzeczyć, że mie­
szanie się krwi z soldem tkankowym ma wpływ na proces krzepnięcia krwi,
to nie można tego przeceniać, ponieważ narzędzie styka się z tkanką tylko
na ograniczonej przestrzeni.
Na pytanie Przewodniczącego czy mam jakieś dane, że było chłodno
w pokoju, podałem, iż oprócz nie ulegającego wątpliwości faktu, że morder­
stwo zostało popełnione wr nocy, przewód sądowy wykazał, iż temperatura
w pokoju Zaremby była wysoka, skoro przed udaniem się na spoczynek pokój
ten wietrzono, że okna pokoju Lusi i drzwi werandy były otwarte, że w chwili
wejścia Zaremby do tego pokoju i stwierdzeniu śmierci odczuł taki chłód,
iż wybiegł wdziać spodnie, a następnie Staś przyniósł mu futro. Uważam,
iż nie jest żadnym subiektywizmem twierdzenie, że w pokoju było chłodno,
ponieważ nikt nie chodzi w futrze, jeżeli jest gorąco. Ale przede wszystkim nie
ulegający wątpliwości fakt, że na dworze padał i utrzymywał się śnieg, dow'odzi
temperatury poniżej zera.
Co do dalszych zarzutów stwierdzam zgodnie z doc. D. i dr P., że zranienie
części płciowych nastąpiło po śmierci denatki, ponieważ zarówmo badanie
makroskopowe, jak i badanie mikroskopowe przez prof. Nowackiego stwier­
dziły brak podbiegnięcia krwawego i brak reakcji przyżyciowych, a zatem
uszkodzenia te zostały zadane po śmierci.
6. Także w swej opinii podkreśliłem, że przy obrażeniach czaszki, jakich
doznała denatka, jak i przy obrażeniach cięższych następuje powrót do życia
i takie przypadki przytoczyłem. Jeżeli przyjąć, że wobec przytkania otworów
oddechowych poduszką śmierć mogła nastąpić w ciągu bardzo krótkiego czasu,
nawet w kilku minutach, to ten krótki czas nie musiał spowodować skrzepnięcia

132
krwi, a narzędzie mordu pokryte nie skrzepłą krwią, a nawet pokryte w cienkiej
warstwie skrzepłą krwią, wrzucone do wody mogło po wydobyciu go po
10 godzinach z wody nie okazywać żadnych śladów krwi.
O ile chodzi o kwestię czasu, to wobec tego, iż zadanie 7 czy 8 ciosów wy­
maga niecałej minuty, nie można wykluczyć, że śmierć nastąpiła szybko,
już po kilku minutach, a zatem zadanie obrażeń części płciowych mogło
również nie trwać dłużej niż niecałą minutę i nie przeczy to poprzednio
podanym faktom.
7. Na dalszy zarzut, iż nie wytłumaczyłem braku kropel krwi na śniegu,
które między innymi momentami miały przemawiać za silnym zbroczeniem
krwią narzędzia mordu, podaję, że przeciwko przyjęciu tego przemawia fakt
nieznalezienia kropel krwi na podłodze werandy, hallu, na schodkach i na
śniegu. Biegły dr W. poszukiwał wszędzie tych śladów, nawet tam gdzie —
jak się później okazało — ich nie było, a zatem musiałby zwrócić także
uwagę na podłogę hallu, werandy i na schodki. O ile zaś chodzi o krew,
która by silnie ściekała ze zbroczonego narzędzia mordu na śnieg, to na nim
mimo prószenia śniegu krew jest długo widoczna.
8. Stosunek mój do doświadczeń doc. D. określiłem w pierwszym orzeczeniu,
twierdząc, że doświadczenia te są bardzo ciekawe z punktu naukowego i że
znajdą nawet kiedyś zastosowanie praktyczne, że jednak są to dopiero badania
zapoczątkowane i sam biegły D. nie umie określić charakteru rdzawoczerwo-
nych plam i że nigdy w tych plamach nie stwierdził krwi, nawet najczulszą
metodą widmową, że nie robił badań kontrolnych czy jakieś inne substancje
nie wywołują również podobnych plam rdzawoczerwonych, wreszcie że
doświadczenia te nie zostały dotąd przez nikogo skontrolowane, ani opubli­
kowane i że zastosowanie ich w przypadkach kryminalnych, gdzie chodzi
o życie, jest niedopuszczalne.
9. Muszę także zaprzeczyć jakobym imputował doc. D. i dr P., iż oni
twierdzili, że do mordu użyto dwóch narzędzi. Rozpraszając wątpliwości
doc. D. co do owej rysy na kości czołowej podkreśliłem tylko, że było użyte
jedno narzędzie tępokrawędziste i że jedno i to samo narzędzie może zadać
ranę aż do kości i zarysować kość, wywołać rozległy krwiak i pęknięcie kości,
wywołać ranę nie drążącą do kości, wreszcie wywołać tylko otarcie naskórka;
zależy to od siły uderzenia i od sposobu działania użytego narzędzia.
Na pytanie sędziego przysięgłego czy przy sekcji zwłok znaleziono w płucach
jakieś zmiany, z których by można wywnioskować, że mogło nastąpić udu­
szenie, wyjaśniłem, że znaleziono tylko zrosty mogące być następstwem za­
palenia płuc. Poza tym płuca nie wykazywały żadnych zmian, jedynie w oskrze­
lach znaleziono nieco śluzu. Zresztą przy śmierci wywołanej uduszeniem nie
muszą znachodzić się zmiany w płucach.
Na zakończenie prosiłem Sąd, aby mi w przyszłości umożliwił wypełniać
obowiązki biegłego bez tego rodzaju wysoce obraźliwych inwektyw, jakie
padły ze strony obrony. .
Przewodniczący ogłosił postanowienie Trybunału, który skazał dr Axera
na grzywnę w kwocie 300 złotych za to, że zarzutem rozmyślnej stronniczości
ubliżył dotkliwie biegłemu prof, dr Olbrychtowi jako osobie biorącej udział
w rozprawie. Obrona zgłosiła wniosek o reasumpcję tego postanowienia.
Trybunał postanowił odmówić wnioskowi obrony, podkreślając w uzasadnie­
niu, że tego rodzaju reasumpcja postanowienia nie jest w przepisach usta­
wowych przewidziana, a poza tym Trybunał nie znajduje podstawy do zmiany
swego przekonania, jakiemu dał wyraz w ogłoszonym postanowieniu. W szcze­
gólności Trybunał uznaje prawo stron do poddawania opinii biegłego ocenie
i krytyce i uważa to prawo za niezaprzeczalne. Jest jednak zdania, że ze

133
względu na powagę i cele procesu karnego oraz przepisy ustawowe dotyczące
ogólnego porządku rozprawy, ta ocena i krytyka musi być ściśle rzeczowa
i uzasadniona i nie może przerodzić się w obrazę osób biorących udział
w sprawie. Twierdzenia, których użył dr Axer, dowodzą, że nie tylko zarzucił
on biegłemu prof, dr Olbrychtowi brak przedmiotowości jego opinii, co już
samo mogło być uważane za obrazę osoby o charakterze urzędowym, w jakim
występował biegły wydający opinię na rozprawie sądowej, gdyż przedmio-
towość jest koniecznym wymogiem opinii zaprzysiężonego biegłego sądowego,
ale ponadto wprost zaznaczył, że biegły prof, dr Olbrycht przeszedł do po­
rządku dziennego nad pewnymi okolicznościami, bo te przemawiają za
oskarżoną. To zaś twierdzenie, gdyby było uzasadnione, oznaczałoby przecież
coś więcej jak tylko zarzut braku przedmiotowości, mianowicie wprost ten­
dencyjność w wydawaniu opinii i to tendencyjność na niekorzyść oskar­
żonej.
Obrona wniosła o odroczenie rozprawy i przekazanie sprawy innej kadencji
sędziówr przysięgłych, lecz Trybunał postanowił odmówić temu wnioskowi
obrony, «albowiem nie ma żadnych podstaw", jakie przewiduje ustawa dla
odroczenia rozprawy i przekazania innemu sądowiw.
W toku rozprawy biegli chemicy Sz. i L. z Państwowego Zakładu Badania
Środków Żywności w Warszawie powtórzyli swoje wywody z pisemnej opinii,
a dyrektor tego Zakładu inżynier chemik Ż. zeznał w charakterze biegłego,
że był obecny przy prawdę wszystkich badaniach, bo jeżeli nie był przez cały
dzień, to jednak w'racal wciąż do pracowni. Sędziowie, prokuratorzy i urzędy
śledcze z całej Polski przesyłają do badania obiekty w celu stwierdzenia krwi
w ogóle oraz rodzajów" krwi, a badania te są wykonywane w Państwowym
Zakładzie Badania Żywności w Oddziale Chemii Sądow'ej. W danym wypadku
obiekty" były przesłane przez prokuratora lwowskiego do prof. Hirszfelda,
który je odesłał do zbadania. Na pytanie Prokuratora, na jakiej podstawie
określili na chusteczce krew menstruacyjną, biegły 2. podał, że przeprowadzili
badania metodą mikroskopowy oraz badania Uhlenhuta z odczynnikiem
Lugola. Po okazaniu mu futra oskarżonej, wskazał miejsca, z których brane
były próby, gdzie znaleziono ślady krwi.
Następnie był przesłuchiwany prof. Hirszfeld, który podał, że nie zajmuje
się badaniami mikrochemicznymi, które wykonuje Państwowy Zakład Żyw­
ności. On zajmuje się tylko badaniami grupowymi krwi. Państwowy Zakład
Żywności przeprowadza tylko podstawowe badania na obecność krwi i jej
rodzaj, a on uzupełnia te badania, o ile chodzi o badania grupowości krwi.
Nie kontroluje przy tym, czy krew jest ludzka czy zwierzęca. Gdy chodzi
o ekspertyzę lwowską, to należałoby wywnioskować, że na futrze oskarżonej
znajdowały się ślady krwi albo oskarżonej, albo ofiary i nic więcej. Zdaniem
biegłego odpowiedź może być tylko identyczna z zapytaniem. Nie można
mówić, tak jak to twierdzi prof. W., o setkach doświadczeń w sprawie krwi,
ponieważ doświadczeń takich przeprowadzono bardzo mało. I tak Lattes
podaje w swym dziele, że zbadał do 1932 r. ogółem 16 przypad­
ków.
Badania zapoczątkowane w 1924 r. wykazały, że własności grupowe można
stwierdzić nie tylko w krwinkach, ale i w ustroju, np. w pocie, moczu, ślinie,
łzach itp. W pewnym przypadku morderstwa stwierdzono na badanych przed­
miotach ślady innych grup aniżeli te, do których należeli morderca i ofiara.
Nie ma takiej metody, na podstawie której dałoby się z pewnością stwierdzić,
czy element danej grupy pochodzi z krwi czy z potu.
Do badań używa się świeżych surowic, przy czym wynik ilościowy musi
być zawsze porównywany w obrębie jednego doświadczenia. Badania te

134
muszą być jednoczesne w obrębie jednego doświadczenia. Metody techniczne
polegają z jednej strony na zahamowaniu przeciwciał, z drugiej strony używa
się czułej metody opisanej przez Schiffa, tzw. hemolizy.
W niniejszym przypadku na wewnętrznej stronie futra na podszewce albo
nie mógł zupełnie stwierdzić własności grupowych, albo też mało, zaś te silnie
zarysowane elementy grupy A dały się stwierdzić również w miejscach nie
zakrwawionych. Chustka była przepojona własnościami grupy A tak, że nie
mógł stwierdzić różnic.
Na pytanie Przewodniczącego, w jaki sposób biegły badał miejsca nie
zakrwawione na chustce, podał, że gołym okiem. Biegły sam sprawdzał czułość
metod, za pomocą których określał własności grupowe i czułość metody za
pomocą zabarwienia. Czulsze były metody zabarwienia. Jako kontrolę badał
też małe skrawki chusteczki. Chusteczkę, jak i wszystkie inne obiekty, badał
potrójnymi metodami i kontrolował. Nie wiedział, że znaleziona chusteczka
była mokra i zmięta, a miało to swoje znaczenie. Sąd nie zwrócił mu na to
uwagi. Chodzi o to, że przy praniu chusteczki własności grupowe z miejsc
zakrwawionych mogły przejść na miejsca niezakrwawione. Na to pytanie
należałoby odpowiedzieć ujemnie, ponieważ własności grupowe są związane
z ciałkami krwi, natomiast hemoglobina się rozpuszcza.
Na pytanie Przewodniczącego, jaka jest ostateczna opinia biegłego, podał,
że na podszewce futra w niektórych miejscach nie stwierdził zupełnie, zaś
w innych zakrwawionych i niezakrwawionych miejscach stwierdził ślady
grupy A. Na watolinie w jednym miejscu był ślad własności grupowej A. Na
plecach z prawej strony futra były ślady własności grupowych A, nie była to
jednak większa ilość. Na chustce do nosa stwierdził bardzo silnie zarysowane
własności grupy A i to zarówno w miejscach zakrwawionych, jak i niezakrwa­
wionych. W plamie na murze nie stwierdził własności grupowej. Innych przed­
miotów nic badał.
Na pytanie sędziego przysięgłego podał, iż badał ogółem 11 wycinków
z futra, chustki i plamy na murze. Nie przeprowadzał badań na krew men­
struacyjną na chustce. Własności grupowe A badanie wykazało w całej pełni
na pościeli denatki. Jeżeli stwierdza się elementy grupy A w miejscach za­
krwawionych i niezakrwawionych w identycznej ilości, to nie można twier­
dzić, że te własności grupowe pochodzą z krwi.
Na pytanie sędziego przysięgłego biegły odpowiedział, że zasadniczym
prawem ekspertyzy jest to, że miarodajny jest tylko wynik dodatni. Wniosek
ekspertów lwowskich szedł za daleko.
Upływ czasu od chwili wypadku aż do chwili badania przez niego mógł
wpłynąć na wynik badania. Badał surowicę oskarżonej w stosunku do krwi­
nek A, co czyni możliwą błędną interpretację tej grupy, o ile się bada jedynie
surowicę krwi. Gdyby znaleziono krew grupy 0 i starano się określić przy­
należność grupową za pomocą izoaglutynin, to można było się łatwo pomylić
i uznać ją za grupę A. Przy różnych metodach badania mogą być różne błędy,
jednak to, co on stwierdził w swej opinii co do przynależności krwi do grupy A,
nie ulega żadnej wątpliwości, ponieważ badał metodą, która nie dopuszcza
błędu. Badacze lwowscy badali inną metodą. Zaznacza jeszcze raz, że pod­
stawą ekspertyzy jest jednak wynik dodatni. Wniosek biegłych lwowskich był
o tyle niesłuszny, że stwierdzili oni brak grupy anty-A i z tego wywnioskowali,
że była to krew grupy A, jednak wniosku takiego nie powinni byli postawić,
tylko podać, że była to krew albo denatki albo oskarżonej.
W dalszym toku rozprawy na wezwanie Przewodniczącego, abym przed­
stawił swoją opinię i wyniki przeprowadzonych badań dowodów rzeczowych,
zacząłem od opinii co do badania kału znalezionego w hallu:

135
Biegli lwowscy dr W. i dr Op. przeprowadzali badania dowodów rzeczowych
co do obecności krwi oraz badanie kału. Przechodząc do omówienia kału
należy przypomnieć, że kał znaleziono dopiero około godz. 8 rano w dniu
31 grudnia 1931 r., w kąciku hallu, tuż przy listewce ściennej. Funkcjonariusze
policyjni zeznali, że przy takim umiejscowieniu kał musiał być oddany w po­
zycji stojącej, a to znowu miało dowodzić, że sprawca morderstwa był no­
wicjuszem, po czynie załamał się psychicznie i oddał kał w pozycji stojącej.
Znowuż biegły nadkomisarz P., zawnioskowany przez obronę, zeznał, że
zawodowi włamywacze oddają kał na miejscu czynu z naturalnej potrzeby,
zabobonu lub ze złośliwości. Rozstrzygnięcie, która z tych tez jest słuszna,
oraz wszelkie na ten temat dedukcje są z punktu widzenia przyrodniczo-
-lekarskiego niedopuszczalne, bo przede wszystkim trzeba ustalić, czy rzeczy­
wiście był to kał ludzki. Jeżeliby się bowiem okazało, że był to kał np. psa,
to jakąż posiadają wartość rozważania, czy kał oddał zawodowy czy początku­
jący przestępca.
Kał z hallu zabrał do badania biegły dr W., który napisał na jego temat co
następuje: «Kał w ilości około 200 g, uformowany, zbitości gęstej papki,
barwy ciemnogliniastej, woni swoistej, ostrej, nie stanowi materiału dowodo­
wego, gdyż identyfikacja kału tego, wobec szczupłości materiału porównaw­
czego na podszewce futra, jest niemożliwa do przeprowadzenia». Tak więc
biegły W. żadnego badania znalezionego kału nie przeprowadził. Jeżeli zaś
chodziło o jego identyfikację, to nie trzeba było jako materiału porównaw­
czego brać plamy na podszewce futra oskarżonej, lecz należało wziąć pierwszy
stolec, oddany przez oskarżoną po jej aresztowaniu, który byłby dostatecznym
materiałem porównawczym.
Badanie kału przeprowadziłem właściwie dopiero ja po upływie przeszło
roku. Był on wówczas zupełnie zeschnięty i przerosły pleśnią. Nic więc dziw­
nego, że w tych warunkach wyniki badania nie mogły być takie, jak przy
badaniu kału świeżego. Na podstawie kilkudziesięciu preparatów mikrosko­
powych mogłem się przekonać, że w przeważnie bezpostaciowych masach
nie można było określić szczegółowo poszczególnych składników kału. Jednak
nawet wśród tych mas bezpostaciowych uderzała stosunkowo duża ilość
spiral i wężownic, które są pozostałościami naczyń krwionośnych i dowodzą
spożywania mięsa. Nadto uderzała wśród tych mas bezpostaciowych obecność
włosów ludzkich i licznych zanieczyszczeń, a wśród nich dość dużych grudek
węgla. Ten wynik badania mikroskopowego kału zdawał się przemawiać za
kałem psa, któremu rzuca się kawałki mięsa na ziemię, skąd pies zjada je
razem ze znajdującymi się na ziemi zanieczyszczeniami, jak węgle, włosy
ludzkie itp. Z drugiej natomiast strony nie można było a limine wykluczyć
(z uwagi na podnoszony przez kilku świadków niezbyt wielki porządek w willi
w Brzuchowicach), iż na podłodze hallu mogły się znajdować włosy ludzkie,
śmieci, pył węglowy itp., którymi oddany przez sprawcę kał mógł ulec
zanieczyszczeniu. Celem zatem rozstrzygnięcia, czy kał jest pochodzenia
ludzkiego czy też pochodzi od psa — dokonałem badania serologicznego za
pomocą odczynu precypitacji, a później także odczynu wiązania komple­
mentu. Próby te wypadły jednak z wynikiem ujemnym; to znaczy, że nie
można było wykazać w kale ani białka psa ani też białka człowieka. Widocznie
zbyt długi okres czasu i gnicie zniszczyły zupełnie ślady białka, tak że naj­
czulsze próby dały już wynik ujemny. W każdym atoli razie biorąc pod uwagę
miejsce znalezienia kału, dalej wynik badania mikroskopowego, dalej ogólnie
znany fakt, że kał psa nie wydaje silnego fetoru, dalej że.w stosunkowo małej
przestrzeni, jaką był hall, oddanie kału ludzkiego powinno było zwrócić uwagę
tylu osób po morderstwie, a tymczasem kał zauważono dopiero, gdy się

136
rozwidniło około godz. 8 rano, wreszcie że po willi kręcił się zarówno pies
Lux,jak i pies Reksuś—jest wielce prawdopodobne, że kał znaleziony w hallu
nie był kałem ludzkim lecz psim.
Przed omówieniem śladów krwi na poszczególnych przedmiotach, należy
się zastanowić nad obrażeniami ręki prawej oskarżonej, które mogły być
źródłem krwawienia. Badanie tych obrażeń zostało dokonane przez dr D.
w dniach 31 grudnia 1931 r. i 5 stycznia 1932 r. Z ich opisu wynika jasno,
iż di’ D. wyraźnie rozróżniał stare blizny na palcu wskazującym i palcu środ­
kowym ręki prawej od świeżych zranień, stwierdzonych na tej ręce. Świeżych
obrażeń było razem 10. Najgłębszymi obrażeniami, po których dotąd utrzy­
mały się blizny,były: rana o brzegach ostrych długości 1 cm, ziejąca na 4 mm,
drążąca przez całą grubość skóry, biegnąca wzdłuż 5 kości śródręcza oraz
takaż rana — ale poprzecznie biegnąca — ponad kostką zewnętrzną prawego
przedramienia. Ponadto stwierdzono cały szereg rysowatych skośnych i po­
przecznych otarć naskórka zarówno na grzbiecie, jak i na dłoni ręki prawej,
które obecnie wskutek wygojenia zniknęły bez śladu. Wobec tego, że oskar­
żona — oprócz początkowego tłumaczenia powstania obrażeń na ręce —
podała z biegiem czasu cały szereg nowych momentów, a więc obok zranienia
ręki przy wybiciu szybki w drzwiach werandki, skaleczenie ręki na rozbitym
kieliszku, dalej na rozbitej szklance w sypialni Henryka Zaremby, dalej przy
usuwaniu szkła, dalej przy rozbiciu szyby u Kamińskiego, dalej przy skale­
czeniu ręki igłą, wreszcie zadrapania przez kota — jak to mnie i dr Jan­
kowskiemu przy ostatnim badaniu oświadczyła — jest trudne zajęcie stano­
wiska co do powstania poszczególnych obrażeń. W każdym razie zgodnie
z doświadczeniem lekarskim należy zauważyć, że o ile jest możliwe obrażenie
strony dłoniowej ręki prawej przy zbieraniu odłamków szkła, przy skaleczeniu
się o rozbitą szklankę lub kieliszek, o tyle obrażenia na grzbiecie ręki powstać
mogły przy wybiciu szyby. Ręka poruszająca się w kierunku pchnięcia i kale­
cząca o odłamki szyb była narażona na podłużne, w kierunku osi długiej
biegnące zranienia. Natomiast poprzeczne zranienia powstać mogły na grzbie­
cie ręki przy jej ruchach poprzecznych lub obrotowych. Szczególnie charak­
terystyczna jest poprzeczna blizna, znajdująca się około kostki zewnętrznej
prawego przedramienia, a zatem na takiej wysokości, jaka odpowiada od­
ległości pomiędzy szybą a kluczem w drzwiach werandki.
Badanie śladów krwawych na różnych przedmiotach zostało przeprowa­
dzone we Lwowie przez drów W. i Op., następnie w czasie przerwy lwow­
skiej — przez Państwowy Zakład Badania Środków Żywności oraz przez
prof. Hirszfelda w Warszawie, wreszcie przeze mnie w krakowskim Zakładzie
Medycyny Sądowej. Ponieważ w toku badań śladów krwawych popełniono
szereg błędów i nieścisłości w zakresie metodyki badań oraz wysnuwania
z nich wniosków, muszę zgodnie z poleceniem Pana Przewodniczącego,
choćby w krótkim zarysie przedstawić, jak powinno się odbywać badanie
dowodów rzeczowych na obecność śladów krwi i jakie wolno wysnuwać
z poszczególnych wyników wnioski sądowo-lekarskie.
Badanie dowodów rzeczowych na obecność plam krwawych zaczyna się
od dokładnego oglądania badanych przedmiotów. W razie stwierdzenia
podejrzanych plam należy je dokładnie opisać co do kształtu, wymiarów,
rozmieszczenia itp., względnie odrysować lub odfotografować. Wtenczas od­
padają na rozprawie wątpliwości biegłych co do określania wielkości plam.
Nadto już na podstawie kształtu i rozmieszczenia poszczególnych śladów
można wysnuć daleko idące wnioski. Dalej wskazanie w' śladzie krwawym
domieszek pozwala na zajęcie stanowczego stanowiska wobec wyjaśnień
oskarżonych (demonstracja i przykłady kazuistyczne). Wreszcie znając

137
wvglad i wielkość pierwotnego śladu, możemy zrozumieć, że mógł on zostać
w całości zużyty przy badaniu, wobec czego następni badacze mogli już
nie znaleźć materiału dla stwierdzenia obecności śladów krwawych. Nie
potrzeba dodawać, że biegły musi sam najdokładniej badany przedmiot
oglądnąć i zbadać w całości, a nie tylko te miejsca, które mu wskaże wy­
wiadowca lub sąd, jak mieliśmy sposobność tu słyszeć.
Przy wyszukiwaniu śladów krwawych mogą być pomocne tak zwane próby
wstępne, których jest kilkadziesiąt. Znaczenie ich atoli jest minimalne, po­
nieważ ani dodatni ich wynik nie dowodzi obecności krwi, ani ujemny nie
pozw’ala z całą stanowczością wykluczyć obecności krwi. Toteż można się
bez nich zupełnie dobrze obejść, a w przypadkach bardzo małych plam nie
powdnno się ich dokonywać, ponieważ są one połączone ze zużyciem i znisz­
czeniem materiału, a nie pozwalają na ścisłe rozpoznanie krwi. Toteż nowsze
podręczniki, np. ostatnie wydanie podręcznika prof. Wachholza, słusznie
zupełnie pomijają te metody badania. Wobec zastosowania zarówno przez
badaczy Iwwrskich, jak i warszawskich próby benzydynow'ej, należy wspo­
mnieć, że i ta próba może w razie daleko posuniętego rozkładu krwi wypaść
ujemnie i na odwrót dać z niektórymi ciałami nieorganicznymi, np. z nad­
manganianem potasu, siarczanem miedzi, solami sodu itp., zupełnie podobne
odczyny jak z krwią.
Zupełnie stanow-cze rozstrzygnięcie, czy podejrzany ślad jest śladem krwa­
wym, uzyskuje się na drodze badania chemicznego i spektroskopowego.
Badanie chemiczne polega na otrzymaniu z barwdka krwi (tj. z hemoglo­
biny) charakterystycznych kryształków Teichmanowskiej heminy lub krysz­
tałków hemochromogenu. Obie te próby w' razie dodatniego ich wyniku do­
wodzą z bezwzględną pewmością, że podejrzany ślad pochodzi od krwi. Przy
ich ujemnym wyniku nie można wykluczyć obecności krwi, a jedynie orzec,
że ujemny wynik badania chemicznego nie dostarczył dow;odu, iżby podej­
rzane ślady były śladami krwawymi, ponieważ wszystkie szkodliwości, wy­
wołujące nierozpuszczalność łub rozkład barwdka krwi (np. gnicie, wiek,
naświetlenie, przerośnięcie pleśnią itp.), względnie połączenie chemiczne
barwdka krwd z pewnymi ciałami (rdza, kwasy, ich sole, wapno itp.) sprawiają,
że próby te wypadają często ujemnie. Nadto zużywają one dość dużo bada­
nego materiału.
Z tych powodów przy badaniu śladów krwawych zyskały większe zastoso­
wanie metody spektroskopowe. Zwłaszcza zaś użycie mikrospektroskopu
pozwala z zupełną ścisłością i pewnością wykazać krew w najmniejszych nawet
śladach zaschłej krwi np. wielkości ziarna maku. Przy zastosowaniu zaś
spektrografu możemy przedłożyć fotografię widma, dołączyć ją do akt i mieć
w ten sposób przedmiotowy dow’ód, który można zaw'sze skontrolować.
Nadto za pomocą spektrografów możemy otrzymać widma barwika krwd
także w niewidzialnej, pozafiołkowej jego części. W tej części wddma otrzy­
muje się dodatnie wyniki, chociaż inne metody zawodzą.
Jak wdadomo, białe śwdatło, jakie dają rozżarzone do białości ciała stałe,
po przepuszczeniu przez pryzmat rozszczepia się na barwną wstęgę, tzwr.
wddmo składające się z 7 kolorów od czerwonego do fiołkowego. Światło
słoneczne przepuszczone przez pryzmat daje takie samo wddmo, w którym
jednak stw ierdza się ponadto szereg delikatnych czarnych linii, zwanych od ich
odkrywcy liniami Frauenhoffera. Linie te są stałe, można według nich ściśle
i najzupełniej pewnie określić każde miejsce wddma. Jeżeli między źródło
śwdatła a pryzmat wstawdmy jakieś ciało barwne, a także barwik krwd, wmwezas
w barwnej smudze wddmowej ukażą się czarne smugi tzw. smugi pochłonne,
które posiadają stale to samo umiejscowdenie i pozwalają z zupełną ścisłością

138
stwierdzić barwik krwi. Wyciągi z podejrzanych plam robi się przy użyciu
różnych odczynników i odpowiednio do przemiany hemoglobiny na jej
pochodne otrzymuje się rozmaite charakterystyczne dla nich smugi po-
chłonne. W praktyce sądowo-Iekarskiej przy badaniu śladów krwawych naj­
częściej stosuje się widmo hemochromogenu i widmo hematoporfiryny kwaśnej.
To ostatnie udaje się otrzymać nawet z krwi ogrzanej do 4-200° C i częściowo
zwęglonej. Tak np. jeszcze przed wojną otrzymaliśmy do zbadania toporek
strażacki, znaleziony w zgliszczach spalonej chaty, w której znaleziono także
zwęglone zwłoki dziecka i kobiety, wykazującej cały szereg ran i załamań
czaszki. Ponieważ chodziło o rozstrzygnięcie, czy załamania czaszki powstały
od uderzeń walącej się przepalonej powały domu, czy też zostały zadane
denatce za życia znalezionym toporkiem, było bardzo ważne stwierdzenie na
nim obecności krwi. Wszystkie próby, także badanie mikrospektroskopowe
wypadły ujemnie, a dopiero badanie w aparacie mikrospektrograficznym
wykazało widmo hematoporfiryny kwaśniej. Wobec takiego wyniku badania
podejrzany przyznał się do zamordowania owej kobiety i podpalenia do­
mostwa celem zatarcia śladów swej zbrodni. Przypadek ten opublikował
prof. Leon Marchlewski * , w którego Zakładzie, wobec braku podówczas
własnego aparatu w Zakładzie Medycyny Sądowej, powyższe badania zostały
przeprowadzone-.
Jakkolwiek badanie widmowe prawie z reguły prowadzi w razie obecności
krwi do wyników dodatnich, to jednak o ile barwik krwi uległ zniszczeniu
(przez gnicie, wpływy atmosferyczne, środki chemiczne itp.) może i to badanie
zawieść. Z tego też powodu wolno jedynie w orzeczeniu podać, iż badanie
widmowe nie dostarczyło dowodów, aby na odnośnym przedmiocie znacho-
dziły się ślady krwawe.
Wyjątkowo tylko stosuje się badanie mikroskopowe dla wykazania krwi.
Pozwala ono — w razie stwierdzenia charakterystycznych domieszek —
określić źródło krwawienia, np. rozpoznać krew miesiączkową po charaktery­
stycznych składnikach, pochodzących z dróg rodnych.
Nie potrzeba dodawać, że sposób wykonywania poszczególnych badań
powinien być uwidoczniony w sprawozdaniu sądowo-lekarskim, aby można
było sobie wyrobić zdanie, czy została zastosowana odpowiednia metoda
badania oraz czy tą metodą posłużono się należycie i wedle zasad nauki.
Natomiast nie wolno ogólnie pisać: «zastosowano badanie fizykalno-
-chemiczne» itp.
Rozstrzygnąwszy pytanie, czy podejrzany ślad pochodzi od krwi, przy­
stępuje się z kolei do wyjaśnienia, czy krew w owym śladzie pochodzi od czło­
wieka. Odpowiedź na to pytanie jest możliwa na podstawie wyników badania
biologicznego. Z prób biologicznych uzyskała w praktyce sądowo-Iekarskiej
prawo obywatelstwa próba precypitynowa. Polega ona na tym, że wstrzy­
kuje się królikowi do żyły usznej, w odpowiednich odstępach czasu, odpowied­
nie ilości surowicy ludzkiej i po pewnym czasie powstają w krwi królika
specjalne ciała, tzw. precypityny. Posiadają one tę własność, że jeżeli do wy­
ciągu z ludzkiej plamy krwawej dodamy owej surowicy królika, zawierającej
precypityny, to wystąpi zmętnienie w postaci białego krążka na granicy suro­
wicy i wyciągu z plamy. Natomiast nie wystąpi ta zmiana, jeżeli wyciąg jest
z krwi zwierzęcej. Jedyny wyjątek stanowi krew małp człekokształtnych, co
jednak nie posiada praktycznego znaczenia w naszej strefie klimatycznej.
Rozumie się samo przez się, że tak samo można próbę precypitynowa zasto­

* L’absorption de la lumiere violettc par les substances organiques. Bulletin de la Societe Chimique de
France. 1924, T. 35, s. 705.

139
sować dla określenia, czy jakiś ślad krwawy pochodzi od krwi tego czy innego
zwierzęcia, -wstrzykując królikowi surowicę owego zwierzęcia, o które nam
chodzi. Przy dokonywaniu odczynu muszą być zachowane pewne warunki,
z tych najważniejsze: stosunek 1: 10 precypitynogenu do precypityny, obo­
jętne oddziaływanie wyciągu z plam, zupełna przejrzystość tego wyciągu
i surowicy precypitującej, jej swoistość oraz wysokie miano (co najmniej
1 : 20000), wreszcie sam odczyn powinien wystąpić najwyżej w ciągu kilku
minut.
Poza próbą precypitynową jest czasem w użyciu próba zahamowania
hemolizy względnie odchylenia komplementu. Na podobnym zjawisku opiera
się powszechnie znany odczyn Wassermanna. Próba ta jest o wiele czulszą od
próby precypitynowej i daje także jeszcze wówczas dodatni wynik, gdy
próba precypitynową zawodzi. Nadto posiada tę dodatnią stronę, że wyciągi
z plam krwawych nie muszą być zupełnie przeźroczyste jak do próby precy­
pitynowej, a jedynie wolne od grubszych domieszek. Mimo to metoda ta
w praktyce sądowo-lekarskiej jest jednak rzadko stosowana i nie zdobyła
sobie prawa obywatelstwa. Głównym tego powodem jest jej większa trudność
techniczna i skomplikowanie, ale przede wszystkim zbytnia czułość. Trudność
techniczna tej metody polega na tym, że w skład odczynu wchodzi 5 ele­
mentów, które muszą być wzajemnie dokładnie wymiareczkowane. A więc
wywoływacz, tj. białko, o które w danym przypadku chodzi, dalej amboceptor
swoisty, tj. surowica królika, któremu wstrzyknięto to białko, na którego
wykryciu zależy, tudzież układ hemolityczny, składający się z krwinek czer­
wonych barana, z amboceptora hemolitycznego, tj. surowicy królika, któremu
wstrzykiwano krwinki baranie, i z dopełniacza, czyli komplementu, mieszczą­
cego się w surowicy świnki morskiej. Hemoliza, czyli rozpuszczanie się barwika
krwi z ciałek czerwonych, następuje tylko w razie obecności wszystkich trzech
składników układu hemolitycznego. O ile więc wywoływacz natrafi na
swoistego amboceptora, wówczas wiąże się z nim komplement i hemoliza nie
wystąpi, czyli nastąpi tzw. zahamowanie hemolizy. Natomiast o ile wywo­
ływacz nie natrafi na swoisty amboceptor, to komplement nie zostaje zwią­
zany, jest wolny, po dodaniu krwinek barana i amboceptora hemolitycznego
łączy się z nimi i powoduje hemolizę, czyli rozpuszczenie barwika krwi z czer­
wonych krwinek barana.
Podczas gdy w zastosowaniu klinicznym próba wiązania komplementu
oddaje nieocenione usługi, ponieważ można zupełnie dokładnie pracować
nią ilościowo, to w przypadkach sądowo-lekarskich próba ta może być często
powodem omyłek. W przypadkach sądowo-lekarskich wywoływacz nie jest
znany co do swego składu i zachodzi możliwość, że z materiału, na którym
znajdują się plamy krwawe, mogą przechodzić do wyciągu substancje, które
już same przez się mogą wiązać dopełniacz (komplement) lub też działać
antyhemolitycznie. Dlatego mimo licznych kontroli nie można w każdym
przypadku wydać ścisłego orzeczenia. Tak np. może się zdarzyć w praktyce,
że ślady krwawe wraz z jakąś odchylającą substancją mogą się znachodzić
zasuszone na jakimś nieodchylającym podłożu oraz że zbyt mała ilość plamy
krwawej nie pozwala na silniejsze jej rozcieńczenie. Jeżeli także przez wzmo­
żenie układu hemolitycznego (krwinki barana — amboceptor hemolityczny —
komplement) nie da się usunąć działania odchylającego tej substancji, to biegły
nawet mimo gotowania wyciągu nie byłby w stanie rozstrzygnąć, czy oprócz
nieswoistego odchylenia nie istniało także i odchylenie swoiste. Ponieważ
długo noszona koszula lub inna część ubrania nasiąka potem, jest możliwe,
że wyciąg z plamy krwawej, znajdującej się na przepoconej części garderoby
może dać wynik dodatni, mimo że sama plama krwawa nie pochodzi od krwi

140
ludzkiej. Friedbergerowi udało się zahamowanie hemolizy za pomocą wy­
ciągu, sporządzonego z kawałka przepoconej pończochy wełnianej, noszonej
przez jeden tylko dzień. Tak samo dodatnio dla krwi ludzkiej wypadł odczyn
z wyciągiem, sporządzonym z kawałka płótna przesiąkłego potem ludzkim
i zmieszanego z małą ilością krwi kurzej. Natomiast zwykła próba precypity-
nowa nawet przy użyciu surowic wysoko precypitujących nie dała w tym przy­
padku dodatnich wyników.
Najlepiej można to objaśnić na następującym przykładzie: samochód jest
znakomitym środkiem lokomocji, wymaga atoli, jeżeli już nie autostrady, to
przynajmniej dobrego gościńca. Ten znakomity środek lokomocji zawiedzie
jednak zupełnie, jeżeli się będzie chciało odbyć podróż np. przez las, wer­
tepy itp. Natomiast zwykłą linijką myśliwską albo chłopskim wozem można
zupełnie łatwo przejechać przez las lub wertepy. Tak samo i bardzo czuła
próba tylko przy dobrych warunkach, jakie istnieją przy badaniach kliniczno-
-laboratoryjnych, może dać doskonałe wyniki. Natomiast przy badaniach
sądowo-lekarskich, gdzie się operuje materiałem nie znanym i nie pozwala­
jącym na dokładną ilościową pracę, metoda zbyt czuła zawodzi i może się
stać powodem fatalnym omyłek. Dlatego zbyt czułe metody nie zdobywają
sobie prawa obywatelstwa wśród metod sądowo-lekarskich i najczęściej służą
tylko jako kontrole i uzupełnienia innych metod. Jeżeli bowiem np. wynik
próby wiązania dopełniacza będzie się zgadzał z wynikiem próby precypity-
nowej, to orzeczenie nabiera większej pewności. Gdyby atoli wyjątkowo nie
miało to miejsca, a przyczyny nie można było wykryć, wówczas należy być
bardzo ostrożnym i tylko na podstawie dodatniego wyniku próby wiązania
komplementu nic można wydawać stanowczego orzeczenia w przypadkach
sądowych, gdzie chodzi o najwyższe dobra ludzkie, jak wolność i cześć.
Dodać jeszcze należy, że obie te próby, jak zresztą wszystkie inne próby
biologiczne, pozwalają różniczkować tylko białka danego gatunku. Chcąc
więc określić w danym przypadku, czy ma się do czynienia z krwią ludzką,
należy naprzód wykazać krew na drodze widmowej czy mikrochemicznej,
a dopiero dodatni wynik próby biologicznej z tymi śladami krwawymi pozwala
na wysnucie wniosku, że jest to krew ludzka. A zatem wniosek co do pocho­
dzenia danego śladu krwawego wysnuwa się na podstawie ■wyniku obydwóch
badań: fizykalno-chemicznych oraz biologicznych. Czyli orzeczenie powinno
brzmieć: dodatni wynik np. badania widmowego dowodzi, że podejrzana
plama na pewnym przedmiocie jest śladem krwawym, dodatni zaś wynik
badania biologicznego np. przy użyciu swnistej precypityny ludzkiej dowodzi,
że ów ślad krwawy pochodzi od krwd ludzkiej (z zastrzeżeniem krwi małp
człekokształtnych). Ponieważ białko może ulec zniszczeniu lub denaturyzacji
lub krew’ pochodzić od jakiegoś zwierzęcia, zatem w' razie ujemnego wyniku
badania biologicznego wolno jedynie orzekać, że ujemny wynik badania
nie dostarczył dowodu, iżby podejrzany ślad krwawy pochodził od krwi
ludzkiej.
Wykazanie obecności krwi w podejrzanym materiale tudzież stwierdzenie,
czy pochodzi ona od człowieka względnie od innego gatunku wystarcza zwykle
w największej ilości sądowo-lekarskich badań plam krwawych. Mogą się atoli
zdarzyć przypadki, w których należy rozstrzygnąć, czy dana plama pochodzi
od pewnej określonej osoby. Rozstrzygnięcie tego pytania jest w pewnych
granicach od kilku lat możliwe, a mianowicie od czasu poznania tzw. grup
krwi.
Jak wiadomo, krew człowieka zawiera z jednej strony krwinki czerwone,
a zatem elementy stałe, z drugiej zaś strony element płynny, tj. surowicę.
Jeżeli zmieszamy krwinki jednej osoby z surowicą drugiej osoby, to wówczas

141
krwinki te rozmieszczają się w surowicy już to mniej lub więcej równomiernie,
podobnie jak przy zmieszaniu krwinek z ich własną surowicą, już to zbijają
się i zlepiają w grudki, co nazywamy aglutynacją. Wszystkich ludzi stosownie
do występowania u nich tego odczynu serologicznego moża podzielić na
cztery klasy, tzw. grupy krwi. Znamy dwie właściwości krwinek czerwonych,
które oznaczono za pomocą liter A i B. Stąd wynika możliwość czterech grup
ludzi, a mianowicie tych, których krwinki czerwone posiadają właściwość A
albo B, albo obie te właściwości AB, albo wreszcie żadnej z nich nie posiadają,
co oznacza grupę 0. Tak samo znamy dwie właściwości surowicy, które oznacza
się jako anty-A i anty-B. Najczęściej u nas spotyka się grupę 0 i grupę A,
przeciętnie każda po 40%. Na grupę B wypada mniej więcej 15%, zaś na
grupę AB mniej więcej 5% ludności.
Oprócz krwi, również cały ustrój człowieka zawiera elementy grupowe.
Można je wykazać w narządach, płynach ustrojowych, pocie, łzach, ślinie,
moczu, nasieniu itp.- Własności grupowe można znaleźć również w przed­
miotach, o ile są one przepojone sokami ustrojowymi.
O ile badanie na grupy świeżej krwi jest łatwe, o tyle jest ono trudne, gdy
chodzi o badanie zaschniętych śladów krwawych, ponieważ wtedy krwinki
są zlepione i trudne do wyosobnienia. Badanie zaschniętych śladów krwawych
polega najpierw na oznaczeniu gatunkowego pochodzenia badanej krwi
(ludzka czy zwierzęca), by wykluczyć w ten sposób ewentualne zjawisko
heteroaglutynacji, tj. zlepiania krwinek przez surowice zwierzęce. Dopiero
gdy mamy już pewność, że ślady badane zawierają krew ludzką, można
przystąpić do właściwych badań osobniczych krwi.
Istnieją rozmaite metody, z tych wspomnę tylko o metodach, które były
przez biegłych w niniejszej sprawie stosowane. Ponieważ krew w śladach
zeschniętych uległa już przemianom, nie można badać bezpośrednio właści­
wości czerwonych ciałek krwi, lecz zmuszeni jesteśmy do wykazania izoaglu-
tynin zawartych ewentualnie jeszcze w śladzie. W tym celu dodaje się do
drobnej cząstki zeschniętego śladu krwawego zawiesiny krwinek A lub B
i obserwuje, czy na granicy zetknięcia się cząstki z zawiesiną krwinek wy­
stępuje zjawisko aglutynacji. Ponieważ jednak przy wysuszeniu krwi aglutyniny
często znikają zupełnie, a nadto ludzie młodzi i starzy, a czasem nawet ludzie
w średnim wieku, posiadają izoaglutyniny bardzo słabe, przeto metoda ta
często zawodzi i właściwie może być jedynie uznana za metodę pomocniczą.
Natomiast lepsze wyniki daje wykrywanie izoaglutynogenów metodą
absorpcji za pomocą sproszkowanego wyciągu krwi lub pokrajanych zakrwa­
wionych szmat. Metoda ta polega na tym, że sproszkowany ślad krwawy
mieszamy z surowicą zawierającą izoaglutyniny anty-A i anty-B, pozosta­
wiamy mieszaninę na szereg godzin w lodowni, aby nastąpiło związanie obu
lub jednej z dwóch aglutynin, po czym centryfugujemy tę mieszaninę, a od­
stały płyn badamy powtórnie na zawartość izoaglutynin za pomocą krwi­
nek A i B. Jeżeli badany ślad krwawy należał do grupy A lub B, wówczas
zawartość jednej lub drugiej izoaglutyniny całkowicie znika lub też znacznie
obniża się im miano i umożliwia nam w ten sposób stwierdzenie zarówno
właściwości A, jak i B.
Trzecia metoda zahamowania hemolizy krwinek baranich polega na tym,
że wstrzykując królikowi krwinki grupy A otrzymuje się surowice odporno­
ściowe, które hemolizują krwinki barana. Płyny zatem zawierające element A,
choćby w najmniejszych ilościach, hamują działanie wspomnianych hemohzyn
baranich. Próba ta jest bardzo czuła i przy jej zastosowaniu można wykryć
jeszcze 1/8000—1/16000 cm krwi. Poza zbytnią czułością jest jej ujemną
stroną to, że może być stosowana tylko do grupy A i AB. Nadto próba ta

142
oprócz swej zbytniej czułości jest także technicznie bardzo trudna i wymaga
licznych kontroli, o ile się chce uniknąć szeregu omyłek, o których częściowo
była mowa przy metodzie odchylenia komplementu. Zwłaszcza zastosowanie
tej próby przy badaniu bielizny nakazuje dużą ostrożność, ponieważ przepo-
cenie bielizny, używanie chustek do nosa przez inne osoby itp. pozostawia
mimo nawet prania, obecność elementów grupowych, dających się wykazać
tą metodą.
Tak przedstawiałby się w ogólnych zarysach bieg sądowo-lekarskich badań
śladów krwawych, których popularne przedstawienie niefachowcom natrafia
na znaczne trudności. Jeżeliby na tym tle rozpatrzyć badanie dowodów
rzeczowych na obecność śladów krwi w niniejszej sprawie, to należy stwierdzić
co następuje:
Badanie dowodów rzeczowych na obecność śladów krwi zostało przeprowa­
dzone we Lwowie przez profesora gimnazjalnego dr W. oraz przez chemika
miejskiego dr Op. Otrzymali oni w dniu 2 stycznia 1932 r. do badania razem
31 przedmiotów i już w dniu 6 stycznia 1932 przesłali wyniki swego badania
sędziemu śledczemu. Przyznam, że zbadanie tej ilości dowodów rzeczowych
zajęłoby mi co najmniej trzy miesiące czasu. Uważam bowiem, że w sprawach,
gdzie chodzi o najwyższe dobra ludzkie, nie można dla szybkości poświęcać
ścisłości i pewności wyników badań. Toteż biegli powinni byli nie tylko
sędziemu śledczemu, ale nawet ewentualnie samemu Prezesowi Apelacji
powiedzieć, że w tak krótkim czasie nie podejmują się zbadać tylu dowodów
rzeczowych. Ja także byłem przynaglany, co jakiś czas pojawiały się w dzien­
nikach notatki, że rozprawa odbędzie się w najbliższych rokach przysięgłych,
a jednak dopóki nie ukończyłem badań, nie dałem odpowiedzi.
Dr P. ustalił zaraz po sekcji, że krew denatki należy do grupy A, zaś
doktorzy W. i Op. — że krew oskarżonej należy do grupy 0. Według sprawo­
zdania badania dowodów rzeczowych biegli ci posługiwali się przy badaniu
plam krwawych próbą benzydynową, próbą heminową Teichmanna i fizy-
kalno-widmową, a następnie oznaczali ich przynależność grupową metodą
Lattesa oraz metodą Mullera. W sprawozdaniu tych biegłych brak jest
zupełnie opisu poszczególnych dowodów rzeczowych oraz wyglądu, wiel­
kości i rozmieszczenia na nich plam krwawych. Nie ma również opisu metodyki
poszczególnych badań oraz — i co najważniejsze —- biegli owi przystąpili do
oznaczania przynależności grupowej śladów krwawych nie zbadawszy przed­
tem, czy ślady krwi na poszczególnych przedmiotach pochodzą od krwi ludz­
kiej czy też od krwi zwierzęcej. Opis wielkości i wyglądu plam był w tym
przypadku tym bardziej konieczny, że biegli mogli stwierdzić bardzo mały
ślad, zużyć go w całości przy badaniu i dlatego następni badacze błędnie
mogli twierdzić, iż na danym przedmiocie nie znachodził się ślad krwawy.
Również jest konieczny opis metodyki badania, ponieważ błąd w technice
badania albo zastosowanie nieodpowiedniej metody pozwala następnym
biegłym ustosunkować się do wniosków wysnutych przez pierwszych biegłych
na podstawie ich badania. Tak np. przyznanie biegłych lwowskich na pierwszej
rozprawie, że na świecy dokonali jedynie próby benzydynowej, a nie dokonali
badania widmowego, nie pozwalało na stanowcze twierdzenie, że na świecy
znachodził}'- się ślady krwi, a jedynie pozwalało na domniemanie, że podej­
rzane ślady były krwią. Natomiast, o ile próba Teichmanna, jak podali obecnie,
wypadła dodatnio, to byłoby to pewnym dowodem, że na świecy znajdowała
się krew. Jedynie bowiem wykazanie badaniem mikrochemicznym lub ba­
daniem widmowym barwika krwi na poszczególnych dowodach rzeczowych
dowodzi stanowczo, iż były to ślady krwawe.
O ile zatem jedna z tych dwóch metod badania została zastosowana przy

143
badaniu poszczególnych dowodów rzeczowych i wypadła dodatnio, wówczas
należy przyjąć obecność śladów krwi na futrze, na chusteczce do nosa, na
ścianie pokoju denatki, na drzwiach werandy frontowej, na murze werandki,
na drzwiach kuchennych, na klamkach werandki, na szczerbie szkła z kie­
liszka, na widokówce. Nadto stwierdzono krew na całym szeregu przedmiotów
znajdujących się w otoczeniu zamordowanej (bielizna i pościel zamordowanej
oraz bielizna z okresu menstruacji oskarżonej), nic mających większego zna­
czenia w niniejszej sprawie. Natomiast nic stwierdzono krwi na pantoflach,
na drzwiach wewnętrznych hallu i na str. 95 książki pt. Ameryka. Nadto
w dniu 9 stycznia 1932 badali ci biegli dodatkowo nóż, szybę z mieszkania
Kamiriskiego i skrzep krwi, znaleziony obok jego mieszkania, nie stwierdzając
na nożu śladów krwi, natomiast wykazując jej obecność na szybie oraz
w skrzepie. Ponieważ jednak lwowscy biegli nie przeprowadzili badań czy owe
ślady krwi były śladami krwi ludzkiej i przystąpili od razu do oznaczenia
przynależności grupowej owych śladów, popełnili zasadniczy błąd i dlatego
zupełnie słusznie odniósł się Sąd we Lwowie do prof. Hirszfelda, przesyłając
mu 9 najważniejszych dla sprawy dowodów rzeczowych, celem zbadania, czy
na tych przedmiotach znajduje się krew ludzka, a w razie wykazania krwi
ludzkiej o ustalenie grupv krwi.
Prof. Hirszfeld przesłał skierowane do niego dowody rzeczowe do Państwo­
wego Zakładu Badania Żywności i Przedmiotów Użytku w Warszawie, który
miał przeprowadzić ich badanie na obecność krwi ludzkiej, sam zaś przepro­
wadzał jedynie oznaczenie grupowe plam uznanych za krwawe przez wspo­
mniany Zakład.
W Zakładzie Badania Środków Żywności przeprowadzili badania inż. Ż.
i chemicy L. i Sz. w sposób następujący:
Poszczególne dowody rzeczowe wytrawiono oddzielnie roztworem fizjolo­
gicznym, a po przesączeniu każdy z tych przesączów podzielono na trzy części.
Jedną z tych części badano próbą benzydynową, drugą część przesączu
badano próbą Teichifianna, rrzecią zaś część próbą biologiczną — precypi-
tacyjną Lhlenhutha. Jest wprawdzie wzmianka o metodzie fizykalno-mikro-
spektralnej, ale brakuje opisu jej zastosowania do poszczególnych dowodów
rzeczowych. W ogóle nie ma szczegółowego opisu metodyki innych badań lub
są tylko ogólne określenia, np. «zaprawiono potrzebnymi ilościami surowicy
precypitacyjnej» itp. Jeszcze gorzej przedstawia się metodyka przeprowa­
dzonych badań w świetle przesłuchania chemików warszawskich na obecnej
rozprawie. I tak w pierwszym dniu podali oni, że w ich Zakładzie nie prze­
prowadza się z reguły innych prób, o ile próba benzydynową wypadnie
ujemnie. Na drugi dzień podali, że ze wszystkimi dowodami rzeczowymi robili
zarówno próbę Teichmanna, jak i próbę, którą nazwali pirydynową, a którą
opisali w ten sposób, że do włókienka tkaniny dodawali wodzianu hydrazyny,
a potem pirydyny. Sądzę, że chyba się przemówili, bo faktycznie dokonuje się
tej próby na odwrót. Nie potrzeba jeszcze raz podkreślać, że wśród metod
sądowo-lekarskich próba benzydynową nie posiada żadnego znaczenia tak
w razie pozytywnego, jak i negatywnego wyniku. Szkoda więc było przy tak
skąpym materiale, zużytym już częściowo przez biegłych lwowskich, stosować
tę metodę, zużywającą materiał badany, a nie dowodzącą niczego. Odstępo­
wanie od dalszych metod badania w razie ujemnego jej wyniku należy uznać
wprost za niedopuszczalne. Próba Teichmanna przy małej ilości materiału
i do tego starego także zazwyczaj zawodzi i nic dziwnego; że i w niniejszym
przypadku zawiodła. Przy próbie Uhlenhutha muszą być dokładnie określone
warunki, wśród jakich została dokonana, a przede wszystkim stosunek ilościowy
precypitynogenu do precypityny, oddziaływanie wyciągu z plamy, wysokość

144
miana i swoistość surowicy precypitującej itd. — czego atoli w Warszawie nie
zrobiono. Tłumaczenie zaś jednego z biegłych na rozprawie, że surowice są
bardzo drogie i trzeba je oszczędnie stosować, nie wytrzymuje krytyki wobec
ważności badań sądowo-lekarskich oraz wobec wyraźnego przepisu ostatniego
ustępu § 8 rozporządzenia o opłatach za czynności biegłych, według którego
biegłemu należy się zwrot kosztów za materiał zużyty przy badaniu. Wreszcie
należy z naciskiem podkreślić, że nie wolno całego przedmiotu, jak np. szybę,
wytrawiać rozczynem fizjologicznym soli kuchennej i podzieliwszy przesącz
na 3 części dokonywać oddzielnych badań. Wniosek bowiem, czy pewien ślad
jest śladem krwi ludzkiej, opiera się na dwóch oddzielnych przesłankach,
a mianowicie na dodatnim wyniku badania fizykalno-chemicznego (widmowe,
mikrochemiczne) oraz na dodatnim -wyniku badania serologicznego. Przy
innym postępowaniu może się zdarzyć, że na jakimś małym śladzie krwi
zwierzęcej, znajdującym się na podłożu z dużą ilością białka ludzkiego, np.
śluzu, ustalimy widmowo czy mikrochemicznie krew, a robiąc wyciąg z całego
podłoża i dokonując następnie badania biologicznego otrzymamy dodatni
wynik na obecność białka ludzkiego i wysnujemy stąd fałszywy wniosek, że
jest to krew ludzka. Jednym słowem w badaniach sądowo-lekarskich śladów
krwi muszą z tą samą plamą być robione zarówno próby fizykalno-chemiczne,
jak i próby biologiczne.
Najbardziej jednak uderza sposób definiowania -wniosków, który przeczy
zasadom ogólnie przyjętym w nauce. Tak na przykład w orzeczeniu biegłych
warszawskich jest zdanie, że na szeregu przedmiotów badanych «plamy nie
pochodzą ani z krwi ludzkiej, ani zwierzęcejw. Jak już poprzednio wyjaśniono,
w razie ujemnego wyniku badania widmowego czy mikrochemicznego, wolno
jedynie orzekać, że badanie nie dostarczyło dowodu, aby na danym przed­
miocie znachodziły się ślady krwi, w razie zaś ujemnego wyniku badania
biologicznego przy użyciu np. swoistej precypityny ludzkiej — że badanie to
nie dostarczyło dowodu, aby stwierdzona krew' była krwią ludzką. Wszelkie
inne wnioskowania są niedopuszczalne i świadczą o niewmiknięciu w istotę
rzeczy. Najlepszym tego dow'odem jest fakt, iż na tych przedmiotach, które
Zakład warszawski uznał za nie splamione krwią, udało mi się wykazać krew.
Również nie wytrzymuje krytyki sposób wysnuwania wniosków na podstawie
dodatniego wyniku próby biologicznej, a ujemnego próby chemiczno-fizy-
kalnej na szybie, ponieważ rozpoznanie krwi ludzkiej jest możliwe jedynie na
podstawie dodatniego wyniku badań chemiczno-fizykalnych danej plamy
a następnie dodatniego wyniku badania biologicznego z tą samą plamą.
Państwowy Zakład Badania Żywności w Warszawie ustalił obecność krwi
ludzkiej w prawym rękawie futra, na chusteczce do nosa oraz na murze wre-
randki. Natomiast w innych częściach futra, na klamkach, na świecy, na
kawałku drewna z drzwi do piwnicy oraz z drzwi prowadzących z korytarza
do kuchni, wreszcie na zeskrobinach z muru okalającego basen, śladów
krwi nie wykazał.
Wreszcie przeprowadził wspomniany Zakład badanie mikroskopowe wy­
ciągu plam z chusteczki do nosa i stwierdzając wr nim obecność wielokątnych
nabłonków' przyjął na tej podstawie, bez przeprowadzenia jakichkolwiek
dodatkowych badań, obecność na chusteczce krwi menstruacyjnej. Stwier­
dzenie atoli takich komórek nie dowodzi jeszcze, że były to elementy morfo-
tyczne z dróg rodnych kobiecych. Tylko brakiem podstawkowych wiadomości
i nieznajomością budowy anatomicznej i mikroskopowej człowieka, której
znajomość daje jedynie studium medycyny, można tłumaczyć rozpoznawanie
krwi miesiączkowej na podstawie -wielokątnych nabłonków'. Jeszcze większy
brak elementarnych podstaw wykazuje twierdzenie, złożone na obecnej roz­

W'ybrane przypadki 10 145


prawie przez biegłego L., że między nabłonkami cewek moczowych męż­
czyzny a nabłonkami pochwy kobiecej nie istnieje żadna różnica, tylko
ilościowa z uwagi na większą pojemność pochwy. Jest to zgoła błędne twier­
dzenie. Komórki nabłonkowe pochwy charakteryzują się obecnością gliko-
gcnu, a nadto w krwi miesiączkowej są inne elementy morfotyczne z kobie­
cych dróg rodnych oraz występuje brak lub skąpa ilość włóknika. Takie same
komórki, jak chemicy warszawscy, otrzymałem i ja przy badaniu owej chu­
steczki, jednak dowodzą one jedynie, że są to komórki naskórkowe, co jest
zrozumiałe wobec tego, że chusteczka ta przechodziła przez wiele rąk.
Zresztą należy zauważyć, iż na chusteczce nie mogła się nawet znachodzić
krew miesiączkowa. Oskarżona przy pierwszym naszym badaniu podała,
że 17 grudnia 1931 ukończyła swoją, zwykle 7—8 dni trwającą miesiączkę,
czyli że pierwszy dzień jej miesiączki należy określić na 10 grudnia 1931.
Obliczając według pierwszego driia ostatniej miesiączki dzień przypuszczal­
nego porodu, a mianowicie trzy miesiące wstecz i dodając 7 do 8 dni, otrzy­
malibyśmy dzień porodu na 18 września 1932. Obliczenie to różni się zatem
tylko o dwa dni od daty rzeczywistego porodu, który nastąpił w dniu 20 wrze­
śnia 1932. Jeżeli znowu obliczyć datę porodu od nia koncepcji, czego dokonuje
się przez dodanie do daty koncepcji 273'dni, to według zgodnych zeznań
Henryka Zaremby i oskarżonej, że obcowanie miało miejsce w dniu 24 grud­
nia 1931, wypadnie data porodu na 22 września 1932. Tak zatem obliczenie
zarówno od dnia koncepcji, jak i od dnia miesiączki zgadza się z datą porodu
ostatniego dziecka oskarżonej. Różnice 2-dniowe nie odgrywają roli przy tego
rodzaju obliczeniach. Data porodu czyni prawdziwymi wypowiedzi Henryka
Zaremby i oskarżonej co do dnia ich spółkowania oraz wyjaśnienia oskarżonej
co do jej ostatniej miesiączki. Fakt ten pozwala również z jednej strony na
ustosunkowanie się wobec wyjaśnień oskarżonej, złożonych w śledztwie oraz
na lwowskiej rozprawie, iż krew na chusteczce pochodziła z miesiączki,
a chusteczka mogła jej wypaść, gdy dwa dni przedtem robiła porządki w piw­
nicy (karta 559); z drugiej strony — ilustruje zmianę wyjaśnień oskarżonej
złożonych zaraz po przyjeździe do Krakowa w czasie pierwszego badania
psychiatrycznego i na obecnej rozprawie, iż krew na chusteczce pochodziła
z krwawiących dziąseł; wreszcie fakt ten pozwala na zajęcie stanowiska wobec
ekspertyzy, przeprowadzonej w Zakładzie Badania Żywności w Warszawie.
Przedmioty uznane przez Zakład Badania Żywności w Warszawie jako
posiadające ślady, pochodzące od krwi ludzkiej, zostały oddane następnie
celem dokonania na nich badań grupowych prof. Hirszfeldowi. Prof. Hirsz­
feld, zasłużony badacz nad grupami krwi, nie jest medykiem sądowym i tym
należy tłumaczyć, że dowody rzeczowe skierowane do niego przez Sąd
lwowski odesłał do Zakładu Badania Środków Żywności, który przeprowadził
badanie na obecność krwi ludzkiej. Prof. Hirszfeld pozostawił sobie tylko
zbadanie grupowe tych miejsc i przedmiotów, które mu wskazał Zakład
Badania Środków' Żywności. Nie chodzi zupełnie w tej materii o kwestie
formalną, lecz merytoryczną. Jest bowiem zrozumiałą niedopuszczalność
podobnego postąpienia, co najlepiej objaśni przykład. Jeżelibym otrzymał
od sądu polecenie dokonania sekcji zwłok i zamiast sam dokonać całej sekcji
powiedział w Zakładzie Anatomii Patologicznej, aby tam dokonano sekcji
głowy i klatki piersiowej, ja sam zaś dokonałbym tylko sekcji brzucha i na
podstawie tak dokonanej sekcji wydał opinię, to jest zrozumiałe, że taka sekcja
nie miałaby znaczenia i zupełnie słusznie jej wartość byłaby kwestionowana.
Prof. Hirszfeld określał najpierw grupę krwi denatki oraz grupę krwi
oskarżonej i doszedł do tych samych wniosków, co biegli we Lwowde, a miano­
wicie. że denatka należała do grupy A, oskarżona zaś należy do grupy 0.

146
Badanie futra oskarżonej przy zastosowaniu nawet najczulszej metody za­
hamowania hemolizy nie wykazało według pisemnego sprawozdania (T. III.
k. 491) na futrze obecności elementu A. Natomiast na obecnej rozprawie
podkreślił prof. Hirszfeld znalezienie śladów elementu A na futrze. W plamic
krwi na murze werandki elementu grupowego A nie stwierdzono. Badanie
chustki do nosa wykazało zarówno przy użyciu metody absorpcyjnej, jak
i metody zahamowania hemolizy dużą zawartość elementu A. Ponieważ
obok miejsc zakrwawionych znachodził się element A również w miejscach
niezakrwawionych chustki, przeto prof. Hirszfeld uznał, że obecność ele­
mentu A w chustce do nosa nie musiała być przyczynowo związaną z obec­
nością krwi.
Prof. Hirszfeld polegał na badaniach Zakładu Badania Żywności, który mu
określał, że pewne miejsce chusteczki do nosa jest poplamione krwią ludzką,
pewne zaś jej miejsca nie są zakrwawione. Na badaniach tych jednak polegać
nie można, ponieważ tenże Zakład orzekł, że na klamkach mosiężnych
z werandki pokoju oskarżonej oraz na drzwiach z piwnicy nie znachodzą się
ślady krwi, a tymczasem badanie w Krakowie wykazało, że na tych przed­
miotach były ślady krwi. Skoro więc z 9 badanych przez ten Zakład przed­
miotów nie wykryto krwi na 3 przedmiotach, chociaż faktycznie były na tych
przedmiotach ślady krwi, to nie istnieje żadna gwarancja, że także w miej­
scach chusteczki, uznanych przez ten Zakład za niezakrwawione, znachodziła
się krew i prof. Hirszfeld, stwierdzając element A w rzekomo niezakrwawionych
miejscach chusteczki, faktycznie określał ten element w miejscach, gdzie
jednak były krwinki czerwone.
Nadto prof. Hirszfeld zeznał, że nie wiedział, iż chusteczka była mokra
i zwinięta, co ma pierwszorzędne znaczenie, ponieważ elementy krwi mogły
być z wodą daleko uniesione i tam już nie dać się wykazać metodą mikro-
spektroskopową. Zastosowanie zaś zbyt czułej metody zahamowania hemolizy
mogło wypaść dodatnio w miejscach rzekomo wolnych od elementu krwi.
W sprawozdaniu pisemnym nie ma wzmianki, czy przy próbie absorpcyjnej
prof. Hirszfeld robił kontrolę z miejsc niezakrwawionych chusteczki i wspo­
mniał o tym dopiero przy przesłuchaniu na rozprawie. Z tych tedy powodów
należy być ostrożnym i wysnuć wniosek jedynie, że mokra chusteczka do nosa,
wykazująca ślady krwi ludzkiej, stykała się z osobnikiem należącym do
grupy A. Przypominam, że do tej grupy należała denatka, lecz równocześnie
zaznaczam, że obok niej cały szereg osób należy do tej grupy, która obok
grupy 0 jest najbardziej u nas rozpowszechniona.
W listopadzie 1932 otrzymałem dowody rzeczowe w niniejszej sprawie
i rozpocząłem ich badanie. Wskutek przebywania w wilgotnym środowisku
były one przerosłe pleśnią, która niszczy krew, a poza tym prawie roczny okres
czasu i zużycie materiału przez lwowskich i "warszawskich biegłych utrudniały
mi w znacznym stopniu badanie.
Z dowodów rzeczowych badałem przede -wszystkim te, które mają zna­
czenie w niniejszej sprawie, szczegóły zaś techniki badania, opis badanych
przedmiotów i wysnute wnioski znajdują się w pisemnych sprawozdaniach.
I tak na kawałku drewna wyciętego z werandki stwierdziłem drogą wid­
mową obecność barwika krwi, na drodze zaś serologicznej stwierdziłem, że
ów ślad krwawy pochodzi od człowieka. Z uwagi na skąpość i starość materiału
nie mogłem już ustalić przynależności grupowej tego śladu. Również na
kawałku drzewa -wyciętym z drzwi kuchni, wykazującym słabo zaznaczoną
brunatnawą plamę z kilku liniami papilarnymi, udało mi się wykazać obecność
krwi ludzkiej, jednak bez możności ustalenia przynależności grupowej. Na
kawałku zbitego kieliszka udało mi się jeszcze znaleźć ślad krwawy, atoli był

10* 147
on tak mały, że nie można było określić, czy pochodził on od krwi ludzkiej.
Na dwóch klamkach mosiężnych z werandki pokoju oskarżonej, na których
w Warszawie nie stwierdzono śladów krwi, udało mi się stwierdzić krew
i zdjąć widmo sposobem fotograficznym. Z uwagi atoli na skąpość materiału
nie udało się określić, czy była to krew ludzka. Na futrze, wykazującym bardzo
dużo pleśni, co widzieli i mogą zaświadczyć asystenci Zakładu dr B. i P.,
udało mi się stwierdzić jedynie małą plamę krwawą na podszewce u góry
między łopatkami oraz na jednym włosku z przodu na lewej pole. Z uwagi
atoli na skąpość materiału, zniszczonego przez pleśnie, nie można było
określić, czy była to krew ludzka. Na chusteczce do nosa stwierdziłem tylko
resztki jakby rozmazanych i rozwodnionych śladów krwawych, które przy
badaniu okazały się śladami pochodzącymi od krwi ludzkiej, jednak nie wy­
kazywały żadnych składników morfotycznych z dróg rodnych kobiety, a jedy­
nie nabłonki naskórkowe, nie zawierające glikogenu. Z uwagi na starość
i skąpość materiału określenie przynależności grupowej śladów krwawych na
chusteczce było już niemożliwe.

Ryc. 31. Widmo mikrospektroskopowe hemochromogenu

Na kawałku drewna odłupanego z drzwi nad klamką piwnicy, na którym


w Warszawie nie stwierdzono śladów krwi, udało mi się, jak to wynika z za­
łączonego mikrospektrofotogramu (ryc. 31) wykazać zupełnie wyraźnie
obecność krwi. Z powodu atoli skąpości materiału nie udało się już określić,
czy była to krew ludzka. Również na ćwiartce papieru z plamami krwawymi
udało mi się zupełnie stanowczo wykazać krew ludzką. Na widokówce stwier­
dziłem szereg plam kroplistych i w formie retort, jakby pochodzących z silnie
rozcieńczonej krwi, które okazały się śladami krwawymi, jednak wynik ba­
dania serologicznego w kierunku krwi ludzkiej wypadł wątpliwie.
Na koszuli męskiej Henryka Zaremby stwierdziłem na plecach obok otwo­
rów wyciętych dla badania we Lwowie jeszcze kilka plam, które okazały się
krwią ludzką. Również na damskiej kremowej bluzeczce stwierdziłem plamy
pochodzące od krwi ludzkiej.
Natomiast ujemny wynik dały badania świecy, koszuli damskiej jasnoseledy-
nowej z różowymi plamami, pantofli i odłamków szkła z szyby.
W czasie oględzin w Brzuchowicach zdjęto podejrzaną plamę z arkady
między pokojem denatki a hallem, plamę z drzwi piwnicy oraz z drzwi pro­
wadzących z korytarzyka do piwnicy, jednak badanie nie dostarczyło do­
wodów, iżby owe podejrzane plamy były śladami krwawymi. Nadto stwier­
dzono w czasie oględzin na ścianie u wezgłowia łóżka denatki plamy, które
odrysowano. Jak to widać na rysunku, plamy górne posiadają kształt wy­
krzykników i są cieńszym końcem zwrócone ku dołowi. Natomiast plamy
dolne posiadają kształt okrągły lub nieregularnie owalny, jedna plama po­
siada kształt pałczasty o wypustkach zwróconych ku górze i na lewo. Biorąc
pod uwagę górne plamy, ich kierunek, rozmieszczenie i wysokość nie ulega
wątpliwości, że powstały one wskutek odrywania się od zbroczonego krwią

148
narzędzia mordu, opuszczanego ku dołowi. Natomiasrplamy dólhć‘ż uwagi “
na ich wygląd, charakter i rozmieszczenie powstały pd^rorotySkfX^rt^'.'sigp.Q
krwi, przeciekającej przez materac łóżka na podłog^
* '
*
iBad'ffłń^A'V?dńjbięe^t4ćh^ >
śladów wykazało, że są to ślady krwawe, zaś badanie serologiczni,^}ż jest to
krew ludzka.
Zbierając wszystko co powiedziałem o badaniach krwi, należy wysnuć ten
przede wszystkim wniosek, że śladów krwi było w ogóle bardzo dużo. Następnie
należy zaznaczyć, że dzięki powtórzeniu badań przez biegłych w Warszawie
i w Krakowie można określić, że owe ślady krwawe, nie oznaczone przez
biegłych lwowskich co do swego pochodzenia, pochodziły od krwi ludzkiej.
Nie udało się jedynie określić, czy ślady krwi stwierdzone na drzwiach piwnicy,
na klamkach werandki, na świecy, na szybie i na kawałku kieliszka pochodzą
od krwi ludzkiej. Natomiast udało się stwierdzić krew ludzką na drzwiach
werandki, na murze werandki, na drzwiach do kuchni, na plecach koszuli
męskiej Henryka Zaremby, na bluzce kremowej, na papierze w skrzepie
krwi, na futrze oskarżonej i na chusteczce do nosa znalezionej w piwnicy.
Ślady krwi na widokówce okazały się wątpliwe co do swego pochodzenia.
Natomiast z wynikiem ujemnym wypadło badanie na dżaganie, na koszuli
damskiej z różowymi plamami i na pantoflach.
Badania grupowe krwi, przeprowadzone przez prof. Hirszfelda, wykazał}’’
element A: w małych śladach na futrze oraz w dużej ilości na zakrwawionych
i niezakrwawionych miejscach chusteczki do nosa, znalezionej w piwnicy.
Z uwagi na całokształt przypadku, a w szczególności fakt, że chusteczka była
mokra oraz z uwagi na nadmierną czułość zastosowanego odczynu można
jedynie ogólnie orzec, że owa chusteczka zetknęła się z osobnikiem należącym
do grupy A.
W końcu należy zaznaczyć, że do badań grupowych śladów krwawych na
bieliźnic i chusteczce nie można przywiązywać zbyt wielkiej wagi, że nie
przeszły one jeszcze próby życia, iż przy użyciu zbyt czułych metod mieszczą
w sobie możliwość licznych pomyłek i że jedynie na podstawie całokształtu
sprawy i przy uwzględnieniu wszystkich okoliczności sprawy można sobie
wyrobić własne zdanie.
Na pytanie Przewodniczącego jak się ustosunkowuję do opinii poprzednich
biegłych i czy istnieje między moją a tamtymi opiniami sprzeczność, podałem,
że w opinii prof. W. i dr Op. nie ma sprzeczności z moją opinią, o ile chodzi
o stwierdzenie obecności krwi na badanych przez nich przedmiotach. Nato­
miast o ile chodzi o grupy krwi, to z uwagi na to, że nie była oznaczana
przynależność gatunkowa krwi stwierdzonej na badanych przedmiotach, co
uniemożliwiło wykluczenie heteroaglutynacji oraz że zastosowano tylko
metodę Lattesa — nie można mówić o przynależności grupowej śladów krwi
na tych przedmiotach. Z uwagi na to, że część dowodów rzeczowych, bada­
nych przez biegłych lwowskich, poddano następnie badaniom na obecność
krwi ludzkiej w Państwowym Zakładzie Badania Środków Żywności w War­
szawie oraz w Zakładzie Medycyny Sądowej w Krakowie, których wyniki
wypadły zgodnie, iż jest to krew' ludzka, przeto w tym względzie nie ma
żadnych sprzeczności. O ile chodzi o badanie dowodów rzeczowych w Za­
kładzie Badania Środków' Żywności w Warszawie, to również nie ma sprzecz­
ności z moją opinią poza tym, że na 3 przedmiotach (obu klamkach i drzwiach
piwnicy), na których w Warszawie nie stwierdzono krwi, udało mi się stwier­
dzić spektralnie obecność krwi, jak tego dowodzą załączone mikrospektro-
fotogramy.
Co do badań grupowych krwi zgadzam się z prof. Hirszfeldem z tym, że
wobec faktu znalezienia mokrej, zwiniętej chusteczki nie da się wykluczyć

149
— zz e.tmmy krwi dostały ię z wodą w dalsze miejsca
się _ź am gołym okiern ani badaniem rnikrospektro-
- mt-maż iakytzme owe miejsca rzekomo niezakrwa-
—~ zzsz zzz~ .one, togo dowodzą przeprowadzone
-zzzzzt.zt t: możliwo-'/ stwierdzenia krwi -w części

:sć: segs. zz - - z~ - zz. zzżzt~.z niezakrwawionych miejscach mogły się


ZZ.Z Z'.- zz ż.-.zzżz-Z- £T -.. a zasmso-wanie bardzo czułej metody zahamo-
zżzzz_z~ ~ zz miejsaath mogło dać wyniki dodatnie, przeto należy
z.zz zzz-~zz~ ż zz~ zźzz rzekome niezakrwawione miejsca, przekazane
z:zz. rzzzzzzz.zz z zzztz zzzzzzzżz: Zakładu Badania Środków Żywności, nie
ttąją g~ zzzzzz zź my zzt rzeczywiście niezakrwawione, ponieważ ci sami
memsy mtg_ name i zz zzzźzzżź omyłkę i nie stwierdzić krwi. Ale nawet
razie zzzzzztzzzżzzz. t mymi, jest niesłychanie trudno wykazać — nawet
na strudze mmrtmemmsitut'.ej — obecność krwi na płótnie zmoczonym
sianemu mztzynamt ^z~ z.
2-a p-yame osruny my znalazłem krew na podszewce wewnątrz futra, czy
też me i ozy z ogt.e szmcaiem jej, zzr: zeż nie — wyjaśniłem, że wszędzie na
tatrze szurałem .sr .z z znalazłem ją na podszewce przy karku oraz na włoskach
z: środzu .e.e; psy sacra. Gdzie indziej krwi nie znalazłem, nie wykluczam
•eunaz, że mogła ona być jeszcze w innych miejscach na podszewce futra.
Krew ta mogła u.et przeobrażeniu. mogła ją zniszczyć pleśń. Ponadto w miej-
soacn '.-.yctęycn za ptnsze-.te. czyli tam, gdzie jej nie było, nie mogłem prze-

Następnie za zapytanie Przewodniczącego, skierowane do biegłego prof.


