Professional Documents
Culture Documents
Cierpienie to nieodłączny element ludzkiego życia. Posiada ono przy tym nie tylko
cielesny, ale również emocjonalny i duchowy wymiar. Poprzez swoją złożoność
wpływa również na postawę, którą można wobec niej przyjąć. Problematykę tą
starali się przez wieki ująć zarówno myśliciele świeccy, jak też religijni.
Sprowadzając ich wywody do meritum, wydaje się słusznym istnienie jedynie
dwóch postaw wobec cierpienia: pokornej akceptacji i buntowniczego odrzucenia.
Dowodów na prawdziwość tej tezy należy szukać w literaturze, ponieważ jako
starożytna forma przekazywania wiedzy stanowi jej największą skarbnicę. W
poniższej pracy użyte zostaną dwa przykłady literackie. Będą to Księga Hioba ze
Starego Testamentu oraz Cierpienia Młodego Wertera Johanna Wolfganga von
Goethego.
Sam Hiob stał się przez wieki synonimem człowieka, który w obliczu straszliwego
cierpienia przyjmuje postawę pokornej akceptacji, chociaż nie do końca przejawia
ją przez całą akcję Księgi Hioba. Podejście tego człowieka wyrażone jest w sło-
wach: Bóg dał, Bóg wziął. Hiob, mimo iż nie rozumie powodu swoich męczarni i
uważa je za niesprawiedliwe, akceptuje taki los. Jest on bowiem niezależny od nie-
go, leżący w rękach Stwórcy. To, czy posiadają one sens, czy też są wynikiem cha-
otycznego "obdarowywania" JHWH śmiertelnych kolejnymi ciosami, dowiadujemy
się na końcu utworu.
Początkowo Hiob wyraża właśnie brak sprawiedliwości oraz sensu w swoim losie.
Akceptuje swoją małość wobec Boga, jest to jednak raczej akceptacja z rozpaczy.
Dzięki słowom młodzieńca Elihu może jednak zrozumieć trzy podstawowe błędy
takiego rozumowania. Są nimi błędne przeświadczenie o karaniu człowieka cier-
pieniem przez Stwórcę, błędne przekonanie o możliwości bycia w pełni sprawiedli-
wym oraz braku sensu we wszechświecie. Obdarowany takim rozumieniem spraw
Hiob akceptuje swój los pokornie. Parafrazując Sokratesa "rozumie, że nic nie ro-
zumie" ze swojej perspektywy i próbuje wyciągnąć naukę z przeznaczonego mu
losu. Dzięki temu może powrócić do dawnego życia, a co najważniejsze, pojednać
ze Stwórcą.
Werter cierpi z powodu odrzucenia oraz samotności. Nie może odnaleźć się po-
śród norm społeczeństwa klasowego, nawet jeżeli powoli chyli się ono ku upadko-
wi. Ludzie wokół nie postrzegają świata na jego sposób, wydają się ślepi na oczy-
wiste dla bohatera aspekty życia duchowego. Wywołuje to katusze wewnętrzne
Wertera, spotęgowane przez nieszczęśliwą miłość do Lotty. To właśnie ten ele-
ment historii spowoduje u niego największy ból. Werter działa pod jego wpływem
irracjonalnie, miota się i buntuje wobec nieuniknionego. Tym samym nie akceptu-
je swojego cierpienia, choć sprawia wrażenie masochistycznego pławienia w nim.
Zamiast wyciągnąć wnioski, kierować dzięki swoim doświadczeniom ku jakiejś for-
mie samodoskonalenia i mądrości, ten postanawia popełnić samobójstwo. W ro-
zumieniu chrześcijańskim stanowi ono właśnie najbardziej jaskrawą formę buntu,
jest bowiem odrzuceniem życia i związanego z nim losu. Werter jest więc buntow-
nikiem, cierpienie nie ma dla niego właściwości ani mądrościowej, ani też humani-
stycznej.
Pewien bardzo mądry Grek powiedział kiedyś: panta rhei — wszystko płynie.
