Professional Documents
Culture Documents
(Tłumaczenie własne)
Wersja I
Łódź, 2020-20121
Spis treści
Od tłumacza .............................................................................................................. 5
I. O powieści............................................................................................................. 8
II. Źródła i wpływy................................................................................................49
Demonologia....................................................................................................... 50
Źródła ........................................................................................................ 50
Przemiany ...................................................................................................53
Walka z religią........................................................................................... 56
Faust........................................................................................................... 59
Mówiąca halucynacja................................................................................. 62
Wolnomularstwo ...............................................................................................64
Fryderyk Nitsche ............................................................................................... 98
Chrześcijaństwo................................................................................................. 111
Henryk Sienkiewicz ........................................................................................ 145
III. Postaci i miejsca ...............................................................................................152
Woland, Mistrz i ich otoczenie ........................................................................ 153
Woland......................................................................................................... 154
Małgorzata..................................................................................................... 175
Mistrz ............................................................................................................179
Jeszua Ha-Nocri ........................................................................................... 205
Poncjusz Piłat...............................................................................................209
Józef Kajfasz..................................................................................................219
Juda z Kiriatu ............................................................................................... 222
Mateusz Lewita ...........................................................................................229
Afraniusz .......................................................................................................231
Azazello, demon pustyni, demon-zabójca .................................................. 232
Korowiow ................................................................................................... 236
Behemot........................................................................................................245
Hella ............................................................................................................ 248
Frieda ............................................................................................................251
Abadonna, demon wojny.............................................................................254
Literaci, krewni i znajomi................................................................................ 256
3
Michaił Aleksandrowicz Berlioz ................................................................ 257
Iwan Bezdomny ........................................................................................... 263
Aleksander Riuchin ..................................................................................... 273
Stiepan Bogdanowicz Lichodiejew............................................................ 277
Nikanor Iwanowicz Bosy............................................................................ 283
Alojzy Mogarycz ......................................................................................... 287
Arkadij Apollonowicz Semplejarow ......................................................... 295
Archibald Archibaldowicz ..........................................................................301
Baron Meigel ................................................................................................ 303
Żorż Bengalski ............................................................................................. 306
Andriej Fokicz Sokow ................................................................................ 308
Aleksander Nikołajewicz Strawiński .........................................................310
Miejsca ................................................................................................................311
Wielki Bal u Szatana.....................................................................................312
Dom Gribojedowa ......................................................................................342
Teatr Variete................................................................................................354
Fatalne mieszkanie....................................................................................... 360
4
Od tłumacza
Tłumaczenie jest w zasadzie ukończone w warstwie filologicznej, pozostał jedy-
nie problem redakcji, która jest bardzo skomplikowana przez strukturę „Ency-
klopedii“ i dlatego odkładam ją sobie na później.
Po pierwsze: Bory Sokołow stworzył coś w rodzaju słownika encyklopedyczne-
go (na kształt Słownika Encyklopedycznego Brockhausa i Efrona, na który wielokrot-
nie się powołuje). Taka budowa tekstu jest wygodna z uwagi na to, że czytelnik
nie musi niczego czytać po kolei — zagląda tam, gdzie akurat potrzebuje, otrzy-
mując pełną wiedzę w oczekiwanym zakresie. Z drugiej jednak strony powstaje
problem z usystematyzowaniem materiału wobec wielokrotnych powtórzeń,
wynikających z dość jednorodnego tematu oraz z tego, że niektóre te same cyto-
wania są wykorzystywane do zilustrowania odmiennych aspektów filozoficz-
nych i decyzji autora. W takiej sytuacji, wobec braku odsyłaczy, czytelnik zapo-
znaje się wielokrotnie z tym samym cytatem. Dla tłumacza natomiast jest to pro-
blem rozpoznania i nadania jednolitego kształtu powtarzającym się fragmentom i
ewentualnego rozważenia konieczności zbudowania systemu odwołań.
Po drugie: Wyjątkową trudność sprawiało tłumaczenie fragmentów, w których
Borys Sokołow przywołuje cytaty z utworów literackich, tak samego Bułhako-
wa, jak pisarzy zagranicznych w tłumaczeniach na rosyjski lub (rzadko) w orygi-
nale. Stosunkowo prosta sytuacja jest w przypadku polskich tłumaczeń, gdyż
większość utworów Bułhakowa została wiernie przeniesiona na polski przez
znakomite pióra (Lewandowska, Dąbrowski, Stiller i in.). Jednak przywołane
przez Borysa Sokołowa teksty służą ilustracji określonych sytuacji w prozie Buł-
hakowa lub objaśnieniu decyzji podejmowanych przez pisarza. I tu zaczynają się
schody, ponieważ nigdy nie wiadomo, czy autor „Mistrza i Małgorzaty“ korzy-
stał z tłumaczenia rosyjskiego, a jeżeli tak, to jak się ono ma do oryginału i jakie
wywołało asocjacje. Najlepszym przykładem jest „Faust“, przywoływany przez
autora Encyklopedii w tłumaczeniach Borysa Pasternaka, które rzeczywiście od-
powiada wywodom Sokołowa, ale którego stosunek do niemieckiego wiersza
może być bardziej poetycki niż filologiczny, a wtedy w innym języku asocjacje
5/361
Od tłumacza
mogą słabnąć lub całkowicie znikać. Problem pogłębia to, że Polacy nie dorobili
się znośnego chociażby tłumaczenia poematu Goethego i w niektórych przypad-
kach trzeba wierzyć na słowo autorowi „Encyklopedii“. Polskie tłumaczenia
Fausta, zwłaszcza to w wykonaniu Zegadłowicza (piękne, notabene), dorzucają
do tego nowe problemy, ponieważ ich wysokiemu poziomowi poetyckiemu nie
zawsze towarzyszy wierność tekstowi. Nieco inaczej jest z tłumaczeniem Ko-
nopki, chociaż rezultat podobny: próby znalezienia rymu kończą niekiedy kata-
strofalnym odjazdem. W każdym przypadku związki wskazywane przez Sokoło-
wa nie zawsze są wyraźnie widoczne.
Po trzecie: Bułhakow pozostaje postacią enigmatyczną. Własne dzienniki znisz-
czył lub jemu zniszczyli i całe jego życie pozostało w powieściach oraz wspo-
mnieniach przyjaciół i znajomych (jak to wygląda, najlepiej widać w książce Ma-
rietty Czudakowej). W rezultacie mamy do czynienia z przypuszczeniami i
wnioskami z nich wyciąganymi. Nie daje to niestety pewności w tłumaczeniu, a
trzeba wiedzieć, że zdarzenia z życia i lektury miały olbrzymi wpływ nie tylko
na zarys postaci, ale także na użycie określonych słów i zwrotów w tekście po-
wieści.
Po czwarte: Mnóstwo Małych Błędów. Pozostawiłem sobie na później ujednoli-
cenie nazw, zrobienie korekty, zbudowanie indeksów etc. na czas, gdy zapomnę
wszystko i z przyjemnością przeczytam całość od nowa. W zasadzie bez proble-
mowa jest transkrypcja nazw i nazwisk pisarzy zachodnich, aczkolwiek ustalenie
„europejskiego“ nazewnictwa bywało kłopotliwe. W „Łajonsie“ na przykład
dość trudno doszukać się „Lyonsa“, prawda? Jeszcze gorzej było z nazwami geo-
graficznymi, zwłaszcza miejsc w starożytnej Palestynie... Największy kłopot
sprawia transkrypcja nazwisk rosyjskich, ponieważ zasady w tym zakresie zmie-
niały się kilkakrotnie w ostatnim czasie i nie jestem na bieżąco. Stąd dosyć swo-
bodne decydowanie, czy na przykład Jelena ma skrót J., czy — jak chcą ostatnio
wydawcy — nieco sztuczne Je. (Problem dyftongów jest zresztą szerszy).
Po piąte: Borys Sokołow konsekwentnie umieszcza daty urodzenia i śmierci przy
wszystkich nazwiskach, ile razy by nie wystąpiły, oraz daty pierwszych wydań
cytowanych książek. Doszedłszy do wniosku, że nikt nie będzie studiował tych
wszystkich XIX-wiecznych ramot mało znanych dzisiaj autorów, a specjaliści i
tak o nich wiedzą, równie konsekwentnie je poopuszczałem. Może nieelegancko,
6
Od tłumacza
ale Wikipedia (ru) wszystkich ich wymienia, więc nie ma problemu. Tu uwaga:
szukać trzeba w cyrylicy, bo inne wersje narodowe są głuche na historię rosyj-
skiej filozofii i myśli społecznej.
Po szóste: dla zamknięcia sprawy należałoby jeszcze zrobić przegląd wszystkich
pozostałych dzieł Bułhakowa wspomnianych w „Encyklopedii“ pod kątem ich
związków z „Mistrzem i Małgorzatą“. Na razie mam dosyć, więc być może tro-
chę się odwlecze.
Proszę zatem o wybaczenie nieuniknionych literówek, opuszczeń itp. braków.
Na razie jednak, jako człowiek zadowolony z tego, że ma już za sobą lwią część
pracy, puszczam ten tekst w obieg.
7
I. O powieści
„Mistrz i Małgorzata“ za życia Bułhakowa nie została ukończona ani opublikowa-
na. Po raz pierwszy pojawiła się w druku w czasopiśmie „Moskwa” w nr 11 z
1966 i nr 1 z 1967. Początek pracy nad powieścią datował Bułhakow w różnych
rękopisach na 1928 i 1929 rok. Najprawdopodobniej rok 1928 odnosi się do po-
wstania zamiaru powieści, a praca nad tekstem zaczęła się w 1929 r. Zgodnie z
pozostawionym w archiwum pisarza pokwitowaniem, 8 maja 1929 roku Bułha-
kow przekazał wydawnictwu „Niedra” rękopis „Furibunda”, podpisany pseudo-
nimem „K. Tugaj” (oczywiście pseudonim pochodził od nazwiska książąt w
opowiadaniu „Ogień w pałacu chanów”). To najwcześniejsza ze potwierdzo-
nych dat pracy nad książką. Ale można założyć, że powieść została rozpoczęta
kilka miesięcy wcześniej. Pozostało doniesienie nieznanego informatora OGPU
z 28 lutego 1929 roku, w której, oczywiście, mowa o przyszłym „Mistrzu i Mał-
gorzacie“:
8/361
O powieści
Wstąpił we mnie... diabeł. Już w Leningradzie i teraz tutaj, dusząc się w moich po-
koiczkach, zacząłem zapełniać stronicę za stronicą na nowo tą swoją zniszczoną
trzy lata temu powieścią. Po co? Nie wiem. Sam z siebie się śmieję! Niech zginie w
Leto! Zresztą z pewnością prędko to porzucę.
Ale Bułhakow już więcej nie rzucał „Mistrza i Małgorzaty“ i z przerwami, wy-
wołanymi przez konieczność pisania zamówionych sztuk, inscenizacji i scenariu-
szy, kontynuował pracę nad powieścią praktycznie do końca życia. Druga redak-
cja, która powstawała aż do 1936 roku, miała podtytuł „Powieść fantastyczna” i
warianty tytułów: „Wielki kanclerz”, „Szatan”, „Oto i ja”, „Kapelusz z piórem”,
„Czarny teolog”, „On się zjawił”, „Podkowa cudzoziemca”, „On przybył”,
„Przybycie”, „Czarny mag” i „Kopyto konsultanta”.
Trzecia redakcja, zaczęta w drugiej połowie 1936 lub w 1937 roku, najpierw na-
zywała się „Książę ciemności”, lecz już w drugiej połowie 1937 r. pojawił się do-
brze znany teraz nagłówek „Mistrz i Małgorzata”. W maju lub czerwcu 1938 ro-
ku powstał pierwszy maszynopis fabularnie zakończonego tekstu. Autorska ko-
rekta maszynopisu zaczęła się 19 września 1938 roku i trwała z przerwami pra-
wie do samej śmierci pisarza. Bułhakow zaprzestał jej 13 lutego 1940 roku, mniej
niż cztery tygodnie przed śmiercią, na pytaniu Małgorzaty:
Fabularnie utwór był ukończony. Zostały tylko drobne niezgodności, jak ta, że
w rozdziale 13. Mistrz jest gładko wygolony, a w rozdziale 24. staje przed nami
z brodą, przy czym dosyć długą, bo jej nie golą, a tylko przycinają. Prócz tego, z
9
O powieści
M.A. przez wszystkie te sprawy z cudzymi i swoimi librettami zastanawia się nad
odejściem z Teatru Wielkiego, poprawieniem powieści („Mistrz i Małgorzata”) i
przedstawieniem jej na górze”.
Przede mną 327 stron maszynopisu (około 22 rozdziałów). Jeżeli będę zdrowy, prze-
pisywanie prędko się zakończy. Zostanie najważniejsze — korekta autorska, duża,
złożona, uważna, możliwe, że z przepisywaniem pewnych stronic.
„Co będzie?” — pytasz. Nie wiem. Prawdopodobnie, włożysz go do biurka albo do
szafy, gdzie leżą moje zabite sztuki, i czasem będziesz przypominać sobie o nim.
Zresztą, nie znamy naszej przyszłości.
Swojego osądu tej rzeczy już dokonałem i jeżeli uda mi się jeszcze nieco poprawić
zakończenie, będę uważał, że zasługuje na korektę i na to, by spoczęła w ciemno-
ściach szuflady. Teraz interesuje mnie twoja ocena, a czy poznam osąd czytelników,
nikt nie wie.
Moja poważana maszynistka [siostra J. Bułhakow, O. Bokszańska — B.S.] bardzo
pomogła mi w tym, by mój sąd o powieści był najsroższy. Przez 327 stronic uśmiech-
nęła się jeden raz, na stronie 245. („Przesławne morze...”). Dlaczego to właśnie ją
rozśmieszyło, nie wiem. Nie jestem pewny tego, czy uda jej się odszukać jakąś głów-
ną linię w powieści, natomiast jestem pewny, że mam zapewnioną całkowitą dez-
aprobatę z jej strony. Co znalazło wyraz w zagadkowym zdaniu:
„Twoja powieść — twoja sprawa” (?!). Prawdopodobnie w ten sposób chciała po-
wiedzieć, że ona nie jest winna... Poczułem się źle i jeżeli będzie tak, jak, na przy-
kład, dzisiaj i wczoraj, to chyba nie będzie wyjazdu. [do Lebiedianu — B.S.] Nie
10
O powieści
chciałem ci o tym pisać, lecz nie wolno nie pisać. ...Ach, Kuka, z tak daleka nie wi-
dzisz, co z twoim mężem zrobiła, po straszliwym pisarskim życiu, ostatnia, już na
odchodnym, powieść”.
Prawdopodobnie autor, lekarz z wykształcenia, już czuł jakieś objawy fatalnej
choroby — nefrosklerozy, która zabiła jego ojca, A. Bułhakowa, a następnie pora-
ziła samego pisarza. Nieprzypadkowo na jednej ze stronic rękopisu „Mistrza i
Małgorzaty“ pojawiła się dramatyczna notatka: „Dopisać, zanim umrę!”
J. Bułhakow wspominała, że jeszcze latem 1932 roku, kiedy spotkali się ponow-
nie po prawie dwudziestomiesięcznej przerwie na żądanie jej męża J. Szyłow-
skiego, Bułhakow powiedział:
11
O powieści
12
O powieści
13
O powieści
Znany rosyjski myśliciel, Michaił Bachtin, którego teorię często stosowano do in-
terpretacji „Mistrza i Małgorzaty”, po raz pierwszy zapoznawszy się z tekstem
powieści jesienią 1966 roku, napisał o niej 14 września 1966 roku w liście do J.
Bułhakow:
14
O powieści
15
O powieści
16
O powieści
17
O powieści
cią na jego drzwiach Lichodiejew, nie miała więcej niż tydzień i dyrektor Teatru
Variete nie zdążył jej zapomnieć.
W jednym z wariantów ostatniej redakcji powieści, napisanym w 1937 roku,
Woland odwodzi Iwana Bezdomnego od wysłania Kanta na trzy latka na Sołow-
ki, ponieważ „zesłanie go na Sołowki jest niemożliwe z tej przyczyny, że Kant
już od stu dwudziestu pięciu lat przebywa w miejscowościach znacznie bardziej
odległych od Patriarszych Prudów niż Sołowki”. Kant zmarł 12 lutego 1804 ro-
ku, tak że odbywające się na Patriarszych Prudach spotkanie okazuje się jedno-
znacznie dopasowane czasowo, gdy przyjmiemy, że [wcześniejsze] słowa o ma-
jowym wieczorze, dotyczą maja 1929 roku. W ostatecznym tekście Bułhakow
zamienił „sto dwadzieścia pięć lat” na „od stu z górą lat”, by uniknąć prostego
wskazania dokładnego czasu akcji, lecz zachował pośrednie wskazówki co do
Wielkiego Tygodnia.
W powieści są też oznaki końca epoki nepu. Dorożkarze na ulicach jeszcze sąsia-
dują z samochodami, jeszcze funkcjonują stowarzyszenia pisarskie (RAPP,
MAPP i t.d.), które rozwiązano dopiero w 1932 roku, a tutaj stały się wzorem
dla Massolitu, kwitnącego w momencie ukazania się Wolanda i jego kolegów.
Jednoczesnie znajdziemy w „Mistrzu i Małgorzacie” szereg anachronizmów w
odniesieniu do 1929 roku, na przykład wspomnienie trolejbusu, uwożącego wuja
Berlioza, Popławskiego, z fatalnego mieszkania do Dworca Kijowskiego. Trolej-
busy pojawiły się w Moskwie dopiero w 1934 roku, ale zostały włączone czysto
mechanicznie, razem z epizodem napisanym w środku lat 30.
Wskazówka ułatwiająca datowanie kryje się też w wieku autobiograficznego bo-
hatera — Mistrza. Był to „człowiek dokładnie lat trzydziestu ośmiu”, miał więc
tyle Bułhakow 15 maja 1929 roku, w tydzień po przekazaniu do „Nedry” frag-
mentu „Mistrza i Małgorzaty” i równo w dwa tygodnie po pojawieniu się Wo-
landa i jego kompanii na Patriarszych Prudach. Ciekawie, że w latach 1937 i 1939
roku, czytając rękopis, a następnie maszynopis „Mistrza i Małgorzaty” bliskim i
przyjaciołom, autor, jak wynika z dziennika J. Bułhakow, celowo lub mimo woli,
dopasował w czasie zakończenie lektury do 15 maja — własnych urodzin. Możli-
we, że tym samym pisarz zamierzał podkreślić nie tylko autobiograficzność, jak
również czas akcji moskiewskich scen powieści.
18
O powieści
19
O powieści
20
O powieści
21
O powieści
biec zagładzie Mistrza na ziemi lub przywrócić psychiczny spokój Iwanowi Bez-
domnemu.
Między postaciami pierwszej triady istnieje portretowe podobieństwo. Woland
— „Lat na oko ponad czterdziestu” i „Gładko wygolony ”. Strawiński — „do-
kładnie, po aktorsku ogolony człowiek lat czterdzieści pięć”. Szatan ma tradycyj-
ny, charakterystyczny znak szczególny: niejednakowe oczy.
Prawe oko czarne, lewe nie wiedzieć czemu zielone” [...] „prawe ze złotą iskrą na
dnie, świdrujące każdego do dna duszy, a lewe — puste i czarne, niby wąskie igielne
ucho, jak wejście w bezdenną studnię ciemności i cieni”.
22
O powieści
23
O powieści
24
O powieści
ubrany w szary letni garnitur, był niski, ciemnowłosy, zażywny, łysawy, swój zupeł-
nie przyzwoity kapelusz zgniótł wpół i niósł w ręku; jego starannie wygoloną twarz
zdobiły nadnaturalnie duże okulary w czarnej rogowej oprawie..
25
O powieści
dza Jeszuę, Mogarycz — Mistrza, a Meigel próbuje (choć nie zdąża) zdradzić
Wolanda razem z wszystkimi uczestnikami Wielkiego Balu u Szatana — przy
czym jego dostanie się w ręce „księcia ciemności” jest pewne od samego począt-
ku. Judę i Meigla za zdradę dosięga śmierć. Mogarycz zaś zostaje przez Wolanda
wyrzucony w samych kalesonach z Moskwy (podobnie jak wcześniej Stiopa Li-
chodiejew) i ląduje w pociągu do Wiatki (jeszcze jeden znak czasu — w 1934 ro-
ku Wiatkę przemianowano na Kirow, ale pomimo, że scena z Mogaryczem była
pisana w końcu lat 30., autor pozostawił dawną nazwę, podkreślając tym samym,
że akcja rozgrywa się przed rokiem 1934). Wszelako Alojzy pomyślnie powraca
i wznawia swoją działalność, zastąpiwszy Rimskiego na posadzie dyrektora fi-
nansowego Teatru Variete. Współczesności szatan nie ma siły naprawić, bo tego
mogą próbować jedynie sami ludzie, w których Woland tylko obnaża istniejące
wady, różniące ich z zaświatami.
Ósmą i ostatnią, triadę tworzą uczniowie Jeszui i Mistrza, a wcześniej — Kajfa-
sza i Berlioza: Mateusz Lewita — przyszły ewangelista i były poborca podatko-
wy, który został jedynym uczniem Ha-Nocri, poeta Iwan Bezdomny — przyja-
ciel Berlioza i członek Massolitu, który został jedynym uczniem Mistrza, a póź-
niej przerodził się w profesora instytutu historii i filozofii, Iwana Ponyriowa, po-
eta Aleksander Riuchin — członek Massolitu, przyjaciel Bezdomnego, niefortun-
nie próbujący dorównać Puszkinowi i okropnie zazdroszczący mu sławy. Mate-
usz Lewita, według słów Jeszui, niedokładnie zapisywał to, co ten mówił. W po-
emacie Bezdomnego wygląd Jezusa jest mocno zniekształcony, na co wskazuje
„ewangelia według Wolanda”. Nieudolne natomiast wiersze Riuchina, który pi-
sze ogniste poematy rewolucyjne, lecz w rewolucję dawno już nie wierzy, profa-
nują puszkinowską tradycję słowa poetyckiego.
Pierwowzorami Riuchina i Bezdomnego zostali poeci, odpowiednio, Władimir
Majakowski i Aleksandr Biezymienski, którzy kłócili się i wyśmiewali nawza-
jem w epigramach (do oba Bułhakow odnosił się źle z powodu ich krytycznych
opinii o „Dniach Turbinów”). Kłótnia Bezdomnego z Riuchinem parodiuje kłót-
nie Biezymienskiego z Majakowskim. Riuchinowi nie udaje się uwolnić od „na-
uk”, Berlioza i wpada w okres nieprzerwanego pijaństwa. Bezdomny zaś w epi-
logu „Mistrza i Małgorzaty” nie jest już członkiem Massolitu (od wizyty Wolan-
da w Moskwie mija już kilka lat i prawdopodobnie Bułhakow w ten sposób daje
do zrozumienia, że Massolit, jak i jego prototyp — Rapp — został już rozwiąza-
26
O powieści
ny). Jednak profesor Iwan Ponyriow na zawsze porzucając poezję, jednak nie
uchronił się od zarazka akademickiej wszechwiedzy, podobnie jak Mateusz Le-
wita, który po śmierci Jeszui trzyma się swojej nietolerancji dla innych i przeko-
nania, że tylko on jeden potrafi poprawnie objaśnić naukę Ha-Nocri. Ateista
Iwan Bezdomny pod wpływem prób, którym poddawał go Woland, uwierzył w
diabła. Podobnie Mateusz w czasie kaźni na Golgocie wyrzekł się Boga i zwrócił
o pomoc do szatana. Bezdomny jest niejako przypisany do zaświatów — króle-
stwa Wolanda — i corocznie jest tam przenoszony we śnie w noc wiosennej peł-
ni księżyca, ponownie spotykając Mistrza i Małgorzatę.
Dwie tak mocno związane ze sobą postaci powieści jak Jeszua Ha-Nocri i Mistrz
utworzą nie triadę, a diadę. Mistrz należy jednocześnie do obu światów: współ-
czesnego i pozaziemskiego. Pojawia się na Wielkim Balu u Szatana w świątecz-
ną, wiecznie trwającą północ i towarzyszy Wolandowi w ostatnim locie. Jeszua
Ha-Nocri składa siebie w ofierze w imię przekonania, że wszyscy ludzie są do-
brzy, płacąc życiem za wolę mówienia prawdy i tylko prawdy. Mistrz natomiast
w wielkim akcie twórczym pisze powieść o Poncjuszu Piłacie, lecz załamuje się
z powodu prześladowań i traci zainteresowanie dla artystycznej prawdy, a zaj-
muje go jedynie poszukiwanie spokoju. W ten sposób, i tu moskiewska postać
okazuje się mniej wartościowa w porównaniu z jeruszalaimską.
Małgorzata, w odróżnieniu od Mistrza, zajmuje unikalne miejsce, nie mając analo-
gii wśród innych postaci powieści. Tym samym Bułhakow podkreślił niepowta-
rzalność miłości bohaterki do Mistrza i uczynił ją symbolem miłosierdzia oraz
wiecznej kobiecości, która zajmuje ważne miejsce w nauce o Sofii (Mądrości Bo-
żej), kultywowanej przez takich filozofów jak W. Sołowiow, S. Bułhakow i P.
Floreński. Miłość Małgorzaty staje się najwyższą wartością w świecie.
Trzy światy „Mistrza i Małgorzaty” mają wiele równoległych epizodów i opi-
sów. Marmurowe schody między dwiema ścianami róż, po których schodzi Pon-
cjusz Piłat ze świtą i członkami Sanhedrynu po zatwierdzeniu wyroku na Jeszuę,
powtarzają się na Wielkim Balu u Szatana: po nich wstępują złowrodzy goście
Wolanda. Tłum morderców, katów, trucicieli i rozpustników zmusza do wspo-
mnienia jeruszalaimskiego tłumu, słuchającego wyroku i towarzyszącego kara-
nym śmiercią na Golgotę, jak również tłum moskiewski przy kasach Teatru Va-
riete. Poncjusz Piłat i inni, którzy wysłali na śmierć Jeszuę Ha-Nocri, niejako od
27
O powieści
razu znaleźli się we władzy „księcia ciemności” i powinni zająć miejsce wśród
gości diabelskiego balu. Moskiewski tłum natomiast, rwący się na seans czarnej
magii profesora Wolanda, również oddał się w ręce „księcia ciemności” i przy-
płacił to „pełnym zdemaskowaniem”: w najbardziej nieodpowiednim momencie
ufni widzowie tracą podarowane przez Korowiowa modne francuskie toalety i
stają przed otoczeniem w negliżu. Zaznaczmy, że tak w Moskwie, jak w Jerusza-
laim nieznośnie piecze słońce — przejaw bliskiego ukazania się diabła. Wycho-
dzi na to, że sam szatan kierował Poncjuszem Piłatem, kiedy ten zatwierdzał fa-
talny wyrok. Prawie dosłownie zgadzają się opisy jeruszalaimskiej i moskiew-
skiej burzy. W Jeruszalaim
W Moskwie zaś
Burza w Jeruszalaim skraca męki Jeszui Ha-Nocri: z jej powodu Piłat poleca usu-
nąć straże i dobić ukrzyżowanych. Ale do ukarania Jeszui śmiercią skłonił proku-
ratora sam diabeł, tak że posłana przez Wolanda na apel Mateusza chmura jedynie
zmniejsza zło uczynione przez szatana — przynosi dobro jedynie częściowe.
Również moskiewska chmura gasi trwające w mieście pożary, ale są to pożary
spowodowane przez Korowiowa z Behemotem — satelitów Wolanda. Na
28
O powieści
skrzydłach chmury szatan i jego świta opuszczają Moskwę, unosząc ze sobą w za-
światy, do wiekuistego schronienia, Mistrza i Małgorzatę. Tam autor powieści o
Poncjuszu Piłacie ponownie odzyska możliwość tworzenia. Lecz ci, kto pozba-
wili Mistrza normalnego życia w Moskwie, zaszczuli, wygonili z mieszkania i
zmusili do szukania przystani u diabła, działali z podpuszczenia Wolanda. To
wynika jasno ze słów „księcia ciemności” w chwili opuszczania Moskwy:
29
O powieści
30
O powieści
Społeczna pozycja Mateusza Lewity jest rozdwojona: z jednej strony jest Ży-
dem, zobowiązanym do bezwzględnego posłuszeństwa wobec Sanhedrynu i
Kajfasza, z drugiej zaś — zbiera podatki dla Rzymian i chociaż znajduje się u
nich na jednym z najniższych stopni, to jednak rzymskiej hierarchii i dlatego jest
niezależny od hierarchii żydowskiej. Mateusz jest w licznych aspektach obcy
wyznawcom judaizmu, lecz także bynajmniej nie jest swój dla Rzymian, chociaż
posada powinna zapewnić mu zamożność (pieniądze stały się mu nienawistne do-
piero po spotkaniu z Jeszuą). Położenie pomiędzy rzymskim i żydowskim świa-
tem ułatwia mu przyjęcie nowej nauki, twierdzącej, że nie będzie władzy cezara
i każdą w ogóle władzę zastąpi królestwo prawdy, dobra i sprawiedliwości.
Sam Jeszua Ha-Nocri to człowiek stojący poza wszelką hierarchią, zwykły włó-
częga. Jego nauki sprzeciwiają się wszelkiej hierarchii, wynoszą na pierwszy
plan naturę człowieka jako takiego. Nieprzypadkowo pierwszym i jedynym za
życia założyciela zwolennikiem tej nauki staje się Matusz Lewita, którego poło-
żenie w społecznej hierarchii jest raczej nieokreślone. Jest mu w ten sposób psy-
chologicznie lżej wyjść ze starej hierarchii i zająć miejsce w nowej wspólnocie,
na początku słabej i składającej się wszystkiego z dwu członków. Nawiasem mó-
wiąc, pierwszymi chrześcijanami rzeczywiście zostawali ludzie podobni do Je-
szui i Mateusza, i tu autor „Mistrza i Małgorzaty” nie zgrzeszył przeciw praw-
dzie historycznej. Relacje Jeszui Ha-Nocri i Mateusza Lewity, nauczyciela i
ucznia, powstają na uznaniu moralnego autorytetu tego pierwszego i jego kazań
bez większego przymusu. Jednak w osobie Mateusza można już dostrzec nadcho-
dzącą transformację tej nauki, z której w przyszłości powstanie mocno zhierarchi-
zowany kościół chrześcijański. Pierwszy i jedyny uczeń Jeszui przyjął za własną
i wciela w życie skrajną nietolerancję oraz dąży do twardego podzielenia wszyst-
kich ludzi na przyjaciół i wrogów — a przecież to jest fundament nowej hierar-
chii, układanej według stopni przywiązania do nauczania, według czystości po-
stępowania za dogmatami wiary. A przecież nowa religia wywoła nie mniej
straszne wojny, niż bywały wcześniej i stanie się powodem do niszczenia inno-
wierców. I to przewiduje Mateusz Lewita, kiedy mówi Piłatowi, oskarżającemu
go o okrucieństwo, że „krew jeszcze się poleje”. Tu znajduje zakończenie ważny
dla Bułhakowa temat „ceny krwi”, który ze wzburzeniem wykładał w „Czer-
wonej koronie”, „Białej gwardii”, „Dniach Turbinów” i „Biegu”. Autor „Mistrza
31
O powieści
32
O powieści
geometrii” Floreński osobno wydzielił Niebo jako obszar, gdzie powinny dzia-
łać prawa pozornej przestrzeni. Troista struktura „Mistrza i Małgorzaty" w
znacznym stopniu jest odbiciem tych idei filozofa. U Bułhakowa postaci współ-
czesnego i nieziemskiego świata są niejako skarykaturowane, poprzez ukazanie
ich w zdegradowanym obrazie bohaterów dawnego, ewangelicznego świata,
przekształcającego się w finale „Mistrza i Małgorzaty“ w ponadziemski, gdzie
ułaskawiony Piłat spotyka się nareszcie z Jeszuą, lecz dokąd nie jest dane dostać
się Mistrzowi i Małgorzacie, uzyskującym swoje ostateczne schronienie zaświa-
tach. Pozorna przestrzeń u Bułhakowa to także siedziba sił ciemności, dokąd po-
wraca Woland ze swoją świtą.
Floreński w „Filarze i podporze prawdy” podkreśla, że „liczba trzy, która w na-
szym rozumieniu opisuje Boga, jest właściwa wszystkiemu temu, co posiada
względną kompletność — charakterystyczną dla bytów samych w sobie. Rze-
czywiście liczba trzy pojawia się wszędzie jako jakaś podstawowa kategoria ży-
cia i myślenia”. W charakterze przykładu podaje: trójwymiarowość przestrzeni;
trzy podstawowe kategorie czasu: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość; obec-
ność trzech osób w gramatyce praktycznie wszystkich języków; trzyosobowa ro-
dzina uważana za pełną; trzypunktowe rozwinięcie dialektyczne: teza, antyteza,
synteza; obecność w każdej osobowości trzech współrzędnych ludzkiej psychi-
ki: rozumu, woli i uczucia. Można tutaj dodać szeroko znany w lingwistyce fakt,
że nigdy nie zapożyczano z innych języków nazw pierwszych trzech liczebni-
ków: jeden, dwa i trzy oraz tę bezsporną okoliczność, że w literaturze pięknej
trylogii jest znacznie więcej niż tetralogii i dzieł dwutomowych.
Floreński udowodnił, że troistości jako podstawowej kategorii bytu nie można
logicznie wyprowadzić z żadnych założeń i dlatego odnosił ją do pierwotnego
trójjedności Boga. Podkreślmy, że troistość jest obecna nie tylko w chrześcijań-
stwie, lecz również w przytłaczającej większości innych religii świata. Jeżeli zaś
podejść do problemu z punktu widzenia nauki, a nie wiary, to troistość bytu moż-
na, przede wszystkim, objaśnić troistością człowieczeństwa, która, z kolei, naj-
prawdopodobniej jest związana z asymetrią funkcji półkuli mózgu. Przecież licz-
ba trzy to najprostsze wyrażenie asymetrii wśród liczb całkowitych według
formuły 3=2+1, podczas gdy najprostszą formułą symetrii jest 2=1+1. Troistość
myślenia sprowadza się do tego, że otaczającą rzeczywistość człowiek przyjmuje
jak trzyskładnikową. W związku z tym można wskazać także, że przytłaczającą
33
O powieści
34
O powieści
Dla Bułhakowa Trójca też okazuje się odpowiednikiem Prawdy; na niej nie tylko
zbudowana jest przestrzenno-czasowa struktura „Mistrza i Małgorzaty“, ale
również opiera się koncepcja etyczna powieści. W „Mistrzu i Małgorzacie“ jest
czwarty, pozorny świat i odpowiednie dla niego postaci. Ten świat, w pełnej
zgodności z przemyśleniami Floreńskiego, nie ma struktury i samodzielnego zna-
czenia. Pozorny świat powieści — to nowa hipostaza we wnętrzu współczesne-
go moskiewskiego świata, związana przestrzennie z Teatrem Variete i fatalnym
mieszkaniem nr 50 w domu 302-bis na Sadowej. Postacie urojonego świata do-
pełniają triady pierwsze trzech światów, tworząc z nimi tetrady: 1) Piłat — Wo-
land — Strawiński — dyrektor finansowy Variete Rimski; 2) Afraniusz — Ko-
rowiow — lekarz Fiodor Wasiliewicz — administrator Warionucha; 3) Marek
Sczurza Śmierć — Azazello — Arczibald Arczibaldowicz — dyrektor Stiepan
Lichodiejew; 4) Banga — Behemot — Tuzbubien — kot, aresztowany pomyłko-
wo w Armawirze (w Epilogu); 5) Nisa — Hella — Natasza — sąsiadka Berlioza
i Lichodiejewa, Annuszka-Dżuma, 6) Józef Kajfasz — Michaił Berlioz — niezna-
jomy w Torgsinie, podający się za cudzoziemca — Żorż Bengalski, konferansjer
Teatru Variete, 7) Juda z Kiriatu — Baron Meigel — Alojzy Mogarycz — Timo-
fiej Kwascow, mieszkaniec domu 302-bis na Sadowej; 8) Mateusz Lewita —
Iwan Bezdomny — Aleksander Riuchin — Nikanor Iwanowicz Bosy, przewod-
niczący wspólnoty w domu 302-bis na Sadowej.
W urojonym świecie, w całkowitej zgodności z założeniami opracowanymi
przez Floreńskiego w dziele „Wielkości urojone w geometrii”, bohaterowie re-
alizują pozorne działania z pozornymi rezultatami. Wydaje się, że Rimski kieruje
wszystkim, co dzieje się w Teatrze Variete po zniknięciu jego dyrektora — to
Rimski komunikuje gdzie trzeba o tajemniczych mieszkańcach fatalnego mieszka-
nia i o podejrzanym seansie czarnej magii cudzoziemca na gościnnych występach.
Jednak w rzeczywistości władza Rimskiego jest urojona i na bieg zdarzeń w ża-
den sposób nie wpływa. Dyrektor finansowy nie ma mocy zapobieżenia, na przy-
kład, zniknięciu administratora Warionuchy lub skutkom niefortunnego seansu.
Kiedy Piłat oczekuje przyjścia naczelnika tajnej straży Afraniusza z doniesieniem
o zamordowaniu Judy z Kiriatu, wydaje mu się, że „ktoś siedzi na tym pustym
tronie” w chwili, kiedy „nadeszła świąteczna noc” i „grały swój koncert wie-
czorne cienie”. Prokuratorowi przywidział się obraz jego podwładnego, którego
w rzeczywistości w fotelu nie było. W taką samą noc, poprzedzającą święto wio-
35
O powieści
36
O powieści
Podobnie jak Nisa, która wabi w śmiertelną pułapkę Judę, Annuszka przypadko-
wo (lub za namową Wolanda?) rozlewa na tory olej, powodując śmierć Berlioza.
Annuszka jest tylko pozornym, bezwolnym pomocnikiem sił piekielnych, pod-
czas gdy Nisa działa na zwykłe polecenie Afraniusza.
Konferansjer Żorż Bengalskiego, jak i Michaił Berlioz, stracił głowę, lecz jego za-
głada jest jedynie pozorna, ponieważ pod koniec seansu czarnej magii głowa kon-
feransjera wraca na miejsce. Zresztą jest ona Bengalskiemu w pracy do niczego
nie potrzebna — do tego stopnia mechaniczne, wyuczone i głupie są wszystkie
jego pointy.
Sąsiedzi będą uważać, że donos na przewodniczącego wspólnoty mieszkaniowej
Nikanora Bosego złożył Timofiej Kwascow. Lecz w rzeczywistości Kwascow
jest zdrajcą pozornym, ponieważ paskudny dowcip zrobił Bosemu Korowiow,
który jedynie podał się za Kwascowa. Ukarany przez nieczystą siłę Nikanor Iwa-
nowicz uwierzył od razu i w Boga, i w diabła i, podobnie, Iwan Bezdomny uwie-
rzył w rzeczywistość Wolanda, a następnie w historię Jeszui i Piłata. Podobnie
jak Bezdomny w postaci Ponyriowa, Bosy żałuje i wyrzeka się swojej przeszło-
ści... lecz tylko we śnie, a ten sen karykaturalnie wyprzedza następujący bezpo-
średnio po nim sen Bezdomnego, w którym sąsiad przewodniczącego wspólnoty
mieszkaniowej w klinice Strawinskogo widzi kaźń Jeszui. A po powrocie do
wykonania dawnych obowiązków, Nikanor Iwanowicz, który pozostał łapów-
karzem i grubianinem, ze swojego snu wyniósł tylko niewytłumaczalną niena-
wiść do artysty Kurolesowa, nienawiść zupełnie urojoną, ponieważ ten nigdy w
życiu nie spotkał przewodniczącego i nic złego mu nie zrobił.
Urojony świat jest stworzony niejako przez działania Wolanda i szczególne rela-
cje, charakterystyczne dla zaświatów. I rzeczywiście: Teatr Variete, gdzie ludzi
obdarzają urojonymi pieniędzmi i ciuchami, a także fatalne mieszkanie, rozrastają-
ce się do „diabli wiedzą jakich rozmiarów” w czasie Wielkiego Balu u Szatana
— to część współczesnego moskiewskiego świata, ukazana w obrazach ludzkich
wad.
Inne światy „Mistrza i Małgorzaty“ odbijają się w urojonym świecie jak w ol-
brzymim, krzywym lustrze. Imię i imię odojcowskie Bezdomnego (Iwan Nikoła-
jewicz) nieomal powtarza się w odwróconym imieniu i imieniu odojcowskim Bo-
sego (Nikanor Iwanowicz). Imię Bengalskiego (Żorż) jest pochodzenia francu-
37
O powieści
... człowiek otrzymuje z powrotem to, co z siebie daje; kiedy w miłości oddaje się
całkowicie, wtedy otrzymuje siebie, lecz odnowionego, zagłębionego w drugim czło-
wieku, a to oznacza, że podwaja swój byt.
Jeżeli patrzymy na przestrzeń przez niezbyt szeroki otwór w przegrodzie, sami będąc
od niego w pewnej odległości, w polu widzenia mamy także płaszczyznę tej przegro-
dy; jednak oko nie może akomodować się jednocześnie do oglądanej przestrzeni, i
do przegrody.
Dlatego, kiedy koncentrujemy uwagę na obrazie za przegrodą, sam otwór jest dla
oka zarazem i widoczny, i niewidoczny... Patrzenie przez szkło okienne jeszcze do-
bitniej prowadzi do tego rozdwojenia: na równi z samym pejzażem obecnie widzimy
także szyby, ujrzane wcześniej niż pejzaż za nimi, później już niewidoczne, chociaż
rejestrowane przez oko lub potwierdzane dotykiem, na przykład, gdy styka się z nimi
czoło... Kiedy oglądamy przezroczyste ciało, mające znaczną grubość, na przykład
akwarium z wodą, szklany zwarty sześcian (kałamarz) lub podobne przedmioty, na-
sza świadomość nadzwyczaj nerwowo rozdziela się pomiędzy różnie w niej umiej-
scowione, lecz jednorodne z wyglądu (i w tym kryje się źródło niepokoju) obie ścia-
ny przezroczystego przedmiotu. W naszej świadomości przedmiot ten przenosi się
pomiędzy postrzeganiem go jako „coś“, to jest przedmiot, i jako przezroczyste
„nic“. „Nic“ dla wzroku, jest „czymś“ dla dotyku; jednak to „coś“ przekształca się
we wspomnienie wzrokowe, w coś niejako doświadczonego wzrokiem.
38
O powieści
39
O powieści
O czwartym wymiarze wie coś Einstein, lecz być może więcej wiedzą Orfeusz i Pita-
goras, a Hierofant w «Boskiej Tetradzie» opiewa czwórkę jako «liczbę liczb i zaczą-
tek wiecznego istnienia»…
Nad trzema boskimi osobami, Ojcem, Synem i Duchem Świętym, unosi się sam Bóg
w swojej jedności, tak że tajemnica Boga i świata wyraża się algebraicznie: 3+1=4
(«Filozofia objawienia» Szellinga). Co oznacza: w Bogu — Trzy, a w świecie —
Cztery; Trójca Święta w metafizyce jest „czwartym wymiarem” w metageometrii…
„Albowiem trzej są, którzy świadectwo dają na niebie: Ojciec, Słowo i Duch Święty,
a ci trzej jedno są. A trzej są, którzy świadectwo dają na ziemi: Duch i woda, i krew,
a ci trzej jedno są“. (List św. Jana pierwszy 5, 7-8).
To znaczy: boska Trójca w niebie, a na ziemi – ludzka. Jednak pojęcie Trójcy jest
niemożliwe bez pojęcia Jedności. A tajemnica Jedności to tajemnica boskiego Ja...
Między Jednostką a Społeczeństwem leży rodząca, rozmnażająca się ludzkość — jak
przerzucony nad przepaścią most. Most upadł, i przepaść zieje: na jednym brzegu
— indywidualizm, a na drugim — bezosobowa społeczność — socjalizm.
Socjalizm i seksualizm: w naszej niby-chrześcijańskiej współczesności jest ateistycz-
ny socjalizm, a w pogańskiej starożytności był religijny seksualizm — dwie równe
siły; pierwsza burzy, druga tworzyła.
Istota socjalizmu jest bezbożna — bezosobowa i bezpłciowa. „Proletariusze” —
„płodzący”, to określenie od łacińskiego proles — „potomstwo”, „płód”. Ciałem
płodzą, a duchem są kastratami; ni mężczyźni, ni kobiety, a straszni „towarzysze“,
bezpłciowe i bezosobowe mrówki ludzkiego mrowiska, ściśnięte kulki „prasowane-
go kawioru” (Hercen).
40
O powieści
Ci, którzy są otrzaskani z piątym wymiarem, bez trudu mogą powiększyć lokal do
potrzebnych rozmiarów. Powiem więcej, łaskawa pani — do czort wie jakich roz-
miarów!
Człowiek, nawet nieświadomy istnienia Trójcy, żyje w Niej jednak, podobny rybie w
wodzie i ptakowi w powietrzu.
Jakby nie łamać sobie głowy, podlegamy logice aż do szaleństwa: póki myślimy –
myślimy potrójnie, ponieważ potrójne są podstawowe kategorie ludzkiego myślenia
– przestrzeń i czas. Trzy wymiary przestrzeni: linia, płaszczyzna, ciało; trzy wymia-
ry czasu: teraźniejszość, przeszłość, przyszłość.
Potrójne są wszystkie przesłanki naszego doświadczenia. Już u Demokryta i Lukre-
cjusza pojęcie substancji włącza pojęcie atomów z ich wzajemnym ciążeniem (+a) i
odpychaniem (-a); dwoma przeciwnymi pierwiastkami, łączącymi się w trzecim
(±a), właśnie w tym, co nazywamy „materią”.
41
O powieści
Trójca a prawo fizycznej polaryzacji: dwa bieguny, anoda i katoda, zamykają się w
obwód elektryczny. Według Heraklita: „Sternikiem wszystkiego jest Błyskawica...”
(Fragm., 64). Jednocząca Błyskawica Trójcy.
Trójca a prawa reakcji chemicznych, co Goethe nazywał „pokrewieństwem z wybo-
ru” ciał chemicznych, Wahlverwandsshaft: dwa „przeciwnie–podobne” ciała łączą
się w trzecim.
Trójca a prawa życia organicznego: zewnętrzna symetryczność, dwoistość organów
(dwoje uszu, dwoje oczu, dwie półkule mózgu) i wewnętrzna jedność funkcji biolo-
gicznej. Lub jeszcze głębiej: dwie płcie, dwa bieguny i między nimi — wieczna iskra
życia — Heraklitowa Błyskawica.
Wreszcie Trójca a cała światowa Ewolucja: dwa przeciwne procesy — Integracja i
Podział — łączą się w jednoczącym procesie Ewolucji.