Hirszfelda, zzr/ ma on coś do powiedzenia w związku z moimi wywodami
prof. Hsrszfeu wyęaśnił, że nadanie chustki do nosa w miejscach zakrwawio­
nych. i niezakrwawionych wykazało istnienie własności grupowych mniej
więcej w jednakowym nasileniu i wobec tego nie może on się zgodzić na
interpretację, że istnienie własności grupowych w miejscach optycznie nie-
zakrwawionych mogło być wytłumaczone przez resztki krwi uchwycone za
pomocą metod najczulszych. Biegły nie chce bynajmniej sprzeciwiać się
zdaniu prof. Olbrychta, że ślady krwi nie uchwycone za pomocą jednej
metody mogły być uchwycone za pomocą drugiej metody, twierdzi tylko,
że to me ma zastosowania w* tum '/.spadku.
Następnie biegły prof. Hirszfeld formułuje jeszcze raz swoje orzeczenie co
do futra i chusteczki: na podszewce futra stwierdzono w niektórych miejscach
ślady elementu A, które stwierdzono również w miejscach niezakrwawionych.
Na chusteczce stwierdzono duże ilości elementu A, natomiast porównanie
miejsc zakrwawionych i niezakrwawionych wskazuje na to, że chusteczka
była impregnowana elementem A niezależnie od krwi.
Na p-.tanie Przew odniczącego czy obrona ma jeszcze jakieś wnioski, dr Axer
oświadcza co następuje:
Jakkolwiek prof. Olbycht oświadczył, że nie widzi sprzeczności między
swoją opinią a opinią prof. Hirszfelda, to jednak obrona po rozważeniu obu
opinii doszła do przekonania, że sprzeczność taka istnieje i że jest to sprzecz­
ność zasadnicza, mająca w tej sprawie niezwykłe znaczenie: chodzi mianowicie
o sprzeczność opinii w związku z zakrwawioną chusteczką. Jakkolwiek
prof. Olbycht nie zaatakował bynajmniej sposobu badania dokonanego przez
prof. Hirszfelda, to jednak poglądy obu biegłych różnią się w kwestii obecności
elementów A na niezakrwawionych miejscach chusteczki. Podczas gdy
prof. Hirszfeld twierdzi, że w niezakrwawionych częściach chusteczki czyn­
niki A znajdował-.' sie prawie w tak dużej ilości jak w części zakrwawionej, co

150
w drodze dalszego wnioskowania świadczyłoby o tym, że element A nie pozo-
staje w żadnym związku z krwią na chusteczce się znajdującą — to znów
prof. Olbrycht twierdzi, że element A mógł się znajdować w częściach nie-
zakrwawionych stąd, że w tych częściach na pozór niezakrwawionych znaj­
dowała się jednakże krew, która dostała się tam przez zmoczenie chusteczki
w tak małej ilości, że nawet próbą widmową nie można jej było wykazać.
Natomiast biegły prof. Hirszfeld zajął przeciwne stanowisko, bo powiedział,
że gdyby nawet dostała się tam krew przez zmoczenie w tak minimalnej ilości,
to ta część pozornie niezakrwawiona nie mogłaby reagować w ten sposób,
jak część rzeczywiście zakrwawiona, że więc to przypuszczenie nie godziłoby
się ze stwierdzeniem prof. Hirszfelda. Ponieważ nie można się spodziewać
wyjaśnienia tej sprawy przez jeszcze jedno przesłuchanie obu biegłych (bo
trudno przypuścić, by jeden z nich w tym wypadku się cofnął), a sprawa jest
zasadniczej wagi, ostateczne zaś wyjaśnienie tej kwestii nie wymaga odroczenia
procesu tylko co najwyżej krótkiego przerwania rozprawy, przeto obrońca
dr Axer wnosi, by Sąd zażądał opinii fakultetów medycznych uniwersytetów
Rzeczypospolitej z wyłączeniem Uniwersytetu Krakowskiego i Uniwersytetu
Warszawskiego. Obrońca stawia ten wniosek nie dlatego, żeby nie miał zaufania
do tych uniwersytetów, ale jest rzeczą jasną, że skoro członek jednego ciała
nauczycielskiego jest tego, a drugi znów członek innego zdania, to niechaj
sędzią między tymi obydwoma biegłymi będzie ktoś z innego uniwersytetu
i to nie zaangażowanego w tej sprawie.
Trybunał postanowił zażądać od biegłego prof. Hirszfelda i ewentualnie od
prof. Olbrychta w formie pytań Przewodniczącego wyjaśnienia pewnych
punktów ich opinii, zwłaszcza dotyczących pochodzenia elementu A na
chusteczce, by usunąć to, co mogłoby się wydać w ich opiniach jeszcze
niejasne.
Na pytanie Przewodniczącego skierowane do biegłego prof. Hirszfelda, czy
element A stwierdzony przez niego na chusteczce pochodzi z krwi czy też
z innego płynu ustrojowego — biegły wyjaśnia, że na to współczesna nauka
nie może odpowiedzieć, ponieważ element A z krwi i z innych płynów ustro­
jowych ma własności całkowicie identyczne. Natomiast rozważania natury
ilościowej pozwalają mu przyjąć, iż jest w najwyższym stopniu nieprawdo­
podobne, ażeby własności grupowe w miejscach optycznie niezakrwawionych
pochodziły z krwi, ponieważ badania skrawków zakrwawionych i niezakrwa­
wionych jednakowej wielkości wykazały jakościowe zahamowanie prawie
identyczne. Różnice między jego interpretacją a interpretacją prof. Olbrychta
polegają więcej na konsekwencjach prawmych, których biegły chciał uniknąć,
aby nie podsuwać pewnych musów myślowych ani w sensie obrony, ani w sensie
oskarżenia. Zauważyłby różnice ilościowe, gdyby własności grupowe po­
chodziły z krwi.
Na pytanie Przewodniczącego, czy element A pochodzi z krwi czy nie
z krwi — biegły prof. Hirszfeld podaje, że serologicznie nie da się to określić,
natomiast badania ilościowo przemawiają z największym prawdopodobień­
stwem, że chodzi tu o impregnację nie pochodzącą z krwi. Na pytanie Prze­
wodniczącego, co się stało z tą krwią, którą Zakład stwierdził, biegły wyjaśnia,
że krew była, ale czy była elementu A, czy innego, nie może stwierdzić, bo
-wszystko było impregnowane elementem A. Wczoraj już wyjaśnił na pytanie
sędziego przysięgłego, że gdyby do elementu A wymieszać krew grupy 0, to
najprawdopodobniej nie można by wykryć tego elementu. Biegły wyjaśnia,
że Schiff podkreśla w swej książce konieczność przeprowadzenia każdorazowo
kontroli i prof. Hirszfeld kontrolę taką zaw'sze przeprowadza. (W tym miejscu
biegły odczytuje odpowiedni ustęp książki prof. Schiffa). Reasumując biegły

151
oświadcza, że jego teza brzmi: własności elementu A na chusteczce nie muszą
pochodzić od krwi. Na pytanie Przewodniczącego, czy w obecnym stanie tej
chusteczki dałoby się ewentualnie stwierdzić, czy jest to element z krwi
czy nie z krwi i w jakiej ilości był na częściach zakrwawionych i niezakrwa-
wionych — biegły podaje, iż nie jest wykluczone, że można by dzisiaj jeszcze
zrobić to doświadczenie, chociaż trwałość własności grupowych nie jest jeszcze
dostatecznie ustalona. Na przeprowadzenie takich doświadczeń potrzebny
byłby czas około trzech dni.
Na pytanie Przewodniczącego, jakie jest moje stanowisko w tej sprawie,
oświadczyłem co następuje:
Stanowisko moje w tej kwestii określiłem w poprzednim przemówieniu
i obecnie dodaję co następuje:
Każdy, kto dokonuje wielu sekcji czy analiz, nie potrafi nawet po upływie
niedługiego czasu podać dokładnie szczegółów swych badań. A więc obducent
już nawet po kilku tygodniach nie będzie mógł na pewno twierdzić, czy np.
przy sekcji znalazł ognisko zapalne w płucach po lewej, czy po prawej stronie,
jaka była liczba i dokładna lokalizacja obrażeń, tak samo serolog nie potrafi
podać, w której rurce było np. zahamowanie hemolizy silne, w której słabe,
w której ledwie zaznaczone. Dlatego też nie może ulegać wątpliwości, że
protokoły badań sporządzane w czasie dokonywania tych badań, np. dykto­
wanie protokołu w czasie dokonywania sekcji zwłok albo protokoły spisane
zaraz po ukończonym badaniu, przedstawiają wierniejszy obraz stanu faktycz­
nego, aniżeli ustne wypowiedzi o tych badaniach składane po szeregu tygodni,
a nawet miesięcy przed Sądem. Codzienna praktyka sądowa poucza, że jeżeli
wezwie się lekarza do stwierdzenia jakiegoś faktu o objawie chorobowym
pewnej osoby, to zazwyczaj odpowiada on, że przy dużej ilości chorych jest
wykluczone, aby sobie te szczegóły przypomniał i zawsze powołuje się na
historię choroby pacjenta, ponieważ ta stanowi wierniejszy dokument od jego
pamięci.
W protokole badania przez prof. Hirszfelda jest na karcie 494 wyraźnie
podane: «badanie wykazuje bardzo dużą zawartość elementu A w chustce
do nosa. Badanie kontrolne z miejsc niezakrwawńonych wykazuje również
obecność elementu A w' dość znacznej ilościw. A zatem nie ma tu mowy
o jednakowej ilości elementu A w częściach zakrwawionych i niezakrw'a-
wionych chustki —jak brzmiał wniosek obrony. Gdyby rzeczywiście tak było,
iż element A znajdował się w rówmej ilości zarówmo w miejscach zakrwa­
wionych, jak i niezakrwawionych, to nie miałbym najmniejszej wątpliwości
i w zupełności przyłączyłbym się do koncepcji prof. Hirszfelda. Ponieważ
różnica ta acz niezbyt znaczna istniała, a nadto uwzględniając 1) że chustka
była mokra i zmięta, 2) że badania na obecność krwi przeprowadzał Zakład
Badania Środków' Żywności, musi się przyjąć trzy ewentualności:
— pierwsza, i tę stawdam na pierwszym miejscu z uwagi na nazwisko
badacza, jest ta, iż chusteczka mogła być przepojona sokami ustrojowymi
osobnika należącego do grupy A, krew' zaś na niej mogła'należeć do grupy 0.
— druga, iż Zakład Badań Środków Żywności wskazał prof. Hirszfeldowi
miejsca jako niezakrw'aw'ione, choć faktycznie mogły się w tych miejscach
znajdować ślady krwi. Jest ta koncepcja możliw'a z tego pow'odu, że z 9 ba­
danych przedmiotów nie wykazał ów Zakład na trzech przedmiotach krwi,
chociaż później udało mi się na tych przedmiotach stwierdzić krew, a zatem
nie istnieje żadna gwarancja, że ów Żaklad mógł również na chusteczce nie
wykazać krwi.
— trzecia polega na tym, iż woda na mokrej chusteczce mogła porwać
elementy krwi i w cienkiej warstwie pozostawać daleko od głównego śladu

152
krwawego. Ponieważ badano owe rzekomo niezakrwawione miejsca tylko
gołym okiem i mikrospektroskopem, można było krwi tam nie wykryć, po­
nieważ rozcieńczona krew na płótnie nie da się wykazać mikrospektroskopem,
chociaż faktycznie tam istnieje i da się wykazać czulszą metodą, a mianowicie
badaniem w części pozafiołkowej widma. Przypominam, że kropiłem roz-
czynem krwi 1 : 500 płótno i było ono zupełnie białe, zapraszałem panów
biegłych do nastawionych aparatów i przyniesionych odczynników, aby się
przekonali, iż nie da się także mikrospektroskopowo wykazać na płótnie tak
rozcieńczonej krwi, lecz oni nie skorzystali z mego zaproszenia.
Nadto woda mogła wyługować barwik krwi względnie przez upływ kilku
miesięcy mógł on ulec częściowemu zniszczeniu, atoli w oczkach płótna mogło
pozostać jeszcze dość cieniów krwinek, z którymi jest złączony element gru­
powy. Wreszcie nie jest wykluczone, że w innych częściach niezakrwawionych
chusteczki mogłyby się znaleźć miejsca bez elementu A. Wszak sam prof.
Hirszfeld opisuje taki przypadek, że na 5 badanych miejsc niezakrwawionych
znalazł element A tylko w trzech miejscach. Wykluczenie zaś obecności krwi
jest konieczne i sam prof. Hirszfeld w swym protokole (T. III karta 493)
pisze: «badanie wykazuje obecność bardzo silnie zarysowanego elementu A
w plamach krwawych. Ten sam element stwierdza się jednak (przekreślono
«choć w mniejszej ilościw) w częściach nie zakrwawionych. Ponieważ w tych
ostatnich nie można było absolutnie wykluczyć obecności niewielkiej ilości
krwi, przeto do następnego badania użyliśmy wyciągu z małych skrawków
chustki, w których za pomocą analizy mikrospektroskopowej krwi nie stwier­
dzono)^ Tymczasem wykluczenie to tylko na podstawie tej metody — jest
niepewne.
Jeżeli wiec przy tych warunkach badania i okolicznościach, w jakich znaj­
dowała się chusteczka oraz przy zastosowaniu metody mało czułej nie można
stanowczo wykluczyć obecności krwi, to również wobec braku pewności, iż
w owych rzekomo niezakrwawionych miejscach nie znachodzi się krew, nie
można .stosować zbyt czułej metody zahamowania hemolizy, wykazującej
element grupy A jeszcze 1/8000—1/16000 ccm.
Która z trzech -wspomnianych możliwości zachodzi w niniejszym przy­
padku, trudno orzec. W każdym razie nie można się upierać tylko przy pierw­
szej koncepcji jako jedynej. Zwłaszcza prof. Hirszfeld nie powinien przyj­
mować tylko tej jednej.koncepcji. Chyba sam był najbardziej święcie przeko­
nany o słuszności swej teorii ogłoszonej razem z Dungernem o dziedziczeniu
się cech A oraz B, na dowód czego przedkładam oficjalny druk Państwowego
Zakładu Higieny w Warszawie (ryc. 32 i 33). Gdy zaś w roku 1927 prof. Bern­
stein ogłosił nową w tym kierunku teorię, walczył zawzięcie w obronie słusz­
ności swej teorii, a jednak przed dwoma laty musiał uznać publicznie, jak
zresztą przystało uczonemu, prymat teorii Bernsteina, która też ogólnie została
przyjęta, a błędna teoria Hirszfelda-Dungerna odrzucona. Ja osobiście nie
zamierzam żadnej z tych trzech koncepcji przypisywać wyłącznej racji i słusz­
ności. Badań za pomocą zahamowania hemolizy nie przeprowadzałem
i w ogóle badań za pomocą tej metody nie przeprowadzam. Ustosunkowałem
się do niej jako zbyt czułej krytycznie, ponieważ doświadczenie pouczyło,
że metody zbyt czułe, jako dające możność omyłek, nie zdobyły sobie prawa
obywatelstwa wśród metod sądowo-lekarskich. Jako przykład przytoczyłem
metodę odchylenia dopełniacza, która zdobyła sobie naczelne miejsce w sero-
diagnostyce ogólnej, natomiast w praktyce sądowo-lekarskiej nie jest w po­
wszechnym użyciu i bywa tylko bardzo rzadko stosowana. Toteż nawet
najwięksi jej obrońcy, jak Neisser i Sachs, podkreślili, że o ile by ta metoda
nie dawała zgodnych wyników z metodą precypitynową Uhlenhutha, to

153
PAŃSTWOWY ZAKŁAD HIGJENY
W WARSZAWIE
ul. CHOCIMSKA Nr. 24. TELEFON 243-84
ADRFS TELEGRAFICZNY: „CENTREP1D WARSZAWA"

IZOAGLUTYNINA „PZH“
Stwrerdzcno. że normalna surowica ludzka aglutynuje krwinki
niektórych cscbnikćw. Krwinki ludzkie posiadają określone cechy.
któryż w screw: cy odpowiada obecność lub brak pewnych przeciw­
ciał zwanych izragłutyninami. W związku z cechami krwinek i wła-
sncsciarni snrcwic odróżniamy u ludzi cztery grupy. które przez róż­
nych anterew określone zostały w sposób rozmaity.
Scena
* niżej pchany najlepiej to zilustruje:
II III IV
Krw-xki cechy; . . . o A B AB
Anti A I
Scrrinee a Tn »y- Anti B i’ Anti B ?\nti A O

Transluzja.
M.'cncsc cccr. czk wanta serologicznego krwi u ludzi znalazła
. grernne s-rwanie w medycynie praktycznej, zwłaszcza w przy-
padkach przetaczania krwi. Zrozumiałem jest, że przetoczyć można
tylko ;akz trew nicre; nie aglutynuje surowica chorego. Najlepiej
nada-e s:ę -- erzn-ź krew należąca do tej samej grupy, a więc
cscbnik. w; _r_p-. A m. zna przetoczyć krew A, osobnikowi grupy B
krew B. :tp ’•* braku krwi tej samej grupy można użyć do trans-
!uz j krwi gr_p-. 0; w tvch przypadkach należy jednak każdorazowo
"•prawdzie, czy s_r. wica chorego tych krwinek nie aglutynuje i czy
dana surowica nie zawiera tak mocnych izoaglutynin, że nawet w du-
ze~ rozcieńczenia będzie agluty nowała krwinki chorego. Nadmienić
należy. ze cs-bnik. m grupy O jako posiadającym w surowicy izo-
aglulsr.iny anti A i anti B można przetoczyć tylko krew grupy O. na­

rt; 32. Dr_k informujący o grupach krwi


tomiast osobnikom grupy AB. jako nie posiadającym żadnych izo-
aglutynin, można zastrzyknąć krew wszystkich 4 grup, pod warun­
kiem jednak, aby surowica krwi wprowadzonej nie zawierała zbyt
mocnych izoaglutynin.

Dochodzenie ojcostwa.
Grupy serologiczne krwi znalazły również zastosowanie w me­
dycynie sądowej, zwłaszcza w sprawie dochodzenia ojcostwa. Bada­
nia genetyczne wykazały, że jeżeli cechy AiB są nieobe­
cne u rodziców, to one nie mogą się pojawić
u potomstwa, natomiast grupa O może wystą­
pić u potomstwa zawsze bez względu na przy­
należność grupową rodziców. Fakt ten nie pozwala
nam stwierdzić właściwego ojca na drodze badania serologicznego,
pozwala nam jednak, w niektórych przynajmniej przypadkach, z całą
pewnością go wykluczyć.
Tablica niżej podana pozwoli najłatwiej się zorjentować co do
możliwości grup u potomstwa na mocy obecności ewentualnie braku
grup u rodziców:

Grupy krwi mogące tlą pojawić


Grupy krwi rodziców
u potomstwa

o + o o

O + A 0, A

0 + B 0, B

O + AB O, A, B, AB

A + A 0, A

A + B O, A, B, AB

A + AB O, A, B, AB

B + B 0, B

B + AB 0, B, A, AB

AB + AB 0. AB, A. B

Ryc. 33. Druk informujący o zasadach dziedziczenia grup krwi według Dungema-Hirszfelda

155
w praktyce sądowo-lekarskiej należy być bardzo ostrożnym i na podstawie
dodatniego wyniku samej tylko próby odchylenia dopełniacza — nie wydawać
orzeczenia o gatunkowym pochodzeniu krwi. Ponieważ na chusteczce do
nosa nie było już dostatecznego materiału i wyglądała ona w następstwie
badań przeprowadzonych przez badaczy lwowskich i warszawskich jak
wycinanka, przeto nie mogłem dokonać tych badań a próby mniej czułe
wypadły z wynikiem ujemnym. Toteż moje wywody na temat badań
prof. Hirszfelda mają jedynie teoretyczne znaczenie i kwestię, którą z trzech
wspomnianych koncepcji uznać należy za słuszną, muszę pozostawić otwartą.
Na pytanie Przewodniczącego prof. Hirszfeld podał, że na miejscach za­
krwawionych i niezakrwawionych otrzymał równe ilości elementu A, które
uważa prawie za jednakowe; reasumując podał, iż doszedł do przekonania,
że ten element nie ma związku
z krwią. Prof. Olbrycht przyłącza
się do powyższej tezy, o ile były
r ó w n e ilości elementów.
Obrona stwierdza, że ostatecznie
prof. Hirszfeld podaje jedną ewentu­
alność wykluczając inne, a prof. Ol­
brycht przyjmuje teoretycznie trzy
ewentualności.
Trybunałpostanowił co następuje:
prof. Olbrycht określił tezę wysu­
niętą przez prof. Hirszfelda jako
pierwszą i prawdopodobniejszą, na­
tomiast swoje dalsze tezy jako mo­
żliwości myślowe natury teoretycz­
nej. W celu ustalenia, czy te możli­
wości myślowe nie są faktycznymi,
Ryc. 34. Krzywa spektrofotomctryczna wyciągu oraz zupełnego uzgodnienia obu
z chusteczki opinii i wobec oświadczenia bieg­
łych, że nie jest wykluczona możli­
wość wykazania jeszcze elementu A na chusteczce—zlecić biegłym wspólne zba­
danie chusteczki w kierunku, czy w miejscach optycznie niezakrwawionych
znajdują się lub w grudniu 1931 r. znajdowały się elementy A oraz czy
element A pochodzi albo pochodził od krwi.
Badanie grupowe chusteczki zostało przeprowadzone w Warszawie w pra­
cowni prof. Hirszfelda przy współudziale dr Amzelównej, badanie zaś spektro-
fotograficzne w Krakowie przy współudziale prof. Leona Marchlewskiego
i dr Jana Robią. W dniu 25 kwietnia 1933 zostały na rozprawie odczytane
protokoły tych badań oraz nasza wspólna opinia końcowa następującej treści:
1. Zgodnie z opinią jednego z nas (Hirszfeld) w miejscach gołym okiem
niezakrwawionych można wykryć najczulszą metodą Bralina i Schiffa własności
grupowe A w ilości nie mniejszej, a nawet w jednym wycinku w ilości większej,
jak w miejscach zakrwawionych.
2. Zgodnie z opinią drugiego z nas (Olbrycht) w miejscach gołym okiem
niezakrwawionych można wykryć za pomocą metody spektrofotograficznej
w części pozafiołkowej widma obecność krwi (ryc. 34).
3. Pozostaje do rozstrzygnięcia, czy właściwości grupowe A, stwierdzone
gołym okiem w miejscach niezakrwawionych, pochodzą z krwi, czy też z pły­
nów ustrojowych. Badania porównawcze wykazały, że własności grupowe
dadzą się stwierdzić w wyciągach krwawych jedynie wtenczas, jeżeli krew
znajduje się w rozcieńczeniu, dającym zabarwienie przynajmniej żółte, gołym

156
okiem widoczne, odpowiadające mniej’więcej rozcieńczeniu 1/200, zaś w ilości
absolutnej około 1/3000 ccm krwi. W rozcieńczeniu większym własności
grupowe krwi nie mogą być dowiedzione przy użyciu zastosowanej metody.
Natomiast przy badaniu spektrograficznym w ultrafiolecie udaje się wykazać
obecność krwi w plamach uzyskanych przez poplamienie krwią rozcieńczoną
jeszcze do 1/5000 ccm, przy czym gołym okiem plamy te nie są widoczne.
Ponieważ wyciągi z wycinków makroskopowo niezakrwawionych były zupełnie
przeźroczyste, a mimo to zawierał}7 element A, przeto należy wnioskować, że
ten element A nie musi pochodzić z krwi, a pochodzi raczej z innych płynów
ustrojowych.
4. W odpowiedzi na pytanie Sądu stwierdzamy zgodnie, że nic nie sprze­
ciwia sic przyjęciu, iż stwierdzone własności grupowe A znajdowały się na
chusteczce do nosa również w grudniu 1931 r.
W końcowych dniach rozprawy odczytano szereg pism, listów i protokołów
przesłuchania świadków, którzy nie stawili się, przesłuchano dalszych świad­
ków (między innymi przewodniczącego Trybunału lwowskiego) oraz dodat­
kowo — biegłych lwowskich i warszawskich. Ponadto zgłosił się biegły
inż. Ż. z Warszawy i złożył wobec Sądu oświadczenie, że nie ma i nie podnosił
nigdy żadnych zarzutów w stosunku do prof, dr Olbrychta, jako człowieka,
uczonego i biegłego sądowego. W odpowiedzi na to oświadczyłem, że przyj­
muje oświadczenie dyrektora Ż. do wiadomości i zaznaczam, iż jako biegły
sądowy kieruję się jak zawsze jedynie prawdą bez względu na osoby i insty­
tucje. Nie miałem najmniejszego zamiaru z osobistych względów dotknąć
osoby dyrektora Ż. lub instytucji przez niego kierowanej. Uważam go raczej
za ofiarę nieuregulowanych przepisów w sprawie badań dowodów rzeczowych,
które powinny być przeprowadzane li tylko przez wybitnych fachowców
w danej dziedzinie wiedzy. Nie można bowiem wbrew opinii Wydziałów
Lekarskich naszych Wszechnic i wbrew opinii Izb Lekarskich otwierać przy
Zakładzie Higieny w Warszawie 6-miesięcznych kursów, których absolwent
ma mieć patent na analityka mimo braku podstawowego wykształcenia z danej
dziedziny wiedzy. Zresztą o ile taki analityk dokona np. badania moczu czy
plwociny, to analizę taką można powtórzyć po 2 czy 3 tygodniach i skory­
gować przez fachowca. Jeżeli natomiast wskutek niefachowego postępowania
przy pierwszym badaniu niszczy się dowód rzeczowy, to jego badanie za­
zwyczaj nie da się już powtórzyć. Uważam więc uregulowanie tego zagadnie­
nia za sprawę o pierwszorzędnym znaczeniu państwowym.
Po załatwieniu przez Trybunał wszystkich wniosków stron zakończono
postępowanie dowodowe i Przewodniczący ogłosił, że przewód sądowy jest
zamknięty. Następnie Trybunał ułożył listę pytań, które przysięgli mieli
rozstrzygnąć. Przewodniczący odczytał pytania, zapytał strony i przysięgłych,
czy nie żądają zmian i uzupełnień oraz dał im listę do przejrzenia. Wobec
braku jakichkolwiek wniosków Trybunał zatwierdził i podpisał listę pytań,
po czym Przewodniczący udzielił głosu stronom co do przedmiotów objętych
pytaniami. Przemawiali kolejno prokurator, obrońcy dr Ettinger z Warszawy,
dr Woźniakowski z Krakowa i dr Axer ze Lwowa oraz oskarżona Gorgonowa,
która twierdziła, że zarzucanego jej czynu nie popełniła i prosiła o uniewin­
nienie.
Następnie Przewodniczący udzielił przysięgłym wyjaśnień, wręczył im listę
pytań i udał się z nimi do izby narad. Po powrocie ńa salę rozpraw Przewodni­
czący wezwał zwierzchnika ławy do odczytania uchwały przysięgłych, który
oświadczył: stwierdzam, że przysięgli odpowiedzieli na pytania co do po­
pełnienia czynu i winy 12 głosami «tak». Na podstawie tej uchwały Sąd
Okręgowy jako Sąd Przysięgłych w Krakowie wydał w dniu 29 kwietnia 1933

157
wyrok skazujący Ritę Gorgonową na karę 8 lat więzienia za zbrodnię
z art. 225 § 2 Kodeksu karnego, popełnioną przez to, że w nocy z 30 na
31 grudnia 1931 roku w Brzuchowicach zabiła pod wpływem silnego wzru­
szenia Elżbietę Zarembiankę, ugodziwszy ją kilkakrotnie twardym narzędziem
w głowę. Przy wymiarze kary Trybunał uwzględnił jako okoliczności obciąża­
jące to, że Gorgonową dopuściła się czynu względem osoby młodocianej,
bezbronnej, we śnie, więc skrycie i podstępnie, że miała powierzoną nad
denatką faktyczną opiekę, że dokonała na denatce pośmiertnej defloracji,
a wiec czynu wysoce hańbiącego i ohydnego, że po czynie podstępnie zacierała
jego ślady w celu skierowania podejrzeń przeciwko innym osobom i przez to
utrudniała postępowanie sądowe.
Obrońcy założyli od tego wyroku kasację, którą Sąd Najwyższy po roz­
poznaniu sprawy w dniu 23 września 1933 oddalił.
W wykonaniu ustawy amnestyjnej z 1939 r. darowano Gorgonowej jedną
trzecią orzeczonej kary i w dniu 3 września 1939 zwolniono ją z więzienia
w Poznaniu.
* *

Przypadek niniejszy, znany powszechnie jako sprawa Gorgonowej, zasługuje


z kilku względów na szersze omówienie. Żaden z procesów karnych w Polsce
w ostatnich dziesiątkach lat nie poruszył tak gwałtownie umysłów szerokich
warstw naszego społeczeństwa, jak ten proces. Można bez przesady po­
wiedzieć, że była to wprost zbiorowa psychoza. Roznamiętnienie odzwier­
ciedlało się w setkach listów do przysięgłych, członków trybunału, oskarży­
cieli, obrońców i biegłych oraz w dziesiątkach artykułów prasowych i w publi­
kacjach *. Poza oficjalnym przewodem sądowym wszczęto jakiś nieformalny
proces, którego celem było wytworzenie nastroju w'śród ludzi, powołanych
do sądzenia tej sprawy. Precedens niebezpieczny i dla bezstronnego wymiaru
spraw iedliwości groźny.
W różnych publikacjach padały z jednej strony wyrazy najwyższego
uznania, z drugiej strony wprost ohydne obelgi. Święciły orgie: dyletantyzm,
złośliwość i nieuctwo. Wystarczy przytoczyć, że jednemu biegłemu zarzucano
brak bezstronności, a nawet imputowano mu czyny kryminalne, drugiego
uważano za godnego nagrody Nobla. Można sobie wyobrazić jak bolesne
dla ludzi fachowych i w sprawie zorientowanych było czytanie tego rodzaju
demagogicznych, dyletanckich wypowiedzi.
I w tym procesie znalazło znow'u potwierdzenie zdanie starego Bórnera.
iż perarduum et admodum difficile medentium in foro officium.
Dopiero po procesie nadeszła pora, aby po publicystyce także nauka wy­
powiedziała sine ira et studio swoje uwagi. Toteż otrzymawszy po licznych
i długich staraniach sądow'e akta sprawy, zająłem się skreśleniem uw'ag sądowo-
-lekarskich na marginesie tego procesu dla naszego czasopisma fachowego.
* 1. Kem E. «Prawda o procesie Gorgonowejw, Wiadomości Literackie, 1932, nr 25.
2. Pannenkowa I. «Prawda — ale naopak», ABC dziennik warszawski, 1932, nr 187.
3. Przybyszewska S. «Rita Gorgon; ofiara zastępczaw, Wiadomości Literackie, 1933, nr 12.
4. Wis'niacka R. «Zeznania świadków w procesie Gorgonowej w świetle badań * ,
naukowych Wia­
domości Literackie, 1933, nr 20.
5. Krzywicka I. «Niepokojący wyrok», Wiadomości Literackie, 1933, nr 22; « Wielkie manewry
sądowe
*, tamże, 1933, nr 23; «Wizja i upiory
*
, tamże, 1933, nr 24; «Dzicje grzechów... jej i cudzych»,
tamże, 1933, nr 25.
6. Romański M. «Sprawa Rity * ,
Gorgon Warszawa 1933, Towarzystwo Wydawnicze «Rój».
7. Zaremba H. «Spowiedź ojca zamordowanej Lusiw, Warszawa 1933, Wydawnictwo Nowa Astrea.
8. Krzywicka I. «Sąd *idzie
, Warszawa 1935, Towarzystwo Wydawnicze «Rój».
9. Laniewski A. «Zbrodnia i łzy», Lwów 1936. Skład główny: Księgarnia Lwowska.

158
Wybuch wojny pracę przerwał prawie na ukończeniu. W związku ze sprawą
Gorgonowej o kradzież w Warszawie okupacyjne władze niemieckie podjęły
akta celem ustalenia jej przeszłości kryminalnej. Z kolei nastąpiło moje
aresztowanie i 3-letni pobyt w hitlerowskich obozach koncentracyjnych
w Oświęcimiu i Mauthausen. Po powrocie nie udało mi się odnaleźć ani akt
sprawy, ani maszynopisu mojej pracy. Wobec innych boleśniejszych, nie
odczułem zbyt dotkliwie tej straty. Zdawało mi się bowiem, że sprawa Gorgo­
nowej należy już do historii, że zbiorowe zainteresowanie tą sprawą chyba
już dawno minęło i umysły uspokoiły się.
Tymczasem po wojnie obiegła całą prasę polską wiadomość, że ogrodnik
Kamiński przyznał się do zabójstwa Lusi i sprawa Gorgonowej znowu odżyła.
Mianowicie w «Echu Krakowskimw z dnia 20 i 22 kwietnia 1949 r. (nr 104
i 106) redaktor Stefania Szatkowska umieściła sensacyjny artykuł, według
którego ogrodnik Józef Kamiński złożył po wielu latach, na łożu śmierci na
skutek wyrzutów sumienia, wobec spowiednika i dwóch świadków świeckich
oświadczeniej że on zamordował Lusię Zarembiankę, o czym jego obłąkana
żona Rozalia wiedziała i ukrywała. Inne dzienniki przedrukowały tę wiado­
mość, która przypomniała w całej Polsce sprawę Gorgonowej i wywołała
dyskusję na temat rzekomej omyłki sądowej. Kamiński w obronie swego
dobrego imienia skierował sprawę do rejonu Prokuratury Sądu Okręgowego
w Kluczborku (Nr V Ds. 286/49). Śledztwo wykazało bezpodstawność po­
dejrzenia jakoby Kamiński miał być zabójcą i zostało umorzone. Kamińscy
wnieśli do Sądu Okręgowego w Krakowie akt oskarżenia o zniesławienie,
podkreślając w nim, «że tylko ludzie nierozsądni mogli coś podobnego podać
do prasy... tylko źli ludzie chcieli zarobić na naszej czci, jako już nieżyjących
(Józef Kamiński) lub oszalałych (Rozalia Kamińska), interes, gdyż uważali,
że my się nie będziemy bronić, a nasze nieletnie dzieci będą bezradne».
W wyniku skargi Kamińskich znaleźli się na ławie oskarżonych red. Stefania
Szatkowska, dr Józef Różański, od którego miała ona otrzymać powyższe
wiadomości, oraz redaktor odpowiedzialny «Echa Krakowskiego
* Ryszard
Wojna. Sąd Okręgowy w Krakowie umorzył sprawę (IV. K. 1196/49) wobec
pojednania się stron na rozprawie 9 marca 1950 z obowiązkiem umieszczenia
na łamach «Echa Krakowskiego
* sprostowania i wyjaśnienia rehabilitującego
Kamińskiego.
Wyjaśnienie takie nie ukazało się. Jeszcze po 6 latach w «Nowej Kulturze
*
z dnia 8 lipca 1956 r. nr 28 w artykule «Głos przeciw karze śmierci
* Stanisław
Ehrlich pisał: «Gorgonowa oskarżona o zamordowanie córki inż. Zaremby
została skazana na wiele lat więzienia. Kary śmierci uniknęła głównie dzięki
temu, że w chwili wydawania wyroku była w odmiennym stanie. Po wojnie
wyszło na jaw, że była niewinna. Mordercą okazał się ogrodnik zatrudniony
.
*
w willi inżyniera Wobec braku wyjaśnienia rehabilitującego Kamińskiego
ukazał się w czasopiśmie «Po prostu
* z dnia 16 czerwca 1957, nr 24, artykuł
Wiesława Naumowskiego pt. «Sprawa Gorgonowej znów aktualna ,
* który
został skomentowany w «Trybunie Ludu * z 20 czerwca 1957, nr 167 w no­
tatce pt. «Brak odpowiedzialności
.
* Jej zakończenie brzmi jak następuje:
«Wypadek powyższy jest przykładem karygodnej wprost nieodpowiedzialności
i niesumienności dziennikarza. Słusznie pisze Naumowski: «W pogoni za
sensacyjną treścią artykułów zapomniała (Szatkowska) o obowiązującej
każdego dziennikarza zasadzie, że trzeba mieć na to dowody, gdy przypisuje
się komuś winę. Nie zadając sobie trudu na sprawdzenie wiarygodności krą­
żących pogłosek wyrządziła swymi artykułami wielką krzywdę niewinnemu
człowiekowi, naraziła na szwank dobre imię dziennikarza i redakcji «Echa
,
*
Krakowskiego a także wprowadziła w błąd opinie społeczeństwa. Nie można

159
zostawić tej sprawy w tym stanie rzeczy, ponieważ godzi ona w dobre imię
dziennikarstwa polskiego».
W dniu 9 lipca 1957 w nr 1959 «Echo Krakowaw ogłosiło szerszą wzmiankę
pt. «\V sprawie artykułu w «Po prostu», w której Redakcja wyjaśniła, «że
epilog sprawy sądowej J. Kamińskiego przeciwko ob. St. Szatkowskiej z roku
1949 nie był znany dokładnie redakcji dzisiejszego «Echa Krakowa», które
jest obecnie pismem samodzielnym i — w odróżnieniu od dawnego «Echa
Krakowskiego» — niemutacyjnym. Skład Kolegium i Zespołu redakcyjnego
uległ od r. 1949 niemal całkowitej zmianie i dziś — po 8 latach — obecnemu
kierownictwu wEcha Krakowa» trudno jest ustalić, dlaczego w ówczesnym
«Echu Krakowskimw sprostowanie się nie ukazało». Dalej, że nie umniejszając
odpowiedzialności dziennikarskiej red. Szatkowskiej, która zresztą od kilku
lat nie pozostaje w żadnym kontakcie z «Echem Krakowa», «informatorem
w sprawie ewentualnego wznowienia procesu Gorgonowcj był dla red. Szat­
kowskiej ob. dr Józef Różański, który jako wiceprezes Sądu Apelacyjnego
w Krakowie niejednokrotnie udzielał dla prasy rzeczowych i wiążących
informacji z dziedziny sądownictwa i informacje te posiadały zawsze pełną
ścisłość. W związku z powyższym zaufanie red. Szatkowskiej do informacji
sądowych dr J. Różańskiego, który w owym czasie przeszedł już do adwoka­
tury, było w pełni zasłużone i uzasadnione». W owym czasie toczyło się
przeciwko dr J. Różańskiemu także postępowanie dyscyplinarne z tytułu
jego udziału w tzw. «Sprawie Kamińskiego» (Pismo Rzecznika dyscyplinar­
nego Rady Adwokackiej w Krakowie z dnia 16. I. 1950, nr 117/49).
Artykuł w «Echu Krakow-a» podaje oświadczenie złożone wówczas Redakcji
przez ob. Stefanię Szatkowską następującej treści: «W związku z opubliko­
wanym na łamach «Po prostu» artykułem «Sprawa Gorgonowej znów
aktualnaw z dnia 16. VI. 1957 r. oświadczam, że przypisywany mi w treści
w.w artykułu fakt pokrycia z mych własnych funduszów' kosztów' odszkodo­
wania dla ob. Kamińskiego w kwocie 250000 złotych nie jest zgodny z praw'dą.
Ani w tej ani w innej kwocie nie ponosiłam kosztów odszkodowania w sprawie
powyższej. Natomiast całość kosztów' sądowych pokrył drugi współoskarżony
dr Józef Różański. Oświadczenie niniejsze składam w redakcji «Echa Kra-
kowa» i gotow’a jestem potwierdzić w razie potrzeby w sposób prawem prze­
widziany (—) Stefania Szatkowska».
Ponieważ powyższych wyjaśnień nie przedrukowała większość prasy, nic
dziwnego, iż nadal utrzymywała się w' społeczeństwie opinia o omyłce sądowej,
której ofiarą miała paść Gorgonow'a. Nadal ukazywały się takie publikacje,
z których dość choćby tylko wymienić powtarzane znowu po latach z uporem
godnym lepszej sprawy artykuły Ireny Krzywickiej w roku 1959 w «Magazy-
nie Polskim» nr 26, pt. «Sąd idzie» i w' «Kulisach» nr 51/52 pt. «Wielka
przygodaw lub oparty na dziennikarskich reportażach artykuł Mieczysława
Czubalskiego pt. «Proces Rity Gorgonowejw w pretendujących do czasopisma
naukowego «Problemach Kryminalistyki w nr 23 z 1960 r. lub publikacja
p. Horoszewskiego «Od zbrodni do karyw (Biblioteka Problemów 1963 r.)
W tym stanie rzeczy stało się znowm aktualne, a naw'et konieczne obiektywne
przedstawienie sprawy na podstawie akt procesowych. Tych jednak na razie
nie było. Później okazało się, że zostały one zwrócone przez władze okupa­
cyjne Zakładowi Medycyny Sądowej w Krakowie w czasie mego pobytu
w' obozach koncentracyjnych i ukryte przez ówczesnego asystenta Zakładu
dr W. przed jego wyjazdem zagranicę. Po skomunikowaniu się po latach z jego
rodziną udało mi się je w całości odzyskać, co umożliwiło na ich podstawie
obiektywne przedstawienie sprawy.
Z bardzo obszernego materiału aktowego (7 tomów, zawierających 1950

160
numerowanych obok licznych nienumerowanych kart) podałem w krótkim
tylko zarysie tło sprawy i zeznania niektórych świadków, natomiast szczegółowo
omówiłem miejsce zbrodni oraz dowody rzeczowe. One jedne bowiem nie
kłamią, nie mogą się mylić, nie ulegają sugestii, pozostają zawsze milczące,
jednak głośniej i dokładniej przemawiają niż świadkowie. Wreszcie szcze­
gółowo podałem te fakty, które były poruszane w opiniach biegłych i miały
zasadnicze znaczenie w tym procesie.
Jak wspomniałem, sprawa Gorgonowej ma kilka ważnych i ciekawych
aspektów. Przede wszystkim jest przyczynkiem do kazuistyki bardzo rzadkich
w światowym fachowym piśmiennictwie przypadków upozorowanego za­
bójstwa z lubieżności, zaś w dostępnym mi polskim fachowym piśmiennictwie
w ogóle niespotykanym.
Poza tym proces Gorgonowej wrastał w bardzo liczne i różnorakie kom­
pleksy zagadnień. Niektóre z nich stały się przedmiotem dalszych badań,
których wyniki nie tylko rzucają światło na wydane w toku procesu opinie,
ale także w niektórych szczegółach rozszerzyły nasze wiadomości * . Wy­
starczy przytoczyć kilka tylko przykładów. I tak okazało się, że:
1. Barwik krwi można wykryć mikrospektroskopowo jeszcze w pyłkach
zaschłej krwi. Nie udaje się to jednak nawet w wyraźnych plamach krwawych,
o ile powstały one z krwi rozcieńczonej ponad 1 : 500. Natomiast nawet
w bezbarwnych wyciągach z plam krwawych można wykryć barwik krwi za
pomocą spektrofotografii w części pozafiołkowej widma.
2. Siady krwi na przedmiotach żelaznych zanurzonych w wodzie w jednych
przypadkach nawet po kilkunastu dniach dadzą się wykazać, w innych są już
po kilku godzinach przez wodę zmyte i nie dadzą się ■wykazać.
3. Także w wodojasnych wyciągach z plam krwawych udaje się wykazać
grupę krwi.
4. Nietrafne było określenie grupy «0» w sposób negatywny, ponieważ
grupa «0», podobnie jak inne grupy, cechuje się pozytywnym, materialnym
antygenem grupowym, zdolnym do reagowania z odpowiednimi przeciw­
ciałami.
5. Podawana jako najlepsza do oznaczania przynależności grupowej
śladów krwawych metoda zahamowania hemolizy krwinek baranich nie
zdobyła sobie prawa obywatelstwa w badaniach śladów krwi pro foro i jako
zbyt czuła nie jest nigdzie stosowana, a przyjęła się natomiast i jest stosowana
metoda absorpcyjna. Słuszna okazała się więc teza, że prosta a dobra metoda
przewyższa zbyt czułą i skomplikowaną.
6. Przy badaniu zamoczonej bielizny należy mieć na uwadze, że krwinki
mogą się dostać z wodą daleko od głównego śladu krwawego i tam — z po­
wodu wyługowania barwika krwi — nie dać się wykryć badaniem mikro-
spektroskopowym. Tymczasem w oczkach materiału może pozostać dość dużo
* 1. Przybylkiewicz Z- Badania nad wykrywaniem przynależności gatunkowej kału. Czasopismo
sądowo-lekarskie, 1936. 1, 44.
2. Bihler AL Z badań dowodów rzeczowych. Dysertacja doktorska. 1939. Nie ogłoszona drukiem.
3. Dadlez J. Das Verbleiben der Blutflecke auf im Wasser eingetauchten Gegenstanden und einige
Bemerkungcn tiber den Einfluss des Blutes auf die Rostbildung. Deutsche Zeitschrift fur gerichtliche
Medizin, 1937, Bd. 28, str. 384.
4. A'akanisi K. fiber die gruppenspezifischen Substanzen des Menschenerythrocyteninhaltes.
Referat w Deutsche Zeitschrift f. ges. gcr. Med. 1938. T. 30, s. 170.
5. Popielski B. Identyfikacja śladów krwi ludzkiej w medycynie sądowej. Lwów 1939. Nakład
A. Krawczyński.
6. Olbrycht J. Zagadnienie wydolności metod używanych przy badaniu śladów krwi. Bulletin de
1’Academie Polonaise des Sciences et de Lettres, 1949 i w Archiwum Medycyny Sądowej, Psychiatrii
Sądowej i Kryminalistyki, 1951, T. 1, str. 41. On the reliability of the tests used in investigating blood­
stains. Acta Mcdicinae Legalis et Socialis, 1950, nr 2.

Wybrane przypadki 11 161


cieniów krwinek ze związanym z nim elementem grupowym, który przy za­
stosowaniu zbyt czułej metody może być wykazany. W świetle tych nowych
badań możliwość taka istniała przy badaniu chusteczki Gorgonowej. Jeżeli
nadto wziąć pod uwagę, że chusteczka po znalezieniu jej w piwnicy prze­
chodziła przez ręce dziesiątków osób, to nie można wyłączyć możliwości,
że mogła wśród nich znaleźć się osoba należąca do jednej z najczęstszych
w naszej populacji grupy A i zapoconymi dłoniami zwalać chusteczkę.
7. Sprawa oznaczania pochodzenia gatunkowego kału stała się przedmiotem
badań serologicznych i wymaga ich kontynuowania.
Wreszcie proces Gorgonowej pozwala wyrobić sobie obiektywny sąd o ów­
czesnych instytucjach, ludziach, faktach i wydarzeniach. Dość przytoczyć:
1) zlanie piwnicy wodą przed oględzinami sądowymi, 2) podchwytliwe,
gmatwające pytania obrony do biegłych lub niedopuszczalne do świadków,
jak np. czy Kamińska miała dziecko z Kamińskim przed zamążpójściem za
niego, lub czy świadek K. złapał in flagranti Zarembę z jego biuralistką itp.,
które jako dotyczące ściśle poufnych stosunków osobistych i nie zmierzające
do wyświetlania istotnych okoliczności były słusznie uchylane przez Sąd,
3) obrazę Sądu oraz biegłego i trzykrotne nałożenie kary na obrońcę, 4) do­
konywanie we Lwowie badań dowodów rzeczowych na obecność śladów krwa­
wych i ich przynależności grupowej nie przez Zakład Medycyny Sądowej,
lecz przez profesora gimnazjalnego i chemika w prywatnym laboratorium
chemicznym firmy Serovac, dokąd przesyłano dowody rzeczowe z Zakładu
Medycyny Sądowej, 5) również dokonywanie badania dowodów rzeczowych
w Warszawie nie przez Zakład Medycyny Sądowej, lecz w Zakładzie Badania
Środków Żywności przez chemików żywnościowych, 6) poziom i wadliwość
tych badań zarówno we Lwowie, jak i w Warszawie, 7) podawanie na roz­
prawach sądowych przez specjalistów różnych dziedzin, chociaż mienią
się być biegłymi, odmiennych wyników przeprowadzonych przez nich
analiz laboratoryjnych niż w pisemnych sprawozdaniach, wbrew ogólnie
znanym stwierdzeniom Charles Richeta, profesora Sorbony i laureata
nagrody Nobla, że można polegać wyłącznic tylko na takich obserwacjach,
których wyniki spisano zaraz po obserwacji. Obserwacjom nie połączonym
zaraz ze spisaniem ich wyników nie przyznaje on wartości naukowego ma­
teriału. Uzasadnia ten pogląd obawą deformacji w ciągu kolejnych ustnych
przedstawień zdarzenia oraz obawą, że późniejsze dociekania przyczyny
zjawiska kierują pamięć i uwagę tylko na te okoliczności, które popierają
obecny pogląd badacza (może mylny), a usuwają w cień lub nawet w za­
pomnienie inne okoliczności, może równie ważne lub jeszcze ważniejsze dla
przyszłego naukowego wytłumaczenia faktu; 8) zapominanie, że jest prawem
i obowiązkiem biegłego sądowego szukać przede wszystkim prawdy i służyć
prawdzie w konfliktach, gdy strony procesowe służą często innym panom
i to służyć prawdzie bez względu na krytyki i wrogość tych, którym często
nie podoba się obiektywizm i bezstronność. Wiadomo zaś, że veritas semper
odium parit, jeżeli zaś nie nienawiść, to rodzi wrogich i niechętnych.
ZABÓJSTWO POD WPŁYWEM SILNEGO WZRUSZENIA
I PRZY ZMNIEJSZONEJ POCZYTALNOŚCI

Posterunek Milicji Obywatelskiej w Lipnicy Murowanej przyjął w dniu


2 kwietnia 1945 zawiadomienie Markusa N., że syn jego brata Jonasza,
Samek N., został w okresie okupacji zabity i pogrzebany pod kamieniami
w lesie w Lipnicy Dolnej. W listopadzie 1942 Jonasz N. oddał 9-letniego
wówczas Samka Antoninie Michalik, celem ukrycia chłopca przed Niemcami
za umówionym wynagrodzeniem miesięcznym w kwocie 500 zł. O śmierci
Samka nie mógł ogłosić wcześniej, ponieważ w okresie okupacji on sam także
ukrywał się przed Niemcami.
W toku śledztwa wszczętego w tej sprawie ustalono, że świadkowie Antoni D.
i Franciszek K. znaleźli w kwietniu 1943 r. w lesie w Lipnicy Dolnej zwłoki
przykryte kamieniami. Po odkopaniu ich stwierdzili, że były to zwłoki chłopca
w koszuli. Prawa noga, wystająca nieco spod kamieni, była nadjedzona
prawdopodobnie przez lisy. Zawiadomili o tym władze niemieckie i po
6 dniach przybyła komisja sądowo-Iekarska, która stwierdziła, że przyczyną
śmierci chłopca było uderzenie w prawą skroń jakimś tępym narzędziem.
Obecny przy oględzinach zwłok funkcjonariusz P. P. Henryk D. rozpoznał
w denacie Samuela N. Władze niemieckie po stwierdzeniu, że chodzi o Żyda
umorzyły postępowanie. Zwłoki pochowano w odległości około 10 m od miejsca
ich znalezienia.
Na skutek doniesienia Markusa N. Sąd Grodzki w Wiśniczu przeprowadził
oględziny miejsca pogrzebania oraz ekshumację i sądowo-lekarskie oględziny
zwłok, które odbyły się w dniu 2 czerwca 1945 r. Oględziny dokonane przez
dr W. J. wykazały, że chodzi o szkielet ludzki długości od 120—130 cm,
dziecka być może w wieku od 7—10 lat, jednak z powodu daleko posuniętego
rozkładu i wprost rozsypywania się szkieletu nie zdołały już ustalić przyczyny
śmierci denata.
Sąd Grodzki zarządził również badanie stanu umysłowego Antoniny Mi­
chalik przez lekarza więziennego dr W. J. Po objęciu dalszego prowadzenia
śledztwa przez Sędziego Okręgowego Śledczego w Krakowie i przewiezieniu
Antoniny Michalik do więzienia w Krakowie, zostało zarządzone badanie jej
stanu psychicznego przeze mnie i dr Chłopickiego.
Przeprowadzone przez nas badanie fizykalne nie wykazało odchyleń od
normy, a w szczególności: odruchów patologicznych, niezborności, nie­
dowładów i zmian troficznych. Natomiast wyraźne drżenie powiek i języka;
także odruchy ścięgnowe wyraźnie wzmożone. Stawy kolanowe i skokowe
nieco obrzękłe, bolesne. Dermografizm różowy zaznaczony.
W toku badania psychiatrycznego Antonina Michalik była przez cały czas
obserwacji dobrze zorientowana w miejscu, otoczeniu, dacie i celu badania.
Nawiązanie kontaktu z nią łatwe. Podała, że urodziła się 11 kwietnia 1913 r.
w Lipnicy Dolnej. Ojciec Jakub, człowiek nerwowy, wybuchowy, nawet
gwałtowny, zmarł w 1936 r. na chorobę żołądka. Matka Wiktoria z Prysaków
zmarła w 1932 r. na chorobę wątroby. Ona jest najmłodszą z ośmiorga

11* 163
rodzeństwa, które jest zdrowe, z wyjątkiem siostry Marii chorej na
płuca.
Ma pochodzić z rodziny nerwowej, a mianowicie słyszała, że ojciec matki
«cierpiał na głowę», jednak nie umie podać bliższych szczegółów tego cier­
pienia. Matka ojca nadużywała napojów wyskokowych. Poza tym nic jej nie
wiadomo o przypadkach innych chorób nerwowych lub psychicznych,
w szczególności padaczki, alkoholizmu, schorzeń wenerycznych, samo­
bójstw itp. w jej bliższej i dalszej rodzinie i to zarówno ze strony matki,
jak i ojca.
Sama rozwijała się prawidłowo, przebyła jako dziecko płonicę, odrę i tyfus,
nie cierpiała jednak na żadne schorzenia połączone z drgawkami lub utratą
przytomności. Nie miało miejsca u niej opóźnienie mowy lub chodu. Pierwsza
miesiączka wystąpiła w 15 roku życia, odtąd regularna, co miesiąc, do 5 dni
trwająca, bardzo bolesna, tak że musiała leżeć w łóżku. W roku 1938 prze­
chodziła zapalenie nerek, w 1940 r. po poronieniu zapalenie prawego jajnika
i z tego powodu leczyła się w Szpitalu św. Łazarza w Krakowie. Od tego czasu
miesiączka nieregularna, występująca wcześniej i bardzo bolesna.
Określa siebie jako osobę nerwową, drażliwą, skłonną do kłótni, łatwo wy­
padającą z równowagi umysłowej.
Ukończyła 7 klas szkoły powszechnej, uczyła się miernie, pierwszą klasę
powtarzała. Po ukończeniu szkoły pracowała w gospodarstwie rolnym i do­
mowym rodziców do śmierci ojca. Przez jakiś czas mieszkała u swego żona­
tego brata, który stosownie do ostatniej woli ojca dostał gospodarstwo rolne
po nim, a ją miał spłacić. Upominała się stale, lecz brat, a zwłaszcza bratowa
stale zwlekali, tak że oddała tę sprawę Sądowi w Bochni, który ustalił spłatę
przez 12 lat. Mimo to nie udało się jej wyegzekwować od brata swych należ­
ności. Przychodziło stale do kłótni, zwłaszcza z bratową i wobec tego udała
się do Krakowa, gdzie pracowała jako pomocnica domowa do wybuchu wojny.
Miejsca swoich zajęć nie mogła długo zagrzać, ponieważ popadała często
w konflikty z chlebodawczyniami. Gdy chlebodawczym robiła jej z powodu
jakiegoś zaniedbania wymówki, łatwo się tym przejmowała i wypowiadała
służbę, sądząc, że będzie jej lepiej na innym miejscu. Kiedy indziej znowu
wypowiedzenie służby następowało ze strony chlebodawczymi po jakiejś
kłótni lub awanturze. Z wybuchem wojny powróciła do Lipnicy, ponieważ
Polacy mieli utrudnienia w trzymaniu służby, u Niemców zaś nie chciala
służyć. W Lipnicy zamieszkała u swej siostry Marii R., pomagała jej w pracy,
a nadto zajmowała się handlem. W roku 1940 została zaaresztowana przez
Niemców na tandecie w Krakowie i umieszczona w obozie w Podgórzu, skąd
jednak udało się jej zbiec. Ponieważ wszystkie dokumenty pozostały w obozie
i na ich podstawie była poszukiwana przez Niemców, musiała się stale ukrywać
po lasach i u znajomych w okolicznych wsiach. Dużo się nacierpiała i zdrowie
na szwank naraziła. Opowiadając o tych swoich przejściach wzrusza się
i płacze twierdząc, że była niczym tropiona zwierzyna.
W tym czasie spotykała często znanego jej od dawna tamtejszego Żyda
Jonasza N. i ten ją wprost zanudzał prośbami, aby mu ukryła jego 9-letniego
syna Samka. Z początku odmawiała twierdząc, że nie może narażać siostry,
u której mieszkała, lecz N. stale ponawiał prośby. Mówił, że ona ma znajo­
mości w sąsiednich wioskach, więc znajdzie gdzie indziej odpowiednie schro­
nienie dla jego syna. Wreszcie uległa prośbom N. chcąc z jednej strony zrobić
dobry uczynek, a z drugiej — coś zarobić, ponieważ znajdowała się w złym
położeniu materialnym. Miejsce takie znalazła we wsi Iwkowej u Emila G.,
który zgodził się przyjąć ją i chłopaka, przy czym ona miała figurować jako
matka dziecka. Przy odbiorze dziecka N. wręczył jej kwotę zł 3000, a gdy

164
prosiła go o adres, aby w razie potrzeby mogła się z nim skomunikować lub
oddać dziecko, zajął odmowne stanowisko twierdząc, że sam z trudnością
ukrywa się, więc tym trudniej przyszłoby mu ukrywać się z dzieckiem.
Otrzymaną wówczas od Jonasza N. kwotę oddała w całości Emilowi G.
Za kwotę tę miał on utrzymywać ją i dziecko przez 6 miesięcy. Emil G. wziął
pieniądze i aczkolwiek uważał tę kwotę za wystarczającą jedynie na 3 mie­
siące, umieścił ją wraz z dzieckiem u siebie w Iwkowej. Ona w tym czasie
trudniła się handlem, przeważnie mięsem, pochodzącym z pokątnego uboju,
i to było głównym źródłem jej utrzymania. Będąc z końcem stycznia 1943
z towarem w Lipnicy zachorowała na ciężką grypę i zapalenie oskrzeli, mu-
siała przeleżeć przez szereg dni u siostry i zasięgać porady lekarskiej u lekarza
dra H. Gdy po opuszczeniu łóżka wróciła bardzo osłabiona do Iwkowej,
Emil G. oświadczył jej, że policja niemiecka robi poszukiwania w okolicz­
nych wsiach za ukrywającymi się Żydami, że zastrzeliła Żyda i chłopa za
ukrywanie Żyda, a następnie gospodarstwo podpaliła. Wobec tego, z obawy
o siebie i rodzinę, nie może dłużej trzymać Samka. Błagała go, aby zlitował
się nad nią, bo nie ma możliwości ukrycia żydowskiego dziecka. Emil G.
oświadczył jednak: «to mię nic nie obchodzi, rób sobie co chcesz». Przez
kilka dni ciągle rozmyślała nad straszną sytuacją, w jakiej się znalazła. Była
bardzo zdenerwowana, ponadto osłabiona po przebytej chorobie. Z roz­
paczy wprost nie wiedziała co robić i nie umiała znaleźć wyjścia z sytuacji,
będąc i sama tropiona przez niemiecką policję i mając do tego dziecko ży­
dowskie w przechowaniu, co jej groziło śmiercią. Gdy nagle gruchnęła wia­
domość, że niemiecka policja przybyła do wsi, porwała dziecko i nie wziąwszy
ani ubrania, ani jedzenia, uciekła z nim do lasu. Tu jeszcze tym bardziej
uprzytomniła sobie beznadziejną sytuację, w jakiej się znalazła. Był to wieczór
zimowy, nie miała żadnych środków ani możliwości, aby gdziekolwiek
umieścić dziecko, nie znała miejsca pobytu jego ojca, nie miała dla dziecka
ani żywności, ani odzienia. Gdy w lesie usiadła z dzieckiem na kupie kamieni,
znowu myślała: «w jakim znalazłam się nieszczęściu i co ja z nim zrobięw.
W tej rozpaczy podniosła kamień, podeszła od tyłu i uderzyła dziecko kamie­
niem w skroń. Zobaczyła jeszcze, że dziecko upadło twarzą na ziemię i nie
ruszało się, po czym sama straciła władze w nogach, coś ją przymroczyło,
omdlała, a gdy — nie wie po jakim czasie — przyszła do przytomności,
zauważyła, że leży w śniegu. Ochłonąwszy uświadomiła sobie co zrobiła,
rozpłakała się i aby jej czynu nikt nie odkrył, obłożyła trupa dziecka kamie­
niami. Następnie udała się do swej siostry' R. w Lipnicy, lecz nie mogła wcale
zasnąć, bo ciągle przeżywała scenę zabójstwa dziecka. Powtarzało się to przez
szereg następnych nocy. O swoim czynie nikomu zdaje się nie opowiadała.
Po kilku dniach udała się na miejsce czynu i jeszcze lepiej przykryła zwłoki
kamieniami. W okresie Wielkanocnym odbyła spowiedź, cierpiąc silne wy­
rzuty sumienia, wyznała spowiednikowi swą zbrodnię, otrzymała rozgrze­
szenie, lecz równocześnie polecenie, aby doniosła władzom o swoim czynie.
W czasie okupacji nie uczyniła tego z obawy grożącej jej kary. Z nastaniem
władz polskich brat ojca dziecka zrobił doniesienie. Swego czynu dotąd żałuje,
woli cierpieć i zgnić w kryminale, ale chce mieć czyste sumienie i dlatego
przyznała się do wszystkiego zarówno w przesłuchaniach przez Milicje
Obywatelską, jak i przez Sędziego.
Jak z powyższego wynika, badana ma dobrze zachowaną pamięć zajść
z dawnych i ostatnich czasów oraz krytycznego zajścia, chociaż co do tego
zajścia jest ona dość chwiejna. Wypowiada się płynnie, bez jakichkolwiek
zawahań, bez gonitwy myślowej lub odbiegania od omawianego tematu.
Zasób wiadomości, złożoność pojęć, sposób wysnuwania wniosków wskazują

165
na osobę o jednostronnym wykształceniu i miernej inteligencji. W szcze­
gólności uderza skąpy zasób pojęć bardziej skomplikowanych, a posiadane
są mgliste, różnice miedzy podobnymi pojęciami małe i zatarte, znaczne
upośledzenie zdolności tłumaczenia przysłów lub definiowania pojęć kon­
kretnych i oderwanych. Poczucie etyczne utrzymane. Krytycyzm i zdolność
wyrobienia sobie własnej oceny zdarzeń i zjawisk życiowych osłabione. Przez
cały czas obserwacji psychiatrycznej nie zdradza urojeń, złudzeń, omamów
zmysłowych, myśli natrętnych lub przymusowych. Nastrój przygnębiony,
nawet płaczliwy z powodu przykrej sytuacji, w jakiej się znalazła, oraz z po­
wodu stanu jej zdrowia. Przy omawianiu krytycznego zajścia, swoich przeżyć
w związku z koniecznością ukrywania się przed Niemcami oraz rozterki
duchowej, w jakiej się wówczas znalazła, popada w rozrzewnienie i płacze.
Z powodu popełnionego czynu okazuje szczerą skruchę i żal. Poza tym afekt
na ogół jasny i wyraźny, odpowiadający każdorazowej sytuacji. Mimika
i gestykulacja ubogie, jednak odpowiednio modulowane i zgodne z treścią
wypowiadania się. Sen i apetyt dość dobre; w zachowaniu się, w formach
zewnętrznych i ubiorze nie uderza nic szczególnego.
Opinia'. Na podstawie studium akt, obserwacji psychiatrycznej i badania
Antoniny Michalik stwierdzamy zgodnie, że jest to osoba psychicznie ograni­
czona z rysami neuropsychopatycznymi.
Za ograniczeniem psychicznym przemawia nie tylko badanie stanu jej
inteligencji, wykazujące upośledzenie zdolności analizowania pojęć kon­
kretnych i oderwanych oraz tłumaczenia przysłów, ale i przebieg życia,
w którym uwidoczniła się wyraźnie nieporadność, choćby tylko przytoczyć
między innymi nieumiejętność wyegzekwowania od brata przez szereg lat
należności z tytułu spłaty za ziemię, mimo rozstrzygnięcia tej sprawy przez
Sąd w roku 1936 i ustanowienia rocznych spłat ratalnych.
Psychopatii dowodzi stwierdzona przedmiotowo wzmożona pobudliwość
układu nerwowego w postaci drżenia powiek, języka, wygórowanych odru­
chów ścięgnowych, dermografizmu, wzmożonej wzruszeniowości ze skłon­
nością do płaczu, a ponadto upośledzenie zdolności dostosowywania się do
systematycznej pracy. W tego rodzaju przypadkach z punktu widzenia
psychopatologii występuje tak ścisłe zespolenie się ograniczenia psychicznego
z psychopatycznym nieopanowaniem, że trudno właściwie jest odnosić po­
szczególne objawy do jednego lub do drugiego składnika i raczej należy przyjąć
współdziałanie obu, wychodząc z założenia, że tego rodzaju zaburzenia należą
do pogranicza niedorozwoju psychicznego i psychopatii. Nieopanowanie
bowiem uczuciowe bądź to w postaci skłonności do wybuchu, bądź też nad­
miernej wrażliwości i płaczliw'ości — a oba te objawy stwierdzono u ba­
danej — może być wynikiem niedorozwoju życia uczuciowego i niewytwo-
rzenia się odpowiednich hamulców', stanowiących niezbędny człon w budowie
psychiki dorosłego człowieka.
Również podjęcie się przez badaną opieki nad dzieckiem żydowskim w wa­
runkach, w jakich się ona wówczas znajdowała, dow'odzi ograniczenia psychicz­
nego, a w szczególności upośledzenia krytycyzmu i zdolności przewidywania.
Skoro bowiem sama była ścigana przez władze niemieckie i nie posiadała
dokumentów, to należyte zajęcie się dzieckiem żydowskim i stworzenie wa­
runków prymitywnego bezpieczeństwa dla siebie i dziecka w okresie roz­
szalałego terroru, ścigania i prześladowania Żydów było rzeczą niezmiernie
trudną, a właściwie dla badanej nawret niemożliwą.
Przy zawieraniu umowy z ojcem dziecka przyświecała jej myśl, że będzie
mogła wiktować się przez ten okres razem z dzieckiem i w ten sposób ułatwi
sobie życic. Życie zaś przy bezpośrednim zetknięciu się z nim okazało się —

166
jak to w przypadkach ograniczenia psychiki często się zdarza — znacznie
bardziej skomplikowane niż przypuszczała, znacznie bardziej trudne, a co
gorsza nadspodziewanie niebezpieczne i groźne. Toteż gdy Emil G. z obawy
o swoje życie i życie swej rodziny oświadczył jej, że musi zabrać dziecko,
ponieważ więcej go trzymać nie będzie, wytworzyła się dla niej sytuacja
niezmiernie trudna.
Wprawdzie istnieje twierdzenie, nie pozbawione słuszności, że nie ma
sytuacji bez wyjścia, jednak dla urzeczywistnienia tego jest niezbędne posia­
danie pewnych warunków, względnie właściwości psychicznych przez osobę
poddawaną takiej próbie, a mianowicie sprawności inteligencji dla należytej
oceny sytuacji, opanowania i zimnej krwi, umożliwiających przeprowadzenie
powziętych zamiarów. Tymczasem Antonina Michalik na obu tych odcinkach
życia psychicznego miała sprawność upośledzoną. Nieubłaganie tedy wszystko
zmierzało ku temu, by w swej nieskomplikowanej psychice przyszła ona do
przekonania, że znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Nic więc dziwnego, że
splot tych wszystkich okoliczności ubezwładnił zupełnie jej psychikę. Powstała
dla niej sytuacja o niezwykłym dramatycznym napięciu — niemal jak w tra­
gedii greckiej — gdzie wszystko zda się sprzysięgło przeciw jednej ofierze
losu.
Nadto należy podkreślić kilka jeszcze okoliczności. Badana przy swoim
ograniczeniu psychicznym nie przedstawia typu aktywnego, lecz wręcz
odwrotnie należałoby ją zaliczyć raczej do typu osobników psychicznie ogra­
niczonych o postawie defensywnej, obronnej wobec przeciwieństwa losu.
Dowodem tego byłby między innymi jej stosunek do brata, od którego przez
szereg lat nie potrafiła wyegzekwować swej należności. Poza tym bezpośrednio
przed popełnieniem zarzucanego jej czynu miała przechodzić ciężką grypę,
po której stan jej systemu nerwowego miał ulec pogorszeniu. Znajduje to
potwierdzenie w zeznaniach świadka Barbary P., że gdy wypowiedziano jej
mieszkanie u G., była «bardzo tym zdenerwowana».
Toteż mając powyższe dane na uwadze, nie może ulegać wątpliwości, że
u badanej w chwili popełnienia zabójstwa Samuela N. stan systemu nerwo­
wego odbiegał znacznie od równowagi psychicznej, że znajdowała się ona
w stanie wielkiej kolizji duchowej (z jednej strony obawa o siebie, świadomość
nieuchronnej swej zguby w razie pokazania się gdziekolwiek z żydowskim
dzieckiem, z drugiej strony zbrodnia, zabicie dziecka jako jedyne wyjście
z sytuacji) i że działała ona pod wpływem silnego wzruszenia.
Ten stan silnego wzruszenia, w jakim znajdowała się, ta walka impulsów
przeciwprzestępczych z podstawowym instynktem natury ludzkiej, tj. instynk­
tem samozachowawczym, mogły nawet trwać przez jakiś dłuższy czas, czy
to od chwili gdy Emil G. wymówił możliwość pobytu u niego dziecka, czy też
gdy badana siedząc na kamieniach w lesie rozważała tragiczną sytuację,
w jakiej się znalazła. Nie jest jednak także wykluczone, że sam akt zabójstwa
dziecka wystąpił jako akt krótkiego spięcia pod wpływem nagłego, przemoż­
nego afektu rozpaczy oraz obawy o własne życie. Wyrazem silnego stanu
afektywnego badanej w tym okresie, wyrazem wspomnianej kolizji duchowej
jest szczegół przez nią podawany, a naszym zdaniem zupełnie prawdopodobny,
że mianowicie po uderzeniu dziecka kamieniem w skroń z chwilą gdy dziecko
upadło i nie ruszało się, straciła władzę w nogach, upadla, przymroczyło ją
i w tej pozycji — leżąc w śniegu — odzyskała przytomność. Tej nocy i w na­
stępnych nie mogła spać i ciągle przeżywała scenę zabójstwa dziecka.
W przypadku niniejszym mamy makabryczną wprost ilustrację tego, do
jakich konsekwencji prowadził hitleryzm, opierający się na terrorze i prze­
śladowaniu, gdy ostatnią instancją kierowniczą stawał się jeden z najstarszych

167
i najbardziej silnych w hierarchii instynktów — instynkt samozachowawczy —
lęk o własne życie.
Na podstawie tych przesłuchań doszliśmy do wniosku, że Antonina Michalik,
osoba psychicznie ograniczona z cechami neuropsychopatycznymi, znajdo­
wała się w chwili popełnienia zarzuconego jej czynu w stanie silnego poru­
szenia afektywnego i działała pod wpływem silnego wzruszenia (art. 225
§ 2 K.k.), które ograniczały w znacznym stopniu jej zdolność rozpozna­
nia znaczenia czynu i kierowania swym postępowaniem w rozumieniu
art. 18 K.k.
W dniu 5 kwietnia 1946 r. odbyła się rozprawa, na której Sąd Okręgowy
w Krakowie na zasadzie art. 17 § 1 K.k. uniewinnił oskarżoną Antoninę
Alichalik. W uzasadnieniu wyroku przyjął Sąd między innymi co następuje:
już sama opinia biegłych lekarzy stwierdza, że oskarżona Antonina Michalik
jest osobą umysłowo ograniczoną z cechami neuropsvchopatvcznvmi, a więc
osobą, której stan psychiczny odbiega daleko od stanu psychicznego osoby
normalnej. Prócz opinii biegłych potwierdza to także bezpośrednie wrażenie,
jakie Sąd orzekający odniósł w toku przewodu sądowego, przy przesłuchaniu
oskarżonej. Wiadomą jest rzeczą, że u osób typu oskarżonej zdolność logicznego
myślenia jest znacznie ograniczona, a impulsy zewnętrzne i wewnętrzne dopro­
wadzają do bardzo silnych reakcji. W niniejszym wypadku wpływem zewnętrz­
nym było niewątpliwie zarządzenie władz okupacyjnych o rozstrzelaniu osób
przechowujących Żydów oraz ogólnie znany fakt, że okupanci zarządzenie
to wykonywali z całym bestialstwem, rozstrzeliwując całe rodziny, utrzymujące
Żydów i paląc ich domostwa. Ten impuls zewnętrzny wywołał impuls we­
wnętrzny strachu i instynktu samozachowawczego, tym bardziej że oskarżona
nie mając własnego miejsca zamieszkania i środków na utrzymanie dziecka
powierzonego jej opiece, znalazła się w położeniu wprost bez wyjścia, według
jej mniemania. Pozostawienie dziecka jego własnemu losowi nie usuwało
groźby represji ze strony władz okupacyjnych, gdyż dziecko mogło być
rozpoznane jako żydowskie i mogło wskazać osobę, u której było na przecho­
waniu, a oprócz tego byli przecież świadkowie, którzy widzieli kto to dziecko
przechowuje. Te procesy emocjonalne na tle niedorozwoju psychicznego
oskarżonej doprowadziły u niej do takiego zakłócenia czynności psychicznej,
że nie mogła ona rozpoznać znaczenia swojego czynu ani pokierować swym
działaniem, które niejako odbyło się poza nią, usuwając się spod kontroli jej
wiedzy i woli. Dlatego Sąd orzekający, biorąc pod uwagę powyższe okolicz­
ności, uniewinnił oskarżona od zarzuconego jej czvnu na zasadzie art.
17 § 1 K.k.
Prokurator założył od tego wyroku apelacje zarzucając, że dla zastosowania
art. 17 § 1 K.k. Sąd powinien mieć ustalenia stwierdzające istnienie u oskar­
żonej w chwili popełnienia czynu któregokolwiek z 3 warunków- biologicznych,
jak również ustalenia, iż w momencie dokonywania przestępstwa miało miejsce
u oskarżonej zupełne zniesienie kontrolującej funkcji rozumu. Tymczasem
biegli nie stwierdzili u oskarżonej trwałego stanu zaburzenia funkcji psychicz­
nych. orzekli jedynie, że jest ona psychicznie ograniczona z cechami neuro-
patvcznvmi. a stan, w którym znajdowała się w chwili czynu, określili jako
stan silnego poruszenia afektywnego, uzasadniający zastosowanie art. 225
§ 2 K.k., nie znoszący kontrolującej funkcji rozumu, lecz ograniczający ją
w znacznym stopniu w rozumieniu art. 18 K.k. Swoje orzeczenie biegli
oparli na materiale szczegółowo rozpoznanym, do którego przewód sądowy
nic nie dorzucił. Odmienna ocena tego samego materiału przez Sąd wyroku-
jącv. nie oparta na dodatkowych ustaleniach faktycznych, jest dowolna,
a bezpośrednie wrażenie, jakie czyni oskarżona, winno byc skontrolowane.

