Professional Documents
Culture Documents
Maćkowiak
ISBN: 978-83-8230-000-0
nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej
w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie
e-mail: info@soniadraga.pl
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga
E - wydanie 2020
SPIS TREŚCI
CZĘŚĆ PIERWSZA
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
CZĘŚĆ DRUGA
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
CZĘŚĆ TRZECIA
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
Przypisy
CZĘŚĆ PIERWSZA
1
S
popularny
quonk
klub
miał
ze
w
striptizem
sobie wszystko,
mieścił się
co go
na
odstręczało.
trzecim
Dość
poziomie
tego, co go podniecało.
Powędrował myślami do Emiliji i pierwszych ustaleń rozwodowych,
repliki.
Stawką w tej grze był Thaddée, który miał już prawie dziesięć lat.
Corso chciał, żeby chłopiec zamieszkał z nim. Walczył o to, nie żeby
i więcej jej nie widział. Ponieważ nazajutrz miała wolny dzień, nikt
polscy robotnicy, którzy wynosili tam gruz. Wcześniej nic nie zwróciło
monitoringu.
uważała się za artystkę i szukała zleceń, jak każda aktorka bez stałego
zatrudnienia. Kilkoro przyjaciół, żadnego chłopaka, żadnej rodziny.
ślubem…
ekipę, choćby po to, żeby zyskać wrażenie, że coś się nareszcie ruszyło.
nie tylko jego przełożoną, lecz także aniołem stróżem – to ona nie
a Lova Doll też pewnie pojawiła się już na scenie. Nawet nie zauważył.
Pierre’owi Kaminskiemu.
2
Plajta. Zniknięcie.
Z czego odsiedział tylko dwa. W 2001 roku boss odrodził się znowu
tłumy.
Facet spojrzał na niego spod oka. Widok kolejnego gliny ani go nie
sforami.
– W końcu korytarza.
lustrem w sypialni…
Kwai.
wychodzi uszami.
Mermoz.
z lampą.
artystycznego.
formie.
atmosferę.
choreografii.
– Marnujesz czas, Corso. Mój lokal jest czysty jak łza, publiczność
Siebie?
w oczy.
dzień.
a już na pewno nie obłędem, który krył się za zabójstwem Niny Vice.
z narzędziami i zniknął.
okiem.
Corso miał czarny pas, drugi dan, ale zdobył go w młodości, a dziś
minut.
– Zgłoś się, kiedy będziesz gotowy – odparł mimo to, żeby zachować
fason.
– Dasz macha?
3
Corso nigdy nie potrafił się zaadaptować, nie odnalazł swego miejsca.
Cyganem bezdroży.
znosił nocy. Ani tych późnych godzin, ani zwierzyńca, który się
Kiedy podniósł głowę znad sedesu, poczuł się trochę lepiej. Opłukał
kłamstw drugiego.
nasunęła się Corso, było to, że bielizna marki Princesse tam-tam jest
zadziwiająco mocna.
oczu.
i niczego nie można mu było zarzucić. Właściwie nie było tu już nic do
dodania. Być może morderca znał Ninę, równie dobrze jednak mógł jej
nie znać. Może spotkał ją gdzieś dwadzieścia lat temu, a może dopiero
nieobecnym ojcem. Dbał o to, żeby syn odrabiał lekcje i ćwiczył grę na
od matki…
Antynarkotykowej.
– Nie błaznuj.
– Twarde?
– Ile?
nieprzetworzonej koki.
wielką skalę.
– Gdzie?
– W Picasso.
i braku bezpieczeństwa.
prawniczkę.
tego słowa. To, co tak nazywano, było zespołem budynków przy alei
dosłownym znaczeniu
pośród trzasków:
mieszkał.
i krzyknął:
– Co tu się dzieje?!
Corso zastanawiał się, czy stójkowy drwi z niego, czy palił skręta,
ucha:
pytał?
– Co tu się dzieje?
z karabinów.
pleców gliniarzy.
– Nasz informator. Ten dureń wpadł w ich łapy po tym, jak dał nam
cynk. Musiał nas wydać. Skutek jest taki, jak widzisz. Czekali na
nas…
wpakował za kratki.
w słusznej sprawie.
– A laboratorium?
– Co?
parteru.
i trawiąca go gorączka.
z zewnątrz – odparł.
muru.
krawędzi śmierci.
– Tędy!
lecz profanacja.
ze swoją jednostką.
strachu – nigdy nie szedł tą drogą, nie był nawet pewien, czy rura
połowa odległości.
ciepło było tu inne – ten skwar parzył, był agresywny niczym zwierzę
Wełna szklana zaczynała się tlić coraz bliżej, lada chwila mogła
kopniaka, gdy usiłował czołgać się w tył. W końcu, ruszając się jak
Zdechniemy tu!
na powierzchnię.
kaszląc.
nimi.
miały zajęte ręce. Minus: wyjście z dziury dwa metry nad ziemią zajmie
im kilka sekund, więc tamci będą mieli dość czasu, żeby sięgnąć po
broń.
plecami.
zniknął.
– Skuj ich!
dwa susy w bok, ustawiając się pod takim kątem, żeby kula nie mogła
Corso spał od piątej do ósmej rano. Nie zdjął nawet ubrania. Potem
wziął prysznic, ogolił się, przebrał i przez cały ten czas robił wszystko,
gliniarz. Splendor dla Lamberta. Katharsis, jeśli ktoś tak uważa, dla
Corso.
osiemnastu lat służby – to nie byle co. Zwykle, żeby wyjść z takiej
potrzebował.
równowaga stała się dla niego troską spędzającą sen z powiek. Gdyby
kierowała. Nikt też nie znał jej rodzinnych koligacji ani nie wiedział
ale Corso wróżył jej szybki awans na komendanta. Nigdy nie widział
programu komputerowego.
wcale nie chciała. Jej jedyną pasją była butelka. Corso co jakiś czas
pytania, nie męcząc się tym i nie dekoncentrując. Ludo Włok, jak
I wreszcie był jeszcze Krishna Valier. Jego rodzice baba cools, którzy
kwestionariusze.
życia, postawił na okulary jako ten element, który ubierze jakoś jego
na plakaty.
nigdy nie wychodził z biura, lecz był istotnym elementem grupy. Jego
załatwione?
jego własne zbrodnie. Zlał się zimnym potem na myśl, że ktoś mógłby
bramą.
wtrąciła:
wojen…
żeby to powtórzył.
– To spora gromada.
– Zwłoki były nagie, nie odnaleziono ani torebki, ani żadnych rzeczy
są tak ważne.
Corso.
– Bornek…
papiery. Kurwa, przecież takie rany, o ile już kiedyś się zdarzyły, nie
Denerwował się coraz bardziej, ale jego ludzie nie reagowali. Brali
laskę, ale ani jeden świadek nie potrafił powiedzieć o niej nic bardziej
osobistego.
lepiej było nie pozwalać sobie na takie uwagi. Nikomu zresztą nie
J
oczy.
eżeli myślisz, że możesz to zrobić lepiej niż my, mydlisz sobie
powierzyć sprawę Niny Vice, i tak już zbyt nagłośnioną przez media,
dyskretniejszej ekipie.
nas o nękanie.
– A skrępowanie bielizną?
– Dlaczego ze skautami?
maso…
tropów.
– A okaleczenia?
zmasakrować i basta.
zaryzykował Corso.
zabójcę i nie obawiała się go? To brednie z filmów. Nikt nie rozwiązał
wykryć? Mogła zresztą być zbyt przerażona, żeby się ruszyć. Nie
przejąć inicjatywę.
sekrety.
kieszeni.
– To odebranie sprawy…
Ostatni akord.
– Wykonamy pracę jak najlepiej, ale nic więcej nie znajdziemy. Ten
– Komendant Corso?
Kórlik.
Medellín.
ciągnął.
nieszkodliwi, to wszystko.
wyrozumiały.
– Co zlokalizowałaś?
o prawdziwym mistrzu.
– Jest Japończykiem?
konferencje.
– Gdzie ma siedzibę?
w takich praktykach.
– Ma rodzinę?
wezwanie. Seans shibari źle się skończył: jakaś kobiecina odczepiła się
się. Lipcowe słońce odbijało się od kamiennych fasad, ale jego blask
syreny, bez koguta, byli jak para na przejażdżce starym czarnym polo.
a wtedy on…
Nigdy jednak nie zdołał uwolnić się od tego nękającego go pytania: czy
był tak samo wypaczony jak Emilija? Gorszy od niej? Był hipokrytą,
Maison de la Radio, by wbić się w ulicę Gros. Zaraz potem zgubili się
rozbicia Gangu Peruk (celem był bank pod numerem 39) zakończyła
Jeana Arpa.
z czerwonej skóry.
wszystko.
pracy, jak posługuje się metrami liny i smaga batem nagie młode
kolejno do ręki.
irytujące zzz-zzz.
– Na czym to polega?
powiedzieć?
niebezpieczne.
technik?
niedokończony.
wołać o ciąg dalszy. Nie chcę ryzykować zbyt śmiałych hipotez, ale
jego seria morderstw dopiero się zaczęła, po drugie, że nikt nie zdoła
go powstrzymać…
warsztatach shibari?
– Nie.
więziennych z Bastylii.
– Zadaję jej ból, ale w gruncie rzeczy właśnie tego ode mnie
oczekuje.
shibari.
– Wracamy do firmy?
– A ty?
K
apartamencie
ancelaria
przy
mecenas
ulicy
Karine Janaud
Saint-Philippe-du-Roule
mieściła
w
się
VIII
w dużym
dzielnicy.
poczekalni.
Czekał już dziesięć minut, ale nie irytowało go to. Miał przynajmniej
to go podniecało.
pęknięcie – by nie nazwać tego inaczej: nie mógł pożądać tych, które
cząstką siebie.
w tym nic szczególnie złego, a wszystko działo się tylko w jego głowie.
Aż do Emiliji.
Emiliji i Corso nie miały szans się skrzyżować – ona obracała się
powiedzieć, ale czekał, a raczej miał nadzieję, że mąż znowu się na nią
Mijały tygodnie. Corso zastanawiał się już, czy brutal postanowił się
potraktowany łagodnie przez sąd. Postarał się też, żeby odbywał karę
poniżać, kalać, ale tak, że żadne z nich nie wyszło zbrukane po tych
uwaga: zawsze udawała, że się na nie nie godzi. I na tym polegała cała
przyjemność.
nawet nie śmiał marzyć, kobietę zdolną grać matkę i kurwę, a przede
Ten brutalny mąż, łotr, któremu Corso wytrwale zatruwał życie także
Przerażony Corso nie mógł pogodzić się z myślą, że ich szaleństwa dały
początek życiu. Kiedy poczęli malca? Czy wtedy, kiedy zażądała, żeby
szalejących hormonów albo nie wiedzieć czego Emilija stała się jeszcze
tej gorgony.
– Pan Corso?
idealnym ojcem.
J
dobrze.
uż panu mówiłam, że pańska dokumentacja nie wygląda
wszystkich akapitów i…
– Stek kłamstw.
– Oczywiście, ja…
notariusza z monoklem.
– Dlaczego?
– Jest za mały, żeby brać udział w rozprawach. Nigdy się nie dowie,
Może nawet wcześniej. Nie pozwolę, żeby Thaddée miał złe wyobrażenie
na jej uzyskanie.
powinno zostać przy matce. Nawet jeżeli matka pracuje i nie może
„prawem brzucha”.
– Co możemy zrobić?
– Nie.
rubrykę zalet, ale na wady. Przez cały rok sędziowie widzą korowody
– Kłamie.
zbyt łatwe.
warg.
pani Corso.
– Co z tego?
zajmować? Czy miała dzieci? Męża? I kto rozniesie ją w pył, gdy to ona
– A to dlaczego?
Corso wcisnął się w fotel jak drugoroczny uczeń, który nie chce
i…
Narkomani.
– Kłamstwo.
rozchylonych ust.
autoramentu.
– Stek bzdur! Cholera jasna, czy pani zdaje sobie sprawę, z jakiego
gorącym uczynku i kiedy zrozumiał, jak daleko zdolna jest posunąć się
nie chciał jej uderzyć, a tylko nie dopuścić, żeby się poważnie
okaleczyła.
– Tak?
śmiertelników.
śledztwo.
– Zatrzymam go.
każdej fotografii.
o
Z
której może
samochodu
wpaść po
zadzwonił
syna.
do
Lepiej
Emiliji,
dla niej,
żeby
żeby
się
nie
dowiedzieć,
powiedziała
niczego paskudnego.
– O czym ty mówisz?
to mój weekend.
Już nie słuchał, ale jej głos jeszcze do niego docierał – ten głos, który
wschodnim akcentem.
– Zasługujesz na…
o naszych wyjazdach.
zgody, nie…
wydrukach.
– I co?
liczbą godzin pracy, żeby sprawdzić, czy nie miała innych zajęć niż
rozszyfrować.
tropem Barbie.
przykład filmów…
kodowanie.
jednym kliknięciu?
dostępne?