Tak „trzykrotnie błyskające Światło” kłuje, oślepia człowieka, a on zamyka oczy,
nie chce widzieć. Wszystko popycha go w stronę Trójcy, jak poganiacz osła kłując
go ostrym szpikulcem, to człowiek opiera się, prąc przeciw ostrzu.
Chce pozostać suchym w wodzie i dusi się w powietrzu. Ryba zapomniała, co to ta-
kiego woda, i ptak, co to takiego powietrze. Jakże im przypomnieć?
Przypominać o rozumie w domu wariatów jest niebezpiecznie. Wszyscy wariaci w
głos krzyczą: „Monizm! Monizm!” Lecz czymże jest monizm — pojedynczością bez
Trójjedności, częścią bez całości? Zaczynają od monizmu, a kończą nihilizmem, dla-
tego że Duch i Materia potwierdzają się w troistości, a pojedynczości, monizmie —
tylko materia: wszystko pojedyncze, wszystko bezduszne, wszystko to śmierć i ni-
cość. Nasza skłonność do monizmu jest ukrywaną — chociaż teraz już prawie nie
ukrywaną — skłonnością do marności.
Przez dwadzieścia pięć wieków filozofii, od Heraklita do naszych czasów, nigdy ni-
komu, prócz kilku „szaleńców”, nie przychodziło do głowy to, o czym teraz mówię.
Czy to nie cud z cudów diabelskich? Ile filozoficznych systemów — i ani jednego
„troistego“! (Ściśle biorąc, troistość jest obecna u współczesnego Mereżkowskiemu
Floreńskiego, lecz, jak i u autora „Tajemnicy Trójcy”, jego filozofia nie układa się
w system filozoficzny — B.S.). Monizm, dualizm, pluralizm — wszystko, wszystko,
tylko nie to. Jakby myśl nasza odżegnywała się od tego tak samo nieugięcie, jak
geometria Euklidesowa od czwartego pomiaru, a ciało nasze — od śmierci.
Trzy to liczba zaklęta. Kto ją wymawia, chociażby szeptem, ten obrusza na siebie
wszystkie siły piekła, a kamienne bryły napierają na niego jak poduszki, by ten szept
zadusić.
Pod „trzykrotnie błyskającym Światłem“ ryczy, szczerzy zęby, wije się stary pies,
Mefistofeles: pamięta, że już raz spaliła go ta Światłość, i wie, że spali go znowu.
I wszyscy my, psią sierścią obrośnięci, dzieci Mefistofelesa, wijemy się: my też wie-
my, że spopieli nas Błyskawica Trójcy.
42
O powieści
8 Polscy tłumacze powieści nie dali się zwieść oryginalnej pisowni Bułhakowa — Viciliputzli
— i napisali poprawnie „Huitzilopochtli“, nie dając polskiemu czytelnikowi szansy na odkry-
cie tej subtelnej zmiany, o której pisze Borys Sokołow [przyp. tłum.].
43
O powieści
W nocy, przy świetle pochodni, kapłan, okryty z głową w czarną odzież, podobną do
mniszego habitu, wnosi wyznaczoną ofiarę po stopniach piramidy świątynnej, na
szczyt z kaplicą boga Słońca Vicilopothli (Huitzilopochtli), związaną układa na
wklęsłym kamieniu ofiarnym, tak że nogi zwisają z jednej strony, a głowa i ręce — z
drugiej, otwiera jej pierś krzemiennym nożem — kamień jest stary, świętszy od żela-
za — wyjmuje jeszcze żywe, drgające serce, pokazuje Nocnemu Słońcu — niewi-
docznemu, wszechwidzącemu — spala je na ofiarnym ogniu, smaruje krwią wargi
srogiego byka i skrapia nią ściany świątyni.
Rozmawialiśmy o [jego] niechęci do Moskwy: nawet kobiece głosy mu się nie podo-
bają (moskiewski kontralt).
44
O powieści
45
O powieści
talne mieszkanie i odprawiają tam „czarną mszę”, przy czym Azazello mówi o
Stiepanie Lichodiejewie, że „taki on dyrektor, jak ja archijerej!”. Kiedy w miesz-
kaniu pojawia się bufetowy Teatru Variete, Sokow, zastaje tam niejako kościelną
atmosferę: światło padające z okien podobne do cerkiewnego, unosi się zapach
kadzidła, a stół przykrywa kościelny brokat. W redakcji z 1929 roku bufetowy
po niefortunnej wizycie u Wolanda udawał się do świątyni, która okazała się za-
mieniona w salę aukcyjną sprzedającą muzealne eksponaty w rodzaju futra cara
Aleksandra III. Przy tym, jak w notatce Garda, „w świątyni nie było ani jednego
świętego oblicza. Zamiast nich, gdzie nie rzucić okiem, wisiały wyłącznie
świeckie obrazy”.
Co ciekawe, 12 czerwca 1929 roku, jak zakomunikowała następnego dnia „Praw-
da”, referaty sekretarza CKK, jawnie antyreligijnego publicysty, Jemieliana Jaro-
sławskiego i N. Bucharina otworzyły w Moskwie wszechzwiązkowy zjazd bez-
bożników. W pierwszej redakcji „Mistrz i Małgorzata“, datowanej na rok 1929,
do 12 czerwca były dopasowane czasowo wszystkie cudy, które nastąpiły po se-
ansie czarnej magii w Teatrze Variete. W ostatecznym tekście zastąpił je, ale te-
go samego dnia, Wielki Bal u Szatana. Można przypuścić, że i we wczesnej re-
dakcji podobny bal lub sabat także bezpośrednio następował po czarnej magii i
wypadał 12 czerwca, parodiując zjazd biezbożników.
Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną okoliczność. 1 maja 1929 roku, sądząc z wiado-
mości prasowych, w Moskwie nastąpiło silne ocieplenie, nadzwyczajne dla tej
pory roku. W „Mistrzu i Małgorzacie“ Bułhakow transformował to zjawisko na
niesłychanie gorący wieczór pierwszego dnia, kiedy Woland ze świtą przybyli
do Moskwy. Pisarz uważał, że szatan tradycyjnie jest związany z piekielnym pło-
mieniem i dlatego wysoka temperatura poprzedza jego nadejście.
W liście do Jeleny Bułhakow, pisanym z 6-7 sierpnia 1938 roku, autor komuniko-
wał:
46
O powieści
47
O powieści
48
II. Źródła i wpływy
Demonologia
Źródła
Demonologia to dział średniowiecznej teologii w zachodnich odłamach chrześci-
jaństwa, rozpatrujący problemy związane z demonami i ich relacjami z ludźmi.
Określenie „demonologia“ składa się z greckiego „daimon“ — zły duch (w an-
tycznej Grecji słowo to jeszcze nie miało tyle negatywnej otoczki, co teraz) oraz
„logos“ — słowo, znaczenie. Literalnie ujmując jest to „nauka o demonach“.
Wiedzę zaczerpniętą z demonologii Bułhakow wykorzystał w znacznym zakre-
sie w „Mistrzu i Małgorzacie“. Źródłami wiedzy w tym obszarze były dla niego
poświęcone tej kwestii artykuły z Brockhausa, książka M. Orłowa „Historia sto-
sunków człowieka z diabłem“ oraz Aleksandra Amfiteatrowa „Diabeł w życiu,
legendzie i literaturze średniowiecza“.
Z pierwszych dwóch pozycji zachowały się w archiwum Bułhakowa liczne wy-
pisy z odsyłaczami. Z pracy Amfiteatrowa bezpośrednich wypisów nie ma, ale
wiele fragmentów powieści wskazuje na ich pochodzenie z „Diabła...“ — szcze-
gólnie te o demonie Astarocie (jak Bułhakow nazywa Wolanda we wczesnej re-
dakcji powieści). Jednocześnie częste odwołania do ksiąg Amfiteatrowa w in-
nych dziełach Bułhakowa (np. w powieści „Maria Łusiewa za granicą“ lub w
„Niezwykłych przypadkach doktora“), czytelne paralele do powieści fantastycz-
nej Amfiteatrowa „Ognisty kwiat“ (Жар-цвет) i rozważania o diable w „Mistrzu
i Małgorzacie“ pozwalają uznać, że z pracami Amfiteatrowa Bułhakow był do-
brze zaznajomiony.
Z artykułów „Słownika encyklopedycznego“ Bułhakow zaczerpnął imię Helli i
mnóstwo detali oraz osób uczestniczących w Wielkim Balu u Szatana i poprze-
dzającego go sabatu (bardzo przydał się tutaj artykuł „Sabat czarownic“. Z arty-
kułu „Astrologia“ natomiast zaczerpnięte zostały ważne szczegóły przepowiedni
losu Michała Berlioza, ujawnionej przez Wolanda na Patriarszych Prudach:
51
Demonologia
52
Demonologia
na bogobojną chrześcijankę. Dlatego też nie udaje się jej go uratować przed nie-
czysta siłą. Przewodniczący Komisji Widowisk z przyzwyczajenia jest niemiły
dla Behemota oraz kłamie, że jest zajęty i nie może go przyjąć. Za to łgarstwo, a
nie tylko za chamstwo, bohater Bułhakowa zostaje ukarany, znikając na oczach
zdumionej sekretarki dokładnie tak, jak saksońska kłamczucha. Przy tym pomoc-
nik Wolanda nie pokusił się o rzeczy, a nawet o duszę, zabierając ze sobą (a i to
na krótko) ciało Prochora Pietrowicza, amatora cielesnych uciech.
Przemiany
Epizod z wizytą Azazella u profesora Kuźmina także ma odniesienia w „Histo-
rii...“. Orłow przywołuje mnóstwo przykładów przeobrażeń diabelskich, w tym
przypadek profesora uczelni wirtemberskiej w XVI w.
Kiedyś ktoś głośno zastukał w jego drzwi.
53
Demonologia
Profesor u Bułhakowa ponosi karę za wymuszenie. Chociaż chorych nie miał tego
dnia nazbyt wielu, najpierw był gotów przyjąć bufetowego dopiero 19., to jest
po szesnastu dniach i dopiero słowa o śmiertelnej chorobie każą mu obejrzeć So-
kova. Kuźmin w niczym nie może choremu pomóc, ale bierze honorarium w
trzech diabelskich czerwońcach, które zmieniają się w etykietki Abrau-Diurso13.
Za urojoną pomoc otrzymuje urojone pieniądze.
Orłow opisuje przypadek pewnego szesnastowiecznego włoskiego młodzieńca,
który na obrzeżach Rzymu
W takim stanie, a jedynie bez brody, widzi Małgorzata Wolanda przed Wielkim
Balem:
Dwoje oczu wpiło się w twarz Małgorzaty. Prawe, ze złotą iskierką na dnie, prze-
świdrowywało każdego na wylot, lewe, puste i czarne, było jak wąskie ucho igielne,
jak otwór bezdennej studni ciemności i cieni. Twarz Wolanda była wykrzywiona,
prawy kącik jego ust opadał ku dołowi, wysokie łysiejące czoło bruździły głębokie,
równoległe do ostrych brwi, zmarszczki.
...Woland leżał wyciągnięty na pościeli, ubrany tylko w długą nocną koszulę, brud-
ną i zacerowaną na lewym ramieniu.
13 Osada i winnice nad jeziorem Abrau, obecnie już ze 150-letnią tradycją w produkcji wina.
54
Demonologia
Dawne indyjskie bóstwa (Deva i Devi) zmieniły się w złe demony (Daeva) Avesty.
Podobny los czekał boginie i bogów starożytnej Grecji i Rzymu w oczach ojców ko-
ścioła chrześcijańskiego. W ten sposób i nasza Europa, ku swemu wielkiemu utra-
pieniu, odziedziczyła z czasów pierwotnych pogan bezsensowną wiarę w zabobony i
nieczystą siłę.
Nowa wiara, chrześcijaństwo, wszelkimi metodami zwalczała te zabobony. Istotę
wrogiego zderzenia między pogańskim i chrześcijańskim spojrzeniem na diabła ła-
two jest sobie uświadomić i zrozumieć. Poganin nie tylko wierzy w złego ducha, ale
także mu służy. Zły duch jest dla niego takim samym bóstwem, jak dobry. A przy tym
nie wydaje się, aby z dobrym wiązała się potrzeba szczególnego postępowania i zaj-
mowania się nim ze specjalną gorliwością — korzystne nastawienie dobroczynnych
bóstw do człowieka jest oczywiste. Co innego bogowie zła. Tych trzeba przeciągnąć
na swoją stronę, bo nie można od nich oczekiwać niczego innego, jak tylko przykro-
ści i szkody. Dlatego kult złego ducha był w pierwotnym społeczeństwie znacznie
głębszy, ogólnie i w szczegółach, niż dobrego. I tak narodziło się czarnoksięstwo,
jako pośrednictwo pomiędzy ludźmi i światem bogów.
Chrześcijaństwo nie stało w kwestii złego ducha po przeciwnej stronie. Uznając for-
malnie jego istnienie, nie próbując go unicestwić, ujęło tę sytuację w dogmat, ogła-
szając złego ducha „szatanem“, to jest przeciwnikiem, wrogiem błogosławionego
boga, odwrotnością boskości. Bogu należy się pokłon, szatanowi co najwyżej
strach. Odcięcie się od szatana oznacza przypodobanie się bogu, a każda próba
zwrócenia się do szatana jako wyższego ducha staje się odstępstwem.
I tak lud, ciągle jeszcze przesiąknięty duchem swojego dawnego pogaństwa, za nic
nie mógł lub nie chciał, zrozumieć i przyjąć tego nowego spojrzenia na duchy mro-
ku i zła: dla niego wciąż jeszcze były bogami, służył im i kadził im w oczekiwaniu
wdzięczności. Oto w czym tkwi sedno konfliktu pomiędzy tym ludowym nastawie-
niem a chrześcijaństwem, którego głosiciele i obrońcy przez stulecia prowadzili
wojnę ze starymi pogańskimi wyznaniami.
55
Demonologia
Walka z religią
Głosiciele idei komunistycznych — wierząc w nie albo stosując koniunkturalnie
— wiedli z chrześcijaństwem wieloletnią wojnę, którą obserwował także Bułha-
kow. W zapiskach w dzienniku 5 stycznia 1925 roku przekazał swoje obserwa-
cje po lekturze fragmentów czasopisma „Bezbożnik“:
...Nie da się nie zauważyć, że pojęcie i obraz złego ducha odróżnianego od dobrego,
pojawia się w mitologii biblijnej nie wcześniej niż w czasach niewoli (mowa o babi-
lońskiej niewoli Żydów). W Księdze Hioba Szatan występuje się jeszcze wśród nie-
biańskich aniołów i bynajmniej nie przedstawia się jako przeciwnik Boga i niszczy-
ciel jego dzieła. Jest jedynie sceptykiem, duchem małej wiary, przyszłym Mefistem,
którego bliskość człowieczym wątpliwościom i protestom przeciw losowi tak wabiło
licznych poetów i filozofów.
Jego władza pochodzi jeszcze z nadania boskiego i ma, konsekwentnie, boski cha-
rakter: jest jedynie służbą, wynikającą z wyższej woli. W nieszczęściach Hioba jest
niczym więcej jak tylko narzędziem. Odpowiedzialność za nieuchronność niezrozu-
miałych i nagłych cierpień sprawiedliwych, bóstwo bierze na siebie własnymi usta-
mi w słynnym rozdziale, w którym nawet nasz myśliciel Łomonosow został poetą.
Diabeł z Księgi Hioba jest sceptykiem, który źle myśli o człowieku i zazdrości mu w
obliczu Najświętszej Świętości, ale w końcu jest tylko sługą wykonującym takie zle-
cenia, których Najwyższa Świętość nie może, by tak rzec, bezpośrednio dotknąć, bo
to zrujnowałoby jej doskonałość. To faktotum niebios od złych uczynków. Jeszcze
wyraźniej widać rolę takiego posłusznego posłańca w znakomitym epizodzie z Księ-
gi Królewskiej, opowiadającym o duchu, który przyjął od Boga zlecenie zniszczenia
56
Demonologia
króla Achaba przez oszustwo14. Ten duch nie nosi nawet przydomków zła, ciemno-
ści, diabła itp. Jest aniołem, jak wszyscy inni, jak ten straszny anioł, który w ciągu
jednej nocy dokonuje nieprawdopodobnych rzezi: mordu egipskich pierworodnych,
eksterminacji hord Sennacheriba itp.“.
U Bułhakowa Woland także wypełnia poruczenie lub raczej prośbę Jeszui, aby
zabrał do siebie Mistrza i Małgorzatę. Szatan w tej powieści jest sługą Ha-Nocri
„od takich zleceń do których Najwyższa Światłość nie może dotykać się bezpo-
średnio“. Nie na darmo Woland mówi do Mateusza Lewity: „Nic dla mnie nie
jest trudne“. Wysoki etyczny ideał Jeszui może się chronić jedynie w niebiosach,
a ziemską egzystencję genialnego Mistrza musi ratować od zguby jedynie szatan i
jego świta, nie ograniczani tym ideałem w swoich czynach.
Twórca, taki, jakim jest Mistrz — bardzo podobny do Fausta — zawsze należy i
do Boga, i do diabła.
Amfiteatrow zwrócił uwagę na apokryficzną Księgę Enocha, gdzie
w starszej jej części najpierw dźwięczy myśl o bliskości człowieka i diabła, którego
wina jest wyobrażona jako odstępstwo od boskości na rzecz człowieczeństwa, ponie-
chanie nieba dla ziemi. Diabły Enocha — anioły upadłe z powodu miłości do ludz-
kich córek, pozwalające spętać się przez cielesność i uczucia. Ten mit zawiera w so-
bie głęboką myśl — nie ma w naturze bytów złych i demonicznych z urodzenia; takie
byty, to jest realizowane myśli i czyny są owocem ewolucji człowieka.
Żydzi zbyt długo byli koczownikami na palącej pustyni, żeby nie zrodził się wśród
nich mit o panującym tam złym duchu Azazelu — być może jako odprysku egipskie-
go Seta, któremu przypisywano władzę nad półwyspem synajskim. Sławetny obyczaj
oddawaniu na ofiarę owemu Azazelowi „kozła ofiarnego“ obciążonego grzechami
Izraela, jest ogólnie znany. Utrzymał się w judaizmie prawie do upadku niepodle-
głego państwa żydowskiego i umierając zetknął się z chrześcijańskim symbolem-an-
tytezą, barankiem, który wziął na siebie grzechy świata.
57
Demonologia
Faust: Gdybyś nie był diabłem, a człowiekiem, co byś zrobił, żeby zadowolić Boga i
pozostać ulubieńcem ludzi?
Mefistofeles, z uśmiechem: Gdybym był do ciebie podobnym człowiekiem, wysła-
wiałbym Boga i modlił się do niego do ostatniego tchu i robiłbym wszystko, co tylko
ode mnie zależy, aby go nie urazić i nie wywołać jego gniewu. Przestrzegałbym jego
nauk i prawa. Przyzywałbym, wychwalał i czcił tylko jego, aby zasłużyć na wieczne
szczęście po śmierci.
Woland jest równie pełen szacunku dla Jeshui Ha-Nocri, a pozwala sobie na
drwiny tylko z jego ograniczonego ucznia, Mateusza Lewity. Amfiteatrow
wspomina także o „cudownej małoruskiej opowieści o diabełku, zakochanym w
młodej dziewczynie, która zostaje wiedźmą nie z własnej chęci, ale dziedzicząc
po matce i pomagającym tej biednej istocie nie tylko w rozwodzie z czarnoksię-
58
Demonologia
stwem, ale także oddającym się zamiast niej w ofierze swoim mściwym towarzy-
szom... W ten sposób nawet najwyższy poziom chrześcijańskiej miłości i chęć
oddania duszy za przyjaciół są dostępne ludowym czartom. Co więcej, istnieją
diabły, które swoimi dobrymi cechami znacznie przewyższają ludzi, a spektakl
ludzkiej podłości i okrucieństwa prowadzi ich do szczerego oburzenia i przera-
żenia ”.
Faust
U Bułhakowa Małgorzata zostaje wiedźmą nie na osobistą prośbę, ale na zew
krwi, jako prapraprawnuczka jednej z królowych Francji o imieniu Małgorzata
— Nawarskiej (1492-1549) lub Valois15 (1553-1615). Pogłoska obie wiąże z nie-
czystymi siłami. Do tego w „Notatniku“ Amfiteatrowa wspomina się „utwory
obu Małgorzat Valois“ — autentyczne pomniki „miłości”, jak rozumiało to naj-
lepsze, najbardziej elitarne i wykształcone społeczeństwo Francji XV-XVII
wieku, a zdaniem autora, jest to
taki zapaszek, którego nie tylko w rosyjskich zabytkach literatury, ale być może na-
wet w ustnych obscenicznych i błazeńskich opowieściach nie znajdziesz. A poza tym
jest to zapaszek ordynarny, niezłagodzony, bez wymówek i złudzeń. Nieprzyjemna
woń uczuć i języka.
Być może był to jeden z powodów, dla których Bułhakow uczynił francuskie kró-
lowe miłymi diabłu. Woland i jego świta, podobnie jak „dobre diabły“ Amfite-
atrowa, karzą zło, karzą Berlioza, Popławskiego, Lichodejewa, Mogarycza i in-
nych, dalece nieporządnych przedstawicieli mieszkańców Moskwy.
Według Amfiteatrowa „najbardziej szanowanym, słodkim i sympatycznym dia-
błem, który kiedykolwiek wydostał się z piekła na świat, jest oczywiście Astarot
z parodii poematu rycerskiego Luigiego Pulciego (1432-1484) „Morgante”
(1482)16. Tutaj dobry magik Malagigi, aby pomóc Rolandowi i innym rycerzom-
16Długi utwór (ponad 30000 wersów!) bazuje na Pieśni o Rolandzie i późniejszych opracowa-
niach losów Rolanda i bitwy w wąwozie Roncevaux. Głównymi bohaterami poematu są Or-
lando i Rinaldo, paladyni Karola Wielkiego oraz tytułowy Morgante, olbrzym. Negatywnym
bohaterem, źródłem wszelkich nieszczęść, jest Ganelon Moguntczyk, który z Saracenami spi-
skuje przeciwko szlachetnym rycerzom [przyp. tłum.].
59
Demonologia
paladynom, przywołuje diabła Astarota, któremu „wyrywa się, że Bóg Syn nie
wie wszystkiego, co wie Bóg Ojciec”. Malagigi jest zdziwiony i pyta dlaczego.
Teraz diabeł rozpoczyna bardzo długą przemowę, w której w uczony i w pełni
ortodoksyjny sposób rozprawia o Św. Trójcy, stworzeniu świata i upadku anio-
łów. Malagigi zauważa, że kara, która spotkała upadłe anioły nie za bardzo pasuje
do nieskończonego bożego miłosierdzia. To doprowadziło demona do wściekłe-
go oburzenia:
Jako czart w roli kaznodziei prawiącego morały o życiowej mądrości ukazuje się w
„Fauście“ Mefistofeles, po diabelsku okpiwający studenta, który przyszedł do Fau-
sta po radę w sprawie wyboru drogi kariery... W następstwie diabelskiej porady stu-
dent — w drugiej części „Fausta“ — zostaje takim marnym „privat-dozentem“, że
samemu diabłu robi się wstyd, jakiego też mianował profesora.
60
Demonologia
Zakończył zaś swoją pracę słowami włoskiego badacza Arturo Grafa, którego
książka o diable stała się podstawą dzieła: „Dzieło rozpoczęte przez Chrystusa
61
Demonologia
osiemnaście wieków temu (Włoch pisał w końcu XIX w.), zakończyła cywiliza-
cja. Ona zwyciężyła piekło i na zawsze odkupiła nas od diabła“.
Mówiąca halucynacja
Amfiteatrów tworzył swojego „Diabła...“ w 1911 roku, jeszcze przed I Wojną
Światową i Rewolucją Październikową. Także przed I Wojną Światową po-
wstała książka Orłowa. Bułhakow pracował nad „Mistrzem i Małgorzatą“, kiedy
nad Rosją wzeszła już zorza socjalizmu i ukazała się cała uroda nowego ustroju,
aż do procesów politycznych, przypominających średniowieczne procesy cza-
rownic (uczestnicy jednego z tych procesów są obecni na Wielkim Balu u Szata-
na). O królestwie prawdy i sprawiedliwości mówi Jeszua Ha-Nocri, ale Pon-
cjusz Piłat przerywa mu krzykiem: „Ono nigdy nie nastanie!“
Kiedy Bułhakow pisał swoją powieść, Związek Radziecki, jak żaden inny kraj
wcześniej, reprezentował odnowione przez socjalizm królestwo strachu, i dlate-
go pojawienie się diabła w Moskwie było zupełnie właściwe. Moskiewskie sce-
ny „Mistrza i Małgorzaty“ rozgrywają się dokładnie w dziewiętnaście wieków
po straceniu Chrystusa, i Bułhakow z zupełnym brakiem optymizmu — inaczej
niż Amfiteatrow, Graf, Orłow i Amerykanin Charles Lee (na którego „Historię
inkwizycji“ powołuje się autor „Historii stosunków człowieka z diabłem“) —
zapatrywał się na zanikanie społecznych korzeni mistycyzmu. W liście do rządu
z 28 marca 1930 roku pisarz osobno wskazał na
w jego satyrycznych opowiadaniach. Ten sam kolor jest obecny i w ostatniej po-
wieści.
Ważnym źródłem dla „Mistrza i Małgorzaty“ stały się nie tylko badania Amfitie-
atrowa nad diabłem, lecz również jego powieść „Ognisty Kwiat“. Już tutaj za-
warty jest opis moskiewskiej kliniki psychiatrycznej, w której zamknięto obłąka-
nego, przysięgłego pełnomocnika Pietrowa. Chorego męczą przywidzenia —
kochanka Anna, która popełniła samobójstwo z powodu ożenku Pietrowa. Jego
przyjaciel, Aleksiej Debrianski, zaraża się od Pietrowa obłędem, i po śmierci Pie-
trowa zjawa Anny prześladuje już Debrianskiego. Aleksiej wie o śmierci swoje-
go przyjaciela po ocknięciu się ze snu, chociaż nikt nie mógł mu o niej powie-
62
Demonologia
Omamy dźwiękowe — to połowa problemu, ale jeżeli już zaczęły się wzrokowe...
63
Wolnomularstwo
Wolnomularstwo (masoneria, także Franko-masoneria) pojawiło się w począt-
kach XVIII w. (według innych danych w wieku XVII) w Wielkiej Brytanii i ro-
zeszło się stamtąd po całym świecie, łącznie z Rosją. Nazwę nadano mu dla upa-
miętnienia budowniczych świątyni Salomona. Masoneria jest dziedziczką trady-
cji średniowiecznych cechów rzemieślniczych (w tym oczywiście budowla-
nych) oraz zakonów rycerskich i kościelnych. Pierwotne organizacje masońskie
— loże, jednoczyły się w krajach i w grupach krajów, zwanych prowincjami. W
wąskim sensie wolnomularstwo obejmuje zaprzysiężonych członków lóż, w sze-
rokim natomiast wolnomularzami są również bliskie im w rytuałach oraz poglą-
dach religijno-etycznych bractwa różokrzyżowców, iluminatów, martynistów,
członków hermetycznego zakonu Złotej Zorzy (gdzie silne były wpływy teozo-
ficzne) i in.
Zgodnie z wolnomularską legendą, król Salomon, zawładnąwszy tronem Dawi-
da, zajął się budowaniem świątyni i pałacu królewskiego. W tym celu zawarł po-
rozumienie z królem sąsiedniego Tyru, Hiramem. Hiram dostarczył Salomonowi
całej armii murarzy i cieśli, na których czele stał główny mistrz budowniczych
świątyń Dionizosa, Hiram Abiff — najzręczniejszy i o najwyższych umiejętno-
ściach budowniczy z żyjących na świecie. Pod swoim zarządem miał 183 600
rzemieślników, nadzorców i pracowników. Hiram Abiff znał tajniki rzemiosła i
sekretne słowa, które pomagały nieomylnie oszacować wyniki pracy każdego bu-
downiczego. Pewnego razu trzej czeladnicy chcieli zmusić go do wyjawienia se-
kretów i napadli Abiffa w świątyni, gdzie modlił się przy niedokończonym ołta-
rzu. Kiedy Wielki Mistrz odmówił ujawnienia tajemnicy, zabili go cyrklem,
ekierką i młotkiem (te trzy przedmioty stały się symbolami masonerii).
Celem wolnomularstwa jest samodoskonalenie moralne i bratnia pomoc między
członkami lóż oraz osiągnięcie duchowego braterstwa całej ludzkości. Zdaniem
masonów, tajniki świata i Boga mogą otworzyć się wyłącznie przed człowiekiem
doskonałym i wtajemniczonym. W masonerii istnieje złożona hierarchia stopni
wtajemniczenia, z których najwyższym jest Wielki Mistrz (lub Wielki Nauczy-
ciel). Masoni ściśle chronią sekretów swoich rytuałów i doktryny. Podkreślmy
64/361
Wolnomularstwo
Oczywiście, każdy Franko-mason powie: „Nikt z nas nie ma zamiaru ukrywać swo-
jej działalności ani nikt z nas nie będzie zwodzić nikogo co do jej celów“; tym nie-
mniej podtrzymujemy pogląd, że Franko-masoneria, mimo publikacji statutów, mi-
mo mnóstwa książek, napisanych przez przyjaciół, zwolenników i wrogów, dotych-
czas pozostaje nieznanym bytem historycznym, którego opisania można dokonać tyl-
ko w przybliżeniu. Przyczyną jest istnienie, podobnie jak i w zakonie jezuitów, ele-
mentów, których znajomość jest dostępna jedynie bardzo ograniczonej liczbie całko-
wicie wtajemniczonych członków,
ponieważ
65
Wolnomularstwo
lerancję jeden drugiemu. Masoneria zajmuje się tylko człowiekiem, starając się zro-
bić ze swoich członków dobrych ludzi, a jednocześnie czyni z nich dobrych człon-
ków dla ich wspólnot religijnych... Okazywana podobno chrześcijaństwu wrogość
jest wymysłem, opartym na kłamliwych wiadomościach i nieznajomości prawdziwe-
go charakteru masonerii. Jednak masoneria... nie popiera religijnej obojętności...
opierając się na wiecznych początkach wszelkich wierzeń ma na uwadze jedynie
moralną godność swoich zwolenników, pozostawiając każdemu pełną swobodę w je-
go prywatnych poglądach”.
Na podstawie tych słów można postawić tezę, że Franko-masoneria z dowolnego
Żyda, buddysty, bramina, poganina, mahometanina, łacinnika, protestanta lub pra-
wosławnego przygotowuje do bycia dobrym Żydem, dobrym mahometaninem, do-
brym poganinem, dobrym łacinnikiem, dobrym protestantem, dobrym prawosław-
nym. Jednak, oczywiście, taki wniosek byłby bezsensowny, dlatego, że postawienie
go zawiera w sobie kłamliwą tezę, widoczną chociażby w tym, że bycie dobrym Ży-
dem lub mahometaninem oznacza bycie wrogiem wszelkiej innej wiary albo ludzie
powinni postępować obłudnie, skrywając swoje poglądy; lecz hipokryzja chyba nie
może istnieć w planach prawdziwej Franko-masonerii, ukierunkowanej na wycho-
wanie moralnych istot; hipokryzja jest jedną z najbardziej niemoralnych wad, więc
w najlepszym wypadku jej członkowie mogą pozostawać obojętnymi na zagadnienia
wiary, ale przecież obojętność na wiarę ojców potępia się wszędzie… Z tego widać,
że prawdziwa Franko-masoneria nie popiera religijnej obojętności. Jakże wyplątuje
się zatem z tego kłopotu? Ona, jak widać, dąży do stworzenia nowej wiary, umac-
niającej się na wiecznych podstawach wszystkich wierzeń, na tym powszechnym po-
czątku, które można znaleźć we wszelkiej religii, to jest na wierze w najwyższy byt,
Jedyną Istotę, Budowniczego Wszechświata”.
66
Wolnomularstwo
Z tego związku — mówią Franko-masoni — nie wyłącza się ten, kto wierzy inaczej,
a tylko ten, kto chce innego i żyje inaczej. Taki jest Franko-masoński zakon. Jest
najszerszym zjednoczeniem, najskrajniejszym kręgiem, zamykającym w sobie
wszystkie mniejsze kręgi i, prócz tego, najwyższą formą społecznego życia, a to w
tym sensie, że prócz niego nie istnieją inne moralno-religijne związki, mające u
swoich podstaw to, co jest wspólne dla prawdziwie dobrych ludzi.
67
Wolnomularstwo
17 Pod tym kolektywnym pseudonimem ukryli się: znany francuski publicysta Gabriel Antoine Jogand-
Pages (używający też indywidualnego pseudonimu „Leo Taxil“) przekonany ateista i przeciwnik chrze-
ścijaństwa oraz jego przyjaciel Charles Hacks. Taksil w kwietniu 1885 roku pozornie ukorzył się przed
papieżem Leonem XIII za swoje antykościelne teksty i obiecał zdemaskować knowania masonów, którzy
podobno czczą diabła. Po publikacji książki „Diabeł w XIX stuleciu” (ukazywała się w kilka częściach)
Taksil ujawnił w kwietniu 1897 roku, że książka jest mistyfikacją, za co został wykluczony z kościoła
[przyp. tłum. — źródło: Wikipedia (fr)].
68
Wolnomularstwo
69
Wolnomularstwo
nagi mężczyzna, któremu z wyglądu można było dać 35-38 lat. Był wysokiego wzro-
stu, bez wąsów i brody, szczupły, ale nie chudy. Twarz ładna, o subtelnych rysach, z
wyrazem godności. W spojrzeniu wyrażał się jakiś smutek. Kąty warg były z lekka
uniesione przez melancholijny uśmiech... był obnażony, a jego ciało, zgrabne, jak u
Apollina, było oślepiające białe z lekkim różowym odcieniem. Przemówił najczyst-
szym angielskim, a czarujący dźwięk jego głosu na zawsze pozostał w pamięci Car-
buccia.
Dalej Lucyfer bierze za ręce Shackletona, ten wydaje nieludzki krzyk, wszystko
pogrąża się w ciemności, szatan znika, a w fotelu zostaje martwy Shackleton.
Orłow przytacza jeszcze szereg innych epizodów z „Diabła w XIX stuleciu”,
związanych z przygodami dr Bataille’a, odwiedzającego różne sekty masonów-
czcicieli-diabła. Tam, w szczególności, ogląda statuę głównej świętości maso-
nów — bóstwa Bafometa, przedstawianego w postaci kozła. Hacks był także w
masońskiej świątyni w Charleston, należącej do loży Pike’a:
70
Wolnomularstwo
Inna relikwia to
Później, w trakcie zboru, braciom-masonom ukazał się w złotym fotelu także sam
Belzebub, który przewodniczył zgromadzeniu.
Trzecią świętością świątyni w Charleston, według zapewnień Bataille’a, była
czaszka Jacquesa de Molay, ostatniego wielkiego mistrza zakonu templariuszy,
rycerza świątyni Salomona spalonego na stosie we Francji 18 marca 1314 roku
pod zarzutem herezji i zadawania się z diabłem. Historia tej czaszki jest zgodna z
opowiadaniem Bataille’a, a w przekazie Orłowa, była następująca:
71
Wolnomularstwo
zmniejszył ogień i ostatecznie spaleniu uległ jedynie korpus, głowa ocalała, a opali-
ły się tylko włosy i broda. Kat zręcznie ukrył ocalałe szczątki i później oddał tym,
którzy go przekupili. Następnie czaszka została oczyszczona i razem ze statuą Bafo-
meta wysłana do Szkocji.
Na czarnym polu wyszyte są srebrne łzy, trumna zabitego mistrza ze złożoną na niej
gałązką akacji i napisem M.V.N.; czaszka i skrzyżowane piszczele, węgielnica, cyr-
kiel i młotek, jak również palica i przymiar. Sensem całego dywanu jest smutek po
zniknięciu prawdy ze społeczeństwa ludzkiego. Powstanie podania o zamordowaniu
wielkiego mistrza, budowniczego świątyni Salomona, Hirama, Hirama Abifa albo
Adonirama, datuje się na XVII lub początek XVIII wieku; podanie ma kilka różnych
wersji, lecz istota jest jedna: burzyli się leniwi, niecierpliwi i zachłanni czeladnicy,
72
Wolnomularstwo
pragnąc nie według zasług, a siłą dopiąć wyższej płacy, którą otrzymywali tylko Mi-
strzowie, to znaczy bardzo dobrzy pracownicy.
„Ponieważ Hiram, wielki budowniczy świątyni Salomona, miał takie mnóstwo
pracowników, pobierających wynagrodzenie, że nie mógł ich wszystkich spamię-
tać, poszczególnym z nich (według hierarchii w rzemiośle) podał tajemne hasło i
znak, żeby przy wypłacie można było łatwiej ich rozpoznać”.
Adoniram padł pod uderzeniami kielni, węgielnicy i młotka (według innych kilofa,
cyrkla i palicy), lecz nie zdradził tajemnicy. Akacja jest symbolem wieczności ducha
i dobrych dokonań; litery M.V.N. oznaczają ulotność ciała jako powłoki ducha;
czaszka i piszczele należy rozumieć tak:
„nie żeby obraz śmierci nas przerażał, proponuje się to smutne znamię, lecz by-
śmy swej pozycji w Zakonie nie cenili wyżej, aniżeli swego życia, które zobowiąza-
ni jesteśmy ofiarowywać dla pomyślności Zakon oraz dla pomyślności i bezpie-
czeństwa braci”.
W późniejszych interpretacjach zabity mistrz uosabiał wszystkich męczenników za
idee.
73
Wolnomularstwo
Drewniane, wyściełane fotele i krzesła są pokryte białym lakierem, dla Wielkich Mi-
strzów obite błękitnym aksamitem, dla pozostałych braci białym atlasem. W łożach
z ograniczonymi środkami finansowymi, tkaniny bywały tańsze lub nawet zupełnie
zastąpione przez pomalowanie drewna na odpowiednie kolory. Stoły administrato-
rów loży miały trójkątny kształt i były pomalowane niebieską farbą. Na środku pod-
łogi leży symboliczny dywan [podobny do opisanego wyżej]. W złoconych trójkąt-
nych świecznikach płonęło dziewięć żółtych woskowych świec. Świece rozświetlają
miękkim światłem wschód, południe i zachód; północna część sali pozostaje w pół-
mroku. Duża, sześcioramienna gwiazda zwisa z sufitu nad dywanem; jest ze złoco-
nego brązu i wisi na suto złoconym łańcuchu z matowych romboidalnych ogniw z
błyszczącymi ostrymi ściankami.
Bracia odziani są w niebieskie kabaty i białe skórzane fartuchy, maleńkie żelazne
kielnie wiszą na białych paskach u trzeciej zapinki kabata, wszystkie dłonie w bia-
łych rękawiczkach. Wielkiego Mistrza wyróżnia niebieski kapelusz, upiększony
przez złote słońce lub białe pióro. Jego fartuch jest podbity i obszyty niebieskim je-
dwabiem, na wierzchu są naszyte trzy duże, niebieskie rozety. Na zapince kabata, na
niebieskiej wstążeczce, wisi złota kielnia, a na szyi, na znak władzy — kluczyk z ko-
ści słoniowej i na znak podporządkowywania prawu zakonu — złota węgielnica. W
prawej dłoni trzymał okrągły, kościany młotek.
74
Wolnomularstwo
75
Wolnomularstwo
dziwego światła i zwrócić na nią całą uwagę. Opaska założona na oczy miała za za-
danie odciąć cię od rzeczy zewnętrznych, które niepomiernie zaprzątają naszą uwa-
gę i pomóc zwrócić się do wnętrza, do źródła twojej istoty i błogostanu.
76
Wolnomularstwo
Następnie Wielki Mistrz zadaje całą serię pytań, które, tak samo jak odpowiedzi,
są przekazywane przez odźwiernego odpowiadającemu na nie przewodnikowi
kandydata.
„Nazwisko? Wiek? Miejsce urodzenia? Wyznanie? Miejsce zamieszkania? Pozy-
cja społeczna?” Ostatnia odpowiedź jeszcze nie przebrzmiała, gdy Wielki
Mistrz zawołał: „Wpuście go!”
Następnie przewodnik odsuwa się od wtajemniczanego, a nieco później
odźwierny ujmuje prawą ręką nagą szpadę i kierując jej koniec w lewą pierś kan-
dydata, prowadzi go ku dywanowi i tam zostawia, ustawiając jego stopy pod ką-
tem prostym. Wtajemniczany musi odpowiedzieć na sześć pytań:
Czy przyrzekasz uznawać, kochać i lękać się Istoty Najwyższej, która jest źródłem
wszelkiego porządku?
Czy uznajesz Jej Słowa zapisane w Objawieniu za przewodnik na drodze do od-
wiecznej doskonałości?
Czy zgadzasz się wiernie przestrzegać i wykonywać Jej polecenia i poświęcić całe
życie na ich spełnienie?
Czy uznajesz wszystkich ludzi za swoich braci?
Czy uważasz, że służenie im i czynienie im dobra jest wypełnianiem woli Bożej i
osobistym twoim błogosławieństwem?
Czy zgadzasz się uznać wypełnianie tych powinności za swój główny cel?
Czy słowo, które dałeś, jest dla ciebie święte?
Słyszycie, drodzy bracia, jak mocne są przekonania tego wolnego człowieka. Dobro-
wolnie zgadza się poświęcić się wypełnianiem naszych powinności. Czy zgadzacie
się przyjąć go między siebie?
77
Wolnomularstwo
Niczego o Zakonie nigdy nie zdradzić nikomu, nie przekonawszy się w wyniku solen-
nej próby, że jest prawdziwym masonem; na zawsze pozostać wiernym loży, ze skraj-
nym posłuszeństwem odprawiać jej obrzędy, dobro jej po wsze czasy chronić od
wszelkiej szkody zgodnie z możliwościami i w godzinie próby poświęcić jej wszyst-
kie siły; wszystkim ludziom, zwłaszcza zaś braciom, we wszelkich przypadkach po-
magać, nigdy się ich nie wyrzekać, chyba że taka pomoc sama może przynieść szko-
dę twojemu morale i honorowi.
Wielki Mistrz objaśnia wagę ślubowania; jeszcze nie jest za późno na cofnięcie
decyzji o przystąpieniu do święceń, lecz raz złożony ślub związuje z brater-
stwem i daje mu pełnię władzy w karaniu za niedotrzymanie słowa. Jednak po-
szukujący światła jest nieustraszony; upiera się przy chęci wyświęcenia, i Wielki
Mistrz woła: „Zegnij kolana przed ołtarzem naszym i podaj prawą rękę”. Lewe
obnażone kolano kandydat wspiera na poduszce, leżącej przed ołtarzem, prawą
rękę kładzie na Ewangelii otwartej na pierwszym rozdziale według św. Jana. Do
obnażonej piersi przystawiają mu rozwarty cyrkiel, a on przyrzeka przyjąć na sie-
bie wszystkie zobowiązania z całą ich sile i wszystkie wymagania święcie wy-
pełnić.
Przyrzekam święcie tak czynić, bo tak dla mnie ważne jest miano człowieka honoru.
Czy widzisz wymierzoną w siebie broń na wypadek, gdybyś sprzeniewierzył się swo-
jemu zobowiązaniu? Nie mamy zamiaru splamić twoją krwią rąk naszych, bo czeka
cię sąd dalece straszniejszy. Los krzywoprzysięzcy jest w rękach Boga.
78
Wolnomularstwo
Jak zemsta jest przeznaczona dla przestępcy, tak błogosławionym należy się światło.
Ujrzyj je!
Opaska zostaje zdjęta, zapalają się jaskrawym światłem zimne ognie i szybko ga-
sną przy okrzyku:
Tako przemija światło i wszystkie radości, lecz zachowujący wolę Bożą pozostają w
nim na wieki!
Badany ponownie pada na kolana przed ołtarzem; sam musi przyłożyć cyrkiel do
swej nagiej piersi, mistrz rytuału przystawia kielich na krew, a Mistrz, uderzając
młotkiem w główkę cyrkla, mówi trzykrotnie:
79
Wolnomularstwo
80
Wolnomularstwo
życie, dają nadzieję wzniesienia świątyni mądrości; parę damskich rękawic, któ-
re doradza się oddać wybrance serca, cnotliwej kobiecie.
Niektórzy, ignoranci lub krótkowzroczni, nie dopatrują się w tym obrzędzie ukrytego
sensu — mówi mistrz ceremonii — lecz ja ci, drogi bracie, muszę powiedzieć, że po-
winniście wybrać sobie współpracownicę, przyjaciółkę, zaręczyć się i połączyć się
czystym i świętym ślubem z Mądrością, z niebiańską Sofią. I tak zostanie waszą nie-
rozłączną towarzyszką, jedyną waszą wybranką.
81
Wolnomularstwo
82
Wolnomularstwo
Salomon, kiedy dowiedział się o zagładzie swojego pomocnika, bardzo się w za-
smucił i nakazał znaleźć ciało Wielkiego Mistrza. Na znak swojej niewinności,
robotnicy przybyli w białych rękawicach. Ciało odnaleziono, ponieważ ziemia
była świeżo skopana, a wetknięta w nią gałąź akacji, którą mordercy zaznaczyli
sobie miejsce pochówku Adonirama, aby następnie przenieść i ukryć zabitego w
odleglejszym miejscu — pozieleniała.
Mistrzowie obawiając się, że dawne mistrzowskie słowo już straciło znaczenie,
stając się, być może, jawnym dla wielu, „zdecydowali zastąpić je pierwszym,
które ktoś z nich wymówi po odkryciu ciała zamordowanego mistrza”. W tej
chwili ciało się odkryło i, gdy ujrzeli przejawy gnicia, rozbrzmiał wśród obec-
nych okrzyk: „Ciało odpada od kości”. I to wyrażenie zostało hasłem mistrzow-
skiego stopnia.
W mistrzowskim obrzędzie trzema uderzeniami młotka powala się wtajemni-
czanego i kładzie do trumny, uderzenia zazwyczaj zadaje Wielki Mistrz, a cza-
sem, zgodnie z opowieścią o Adoniramie, rolę buntujących się czeladników od-
grywa odźwierny z wprowadzającym i w trakcie obchodu pomieszczeń loży, na
południu, północy i wschodzie będą uderzać kandydata, z lekka dotykając go
swoimi młotkami. Złożonego do trumny okrywają czerwoną, niejako zakrwa-
wioną tkaniną, a na sercu składają złoty trójkąt z imieniem „Jehowa” i gałąź akacji
lub tarniny (w starożytności poświęconej słońcu, jako źródłu życia), a w głowach
i nogach trumny umieszczają cyrkiel i węgielnicę. Wtajemniczanego pięciokrot-
nie wydobywają z trumny — to pięciokrotne podniesienie oznacza konieczność
doskonalenia wszystkich pięciu zmysłów.