168
Nic jest słuszne stanowisko Sądu I instancji, że należy stosować art. 17 K.k.,
ponieważ oskarżona znalazła się «w obawie represji w położeniu bez wyjściaw.
Tego rodzaju stan emocjonalny uzasadniać może «silne wzruszenie» w rozu­
mieniu art. 225 § 2 K. k., ale nie uchyla rozeznania czynu i kierowania po­
stępowaniem w myśl art. 17 K.k.
Poza tym oskarżona przyjęła opiekę nad Samkiem N. w czasie prześlado­
wania Żydów ze świadomością tego, że się naraża, uczyniła to dobrowolnie
i jak długo starczyło pieniędzy na wyżywienie dziecka nie uważała się za
osobę w położeniu bez wyjścia. Te przyczyny należy również należycie ocenić
przy zastanawianiu się nad jej winą i stanem psychicznym.
W dniu 13 września 1946 odbyła się rozprawa odwoławcza w Sądzie
Apelacyjnym w Krakowie, który uchylił zaskarżony wyrok, uznał Antoninę
Michalik winną zbrodni z art. 225 § 2 K.k. i skazał ją na karę jednego roku
więzienia, którą na zasadzie art. 5 § 2 pkt. 1 dekretu z dnia 2 sierpnia 1945
o amnestii darował jej w całości.
* *
*

Niniejszy przypadek przedstawia jedną z licznych tragedii ponurych dni


okupacji hitlerowskiej, panowania zbrodniczej ideologii i bestialskiej prak­
tyki.
Ponadto przypadek ten obok omówionych już w opinii kryteriów psycholo­
gicznych i psychopatologicznych porusza także aspekty prawne.
Jest on przykładem uprzywilejowanego typu zabójstwa pod wpływem
silnego wzruszenia (art. 225 §2 K.k.). Istnieje obszerne piśmiennictwo na
temat kryteriów psychologicznych i prawnych (nasilenie afektu, nagły jego
wybuch, wywołujące go okoliczności, prowokacja ze strony ofiary, bez­
zwłoczna odpowiedź na prowokację itp.), a także zachodzą rozbieżności
w różnych kodeksach karnych i w orzecznictwie sądowym.
Sprawa zabójstwa pod wpływem silnego wzruszenia była także bardzo
szeroko dyskutowana przez zespół prawa karnego materialnego Komisji
Kodyfikacyjnej, który w motywach do projektu Kodeksu karnego słusznie
przyjął silne wzruszenie tylko wówczas, gdy nagle powstałe, silne wzruszenie
zostało wywołane «szczególnymi okolicznościami usprawiedliwiającymi po­
wstanie takiego wzruszenia». Nie może chyba budzić wątpliwości, że w przy­
padku niniejszym zaistniały takie szczególne okoliczności usprawiedliwiające
powstanie u oskarżonej silnego wzruszenia. Natomiast przypadek Gorgonowej
mógł budzić i budził swego czasu wątpliwości, czy takie szczególnie istotne
okoliczności zachodziły. Przyjęcie ich tłumaczono sobie tym, że proces sądowy
odbył się krótko po wejściu w życie Kodeksu karnego w 1932 r. i brak było
jeszcze ustalonych kryteriów' w tym kierunku.
Przypadek niniejszy dotyczy także innego aktualnego i szeroko dyskuto­
wanego zagadnienia prawnego, czy mianowicie w razie popełnienia przez
osobę o zmniejszonej poczytalności zabójstwa pod wpływem silnego wzruszenia
można uwzględnić zarówno stan zmniejszonej poczytalności (art. 18 § 1 K.k.),
jak i stan silnego wzruszenia (art. 225 § 2 K.k.). W piśmiennictwie i wjudyka-
turze istnieją na ten temat rozbieżne zapatrywania. Jedne negują, inne przyj­
mują możliwość kumulatywnego przyjęcia i zabójstwa w stanie silnego wzru­
szenia i zmniejszonej poczytalności, jeżeli mianowdcie stan zmniejszonej
poczytalności np. z powodu ograniczenia psychicznego istniał u sprawcy
jeszcze przed popełnieniem zabójstwra pod wpływem silnego wzruszenia.
Przykładem takim mógłby być niniejszy przypadek. Oskarżona była bowiem

169
dotknięta niedorozwojem psychicznym i wykazywała przytoczone w opinii
luki w swej psychice, które uzasadniałyby w razie dokonania przez nią
jakichkolwiek przestępstw, np. kradzieży, oszustw itp., zastosowanie art.
18 § 1 K.k. Silne zaś wzruszenie i wybuch afektu, pod którego wpływem
dokonała, zabójstwa, nie leży u genezy jej zmniejszonej poczytalności. Czy
jednoczesne przyjęcie w opinii lekarskiej kryteriów z art. 225 § 2 K.k. i z art.
18 §2 K.k. był? słuszne, pozostawiam ocenie sfer prawniczych, ponieważ
jest to zagadnienie ścisłe prawnicze, a także wśród prawników istnieją różne
zapatrywania w rej kwestii.
PROCES O ZABÓJSTWO BEZ ZIDENTYFIKOWANIA
ZWŁOK

W roku 1940 został wywieziony przez hitlerowców ze swej wsi rodzinnej


koło Okocimia do Niemiec na roboty 18-letni Władysław Chwała. W 1943 r.
nawiązał on tam bliższy stosunek z 19-letnią Stefanią Leśniakówną, wywie­
zioną przymusowo na roboty spod Jasła. W następstwie tego stosunku zaszła
Leśniakówna w r. 1944 w ciążę. W maju postanowili oboje powrócić do kraju
i tu zawrzeć związek małżeński jeszcze przed rozwiązaniem Leśniakównej.
Przyjechali do kraju w dniu 22 maja 1945 r. i zajechali naprzód do rodziny
Chwały, której przedstawił on swą narzeczoną. Zabawili tam kilka dni i dnia
26 maja 1945 wybrali się w odwiedziny do rodziny Leśniakównej pod Jasłem.
Chwała przebywał u Leśniaków kilkanaście godzin. Odprowadzony przez
Leśniakównę i jej siostrę odjechał do swej rodziny, zapewniając, że do 3 dni
powróci ze swoją metryką i że wezmą zaraz ślub. Ponieważ w oznaczonym
terminie nie przyjechał, Leśniakówna udała się w dniu 1 czerwca 1945 do
jego rodziców. Nie zastała tam.narzeczonego, który przebywał na zabawach
poza domem do wieczora następnego dnia. Według zeznań członków rodziny
Chwałów Leśniakówna zdradzała z tego powodu pewne zdenerwowanie,
a nawet usiłowała się powiesić. Nie dokonała tego, ponieważ matka Chwały,
widząc to, krzyknęła na swego syna Juliana i ten odciął sznur od belki. Po
powrocie Władysława Chwały do domu, brat jego Julian opowiedział mu
o tym fakcie, pożyczył mu pieniądze na drogę, po czym Władysław i Leśnia­
kówna odjechali do jej rodziców. Na miejsce przybyli dnia 4 czerwca 1945 r.
i tu Władysław Chwała zakomunikował ojcu Leśniakównej, że nie będzie
się z nią żenił, ponieważ będąc ostatnio w domu jego rodziców targnęła się
ona na swoje życie. Następnego dnia wczesnym rankiem Chwała zbiegł
niespostrzeżenie ze wspólnego posłania w stodole. Zaniepokojona Leśniakówna
udała się za nim w kierunku Jasła w niecałe pół godziny później. Od tej chwili,
tj. od 5 czerwca 1945 zaginął o niej wszelki ślad i słuch. Rodzice jej przypusz­
czali, że narzeczeni się przeprosili, zawarli związek małżeński i córka mieszka
z mężem u jego rodziców, Chwałowie zaś przypuszczali, że Leśniakówna
pogodziła się z faktem zerwania przez Chwałę i pozostała w domu swoich
rodziców.
W niecały rok później, tj. 7 maja 1946 Józef Z. wożąc nawóz na swoje pole
w Okocimiu Górnym, zauważył w pewnym miejscu jamę wykopaną jakby
przez lisa lub psa, a po odrzuceniu kilku grudek ziemi spostrzegł wystającą
rękę ludzką. Po zawiadomieniu przez niego władz dokonano oględzin miejsca
znalezienia zwłok oraz sądowo-lekarskie oględziny i sekcję zwłok. W dniu
9 maja 1946 komisja sądowo-lekarska przybywszy na miejsce, stwierdziła
częściowe odkrycie zwłok, zakopanych na głębokości 50 cm w ziemi, w od­
ległości około 20 m od drogi polnej, kilkaset metrów od zabudowań gospo­
darczych, a 3 km od domostwa Chwały. Po odkopaniu zwłok stwierdzono
następujący stan: Zwłoki w położeniu leżącym, grzbietem do góry, pokryte
grudkami ziemi i garderobą (serdak wełniano-kożuszkowy koloru niebieskiego,
zachowany w dobrym stanie) — na głowie włosy długie, w których znajduje

171
się grzebień damski. Na plecach sukienka koloru granatowego w białe kropki,
wilgotno zbutwiała, pod sukienką bluzka jasna biała w gęste paski niebieskawe.
Pod bluzką koszula biała z ramiączkami szelkowymi. Na szyi chustka zwinięta,
związana w okolicy krtani podwójnym węzłem, silnie przylegająca do szyi.
Końce chustki dosyć długie, zwinięte w knebel i wgniecione do ust. Po wy­
ciągnięciu knebla jama ustna pozostaje szeroko otwarta. Na udach około
10 cm powyżej kolan założony krążek gumowy, ściągający uda do siebie.
Wspomniany serdak wgnieciony był między uda w okolicy sromu. Na pod­
udziach resztki pończoch, koloru żółtokawowego ('beżowego) sięgające na
uda, na wysokość około 10 cm, bez podwiązek. Na zwłokach nic stwierdzono
majtek. Zwłoki płci żeńskiej, budowy prawidłowej, odżywienia obfitego,
długości 155 cm, z wyglądu lat około 25.
Stężenie pośmiertne ustąpiło, plam opadowych brak. Naskórek na całym
ciele, zwłaszcza na tułowiu i kończynach dolnych i górnych, zmacerowany.
Częściowo cała skóra zmacerowana, przy dotyku odchodzi od ciała. Skóra
cała koloru żółtego, miejscami pokryta brązowymi plamami zgniłej krwi.
W jamie ustnej wepchany knebel z zakończeń chustki, którą skrępowano szyję.
Z pochwy wystaje połowa stopy noworodka.
Głowa prawidłowo zbudowana pokryta włosami dosyć długimi o kolorze
blond. Powieki zamknięte, spojówki żółte, rogówki, gałki ocznej zupełnie
zmacerowane. Małżowiny uszne częściowo zmacerowane. Otwory nosowe
wolne; wargi żółte, dziąsła żółte; język blady silnie przyciśnięty do pod­
staw}'. Zęby zachowane: jedna złota korona na zębie.
Na szyi pętla z chusty w okolicy krtani podwójnie związana na węzeł,
silnie ugniatająca szyję i kark, pozostawiająca w tkankach szyi zagłębienie
(odcisk pętli). Sutki bardzo silnie rozwinięte z dużą podściółką tłuszczową.
Klatka piersiowa dobrze wysklepiona. Brzuch wzdęty, duży, wyczuwalne
w głębi stwardnienie (guz). Srom silnie obrzękły żółtoczerwony, z pochwy
wystaje pół stopy dziecięcej. Otwór stolcowy prawidłowy. Kończyny górne
prawidłowe. Kończyny dolne powyżej kolan związane gumą, prawidłowe.
Obrażeń na ciele nie stwierdza się.
Jama czaszkowa: Tkanka podskórna prawidłowa. Mięśnie normalne. Kości
pokrywy czaszki nienaruszone. Opona twarda na sklepieniu i na podstawie
czaszki bez zmian. Kości podstawy nienaruszone. Opony miękkie normalne.
Mózg nienaruszony. Naczynia na podstawie mózgu i inne w jamie czaszko­
wej przekrwione biernie. Móżdżek bez zmian. Rdzeń przedłużony bez zmian.
Klatka piersiowa i szyja: Tkanka podskórna normalna, mięśnie normalne.
Mięśnie szyi na wysokości krtani z wgłębieniem na skutek ucisku przez pętlę.
Tarczyca normalna. Język uciśnięty, wgnieciony pod podstawy jamy ustnej.
Łuki podniebienne i gardziel wciśnięte do tyłu jamy gardłowej. Przełyk bez
zmian. Krtań i tchawica wypełniona płynem śluzowo-krwawym. Mostek
i żebra bez zmian. Grasica normalna. Jamy opłucnowe bez zmian. Płuca
bez zmian. Serce normalne. Tętnica główna bez zmian, tętnice wieńcowe
bez zmian.
Jama brzuszna: Tkanka podskórna obficie zachowana. Mięśnie różowo-
brązowawe. Jama otrzewna bez zmian. Otrzewna bez zmian. Układ trzew
prawidłowy uniesiony do góry na skutek macicy ciężarnej w VII miesiącu.
Śledziona normalna. Wątroba normalna. Woreczek żółciowy, trzustka, nerka
lewa i prawa, miedniczki, nadnercza, żołądek, jelita cienkie, jelito grube,
wyrostek robaczkowy, jelito proste, gruczoły chłonne oraz pęcherz moczowy —
bez zmian. Macica długości około 35 cm, szeroka około 20 cm, gruba 1/2 cm,
ujście zewnętrzne zupełnie rozwarte o średnicy 8 cm. Z wnętrza macicy po
otwarciu tejże wydobywa się bulgocąca ciecz różowawa, twmrząca obficie

172
bańki. Po rozszerzeniu macicy otwartej widoczny w niej płód, którego nóżka
lewa wychodzi przez ujście zewnętrzne macicy i pochwę na zewnątrz do sromu.
Płód płci męskiej, według rozwoju liczący przypuszczalnie około 7 miesięcy.
Skóra i ciało płodu względnie dobrze zachowane. Uszkodzeń na ciele płodu
żadnych nie stwierdza się. Jajniki powiększone, przekrwione. Jajowody nor­
malne. Więzadła maciczne wydłużone.
Kręgosłup i rdzeń: Mięśnie grzbietu, kości kręgosłupa, opony rdzeniowe,
rdzeń bez zmian. Kości kończyn i miednicy bez zmian.
Opinia biegłego'. Na podstawie powyższych oględzin zwłok stwier­
dzam, że śmierć denatki nastąpiła na skutek uduszenia przez drugą osobę
chustą zwiniętą -w postaci pętli związanej w okolicy krtani podwójnym węzłem
i zakneblowanie jamy ustnej zakończeniem powyższej pętli. Oprócz tego
stwierdzam przedwczesny poród w trakcie, z mocnym krwawieniem macicz­
nym, który wywołany przypuszczalnie przez drugą osobę jako zabieg nie­
dozwolony stał się przyczyną uduszenia denatki.
Ojciec, macocha i siostra Leśniakównej rozpoznali okazane im: chustkę
z głowy denatki oraz grzebień z jej włosów, jako przedmioty stanowiące
własność Stefanii. W związku z wynikami dochodzeń został Chwała areszto­
wany, oskarżony o zabójstwo Leśniakównej i wyrokiem Sądu Okręgowego
w Tarnowie z dnia 18 października 1946 skazany na karę dożywotniego
więzienia, złagodzoną na zasadzie dekretu o amnestii do 15 lat więzienia.
Obrońca założył apelację i sprawa znalazła się przed Sądem Apelacyjnym
w Krakowie. Sąd Apelacyjny zarządził przeprowadzenie ekshumacji znalezio­
nych zwłok, wezwanie do ekshumacji ojca, macochy i siostry Leśniakównej,
celem stwierdzenia przez nich na podstawie oględzin zwłok i wszystkich części
garderoby, czy zwłoki te są zwłokami Stefanii Leśniakównej, zaginionej
w pierwszych dniach czerwca 1945. Ponadto Sąd zarządził wezwanie obdu-
centa dra K., celem stwierdzenia przez niego, czy założony na udach denatki
krążek gumowy oraz wgnieciony między udami w okolicy sromu serdak były
środkami mającymi na celu spędzenie płodu, a jeżeli nie, to w jakim celu
zostały te rzeczy w tych miejscach ułożone, tudzież na jakiej podstawie biegły
ten przyjął, że w ogóle był poród i to przedwczesny i z jakiego powodu, przy
użyciu jakich środków ten poród nastąpił, czy był on spowodowany i w jaki
sposób przez inną osobę oraz czy przez osobę fachową czy przez laika.
Zarządzone czynności wykonano w dniu 8 marca 1947. Stwierdzono zgodnie,
że ekshumowane zwłoki są tymi samymi, których sekcję przeprowadzono
w dniu 9 maja 1946, lecz już w daleko posuniętym rozkładzie gnilnym, z tym
że na zębach górnej szczęki znajdują się białe korony metalowe. Świadkowie
zeznali zgodnie, że Leśniakówna miała białe zęby. Ponieważ po powrocie
z Niemiec przebywała w domu tylko kilka dni, nie mogą stwierdzić, czy były
to zęby naturalne czy sztuczne. Ż okazywanych im przedmiotów rozpoznali:
włosy koloru blond, chustkę na głowie w siwe kropki i grzebyk do włosów, jako
takie same jak miała Leśniakówna. Nie rozpoznali natomiast serdaka. Innych
części garderoby znalezionych przy zwłokach nie mogli rozpoznać, ponieważ
wygląd ich uległ zmianie wskutek zmieszania z ziemią i gnilną masą zwłok.
Obducent dr K. zeznał, że krążek gumowy założony na uda oraz wgnie­
ciony w okolicy sromu serdak nie były środkami, które by miały za cel spę­
dzenie płodu. Przedmioty te mogły być środkami mającymi na celu zapobie­
żenie upływowi krwi, która w trakcie porodu względnie przewożenia denatki
na miejsce, gdzie miała być pogrzebana, musiała obficie spływać, czego do­
wodem jest obficie nasiąknięta krwią ziemia w okolicy pośladków w miejscu
pogrzebania. Został}- one założone najprawdopodobniej w tym celu, by
w czasie przewożenia denatki na miejsce pogrzebania nie pozostały jakieś

173
ślady krwi na drodze. Istnienie porodu przedwczesnego przyjął na tej podsta­
wie, że idąc śladami nasiąkniętej krwi w okolicy pośladków, rozchylił uda,
gdzie w okolicy sromu wgnieciony był ■wyżej wspomniany serdak, i zobaczył
w szparze sromowej wystającą stopkę noworodka. Po wykonaniu sekcji
i wydobyciu z jamy macicznej płodu stwierdził z wyglądu płodu, który był
dobrze zachowany, że jest to płód niedonoszony 8-miesięczny * . Przytoczone
fakty, a mianowicie mocne krwawienie (ziemia nasiąknięta obficie krwią
w pobliżu sromu) i wystająca ze sromu denatki stopka płodu wskazywały, że
istniał poród, zaś niecałkowicie rozwinięty do urodzenia około 8-miesięczny *
płód — że był to poród przedwczesny. Powodu tego przedwczesnego porodu,
jak i przy użyciu jakich środków on nastąpił, nie był w stanie podać. Poród
mógł zostać spowodowany przez drugą osobę i to raczej fachowy (akuszerkę),
na co wskazuje użycie tamponu z serdaka celem tamowania krwotoku i za­
ciśnięcie ud do siebie za pomocą krążka gumowego, którym w aptekach
opakowmją lekarstwo i który najczęściej miewa osoba, mająca częściej do
czynienia z zakupywaniem lekarstw.
Na rozprawie odweławczej w dniu 19 września 1947 wydałem w tej spra­
wie następującej treści opinię: Przyczyną śmierci denatki stało się zadzierżgnię-
cie i zakneblowanie ust chustką, a zatem gwatłowne uduszenie ręką drugiej
osoby. Z uwagi na daleko posunięty rozkład gnilny zwłok należy przyjąć
tzw. «poród w' trumnie», polegający na wydaleniu przez gazy gnilne płodu
z jamy macicy. Koncepcja śmierci wskutek przerwania ciąży lub wśród aktu
porodowego nie wytrzymuje krytyki, bo wówczas byłoby bezsensowne za-
dzierżganie i kneblowanie zwłok denatki. Natomiast jest logiczne, że denatkę,
po zadaniu jej śmierci przez zadzicrżgnięcie i zakneblowanie, dla zatarcia
śladów' zbrodni zakopano w ziemi, gdzie przyszło do tzw. «porodu w trumnie».
Ponieważ w protokołach sekcji i ekshumacji zachodzą sprzeczności i nie­
dokładności, jeżeli chodzi o uzębienie (w pierwszym jest mowa o jednej złotej
koronie, a w drugim — o koronach z białego metalu na wszystkich zębach),
brak jest podania długości zw'łok płodu, zaś grzebyk i chustka jako masowe
produkty nie mogą być zbyt pewnym dow'odem rozpoznawczym, wreszcie
ponieważ pod w’plywem gnicia kolor włosów zmienia się — przeto nie można
z całą stanowczością stwderdzić, czy znalezione zwłoki były rzeczywiście
zwłokami Leśniakównej. Także na podstawie rozkładu gnilnego, przy nie­
znajomości warunków, w’śród jakich zwłoki przebywały po śmierci, nie można
określić czasu, który upłynął między śmiercią a znalezieniem zwłok. Uw'ażam,
że krążkiem gumowym zwuązano nogi denatki, by nie balansowały, gdy
niesiono zw’loki.
Na następnej rozprawńe odwoławczej w dniu 17 listopada 1947 byli prze­
słuchiwani grabarz oraz sędzia śledczy, biorący udział w obu sekcjach zwłok,
na okoliczności mogące przyczynić się do identyfikacji zwłok. Przesłuchania
te poza określeniem na podstawie rozkładu zwłok, iż mogły one leżeć w ziemi
od 4—5 miesięcy i przypuszczeniem sędziego, że «osoba niefachowa usiłowała
spędzić płód, a ponieważ się jej to nie udało, udusiła denatkę», nie wniosły
nic nowego. Wobec tego celem wydania dokładniejszej opinii, zwłaszcza co
do wieku, w'zrostu itp. denatki, zarządził Sąd na mój wniosek ponowną
ekshumację zwłok i dostarczenie kości do Zakładu Medycyny Sądowej w Kra­
kowie, a ponadto wezwał do następnej rozprawy obducenta dr K. i sędziego
śledczego.
W międzyczasie przeprowadzono w Zakładzie Medycyny Sądowej w Kra-
kowńe badanie ekshumowanych kości, wśród których znajdowały się:

* W protokole sekcji zwłok określił płód na «przypuszczalnie około 7 micsięcyw.

174
1. Czaszka, której obwód wynosił 51 cm, wymiar dwuciemicniowy 15 cm.
Na sklepieniu czaszki kosmyki jasnoblond włosów, dochodzące do 25 cm,
których kosmyk wzięto w przechowanie. Pęk podobnych włosów znajdował
się w skrzynce z nadesłanymi kościami. Kości sklepienia i podstawy czaszki
w całości zachowane, prawidłowo wykształcone, nigdzie nie uszkodzone, przy
czym szwy kostne sklepienia czaszki zarówno po stronie zewnętrznej, jak
i wewnętrznej utrzymane, nic skostniałe. Po otwarciu czaszki stwierdzono
w jej wnętrzu masę mazistą, brudno-szaro-łupkowo zabarwioną, cuchnącą.
W szczęce górnej mostek z białego metalu, osadzony na zachowanych kłach
pokrytych koronami metalowymi. W skład mostka wchodzą wszystkie 4 sie­
kacze, a mianowicie pierwszy lewy cały metalowy, pozostałe pokryte z przodu
porcelanowymi koronami. W miejscu mostka zębodoły zarośnięte i wygła­
dzone.- Także w miejscu brakujących kilku zębów dwuguzkowych i trzo­
nowych, po obu stronach szczeki, zębodoły zarośnięte, zaś wyrostki zębodołowe
wygładzone. Brak również obu zębów mądrości, a przy oddłutowaniu gładkich
wyrostków zębodołowych w odpowiednich miejscach nic stwierdza się ani
samych zębów mądrości, ani ich zawiązków.
2. Żuchwa przełamana w odległości 1 cm na prawo od linii środkowej,
z odłamanym prawym wyrostkiem stawowym. Zachowane są w niej wszyst­
kie siekacze, kieł prawy, drugi dwuguzkowy prawy, pierwszy dwuguzkowy
lewy i lewy karietyczny ząb mądrości z charakterystycznym skośnym usta­
wieniem ku linii środkowej. W miejscu brakujących zębów: drugiego dwu-
guzkowego lewego, pierwszego i drugiego trzonowego lewego, pierwszego
dwuguzkowego prawego, pierwszego i drugiego trzonowego prawego —
zębodoły są całkowicie zarośnięte i zanikłe. Miejsce brakującego prawego
dolnego zęba mądrości, jak również kła lewego w zebodole nie zarośnięte.
Kąty żuchwy rozwarte.
3. 7 kręgów piersiowych, a mianowicie: 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8. Kręgi nie
pozrastane z sobą, przy czym wysokość trzonów kręgowych dochodzi do
1,8 cm.
4. Trzon mostka bez rękojeści i wyrostka mieczykowatego, 11 cm długi,
z pięcioma po każdej stronie zagłębieniami dla przyczepu żeber.
5. Obojczyk lewy 14,3 cm długi.
6. Łopatka lewa 13,8 cm długa (długość mierzona od brzegu górnego do
kąta dolnego łopatki), w całości utrzymana łącznie z wyrostkiem kruczym,
końcem barkowym i panewką dla kości ramieniowej, przy czym wyrostek
kruczy zrośnięty z łopatką.
7. Oba pierwsze żebra, drugie żebro prawre oraz IX i X żebro lewe, te
ostatnie z utrzymanymi chrząstkami żebrowymi.
8. Obie kości ramienne: prawda 32,5 cm, lewa 32,6 cm długa. Przy ich
przepiłowaniu stwierdzono całkowite skostnienie chrząstki pośredniej, od­
dzielającej nasadę górną od trzonu kości ramiennej. Jama szpikowra dosięga
swym górnym końcem wysokości miejsca, gdzie była chrząstka pośrednia,
tj. niemal szyi anatomicznej (ryc. 35).
9. Obie kości łokciowe: prawa długości 24,7 cm, lewra 24,8 cm.
10. Obie kości promieniowe: prawa długości 22,5 cm, lew'a 22,8 cm.
11. Obie kości goleniowe: prawda długości 34,9 cm, lewa 34,7 cm.
12. Obie kości strzałkowe: lewa długości 33,6 cm, prawa 34 cm.
13. Kość miedniczna prawa w całości utrzymana, wykazująca złączenie
kostne w panew'ce wszystkich trzech kości wschodzących w' jej skład, a miano­
wicie: biodrowej, łonowej i siedzeniowej.
Wszystkie powyżej wyliczone kości są prawidłowo wykształcone, miernie
lekkie, po części oblepione masami szarawobiaławymi, mazistymi, tłusta-

175
IV. z zupełnego skostnienia łopatki lewej, obecności lewego dolnego zęba
mądrości, skostnienia nasad kości długich, skostnienia chrząstki pośredniej
oddzielającej nasadę kości ramiennej od główki, przy równoczesnym zasięgu
jamy szpikowej do wysokości niemal szyjki anatomicznej tejże kości, należy
wnosić, że chodzi o osobę, która liczyła około 30 lat.
V. Również z dołączonego do akt orzeczenia Kliniki Stomatologicznej U. J.
w Krakowie wynika, że na podstawie zbadanej szczęki i uzębienia da się
określić wiek tej osoby nawet na ponad 30 lat.
VI. Przyczyny śmierci żadną miarą nie da się ustalić, przy czym obra­
żenia żuchwy w postaci przełamania jej w połowie i odłamania prawego wy­
rostka stawowego mogą pochodzić od urazów zadanych po śmierci denatki
na skutek kilkakrotnego wygrzebywania jej zwłok.
VII. Wygląd kości dowodzi, że przez szereg miesięcy musiały one spo­
czywać w ziemi.
VIII. Dostarczona czaszka nie była nigdy przedtem poddana oględzinom
wewnętrznym, gdyż dopiero w Zakładzie Medycyny Sądowej U. J. w Kra­
kowie przepiłowano ją celem określenia zachowania się mózgowia i kości
podstawy czaszki od strony jamy czaszkowej.
IX. Opierając się na wymiarach łuski kości potylicznej płodu, należy
przyjąć, że jest to kość płodu z końca ciąży
W dniu 13 kwietnia 1948 odbyła się ostatnia rozprawa w Sądzie Apelacyj­
nym w Krakowie. Przesłuchani świadkowie nie wnieśli nic nowego poza tym,
iż sędzia śledczy i obducent dr K. przyznali, że długość zwłok denatki i wydo­
bytego z macicy płodu nie była mierzona, lecz oceniana «na oko» i że poza
sekcją brzucha i wydobyciem płodu inne narządy nie były badane, w szczegól­
ności zaś nie była otwierana czaszka. Na rozprawie tej wydałem następującą
końcową opinię'.
Wydanie zupełnej, dokładnej i stanowczej opinii w niniejszym przypadku
natrafia na trudności z uwagi na nieprawdopodobnie duże braki i luki w docho­
dzeniu i śledztwie, a w szczególności w przeprowadzeniu oględzin zwłok
denatki.
Stanowczo i pewnie można jedynie orzec, że denatka znajdowała się w koń­
cowym okresie ciąży i że przyczyną jej śmierci stało się gwałtowne uduszenie
w następstwie zadzierżgnięcia szyi pętlą z chusty i wtłoczenia jej końca
głęboko do jamy ustnej. Ponieważ w niniejszym przypadku jest wykluczone
samozadzierżgnięcie, bo jest niemożliwe, aby ktoś po samozadzierżnięciu się
mógł się sam po śmierci zagrzebać, przeto nie może ulegać wątpliwości, że
śmierć denatki była wynikiem zbrodniczego działania.
Można także stanowczo przyjąć, że w zwłokach denatki, będącej w ostatnim
okresie ciąży, przyszło wskutek działania gazów gnilnych do wyparcia nóżki
płodu na zewnątrz sromu. Jak uczy codzienne doświadczenie, gnicie roz­
poczyna się przede wszystkim w jamie brzusznej z uwagi na obecność w jelitach
miliardów mikrobów -wywołujących gnicie. Stąd naprzód na powłokach
brzusznych występuje brudnozielone zabarwienie, stąd też gromadzące się
w obrębie jamy brzusznej gazy wypierają treść z żołądka przez otwory nosa
i ust, a u kobiet — mogą nawet zupełnie wynicować na zewnątrz macicę.
Jeżeli zaś w jamie macicy znajduje się płód, może on zostać w ten sposób
wydalony na zewnątrz. To zjawisko pośmiertne nosi nazwę porodu w trumnie.
I w niniejszym przypadku mamy do czynienia z rozpoczynającym się takim
porodem.
Natomiast z punktu widzenia sądowo-lekarskiego nie wytrzymuje krytyki
przyjęcie, iż wypadnięcie nóżki płodu przed srom denatki było następstwem
kolankowania i dalsza koncepcja, że — wobec nieudałego rozwiązania

Wybrane przypadki 12 177


' rozbieżność między zeznania:
sekcji zwłok i badania eksb
iaśkowie zeznają zgodnie, że
cztaczne uzębienie, to znałeś
t-rzodu rzucającą się w oczy
1 liczne braki w uzębieniu. Pen
cr. kości znalezionych zwłek n
. 'ł yrnczasem Stefania Leśniak :
zaginięcia w czerwcu 1945 mi:
eg innych okoliczności przemas
y z-.- lokami Stefanii Leśniak, je
szy. że Stefania Leśniak bęc;
iu 5 czerwca 1945 oraz drugi.
obiece były także zwłokami kcł?
. znalezione w dniu 7 maja 19-
r.iak. to musiałaby ona zostać po.
zzątkiem czerwca 1945. skoro :
• takim razie przebywanie jej r.w
ok i to w ciągu miesięcy letnie
gnilny zwłok. Przeniesienie aro:
eka lub przewiezienie zwłok c
im zbożu czerwiec' ślady wlec
zakopania zwłok, a także zwro
r. jesiennych. Natomiast jeżeli
ch niezbyt znaczny rozkład gnił
ćł — przy uwzględnieniu zimow
,aniu zwłok w ziemi, to wówc.
jostały zakopane późną jesionią
że wobec tego nie było śladów wleczenia lub przewożenia ani łysiny w miejscu
zakopania zwłok oraz że nie natrafiono na nie przy żniwach i orce jesiennej,
lecz dopiero przy orce wiosennej w roku 1946. W tym atoli wypadku nie
mogły to być zwłoki Stefanii Leśniak, ponieważ znalezione zwłoki kobiece
znajdowały się w ostatnim okresie ciąży, a Stefania Leśniak — będąc już
w czerwcu 1945 u kresu ciąży — nie mogła w pół roku później znajdować
się także u kresu ciąży. Trudno zaś przyjąć, aby po pozbawieniu życia Stefanii
Leśniak w czerwcu czy lipcu 1945 przechowano jej zwłoki w lodówce przez pół
roku i zakopano je dopiero w listopadzie czy grudniu 1945.
Zbierając i biorąc pod uwagę wszystkie powyższe momenty stwierdzam,
że nic istnieją dostateczne dane, by znalezione 7 maja 1946 zwłoki kobiece
były zwłokami Stefanii Leśniak. Nie może temu przeczyć fakt, że Stefanii
Leśniak dotąd nie znaleziono, ponieważ zdarza się, że ludzie znikają bez
śladu. Np. w ubiegłym roku dostarczono do Zakładu Medycyny Sądowej
w Krakowie głowę kobiecą, w marcu zaś bieżącego roku 2 kobiece kończyny
górne oraz udo prawe i podudzie lewe.
Sąd Apelacyjny w Krakowie uchylił wyrok Sądu Okręgowego w Tarnowie
i uniewinnił Władysława Chwałę od oskarżenia o zbrodnię z art. 225 § K.k.
* *

Przypadek ten przedstawia bardzo długą drogę licznych błędów. Wskazuje


na brak fachowców wyszkolonych pod względem sądowo-lekarskim i krymi­
nalistycznym (zrozumiały w pierwszym okresie po wyzwoleniu), na po­
wierzchowną i wadliwą ich pracę, pośpiech oraz wysnuwanie fałszywych
wniosków. Wszystko to stało się źródłem omyłki sądowej w skazującym wyroku
Sądu I instancji. Rzeczowa analiza całego materiału w II instancji, w szcze­
gólności określenie wieku denatki na podstawie zbadania jej kośćca, dopro­
wadziła na szczęście do wyjaśnienia przypadku i uniewinnienia skazanego.

12*
ZABÓJSTWO W PATOLOGICZNYM UPOJENIU
ALKOHOLOWYM

Gajowy J. S. — przechodząc rano dnia 18 listopada 1946 r. (poniedziałek)


przez zagajnik w Hucisku — usłyszał jęki i wołanie dochodzące z zagajnika.
Udał się tam i znalazł 15-lctnią Wandę Ch. leżącą na ziemi w poszarpanym
ubraniu. Była ona skrwawiona, a spomiędzy jej nóg wystcrczały jelita. Po­
nieważ sądził, że dziewczyna rodzi, pobiegł do odległej o 200 kroków gajówki
i zawiadomił o tym Karolinę NI. Ta oraz jej matka Rozalia przekonały się
na miejscu, że Wanda Ch. nic rodzi i próbowały ją doprowadzić do swego
domostwa. Ponieważ jednak ona iść nic mogła, pozostawiły ją na miejscu
w zagajniku i posłały tam mężczyzn, którzy przynieśli ją do gajówki.
Wanda Ch. była zabłocona, podrapana na twarzy i rękach, pokrwawiona
od brzucha do kolan i miała rozerwane ucho. Oświadczyła ona wobec obec­
nych, że gdy szła z domu rodziców na stację kolejową do Huciska, aby dostać
się do Suchej (gdzie uczęszczała do gimnazjum i skąd na sobotę i niedzielę
przyjeżdżała do rodziców) i gdy przechodziła obok lasu w pobliżu gajówki,
spotkała 21-letniego Jana NI., idącego w kierunku swego domu, tj. gajówki,
z przewieszonym na plecach akordeonem. Ten zapytał ją, jak się nazywa i do­
kąd idzie, po czym odłożywszy akordeon rzucił się na nią, wywrócił na ziemię,
porwał majtki i pończochy na strzępy i dusząc za szyję zniewoli! ją. Po zniewo­
leniu pastwił się nad nią, podnosił ją do góry i rzucał na ziemię. Ponadto
rękami rozerwał jej części rodne i wyrwał wnętrzności, tak że jelito wyster-
czało na zewnątrz sromu. Następnie Jan M. pozostawił Wandę Ch. w krza­
kach, a sam zabrał akordeon, udał się do domu i położył spać.
Zaalarmowani członkowie rodziny Jana M. znaleźli go śpiącego w łóżku
w zabłoconym i pokrwawionym ubraniu. Z wielkim trudem ściągnęli go z łóżka
i przez oblanie wodą zbudzili. Był blady, zaspany i chwiał się na nogach. Po
przebudzeniu powiedział: «Co się stało, co się stało, ja nic nie wicm». Na­
stępnie poszedł spać do stodoły i obudził się dopiero we wtorek rano.
Wandę Ch. przewieziono do szpitala w Żywcu, gdzie stwierdzono prze­
rwanie błony dziewiczej i krocza aż do kiszki stolcowej i zwisającą z rany
pętlę jelita cienkiego oraz część sieci. Przystąpiono natychmiast do operacji.
Po otwarciu jamy brzusznej stwierdzono rozerwanie jelita cienkiego, wycięto
jego odcinek długości około 2 metrów, odszukano oba końce i dokonano ich
połączenia. Następnie stwierdzono rozerwanie jelita grubego tuż przy od­
bytnicy i przystąpiono do zrobienia sztucznego odbytu, lecz w toku tego za­
biegu operowana zmarła.
Sekcja zwłok wykazała otarcie naskórka i podbiegnięcia krwawe na twarzy,
czole, grzbiecie nosa i szyi oraz na wardze sromnej prawej. Jama otrzewna
była wypełniona nieznaczną ilością płynu brudnokrwawego zmieszanego
z kałem. Obok wyciętego jelita część esicy była oderwana i pozostawiona
wolno w jamie brzusznej. Całe krocze wraz z pochwą rozerwane aż do kiszki
stolcowej. Przez rozerwaną tylną ścianę pochwy i tylne sklepienie można było
z łatwością przedostać się do jamy brzusznej. Oba jajniki i jajowody były
podbiegnięte krwią, a przymacicza częściowo naderwane.

180
Na miejscu przestępstwa stwierdzili świadkowie stratowaną ziemię na
przestrzeni kilku metrów kwadratowych. Znaleziono tam kolczyk -denatki,
strzępy pończoch i podwiązek, skrzepy krwi i kawałek jelita na krzakach.
Sąd Okręgowy w Wadowicach wyrokiem z 29. III. 1947 uznał Jana M.
winnym przestępstwa z art. 204 § 1 i art. 230 § 2 K.k., za które skazał go na
karę 15 lat więzienia, złagodzoną na podstawie ustawy amnestyjnej do 10 lat.
Obrona założyła od tego wyroku apelację, w której podniosła zarzut, że
Sąd I instancji nic uwzględnił, iż przerwanie sklepienia pochwy było następ­
stwem disproportio membrorum i penis captivus oraz że nic dopuścił dowodu z ba­
dania stanu umysłowego oskarżonego co do stopnia jego upojenia w kry­
tycznym czasie.
Na rozprawie w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie (2. VII. 1947) już po
pobieżnym zaznajomieniu się z treścią akt podkreśliłem konieczność zbadania
stanu psychicznego Jana M. i dokładnego przestudiowania akt sprawy,
z uwagi na niezwykłość przypadku. W szczególności podkreśliłem, że brutalny
sposób dokonania przestępstwa, niczacicranic jego śladów i zachowanie się
oskarżonego po czynie — budzą uzasadnione podejrzenie, że dokonał on
tego czynu albo w zamroczeniu padaczkowym, albo w patologicznym upo­
jeniu alkoholowym. Sąd Apelacyjny przychylił się do tego i zarządził prze­
wiezienie Jana M. do więzienia w Krakowie oraz jego obserwację i badanie
stanu psychicznego.
Po przeszło 3-miesięcznej obserwacji i licznych badaniach, przeprowa­
dzonych wspólnie z dr Władysławem Chłopickim, przedłożyłem (20. X. 1947)
następującej treści sprawozdanie i opinie'.
Jan M. jest mężczyzną wysokiego wzrostu, dysplastyczno-astenicznej bu­
dowy. Badaniem fizykalnym nie stwierdzono u niego żadnych odchyleń
od normy, w szczególności odruchów patologicznych, porażeń, niedowładów
lub zaburzeń czucia. Jedynie odruchy kolanowe i skokowe wzmożone. Der-
mografizm różowy, późno występujący. Sinica rąk wyraźnie zaznaczona.
Pod względem psychicznym Jan M. był przez cały czas obserwacji
stale dobrze zorientowany w dacie, otoczeniu, celu badania oraz swojej
sprawie sądowej. Przez cały czas nie zdradzał żadnych urojeń, złudzeń,
omamów zmysłowych, myśli natrętnych. Nawiązanie z nim kontaktu było
łatwe i na zadawane pytania odpowiadał zawsze logicznie, bez śladu zahamo­
wania, gonitwy myślowej lub odstępowania od omawianego tematu.
Badany podał, że urodził się 22 czerwca 1925 w Hucisku jako syn gajowego.
Ojciec nadużywał aż do ostatniej wojny napojów alkoholowych, «strasznie
pił», tak że matka musiała chodzić za nim po restauracjach, a wróciwszy do
domu pijany, awanturował się, bił żonę i dzieci itp. Także 5 braci ojca to
znani pijacy, a jeden z nich «zmarł z wódki na głowę», jednak on nie zna
bliższych szczegółów jego choroby.
Poza alkoholizmem ojca i stryjów nic nie wie o przypadkach chorób ner­
wowych i psychicznych, kiły, samobójstw itp. w jego dalszej i bliższej rodzinie
ze strony ojca i matki. Matka Rozalia żyjc i jest zdrowa. On jest ósmym
z jedenaściorga rodzeństwa. Osiem sióstr i jeden brat żyje, drugi brat został
rozstrzelany przez Niemców w obozie w Oświęcimiu. Młodsza siostra przebywa
w szpitalu z powodu choroby układu nerwowego, jednak on nie umie podać
bliższych objawów tej choroby.
Nie wie, ani z własnego przeświadczenia, ani nie słyszał, aby przechodził
jakieś choroby wieku dziecięcego, aby był opóźniony w mowie lub chodzeniu,
oddawał długo pod siebie mocz lub przechodził choroby połączone z drgaw­
kami. W 18 roku życia był operowany w szpitalu w Żywcu z powodu zapa­
lenia ślepej kiszki. W r. 1945 po pijanemu upadł na kupę kamieni, stłukł
głowę, stracił przytomność na szereg godzin. Zresztą poważniejszych chorób,
w szczególności wenerycznych, nie przechodził. Od 17 roku życia pali bardzo
dużo, przeciętnie 30 do 50 papierosów dziennie. Od 18 roku życia, gdy zaczął
grywać po zabawach, pije. Zwłaszcza w ostatnich czasach «lali we mnie
i ciągle byłem pijany». Sam pociągu do wódki nic odczuwa i pije jedynie na
zabawach i w towarzystwie. Alkohol znosił dobrze, bo nawet mógł wypić
1/2 litra wódki, zanim się upił. Jedynie gdy był niewyspany i zmęczony, łatwo
się upijał. Po pijanemu, jak słyszał z opowiadań innych, śpiewał, dużo mówił
i płakał, wspominając rozstrzelanie brata. Innych narkotyków nic używał.
W karty rzadko grywał i nic o pieniądze.
Ukończył 7 klas szkol}7 powszechnej, uczył się miernie i miał zamiar
uczęszczać do szkoły przemysłowej, lecz przeszkodził temu wybuch wojny.
Wobec tego pomagał ojcu w służbie gajowego i przy sadzonkach leśnych.
Po rozstrzelaniu brata, który pozostawił akordeon, wstąpił do orkiestry W.,
u którego nauczył się gry na akordeonie. Odtąd grywał na najrozmaitszych
zabawach i weselach. Z początku granic sprawiało mu przyjemność, lecz
z czasem jako najmłodszy w orkiestrze począł odczuwać zmęczenie, ponieważ
niekiedy grywał nawet przez 3 noce z rzędu. Odczuwał także dolegliwości
ze strony płuc. Wreszcie zauważył, że źle znosi alkohol i «micrziło go
batiarstwo», z jakim był połączony zawód grajka po zabawach i weselach.
Stan jego zdrowia pogorszył się, gdy wraz z orkiestrą pracował przez 8 godzin
na dzień w walcowni w Dz., a potem po pracy miał stale prób)' oraz wyjazdy
na zabawy. Gdy więc zauważył, że coraz gorzej wygląda i kaszle, postanowił
rzucić ten zawód, wziął urlop i jesienią 1946 r. wyjechał na ziemie zachodnie
koło N. R., gdzie ojciec jego narzeczonej, leśnik z zawodu, dał mu posadę
gajowego. Postanowił tam pozostać, ożenić się i prowadzić inne życie.
Ponieważ jednak żądano od niego zameldowania się, powrócił do
domu rodzicielskiego, aby się wymeldować oraz zabrać mundur ojca
i buty.
W Hucisku spotkał się z kolegami z orkiestry, którzy namówili go, aby
jeszcze przez tydzień lub dwa tygodnie pozostał. Jest bowiem w planie kilka
zabaw i bardzo huczne wesele, a w orkiestrze nie ma grającego na akordeonie,
może więc z nimi zagrać i zarobić na wyjazd na Śląsk. Pod przymusem i po
pijatyce zgodził się na to, grał w środę i w sobotę w miejscowości Z., w nocy
z soboty na niedzielę przespał kilka godzin w domu, po czym w niedzielę
grał od 8 godziny rano «na strasznym weselu» w miejscowości P. Na pytanie,
co rozumie przez «straszne wesele», odpowiedział, że «było bardzo bogate
i wszyscy ostro pili». Nie potrafi jednak podać, ile wypił alkoholu. Pamięta
tylko, że od 8 rano grał i pił w domu pana młodego, potem od 10 rano w domu
panny młodej do godziny 13, następnie w domu Ludwika G. w czasie ślubu,
a główna libacja odbyła się w domu panny młodej i trwała do godziny
4 rano.
Z okresu tego przypomina sobie, że w nocy była jakaś awantura. Następnie
pamięta, jak przez sen, że szedł grać z domu panny młodej do domu pana
młodego, lecz co się dalej działo, nie pamięta. W szczególności nie pamięta,
kiedy opuścił dom pana młodego, z kim wracał do domu, czy kogokolwiek
spotkał, w jaki sposób trafił do domu, gdzie i kiedy położył się spać. Przypo­
mina sobie jedynie krzyki i wrzaski całej rodziny, że kogoś zamordował,
a co się później stało, nie wie. Pamięta jedynie, że we wtorek rano obudził
się w stodole i zauważył zakrwawione i zabłocone spodnie. Dlaczego tak się
stało, nie umiał sobie wytłumaczyć. Przyszedłszy we wtorek ze stodoły do
domu został przez szwagra i rodzinę zwymyślany, że zamordował Wandę Ch.
«Ja wtedy dziwiłem się, co się mogło stać i do dziś dnia nie może mi się w głowie

182
pomieścić, co się stało». Gdy usłyszał od rodziny, że zgwałcił i zamordował
dziewczynę, uświadomił sobie dopiero skrwawienie spodni. Potem ze strachu
pobiegł do M. A., następnie do szwagra L. M., a wreszcie do B. M. prze-
lęknięty, wystraszony, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. W dniu 30 listopada
zgłosił się w S. w Komendzie Milicji Obywatelskiej.
Co do swego życia płciowego podał, że pierwsze zmazy nocne wystąpiły
u niego w 16 lub 17 roku życia. Samogwałt uprawiał bardzo rzadko mimo
nawet utrzymywania stosunków płciowych. Pierwszy stosunek miał w 18 lub
19 roku życia, odtąd miewał przeważnie 2—3 razy w miesiącu stosunki
z kobietami, z którymi nawiązywał znajomości przeważnie na zabawach
i weselach. Pociągu do chłopców u siebie nie zauważył. Stosunki odbywał
w sposób prawidłowy bez szczególnych podniet. W okresie podniecenia alko­
holem był także i płciowo podniecony. Gwałtem nigdy nic wymuszał sto­
sunków płciowych, przeciwnie, na zabawach i na weselach dziewczęta i ko­
biety narzucały mu się. Wandę Ch. znał, lecz nie czuł do niej żadnego specjal­
nego pociągu.
Przez cały czas obserwacji i pobytu w więzieniu zachowywał się zawsze
jednakowo, był przy omawianiu jego sprawy wyraźnie przygnębiony, wypo­
wiadał zdania, że ma złamane życie i że wprost nie chcc żyć. Nie miał dotych­
czas do nikogo z ludzi złości i żył zawsze dobrze z ludźmi, nie może sobie
w żaden sposób wytłumaczyć wszystkiego, co się stało.
Gdy w toku jednego z posiedzeń podano mu w celach diagnostycznych do
wiadomości, że zgłosiło się dwóch chłopców, których on krytycznego ranka
napadł i ciężko pokaleczył, wyraźnie zdziwiony odpowiedział: «Nie może
mi się pomieścić w głowie, że to się stało», po czym jeszcze bardziej przy­
gnębiony twierdził, że nie dice już nawet żyć wobec tego, co się stało i co
narobił. Gdy przedstawiono mu zeznania Kazimierza A., że na wiosnę 1946 r.
miał po pijanemu rzucić krzesłem w niego, przyznaje, że co do tego zorien­
tował się dopiero nazajutrz. Podobnie przyznaje, że na innej zabawie, w czasie
jakiejś pijackiej awantury, doznał zranienia lewego ramienia, czego nawet
nie czuł i dopiero spływająca krew zwróciła mu na to uwagę. W związku
z zeznaniami Jana B. wyjaśnił, że całe towarzystwo było pijane i on dopiero
nazajutrz dowiedział się, że rzekomo podpalił siano, gdy poszkodowany
przyszedł do niego z żądaniem zapłaty za spalone siano. Ponieważ twierdzono,
że on miał wyrządzić tę szkodę, ząpłacił odszkodowanie. Sam jednak z własnego
przeświadczenia nie wie, czy rzeczywiście podpalił siano.
Poziom intelektualny Jana M. odpowiadał jego wykształceniu. Określanie
i abstrahowanie, wnioskowanie i kombinowanie odpowiadają miernej inteli­
gencji. Afekt jasny i wyraźny odpowiada każdorazowej sytuacji. Gestykulacja
i mimika odpowiednio modulowane i zgodne z treścią wypowiadania się.
Sen i apetyt dobre. Zanieczyszczeń nie stwierdzono. Uprzejmy, zaaferowany,
nawet nieśmiały, zachowuje się jak człowiek towarzysko wyrobiony, który
otarł się już w świecie.
Wydana na podstawie badań akt oraz długotrwałej obserwacji i badania
Jana M. opinia brzmiała: oskarżony jest «obciążony dziedzicznie» alkoho­
lizmem i sam mimo swego młodego (22 lata) wieku silnie nadużywa w ostatnich
latach alkoholu. Ma on usposobienie skłonne do wybuchów, gniewu i złości,
zresztą poza urazem głowy przed dwoma laty, połączonym z przemijającą
utratą przytomności, nie -wykazuje w swoim dotychczasowym życiu (po­
minąwszy zarzucony mu czyn przestępny) jakichkolwiek tego rodzaju mo­
mentów, które by mogły wzbudzać podejrzenie anormalności jego stanu
psychicznego. I obecnie należy uznać go za psychicznie zdrowego, nie dot­
kniętego ograniczeniem umysłu ani żadną postacią choroby psychicznej, ani

183
nic ok.i. ująi »-go . .uhicgo z.iklóccnia czynności psychicznych, które by znosiły
hih zn.ic/nie ograniczah jego zdolność zrozumienia swych czynów lub zdol­
ność kierowania swym postępowaniem.
Zachodzi pytanie, mające zasadnicze znaczenie dla niniejszej sprawy,
w jakim stanie psychicznym znajdował się Jan M. w chwili popełnienia
zarzuconego mu czynu. Odpowiadamy stanowczo, że znajdował się on
wówczas w patologicznym upojeniu alkoholowym.
Jak poucza doświadczenie psychiatryczne, niektórzy ludzie reagują na
spożycie alkoholu nie • sit veniti verbo «fizjologicznym» upojeniem, lecz
przemijającą psychoz;). Ten patologiczny sposób reakcji na alkohol występuje
u osób obciążonych już to psychopatią ustrojową, padaczką, alkoholizmem,
już to u osób, które doznały urazów czaszki połączonych ze wstrząśnieniem
mózgu, u alkoholików, u osób po przebyciu wyczerpujących, zwłaszcza zaś
zakaźnych chorób, po dłuższej bezsenności, po wysiłkach i znużeniu fizycz­
nym, po głodzie i silnych przeżyciach uczuciowych. Tc wrodzone i nabyte
czynniki dyspozycyjne dołączają się najczęściej u danej osoby do upojenia
patologicznego. U takich osób niekoniecznie po bardzo obfitym spożyciu
napojów alkoholowych, lecz nawet po wypiciu niewielkiej ilości alkoholu
i bez wybitniejszych ogólnie znanych objawów' ostrego upojenia, jak zata­
czanie się, bełkotanie itp., pojawia się całkiem ostro i nagle przyćmienie
świadomości, dezorientacja, zapoznanie sytuacji i osób. W tym stanie pod
wpływem złudzeń zmysłowych a czasem urojeń, przychodzi błyskawicznie do
wybuchowego wyładowania, charakteryzującego się gwałtownym podnie­
ceniem z użyciem dużej siły, automatycznymi popędami, brutalnymi i nie­
słychanie gwałtownymi czynnościami i atakami wściekłości. Stan ten trwa
rozmaicie długo, najczęściej przez kilka lub kilkanaście minut, rzadko dłużej
niż przez godzinę i w tym stanie patologicznego upojenia bywają popełniane
najbardziej brutalne czyny. Czyny wówczas popełnione stoją w rażąco jaskra­
wej sprzeczności z osobowością danego człowieka. Koniec patologicznego
upojenia również może przebiegać rozmaicie. Najczęściej po dokonaniu
gwałtownego czynu następuje wielogodzinny, twardy, głęboki sen, a po nim
zupełna niepamięć.
Stwierdzenie tego ostatniego objawu jest diagnostycznie bardzo ważne,
ponieważ w zwykłym upojeniu alkoholowym dokonanie jakiegoś gwałtownego
i potwornego czynu wytrzeźwia stosunkowa szybko daną ośobę. Natomiast
ze snu po upojeniu patologicznym budzą się takie osoby z zupełną niepamięcią
wszystkich szczegółów’ krytycznej fazy. Czasem ten ubytek pamięciowy roz­
ciąga się na okres poprzedzający wystąpienie właściwego patologicznego
upojenia (niepamięć wsteczna). Granice ubytku pamięciowego zwykle bywają
ostro odgraniczone i stale w ten sam sposób przez daną osobę określane i po­
dawane.
Poza przypadkami patologicznego upojenia alkoholowego, psychozami
alkoholowymi i wreszcie poza całkiem wyjątkowymi przypadkami, w których
sprawca jeszcze nigdy przed popełnieniem przestępstwa nic miał w ustach
alkoholu, a więc nie mógł znać jego działania, wszystkie inne stany upojenia,
według naszego i znakomitej większości kodeksów karnych, nie warunkują
ani niepoczytalności, ani zmniejszonej poczytalności. Różnicowanie przeto
między patologicznym a «normalnym» upojeniem alkoholowym ma szcze­
gólne znaczenie pro foro i należy często do bardzo trudnych zagadnień. Na
ogół można powiedzieć, że w przypadkach sądowych można przyjąć patolo­
giczne upojenie alkoholowe, o ile uda się wykazać patologiczne momenty,
które wywołują tego rodzaju stany.
Jeżeli rozważyć w niniejszym przypadku określone powyżej momenty

184
charakterystyczne dla patologicznego upojenia alkoholowego, to znajdujemy
je wyjątkowo wszystkie i to całkiem wyraźnie, wprost klasycznie zaznaczone,
zarówno w świetle wyjaśnień samego oskarżonego, jak i zeznań wszystkich
świadków. Można u niego stwierdzić zarówno wrodzone, jak i nabyte czyn­
niki dysponujące do patologicznego upojenia alkoholowego. Ojciec i jego
bracia są alkoholikami. On sam od 18 roku życia nadużywa przez 4 lata
napojów alkoholowych, a więc w młodocianym wieku najbardziej wrażli­
wym na działanie wszelkich trucizn, a na rok przed krytycznym zajściem,
doznał urazu w głowę połączonego z utratą przytomności.
Jego oddziaływanie na napoje alkoholowe charakteryzowało się stanami
podniecenia. Z zeznań świadków wynika bowiem, że już w stanach zwykłego
upojenia alkoholowego był on skłonny do podnieceń i aktów gwałtownych.
Świadek Stanisław B. zeznał, że podpalił siano, »a którym spał ten świadek.
Świadek Emil P. zeznał, że na żartobliwe odezwanie się, iż jego kolega
muzykant gra lepiej od niego, nic nic mówiąc, tak gwałtownie zareagował,
że połamał taborety i pogrzebacz, a obecni musieli przed nim uciekać.
Świadek Ignacy B. zeznał — że w czasie okupacji bez powodu zaczepił go,
pobił i poszarpał na nim ubranie. Świadek Czesław A. zeznał, że badany
«gdy sobie podpił, miał usposobienie awanturniczew; jako przykład przytoczył
awanturę w lecie 1946 r., w czasie której Jan M. rzucał w kierunku tego
świadka stołkami i chciał go bić.
W ostatnim tygodniu przed krytycznym czynem grał i pił na trzech za­
bawach, a przez cały ostatni dzień i noc grał, pił, nie dospał. Dlatego przyjęcie
znużenia i wyczerpania fizycznego, tudzież niewyspania jest w zupełności
uzasadnione.
Ze zgodnych zeznań świadków wynika również, że badany w ciągu tej
doby wypił bardzo dużo alkoholu i okazywał objawy upojenia. Libacja
rozpoczęła się bowiem w niedzielę o godzinie 8 rano w domu pana młodego,
dalszy jej ciąg w domu panny młodej trwał do godziny 13. Następnie pił
u Ludwika G. i już wówczas według zeznań świadka Emila P. oświadczył,
«żc ledwie widział nuty, tak był zamroczonyw. Potem pił w domu Anieli P.
aż do godziny 4 rano następnego dnia. Następnie pil znowu w domu pana
młodego do godziny 6 rano. Według zeznań świadka Emila G. wszyscy byli
pijani, a dwaj muzykanci «już nie mogli grać». Świadek Józef P. zeznał,
że w czasie zabawy Jan M. mówił mu, «że nie może już grać» i «nad ranem
już nie grał, bo był pijany.
* Świadek Józef U. zeznał, że «około godziny
2 w nocy zauważył go śpiącego bezwładnie w pozycji siedzącej, opartego lub
przechylonego na piec. Goście wołali «grać, grać» — ktoś dał mu akordeon,
a on wpół śpiąc parę razy ruszył akordeonem, trochę zagrał, po czym dalej
spał bezprzytomnie pod piecem». Świadek Maria G. zeznała, że po wyjściu
z domu pana młodego Jan M. przewrócił się kilka razy z powodu upicia.
Świadek Stanislaw G. zeznał, że «nad ranem był on upity i w domu pana
młodego zataczał się i wywrócił się na łóżko».
Krytyczna analiza samego przestępnego czynu wyłącza stanowczo —
z uwagi na charakter obrażeń stwierdzonych w szpitalu w Żywcu oraz w toku
sekcji zwłok denatki — aby były one, jak twierdzi obrona, następstwem
penis capativus i disproportio membrorum. Jedna z tych spraw, zresztą wyjątkowych,
wyłącza drugą. Tak samo można wyłączyć zabójstwo z lubieżności lub
zwykłe zabójstwo po zgwałceniu ofiary celem pozbycia się świadka gwał­
cenia, ponieważ ofiara nie została zaraz pozbawiona życia. .
Natomiast brak jakichkolwiek znamion zacierania przestępstwa, a wiec
pozostawienie przy życiu ofiary mogącej sprawcę zdradzić oraz nieusunięcie
śladów krwi ze swego ubrania, potworny i niespotykany sposób dokonania
przestępstwa przez częściowe wypatroszenie ofiary, świadczący z jednej
strony o wyzwoleniu niesłychanie gwałtownego podniecenia przy użyciu
dużej siły, z drugiej zaś o zborności w chwili popełnienia tego czynu, wreszcie
brak wyraźnego motywu popełnionego czynu — dowodzą, że był to czyn
automatyczny, popędowy.
Również zachowanie się Jana M. po czynie jest bardzo charakterystyczne.
Zapada on w głęboki, twardy sen, a zbudzony zlaniem wodą i krzykami ro­
dziny, o niczym nie wie i oświadcza ojcu: «Głowę utnijcie — nic wiem, co
się stalo», po czym zapada znowu w taki sam sen i budzi się z niego dopiero
we wtorek. Niepamięć krytycznego zajścia jest u niego zupełna, ostro odgrani­
czona i stale w ten sam sposób określana, jak to wynika z zeznań złożonych
przed Milicją Obywatelską, w Sądzie Grodzkim w Żywcu (dnia 2 grudnia 1946
i 25 stycznia 1947), na rozprawie i w toku badań psychiatrycznych, a wreszcie
ze zgodnych zeznań wszystkich świadków. Co więcej, niepamięć ta odnosi
się także do okresu poprzedniego (niepamięć wsteczna) i co należy pod­
kreślić — ma niewątpliwie charakter niepamięci realnej, a nic sztucznie
produkowanej.
Zbierając powyższe wywody należy stwierdzić, że: 1) zarówno wrodzone,
jak i nabyte czynniki dysponujące do patologicznego upojenia alkoholowego,
2) bardzo obfite spożycie napojów alkoholowych w ciągu ostatniej doby,
3) niedospanie, a może nawet bezsennie spędzona noc przed krytycznym
czynem, 4) brak ważnego motywu czynu lub wyzwolenia gwałtownego pod­
niecenia z użyciem niesłychanie brutalnej siły wskutek ewentualnej odmowy
aktu płciowego, 6) brak zacierania śladów czynu, 7) ostra granica niepamięci
bez jakichkolwiek cech symulowanej niepamięci, 8) głęboki, twardy, wielogo­
dzinny sen, 9) odzyskanie świadomości dopiero po śnie, 10) wynikające z ze­
znań niektórych świadków dane z przeszłości badanego, że w stanach pod­
niecenia alkoholem był on skłonny do gwałtownych podnieceń — przemawia
dowodnie za tym, że Jan M. w chwili popełnienia zarzuconego mu czynu
znajdował się w stanie patologicznego upojenia alkoholowego. Jest to stan
ostrej, przemijającej choroby psychicznej, która znosi zupełnie zdolność
rozeznania znaczenia czynu i pokierowania swym postępowaniem (art. 17
§ 1 K. k.). Nie przeczy temu fakt, że przed dokonaniem czynu, oskarżony
odłożył akordeon, a po czynie zabrał go ze sobą i trafił do domu, ponieważ
przyćmienie świadomości, dezorientacja, zapoznawanie sytuacji i osób może
trwać w patologicznym upojeniu alkoholowym rozmaicie długo, najczęściej
kilka lub kilkadziesiąt minut. Poza takim okresem patologicznego upojenia
alkoholowego oskarżony znajdował się zatem już w zwykłym upojeniu alko­
holowym, w czasie którego mógł dokonać wspomnianych czynności i trafić
do domu.
Ponieważ czyn przestępny Jana M. pozostawał w związku z nadużywaniem
napojów alkoholowych, powinien on być umieszczony w zakładzie leczniczym
co najmniej na dwa lata (art. 82 K.k.) i to zarówno z uwagi na dobro jego
samego (przeprowadzenie leczenia odwykowego), jak i z uwagi na dobro
społeczeństwa, ponieważ znalazłszy się na wolności, mógłby on pod wpływem
alkoholu znowu stać się «nicbezpieczny dla otoczenia i porządku prawnego».
Sąd Apelacyjny w Krakowie na posiedzeniu w dniu 28. XI. 1947 r. za­
twierdził wyrok Sądu Okręgowego w Wadowicach i w uzasadnieniu wyroku
podkreślił między innymi co następuje: wprawdzie oskarżony był alkoholi­
kiem, jednak Sąd Apelacyjny nie mógł przychylić się do opinii biegłych
psychiatrów z dnia 20. X. 1947 r. Opinia ta jest bowiem oparta prawie
wyłącznie na zapodaniach samego badanego, które w małym bardzo za­
kresie znajdują oparcie w wynikach przeprowadzonych dowodów, a fakty

186
podane przez oskarżonego — znane jego rodzinie, kolegom i otoczeniu —
nic wzbudziły u nich najmniejszego podejrzenia o jego anormalności. Sam
zaś przebieg zajścia wskazuje na działanie świadome, choć może w stanic
podniecenia alkoholowego, w jakie oskarżony sam się wprawił.
Obrońca oskarżonego założył i wywiódł kasację, na skutek której Sąd
Najwyższy (24. XI. 1948 r.) uchylił zaskarżony wyrok i przekazał sprawę
Sądowi Apelacyjnemu w Krakowie do ponownego rozpatrzenia, podkre­
ślając w uzasadnieniu między innymi co następuje:
Sąd uznając, że do rozstrzygnięcia kwestii niepoczytalności oskarżonego
podniesionej przez obronę, należy zasięgnąć opinii biegłych psychiatrów,
zarządził badanie oskarżonego przez psychiatrów i opinię ich złożoną na
piśmie odczytał na rozprawie apelacyjnej. Po zapoznaniu się z opinią biegłych,
streszczającą się w tym, że oskarżony w chwili popełnienia zarzuconych mu
czynów znajdował się w stanic patologicznego upojenia alkoholowego, a zatem
w stanic przemijającej choroby psychicznej, która znosiła wówczas u niego
zdolność rozeznania czynu (art. 17), nie przychylił się do niej z przyczyn
podanych w uzasadnieniu jego wyroku.
Skoro opinia biegłych zaliczona została do dowodów, Sąd miał obowiązek
treść jej rozważyć. Odrzucenie opinii biegłych z tego pow7odu, że jest ona
oparta prawie wyłącznie na «zapodaniach» samego badanego, narusza za­
sady prawidłowego myślenia, skoro Sąd przez odczytanie opinii uczynił ją
częścią protokołu rozprawy.
Biegli, pomijając przeprowadzoną przez nich długotrwałą obserwację
oskarżonego, uwzględnili w swych badaniach zeznania świadków zbadanych
na rozprawie w7 pierwszej instancji, np. Jana B., Emila G., Marii G., Emila P.,
a także innych świadków badanych w toku dochodzenia, np. Kazimierza A.,
Stanislaw'a B., Ignacego B., Czesława A. Twierdzenie zatem, że podstawią
opinii są prawie wyłącznie wyjaśnienia oskarżonego, nie odpowiada istotnemu
stanowi rzeczy.
Wymieniony wyżej motyw7 odrzucenia opinii biegłych wskazuje, że Sąd
w7 całości opinii nie rozważył. Rozstrzygającą w sprawie okolicznością jest,
czy w7 chwili dokonania zarzuconych mu zbrodni oskarżony mógł rozpoznać
ich znaczenie lub pokierować swym postępowaniem. Biegli orzekli, że oskar­
żony znajdow7ał się w7ów7czas w stanie ostrej przemijającej choroby psychicznej,
która znosiła u niego zupełnie zdolność rozpoznania znaczenia czynu i po­
kierowania swym postępowaniem.
Sąd nie podał, dlaczego uznał spostrzeżenia otoczenia złożonego z laików
za bardziej miarodajne, niż wyczerpującą opinię biegłych, ludzi nauki. Sąd
pominął, że również i biegli uznali oskarżonego za umysłowo zdrowego,
niedotkniętego żadną chorobą umysłową, a stwierdzili jedynie, że w7 chwili
dokonania przestępstw7 znajdował się on w7 stanie przemijającej choroby
psychicznej. Oskarżony więc, tak przed tą chorobą,jak i po jej ustąpieniu,
mógł nie okazyw7ać żadnych dostrzegalnych, zwłaszcza dla laików7, oznak
anormalności psychicznej. Sąd uważając — wbrew opinii biegłych — że
działanie oskarżonego mogło być świadome, choć popełnione w stanic pod­
niecenia alkoholowego, powinien był dodatkow7o przesłuchać biegłych, jeżeli
opinia ich budziła wątpliwości lub zawierała niejasność. Jeżeli zaś Sąd uw7ażał
opinię tę za mylną, powinien był rozważyć, czy nie należało wyczerpać
wszystkich środków7 prowadzących do stwierdzenia, na czym polega błąd
biegłych przez w7ezw7anie innych biegłych lub też zasięgniecie opinii wydziału
lekarskiego jednego z uniwersytetów (art. 137 Kpk.) *.