– Nielegalne?
kobieta).
stoi ktoś w rodzaju guru, niejaki Akhtar Noor, który zasłynął w latach
girls.
trzeba być członkiem klubu, żeby oglądać jego filmy. Moim zdaniem to
inicjał Akhtara.
– Gość ma kartotekę?
ekstremalnego seksu.
adres.
P
producentem
arkując, Corso
pornografii
przysiągł
ani purytanina,
sobie, że nie
ani
będzie
sędziego.
grał
Nie
przed
miał
razie był tu tylko gościem. Minęła minuta, ale nikt nie zareagował.
– Mogę wejść?
dziwnie wysoki.
– Przeszkodziłem panu?
– Niemożliwe, to poufne.
konsolą montażową.
– Twoje kody.
Zmienił się kąt ujęcia i Corso zobaczył, że wszyscy aktorzy mieli też
nielegalnego.
– Drugi ekran.
oczekiwania…
w twarz z policjantem.
– Kim pan właściwie jest? Czego pan chce? – Jego głos nie był już
śpiewny, obcy akcent też jakimś cudem zniknął bez śladu. – Znam
Akhtar wyprężył pierś pod tuniką. Jego twarz błyszczała jak czarna
oliwka.
kręcenia filmów.
przestępstwem.
zamyka spór.
z prawa, a już na pewno nie po to, żeby słuchać twoich bredni o sado-
tydzień nie mówili o niczym innym. Jej wizerunek raz po raz pojawia
od razu ją rozpoznałeś!
właściwie stale…
uśmiechnąć.
– Nic pan nie rozumie. Nina grała jako wolontariuszka. Dla własnej
ruchu. Emilija, naga w łazience, kiedy… Jego mózg odciął się od tej
wizji i skupił na tu i teraz.
w ciągu zaledwie kilku godzin. Bornek miał dobry zespół, jednak bez
sobą techników…
sig sauera.
byle co. Myśl, do diabła, bo przysięgam, że moi ludzie będą cię musieli
zeskrobać z podłogi.
– Jak związani?
sieci.
Corso znów uniósł but – nie musiał się przełamywać, żeby pastwić
Freud.
– Freud?
– Jest intelektualistą.
zęby.
zamordowanej striptizerki.
– No i co?
– Słucham.
– To znaczy?
– Nie.
Lekarz wybuchł:
zwanego Freudem.
– Corso.
ekipie… albo telefon leży w foliowej torebce i nikt go nie odbierze, albo
jest jeszcze w rękach jego ludzi i istnieje szansa, że Akhtar też znajduje
się w pobliżu. A wtedy mogliby kazać mu odebrać, włączając głośnik
– Ściągnij buty.
zboczeńca.
– Tak.
– Kogo?
– Freuda.
– Dlaczego?
– Chodź ze mną.
Ale najlepsze było niżej, między nogami. Jego fajfus miał ponad
N inę
strony sado-maso.
poznałem w sieci. W tamtych czasach wchodziła na
kręcimy, a ja nie chcę łykać ich świństw. Mike pracuje bez prochów! Po
tym ich gównie wciąż ci stoi, ale to się robi mechaniczne. Nie ma cię
– Jakich gier?
– Wyjaśnij mi to.
– Co?
zielonego pojęcia.
– Nie słyszałem.
– A Candy man?
– Myślę, że tysiące.
do mini coopera.
– Jakie to rzeczy?
– Skoro nie robiła tego dla kasy, to dlaczego godziła się na takie
praktyki?
ogrodu sąsiadki.
– Lubiła czuć ból, bo nie lubiła siebie. A nie lubiła siebie, ponieważ
się wówczas odwróciły. Zaczęła pragnąć, żeby zadawano jej ból, żeby ją
rozkoszy Niny.
nie zauważył.
– Ostatnio Nina wycofała się z gier sado-maso. Jej tkanki pewnie się
– Dlaczego?
– Faceta?
– Co ci o nim powiedziała?
zostawił żadnego śladu w życiu Niny. Dobrali się jak w korcu maku.
jest?
– Ma galerię?
– Już ci powiedziałem, że nic o nim nie wiem!
– Zastanów się.
– Nosi kapelusz.
– Kapelusz?
– Co?
jest praktyczne.
– A to dlaczego?
– Chodzi o head-fucking.
17
– Jakieś efekty?
– Lista abonentów?
daleka droga.
– Aktorzy, aktorki?
masakrować!
– On twierdzi, że to pozorowane.
odbytu?
– Biorę to na siebie.
sroga nauczycielka.
– Absolutnie nie.
– Poprosimy o wsparcie.
wakacje.
– Dziś wieczorem wyjeżdża połowa trzydziestkiszóstki – dodała
Paka.
pierwszego dnia.
– Stéphane!
było, że mogłaby mieć dużo uroku, gdyby tylko polubiła styl vintage
i torebki gobelinowe.
się.
– Wejdźmy do gabinetu.
dokumentach.
moc ekspresji.
dobrze widoczny.
łańcuchem.
Corso wprost nie mógł w to uwierzyć: to był już trzeci ciekawy trop.
– A fundacja?
drinka?
– No, no…
– Co „no, no”?
gliniarzy z wyspy.
zaczęła…
w odpowiedzi na pozew?
– Rodzinę?
– Mam Thaddée.
jego zajęcia?
– Robię, co mogę.
Barbie uśmiechnęła się, ale tylko po to, żeby złagodzić to, co miała
mu do powiedzenia:
z pracy.
lodowatej coli.
– Ale?
rozpędu.
z siebie wszystko:
– Nie pijesz, ale jak facet, który przeszedł przez AA. Nie ćpasz, ale
– Skończyłaś?
dziesiątki ofiar.
– Thaddée jest mi najdroższy. Warunki tego rozwodu mają dla mnie
niesłychane znaczenie.
ludzi z trzydziestkiszóstki.
w firmie.
– Wiem o tym, dziękuję, ale to nie czyni cię policjantem bez zarzutu.
prawa.
– Przesadzasz.
robotę Krishnie. Nigdy nie okazujesz empatii ani szacunku. Nigdy nie
przyszedłeś: w teren.
– Skończyłaś?
wygrać z żoną.
Barbie, że się myli. Od dziesięciu minut mieszał kawę i teraz zostało jej
już tylko trochę na dnie filiżanki – mniej więcej tyle, ile wylało się na
spodek.
– Nie.
Spojrzał na nią.
– Tak myślisz?
z broni krótkiej.
19
skórką… świateł.
Naprawdę za dużo.
chyba wszystko, żeby nie wzbudzać pożądania, ale kiedy już się
właśnie to go podniecało.
wezwaniu i znikał.
Beret po prostu się uśmiechnęła. Domyśliła się już, że tym razem nie
przyszedł, żeby się z nią kochać ani nawet rozmawiać. Przyszedł tylko,
piątkowy film.
20
J
Maurice-Thorez,
echał ulicami swojej młodości
aleją Joliot-Curie – i
– aleją Pablo-Picasso, ulicą
ręką, drugą szukał przycisku, żeby wyłączyć syrenę, lecz nie mógł go
znaleźć.
– Obudziłam cię?
minut. Super!
zapewnić wypoczynek?
– Między innymi.
jak prawdziwy menel Corso miał już uśmiech starucha, szare szkliwo,
inspiracji mordercy.
– To wszystko?
poszukiwań.
– Potrzebuję wsparcia.
Corso nie odpowiedział, rozglądając się wokół siebie. Domek jak dla
swoją szefową.
– Dlaczego?
– Nie rozumiem…
mówić.
Słyszał, jak matka chłopca zawodzi po arabsku: ’Iibni! ’Iibni! ’Ayn hu?
’Ayn hu?.
– Nigdy jej nie miałeś, a jak tak dalej pójdzie, to wkrótce on będzie
odpowiedzialnym ojcem!
przez policjanta i tak dalej. Przede wszystkim jednak wciąż zmagał się
– Jaką?
– Świadectwo, z którego wynika, że jestem wzorowym ojcem.
– Dziękuję.
striptizerkę!
J
Wczoraj,
echał w kierunku lotniska Orly.
– I co?
potencjalnymi mordercami.
– Przesłuchano Akhtara?
– Zwolniono go.
– Co?
problemów.
Akhtara.
– A co z jej facetem?
trop.
potworne wizje.
miną.
uśmiechnąć.
jesteśmy cali.
nie kojarzyła się ani ze słońcem, ani z przyjaznym życiu światem, ale
wskoczył do taksówki.
i jeszcze ciepły…
dobrej drodze.
kamień… i cisza. Już tutaj wisiało kilka płócien, stały zakute w zbroje
hiszpańskiej policji nie miał jednak szans wiele wskórać. A trzeba było
– Quieres entrar?
schodowej.
C orso przeszedł
śmiesznie, ale on też nie prezentował się lepiej, cały w czerni w środku
wiadomo było, czy ten człowiek cierpi, czy zaznaje rozkoszy. Jego
owe czasy kompozycją (trochę jak Pies z Pinturas negras). Pas ziemi
więcej.
hospicjum.
podziwiać obrazy mistrza. Nasycić się nimi. Chłonąć je. Te płótna stały
a w końcu stał się świstem. Pracował silnik windy. Przez kutą w żelazie
windę wzrokiem.
Policjant wpadł do sali Pinturas rojas, ale nie było tam człowieka
Znowu zawrócił i rozejrzał się po holu. Nic. Ani toalet, ani żadnego
biura. Tylko te trzy sale. Spojrzał na szyb windy, która znów jechała
schodach, zadawał sobie dwa pytania: Dlaczego ten facet uciekł? Jak
Na parterze nie było nikogo, ani przy kasie, ani w księgarni. Wpadł
w cieniu palm, nie było nikogo. Wydawało się, że ten pejzaż został
oczyszczony z wszelkiej ludzkiej obecności, a nawet ze wszystkiego, co
zwierciadłami.
w gardle – po przebiegnięciu tych paru metrów ból był tak ostry, jakby
siły biec. Zresztą dokąd? Mężczyzna rozpłynął się w mieście białym jak
on.
ze stosownym dystansem:
– Co?
jak ta pierwsza.
Velvet!
23
co
C
w okresie
orso udało się dotrzeć do Paryża o szesnastej dwadzieścia,
prowadzić śledztwo.
o madryckim skwarze.
sprawy wrogowi.
miotała, chcąc się uwolnić. W ten sposób zacisnęła więzy i sama się
u siebie.
jak co dzień, poszła poćwiczyć do Waou Club Med Gym przy ulicy
i wsunął ją pod pachę. Jego ekipa była w sali zebrań i panowała tam
– A co ze wsparciem?
nic istotnego.
Zobaczyć, czy ma coś wspólnego z Sophie Sereys, czy się bliżej znały,
czy…
– To niezgodne z prawem.
przeanalizuj.
ku trendom gotyckim.
nam sprawy.
zamierza robić ich szef. Na ogół nie mówił zbyt dużo o własnych
zadaniach, ale dziś trzeba było wykazać się solidarnością wobec grupy.
biel ulicy… Patrzył Barbie prosto w oczy – ona jedna wiedziała, dokąd
pojechał, ale dotąd nie miał czasu opowiedzieć jej o tym przelotnym
spotkaniu.
– Nie.
– W takim razie skupiamy się na Hélène Desmorze. W poniedziałek
W szystko w porządku?
Corso przybrał radosny ton – nie chciał okazywać ani gniewu, ani
nie chciał, żeby wyczuła jego cierpienie i w jakikolwiek sposób się nim
rozkoszowała.
– W porządku.
rzuciła:
wspomnienia.
– Zobaczymy.
Emilija zawsze walczyła o to, żeby jej syn mówił po bułgarsku tak
samo jak po francusku. Corso zgadzał się na to, lecz teraz ten
lingwistyczny element stał się dla matki syna sposobem na budowę
– Chwileczkę.
– Tata?
– Znaleźliśmy jeża.
Corso zażądał szczegółowej relacji. Słowa nie były ważne, liczyły się
tylko ten głosik i twarz syna, którą słysząc go, sobie wyobrażał.
samą melodią.
Wolał sam skrócić rozmowę, żeby nie czuć, że ktoś odciął mu rękę,
– Wolałabym nie.
wspólny grunt.
zraszacze.
– Pieprz się.
– Chcę tylko…
rozglądając się na prawo i lewo, żeby się upewnić, że nikt nie był
świadkiem jego poniżenia. Nie stałoby się zresztą nic wielkiego – pół
ale na to już od dawna nikt nie zwracał uwagi. Obecnie szerzyła się
zakończony porażką…
że w jego płucach nie została chyba ani odrobina tlenu. Przy każdym
– Ale to możliwe?
całość.
się wpatrywać w niebo. Ktoś, kto jej nie znał, mógłby nawet
w muzeum.
– Słucham.
zjeżdżała?
za pomoc.
Mehdi Zaraoui?
– Tak. Co z tego?
strach.
śmierci Miss Velvet klub musiał zostać zamknięty na jakiś czas. Stojąc
przed bramą z czarnego metalu, zastanawiał się, czy ma jeszcze dość
połączone ze Squonkiem.