Wyraża to przekonanie o ciągłej zmienności świata, nieustannej przemianie
jednych form w inne. Chociaż ta zasada towarzyszy nam od chwili narodzin,
trudno jest pogodzić się z niestałością toczącą nawet nas samych. Człowiek to
istota potrzebująca stałości, punktu odniesienia. Tymczasem świat niczego takiego
nam nie oferuje. Odpowiedzi na ten paradoks poszukiwali zarówno filozofowie, jak
i mistycy. Pomijając tych najbardziej skrajnych, zdają się oni proponować to samo
rozwiązanie: akceptację przemijalności wszelkich form i poszukiwanie
niezmiennego życiowego celu. Ich rozważania zebrane zostały w wielu
interesujących dziełach, z których dwa zostaną omówione w niniejszym tekście.
Pierwszy ukaże perspektywę religijną na wyżej przestawiony problem, drugiemu
będzie zaś bliżej do podejścia filozoficznego. Przedstawione więc zostaną biblijna
Księga Koheleta oraz cykl „Diuna” Franka Herberta.
Nad problemem niestałości świata rozmyślali również bliżsi naszym czasom auto-
rzy. Jednym z nich był nieoceniony Frank Herbert, twórca serii „Diuna”. Uznawana
dzisiaj za arcydzieło fantastyki naukowej, opowieść o pustynnej planecie Arrakis to
również poważny traktat polityczny i filozoficzny. Uważny czytelnik dostrzeże tam
podobieństwo równo do myśli Koheleta jak również Buddy, którego przemyślenia-
mi autor się fascynował. Na łamach swoich powieści Herbert ukazuje, że nic nie
jest wieczne, a wszechświat ulega ciągłej zmianie. Kwestią jest jedynie czas, które-
go akurat w uniwersum Diuny nie brakuje. Ta zmienność stanowi zarazem stałą,
której nic nie może się oprzeć. Cokolwiek próbuje, zostanie zmiecione ze względu
na brak możliwości przystosowania do nowych warunków. Dostrzega to Imperator
Leto II Atryda, zwany potem Bogiem-Imperatorem Diuny. W skostniałym systemie
Imperium, skupionym wokół jednej planety i pochodzącego z niej melanżu, widzi
zagrożenie dla całej ludzkości. Leto II dostrzegał bowiem że mało zróżnicowana cy-
wilizacyjnie ludzkość nie posiada wielu alternatywnych sposobów przetrwania.
Tym samym może ją zgładzić jeden przypadek, wróg czy choroba. Dlatego właśnie
poświęcił człowieczeństwo w imię nieśmiertelności, aby wprowadzić naszą rasę na
Złotą Ścieżkę — nieprzewidywalną, ogromnie zróżnicowaną przyszłość, w której
nareszcie zaakceptujemy niezmienną zmienność wszystkich rzeczy i będziemy się
zdolni do niej dostosować.
Wszystko ulega zmianie i to jest jedyna stała rzeczy. Pory roku są cykliczne. Wiatr
ściera góry na piasek, który gdzieś utworzy nowe łańcuchy. Człowiek rodzi się, do-
rasta i kiedyś umiera. Nie jest to jednak ponur żart z bytu, jak czasami wydaje się
niektórym myślicielom. Zwyczajnie wszystko płynie, jak mawiał Heraklit z Efezu.
Skoro więc stanowi to naturalny i nieunikniony proces, powinniśmy się z nim po-
godzić. Pozwoli to osiągnąć harmonię, znaleźć swoje miejsce w nurcie wszechrze-
czy. Zarazem jednak istnieje w nas potrzeba stałego punktu orientacji, celu. Może-
my go odnaleźć w transcendentnych ideach, niezależnie jak je nazwiemy. Dzięki
temu, chociaż sami podlegać będziemy zmianie, nie ulegniemy ułudzie bytu jako
bezsensownego chaosu. Będziemy mogli istnieć, a być może nawet nadać temu
istnieniu powód.
Obraz miłości w literaturze- Pieśni nad pieśniami
Koniec świata to temat mrożący krew w żyłach. Sam jego wydźwięk ma w sobie
coś strasznego. Bo oto mówimy właśnie o końcu czegoś, co wydaje się odwieczne.