* Obecnie art. 125 Kpk.

187
Skoro biegli oparli się w swej opinii między innymi na zeznaniach świadków
nie zbadanych na rozprawie, rzeczą Sądu było rozważyć, czy nic zachodziła
potrzeba zbadania tych świadków, aby wyczerpać materia! potrzebny biegłym
i Sądowi do należytej oceny poczytalności oskarżonego. Sąd — jakkolwiek
badania biegłych podlegały jego swobodnej ocenie (art. 10 Kpk.) * — nic
wyczerpał całokształtu okoliczności sprawy i odrzucił opinię biegłych bez
sprawdzenia, czy i o ile była ona mylna lub niezgodna z przeprowadzonymi
dowodami, a przez to uchybił przepisom prawa procesowego w stopniu
mogącym mieć wpływ na treść orzeczenia o winie.
Na ponownej rozprawie przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie (23. II.
1949 r.) oskarżony okazywał podniecenie, wyraźne jąkanie się, wygłaszał
różne skargi i opaczne zdania itp., co wzbudziło podejrzenie co do jego stanu
psychicznego. Sąd Apelacyjny zarządził zatem przerwę rozprawy i zbadanie
oskarżonego, czy obecnie jest on dotknięty chorobą psychiczną lub przeja­
wami chorobowymi określonymi w art. 17 § 1 K.k. lub art. 18 § 1 K.k.
Na podstawie przeprowadzonej 2-tygodniowej obserwacji i badania Jana M.
w krakowskim więzieniu wydaliśmy z doc. dr Chlopickim opinię, że obecnie
u badanego nie stwierdza się objawów choroby psychicznej, lecz jedynie
pewien stan wzmożenia ogólnej pobudliwości układu nerwowego. Podczas
ostatniej rozprawy stan pobudliwości nerwowej nasilił się do stopnia zaburzeń
psychonerwicowych, częściowo uwarunkowanych napięciem uczuciowym
w związku z uświadomieniem sobie decydującego dla jego losu przebiegu
toczącej się rozprawy, częściowo zaś objawy powyższe były agrawowanc
wskutek może nawet podświadomej tendencji do zademonstrowania wobec
sądu objawów rozstroju nerwowego. Badany jednak nic okazuje jakichś
wyraźniejszych skłonności symulacyjnych, gdyż drogą perswazji udało się
nawiązać z nim kontakt zupełnie dobry, nie usiłował już w toku całego ba­
dania w więzieniu demonstrować jakichś zaburzeń oraz zachowywał się
swodobnic i naturalnie. Oświadczył on, «że w sądzie na rozprawie był bardzo
wzruszony i przejęty, w jego bowiem sprawie odbyło się już kilka rozpraw,
adwokat stale mówił, że będzie zwolniony, a tymczasem sprawa przewlekła
się przez szereg miesięcy. Samo przybycie na salę rozpraw bardzo go zdener­
wowało. Zdawało mu się wówczas, że nie ma już żadnej nadziei, był zrozpa­
czony, miał wrażenie, że sąd na niego leci. Gdy jest spokojny, to dobrze sypia
i jada i nic mu zasadniczo nic brakujew.
W konkluzji przyjęliśmy, że oskarżony nie zdradza obecnie zaburzeń
psychicznych lub przejawów chorobowych określonych w art. 17 § 1 K.k.
lub 18 § 1 K.k.
Sąd Apelacyjny w Krakowie uchylił wyrok Sądu Okręgowego w Wado­
wicach, uniewinnił Jana M. i zarządził umieszczenie go w zakładzie lecz­
niczym na 2 lata.
jc
*

Psychopatologia zna z jednej strony kilka typów przemijających psychoz


alkoholowych: majaczenie alkoholowe, halucynozę alkoholową i dipsomanię,
z drugiej zaś — stany patologicznego upojenia. Psychozy alkoholowe trwają
co najmniej kilka dni oraz znamionują się charakterystycznymi objawami
i dlatego w praktyce nie przedstawiają zwykle większych trudności roz­
poznawczych. Dotknięta nimi osoba może być bowiem poddana badaniu
psychiatrycznemu jeszcze w czasie trwania objawów chorobowych i dana

* Obecnie art. 9 Kpk.

188
psychoza rozpoznana. Natomiast napotyka się trudności w przypadkach
patologicznego upojenia alkoholowego, ponieważ stan ten charakteryzuje się
krótkim trwaniem, wynoszącym od kilku minut do kilku kwadransów przy
zachowanej, prawie nietkniętej sprawności motoryczncj, ze zdolnością do
wykonywania szeregu złożonych czynności, do swobodnego poruszania się,
chodzenia, biegania itp. Ta ostatnia właściwość czyni osoby w stanie pato­
logicznego upojenia alkoholowego specjalnie niebezpiecznymi dla otoczenia,
a poza tym budzi u laików (a nawet u sędziów zawodowych) wątpliwości,
co do stanu upojenia takich osób. Przypadki patologicznego upojenia alko­
holowego, aczkolwiek często podnoszone lub przyjmowane, zdarzają się
w rzeczywistości bardzo rzadko. W ciągu mojej przeszło 50-letniej praktyki
sądowo-lekarskiej spotkałem się zaledwie z kilkoma przypadkami rze­
czywistego patologicznego upojenia alkoholowego.
RZEKOME MATKOBÓJSTWO
W dniu 6 listopada 1948 r. około godziny 6 rano znaleziono w rzeczce
przepływającej przez wieś Lipnica Murowana, w powiecie bocheńskim zwłoki
kobiety. Dochodzenia wszczęte przez organa M. O. wykazały, że są to zwłoki
55-letniej wdowy, Rozalii Bożek z Lipnicy Górnej. Zwłoki leżały na wznak
-do połowy w wodzie. Po obu stronach szyi wykazywały sine plamy, a na lewym
obojczyku jeden wyraźniejszy i drugi mniej wyraźny znak od paznokcia. Woda
była w tym miejscu najwyżej 16 cm głęboka. Ustaleń tych dokonał funkcjo­
nariusz śledczy M. O. Jan C., który sporządził także plan sytuacyjny miejsca
znalezienia denatki i jej fotografię.
W dniu 9 listopada 1948 dokonał biegły lekarz dr M. oględzin i sekcji zwłok
denatki. Protokół tej czynności ma treść następującą:
Oględziny zewnętrzne: Zwłoki płci żeńskiej, budowy prawidłowej,
odżywienia lichego, z wyglądu lat około 55. Stężenie pośmiertne całkowite.
Plamy opadowe dość obfite na tylnej powierzchni całego ciała. Skóra blada,
na rękach i stopach zmacerowana (skóra praczek). Na skórze twarzy i szyi
nieliczne drobne wynaczynionki. Otwory naturalne wolne. Głowa symetryczna
bez śladów obrażeń. Twarz i powieki zasiniałe; spojówki gęsto nastrzykane;
rogówki bez zmian; gałki oczne prawidłowo osadzone; źrenice, tęczówki
i małżowiny uszne bez zmian. Otwory nosowe wolne. Wargi prawidłowego
kształtu, czerwień wargowa zasiniała, dziąsła i język bez zmian. Zęby wyka­
zują liczne braki. Szyja prawidłowo zbudowana. Na skórze poza nielicznymi
drobnymi wynaczynionkami innych zmian nie stwierdza się. Klatka pier­
siowa asteniczna. Gruczoły piersiowe o zanikłej podściółce tłuszczowej. Brzuch
prawidłowo wysklepiony. Narządy płciowe bez zmian. Otwór stolcowy wolny.
Obrażeń na ciele brak.
Oględziny wewnętrzne: Jama czaszkowa: Tkanka podskórna skąpa,
elastyczna. Mięśnie słabo rozwinięte. Kości pokrywy czaszki nieuszkodzone.
Opona twarda na sklepieniu i na podstawie czaszki łatwo odchodzi od kości,
przekrwiona. Kości podstawy nieuszkodzone. Opony miękkie przekrwione.
Mózg w całości silnie przekrwiony. Na przekrojach rysunek mózgu utrzymany.
Komory prawidłowych rozmiarów. Naczynia na podstawie mózgu i inne
wypełnione krwią. Móżdżek w całości przekrwiony. Rdzeń przedłużony o pra­
widłowym rysunku. Most Varola i przysadka bez zmian.
Klatka piersiowa i szyja: Tkanka podskórna zanikła. Mięśnie słabo rozwi­
nięte. Mięśnie szyi słabe o ćmym wejrzeniu. Tarczyca niepowiększona. Język
prawidłowy. Łuki podniebienne i gardziel bez zmian. Przełyk przekrwiony,
drożny w całości. Krtań i tchawica wolne, puste. Ich śluzówki przekrwione
z licznymi wynaczynionkami. Mostek i żebra nieuszkodzone. Grasica zanikła.
Jamy opłucnowe: prawa wolna, w lewej silne taśmowate zrosty przytrzy­
mują płuca od strony przepony i boczno-tylnej ściany klatki piersiowej.
W jamach nieco wolnego płynu. Płuca nieznacznie zapadają się po otworzeniu
klatki piersiowej, słabiej zapada się płuco lewe. W płucu prawym pod opłucną
widoczne drobne wynaczynionki. Na przekrojach rysunek płuca utrzymany.
Pod uciskiem płuco lewe nieco twardsze, wydziela krwawą ciecz. Worek
osierdziowy wolny, zawiera łyżkę surowiczego płynu. Pod osierdziem liczne

190
wynaczynienia. Serce o komorze prawej nieco rozszerzonej, zawierającej
nieco krwi płynnej; komora lewa pusta. Zastawki cienkie, gładkie, lśniące.
Tętnica główna o szerokości nad zastawkami prawidłowej. Pod błoną we­
wnętrzną tętnicy nieliczne, drobne wynaczynienia. Zastawki półksiężyco-
wate cienkie, gładkie, lśniące. Tętnice wieńcowe drożne.
Jama brzuszna: Tkanka podskórna zanikła. Mięśnie słabo rozwinięte.
Jama otrzewna wolna, zawiera około 3 łyżki płynu surowiczego. Otrzewna
cienka, gładka, lśniąca. Układ trzew prawidłowy. Śledziona nie powiększona,
krucha. Wątroba nie powiększona, silnie przekrwiona. Woreczek żółciowy
zawiera nieco żółci. Trzustka nie powiększona. Nerka lewa i prawa bez zmian,
o rysunku utrzymanym. Miedniczki prawidłowe. Nadnercza nie powiększone,
o prawidłowym rysunku. Żołądek prawidłowego kształtu i ułożenia, pusty.
Jelita cienkie zawierają nieco treści. Jelito grube, miejscami zapadnięte,
zawiera skąpą ilość treści kałowej. Wyrostek robaczkowy bez zmian. Jelito
proste zawiera kał. Gruczoły chłonne krezki nie powiększone. Pęcherz moczowy
bez zmian. Macica prawidłowego kształtu w tyłopochyleniu. Jajniki, jajo­
wody i przymacicza bez zmian. Pochwa wolna. Kości kończyn i miednicy
żadnych zmian nie wykazują.
W oparciu o taki wynik oględzin biegły wydał następującej treści opinię:
Na podstawie wyżej opisanych zmian w narządach wewnętrznych i na skórze
rozpoznaję śmierć przez uduszenie. Zmiany na skórze rąk i nóg wskazują,
że ciało leżało przez pewien czas w wodzie.
Podejrzenie o zabójstwo Rozalii Bożek skierowano przeciwko jej synowi
22-lctniemu Janowi Bożkowi. Został on aresztowany i po raz pierwszy prze­
słuchany w Komendzie Powiatowej M. O. w Bochni.
Jan Bożek po powrocie w 1945 r. z Niemiec, gdzie w czasie okupacji prze­
bywał na robotach przymusowych, osiadł naprzód w domu swoich rodziców.
W rok później ożenił się z Antoniną R., właścicielką 2 morgów gruntu z domem
i zamieszkał z nią w jej domu. Po śmierci jego ojca matka Rozalia wraz ze
swą córką Stanisławą, bojąc się mieszkać w rodzinnym domu, położonym
w odludnym miejscu pod lasem, przeniosły się wkrótce na mieszkanie do domu
synowej. Wywołało to rozmaite niesnaski rodzinne. Z powodu wyrzutów
Jana Bożka, że siostra i matka nie chcą pracować i są mu ciężarem, naprzód.
siostra opuściła jego dom i poszła na służbę, a następnie matka powzięła
zamiar zamieszkania w przytułku dla ubogich w Lipnicy Murowanej. Za
pośrednictwem tamtejszego proboszcza poczyniła już pewne kroki o przyjęcie
jej do przytułku w zamian za odstąpienie lub oddanie przytułkowi w bez­
płatną dzierżawę swego gruntu. Syn odwodził matkę od tego zamiaru, twier­
dząc, że szkoda dawać pole, które może się przydać jemu lub jego siostrze.
Przykre stosunki między synem i matką, jej nieprzydatność w gospodarstwie
z powodu choroby stawów oraz zaburzeń psychicznych były powodem, że
od czasu do czasu opuszczała ona dom synostwa i szukała pomocy i utrzy­
mania u sąsiadów. I tak noc z 4 na 5 listopada 1948 spędziła u Anieli B., od
której wyszła rano i powróciła do domu syna o godzinie 10. Po powrocie
wybuchła kłótnia między nią a synem, w toku której matka powiedziała, że
syn nie dba o nią, a on oświadczył jej, że jeśli się czuje u niego źle, to może
dom jego opuścić. Rozżalona tym zabrała zawiniątko ze swoją garderobą
i opuściła dom syna. Stało się to już pod jego nieobecność, ponieważ w między­
czasie poszedł on do Lipnicy Murowanej, aby zakupić środki żywności na
przyjęcie gości z okazji chrztu jego dziecka i załatwienia u proboszcza sprawy
chrztu. Powróciwszy po kilku godzinach dowiedział się od żony, że matka
opuściła ich dom.
Sąsiedzi Andrzej i Maria P. stwierdzili, że Rozalia Bożek przyszła do nich

191
w tym dniu około godziny 17.30 wieczorem, przyniosła zawiniątko z garde­
robą, powiadała, iż miała objawienie i zdradzała nienormalności psychiczne.
Zostawiła swoje zawiniątko i opuściła dom. Andrzej P. poszedł do mieszkania
Jana Bożka i zawiadomił go najpierw, że jego matka jest u nich, a następnie
po raz wtóry (mniej więcej około godziny 18), że matka wyszła z jego domu
i udała się w niewiadomym kierunku.
Według aktu oskarżenia Jan Bożek zarówno przy przesłuchaniach przez
funkcjonariuszy M. O., jak i dalszych przesłuchaniach przez prokuratora —
po przedstawieniu mu okoliczności przemawiających przeciw niemu, a w szcze­
gólności: ciągłe kłótnie z matką, jej zamiar pozbycia się gruntu na rzecz
przytułku, opuszczenie przez nią mieszkania w dniu 5 listopada 1948 z za­
miarem szukania przytułku oraz przebywanie w tym dniu wieczorem jego
samego poza domem — miał przyznać się do zabicia matki i opisać szcze­
gółowo, jak powstał u niego taki zamiar i w jaki sposób czynu dokonał.
W szczególności miał on przyznać, że z przyczyn powtórzonych w akcie
oskarżenia powziął zamiar pozbycia się matki, planował dwukrotnie przedtem
wykonanie tego zamiaru, lecz nie znalazł do tego sposobności, która nadarzyła
się dopiero w dniu 5 listopada 1948 wieczorem. Mianowicie — gdy matka
wyszła z domu sąsiada P., udał się za nią przypuszczając, że poszła do przy­
tułku w Lipnicy Murowanej. W odległości około 1 kilometra od domu zobaczył
matkę na drodze, zbliżył się do lasku i usłyszał słowa wypowiedziane przez
nią: «co ja pocznę ze sobą, co ja zrobię?». Idąc cicho za matką, zbliżył się
do niej przy strumyku płynącym przez Lipnicę, następnie podbiegł, chwycił
ją za szyję i wywrócił na ziemię. Matka upadła na ziemię głową skierowaną
ku Lipnicy Murowanej, a nogami w kierunku biegu rzeki. Oskarżony klęknął
obok niej i począł ją dławić obu rękami pod szyję. Matka zawołała w tej
chwili: «Jezu, puść mniew i usiłowała wstać, lecz oskarżony nic puścił jej
i dusił tak silnie, że po upływie może dwóch minut matka przestała dawać
znaki życia. W czasie duszenia matka miała na głowie i szyi chusteczkę.
Po dokonaniu zbrodni ujął zwłoki prawą ręką pod plecy a lewą pod nogi
i wszedłszy nad strumyk rzucił je do strumyka, chcąc upozorować śmierć
przez utonięcie. Po powrocie do domu opowiedział żonie, że był u sąsiada.
W dniu 30 listopada 1948 odbyła się w trybie doraźnym rozprawa przed
Wydziałem Zamiejscowym Krakowskiego Sądu Okręgowego w Bochni, na
której Jan Bożek zaprzeczył wyjaśnieniom złożonym w dochodzeniach
i śledztwie, odwołał przyznanie się i wyparł wszelkiej winy. Przesłuchany na
rozprawie jako biegły obducent dr M. potwierdził na ogół wyniki oględzin
i sekcji zwłok denatki oraz przyjął jako przyczynę jej śmierci uduszenie przez
zadławienie. Zaznaczył, że brak zewnętrznych znaków' dławienia na szyi
da się wytłumaczyć osłonięciem szyi jakąś miękką tkaniną np. chustką,
szalikiem itp. Wobec nieznalczicnia wody w płucach denatki i charaktery­
stycznego dla utonięcia obrzęku płuc dr M. wykluczył śmierć denatki skutkiem
utonięcia. Poza tym podał, «żc denatka mogła cierpieć na zapalenie krwo­
toczne opon mózgowych, jednak sekcyjnie udowodnić się tego nie da». W wy­
niku rozprawy Sąd uznał Jana Bożka winnym zabójstwa swej matki Rozalii,
popełnionego w dniu 5 listopada 1948 w ten sposób, że obalił ją na ziemię
i dławiąc obu rękami pod szyję sprowadził jej śmierć przez uduszenie, a na­
stępnie zwłoki denatki wrzucił do strumyka, chcąc upozorować jej śmierć
przez utonięcie, za co skazał go na karę więzienia przez przeciąg lat 15,
utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na przeciąg
lat 10 oraz na ponoszenie kosztów postępowania karnego.
W uzasadnieniu wyroku Sąd uznał tłumaczenie się oskarżonego w czasie
rozprawy za wykrętne wobec zeznań funkcjonariuszy M. O., że oskarżonego

192
nic bito i nic wymuszano na nim zeznań i że po przedstawieniu mu dowo­
dów przemawiających przeciw niemu wyraził się słowy: «skoro macie już
przeciw mnie takie dowody, to do winy się przyznam». Zdaniem Sądu wynik
sekcji zwłok i podane przez oskarżonego w toku dochodzeń szczegóły dokona­
nia przestępstwa dostatecznie dowodzą, że oskarżony jest sprawcą uduszenia
swej matki. Nic można bowiem żadną miarą przyjąć, że tak szczegółowe
przyznanie się oskarżonego w dochodzeniach było fikcją, skoro podał on takie
szczegóły towarzyszące zbrodni, jak: słowa wypowiedziane przez matkę
w czasie drogi i przy duszeniu jej, opis pozycji denatki leżącej na ziemi,
duszenie jej przez chusteczkę na szyi, wreszcie ujęcie zwłok przez oskarżonego
i wrzucenie ich do wody. Człowiek, który by w tym przestępstwie nie brał
bezpośredniego udziału i sam nie dokonał tej zbrodni, nawet w najbujniejszej
wyobraźni nie mógłby szczegółów tych przedstawić.
Obrońca z urzędu mgr B. podał w czerwcu 1949 wniosek o wznowienie
postępowania w tej sprawie. W jego uzasadnieniu podkreślił, że Jan Bożek
początkowo nic przyznał się do zabicia matki, lecz zrobił to dopiero po
pobiciu go przez funkcjonariuszy M. O., że okazywał on sińce i znaki pobicia
współwięźniom, że przyznał się także do innych niepopełnionych czynów,
jak do rabunku w spółdzielni, posiadania broni itp., co okazało się nieprawdą,
że jego wyjście z domu w celu poszukiwania matki trwało tylko kilkanaście
minut, że pierwszą osobą, która zobaczyła w rzeczce denatkę, była Janina Dz.
i ta stwierdziła, iż denatka leżała twarzą zwróconą do wody, że sędzia śledczy
mgr Sz. stwierdził w czasie sekcji zwłok brak jakichkolwiek śladów na ciele
denatki oraz brak jakiejkolwiek treści w jej żołądku, że zdaniem obducenta
dr M. denatka zmarła na zapalenie krwotoczne opon mózgowych, co zostało
w protokole rozprawy sądowej tylko fragmentarycznie zaznaczone.
Po sprawdzeniu wskazanych we wniosku okoliczności Prokuratura Sądu
Okręgowego przekazała wniosek o wznowienie postępowania Prokuraturze
Sądu Apelacvjneeo w Krakowie, zaznaczajac w swym piśmie z dnia 9 listo­
pada 1949:
1) że nie jest wykluczona śmierć Rozalii Bożek w sposób naturalny (brak
śladów mechanicznego gwałtu na szyi — świadek mgr Sz. sędzia śledczy),
2) żc położenie zwłok w rzeczce było inne niż ustalone w wyroku,
3) żc Jan Bożek nie wychodził z domu przez czas dłuższy niż około 15 minut
i wobec tego nasuwają się wątpliwości, czy przesłanki wyroku zasądzającego
są słuszne. W każdym razie opierają się one jedynie i wyłącznie na odwołanym
w czasie rozprawy przyznaniu się do czynu przez Jana Bożka oraz na wy­
nikach sekcji, które biegły dr M. inaczej przedstawia.
Sprawdzenie tych okoliczności ujawniło nowe fakty i dowody nieznane
w toku postępowania poprzedniego, a mogące mieć zasadnicze znaczenie dla
oceny winy zasądzonego Jana Bożka.
Pismem z dnia 22 listopada 1949 zwróciła się do mnie Prokuratura Sądu
Apelacyjnego o wydanie na podstawie akt sprawy opinii o przyczynie zgonu
Rozalii Bożek. W związku z tym wydałem pisemną opinię następującej treści:
Na wstępie podkreślić należy, że jak w życiu potocznym, tak i w praktyce
kryminalistycznej należy brać pod rozwagę zdarzenia wedle ich częstości
pojawiania się. Otóż statystyka i codzienne doświadczenie poucza, że ludzie
w znakomitym odsetku przypadków umierają przede wszystkim z przyczyn
chorobowych samoistnych, czyli tzw. śmiercią naturalną, a tylko w bardzo
nielicznym odsetku — śmiercią gwałtowną i wówczas znowu najczęściej
w następstwie nieszczęśliwego wypadku, potem samobójstwa, a najrzadziej
zbrodni. Pamiętając o tej statystycznie stwierdzonej częstotliwości, należy
w' każdym kryminalnym przypadku naprzód wyłączyć śmierć z przyczyn

Wybrane przypadki 13 193


chorobowych samoistnych, z nieszczęśliwego wypadku lub z ręki własnej,
zanim przyjmie się śmierć zbrodniczą.
Rozpatrując protokół oględzin i sekcji zwłok denatki w dniu 9 listopada 1948,
a zatem w przeszło 3 doby od znalezienia zwłok, należy podkreślić, że —jak
na protokoły oględzin zwłok dokonywanych na prowincji — jest on wcale
dobry. Wywód oględzin zawiera bowiem przedmiotowy i dość szczegółowy
opis stanu poszczególnych narządów, stwierdzonego przy oględzinach. Jest
to zasadniczy warunek dobrego protokołu sekcyjnego. Gdyby bow iem wywód
oględzin nie zawierał przedmiotowego opisu stanu poszczególnych narządów',
lecz tak często spotykane w protokołach prowincjonalnych określenia, że dany
narząd nie wykazuje żadnych zmian lub gdyby zawierał gotowe podmiotowe
rozpoznanie przez obducenta, to wówczas nowy biegły nie mógłby ocenić,
czy opinia obducenta była trafna czy też mylna np. z powodu trudności przy­
padku, małego doświadczenia obducenta, jego zasugerowania się aktem oskar­
żenia łub przyznaniem się oskarżonego do winy.
Z protokołu sekcji zwdok denatki wynika, że była ona bardzo lichego odży­
wienia, o zanikłej tkance podskórnej, zarówno na klatce piersiowej i szyi, jak
i na brzuchu, o słabo rozwiniętych mięśniach, że miała pusty żołądek i skąpą
ilość treści w jelitach. Stanowi to przedmiotowy dowód i potw ierdzenie zeznań
świadków, między innymi sędziego śledczego mgr Sz., że «denatka przedsta­
wiała obraz zupełnego wycieńczenia».
Dalej oględziny zwłok stwierdziły na rekach i nogach denatki obecność
tzw. skóry praczek, dowodzącej, że zwłoki leżały w środowisku wilgotnym.
Wobec atoli nieopisania przez obducenta stadium nasilenia stwierdzonej
skóry praczek, sam ten szczegół nie pozwala określić w przybliżeniu czasu
przebywania zwłok w wilgotnym środowisku, czyli w wodzie strumyka. Na­
tomiast odpowiedź w tym kierunku można znaleźć w zachowaniu się plam
i pośmiertnych ocieklin opadowych. Obok dość obfitych plam opadowych
na tylnej powierzchni całego ciała — okazywały zasinienie i przekrwienie
opadowe: głowa, twarz, spojówki, powieki, czerwień wargowa, opony mózgowe
i mózgowie, szyja oraz błona śluzowa górnego przewodu oddechowego i po­
karmowego krtań, tchawica, przełyk). Ten obraz anatomiczny plam i ocieklin
opadowych denatki dowodzi: po pierwsze, że zwłoki denatki leżały najpierw’
zwrócone przednią, twarzową stroną do podłoża, po wtóre, że w tym pier­
wotnym położeniu znajdowały się krócej niż 7—8 godzin. Jak bowiem poucza
doświadczenie sądowo-lekarskie, plamy i ociekliny pośmiertne, wytwarzające
się w częściach najniżej położonych z chwilą ustania czynności serca, przy
zmianie położenia zwłok przemieszczają się na te miejsca i części zwłok,
które w nowej, zmienionej pozycji leżą najniżej. Pod warunkiem jednak, że
zmiana położenia zwłok nastąpi w' okresie w zasadzie nie dłuższym niż około
7—8 godzin po śmierci. Mimo takiego przemieszczenia się pierwotne plamy
i ociekliny pośmiertne nie znikają bez śladu, lecz najczęściej się zachowują.
W niniejszym przypadku można — na podstawue stwierdzonego przez obdu­
centa zachowania się plam i ocieklin pośmiertnych — przyjąć, że Rozalia
Bożek w chwili śmierci i najwyżej przez 7—8 godzin po śmierci leżała zwrócona
powierzchnią twarzową ku podłożu, a ponieważ glow’a, jako gatunkowo naj­
cięższa, leżała najniżej, plamy i ociekliny pośmiertne najsilniej wytworzyły
się na twarzy, głowie i szyi. Wskutek zmiany położenia zwdok (mniej więcej
w 7—8 godzin od śmierci), zaczęło się przemieszczenie plam i ocieklin pier­
wotnych i dlatego przy oględzinach i sekcji zwłok (wr 3 dni później) stwierdził
obducent — obok plam opadowych przemieszczonych już w części grzbietowe
zwłok — także pozostałości pierwotnych plam i ocieklin pośmiertnych na
twarzy, czaszce i na szyi. Stanowa to przedmiotowy dow'ód i potwierdzenie

194
prawdziwości zeznań świadka Janiny Dz., która pierwsza zobaczyła zwłoki
denatki leżące «prawie połową twarzy zanurzone w wodzie» oraz świadków
S. K. i J. W., że to pierwotne położenie zwłok zmieniono potem celem usta­
lenia tożsamości osoby. Natomiast nie znajdują przedmiotowego potwierdze­
nia w tym zachowaniu się plam i ocieklin pośmiertnych zeznania pracowni­
ków M. O., że zwłoki denatki leżały na wznak, tj. na grzbiecie twarzą do
góry. Zeznania zaś świadka W. K., że na jego pytania, w jakiej pozycji znajdo­
wały się zwłoki denatki, oświadczono mu, że nikt zwłok nie ruszał, że znajdo­
wały się one w takiej pozycji, w jakiej je zastał, należy z punktu widzenia
sądowo-lekarskicgo brać cum grano salis. Powszechnie bowiem jest wiadomo,
iż w tego rodzaju przypadkach jak niniejszy nie wolno aż do przybycia władz
niczego ruszać, nic więc dziwnego, że nikt nie przyzna się, chociaż ruszał
zwłoki bądź to z chęci ratowania danej osoby, bądź to ze zwykłej ciekawości
ludzkiej.
Oględziny i sekcja zwłok — poza charłactwem, lewostronnymi zrostami
opłucnowymi po przebytym ongiś zapaleniu opłucnej i nieznaczną rozstrzenią
prawej komory serca — nie wykazały w żadnym narządzie jakichkolwiek
zmian chorobowych, które by mogły tłumaczyć śmierć denatki z samoistnych
przyczyn chorobowych. W szczególności należy zaznaczyć, iż nie ma żadnej
podstawy do przyjęcia, aby u denatki istniało krwotoczne zapalenie opon
mózgowych i że ono stało się przyczyną jej śmierci. Pominąwszy już fakt, że
ta forma schorzenia występuje niesłychanie rzadko i daje grube, wprost rzuca­
jące się w oczy (nawet najmniej doświadczonemu obducentowi) zmiany
anatomiczne, przeczą istnieniu tego schorzenia zarówno opis opon mózgo­
wych w protokole sekcyjnym, jak i dodatkowe zeznania obducenta w dniu
20 października 1949, z których wynika, że było to tylko silne opadowe prze­
krwienie opon mózgowych i mózgowia. Zresztą wykazywała je cała głowa,
co znajduje wytłumaczenie w pozycji, w jakiej znaleziono zwłoki denatki.
Wypowiedzi zaś dr M., że schorzenia tego «sekcyjnie udowodnić się nie da»,
a następnie, że chcąc je «bezspornie ustalić należałoby badaną za życia prze­
badać^ zostały chyba błędnie zaprotokołowane, ponieważ żaden lekarz nie
mógłby wygłosić takich herezji z punktu widzenia lekarskiego. Jest bowiem
samo przez się zrozumiałe i jasne i nie potrzebuje bliższego uzasadnienia, że
pewniej i bardziej stanowczo można rozpoznać dane schorzenie na stole
sekcyjnym, niż na podstawie objawów chorobowych u osoby żywej. Wszak
właśnie celem potwierdzenia rozpoznań nawet najlepszych klinicystów doko­
nuje się sekcji naukowych,
W tym stanie rzeczy można wykluczyć tzw. śmierć naturalną denatki.
Natomiast stwierdzona oględzinami i sekcją zwłok denatki obecność wszędzie
krwi płynnej oraz drobnych wybroczyn w błonach surowiczych (opłucne,
osierdzie) i śluzowych (krtań, tchawica) — przy braku innych przyczyn
śmierci — przemawia za śmiercią nagłą z uduszenia. Uduszenie też jako
przyczynę śmierci denatki przyjął słusznie obducent w protokole oględzin
zwłok. Nie podał jednak i bliżej nie określił, jakiego rodzaju było to uduszenie.
Dopiero na rozprawie przyjął on uduszenie przez zadławienie.
Ponieważ śmierć z zadławienia jest zawsze dziełem ręki obcej, która zaciska
szyjne narządy oddechowe, przeto obraz anatomiczny w tych przypadkach
wykazuje — obok zwykłych ogólnych zmian zauważanych przy śmierci
z uduszenia (płynność krwi, przekrwienie narządów, wybroczynki w błonach
surowiczych itp.) — także na szyi ślady dławienia w postaci sińców i otarć
naskórka, będących często wprost odbiciem paznokci. Na szyi denatki żadnych
obrażeń nie było. Wprawdzie w uzasadnieniu wyroku jest mowa o sinych
plamach po obu stronach szyi i o dwóch odbiciach paznokci nad lewym

13* 195
obojczykiem denatki, które mieli widzieć funkcjonariusze M. O. Obrażeń
tych nie stwierdził jednak ani obducent, ani sędzia śledczy mgr Sz., a codzienne
doświadczenie sądowo-lckarskie poucza, że oglądacze zwłok i funkcjonariusze
milicyjni bardzo często rozpoznają plamy pośmiertne jako sińce. Zresztą
gdyby obducent stwierdził takie obrażenia na szyi denatki, to — przyjmując
w swej opinii na rozprawie, iż śmierć denatki wynikła z zadławienia —
byłby się na nie powołał. Tymczasem stwierdzając ich brak tłumaczył go tym,
że ucisk dławiącej ręki działał na szyję osłoniętą chustką, szalikiem itp. Słusz­
nie także nie przyjął on, że nieliczne drobne wynaczynionka stwierdzone na
skórze twarzy i szyi denatki są pochodzenia urazowego. Były to bowiem
wynaczynionki w obrębie przekrwienia opadowego, wywołane pękaniem
naczyń włosowatych pod naporem opadającej pośmiertnie krwi. Aczkolwiek
obducent słusznie podał, że na skórze szyi ofiary zadławionej może być brak
sińców i otarć naskórka, jeżeli mianowicie szyja ofiary pokryta jest miękkim
przedmiotem (a dodać należy, że także jeżeli dławiąca ręka jest w rękawiczce),
to jednak powinien on wiedzieć, że skutki — zwłaszcza prowadzącego do
śmierci — ucisku szyjnych narządów oddechowych wystąpią wówczas w postaci
podbiegnięć krwawych w tkance podskórnej oraz wśród mięśni i narządów
szyi. Tymczasem wyraźnie zaznaczył obducent w protokole oględzin i sekcji
zwłok denatki, że ani w tkance podskórnej, ani w mięśniach szyi, ani w na­
rządach szyi nie stwierdził nawet najmniejszych śladów obrażeń.
W tym stanie rzeczy nie istnieją żadne dane do przyjęcia, iż denatka zmarła
wskutek zadławienia. Tym samym odpadają także inne, przyjęte okoliczności,
jak np. wrzucenie zwłok do strumyka dla upozorowania śmierci z utonięcia.
Wszak o ile by przyjąć, że sprawca w tak cudowny sposób zadławił denatkę,
iż nie pozostawił żadnych śladów dławienia, to chyba byłoby rozsądniej
pozostawić zwłoki na miejscu, a samemu czym prędzej zbiec. Wobec braku
obrażeń oraz ogólnego nędznego stanu i zupełnego wyniszczenia denatki
przyjętoby bowiem jej śmierć z wycieńczenia. Natomiast nierozsądne byłoby
nieść lub wlec zwłoki, gdyż to nie jest łatwe i pozostawia ślady (w docho­
dzeniach nie ustalone) oraz naraża na zwłokę, w czasie której sprawca może
być wykryty. Najważniejsze zaś jest to, że dla upozorowania samobójstwa
albo ukrycia zbrodni sprawca wrzuca zwłoki ofiary (często obciążone kamie­
niami itp.) do głębokiego stawu lub rzeki, a nie do strumyka z wodą po kostki.
W niniejszym zatem przypadku nie była to upozorowana, lecz rzeczywista
śmierć z utonięcia. Denatka zmarła wskutek dostania się twarzą do wody,
odcięcia w ten sposób dostępu powietrza do płuc i uduszenia. Dowodzi tego
zarówno wynik sekcji zwłok, jak i okoliczności, wśród jakich je znaleziono.
Powszechnie wiadomo, że śmierć z utonięcia następuje zarówno przy zupeł­
nym zanurzeniu całego ciała w płynie, jak i przy zanurzeniu w nim tylko
ust i nosa np. u osób znajdujących się w stanie omdlałym, nieprzytomnym,
u epileptyków, upojonych alkoholem, jeżeli wpadly one w płytką kałużę,
w naczynie z wodą itp. Są nawet znane — zresztą wyjątkowo rzadkie —
przypadki samobójstw przez zanurzenie głowy w zbiorniku wody. W tego
rodzaju przypadkach oględziny i sekcja zwłok — poza ogólnymi zmianami
charakterystycznymi dla śmierci z uduszenia jak płynność krwi, przekrwienie
narządów, wybroczynki pod błonami surowiczymi — wypada ujemnie.
W szczególności wbrew twierdzeniu biegłego dr M. na rozprawie — że wrobec
tego, «iż nie znalazł w'ody w płucach, a zarazem nie stwierdził obrzęku płuc
charakterystycznego dla śmierci z utopienia», śmierć denatki nie nastąpiła
z utonięcia — należy podkreślić, że nawet przy utonięciu w głębokiej wodzie
nie zawsze znajduje się w’oda w płucach, zwiaszcza gdy sekcji dokonuje się
w' 2—3 doby później, ponieważ w'oda dyfunduje w' tkanki ciała. Z reguły

196
zaś nie stwierdza się wody w płucach i charakterystycznego dla śmierci
z utonięcia nadmiernego wydęcia płuc, jeżeli miało miejsce niezupełne
zanurzenie ciała. Tylko przy utonięciu w głębokiej wodzie i działaniu wyso­
kiego jej słupa woda wnika do płuc, uciska i zagęszcza kilka litrów zawartego
w nich powietrza, które rozrzedza pęcherzyki płucne. W następstwie tego
całe płuca są nadmiernie rozdęte, powiększone, suche, wyczuwają się jak
poduszka gumowa napełniona powietrzem, a po otwarciu klatki piersiowej
nic zapadają się, lecz wydobywają na zewnątrz. Jest jasne, że to nadmierne
rozdęcie płuc (zwane rozedmą wodną, a nie obrzękiem) nie wystąpi przy
zanurzeniu tylko twarzy z nosem i ustami lub przy utonięciu w gęstym płynie,
np. w wapnie albo w razie istnienia zrostów opłucnowych, które nie pozwalają
na rozdęcie płuc. A właśnie w niniejszym przypadku miały miejsce tak zanu­
rzenie nosa i ust w wodzie, jak i stwierdzone sekcyjnie zrosty opłucnowe. Tak
zatem zarówno obraz anatomiczny, jak i fakt znalezienia zwłok w płytkim
strumyku z twarzą zanurzoną w wodzie aż nadto dowodnie przemawiają za
tym, że śmierć denatki nastąpiła wskutek tzw. niezupełnego utonięcia.
Z kolei nasuwa się pytanie, czy śmierć denatki z utonięcia była zbrodnicza,
samobójcza, czy też następstwem nieszczęśliwego wypadku. Już statystyka
poucza, że śmierć z utonięcia jest najczęściej następstwem wypadku lub
samobójstwa, wyjątkowo zaś zbrodni. Zbrodnicze utopienia dotyczą jeszcze
najczęściej noworodków i niemowląt. Zbrodnicze utopienie osoby dorosłej
jest możliwe tylko albo gdy się ją wtrąci znienacka do głębokiej wody, albo po
poprzednim obezwładnieniu. W niniejszym przypadku płytka woda w stru­
myku nic nadawała się do zbrodniczego wtrącenia denatki celem utopienia,
a brak na jej ciele wszelkich śladów obrażeń wyklucza ubezwładnienie lub
walkę z napastnikiem, a przecież dorosła osoba przed wrzuceniem jej do wody
broni się, krzyczy itp.
Chociaż denatka zdradzała myśli samobójcze, to jednak — wobec wprost
niesłychanie rzadkich przypadków samobójstw przez zanurzenie głowy w wo­
dzie — przyjęcie u niej śmierci samobójczej wydaje się być mało prawdo­
podobne.
Natomiast wszystkie ustalone okoliczności przemawiają dowodnie za nie­
szczęśliwym wypadkiem. I tak zwłoki denatki znaleziono w wodzie tuż przy
kładce przerzuconej przez strumyk; leżały one zanurzone twarzą w dół
przez mniej więcej do 7—-8 godzin, a zatem dostała się ona do wody w nocy.
Według zgodnych zeznań licznych świadków denatka zdradzała objawy
zaburzeń psychicznych'; znajdowała się w stanie zupełnego wycieńczenia
i charłactwa, «była słabowita i cierpiąca na stawy, tak że chodziła z trud-
nością», a po ostatnim noclegu była «bardzo słaba, że nie mogła wstać rano».
Skoro nawet człowiek zdrowy, znajdujący się w pełni sił fizycznych i bystrości
władz psychicznych może w nocy spaść z kładki przerzuconej przez strumyk
(czy noc była wówczas bardzo ciemna, w dochodzeniu nie ustalono), to tym
łatwiej może się to zdarzyć osobie psychicznie anormalnej, pozbawionej by­
strości władz psychicznych, krańcowo wycieńczonej i mogącej się z trudnością
poruszać. Można by zarzucić, że denatka po spadnięciu z kładki do strumyka
mogła się podnieść i wyjść z wody. Przy fizycznym i psychicznym stanie
denatki należy jednak wziąć pod uwagę, że wskutek upadku do wody mogła
ona omdleć, spaść z kładki w ostatnim stadium wyczerpania i nie mieć dość
siły do dźwignięcia się i powstania. Wystarczy zaś już bardzo krótkie odcięcie
dostępu powietrza do płuc wskutek zanurzenia twarzy w w-odzie, aby przyszło
do zejścia śmiertelnego. Wszak u silnego, zdrowego mężczyzny następuje śmierć
z utonięcia już w ciągu kilku minut, a cóż dopiero u osoby znajdującej się
w ostatnim stadium wycieńczenia, w której zatem życie zaledwie tliło.

197
Zbierając powyższe wywody należy stwierdzić, że nic nie sprzeciwia się
przyjęciu, iż śmierć denatki była wynikiem nieszczęśliwego wypadku, natomiast
nic istnieją dostateczne dane, które by pozwalały przyjąć w postępowaniu
karno-sądowym, opierającym się nie na domysłach, lecz na pozytywnym wyka­
zaniu prawdy materialnej, iż śmierć denatki była zbrodniczą. Zresztą fakt ten
nie ulegałby już w toku dochodzeń wątpliwości, gdyby wówczas ustalono,
na jak długo krytycznej nocy Jan Bożek wydalił się z domu. Niestety tej tak
ważnej okoliczności nie ustalono, zadowalając się ogólnikiem: «po upływie
jakiegoś czasu», chociaż dokładne określenie tego czasu pozwoliłoby ocenić,
czy oskarżony mógł w nim przebyć kilkukilometrową drogę ze swego domu
do miejsca znalezienia zwłok denatki i z powrotem. Natomiast oparto się na
przyznaniu Jana Bożka. Tymczasem przyznania się nie można w myśl
obecnych poglądów naukowych i ustawowych (w przeciwieństwie do dawnych,
czyniących z przyznania «królową dowodów») uważać za wystarczający
dowód winy. Na przyznaniu bowiem można się tylko wówczas oprzeć, jeżeli
nie budzi ono wątpliwości * na tle całokształtu okoliczności sprawy albo
jeżeli popierają je inne dowody. Zresztą o jakiejkolwiek wartości dowodowej
przyznania można mówić tylko wtedy, gdy jest ono dobrowolne. Tymczasem
przypadki dobrowolnego przyznania się nie mogą być i nie są częste. Na­
tomiast przecenianie przyznania się jako dowodu popychało (tu tkwiła geneza
tortury) i popycha do starań o uzyskanie tego rzekomo najlepszego dowodu
w jak największej ilości przypadków. Z akt sprawy wynika, że Jan Bożek
zarówno z początku, jak i na rozprawie sądowej nie przyznał się do zarzuco­
nego czynu i zaprzeczył mu. Dopiero «wzięty w krzyżowy ogień pytań»
miał się przyznać. Ale przyznał się także do posiadania pistoletu schowanego
za kominem, co okazało się nieprawdziwe. O ile jednak prowadzący docho­
dzenie pracownicy śledczy uważali za stosowne zbadać czy jest prawdziwe jego
twierdzenie, że posiada w domu pistolet, to nie zbadali szeregu okoliczności
mających dowodzić czyjego przyznanie się do matkobójstwa jest prawdziwe.
Nadto należy zwrócić uwagę, że pracownicy śledczy w protokole spisanym
6 listopada 1948 o godz. 15.40 podali: «plamy na szyi, znaki na piersiach
oraz kał w koszuli budziły podejrzenie, że denatka była duszona, a nie to-
piona», podczas gdy pierwsze przesłuchanie Jana Bożka z jego przyznaniem
się miało miejsce w Bochni w dniu 8 listopada 1948 o godz. 9.
Wszystkie te okoliczności — pomijając szereg innych, jako nic należących
do kompetencji biegłego lekarza — uzasadniają z punktu widzenia medy­
cyny sądowej wnioski prokuratora i obrońcy o wznowienie postępowania
i ponowne rozpatrzenie sprawy Jana Bożka.
Sąd Najwyższy postanowił uwzględnić wniosek o wznowienie postępowania
na korzyść oskarżonego, uchylić wydany w trybie doraźnym wyrok Sądu
Okręgowego i przekazać sprawę do ponownego rozpatrzenia w trybie zwy­
czajnym Sądowi Okręgowemu w Krakowie.
W dniach 15 maja i 24 czerwca 1950 odbyła się w tym Sądzie rozprawa
główna, w czasie której Jan Bożek wyjaśnił, że «nawet przez myśl nie przeszło
mu kiedykolwiek, by zabić matkę», że początkowo nie przyznawał się do zarzu­
conego mu czynu, a dopiero później przyznał się do wszystkiego, o co go
pytano, np. do posiadania pistoletu i udziału w napadach rabunkowych, że
nie wiedział, iż później był przesłuchiwany przez prokuratora, że przyznanie
swoje odwołał na rozprawie sam a nie namówiony przez obrońcę, jednak
i obecnie ma «pewne powody, że nie chce wyjaśnić dlaczego na posterunku
M. O. w Lipnicy i w Bochni, a również u prokuratora przyznał się do po­

* Art. 296 Kpk.

198
pełnienia zarzuconej mu zbrodni». Świadkowie zeznali na rozprawie, że
Rozalia Bożek wykazywała zaburzenia psychiczne, chorowała na zapalenie
stawów i nie mogła chodzić. W domu oskarżonego była bieda, bo miał on
mało bardzo lichego pola, sam był słabego zdrowia i nie mógł ciężko pra­
cować. Jego nieobecność w domu wieczorem 5 listopada 1948 trwała około
15 minut. Odległość od domu oskarżonego do miejsca znalezienia zwłok
wynosiła 5 km; kładka przez potok była zrobiona z dwóch okrąglaków,
znajdowała się około 2 metry nad wodą i nie miała poręczy lub poręcz była
złamana. Denatka leżała obok kładki z twarzą zanurzoną w wodzie, nie miała
chustki na głowie ani na szyi, lecz w nogach. Oskarżony nie przyznał się przy
pierwszych przesłuchaniach do czynu i był bity po głowie. Obducent dr M.
zeznał, że w czasie sekcji nie stwierdził krwotocznego zapalenia opon mózgo­
wych ani żadnych śladów obrażeń na ciele denatki i «po dokładnym rozwa­
żeniu sprawy» uznał za słuszne moje orzeczenie.
Na rozprawie wydałem opinię zgodną z opina pisaną. Na pytania Sądu
wykluczyłem śmierć denatki przez przytkanie ręką ust i nosa wobec braku
śladów obrażeń na jej twarzy. Podkreśliłem, że upadek z kładki (bez względu
na to, czy miała ona poręcze czy nie) nie musiał wywołać obrażeń na ciele
denatki z uwagi na wysokość i charakter kładki oraz możliwość zesunięcia
się denatki z kładki, zwłaszcza że miała ona na sobie odzież i grubą chustę,
którą znaleziono w jej nogach. Poza tym w wypadkach bardzo szybkiej śmierci,
jak przy utonięciu, obrażenia mogą być bardzo mało widoczne. Sąd wydał
wyrok uniewinniający, który uprawomocnił się.
Obrońca Jana Bożka zgłosił w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie żądanie
odszkodowania za niesłuszne skazanie. Sąd Apelacyjny postanowił nie
uwzględnić wniosku, uzasadniając swoje stanowisko tym, że Jan Bożek przez
przyznanie się w śledztwie do zabójstwa umyślnie spowodował swe skazanie.
Sąd Najwyższy postanowieniem z dnia 1 marca 1951 uchylił to postanowienie
Sądu Apelacyjnego w Krakowie i przekazał sprawę Sądowi Wojewódzkiemu
w Krakowie celem przeprowadzenia rozprawy w myśl art. 515 Kpk. Sąd
Najwyższy podkreślił, że w sprawie niniejszej zaszła omyłka sądowa oraz że
zasadność i słuszność roszczeń Bożka o odszkodowanie za niesłuszne skaz rnie
nie budzi wątpliwości. Podstawowym bowiem zadaniem Sądów w Polsce
Ludowej jest wymiar sprawiedliwości, który między innymi nakazuje w każdym
poszczególnym procesie dążyć do wykrycia prawdy materialnej, w oparciu
o nią ustalić winnych i wymierzyć im podyktowaną przez ustawę i interes
społeczny karę. Zagwarantowany przez zasadnicze ustawy ustrojowe porządek
prawny Polski Ludowej zapewnia obywatelom ochronę ich praw zasadniczych,
jakimi są między innymi wolność osobista i prawo do czci. Wymiar sprawiedli­
wości powinien stać na straży tych praw. W procesie Jana Bożka zasady te
zostały zgwałcone, co w konsekwencji stało się przyczyną niesłusznego ska­
zania go przez Sąd Okręgów}7 w Krakowie jako Sąd Doraźny na 15 lat więzie­
nia. Dlatego, wbrew zaskarżonemu postanowieniu Sądu Apelacyjnego,
wniosek Bożka o odszkodowanie za niesłuszne skazanie uznać należy za słuszny.
Określenie wysokości odszkodowania powinno nastąpić przez Sąd Wojewódzki.
Sąd Wojewódzki w Krakowie, postanowieniem z dnia 21 września 1951,
przyznał Janowi Bożkowi odszkodowanie tytułem wynagrodzenia za szkody
i straty materialne oraz krzywdę moralną, związane z niesłusznym
skazaniem go wyrokiem Sądu Okręgowego w Krakowie z dnia 30 listo­
pada 1948.
* *
*
199
Przypadek niniejszy jest typowym przykładem, jak szkodliwe jest prowa­
dzenie śledztwa według z góry powziętej koncepcji oraz stosunek do przyzna­
nia się podejrzanego, jako do rzekomo najlepszego i najbardziej niezawodnego
dowodu winy. Dochodzenie przeprowadzono niedokładnie i pobieżnie, bez
bliższego zapoznania się z okolicznościami sprawy, przyjmując z góry, iż
denatka została zaduszona i że jej zabójcą był syn. Przy tej pochopnej kon­
cepcji, czynności dochodzeniowe zdążały bez ustalenia całego szeregu faktów
wyłącznie ku temu, aby wszelkimi sposobami potwierdzić jej słuszność i uzyskać
przyznanie się podejrzanego. Tymczasem na samym tylko przyznaniu się
oskarżonego do winy, nie potwierdzonym innymi dowodami, nic można się
opierać. Dla ustalenia obiektywnej prawdy i słusznego rozstrzygania w tak
poważnych sprawach karnych Sąd powinien rozporządzać nie budzącymi
żadnej wątpliwości dowodami. Ponadto przyznanie się może być odwołane.
Nie odpowiadające współczesnym wymogom i obowiązującym przepisom
dochodzenie działało sugerująco na lekarza biegłego, który jednak — za­
poznawszy się następnie we wznowionym procesie z całokształtem okolicz­
ności sprawy — zmienił swą pierwotną opinię w myśl słusznej zasady: sa-
pientis esl mutare sententiam in melius.
Wreszcie sprawa niniejsza wskazuje, że w procesach poszlakowych budzi
poważne zastrzeżenia postępowanie w trybie doraźnym. Wymiar sprawiedli­
wości nic powinien działać pod sugestią chwili, lecz musi w spokoju i w roz­
wadze ważyć każdy szczegół i każdą okoliczność sprawy, przy czym w pro­
cesach poszlakowych zachodzi najczęściej potrzeba przeprowadzenia także
badań naukowych. Nauka zaś nie uznaje pośpiechu, wymaga pracy w sku­
pieniu i nic może krępować się czasokresami przewidzianymi w przepisach
o postępowaniu doraźnym. W niniejszym przypadku nie przestrzegano tego,
nic więc dziwnego, że doszło do omyłki sądowej i skazania osoby niewinnej.
Przyznanie odszkodowania za to było z jednej strony potwierdzeniem tej
omyłki, z drugiej zaś *— uczynieniem zadość ogólnoludzkiemu poczuciu
słuszności.
RZEKOMA ŚMIERĆ GWAŁTOWNA

W kamienicy przy ul. św. Józefa nr 3 w Poznaniu mieszkał w pokoiku


z kuchnią na III piętrze pracownik tamtejszych Zakładów Napraw Samocho­
dowych, Witold Sz. wraz z żoną Sabiną (24 lata) i córką Barbarą (4 lata).
W dniu 12 sierpnia 1952 około godziny 8 dozorczyni Antonina F. usłyszała
z podwórza płacz Basi, która na jej zapytanie, dlaczego płacze, odpowiedziała,
że mamusia leży na podłodze i ma krew. (Sąsiedzi G. K. L. G. zeznali później,
że jeszcze około godziny 10 widzieli w oknie płaczącą Basię, która wołała, że
mamusia leży na podłodze). Dozorczyni zawiadomiła siostrę Witolda Sz.,
która niezwłocznie przybyła i weszła razem z dozorczynią i sąsiadem Ro­
manem K. do mieszkania brata. Przy wejściu z kuchni do pokoiku zauważyła
próżną miednicę z rozlaną około niej wodą. Wszedłszy do pokoiku, gdzie
sypiała Sabina Sz., zauważyli ją nieżywą na podłodze obok łóżka w pozycji
klęczącej, z głową opartą o podłogę, zupełnie nagą, także bez biustonosza.
Na łóżku, obok którego leżały zwłoki, była odsunięta pierzyna, co robiło
wrażenie jakby denatka uprzednio siedziała na łóżku. Zawezwano Pogotowie
Ratunkowe i zawiadomiono Milicję Obywatelską. W międzyczasie przybył
mąż denatki Witold i ułożył ją na łóżku.
Przybyły lekarz Pogotowia Ratunkowego dr W. zastał zwłoki denatki
leżące już na łóżku, z wyraźnymi plamami pośmiertnymi na twarzy, skórze
klatki piersiowej, brzucha i kończyn dolnych. Kończyny górne zgięte
w łokciach, kończyny dolne w stawach biodrowych, rozstawione pod kątem
około 90°, ugięte w kolanach. Stężenie pośmiertne utrzymane we wszystkich
stawach. Okolica prawego kąta ust i policzek prawy zawalane krwią. W oko­
licy prawej powieki dolnej zasinienie z otarciem naskórka. Otwory naturalne
ciała wolne. Lekarz ten przyjął nagły zgon w godzinach między 7—9 rano
w dniu 12. VIII. 1952.
Przybyli na miejsce około godz. 19 funkcjonariusze M. O. stwierdzili, że
w małym pokoiku na żelaznym łóżku leżała denatka na wznak, ubrana
w sam biustonosz. Przednia część tułowia wraz z głową leżała na zwiniętej
wpół pierzynie koloru niebieskiego w kratkę, na której widniały ciemno­
brązowe plamy. Dolna część ciała z lewą nogą leżała na białej pierzynie roz­
postartej wzdłuż łóżka, na której widniały na wysokości uda drobne plamy
koloru jasnoczerwonego. Pod pierzyną białą na prześcieradle w środkowej
części łóżka leżała zwinięta piżama męska koloru szarego. Za łóżkiem od
strony drzwi znajdowała się szabla kawaleryjska w pochwie oraz laska zako­
piańska z metalową rączką z ciemnobrązowymi plamami na bocznych jej
ścianach.
Obok łóżka z tyłu przy ścianie stał stolik, na którym znajdował się radio­
aparat z przewodem tkwiącym w gniazdku. Na płycie stolika od strony łóżka
widoczne nieregularne tłuste plamy, koloru brązowego, częściowo rozmazane.
Na podłodze przy stoliku i brzegu łóżka zaschnięta plama koloru ciemno­
brązowego o wymiarach 20x8 cm. Na poduszce w łóżku znajdował się but
gumowy z lewej nogi, koloru szarego, na którym były widoczne drobne plamki

201
rozpryskowe koloru ciemnoczerwonego. Na krześle stojącym na prawo od
łóżka tuż przy drzwiach leżał but z prawej nogi (ryc. 36).
W kuchni tuż przy drzwiach wejściowych kran wodociągowy wraz ze
zlewem, wewnątrz którego nie znaleziono żadnych ciał obcych. Za kranem
szafka z talerzykami deserowymi, szklankami, częściowo wypełnionymi her-

pozostota część domu

i. zujfoki |
z pierzyna w kratką f
3.pierzyna btafa %
4. poduszka 7/
5 stolik
s radio *
7. ślad krwi y
S.plama krwi '//
9. lignina co
10 lewy but gumowy
n. prawy but gumowy^ S_
12 szabla i czekan '/A
13część rozpylacza
14. zlew
15 szafko-umywalka
16.
piec
17. biurko
18. leżanka
20. druga część rozpyla- 7
rt n

pozostała część domu


Ryc. 36. Plan sytuacyjny całego mieszkania

batą, rondclek napełniony do połowy wodą z 12 obranymi ziemniakami itp.


Dalej w samym narożniku kuchni stał kuchenny piec kaflowy. Palenisko pieca
zamknięte kółkami. Pod nimi leżał na zimnym palenisku kawałek zmiętej
ligniny z brązowymi plamami. Nad piecem na wysokości 1 metra wisiały na
sznurku suche, niebieskie męskie spodenki sportowe. Tuż przy piecu stało
biurko z 3 przegrodami. Na górnej znajdowała się apteczka domowa i gu­
mowy rozpylacz, w środkowej różne resztki materiałowe, w dolnej halka
różowa z brązowymi plamami w dolnej jej części, chusteczki, koszula męska,
ręcznik itp. Za biurkiem leżanka dochodząca drugim swym końcem do okna,

202
a po drugiej stronic okna szafa z męską i kobiecą garderobą oraz spiżarka.
Na podłodze przed drzwiami szafy w odległości 30 cm leżała przednia część
rozpylacza. W spiżarce przy narąbanym drzewie stał toporek, na którego
górnej części widniały tłuste plamy koloru brązowego (ryc. 37).
Zwłoki denatki oraz znalezione dowody rzeczowe oddano do Zakładu
Medycyny Sądowej w Poznaniu z pismem Prokuratury o przeprowadzenie
sekcji zwłok i wydanie orzeczenia stwierdzającego przyczynę zgonu denatki
oraz wyjaśnienie następujących okoliczności:
1. Jakich urazów doznała Sabina Sz. i czy urazy te mogły być przyczyną
zgonu, czy też zgon jej nastąpił wskutek uduszenia.

ściana

/ tłusta brunótnawa plama


ujidok z góry
pierzyna na stolik i łóżko i
rozmieszczenie plam
plama kruii

Ryc. 37. Plan szczegółowy miejsca znalezienia zwłok

2. Jakimi narzędziami mogły być zadane stwierdzone u niej urazy.


3. Czy śmierć nastąpiła wskutek niedozwolonego zabiegu — przerwania
ciąży i czy w ogóle taki zabieg był dokonywany i w jakim czasie.
4. Czy u denatki stwierdzono objawy jakichkolwiek chorób, które mogły
spowodować śmierć.
5. Czy stwierdzone w czasie oględzin zwłok wysunięcie języka wskazuje na
śmierć przez uduszenie i czy są ślady po uduszeniu.
6. Jeżeli śmierć nastąpiła wskutek uduszenia, czy mogło ono być dokonane
przy pomocy poduszki lub też innego miękkiego przedmiotu, np. ręcznika.
7. Jakie potrawy spożyła denatka przed śmiercią i ewentualnie kiedy.
8. Czy zażyła środki trujące przeciwko ciąży i czy zażycie tych środków
mogło spowodować śmierć.
9. Czy na denatce dokonano gwałtu względnie czy. są ślady odbytego
stosunku płciowego.
10. Czy na głowie denatki stwierdzono ślady po wyrwaniu włosów.

203
11. Czy laska zakopiańska, która znajduje się w Zakładzie, nosi ślady krwi,
czy urazy stwierdzone u denatki mogły być zadane tą laską, czy ślady krwi
na bieliźnie pościelowej i osobistej pochodzą od denatki oraz czy zbadanie
resztek krwi znajdującej się u denatki pod paznokciem jest możliwe i jeśli
tak — to jakie jest jej pochodzenie.
W dniu 13 sierpnia 1952 przeprowadził dr K. sądowo-lekarskic oględziny
i sekcję zwłok denatki w Zakładzie Medycyny Sądowej w Poznaniu. Protokół
tej czynności ma treść następującą:
Oględziny zewnętrzne: Zwłoki kobiety długości 160 cm, budowy
prawidłowej, odżywienia dobrego. Plamy pośmiertne sine, rozmieszczone na
głowie, twarzy, przedniej powierzchni klatki piersiowej oraz na przedniej
powierzchni ramion. W okolicy klatki piersiowej stwierdza się w obrębie
plam opadowych odciski fałdów ubrania. Na szyi plamy pośmiertne są bardzo
skąpe, niekiedy zupełnie nieobecne. Stężenie pośmiertne częściowo zachowane.
Skóra w ogóle śniadawa, w okolicy szyi, ramion i klatki piersiowej stwierdza
się dość liczne, wielkości siemienia lnu, wybroczynki krwotoczne.
Głowa miarowa. Prawy policzek obficie powalany zaschłą krwią wypływa­
jącą z ust. Po zmyciu śladu krwawego stwierdza się na policzku zasinienie,
wielkości 5x5 cm, na rozkroju obrzękłe, podbiegnięte krwią. Gałki oczne
wiotkie, spojówki zasiniałe, rogówki nieco zmętniało, źrenice okrągłe, równe,
szerokości 3 mm. Przewody słuchowe puste. Otwory nosowe puste. Z jamy
ustnej wypływa krew, która zaschła na policzku prawym. W dnie przed­
sionka jamy ustnej, u podstawy prawej strony wargi dolnej stwierdza się
rozerwanie śluzówki, o wymiarach 0,3 X 0,2 cm, którego okolice obficie są
podbiegnięte krwią. Czerwień wargowa zasiniała i lekko wysychająca. Stan
zębów dobry.
Szyja średnio długa. Klatka piersiowa prawidłowo wysklepiona. Sutki dość
jędrne. Brzuch w poziomie klatki piersiowej. Pępek wciągnięty.
Kończyny górne miarowe. Pod paznokciem prawego palca środkowego,
tuż przy jego wolnym brzegu, stwierdza się drobny ślad zabrudzenia, jak
gdyby zaschłej krwi. W okolicy stawu barkowego prawego zasinienie o śred­
nicy 5 cm, na rozkroju obrzękłe, podbiegnięte krwią. Kończyny dolne
miarowe, palce prawej nogi wygięte w kierunku grzbietowym. Części płciowe
o uwłosieniu typu żeńskiego.
Na ciele stwierdza się następujące obrażenia: 1) na czole tuż ponad gładyszką
rana tłuczona, składająca się z dwóch zdarć naskórka, w kształcie litery T:
jedno z nich linijne, skośno-podłużne przecięcie naskórka, jest końcem dolnym
skierowane ku stronie lewej ciała (dł. 2 cm), drugie skośno-poprzeczne
dl. 1,2 cm szer. 2 mm. Wymiary całości rany 2x 1,5 cm. Rana pokryta stru­
pem żółtobrunatnym. Okolice rany zasiniałe, w stosunku do otoczenia wgłę­
bione. 2) od nasady nosa biegnie w prawo nieregularnie linijna poprzeczna
rana tłuczona, o brzegach dość ostrych, szczególnie w okolicy nasady nosa,
wskazujących na użycie narzędzia tępokrawędzistego, którego krawędzie
krótsza i dłuższa zbiegały się pod kątem prostym, odbitym na tkankach
z otwarciem ku dołowi. Rana ta wykazuje otarcie naskórka pergaminowato
zaschnięte, przy czym większe ubytki naskórka rozmieszczone są u nasady nosa
i na prawej powiece, tuż pod lukiem brwiowym oraz na skroni poza kątem
zewnętrznym prawego oka. Wymiary rany 8x0,8 cm. 3) pod prawym otwo­
rem nosowym poprzeczna rana tłuczona, pokryta strupem ciemnoczerwonym,
o wymiarach 1,3 X 0,2 cm. 4) zasinienie w okolicy stawu ramieniowego pra­
wego, na rozkroju krwią podbiegnięte i obrzękłe. 5) zasinienie w okolicy
policzka prawego podbiegnięte krwią i obrzękłe na przekroju. 6) obrażenie
śluzówki przedsionka ust, które opisano pod punktem «jama ustna».