Kiedy był już na dole, uznał, że może włączyć światło – nie było go
do klubu.
nieokiełznane bestialstwo.
Snując te teorie, Corso znalazł wreszcie ścianę z cegieł zespolonych
klubu.
którym dorastał.
dekoracji, lustra, dywany… Istna jaskinia Ali Baby pełna rzeczy, które
Właśnie tam widać było pęknięcie cegły. Drgnęła, gdy nią poruszył.
Lautreca.
się przed oczyma Corso, który miał okazję podziwiać pewność kreski,
jedną twarz.
Ornano.
nawet oni tego nie wiedzieli. Zapanował totalny bajzel, a policja znów
w ofierze…
przeszukanie.
wiedział jak)…
Od kilku godzin mdłości, zmęczenie i zdenerwowanie nie
Corso wciąż trzymał telefon przed oczyma, ale już dawno oderwał
– Idziemy.
27
P
wyznaczonych
rzed
do
bramą
pomocy
czekało
w
na
pakowaniu
nich
i
kilku mundurowych,
transportowaniu rzeczy.
jedenastą.
niematerialny.
w koszarach.
była po trosze punkiem, ale fascynowała się też trendami gotyku i nie
kurzem rękawiczkach.
rodzicielskie.
Corso jak zwykle był zdumiony, że Barbie zdążyła nie tylko rozgryźć
rachunki i billingi ofiary (był pewien, że już to zrobiła), ale też pochylić
– Skąd pochodzi?
– Z Lons-le-Saunier we Franche-Comté.
– Chodźcie zobaczyć!
– Co to takiego?
Jego skóra jest delikatna, rysy anielskie. Magiczna noc. Laurent, twoje
marca dwa tysiące piętnastego roku. Nigdy nie zapomnę twego torsu,
mój piękny i zimny! Choć byliśmy ze sobą tylko ten raz, nigdy cię nie
zapomnę…
romantyczką. Ale żadne nazwisko nie pojawiało się więcej niż raz.
były boginkami nocy. Odczuwał rozkosz dzięki ich nagości, którą łączył
Jednak zaraz potem coś się zmieniało: mężczyzna jakby się budził
było najważniejsze. Liczyły się żądze, wina i wstyd. Karał swoje ofiary
trzeba było przeżyć katharsis poprzez wstyd. Ich cierpienie nie służyło
odkupieniu ich win, ale jego odpowiedzialności. Pokutował za grzechy,
w psychikę mordercy.
koszmarów.
28
N a widok budynku,
ten
spacerowiczów.
rozumie ani ich motywacji, ani marzeń, ani obaw. Znacznie łatwiej
brodziła.
– Czyli?
w ciągu dnia.
– Co mogą oznaczać?
unieruchomiono obręczą.
lewej stronie.
razy cztery. Różniły się tylko napoje, bo Paka wybrała czerwone wino,
– Oczy?
– Tatuaże, nic poza tym. – Ludo wyjął notes. O ranach mógł mówić
– A ślady DNA?
– Czekamy na wyniki.
– Opowiadały ci o Hélène?
– Zupełnie inna niż Sophie, która była waleczna. Hélène starała się
była Paka.
– A porno?
– Bardzo możliwe.
– Kumple?
wykolejeńców…
zadowolenie.
– A ty?
– Jak to zrobiłaś?
– Pytam poważnie.
– Co?!
roku były w tym samym ośrodku pod Pontarlier. Od tamtej pory stały
rozdzielać.
striptizerkami.
o kłopotach z prawem.
Corso spuścił wzrok. Nawet nie tknął jedzenia. Strach, brak snu…
– A billingi?
ale połączenia kończą się około wpół do drugiej po południu. Potem nie
odbierała telefonu.
Tuluzańczyk drgnął.
– To znaczy?
stoliku.
– Zanim przekażesz go technikom, wszystko skserujesz i odszukasz
będzie trudne.
– Nic nie myślę, ale interesuje mnie każdy, kto przewinął się przez
zabójcę?
śmieszą.
i powiedział:
– Dziś ja stawiam.
ustalić.
w czterech ścianach.
brzmiało zachęcająco.
sobie, że nie mógł jej otwarcie przesłuchać. Za duża bliskość, zbyt silne
emocje.
– Czego ty chcesz?
Prowadzili wojnę, nie miał już prawa pytać tę kobietę o jej prywatne
Cmoknęła.
– O jakiego rodzaju występach mówisz?
– O striptizie.
nie pojawiła, ale o śmierci Niny Vice trudno było nie usłyszeć.
– Dokładnie.
nocnych klubach?
Ciężko westchnęła.
w spokoju.
zrobić tak jak Barbie, która ściągnęła na komórkę aplikację, żeby móc
spytał Corso.
– I co?
– To wszystko?
żart.
go znaleźć.
tajemniczego artysty.
– A co ona na to?
jednego jedynego człowieka. Nie pojedzie nad Morze Czarne bawić się
w osobistego ochroniarza…
– Informuj mnie na bieżąco. Naprawdę nie wiem, czy mam powody
do niepokoju.
dowiem.
raportu.
O budziłem cię?
– Co?
– Nie wiem – rzucił Ludo. – Twój głos… no i fakt, że już trzy razy do
– Wszystkich?
– Jaki problem?
– Co ty opowiadasz?
nekrologi.
w gardle.
powiedzieć.
– Pracuj nad tym dalej – polecił, chociaż nie miał pojęcia, czy
– Masz coś?
– W pobliżu domu?
– Nie, w pobliżu placu Bastille. W Crédit Lyonnais na początku
– Spotkanie z dilerem?
– Zastawiałam się nad tym, ale nikt nie chodzi po narkotyki o stałej
Jemu też nasunęło się takie przypuszczenie, lecz nie chciał wyjść
z siebie wyrzucić.
– Gdzie mieszka?
– Jadę do niej.
– Jadę z tobą.
– Ale czego?
– Zaczekaj.
– Nie.
aresztowaniu.
Z
balkonami
espół przysadzistych budynków z czerwonej cegły z białymi
pozbawiona warg, bo usta kobiety wyglądały jak cięcie nad brodą. Pani
– To po co te plakaty?
czekałam na pana.
– O tej godzinie?
przypalając papierosa.
zechce pani tak się ze mną bawić, zabronię jej opuszczać Paryż do
zapomnieć o wakacjach.
– Dobrze. Poddaję się. Jak mnie pan znalazł? Hélène zawsze płaciła
– Analiza.
nekrofilką.
odsłoniła zęby.
pomóc Hélène, ale nigdy nie uważałam jej za chorą. W sferze żądz nie
śmierć.
profanowała zwłoki?
żywych. Corso nie drążył już tej kwestii. Skoro dla Malgaszki branie do
z zaświatów.
kontynuował.
ślady, ale nie chciał pozwalać tu sobie na żaden luksus. Musiał być
zbliżyła. Zresztą zawsze starała się poznać ich nazwisko, wiek i tak
zimnego i nieruchomego.
jedyną.
Kolejny zwrot.
– To prawda.
– A fakt, że ci mężczyźni byli żywi, już jej nie przeszkadzał?
potrzebna?
drapieżnika.
– Tak.
– Na czym to polegało?
– Poznała kogoś.
Corso zadrżał.
klientem?
Corso poczuł, jak przebiega go dreszcz. Jakby wąż wsunął się pod
– W jakiej dziedzinie?
– To malarz.
Corso miał wrażenie, że mrowi go w uszach, jakby nurkował
w głębinie morskiej – szum pracy mózgu stał się słyszalny. Ten cichy
z grubego szkła.
– Nie.
siedemdziesiątych.
– Siedział w więzieniu.
– Za co?
zjawa, którą (być może) spotkał tuż obok obrazów Goi, malarz, który
– Skądże znowu.
trzeba było jak najszybciej znaleźć tego malarza, kochanka obu ofiar.
przyniosły.
ale na nikogo takiego nie natrafił. Barbie nie zdołała znaleźć niczego
ani zająć się badaniem dziejów kamienicy, w której mieścił się Squonk,
zauroczyć.
Dlaczego je zabił? Czy po to, żeby wymierzyć karę im, ale i sobie?
Sophie i Hélène były striptizerkami, lecz ich występy, ich biała skóra,
słuchawkę.
– Lionel Jacquemart.
– Widziałeś odznakę?
– To emeryt.
Corso westchnął.
– Niech wejdzie.
– To znaczy?
Kolejne westchnienie.
trzecim piętrze.
wejść po schodach.
włóczęga.
ważną wiadomość.
to właśnie taki.
Zdjęcie pochodziło z serii wykonanych przez magazyn modowy
oficjalnego portrecisty.
obrazie odcinała się od jasnej skóry jak hełm. Miss Velvet była
blada, pełna niepokoju. Jej skóra żyła smugami bieli, beżu i brązu.
Jedyne mocniejsze barwy – nie licząc węża z piór – pojawiały się na
przygotowany na casting.
podejrzanym?
jaką prowadził.
ryciny.
To był guzik od kanadyjki. Podczas śledztwa wiele nam nie dał, jednak
– Jestem sceptykiem.
równocześnie prymitywny.
– Nie chce mi się wierzyć, że z powodu tego guzika przyznał się do
morderstwa.
i napaści.
– Jakie?
– To znaczy…
– Takie bestie nigdy się nie zmieniają. Niech inni mówią, że został
policjantów do optymizmu.
pożegnanie:
i psychologicznego.
uchodzić za dwunastolatkę.
w panterkę.
o podkradanie pieniędzy.
nazywała to „dezynfekcją”).
pigmentacji, miał egzemę, wzdęty brzuch, tracił już włosy). Poza tym
matka znęcała się nad nim przy muzyce Led Zeppelin, Deep Purple,
The Who, Ten Years After. Sobieski nie mógł słuchać gitary.
Francji. Nie był właściwie włóczęgą, ale raczej zbirem, który nie może
usiedzieć w miejscu. Nie potrafił zintegrować się nawet ze swoim
przestępczym środowiskiem.
wyrafinowane okrucieństwo.
dokumentacji.
uładzonym świecie.
trzeba uwolnić!
Corso nie bardzo wiedział, dlaczego Sob la Tob po tym, jak skazano go
telewizyjnych.
Pozował nago, ale tym razem jego członek spokojnie drzemał (każda
Może też człowiekiem z Madrytu. Poza tym jego płótna, może nie
– Śpisz?
35
S
Corso
potkali się w trzydziestceszóstce i zaczęli szukać zbieżności.
Mike’a alias Freuda. Wyrwany z łóżka aktor nie był zbyt uprzejmy.
odrzuciło. Czy znał Sophie Sereys? Tego Mike nie był pewien, ale sam
konferencję prasową o jeden dzień. Może wieczorem będzie miał już nie
o tych podejrzeniach.
Bompart.
Philippie Sobieskim.
– Idź tam i zasięgnij języka. Jakim był więźniem, z kim się zadawał
jakieś wspomnienie.
Akhtara.
Z nasz go osobiście?
– Jak go poznałaś?
– Zostałaś zaproszona?
– Jakich znajomych?
– To przesłuchanie?!
pole minowe – dla każdego policjanta jasne było, że nie miesza się
Emilija zbyt dobrze znała Corso, żeby nie domyślić się, że miał już
– Moje życie prywatne to już nie twoja sprawa. Skoro nie chcesz mi
wykorzystywać…
jako świadka.
jej do Francji, zwłaszcza tylko po to, żeby zadać kilka pytań o malarza,
spokojniejszym tonem:
– Co chcesz wiedzieć?
Sobieskiego.
– Jesteś zazdrosny?
– Odpowiedz na pytanie.
– Dziękuję za radę.
– To dziecko.
– Słucham?
o jakim nawet nie śnił. Gra rolę, którą mu wyznaczono. Ale gra ją
w wigilijny wieczór.
rozczuleniem.
łuki brwiowe wydawały się zbyt wydatne i ostre. Nie tak wygląda buzia
– Nie.
na zakończenie:
striptizerek.
– Było ich kilka?
Sobieskiemu.
popełnił błąd.
rezultatach.
inny kostium: jego skóra (ramiona, barki, tors, brzuch, plecy) pokryta
– Co insynuujesz?
– Nic nie myślę. Po prostu dziwi mnie, że nasze drogi znów się
w pierdlu i…
– Jesteś taki wulgarny!
– Jakiej?
lepiej. Kiedy mały znajdował się daleko i Corso nie miał szansy
– No i co? – zapytał.
– Nic ciekawego.
– To znaczy?
– A Paka?
malowaniu i ciupcianiu.
i Hélène?
– Co ty opowiadasz?
– A Ludo?
przedstawi znalezisko.
– Co to jest?
– Lista pasażerów rejsu do Madrytu z soboty z godziny siódmej
czterdzieści.
Corso prosił ją, żeby sprawdziła, czy jest jakiś ślad podróży
Przez całą drogę milczeli. Byli jak para aktorów, którzy w ciszy
powtarzają swoje role. Corso zastanawiał się głównie nad tym, czy ta
wizyta nie okaże się przedwczesna – czy mieli już dość argumentów?