Było bowiem przed nami, powinno też istnieć niezależnie od nas. Tymczasem ma
nastąpić jego koniec, unicestwienie, ostatni akt dramatu theatrum mundi. Jest to
zarazem przerażająca, jak też fascynująca wizja. Tak jak sama śmierć, opiera się na
ogromnej tajemnicy. Być może dlatego rozważało ją wiele mistycznych grup, religii
oraz niebezpiecznych sekt.
W praktyce jednak te potworne obrazy mogą być również opisami pewnych sta-
nów emocjonalnych, czy duchowych wierzącego. Co więcej, wiele z tych symboli
to pewne ponadczasowe obrazy zjawisk oraz stanów całej ludzkości. Znani choćby
z wielu przedstawień czterej jeźdźcy apokalipsy to odwieczni antagoniści ludzkości,
nie zaś zapowiedź rychłego końca wszechrzeczy. Wszak wojny, głód, zarazy i śmierć
towarzyszą nam przez dziesięć tysięcy lat istnienia cywilizacji. Zarazem jednak
mogą istotnie zwiastować pewne wydarzenia, które nie zostały jeszcze wiernym
objawione. Nierządnica babilońska to ewidentna odwrotność Niewiasty - Maryi,
tak jak Babilon przeciwstawiony jest Boskiemu Jeruzalem. Te dwa przykłady mogą
również oznaczać prawdziwe miejsca, związane z historią Izraela, jak też być prze-
nośniami wiernych i niewiernych nauce Chrystusa.
Niemniej, problem dualizmu dobra i zła nie ogranicza się jedynie do płaszczyzny
praktycznej. Rozliczne grona filozofów oraz przywódców religijnych zadawała pyta-
nie o samą genezę tych pojęć, oraz logikę ich istnienia. Próbowali oni dociec po-
chodzenia dobra i zła, przez co mogliby zrozumieć ich miejsce na świecie. W świe-
tle kultury łacińskiej, ukształtowanej przez grecką filozofię oraz chrześcijańską reli-
gię, przychodzi nam szukać odpowiedzi na to pytanie zgodnie z tymi dwoma wzor-
cami. Wedle nich dobro to wola Boga, zło zaś pozostaje jej brakiem. Ich miejsce
odwołuje się zaś do niepoznawalnego planu Stwórcy względem stworzenia. Aby
udowodnić tę tezę, przyjrzymy się fragmentom Księgi Rodzaju oraz Księgi Hioba,
po czym porównamy ją z myślami starożytnej filozofii sokratejskiej, platońskiej i
stoickiej.
Księga Genesis zawiera w swoich annałach opis świata. Ten alegoryczny, zaczerp-
nięty zapewne ze starszej jeszcze tradycji opis, niesie za sobą głównie wartość na-
uki religijnej. Przedstawia bowiem dzieło stworzenia jako "dobre", za każdym ra-
zem, kiedy Bóg wznieca do istnienia kolejny aspekt wszechświata. Tekst wymienia
wszystkie elementy, które starożytni rozumieli jako składowe rzeczywistości.
Mamy więc, światło, wodę, ląd, rośliny, zwierzęta i człowieka. Tworzy on to wszyst-
ko w przestrzeni, którą możemy interpretować jako pustkę - niebyt.
Za każdym razem też Bóg wie, że jego twór jest dobry. Dobry, czyli zgodny z jego
wolą. Tak przynajmniej możemy rozumieć logiczne założenie słów zawartych w Ge-
nesis: I widział Bóg, że było dobre. Jeżeli bowiem traktujemy Stwórcę jako absolut-
ną prazasadę (gdyż Istniał, zanim jeszcze istniało cokolwiek i dał temu początek ak-
tem Swej woli), to dobro wywodzi się z Niego. Analogicznie, zadaniem dobra jest
więc dobro samo w sobie, jako wypełnienie woli Boga.