W rytuale czytamy:
83
Wolnomularstwo
Czy nie jest oczywiste także w zewnętrznej, naturalnej śmierci, że gnicie nie łączy
się z życiem; grzech, namiętności — to nie jest sedno, a proch i odpadki, ciało
próchnieje
84
Wolnomularstwo
85
Wolnomularstwo
86
Wolnomularstwo
przed sądem wyższym niż ziemski, symbolizują walkę na śmierć i życie przeciw
„despotyzmowi władzy cywilnej i kościelnej”.
Jednak wymagań Kadosz nie wyczerpywało przygotowanie nieustraszonego
kandydata do walki z mrokiem fanatyzmu i przemocy: „wykuwała się silna wola,
duch uwalniał się od przesądów, szlifował się rozum”. Wielcy wybrańcy nazy-
wali siebie „synami świata”, „synami słońca”, przed którymi odkryta jest najwyż-
sza wiedza, Gnosis, tajemnica bytu.
Ważne epizody „Mistrza i Małgorzaty”, w których uczestniczą: Iwan Bezdom-
ny, Mistrz, Woland, Korowiow i Małgorzata, takie jak sceny z Wielkiego Balu u
Szatana, są karykaturą obrzędów masońskich. Iwan Bezdomny, którego Mistrz w
finale nazywa swoim uczniem — to niejako profan, próbujący uzyskać najniższy
masoński stopień ucznia (nawiasem mówiąc, w historii chrześcijaństwa, tak samo
jak demonologii, Iwan Nikołajewicz na początku powieści jest rzeczywiście zu-
pełnym laikiem). W pogoni za Wolandem traci swoje wierzchnie ubranie, jak ka-
że masoński rytuał przyjęcia do loży:
Poeta był bosy, miał na sobie białe pasiaste kalesony i rozdartą białawą tołstojow-
ską20 koszulę, do której przypięty był na piersi agrafką papierowy święty obrazek
przedstawiający niezidentyfikowanego świętego. Iwan trzymał w dłoni zapaloną
świeczkę, a na jego prawym policzku widniało świeże zadrapanie.
20Autor sugeruje, że „tołstojowka” mogłaby być aluzją do nauk Lwa Tołstoja w kwestii nie-
zwalczania zła przemocą — co było również zgodne z regułami masońskimi [przyp. tłum.].
87
Wolnomularstwo
stoma laty. Opisano Iwana na całą stronicę, przewrócono arkusz na drugą stronę i
kobieta w bieli przeszła do pytań o jego krewnych. Można było dostać kręćka — kto
umarł, kiedy i na co, czy nie pil, czy nie chorował na choroby weneryczne i tak dalej
w tym stylu. Wreszcie poprosili, by opowiedział, co zaszło wczoraj na Patriarszych
Prudach, ale nie czepiali się zanadto, komunikat o Poncjuszu Piłacie przyjęli bez
zdziwienia..
88
Wolnomularstwo
89
Wolnomularstwo
stopień rycerza białego i czarnego orła. Na początku Balu szatan występuje w sa-
mej bieliźnie, jak wtajemniczany, a wygląd Wielkiego Komandora przyjmuje za-
raz po zabójstwie barona Meigla, którego purpurowa krew tryska na wykroch-
maloną koszulę i kamizelkę — tradycyjny strój masona. Biegnące natomiast w nie-
skończoność schody, po których Małgorzata wchodzi na salę balową, przypomi-
nają tajemnicze schody o czternastu stopniach, budowane w przedsionku loży
Kadosz i symbolizujące, zgodnie z Sokołowską, połączenie „ziemskiej marności”
z niebieską wielkością, nieznajomości z wszechwiedzą (po tych schodach obo-
wiązkowo powinien był wschodzić wtajemniczany). W czasie Wielkiego Balu u
Szatana Małgorzata opiera się na lewym kolanie, jak kandydat otrzymujący ma-
soński stopień. Tu mamy, z jednej strony, parodię masońskiej tradycji, ponieważ
statuty osiemnasto- i dziewiętnastowieczne, które badali A. Bułhakow i T. Soko-
łowska, nie dopuszczały kobiet do członkostwa w lożach, ale z drugiej — do-
strzegamy wiedzę autora „Mistrza i Małgorzaty” o praktyce rosyjskiej masonerii
początków XX w., kiedy nieliczne jeszcze kobiety już wkraczały do wolnomu-
larstwa. Oprócz Sokołowskiej, masonką była, na przykład, znana społeczna dzia-
łaczka i publicystka socjalistyczna, J. Kuskowa, przy czym o jej przynależności
masońskiej było dość szeroko wiadomo. Czaszka Berlioza gra rolę krwawego pu-
charu, do którego ścieka krew wtajemniczanego i łączy się z krwią braci-maso-
nów. Czarne fraki gości na Wielkim Balu u Szatana odpowiadają czarnemu
odzieniu obecnych przy obrzędzie wyświęcania mistrza.
Związek Mistrza i Małgorzaty odpowiada zawartemu w masońskim obrzędzie
życzeniu uczniowi „wybrania sobie przyjaciółki, zaręczenia się z nią i połączenia
się czystym i świętym ślubem z przemądrą, niebieską panną Sofią”. Żart tkwi w
tym, że uosabiająca wieczną kobiecość i boską mądrość Małgorzata musiała zostać
wiedźmą, by połączyć się z Mistrzem.
Ostateczną nagrodą Mistrza nie jest światłość, a spokój, co także wiąże się z sym-
boliką masońską, ponieważ masoni uważają się za „synów światła”. W finale
„Fausta” ofiarowanie bohaterowi życia w światłości jest zgodne z masońską tra-
dycją (Goethe, jak wiadomo, był masonem). Jednak zgodnie z filozoficzną kon-
cepcją Bułhakowa, Mistrz jej nie dostępuje.
Z Korowiowem wiąże się wyświęcanie na stopień Kadosz — rycerza białego i
czarnego orła. Nieprzypadkowo w czasie wizyty bufetowego Variete, Sokowa
90
Wolnomularstwo
91
Wolnomularstwo
W czasie ostatniego lotu Fagot odzyskuje wygląd rycerza czarnego i białego orła.
W wariancie z 1936 roku on wyglądał następująco:
Księżyc lał jaskrawe światło, które teraz grało na złotych zapięciach kaftana na rę-
kojeści szpady, na gwiazdach ostróg. Nie było żadnego Korowiowa, w pobliżu Mi-
strza galopował, kłuł ostrogami boki konia rycerz we fioletach. Wszystko w nim by-
ło smutne, i Mistrzowi wydało się nawet, że pióro z beretu też zwisa smutno.
Tu Korowiow upodabnia się do tych rycerzy czarnego i białego orła, którzy, we-
dług słów Tiry Sokołowskiej, nieco zmodernizowali rycerskie stroje, włożyw-
szy krótkie czarne dalmatyki i pasy ze srebrnymi lub złotymi frędzlami oraz czar-
ne kapelusze, ozdobione przez złote słońce (u Bułhakowa zamiast kapelusza jest
beret z orlim piórem). W ostatecznym tekście rycerski strój Fagota przekształcił
się w tradycyjną rycerską zbroję, jak to było w większości lóż stopnia Kadosz; a
92
Wolnomularstwo
93
Wolnomularstwo
94
Wolnomularstwo
jest niezdolny do walki i zemsty, chociaż gotów jest uznać zdolność zła do stwo-
rzenia dobra. I dlatego nie jest w stanie osiągnąć wyższego stopnia według rytu
szkockiego.
Godne uwagi jest również to, że Bułhakow używał terminologii masońskiej w
swojej korespondencji. W szczególności, w liście do filozofa i literaturoznawcy,
Popowa, z 19 marca 1932 roku, mając na myśli śmierć wielkiego poety Aleksan-
dra Puszkina, stwierdził:
Kiedy sto lat temu zabili komandora naszego rosyjskiego zakonu pisarzy, w jego cie-
le znaleźli ciężką pistoletową ranę. Kiedy za sto lat będą przebierać jakiegoś potom-
nego przed odprawieniem w daleką drogę, znajdą kilka szram od fińskich noży. I
wszystkie na plecach. Zmieniają się narzędzia!
95
Wolnomularstwo
potępiać Go — znaczyło ściągać zgubę na siebie i na lud; lecz być osądzonym przez
Niego — czy nie będzie oznaczać być ‹startym na proch›? (Dan. 2, 34-44).
96
Wolnomularstwo
97
Fryderyk Nitsche
Niemiecki filozof, wywarł znaczny wpływ na twórczość Bułhakowa. Urodzony
15 października 1844 r. w pruskiej wsi Rokken, niedaleko granicy z Saksonią w
rodzinie luterańskiego pastora, stracił ojca mając 4 lata. W 1864 r. ukończył
Pfortę22, szkołę w Naumburgu. Później przez pięć lat studiował na uniwersyte-
tach w Bonn i w Lipsku na wydziałach filologicznych, a latach 1869-1879 był
profesorem klasycznej filologii na uniwersytecie w Bazylei. W 1879 roku musiał
zaprzestać nauczania z powodu nagłego pogorszenia wzroku i bardzo silnych bó-
lów głowy — przejawów nadchodzącego szaleństwa. W początkach stycznia
1889 roku podobnie jak ojciec popadł w szaleństwo. Po krótkim pobycie w klini-
ce profesora Binswangera w Jenie, do końca swoich dni mieszkał u matki w Na-
umburgu. Zmarł w Weimarze, 25 sierpnia 1900 roku.
Podstawowe prace23 Nitschego to: Narodziny tragedii, czyli Hellenizm i pesymizm
(Narodziny tragedii albo Grecy i pesymizm); Ludzkie, arcyludzkie; Jutrzenka; Wiedza ra-
dosna; Tako rzecze Zaratustra (To rzekł Zaratustra); Poza dobrem i złem; Zmierzch bo-
żyszcz (Zmierzch bożków); Antychryst (Antychrześcijanin); Ecce Homo; Wola mocy i in.
Według M.A. Blumenkranca, Nitsche „należał do tej niezbyt licznej plejady my-
ślicieli o nieakademickim spojrzeniu, których filozofia powstawała w heroicznej
walce z tragizmem śmierci i losu”. Te słowa w całości odpowiadają twórczości
Bułhakowa.
W utworach i pozostawionych przez Michaiła Bułhakowa listach, nazwisko Nit-
schego nie zostało ani razu wymienione, ale według świadectwa jego siostry,
Nadieżdy, przyszły autor „Mistrza i Małgorzaty” we wczesnej młodości intere-
sował się Ntschem, a krótko przed śmiercią przyznał się swojemu przyjacielowi,
Siergiejowi Jermolińskiemu:
„Jeżeli życie ci się nie udało, pamiętaj zadbać o to, aby udała ci się śmierć“. To po-
wiedział Nitsche bodajże w „Zaratustrze”. Zwróć uwagę, jakie to wyniosłe brednie!
98/361
Fryderyk Nitche
Marzy mi się czasem, że śmierć jest przedłużeniem życia. Jedynie nie potrafimy so-
bie przedstawić, jak to się odbywa… Przecież nie mówię o życiu pozagrobowym, nie
jestem teozofem ani człowiekiem religijnym, uchowaj Boże. Lecz zapytam cię: cóż z
tobą będzie po śmierci, jeżeli życie ci się nie udało? Głupiec Nitsche… — westchnął
z bólem. — Nie, zdaje się, że ze mną jest już bardzo niedobrze, skoro mówię o takich
rzeczach… Prawda?..”
99/361
Fryderyk Nitche
logiem. Opisuje nie realne wypadki ostatniego dnia życia Jeszui Ha-Nocri, a two-
rzy genialny tekst, zbieżny z „ewangelią według Wolanda”. Kreując swoją histo-
rię Jeszui i Poncjusza Piłata, pozostaje filologiem. Podobnie jak Nitsche, popra-
wia tradycję i zastępuje zwykłe imiona i nazwy lingwistycznie poprawnymi: Je-
zusa z Nazaretu — Jeszuą Ha-Nocri, Jerozolimę — Jeruszalaim itd.
Andriej Biełyj w artykule „Fridrich Nitsche” zwrócił uwagę na to, że
I oto zdaje mi się, że sam jestem bogiem i widzę, znaki świata odczytując, Wszech-
świat od krańca do krańca25.
U Bułhakowa Mistrz jest nowym Faustem (tak właśnie nazywał się bohater w
brudnopisach „Mistrza i Małgorzaty”), podobnie jak Nitsche z jego „Zaratustrą”,
swoją powieścią o Piłacie i Jeszui odbudowuje związek między Wschodem i Za-
chodem, między pradawną tradycją Wschodu i współczesną kulturą europejską.
Polemizując z Nitschem, w artykule „Ruch okrężny” Biełyj twierdził:
Nie Zaratustra dotarł do naszej duszy, ale pajac, kretyn, wyrodek. Patologiczny gry-
mas obrócił w nas nawet najwyższe wartości.
24 Jeden z 6 klasycznych bramińskich systemów filozoficznych [przyp. tłum.].
100/361
Fryderyk Nitche
Mówiąc pewnego razu o wielkim ojcu duchowym, Nitsche znalazł dla jego charakte-
rystyki błyskotliwe porównanie. Pamiętacie nieśmiertelną grawiurę Albrechta
Dürera: rycerza ze śmiercią i diabłem — rycerz, „ubrany w ciężką zbroję, z twar-
dym, żelaznym spojrzeniem, umiejący znaleźć swoją straszną drogę; nie zepchną go
z drogi okropni towarzysze: bez nadziei, lecz spokojnie jedzie naprzód — samotnie,
ze swoim koniem i wiernym psem.
A przecież opisanie tej grawiury przez Nitschego bardzo przypomina finał „Mi-
strza i Małgorzaty”. Tuż obok diabła-Wolanda i śmierci, która okryła swoim
płaszczem głównych bohaterów powieści, pędzi zmieniony w rycerza Koro-
wiow:
Należy wątpić, czy ktokolwiek poznałby w tym, który pędził teraz tuż obok Wolanda,
po prawej ręce Małgorzaty, Korowiowa-Fagota, samozwańczego tłumacza tajemni-
czego i niepotrzebującego bynajmniej żadnych tłumaczy konsultanta. Zamiast tego,
który opuścił Worobiowe Góry w podartym stroju cyrkowca, galopował teraz, cicho
podzwaniając złotym łańcuchem uździenicy ciemnofioletowy rycerz o mrocznej twa-
rzy, na której nigdy nie zagościł uśmiech. Wspierał brodę na piersi, nie patrzył na
księżyc, nie interesowała go ziemia, pędząc obok Wolanda, rozmyślał o jakowychś
swoich sprawach.
— Dlaczego on się tak zmienił? — przy akompaniamencie świszczącego wiatru ci-
cho zapytała Wolanda Małgorzata.
— Rycerz ten zażartował kiedyś niefortunnie — odpowiedział Woland, odwracając
ku Małgorzacie twarz i spokojnie płonące oko. — Kalambur o świetle i ciemności,
który wymknął mu się podczas pewnej rozmowy, był nie najlepszej próby. I przyszło
rycerzowi żartować więcej i dłużej, niż przypuszczał. Ale dziś jest noc dokonywania
rozrachunków. Rycerz swój rachunek spłacił i zamknął
Pies również jest obecny w tej scenie. Podróżująca kompania widzi Piłata, sie-
dzącego w samotności na płaskim górskim szczycie w towarzystwie wiernego
Bangi.
U Nitschego znajdujemy też oryginalną charakterystykę Kanta, która mogła
wpłynąć na tekst „Mistrza i Małgorzat”. Autor „Antychrysta” twierdził:
101/361
Fryderyk Nitche
Cnota powinna być naszym odkryciem, naszą głęboko osobistą obroną i potrzebą:
we wszelkim innym sensie jest tylko niebezpieczeństwem. Co nie warunkuje naszego
życia, to jej szkodzi: cnota tylko z poczucia szacunku dla tego pojęcia, jak chciał te-
go Kant, jest szkodliwa. „Cnota”, „obowiązek”, „dobro samo po sobie”, dobro bez-
osobowe i powszechne — wszystko to chimery, w których wyraża się upadek, skraj-
ną życiową bezsilność, królewiecka chińszczyzna. Najgłębsze prawa zachowania i
wzrostu wiodą akurat do odwrotności: by każdy znajdował w sobie swoją cnotę,
swój kategoryczny imperatyw. Lud zmierza do zagłady, jeżeli miesza swój obowią-
zek z pojęciem obowiązku w ogóle. Nic nie burzy tak głęboko, tak porywająco, jak
wszelki „bezosobowy” obowiązek, wszelka ofiara składana molochowi abstrakcji.
— Czyż nie odczuwa się kategorycznego nakazu Kanta, jako niebezpiecznego dla
życia!... Tylko instynkt teologa wziął go w obronę! — Postępek, do którego zmusza
instynkt życia, zawiera dowód swojej prawidłowości w przyjemności, którą spra-
wia; a ten nihilista z chrześcijańsko–dogmatycznymi podrobami przyjmuje przyjem-
ność za sprzeciw… Czy nie działa rujnująco człowieka zmuszanie go do pracy, my-
ślenia, odczuwania bez wewnętrznej konieczności, bez głębokiego osobistego wybo-
ru, bez przyjemności, do działania jak automat „obowiązku”? To akurat recepta
dekadencka, nawet idiotyzm… Kanta został idiotą. — A był współczesny Goethemu!
I tego fatalnego pająka uważało się za niemieckiego filozofa! — Nadal się uważa!...
Wystrzegam się stwierdzenia, że myślę o Niemcach… Czy Kant nie widział w rewo-
lucji francuskiej przejścia nieorganicznej formy państwa w organiczną? Czy zadał
sobie pytanie o zjawisko, którego nie można w pełni objaśnić inaczej niż przez mo-
ralne nastroje ludzkości, tak, by przez nie raz na zawsze udowodnić „skłonność
ludzkości do dobra”? I odpowiedź Kanta: „To rewolucja”. Błędny instynkt w ogól-
ności i w szczegółach, sprzeciwianie się naturze jako instynkt, niemiecka dekaden-
cja jako filozofia — oto cały Kant.
102/361
Fryderyk Nitche
Wielu umiera zbyt późno, a niektórzy — za wcześnie. A mimo to dziwnie brzmi na-
uka: „umrzyj w porę!” Umrzyj w porę — tak uczy Zaratustra.
Oczywiście, kto nigdy nie żył w porę, jak mógłby w porę umrzeć? Lepiej mu było ni-
gdy się nie rodzić! — Tak radzę zbytecznym ludziom. Lecz nawet zbyteczni ludzie
pysznią się jeszcze swoją śmiercią, i nawet najbardziej pusty z orzechów chce, by go
rozgryźć…
Pokazuję wam doskonałą śmierć: dla żyjących staje się ostrogą i świętym ślubem.
Własną śmiercią umiera ten, kto przebył swoją drogę, umiera zwycięsko, otoczony
przez tych, którzy mają nadzieję i składają święte śluby…
I każdy pragnący sławy powinien umieć w porę honorowo się pożegnać i poznać
trudną sztukę odchodzenia w porę…
U jednych najpierw starzeje się serce, u innych — rozum. Niektórzy bywają starusz-
kami we wczesnej młodości; lecz kto jest młody późno, ten będzie młody na długo .
Komuś nie udaje się życie: jadowity robak ogryza mu serce. Niech więc postara się,
by tym lepiej udała mu się śmierć.
103/361
Fryderyk Nitche
swoją drogę, stworzył powieść o Jeszui i Piłacie, a teraz jego śmierć stała się
zwycięstwem nad berliozami i łatuńskimi.
Nieprzypadkowo Bułhakow w ostatnich tygodniach życia przypomniał sobie sło-
wa Nitschego o udanym życiu i udanej śmierci. Końcowe stronice „Mistrza i Mał-
gorzaty” nasączone są ukrytymi cytatami z „Zaratustry”. Oto, na przykład, zna-
komity monolog:
O bogowie, o, bogowie moi! Jakże smutna jest wieczorna ziemia! Jakże tajemnicze
są opary nad oparzeliskami! Wie o tym ten, kto błądził w takich oparach, kto wiele
cierpiał przed śmiercią, kto leciał ponad tą ziemią dźwigając ciężar ponad siły. Wie
o tym ten, kto jest zmęczony. I bez żalu porzuca wtedy mglistą ziemię, jej bagniska i
jej rzeki, ze spokojem w sercu powierza się śmierci, wie bowiem, że tylko ona przy-
niesie mu spokój.
A u Nitschego czytamy:
104/361
Fryderyk Nitche
nia powinna zaspokajać nie religia, a sztuka i nowa filozofia, która rozwinęła się z
mocy sztuki. Ta filozofia jest zdolna uwolnić człowieka od religijnych chimer.
„Sztuka podnosi głowę, kiedy religie upadają” — pisał Nitsche. Z tym stwier-
dzeniem niewątpliwie nie zgodzi się żaden chrześcijański myśliciel, przekonany,
że oryginalna wysoka sztuka zawsze jest uduchowiona przez chrześcijańskie ide-
ały. Jednak obydwie postawy są w całości produktem wiary, a nie rozumu, ponie-
waż jedne i te same zjawiska Nitsche i jego oponenci oceniają wychodząc z róż-
nego rozumienia religijności w sztuce.
U Nitschego Zaratustra obwieszcza: „Oręduję za Bogiem u diabła…” U Bułhako-
wa taką rolę odgrywa Mateusz Lewita, podejmując na prośbę Jeszui starania u
Wolanda, aby Mistrz został nagrodzony spokojem.
Kiedy Bułhakow mówił Jermolińskiemu, że nie jest ani człowiekiem kościoła, ani
teozofem, to niewątpliwie miał na myśli następujący fragment książki „Tako rze-
cze Zaratustra”:
Stąd zapewne wzięły się i słowa Jeszui o nadchodzącym królestwie dobra i spra-
wiedliwości, gdzie nie będzie ani władzy cezarów, ani żadnej innej, w tym, jak
należy się domyślać — także kościelnej.
Nitsche wykrzykuje:
26 Tu i dalej tłumaczenie Wacława Berenta [przyp. tłum.].
105/361
Fryderyk Nitche
Podobnie Mistrz: niedobrze czuje się w tłumie, a samotność znosi zupełnie po-
godnie aż do chwili, gdy w duszy osiedla mu się strach przed aresztowaniem.
N. twierdził ustami swojego Zaratustry: „Dobrzy ludzie nigdy prawdy nie mó-
wią; dla ducha jest takowa dobroć chorobą“. Z nim polemizuje Jeszua, przekona-
ny, że „prawdę mówić jest lekko i przyjemnie” i że złych ludzi nie ma na świecie.
U Nitschego natomiast panuje inna moralność: „W najlepszym jest jeszcze coś
wstrętnego; i najlepszy jest czymś, co przezwyciężonym być winno!”. Lecz mię-
dzy pisarzem i filozofem jest też niewątpliwe podobieństwo. Według Bułhako-
wa, talent jest wynagradzany, niechby pośmiertnie i przez pozaziemskie siły, ale
za to wieczną ziemską sławą. Także i według Nitschego należy skruszyć tablicę,
na której zapisano: „Mądrość męczy, nic jej nie wynagradza; nie powinieneś jej
pragnąć!”
Zgadzają się Bułhakow i Nitsche w swoim stosunku do ludu. Autor „Mistrza i
Małgorzaty” mógłby podpisać się pod tymi słowami Zaratustry:
Nie są to już czasy królów: co się dziś narodem zwie, nie zasługuje na królów.
O, Zaratustro! nie trzaskajże tak strasznie swym biczyskiem! Wiesz przecie: hałas
myśli zabija. A nawiedzają mnie właśnie łagodne myśli.
Jesteśmy oboje prawdziwie dwoje „nicdobrego“ i „niczłego“. Poza rubieżą dobra i
zła znaleźliśmy swą ziemię obiecaną i swe łany zielone; — my oboje tylko! Wypada
nam być w zgodzie!
A jeśli się nie kochamy całą duszą, — to czyliż mamy się dlatego wciąż trapić wza-
jemnie, że się nie kochamy całą duszą?
106/361
Fryderyk Nitche
27To jest w ZSRR. Pozostawiam ten dziecinny nieco passus k woli dokładności, bo skądinąd
wiadomo, że to, co działo się w tamtym kraju, nie miało nic wspólnego ani z planem, ani z go-
spodarką i nie można w związku z tym mówić o powodzeniu lub niepowodzeniu praktycznej
realizacji teorii Marksa [przyp. tłum.].
107/361
Fryderyk Nitche
Nitsche zastanawia się: „Jak prześcignąć człowieka?”, Bułhakow zaś chce tylko,
by człowiek pozostawał człowiekiem. W jego czasach i to było niemałym wy-
czynem. Przecież autor „Mistrza i Małgorzaty” żył wtedy, kiedy „mali ludzie sta-
li się panami”, kiedy berliozy, łatuńscy i nimi podobni „głoszą pokorę, skrom-
ność, rozsądek, gorliwość, ostrożność oraz nie kończące się «i tak dalej» małych
cnót”. Mistrz, jak i sam Bułhakow, są tych „cnót”, pozbawieni i nie ma dla nich
miejsca w świecie radzieckiej literatury.
Zaratustra proklamuje: „Serce posiada, kto trwogę zna, lecz ją zmaga; kto prze-
paść widzi, lecz widzi ją z dumą”. Mistrz, w odróżnieniu od swego twórcy, nie
potrafił pokonać strachu, i otwarta otchłań pozbawiła go woli życia.
W powieści Bułhakowa widzimy, co byłoby, gdyby narzucił sobie czystość ten,
którego, [jak u Nitschego], „ojcowie zabawiali się kobietami, tęgim winem i ło-
wami na dziki”. Przekształciłby się w ciułacza — bufetowego Sokowa, który z
zachłanności schodzi z drogi kobietom, unika wina oraz smacznego jadła i które-
go Woland w dosłownym sensie wsadza w kałużę.
Nitsche twierdził:
Spłoszeni, zawstydzeni, niezręczni, podobni do tygrysa, gdy mu się skok nie udał:
tak oto wy, ludzie wyżsi, przemykaliście mi się na ubocze. Nie udał wam się rzut.
Aliści, gracze moi, cóż na tym zależy! Nie nauczyliście się grać i szydzić zarazem,
Jak grać i szydzić należy! Czyż nie siedzimy stale przy wielkim stole gry i szyder-
stwa?
A gdy wam rzecz wielka chybiła, czyście wy przeto — chybieni? A skoroście wy na-
wet chybieni, czyż chybionym jest przeto — człowiek? Gdy wszakże człowiek jest
chybiony: hejże! hejże więc!
Kiedy Małgorzata wypiła drugi kieliszek, świece w lichtarzach rozjarzyły się ja-
śniej, na kominku przybyło płomieni. W ogóle nie zaszumiało jej w głowie. Gryząc
białymi zębami mięso, upajała się wyciekającym sokiem, a jednocześnie przygląda-
ła się, jak Behemot smaruje musztardą ostrygę…
— Połóż jeszcze na to winogrono — trącając kocura w bok, cicho powiedziała Hel-
la.
— Proszę mnie nie pouczać — odparł Behemot — nie pierwszy raz siedzę przy stole,
spokojna głowa!
108/361
Fryderyk Nitche
— Ach, jak miło się je kolację tak właśnie, zwyczajnie, przy kominku — skrzeczał
Korowiow — W szczupłym gronie…
— Nie, Fagocie — protestował kocur — bal ma także swoje uroki, ma rozmach…
— Nie ma w nim żadnych uroków ani żadnego rozmachu — powiedział Woland — a
te kretyńskie niedźwiedzie i tygrysy w barze swoim rykiem o mało nie przyprawiły
mnie o migrenę.
— Tak jest, messer — powiedział kot — jeśli uważasz, że nie ma rozmachu, ja także
niezwłocznie zacznę być tego samego zdania.
— Uważaj! — ostrzegł go Woland.
— Żartowałem — z pokorą wyjaśnił kocur, a co do tygrysów, to każę je usmażyć.
— Tygrysy są niejadalne — powiedziała Hella.
— Tak sądzisz? W takim razie posłuchajcie — zaczął kot i mrużąc oczy z zadowole-
nia, opowiedział, jak to kiedyś błądził po pustyni przez dziewiętnaście dni, żywiąc
się jedynie mięsem upolowanego tygrysa. Wszyscy z zainteresowaniem wysłuchali
tej zajmującej opowieści, a kiedy Behemot skończył, zawołali chóralnie:
— Łgarstwo!
— A najciekawsze w tym łgarstwie jest to — powiedział Woland — że jest to łgar-
stwo od pierwszego do ostatniego słowa.
— Ach tak? Łgarstwo? — zawołał kot i wszyscy sądzili, że zacznie protestować, ale
on tylko cicho powiedział: — Historia nas rozsądzi.
109/361
Fryderyk Nitche
110/361
Chrześcijaństwo
[...]28 W jeruszalaimskich scenach powieści Bułhakow zapisał oryginalną, arty-
styczną wersję powstawania Chrześcijaństwa. W okresie prac nad powieścią, w
latach 1920-1930, w Rosji Radzieckiej panowała oficjalnie przyjęta tak zwana
mitologiczna teoria pochodzenia Chrześcijaństwa, według której Jezus był tylko
mitem, zrodzoną w świadomości wyznawców, a nie realną, historyczną postacią.
Zwolennikiem tej teorii w powieści jest przewodniczący Massolitu, Michaił
Aleksandrowicz Berlioz, przekonującego poetę Iwana Bezdomnego w rozmowie
na Patriarszych Prudach, że Jezusa Chrystusa nie było na świecie. W rozwijają-
cej się dyskusji z Wolandem Berlioz odrzuca wszystkie istniejące dowody istnie-
nia Boga, których, według zagadkowego profesora-cudzoziemca, „jak wiadomo,
istnieje dokładnie pięć”. Przewodniczący Massolitu sądzi, że
111/361
Chrześcijaństwo
Ponieważ Kant dowodzi istnienia osobowego Boga, wystąpili przeciw niemu wszy-
scy panteiści: Fichte, Schelling i Hegel, ganiąc go dość gwałtownie. Schiller mówi,
że Kant głosi moralność, przydatną tylko niewolnikom, Strauss natomiast kpiąco za-
uważa, że Kant do swojego systemu, z ducha przeciwnemu deizmowi, dobudował iz-
debkę, gdzie ulokował Boga”.
29 Der einzig mögliche Beweisgrund zu einer Demonstration des Daseins Gottes (1763).
112/361
Chrześcijaństwo
Żył wówczas mądry człowiek, zwany Jezusem. Życie prowadził godne i słynął ze
swojej cnoty. I wielu ludzi spośród Żydów i innych ludów stało się jego uczniami;
Piłat skazał go na śmierć przez ukrzyżowanie. Jednak ci, którzy stali się jego
uczniami, nie wyrzekli się jego nauki. Twierdzili, że ukazał się im trzeciego dnia po
ukrzyżowaniu i że był żywym. Wierzą, że był Mesjaszem, którego przyjście zapowia-
dali prorocy.
Jak widać, tego, że Jezus był Mesjaszem, Flawiusz nie potwierdza, a jedynie po-
wołuje się na pogląd rozpowszechniony wśród jego uczniów.
Sam Wasiliew, po 1917 roku na stałe w Uniwersytecie Wisconsin, który specjali-
zował się w historii Bizancjum, nie wątpił, jak i przytłaczająca większość rosyj-
skich i zagranicznych badaczy, z wyjątkiem radzieckich oficjalnych historyków i
filozofów, w historyczność Jezusa Chrystusa. W przypisie do swojego tłuma-
czenia kroniki Agapiusa wskazał, że omawiany fragment pochodzi z dzieła Józefa
Flawiusza, ale nigdzie więcej o tym swoim odkryciu nie wspominał. Do świata
nauki tekst Agapiusa trafił szerzej dopiero w 1971 roku, kiedy belgijski badacz
Ch. Pine, opierając się na publikacji Wasiliewa, jeszcze raz wyciągnął wniosek o
tym, że wiadomość arabskiego historyka pochodzi z oryginalnej wersji „Daw-
nych dziejów Izraela”. Ale nie można wykluczyć, że z odkryciem Wasiliewa z
racji swoje specjalności zapoznali się profesorowie Kijowskiej Akademii Teolo-
gicznej, którzy utrzymywali związki z rodziną Bułhakowów także po śmierci oj-
ca pisarza. Możliwe, że od nich sam autor „Mistrza i Małgorzaty” dowiedział się
o potwierdzeniu autentyczności informacji Józefa Flawiusza o Jezusie i specjal-
nie zmusił Berlioza do zniekształcenia zawartości „Dawnych dziejów Izraela”.
30Lepiej, zdaje się, znany pod arabskim nazwiskiem Mahbub ibn Qustantin. Zachodnioeuro-
pejska Wikipedia, w odróżnieniu od rosyjskiej, nie potrafiła go zidentyfikować — najwidocz-
niej nie istnieje poza dziełami naukowymi [przyp. tłum.].
113/361
Chrześcijaństwo
A oto owo znaczące miejsce (Dawn. XVII, 3, 3): Wtenczas żył Jezus, mądry człowiek
(jeśli tylko możemy nazywać go człowiekiem), ponieważ był sprawcą cudownych
czynów (nauczycielem ludzi, z przyjemnością przyjmujących prawdę), i przyciągnął
do siebie wielu tak Żydów, jak i Greków. (Nazywali go Chrystus). I kiedy Piłat, na
nalegania naszych przywódców, skazał go na krzyż, ci, którzy go kochali, nie porzu-
cili go. (Ponieważ ukazał im się na trzeci dzień znowu żywy, tak jak boskie proroc-
twa mówiły o nim odnośnie do tej i mnóstwa innych cudownych zdarzeń). Pokolenie
chrześcijan, tak nazwanych po nim, nie zniknęło do tej chwili.
114/361
Chrześcijaństwo
Jednak autor „Mistrza i Małgorzaty” na pewno znał też opublikowane w 1893 ro-
ku tłumaczenie A. Łopuchina, ponieważ w słowach Wolanda o psie, dzielącym z
Piłatem karę nieśmiertelności32, jak i w ostatnich słowach Małgorzaty do Mi-
strza33 słychać wyraźne paralele z cytatami z Flawiusza u Farrara. Woland speł-
nia prośbę Jeszui Ha-Nocri, aby zabrać razem z Mistrzem do wiekuistego schro-
nienia „tę, która go kochała i cierpiała przez nego”.
Berlioz twierdzi, że
115/361
Chrześcijaństwo
Wszystkie imiona osób, jak również wszystkie wspominane imiona i wypadki są ze-
brane z różnych, lecz wyłącznie naukowych źródeł, a więc w tym sensie są wiary-
godne. Charaktery osób rozwinąłem oczywiście samowolnie, lecz w ścisłej zgodno-
ści z materiałem pozostawionym przez historię... Dążąc do stworzenia realistycznej
podstawy, przede wszystkim musiałem odtworzyć rzeczywiste imiona i dlatego przy-
jąłem oryginalnego żydowskiego Nakdimona, a nie greckiego Nikodema, Szaula, a
nie Pawła lub Szawła itd.”.
116/361
Chrześcijaństwo
34 Nie udało mi się dojść znaczenia. Wielki słownik rosyjski pod red. Kuzniecowa oraz równie
znakomity słownik rosyjsko-polski pod redakcją Dworeckiego notują jedynie „żupiel“ — coś,
co wywołuje trwogę, a pierwotnie (Kuzniecow) oznaczało płonącą siarkę lub smołę przyszy-
kowaną w piekle dla grzeszników. Tłumacz Google podsuwa „fałszywe“, które znaczeniowo
może być najbliżej, chociaż „am-haaretz“ i „szolom-alejchem“ realnie istnieją. Wydaje się, że
chodzi o użycie słów i określeń wprowadzanych do tekstu dla wywołania efektu egzotyki, ale
językowo bez znaczenia, a samo określenie „żupielny“ nie ma wiele wspólnego z „żupiel“.
117/361
Chrześcijaństwo
...Moi informatorzy donieśli mi, że już od kilku dni miasto jest niespokojne jak za-
trwożone mrowisko. Pojawił się jakiś nowy rabin-kaznodzieja. Jedni nazywają go
prorokiem, inni — oszustem. Na ogół wszyscy Żydzi są przeciw niemu, lecz w wśród
niższych warstw ludności, dzięki zręcznej propagandzie osiąga duże sukcesy.
118/361
Chrześcijaństwo
otwartym dla wszystkich, twierdząc tylko, że w nim „nie będzie władzy ani ce-
zarów, ani żadnej innej”. Wszystkich ludzi uważa za dobrych, nawet zdrajcę Ju-
dę, nawet kata Szczurzą Śmierć.
Ciekawe, że u Czewkina Jeszua, przeżywszy grozę ukrzyżowania, uratowany
tylko dzięki udziałowi Pietroniusza, w finale rewiduje swoje przekonania. Oto
jego monolog, skierowany do centuriona:
Więcej nie chcę. Mam dość. Gdyby cały świat zaproponował mi wszystkie królew-
skie trony, z odrazą z nich zrezygnuję. Masz rację, jesteś dobrym żołnierzem, a pro-
rocy to ciemni marzyciele i kłamcy. Oszukali mnie. Dwa razy ze względu na niedo-
rzeczne marzenie zapuszczałem się w otchłań śmierci. I mam tego dość.
119/361
Chrześcijaństwo
35 Tak w oryginale. Według mnie dzień przed 13. to 12, ale w opisie Bułhakowa dwa zdania ni-
120/361
Chrześcijaństwo
121/361
Chrześcijaństwo
niektóre mniej dla niego ważne szczegóły ewangelicznej fabuły, koncentrując ak-
cję wyłącznie wokół Piłata i Ha-Nocri i wobec tego w powieści występuje
znacznie mniej osób, niż w sztuce, chociaż zazwyczaj w powieściach liczba po-
staci przewyższa tę w dramacie scenicznym.
Podkreślmy, że nietradycyjne potraktowanie zachowań ucznia zdradzającego Je-
szuę u Czewkina, znalazło częściowe odzwierciedlenie u Bułhakowa w obrazie
Judy z Kiriatu, podczas gdy w Poncjuszu Piłacie znajdziemy odczuwalny
wpływ poematu Pietrowskiego „Piłat”. Ważną rolę w potraktowaniu chrześci-
jaństwa odegrało znane Bułhakowowi opowiadanie Anatola France’a „Prokura-
tor Judei”. Należy podkreślić, że to opowiadanie wspomniane zostało w sztuce
Czewkina: dramaturg osobno wspomina, że jedna z postaci — Aelius Lamia,
przyjaciel Piłata — całkowicie została zaczerpnięta stamtąd i humorystycznie
przeprasza „mesje Anatola” za to, że z powodu zamieszania w łączności poczto-
wej pomiędzy Rosją i Francją nie mógł poprosić go o zgodę. Bułhakowa niewąt-
pliwie pociągał w opowiadaniu France‘a, zarysowany z pewną autorską sympa-
tią, obraz Piłata, tak samo jak i wiele szczegółów rzymskiego życia w tamtej epo-
ce. Oto, na przykład, szczegółowy opis kolacji Poncjusza Piłata i Aeliusa Łamii:
Dwa tylko łoża czekały na biesiadników. Na stole, bez przepychu lecz godnie nakry-
tym, stały srebrne półmiski, na których ułożone były bekasy w miodzie, kwiczoły,
ostrygi z Lucrinu36, minogi z Sycylii.37
37 Tłum. Jan Sten (brak daty i miejsca wydania). Książka dostępna w księgarni internetowej
Virtualo w ramach serii „Bezpłatna Klasyka na e-Czytnik“ — przyp. tłum.
38 Tytuł oryginału La religion romaine, d'Auguste aux Antonins. Marie-Louis-Antoine-Gaston Bois-
122/361
Chrześcijaństwo
Sługę, który przed burzą nakrywał stół dla procuratora, nie wiedzieć czemu zmie-
szało spojrzenie hegemona, zdenerwował się myśląc, że zrobił coś nie tak, jak nale-
żało, a rozgniewany na niego procurator rozbił dzban o mozaikową posadzkę i po-
wiedział:
— Czemu nie patrzysz w twarz, kiedy podajesz? Czy coś ukradłeś?
Czarna twarz Afrykanina poszarzała, w jego oczach widać było śmiertelną trwogę,
zadygotał i o mało nie zbił drugiego dzbana, lecz gniew procuratora dlaczegoś mi-
nął równie szybko, jak nim owładnął.
39 Fragment niejasny. W tekście mowa o jednym gościu, więc kwota w złotych jest co najmniej
123/361
Chrześcijaństwo
U Czewkina i Bułhakowa zgadzają się nie tylko okoliczności tej awantury i jej
symbolika, lecz również motywacje psychologiczne. Sabin zabiera się do naru-
szania rzymskich praw, by w interesie wpływowego ugrupowania arystokracji
żydowskiej aresztować człowieka, który władzy Rzymu nie wyrządził szkody.
Tu czerwone wino również jest symbolem krwi, która dopiero będzie rozlana.
Trybun legionu obawia się, że niewolnik domyślił się treści zawiązanej zmowy i
to wyzwala w nim nagły wybuch gniewu. Ale, otrzeźwiawszy, rozumie, że słu-
żący niczego wiedzieć nie może, i się uspokaja . Bułhakowowski Piłata, który
wysłał na stracenie niewinnego Ha-Nocri, dręczy niepokój. Wydaje mu się, że
otoczenie wie o tym przestępstwie i potępia go. Prokurator podejrzewa nawet
swojego niewolnika i (na pierwszy rzut oka) wpada w furię bez przyczyny, ale
orientuje się, że ten nic nie wie o historii z Jeszuą — i gniew przechodzi Piłatowi
tak szybko, jak się zaczął.
Toast prokuratora w „Mistrzu i Małgorzacie“: „Za nas, za ciebie, cezarze, ojcze
Rzymian!...” — to dosłowny cytat z pracy Boissiera, gdzie z powołaniem się na
wielkiego Owidiusza, umieszczono zdanie, tradycyjnie wygłaszane przez Rzy-
mian w czasie tak zwanych „świąt pokrewieństwa”40 przy libacjach na cześć im-
peratora. Z tej samej książki Bułhakow zaczerpnął wiele cech dla scharakteryzo-
wania Poncjusza Piłata jako typowego Rzymianina epoki powstawania chrześci-
jaństwa. G. Boissier podkreślał:
Rzymska religia nie tylko nie popierała pobożności, lecz można nawet powiedzieć,
że odnosiła się do niej negatywnie. Rzymski lud stworzony był do działania; marzy-
cielskość, mistyczne kontemplacje były mu obce i podejrzane. Najwyżej stawiano:
40 Nie udało mi się zidentyfikować tego święta. Być może chodzi o Parentalia — święta ku czci
przodków — obchodzone dniach 13-21 lutego [przyp. tłum.].
124/361
Chrześcijaństwo
Dalej idzie rzymska przysięga na Lary i ucztę dwunastu bogów, którymi prokura-
tor wzmacnia swoje życzenie jak najszybszego wyjechania ze znienawidzonego
Jerszalaim. Jest w tym również jego podświadomy, nie wyrażony wprost, żal, że
nie udało się opuścić miasta wcześniej, przed sądem i śmiercią Jeszui. Wszystkie
występujące w tym dialogu realia przeciwnej chrześcijaństwu religii rzymskiej,
pochodzą z książki Boissiera, a w szczególności z tego miejsca, gdzie przytoczo-
ne są słowa znanego rzymskiego teologa Tertuliana o tym, że chrześcijanie na
swoich zgromadzeniach modlili się za imperatora i prosili swojego Boga o obda-
rzenie go:
długim życiem, uznaną przez wszystkich władzą, kochającą rodziną, dzielnym woj-
skiem, wiernym senatem, uczciwymi poddanymi i powszechnym pokojem.
125/361
Chrześcijaństwo
A kto wie, czy nie panowało w tej karczmie niewolników więcej szczerej wesołości,
niż przy stole pana, gdy nalewał przyjaciołom swoje pięćdziesięcioletnie falerno lub
częstował cekubskim41 cynarem?
Człowiek z ludu, mową wpływowy, jakich niemało bywa w Syrii, nakłonił Samary-
tańczyków, by zbrojno zebrali się na górze Gazim, która w tym kraju uchodzi za
miejsce święte. Obiecał on ukazać im na oczy naczynia święte, które za dawnych
czasów Ewandra i Eneasza, praojca naszego, ukryć tam miał bohater głośny, a ra-
czej bożek jakiś miejscowy, zwany Mojżeszem. Na to zapewnienie Samarytanie po-
wstali. Zawiadomiono mię zawczasu, więc mogłem też ubiec ich; górę samą kaza-
łem obsadzić oddziałami piechoty, a konnicę na czatach rozstawiłem w okolicy.
126/361
Chrześcijaństwo
Te środki ostrożności były bardzo pilne. Już bowiem powstańcy oblegali gród Tyra-
thaba, położony u stóp góry Gazim. Rozproszyłem ich z łatwością i stłumiłem bunt
w zarodku. Następnie, by dać groźny przykład, a bez wielkich ofiar, wydałem katom
przywódców ruchawki.42
Śmieję się — rzekł Lamia — bo zabawna myśl przeszła mi przez głowę. Pomyśla-
łem, że kiedyś Jowisz żydowski przybyć mógłby do Rzymu, by tu ścigać cię swą ze-
mstą. Czemużby tak być nie mogło? Azja i Afryka dały nam już bogów niemało.
Wzniesiono już w Rzymie świątynie dla Izydy i dla szczekającego Anubisa. Spoty-
kamy w zaułkach i nawet w kamieniołomach zamiejskich Dobrą Boginię Syryjską
jadącą na ośle. A czyż nie pamiętasz, że za rządów Tyberiusza pewien młody szlach-
cic podał się za rogatego Jowisza Egipcjan i w tym przebraniu pozyskał względy
jednej niewiasty znakomitego rodu, zbyt cnotliwej, by coś bogu odmówić miała.