– Co to takiego?
– To syryjscy uchodźcy.
Romami.
Wbrew sobie zwolnił, żeby przyjrzeć się z bliska tej biedzie z innej
epoki, porzuconej u wrót bogatej stolicy. Nie był ani zaszokowany, ani
i udawać biednych.
wreszcie znaleźli starą smołownię. Sobieski pięć lat temu kupił ten
– Co?
– Żartowałem.
– Policja.
Corso spojrzał na niego pod słońce: facet był pod bluzą goły, na
z wywiniętymi brzegami.
opiłkami metalu.
rzeczywistości.
samo.
rozpoznania rzeczy.
zakłopotanie.
– Tyle ich jest! To cena sukcesu. Tak się dzieje, odkąd wyszedłem
z więzienia!
wyreżyserował.
– Dlaczego?
– Lubi pan Goyę? El pintor diablo! Jest niezły, ale ja jestem lepszy.
– Czy znał pan Ninę Vice i Miss Velvet? Ich prawdziwe nazwiska to
– Zgadza się.
– Dodam: równocześnie.
– Równocześnie?
– Płacił im pan?
mówi?
– Potem ci wyjaśnię.
sobie, że siedzi wyprężony jak struna. Nie wiedział, czy dlatego, że ten
maso?
Corso dał znak Barbie, przekazując jej pałeczkę. Ten błazen już go
zmęczył.
– Już powiedziałem.
– Jak to?
– Wziąłem, co miałem pod ręką! Byłem w jej pokoju, otworzyłem
przyjacielu.
obejrzeć.
Goi.
Madrytu.
w dwa ognie.
– Proszę odpowiedzieć – uciął Corso. – Czy przedwczoraj poleciał
– A dokładnie?
– Powtarzam, że to ja je narysowałem.
znam Kaminskiego.
Spotkanie okazało się porażką, lecz Corso nie liczył na cud. To była
z pracowni.
gości:
Po co kłamać?
tłumaczyć.
świadka:
– Mniejsza o słowa.
Najpierw Belleville.
myśli?
– Zapomnij o tym.
gwizdnęła z podziwem.
– Co?
Zerknął na nią spod oka, licząc na odpowiedź, ale Barbie bez słowa
białych atomów.
mogłaby się opalić, była tak absurdalna jak wiara w to, że da się
cząsteczkowa.
mordercą.
mordercą, będzie się prowadził, jak należy. Wie już, że jest śledzony.
– A jest?
– To niezbyt legalne.
„Konf pras OK”. Czyli obyło się bez problemów. Pierwsza dobra
– Już idę.
odrobiny zainteresowania.
rzeźb.
rozmowę.
czerwca?
chłopakiem.
z tym.
państwo sprawdzić.
i Hélène.
– Tak.
mówi: „Jestem jak por: brodę mam siwą, ale korzeń jeszcze zielony”.
więzienia.
dodatkowych pytań.
– Raczej przerywana.
– To znaczy?
– Kiedy się spotykamy, jest świetnie, kiedy się nie widujemy, też
bardzo dobrze.
– Dwa lata.
zainteresowanie nim?
– A fakt, że to kryminalista?
– Owszem.
śmietnik.
– Robię miniatury.
– Jakie miniatury?
– Nie mogę panu pokazać. Jeszcze schnie…
ta bezczelna buntowniczka, która ani trochę nie bała się jej szefa.
popędy?
obrywał.
– Nie.
P
Na
ędzimy prosto na ścianę – stwierdziła Barbie.
i Passy.
sosie.
– Słuchasz mnie?
podsumujemy.
azjatyckim akcencie.
dżinsy i balerinki Repetto. Typ kobiety podziwianej przez inne nie tylko
jako wzór, ale też abstrakcja, która nie stanowi już realnego
zagrożenia.
tej rozmowie.
Corso zdobył się na uśmiech.
przesłuchania.
– Przed czym?
sprowadza?
Gainsborough.
czasu.
tamtego wieczoru?
– Co dalej?
– W jakich okolicznościach?
mogły intrygować.
Nigdy nie rozumiał takich pochwał. Zupełnie jakby seks mógł być
dwojga…
upodobania.
i sprawny.
– A co jest najlepsze?
oknami.
ognia.
– Uwielbia Philippe’a.
– Znają się?
Sobieski…
i w pełni mu to wystarcza.
uniwersytetu w Besançon).
striptizerki.
sprawa…
psychopata.
– Po co?
nie wie, co to moralność. Nie wie, dlaczego miałby nie zabić, nie ma
wobec nas, gliniarzy. Uważa, że stoi ponad prawem. Kieruje się własną
– O swoich podbojach.
– O jakich podbojach?
samego końca. Inne myślały, że jest winny i… podniecały się jak kotka
w rui. Nie wiem jak pan, ale ja już dawno przestałem wierzyć, że
zrozumiem baby…
karnego we Fleury-Mérogis.
– I co?
– To znaczy?
i nieprzeciętnie inteligentny.
gwałcony, ale czy działo się to, zanim zastraszył całe więzienie, czy
przeglądając protokół.
sceptycyzm szefa.
sędziego.
– Sędziego?
i nekrofilię drugiej.
w mózgu Corso.
luksusem.
do plastikowej teczki.
– A co wy znaleźliście?
kilometrów.
– Gdzie jesteście?
– W Silencio, na Montmartre.
przecznic od Squonka.
– A co on tam robi?
z prowadzących.
– Długo to potrwa?
uświęca środki.
42
włamywacz to fach jak każdy inny, ale taki złodziej i morderca jak on
Corso szedł przez sale, nie spiesząc się. Mury, posadzka, sufit – nic
czy ktoś go tam zaniósł, żeby zmylić policję (Corso nie wykluczał tej
Sobieskiego.
I nagle zamarł.
To było makabryczne.
Potworne.
Wspaniale!
mokasynach z klamrą.
oznajmił:
Sophie Sereys.
43
P
wpadła na
ół godziny
brukowany
później grupa
dziedziniec
umundurowanych
przed pracownią,
policjantów
żeby zabrać
o swoje prawa.
sposób znaleźć ślady DNA obu ofiar. Policjant był jednak przekonany,
miejsce.
ust, ani więzów z bielizny, ani przekrwionych oczu, ani nawet kamienia
i mordercą.
postawę. Nie przejmował się tym, co mogło się dziać „za murami” jego
dzieła.
Czekając na policjantów, Corso nie próbował rozmawiać
Nie ma szans.
Japonek.
Jego twarz nie miała już żadnej głębi, stała się zwykłą maską.
ostrożności.
połowę twarzy.
kapelusza i powiedział:
przesłuchania.
Diane Vastel.
Corso położył ręce na biurku i zwrócił się do przesłuchiwanego
upartemu dziecku:
– Ale to prawda.
rozum i serce.
– Mocą natchnienia.
zwykła dedukcja.
klasyczne wiązanie.
z sado-maso.
mordercę.
obiektywny dowód.
zwierzchnikami.
trzeciej?
– Jaki alarm?
nie zauważyłeś.
wylęgarnia paranoików.
twojemu.
w kamery.
nagraniach.
dobrze się bawił. W końcu nie tak często ma okazję przyłapać glinę
z ręką w nocniku.
– Ty szurnięty draniu – Corso zmienił ton – co z tego, że znajdziesz
świadkami.
Twarz Sobieskiego stężała. Jego usta drżały – one także były bardzo
prostu pogrążą się razem z tobą. Tak to jest, kiedy się sypia z łotrem.
szaleństwa.
przeciwko tobie.
tymczasowego.
niczym pijak przy barze. – Zanim zaalarmujesz całą sforę, przyjrzyj się
jestem niewinny.
– Przyznał się?
– Jakie problemy?
i kamerami.
wynegocjować.
waluta wymienna.
Zapadła cisza.
rozczarowana.
pomysłu.
protokół, który trudno będzie podważyć – nie tylko był mistrzem języka
znał procedury.
– Co masz na myśli?
– Niczego nikomu nie wysyłaj ani nie pokazuj. Na razie nie wiem, co
zrobimy dalej.
z wytyczonych dróg.
w pracowni Sobieskiego?
– Już?
– Tak.
Mina Barbie nie wróżyła nic dobrego. Z jej oczu wyzierał niepokój,
– Nic.
– A imadło?
przedpołudnie.
zna Sobieskiego.
– A Paka?
– Ludo?
– Nie.
Dlaczego ten świr nie poszczuł ich jeszcze swoim psem? Dlaczego
– Jakie obrazy?
– Te z Sophie i z Hélène.
– Prawdopodobnie u techników.
laboratorium z CSI.
przy nim techników Corso jednego znał od lat. Był to Nicolas Laporte,
Jego przeciwieństwo.
najdrobniejszych szczegółach.
żebra tak mocno rysujące się pod skórą, jakby zaraz miały ją przebić.
– Co?
obrazu, coś, co nie było ani z ziemi, ani z betonu i wyraźnie odcinało
się od reszty.
– Co?
zdjęciu.
winę…
– Część znam.
– Trudno powiedzieć.
państwa?
Barbie była sceptyczna, on też nie robił sobie dużych nadziei. Teraz
przenieść do więzienia.
– O czym ty mówisz?
bolesne powitanie.
– To moje ubezpieczenie.
swoje.
– Za ile je kupiłeś?
– Odpowiadaj.
– Osłaniasz glinę?
Sobieski się pochylił. Z bliska jego czaszka wyglądała jak
zamknął się przed laty, żeby nie groził mu już żaden atak z zewnątrz.
jego nazwisko.
wydam.
Corso wstał.
czeków. Pobiera tylko duże sumy w gotówce, więc o tym tropie możemy
wiadomości.
żeby się dowiedzieć, czy dwa tygodnie temu ktoś wyglądający na glinę
– Rysopis?
T
U stóp
o koszmar.
z nim układ.
– Pójdzie na to?
– Ale są protokoły.
– Nadal ma je Krishna.
– A co z prokuratorem?
ładna, ale czas zrobił swoje. Czas i zbrodnie. Z biegiem lat kumulowały
ten dzień, kiedy się ze sobą przespali. Znaleźli się razem w nędznym
i zahaczyli się kaburami. Dziś pamiętał już tylko, że czuł się żałośnie
– A Ludovic?
– I co powiedział?
odejdzie.
roli.
– Ile zarobił?
– Co o tym sądzisz?
Sobieski zdrętwiał.
kryminalnych.
– W co ty mnie pakujesz?
i inspiracji.
Dobrze się bawili, włamując się na własną stronę, żeby cię oskarżyć.
– Banda popaprańców!
wieczorem.
jakie to proste?
złudzeń.
o tej sprawie.
– Nie to jest dla nas ważne, Sobieski. Kiedy cię aresztuję, oskarżę
gustu.
powiadomić ją, że wszystko jest już załatwione. Rozłączył się bez słowa.
śledztwa”.
I wreszcie wezwał Barbie, żeby dowiedzieć się, czy ma coś nowego,
zaczynać… od zera.
w głowie. Nie miał już winnego, nie miał tropu, nie miał nawet
M ówi Adrien.
– Co się stało?
– A to dlaczego?
– Sobieski nie ruszał się przez całą noc, ale przed chwilą wsiadł do
– Dokąd jedzie?
– Wsiada do eurostaru!
w Anglii? Nawet taki dupek jak on musiał zdawać sobie sprawę, że jest
wsiada.
– Kup mi bilet.
Sobieski miał jakiś sobie tylko znany powód, żeby nagle jechać za La
Manche. A jego motyw mógł przecież mieć związek ze zbrodnią.
chronioną przez silne prądy morskie: już wydawało się, że jest tuż
– Właśnie kupuję.
Corso biegł przez halę główną, przebijając się pod prąd przez
już trudniejsze, ale przecież w 2016 roku Wielka Brytania była jeszcze
częścią Europy.
i już się nie ruszać. Na dworcu St. Pancras będzie miał dość czasu,
K iedy tylko
– A reszta?
– Jaka reszta?
– A Ludo?
– Traktuj go jak dotąd. Będzie tyrał nad tym śledztwem bardziej niż
zwykle.
nieprzeciętny przeciwnik.
wieczorem.
Odprężył się i wtulił w fotel. Ale myśli wciąż kłębiły mu się w głowie.
żeby kłamały dla jego dobra, choć był potworem? Jak uprowadził
Sobieski.
wody na głowie.
Kiedy wybuch paniki był już bliski, wściekły wiatr wdarł się nagle
Tylko dokąd?
Zaczekamy tutaj.
policyjną.
odpowiedział:
w tunelu serwisowym.
Łajdak zniknął. Tym razem nie było wątpliwości. Corso cofnął się
kilometrów stąd.
Manche.
50
z
A ngielska
bożonarodzeniowymi
estetyka
dekoracjami:
zawsze
wystawy
kojarzyła
sklepów
mu
ze
się
złotymi
złapał zapewne co najmniej katar. Wciąż nie rozumiał, co się stało. Ale
rozpalony.
podróż.
– Skąd wiesz?
– Do czego zmierzasz?
ciągnęła.
– Co?