Historia Heraklesa często spłycana jest do mitu o wielkim, silnym mężczyźnie po-
konującym kolejne potwory. Tymczasem sam Herakles to ucieleśnienie pewnych
pierwotnych cech ludzkości, które przetrwały w greckiej podświadomości. Prosto-
ta, siła i nieugiętość towarzyszyły temu herosowi o twardej pięści, ale dobrym ser-
cu. Widząc to w taki sposób, możemy rozumieć Heraklesa jako personifikację ludz-
kiej woli przetrwania.
Każda kolejna bestia czy zadanie to ciosy zadawane przez świat. Herakles jednak
pokonuje je, jednak jego zmagania nie kończą się nigdy. Co ciekawe, siła która go
niszczy, daje mu przez to siłę. Wszak Hera poprzez swoje ataki na Heraklesa tworzy
z niego właśnie tego, kim jest. Tak samo z naszym losem, im mocniej w nas uderza,
tym bardziej hartuje. Herakles to przy tym uosobienie dramatu takich zmagań.
Przez jego naturę, ale też zemstę Hery cierpią najbliżsi bohatera. Widzimy wyraźny
motyw powtarzających się win, heroicznej pokuty i kolejnych win. Postrzegając to
przez pryzmat losu, możemy powiedzieć, że będzie on ciągle uderzał, a heros cią-
gle podnosił.
Lord Jim to bardziej konwencjonalny bohater. Joseph Conrad, tworząc go, pragnął
przedstawić czytelnikowi swoją koncepcję honoru i wagi, jaką powinniśmy do nie-
go przykładać. Pod tym względem ten zhańbiony oficer podobny jest Heraklesowi
- uosabia bowiem dramat walki z losem, w której zwycięstwo oznacza przegraną.
Paradoks ten tłumaczy historia Jima. Jako oficer na statku "Patna" pozostawił na
pewną śmierć płynących nią pielgrzymów i uciekł wraz z resztą oficerów. Jako je-
dyny przyznał się do popełnionego czynu, od tego czasu czuł się jednak człowie-
kiem złamanym i niegodnym. Dopiero walka o pokój w Patusanie oraz przyjęcie na
siebie odpowiedzialności za śmierć syna wodza tego państwa pozwoliła mu po-
nownie zostać człowiekiem honoru. Kosztowało go to jednak życie. Przegrał więc
je, niemniej zyskał nieśmiertelną wartość humanistyczną - własną godność. Stano-
wi to właśnie największy dramat człowieka.
Zmagając się ze swoim losem, musimy dokonywać decyzji, które będą dla nas nie-
korzystne. Jeżeli jednak ich nie wybierzemy, uciekniemy od odpowiedzialności, zła-
miemy niepisane, ale odwieczne zasady godności istoty ludzkiej. Zostaniemy po-
zbawieni honoru, a przez to utracimy własną wartość. Los to przeciwnik, którego
nie można pokonać konwencjonalnie. Lord Jim potwierdza to, wychodząc na spo-
tkanie władcy Patusanu. Całkowicie rządzi on bowiem naszym życiem. Nigdy jed-
nak nie przekracza ponad to. Dlatego poświęcenie w imię idei wyższej, takiej jak
honor czy godność, pozwala paradoksalnie przezwyciężyć los. Stanowi jednak wy-
bór dramatyczny, ponieważ na pozór samo unicestwiający. Życie nie zawsze stano-
wi jednak najwyższą wartość. Na pewno nie dla bohaterów.
Mitologia grecka posiada jednak inne charaktery, które poświęciły coś dla innych.
Dobrym przykładem może być los królowej Alkmetis. Żona tesalskiego króla Ad-
meta jako jedyna zdecydowała się oddać za niego życie, kiedy ten był śmiertelnie
chory. Taka potworna wymiana możliwa była za sprawą Apollina. Kobieta marniała
z każdym dniem, kiedy jej mąż zdrowiał. Ostatecznie zmarła, zaś Admet mógł
wstać z łoża. Mówiąc ponuro, była to sprawiedliwa, choć potworna wymiana. Nie-
mniej, Alkmetis wykazała niezwykłą siłę oraz miłość do męża. Bowiem nawet jego
właśni rodzice, mimo iż starzy, nie chcieli oddać się w objęcia śmierci.