Strzeż się, Pontiuszu, by niewidzialny Jowisz żydowski pewnego ranka nie wylądo-
wał w Ostii!!43
127/361
Chrześcijaństwo
przede wszystkim rzuca się w oczy ironia, czyniąca z niego następcę Renana. Lecz
ironia France‘a, przy wszystkich podobieństwach, jest inna. Rienan, jak pisarz —
historyk lub krytyk — mówi zawsze w swoim imieniu, a przez wymyślone osoby w je-
go filozoficznych dramatach — a jeszcze bardziej w jego filozoficznych dialogach
— mówi on sam. Ironia France’a natomiast zawiera się w potocznym języku. Renan
się ukrywa, France — przeistacza. Pisze, przyjmując punkt widzenia dawnego
chrześcijaństwa lub średniowiecznego katolicyzmu, i z tego, co mówi, jasno wynika,
co myśli”.
wśród licznych innych spraw, France nie wierzy w naukową historię. Historia odda-
je przypadki przeszłości. Lecz czym jest zdarzenie? Wybijającym się faktem. Kto
ocenia, czy taki a taki fakt jest wybitny lub nie? Ocenia historyk — samowolnie i
według swego gustu. Prócz tego, fakt zawsze jest bardzo złożony. Czy historyk
128/361
Chrześcijaństwo
Bułhakow nie tak sceptycznie jak France odnosił się do możliwości nauki, w
szczególności w kwestii rozwiązania skomplikowanego problemu rekonstrukcji
historii początków chrześcijaństwa. Jednocześnie autor „Mistrza i Małgorzaty”
postępował w zgodzie z zasadą artystycznego przekształcania faktu historyczne-
go, siłą wyobraźni niejako odgadując te wypadki, o których milczą źródła. Bułha-
kow dzieło literackie na temat wczesnej historii chrześcijaństwa powierzył sta-
raniom historyków. W przygotowawczych materiałach do powieści zapisywał
pytania, które pojawiały się w procesie pracy, w rodzaju tych, jakim ostatecznie
prokuratorem Judei był Piłat, jakiego koloru było falerneńskie wino, kiedy był
ukrzyżowany Jezus Chrystus, jaki jest rosyjski ekwiwalent nazwy legionu Ful-
minata, jaka jest lokalizacja Golgoty i etymologia tej nazwy (okazała się Łysą
Czaszką), gdzie znajdowała się rezydencja prokuratora Judei itp. Pisarz chciał
być dokładnym w szczegółach historycznych, proponując jednocześnie zupełnie
niekanoniczne potraktowanie okresu powstania chrześcijaństwa i biografii Jezu-
sa Chrystusa.
W przedstawianiu antycznego świata z początków chrześcijaństwa Bułhakow
starał się osiągnąć obiektywność. Mógłby podpisać się pod słowami Boiassiera z
przedmowy do „Religii rzymskiej”, o tym, że
129/361
Chrześcijaństwo
130/361
Chrześcijaństwo
przyczyną ciemności, którą jedynie Łukasz opisuje mniej więcej dokładnie jako za-
ćmienie słońca, nie mogło być naturalne zaćmienie: wówczas była wielkanocna
pełnia księżyca... To samo zdarzyło się ze słońcem w czasie zamordowania Cezara...
131/361
Chrześcijaństwo
132/361
Chrześcijaństwo
133/361
Chrześcijaństwo
Piłat, dowiedziawszy się o tym, sam zadał sobie śmierć własnym nożem. Ciało Piła-
ta wrzucili do Tybru, lecz ten go nie przyjął; potem wyrzucali je w innych miej-
scach, aż znaleźli głęboką studnię, otoczoną górami, gdzie dotychczas spoczywa.
134/361
Chrześcijaństwo
drugim szturmie, który miał miejsce za w 1204 roku, kiedy chusta Weroniki w
rezultacie burzliwych zdarzeń rzeczywiście mogła znaleźć się na dnie morza.
Prawdopodobnie dlatego pisarz poprawił w brudnopisie 1203 rok na 1204 —
poprawną datę zniknięcia relikwii. Jednakże w ostatecznym tekście „Mistrza i
Małgorzaty” autor powieści zrezygnował z historii Weroniki. Możliwe, że wią-
że się to z dążeniem do uwolnienia powieści od budzących wątpliwość świa-
dectw o dokonanych przez Jezusa cudach. Jednocześnie pisarz zachował wiele
szczegółów, pochodzących z nowotestamentowych apokryfów. Na przykład,
Poncjusz Piłat w ostatniej redakcji nazywa Jeszuę Ha-Nocri wielkim lekarzem i
przypomina sobie o ropiejącym wrzodzie na czole Tyberiusza.
W archiwum Bułhakowa pozostał wypis z Farrara o tym, że skoro owoce drze-
wa figowego, zwane bakkurotami, były zwykłym daniem na paschalnej kolacji,
więc na pewno znalazły się i na potajemnej wieczerzy ewangelicznej. Z tym wy-
pisem sąsiaduje inny — z pośmiertnie wydanego dziennika znanego archeologa,
odkrywcy Kodeksu Synajskiego45, biskupa Porfirego Uspieńskiego — „Księga
mego życia”. Zawiera on opis podróży po świętych miejscach. Uwagę autora
„Mistrza i Małgorzaty” przyciągnął zapis z 29 marca 1844 roku o tym, że w gó-
rach Betlejem figowce „dopiero co zaczęły wypuszczać liście, chociaż owoce już
mają wielkość oliwek”. Dalej biskup pisze, że w dolinach proces dojrzewania
przebiega znacznie szybciej, dlatego jeszcze na 24 dni przed wyprawą do Betle-
jem, w drodze do Kafarnaum, widział „figi znacznie lepiej rozwinięte”. Bułha-
kow mógł być zatem pewny, że w okolicach Jerozolimy, położonej w dolinie Jor-
danu, te owoce w drugiej połowie kwietnia, kiedy toczy się akcja w Jeruszalaim,
już zupełnie dojrzały i rzeczywiście mogli się nimi raczyć Jeszua Ha-Nocri i jego
jedyny uczeń. To podobieństwo do potajemnej wieczerzy utrwaliło się w zapi-
skach Mateusza Lewity, które czyta Poncjusz Piłat: „Śmierci nie ma... Wczoraj
jedliśmy słodkie wiosenne bakkuroty46...”
W „Mistrzu i Małgorzacie” pojawiają się interesujące odwołania do książki zna-
nego rosyjskiego pisarza, poety i myśliciela Dmitrija Mereżkowskiego „Jezus
46 To jest słodkie, wiosenne figi, a nie chleb świętojański, jak chcą Irena Lewandowska i Wi-
told Dąbrowski. Jednak nie ma czemu się dziwić, bo bez objaśnień Borysa Sokołowa i tekstu
biskupa nie da się tego fragmentu poprawnie przetłumaczyć.
135/361
Chrześcijaństwo
Nieznany”, która wyszła w Belgradzie w 1932 roku. Tak jak Bułhakow, Mereż-
kowski mocno krytykował mitologiczną teorię pochodzenia chrześcijaństwa:
136/361
Chrześcijaństwo
straszny, zupełnie nieziemski smutek, być może ten sam, z jakim będzie patrzeć na
wodę, mętniejącą od krwi z otwartych żył.
rozejrzał się, obrzucił spojrzeniem świat i wpadł w przerażenie. Nie było ani słońca,
ani róż, ani palm. Płynęły purpurowe męty, a w nich, zataczając się, nurkował sam
Piłat, zielone wodorosty oblepiały mu oczy, a on myślał: „Dokąd mnie niesie?...”
137/361
Chrześcijaństwo
Gorszą połowę swego charakteru rezerwował Piłat dla Żydów, a ci swoją — dla
niego; on dla nich był „psem nieobrzezanym”, „wrogiem Boga i ludzi”, a oni dla
niego — plemieniem „trędowatym” lub „diabelskim“. Rządzić nimi to jak rządzić
gniazdem szerszeni. To natomiast, że później tacy światli i miłosierni ludzie Rzymu
jak Tytus, Wespazjan i Trajan, zamierzali zniszczyć całe żydowskie plemię, wydusić
doszczętnie to gniazdo, zburzyć Jerozolimę tak, by nie został z niej kamień na ka-
mieniu, zaorać to miejsce i solą posypać tę ziemię, gdzie ona stała, by nic na niej
nie urosło — to, być może, już wyczuł Piłat.
47 Wiem, że to anachronizm, ale nic lepszego na razie nie przyszło mi do głowy [przyp. tłum.].
138/361
Chrześcijaństwo
Ta zesłana przez Wolanda chmura uosabia i czarny samum, i jego żółty cień —
hamsin, symbolizując pierwotny chaos i bliski koniec cierpień Jeszui.
Cytat z „Fausta: „…Więc kimże w końcu jesteś?“..., przeszedł do powieści Buł-
hakowa, jako epigraf, także z „Jezusa Nieznanego”. W rozdziale „W stronę
Ewangelii” Mereżkowski wyprowadza swoje tłumaczenie i niemiecki oryginał:
Diabeł służy Bogu na przekór sobie, jak pewnego razu wyznał Faustowi Mefistofe-
les, jeden z bardzo mądrych diabłów:
Ja — jestem częścią tej Siły,
Co wiecznie czyni dobro, pragnąc zła.
Ein Teil von jener Kraft
Die stets das Boese will und stets das
Gute schafft.
Do najważniejszego jednakże się nie przyznał — że dla niego to mimowolne służe-
nie Bogu jest piekłem.
Rosyjscy komuniści, małe diabły, „antychrysty”, służą teraz Chrystusowi, jak daw-
no nikt nie służył. Starcie z Ewangelii pyłu wieków, rutyny; odnowienie, jakby wczo-
raj była napisana, uczynienie „przerażającą”, „zadziwiającą” — jaką nie była od
pierwszych dni chrześcijaństwa — czyli rzecz najpotrzebniejszą teraz Ewangelii, ro-
139/361
Chrześcijaństwo
syjskie komuniści robią tak, że gorzej się nie da, oduczając od niej ludzi, chowając
ją, zakazując i niszcząc. Gdyby tylko wiedzieli, co robią — lecz nie dowiedzą się te-
go do swego końca. Jedynie takie małe głupie diabły, jak te (mądre i chytre we
wszystkim, tylko nie w tym), mogą mieć nadzieję na zniszczenie Ewangelii tak, by
zniknęła na zawsze z ludzkiej pamięci, teraźniejszy, duży diabeł — Antychryst — jest
mądrzejszy: „Do Chrystusa podobny we wszystkim”.
Nie, ludzie nie zapomną Ewangelii: przypomną sobie — przeczytają — nie umiemy
wyobrazić sobie, jakimi oczyma, z jakim zdziwieniem i przestrachem, i jaki będzie
wybuch miłości do Chrystusa. Czy był już taki dzień, kiedy On żył na ziemi? Być
może, eksplozja pójdzie od Rosji — i zakończy świat.
Bardzo zdziwiłby się, prawdopodobnie, Piłat, lecz, być może, niezbyt by się ucieszył,
gdyby dowiedział się o tej przyszłej sławie swojej; zdziwiłby się, prawdopodobnie,
jeszcze bardziej, gdyby, pojąwszy, co znaczy „chrześcijanin”, dowiedział się, że
chrześcijanie będą uważać go za swego... Nie, Piłat nie jest „świętym”, lecz rów-
nież nie jest łotrem: w najwyższym stopniu jest przeciętnym człowiekiem swoich cza-
sów. „Oto człowiek!..” — można by powiedzieć o nim samym. Prawie miłosierny,
prawie okrutny; prawie szlachetny, prawie podły; prawie mądry, prawie szalony;
prawie niewinny, prawie przestępczy; wszystko — prawie, i nic — zupełnie: wieczne
przekleństwo „przeciętnych ludzi”.
140/361
Chrześcijaństwo
141/361
Chrześcijaństwo
Nocri, jak niejednokrotnie podkreśla pisarz, to człowiek, a nie Syn Boży. Nie
czyni cudów ukazanych w Ewangeliach, i nie otrzymał łaski Zmartwychwstania.
Powstaje pytanie o stosunek Bułhakowa do chrześcijaństwa i wiary w Boga w
ogóle, bo trzeba przyjąć, że na tak swobodne traktowanie tekstu ewangelicznego
chyba nie pozwoliłby sobie prawowierny chrześcijanin — prawosławny, kato-
lik, a nawet przedstawiciel któregoś z licznych wyznań protestanckich.
Pozycja autora „Mistrza i Małgorzaty” w kwestiach wiary wielokrotnie zmienia-
ła się w ciągu jego życia. 25 marca 1910 roku siostra Bułhakowa, Nadia, zapisała
w swoim dzienniku:
Teraz o religii... Nie, czuję, że jeszcze nie mogę! Nie mogę jeszcze pisać. Nie jestem
bigotką, jak mówi Misza. Raczej idealistką, optymistką... Nie wiem... — Nie, zanim
we wszystkim się nie rozpatrzę, nie mogę pisać. A te spory, gdzie Iwan Pawłowicz
[Woskresienski, drugi mąż matki pisarza — B.S.] i Misza bronili teorii Darwina i
gdzie całkowicie byłam po ich stronie — czy to nie przyznanie z mojej strony, czy
nie przemówiłam już głośno, o czym milczałam nawet przed samą sobą, że odpo-
wiedziałam Miszy na jego pytanie: „Czy Chrystus to według ciebie Bóg? — „Nie!”
...Boję się zdecydować, jak Misza” [późniejszy przypis: „niewiara“. — B.S.].
1910 r. Misza nie przystąpił w tym roku do komunii. Widocznie ostatecznie rozstrzy-
gnął dla siebie zagadnienie religii — nie wierzy. Porwał go Darwin. Znajduje po-
parcie u Iwana Pawłowicza.
Ponieważ ten zapis powstał w 1940 roku, wkrótce po śmierci brata, z którym
często rozmawiała w ostatnich miesiącach jego życia, pojawiło się u niej wraże-
nie, że pisarz umarł jako niewierzący (nie został obrzędowo opłakany) i że decy-
zje podjęte w 1910 roku w kwestiach wiary, były ostateczne. W rzeczywistości
w stosunku do religii Bułhakow przeszedł złożoną ewolucję. Po wojnie i rewolu-
cji, prawdopodobnie, pod ciężarem przeżytych prób i widzianych na własne
oczy cierpień ludzi powrócił do wiary. 26 października 1923 roku pisarz przy-
znał się w swoim dzienniku:
142/361
Chrześcijaństwo
Być może, silnym i śmiałym nie jest on potrzebny, lecz takim, jak ja, żyć z myślą o
nim jest lżej. Skomplikowane problemy ze zdrowiem, przewlekłe. Zupełnie jestem
rozbity. To może przeszkodzić mi w pracy i dlatego, bojąc się o siebie, mam nadzieję
w Bogu.
143/361
Chrześcijaństwo
Jak widać, wstrząsy końca lat 20., związane z „rokiem wielkiego przełomu”,
1929 — kiedy nie tylko wykończono NEP, ale również Bułhakowa pozbawiono
możliwości drukowania, a wszystkie jego sztuki zdjęto z repertuaru — odsunęły
autora „Mistrza i Małgorzaty” od Boga, który nie potrafił go obronić przed napa-
ściami wszechmocnego komunistycznego państwa.
W 1940 roku, na krótko przed śmiercią, Bułhakow rozmawiał o „wiecznych py-
taniach” ze swoim przyjacielem, dramaturgiem Siergiejem Jermolińskim49. W tej
rozmowie pisarz niedwuznacznie odrzuca kościelne chrześcijaństwo, życie poza-
grobowe i mistykę. Pośmiertna zapłata martwi go jedynie w kontekście nie-
przemijającej sławy. Bułhakow, któremu prawie żadnego z głównych utworów
nie wydano za życia, bał się, że po śmierci może czekać go całkowite zapomnie-
nie, a jego nie dotrze do czytelników (i widzów).
W co i jak wierzył Bułhakow nie do końca jest jasne i dzisiaj, kiedy opublikowa-
no już wszystkie z pewnością świadectwa w tej sprawie. W 1967 roku trzecia
żona pisarza wspominała:
144/361
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz wywarł widoczny wpływ na twórczość autora „Mistrza i
Małgorzaty“, chociaż samo jego nazwisko spotyka się w utworach Bułhakowa za-
ledwie raz. W „Białej gwardii” przy opisie chłopskich powstań na Ukrainie w
1918 r. autor pisze:
A w pięknej polskiej stolicy, pokazała się zjawa: Henryk Sienkiewicz stał w obłoku i
jadowicie się uśmiechał.
W Warszawie widywano też nad miastem mogiłę i krzyż ognisty w obłokach; od-
prawiano więc posty i dawano jałmużny, gdyż niektórzy twierdzili, że zaraza spad-
nie na kraj i wygubi rodzaj ludzki.
Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały
jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia.
Współcześni kronikarze wspominają, iż z wiosną szarańcza w niesłychanej ilości
wyroiła się z Dzikich Pól i zniszczyła zasiewy i trawy, co było przepowiednią napa-
dów tatarskich. Latem zdarzyło się wielkie zaćmienie słońca, a wkrótce potem ko-
meta pojawiła się na niebie,
Wielki i straszny był rok 1918 od narodzin Chrystusa, a drugi od początku rewolu-
cji. Lato było niezwykle słoneczne, a zima śnieżna. Wysoko w niebie stały dwie
gwiazdy: gwiazda pasterska, wieczorna Wenus i czerwony, drżący Mars.
145/361
Henryk Sienkiewicz
był w dziwnej postaci: miał błyszczący hełm, kolczugę i opierał się na mieczu o dłu-
gości, jakiej żadna armii nie widziała od wypraw krzyżowych. Niebiański blask ota-
czał Naja jak obłok.
A ze słów Żylina, który sam „jak ogromny witeź unosił się” w świecącej kolczu-
dze, dowiemy się, że w raju Naj-Turs służył „w pułku krzyżowców”. U Sienkie-
wicza do raju dostanie się rycerz-bohater, Longin Podbipięta. Podobieństwo
zwiększa się, jeżeli przypomnimy sobie, że niezbędnym towarzyszem Podbipię-
ty jest gigantyczny miecz, taki sam, jaki ma Naj w raju, i że, podobnie jak w
przypadku bohatera Sienkiewicza, którego nagie zwłoki odbili koledzy — przy-
jaciele Naja znajdują jego obnażone ciało w kostnicy. Naj-Turs,
rycerz bez skazy i zmazy, to obraz odległy, abstrakcyjny. Ideał rosyjskiego oficera.
Był taki, jakim powinien być w moim pojęciu rosyjski oficer
146/361
Henryk Sienkiewicz
Wy jesteście jak owoc z jednej strony zielony, z drugiej gnijący. Wy jesteście chorzy.
To chorobą tłumaczy się ten bezgraniczny brak logiki, polegający na tym, że krzy-
cząc przeciw wojnom robicie wojnę, krzycząc przeciw sądom wojennym skazujecie
bez żadnych sądów; krzycząc przeciw karze śmierci, wtykacie ludziom w ręce brow-
ningi, mówicie: «zabij!». Tą także chorobą tłumaczą się wasze szalone porywy i
wasza zupełna obojętność na to, co dalej będzie, jak również na los tych nieszczę-
snych ludzi, z których robicie swe narzędzia. Niech mordują, niech ograbiają kasy,
a czy potem zawisną na stryczkach, czy staną się łajdakami – mniejsza wam o to.
Wasze nihil pozwala wam pluć na krew i na etykę. Wy otwieracie na rozcież drzwi
nawet znanym łajdakom i pozwalacie im reprezentować nie własne łajdactwo, ale
waszą ideę. Wy, ogólnie mówiąc, nosicie w sobie zatratę i Polskę łączycie z zatratą.
W waszej partii są niechybnie ludzie poświęcenia i dobrej wiary, ale ślepi, którzy w
swej ślepocie służą komu innemu, niż myślą.
147/361
Henryk Sienkiewicz
zasypuje naszą tradycję, naszą cywilizację, naszą kulturę – całą Polskę – i zmienia
ją w pustynię, na której giną kwiaty, a żyć mogą tylko szakale.
pełnego zapachu bimbru i słów strasznych, kraczących, lecz składających się w jego
ciemnych ustach w coś nadzwyczajnego, przypominającego deklarację praw czło-
wieka i obywatela. Za chwilę zaś ten Diegtiarienko-prorok leżał i wył, a ludzie z
czerwonymi kokardami na piersi chłostali go wyciorami. I najchytrzejszy mózg by
zwariował nad tą sprzecznością: jeżeli czerwone kokardy, to w żadnym wypadku
niedopuszczalne są wyciory, a jeżeli wyciory — to nie czerwone kokardy...
To jest apel z ideami „Wirów”, gdzie uwidacznia się pełna kontradykcja czer-
wonych rewolucyjnych kokard z przemocą i terrorem.
Niewielki ślad „Ogniem i mieczem” znajdziemy też w sztuce „Bieg”. To nazwi-
sko jednego z głównych bohaterów, „potomka Zaporożców”, generała Czarno-
ty, które w oczywisty sposób pochodzi od epizodycznej postaci powieści Sien-
kiewicza, realnie istniejącego pułkownika Czarnoty, generalnego oboźnego w za-
poroskim wojsku Chmielnickiego.
Jednak znacznie więcej istotnych związków z powieścią Sienkiewicza ukrywa
się w „Mistrzu i Małgorzacie“, w nagrodzie danej Mistrzowi. W „Ogniem i mie-
czem“ jedną z postaci jest historyczna również osoba — prawosławnego wyzna-
148/361
Henryk Sienkiewicz
...niech Bóg sądzi intencje i niech da choć grobowiec spokojny tym, którzy za życia
cierpią nad miarę...
U Bułhakowa narrator prawie tymi samymi słowami opisuje ostatni lot Mistrza:
Wie o tym ten, kto błądził w takich oparach, kto wiele cierpiał przed śmiercią, kto
leciał ponad tą ziemią dźwigając ciężar ponad siły. Wie o tym ten, kto jest zmęczony.
I bez żalu porzuca wtedy mglistą ziemię, jej bagniska i jej rzeki, ze spokojem w ser-
cu powierza się śmierci, wie bowiem, że tylko ona przyniesie mu spokój.
I nastał dzień gniewu, klęski i sądu… Kto nie był zduszon lub się nie utopił, szedł
pod miecz. Spłynęły krwią rzeki tak, że nie rozpoznałeś, czy krew, czy woda w nich
płynie. Obłąkane tłumy jeszcze bezładniej zaczęły się dusić i spychać w wodę, i to-
pić… Mord napełnił te okropne lasy i zapanował w nich tym straszliwiej, że potężne
watahy poczęły się bronić z wściekłością. Toczyły się bitwy na błotach, w kniejach,
na polu. Wojewoda bracławski przeciął odwrót uciekającym. Próżno król rozkazy-
wał powstrzymywać żołnierzy. Litość zgasła i rzeź trwała aż do nocy, rzeź taka, ja-
kiej najstarsi nie pamiętali wojownicy i na której wspomnienie włosy stawały im
później na głowach.
Gdy wreszcie ciemności okryły ziemię, sami zwycięzcy byli przerażeni swym dzie-
łem. Nie śpiewano Te Deum i nie łzy radości, lecz łzy żalu i smutku płynęły z dostoj-
nych oczu królewskich. [...]
Wojny domowe [...] ciągnęły się jeszcze długo. Przyszła potem zaraza i Szwedzi. Ta-
tarzy stale prawie gościli na Ukrainie, zagarniając tłumy ludu w niewolę. Opusto-
szała Rzeczpospolita, opustoszała Ukraina. Wilcy wyli na zgliszczach dawnych
149/361
Henryk Sienkiewicz
miast i kwitnące niegdyś kraje były jakby wielki grobowiec. Nienawiść wrosła w
serca i zatruła krew pobratymczą — i żadne usta długo nie mówiły: „Chwała na
wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.“
Rozkwitła ostatnia noc. Nad ranem cała ciężka granatowa czerń osłaniającej świat
kurtyny Boga okryła się gwiazdami. Wyglądało na to, że na niezmierzonych wysoko-
ściach za tym granatowym podniebiem odprawiano przed carskimi wrotami cało-
nocne nabożeństwo. Zapalano świece na ołtarzu, ich płomyki przebijały przez za-
słonę tworząc całe krzyżyki ze świateł, krzewy, kwadraty. Nad Dnieprem z grzesznej
i skrwawionej, i śnieżnej ziemi wspinał się w czarne, mroczne wyżyny północny
krzyż Włodzimierza. Z daleka wydawało się, że ramiona krzyża zniknęły – zlały się z
pionem, krzyż przemienił się w ostry wzniesiony do ciosu miecz.
Ale miecz to niestraszny. Wszystko przeminie. Cierpienia, męki, krew, głód i mór.
Sczeźnie miecz, ale gwiazdy pozostaną także i wtedy, kiedy nawet cień naszych ciał i
spraw nie pozostanie już na ziemi. Nie ma człowieka, który by tego nie wiedział.
Czemuż więc nie chcemy zwrócić ku nim naszych oczu? Czemu?
150/361
Henryk Sienkiewicz
151/361
III. Postaci i miejsca
152/361
Woland, Mistrz i ich otoczenie
153/361
Woland
Postać stojąca na czele sił zaświatowych. Woland to diabeł, szatan, „książę ciem-
ności”, „duch zła i władca cieni” (wszystkie te określenia spotkamy w tekście po-
wieści). Woland jest mocno wzorowany na Mefistofelesie z „Fausta” Goethego i
z opery Charlesa Gounoda. Samo imię Wolanda pochodzi z poematu Goethego,
gdzie wspomina się go tylko raz, a w rosyjskich przekładach zazwyczaj opusz-
cza. Za Wolanda podaje się Mefistofeles w scenie Nocy Walpurgii, żądając od
nieczystych ustąpienia z drogi: „Idzie wielmożny Woland!”. W prozatorskim
przekładzie A. Sokołowskiego, którego tekst Bułhakow znał, to miejsce wygląda
tak:
Mefistofeles: Dokąd też cię poniosło! Widzę, że muszę zastosować tutaj swoje pra-
wa gospodarza. Hej, wy! Miejsce! Idzie pan Voland!
Junker oznacza wybitną osobę (szlachcica), a Voland było jednym z imion diabła.
Źródłowe słowo ‹Faland› (oszust, chytrus) było używane już w bardzo starych tek-
stach w sensie ‹czart›.
154/361
Woland
Wczoraj był u nas Fajko z żoną50, Paweł Markow51 i Wilenkin52. Misza czytał „Mi-
strza i Małgorzatę“ od początku. Wrażenie olbrzymie. I zaraz poprosili o wyznacze-
nie dnia na dalszy ciąg. Misza zapytał po czytaniu — a kim jest Woland? Wilenkin
powiedział, że domyślił się, ale za nic nie powie. Zaproponowałam mu napisanie na
kartce, ja też napiszę i zamienimy się zapiskami. Tak zrobiliśmy. On napisał ‹sza-
tan›, a ja ‹diabeł›. Później Fajko zechciał także zagrać. I napisał na swojej kartce:
‹nie wiem›. dałam się złapać i napisałam mu, że ‹szatan›.
155/361
Woland
Dawno już mi się marzyła i śródziemnomorska fala, i paryskie muzea, i cichy hotel,
i żadnych znajomych, i fontanna Moliera, i kawiarnie, i — słowem, możliwość uj-
rzenia tego wszystkiego. Dawno już z Lusią rozmawiamy o tym, jaką podróż można
byłoby opisać!
Początkiem przyszłej książki miał być szkic „Był maj”. 10 maja 1934 r., jeszcze
pełen nadziei na wyjazd, Bułhakow, jak utrwaliła następnego dnia w dzienniku
156/361
Woland
Jakże przy całej swojej krótkości bogata jest opowiedziana przez niego... mała przy-
powieść o bogatym głupcu, który w swoim zachłannym dążeniu do zbawienia i za-
spokojenia egoistycznych interesów, zamierzał uzyskać jedno i drugie, i, zupełnie
zapominając o istnieniu śmierci i że dusza nie może żywić się chlebem, myślał, że je-
go duszy na długo wystarczy tych „płodów”, „dóbr” i „spichlerzy” i że wystarczy
jej tylko „jest, pić i weselić się”, lecz któremu, jak straszne echo, zagrzmiał z nieba
wstrząsającego i pełnego ironii wyrok: ‹Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej
duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?› [Łk 12 16-21].
53 Dla porównania: płaca Bułhakowa jako konsultanta-libriecisty teatru Bolszoj w końcu lat 30.
157/361
Woland
54Pełny tekst przypowieści o kamieniu tutaj został pominięty wobec pełnego cytatu w roz-
dziale „Wolnomularstwo“.
158/361
Woland
jest związane ze stacją Ponyri w obwodzie kurskim) i niejako stawszy się „in-
nym” budowniczym, W tym samym kontekście trzeba przyjmować też słowa
Wolanda o nowym budynku, które będzie zbudowany w miejscu spalonego do-
mu Gribojedowa — symbolu nowoczesnej radzieckiej literatury. Ale świątynię
nowej literatury czeka powstanie w wyniku kreacji nie Boga, a Wolanda. Nowy
budowniczy Ponyriow w ogóle wyrzekł się poezji i został zarozumiałym akade-
mikiem.
Pamiętajmy, że w symbolice masońskiej trójkąt pochodzi od legendy rozwijają-
cej przypowieść o świątyni Salomona. Trójkąt Wolanda ma zatem związek tak-
że z masonerią. Podkreślmy, że masonem jest też bohater „Moskiewskiego dzi-
waka”, Mandro. Podobnie jak Eduard Eduardowicz, Woland przez źródła lite-
rackie powiązany jest z postacią znanego osiemnastowiecznego awanturnika,
okultysty i alchemika, hrabiego Alessandro Cagliostro, za którego podawał się
Włoch Giuseppe Balsamo. Epizod ze spaleniem domu Gribojedowa i słowami
Wolanda o nieuchronnym wzniesieniu w przyszłości nowego budynku na jego
miejscu, bardzo przypomina jedną ze scen zbeletryzowanej opowieści Michaiła
Kuzmina „Cudowne życie Józefa Balsamo, hrabiego Cagliostro“, która znacząco
posłużyła Bułhakowowi za wzór przy pisaniu „Moliera”. U Kuzmina nieznany
młody człowiek w szarym płaszczu spotyka młodego Józefa Balsamo i pyta go,
wskazując ładny różowy budynek:
159/361
Woland
— Choćbyś nie wiem jak wytrzeszczał oczy, i tak zapomnisz to, czego nie trzeba pa-
miętać!
Kara dosięgła Dom Gribojedowa, gdzie panoszył się Massolit, za to, że okupują-
cy go literaci nie łączą, a rozdzielają i deprawują ludzi swoimi kłamliwymi ko-
niunkturalnymi utworami, czyniąc nieszczęśliwym genialnego Mistrza.
Człowiek w szarym u Kuzmina jest ewidentnie piekielnikiem, i w całkowitej
zgodności z tradycją przedstawiania diabła Woland pojawia się to w szarym
ubraniu, to w czarnych trykotach operowego Mefistofelesa.
Na Patriarszych Prudach, w rozmowie z Wolandem, Bezdomny został obdzielo-
ny tymi samymi cechami naiwnego dziecka,co i chłopak Balsamo w rozmowie z
nieznajomym. W finale zapomina o spotkaniu na Patriarszych Prudach, a Mistrz
w ostatnim schronieniu zapomina o ziemskim życiu. Po słowach o murarzach bu-
dujących domy trzeba przypomnieć sobie masonerię, ponieważ masoni to wol-
nomularze, budowniczowie świątyni Salomona, a Woland także okazuje się
związany z masońską symboliką i rytuałami. Jednak celem Wolanda jest nie tylko
zbudowanie nowej świątyni literatury, gdzie wszystkie zjednoczą się i będą
szczęśliwi, lecz przebudzenie literatów i nakłonienie do twórczości, której plon
może dogadzać tak Bogu, jak i diabłu.
Hrabia Cagliostro stał się bohaterem znanego wiersza Karoliny Pawłowej
„Rozmowa w Trianon”. Jak powiedziała nam druga żona Bułhakowa, L. Bieło-
zierska, nazwisko poetki było słyszalne w tym kręgu przyjaciół i znajomych, w
których obracał się pisarz w latach 20. „Rozmowa w Trianon” zbudowana jest
w formie rozmowy księcia Honoriusza Mirabeau i hrabiego Cagliostro w przed-
dzień Rewolucji Francuskiej. Cagliostro jest sceptycznie nastawiony do oświe-
ceniowego optymizmu Mirabeau:
160/361
Woland
Woland — „...był ani mały, ani olbrzymi, tylko po prostu wysoki”, niejedno-
krotnie kierował na Berlioza przeraźliwe, zielone oko i dziwnie się uśmiechał.
Bezdomnemu przez mgnienie wydaje się, że laska Wolanda przekształciła się w
szpadę, i na szpadzie opiera się Woland w czasie Wielkiego Balu u Szatana, kie-
161/361
Woland
162/361
Woland
Grzech jest bezpłodny, dlatego że nie jest życiem, a śmiercią. A śmierć wlecze swój
upiorny byt dzięki Życiu i na konto Życia; odżywia się Życiem i istnieje tylko o tyle,
że Życie daje jej pożywkę. To, co posiada śmierć, to tylko zepsute przez siebie życie.
Nawet na „czarnej mszy”, w samym gnieździe satanizmu, Diabeł ze swoimi wielbi-
cielami nie mógł wymyślić nic innego, jak bluźnierczo sparodiować tajemnice litur-
gii, robiąc wszystko na odwrót. Jaka pustka! Jakie niszczycielstwo! Jakie płytkie
„głębiny”!
latach 20. rzeczywiście mieścił się sztab Moskiewskiego Okręgu Wojennego, którego dowód-
cą był drugi mąż J. Bułhakow, J. Szyłowski, a przy sztabie powinien działać trybunał. [B. S.]
57 Oficjalnie: sprawa o kontrrewolucję gospodarczą w Donbasie [przyp. tłum.].
163/361
Woland
164/361
Woland
165/361
Woland
166/361
Woland
montow mówi nam, że ręką losu, niosącego zagładę człowiekowi, kieruje nie
Bóg, a diabeł. Bóg zaś daje wolną wolę, żebyśmy swoimi działaniami, śmiałymi,
stanowczymi i oszczędnymi, zapobiegali diabelnemu losowi, jak to udaje się Pie-
czorinowi w finale „Fatalisty”.
U Bułhakowa Woland, jak wcześniej piekielny Rok w „Fatalnych jajach”, uosa-
bia los, karzący Berlioza, Sokowa i innych, przekraczających normy chrześcijań-
skiej moralności. To pierwszy diabeł w światowej literaturze, który karze za
nieprzestrzeganie przykazań Chrystusa.
Woland ma jeszcze jeden pierwowzór — ze współczesnej Bułhakowowi wersji
„Fausta”, napisanej przez literata i dziennikarza Emila Mindlina. Początek po-
wieści „Powrót doktora Fausta“ (dalszego ciągu nie było; już po drugiej wojnie
światowej autor napisał nową redakcję, dotychczas nieopublikowaną), został
wydrukowany w 1923 roku, w tym samym, drugim tomie almanachu „Wozroż-
dienie“ [Odrodzenie], co opowiadanie „Notatki na mankietach” (egzemplarz alma-
nachu pozostał w archiwum Bułhakowa). W „Powrocie doktora Fausta” akcja
rozgrywa się w początkach XX w., przy czym Faust, w znacznym stopniu pro-
totypowy w stosunku do Mistrza z wczesnej redakcji „Mistrza i Małgorzaty”,
mieszka w Moskwie, skąd później wyjeżdża do Niemiec. Tam spotyka Mefisto-
felesa, na którego wizytówce kursywą czarno na białym wydrukowano: „Profe-
sor Mefistofeles” — dokładnie tak samo jak na karcie Wolanda — „Profesor Wo-
land”. W redakcji z 1929 roku tekst pisany jest alfabetem łacińskim, w ostatecz-
nej redakcji nie jest cytowany: literaci na Patriarszych Prudach widzą nazwisko
na wizytówce, lecz go nie zapamiętują. Portret Wolanda w wielu szczegółach
powtarza portret Mefistofelesa z powieści Mindlina:
167/361
Woland
stofelesa Mindlina wraz z różnicą w kolorze oczu, która pojawia się jeszcze u po-
rucznika Myszłajewskiego w „Białej gwardii”: „Prawe w zielonych iskierkach,
jak uralski szmaragd, a lewe ciemne...” Ze wspomnień pierwszej żony Bułhako-
wa, T. Łappy wiadomo, że pierwowzorem Myszłajewskiego był przyjaciel pisa-
rza z wczesnej młodości, Nikołaj Syngajewski, ale, najprawdopodobniej, oczy
miał tego samego koloru, a Bułhakow i Myszłajewskiemu, i Wolandowi dał różne
oczy, tradycyjne u diabła, by podkreślić piekielne pochodzenie bohaterów.
U Mindlina Mefistofeles — to nazwisko, a imiona profesora z Pragi (takiego sa-
mego cudzoziemca w Niemczech, jak Woland w Rosji) brzmią Konrad-Christo-
forus. W redakcji z 1929 roku Woland miał na imię Teodor, co wydrukowano na
jego wizytówce. Ciekawie, że oba imiona okazują się paradoksalnie związane z
Bogiem. Christoforus to — z greckiego — Niosący Boga, co u Mindlina ma zna-
czenie karykaturalne. W „Powrocie doktora Fausta” Mefistofeles z Bogiem nie
ma związku i proponuje Faustowi udział w organizacji kolektywnego samobój-
stwa ludzkości, z którego powodu powinni pojechać do Rosji. Możliwe, że jako
samobójstw wystąpiła pierwsza wojna światowa, ale nie należy wykluczyć alu-
zji do Rewolucji Październikowe i dlatego dalszego ciągu powieści świat już nie
zobaczył. Teodor natomiast to starogrecki „Boży Dar”.
Tutaj to już nie tylko parodia, lecz również wskazanie związku Wolanda z Je-
szuą Ha-Nocri, który rozstrzyga o losie „Mistrza i Małgorzaty“, lecz o dokonanie
ostatecznego ruchu prosi Wolanda. Podobne wzajemne dopełnianie Boga i diabła
występuje, w szczególności, w „Obrazach z podróży” — podstawowym publi-
cystycznym utworze Henryka Heinego. Walka między partiami konserwaty-
stów i liberałów w Wielkiej Brytanii została tu alegorycznie przedstawiona jako
walka Boga i diabła. Heine ironicznie zauważa, że „Pan Bóg stworzył zbyt mało
pieniędzy” — czym tłumaczy się istnienie światowego zła. Woland pozornie
uzupełnia pozorny niedostatek pieniędzy, obdarzając tłum czerwońcami, prze-
kształcającymi się później w zwykłe papierki. W „Obrazach z podróży” Heine
rysuje jaskrawy obraz tego, jak Bóg pożyczył przy stworzeniu świata pieniądze
od diabła pod zastaw Wszechświata. W rezultacie Pan Bóg nie przeszkadza
swojemu wierzycielowi
szerzyć nędzy i zła. Jednak czart ze swojej strony jest bardzo zainteresowany tym, by
świat niezupełnie zginął — ponieważ w tym przypadku straci zastaw — i dlatego
wystrzega się przekraczania granicy, a Pan Bóg, który też nie jest głupi i dobrze
168/361
Woland
wie, że na korzyściach czarta utrzymuje się jego tajna gwarancja, więc często do-
puszcza do tego, że oddaje mu władzę nad całym światem i pozwala czartu stworzyć
rząd.
A wtedy:
169/361
Woland
śliwemu konferansjerowi postanowili urwać głowę, staje się niezbędne dla prze-
jawu dobra — litości dla tego, który stracił głowę.
Dialektyczna jedność, wzajemne dopełnienie dobra i zła najpełniej zawiera się w
słowach Wolanda, zwróconych do Mateusza Lewity, który odmówił pozdro-
wienia „duchowi zła i władcy cieni”:
Zło jest potrzebne. Gdyby nie istniało, nie byłoby także dobra. Zło jest jedyną przy-
czyną istnienia dobra. Bez zguby nie byłoby odwagi, bez cierpienia — współczucia.
Na co nadałaby się ofiarność i poświęcenie przy powszechnym szczęściu? Czy moż-
na pojąć cnotę, nie znając wady, miłość i piękno, nie znając nienawiści i brzydoty.
Tylko złu i cierpieniu zawdzięczamy to, że nasza ziemia może być zamieszkała, a ży-
cie warte jest przeżycia. Dlatego nie trzeba skarżyć się na diabła. On stworzył przy-
najmniej połowę wszechświata. I ta połowa tak gęsto zlewa się z drugą, że jeżeli po-
ruszyć pierwszą, to uderzenie sprawi równą szkodę i drugiej. Z każdą wykorzenioną
wadą ginie odpowiadająca jej cnota.
... Czy nie mają ludzie, posiadający filozoficzny sposób myślenia, prawa powie-
dzieć, w ślad za aniołem Jefradem z [wolterowskiego] „Zadiga”, że nie ma takiego
zła, które nie rodziłoby dobra, i że, opierając się na tym, można czynić zło, kiedy tyl-
ko się zechce, ponieważ ono w gruncie rzeczy jest niczym innym, jak jednym ze spo-
sobów czynienia dobra? I czy nie będzie powodu przyłączyć się do tego, że jest bez
znaczenia, czy ten lub inny człowiek jest dobry albo zły, bo jeżeli nieszczęścia prze-
170/361
Woland
śladują cnotę, a rozkwit wszędzie towarzyszy wadzie i o ile wszystkie rzeczy są rów-
ne w oczach przyrody, to czy nieskończenie mądrzej nie jest zająć miejsce wśród ło-
trów, którzy kwitną, aniżeli wśród ludzi dobrodusznych, którym zgotowano porażkę?
Wolter, na którego powoływał się de Sade, stawiał jednak dobro wyżej zła, cho-
ciaż uznawał, że na świecie łotrów jest o wiele więcej niż pobożnych ludzi:
— Jak to! — rzekł Zadig. — Jest tedy koniecznym, aby istniały zbrodnie i nieszczę-
ścia? I aby te nieszczęścia spadały na zacnych ludzi?
— Źli — odparł Jefrad — są zawsze nieszczęśliwi: służą na to, aby doświadczać ma-
łą liczbę sprawiedliwych, będących na ziemi; nie ma zaś złego, z którego by się nie
rodziło dobro.
— Ale — rzekł Zadig — gdyby istniało tylko dobro, a zło wcale?
— Wówczas — odparł Jefrad — ziemia ta byłaby inną ziemią; związek wydarzeń
byłby innym porządkiem mądrości, a porządek ten, który byłby doskonałym, może
istnieć jedynie w wiekuistym mieszkaniu najwyższej Istoty, do której zło nie może się
zbliżyć. Istota ta stworzyła miliony światów, z których żaden nie może być podobny
do drugiego. Ta olbrzymia rozmaitość jest właściwością Jej potęgi. Nie ma dwóch
listków na ziemi, ani dwóch światów w nieskończonych przestworach nieba, które
by były podobne do siebie. Wszystko, co widzisz na tym atomie, na którymś się uro-
dził, miało się spełnić w swoim miejscu i w oznaczonym czasie, wedle nieodmien-
nych wyroków tego, który ogarnia wszystko. Ludzie myślą, iż to dziecię, które zginę-
ło właśnie, wpadło do wody przypadkiem, i że takim samym przypadkiem dom spło-
nął: ale nie ma w świecie przypadku; wszystko jest próbą albo karą, albo nagrodą,
albo przewidywaniem.
171/361
Woland
zła. Prawie wszyscy bohaterowie, gotowi czynić zło ze względu na chęć osią-
gnięcia przyjemności, w powieściach de Sade’a giną.
France, podobnie do de Sade’a, z wolterowskiej koncepcji wyłączył naczelną
istotę, a dobro i zło zrównał w ich znaczeniu. Takiego równouprawnienia dobra
i zła broni Woland u Bułhakowa, przy czym autor „Mistrza i Małgorzaty“, w od-
różnieniu od Woltera, nie był twardym deterministą, dlatego Woland karze Ber-
lioza akurat za lekceważenie przypadku.
Woland wykonuje polecenia Jeszui Ha-Nocri — w taki oryginalny sposób Bułha-
kow urzeczywistnia uzupełnianie się dobrego i złego początku. Ta idea, według
wszelkiego prawdopodobieństwa, była podpowiedziana przez urywek o Jezy-
dach z pracy włoskiego misjonarza Maurizio Garzoni, który pozostał wśród ma-
teriałów do puszkinowskiej „Podróży do Erzurum”. Tam mówi się, że „Jezydzi
uważają, że bóg rozkazuje, lecz realizację swoich nakazów powierza diabłu”.58
Jeszua przez Mateusza Lewitę prosi Wolanda, aby zabrał do siebie „Mistrza i
Małgorzaty“. Z punktu widzenia Ha-Nocri i jego jedynego ucznia, nagroda, którą
obdarza się Mistrza, jest nieco ułomna — „on nie zasłużył na światłość, on zasłu-
żył na spokój”. A z punktu widzenia Wolanda, spokój przewyższa „zwykłą
światłość”, ponieważ stwarza możliwość kreacji, o czym szatan przekonuje auto-
ra powieści o Poncjuszu Piłacie:
... – Po cóż iść za tropem tego, co się już skończyło?... – o, po trzykroć romantyczny
mistrzu, czyż nie chcesz we dnie przechadzać się ze swoją przyjaciółką pod drze-
wami wiśni, które właśnie zaczynają okrywać się kwiatem, a wieczorami słuchać
muzyki Schuberta? Czyż nie będzie ci miło pisać gęsim piórem przy świecach? Czyż
nie chcesz jak Faust zasiąść nad retortą i żywić nadzieję, że uda ci się stworzyć no-
wego homunculusa?
Woland, jak Jeszua, pojmuje, że „światłością” zdolny jest rozkoszować się tylko
oddany, lecz dogmatyczny Mateusz Lewita, a nie genialny Mistrz. Właśnie Wo-
land z jego sceptycyzmem i wątpliwościami, widzący świat ze wszystkimi jego
sprzecznościami (jakim widzi go prawdziwy artysta malarz), najlepiej może za-
pewnić głównemu bohaterowi godną nagrodę.
Słowa Wolanda w Variete:
58Ten fragment po raz pierwszy został włączony do pism zbiorowych Puszkina w 1931 roku i
chyba nie uszedł uwadze twórcy sztuki „Aleksander Puszkin” — [B.S.].
172/361
Woland
– Masz rację. Ludność tego miasta bardzo się zmieniła... zewnętrznie, mam na my-
śli... zresztą i samo miasto... O ubraniach nie ma nawet co mówić, ale pojawiły się
te... jak im tam... tramwaje, automobile... [...] ale sprawa niepomiernie istotniejsza:
czy mieszkańcy tego miasta zmienili się wewnętrznie?
Ogólnie rzecz biorąc, słowem „rzecz” określamy wszystko, co tylko nie jest w ogóle
niczym. Wtedy zgodnie z takim znaczeniem także twórczość artystyczna jest rzeczą,
skoro jest czymś, co istnieje.
173/361
Woland
pierwowzorów Wolanda nie jest ani wspomniany, ani nie jest postacią w powie-
ści.
Woland, w odróżnieniu od Jeszui Ha-Nocri, będzie uważać wszystkich ludzi nie
za dobrych, a za złych. W celu jego misji w Moskwie zawiera się ukazanie po-
kładów zła w ludziach. Woland i jego świta prowokują Moskwiczan do niesto-
sownych zachowań, przekonując o pełnej bezkarności, a następnie, paradoksal-
nie, sami ich karzą.