Corso zawsze uważał Barbie za silne wsparcie, ale nie docenił jej.
– I… uruchomiłaś go?
traci głowy.
– Nie podlizuj się – mruknęła Barbie. – Rusz się i jedź za nim. Twój
godziny.
sporo wyburzono, gdzie królowały cegła i street art. Ulica wydawała się
Czyżby Sob la Tob tylko dlatego złamał zakaz? Corso nie był tym
planów. W ten sposób upadła kolejna hipoteza: Sobieski nie uciekł, nie
o tym myślisz?
– Jedzie do Blackpool.
– Znasz to miejsce?
tam, żeby się zabawić. To jakby nieustający festyn dla amatorów piwa
i ryby z frytkami.
– To znaczy?
nad
M ciemnym
iasto, w którym przeważały budynki z cegły, wznosiło się
niezwykły kamień.
morza. Ciągnęły się tu tylko sale do gry w bingo, bary, fast foody.
dentystycznym. Brrrr.
a kolejką górską.
Kiedy metalowe wózki się rozpędziły, Corso ujrzał przed sobą pusty
C
światłem –
orso
tu
przebiegł
skupiały
przez
się kluby
tor i
ze
znalazł
striptizem
się na
i bary
terenie zalanym
lap dancing.
mężczyzn.
Nawet nie zauważył, że idzie już inną uliczką, gdzie nie ma klubów
ani muzyki, ani nawet latarni. Cienie kryły się w zakątkach i nagle
Corso chciałby iść prosto, nie zwalniając, lecz Sobieski raz po raz
krokiem.
złapać tchu.
z wnęki i szybko odszedł, żeby znaleźć się bez żadnej osłony na środku
Trzymał broń między nogami, ale jego rękę rozrywał pulsujący ból.
Twarz miał we krwi, jego mózg był jak galareta, ciało przeżarte
Łysy gnojek w lśniącej kurtce oburącz trzymał nad nim cegłę. Corso
Ale cios nie padł. Resztkami sił uniósł powieki i stwierdził, że skin
w bezkształtną masę.
obrazach Goi.
54
potem środki znieczulające. Poczuł się lepiej, ale szczęki, które tak
mocno zaciskał, zdrętwiały i nie mógł wymówić ani słowa. Miał ochotę
angielskiego świata.
wstawał dzień, ale to był angielski dzień, szary i zasklepiony jak dach
gówno. W zasadzie nie mają wstępu do Blackpool, ale tym udało się
Co powiedzieli w szpitalu?
medyczną.
– Słucham?!
koc.
w żółtą kurtkę.
Tim Waterston skrzywił usta jak dziecko, choć ten grymas nie
– Nie.
– Czy to ja nic nie rozumiem, czy twoja historia nie trzyma się
– Nie sądzę. Nie mam twojej wyobraźni. – Przez cały czas pstrykał
i kilka cyfr. Miał zielone oczy, a jego źrenice były uderzająco podobne
kępkami włosów.
– Bez wygłupów.
– Myślę, że tak.
zewnątrz.
miał rację, ale i tym razem nie sprostał sytuacji. Nie zdołał zapobiec
nosem.
Corso, jakby nagle ujrzał jego inne oblicze, nowe kształty posągu, na
– Znaleźliście zwłoki?
– Dziękuję za radę.
– Nie ma mowy.
– W tym stanie?
– I po kłopocie.
55
chmur i fal. Corso nie znał się na łodziach, ale ta miała chyba ponad
trzysta koni mechanicznych. Nie czuło się nawet grzbietów fal, zupełnie
jakby unosili się nad nimi. Mimo to kiedy Corso się pochylał, jego oczy
poetycka nazwa.
pytanie Francuza.
Czy ma kotwicę?
bloku betonu.
– Schodzę z wami.
– Jaka legenda?
ziemia.
Corso wolał nie wdawać się w tego typu dyskusje. Morze wokół nich
negocjacji.
– Zgadza się.
– Ale było mu jeszcze mało, więc w środku nocy zdobył łódź… moi
ludzie już nad tym pracują… i przypłynął tu, żeby zatopić ofiarę pod
boją.
tak to ująć.
przyjrzeć, łodzi nie było już widać, a przy boi nie dostrzegł niczego
żeby odmrażali sobie jaja w tej wodzie, która ma pewnie koło dziesięciu
stopni.
z nimi!
opowiadając bajki:
doświadczenie w nurkowaniu.
– No proszę!
– A twoja ręka?
się z niczym.
56
cię
Pcałego
ierwsze odczucie to zimno. Lodowata powłoka, która otacza
A potem już żadnych wrażeń. Śmierć jest przy tobie, to chyba jej
jedwabistą zbroją. Nigdy nie czułeś tak głębokiej ulgi – to jakby otuliło
szok termiczny chyba znieczulił jego rękę. Corso obrócił się głową
w dół i zanurkował.
odrażająca breja, ten ledwie płynny koniec świata, gdzie da się pływać,
ale mając przed oczyma obraz totalnej nicości. Nic się tu nie
Nie docierały do niego już ani ogłuszające fale morskie, ani jego
gdyby nie smugi światła latarek dwóch nurków, mógłby uznać się za
miał pojęcia, pamiętał tylko, że wzrost ciśnienia nie jest już tak szybki
procent, kiedy przekroczy się granice trzydziestu metrów. Wolał też nie
myśleć o czasie potrzebnym na wynurzenie się. Po drodze trzeba się
wchłonięty w głębinie.
absurd sądzić, że Sobieski zadał sobie tyle trudu, żeby zatopić ofiarę?
nim niczym długie źdźbła trawy kołysane przez nurt wody. Corso
Unosił się, gdy nagle potworny ból wdarł się przez jego maskę
rękę, a drugi, który też już podpłynął, wyrywał mu zawór z ust. Corso
Czuł, jak słona woda wlewa mu się do ust, ale nie oddychał.
Mniejsza o ból – nie chciał pić tej wody, nie chciał utonąć w angielskiej
usiłował z nimi walczyć, wyrywał się – a drugi oglądał jego pełną wody
słodkie, dobre życie bez strachu i bólu. Nurkowie puścili go, włożywszy
mu do ust zawór.
użył liny, zapewne dlatego, że ofiarą był mężczyzna i jego slipy nie
tej głębokości.
powietrza.
Nagle ogarnęło go przeświadczenie, że nigdy nie wydobędzie się na
żeby nikt jej nie odnalazł? Czy wybrał ofiarę przypadkowo, czy wręcz
mężczyznę?
57
N ie zaczekasz na identyfikację?
Zaczął się więc typowy bałagan i Corso cieszył się, że wyjeżdża. Musiał
komplikacji?
francuskich).
nowy temblak.
i mediami.
zadzwoniła Barbie.
– Co masz na myśli?
słyszeliśmy.
ważnych faktów.
– Mów.
pseudonimem Themis.
– I co?
i bezstronności.
– Czyli kobieta?
instynkt.
– Znalazłaś?
rzeźnika.
– To adres Sobieskiego?
chce się wyć. Jednak, podobnie jak Barbie, zachował milczenie. Oboje
– Będę czekała.
58
problemu.
– Jesteś pewien?
z nas.
zakończyła Barbie.
powitania Sobieskiego.
mniejszymi ulicami.
marnie im to wychodzi”.
czasów.
– To na pewno tu?
wysiadając z samochodu.
– Nie.
– A na świadków przeszukania?
białości metalu.
powiesić.
Corso ruszył za ślusarzem. Coś tutaj było nie tak: gdyby Sobieski
tylko ten domek wynajmowany przez firmę Themis, której siedzibą była
Corso był już skłonny się poddać, kiedy jego spojrzenie padło na
pod pracownią Sobieskiego. Malarz był u siebie. Paka, której udało się
mu obraz zwłok, ten falujący krzyk rozciętych ust. Trudno było nie
spluwą w ręce.
Niewiele widział, ale już kształty, rzeczy, cienie, które wyłaniały się
Z garażu uciekła mała myszka, gdy Corso stał jak słup soli
pieniek rzeźnicki niż stół służący do pracy artyście. Ale najgorsza była
ściany blacie. Kolejno brała je do ręki. Ona i Corso byli jak zwiedzający
malarza.
J
Sobieski,
ak tam? Wygodnie ci?
biały i pozbawiony wyrazu. Corso znał ten typ maski. Nie malowały się
broń. Paka i Ludo też tu byli. Milczeli, zimni i twardzi jak stal.
Sobieski odkaszlnął.
marnuj energii.
Malarz milczał.
minęły.
Szykuję wystawę.
– Wiemy o tym.
wylękniony.
i wykrzywiając usta.
wystawy.
się istotą bez otworów, bez pęknięć. Lodowatym jądrem czystej woli.
Miał przed sobą całą noc. Dopadł już zwierzynę i chętnie, nie bez
– Po co miałbym to robić?
– Ty mi powiedz.
Malarz machnął ręką na znak znużenia rozmową, jakby chciał
dojdziemy”.
– A Blackpool?
– Co z Blackpool?
przeszkodzą.
– Co to za makabra?
– Co ty opowiadasz?
Pierwszorzędnie obciąga.
– Jim i co dalej?
Czyli przez cały czas wiedział, że jest śledzony. Ale kto morduje,
– Znasz go?
– Nie.
Diler, drobny kombinator. Nie było pewności, czy się prostytuował, ani
noc. Corso miał też drugą teorię, raczej nieprzekonującą: Sobieski znał
– Co to za kretyńskie pytania?
wolał, żeby malarz nie wiedział, na czym stoi: czy jest świadkiem,
lewą ręką i natychmiast poczuł palący ból, ale też głęboką ulgę. Już od
krwotok.
zapadł – może podczas bójki stracił ząb, ale w jego przypadku nie
robiło to większej różnicy. Corso znów usiadł przy biurku i dał swoim
mazią.
– Ani trochę się na tym nie znasz. Imadło służy do mocowania ram,
które zamordowałeś.
– Blefujesz.
światła dnia.
W tym momencie stało się coś, czego Stéphane absolutnie się nie
i rozpaczy.
N
przesłuchany
azajutrz,
przez
w piątek
sędziego
ósmego
Michela
lipca,
Thureige’a
artysta
i
malarz
usłyszał
został
zarzut
świadka i tym podobne zajęło ekipie Corso czas do końca lipca. Nie
nadęty, ale cóż, jego pięć minut musiało prędzej czy później nadejść.
Corso co prawda nigdy nie myślał o tego rodzaju karierze, ale nie
musieli walczyć jak lwy, żeby wykazać, że… nic nie zrobili.
od temblaku, a rany na twarzy zdążyły się zagoić, więc nie straszył już
prowadzonych.
striptizerem, ani męską prostytutką (to nie z nim Sobieski całował się
z dziewczętami ze Squonka.
zwiedzał kraj.
pod palmami, starał się jednak nie rozwijać tych myśli, bo teraz było to
Machnął już ręką na pracę w terenie, wolał mały, ale ładny gabinet, bo
Ale Corso nie był urodzonym optymistą. Kiedy otwierał oczy, słońce
E
najwyraźniej
milija
też.
spędziła
Obie
w
miały
Paryżu
się czym
cały sierpień.
zająć. Kiedy
Pani mecenas
Corso wrócił
strony pozwu, wobec których jego skromna obrona „bohatera dnia” nie
prezentowała się najlepiej. Było tam wszystko: cała masa zajęć, które
swojego gabinetu.
– Co?
– Słyszałam o nich.
w katatonię.
– Znasz ją?
gdzieś indziej.
– Gdzie?
– Co próbujesz mi powiedzieć?
z Barbie.
podejrzliwie.
– Co z tego?
wyświadczyć mi tę przysługę?
to prawdziwe kurewstwo.
zarazem.
sromowe brzytwą i wbijała igły pod paznokcie. Dziś mam z nią syna
zboczonymi skłonnościami.
możesz mi zaufać.
– Kiedy rozprawa?
– Za pół roku, ale nie chcę stawać przed sądem. Chcę z nią
którą poświadczymy.
skuteczne.
62
W
Sędziowie
połowie
często
września
proszą o
sędzia
dodatkowe
Thureige
wyjaśnienia
wezwał Corso.
pracujących
go do piwiarni.
więc można się było w nich poczuć jak w przedziale Orient Expressu.
tam zawadzał.
w rodzaju Corso.
Aznavoura.
Corso dość szybko zorientował się, że sędzia chce tylko poznać jego
– Nie.
– I znalazł?
siedemdziesięciu lat?
a potem zapytał:
niedobrze.
kulkę.
Corso pochylił się nad stołem, żeby dodać mocy słowom. Jego głos
człowiek do eliminacji!
się zresztą, jak wygląda w świetle szklanych kul nad ich głowami.
takich wynurzeń.
– Co pan ma na myśli?
nawet sufit.
– Słucham?
uwierzyć: gdyby nie chciał, nikt nigdy nie dowiedziałby się o jego
już w raporcie…
– W jakim sensie?
– Z tym, co mamy?
przy odpływie.
– Sobieski zmienił adwokata.
– Co z tego?