204
Oględziny wewnętrzne: Jama czaszkowa: Powłoki czaszki po stronie
wewnętrznej blade, w okolicy czoła podbiegnięte krwawo. Sklepienie nie
uszkodzone, prześwieca równomiernie, długie 18 cm, szerokie 13,5 cm.
Kości czaszki na przekroju 2 do 4 mm grube. Podstawa czaszki nieuszkodzona.
Zatoki żylne zawierają krew płynną. Opona twarda napięta, koloru perło­
wego. Opony miękkie cienkie, gładkie, o naczyniach nastrzykanych. Mózg
wagi 1,420 g, wymiary: 18 cm, 15 cm, 7 cm. Zakręty nieco przypłaszczone,
rowki nieco wyrównane. Spoistość ugotowanego jajka. Na rozkroju substancja
szara wyraźnie odcina się od substancji białej, wśród której przecięte drobne
naczyńka dość silnie broczą krwią. Komory boczne, III i IV puste, o wy-
ściółcc gładkiej, z nastrzykanymi naczyniami. Splot naczyniasty zasiniały.
Naczynia podstawy mózgu wiotkie. Móżdżek przekrwiony. Rdzeń przedłu­
żony przekrwiony.
Klatka piersiowa: Mięśnie szyi różowobrunatne. Naczynia szyjne zawierają
krew płynną, ciemną. Krtań i tchawica: błona śluzowa zasiniała, pokryta
treścią śluzowo-pienistą. Gruczoł tarczowy na rozkroju zasiniony. Grasica
przerosła tłuszczem. Przepona: po stronic lewej V międzyżebrze, po stronie
prawej IV międzyżebrze. Sródpiersie przednie i tylne: brzegi płuc stykają się.
Jamy opłucne zawierają nieco płynu przeźroczystego. Opłucna lewa cienka,
gładka, pod nią stwierdza się liczne wybroczynki krwotoczne, wielkości łebka
szpilki. Płuco lewe puszyste, na rozkroju obficie zalewa się płynem pienistym,
żółtawym. Opłucna prawa jak lewa. Płuco prawe jak lewe. Oskrzela zawierają
dużą ilość treści pienistej. Naczynia płucne zawierają krew płynną.
Worek osierdziowy zawiera nieco płynu przeźroczystego, bursztynowego.
Osierdzie gładkie. Na nasierdziu stwierdza się kilka wybroczynek krwo­
tocznych, wielkości łebka szpilki, szczególnie w okolicy prawego uszka. Na
przedniej powierzchni serca plama mleczna, o wymiarach 1,8x1 cm. Serce:
wymiary 14 cm, 11 cm, 4 cm. Komora lewa i komora prawa w rozkurczu,
zawierają krew płynną. Zastawki nieco pogrubiałe, o nitkach ścięgnistych
skróconych. Mięsień komory lewej grubości 1,2 cm, prawej 3 mm, na prze­
kroju o rysunku nieco zatartym. Tętnica główna: obwód ponad zastawkami
5,5 cm, błona wewnętrzna gładka. Tętnice wieńcowe drożne.
Jama brzuszna: Mięśnie koloru różowobrunatnego. Jama otrzewnowa
wolna. Otrzewna gładka, lśniąca; sieć przerosła tłuszczem. Naczynia jamy
brzusznej zawierają krew płynną. Ułożenie trzew prawidłowe. Wyrostek
robaczkowy Hem długi. Śledziona wagi 210 g, wymiary: 15 cm, 9 cm,
3,8 cm. Torebka w zrostach z przeponą. Miąższ ciemnowiśniowy, zbiera się
na nożu, aparat grudkowy dobrze rozwinięty. Wątroba wagi 1,510 g, wymiary:
26 cm, 17 cm, 8 cm. Torebka wykazuje zrosty z przeponą. Brzegi ostre.
Miąższ o rysunku nieco zatartym, dość kruchy, koloru brunatnego. Pęcherzyk
żółciowy zawiera 4 duże kamienie białawe oraz żółć płynną. Drogi żółciowe
wolne. Trzustka na rozkroju zasiniona. Nerka lewa wagi 140 g, wymiary:
12,5 cm, 5 cm, 3,5 cm. Torebka cienka schodzi łatwo, powierzchnia gładka.
Istota korowa szerokości 5 mm. Istota rdzenna podstawy piramid zasiniona.
Miedniczki i kielichy nerkowe zawierają nieco płynu mętnego. Moczowód
drożny. Nerka prawa wagi 150 g, wymiary: 11,5 cm, 6 cm, 3,5 cm. Torebka,
powierzchnia, istota rdzenna, miedniczki, kielichy, moczowód jak w nerce
lewej. Istota korowa szerokości 6 mm. Pęcherz moczowy zawiera nieco
moczu mętnego. Nadnercze lew'e: istota korowa wrąska, żółta. Istota rdzenna
brunatna, rozłazi się. Nadnercze prawe jak lewe.
Koniec języka lekko przycięty zębami. Gardło: błona śluzowa zasiniała,
u nasady języka stwderdza się wybroczynki krwotoczne, wielkości łebka
szpilki do ziarna soczewdcy. Migdałki małe, zatokowate. Przełyk zawiera

205
nieco treści pokarmowej, wśród której stwierdza się skórkę od pomidora.
Żołądek zawiera niedużą ilość treści pokarmowej, wśród której widać liczne
skórki pomidorów. Jelita cienkie wzdęte, zawierają treść papkowatą, koloru
żółtego, ze skórkami i pestkami pomidorów. Jelita grube wzdęte, zawierają
rozmiękły kał ciemnożółtozielonkawy, przy czym w początkowej części
jelita grubego stwierdza się wśród mas kałowych bardzo liczne skórki pomi­
dorów. Krezka przerosła tłuszczem. Gruczoły krezkowe i zaotrzewnowe
nie powiększone.
Pochwa: fałdy śluzówki wyraźne, obficie pokryte treścią śmietankowatą.
Szyjka skrócona, rozpulchniona. Macica: wymiary 17 cm, 12 cm, 5 cm.
Długość jamy macicy 11 cm. Jama macicy zawiera nieuszkodzone jajo pło­
dowe z łożyskiem przylegającym do przedniej ściany macicy. Płód rozwojem
odpowiada 3-miesięcznej ciąży. W nie zajętej przez płód części jamy macicy
stwierdza się obfitą treść śmietankowatą. Jajniki: lewy mały, prawy wykazuje
ciałko żółte. Trąbki drożne.
Kręgosłup nie sekcjonowany.
Pobrano krew do badania na zawartość alkoholu, narządy do całkowitego
badania chemiczno-toksykologicznego oraz ślad zabrudzenia spod paznokcia
środkowego palca ręki prawej do badań serologicznych.
Orzeczenie: Na podstawie przeprowadzonych oględzin sądowo-lekarskich,
sekcji zwłok Sabiny Sz. oraz badania krwi na zawartość alkoholu można orzec
z dużym prawdopodobieństwem, że zmarła ona śmiercią gwałtowną, nagłą,
wskutek uduszenia za pomocą przedmiotu miękkiego, który nie pozostawił
typowych dla uduszenia śladów na ciele denatki. Za przyjęciem tego rodzaju
przyczyny zgonu przemawia: a) obecność podskórnych wybroczynek krwo­
tocznych na szyi, klatce piersiowej i ramionach, b) obecność wybroczyn krwo­
tocznych pod opłucnymi, pod nasierdziem oraz w błonie śluzowej gardła
u nasady języka, c) wysunięcie języka i przygryzienie go, d) brak innych
przyczyn mogących wywołać zmiany pod a) b)J c), e) płynność krwi.
Denatka doznała przed śmiercią urazów zadanych narzędziem tępym
(zasinienie prawego policzka, prawego barku, rozerwanie śluzówki przed­
sionka ust) oraz narzędziem tępokrawędzistym, którym mogła być zarówno
metalowa rączka laski zakopiańskiej, jak i tępy brzeg małej siekierki. Urazy
te, jakkolwiek zadane z dość znaczną siłą, nie mogły spowodować śmierci
denatki, mogły natomiast spowodować jej ogłuszenie. Ułożenie ich wskazuje,
że były zadane ręką obcą i nie mogły powstać w wyniku upadku denatki na
jakiś twardy przedmiot. Śladów dokonanego zabiegu przerwania ciąży,
śladów zgwałcenia (zawartości pochwy na obecność plemników nie badano),
ani śladów po wyrwaniu włosów na głowie denatki nie stwierdzono. Sekcyjnie
nie stwierdzono również schorzeń mogących spowodować nagłą śmierć.
Około 3—5 godzin przed śmiercią denatka spożywała pomidory, których
skórki znaleziono w początkowej części przewodu pokarmowego. Denatka
w chwili śmierci znajdowała się w stanie lekkiego upojenia alkoholowego.
Przeprowadzone w Zakładzie Medycyny Sądowej w Poznaniu badanie
grupowe krwi denatki wykazało, że należy ona do grupy B(a). Badanie zaś
jej krwi na zawartość alkoholu etylowego metodą Widmarka wykazało obec­
ność 0,1% alkoholu etylowego; wynik ten świadczył o tym, że znajdowała
się ona w chwili śmierci w stanie lekkiego upojenia alkoholowego. Natomiast
badanie chemiczno-toksykologiczne narządów denatki nie stwierdziło w nich
substancji trujących.
Przeprowadzone w tymże Zakładzie badanie nadsyłanych kolejno dowodów
rzeczowych wykazało obecność krwi ludzkiej na powłoce w kratkę biało-
niebieską, na powłoce białej, na powłoczce w kratkę czerwoną, na przeście-

206
radie, na halce i na koszuli męskiej. Badanie grupowe śladów krwi na powłoce
w kratkę, prześcieradle i halce wykazało obecność cechy B. Określenia przy­
należności grupowej śladów krwi ludzkiej na powłoce białej, powłoczce
w kratkę czerwoną i na koszuli męskiej nie udało się przeprowadzić ze względu
na zbyt nikłą ilość śladów. Na pozostałych dowodach rzeczowych, tj. chusteczce
beżowej, reformach, lasce zakopiańskiej, toporku, w brudzie spod paznokci,
spodenkach podejrzanego, szabli wojskowej — nie stwierdzono śladów krwi,
na dwóch zaś kawałkach deski stwierdzono wprawdzie obecność śladów krwi,
nie będących jednak śladami krwi ludzkiej. Z zeznań Witolda Sz. wynikało,
że deska, którą porąbał, pochodziła z Poznańskich Zakładów Napraw Samo­
chodowych, a używał jej do rąbania mięsa i kości.
Orzeczenie Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu zostało w toku śledztwa
poparte pewnymi poszlakami, które rzuciły podejrzenie, że Witold Sz. zabił
swą żonę. Na podstawie mianowicie zeznań świadków ustalono, że Sz. w chwili
przybycia do domu i zobaczenia nieżywej żony nic rozpaczał, a tylko okazywał
sztuczną rozpacz, że cieszył się on opinią uwodziciela, miał kochanki, bił
często żonę, odgrażał się, że ją opuści, gdyż nie może utrzymywać z nią
stosunków cielesnych itp. Najbardziej zaś obciążyli go sąsiedzi Zenon i Kry­
styna U., którzy zeznali, że w nocy z 11 na 12 sierpnia 1952, będąc w łazience
przylegającej do mieszkania Sz., słyszeli stłumione jęki (głosów żadnych nie
słyszeli) dochodzące z pokoiku, w którym sypiała Sabina Sz. Nadmienić
jednak należy, że rodzina Sz. żyła w niezgodzie z rodziną U., na tle zatargów
mieszkaniowych. Również córka Sz. Basia oświadczyła, że ojciec bił matkę,
po czym upadła ona na podłogę. Oświadczenie 4-letniego dziecka nie mogło
mieć jednaJt wielkiej mocy dowodowej.
Poszlaki te spowodowały aresztowanie Witolda Sz. oraz dodatkowe prze­
słuchanie lekarza Pogotowia Ratunkowego dr W., obducenta dr K. i dr Ch.
dla ustalenia czasu zgonu denatki. Zeznali oni co następuje: lekarz Pogotowia
Ratunkowego dr W.: «podając czas zgonu denatki na godziny 7—9 rano —
miał na myśli najkrótszy okres, natomiast przesunięcie tegoż zgonu wstecz,
to znaczy na godz. 5, ewentualnie godz. 24 w nocy, uważa za niewykluczonew.
Obducent dr K.: «po przeanalizowaniu wyników sekcji zwłok oraz danych
śledztwa przyjąć należy, że zgon musiał nastąpić w czasie od 11. VIII. 1952
godz. 23.00 do dnia 12. VIII. 1952 godz. 9 rano. Podstawę do przyjęcia tego
okresu dają plamy pośmiertne, które ulegają przemieszczeniu do 10 godzin
po zgonie (zwłoki zostały przełożone około godziny 19^ oraz zawartość prze­
wodu pokarmowego, w którym znaleziono ślady spożytych pomidorów
(podczas kolacji około godz. 20 dnia 11. VIII. 1952). Na podstawie szkicu
miejsca popełnionego przestępstwa i protokołu sekcji zwłok nie wykluczam,
że obrażenia znalezione na ciele denatki w okolicy prawego oka oraz w przed­
sionku jamy ustnej mogły powstać wskutek wielokrotnego uderzania głową
o lewy zewnętrzny kant stolika i w ten sposób mogło nastąpić ogłuszenie
dcnatki». Doktor Ch.: «W oparciu o wyjaśnienia dr W. i K. oraz protokół
sekcyjny Nr 286/52 z dnia 13 sierpnia 1952 wydaję następującą opinię:
obecność skórek pomidorów w żołądku i dwunastnicy świadczy o tym, że
śmierć denatki nastąpiła w okresie od 3 do 6 godzin po ostatnim posiłku.
Obecność stężenia pośmiertnego wyraźnie zaznaczonego we wszystkich sta­
wach jak i nieprzemieszczanie się plam opadowych przemawiają za tym,
że śmierć denatki nastąpiła w okresie ponad 10 do 12 godzin przed godziną
18 wieczorem. Całość przemawia za tym, że śmierć denatki nastąpiła w nocy
z 11 na 12 sierpnia 1952. Jak wynika z danych śledztwa, denatka spożyła
posiłek wieczorem dnia 11 sierpnia 1952 między godziną 20 a 21. Opierając
się na tych danych śmierć denatki musiała nastąpić w okresie przed przesu­

207
nięciem się treści pokarmowej z żołądka do jelit, to znaczy mniej więcej
między godziną 24 a 1 w nocy. W oparciu o to wvkluczyc można, że śmierć
nastąpiła po godz. 9 rano».
Witold Sz. od samego początku w toku licznych przesłuchań stale wypierał
się zarzuconego mu czynu. Podawał, że w dniu II sierpnia 1952 powrócił do
domu z przechadzki z żoną i dzieckiem około godz. 19'. Około godz. 20 spożył
wraz z żoną kolację. Żona jadła miedze innemi pomidory, których on nie jadł.
Około godz. 21 przybył do ich mieszkania po wędliny Feliks K., który odszedł
po kilkunastu minutach. Około godz. 21.30 położył się spać na leżance
w kuchni, a jego żona spała w łóżku w przyległym pokoiku. Około godz. 22
chciał mieć stosunek z żoną, do którego nie doszło, ponieważ żona źle sic
czuła. Ostatnio w ogóle żona jego narzekała na boleści w podbrzuszu, odczu­
wała bóle przy stosunku płciowym, była blada, miała podsiniałe oczy,
a w przeddzień śmierci podobno zemdlała. W nocy z 1 1 na 12 sierpnia 1952
po opuszczeniu mieszkania przez Feliksa K. aż do rana nikt nie był w miesz­
kaniu. Nie słyszał także, aby żona wstawała z łóżka lub w ydawała jęki, które
mieli słyszeć sąsiedzi Zenon i Krystyna U. Na dalsze pytania, czy żona jęczała
w inne dni, odpowiedział, że sobie nie przypomina, a po chwili wyjaśnił,
że żona od 2 miesięcy miała dolegliwości lewego podbrzusza, na co mu się
skarżyła. Nazajutrz, 12 sierpnia 1952, obudził się około godz. 6.45 i włączył
radio. Żona w rym czasie już nie spała. Około godz. 7 żona wstała z łóżka,
włożyła niebieski biustonosz i halkę, roznieciła ogień w piecu i przygotowała
na śniadanie jajecznice, chleb, pomidory i jabłka. Około godz. 8 poszedł
z polecenia żony na podwórze narąbać drzewa, zabierając ze sobą córeczkę
Basie. Fakt ten potwierdzili świadkowie. Po urąbaniu drzewa powrócił do
mieszkania, ubrał się i o godz. 8 z minutami opuścił mieszkanie. Naprzód
pojechał tramwajem do rzeźni miejskiej po zakup przydziałowych wędlin
dla Poznańskich Zakładów Napraw Samochodowych. Na podstawie prze­
pustki stwierdzono, że na teren rzeźni miejskiej wszedł o godz. 8.25. Stąd udał
się do swego zakładu pracy. Przybył tam o godz. 9.11, a w yszedł o godz. 18.57,
co ustalono na podstawie karty zegarowej. Następnie udał się do swego miesz­
kania, gdzie zastał nieżywą żonę i pierwszych świadków.
Ponieważ ustalenia te nie dawały dostatecznej podstawy do wniesienia aktu
oskarżenia. Prokuratura zwróciła się za pośrednictwem Komendy Głównej
M. O. do prof. G-D. o wydanie orzeczenia w tej sprawie. Zażądał on nadesła­
nia miedzy innymi rozpylacza, zeskrobin krwi ze stolika i podłogi oraz sche­
matu uszkodzeń znalezionych na ciele denatki, sporządzonego przez obdu-
centa. Po otrzymaniu ich i zapoznaniu się z aktami sprawy prof. G-D. wydal
następujące orzeczenie'.
1. Celem ustalenia przyczyny śmierci Sabiny Sz. musimy oprzeć się na
wyniku oględzin zwłok, w jakiej pozycji i w jakich warunkach znaleziono
zwłoki i na okolicznościach zgonu. Podczas oględzin zwłok nie znaleziono
w narządach ciała żadnych zmian ani uszkodzeń, które by pozwoliły ustalić
przyczynę śmierci, wobec tego należy przyjąć, że zgon miał charakter funkcjo­
nalny śmierć czynnościowa nierzadko występujący wtedy, gdy ma miejsce
zahamowanie czynności ważnych narządów ciała (np. serca) lub ośrodków
mózgowych 'np. oddechowego . Ze śmiercią czynnościową o charakterze
zgonu gwałtownego spotykamy się często: np. silne uderzenie w brzuch może
spowodować na drodze odruchowej zatrzymanie akcji serca i zgon, sekcja
nie wykaże w tych przypadkach żadnych zmian w narządach. Uduszenie
gwałtowne, np. wskutek zatkania miękkim przedmiotem otworów nosowych
i jamy ustnej, szybko powoduje zgon, wskutek zniesienia wymiany gazowej
w płucach i tkankach organizmu, sekcja również nie wykaże żadnych zmian,

208
które by pozwoliły z zupełną pewnością ustalić ten rodzaj śmierci. Innymi
słowy: zaduszenia gwałtownego nic można ustalić i rozpoznać sekcyjnie, lecz
w pewnych przypadkach można je podejrzewać.
2. Wobec powyższego nie można się zgodzić z opinią lekarza, który wykonał
sekcję zwłok denatki, że «zmarła ona śmiercią gwałtowną, nagłą, wskutek
uduszenia za pomocą przedmiotu miękkiego itp.w. Na dowód, że zgon nastąpił
wskutek uduszenia, obducent przytacza wybroczynki, wysunięcie języka i jego
przygryzienie, brak innych przyczyn mogących wywołać powyżej podane
zmiany i płynność krwi. Żadna z tych zmian nie dowodzi śmierci wskutek
uduszenia: wybroczynki nieraz występują w przypadkach zaduszenia, jednak
często spotykamy je i w wielu innych przypadkach śmierci, zarówno natu­
ralnej jak i gwałtownej, jak np. w przypadkach zakażeń, chorób krwi itp.,
gdy zgon był poprzedzony drgawkami (np. w zatruciach strychniną, zatorach,
wstrząsach itp.). Wybroczynki krwawe mogą powstać nie tylko za życia,
ale i po śmierci w obrębie plam opadowych, szczególnie obfitych. W danym
wypadku na przedniej powierzchni klatki piersiowej, przedniej powierzchni
ramion, twarzy i głowie stwierdzono obfite plamy opadowe. W obrębie tych
plam na szyi, klatce piersiowej i na ramionach znajdowały się wybroczyny
krwawe, były to wiec wybroczyny pośmiertne. Rozmieszczenie plam opado­
wych znajduje swe wytłumaczenie w pozycji na klęczkach, twarzą opartą
o podłogę. Wybroczynki u nasady języka mogły również powstać po śmierci,
gdyż ta okolica przy pozycji ciała poprzednio opisanej, była niżej położona
i tworzyły się tam ociekliny, w których nieraz po śmierci tworzą się -wybro-
czynki. W protokole podano, że «błona śluzowa gardła zasinionaw. Również
ona stanowiła niżej położoną część, sąsiadującą z nasadą języka, gdzie znale­
ziono wybroczynki. «Konicc języka lekko przycięty zębami» podano w pro­
tokole (a więc nieco wysunięty i przygryziony, jak o tym mowa w opinii)
wcale nie stanowi dowodu śmierci -wskutek zaduszenia gwałtownego. Przy
pozycji twarzą w dół, w której najprawdopodobniej zastała denatkę śmierć,
język w chwili rozluźnienia mięśni po śmierci opad! ku dołowi, trafiając między
zęby. Gdy zaś wystąpiło stężenie pośmiertne, koniec języka został uciśnięty
między zębami. Krew płynna również nie dowodzi śmierci wskutek gwałtow­
nego zaduszenia. Taką krew znajdujemy prawie w każdym przypadku śmierci
nagłej (naturalnej lub gwałtownej), np. w przypadku śmierci wskutek po­
strzału, utraty krwi itp. Konkludując przychodzę do wniosku, że nie ma
żadnych dowodów na to, że zgon denatki nastąpił wskutek gwałtownego
zaduszenia.
3. Przyjęcie śmierci wskutek gwałtownego zaduszenia (dokonanego przez
inną osobę ew. przez zatkanie otworów nosowych i jamy ustnej) przeczy także
i pozycja ciała opisana przez śwdadków (niestety, świadkowie, którzy pierwsi
weszli do mieszkania i -widzieli pozycję ciała, nie zostali wystarczająco dokład­
nie zbadani). Podali oni, że denatka klęczała z twarzą schyloną ku podłodze.
Nie do pomyślenia jest, aby ktoś, kto zadusił denatkę, ułożył jej zwdoki w takiej
pozycji. Także rozmieszczenie plam opadowych wskazuje na to, że po śmierci
właśnie taka pozycja miała miejsce. Oczywiście również nie do przyjęcia jest,
że denatka została zaduszona, gdy znajdowała się w pozycji na klęcz­
kach.
4. W jaki sposób możemy wytłumaczyć opisaną, niezwykłą pozycję ciała?
Uwzględniając, że głowa denatki znajdowała się tuż przy stoliku radiowym
przy łóżku, należy wnosić, że upadła ona twarzą na dół, przy czym uderzyła
się o blat i lewą nogę stolika. Podkreślam, że wszystkie obrażenia na ciele
denatki znajdują się na prawej powderzchni twarzy i na prawym barku.
Przy upadku powstały najprawdopodobniej rany tłuczone, z których krew

Wybrane przypadki 14 209


znaleziono na stoliku i na podłodze przy nim. Kał znaleziony na podłodze
przy prawej nodze denatki był najprawdopodobniej przez nią oddany, co
nieraz zdarza się w agonii. Obecność w tym miejscu kału również popiera
twierdzenie, że zgon nastąpił tam, gdzie znaleziono zwłoki.
5. Jaka była przyczyna upadku denatki? Na podłodze przed drzwiami
skrytki znaleziono część przednią rozpylacza (nasadka), która w zupełności
pasuje do gumowego rozpylacza znalezionego w biurku. Tego rodzaju gruszki
gumowe kobiety często używają do przepłukiwać pochwy w celach higienicz­
nych, po stosunkach płciowych, a także robią sobie irygacje celem przerwania
ciąży. W danym przypadku nasuwa się uzasadnione przypuszczenie, że
Sabina Sz. używała gruszki gumowej celem przerwania ciąży lub w celach
higienicznych. Silny strumień płynu wprowadzony do pochwy mógł spowo­
dować odklcjenie przyczepu jaja płodowego (czego można było nie zauważyć
podczas sekcji zwłok, jeśli nie zwrócono w tym kierunku specjalnej uwagi),
przy czym, co nieraz zdarza się w takich przypadkach, do otwartych dużych
żył mogło się dostać powietrze, które wywołało zator powietrzny w obrębie
prawej komory i nagły zgon denatki. W chwili utraty przytomności upadła
ona twarzą na dół, potłukła się i w tej pozycji została znaleziona. Sama denatka
prawdopodobnie nie mogła schować rozpylacza do biurka, wobec tego nasuwa
się przypuszczenie, że zrobił to ktoś inny. Przenosząc rozpylacz z pokoju
sypialnego do kuchni zgubił po drodze nasadkę znalezioną w kuchni. Nie
jest wykluczona i druga koncepcja: przepłukiwanie pochwy robiła nie sama
denatka, lecz ktoś inny; po wstrzyknięciu płynu do pochwy wystąpiła utrata
przytomności denatki, upadek i zgon. Osoba, która wykonywała zabieg,
schowała rozpylacz do biurka i zgubiła nasadkę. W niektórych (bardzo
zresztą rzadkich) przypadkach wprowadzenie pod dużym ciśnieniem jakiegoś
płynu może mechanicznie spowodować zadrażnienie nerwów w obrębie
części pochwowej macicy i nagły zgon wskutek odruchowego zatrzymania
akcji serca. W tego rodzaju przypadkach nie znajdujemy na sekcji żadnych
zmian (śmierć czynnościowa). Dlatego ten rodzaj śmierci nie da się udowodnić
sekcyjnie, można go podejrzewać w pewnych przypadkach, po wykluczeniu
innych rodzajów zgonu.
Badanie chemiczne narządów ciała denatki nie wykazało w nich żadnych
trucizn, co pozwala wykluczyć z bardzo dużym prawdopodobieństwem
śmierć wskutek otrucia. Badania widmowe i na rodzaj białka zeskrobin ze
stolika i z podłogi wykazały, że były to ślady krwi ludzkiej.
6. Trupa znaleziono bez ubrania (tylko w biustonoszu). W przypadkach
przeprowadzania zabiegów w postaci przepłukiwania pochwy itp., jak poucza
doświadczenie lekarskie, kobiety często rozbierają się do naga, względnie
zostają tylko w koszuli.
7. Czasu śmierci ściśle ustalić się nie da. Uwzględniając, że w żołądku
znaleziono niedużą ilość treści pokarmowej i skórkę pomidorów, w jelitach
cienkich treść papkowatą (nie ustalono w jakiej ilości) oraz skórki i pestki
pomidorów, w jelitach grubych kał i w początkowej części jelit liczne skórki
pomidorów, należy przypuszczać (jeśli przyjmiemy, że denatka nie jadła
pomidorów przed godz. 20 w dniu 11. VIII.), że zgon nastąpił na 8—10godzin
przed znalezieniem zwłok.
Wobec sprzeczności między orzeczeniami Zakładu Medycyny Sądowej
w Poznaniu i prof. G-D. Prokuratura w Poznaniu zwróciła się do mnie o wy­
danie opinii w następujących kwestiach:
1) z jakich przyczyn nastąpił zgon Sabiny Sz., czy na skutek uderzenia,
czy też z innych przyczyn, a w szczególności czy mogła tu zaistnieć śmierć
o charakterze funkcjonalnym,

210
2) czy można wykluczyć śmierć na skutek uduszenia, a jeśli tak, to dlaczego,
3) czy można wykluczyć śmierć o charakterze funkcjonalnym,
4) kiedy nastąpiła śmierć Sabiny Sz., a w szczególności czy w nocy z 11 na
12 sierpnia 1952 r., a najpóźniej w dniu 12. VIII. 1952 r. przed godz. 8.00.
Czy można całkowicie wykluczyć śmierć przed godz. 8.00 w dniu 12. VIII.
1952 r., a jeśli tak, to dlaczego. Czy orzeczenie dr Ch. jest w tym względzie
słuszne i dlaczego.
Po przestudiowaniu otrzymanych 2 tomów akt śledztwa w sprawie przeciwko
Witoldowi Sz., wystosowałem do Prokuratury Wojewódzkiej w Poznaniu
następującej treści pismo:
Wydanie opinii na podstawie akt jest tylko wówczas możliwe, gdy można
się oprzeć na dokładnie przeprowadzonym śledztwie, a w szczególności na
lege artis dokonanych oględzinach miejsca znalezienia zwłok, oględzinach
i sekcji zwłok oraz na wynikach badań dodatkowych. Niestety w niniejszej
sprawie nie rozporządza się pełnowartościowym,’nie pozostawiającym żadnej
wątpliwości materiale dowodowym, który by pozwalał na wydanie stanowczej
opinii, jaka jest wymagana w postępowaniu karno-sądowym, opierającym
się na pozytywnie przedmiotowo stwierdzonej prawdzie materialnej, a nie na
przypuszczeniach lub domniemaniach. Sprawa nasuwa bowiem cały szereg
wątpliwości, niejasności i sprzeczności, które wymagają wyjaśnienia, po
którym będzie można wydać żądaną opinię o przyczynie śmierci denatki
i wysnuć dalsze wnioski.
I tak oględziny zwłok denatki i zdjęcia fotograficzne w mieszkaniu wyko­
nano wbrew zasadom kryminalistyki, ponieważ zwłoki fotografowano nie
w pozycji ich znalezienia. Należy przeto na podstawie zeznań pierwszych
świadków ustalić pierwotne położenie zwłok i dokonać na jakiejś osobie rekon­
strukcyjnych zdjęć. Nie można bowiem przyjąć pozycji według rysunku
prof. G-D., gdyż jest ona całkowicie dowolna. Wystarczy choćby wskazać
na to, że prof. G-D. powołuje się przy rekonstruowaniu pozycji zwłok denatki
na zeznania świadków, którzy stanowczo zeznają, że zwłoki były nagie bez
biustonosza, a tymczasem na wspomnianym rysunku biustonosz jest naryso­
wany. Wynika z tego, że rysunek opierał się także i na zdjęciach fotograficz­
nych, na których zwłoki są odziane w biustonosz. Ten właśnie szczegół wska­
zuje na małą wartość zeznań świadków, ponieważ przedmiotowy dowód,
tj. zdjęcia fotograficzne wykazują obecność biustonosza. Jest zaś całkiem
nieprawdopodobne, aby domniemany sprawca odziewał zwłoki w biustonosz
lub aby ubierano je tak specjalnie do zdjęć kryminalistycznych. Gdy więc
zeznania świadków różnią się tak znacznie z przedmiotowym materiałem
dowodowym, to także i podana przez nich pozycja zwłok denatki budzi
zrozumiałe zastrzeżenie. Również podejrzany Witold Sz., któremu okazano
rysunki odtwarzające pozycję denatki, oświadczył, iż rysunki te nie są zgodne
z pozycją, w której leżała denatka. Ponadto pozycja denatki według rysunku
prof. G-D. wymagałaby przyjęcia stężenia kataleptycznego, ustalającego
pozycję ciała istniejącą w chwili śmierci. Wielu badaczy kwestionuje to całkiem
wyjątkowe zjawisko, gdyż jest powszechnie wiadome, że śmierć doprowadza
niezwłocznie do zaniku wszelkiego napięcia w mięśniach i dlatego wskutek
ich zwiotczenia ciało upada bezwładnie zgodnie z prawem ciążenia.
Również o ile chodzi o miejsce znalezienia zwłok denatki należy wyjaśnić,
czy w tymże miejscu podłoga była równa czy nie, czy nie znajdowały się tam
jakieś drobne wystające lub krawędziste przedmioty; wreszcie czy w miesz­
kaniu była kuchenka gazowa lub elektryczna.
Następnie należy zażądać od przeprowadzającego badania laboratoryjne
w tej sprawie wyjaśnień w kierunku: a) czy przeprowadzone metodą Wid-

14* 211
marka badanie chemiczne krwi denatki na alkohol wykazało 0,1% czy też
0-l°.oo-Ja^ zazwyczaj bywa określana przy tej metodzie zawartość alkoholu,
b czy było przeprowadzane badanie «widmowe» śladów krwi na dowodach
rzeczowych, o czym wspomina prof. G-D. w swej opinii.
Wreszcie i przede wszystkim należy zażądać wyjaśnień od obduccnta
w kierunku: 1 czy rzeczywiście plamy pośmiertne były rozmieszczone wy­
łącznie z przodu ciała i czy nie stwierdził on ich w słabszym nasileniu na
nlecach zwłok, 2 czy opisane w protokole oględzin zwłok obrażenia były
ranami czy otarciami naskórka. Obducent piszc bowiem np. o ranie składa­
jącej się z dwóch otarć naskórka, co jest zupełnym pomieszaniem pojęć, gdyż
rana a otarcie naskórka są obrażeniami zasadniczo różnymi, 3) jaka była
faktyczna wielkość tych obrażeń, ich głębokość (czy dochodziły tylko do tkanki
podskórnej, czy do okostnej, czy do kości) i gdzie były one rozmieszczone.
Obducent bowiem piszc o obrażeniu pod nosem, podczas gdy na fotografii
jest ono widoczne w części bocznej twarzy. Mówi on również o ranie na czole
o wymiarach 8 cm X 0,8 cm, która w takim razie byłaby bardzo rozległa
i przebiegała od nasady nosa aż na skroń (jak to wynika z przeciętnych wy­
miarów twarzy ludzkiej), podczas gdy na fotografii stwierdza się jakby głębsze
i płytsze otarcie naskórka, 4) czy obrażenia były słabo, silnie, czy też bardzo
silnie krwią podbiegnięte, w szczególności zaś jaka była faktyczna wielkość
podbiegnięcia krwawego w powłokach czoła, o którym jest w protokole sekcji
zwłok tylko ogólna wzmianka w słowach: «powłoki czaszki po stronie we­
wnętrznej blade, w okolicy czoła podbiegnięte krwawo», 5) wyrysowania na
dużym szkicu rozmieszczenia obrażeń, z dokładnym podaniem ich wymiarów
i charakteru, ponieważ należy się spodziewać, że rysunek sporządzony przez
obducenta, który widział zwłoki denatki, będzie wierniejszym odbiciem stanu
faktycznego, niż rysunek sporządzony przez prof. G-D., 6) w jaki sposób
obducent przy sekcji mierzył serce, a mianowicie czy w całości, czy też w jego
części komorowej oraz czy grubość mięśnia sercowego mierzył z bclcczkami
mięsnymi czy bez; nadto czy podtrzymuje swoje zdanie co do opisu plamy
mlecznej na nasierdziu, pogrubienia zastawek serca i których oraz skrócenia
nitek ścięgnistych, 7) gdzie w przewodzie pokarmowym znajdował}’ się
rzeczywiście skórki pomidorów, ponieważ obducent w opinii piszc, że w po­
czątkowej części przewodu pokarmowego, natomiast w wywodzie oględzin,
że w jelicie grubym: nadto czy można było ewentualnie stwierdzić stopień
nadtrawienia skórek, 8) czy podtrzymuje, że jajo płodowe było nieuszkodzone
i ani w jamie macicy, ani w pochwie nie było'krwi, lecz znajdowała się tylko
treść śmietankowata.
W odpowiedzi na to pismo otrzymałem protokół oględzin miejsca czynu,
z którego wynikało, że: 1) nic stwierdzono, by podłoga posiadała jakieś
nierówności. Na podłodze nie było także żadnych drobnych czy krawędzistych
lub wystających przedmiotów. W drzwiach z kuchni do pokoju, w którym
znaleziono zwłoki Sabiny Sz., znajduje się drewniany próg o wysokości
1,5 cm. 2) Kuchenki gazowej ani elektrycznej nic ma w mieszkaniu Sz.,
natomiast na wspólnym koniarzu jest dwupłomicniowa kuchenka ga­
zowa.
Nadto otrzymałem protokół dodatkowego przesłuchania obduccnta dr K.
z dnia 2 maja 1953, następującej treści: W dniu 13 sierpnia 1952 r. osobiście
przeprowadziłem sekcję zwłok Sabiny Sz. lat 24. W związku z pytaniami
zawartymi w piśmie prof, dr Olbrychta podaję:
1. Plamy pośmiertne u denatki Sabiny Sz. były rozmieszczone wyłącznie
z przodu ciała. Na tylnej powierzchni ciała plam nie stwierdzono. W obrębie
sutków stwierdzono blade ślady odcisków fałd biustonosza.

212
2. Obrażenia opisane w punkcie 1 i 2 protokołu sekcyjnego wykazywały
jedynie ubytki naskórka bez przerwania głębszych warstw skóry. Obrażenie
opisane w punkcie 1 (ponad gładyszką) składało się z dwu linijnych ubytków
naskórka: jeden z nich miał przebieg strzałkowy z nieco skośnym odchyleniem
od góry i strony prawej ku dołowi i stronie lewej, drugi słabiej zaznaczony,
lecz bardziej rozlany, przebiegał w płaszczyźnie czołowej również nieco
skośnie od góry i strony prawej ku dołowi i stronie lewej. Ubytki te krzyżowały
się ze sobą, tworząc przedłużoną literę «T», a powierzchnia ich była pergami-
nowato zaschnięta. Obrażenie opisane w punkcie 2 miało ten sam charakter
co w punkcie 1, jednak wysychanie było tutaj silniej zaznaczone. Obrażenie
opisane w punkcie 3 wykazywało drobne rozerwanie skóry, linijne, o brzegach
nieregularnych, pokrytych drobnym strupem ciemnoczerwonym. Do proto­
kołu sekcyjnego wkradł się błąd przy pisaniu go na maszynie. W punkcie 5
winno być: — zasinienie okolicy policzka prawego na rozkroju krwią pod­
biegnięte i obrzękłe, o średnicy około 5 cm. W punkcie «jama ustna» podane
jest jeszcze jedno obrażenie, tj. rozerwanie śluzówki przedsionka ust w okolicy
podstawy prawego dolnego kła, o brzegach nieregularnych i wymiarach
3x2 mm. Obrażenie to spowodowało obfite krwawienie, którego ślady stwier­
dzono na podłodze i na prawym policzku denatki. Inne obrażenia nie dawały
krwawienia. Kolejność opisanych w protokole obrażeń zaznaczona jest odpo­
wiednimi cyframi na załączonym do akt zdjęciu.
3. Wielkość obrażeń została podana w protokole sekcyjnym, a głębokość
dokładnie opisana w punkcie 2 niniejszego protokołu. Siad uwidoczniony
na bocznej części twarzy jest śladem zakrzepłej krwi. Po zmyciu tego śladu
stwierdzono obrażenie opisane w protokole sekcyjnym dwukrotnie, raz
w punkcie — głowa — raz w punkcie 5 obrażeń. Jeszcze raz wyjaśniam, że
na policzku prawym nie ma żadnych obrażeń poza zasinieniem, natomiast
pod nosem stwierdza się obrażenie dokładnie opisane pod punktem 3 pro­
tokołu sekcyjnego i pod punktem 2 niniejszego protokołu, a mianowicie
rozerwanie dochodzące do tkanki podskórnej. Obrażenie w okolicy prawego
oka zostało dokładnie opisane w protokole sekcyjnym pod punktem 2. Stwier­
dzam raz jeszcze, że są to ubytki naskórka bez przerwania głębszych warstw
skóry.
4. Wszystkie obrażenia od numeru 1 do 6 były silnie krwią podbiegnięte.
Wielkość podbiegnięcia krwawego w powłokach czoła wykazywała średnicę
około 3 cm. Podbiegnięcie to odpowiadało obrażeniu opisanemu pod punk­
tem 1 protokołu sekcyjnego.
5. Załączam trzy zdjęcia fotograficzne, z których zdjęcia 1 i 2 przedsta­
wiają głowę denatki przed obmyciem, zdjęcie trzecie po obmyciu twarzy.
Zdjęcia powyższe zostały dokonane w mojej obecności przez laboranta Sz.
podczas sekcji zwłok.
6. W naszym Zakładzie przyjęto mierzyć serce w całości, a grubość mięśnia
sercowego mierzy się bez beleczek mięsnych. W ten sposób dokonano pomiarów
serca Sabiny Sz. Stwierdzam raz jeszcze, że na nasierdziu zauważyłem plamę
mleczną o wymiarach 1,8x1 cm oraz nieznaczne pogrubienie i skrócenie
nitek ścięgnistych zastawek.
7. Skórki pomidorów znajdowały się w żołądku, w całym jelicie cienkim
i w jelicie ślepym. W pozostałej części jelita grubego znajdował się kał roz­
miękły, koloru ciemnożółtozielonkawego, nie wykazujący już skórek pomi­
dorów. Wyjaśniam, że w jelicie ślepym wśród mas kałowych stwierdzono
liczne skórki pomidorów. Skórki pomidorów były niestrawione.
8. Stwierdzam raz jeszcze, że jajo płodowe nie było uszkodzone, a w jamie
macicy i w pochwie nie stwierdzono śladów krwi, tylko treść śmietankowatą,

213
jak to opisano w protokole sekcyjnym pod punktem —jama macicy i po­
chwa.
Opierając sic na całokształcie akt sprawy, uzupełnionych dodatkowymi
wyjaśnieniami, wydałem opinię, podkreślając zaraz na wstępie, że bierze ona
pod uwagę dwie zasadnicze podstawy:
Pierwsza, że wywód oględzin zwłok denatki zawiera rzeczywisty i wierny
przedmiotowy opis poszczególnych zmian, jakie stwierdził obduccnt przy
oględzinach. Gdyby bowiem nie zawierał on w'icrnego, przedmiotowego opisu
stanu poszczególnych narządów, to wówczas nowemu biegłemu byłoby
niemożliwe ocenić, czy opinia obducenta była trafna czy też mylna. W ni­
niejszym przypadku nie istnieją dane, aby ta ewentualność zaistniała. Trudno
bowiem byłoby przypuszczać, aby pracownik zakładu naukowego nic trzymał
się obowiązującej go zasady sapientis est mutare sententiam in melius i aby jako
biegły sądowy, pomny wagi i odpowiedzialności tego stanowiska, okazywał
zacietrzewienie i trwał uparcie przy tym, co poprzednio podał. Dowodem
takiego właściwego stanowiska obducenta jest jego ostatnie przesłuchanie
w dniu 2 maja 1953. Z przesłuchania tego wynikła bardzo ważna zmiana,
mianowicie że — poza przerwaniem błony śluzowej przedsionka ust, które
wywołało krwawienie i splamienie podłogi oraz prawego policzka denatki —
wszystkie inne obrażenia były jedynie ubytkami naskórka bez przerwania
głębszych warstw skóry7 i nie dawały krwawienia. Natomiast istnienie innych
zmian, np. w sercu i narządzie rodnym denatki, rozmieszczenie plam po­
śmiertnych itd. podtrzymuje obducent stanowczo tak, jak je opisał w proto­
kole sekcyjnym.
Drugą podstawę stanowi statystyczna częstotliwość pojawiania się zdarzeń,
która poucza, że w każdym kryminalnym przypadku należy wyłączyć naprzód
śmierć z przyczyn chorobowych samoistnych, z nieszczęśliwego wypadku,
z reki własnej, zanim się przyjmie śmierć zbrodniczą.
Po tych wstępnych uwagach zajmę naprzód stanowisko co do tego, kiedy
nastąpiła śmierć denatki (pytanie 4), następnie z jakich przyczyn to się stało
(pytanie 1), wreszcie czy można wykluczyć śmierć o charakterze funkcjonal­
nym, w szczególności z uduszenia (pytanie 2 i 3 pisma Prokuratury).
Należy podkreślić, że określenie czasu, jaki upłynął od chwili śmierci do
chwili znalezienia zwłok, jest tylko w przybliżeniu możliwe. Jest ono bardziej
ścisłe, jeżeli zwłoki są świeże, np. ciepłe, z pierwszymi objawami wystąpienia
plam opadowych i stężenia pośmiertnego. Jeżeli natomiast od chwili śmierci
upłynął już dłuższy okres czasu, jego oznaczenie musi się wahać w szerszych
granicach. Opiera się ono na zmianach pośmiertnych i na zachowaniu się
treści pokarmowej w przewodzie pokarmowym. Oznaczenie czasu śmierci
denatki można oprzeć jedynie na zachowaniu się ciepłoty, plam opadowych
i stężenia pośmiertnego jej zwłok. Natomiast nie można go oprzeć na zacho­
waniu się treści pokarmowej, jak to przyjęli obducent, dr Ch. i prof. G-D.
Charakterystyczne bowiem dla tej treści skórki z pomidorów znajdowały się
w całym przewodzie pokarmowym, począwszy od żołądka aż do jelita gru­
bego. Ponadto nie znamy szybkości strawienia tego pokarmu i wydalania
go z żołądka do jelit. Tymczasem nawet przy pokarmach zbadanych pod tym
względem klinicznie najrozmaitsze czynniki mogą opóźniać opróżnianie się
żołądka o kilka nawet godzin, a wreszcie trawienie może się odbywać —
zwłaszcza w porze letniej — jeszcze przez pewien czas po śmierci.
Natomiast inne wspomniane zmiany pośmiertne pozwalają w przybliżeniu
określić czas zgonu denatki. I tak wedle zgodnych zeznań świadków zwłoki
denatki były zimne i stężałe. W szczególności świadek A. F. zeznała: chwy­
ciłam ją za głowę, którą chciałam przechylić, chcąc zobaczyć jej twarz, co się

214
jednak nie dało, gdyż ciało było sztywne i zimne. Dodaję, że tego dnia było
upalniew. Także lekarz Pogotowia Ratunkowego stwierdził: «stężenie. po­
śmiertne utrzymane we wszystkich stawach». Zgodnie z doświadczeniem
lekarskim nagie zwłoki — jak w niniejszym przypadku — są chłodne po
upływie 4 do 5 godzin od chwili śmierci, a po upływie 6 do 8 godzin po
śmierci nawet w upalnej porze. Także stężenie pośmiertne jest już w ciągu
6 do 8 godzin wszędzie dokładnie rozwinięte.
Więcej danych w kierunku określenia czasu zgonu denatki daje zachowanie
się plam pośmiertnych na jej zwłokach. Plamy pośmiertne były mianowicie
rozmieszczone tylko na przedniej stronie zwłok. Stwierdza to w swym zeznaniu
lekarz Pogotowia Ratunkowego w słowach: «na twarzy, skórze klatki pier­
siowej, skórze brzucha, kończyn dolnych, wyraźnie zaznaczone plamy po­
śmiertne koloru sinego», a także świadek A. F. w słowach: «była na piersiach
i twarzy oraz na boku cała sina». Co więcej, rozmieszczenie plam pośmiertnych
na przedniej powierzchni ciała denatki stwierdził obducent jeszcze nazajutrz
przy oględzinach zwłok i fakt ten potwierdził w swym zeznaniu w dniu
2 maja 1953, zaznaczając, że «na tylnej powierzchni ciała plam nie stwier-
dzono». Ponieważ wedle zgodnych zeznań świadków i podejrzanego podniósł
on zwłoki denatki z ziemi i ułożył je na łóżku w grzbietowym położeniu oraz
ponieważ następnie w tym położeniu zwłoki musiały niewątpliwie leżeć
w Zakładzie Medycyny Sądowej aż do chwili ich oględzin i sekcji, przeto
rozmieszczenie i pozostanie aż do sekcji plam pośmiertnych tylko na przed­
niej, bez ich śladu na tylnej, powierzchni zwłok — dowodzi z jednej strony,
iż nie było zmieniane położenie zwłok, z drugiej zaś, że przebywały one w tym
pierwotnym położeniu co najmniej od 6 do 10 godzin. Jak bowiem poucza
doświadczenie lekarskie i przeprowadzone w tym kierunku eksperymenty,
plamy pośmiertne powstające po ustaniu czynności serca przez opadanie krwi
w sieć włosowatą i żylną naczyń w najniżej położonych częściach ciała, zaczy­
nają się tworzyć w 1/2 do 1 godziny, a są wyraźnie rozwinięte już przeciętnie
w 3 do 7 godzin po śmierci. Jeżeli więc zwłoki leżały po śmierci zwrócone
grzbietem do podłoża, to plamy pośmiertne znajdują się w powłokach grzbietu,
karku i kończyn. Na odwrót, w zwłokach leżących po śmierci przednią po­
wierzchnią ciała ku podłożu, znajdują się one w powłokach twarzy, przodu
szyi, klatki piersiowej, brzucha i kończyn. Z chwilą zmiany położenia zwłok
plamy pośmiertne bledną w miejscach pierwotnych i tworzą się na nowo
w miejscach, które w nowej pozycji leżą najniżej. Takie przemieszczenie plam
pośmiertnych jest możliwe tylko w pierwszych godzinach po śmierci, zanim
nie wystąpi hemoliza, tj. zanim barwik krwinek nie przejdzie do osocza,
nie przeniknie z nim przez ściany naczyń i nie wsiąknie w otaczające tkanki.
Wówczas bowiem nowe plamy po zmianie położenia zwłok już się nie wy­
tworzą. Ponieważ hemoliza występuje w pewnych warunkach, między innymi
w porze upalnej o wiele wcześniej, przeto z przemieszczenia albo nieprze-
mieszczenia się plam pośmiertnych wolno wysnuwać wnioski co do chwili
śmierci bardzo oględnie. Przeciętnie przemieszczenie się plam pośmiertnych
w następstwie zmienionego położenia zwłok jest możliwe w pierwszych 6 do
10 godzinach po śmierci. W niniejszym przypadku z uwagi na upalną porę
i obecność ocieklinowych wybroczyn pośmiertnych zarówno w skórze, jak
i błonie śluzowej ust, mógł to być raczej krótszy okres czasu, tj. 6 do 8 go­
dzin.
W tym stanie rzeczy oziębienie zwłok, ich stężenie pośmiertne oraz nie-
przemieszczenie się plam pośmiertnych pozwalają przyjąć, iż najkrótszy okres
czasu między śmiercią denatki a znalezieniem jej zwłok wynosił w przybli­
żeniu 6 do 10 godzin. Należy podkreślić, że na podstawie powyższych zmian

215
pośmiertnych można określić tylko najkrótszy okres czasu, natomiast jest
samo przez się zrozumiale, iż zmiany te nie pozwalają określić najdłuższego
okresu czasu, jaki upłynął od chwili zgonu denatki, ponieważ powyższe
zmiany pośmiertne utrzymują się nadal bez zmiany przez kilkadziesiąt godzin.
W każdym jednak razie twierdzenie dr Ch., iż «całość przemawia za tym,
że śmierć denatki nastąpiła w nocy z dnia 11 na 12 sierpnia 1952», nie znaj­
duje przedmiotowego potwierdzenia w ustaleniach śledztwa. Gdyby bowiem
to przyjąć, to — wobec faktu, iż położenie zwłok denatki nie było zmieniane —
byłoby niezrozumiałe dlaczego Basia, która w dniu 12. VIII już przed
godziną 8 rano nie spała, widząc zwłoki matki zaraz wówczas nic płakała,
a dopiero znacznie później. Ponadto na zimnym palenisku znajdował się
kawałek zmiętej ligniny z brązowymi plamami. Jeżeli zatem na tym palenisku
była przyrządzana jajecznica na śniadanie dla oskarżonego, to dopiero po
śniadaniu i wystygnięciu paleniska rzucono tam ligninę, skoro nie uległa ona
spopieleniu.
Istnieją dwie odmienne opinie co do przyczyny zgonu denatki. Obducent
przyjmuje w swym orzeczeniu, że denatka doznała urazów zadanych na­
rzędziem tępym oraz tępokrawędzistym, którym mogła być zarówno metalowa
rączka laski zakopiańskiej, jak i tępy brzeg małej siekierki. Według obducenta
urazy te były zadane ręką obcą i nic mogły powstać w wyniku upadku denatki
na jakiś twardy przedmiot. Natomiast w 3 miesiące później (10. XI. 1952)
obducent zeznał, że stwierdzone u denatki obrażenia mogły powstać wskutek
wielokrotnego uderzania głową o lewy zewnętrzny kant stolika i w ten sposób
mogło nastąpić ogłuszenie denatki. Tak ogłuszona denatka zmarła następnie
wskutek uduszenia, za pomocą przedmiotu miękkiego, za czym miały prze­
mawiać płynność krwi, wybroczyny podskórne na przedniej powierzchni ciała,
pod opłucnymi, pod nasierdziem i u nasady języka oraz wysunięcie i przy­
gryzienie języka.
Przeciwko tej koncepcji przemawia szereg okoliczności. I tak pozbawienie
życia osoby dorosłej i przytomnej przez uduszenie za pomocą przedmiotu
miękkiego jest niemożliwe bez poprzedniego stoczenia z nią walki, ogłuszenia
lub ubezwładnienia jej np. przez upojenie alkoholem. Poza tymi przypadkami
osoba dorosła będzie się bowiem bronić, krzyczeć, kąsać, drapać, kopać itp.
Tymczasem w niniejszym przypadku nie słyszano krzyków, ani oględziny
i sekcja zwłok denatki nie stwierdziły żadnych obrażeń w postaci zadrapań,
ukąszeń, wyrwania włosów, sińców itp. Stwierdzenie we krwi denatki tylko
0,1% alkoholu przeczy, aby denatka znajdowała się w stanie nieprzytomności
wskutek upojenia alkoholem. Również stwierdzone sekcyjnie obrażenia nie
mogły sprowadzić jej ogłuszenia, ponieważ dla ogłuszenia ofiary uraz czy urazy
muszą być silne i godzić w część mózgową czaszki. Tymczasem w niniejszym
przypadku silniejszym był tylko uraz, który spowodował przerwanie śluzówki
w przedsionku ust. Natomiast przy wszystkich innych obrażeniach chodziło
«jedynie o ubytki naskórka bez przerwania głębszych warstw skóryw, czego
przedmiotowym dowodem są 3 udane zdjęcia denatki, dokonane w Zakładzie
Medycyny Sądowej w Poznaniu przed sekcją jej zwłok. O tym, że urazy te
nie były silne, świadczy podbiegnięcie krwawe pod otarciem naskórka na
czole, którego średnica wynosiła 3 cm, ale przede wszystkim — obrażenie, nad
powieką górną prawą denatki oznaczone numerem 2. Urazy godzące w tkanki
wiotkie dające się unieść w fałdy, a spoczywające na twardej kości (obrażenie 2),
•wywołują bowiem rozległe wyniosłe krwiaki, czego u denatki nie było. Tak
zatem obrażenia powyższe nie mogły sprowadzić stanu ogłuszenia i bezbron­
ności denatki i dają się — ze względu na ich charakter — wytłumaczyć uderze­
niem głową denatki o stolik i podłogę i to w chwili jej śmierci.

216
Toteż czytając odezwę Prokuratury do Zakładu Medycyny Sądowej
w Poznaniu nasuwa się wprost z imperatywną koniecznością przypuszczenie,
że obducent został zasugerowany przez organa śledcze i dlatego przyjął
w swej opinii możliwość użycia metalowej rączki zakopiańskiej lub tępego
brzegu małej siekierki jako narzędzi przestępstwa. Gdy jednak badania labora­
toryjne nie wykazały krwi na tych przedmiotach, przyjął w 3 miesiące później
możliwość uderzania głową o lewy zewnętrzny kant stolika. Twierdzenia
obducenta o rodzaju użytego narzędzia są niczym niepoparte i nieuzasadnione.
Poza tym winno być wiadome, że przy obrażeniach pochodzących od przed­
miotów tępych lub tępokrawędzistych udaje się tylko całkiem wyjątkowo
z kształtu obrażenia wnosić stanowczo i pewnie o użytym narzędziu, po­
minąwszy przypadki, w których obok obrażeń zewnętrznych są także uszko­
dzone kości, zwłaszcza kości czaszki, czego w niniejszym przypadku nie było.
O ile chodzi o inne zmiany stwierdzone przez obducenta, to płynność krwi
przemawia tylko za szybkością zgonu, bez względu na to, czy była to śmierć
gwałtowna, czy z przyczyn chorobowych. Wysunięcie języka oraz wybro­
czyny w skórze i błonach śluzowych są następstwem położenia zwłok i po­
śmiertnych ocieklin.
Drugą opinię w niniejszej sprawie wydał prof. G-D., który przyjął, że de­
natka sama lub inna osoba dokonywała celem przerwania ciąży wstrzyknięcia
płynu do pochwy denatki, co mogło ■wywołać odklejenie jaja płodowego,
dostanie się powietrza do otwartych dużych żył, a następnie zator powietrzny
w obrębie prawej komory serca i nagły zgon denatki. W chwili utraty przy­
tomności upadła denatka twarzą w dół, potłukła się i w tej pozycji ją znale­
ziono.
Koncepcja ta — poza wytłumaczeniem powstania obrażeń i ocieklin —
jest całkiem spekulatywna, dowolna, niczym nie poparta i opiera się jedynie
na domysłach i przypuszczeniach. Aby mianowicie wystąpił śmiertelny zator
powietrzny po wstrzyknięciu płynu do dróg rodnych kobiety, musi ten płyn
odklcić jajo płodowe, otworzyć naczynia żylne i powietrze z balonika lub
strzykawki musi zostać wepchnięte do tych otwartych naczyń, skąd następnie
z prądem krwi dostaje się ono do serca prawego i tu powoduje spienienie krwi.
Przy odklejeniu jaja płodowego i otwarciu naczyń żylnych wylewa się krew
choćby w małej ilości do jamy macicy i do pochwy. Tymczasem obducent
zarówno w protokole sekcji, jak i w przesłuchaniu 2 maja 1953 wyraźnie
zaznaczył, że jajo płodowe było nieodklejone i ani w jamie macicy, ani
w pochwie nie było krwi, a jedynie obfita treść śmietankow^ata (co potwier­
dzałoby zeznania podejrzanego, że denatka cierpiała na upławy). Twier­
dzenie prof. G-D., że obducent mógł nie zauważyć podczas sekcji odklejenia
jaja płodowego jest gołosłowne. Skoro bowńem obducent zauważył tam treść
śmietankowmtą, a w błonach śluzowych i surowiczych wybroczyny wielkości
główki szpilki, to chyba można przyjąć, że zauważyłby krew w jamie macicy
i w pochwie, odklejenie jaja płodowego oraz spienioną krew w żyłach brzucha
i w sercu prawym.
Także nie wytrzymuje krytyki druga dowolna koncepcja prof. G-D., że
przy braku zmian w częściach rodnych denatki, nagły jej zgon mógł nastąpić
w-skutek odruchowego zatrzymania akcji serca po zadrażnieniu przez wstrzyk­
nięty płyn nerwów w obrębie części pochwowej macicy. Jeżeli bowuern sama
denatka robiłaby zabieg, po którym nastąpił jej nagły zgon, to nie mogła po
śmierci schować «rozpylacza» do biurka, gubiąc po drodze nasadkę. Jeżeli
robiłaby to inna osoba (jak jeszcze w jednej dowolnej koncepcji przyjmuje
prof. G-D.), to logicznie rozumując osoba ta nie bawiłaby się w chowanie do
biurka «rozpylacza», lecz albo uciekłaby czym prędzej, albo pozostawiła

217
przv denatce cały «rozpylacź», aby upozorować, że denatka sama dokonywała
zabiegu i przy nim zginęła.
Orzeczenie o przyczynie zgonu denatki należy oprzeć na wymienionych
obiektywnych podstawach, a nie na domysłach i przypuszczeniach. Otóż
z protokołu sekcji zwłok wynika, że denatka okazywała zmiany chorobowe
w sercu w postaci zgrubienia brzegów zastawki dwudzielnej i trójdzielnej, ze
skróceniem ich nitek ścięgnistych oraz rozległą plamę mleczną nasierdzia,
które były następstwem przebytego kiedyś zapalenia wsierdzia i osierdzia.
Już w XVI wieku wiedział pierwszy autor sądowo-lckarski Fortunato Fideli,
a codzienne doświadczenie poucza o tym, że choćby nieznaczne zmiany
w sercu, czy to na zastawkach, czy w mięśniu sercowym, czy w tętnicy głównej
lub w naczyniach wieńcowych — stanowią największy odsetek śmierci nagłej
u dorosłych. Następuje ona w sposób nieprzewidziany u osoby dotąd pozornie
zdrowej, albo wśród nieznacznych tylko niedomagań, nieraz bez uchwytnej
przyczyny lub wśród okoliczności tak błahych, że nie uważa się ich za powód
nagłego zejścia śmiertelnego. Toteż nic dziwnego, że przypadki śmierci nagłej
wywołują poruszenie w otoczeniu. Ponieważ najczęściej nie mogą one być
doraźnie wyjaśnione, przeto tłumaczy się ich zaistnienie działaniem gwałtu,
zadanego rzekomo przez inne osoby, zwłaszcza gdy stosunki i okoliczności,
wśród których śmierć nastąpiła, dostarczają pozorów w tym kierunku. Z włas­
nej i zagranicznych statystyk wynika, że 10—15% wszystkich sekcji sądowo-
lekarskich, dokonywanych z powodu podejrzenia zabójstwa, przypada na
sekcje przypadków śmierci nagłej z przyczyn chorobowych samoistnych.
Codzienne doświadczenie lekarskie poucza, że nagła śmierć zdarza się u osób,
które, nie lecząc się nigdy na serce, nie wiedzą o istnieniu u nich schorzenia.
Dopiero sekcja ich zwłok wykazuje niejednokrotnie daleko posunięte zmiany
chorobowe w obrębie narządu krążenia, tłumaczące dostatecznie przyczynę
nieoczekiwanej śmierci tych pozornie zdrowych osób. I w niniejszym przy­
padku mamy do czynienia z nagłym zgonem denatki z przyczyn chorobowych
samoistnych, a mianowicie z ostrą niedomogą serca chorobowo zmienionego.
Stwierdzone w sercu denatki zmiany anatomiczne czynią wiarygodnymi wy­
jaśnienia podejrzanego, że denatka ostatnio niedomagała, narzekała na boleści
w podbrzuszu, odczuwała bóle przy stosunku płciowym, była blada, miała
podsiniałe oczy, a w przeddzień śmierci zemdlała na przechadzce.
Zakładając, że dowody rzeczowe i osobowe w niniejszej sprawie odpowia­
dają rzeczywistości, można przy konfrontacji wyników oględzin i sekcji zwłok
denatki oraz wyników dodatkowych badań laboratoryjnych z okolicznościami
stwierdzonymi śledztwem, jak: a) obecność na zimnym palenisku kawałka
zmiętej ligniny, b) znalezienie przed szafą na podłodze przedniej części'
«rozpylacza», c) stwierdzenie przez pierwszą osobę, która “Weszła do miesz­
kania (świadek B. O.), że w kuchni przy wejściu do pokoiku zauważyła
próżną miednicę z rozlaną około niej wodą oraz łóżko, obok którego leżały
zwłoki denatki, z odsuniętą pierzyną, robiącą wrażenie jakby denatka uprzed­
nio siedziała na łóżku, d) brak ubioru denatki poza biustonoszem, e) rozmiesz­
czenie plam krwi na stoliku i podłodze — z jak największym prawdopodo­
bieństwem przyjąć, że denatka w pewien czas po wygaśnięciu paleniska
(co przy paleniu drzewem następuje stosunkowo rychło) w trakcie rannej
toalety zasłabła i dlatego napiła się wódki (pustych flaszek po alkoholu zna­
leziono kilkanaście w skrytce), usiadła na łóżku i tu doznała udaru serca.
W następstwie tego upadła twarzą ku dołowi, uderzyła się naprzód o kant
stolika, co wywołało rozerwanie śluzówki w ustach, a następnie na podłogę
i doznała schyłkowych (agonalnych) obrażeń na twarzy w postaci otarć
naskórka.

218
Prokuratura w Poznaniu umorzyła postępowanie postanowieniem z 30 maja
1953, w którego uzasadnieniu znajduje się między innymi ustęp następującej
treści: Biorąc pod uwagę powyższe orzeczenie, które w sposób naukowy'
wyjaśnia wszystkie okoliczności śmierci oraz to, że śledztwo poza poszlakami,
które nie dają podstaw do wniesienia aktu oskarżenia, nie dostarczyło innych
dowodów obciążających, należy' przyjąć, że Sabina Sz. zmarła śmiercią natu­
ralną, której przyczynę określił w orzeczeniu prof, dr Olbrycht i dlatego śledz­
two umorzyć.
* *

Przypadek niniejszy poucza, że wadliwe określenie-przyczyny śmierci gwał­


townej bywa często następstwem trudności diagnostyki sekcyjnej. Lekarze
nie rozporządzający dostatecznym doświadczeniem, chociaż mienią się być
biegłymi, chwytają się przy ocenie przypadków śmierci z przyczyn czynnościo­
wych lada poszlaki, wysuniętej przez śledztwo, ulegają sugestii i pod jej
wpływem określają błędnie przyczynę śmierci, zapominając o mądrej radzie
autora pierwszego podręcznika medycyny sądowej z 1598 r. F.'Fideliego:
Ne praeceps sis atque inconsultus in iudicando dicendoque, mature omnia ac prudenter
agas. Z drugiej strony przypadek ten jest klasycznym przykładem, że dokładny,
przejrzysty, wierny i ściśle przedmiotowy opis wszystkich stwierdzonych przy
sekcji zwłok zmian pośmiertnych, chorobowych i urazowych pozwala czytają­
cemu później taki protokół i bardziej doświadczonemu wydać właściwą opinię.
NIESZCZĘŚLIWY WYPADEK A NIE ZABÓJSTWO

W dniu 6 grudnia 1957 r. znaleziono kolo Gumnisk, w zaroślach o 30 metrów


od toru kolejowego, zwłoki kobiety, a obok nich teczkę. Z zawartości teczki
okazało się, że są to zwłoki Władysławy G. Ostatni raz widziano ją w dniu
4 grudnia w mieszkaniu jej siostry odległym o około 2 kilometrów od miejsca
znalezienia zwłok, które opuściła w tym dniu około godz. 16. Nieco rozkraczna
pozycja zwłok i niedopięte ubranie, otarcia naskórka na twarzy denatki oraz
fakt, iż prowadziła ona proces o nieślubne ojcostwo i alimenty z Tade­
uszem J. — nasunęły podejrzenie, że on dokonał zabójstwa denatki.
Oględziny i sekcja zwłok denatki przeprowadzone nazajutrz przez lek. R.W.
wykazały rozległe żyworóżowe zabarwienie plam opadowych, rozmieszczo­
nych «na tylnych i bocznych częściach zwłok oraz na twarzy, szyi i barkach»
oraz drobne, okrągławe otarcia naskórka na lewej stronic twarzy: u nasady
na grzbiecie nosa, na brwi i powiece górnej, na policzku, na wardze dolnej,
jak i nad rękojeścią mostka i nad lewym obojczykiem. Jedne z nich były,
inne nie były podbiegnięte krwią. Przy oględzinach wewnętrznych zwłok
stwierdził obducent podbiegnięcie krwią torebki lewego płata tarczycy i przy­
czepu mięśni mostkowo-obojczykowo-sutkowych oraz różowe zabarwienie
narządów.
Różowe zabarwienie samych plam opadowych mogłoby się tłumaczyć
zimną porą roku. Z uwagi jednak na różowe zabarwienie także narządów
wewnętrznych obducent słusznie pobrał krew do badania na zawartość tlenku
węgla. Ponadto pobrał on krew denatki do badania na alkohol oraz rozmazy
treści z przedsionka, sromu i pochwy celem zbadania na obecność nasienia
męskiego.
Badanie chemiczne krwi denatki na zawartość alkoholu, przeprowadzone
w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Krakowie, wypadło
z wynikiem ujemnym, natomiast wykazało w niej obecność 61% tlenku węgla.
Badania mikroskopowe i mikrochcmiczne metodą Florence’a oraz badania
rozmazów z części rodnych na obecność fosfatazy dały wyniki ujemne.
Po otrzymaniu tych wyników obducent lek. R. W. wydał opinię, w której
stwierdził: 1) że przyczyną śmierci denatki stało się zatrucie tlenkiem węgla,
2) że miejsce znalezienia zwłok denatki nie było miejscem jej śmierci, lecz że
zgon jej nastąpił w pomieszczeniu zawierającym tlenek węgla, 3) że nie
wchodzi w rachubę nieszczęśliwy wypadek, ani samobójcze zatrucie denatki
tlenkiem węgla, ponieważ przy tak wysokiej zawartości tlenku węgla w jej
krwi nie mogłaby ona opuścić miejsca, gdzie uległa zatruciu, lecz że zwłoki
denatki zostały po jej śmierci przeniesione i porzucone w miejscu ich znale­
zienia, 4) że stwierdzone na ciele denatki obrażenia powstały za życia lub
u schyłku życia i mogły być wynikiem urazów powstałych przy jej podnoszeniu,
ratowaniu itp., albo też powstać przy próbie dławienia.
Opinia ta nic nasuwała zastrzeżeń z wyjątkiem przypuszczenia, że stwier­
dzone obrażenia mogły powstać przy próbie dławienia denatki (4), ze względu
na ich niskie i tylko jednostronne umiejscowienie nad mostkiem i obojczykiem
lewym. Dlatego Zakład Medycyny Sądowej w Krakowie po zapoznaniu się

220
z treścią tej opinii zażądał nadesłania wycinków z podejrzanych miejsc, celem
zbadania histopatologicznego. Badanie to nie wykazało w nadesłanych
wycinkach z miejsc z podbiegnięciami krwawymi cech i zmian powstałych za
życia. W badanych preparatach nie stwierdzono bowiem obecności nacieków
zapalnych, wynaczynień krwi, bądź wytrącenia się włóknika.
Początkowe podejrzenia organów milicyjnych przeciwko Tadeuszowi J.
okazały się niesłuszne, zarówno z powodu wykazanego przez niego alibi,
jak i przede wszystkim z uwagi na wyniki sekcji i wspomnianych badań
laboratoryjnych. Wyniki te skierowały natomiast podejrzenie przeciwko
55-letniemu Józefowi P. Był on palaczem w kotłowni centralnego ogrzewania
cieplarni Technikum Ogrodniczego w Gumniskach, odległej około 300 metrów
od miejsca znalezienia zwłok Władysławy G., z którą miał od dłuższego czasu
utrzymywać bliższe stosunki.
Józef P. już przy pierwszym przesłuchaniu w dniu 19 grudnia przyznał,
że gdy w dniu 4 grudnia o godz. 20.30 wszedł jak zwykle do kotłowni i zapalił
światło, zauważył Władysławę G. leżącą «na koksie na plecach. Jej twarz była
skręcona w lewą stronę i przylegała lewym policzkiem do koksuw. Podszedł
do niej i poruszył, a gdy stwierdził, że nie daje żadnego znaku życia, nabrał
z kranu wody do ust, następnie otworzył ręką zaciśnięte usta denatki i wlał
wodę ze swoich ust do jej ust. Z kolei rozpiął jej bluzkę od góry i włożył rękę
celem zbadania czy bije serce. Nie stwierdziwszy bicia serca ruszał jej rękoma,
ale nic odczuł zesztywnienia rąk. Wyszedł na podwórze i zastanawiał się co
zrobić z Władysławą G. i czy dać znać o wszystkim kierownikowi. Po chwilo­
wym namyśle postanowił wynieść zwłoki z terenu zakładu pracy. Kierował
się przy tym obawą i wstydem przed żoną i synami (jeden kapitan — lekarz,
drugi student medycyny), przed którymi ukrywał swoje kontakty z Włady­
sławą G. W celu wykonania tego postanowienia, przywiązał sobie do paska
teczkę, która leżała obok denatki, a jej zwłoki wziął na plecy i przez ogród
i pole orne wyniósł do zarośli przy torze kolejowym. Tu zostawił je w pozycji
leżącej na wznak, lekko przekręconej w lewą stronę, a obok z lewej strony
zwłok teczkę.
W czasie dokonywania «eksperymentu śledczego» w dniu 30 stycznia
1958 r. Józef P. powtórzył te wyjaśnienia i uzupełnił je między innymi w na­
stępujących szczegółach:
Zobaczyłem na koksie leżącą kobietę, której początkowo nie poznałem.
Wziąłem ją za obie ręce i odwróciłem na prawy bok. Gdy poruszyłem jej
rękami, stwierdziłem, że są nieco sztywne, głowa jej nieruchoma opadła na
koks, przy czym powieki były lekko przymknięte. Byłem przestraszony.
Postanowiłem udać się na drugą stronę do kranu z wodą, nabrałem wody do
ust, podszedłem do leżącej, nachyliłem się nad nią i palcami wskazującymi
obu rąk starałem się rozchylić wargi, palcem prawej ręki dolną wargę, a palcem
lewej ręki górną wargę. Ponieważ zęby były zaciśnięte, włożyłem między nie
palce i rozchyliłem je na szerokość około 1,5 cm. Następnie wlałem wodę
ze swoich ust do ust leżącej i przez moment obserwowałem leżącą i stwier­
dziłem, że nadal nie poruszyła się, a woda wlana przeze mnie do jej ust
zniknęła. Przy dotykaniu ust stwierdziłem, że były one zimne, jak również
twarz i ręce leżącej były blade i zimne. Następnie rozchyliłem płaszcz w górnej
części i dalszą garderobę leżącej; prawdopodobnie przez koszulę położyłem
lewą rękę w okolicę serca i stwierdziłem, że serce nie bije. Wszystkie te czyn­
ności wykonywałem ze zdenerwowaniem w przeciągu 3—5 minut. W po­
mieszczeniu kotłowni wyczuwałem czad i dlatego drzwi frontowe i bez­
pośrednio prowadzące do kotłowni zostawiłem otwarte po jednym skrzydle.
Podniosłem zwłoki do góry i nie gasząc światła, ani nie zamykając za sobą

221
drzwi niosłem ją do wyjścia klatką schodową. Wyszedłem na pole i ścieżką
prowadzącą wzdłuż strumienia doniosłem je do bramy ogrodu. Tam zatrzy­
małem się, oparłem zwłoki o słup i podtrzymując odpoczywałem około
10 minut. Na polu było zupełnie ciemno. Następnie uniosłem je i przez otwartą
bramę przeszedłem na drogę, prowadzącą przez ogród w kierunku toru
kolejowego. Tam znów oparłem zwłoki o drzewo i po chwilowym odpo­
czynku poniosłem je dalej drogą w kierunku alei, prowadzącej do Technikum.
Następnie przeszedłem przez bramę, aleję, pole orne, przeniosłem zwłoki
przez rów, doszedłem do rosnących obok toru kolejowego krzaków i tam
w odległości około 30 metrów od toru położyłem je w krzakach. Poprawiłem
na nich ubranie, rozchyliłem trochę nogi i odszedłem tą samą drogą do domu.
Na podstawie zgodnych zeznań szeregu świadków, a w szczególności
Genowefy B., która wraz z 4 pracownikami była zajęta od godziny 7 do 15
w szklarni przy kwiatach, ustalono, że w okresie zimowym cieplarnie były
ogrzewane przez centralny piec kotłowni w ten sposób, że co 2 lub 3 godziny
był dosypywany do pieca koks, a następnie po nagrzaniu sic pomieszczeń
zasuwano zasuwy. Wówczas dym i czad z pieca wydostawał się do pomiesz­
czenia kotłowni, która nie posiadała żadnych urządzeń wentylacyjnych.
Przed ponownym wejściem do kotłowni odmykano drzwi na kilka minut
i dopiero po przewietrzeniu wchodzono do kotłowni i dokładano koksu do
pieca. Przed odejściem z pracy (o godz. 15) dosypywano koksu i zasuwano
całkowicie zasuwę. Później około godz. 16 przychodził palacz Józef P., który
do godziny 7 rano następnego dnia palił w kotłowni.
Badanie powietrza w kotłowni na zawartość tlenku węgla przeprowadził
dwukrotnie przy użyciu aparatu Dragera inż. Aleksander B. Pierwsze badanie
przeprowadzone 24 stycznia 1958 r. wykazało po 2 godzinach od nasypania
do pieca koksu, zamknięcia pieca, otworu popielnika i czopnika komina
w powietrzu kotłowni 0,05%, po następnych 3 godzinach również 0,05%,
a w 35 minut później 0,03% tlenku węgla. Biegły ten stwierdził w swej opinii
co następuje: na podstawie otrzymanych wyników pomiaru zawartości CO
w powietrzu w dniu 24. I. 1958 można twierdzić, że utrata przytomności
mogła nastąpić po upływie 2,5 godziny przebywania w kotłowni. W przy­
padku większego nasilenia ognia, niewietrzenia, a przez to wzrostu zawartości
do 0,08% CO w powietrzu, śmierć mogła nastąpić po upływie 6 godzin
przebywania we wspomnianym pomieszczeniu. Natomiast badanie przepro­
wadzone przez tegoż biegłego w dniu 30 stycznia 1958 r. po poprzednim
przygotowaniu pieca, bez wietrzenia, przy zamkniętych drzwiach, przery­
waczu ciągu i popielniku, wykazało po 2,5 godzinach w powietrzu kotłowni
zawartość powyżej 0,2% tlenku węgla. Na tej podstawie wydał on następującą
opinię: Ilość ta jest wystarczająca do sprowadzenia śmierci w ciągu
2—3 godzin. Drugiej próby po 5 godzinach nie wykonano, gdyż aparat
Dragera nie wykazuje większych zawartości tlenku węgla ponad 0,2%.
Organa śledcze zwróciły się do obducenta o odpowiedź na następujące
pytania: Jakie są objawy zatrucia tlenkiem węgla; czy przy zawartości 61%
tlenkowęglowej hemoglobiny we krwi istnieje szansa uratowania życia
i w jaki sposób; czy w momencie znalezienia Władysławy G. przez Józefa P.
denatka mogła żyć, uwzględniając: cechy zmarłej opisane przez Józefa P.
oraz badania przeprowadzone w kotłowni na zawartość tlenku węgla w po­
wietrzu; jakie są pewne cechy śmierci i czy cechy zmarłej opisane przez
Józefa P. dowodzą śmierci; w jaki sposób mogły powstać u niej otarcia na­
skórka?
W obszernej opinii, po opisie objawów ostrego i przewlekłego zatrucia
tlenkiem węgla, wypowiedział on między innymi pogląd, że z teoretycznego

222
punktu widzenia pi'zy obecności 61% tlcnkowęglowej hemoglobiny we krwi
istnieje szansa uratowania życia, z praktycznego jednak punktu widzenia
w konkretnych przypadkach ustalić się tego nie da. Uwzględniając wyniki
badania powietrza w kotłowni cieplarni Technikum Ogrodniczego w Gum-
niskach, należy podkreślić przede wszystkim następujące fakty: Badanie
przeprowadzone w dniu 24 stycznia 1958 po 2 godzinach od nasypania koksu
do pieca wykazało 0,05% tlenku węgla w powietrzu, po wietrzeniu i po­
nownym dosypaniu koksu, po następnych 3 godzinach również 0,05% tlenku
węgla. Są to ilości bardzo małe (z zaznaczeniem, że nie podano, z którego
miejsca i na jakiej wysokości pobrano próbki powietrza), prowadzące jedynie
po 1—2 godzin do bólu głowy i nudności. Natomiast badanie przeprowadzone
w dniu 30 stycznia 1958 po 2,5 godzinach od nasypania koksu — wykazało
więcej niż 0,2% tlenku węgla, gdyż aparat użyty do badania nie wykazuje
wyższych stężeń (czyli, że stężenie tlenku węgla w powietrzu kotłowni w dniu
30. I. 1958 r. jest więcej niż 4 razy większe niż w dniu 24. I. 1958 r.), przy
czym nic ustalono o ile więcej, a ilości te są już groźne dla życia w krótkim
czasie, i tak np. 0,37% tlenku węgla prowadzi do śmierci w ciągu dwóch godzin.
Wynika stąd wniosek, że stężenie tlenku węgla w powietrzu kotłowni waha
się w dużych granicach i jest różne w różnych miejscach. Określenie więc
jak najbardziej przybliżonych warunków, jakie panowały w dniu 4. XII.
1957 r., wymagałoby przeprowadzenia wielokrotnych i gruntownych badań
różnymi aparatami, w różnych miejscach i na różnych wysokościach kotłowni,
przy uwzględnieniu temperatury zewnętrznej oraz faktu, że Władysława G.
leżała na koksie, który jako ciało porowate chłonie gazy. Wszystkie te wyżej
podkreślone momenty należy wziąć pod uwagę, o ile przyjąć, że Władysława G.
znajdowała się we wspomnianym pomieszczeniu około 3—4 godzin.
Stwierdzenie ustania czynności serca nie jest dowodem śmierci, a do innych
twierdzeń Józefa P. (Władysława G. miała twarz i ręce zimne i blade i była
sztywna) należy się odnieść krytycznie, zwłaszcza że był on w tym czasie
wybitnie zdenerwowany i nie można na tej podstawie wysnuwać miarodajnych
wniosków. Subiektywne zaś doznania Józefa P. nie mogą być podstawą
obiektywnej opinii, czy Władysława G. w momencie jej znalezienia żyła.
Ponieważ zarówno wyjaśnienia Józefa P., jak i przeprowadzona wizja nie
dostarczyły pewnych dowodów co do powstania otarć naskórka, przeto nie
można podać definitywnej przyczyny ich pochodzenia. Z pewnym procentem
prawdopodobieństwa można jednak przyjąć, że powstały one w czasie pod­
noszenia i przenoszenia Władysławy G. przez Józefa P. Wykluczyć natomiast
można możliwość ich powstania w czasie ewentualnych drgawek u schyłku
życia denatki.
Na rozprawie w Sądzie Powiatowym w Tarnowie oskarżony Józef P.
złożył wyjaśnienia zgodne z wyjaśnieniami składanymi w toku śledztwa
i w związku z pytaniami dodał co następuje: Ciało denatki było niby blade,
niby różowe; dobrze nie widziałem, bo żarówka była wysoko; denatka była
chłodnawa. Rękę kładłem na koszulę jak badałem serce. Zęby były tylko
trochę zaciśnięte, skurcz nie był duży. Po wlanej wodzie G. nie dawała znaku
życia, bo na to nie reagowała. Od czasu znalezienia denatki w kotłowni do
czasu wyniesienia na powietrze upłynęło 10 minut.
Świadkowie B. i O. zeznali jak w śledztwie o sposobie palenia koksem
w piecu centralnym kotłowni, braku w niej urządzeń wentylacyjnych i doby­
wania się z pieca dymu i czadu.
Obducent lek. R. W. zeznał, że oskarżony nie był w stanie stwierdzić, czy
Władysława G. w danym momencie żyła, czy też nie, bo nawet lekarz w takich
przypadkach ma duże trudności, o ile nic wystąpią pewne znamiona śmierci.