Ważnym literackim prototypem Wolanda stał się „Ktoś w Szarym“ — „On“ ze
sztuki Leonida Andriejewa „Życie człowieka”. Podkreślmy, że ta postać jest
wspomniana w dobrze znanej autorowi „Mistrza i Małgorzaty” książce Siergieja
Bułgakowa59 „Na uczcie bogów” , a sztuka Andriejewa dostarczyła wielu szcze-
gółów pomysłowi Wielkiego Balu u Szatana. W prologu „Życia człowieka”
„Ktoś w Szarym“ symbolizujący Los (oraz „księcia ciemności”), mówi o Czło-
wieku:
174/361
Małgorzata
Głównym pierwowzorem Małgorzaty została trzecia żona pisarza, Jelena Bułha-
kow. Przez nią Małgorzata ma też związki z bohaterką sztuki „Adam i Ewa“ —
Ewą Wojkiewicz. J. Bułhakow zapisała w swoim dzienniku 28 lutego 1938 r.:
M.A. czytał pierwszy akt swojej sztuki «Adam i Ewa», napisanej w 1931 roku... W
niej nasz trójkąt — M. A., J. A. [drugi mąż Jeleny Bułhakow, J. Szyłowski — B.S.] i
ja.
Mam chyba tylko jedno wyjście — zaopatrzyć się w szmaty i pozatykać nimi wszyst-
kie szpary w ścianach mej sypialni. ...Mówię o miłosierdziu... niekiedy najzupełniej
175/361
Małgorzata
O, Promienista!
Matko przeczysta!
Ku memu szczęściu
wzrok Twój się zwraca!
Umiłowany,
już nie stroskany
do mnie z dni dawnych powraca. [...]
Już w duchów przystanął zachwycie,
wszedł w przebyt niepojęty!
176/361
Małgorzata
177/361
Małgorzata
Małgorzata nie jest wiedźmą lub, przynajmniej, nie jest wiedźmą prawdziwą,
czego dowodzi epizod z chłopczykiem. W książce Cezarego Lombroso „Kobie-
ta występna i prostytutka” Bułhakow znalazł fragment:
W Lotaryngii pewna kobieta o imieniu Amere stanęła przed sądem za to, że, rzuciw-
szy czary na pewne dziecko, spowodowała, że wypadło z okna. Na torturach przy-
znała się, że pozostaje w związku z diabłem, którego obraz nawet wskazała w jakimś
miejscu na ścianie, ku wielkiej zgrozie sędziów, niczego wszakże nie dostrzegają-
cych.
178/361
Mistrz
Historyk, który został pisarzem. Mistrz to w większej części bohater autobiogra-
ficzny. W okresie objętym przez powieść, kiedy stanął w lecznicy przed Iwa-
nem Bezdomnym, miał lat trzydzieści osiem — to dokładnie wiek Bułhakowa w
maju 1929 roku (38 lat skończył 15., 10 dni po tym, jak Mistrz i jego ukochana
opuścili Moskwę).
Kampania prasowa przeciw Mistrzowi i jego powieści o Poncjuszu Piłacie przy-
pomina prasową kampanię przeciw Bułhakowowi w związku z opowiadaniem
„Fatalne jaja”, sztukami „Dni Turbinów”, „Bieg”, „Mieszkanie Zojki”, „Purpu-
rowa wyspa” i powieścią „Biała gwardia”. W szczególności, w pisarskim archi-
wum pozostały wycinki z gazety „Raboczaja Moskwa” z 15 listopada 1928 roku,
gdzie pod nagłówkiem „Walnijmy w bułhakowszczyznę!” podano wystąpienia z
13 listopada w moskiewskim komitecie partii na zebraniu komunistów pracują-
cych w sektorze sztuki. Na wstępie przewodniczący komitetu do spraw arty-
stycznych, P. Kierżencew (Lebiediew), oskarżył ówczesnego przewodniczące-
go głównego komitetu sztuki o pobłażanie Bułhakowowi:
179/361
Mistrz
180/361
Mistrz
Słowa Mistrza
wie pan, nie znoszę hałasów, awantur, przemocy ani niczego w tym guście. Zwłasz-
cza nienawidzę, kiedy ludzie krzyczą — wszystko jedno, czy krzyczą z bólu, czy z
gniewu, czy z jakiegokolwiek innego powodu,
181/361
Mistrz
Czyż nie będzie ci miło pisać gęsim piórem przy świecach? Czyż nie chcesz jak
Faust zasiąść nad retortą i żywić nadzieję, że uda ci się stworzyć nowego homuncu-
lusa?
182/361
Mistrz
Znudzony, siedzący samotnie Faust zainteresował się nim od razu. Gość miał nie-
bywale chude nogi w czarnych (całych, niecerowanych) pończochach, obute w czar-
ne aksamitne pantofle, i taki sam płaszcz na ramionach. Faustowi wydało się, że ko-
lor oczu zmieniał mu się nieustannie”. Mefistofeles zamienia podaną mu wodę to w
wino, to w piwo.
Ostatecznie
ten żart i podobne mu dowcipy zabierają mi niemało czasu i spokoju... Jednak w ży-
ciu nie pozostaje nic innego, jak tylko żartować! Rozumie pan, nie dlatego, że nud-
no... Istnieją przyczyny, utrzymujące mnie jeszcze na ziemi i zmuszające do ciągnię-
cia tego głupiego, bezsensownego i przeklętego ludzkiego życia, co powoduje, że
nie pozostaje mi nic więcej, jak żartować, żartować z nudów, ze złości, ze złości...
183/361
Mistrz
Faust sprzeciwia się tej tezie, życie nie wydaje mu się bezsensowne i głupie, a
chociaż on sam przez swoich sześćdziesiąt lat nie znalazł szczęścia, to
gdybym otrzymał ponownie do dyspozycji tak hojną ilość czasu, tym razem wyko-
rzystałbym go lepiej i z powodzeniem przeżył swoje życie!
— Pan jest poetą... tak — jest pan poetą! Wszyscy ludzie to poeci. Gospodarz Pfe-
ifer również. Poezja to kokaina!..”
— Chyba nie! Prawda, rozczarowałem się możliwościami nauki... i nie wiem jesz-
cze, na czym polega sens życia, lecz czuję, że on istnieje!
— Tak czują wszyscy, i nikt nie zna tego sensu!
Mefistofeles doprowadza ostatni argument:
Drogi Fauście, jeżeli pokażę panu świat nie taki, jaki widzicie, ale taki, jakim jest w
rzeczywistości? Cóż zatem? Chce pan?!
— Co? Co?
184/361
Mistrz
— Być ze mną! — Mefistofelesa zmrużył oczy, aż źrenice zniknęły — chce pan? Ze-
mścimy się na tym, kto szydzi z człowieka, zemścimy się, jeżeli przekonamy ludzkość
do pozbawienia się życia! Zaprzeczenia sobie! Będziecie pan ze mną?!
— A jak pan tego dokona? Mnie pan nie przekonał.
— Pokażę panu to, na co nigdy nie pozwoli wam wasza nauka!
Ciepło jego oddechu otuliło głowę Fausta. Słowa profesora z Pragi odurzały...
— Chcę, chcę — wyszeptał — chcę!
185/361
Mistrz
I tu po raz pierwszy miękki i cichy Fiesia huknął pięścią w stół i powiedział (a... za-
pomniałem uprzedzić, że po rosyjsku mówił źle... silnie grasejując):
— Ci zbóje najwidoczniej chcą mnie zabić... i objaśnił, że on nie tylko nie szydził z
chłopów, lecz nawet ich nie widział, „ani jednej sztuki”.
I Fiesia powiedział prawdę. On rzeczywiście ani jednego chłopa nie widział na
oczy. Zimą siedział w Moskwie w swoim gabinecie, a latem wyjeżdżał za granicę i
nie widział nigdy własnej podmoskiewskiej wsi. Pewnego razu o mało co tam nie
pojechał, lecz zdecydował się najpierw zasięgnąć wiedzy z solidnego źródła i zapo-
znał się z rosyjskim ludem czytając „Historię Pugaczowa” Puszkina. Po czym na-
tychmiast zrezygnował z wyjazdu, wykazawszy niespodziewaną dla siebie stanow-
czość. Pewnego razu zresztą, wróciwszy do domu dumnie oświadczył, że widział
prawdziwego rosyjskiego chłopka, jak na Ochotnych Rjadach kupował kapustę. Był
w uszance i nie zrobił na nim wrażenie zwierzęcia.
Po jakimś czasie Fiesia otworzył gazetę i zobaczył swojego znajomego chłopka, co
prawda bez uszanki. Podpis pod staruszkiem głosił: „Hrabia Lew Nikołajewicz Toł-
stoj”.
Fiesia był potrząśnięty.
— Przysięgam na Matkę Boską — zaklinał się — Rosja to nadzwyczajny kraj! Hra-
biowie wyglądają w niej jak wykapani chłopi! I tu Fiesia nie skłamał.
186/361
Mistrz
187/361
Mistrz
188/361
Mistrz
Dokładnie tak samo na radości rodzinnego życia obojętny jest Mistrz. Nie pamię-
ta imienia swojej żony, nie chce mieć dzieci, a kiedy pozostawał w związku mał-
żeńskim i pracował jako historyk w muzeum, to według własnych słów, żył „sa-
motnie, nie mając krewnych i prawie nie mając znajomych w Moskwie” (w
ostatnich słowach ukryta jest aluzja do tego, że Mistrz urodził się poza Moskwą,
jak i sam Bułhakow, kijowianin). Miłość Mistrza do Małgorzaty — w znacznym
stopniu nie jest ziemska, to miłość odwieczna, o której wspomina ten sam Soło-
wiow, w żaden sposób nie ukierunkowana na stworzenie rodziny.
Mistrz uświadamia sobie swoje pisarskie powołanie (jak Kant — filozoficzne i
naukowe) — rzuca służbę i w piwnicy na Arbacie zasiada do pisania powieści o
Poncjuszu Piłacie. Mistrz, podobnie jak niemiecki filozof, ma tylko jednego i je-
dynego przyjaciela, nie licząc ukochanej — dziennikarza Alojzego Mogarycza,
który zdobył Mistrza nadzwyczajnym połączeniem wielkiej miłości do literatury
i wybitnych praktycznych zdolności. Mogarycz ocenia powieść Mistrza jak
Grün — „Krytykę czystego rozumu”. Jedynie rezultat jest prosto przeciwny.
Grün swoimi uwagami rzeczywiście pomagał przyjacielowi poprawić tekst, a
Mogarycz ściśle określał, jakie fragmenty powieści są absolutnie nie do przyjęcia
dla radzieckiej cenzury i krytyki, a na koniec doniósł na autora, by zawładnąć je-
go mieszkaniem w zaułku Arbatu.
Los Mistrza — to niejako „negatyw” losu Kanta, i nie tylko w tym, że najlepszy
przyjaciel okazał się zdrajcą. W odróżnieniu od niemieckiego filozofa, autor po-
189/361
Mistrz
wieści o Piłacie nie ma siły, aby na własną rękę przezwyciężyć swoje psychiczne
cierpienie, jak Kant pokonał w swoim czasie cierpienie fizyczne. Psychiczne cier-
pienia złamały Mistrza i swojego utworu, w odróżnieniu od autora trzech wiel-
kich „Krytyk”, nie ujrzał w druku. Ponownie odzyskać powieść i połączyć się ze
swoją romantyczną ukochaną Mistrz może tylko w wiekuistym schronieniu u
Wolanda. W wariancie tekstu z 1936 roku Mistrz był w jeszcze większym stop-
niu obdarzony cechami Kanta. Szatan tak zarysował przygotowaną mu nagrodę:
Będziesz żył w ogrodzie i każdego ranka, wychodząc na taras, ujrzysz jak gęste dzi-
kie wino oplata twój dom, jak wspina się po ścianie. Czerwone wiśnie będą obsy-
pywać gałęzie drzew... Świece będą płonąć, kwartety grać, jabłkami będą pachnieć
pokoje w domu. Z pudrowanym harcapem, w starym, zwykłym kaftanie, stukając la-
ską, będziesz spacerował i myślał.
... O, po trzykroć romantyczny mistrzu, czyż nie chcesz we dnie przechadzać się ze
swoją przyjaciółką pod drzewami wiśni, które właśnie zaczynają okrywać się kwia-
tem, a wieczorami słuchać muzyki Schuberta? Czyż nie będzie ci miło pisać gęsim
piórem przy świecach? [...] Tam, tylko tam! Tam czeka już na was dom i stary sługa,
goreją świece, które wkrótce pogasną, ponieważ już niebawem powitacie świt.
190/361
Mistrz
Jego włosy bielały teraz w poświacie księżyca, zbijały się z tyłu w powiewający na
wietrze warkocz. Kiedy wiatr odrzucał płaszcz z jego nóg, Małgorzata widziała to
zapalające się, to znów gasnące gwiazdeczki ostróg na botfortach. Podobnie jak
młodziutki demon mistrz leciał, nie spuszczając oczu z księżyca, ale uśmiechał się
do tego księżyca, jak do kogoś dobrze znanego i kochanego, i zgodnie ze zwycza-
jem, którego nabrał w sto osiemnastce, coś tam sam do siebie mamrotał.
— Także nie — odparł Woland. Głos jego nabrał mocy i popłynął nad skałami. —
Romantyczny mistrzu, ten, którego tak pragnie ujrzeć wymyślony przez ciebie, a
przed chwilą również przez ciebie samego uwolniony twój bohater, przeczytał twoją
powieść. — I Woland zwrócił się do Małgorzaty: — Małgorzato! Nie sposób nie
uwierzyć, że usiłowałaś obmyślić dla mistrza jak najlepszą przyszłość, ale dopraw-
dy to, co wam proponuję, to, o co prosił dla was Jeszua, jest jeszcze lepsze!
Diabeł opisuje radości wiekuistej przystani, gdzie Mistrz będzie mógł stworzyć
nowego homunkulusa i pisać gęsim piórem przy świecach. Małgorzata kończy myśl
Wolanda:
191/361
Mistrz
— Posłuchaj, jak cicho — mówiła do mistrza Małgorzata, a piasek szeleścił pod jej
bosymi stopami. — Słuchaj i napawaj się ciszą. Popatrz, oto jest już przed tobą twój
wieczysty dom, który otrzymałeś w nagrodę. Widzę już okno weneckie i dzikie wino,
które wspina się aż pod sam dach. Oto twój dom, oto twój wieczysty dom. Wiem, że
wieczorem odwiedzą cię ci, których kochasz, którzy cię interesują, ci, co nie zakłócą
twojego spokoju. Będą ci grali, będą ci śpiewali, zobaczysz, jak jasno jest w pokoju,
kiedy palą się świece. Będziesz zasypiał wdziawszy swoją przybrudzoną wieczystą
szlafmycę, będziesz zasypiał z uśmiechem na ustach. Sen cię wzmocni, przyjdą ci po
nim do głowy mądre myśli. I już nie będziesz umiał mnie wypędzić. Ja zaś będę
strzegła twego snu.
... Niech bóg osądzi nasze czyny i niech ześle, chociażby po śmierci, spokój tym, któ-
rzy za życia cierpieli ponad miarę.
... kto wiele cierpiał przed śmiercią, [...] bez żalu porzuca wtedy mglistą ziemię, jej
bagniska i jej rzeki, ze spokojem w sercu powierza się śmierci, wie bowiem, że tylko
ona przyniesie mu spokój.
Wiersz Puszkina „Czas już, mój przyjacielu, czas! O spokój serce prosi...”, który
podpowiedział Bułhakowowi tytuł 30. rozdziału „Mistrza i Małgorzaty” — za-
wiera w sobie formułę „na świecie nie ma szczęścia, ale jest spokój i wola”, pasu-
jącą do nagrody, którą otrzymał Mistrz. Podobnie jak autor wiersza, Bułhakow
mógłby powiedzieć o sobie:
192/361
Mistrz
diabli wiedzą, co to ma znaczyć, i diabli, wierz mi, wszystko załatwią! — Oczy jej
zapłonęły nagle, zerwała się, zatańczyła w miejscu, zaczęła wołać: — Jestem szczę-
śliwa, szczęśliwa, szczęśliwa, że zawarłam z nim pakt!
[tu wyczuwa się ton dziennika Bułhakowa i zapisu z nocy z 20 grudnia 1924 ro-
ku, dotyczącego polemiki wokół książki Lwa Trockiego „Lekcja Października”:
„... publika, oczywiście, ni cholery nie pojmuje z tej książki i jest jej dokładnie
wszystko jedno — Zinowjew, Trocki, Iwanow czy Rabinowicz”. — B.S.].
— Nie, zupełnie nic nie pojmuję — powiedział poeta, potem drgnął, puścił grzywę
konia, przesunął po ciele rękoma i zaczął chichotać. — Ależ jestem głupcem! — wy-
krzyknął — rozumiem! Wypiłem truciznę i przeszedłem do innego świata! — Od-
wrócił się i krzyknął do Azazella: — Otrułeś mnie!
Azazello uśmiechnął się do niego z końskiego grzbietu.
— Rozumiem: jesteśmy martwi, ja i Małgorzata — przemówił poeta w podnieceniu.
— Lecz proszę mi powiedzieć...
— Messer... — podpowiedział ktoś.
193/361
Mistrz
One są niezbędne poecie dla uzyskania harmonii. Jednak spokój i wolę też można
odebrać. Nie zewnętrzny spokój, a twórczy. Nie dziecięcą wolę, nie wolność należy
liberalizować, a twórczą wolę, ukrytą wewnętrzną swobodę. I poeta umiera, dlate-
go, że oddychać już nie ma czym; życie straciło sens.
Wieść o tym cudownym zdarzeniu [uzdrowieniu wielu chorych] rozniosła się po ca-
łej Galilei i Perei, dotarła nawet do odległej Syrii (Mat. 4, 24), i można wyobrazić
sobie, jak mocno zmęczony Zbawca potrzebował później dłuższego spokoju. Lecz
najlepszym i najprzyjemniejszym dla niego odpoczynkiem było odosobnienie i mil-
czenie, gdzie, nie niepokojonego przez nikogo, mógł być sam na sam ze swoim oj-
cem niebieskim. Równina Genesaret była jeszcze otulona przez głęboką ciemność,
następującą przed świtem, kiedy niezauważony przez nikogo Jezus wstał i odszedł
na pustkowie, i tam wzmacniał ducha cichą modlitwą. Chociaż dzieło, dla którego
194/361
Mistrz
został posłany, często wymagało spędzania czasu wśród tłoczącego się i podnieco-
nego tłumu, nie lubił ludzkiego hałasu i unikał nawet wdzięczności i podziękowań
od tych, którzy czuli w Jego obecności niejako odnowienie całej swojej istoty. Jed-
nak nie dawano mu nawet na krótki czas pozostać w spokoju i odosobnieniu. Lud go
nie odstępował; Szymon ze swoimi przyjaciółmi prawie uganiali się za nim niestru-
dzenie, pragnąc widzieć go i słyszeć. Nawet chcieli prawie siłą zatrzymać go przy
sobie, ale jakoś pokonał ich upór.
Przyśniła się Małgorzacie jakaś okolica, której nie znała — beznadziejna, posępna,
pod pochmurnym niebem wczesnej wiosny. Przyśniło jej się strzępiaste, rozpędzone,
popielate niebo, a pod tym niebem niema chmara gawronów. Jakiś koślawy mostek,
pod mostkiem mętna wiosenna rzeczułka. Smętne, nędzarskie, na wpół nagie drze-
wa. Samotna osika, a dalej — pośród drzew za jakimś warzywnikiem — domek z
bierwion: ni to kuchnia w ogrodzie, ni to łaźnia, ni to diabli wiedzą co! Wszystko
naokoło jakieś nieżywe i tak przygnębiające, że aż ciągnie, żeby się powiesić na tej
osice koło mostku. Wiatr nie powieje, obłok nie drgnie, żywej duszy. Piekielne zaiste
miejsce dla żywego człowieka!
I oto, wyobraźcie sobie, otwierają się drzwi tego domku z bierwion i staje w nich
on. To dość daleko, ale widać go wyraźnie. Jest obdarty, trudno się zorientować, co
właściwie ma na sobie. Potargany, nieogolony. Oczy smutne, pełne lęku. Przywołuje
ją ruchem ręki, wzywa do siebie. Małgorzata, zachłystując się martwym powie-
trzem, pobiegła ku niemu, skacząc z kępy na kępę, i wtedy się obudziła.
...Trzeba było poznać ową nieustaną samotność, to ponure więzienie, która nazywa
się Rosją, żeby poczuć całą wolność z jakiej korzysta się w innych krajach Europy,
bez względu na wybraną przez nie formę rządów.
195/361
Mistrz
... Zawsze dobrze jest wiedzieć, że istnieje społeczeństwo, gdzie szczęście jest nie-
możliwe w żadnej postaci, bo zgodnie z prawem swojej natury człowiek nie być mo-
że jest szczęśliwy bez wolności.
...Przez pewien czas sam był pan we okropnym materialnym położeniu, a więc szyb-
ciej zrozumie pan moje obecne położenie: zostałem administracyjnie zesłany na 3
lata. Przyczyna jest dla mnie dotychczas dość mglista — sędzia śledczy z GPU
oskarżał mnie o kontrrewolucyjne rozmowy w jednym z domów, gdzie często bywa-
łem, no i w rezultacie jestem w Riazaniu, straciłem stanowisko w Moskwie, nie je-
196/361
Mistrz
stem już członkiem związku zawodowego i in., a tu nie mogę nigdzie znaleźć pracy i
teraz jestem w takim położeniu, że muszę zahaczyć się gdziekolwiek!
— Nie wzniesiesz się na wysokości. Nie będziesz słuchać mszy. Lecz będziesz żył
romantycznie...
197/361
Mistrz
O bogowie, o, bogowie moi! Jakże smutna jest wieczorna ziemia! Jakże tajemnicze
są opary nad oparzeliskami! Wie o tym ten, kto błądził w takich oparach, kto wiele
cierpiał przed śmiercią, kto leciał ponad tą ziemią dźwigając ciężar ponad siły. Wie
o tym ten, kto jest zmęczony... itd.
198/361
Mistrz
purpurowe i straszne.
O, gdyby krew moją pili,
Mniej bym opadł z sił,
I palce zorzy brodziły
Po mnie, kiedy zasnąłem.
Obudziłem się już wieczorem.
Wstawała mgła od błot,
Niespokojny i ciepły wiatr
Dyszał z południowych wrót.
I tak mnie to nagle zabolało,
Tak żal się zrobiło dnia,
Tej drogi swobodnej
Beze mnie przemierzonej...
Pomknąć by tropem światła!
Lecz nie mam siły podrzeć
Mojego złowrogiego
Zeszytu nocnych przywidzeń .
Zgadza się nie tylko uczucie lotu i związany z nim obraz tajemniczych mgieł,
wstających od błot, nie tylko smutny wieczorny pejzaż, lecz również to, że
Mistrz, w którego niejako wciela się autor-narrator „Mistrza i Małgorzaty” w li-
rycznym monologu, nie może odejść w światłość, ponieważ nie jest w stanie od-
ciąć się od twórczości. Dlatego dosłownie materializuje się ponownie pozostała
w jego głowie powieść o Poncjuszu Piłacie — „zeszyt nocnych przywidzeń”.
Dopiero po zakończeniu powieści sceną przebaczania Piłatowi w ostatnim locie
ta historia opuszcza pamięć bohatera, zwalniając ją dla ucieleśnienia nowych za-
miarów. Podobieństwo twórczych odczuć Gumilewa i Bułhakowa tu niewątpli-
wie.
Spokój Mistrza jest przeciwstawiony spokojowi Judy z Kiriatu i Józefa Kajfasza,
kupionemu za cenę życia i cierpień innych ludzi. Można wskazać na niewątpli-
wie znany Bułhakowowi list Gogola do matki M. Gogol-Janowskiej (z domu
Kosiarowskiej) z 8 czerwca 1833 roku:
199/361
Mistrz
Po co nam pieniądze, skoro ich cenę stanowi twój spokój? Na te pieniądze... tak mi
się zdaje, będziemy patrzeć takimi oczyma, jak Juda na srebrniki: za nie sprzedana
zostanie twój spokój i, być może, część samego życia, dlatego że troski je skracają.
200/361
Mistrz
do tego świata zła i zgryzoty. Tu kwiaty zawsze będą kwitnąć, a słońce świecić tak
samo jasno, jak w ten dzień, kiedy pierwszy raz cię ujrzałam. Po co ci wracać do
świata, gdzie ludzie muszą myśleć i gdzie są nieszczęśliwi?
Wyzuty ze złych obierzy, szlachetny duch wśród ludzi, „zbawion być może, kto się
dążeniem wieczystym trudzi”. A jeśli miłość ma go w swej pieczy płynąca z góry,
witać go będą słowem serdecznym anielskie chóry.
201/361
Mistrz
w czasie, gdy trząść się będą stróże domu, i uginać się będą silni mężowie, i będą
ustawały [kobiety] mielące, bo ich ubędzie, i zaćmią się patrzące w oknach; i za-
mkną się drzwi na ulicę, podczas gdy łoskot młyna przycichnie i podniesie się do
głosu ptaka, i wszystkie śpiewy przymilkną; odczuwać się nawet będzie lęk przed
wyżyną i strach na drodze; i drzewo migdałowe zakwitnie, i ociężałą stanie się sza-
rańcza, i pękać będą kapary; bo zdążać będzie człowiek do swego wiecznego domu
i kręcić się już będą po ulicy płaczki; zanim się przerwie srebrny sznur i stłucze się
czara złota, i dzban się rozbije u źródła, i w studnię kołowrót złamany wpadnie; i
wróci się proch do ziemi, tak jak nią był, a duch powróci do Boga, który go dał.
(Koh. 12. 3-7).
202/361
Mistrz
W finale powieści Bułhakowa, kiedy „nie było już ani skał, ani płaskiego szczytu,
ani Jeruszalaim”, Mistrz i Małgorzata „zobaczyli oboje przyobiecany świt. Za-
częło świtać natychmiast, przy północnym księżycu”. Główni bohaterowie
przechodzili „w blasku pierwszych promieni poranka przez omszały kamienny
mostek. Przeszli przezeń. Strumień został za plecami wiernych kochanków, szli
piaszczystą drogą” do wiecznego domu — miejscu pobytu duszy Mistrza, jego
nieśmiertelnego geniusza.
W opisie tej nagrody, która czeka na Mistrza w wiekuistej przystani, być może
odbija się urywek „Jesieni” Puszkina:
203/361
Mistrz
204/361
Jeszua Ha-Nocri
Jezus Chrystus z Ewangelii. Nazwisko „Jeszua Ha-Nocri” Bułhakow spotkał w
sztuce Siergieja Czewkina „Jeszua Hanocri. Bezstronne odkrycie prawdy”, a na-
stępnie sprawdził je w pracach historyków.
W archiwum Bułhakowa pozostały wypisy z wydanej w 1909 roku (a przetłu-
maczonej na rosyjski w 1924) książki niemieckiego filozofa [Christiana Heinri-
cha] Arthura Drewsa „Mit o Chrystusie”. Jej autor twierdzi, że w staro-żydow-
skim słowo „nacar” lub „nacer”, oznacza odrost lub gałązkę, a „Jeszua” albo „Jo-
zue” to „pomoc Jahwe” lub „pomoc Boga”. Co prawda, w innej swojej pracy,
„Zaprzeczenie historyczności Jezusa w przeszłości i współcześnie”, która poja-
wiła się po rosyjsku w 1930 roku, Drews oddawał pierwszeństwo innej etymo-
logii słowa „nacer“ (jeszcze jeden wariant to „nocer”) — „strażnik”, „pasterz”,
przyłączając się do poglądu brytyjskiego historyka-biblisty Williama Smitha, że
jeszcze przed naszą erą wśród Żydów istniała sekta nazarejczyków, którzy upra-
wiali kult boga Jezusa (Jozuego, Jeszui) „ha-nocri”, tj. „Jezusa-stróża”.
Podczas gdy Drews i inni historycy szkoły mitologicznej starali się udowodnić,
że przezwisko Jezusa z Nazaretu (Ha-Nocri) nie ma charakteru geograficznego i
w żaden sposób nie jest związane z Nazaretem, który, według nich, jeszcze nie
istniał w czasach ewangelicznych, to Farrar, jeden z najbardziej uznanych adep-
tów szkoły historycznej, obstawał przy tradycyjnej etymologii. Z jego książki
Bułhakow dowiedział się, że wspominane w Talmudzie jedno z nazwisk Chry-
stusa — Ha-Nocri oznacza Nazarianin. Hebrajskie „Jeszua” Farrar tłumaczył, ina-
czej niż Drews, na: „ten, którego zbawieniem jest Jehowa”. Z Nazaretem angiel-
ski historyk wiązał miasto En-Sarid, które adaptował też Bułhakow, zmuszając
Piłata do ujrzenia we śnie „ubogiego z En-Sarid”. W czasie przesłuchania Jeszui
przed prokuratorem natomiast, jako miejsce urodzenia wędrownego filozofa po-
daje się miasto Gamala, które wspomina Henri Barbuse w książce „Jezus przeciw
Chrystusowi”. Wypisy z tej pracy, która wyszła w ZSRR w 1928 roku, także
znalazły się w archiwum Bułhakowa. Ponieważ istniały różne, wzajemnie
sprzeczne etymologie słów „Jeszua” i „Ha-Nocri”, Bułhakow nie starał się od-
krywać ich znaczenia w tekście „Mistrza i Małgorzaty”, a z powodu niedokoń-
205/361
Jeshua Ha-Nocri
czenia powieści pisarz nie dokonał także ostatecznego wyboru miejsca urodzenia
Jeszui.
W portrecie Jeszui Bułhakow uwzględnił następującą informację Farrara:
Człowiek ów odziany był w stary, rozdarty, błękitny chiton. Na głowie miał biały
zawój przewiązany wokół rzemykiem, ręce związano mu z tyłu. Pod jego lewym
okiem widniał wielki siniak, w kąciku ust miał zdartą skórę i zaschłą krew. Patrzył
na procuratora z lękliwą ciekawością.
206/361
Jeshua Ha-Nocri
szua bezpośrednio zwrócił się do Piłata: „Tylko nie bij mnie mocno, bo byłem już
dziś dwukrotnie bity…”
Po biciu, a tym bardziej podczas egzekucji, obraz Jezusa nie mogło zawierać zna-
ków wielkości tkwiącej w proroku. Na krzyżu objawia się raczej brzydota: „...
odsłoniła się zapuchnięta od ich ugryzień twarz powieszonego, twarz o obrzę-
kłych powiekach, twarz nie do poznania”, a „jego oczy, jasne zazwyczaj, były te-
raz zmętniałe”. Brzydota zewnętrzna Jeszui kontrastuje z pięknem jego duszy i
czystością jego wyobrażeń o triumfie prawdy i dobrych ludziach (a złych, jego
zdaniem, nie ma na świecie), podobnie jak zdaniem Klemensa z Aleksandrii, du-
chowe piękno Chrystusa stoi w opozycji do jego zwykłego wyglądu.
W wyglądzie Jeszui odzywają się przemyślenia żydowskiego publicysty Arka-
dija (Abrahama-Uriaha) Kovnera, którego polemiki z Dostojewskim była szero-
ko znane. Prawdopodobnie Bułhakow znał książkę Leonida Grossmana poświę-
coną Kovnerowi — „Spowiedź pewnego Żyda”. W szczególności zacytowano
tam list Kovnera, napisany w 1908 roku, krytykujący rozumowanie pisarza Wasi-
lija Rozanowa na temat istoty chrześcijaństwa. Kovner stwierdził, odnosząc się
do Rozanowa:
207/361
Jeshua Ha-Nocri
czennika w takim stanie. I znowu dlaczego sam Chrystus jest zbawicielem ludzkości
i świata?
I nikt z was nie wyjaśnia: co się działo ze światem przed Chrystusem? Ludzkość ży-
ła jakoś przez wiele tysiącleci bez Chrystusa, a teraz cztery piąte ludzkości żyje po-
za chrześcijaństwem, a więc bez Chrystusa, bez Jego odkupienia, to znaczy w ogóle
go nie potrzebując. Czy wszystkie niezliczone miliardy ludzi zginęły i skazane są na
śmierć tylko dlatego, że urodzili się przed Chrystusem-Zbawicielem, czy też dlatego,
że mając własną religię, swoich proroków, swoją etykę, nie uznają boskości Chry-
stusa?
W końcu dziewięćdziesiąt dziewięć procent chrześcijan do tej pory nie ma pojęcia o
prawdziwym, idealnym chrześcijaństwie, którego źródłem jest Chrystus. Przecież
dobrze wiesz, że wszyscy chrześcijanie w Europie i Ameryce są bardziej czcicielami
Baala i Molocha niż Chrystusa; że nadal mieszkają w Paryżu, Londynie, Wiedniu,
Nowym Jorku, Petersburgu, tak jak poganie mieszkali w Babilonie, Niniwie, Rzy-
mie, a nawet Sodomie... Jakie rezultaty przyniosła świętość, światłość, boskość, od-
kupienie Chrystusa, jeśli jego czciciele nadal pozostają poganami?
Miejcie odwagę i odpowiedzcie jasno i kategorycznie na wszystkie te pytania, które
dręczą nieoświeconych i wątpiących sceptyków, i nie chowajcie się pod bezsensow-
nymi i niezrozumiałymi okrzykami: boski kosmos, Bóg-człowiek, zbawiciel świata,
odkupiciel ludzkości, jednorodzony itp. Pomyśl o nas głodnych i spragnionych spra-
wiedliwości, i mów do nas ludzkim językiem.
208/361
Poncjusz Piłat
Rzymski namiestnik Judei w końcu lat 20. i początku 30. n. e. Na pierwszy rzut
oka Piłat u Bułhakowa jest człowiekiem bez życiorysu, lecz w gruncie rzeczy
wszystko zostało ukryte w tekście. Kluczem jest wspomnienie bitwy pod Idi-
stawizo, gdzie przyszły prokurator Judei dowodził turmą [oddziałem] kawalerii
i uratował od śmierci okrążonego przez Germanów olbrzyma Marka Szczurzą
Śmierć. Idistawizo (ze starogermańskiego — Dolina Dziewic, i tak wspomniana
u Bułhakowa) — to równina nad Wezerą w Niemczech, gdzie w 16 roku rzym-
ski wódz Giermanik, bratanek imperatora Tyberiusza, pokonał Arminiusza,
przywódcę niemieckiego plemienia Cherusków. Słowo „turma” pomaga określić
etniczne pochodzenie Piłata. Z artykułu w Brockhausie pisarz wiedział, że turma
to część szwadronu (ali) rzymskiej kawalerii, przy czym sama kawaleria w okre-
sie imperialnym wyjątkowo rekrutowała żołnierzy spoza obywateli rzymskich.
Ala była nazywana od narodowości, z której ją sformowano. W artykule Słow-
nika przytoczono przykład ali niemieckiego plemienia Batawów. Rzymscy kawa-
lerzyści rekrutowali się z tej miejscowości, w której pobliżu odbywały się dzia-
łania bojowe lub kwaterowały wojska. Dlatego u Bułhakowa syryjska ala w Ju-
dei jest zupełnie prawdopodobna. Piłat jako służący w kawalerii bez wątpienia
nie był Rzymianinem z urodzenia, a najprawdopodobniej pochodził z plemienia
germańskiego. Znacząca część Chewrusków nie uznawała władzy Arminiusza i
walczyła przeciw niemu razem z Rzymianami. Sam Arminiusz, jak podaje Słow-
nik, „w młodości służył w rzymskich legionach, brał udział w marszach przeciw
zbuntowanym mieszkańcom Panonii i otrzymał tytuł ekwity“. Piłat u Bułhakowa
nieprzypadkowo nosi ten sam tytuł.
Niemieckie pochodzenie Poncjusza Piłata potwierdza się w powieści wieloma
szczegółami. Uwaga, że prokurator był synem króla-astrologa i młynarki Piły,
wzięła się ze średniowiecznej legendy z okolic Mainz, o królu-astrologu Acie i
córki młynarza Piły, którzy żyli w Nadrenii. Pewnego razu At, akurat w podró-
ży, dowiedział się z gwiazd, że poczęte przez niego natychmiast dziecko stanie
się człowiekiem potężnym i znakomitym. Do króla przyprowadzili pierwszą ko-
209/361
Poncjusz Piłat
bietę, która się trafiła — młynarkę Piłę. Urodzony przez nią chłopak otrzymał na-
zwisko od złożonych nazwisk rodziców.
Bułhakow znał z poemat Gieorgija Piotrowskiego „Piłat”, gdzie autor podkreśla
niemieckie pochodzenie Piłata. W poemacie Piotrowskiego Jezus darzy prokura-
tora współczuciem — jak w „Mistrzu i Małgorzacie”, a ten nie widzi żadnego
zagrożenia dla porządku społecznego w naukach proroka.
Piotrowski przeciwstawia nowego kaznodzieję judejskiemu duchowieństwu:
Piłat zapewnia Jezusa, że ten powinien był zmiękczyć swoje kazania „dla spoko-
ju” społecznego, lecz słyszy w odpowiedzi:
210/361
Poncjusz Piłat
U Bułhakowa Poncjusz Piłat dokładnie tak samo odkrywa u Jeszui Ha-Nocri zna-
jomość prac greckich filozofów, pisarza umieszcza tu unikatowy, spotykany
wcześniej, zdaje się, jedynie u Piotrowskiego motyw tchórzostwa Piłata: proku-
rator w „Mistrzu i Małgorzacie”, tak samo jak i w poemacie, widzi bezsens
oskarżenia o „obrazę majestatu”, którą przypisują Ha-Nocri, i próbuje przekonać
Judejczyków do uwolnienia właśnie jego, a nie Barrabana. A po ogłoszeniu wyro-
ku nadciąga chmura, i Piłat czuje zbliżającą się burzę.
U Piotrowskiego Jezus zapowiada, że krew Judejczyków rozleje się nie z jego
winy. U Bułhakowa prokurator grozi arcykapłanowi, że Jeruszalaim zostanie
zdobyte i zniszczone przez rzymskie legiony. Tu pisarz podąża za tekstem fran-
cuskiego historyka Ernesta Renana, który w książce „Antychryst” opisuje zdo-
bycie Jerozolimy przez przyszłego imperatora Tytusa w 70 r. (stąd obietnica po-
dejścia pod mury miasta całego legionu Fulminata (Błyskawic) i arabskiej konni-
cy). W poemacie męki sumienia Piłata z powodu doprowadzenia do kaźni Jezusa
211/361
Poncjusz Piłat
wzmacniają się przez to, że prokurator już wcześniej dokonał zdrady z tchórzo-
stwa. U Piotrowskiego Piłat -Cherusk ma na imię Ingomar:
Ojciec z Cheruskami odszedł razić wrogów,
A synowi polecił strzec siostry i matki,
Zagroził mu przekleństwem po wsze czasy,
Gdyby w obronie ich ziemi nie stanął.
Dawno to było. Ojciec nie powrócił,
A dorosły Ingomar jego testament zapomniał.
Za złoto i poklask z wrogiem się zbratał,
I życie oszczędzając, przed siłą ustąpił.
Wykazywał się młodzieniec żołnierską zręcznością,
Szczycił się pochwałami najlepszych wojaków,
I dawne jego imię zginęło bezpowrotnie
A nazwisko Piłat zawdzięczał celności oka.
212/361
Poncjusz Piłat
Poncjusz Piłat kończy życie w całkowitej zgodności z jeszcze jedną legendą, też
związaną ze światem niemieckim. W artykule „Piłat” w Brockhausie z losem
prokuratora Judei wiązała się nazwa góry w szwajcarskich Alpach63, gdzie jej
imiennik „ponoć dotychczas pojawia się w Wielki Piątek i myje ręce, nadaremnie
starając się oczyścić z zarzutu współudziału w okropnym przestępstwie”.
Czytelnicy „Mistrza i Małgorzaty” widzą go siedzącego w świetle wielkanocnej
pełni księżyca na płaskim górskim szczycie, pragnącego spokoju, wybawienia od
mąk sumienia i przebaczenia. Ten spokój niósł ludziom Jezus w poemacie Pio-
trowskiego i nim na koniec nagrodzeni zostają u Bułhakowa i prokurator Judei, i
„po trzykroć romantyczny”, nieszczęśliwy w ziemskim życiu, Mistrz.
Piłat w „Mistrzu i Małgorzacie” w sposób nadprzyrodzony przewiduje nadcho-
dzącą własną nieśmiertelność, związaną ze stojącym przed nim biednym włóczę-
gą, Jeszuą Ha-Nocri. Kiedy prokurator zaczyna uświadamiać sobie, że będzie
musiał zatwierdzić wyrok śmierci Sanhedrynu, po raz pierwszy nawiedza go
„myśl jakaś zupełnie głupia, o jakiejś tam nieśmiertelności, przy czym ta nieśmier-
telność, nie wiedzieć czemu, była przyczyną niezwykłego smutku”.
Po zatwierdzeniu wyroku
pozostał niepojęty smutek, niepojęty, bo przecież niczego nie mogła tu wyjaśnić inna
myśl, która przebiegła jak błyskawica i natychmiast zagasła, krótka myśl: „Nie-
śmiertelność… nadeszła nieśmiertelność…” Kto ma zostać nieśmiertelnym? Tego
procurator nie zrozumiał, ale myśl o owej zagadkowej nieśmiertelności sprawiła, że
mimo upału zrobiło mu się zimno.
63 Pilatus (fr. Le Pilatus albo Le Pilate) — rozległy masyw górski w Alpach Urneńskich, części
213/361
Poncjusz Piłat
Dalej widzę jak miliardy opłakują tego człowieka, a potem słyszę, jak wspominają
moje imię, przeklinając mnie”
214/361
Poncjusz Piłat
215/361
Poncjusz Piłat
Piłat, dowiedziawszy się o tym, sam zadał sobie śmierć własnym nożem. Ciało Piła-
ta wrzucili do Tybru, lecz ten go nie przyjął; potem wyrzucali je w innych miej-
scach, aż znaleźli głęboką studnię, otoczoną górami, gdzie dotychczas spoczywa.
216/361
Poncjusz Piłat
...mówi... ciągle to samo. Powtarza, że nawet przy księżycu nie może zaznać spoko-
ju i że przyszło mu zagrać niedobrą rolę.
64 Stołypin, jako ówczesny premier wprowadził dla stłumienia rewolucyjnych wystąpień po-
lowe sądy wojenne, często orzekające karę śmierci [przyp. B.S.].
65 Generał-adiutanta N. Mieziencewa zabił sztyletem rewolucjonista-narodnik i pisarz S.
217/361
Poncjusz Piłat
218/361
Józef Kajfasz
Kapłan żydowski, przewodniczący Sanhedrynu. Postać Kajfasza jest zaczerpnię-
ta z Ewangelii, gdzie przewodzi sądowi nad Jezusem. W synodalnym przekła-
dzie Ewangelii na rosyjski, Kajfasz jest Kajafą i ten wariant występuje we wcze-
snych redakcjach powieści. Groźba Poncjusza Piłata wobec Kajfasza ma źródło
w pracy francuskiego historyka Ernesta Renana „Antychryst”, gdzie opowiada
się o zdobyciu i zburzeniu Jerozolimy przez wojska Tytusa w 70 roku [ery
chrześcijańskiej]. W archiwum Bułhakowa zachował się wypis z tej książki z
wyliczeniem legionów, które brały udział w oblężeniu i szturmie miasta. Renan
pisał, że „z Tytusem szły cztery legiony: 5. Masedonisa, 10. Fretensis, 12. Fulmi-
nata, 15. Arollinaris, nie licząc licznych pomocniczych wojsk, dostarczonych
przez jego syryjskich sojuszników, i mnóstwa Arabów, którzy pojawili się, li-
cząc na grabież”. Prokurator przepowiada kapłanowi: „nie jedną kohortę zoba-
czysz w Jeruszalaim, o, nie jedną! Przyjdzie pod mury miasta cały Legio Fulmina-
ta, przyjdzie arabska konnica, a wtedy usłyszysz gorzki płacz i narzekania!”.
Prawdopodobnie odbija się w tym odmalowany przez francuskiego historyka i
robiący duży wrażenie obraz ostatnich dni Jerozolimy:
219/361
Demonologia
miejsce przeznaczone dla kobiet. Rzymianie wnieśli swoje orły na miejsce, gdzie
znajdowało się sanktuarium i pokłonili się im zgodnie ze swoim obyczajem”.
Być może, z tym opisem związane są słowa Kajfasza, że Bóg obroni lud żydowski
i osłoni cezar, słowa, które w oczach czytelników powieści zostają obalone nie
tylko przez proroctwa Piłata, lecz również przez rzeczywisty smutny los Jerozo-
limy w ciągu kilku dziesięcioleci, o których opowiada się w „Antychryście”.
Strumienie krwi kojarzą się z obietnicą Piłata napojenia Jeruszalaim nie wodą, a,
jak należy się domyślać, krwią.
Złowrogie słowa Poncjusza Piłata skierowane do Kajfasza:
A więc wiedz, arcykapłanie, że nie zaznasz odtąd spokoju! Ani ty, ani twój lud! — i
Piłat wskazał w dal, w prawo, tam gdzie jaśniała na wzgórzu świątynia. — To ci
powiadam ja, Piłat z Pontu, Jeździec Złotej Włóczni!
mają swoim źródło nie tylko w scenie zburzenia świątyni z książki Renana, lecz
również opowiadanie Anatola Fransce’a „Prokurator Judei”. Tam Piłat mówi o
przyszłym losie Judejczyków, którzy doprowadzili ostatecznie do jego usunięcia
ze stanowiska:
Nie da się nimi rządzić, będziemy zmuszeni ich zniszczyć. Wiecznie niepokorni, pie-
lęgnując rewoltę w swoich gorących umysłach, powstaną przeciw nam z wściekło-
ścią, przy której gniew Numidyjczyków i zagrożenia ze strony Partów okażą się ka-
prysami dziecka... Poskromić tego ludu się nie da. Trzeba go zniszczyć. Trzeba ze-
trzeć Jerozolimę z powierzchni ziemi. Jestem już stary, lecz być może nastąpi taki
dzień, kiedy ujrzę, jak padają jej mury, jak płomień pożera domy, mieszkańcy giną
od miecza, a świątynia jest zrównana z ziemią. I wtedy będę nareszcie pomszczony.
Piłat France’a wini Żydów jedynie za swoją dymisję. Bułhakow składa winę nie
na lud żydowski ogólnie, ale na jego przywódcę, Kajfasza, a winą jest stracenie
Jeszui Ha-Nocri, którego dopiął kapłan. Prokurator mówi wprost: przypomnisz
sobie wtedy jak to uratowaliście Bar Rabbana i pożałujesz, że posłałeś na śmierć
filozofa z jego pokojowym przekazem!