Zachowanie takie nie może być posądzone o słabość - wiąże się bowiem z odwagą
przekroczenia "ostatniej granicy". Jeżeli współcześni mogą kwestionować taką po-
stawę, niech będzie dla niej świadectwem ktoś o wiele bardziej zaznajomiony w
dziedzinie siły. Bowiem sam Herakles wzruszył się nad losem królowej i w pijackim
amoku schwytał groźnego posłańca śmierci - Tanatosa. Grożąc mu krzywdą, odzy-
skał Alkmetis dla żywych. Tak więc największy z herosów docenił siłę królowej.
Przykładem poświęcenia jako siły jest również postać doktora Bernarda Rieux z
powieści Dżuma. Ten idealista postanawia pozostać w zadżumionym Oranie pomi-
mo możliwości wyjazdu i chorej żony poza miastem. Człowiek ten jest kolejnym
wcieleniem postawy prometejskiej - poświęcenia w imię ludzkości. Co więcej, jako
bohater powieści parabolicznej stanowi też personifikacje wszystkich tych ludzi,
którzy dokonują heroicznego wysiłku w imię walki z opresją.
Rieux w żadnym wypadku nie może zostać uznany za osobę słabą. Wykazuje nie
tylko mocny rys psychologiczny, ale pewne umotywowanie moralne, co czyni go
wręcz ikonicznym. Pozostaje przy tym niezwykle ludzki, dzięki czemu czytelnik nie
ma wrażenia obcowania z wyimaginowanym herosem. Rieux jest więc silny miarą
swojego człowieczeństwa, co pozwala przyrównać go do setek mu podobnych bez-
imiennych Prometeuszy ludzkości. Jego postawa i forma poświęcenie stanowi więc
normę w zbiorze nielicznych, świadczy tym samym o sile takich osobowości.
Śmierć określana jest często jako największa tajemnica świata. Nikt bowiem nie
wie, co jest "po drugiej stronie". Tajemniczy i przerażający charakter zjawiska
powodował potrzebę zaistnienia domysłów w tej kwestii. Wiele religii,
filozoficznych systemów, ale też ludowych podań starało się ulżyć ludziom poprzez
wyjaśnienie, jak wyglądają zaświaty. Literatura przez wieki zbierała te obrazy,
czyniąc z nich tematykę wielu dzieł. Przedstawiają one krainę "po drugiej stronie"
jako miejsce, gdzie człowiek doznaje sprawiedliwości za swoje życie.
Jak widzimy, wizja ta przedstawia największe obawy ludzi i łączy potworne wizje z
potrzebą sprawiedliwej odpłaty za życiowe decyzje. Kraina umarłych zamieszkała
jest przez potwory, różnego rodzaju zmory będące ucieleśnieniem trapiących ludz-
kość nieszczęść. Zarazem jednak stanowi miejsce, gdzie pod okiem niewzruszone-
go, całkowicie bezstronnego Hadesa, oceniane są dusze. Widać więc, że Grecy bali
się śmierci i dlatego nadawali zaświatom tak fantazyjną formę. Zarazem jednak po-
siadali nadzieję, że dobrzy ludzie nie dzielą po odejściu doli niegodziwców. Ich wi-
zji krainy umarłych towarzyszyła więc powaga i groza, kryjąca za sobą potrzebę
ostatecznej sprawiedliwości.
Dante wyraźnie inspiruje się zarazem chrześcijaństwem jak też grecką mitologią.