223
Przy crccnosci w pomieszczeniu od 0,2 do 0,5% tlenku węgla śmierć przy-
ruscm.t.mc mogła nastąpić w czasie od 2—3 godzin. Na dodatkowe pytanie
rud.'.:. że medycyna sądowa zna przypadki zgonu także i po 30 minutach.
S.tu umai cs.-mrżonego Józefa P. winnym przestępstwa z art. 247 Kk.
i sk.ura. go .-cure 6 miesięcy wiezienia z zaliczeniem okresu tymczasowego
arose.a oma. uzasadnieniu wyroku znajdują się między innymi ustępy

Dni.'. - gruanut .1 *5. r. około godziny 15.30 przyszła Władysława G. do


swej sióstr
*. j .tntr.y ... zamieszkałej w Tarnowie, gdzie zabawiła do około
godziny -tu 2 siostry narzekała, że nie ma pieniędzy i że nie ma co dać
dzieciom jesc. -ego samego dnia około godz. 20.30 wszedł do kotłowni
Technikum Ogrodniczego wGumniskach palacz oskarżony Józef P. i spostrzegł
leżącą na koksie W ładysławe G. nie dającą znaku życia. Wiedząc, że w ko­
tłowni w czasie palenia wytwarza się i wychodzi na kotłownie tlenek węgla
i przypuszczając, że Władysława G. zaczadziła się, nic udzielił jej natychmiast
pomocy przez wezwanie lekarza, mimo że w Technikum znajdował się telefon,
ale pozostawił zaczadzoną w kotłowni przez około pół godziny, po czym
wywlókł ją w zarosi?, obok toru kolejowego w Gumniskach i tam porzucił,
nie zgłaszając o tym nikomu.
Dnia 6 grudnia 1957 r., a wiec w dwa dni później, znaleziono już zwłoki
"Władysławy G. w zaroślach, gdzie ją oskarżony wywlókł i porzucił. Oględziny
i sekcja zwłok wykazały, że śmierć G. nastąpiła na skutek zatrucia tlenkiem
węgla, co potwierdził również Zakład Medycyny Sądowej w Krakowie
stwierdzając jednocześnie we krwi zmarłej 61% tlenku węgla.
Na podstawie zeznań Gerarda O. i Genowefy B. oraz opinii biegłego z za­
kresu gazownictwa Aleksandra B. stwierdzono, że w kotłowni Technikum
Ogrodniczego w Gumniskach, w której zaczadziła się Władysława G. — po
nasvpaniu koksu do pieca i zasunięciu przerywacza ciągu wydobywał się
tlenek węgla do kotłowni, toteż każdorazowo przed wejściem do kotłowni
otwierano drzwi na krótki choćby czas, celem odprowadzenia tlenku węgla.
Oskarżony P. jako palacz kotłowni wiedział o tym dobrze. Biegły Aleksan­
der B. stwderdził, że w pomieszczeniu kotłowni przy stanie tlenku węgla,
:aki tam się wymarzał w czasie palenia, utrata przytomności mogła nastąpić
po upływie dwu i pół godziny.
Władysława G. wyszła krytycznego dnia od Janiny I. około godziny 16.
Przvjntu:ąc, że zaraz stamtąd udała się do kotłowni oddalonej o około dwa
kilometr.', to zaszła tam około godziny 18. W chwili wiec znalezienia jej
przez oskarżonego w kotłowni około godziny 20.30 jeszcze żyła i udzielenie
natvehmiastow e: pomocy doprowadziłoby ją do życia, a śmierć nastąpiła
nóźniei na skutek nieudzielenia tej pomocy.
W twm stanie rzeczv dopatrzył się Sąd w czynie oskarżonego znamion
przestępstwa z art. 247 Kk. i uznał go winnym popełnienia przestępstwa.
Oikarżonw nie przwznał się do winy i tłumaczył się, że znalazłszy Włady­
sławę G. w kotłowni sf. sierdził, że serce jej już nie bije, a więc był przekonany,
że iuż nie żyw. Nie powiadomił lekarza lub Pogotowia Ratunkowego, ponieważ
bał się nienrzwemności ze strony żony. Tłumaczenie się oskarżonego jest
bez znaczenia, feśli się uwzględni, że oskarżony nie był powołany do stwier­
dzenia. czr.- zaczadzona leszcze żyje, czy też nie, a poza tym śmierć pozorna
nie śudadczw -’eszcze o śmierci klinicznej. Tak wiec wina oskarżonego nie na-

Obrcńca oskarżonego założył od tego wyroku rewizję do Sądu Wojewódz­


kiego w Krakowie. zarzucając w jej wywodzie między innymi. «że w mo­
mencie nrzrścia oskarżonego P. do kotłowni Władysława G. już nie żyła

o 9a
i jeżeli może być mowa o winie oskarżonego, to raczej w zakresie artykułu
168 Kk».
Na rozprawie rewizyjnej w dniu 19 lutego 1959 r. wydałem opinię na­
stępującej treści:
W niniejszej sprawie w toku śledztwa i przewodu sądowego ustalono sta­
nowczo jedynie, że Władysława G. o godz. 16 opuściła mieszkanie swej siostry
odległe o 2 km od kotłowni, że tego dnia wieczorem znaleziono ją tam na
koksie, że następnie została ona stamtąd przez oskarżonego przeniesiona i po­
rzucona w krzakach odległych o 300 m od kotłowni, że wykazywała żywo-
różowc zabarwienie plam pośmiertnych i narządów wewnętrznych, a badanie
chemiczne jej krwi wykazało zawartość 61% tlenku węgla. W tym stanie rzeczy
nic ulega żadnej wątpliwości, że przyczyną śmierci Władysławy G. stało się
przypadkowe zaczadzenie.
To samo odnosi się do niestwierdzenia innej przyczyny jej śmierci. W szcze­
gólności z uwagi na pośmiertny charakter wynaczynicń nad rękojeścią mostka
i obojczykiem lewym oraz ich niskie i tylko jednostronne umiejscowienie należy
wykluczyć, aby były one śladami dławienia. Z uwagi na charakter otarć
naskórka, umiejscowionych przeważnie po stronie lewej twarzy, którą Włady­
sława G. miała przylegać do koksu w chwili jej znalezienia, nic nie sprzeciwia
się przyjęciu, że otarcia te powstały na skutek drgawek występujących często
u schyłku życia w przypadkach zaczadzenia.
Zasadnicze jednak znaczenie w niniejszej sprawie ma odpowiedź na pytanie,
czy Władysława G. w chwili wejścia oskarżonego do kotłowni żyła, czy też
nic, czy zatem oskarżony wyniósł z kotłowni i porzucił w krzakach zwłoki,
czy też jeszcze żywą lub będącą u schyłku życia osobę.
Odpowiedź na to pytanie należało oprzeć na stwierdzeniu: stopnia wysy-
cenia czadem powietrza w kotłowni, w szczególności powietrza nad koksem,
dalej czasokresu przebywania Władysławy G. w atmosferze kotłowni, wreszcie
obecności znamion śmierci u Władysławy G.
Czad jest mieszaniną trującego tlenku węgla z dwutlenkiem węgla. Przez
domieszkę dwutlenku węgla, który jest cięższy prawie 1,5 razy od powietrza,
także i czad jest cięższy od powietrza, chociaż sam tlenek węgla w czystym
stanic jest od niego lżejszy. Znane są liczne przypadki śmiertelnego zacza­
dzenia osób, które w celu ogrzania ułożyły się do snu na hałdach koksu.
Stąd konieczne jest w przypadkach zaczadzenia badanie powietrza na za­
wartość tlenku węgla na różnych wysokościach. Niestety w niniejszym przy­
padku nie przeprowadzono lege artis badania stopnia wysycenia tlenkiem
węgla powietrza kotłowni. Wprawdzie inż. B. przeprowadzał dwukrotnie
takie badania w kotłowni, lecz nie były one przeprowadzone w myśl wymogów
nauki, a nadto był w użyciu aparat nie pozwalający na wykazanie wysycenia
powietrza tlenkiem węgła powyżej 0,2%. Toteż słusznie lekarz-biegły W.
w swej opinii w śledztwie żądał «przeprowadzenia wielokrotnych i gruntow­
nych badań różnymi aparatami w różnych miejscach i na różnych wyso­
kościach kotłowni». Prokuratura w Tarnowie przeszła jednak nad tym do
porządku i zamiast zwrócić się do zakładu naukowego w Krakowie, zwróciła
się do inż. B. Z przeprowadzonego przez niego badania można wysnuć
jedynie ten wniosek, że powietrze w kotłowni zawierało więcej niż 0,2% tlenku
węgla, ale nie wiadomo czy 0,3%, czy 0,5%, czy 0,8%, co miałoby znaczenie
dla odpowiedzi na zasadnicze w niniejszej sprawie pytanie. Co więcej, inż. B.
zapomniał o zasadzie nec sutor supra crepidam i uważał się za kompetentnego
do orzekania o czasie śmierci Władysławy G., chociaż to należy do kompetencji
lekarzy. Na opinii tego biegłego Sąd Powiatowy w Tarnowie oparł wyrok,
chociaż na rozprawde lekarz-biegły W. nie wykluczył przy obecności w po­

Wybrane przypadki 15 225


wietrzu od ■?„ do L .o . tlenku węgla możliwości zgonu nawet po 30 minutach.
Należy bowiem z cayir. tt.iciskiem podkreślić, że — pominąwszy stężenie
1% tleniu ęg..‘ ’ . yowi-fuii. przy którym następuje piorunujące zejście
śmiertelne — me e<.~es..tc przy niższych jego stężeniach czasu śmierci
danej cse.'-. ?c tern ?.-.rdzo wielkie indywidualne różnice oddziały­
wania pe$eceege.w en cse? na ten gaz trujący. Dość przytoczyć kilka przy­
kładów ~ ostatnim _m a z samego województwa krakowskiego.
W pewnym przypadku sprawa V Kps. 1154/48 i V Kps. 1234/48) spośród
znajdującycn sir tym samym pomieszczeniu czterech osób — dwie
^mężczyzna i aaciem uległy śmiertelnemu zatruciu, dwie zaś (dzieci) nie
wykazywały nawet najsłabszych objawów zatrucia. W innym przypadku
sprawa 6 S. 1'3 55 z dwóch śpiących w jednym łóżku mężczyzn jeden uległ
śmiertelnemu zatruciu, drugi nie wykazywał żadnych objawów zatrucia,
co naraziło go na zarzut zatrucia kolegi. W jeszcze innym przypadku
sprawa i Ds. . .4 ?S znaleziono w izbie z wadliwym piecem martwe cztery
osoby. Przeprow adzone w krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej badanie
krwi tych osób na zawartość tlenku węgla wykazało u Franciszka K.
lat 24 — 65 . u jego żony Stanisławy K. lat 30 — 75%, u ich 10-letniego
syna Jerzego — 55% a u 7-letniego syna Adama — 80% tlcnkoweglow^ej
hemoglobiny. Przypadki te ilustrują, jak wielką rolę przy zatruciu tlenkiem
węgla odgrywają osobnicze właściwości. Spośród dwóch osób śpiących
w jednym łóżku jedna ulega śmiertelnemu zatruciu, druga nie wykazuje
żadnych objawów zatrucia. 10-letni chłopak umiera przy 55% wysyceniu
krwi tlenkiem węgla, drugi 7-Ietni śpiący z nim w jednym łóżku, umiera
dopiero przy 8? wysyceniu krwi tym gazem.
Według wyników badań naukowych przy stężeniu 0,2 % tlenku węgla
w powietrzu zostaje związanej z nim 75% hemoglobiny, a 65% wysycenie
krwi tlenkiem węgla jest uważane za granicę śmiertelności. Badanie po­
wietrza w kotłowni wykazało, że zawierało ono więcej niż 0,2% tlenku węgla
niestety nie ustalono ile więcej). Nic nie sprzeciwia się wiec przyjęciu, że
wobec 61 wysycenia krwi Władysławy G. tlenkiem węgla, mogło przyjść
do jej zgonu.
Tworzenie się tlenków ęglowej hemoglobiny wr krwi człowieka jest zależne
nie tvlko cd koncentracji tlenku węgla we wdychiwanym powietrzu, lecz
także cd czasu jego wdychiwania oraz od tego, czy dana osoba znajdowała
sie w spoczvnku. czy w ruchu, lub czy pracowała. Jest bowiem zrozumiałe,
że osoba znajdująca się w ruchu, a tym bardziej pracująca, oddycha inten-
svwniej i łatwiej ulega zatruciu tlenkiem węgla niż osoba znajdująca się
w sDoczvnku lub śpiąca. Dane te są przedstawione na tablicy, która ilustruje
iakznaczne nod tym względem zachodzą różnice (ryc. 38). W niniejszym
przypadku brak jest jakichkolwiek ustaleń, czy Władysława G. zaraz po
weiśćiu do kotłowni, czy też po pewnym i po jakim czasie położyła się na

Także ścisłe określenie przez jak długi czas Władysława G. znajdowała się
w atmosferze tlenkoweglowej kotłowni natrafia na trudności. Ustalono bowiem
tvlko. że 4 grudnia około godz. 16 wyszła ona z mieszkania swej siostry,
ci godz. 20.30 oskarżony spostrzegł ją leżącą w kotłowni na koksie. Sąd
v. uzasadnieniu wvroku określa okres przebywania Władysławy G. w kotłowni
na 2.5 gedzinv. Natomiast obaj biegli: Lekarz W. i inż. B. podają w swych
opiniach, że przebywała ona w kotłowni przez około 3—4 godzin. Nie po­
trzeba uzasadniać, że żaden z tych okresów nie może uchodzić za ściśle
określony, ponieważ nie wiadomo, czy Władysława G. po opuszczeniu miesz­
kania swej siostry zaraz i wprost udała się do kotłowni, czy też i przez jaki

226
czas po drodze się zatrzymywała, oraz czy po wejściu do kotłowni zaraz,
czy też po pewnym i jakim czasie położyła się na koksie. Przy tyłu nie ustalo­
nych czynnikach pewne i ścisłe określenie czasu śmierci Władysławy G.
jest niemożliwe, jeżeli nie chce się narazić na zarzut arbitralności.
Wobec powyższych braków najbardziej obiektywnym i pewnym spraw­
dzianem, czy Władysława G. w chwili wejścia oskarżonego do kotłowni
jeszcze żyła, czy też już była martwa, byłoby stwierdzenie u niej pewnych
znamion śmierci. Jak wiadomo, chwilę śmierci utożsamia się z chwilą ustania
akcji serca i oddychania danej osoby. Z uwagi jednak na możliwość ’śmierci

Ryc. 38. Krzywe tlenkowęglowcj hemoglobiny zależne od: koncentracji tlenku węgla we wdychi-
wanym powietrzu, od czasu jego wdychiwania oraz od zachowania się danej osoby

pozornej stanowczym dowodem śmierci jest dopiero stwierdzenie pewnych


znamion śmierci, a przede wszystkim plam opadowych, stężenia pośmiertnego,
bladości i oziębienia ciała.
Pomijając już, że śmierć pozorna należy do niesłychanie rzadkich zdarzeń,
w kryminalistyce zaś jak i w życiu potocznym należy brać pod rozwagę przede
wszystkim zjawiska z reguły się zdarzające — nie zapominając naturalnie
o wyjątkowych — stan faktyczny ustalony w aktach sprawy uzasadnia przy­
jęcie, iż Władysława G. w chwili znalezienia jej na koksie była już martwa.
Jest jasne, że przyjęcie tej tezy — wobec znalezienia zwłok denatki po 2 dobach
i braku w chwili jej znalezienia w koksowni innych osób poza oskarżonym —

15* 227
z__. m ~~ J<z<-li ,i< 7/'źmi'- \><>'\ niski
. -.. z. _222-12:2—i 2ri_icmneg
.,
* iuczający znajomość trudnego działu.
• ~ ■ mm? . mi m_m i śmierci ; zmiana'li pośmiertnych,. z drugiej
z_ 222 *_ dli: 12.21 go ■.■;
. 7 ~ :•;. ■.■.]<■ i na i. ■■: toku
±22.
* “ :i . 21121 cm: :t>ma nardzo < h a r a k i er '/'.A '/> :/a> '■ znamion
:m_t.*:. : ni” *i_ .* :j : m'l-.mmmtmi w momencie znalezienia V, łady .ławy G.—
12 m- :mi zmd rmi njimieciiami przejść do porządku i twierdzić —jak
*.: immi --— " . ~ :’ 21222 — że na tej podaa•;;]<■ nic można wysnuwać

22 —1.212. 12 2212212 śmierci zaliczamy bladość i oziębienie ciała.


i-12.2 ii.22:22: midi * .7 i stężenie- pośmiertne. W niniejszym przypadku
21212" ---- mir? ntz. aiały oprzeć się jedynie na oziębieniu ciała
i :tęitm_ 11122:222121. Przy zatruciu tlenkiem węgla uderza w toku oględzin
22"
-z- 2:2
* 122 2 12127. riżiwe zabarwienie powłok skórnych, tak że nieraz
1112:2: 22221tzi * yrzźa wątpliwości, czy jest to śmierć rzeczywista. Takie
21’112
* len.: 1222 21 i-rriermych stwierdził obducent po 2 dobach. Oskarżo-
2722_ 1121 21-221 i słabe oświetlenie kotłowni nic pozwalały na dokładną
12:2 ire. Znijdij? to wyraz w jego wypowiedziach. «że ciało denatki
m .1 mi * ’ilia?, niby różowe: dobrze nie widziałem, bo żarówka była wysoko
.
*
ÓTtimiim 112121 charakterystyczne są wypowiedzi oskarżonego co do ozię-
111211 idim. i r.ężerća pośmiertnego, gdy mówi: «przy dotykaniu ust stwier-
iaitm ź? były zimne, jak również twarz i ręce leżącej były blade i zimne ,
*
1721211 tym chininawa .
* umiała usta zaciśnięte», «zęby leżącej były za-
*
mrd?
.?. ' 171 mzszerzyłem je palcami», «gdy poruszyłem jej rękami,
* i?rtm_tm. ź? są nieco sztywne, głowa jej nieruchomo opadła na
21

J12 ii i 1221, stężenie pośmiertne pojawia się najpierw w żwaczach.


2227212121 izizęki óilr.ej. w następstwie czego żuchwa podnosi się i zaciskają
C7iy. i 0212722 2-15170227 obejmuje mięśnie niżej położone i w końcu mięśnie
H2122 2. iimytii. Z powyższych wypowiedzi oskarżonego wynika, że w ni­
niejszym mrziim stężenie pośmiertne zaczynało się. Różni autorzy podają
izi? 7 -j-' 17121 się i rozpoczęcia stężenia pośmiertnego w nieprawdopodobnie
iz '..*.11 1 .i znnimer.: od kilkunastu minut do kilkunastu godzin. Znakomita
jtizik itr. większość określa przeciętny czas pojawiania się stężenia po-
smitrmegi ri -—r godzin po śmierci. W tym stanie rzeczy stwierdzenie
' iii- i-i zr.aiezienia denatki w kotłowmi znamion śmierci, tj. oziębienia ciała
i : iii 2 '.zyiijątego się stężenia pośmiertnego, dowodzi nie tylko, że Włady-
sli 2 G. *. ów czas już nie żyła, ale także, że od chwili jej śmierci mogło
-i.yni' Ś2ilka godzin, co znowu przemawiałoby za znacznym wysyceniem
tlenkiem ęgli powietrza w kotłowni i szybkim zgonem denatki.
Sąd ■‘•tj.- ódzki w Krakowie wydal wyrok uniewinniający oskarżonego

*
*

Sili’ y z oskarżenia o przestępstwo z art. 247 Kk. są bardzo rzadkie. W ciągu


mrzesz-', ć i-ietniej praktyki sądowo-lekarskiej brałem udział tylko w tej jednej.
Z' i .ki denatki znaleziono poza obrębem zabudowań w polu, gdzie—jak
się ptźrdej okazało — leżały one przez dwie doby. W tej sytuacji oraz wobec
mrtźnej temperatury otoczenia (grudzień) można było różowe zabarwienie
ilam opadowych przypisać raczej niskiej temperaturze, a nie zaczadzeniu.
*
Ctdi.er. nie uległ jednak tej sugestii i pobrał ze zwłok krew do badania
laboratoryjnego, którego wynik skierował śledztwo we właściwym kierunku.
Dzięki temu wykazało ono, że chodzi o nieszczęśliwy wypadek, a nie o za­
bójstwo, jak początkowo przyjmowano. Zarówno to, jak i dalszy bieg sprawy
wskazuje, jak ważną rolę w przypadkach kryminalnych odgrywa znajomość
zmian pośmiertnych i ich właściwa interpretacja przez kompetentnego bie­
głego. Natomiast udział biegłego inżyniera w tej sprawie jest przykładem
nieprzestrzegania granic kompetencji i niefachowości w jej technicznych
granicach. Wyniki pracy takich biegłych nie dostarczają podstaw przydatnych
do dokonywania ustaleń w postępowaniu sądowym.
RZEKOME BRATOBÓJSTWO W ŚWIETLE DZIESIĘCIU
WYROKÓW SĄDOWYCH

Małżeństwo K. właściciele 10-hektarowego gospodarstwa rolnego w Tchurz-


nicy Szlacheckiej, w powiecie sokołowskim, pozostawili dwóch synów i trzy
córki. Najstarszy z dzieci Józef K. zajął się gospodarstwem i wychowaniem
młodszego rodzeństwa. Siostry wychodziły kolejno za mąż i w drodze dobro­
wolnej ugody otrzymywały należne im działy. Ńa pozostałym gospodarstwie
żyli i pracowali wspólnie bracia Józef i młodszy o trzy lata Stanisław. W 1936 r.
Józef K. ożenił się, lecz po kilku miesiącach żona mu zmarła. Stanisław ożenił
się w r. 1945 i sprowadził żonę na wspólne gospodarstwo po rodzicach.
Obsługiwała ona obu braci, gotując im i opierając ich. Prowadzili oni wspólne
gospodarstwo i dzielili się po połowie dochodami z niego. Wywoływało to
pewne niezadowolenie Józefa, ponieważ był on sam, a Stanisław miał żonę
i córkę. Z czasem wyłoniły się poważniejsze powody nieporozumień. Miano­
wicie Józef K. nabył w 1925 r. na swoje nazwisko 2,5 hektara lasu, oddał
rodzeństwu do podziału jego połowę, a drugą zatrzymał dla siebie. Sta­
nisław K. domagał się równego podziału pomiędzy wszystkie dzieci, twierdząc,
że las został nabyty za pieniądze wspólnie wypracowane i dlatego stanowi
wspólną własność.
Źródłem nowych konfliktów rodzinnych stała się namiętność, jaką zapałał
Józef do młodej żony brata Stanisława. Wystąpił on do niej z propozycją
wspólnego pożycia małżeńskiego i propozycję tę powtórzył bratu. Uzasadniał
ją względami praktycznymi: jedno wspólne gospodarstwo i jedna kobieta,
dla Stanisława jako żona i dla niego — kochanka. W razie przyjęcia tej
propozycji przez Stanisława i jego żonę majątek po nim zostałby dla nich.
Małżonkowie nie zgodzili się na tę propozycję, nawet mimo prób zrealizo­
wania jej przez Józefa w drodze faktów dokonanych.
Narastające konflikty na tle majątkowym i seksualnym nic przekraczały
jednak granic utarczek słownych i kłótni. Tylko w jednym wypadku Józef
uderzył brata młotkiem. Do konfliktów między braćmi nie przywiązywano
na wsi zbyt wielkiej wagi, tym bardziej że w 1950 r. podzielili oni między
sobą pozostały majątek spadkowy w gruncie, w budynkach i w inwentarzu.
Mieszkali nadal wspólnie i żona Stanisława w dalszym ciągu obsługiwała
także Józefa, który jednak od tej pory płacił jej za te usługi. Józef nie chcąc
ponosić takich kosztów i nie mogąc zrealizować zamiaru współżycia seksual­
nego z żoną Stanisława, zawarł w wieku 46 lat związek małżeński z 19-letnią
dziewczyną z sąsiedztwa (styczeń 1951 r.). Na ich ślubie był wśród gości
weselnych także jego brat Stanisław z żoną. Po weselu Józef K. przeniósł
sic do domu żony, w którym mieszkała ona ze swoją matką. Zatrzymał sobie
jednak pokój w domu rodzicielskim, w którym przetrzymywał swoje meble,
nadal utrzymywał swój żywy i martwy inwentarz w zabudowaniach spad­
kowych, pracował na swym gospodarstwie i sam obrządzał inwentarz gospo­
darski. W domu żony tylko mieszkał i żywił się. W jakiś czas po ślubie Józef K.
postanowił przeprowadzić się z żoną i teściową do swego pokoju w domu
rodzicielskim. Stanisław K. był temu przeciwny, na skutek czego dotychcza­

230
sowy konflikt między braćmi zaostrzył się, Józef wyrażał obawy o swe życie,
a nawet wypisał własnoręcznie 4 kartki, w których wyrażał obawę, że brat
go zabije i zaznaczał, że jeśli zginie, to tylko z jego ręki. Jedną z tych kartek
wręczył teściowej, drugą sąsiadowi W., pozostałe dwie znaleziono później
w kieszeni jego ubrania w mieszkaniu.
Dnia 28 marca 1951 r. we wczesnych godzinach rannych siostra braci K.,
zamężna Aleksandra I., udała się po wodę do studni na obejściu jej braci.
W studni zauważyła brata Józefa w pozycji pionowej z głową tuż pod po­
wierzchnią wody. Chwyciła go za głowę, aby wydostać z wody i zaczęła krzy­
czeć. Na jej krzyk przybiegł najpierw Stanisław K., następnie jego żona oraz
mąż Aleksandry I. We czworo wydobyli Józefa K. ze studni i ułożyli obok
niej na ziemi. Był on w kompletnym ubraniu i gumowych butach z cholewami,
lecz bez czapki. Zaraz po wydobyciu Józefa ze studni nadbiegli zwabieni
krzykiem Aleksandry I. żona i teściowa Józefa, a następnie także większa
liczba ludzi. Przypuszczali oni, że Józef K. żyje, ułożyli go na kocu i dla odrato­
wania zaczęli huśtać, co pozostało jednak bez skutku. Zauważyli jedynie
pianę dobywającą się z jego ust, a niektórzy — także krwawiące zranienie
na głowic. Obok studni stał pusty kubeł należący do Józefa K., a w odległości
kilku metrów leżała jego zupełnie sucha i nie uszkodzona czapka.
Wobec napiętych stosunków między braćmi wyrażono podejrzenie, że
sprawcą śmierci Józefa mógł być Stanisław, który też zaraz udał się do swego
mieszkania i na polecenie sołtysa przebywał w nim pod strażą. Po przybyciu
Milicji Obywatelskiej i wyczerpaniu wody ze studni znaleziono na jej dnie
siekierę Józefa K. W południc przybyli prokurator i lekarz dr S., który do­
konał oględzin i sekcji zwłok denata, stwierdzając w protokole co następuje:
A. Oględziny zewnętrzne. Zwłoki płci męskiej, budowy prawidłowej,
odżywienia dobrego, długości 165 cm, z wyglądu lat około 40. Stężenie
pośmiertne zachowane. Plamy opadowe na pośladkach, spodniej stronie
uszu i na małżowinach usznych. Skóra elastyczna, śniada, na kończynach
dolnych i górnych podbarwiona żółtawo. Otwory naturalne drożne. Głowa:
rana cięta po lewej stronie, ziejąca, o wymiarach 4x0,5 cm, drążąca do
kości; w okolicy potylicznej po stronie lewej otarcie naskórka. Powieki nie-
obrzękłe, spojówki bladoróżowe, rogówki lekko zmetniałe, gałki oczne ela­
styczne na ucisk, źrenice nie rozszerzone. Wargi prawidłowe, czerwień war­
gowa różowa, z odcieniem sinawym, dziąsła blade, język zapadnięty. Szyja
krótka, chrząstka tarczowata dobrze zaznaczona, obrażeń nie stwierdza się.
Narządy płciowe, kończyny górne i dolne bez zmian patologicznych.
B. Oględziny wewnętrzne. I. Jama czaszkowa. Tkanka podskórna pra­
widłowa. Mięśnie prawidłowe, barwy ciemnowiśniowej. Lewy mięsień skro­
niowy wykazuje liczne wylewy krwawe. Kości pokrywy czaszki prawidłowe
od strony zewnętrznej i wewnętrznej. Po stronie wewnętrznej liczne wyciski
palczaste. Opona twarda sklepienia zachowana w całości, koloru perlisto-
białawego. Opona twarda na podstawie czaszki koloru perlistoniebieskawego,
doły czaszkowe wolne, nie uszkodzone, zatoki puste. Kości podstawy nie
uszkodzone. Opony miękkie bez zmian patologicznych. Mózg wagi około
1,5 kg. Komory boczne i czwarta komora wypełnione wodojasnym płynem.
Tkanka mózgowa o rysunku prawidłowym na przekroju. Naczynia na pod­
stawie mózgu i inne lekko nastrzyknięte. Móżdżek o rysunku prawidłowym,
bez zmian patologicznych. Rdzeń przedłużony i most bez zmian patolo­
gicznych. Przysadka nie zmieniona. II. Klatka piersiowa i szyja. Tkanka
podskórna i mięśnie dobrze rozwinięte, mięśnie szyi dobrze rozwinięte,
prawidłowe. Tarczyca prawidłowa. Łuki podniebienne zachowane pra­
widłowo, gardziel drożna o śluzówce bladoróżowej. Przełyk drożny, śluzówka

231
perlistoróżowa, pokryta niewielką ilością śluzu. Krtań i tchawica wolna,
o utkaniu prawidłowym, pierścienie zachowane. Mostek i żebra prawidłowe.
Grasica: waga nie zniwelowana. Jamy opłucnowe wolne. Worek osierdziowy
nie uszkodzony, zawiera wodojasny płyn. Płuca: małe, zrosty płaszczyznowe
w szczycie płuca prawego i lewego, na dotyk trzeszczące, na przekroju koloru
brudnowiśniowego, wypełnione brudnowiśniowym płynem pienistym, wy­
dobywającym się dość obficie przy ucisku. Serce: długość 13 cm, szerokość
11 cm. grubość 6 cm. Mięśnie sercowe komory lewej 2,5 cm, prawej 0,3 cm.
Komory i pizedsionki skrzepów ani płynnej krwi nie zawierają. Tętnica
główna: zastawki przedsionkowo-komorowe bez zmian patologicznych,
aorta 7,5 cm. Tętnice wieńcowe bez zmian patologicznych, wolne. III. Jama
brzuszna. Tkanka podskórna dobrze rozwinięta. Jama otrzewna wypełniona
trzewiami o ułożeniu prawidłowym. Otrzewna bez zmian patologicznych.
Układ trzew prawidłowy. Śledziona: waga 10 dkg, długość 14 cm, szerokość
9 cm. Wątroba: waga 2 kg. Woreczek żółciowy wypełniony niewielką ilością
żółci, żóltozielonkawcj barwy, o utkaniu prawidłowym. Trzustka o wymiarach
prawidłowych, brudnożółtawego koloru. Nerka lewa i prawa bez zmian
patologicznych o rysunku prawidłowym; warstwa rdzenna i korowa dobrze
uwidoczniona; torebka dobrze oddzielająca się od miąższu nerki. Micdniczki
bez zmian patologicznych. Nadnercza o rysunku prawidłowym, warstwa
korowa i rdzenna dobrze zaznaczone. Żołądek wypełniony brudnoszarą
treścią. Jelita cienkie wypełnione gęstą ciągnącą się cieczą, śluzówka zacho­
wana, koloru wiśniowro-brudnoczerw'onego. Jelita grube wypełnione kałem.
Wyrostek robaczkowy długości 12 cm. Jelito proste wypełnione niewielką
ilością substancji kalow'ej. Gruczoły chłonne krezki nie powiększone o konsy­
stencji sprężystej. Pęcherz moczowy: średniej wielkości, wypełniony niewielką
ilością moczu.
Opinia biegłego'. Na podstawie dokonanych oględzin zewnętrznych i we­
wnętrznych doszedłem do wniosku, że śmierć denata nastąpiła wskutek
utonięcia.
W dniu 8 maja 1951 r. Prokuratura Powiatowa w Sokołowde sporządziła
akt oskarżenia przeciwko Stanisławowi K. o przestępstwo z art. 225 § 1 Kk.
oraz przeciw jego żonie Janinie Danucie K. o udzielenie mu pomocy w tym
przestępstwie (art. 26 i 225 § 1 Kk.), a w dniu 2 lipca 1951 r. Sąd Woje­
wódzki dla Województwa. Warszawskiego w Warszawie po przeprowadzonej
rozprawie na sesji wyjazdowej w Siedlcach, uznał Stanisława K. winnym
zarzuconego czynu i skazał go na karę dożywotniego więzienia, natomiast
żonę jego uniewinnił. (I wyrok). Sąd Najwyższy na rozprawie rewizyjnej
dnia 1 lipca 1952 r. uchylił ten wyrok i przekazał sprawę sądowi pierwszej
instancji do ponownego rozpoznania, podkreślając w uzasadnieniu swego
wyroku miedzy innymi odrzucenie wniosku obrony o przesłuchanie obdu-
centa. (II wyrok).
Na drugiej rozprawie przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie (21. I.
1953 r.) przesłuchano obducenta dr S., który zeznał co następuje: Sekcję tę
i oględziny pamiętam. Pojechaliśmy na miejsce w'ypadku samochodem
milicyjnym. Byliśmy tam około godziny 11 lub 12. Sekcję robiliśmy w tej
izbie, w której zmarły miał wybudować piec. JózefK. był anatomicznie dobrze
zbudowany. Na głowie miał ranę ciętą, linijną, zadaną ostrym narzędziem,
drążącą do kości. Kość nie była naruszona. Rana znajdowała się po lewej
stronie głowy, w okolicy potylicznej. Rana była ziejąca, tzn. o rozwartych
brzegach. Rana była tego rodzaju, że nie mogła nawet spowrodow'ać utraty
przytomności, tym bardziej że denat był osobnikiem dobrze zbudowanym.
Wylewów wewnętrznych nie było. Denata nic widziałem w takim położeniu,

232
w jakim go znaleziono. Zwłoki leżały na kocu przy studni. W płucach zastałem
stosunkowo mało wody jak na utopionego. Istnieje prawdopodobieństwo, że
śmierć nastąpiła w wodzie na skutek uduszenia. Mogła jednak także wcześniej
nastąpić utrata przytomności. Z powodu rany śmierć nie mogła nastąpić.
W ogóle pochodzenie tej rany jest dla mnie niezrozumiałe. Gdyby zadał ją
ktoś denatowi i to w celu zabójstwa, nie byłaby tak mała i płytka, tym bardziej
że była zadana prawdopodobnie dużą siekierą, przy której bierzemy pod
uwagę i ciężar masy i konieczny w takich wypadkach rozmach. Z drugiej
strony istnieje małe prawdopodobieństwo, by denat 'sam mógł zadać sobie
ranę. Bywa zwykle tak, że samobójca nim zada sobie śmiertelną lub nawet
większą ranę, robi sobie uprzednio mniejsze rany. Tu nie było nawet dwóch
ran. Poza tym nie spotkałem w swoim życiu przypadku samobójstwa sie­
kierą. Mógłby sobie najwyżej zadać tę ranę, gdyby wpadł do studni z siekierą.
To, by wpadając do studni, zadał sobie ranę stojącą w studni siekierą —
absolutnie wykluczam.
Trudno mi przyjąć kategorycznie w tym wypadku przypadek samobójstwa,
a także zabójstwa. Odnośnie tego drugiego trudno mi uwierzyć, by denat,
dobrze zbudowany mężczyzna, dał się wrzucić do studni bez żadnej walki,
bo śladów walki nie było, nie mówiąc o tym, że zabójstwo na skutek uderzenia
siekierą nie mogło nastąpić. Należy raczej przypuszczać, wracając jeszcze do
tej rany, że powstała ona albo przy wpadaniu do studni z siekierą, albo też
mógł uderzyć denat głową o jakieś odrzwia, z których wystawała motyka
lub coś w tym rodzaju. Opinię swoją, znajdującą się w aktach, potwierdzam
z dzisiejszym uzupełnieniem.
Na rozprawie przeprowadzono także dowód z testamentu, który Józef K.
napisał własnoręcznie na miesiąc przed śmiercią. W dokumencie tym zapisał
on cały swój majątek na wspólną własność swoim siostrom.
W dniu 31 stycznia 1953 r. zapad! wyrok uniewinniający Stanisława K.
(III wyrok). Sąd Najwyższy na rozprawie rewizyjnej w dniu 10 czerwca
1953 r. z powodu założonej przez Prokuratora rewizji uchylił ten wyrok
i przekazał sprawę sądowi pierwszej instancji do ponownego rozpoznania
(IV wyrok).
W toku kolejnej rozprawy przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie
(22. II. 1954 r.) składali opinie obducent dr S. oraz biegły dr K.
Dr S. podał co następuje: Na głowie denata była rana w części potylicznej
na półtora do dwu palców w lewo, w prostopadłej pozycji do szwu czołowego.
Była to rana cięta do kości, o kształcie wrzecionowatym, długości do 4 cm,
rozwarta w najszerszym miejscu na 4—5 mm. Kość była nie naruszona.
Zadane cięcie nie było według mnie ciężkie. Na drugim przewodzie sądowym
wyjaśniłem, że wody w płucach było niewiele. Płuca denata były wilgotne,
tak jak płuca zdrowego człowieka. Przy tej sekcji stwierdziłem więcej zawartości
wilgoci w płucach niż przy innych sekcjach. Nie wiem czy przedtem dużo
było wody w płucach, bo —jak mi mówdono — denatem po wydobyciu
potrząsali. W moim przekonaniu denat stracił przytomność, gdy został
wpuszczany, czy też wpadł do wody. Rana w moim przekonaniu była lekka
i w związku z nią nie było żadnych uszkodzeń. Mogło być tak, że denat
sam sobie zadał ranę w okolicy potylicznej. Wykluczam możliwość, by od
rany, którą miał denat, mógł on utracić przytomność. Uważam, że przy
wymiarach, jakie ma studnia, trudno przyjąć, by denat mógł zmienić pozycję.
Na ciele denata nie stwierdziłem żadnych śladów walki. Rana na głowie
mogła być zadana narzędziem tnącym, jak siekiera, tasak czy kosa. Okazaną
mi siekierą można zadać ranę stwierdzoną u denata. W żołądku denata by
papkowata treść koloru szarawego. Sekcję mogłem przeprowadzać gdzi

233
około 12, dokładnie nic wiem. Brzegi rany były równe, podbiegnięcia krwa­
wego nic było. Nie pamiętam, czy płuca denata były powiększone.
Biegły dr K. zeznał: Na zwłokach były obrażenia czaszki opisane w proto­
kole sekcji. Na podstawie protokołu sekcji można powiedzieć, iż człowiek
wrzucony do wody mógł być jeszcze żyjący i nie można tego wykluczyć, iż
dostał się żywy pod zwierciadło wody. Obrażenie na czaszce mógł odnieść
upadając. Nic jest wykluczona zmiana pozycji ciała, biorąc pod uwagę
przekątną studni. Głowa denata winna być pod zwierciadłem wody. Zwłoki
w wodzie typowo przybierają pozycję głową w dół względnie ukośną. Nic
mogę wykluczyć, iż uraz na czaszce powstał po upadku do studni. Ranka
denata mogła spowodować utratę przytomności. Uważam, że chcąc zadać
rankę stwierdzoną u denata okazaną mi siekierą, należałoby uderzyć bardzo
delikatnie, ale nie wykluczam, że to obrażenie można było zadać okazaną
mi siekierą. Powodem śmierci denata jest raczej utonięcie. Można przyjąć,
że rana u denata powstała od uderzenia o przedmiot twardy, bo skóra na
czaszce jest napięta i uderzenie o twardy przedmiot powoduje ranę wygląda­
jącą na ciętą. Gdyby była jakaś bójka przy studni, to byłyby jakieś ślady.
Sądzę, że jest za mało danych do przyjęcia samobójstwa, ale tego nie mogę
wykluczyć. Nie jest wykluczone ani samobójstwo, ani przypadek, ani za­
bójstwo. Tenże biegły zeznał dodatkowo: Nic można tu również wykluczyć
samobójstwa, przy czym w takim wypadku rana na głowie mogłaby powstać
od uderzenia przy wpadaniu. Rana ta nie była śmiertelna. Mogła ona także
być zadana siekierą, jednak już w szczególnych warunkach, np. przy uchyleniu
się od ciosu i zasłonięciu się ręką. Nie jest prawdopodobna natomiast walka
przy studni, gdyż w takim wypadku na ciele ofiary widoczne byłyby ślady
oraz byłoby słychać jakieś krzyki, byłoby jakieś szamotanie się. Nie można
wykluczyć możliwości napaści skrytobójczej, na skutek której mogło nastąpić
zamroczenie ofiary wrzuconej następnie w tym stanic przez napastnika do
studni. Ale w takim wypadku ofiara spadałaby w dół głową, a nic nogami.
Zwłoki topielców, jeśli tylko istnieje przestrzeń umożliwiająca im swobodną
pozycję, zgodnie z prawami fizyki pływają zwykle grzbietem do góry, mając
głowę i kończyny zanurzone w wodzie, jako najcięższe części ciała, nie za­
wierające powietrza, w przeciwieństwie do płuc i jamy brzusznej. Pozycję
taką zwłoki topielców przyjmują niezależnie od pozycji upadku. W niniejszym
wypadku rozmiary studni pozwalały ciału na zajęcie tej naturalnej pozycji
w wodzie. Nic ma tu wyraźnej podstawy do ustalenia pozycji ciała w chwili
upadku do wody. Okoliczność, iż w studni znalazła się siekiera i że nie usta­
lono przyczyny znalezienia się jej tam, wskazuje raczej na możliwość za­
bójstwa.
W dniu 6 maja 1954 r. zapadł wyrok, skazujący Stanisława K. na karę
15 lat więzienia, złagodzoną na zasadzie ustawy o amnestii do 10 lat więzienia
(V wyrok). Sąd Najwyższy po rozpoznaniu sprawy z powodu rewizji założonej
przez oskarżonego uchylił ten wyrok (30. VIII. 1954 r.) i przekazał sprawę
sądowi pierwszej instancji do ponownego rozpoznania (VI wyrok). W uza­
sadnieniu tego wyroku wskazano, że z powodu niejasności, braków i sprzecz­
ności pomiędzy opiniami biegłych zachodzi potrzeba zasięgnięcia opinii
Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Warszawie lub w Kra­
kowie dla ustalenia przyczyny śmierci denata Józefa K. oraz wszelkich okolicz­
ności ze stanowiska medycyny sądowej, które mogą mieć znaczenie dla roz­
poznania sprawy.
Sąd Wojewódzki dla Województwa Warszawskiego zwrócił się o -wydanie
opinii do Zakładów Medycyny Sądowej w Krakowie i w Warszawie oraz
zarządził zbadanie ekshumowanej czaszki denata przez Zakład Medycyny

234
Sądowej w Warszawie. Badanie to wykazało brak obrażeń kości czaszki,
tak jak nic stwierdził ich obduccnt przy sekcji zwłok.
W Krakowie opracował pod moim kierunkiem opinię na podstawie akt
sprawy starszy asystent Zakładu Medycyny Sądowej dr med. Jerzy Smolaga.
W opinii tej datowanej z 23. XII. 1954 podkreślił on między innymi, że za­
warty w aktacli materiał dowodowy wykazuje cały szereg poważnych braków,
które w istotny sposób utrudniają wydanie stanowczej opinii sądowo-lckarskiej.
O ile dane z materiału aktowego odpowiadają prawdzie obiektywnej, to daje
on logiczne powiązanie faktów w kierunku przyjęcia dużego prawdopodo­
bieństwa samobójstwa denata. Materiał ten nie zawiera natomiast dosta­
tecznych danych do przyjęcia zabójstwa denata. Ponieważ Zakład krakowski
wydawał w tej sprawie jeszcze raz opinię, przeto — celem uniknięcia po­
wtórzeń — pomijam tu obszerne wywody i dalsze szczegóły opinii z dnia
23. XII. 1954.
Prof. G-D. i S. Ł. z Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej
w Warszawie przesłali 31 maja 1955 r. pisemną opinię, która zawiera krótki
opis znalezienia i wydobycia zwłok Józefa K. oraz krytykę protokołu sekcji
jego zwłok, z podkreśleniem, że wadliwy opis obrażeń głowy «nie pozwala
już dzisiaj rozstrzygnąć, czy rana znajdująca się na głowie zadana była
narzędziem tępym, czy ostrym». Następnie opinia wypowiada podejrzenie
obecności u denata wodogłowia, chociaż opis mózgu nie pozwala na takie
rozpoznanie. Wreszcie opinia ta zawiera quasi żal, że w mózgu nie znajdowały
się ogniska stłuczenia, «które w razie ich obecności pozwoliłyby na przyjęcie,
że uraz był tak silny, iż mógł wywołać stan nieprzytomny denataw. Biegli ci
twierdzą dalej, że opis płuc denata «bezwarunkowo nie dowodzi utonięcia,
a raczej odpowiada w pewnej mierze zachowaniu się płuc, jakie spostrzegamy
u zwłok wrzuconych do wody».
W tym stanie rzeczy biegli prof. G-D. i S. L.: 1) wykluczają, aby zgon denata
nastąpił wskutek utonięcia, a także w wodzie wskutek jakiegoś poważniejszego
schorzenia, 2) uważają, że samobójstwo w danym przypadku wydaje się nie
do przyjęcia, gdyż nie było dowodów śmierci zarówno wskutek utonięcia,
jak i śmierci w wodzie wskutek innych przyczyn, 3) przyjmują, że wypadkowy
upadek denata do studni wydaje się zupełnie nieprawdopodobny, ponieważ
Józef K. był dorosły i obznajomiony ze studnią, z której czerpał wodę, 4) nie
wyłączają możliwości, że Józef K. po otrzymaniu urazu w głowę mógł ulec
wstrząśnicniu mózgu i albo całkowicie stracił przytomność, albo w znacznym
stopniu i w tym stanie został wrzucony do studni, 5) przyjmują możliwość
wskutek urazu w głowę narzędziem twardym ewentualnie ostrym (co wydaje
się im mniej prawdopodobne) wystąpienia silnego wstrząśnienia mózgu
i zgonu, a następnie wrzucenia trupa do studni, 6) wykluczają, aby uszko­
dzenia znalezione na głowie denata powstał}' przy upadku do studni wobec
braku na ścianach studni wyniosłości oraz wobec głębokości wody i mulistego
dna studni, 7) wykluczają, uwzględniając wymiary studni, aby denat mógł
w studni wypływać głową ku górze, jeśli wpadł głową na dół.
Dnia 2 września 1955 r. rozpoczęła się w Sądzie Wojewódzkim kolejna
rozprawa, w toku której Sąd zarządził zbadanie psychiatryczne Stanisława K.
z uwagi na przebyty przez niego w 1950 r. proces zapalny ośrodkowego układu
nerwowego. Na podstawie obserwacji i badań psychiatrycznych w Oddziale
Psychiatrii Sądowej Państwowego Instytutu Psychoneurologicznego w Prusz­
kowie wydano opinię, według której u Stanisława K. nie stwierdza się choroby
psychicznej, niedorozwoju umysłowego, ani żadnych innych zakłóceń czyn­
ności psychicznych, które by znosił}' lub ograniczały jego zdolność rozumienia
znaczenia zarzucanego mu czynu i zdolność kierowania swym postępowaniem.

235
Nie wymaga on dalszego pobytu w szpitalu i może stawać przed są­
dem.
W toku następnej rozprawy (29. XII. 1955) Sąd dokonał wizji lokalnej,
szczegółowych oględzin studni i ustalenia jej widoczności, przesłuchał
biegłego — hydrologa inż. O. na okoliczność, czy cembrowina drewniana
studni może na przestrzeni lat osiadać oraz obducenta dr S. Inż. O. orzekł,
że dolna część studni może osiadać, ale górna może się trzymać. Dr S. podał,
że zwłoki denata leżały na ziemi przed sienią. Rana była cięta, nieznaczna,
z lewej strony głowy. Rana była ziejąca w kształcie litery V, w środkowej
części długości rany. Taką ranę można zadać siekierą, nożem lub tasakiem.
Rana w dnie dochodziła do kości. Nie wyobraża sobie, aby można ją było
zadać gwoździem lub drzazgą; musiało to być ostre narzędzie. Można ranę
zadać gwoździem, ale wtedy byłaby ona szarpana. W tej ranie brzeg był
równy. Cios taki w jego przekonaniu nie spowodował utraty przytomności.
W płucach stwierdził mało wody. Przed jego przyjściem Józefa K. ratowali
i cucili. Śladów duszenia nie stwierdził, ani innych śladów obrażeń na rękach
lub gdzie indziej. Stwierdził tylko to obrażenie na głowie. Tego dnia było
widno i było błoto. Cembrowina studni była z desek. Na mózgu nie stwierdził
wybroczyn. Schorzeń żadnych nie spotkał.
Rozprawa zakończyła się w dniu 24 stycznia 1956 r. ogłoszeniem wyroku
uniewinniającego. (VII wyrok). Wyrok ten Sąd Najwyższy w dniu 29 sierpnia
1956 r. z powodu rewizji Prokuratora uchylił i przekazał sprawę Sądowi
Wojewódzkiemu do ponownego rozpoznania (VIII wyrok). W uzasadnieniu
swym między innymi zaznaczył, że w niniejszej sprawie Sąd Najwyższy w wy­
roku z dnia 30 sierpnia 1954 r. uznał za konieczne odwołanie się do opinii
jednego z zakładów medycyny sądowej, co było powodem, iż Sąd Wojewódzki
zwrócił się o opinię do Zakładu w Krakowie. Jednakże po otrzymaniu z Kra­
kowa opinii dr Smolagi w przedmiocie domniemanych przyczyn zgonu
Józefa K. -— Sąd Wojewódzki stanął na stanowisku, że opinia dr Smolagi
nie jest orzeczeniem Zakładu Medycyny Sądowej, a jedynie opinią jednego
z pracowników naukowych i uznał jednoosobową opinię dr Smolagi za
niewystarczającą.
W dniu 11 kwietnia 1957 r. rozpoczęła się przed Sądem Wojewódzkim
nowa rozprawa, która z przerwami trwała do 22 czerwca 1957 r. W toku
rozprawy Sąd dokonał wizji lokalnej, w której brał udział także inż. O.
Dokonał on pomiarów studni i sporządził szkic orientacyjny zagrody i studni
oraz opis techniczny studni (ryc. 39, 40, 41). Biegły inż. O. podtrzymał
swoje poprzednie orzeczenie i wykluczył, aby obudowa studni obsiadła pod
wpływem jakichś zmian geologicznych. W toku rozprawy Sąd przesłał akta
sprawy naprzód biegłym warszawskim prof. G-D. i dr K., a następnie Zakła­
dowa Medycyny Sądowej w Krakowie, celem wydania orzeczenia kolektyw­
nego o przyczynie śmierci denata Józefa K. oraz wypowiedzenia się co do
wszelkich okoliczności, które w świetle medycyny sądowej mogą przyczynić
się do wyjaśnienia niniejszej sprawy.
Na rozprawie tej przesłuchano jeszcze raz obducenta dr S. w obecności
biegłych prof. G-D. i dr K. Zeznał on, że ustalenia swoje zamieścił w proto­
kole sekcji. Szczegółów wyników sekcji nie przypomina sobie. Sąd ujawnił
protokół sekcji oraz zeznania złożone przez dr S. w sądzie, a on potwierdził
swoje zeznania z tym uzupełnieniem, że rana w przekroju miała kształt
litery «V», sama zaś rana była linijna; czynność sekcji miała miejsce około
godz. 12.30, a może później. Otarcia naskórka nie było w pobliżu rany.
W protokole nie ma mowy o rozedmie. Rozedmy widać nie było albo jej
nie zauważył. Według treści potokołu obducent dr S. zeznał dalej co następuje:

236
nie robiłem sekcji typowego topielca w swojej praktyce. Płynu w jelitach nic
dostrzegłem. Z ranami spotykam się często u żywych ludzi. Na zmarłych
nie miałem okazji oglądać ran zadanych ostrym narzędziem. Szczególnie
badałem, czy nie ma na denacie śladów walki, prokurator zwracał mi na to

Szkic orientacyjny

Ryc. 39. Usytuowanie studni wskazujące na jej widoczność z różnych stron

uwagę. Co do przyczyny zejścia denata, to w trakcie robienia sekcji przynie­


siono siekierę. W moim przekonaniu koncepcja, żc denat został uderzony
w głowę siekierą i następnie wpuszczony do studni, nie wydaje mi się prawdo­
podobna. Denat po tej ranie nie mógł stracić przytomności, wrzucony do
studni broniłby się. Broniąc się, miałby ślady walki, które stwierdzono by
w trakcie sekcji, przytomny więc nie mógł być wrzucony do studni, bo broniłby
się wtedy i krzyczał. Uderzenie w głowę, w następstwie którego została zadana

237
ta rana, nie mogło być silne. Nie wiem czy przyczyną zgonu było morder­
stwo. Uderzenie, które zadano denatowi, było słabsze niż uderzenie bokserskie.
Skłaniałbym się za tezą, że zejście denata spowodowane było przypadkiem.
Wydaje mi się, że rankiem denat szedł, by utopić bratu siekierę i wtedy prze-

Ryc. 40. Pionowy przekrój, wymiary i rysunki techniczne studni

chyliwszy się wpadł do studni. Rana taka mogła powstać również po śmierci
denata, zadana kubłem lub innym narzędziem przy braniu wody ze studni.
Szukając śladów walki, badałem: paznokcie, dłonie, ręce, patrzyłem czy na
szyi, plecach, klatce piersiowej nie ma śladów — śladów walki nie było.
Czapki denata nie widziałem.
W dniu 26 kwietnia 1957 r. biegli prof. G-D. i dr K. przesłali pisemną
opinię, w której popierają orzeczenie, wydane w dniu 31. V. 1955 przez
prof. G-D. i S. Ł. i piszą co następuje:

238
W danym przypadku chodzi o rozstrzygnięcie, jaka była przyczyna śmierci
Józefa K., czy miał tu miejsce przypadek samobójstwa przez rzucenie się
do studni, wypadkowy upadek do studni i utonięcie, wrzucenie denata do
studni przez inną ospbę w stanie przytomności lub w stanie nieprzytomności,
ewentualnie wrzucenie ciała denata po pozbawieniu go życia.
A. Koncepcja samobójstwa. W tego rodzaju przypadku nigdy samobójstwa
ściśle biorąc wykluczyć się nie da, jednak analizując dany przypadek
i uwzględniając wszelkie możliwości można z mniejszym lub większym
prawdopodobieństwem przyjąć lub odrzucić daną koncepcję. W naszym
przypadku ważną byłoby tu rzeczą ustalić, czy śmierć nastąpiła w studni
i to wskutek utonięcia. W odpowiedzi na to pytanie biegli podkreślają, że
przy sekcji zwłok denata nie stwierdzono żadnych zmian, które by przema-

Ryc. 41. Wymiary i rysunki techniczne ocembrowania studni

wiały za śmiercią wskutek utonięcia. Stan płuc przemawia przeciw śmierci


wskutek utonięcia, co również popiera brak treści wodnistej (wody) w żołądku,
jelicie cienkim i grubym, co nieomal z reguły na zwłokach świeżych znajdu­
jemy, jeśli zgon nastąpił w wodzie wskutek utonięcia (w danym przypadku
sekcja została dokonana tegoż dnia, w którym było znalezione ciało w studni).
Jak wiadomo, zgon w wodzie może nastąpić i nie wskutek utonięcia, lecz
w następstwie schorzeń ważnych dla życia narządów lub narządu ciała.
W danym przypadku podczas sekcji nie znaleziono takich zmian, wobec tego
biegli nie mają podstaw do przyjęcia, że zgon nastąpił w studni, lecz nie
wskutek utonięcia.
B. Koncepcja wypadkowego dostania się denata do studni i śmierć w studni
została omówiona w powołanej poprzednio ekspertyzie. Nie znajduje ona
poparcia w stanie faktycznym co do warunków wypadkowego upadku do
studni. Wypadkowy upadek mógł nastąpić albo wtedy, gdy denat znajdował
się w stanie zamroczenia, półprzytomności, pod wpływem alkoholu itp.,
na co nie ma podstaw do przyjęcia w materiale akt sprawy. Człowiek przy­
tomny mógłby ewentualnie wpaść do studni, jeśli, wyciągając wiadro z wodą,
pośliznie się i straci równowagę. W danym przypadku nie mamy podstaw
do przyjęcia tej koncepcji, gdyż studnia była od dłuższego czasu znaną dena­
towi, ciągle z niej korzystał, zresztą wiadro stało obok, to znaczy nie wyciągał
denat wiadra z wodą, tym bardziej nie było warunków do upadku do studni.
Przy rozstrzyganiu tego zagadnienia oczywiście należy zanalizować warunki,

239
czy w ogóle możliwy był upadek wypadkowy do danej studni człowieka
dorosłego, uwzględniając budowę studni, wysokość cembrowiny, szerokość
otworu studni itp. Jak widać z bardzo dobrze zrobionego szkicu orientacyjnego
studni, jej cembrowina wynosiła 67 cm, szerokość otworu (po podniesieniu
klapy) 40 cm. Uwzględniając powyższe, wydajc się niemal niemożliwe, aby
człowiek dorosły, dobrze zbudowany, nawet gdy przyj mierny, że zakręciło
mu się w głowie, mógł wpaść do studni przez ten stosunkowo wąski otwór.
Musiałby chyba specjalnie mocno zgiąć się ku przodowi głową i wsunąć ją
do otworu studni (co by wykluczało wypadkowość).
C. Koncepcja pozbawienia życia przez inną osobę. Mogły tu być dwie
możliwości: 1) Popchnięcie denata do studni; taka ewentualność nic wydaje
się możliwa, gdyż wąski otwór studni, jak to już podaliśmy, uniemożliwiłby
upadek przytomnego, dorosłego mężczyzny, łatwo mógłby on uniemożliwić
upadek, wystarczyłoby mu tylko złapać ręką brzeg cembrowiny. 2) Wrzucenie
denata do studni po walce, przemocą; wydajc się to niemożliwe, gdyż i tu wąski
otwór studni umożliwiłby denatowi skuteczny opór rękami o brzegi cembro­
winy. Poza tym jest nic do pomyślenia, aby denat bez walki pozwolił wrzucić
siebie do studni. Śladów walki na ciele nie znaleziono.
Pozostaje albo pozbawienie życia denata przed wrzuceniem ciała do studni,
albo spowodowanie stanu zamroczenia, powodującego niemożność obrony
i korzystając z tego wrzucenie denata do wody. W pewnych warunkach
zarówno jedna,jak i druga możliwość nic jest wykluczona; uraz w głowę,
który bez wątpienia miał miejsce, na co wskazuje rana na głowic po stronie
lewej w okolicy potylicznej i otarcie naskórka w tej samej okolicy, mógł
spowodować wstrząśnienie mózgu i szybki zgon, lub — co raczej należy przy­
jąć — pozbawienie przytomności wskutek wstrząśnienia mózgu i wrzucenie
nieprzytomnego, nie broniącego się osobnika do studni bez większych trud­
ności. Należy zaznaczyć, że w przypadkach tego rodzaju urazów w głowę
nic zawsze występują uszkodzenia kości czaszki. Z praktyki sądowo-lekarskiej
nie są rzadkie przypadki, gdy uraz zadany narzędziem tępym (w przypadkach
niewątpliwych) powodował zgon, przy sekcji zaś nie znajdowano uszkodzeń
kości czaszki i zmian urazowych w mózgu. Co prawda, obducent w protokole
oględzin zwłok denata pisze, że w lewej okolicy potylicznej znalazł «ranę
ciętąw, biorąc jednak pod uwagę brak większego doświadczenia obducenta
w zakresie badania ran, zwłaszcza na głowie, jest bardzo prawdopodobne, że
mylnie określił on zranienie, jako zadane narzędziem ostrym, gdyż naj­
prawdopodobniej była to rana zadana narzędziem tępym, dość wąskim
(obducent mógł nie rozpoznać zmian, charakteryzujących ranę, zadaną tępym
narzędziem jak otarcie naskórka przy brzegach rany, zmiażdżenie brzegów
rany itp.). Ze działało tu narzędzie tępe, dowodzą obfite wylewy krwawe
w tkance podskórnej głowy w okolicy zranienia. Że wchodziło w grę narzędzie
tępe, za tym przemawia także i obecność jakiegoś otarcia naskórka również
po stronie potylicznej lewej.
Zachodzi pytanie, w jakich warunkach mogła powstać rana w okolicy
tyłogłowia po stronie lewej? Niestety obducent zarówno w protokole sekcji
zwłok, jak i przy składaniu zeznań nie podał dokładnie, gdzie ta rana (jak
i otarcie naskórka) się znajdowała, lecz zdajc się jedynie jest pewnym, że nie
znajdowała się ona na przedniej lub bocznych powierzchniach głowy. Było
wypowiedziane przypuszczenie, że ta rana powstała przy upadku denata
do studni i uderzeniu się o jakiś brzeg itp. Jak wiadomo, w studni nie było
żadnych wystających wąskich kantów itp., a poza tym przy upadku uderzenie
się okolicą tylną głowy fizycznie nie było możliwe, gdyż ta powierzchnia głowy
nie zetknęłaby się z tym hipotetycznym występem brzegu deski w studni.

240
W dniu 8 czerwca 1957 r. przesłał Zakład Medycyny Sądowej w Krakowie
następującą kolektywną, podpisaną przez wszystkich pracowników nauko­
wych Zakładu, opinię'.
Jak już w poprzedniej opinii tutejszego Zakładu podkreślono, wydanie
w toczącej się sprawie stanowczej opinii, jaka jest wymagana w postępowaniu
karno-sądowym, opierającym się nie na domniemaniach, lecz na pozytywnym
wykazaniu prawdy obiektywnej, natrafia na wielkie trudności, ponieważ jest
się właściwie skazanym na zeznania świadków, a nie można się oprzeć na
dowodach rzeczowych. Tak np. ograniczono się tylko do oglądnięcia siekiery
na obecność na niej śladów krwi, chociaż z badań eksperymentalnych własnych
i obcych wynika, że ślady krwi na przedmiotach żelaznych zanurzonych
w wodzie dają się niekiedy wykazać mimo ich przebywania przez kilka nawet
dni w wodzie. To samo odnosi się do nieprzeprowadzenia badań laborato-
ryjnych obramowania studni, chociaż wiadomo, że nawet doświadczony
badacz może omylić się. Wiele plam łudząco podobnych do krwi okaże się
po ścisłym badaniu plamami niekrwawymi i, na odwrót, jeszcze częściej się
zdarza, że plamy makroskopowo zupełnie do plam krwawych niepodobne
okażą się krwawymi. Dalej nic przeprowadzono badania histologicznego płuc
oraz badania chemicznego krwi denata na zawartość alkoholu, dokładnych
oględzin ubrania po zatrzymaniu podejrzanego itp.
Ale przede wszystkim nie można się oprzeć w niniejszej sprawie na tak
ważnym dla wydania żądanej opinii dokumencie, jakim jest protokół sekcji
zwłok, który nie odpowiada wymogom nauki i przepisom prawnym o dokony­
waniu oględzin sądowo-lekarskich zwłok ludzkich. Wywód bowiem oględzin
winien być zupełnie wierny, dokładny i ściśle przedmiotowy; chodzi bowiem
o to, by czytający potem ten protokół mógł sam na podstawie takiego opisu
wyrobić sobie zdanie o danym przypadku i postawić rozpoznanie, które może
nawet różnić się od rozpoznania obducenta.
Nic trzeba zaś podkreślać, że oparcie opinii w takich sprawach jak niniejsza,
właściwie jedynie na zeznaniach świadków, było już niejednokrotnie powodem
fatalnych pomyłek sądowych. Świadkowie bowiem w swych zeznaniach po­
dają przeważnie nie tylko przedmiotowo spostrzegane fakty, ale mieszają
z nimi swój osąd podmiotowy o danej sprawie, zależny z reguły od ustosunko­
wania się ich do danej sprawy. Ponadto istnieje konieczność uwzględnienia
do pewmego stopnia także ich psychiki, ich nastawienia osobistego do danej
sprawy, a nawet ich zdolność czy niezdolność do 'wyjawienia praw'dy przed­
miotowej. Wreszcie z uwagi na ujemny w^ływ' całego szeregu czynników7 na
charakterystykę indywidualną zeznania, jak: w7arunki i czas obserwacji, płeć,
wiek, stan emocjonalny, sugestia własna i zewmętrzna itd., istnieją grupy
świadków7 zupełnie sprzecznie zeznających, podczas gdy praw’da materialna
jest tylko jedna. Jeszcze trudniej jest oprzeć się na dodatkowych i późniejszych
zeznaniach świadków i opiniach biegłych, jeżeli —jak w7 niniejszej sprawne —
upłynęło 6 lat od chwili śmierci Józefa K. Upływ czasu zaciera pierw7otne
spostrzeżenia, wiedzą o tym nawret laicy, pomijając już ogólnie znane, -wielo­
letnie badania w7 tym kierunku profesora Sorbony i laureata nagrody Nobla —
Charlesa Richeta.
Potwierdzenie powyższych wywodów7 znajdujemy bardzo wyraźnie zazna­
czone w toczącej się sprawne. Nie podważając w niczym wiarygodności
zeznań, których ocena nie należy do kompetencji biegłych, lecz słusznie
i jedynie do kompetencji orzekającego sądu, należy jednak zwrócić uwagę
na te szczegóły w zeznaniach, które mogą rzucić światło przy rozstrzyganiu
zasadniczego pytania, czy śmierć Józefa K. była następstwem nieszczęśliwego
wypadku, samobójstwa czy zbrodni.

Wybrane przypadki 16 241


Otóż pierwsze osoby, które zobaczyły denata, w studni tj. Aleksandra I.
jej mąż Daniel, oskarżony i jego żona, podają stale i zgodnie — począwszy
od pierwszego przesłuchania w śledztwie, na wszystkich rozprawach, aż do.
przesłuchania na ostatniej rozprawie — że zastali Józefa K. w studni do góry
głową, że głowa równała się z powierzchnią wody, że gdy oskarżony dobiegł
do studni, to brat był jeszcze w niej a siostra Aleksandra I. trzymała go za
ręce wewnątrz studni.
Należy z naciskiem podkreślić, że fakt ten ma kapitalne znaczenie dla
wydania opinii w niniejszej sprawie.
Również zgodne są zeznania wszystkich świadków co do tego, że oskarżony
po wydobyciu brata Józefa ze studni nie wydalał się ze swego domostwa.
Natomiast tylko nieliczni świadkowie podają, że po wydobyciu ze studni
Józefa K. i «huśtaniu» go na kocu zauważyli treść pienistą dobywającą się
z jego ust oraz ranę na głowie, względnie krwawienie z rany. Wynika stąd,
że te zazwyczaj od razu rzucające się w oczy zmiany nie musiały być znaczne,
lecz były bardzo słabo zaznaczone, skoro wśród tak licznie zgromadzonych
przy zwłokach denata osób tylko kilka je zauważyło.
Największe rozbieżności istnieją w zeznaniach świadków na temat wzajem­
nego stosunku i pożycia obu braci. W konkluzji nie może jednak ulegać
wątpliwości, że istniały między obu braćmi od lat trwające nieporozumienia
i kłótnie na tle majątkowym, zresztą tak częste u nas na wsi. Z zeznań tych
trudno jednak wysnuć wniosek, że te nieporozumienia miały zbyt wysokie
nienawistne napięcie. Przecież tylko jedyny raz przyszło wśród kłótni między
braćmi do rękoczynów, przy czym nie oskarżony, lecz Józef (denat) miał
oskarżonego uderzyć młotkiem. Obaj bracia razem gospodarowali, wyjeżdżali
do pracy w polu i w losie. Oskarżony i jego żona brali udział w weselu Józefa
(denata). Osoby, którym on rozdawał na szereg tygodni przed swą śmiercią
kartki o grożącym mu zabiciu przez oskarżonego, nic brały na serio jego obaw
i śmiały się nie wierząc w możliwość zabójstwa. W przeddzień śmierci obaj
bracia rżnęli razem sieczkę itp.
Zeznania te, chociaż nie zawsze zgodne, ujawniają jednak szereg rysów
charakterologicznych Józefa K., jak: że zawsze mało mówił, nigdy nie był
wesoły, że tylko patrzył, by kogoś oszukać, że niedobrze żył ze swoją pierwszą
żoną, że chciał żyć z żoną oskarżonego jako żoną swoją, że już w miodowych
miesiącach wydziedziczył swą drugą żonę, że klucze zostawiał nie u żony,
lecz chował u siostry, że miał jakąś awanturę w Sokołowie, że przedstawił
fałszywe pokwitowanie w Sądzie Powiatowym w Siedlcach, że na szereg
tygodni przed śmiercią rozdawał znajomym kartki przepowiadające zabicie
go przez oskarżonego, chociaż bez telefonu możliwe i łatwe było powiado­
mienie o tych obawach milicji. Są to wyraźne rysy psychopatyczne.
Jeżeli teraz mamy zająć stanowisko wobec znajdujących się w aktach opinii
sądowo-lekarskich, to pierwszą opinię zawartą w protokole sekcji zwłok denata
wydał obducent dr S., że mianowicie śmierć denata nastąpiła wskutek uto­
nięcia. Na pierwszą rozprawę nie został on w ogóle wezwany. Na drugiej
i następnych rozprawach sądowych — przy mniej lub więcej krytycznych
rozważaniach, czy śmierć denata była nieszczęśliwym wypadkiem, samobój­
stwem czy też zbrodnią — dr S. stale podkreślał «że po lewej stronie głowy
w okolicy potyłicznejw znajdowała się rana cięta, «że rana ta była tego rodzaju
iż nie mogła nawet spowodować utraty przytomnością «że z powodu rany
śmierć nie mogła nastąpićw, «że zadane cięcie nie było ciężkiew, «że rana w jego
przekonaniu była lekka», że «wyklucza możliwość, by od rany, którą miał
denat, mógł on utracić przytomność», że «rana była cięta nieznaczna, z lewej
strony głowyw, że «na mózgu nie stwierdził wybroczyn», że «denat po tej.