Jednak pisarz każe swojemu Piłatowi grozić przyszłymi karami nie tylko prze-
wodniczącemu Snhedrynu, lecz również całemu żydowskiemu ludowi, niejako
wywracając do góry nogami dopisywaną kapłanowi w Ewangeliach podłą mą-
drość, zgodnie z którą lepiej niech zginie jeden dobry człowiek, niż cały naród.
Tę tezę Kajfasz zwalcza, twierdząc:
220/361
Demonologia
Tyś go chciał wypuścić po to, by podburzał lud, by natrząsał się z religii i przywiódł
lud pod rzymskie miecze! Ale ja, arcykapłan judejski, póki życia mego, religii naszej
hańbić nie pozwolę i lud mój osłonię!”
221/361
Juda z Kiriatu
Nazwisko postaci pochodzi od ewangelicznego Judasza Iszkarioty, który zdra-
dził Jezusa za trzydzieści srebrników. Bułhakow zmienił Judasza Iszkariotę w Ju-
dasza z Kiriatu, stosując zasadę transkrypcji imion ewangelicznych, zastosowaną
w sztuce Siergieja Czewkina „Jeszua Hanocri“. Bezstronne odkrycie prawdy”.
U Czewkina był Juda, syn Szymona z Keriotu, a Bułhakow zrobił swojego boha-
tera Judaszem z Kiriatu. Czewkin bardzo nietradycyjnie potraktował zachowa-
nia Judasza, wyprzedziwszy rozwój jego postaci w literaturze i sztuce XX w.,
w szczególności, w znanej rock-operze „Jezus Christ Superstar” z 1969 roku i z
libriettem Tima Rice’a. Autor „Jeszui Hanocri” podkreślał:
Historia uczy, że jeżeli z jakieś wojującej organizacji jeden z jej członków przecho-
dzi na stronę wroga lub zwyczajnie opuszcza organizację, to zawsze w grę wchodzi
dotknięta ambicja, rozczarowanie do idei i celów organizacji lub osobowości przy-
wódcy (może też być pradawna walka za samicę) — niekiedy występują wszystkie te
czynniki razem w różnych kombinacjach. Niekiedy rzeczywiście dołącza do tego in-
teresowność, lecz nie jako przyczyna, a skutek.
222/361
Józef Kajfasz
Nie należy mierzyć wielkości boskiej ofiary, lecz zimny dreszcz przebiega na myśl o
tym, że za nią i przed nią stoi zdrada. Ona szydzi bezpłodnością, dźwiękiem srebrni-
ków odpowiada na modlitwę, w której paciorkami różańca są krwawe krople potu.
Szpieguje chwalebne czyny i na każdym kroku zdradzieckimi uderzeniami noża pod-
cina ich korzenie. Powiesił się Juda, lecz za nim stali kapłani. Siła zdrady jest w
nich. I w zastępstwie jednej złamanej klingi zawsze znajdzie się inna, by z ciemności
razić bohatera”.
223/361
Józef Kajfasz
„w okresie dwóch tysiącleci na ziemię zeszły ulewy krwi, kości padały jak chrust, a
dzikie wojenne burze szalały już w czasach Chrystusa. Jerozolima padała i powsta-
wała wiele razy, lecz w Getsemani rosną te same szaroniebieskie oliwki, te same
czerwone cyklameny kołyszą się wśród kamieni, jak ogniste motyle. I ludzie zostali
ci sami”.
Chmury i księżyc dodają jeszcze więcej uroku temu, że widzę, zgaduję, prawie poj-
muję. Szerzej rozpostarła się srebrzyście-niebieska przestrzeń między ziemią i
chmurami; nieskończenie długim pasem, ograniczonym przez chmury i ziemię,
świeci ona i niejako płynie, jak jasna rzeka. Z lewej strony, pod tą rzeką światła,
jest jeszcze więcej jaskrawej przestrzeni, fosforyzującej i błyszczącej, zupełnie jak
zwierciadło księżyca, który wychyla się zza chmur.
W epilogu „Mistrza i Małgorzaty” Iwan Bezdomny, były poeta, który stał się
profesorem historii, widzi we śnie Jeszuę rozmawiającego z Piłatem. Przy tym
księżycowy promień zaczyna wrzeć, chlusta zeń
...księżycowa rzeka, rozlewa się na wszystkie strony. Księżyc panoszy się, igra, księ-
życ tańczy i figluje. Wówczas ucieleśnia się w owym strumieniu kobieta niezwykłej
piękności i za rękę prowadzi do Iwana obrośniętego człowieka...
224/361
Józef Kajfasz
W „Mistrzu i Małgorzacie“
W tej że chwili za plecami Judy wzniósł się nóż i wbił się pod łopatkę zakochanego.
Juda zatoczył się do przodu, wyrzucił w powietrze dłonie o zakrzywionych palcach.
Człowiek, który stał z przodu, przejął Judę na swój nóż — wbił go w serce Judy aż
po rękojeść.
225/361
Józef Kajfasz
Miłość napadła na nas tak, jak napada w zaułku wyrastający spod ziemi morderca,
i poraziła nas oboje od razu. Tak właśnie razi grom albo nóż bandyty!
226/361
Józef Kajfasz
Farrar w głębi duszy wierzył, że powierzchowność Chrystusa „nie mogła nie za-
wierać cech wielkiego proroka i arcykapłana”, chociaż odrzucał późniejsze apo-
kryficzne rysopisy Jezusa jak zbyt już idealne, święte i nieziemskie:
Brytyjski biskup miał nadzieję, że ten opis „zawiera w sobie chociaż słaby odgłos
przekazów, pochodzących z czasów Ireneusza, Papiasza i apostoła Jana.
Bułhakow całkowicie odrzucił świadectwa o zewnętrznym, fizycznym pięknie
Jezusa. Za to został nim obdzielony w powieści zdrajca — Juda, aby jeszcze bar-
dziej kontrastowała brzydota duszy tej postaci. Autor „Mistrza i Małgorzaty”
mądrze ubrał Judę w niebieski tallif i białe kefi. Zgodnie z symboliką kwiatów,
opisanej w książce P. Floreńskiego „Filar i podpora prawdy”, biały kolor „zna-
mionuje cnotę, radość lub prostotę”, a niebieski — „niebiańską kontemplację”.
Juda rzeczywiście prostoduszny i naiwny, szczerze cieszy się z trzydziestu te-
tradrachm, licząc, że kupi za nie miłość Nisy, lecz ta jego naiwność, zgodnie z
porzekadłem, jest gorsza od złodziejstwa.
Niektóre ważne szczegóły, związane z fabularną linią Judy, Bułhakow zasięgnął
z pracy Renana „Życie Jezusa” , przeciw któremu występował Farrar. Na przy-
kład, wspomnienie w dialogu Jeszui z Piłatem , że Juda w czasie rozmowy z Ha-
Nocri „zapalił świeczniki”, ma związek z opowiadaniem Renana o kanonach ży-
dowskiego sądownictwa:
227/361
Józef Kajfasz
Juda przy skrytych w swoim domu świadkach roztropnie prowokuje Jeszuę Ha-
Nocri do wypowiedzi, które mogą być uznane za obrazę majestatu. Dlatego po
słowach, że „Człowiek wejdzie do królestwa prawdy i sprawiedliwości, w któ-
rym niepotrzebna już będzie żadna władza”, mających znamiona przestępstwa,
Ha-Nocri został natychmiast aresztowany przez ukrywające się w pomieszcze-
niu straże.
228/361
Mateusz Lewita
Jedyny uczeń Jeszui Ha-Nocri, Mateusz Lewita pochodzi od Ewangelisty Mate-
usza, któremu tradycja przypisuje autorstwo najdawniejszych spisanych świa-
dectw z życia Chrystusa, składających się na podstawę trzech Ewangelii: Mate-
usza, Łukasza i Marka, zwanych synoptycznymi.
Bułhakow w powieści niejako rekonstruuje proces tworzenia owych świadectw
przez Mateusza — pierwotnego wypaczania historii Jeszui Ha-Nocri i Poncjusza
Piłata, pomnożonego następnie w kanonicznych Ewangeliach. Sam Jeszua pod-
kreśla, że Mateusz „niedokładnie zapisuje to, co mówię”. Według stwierdzenia
Ha-Nocri:
... chodzi za mną taki jeden z kozim pergaminem i bez przerwy pisze. Ale kiedyś zaj-
rzałem mu do tego pergaminu i strach mnie zdjął. Nie mówiłem dosłownie nic z te-
go, co tam zostało zapisane. Błagałem go: spal, proszę cię, ten pergamin! Ale on mi
go wyrwał i uciekł.
Rękopisy Mateusza Lewity i Mistrza nie płoną, lecz zawierają nie prawdziwą, a
zniekształconą wiedzę. To pierwotne wypaczenie idei Jeszui przez Mateusza
prowadzi do przyszłego rozlewu krwi, o czym uczeń Ha-Nocri uprzedza Pon-
cjusza Piłata, mówiąc, że „jeszcze krew się poleje”.
Podkreślmy, że w pierwszej redakcji powieści Mateusz zapisywał słowa i czyny
Jeszui do notesu. W przygotowawczych materiałach do ostatniej redakcji „Mi-
strza i Małgorzaty” pozostały wypisy z książki M. Szczełkunowa „Sztuka dru-
karstwa w jego historycznym rozwoju”, gdzie podkreślono, że pierwsze książki
w Rzymie pojawiły się dopiero w drugiej połowie I w., i że wszystkie były
zszyte z papirusu, a nie z papieru, który pojawił się w Europie jeszcze później.
Podstawowymi materiałami piśmiennymi w imperium rzymskim za czasów Jezu-
sa Chrystusa pozostawały pergamin i papirus. W ostatecznym tekście powieści
Mateusz Lewita pisze na zwitku pergaminu, który, w odróżnieniu od długo-
wiecznego papirusu, nie mógł przetrwać stuleci i wpłynąć na treść Ewangelii.
Przekleństwa Lewity rzucane na Boga, mają niespodziewane źródło — powieść
Władimira Zazubrina (Zubcowa) „Dwa światy” o wojnie domowej na Syberii.
229/361
Mateusz Lewita
Widzisz? Widzisz nasze męki, złośliwy starcze? Jak głupi byłem, kiedy wierzyłem w
twoją mądrość i dobroć. Cierpienia ludzi sprawiają ci radość. Nie, nie wierzę w cie-
bie. Ty jesteś bogiem kłamstwa, przemocy i oszustwa. Jesteś bogiem inkwizytorów,
sadystów, katów, rozbójników i morderców! Tyś jest ich patronem i obrońcą.
Zwrócenie się Mateusza Lewity do diabła okazuje się skuteczne: nad Jeruszalaim
nadciąga z zachodu burza, który zmusza Poncjusza Piłata do zwinięcia wart i do-
bicia ukrzyżowanych. Kiedy Lewita później przynosi Wolandowi wiadomość o
zdecydowanym losie Mistrza i Małgorzaty, nazywa diabła magiem zła i władcą
cieni, zapomniawszy o swoim wcześniejszym pozyskaniu jego protekcji, czym
wywołuje ironiczne pytanie szatana: „Skoro przybyłeś do mnie, to dlaczego mnie
nie pozdrowiłeś, były poborco podatków?“ Teraz jednak Mateusz Lewita nie
pragnie, by diabeł cieszył się dobrym zdrowiem, i w swojej wersji historii Jeszui
Ha-Nocri wprost zaprzecza udziałowi w niej „księcia ciemności”, który przecież
był i na tarasie u Poncjusza Piłata, i w ogrodzie, kiedy ten rozmawiał z Kajfa-
szem, i przy ogłoszeniu wyroku, i w czasie kaźni, kiedy usłyszał przekleństwa
Mateusza pod adresem Boga i zareagował na nie.
230/361
Afraniusz
Naczelnik tajnej straży, bezpośrednio podlegający prokuratorowi Judei, Poncju-
szowi Piłatowi. Pierwowzorem Afraniusza został Afraniusz Burr, o którym
szczegółowo opowiada francuski historyk religii Ernesta Renan w książce „An-
tychryst”67. Wypisy z tej książki pozostały w archiwum Bułhakowa. Renan pisał
o „szlachetnym” Afraniuszu Burre, zmarłym w 62 roku, który zajmował stanowi-
sko prefekta pretorianów (ten urzędnik wykonywał między innymi funkcje poli-
cyjne) i, według słów historyka, „powinien odpokutować żałosną śmiercią swoje
przestępcze życzenie czynienia dobra, układając się w tym samym czasie ze
złem”. Będąc dozorcą więziennym apostoła Pawła, Afraniusz obchodził się z nim
po ludzku, chociaż, jak pisze Renan, wcześniej „Paweł nie miał z nim żadnych
bezpośrednich kontaktów. Jednak możliwe, że życzliwe podejście do apostoła
wynikało z dobroczynnego wpływu, jaki ten sprawiedliwy i cnotliwy człowiek
rozsiewał wokół siebie”. Co do „żałosnej śmierci”, to chodzi o wiadomość w
„Rocznikach” Tacyta o szeroko rozpowszechnionym wśród ludu poglądzie, że
Afraniusz został otruty na rozkaz Nerona. Afraniusz i Poncjusz Piłat także pró-
bują zrobić dobrą rzecz, nie zrywając ze złem. Piłat lituje się na Jeszuą Ha-Nocri,
lecz, obawiając się donosu, zatwierdza wyrok śmierci. Afraniusz z obowiązku
kieruje kaźnią, a później, po aluzyjnym poleceniu prokuratora, zabija donosiciela,
Judę z Kiriatu. Afraniusz i Piłat bardzo osobliwie przyjęli kazanie Ha-Nocri o
tym, że, wszyscy ludzie są dobrzy, ponieważ pierwsze, co robią po śmierci Je-
szui, to zamordowanie Judy, a więc wyrządzenia bezwzględnego zła.
U Renana w „Antychryście” wspomina się o stanowisku prefekta policji w Judei
— otrzymał je od cesarza Wespazjana w czasie pierwszej wojny żydowskiej je-
den z jego judzkich zwolenników, Tyberiusz Aleksander. Afraniusz faktycznie
jest naczelnikiem policji Judei, zwanej w powieści tajną strażą.
231/361
Azazello, demon pustyni, demon-zabójca
Imię Azazella Bułhakow utworzył od kontrkulturowego bohatera apokryficznej
Księgi Enocha, Azazela, upadłego anioła, który nauczył ludzi wytwarzać broń i
ozdoby. Dzięki niemu kobiety posiadły „lubieżną sztukę“ malowania twarzy.
Dlatego właśnie to Azazello daje Małgorzacie krem, magicznie zmieniający jej
powierzchowność. W książce Porfiriewa „Apokryficzne opowieści o nowote-
stamentowych postaciach i zdarzeniach w rękopisach biblioteki Sołowieckiej“,
znanej najprawdopodobniej autorowi „Mistrza i Małgorzaty“, podkreśla się
szczególności, że Azazel „nauczył ludzi robić miecze, szpady, noże, tarcze, zbro-
je, lustra, bransolety i różne ozdoby; nauczył podkreślać brwi, używać kamieni
szlachetnych i wszelkiego rodu ozdób, aż ziemia się zgorszyła“.
Bułhakowa pociągało połączenie w jednej postaci zdolności do uwodzenia i mor-
du. Właśnie za perfidnego uwodziciela Małgorzata uważa Azazella w czasie ich
pierwszego spotkania w Ogrodzie Aleksandryjskim. Jednak główne zadania
Azazella w powieści wiążą się z przemocą. To on wyrzuca Stiepana Lichodieje-
wa do Jałty, wypędza z przeklętego mieszkania Popławskiego, wuja Michaiła
Berlioza, i zabija z rewolweru barona Meigla.
We wczesnych redakcjach mord na baronie dokonywał się za pomocą noża, jako
bardziej pasującego do wynalazcy wszelkiej używanej w świecie białej broni.
Jednak w ostatecznym tekście Bułhakow uwzględnił fakt rozstrzelania barona
Szteigera [patrz „Baron Meigel“], które miało miejsce w okresie powstawania
powieści i Azazello używa broni palnej.
Azazello także wynalazł krem, który daje Małgorzacie. Krem też ma taką nazwę
— „Krem Azazello“. Czarodziejski krem nie tylko powoduje, że bohaterka staje
się niewidzialna i zdobywa umiejętność latania, ale zostaje również obdarzona
nową, czarodziejską urodą. A do przeklętego mieszkania Azazello wchodzi
przez lustro,to jest przy pomocy swojego własnego wynalazku.
W niektórych ocalałych fragmentach redakcji z 1929 roku imię Azazalla nosi sza-
tan — przyszły Woland. Tu Bułhakow uwzględnił oczywiście wskazówki Por-
firiewa, że u muzułmanów Azazel jest wyższym aniołem, który po swoim upad-
232/361
Azazello
ku został szatanem. Azazello wtedy i później, aż do 1934 roku, nazywał się Fiel-
lo. Możliwe, że to imię (z łaciny „syn“) pojawiło się pod wpływem informacji
Porfiriewa, że w Księdze Henocha są dwa łacińskie imiona Mesjasza: Fillius ho-
minis (syn człowieczy) i Fillius mulieris (syn kobiety). Imię Fiello uwypukla za-
leżność Azazello od przyszłego Wolanda (wtedy jeszcze Azazella), a z drugiej
strony prześmiewczo przyrównuje go do Mesjasza.
W Księdze Henocha, zgodnie z przekładem Porfiriewa, Pan Bóg mówi do ar-
chanioła Rafaela:„Zwiąż Azazela, rzuć go w ciemność i wypędź na pustynię“. W
tym przypadku Azazello występuje na podobieństwo kozła ofiarnego z kano-
nicznej Księgi Kapłańskiej (16:6 i nast.), gdzie Azazel jest kozłem odkupienia,
biorącym na siebie winy całego żydowskiego narodu68. U Porfiriewa cytuje się
także słowiański apokryf o Abrahamie: „przybył diabeł Azazel, w postaci nie-
czystego ptaka, i zaczął kusić Abrahama: co ci Abrahamie po świętych wysoko-
ściach; tam nie jedzą ani piją, nie ma u nich pożywienia człowieczego, ogniem się
żywią i tobie każą“. Dlatego w ostatnim locie Azazello odzyskuje wygląd demo-
na pustyni. Azazello w postaci „nieczystego ptaka“ (wróbla) staje przed profeso-
rem Kuźminem, przeobrażając się następnie w dziwną siostrę miłosierdzia z pta-
sią łapą zamiast ręki i martwym, demonicznym spojrzeniem.
W widoczny sposób apokryf o Abrahamie odbija się w brudnopisowym szkicu
datowanym na 1933 rok:
233/361
Azazello
W tym szkicu diabeł nie wpuszcza Mistrza (Poety, Fausta) na „święte wysoko-
ści“, gdzie nie ma „pożywienia człowieczego“, a wysyła go do ostatniego, roman-
tycznego schronienia artysty, z ziemskimi płodami (wiśniami) i rzeką, z której
można napić się wody. Azazello oczywiście zmieniony jest w kozła, to znaczy
odzyskuje swój tradycyjny wygląd, a w charakterze cudownego kremu występu-
je pomadka, którą też dał ludziom Azazel.
Fabuły z maścią Azazella, zmieniającą kobietę w wiedźmę, i z przeobrażeniem
Azazella we wróbla, mają dawne mitologiczne korzenie. Można przywołać „Lu-
cjusza czyli Osła“ Lukiana z Samosat i „Metamorfozy“ współczesnego mu Apule-
jusza.
U Lukiana żona Hypparchosa rozebrała się,
Dokładnie tak samo Małgorzat naciera się kremem Azazella, lecz przekształca się
nie w kruka, a w wiedźmę, również uzyskując zdolność latania. Sam Azazello w
gabinecie profesora Kuźmina obraca się najpierw we wróbla, a następnie w ko-
bietę w czepku siostry miłosierdzia, lecz z męskimi ustami, przy czym usta te są
„krzywe, od ucha do ucha i z jednym kłem“. Tu porządek przemiany jest od-
wrotny niż u Lukiana i malejący — zamiast kruka, wróbelek. Ciekawie, że epi-
zod z ukaraniem profesora Kuźmina przez Azazella Bułhakow podyktował w
styczniu 1940 r. po wizycie u profesora W. I. Kuźmina, który nieskutecznie le-
czył autora z nefrosklerozy i skrywał przed pisarzem, że pozostało mu niewiele
życia.
Bułhakow opisując Małgorzatę nacierającą się kremem Azazella, ukazuje prze-
mianę czarodziejki Pamfili, którą obserwuje Lucjusz w „Metamorfozach“ Apule-
jusza:
234/361
Azazello
Naprzód rozdziewa się Pamfila zupełnie z szat, po czym otwiera małą skrzyneczkę, z
której dobywa liczne puszeczki i pudełeczka. Z jednego z nich zdejmuje nakrywkę,
wygrzebuje z niego jakąś maść, którą długo w dłoniach rozcierała, i wreszcie wy-
smarowuje nią siebie całą od paznokci nóg aż do koniuszków włosów na głowie;
wreszcie długo i potajemnie szepce coś z latarnią swą i poczyna wstrząsać się w dy-
gotaniach i dreszczach. Rozpływają się jakoś miękko kształty jej członków, ocieniają
się gładziuchnym puszkiem, okrywają się potem tęgimi lotkami, twardnieje dziób
zakrzywiony, ściągają się szpony ostre jak haki – i oto staje się puszczykiem Pamfi-
la. Teraz wydaje żałosny krzyk i zrazu próbując lotu od ziemi się odbijać zaczyna,
po czym, w powietrze się wzbiwszy, co siły już w skrzydłach na świat wylatuje.
„baron zaczął się przewracać na wznak, szkarłatna krew buchnęła z jego piersi, za-
lała wykrochmaloną koszulę i kamizelkę. Pod bijący jej strumień Korowiow pod-
stawił czaszkę, po czym napełnioną podał Wolandowi“.
U Apulejusza tak samo odbywa się pozorny mord na jednej z postaci, Sokratesie:
i odgiąwszy głowę Sokratesa na prawy bok, [Meroe] wbiła mu w lewą stronę szyi
cały mieczyk aż po rączkę, a podstawiwszy szybko mały mieszek skrzętnie schwytała
doń buchającą krew, tak że nawet jedna kropla jej nie uszła i nie zostawiła nigdzie
śladu.
W obu przypadkach krew zabitych zbiera się nie tylko dla ukrycia śladów prze-
stępstwa, lecz również dla przygotowania magicznych substancji.
235/361
Korowiow
Korowiow-Fagot jest najstarszym z podległych Wolandowi demonów, czartem
i rycerzem, przedstawiającym się Moskwiczanom jako tłumacz przy profesorze-
cudzoziemcu i były regent chóru kościelnego. Nazwisko Korowiow skonstru-
owano na wzór nazwiska postaci powieści Aleksego Tołstoja „Upiór”, radcy sta-
nu Tielajewa, który okazuje się rycerzem Amwrosijem i wampirem. Ciekawie,
że Amwrosij jest jednym z gości restauracji w Domu Gribojedowa, wychwala-
jącym jakość jej kuchni na samym początku rozdziału „Zdarzyło się w Gribojedo-
wie“. W finale wizyta Behemota i Korowiowa w tej restaurację kończy się poża-
rem i zagładą Domu Gribojedowa, a w końcowej scenie ostatniego lotu Koro-
wiow, jak Tielajew u Tołstoja, przemienia się w rycerza.
Korowiow związany jest też z utworami Fiodora Dostojewskiego. W epilogu
„Mistrza i Małgorzaty” wśród aresztowanych z powodu podobieństwa nazwisk
jest „czterech Korowkinów”. Tu od razu przypomina się opowiadanie „Wieś
Stiepanczikowo i jej mieszkańcy”, w którym figuruje niejaki Korowkin. Wuj
narratora, pułkownik Rostaniew, zalicza go do bliskich sobie ludzi. Pułkownik
nagle zaczął mówić, nie wiadomo z jakiego powodu, o jakimś panu Korowkinie,
nadzwyczajnym człowieku, którego spotkał przed trzema dniami gdzieś na trakcie i
którego odwiedzin wyczekiwał teraz z ogromną niecierpliwością69.
236/361
Korowiow
A ot portret Korowiowa:
Mamy tu pełny kontrast cech fizycznych — Korowkin niski, tęgi i barczysty, Ko-
rowiow zaś wysoki, chudy i wąski w ramionach — ale przy tym zgadza się nie
tylko zaniedbanie stroju, lecz również maniera mowy. Korowkin zwraca się do
gości:
237/361
Korowiow
— Dobrze... Ale zaraz, czekaj no, muszę się przecie pożegnać. Adieu, mesdames i
mesdemoiselles. Panie, że tak powiem, przebiły... serce... No, ale o tym potem! Póź-
niej wszystko wyłuszczę... tylko proszę mnie obudzić, jak się zacznie... albo nawet
pięć minut przedtem... beze mnie proszę nie zaczynać! Słyszą państwo? Nie zaczy-
nać.
zaczął lamentować na różne sposoby. Wołał: „Jak się teraz pokażę damom z towa-
rzystwa?” A potem dodał: „Nie jestem godzien nosić miana człowieka”. I wciąż tak
rozpaczliwie przemawiał, dobierając wyszukanych słów..
Prawie taki samo mówi Korowiow, zwracając się do Michaiła Berlioza, robiąc z
siebie podchmielnogo regenta:
238/361
Korowiow
239/361
Korowiow
240/361
Korowiow
ostrogami końskie boki, fioletowy rycerz. Wszystko w nim było smutne, i Mistrzowi
wydało się nawet, że pióro z beretu także zwisa smutno.
Pewnego razu rycerz spacerował ze swoim paziem wzdłuż brzegu rzeki tak samo
burzliwej, jak wąskiej i wachlował się szerokim kapeluszem z piórem, ponieważ
dzień był gorący. Nieco wcześniej odciął głowę owcy, która pasła się na łączce, i je-
go okrucieństwo poszukiwało teraz nowego ujścia. Nagle jego oczy skupiły się na
jednym miejscu, przyjmując wyraz najgłębszego zaskoczenia, graniczącego ze zgro-
zą, i rycerz, wskazując na owo miejsce prawą ręką, zaczął krzyczeć:
— Co to jest?
Paź spojrzał we wskazanym kierunku i zdrętwiał: przepiękna dama stała na brzegu,
podejmując próbę wykąpania się w rzece, przy czym jej złocona karoca ze wstydli-
wie odwracającym się woźnicą stała tuż obok na zielonym pagórku.
— Co to jest? — powtórzył baron, nie opuszczając ręki.
— To dama, szlachetny baronie — odpowiadał paź, drżąc od strachu o nieszczęśli-
wą, a na pewno i za siebie.
— Tak, lecz cóż to takiego? — nie przestawał krzyczeć rycerz.
Podszedł bliżej do nieznajomej, która w tym czasie usunęła ostatnią przeszkodę mię-
dzy sobą i promieniami słońca i nagle upadł na kolana, niby oślepiony przez blask,
zasłonił opończą. Kiedy wstał, jego twarz była jasna i miła. Podchodząc do piękno-
241/361
Korowiow
Także i Behemotowi noc oderwała jego puszysty ogon, odarła go z futra, rozrzuciła
strzępy sierści po mokradłach. Ten, który zabawiał księcia ciemności jako kot, ob-
jawiał się teraz jako szczuplutki chłopak, demon-paź, najwspanialszy błazen, jakie-
go znał świat.
242/361
Korowiow
wiele razy przybiegała do mnie po pociechę. Kilka razy nawiedzał nas i pijany
Agieicz. Alkohol nastawiał go świątobliwie: podchmielony przypominał sobie, że we
wczesnej młodości śpiewał w chórze kościelnym (według ustnego świadectwa au-
torki wspomnień, Agieicz był regentem chóru — B.S.) i zaczynał śpiewać psalmy.
Odprawić go w takim przypadku było bardzo trudno. „Boginie, tylko posłuchajcie...
— i zaczynał swoich śpiewy...
...Późnym wieczorem Ruben Simonow zaciągnął nas do siebie. Byli tam też inni
wachtangowcy, atmosfera była bardzo bezpośrednia i wesoła. Simonow i Rapoport
śpiewali w duecie „Po dzikich stepach Zabajkala...” (Jeden ze śpiewających udaje,
243/361
Korowiow
że nie zna słów, zgaduje, stale się myli: „na spotkanie — ojciec rodzony... — popra-
wia się: matka!“) itd.
Simonow odwiózł nas do domu swoim samochodem — jadąc po chodnikach — aż
dziw, że dojechaliśmy!
244/361
Behemot
Kot-wilkołak i ukochany błazen Wolanda. Imię Behemot zostało zaczerpnięte z
apokryficznej księgi Henocha. W opracowaniu I. Porfiriewa „Apokryficzne
opowieści o nowotestamentowych postaciach i zdarzeniach w rękopisach biblio-
teki Sołowieckiej”, wspomina się morskiego potwora Behemota, który wraz z
żeńskim Lewiatanem mieszka na niewidocznej pustyni „na wschód od ogrodu, w
którym żyją wybrani i święci”.
Wiadomości o Behemocie autor „Mistrza i Małgorzaty“ zasięgnął także z książki
M. Orłowa „Historia stosunków człowieka z diabłem”, z której wypisy pozosta-
ły w jrgo archiwum. Tam, w szczególności, opisana jest sprawa żyjącej w XVII
w. przeoryszy klasztoru w Loudun, Jeanne des Anges, która została opętana
„przez siedmiu diabłów: Asmodeusza, Amona, Grezila, Lewiatana, Behemota,
Baalama i Izakarona”, przy czym „piątym diabłem był Behemot z rangi Tronów.
Przebywał w łonie przeoryszy, a na znak swojego wyjścia z niej miał podrzucić
ją na arszyn wzwyż. Jego obrazem jest potwór ze słoniową głową, z trąbą i kła-
mi. Ręce miały wygląd ludzkich, a olbrzymi brzuch, króciutki ogonek i grube
tylne łapy hipopotama, usprawiedliwiały noszone przez niego imię”.
U Bułhakowa Behemot stał się olbrzymich rozmiarów kotem-wilkołakiem, a we
wczesnej redakcji był podobny do słonia: „Na wezwanie, z czarnej paści komin-
ka wylazł czarny kot na grubych, jakby nadmuchanych łapach...” Bułhakow
uwzględnił także to, że podobny do słonia demon ma ludzkie ręce i dlatego na-
wet pozostając kotem, bardzo zręcznie wręcza konduktoce monetę, by kupić bi-
let.
Według świadectwa drugiej żony pisarza, L. Biełozierskiej, realnym pierwo-
wzorem był ich domowy kot Fluszka — ogromne, szare zwierzę. Bułhakow tyl-
ko przemalował go na czarno, ponieważ właśnie czarne koty tradycyjnie uważa-
ne są za powiązane z nieczystą siłą.
W finale Behemot jak i inni członkowie świty Wolanda ginie przed wschodem
słońca w górskiej wyrwie w pustynnej miejscowości przed ogrodem, gdzie, w
245/361
Behemot
246/361
Behemot
247/361
Hella
Członkini świty Wolanda, kobieta-wampir. Imię Helli Bułhakow znalazł w ar-
tykule „Czarodziejstwo” w Brockhausie, gdzie podano, że na Lesbos tym okre-
śleniem nazywano przedwcześnie zmarłe dziewczęta, które po śmierci stawały
się wampirami. Kiedy Hella razem z zamienionym przez nią w wampira admini-
stratorem Variete, Warionuchą, próbuje wieczorem po seansie czarnej magii na-
paść na dyrektora finansowego, Rimskiego, na jej ciele ukazują się ślady trupiego
rozkładu:
248/361
Behemot
...chwycił za nogę trupa kobiety, a ona, śliska, ze stukiem spełzła, jak po maśle na
podłogę. Nikołce wydała się niesamowicie ładna, jak wiedźma, i lepka. Oczy miała
otwarte i zwrócone prosto na Fiodora. Nikołka z trudem odwrócił oczy od szramy,
opasującej ją, jak czerwona wstążka...
Taka sama szrama opasuje szyję Helli, która jest przez to spokrewniona z Małgo-
rzatą z „Fausta, nieszczęśliwą ukochaną głównego bohatera poematu, ukaraną
śmiercią za zamordowanie dziecka (jej historia powtarza się w historiii Friedy).
Hella swobodnie lata, tym samym zyskując podobieństwo do wiedźm, i z
wiedźmą porównuje się nieznaną kobietę z kostnicy w „Białej gwardii”.
To, że krzyk koguta zmusza Hellę i jej pomocnika Warionuchę do ucieczki jest
całkowicie zgodne z szeroko uznawanym w przedchrześcijańskiej tradycji wielu
narodów, związkiem koguta ze słońcem — on swoim śpiewem zwiastuje przyj-
ście świtu ze wschodu i wtedy siła nieczysta, w tym wampiry, uchodzą na za-
chód, pod protekcję diabła.
Charakterystyczne cechy zachowania wampirów — zgrzytanie zębami i cmoka-
nie — Bułhakow przypuszczalnie przejął z powieści Aleksieja Tołstoja,
„Upiór”, gdzie głównemu bohaterowi grozi zagłada ze strony upiorów, a dziew-
czyna-wampir pocałunkiem zamienia w wampira swojego ukochanego — stąd,
oczywiście, fatalny dla Warionuchy pocałunek Helli.
Hella, jedyna ze świty Wolanda, jest nieobecna w scenie ostatniego lotu. Jelena
Bułhakow uważała, że jest to rezultat niedokończonej pracy nad „Mistrzem i
Małgorzatą“. We wspomnieniu W. Łakszyna, kiedy wskazał nieobecność Helli
w ostatniej scenie: „Jelena Siergiejewna spojrzała na mnie zmieszana i nagle wy-
krzyknęła z niezapomnianą ekspresją: „Misza zapomniał o Helli!!!”. Jednak nie
wykluczone, że Bułhakow świadomie usunął Hellę ze sceny ostatniego lotu jako
najmłodszego członka świty, wykonującego tylko pomocnicze funkcje w Varie-
te, w fatalnym mieszkaniu i na Wielkim Balu u Szatana. Wampiry są tradycyjnie
najniższą kategorią nieczystej siły. Ponadto Hella nie ma w kogo się przekształcić
w ostatnim locie — ona przecież, jak i Warionucha, zamieniwszy się w wampira
(ożywionego nieboszczyka), zachowała swój pierwotny wygląd. Kiedy noc
249/361
Behemot
250/361
Frieda
Jako uczestniczka Wielkiego Balu u Szatana, Frieda prosi Małgorzatę o wsta-
wiennictwo przed księciem ciemności i zakończenie jej męki: ot trzydziestu lat
Friedzie podkładają w nocy na stół chustkę, którym ona zadusiła swojego nie-
mowlę. Frieda Keller, pierwowzór Friedy, to młoda szwaczka ze szwajcarskie-
go kantonu St. Gallen, urodzona w 1879 roku. Zarabiała wszystkiego 60 fran-
ków miesięcznie. Jak pisze Forel w „Zagadnieniach seksualności“:
I oto w wielkanocny poniedziałek 1904 roku, to jest w chwili, kiedy dziecko miało
opuścić przytułek, jedna tylko myśl powoli, lecz złowrogo zaczyna opanowywać jej
chaotyczny i przerażony umysł, myśl, będąca jedynym przebłyskiem w jej rozpaczli-
wym położeniu — myśl o konieczności uwolnienia się od dziecka.
251/361
Abadonna
przez jakichś włóczęgów, 11 tego miesiąca Frieda zapłaciła ostatnią ratę należności
przytułkowi, a 14 została aresztowana.
Frieda nie przestawała usprawiedliwiać swojego postępku niezdolnością do utrzy-
mania dziecka, jak również koniecznością utrzymania w tajemnicy hańby jej wymu-
szonego macierzyństwa i pozamałżeńskiego dziecka. Według świadectwa tych, któ-
rzy ją znali, wyróżniała się łagodnością, dobrocią, zamiłowaniem do pracy i skrom-
nością, kochała dzieci. Do wykonanego z premedytacją czynu przyznała się sama,
przy czym nie powiedziała niczego w celu uzyskania złagodzenia kary. Takie wypad-
ki według miejscowego prawa zasługują na wyrok śmierci, który też został jej ogło-
szony. Frieda Keller straciła przy tym przytomność. Naczelna Rada kantonu St. Gal-
len większością głosów przy jednym sprzeciwie zamieniła jej karę śmierci na doży-
wotnią katorgę.
252/361
Abadonna
Friedy chustkę, którą zadusiła niemowlę, okazuje się absolutnie dokładna, ponie-
waż moskiewska część zdarzeń „Mistrza i Małgorzaty” w rozwijają się akurat w
maju 1929 roku.
Dla autora powieści epizod z Friedą ważne było właśnie niewinne niemowlę i
jego cierpienia jako ostateczna miara dobra i zła. Jednocześnie pisarz, podobnie
jak Forel, mimo całej grozy przestępstwa, nazwał (ustami Małgorzaty) głównym
winowajcą — gwałciciela, ojca dziecka. Bułhakow uwzględnił także podane
przez szwajcarskiego naukowca dane o odchyleniach psychicznych, potwierdzo-
nych u Friedy Keller. W szczególności Forel podkreślał, że cierpiała na bóle gło-
wy z powodu zapalenia mózgu, które przeszła w dzieciństwie. Chustka, którą
Frieda widzi każdego wieczora na swoim stoliku to nie tylko symbol gnębiących
ją wyrzutów sumienia („i krew niewiniątek przed oczami“70, by użyć puszki-
nowskiej frazy z „Borysa Godunowa”), lecz również przejaw obecności u niej
chorobliwego natręctwa myśli.
Prawdopodobnie Frieda Keller została w końcu zwolniona i, najprawdopodob-
niej, przeżyła autora „Mistrza i Małgorzaty”. Konetzko natomiast odsiedziała re-
latywnie niski wyrok. Bułhakow jednak ulokował Friedę wśród zmarłych, jak
gdyby orzeczony wyrok śmierci został wykonany.
Uwagę pisarza przyciągnął niewątpliwie fakt, że swojego przestępstwa Frieda
Keller dokonała w okresie Wielkanocy 1904 roku i do tego jeszcze w maju (cho-
dzi o Wielkanoc katolicką), co odpowiadało wielkanocnemu okresowi akcji „Mi-
strza i Małgorzaty”. Nie uszły jego uwagi również słowa o tym, że jakaś nieznana
i nieprzezwyciężalna siła pchała szwaczkę z St. Gallen do przestępstwa. U Fore-
la w roli tej siły występuje psychoza Friedy, dla której dziecko podświadomie
stało się symbolem nieszczęścia i hańby. Autor „Zagadnień seksualności” pisał:
Mimo miłości do dzieci, Frieda swojego dziecka nie kochała... nigdy go nie pieściła,
nie tuliła, nie całowała i, będąc w innych przypadkach dobrą i uczynną kobietą, nad
wyraz obojętnie odnosiła się do własnego dziecka.
253/361
Abadonna, demon wojny
Swoje imię demon zawdzięcza powieści „Abadonna“ pisarza i historyka N. Po-
lewoja, a zwłaszcza wierszowi poety Wasilija Żukowskiego „Abbadona“ będą-
cego wolnym tłumaczeniem epilogu poematu „Mesjasz“ niemieckiego romantyka
Friedricha Gotlieba Klopstocka.
Bohaterem wiersza Żukowskiego jest starotestamentowy upadły anioł, który sta-
nął na czele buntu przeciw Bogu i za karę został zrzucony na ziemię. Abbadona,
skazany na nieśmiertelność, daremnie szuka śmierci:
Wtem przesłoniła słońce zbłąkana w otchłani planeta; przyszła jej godzina zagła-
dy... już dymiła się i czerwieniała... Wzniósł się do niej Abbadona mając nadzieję
zginąć z nią razem ... Wnet w pył się zamieniła, lecz, ach!.. nie zginął Abbadona!.
254/361
Frieda
255/361
Literaci, krewni i znajomi
256/361
Michaił Aleksandrowicz Berlioz
Przewodniczący Massolitu, zrzeszenia literatów, które urzęduje w Domu Gri-
bojedowa. Przez oczywistą analogię do Mastkomdramu (Warsztat komunistycz-
nej dramaturgii) Massolit można rozszyfrować jak Warsztat (lub Mistrza) socja-
listycznej literatury. Organizacja, na której czele stoi Berlioz, parodiuje realnie
istniejące w latach 20. i na początku 30. organizacje literatów i dramaturgów.
Oprócz Mastkomdramu był to Rapp (Rosyjskie Stowarzyszenie Proletariackich
Pisarzy), Mapp (Moskiewskie Stowarzyszenie Proletariackich Pisarzy) i inne,
zorientowane na popieranie postulatów komunistycznej ideologii w literaturze i
sztuce.
Niektóre cechy Berlioza przypominają znanego poetę, autora antyreligijnych
wierszy, w tym „Ewangelii według Demiana”, Demiana Biednego (Jefima Pri-
dworowa). Berlioz, jak Biedny,
był niski, ciemnowłosy, zażywny, łysawy, swój zupełnie przyzwoity kapelusz zgniótł
wpół i niósł w ręku; jego starannie wygoloną twarz zdobiły nadnaturalnie duże oku-
lary w czarnej rogowej oprawie.
257/361
Michaił Berlioz
...istota rzeczy zasadza się nie na tym, jaki był Jezus, dobry czy zły, ale na tym, że
Jezus jako taki w ogóle nigdy nie istniał i w s z y s t k i e opowieści o nim to po pro-
stu zwyczajne mitologiczne wymysły...
72Ze swej strony dodam, że podobne zdarzenie ma miejsce u E.T.A. Hoffmanna, w opowiada-
niu „Wybór narzeczonej“: pewien uczony, a odpalony, konkurent do ręki, otrzymuje na pocie-
chę iście diabelski prezent: książkę, która ma same puste strony, ale zapełniające się na żądanie
treścią dowolnego dzieła, które akurat chciałoby się przeczytać [przyp. tłum.].
258/361
Michaił Berlioz
to, co zwykliśmy nazywać snem i ułudą, jest może symbolicznym poznaniem tajemni-
czego wątku, który ciągnie się przez całe nasze życie, spajając je we wszystkich jego
przemianach; lecz biada temu, kto sądzi, że przez owo poznanie zdobył moc starga-
nia tej nici przewodniej i podjęcia jej wraz z ciemną potęgą, co nad nami włada…
[tłum. Ludwik Eminowicz]
...ten, który jeszcze niedawno sądził, że o czymś tam decyduje, spoczywa sobie w
drewnianej skrzynce, a otoczenie, zdając sobie sprawę, że z leżącego żadnego po-
żytku mieć już nie będzie, spala go w specjalnym piecu.
A bywa i gorzej — człowiek dopiero co wybierał się do Kisłowodska — tu cudzozie-
miec zmrużonymi oczyma popatrzył na Berlioza — zdawałoby się głupstwo, ale na-
wet tego nie może dokonać, bo nagle, nie wiedzieć czemu, poślizgnie się i wpadnie
pod tramwaj! Czy naprawdę uważa pan, że ten człowiek sam tak sobą pokierował?
Czy nie słuszniej byłoby uznać, że pokierował nim ktoś zupełnie inny?
259/361
Michaił Berlioz
Proszę się nie bać, królowo, krew dawno już wsiąkła w ziemię. Tam, gdzie ją rozla-
no, dojrzewają już winne grona.
Dowell umarł (na astmę), a potem jego głowa została wskrzeszona (podobnie jak
głowa przewodniczącego Massolitu) i pomagała w diabelskich doświadczeniach
profesora Kerna. W „Mistrzu i Małgorzacie” głowa Berlioza zmartwychwstaje
jedynie po to, by wysłuchać zakończenia wywodu Wolanda, rozpoczynającego
się przepowiednią zgonu literata pod tramwajem na Patriarszych Prudach:
260/361
Michaił Berlioz
obecności mych gości, aczkolwiek mogą oni posłużyć jako dowód prawdziwości
zgoła innej teorii, że teoria pańska jest równie solidna, jak błyskotliwa. Zresztą
wszystkie teorie są siebie warte. Jest między nimi i taka, która głosi, że każdemu bę-
dzie dane to, w co wierzy. Niech się zatem tak stanie.
Pan odchodzi w niebyt, a ja, wznosząc toast za istnienie, z radością spełnię ten kie-
lich, w który pan się przekształci.
Berliozowi nie było dane „życie po śmierci” nie tyle z powodu jego niewiary
(przecież na Wielkim Balu u Szatana w istnienie diabła, zdaje się, uwierzył), ile z
powodu tego, że po przewodniczącym Massolitu (w odróżnieniu od Mistrza),
nie zostało na Ziemi nic wartościowego. U Bielajewa mózg genialnego Dowella
może istnieć i bez cielesnej powłoki, a dla Berlioza życie zamyka się w material-
nych jedynie dobrach i istnienie jego głowy (lub duszy) bez ciała traci wszelki
sens.
U Bielajewa i Bułhakowa występują również inne zgodne szczegóły. Profesor
Dowell, ocknąwszy się, widzi, że jego głowa leży na kuchennym blacie, a obok,
na wyższym stole prosektoryjnym, spoczywa jego pozbawione głowy ciało z
otwartą klatką piersiową, z której wyciągnięto serce. Dokładnie tak samo w „Mi-
strzu i Małgorzacie“ w prosektorium widzimy na jednym stole odciętą głowę
Berlioza, a na drugim — jego ciało ze zgniecioną klatką piersiową.
Profesor Kern, któremu do doświadczeń potrzebna była para trupów, rozważa
prawie tak samo, jak Woland w rozmowie z Berliozem:
261/361
Michaił Berlioz
262/361
Iwan Bezdomny
Iwan Nikołajewicz Ponyriow, poeta, przekształcający się w epilogu w profesora
Instytutu Historii i Filozofii. Jednym z pierwowzorów Iwana Bezdomnego był
poeta Aleksander Biezymieński, którego pseudonim stał się nazwiskiem i został
sparodiowany w pseudonimie Bezdomnego. W redakcji „Mistrza i Małgorzaty”
z 1929 roku wspomina się pomnik „znakomitego poety Aleksandra Żytomirskie-
go, który otruł się w 1933 roku filetem z jesiotra”, przy czym pomnik znajdował
się naprzeciwko Domu Gribojedowa. Gdy wiemy, że Biezymieński pochodził z
Żytomierza, aluzja staje bardziej oczywista niż w tekście ostatecznym, gdzie
komsomolski poeta został związany tylko z obrazem Bezdomnego. Biezymieński
ostro napadł na „Dni Turbinów”, a jego sztuka „Wystrzał” sparodiowała utwór
Bułhakowa. Wystrzał” został wyśmiany w epigramie Majakowskiego napisanym
w grudniu 1929 lub styczniu 1930 roku, gdzie o Biezymieńskim mówi się dość
brutalnie: „Zabierzcie ode mnie tego brodatego komsomolca!..” Kłótnia Biezy-
mieńskiego i Majakowskiego została przeniesiona jako spór Iwana Bezdomnego z
poetą Aleksandrem Riuchinem (którego pierwowzorem był Majakowski).
