You are on page 1of 2

Blaski i cienie demokracji parlamentarnej

Przed rozstrzygnięciem kwestii zawartej w temacie, chciałbym po krótce opracować


roboczą przynajmniej, tylko na potrzeby pracy, definicję-kompilację tego, co rozumiemy pod
pojęciem demokracji. Każdy wie, iż to, „władza ludu”, „władza ogółu”, „władza większości”,
teoretycznie więc- najsprawiedliwszy z systemów. Ale darujmy sobie tego rodzaju dywagacje, nie
popełnię chyba nadużycia, jeśli już na wstępie dorzucę trochę sofistyki - żadna teoria, a więc i ta,
nie posiada 100% sprawdzalności, z tego tytułu wysuwam następujące określenie dla demokracji :
to „rządy reprezentujące aktualną w pewnym momencie większość”. Nie jest to bynajmniej żadna
złośliwośc pod adresem ustroju - to po prostu ujęcie konsekwentne. Gdyż, mimo wszystko
demokracja j e s t niezaprzeczalnie najlepszym z systemów politycznych stworzonych
dotyczczas przez człowieka. Ta ocena również wynikać może z myślenia konsekwentnego - to
system najdłużej rozbudowywany, udoskonalany myślą polityczną. Choć historia zna ludzi,
którzy w tym właśnie upatrwali główną wadę systemu - wielka, skomplikowana maszyneria działa
nieskończenie powoli, wola ogółu jest realizowana z dużym opóźnieniem, Łatwo więc ten system
„zakrzyczeć” przedstawiając szybsze, bardziej radykalne i stanowcze rozwiązania. Tego, jak toczą
się dalej losy takiego systemu, można się domyśleć, jeżeli wspomnę, iż powyższe projekty były
min. czołowymi hasłami programu NSDAP. Wróćmy jednak do przyczyn tego „spóźnionego
refleksu” demokracji. Główna zapewne leży u źródeł - w starożytnych Atenach. System, który się
tu ukształtował, był jak na owe czasy, tworem niemalże genialnym, majstersztkiem myśli
politycznej. Cóż bowiem lepszego jest dla danej społeczności, niż możliwość bezpośredniego
decydowania o losach państwa. Na tak małym obszarze, przy tak małej liczbie obywateli, wpływ
społeczeństwa na zapadanie decyzji był faktem. Losy ludzkie toczą się jednak dalej, państwo staje
się tworem o milionowej liczbie obywateli, trudno tu o bezpośredniość. I tu dochodzimy do sedna
sprawy - działający perfekcyjnie w warunkach lokalnych (jedno polis) system „rozciągnąć” trzeba
na szerszą skalę. Jak? Przez wybór reprezentantów większości . Oto właściwie istota demokracji
parlamentarnej. I oto problem - żegnamy właścwie demokrację bezpośrednią. To prawda,
reprezentanci są wyrazicielami woli społeczeństwa - ono decyduje (przynajmniej w założeniu) o
ich wyborze. Może to i dobrze -wiemy, na kogo głosujemy. W Grecji podobne urzędy nadawane
były przez losowanie, mógł się więc trafić każdy; choć z drugiej strony, taki charakter tej funkcji

1
dawał większą gwarancję na reprezentację społeczną z prawdziwego zdarzenia. Wieki następne
zmieniły nieco oblicze polityki, specyfika historyczna przekształciła ją w zajęcie, takie, jak każde
inne, może nawet lepiej płatne. Stąd w politykę można „wejść” - zorganizować sobie kampanie
wyborczą, zdobyć zwolenników - czasem to tylko kwestia zainwestowania odpowiedniego
kapitału. W dzisiejszym świecie przyjął się już na stałe chyba pogląd, iż objęcie stanowiska w
parlamencie, samorządzie etc., to awans społeczny. To w konsekwencji prowadzi bardzo często
do odcięcia się wybrańca od interesów rzeszy wyboczej przez „rozkręcenie” własnego. Polityka
jako dobry bussines. I tu rodzi się rozbieżność - to już nie społeczeństwo jest numerem jeden, ale
państwo, to jest organa dzierżące władzę. Nie mówię tu o „elitach”, to frazes. Zawsze, nawet w
systemie idealnym byłyby pewne elity - to raczej specyfika naszej rzeczywistości nadaje aktualnie
wydźwięk pejoratywny temu pojęciu. Wróćmy jednak do zagadnienia władzy w państwie. Jak już
nadmieniłem, faktyczna włądza ogółu jest już raczej tylko symbolem - naród nadaje jednorazowo
ruch maszynerii, która toczy się dalej sama, sama rozbudowuje, sama podejmuje decyzje.
Możliwe jest więc, iż z biegiem czasu, z braku kontroli bezpośredniej, ogólny stan rzeczy w
państwie będzie wkrótce„cieszył się” ogólnym niezadowoleniem tych, którzy poszli do urn
wyborczych. Może nie do końca jest to jednak przesądzone; istnieje kilka sposobów zapobiegania
przreróżnym oligarchiom, nepotyzmowi, „rządom kolesiów” i podobnym rodzynkom.
Rozsądny wydaje się przykład rodem z Wysp Brytyjskich. Tu, z niemożności kontroli „oddolnej”
wprowadza się kontrolę „odgórną”, wewnątrz struktur aparatu państwowego - kto wie, czy nie
skuteczniejszą. Mam tu na myśli słynny ‘shadow cabinet’. Poczynania Rządu Jej Królewskiej
Mości kontroluje skwapliwie Opozycja Jej Królewskiej Mości. Zabawne, lecz prawdziwe - Leader
partii opozycyjnej otrzymuje nawet środki z budżetu - i to dość wysokie - na powołanie
odpowiednich, fachowych struktur.
Kolejny, sensowny (jedynie w założeniu) sposób kontroli wewnętrznej, to słynne ‘liberum veto’
ery demokracji szlacheckiej. Miał to być prosty acz skuteczny środek zapobiegawczy przeciwko
tworzeniu się koterii w sejmie. Paradoksalnie stało się właśnie veto narzędziem wyżej
wspomnianych. - skutki wszyscy znamy.

You might also like