242
ranie nie mógł stracić przytomnościw, że «uderzcnie w głowę, w następstwie
którego została ta rana, nie mogło być silne», że «udcrzcnie, które zadano
denatowi, było słabsze niż uderzenie bokserskie», że «koncepcja, iż denat
został uderzony w głowę siekierą i następnie wpuszczony do studni, nic wy-
dajc się prawdopodobna». Ponieważ obducent w toku rozpraw sądowych
przyznał się samokrytycznie i uczciwie do popełnienia błędów i do braku
doświadczenia, trudno przyjąć, aby pomny wagi stanowiska i odpowiedzial­
ności biegłego okazywał on taki stopień uporu i zacietrzewienia jedynie co
do rany na głowic denata, aby uparcie trwał przy tym, co poprzednio po­
wiedział. Fakt ten zasługuje na podkreślenie i’ ma również znaczenie przy
wydawaniu żądanej opinii.
W toku trzeciej rozprawy sądowej wydawał opinie na dwa zawody dr K.
W pierwszej (22. II. 1954 r.) przyjmuje on, że «powodem śmierci denata
jest raczej utonięcic», «że rana u denata powstała od uderzenia o przedmiot
twardy, bo skóra na czaszce jest napięta i uderzenie o twardy przedmiot
powoduje ranę wyglądającą na ciętą» i «że nie jest wykluczone, ani samo­
bójstwo, ani przypadek, ani zabójstwo». W drugiej opinii (19. III. 1954 r.)
dr K. uważa przypadkowe wpadnięcie do studni za bardzo mało prawdo­
podobne, jednak całkiem tego nie można wykluczyć, podobnie jak samo­
bójstwa, przy czym w tym ostatnim razie rana na głowie mogłaby powstać
od uderzenia przy wpadaniu. Chociaż przyznaje, że «rana ta nie była śmier-
telna», to jednak przyjmuje możliwość jej powstania od uderzenia siekierą
w szczególnych warunkach przy uchylaniu się od ciosu i zasłonięciu się ręką,
a także nic wyklucza możliwości skrytobójczej napaści na denata i wrzucenia
go następnie w stanie zamroczenia do studni. W końcu wobec nieustalenia
przyczyny znalezienia się w studni siekiery przyjmuje raczej możliwość za­
bójstwa.
Można i trzeba się zgodzić z opinią dr K., że wbrew twierdzeniu dr S. rana
na głowie denata, chociaż wyglądała jak cięta, mogła powstać od uderzenia
o przedmiot twardy przy wpadaniu do studni, ponieważ zgodnie z codziennym
doświadczeniem lekarskim przy urazach tępych skóry rozpiętej na kościach
płaskich głowy powstają rany o brzegach równych, gładkich, złudnie podobne
do ran ciętych. Nie istnieją natomiast żadne przedmiotowe kryteria wskazu­
jące, iż rana ta mogła powstać od uderzenia siekierą przy zasłanianiu się
denata ręką. Przeczy temu brak najmniejszych śladów obrażeń na rękach
denata, brak uszkodzenia kości czaszki, potwierdzony po ekshumacji, stałe
i silne podkreślanie przez dr S. lekkości tego obrażenia, chociaż wycofuje się
on z innych twierdzeń. Wreszcie znajduje to także potwierdzenie w słabym
krwawieniu rany po wyjęciu zwłok ze studni, skoro tylko niektóre z licznie
zgromadzonych osób zauważyły ten tak silnie rzucający się w oczy szczegół.
Natomiast nie wytrzymuje krytyki zamieszczona w opinii dr K. wzmianka,
że zwłoki topielców pływają zwykle grzbietem do góry niezależnie od pozycji
ich upadku. Niewątpliwie jest to błąd protokolanta. Spotykamy się z tym dość
często w protokołach sądowych, jeżeli mianowicie biegły nie dyktuje sam swej
opinii do protokołu, lecz protokolant zapisuje poszczególne zdania, luźno
nieraz wyrwane z kontekstu opinii biegłego. Otóż wiadomo powszechnie i nie
potrzebuje nawet uzasadnienia, że po wrzuceniu czy to trupa, czy nieprzy­
tomnego do głębokiej stojącej wody, ciało ludzkie, posiadające ciężar właściwy
większy od wody, nie pływa, lecz idzie na dno głową na dół jako najcięższą.
Dopiero po nagromadzeniu się przy rozkładzie zwłok gazów gnilnych zwłoki
wypływają po mniej lub więcej długim czasie na powierzchnię wody, bądź
to grzbietnią bądź to brzuszną powierzchnią do góry, zależnie od okolicz­
ności przypadkowych, np. od miejsca nagromadzenia się gazów gnilnych, od

16* 243
wzdęcia jelit gazami, od bardzo silnie rozwiniętej tkanki tłuszczowej, gru­
czołów sutkowych (u kobiet), od obciążenia ubrania itp. W bardzo głębokich
jeziorach zwłoki w ogóle nie wypływają, ponieważ zarówno bardzo znaczne
ciśnienie słupa wody, jak i niska temperatura utrudniają wytworzenie się
gazów gnilnych i zwłoki ulegają tam z czasem przeobrażeniu tłuszczo-
woskowemu.
Z kolei zostają wydane w tej sprawie opinie Zakładów Medycyny Sądowej
w Krakowie oraz dwukrotnie Zakładu w Warszawie, pierwsza wydana przez
prof. G-D. i S. Ł., druga przez prof. G-D. i dr K. (Istotną treść opinii kra­
kowskiej oraz pierwszej opinii Zakładu warszawskiego podano już poprzednio).
W ostatniej opinii wydanej przez prof. G-D. i dr K. podtrzymują oni
poprzednią opinię z tym, że przyjmują przy śmierci z utonięcia «nicomal
z reguływ obecność wody w jelicie grubym, co jest poglądem odosobnionym,
który nie zyskał obywatelstwa w światowym piśmiennictwie naukowym. Dalej
podkreślają oni silniej niż w poprzedniej opinii, że wchodziło tu w grę narzędzie
tępe wobec obfitych wylewów krwawych w tkance podskórnej głowy w okolicy
zranienia, a także obecności jakiegoś otarcia naskórka również po stronie
lewej potylicy. Wreszcie twierdzą, że przy upadku denata do studni uderzenie
się w okolicę tylną głowy było fizyczną niemożliwością.
Analizując obrażenia głowy, w szczególności ranę po stronic lewej, o brze­
gach ostrych gładkich, to wbrew twierdzeniu obducenta zarówno dr K.
jak i prof. G-D. i dr K. w swej ostatniej opinii słusznie podkreślają, że rana
ta powstała od uderzenia narzędziem tępym, za czym przemawiają także
podbiegnięcia krwawe w tkance podskórnej i w mięśniu skroniowym lewym.
Jak bowiem uczy codzienne doświadczenie i na co godzą się wszyscy wymie­
nieni biegli, przy urazach narzędziami tępymi powłok skórnych rozpiętych
na kościach czaszki powstają rany o brzegach równych gładkich, złudnie
podobne do ran zadanych narzędziem ostrym.
Natomiast nie wytrzymuje krytyki ich twierdzenie, że rana ta nie mogła
powstać od upadku denata do studni z uwagi na gładką powierzchnię ścian
studni, głębokość wody, mułistość jej dna oraz że nic znajdowała się ona na
przednich i bocznych powierzchniach głowy. Otóż już nawet nie lekarskie,
lecz codzienne doświadczenie poucza, że zwykłe potknięcie się i upadek z tego
powodu już nawet nie na kamień, lecz na gładką drewnianą podłogę może
wywołać ranę i to w różnych miejscach głowy, zależnie od tego, w którym
miejscu zetknęła się ona z podłogą. Cóż dopiero gdy upadek nastąpił z roz­
machem, jak to ma miejsce przy wrzuceniu kogoś do studni przez drugą
osobę, czy też przy rzuceniu się do studni i uderzeniu przy tym głową o choćby
najbardziej gładką powierzchnię drewnianych ścian studni. Poza tym obok
tej «ciętej» rany po lewej stronie potylicy stwierdził obducent w okolicy
potylicznej po stronie lewej otarcie naskórka, tudzież liczne wylewy krwawe
w mięśniu skroniowym lewym, a zatem typowe obrażenia dla działania narzę­
dzia tępego. Fakt ten z jednej strony świadczy, że rana ta nic była cięta, z drugiej
zaś strony przeczy, aby została ona zadana siekierą. Logicznie rozumując
trudno bowiem przyjąć, aby sprawca raz uderzał denata tępą stroną siekiery,
drugi raz ostrzem i do tego uderzał bardzo słabo, skoro nie naruszył kości
czaszki.
Przeciw'ko przyjęciu, iż rana na głowie denata powstała od uderzenia
siekierą, przemawda nie tylko lekkość i banalność tej rany, tak silnie i wielo­
krotnie podkreślana przez obducenta, lecz także brak uszkodzenia kości
potwierdzony także po ekshumacji, brak obrażeń na ręce rzekomo zasłania­
jącej głowrę przed urazem oraz słabe krwawienie z rany, nie zauważone przez
licznych świadków oglądających zwłoki po ich wydobyciu ze studni, mimo

244
iż pi'zy grzbietnym położeniu zwłok krwawienie z ran dotkniętych opadowym
przekrwieniem jest zwykle silne.
W pierwszej swej opinii dr K. zgodnie z obducentem przyjął «że powodem
śmierci denata jest raczej utonięciew. Natomiast w następnych opiniach
zarówno on, jak i prof. G-D. i S. Ł. wykluczają, iżby zgon denata nastąpił
wskutek utonięcia, ponieważ opis płuc podany przez obducenta bezwarun­
kowo nie dowodzi utonięcia, a raczej odpowiada w pewnej mierze zachowaniu
się płuc, jakie spotykamy u zwłok wrzuconych do wodyw. Że dr K. w swej
pierwszej opinii, podobnie jak dr S. przyjęli jako przyczynę śmierci denata
utonięcie, można by jeszcze wytłumaczyć okolicznością, że zwłoki wydobyto
ze studni i że według niektórych świadków z ust denata wydobywała się
pienista treść. Natomiast nie jest do wytłumaczenia, że później dr K. oraz
prof. G-D. i S. Ł. odrzucają możliwość śmierci z utonięcia i, opierając się
na nic nie mówiącym opisie płuc w protokole sekcyjnym, twierdzą w opinii,
że były to płuca, jakie spotyka się przy zwłokach wrzuconych do wody.
Tymczasem wiadomo, że przy śmierci z utonięcia płuca nie zawsze przed­
stawiają typowy obraz rozedmy wodnej. W jednych przypadkach są one silnie
rozdęte i na przekroju płuca stwierdza się nieznaczną ilość piany, tak że
powierzchnia przekroju jest prawie sucha. W innych natomiast przypadkach
płuca są mniej rozdęte i z powierzchni przekroju wydobywa się dość obfita
piana. Istnieją pod tym względem bardzo znaczne gradacje i trzeba roz­
porządzać dużym doświadczeniem, które nabywa się tylko przez częste oglą­
danie płuc topielców, także w przypadkach nietypowych, aby postawić
właściwe rozpoznanie. Natomiast nie jest łatwy opis płuca topielca dla nie­
doświadczonego, a cóż dopiero dla lekarza, który —jak dr S. — nigdy nie
sekcjonował zwłok topielca.
Również wiadomo, że brak typowej rozedmy wodnej płuc nie przemawia
przeciwko śmierci z utonięcia. Obok bowiem innych, nie wchodzących
w rachubę w niniejszym przypadku okoliczności, nie wytworzy się wcale
rozedma wodna płuc lub wytworzy się niezupełnie, jeżeli sam proces tonięcia
jest znacznie skrócony, np. przez nagłe ustanie regulacji krążenia, przy czym
wpływ zimnej wody na skórę i błony śluzowe dróg oddechowych odgrywa
wówczas zasadniczą rolę. W niniejszym przypadku nagłe oziębienie ciała
w zimnej wodzie chyba nie może budzić wątpliwości. Wreszcie brak wody
w większej ilości w żołądku i jelicie cienkim nie przemawia w żadnym wy­
padku przeciw śmierci z utonięcia. Wszyscy autorzy rozporządzający bardzo
dużym materiałem podkreślają, że pod tym względem istnieją znaczne
stopniowania: od silnego wypełnienia wodą żołądka z pęknięciem jego błony
śluzowej, aż do bardzo nieznacznej ilości wody w żołądku i jelicie cienkim.
Potwierdzają to także doświadczenia na zwierzętach.
Biegli ci wykluczywszy śmierć z utonięcia musieli przyjąć jakąś inną przy­
czynę śmierci. Ostatecznie przyjęli oni, że u denata w następstwie urazu
w głowę narzędziem raczej tępym przyszło do silnego wstrząśnienia mózgu
i zgonu, po czym Józefa K. lub nawet jego trupa wrzucono do studni. Jest
to zupełnie dowolna koncepcja, nie poparta żadnymi przedmiotowymi danymi.
Powszechnie wiadomo, że nie każdy uraz i zranienie głowy łączy się ze
wstrząśnieniem mózgu, a także każdemu lekarzowi wiadomo i każdy pod­
ręcznik poucza, że dla przyjęcia wstrząśnienia mózgu jest bezwzględnie
konieczne — obok stwierdzenia obrażenia części mózgowej głowy — także
stwierdzenie, że śmierć poprzedziły typowe objawy wstrząśnienia mózgu,
jak: bezzwłoczna utrata przytomności, zwolnienie tętna, brak lub leniwe
oddziaływanie źrenic, drgawki, wymioty itp. Tymczasem objawy te są
w naszym przypadku w ogóle nieznane, toteż na podstawie stwierdzenia

245
cdynie obrażenia głowy, bez znajomości objawów, wśród jakich nastąpił
zgon, nie wolno w myśl zasad nauki rozpoznawać wstrząśnienia mózgu.
Po wtóre doświadczenie lekarskie poucza, że śmierć po wstrząśnieniu mózgu
może nastąpić po minutach, godzinach a nawet dniach. Ale — gdyby nawet
permaxime inconcessum przyjąć istnienie u Józefa K. «silncgo wstrząśnienia mózgu»
czy też jego śmierć po śmiertelnym wstrząśnieniu mózgu — to wrzucenie
człowieka w stanie utraty przytomności lub jego trupa do studni musiałoby
jako końcowy efekt mieć znalezienie jego zwłok na dnie studni, a nie w pozycji
stojącej z głową pod powierzchnią lustra wody.
Należało jeszcze rozstrzygnąć bardzo ważną dla wydania opinii sprawę,
mianowicie czy wymiary studni pozwalały dorosłemu, silnie zbudowanemu
mężczyźnie — jeśli wpadł on do studni głową w dół — zmienić pozycję
i wypłynąć głową ku górze pod lustro wody. Rozstrzygnięcia tej sprawy
nie mogą dać żadne teoretyczne wywody, lecz jedynie eksperyment, w myśl
obowiązującej przyrodniczo myślącego lekarza zasady: experientia est sapientia.
Eksperyment taki przeprowadzono w Krakowskim Zakładzie w skrzyni
o wymiarach studni i przekonano się, że dorosły człowiek o silnej nawet
budowie może zmieniać pozycje z głową w dół na pozycję z głową ku górze
i na odwrót.
Wszystko to każę przyjąć jako bezsporne następujące fakty:
1) — wymiary przedmiotowej studni pozwalają dorosłemu, nawet silnie
zbudowanemu mężczyźnie zmieniać w niej pozycje ciała,
2) — ściany wewnętrzne tej studni były gładkie i nie posiadały żadnych
wystających na wewnątrz studni bierwion, haków itp.,
3) — w toku oględzin stwierdzono, iż «całe ubranie było nasiąknięte wodą»
(watowana marynarka, koszula, spodnie, buty gumowe z cholewami),
4) -— według stale zgodnych zeznań świadków zastali oni denata z głową
pod zwierciadłem wody, czy nawet pływającego,
5) — w myśl praw fizyki trup lub człowiek nieprzytomny wrzucony do
studni będzie leżał na jej dnie, natomiast tylko człowiek przytomny i umiejący
pływać może zmienić pozycję i wypłynąć głową do góry pod i nad zwierciadło
wody,
6) — obrażenia głowy denata, a mianowicie zarówno otarcie naskórka
i liczne wylewy krwawe w mięśniu skroniowym lewym, jak i rana o brzegach
równych, gładkich po lewej stronie głowy powstały od działania urazu tępego
i to za życia.
W oparciu o te fakty jest do przyjęcia tylko jedna logiczna możliwość:
Józef K. żywy i przytomny, w ubraniu i butach gumowych z cholewami dostał
się do głębokiej, zimnej wody studni o gładkich ścianach. Starał się on ratować,
wydostać ze studni i do czasu znalezienia go utrzymywał się tuż pod i nad
powierzchnią lustra wody. Wymagało to od niego w tych warunkach bardzo
wielkiego wysiłku fizycznego i sprawiło, że znajdował się on już u kresu
i resztek swych sił życiowych w chwili znalezienia go i skonał albo w czasie
wydobywania ze studni, albo bezpośrednio po wydobyciu z niej w czasie
opisanych niewłaściwych zabiegów ratowniczych z powodu ustania akcji
serca-. Nie była to więc śmierć z utonięcia sensu slricto, lecz topienie się, rato­
wanie się przed śmiercią i ostra niedomoga narządu krążenia. Przy tym stanie
rzeczy mógł on wciągnąć do płuc i żołądka niewiele wody i dlatego mógł
się nie wytworzyć typowy obraz rozedmy wodnej płuc, aczkolwiek spostrze­
gane przy oględzinach zwłok, a także przez kilku świadków, wydobywanie
się pienistej cieczy z ust denata jest pod tym względem bardzo znamienne.
Przyjęcie tej tezy zejścia śmiertelnego denata uzasadniają w pełni nie tylko
dopiero co wymienione fakty, lecz także własne przeżycie jednego z podpi­

246
sanych (Olbrycht), który walcząc tuż przy brzegu morskim z bijącą od brzegu
falą znajdował się u kresu swych sił, a dostawszy się przy pomocy drugich na
brzeg, był już bez tętna i śladów życia i tylko dzięki natychmiastowej właściwej
pomocy lekarskiej nie zakończył życia w tym stanie.
Jeżeli teraz z kolei mamy odpowiedzieć na zasadnicze w sprawie pytanie,
czy śmierć Józefa K. była następstwem nieszczęśliwego wypadku, samobójstwa
czy zbrodni, to w krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej kierujemy się
zawsze przy rozpatrywaniu tego zagadnienia w przypadkach śmierci gwał­
townej następującymi zasadami:
I. Pierwszym drogowskazem, który może ułatwić odpowiedzialne zadanie
w przypadkach budzących wątpliwości jest branie pod uwagę, w jakim sto­
sunku do swej częstości wydarzania się pozostają wedle doświadczenia sądowo-
lekarskiego i statystyki względem siebie: zbrodnia, samobójstwo i wypadek
dla danego rodzaju śmierci gwałtownej.-
II. W sprawach poszlakowych — a sprawa niniejsza jest typowo poszla­
kową — poszlaki muszą nie tylko pozostawać w zgodności z hipotezą winy
oskarżonego, ale także stać w sprzeczności z hipotezą jego niewinności.
Przyjąwszy zatem nawet, że wszystko, czego dowodzić ma taki materiał dowo­
dowy, jest prawdziwe — należy uznać ten materiał za niedostateczny, jeżeli
rozsądna hipoteza niewinności może być również prawdziwa. Tylko bowiem
rzeczywiste wykluczenie wszelkiej innej hipotezy — poza hipotezą winy —
nadaje samym poszlakom moc dowodową. Dlatego też dla uznania winy na
podstawie dowodu poszlakowego jest konieczne, aby materiał dowodowy
tworzył tak powiązany i nieprzerwany łańcuch poszlak, przy którym wszelkie
inne rozsądne hipotezy — z wyjątkiem hipotezy winy oskarżonego — byłyby
wykluczone.
III. Przy okolicznościach wątpliwych obowiązuje zasada in dubio in mitius
pro reo.
Otóż śmierć z utonięcia jest najczęściej wynikiem nieszczęśliwego wypadku
lub samobójstwa w mniej więcej jednakowej statystycznej częstości. Zabójstwa
dokonane przez utopienie zdarzają się bardzo rzadko i dotyczą przeważnie
dzieci, ponieważ utopienie osoby dorosłej jest możliwe tylko albo gdy się ją
wtrąci znienacka do -wody, albo po uprzednim jej ubezwiadnieniu. Częściej
niż zbrodnicze utopienie zdarza się pozbawienie ofiary życia w inny jakiś
sposób i następowe wrzucenie jej zwłok do wędy. Ocena w tych razach musi
się oprzeć przede wszystkim na uwzględnieniu okoliczności, w'śród jakich
zaszedł przypadek utonięcia. Do okoliczności tych należy stwierdzenie śladów
stoczonej walki lub ubezwiadnienia ofiary, ponieważ osoba dorosła będzie
się bronić przed wrzuceniem jej do wędy. Jeżeli się je stwierdzi i jeżeli będą
one miały znamiona przyżyciowe, wewezas należy się zastanowić, czy były
one w' stanie sprowadzić śmierć i czy mogły powrstać także przypadkowe lub
być zadane wiasną ręką. Nie zawsze bowiem i nie każde obrażenie stwier­
dzone na zwdokach osób wydobytych z wędy dowedzi działania wrogiego
osoby drugiej, ponieważ obrażenia te mogą być także wynikiem nieudałego
zamachu samobójczego, albo też powitać przypadkowe. Aczkolwiek trzeba
myśleć o możliweści wyrzucenia do wody przez sprawę? zwłok ofiary pozba­
wionej życia wr inny sposób, to na ogół sprawcy używają rzadko tego sposobu
zacierania śladów' czynu, ponieważ jest dość trudno wrzucić zwioki zamordo­
wanej dorosłej osoby do wędy bez zwrócenia na to uwegi otoczenia.
Mając to na uwedze, należy zaznaczyć w związku z niniejszą sprawą, że
gęstość zabudowań i widoczność studni z kilku stron były momentami raczej
utrudniającymi dokonanie zabójstwa. Także pora dnia nie była zbyt odpo­
wiednia dla dokonania zabójstwa, skoro o tej porze wstawali już i opuszczali

247
domostwa sąsiedzi, np. świadkowie I. lub W. Dalej nie stwierdzono naj­
mniejszych śladów obrony lub stoczonej walki na ciele i odzieży denata ani
śladów krwi w otoczeniu studni. Pierwsze zeznania żony denata złożone
w śledztwie a następnie na pierwszej rozprawie zawierają między innymi
następujące wypowiedzi: «po upływie około 30 minut od wyjścia męża wstałam
z łóżka i udałam się na podwórko (...), zaledwie weszłam na podwórko
zobaczyłam swego męża leżącego przy studni», «mąż wstał pierwszy, a ja za
nim w kilka minut później udałam się na podwórko, by dowiedzieć się dlaczego
tak długo nie wraca. Zaledwie zbliżyłam się do podwórka zobaczyłam swego
męża leżącego pod studnią. Przy studni była już siostra denata Aleksandra I.,
jej mąż Daniel i oboje małżonkowie K.». Jeśli się uwzględni te pierwsze
zeznania, to był to zbyt krótki okres czasu do tak precyzyjnego zorganizowania
znienacka napadu na Józefa K., aby mu zadać śmiertelną lub prawie śmier­
telną ranę i przy tym nie przeciąć czapki i mieć pewność, że nie będzie się
bronił i krzyczał, wrzucić go następnie do studni, a nawet nie zapomnieć
o wrzuceniu do studni siekiery, będącej własnością denata. Ale i co najważniej­
sze, nie istnieją żadne przedmiotowe dane i jest tylko całkiem dowolną i niczym
nie popartą koncepcją, że denat doznał urazu połączonego ze wstrząśnieniem
mózgu i w tym stanie został wrzucony do studni. Po pierwsze, obrażenia głowy
denata były lekkie oraz miały charakter obrażeń od działania urazu tępego,
a zatem mogły powstać także przy upadku do studni i uderzeniu głową o ściany
studni. Po wtóre, i co najważniejsze, że gdyby nawet per inconcessum przyjąć,
iż Józefa K. z tak zwanym przez biegłych «silnym wstrząśnieniem mózgu»,
czy nawet nieżywego wrzucono do studni, to jako nieprzytomny, czy też trup
leżałby na dnie studni, a nie znajdował się w pozycji głową do góry pod
powierzchnią wody, czy nawet pływał.
Tak zatem stan faktyczny ustalony w aktach sprawy nie dostarcza danych
do przyjęcia w niniejszym przypadku zabójstwa.
Akta sprawy nie dostarczają także dostatecznych danych dla przyjęcia
wypadkowego wpadnięcia Józefa K. do studni. Niskie ocembrowanie
studni (67 cm), sięgające u mężczyzny wzrostu denata do połowy ud,
wpadnięcie do niej Henryka N., znalezienie siekiery denata w studni — nie
wykluczają tej możliwości. Także nie przemawia przeciw niej fakt, że Józef K.
był dorosły i obznajomiony ze studnią, ponieważ i dorosłemu mimo czerpania
od lat wody ze znanej mu studni może się kiedyś wydarzyć nieszczęśliwy
wypadek wpadnięcia do tej studni. Natomiast przeciw tej możliwości przema­
wiają takie okoliczności, jak: stosunkowo mały otwór w nakryciu studni
(103 X 40 cm), przy którym — w razie wypadkowego wpadnięcia do studni —
wystarczyłby jakikolwiek ruch barkiem lub ręką, aby się zatrzymać, brak
gołoledzi przy studni, stan przytomności krytycznego poranka u Józefa K.
(zeznania żony), obecność przy studni czapki oraz wiadra, które Józef K.
zabrał ze sobą, zaś Aleksandra I. «wiadra nie wpuszczała do studniw. Z tych
tedy powodów śmierć Józefa K. w następstwie nieszczęśliwego wypadku
wydaje się być bardzo mało prawdopodobna.
Natomiast cały szereg ustaleń zawartych w aktach sprawy przemawia
za przyjęciem z jak największym prawdopodobieństwem śmierci samobójczej
Józefa K. Są nimi: a) stwierdzone rysy psychopatyczne Józefa K. b) jego
niezadowolenie z życia, c) wyjawianie zamiarów popełnienia samobójstwa,
d) sporządzanie i rozdawanie na szereg tygodni przed śmiercią pism z wprost
proroczą zapowiedzią, że zostanie pozbawiony życia przez brata, a nawet
zachowanie takich kartek przy sobie, e) zeznania świadka W., «że na dzień
przed śmiercią chodził nieswój, wzruszał ramionami i mówił, że czuje jakby
koło jego domu śmierć stała». W świetle tych ustaleń nic nie sprzeciwia się

248
przyjęciu, że w psychice Józefa K., osobnika psychopatycznego, przyszło do
tzw. krótkiego spięcia i dokonania samobójstwa przez skok głową w dół do
studni. Uderzył on przy tym głową o ocembrowanie lub nakrycie studni
i odniósł opisane w protokole oględzin zwłok obrażenia głowy. Następnie —
jak to się dość często u samobójców zdarza — wskutek pojawienia się u niego
jednego z najsilniejszych instynktów, a mianowicie instynktu samozachowaw­
czego, postanowił ratować się, starał się wypłynąć na powierzchnię wody
i wydobyć ze studni. Nie było to jednak łatwe z uwagi na szereg okoliczności
jak ubiór i gumowe buty z cholewami, do których z łatwością wlewa się woda
i utrudnia pływanie, gładkie ściany studni, zimna woda itp. Starając się do
ostatnich chwil życia wydostać ze studni został u kresu swego życia znaleziony
tuż pod powierzchnią wody i skonał przy -wydobywaniu lub bezpośrednio
po wydobyciu go ze studni.
Przyjęcie tej tezy wyjaśnia w pełni obraz oględzin i sekcji zwłok denata,
poprzednio już szczegółowo uzasadniony. Teza ta nie jest dowolną koncepcją,
lecz jest oparta na doświadczeniu sądowo-lekarskim pouczającym, iż samo­
bójcy dość często z obawy, że mogą nie dokonać powziętego zamiaru odebra­
nia sobie życia z powodu obudzenia się u nich w ostatniej chwili instynktu
samozachowawczego wiążą sobie przed skokiem do wody ręce, przywiązują
do szyi kamień, obciążają kieszenie odzieży kamieniami itp.
Nie przeczą zaś tej tezie wymiary otworu studni. Był on bowiem dość mały
dla wypadkowego wpadnięcia do studni, lecz wystarczająco wielki dla
zmieszczenia się w nim osoby nawet o bardzo silnej budowie i tuszy, jeżeli
powzięła ona zamiar rzucenia się do studni. Wszak szerokość barków naj­
większego olbrzyma nie dosięgnie 103 cm, a wymiar przednio-tylny lub
boczny głowy — 40 cm.
Zebrawszy zatem to wszystko należy dojść do wniosku, że nie istnieją żadne
dane, które by nie pozwalały przyjąć śmierci samobójczej Józefa K.
Na rozprawie sądowej w dniu 13 czerwca 1957 r. wydawałem osobiście
opinię, w której podtrzymałem w całej rozciągłości powyższą opinię Zakładu
Medycyny Sądowej w Krakowie, a następnie odpowiadałem na pytania sądu
i stron procesowych. Wobec rozbieżności w orzeczeniach Zakładów Medycyny
Sądowej w Warszawie i Krakowie i obecności biegłych prof. G-D. i dr K.
na rozprawie, Przewodniczący zarządził półgodzinną przerwę, celem umożli­
wienia biegłym odbycia wspólnej narady. Po przerwie biegli podtrzymywali
swoje opinie. Na wniosek prokuratora Sąd postanowił, że biegli prof. C-D,
i di' K. złożą na piśmie opinię, w której ustosunkują się do opinii Zakładu
Medycyny Sądowej w Krakowie. Przesłali oni w dniu 17 czerwca 1957 r.
opinię następującej treści:
1. Biegli nie zajmują się oceną tych punktów wspomnianego orzeczenia,
które dotyczą zeznań świadków, ich stosunków między sobą itp., gdyż stoją
na stanowisku, że ocena zeznań świadków nie należy do kompetencji biegłych,
lecz Sądu. Również biegli nie uważają za możliwe oceniać stan psychiczny
Józefa K. na podstawie materiałów, znajdujących się w aktach sprawy, gdyż
uważają, że do oceny tego stanu (to znaczy wydania ekspertyzy psychia­
trycznej) jest niezbędne dokonanie badań odpowiednich świadków itp. pod
kątem widzenia ustalenia ew. zaburzeń psychicznych denata; badania takie
winny być dokonywane komisyjnie przez psychiatrów.
2. Na pytanie, czy ciało ludzkie po śmierci wrzucone do wody, czy gdy
człowiek umarł w wodzie, od razu pada na dno czy pływa, należy odpowie­
dzieć, że przeważnie ciało ludzkie bez względu na czas i warunki zgonu pada
na dno, lecz od tej zasady w praktyce spotykamy wcale nierzadkie wyjątki:
w przypadkach, gdy między warstwami ubrania gromadzi się dużo powietrza,

249
ciało ludzkie przez pewien czas może pływać na powierzchni wody lub pod
jej powierzchnią, co między innymi tłumaczymy tym, że ciężar gatunkowy
ciała ludzkiego wynosi mniej więcej od 1012 do 1082 w stosunku do wody.
Czasem i w innych warunkach ciało pływa na powierzchni wody, względnie
po pogrążeniu się w wodzie wkrótce wypływa na powierzchnię lub znajdzie
się pod lustrem wody.
Tej okoliczności w swej ekspertyzie biegły prof. O. na czele ze swymi
asystentami przypisuje duże znaczenie i nie powołując się co prawda na
piśmiennictwo, podajc, że «wiadomo powszechnie i nie trzeba na to nawet
uzasadnienia, że po wrzuceniu trupa lub nieprzytomnego do głębokiej sto­
jącej wody, ciało ludzkie posiadające ciężar właściwy większy od wody nie
pływa, lecz idzie na dno głową na dół jako najcięższą. Dopiero po nagroma­
dzeniu się przy rozkładzie zwłok gazów gnilnych zwłoki wypływają po mniej
lub więcej długim czasie na powierzchnię wody itp. Tak kategoryczne twier­
dzenie nie jest słuszne, wobec tego pozwalamy sobie powiedzieć, że ciało
człowieka nie zawsze natychmiast tonie. Dla poparcia tej tezy poniżej przyta­
czamy zdania wybitnych medyków sądowych: Wachholz (str. 233 podręcznika,
wyd. 1933 r.) pisze, że «zwłoki ofiar utonięcia mogą wkrótce po śmierci
z utonięcia wypłynąć na powierzchnię, a na odwrót zwłoki osób zmarłych
z innej przyczyny, rzucone do wody, mogą utonąć i długo pozostawać pod
wodą». F. Strassmann: Lehrbuch der gerichtlichen Mcdizin. 1931, str. 196
podaje: «Pogląd laików, że zwłoki utopionego zawsze toną i tylko po pewnym
czasie wypływają na powierzchnię wody, natomiast zwłoki osoby, która została
w inny sposób pozbawiona życia, wrzucone do wody, pływają, biorąc ogólnie
na pewno nie jest słuszne. Zdarza się, że zwłoki osoby utopionej natychmiast
po utonięciu wypływają i pływają, zdarza się również, że gdy ciało już po
śmierci dostało się do wody, natychmiast tonie».
Co do pozycji ciała w wodzie należy podnieść, że ciało czasem pływa twarzą
do góry, czasem ku dołowi, znacznie rzadziej głową ku górze (w pozycji
pionowej lub do niej zbliżonej). Ta ostatnia pozycja może wchodzić w grę,
gdy nogi osobnika będą częścią ciała obciążoną, w danym przypadku — ciężkie
buty gumowe, prawdopodobnie jeszcze obciążone wodą, która mogła się
dostać za cholewy. Lesser opisuje przypadek, w którym osobnik zupełnie
ubrany został znaleziony pod wodą w pozycji stojącej (głową ku górze).
Cytuję według pracy K. Reutera o pływaniu zwłok ludzkich. Zeitschrift fur
die gesamte gerichtliche Medizin, 1923, Bd. II, s. 397.
Drugie zagadnienie dotyczy pytania, czy Józef K., jeśli dostał się on za
życia do studni, zmarł wskutek utonięcia? Musimy tu podkreślić, że śmierć
w wodzie może nastąpić wskutek utonięcia, to znaczy wskutek zaduszenia
gwałtownego w następstwie zamknięcia przez wodę, wypełniającą drogi
oddechowe, dostępu powietrza do płuc. Poza tym śmierć w wodzie może
nastąpić nie wskutek utonięcia w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz wskutek
przyczyn innych, np. wskutek wstrząsu pod działaniem zimnej wody, co
u osób wrażliwych może spowodować zgon nagły na tle odruchowym (np.
zadrażnienie nerwu krtaniowego górnego przez zimną zwłaszcza wodę,
która dostała się do krtani, wskutek porażenia chorobowo zmienionego serca,
w związku z wypełnieniem żołądka treścią pokarmową itp.). W danym przy­
padku nie ma żadnych podstaw do przyjęcia, że zgon nastąpił wskutek uto­
nięcia w ścisłym tego słowa znaczeniu, gdyż nie stwierdzono rozedmy wodnej
płuc; według obducenta «Płuca, w obu szczytach małe zrosty płaszczyznowe,
płuca koloru brudnawego, trzeszczące na dotyk, na przekroju koloru brudno-
wiśniowego, wypełnione brudnowiśniowym płynem pienistym, wydobywa­
jącym się dość obficie przy ucisku». Rozedma wodna zgodnie jest przyjmo­

250
wana przez wszystkich badaczy, jako dowód śmierci wskutek utonięcia
i jako zmiana, która bywa spotykana w ogromnej większości przypadków
utonięcia (wg Wachholza w 83,3% przypadków), według innych również
zmiana ta jest wymieniana jako istotna i spotykana w znacznej większości
przypadków śmierci wskutek utonięcia. W przypadkach gdy ma miejsce
rozkład gnilny zwłok lub gdy znajdujemy rozległe zrosty opłucnowe, rozedma
wodna może nie wystąpić tak typowo, jak w zwykłych przypadkach. W danym
jednak razie nie było ani zmian gnilnych, ani większych zrostów opłucnowych,
wobec tego nie było warunków niewytworzenia się rozedmy wodnej.
Druga zmiana, którą znajdujemy przy sekcji w przypadkach utonięcia
w ścisłym tego słowa znaczeniu, to obecność wody poza odźwiernikiem, to
znaczy w jelitach cienkich, zwłaszcza w dwunastnicy i górnym odcinku jelit
(oczywiście wody o właściwościach takich, z jakiej wydobyto zwłoki i to pod
warunkiem, że zwłoki są gniciem nie dotknięte). Obducent w swym protokole
podaje: «Żołądek wypełniony brudnoszarą treścią. Jelito cienkie wypełnione
gęstawą ciągnącą się cieczą. Jelita grube — kał». Opis ten bezwarunkowo
wyklucza przyjęcie obecności wody w przewodzie pokarmowym zarówno
w żołądku, jak i w jelicie, nawet gdy uwzględnimy małe doświadczenie
obduccnta, ponieważ trudno sobie wyobrazić, aby lekarz sekcjonujący nic
potrafił odróżnić płynnej treści od treści normalnej, gęstawej.
Zachodzi pytanie, czy zawsze w przypadkach utonięcia w przewodzie
pokarmowym powinniśmy znaleźć treść płynną (wodę)? Wszyscy badacze,
a wymienię tylko Wachholza, Hansena (podręcznik medycyny sądowej, 1954,
s. 126), Strassmanna (podręcznik medycyny sądowej, s. 197) stoją na stano­
wisku, że gdy zachodzi utonięcie w ścisłym tego słowa znaczeniu, w jelitach
poza odźwiernikiem znajdujemy wodę (oczywiście jeśli zwłoki są świeże
i jeśli woda, która ewentualnie znajdowała się w przewodzie pokarmowym
(jelito) nie przesiąkła po śmierci do niżej położonych części ciała, co w danym
przypadku w grę nie wchodzi, gdyż zwłoki były gniciem nie dotknięte i sekcja
została dokonana w czas krótki po śmierci).
W konkluzji przychodzimy do wniosku, ponieważ zarówno w płucach, jak
i w przewodzie pokarmowym (nawet w żołądku) nie- znaleziono wody, iż
nie ma żadnych obiektywnych podstaw do przyjęcia, że miało tu miejsce
utonięcie jako takie, gdyż jest nie do pomyślenia według nas, aby w przy­
padku tonięcia mocny mężczyzna nie wciągał do płuc i przewodu pokarmo­
wego wody, do której dostał się ewentualnie za życia.
Wobec powyższego zachodzi pytanie, czy denat nie umarł w wodzie nie
wskutek utonięcia, lecz z jakichś innych powyżej podanych powodów, oczy­
wiście w takim przypadku nie znaleźlibyśmy ani rozedmy wodnej, ani wody
w przewodzie pokarmowym (należy pamiętać, że zwłoki były świeże). Musimy
zaznaczyć, że obiektywnych dowodów na tego rodzaju zejście śmiertelne
badanie sekcyjne nie dostarczyło, wobec tego nie mamy podstawy do przyjęcia
tego typu zgonu. Teoretycznie biorąc, można by myśleć o śmierci odruchowej
wskutek zadrażnienia powierzchni ciała lub błony śluzowej krtani itp. przez
zimną wodę, lecz jest to raczej tylko koncepcja.
Analizując orzeczenie biegłych krakowskich wynieśliśmy wrażenie, że nie
podkreślili oni w sposób wyraźny, mówiąc o śmierci wskutek utonięcia, że
mieli na myśli śmierć w wodzie, lecz nie wskutek utonięcia, co według nas
dowodzi następujący ustęp ich ekspertyzy: «nie wytworzy się całkiem rozedma
wodna płuc lub wytworzy się niezupełnie, jeżeli sam proces tonięcia jest
znacznie skrócony np. przez nagłe ustanie regulacji krążenia, przy czym wpływ
zimnej wody na skórę i błony śluzowe dróg oddechowych odgrywa wówczas
zasadniczą rolę». Biegli krakowscy mówią dalej w swej ekspertyzie, że «brak

251
wody w większej ilości w żołądku i jelicie cienkim nie przemawia w żadnym
wypadku przeciw śmierci wskutek utonięciaw, z czym, jak już podaliśmy
powyżej, zgodzić się nie możemy. Natomiast w przypadku śmierci w wodzie
nie wskutek utonięcia oczywiście wody w przewodzie pokarmowym w danym
przypadku być nie mogło.
Dalsze pytanie dotyczy warunków powstania rany, znalezionej w lewej
okolicy potylicowej denata. Wszyscy biegli zgodnie przyjmują, że rana ta
powstała pod działaniem narzędzia tępego. Na rozprawie sądowej w dniu
2. IX. 1955 r. biegły dr S. zeznał, że znalazł «ranę ziejącą, to znaczy w kształcie
litery V bez otarć naskórka». Na rozprawie 28. III. 1951 r. tenże biegły podał:
«rana cięta po stronie lewej, ziejąca 4x0,5 cm, do kości; w okolicy potylicznej
po stronie lewej otarcie naskórkaw. W lewym mięśniu skroniowym liczne
wylewy krwawe. Z tego zestawienia opisu rany widzimy, że dr S. w jednym
zeznaniu ocenia wspomnianą ranę jako ciętą, w drugim nie określa charakteru
rany, lecz podaje jej kształt jako przypominający literę V. Wskutek tej
sprzeczności trudno ocenić rodzaj znalezionej rany. Jeśli jednak przyjmiemy,
że rana miała kształt podany, mogła ona być zadana narzędziem krawę-
dzistym, np. brzegiem obucha siekiery lub narzędziem podobnym.
Co do warunków powstania opisanej rany, biegli podtrzymują swe twier­
dzenie, że nie wydaje się możliwe, aby mogła ona powstać przy upadku do
studni.
Jeśli chodzi o następstwa urazu narzędziem tępym ze skutkiem spowodo­
wania opisanej rany łącznie z wylewami krwawymi w jej okolicy, biegli pod­
trzymują swe przypuszczenie, że w następstwie takiego urazu mogło mieć
miejsce wstrząśnienie mózgu i utrata przytomności, a nawet i zejście śmier­
telne. Biegli krakowscy podnoszą, że do rozpoznania wstrząśnienia mózgu
jest konieczne stwierdzenie typowych dla wstrząśnienia objawów klinicznych.
Musimy jednak podkreślić, czy w przypadkach stwierdzenia na głowie rany
połączonej z wylewami krwawymi w jej okolicy, przy jednocześnie stwier­
dzonym braku zmian anatomicznych w mózgu i przy braku przyczyny śmierci,
ustalonej na podstawie całkowitej sekcji zwłok — nie mamy prawa wypowie­
dzieć przypuszczenia, że zgon mógł nastąpić wskutek wstrząśnienia mózgu
w następstwie urazu w głowę? Uważamy, że do wypowiedzenia takiego przy­
puszczenia mamy jednak prawo. Biegli krakowscy stoją na stanowisku, że
rana w okolicy lewej potylicowej mogła powstać wskutek upadku «do studni
i uderzenia o ściany studni». Twierdzenia tego nie popierają oni żadnym do­
wodem wypływającym z analizy warunków materialnych — możliwości
zetknięcia się tej okolicy czaszki z gładkimi ścianami studni lub brzegiem
cembrowiny przy uwzględnieniu wielkości i umiejscowienia, a także i kształtu
rany o wyglądzie rany ciętej, o wymiarach 4 cm X 0,5 cm. Biegli krakowscy
podają, że nawet przy upadku na gładką powierzchnię może powstać «rana
głowy i to w różnych miejscach głowyw. Oczywiście jest to wiadome, lecz rana
taka będzie miała charakter miażdżonej, o kształcie nie takim, jak miało to
miejsce w naszym przypadku, a raczej — owalna lub okrągława. Wobec
powyższego, nie używając terminologii, którą posługują się biegli krakowscy,
zaznaczamy, że rozumowanie Szanownych Kolegów nie wydaje się nam
przekonywające.
Zakład Medycyny Sądowej w Krakowie nie miał już możności wypowie­
dzieć się na temat powyższej opinii Zakładu Medycyny Sądowej w War­
szawie, co między innymi zostało podkreślone w rewizji założonej przez
obrońcę oskarżonego. W dniu 22 czerwca 1957 r. Sąd ogłosił wyrok uznający
Stanisława K. za winnego, że w zamiarze pozbawienia życia Józefa K.
zadał mu obuchem siekiery uderzenie w głowę, po czym bezwładnego wrzucił

252
do studni, wskutek czego Józef K. zmarł. Sąd przyjął przy tym, że Stanisław K.
dokonał lego czynu pod wpływem silnego wzruszenia i skazał go na karę
10 lat więzienia złagodzoną na mocy ustawy o amnestii do 6 lat (IX wyrok).
Sąd Najwyższy w dniu 23 marca 1959 r. po rozpoznaniu sprawy z powodu
rewizji oskarżonego uchylił ten wyrok i uniewinnił Stanisława K. z zarzutu
oskarżenia (X wyrok). W uzasadnieniu wyroku Sąd Najwyższy podkreślił,
że sprawa niniejsza była pięciokrotnie rozpoznawana przez Sąd Wojewódzki
oraz tyleż razy przez Sąd Najwyższy. Sąd I instancji w wydanych przez siebie
w różnym czasie pięciu wyrokach, z których następnie Sąd Najwyższy uchylił
cztery wyroki — dwa razy uniewinnił oskarżonego z zarzutu oskarżenia.
Ostatnim wyrokiem Sądu I instancji oskarżony został skazany z art. 225
§ 2 Kk. (oskarżenie i dwa poprzednie skazania opierały się na przepisie
art. 225 § 1 Kk.) i ten wyrok zaskarżył rewizją oskarżony.
Zmiana stanowiska Sądu I instancji wynikała zarówno z wadliwie prze­
prowadzonego śledztwa, jak i z niejednolitego poglądu biegłych oraz Za­
kładów Medycyny Sądowej w Warszawie i Krakowie co do przyczyny śmierci
Józefa K. Sąd Wojewódzki rozpoznając sprawę po raz pierwszy dysponował
w zakresie ustalenia przyczyny śmierci Józefa K. protokołem oględzin i sekcji
zwłok. Opinia biegłego przeprowadzającego sekcję zwłok opiewała, że Józef K.
zmarł wskutek utonięcia, doznawszy uprzednio narzędziem ostrym uderzenia
i rany ciętej głowy. Te zdawałoby się obiektywne stwierdzenia w powiązaniu
z okolicznościami dotyczącymi wzajemnych stosunków na tle majątkowym
oraz wspólnego zamieszkania między oskarżonym a denatem (braćmi) stały
się podstawą oskarżenia i skazania.
Po uchyleniu przez Sąd Najwyższy pierwszego wyroku skazującego za
zabójstwo i dopuszczeniu biegłego okazało się, że pogląd co do przyczyny
śmierci budzi wątpliwości; biegły stwierdził bowiem, że nie jest wykluczone
ani samobójstwo, ani przypadek. W tej sytuacji Sąd I dokonując jednocześnie
odmiennej oceny innych dowodów, uniewinnił oskarżonego. Sąd Najwyższy
uchylając ten wyrok na skutek rewizji prokuratora polecił Sądowi I zażądać
ponownej opinii biegłych co do zagadnienia utraty przytomności przez denata
oraz co do sposobu wrzucenia go do studni. Rewizja oskarżonego spowodo­
wała ponowne uchylenie wyroku przez Sąd Najwyższy, który polecił stwier­
dzić przez Zakład Medycyny Sądownej autorytatywnie ze w'zglcdu na sprzecz­
ności w opiniach 2 biegłych lekarzy, jaka była przyczyna śmierci. Moment
ten staje się punktem zwrotnym w sprawie, która dwukrotnie jeszcze wraca
do Sądu I instancji.
Zakład Medycyny Sądowej w Krakowie pod kierownictwem prof. Olbrychta
dyskwalifikuje protokół sekcji zwłok i ustala, że sekcja przeprowadzona przez
dr S. nie odpowiada wymogom nauki i nie daje podstawy do stwierdzenia
przyczyny śmierci; w szczególności z sekcji zwłok wynika, że denat był ciężko
chory (waga narządów ciała), co nie jest zgodne z okolicznościami sprawy,
opis płuc jest niejasny, również uszkodzenia na głowie zostały wadliwie opisane.
Opinia Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie wyklucza wypadek oraz
zabójstwo, skłania się do hipotezy samobójstwa, którą uzasadnia przede
wszystkim położeniem ciała w wodzie (głowa do góry), niestwierdzeniem
rozedmy płuc oraz ustaleniem, że uszkodzeń stwierdzonych na głowie nie
zadano siekierą. Poza tym — zdaniem Zakładu Medycyny Sądowej w Kra­
kowie — za samobójstwem przemawiają rysy charakterologiczne denata oraz
inne dow'ody wr sprawie. W szczególności notatki sporządzone przez denata
i oświadczenie o spodziewanym zabójstwie są charakterystyczne dla samo­
bójców i tendencją upozorowania mordu; żądanie współżycia z żoną oskarżo­
nego świadczy o specyficznych cechach charakteru denata. Sporządzenie

253
testamentu i wypowiedź denata: «przyjdzie sobie życie odebrać» potwier­
dzają hipotezę samobójstwa.
Z dowodów w sprawie wynika również, że współżycie denata z żoną
(19-letnią) nie może być uznane za szczęśliwe, skoro majątek darował po
zawarciu małżeństwa siostrom, a część rzeczy swoich oraz klucze od swego
mieszkania i szafę przechowywał u siostry. Według powyższej hipotezy
Józef K. zmarł po wskoczeniu do studni albo po wydobyciu go z niej.
Inne stanowisko aniżeli Zakład Medycyny Sądowej w Krakowie zajmuje
Zakład Medycyny Sądowej w Warszawie. Zastrzegając się, że «nie ma
możliwości kategorycznie ustalić przyczyny i warunków zejścia śmiertelnego
tylko na podstawie obiektywnego materiału w postaci warunków znalezienia
zwłok i wyniku badania sekcyjnego ciała» wysuwa na podstawie okoliczności
sprawy hipotezę zabójstwa. Zakład Medycyny Sądowej w Warszawie również
uznaje sekcję za sporządzoną wadliwie. Jako przykład podaje opis mózgu,
który wskazuje na wodogłowie, co sprzeczne jest z nie budzącymi wątpliwości
zeznaniami świadków charakteryzujących osobędenata. OpiniaZakładuw War­
szawie stwierdza, że denat nie utonął (wbrew opinii zawartej w protokole sekcji,
a zgodnie z opinią Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie). Dalej opinia
wyłącza samobójstwo, bo nie było utonięcia, oraz stwierdza, że wypadek
«wydaje się nieprawdopodobnym natomiast wrzucenie nieprzytomnego lub
zamroczonego «wyłączyć się nie da». Hipotezę zabójstwa Zakład Medycyny
Sądowej w Warszawie opiera na tym, że stwierdzona została rana i otarcia
naskórka na głowie denata (choć nie zadane ostrym narzędziem), które
mogły spowodować jego zgon lub, co jest bardziej prawdopodobne, pozba­
wienie go przytomności, po czym wrzucony został do wody. Należy tu pod­
kreślić, że na żądanie Zakładu w Warszawie zarządzono ekshumację zwłok
denata celem zbadania czaszki; nie wykazała ona śladów uszkodzenia.
Opinia Zakładu w Warszawie w przeciwieństwie do opinii Zakładu Medycyny
Sądowej w Krakowie uznaje za niemożliwe, aby denat mógł doznać rany
przy upadku.
Zakład Medycyny Sądowej w Krakowie ustosunkowując się do opinii
Zakładu w Warszawie stwierdza, że hipoteza przyjęta przez ten Zakład jest
dowolna i przyjęta została wskutek odrzucenia utonięcia denata. Poza tym
Zakład wysuwa następujące błędy śledztwa, które uniemożliwiły stwierdzenie
bezsporne przyczyny śmierci: siekierę oglądano, lecz nie dokonano badań
laboratoryjnych na obecność krwi na niej, nie dokonano badań laboratoryj­
nych studni ani ubrania oskarżonego na obecność krwi, nie przeprowadzono
badania krwi denata na zawartość alkoholu, nie przeprowadzono badań
histologicznych płuc denata, sekcja zwłok została wadliwie przeprowadzona.
Przy powyższych ustaleniach rozstrzygnięcia Sądu I instancji uzależnione
zostały od tego, jaką hipotezę uznał dany komplet orzekający za zbliżoną do
rzeczywistości, którą ustalił.
Wyrok sądowy z 22. VI. 1957 r. dotknięty jest tą wadą, że Sąd przyjął
jedną z hipotez, mimo że nie dają się wykluczyć inne hipotezy w drodze
logicznego rozumowania, czemu wyraz dają zarówno powołane wyżej opinie
dwóch autorytatywnych Zakładów Medycyny Sądowej, jak i przeciwstawne
oceny kompletów orzekających.
Zasadą w sprawach poszlakowych jest, że poszlaki nie tylko muszą pozosta­
wać w zgodności z hipotezą winy oskarżonego, lecz muszą również stać
w sprzeczności z hipotezą jego niewinności. Tylko rzeczywiste wykluczenie
innej hipotezy, poza hipotezą winy, nadaje samym poszlakom moc dowodową.
Dlatego też dla uznania winy na podstawie dowodów pośrednich poszlak,
jest konieczne, aby materiał dowodowy tworzył tak powiązany i nieprzerwany

254
łańcuch poszlak, przy którym wszelkie inne rozsądne hipotezy, z wyjątkiem
hipotezy winy oskarżonego, byłyby wykluczone.
Skoro w sprawie niniejszej nie da się w sposób bezsporny ustalić przyczyny
śmierci Józefa K., kwestia czy oskarżony dopuścił się jego zabójstwa, staje się
w istocie nierozwiązalna. Wszelkie rozważania na temat, kto miał interes
i czy tylko oskarżony w zejściu śmiertelnym Józefa K. oraz na inne tematy
dotyczące wzajemnych stosunków obydwu braci K. lub denata do żony
oskarżonego oraz denata do własnej żony—jak również jego zamierzeń,
nie mogą dać w tych warunkach rozwiązania zagadki śmierci Józefa K.
Jeżeli bowiem hipotezie zabójstwa można przeciwstawić w oparciu o te same
materiały dowodowe niemniej rozsądną hipotezę samobójstwa, w rachubę
przy rozstrzyganiu sprawy może wchodzić jedynie zasada in dubio pro reo.
Konflikt majątkowy, kłótnie i wzajemne pogróżki między braćmi nie muszą
prowadzić do wniosku, iż oskarżony dopuścił się zabójstwa, skoro okoliczności
tej można przeciwstawić fakt, że obaj razem mieszkali i gospodarowali na
ziemi spadkowej po rodzicach i na ziemi denata przez szereg lat, a po za­
warciu przez Józefa K. związku małżeńskiego oskarżony i jego żona byli
zadowoleni. W tej sytuacji nieporozumienie na tle chęci współżycia Józefa K.
z żoną oskarżonego przestało istnieć. O tym, że stosunki między braćmi nie
układały się źle, świadczy również obecność oskarżonego i jego żony na ślubie
Józefa K. oraz fakt, że w przeddzień wypadku obaj bracia razem rżnęli
sieczkę.
Notatki pisane przed śmiercią ręką Józefa K. mogą być również tłuma­
czone raczej na rzecz samobójczych zamiarów, zwłaszcza gdy się uwzględni,
że wspominał o samobójstwie, chodził nieswój, spisał testament własnoręczny
zapisując majątek siostrom.
Oskarżony nie godził się na sprowadzenie się brata z całą rodziną do domu
spadkowego, natomiast nie oponował przeciwko sprowadzeniu żony. Z tego
trudno wnioskować, iżby oskarżony postanowił zabić brata w celu niedopu­
szczenia go do zamieszkania we wspólnym domu, zwłaszcza że zajmował
w nim pokój, a miał dobudować kuchnię. Na majątku brata oskarżonemu
nie zależało, skoro wiedział o sporządzonym testamencie i zapisach na rzecz
sióstr.
Pożycie między 46-letnim Józefem K. a jego 19-Jetnią żoną nie przedstawia
się najlepiej, jeżeli denat w kilka tygodni po zawarciu małżeństwa i na miesiąc
przed śmiercią, testamentem zapisał cały swój majątek swym siostrom z po­
minięciem żony, klucze od mieszkania swego i szafy, jak również część rzeczy
przechowywał u siostry. Zeznania świadków w tym przedmiocie są sprzeczne
i dlatego nie są w stanie zmienić poglądu co do charakteru pożycia małżeń­
skiego między Józefem K. a jego żoną.
Hipotezie zabójstwa przedstawionej przez biegłych z Warszawy na pod­
stawie położenia zwłok oraz całokształtu okoliczności sprawy przeciwstawia
się zupełnie logiczna hipoteza samobójstwa — wysunięta przez biegłych
z Krakowa. Brak śladów walki oraz obrony ze strony denata w otoczeniu
studni, gęstość zabudowań, widoczność studni, pora dnia, zbyt krótki czas do
napadu i wrzucenia do studni, brak wołania o ratunek, przemawiają prze­
ciwko hipotezie zabójstwa.
Koncepcja biegłych z Warszawy, że uraz spowodował wstrząs mózgu
i w tym stanie denat został wrzucony do studni, nie ma żadnych podstaw
w materiale dowodowym, jeżeli odrzuca się wyniki sekcji zwłok i jeżeli uszko­
dzenie określone zostało przez dr S. jako lekkie, krwawienie było słabe,
czaszka nienaruszona (również po ekshumacji), a co najważniejsze — zdaniem
biegłych z Krakowa — ciało człowieka nieżywego lub nieprzytomnego idzie

255
na dno. Jeśli nawet znane są wyjątki od tej zasady, to okoliczność ta daje
jedynie podstawę do odmiennej hipotezy i nic poza tym.
Sprzeczne śą stanowiska biegłych z Krakowa i Warszawy, jeśli chodzi
o stwierdzony u denata uraz na głowie. Pierwsi wysuwają koncepcje uderzenia
głową o deski w czasie upadku do studni, drudzy wykluczają taką możliwość.
Sąd wbrew stanowisku obu grup biegłych ustala, że gdyby denat uderzył
głową o płaskie deski, rana byłaby miażdżona. Pogląd, że denat został uderzony
siekierą, nie znajduje pokrycia w opiniach biegłych, którzy stwierdzają, że
uraz zadano tępym narzędziem, zwłaszcza w świetle okoliczności sprawy,
w której nie wyjaśniono, czy są na siekierze ślady krwi i czy istotnie została
tam wrzucona w związku z wypadkiem.
Ustalenie Sądu, że sporządzenie testamentu przez Józefa K. nie może świad­
czyć o zamiarach samobójczych, gdyż denat wiedział o zachowku dla żony,
jest dowolne. Okoliczność ta jest przede wszystkim uznana jako jedna z prze­
słanek na rzecz hipotezy samobójstwa. Poza tym należy stwierdzić, że w sto­
sunkach wiejskich niewymienienie nazwiska żony w testamencie świadczy
w zasadzie o wydziedziczeniu jej i stanowi dowód braku zaufania do niej.
Można by więcej faktów wymienić na rzecz jednej lub drugiej hipotezy,
żadne jednak nie są w stanie wykluczyć hipotezy samobójstwa Józefa K.,
a zatem i niewinności oskarżonego.
* *
*
Tok i wynik opisanej sprawy jest chyba wyjątkowy w historii naszego wy­
miaru sprawiedliwości. Od śmierci Józefa K. w dniu 28. III. 1951 r. do
wyroku Sądu Najwyższego z dnia 29. III. 1959 r., który zakończył prawo­
mocnie proces przeciwko Stanisławowi K. oskarżonemu o bratobójstwo,
upłynęło prawie 8 lat. W tym czasie zapadło w sprawie dziesięć (X) wyroków
sądowych. Oskarżony przeżył ogłoszenie trzech wyroków skazujących go na
kary od dożywotniego do 6-letniego więzienia (I, V, IX) oraz dwóch wy­
roków uniewinniających w pierwszej instancji (III, VII). Tortura mo­
ralna wynikająca z nieznajomości swego losu i przeżycia takie łączą
się z dotkliwymi skutkami dla czci, wolności, zdrowia i mienia. Szkód
społecznych takiego procesu — choćby tylko w skutkach finansowych —
obliczyć, a w skutkach moralnych — naprawić nie można.
Obok licznych braków śledztwa proces ten wskazuje na potrzebę uregulo­
wania sprawy naszej służby sądowo-lekarskiej. Powoływanie bowiem nie
specjalistów lecz któregokolwiek z lekarzy do ’wykonania sekcji zwłok i nie­
dokładnie wykonana sekcja oraz wadliwie sporządzony protokół sekcyjny
czynią taką czynność mało lub nawet bezwartościową dla wymiaru spra­
wiedliwości. Nic dziwnego, że przy takim małowartościowym materiale
faktycznym sądy obu instancji znajdowały momenty uzasadniające wyroki
zasądzające i uniewinniające. Ponadto przy takim materiale, gdy sprawa jest
wątpliwa i gdy już same instancje sądowe podnoszą nasuwające się wątpli­
wości, nie wolno występującym później biegłym (wobec możliwości pomyłki)
upierać się przy raz wydanej opinii. Już Cicero powiedział bowiem, że:
cuiusuis hominis est errare, nullius nisi insipientis in errore perseverare.
Poza tym w postępowaniu sądowym dla wyjaśnienia faktów dowodowych,
wymagających specjalnych wiadomości z danego zakresu nauki, są kom­
petentni biegli, którzy na podstawie swego przygotowania, znajomości i kry­
tycznego opanowania piśmiennictwa oraz własnego doświadczenia dają
sądowi rękojmię dobrej opinii. Ich wiedzy i doświadczenia nie zastąpią pod­
ręczniki i publikacje, w których mogą się znaleźć i znajdują się zapatrywania

256
odosobnione, naukowo nic skontrolowane i nic potwierdzone lub wręcz
błędne tezy. Poza tym powoływanie się w Sądzie na podręczniki i publikacje
doprowadza do tego, że strony procesowe wyszukiwają tylko publikacje
przemawiające za ich punktem widzenia lub podają urywki dowolnie wybrane,
nie powiązane z kontekstem i komentowane w sposób całkowicie dowolny.
Byłem świadkiem sceny na rozprawie sądowej, w której zastępca jednej strony
procesowej przytoczył cytat: ukochaj bliźniego jak siebie samcgo» i usłyszał
w odpowiedzi z ust przeciwnika cytat z tego samego źródła: «oko za oko,
ząb za ząb».
Ale już całkiem jest niedopuszczalne wybierać przypadki stanowiące wyjątki
od reguły. Jest chyba jasne, iż w analizie każdego przypadku należy przede
wszystkim brać pod uwagę możliwości najczęściej się zdarzające i mieszczące
w' granicach reguły, a nie wyjątki często błędnie obserwowane i tłumaczone
i to tylko dlatego, aby podeprzeć nie wytrzymującą krytyki opinię. Błędność
takiego postępowania podkreśla fakt, że'ab posse ad esse non valet consequentia
i na podstawie samej tylko teoretycznej możliwości zaistnienia sytuacji wy­
jątkowej można wypowiedzieć o rzeczywistości jedynie przypuszczenie.
Wyrażanie opinii w formie przypuszczeń przesuwa sprawę z platformy ustaleń
faktycznych w bezkresy możliwości, obejmującej całą skalę prawdopodo­
bieństwa: od znikomego do graniczącego z pewnością. Opinie takie są szcze­
gólnie niedopuszczalne w postępowaniu karno-sądowym, które musi dążyć
do uzyskania pewmości ustaleń i ich zgodności z praw'dą rzeczywistą. Dlatego
nic może opierać się na prawdopodobieństwie, podawanym w opinii w formie
przypuszczeń. Zwrot «mogło» działa sugerująco, lecz zgodnie z podaną
zasadą nie może nigdy zastąpić zwrotu «było» i prawdy obiektywnej, którą
powinien on stwierdzać.
Tak samo nie wytrzymuje krytyki teza, iż nie można oceniać stanu psy­
chicznego denata na podstawie materiałów zawartych w aktach, a mianowicie
na zeznaniach świadków charakteryzujących denata. Wszak w przypadkach,
w których zachodzi konieczność ustalenia stanu psychicznego i zdolności
testowania, własnow'olnośc> i rozporządzalności testatora bierze się często za
podstawę opinii zeznania świadkówlaików o zachowaniu się i wypowiedziach
testatora.
Wreszcie na przykładzie tej sprawy uwypukla się trafność naszego prawa
procesowego, które daje możność rozpoznania sprawy w sądzie wojewódzkim
(jako sądzie I instancji) w składzie trzech sędziów' zawodowych, jeżeli prezes
sądu wojewódzkiego «uzna to za wskazane ze względu na szczególną zawiłość
sprawy» (art. 3 ustawy z dnia 20. VII. 1950 Dz. U. Nr 38, poz. 348). Dziesięć
wyroków w sprawie Stanisław-a K. świadczy niewątpliwie o szczególnej za­
wiłości tej sprawy, co uzasadniało zastosowanie powyższego przepisu.

Wybrane przypadki 17
CZY DZIECIOBÓJSTWO?

W dniu 26 września 1959 r. lekarz Pogotowia Ratunkowego w Lidzbarku


zawiadomił organa M. O., że w tym dniu przewieziono do Szpitala Rejono­
wego w Dobrym Mieście 18-letnią Halinę 2. z silnym krwotokiem z dróg
rodnych po porodzie. Po ręcznym wydobyciu łożyska opuściła ona Szpital
w dobrym stanie w dniu 5 października. W związku z tym doniesieniem
funkcjonariusz M. O. udał się zaraz do domostwa Haliny 2. Jej matka
i zamężna siostra oświadczyły, że nic im nic wiadomo, by Halina była w ciąży
i rodziła. Wprawdzie śpiąc w sąsiedniej izbie słyszały, że Halina po północy
z 25/26 września wstawała z łóżka i wychodziła, jednak nic świeciła światła
i nie skarżyła się na nic. Dopiero rano 26 września oświadczyła, że dostała
krwotoku i czuje się niedobrze, wobec czego wezwano Pogotowie, które prze­
wiozło ją do szpitala. Przeprowadzone przez funkcjonariusza M. O. oględziny
zabudowań rodziny 2. także nie ujawniły jakichkolwiek podejrzanych śla­
dów. Dopiero w dniu 1 października znaleziono w stogu targanej słomy żytniej
w odległości około 40 m od zabudowań 2. zwłoki noworodka, zupełnie nagie,
zwrócone twarzą ku dołowi, z długą zeschniętą pępowiną, bez śladów krwi,
której nie było także i na słomie. Zwłoki zabrano i przeniesiono do kostnicy
przy Szpitalu Rejonowym w Dobrym Mieście. W dniu 4 października dokonał
sądowo-lekarskich oględzin i sekcji zwłok noworodka lekarz Bronisław W.
Protokół tych czynności brzmi jak następuje:
Oględziny zewnętrzne: zwłoki płci żeńskiej, odżywienia średniego, 50 cm
długie, wagi 3180 g. Stężenie pośmiertne w obrębie kończyn górnych zacho­
wane, w obrębie dolnych nie. Skóra poza plamami opadowymi bladoróżowa,
w fałdach skóry, szczególnie w okolicach pachwinowych i pachowych, wi­
doczne mazidło koloru białego; skóra całego ciała pobrudzona zaschłą krwią.
Plamy opadowe koloru sinoróżowego, umiejscowione na twarzy, klatce pier­
siowej, brzuchu oraz na zewnętrznych powierzchniach kończyn górnych
i dolnych; do skóry całego ciała przylepione są źdźbła słomy. Otwory na­
turalne: z lewego otworu nosowego wydobywa się niewielka ilość krwisto-
różowej, pienistej wydzieliny. W otworze jamy ustnej znajdują się pojedyncze
źdźbła słomy. Otwory uszne i prawy otwór nosowy wolne od ciał obcych.
Z otworu stolcowego wydobywa się duża ilość gęstej treści koloru ciemno-
zielonkawego (smółka). Główka: średnio miarowa, symetryczna, obwód
33 cm, wymiar dwuskroniowy 8 cm, dwuciemicniowy 9 cm, podbródkowo-
potyliczny 12 cm, czołowo-potyliczny 10 cm. Włosy ciemnoblond, 2 cm długie,
gęste. Spojówki powiekowe silnie przekrwione, szczególnie spojówki oka lewego.
Gałki oczne prawidłowo osadzone, o obniżonym napięciu śródgałkowym.
Wargi średniej szerokości, nieco zasinione. Język poza lukami zębowymi.
Szyja średniej długości, prawidłowo ruchoma. Wymiar dwubarkowy U cm.
Klatka piersiowa prawidłowo wysklepiona. Brzuch wysklepiony nieco poniżej
klatki piersiowej. Pępowina długości 38,5 cm, cienka, wyschnięta, koloru
różowoczerwoncgo, odległość pępowiny od wyrostka mieczykowatego 8 cm,
od spojenia łonowego 6 cm. Wolny koniec pępowiny o brzegach postrzępio­
nych, niepodwiązany. Wymiar dwukrętarzowy 8,5 cm. Kończyny górne

258
i dolne prawidłowo wykształcone, średniej długości, płytki paznokciowe dość
twarde, przerastają opuszki palców na kończynach górnych i dolnych. Ognisko
skostnienia w dolnych nasadach kości udowych o średnicy 1 ćm. Ogniska
skostnienia w kościach skokowej i piętowej nic badane. Obrażenia na ciele:
na twarzy w okolicy policzków, w okolicy brody widoczne drobne zadrapania
oraz sińce. Powierzchnia zadrapań pokryła niewielkimi strupkami krwi.
Podobne obrażenia widoczne są na przedramieniu lewym, na szyi, karku oraz
w okolicy lewego stawu barkowego. Jedno zadrapanie widoczne na skórze
brzucha w okolicy nadbrzusza lewego.
Oględziny wewnętrzne: Tkanka podskórna średnio rozwinięta, w okolicy
ciemieniowej prawej i częściowo potylicznej, konsystencji galaretowatej
(przedgłowie). W okolicy ciemieniowej lewej widoczny duży wylew krwawy'
o rozmiarach 6,5 x5 cm, układający się cienką warstwą, zawierającą skrzepłą
krew. Mięśnie średnio rozwinięte. Szwy czaszkowe wąskie, błoniaste. Cie-
miączko duże o rozmiarach 3,5 X 2,5 cm. Kości pokrywy’ czaszkowej dość
twarde, o słabo zaznaczonych wgłębieniach palczastych, grubości 1 do 2 mm,
uszkodzeń nie wykazują. Sierp i namiot nieuszkodzony. Opona twarda koloru
szaroperłowego, z trudem dająca się oddzielić od kości. Opony miękkie cienkie,
gładkie, lśniące, przekrwione. Mózg wragi 370 g, konsystencji galaretowatej,
na przekroju koloru szarobladego, nie wykazuje zróżnicowania na istotę
korowzą i rdzenną; zwoje mózgowe prawidłowo rozwunięte; pod oponą twrardą
w okolicy ciemieniowej lewej niewielki krwiak zawierający płynną krew,
układający się cieniutką warstwą na lewrej półkuli mózgowej. Zatoki na
podstawie zawierają płynną krew. Kości podstawy czaszki prawidłowo roz­
winięte, o płytkich wgłębieniach palczastych, bez uszkodzeń.
Tkanka podskórna klatki piersiowej średnio rozwinięta, koloru różowo-
żołtawego. Mięśnie szyi prawidłowo rozwinięte, koloru różow’oczerwronego
zawierają kilka średniej wielkości wylew'ów krwawych, składających się ze
skrzepłej krwi; podobne wylewy stwierdza się w tkance podskórnej szyi.
Tarczyca o płatach wielkości fasoli, na przekroju budowy zrazikowatej,
koloru brunatnoczerw'onaw'ego. Język prawidłowo rozwinięty, na przekroju
koloru brunatnoróżowego, o średnio rozwiniętym aparacie chłonnym. Łuki
podniebienne prawidłowo wysklepione, bladoróżowa; gardziel bladoróżowa;
przełyk o zabarwieniu sinoróżowym z drobnymi wybroczynami krwawymi
w błonie śluzowej górnego odcinka. Krtań i tchawica: chrząstki konsystencji
sprężystej, śluzówka krtani i tchawicy koloru bladoróżowego. Mostek i żebra
prawidłowa rozwinięte, bez uszkodzeń. Grasica wielkości orzecha wioskiego,
konsystencji galaretowatej, na przekroju koloru różowoczerwonaw’ego. Płuca
o właściwym podziale na płaty, na przekroju koloru różowowiśniowego,
zalewające się dużą ilością pieni''’ nu; powierzchnia płuc niejednolicie
zabarwiona, wykazuj niejsecu ’ ' pola. Jamy opłucnowe bez zro­
stów, zawierają śred rwistym. W worku osier­
dziowym niewielk, - Serce szerokie 5 cm,
długie 1 cm, grul nory 0,5 cm, prawej
0 3 cm. ' -siini ’• zastawki sercowe
cienku nic stwierdza się.
pról wody w całości,
ja] ierzchni wody.
< rubości 4 mm.
prawidłowy.
na przekroju
prawidłowej
;i na nożu.