M
Najpierw
inął rok. Przyniósł dwa zwycięstwa.
Mocne.
i pewne.
na wierzchu.
– Zmieniam pracę.
w Nanterre.
– Masz kogoś?
Corso pomyślał o Miss Beret. Nie widywał się z nią częściej niż
dotąd, ale fakt, że wciąż istniała w jego życiu, coś chyba znaczył.
– Coś poważnego?
– Czas pokaże.
atomowej.
niego. Może to była jakaś bułgarska tradycja, ale nie obraził się –
broń.
ćpun boi się obudzić pewnego dnia z igłą w przedramieniu, ale odtąd
Sobieskiego.
z jego wrogów nie wydawał się dość bystry albo odważny, żeby popełnić
Jedno było pewne: Thureige bał się Claudii Muller jak choroby
powie aż do procesu.
64
P roces Philippe’a
człowieka w pył.
słabości i błędy, takie same błędy jak te, które stanowiły źródło
ludzkiej małostkowości”.
którzy nie znali się na tym, do czego ich powołano, i właśnie dlatego
samotnego stróża prawa, zawsze pewnego swojej prawdy. Ale jego sąd
kończył się wraz ze śledztwem. Potem to już nie był jego problem.
heroinę.
ustawić się pod dobrym kątem w progu (podczas rozprawy nie wolno
było właśnie to: pomieszane opinie, obnażony dreszcz, ten rodzaj drogi
w komplecie.
jako powód cywilny dla obu ofiar, które nie miały rodziny: Pierre
na żywo i doznał szoku. Jej niezwykle długa szyja zdawała się opierać
wyraz twarzy.
była jak likier, którego nie należy nadużyć. Takim pięknem trzeba się
chronologię. Nawet Corso nie rozumiał, jak to się mogło stać. Ale
w sali rozległ się szmer – wobec zeznań i dowodów, jakie miały zostać
A wreszcie lata sławy i wolności, gdy wybił się i został znanym artystą.
skrupułów.
kobiety, tak jak reguły tworzenia sonaty czy złotego podziału pozwalają
stworzone do kimona.
i wagi.
się świetnie. Jej krótkie jasne włosy wyglądały tak, jakby używała
taki oczywisty.
czyny i dzieła Sobieskiego, a i tak nikt nigdy nie dowie się, co działo się
W
Po zakończeniu
co pani gra?
powiedzmy to sobie jasno: widok tej kobiety, która ocierała się o metr
Sobieskiego?
z panem rozmawiać.
Może świeciło słońce, a może nie: Corso nie widział niczego poza nią.
i gapić się jak sroka w gnat. Ale jej uroda go poraziła, wprawiła jego
prawdę o Sobieskim.
– Jego winę?
– Jego niewinność.
– Jeszcze nie.
Była czystym wytworem lewicy, jaka już nie istniała – tej hojnej przez
duże H.
– Nie sądzę. Dlaczego w takim razie miałby czekać dziesięć lat, żeby
go zrealizować?
w pracowni Sobieskiego.
wymierzania kary.
W głosie pani mecenas nie wyczuwało się ani szczypty agresji. Była
niepodważalnych dowodów.
lekko się odsunął. Nie umiałby opisać tego zapachu. Nie spodziewał się
o dowodach materialnych.
o szczegółach.
o rzeczach, o których nie wiedział nikt inny, a które były na tyle ważne,
– Domyślam się, do jakiej sztuczki chce się pani uciec, ale nasze
z was idiotów!
jeśli ktoś raz zrobił coś złego, będzie tak robił do końca życia. Jest
ofiarą gliniarzy takich jak pan, dla którego „winny raz równa się winny
zawsze”.
drugiej szansy.
która to zrobiła.
Niech się pan nie przejmuje. Będzie tam z nami, w sądzie. Wystarczy
go zgarnąć po imprezie.
67
przez całą noc, starając się dobierać jak najbardziej neutralne słowa
mogło chodzić.
nikt nie zadawał pytań, więc miał nadzieję, że tak będzie do końca.
oskarżycielska.
przesłuchania świadka.
znużenia.
– Słucham?
Sobieskiego.
podpis.
Neufs?
związania.
znaleźli! Fuck!
– We Francji?
– Nie on jeden.
z pomieszczeniami Squonka.
korzyść.
– Tego dnia, dzwoniąc do jego drzwi, jeszcze pan o tym nie wiedział.
odwrotnie.
kierunku?
Subtelna aluzja do nielegalnej wycieczki do Anglii śladami
chwili milczenia.
kiedy nie ma pan nic, postępuje pan tak, jakby coś miał, ale kiedy coś
pan ma… mówię o alibi oskarżonego… zachowuje się pan tak, jakby
winę…
winny.
Corso zaczął dreptać w miejscu. Czuł się jak więzień tej przeklętej
balustrady.
tylko:
tajemnicze ułaskawienie.
obciążało malarza.
R
stawiali się
esztę
ich
przedpołudnia
bliscy, w większości
poświęcono ofiarom.
striptizerki. Tylko
Przed sądem
wspomniano
zmanipulować.
niezidentyfikowanych kobiet.
roku, ale sposób ich przewiezienia był wciąż zagadką, ponieważ nie
głowy imadłem. Okaleczył je, patrzył, jak duszą się więzami, które
same zaciskały coraz mocniej, szarpiąc się i wijąc z bólu. Ten ostatni
szczegół zmroził obecnych. Corso obserwował biegłych i – choć było to
dożywocie.
nie miało takiej mocy jak twarz, intonacja głosu, obecność człowieka.
ostrym szlifem, dumnym chłodem. Diane Vastel nie była taka. Jej
ostre linie i osłabił cienie. Nawet postawa tej kobiety mogła posłużyć za
uwierzył tej królowej XVI dzielnicy, nie mógł nadal wierzyć, że Sobieski
Delage.
cierpieć na alzheimera.
Śmiechy na sali.
zapytał:
– Czuliśmy…
Sobieskiego. Tego dnia był ubrany w żółty dres w stylu Kill Bill.
z Sobieskim.
– Co z tego?
małżeństwu?
sytuację.
– Pani Vastel, chcę pani zadać jedno pytanie. Czy tamtej nocy była
– Nie.
komentujących sytuację.
– W jakiej dziedzinie?
– O której przyszedł?
– Około północy.
– A o której wyszedł?
audytorium.
z uśmiechem:
N
Bianchi.
ikt
Nikt
nie
nie
zauważył,
zauważyłby
że
go
na liście
też w
świadków
wagonie
figuruje
metra albo
Patrick
lokalu
– Coś bliższego?
społecznych.
Delage przerwał:
– Przez internet.
obsłudze spektakli.
odzyskał kolory.
skontaktował?
– O północy.
myliły dni i godzin. Jednak pojawienie się Abla wszystko zmieniło – był
neutralny i bezstronny.
Claudia Muller zachowała się tak samo – ona wypełniła już swoją
misję.
Corso spoglądał przez wysokie okna sali sądowej: złociste światło
– Teraz?
wyjechać.
– Kto to taki?
Wąż.
procesu, ale jej echa są tu obecne. Zresztą komendant Corso nie kryje,
– A zatem?
– Zezwalam.
uliczce.
Ani śladu. Dwaj kochankowie po prostu gdzieś się zaszyli i nieźle się
zabawiali.
Zimny pot oblał policjanta. Czy to możliwe, żeby aż tak się pomylił?
stawało się irytujące. Zdawał się pluć pogardą i dawać wyraz swemu
sypało…
darmo.
Było to jaskrawe naruszenie prawa, jednak ani miejsce, ani pora nie
skutek.
Przewodniczący składu sędziowskiego nie dał stronom czasu na
kolumnami.
Philippe’a Sobieskiego.
wyłączając emocje.
składu sędziowskiego.
– Skądże znowu.
jakiegoś dupka.
wyczuwał, że teraz oto wyłania się przyjęta przez nią linia obrony. Co
szykowała im ta kobieta?
malarstwa.
uśmiech.
– A przechodząc do rzeczy?
odpowiadał na to wołanie.
ezoteryczny.
Michel Delage nie miał już chyba pytań, a w sali nikt nie wiedział,
od… opętania.
– Udało mu się?
oskarżono.
– Sadzę, że tak. Kiedy odnalazł własny styl. Jego wspaniałe obrazy
usłyszymy.
– Tak, przypomniała nam pani, jak ważne są dla jej klienta obrazy
do publiczności.
Briana De Palmy.
chwilę.
tego malarza?
dla siebie, ale dawały mi więcej satysfakcji niż moje własne dzieła.
żeby się wybić, i obrazami, które sygnują, wtapiają się w ten strumień
gówna.
charakteru.
Głuchego.
znanym malarzem, który raz po raz udziela wywiadów. Jak każdy były
dniami i nocami.
procesu.
przedłużały rozprawę.
niepojęta magia.
styl, a chemia.
– Zebraliśmy się tu, by osądzić oskarżonego o morderstwa. Do
– A z kim?
– Z Junon Fonteray.
ma pan dla nas nic poza tym samym świadkiem, to nie wiem, czemu
służyły te opowieści.
nie.
– Jaki piec?
ukazuje?
w efektownym geście.
że jest pan prawdziwym fałszerzem, skoro nie chce pan nam podać
– Nie da się więc wykryć, czy stary obraz jest prawdziwy, czy to
falsyfikat?
– Moje prace mają pewną wadę. Choć hiszpańscy eksperci jej nie
– To szczegóły techniczne…
zawiera uran. Dziś możemy wykryć jego obecność. Jego atomy znikają
Uśmiech Sobieskiego.
miny.
i triumfującego łotra.
– Powiedziałam.
– Tak.
– Co to za obraz?
– Nie wiem.
– Jak to?
do sądu za włosy.
– Od około roku.
Lesesne?
– Uwierzyła mu pani?
Delage westchnął.
winne niewiniątko.
mu zyski?
– Domyślam się.
– On chciał nie tylko malować w stylu Goi, ale też tworzyć dzieła,
sędziego.
może w kilka godzin odtworzyć wysychanie, które trwa setki lat. Ale
więzienia?
– Tak.
Corso spodziewał się już braw, ale sędzia ukrócił takie zapędy,
mówiąc:
posłuszeństwa.
byli ze sobą.
– Corso…
piracka flaga.
zwykłym gliną.
73
C
Dauphine,
orso
znów
wracał
go
do
zawołano.
samochodu,
Odwrócił się
kiedy,
i zobaczył
już przy
Rougemonta,
placu
– Chodźmy.
o reputację i emerytury.
ich na stole.
Sophie Zlitan wierciła się na krześle. Woń jej perfum krążyła nad
są bezcenne.
Claudii Muller.
Zlitan znów zabrała głos. Jej jasne włosy lśniły, muskane przez
zaoponował Rougemont.
– I?
wszystkie tropy. Nigdy nie pojawił się żaden inny podejrzany, choćby
gdzieś na horyzoncie.
na Trois-Fontanot, prawda?
– Nie uda się tak szybko mnie przenieść, ale i tak zajmę się tą
– A pan w to wierzy?
– W co?
– W niewinność Sobieskiego.
pytanie. Nie wykluczam jednak, że cały ten burdel to tylko ogniwo jego
zapas tlenu. Nie lubili zagłębiać się w takich otchłaniach. Za dużo zła,
za dużo mroku, za dużo dwulicowości. Corso nie był taki jak oni,
popołudnia.
Oczywiście, że nie. Rynek sztuki nie był polem działania aniołów, ale
Kiedy Corso był już zmęczony analizowaniem tej teorii, skupiał się
sprzedaży falsyfikatów!
dawnego kryminalisty.
Próbowano rozpracować siatkę handlową Sobieskiego, lecz
tej nocy).
dręczyły.
sam oskarżony… A jednak nie był to już ten sam proces. W sali
przestrzeni czasu.
Nikt nic z tego nie zrozumiał, ale wnioski z pomiarów były
jednoznaczne:
przez malarza.
który zbliżał się do barierki, był ubrany dokładnie tak jak Sobieski –
– Przysięgam.
zeznań.
i w której posiadaniu były trzy obrazy. Jednak nikt nie wiedział, kto
prawdy.
diabolicznym malarzem.
jasna aluzja do Pinturas rojas, były przesłaniem nie dla policji czy
zgarnąć po imprezie”.
– Nigdy!
autentyzm.
Milczał, żeby nie stracić twarzy, ale obmyślił plan zemsty na tym,
P rzeszkadzam ci?
– Zawsze.
– Słucham.
wszystkich oczywista.
– Spróbuję.
sekund.
z siebie durnia.
Corso już się nad tym zastanawiał: zemsta Hiszpana okazała się
totalną porażką, a mężczyzna nie mógł nie brać pod uwagę, że dla
się zatrzymał.
– Co ci chodzi po głowie?
Wybrał znacznie lepszą opcję: Miss Beret. Przez tych kilka miesięcy
w jakim wychowywał się jego syn, w jakim żyła Miss Beret. To on był
szybko.