Jego wizja jest straszna, Mistrz chciał jednak odwieść jej grozą od grzeszenia. Po-
tworny wydźwięk Boskiej komedii ma więc wymiar edukacyjny. Tak jak przed wie-
kami jego poprzednicy, tak też Dante pragnie sprawiedliwości po śmierci. Zaświaty
to dla niego miejsce, gdzie każdy zostanie osądzony - odnajdzie możliwość pokuty
lub potępienia. Mimo potworności, jakie wymyślił dla grzeszników, możemy więc
posądzić Dantego o nadzieję. Nadzieję na sprawiedliwość oraz łaskę dla pokutują-
cych
Czy jednak tak epicka podróż mogłaby się udać tylko ze względu na namowy pod-
starzałego paranoika? Wydaje się raczej, że ogromne nagromadzenia herosów na
Argo temu przeczy. Bohaterów tych naprzeciw niebezpieczeństwu gnała siła znacz-
nie potężniejsza od chciwości, czy żądzy sławy. Każdy z nich bowiem posiadał już
odpowiedni mir wśród Achajów. Po złote runo herosi wyruszyli z Jazonem dlatego,
że ciekawiło ich wszystko, co za horyzontem. Gdyby wszak chodziło jedynie o rze-
czy przyziemne, zostaliby na wyspie Lemnos. Nawet znany z kochliwości Herakles
chciał zaś opuścić wyspę kobiet, tak potężny był zew przygody.
Co do samego syna Zeusa, ten również był wielkim odróżnikiem. Pomijając jego
dwanaście prac, które wszak były pokutą za zabicie bliskich w przypływie szału,
przewędrował on kawał świata. Wszędzie gdzie się zjawił, gromił przy tym potwo-
ry, rozbijał bandy grasantów i pomagał słabszym. Olbrzym ten nie ustawał w swo-
ich wędrówkach, gnany jakimś dziwnym zewem. Jak wcześniej wspomniano, nie
mogła być to sława. Gdyby Herakles o nią dbał, zadowoliłby się królewskim tro-
nem jeszcze za młodu. Grecy spersonifikowali jego mitem o wiele prostsze i bar-
dziej pierwotne pragnienia ludzkości. Herakles pragnął przygody, a pchała go do
niej ciekawość świata. Dlatego wiecznie podróżował, pomagał innym i zdobywał
doświadczenie. Dla nas coś takiego uchodziłoby za wieczną tułaczkę. On jednak -
pierwocina człowieczeństwa, był nomadem. Nomada zaś pragnie zaspokajać cie-
kawość. Dlatego z maczugą w dłoni idzie ku zachodzącemu słońcu, gromić bestie
dalekich krain.
Nie musi być ona dosłowna, czasami jest to jedynie alegoria poszukiwania czegoś
pośród nieskończonej wiedzy świata. Jednak zawsze polega to na przemieszczaniu
się w czasie i samym sobie - czyli na podróży. Każda jednak zaczyna się właśnie od
ciekawości. Zobaczenia czegoś, za czym chcemy podążać i co chcielibyśmy poznać.
To właśnie ona pchnęła ludzkość na tory rozwoju. Pozwoliła nam odkrywać nowe
krainy, a w przyszłości być może nawet nowe światy. Dlatego nigdy nie zabijajmy w
sobie ciekawości. Jest ona potrzebna, aby pozostać człowiekiem. Jeżeli pozbawimy
się jej, nie osiągniemy w pełni swojego przyrodzonego potencjału.
Miłość jest jedną z tajemni świata. To ogromna moc, by może nawet sam powód
istnienia bytu. Większość kultur czci ją, przedstawiając najróżniejsze mitologiczne
opowieści na temat archetypicznej pary kochanków. Istnieje jednak siła, którą
ludzkość stawia często na podobnym piedestale. Zarazem jednak lęka się jej
okrutnie, jako tajemnicy bez możliwości rozwiązania. Chodzi rzecz jasna o śmierć -
ostatnią granicę. Jak to często bywa wśród ludzi, zaczęli oni analizować zależności
między tymi dwoma pierwotnymi siłami. Doszli przy tym do wniosku, że jednak
miłość silniejsza jest od śmierci. Jak jednak to możliwe, skoro zza granicy grobu nie
ma naturalnego powrotu? Na to pytanie odpowiada literatura. W poniższej pracy
odpowie na nie przy pomocy dwóch dzieł: mitu o Orfeuszu i Eurydyce w
opracowaniu z Mitologii Jana Parandowskiego oraz Giaura Lorda Byrona.