Przepowiednia Wolanda, że Iwan znajdzie się w domu obłąkanych, wywodzi
się z powieści angielskiego pisarza Charlesa Maturina „Melmot Wędrowiec“74.
Tam jeden z bohaterów, niejaki Stenton, spotyka się z Melmotem, który sprzedał
duszę diabłu. Melmot przepowiada, że do ich następnego spotkania dojdzie w
murach domu obłąkanych, dokładnie o północy. Dodajmy, że we wczesnej redak-
cji „Mistrza i Małgorzaty” w klinice psychiatrycznej profesora Strawińskiego
przed Iwanem znalazł się nie Mistrz, jak w ostatecznym tekście, a Woland. Sten-
ton, pewny siebie i sądzący, że nie ma potrzeby wierzyć w informacje posłańca
szatana, rzeczywiście wkrótce zostaje przez swoich bliskich oddany do domu
wariatów z powodu
263/361
Iwan Bezdomny
Ruth, siostro moja, nie wystawiaj mnie na próbę tą cielęcą głową75, bo płynie z niej
krew; błagam cię, rzuć ją na podłogę, nie przystoi kobiecie trzymać jej w rękach,
nawet jeżeli bracia piją tę krew.
Pozytywne znaczenie bolszewizmu jest być może w tym, że, zdjąwszy przebranie i
ukazawszy wszystkim diabła w jego niezamaskowanej postaci, dał wielu pewność je-
75 Mowa o głowie Karola I, ściętego w czasie wojny domowej — [B.S.].
264/361
Iwan Bezdomny
265/361
Iwan Bezdomny
roku, w noc wiosennej pełni księżyca, kiedy śni o straceniu Jeszui, przyjmowa-
nym jako światowa katastrofa. Widzi Jeszuę i Piłata, spokojnie rozmawiających
na szerokiej, zalewanej przez światło księżycowe drodze, widzi i rozpoznaje Mi-
strza i Małgorzatę. Sam Iwan Bezdomny jest niezdolny do oryginalnej twórczo-
ści, a prawdziwy twórca — Mistrz — musi szukać obrony i azylu u Wolanda.
Tu przejawił się głęboki sceptycyzm Bułhakowa w stosunku do możliwości
przekształcenia w lepszych tych, którzy zostali wtłoczeni w kulturę i życie spo-
łeczne przez październikowy przewrót. Autor „Mistrza i Małgorzaty” nie wi-
dział w radzieckiej rzeczywistości takich ludzi, których pojawienie się przepo-
wiadał i których miał nadzieję ujrzeć książę Trubecki i jego współwyznawcy.
Wyhodowani przez rewolucję, ci wywodzący się z ludu poeci-samorodki, zda-
niem pisarza byli zbyt dalecy od odczuwania „religijnego związku człowieka i
narodu z Twórcą Wszechświata”, a utopią okazała się idea, że to oni będą mogli
stać się twórcami nowej narodowej kultury. Ten, który przejrzał na oczy i prze-
kształcił się z Bezdomnego w Ponyriowa, odczuwa podobny związek jedynie
we śnie.
Przekształcenie Iwana z poety w jedynego ucznia Mistrza, w profesora, który
zapomniał i o poezji, i o Mistrzu, oddaje jedna z fabuł „Fausta” — historia Stu-
denta, który przyszedł uczyć się u Fausta, a stał się godnym uczniem Mefistofele-
sa. Zauważmy, że Iwan jest uczniem nie tylko Mistrza, lecz również Wolanda,
ponieważ właśnie szatan opowiada mu historię Poncjusza Piłata i Jeszui Ha-No-
cri oraz zmusza do uwierzenia w istnienie nieczystej siły. Uczeń u Goethego
przyznaje się:
266/361
Iwan Bezdomny
Jak pan tam, profesorze, sobie chce, ale wymyślił pan coś, co się kupy nie trzyma.
Może to i mądre, ale zbyt skomplikowane. Wyśmieją pana.
267/361
Iwan Bezdomny
268/361
Iwan Bezdomny
Bułhakow w wypowiedzi Iwana zmienił się w Kanta (tego filozofa akurat wielo-
ma swoimi cechami i biografią przypomina Mistrz), trzy miesiące przeszły w trzy
lata, a Dnieprostroj — w Sołowki. (Prawda, że o karmieniu autora „Krytyki czy-
stego rozumu” śledziami, poeta powiedzieć już nie zdążył). Obcowanie zaś z
medycyną dla Iwana okazało się o wiele mniejszą przyjemnością niż dla Ucznia
pouczanego przez Mefistofelesa: przyszły profesor Ponyriow znalazł się w domu
wariatów.
Uczeń słucha przebranego w kostium Fausta diabelskiego nauczyciela:
i odpowiada:
269/361
Iwan Bezdomny
270/361
Iwan Bezdomny
271/361
Iwan Bezdomny
Postępując według diabelskich rad, Uczeń zmienił się — w drugiej części „Fausta”
— w tak bardzo trywialnego privatdozenta, aż samemu czartowi zrobiło się wstyd,
że wyprowadził go na takiego „profesora mianowanego”.
Iwan być może nie jest tak trywialny, jak Bakałarz u Goethego, lecz pewność
nowo upieczonego profesora Ponyriowa, że „wszystko już wie”, że „wszystko
zrozumiał”, pozbawia Iwana zdolności do oryginalnej twórczości, do wspinania
się na szczyty poznania tak, jak genialny Mistrz nie może podnieść się do wyso-
kości etycznego postępowania Jeszui Ha-Nocri . „Poobijana pamięć” obydwóch
jednakowo cichnie, i budzi się tylko w czarodziejską noc wiosennej pełni księży-
ca, kiedy Iwan i Mistrz spotykają się ponownie. Profesor Iwan Nikołajewicz Po-
nyriow — to rzeczywiście „profesor mianowany”, typowy „czerwony profe-
sor”, odrzucający duchowy początek w twórczości i, w odróżnieniu od Bakała-
rza jest zwolennikiem wiedzy wyłącznie empirycznej, dlaczego wszystkie prze-
szłe zdarzenia, łącznie ze spotkaniami z Wolandem i Mistrzem, Iwan Bezdomny
w epilogu objaśnia hipnozą.
272/361
Aleksander Riuchin
Poeta, członek „Massolitu“. Pierwowzorem postaci był Włodzimierz Majakow-
ski, z którym Bułhakow grywał w bilard. Na ten temat zachowały się wspomnie-
nia przyjaciela pisarza, dramaturga S.A. Jermolińskiego:
Jeżeli w sali bilardowej znajdował się akurat Majakowski i wchodził do niej Bułha-
kow, za nimi rzucali się ciekawscy. No chyba — Bułhakow i Majakowski! Z tego mo-
gła być awantura. Grali, skoncentrowani i rzeczowi, każdy starał się błysnąć ude-
rzeniem. Majakowski, o ile pamiętam, grał lepiej.
— Od dwu band na środek — mówił Bułhakow.
Chybienie.
— Bywa — współczuł Majakowski, przechadzając wokoło stołu i wybierając wy-
godną pozycję. — Dorobicie się ostatecznie na swoich ciociach Mania i wujach
Waniach, wybudujecie dom za miastem i ogromny własny bilard. Na pewno odwie-
dzę i potrenuję.
— Wielkie dzięki. Jaki tam dom!
— A czemu nie?
— Och, Włodzimierzu Włodzimierzowiczu, proszek na pluskwy też panu nie pomoże,
śmiem zapewnić. Dom podmiejski z własnym bilardem wybuduje na naszych ko-
ściach pański Prisypkin.
Majakowski zrobił wielkie oczy i, przesuwając papierosa w kącik ust, kiwnął głową:
— Absolutnie. Zgadzam się.
Niezależnie od wyniku żegnali się po przyjacielsku. I wszyscy rozchodzili się zawie-
dzeni.
273/361
Aleksander Riuchin
…Na lożę
w oknie
teatralnych kas
wskazując
malowanym pazurem,
daje
społeczne zamówienie
na „Dni Turbinów“
— Bułhakowom.
274/361
Aleksander Riuchin
Oto przykład prawdziwej kariery... – w tym momencie Riuchin wstał w całej okaza-
łości i nawet rękę wzniósł, nie wiadomo dlaczego nacierając na człowieka z żeliwa,
który nic mu nie zawinił – a przecież wszystko, co robił w życiu, cokolwiek się z nim
działo, wszystko to obracało się na jego korzyść, wszystko to przyczyniało mu sławy.
Ale co on właściwie takiego zrobił? Nie pojmuję... Czy coś naprawdę niezwykłego
jest w tych słowach: «Zamieć mgłami niebo kryje...»? Nie rozumiem!... Miał szczę-
ście, miał po prostu szczęście! — nagle jadowicie stwierdził Riuchin i poczuł, że
ciężarówka drgnęła — strzelał do niego ten białogwardzista, strzelał, zgruchotał mu
biodro i w ten sposób zapewnił nieśmiertelność…
Aleksandrze Siergiejewiczu,
czy mogę się przedstawić?
Majakowski.
Podajcie rękę!
Oto moja pierś.
Słuchajcie,
to już nie stuk, a jęk.
Riuchin też podnosi rękę, stojąc pełnym wzrostem i zwracając się do pomnika
Puszkina na Bulwarze Twerskim. Rękę wznosi raczej nie dla uścisku, a w bez-
silnej złości, zrodzonej z zawiści, prawie jak do uderzenia. Autor „Mistrza i Mał-
gorzaty“ szydzi z następujących słów Majakowskiego:
Na Bulwarze Twerskim
Bardzo się do was przyzwyczaili.
No, dalej,
podsadźcie na piedestał.
Mnie
pomnik za życia
należy się po randze.
Podłożyć by dynamitu
i dalej — niech spada!
275/361
Aleksander Riuchin
Sukinsyn Dantes!
Wielkopański szkodnik.
My byśmy go zapytali:
— A kim twoi rodzice?
Co robiłeś przed 17. rokiem?
I tyle byśmy tego Dantesa widzieli.
Gra słów nie do przetłumaczenia: Pantelej szedł z prawej strony Iwana, a Riuchin z lewej.
78
W wersji ostatecznej gryzienie zmieniło się na plucie, a „lewy“ poeta zniknął zupełnie.
276/361
Stiepan Bogdanowicz Lichodiejew
Dyrektor Teatru Variete i mieszkaniec fatalnego mieszkania w redakcji z 1929
roku nazywał się Garasej Piedułajew i miał, swój pierwowzór we władykauka-
skim znajomym Bułhakowa, kumyku79 Tuadżynie Pejzułajewie, współautorze
sztuki „Synowie mułły”, (historię pracy nad nią znajdziemy w „Zapiskach na
mankietach” i „Cyganerii”.
W pierwszej redakcji „Mistrza i Małgorzaty” Woland wyrzucał Garaseja Piedu-
łajewa na Władykaukaz. Wówczas ten bohater przelatywał nad dachem domu
302-bis na Sadowej i naraz dostrzegał duży, przepiękny ogród, a za nim „piętrzą-
cą się wysoko na niebie ciężką górę z płaskim jak stół szczytem” (wyniosłą Sto-
łową Górę, u której podnóża leży Władykaukaz). Przed oczami Garaseja poja-
wiał się
277/361
Stiepan Lichodiejew
— Nieduży człowieku!... Zatrzymaj się, zlituj się!.. Ja... wszystko zapomniałem, ni-
czego nie pamiętam, powiedz, gdzie jestem, co to za miasto.
— Władykaukaz — odpowiedział karzeł.
Tu Garasej pochylił się, spełzł z postumentu i, uderzywszy głową w ziemię, i leżał
cicho, rozrzuciwszy ręce.
Mały człowieczek zerwał z głowy cylinder, zamachał nim i zaczął piskliwie krzy-
czeć:
— Milicja, milicja!
całą Jałtę... przeszedł w samych kalesonach. Nikt akurat się nie zdziwił z powodu
trzęsienia ziemi, a pewnie kiedy indziej też by się nie zdumiał.
278/361
Stiepan Lichodiejew
wyprzedzają fabułę znanego filmu Eldara Riazanowa „Ironia losu [w Polsce wy-
świetlany jako Szczęśliwego Nowego Roku — przyp. tłum.], gdzie zamiast Jałty fi-
guruje Leningrad). Dokładnie tak samo bohater Zoszczenki w przeddzień trzę-
sienia ziemi (chodzi o wielkie krymskie trzęsienie ziemi 11 września 1927 roku w
okręgu jałtańskim) „wykończył półtorej butelki rosyjskiej gorzkiej”, następnie
zasnął, został obrabowany i rozebrany do kalesonów. Po ocknięciu i przemasze-
rowaniu dziesięciu wiorst od miasta,
przysiadł na kamieniu i zamartwia się. Okolicy nie poznaje, a myśli też mu żadne
nie wpadają do głowy. A serce i ciało coraz chłodniejsze. I strasznie chce się żreć.
Dopiero nad ranem Iwan Jakowlewicz Snopkow dowiedział się nareszcie co i jak.
Zapytał przechodnia.
Przechodzień mu mówi:
— A ty co się tu, na przykład, w kalesonach włóczysz?
Snopkow zaś na to:
— Sam nie mam pojęcia. Niech pan będzie tak uprzejmy i powie mi, gdzie to ja się
właściwie znajduję?
No i zaczęła się rozmowa. Przechodzień mówi:
— A do Jałty będzie ze trzynaście wiorst. Jakeś ty tu wylądował!80
Kiedy ostrożnie otworzył oczy, poczuł, że siedzi na czymś kamiennym. Dookoła coś
szumiało. Kiedy otworzył oczy szerzej, zrozumiał, że słyszy szum morza, co więcej
— fale kołyszą się tuż u jego stóp, a on sam, krótko mówiąc, siedzi na końcu mola,
ma nad głową błękitne połyskujące niebo, za plecami zaś białe, rozrzucone na
wzgórzach miasto.
Nie mając pojęcia, jak się postępuje w takich wypadkach, Stiopa wstał i na dygocą-
cych nogach pomaszerował molem ku brzegowi.
Na molo stał jakiś człowiek, palił papierosa i spluwał na fale. Popatrzył dziko na
Stiopę i przestał pluć.
Wtedy Stiopa wykonał następujący numer: upadł na kolana przed nieznajomym na-
łogowcem i zapytał:
— Błagam, niech mi pan powie, co to za miasto?
80 Przekład Witolda Malesy-Bonieckiego; [Cyt za: Przekrój, 20 maja 1984 — przyp. tłum.].
279/361
Stiepan Lichodiejew
Gwarowy styl81 narratora zgadza się w oba przypadkach, ale już reakcje bohate-
rów na zdarzenia są wprost przeciwne. Samo słowo „Jałta” uspokaja Snopkowa,
dowiadującego się, że w swoich wędrówkach nie zaszedł znowu tak daleko od
domu. Lichodiejew na odwrót — wpada w przerażenie. Dyrektor Teatru Varie-
te nie jest w stanie pojąć, jak przez jedną chwilę znalazł się półtora tysiąca kilo-
metrów od Moskwy. Różne są też ośmieszane obiekty.
U Zoszczenki mamy opowiadanie humorystyczne, biczujące pijaństwo. Jego bo-
hater to prosty szewc, a „Trzęsienie ziemi” to niejako ilustracja znanego porze-
kadła „pijany jak szewc”. U Bułhakowa natomiast to Lichodiejew jest postacią sa-
tyryczną.
Pijaństwo nie jest jedyną ani bynajmniej główną wadą dyrektora Variete. Zosta-
je ukarany przede wszystkim za to, że zajmuje nienależne sobie miejsce. We
wczesnych redakcjach Lichodiejew był nazwany po prostu „czerwonym dyrek-
torem”. Tak popularnie określano mianowanych, partyjnych pracowników, któ-
rych „stawiano“ na czele zespołów teatralnych w celu sprawowania funkcji ad-
ministracyjnych i kontrolnych. Przy tym „czerwony dyrektor”, z zasady, ze sztu-
ką teatralną nic wspólnego nie miał. I dlatego w Epilogu Lichodiejew otrzymuje
odpowiedniejsze dla swojej namiętności do trunków i przekąsek stanowisko kie-
rownika dużego sklepu spożywczego w Rostowie.
W obrazie Lichodiejewa odbija się felieton Bułhakowa „Czara życia”. Uwaga
Wolanda: „Czuję, że po wódce pił pan portwajn. Na litość, któż tak postępuje!”
wyrosła z sentencji jednego z bohaterów tego felietonu:
Znacie portwajn moskiewski? Człowiek się nim nie upija, a rozum mu odchodzi.
280/361
Stiepan Lichodiejew
haterów, Pał Wasilicz, obejmuje i całuje nieznaną damę, a potem pamięta tylko,
że jechali taksówką. Po ocknięciu natomiast, nie jest w stanie, podobnie jak Stio-
pa, podnieść się z łóżka.
Lichodiejew wiąże się także z kolejnym felietonem „Dzień naszego życia”. Jego
bohater wraca do domu po pijatyce i plączącym się językiem wygłasza ostatni
monolog przed zapadnięciem w półsen:
Co ja takiego miałem zrobić? A tak, położyć się... Właśnie. Kładę się... lecz błagam
obudźcie mnie, obudźcie koniecznie, niech mnie diabli, dziesięć po piątej... nie, pięć
po dziesiątej... Zaczynam nowe życie... Jutro.
Będzie pan prawdopodobnie bardzo zdziwiony tym, że pisze mało znany panu czło-
wiek, lecz wspominając naszą krótką znajomość zawartą w trudnym czasie i wie-
dząc, że przez pewien czas sam był pan w okropnym położeniu materialnym, liczę,
że szybciej zrozumie pan moje obecne położenie: zostałem wyrzucony na 3 lata mi-
281/361
Stiepan Lichodiejew
nus 6 guberni83. Przyczyna tego jest dla mnie dotychczas dość mglista — sędzia
śledczy GPU oskarżył mnie o kontrrewolucyjną rozmowę w pewnym domu, w któ-
rym często bywałem, no i w rezultacie jestem w Riazaniu, straciłem pracę w Mo-
skwie, nie jestem członkiem związku itd. Tutaj nie mogę nigdzie znaleźć pracy i je-
stem teraz w takim położeniu, że przyjmę każdą!
282/361
Nikanor Iwanowicz Bosy
Przewodniczący wspólnoty mieszkańców w domu 302-bis na Sadowej, gdzie
mieści się fatalne mieszkanie we wczesnej redakcji powieści nazywał się Niko-
dem Poroty, przywodząc na myśl Nikodema, autora apokryficznej ewangelii,
który nadzwyczaj dokładnie relacjonuje historię Poncjusza Piłata.
Nikanor Bosy kończy długą listę oszukańczych zarządców domów, występują-
cych w twórczości Bułhakowa, poczynając od „kędzierzawego przewodniczą-
cego” we „Wspomnieniu...”, poprzez Szwondera w „Psim sercu”, Alliluję-Por-
tupiej w „Mieszkaniu Zojki”, Bunszej-Koreckiego w „Błogości” i „Iwanie Wasi-
liewiczu”.
Przewodniczący wspólnoty w domu 302-bis dosyć daleko odszedł od swojego
głównego pierwowzoru — kierownika domu nr 50 na Sadowej, karaima K. Sa-
kizczi — przekształcony w Rosjanina, a za sprawą Wolanda nawrócony na wia-
rę chrześcijańską:
283/361
Nikanor Bosy
Nikołaja Nikołajewicza też ciągali. Nie wiem dlaczego uznali, że u nas coś znajdą.
Być może, dlatego, że wcześniej wzywali pierwszą żonę Nikołaja Nikołajewicza —
Aleksandrę Lamin, ze znanej kupieckiej rodziny Prochorowów, a prócz niej już za-
mknęli jej ciotkę. Nikołaj Nikołajewicz przesiedział około dwóch tygodni.
długo już u nich siedziała. Szukali jakiegoś naszyjnika lub kolii... nie pamiętam, czy-
je to było i u kogo schowane. I Nikołaja Nikołajewicza bez przerwy o to pytali, lecz
on wszystkiemu zaprzeczał i mówił, że nic nie wie. A pierwszą żonę Nikołaja Nikoła-
jewicza też tam wzywali i też o kolię pytali, lecz oni zawczasu się umówili, żeby do
niczego się nie przyznawać. Nawet nie wspomniał o ciotce, aż urządzili im konfron-
tację. Wtedy przekonał się, że o niej wiedzą. Potem zrobili nam rewizję, lecz oczywi-
84 Stąd zapewne opisana w rozdziale „Iwan Bezdomny“ riposta Bułhakowa na sugestię wysła-
nia go na Dnieprostroj „dla poprawy“ [przyp. tłum.].
284/361
Nikanor Bosy
ście niczego nie znaleźli i wynieśli wszystkiego dwa tanie świecidełka ze szkiełkami
zamiast kamieni, a Nikołaja Nikołajewicza wypuścili. I oto Bułhakow o wszystkim
szczegółowo opowiedział w tym rozdziale o śnie Nikanora Iwanowicza — prawie
co do słowa.
Zginie z pamięci dom na Sadowej i straszny Bosy, ale również zginie pamięć o Ha-
Nocri i o ułaskawionym hegemonie.
Najprawdopodobniej, głównie Bosy miał być figurą wysoce złowrogą — nie tyl-
ko łapówkarzem, lecz również szantażystą i donosicielem. Możliwe, że odgry-
wał wobec Mistrza tę samą rolę, która w ostatecznym tekście przypadła w udzia-
le Alojzemu Mogaryczowi. Wtedy oczywiście Bosy został przeorientowany na
członka z szajki zarządu wspólnoty mieszkańców w domu nr 50 na Sadowej, o
której Bułhakow pisał do siostry Nadii 1 grudnia 1921 roku:
285/361
Nikanor Bosy
Sam Jagoda wiedział dokładnie, o czym pisze. Po aresztowaniu 28 marca 1937 ro-
ku, znaleziono u niego przy okazji rewizji dużą kolekcję pornografii, w szczegól-
ności 11 filmów i 3904 fotografie. Jednak co innego on sam i przyjaciele czekiści
(oraz inni przedstawiciele radzieckiej elity), a co innego „zeki“, których należy
karmić tylko „ideologicznie konsekwentną”, kulturalną produkcją, bez żadnych
tam sentymentalizmów lub sprośności.
W „Mistrzu i Małgorzacie” sparodiowany został taki „poprawny” więzienny re-
pertuar. Prezes-łapówkarz Nikanor Bosy razem z kompanią aresztowanych walu-
ciarzy, wysłuchuje w celach wychowawczych „Skąpego rycerza”. Prawda, że
przy bliższym spojrzeniu, w nieśmiertelnych puszkinowskich linijkach wycho-
dzi na jaw skryty podtekst, odnoszący się do zupełnie niedawnych wypadków
rewolucji i wojny domowej. Dramatyczny artysta Sawwa Potapowicz Kurole-
sow, czytający monolog rycerza, w brudnopisach powieści nazywał się o wiele
bardziej aluzyjnie — Ilja Władimirowicz Akulin. Gołym okiem widać związek
z założycielem radzieckiego państwa, Uljanowem-Leninem.
Prototyp Nikanora Bosego tkwi w opowiadaniu „Wspomnienie...”:
286/361
Alojzy Mogarycz
Pierwowzorem dziennikarza, który napisał donos na Mistrza i zamieszkał na-
stępnie w jego suterenie w jednym z arbatskich zaułków był przyjaciel Bułhako-
wa, dramaturg Siergiej Jermolinski. W 1929 roku Jermolinski poznał Marię Czi-
miszkian, która przyjaźniła się w tym okresie z Bułhakowem i jego drugą żoną L.
Biełozierską. Po jakimś czasie młodzi ludzie pobrali się i zajęli pokój w domu
pod 9 w Zaułku Mansurowskim, należącym do rodziny teatralnego makieciarza,
Siergieja Topleninowa, jednego z pierwowzorów Mistrza. Ten drewniany do-
mek stał się z kolei pierwowzorem mieszkania Mistrza i Małgorzaty.
A Mistrz tak opowiada Iwanowi Bezdomnemu historię swojej przyjaźni:
Tak więc w owym przeklętym okresie [szczucia Mistrza za powieść o Piłacie] otwo-
rzyła się kiedyś furtka naszego ogródka, poranek, pamiętam, był nadzwyczaj sympa-
tyczny, jesienny. Jej nie było w domu. Przeszedł przez furtkę mężczyzna, wszedł do
domu z jakąś sprawą do właściciela, potem wszedł do ogródka i jakoś bardzo szyb-
ko zawarł ze mną znajomość. Powiedział mi, że jest dziennikarzem. I proszę sobie
wyobrazić, że tak bardzo korzystne zrobił na mnie wrażenie, że dotąd czasem tęsk-
nie go wspominam. Od słowa do słowa, zaczął do mnie zaglądać. Dowiedziałem się,
że jest kawalerem, że mieszka w sąsiedztwie w takim samym mniej więcej lokalu, ale
że mu tam ciasno, i tak dalej. Nie zapraszał jakoś do siebie. Żonie mojej wyjątkowo
się nie spodobał. Ja jednak wziąłem go w obronę. Żona moja powiedziała:
— Rób, co ci serce dyktuje, ale ja ci mówię, że ten człowiek zrobił na mnie jak naj-
gorsze wrażenie.
Wyśmiałem ją. Zaraz, ale co mnie właściwie w nim tak ujmowało? Idzie o to, że
człowiek, który w głębi siebie nie kryje niespodzianki, z reguły nie bywa interesują-
cy. A Alojzy Mogarycz (bo, zapomniałem powiedzieć, że mój nowy znajomy miał na
imię Alojzy) niespodziankę taką w sobie krył. Słowo daję, że człowieka tak niepo-
spolitego rozumu, jak Alojzy nie spotkałem nigdy przedtem i jestem przekonany, że
nigdy już nie spotkam. Jeśli nie pojmowałem znaczenia jakiejś gazetowej notatki,
Alojzy wyjaśniał mi ją dosłownie w mgnieniu oka, było przy tym oczywiste, że to wy-
jaśnienie przychodzi mu bez najmniejszego trudu.
Podobnie było z problemami życia codziennego. Ale to jeszcze nie wszystko. Podbił
mnie Alojzy swoją namiętnością do literatury. Nie dał za wygraną, dopóki mnie nie
uprosił, bym mu przeczytał od deski do deski moją powieść, po czym wyraził się o
niej nader pochlebnie, ale wstrząsająco wiernie, jakby był przy tym obecny, zrela-
cjonował wszystkie uwagi redaktora o mojej książce. Miał sto trafień na sto możli-
287/361
Alojzy Mogarycz
wych. Nie dość tego, bardzo dokładnie wytłumaczył mi – i czułem, że się nie myli,
dlaczego to moja powieść mianowicie nie mogła ukazać się drukiem.
Mówił bez ogródek: „taki to a taki rozdział nie przejdzie…”
288/361
Alojzy Mogarycz
Sądząc po intonacji tego i innych zapisów, Jelena Bułhakow odnosiła się do Jer-
molinskiego z rezerwą, lecz, najwyraźniej, bez tej nienawiści, co L. Biełozierska.
W „Mistrzu i Małgorzacie“ w stosunku do Mogarycza głównej bohaterki autor
oddał w zasadzie emocje L. Biełozierskiej, która była żoną Bułhakowa w 1929 ro-
ku, kiedy powstają moskiewskie sceny powieści i kiedy rzeczywiście autor za-
warł znajomość z Jermolinskim. Małgorzata, dowiedziawszy się o zdradzie Mo-
garycza, omal nie wydrapała mu oczu.
Niewykluczone, że właśnie Jermolinskiego miał na myśli autor, kiedy komuniko-
wał swojemu przyjacielowi filozofowi i literaturoznawcy P. Popowowi 24 mar-
ca 1937 r.:
Niektóre życzliwe mi osoby wybrały dość dziwny sposób pocieszania. Nieraz słysza-
łem już obłudnie słodkie głosy: „Nie ma problemu, po waszej śmierci wszystko wy-
drukują!“ Jestem im bardzo wdzięczny, oczywiście!
289/361
Alojzy Mogarycz
16 maja 1939 roku Bułhakow podpisał żonie swoją fotografię: „Oto jak może wy-
glądać człowiek, który grzebał się kilka lata z Alojzym Mogaryczem, Nikanorem
Iwanowiczem i innymi“. Tu pisarz wskazywał nie tylko na zmęczenie dziesię-
cioletnią pracą nad powieścią, lecz również na długotrwałe obcowanie z prze-
niewiercami typu Mogarycza, którego obraz w tym czasie jeszcze nosił ogólny i
zbiorowy charakter, bez konkretnych szczegółów.
Historia znajomości Mistrza z Mogaryczem była zapisana już w czasie śmiertel-
nej choroby autora — zimą z 1939 na 1940. 5 marca 1940 roku Jelena Bułhakow
zapisała w dzienniku:
Wizyta Fadiejewa. Rozmowa trwała ile mógł. Do mnie: „On jest moim przyjacie-
lem“. W stronę Siergieja Jermolinskiego: „Zdradził mnie, czy nie zdradził? Nie, nie
zdradził? Nie zdradził!.
290/361
Alojzy Mogarycz
Jeżeli chcesz, bym przyjęła twój artykuł w całości, zmień wypowiedzi Miszy z bez-
pośrednich w pośrednie. Nie oddajesz jego intonacji, jego sposobu mówienia, jego
słów. Słyszę, jak mówi Jermolinski, a nie Bułhakow. I, mówiąc otwarcie, zupełnie
nie podobają mi się dwie sceny, jedna to rozmowa jakbyś był dziennikarzem, a dru-
ga — gra w paleszan. Przy czym nie mogę sobie przypomnieć, gdzie wtedy byłam,
że nie pamiętam tej gry!.
W gazecie decyzja Komitetu Sztuki: „Bohaterów“ zdejmuje się „...za znęcanie się
nad chrztem Rusi“...,
291/361
Alojzy Mogarycz
292/361
Alojzy Mogarycz
293/361
Alojzy Mogarycz
294/361
Arkadij Apollonowicz Semplejarow
Przewodniczący „komisji akustycznej teatrów moskiewskich”. Nazwisko
„Semplejarow” zostało wywiedzione od nazwiska dobrego znajomego Bułhako-
wa, kompozytora i dyrygenta Aleksandra Afanasjewicza Spendiarowa. Druga
żona pisarza, L. Biełozierska wspomina o znajomości ze Spendiarowem i jego ro-
dziną w początkach 1927 roku i cytuje fragment dziennika jego córki, Mariny:
Jego rozmowa z przedstawicielem urzędu, który miał krótką, lecz groźną nazwę
(we wczesnych redakcjach powieści nazywał się GPU), bardzo przypomina
rozmowę M. Spendiarowej z ojcem:
295/361
Arkadij Semplejarow
mi partii. Istniało od 1922 do 1938, kiedy został zastąpiony przez Radę Najwyższą.
86 Po długiej zwłoce, obiecankach-cacankach, wielu wizytach w CIK i prawie teatralnych
296/361
Arkadij Semplejarow
Kiedy pociąg ruszył, a ja może ostatni raz spojrzałem na Dniepr, wszedł do prze-
działu kolporter i sprzedał Lusi [Jelenie Bułhakow — B.S.] 4. numer „Teatru i dra-
maturgii”. Widzę, że blednie, czytając. W każdym akapicie o mnie. Lecz co piszą!
Szczególną nikczemnością odznaczył się Meyerhold. Ten człowiek jest pozbawiony
zasad w takim stopniu, że wydaje się, jakby nie nosił spodni. Chodzi po białym świe-
cie w kalesonach87.
Ten epizod jest opisany także w dzienniku Jeleny Bułhakow pod datą 12 czerwca
1936 roku:
297/361
Arkadij Semplejarow
298/361
Arkadij Semplejarow
W ostatecznym natomiast tekście Siemplejarow wyrażał się prawie tak samo, jak
Meyerhold w trakcie dyskusji w marcu 1936 roku:
Semplejarow przebywał w loży wraz z dwiema damami – jedna z nich była leciwa,
drogo i modnie ubrana, druga, młodziutka i bardzo ładna, ubrana była skromniej.
Ta pierwsza, jak się niebawem przy spisywaniu protokołu wyjaśniło, była małżonką
Semplejarowa, druga zaś – jego daleką krewną, początkującą, acz rokującą wielkie
nadzieje aktorką, która przyjechała z Saratowa i zatrzymała się w mieszkaniu prze-
wodniczącego i jego połowicy.
299/361
Arkadij Semplejarow
wem, był naczelnikiem urzędu dobrze wam znanego“. Dalej urząd okazuje się
„pierwszym departamentem”, z którym wojuje „departament dziewiąty”. Apoł-
łonowi Apołłonowiczowi proponują odpowiedzialne stanowisko i udaje się „w
dniu nadzwyczajnym” do „nadzwyczaj ważnego miejsca”. „Zachowuje się nie
jak typowy, gogolowski urzędnik, bo nie stosuje całej gamy uścisków dłoni: od
absolutnej pogardy, przez nieuwagę, do ugrzecznienia… On gra tylko jedną nutę
— pogardy”. Na tej samej stronie Biełyj cytuje tekst „Płaszcza”, który posłużył
jako źródło obrazu Ableuchowa: „Dla uniknięcia… przykrości… departament, o
którym mowa,… nazwiemy pewnym departamentem; …więc w pewnym depar-
tamencie służył pewien urzędnik”; „pewna znacząca osoba niedawno stała się
znaczącą, ale wcześniej nie była znaczącą”; „przyjęcia… u znaczącej osoby były
solidne, majestatyczne, lecz nie nazbyt skomplikowane… „Surowość, surowość i
surowość”, mówił i przy tym… spoglądał bardzo znacząco”.
Apołłon Apołłonowicz odziedziczył cechy nie tylko „znaczącej osoby”, lecz
również jej ofiary — poniżanego Akakija Akakijewicza, z którym łączy go
współbrzmienie imienia i imienia odojcowskiego oraz te poniżenia, które musi
znieść w powieści. Semplerajow niewątpliwie, jest „znaczącą osobą”, chociaż
stoi na czele anegdotycznej Komisji Akustycznej. Bułhakow wszelkimi sposo-
bami podkreśla powagę i surowość swojego bohatera, który, jednocześnie, znaj-
duje się w dosłownym sensie pod pantoflem i żony, i kochanki, przy czym pierw-
sza z nich, jak się zdaje, tłucze go pantoflem, a druga — parasolką. To poniżanie
wysokiego urzędnika jest w większej mierze zapożyczone przez Bułhakowa nie
u Gogola, a u Biełego.
300/361
Archibald Archibaldowicz
Dyrektor restauracji w Domu Gribojedowa, którego pierwowzorem był Jakow
Daniłowicz Rozental o przezwisku „Broda”, w latach 1925-1931 dyrektor restau-
racji w Domu Hercena [Giercena] (w powieści sparodiowanego jako Dom Gri-
bojedowa), w Domu Związku Pisarzy (ul. Worowskiego 56) oraz w Domu Pra-
sy (Bulwar Suworowski 8). Później Rozental został kierownikiem restauracji
Klubu Pracowników Teatrów, mieszczącego się w Zaułku Staropimienowskim
(obecnie Worotnikowskim) pod 7. O prototypie Archibaldowicza pozostały
barwne wspomnienia twórcy Klubu, B. Filippowa:
301/361
Archibald Archibaldowicz
sem skórzanym, zza którego sterczały rękojeści pistoletów, a jego włosy jak krucze
skrzydło przewiązywał szkarłatny jedwab i po Morzu Karaibskim płynął pod jego
dowództwem bryg pod czarną trumienną banderą z trupią czaszką.
88 “Batum” — B.S.
302/361
Baron Meigel
Ta postać ma kilka literackich i co najmniej jeden rzeczywisty pierwowzór po-
śród współczesnych Bułhakowa. Ten prawdziwy, to pochodzący z Kijowa były
baron Borys Siergiejewicz Szteiger, który w latach dwudziestych i trzydzie-
stych XX wieku pracował w Moskwie jako pełnomocnika Kolegium Ludowego
Komisariatu Obrony RFSRR do spraw Stosunków zagranicznych. W tym sa-
mym czasie Szteiger był pracownikiem OGPU-NKWD. Monitorował obywa-
teli radzieckich, którzy mieli kontakt z obcokrajowcami i zdobywał od zagra-
nicznych dyplomatów informacje, które mogłyby być interesujące dla sowiec-
kich agencji bezpieczeństwa. 17 kwietnia 1937 roku został aresztowany w ra-
mach sprawy byłego sekretarza Jenukidze. 16 grudnia 1937 roku, wraz z innymi
oskarżonymi w tej sprawie, były baron został skazany przez Kolegium Wojsko-
we Sądu Najwyższego ZSRR na karę śmierci pod fałszywym zarzutem zdrady,
działalności terrorystycznej i systematycznego szpiegostwa na rzecz jednego z
obcych państw. Werdykt został natychmiast wykonany.
W dzienniku trzeciej żony pisarza Szteiger jest wspominany kilkakrotnie, a
przede wszystkim 3 maja 1935 roku. Opisując przyjęcie u radcy ambasady ame-
rykańskiej, Wileya, zauważa, że
303/361
Archibald Archibaldowicz
304/361
Archibald Archibaldowicz
nych przecież władz. Lew Nikołajewicz ujął to w ten sposób: «Komendant dokładnie
o wszystkim meldował przełożonym, ale dokładał entuzjazm, bo przez to pokazywał
swoje zaangażowanie».
305/361
Żorż Bengalski
Bengalski to rozpowszechniony pseudonim estradowy. Niewykluczone, że tu
Bułhakow orientował się na jedną z epizodycznych postaci powieści Fiodora So-
łoguba „Marny diabeł” — dramatycznego artystę Bengalskiego. Możliwe, że bez-
pośrednim pierwowzorem został jeden z konferansjerów moskiewskiego music-
hallu (do którego bardzo jest podobne Variete) — Gieorgij (lub Żorż) Razdol-
ski. Jednak Bengalski miał też inny pierwowzór, bardzo dobrze znany Bułhako-
wowi. To jeden z dwóch kierowników MChAT, Władimir Niemirowicz-Dan-
czenko, uwieczniony w „Opowieści teatralnej” jako jeden z dwóch dyrektorów
Niezależnego Teatru — Arystarch Płatonowicz, który prawie bez przerwy
przebywa za granicą.
Bułhakow Niemirowicza-Danczenki nie lubił i nie skrywał tego, zwłaszcza w li-
stach do swojej trzeciej żony, Jeleny, której siostra, Olga Bokszańska, była sekre-
tarką Danczenki. W liście z 2 czerwca 1938 roku autor „Mistrza i Małgorzaty”,
który dyktował szwagierce powieść, obawiał się, że Niemirowicz-Danczenko
zarzuci swoją sekretarkę pracą i tym samym zatrzyma wydanie najważniejszego
dla Bułhakowa utworu:
306/361
Żorż Bengalski
a później, kiedy głowa wróciła na miejsce, wszystkie ślady krwi cudownym spo-
sobem zniknęły.
307/361
Andriej Fokicz Sokow
Bufetowy Teatru Variete. W usta Sokowa włożone zostały nieśmiertelne w Ro-
sji słowa o „jesiotrze drugiej świeżości”. Latem 1995 roku zdarzyło mi się prze-
czytać ogłoszenie w jednym z moskiewskich kiosków: „Piwo drugiej świeżo-
ści”.
Epizod, kiedy Sokow dowiaduje się od Wolanda o swojej chorobie i bliskiej
śmierci, lecz rezygnuje z oferty przehulania swojego niemałego majątku —
uzbieranego wcale nie pobożnymi metodami, a w całości za pomocą „jesiotra dru-
giej świeżości” — na życiowe uciechy, jest ewidentnie inspirowany przez „Ży-
cie Chrystusa”. Tam została przytoczona opowiedziana przez Jezusa przypo-
wieść, która „przy niewielkich rozmiarach jest bogata w znaczenia”. Jest to krót-
ka przypowieść o bogatym głupcu, który w swej chciwości, będąc w swej pysze
pewnym zbawienia, nie odstąpił od pomnażania korzyści, a zupełnie zapomniał,
że istnieje śmierć i że dusza nie może odżywiać się chlebem. Myślał, że jego du-
szy na długo wystarczy tych „płodów”, „dóbr” i „spichlerzy” i że pozostanie jej
tylko „jest, pić i weselić się”, jednak jak straszne echo, zagrzmiał z nieba wstrzą-
sający i pełnego ironii wyrok:
Nierozumny człowieku, jeszcze tej nocy będzie ci życie zabrane! Do kogo należeć
będzie wtedy to, coś nagromadził? (Ewangelia według Łukasza, XII, 16-20).
308/361
Andriej Sokow
309/361
Aleksander Strawiński
310/361
Miejsca
311/361
Wielki Bal u Szatana
Bal, wydany przez Wolanda w fatalnym mieszkaniu o nieskończenie trwającej
północy z piątku 3. na sobotę 4 maja 1929 roku. Według wspomnień trzeciej żo-
ny pisarza (w zapisie W. Czebotariewej) w opisie Wielkiego Balu u Szatana zo-
stały wykorzystane wrażenia z przyjęcia wydanego 22 kwietnia 1935 r. przez
ambasadę amerykańską. Ambasador William Bullitt zaprosił pisarza z żoną na
uroczystą kolację. O historii powstania Wielkiego Balu u Szatana Jelena Bułha-
kow tak opowiadała W. Czebotariewej:
Najpierw powstał mały bal. Odbywał się w sypialni Wolanda, to jest w pokoju Stio-
py Lichodiejewa. I strasznie mi się podobał. Jednak następnie, już w czasie choroby
[więc, nie wcześniej niż na jesieni 1939 roku; poza tym zachował się jeszcze wa-
riant z 1938 roku — B. S.] Michaił Afanasjewicz napisał duży bal. Długo nie godzi-
łam się, że duży bal był lepszy od małego... I pewnego razu, kiedy wyszłam z domu,
on zniszczył rękopis z pierwszym balem. Zauważyłam, lecz nic nie powiedziałam...
Michaił Afanasjewicz całkowicie mi ufał, ale to on był Mistrzem i nie mógł dopuścić
przypadkowości lub błędu i dlatego zniszczył ten wariant. A w luksusie dużego balu
odbiło się, jak mi się zdaje, przyjęcie u Williama Bullitta, amerykańskiego ambasa-
dora w ZSRR.
Raz na rok Bullitt wydawał duże przyjęcie w związku ze świętem narodowym. Za-
praszano także literatów. Pewnego razu otrzymaliśmy takie zaproszenie. Na wizy-
tówce Bullitta było dopisane atramentem: „frak lub czarna marynarka”. Miszę drę-
czyło, że ten dopisek tylko z jego powodu i bardzo starałam się w krótkim czasie
„stworzyć” frak. Jednak krawiec nie mógł znaleźć czarnego jedwabiu dla wykoń-
czenia, i wypadło iść w garniturze. Przyjęcie było luksusowe, zwłaszcza pozostała
mi w pamięci ogromna sala, w którym był basen i masa egzotycznych kwiatów.
312/361
Wielki Bal u Szatana
tym, którzy dobrze są zaznajomieni z piątym wymiarem, nic nie przeszkadza rozcią-
gnąć pomieszczenie do pożądanych granic.
Znalazłem ogólną zasadę barw i łamania się światła — formułę, wyraz geometrycz-
ny, mający cztery wymiary. Zwyczajni głupcy, nie, nawet zwyczajni matematycy nie
potrafią zrozumieć, co znaczy taka ogólna formuła dla zajmującego się fizyką mole-
kularną.
313/361
Wielki Bal u Szatana
tyczne sale, gdzie odbywa się Wielkiego Balu u Szatana, a sami uczestnicy balu,
na odwrót, pozostają niewidoczni dla otaczających ich ludzi, w tym agentów
GPU, dyżurujących pod drzwiami fatalnego mieszkania.
Obficie upiększywszy sale balowe różami, Bułhakow uwzględnił złożoną i wie-
loraką symbolikę, związaną z tym kwiatem. Pisarz bez wątpienia znał artykuł z
Brockhausa o różach w etnografii, literaturze i sztuce. Tam podkreślono, że w
kulturalnej tradycji starożytnych i średniowiecznych społeczeństw zachodnioeu-
ropejskich róże występowały jako uosobienie tak żałoby, jak i miłości oraz czy-
stości. Róże były od dawna włączone do symboliki kościoła katolickiego. Jeszcze
u wybitnego teologa Amwrosija Milańskiego róża przypominała o krwi Zbawcy.
U innych duchowych i świeckich pisarzy Europy Zachodniej róża jest rajskim
kwiatem, symbolem czystości i świętości, symbolem samego Chrystusa lub Naj-
świętszej Marii Panny.
W tym samym okresie róże pozostawały obce Rosjanom i wschodniosłowiań-
skiej tradycji kulturalnej, praktycznie nie pojawiając się w narodowych obrzę-
dach i poezji, a pewne znaczenie zdobyły nie wcześniej niż w XIX w. W końcu
XIX i na początku XX w. róże były ważnym motywem w znanej Bułhakowowi
prozie i poezji rosyjskich symbolistów. We wspomnianym artykule „Słownika”
wspomina się także o starorzymskich rosaliach (niekiedy używa się nazwy rosa-
tio), kiedy różami upiększano groby. Tamże mówi się o pojawiającym się w tym
samym okresie zwyczaju upiększania tymi kwiatami przez Rzymian świątyń,
pomników, wianków w religijnych procesjach i na ślubach. Mowa jest też o fe-
stiwalach róż w maju, w okresie ich kwitnięcia.
Z uwzględnieniem tego wszystkiego, róże na Wielkiego Balu u Szatana można
uznać za symbol miłości Małgorzaty do Mistrza i przepowiednię ich szybkiej
śmierci. Róże są tu i alegorią Chrystusa, pamięcią o rozlanej krwi, i zapowiedzią
nadchodzącego mordu na baronie Meiglu (zgodnie z dawnymi mitami, róże po-
wstały z kropel krwi Wenus lub Adonisa). Obfitość róż — kwiatów, obcych
właściwie rosyjskiej tradycji, podkreśla cudzoziemskie pochodzenie Wolanda i
jego świty oraz dodaje Wielkiemu Balowi u Szatana elementu parodii katolickiej
mszy.
W materiałach do ostatniej redakcji powieści, odnoszących się do lat 1937-1938,
pozostał następujący zapis:
314/361
Wielki Bal u Szatana
315/361
Wielki Bal u Szatana
Blask tej czarodziejskiej galerii ustokrotniało także mnóstwo luster, jakiego nie wi-
działem jeszcze nigdzie... Nie wiadomo było, gdzie jesteśmy, zniknęły granice,
wszystko stawało się przestrzenią, światłem, złoceniami, kwiatami, refleksami, ilu-
zją…
Podobny obraz widzi Małgorzata na Wielkim Balu u Szatana, czując się jak w
tropikalnym lesie, wśród setek kwiatów i różnokolorowych fontann, i słuchając
muzyki najlepszych na świecie orkiestr.