R
skutkami
ejon ulicy de la Huchette nasuwał skojarzenia ze zgubnymi
przeludniony zakątek osiągnął to, czego nie udało się dokonać dwóm
żywego duma wciąż cierpiała, a poniżenia nic nie mogło już nagrodzić,
nawet zemsta.
kolekcji malarstwa.
rację bytu.
dni, nic nie wskazywało, żeby mógł się zdradzić albo zrobić coś
zgubi.
Corso odczekał chwilę, po czym też skręcił, ale ulica była tak
zatłoczona, że nie dało się zobaczyć kogokolwiek dalej niż pięć metrów
przed sobą. Lampiony drgały nad tysiącami głów, jakby lada chwila
Iliady.
gniew swej spragnionej deszczu ziemi, tej, która pęka i drży w słońcu.
– ¡Hijo de puta!
zadania ciosu, ale Corso mu się wyrwał i zgiął wpół niczym bokser
przy uniku. Ostrze wbiło się w warstwę tłuszczu na jego ramieniu – nie
się, uderzając go w kark pięścią z góry, jak młotem. Ten cios powalił
zyskał kilka sekund. Perez już wyprężył ciało, szykując nowy atak.
omacku szukał palcami rączki noża, który sam wbił sobie w szyję.
i przyspieszyło koniec.
– Halo?
drugą.
– Dokąd?
Parsknęła śmiechem.
– Przed czym?
wydusił z siebie trzy słowa i ruszył wziąć prysznic. Kiedy już doszedł
do siebie, nie dodał nic więcej, ale zgodził się, żeby założyła mu
łzami i musiał jak najszybciej wyjść z pokoju, żeby nie obudzić małego.
Prawda, że proste?
jako niezidentyfikowane.
była ani ładna, ani brzydka. Była tylko masą negatywnej energii.
– O co pani chodzi?
– O Alfonsa Pereza.
procesu!
jej zwodzić.
pani dowiedziała?
łajdak…
przestępców.
odpowiedziała.
– W kawiarni?
wkrótce je zobaczy.
roli żyznej gleby, na której rozkwitała jej kariera. Nie obchodziły jej ani
jaw!
być dupczony.
– Ty naprawdę nic nie rozumiesz. Zmarli nie mogą się bronić przed
Privas.
Mam syna. Wie pani o tym. Muszę się nim opiekować, bo…
a mógł usiąść Perez. I tym razem Bompart nie uratuje twojej dupy!
nawet miałby u niej szanse, ale przecież Claudia Muller żywiła się tylko
Sobieskiego.
która…
kurę na podwórku.
– Ja…
klimaty.
– Znam.
– Mów jaśniej.
– A miałaś dyżur?
– A po drugie?
po takiej nocy. Nie spał, a jeśli tak, to ledwie kilka chwil, zapadając
przypominała obłęd.
Posprzątałam.
– Chcesz powiedzieć…
Papillona.
zdarza.
Thaddée dreptał już przy windzie. Nikt nie pilnuje godzin tak, jak
w swojej pracowni, reszta stała się oczywista. Nie zabił Niny Vice, tak
jak nie zabił Hélène Desmory znanej jako Miss Velvet. Co do Marca
Sobieskiego.
dowodów.
badaniom?
dwa, sto trzydzieści trzy, sto czterdzieści jeden, sto pięćdziesiąt cztery
– Po co zlecono te analizy?
współczesnych dzieł.
– W jakim celu?
z Sobieskim fałszerzem.
– Co dały te analizy?
– Co?
witaminy B-dwanaście…
na siebie zdezorientowani.
Stéphane czuł, że dokonuje się nagły zwrot. Coś, czego nikt się nie
śladu emocji.
informacji.
– Podpisy krwią.
– Zaschnięta krew ma taki sam kolor jak pigment ochry lub brązu,
tła.
– Wniosek?
działać.
w scenę zbrodni.
płótna. Każdy ich ruch pozostawiał blady ślad. Ten taniec duchów
prawdziwie rozkwitać.
sedna.
powierzchnię obrazów.
wyraźniejsze.
Sobieskiego.
Rougemonta.
rozprawy.
wyciągali komórki…
Ale nie Corso. Siedział bez ruchu, już wiedząc, co myślą Rougemont
mógł go podejrzewać.
oskarżonego.
wszystkich.
o wszystkim.
jakim cudem ten oszust zdołał zapewnić sobie alibi, jednak bez
A same obrazy…
Przysięgli, sędziowie, obserwatorzy procesu, media – cała Francja –
czuli na ich widok odrazę i reagowali tak samo. Ten zawikłany proces,
sądzono.
współczuł.
zawsze, przez hol Harlaya. Nie rozglądał się nawet za Claudią Muller,
usiłował zabić.
choć raz. Ale nie wziął pod uwagę słabostek aktorów tego teatrzyku:
uczcić.
a jednak to wciąż był Paryż, który szeptał do ucha, wił się i rozgrzewał
serce.
dziesięć i pół roku, był za duży, żeby zachwycać się dekoracjami. Był
dziecięcej radości.
– Słyszałeś już?
– O czym?
– Jak to zrobił?
tak łatwo odebrać sobie życie w takim zakładzie karnym jak Fleury.
– Po co?
– Co w tym pilnego?
godzin wszyscy się dowiedzą i zapewniam cię, że w ten czy inny sposób
M
zaprosiła
atka
go na
jednego
obiad
ze
i
szklonych kolegów
popołudnie:
Thaddée
spacer po
z radością
Ogrodzie
podwieczorek.
– Kto?
– I co? – spytał.
– Za co?
robi w portki.
na cmentarz.
do jego winy.
– Naprawdę?
spotkała.
– Mówisz poważnie?
wykończyć.
Bompart nie wzięła go pod swoje skrzydła. Albo dużo więcej, gdyby
i jadem.
biblioteczka medyczna.
śmieci.
japońską modłę.
kościołach.
Pielęgniarz odsłonił ciało do pasa. Sobieski chyba jeszcze się
skurczył. Jego sylwetka stała się niemal chłopięca. Corso mimo woli
wysokości krocza, jak mnich albo chłopczyk, któremu chce się siusiać.
jego historii.
izolacji i…
prześcieradła.
samobójstwem.
85
Z ły pomysł
z nią rozmawiać. Żeby złożyć jej kondolencje? Nie byłyby szczere. Żeby
gliniarza.
dwa obozy – jedni myśleli jak Corso, inni jak Bompart. A zatem dla
właśnie on. Ale jeżeli znało się malarza, tak jak znał go Corso, trzeba
W gruncie rzeczy Corso nie przejmował się już tym, kto zabijał, kto
wygłupy. Wcale.
telefonie. W oknach nie było firanek, więc jej profil rysował się na tle
zaskoczeniem a niepewnością.
filiżanki.
wiedziała.
– Jakiej zbrodni?
zostały jeszcze poukładane, czy może każda rzecz znalazła już swoje
miejsce.
i sweter pod szyję, prosty, ale elegancki. Jej niedbała pozycja zupełnie
w powietrzu.
Corso drgnął.
– Ale na co?
– Moje serce jest już zajęte, jak to się mawia w wyciskaczach łez.
romantycznych uczuciach.
– Sobieski?
wyznać im miłość.
z tym, przeciw czemu chcieliby się buntować. Sobieski był jak dar.
spędzonych za kratami.
swoją rolę.
gadaninie, która nic nie kosztowała, kiedy mieszkało się parę kroków
od Pałacu Elizejskiego.
pamięta.
Corso miał ochotę powiedzieć, że nawet Sobieski, zapatrzony
nie był on. Prawdziwą naturą Sobieskiego było to, co dostrzegało się na
– Naprawdę pociągające.
która…
opowieści.
przeszłość?
– Po co mi o tym opowiadasz?
– Nie chcę, żebyś się łudził: w moim życiu nie ma dla ciebie miejsca.
– Z jaką grą?
przy oknie.
– Jakie śledztwo?
– Odbiło ci?
– A to ciekawe.
– Odchrzań się.
ustach, nie zrozumiesz, że nic nigdy się nie kończy. Musisz się nauczyć
U
Pierwszy
Claudii zaraził się dwoma wirusami.
innych denatów.
Saint-Michel.
tylko policjant.
w porządku?
– Owszem.
– Jak w pracy?
– A Thaddée?
naprawdę było w jego stylu godzić się z faktem, że nie ustalił ponad
sprawy i tyle. Żeby mógł odzyskać spokój, trzeba było otworzyć puszkę
Pandory.
– Striptizerka?
niemal niewiarygodne.
– Claudia Muller.
88
Corso jechał tam jak zombi. Miss Beret nocowała u niego, więc
mogła zająć się Thaddée. Poza tą jedną sprawą nie dbał o nic – był
w głębokim szoku.
śledztwo? Corso nie był chyba jednak zbyt groźny, skoro od pierwszego
rampie nad samą rzekę. Wtedy zrozumiał, skąd brała się ta poświata.
– Ponad wszelką wątpliwość. Ale jest tak jak z tamtymi: ani ubrań,
ani dokumentów.
i wszedł do namiotu.
w artystyczny performance.
Kiedy znalazł się blisko ciała, wiedział już, że ten obraz będzie mu
przecież nawet morderca nie nad wszystkim mógł panować. Pod tym
– To pewne?
– Dlaczego?
morderca tym razem popełnił jakiś błąd. Poza tym upadkiem ciała. Ale
niej pasowało.
energię, którą potrafią tylko trwonić. Ten uśmiech był czarną dziurą –
a doświadczenie…
przemoc – to był jego świat, ale nie chciał dłużej być grabarzem.
– Już wiesz?
– Natychmiast.
89
„Zabójstwo Claudii”.
Policjantce wcale się do tego nie paliło. Teraz to ona dowodziła grupą
W obecnej sytuacji Barbie wolała nie mieć u nogi takiej kuli jak
pomyłek.
będzie nic robił za jej plecami. Miał być tylko cichym doradcą –
z nikim się już nie kontaktowała i nikt jej nie widział. Podobnie jak
zostało już zrobione. Nie pojawił się żaden nowy trop, żaden kierunek
kwadratu.
spraw.
podejrzanego, zareagowałaby.
zaufaniem. Ten (albo ta), kto odwiedził ją tej nocy, był poza wszelkim
podejrzeniem.
Passy.
w stylu art déco zatrzymał się gliniarz. Jeszcze się wahał. Gdyby
mu nie grozi: nad grobem stali sami wiedeńczycy. Claudia nie miała
ksiądz ani kapłan żadnej religii. Nad trumną nie odprawiano modłów,
Policjant zastanawiał się, która z pań jest matką Claudii, gdy niska
się jej spojrzenia, ale nie uniosła nawet powiek. Ręce splotła przed
sobą, nie miała torebki ani palta. Tylko czarną sukienkę, która
którzy trzymali się na uboczu, kiedy głośno było o winie malarza, ale
cofnąć się między nagrobki – nie miał róży i nie miał prawa. Nie
raziła. Ukrył się za stelą i czekał, aż ludzie zaczną się rozchodzić. Nie
zbędnej obecności.
91
C
Corso
o ty tu robisz?
Zwrócił się do niskiego mężczyzny, który przez cały czas trzymał się na
– Ja…
– Co tu robisz?
– Gdzie ją poznałeś?
– W pracy.
– Kiedy to było?
w garści.
Marquet otworzył usta, ale nie mógł wydusić z siebie słowa. Corso
kaszlem.
Corso zbliżył się o krok, zmuszając Marqueta, żeby oparł się o stelę.
– Oczywiście, że nie.
– Czyli co?
– Nawet ostatnio?
– A co mówiła?
pochowana kilka kroków dalej, to nie były ani miejsce, ani czas na
pojedynki.
– Bo oskarżyłem Sobieskiego?
kolejny cios.
który stawia własne przekonanie wyżej niż dowody i kieruje się jedynie
instynktem.
Corso chętnie dałby mu w gębę, ale nie tu, nie teraz. Poza tym to
prosto w oczy.
– Spadaj – rzucił.
Patrzył, jak Marquet zmyka, ile sił w nogach, zataczając się w alei.
Coś tu nie grało: technik nie powiedział całej prawdy. Corso postanowił
zapamiętać sobie ten zgrzyt. A na razie milczeć i obserwować. Mieć na
Mathieu Veranne wcale się nie zmienił. Wciąż miał twarz wąską jak
z zamczyska.
i sprzeczne.
– Zgadza się.
– Nie są mi potrzebne.
– Znam tę kobietę.
– Słucham?
ten szaleniec?
– Dwa czy trzy lata temu chodziła na mój kurs – ciągnął Veranne. –
przełom rzeki, gdzie rozbiło się mnóstwo statków. Ponury symbol dla
– Ale uczyła się u mnie tylko przez rok. Była bardzo zdolna. Potem
jego kochanka…
poprzednie:
– A co to takiego?
szoku. Jego twarz się zapadła i zrobiła się jeszcze węższa – zostały
Squonka.
D
Kolumny.
eszcz.
Czas zadzwonić.
– Przeszkadzam ci?
– Zależy, po co dzwonisz.
– A jak myślisz?
– Co chcesz wiedzieć?
przedawkowanie.