Orfeusz uchodził za syna Apollina i Kaliope jednej z mitycznych muz. Nie dziwne
więc, że Grecy uważali go za najwybitniejszego śpiewaka. Ten wirtuoz liry posiadał
wręcz nadzwyczajne zdolności - jego muzyka uspokajała fale, czyniła bestie potul-
nymi i wzruszała bogów. Trzeba wiec przyznać, niezwykle potężna to była broń
przeciwko wszelkim przeciwnościom. To jednak cecha każdej dobrze uprawianej
gałęzi sztuki i wcale nie umniejsza odwadze czynowi, jakiego podjął się Orfeusz.
Poszedł on bowiem do Hadesu po swoją ukochaną Eurydykę.
Można by przypuszczać, że dzięki swojej lirze był pewny zwycięstwa. Czy jednak
śmiertelnik stający naprzeciwko samego władcy podziemi może być czegokolwiek
pewien? Wiemy wszak, jak skończyła się ta historia. Orfeusz mógł wyprowadzić
ukochaną, jeżeli tylko nie spojrzy się za nią aż do wyjścia. Nie podołał jednak zada-
niu, a Eurydyka podzieliła los wszystkich zmarłych. Trudno więc mówić o zwycięże-
niu śmierci miłością.
W swoim Giaurze Lord Byron ukazuje równie ponurą, a może nawet mroczniejszą,
konsekwencje nieśmiertelnej miłości. Snuje on bowiem opowieść o człowieku,
który mści się na innym mężczyźnie za zabicie swojej ukochanej. Człowiek ten rów-
nież kocha tę kobietę, jednak uśmierca w imię zasad swojej kultury. Tak więc
śmierć zatacza coraz szersze kręgi. W ich centrum jest jednak miłość, która osta-
tecznie przekracza ten krwawy labirynt.
Zauważmy wszak, historia Giaura nie kończy się na zabiciu Hassana. Żyje on dalej,
jednak Byron daje wyraźnie do zrozumienia, że tęsknota za ukochaną ciążyła mu
nad resztą jego dni. Umiera w odludnym klasztorze, pamiętając dalej swoją Leilę.
Można więc śmiało stwierdzić transcendentalny charakter tego uczucia. Nie umar-
ło ono razem ze swoim obiektem, a realnie oddziaływało na przynajmniej jeden
byt. Jako takie nie podlegało zaś śmierci. Sądząc przy tym, że poznaliśmy jej histo-
rię jako czytelnicy Giaura, nie umarło ono nawet z mężczyzną. Sama historia zosta-
ła zapewne wymyślona, podkreśla to nawet bardziej możliwość przekroczenia nie-
bytu przez miłość. Jedynym ponurym akordem staje się tutaj nieuchronna dola
każdego kochającego - tęsknota oraz strata. Mała to jednak cena za doświadczenie
czegoś tak wspaniałego, jak miłość.
Jak wiec widać, miłość silniejsza jest od śmierci. Nie musi to rzecz jasna polegać na
fizycznym pokonaniu bariery końca życia. Istotą miłości jest raczej zanegowanie
ostatecznego kolapsu wszystkiego, po zanurzeniu się w niezgłębionej tajemnicy
wiecznego snu. Orfeusz przecież przekonał samego Hadesa do wypuszczenia Eury-
dyki, jednak jej z podziemi nie wyprowadził. Niemniej jego miłość tym czynem
przekroczyła granice fizyczne, istniejąc nawet po odejściu obiektu tego uczucia.
Podobnie Giaur do samego końca podlegał miłości do Leilii. Zmieniła go ona, uczy-
niła tym, kim był - nawet jeżeli tęsknota go przy tym zniszczyła. Zjawisko fizyczne
zostało więc przekroczone przez zjawisko posiadające korzenie duchowe. Dlatego
też chrześcijaństwo może mieć wiele racji w twierdzeniu, że powodem istnienia
wszechświata jest właśnie miłość. Istnieje ona wszak wbrew niebytowi i stanowi
idealną podwalinę bytu.