259
CZY DZIECIOBÓJSTWO?

W dniu 26 września 1959 r. lekarz Pogotowia Ratunkowego w Lidzbarku


zawiadomił organa M. O., że w tym dniu przewieziono do Szpitala Rejono­
wego w Dobrym Mieście 18-letnią Halinę Ź. z silnym krwotokiem z dróg
rodnych po porodzie. Po ręcznym wydobyciu łożyska opuściła ona Szpital
w dobrym stanie w dniu 5 października. W związku z tym doniesieniem
funkcjonariusz M. O. udał się zaraz do domostwa Haliny Ż. Jej matka
i zamężna siostra oświadczyły, że nic im nie wiadomo, by Halina była w ciąży
i rodziła. Wprawdzie śpiąc w sąsiedniej izbie słyszały, że Halina po północy
z 25/26 września wstawała z łóżka i wychodziła, jednak nic świeciła światła
i nie skarżyła się na nic. Dopiero rano 26 września oświadczyła, że dostała
krwotoku i czuje się niedobrze, wobec czego wezwano Pogotowie, które prze­
wiozło ją do szpitala. Przeprowadzone przez funkcjonariusza M. O. oględziny
zabudowań rodziny Ż. także nie ujawniły jakichkolwiek podejrzanych śla­
dów. Dopiero w dniu 1 października znaleziono w stogu targanej słomy żytniej
w odległości około 40 m od zabudowań Z. zwłoki noworodka, zupełnie nagie,
zwrócone twarzą ku dołowi, z długą zeschniętą pępowiną, bez śladów krwi,
której nie było także i na słomie. Zwłoki zabrano i przeniesiono do kostnicy
przy Szpitalu Rejonowym w Dobrym Mieście. W dniu 4 października dokonał
sądowo-lekarskich oględzin i sekcji zwłok noworodka lekarz Bronisław W.
Protokół tych czynności brzmi jak następuje:
Oględziny zewnętrzne: zwłoki płci żeńskiej, odżywienia średniego, 50 cm
długie, wagi 3180 g. Stężenie pośmiertne w obrębie kończyn górnych zacho­
wane, w obrębie dolnych nie. Skóra poza plamami opadowymi bladoróżowa,
w fałdach skóry, szczególnie w okolicach pachwinowych i pachowych, wi­
doczne mazidło koloru białego; skóra całego ciała pobrudzona zaschłą krwią.
Plamy opadowe koloru sinoróżowego, umiejscowione na twarzy, klatce pier­
siowej, brzuchu oraz na zewnętrznych powierzchniach kończyn górnych
i dolnych; do skóry całego ciała przylepione są źdźbła słomy. Otwory na­
turalne: z lewego otworu nosowego wydobywa się niewielka ilość krwisto-
różowej, pienistej wydzieliny. W otworze jamy ustnej znajdują się pojedyncze
źdźbła słomy. Otwory uszne i prawy otwór nosowy wolne od ciał obcych.
Z otworu stolcowego wydobywa się duża ilość gęstej treści koloru ciemno-
zielonkawego (smółka). Główka: średnio miarowa, symetryczna, obwód
33 cm, wymiar dwuskroniowy 8 cm, dwuciemieniowy 9 cm, podbródkowo-
potyliczny 12 cm, czołowo-potyliczny 10 cm. Włosy ciemnoblond, 2 cm długie,
gęste. Spojówki powiekowe silnie przekrwione, szczególnie spojówki oka lewego.
Gałki oczne prawidłowo osadzone, o obniżonym napięciu śródgałkowym.
Wargi średniej szerokości, nieco zasinione. Język poza lukami zębowymi.
Szyja średniej długości, prawidłowo ruchoma. Wymiar dwubarkowy 11 cm.
Klatka piersiowa prawidłowo wysklepiona. Brzuch wysklepiony nieco poniżej
klatki piersiowej. Pępowina długości 38,5 cm, cienka, wyschnięta, koloru
różowoczerwoncgo, odległość pępowiny od wyrostka mieczykowatego 8 cm,
od spojenia łonowego 6 cm. Wolny koniec pępowiny o brzegach postrzępio­
nych, niepodwiązany. Wymiar dwukrętarzowy 8,5 cm. Kończyny górne

258
i dolne prawidłowo wykształcone, średniej długości, płytki paznokciowe dość
twarde, przerastają opuszki palców na kończynach górnych i dolnych. Ognisko
skostnienia w dolnych nasadach kości udowych o średnicy 1 cm. Ogniska
skostnienia w kościach skokowej i piętowej nie badane. Obrażenia na ciele:
na twarzy w okolicy policzków, w okolicy brody widoczne drobne zadrapania
oraz sińce. Powierzchnia zadrapań pokryta niewielkimi strupkami krwi.
Podobne obrażenia widoczne są na przedramieniu lewym, na szyi, karku oraz
w okolicy lewego stawu barkowego. Jedno zadrapanie widoczne na skórze
brzucha w okolicy nadbrzusza lewego.
Oględziny wewnętrzne: Tkanka podskórna średnio rozwinięta, w okolicy
ciemieniowej prawej i częściowo potylicznej, konsystencji galaretowatej
(przedgłowie). W okolicy ciemieniowej lewej widoczny duży wylew krwawy
o rozmiarach 6,5 x5 cm, układający się cienką warstwą, zawierającą skrzepłą
krew. Mięśnie średnio rozwinięte. Szwy czaszkowe wąskie, błoniaste. Cie-
miączko duże o rozmiarach 3,5x2,5 cm. Kości pokrywy czaszkowej dość
twarde, o słabo zaznaczonych wgłębieniach palczastych, grubości 1 do 2 mm,
uszkodzeń nie wykazują. Sierp i namiot nieuszkodzony. Opona twarda koloru
szaroperłowego, z trudem dająca się oddzielić od kości. Opony miękkie cienkie,
gładkie, lśniące, przekrwione. Mózg wagi 370 g, konsystencji galaretowatej,
na przekroju koloru szarobladego, nie wykazuje zróżnicowania na istotę
korową i rdzenną; zwoje mózgowe prawidłowo rozwinięte; pod oponą twardą
w okolicy ciemieniowej lewej niewielki krwiak zawierający płynną krew,
układający się cieniutką warstwą na lewej półkuli mózgowej. Zatoki na
podstawie zawierają płynną krew. Kości podstawy czaszki prawidłowo roz­
winięte, o płytkich wgłębieniach palczastych, bez uszkodzeń.
Tkanka podskórna klatki piersiowej średnio rozwinięta, koloru różowo-
żołtawego. Mięśnie szyi prawidłowo rozwinięte, koloru różowoczerwonego
zawierają kilka średniej wielkości wylewów krwawych, składających się ze
skrzepłej krwi; podobne wylewy stwierdza się w tkance podskórnej szyi.
Tarczyca o płatach wielkości fasoli, na przekroju budowy zrazikowatej,
koloru brunatnoczerwonawego. Język prawidłowo rozwinięty, na przekroju
koloru brunatnoróżowego, o średnio rozwiniętym aparacie chłonnym. Łuki
podniebienne prawidłowo wysklepione, bladoróżowe; gardziel bladoróżowa;
przełyk o zabarwieniu sinoróżowym z drobnymi wybroczynami krwawymi
w błonie śluzowej górnego odcinka. Krtań i tchawica: chrząstki konsystencji
sprężystej, śluzówka krtani i tchawicy koloru bladoróżowego. Mostek i żebra
prawidłowo rozwinięte, bez uszkodzeń. Grasica wielkości orzecha włoskiego,
konsystencji galaretowatej, na przekroju koloru różowoczerwonawego. Płuca
o właściwym podziale na płaty, na przekroju koloru różowowiśniowego,
zalewające się dużą ilością pienistego płynu; powierzchnia płuc niejednolicie
zabarwiona, wykazuje miejscami jaśniejsze pola. Jamy opłucnowe bez zro­
stów, zawierają średnią ilość płynu o zabarwieniu krwistym. W worku osier­
dziowym niewielka ilość płynu o zabarwieniu krwistym. Serce szerokie 5 cm,
długie 4 cm, grube 2,5 cm; grubość ściany lewej komory 0,5 cm, prawej
0,3 cm. Mięsień sercowy jędrny, koloru brunatnoróżowego, zastawki sercowe
cienkie, elastyczne. Wad rozwojowych w obrębie serca nie stwierdza się.
Próba wodna płucna wypadła dodatnio: płuca zanurzone do wody w całości,
jak również pocięte na drobne kawałeczki utrzymują się na powierzchni wody.
Podściółka tłuszczowa brzucha prawidłowo rozwinięta, grubości 4 mm.
Otrzewna cienka, gładka, lśniąca. Układ trzew brzusznych prawidłowy.
Śledziona długości 5 cm, szerokości 3 cm, grubości 0,5 cm, na przekroju
koloru wiśniowego, zbiera się w dużej ilości na nożu. Wątroba prawidłowej
wielkości, koloru ciemnowiśniowego, zbiera się w miernej ilości na nożu.
Pęcherz żółciowy zawiera niewielką ilość dość gęstej, oliwkowej treści, jego
błona śluzowa koloru piaskowego. Próba wodna żołądkowo-jelitowa wypadła
dodatnio. Żołądek wraz z jelitami cienkimi rzucony do wody utrzymuje się
na jej powierzchni. Jelito cienkie rzucone osobno do wody utrzymuje się na
powierzchni, jedynie końcowy odcinek jelita cienkiego częściowo tonie.
Żołądek średniej wielkości zawiera sporą ilość śluzowo-płynnej treści, koloru
szarożółtawego; śluzówka żołądka koloru bladoróżowego z kilkoma drobnymi
wybroczynami, lekko pofałdowana. Jelita cienkie zawierają niewielkie ilości
papkowatej treści koloru bladożółtawego. Jelito grube wypełnione dużą
ilością ciemnozielonej papkowatej treści (smółka). Trzustka średniej długości,
budowy zrazikowej, koloru różowożółtawego. Nadnercza o istocie korowej
ciemnożółtawej; istota rdzenna koloru wiśniowego, w rozpływie. Nerki
prawidłowej wielkości, ich torebka włóknista łatwo oddziela się od miąższu;
na przekroju istota korowa koloru różowowiśniowego, istota rdzenna koloru
bladoróżowego; miedniczki nerkowe wolne. Pęcherz moczowy o błonie ślu­
zowej bladej, lekko pofałdowanej, zawiera niewielką ilość śluzowej treści
koloru żółtawego. Narządy płciowe prawidłowo rozwinięte.
Dopiero pod datą 30 października 1959 r. po zapoznaniu się z ustalonymi
w toku dochodzeń okolicznościami sprawy obducent przedłożył następującą
pisemną opinię, co do przyczyny zgonu noworodka:
1. Badane zwłoki są zwłokami noworodka, o czym świadczy obecność
pępowiny, mazidło pierwotne na skórze ciała, przedgłowie w obrębie tkanek
miękkich głowy oraz obecność smółki w jelicie grubym.
2. Na podstawie długości i wagi ciała, wymiarów czaszki, wymiaru dwu-
barkowego, dwukrętarzowego, obecności ogniska kostnienia w dolnej nasadzie
kości udowej, prawidłowego wykształcenia paznokci oraz jędrności i zabar­
wienia bladoróżowego skóry należy stwierdzić, że sekcjonowany noworodek
był donoszony.
3. Na podstawie stwierdzenia u sekcjonowanego noworodka wszystkich
cech donoszonego płodu należy przyjąć, że był on zdolny do życia poza łonem
matki. Przemawia za tym również fakt niestwierdzenia u niego żadnych wad
rozwojowych ani uszkodzeń powstałych w okresie ciąży lub porodu, które
czyniłyby go niezdolnym do życia poza łonem matki.
4. Dodatnie wyniki próby wodnej płucnej oraz próby żołądkowo-jelitowej
dowodzą, że dziecko urodziło się żywe. Potwierdzają to również cechy przy­
życiowe obrażeń na ciele (zadrapania podbiegnięte krwawo, sińce oraz wy­
lewy krwawe w obrębie tkanek miękkich).
5. Biorąc pod uwagę upowietrznienie zarówno płuc, żołądka, jak i prawie
całkowite wypełnienie powietrzem jelit cienkich należy przyjąć, że dziecko
musiało żyć kilka godzin po urodzeniu. Obecność krwiaka czaszkowego
świadczy również o tym, że dziecko żyło pewien czas po urodzeniu, gdy
u noworodków zmarłych bezpośrednio po porodzie nie spotyka się krwiaków
czaszkowych.
6. Po porodzie nie udzielono dziecku pomocy, o czym świadczy niepod-
wiązanie pępowiny.
7. Na pytanie, jaka była przyczyna śmierci noworodka, należy odpowie­
dzieć w sposób następujący: oględziny i sekcja zwłok nie wykazały zmian
organicznych tłumaczących dostatecznie przyczynę zgonu, wobec czego
należy przyjąć, że mieliśmy w tym wypadku do czynienia ze zgonem natury
czynnościowej. Biorąc pod uwagę lekkie zasinienie twarzy, drobne wybroczyny
krwawe w spojówkach i w błonie śluzowej górnego odcinka przełyku, silne
przekrwienie spojówek oraz narządów wewnętrznych i opon miękkich mózgu
należy przypuszczać, że zgon nastąpił wskutek niedotlenienia tkanek, pro-
Ł

260-
wadzącego w konsekwencji do porażenia ważnych dla życia ośrodków mózgo­
wych i serca. Jeżeli te dane zestawimy z obrażeniami na ciele w postaci za­
drapań podbiegniętych krwawo oraz sińców na skórze szyi, karku i policzków,
jak również wylewów krwawych w obrębie tkanki podskórnej i mięśni szyi,
możemy z bardzo dużym prawdopodobieństwem przyjąć', że miało tu miejsce
zadławienie połączone z zatkaniem otworów jamy ustnej i nosa. Okoliczności
sprawy nasuwają podejrzenie, że mógł mieć tu miejsce czyn przestępny
w sensie popełnienia dzieciobójstwa^ Wylew krwawy w obrębie tkanek mięk­
kich głowy w okolicy lewej ciemieniowej oraz minimalny wylew podoponowy
mogły być również następstwem zadławienia jako wynik pęknięcia naczyń
żylnych wskutek zastoju prowadzącego do zwiększonego ciśnienia krwi
w układzie żylnym. Wylewy te mogły również powstać jako następstwo
tępego urazu głowy lub jako uszkodzenia porodowe przy adaptacji główki.
Zarówno wylew krwawy podoponowy ze względu na bardzo małe rozmiary,
jak i wylew krwawy w tkankach miękkich głowy, jako mało istotny, nie mogły
być same przyczyną zgonu.
Halina Ż. po ukończeniu 18 lat wyszła w dniu 11. X za mąż i przybrała na­
zwisko męża O. Prokuratura Powiatowa w Lidzbarku Warmińskim zarządziła
w dniu 22 października jej tymczasowe aresztowanie, jako podejrzanej o prze­
stępstwo z art. 225 § 1 Kk. popełnione przez to, że w nocy z 25/26. IX. 1959
w zamiarze pozbawienia życia ścisnęła szyję oraz zatkała usta urodzonemu
przez siebie noworodkowi, w następstwie czego nastąpił jego zgon.
Halina O. nie przyznała się do winy i wyjaśniła, że od dłuższego czasu
utrzymywała stosunki cielesne z narzeczonym Ryszardem O. i zaszła z nim
w ciążę. Ciążę jednak ukrywała nawet przed rodzicami i siostrą, ponieważ
nie chciała, aby wiedziano, iż zaszła w ciążę jeszcze przed ślubem, którego datę
z narzeczonym ustaliła na listopad. W dniu 24 września przewróciła się na
plecy i mocno uderzyła o ziemię. Odtąd zaczęła odczuwać bóle w krzyżach
i dołem brzucha. Gdy w nocy z 25/26 września około godz. 1.30 bóle się
bardzo wzmogły, zorientowała się, że nastąpi poród. W pokoju spała sama,
w sąsiednim zaś pokoju, do którego drzwi były lekko uchylone, spała matka
i siostra. W czasie trwania bólów wstawała z łóżka i chodziła po pokoju
jednak nie wzywała nikogo z sąsiedniego pokoju. Gdy bóle bardzo się wzmogły
i uczuła, że wychodzi dziecko, położyła się i chcąc przyspieszyć poród ciągnęła
ręką dziecko za główkę i szyję. Dziecko wówczas nie krzyczało i nie ruszało
się. Po wyjściu dziecka straciła — jak przypuszcza na 10 do 15 minut —
przytomność. Oprzytomniawszy zauważyła, że dziecko jest z nią połączone
jakimś sznurem i sznur ten przerwała rękami. «Ten koniec, który wychodził
ze mnie zaraz wszedł do środka mnie. Po przerwaniu tego sznura buchnęła
ze mnie krew i wobec tego podwiązałam się w szmaty. Dziecko wzięłam na
ręce i podeszłam do okna, aby je lepiej zobaczyć, bo noc była jasna i przy
oknie było widno. Nie pamiętam, czy dziecko miało oczy zamknięte, czy też
otwarte. Poruszałam dzieckiem, lecz ono nie dawało żadnych znaków życia.
Nie pamiętam, czy było ono ciepłe, czy zimne. Sądząc, że dziecko urodziło
się martwe, nie chciałam nikogo z rodziny budzić i zamierzałam sprawę
porodu utrzymać w tajemnicy. Dziecko owinęłam całe w sweter i przez
pokój, w którym spała siostra oraz matka, poszłam do kuchni i następnie na
dwór ... Dziecko zaniosłam w swetrze do sterty słomy, aby tam je ukryć
i później zakopać na cmentarzu. Gdy dziecko doniosłam do słomy, to wówczas
zaczęłam silniej jeszcze krwawić i wobec tego zdjęłam z dziecka sweter i sama
się nim podwiązałam. Dziecko położyłam w słomie i przykryłam je na wierzchu
słomą ... Gdy wróciłam do pokoju, położyłam się do łóżka, bo bardzo byłam
osłabiona i źle się czułam. Gdy krwawienie nie ustępowało, około godziny
wpół do szóstej rano obudziłam matkę i powiedziałam jej, że mam krwotok.
Matka pytała mnie, co mi jest, lecz ja nic jej nie mówiłam. Matka oglądała
mnie, lecz nic mi nie powiedziała. Około pół do dziewiątej zostałam zabrana
karetką Pogotowia do szpitalaw.
Obducent po zapoznaniu się z wyjaśnieniami Haliny O. uzupełnił swoją
opinie, jak następuje: Moim zdaniem zgon dziecka przy takim przebiegu
porodu, jaki przedstawiła w swoich wyjaśnieniach podejrzana, nie mógł
nastąpić. Uzasadniam to tym, że jeśli wypełnienie się płuc i żołądka było
całkowite, a ponadto powietrze wypełniało nieomal całkowicie jelito cienkie,
to dziecko żyło co najmniej kilka godzin, a z tego — co podaje Halina O. —
od chwili urodzenia się dziecka do chwili jego wyniesienia z mieszkania
upłynęły jedynie minuty. Z oględzin zwłok wynikało, że dziecko intensywnie
oddychało przez czas dłuższy. Zdarzają się u noworodków przypadki tzw.
zamartwicy, jednakże w takim stanie oddech dziecka jest bardzo słaby i takie
wypełnienie podanych uprzednio organów powietrzem, jakie stwierdziłem
w toku sekcji, nie wystąpiłoby. Niezależnie od tego mało prawdopodobnym —
jeśli wręcz niemożliwym — jest uchwycenie przez osobę rodzącą główki
dziecka w momencie, gdy nie jest ona jeszcze na zewnątrz. Mięśnie pochwy
są bowiem silnie zwarte, a sam noworodek jest obślizgły i trudno uchwytny
do chwili, gdy nie znajdzie się jego główka już poza pochwą. Ponadto pod­
trzymuję swoją opinię, załączoną do protokołu sekcji zwłok.
Prokuratura Powiatowa w Lidzbarku Warmińskim postanowiła poddać
Halinę O. badaniom psychiatrycznym, uznając je za konieczne «dla ustalenia
stopnia jej poczytalności w momencie odbywania porodu i kilku najbliższych
godzin po porodzie i dla ustalenia, czy uduszenie noworodka nastąpiło w czasie
porodu i pod wpływem jego przebiegu (pierwiastka, poród bez pomocy,
ciemność w pomieszczeniu, gdzie rodziła, brak należytego uświadomienia itp.),
czy już po porodzie (utrzymanie w tajemnicy ciąży, niewezwanic nikogo do
pomocy, potajemne wyniesienie zwłok i ukrycie ich w słomie oraz nieprzy-
znanie się do odbycia porodu — mogło przemawiać za z góry uplanowanym
pozbawieniem noworodka życia). Nie bez znaczenia jest okoliczność, że na
szyjce dziecka znaleziono ślady wskazujące na uduszenie oraz to, że sama O.
o tej okoliczności wiedziała przed przesłuchaniem dzięki zabiegom swego
ojca Józefa Ż., który za pomocą pieniędzy uzyskał takie informacje od osoby
pomagającej przy sekcji».
Badania przeprowadzone w więzieniu przez biegłych lekarzy-specjalistów
chorób psychicznych i nerwowych dr Hannę M. i Henryka G. nie stwierdziły
u Haliny O. żadnych objawów świadczących o istniejącej lub przebytej
chorobie psychicznej. Zdaniem biegłych na podstawie opisu porodu przez
samą podejrzaną można stanowczo odrzucić koncepcję, by działała ona w sta­
nie jakiegoś afektu patologicznego (stanu wyjątkowego), który by ją czynił
całkowicie nieodpowiedzialną za swój czyn. Ponieważ jednak popełniła ona
ten czyn bezpośrednio po porodzie i pod jego wpływem, należy go zakwalifi­
kować jako dzieciobójstwo zgodnie z art. 226 Kk. między innymi dlatego,
że zabójstwo zostało popełnione w okresie porodu. Poród kończy się bowiem
nie z momentem urodzenia dziecka, ale po odejściu łożyska, co nastąpiło
dopiero dnia następnego podczas pobytu oskarżonej w szpitalu.
Prokuratura Powiatowa w Lidzbarku Warmińskim po zapoznaniu się
z opinią lekarzy psychiatrów postanowiła przesłać akta Zakładowi Medycyny
Sądowej A. M. w Warszawie, celem wydania na ich podstawie opinii, czy
podejrzana Halina O. dopuściła się przestępstwa w okresie porodu i pod
wpływem jego przebiegu (art. 226 Kk.). W uzasadnieniu postanowienia
podano, co następuje: Z opinii lekarzy psychiatrów wynika, że żadnych za­

262
burzeń psychicznych ani odchyleń od normy u podejrzanej nie stwierdzili.
Mimo to — wyłącznie na podstawie faktu, iż pozbawienie życia noworodka
nastąpiło w okresie porodu (sensu largo) jeszcze przed odejściem łożyska —
wysuwają oni koncepcję, co do okoliczności przewidzianych w art. 226 Kk.
Opinia ta nie wydaje się być przekonywająca, skoro biegli nie wypowiedzieli
się co do wpływu przebiegu porodu na psychikę podejrzanej w stopniu
uzasadniającym kwalifikację z art. 226 Kk. Z przebiegu opisanych przez
nich badań i ustaleń wynika natomiast, iż wpływ ten był bez znaczenia na
podjęcie decyzji zabicia noworodka. Wobec tego brak było związku przy­
czynowego między silnym przeżyciem psychicznym, jakim był bez wątpienia
poród, a zabójstwem. Bez równoczesnego zaistnienia obu tych warunków
(w okresie porodu i pod wpływem jego przebiegu) nie można mówić o kwali­
fikacji z art. 226 Kk. W tej sytuacji zachodzi konieczność zasięgnięcia w tym
przedmiocie opinii Zakładu Medycyny Sądowej w Warszawie dla uzyskania
ostatecznej opinii co do tego, czy zabójstwo noworodka nastąpiło pod wpływem
przebiegu porodu, co w konsekwencji wiązać się będzie z potwierdzeniem lub
kwestionowaniem opinii biegłych psychiatrów.
Kierownik Zakładu Medycyny Sądowej A. M. w Warszawie po za­
poznaniu się z aktami sprawy, a zwłaszcza z wyjaśnieniami podejrzanej
Haliny O., wydał w dniu 19. I. 1960 następującą opinię-. Przychodzę do
wniosku, że Halina O. znajdowała się «pod wpływem porodu» od chwili
wystąpienia bólów porodowych aż do usunięcia łożyska i przez pewien krótki
czas, nic dający się ściśle określić, po usunięciu łożyska. Na zwłokach nowo­
rodka znaleziono dość liczne odrapania i sińce. Uszkodzenia te mogły powstać
po porodzie, w takim razie dokonane celowo w zamiarze pozbawienia życia
dziecka, albo podczas porodu w warunkach, o których ona mówi (próby
wyciągnięcia dziecka itp.). Celem odpowiedzi na to pytanie jest niezbędne
ustalić przez przesłuchanie lekarza, który przeprowadzał oględziny zwłok,
jak wyglądały opisane obrażenia, gdzie były ściśle umiejscowione itp. Załączam
schematy, na których lekarz ten zechce oznaczyć znalezione obrażenia. Po
otrzymaniu tych uzupełniających danych prawdopodobnie będę mógł -wydać
opinię dokładną. Jednak w razie konieczności będę wnosił o przesłuchanie
obducenta w mojej obecności w Zakładzie Medycyny Sądowej w Warszawie.
Obducent przesłał żądane schematy i przesłuchany w dniu 28 stycznia 1960 r.
w związku z sugestią prof. G-D. podał dodatkowo, co następuje:
1. Zadrapania opisane w punkcie 13 protokołu oględzin zwłok noworodka
przedstawiały się w postaci nieregularnych, różnego kształtu, drobnych otarć
naskórka, o rozmiarach około 2 X 3 do 4 X 5 mm. Powierzchnia tych zadrapań
była pokryta cienką warstwą skrzepków krwi, a ich brzegi były lekko pod­
biegnięte krwawo. Zadrapania te były niezbyt liczne (w sumie na powierzchni
całego ciała 10—15 zadrapań). Na karku, brodzie, szyi i prawym policzku
były one rozmieszczone mniej więcej równomiernie. Na lewym policzku było
ich nieco więcej. W okolicy lewego stawu barkowego i przedramienia lokali­
zowały się na przedniej powierzchni w ilości od 4 do 5 w sumie. Na skórze
brzucha w okolicy nadbrzusza lewego było jedno drobne zadrapanie. Niektóre
z opisanych zadrapań miały kształt zbliżony do półksiężycowatego (wyglądało,
iż były one spowodowane uciskiem paznokci). Nie miały one jednak jakiegoś
regularnego, typowego układu i symetrycznego rozmieszczenia, na podstawie
którego można by powiedzieć, że zadrapania powstały przy takim czy innym
ułożeniu palców.
2. Gdy chodzi o sińce, to występowały7 one pojedynczo w okolicy opisanych
wyżej zadrapań, obrysy ich były nieregularne, rozmiary około 5 X 8, 5 X 10 mm,
kolor sinaworóżowy.

263
3. Wylewy krwawe stwierdziłem podczas sekcji w tkance podskórnej
i w mięśniach przedniej i bocznej powierzchni szyi. Było ich kilka, cztery do
pięciu, różnej wielkości od grochu do orzecha laskowego.
Jednocześnie zastrzegam się, iż w powyższym uzupełnieniu mogą być pewne
minimalne odchylenia od stanu faktycznego, ze względu na upływ zbyt
długiego czasu od chwili przeprowadzenia sekcji zwłok.
Po otrzymaniu całych akt i zapoznaniu się z ich treścią prof. G-D. wydał
pod datą, 7 lutego 1960 r. następującą opinię:
1. Potwierdzam swą opinię z dnia 19. I. 1960 r. co do tego, że Halina O.
znajdowała się pod wpływem porodu (w sensie art. 226 Kk.) od chwili
wystąpienia bólów porodowych aż na czas pewien, nic dający się bliżej
określić, po odejściu łożyska, które zostało wydobyte dopiero w szpitalu.
Łożysko było przyklejone, to znaczy było przyrośnięte, co spowodowało
znaczny krwotok macicy, gdyż z powodu nic odejścia łożyska rodząca silnie
krwawiła. Oczywiście ten krwotok miał miejsce również i po urodzeniu dziecka
w domu, co również ujemnie wpływało na stan rodzącej, potęgując jej stan
warunkowany porodem. Poród był tajemny, rodzącej zależało na tym,
aby go ukryć, co oczywiście w dużym stopniu potęgowało wpływ porodu
w kierunku przyjmowanym przez art. 226 Kk.
2. Ma pewne znaczenie w danym przypadku ustalenie, jak długo dziecko
żyło po porodzie. W danym przypadku, jak zresztą często bywa w przy­
padkach porodów tajemnych, nie da się ściśle określić tego czasu. Biorąc
jednak pod uwagę wynik próby płucnej i żolądkowo-jelitowej (przyjmując,
że obduccnt rzeczywiście stwierdził, iż żołądek i prawie całe jelita cienkie
pływały i że nie było gazów gnilnych w przewodzie pokarmowym) można
przyjąć, że dziecko żyło po urodzeniu nie dłużej niż parę godzin, lecz mogło
żyć i znacznie krócej (ściśle tego czasu ustalić się nic da).
3. Zachodzi pytanie, w jakich w'arunkach powstały obrażenia na skórze
twarzy i szyi oraz wylewy knvaw'e do tkanek szyi, o których mówi obducent?
Uwzględniając ich rozmieszczenie, wygląd i znaczną ilość raczej należy
przyjąć, że mogły one powstać podczas prób przyspieszenia wydalenia dziecka,
jak to bardzo obrazowo podaje podejrzana. W przypadkach zadławienia
w postaci ucisku szyi ręką rodzącej zwykle nie widzimy tak licznych obrażeń,
zwłaszcza na karku i twarzy. W takich przypadkach spotykamy nieraz otarcia
łukowate, jako odbicie paznokci dławiącej, o takich otarciach obducent nie
wspomina. W przypadkach dławienia zwykle i na twarzy rzadziej widzimy
obrażenia i nie tak liczne, jak to miało miejsce w danym przypadku. Oczy­
wiście nie mogę kategorycznie wykluczyć powitania wspomnianych obrażeń
(otarć naskórka, wylewów krwawych do mięśni szyi) w następstwie dławienia,
jednak uważam, że jest to mało prawdopodobne.
4. Podejrzana podała wr swych wyjaśnieniach, że podczas porodu zemdlała,
gdy wróciła do przytomności stwierdziła, że urodzone dziecko nie żyje.
Zemdlenie rodzącej po porodzie zdarza się rzadko, jednak nie jest wyklu­
czone, wobec tego nie można go wykluczyć i w danym przypadku. Co do
przyczyny śmierci dziecka nic wykluczyłbym wypadkowego zaduszenia się,
np. jeśli dziecko upadło twarzyczką w pościel, bieliznę lub jego twarzyczka
była wypadkowo przykryta ubraniem rodzącej. Przyczyną śmierci dziecka
mógł być także ucisk szyi ręką matki, podczas próby wyciągania dziecka
(jak o tym ona podaje), co mogło spowodować stwierdzone przy sekcji zwłok
wylewy krwawe do tkanek szyi i ucisk wylanej krwi na sploty nerwowe i nerwy
tam się znajdujące i zgon dziecka.
W tej sytuacji Prokuratura Powdatow'a w Lidzbarku Warmińskim postano­
wiła akta sprawy przesłać Zakładowa Medycyny Sądowej A. M. w Krakowie,

264
celem wydania na ich podstawie opinii. Z treści postanowienia i jego uzasad­
nienia wynikało, że zasadnicze znaczenie dla sprawy miała odpowiedź na
pytania: 1) czy Halina O. dopuściła się przestępstwa, o jakim mowa w art. 225
czy 226 Kk. oraz 2) jaka była przyczyna śmierci jej nowonarodzonego
dziecka?
W związku z tym po przestudiowaniu akt sprawy wydałem następującej
treści opinię-. Wszystkie kodeksy karne, które — podobnie jak nasz kodeks
karny .— wyodrębniają dzieciobójstwo jako delictum privilegiatum stanowią,
iż dzieciobójstwo może być popełnione tylko podczas porodu lub wkrótce po
porodzie. Niektóre z nich ściśle określają ten czas, jak np. włoski i francuski,
przyjmując nawet kilkudniowe okresy. Natomiast inne — między innymi
także i nasz kodeks karny — nic określają ściśle granicy czasowej dla dziecio­
bójstwa. Kodeksy te wychodzą ze słusznego założenia, że stan psychiczny
rodzącej, warunkujący dzieciobójstwo jest sprawą indywidualną. Zależy on
zarówno od czynników fizycznych (utrata krwi i silny ból związany z po­
rodem), jak i psychicznych (uświadomienie sobie trudnej sytuacji życiowej
dla siebie i dla dziecka). Czynniki te prowadzą do takiego wyjątkowego stanu
i krótkiego spięcia psychicznego u rodzącej, iż popełnia ona dzieciobójstwo.
Toteż określenie tego czasu pozostawiają kodeksy karne, a wśród nich i nasz
kodeks karny, w każdym poszczególnym wypadku biegłym. I tak komentarz
jednego z twórców naszego kodeksu karnego prof. Juliuszu Makarewicza
wyraźnie podkreśla: «Jak długo trwa okres rodzenia, to sprawa do rozstrzy­
gnięcia przez znawców w konkretnym wypadku, bywają porody szybkie
tzw. uliczne, bywają porody ciągnące się godzinami. Kodeks używając
zwrotu «w okresie porodu» pozwala na interpretację liberalną, za której
podstawę wziąć należy zgodnie z wyraźną intencją ustawodawcy nastrój
psychiczny «pod wpływem» porodu. Nastrój ten rozpoczęty "bólami porodo­
wymi nie kończy się samym wydaniem na świat dziecka, gdyż jeszcze po fakcie
urodzenia dziecka trwać mogą bóle i stan psychicznego rozstroju».
W przypadku Haliny O. z uwagi na utrzymujący się u niej bardzo silny
krwotok z omdleniami, który skłonił otoczenie do przewiezienia jej do szpitala,
gdzie dopiero przez wydobycie łożyska właściwie ukończył się poród — nie
może ulegać żadnej wątpliwości, że jeszcze po urodzeniu dziecka istniał u niej
stan psychicznego rozstroju, o jakim mowa w art. 226 Kk. Dlatego też jest
wprost niezrozumiałe zarządzenie badania psychiatrycznego Haliny O., które
tylko wówczas winno być zarządzane, gdy stan psychiczny rodzącej wychodzi
poza normalny «wpływ przebiegu» porodu i wchodzi w sferę «znacznego
ograniczenia zdolności rozpoznania znaczenia czynu lub kierowania po-
stępowaniemw, ponieważ wówczas jest możliwe zastosowanie także nadzwy­
czajnego złagodzenia kary z art. 18 § 1 i 59 Kk. W świetle stanu faktycznego
zawartego w aktach sprawy Halina O. nie zdradzała najmniejszych nawet
odchyleń od zwykłego stanu psychicznego kobiet rodzących potajemnie i bez
pomocy. Ustawa przyjmuje, iż znajdują się one wówczas w stanie psychicznym
wyjątkowym, który ogranicza i zmniejsza ich zwykłą odpowiedzialność za
swe czyny. Dlatego rodząca odpowiada za występek, a nie za zbrodnię i podlega
karze więzienia do lat 5.
W przypadkach dzieciobójstwa opinia o przyczynie śmierci noworodka
winna opierać się przede wszystkim na lege artis przeprowadzonej sekcji zwłok
noworodka, dalej na dodatkowych badaniach laboratoryjnych, które mogą
wykazać zmiany niedostrzegalne gołym okiem, wreszcie na zbadaniu matki
oraz na uwzględnieniu przebiegu porodu, tudzież wszystkich okoliczności
danego przypadku.
Jeżeli chodzi o protokół oględzin i sekcji zwłok noworodka, to — z zastrze-

265
żenieni, że stanowi on wierny, dokładny i ściśle przedmiotowy opis wszystkich
narządów — należy przyjąć, iż był to noworodek donoszony, dojrzały i cza­
sowy, zdolny do życia pozałonowego. Okazywał on plamy opadowe umiejsco­
wione na przedniej powierzchni ciała, pępowinę przerwaną i niepodwiązaną,
w otworze jamy ustnej źdźbło słomy, w otworach zaś nosa krwisto-różową,
pienistą wydzielinę. Natomiast brakuje w protokole oględzin zewnętrznych
dokładnego opisu wyglądu i rysunku owych drobnych «zadrapań i sińców
na twarzy, brodzie, szyi, karku, barku i przedramieniu lewym oraz w nad­
brzuszu lewym», tak że nie można na tej podstawie wyrobić sobie zdania,
co do ich charakteru, pomijając już fakt, że nie stwierdzono ich w protokole
oględzin spisanym na miejscu znalezienia zwłok noworodka.
Kierownik Zakładu Medycyny Sądowej w Warszawie uważał za sto­
sowne przesiać obducentowi schematy, aby oznaczył on na nich te
obrażenia. Obducent zaznaczył w schematach obrażenia na twarzy i szyi,
natomiast nie zaznaczył obrażeń na reszcie ciała, o których piszc w protokole
oględzin zwłok. Jedynie w protokole przesłuchania z dnia 28 stycznia 1960 r.
obducent nadal mówi o obecności tych zadrapań w okolicy barku i przedra­
mienia lewego oraz w okolicy nadbrzusza lewego, słusznie jednak zastrzega
wobec długiego upływu czasu możliwość odchyleń od stanu faktycznego.
Przy oględzinach wewnętrznych stwierdził obducent przcdgłowic w okolicy
ciemieniowej lewej, niewielki wylew krwawy pod oponą twardą nad lewą
półkulą mózgu, wśród mięśni szyjnych «kilka średniej wielkości wylewów
krwawych, pływanie żołądka i całego jelita cienkiego», «średnią ilość płynu
o podbarwieniu krwistym» w jamach opłucnowych, a także «niewielką
ilosc płynu o zabarwieniu krwistym» w worku osierdziowym, śledzionę obiera­
jącą się na nożu <.<w dużej ilości», zaś wątrobę «w miernej ilości», istotę rdzenną
nadnerczy "koloru wiśniowego w rozpływiew, w błonie zaś śluzowej przełyku
i żołądka kilka drobnych wybroczyn. (Należy zaznaczyć, że w protokole tym
znajduje się szereg dopisków dokonanych odmiennym charakterem pisma
i atramentem oraz podanie tylko wagi i to dużej mózgu, natomiast brak
podania wagi innych narządów).
Obducent przyjmuje w swej opinii — wprawdzie tylko z prawdopodo­
bieństwem — aż trzy możliwe przyczyny śmierci noworodka. Jako pierwszą:
"Zadławienie połączone z zatkaniem otworów jamy ustnej'i nosaw, za czym
międzv innvmi miałv przemawiać wybroczyny krwawe w spojówkach (chociaż
br.-.k o nich wzmianki w protokole sekcyjnym), tudzież przedgłowie i wylew
k: pod oponą twardą. Jako drugą: wylewy krwawe w następstwie
t ; urazu złowv. a jako trzecią: wylewy krwawe jako uszkodzenie porodowe.
Pref. G-D. przyjmuje w końcowej swej opinii jako ewentualne przyczyny
śmierci noworodka: a uduszenie przez zatkanie naturalnych otworów od-
doza. • oh. :esli dziecko upadło twarzyczką w pościel, bieliznę lub jego twa-
rzvzzk.t bvła wvpadkowo przykryta ubraniem rodzącej, b'l ucisk szyi dziecka
ręką matki. podczas prób wyciągania dziecka.
Na podstawie akt sprawy można ustalić jako nie budzące wątpliwości
m.stęnu:ące faktv i rolko na nich starać się oprzeć opinię o przyczynie śmierci

1 Poród odbeł się w nocv z 25/26 września 1959 r. 21 Był on ciężki i prze-
ciaza:ąov się. 3 Zwłoki noworodka znaleziono w stogu słomy w dniu 1 paź­
dziernik.-. 1959 r. 4 Ich sekcja odbyła się w dniu 4 października 1959. a zatem
9 dni no porodzie. przv czym nie wiadomo, gdzie i w jakich warunkach
mamowziv się zwłoki od chwili ich znalezienia do chwili ich sekcji.
Wv-'asrdenia podejrzanej o ciężkości i przeciąganiu się porodu potwierdza
stwierdzona przez obducenta przy sekcji zwłok noworodka obecnosc: przed-
głowią, krwiaka czaszkowego, o którym obducent wspomina w swej opinii,
wylewu krwawego pod oponą twardą, częściowej niedodmy płuc ^po­
wierzchnia płuc niejednolicie zabarwiona») oraz wylewów krwawych wśród
mięśni szyjnych.
Jak uczy doświadczenie lekarskie, wylewy krwawe pod oponą twardą
występują u noworodków najczęściej na skutek uszkodzenia sierpa lub na­
miotu móżdżku przy ciężkim porodzie. O ile obducent nie zastosował specjal­
nego tzw. koszyczkowego otwarcia czaszki noworodka, to nie mógł stwierdzić
tego uszkodzenia, a tym samym uzyskać wytłumaczenia krwotoku pod oponą
twardą. Natomiast błędna jest opinia obducenta, «że wylew krwawy w obrębie
tkanek miękkich głowy w okolicy lewej ciemieniowej oraz minimalny wylew
podoponowy mogły być również następstwem zadławienia». Jest niepoweto­
waną szkodą, że nie dokonano pomiarów miednicy podejrzanej i nie po­
równano ich z lege artis dokonanymi pomiarami główki noworodka, dla prze­
konania się o braku lub istnieniu niestosunku porodowego.
Ale najważniejsze znaczenie dla wydania opinii w niniejszej sprawie ma
upływ 9-dniowego okresu czasu od urodzenia noworodka do chwili dokonania
sekcji jego zwłok oraz ich przebywanie w tym czasie przez 4 dni w stogu
słomy, o czym milczą opinie obducenta i prof. G-D. Niestety nie ustalono
także przez Instytut Meteorologiczny, jaka była w tym okresie dzienna i nocna
temperatura powietrza w okolicy. W każdym razie nie była ona mroźna
i w 9-dniowym okresie musiał nastąpić rozkład gnilny zwłok noworodka.
Znajduje to zresztą przedmiotowe potwierdzenie w protokole sekcyjnym,
który stwierdza, że śledziona i wątroba obierały się na nożu, że w jamach
opłucnych i w worku osierdziowym znajdował się płyn o zabarwieniu krwistym,
że substancja rdzenna nadnerczy była w rozpływie, że w błonie śluzowej
przełyku i żołądka były drobne wybroczyny itp.
Skoro zatem obducent stwierdził zmiany rozkładu gnilnego w narządach
wewnętrznych, to musiały one także znajdować się i w powłokach skórnych,
w szczególności zaś na przedniej powierzchni zwłok, ponieważ tam stwierdził
obducent pośmiertne plamy opadowe. Jak zaś wiadomo, w plamach opado­
wych po dłuższym czasie silnie rozszerzone naczynia włosowate pękają pod
naporem krwi. Wydostaje się ona wówczas poza obręb naczyń i tworzy
pośmiertne wybroczyny, złudnie podobne do wybroczyn urazowych po­
wstałych za życia. Toteż wszystkie podręczniki medycyny sądowej podkreślają,
że należy wystrzegać się rozpoznawania wynaczynień krwawych w obrębie
plam opadowych jako pochodzenia urazowego i w wątpliwych przypadkach
przeprowadzać badania histologiczne. Mylne rozpoznanie takich pośmiertnych
wynaczynień krwawych jako urazowe, stało się już bowiem niejednokrotnie
powodem fatalnych omyłek sądowych.
Do tego dołącza się fakt, że noworodek został ukryty w stogu słomy i prze­
bywał w nim przez 4 dni, a zatem był narażony na możliwości powstania
obrażeń powłok skórnych zarówno przy wpychaniu go do słomy, jak i przede
wszystkim — przez znajdujące się zazwyczaj w stogach słomy różnorakie owady,
myszy itp. pasożyty i robaki. Toteż nic nie sprzeciwia się przyjęciu, że w zwło­
kach, okazujących rozkład gnilny w narządach wewnętrznych, także owe
niecharakterystyczne w opisie, rozmieszczone tylko na przedniej powierzchni
ciała w obrębie plam pośmiertnych opadowych «drobne zadrapania oraz
sińce», których powierzchnia była pokryta «niewielkimi strupkami krwi»,
były obrażeniami pośmiertnymi.
Ale jeżeliby nawet per maxime inconcessum przyjąć, iż nie były to po­
śmiertne obrażenia, to ich charakter i rozmieszczenie przemawiają zarówno
przeciw ich powstaniu przy zadławieniu, jak i przy samopomocy.

267
Obrażenia w następstwie dławienia znajdują się na szyi i twarzy w okolicy
naturalnych otworów oddechowych, tj. ust i nosa i są bardzo charaktery­
styczne: pólksiężycowate, wypukłością zwrócone ku głowie, a wklęsłością ku
klatce piersiowej. Natomiast nigdy nie znajdują się one, jak w niniejszym przy­
padku, na barku, przedramieniu i brzuchu, ponieważ dławienie w tych
miejscach nie sprowadzi śmierci. *
O ile zaś.chodzi o obrażenia powstałe wskutek samopomocy rodzącej, to
są one na ogół bardzo rzadkie, a powstają w ten sposób, że rodząca chwyta
naprzód za owłosioną głowę, następnie przez czoło za twarz i wreszcie za
szyję rodzącego się dziecka. Stąd charakterystyczne pólksiężycowate otarcia
naskórka znajdą się głównie na twarzy, bo szyja dziecka jest jeszcze w pochwie,
na szyi zaś nie występują nigdy poniżej kości gnykowej. Są to pólksiężycowate
otarcia naskórka powstałe od działania paznokci, zwrócone — odwrotnie niż
przy zadławieniu —- wypukłością ku klatce piersiowej, wklęsłością ku główce
dziecka. W niniejszym przypadku obducent nie znalazł charakterystycznych
dla samopomocy pólksiężycowatych otarć naskórka, lecz «drobne zadra-
pania», pokryte niewielkimi strupkami krwi i to nie tylko na twarzy, brodzie
i szyi, lecz także na karku, w okolicy lewego stawu barkowego, na przed­
ramieniu lewym oraz jedno w okolicy nadbrzusza lewego, a zatem w miejscach,
w których nie powstają one nigdy przy samopomocy. Bardzo charakterystycz­
nym przy tym jest fakt, że obducent — mimo otrzymania schematów przed­
stawiających całe zwłoki — zaznaczył na nich obrażenia tylko na twarzy
i górnej części szyi, a zatem tam, gdzie powinny się one znajdować przy
samopomocy, natomiast nie zaznaczył ich w miejscach podanych w protokole
sekcyjnym. Jest to jeszcze jeden przykład trafności wieloletnich badań Charlcsa
Richeta, według którego można polegać jedynie na takich obserwacjach,
których wyniki są spisane zaraz po obserwacji. Stąd istnieją pozytywne prze­
pisy we wszystkich państwach, aby protokół sekcji był sporządzany równo­
cześnie z jej wykonywaniem.
Pozostaje jeszcze ważna dla wydania opinii sprawa pływania płuc i całego
niemal jelita cienkiego. Wobec istnienia rozkładu gnilnego w narządach
wewnętrznych noworodka, stwierdzonego przez obducenta, a zrozumiałego
wobec warunków, w jakich zwłoki znajdowały się przez 9 dni, które upłynęły
między porodem a sekcją zwłok — zachodzi pytanie, czy owo pływanie płuc,
żołądka i jelita cienkiego nie było wynikiem obecności w nich gazów gnilnych.
Niestety nie przesłano wycinków płuc do badania histologicznego. Badanie
takie winno być zawsze przeprowadzane, ponieważ jego wyniki pozwalają
na odpowiedź, czy noworodek oddychał, a zatem urodził się żywy, dalej na
odróżnienie — przy zmianach gnilnych płuc — czy gnicie dotyczyło płuc,
które oddychały, czy też płuc anektycznych, które nie oddychały, wreszcie
czy w drogach oddechowych nie znajdują się elementy wód płodowych,
zanieczyszczenia ciałami obcymi jak np. w niniejszym przypadku — cząstkami
roślinnymi itp. Z drugiej strony poucza doświadczenie sądowo-lekarskie,
że — mimo rozkładu gnilnego innych narządów — u noworodka mogą płuca
i przewód pokarmowy opierać się dłużej rozkładowi gnilnemu i dlatego nie
można a limine odrzucić możliwości, że pływały one w następstwie obecności
w nich powietrza.
Gdyby przyjąć w niniejszym przypadku pierwszą ewentualność, tj. że pły­
wanie płuc, żołądka i całego jelita cienkiego były wywołane obecnością w nich
gazów gnilnych, to odpadłaby możliwość orzeczenia, czy noworodek urodził
się żywy, czy też nieżywy, a także określenia przyczyny jego śmierci.
Jeśliby zaś przyjąć drugą ewentualność, tj. że rozkład gnilny zwłok nowo­
rodka nie był tak znaczny, że pływanie płuc, żołądka i prawdę całego jelita

268
cienkiego nie wywołała obecność gazów gnilnych, to nie wchodziłaby w ra­
chubę opinia przyjmująca wypadkowe zaduszenie przez zatkanie otworów
oddechowych na skutek upadku noworodka twarzą w pościel, bieliznę itp.,
lub przykrycie jego twarzy ubraniem rodzącej. Wówczas bowiem albo nie
byłoby żadnej, albo była minimalna powietrzność płuc i przew'odu po­
karmowego, a nie wypełnienie obok płuc także żołądka i prawie ca­
łego jelita cienkiego, ponieważ wymaga to już dłuższego czasu oddy­
chania.
Konfrontując wyjaśnienia podejrzanej z wyłuszczonymi już faktami, tj. wy­
nikiem sekcji zwłok noworodka, przemawiającym za ciężkim porodem oraz
z okolicznościami, wśród jakich znaleziono zwłoki, wchodziłoby w rachubę
przy przyjęciu tej drugiej ewentualności następujące wytłumaczenie śmierci
noworodka:
Zgodnie z doświadczeniem lekarskim długotrwałe porody, silne bóle kur­
czowe macicy wywołują — z powodu upośledzenia krążenia łożyskowego —
niedotlenienie u rodzącego się dziecka i jego omdlenie, czyli zamartwicę.
Noworodek taki nie oddycha i robi wrażenie martwego. Jeżeli jednak usunie
się z jego ust, gardła i tchawicy masy śluzowe i zastosuje odpowiednie środki
ratownicze, to taki omdlały noworodek zaczyna po pewnym czasie oddychać
i powraca do życia.
Otóż jeżeli wyjaśnienia podejrzanej zasługują na wiarę (ocena wiarygodności
tychże nie należy do kompetencji biegłych), to nie da się wykluczyć, że mogła
ona omdlałego noworodka uważać za nieżywego, a ten wyniesiony zaraz
z izby i schowany w stogu słomy mógł następnie pod wpływem chłodnego,
w porównaniu z wnętrzem macicy, powietrza zacząć oddychać. Oddychanie
to jednak było utrudnione z jednej strony z powodu nieusunięcia z ust, gardła
i tchawicy mas śluzowych (stąd częściowa niedodma płuc, stwierdzona sekcją),
z drugiej zaś strony z powodu wsunięcia noworodka twarzą ku dołowi do stogu
słomy (stąd obecność plam opadowych na przedniej powierzchni zwłok)
oraz przytkania naturalnych otworów oddechowych słomą (stąd obecność
źdźbła słomy w ustach). W tych warunkach przyszło po jakimś czasie do zgonu
noworodka. Określenie atoli tego czasu jest niemożliwe. W szczególności zaś
nie można w tych warunkach na podstawie wypełnienia żołądka i całego jelita
cienkiego powietrzem twierdzić —jak to czyni obducent — że noworodek
żył przez kilka godzin. Wiadomo bowiem, że w razie utrudnienia dostępu
powietrza do płuc noworodek połyka większą ilość powdetrza i większy odcinek
przewodu pokarmowego wypełnia się wówczas powietrzem. Czas ten zatem
mógł być także o wiele krótszy, lecz nie dający się nawet w przybliżeniu
określić, jeżeli się nie chce narazić na zarzut jasnowidztwa.
Na podstawie tego wszystkiego należy orzec, że — w świetle wyjaśnień po­
dejrzanej, wyniku sekcji zwłok noworodka oraz okoliczności, wśród jakich
one znajdowały się — koncepcja powyższa jest do przyjęcia. Jej stanowcze
potwierdzenie — z uwagi na wyłuszczone powyżej luki i braki w materiale
dowodowym — nie jest jednak możliwe. W każdym razie zatajanie ciąży
i porodu przez podejrzaną, niekorzystanie z pomocy matki śpiącej w są­
siedniej izbie (przy uchylonych nawet drzwiach) itp. okoliczności przemawiają
za tym, iż podejrzana świadomie i celowo nie skorzystała z możliwości pomocy
przy porodzie dla siebie samej i dla noworodka.
Postanowieniem z dnia 6 czerwca 1960 sprawa została przez Prokuraturę
umorzona.
* *
*

269
Przypadek ten zasługuje na uwagę zarówno ze względów prawnych, jak
i lekarskich. O ile chodzi o aspekt prawny, to został on szczegółowo omówiony
w mojej opinii. U wszystkich także lekarzy nie budził przypadek ten wątpli­
wości co do przyjęcia okoliczności, o jakich mowa w art. 226 Kk., a nie
w art. 225 Kk.
Przypadek ten przypomina przepisy o dokonywaniu oględzin i sekcji
sądowo-lekarskich zwłok oraz o sporządzaniu protokołów tych czynności.
Przepisy te słusznie wymagają, aby stan faktyczny stwierdzony w czasie sekcji
był zaraz dokładnie, wiernie i ściśle przedmiotowo zaprotokołowany. Stan
faktyczny opisany w innych warunkach ulega bowiem zmianom. Zdarza się
przecież, że także obducenci ulegają sugestii. Przykładem tego jest w niniej­
szym przypadku zmiana przez obducenta lokalizacji obrażeń mających
dowodzić zadławienia. Na otrzymanych mianowicie schematach zaznaczył
on te obrażenia inaczej niż je podał w protokole sekcyjnym.
Poza tym w przypadku niniejszym zwracają uwagę niezwykłe okoliczności,
jakie zaszły po urodzeniu się noworodka oraz wywołane tymi okolicznościami
zmiany pośmiertne. Pouczają one znowu o dużym znaczeniu zmian po­
śmiertnych w praktyce sądowo-lekarskiej. Tymczasem znajomość tych zmian
jest na ogół nieduża. I nic dziwnego. W czasie studiów jest mało sposobności
zapoznania się z nimi, ponieważ student ma do czynienia przeważnie ze
zwłokami świeżymi. Natomiast w praktycznym życiu lekarz stosunkowo rzadko
dokonuje oględzin i sekcji zwłok świeżych i przeprowadzając je nieraz w kilka
dni, a nawet później po śmierci spotyka się (zwłaszcza w porze ciepłej) ze
zmianami pośmietnymi już to naśladującymi zmiany chorobowe lub urazowe,
już to pokrywającymi zmiany przyżyciowe. Toteż musi on rozporządzać
dużym doświadczeniem, aby rozpoznać, które zmiany zaszły przed śmiercią,
zanim rozkład zwłok lub okoliczności, w jakich znalazły się zwłoki, nie wy­
wołały mniej lub więcej daleko posuniętych zmian pośmiertnych.
Wreszcie przypadek ten poucza, że dobry protokół sekcyjny pozwala czytają­
cemu go później wyrobić sobie właściwe zdanie o danym przypadku, które
się może nawet różnić od zdania mniej doświadczonego obducenta.
POSŁOWIE

Wszystkie przypadki opisane w niniejszym zbiorze przyniosło życie, z którego


praktyki medycyna sądowa czerpie swoją problematykę zarówno w zakresie
codziennej pracy usługowo-badawczej, jak i w zakresie teoretycznych badań
naukowych. Impulsy badań naukowych wychodzą z praktyki życia, a ich
wyniki służą tej praktyce na odcinku wymiaru sprawiedliwości. Wspólną
cechą wyróżniającą wszelkie prace z zakresu medycyny sądowej jest ich przy­
datność dla wykrywania i ustalania prawdy obiektywnej w postępowaniu
sądowym. Jest ona bowiem pomostem, który łączy nauki przyrodnicze z nau­
kami prawnymi i wśród nich rozwija swoją działalność.
Aczkolwiek medycyna sądowa opiera się na całokształcie wiedzy lekarskiej
zarówno z zakresu dyscyplin teoretycznych, jak i klinicznych, to jednak nie
jest ona prostą recepcją sumy ich wiedzy. Jej powołaniem jest twórcze dosto­
sowanie wiedzy do potrzeb postępowania dowodowego w procesie sądowym
i opracowywanie w tym celu właściwych medycynie sądowej metod badaw­
czych. Wymaga ona także wiadomości z zakresu fizyki, chemii, psychologii,
socjologii i prawa.
Medycyna sądowra nakłada na tych, którzy ją kompetentnie uprawiają,
obowiązek zdobywania i stałego wzbogacania wykształcenia i doświadczenia,
umiejętności porządkowania i klasyfikacji faktów’ wredług ich wartości i siły
dowodowej oraz rekonstrukcji tych faktów, ustalania ich znaczenia, kolejności
i ciągłości.
Czynności lekarza-biegłego są publiczne. Jego opinia musi przejść i wy­
trzymać krzyżowy ogień pytań, krytyki i zarzutów ze strony członków sądu,
stron procesowych i ich zastępców. Lekarz-biegły musi na nie na sali sądowej
natychmiast odpowiedzieć z pamięci, opierając się na własnym zasobie
wiadomości i doświadczeniu oraz na faktach stwierdzonych nauką. Jak podane
przypadki pouczają, lekarz-biegły musi być przygotowany, że przeciwnik
nie zaniedba niczego, aby go uwikłać w sprzecznych twierdzeniach lub
przynajmniej zmusić do zmodyfikowania niewygodnych twierdzeń. Za­
daj e więc kłopotliwie, gmatwające, a nawet podchwytliwe pytania, żąda
ciągłych wyjaśnień i używa różnych forteli. W końcowym przemówieniu
podaje w wątpliwość opinię lekarza-biegłego, już bez możności repliki z jego
strony po zamknięciu postępowania dowodowego. Jeżeli chodzi o sprawę,
która nabrała rozgłosu, biegły może łatwo stać się przedmiotem gorących,
namiętnych i zaciekłych sporów', toczonych pod hasłem winy lub niewinności
oskarżonego.
Lekarz-biegły powinien być prawdomówny jak świadek, a obiektywny jak
sędzia i nie sugerować się tezami stron procesowych, ponieważ nie jest on ich
rzecznikiem. Powinien oceniać fakty w ich prawdziwym świetle, bez uczucio­
wych momentów, przedstawiać i wyjaśniać dokładnie fakty bez względu na
to, czy będzie to popierać, czy też podważać lub naw'et obalać oskarżenie.
Wszak tylko w 4 z podanych 11 przypadków zapadły' wyroki skazujące,
natomiast w 7 wyroki uniewinniające, mimo że w 3 spośród nich wydano
najpierw wyroki skazujące na długoletnie więzienie.

271
Lekarz-bicgły — bez względu na treść jego opinii — nie powinien uważać
żadnego wyroku za swoje zwycięstwo lub klęskę. Jego ustawowym obowiązkiem
i prawem jest bowiem szukać przede wszystkim prawdy i służyć prawdzie
w konfliktach, gdy strony procesowe służą często innym panom, i to służyć
prawdzie bez względu na krytyki lub wrogość tych, którym często nie podoba
się obiektywizm i bezstronność. Wiadomo zaś, że veritas semper odium parit —
jeżeli nie rodzi nienawiści, to wrogich i niechętnych.
Lekarz-biegły nie powinien wydawać opinii wykraczającej poza kompe­
tencję jego dyscypliny. Po zbadaniu faktów leżących w granicach jego specjal­
ności powinien on podać, co jest w nich pewnego i stanowczego, a co ma
wartość i znaczenie z takim czy innym prawdopodobieństwem.
Lekarz-biegły nie powinien zapominać, że jest lekarzem i podając organom
śledczym wiadomości uzyskane przy badaniu osób żywych, musi postępować
bardzo ostrożnie. Nie powinien przy badaniu osoby podejrzanej namawiać
jej do opisu przestępstwa lub okoliczności, które stały się powodem jej zatrzy­
mania lub aresztowania. Jeżeli zaś oskarżony w toku badania lekarskiego
wypowie coś obciążającego go, lekarz-biegły nie powinien tego powtarzać
i rozgłaszać. Powinien on jedynie zwrócić uwagę na okoliczności, które mogą
rzucić właściwe światło na sprawę.
Do najbardziej odpowiedzialnych czynności sądowo-lekarskich należy —
obok badań dowodów rzeczowych — wykonywanie sekcyj zwłok. O ile bowiem
badanie osób żywych może być powtórzone i skontrolowane przez innych
(przy dostatecznym materiale odnosi się to także do badania dowodów
rzeczowych), o tyle błędów wadliwie dokonanej sekcji i wadliwie sporządzo­
nego protokołu z tej czynności nie da się już zazwyczaj naprawić. Zwłoki
raz sekcjonowane ulegają bowiem szybkiemu rozkładowi, zacierającemu
wszelkie prawie zmiany. Toteż słusznie Brouardel kazał umieścić w prosek­
torium swego zakładu słowa: «une autopsie mai faite ne se repare jamais».
Sekcji sądowych muszą dokonywać właściwi i przygotowani ludzie. Nie­
odpowiedni obducent nie wykona należytej sekcji i najlepszymi narzędziami,
a żaden zakład medycyny sądowej lub fakultet na podstawie wadliwego
protokołu sekcyjnego nie potrafi wydać trafnej opinii. Nie można trzymać się
ślepo art. 112 § 1 Kpk., że «do pełnienia czynności biegłego obowiązany jest
nie tylko biegły sądowy, lecz także każdy, kto uprawia zawód stwierdzający
jego wiedzę w danej dziedzinie» i powoływać do wykonania sekcji sądowej
pierwszego z brzegu lekarza. Zlejest tkwić w skostniałym konserwatyzmie prze­
starzałych przepisów i nie umieć dostosować się do nowych wymogów życio­
wych. To, że — w obecnym okresie wysokiej specjalizacji i rozumnego po­
działu pracy — chirurg a nie internista dokonuje zabiegów operacyjnych,
położnik a nie okulista rozwiązuje kobietę ciężarną itp. odnosi się w tej samej
mierze do czynności sądowo-lekarskich, a w szczególności do dokonywania
sekcyj zwłok.
Ponadto czynności te, od których może zależeć wykrycie i udowodnienie
winy przestępcy lub uniewinnienie niesłusznie podejrzanego, muszą stać
w każdym państwie praworządnym na odpowiedniej wyżynie. Nie potrzeba
także podkreślać ogólnospołecznego i ogólnoparistwowego znaczenia spraw,
w których — z powodu wadliwie przeprowadzonej sekcji zwłok — nie zostanie
zabójca ukarany albo sąd nie przyzna renty wdowiej lub innego odszkodo­
wania. Jakiekolwiek względy nie mogą tu odgrywać żadnej roli. Choćby to
było połączone z kosztami, w państwie praworządnym żaden obywatel nie
będzie podnosił zarzutów marnotrawienia grosza publicznego tam, gdzie
chodzi o zabezpieczenie praw obywatela, o jego cześć, wolność a nawet życie.
Tylko lekarz do tego przygotowany i doświadczony może wywiązać się

272
należycie ze swego zadania. Doświadczenia zaś w tej dziedzinie nie mogą
zastąpić teoretyczne wiadomości. Toteż do przeprowadzenia sekcyj zwłok
powinni być powoływani tylko doświadczeni lekarze, a zwłaszcza ci, którzy
przeszli dłuższy staż w zakładach medycyny sądowej. W czasie bowiem
studiów lekarskich ćwiczenia w sekcjach anatomopatologicznych i sądowo-
lekarskich ograniczają się zazwyczaj do wykonania jednej czy dwóch sekcyj.
Nic więc dziwnego, że wprawa w nich i doświadczenie z natury rzeczy znika
szybko. Ponieważ zaś trudne i rzadkie przypadki zdarzają się nie tylko w mia­
stach uniwersyteckich, lecz także w terenie, na prowincji, przeto jest zrozu­
miałe, że lekarz do tego nic przygotowany, dokonujący raz czy dwa razy w ciągu
kilku lat sekcji, nie może wywiązać się ze swego zadania. Aby nie być goło­
słownym, przytoczę dwa z wielu podobnych przypadków.
W pierwszym, młody lekarz bez wykonania sekcji zwłok noworodka,
a zwłaszcza życiowych prób hydrostatycznych orzekł, na podstawie samych
oględzin zewnętrznych zwłok, «że noworodek o cechach donoszonych, wy­
miarach i wadze prawidłowej, urodził się żywy, śmierć noworodka nastąpiła
w krótkim czasie po urodzeniu się (około jednej godziny). Przyczyną śmierci
jest całkowite i najprawdopodobniej celowe zaniedbanie noworodka i nie­
prawidłowe obchodzenie się z nim po prawidłowo odbytym porodzie. O po­
wyższym świadczy urwanie pępowiny i nie podwiązanie jej, jak zwykle po
porodzie. Obecność mazidła, zaschniętej krwi, kawałki słomy na ciele i pępo­
winie świadczą dobitnie o całkowitym zaniedbaniu, co wystarczy, aby nowo­
rodek w krótkim czasie zmarł. Jako bezpośrednią przyczynę śmierci przyjmuję
upływ krwi z pępowiny i nieodpowiednią temperaturę ciała dziecka». Na moje
zapytanie w toku rozprawy rewizyjnej, na jakiej podstawie bez przeprowa­
dzenia sekcji zwłok oparł tę opinię i mógł określić, że noworodek urodził się
żywy i żył przez godzinę, otrzymałem odpowiedź, iż «dziecko to po urodzeniu
się musiało krzyczeć, gdyż na to wskazywał wyraz twarzy noworodka».
W drugim przypadku u denata znalezionego na autostradzie stwierdził
obducent szereg smugowatych otarć naskórka na twarzy, bardzo rozległe
obrażenia wątroby, przerwanie przepony po stronie prawej oraz znaczny
krwotok do jamy otrzewnej i do jamy opłucnowej prawej i na podstawie
tego wyniku sekcji wydał następującą opinię: «Na podstawie oględzin ze­
wnętrznie i wewnętrznie stwierdzam, że śmierć denata nastąpiła na skutek
rozległych i licznych pęknięć wątroby z następowym znacznym krwotokiem
do jamy otrzewnowej i jamy opłucnowej prawej. Stwierdzam również, że
obrażenia na ciele denata powstały za życia i zostały zadane nożem lub innym
narzędziem ostrym, kończystym, płaskim o niewielkich wymiarach (szerokość
ostrza około 0,5—0,8—1,0 cm)». Nic dziwnego, że prowadzący dochodzenie
w tej sprawie zwrócili się do Zakładu Medycyny Sądowej z zapytaniem:
«w jaki sposób bez rany kłutej na ciele można uszkodzić wątrobę nożem lub
innym narzędziem ostrymw.
Obok kwiatów podobne przypadki chwastów na niwie sądowo-lekarskiej
nie są rzadkie. Wskazują one na potrzebę uregulowania służby sądowo-
lekarskiej, ponieważ brak tego odbija się niekorzystnie na wymiarze spra­
wiedliwości, a w dalszej konsekwencji narusza interesy mas pracujących.
Toteż aby sądy w sprawach przeciw życiu i zdrowiu mogły wydawać spra­
wiedliwe wyroki (a wiadomo, że iustitia fundamentum regnorum), zachodzi
potrzeba utworzenia przy nich stanowisk biegłych lekarzy, którzy wykony­
waliby wszystkie czynności sądowo-lekarskie, a w szczególności sekcje zwłok.
W miastach uniwersyteckich czynności te spełniałyby zakłady medycyny
sądowej, po zapewnieniu im takiej liczby etatów, która zapewniałaby spełnia­
nie właściwych zadań tych zakładów, tj. pracę naukowo-badawczą i dydak-

Wybrane przypadki 18 273


tyczną. W innych miastach byliby do tego powołani lekarze biegli, przy­
gotowani nie tylko w kierunku klinicznym, lecz także w kierunku anatomo-
patologicznym/ przez dłuższą praktykę w zakładach medycyny sądowej,
zakończoną złożeniem egzaminu. Na razie w obecnych warunkach ze wzglę­
dów finansowych oraz z uwagi na to, że szpitale powiatowe posiadają etaty
anatomopatologów, sale sekcyjne, narzędzia sekcyjne i pomocniczy fachowy
personel, byłoby najpraktyczniej, aby tam były wykonywane sekcje sądowe
przez etatowych (szpitalnych) anatomopatologów. W ten sposób odpadłaby
także sprawa domów cmentarnych, nie nadających się do dokonywania w nich
oględzin i sekcji zwłok oraz sprawa narzędzi sekcyjnych, z braku których —
jak pouczają przytoczone przypadki •— obducenci albo nie dokonują otwarcia
czaszki albo — używając do tego niewłaściwych narzędzi — wywołują
artefakty, uniemożliwiające określenie charakteru ewentualnego pierwotnego
obrażenia.
Mając do dyspozycji samochód i telefon urzędowy Szpitala lub M. O.
mógłby lekarz biegły wykonywać wszystkie sekcje sądowe w swym okręgu
i dzięki temu rozporządzałby większym materiałem i nie wyszedłby z wprawy.
Wynagrodzenia zaś taryfowe za czynności sądowo-lekarskie będą dla etato­
wego anatomopatologa niejako dodatkiem, przy którym nie będzie on szukał
innych dochodów, np. z praktyki lekarskiej, lecz swój czas poza pracą związaną
z etatem anatomopatologa poświęci głównie czynnościom sądowo-lekarskim
i w ten sposób nabierze coraz -większego doświadczenia i wprawy.
Wobec postępującej poprawy dróg mógłby jeden lekarz biegły podołać
swemu zadaniu nawet w dwóch i trzech okręgach, o ile by poszczególne sądy
i prokuratury wyznaczały w ustalonych dniach tygodnia terminy rozpraw
z udziałem lekarza-biegłego oraz terminy oględzin pokrzywdzonych. Wszak
w całym tak rozległym kraju jak Norwegia, pełni — wprawdzie przy wyjątkowo
niskiej przestępczości — obowiązki biegłych sądowych tylko pięciu le­
karzy.
Zmiany organizacyjne w tym kierunku powinny iść w parze ze zmianą
przestarzałego rozporządzenia Ministrów Sprawiedliwości i Spraw We­
wnętrznych z 15 lipca 1929 o wykonywaniu oględzin sądowo-lekarskich zwłok
ludzkich. Nowe przepisy powinny dać jasną podstawę dla wprowadzenia
właściwych i wyeliminowania dotychczasowych formularzy protokołów sekcji
zwłok, wedle których pracownik Prokuratury czy M. O. przy udziale proto­
kolanta rzekomo dokonuje oględzin i sekcji zwłok za pośrednictwem biegłego.
Pomijając już fakt, że pracownicy ci nie mają potrzebnych do tego wiadomości
specjalnych i fachowo-technicznych, należy stwierdzić, że przy takim proto­
kole nie wiadomo, kto za wadliwie przeprowadzoną sekcję zwłok i błędny
protokół odpowiada: prokurator, milicjant, czy biegły. Dla wiernego odtwo­
rzenia rzeczywistości należałoby w części wstępnej takiego protokołu stwier­
dzać, że pracownik dokonujący czynności śledczej wezwał biegłego, pouczył
go o jego obowiązkach i odpowiedzialności, zarządził oględziny i otwarcie
zwłok, udzielił biegłemu informacji o okolicznościach sprawy i podał mu cel
ekspertyzy, a następnie biegły dokonał oględzin i sekcji zwłok pod procesowym
kierownictwem tego pracownika (art. 122 Kpk.), który zwracał biegłemu
uwagę na okoliczności istotne dla wyjaśnienia sprawy i w drodze pytań dążył
do wyjaśnienia jej istoty. Taki protokół oddaje rzeczywisty przebieg czynności
procesowej przeprowadzenia dowodu z biegłego i wskazuje wyraźnie kto
i czego dokonał. Rozgraniczenie proceduralnej treści od sprawozdania
z fachowych badań biegłego ma istotne znaczenie dla współpracy z biegłym,
właściwego podziału pracy, ustalenia podstaw i zakresu odpowiedzialności
oraz dla jakości i oceny pracy biegłego. Opisane przypadki wskazują, że treść

274
formularzy, np. wymóg podawania ciężaru narządów wewnętrznych, zmusza
do ocen «na oko», co prowadzi do niekonsekwencji i błędów.
Protokół winien być spisywany już w czasie sekcji i zawierać: dokładny,
wierny, przejrzysty i ściśle przedmiotowy opis wszystkich stwierdzonych
zmian w poszczególnych narządach. Tylko wówczas pozwala bowiem czyta­
jącemu później wyrobić sobie właściwe zdanie o danym przypadku, które
może się nawet różnić od zdania mniej doświadczonego obducenta. Natomiast
protokół zawierający pobieżny, niedokładny lub sumaryczny opis zmian —
często nawet nie wszystkich narządów — albo poprzestający na wzmiance
«bez zmian» lub na gotowym rozpoznaniu, jak to miało miejsce w kilku
podanych przypadkach, nie daje czytającemu później gwarancji, że wszystkie
narządy zostały istotnie zbadane, że obducent niczego ważnego nie przeoczył,
że rzeczywiście dany narząd nie wykazywał żadnych zmian, których obducent
może nie rozpoznał itp. Protokół sporządzony nie w czasie, lecz po sekcji,
sprzeciwia się nie tylko literze, ale także duchowi przepisów o dokonywaniu
sekcji zwłok, które słusznie wymagają zaraz po sekcji także choćby tymczasowej
opinii o stwierdzonych zmianach i o przyczynie śmierci. Nie stanowi to
przeszkody do późniejszej modyfikacji, a nawet zmiany opinii przez tego sa­
mego obducenta, jeżeli zaistnieją po temu istotne powody, dokładnie naukowo
uzasadnione, np. przez stwierdzenie badaniem mikroskopowym lub chemicz­
nym zmian gołym okiem niewidocznych itp. Każdego bowiem, a tym bardziej
biegłego sądowego, obowiązuje zasada «sapientis est mutare sententiam in melius».
Natomiast opinia traci wartość, jeżeli zostanie wydana dopiero po dłuższym
czasie, a nawet choćby tylko po upływie kilku dni od przeprowadzenia sekcji.
Tym bardziej każda późniejsza opinia traci na swej wartości, ponieważ opiera
się na pierwszej polegającej na wspomnieniu. Trudno jest przecież dokładnie
zapamiętać umiejscowienie, wygląd, wielkość i w ogóle zmiany w poszcze­
gólnych narządach.
W końcu nasuwa się pytanie, czy w związku z pracami nad nowym Ko­
deksem Postępowania Karnego nie byłoby wskazane, aby sekcji zwłok usta­
wowo dokonywało —jak dawniej — dwóch biegłych lekarzy. Jeżeli w myśl
art. 117 § 1 Kpk. badania psychiatryczne mają być dokonywane przynajmniej
przez 2 psychiatrów, chociaż badania te mogą być nawet wielokrotnie kon­
trolowane, to tym bardziej odnosi się to do wykonywania sekcji zwłok, których
skontrolowania nie pozwala nawet ekshumacja i powtórna sekcja z powodu
szybkiego zazwyczaj rozkładu gnilnego raz sekcjonowanych zwłok, zaciera­
jącego ewentualne zmiany.
Pomijając już możliwość skaleczenia się obducenta przy dokonywaniu
sekcji, należy podkreślić, że przy dokonywaniu jej przez 2 lekarzy-biegłych
istnieje możliwość narady, większej dokładności i wzajemnej kontroli. Słusznie
więc wspomniane już rozporządzenie o wykonywaniu oględzin sądowo-
lekarskich zwłok ludzkich z dnia 15 lipca 1929 (Dz. Urz. Min. Sprawiedl.
Nr 14, poz. 14) zaleca, że «w wypadkach ważniejszych, w szczególności w wy­
padkach podejrzenia o zbrodnię, należy rozważyć, czy do wykonywania
oględzin i sekcji sądowo-lekarskiej zwłok powołać jednego, czy dwóch lekarzy
jako biegłych» (§ 4).
Do takich ważniejszych wypadków należy expressis verbis zaliczyć także
sprawy przeciw szpitalom, klinikom i lekarzom. Działalność zawodowa lekarza
obejmuje bowiem najwyższe i najważniejsze dobra i wartości, bo życie i zdro­
wie człowieka. Dla strzeżenia i ratowania ich społeczeństwo oddaje w ręce
lekarza nóż, truciznę i ogień oraz upoważnia go — w drodze dramatycznej
antynomii naturalnej — do godzenia tymi środkami w ciało współobywateli.
W stosunkach międzyludzkich jest to wyraz wysokiego stopnia zaufania,

18* 275
jakim społeczeństwo darzy lekarza. To zobowiązuje każdego lekarza do
poświęcenia całej swej wiedzy i wszystkich umiejętności dla dobra chorego
powierzonego jego opiece oraz uprawnia państwo do karania każdego naduży­
cia tego zaufania przez — połączone ze szkodą chorego — zawinione działanie
lub zaniechanie lekarza.
Uznając bez zastrzeżeń — i z wszelkimi konsekwencjami w zakresie praw,
zobowiązań i odpowiedzialności — taką pozycję lekarza w społeczeństwie,
należy zgodnie z poczuciem słuszności podkreślić wysoki stopień moralnego
obciążenia lekarza przez wiszący nad jego głową miecz Damoklesa w postaci
norm karno-prawnych. Jak wszelkie normy prawne, mogą być one różnie
i bardzo łatwo błędnie interpretowane, co sprawia, że ocena przewinień
lekarskich jest niełatwa i bardzo odpowiedzialna. W sprawach takich lekarz -
biegły musi z jednej strony niejednokrotnie występować przeciwko swojemu
koledze-lekarzowi, z drugiej zaś — pamiętać o tym, aby nie narazić się na
publiczny zarzut, że «kruk krukowi oka nic wydziobie». Prowadzi to do
praktycznego wniosku, że w sprawach o błędy lekarskie nie powinni wydawać
opinii pojedynczy lekarze, lecz autorytatywne ciała zbiorowe (art. 125 Kpk.).
Przemawia za tym nie tylko wzgląd na ochronę danego biegłego-lekarza przed
zarzutem osobistej lub zawodowej zawiści w rodzaju: «homo homini lupus,
medicus medico lupissimus», ale także i fakt, że w niektórych zagadnieniach
lekarskich brak jest ustalonych i powszechnie przyjętych poglądów i istnieją
różne, często wzajemnie sprzeczne, zapatrywania.

POWIATOWA
POGOTO . • 9
*
"

ul. .. lei. C18-5^

You might also like