Przedstawiając Wielki Bal u Szatana, Bułhakow uwzględnił także tradycje rosyj-
skiego symbolizmu, w szczególności „Północną symfonię” A. Biełego. Wielki
Bal u Szatana, nazwany został „balem wiosennej pełni księżyca, lub balem stu
królów”, u Biełego zaś, w zaświatach, w związku z wniebowstąpieniem kró-
lewny, urządzana jest uczta dobrych północnych królów. Wiele szczegółów luk-
susowego basenu na Wielkiego Balu u Szatana zapożyczone zostało ze „Zwro-
tu”, trzeciej księgi symfonii, gdzie opisany został marmurowy basen moskiew-
skich łaźni, ozdobiony metalowymi wizerunkami mieszkańców morskich głębin.
Cytat za książką w formacie epub wydaną przez Virtualo w ramach „Bezpłatnej serii na
90
Twój e-czytnik“.
316/361
Wielki Bal u Szatana
Wielki Bal u Szatana, oprócz A. Biełego, ma swoje źródła w utworze jeszcze jed-
nego autora, bliskiego symbolistom. Jest nim sztuka Leonida Andrejewa, „Życie
człowieka”, z sukcesem wystawiona w MChAT. Na scenie wciąż jest obecna,
milcząca (wygłasza kwestie tylko w prologu i epilogu), osoba w szarościach —
nazywana „On“ — uosobienie Losu albo „księcia ciemności”. U Bułhakowa po-
dobny do niego jest Woland w scenie Wielkiego Balu u Szatana, główni zaś bo-
haterowie „Życia człowieka” — Mężczyzna i Kobieta bardzo przypominają Mi-
strza i Małgorzatę. Mężczyzna to twórcza osobowość, której życie przesuwa się
przed widzami od urodzenia do śmierci, zaznająca i biedy, i bogactwa, ale za-
wsze kochany przez Kobietę. Idea Wielkiego Balu u Szatana mogła zrodzić się z
następującego dialogu:
317/361
Wielki Bal u Szatana
318/361
Wielki Bal u Szatana
tknięcie ich ostrzem. Sułtan wybiera rozlew krwi, co oznacza wymordowanie lu-
dzi, których oznaczają figurki. W ten sposób, szachowa partia Behemota i Wolan-
da zaczyna wiązać się z wojną domową w Hiszpanii, której klęski Małgorzata
widzi natychmiast na kryształowym globusie Wolanda. Na tym „kawałku ziemi,
którego bok obmywa ocean”, gdzie pod czujnym okiem demona wojny, Abadon-
ny, wojują republikanie i zwolennicy monarchii. Ta wojna jest niejako uwarun-
kowana (zakładając, że akcja moskiewskiej części powieści rozgrywa się w 1929
roku — na 7 lat od jej faktycznego początku) przez żywe szachy i globus szatana.
Można przypuszczać, że w szachowej partii Behemota i Wolanda waży się rów-
nież dalszy los Mistrza i Małgorzaty.
Kolejność gości, którzy defilują przed Małgorzatą na balu, również jest nieprzy-
padkowa. Pochód otwiera „pan Jacques z małżonką”, „jeden z bardzo interesują-
cych mężczyzn”, „fałszerz pieniędzy, zdrajca, lecz bardzo utalentowany alche-
mik”, który „wsławił się tym... że otruł królewską kochankę”. Mowa o znanym
francuskim mężu stanu z pierwszej połowy XV wieku, Jacquesie Le Kiorie. W
artykule „Alchemia” w Brockhausie napisano, że Kiorie był alchemikiem i razem
z królem Karolem VII puszczał w obieg fałszywą monetę.
W artykule natomiast bezpośrednio poświęconym tej postaci, twierdzi się, że
zarządzał francuskimi finansami, a dorobiwszy się, stał się wierzycielem wpły-
wowych ludzi królestwa, przy czym „dłużnicy postarali się uwolnić od niego
przy pierwszej okazji”, oskarżywszy w fałszowanie pieniędzy i otrucie królew-
skiej kochanki Agnes Sorel oraz o zdradę państwa. Kiorie został aresztowany,
pozbawiony swojego wielomilionowego majątku i wygnany z Francji. Jednocze-
śnie w artykule podkreśla się, że Kiorie rzeczywiście był dobrym finansistą, a po
jego wydaleniu papież Kalikst III powierzył mu dowództwo nad częściowo flo-
ty w wojnie przeciw Turcji. Dzieci Kioriego, po przedśmiertnej prośbie ojca,
otrzymały od Karola VII zwrot części skonfiskowanego mienia, co pośrednio
świadczyło o niedorzeczności wysuniętych przeciw finansiście oskarżeń.
W archiwum Bułhakowa pozostały wypisy z Brockhausa, poświęcone „panu Ja-
ques’owi”: „fałszerz pieniędzy, alchemik i zdrajca. Bardzo ciekawa osobowość.
Otruł królewską kochankę”. Bułhakow niewątpliwie wiedział, że realny Kiorie
nie był taką złowrogą figurą i że oskarżenia przeciw niemu pozostały nieudo-
wodnione i powstały przede wszystkim z pomówień wielkich dłużników, ale na
319/361
Wielki Bal u Szatana
był mecenasem wędrownych alchemików, a jego rezydencja stała się centrum al-
chemii tego czasu.
320/361
Wielki Bal u Szatana
w 967 r. udał się do Hiszpanii, gdzie zapoznał się z arabską wiedzą i nawet, jak po-
daje średniowieczna legenda, studiował na uniwersytetach w Kordobie i Sewilli
arabską sztukę czarnoksięską.
321/361
Wielki Bal u Szatana
322/361
Wielki Bal u Szatana
323/361
Wielki Bal u Szatana
NKWD w końcu 1938 roku pod kłamliwym zarzutem zdrady kraju i rozstrzela-
nego 4 lutego 1940 roku, krótko przed śmiercią samego Bułhakowa.
Ciekawe, że epizod z Jagodą, Bułanowem i Jeżowem jest już obecny w tekście
napisanym w połowie 1938 roku, ale nazwiska Jeżowa i tam się nie wspomina.
Autor niejako przewidział nędzny koniec Jeżowa i nadchodzący zakaz wspomi-
nania jego nazwiska.
Podkreślmy także, że figura Jagody pojawia się w ostatnim już projekcie śmier-
telnie chorego Bułhakowa. Pozostał po tej sztuce jedynie zapis:
324/361
Wielki Bal u Szatana
Piąta scena (trzeci akt). Zamiejska dacza. Ogród. Ściana z róż na tylnym planie.
Noc. Wpierw ogólne rozmowy. Potem na scenie pozostają Ryszard i kobieta (żona
lub krewna znakomitego pisarza) [aluzja do kochanki Jagody, synowej Gorkiego,
Nadieżdy Pieszkow, znanej pod przezwiskiem „Timosza — B.S.]. Rozjaśnienie. Ry-
szard, straciwszy głowę, odsłania się całkowicie, opowiada, że za granicą ma ol-
brzymie kapitały. Błaga ją by z nim uciekła za granicę. Kobieta chłodna, oszczędna,
rozpala go, lecz prostej odpowiedzi nie daje, chociaż nie rezygnuje też ostatecznie.
Ryszard pozostaje sam. Jest wzburzony. Nagle w ciemności, z różanych krzewów,
rozlega się trzask zapałki. Słychać głos: «Ryszard!...» Ryszard ze zgrozą poznaje ten
głos. Człowiek z fajką w dłoni. Krótki dialog, z którego Ryszard nie może się zorien-
tować — czy człowiek z fajką był wcześniej w ogrodzie? «Ryszardzie, masz przy so-
bie rewolwer?» «Tak». «Daj mi». Ryszard podaje. Człowiek z fajką trzyma przez pe-
wien czas rewolwer w dłoni. Potem powoli mówi: «Weź. Może ci się przydać». Od-
chodzi. Kurtyna.
Szósta scena (czwarty akt). Za kulisami teatru. Ogólny wstrząs — wiadomość o
aresztowaniu Ryszarda. O jego samobójstwie... O tym, że on — to wróg... Sztuka le-
ci do wszystkich diabłów. Autor wylatuje z teatru.
Siódmy obraz. Mansarda. Jest tam żona pisarza. Pojawia się zniszczony autor.
Wszystko zginęło. On błaga o przebaczenie, zapomnienie. Zapewnia, że trzeba cier-
pliwie zaczekać na kolejny przypadek...
Ryszard — Jago. Pisarz — typu W. Przydarza mu się romans z jedną z aktorek te-
atru”.
325/361
Wielki Bal u Szatana
Co za potwór ten Jagoda. Lecz jedno trudno pojąć — jak mógł Gorki, taki psycho-
log, nie czuć — kto go otacza. Jagoda, Kriuczkow! Pamiętam, jak M. A. raz wrócił z
domu Gorkiego (zdaje się, że to było w 1933 roku. Gorki mieszkał wtedy, jeżeli się
nie mylę, w Gorkach) i na moje pytania: no jak tam? co u nich słychać? — odpo-
wiedział: tam za każdymi drzwiami o, takie ucho! — i pokazał ucho na pół arszyna.
326/361
Wielki Bal u Szatana
327/361
Wielki Bal u Szatana
Kolejna trucicielka to markiza, która „otruła ojca, dwóch braci i dwie siostry,
szło o spadek”. W nieco wcześniejszym wariancie Wielkiego Balu u Szatana, z
1938 roku, Korowiow wymienia markizę po nazwisku:
Markiza de Brenwille... Otruła ojca, dwóch braci oraz dwie siostry i zawładnęła
spadkiem... Panie de Godin, czy pan nas widzi?
otruła swojego ojca, dwu swoich braci i swoje siostry, by przywłaszczyć cały ich
majątek
328/361
Wielki Bal u Szatana
329/361
Wielki Bal u Szatana
dziecka. Frieda niejako powtarza los Małgorzaty z „Fausta” i staje się lustrzanym
odwzorowaniem Małgorzaty. W jej biografii odbijają się losy dwu kobiet z
książki szwajcarskiego psychiatry i działacza społecznego Augusta Forela „Za-
gadnienia seksualności“, jednej z pierwszych prac w tej dziedzinie. W archiwum
Bułhakowa pozostał z niej wypis:
Forel nie jest Wagnerem z Goethego, chociaż i nie jego Faustem; w nim jest jedna
dusza, obca metafizyce i wroga mistyce, dusza, w której miłość do prawdy zlewa się
z miłością do ludzi.
330/361
Wielki Bal u Szatana
U Biełego:
331/361
Wielki Bal u Szatana
332/361
Wielki Bal u Szatana
diabłu! Po uczcie wiedźmy biły się między sobą dla zabawy, a gospodarz, diabeł
Antesser, jeżeli bywał w dobrym humorze, brał udział w tych niewinnych roz-
rywkach i własnoręcznie chłostał wiedźmy prętami, śmiejąc się przy tym na całe
gardło. Czasem, będąc w wyjątkowo dobrodusznym nastroju, krzepił swoich go-
ści grą na harfie. Z małżeństw demona z wiedźmami, rodziły się według
szwedzkich podań ropuchy i węże.
Podkreślmy jeszcze jeden ciekawy szczegół szwedzkich opowieści. Czasem dia-
beł obecny na sabacie, bywał chory. Czym właściwie była i jak się objawiała ta
choroba, o tym historia milczy, natomiast opowiada się, że goście sabatu gorliwie
go pielęgnowali i leczyli, stawiając bańki. Swoim posłusznym zwolennikom
szwedzki czart rozdawał posłusznych niewolników w rodzaju różnych zwierząt
— jednemu wronę, drugiemu kota. Zwierzęta można było posyłać dokąd się po-
trzebowało i z dowolnym poleceniem, a one wszystko dokładnie wykonywały.
Wiele szczegółów szwedzkiego sabatu Bułhakow wykorzystał przy opisie
Wielkiego Balu u Szatana i poprzedzającego go sabatu na brzegu rzeki92, w któ-
rym brała udział Małgorzata. Dla lotu na bal zastosuje wspominane przez Orłowa
tradycyjne „środki transportu” — czarodziejski krem i szczotkę. Za to Natasza
bierze transport ulubiony przez szwedzkie wiedźmy — przekształconego w dia-
bła-wieprza „sąsiada z dołu”, Nikołaja Iwanowicza. Także choroba diabła, cha-
rakterystyczna dla szwedzkich opowieści, jest ogrywana. W ostatecznym tek-
ście „Mistrza i Małgorzaty“ przed początkiem Wielkiego Balu u Szatana:
Woland leżał wyciągnięty na pościeli, ubrany tylko w długą nocną koszulę, brudną i
zacerowaną na lewym ramieniu. Jedną gołą nogę podkulił pod siebie, drugą wycią-
gnął i wsparł na ławeczce. Hella nacierała właśnie kolano tej ciemnej nogi jakąś
dymiącą maścią.
podejrzewam jednak nie bez podstaw, że ten ból w kolanie to pamiątka po pewnej
czarującej wiedźmie, z którą zawarłem bliższą znajomość w roku 1571 w Brocken-
hill, na Diabelskiej Katedrze.
333/361
Wielki Bal u Szatana
...Na poduszkach, rozłożył się nagi kędzierzawy chłopak, a na nim siedziała okra-
kiem, czuląc się, wiedźma, z chyboczącymi się w uszach kolczykami i zabawiała się
tym, że pochyliwszy lichtarz, skapywała chłopakowi stearynę na brzuch. Ten wy-
krzykiwał i szczypał wiedźmę, oboje śmiali się, jak oszalali... Przed Małgorzatą na
stoliku pojawiły się grona winogron, a ona rozchichotała się — nóżkę wazy stanowi-
334/361
Wielki Bal u Szatana
ło złote prącie. Śmiejąc się, Małgorzata dotknęła go, a ono ożyło w jej dłoni93. Za-
nosząc się śmiechem i śliniąc, Małgorzata odsunęła rękę. Teraz przysiedli się do
niej z dwu stron — jeden kosmaty z palącymi oczyma, przylgnął do lewego ucha i
szeptał uwodzicielskie sprośności, drugi, we fraczku, przywarł do prawego boku i
zaczął czule obejmować w talię. Przed Małgorzatą usadowiła się w kucki dziewczy-
na i zaczęła całować jej kolana.
— Jak, wesoło! Jak, wesoło! — krzyczała Małgorzata — i wszystko zapomnisz. —
Milcz, bałwanie! — mówiła do szepczącego i zaciskała mu gorące usta, lecz jedno-
cześnie sama podstawiała ucho.
335/361
Wielki Bal u Szatana
przy świetle płonących pochodni zasiada na dużym kamiennym stole sam szatan w
postaci kozła, z czarną ludzką twarzą... Później następuje wściekły bezwstydny ta-
niec wiedźm z czartami, po którym następnego dnia widoczne są ślady kopyt kro-
wich i kozich.
W tekście z 1933 roku na sabacie w fatalnym mieszkaniu dużą rolę odgrywał ko-
złonogi (w ostatecznym tekście figuruje tylko w poprzedzającym bal sabacie na
brzegu rzeki), a Małgorzata widzi „skaczące we wściekłej polce pary”. Co inte-
resujące, we wczesnej redakcji na sabat Małgorzata dostanie się przez kominek.
W ostatecznym tekście przez kominek przybywają na bal wszyscy goście (prócz
Małgorzaty), i paszcza kominka odpowiada tej mrocznej i głębokiej jaskini ze
szwedzkich podań, skąd udają się na sabat jego uczestnicy. Stąd i porównanie z
bezdenną jaskinią ciemnego oka Wolanda, którym patrzy na Małgorzatę przed
balem.
Dopuszczalne jest przyjęcie, za ocalałymi rękopisami z 1933 roku, że sabat w fa-
talnym mieszkaniu trwał do wpół do dwunastej, a następnie rozpoczynał się mały
bal u szatana, przy czym część rękopisu z opisem balu, zgodnie ze wspomnienia-
mi Jeleny Bułhakow została zniszczona.
Podkreślmy, że w Wielkim Balu u Szatana uczestniczą muzyczni geniusze, bez-
pośrednio nie pozwiązani swoją twórczością z motywami infernalnymi. Małgo-
rzata spotyka tu „króla walca”, Johanna Straussa oraz belgijskiego skrzypka i
kompozytora Henri Vietana [Vieuxtemps], a w orkiestrze grają najlepsi muzycy
świata. Tym samym Bułhakow ilustruje ideę, że każdy talent w jakimś stopniu
pochodzi od diabła, a „król walca” jest niewypowiedzianie zadowolony, kiedy
go wita Małgorzata — królowa Wielkiego Balu u Szatana.
To, że Bułhakow nie wierzył w autentyczność oskarżeń, przedstawionych
uczestnikom politycznych procesów lat 30., którzy pojawiają się na Wielkim Ba-
lu u Szatana, udowadnia wspomnienie Walentego Katajewa, który przyjaźnił się
z Bułhakowem w pierwszej połowie lat 20., zanim rozstali się z powodu niefor-
tunnych starań o rękę Leli, siostry Bułhakowa:
W 1937 roku spotkaliśmy się jakoś przy pomniku Gogola. Akurat wtedy aresztowali
marszałków. Pamiętam, omawialiśmy to, i powiedziałem mu, sprzeciwiając się:
— Przecież oni zdradzili nasze wojenne plany!
Odpowiedział bardzo poważnie i twardo:
336/361
Wielki Bal u Szatana
„...Od 1921 roku pracowałem w specwydziale NKWD. Na jego czele stał wtedy Bo-
kij Gleb Iwanowicz, który po pewnym czasie wyznaczył mnie na stanowisko naczel-
nika 2. oddziału specwydziału.
W tym czasie już istniała stworzona przez Bokija tak zwana ‹Letniskowa komuna›,
przy czym jej istnienie dokładnie ukrywano przed pracownikami wydziału i wiedzie-
li o tym tylko stojący najbliżej Bokija...
Ten zakomunikował mi kiedyś, że stworzył w Kuczino ‹Letniskową komunę›, do któ-
rej należą dobrani przez niego, Bokija, ludzie, i zaproponował abym pojechał razem
z nim na letnisko. Później bywałem bardzo często na daczy w Kuczino, chociaż
„prawnie” i nie byłem członkiem „komuny”, ponieważ nie płaciłem 10 procent
pensji na jej fundusz, ale wiem wszystko o prowadzonej tam działalności antyra-
dzieckiej.
Przy pierwszych odwiedzinach w ‹Letniskowej komunie› podano mi jej regulamin,
zgodnie z którym w przeddzień każdego wolnego dnia każdy członek „komuny” je-
dzie na daczę i przyjechawszy tam, zobowiązany jest wykonywać wszystkie ustalone
przez Bokija zalecenia.
Zalecenia te sprowadzały się do picia dzień i noc, aż do kolejnego dnia pracy.
Te pijackie orgie bardzo często były okraszone bójkami, przechodzącymi w ogólną
bijatykę. Przyczynami tych bójek, z zasady, było to, że mężowie zauważali puszcza-
nie się swoich żon z obecnymi tu mężczyznami, wykonującymi inne „zalecenia bat′ki
Bokija”.
337/361
Wielki Bal u Szatana
W tym wypadku chodziło o łaźnię, która była bez przerwy rozpalona. Według zale-
ceń Bokija uczestnicy po sporej ilości trunków partiami kierowali się do łaźni, gdzie
uprawiali grupową rozpustę.
Pijaństwom z zasady towarzyszyły dochodzące do dzikości wyczyny i obrzydliwe
dowcipy: pijanym mazali narządy płciowe farbą albo musztardą. Śpiących często
„chowali” żywcem; pewnego razu zdecydowali się pogrzebać, zdaje się, Filippowa
i o mało go nie zasypali w jamie żywego. Wszystko to robiło się w popim stroju, któ-
ry specjalnie dla ‹letniska› sprowadzono z Sołowek. Zazwyczaj dwóch-trzech prze-
bierało się w te popie sukienki, i zaczynało się „pijane nabożeństwo”...
Na daczę przyjeżdżali członkowie ‹komuny› z żonami. Razem z nimi zapraszane były
i obce kobiety, w tym i prostytutki. Kobiety spijali do nieprzytomności, rozbierali ich
i wykorzystali po kolei, pozostawiając zawsze kilka z nich Bokijowi.
Rozpusta doprowadziła do tego, że w wyniku zazdrości w ‹Letniskowej komunie› do-
szło do kilku samobójstw: Jewstafiew — były naczelnik oddziału technicznego —
rzucił się pod pociąg, zginął także Majorow, z którego żoną współżył Bokij, z tego
samego powodu zastrzelił się zastępca naczelnika 5. oddziału, Barinow...
Co miesiąc zbierano składki członkowskie w wysokości 10% miesięcznej pensji, co
bynajmniej nie starczało na pokrycia wszystkich wydatków. ‹Deficyt› pokrywał Bo-
kij z otrzymywanych przez wydział środków na potrzeby operacyjne. ‹Deficyt› po-
krywano także spirytusem z laboratorium chemicznego, wypisywanym jakoby dla
potrzeb technicznych. Ten spirytus ukradziony przez Bokija państwu, wzbogacało
się na ‹Letniskowej komunie› jagodami i wypijało...
W końcu 1925 roku liczba członków komuny powiększyła się do takiego stopnia, że
zaczęła tracić swój konspiracyjny charakter. W samym wydziale coraz częściej do-
chodziło do awantur między członkami ‹Letniskowej komuny› i sekretarzem wydzia-
łu, wypłacającym pensje. Ci pierwsi nie chcieli płacić „składek członkowskich“, a
sekretarz zarzucał im korzystanie ze wszystkich przyjemności na daczy, a płacić nie
chcą...
Każdy członek komuny był zobowiązany wypić przy stole pierwsze pięć szklaneczek
wódki, po czym członkowi komuny pozostawiano prawo: pić albo nie pić — według
uznania. Obowiązkowe było także odwiedzanie łaźni razem przez mężczyzn i kobie-
ty. W tym brały udział wszystkie członkinie komuny, w tym dwie córki Bokija. To na-
zywało się w statucie komuny — ‹kultem zbliżenia do natury›. Uczestnicy zajmowali
się także pielęgnacją ogrodu warzywnego. Obowiązkowo mężczyźni i kobiety na te-
renie daczy chodzili nago i półnago...
338/361
Wielki Bal u Szatana
339/361
Wielki Bal u Szatana
340/361
Wielki Bal u Szatana
„Biegu”): „Smyszlajew mówił mi, że macie już nową sztukę i że nie będziecie nic
przeciw temu, żeby poszła w moim teatrze”. Smyszlajew do tego należał przed
rewolucją do tej samej loży różokrzyżowców nie tylko z Bokijem, ale również z
reżyserem Jurijem Zawadskim, dla którego teatru-studio Bułhakow napisał
„Niemądrego Jourdina”. Przez Smyszlajewa lub Zawadskiego pisarz mógł się
dowiedzieć także o orgiach, urządzanych przez Bokija i innych czekistów. Po
aresztowaniu Gleba Iwanowicza 16 maja 1937 roku, udział w „Jedynym Robot-
niczym Braterstwie” stał się jednym z punktów oskarżenia. Rozstrzelano go 15
listopada 1937 roku za to, że zbyt wiele wiedział i był człowiekiem Jagody, z któ-
rego pupili oczyszczał resort nowy narkom, N. Jeżow.
341/361
Dom Gribojedowa
W budynku, w którym mieści się Massolit — wielka literacka organizacja na cze-
le z Michaiłem Berliozem — Bułhakow odtworzył tak zwany Dom Hercena
(Bulwar Twerski 25), gdzie w latach 20. mieściły się liczne organizacje literackie
(w szczególności RAPP i MAPP), na których wzór stworzony został fikcyjny
Massolit. Skrót nie został rozwinięty w powieści, ale najbardziej prawdopodob-
nym wydaje się Mistrzowski (Warsztat) Socjalistycznej Literatury, przez analo-
gię do istniejącego w latach 20. stowarzyszenia dramaturgów Mastkomdram
(Warsztat komunistycznego dramatu).
W restauracji Domu Gribojedowa pojawiają się cechy nie tylko restauracji w
Domu Hercena, lecz również restauracji Klubu Pracowników Teatrów, których
kierownikiem w różnym czasie był Jakow Rozental — pierwowzór Archibalda
Archibaldowicza (patrz). Restauracja Klubu Pracowników Teatrów, który
znajdował się w Zaułku Staropimienowskim, na wiosnę i lato przenosiła się do
filii, którą był ogródek zabytkowej willi na Bulwarze Strastnym 11, gdzie mieści-
ło się zrzeszenie prasowe „Żurgaz”. W tym zjednoczeniu Bułhakow zamierzał
wydawać swojego „Moliera”.
W ogrodzie „Żurgazu”, dokąd dostać się można było tylko na specjalne wej-
ściówki, grała znakomita orkiestra jazzowa Aleksandra Cfasmana, która często
wykonywała popularnego w latach 20. i 30. fokstrota „Alleluja“ amerykańskiego
kompozytora Vincenta Youmansa (w archiwum Bułhakowa pozostały jego nuty).
„Alleluja” gra orkiestra restauracji Domu Gribojedowa zanim dociera tam wia-
domość o śmierci Berlioza oraz jazzband na Wielkim Balu u Szatana. Ten fokstrot
symbolizuje parodię chrześcijańskiego nabożeństwa w podobnej do piekła re-
stauracji Domu Gribojedowa. Możliwe też, że był wykonywany 22 kwietnia
1935 roku na przyjęciu w ambasadzie amerykańskiej.
Dom Hercena został sparodiowany jako Dom Gribojedowa, ponieważ nazwisko
znanego dramaturga Aleksandra Gribojedowa jest „gastronomiczne“ i wskazuje
na główną namiętność członków Massolitu — żeby sobie dobrze podjeść. Jednak
rzeczywisty Domu Hercena i nazwisko Gribojedowa mają pewien związek po-
342/361
Dom Gribojedowa
Właścicielem Domu Hercena był wuj Hercena. Sam Hercen w „Rzeczach minionych i roz-
94
343/361
Dom Gribojedowa
344/361
Dom Gribojedowa
Dzwonek.
— Jestem pisarką, spotykałam się wcześniej z Michaiłem Andriejewiczem i dobrze
go znam...
— Z Michaiłem Afanasjewiczem?
Zakrztusiła się. Nazwisko nieczytelne. Słowem, napisała libretto. Chce, by M. A. je
przeczytał”.
345/361
Dom Gribojedowa
autor sztuki był tak wściekły na te krytykę, że jej mąż nawet obawiał się strzału
w plecy).
Beletrysta Bieskudnikow we wczesnej redakcji był przewodniczącym sekcji
dramaturgów, przy czym pojawiał się w Domu Gribojedowa „w dobrym garni-
turze z paryskiego materiału i solidnym obuwiu, też francuskiej produkcji”. Te
szczegóły wiążą opisaną postać z bohaterem opowiadania „Był maj” młodym
dramaturgiem Polijewktom Eduardowiczem, który dopiero co wrócił zza grani-
cy i wszystko na sobie miał obce. Oczywiście, Polijewkt Eduardowicz i Bie-
skudnikow mieli ten sam pierwowzór — pisarza i dramaturga Władimira Kir-
szona, prześladowcę i konkurenta Bułhakowa.
Scena, kiedy Korowiowa i Behemota nie puszczają do Gribojedowa z powodu
braku legitymacji członkowskich — to nie tylko życiowy opis realnych mo-
skiewskich zdarzeń w ogródkowej restauracji „Żurgaz”, lecz również odwoła-
nie do zupełnie konkretnego źródła literackiego. W powieści Anatola France‘a
„Na białym kamieniu”, bohater, który jest socjalistą, nie może dostać się do re-
stauracji, ponieważ żądają od niego legitymacji jakiejś spółdzielni. Myśl, że jest
nienaturalne uznawanie człowieka za zdolnego do pracy twórczej jedynie na
podstawie jego przynależności do organizacji literackiej, współbrzmi, okazuje
się z tradycją. France przewidział, że w społeczeństwie przyszłości urzeczy-
wistnianie socjalistycznego ideału doprowadzi do hipertroficznego rozwojowi
produkcji maszynowej i prymitywnej „urawniłowki“, nie zostawiającej prze-
strzeni dla oryginalnej twórczości. Bułhakow tworzył już w społeczeństwie so-
cjalistycznym i Dom Gribojedowa z panoszącym się Massolitem to złośliwa sa-
tyra na to społeczeństwo, w którym pisarza określa kawałek tektury w oprawce
z drogiej skóry „ze złotą szeroką obwódką”.
Behemot i Korowiow przedostali się do restauracji podając nazwiska pisarza i
dziennikarza Iwana Panajewa oraz krytyka i historyka literatury Aleksandra
Skabiczewskiego, przy czym te nazwiska okazują się wymienne: „Korowiow
przy nazwisku „Panajew” podpisał „Skabiczewski”, a Behemot przy Skabi-
czewskim — „Panajew”. Obaj oni uosabiali powierzchowną, niepogłębioną kry-
tykę kierunku demokratycznego, niezdolną do ogarnięcia sedna zjawisk, lecz do-
syć popularną w pierwszych latach po rewolucji wśród radzieckich literatów.
Taka natomiast ścisła hierarchia, jak w napisanej przez Skabiczewskiego „Histo-
346/361
Dom Gribojedowa
347/361
Dom Gribojedowa
Już nie pamiętam, jak przedostaliśmy się z ojcem przez plac w duszącym dymie, nie-
znośnym żarze, obsypywani przez popiół z płonących papierów, wydostający się z
okien ministerstwa spraw wewnętrznych. Dopiero przechodząc przez Most Czerny-
szewa, mieliśmy możliwość obejrzenia się i zdania sobie sprawy z tego, co się dzie-
je.
Z jednej strony, z okien ministerstwa wiły się olbrzymie snopy płomienia, na na-
szych oczach zajmowała się jedna sali po drugiej, a kiedy ogień przedostawał się do
nowego pokoju, z trzaskiem sypały się szyby i w oknach pojawiały się języki płomie-
nia.
Z drugiej strony ogień, przeskoczywszy Fontankę, pożerał wysokie ściany drewnia-
nego dworu. Wspaniale przy tym, że akwarium niedaleko Mostu Czernyszewa oca-
lało nietknięte, pomimo tego, że znajdowało się na drodze ognia. Nie ograniczając
się do nabrzeży Fontanki, ogień dotarł przez Zaułki Czernyszewa i Lesztukowa pra-
wie do Pięciu Kątów, pożarłszy wiele dziesiątków domów...
Po wyjściu na nabrzeże Fontanki, poszliśmy wzdłuż niego w kierunku mostu Sie-
mienowskiego. Dwory Szczukina i Apraksina w tym czasie były zwartym morzem
płomieni na powierzchni kwadratowej wiorsty. Budynków nie było już widać: jeden
buszujący płomień, coś niby Piekło Dantego. Żar był prawie nieznośny, ponieważ
wiatr wiał w naszą stronę. Obok nas przemknął kłusem z przeciwka imperator, oto-
czony przez świtę. Za nim tłumnie biegli ludzie. Wśród tłumu chodziły pogłoski, że
rozwścieczona czerń wrzuciła kilku ludzi w ogień, podejrzewając w nich podpala-
czy.
Skręciwszy następnie na Grochową i Sadową, przeszliśmy na tyły pożaru, obok pa-
lących się hal targowych. Tu było lżej iść, ponieważ wiatr wiał w przeciwną stronę,
i mogliśmy omijając zatarasowane ulice podchodzić do samych hal. Wybrawszy się
następnie znowu na Newski, obeszliśmy w ten sposób cały pożar i skierowaliśmy się
do domu.
Wieczorem wybuchło w mieście jeszcze kilka pożarów w różnych okolicach, tak że
niebo ze wszystkich stron było w łunach. Pożary te były pozostawione same sobie,
ponieważ wszystkie siły były skupione na głównym ogniu, ponieważ zagrożony był
Gostinyj Dwor, bank i biblioteka publiczna, lecz jeżeli wszystkie te budynki się ura-
towały, to tylko dzięki przeciwnemu kierunkowi wiatru.
Następnie przeszły jeszcze dwa lub trzy dni, w których wybuchały po trzy-cztery po-
żary na dobę. Doszło do takiej paniki, że w kancelarii [generał-gubernatora] Suwo-
rowa urzędnicy porzucali zajęcia i zamierzali rozejść się po domach. Jednak ani
jednego więcej wielkiego pożaru już nie było. Wkrótce też pogoda się zepsuła, przy-
szły deszcze i jednocześnie ustały pożary, co świadczy o tym, że ich główną przyczy-
ną nie było nic innego, jak susza.
348/361
Dom Gribojedowa
— I, mateczko, akuratne światu widowisko się zdarzyło; męska połowa jak rzuciła
się precz z ogrodu, a za nią nasza siostra. We wrotach taki stał się ścisk, że śmierć,
a złodziejskie nasienia dawaj ciągnąć z nas, co się da. Ze mnie hołota dywanową
chustkę, a z Marji Sawisznej — bezcenny szal z broszką zerwała. Krzyczałyśmy,
krzyczałyśmy, ale komu było nas, słabych kobiet, bronić! Z szyi córki Marji Sawisz-
nej zerwali perły. Oto w jakie spustoszenie całe kupiectwo popadło, o ślubach teraz
mowy nie ma, a naszej siostrze przyjdzie z głodu pomrzeć.
Panajewa podaje różne pogłoski i opisuje, jak na jej oczach tłum schwytał dwóch
młodych ludzi, pomagających strażakom gasić pożar, podejrzewając w nich pod-
palaczy: „Dobrzy sobie, te zuchy — wieczorem podpalili, a teraz dla odwróce-
nia uwagi taszczą wodę i się podśmiewają”, przy czym „jakaś starsza kobieta w
chustce, która stała koło mnie, przeżegnała się i z radością powiedziała „Chwała,
Ci, Boże, że złapali tych antychrystów, bo znowu by się paliło”. O podpalenia
349/361
Dom Gribojedowa
mieszkańcy mają prawo zażądać od dozorców, by zamknęli bramy [...] furman auto-
rytatywnie zauważył:
— Nie pomoże! Podpalacze, uważacie, mają takie coś: pomażą tym ścianę w domu,
a on za godzinę przecudownie się zapali. Wiadomo — wszystkie Polaki podpalają.
350/361
Dom Gribojedowa
— Niech więc ginie czerwona stolica, ja, w roku 1943 od narodzenia Chrystusa
zrobiłem wszystko , by ją uratować! Jednak... jednak zwyciężyłeś mnie, synu zagła-
dy, i uwięziłeś mnie, zbawcę... — Podniósł się, wyciągnął ręce, jego oczy zmętniły i
stały się nieziemsko piękne. — I zobaczę ją w ogniu pożarów — kontynuował Iwan
— w dymie ujrzę szaleńców, biegających po Bulwarach...
Jak gdyby rozwarta paszcza o czarnych brzegach pojawiła się w płótnie i zaczęła
się rozpełzać na wszystkie strony. Ogień przedarł się przez nią i wzbił się aż do sa-
mego dachu domu Gribojedowa. Leżące na oknie w pokoju redakcji na pierwszym
piętrze teczki z papierami nagle się zapaliły, od nich zajęła się zasłona, a wtedy
ogień buzując, jak gdyby go ktoś rozdmuchiwał, słupami ruszył w głąb ciotczynego
domu.
W kilka sekund później wyasfaltowanymi ścieżkami prowadzącymi do sztachet bul-
waru, skąd w środę wieczorem przyszedł nieznajdujący u nikogo zrozumienia pierw-
szy zwiastun nieszczęścia, poeta Iwan Bezdomny, biegli oderwani od obiadu pisa-
rze, Zofia Pawłowna, Pietrakowa, Pietrakow.
351/361
Dom Gribojedowa
Pierwszy pożar podpełzł pod nogi poety na Wołchonce. Płonął tam dwupiętrowy
dom naprzeciwko muzeum. Ludzie w rozpaczy biegali po jezdni, na której poniewie-
rały się w pełnym nieładzie rozbite meble, pokruszone doniczki.
352/361
Dom Gribojedowa
...Upijali się bardzo szybko i nie mijała nawet godzina od początku pijatyki, jak za-
czynała się straszna sodoma ogólnego opętania: ktoś wycinał hołubce, ktoś walczył
z kolegą; mniej oszołomieni kontynuowali jakiś filozoficzny spór, przy czym plączą-
ce się języki niosły niewyobrażalne bzdury; na koniec spierający wymieniali się
swoimi poglądami...
[Może dlatego Behemot i Korowiow tak lekko zamieniają się nazwiskami
„Panajew” i „Skabiczewski — B.S]...”
Pokryte kropelkami potu twarze zajaśniały, wydawało się, jak gdyby ożyły wymalo-
wane na suficie konie, lampy jak gdyby zaświeciły jaśniej i nagle obie sale poszły w
tany, jakby się zerwały z łańcucha, a za nimi poszła w tany i weranda.
353/361
Teatr Variete
Wyimaginowany teatr, z którym w strukturze utworu związana jest urojona
przestrzeń. We wczesnych redakcjach powieści występuje „teatr Cabaret”.
Odbywa się tu seans czarnej magii Wolanda z „obowiązkowym zdemaskowa-
niem“. Zdemaskowanie96 odbywa się dosłownie, ponieważ paryskie kreacje
otrzymane od Wolanda w zamian za skromne moskiewskie sukienki znikają po
seansie w mgnieniu oka i nie wiadomo gdzie.
Prototypem Teatru Variete został Moskiewski Music-hall, który istniał w latach
1926-1936, i mieścił się nieopodal fatalnego mieszkania, przy Sadowej 18. Obec-
nie znajduje się tu Moskiewski Teatr Satyry. Przed rokiem 1926 dawał w tym
budynku przedstawienia cyrk braci Nikitinów, przy czym siedzibę zbudowano
specjalnie dla nich w 1911 roku, według projektu architekta Niłusa. Cyrk Nikiti-
nów wspomniany jest też w „Psim sercu”. Podkreślamy ten związek, gdyż pro-
gram Teatru Variete zawierał kilka numerów czysto cyrkowych — jak „cuda
techniki rowerowej rodziny Juli”, dla której prototypem była znakomita rodzina
cyrkowych akrobatów rowerowych Poldi, z sukcesem występująca na scenie
Moskiewskiego Music-hallu.
„Deszcz pieniędzy”, wysypany na widzów Variete przez pomocników Wolan-
da, ma bogatą tradycję literacką. W drugiej części „Fausta” Mefistofeles, znajdu-
jąc się razem z Faustem na dworze imperatora, wytwarza papierowe pieniądze,
które okazują się fikcją. Innym możliwym źródłem — jest miejsce w „Obrazach
z podróży“ Heinego, gdzie niemiecki poeta w satyrycznym tonie daje alegorycz-
ny opis walki politycznej pomiędzy liberałami i konserwatystami, przedstawio-
nej jako opowiadanie pacjenta Bedlama97. Światowe zło narrator objaśnia tym, że
„Pan Bóg stworzył zbyt mało pieniędzy”. Woland i jego pomocnicy, rozdając
tłumowi papierowe czerwońce, niejako uzupełniają pozorny brak gotówki. Jed-
96 Gra słów polegająca na tym, że w oryginale mamy „razobłaczenie“ czyli rozebranie, analizę.
Tłumacze — i starzy, i nowy — nie poradzili sobie, przez co zniknęła jedna ładna, dowcipna
kombinacja [przyp. tłum.].
97 Z ang. „bałagan“ albo „dom wariatów“.
Teatr Variete
Jego ekscelencja
Nazywa ją swoją
I nawet protekcją
Ją otacza.
Jego ekscelencja
Kochał domowe ptaszynki
I protegował
Ładne dziewczynki!!!
355/361
Teatr Variete
Teatr Variete burzy wszystko, co uroczyste, święte, poważne w sztuce. Sprzyja przy-
szłemu zniszczeniu nieśmiertelnych utworów, zmieniając i parodiując je, przedsta-
wiając je bez wszelkiego zadęcia, bez emocji, jako rzecz powszednią... Trzeba abso-
lutnie zniszczyć wszelką logiczność w spektaklach variete, wyraźnie przesadzić w
ekstrawagancji, wzmocnić kontrasty i pozostawić władzę na scenie wszelkim za-
chowaniom nienormatywnym... Przerywajcie śpiewakom. Towarzyszcie śpiewanym
romansom obelżywymi i obraźliwymi słowami... Zmuście widzów parteru, lóż i gale-
rii do wzięcia udziału w tym działaniu... Systematycznie profanujcie klasyczne sztu-
ki, przedstawiając, na przykład, wszystkie greckie, francuskie i włoskie tragedie
jednocześnie, tego samego wieczora, w skróconej formie i komicznie splątane... Po-
pierajcie wszelkimi sposobami amerykańskich komików, ich groteskowe zachowa-
nia, rażące ruchy, nieopanowane wybryki, bezmierną szorstkość, kamizelki napeł-
nione wszelkiego rodzaju niespodziankami i spodnie głębokie jak okrętowe ładow-
nie, z których razem z tysiącem przedmiotów dobywa się wielki futurystyczny
śmiech, zdolny odnowić oblicze świata.
Bułhakow nie darzył sympatią futuryzmu i innych teorii „lewej sztuki”, odrzucał
inscenizacje Meyerholda i projekt pomnika Trzeciej Międzynarodówki W. Ta-
tlina. W powieści „Fatalne jaja” ironicznie wspomina się
Teatr imienia zmarłego Wsiewołoda Meyerholda, zabitego jak wiadomo w 1927 ro-
ku przy inscenizacji puszkinowskiego „Borysa Godunowa”, przez spadające trape-
zy z gołymi bojarami.
356/361
Teatr Variete
357/361
Teatr Variete
kow był tylko przeciw temu, by klaunada podmieniała wysoką sztukę, lecz nie
sprzeciwiał się, jeżeli jedna z drugą łączyły się organicznie . W „Mistrzu i Małgo-
rzacie” poważne filozoficzne rozważania harmonijnie sąsiadują z buffonadą, a w
tym i Teatrem Variete.
Wiele realiów seansu czarnej magii nie wymyślił Bułhakow, ale zaczerpnął je z
życia. I tak 4 sierpnia 1924 roku jednego z kierowników GPU, Henryk Jagoda
(pojawiający się w charakterze gościa na Wielkim Balu u Szatana), rozesłał se-
kretny okólnik, głoszący:
358/361
Teatr Variete
ryża: „Nasze aktorki, niektóre wskutek zupełnej naiwności, kupiły długie strojne
koszule nocne i ubrały się w nie, uznając, że są to suknie wieczorowe. No, szyb-
ko im dali do zrozumienia…“
Epizod z czerwońcami za jedno ze źródeł miał szkic „Legenda Agryppy”, napi-
sanego przez pisarza i poetę-symbolistę Walerego Briusowa, dla rosyjskiego
tłumaczenia książki J. Orsier „Agryppa z Nettesheim: Znakomity awanturnik
XVI w.”. Tam podkreślono, że średniowieczny niemiecki naukowiec i teolog
Agryppa z Nettesheim był zdaniem współczesnych czarodziejem; podobno
Po Wielkim Balu u Szatana Azazello daje paczkę czerwońców złej sąsiadce Ber-
lioza, Annuszce-Dżumie, która mimo woli doprowadziła do śmierci przewodni-
czącego Massolitu i która próbowała ukraść podarowaną Małgorzacie złotą pod-
kówkę — symbol nie tylko szczęścia, lecz również diabelskiego kopyta. Te pie-
niądze zmieniają się w dolary, które u Annuszki rekwiruje milicja. Dla bohaterki
waluta okazała się tak samo bezużyteczna, jak obornik dla kobiety, pozornie ob-
darowanej przez Agryppę.
359/361
Fatalne mieszkanie
Mieszkanie nr 50 w domu 302-bis na ulicy Sadowej ulicy, w którym osiedla się
Woland i jego świta staje się miejscem kontaktu zaświatów ze współczesnym
światem moskiewskim. Pierwowzorem stało się mieszkanie nr 50 w domu przy
Sadowej 10, gdzie Bułhakow mieszkał w latach 1921-1924. Prócz tego, niektóre
elementy rozkładu fatalnego mieszkania odpowiadają przestronniejszemu miesz-
kaniu 34 w tym samym domu, które pisarz zajmował w okresie od sierpnia do li-
stopada 1924 roku. Wymyślony numer 302-bis — to zaszyfrowany numer 10 bu-
dynku-pierwowzoru, według formuły 10=(3+2)x2. W tym numerze mieści się
także związek z nieczystą siłą (po ukraińsku „bis” to „diabeł”). Prócz tego, fan-
tastycznie wysoki numer (na żadnej z Sadowych w Moskwie nie było i nie ma
domu o takim wysokim numerze) podkreśla nierealność tego, co się dzieje, po-
dobnie jak nieprawdopodobnie wysoki (412.) numer komisariatu milicji, która
wydała dowód osobisty wujowi Berlioza, Maksymilianowi Popławskiemu.
Mieszkanie nr 50 zostało utrwalone również w innych opowiadaniach i felieto-
nach: „Nr 13. — Dom Elpit-Rabkommuna”, „Psalm”, „Jezioro samogonu”,
„Wspomnienie...” i in.
Pierwsza żona Bułhakowa T. Łappa wspominała mieszkanie 50 i pierwowzór
tej, która doprowadziła do śmierci Berlioza — Annuszki-Dżumy:
To mieszkanie nie było takie, jak pozostałe. Ten dom był kiedyś internatem; mieszka-
nie miało korytarz z pokojami na prawo i lewo. Według mnie, pokoi było siedem,
plus kuchnia. Łazienki, oczywiście, żadnej nie było i kuchennego wejścia też. Mieli-
śmy piękny pokój; jasny, z dwoma oknami. Od wejścia był czwarty, przedostatni,
dlatego że w pierwszym mieszkał jakiś komunista, dalej milicjant z żoną, potem Du-
sia obok nas (miała jedno tylko okno), a potem już my, a za nami był jeszcze jeden
pokój. W zasadzie, w mieszkaniu mieszkali robotnicy. Po przeciwnej stronie koryta-
rza, mieszkała jedna Annuszka Goriaczewa. Miała syna, którego bez przerwy biła, a
on wrzeszczał. I w ogóle, tam działy się rzeczy niewyobrażalne. Kupią bimbru, napi-
ją się, obowiązkowo zaczynają się bić, kobiety wrzeszczą: „Ratujcie! Pomóżcie!”
Bułhakow, oczywiście, wyskakuje, biegnie wzywać milicję. Milicja przychodzi, a oni
zamykają się na klucz i siedzą cicho. No to jego nawet grzywną chcieli ukarać.
Fatalne mieszkanie
361/361