– Masz wyniki?
palcami po klawiaturze.
– Dlaczego?
– Co?
– Pobrałem próbki materiału z różnych części ciała. Te z twarzy są
wężykami przednią szybę Corso widział już, jak rodzi się obłąkańczy
– Co o tym sądzisz?
szaleństwo to czerwona linia, kieruje się własną logiką i nigdy jej nie
łamie.
– Przekażesz to Barbie?
– Zgodnie z procedurą.
Nie wiedział, dlaczego prosi o zwłokę, ale lekarz sądowy zgodził się,
choć jego głos brzmiał tak, jakby obcinano mu rękę. Stéphane się
deszczu.
lęku, bo po prostu nic nie widział. Deszcz był tak gęsty, że tworzył
już wcześniej zauważył na dachu klapę, przez którą można było zajrzeć
przez węzły – była już związana jak wszystkie ofiary kata ze Squonka.
Dusiła się, bo w gardle miała kamień, dławiła się krwią. Zsunęła się po
było.
Znał tylko jedną osobę, która mogła rzucić światło na ostatnie dni
garnka.
problem.
– Emilija? To ja.
– Przeszkadzasz mi.
– Oczywiście odmawiam.
– Chodzi o Thaddée.
– Co się stało?
ale nie po to, żeby wyświadczyć przysługę jego ojcu, a dlatego, że dla
– Dziękuję.
S
– Jaki?
ypialiśmy ze sobą, ale to był pewien deal.
przychylność.
wziął kilka dni wolnego, żeby uporać się ze stratą Claudii. Corso po
Corso czekał na ciąg dalszy, jednak Marquet nic już nie mówił.
– Chciała…
– Powiesz wreszcie?
i Hélène Desmory.
– Powtórz!
niezrozumiały.
rzucił z niedowierzaniem.
– Nigdy.
Sereys?
informację.
Skup się.
Po co to oszustwo?
Nie, bo ani krew, ani DNA ofiary nie mówiły nic o tożsamości
mordercy.
stanowisko, jeśli ktoś chciał zmienić wyniki analiz krwi albo testów
albo spełnię jej prośbę i będę trzymał język za zębami, albo mogę
Claudii.
– Skąd brałeś nowe próbki?
– Ona mi je dostarczała.
Claudia Muller nie tylko naniosła krew na płótno, ale też podrobiła
– Nie ma innej możliwości. Poza mną tylko ona miała próbki krwi,
Ale po co?
się rozwikłać.
Lecz nie o to teraz chodziło. Corso był już bliski innej dedukcji, nie
nienawiści do malarza?
własne dochodzenie.
– Czyli?
– Znalazłeś coś?
ojca.
95
wiadomość dnia.
rodzice nie potrafili zapewnić jej opieki. Teoretycznie więc ojcem obu
zachowań.
A co do reszty…
zamiary.
odbijało się w zaspach, które ciągnęły się wzdłuż torów TGV, bajecznie
Przez dziesięć minut dygotał z zimna. Czuł się tak, jakby zamknięto
go w śnieżnej kuli, takiej, jaką potrząsa się, żeby zobaczyć wieżę Eiffla
ofiary z ludzi.
wesoło:
wyglądały jak zjawy. Jego blada poświata zdawała się nawet ziemię
czynić niematerialną.
prostu trzasnąć drzwiami, ale nawet się nie obruszył i bez słowa
żadnych wspomnień.
Gwiazdki, gdy mimo prezentów zawsze czuł, jak otwiera się stara rana
rodzinnych sam w sobie nie jest katastrofą. A jednak ta rana nigdy się
nie zabliźniła. Rósł z nią, żył z nią, co dnia starając się wypełnić ją
placówki.
lukrowane jabłko.
Godne podziwu.
– Przykro mi, ale pracuję tutaj dopiero pięć lat. Nie potrafię panu
pomóc.
a wychowankami.
– Jak w banku.
– Słucham?
– Kto?
dawna.
na lukrowanym jabłku.
– Pójdę po nią.
96
pięciu minutach.
tak?
dziewczyny.
– Pamięta je pani?
– Na co chorowały?
dobrze.
– Zrozumiałam.
– Fizycznie?
Znała go pani?
– Słucham?
– Zgłosiła to?
tknąć. Ciąża była dla niej istną udręką, sowicie zakrapianą czerwonym
winem i piwem.
czasie Nathalie często bywała moją pacjentką. Ona i jej mąż żyli
w okropnych warunkach. Nędza, alkohol, przemoc… To było wręcz
ojcem Sophie.
manna z nieba.
Sophie?
linoleum tak cicho, jakby jej długa postać nic nie ważyła.
Sobieskiego.
Kiedy Corso się obudził, kompletnie ubrany, nie wiedział, gdzie jest
zbrodni.
elementów.
matki? Ich córki, które żyły, pozbawione korzeni? Nie mści się,
zabijając tego, kogo chce się pomścić. No i ten finalny absurd:
Corso nie zjadł śniadania. Nie pożegnał się nawet z Brigitte Caron.
połączył się z Barbie, żeby ktoś na tej ziemi wiedział, gdzie się
podziewa.
– A do czego doszliście?
– Do niczego.
– Może.
– Jaki?
– Zadzwonię stamtąd.
– Nie, zaczekaj.
– Co?
– Wiesz o Lambercie?
o tym wiedział.
Corso spokojnie odłożył telefon. W tej chwili nie miał już ani
się od świata. Kłopot w tym, że jego świat wewnętrzny nie był zbyt
wesoły. Mógł trzymać się tylko jednej hipotezy: w życiu Claudii Muller
związek z Sobieskim.
czekano.
podstawowych zwrotów).
– Już dojeżdżamy.
zrozumiał swój nietakt. Stał przed nim ojciec Claudii. Twarz miał
– Po co pan tu przyszedł?
Śledztwo trwa i…
– Wynocha.
Wiedział już, że nie tylko nie uzyska tu żadnej odpowiedzi, ale też za
kłamstwa.
– Panie Corso!
jest wstrząśnięty.
akcentem.
– Chodźmy – rzucił.
Posadził niską kobietę przy stole, tak jak zawiesza się figurkę anioła
się do lotu.
– Czego się pani napije? – spytał.
– Kawy.
– Mam wiadomość, która może być dla pana przydatna, choć nie
wiem jak.
– Przekonajmy się.
zaczęła od pytania:
głowę i wznosi oczy, ciągnąc asekurującą go linę. Nie, nie była dość
mocna. Nie powie tej kobiecie prawdy. A zresztą, sam nie znał jeszcze
całej prawdy.
przebijał się przez ciężką woń wypieków. Siedziała tak przez dłuższą
pensjach.
relacji.
Claudia.
niezwykle konkretna.
– I?
– Załatwiono to po austriacku.
– Co ma pani na myśli?
męża. Syn albo kontrola podatkowa… taki był układ. Nie musiał się
specjalnie wysilać, propozycje napływały. Pewnie pan myśli, że nie
gębę i pewność siebie sutenera. Jak mogłam dać się omamić takiemu
– A Claudia?
nie da się oszukać dziecka. Claudia zawsze czuła, że coś jest nie tak,
że nad naszym życiem unosi się kłamstwo. Zresztą nigdy nie była
Corso.
powiedzieć…
– Jak zareagowała?
– Zaskoczyła mnie, a może zrobiła właśnie to, czego oczekiwałam,
narodziny.
tylko potwora, ale też jego krwi, zatrzeć jego ślad na ziemi – jego dzieci.
Co ty powiesz!
– Nie sądzę, nie. Ale teraz już się tego nie dowiemy.
lat.
Desmorze?
nas zadzwonić.
– A o Marcu Guarnierim?
wiecie.
dopuściła. O ogromie jej zemsty. Nikt nie byłby gotów wysłuchać takiej
historii.
nie popełnił.
sądem.
W
wspomnienia.
ciągu
Teraz
kilku
chciał
godzin
faktów
zebrał
potwierdzonych
historie, pogłoski,
metodami
Philippe’owi Marquetowi.
która czuła się tak, jakby bezprawnie zajęła cudze miejsce. Jako owoc
wyczuwał.
Claudia była stuknięta, ale nie aż tak obca Corso. Znał cierpienie
świata.
drugim sygnale.
– Nie mogłem.
wszystkich próbek.
– Jakich?
się niczego już nie rozumieć. Corso miał nadzieję, że ten dupek
skończy pracę, zanim umrze ze strachu. Lecz czuł też, że coś jest nie
– Chodzi o cmentarz.
– O jaki cmentarz?
– Passy.
– I co?
bulwarze Malesherbes.
przyszłych pensjonariuszy.
wyparował.
cmentarz Thiais.
mauzoleum.
paryskich ofiar upalnego lata 2003 roku. Po tyle zwłok nikt się nie
zgłosił.
C
Garigliano,
orso wrócił do samochodu i pojechał bulwarami do mostu
spojrzeniem mur po lewej, otwierającą się przed nim bramę, ale też
maszynę. Nie znał się na motocyklach, ale linia tego, a także pozycja
przedmiot, który nawet z tej odległości rozpoznał bez trudu: uzi pro,
na minutę.
pobocze.
pomyślał.
polo. Wciąż trzymając uzi, wyciągnął rękę i puścił pierwszą serię. Tylna
na ukos. Nic nie widział, nie miał pojęcia, gdzie jest strzelec.
zanim samochód zwalił go z nóg. Ale tym razem nie przeleciał nad
stronę.
nie. Miał ludzi od takiej roboty. Męty, które na szczęście strzelały jak
noga.
ale po kącie strzału domyślał się (mniej więcej) jego pozycji. Na pewno
samochodami ludzi.
bulwarze śmierci.
Corso nic nie widział, ale tamten też nie. Policjant poderwał się do
zauważył ciała. Potknął się o nie, upadł, zdołał przyklęknąć, lecz wtedy
drżało z zimna. Szedł na czworakach, trzymając się tuż przy ziemi, pod
osłoną balustrady.
Potem mogła być już tylko śmierć, ale mężczyzna nie strzelił.
Nie zdążył.
Corso nareszcie znalazł to, czego szukał: zacisnął rękę na uzi pro,
w
D
Thiais był
uża, otwarta
niczym
przestrzeń,
wspomnienie
równina
czasów,
płyt
kiedy
i żwiru:
ludzie
cmentarz
wierzyli, że
znajdował się przedsionek dla tych, którzy umarli, zanim się narodzili,
czapeczki.
niewarta i to „nic” stało się jedyną racją jej bytu. Musiała wymazać
się, czy tak to miało wyglądać na życzenie Claudii, czy też tymczasowo
Muller”.
i zebrać je tutaj. Ale nie było to aż tak trudne, w końcu Claudia była
obłęd?
odręcznie kartek. Nie znał charakteru pisma Claudii, ale był pewny, że
przejął się tym – zanim go dopadną, pozna prawdę i nic już nie będzie
miało znaczenia.
103
Corso,
skoro czytasz ten list, to pokonałeś długą drogę i znasz już całą
historię.
trwaniem na Ziemi. A mój czas nic już nie znaczył. Nie był prawowity.
kazirodztwo.
Nie tak trudno było pozbyć się tych dwóch gęsi opętanych chorymi
wiem, o jakie dzieło chodziło) trzeba było zwabić tego łotra na północ
Lady, dbając o to, żeby ktoś mnie zauważył. Spodobał mi się pomysł
Postarałam się, żeby Sophie Sereys umarła w dniu Twojego dyżuru, ale
Problemem był też Mathieu Veranne: kiedy pojawił się jako świadek
o zemście.
ale trudno – to, że powiesił się, używając węzła takiego jak mój, było
same jak innym. Co było dla nich, było i dla mnie. Dlaczego się
prawdziwie rodzinną.
policjantem, ożeniłeś się, masz dziecko, ale nic nie zdołałoby Cię
tym lepiej. Jesteśmy błędem genetycznym i ani Ty, ani ja nic nie
Zawsze żyłeś z tą raną, z tym rakiem, który oboje nas toczył. Nasze
nędzy. Nikt nas nie chciał, nikt nigdy nie wyczekiwał nas z nadzieją.
Claudia
104
w świetle dogasającego dnia. Teraz już wiedział, kim jest, i mógł się
na Ziemi.
morderca, Corso glina, Corso dziecko zła. Podniósł ręce jak pierwszy
sezon w piekle.
Wciąż leżąc, Corso uniósł głowę. Stała przed nim Barbie. Tylko że
wyjaśnić, co tu robisz?
zaproszenie do samobójstwa…
– I co z tego?
Barbie skinęła głową, ale nie uwierzyła mu. Na pewno jakiś czas
temu zauważyła, że coś jest nie tak z morderstwem Claudii Muller, lecz
o tej sprawie.
– Po co?
Bastion.
na które czekał. Tak, jego życie miało sens, musiał jeszcze łapać
Barbie szła już w stronę czarnej chmury, która unosiła się nad
ujawniła.
jeszcze poczekać.
1
Z hiszp. (wulg.) pedał. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
2
Alfred Musset, Dedykacja [Do poematu „Puchar i usta”], przeł.